Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Muzeum Armii Krajowej .
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:40, 27 Wrz 2011    Temat postu: Muzeum Armii Krajowej .

Otwarcie Muzeum Armii Krajowej

Muzeum Armii Krajowej im. Gen. Emila Fieldorfa "Nila" oraz wystawę Studium Polski Podziemnej "Z londyńskich zbiorów Polskiego Państwa Podziemnego" otwarto w Krakowie, fot. PAP/Jacek Bednarczyk



Niestety otwarcia dokonano w belkotliwym sosie ,,europejskim'' . Bo UE dala kase wiec trzeab bylo pochwalic demona . Tak to jest gdy bozkiem jest pieniadz ...
AK nie walczyla o stolki dla euro-towarzyszy a o Polskę !
Ale tak to juz jest ! Muzeum Powstania Warszawskiego tez powstalo nie z patriotyzmu a w celach wyborczych...
Ale te muzea sa ! Hiporyzja jest holdem jaki wystepek sklada cnocie !
Nedzne motywy znikaja w niepamieci a dobro zostaje !
Tak tez i o Powstaniu 44 wielu mlodych sie nauczylo z tego muzeum nic nie wiedzac o motywach powstania muzeum...
Dlatego Bóg nie przeciwdziala takim intencja bo ludzie szybko odchodza a rzeczy zostaja i sluza dobru mimo ze intencje mogly byc nawet podle . Np. W PRL uczyli ,,kontrolowanego'' patriotyzmu na potrzeby komuny - komuna padla a wielu patriotow sie wychowalo ! Nawet 4 pancernych nie zaszkodzilo... Jako dziecko tez uwielbialem ten film co mi pomoglo a nie zaszkodzilo bo bolszewikiem nie zostalem :O))) Tylko Polakiem !

[img]http://m.onet.pl/_m/54a329c6c1c22a1756040dfd248b0b63,10,1.jpg
[/img]

>>>>

Patron jest znakomity . Geberal Nil wybitna postac i meczennik ! Oto żołnierz oto Polak ! Same niebo pokierowało tak aby patronem był ten co trzeba ! Niech mlodzi sie ucza Polski i patriotyzmu :O))) A starzy tez potrzebuja !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:28, 13 Lut 2012    Temat postu:

70. rocznica powstania Armii Krajowej

14 lutego 1942 r. z przekształcenia Związku Walki Zbrojnej powstała Armia Krajowa, podlegająca polskiemu rządowi RP na uchodźstwie. W skład tej największej podziemnej armii w okupowanej Europie weszło ok. 200 organizacji. Jej komendantem głównym został gen. Stefan Rowecki "Grot".

Początki Armii Krajowej sięgają konspiracyjnej organizacji Służba Zwycięstwu Polski, zawiązanej w nocy z 26 na 27 września 1939 r. przez grupę wyższych oficerów z gen. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim, przy współudziale prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego. Stała się ona zalążkiem Polskiego Państwa Podziemnego. Służba Zwycięstwu Polski została przekształcona najpierw w 1940 r. w Związek Walki Zbrojnej, a następnie rozkazem Naczelnego Wodza w Armię Krajową, w skład której weszło ok. 200 organizacji wojskowych, zarówno spod okupacji niemieckiej, jak i sowieckiej.

Armia Krajowa była konspiracyjną organizacją wojskową stanowiącą integralną część Sił Zbrojnych RP. Podlegała Naczelnemu Wodzowi i rządowi Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie.

W zamierzeniach rządu miała być organizacją ogólnonarodową, ponadpartyjną, a jej Komendant Główny jedynym, upełnomocnionym przez rząd dowódcą krajowej siły zbrojnej. Głównym zadaniem AK było prowadzenie walki o odzyskanie niepodległości przez organizowanie i prowadzenie samoobrony oraz przygotowanie armii podziemnej na okres powstania, które miało wybuchnąć na ziemiach polskich w okresie militarnego załamania Niemiec.

Kolejnymi dowódcami AK byli generałowie: Stefan Rowecki ps. Grot - do 30 czerwca 1943 r., Tadeusz Komorowski ps. Bór - do 2 października 1944 r. i Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek - do 19 stycznia 1945 r. Komendant Główny AK podlegał Naczelnemu Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych. Organem dowodzenia AK była Komenda Główna (KG), w której skład wchodziły oddziały, piony organizacyjne i samodzielne służby - oddziały: I Organizacyjny, II Informacyjno-Wywiadowczy, III Operacyjno-Szkoleniowy, IV Kwatermistrzostwa, V Łączności Operacyjnej, VI Biura Informacji i Propagandy oraz VII Finansów i Kontroli, a także Kierownictwo Dywersji.

Terenowa struktura organizacyjna AK odpowiadała zasadniczo przedwojennemu podziałowi administracyjnemu kraju. Na terenie województw tworzono okręgi, w powiatach - obwody, w gminie lub kilku gminach - placówki. Tworzone były także obszary będące jednostkami strukturalnymi, obejmującymi kilka okręgów. Na początku 1944 r. Komendzie Głównej AK podlegały 4 obszary i 8 samodzielnych okręgów.

W skład AK wchodziły także jednostki strukturalne, działające poza granicami kraju: Samodzielny Wydział do Spraw Kraju Sztabu Naczelnego Wodza tzw. Oddział VI oraz Oddziały AK na Węgrzech ("Liszt") i w Niemczech (Komenda Okręgu Berlin "Blok").

AK od początku była organizacją masową, zwiększającą szeregi przez werbunek ochotników i kontynuowanie akcji scaleniowej, rozpoczętej przez Związek Walki Zbrojnej. W latach 1940-44 do AK przystąpiły m.in.: Tajna Armia Polska, Polska Organizacja Zbrojna "Znak", Gwardia Ludowa, PPS-WRN, Tajna Organizacja Wojskowa, Konfederacja Zbrojna, Socjalistyczna Organizacja Bojowa, Polski Związek Wolności oraz częściowo Narodowa Organizacja Wojskowa, Bataliony Chłopskie i Narodowe Siły Zbrojne.

Liczba żołnierzy AK wynosiła na początku 1942 r. ok. 100 tys., zaś w lecie 1944 r. już ok. 380 tys., w tym: ok. 10,8 tys. oficerów, 7,5 tys. podchorążych i 87,9 tys. podoficerów. Kadra AK rekrutowała się z oficerów i podoficerów armii przedwrześniowej oraz z absolwentów tajnych Zastępczych Kursów Szkoły Podchorążych Rezerwy i Zastępczych Kursów Podoficerów Piechoty, a także przerzucanych do kraju oficerów tzw. cichociemnych. Od 1943 r. w jednostkach podporządkowanych Komendzie Głównej AK tworzono kompanie i bataliony, od 1944 r. - pułki, brygady, dywizje, zgrupowania pułkowe i dywizyjne.

Potrzeby finansowe, materiałowo-sprzętowe i w zakresie uzbrojenia były zabezpieczane przez rząd RP i uzupełniane w drodze akcji bojowych i innych działań, mających na celu zaopatrzenie w broń, mundury, sprzęt i środki finansowe (m.in. zakupy broni i własna, tajna produkcja broni strzeleckiej: pistoletów maszynowych, granatów i materiałów wybuchowych).

AK realizowała swe cele poprzez prowadzenie walki bieżącej i przygotowywanie powstania powszechnego. Walka bieżąca prowadzona była głównie przez akcje małego sabotażu, akcje sabotażowo-dywersyjne, bojowe i bitwy partyzanckie z siłami policyjnymi oraz regularnym wojskiem niemieckim. Specjalne miejsce w działalności bojowej AK zajmowały akcje odwetowe i represyjne w stosunku do SS i policji oraz zdrajców i prowokatorów.

Przygotowaniem i wykonaniem akcji sabotażowo-dywersyjnych i specjalnych zajmowały się autonomiczne piony wydzielone z KG AK: Związek Odwetu, "Wachlarz" i Kierownictwo Dywersji, pod nadzorem Kierownictwa Walki Konspiracyjnej, a następnie Kierownictwa Walki Podziemnej. Innymi formami walki bieżącej były: organizowana na szeroką skalę akcja propagandowa wśród społeczeństwa polskiego (prowadzona przez Biuro Informacji i Propagandy), wydawanie prasy, np. "Biuletynu Informacyjnego", szerzenie dezinformacji wśród Niemców (akcja "N") i wywiad wojskowy.

Kulminacją wysiłku zbrojnego AK było Powstanie Warszawskie stanowiące kluczowy element akcji wojskowej "Burza" zorganizowanej przez oddziały Armii Krajowej przeciwko Niemcom. Rozpoczęła się ona na początku stycznia 1944 r. pod koniec okupacji niemieckiej, w obliczu wkroczenia Armii Czerwonej na dawne tereny II Rzeczpospolitej.

Po klęsce Powstania Warszawskiego jednostki AK na terenach zajętych przez Armię Czerwoną zostały zdemobilizowane. 1 stycznia 1945 r. Komendant Główny gen. Okulicki wydał rozkaz o rozwiązaniu AK, co zakończyło również akcję "Burza". Straty AK wyniosły ok. 100 tys. poległych i zamordowanych żołnierzy, ok. 50 tys. zostało wywiezionych do ZSRR i uwięzionych. Do moskiewskiego więzienia trafił m.in. gen. Okulicki, sądzony w procesie szesnastu przywódców Państwa Podziemnego.

Wobec represji sowieckich i służb bezpieczeństwa PPR nie wszystkie oddziały AK podporządkowały się rozkazowi o demobilizacji. Powstały nowe organizacje konspiracyjne m.in.: Ruch Oporu Armii Krajowej i Zrzeszenie "Wolność i Niezawisłość". Żołnierze AK byli prześladowani przez władze komunistyczne, zwłaszcza w okresie stalinizmu, wielu z nich skazano na karę śmierci lub wieloletniego więzienia.

>>>>

Tak ! Ta nazwa brzmi ! Armia Krajowa !
Zeby ktos nie pomyslal ze dopiro w 1942 powstala konspiracja a w latach 1939-42 to Polacy nic nie robili ...
AK to tylko odgorna nazwa ... Konspiracja byla oddolna i powstawanie AK to SCALANIE tych roznych grup w jedno . Niech nikt sobie nie wyobraza ze ktos z gory przyjechal i zrobil ... Nic z tych rzeczy !!! OD DOLU ! PO POLSKU !!!
Co do liczebnosci to dane sa zanizone ...
Skoro udokumentowano w Warszawie w w AK 50 tys. ludzi a bylo to 800 plutonow a w skali kraju bylo 8800 plutonow to znaczy okolo 550 tys ludzi w sierpniu 44 na 21-22 miliony Polaków . Jak zwykle zatem MASA ! Ale Powstanie Warszawskie udowdnilo ze z chwila wybuchu do walik stawalo wiecej ! Bo przyprowadzali znajomych !!! W AK byli ZAPRZYSIEZENI ...
Zatem AK mogla spokojnie zmobilizowac milion !!!
I to wszystko pod bestialskim hitlerowskim terrorem ... Bo to nie byla sielanka i demokracja ...
Stad jest to fenomen nieznany swiatu ... Owszem w Jugoslawii byli silni partyzanci ale siedzieli w gorach niedostepni dla hitlerowcow a poza tym mieli do czynienia takze z Wlochami itp. a to duzo latwiej niz z Niemcami .
Warunki znakomite a w plaskiej Polsce ? Nie ma gdzie sie ukryc !

AK zakonczyla swoje istnienie w sposob męczeński . Po ludzku wydaje sie ze to kleska . Ale to Bóg sądzi . A taki koniec przypomina nam ... ŚMIERĆ JEZUSA ! Nie przypadkiem . Nastapilo utozsamienie z Bogiem !
Juz Mickiewicz o tym mowil . A wszak to jest celem czlowieka byc jak Chrystus ... A zatem AK odniosla sukces najwiekszy ktory kazdy zrozumie po przejsciu na tamten swiat . Ale Bóg jak zapewnia sukces to zawsze OSTATECZNY :O))))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:40, 16 Kwi 2012    Temat postu:

Mord sądowy na legendzie Armii Krajowej

16 kwietnia 1952 roku - równo 60 lat temu - wydano wyrok skazujący na śmierć przez powieszenie generała Augusta Fieldorfa ps. „Nil” - legendę akowskiego podziemia. Do dziś nie jest znane miejsce jego pochówku.

Proces „za zamkniętymi drzwiami” rozpoczął się 16 kwietnia 1952 roku o godzinie 12.30 i zakończył się po blisko ośmiu godzinach o 20.30. Na sali byli tylko: oskarżony – gen. August Fieldorf, jego obrońca z urzędu – Jerzy Mering, wiceprokurator Prokuratory Generalnej – Benjamin Wajsblech (autor aktu oskarżenia), przewodnicząca składu sędziowskiego – sędzia Maria Gurowska (później zmieni pisownię swego nazwiska na: Górowska), protokolantka H. Grądzka oraz dwóch ławników: Bolesław Malinowski (tramwajarz warszawski) i Michał Szymański (urzędnik partyjnej administracji). Tylko osiem godzin wystarczyło sędzinie i ławnikom na skazanie na śmierć niewinnego człowieka. Materiał dowodowy był spreparowany – oparty na wymuszonych zeznaniach dwójki byłych współpracowników „Nila”.

Generał Fieldorf zginął jak pospolity przestępca lub zbrodniarz hitlerowski – zasądzono karę śmierci przez powieszenie na podstawie artykułu 1 pkt. 1 dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 roku „o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy oraz zdrajców Narodu Polskiego”. Dekret ten służył władzy ludowej nie tylko do sądzenia nazistowskich zbrodniarzy wojennych, ale też do walki politycznej m.in. z żołnierzami Armii Krajowej. Oskarżano Fieldorfa o współpracę w czasie wojny z Niemcami oraz o zlecanie zabijania partyzantów radzieckich, Żydów oraz członków AL i PPR.

Generał August Fieldorf ps. „Nil” w chwili skazania miał 57 lat. Był żołnierzem Legionów Polskich, uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej, w czasie drugiej wojny światowej był dowódcą dywersji Komendy Głównej AK (Kedyw). W połowie 1944 roku powierzono mu zadanie zorganizowania nowej formacji konspiracyjnej „NIE” (skrót od „Niepodległość) w ramach AK, która miała przygotowywać się do walki o niepodległość pod sowiecką okupacją. W czasie wojny Fieldorf posługiwał się dokumentami wystawionymi na nazwisko zawodowego kolejarza – Walentego Gdanickiego. W marcu 1945 roku „Nil” został aresztowany pod Warszawą przez NKWD i zesłany na Ural, jego fałszywe dokumenty były doskonale spreparowane – nie rozpoznano w nim generała Armii Krajowej. Wrócił do Polski pod koniec 1947 roku wciąż jako Walenty Gdanicki. Ujawnił się jednak dopiero w lutym 1948 roku. Od tego czasu agenci urzędu bezpieczeństwa podjęli się intensywnego rozpracowywania jego osoby. Aresztowano go w listopadzie 1950 roku w Łodzi i osadzono w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, gdzie doczekał wykonaniu wyroku śmierci 23 lutego 1953 roku.

Oficerem śledczym przesłuchującym generała Fieldorfa na Rakowieckiej był 24-letni Kazimierz Górski, który dostawał od swych przełożonych gotowe listy pytań. Początkowo chciano zmusić generała do współpracy z nową władzą ludową, tak by swym autorytetem legitymizował nowy ustrój. Generał Fieldorf był wówczas najwyższym rangą żyjącym i funkcjonującym na terenie nowej Polski Ludowej przedstawicielem Polskiego Państwa Podziemnego. „Nil” jednak możliwość współpracy zdecydowanie odrzucił. Zaraz po powrocie do Polski z zesłania odrzucił też propozycję wyjazdu na Zachód, nie chcąc „dezerterować” i zostawiać swoich żołnierzy. Miał mówić, że „byłoby to tchórzostwo wobec podkomendnych, a po pobycie w Rosji każde polskie więzienie będzie jak sanatorium”. Nie można jednak nazwać tylko ironią losu faktu, że ani Rosjanie, ani Niemcy, a właśnie Polacy doprowadzili do jego zamordowania.

Proces gen. Fieldorfa był tzw. mordem sądowym. Perfidię misternie zaplanowanego morderstwa potwierdza późniejsza wypowiedź płk Julii Brystygierowej byłej szefowej Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego: „Chodziło o przeciągnięcie generała na naszą stronę lub, w ostateczności, zneutralizowanie go. (...) Fieldorf byłby bardzo dobrym kandydatem i choć był nie do złamania, to miał żyć. Ale moi koledzy nie wytrzymali. (...) Zagrali z generałem w otwarte karty. Wiedzieli, że taki fachman jak „Nil” nie da się wykorzystać w ciemno. (...) Gdy Fieldorf zdecydowanie odrzucił propozycję współpracy, sprawa stała się groźna dla bezpieczeństwa ludzi, biorących udział w grze. W pewnym momencie „Nil” wiedział za dużo, aby żyć. Musiał umrzeć. Pozostało tylko uzgodnić, w jaki sposób usunąć generała z tego świata. Były różne propozycje. W końcu zdecydowano się na normalne, starannie przygotowane śledztwo i proces”.

20 października 1952 roku Sąd Najwyższy (w składzie Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew) podtrzymuje wyrok śmierci dla gen. Fieldorfa. Igor Andrejew – późniejszy profesor Uniwersytetu Warszawskiego, autor licznych podręczników i niemal legenda prawa karnego – w liście do córki Fieldorfa z 20 października 1989 roku (w rocznicę wyroku SN) z rozbrajającą naiwnością próbował się usprawiedliwiać, pisząc o generale: „To się wstyd przyznać, ale ja myślałem wtedy, że to był jakiś Niemiec”.

Ani ówczesny dyrektor Departamentu Sądowego Leon Penner, ani jego zastępczyni Alicja Graff nie chcieli być obecni podczas wykonywania wyroku śmierci. Do nadzorowania powieszenia generała AK wyznaczyli 23-letniego prokuratora Wiktora Gatnera, który pracę w Prokuraturze Generalnej rozpoczął raptem kilka miesięcy wcześniej. Alicja Graff na pytania o sprawę Fieldorfa odpowiadała potem: „Ja nie znam tej sprawy. Byłam na końcu. Nie miałam w rękach tych akt. Nic nie pamiętam. Do egzekucji wyznaczał mój dyrektor”.

Uruchomiona biurokratyczna machina „sprawiedliwości” każdego po trochu czyniła odpowiedzialnym za wyrok śmierci, jednak nikogo nie czyniła odpowiedzialnym w pełni, tym samym nikt nie czuł się winny tej śmierci. Biurokratyczne procedury automatycznie rozgrzeszały sądowych morderców. Spośród szeregu osób zaangażowanych w te sprawę, tylko nieliczni zetknęli się osobiście z gen. Fieldorfem, a jeszcze mniej osób wiedziało kim naprawdę jest oskarżony. Ani oficer śledczy, ani prokurator obecny przy powieszeniu nie wiedzieli z kim mają do czynienia. Generała Fieldorfa nie doprowadzono nawet na posiedzenie Sądu Najwyższego, podtrzymującego wyrok – orzekano na podstawie akt, bez obecności oskarżonego.

Profesor Jerzy Stępień, były sędzia i prezes Trybunału Konstytucyjnego, przyczyn współczesnej (po roku 1989) bezkarności ówczesnych „oprawców sądowych” dopatruje się w odziedziczonych po PRL strukturach w jakich działali i działają w III RP kolejni prokuratorzy: „Od 1990 roku były instytucjonalne instrumenty do tego żeby ścigać zbrodniarzy odpowiedzialnych za zbrodnie komunistyczne. (...) Od kilku lat powtarzam tezę, że przede wszystkim prokuratura powinna zostać zreformowana, powinniśmy przywrócić instytucje sędziego śledczego, gdyby byli sędziowie śledczy na początku lat 90-tych byłaby zupełnie inna ich pozycja ustrojowa i byliby odważniejsi. Zachowaliśmy de facto nie zmienioną strukturę prokuratury odziedziczoną po latach 50-tych.” (z wypowiedzi w „Warto rozmawiać” TVP 01.04.2009).

W marcu 1989 roku generał August Fieldorf został zrehabilitowany. Dopiero w roku 1992 Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wszczęła śledztwo w sprawie wydania wyroku śmierci na gen. Fieldorfa. Już wówczas większość osób zaangażowanych w ten proces nie żyła. W 1995 roku sformułowano tylko dwa akty oskarżenia – wobec Marii Gurowskiej i Heleny Wolińskiej (w 1950 roku jako prokurator podpisała nakaz aresztowania „Nila”). Gurowska skutecznie unikała stawienia się przed sądem. Zmarła w roku 1998. Nie udało się doprowadzić do ekstradycji z Wielkiej Brytanii Heleny Wolińskiej. Zmarła w 2008 roku. Generał Fieldorf został zagrzebany, bo nie pochowany, w nieznanym do dziś miejscu. Jego symboliczny grób znajduje się na Cmentarzu Powązkowskim.

Marta Tychmanowicz

>>>>

Tak ! General Nil ! Czlowiek symbol ! Pokazuje jak osiagnac swietosc sluzba w wojsku !!!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:31, 09 Lip 2012    Temat postu:

USA: zmarł "cichy bohater", Ryszard Kossobudzki.

W USA zmarł 86-letni bohater Powstania Warszawskiego Richard Cosby - Ryszard Kossobudzki. Historia życia Kossobudzkiego została opisana w książce pod tytulem "Cichy bohater: tajemnice z przeszłości mojego ojca", której autorką jest jego sławna córka - Rita Cosby - jedna z największych gwiazd telewizji amerykańskiej - informuje polski Nowy Dziennik z Nowego Jorku.

Kossobudzki jako nastolatek walczył w Powstaniu Warszawskim, był członkiem legendarnego batalionu "Gozdawa". Po upadku powstania trafił do niemieckiego obozu jenieckiego. Po wojnie studiował w Londynie, a w połowie lat 50. wyemigrował do USA.

Przez lata milczał o swojej wojennej przeszłości, pracując jako inżynier. Dopiero 35 lat po wojnie o przeżyciach ojca dowiedziała się jego córka, Rita Cosby. Niestety, namówienie ojca na zwierzenia i wspomnienia zajęło jej dużo czasu. Dopiero w 2010 roku napisała książkę "Quiet Hero. Secrets from My Father's Past" ("Cichy bohater. Tajemnice z przeszłości mojego ojca"), która jest nie tylko historią życia Kossobudzkiego, ale także odkrywaniem polskich korzeni przez znaną dziennikarkę. Pierwszy raz Ryszard Kossobudzki wraz z córką odwiedził Polskę po 65 latach.

Książka Rity Cosby stała się w USA bestsellerem.

>>>>>

Gozdawa czyli Stare Miasto . Tutaj ciekawa rzecza jest to ze anglosasi moga sie zapoznac bo pisane ich stylem . Choc nie sadze aby pojeli o co chodzilo .

(fot. PAP / Jacek Bednarczyk)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:30, 19 Wrz 2012    Temat postu:

Katy Carr: dziewczyna, która kocha polską historię

Dziennik Polski (UK)

Znacie Państwo przejmującą historię Kazika Piechowskiego, polskiego harcerza, który 20 czerwca 1942 roku uciekł z Auschwitz w samochodzie komendanta obozu Rudolfa Hoessa? W redakcji "Dziennika" gościliśmy Katy Carr piosenkarkę i autorkę tekstów, która przyniosła promowaną właśnie płytę DVD "Kazik and the Kommander's Car".

Katy wraca do historii sprzed 70 lat. W wrześniu 1939 roku Kazimierz Piechowski miał 19 lat. Jego rodzinny Tczew Niemcy zajęli już czwartego dnia wojny. Harcerzy rozstrzeliwali. Kazik postanowił przedostać się na Węgry, z nadzieją dołączenia do tworzonego we Francji wojska polskiego. Zamiar nie powiódł się - chłopak został schwytany, trafił do aresztu. Do Auschwitz wywieziono go w początkowej fazie tworzenia obozu, w drugim transporcie. Był więźniem nr 918.

Uciekli główną bramą obozu

Pracował w komandach, które usuwały zwłoki zabitych w egzekucjach więźniów. Potem trafił do magazynów zaopatrzeniowych. Wówczas zaczął obmyślać plan ucieczki. Wraz trzema innymi więźniami - ukraińskim przyjacielem Gienkiem Benderą, księdzem Józefem Lempartem i Staszkiem Jasterą, harcerzem - zdecydowali, że wydostaną się przez główną bramę obozową, tą z napisem "Arbeit macht frei", jako czteroosobowe komando. Mundury esesmańskie i samochód Steyr 220 (do wyłącznego użytku Rudolfa Hoessa) okazały się przepustką na wszystkich posterunkach kontrolnych. Szalona brawura dała im wolność.

Piechowski do końca wojny walczył w szeregach Armii Krajowej. Komunistyczne władze skazały go za to w 1947 roku na dziesięć lat, odsiedział w więzieniu siedem. - Miałem 33 lata, gdy wreszcie wyszedłem na wolność. Zabrano mi całą młodość. Tyle, że to był mój obowiązek - harcerzem jest się na całe życie - Katy cytuje słowa 91-letniego dziś Piechowskiego.

Polsko-brytyjska rodzina i historia

Katy Carr urodziła się i wychowała w Nottingham. Ale jej rodzice poznali się we Włocławku, gdzie ojciec z gronem licznych specjalistów z Wysp budował rafinerię. Rodzina matki pochodzi z Bielska-Białej. I właśnie jedna z wizyt u krewnych stała się początkiem dla piosenki "Kommander’s Car", której tematem jest opisane wyżej wydarzenie. Warto jeszcze wspomnieć, że "Kommander’s Car" to jeden z utworów z albumu Katy Carr pt. "Coquette" typowanego do London Music Award 2012.

- U ciotki poprawiam swój język polski oglądając namiętnie telewizję - opowiada Katy. - I trafiłam na fascynujący film dokumentalny o Kazimierzu Piechowskim. Usłyszałam z ekranu opowieść o człowieku, która mną wstrząsnęła. Czy wiesz, że tylko 144 więźniom udało się uciec z Auschwitz… Ja musiałam poznać Kazika osobiście. Wydaje mi się, że widziałam te wydarzenia na własne oczy. W Londynie napisałam piosenkę o ostatnich 80 metrach ucieczki - mówi Katy.

Kariera wokalistki nie była życiowym marzeniem Katy. Gdy decydowała o swej przyszłości scena i estrada były nieco na uboczu. Lubiła śpiewać, ale pierwszym planem przez lata były samoloty i latanie. Chciała zasiadać za sterami samolotów bojowych, marzyła o karierze pilota myśliwców! Idąc konsekwentnie tą drogą kadetka Carr w wieku 16 lat przez rok regularnie jeździła na lotnisko RAF-u (godzina drogi na skuterze), gdzie uzyskała licencję pilota szybowcowego. Ale jako 18-latka wygrała konkurs muzyczny, którego nagrodą było wejście do studia na nagrania… Po tym nie było już powrotu do kokpitu. Katy przyjechała na studia muzyczne do Londynu.

Dziś ma na swym koncie spory już dorobek płytowy: "Screwing Lies" (2001), "Passion Play" (2003) oraz "Coquette" (2009). Rok 2012 stoi pod znakiem czwartej płyty pt. "Passport", który trafi na rynek we wrześniu.

"Nie wierzyłam w sukces"

O swych osiągnięciach Katy mówi z uśmiechem, to dla niej temat mało ważny, co wyjaśnia swych "militarnym podejściem do życia".

- Nigdy nie myślałam, że nie osiągnę sukcesu. Wojskowe wychowanie wpaja w ciebie przekonanie o własnej wartości. Mam wielkie ego (śmiech), ale nie potrzebuję sławy. Moim sukcesem jest właśnie to, że realizuję swa wielką pasję, jaką jest muzyka. Sukces to dla mnie proces, a nie cel do osiągnięcia - tłumaczy Katy.

Piosenkarka podkreśla w rozmowie, że w ostatnich latach największą przyjemność sprawia jej koncertowanie przed audytorium starszych ludzi. - Napisz, że uwielbiam "Lili Marlene" - wtrąca piosenkarka. Styl Katy nawiązuje do lat 30. i 40. ubiegłego wieku, co przy nowoczesnej, współczesnej aranżacji daje tamtym piosenkom interesujący, bardzo świeży efekt. Nic, więc dziwnego, że repertuar sprzed lat ma swoją publiczność, a występy cieszą się powodzeniem. Dla Katy to okazja na bliższe kontakty z publicznością, rozmowy ze świadkami wydarzeń sprzed lat, które dla niej są inspiracją.

Spotkanie z panem Kazimierzem

Tak właśnie trafiła do Kazimierza Piechowskiego. Dokument obejrzany w telewizji stał się inspiracją dla wzruszającej piosenki. Katy czuła potrzebę poznania pana Kazimierza osobiście. Dziś podkreśla z uśmiechem zażenowania, że zdobyła jego telefon, ale przez cztery miesiące nie miała odwagi zadzwonić. Obawy okazały się niepotrzebne. Piosenka "Kommander’s Car" była pięknym podarunkiem dla pana Kazimierza, który przyjął ją ze wzruszeniem.

Spotkanie z Piechowskim poprosiła, by skomentować słowami: "Największym wrażeniem, które odniosłam z rozmowy z nim jest jego życiowa mądrość i elokwencja. Historia Polski jest bardzo skomplikowana, ale Piechowski dał mi klucz do jej zrozumienia. Kazik nie tylko nauczył mnie naszej historii, ale także przekazał mi swój optymizm i życiową energię. On wstrzyknął we mnie zastrzyk polskości. Ja zawsze uważałam się za pół-Polkę, pół-Angielkę. Teraz wydaje mi się, że wszyscy żyjemy w pętli czasu. I nie jest ważne, kim jesteśmy z nazwy czy imienia - tylko, jak żyjemy".

Jarosław Koźmiński

Historia Kazika Piechowskiego jest częścią projektu edukacyjnego pn. "Building Bridges" ufundowanego przez Enfield Council.

>>>>

Bardzo ciekawe !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:05, 19 Sty 2013    Temat postu:

Marta Tychmanowicz: Ten rozkaz miał uchronić żołnierzy AK przed represjami

19 stycznia 1945 roku ostatni komendant Armii Krajowej gen. Leopold Okulicki wydał rozkaz o rozwiązaniu Armii Krajowej. Miało to uchronić żołnierzy przed represjami ze strony wkraczających na tereny Polski wojsk radzieckich. Jednak i tak NKWD przy pomocy polskiej bezpieki aresztowało, wsadziło do więzienia lub zesłało w głąb ZSRR kilkadziesiąt tysięcy byłych akowców.

Generał Okulicki „Niedźwiadek” w połowie stycznia 1945 roku przebywał w okolicach Częstochowy, gdzie Kedyw (oddziały dywersji Armii Krajowej) miał chronić jasnogórski klasztor Paulinów. 12 stycznia 1945 roku Armia Czerwona przystąpiła do wielkiej ofensywy, której celem było zdobycie Berlina. Tragiczny finał, a wręcz druzgocząca klęska militarna i polityczna, Powstania Warszawskiego oraz szybkie postępy wojsk sowieckich skłoniły gen. Okulickiego do podjęcia decyzji o rozwiązaniu Armii Krajowej. 19 stycznia wydał on ostatnie rozkazy, W pierwszym deklarował niechęć do wystąpień zbrojnych przeciwko Armii Czerwonej, ale jednocześnie zwycięstwo Stalina nie oznaczało dla niego końca wojny o niepodległą Rzeczpospolitą: „Postępująca szybko ofensywa sowiecka doprowadzić może do zajęcia w krótkim czasie całej Polski przez Armię Czerwoną. Nie jest to jednak zwycięstwo naszej słusznej sprawy, o którą walczymy od 1939 roku. W rzeczywistości, mimo stwarzanych pozorów wolności, oznacza to zmianę jednej okupacji na drugą bardziej niebezpieczną”.

W ostatnim rozkazie z 19 stycznia 1945 przeznaczonym do wszystkich żołnierzy Okulicki dramatycznie apelował: „Żołnierze Armii Krajowej! Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa Polskiego i ochrony ludności polskiej przed zagładą. (...) W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą.

W przekonaniu, że rozkaz ten spełnicie, że zostaniecie na zawsze wierni tylko Polsce oraz by Wam ułatwić dalszą pracę, z upoważnienia Pana Prezydenta RP zwalniam Was z przysięgi i rozwiązuję szeregi Armii Krajowej. W imieniu służby dziękuję Wam za dotychczasową ofiarną pracę. Wierzę głęboko, że zwycięży nasza święta sprawa, że spotkamy się w prawdziwie wolnej i nieokupowanej Polsce. Niech żyje wolna, niepodległa i szczęśliwa Polska!”.

Decyzja rozwiązania Armii Krajowej nie była osobistym pomysłem Okulickiego, była rozważana już dużo wcześniej – możliwość taką w obliczu wkraczających do Polski Sowietów zapisano w specjalnej instrukcji rządowej z 14 listopada 1944 roku. Rozproszenie polskiej armii związanej z rządem londyńskim miało być pozytywnym sygnałem oraz ułatwić negocjacje ze stroną radziecką. Chciano też uchronić członków AK przed prześladowaniami ze strony NKWD, nie dawać im powodów do represjonowania polskich żołnierzy. Generał Okulicki twierdził że utrzymywanie antyradzieckiej partyzantki byłoby doskonałym pretekstem dla Stalina do uruchomienia ogromnej sowieckiej machiny likwidującej przeciwników. Jak się później jednak okazało Stalin był dużo perfidniejszym i bezwzględniejszym graczem i wcale nie potrzebował żadnych pretekstów. Sam fakt rozwiązania Armii Krajowej nie wpłynął w żaden szczególny sposób na zaniechanie czy zmniejszenie skali represji wobec byłych akowców.

W tajnej depeszy do Naczelnego Wodza gen. Andersa Okulicki już 5 marca 1945 roku pisał: „Represje i aresztowania żołnierzy AK trwają bez przerwy. Konieczna jest interwencja Anglosasów. Do tego czasu aresztowano ponad 40 tysięcy. Los aresztowanych niewiadomy. Armia Czerwona i władze sowieckie grabią co się da. Zachowują się jak w zdobycznym wrogim kraju. Jedynym władcą jest NKWD, które tępi każdą myśl narodową polską”. Co więcej sam gen. Leopold Okulicki padł ofiarą cynicznej prowokacji przygotowanej przez NKWD i polskie UB – został aresztowany podczas zainscenizowanego spotkania przywódców Państwa Podziemnego z generałem Sierowem pod koniec marca 1945 roku w Pruszkowie. Efektem tego aresztowania był słynny proces 16-tu w Moskwie, a finalnie niewyjaśniona do dziś tragiczna śmierć generała Okulickiego w radzieckim więzieniu w wigilię 1946 roku.

Rozwiązanie Armii Krajowej nie miało oznaczać jednak końca walki. Rozkaz ten zwalniał żołnierzy z przysięgi złożonej AK, ale nie zwalniał ich z obowiązku służenia ojczyźnie. Sam Okulicki, Komenda Główna AK oraz przywódcy cywilni nie zamierzali się ujawniać. W odczuciu prześladowanych akowców okupację niemiecką zastępowała nowa – sowiecka. Sytuacja wymagała więc ponownego zejścia do podziemia i podjęcia na nowo walki o niepodległą Polskę. Kontynuatorką opartej na jawnych strukturach Armii Krajowej miała być głęboko zakonspirowana, wręcz elitarna, organizacja NIE (Niepodległość). Jej działalność została jednak szybko sparaliżowana poprzez aresztowanie i wywiezienie do ZSRR jej szefów – Fieldorfa i Okulickiego. NIE rozwiązano 7 maja 1945 roku, powołując w to miejsce Delegaturę Sił Zbrojnych na Kraj, która swój żywot zakończyła równie szybko – 6 sierpnia 1945 roku. Na jej miejsce powstało cywilno-wojskowe Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Ale jak pisze Piotr Lipiński w swojej książce „Raport Rzepeckiego”: „W ciągu niecałego roku 1945 kolejno działały i rozwiązywały się organizacje antykomunistycznego podziemia: Armia Krajowa, NIE, Delegatura Sił Zbrojnych, WiN. Można przypuszczać, że ze zmian tych zdawali sobie w pełni sprawę wyłącznie najwyżsi dowódcy. Społeczeństwo i żołnierze zapewne uważali, że podziemie to po prostu Armia Krajowa”.

Rozkaz o rozproszeniu szeregów Armii Krajowej oraz dalsze decyzje powołujące do życia efemeryczne organizacje próbujące zastąpić rozwiązaną AK były tylko złowieszczą zapowiedzią zbliżającego się końca. Krzysztof Komorowski napisał w książce „Armia Krajowa. Dramatyczny epilog”: „Nieuchronnie zbliżał się czas tragicznego końca Sił Zbrojnych w Kraju. (...) Aresztowanych akowców poddawano brutalnym przesłuchaniom (filtracjom), pozbawiano mienia osobistego i częstokroć włączano do kolumn jeńców niemieckich. Z tzw. więzień operacyjnych NKWD wywożono ich transportami kolejowymi do obozów pracy i kopalni m. in. na Uralu i w zachodniej Syberii. (...) Pokolenie Kolumbów, uwikłane w rozrachunki z przeszłością, dramatycznie doświadczone współczesnością, było skazane na gorycz zniewolenia w przyszłości. Nie dane było mu cieszyć się pełnią zwycięstwa nad Niemcami”.

Pomimo zakończenia II wojny światowej byli żołnierze AK poddawani byli wciąż prześladowaniom, i to co gorsza ze strony polskich instytucji i służb bezpieczeństwa (UB, MO, Informacja Wojskowa, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego). Niektórzy oddawali życie, a jedyną ich winą były przekonania polityczne lub przynależność do AK.

Marta Tychmanowicz, specjalnie dla Wirtualnej Polski

....

To byl dopiero dramat ! Oto prawdziwa tragedia . Cala swiatowa literatura moze sie schowac przy historii Polski ! Oto co znaczy Naród Wybrany !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:39, 10 Maj 2013    Temat postu:

Zmarł Cezary Chlebowski, publicysta i żołnierz AK

W wieku 85 lat zmarł Ce­za­ry Chle­bow­ski, żoł­nierz AK, pi­sarz i pu­bli­cy­sta, hi­sto­ryk, autor ta­kich ksią­żek jak "Po­zdrów­cie Góry Świę­to­krzy­skie", "Wa­chlarz", "Bez po­ko­ry".

Ce­za­ry Chle­bow­ski uro­dził sie 15 lu­te­go 1928 roku w Grodź­cu, obec­nie dziel­ni­cy Bę­dzi­na w Za­głę­biu Dą­brow­skim. Jesz­cze jako uczeń szko­ły po­wszech­nej zwią­zał się z har­cer­stwem, po wy­bu­chu wojny kon­ty­nu­ował naukę na taj­nych kom­ple­tach.

Pod­czas oku­pa­cji Chle­bow­ski pra­co­wał m.​in. jako ro­bot­nik leśny. Na po­cząt­ku 1944 roku wstą­pił do AK i uczest­ni­czył w re­da­go­wa­niu biu­le­ty­nu za­wie­ra­ją­ce­go in­for­ma­cje z na­słu­chu ra­dio­we­go oraz kol­por­to­wał miej­sco­wą pod­ziem­ną ga­zet­kę, dzia­łał też w pod­ziem­nym har­cer­stwie. Po woj­nie ukoń­czył kurs in­struk­tor­ski, w 1948 roku Chle­bow­ski zo­stał jed­nak usu­nię­ty za po­glą­dy po­li­tycz­ne z har­cer­stwa, które prze­cho­dzi­ło wła­śnie pro­ces re­for­my w duchu PRL.

W kwiet­niu 1947 r. Ce­za­ry Chle­bow­ski ujaw­nił się przed ko­mi­sją li­kwi­da­cyj­ną przy byłym Wo­je­wódz­kim Urzę­dzie Bez­pie­czeń­stwa Pu­blicz­ne­go w Ka­to­wi­cach, gdzie stwier­dził, że na­le­żał do or­ga­ni­za­cji nie­pod­le­gło­ścio­wej pod do­wódz­twem "Ty­mo­szu­ka" na te­re­nie po­wia­tu Biała Pod­la­ska i do or­ga­ni­za­cji AK "Ję­dru­sie" na te­re­nie po­wia­tu san­do­mier­skie­go. Chle­bow­ski był kil­ka­krot­nie prze­słu­chi­wa­ny przez UB, pró­bo­wa­no też zwer­bo­wać go do współ­pra­cy, na co jed­nak się nie zgo­dził.

Chle­bow­ski w 1969 r. ukoń­czył stu­dia dzien­ni­kar­skie na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim, a w 1980 roku na Wy­dzia­le Hi­sto­rycz­nym tej samej uczel­ni zro­bił dok­to­rat na pod­sta­wie pracy "Mo­no­gra­fia Or­ga­ni­za­cji Dy­wer­syj­nej AK poza wschod­ni­mi gra­ni­ca­mi Pol­ski w okre­sie wrze­sień 1941 - ma­rzec 1943". Praca ta zo­sta­ła uzna­na przez Radio Wolna Eu­ro­pa za jeden z be­st­sel­le­rów 1983 roku, otrzy­ma­ła na­gro­dę im. Wło­dzi­mie­rza Pie­trza­ka w 1983. Fun­da­cja Ful­bri­gh­ta w USA przy­zna­ła au­to­ro­wi za tę po­zy­cję na­gro­dę w po­sta­ci kil­ku­mie­sięcz­ne­go po­by­tu w USA. Książ­ka "Wa­chlarz" opar­ta na tym dok­to­ra­cie zo­sta­ła wy­da­na w sumie w po­nad­stu­ty­sięcz­nym na­kła­dzie.

W la­tach 1950-1970 Chle­bow­ski zmie­niał pracę 27 razy, było to prze­waż­nie wy­ni­kiem nie­chęt­ne­go sto­sun­ku władz PRL do jego osoby. Pra­co­wał m.​in. w Banku Han­dlo­wym, re­dak­cjach "Spor­tu", "Expres­su Wie­czor­ne­go" i "Kulis", PZU, Ko­mi­te­cie Or­ga­ni­za­cyj­nym Wy­ści­gu Po­ko­ju. W 1971 roku zna­lazł za­trud­nie­nie jako se­kre­tarz re­dak­cji mie­sięcz­ni­ka "Wid­no­krę­gi" - or­ga­nu Ogól­no­pol­skie­go Ko­mi­te­tu Po­ko­ju, a od 1995 roku był pu­bli­cy­stą w "Ty­go­dni­ka So­li­dar­ność".

Jako dzien­ni­karz Chle­bow­ski zaj­mo­wał się te­ma­ty­ką spor­to­wą (przede wszyst­kim pisał o nar­ciar­stwie) i kom­ba­tanc­ką. Opu­bli­ko­wał tez kil­ka­na­ście ksią­żek m.​in. "Nocne szla­ki" (1964) - opo­wie­ści o ta­trzań­skich ku­rie­rach pod­czas oku­pa­cji, "Po­zdrów­cie Góry Świę­to­krzy­skie" (1968) - do­ku­men­tal­ną re­la­cję z dzia­łań zgru­po­wa­nia AK do­wo­dzo­ne­go przez Jana Piw­ni­ka "Po­nu­re­go", "Pokaż zęby" (1981) - au­to­bio­gra­ficz­ną opo­wieść o la­tach oku­pa­cji, dwu­to­mo­wą au­to­bio­gra­fia "Bez po­ko­ry" (1997), pracę "Po­nu­ry - major Jan Piw­nik 1912-1944" (2005).

Na­kła­dy ksią­żek Ce­za­re­go Chle­bow­skie­go prze­kro­czy­ły łącz­nie mi­lion eg­zem­pla­rzy, cie­szy­ły się ogrom­ną po­pu­lar­no­ścią.

Ce­za­ry Chle­bow­ski zmarł w czwar­tek w War­sza­wie.

>>>>

Poszedl do kolegow . Tak . Nikt wam tak dobrze nie opisze AK jak uczestnik ! Te prace to wrecz zrodla a nie ksiazki . Nawet najwiekszy ekspert ale z innej epoki nie rozumie tych ludzi !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:40, 15 Maj 2013    Temat postu:

Stary Gromadzyn: odnaleziono tajne archiwum Armii Krajowej z czasów II wojny światowej

Pod­czas prac ziem­nych wła­ści­ciel po­se­sji w miej­sco­wo­ści Stary Gro­ma­dzyn (woj. pod­la­skie) od­na­lazł uni­ka­to­wy zbiór do­ku­men­tów z ar­chi­wum Związ­ku Walki Zbro­nej - Armii Kra­jo­wej. Do­ku­men­ty prze­cho­wa­no w ro­syj­skiej skrzyn­ce po amu­ni­cji - po­da­je ser­wis kresy.​pl.

Od­kry­cia do­ko­na­no po prze­wie­zie­niu wy­do­by­tej skrzyn­ki na wy­sy­pi­sko. Zna­le­zi­sko prze­ka­za­no na­uczy­cie­lo­wi z miej­sco­wej szko­ły pod­sta­wo­wej, a ten nie­zwłocz­nie do­star­czył ma­te­riał do bia­ło­stoc­kie­go od­dzia­łu IPN.

Mimo ogól­ne­go złego stanu do­ku­men­tów, udało się usta­lić, że pisma dot. ar­chi­wum kol­neń­skie­go ob­wo­du ZWZ-AK, po­cho­dzą praw­do­po­dob­nie z lat 1941-42 - czy­ta­my na stro­nie kresy.​pl.

Po­nad­to, na pod­sta­wie zna­le­zi­ska, usta­lo­no listę kon­fi­den­tów so­wiec­kich z lat pierw­szej oku­pa­cji so­wiec­kiej w la­tach 1939-41 oraz spis kon­fi­den­tów nie­miec­kich z po­cząt­ku oku­pa­cji nie­miec­kiej.

W naj­bliż­szym cza­sie ar­chi­wum zo­sta­nie prze­wie­zio­ne do pra­cow­ni kon­ser­wa­tor­skiej Biura Udo­stęp­nia­nia i Ar­chi­wi­za­cji Do­ku­men­tów IPN War­sza­wa.

!!!!

DLACZEGO DO IPN TAK WSPANIALE ARCHIWUM ! CO TO MA ZNACZYC ! To juz w Polsce nie ma normalnej historii tylko kloaka IPN !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:27, 20 Lip 2013    Temat postu:

W Grodnie wystawa poświęcona bohaterom AK

Portrety bohaterów Armii Krajo­wej, którzy w czasie II wojny światowej walczyli na Kresach Wschodnich, przedstawiono na wystawie w Grodnie - poinfor­mował portal Związku Polaków na Białorusi.

Na wystawie zatytułowanej "Pa­mięci bohaterów Armii Krajo­wej", otwartej w jednym z po­mieszczeń nieuznawanego przez władze w Mińsku Związ­ku Polaków na Białorusi, znala­zły się prace ponad 15 arty­stów skupionych w Towarzy­stwie Plastyków Polskich przy ZPB.

Prace przedstawiają żołnierzy antykomunistycznego podzie­mia, stawiających opór sowiety­zacji Kresów Wschodnich i pod­porządkowaniu ich władzy so­wieckiej w latach 40. i 50. Kon­sultantem historycznym wysta­wy był grodzieński krajoznawca i publicysta Witold Iwanowski.

Wśród sportretowanych żołnie­rzy AK znaleźli się m.​in. Anatol Radziwonik ps. "Olech", Witold Pilecki ps. "Witold", Jan Piwnik ps. "Ponury" czy obecna prezes Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi Weronika Sebastia­nowicz ps. "Różyczka".

Po raz pierwszy wystawa zosta­ła pokazana 12 maja niedaleko wsi Raczkowszczyzna (rejon szczuczyński) po uroczystości poświęcenia krzyża pamięci Ra­dziwonika, usuniętego kilka dni temu przez nieznanych spraw­ców. Z Grodna ekspozycja trafi do Polski.

W otwarciu wystawy uczestni­czyli m.​in. prezes ZPB Mieczy­sław Jaśkiewicz, konsul RP w Grodnie Zbigniew Pruchniak oraz prezes Towarzystwa Pla­styków Polskich Stanisław Kicz­ko.

....

Brawo ! To wielka i chlubna historia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:37, 06 Wrz 2013    Temat postu:

Odsłonięto tablicę upamiętniającą Mariana Barthela de Weydenthala

W Wiśle odsłonięto tablicę, upamiętniającą Mariana Barthela de Weydenthala, ps. Urban - żołnierza AK i dowódcy oddziałów partyzanckich w Beskidzie Śląskim. W tym roku minęła 70. rocznica jego śmierci.

Kapral podchorąży de Weydenthal był pierwszym dowódcą oddziału AK "Barania Góra", działającego w rejonie Wisły i Istebnej. O upamiętnienie tej postaci zabiegało Towarzystwo Miłośników Wisły. Prezes Towarzystwa Grażyna Pruska podkreśla nie tylko jego zasługi dla tworzenia regularnych oddziałów partyzanckich w Beskidzie Śląskim, ale również wybitną postawę moralną i oddanie ojczyźnie.

W lipcu ubiegłego roku przedstawiciele Towarzystwa z pomocą Nadleśnictwa Wisła i jedynego, żyjącego jeszcze świadka działalności „Urbana”, Pawła Cieślara-Połomskiego wstępnie oznaczyli miejsce śmierci i pochówku dowódcy. W prace związane z przywracaniem pamięci o Barthelu de Weydenthalu zaangażowany jest historyk Krzysztof Kiereś, autor wydanej w 2012 r. książki "Od Baraniej Góry po Monte Casino", opisującej działalność partyzancką.

Marian Barthel de Weydenthal urodził się w 1921 r. jako syn Kazimiery i Jerzego Teofila Barthel de Weydenthal - konsula generalnego polskiej ambasady w Zagrzebiu, późniejszego ambasadora w Chinach. W 1939 roku, jako kapral podchorąży artylerii przeciwlotniczej, służył w 17. Baterii Motorowej Artylerii Przeciwlotniczej. Po kapitulacji działał w konspiracyjnych strukturach AK w Generalnej Guberni.

W Beskidy został skierowany jesienią 1942 r. przez dowódcę Okręgu Śląskiego Armii Krajowej ppłk. Pawła Zagórowskiego ps. „Maciej”. „Dowódca współpracował z przedstawicielami wiślańskiego ruchu oporu - między innymi z członkiem AK Rudolfem Kowalą, który zwerbował jeszcze kilku konspiratorów z Istebnej i Jaworzynki ukrywających się przed Gestapo. Tak powstał niewielki, liczący około 10 osób oddział partyzancki Barania. Jego głównym celem było przygotowanie lądowiska dla zrzutu ludzi i broni” - przypomniała prezes Pruska.

W 1943 roku ścigany przez Niemców oddział przeniósł się w rejon Malinowskiej Skały, co umożliwiało mu nawiązanie kontaktu z konspiracją żywiecką. Zginął w czerwcu 1943 roku. Jego ciało odnaleźli towarzysze broni - Antoni Waszut i Rudolf Kowala. Pogrzebali go w masywie Baraniej Góry.

- Jako dowódca oddziału Marian Barthel de Weydenthal znany był z praworządności i przestrzegania wojskowego kodeksu w czasie wojny. Był przeciwny dokonywaniu rozbojów, kradzieży i mordów - podkreśliła Pruska.

Przedstawiciele Towarzystwa Miłośników Wisły przypominają, że również bliscy Mariana Barthela de Weydenthala zapisali się złotymi zgłoskami w polskich dziejach: Przemysław był uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej, otrzymując krzyż Virtuti Militari. Takie samo odznaczenie otrzymała jego ciocia Jadwiga, która była komendantką Oddziałów Żeńskich POW w Warszawie. Była ona także matką chrzestną transatlantyka MS Batory.

...

Co za zyciorys ! A takich bylo mnostwo w AK . To jest ciekawe heroiczne zycie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:43, 03 Gru 2013    Temat postu:

Ostatnia chwila na odtworzenie listy żołnierzy AK

70 lat po wojnie Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej podejmuje próbę sporządzenia wykazu wszystkich osób, które w szeregach tej formacji walczyły z Niemcami i Sowietami - informuje "Dziennik Polski".

Pierwsza wersja listy ma być gotowa do połowy listopada 2014 r. Mamy nadzieję, że będzie to możliwie najpełniejszy wykaz, bo stworzyć kompletnego się już nie da; jesteśmy spóźnieni o kilkadziesiąt lat - przyznaje Tadeusz Filipkowski z Zarządu ŚZŻAK.

I choć wojna zakończyła się ponad pół wieku temu, to wiele rodzin wciąż szuka jakichkolwiek informacji o bliskich działających w podziemiu. Ale związek w wielu przypadkach nie może pomóc, bo wciąż nie ma bazy osób walczących w szeregach AK. Stąd idea powstania listy - tłumaczy dziennik.

Pretekstem do stworzenia wykazu jest przypadająca 13 listopada 2014 r. 75. rocznica powołania Związku Walki Zbrojnej, poprzednika AK. Lista, która trafi do internetu, ma być oparta nie tylko na dokumentach archiwalnych, ale też na publikacjach o AK. Oprócz imienia i nazwiska, daty urodzenia i stopnia zawierać ma także m.in. przydział służbowy i nadane odznaczenia - wymienia "DP".

...

Tak ! Znakomity pomysl ! Trzeba wydac wielka ksiege nazwisk ze stopniami i datami zycia . W dwu kolumnach ok 100 nazwisk na stronie to by bylo 7000 stron . Kilka tomow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:52, 18 Lut 2014    Temat postu:

Sąd unieważnił wyrok z 1958 r. na żołnierza Armii Krajowej

Łódzki sąd okręgowy unieważnił wyrok sądu z 1958 r. wydany na represjonowanego żołnierza AK Edwarda Bucę - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Małgorzata Wojciechowicz. Buca 13 lat przebywał w sowieckich łagrach.

Edward Buca został zatrzymany przez Rosjan w 1945 r. Za przynależność do Armii Krajowej sąd skazał go na karę śmierci, którą zamieniono później na karę 20 lat więzienia i ciężkich robót. Spędził 13 lat w łagrach Workuty i na Syberii.

Po odbyciu kary w łagrach został zwolniony i deportowany do Polski. Tutaj przeprowadzono przeciwko niemu postępowanie karne. W 1958 r. Sąd Wojewódzki w Łodzi, przyjmując ustalenia trybunału wojskowego ZSRR, skazał ponownie Bucę na karę śmierci. Została ona później - na mocy amnestii - zamieniona na 15 lat więzienia, a następnie zredukowana do 13 lat; na poczet kary zaliczono pobyt w łagrach.

Sąd Okręgowy w Łodzi unieważnił wyrok łódzkiego sądu wojewódzkiego z 1958 r., który uznał Bucę za winnego popełnienia czynów szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa i skazał go na 13 lat więzienia oraz utratę praw honorowych i obywatelskich na pięć lat - poinformowała Wojciechowicz.

Unieważnienia wyroku chciał szczeciński prokurator okręgowy.

Jak podała Wojciechowicz, łódzki sąd podzielił stanowisko prokuratora, że do skazania Bucy doszło w związku z prowadzoną przez niego działalnością na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego.

Prokurator dowiedział się o orzeczeniu sądu z 1958 r. występując w sprawie prowadzonej przed Sądem Okręgowym w Szczecinie o zadośćuczynienie i odszkodowanie za 13 lat katorżniczych prac, której wnioskodawcą był Buca. Sąd w marcu 2013 r. przyznał mu 565 tys. zł zadośćuczynienia, o które starał się przed polskimi sądami od 1999 r.

W czasie wojny Buca (ur. w 1926 r.) służył w AK w Nowym Samborze w województwie lwowskim. Został aresztowany przez Niemców, ale udało mu się uciec. Tuż przed końcem wojny 4 maja 1945 r. podczas zatrzymania przez funkcjonariuszy NKWD przestrzelono mu kolana i bito kolbą karabinu po głowie. Jak wcześniej zeznawał Buca, podczas śledztwa przesłuchiwało go w sumie 11 śledczych, był wielokrotnie rażony prądem.

W 1953 r. przebywając w sowieckich łagrach był przywódcą buntu więźniów w jednym z obozów w Workucie. Rosjanie uznali, że Buca jest prowokatorem i wydłużyli pobyt w łagrze - prawdopodobnie to uratowało go od śmierci.

W latach 70. Buca uciekł do Szwecji przedstawił tamtejszym mediom swoją historię - powiedział Maciej Krzyżanowski, pełnomocnik Edwarda Bucy w sprawie o odszkodowanie. Władze PRL uznały wtedy, że szkalował kraj i wysłały za nim funkcjonariuszy bezpieki. Buca uciekł przed nimi i zamieszkał w Kanadzie.

W 2013 r. Buca powrócił z Kanady i zamieszkał w Szczecinie, tego samego roku zmarł w wieku 87 lat.

>>>

Szok ze dopiero teraz ! TAKIE AK MIALA ZYCIORYSY ! MECZENNICY !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:36, 24 Lut 2014    Temat postu:

Andrzej Sławiński: wielu żołnierzy AK znajduje się w tragicznej sytuacji

Często żyją z zapomóg, ledwo wiążą koniec z końcem. Byli żołnierze Armii Krajowej nie mają łatwej starości. – Od lat wspieramy najbardziej potrzebujących, wysyłamy pieniądze do Polski. Obawiam się jednak, że tegoroczna akcja może być już ostatnia – mówi dr Andrzej Sławiński, przewodniczący Zarządu Funduszu Inwalidów Armii Krajowej w Londynie, w rozmowie z korespondentem Wirtualnej Polski Piotrem Gulbickim.

Piotr Gulbicki: Doroczna, marcowa zbiórka, która zbliża się szybkimi krokami, wpisała się już w emigracyjny krajobraz.

Andrzej Sławiński: Podczas apelu, bo tak nazywamy tę akcję, zwracamy się z prośbą o finansowe wsparcie do organizacji kombatanckich i społecznych oraz osób indywidualnych na rzecz rodaków w kraju. Datki zbierane są w weekendy w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie oraz w kościołach w Anglii i Walii. Można je też wpłacać bezpośrednio na nasze konto.

W zbiórkę angażują się wolontariusze.

To głównie członkowie Kół Armii Krajowej, nasi sympatycy, a także młodzi ludzie z organizacji Poland Street. Akcja ma długą tradycję. Fundusz założyli w 1947 roku generał Tadeusz Bór-Komorowski i jego żona Irena, która była pierwszą przewodniczącą zarządu. Po niej tę funkcję sprawowali pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki, Helena Martynowa, a od dwudziestu lat zajmuję się tym ja. Do 1984 roku pomoc była wysyłana w formie paczek z odzieżą i żywnością, jednak od tego czasu, na prośbę samych zainteresowanych, trafiają do nich zapomogi finansowe.

W jakiej kwocie?

Od lat przesyłamy 20 tysięcy funtów rocznie, jednak, nie ukrywam, że jest coraz trudniej. Organizacje, które wspierały nas hojnymi datkami, już się rozwiązały. Ludzie umierają, upływ czasu jest nieubłagany. W ubiegłym roku zebraliśmy tylko 9 tysięcy funtów, a to oznaczało, że nie będziemy w stanie wysłać tradycyjnej kwoty. Udało się jednak dzięki śp. Danucie Dobrowolskiej, która w spadku przekazała nam 17 tysięcy funtów. Część tych pieniędzy zostało już spożytkowanych, pozostała suma przeszła do tegorocznej puli i dzięki temu będziemy mogli ponownie wspomóc naszych podopiecznych. Niestety, obawiam się, że może to być już ostatnia akcja.

Bo jest coraz mniej pieniędzy?

To jedna kwestia. Ale jest też druga strona medalu – fizycznie nie ma kto się tym zajmować. Ja mam już 85 lat, zdrowie szwankuje. Wiek i choroby dają się we znaki również innym członkom czteroosobowego Zarządu Funduszu. Dobrze, żeby kontynuowali tę działalność młodzi, ale to nie jest łatwa sprawa. Tym bardziej, że również londyński Oddział Armii Krajowej planuje zakończenie działalności.

A pomoc jest ciągle potrzebna.

Cały czas. Co prawda kombatantów w kraju ubywa, jednak z tych, którzy jeszcze żyją, wielu znajduje się w tragicznej sytuacji. Mają minimalne renty bądź zapomogi, nie stać ich na leki i leczenie, nie mówiąc już o innych wydatkach. My otrzymujemy listę najbardziej potrzebujących od Kół Armii Krajowej w Polsce i przesyłamy pieniądze do księdza doktora Mateusza Matuszewskiego, proboszcza parafii Bożego Ciała w Warszawie. On zajmuje się ich dalszą dystrybucją. Pomoc, w wysokości 100 funtów, trafia do około 200 byłych akowców, bądź wdów po nich, w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Dla tych ludzi to duże wsparcie, o czym świadczą wzruszające podziękowania, jakie otrzymujemy. Warto dodać, że ksiądz Matuszewski, który pomaga nam od ponad dwudziestu lat, za swoją działalność został niedawno uhonorowany medalem Pro Patriae.

Dawne pokolenie powoli odchodzi, tymczasem patriotyzm wśród młodych ludzi nie jest w cenie.

Trudno generalizować, są różne postawy. Ale generalnie wydaje mi się, że powoli, po latach zastoju, następuje renesans patriotycznych wartości. Ja sam miałem ostatnio kilka spotkań z młodzieżą, podczas których mówiłem o historii, Armii Krajowej, walce o niepodległość. I wartościach, którym byliśmy wierni – Bóg, Honor, Ojczyzna. Sale były pełne, pytań nie brakowało. Mam wrażenie, że coraz więcej młodych ludzi definiuje się na nowo, odwołując się do korzeni i szukając w nich punktu odniesienia do teraźniejszości i swojego miejsca na ziemi.

Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki

>>>

Niestety Okragly stol ... Przywileje UBekom ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:40, 24 Lut 2014    Temat postu:

Literacko-muzyczny wieczór solidarności z Ukrainą

Znane po­sta­ci bia­ło­ru­skie­go życia kul­tu­ral­ne­go, w tym muzyk Lawon Wol­ski oraz pi­sa­rze Na­tal­ka Ba­bi­na i Uła­dzi­mir Arłou, wzię­ły udział w wie­czo­rze so­li­dar­no­ści z Ukra­iną w sie­dzi­bie opo­zy­cyj­nej Par­tii BNF Miń­sku.

Pod­czas spo­tka­nia zor­ga­ni­zo­wa­ne­go m.​in. przez szefa bia­ło­ru­skie­go PEN-Cen­tru An­dre­ja Cha­da­no­wi­cza i pre­ze­sa Związ­ku Pi­sa­rzy Bia­ło­ru­skich Ba­ry­sa Pia­tro­wi­cza de­kla­mo­wa­no utwo­ry ukra­iń­skich i bia­ło­ru­skich po­etów, śpie­wa­no bia­ło­ru­skie i ukra­iń­skie pie­śni, a także dzie­lo­no się oso­bi­sty­mi od­czu­cia­mi w związ­ku z wy­da­rze­nia­mi na Ukra­inie.

Mó­wio­no o bólu i na­dziei. Poeta i były kan­dy­dat opo­zy­cji w wy­bo­rach pre­zy­denc­kich na Bia­ło­ru­si Uła­dzi­mir Nia­kla­jeu pod­kre­ślił, że to, co dzie­je się obec­nie na Ukra­inie, ma ogrom­ne zna­cze­nie także dla bia­ło­ru­skiej przy­szło­ści. Wie­lo­krot­nie wzno­szo­no pod­czas tego wie­czo­ru hasła "Sława Ukra­inie!" (Chwa­ła Ukra­inie) i "Żywie Bie­ła­ruś!" (Niech żyje Bia­ło­ruś).

Ze­bra­ni mi­nu­tą ciszy uczci­li pa­mięć ofiar. Jeden z od­czy­ta­nych wier­szy był po­świę­co­ny Bia­ło­ru­si­no­wi, który zgi­nął na Maj­da­nie, Mi­cha­iło­wi Ży­znieu­skie­mu.

Jako ostat­ni za­śpie­wał znany muzyk bia­ło­ru­ski Lawon Wol­ski, który jako jeden z wielu mu­zy­ków wy­stą­pił na ki­jow­skim Maj­da­nie.

- Kiedy razem z Ba­ry­sem Pia­tro­wi­czem i Na­tal­ką Ba­bi­ną po­sta­no­wi­li­śmy zor­ga­ni­zo­wać tę akcję, nie było jesz­cze wia­do­mo, w jakim kie­run­ku zmie­ni się sy­tu­acja na Ukra­inie. Jesz­cze nie było widać zwy­cię­stwa, ale już były ofia­ry śmier­tel­ne. Było oczy­wi­ste, że nie można po­zo­stać obo­jęt­nym – po­wie­dział Cha­da­no­wicz.

Jak pod­kre­ślił, wciąż trud­no po­wie­dzieć, ja­kich emo­cji jest w ser­cach Bia­ło­ru­si­nów wię­cej w związ­ku z wy­da­rze­nia­mi na Ukra­inie: ra­do­ści czy smut­ku z po­wo­du ofiar. - Ten wie­czór to wyraz wspar­cia, so­li­dar­no­ści, bólu i na­dziei na lep­sze – pod­kre­ślił, otwie­ra­jąc spo­tka­nie.

>>>

SOLIDARNOSC !!!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:43, 27 Wrz 2014    Temat postu:

75. rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego

Mszą św. w Bazylice Katedralnej (godz. 9.30) rozpoczną się 28 września w Kielcach obchody upamiętniające 75. rocznicę po­wstania Polskiego Państwa Podziemnego. Podczas uroczystości odsłonięta i poświęcona zostanie tablica pamiątkowa ze znakiem Polski Walczącej na ścianie dzwonnicy katedralnej. Następnie uczestnicy tego wydarzenia przejdą na Plac Wolności gdzie złożą kwiaty i wieńce pod Pomnikiem Józefa Piłsudskiego.

27 września 1939 roku powołana została Służba Zwycięstwu Pol­ski (SZP) - polska organizacja konspiracyjna, która była począt­kiem powstania Polskiego Państwa Podziemnego. Dowódcą SZP został generał Michał Karaszewicz - Tokarzewski. Jej celami była walka o wyzwolenie Polski w granicach przedwojennych, odtwo­rzenie i reorganizację armii polskiej oraz powołanie tymczaso­wych ośrodków władzy. SZP została zastąpiona w listopadzie 1939 roku przez Związek Walki Zbrojnej (ZWZ). W lutym 1942 rozkazem Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych, gen. Włady­sława Sikorskiego Związek Walki Zbrojnej został przemianowa­ny na Armię Krajową.

...

Chwalebna data .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:06, 10 Lis 2014    Temat postu:

Miłośnicy historii tworzą internetową bazę danych nt. AK

Setki notek biograficznych, wydarzeń, map i zdjęć - rekonstruktorzy historii z grupy Jodła tworzą internetową bazę informacji o działaniach Armii Krajowej na Kielecczyźnie podczas II wojny światowej oraz lat po 1944 roku.

Zbieranie danych rozpoczęli przeszło półtora roku temu, ale jak sami przyznają, przed nimi jeszcze lata pracy. Grupa miłośników historii ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "Jodła” tworzy w internecie bazę danych nt. działalności Armii Krajowej na terenie pokrywającym się z przedwojennymi granicami województwa kieleckiego.

- Wiadomości, które są dostępne w internecie czy bibliotekach są wbrew pozorom bardzo skromne. Niektóre obarczone sporym błędem, wiele z nich jest niespójnych. Podjęliśmy się zadania, żmudnej dokumentacyjnej pracy i przekazywania tych danych do naszego wortalu [link widoczny dla zalogowanych] – powiedział Dionizy Krawczyński ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych "Jodła”.

Obecnie na stronach projektu można przeczytać biogramy lub notki biograficzne ponad 300 żołnierzy AK. - To wciąż jest zaledwie kilka procent tego, co chcemy zebrać – powiedział Krawczyński. Docelowo w indeksie nazwisk ma znaleźć się ponad 8 tys. żołnierzy. - Niestety to i tak zaledwie 1/5 składu osobowego AK na lato 1944 roku – dodał.

Zdaniem Krawczyńskiego wortal dedykowany głównie młodym ludziom, ma zebrać w jedno miejsce wszystkie informacje na temat działania Armii Krajowej w okresie okupacji hitlerowskich, oraz trudnych czasach powojennych. - Nie jest to łatwe, już sama nazwa "Okręg Kielce" powoduje, że niezbędne są słowa wyjaśnienia – to pierwsze oficjalne określenie pochodzące od nazwy przedwojennego województwa, później mówiło się o nim kielecko-radomski, a także radomski, z uwagi na fakt, że to właśnie tam znajdowała się siedziba okupacyjnego dystryktu. Jak powiedział, podobne problemy się mnożą, "a my chcemy im sprostać”.

Wrażenie robi próba dokładnego opracowania struktury AK w okręgu kieleckim, w którym autorzy starają się opisać nie tylko obwody (powiaty), ale także schodzić niżej docierając do poszczególnych referatów oraz oddziałów i związanych z nimi wydarzeń. - Udało nam się wprowadzić opisy dotyczące kilku obwodów. Obecnie pracujemy nad obwodem włoszczowskim, tylko tutaj musimy skompletować informacje o 56 oddziałach. Do tego próbujemy zbierać informacje o żołnierzach – wyjaśnił Krawczyński.

Według niego, strona [link widoczny dla zalogowanych] już cieszy się dużym zainteresowaniem, m.in. ze strony rodzin żołnierzy. - Wnuczka jednego z oficerów, która od wielu lat mieszka w Anglii, dostarczyła nam szereg zdjęć i danych o powojennych losach swojego dziadka. Na taką współpracę szczególnie liczymy – zaznaczył Krawczyński.

Szef stowarzyszenia przyznaje, że najtrudniej jest wtedy, kiedy pojawiają się kontrowersje wokół niektórych wydarzeń czy osób. - Często ustalenie dokładnych informacji jest dziś niemożliwe albo wymaga żmudnej pracy. My ją podejmujemy – zaznaczył.

Innym problemem są zmiany na mapach administracyjnych. - Wiele ówczesnych gmin, dziś już nie istnieje, a mapy, które służą nam do wizualizacji wydarzeń, pokazują co najwyżej granice powiatów – to utrudnia wizualizacje i dokładne określenie miejsc niektórych wydarzeń – powiedział Krawczyński. Zapewnił, że mimo takich trudności wortal będzie stale rozbudowywany.

Portal powstaje przy wsparciu wojewody świętokrzyskiego, Muzeum im. Orła Białego w Skarżysku Kamiennej oraz Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej w Kielcach.

Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej "Jodła” jest znaną organizacją w regionie świętokrzyskim, często odtwarzającą wydarzenia z czasów wojny światowej. Jak piszą o sobie jej członkowie: „odwołuje się do tradycji: Legionów Józefa Piłsudskiego, wojskowości II Rzeczpospolitej, Armii Krajowej”. Organizuje widowiska historyczne oraz żywe lekcje historii na podstawie autorskich, bardzo szczegółowych scenariuszy historycznych.

....

Bardzo pieknie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:35, 04 Lut 2015    Temat postu:

Spuścizna po gen. Nieczui-Ostrowskim w Muzeum AK

Spuścizna po generale bryg. Bolesławie Nieczui-Ostrowskim w całości trafiła do Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. Wśród ofiarowanych przez rodzinę muzealiów są: dokumenty, archiwalne fotografie i osobiste pamiątki.

Generał Bolesław Michał Nieczuja-Ostrowski był szefem uzbrojenia w Komendzie Okręgu Krakowskiego ZWZ-AK, odpowiedzialnym m.in. za konspiracyjną produkcję broni, która odbywała się pod kryptonimem "Ubezpieczalnia". W 1944 r. został mianowany szefem inspektoratu "Maria", który działał w okolicach Miechowa. Po wojnie przeniósł się do Elbląga. W 1949 r. został aresztowany przez UB i w procesie skazany na karę śmierci, zamienioną na dożywocie. W więzieniach spędził siedem lat. Zmarł w 2008 roku pozostając przez cały czas w stałym kontakcie ze swymi dawnymi towarzyszami broni.

W sierpniu potomkowie generała ofiarowali Muzeum AK część pamiątek z nim związanych, teraz przekazali całość spuścizny. - Archiwalia te zajmują cztery regały w magazynach Muzeum AK. Są wśród nich bezcenne dokumenty i fotografie - powiedział Piotr Koziarz z Muzeum AK.

Do muzeum trafiła m.in. obszerna korespondencja generała z podkomendnymi, wspomnienia, zaświadczenia weryfikacyjne. Dokumentacja ta pozwala na odtworzenie struktury i działalności organizacyjnej Inspektoratu "Maria" AK i wszystkich podległych mu jednostek. Jest też duży zasób fotografii i fotokopii z okresu II wojny światowej, PRL-u oraz III RP. Dotyczą one działalności partyzanckiej, pracy kulturalno-społecznej oraz naukowej generała.

Zbiory Muzeum AK wzbogaciły się o dokumenty osobiste gen. Nieczui - Ostrowskiego, m.in. legitymacje wojskowe, dyplomy i odznaczenia oraz materiały związane z prowadzonym w latach 50. śledztwem i procesem przeciwko niemu.

Archiwalia przekazali muzeum: wnuk generała Tomasz Stężała, wnuczka Ewa Kruc z córką Polą i synem Oskarem oraz Adam Nieczuja-Ostrowski. Pod koniec stycznia w Muzeum AK spotkali się członkowie Stowarzyszenia Inspektoratu AK "Maria" 106. Dywizji Piechoty AK "Dom". Niespodziewanym akcentem spotkania było przekazanie przez Jerzego Bukowskiego, syna jednego z żołnierzy tej dywizji, archiwalnej fotografii przedstawiającej generała wśród podkomendnych.

Spuścizna po gen. Nieczui–Ostrowskim zostanie opracowana przez historyków, a najcenniejsze obiekty mają być zdigitalizowane i w formie elektronicznej udostępnione odbiorcom.

..

Tak byc powinno z dokumentami historii akurat wielkiej .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:42, 03 Kwi 2015    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

By pamięć o żołnierzach AK nigdy nie zgasła

– Kiedy kanał się zakorkował, przełożeni kazali nam przepchnąć coś, co nas zatrzymało. Dopiero przy kolejnej studzience okazało się, że tym czymś były zwłoki osoby z poprzedniego transportu – takich wywołujących ciarki na plecach historii można posłuchać w Studium Polski Podziemnej w Londynie. Tutaj ból wspomnień powstania przeplata się z solidną pracą archiwistów i wolontariuszy. Choć najstarsi zaangażowani w działalność organizacji mają ponad 90 lat, nie brakuje im determinacji, by chronić największy zbiór akt Armii Krajowej poza granicami Polski.

Nigdy nie oddamy nikomu tych dokumentów – zapewnia Marzenna Schejbal, sanitariuszka w powstaniu warszawskim, obecnie członkini zarządu SPP.

Studium Polski Podziemnej to instytucja naukowo-archiwalna z potężnym zbiorem materiałów i przedmiotów pochodzących z czasów Państwa Podziemnego i Armii Krajowej (11 Leopold Road, London, W5 3PB).

– SPP to nie tylko archiwum, ale przede wszystkim ludzie. Tu panuje specyficzna, kameralna atmosfera. Tu każdy jest częścią zespołu – przyznaje Krzysztof Bożejewicz, główny archiwista SPP.

Powstało w 1947 r. w Londynie z inicjatywy gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, tego samego, który podjął decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego. Ponad 25 lat temu SPP połączyło się z Instytutem Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego, ale zachowało niezależność.

W zbiorach SPP znajdziemy liczne oficjalne dokumenty państwowe z czasów Armii Krajowej, pamiątki przekazane osobiście przez oficerów AK i polityków Polskiego Państwa Podziemnego m.in. założyciela SPP gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, Kazimierza Iranka-Osmeckiego, Tadeusza Pełczyńskiego. W zasobach Studium znajduje się również wiele osobistych teczek cichociemnych, archiwalne wydania podziemnych gazet, stare plakaty, mapy i blisko 5 tys. książek.

– Mamy tu 250 metrów bieżących archiwum – podsumowuje Krzysztof Bożejewicz. Obecnie głównym celem Studium jest przelanie wszystkich archiwów na dyski komputera. Choć proces digitalizacji trwa od lat 90., na razie udało się objąć nim tylko 15 proc. zasobów. Na początku SPP dysponowała tylko amatorskim sprzętem, jednak od kiedy instytucja kupiła szybki nowoczesny skaner – jakość i szybkość pracy bardzo się poprawiła. Sprawna maszyna to jednak nie wszystko.

– Większość tych dokumentów została przeskanowana przez naszych wolontariuszy. Potrzebujemy jednak dodatkowych rąk do pracy, bo digitalizacja to proces ogromnie czasochłonny – podkreśla Krzysztof Bożejewicz.

Ważnym zadaniem SPP jest też działalność wydawnicza i edukacyjna. To tutaj przyjeżdżają historycy, piszący o Powstaniu Warszawskim, czy rodziny cichociemnych, gdy chcą uargumentować wniosek o ważne rządowe odznaczenie.

– W 1968 mój ojciec został pośmiertnie nagrodzony krzyżem AK. Aby otrzymać takie wyróżnienie komisja potrzebowała specjalnej dokumentacji potwierdzającej zasługi kandydata. W tym przypadku archiwum SPP okazało się nieocenione – mówi Andrzej Pluskowski, syn Józefa Pluskowskiego, porucznika AK.

Lekcje historii

Tu zwykła rozmowa jest lekcją historii. – Wolontariatu w SPP nie traktuję jak pracę tylko jak przyjemność. Uwielbiam tu przyjeżdżać, trochę pogadać, posłuchać ludzi, którzy tworzyli tę historię – mówi Radek Dobreńko, wolontariusz.

Trudno się dziwić, bo wydarzenia, o których opowiadają działacze AK często mrożą krew w żyłach. Co ciekawe, często mimo skończonych 90 lat doskonale pamiętają daty, nazwy miejsc i ulic czy topografię Warszawy. Ich opowiadania są jak żywcem wyrwane z książki przygodowej. Tyle tylko, że tu wszystko jest w stu procentach prawdziwe.

– 2 września 1944 r. chcieliśmy się przedostać kanałami do Śródmieścia. Właz, z którego zaczęliśmy wyprawę mieścił się w okolicach więzienia na ul. Daniełowiczowskiej na Starym Mieście w Warszawie. Kanał, którym szliśmy był bardzo, bardzo wąski, miał zaledwie 70-80 cm średnicy, dlatego żeby przejść musieliśmy się czołgać. W końcu nasza trasa zakorkowała się, nikt nie wiedział dlaczego. Chłopcy wpadli w panikę. Niektórzy, chcieli wracać, mówili, że wolą zginąć od kuli niż w kanale. Dziewczynki ich uspokajały, bo wiedziały, że Niemcy obstawiają niektóre studzienki, a hałasy mogą ich zwabić. W końcu padł rozkaz – przełożeni kazali nam przepchnąć coś, co nas zatrzymało. Dopiero przy kolejnej studzience okazało się, że tym czymś były zwłoki osoby z poprzedniej tury – wspomina Marzenna Schejbal, sanitariuszka i łączniczka z Batalionu „Łukasińskiego”, która miała 20 lat, kiedy wybuchło powstanie.

– W czasie wojny Niemcy, ulica po ulicy, bombardowali całe Śródmieście. Podczas jednego z ataków, ja byłam akurat na poczcie głównej, gdzie znajdowała się kwatera dowództwa batalionu „Kilińskiego”. Był tam też mały szpital dla rannych, w którym wtedy pracowałam. W pewnym momencie Niemcy zaczęli zrzucać bomby również na nasz szpital. Cały budynek drżał. Miałam wtedy ogromne szczęście, bo pokój, w którym wtedy się znalazłam, ocalał. Siła uderzenia była jednak tak duża, że my dosłownie odbijaliśmy się od ściany do ściany. Kiedy skończyło się bombardowanie, z pokoju wyprowadził nas lekarz. Pamiętam, że trzymał mnie wtedy za rękę. Przechodząc, rozglądałam się na boki, tu trup, tam trup – mówi ze smutkiem Halina Kwiatkowska, sanitariuszka z batalionu „Kilińskiego”, która kiedy wybuchło powstanie miała 15 lat.

W latach 40. XX w. bohaterki tych historii trafiły do polskiego obozu jenieckiego dla kobiet w Oberlangen. Poznały się kilka lat później w kole AK w Londynie. Trudno się dziwić, w obozie w Oberlangen więzionych było 1726 kobiet.

– Od 1974 r. pracowałam w komisji weryfikacyjnej AK, w Studium Polski Podziemnej, kiedy komisja się rozwiązała, w dalszym ciągu zajmowałam się kompletowaniem archiwów Armii Krajowej. Wtedy wciągnęłam do współpracy moje koleżanki, między innymi Halinę Kwiatkowską – wspomina Marzenna Schejbal.

Dzieci akowców

Osoby odwiedzające SPP to nie tylko byli powstańcy. Często przychodzą tu dzieci czy krewni byłych działaczy AK. Wizyty w SPP to dla nich możliwość poznania historii i okazja do nadrobienia straconego czasu. Ściągają tu osoby spoza Londynu, bo studiowanie przepastnych akt AK to najlepsza droga do pielęgnowania pamięci o ich rodzicach.

Jedną z takich osób jest Andrzej Pluskowski, który urodził się w 1944 r. „na stole w piwnicy podczas bombardowania”. Choć skończył 70 lat, wciąż jest czynnym zawodowo przewodnikiem zagranicznych wycieczek. Mieszka w Portugalii, ale za każdym razem gdy jest w Londynie, wpada do SPP. Dzieciństwo spędził we Francji, potem zamieszkał w UK, a później stał się obywatelem świata. W Polsce spędził tylko kilka pierwszych lat swojego życia, ale dosyć dobrze mówi w ojczystym języku, a na klapie jego marynarki mieni się znak Polski Walczącej.

– Mój ojciec był porucznikiem AK i z ich ramienia prowadził biuro ewidencji ludności w getcie. W czasie wojny ukrywał w swoim domu przy ul. Elektoralnej w Warszawie osiem rodzin żydowskich, w tym jedną czteroosobową, która przemieszkała w jego domu blisko 2,5 roku. Teraz ciągnie się sprawa w Yad Vashem – Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu w Jerozolimie – o uznanie ojca pomocnikiem Żydów w Polsce – relacjonuje Pluskowski.

Choć pan Andrzej znał ojca zaledwie kilka lat, robi wszystko, by pielęgnować pamięć o nim i kompletuje historię swojego taty. Teraz pracuje nad rozbudowaniem hasła „Józef Pluskowski” w internetowej encyklopedii po angielsku.

Pracowite wtorki

W każdy wtorek, między godziną 10.00 a 15.00 wolontariusze SPP pracują w pocie czoła. Starsi porządkują dokumenty, a młodsi skanują. Część akt została błędnie skatalogowana, inne to nowe zbiory, które przysyłają rodziny akowców. Obok jednej z wolontariuszek leży kartka z wydrukowanym alfabetem, na której są podkreślone polskie znaki. Okazuje się, że pani Janina Stampf, choć jest Polką, zdecydowanie lepiej mówi po angielsku. Nic dziwnego, urodziła się w UK i tu chodziła do szkół. Jest wolontariuszką w SPP, bo chce dowiedzieć się jak najwięcej o historii swoich rodziców.

– Moja mama była w AK. Po powstaniu trafiła do największego obozu jenieckiego dla polskich kobiet w Oberlangen. Tam poznała mojego tatę, który ukradkiem dawał jej mleko dla dzieci w obozie. Wówczas był żołnierzem z oddziałów gen. Maczka. Zakochała się w nim bez pamięci, niedługo potem pobrali się – mówi z silnym angielskim akcentem Janina Stapf, wolontariuszka SPP.

Wolontariuszką SPP jest też Maria Podhorska. Do Londynu przyjechała w latach 60. Po skończeniu historii na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała w Muzeum Wojska Polskiego. Do UK ściągnął ją jej przyszły mąż. Wtedy nie znała angielskiego, ale w ciągu kilku miesięcy nauczyła się mówić na tyle sprawnie, że została nauczycielką historii w jednej z tutejszych szkół. Pracowała tam aż do emerytury. Wolontariat w SPP to połączenie jej pasji, jaką jest historia, a z drugiej strony radość z poznawania losów ludzi ze środowiska jej taty.

– Mój ojciec był w sądzie koleżeńskim AK. Pewnego dnia wydał wyrok na Jagę Juno, żonę piekielnie znanego wówczas aktora Krzysztofa Junosza-Stępowskiego. Juno była narkomanką i donosiła do gestapo na Polaków, żeby zdobyć pieniądze na narkotyki. Mój ojciec w 1943 r. wydał wyrok – za zdradę musiała umrzeć. Kiedy AK przyszło dokonać egzekucji, Junosza-Stępowski zasłonił ją własną piersią, w efekcie czego zginęli oboje. Pamiętam, że kiedy tata dowiedział się o tym, płakał jak dziecko. Obwiniał się za śmierć niewinnego człowieka i w dodatku doskonałego aktora – wspomina Maria Podhorska.

Wolontariusze SPP to nie tylko osoby, dla których AK to ważny element osobistych czy rodzinnych losów. Swój wolny czas spędzają tu również młodzi miłośnicy historii. Oni pielęgnują swoje poczucie tożsamości narodowej.

Radek Dobreńko pracuje w Londynie jako inżynier sieciowy w BBC. Od zawsze interesował się historią. Podczas ostatnich obchodów Powstania Warszawskiego był akurat w Polsce. Poznał Marzennę Schejbal, która opowiedziała mu o Studium i przyznała, że brakuje wolontariuszy. Po powrocie do Anglii zgłosił gotowość do pracy i pomaga do dziś. To nie jedyny młody wolontariusz SPP. Paweł Procajło, Damian Lawer czy Karolina Trzeskowska to osoby, które mimo codziennych obowiązków znajdują czas, by przyjść i pomagać w Studium. – W tych ludziach jest nadzieja na przetrwanie SPP, kiedy nas starych akowców zabraknie – mówi Marzenna Schejbal.

Nowe wyzwania

– Teraz marzy nam się ujednolicony system internetowy. Jeśli uda nam się to osiągnąć, i każdy będzie mógł z wygodnego fotela wertować nasze archiwa albo przynajmniej sprawdzić czy mamy interesujący go dokument – mówi Krzysztof Bożejewicz. Wprowadzenie takiego systemu wymaga ogromnych nakładów finansowych. Studium cierpi też na chroniczny brak rąk do pracy. O ile z katalogowaniem spokojnie poradzą sobie starsi członkowie Studium, to do obsługi skanera potrzeba więcej młodych. Każda pomoc jest dobra, każdy nowo zeskanowany dokument to kolejna cegiełka w procesie pełnej digitalizacji zbiorów AK. Być może to jedyna droga do zachowania ich dla przyszłych pokoleń.

...

Tak to dopiero historia ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:43, 03 Kwi 2015    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

By pamięć o żołnierzach AK nigdy nie zgasła

– Kiedy kanał się zakorkował, przełożeni kazali nam przepchnąć coś, co nas zatrzymało. Dopiero przy kolejnej studzience okazało się, że tym czymś były zwłoki osoby z poprzedniego transportu – takich wywołujących ciarki na plecach historii można posłuchać w Studium Polski Podziemnej w Londynie. Tutaj ból wspomnień powstania przeplata się z solidną pracą archiwistów i wolontariuszy. Choć najstarsi zaangażowani w działalność organizacji mają ponad 90 lat, nie brakuje im determinacji, by chronić największy zbiór akt Armii Krajowej poza granicami Polski.

Nigdy nie oddamy nikomu tych dokumentów – zapewnia Marzenna Schejbal, sanitariuszka w powstaniu warszawskim, obecnie członkini zarządu SPP.

Studium Polski Podziemnej to instytucja naukowo-archiwalna z potężnym zbiorem materiałów i przedmiotów pochodzących z czasów Państwa Podziemnego i Armii Krajowej (11 Leopold Road, London, W5 3PB).

– SPP to nie tylko archiwum, ale przede wszystkim ludzie. Tu panuje specyficzna, kameralna atmosfera. Tu każdy jest częścią zespołu – przyznaje Krzysztof Bożejewicz, główny archiwista SPP.

Powstało w 1947 r. w Londynie z inicjatywy gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, tego samego, który podjął decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego. Ponad 25 lat temu SPP połączyło się z Instytutem Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego, ale zachowało niezależność.

W zbiorach SPP znajdziemy liczne oficjalne dokumenty państwowe z czasów Armii Krajowej, pamiątki przekazane osobiście przez oficerów AK i polityków Polskiego Państwa Podziemnego m.in. założyciela SPP gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, Kazimierza Iranka-Osmeckiego, Tadeusza Pełczyńskiego. W zasobach Studium znajduje się również wiele osobistych teczek cichociemnych, archiwalne wydania podziemnych gazet, stare plakaty, mapy i blisko 5 tys. książek.

– Mamy tu 250 metrów bieżących archiwum – podsumowuje Krzysztof Bożejewicz. Obecnie głównym celem Studium jest przelanie wszystkich archiwów na dyski komputera. Choć proces digitalizacji trwa od lat 90., na razie udało się objąć nim tylko 15 proc. zasobów. Na początku SPP dysponowała tylko amatorskim sprzętem, jednak od kiedy instytucja kupiła szybki nowoczesny skaner – jakość i szybkość pracy bardzo się poprawiła. Sprawna maszyna to jednak nie wszystko.

– Większość tych dokumentów została przeskanowana przez naszych wolontariuszy. Potrzebujemy jednak dodatkowych rąk do pracy, bo digitalizacja to proces ogromnie czasochłonny – podkreśla Krzysztof Bożejewicz.

Ważnym zadaniem SPP jest też działalność wydawnicza i edukacyjna. To tutaj przyjeżdżają historycy, piszący o Powstaniu Warszawskim, czy rodziny cichociemnych, gdy chcą uargumentować wniosek o ważne rządowe odznaczenie.

– W 1968 mój ojciec został pośmiertnie nagrodzony krzyżem AK. Aby otrzymać takie wyróżnienie komisja potrzebowała specjalnej dokumentacji potwierdzającej zasługi kandydata. W tym przypadku archiwum SPP okazało się nieocenione – mówi Andrzej Pluskowski, syn Józefa Pluskowskiego, porucznika AK.

Lekcje historii

Tu zwykła rozmowa jest lekcją historii. – Wolontariatu w SPP nie traktuję jak pracę tylko jak przyjemność. Uwielbiam tu przyjeżdżać, trochę pogadać, posłuchać ludzi, którzy tworzyli tę historię – mówi Radek Dobreńko, wolontariusz.

Trudno się dziwić, bo wydarzenia, o których opowiadają działacze AK często mrożą krew w żyłach. Co ciekawe, często mimo skończonych 90 lat doskonale pamiętają daty, nazwy miejsc i ulic czy topografię Warszawy. Ich opowiadania są jak żywcem wyrwane z książki przygodowej. Tyle tylko, że tu wszystko jest w stu procentach prawdziwe.

– 2 września 1944 r. chcieliśmy się przedostać kanałami do Śródmieścia. Właz, z którego zaczęliśmy wyprawę mieścił się w okolicach więzienia na ul. Daniełowiczowskiej na Starym Mieście w Warszawie. Kanał, którym szliśmy był bardzo, bardzo wąski, miał zaledwie 70-80 cm średnicy, dlatego żeby przejść musieliśmy się czołgać. W końcu nasza trasa zakorkowała się, nikt nie wiedział dlaczego. Chłopcy wpadli w panikę. Niektórzy, chcieli wracać, mówili, że wolą zginąć od kuli niż w kanale. Dziewczynki ich uspokajały, bo wiedziały, że Niemcy obstawiają niektóre studzienki, a hałasy mogą ich zwabić. W końcu padł rozkaz – przełożeni kazali nam przepchnąć coś, co nas zatrzymało. Dopiero przy kolejnej studzience okazało się, że tym czymś były zwłoki osoby z poprzedniej tury – wspomina Marzenna Schejbal, sanitariuszka i łączniczka z Batalionu „Łukasińskiego”, która miała 20 lat, kiedy wybuchło powstanie.

– W czasie wojny Niemcy, ulica po ulicy, bombardowali całe Śródmieście. Podczas jednego z ataków, ja byłam akurat na poczcie głównej, gdzie znajdowała się kwatera dowództwa batalionu „Kilińskiego”. Był tam też mały szpital dla rannych, w którym wtedy pracowałam. W pewnym momencie Niemcy zaczęli zrzucać bomby również na nasz szpital. Cały budynek drżał. Miałam wtedy ogromne szczęście, bo pokój, w którym wtedy się znalazłam, ocalał. Siła uderzenia była jednak tak duża, że my dosłownie odbijaliśmy się od ściany do ściany. Kiedy skończyło się bombardowanie, z pokoju wyprowadził nas lekarz. Pamiętam, że trzymał mnie wtedy za rękę. Przechodząc, rozglądałam się na boki, tu trup, tam trup – mówi ze smutkiem Halina Kwiatkowska, sanitariuszka z batalionu „Kilińskiego”, która kiedy wybuchło powstanie miała 15 lat.

W latach 40. XX w. bohaterki tych historii trafiły do polskiego obozu jenieckiego dla kobiet w Oberlangen. Poznały się kilka lat później w kole AK w Londynie. Trudno się dziwić, w obozie w Oberlangen więzionych było 1726 kobiet.

– Od 1974 r. pracowałam w komisji weryfikacyjnej AK, w Studium Polski Podziemnej, kiedy komisja się rozwiązała, w dalszym ciągu zajmowałam się kompletowaniem archiwów Armii Krajowej. Wtedy wciągnęłam do współpracy moje koleżanki, między innymi Halinę Kwiatkowską – wspomina Marzenna Schejbal.

Dzieci akowców

Osoby odwiedzające SPP to nie tylko byli powstańcy. Często przychodzą tu dzieci czy krewni byłych działaczy AK. Wizyty w SPP to dla nich możliwość poznania historii i okazja do nadrobienia straconego czasu. Ściągają tu osoby spoza Londynu, bo studiowanie przepastnych akt AK to najlepsza droga do pielęgnowania pamięci o ich rodzicach.

Jedną z takich osób jest Andrzej Pluskowski, który urodził się w 1944 r. „na stole w piwnicy podczas bombardowania”. Choć skończył 70 lat, wciąż jest czynnym zawodowo przewodnikiem zagranicznych wycieczek. Mieszka w Portugalii, ale za każdym razem gdy jest w Londynie, wpada do SPP. Dzieciństwo spędził we Francji, potem zamieszkał w UK, a później stał się obywatelem świata. W Polsce spędził tylko kilka pierwszych lat swojego życia, ale dosyć dobrze mówi w ojczystym języku, a na klapie jego marynarki mieni się znak Polski Walczącej.

– Mój ojciec był porucznikiem AK i z ich ramienia prowadził biuro ewidencji ludności w getcie. W czasie wojny ukrywał w swoim domu przy ul. Elektoralnej w Warszawie osiem rodzin żydowskich, w tym jedną czteroosobową, która przemieszkała w jego domu blisko 2,5 roku. Teraz ciągnie się sprawa w Yad Vashem – Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu w Jerozolimie – o uznanie ojca pomocnikiem Żydów w Polsce – relacjonuje Pluskowski.

Choć pan Andrzej znał ojca zaledwie kilka lat, robi wszystko, by pielęgnować pamięć o nim i kompletuje historię swojego taty. Teraz pracuje nad rozbudowaniem hasła „Józef Pluskowski” w internetowej encyklopedii po angielsku.

Pracowite wtorki

W każdy wtorek, między godziną 10.00 a 15.00 wolontariusze SPP pracują w pocie czoła. Starsi porządkują dokumenty, a młodsi skanują. Część akt została błędnie skatalogowana, inne to nowe zbiory, które przysyłają rodziny akowców. Obok jednej z wolontariuszek leży kartka z wydrukowanym alfabetem, na której są podkreślone polskie znaki. Okazuje się, że pani Janina Stampf, choć jest Polką, zdecydowanie lepiej mówi po angielsku. Nic dziwnego, urodziła się w UK i tu chodziła do szkół. Jest wolontariuszką w SPP, bo chce dowiedzieć się jak najwięcej o historii swoich rodziców.

– Moja mama była w AK. Po powstaniu trafiła do największego obozu jenieckiego dla polskich kobiet w Oberlangen. Tam poznała mojego tatę, który ukradkiem dawał jej mleko dla dzieci w obozie. Wówczas był żołnierzem z oddziałów gen. Maczka. Zakochała się w nim bez pamięci, niedługo potem pobrali się – mówi z silnym angielskim akcentem Janina Stapf, wolontariuszka SPP.

Wolontariuszką SPP jest też Maria Podhorska. Do Londynu przyjechała w latach 60. Po skończeniu historii na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała w Muzeum Wojska Polskiego. Do UK ściągnął ją jej przyszły mąż. Wtedy nie znała angielskiego, ale w ciągu kilku miesięcy nauczyła się mówić na tyle sprawnie, że została nauczycielką historii w jednej z tutejszych szkół. Pracowała tam aż do emerytury. Wolontariat w SPP to połączenie jej pasji, jaką jest historia, a z drugiej strony radość z poznawania losów ludzi ze środowiska jej taty.

– Mój ojciec był w sądzie koleżeńskim AK. Pewnego dnia wydał wyrok na Jagę Juno, żonę piekielnie znanego wówczas aktora Krzysztofa Junosza-Stępowskiego. Juno była narkomanką i donosiła do gestapo na Polaków, żeby zdobyć pieniądze na narkotyki. Mój ojciec w 1943 r. wydał wyrok – za zdradę musiała umrzeć. Kiedy AK przyszło dokonać egzekucji, Junosza-Stępowski zasłonił ją własną piersią, w efekcie czego zginęli oboje. Pamiętam, że kiedy tata dowiedział się o tym, płakał jak dziecko. Obwiniał się za śmierć niewinnego człowieka i w dodatku doskonałego aktora – wspomina Maria Podhorska.

Wolontariusze SPP to nie tylko osoby, dla których AK to ważny element osobistych czy rodzinnych losów. Swój wolny czas spędzają tu również młodzi miłośnicy historii. Oni pielęgnują swoje poczucie tożsamości narodowej.

Radek Dobreńko pracuje w Londynie jako inżynier sieciowy w BBC. Od zawsze interesował się historią. Podczas ostatnich obchodów Powstania Warszawskiego był akurat w Polsce. Poznał Marzennę Schejbal, która opowiedziała mu o Studium i przyznała, że brakuje wolontariuszy. Po powrocie do Anglii zgłosił gotowość do pracy i pomaga do dziś. To nie jedyny młody wolontariusz SPP. Paweł Procajło, Damian Lawer czy Karolina Trzeskowska to osoby, które mimo codziennych obowiązków znajdują czas, by przyjść i pomagać w Studium. – W tych ludziach jest nadzieja na przetrwanie SPP, kiedy nas starych akowców zabraknie – mówi Marzenna Schejbal.

Nowe wyzwania

– Teraz marzy nam się ujednolicony system internetowy. Jeśli uda nam się to osiągnąć, i każdy będzie mógł z wygodnego fotela wertować nasze archiwa albo przynajmniej sprawdzić czy mamy interesujący go dokument – mówi Krzysztof Bożejewicz. Wprowadzenie takiego systemu wymaga ogromnych nakładów finansowych. Studium cierpi też na chroniczny brak rąk do pracy. O ile z katalogowaniem spokojnie poradzą sobie starsi członkowie Studium, to do obsługi skanera potrzeba więcej młodych. Każda pomoc jest dobra, każdy nowo zeskanowany dokument to kolejna cegiełka w procesie pełnej digitalizacji zbiorów AK. Być może to jedyna droga do zachowania ich dla przyszłych pokoleń.

...

Tak to dopiero historia ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:57, 07 Maj 2015    Temat postu:

Żołnierze AK w rocznicę końca wojny apelują o szacunek do wolnej Polski

O szacunek i miłość do suwerennej i niepodległej Rzeczpospolitej oraz "uczciwą pracę nad dalszą budową życia społecznego, gospodarczego i kulturalnego" w związku z 70. rocznicą zakończenia II wojny światowej apeluje Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej.

"Zakończenie II wojny światowej my, żołnierze Armii Krajowej i działacze Polskiego Państwa Podziemnego przyjęliśmy z wielką ulgą, ale i bolesnymi uczuciami. Nie było to bezwarunkowe zwycięstwo, takie jak 11 listopada 1918 roku. Koniec wojny nie stał się, między innymi z winy politycznych decyzji naszych zachodnich sojuszników, powrotem do wolnej i suwerennej Rzeczypospolitej" - napisano w oświadczeniu.

Jak podkreśla Związek, na długie dziesiątki lat powstała PRL, "podporządkowana ZSRR z wszystkimi tego konsekwencjami politycznymi, społecznymi, gospodarczymi i kulturowymi". "Do dziś ponosimy konsekwencję tamtych lat, do dziś również nie rozliczono zbrodni sowieckich wobec naszego narodu. Dlatego też świętując obecnie zakończenie II wojny światowej - świętujemy równie silnie odzyskanie przez Polskę suwerenności i niepodległości przed 25-ciu laty. Niełatwa i długa była droga do III Rzeczypospolitej, do naszego zwycięstwa" - zaznacza organizacja.

W przesłanym piśmie apeluje również do społeczeństwa polskiego o szacunek i miłość do suwerennej i niepodległej Rzeczypospolitej i jej demokratycznego ustroju. "O ochronę wspólnych dóbr moralnych i materialnych, o uczciwą pracę nad dalszą budową naszego życia społecznego, gospodarczego i kulturalnego. Nasza wolność została z wielkim trudem odzyskana. Musimy ją ochraniać" - akcentuje Zarząd Główny Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.

II wojna światowa zakończyła się podpisaniem przez Niemcy, które reprezentował feldmarszałek Wilhelm Keitel, bezwarunkowej kapitulacji w jednym z berlińskich kasyn o godz. 22.30 czasu środkowo-europejskiego dnia 8 maja 1945 r. Przerwanie działań wojennych kończące trwającą od 1 września 1939 r. wojnę nastąpiło dokładnie o 23.01. Kapitulacja III Rzeszy zakończyła działania wojenne w Europie. Nadal jednak toczyły się walki z Japonią na Dalekim Wschodzie. Dopiero jej kapitulacja - 2 września 1945 r. - była końcem II wojny światowej, która pochłonęła ponad 50 mln ofiar - poległych, zamordowanych i zmarłych w wyniku działań wojennych.

Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej powstał 15 marca 1990 r. na zjeździe żołnierzy AK w Warszawie. Połączono wówczas środowiska skupione wokół Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej i Związku Żołnierzy Armii Krajowej. ŚZŻAK Zrzesza członków AK i innych organizacji zbrojnych podporządkowanych w czasie wojny legalnemu Rządowi RP na emigracji, które walczyły o odzyskanie niepodległości Polski. Na początku lat 90. XX w. po zorganizowaniu środowisk, kół i okręgów Związek liczył ponad 80 tys. członków. Obecnie, jak podaje Związek, organizacja zrzesza ok. 12 tys. osób.

...

Tak to jest chlubą Polski.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:33, 08 Cze 2015    Temat postu:

Odnowiona Izba Pamięci "Jędrusiów"


W Sulisławicach w województwie świętokrzyskim została otwarta odnowiona Izba Pamięci oddziału partyzanckiego "Jędrusie". Z inicjatywy młodych ludzi zaniedbane pomieszczenia Izby zmieniły się w małe muzeum. Eksponaty zostały opracowane i opisane w profesjonalny sposób we współpracy z Muzeum Historycznym Miasta Tarnobrzegu.

Przy okazji renowacji udało się wzbogacić zbiory. Partyzanci i ich rodziny chętnie przekazywali różne pamiątki. Tomasz Kowal ze Społecznego Komitetu Odnowy Izby Pamięci Jędrusiów zaznacza, że on i jego rówieśnicy zrobili ten remont z potrzeby serca. Jak dodaje, Sulisławice żyją tradycją oddziału partyzanckiego "Jędrusiów", który walczył na terenach kielecczyzny. Jest tam szkoła im. Jędrusiów, którą kończyły osoby zaangażowane w odnowienia Izby Pamięci.
REKLAMA


W uroczystości otwarcia Izby uczestniczyła Joanna Kotasiak - wnuczka Marcina Kozłowskiego, pseudonim "Łysy". Z podziwem i wdzięcznością wyrażała się o inicjatywnie młodych ludzi, by odnowić miejsce poświęcone pamięci legendarnych kieleckich partyzantów.

W Izbie Pamięci oddziału "Jędrusie" są m.in. oryginalne zdjęcia, legitymacje, odznaki, egzemplarze tajnej gazety "Odwet" i rzeczy osobiste partyzantów.

...

Takie muzea mozna tworzyc wszedzie moze jako ogolny osrodek kultury bedzie taniek utrzymac w malych miejscowosciach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:14, 18 Cze 2015    Temat postu:

"Marsz na wAKacje" w Muzeum Armii Krajowej

Marsz na wAKacje do Muzeum - Materiały prasowe

Wycieczki do miejsc związanych z najnowszą historią Polski, wizyty w jednostkach wojskowych, zajęcia ruchowe, warsztaty i spacery, a do tego wyjątkowe lekcje historii na ekspozycji muzealnej – to propozycje przygotowane przez Muzeum Armii Krajowej w Krakowie dla dzieci.

Już po raz trzeci Muzeum AK zaprasza na półkolonie. Tym razem odbędą się one pod hasłem: "Marsz na wAKacje!" Dzieci odwiedzą m.in. wojskowy Zespół Zarządzania Wsparciem Teleinformatycznym, 5. Batalion Dowodzenia w Rząsce, 8. Bazę Lotnictwa Transportowego w Balicach, kopce Kościuszki i Kraka, kamieniołom Liban i park Jordana.
REKLAMA


W Muzeum będą mogły poznać niezwykłe maszyny II wojny światowej, wcielić się w rolę młodych konspiratorów oraz poznać losy wybranych bohaterów. Muzeum przygotowało również wierną kopię matrycy do produkcji orzełków czapkowych, dzięki której dzieci będą mogły przygotować plastelinowe wersje odcisków. Oryginalna sztanca prezentowa jest na ekspozycji stałej.

Muzeum AK zaprasza dzieci w wieku od 7 do 13 lat. Pierwszy z czterech turnusów zaczyna się za miesiąc.

Ramowy program:
"Kraków w walce o niepodległą" - wycieczka do miejsc związanych z I wojną światową (ul. Oleandry, Błonia), zajęcia integrujące i ruchowe w parku Jordana
"Wojsko wczoraj i dziś" - wizyta w jednostce wojskowej, zajęcia warsztatowe
"Niezwykłe wojskowe maszyny" - wizyta w siedzibie 8. Bazy Lotnictwa Transportowego. Zajęcia warsztatowe poświęcone maszynom wykorzystywanym podczas II wojny światowej (m.in. rakieta V2, radiostacja, Enigma)
"Podgórze podczas II wojny światowej"- spacer na Kopiec Kraka i do Kamieniołomu Liban w Płaszowie
"Wojskowe technologie kiedyś i dziś"- wizyta w Zespole Zarządzania Wsparciem Teleinformatycznym.

Turnusy:

I. 20–24 lipca (poniedziałek–piątek)

II. 27–31 lipca (poniedziałek–piątek)

III. 3–7 sierpnia (poniedziałek–piątek)

IV. 10–14 sierpnia (poniedziałek–piątek)

Szczegóły i zapisy na stronach internetowych Muzeum Armii Krajowej.

...

Ważne i ciekawe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:36, 10 Lip 2015    Temat postu:

Muzeum AK zaprasza dzieci na wAKacje
Piotr Ogórek
Dziennikarz Onetu

Muzeum AK zaprasza dzieci na wAKacje - Materiały prasowe

Muzeum Armii Krajowej w Krakowie zaprasza wszystkie dzieci w wieku od 7 do 13 lat na specjalne półkolonie. To program ciekawych wycieczek po mieście i towarzyszących im atrakcji związanych głównie z wojskiem, AK czy I i II wojną światową.

Muzeum AK wychodzi ze swoją ofertą do dzieci, które wakacje spędzają w Krakowie. Dzięki Muzeum mogą je spędzić w postaci półkolonii podczas czterech turnusów od 20 lipca do 14 sierpnia. Oprócz zabawy dzieci w wieku od 7 do 13 lat poznają wojenną i konspiracyjną historię.
REKLAMA


Dzieciaki będą mogły odwiedzić na przykład miejsca związane z I wojną światową (ul. Oleandry, Błonia, poznanie m.in. postaci Marszałka Józefa Piłsudskiego). Muzeum zaplanowało także wizytę w Zespole Zarządzania Wsparciem Teleinformatycznym, gdzie odbędą się zajęcia warsztatowe poświęcone maszynom wykorzystywanym podczas II wojny światowej (m.in. rakieta V2, radiostacja, Enigma).

Oprócz tego przygotowano wizytę w jednostce wojskowej, zwiedzanie Kopca Kościuszki oraz zakątków miasta, gdzie prowadzono działalność konspiracyjną.

Program turnusów urozmaicą gry ruchowe i terenowe, podczas których m.in. będzie można odkryć tajniki pracy polskich wywiadowców.

Szczegóły dotyczące zapisów i kosztów znajdują się na stronie muzeum-ak.pl.

...

Ciekawe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:42, 12 Lip 2015    Temat postu:

Powstańcze wiersze na koncercie w Muzeum Powstania Warszawskiego


Zaaranżowane muzycznie przez zespół Voo Voo i jego gości wiersze, nadesłane w sierpniu 1944 r. na konkurs ogłoszony przez Armię Krajową, zostaną zaprezentowane 24 lipca w Muzeum Powstania Warszawskiego na koncercie dla uczczenia 71. rocznicy wybuchu zrywu.

- Muzeum co roku zwraca się do różnych twórców z prośbą o odniesienie się w sposób artystyczny do rocznicy powstania warszawskiego. Na początku tego roku zwróciliśmy się z taką prośbą do grupy Voo Voo. Inspiracją dla nich był konkurs "Placówka '44" na utwór poetycki, mający na celu wsparcie walczącej lewobrzeżnej Warszawy, ogłoszony na Pradze w sierpniu 1944 r. przez władze Armii Krajowej na tym terenie. Na Pradze powstanie niestety dość szybko upadło, jednak starano się wspierać zryw trwający na lewym brzegu Wisły, także w taki sposób - opowiadał dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski.
REKLAMA


Na konkurs wpłynęło w sumie kilkadziesiąt prac, które zostały wydane w podziemnym wydawnictwie. Nagrodami była broń - pistolet maszynowy Steyr, pistolet ręczny Mauser oraz pięć granatów. - Laureaci pierwszych dwóch nagród zostali rozszyfrowani - to Jerzy Korszyński i Bogusław Podgórski. Natomiast zdobywca trzeciego miejsca nie został dotąd rozpoznany i nadal go poszukujemy, podobnie jak autorów innych utworów - zaakcentował Ołdakowski.

Jak zaznaczył, wiersze nadesłane na konkurs zostały muzycznie zaaranżowane przez zespół Voo Voo oraz zaproszonych przez niego gości m.in. Tomka Makowieckiego, Justynę Święs z grupy "The Dumplings", Barbarę Derlak ("Chłopcy Kontra Basia") i Barbarę Wrońską ("Pustki"). Na powstałej płycie "Placówka '44" znalazło się 12 utworów skomponowanych przez muzyków z Voo Voo - Wojciecha Waglewskiego, Karima Martusewicza, Mateusza Pospieszalskiego i Michała Bryndala.

- To doskonałe aranżacje muzyczne, zrealizowane w różnych stylistykach, również dzięki zaproszeniu do pracy nad płytą gości, muzyków młodego pokolenia. Wartością samych wierszy jest fakt, że powstawały na gorąco, by przekazać walczącym wsparcie. To nie są więc raczej takie wysmakowane tropy poetyckie, ale ich siłą są właśnie emocje, które muzyka w wyjątkowy sposób wyeksponowała. Dzięki temu powstał świeży, ciekawy album, w zróżnicowanych konwencjach artystycznych - powiedział dyrektor.

Piosenki zebrane na płycie zostaną zaprezentowane na plenerowym koncercie z cyklu "Pamiętamy '44" organizowanym przez Muzeum Powstania Warszawskiego co roku dla upamiętnienia rocznicy zrywu. W tym roku będzie on nosił tytuł "Placówka '44" i odbędzie się 24 lipca wieczorem tradycyjnie w Parku Wolności na terenie Muzeum. Tego samego dnia do sprzedaży trafi także płyta pod tym samym tytułem.

Powstanie warszawskie było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. 1 sierpnia 1944 roku do walki w stolicy przystąpiło ok. 40-50 tys. powstańców. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. W czasie walk w Warszawie zginęło ok. 18 tys. powstańców, a 25 tys. zostało rannych. Straty wśród ludności cywilnej były ogromne i wynosiły ok. 180 tys. zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, ok. 500 tys., wypędzono z miasta, które po powstaniu zostało niemal całkowicie spalone i zburzone.

...

To jest wychowanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:09, 24 Sie 2015    Temat postu:

Chcą uratować dom słynnego "Zośki". "To świadek historii"
Piotr Halicki
Dziennikarz Onetu

Chcą uratować dom słynnego "Zośki". "To świadek historii" - Materiały prasowe

To w tym domu odbywały się zebrania rady Szarych Szeregów, konspiracyjne spotkania młodzieży i intelektualistów, późniejszych uczestników powstania warszawskiego, to w nim ukrywali się ludzie podziemia w czasie okupacji niemieckiej. To tu wreszcie mieszkał Tadeusz "Zośka" Zawadzki z rodziną. Teraz ten budynek niszczeje. Są jednak ludzie, którzy chcą odkupić dom i urządzić w nim miejsce spotkań z historią oraz muzeum.

- To obiekt bardzo cenny architektonicznie i historycznie, można powiedzieć - "świadek" tej historii. Nie możemy pozwolić, by rozsypał się i zniknął z powierzchni ziemi. Będziemy walczyć, by go ocalić i zachować dla kolejnych pokoleń – mówi Onetowi Joanna Kowalska-Nowak z Towarzystwa Przyjaciół Zalesia Dolnego, które organizuje specjalną akcję, mającą na celu wykup, a potem odrestaurowanie budynku.
REKLAMA


Miejsce konspiracyjnych spotkań

Zaprojektowany przez znanego architekta Karola Sicińskiego, autora powojennej odbudowy Kazimierza Dolnego, drewniany dom w Zalesiu Dolnym – dziś dzielnicy podwarszawskiego Piaseczna, rzeczywiście ma bogatą historię. Własnością rodziny Zawadzkich stał się w 1929 roku. Tadeusz, późniejszy komendant Grup Szturmowych Szarych Szeregów na terenie Warszawy, znany pod pseudonimem "Zośka", miał wtedy dziewięć lat. Jego ojciec, prof. Józef Zawadzki, odkupił dom od swojego kolegi Józefa Radwana. Nowi właściciele mieszkali w nim w miesiącach letnich.
07add8b5-1fe2-4dbe-bf27-c6404418c2b5 Rodzina Zawadzkich w swoim domu w Zalesiu Dolnym - Materiały prasowe
Rodzina Zawadzkich w swoim domu w Zalesiu Dolnym

W latach przedwojennych było to miejsce spotkań młodzieży i intelektualistów. W czasie II wojny światowej odbywały się tu z kolei szkolenia kadry harcerskiej, zwane "Szkołą za lasem", spotkania konspiracyjne, ukrywali się tu członkowie polskiego podziemia. Przeprowadzano tu również zebrania rady Szarych Szeregów. W czasie okupacji w domu spotykali się m.in. gen. Stefan "Grot" Rowecki, Stanisław Broniewski "Orsza", a także koledzy Tadeusza: Aleksander Dawidowski, Janek Bytnar czy Jan Wuttke. To tutaj wiosną 1943 r. "Zośka", po namowach ojca, spisał przebieg słynnej "akcji pod Arsenałem". Rękopis przekazał Aleksandrowi Kamińskiemu. Dzięki temu powstały "Kamienie na szaniec".

W 1981 roku Anna Zawadzka przepisała notarialnie dom na Zgromadzenie Sióstr Urszulanek. Te mieszkały i prowadziły działalność w Zalesiu do połowy lat 90. Potem dom zajmowała rodzina jednej z sióstr, prowadząc hodowlę psów rasowych. Dom przez kilkadziesiąt lat nie był odnawiany i konserwowany. Od 2007 roku stoi pusty. Nie jest ogrzewany. Złodzieje rozkradli całe wyposażenie, a spadające suche gałęzie podziurawiły dach. Został naprawiony dzięki harcerzom z miejscowego hufca ZHP.

Wpisanie do rejestru zabytków

W 2009 roku, dzięki staraniom Towarzystwa Przyjaciół Zalesia Dolnego, został wpisany do rejestru zabytków. – "Przedmiotowa willa stanowi przykład dobrze zaprojektowanego drewnianego domu letniskowego – przystosowana jednak do całorocznego zamieszkiwania. Obiekt doskonale wpisuje się w leśny krajobraz podwarszawskiej miejscowości – Zalesia. (…) Dom przy ulicy Królowej Jadwigi 11 prezentuje walory artystyczne, przede wszystkim dzięki zachowaniu proporcji bryły oraz użytemu w fasadzie detalowi snycerskiemu. Obiekt posiada nadto szczególną wartość historyczną z uwagi na osoby przedwojennych właścicieli – rodzinę Zawadzkich, której zaangażowanie w sprawy kraju sprawiło, iż willa stała się miejscem konspiracyjnych spotkań najwyższych działaczy Polskiego Państwa Podziemnego" – napisała w uzasadnieniu Barbara Jezierska, ówczesna mazowiecka konserwator zabytków.

W 2011 roku dom został sprzedany. Nowy właściciel zamierzał m.in. wyremontować budynek i urządzić w nim muzeum. Niestety, z różnych przyczyn nie udało się zrealizować tych planów. Dwa lata temu dom ponownie został wystawiony na sprzedaż. By nie dopuścić go jego zniszczenia i ocalić go jako miejsce pamięci, społecznicy i miłośnicy historii postanowili wziąć sprawcy w swoje ręce.
07add8b5-1fe2-4dbe-bf27-c6404418c2b5 Obecny stan domu Zośki - Materiały prasowe
Obecny stan domu Zośki

- To jest naturalna konsekwencja dotychczasowych działań naszego towarzystwa oraz naszych przyjaciół na rzecz tego obiektu. Bez natychmiastowej pomocy ludzi dobrej woli dom nie przetrwa w XXI wieku, w czasach wysokiej technologii. Mimo że przetrwał wojnę, czas terroru okupanta, czas stalinizmu i stan wojenny. Dlatego postanowiliśmy stworzyć Fundację "Dom Zośki" i zorganizować zbiórkę publiczną pod hasłem "Ratuję dom Zośki" na rzecz wykupu tej nieruchomości od prywatnego właściciela i jej odrestaurowania – tłumaczy Joanna Kowalska-Nowak.

Muzeum Szarych Szeregów

To nie wszystko. Organizatorzy akcji chcą także stworzyć specjalny fundusz wieczysty, który zapewni bieżące utrzymanie domu. Na czym ma to polegać? – Fundusz ten nie będzie nigdy i w żaden sposób uszczuplony. Utrzymanie Domu „Zośki”, czyli jego konserwacja i bieżące naprawy, a także prąd, woda i inne instalacje, będzie finansowane z wypracowanych odsetek od zgromadzonego kapitału oraz pozyskiwanych dotacji na ten cel – wyjaśnia nasza rozmówczyni.

Suma, jaka jest potrzebna do zapewnienia kupna i utrzymania budynku, którą chcą zebrać organizatorzy akcji, to kwota rzędu 2,5 mln zł. – Po odrestaurowaniu obiektu chcielibyśmy urządzić w nim miejsce spotkań z historią, a w dalszej perspektywie, co jest naszym marzeniem - Muzeum Szarych Szeregów. Byłaby to pierwsza taka placówka poświęcona formacji harcerskiej z czasów II wojny światowej. Oczywiście wszystko pod nadzorem i zgodnie z zaleceniami konserwatora zabytków – podkreśla Joanna Kowalska-Nowak.

Każdy może wziąć udział w akcji "Ratuję dom Zośki". Jak pomóc? Można wpłacić dowolną sumę pieniędzy na specjalne konto dedykowane akcji: 65 8002 0004 0024 9324 2000 0101. Można też wziąć udział w jednej ze zbiórek publicznych. Okazja ku temu trafi się, chociażby w najbliższy weekend. W dniach 29-30 sierpnia, na terenie Zalesia Dolnego, odbędzie się VIII Festiwal Otwarte Ogrody, podczas którego będzie prowadzona zbiórka właśnie na wykup domu "Zośki".

Bohater "Kamieni na szaniec"
07add8b5-1fe2-4dbe-bf27-c6404418c2b5 Tadeusz Zawadzki ps. Zośka - Materiały prasowe
Tadeusz Zawadzki ps. Zośka

Tadeusz Zawadzki, działający pod pseudonimami "Zośka", "Kajman", "Kotwicki", "Lech Pomarańczowy", "Tadeusz", to instruktor harcerstwa, podporucznik AK, komendant Grup Szturmowych Szarych Szeregów na terenie Warszawy. 26 marca 1943 r. dowodził grupą "Atak" w słynnej "akcji pod Arsenałem", podczas której odbito z rąk Gestapo jego przyjaciela Jana Bytnara "Rudego" oraz 20 innych więźniów. Brał też udział w wielu innych tego typu przedsięwzięciach. Poległ podczas ataku na strażnicę niemieckiej policji granicznej w Sieczycach koło Wyszkowa, w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 r. To on jest pierwowzorem "Zośki", jednego z bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego pt. "Kamienie na szaniec".

...

Jesli sie da zagospodarowac to swietnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:22, 09 Sie 2016    Temat postu:

Kamery, jakimi filmowano Powstanie Warszawskie, prezentem dla muzeum
wyślij
drukuj
kawi, dmilo | publikacja: 08.08.2016 | aktualizacja: 20:43 wyślij
drukuj
Takich kamer używano podczas Powstania Warszawskiego (fot. PAP/Marcin Obara)
Takich kamer używali filmowcy podczas Powstania Warszawskiego. Dwa aparaty zostały w poniedziałek przekazane do Muzeum Powstania Warszawskiego przez filmowca Andrzeja Żydaczewskiego.
Zbiory muzeum wzbogaciły się o kamery KINAMO 35 mm i Cine Kodak 35 mm. Obie w stanie idealnym, z kompletem wymiennych obiektywów, światłomierzy i instrukcji obsługi w oryginalnych opakowaniach.

Kamera Kodak 35 mm jest widoczna na znanym i często reprodukowanym kadrze filmowym, który przedstawia operatora referatu filmowego Biura Informacji i Propagandy KG AK Stefana Balę „Gizę”, realizującego materiał ze stanowiska przy elektrowni miejskiej na Powiślu. Była to jedyna kamera, otrzymana w czasie konspiracji przez referat filmowy drogą zrzutową, w odpowiedzi na wysłaną do władz londyńskich prośbę o wsparcie materiałowe filmowców BIP-u.
#wieszwiecej | Polub nas

„W czasie Powstania ludzie żyli intensywniej”
Kamera nakręcana korbką

Darczyńcą jest Andrzej Żydaczewski, operator filmowy i wieloletni członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Zapewnił, że kamery są w pełni sprawne i gotowe do użycia. Żydaczewski przypomniał, że operatorzy posługujący się takimi kamerami, aby utrzymać się w rytmie, ułatwiali sobie pracę kręcąc korbą kamery w rytm nuconej melodii. Nie wiemy jednak, jakie to były piosenki.

Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski obiecał, że kamery nie skończą jako zakurzone eksponaty na muzealnych półkach. – Zmieniamy ekspozycję w niektórych miejscach. Zapraszamy na wystawę o łączności; na pewno będziemy ją rozbudowywać o te kamery i informacje, jak tworzono kroniki powstańcze, jak działało Biuro Informacji i Propagandy AK – mówił.

Dodał, że planowane jest sprawdzenie użyteczności ofiarowanych kamer. – Darczyńca twierdzi, że ich stan pozwala na kręcenie filmu za ich pomocą, prawdopodobnie sprawdzimy to. Można jeszcze dostać czarno-białe filmy do tych kamer. Z tego pewnie powstanie reportaż z dzisiejszej Warszawy, zrobiony z ich wykorzystaniem – dodał Ołdakowski.
20 operatorów i 9 kamer

Tuż przed wybuchem powstania w Warszawie AK miało 20 przeszkolonych operatorów i 9 kamer. Pochodziły one z różnych źródeł. Bracia Szope zakupili od znajomych dwie kamery (De Vrai i Ernemann), własną kamerę reporterską firmy Bell&Howell model Eymo 71 Q miał też Robert Banach. Część zapasów taśmy filmowej pozyskano jeszcze w czasie konspiracji, część zakupiono ze środków prywatnych. W sumie powstańcy mieli do dyspozycji kilkanaście tysięcy metrów taśmy, co pozwalało na realizację kilku godzin filmu. Na początku powstania przejęto taśmę z niemieckich magazynów i sklepów - w sumie 30 tys. metrów taśmy.

Filmowcy rozpoczęli pracę od pierwszych dni powstania. Nie otrzymali odgórnych poleceń w sprawie tematyki zdjęć, nie przekazywano im również informacji o planowanych działaniach bojowych. Powstańczy filmowcy zdani byli na własną intuicję i szczęście. Kilka sfilmowanych przez nich scen zostało zainscenizowanych po działaniach bojowych – taki zabieg był często stosowany przez dokumentalistów frontowych II wojny światowej.

Filmowcy przemieszczali się po ogarniętym walką mieście pojedynczo lub parami. Filmowano działania wojskowe, msze, śluby, pogrzeby, działalność kuchni polowych, pozyskiwanie wody, pracę drukarni, szpitali, piekarni, ale też gaszenie pożarów. PAP

...

Cenne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:10, 12 Lut 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → 75. rocznica powstania Armii Krajowej
75. rocznica powstania Armii Krajowej
PAP
dodane 12.02.2017 15:39

Uroczystości pod pomnikiem Armii Krajowej
PAP/Piotr Polak

Nawet w niewoli trzeba zachować dumę, nawet kiedy się jest zwyciężonym, nie wolno ulec - mówił w niedzielę w Kielcach podczas pochodów 75. rocznicy przemianowania Związku Walki Zbrojnej na Armię Krajową p.o. szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk.

Przemawiając przed pomnikiem Armii Krajowej, Kasprzyk podkreślił, że obchody rocznicy powstania AK nieprzypadkowo rozpoczynają się w Kielcach. "Kielecczyzna w całej przestrzeni naszego doświadczenia historycznego zawsze była tym miejscem, tym regionem, który przodował w wołaniu i w walce o niepodległość, wolność Rzeczypospolitej" - podkreślił.

Kasprzyk dodał, że w losach Armii Krajowej i jej dowódców "symbolizuje się całe nasze tragiczne, a równocześnie chwalebne doświadczenie XX wieku". "Losy, które pokazują, że nawet w niewoli trzeba zachować dumę, nawet kiedy się jest zwyciężonym, nie wolno uleć i wtedy odnosi się zwycięstwo. Żołnierze Armii Krajowej odnieśli zwycięstwo, bo Polska jest wolna, bo Polska pamięta" - mówił.

Przypomniał, że we wtorek w całym kraju odbędą się obchody 75. rocznicy przemianowania Związku Walki Zbrojnej na Armię Krajową. "Pamiętajmy, aby 14 lutego zapalić światełko dla Armii Krajowej. Niech to światełko zapalone w każdym miejscu pamięci, na każdym grobie żołnierzy AK, pod każdą tablicą upamiętniającą ich walkę i męczeństwo będzie wyrazem naszej pamięci" - zaapelował Kasprzyk.

Pod pomnikiem Armii Krajowej, mieszczącym się na Skwerze Żeromskiego odczytano apel poległych i oddano salwę honorową. Na zakończenie uroczystości delegacje kombatantów, przedstawiciele władz samorządowych i wojewódzkich oraz harcerze złożyli wieńce i wiązanki kwiatów.

...

Wlasnie dlatego ze w tak ciezkich warunkach to ta armia byla taka wspaniala.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:23, 30 Mar 2018    Temat postu:

75 lat temu zmarł Jan Bytnar
Dzisiaj, 30 marca (10:57)
75 lat temu, 30 marca 1943 roku, w Szpitalu Wolskim w Warszawie w wyniku rozległych obrażeń zmarł Jan Bytnar ps. Rudy, żołnierz AK, bohater Szarych Szeregów, jednym z czołowych wykonawców akcji tzw. małego sabotażu. Trzy dni wcześniej został uwolniony w akcji pod Arsenałem przez oddział Grup Szturmowych Szarych Szeregów.

Jan Bytnar urodził się 6 maja 1921 r. w Kolbuszowej. Jego rodzice byli nauczycielami. Ojciec służył w Legionach Polskich. Jan Bytnar uczył się w warszawskim Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego. Należał wówczas wraz z Tadeuszem Zawadzkim "Zośką" i Maciejem Aleksym Dawidowskim "Alkiem" do 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej "Pomarańczarni". Maturę zdał w 1939 roku.
Był członkiem konspiracji od jesieni 1939 r. Do końca tego roku związany był z Polską Ludową Akcją Niepodległościową (PLAN), następnie był członkiem komórki więziennej ZWZ. Od marca 1941 w Szarych Szeregach. W 1942 był komendantem hufca Ochota w Warszawie, przydzielonego do Organizacji Małego Sabotażu "Wawer". "Szybko stał się jednym z czołowych wykonawców akcji +małego sabotażu+ (...) Skonstruowane przez Bytnara tzw. wieczne pióro służące do wykonywania napisów i rysunków akcjach +małego sabotażu+ było później powszechnie stosowane" - pisał Andrzej Krzysztof Kunert. Takim piórem Bytnar narysował w 1942 roku, w przeddzień święta 3 maja dużą kotwicę, znak Polski Walczącej - na cokole pomnika Lotnika w Warszawie (w 2010 na cokole umieszczona została replika kotwicy).
REKLAMA

Od listopada 1942 r. "Rudy" był dowódca hufcą "Południe" Grup Szturmowych, będącego jednocześnie plutonem "Sad" Oddziału Specjalnego "Jerzy" Kedywu Komendy Głównej AK. W 1943 r. ukończył kurs szkoły podchorążych AK. Brał udział w akcjach Organizacji Małego Sabotażu "Wawer" i dywersyjnej akcji "Wieniec II", a podczas akcji "Bracka" został ranny.
W nocy z 18 na 19 marca 1943 r., w mieszkaniu przy ul. Osieckiej na warszawskim Grochowie, Gestapo aresztowało Henryka Ostrowskiego "Heńka" - dowódcę hufca-plutonu "Praga" Grup Szturmowych Szarych Szeregów. W czasie rewizji Niemcy znaleźli u niego materiały szkoleniowe i wywiadowcze oraz notatki m.in. z adresem Jana Bytnara "Rudego" - komendanta hufca-plutonu "Południe" ("Sad").
Kilka dni później, w nocy 22 na 23 marca, w kamienicy przy al. Niepodległości, ta sama ekipa gestapowców aresztowała "Rudego". Również w jego mieszkaniu Niemcy znaleźli przedmioty świadczące o działalności dywersyjnej, m.in. angielski zapalnik naciskowy.
Po aresztowaniu Bytnara w Grupach Szturmowych przeprowadzono akcję alarmową, o sytuacji zawiadomiono jego kolegów, ewakuowano magazyny i oczyszczono lokale konspiracyjne. Przyjaciel i zwierzchnik "Rudego" Tadeusz Zawadzki "Zośka", zastępca dowódcy warszawskich Grup Szturmowych i komendant hufca "Centrum", natychmiast podjął działania mające na celu odbicie "Rudego", zarządzając alarm bojowy w hufcach "Centrum" i "Południe".
"Zośka" nawiązał kontakt z Naczelnikiem Szarych Szeregów Florianem Marciniakiem oraz komendantem Chorągwi Warszawskiej i komendantem Grup Szturmowych w Warszawie Stanisławem Broniewskim "Orszą", przedstawiając im koncepcję odbicia "Rudego". Chociaż oparta jedynie na przypuszczeniu, że aresztowany zostanie tego samego dnia przewieziony z siedziby Gestapo na Pawiak - została wstępnie zaakceptowana przez zwierzchników.
Przeprowadzenie akcji było kilkukrotnie przekładane. Ostatecznie rozpoczęła się 26 marca 1943 r. o godz. 17.30. W ciężkiej walce, w której udział wzięło 28 członków Szarych Szeregów, uwolniono w niej 21 więźniów, wśród nich obok "Rudego" także Henryka Ostrowskiego "Heńka".
Moment uwolnienia "Rudego" tak opisywał Tadeusz Zawadzki: "Gdy wszyscy więźniowie wysypali się na ulicę, z głębi wozu ukazał się Janek gramoląc się na czworakach przez ławki. Ogolona głowa, twarz zielono-żółta, zapadnięte policzki, olbrzymi siniec pod okiem, sine uszy. Wielkie oczy szeroko otwarte, patrzące na nas. Porwaliśmy go na ręce. Każde dotknięcie go przez nas wywoływało krzyk bólu". ("Kamienie przez Boga rzucane na szaniec". Relacja Tadeusza Zawadzkiego "Zośki", kwiecień 1943 r.)
"Przez pierwsze chwile nie zwracałem nań uwagi, zmieniając wystrzelone magazyny i obserwując ulicę - wspominał siedzący obok "Rudego" w samochodzie Tadeusz Zawadzki. Za chwilę obejrzałem się na Janka. (...) Na twarzy malował się uśmiech poprzez skurcz bólu. Wziął moją rękę w swoją dłoń i trzymał mocno. Dłonie miał czarne i spuchnięte. Mówił: +Tadeusz, ach Tadeusz, gdybyś wiedział+. Uspokajałem go mówiąc, +że za chwilę będzie w domu+. Po chwili: +Nie myślałem, że to zrobicie+". ("Kamienie przez Boga rzucane na szaniec". Relacja Tadeusza Zawadzkiego "Zośki", kwiecień 1943 r.)
Po stronie polskiej w czasie akcji straty były następujące: jedna osoba aresztowana - Hubert Lenk "Hubert" (zakatowany następnie przez Gestapo) oraz dwie ciężko ranne: "Alek" i "Buzdygan". "Alek" i "Rudy" zmarli tego samego dnia - 30 marca 1943 r. 2 kwietnia w szpitalu zmarł "Buzdygan".
Po stronie niemieckiej było czterech zabitych i dziewięciu rannych. Następnego dnia po akcji, 27 marca, w odwecie Niemcy rozstrzelali na dziedzińcu więziennym Pawiaka 140 Polaków i Żydów.
Jan Bytnar został w 1943 roku pośmiertnie mianowany harcmistrzem, porucznikiem i odznaczony Krzyżem Walecznych. Jest pochowany w kwaterze Batalionu "Zośka" na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.
Ze wspomnienia Tadeusza Zawadzkiego "Zośki" o Janie Bytnarze korzystał Aleksander Kamiński pisząc w 1943 roku książkę "Kamienie na szaniec", której jednym z bohaterów jest "Rudy". Na domu w alejach Niepodległości 159 w Warszawie, gdzie Jan Bytnar mieszkał i został aresztowany znajduje się upamiętniająca go tablica.

...

Akurat znana postac. Ale bylo ich wielu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:01, 15 Lip 2018    Temat postu:

15.07.2018
75 lat temu powstało Kierownictwo Walki Podziemnej Armii Krajowej
Tadeusz Komorowski "Bór". Źródło: MPW
Tadeusz Komorowski "Bór". Źródło: MPW
75 lat temu, 15 lipca 1943 r., powstało Kierownictwo Walki Podziemnej. Był to rodzaj sztabu w sztabie Armii Krajowej, organizujący i kontrolujący wszystkie przejawy walki z okupantem – od poważnych akcji partyzanckich po mały, cywilny sabotaż.

KWP nie było strukturą nową, lecz jedynie połączeniem w jeden organizm działającego od końca 1940 r. Kierownictwa Walki Cywilnej – ośrodka koordynującego opór społeczny przeciwko Niemcom – oraz Kierownictwa Walki Konspiracyjnej, odpowiedzialnego z kolei za całość oporu militarnego. O ile rola drugiego z tych organów była jasna i stosunkowo prosta – planowano tu akcje dywersyjne, likwidacje niebezpiecznych dla Polski Podziemnej i AK jednostek, organizowano działania wywiadu i kontrwywiadu, zajmowano się też propagandą – o tyle rola KWC była bardziej złożona, bo obejmowała całość działań niemilitarnych polskiego społeczeństwa, począwszy od aktów dywersji dokonywanych np. przez robotników w fabrykach pracujących dla Niemców, poprzez kierowanie biernym oporem społecznym (np. masowe niekupowanie gazet w danym dniu), po – czego nie należy lekceważyć – rozpuszczanie antyniemieckich dowcipów, z mnóstwem innych działań pomiędzy.

Jak walczyli cywile

Działalność KWC podporządkowana była bezpośrednio Delegaturze Rządu na Kraj, kierowała nim postać wybitna, Stefan Korboński, a jego znaczenie w podtrzymywaniu wysokiego morale Polaków w tym okresie historycy zgodnie uznają za nieocenione.

„Podstawowym, powtarzającym się w każdej instrukcji nakazem, było stawianie oporu okupantowi zawsze i wszędzie, zachowanie wobec niego postawy nieugiętej, sabotaż wszelkich rozporządzeń i praw, przynoszących szkodę społeczeństwu polskiemu lub korzyść dla okupanta, kategoryczny zakaz zapisywania się na volkslisty, zakaz utrzymywania stosunków z Niemcami, wreszcie obowiązek posłuszeństwa, wobec władz konspiracyjnych […] W dalszym ciągu zostały wydane wezwania i instrukcje, dotyczące np. bojkotu niektórych lokali, bojkotu zbiórki butów narciarskich, prasy gadzinowej w języku polskim co najmniej w każdy piątek, bojkotu kin, bojkotu loterii wprowadzanej przez okupanta itd. Wydano kategoryczny zakaz fałszowania produktów sprzedawanych ludności polskiej na kartki (został zorganizowany specjalny zespół ludzi-fachowców badających środki żywności i donoszących o nadużyciach), wyszła odezwa żądająca spisywania danych o zbrodniach niemieckich i składania ich drogą organizacyjną władzom konspiracyjnym […] Oddzielny dział stanowiły zarządzenia o sabotażu wszelkiego rodzaju kontyngentów, np. mięsnych, zbożowych, nabiałowych itp., oraz instrukcje dotyczące tępienia pijaństwa, likwidacji bimbrowni itp.” – pisał Stefan Korboński, streszczając tylko wycinek zakresu obowiązków walki cywilnej. W praktyce KWC regulowało każdy aspekt życia Polaków pod okupacją.

Czas scalania

Powody scalenia obu ośrodków decyzyjnych mają swoją wersję oficjalną i nieoficjalną. Według pierwszej organizacje wchodziły sobie w drogę, powodując zamieszanie na szczeblu dowódczym. Przykładowo – akcję zniszczenia maszyn w fabryce produkującej na potrzeby okupanta mogli podjąć zarówno dywersanci z Kedywu AK, jak i robotnicy tej fabryki oraz cywilni współpracownicy tej fabryki. Istotnie, takie przypadki się zdarzały. Połowa roku 1943 to jednak okres w czasie okupacji szczególny. Z jednej strony wyraźnie nasila się ciężar okupacji – mnożą się łapanki, wywózki na przymusowe roboty do Niemiec; dopiero co upadło krwawo stłumione powstanie w warszawskim getcie. Z drugiej – w związku z kontrofensywą Rosjan na froncie wschodnim polskie podziemie szykuje się do akcji „Burza”, czyli pierwszej od 1939 r. otwartej konfrontacji partyzanckiej z siłami niemieckimi. Jeśli do tej pory okupacja była po prostu okupacją, to właśnie w tym momencie rozpoczyna się okupacyjna wojna polsko-niemiecka. Podziemie się militaryzuje, akcent dowodzenia przesuwa się z cywilnej Delegatury Rządu na dowództwo Armii Krajowej, nic więc dziwnego, że chce ono także nadzorować całość oporu społecznego.

W tej sytuacji, po dłuższych negocjacjach, 15 lipca 1943 r. dochodzi o skupienia wszystkich nici działań antyniemieckich w rękach Komendanta Głównego AK, którym od niedawna był już Tadeusz Komorowski „Bór”. Jak on sam to opisał:

„Na mocy porozumienia z pełnomocnikiem Rządu na Kraj, obejmuję z dniem 15 lipca kierownictwo całością walki z okupantem. W zakresie oporu społeczeństwa, będę ją prowadził zgodnie z dyrektywami Pełnomocnika Rządu i dezyderatami krajowej Reprezentacji Politycznej. Czynnik cywilny będzie reprezentowany w moim sztabie przez przydzielonego mi przez Pełnomocnika Rządu jego przedstawiciela dla spraw oporu wobec okupanta. Ten przedstawiciel będzie regulował działalność współpracujących w tej dziedzinie ugrupowań politycznych, organizacji społecznych i zawodowych oraz współdziałania organów Pełnomocnika Rządu. Jako organ inicjatywny, opiniodawczy i wykonawczy, działa przy nim Centralny Komitet Oporu Społecznego, złożony z przedstawicieli stronnictw stanowiących Krajową Reprezentację Polityczną”.

Komorowski nie dodał, że w składzie KWP oprócz jego samego i Pełnomocnika Rządu znaleźli się szefowie poszczególnych pionów samego AK: szef sztabu Komendy Głównej (gen. Tadeusz Pełczyński „Grzegorz”), Kedywu (August Fieldorf „Nil”, później płk Jan Mazurkiewicz „Radosław”) oraz Biura Informacji i Propagandy (płk Jan Rzepecki, ps. „Prezes”). Pełnomocnikiem zaś, o którym wspominał „Bór”, pozostał Stefan Korboński.

Wersja nieoficjalna

Mimo swojej wewnętrznej logiki scalenie KWC i KWK nie było jedynie wynikiem strategii wojennej ani sporów kompetencyjnych. A przynajmniej nie wyłącznie. Problem w tym, że koordynowany przez Korbońskiego opór społeczny spotkał się z tak dużym odzewem ze strony Polaków, że jego efekty niejednokrotnie w opinii publicznej przysłaniały działalność zbrojną Kedywu, co wśród żołnierzy Kedywu wywoływało pewną niechęć. Jak wspominał Korboński:

„Zaczęło się od tego, że na jesieni 1942 r., przeczytałem w +Biuletynie Informacyjnym+ komunikat o pewnej akcji antyniemieckiej, podpisany Kierownictwo Walki Konspiracyjnej. Byłem nieprzyjemnie zaskoczony. Rzucało się w oczy podobieństwo nazwy z KWC. Różnica między +walką cywilną+ a +walką konspiracyjną+ nie była zbyt uchwytna. Nowa nazwa, przez swe podobieństwo do KWC, wyglądała wyraźnie na tzw. nieuczciwą konkurencję”.

Stefan Korboński w celu wyjaśnienia sprawy udał się do ówczesnego Komendanta Głównego AK, Stefana Roweckiego „Grota”. Jak pisał dalej:

„Początkowo dawał mi wymijające odpowiedzi, lecz gdy nie ustępowałem, żądając wyjaśnień, uderzył w ton zupełnej szczerości: +W mym sztabie mam bunt z powodu KWC. Przyznaję, że narodziło się ono jako wspólny organ AK i Delegatury, ale wy właśnie ucywilniliście je do tego stopnia, że nawet ludzie, którzy z AK poszli do KWC, stracili kontakt duchowy z własną organizacją i stali się entuzjastami KWC. Mam duże uznanie dla waszej roboty, ale rozgłos, jakiego ona nabrała, powiększany przez wasze komunikaty ogłaszane w prasie podziemnej i radiu alianckim, psuje krew dowódcom Kedywu, którego akcje przechodzą niezauważone i nieznane ogółowi. Z tego względu powołałem do życia KWK, które będzie odtąd kierowało akcją Kedywu i ją formowało”.

Gen. Stefan Rowecki nie pozostawił wspomnień z tamtego momentu – trudno więc skonfrontować jego wersję z wersją Korbońskiego. 30 czerwca 1943 r. został zresztą aresztowany przez gestapo i jego miejsce, w tym akcję scalania KWC i KWK, przejął Tadeusz Komorowski „Bór”, który o tych zakulisowych rozgrywkach nie wspomina później ani słowem. Wiadomo jedynie, że stanowczo odmówił rozwiązania KWK, proponując w zamian scalenie obu organizmów pod jego kierownictwem. W sytuacji wojennej, jaka nastąpiła w połowie 1943 r., opór Korbońskiego nie miał już większego sensu. To był moment działania, nie sporów. Obie strony doskonale zdawały sobie z tego sprawę i scalenie, do którego doszło 15 lipca 1943 r., przebiegło bez większych tarć i miało charakter rozsądnie kompromisowy.

„Ważne jest to, że rywalizując ze sobą w walce z okupantem – jakże często o miejsce przed plutonem egzekucyjnym – byliśmy w stanie osiągnąć porozumienie i bić jeszcze mocniej wroga” – przyznawał Korboński, który już wkrótce miał zostać ostatnim Delegatem Rządu na Kraj. I dodawał: „To grono podejmowało najważniejsze decyzje”.

Niewątpliwie oznacza to, że wszystkie działania polskiego podziemia akowskiego od 15 lipca 1943 r. do końca wojny narodziły się lub zostały zatwierdzone właśnie w kręgu Kierownictwa Walki Podziemnej. Był to mózg Podziemnej Polski.

...

To bylo potezne panstwo bez precedensu w historii...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:41, 23 Lip 2018    Temat postu:

Zdemaskował Niemców w sutannach

 Śp. Henryk Włosik chętnie opowiadał o swoich losach podczas II wojny światowejMACIEJ RAJFUR /FOTO GOŚĆWrocław pożegnał kolejnego z powstańców warszawskich. W wieku 90 lat zmarł por. Henryk Włosik ps. "Drucik".W piątek na cmentarzu przy ul. Gosławickiej we Wrocławiu odbył się pogrzeb kolejnego z ostatnich powstańców warszawskich, mieszkających w stolicy Dolnego Śląska.Henryk Włosik w chwili wybuchu II wojny światowej miał 12 lat. Jak opowiadał, najmocniej zapadł mu w pamięć dzień 8 września 1939 roku. Wtedy w Warszawie na Targówku zginęła jego matka.- Wysłała mnie i rok młodszego brata do budynku obok do fryzjera. Równo o godzinie 8.15 na dzielnicę spadły bomby. Skąd znam tak dobrze godzinę? U fryzjera był wielki wahadłowy zegar, który mnie, jako dziecku, bardzo się spodobał. Często mu się przyglądałem. Po wybuchu bomby wyrzuciło nas na ulicę. Mnie i bratu nic się nie stało, mieliśmy jedynie drobne pokaleczenia od pękniętej szyby - mówił Henryk Włosik.Próbował szukać mamy w zgliszczach, ale żołnierze mu nie pozwolili. Wraz z 11-letnim bratem ukryli się na polskim cmentarzu Bródnowskich przy ul. św. Wincentego , gdzie spędzili kilka dni, nocując m.in. w grobowcach.W pewnym momencie nad ranem, ale jeszcze przed świtem, młody Henryk usłyszał łamanie gałązek w nocy. Schował się za drzewem i zobaczył, że jacyś ludzie wylądowali na spadochronach, lądując na terenie wielkiej nekropolii. Szybko zaczęli zakopywać swój sprzęt spadochronowy i od razu się przebrali.- Na mundury założyli sutanny. To byli niemieccy żołnierze. Oni w sutannach, z brewiarzami pod pachami wyszli z cmentarza. Od razu pobiegłem do polskich żołnierzy, których było dużo w okolicy cmentarza, i mówię, że tam Niemcy idą przebrani za księży - opowiadał H. Włosik.Na początku polscy żołnierze pomyśleli, że chłopiec zwariował, ale w końcu jeden nich, sierżant uwierzył. - Podszedł do nich, zerwał jednemu sutannę i od razu pojmano tę dwójkę przebierańców. Myślę, że każdy by tak zrobił jak ja wtedy - wspominał „Drucik”.Za to zgłoszenie dostał wówczas od wojska sucharki i kawę. Później, po wojnie, otrzymał odznakę pamiątkową „Syna Pułku” dla młodocianych żołnierzy w uznaniu za walkę z hitlerowskim najeźdźcą.Henryk Włosik w powstaniu warszawskim walczył w Powstańczych Oddziałach Specjalnych „Jerzyki”, w których zajmował się śledzeniem Niemców. Po powstaniu trafił do obozu w Lesznie, z którego udało mu się uciec przez kanał. W styczniu 1947 przybył do Wrocławia.

....

Nadszedl jego czas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy