Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:42, 06 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Fortuna Zamoyskich kołem się toczy
Zamoyscy byli najbogatszym rodem arystokratycznym w Polsce. Po wojnie ich cały majątek trafił do Skarbu Państwa. A co władza wzięła, tego oddać nie chce, nawet mimo zmiany ustroju
Marcin hr. Zamoyski, po wielu latach sądowej batalii, 19 stycznia 2012 roku odzyskał hektar Ogrodu Saskiego w Warszawie. W akcie notarialnym wymienione są dozwolone formy zabudowy: cukiernie, oranżerie, pergole, fontanny... Każdy pomysł musi jednak zatwierdzić konserwator zabytków, który nie pozwala nawet na wyłożenie alejek kostką. – Latem nie wykluczam odwiedzin rodzinnego ogrodu. Postawię sobie baldachim i będę tam odpoczywał – zżyma się prezydent Zamościa.
Zamoyski rządzi miastem, które przez kilkanaście pokoleń należało do jego rodziny. Tu każdy kamień, o który się człowiek potyka, podpisany jest jego nazwiskiem. Z wykształcenia operator filmowy, przyjechał do Zamościa w 1990 roku i został wybrany na prezydenta – 45 lat po konfiskacie rodowego majątku, ponad 400 lat po tym, jak hetman Jan Sariusz Zamoyski, herbu Jelita, założył ordynację – prywatne państwo w państwie.
Marcin wrócił do domu za namową ojca Jana Tomasza Zamoyskiego, XVI ostatniego ordynata, który całe życie walczył o przywrócenie rodzinie dobrego imienia i dawnej świetności. Zmarł 29 czerwca 2002 roku w przeświadczeniu, że jego dzieci dokończą dzieło. Przed wybuchem II wojny światowej ordynacja liczyła ponad 59 tys. ha (w tym m.in. wiele dochodowych fabryk i folwarków). O tak potężny majątek toczy się właśnie gra, w której państwo prędzej czy później poniesie porażkę.
Spadkobiercy realizują wolę ostatniego ordynata z determinacją godną rodowych tradycji. Pod koniec lipca 2011 r. skierowali do wojewody lubelskiej Genowefy Tokarskiej wniosek w sprawie zwrotu majątku przejętego przez państwo po II wojnie na mocy dekretu PKWN o przeprowadzeniu reformy rolnej. Ich zdaniem Skarb Państwa bezprawnie przejął m.in.: park, stawy, fabrykę mebli, tartak, browar, budynek Ochotniczej Straży Pożarnej, pałacyk, w którym mieściło się biuro zarządu ordynacji, a także pas gruntu z kolejką wąskotorową i rodzinny pałac w Klemensowie.
Syn ordynata Zamoyskiego i jego cztery siostry rzecz jasna nie liczą na błyskawiczne rozstrzygnięcie w tej sprawie. Zdążyli się przyzwyczaić do mitręgi sądowej, prowadząc od ponad 20 lat batalie o odzyskanie majątku. Jeśli chodzi o nieruchomości, to na razie udało im się uzyskać 700 tys. zł odszkodowania za ratusz w Szczebrzeszynie i przejąć kawałek Ogrodu Saskiego. Do rodziny należał też Pałac Błękitny, który przylega do warszawskiego ogrodu. Jan Zamoyski trzy lata starał się o jego zwrot. Zniechęcony, w 1999 r. podobno za półdarmo oddał roszczenia biznesmenowi Hubertowi Gierowskiemu, który odzyskał pałac w kilka tygodni.
– Ojciec chciał chociaż w ostatnich latach życia dysponować większą gotówką – ucina temat Marcin Zamoyski.
Dziś rodzina Zamoyskich ma bardzo realne szanse na odzyskiwanie majątku bez uciekania się do sprzedaży roszczeń. Pojawiły się, gdy weszło w życie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 1 marca 2010 r., odbierające wojewodom możliwość orzekania, czy nieruchomość ziemska podlegała reformie rolnej, czy też nie. Na tej podstawie wojewoda lubelski musiał odstąpić od postępowania. Gdy tak się stało, do Sądu Rejonowego w Zamościu pełnomocnicy Zamoyskich skierowali pierwsze pisma w sprawie majątku ordynacji, czyli tzw. zawezwania do próby ugodowej, których na razie sformułowano siedem. To pierwszy krok przed wniesieniem właściwych pozwów o wydanie rzeczy przeciw Skarbowi Państwa, jego agendom i samorządom dysponującym majątkiem rodu. Na propozycję ugody odmownie odpowiedzieli: wojewoda lubelski, starosta zamojski, dyrektor Roztoczańskiego Parku Narodowego i zarząd Nadleśnictwa Zwierzyniec.
Urzędnicy uznali, że stroną w postępowaniu o odzyskanie nieruchomości przemysłowych (m.in. cukrowni w Klemensowie) przed sądem powinna być Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa. Teraz wszyscy czekają, aż w zamojskim sądzie pojawią się jej przedstawiciele.
– Wszystko się może zdarzyć – mówi rozgoryczony Marcin Zamoyski.
Nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego kolejne rządy III RP doprowadziły dawne dobra ordynacji do stanu gorszego, niż pozostawili „komuniści”.
– Proszę popatrzeć, w jaką ruinę popadła cukrownia w Klemensowie? Jak zbankrutowały browar i tartak w Zwierzyńcu? Lepiej zniszczyć majątek, niż oddać dawnym właścicielom? Przecież już ponad 20 lat minęło od zmiany systemu w Polsce i wciąż nie załatwiono tej sprawy – irytuje się Zamoyski.
Sprawy restytucji mienia budzą w Polsce wiele emocji od dawna, a mimo to żadna z rządzących koalicji nie doprowadziła do uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej. Ustaw było przeszło 20, ale żadnej nie udało się doprowadzić do końca. Wywłaszczeni właściciele najbliżej sukcesu byli w 2001 roku, pod koniec rządów Jerzego Buzka. Ostatecznie ustawę zawetował prezydent Aleksander Kwaśniewski. Wprowadzenie w życie ustawy reprywatyzacyjnej było jednym ze sztandarowych pomysłów Platformy Obywatelskiej. Projekt ustawy został przygotowany w Ministerstwie Skarbu Państwa w 2008 roku. Od tamtej pory trwają prace nad tym aktem.
Hetman wielki koronny Jan Sariusz Zamoyski pewnie w grobie by się przewrócił, gdyby zobaczył gospodarczą ignorancję państwa. Za jego czasów ludzi twardych i przedsiębiorczych doceniano, a nie wdeptywano w ziemię. Protoplasta fortuny zaczynał od posady sekretarza króla Zygmunta II Augusta, za Stefana Batorego był kanclerzem wielkim ko
ronnym, awansował na hetmana wielkiego koronnego i starostę krakowskiego.
Hetmana Zamoyskiego (a potem jego potomków) wyróżniała niezwykła przedsiębiorczość. W roku 1580 zbudował pierwsze prywatne miasto w Polsce z uniwersytetem, kościołem rzymskim, ormiańskim, cerkwią i synagogą. Lekarzom i aptekarzom fundował stypendia zagraniczne. Rzemieślnikom udzielał kredytów na preferencyjnych warunkach. W 1589 roku król Zygmunt III Waza pozwolił mu na założenie ordynacji – państwa w państwie, niepodzielnego majątku dziedzicznego, z własnym prawodawstwem. W sumie zarządzał 24 miastami i 816 wsiami, które miał na własność (6,5 tys. km kw. powierzchni).
Kolejni ordynaci starali się naśladować pradziada i zawsze wykazywali się postępowym podejściem do gospodarki. Najbardziej obrotny był IV ordynat Marcin Zamoyski, który zgromadził tak potężny majątek, że stał się jednym z najbogatszych ludzi w Europie. Podobno najwięcej zarobił na kampanii tronowej dla Jana Sobieskiego, doprowadzając do jego koronacji na króla Polski. Z kolei Konstanty, ordynat XIII, uznawany jest za największego wizjonera w rodzie. W XIX wieku podzielił zarząd ordynacji na cztery działy: administracyjny, ekonomiczny, prawny i polityczny. Po czym zlikwidował pańszczyznę, zastąpił ją czynszem i wydzierżawił część folwarków – były przypuszczenia, że postradał zmysły.
Najwięcej majątku poświęcił dla Polski Maurycy Klemens, ordynat XV, ojciec ostatniego ordynata Jana Tomasza. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, jako największy posiadacz ziemski w kraju, zastawił ordynację pod francuskie dostawy broni dla polskiego wojska podczas wojny z Rosją w 1920 roku. Wtedy to armia konna Siemiona Budionnego splądrowała pałace ordynacji i zdewastowała zakłady przemysłowe. Ogółem straty Zamoyskich wyceniono na 8,5 miliona rubli. Żeby postawić fortunę na nogi, XV ordynat sprzedał blisko połowę majątku. Przed wybuchem II wojny światowej Zamoyscy byli najbogatszą rodziną arystokratyczną w Polsce. Ordynacja przynosiła ponad 2 mln złotych czystego zysku rocznie.
Potem było tylko gorzej. Najpierw we wrześniu przez dwa tygodnie na terenie ordynacji szalała Armia Czerwona. Po Rosjanach weszła wieś. Chłopi z folwarków wozami wywozili wszystko, co się dało. A potem na cztery lata nadzór nad ordynacją przejęły niemieckie władze okupacyjne. Niemcy sprawnie gospodarowali w majątkach rolnych: poprawili strukturę upraw, zlikwidowali odłogi. Przy okazji wywieźli kilka transportów majątku ruchomego Zamoyskich. Jednak nigdy nie dotarli do głównego skarbca rodzinnego, który został ukryty w tzw. pokoju zamurowanym w pałacu w Klemensowie. Za to bardzo dobrze wiedzieli, gdzie szukać „skarbów”, funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Z jego otwarcia zachował się szczegółowy raport, a Jan Tomasz Zamoyski trafił do kieleckiego więzienia.
Po roku wyszedł i dostał zakaz zbliżania się do swoich dóbr na mniej niż 30 kilometrów. Wtedy zabrał rodzinę do Sopotu, gdzie w 1947 r. urodził się Marcin. Ostatni ordynat handlował tam jajami w spółdzielni Społem. Potem został agentem amerykańskich linii oceanicznych i ponownie trafił za kratki – uznano go za „agenta imperializmu”. Zasądzono mu całkowity przepadek mienia i 15 lat więzienia. Przeżył katusze w warszawskim areszcie na Rakowieckiej, zaliczył najcięższe zakłady karne epoki komunizmu, pracował w kamieniołomach. Wyszedł po ośmiu latach – w 1956 roku. Tego dnia w domowym dzienniku zapisał: „Wypuścili mnie pod warunkiem, że nigdy nie powiem, jak było”.
I nie mówił. Do końca życia zachował ten koszmar dla siebie. Tylko czasami opowiadał o ludziach. Na przykład o oficerze NKWD Józefie Różańskim, któremu uratował życie. Ukrył go przed Niemcami, którzy w 1944 r. ścigali w Zwierzyńcu rosyjskich zwiadowców.
– A ten potem ojca przesłuchiwał i lał. Do krwi... – zawiesza głos prezydent Zamoyski.
Pan Marcin pamięta z dzieciństwa, że w domu jedli kluski z wodą albo kartoflankę, że nosił ubrania po siostrach. Jak w szkole kumple wołali za nim „hrabia”, to starsza siostra Gabi prała ich po pyskach. W domu Zamoyskich fortuna była tematem tabu.
– Nigdy nie miałem pretensji do państwa, że zabrało nam majątek. Najbardziej ojca mi brakowało – tłumaczy Marcin Zamoyski.
Dlatego ostatni ordynat przez długi czas nie walczył. Przez blisko 20 lat pracował w liniach lotniczych Swissair i tam doczekał emerytury. Marcin skończył wydział operatorski w łódzkiej Szkole Filmowej i przez 17 lat pracował jak operator filmowy w warszawskiej redakcji Interpressu. Gdy ojciec go namówił na powrót do Zamościa, nie chciał słuchać o odzyskiwaniu fortuny.
Dopiero w 1995 r., gdy przestał być wojewodą i zaczął bardziej wnikliwie zwiedzać rodzinne strony, puściły mu nerwy. Nie mógł patrzeć, jak wszystko popada w ruinę. Poszedł do sądów i od tamtej pory z nich nie wychodzi. Wystartował też w przetargu na PGR w Michalowie, dawny folwark ordynacyjny. Wziął kredyt i wygrał. Razem z żoną Aleksandrą hodowali świnie, uprawiali zboże i po 10 latach spłacili pożyczkę. W tamtym czasie zainteresował się też odzyskiwaniem majątku ruchomego Zamoyskich. Do ostatniego ordynata zgłosił się bowiem były pracownik Urzędu Skarbowego w Zamościu z ofertą sprzedaży pewnych dokumentów. Okazało się, że to archiwalne protokoły z lat 40. i 50. z likwidacji mienia Zamoyskich. Coś na kształt powojennego spisu rzeczy, niezwykle skrupulatnie sporządzonego przez nowego, ludowego właściciela.
Dzieła sztuki (obrazy, rzeźby etc.) trafiły do muzeów, najcenniejsze antyki do wszelkiej maści urzędów państwowych, a reszta (zastawy stołowe, łóżka, krzesła, stoły, nawet skarpety i koszule) została rozparcelowana przez pracowników Służby Bezpieczeństwa. Skąd takie dokumenty w urzędzie skarbowym? Bo każdy – bez względu na to, czy osoba prywatna, czy instytucja – musiał zapłacić podatek od zabranego Zamoyskim mienia. Na podstawie komunistycznych zestawień ojciec i syn rozpoczęli dochodzenie, które trwa do dziś. Sporo z tego udało się odnaleźć. Mnóstwo drobiazgów odzyskali swego czasu od zamojskich ubeków, których odwiedzali, okazując pożółkłe kwity.
– Nie robiło to na nich żadnego wrażenia. Musieliśmy za wszystko płacić – relacjonuje hrabia Zamoyski.
Do najcenniejszych ruchomości, jakie Zamoyskim udało się odebrać państwu, należy zaliczyć księgozbiór rodzinny, który znajdował się w lubelskiej Bibliotece Łopacińskiego (dziś publicznie dostępny w Książnicy Zamojskiej), kilkanaście bezcennych płócien ze zbiorów Muzeum Narodowego (obecnie zdeponowane w Muzeum Zamojskim) czy biurko kanclerskie z XVII w., które stało w gabinecie dyrektora warszawskich Łazienek.
– No i w wolnych chwilach ciągle walczę o resztę. Na przykład o „Wjazd poselstwa Jerzego Ossolińskiego do Rzymu” (akwaforta Stefano Della Bella z XVII w.). Wisiał kiedyś w jadalni w Klemensowie, teraz jest na Wawelu. Może w końcu wróci do nas tak jak nieruchomości, o które walczymy – mówi z nadzieją w głosie hrabia Autor: Wojciech Surmacz
>>>>
Jak widzicie po 89 roku zagranicy oddali zniszczylo sie . Byle nie trafilo do dawnych wlascicieli . Tylko jakos dziwnie jeden narod odzyskuje budynki zreszta czesto nie nalezace do nich przed wojna ... Dziw nad dziwy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:07, 08 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Szukają pozostałości klasztoru kartuzów
Zespół archeologiczno - historyczny z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu rozpoczął poszukiwania z pomocą GPS pozostałości zabudowań kościoła i klasztoru darłowskich kartuzów - informuje "Głos Koszaliński".
Badania prowadzone są pod kierownictwem prof. Włodzimierza Rączkowskiego z UAM.- Naukowcy używają magnetometru cezowego mierzącego natężenie pola magnetycznego w połączeniu z GPS określającym nie tylko dokładne położenie, ale również głębokość obiektu leżącego pod ziemią - mówi Wiesław Małkowski z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. - Tą nowoczesną metodą polscy archeologowie ostatnio wykryli wiele unikalnych obiektów w Libii i w Sudanie. Czego i gdzie szukają naukowcy? - Darłowskie murowane cenobium kartuzów wybudowano w pobliżu Grabowej Strugi, w miejscu gdzie obecnie znajduje się tartak i ogródki działowe przy ul. Długiej - mówi znawca kartuzów dr Rafał Witkowski - dyrektor Uniwersyteckiego Centrum Edukacji Międzynarodowej UAM.
Początki darłowskiej kartuzji sięgają 1394 roku, kiedy to księżna Adelajda, wdowa po Bogusławie V wraz z synami Warcisławem VII i Bogusławem VIII przekazała zakonowi wsie Korlino i Łącko, a następnie Naćmierz.
Następnie Bogusław VIII dodał wieś Redichowo leżącą pod Sławnem. Kartuzi zdecydowali się osiedlić w Darłowie 1 maja 1407. Klasztor Korona Marii został zatwierdzony przez kapitułę generalną w Ahrensbök pod Lubeką, w 1412, czyli 600 lat temu.
Darłowscy kartuzi prowadzili życie pustelnicze i poza modlitwami, kontemplacją Biblii zajmowali się przepisywaniem ksiąg, prowadzili kantor wymiany monet i pożyczali pieniądze na procent. Darłowski klasztor przestał istnieć w 1538 r. wskutek reformacji.
>>>>
No ciekawe co tam znajda ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:14, 08 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Wieliczka: tu była średniowieczna stołówka
Na zamku żupnym w Wieliczce znajdował się jeden z pierwszych zakładów zbiorowego żywienia w Europie. Tu od XIV do XVI wieku wydawano darmowe posiłki górnikom, urzędnikom i wozakom przyjeżdżającym po sól.
W menu znajdowały się głównie krupy i jagły, czyli kasze, ale przyrządzano także np. łapy niedźwiedzie. Zgodnie z postanowieniami Statutu Kazimierzowskiego dla żup krakowskich, administracja żupna, górnicy oraz przyjeżdżający po sól furmani otrzymywali w zamkowej kuchni darmowy posiłek.
Pozostałości po kuchni żupnej odnaleźć można na dziedzińcu Zamku Żupnego, siedziby solnego przedsiębiorstwa od końca XIII. Dziś jest tu siedziba Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka. O żupnej kuchni pisze Małgorzata Piera w wydanej przez Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka książce "Kuchni żupnej dawne dzieje".
Żupy Krakowskie to przedsiębiorstwo królewskie, powstałe pod koniec XIII wieku, obejmujące kopalnie soli kamiennej i warzelnie w Wieliczce i Bochni oraz składy solne. Przedsiębiorstwo działało przez blisko 500 lat, aż do pierwszego rozbioru Polski w r. 1772. Żupa krakowska była największym w dawnej Rzeczypospolitej zakładem przemysłowym i jednym z największych w Europie.
Jak wynika z zapisów historycznych, żupna stołówka, działająca między XIV a XVI wiekiem, była przedsięwzięciem imponującym. Świadczą o tym wydatki na kuchnię – stanowiące na przełomie XV i XVI wieku jedną z najważniejszych pozycji w rozchodach wielickiej żupy.
Kuchnia żywiła kilkudziesięciu stałych pracowników kopalni, duchownych, emerytów, osoby uprawnione przywilejem królewskim, furmanów i tych, którzy kupowali bałwany solne.
O tym, jak wyglądała kuchnia żupna, mówi opis z "Inwentarza budowania gór i inszych sprzętów domowych i górnych w Zuppach Bochni i Wieliczki" sporządzony w 1581 roku przy przejęciu żup przez Sebastiana Lubomirskiego. "Na dole kuchnia sklepista. Do niej drzwi drzewianych dwoje, w niej ognisko murowane. Okien trzy. Mury porysowane i komin porysowany murowany. W tymże drąg żelazny, na którym trzy haki wiszą do wieszania kotłów. Z kuchnie izdebka, w niej piecek nowy, okno z błoną szklaną".
Wiadomo, że w owej kuchni urzędował jeden kucharz z dwoma pomocnikami. Na pewno także musiała istnieć spiżarnia gromadząca zapasy produktów żywnościowych do gotowania. Były też inne pomieszczenia gospodarcze.
Jak wynika z rachunków z I połowy XVI wieku, tylko 23 proc. produktów (chleb, woły, wołowinę, sadło, ryby i przyprawy) kupowano za pieniądze. Resztę (np. owies i piwo) wynagradzano solą tzw. cetnarką. W kotle królowały różne gatunki kasz – wyrabianych z żyta, jęczmienia, pszenicy, owca i gryki, a nawet grochu czy soczewicy.
Codzienna misa "jagieł" albo "krup" stanowiła wówczas podstawę wyżywienia Polaków. Ziemniaków jeszcze nie znano. Jedną z ważniejszych pozycji w żupnych zakupach było piwo; znaczne kwoty wydawano na "korzenie", czyli przyprawy zamorskie.
Do zamkowej kuchni – jak pisze autorka książki – nieraz trafiały po polowaniach w pobliskiej puszczy łapy niedźwiedzie, które przyrządzano według przytoczonego w książce staropolskiego przepisu. Według niego, łapy należało sparzyć ukropem, trzymając je w nim przez kilka minut, żeby potem łatwiej móc oskrobać sierść. Po należytym oczyszczeniu należało je wymyć w zimnej wodzie, następnie ugotować z włoszczyzną i korzeniami przez 3-4 godziny, aż "zmiękną o tyle, że się dadzą palcami przyszczypać". Można je było podawać na zimno i na gorąco.
W publikacji zamieszczono także przepis na pstrąga w solnej skorupce, możliwy do wykorzystania współcześnie. Wypatroszonego pstrąga, z głową i ogonem, należy nadziać natką pietruszki, koperkiem, cytryną i masłem. Następnie położyć na grubej warstwie soli i taką samą warstwą przykryć. Całość nawilżyć wodą, upiec, a następnie rozbić młotkiem skorupę z soli. Podobnie można upiec szynkę.
Po zakończeniu działalności żupnej kuchni w 1565 roku górnikom zaczęto wypłacać ekwiwalent pieniężny, tzw. strawne, co - jak pisze Małgorzata Piera - wcale nie spotkało się z dużą aprobatą, ponieważ każdy tęsknił do ciepłego posiłku na zamkowym dziedzińcu. Obecnie sól w Wieliczce uzyskuje się tylko poprzez utylizację zagrażających kopalni wód kopalnianych. Zorganizowany ruch turystyczny trwa w kopalni od końca XVIII wieku. W 1978 roku kopalnia została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.
>>>>
Jak widzicie poczatki zbiorowego zywienia to tez Polska ! :O)))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:18, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Dwory, zamki i pałace na sprzedaż
Nieruchomości zabytkowe - dwory, zamki i pałace rzadko znajdują nabywców. Główną przeszkodą są wysokie ceny, konieczność poniesienia dodatkowych wysokich nakładów na remont oraz respektowanie wszystkich decyzji konserwatora, któremu zabytek podlega.
Pośrednicy podkreślają, że marzeniem wielu nabywców są zabytkowe dworki czy pałacyki, ale mało kogo na nie stać. Główny analityk portalu Oferty.net Marcin Drogomirecki podkreśla, że dwory, zamki czy obiekty typu browar, młyn, dworzec, etc., stanowią zaledwie ułamek procenta wszystkich ofert dostępnych na rynku, ale muszą długo czekać na nabywców. Jeśli bowiem zabytek jest w dobrym stanie, to kosztuje drogo, a jeśli w złym, to wymaga poniesienia wysokich nakładów na remont, co odstrasza nabywców. Podobnie jak konieczność uzyskiwania zgód konserwatora na wszelkie prace remontowe bądź modernizacyjne. "Własny pałacyk, stara chata czy inna budowla z zapisaną w murach historią to marzenie wielu klientów. Dla wielu jest to wyzwanie i sposób na realizację własnych ambicji" - powiedział PAP Drogomirecki.
Dodał, że plusy i minusy nieruchomości zabytkowej to kwestia dość subiektywna. Stara architektura, nietypowa wielkość czy układ pomieszczeń, archaiczna technologia budowy, etc. dla jednych mogą być wadą, a dla innych tym, co stanowi o wyjątkowości nieruchomości. W zabytkowym domu może dokuczać np. brak garażu.
W serwisie Oferty.net znajdują się m. in. pałac w Łodzi, w cenie 2,6 mln zł, dom Cechu Młynarzy w Gdańsku za 6 mln zł, fragment Twierdzy Modlin (grunt i sześć budynków) w cenie 7,5 mln zł, czy kamienica z XIX wieku w samym centrum Torunia za 2,8 mln zł. Można spotkać także znacznie tańsze oferty, np. trzykondygnacyjny budynek dworsko-pałacowy w Żaganiu za 258 tys. zł, czy piętrowy dwór w miejscowości Lubiechowa koło Jeleniej Góry za 150 tys. zł.
Zdaniem pełnomocnika zarządu w agencji Emmerson Jarosława Skoczenia inwestorzy, którzy posiadają odpowiednie środki finansowe coraz częściej rozglądają się za inwestycją z przeszłością, czyli za zabytkiem.
"Staje się to modne, tak jest od wielu lat na Zachodzie. Dodatkowe bodźce do zakupu, to możliwość otrzymania dotacji unijnych lub od ministerstwa kultury na remont i renowację" - powiedział PAP.
Dodał, że takie obiekty po odpowiednim remoncie są wykorzystywane na własne potrzeby lub przeznaczone na cele komercyjne. Przykładem takiej nieruchomości, która może zostać zaadaptowana na hotel lub pensjonat jest datowany na 1920 r. obiekt pałacowy (woj. zachodniopomorskie) o całkowitym metrażu 5 tys. m kw., składający się z 35 pokoi, położony na działce o powierzchni 4,5 ha, całość w cenie 3,8 mln zł. "Zaletą tego rodzaju inwestycji jest fakt, że takie zabytkowe nieruchomości można kupić nieraz tylko za część ich faktycznej wartości, gdyż właściciele, którymi często są samorządy terytorialne, nie mają pieniędzy na ich renowację" - powiedział Skoczeń.
>>>>
No tak . Sprzedac zniszczyc zmarnowac byle nie oddac wlascicielom . Tak to wyglada wobec Polakow bo nie wobec innych tu oddaja nawet wiecej niz trzeba ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:56, 12 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Zburzono zabytkową karczmę pod Aleksandrowem Łódzkim
Zabytkowa Karczma z Rudy Bugaj pod Aleksandrowem Łódzkim została zburzona. Plac, na którym stała wykupił prywatny inwestor i wyburzył budynek - podaje Radio Łódź.
Sprawą zajął się zgierski historyk Wojciech Bryszewski. Twierdzi on, że obiekt pochodził z 1771 roku, a świadczył o tym napis na głównej belce budynku. Jednak wojewódzki konserwator zabytków w Łodzi, na początku tego roku zdecydował że budynek zabytkowej karczmy może zostać zburzony. Jak dodał Bryszewski obiekt do niedawna był wpisany do ewidencji gminnych zabytków. Piotr Ugorowicz z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków tłumaczy że budynek był dokładnie sprawdzony i z ekspertyzy wynika że karczma nie pochodziła z końca 19-go wieku. Inwestor który wykupił teren z zabytkową karczmą nie chciał komentować całej sprawy, według informacji naszego reportera karczma została wyburzona legalnie.
>>>>
Wspaniale Polska pieknieje . Dzieki wam . tacy jestescie taki jest wasz poziom . Plastik z USA dal was a nie kultura...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:06, 25 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Historia Polski to głównie dzieje zmarnowanych okazji i niewykorzystanych szans - ocenił prof. Janusz Tazbir. Naukowiec wygłosił w czwartek w stołecznym Zamku Królewskim prelekcję o konfliktach wewnętrznych I Rzeczypospolitej i ich wpływie na upadek państwa.
>>>>
Jak cala historia swiata :O))) Natomiast historia Polski to historia ZADZIWIAJACO DUZO WYKORZYSTANYCH SZANS ! Inni nie wykorzystali tyle . Oczywiscie pomijajac okres po 89 roku . Tutaj istotnie rozmiar kleski szokuje po zwyciestwie na miare tysiacleci bo komuna to herezja nieznana dotychczas i jej kleska byla epokowa . A tu przerobic na taki syf taki sukces ... Tego w Historii Polski nie bylo ...
- Często ubolewamy nad tym, że jesteśmy narodem nieszczęśliwym, tymczasem rozbiory nastąpiły z dużym opóźnieniem w stosunku do życzeń zaborców. Gdyby było inaczej, przeszlibyśmy do historii jako naród, który z własnej winy i niedbalstwa popadł w niewolę - przekonywał Tazbir.
Historyk wskazał na fakt, że konflikty wewnętrzne były w dziejach Rzeczypospolitej nieuniknione, choć ich skala - w porównaniu z innymi państwami - była niewielka. Zatargi często wynikały z ważnych wydarzeń politycznych, m.in. pierwszego bezkrólewia w latach 1572-1573, buntów szlacheckich przeciw królowi, najazdu szwedzkiego w 1655 r. - Potop miał ogromne znaczenie dla ówczesnych Polaków; to było niesłychane upokorzenie dla uważającej się za niepokonaną szlachty - przypomniał Tazbir.
Zaznaczył jednak, że częste w dawnej Polsce konflikty króla ze szlachtą bardzo rzadko kończyły się prześladowaniami. Szlachty nie można było bezprawnie więzić ani torturować. Równie łagodnie - mówił - postąpiono ze szlachtą, która po 1655 r. przyłączyła się do Szwedów. Zdrajcy narodu, jak np. Bogusław Radziwiłł, nie zostali dostatecznie ukarani.
>>>>
Znac tutj milosierdzie . Wplyw Kościoła jak nigdzie indziej .
Dlaczego tak łagodnie król traktował przeciwników politycznych? Jak tłumaczył historyk, czołową rolę odgrywała w tym przypadku solidarność szlachecka; król wzbraniał się przed naruszaniem przywilejów stanowych. - Opozycja polityczna nie uchodziła wówczas za przestępstwo, lecz obowiązek obywatelski, przeciwnie niż np. w Rosji - wyjaśnił.
>>>>
Ba trzymanie sie w kupie we wlasnej kascie to jest wszedzie a w Indiach jeszcze bardziej . Z tego nie wynika lagodnosc cywilizacji . To Kościół . Nic innego ...
Szlachta bardzo często podejrzliwie patrzyła na władców. Złowieszczy był dla nich przykład Henryka Walezego, który po koronacji uciekł z Polski. - To był wielki policzek dla szlachty, Walezy dostał wspaniałe królestwo, a zamiast załatwiać sprawy, leżał w łóżku - tłumaczył Tazbir.
Historyk wyjaśnił, że kryzysy wewnętrzne w szlacheckiej Rzeczypospolitej przebiegały w nieporównanie łagodniejszy sposób aniżeli na Zachodzie. - We Francji, Niemczech czy Niderlandach burza rewolucyjna pociągnęła za sobą setki tysięcy zabitych w trakcie działań wojennych, tysiące straconych za przekonania religijne i spalonych na stosie; u nas nie było wojen religijnych, a męczenników w Polsce nie zebrałoby się chyba na tuzin - wyjaśnił.
Jak przypomniał, Polską nie wstrząsały także wojny religijne i powstania chłopskie, które spędzały sen z powiek np. szlachcie niemieckiej. Bardzo rzadko zdarzały się konflikty etniczne. Powszechnie nie lubiano np. mieszkańców Mazowsza - Mazurów, ale fakt ten nie powodował poważniejszych zajść.
>>>>
Jak mowilem znow wplyw Kościoła...
Zdaniem badacza nowożytnych dziejów Polski, upadek Rzeczypospolitej miał wielu ojców. - W naszych dziejach mniej więcej co 30-40 lat wybuchały powstania. Dojrzewało pokolenie, które nie pamiętało klęski i nie zważało na dysproporcję sił - mówił.
Już XIX-wieczni historycy rozmyślali nad alternatywnymi scenariuszami historii Polski. Emanuel Rostworowski, wybitny badacz XVIII-wiecznych dziejów Polski, pisał, że wybór na króla kolejnego Sasa zamiast Stanisława Augusta zapobiegłby rozbiorom. - Trudno się zastanawiać, co by było gdyby - skomentował Tazbir.
>>>>
Sasow juz mieli naprawde dosc . Rosja musialaby znow toczyc wojne i to ciezka chcac takiego narzucic a oni mieli juz dosc po wojnie SIEDMIOLETNIEJ ... Polacy musieliby zupelnie przestac zajmowac sie krajem i nic nie refeormowac . To nierealne . Bo naprawde wtedy juz wiekszosc chciala zmian ...
Jak mówił, idąc tym tokiem myślenia można założyć, że "po zwycięskim powstaniu listopadowym ministrem edukacji zostałby Mickiewicz, który zakazałby wystawiania dramatów Słowackiego, twierdząc, że demoralizują one młodzież" - ironizował.
Do upadku Polski przyczyniła się także mentalność szlachecka. - Megalomaństwo magnaterii wpływało na jej przekonanie, że stanowi najwspanialszy stan żyjący w najlepszym państwie - podsumował historyk.
>>>> Jak wszedzie ...
Wykład prof. Tazbira "Co rozkładało wspólnotę narodów? Konflikty wewnętrzne Rzeczypospolitej" towarzyszył wystawie "Pod wspólnym niebem. Rzeczpospolita wielu narodów, wyznań, kultur (XVI-XVIII w.)" przygotowanej przez stołeczne Muzeum Historii Polski. Ekspozycję można zwiedzać na Zamku Królewskim w Warszawie do końca lipca.
>>>>
Rozklad panstwa wynikl ze sklonnosci ludzi do zla . Czyli grzechu pierworodnego . A konkretnie przejawilo sie to w Polsce w postaci rozkaldu demokracji . Nie jest to nic wyjatkowego . Przypomnijmy upadek Francji w 1940 . Nie chcemy umierac za Gdansk (ani za Paryż) . Czyz nie to samo oznaczaja nastroje pacyfistyczne w Rzeczypospolitej ?
A USA po Wietnamie ???
Polska jest zaawansowana cywilizacyjne . Poziom kultury politycznej Polski XVII wieku Francja czy USA osiagnely w XX wieku . I rozwniez rozklad tych panstw nastepuje na naszych oczach . Widzimy uderzajace podobienstwo . Z tym ze oczywiscie inna epoka inna skala . Nikt wtedy w Rzeczypospolitej nie forsowal aborcji eu-tanazji zboczen . Za to bylo jedno zboczenie liberum veto . Jedno ale jakie skuteczne w niszczeniu !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:58, 12 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Zamek w Krasiczynie odebrany Sapiehom nielegalnie
Odebranie zamku wraz z dobrami ziemskimi ostatnim właścicielom, rodzinie Sapiehów, odbyło się przez władze komunistycze nielegalnie. Wojewoda Podkarpacki uznał, że zespół zamkowo-parkowy nie podlegał reformie rolnej z 1944 r.
Wojewoda Podkarpacki uznał, że zespół zamkowo-parkowy w Krasiczynie (Podkarpackie) nie podlegał reformie rolnej z 1944 r. Władze komunistyczne powołując się na dekret o reformie odebrały zamek wraz z dobrami ziemskimi ostatnim jego właścicielom, rodzinie Sapiehów.
O wydanie decyzji stwierdzającej, że nieruchomość stanowiąca zespół zamkowo-parkowy w Krasiczynie nie podpadała pod działanie przepisu dekretu PKWN z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej, zwrócił się do wojewody podkarpackiego Małgorzaty Chomycz-Śmiegielskiej książę Michał Ksawery Sapieha, mieszkający w Belgii wnuk ostatniego właściciela Krasiczyna.
Pełnomocnik 82-letniego księcia Sapiehy mecenas Józef Forystek powiedział we wtorek, że decyzja wojewody jest zgodna z orzecznictwem sądów administracyjnych.
Jak poinformowała rzeczniczka wojewody Małgorzata Oczoś, decyzja wojewody dotyczy wyłącznie zespołu zamkowo-parkowego o powierzchni ponad 14 hektarów i nie jest ostateczna, a strony postępowania, w tym Agencja Rozwoju Przemysłu, może odwołać się od tej decyzji do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
- Do tej pory odwołanie od decyzji wojewody nie wpłynęło. Wojewoda podejmuje decyzje na podstawie przepisów prawa. Decyzja w sprawie Krasiczyna stanie się ostateczna, jeśli strony od tej decyzji nie odwołają się do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi – zaznaczyła Oczoś. Wyjaśniła też, że wszelkie roszczenia dotyczące nakładów poniesionych na remont zamku mogą być dochodzone w postępowaniu cywilnym przed sądem.
Po przejęciu zamku i dóbr krasiczyńskich przez państwo po II wojnie światowej znajdowało się tam Technikum Leśne. W 1996 roku zespół zamkowo-parkowy w Krasiczynie przejęła Agencja Rozwoju Przemysłu w Warszawie. W zamku obecnie działa hotel i restauracja.
Agencja Rozwoju Przemysłu do tej pory nie otrzymała decyzji wojewody podkarpackiego dotyczącej Zespołu Zamkowo-Parkowego w Krasiczynie. Izabella Dubielczyk z ARP poinformowała PAP, że w związku z tym Agencja nie może odnieść się do tego dokumentu.
Posiadłość Sapiehów miała ponad 3 tys. ha, w tym obejmujący 14,48 ha zespół zamkowo-parkowy. Mecenas Forystek wyjaśnił PAP, że władze do tej pory uznawały, że stanowił on integralną część posiadłości Sapiehów i wobec tego spełniał wymogi dekretu PKWN z 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej.
Dopiero teraz wojewoda podkarpacki, na podstawie archiwalnych zapisów i zeznań świadków, ustalił, że zespół zamkowo-parkowy był odrębny od pozostałej części majątku i nie był związany z produkcją rolną.
Według mecenasa Forystka, książę Sapieha chce w zamku w Krasiczynie utworzyć Uniwersytet Narodów Europy Środkowo-Wschodniej (Polska, Ukraina, Czechy, Słowacja, Węgry).
- Już nawet były prowadzone rozmowy z jednym z renomowanych uniwersytetów angielskich, ale zostały zawieszone do wyjaśnienia sprawy własności zamku. Teraz te rozmowy mogą być kontynuowane – wyjawił Forystek. Według niego, jest szansa na wparcie tego projektu ze środków unijnych.
Zapewnił jednocześnie, że zamek nie zostanie zamknięty dla zwiedzających, ponieważ celem Sapiehy jest, aby zamek tętnił życiem kulturalnym i naukowym. Nie wykluczone jest także współistnienie w zamku zarówno uniwersytetu, jak i funkcjonującego tam obecnie hotelu.
Zamek w Krasiczynie to jedna z najwspanialszych renesansowych budowli w Polsce. Budowę zamku rozpoczął w 1580 roku Stanisław Krasicki, potomek mazowieckiej szlachty zagrodowej herbu Rogala, a ukończył jego młodszy syn Marcin w 1631 roku. Od swego nazwiska Stanisław Krasicki nazwał zamek Krasiczynem. Tę nazwę przyjęło także powstające obok zamku miasteczko.
Zamek, pomimo licznych pożarów i wojen, zachował prawie niezmienioną sylwetkę, jaką nadano mu na początku XVII w. Na przestrzeni wieków gościli w nim królowie polscy: Zygmunt III Waza, Władysław IV, Jan Kazimierz i August II.
Po śmierci Krasickich zamek i dobra krasiczyńskie dziedziczyli kolejno: Modrzewscy, Wojakowscy, Tarłowie, Potoccy i Pinińscy, od których w 1835 roku zostały odkupione przez księcia Leona Sapiehę. Sapiehowie przeprowadzili renowację zamku, założyli tartak, browar, fabrykę maszyn rolniczych.
>>>>
To oczywiste . A co zniszczyli to zniszczyli . Komunistyczna hitrosc . Uchwalili ustawe o ,,przejmowaniu nadwyzek majtkowych'' a pozniej grabili wszystko bo niby kto mogl do kogo sie odwolac ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:41, 24 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Ruszyło III "Lato z zabytkami"
Od spaceru po barokowych ogrodach Branickich - rozpoczęło się w niedzielę w Białymstoku III "Lato z zabytkami". W wyznaczone dni do początku września przewodnicy będą oprowadzać chętnych po ciekawych miejscach w mieście i opowiadać o ich tajemnicach.
"Lato z zabytkami" to akcja, w ramach której zainteresowani historią Białegostoku będą mogli usłyszeć o miejscach, które np. mijają na co dzień w drodze do pracy takie ciekawostki, które ciężko znaleźć w tradycyjnych opisach tych miejsc, czy przewodnikach turystycznych. By odsłonić te tajemnice, przewodnicy przeszukują opracowania historyczne, rozmawiają ze specjalistami.
Mieszkańcy miasta, ale też turyści będą więc mogli m.in. poznać bliżej jedno z najpiękniejszych miejsc w mieście - ogród Branickich, który w ostatnich latach przeszedł renowację, kościół katedralny i tzw. biały stary kościółek, którego katedra jest przybudówką, krypty w tym kościółku oraz dwie cerkwie: Św. Mikołaja i Św. Ducha, a także kościół Św. Wojciecha - powiedziała w niedzielę PAP jedna z organizatorek akcji, Katarzyna Pierwienis-Laskowska z PTTK w Białymstoku.
Dodała, że miejsca te wybrano w oparciu o to, co w poprzednich akcjach cieszyło się największym zainteresowaniem wśród turystów.
W inauguracji białostockiego "Lata z zabytkami" uczestniczyli turyści indywidualni oraz zorganizowane grupy, które akurat zwiedzały Białystok.
Wśród opowieści o ogrodach Branickich znalazła się m.in. ta na temat ustawienia rzeźb wzdłuż alei. Jak się okazało, stoją one według określonego porządku związanego z płcią postaci mitycznych i różnych związków pomiędzy nimi.
Spacery po mieście z przewodnikami odbywać się będą jeszcze 21 lipca, 28 lipca, 11 sierpnia, 25 sierpnia i 8 września. Przewodnicy opowiedzą m.in. o obchodzącym w 2012 roku 100-lecie istnienia kościele Św. Wojciecha w Białymstoku, który powstał jako świątynia ewangelicka, o czym wielu mieszkańców miasta nie wie. Przewodnicy będą omawiać historię gminy ewangelickiej w mieście. Pierwienis-Laskowska podkreśliła, że stosunkowo niewiele o tym kościele wiadomo.
W 2011 roku w "Lecie z zabytkami" wzięło udział około 3 tys. osób.
>>>>
Bardzo ciekawa impreza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 13:28, 02 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Odsłonięto niezwykłe działa w kościele św. Jana
Średniowieczne polichromie przedstawiające m.in. obraz piekła i nieba odsłonięto w kościele św. Jana w Gdańsku. Freski oczyszczono i zakonserwowano. Część z nich była niespodzianką dla konserwatorów sztuki, którzy wcześniej nie wiedzieli o ich istnieniu.
Polichromie odkryto w czasie kończących się właśnie, a trwających kilka miesięcy prac konserwatorskich przy ścianach, sklepieniach i filarach w prezbiterium oraz transepcie (nawie poprzecznej) świątyni.
Wnętrze pozostałej części kościoła - korpusu głównego i naw bocznych - udało się odrestaurować już wcześniej, ale ściany te i sklepienia nie kryły większych niespodzianek. - Z pewnością znajdowały się na nich polichromie czy inne zdobienia, ale większość z nich najwyraźniej uległa zniszczeniu – powiedziała Iwona Berent odpowiedzialna za prace konserwatorskie w kościele św. Jana.
Świeżo odkryte freski w prezbiterium i transepcie to pojedyncze fragmenty niegdyś większych kompozycji, które zdobiły świątynię w średniowieczu. Na wschodniej ścianie kościoła (na tyłach ołtarza) znaleziono np. zacheuszki, czyli malunki w kształcie krzyża nanoszone przy konsekracji kościoła. Na tej samej ścianie odsłonięto też fragment fresku, który niegdyś najprawdopodobniej przedstawiał Chrystusa.
Z kolei na północnej ścianie świątyni odkryto fragmenty dwóch większych malowideł umieszczonych po dwóch stronach okna. Te freski najprawdopodobniej przedstawiały piekło i niebo. Niebo zaprezentowano tu jako miasto z typowo średniowiecznym zamkiem, być może wzorowanym na gdańskiej budowli, a zachowany fragment piekła przedstawia paszczę potwora pożerającego grzesznika.
Dokładny wiek średniowiecznych polichromii nie został jeszcze określony, ale zdaniem Berent powstały one ok. XV wieku, a niektóre z nich mogą być nawet wcześniejsze.
Oprócz średniowiecznych malowideł w czasie prac konserwatorskich na ścianach świątyni odkryto także freski nowożytne, pochodzące najprawdopodobniej z XVII wieku, a przedstawiające czterech ewangelistów: Łukasza, Marka, Mateusza i Jana. W trakcie robót odsłoniła się też niespodziewanie piąta postać, o której istnieniu konserwatorzy nie mieli pojęcia, a przedstawiająca prawdopodobnie św. Pawła.
Ostatnie prace przy renowacji wnętrza prezbiterium i transeptu kościoła św. Jana kosztowały ponad 900 tys. zł. Fundusze pochodziły z dotacji Unii Europejskiej przyznanej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego.
Kościół św. Jana wzniesiono w XIV wieku. W 1945 roku znajdująca się w historycznym centrum Gdańska świątynia została poważnie zniszczona. Nie odbudowywano jej ani nie przekazano Kościołowi, świątynia funkcjonowała jako swojego rodzaju symbol-pomnik. W latach 60. Janusz Morgenstern miał w jej zniszczonych wnętrzach nakręcić część zdjęć do filmu "Kolumbowie".
Dopiero w 1991 roku państwo przekazało świątynię archidiecezji gdańskiej, a ta - cztery lata później - oddała obiekt w użytkowanie Nadbałtyckiemu Centrum Kultury, które od tego czasu powoli odbudowuje i restauruje kościół wykorzystując jego surowe, pozbawione niemal wszelkiego wyposażenia i ozdób wnętrze do celów kulturalnych. W Centrum św. Jana (tak brzmi nazwa obiektu na użytek świeckich imprez) odbywają się liczne koncerty, wystawy i spektakle teatralne. Jednocześnie kościół pełni funkcje sakralne - w każdą niedzielę gromadzi się tu na mszach św. Duszpasterstwo Środowisk Twórczych Archidiecezji Gdańskiej.
>>>>
Dosc typowe odkrycie zabytku . ,,Archeologiczne'' ... Tuatj ciekawe moze byc jak ZACHOWAC OBA FRESKI ! Jesli jest fresk XVII wieczny a wiec CENNY a pod nim prymitywny ale XII wieczny . CENNIEJSZY . To ktory ,,zachowac'' ??? Przy dzisiejszej technice pewnie mozna oba tylko ten zdrapany trzeba przeniesc na inna sciane...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:43, 10 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Pożar w Hotelu Lambert wywołał nieodwracalne szkody
Pożar dachu słynnego Hotelu Lambert w Paryżu w nocy z wtorku na środę spowodował "nieodwracalne szkody" - poinformowała francuska minister kultury. Dawna rezydencja książąt Czartoryskich i ośrodek XIX-wiecznej Wielkiej Emigracji należy do rodziny emira Kataru.
Wciąż brak informacji o przyczynach pożaru.
Strażacy przybyli na miejsce ok. godz. 1.30 i przez kilka godzin walczyli z ogniem, a także pilnowali, by nie przeniósł się na przylegające budynki. - Płomienie dość szybko się rozprzestrzeniały; budynek jest pusty i trwa w nim przebudowa, co utrudniało pracę strażakom - tłumaczył przedstawiciel straży Pascal Le Testu. Pożar ugaszono o godz. 7.30.
Wyjaśnił, że ogień pochłonął cały dach, o powierzchni 650 metrów kwadratowych. - Struktura jest osłabiona, gdyż częściowo zawaliły się schody i fronton - dodał Le Testu.
Słynna Galeria Herkulesa, której sufit zdobią działa francuskiego malarza Charlesa Le Bruna, "nie stanęła w płomieniach, ale została poważnie uszkodzona przez dym i wodę" - sprecyzował.
Obecnie historycy sztuki szacują szkody, wywołane przez pożar. Doszło do niego w końcowym etapie renowacji budynku, zaprojektowanego przez architekta Louisa Le Vau.
Gmach odwiedziła minister kultury Aurelie Filippetti. Pożar "wywołał poważne zniszczenia w budynku, który stanowi główny element dziedzictwem Paryża" - powiedziała. Według minister niektóre zniszczenia "są nieodwracalne".
Filippetti poinformowała, że zniszczona została mieszcząca się w górnej części budynku łaźnia (Cabinet de Bains), w której znajdowała się seria obrazów ściennych i fresków autorstwa nazywanego "francuskim Raphaelem" Eustache Le Sueura. Jak powiedziała minister, "dach się zawalił i zniszczył całkowicie" pomieszczenie, które według znawców było arcydziełem francuskiej dekoracji ściennej z XVII wieku.
Szefowa resortu kultury nie była w stanie ocenić strat, wywołanych przez pożar. Powiedziała jedynie, że konieczne będzie "co najmniej tyle, na ile opiewały prace remontowe". Według Filipetti remont Hotelu Lambert pochłonął dotychczas 47 mln euro.
Dodała, że właściciel, czyli brat byłego emira Kataru, już zapewnił francuski rząd i miasto, że "zrobi wszystko, co możliwe, by odnowić ten wspaniały element dziedzictwa".
Udało się uniknąć rozprzestrzeniania się ognia na sąsiednie budynki, których mieszkańców ewakuowano. Nikomu nic się nie stało.
Położony na wyspie św. Ludwika XVII-wieczny Hotel Lambert, jedna z pereł architektury paryskiej, od połowy XIX wieku do 1975 roku należał do rodziny Czartoryskich. Potem przejęła go rodzina Rothschildów, a od 2007 roku jest prywatną rezydencją brata byłego emira Kataru. Ma duże znaczenie dla polskiej historii: w XIX wieku był ośrodkiem Wielkiej Emigracji i siedzibą konserwatywnego stronnictwa, które wzięło od niego nazwę. Na salonach tej rezydencji bywali Fryderyk Chopin, Juliusz Słowacki i Adam Mickiewicz, obok francuskich romantyków: Eugene'a Delacroix i George Sand.
W sierpniu 2009 roku przeciwko projektowi przebudowy rezydencji przez katarskiego właściciela, który nabył budynek za ok. 80 mln euro, wystąpiło na drodze sądowej stowarzyszenie Historyczny Paryż, obawiając się zniszczenia walorów rezydencji. W tej sprawie interweniowała też u władz francuskich ambasada RP w Paryżu, by zapobiec perspektywie zniszczenia śladów polskiej przeszłości zabytku.
Przeciwników projektu niepokoiła modernizacja budynku (np. instalacja w zabytkowych wnętrzach łazienek czy nowoczesnych wind), budowa podziemnego parkingu pod dziedzińcem czy naruszenie "wiszącego" ogrodu rezydencji. Pod wpływem krytyki właściciel wycofał się z najbardziej kontrowersyjnych punktów projektu modernizacji i w styczniu 2010 roku została zawarta ugoda.
Polska placówka dyplomatyczna w Paryżu otrzymała zapewnienie od wszystkich stron sporu i mediatorów na najwyższym szczeblu - ministra kultury i reprezentantów mera Paryża - że obecne w pałacu polskie elementy architektoniczne pozostaną w nim po zakończeniu przebudowy gmachu.
Według francuskiego MSZ w ciągu ostatnich pięciu lat Katar zainwestował co najmniej 11 mld euro we Francji. W 2010 roku dzięki gigantycznym rezerwom ropy naftowej i gazu Katar stał się najbogatszym krajem świata pod względem PKB na mieszkańca.
....
Tak to czesc naszego dziedzictwa kultury . I pokaz jak bogacze dawnych lat wydawali pieniadze . Na Polskę !
Emir Kataru ma szczescie ze Hotel kupil !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:15, 02 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Kurier Poranny
Tykocin będzie pomnikiem histroii?
Zamek w Tykocinie to jedna z najważniejszych atrakcji miasta
Jest pomysł, by Tykocin zyskał miano pomnika historii. Dzięki temu miasteczko mogłoby liczyć, że przyjedzie tu znacznie więcej turystów. Aby jednak uzyskać ten status trzeba mieć wykonany plan zagospodarowania przestrzennego. A to kosztuje.
To dla Tykocina ogromna szansa. Pokazalibyśmy, że chcemy rozwijać się na bazie naszego dziedzictwa – mówi Józef Markiewicz z Centrum Badań nad Historią i Kulturą Małych Miast w Tykocinie.
Jego stowarzyszenie chce, by Tykocin – jako klimatyczne miasteczko z barokowym układem urbanistycznym – ubiegał się o miano pomnika historii. Tytuł przyznawany jest przez prezydenta RP.
W zeszłym roku udało się go uzyskać meczetom w Bohonikach i Kruszynianach. Następny mógłby być Tykocin. Najpierw należałoby jednak wytyczyć granice przyszłego pomnika.
– Na pewno byłoby to ścisłe centrum miasta z synagogą, alumnatem i barokowym kościołem. Nie zapomnielibyśmy też o okolicznych drewnianych domach – wymienia Józef Markiewicz.
W tym roku jego stowarzyszenie dostało 25 tys. zł od ministra kultury na wytyczenie Szlaku Architektury Drewnianej Tykocina. Powstał przewodnik turystyczny, a obok poszczególnych domów będą wkrótce ustawione tabliczki informacyjne. Na szlaku jest 14 budynków, a wśród nich m.in.: dom przy z ul. 11 Listopada 25 (wzniesiony w 1850 roku) czy z Jordyka 6 (z przełomu XIXi XX wieku). Część historycznych budynków nie jest wpisana do rejestru zabytków. A skutkiem uznania Tykocina za pomnik historii, byłoby wprowadzenie ścisłej ochrony zabudowy. Nie można byłoby kłaść na elewacji siddingu czy wstawiać plastikowych okien.
– Mieszkańcy będą za to mogli liczyć na turystów. Staranie się o pomnik historii traktujemy też w kategoriach inwestycji. Uzyskanie tego tytuł to prestiż i ogromna promocja miasta. Za tym pójdzie również rozwój ekonomiczny – uważa Józef Markiewicz.
Potwierdza to Iwona Górska, kierownik oddziału terenowego Narodowego Instytutu Dziedzictwa. – Tykocin pojawi się wtedy we wszystkim przewodnikach turystycznych. Oferujemy wparcie merytoryczne przy sporządzeniu potrzebnej dokumentacji.
Szczere chęci to jednak nie wszystko. Z wnioskiem do prezydenta RP musiałaby wystąpić gmina. I tu jest problem.
- Aby być pomnikiem historii trzeba mieć przyjęty plan zagospodarowania przestrzennego. A jego przygotowanie kosztuje – mówi Teresa Andruszkiewicz, zastępca burmistrza Tykocina.
Iwona Górska podkreśla, że nie trzeba wszystkiego robić na raz. – To wyzwanie na kilka lat. W jednym roku można zrobić to, a w drugim tamto – twierdzi.
Stowarzyszenie Józefa Markiewicza szuka poparcia wśród lokalnych stowarzyszeń. Wspólnie wystąpią do władz miasta. – Razem można osiągnąć wszystko – śmieje się Józef Markiewicz.
....
Ciekawy pomysl . Miasto jest dawne i nie zniszczone .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:17, 09 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Łódzkie: w Arkadii zostanie odbudowany Grobowiec Księżnej
Na Wyspie Topolowej w romantyczno-sentymentalnym parku w Arkadii k. Nieborowa (łódzkie) zostanie zrekonstruowany XVIII-wieczny Grobowiec Księżnej. Ponad 70 tys. zł na odbudowę obiektu przekazała Łowicka Grupa Rybacka.
Zaprojektowany przez architekta Szymona Bogumiła Zuga nagrobek powstał w latach 1785-1789. Budowla z szarego marmuru dębnickiego stanęła na sztucznym nasypie w rozlewisku rzeki Łupia, która później została przemianowana na Skierniewkę. Łupia to również pierwotna nazwa Arkadii.
Pomnik z łacińskim napisem "Et in Arcadia ego" był wzorowany na grobowcu Jeana Jacquesa Rousseau we francuskim Ermenonville. Miał cokół, korpus z wnęką (w której umieszczono rzeźbę św. Cecylii), pokrywę z akroterionami i zwieńczenie w kształcie wazy. Stał się symbolicznym grobowcem księżnej Heleny Radziwiłówej (z Przeździeckich), założycielki i opiekunki parku w Arkadii.
Grobowiec nie przetrwał próby czasu a część elementów przepadła. Do dzisiaj nie odnaleziono m.in. dużej części cokołu, która zostanie zrekonstruowana. Prace będą możliwe dzięki Łowickiej Grupie Rybackiej, która w ramach projektu "Wzmocnienie konkurencyjności i utrzymanie atrakcyjności obszarów zależnych od rybactwa" na renowację pomnika przekazała ponad 70 tys. zł.
Arkadia (wcześniej Łupia) w 1777 r. została zakupiona przez Helenę Radziwiłłową, żonę Michała Hieronima, właściciela pobliskiego Nieborowa. W nowej posiadłości księżna stworzyła romantyczno-sentymentalny ogród w stylu angielskim. To jeden z najlepiej zachowanych obiektów tego typu w Polsce.
Do dzisiaj w parku, zajmującym powierzchnię ok. 14,5 ha, można podziwiać wiele obiektów, które powstałych dzięki zaangażowaniu Heleny. Są wśród nich m.in.: Świątynia Diany, Łazienki (Przybytek Arcykapłana), Akwedukt, Grota Sybilii, Domek Gotycki, Łuk Grecki i Cyrk Rzymski. W parku jest też staw z dwiema wyspami oraz wiele gatunków roślin.
...
Tak slynna Arkadia . Dziwne ze dopiero teraz bo to ewenement swiatowy . Dzielo Zuga znanego niestety tylko znawcom sztuki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:21, 12 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Niemcy zwrócą Polsce obraz zrabowany w czasie wojny
d06dd861-11d4-48fd-9a84-b43e20598c31 0
Zrabowany przez Niemców w czasie II wojny św. z Muzeum Narodowego w Warszawie obraz "Schody pałacowe" Francesco Guardiego powróci niebawem do Polski - powiedział minister nauki, badań naukowych i sztuki Badenii-Wirtembergii Juergen Walter.
- Z najnowszych informacji wynika, że ten obraz zostanie zwrócony możliwie szybko, podczas wizyty w Polsce ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera lub kanclerz Angeli Merkel - oświadczył Walter. Jak podkreślił, władze centralne wyraziły zgodę na oddanie przechowywanego w Stuttgarcie dzieła sztuki.
- Czasy, kiedy dzieła sztuki traktowano jako zastaw lub zakładnika, należą do przeszłości - powiedział minister. Jeżeli w Badenii-Wirtembergii znajdziemy inne eksponaty pochodzące z Polski, to też je oddamy - zadeklarował polityk partii Zieloni.
Obraz Guardiego (1712-1793), przedstawiający schody do Pałacu Dożów w Wenecji, znajduje się obecnie w magazynach Galerii Państwowej w stolicy landu - Stuttgarcie. Okupacyjne władze niemieckie w 1939 roku skonfiskowały obraz z zamiarem przekazania go do planowanego przez Hitlera muzeum sztuki w Linzu. Po wojnie płótno zdobiło między innymi gabinet rektora Uniwersytetu w Heidelbergu, który następnie wypożyczył je jednemu z heidelberskich muzeów.
Gdy w 1998 roku okazało się, że obraz Guardiego poszukiwany jest przez stronę polską, uczelnia zadeklarowała gotowość do zwrócenia obrazu Polsce. Jednak ministerstwo kultury Badenii-Wirtembergii sprzeciwiło się oddaniu obrazu. Płótno trafiło do magazynów Galerii Państwowej w Stuttgarcie.
Jak pisał wcześniej dziennik "Der Tagesspiegel", niemieckie MSZ traktowało obraz jako kartę przetargową w negocjacjach polsko-niemieckich dotyczących kompleksowego zwrotu dzieł sztuki przemieszczonych w czasie wojny.
Rzecznik niemieckiego MSZ Martin Schaefer informował na początku lutego, że nowy szef resortu spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier chce ożywić będące od lat w impasie polsko-niemieckie rozmowy o zwrocie dzieł sztuki. Steinmeier rozmawiał o tym z szefem polskiego MSZ Radosławem Sikorskim. Obaj ministrowie postanowili - według Schaefera - osobiście zaangażować się w rozwiązanie problemu.
Polsko-niemieckie rozmowy o restytucji dzieł sztuki toczyły się od 1992 roku i nie przyniosły dotychczas konkretnych wyników. W ostatnich latach nie było spotkań w tej sprawie.
Strona niemiecka domaga się zwrotu zbiorów pochodzących z Pruskiej Biblioteki Państwowej w Berlinie, wywiezionych pod koniec wojny w obawie przed bombardowaniami i przejętych po wojnie przez władze polskie. Obecnie zbiory nazywane "Berlinką" znajdują się jako depozyt w Bibliotece Jagiellońskiej i są własnością skarbu państwa. Berlin domaga się zwrotu cennych zbiorów, w których znajdują się rękopisy, grafiki oraz manuskrypty muzyczne Bacha, Mozarta czy Beethovena.
Strona polska wskazuje na ogromne straty materialne, np. spalone w 90 proc. księgozbiory, jakich doznała kultura polska z rąk okupantów niemieckich. Polska przedstawiła w 1995 roku Niemcom listę 114 dzieł sztuki, które znajdują się na terenie Niemiec. Do zwrotu obiektów doszło tylko w kilku przypadkach.
Polska straciła w czasie II wojny światowej ponad 500 tys. dzieł. Dane dotyczące strat wojennych polskich bibliotek oraz dzieł sztuki z terenów znajdujących się w granicach Polski po 1945 r. zbiera od 1992 roku Ministerstwo Kultury.
>>>
Slusznie . To obowizek skoro kradli .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:21, 03 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Urzędnicy kontra konserwator zabytków, czyli burza wokół willi Grüneberga
Urzędnicy kontra konserwator zabytków. Chodzi o sposób przeniesienia zabytkowej budynku z ul. Batalionów Chłopskich.
Magistrat powołuje się na protokół z posiedzenia Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków dotyczący przeniesienie Willi Grüneberga.
- Na posiedzeniu spotkali się członkowie komisji oraz przedstawiciele miasta, wykonawca oraz rzeczoznawcy - mówi Łukasz Kolasa z Biura Prasowego Urzędu Miasta Szczecin. - Członkowie rady zadawali pytania, wykonawca, rzeczoznawca oraz przedstawiciele miasta odpowiadali. Po zakończeniu dyskusji w sali zostali tylko członkowie Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków, którzy przystąpili do głosowania nad trzema wariantami:
Pierwszy to rozbiórka obiektu. Sześciu z obecnych członków rady nie wyraziło na to zgody, jedna osoba była za tą metodą.
Druga metoda to przeniesienie willi w całości. Sześciu członków wyraziło zgodę, jeden wstrzymał się od głosu.
Trzecia to przeniesienie willi we fragmentach. Na tą propozycję sześciu członków wyraziło zgodę, jeden się wstrzymał.
- Nieprawdą jest więc mówienie, że członkowie rady zaakceptowali tylko jedną metodę przeniesienia Willi Gruneberga - wyjaśnia Łukasz Kolasa.
Na ten sam protokół w rozmowie z nami powołuje się Tomasz Wolender, zastępca Zachodniopomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
- Wybór metody poprzedziła burzliwa dyskusja - mówi zastępca ZWKZ. - WROZ to tylko ciało wspierające. Mamy też opinię Narodowego Instytutu Dziedzictwa i na tej podstawie WKZ wyda decyzję. Pierwsza metoda czyli segmentacja oznacza de facto rozbiórkę. Druga to przeniesienie w całości, a trzecia, głosowana, ale nie przedstawiona przez wykonawcę to rozłożenie na wielkogabarytowe segmenty.
Co to za budynek?
Przed drugą wojną światową willa była własnością słynnej rodziny Grünebergów, która już od XVIII wieku zajmowała się budową organów. W 1906 r Felix Grüneberg przeniósł Fabrykę Budowy Organów do Finkenwalde (Zdroje). Następnie obok fabryki do 1911r. przy ul. Langestrasse 61 (ul. Batalionów Chłopskich 61) zbudowano willę, w której zamieszkał Felix Grüneberg wraz z rodziną.
Marek Jaszczyński
...
Prymitywne wladze i zabytki ... Strach sie bac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:15, 29 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Białystok: stan badań na dziedzictwem dawnej RP na kongresie naukowym
Imprezie patronuje m.in. minister kultury Małgorzata Omilanowska - Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Zebranie najnowszej wiedzy na temat ratowania polskiego dziedzictwa dawnej RP, które pozostało poza Polską - to główny cel III Międzynarodowego Kongresu Naukowego, który jutro rozpocznie się na Uniwersytecie w Białymstoku.
Przez trzy dni, do 30 września, o ratowaniu dzieł sztuki, architektury, ale też digitalizowaniu archiwaliów mówić będzie około stu naukowców z Polski oraz z zagranicy.
REKLAMA
Kongresy o tej tematyce odbywają się co trzy lata. Poprzednie odbyły się w Białymstoku i Warszawie. Organizatorem jego trzeciej edycji są Instytut Badań nad Dziedzictwem Kulturowym Europy oraz Instytut Historii i Nauk Politycznych Uniwersytetu w Białymstoku. Imprezie patronują minister kultury Małgorzata Omilanowska oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego Lena Kolarska-Bobińska.
Sekretarz kongresu dr Wojciech Walczak z Uniwersytetu w Białymstoku powiedział, że od początku XXI wieku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaczęło realizować szereg programów, których celem jest utrwalanie, zachowywanie polskiego, wielokulturowego dziedzictwa, które wskutek różnych okoliczności zostało poza Polską (chodzi o Kresy, tereny kiedyś należące do dawnej RP), ale też tworzonego poza krajem. Mówi, że w tej materii dzieje się "sporo", ale to wciąż kropla w morzu potrzeb jakie są w tym zakresie i wiele jest do zrobienia.
Datego uczestnicy kongresu będą m.in. mówić o nagrobkach na cmentarzu na Rossie w Wilnie, o nagrobkach z cmentarzy pogranicza polsko-ukraińskiego, ale też polskich obrazach, które znajdują się w ukraińskich zbiorach, o lwowskiej kolekcji szkiców teatralnych, ale też dziedzictwie tatarskim z RP czy historii cerkwi w PRL.
- Dzisiaj gros środków z ministerstwa kultury i ministerstwa spraw zagranicznych idzie właśnie na ratowanie polskich obiektów - mówi Walczak. Dodaje, że chodzi o ich restaurowanie, konserwację "bo niektóre zabytki za kilka czy kilkanaście lat by nie istniały". Efekty są widoczne. Podał przykład katedry Ormian we Lwowie, gdzie efekty prac konserwatorskich są bardzo widoczne.
Według Walczaka bardzo duża część poloników, archiwaliów jest "rozproszona po świecie". - Rosja, Białoruś, Ukraina, w Stanach Zjednoczonych też by się znalazły polonika. Tym się zajmują też archiwiści, którzy po pierwsze digitalizują te materiały, opisują je, a jeżeli pozwalają na to stosowne umowy, umieszczają również w internecie, by udostępniać wszystkim zainteresowanym i upowszechniać - powiedział dr Walczak.
Organizatorzy kongresu mówią, że spotkania są po to, by mieć najbardziej bieżącą wiedzę o tym co się dzieje z polonikami i jakie są potrzeby, by je zachowywać. - Trzeba pochwalić państwo polskie, że je w ogóle stać, by dbać o obiekty poza granicami kraju - podkreślił Walczak.
...
Wazna sprawa...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 3:26, 02 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
Nie tylko katolicy odwiedzają cmentarze
|
PAP |
dodane 01.11.2016 09:32
Hendryk Przondziono /Foto Gość
W województwie podlaskim prawosławni i muzułmanie modlą się za zmarłych w katolicki Dzień Wszystkich Świętych.
Wynika to przede wszystkim z tradycji życia w diasporze. Oddawanie czci zmarłym 1 listopada nie należy bowiem do tradycji Cerkwi, zaś w islamie nie ma świąt ku czci zmarłych i kultu świętych.
W prawosławiu uroczystość Wszystkich Świętych obchodzona jest w pierwszą niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego (zwanym Pięćdziesiątnicą).
Zwyczaj odwiedzania przez prawosławnych cmentarzy także 1 listopada już się jednak upowszechnił, widać to zwłaszcza w dużych miastach.
Ma to związek z tym, że robi tak zdecydowana większość społeczeństwa, poza tym jest to zwykle dzień wolny od pracy, co pozwala odwiedzić również groby położone dalej od miejsca zamieszkania.
Dlatego np. w Białymstoku w wielu prawosławnych parafiach 31 października, jak i 1 listopada duchowni odwiedzają cmentarze i święcą groby, odprawiane są też nabożeństwa za zmarłych.
W tradycji prawosławnej jest kilka innych dni w roku, w których wierni Cerkwi odwiedzają groby bliskich i szczególnie modlą się za zmarłych. Najważniejszym czasem na wspominanie zmarłych jest okres paschalny, po Wielkiej Nocy. W tym czasie jest to przede wszystkim tzw. Radonica - wypadająca w drugi wtorek po Zmartwychwstaniu Pańskim.
W cerkiewnym kalendarzu liturgicznym w listopadzie również przypada jeden z tradycyjnych dni wspominania i modlitw za zmarłych. Jest to tzw. sobota rodzicielska, czyli sobota przed - przypadającym 8 listopada - dniem Św. Dymitra. Dwa lata temu wypadła ona 1 listopada, czyli dokładnie w katolicki Dzień Wszystkich Świętych. W tym będzie to 5 listopada.
Bronisław Talkowski, przewodniczący muzułmańskiej gminy wyznaniowej w Kruszynianach (Podlaskie) przypomniał, że w islamie nie ma świąt ku czci zmarłych i nie ma kultu świętych. Przyznał jednak, że 1 listopada "zapadł w świadomości Tatarów"
"Listopad to sprzyjający czas, żeby przyjechać, posprzątać groby, pomodlić się i postawić kwiaty" - dodał Talkowski. "To dobra tradycja, a dobre tradycje warto pielęgnować" - zaznaczył.
Talkowski dodał, że Tatarzy odwiedzają mizar w Kruszynianach od minionej soboty, na niektórych grobach już stoją kwiaty.
Zabytkowy mizar w Kruszynianach założony został najprawdopodobniej pod koniec XVII wieku; najstarszy odnaleziony nagrobek pochodzi z 1696 roku. Od kilku lat gmina stara się odnawiać najstarsze nagrobki; do tej pory udało się ich odnowić ponad 30.
W planach jest renowacja kolejnych, gmina chce też zrobić pełną inwentaryzację zabytkowego mizaru. "To jest pomnik historii, to jest zabytek, więc dobrze byłoby dla historii Tatarów i dla historii Polski wiedzieć dokładnie, kto jest tam pochowany" - powiedział przewodniczący Talkowski.
Drugi w regionie zabytkowy, czynny mizar znajduje się w sąsiednich Bohonikach (Podlaskie). Przewodniczący tamtejszej gminy muzułmańskiej Maciej Szczęsnowicz zwrócił uwagę, że w Podlaskiem jest wiele rodzin mieszanych wyznaniowo. One także odwiedzają mizary w okolicach 1 listopada.
Tamtejsza gmina również ma plany renowacji nagrobków. W Bohonikach jest też mizar nieczynny, założony prawdopodobnie przez pierwszych osadników muzułmańskich w końcu XVII wieku. Nagrobków tam prawie nie widać. Szczęsnowicz dodał, że są plany oznaczenia go pamiątkową tablicą.
Jeszcze przed wojną w granicach Polski było ponad 30 muzułmańskich cmentarzy. Muzułmański Związek Religijny w RP (MZR), najstarsza i najważniejsza organizacja polskich wyznawców islamu, pisze na swojej stronie internetowej, że obecnie na terytorium Polski mizary są w Bohonikach, Kruszynianach, Warszawie, Studziance i Lebiedziewie - w tych pierwszych trzech miejscach wciąż czynne.
Liczbę wszystkich wiernych Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego hierarchowie tego kościoła oceniają się na 450-500 tys. osób; liczbę wyznających islam Polaków liderzy MZR szacują na 5 tys. osób.
Największe w kraju skupiska prawosławnych i wyznawców islamu są w województwie podlaskim.
...
Podlasie to jakby pozostalosc Dawnej Rzeczypospolitej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:18, 12 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Woda zalewa kryptę Radziwiłłów w Nieświeżu (FOTO)
12 marca 2018
Od środy 7 marca podnosi się poziom wody w podziemiach kościoła farnego pw. Bożego Ciała w Nieświeżu, gdzie spoczywają zwłoki 102 przedstawicieli rodu Radziwiłłów. Jak informuje stołeczna telewizja, na razie nie jest znana przyczyna podtopienia. Świątynia jest zamknięta dla zwiedzających.
Jak poinformował agencję Belta proboszcz kościoła Piotr Szarko, w ciągu kilku godzin poziom wody w krypcie podnosi się o kilka centymetrów. Taki stan utrzymuje się od środy 7 marca.
Początkowo wydobywano wodę wiadrami, ale gdy okazało się, że wody w krypcie wciąż przybywa, a jej poziom podnosi się w ciągu kilku godzin o parę centymetrów, uruchomiono pompę. Woda jest pompowana trzy razy dziennie.
Z powodu tej sytuacji turyści nie są wpuszczani do podtopionych pomieszczeń.
Jak powiedział telewizji CTV ksiądz proboszcz, 12 marca przyjadą do kościoła konserwatorzy, będą się zastanawiać, co robić dalej, bo zbierająca się w podziemiach woda źle wpływa na ściany kościoła. Najważniejsze jest to, że trumny Radziwiłłów nie ucierpiały, kilka lat temu zostały ustawione na dębowych podestach, dlatego nic im nie grozi.
Kościół Bożego Ciała w Nieświeżu, to jeden z pierwszych jezuickich i barokowych kościołów w Rzeczypospolitej, wzniesiony w latach 1587–1593 z fundacji księcia Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła (Sierotki). W podziemiach fary spoczywają zwłoki 102 Radziwiłłów, najczęściej w trumnach brzozowych zamknięte plombami z radziwiłłowskim herbem. Fundator kościoła podróżował po świecie, a przebywając w Egipcie miał rzekomo poznać tajemnicę balsamowania zwłok, dlatego – jak podaje Wikipedia, prawdopodobnie po śmierci Włodzimierza Lenina kilka trumien w Nieświeżu uległo dewastacji podczas prób odkrycia tajemnic mumifikacji przez sowieckich naukowców.
Świątynia, jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
...
Katastrofa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 9:40, 07 Kwi 2018 Temat postu: |
|
|
Jeszcze mniej śladów polskości w Grodnie. Władze wydały wojnę drewnianej architekturze
6 kwietnia 2018
Włodarze Grodna postanowili wymierzyć kolejny cios w dziedzictwo architektoniczne starego miasta nad Niemnem. Z krajobrazu Grodna mają zniknąć obiekty, których urzędnicy nie chcą remontować, bo tereny na których stoją lepiej przekazać deweloperom.
Mieszkańcy miasta są oburzeni, mówią, że to kolejny cios w spuściznę historyczną królewskiego miasta. Urzędnicy widzą to inaczej; oczyścimy nasze miasto od obiektów szpecących przestrzeń miejską- tłumacza swoją decyzję.
Wśród budynków wskazanych do zniesienia jest stara garbarnia, wojskowe magazyny przy Dzierżyńskiego, stare domy przy ulicach Lewonabierieżnoj, Pobiedy, Ziernowa i Mickiewicza.
„Oni nie zrozumieli znaczenia tego rejonu i jego potencjału turystycznego. Historycy poświęcili dużo energii, aby wyjaśnić biurokratom na co się porywają. Przede wszystkim zagrożonych jest kilka drewnianych budynków, wprawdzie całkowitego zniszczenia wszystkich budynków nie planują, jednak trzeba pamiętać, że mają one wartości”, napisał na Facebooku bloger z Grodna Jewgienij Osnarewskij
Osnarewski powiedział portalowi hrodna.life, że kilku miejscowych „entuzjastów” próbowało na decyzje urzędników wpłynąć, składali petycje, ale nie przyniosły one skutku, bo panowie z magistratu są ślepi i głusi na sensowne argumenty.
Bloger przekonuje, że drewniana architektura, która ma zniknąć z miejskiego krajobrazu to dziś już zjawisko unikatowe, które z pewnością wciąż jest interesujące dla zachodniego turysty.
„Murowanej, nawet antycznej architektury mają oni dostatecznie dużo u siebie, ale drewniana jest cechą tego regionu, i należy ją promować. Ponadto, dbałość o te budynki, to dług Białorusinów, bo to nasze dziedzictwo i nie powinno być niszczone”- powiedział Jewgienij.
...
Sowiecka dzicz znana i z Polski.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:18, 07 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
dudzia808
3 godz. temu dodał
Króciutki tekst o tym jak Urząd Miejski w Kórniku próbuje wbrew prawu właśności odebrać ziemię mieszkańcom miasta (na podstawie materiału Jacka Kowalskiego).
Sprawa w największym skrócie wygląda następująco: w mieści Kórnik, od niepamiętnych czasów (prawdopodobnie od czasu lokowania miasta, a na pewno od ostatnich 200 lat) istniały działki, które opierały swoją granicę o wody Jeziora Kórnickiego. W ostatnim czasie UM Kórninka doszedł do wniosku, że wybuduje promenadę nad jeziorem. Zażądał od właścicieli uporządkowania terenu... Większość mieszkańców zdecydowała się chyba odpuścić i na ich teren wjechał ciężki sprzęt. UM nie przewidział jednego - jedna z działek należy do Jacka Kowalskiego (piewcę dorobku kulturowego I Rzeczpospolitej, Sarmatę, historyka i człowieka świadomego - zarówno swoich praw jak i historii swojej rodziny). Jacek Kowalski się nie zgodził - straż miejską oskarżającą go o naruszenie miru domowego gminy Kórnik (!) odesłał z kwitkiem. A cała sprawa na pewno będzie miała swoją kontynuację.... miejmy nadzieję, że ujętą w bardziej cywilizowane ramy niż do tej pory.
Jak dla mnie cała sprawa to jeden wielki skandal, który warto nagłośnić, aby obnażyć postępowanie UM w Kórniku.
...
Rzeczywiscie. Jak maja wlasnosc maja prawo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:22, 11 Sie 2018 Temat postu: |
|
|
Zniszczenia na Kresach są gigantyczne. Dotyczy to kościołów, dworów, cmentarzy, ale też parków, dróg w układzie historycznym, miejsc użyteczności publicznej takich jak dawne szkoły, budynki "Sokoła", młyny, zabytkowe karczmy, ratusze, place ... Oprócz hekatomby ofiar w XIX i XX wieku zostało zrównanych z ziemią wiele wsi, tysiące zostały przemianowane wymazując wartość historyczną. Setki lat tradycji i historii ludzi, którzy wielo-narodowo i wielo-klasowo żyli wspólnie, uległo destrukcji, zniszczeniu, wymazaniu i wytarciu. Dzisiaj kikuty ścian kościołów i dworów straszną w nocy pustymi oczodołami okien, zarośnięte kolczastymi akacjami cmentarze skrywają wszelkie ślady. Brukowane drogi ze szpalerami drzew prowadzą donikąd ginąc w lasach, gdzie można natrafić na zdziczałe szlachetne stare drzewa i krzewy.
Ratowanie tych miejsc to stworzenie jednego wielkiego - pustego - skansenu, bo często wsi już nie ma a mieszkańcy miasteczek myślą już inaczej. Są to potomkowie Polaków, rzymskich-katolików, a także unitów, którzy uważali się za obywateli Rzeczypospolitej, potomkowie Wołochów którzy przywędrowali do Rzeczypospolitej i otrzymywali polskie prawa, herby, służyli w polskich formacjach wojskowych, Żmudzinów którzy walczyli w polskich powstaniach, ale także Ruisnów i Litwinów którzy z Rzeczypospolitą czuli jednego ducha, potomkowie tych, którzy w ogromnej większości zostali albo zabici, albo wywiezieni na Sybir, albo zmuszenia do emigracji, albo ulegli przenicowaniu na inną wiarę i kulturę. Dzisiaj ci potomkowie nawet gdy znają swoje korzenie to się ich często wstydzą. Taki jest bowiem efekt nowej agresywnej polityki kulturalnej nowych państw.
Jednak co dalej z zabytkowymi kościołami, dworami. Czy mają zapaść się i zostać zaorane? Aby do tego nie doszło są konieczne trzy kierunki działań. Wszystkie trzy muszą być prowadzone aby był skutek. Nie chodzi o biadolenie, narzekanie, rozdzieranie szat lecz konkretne pozytywne działania, prowadzące do realnych konkretnych wyników.
1. DZIAŁANIA POLITYCZNE - aby Polska i nowe państwa wspólnie dbały o zabytki i pamięć. Zaognianie, podsycanie nienawiści bardzo tutaj przeszkadza. Jest na rękę Rosji i Niemcom, którzy boją się współpracy gospodarczej naszych państw i nie chcą dopuścić do stworzenia silnej grupy.
2. DZIAŁANIA RATUJĄCE- społeczny ratunek tam gdzie się wali. Aktywność lokalnych środowisk, tworzenie grantów, akcji wsparcia, działania Polonii - skierowane na bieżące potrzeby, tam gdzie sytuacja jest najbardziej dramatyczna
3. DZIAŁANIA EDUKACYJNE- odtwarzanie świadomości potomków, do czego mamy pełne prawo. Nie chodzi o to aby kogokolwiek zmieniać, ale by każdy znał prawdę o swojej tożsamości. Tę prawdę, która była niszczona przez lata zborów, wojen i celowego ludobójstwa.
Rozwijanie tylko jednego z tych działań nie ma sensu. Wszystkie trzy działania muszą istnieć żeby udało się uratować kulturę Kresów. O ile działanie drugie jest prowadzone, o ile działanie pierwsze jakoś sobie radzi z zaognianiem, to najgorzej jest z działaniem trzecim, bo zazwyczaj działania edukacyjne się lekceważy. A przecież świadoma społeczność po pierwsze chce ratować zabytki i tradycje po drugie może się potem nimi opiekować i z nich korzystać. Jeśli tego nie będzie to nie ma sensu podejmować działań.
Jednak edukacja rozumiana jest często bardzo błędnie albo nadużywana do wykazania rzekomych efektów miernych akcji. Działaniami edukacyjnymi NIE są niestety: stawianie pomników, wydawanie cegieł naukowych, robienie sympozjów - czyli to co głównie jest podejmowane i dotowane przez państwo i to czym każdy chce się pochwalić. Pomimo udziału NAUKowców te działania nie prowadzą do realnego NAUCZenia szerokich rzeszy ludności i rozmywają się trwoniąc gigantyczne pieniądze.Przecinanie wstęgi, odsłanianie monumentów, referat z obecnością VIP-w i profesorów - nie przekładają się prawie w ogóle na edukację społeczeństwa. Ludzie posługujący się innym językiem nie przeczytają cegły naukowej. Korzyści z sympozjów czerpać będą głównie autorzy kolejnych cegieł. Pomniki natomiast będą solą w oku przeciwników, będą zaogniać i stanowić przyczynek do wzrostu nienawiści a także wstydu. Pomniki nie służą nikomu jedynie tym którzy już i tak są zwolennikami danej osoby z pomnika. Pomniki nie zwiększają świadomości u ludzi którzy "przechodzą obok", nie zwiększa się odsetek ludzi zaangażowanych. Pomnik nic nie wnosi do rozwiązania problemu. Budowa pomnika to często milion złotych, podczas gdy za te same pieniądze można trwale zostawić ważne informacje w umysłach 100.000 zwykłych mieszkańców.
Kluczowe dla skutecznej edukacji są działania nie spektakularne, które można sprowadzić do trzech prostych słów:
zachęta
duma
codzienność
Niestety żaden z tych elementów nie jest rozwijany przez programy państwowe, ani przez wielkie fundacje. Programy grantowe za działania na tym polu przyznają niewiele punktów. Co więcej niemal wszyscy pisząc granty wskazują, że ich program właśnie coś tu wnosi - podczas gdy nie jest to prawdą. Dotowane są jedynie ministerialne programy szkolnictwa podczas gdy ich "odbiorców" trzeba by wpierw w ogóle motywować do korzystania. Programy motywujące jednak już nie są dotowane.
Fundacja Odtworzeniowa Dóbr Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest obecnie jedyną, która podejmuje takie działania w sposób analityczny, świadomy i celowy. Prowadzone działania opierają się na analizie sytuacji i celują w konkretne potrzeby i problemy. Nie są to działania spektakularne więc na ogół media nie chcą ich pokazywać, trudno też zbudować w okół nich wielką akcję społeczną. Działanie te są niezwykle trudne w odbiorze ale proste w metodach. Niewiele osób wspiera prowadzone programy. A jednak udaje się dostarczać do wielu ośrodków na Kresach specjalnie przygotowane materiały edukacyjne, organizować zbiórki takich rzeczy, które wspierają edukację domową i świetlicową wśród Polaków na Kresach i w Rosji. Udaję się też inicjować powstawanie środowisk lokalnych potomków, osób związanych z daną wsią, miastem - które krok za krokiem już same krzewią rozbudzają świadomość, ratują zabytki, zachowują archiwalia. Często środowiska te nie mają nawet świadomości, że zostały zgromadzone i zbudowane przez świadome działania Fundacji prowadzącej portal "Genealogia Polaków". Fundacji udało się też przeprowadzić lub zainicjować szereg konkursów edukacyjnych, przeprowadzić wiele akcji wymiany młodzieżowej, działalność artystyczną, sfinansować szereg pomocy szkolnych i świetlicowych. Prowadzone są też programy zachowywania i upubliczniania śladów polskich - w tym zachowanie blisko miliona kopii cyfrowych polskich archiwaliów kresowych, ponad 100.000 polskich grobów na Kresach, utworzyć Światowy Szlak Powstania Styczniowego i in.
Fundacja często spotyka się z lekceważeniem i niezrozumieniem swoich działań. Ci którzy stawiają pomniki nazywają działania edukacyjne "miękkimi". Tak samo oceniają to komisje grantowe odrzucając wnioski jako niespełniające wymogów formalnych. Na szczęście społeczność coraz częściej rozumie jak ważne i istotne są te działania i jakie mają skutki dalekosiężne. Dzisiaj wiele instytucji ma warunki, aby rozpocząć takie działania. Wato by skorzystać z wypracowanych przez lata systemów. Obecnie jest w opracowaniu Strategia Odtwarzania Tożsamości . Będzie to materiał z którego będą mogły skorzystać zarówno instytucje państwowe jak i prywatne oraz pojedyncze osoby. Materiał będzie tak przygotowany aby na jego podstawie budować programy wsparcia instytucjonalnego ale też by podpowiadać osobom prywatnym co robić aby np. odbudować w maleńkiej wsi kapliczkę czy zachować stary grób.
...
Istotnie potworna dewastacja.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 10:59, 20 Sie 2018 Temat postu: |
|
|
Zamek w Podhorcach. Tak niszczeje polski Wersal Wschodu – historia, zwiedzanie
24 czerwca 2018 przez admin
Lwów od lat przyciąga masy turystów z Polski, niewielu wie że niedaleko od Lwowa również znajdują się bardzo ważne zabytki polskiej kultury. W nieodległej miejscowości Podhorce zobaczyć można to co zostało z zamku znanego kiedyś jako Wersal Wschodu, będącego częścią tak zwanej Złotej Podkowy Lwowszczyzny. Przybliżamy historię Zamku w Podhorcach i przyglądamy się temu jak obecnie wygląda jeden z najważniejszych polskich zamków.
Wieś Podhorce, podobnie jak słynny kościół św. Elżbiety we Lwowie, leży dokładnie na wododziale. Woda z północnej części miejscowości spływa przez Łahodówkę i Styr do Dniepru i ostatecznie do Morza Czarnego. Południe miejscowości to zlewisko Bałtyku. Nazwa miejscowości wywodzi się prawdopodobnie od położenia – “pod górą”. W książce “Zamek w Podhorcach” Władysława Kryczyńskiego z 1894 roku autor wspomina, że wieś podzielona była między Górzan (rzymskokatolickich rzemieślników mówiących po polsku) mieszkających w pobliżu zamku oraz tzw. Sielan mówiących po rusku rolników. W miejscowości działały dwie szkoły – polska i ruska.
Budowa Zamku w Podhorcach
Wieś istniała prawdopodobnie już przed rokiem 1400. Początkowo należała do rodziny Podhoreckich następnie w 1633 roku Podhorce kupił Stanisław Koniecpolski. Według innych podań otrzymał Podhorce w posagu po Katarzynie Żółkiewskiej którą poślubił w 1615 roku. To właśnie Koniecpolskim zawdzięczamy to co zostało dziś z okazałego zamku. Prawdopodobnie jednak budowla nie była wznoszona od zera, a była rozbudową starego grodu Podhoreckich. Budowa okazałej rezydencji wyposażonej również w działa obronne została zakończona w 1640 roku po sześciu latach.
Po ukończeniu budowy ojciec Króla Jana III – Jakub Sobieski posiadający swój Zamek w Złoczowie (15 km w linii prostej) oraz od 1637 roku Zamek w Olesku odległy od Zamku w Podhorcach o 7 km w linii prostej, napisał wiersz “Pieśń o Podhorcach” w której zachwycił się nową rezydencją sąsiada, nie wiedząc jeszcze że zamek należeć będzie do jego wnuka.
Nie wiadomo komu Koniecpolski powierzył misję zaprojektowania nowej rezydencji obronnej. Przyjmuje się, że architektem kompleksu był Andrzej del Aqua (projekt kompleksu pałacowego), Constantino Tencalla lub co bardziej prawdopodobne, jak stwierdza Kryczyński, Guillaume Le Vasseur de Beauplan ( Wilhelm Beauplan ) francuski inżynier wojska polskiego i kapitan artylerii walczący z Kozakami u boku hetmana Koniecpolskiego.
Po śmierci hetmana Stanisława Koniecpolskiego zmarłego 11 marca 1646 roku właścicielem posiadłości w Podhorcach był jego syn Aleksander . Po jego nagłej śmierci w Podhorcach 30 marca 1659 roku zamek odziedziczył wojewoda podolski, kasztelan krakowski, starosta bełski Stanisław Koniecpolski zmarły w 1682 roku. Wnuk hetmana przepisał Brody i Podhorce królewiczowi Jakubowi Sobieskiemu, po jego śmierci posiadłość w Podhorcach przeszła więc w ręce rodziny Sobieskich.
Zamek w Podhorcach w rękach Sobieskich
Stanisław Koniecpolski umiera, a posiadłość przechodzi w ręce rodziny króla. Oficjalnie zamkiem włada królewicz Jakub Sobieski , faktycznie należy on do
Jana III Sobieskiego. To właśnie w tym okresie Zamek w Podhorcach przechodzi swój największy rozwój. Marmurowe i kamienne wnętrza posiadłości wypełniają się nowymi ekskluzywnymi dziełami sztuki czy meblami.
Jan III Sobieski posiadający w okolicach wiele rezydencji w tym również słynną Kamienicę Królewską na Rynku we Lwowie w Podhorcach urządzał bale, uczty i polowania. Po śmierci króla zarządcą włości oficjalnie staje się
Konstantyn Sobieski pod którego rządami rezydencja Sobieskich niszczeje aż do 1718 roku. W 1718 roku na zamku w Olesku przygotowana zostaje umowa sprzedaży zamku w Podhorcach. Ostatecznie finalizacja transakcji odbyła się 15 maja 1720 roku we Wrocławiu gdy w ręce królewicza trafiła 30 tysięcy złotych i zamek przechodzi w ręce hetmana Stanisława Mateusza Rzewuskiego , tego samego który odkupuje od Sobieskich również Kamienicę Królewską.
Rzewuscy w Podhorcach
Pod zarządem nowych właścicieli rozpoczął się gruntowny remont pierwszego piętra zamku. Stanisław Rzewuski ufundował m.in. nowe piece kaflowe zdobiące wnętrza aż do ich gruntownej dewastacji. Świeżo upieczony właściciel zamku umiera w 1728 roku w Kamienicy Królewskiej we Lwowie , a posiadłość przechodzi w ręce Wacława Rzewuskiego . Wacław upodobał sobie rodzinne okolice Sobieskich i poza gruntowną przebudową i doposażeniem zamku w Podhorcach. Rzewuski mieszkał w Podhorcach z żoną i córkami, utrzymywał dwór składający się m.in. z księdza, orkiestry i grupy teatralnej. Zadbał o zbrojną wartę i działa strzegące dróg dojazdowych do posiadłości. W tym samym czasie w miejscowości założony został również browar. Na zamku powstaje też drukarnia.
Wacław Rzewuski decyduje też o wzniesieniu kościoła w Podhorcach mającego być kopią turyńskiej Basilica di Superga. Dzięki niemu podziwiać dziś możemy nie tylko resztki tego co pozostało z czasów świetności kompleksu zamkowo-pałacowego ale także zrujnowany kościół św. Józefa i Podwyższenia Krzyża Świętego , którego budowę rozpoczęto w 1752, a zakończono dopiero w 1763 roku. W 1766 roku kościół zostaje ofiarowany Kapucynom z Oleska.
W 1754 roku po śmierci starszego brata Wacława, założyciela w Olesku największego w Polsce klasztoru Kapucynów zbiory zamku w Podhorcach wzbogacają się o cenne pamiątki po Sobieskich z Oleska. W spisie przedmiotów przeniesionych z Oleska znajdował się m.in. marmurowy stój przy którym ochrzczony został Jan III Sobieski.
Słynny hetman polny koronny, poeta, dramatopisarz i mecenas sztuki Wacław Piotr Rzewuski opuszcza ukochane Podhorce w 1767 roku i udaje się na Sejm Repninowski do Warszawy. Zamku w Podhorcach nie widzi już nigdy więcej. Porwany wraz z synem Sewerynem przez Nikołaja Repnina do Smoleńska zostaje zesłany do Kaługi. Podczas pobytu w niewoli siły rosyjskie pierwszy raz demolują posiadłość w Podhorcach. Dzicz która przetoczyła się przez zamkowe wnętrza odcisnęła piętno na długie lata.
Wacław wychodzi z niewoli w styczniu 1773 roku i odnajduje się już w nowym świecie. Podhorce znajdują się już pod zaborem austriackim i zostają zagrabione przez austriackiego okupanta . Hetman… zostaje mnichem, przenosi się do Sielec pod Chełmem w woj. lubelskim gdzie umiera 27 października 1779 roku.
Początki końca złotej ery zamku
Zaborcy szukają nabywcy na ukradzioną posiadłość. Austriacy organizują licytacje włości w 1782, 1786 oraz w 1787 roku. Sprzedanych zostaje wiele bezcennych przedmiotów znajdujących się do tej pory w zamkowych zbiorach. Zamek traci też oryginalne miedziane pokrycie dachowe. Na ostatniej licytacji rodzinną posiadłość odkupuje syn Wacława – późniejszy zdrajca z Targowicy – Seweryn Rzewuski. Seweryn słynący z zamiłowania do… alchemii i poszukiwania skarbów otwiera na II piętrze zamku pracownię alchemiczną. W przeciwieństwie do ojca nie mieszka w posiadłości na stałe. Seweryn Rzewuski dołącza do targowicy. Posiadłość powoli traci dawny blask. W czasie insurekcji kościuszkowskiej zostaje skazany na karę śmierci przez powieszenie oraz konfiskatę majątku. Ręka sprawiedliwości jednak go nie dosięga. Zdrajca wyjeżdża z Polski, umiera w Wiedniu w 1811 roku.
Podhorce przechodzą w ręce żony Seweryna – Konstancji z Lubomirskich, która nie mieszka w posiadłości. Faktyczną pieczę nad zamkiem sprawuje jej sługa. W tym czasie posiadłość podupada, a część zbiorów zostaje sprzedana. W 1826 roku właścicielem zamku zostaje słynny podróżnik i syn targowiczanina – Wacław Seweryn Rzewuski uwieczniony w utworach m.in. przez Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego.
Pod nieobecność właściciela zarządcą zamku jest Franciszek Remiszewski , który wysprzedaje majątek na licytacjach w których udział chętnie biorą żydowscy kupcy. U komornika przepadają też wsie Kąty, Łabacz, Rażniów, Jesionów, Kadłubiska. Z uwagi na Powstanie Listopadowe do kraju wraca Wacław i wraz ze sformowanym oddziałem bierze udział w bitwie pod Daszowem. Umiera po niej w niewyjaśnionych okolicznościach. Według podań – albo tonie podczas przeprawy przez rzekę, albo zabity zostaje przez kozaka lub zamordowany przy przekraczaniu granicy austriackiej – 14 maja 1831 roku. Niestety zamkiem dalej zarządca Remiszewski. Umiera w 1832 roku ale sytuacja zamku nie zmienia się. Teraz zarządza nim Feliks Długoborski kontynuujący trwające od lat rozkradanie zamku.
Złote lata dla bandyckiej swołoczy w Podhorcach kończą się nagle z chwilą powrotu prawowitego właściciela – Leona Rzewuskiego . Wściekły Rzewuski wparować miał do zamku i własnoręcznie zdemolować meble Długoborskich, którzy salwowali się ucieczką.
Pod zarządem Leona Rzewuskiego do niektórych okien powróciły szyby, część ze względu na niewielkie środki, zamurowano. Naprawiono uszkodzenia murów i podjęto się renowacji malowideł sufitowych w sali jadalnej znanej później jako zbrojownia. W 1856 roku nastąpiła renowacja dachu pomalowanego oryginalnie na czerwono. Zubożały Rzewuski nie doczekał się potomka od Teidy Małachowskiej, którą poślubił w 1850 roku. Przygnębiony brakiem środków na należyty remont oraz brakiem osoby, która mogłaby kontynuować spuściznę rodu w 1856 roku wystawia Podhorce na sprzedaż. Zamek ma trafić w ręce nowego właściciela pod jednym warunkiem – całkowitej jego restauracji.
Zamek w Podhorcach w rękach Sanguszków
W 1865 roku posiadłość kupuje książę Władysław Hieronim Sanguszko, który już po dwóch latach w 1867 roku oddaje zamek w ręce syna Eustachego. Rozpoczyna się odbudowa posiadłości popadającej w ruinę. Wzmacniane są stropy i mury, naprawiany jest taras nad kazamatami. Okazałej posiadłości przywrócony zostaje dawny blask i Zamek w Podhorcach zostaje udostępniony dla zwiedzających . W latach 70-tych XIX wieku zespół pałacowo-zamkowy i przepiękne ogrody Zamku w Podhorcach ściągały wielu artystów. Posiadłość inspirowała m.in. Napoleona Ordę, Aleksandra Gryglewskiego oraz Jana Matejkę. Z tych czasów zachowało się bardzo wiele zdjęć wnętrz Zamku w Podhorcach, które warto zobaczyć na naszej stronie .
I wojna światowa
Sanguszkowie zarządzający posiadłością pokazywali jej blask wszystkim chętnym, ale sielanka w Podhorcach trwała tylko do wybuchu I wojny światowej. Podczas I wojny światowej posiadłość okupowały wojska carskie, austro węgierskie, a także bojownicy ukraińscy. Początkowo posiadłość dostała się w ręce armii austriackiej, która przybyła na Zamek 10 sierpnia 1914 roku szykując się do odparcia zbliżającej się rosyjskiej ofensywy.
Opór CK armii nie trwał długo i został błyskawicznie przełamany. Już 24 sierpnia przed 10:00 na Zamek w Podhorcach przyjeżdżają rosyjscy generałowie ugoszczeni przez Grabikowskiego winem i miodem pitnym. Zajmujący posiadłość Rosjanie zachowujący się jeszcze dość ludzko i z szacunkiem traktowali Podhorce i ukradli tylko niektóre elementy okazałego zbioru. Matwiej Sulejman Sulkiewicz osobiście wydał zakaz przeznaczenia zamku na kwatery wojskowe. Do celów wojskowych używano studni i terenu posiadłości, rabowano jedzenie, ale żołnierze początkowo nie sypiali w muzealnych wnętrzach. Później stacjonowały tu siły rosyjskie w liczbie 250 żołnierzy. Część zbiorów ukradziono i sprzedano w wiosce, ale wykupił je
burgrabia Marcin Grabikowski .
Rosyjskie wojsko opuszcza zamek w połowie października 1914 roku. M.in. dzięki staraniom Adama Rzewuskiego i Grabikowskiego w dniu odbicia Lwowa przez siły Austriackie w czerwcu 1915 roku udało się uzyskać zakaz konfiskaty majątku zamku w Podhorcach wystawiony przez gen. gubernatora w Brodach. 25 czerwca 1915 roku wycofujące się wojsko rosyjskie zabiera kościelne dzwony . Tego samego dnia zakaz konfiskaty zbiorów zamkowych potwierdzony zostaje rozkazem głównego dowództwa rosyjskiej armii. Wycofujące się wojska rosyjskie zrabowały ostatecznie “tylko” srebrne zastawy, dywany i szablę króla Jana III, broń białą, część księgozbioru oraz sześć obrazów w tym płótno Rembrandta i Tycjana.
1 września 1915 roku w godzinach porannych do wsi dociera pierwszy austriacki patrol, a około 16 do zamku przybywają austriaccy generałowie. 3 września wydany zostaje zakaz wykorzystywania zamku na kwatery wojskowe. Z początkiem 1916 roku wydano decyzję o uruchomieniu szpitala zakaźnego na parterze zamku. Na szczęście udało się ją zablokować. 12 lutego wojsko kradnie naczynia kuchenne. Względny spokój trwa do 28 czerwca 1916 roku gdy między zamkiem, a kościołem ustawione zostają dwa austriackie moździerze. Pierwsze wystrzały sprawiają, że w zamku pękają szyby w oknach , ale dzień później artyleria zostaje wycofana.
30 lipca sielanka dobiega końca. Austriacy zajmują piętra zamku i formują tu komendę V korpusu narażając zamek na ostrzał sił nieprzyjaciela. Zamek bowiem znajduje się się w niewielkiej odległości od linii frontu przed nacierający ze wschodu siłami gen. Aleksieja Brusiłowa. Na szczęście interweniowała nadjeżdżająca ze wschodu komisja mająca ochraniać polskie zabytki na terenach objętych działaniami wojennymi. Poproszono o natychmiastową ochronę posiadłości. Brusniłow zabronił ostrzału posiadłości i dzięki decyzji tej Podhorce ocalały.
Posiadłość wykorzystywana jest do przygotowania uczt, mieszka tu przez pewien czas dowodzący austriackimi wojskami Fryderyk Habsburg . W czasie wojny Podhorce wizytuje także Karol I, a niedługo później Wilhelm II Hohenzollern. 11 listopada 1916 roku naftowe oświetlenie zamku zostaje zamienione na oświetlenie elektryczne. Grabikowski przez cały czas pracuje nad ewakuacją tego, co zostało. Okolice zamku zamieniają się w bazę wojskową. W okolicy wzniesione zostają ziemianki, a nawet polowa kolejka. Wojsko okupujące budynek powoli niszczy zbiory. Skutecznie udaje się ochronić jedynie bibliotekę.
Do pałacu pod Tarnowem w lutym 1917 roku trafia kolekcja z zamkowej biblioteki, broń z Sali Rycerskiej, zamkowe archiwa i kolekcję obrazów. Latem nad zamkiem coraz częściej pojawia się rosyjskie lotnictwo. Na zamku znów ustawione zostają moździerze, a także karabiny maszynowe. 21 sierpnia 1917 roku posiadłość obrzucona została granatami, ale żaden nie zniszczyły zamku. 22 sierpnia granat trafia w zamek i wpada przez dach do Sali Zwierciadlanej. Na całe szczęście nie wybucha. 8 września 1917 roku dach zamku zostaje uszkodzony przez odłamki.
W czasie I wojny światowej zniszczone zostały panele na ścianach i sufitach oraz parkiety. Część zbiorów przetrwała i udało się ewakuować je w sierpniu 1916 roku do Pałacu Sanguszków w Gumniskach pod Tarnowem, który notabene również nie miał zbyt wiele szczęścia. Został ukradziony prawowitym właścicielom i działa w nim zespół szkół ogrodniczych. Komenda wojsk austriackich wycofuje się z zamku dopiero 9 marca. Pozostawiając za sobą zdemolowane posadzki i ściany, kradnąc skóry. Żołnierze Austriacy kradną obrazy z Sali Karmazynowej. Trzy z nich zniszczone powracają wkrótce do zamku. I wojna światowa dobiega końca ale tereny na wschód od Lwowa mają pecha i od 1 listopada 1918 roku znajdują się pod ukraińskim butem. Ani siły Austriackie ani Rosyjskie nie zniszczyły zamku w Podhorcach. Okupującym posiadłość Ukraińcom wystarczyło na to zaledwie 7 miesięcy, bolszewikom tylko kilka tygodni.
Podhorce w okresie obrony Lwowa i wojny polsko-bolszewickiej
Ukraińcy docierają na zamek 28 listopada. Przeprowadzają rewizję i chcą internować córkę burgrabiego “szczęśliwie” chorą wówczas na grypę hiszpankę. Niedługo później aresztowany zostaje Zygmunt syn Grabikowskiego. Wkrótce w kwietniu 1919 roku aresztowany zostaje też drugi syn Wiktor. Ukraińska armia poważnie demoluje zamek w ciągu nocy 19 maja 1919 roku.
27 maja do miejscowości dociera wreszcie polski patrol ułanów .Konflikt polsko-ukraiński powoli zbliża się ku końcowi, ale od początku 1919 roku trwa wojna polsko-bolszewicka. Zamek wciąż jest zagrożony. 19 czerwca 1919 roku rozpoczyna się ewakuacja zbiorów, które początkowo przewożone są do Złoczowa skąd niedługo później w drogę do Tarnowa wyrusza cały wagon ewakuowanych zbiorów. Z zamku wyjeżdża też burgrabia Marcin Grabikowski i jego córka. W międzyczasie Ukraińcy zajmują zarówno Złoczów jak i Podhorce. Wrogie siły stacjonują na zamku do 27 czerwca 1919 roku.
W 1920 roku stan zamku był tak zły, że polska armia porzuciła pomysł wykorzystania go na kwatery. Wraz z rozwojem konfliktu z bolszewikami w lipcu 1920 roku znów próbowano ewakuować resztki zbiorów muzealnych wywożąc je do Krakowa. Dwa dni później 20 lipca burgrabia również opuszcza Zamek w Podhorcach z uwagi na nadciągające działania wojenne. Bolszewicy zajmują zamek przez 6 tygodni.
Po wojnie polsko-bolszewickiej do zamku wracają jego właściciele. Zastają zniszczone wnętrza i kompletnie zniszczone ogrody. Rozpoczynają się prace nad przywróceniem dawnego blasku posiadłości. Na pierwszy ogień idzie restauracja ogrodów, sale na piętrze. W 1931 roku nakładem rodziny Sanguszków wydana zostaje kronika Zamek Podhorecki w okresie Wielkiej Wojny 1914-1920 autorstwa burgrabiego Marcina Grabikowskiego, których fragmenty zacytowano powyżej. W zamku odrestaurowane zostają malowidła na suficie i od 1933 roku rozpoczyna się powrót kolekcji z pałacu Sanguszków pod Tarnowem. W 1939 roku na Zamku w Podhorcach znajduje się 398 obrazów. Niestety, stopniała kolekcja Sali Rycerskiej i starych mebli. Duża część eksponatów w przededniu II wojny światowej jest już bezpowrotnie utracona. Burgrabia Marcin Grabikowski zmarł 26 marca 1926 roku.
II wojna światowa
W momencie wybuchu II wojny światowej Roman Władysław Sanguszko opuszcza pałac w Gumniskach i wyjeżdża do Podhorcy. Książę będący właścicielem zamku porzuca dalsze starania nad remontem i błyskawicznie po przyjeździe kolejny raz podejmuje decyzję o ucieczce. Wyjeżdża z zamku 17 września 1939 roku i udaje się w kierunku granicy węgierskiej. Ostatecznie ucieka do Portugalii, a 10 czerwca 1940 roku wyrusza do Brazylii. Z posiadłości w Gumniskach i Podhorcach udaje się ewakuować zbiory, które
przez Rumunię również docierają do Sao Paulo gdzie do dziś troszczy się o nie specjalnie powołana fundacja Sociedade Sanguszko de Beneficencia
Czasy II wojny światowej to kolejne czarne dni dla posiadłości w Podhorcach. Najgorzej jest od chwili zajęcia ziem przez Armię Czerwoną. Zamek w Podhorcach zostaje oficjalnie ukradziony. Wnętrza są niszczone i rozkradane przez swołocz z karabinami. Najmniej zniszczone zostają najtrudniej dostępne sufity i malowidła sufitowe. Obrywa się wykładzinom ścian, piecom, portalom i kominkom. Z zawiasów wyrywane są drzwi i okna. W kazamatach zamku urządzony zostaje skład amunicji, który później wybucha. Podczas budowy kanalizacji zniszczona zostaje brama wjazdowa do Zamku. Zniszczony i przedziurawiony zostaje dach.
Kolejnym tragicznym dniem jest kontrofensywa Armii Czerwonej podczas której w kierunku Zamku w Podhorcach prowadzony jest ostrzał artyleryjski. Pocisk niszczy kopułę kościoła. Po nadejściu czerwonej zarazy wcale nie jest lepiej. Skradziony zamek i kościół włączone są do Lwowskiego Muzeum Historycznego. Kościół oczywiście zostaje zamknięty.
Powojenna dewastacja w nowych czasach
Gdy wiadomo już że kresowe ziemie zostaną Polsce ukradzione w kwietniu 1945 roku prowadzone są przygotowania do renowacji Zamku. Plan zostaje porzucony. Pozostałe na miejscu zbiory zostają rozkradzione w październiku przez okolicznych żołnierzy. Ocalałe resztki zbiorów trafiają do muzeów we Lwowie ostatecznie w 1947 roku, a w 1949 roku Ministerstwo Zdrowia Ukraińskiej SRR otwiera tu szpital gruźliczy. Ze względu na działanie placówki następuje dalsza dewastacja obiektu.
Na miejscu dawnych ogrodów prowadzony jest ogródek warzywny, a park zamieniony zostaje w sad. Powstają budynki gospodarcze na których powstanie nigdy nie zgodziliby się prawowici właściciele Zamku w Podhorcach. Następuje nieudolna elektryfikacja pozostałości parku i zalanie zabytkowego bruku asfaltem. Trwa dalsza kradzież zabytkowych wnętrz, która ma później katastrofalne skutki. W lutym 1956 roku na Zamku w Podhorcach prowadzony jest remont dachu. Wybucha trwający 3 dni pożar . Złośliwi twierdzą, że pożar wcale nie wybuchł przypadkowo. Miał zostać wywołany specjalnie by ukryć postępującą grabież budynku. Cel zostaje osiągnięty. Pozbawiony dachu Zamek w Podhorcach niszczeje przez kolejne 2 lata. Z zabytkowych wnętrz pozostają już tylko wspomnienia.
Po pożarze do początku lat 60-tych następuje przebudowa zamku tak, by zamiast na burżujską rezydencję bardziej nadawał się na szpital gruźliczy. Na ścianach zamiast drogocennych materiałów i draperii pojawia się zwykła farba. Wnętrza – jak to w komunistycznych szpitalach bywa – “przyozdobione” są białą farbą od góry, a zieloną lub niebieską od dołu. Zniszczone i zamurowane zostają zabytkowe kominki. W całości zostaje tylko jeden stary piec kaflowy .
16 stycznia 1973 roku w Sao Paulo na świat przychodzi prawowity spadkobierca majątku w Podhorcach książę Paul Francois Roman Sanguszko . Obecnie jedyny męski przedstawiciel rodu Sanguszków. Rok później w 1974 roku na zamku kręcone są sceny do filmu Potop. Podhorce grają w nim rolę rezydencji Radziwiłłów w Kiejdanach, a nieodległy zamek w Olesku imituje Taurogi. Niedługo później Zamek w Podhorcach występuje też w filmie D’Artagnan i trzej muszkieterowie.
W 1987 roku zniszczona zostaje część muru oporowego górnego tarasu. Następnie upada pozbawiona remontu zachodnia ściana fosy . Dopiero rok później rozpoczynają się działania mające na celu doprowadzenie do zamknięciu szpitala gruźliczego i przekazania Zamku w Podhorcach Lwowskiej Galerii Sztuki. Ostatecznie dochodzi do tego dopiero w latach 1996-97 . Zagrabione po wojnie zbiory należące do Lwowskiej Galerii Sztuki to około 65% zbiorów, które znajdowały się w Podhorcach w przededniu II wojny światowej.
W 2005 roku oszacowano że na całkowitą odbudowę zamku potrzebna jest kwota od 3 do 3,5 mln dolarów. W 2008 roku na alarm bije międzynarodowa fundacja World Monuments Fund, która umieszcza Zamek w Podhorcach na liście World Monuments Watch obejmującej 100 cennych światowych zabytków zagrożonych bezpowrotnym zniszczeniem. Decyzja ta jest impulsem dla Ukraińców, którzy przeznaczają na restaurację zawrotne 1,7 mln UAH i kolejne 3 mln UAH w roku 2008.
W 2010 roku do zwiedzania otwarty zostaje teoretycznie jedynie dziedziniec zamkowy i część zamkowych kazamatów. W maju 2011 roku kolejna grupa ekspertów szacuje koszt odbudowy zamku na 75 mln euro . W grudniu 2017 roku zebrane zostaje 220 tysięcy UAH, które przeznaczone zostaje na naprawę balustrad. Jak wiele pozostaje do przeprowadzenia gruntownej renowacji widzicie sami.
Od początku czerwca 2018 oficjalnie dostępne do zwiedzania są wnętrza Zamku w Podhorcach. Szpitalne malowanie ścian przykryto białą farbą, a we wnętrzu zamku powieszono fotokopie starych obrazów, które kiedyś znajdowały się w zbiorach Sanguszków oraz płachty zadrukowane… wizerunkami kominków . Wygląda to dość żałośnie. Błąkająca się po zamku obsługa wciska odwiedzającym kit, że do czerwca w zamku działało sanatorium. Jeśli jakieś działało to chyba przeznaczone tylko dla grzybów i pleśni…
Gdzie jest Zamek w Podhorcach?
Zamek w Podhorcach znajduje się w odległości około 90 kilometrów od Lwowa.
...
Rozumiem ze w kraju bieda ale bez przesady. Swiatowy zabytek rzadkiej klasy A mialby zniknac?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:40, 10 Lut 2019 Temat postu: |
|
|
Smutny los zapomnianych dworków ziemiańskich
Obecny stan dworku w Wyskoci pozostawia wiele do życzenia - ginie na naszych oczach, o czym przekonałam się, zaglądając do środka. Dwory - pomniki polskiej historii i tożsamości, popadają w zapomnienie... Dlaczego?
...
Niszczenie kultury trwa!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:51, 17 Sty 2020 Temat postu: |
|
|
Zamek w Podhorcach, znany z filmu ,,Potop” niszczeje
r
Zespół pałacowy w Podhorcach popada w ruinę. Zabytki w Polsce niszczeją a dla Ukrainy są pieniądze! Gdzie te miliony? Na Elewacji zamku tego nie widać! Biorą a efektów brak! Na co przeznaczana jest pomoc?!
...
Na Ukrainie tez nasze. Kasa poszla na 1001 muzeoteatr zydow jakichs tam!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 11:20, 26 Mar 2020 Temat postu: |
|
|
Pożar zniszczył unikatowy zabytek z pałacowego zespołu rodu Donhoffów
Spłonął zabytkowy spichlerz w Drogoszach. Był częścią pięknego zespołu pałacowego rodu Donhoffów. Do zdarzenia doszło 25 marca w nocy. Na miejscu pracowało kilka jednostek straży pożarnej.
...
Jeszcze tego brakuje!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:44, 29 Maj 2020 Temat postu: |
|
|
Renowacja “białoruskich Łazieniek” wstrzymana z powodu braku środków
2020.05.29 14:33
Właściciel pałacu Umiastowskich: obecnie przeżywamy poważne trudności finansowe. Zdj. Alaksandr Lubanczyk/ Belsat.eu.
Klasycystyczny pałac w Żemłosławiu, będący wierną kopią warszawskich Łazienek, popada w ruinę. Niestety maleją szansę na zmianę tego stanu.
Biełsat odwiedził Żemłosław, gdzie mieści się jeden z najcenniejszych zabytków architektury okolic Iwia, by dowiedzieć się o losie jego renowacji.
Pałac Umiastowskich powstał w 1877 r. na brzegu rzeki Gawii. Turyści z Polski rozpoznają w nim bez trudu warszawski Pałac na Wodzie, którego jest wierną kopią. Siedziba miała swoje okresy świetności i upadku, nie raz zmieniała właściciela. W czasach Związku Radzieckiego w pałacu mieścił się zarząd miejscowego kołchozu. Jednak już w czasach niepodległej Białorusi pałac opustoszał.
Nowym właścicielem budynku stała się firma Hradziciel. Zdj. Alaksandr Lubanczyk/ Belsat.eu
Ten zabytek architektury najbardziej ucierpiał niestety w ciągu ostatnich dziesięcioleci i częściowo spłonął w 2012 r. Zniszczeniu uległ dach, przez co cała budowla ulegała dalszej dewastacji. W 2017 r. białoruskie państwo wystawiło zrujnowany budynek na aukcji. Zaproponowana przez władze cena wywoławcza obiektu wynosiła wtedy 138 rubli, czyli w przeliczeniu 280 zł. Jednak na kupca nałożono obowiązek przeprowadzenia kapitalnego remontu pałacu w ciągu 5 lat.
Nowy gospodarz, stary scenariusz
Nowym gospodarzem obiektu stała się mińska prywatna firma budowlana Hradziciel. I wraz ze zmianą właściciela pojawiła się nowa nadzieja, że pałac zostanie odbudowany i zamieniony w kompleks turystyczny.
Remont przerwano jesienią 2019 r. Zdj. Alaksandr Lubanczyk/ Belsat.eu
I faktycznie rok temu, gdy sporządzono część koniecznej dokumentacji, w pałacu ruszyły prace remontowe. Na dachu głównego korpusu położono nowe belki, a w prawej oficynie odbudowano kominy i przystąpiono do wymiany pokrycia.
Budowę wstrzymano na jesieni 2019 r. I całą zimę budynek stał bez dachu. Michał Hlinski, dyrektor firmy Hradziciel mówi Biełsatowi, że chciał na wiosnę rozpocząć przerwane prace. Jednak na drodze tym planom stanęła pandemia koronawirusa.
– Obecnie mamy bardzo poważne problemy finansowe, naszym głównym celem jest zachowanie firmy i miejsc pracy. I choć prace zostały wstrzymane, mamy nadzieję, że do końca roku znajdziemy rozwiązanie w tej sytuacji — dodał.
Zdj. Alaksandr Lubanczyk/ Belsat.eu
Epidemia, według jego relacji, wpłynęła też na perspektywy zdobycia zagranicznego wsparcia na odbudowę obiektu.
Hliński przypomina, że podczas swojej wizyty w rejonie iwieńskim pałac odwiedził polski ambasador Artur Michalski, który obiecał wesprzeć odbudowę.
Biełsat skontaktował się z Ambasadą RP w Mińsku. Sekretarz prasowy ambasady Arkadiusz Kłębek, który potwierdził informację o wizycie ambasadora Michalskiego w pałacu, stwierdził, że z powodu pandemii koronawirusa, kwestia wsparcia nie została na razie rozpatrzona.
Pałac Umiastowskich przetrwał zimę bez dachu. Zdj. Alaksandr Lubanczyk/ Belsat.eu
Specjalista ds. renowacji zabytków Ihar Czarniauski opowiada, co oznacza dla pałacu brak dachu i co można zrobić w obecnej sytuacji, by nie dopuścić do dalszego niszczenia budynku. Jego zdaniem dobrze się stało, że pałac trafił w prywatne ręce, bo daje to szansę na poprawę jego losu.
Konserwator, podobnie jak Michał Hliński uważa, że nie ma sensu nakrywać budowlę tymczasowym dachem. Jego zdaniem pochłonie to niemal tyle samo środków co budowa właściwego pokrycia.
– I dlatego, by nie marnować środków, należy od razu wykonywać prace zgodnie z projektem — dodaje.
Pałac państwowy?
Epidemia koronawirusa postawiła pod znakiem zapytania dalsze prace nad rekonstrukcją pałacu. Zdj. Zdj. Alaksandr Lubanczyk/ Belsat.eu
Jednak według Siarhieja Chareuskiego, historyka architektury i wykładowcy na Europejskim Uniwersytecie Humanistycznym w Wilnie, błędem jest sprzedaż przez państwo podobnych obiektów bez przeprowadzenia tam audytu.
Przypomina, że pałac w Żemłosławiu już trzykrotnie był sprzedawany inwestorom, których wabiła jego niska cena. Poprzedni nie umieli wywiązać się z umowy. Historyk wskazuje, że na Białorusi można wymienić kilkanaście przykładów nowych właścicieli zabytków, którzy nie dają rady sfinansować ich restauracji. Wymienia m.in. pałace w Smilawiczach i Żełudku.
– Najczęściej nowi właściciele nie zdają sobie spraw, ile środków i wysiłków trzeba dla odrestaurowania kompleksów pałacowo-parkowych. To bardzo pracochłonne zadanie, które należy wykonywać pieczołowicie, dokonując odpowiednich badań. Czy ktokolwiek z tych właścicieli zdawał sobie sprawę z np. konieczności przeprowadzenia badań archeologicznych? – dodaje.
Ostatnia właścicielka pałacu z rodu Umiastowskich przekazała go Uniwersytetowi Wileńskiemu. Zdj. Alaksandr Lubanczyk/ Belsat.eu
Jego zdaniem obecnie żadnego prywatnego właściciela na Białorusi nie stać na utrzymanie zabytków takich jak pałac w Żemłosławiu. Przypomina, że było tak również w przypadku ostatniej dziedziczki pałacu – Janiny Umiastowskiej.
Po zakończeniu I wojny światowej i wojny polsko-bolszewiskiej, w obliczu kryzysu gospodarczego hrabina Umiastowska bezpłatnie przekazała pałac Uniwersytetowi Wileńskiemu. Uniwersytet uzyskał w ten sposób bazę naukowo- badawczą i ośrodek wypoczynkowy. Chareuski przypomina też, że nawet po przekazaniu pałacu jego dawna właścicielka nie przestawała weń inwestować, choć główny ciężar finansowy jego utrzymania ponosił uniwersytet.
Siarhiej Chareuski uważa, że tylko państwo może udźwignąć koszty utrzymania obiekty.
Według specjalisty jedynie państwo jest w stanie finansować utrzymanie tego typu obiektów. I dlatego, tak jak przed wiekiem, pałac mógłby trafić we władanie Grodzieńskiego Uniwersytetu Państwowego. Środki finansowe mogłyby wtedy pochodzić z różnych budżetów — rejonowego, obwodowego i republikańskiego, a łatwiej byłoby też zaangażować środki zagraniczne.
...
Bolszewicy za mao zniszczyli!
Piekne miejsce. Zreszta to Wielkie Ksiestwo Litewskie to zachwalac nie trzeba. Mickiewicz wyrazil to w sposob niedoscigniony...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:28, 25 Paź 2021 Temat postu: |
|
|
Straszny dwór, czyli dlaczego w Polsce giną zabytki?
Polska jest cmentarzyskiem zapomnianych dworów i pałaców. W stanie agonalnym znajduje się około 3 tys. zabytków. Dlaczego władze nie zajmują się ich losem, a zamierzają zainwestować miliardy w krytykowaną pseudozabytkową rekonstrukcję Pałacu Saskiego?
...
Komuna zabrala ,panom dwory'. Tylko potem nie miala co z nimi robic. To porzucila i poszly na zniszczenie. Horrendalny system bezsensownej biedy i syfu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|