Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Bohaterowie walki zbrojnej o Polskę po II wojnie.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:04, 28 Sie 2016    Temat postu:

Była wspaniałą dziewczyną" - koleżanka z oddziału wspomina "Inkę"
luq/
2016-08-28, 21:05
- "Inka" była u nas krótko. Ona dołączyła do nas w 1945 roku. Była wspaniałą dziewczyną - wspominała Danutę Siedzikównę jej koleżanka z oddziału, 95-letnia Lidia Lwow-Eberle ps. "Lala". Dzisiaj na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku pochowano "Inkę" oraz Feliksa Selmanowicza, ps. Zagończyk, bohaterów antykomunistycznej konspiracji, zamordowanych w 1946 r.


Kraj
Uroczystości pogrzebowe "Inki" i "Zagończyka"

- "Inka" była wyrośnięta, taka duża. Nawet wyższa ode mnie. Ja nie wiedziałam, że ona jest taka młoda. Ja też byłam młoda, ale byłam od niej o 6 lat starsza wtedy. Inka była bardzo ciepłą dziewczyną, naprawdę - mówiła Lwow-Eberle.



- Każda chodziła osobno z oddziałem, spotykałyśmy się tylko wtedy, gdy cała brygada na odprawie była. To wtedy myśmy się spotykały, mieliśmy z Łupaszką rozmowy o tym czego nam potrzeba - wspominała była sanitariuszka.



Polsat News

...

Ona JEST! Bohaterowie nie umieraja!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:30, 29 Sie 2016    Temat postu:

„Ciociu, możesz w końcu spać spokojnie, zachowałaś się, jak trzeba”. Pogrzeb „Inki” i „Zagończyka”
wyślij
drukuj
adom, acis, k | publikacja: 28.08.2016 | aktualizacja: 19:07 wyślij
drukuj
Uroczystości pogrzebowe w Gdańsku (fot. PAP/Roman Jocher)
– Próbowano ich zabić nie tylko fizycznie, ale również duchowo, pozbawiono ich publicznych i obywatelskich praw. Mieli odejść w niebyt, a jakby tego było mało to propaganda, gazety szkalowały ich przez lata – wspominała losy żołnierzy wyklętych na cmentarzu Danuta Ciesielska, siostrzenica „Inki”.

Abp Głódź: „Inka” i „Zagończyk” byli bohaterami polskiej wolności
Na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odbył się wspólny pogrzeb Danuty Siedzikówny, ps. Inka i Feliksa Selmanowicza, ps. Zagończyk – bohaterów antykomunistycznej konspiracji, zamordowanych w 1946 r.

– Próbowano ich zabić nie tylko fizycznie, ale również duchowo, pozbawiono ich publicznych i obywatelskich praw. Mieli odejść w niebyt, a jakby tego było mało to propaganda, gazety szkalowały ich przez lata – wspominała losy żołnierzy wyklętych na cmentarzu Danuta Ciesielska, siostrzenica „Inki”.

Walka o pamięć siostry

Wyraźnie wzruszona przypomniała walkę swojej matki o pamięć siostry. – Bardzo przeżywała obelgi rzucane przez PRL-owskich pismaków na jej wyklętą siostrę. Przez tyle lat musiała milczeć, nie mogąc dzielić się swym bólem nawet z dziećmi, bo to było zbyt niebezpieczne – mówiła Ciesielska. Siostra „Inki” jednak nigdy nie zapomniała o swojej powinności, pragnąc ją zrehabilitować. – W 1991 roku wystąpiła do Sądu Okręgowego z wnioskiem o unieważnienie wyroku. Wyrok został unieważniony – przypomniała.
#wieszwiecej | Polub nas
Już nie wyklęci, ale niezłomni

Jak przyznała podczas pogrzebu Ciesielska historia zatoczyła symboliczne koło, przywróciła prawdę i pamięć wbrew wszystkiemu i usiłowaniom wielu. – Żołnierze Wyklęci wrócili do nas po wielu latach, mam nadzieję, że wrócili na stałe do historii Polski, już nie jako wyklęci ale jako żołnierze niezłomni walczący o piękną, wolną Polskę. Swoje wystąpienie zakończyła słowami: „ciociu, możesz w końcu spać spokojnie, zachowałaś się, jak trzeba”.
Szydło: dzięki „Ince” i „Zagończykowi” żyjemy w wolnej Polsce

Polska żegna bohaterów. „Inka” i „Zagończyk” spoczną w Gdańsku
Ceremonia miała charakter pogrzebu państwowego. Po nabożeństwie w gdańskiej Bazylice Mariackiej uczestnicy ceremonii przeszli w kondukcie pogrzebowym ulicami miasta na Cmentarz Garnizonowy.

„Inka” w oddziale była szarą myszką. Nikt nie przewidywał, że zostanie symbolem 5 Wileńskiej Brygady AK

W niedzielę mija 70 lat od wykonania przez komunistyczne władze wyroku śmierci na niespełna 18-letniej Danucie Siedzikównie, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej oraz na ppor. Feliksie Selmanowiczu, dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK.

...

Stala sie symbolem. Akurat symbolem tych zolnierzy jest kobieta... Nie ma bardziej symbolicznej postaci. Wszystko potrzebuje symboli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:34, 29 Sie 2016    Temat postu:

Tak jak „Inka” była sanitariuszką i łączniczką „Łupaszki”. Przyszła na jej pogrzeb
dmilo, pszl publikacja: 29.08.2016 aktualizacja: 16:01 wyślijdrukuj

Wanda Bortkiewicz „Basia” (fot. TVP Gdańsk)
Tysiące ludzi żegnały w niedzielę w Gdańsku dwójkę bohaterów antykomunistycznego podziemia, Danutę Siedzikównę „Inkę” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. Wśród nich była Wanda Bortkiewicz „Basia”, sanitariuszka pierwszego oddziału AK na Wileńszczyźnie. „Jestem szczęśliwa i dumna, że doczekałam tego czasu” – powiedziała.

„Słowa »Inki« oznaczają, że przekaz przodków jest elementem mojej tożsamości”
Wspomnienia z tamtego okresu w taki dzień są dla niej wyjątkowo żywe. – Z „Inką” nie poznałam się osobiście dlatego, że ona z „Łupaszką”, z tym oddziałem posuwała się w miarę jego drogi, a ja byłam już na Ziemiach Odzyskanych – opowiadała w rozmowie z TVP Gdańsk Wanda Bortkiewicz „Basia”.

– Jestem szczęśliwa i dumna, że doczekałam tego czasu – mówiła łączniczka i sanitariuszka „Łupaszki”.
#wieszwiecej | Polub nas

Urodziła się w 1923 w rodzinie ziemiańskiej na Wileńszczyźnie. Po wybuchu wojny zaczęła pracę w szpitalu w miasteczku Duniłowicze. Pracując jako pielęgniarka, szybko nawiązała kontakt z siatką konspiracyjną i trafiła do oddziału „Kmicica”. W nocy z 1 na 2 sierpnia 1943 r. „Basia” wzięła udział w swojej pierwszej akcji.

Wanda Bortkiewicz, z domu Czyżewska (fot. archiwum rodzinne)

„Słowa »Inki« oznaczają, że przekaz przodków jest elementem mojej tożsamości”
Jednak już wkrótce, 26 sierpnia 1943 roku, oddział został rozbity przez radzieckich partyzantów. 83 żołnierzy „Kmicica” rozstrzelano, a z części pozostałych Rosjanie utworzyli nowy oddział. Znalazła się w nim również „Basia”. – Nam oświadczono, że jest nowe dowództwo i że od teraz będziemy oddziałem im. Wandy Wasilewskiej. Byłyśmy bezsilne – mówiła po latach. Nie dała jednak za wygraną i uciekła wraz z kilkoma koleżankami.

Chciała przyłączyć się do powstającej w tym czasie 5 Brygady Wileńskiej AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Wyruszyła do Wilna, by tam szukać kontaktu z podziemiem. Droga nie była prosta – „Basia” została zatrzymane przez litewskich żandarmów. Wraz z grupą innych Polaków wsadzono ją do pociągu pilnie strzeżonego przez niemieckich żołnierzy, jednak na jednej ze stacji „Basia” zdołała uciec z transportu i dotarła do Wilna.

Trafiali tam ranni partyzanci, których umieszczano w prywatnych domach. „Basia” opiekowała się takimi właśnie chorymi, a w 1944 r. zaczęła pracę w wileńskim Szpitalu Czerwonego Krzyża przy ul. Mostowej. Gdy w Wilnie nasilił się terror, wraz z rodziną opuściła miasto, by w Gdańsku rozpocząć naukę w szkole pielęgniarskiej.

W Gdańsku spotkała przyjaciół z partyzantki. Gdy dowiedziała się, że konspiracja nadal działała, wróciła do podziemia. Została łączniczką żołnierzy „Łupaszki” – codziennie zjawiała się w kaplicy akademickiej w Gdańsku, gdzie był punkt kontaktowy i przenosiła różne materiały.

Zygmunt Edward Szendzielarz, ps. Łupaszka (fot.poszukiwania.ipn.gov.pl)

„Ciociu, możesz w końcu spać spokojnie, zachowałaś się, jak trzeba”. Pogrzeb „Inki” i „Zagończyka”
Powrót do podziemia

Po trzech miesiącach organizacja skierowała ją do szpitala w Morągu, gdzie „Basia” opiekowała się rannymi partyzantami. 23 czerwca trafił do niej ranny w rękę Jerzy Lejkowski „Szpagat”. „Basia” na zapleczu szpitala założyła mu gips. Żołnierz „Łupaszki” zostawił u niej pakiet dokumentów.

W tym czasie – po jednym z ważniejszych wyroków, które wykonał „Szpagat” – nasiliły się działania UB. 6 lipca 1946 r. doszło do wsypy, w wyniku której zatrzymano m.in. „Szpagata”, a niedługo później również „Basię”.

Wpadka i śledztwo

Intensywne śledztwo trwało przez pierwsze trzy doby. W tym czasie „Basia” nie dostała żadnego posiłku. Funkcjonariusze wypytywali ją o „papiery”. „Basia” przez cały czas milczała i ostatecznie śledczy dali za wygraną.

Przez trzy miesiące przebywała w izolatce na męskim oddziale, później została przeniesiona do celi kobiecej. 9 maja 1947 r., po trwającym tydzień procesie, „Basia” została uniewinniona „z braku dowodów”.

W tym samym procesie „Szpagat” został skazany na karę śmierci, jednak na mocy ustawy o amnestii wyrok zmniejszono do 15 lat więzienia.

Po wyjściu z więzienia Wanda Bortkiewicz ukończyła szkołę dla pielęgniarek i położnych w Białymstoku. W 1985 r. nawiązała pierwsze kontakty z dawnymi przyjaciółmi z podziemia. W niedzielę uczestniczyła w pogrzebie „Inki” w Gdańsku,
TVP Gdańsk, tvp.info, portal Hej-kto-Polak!

...

Bylo ich wielu ale Inka to symbol.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:11, 03 Wrz 2016    Temat postu:

Wrocławskiemu liceum nadano imię Danuty Siedzikówny ps. Inka
wyślij
drukuj
zpk, pszl | publikacja: 03.09.2016 | aktualizacja: 15:24 wyślij
drukuj
Danuta Siedzikówna, ps. Inka, urodziła się 3 września 1928 roku (fot.PAP/Adam Warżawa)
I Liceum Ogólnokształcącemu we Wrocławiu nadano w sobotę imię Danuty Siedzikówny ps. Inka. Ta legendarna sanitariusza Armii Krajowej została patronką szkoły w 88. rocznicę urodzin i kilka dni po 70. rocznicy śmierci. Na swego patrona wybrali ją uczniowie w szkolnym referendum.

„Ciociu, możesz w końcu spać spokojnie, zachowałaś się, jak trzeba”. Pogrzeb „Inki” i „Zagończyka”
Obecny na uroczystości nadania imienia wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej prof. Krzysztof Szwagrzyk podarował szkole kawałek drewna z miejsca prac ekshumacyjnych na gdańskim cmentarzu, gdzie we wspólnej mogile odnaleziono i zidentyfikowano szczątki Danuty Siedzikówny.

– Takie postacie jak Inka stają się częścią naszego życia, choć jeszcze do niedawna tak nie było. Choć to była walka skazana na przegranie, to oni potrafili się bić o własne zasady, bić się o Polskę i za taką postawę należy im się nasza pamięć i szacunek – mówił Szwagrzyk.

„Zbrodniczy system komunistyczny”

Przypomniał, że pierwszym po 1945 r. patronem liceum był gen. Karol Świerczewski. – Przez wiele lat jeździłem przy tej szkole tramwajem i jego popiersie często było oblane czerwoną farbą, bo to był patron narzucony przez władze komunistyczne. A system komunistyczny był zbrodniczy i fałszywy, najbardziej zakłamany z możliwych. Tym bardziej się cieszę, że nową patronkę wybraliście sobie wy sami - uczniowie i szkolna społeczność – powiedział Szwagrzyk.
#wieszwiecej | Polub nas
Danuta Siedzikówna, ps. Inka została wybrana na patronkę I LO w szkolnym referendum w grudniu 2014 r. Ten wynik wzbudził kontrowersje i dyskusje m.in. pierwsi absolwenci szkoły zaproponowali, by nadać LO imię błogosławionej Edyty Stein, która urodziła się we Wrocławiu nieopodal placówki.

Decyzja w 88. rocznicę urodzin

Po publikacjach w mediach na ten temat wiosną 2015 r. ostatecznie władze Wrocławia i szkoły podjęły decyzję o ustanowieniu roku 2016 Rokiem Inki w I LO i nadaniu jej imienia w 88. rocznicę urodzin.

Pomnik „Inki” w Miłomłynie. Łączniczka pracowała w tamtejszym nadleśnictwie
Danuta Siedzikówna, ps. Inka, urodziła się 3 września 1928 r. W wieku 15 lat złożyła przysięgę AK i odbyła szkolenie sanitarne, służyła m.in. w wileńskiej AK. W czerwcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne. Tutaj aresztowało ją UB. Po ciężkim śledztwie została skazana na karę śmierci. Wyrok wykonano 28 sierpnia 1946 r.

Wraz z "Inką" zginął - również skazany na śmierć - ppor. Feliks Selmanowicz, ps. Zagończyk. Urodził się 6 czerwca 1904 r. w Wilnie. Jako ochotnik uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. W czasie II wojny był m.in. żołnierzem 3. oraz 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. "Łupaszki", gdzie pełnił funkcję zastępcy dowódcy plutonu.

Został aresztowany w lipcu 1946 roku. W niedzielę w 70. rocznicę ich śmierci na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku uroczyście pochowano Danutę Siedzikównę, ps. Inka i Feliksa Selmanowicza, ps. Zagończyk.

Ceremonia miała charakter pogrzebu państwowego, w której uczestniczyli prezydent RP Andrzej Duda i premier Beata Szydło. Mogiły pokryły dziesiątki wieńców. Na cmentarzu i wokół niego zgromadziły się setki ludzi. Kilka razy podczas uroczystości zebrani skandowali głośno "Cześć i chwała bohaterom". Feliks Selmanowicz został pośmiertnie awansowany na stopień podpułkownika, zaś Danuta Siedzikówna na stopień podporucznika.

Danuta Siedzikówna ps. #Inka.
Sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK#Pamiętamy pic.twitter.com/E62a9mXmDZ
— KancelariaPrezydenta (@prezydentpl) 28 sierpnia 2016PAP, youtube.com

...

Wreszcie normalnosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:15, 04 Wrz 2016    Temat postu:

W Bazylice Mariackiej otwarta zostanie wystawa poświęcona „Ince"
wyślij
drukuj
zpk, pszl | publikacja: 04.09.2016 | aktualizacja: 10:06 wyślij
drukuj
Ekspozycja zostanie otwarta w niedzielę w gdańskiej Bazylice Mariackiej (fot.wikipedia.org)
Fotografie z dzieciństwa i działalności w AK, dokumenty i relacje świadków jej życia składają się m.in. na przygotowaną przez gdański IPN wystawę poświęconą Danucie Siedzikównie „Ince". Ekspozycja zostanie otwarta w niedzielę w gdańskiej Bazylice Mariackiej.

Wrocławskiemu liceum nadano imię Danuty Siedzikówny ps. Inka
Wystawa pt. „Niezłomna, wyklęta, przywrócona pamięci. Danuta Siedzikówna Inka 1928-1946", zostanie otwarta po odprawionej w niedzielne południe mszy świętej. Ekspozycję przygotowano w 70. rocznicę zamordowania młodej sanitariuszki 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej.

Jak poinformował asystent prasowy gdańskiego oddziału IPN Marcin Węgliński, autorami wystawy, na którą składa się 17 plansz, są pracownicy gdańskiego Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej – Artur Chomicz i Krzysztof Drażba.
#wieszwiecej | Polub nas
Dzięki umieszczonemu na planszach bogatemu zestawowi fotografii oraz towarzyszącym im informacjom, odbiorcy wystawy poznają rodzinę „Inki", dowiedzą się, jak późniejsza sanitariuszka spędziła dzieciństwo oraz pierwsze lata wojny i jak doszło do tego, że w 1943 roku, jako 15-latka, wstąpiła w szeregi AK, z którą – już po formalnym zakończeniu wojny – dotarła na Pomorze Gdańskie.

Wystawa bogata w relacje świadków

Ekspozycja opowiada też o akcjach, w których „Inka" brała udział jako sanitariuszka (widzowie poznają m.in. mapę z zaznaczonymi miejscami działań szwadronu, do którego należała), a także o kulisach jej aresztowania, oskarżenia i osądzenia. Zwiedzający poznają m.in. funkcjonariuszy, którzy prowadzili śledztwo w jej sprawie.

Dowiedzą się także, jak wyglądała egzekucja skazanej na śmierć sanitariuszki. Bogata w relacje świadków oraz wyimki z prasy i dokumentów wystawa, przypomina też powojenne próby profanowania postaci „Inki", a także podejmowane po 1989 roku działania, które miały przywrócić pamięć o niej.

Ostatnia plansza jest relacją z prac na terenie gdańskiego cmentarza, w trakcie których odnaleziono miejsce pochówku sanitariuszki. Wystawa będzie czynna w Bazylice do 18 września. Świątynia będzie pierwszym miejscem, w którym ekspozycja zostanie zaprezentowana.

Pomnik „Inki” w Miłomłynie. Łączniczka pracowała w tamtejszym nadleśnictwie
„Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba"

Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. we wsi Guszczewina, w powiecie bielskim (Podlaskie). Była sanitariuszką 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. W 1943 r. w wieku 15 lat złożyła przysięgę AK i odbyła szkolenie sanitarne. W czerwcu 1945 r. została aresztowana przez za współpracę z antykomunistycznym podziemiem.

Z konwoju uwolnił ją patrol AK Stanisława Wołoncieja „Konusa", podkomendnego mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki". „Inka" znów działała jako sanitariuszka oraz łączniczka, uczestnicząc w akcjach przeciw NKWD i UB. W lipcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne.
[link widoczny dla zalogowanych]
W nocy z 19 na 20 lipca została aresztowana przez funkcjonariuszy UB w jednym z mieszkań konspiracyjnych w Gdańsku Wrzeszczu. „Inkę" osadzono w więzieniu w Gdańsku. Po śledztwie, podczas którego próbowano wydobyć od niej informacje o działalności oddziału „Łupaszki", została skazana na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy.

Obrońca z urzędu zwrócił się do prezydenta Bolesława Bieruta o skorzystanie z przysługującego mu prawa łaski. Pod listem nie było podpisu Siedzikówny. Bierut odpowiedział odmownie. Do krewnych „Inki" dotarł gryps, w którym sanitariuszka napisała:

„Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Wyrok wykonano 28 sierpnia 1946 r. w gdańskim więzieniu. PAP

...

Oczywisty wzor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:52, 06 Wrz 2016    Temat postu:

Pożegnanie Żołnierzy Wyklętych ze zgrupowania „Wolność i Niezawisłość”
wyślij
drukuj
bz,az | publikacja: 06.09.2016 | aktualizacja: 11:26 wyślij
drukuj
Pożegnanie czterech Żołnierzy Wyklętych (fot. PAP/Grzegorz Michałowski)
Aleksander Życiński pseud. Wilczur, Karol Łoniewski pseud. Lew, Czesław Spadło pseud. Mały i Józef Figarski pseud. Śmiały – czterej partyzanci zgrupowania „Wolność i Niezawisłość”, którzy zostali zamordowani z wyroku sądu komunistycznego 24 września 1948 r. w podkieleckich lasach, zostali pożegnani 5 września podczas mszy św. w łódzkiej katedrze.

„Żołnierze Wyklęci to nie jest tylko historia”. Prezydent na premierze filmu „Historia Roja”
– To byli żołnierze, których nazwano Żołnierzami Wyklętymi - mówił w homilii metropolita łódzki abp Marek Jędraszewski. - Walczyli ze złem, z jednej i drugiej strony: z nazistowskimi Niemcami i komunizmem radzieckim, bo dla nich najważniejsze było to, by bronić ojczyzny, trwając przy swoim honorze żołnierza. A wszystko dlatego, że ostatecznym fundamentem honoru osobistego i tej szczególnej wspólnoty, którą jest ojczyzna, jest sam Bóg - podkreślił arcybiskup.

Pogrzeby Niezłomnych odbędą się w najbliższych dniach w różnych częściach Polski. Czesław Spadło pseud. Mały i Józef Figarski pseud. Śmiały zostaną pochowani 10 września o godz. 12.00 w Wąchocku. Aleksander Życiński pseud. Wilczur zostanie pochowany 24 września o godz. 13.00 w Bliżynie. Karol Łoniewski pseud. Lew spocznie 1 października o godz. 12.00 w Nadarzynie.
#wieszwiecej | Polub nasTVP Info, KAI

...

Kolejny akt sprawiedliwosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 7:56, 19 Wrz 2016    Temat postu:

Prezydent Duda w „amerykańskiej Częstochowie”. Odsłonił pomnik Żołnierzy Wyklętych
wyślij
drukuj
pw, dm | publikacja: 19.09.2016 | aktualizacja: 06:44 wyślij
drukuj
Andrzej Duda odsłonił pomnik Żołnierzy Wyklętych (fot. PAP/Jacek Turczyk )
Andrzej Duda odsłonił w amerykańskim Doylestown w Pensylwanii pomnik Żołnierzy Wyklętych. – Próbowano zakopać pamięć o nich. Teraz oni, na tym pomniku, wychodzą ku nam jaśni i piękni – mówił prezydent. W mieście znajduje się Narodowe Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej.

„W chwili eksplozji w Nowym Jorku nie było zagrożenia dla prezydenta Dudy”
Monument zaprojektowali i wykonali polscy artyści, mieszkający w Stanach Zjednoczonych Bożena i Andrzej Praszczykowie. Przedstawia wydobywające się z ziemi trzy postacie - Danuty Siedzikówny ps. „Inka”, rotmistrza Witolda Pileckiego i Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”.

Prezydent podkreślił, że jest to jeden z najpiękniejszych pomników, które widział. Według niego widać w nim symbolikę wyjścia Żołnierzy Wyklętych z niepamięci. – Tak jak próbowano przez lata zakopać ich w czerni, [...] tak oni teraz na tym pomniku idą ku nam, jaśni i piękni – zaznaczył Andrzej Duda.
#wieszwiecej | Polub nas

Szef MSWiA w Nowym Jorku: Polonia musi otrzymać wsparcie
Prezydent przypomniał, jak duże znaczenie miała walka Żołnierzy Wyklętych. Zaznaczył, że nie było dla nich nic straszniejszego niż brak wolnej ojczyzny. – A uważali, że po II wojnie światowej jej nie było, że zmieniło się tylko jarzmo – podkreślił. – Żołnierze Wyklęci byli pięknymi ludźmi, wychowanymi w patriotycznej tradycji, w głębokim poczuciu, wartości, jaką jest ojczyzna – dodał.

Sytuacja beznadziejna

Jak zaznaczył, Żołnierze Niezłomni tworzyli po drugiej wojnie światowej największy podziemny ruch bojowy. – Setki tysięcy młodych ludzi, gotowych ginąć w beznadziejnej sytuacji, bo było wiadomo, że porządku z Jałty nie da się łatwo zmienić. Wiedzieli, że mają przed sobą przeciwnika, który nie zna litości, ale mimo to robili swoje. Dziś doskonale wiadomo, a przede wszystkim wie to także młode pokolenie, że to właśnie oni zachowali się jak trzeba – mówił.

– Honorując i czcząc Żołnierzy Wyklętych Polska odzyskuje godność, bo nie ma godności państwo, która nie czci swoich bohaterów – wskazywał.

Niezwykła świątynia

Wcześniej Andrzej Duda wziął udział we mszy świętej. Świątynia w Doylestown nosi formalnie nazwę Narodowego Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej. Jest ośrodkiem kultu maryjnego amerykańskiej Polonii.

Decyzję o budowie świątyni podjęto w latach 50. Początkowo postawiono tam kaplicę, która została rozbudowana i w 1966 roku przekształcona w sanktuarium. Obok świątyni powstał cmentarz polonijny z rozległa sekcją weteranów, klasztor oraz centrum obsługi odwiedzających.

W tzw. amerykańskiej Częstochowie znajduje się urna z sercem Jana Paderewskiego. Stoi tu kilka pomników, w tym zbrodni katyńskiej oraz katastrofy smoleńskiej.

Po zakończeniu uroczystości Duda udał się do Jersey City, gdzie złożył kwiaty pod pomnikiem katyńskim, po czym powrócił do Nowego Jorku.

Głównym celem wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Stanach Zjednoczonych jest udział w Sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. IAR, PAP

...

Tam tez ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:49, 23 Wrz 2016    Temat postu:

Zakopany w dole śmierci, teraz wraca w chwale. „Wilczur” spocznie w Bliżynie
wyślij
drukuj
zpk, pw | publikacja: 23.09.2016 | aktualizacja: 15:27 wyślij
drukuj
Porucznik Aleksander Życiński (fot.Fundacja im. Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka")
24 września w Bliżynie (woj. świętokrzyskie) odbędzie się pogrzeb bohatera podziemia antykomunistycznego, porucznika Aleksandra Życińskiego ps. „Wilczur”. Był on żołnierzem Armii Krajowej, Brygady Świętokrzyskiej NSZ oraz WiN-u. Został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Odrodzenia Polski przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ceremonia rozpocznie się o godz. 13.

Pożegnanie Żołnierzy Wyklętych ze zgrupowania „Wolność i Niezawisłość”
Śp. por. Aleksander Życiński był więźniem obozu w Magdeburgu, z którego udało mu się uciec. W lipcu 1944 r. przeszedł do oddziału płk. Antoniego Szackiego-Dąbrowskiego ps. „Bohun”, który dowodził Brygadą Świętokrzyską Narodowych Sił Zbrojnych.

Aresztowany i skazany

W maju 1945 r., w grupie 40 skoczków, ląduje na Słowacji, po czym kieruje się na Kielecczyznę. 26 maja w okolicach Buska–Zdroju zostaje aresztowany przez UB i skazany na 7 lat ciężkiego więzienia we Wronkach

Zwolniony w 1947 r. wraca do Suchedniowa, gdzie tworzy struktury WiN-u. W maju 1948 r., podczas potyczki z siłami UB-KBW, został pojmany i skazany na trzykrotną karę śmierci.
#wieszwiecej | Polub nas
Zamordowany przez komunistów 24 września 1948 roku. Jego ciało ukryto w dole śmierci.

Odnaleziony przez Fundacje Niezłomni w marcu br., w zgórskch lasach niedaleko Kielc, został ekshumowany i zidentyfikowany. tvp.info, ompio.pl

...

Trzeba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:08, 16 Paź 2016    Temat postu:

Józef Bandzo "Jastrząb" nie żyje. Był jednym z ostatnich żołnierzy "Łupaszki"

Dzisiaj, 16 października (14:05)

Józef Bandzo "Jastrząb" jeden z ostatnich żołnierzy 3. i 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, podkomendny mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", nie żyje - podał PAP Arkadiusz Gołębiewski, dyrektor Festiwalu Filmowego "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci". Kpt. Bandzo zmarł po ciężkiej chorobie w hospicjum w Wołominie pod Warszawą. Miał 92 lata.
Józef Bandzo "Jastrząb"
/PAP/Adam Warżawa /PAP


Wspaniały człowiek, do końca zachowywał wileńską pogodę ducha i skromność. Mimo że był dzielnym, niezłomnym żołnierzem, nigdy nie przechwalał się swoimi zasługami z okresu walk o niepodległości Polski. 21 października zamierzaliśmy wspólnie z nim obchodzić jego 93. urodziny, niestety dzisiaj zmarł - powiedział PAP Gołębiewski. Podkreślił też, że obecnie czynione są starania, aby pogrzeb "Jastrzębia" miał charakter państwowy.

Pod koniec sierpnia br. Józefa Bandzę uhonorował prezes IPN Jarosław Szarek, który odwiedził go w domu w Warszawie i "złożył meldunek" o pogrzebie Danuty Siedzikówny "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" w Gdańsku. Przedstawiciele Instytutu przekazali kombatantowi pamiątkowy ryngraf oraz fotografie z uroczystości pogrzebowych "Inki" i "Zagończyka". Mimo chęci 92-letni weteran nie mógł - ze względu na stan zdrowia - uczestniczyć w pogrzebie; choć jeszcze w kwietniu br. odprowadzał w ostatniej drodze swojego dowódcę Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", który został pochowany na Wojskowych Powązkach.
Kim był Józef Bandzo?

Józef Bandzo, ps. Jastrząb, urodził się 21 października w 1923 r. w Wilnie; w okresie II wojny światowej należał do oddziału partyzanckiego Gracjana Fróga "Szczerbca", przekształconego później w 3. Wileńską Brygadę Armii Krajowej.

Był jednym z najstarszych stażem partyzantów, który dosłużył się stopnia oficerskiego. Brał udział w wielu akcjach bojowych, także tych spektakularnych, m.in. razem ze "Szczerbcem" zdobywał powiatowe miasto Nowe Troki, brał też udział w ataku na Wilno w trakcie operacji "Ostra Brama". Następnie został wcielony do komunistycznego tzw. ludowego Wojska Polskiego, czyli do Armii Berlinga, jednak przy pierwszej okazji porzucił szeregi tej formacji. W 1945 r. dołączył do 5. Wileńskiej Brygady AK, dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", gdy ta walczyła na ziemi białostockiej.

...

Ostani z nich odchodza tam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 2:26, 03 Lis 2016    Temat postu:

Pamiętają o "Ince" i "Zagończyku"

Justyna Liptak
dodane 01.11.2016 21:10 Zachowaj na później

Zapalone znicze przy grobach "Inki" i "Zagończyka" są świadectwem pamięci o bohaterach
Justyna Liptak /Foto Gość
zobacz galerię

We wtorek 1 listopada na cmentarzu garnizonowym w Gdańsku odbyły się Zaduszki Partyzanckie.

Uroczystość odbyła się przy grobach niespełna 18-letniej Danuty Siedzikówny ps. "Inka" i jej dowódcy z 5. Wileńskiej Brygady AK Feliksa Selmanowicza ps. "Zagończyk", którzy zostali rozstrzelani w Gdańsku przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.

– Zaduszki Partyzanckie to już tradycja i dobrze się dzieje, że tak wiele osób po odwiedzeniu grobów swoich najbliższych wieczorem spotyka się tutaj, przy mogiłach polskich bohaterów, aby oddać im hołd – mówi ks. Jarosław Wąsowicz SDB. – Jest to tym ważniejszy gest, że pochowane tu osoby, których ciała wcześniej spoczywały w bezimiennych grobach, nie poszły w zapomnienie. Te pięknie płonące znicze, które widzimy tutaj w tak dużej ilości, to znak, że nasze serca są pełne wdzięczności i pamięci dla tych bohaterów.

Zaduszki Partyzanckie, mimo niesprzyjającej pogody, zgromadziły kilkadziesiąt osób zaopatrzonych w znicze, parasolki i latarki. Formuła spotkań zakłada wspominanie nieżyjących już bohaterów poprzez muzykę i poezję. Tym razem w zaduszkowym repertuarze znalazły się m.in. pieśni Wileńskich Brygad oraz wiersze napisane przez żołnierzy Polskich Siły Zbrojnych na Zachodzie.

Tegoroczne spotkanie było o tyle wyjątkowe, że po raz pierwszy odbyło się przy grobach, w których faktycznie spoczywają szczątki "Inki" i "Zagończyka", gdyż 28 sierpnia odbył się pogrzeb dwójki żołnierzy niezłomnych antykomunistycznego podziemia. W uroczystościach, które odbyły się w Gdańsku, wzięli udział przedstawiciele władz państwowych z prezydentem Andrzejem Dudą na czele, jak również prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej, któremu wraz z ekipą poszukiwawczą udało się odnaleźć szczątki żołnierzy. O pogrzebie "Inki" i "Zagończyka" pisaliśmy TUTAJ.
[link widoczny dla zalogowanych]

...

Oczywistosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 2:05, 22 Lis 2016    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Pomnik Żołnierzy Wyklętych w Wydminach zdewastowany
Pomnik Żołnierzy Wyklętych w Wydminach zdewastowany

Wczoraj, 21 listopada (20:32)

Zdewastowany pomnik Żołnierzy Wyklętych w Wydminach na Mazurach. Umieszczona na cokole dewiza "Bóg, Honor, Ojczyzna" została zamalowana czerwoną farbą. Zatrzymano już mężczyznę, który jest o to podejrzewany.
Zdewastowany pomnik
/Tomasz Waszczuk /PAP


Pomnik został zniszczony w niedzielę. W poniedziałek zatrzymano 23-letniego mężczyznę, który jest podejrzewany o dokonanie tej dewastacji.

Na razie nie przedstawiono mu zarzutu. Ustalamy jeszcze, czy jakieś inne osoby nie brały też udziału w tej dewastacji - mówi Iwona Chruścińska z policji w Giżycku.

Zdaniem wójta Wydmin Radosław Króla, dewastacja pomnika była "zwykłym chuligaństwem i straszliwą głupotą". Jak mówił, mieszkańcy są oburzeni tym wandalizmem, bo od lat sami dbają o to miejsce. Zawsze jest posprzątane, zawsze pali się tam znicz i są składane kwiaty - dodał.
Zdewastowany pomnik
/Tomasz Waszczuk /PAP

Pomnik Żołnierzy Wyklętych stoi od kilku lat w centrum Wydmin. Jest nam nim umieszczona tablica upamiętniająca ppor. Kazimierza Chmielowskiego ps. "Rekin" i żołnierzy 3. Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, którzy pod jego dowództwem na kilka godzin zajęli tę miejscowość 14 lutego 1946 r. Jak głosi napis na tablicy, "tego dnia Wydminy były w Wolnej Polsce".

Chmielowski od 1942 roku walczył w AK na Wileńszczyźnie, został wtedy czterokrotnie ranny. Aresztowany przez NKWD uciekł z zesłania w Kałudze. Po powrocie do Polski, do sierpnia 1946 r. walczył w antykomunistycznym podziemiu. Rok po ujawnieniu został aresztowany i w 1950 r. skazany na śmierć i stracony. W 1995 r. sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego uznał ten wyrok za nieważny. Miejsce pochówku Chmielowskiego pozostaje nieznane, jego symboliczny grób znajduje się na cmentarzu w Giżycku.

Rok 2016 r. został przez radę gminy Wydminy ogłoszony Rokiem Żołnierzy Wyklętych. Ma to związek z 70. rocznicą bitwy pod Gajrowskimi, do której doszło 16 lutego 1946 r. Była to największa na Mazurach bitwa polskiego podziemia niepodległościowego z sowieckim NKWD i innymi formacjami komunistycznego aparatu terroru.

Szacuje się, że podczas tej walki zginęło 16-22 partyzantów, ale dokładnych strat nigdy nie ustalono. W 2014 r. szczątki dziewięciu poległych odnalazła na polu bitwy i ekshumowała Fundacja Niezłomni im. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". Zostali oni pochowani z wojskowym ceremoniałem w lutym ub. roku na cmentarzu w Orłowie, gdzie - jak zapowiedziały władze gminy - powstanie Panteon Niezłomnych Żołnierzy Wyklętych.

..

Pewnie zwykly debil.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:23, 12 Gru 2016    Temat postu:

Wytrzymał 27 miesięcy tortur, z których wyrywanie paznokci było jedną z najlżejszych

Tomasz Gołąb
dodane 12.12.2016 14:38

Cela abp. Baraniaka znajdowała się w pawilonie 11
Tomasz Gołąb /Foto Gość
zobacz galerię

W areszcie śledczym przy ul. Rakowieckiej otwarto celę abp. Antoniego Baraniaka. - Wytrzymał 27 miesięcy stalinowskich tortur, z których wyrywanie paznokci było jedną z najlżejszych - mówi Jacek Pawłowicz, dyrektor powstającego przy ul. Rakowieckiej Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL .

- Nie ma drugiego biskupa, który by tyle wycierpiał ze strony oprawców - wspomina s. Cecylia Muńko ze zgromadzenia św. Elżbiety, która pracowała w sekretariacie arcybiskupa poznańskiego abp. Antoniego Baraniaka od 1957 r. do jego śmierci w 1977 r. - Widziałam blizny na jego plecach, chociaż o torturach, których poddawano go na Rakowieckiej nie chciał nigdy opowiadać.

12 grudnia abp Stanisław Gądecki wraz z abp. Markiem Jędraszewskim w więziennej świetlicy przy ul. Rakowieckiej odprawił Mszę św., a następnie poświęcił celę w miejscu, gdzie przez ponad dwa lata przetrzymywano bp. Baraniaka.

- Tu poddawano go brutalnemu śledztwu funkcjonariuszy Służb Bezpieczeństwa, zrywano mu paznokcie, trzymano wiele dni w zimnej, wypełnionej fekaliami celi. Dziś czcimy jego postawę, pełną wiary i heroizmu, mając nadzieję, że stanie się patronem powołanego w tym areszcie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL - powiedział podczas uroczystości dyrektor tej placówki Jacek Pawłowicz.


Aresztując bp. Baraniaka w nocy z 25 na 26 września 1953 roku, razem z Prymasem Tysiąclecia, władze komunistyczne zamierzały wykorzystać jego osobę do publicznego skompromitowania prymasów Hlonda i Wyszyńskiego.

- Uciekając się do tortur, z których udokumentowanych jest 145, próbowano doprowadzić do zeznań obciążających Prymasa Tysiąclecia. Nie udało się, choć w tym czasie złamano bp. Kaczmarka. Bp Baraniak, jako więzień Mokotowa, okazał się wielkim Polakiem o ogromnej sile woli. Jego zdrowie było na tyle nadwyrężone, że władze zaczęły się obawiać jego śmierci w więzieniu. Gdy je opuszczał ważył 40 kg - mówił w trakcie uroczystości abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Episkopatu Polski.

...

Meczenstwo...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:26, 27 Sty 2017    Temat postu:

Tak będzie wyglądać Golgota Narodu Polskiego

Tomasz Gołąb /PAP
dodane 26.01.2017 12:44


Pracownia M. O. C. Architekci z Katowic wygrała konkurs na projekt zabudowy architektonicznej stołecznego Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.

Tu więziono gen. Augusta Fieldorfa ps. Nil, ppłk. Łukasza Cieplińskiego ps. Pług, mjr. Zygmunta Szendzielarza ps. Łupaszko, mjr. Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora, rtm. Witolda Pileckiego ps. Witold. Poza wojskowymi więziono na Mokotowie również cywili i przedstawicieli Kościoła katolickiego m.in. abp. Antoniego Baraniaka.

26 stycznia ogłoszono zwycięzców konkursu na projekt Muzeum Żołnierzy Wyklętych. 74 zespoły nadesłały 20 prac. Przyznano dwa wyróżnienia i trzy nagrody. Główna - 50 tys. zł. oraz zaproszenie do negocjacji w trybie zamówienia z wolnej ręki na opracowanie dokumentacji projektowej - trafiła do pracy autorstwa firmy M. O. C. Architekci z Katowic.



Wizualizacja studia M O C Architekci.
M O C Architekci

- Obiecaliśmy, że z determinacją będziemy realizowali projekt budowy Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL - i to się dzieje. Bardzo szybko zostały dopełnione wszelkie formalności, związane z powołaniem tej placówki. Placówka ma też swojego dyrektora, prowadzi działalność edukacyjną, publicystyczną, zbiera pamiątki, oprowadza wycieczki po więzieniu przy ul. Rakowieckiej. W końcu kończymy działalność zakładu karnego, aresztu śledczego na Mokotowie - podkreślił sekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości Patryk Jaki, dodając że projekt Muzeum Żołnierzy Wyklętych zostawi "trwały ślad w historii Polski, polityce polskiego państwa". - To nasze wielkie zobowiązanie wobec osób, które oddały życie za ojczyznę. To muzeum będzie symbolicznym zwycięstwem ludzi, którzy nie zgadzali się na to, co wydarzyło się po II wojnie światowej - zauważył.

- To miejsce nie ma być już aresztem śledczym z jego ponurymi więziennymi powierzchniami, lecz staje się muzeum - powinno więc kreować wartości humanistyczne i duchowe, a nawet zawierać wątki optymistyczne - podkreślił Sąd Konkursowy w uzasadnieniu głównej nagrody. W skład Sądu Konkursowego weszli m.in. Czesław Bielecki, Patryk Jaki, Arkadiusz Karbowiak, Jacek Pawłowicz, Sławomir Cenckiewicz i Krzysztof Szwagrzyk.

Podkreślono także, że "wyróżniającym pracę zabiegiem jest koncepcja czterech rzeźbiarskich wież - świetlików, dostarczających światło naturalne na poziom podziemia; nie tylko porządkują przestrzeń muzeum, ale staną się także ważnym akcentem w skali miasta".

Jak przypomniał dyrektor Muzeum Jacek Pawłowicz, "10 miesięcy temu minister Zbigniew Ziobro podjął decyzję o utworzeniu w siedzibie aresztu Warszawa-Mokotów Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL".

- Muzeum rozpoczęło działalność 1 kwietnia 2016 r. Po 10 miesiącach wchodzimy w nowy etap pracy, w etap tworzenia faktycznego muzeum - zapowiedział Jacek Pawłowicz.

...

Bardzo dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:49, 08 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Modlitwy, nazwiska i daty przesłuchań. Napisy na ścianach b. aresztu w Lublinie
Modlitwy, nazwiska i daty przesłuchań. Napisy na ścianach b. aresztu w Lublinie

Dzisiaj, 8 lutego (12:37)

Inskrypcje napisane, bądź wyryte na ścianach lubelskiego aresztu "Pod zegarem" odsłonięte po 70 latach. Niektóre zachowały się wyjątkowo dobrze i są w pełni czytelne. Pochodzą z czasów aresztu gestapo i późniejszego NKWD. „Pod zegar” trafiali więźniowie polityczni, którzy byli w brutalny sposób przesłuchiwani.
Lublin: Odkryte napisy w dawnym areszcie (22 zdjęcia)




+ 19

Część z inskrypcji odkryto tuż po wojnie w 1946 roku, kiedy to zostali wpuszczeni do więzienia już wówczas NKWD przedstawiciele komisji badającej zbrodnie hitlerowskie. Od stycznia 1940 roku mieścił się tam bowiem areszt Gestapo. Przywożono do niego więźniów politycznych, działających w konspiracji.

Trafiali na co wiemy z opisów wyjątkowo brutalne przesłuchania. Niektórzy wielokrotnie. Każdy chciał zaznaczyć swoją obecność, zostawić ślad - opowiada Barbara Oratowska, kierownik Muzeum pod Zegarem - Nie wiedzieli, czy wyjdą stąd żywi. To był jedyny znak z ich strony.

Po wojnie od razu przekształcono areszt w więzienie NKWD, gdzie również odbywały się nie mniej drastyczne sceny. Z tego okresu również zachowało się kilka inskrypcji. Można także odczytać te czasu późniejszego aresztu wojskowego, który funkcjonował do 1978 roku.

Te ostatnie jednak nie są dramatyczne, bo tu trafiali żołnierze, którzy np. spóźnili się z przepustki i nie groziła im śmierć - opowiada Oratowska.

Badający ściany więziennych cel specjaliści dokonali bardzo trudnego zadania. Musieli usunąć ze ścian około centymetra tynku i kolejnych warstw malarskich. Było ich siedem. Przez wiele miesięcy skalpelami bardzo delikatnie posuwali się krok po kroku, ściana po ścianie.

Obecnie muzeum jest zamknięte dla zwiedzających. Inskrypcje będą zabezpieczone i w przyszłości będzie można je oglądać.


(j.)
Krzysztof Kot

...

Slady meczenstwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:52, 26 Lut 2017    Temat postu:

Piłkarskie lekcje życia

Agnieszka Lesiecka
dodane 25.02.2017 22:30

Na zdjęciu drużyna z gdańskiej parafii św. Ojca Pio, która zwyciężyła w kategorii Lektor Młodszy
Agnieszka Lesiecka /Foto Gość
zobacz galerię

- W czasie tego turnieju można odkryć niezwykłą siłę swojego ducha. Widzę to po niektórych drużynach, które w pierwszych meczach nic nie wygrywały, a raptem strzelają bramkę i cieszą się jak mistrzowie - mówi ks. Piotr Belecki, diecezjalny duszpasterz Liturgicznej Służby Ołtarza.

51 drużyn, czyli ponad 400 członków Liturgicznej Służby Ołtarza wzięło udział w rozgrywkach trzeciego etapu Halowego Turnieju Piłki Nożnej LSO, który odbył się 25 lutego w halach sportowych na Ujeścisku i Gdańsku-Chełmie. Imprezę patronatem honorowym objął abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański.

Sobotni turniej LSO nazwany został imieniem Żołnierzy Wyklętych, bo jak podkreślają organizatorzy wydarzenia, zależy im na krzewieniu wśród dzieci i młodzieży postaw patriotycznych. - To jest już trzeci Turniej im. Żołnierzy Wyklętych i widzimy wśród młodzieży postęp. Oni zaczynają się utożsamiać z niezłomnymi, coraz częściej widzimy drużyny ubrane w patriotyczne koszulki. Cieszy nas ich zaangażowanie oraz fakt, że nasza praca przynosi efekty - opowiada Piotr Lachowski, główny organizator wydarzenia.

- Zawsze towarzyszy mi taka intencja, aby chłopacy mogli rywalizować - mówi ks. Piotr Belecki, diecezjalny duszpasterz Liturgicznej Służby Ołtarza, wikariusz w parafii Trójcy Świętej w Wejherowie. - Sam odkrywam, że taka zdrowa rywalizacja jest potrzebna w życiu, a im większa walka, tym większe zwycięstwo. To są potrzebne lekcje życia, dlatego cieszę się, że coraz więcej drużyn bierze udział w naszym turnieju - tłumaczy kapłan.



- Po stosunkowo wyrównanym meczu z Bractwem św. Pawła zastanawiamy się nad wspólnymi treningami raz w tygodniu - dzieli się ks. Piotr Belecki
Agnieszka Lesiecka /Foto Gość
W przerwie między kolejnymi meczami ministranci mieli okazję obejrzeć pokaz freestyle’u w piłce nożnej w wykonaniu grupy North Style Crew. Doszło także do towarzyskiej rozgrywki między księżmi a członkami Bractwa św. Pawła. - Chcieliśmy uatrakcyjnić ministrantom czas oczekiwania na wręczenie nagród i pokazać, że mimo iż najlepsze lata gry mamy już za sobą, to jednak dalej gramy - tłumaczy ks. Belecki.

Ministrancki turniej zorganizowany został przy współpracy z gdańskim oddziałem IPN, który wraz z radą dzielnicy Ujeścisko ufundował nagrody i puchary dla zwycięskich drużyn.

Tegoroczny Halowy Turniej Piłki Nożnej LSO odbywa się w trzech kategoriach wiekowych: ministranci (do 12. roku życia), młodsi lektorzy (do lat 15) oraz starsi lektorzy (16-19
lat). Już 18 marca w Rumi odbędzie się ostatni etap rozgrywek. Drużyny, które zdobędą najwięcej punktów po zsumowaniu osiągnięć z wszystkich zawodów, będą reprezentować archidiecezję podczas piłkarskich Mistrzostw Polski LSO w Częstochowie.

Pierwsze miejsca w poszczególnych kategoriach turnieju LSO zajęli:

- LEKTOR STARSZY: par. św. Wojciecha w Kielnie

- LEKTOR MŁODSZY: par. św. O. Pio w Gdańsku-Ujeścisku

- MINISTRANT: par. Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza w Chwaszczynie

...

Cenne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:34, 26 Lut 2017    Temat postu:

Pobiegli Tropem Wilczym

Jakub Jałowiczor
dodane 26.02.2017 13:50

Zwycięzca biegu na 1963 m
Jakub Jałowiczor /FotoGość
zobacz galerię

Z okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych w parku Skaryszewskim odbył się Bieg Tropem Wilczym. Dystans jednego z wyścigów - 1963 m - upamiętniał datę śmierci ostatniego partyzanta, Józefa Franczaka.

– To znakomity bieg, bo pokazuje zaangażowanie całej rodziny – mówił do zebranych w parku Skaryszewskim Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej. Przypomniał, że w zeszłym roku w biegu brało udział ponad 40 tys. osób, w tym roku jest to blisko 60 tys. „na wszystkich kontynentach”.

Z okazji zbliżającego się Dnia Żołnierzy Wyklętych w praskim parku odbyło się kilka wyścigów: na 5 km, 10 km, a także na 1963 m. Ta ostatnia liczba ma upamiętniać datę śmierci ostatniego żołnierza wyklętego, Józefa Franczaka „Lalka”. Mimo nieprzyjemnej chwilami pogody biegi przyciągnęły tłum warszawiaków. Wiele osób przyszło z dziećmi. Pojawili się także członkowie grup rekonstrukcji historycznej. Wszyscy uczestnicy dostali koszulki z wizerunkami wyklętych, a po biegu także medale.

– Biegną z nami także żołnierze amerykańscy, którzy stacjonują po raz pierwszy od wielu, wielu dziesiątków lat na polskiej ziemi i chcą się przyłączyć do tego wielkiego biegu pamięci o niezłomnych. Chcą się przyłączyć tak, jak przyłączyli się do polskiego wojska, by ramię w ramię bronić naszej niepodległości – mówił szef resortu obrony. Później wziął udział w nagraniu programu „Teleranek”, podczas którego opowiadał najmłodszym o żołnierzach wyklętych.

Organizatorem Biegu Tropem Wilczym jest Fundacja Wolność i Demokracja. Celem wydarzenia jest krzewienie wiedzy i umacnianie pamięci o partyzantach antykomunistycznego powojennego podziemia. Tegoroczny bieg odbywa się w 240 miejscowościach w Polsce oraz poza granicami kraju. Nazwę wydarzenia zainspirował wiersz Zbigniewa Herberta „Wilki” poświęcony członkom powojennego podziemia antykomunistycznego.

Bieg jest jednym z wydarzeń towarzyszących przypadającemu 1 marca Narodowemu Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Święto jest obchodzone od 2011 r.

..

Wreszcie normalnosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:00, 27 Mar 2017    Temat postu:

Kapelan AK, żołnierz niezłomny

Jan Hlebowicz
dodane 27.03.2017 16:40


Modlitwie w intencji ks. Józefa Zator-Przytockiego przewodniczył abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański
Jan Hlebowicz /Foto Gość
zobacz galerię

Doczesne szczątki ks. płk. Józefa Zator-Przytockiego zostały przeniesione do Krypty Kapłanów Gdańskich w bazylice Mariackiej - miejsca spoczynku zasłużonych duchownych archidiecezji gdańskiej. Modlitwie przewodniczył abp Sławoj Leszek Głódź.

W bazylice Mariackiej w Gdańsku 27 marca odbyło się nabożeństwo żałobne, w czasie którego nastąpiło przeniesienie doczesnych szczątków ks. Józefa Zator-Przytockiego do Krypty Kapłanów Gdańskich. Modlitwie przewodniczył abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański. W uroczystości wzięli udział także bp Zbigniew Zieliński oraz bp Wiesław Szlachetka, biskupi pomocniczy.

- Choć ks. Józef Zator-Przytocki ps. "Czeremosz" odszedł od nas dawno, bo w 1978 r., dzisiaj pragniemy przypomnieć i podkreślić jego zasługi jako żołnierza wyklętego, kapelana AK. Za swoją niezłomną postawę, za wiarę, za oddanie ojczyźnie był męczony w stalinowskich więzieniach. To człowiek, który w pełni zasługuje na godne upamiętnienie - mówił abp Głódź.

J. Zator-Przytocki urodził się 21 stycznia 1912 r. w Wicyniu. 29 czerwca 1935 r. otrzymał w katedrze lwowskiej święcenia kapłańskie. Na krótko przed wybuchem wojny na własną prośbę został kapelanem wojsko­wym. Po agresji ZSRR na Polskę i okupacji Małopolski Wschodniej przez Armię Czerwoną pomagał w przerzutach oficerów polskich na Węgry i do Rumunii.

Zagrożony aresztowaniem przez NKWD ukrył się w seminarium duchownym we Lwowie i w 1940 r. przez zieloną granicę dostał się do niemieckiej strefy okupacyjnej. Zaangażował się w działalność konspiracyjną. Uczył także w tajnych gimnazjach i liceach. W 1942 r. został oddelegowany przez kard. Sapiehę do pracy duszpasterskiej Polski Walczącej, gdzie pełnił funkcję zastępcy księdza generała Piotra Niezgody i dziekana korpusu Armii Krajowej Okręgu Kraków. Został odznaczony Orderem Virtuti Militari.

W 1945 r. przeniesiono go do Gdańska i mianowano administratorem parafii Najświętszego Serca Jezusowego we Wrzeszczu. Do 1948 r. odbudowywał zrujnowany kościół i zorganizował życie parafii. W maju tego samego roku obronił doktorat na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika Toruniu, a następnie został aresztowany przez UB za działalność w AK i przewieziony do Warszawy. Osadzono go w Areszcie Śledczym Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie na Mokotowie, gdzie przeszedł brutalne śledztwo. W 1949 r. został skazany na 15 lat więzienia. W więzieniu we Wronkach spędził 6 lat.

Wyszedł na wolność po amnestii w 1955 r. W 1958 r. objął posługę proboszcza kościoła Mariackiego w Gdańsku. Poświęcił się odbudowie świątyni ze zniszczeń wojennych. Zmarł nagle 26 listopada 1978 r. w czasie odprawiania Mszy św.

Parafiankę Lidię Dziubę ks. Zator-Przytocki przygotowywał do Pierwszej Komunii św. - Pamiętam, że wchodził do salki katechetycznej, trzymając ręce w kieszeniach swetra. Przed nim biegł jego pies Kajtek. Za każdym razem rozdawał nam cukierki - wspomina.



Ks. Józef przygotowywał panią Lidię do Pierwszej Komunii Świętej
Jan Hlebowicz /Foto Gość
- W latach późniejszych był także moim spowiednikiem i kierownikiem duchowym. To był niezwykły człowiek, który - mimo stalinowskiego piekła, jakie przeszedł - pozostał niezłomny. Wielki Polak, patriota i wspaniały kapłan. Niestety, nie mogłam uczestniczyć w jego pochówku 39 lat temu. Tym bardziej dzisiejsza uroczystość jest dla mnie szczególna i ważna. Uważam, że był to ksiądz, który w pełni zasługuje na honorowe miejsce w Krypcie Kapłanów Gdańskich - dodaje.

W uroczystości uczestniczył także Jerzy Grzywacz, harcerz Szarych Szeregów, uczestnik powstania warszawskiego. - Zasługi ks. Zator-Przytockiego z okresu okupacji są wielkie. Warto jednak dodać, że po opuszczeniu stalinowskiego więzienia przez wiele lat stanowił on podporę duchową i moralną dla mnie i całego naszego pokolenia. Reprezentował dla nas trzon narodu, który się nie załamał pod wpływem ideologii komunistycznej i nadal dąży do niepodległości Polski - mówi. - Do dziś pamiętam jego wspaniałe homilie, na które ludzie przyjeżdżali z całego Gdańska. Do końca był za nie szykanowany przez komunistyczne władze. Kościół zawsze obstawiony był tajniakami SB.

...

Oczywiscie jedna ze sluzb wojennych pelnia kapelani.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:57, 28 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
71 lat temu wykonano wyrok śmierci na Danucie Siedzikównie "Ince"
71 lat temu wykonano wyrok śmierci na Danucie Siedzikównie "Ince"

34 minuty temu

71 lat temu, 28 sierpnia 1946 r. o godz. 6.15, strzałem w głowę dowódca plutonu egzekucyjnego z KBW wykonał wyrok śmierci na Danucie Siedzikównie ps. Inka, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady AK. Według relacji obecnego w czasie egzekucji księdza Mariana Prusaka "Inka" krzyknęła przed śmiercią: "Niech żyje Polska".
Portret "Inki" wystawiony podczas mszy żałobnej
/Adam Warżawa /PAP


Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. w Guszczewinie koło Narewki, na skraju Puszczy Białowieskiej. Wychowała się w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Ojciec Wacław Siedzik, jako student Politechniki w Petersburgu, w 1913 r. został zesłany na Sybir za uczestnictwo w polskiej organizacji niepodległościowej. Kilkadziesiąt lat później w lutym 1940 r. został aresztowany przez NKWD i zesłany do katorżniczej pracy w kopalni złota w rejonie Nowosybirska. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski pomimo wycieńczenia przedostał się do armii tworzonej przez gen. Władysława Andersa. Zmarł w 1943 r. Pochowany został na cmentarzu polskim w Teheranie. Matka "Inki" Eugenia współpracowała z Armią Krajową. W listopadzie 1942 r. aresztowało ją Gestapo. We wrześniu 1943 r., po ciężkim śledztwie, w czasie którego była torturowana, Niemcy zamordowali ją w lesie pod Białymstokiem.

Po śmierci matki, mając zaledwie 15 lat, Danuta razem z siostrą Wiesławą złożyła w grudniu 1943 r. przysięgę i wstąpiła do AK. Następnie odbyła szkolenie sanitarne. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 r. podjęła pracę kancelistki w nadleśnictwie Hajnówka.
Aresztowana za współpracę z antykomunistycznym podziemiem

W czerwcu 1945 r. wraz z innymi pracownikami nadleśnictwa została aresztowana przez grupę NKWD-UB za współpracę z antykomunistycznym podziemiem. Z konwoju uwolnił ją patrol wileńskiej AK Stanisława Wołoncieja, "Konusa", podkomendnego mjr. Zygmunta Szendzielarza, "Łupaszki". W oddziale "Konusa", a potem w szwadronach por. Jana Mazura, "Piasta", i por. Mariana Plucińskiego, "Mścisława", pełniła funkcję sanitariuszki. Przez krótki czas jej przełożonym był por. Leon Beynar, "Nowina", zastępca mjr. "Łupaszki", znany później jako historyk i publicysta Paweł Jasienica.

Na przełomie 1945 i 1946 r., zaopatrzona w dokumenty na nazwisko Danuta Obuchowicz, podjęła pracę w nadleśnictwie Miłomłyn w pow. Ostróda. Wczesną wiosną 1946 r. nawiązała kontakt z ppor. Zdzisławem Badochą, "Żelaznym", dowódcą jednego ze szwadronów "Łupaszki". Do lipca 1946 r. służyła w tym szwadronie jako łączniczka i sanitariuszka, uczestnicząc w akcjach przeciwko NKWD i UB. W czerwcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne dla szwadronu. 20 lipca 1946 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy UB i osadzona w więzieniu w Gdańsku.

Po ciężkim śledztwie 3 sierpnia 1946 r. skazana została na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku.
"Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba"

W akcie oskarżenia znalazły się zarzuty udziału w związku zbrojnym, mającym na celu obalenie siłą władzy ludowej oraz mordowania milicjantów i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zarzucono jej m.in. nakłanianie do rozstrzelania dwóch funkcjonariuszy UB podczas akcji szwadronu "Żelaznego" w Tulicach pod Sztumem.

Zdaniem dr. hab. Piotra Niwińskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, autora życiorysu "Inki" w słowniku biograficznym "Konspiracja i opór społeczny w Polsce": "Siedzikówna była cichą, trzymającą się z tyłu dziewczyną, sanitariuszką. Jak można było oskarżyć ją o wydawanie poleceń zabijania żołnierzy? Zachowały się relacje funkcjonariuszy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) i milicjantów, których ona opatrywała po potyczkach z partyzantami AK".

W grypsie przesłanym z więzienia Siedzikówna napisała: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Zdanie to - według historyków - nie tylko odnosi się do przebiegu śledztwa, lecz także do odmowy podpisania przez "Inkę" prośby o ułaskawienie. Prośbę taką do prezydenta Bolesława Bieruta skierował za nią jej obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Danutę Siedzikównę zabił 28 sierpnia 1946 r. o godz. 6.15 strzałem w głowę dowódca plutonu egzekucyjnego z KBW. Wcześniejsza egzekucja z udziałem żołnierzy nie udała się. Żaden nie chciał zabić "Inki", choć strzelali z odległości trzech kroków. Według relacji obecnego w czasie egzekucji księdza Mariana Prusaka "Inka" krzyknęła przed śmiercią: "Niech żyje Polska".

Wraz z "Inką" śmierć poniósł ppor. Feliks Selmanowicz, "Zagończyk", zastępca dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. "Łupaszki". Miejsce pochowania Danuty Siedzikówny przez kilkadziesiąt lat pozostawało nieznane.

...

Symbol tego czasu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:05, 01 Mar 2018    Temat postu:

Ks. Gurgacz, jednen z Niezłomnych: „Na śmierć pójdę chętnie”
Krzysztof Stępkowski | 01/03/2017

Spot z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych/TVP
Udostępnij 35 Komentuj 0
„Moje czyny były zgodne z tym, o czym myślą miliony Polaków, tych Polaków, o których obecnym losie zadecydowały bagnety NKWD. Na śmierć pójdę chętnie. Cóż to jest zresztą śmierć?”.

„Wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę” – tak w ostatnim słowie ks. Władysław Gurgacz zwrócił się do sędziów Wojewódzkiego Sądu Rejonowego w Krakowie, którzy 14 sierpnia 1949 roku skazali go na śmierć.



Ks. Władysław Gurgacz w PPAN
Ksiądz Gurgacz był postacią wyjątkową. Młody jezuita, przesiąknięty duchowością ignacjańską i radykalizmem św. Andrzeja Boboli. Dzięki nierozpoznanej chorobie, objawiającej się silnymi bólami żołądka, został na kilka miesięcy przed wybuchem Powstania Warszawskiego odesłany do Gorlic, gdzie w miejscowym szpitalu (był tam i pacjentem, i kapelanem) poznał „chłopców z lasu”, dziś wspominanych jako Żołnierze Niezłomni.

Do wstąpienia do konspiracyjnego oddziału zmusiła w pewnym sensie ks. Gurgacza… milicja. W Krynicy, gdzie pełnił posługę od 1947 r., zasłynął z płomiennych, patriotycznych kazań. Wieść o tym dotarła do organów bezpieczeństwa, które dwukrotnie podjęły próbę zamordowania kapłana.

Ks. Gurgacz, w obawie przed utratą życia, postanowił dołączyć do konspiracyjnej organizacji Polska Podziemna Amia Niepodległościowa – jednej z dziesiątek organizacji, które nie zgadzały się na zaprowadzenie komunistycznych rządów w Polsce i poprzez walkę starały się doprowadzić do odzyskania przez kraj niepodległości.

Czytaj także: Mirosław Baka w roli ks. Kotlarza w filmie „Klecha”


Ks. Gurgacz, pseudonim „Ojciec” lub „Sem”
Początkowo organizacja koncentrowała się na kształceniu młodzieży i była w założeniu organizacją cywilną, jednak w miarę działania w jej szeregach powstał również pion zbrojny, tzw. „Żandarmeria”, który ochraniał jej przywódców oraz poprzez akcje konfiskacyjne zdobywał fundusze na działalność konspiracyjną.

Kierujący oddziałem Stanisław Pióro „Emir” przywiązywał ogromna wagę do edukacji i etycznego prowadzenia działalności konspiracyjnej. Ksiądz Gurgacz nadawał się więc doskonale do posługi wśród członków tej tajnej grupy. „Chłopcy”, jak o nich mówił, odmawiali różaniec, uczestniczyli we mszach św., słuchali wykładów z historii starożytnej, filozofii i teologii. Jezuita miał pseudonim „Ojciec” i „Sem”. Ten drugi przydomek najprawdopodobniej pochodził od słów „Servus Mariae” – sługa Maryi.

Polska Podziemna Amia Niepodległościowa prowadziła działalność w iście robinhoodowskim stylu. Żołnierze podziemia unikali starć zbrojnych, nie przeprowadzali akcji, które byłyby uciążliwe dla miejscowej ludności, a rekwizycji dokonywali głównie wobec instytucji państwowych.

Już po aresztowaniu ks. Gurgacz tak opisywał tamten czas:

Do tego zagadnienia podchodziłem analogicznie jak za czasów okupacji niemieckiej, kiedy to partyzanci utrzymywali się na skutek dokonywanych napadów na mienie znajdujące się we władaniu okupanta. Ponieważ nasza organizacja PPAN, do której ja należałem, działała nie z pobudek osobistych i nie z chęci zysku, lecz na skutek impulsu natury i przekonania, że obecny rząd polski nie jest wyrazem opinii większości społeczeństwa polskiego i nie stara się o interesy wszystkich obywateli, dlatego też uważałem, że zabierając mienie państwowe czy spółdzielcze, nie popełniamy przestępstwa.


Ks. Gurgacz usunięty z zakonu
Posługa kapelana oddziału stała jednak w sprzeczności z posłuszeństwem wobec władz zakonnych, które bezskutecznie starały się nakłonić ks. Gurgacza do powrotu. Kapłan pisał: „Znalazłem się, może po raz pierwszy w życiu, w bardzo trudnej sytuacji, gdyż z jednej strony winieniem to, co ślubowałem, a więc bezwzględne posłuszeństwo swoim przełożonym, z drugiej strony dręczyła mnie obawa, że skoro pozostawię bez opieki moralnej i bez właściwego nadzoru tę grupę partyzantów, do której werbowano mnie na kapelana, to ludzie znajdujący się w tej grupie mogą zejść na manowce”.

28 czerwca 1948 roku ks. Gurgacz został „z zakonu usunięty dla niesubordynacji”. Władze zakonne nie dopełniły jednak formalnych warunków zwolnienia (m.in. nie było śladów doręczenia pisma informującego o dymisji). Prowincja zakonu musiała brać jednak pod uwagę, że działalność jezuity może dać władzom świeckim pretekst do uderzenia w zgromadzenie. W późniejszym śledztwie ks. Gurgacz przyznawał, że opuścił zakon bez zgody przełożonych, jednak nie był zbiegiem w znaczeniu prawa kościelnego.

Znacznie uszczuplony akcjami Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego oddział ks. Gurgacza 2 lipca 1949 dokonał próby rekwizycji pieniędzy bankowych, które miały umożliwić członkom grupy rozpoczęcie nowego życia na Ziemiach Zachodnich. Akcja nie powiodła się jednak i członkowie organizacji zostali schwytani. Nie było wśród nich ks. Gurgacza. Mógł uciec z Krakowa, ale oddał się w ręce władz. Tłumaczył później, że nie chciał pozostawić członków swej organizacji i tak samo jak oni chciał ponieść odpowiedzialność.

Czytaj także: „Powiedz babci, że zachowałam się jak trzeba” – historia „Inki”


Proces bandy ks. Gurgacza
Ujęcie ks. Gurgacza wykorzystano propagandowo. Jego obecność w oddziale wykorzystywano, aby pokazać szkodliwą działalność Kościoła. Fabrykowano kompromitujące materiały, oskarżano go o wpajanie członkom „Żandarmerii” nienawiści do ustroju i próbę obalenia go.

Jego proces przeszedł do historii jako „proces bandy ks. Gurgacza”. Był szeroko i kłamliwie relacjonowany przez ówczesną prasę i radio. Ksiądz Gurgacz bronił się sam i musiał czynić to bardzo zręcznie, skoro protokoły z rozpraw były fałszowane. 14 sierpnia 1949 roku został skazany na karę śmierci. Wraz z nim taki sam wyrok otrzymali też Stefan Balicki „Bylina” i Stanisław Szajna „Orzeł”.

Skazanych osadzono w bloku śmierci Centralnego Więzienia przy Montelupich w Krakowie. Wyrok został wykonany 14 września 1949 r., czyli w Święto Podwyższenia Krzyża, na podwórku więzienia. Podobno odprowadzanych na miejsce egzekucji żegnał śpiew więźniów „Pod Twoją obronę…”. Zapytany o ostatnią wolę, ks. Gurgacz poprosił, aby mógł wysłuchać pieśni do końca. Gdy pieśń umilkła, padł strzał.

...

Meczennik tych czasow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:13, 02 Mar 2018    Temat postu:

Anastazja, niezłomna żona „Pilota”: Matka Boska mnie uratowała
Katarzyna Matusz-Braniecka | 01/03/2018

Prawdziwe Historie/Facebook
Z lewej pani Anastazja na portrecie więziennym. Z prawej pani Anastazja z jednym z pierwszych egzemplarzy książki.
Udostępnij 407 Komentuj 0
„Zabiją cię, jeśli się dowiedzą. Celowo pobiją mnie tak, żebym ciebie poroniła. Lepiej nic nie mówić, może przetrwamy” – szeptała Anastazja swemu nienarodzonemu dziecku w katowni UB.

Na kartach książki „Żona Wyklęta” Anna Śnieżko kreśli historię Anastazji, babci swojego męża, która – uwikłana w dramatyczną historię, dokonuje wyboru na zawsze odmieniającego jej życie. To jednocześnie historia starszego sierżanta Władysława Grudzińskiego „Pilota”, żołnierza z oddziału „Roja”, która nie wyszła na światło dzienne przez 70 lat. Opowieść jego ukochanej pozwala spojrzeć na losy wyklętych inaczej. Oczami młodej kobiety, Anastazji.

Katarzyna Matusz-Braniecka: Kim jest nasza bohaterka?

Anna Śnieżko: Przedstawiam Anastazję jako dziewiętnastoletnią dziewczynę, która spotyka żołnierza wyklętego. Wtedy byśmy powiedzieli partyzanta, który przychodzi razem ze swoim dowódcą prosić o kwaterę. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia i w ten sposób zostanie wciągnięta w jego świat.



Czy można zakochać się w żołnierzu wyklętym?
Jak wyglądało życie partyzanta i mieszkańców mazowieckiej wsi?

Władysław Grudziński „Pilot” opisuje w pamiętniku, że przychodzili do domu gospodarzy zawsze w nocy, coś zjedli, odpoczęli i na dzień wychodzili do zagajnika. Często spali w stodole, w słomie, która była tam składowana, drążyli tunele, ukrywali się w nich, a gospodarze je zamykali. Przynosili jedzenie, czasami dostarczali cywilne ubrania, żeby mogli się pokazać na zewnątrz i dostarczali informacji. Na tym polegała podstawowa pomoc. Groziły za nią poważne kary – od pięciu lat więzienia nawet do kary śmierci.

Ludzie się bali, ale pomagali.

„Pilot” opisuje, jak pewnej nocy schowali się w skrytce u gospodarzy, noc była wyjątkowo jasna, gwiaździsta. Żona gospodarza wpadła w histerię z tego powodu. Zdawała sobie sprawę, że za taki czyn grozi spalenie gospodarstwa z inwentarzem. I oczywiście aresztowanie całej rodziny. Znaleźli się w pułapce. „Pilot” rozumiał sytuację tych ludzi, ale też nie mieli co ze sobą zrobić, gdzie pójść. Tę noc przesiedział w tunelu w słomie, a na drugą poszedł na inną kwaterę, żeby nie narażać tych ludzi.

Kim był człowiek, dla którego Anastazja stała się niezłomna?

Nietypowy, troszeczkę z innego świata. Anastazja nigdy tego tak nie określiła, ale ja tak to odbieram. Ona na co dzień widziała wiejskich chłopaków. A „Pilot” lubił czytać, pisać, miał maturę, co nie było popularne wtedy na wsi. Był ujmująco delikatny i wrażliwy, uśmiechnięty, miał osobisty czar. To nie jest reklama. Przypadek genetyczny sprawił, że jest w rodzinie osoba, która jest identyczna jak „Pilot”, to jego prawnuk. I jak ten człowiek się uśmiecha, to jakby się świat uśmiechał. Taki ma urok ten chłopak. Mogę sobie wyobrazić jaki urokliwy był „Pilot”. Z jego pamiętnika wyziera duża zdolność obserwacji otoczenia i wyciągania wniosków. I duża wrażliwość dla otoczenia.

Czytaj także: „Powiedz babci, że zachowałam się jak trzeba” – historia „Inki”


Niech mnie zabiją!… Ale przecież jest dziecko…
Czego dowiódł, kiedy z towarzyszami znalazł się w sytuacji bez wyjścia.

Kiedy są w gospodarstwie i przychodzi zawiadomienie, że wioska jest otoczona i mają uciekać, on wchodzi na gruszę. Widzi, że się nie wyrwą, mówi do towarzyszy: chłopaki, zginęliśmy. W tym momencie wychodzi z gospodarstwa. Były przypadki, że partyzanci bronili się w gospodarstwie do upadłego. Natomiast „Pilot” zabiera ludzi i wychodzi po to, żeby gospodarzy nie narazić. On już wie, że zginie i nie chce pociągać za sobą innych.

Partyzanci byli osaczeni, a Anastazji kazali patrzeć na śmierć „Pilota” z pokładu samolotu?

Początkowo w wydawnictwie nikt mi w to nie uwierzył. Mówiono, że kukuruźniki były dwuosobowe. Babcia mówiła, że tam było dwa tysiące wojska, czterech partyzantów, wozy opancerzone, samoloty. Zaczęłam szukać w IPN i w raportach UB takie informacje znalazłam. Okazało się, że były kukuruźniki służące do transportu broni, prowiantu, sanitarne, cztero-pięcio osobowe. Taki, jak właśnie babcia opisała! Zaczęłam szanować jej wspomnienia.

Ta młoda dziewczyna po dwóch latach życia w niepewności i lęku o „Pilota” nagle traci ukochanego. Jej życie zamienia się w pasmo tragicznych wydarzeń.

Ona na początku mówiła – „niech mnie zabiją i będzie po wszystkim”. Ale była też myśl – „ale jest dziecko, które trzeba bronić i które trzeba chronić”. I to ten decydujący element, który wpłynął na jej dojrzewanie.

Czytaj także: Mój tata i jego niezwykła podróż po Europie, której dziś już nie ma


Kiedy ją bili osłaniała brzuch. Ocaliła dziecko
Anastazja jest więziona i torturowana, ale doczekała rozwiązania.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, że kobieta w ciąży jest zamknięta w wiezieniu, głodzona, bita, maltretowana, straszona i nie roni. Anastazja miała silny organizm, charakter, psychikę… – być może dlatego utrzymała ciążę. W IPN-ie są akta przesłuchań, nie pisali, że ją torturowali, ale ona to opisała szczegółowo. Kiedy uświadomiłam sobie, że przechodziła przez to młoda kobieta w ciąży, to trudno mi w to uwierzyć, że ocaliła dziecko. Kiedy ją bili osłaniała brzuch, do dnia dzisiejszego ma silną wadę słuchu, nosi aparat słuchowy. Normalnie człowiek osłania głowę, ona osłaniała brzuch.

Co łączy tamtą dziewczynę z osiemdziesięciodziewięcioletnią babcią?

Ogromne poczucie humoru i skłonność do śmiechu. Podejrzewam, że „Pilot” się w niej zakochał, bo była bardzo wesoła, bez przerwy się śmiała. I o dziwo, pomimo tych wszystkich przejść, pozostała taka do dnia dzisiejszego. Dla mnie to jest rzecz niewiarygodna, że człowiek po tym wszystkim jest w stanie być wesoły, serdeczny, bez cienia żalu, zgorzknienia. Zawsze była charakterna, uparta, zdecydowana i do dnia dzisiejszego taka pozostała.

Czytaj także: Kwaśny dla Aletei: Aktor to człowiek do wynajęcia


Matka Boska mnie uratowała
Co pozwoliło przetrwać Anastazji?

Kiedy pani ją zapyta, jak to się stało, że ocalała, bez wahania powie: „Bo Matka Boska mnie uratowała”. Ona miała taką siłę wiary. Koniec dyskusji. Siła jej wiary spowodowała, że przetrwała. To człowiek bardzo głęboko wierzący, a na skutek przejść wiara jeszcze się u niej rozwinęła. Z wiary dziecięcej, prostej wiejskiej dziewczyny, rozwinęła się w świadomą. Anastazja nie ma wątpliwości, że Matka Boska jej to przyrzekła i spełniła obietnicę. „Matka Boska mnie ocaliła” – mówi też jej córka.

Co chce Pani przekazać książką?

Oddać hołd tej kobiecie – to pierwszy i podstawowy cel. Drugi to upamiętnienie partyzanta, który oddał życie za Polskę. Pierwsze zdanie, które babcia powiedziała o Władku, to: „Zginął za Polskę”. Według mnie, łatwiej jest zginąć brawurowo, jak mężczyzna, niż przeżyć i przetrzymać to, co to kobieta przetrzymała. Wywarła na mnie wielki wpływ, darzę ją wielkim szacunkiem. Ponadto uważam, że życie Anastazji pozwala jak przez wizjer spojrzeć na żołnierzy wyklętych, którzy nie byli ani świętymi, ani bandytami. Byli ludźmi w ogromnie trudnej sytuacji życiowej i historycznej, którzy musieli dokonywać dramatycznych wyborów i którzy starają się za wszelką ceną pozostać wierni sobie, swoim przekonaniom.

Więcej o historii Anastazji w książce „Żona Wyklęta” Anny Śnieżko

...

To byli meczennicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:51, 03 Mar 2018    Temat postu:

Kapitan Bury. Historia prawdziwa
Strona główna > Opinie
Kapitan Bury. Historia prawdziwa
#ŻOŁNIERZE WYKLĘCI #KOMUNIZM #GAZETA WYBORCZA #PODLASIE #BIAŁORUŚ #INKA #BURY #ROMUALD RAJS #LUDNOŚĆ BIAŁORUSKA
Wydarzenia na Podlasiu w 1946 roku były niezwykle skomplikowane. Próba tworzenia prostej narracji opartej o schemat: „źli Żołnierze Wyklęci zadający krzywdę” oraz „biedni i bezbronni Białorusini” jest oderwana od rzeczywistości. Nikt nie neguje historyczności fatalnych wydarzeń z udziałem ludzi kapitana Romualda Rajsa ps. Bury. Trzeba patrzeć jednak na nie w szerokim kontekście tamtych skomplikowanych i trudnych dni. Tekst pt. „Wyklęci-Przeklęci” z „Gazety Wyborczej” tworzy własną historię - mówi w rozmowie z PCh24.pl Bogusław Łabędzki, prezes Stowarzyszenia Historycznego im. Danuty Siedzikówny „Inki”, organizator Podlaskiego Rajdu Śladami Żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK.

Temat aktywności żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego na Podlasiu w pierwszych powojennych miesiącach jest ostatnio bardzo głośny. Na wstępie chciałbym zapytać o sytuację polityczną, społeczną i wojskową w północno-wschodniej Polsce po 1944 roku. Czy Białorusini angażowali się w ruch komunistyczny? Czy byli zapleczem dla nowej władzy?
Byłoby zbyt dużym uproszczeniem stwierdzać, że Białorusini zaangażowali się w działalność komunistyczną po 1944 roku, że to ten okres zdecydował o ich skłonnościach ideologicznych. Ludność prawosławna i białoruska na Białostocczyźnie była zapleczem dla komunizmu już od samego początku istnienia niepodległej Rzeczpospolitej w 1918 roku. Na Podlasiu mieszkańcy małych miejscowości, między innymi Zaleszan, funkcjonowali w ramach jaczejek komunistycznych, Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi czy Hromady, działali w zbrojnych oddziałach dywersyjnych. Mamy udokumentowanych wiele przejawów takiej aktywności Białorusinów.

To nie jest więc tak, że w roku 1944 zaplecze komunistyczne wzięło się znikąd. Ale problem z oddziałami komunistycznymi mniejszości białoruskiej istniał także w czasie okupacji niemieckiej. Funkcjonowały one doraźnie. Partyzanci zazwyczaj na co dzień pracowali w gospodarstwach i mieszkali na wsi, a na czas akcji zbrojnej spotykali się z bronią w ręku. Najczęściej ruch ten skierowany był przeciwko ludności cywilnej oraz przeciw polskim leśniczówkom na terenie Puszczy Białowieskiej, które zawsze były łatwym łupem napaści dla zdobycia broni oraz pieniędzy.

Istniały oddziały, które dokonywały pacyfikacji polskich wsi. Najsłynniejszą akcją jest pacyfikacja wsi Sobótka koło Bielska Podlaskiego przez oddział dowodzony przez Aleksandra Jurczuka, późniejszego kata więzienia w Białymstoku, który wykonywał wyroki śmierci na żołnierzach podziemia niepodległościowego.

Oddziały białoruskiej partyzantki wsławiły się złym odnoszeniem do ludności polskiej, a później właśnie z takich formacji stworzono kadry Urzędów Bezpieczeństwa czy więzienia w Białymstoku. Tak formowano również aparat komunistyczny. Rok 1944 i 1945 to rozkwit tego procederu w nowych warunkach. Miejscowym oparciem dla organizacji partyjnej, UB i aparatu represji byli Białorusini, a dopiero w dalszej kolejności Polacy, Żydzi i w mniejszym stopniu Ukraińcy.

Atak na Żołnierzy Wyklętych poprzez postać kapitała Rajsa ps. Bury, jaki ma obecnie miejsce w „Gazecie Wyborczej”, nie uwzględnia takiego szerokiego kontekstu. Czy można powiedzieć, że działania Burego były swego rodzaju odwetem?
Nie chodziło o stworzenie rachunku krzywd. Rozkaz, który otrzymał kapitan Rajs jako dowódca Pogotowia Akcji Specjalnej mówił wyraźnie o celowości podjęcia takiego działania, do czego to ma zmierzać, że to ma być manifestacja siły. To bardzo ważne. Zapominamy o tym, że druga połowa roku 1945 to przetaczające się ciągle przez południowe Podlasie pacyfikacje organizowane przez NKWD, KBW i Ludowe Wojsko Polskie. Te fakty wydają się kluczem do poszukiwania prawdy historycznej.

Akcja Burego miała być działaniem odwetowym z jednej strony, ale nastawionym bardziej na efekt militarny - my pokażemy swoją siłę, żebyście zauważyli, że my też możemy w taki sposób prowadzić walkę.

Czyli komunistyczne pacyfikacje na Podlasiu dotykały ludności cywilnej?
Oczywiście, tak. Komuniści przeważnie przegrywali walkę zbrojną z 5. Wileńską Brygadą AK Łupaszki, która była świetnie wyszkolona. W odwecie za te porażki pacyfikowali więc ludność cywilną. To były masakry, jedną wioskę zbombardowano z kukuruźnika, zrzucano miny moździerzowe, a w innej wsi użyto tankietki. To kwestia niezwykle ważna dla poznania kontekstu działań Burego.

Ale nie ma wątpliwości co do samego faktu ataku oddziału Romualda Rajsa ps. Bury na cywilną ludność białoruską?
Generalnie pierwszym, celowym założeniem akcji było wyłuskanie konkretnych osób z pewnych miejscowości. W miejscowościach, w których Bury operował osobiście, oprócz Zaleszan w których bieg wydarzeń wymknął się spod kontroli, nie padła żadna ofiara cywilna. Nie było ofiar wśród kobiet i dzieci. To znamienne.

Polskie oddziały wiedziały z różnych źródeł o współpracownikach NKWD. O tym się zapomina, ale istniał materiał dowodowy przeciwko obywatelom Rzeczpospolitej kolaborującym z Sowietami.

Akcje były nastawione na to, że oddział wchodzi do wioski, wyłuskuje konkretne osoby i w ramach represji stosuje karę śmierci za współpracę z wrogiem, co w czasie wojny jest naturalne. Jako że nie można było skonfiskować mienia, to je palono. Pamiętajmy, że mówimy o warunkach wojennych.

Niestety w miejscowościach, o których mowa, sytuacja czasami wymykała się spod kontroli ze względu na to, że oprócz wskazanych osób również inni poczuwali się do winy i albo uciekali albo sabotowali działania żołnierzy albo, tak jak w Zaniach, strzelali do oddziału.

Czyli strona białoruska nie zawsze była bezsilna?
Oczywiście. Nawet dokumenty komunistyczne tworzone zaraz po wydarzeniach pokazują, że w miejscowościach znajdowano broń.

Zachowała się także negatywna opinia oficera LWP, który przybył do jednej z wiosek w grupie pościgowej. Jego opinia o mieszkańcach nawet w obliczu tragedii była bardzo negatywna. Skąd się wzięła? Z obserwacji zachowania tej ludności. Zresztą sprawa miała epilog w sądzie wojskowym.

Często pomija się fakt, że te wioski były zorganizowane militarnie. Miały oddziały straży wiejskiej, samoobrony. Wymykały się spod kontroli nawet komunistom. Dopiero kiedy organizowano ORMO, wprowadzono pewne elementy porządku prawnego. Wcześniej zdarzało się bowiem, że te uzbrojone grupki mieszkańców atakowały nawet „ludowe” wojsko.

Mamy także wiele przypadków ataków na szwadrony 5. Wileńskiej w 1945 roku. Klasycznym przykładem jest miejscowość Wiluki, w której ostrzelano patrol z oddziału Zygmunta. Trudno więc mówić, że to były bezbronne miejscowości. Zresztą raporty podziemia dostarczają bardzo wiele dowodów.

Sytuacja na Podlasiu była więc niezwykle skomplikowana. Wobec tego to, co dzisiaj robią lewicowe media, nie sposób nazwać inaczej niż manipulacją. Próbuje się stworzyć obraz czystych, biednych i bezbronnych Białorusinów oraz złych polskich nacjonalistów zadających krzywdy. Taki obraz płynie z tekstu „Gazety Wyborczej” pod skandalicznym tytułem „Wyklęci Przeklęci”.
Tak. Jego autor jest specjalistą do tworzenia swojej własnej historii. Jemu można coś powtarzać 10 razy a on i tak napisze swój własny tekst w zupełnie inny sposób.

A finansowana z pieniędzy polskich podatników telewizja Biełsat produkuje film pokazujący wydarzenia z 1946 roku. Czyni to wyłącznie z białoruskiej perspektywy i w takiej uproszczonej narracji?
Ja przez bohatera tego filmu, pana Sergiusza Niczypuruka, zostałem określony jako wróg polityczny, więc moją opinię na temat filmu odłóżmy na bok. Ale mamy opinie osób bezstronnych, które jasno określają ten film. Został on wyprodukowany za nasze pieniądze, a służy propagandzie na użytek wąskiej grupy politycznej. Szkoda, że dyrektor TV Biełsat pani Agnieszka Romaszewska dostosowała ją do takich potrzeb. Realizuje założenia tej grupy, a szkoda, bo za te pieniądze można było zrobić film o polskości tego regionu i jego bogatych tradycjach. Mamy niestety problem, by przebić się z polskim dziedzictwem na obszarze Puszczy Białowieskiej.

Kilkanaście lat temu starostwo powiatowe w Hajnówce wydało pod nowym tytułem książkę, która wychodziła w cyklu publikacji na temat ruchu rewolucyjnego w PRL, kiedyś to była „Czerwona Hajnówka”, a dziś nosi tytuł „Z dziejów Hajnówki i jej okolic”. Samorządowcy na takie rzeczy przeznaczają pieniądze publiczne, a nie znajdziemy żadnej książki o powstaniu listopadowym czy styczniowym na tym terenie. A to niezwykle pasjonujące historie!

Głównym animatorem działań przeciwko kultywowaniu polskiej tradycji Podlasia jest Tomasz Sulima, radny Bielska Podlaskiego i Przewodniczący Związku Dziennikarzy Białoruskich w Polsce. Toczy się przeciwko niemu postępowanie prokuratorskie o znieważenie narodu polskiego przez odebranie dobrego imienia Danucie Siedzikównie „Ince”. To środowisko nie tylko posługuje się kazusem Burego, ale przekłada to na innych Wyklętych.

Gdy 6 lat temu chcieliśmy odsłonić tablicę poświęconą Łupaszce w Hajnówce, to po miejscowości rozkolportowano ulotki o treści „Kościół katolicki czci mordercę prawosławnych”. I nikt nie zadawał sobie trudu by wzbudzić jakąś głębszą refleksję historyczną na ten temat.

My nie używamy kłamstw. My nigdy nie mówimy, że wydarzenia związane z akcjami oddziałów Burego, nie miały miejsca. Miały miejsce, trzeba jednak patrzeć na nie przez szerszy pryzmat.

Warto tu przytoczyć wyrok sądu wojskowego z 1995 roku:

„Czyny te mogły zapobiec lub zapobiegły represjom wobec bliżej nieokreślonej liczby osób prowadzącej działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego, zaś ich skutkiem były w wielu przypadkach śmierć, długoletnie więzienie lub deportacja w głąb byłego ZSRR” - mówi o czynach ze stycznia i lutego 1946 wyrok sądu wojskowego rehabilitujący kapitana Rajsa, który przywraca mu godność oficera Wojska Polskiego. Wyrok ten jest prawomocny, a dziś próbuje się go odrzucać. Jak wobec tego wychowywać młode pokolenie w szacunku do prawa?

Sąd pisał wtedy dalej: „Ponadto kwestii tej nie można rozpatrywać w oderwaniu od ówczesnej sytuacji politycznej” i „Można więc określić sytuację, w jakiej znalazły się osoby wyżej wymienione (kapitan Rajs i podwładni) (...) jako stan wyższej konieczności zmuszający do podejmowania działań nie zawsze jednoznacznych etycznie”.

Ciężko się z tym nie zgodzić, gdy giną dzieci. Ale warto zwrócić uwagę, że ich śmierć była też z winy rodziców, bo ukrywali dzieci przed wojskiem w domach, a wojsko podpalające zabudowania nie wiedziało, że w środku ktoś się znajduje. To była niewiedza, nie celowe działanie. W Zaleszanach nie zginął nikt, kto wyszedł na rozkaz żołnierzy z własnego domu. Warto podkreślić, że śmierć kobiet i dzieci była przypadkowa.

Czyli próba rysowania sytuacji jako czarno-białej jest oderwana od rzeczywistości.
Tak. Sprawa Burego trafiła do IPN po zaklasyfikowaniu jej do kategorii „ludobójstwa”, ale powód tego był proceduralny. Bez takiej klasyfikacji Instytut nie mógłby badać wydarzeń z 1946 roku. W śledztwie prowadzonym przez IPN nie byłoby żelaznych dowodów, które mogłyby posłużyć za akt oskarżenia o zbrodnię ludobójstwa, dlatego Instytut nie skierował sprawy do sądu. Postępowanie umorzono, natomiast do umorzenia wydano uzasadnienie, tak zwane wnioski końcowe, w których stwierdzono, że działania 3 Brygady NZW z tego okresu noszą znamiona ludobójstwa (nie są ludobójstwem). W sądzie trzeba by udowodnić, co to są za znamiona. Wiemy z prawa międzynarodowego, że udowodnienie ludobójstwa jest bardzo trudne, nie ma takiego statusu rzeź wołyńska. We wnioskach końcowych zapisano coś i nie ma jak tego obalić. To nie wyrok, więc nie można się odwołać. A te wnioski są niezwykle obszerne jak na tego typu materiały IPN. Ich twórca wiedział, że wątpliwości będą ogromne, a jakiemuś środowisku będzie to potrzebne.

Natomiast nie ma dziś żadnego wyroku sądowego, który mówi, że możemy wobec Romualda Rajsa używać określenia „ludobójca”. Obowiązuje prawomocny wyrok sądu wojskowego, który go rehabilituje i kładzie nacisk na zawiłość i wielowątkowość tamtych wydarzeń oraz konieczność decyzji podjętych przez Burego, które są trudne do oceny moralnej.

Wiele osób zachowuje się, jakby tego wyroku nie było, a nawet jakby istniał jakiś zupełnie inny.


Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Michał Wałach

------------------------------------------------------------------------

Romuald Adam Rajs ps. „Bury” - żołnierz ZWZ-AK, dowódca 1 Kompanii Szturmowej 3 Wileńskiej Brygady AK (1944), II szwadronu 5 Wileńskiej Brygady AK (1945) i wreszcie dowódca 3 Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.

Dowodzony przez niego oddział został uznany za odpowiedzialny za zbrodnię w Zaleszanach. W tej wsi w jednym z domów – pod pretekstem spotkania z żołnierzami ­ zgromadzono mężczyzn, a następnie oświadczono im, że zostaną zabici, a ich wieś spalona. Budynek podpalono, ale zamknięci w nim ludzie uciekli przez okna – żołnierze „Burego” strzelali w ich kierunku, ale nad głowami, dzięki czemu wszyscy zgromadzeni w budynku przeżyli. Członkowie oddziału „Burego” podpalili jednak także inne budynki, w których zginęło łącznie szesnaście osób, w tym dzieci (również niemowlęta).

Oddział „Burego” dopuścił się również zabójstwa w Puchałach Starych (gdzie zamordowano 30 białoruskich chłopów) oraz atak na miejscowości Zanie, Szpaki i Końcowizna. Wymienione wsie zostały częściowo spalone, a w Zaniach i Szpakach łącznie zamordowano 31 cywilów.

Sam Rajs został 17 listopada 1948 został aresztowany przez MBP. Rok później został skazany przez sąd na karę śmierci za zbrodnie popełnione na ludności cywilnej. Została ona niedługo później wykonana w więzieniu. W 1995 roku wyrok został unieważniony przez Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na podstawie przepisów „Ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego”.

W III RP wszczęto także nowe śledztwo w sprawie zamordowania ponad 70 Białorusinów, które miało dawać gwarancje uczciwości. Jednak w 2005 r. zostało ono umorzone z powodu śmierci sprawców. W komunikacie końcowym podkreślono jednak, że Bury był „sprawcą kierowniczym zbrodni noszącej znamiona ludobójstwa”.


PCh24.pl

...

Widzicie podlosc zydostwa. Wyborcza powinna byc bita po ryju dzien w dzien.
Jakie to bylo moralizowanie jak ustawa o karaniu klamstwa o polskich obozach naruszyla dzien holokaustu i zydowska wrazliwosc na ten dzien. Nie wiadomo w jaki niby sposob prawda narusza wrazliwosc. Chyba ze klamstwo tak bardzo ich raduje.
Tymczasem nadchodzi Dzien Wykletych i zydzi z Wyborczej wala- wielka plachte Wykleci to mordercy. W ramach szanowania wrazliwosci. Bic po ryju i nie przestawac.

Byl problem zlych zbrodniczych wiosek jak widac. Kara sie nalezala. Mozna dyskutowac czy dobrze ja wymierzono. Polacy nie sa wszystkimi swietymi i nie dzialaja idealnie. To nie jest jednak powod oglaszania ofiar komuny zbrodniarzami.

Jest to dokladnie klamstwo typu polskie obozy. Wyciaganie jakiegos watpliwego incydentu i zrownywanie go z ludobojstwem. Gdzie miliony niewinnych byly zgladzone za pochodzenie!

Nie wierzcie ze polskie podziemie mordowalo niewinne wioski! Dla partyzantow bylby to koniec. Wszyscy okoliczni chlopi natychmiast by ich wydali w strachu o zycie! Partyzanci musza miec poparcie ludnosci!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:15, 03 Mar 2018    Temat postu:

70 lat temu Stanisław Kasznica, ostatni dowódca NSZ, usłyszał wyrok śmierci

2 marca 1948 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał na śmierć ppłk. Stanisława Kasznicę, ostatniego komendanta Narodowych Sił Zbrojnych.

...

Kolejna zbrodnia ale i chwala...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:48, 05 Mar 2018    Temat postu:

Zmarł Żołnierz Wyklęty - Wiktor Sumiński, ps. "Kropidło"

Zmarł ppor. Wiktor Sumiński, ps. "Kropidło", Żołnierz Wyklęty działający w Ruchu Oporu Armii Krajowej w latach 1945-1947. Miał 96 lat. Pogrzeb Sumińskiego ma się odbyć w czwartek w Resku.

...

Odszedl kolejny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:03, 03 Kwi 2018    Temat postu:

„Czas gdy na Białostocczyźnie płonęły białoruskie wioski”

29 stycznia 2016


zanie

W Bielsku Podlaskim uczczono pamięć ofiar pacyfikacji pięciu okolicznych wsi, która miała miejsce zimą 1946 roku, oraz pamięć grupy furmanów, rozstrzelanych przez oddział niepodległościowego podziemia kpt. Romualda Rajsa „Burego”. Śmierć poniosło wówczas 79 osób wyznania prawosławnego narodowości białoruskiej – informuje na swojej stronie internetowej rada miasta.

W czasie pacyfikacji spalono wsie: Zanie, Zaleszany, Końcowizna, Szpaki i Wólka Wygonowska, zamieszkane przez ludność białoruską wyznającą prawosławie. W minioną niedzielę odbyła się uroczystość we wsi Zaleszany upamiętniająca ofiary, podobna do obchodów w Bielsku Podlaskim.



Według szacunków społecznego komitetu rodzin ofiar zginęły 82 osoby, w tym 30 furmanów, z usług których oddział korzystał, aby się przemieszczać po okolicy. IPN, który prowadził śledztwo dotyczące pacyfikacji przyjmuje, że ofiar było 79.

Historycy nie są zgodni co do motywów działania podziemia. Według jednych były to działania mające znamiona zbrodni ludobójstwa i były powodowane uprzedzeniami etnicznymi czy religijnymi. Inni uważają, że czynnikiem determinującym zachowanie podziemia do mniejszości białoruskiej był stosunek tej mniejszości do komunizmu, i nie można mówić o „czystkach etnicznych”.



IPN prowadził przez dłuższy czas żmudne śledztwo dot. pacyfikacji wsi koło Bielska Podlaskiego. Przyjął kwalifikację prawną zbrodni ludobójstwa. W 2005 roku umorzył je m.in. dlatego, że po wojnie prawomocnie zakończyło się postępowanie w tej sprawie wobec części sprawców, inni już nie żyli, a pozostałych nie udało się ustalić.

Sam „Bury” został po wojnie skazany na śmierć przez rozstrzelanie (w latach 90. ubiegłego wieku zrehabilitowano go, przeciw czemu protestują rodziny zamordowanych podczas pacyfikacji – PAP).

oddział "Burego" na Wileńszczyźnie. Kwiecień 1944
oddział „Burego” na Wileńszczyźnie. Kwiecień 1944
Gdy Instytut umarzał śledztwo ws. pacyfikacji, informowano, iż w materiałach archiwalnych nie znaleziono potwierdzenia, iż zastrzeleni furmani byli agentami UB lub że zabici mieszkańcy pacyfikowanych wsi byli działaczami komunistycznymi. Nie było też żadnych zweryfikowanych danych, że oddział „Burego” został ostrzelany w którejś z tych wsi, co mogłoby być pretekstem do odwetu.

Sprawa wciąż budzi bolesne wspomnienia rodzin zamordowanych. Rodziny te przed laty powołały społeczny komitet. Jego członkom udało się w latach 90. odnaleźć miejsce pochówku rozstrzelanych furmanów, a potem postawić zabitym pomnik w Bielsku Podlaskim.

Tuż po oddaniu hołdu pamięci, Przewodniczący Rady Miasta Igor Łukaszuk, z trudem utrzymując emocje, odczytał następujące oświadczenie:

„Po zakończeniu II wojny światowej i rozwiązaniu Armii Krajowej na terenie naszego kraju nadal działały organizacje o charakterze wojskowym, sprzeciwiające się nowej, komunistycznej władzy. Ich walka to przykład niezwykłej odwagi i oddania polskich żołnierzy, którzy niezłomnie walczyli z totalitarnymi ideologiami – faszyzmem i komunizmem, niejednokrotnie od początku wojny. Niestety, zdarzały się również czyny godne potępienia, kładące się cieniem na działalność antykomunistycznego podziemia i wypaczające jego idee.

70 lat temu na terenie powiatu bielskiego oraz hajnowskiego, na przełomie stycznia i lutego 1946 roku oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – Pogotowia Akcji Specjalnej pod dowództwem kpt. Romualda Rajsa „Burego” dokonał pacyfikacji wsi Zaleszany, Wólka Wygonowska, Zanie, Szpaki i Końcowizna oraz zabójstwa 30 furmanów w okolicy Puchały Stare. W wyniku tych działań śmierć poniosło 79 osób wyznania prawosławnego narodowości białoruskiej, w tym kobiety i dzieci.

W 70. rocznicę tamtych tragicznych wydarzeń Rada Miasta Bielsk Podlaski z zadumą pochyla się nad losem ofiar oddając im hołd oraz pokładając nadzieję, że podobne tragedie nigdy więcej się nie powtórzą. Różnorodność kulturowa, etniczna i religijna Bielska Podlaskiego, Ziemi Bielskiej i całego regionu jest naszym wspólnym bogactwem i dziedzictwem, a wzajemne poszanowanie wspólną wartością. Będąc wierni tej postawie z całą stanowczością piętnujemy wszelkie działania, te z przeszłości, jak i mające miejsce współcześnie, godzące w harmonijne funkcjonowanie naszej społeczności.

Bielsk Podlaski jest miastem wyjątkowej tolerancji oraz stanowi znakomity przykład zgodnego współżycia jego mieszkańców. Jesteśmy z tego dumni”

Przed przygotowaniem oświadczenia jeden z radnych prosił o opinię na temat jego treści białostocki oddział IPN. IPN w odpowiedzi napisał m.in., że działania oddziału „Burego” między 29 stycznia a 2 lutego 1946 roku „są jedną z najtragiczniejszych kart historii podziemia niepodległościowego”. – Ten krótki, ale niezwykle brzemienny w skutki epizod działalności 3 Wileńskiej Brygady NZW skutkował śmiercią 79 cywilnych osób narodowości białoruskiej, zamieszkujących wschodnią Białostocczyznę – napisano.

Instytut przywołał też wyrok Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego z 1995 roku, który unieważnił wyroki śmierci wobec Romualda Rajsa i Kazimierza Chmielowskiego (jego zastępcy), wydane wcześniej przez sąd wojskowy. Jak przypomniał IPN, obaj skazani zostali zrehabilitowani. Jednocześnie Instytut zwrócił uwagę, że odmienną opinię wyraził prokurator IPN prowadzący śledztwo w sprawie wydarzeń k. Bielska Podlaskiego, który – na podstawie zeznań świadków – przyjął, że zabójstwa furmanów i pacyfikacji wsi „nie można utożsamić z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa”.

IPN w swej opinii pisze też, że według historyków (nie podaje, o kogo chodzi) pacyfikacja wsi białoruskich przez oddział „Burego” miała charakter polityczny, a nie narodowościowy czy religijny. Zdaniem IPN działania te – jak napisano – niewątpliwie położyły się cieniem na postaci kpt. „Burego” i jego żołnierzach, którzy mają niepodważalne zasługi w walce z komunistycznym zniewoleniem”.

„Posłużyły one komunistycznej propagandzie do dyskredytacji całego podziemia, a nade wszystko wyrządziły wielką szkodę powojennym stosunkom polsko-białoruskim na Białostocczyźnie” – dodał w swej opinii Instytut.

ibielsk.pl/ipn.gov.pl/dzieje.pl/Kresy24.pl

...

Trzeba mowic prawde a nie ze patrioci wywiesili białoruskie flagi to w przyszedl Bury i spalil im dzieci. Wspópraca wioski z NKWD czy Gestapo to nie zarty. To sie wiazalo z donoszeniem i bestialskim mordowaniem ofiar. Porownywanie kar na takie wioski z UPA nazizmem czy obozami sowieckimi jest niedopuszczalne. Mozna powiedziec ze taka kara jes niedopuszczalna choc ja sie powstrzymuje z ocena z perspektywy wygodnego zycia w XXI wieku. Porownalbym to z zemsta. Kobiecie kobieta zabila dziecko ta sie odwzajemnila. Czyn zly. Ale czy mozna ja potepic? Nie robcie tak. A juz porownanie jej do Hitlera jest podloscia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:34, 10 Kwi 2018    Temat postu:

Mieszkańcy gminy Czarne zdecydowali - nie stanie u nich pomnik żołnierzy niezłomnych
W małym referendum ponad 82 procent głosujących było przeciwnych.


fot. Wojciech Piepiorka

Tylko 178 osób za i aż 812 przeciw - takie są wyniki konsultacji społecznych w sprawie pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem. Głosowanie odbyło się wczoraj (8.04) w 11tu lokalach wyborczych. Frekwencja wyniosła ponad 13 procent.

W studiu jest ze mną reporter Weekend FM Wojciech Piepiorka, który śledził przebieg wczorajszego (8.04.) głosowania.

Witaj Wojtku, powiedz, jak wyniki zostały odebrane w Czarnem?

Przeciwnicy powstania pomnika mieli większość

Przeciwnicy budowy pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem byli w zdecydowanej większości podczas wczorajszych (8.04) konsultacji społecznych w tej sprawie. Aż 82 procent głosujących odpowiedziało "nie" na stawiane na karcie do głosowania pytanie.

Mówi Weekend FM przewodniczący Rady Miejskiej w Czarnem Adam Breska.

"Nie spodziewałem się, że różnice głosów będą aż tak duże" - mówi jeden z przeciwników pomnika, emerytowany major Służby Więziennej i były nauczyciel historii Stanisław Błaszkiewicz z Sierpowa:

- Samo głosowanie świadczy o tym, że nasi mieszkańcy naprawdę interesują się naszą przeszłością i tym, że pomnik, który miałby powstać, mógłby nas głęboko podzielić. Samo głosowanie świadczy o tym, że ludzie nie chcą tych podziałów.

Zwolennicy budowy pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem komentują wyniki referendum

"Wobec tak dużej różnicy głosów temat pomnika jest dla mnie zamknięty" - tak wyniki małego referendum w sprawie pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem komentują inicjatorzy jego budowy. Przypomnijmy, że podczas wczorajszych (8.04) konsultacji społecznych oddano 990 ważnych głosów, w tym aż 812 przeciwko postawieniu monumentu.

"Trzeba znaleźć przyczynę takiego wyniku głosowania" - mówi jeden z inicjatorów budowy pomnika prezes Stowarzyszenia "Brygada Inki" Mariusz Birosz:

- Jesteśmy bardzo, ale to bardzo zaskoczeni takim werdyktem, ale go jak najbardziej szanujemy. Mamy nadzieję, że to ziarno, które zasialiśmy, ono na pewno w przyszłości przyniesie jakiś plon. Prawda prędzej czy później zwycięży.
Mariusz Birosz
00:0000:00
W całej gminie przeciwnych pomnikowi było 82 procent głosujących, a w samym Czarnem aż 90 procent. Zwolennicy monumentu byli w większości tylko w trzech sołectwach: Krzemieniewie, Domisławiu i Biernatce.

...

SZOK! Kompletny!
I widzicie tam mieszkaja źli ludzie. A taki byl atak na zolnierzy. A oni mieli dramat z takimi wioskami. Co robić z dziadostwem. Jak widac bajki o,, wymordowaniu" sa absurdem. Te wioski przetrwaly i potomkowie tych ludzi pokazali,, klimat i dziedzictwo" ojcow. Nie miejmy zludzslen to nie pomylka. Ci ludzie maja nieczyste sumienia i stad wynik. Klatwa za zbrodnie spada do 7 pokolenia. Zostawmny ich. Bóg im wyznaczy pokute. Na pewno bedzie bolalo. Nie chcialbym tam mieszkac...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:01, 25 Kwi 2018    Temat postu:

„Wyklęty Ojciec” – człowiek, który walczył o dobro. Do przelania krwi
Stefan Czerniecki | 25/04/2018
GURGACZ
YouTube
Kadr z filmu "Gurgacz. Kapelan Wyklętych".
Udostępnij Komentuj 0
Wybitnych postaci nigdy za wiele. Ludzi, od których możemy czerpać. Od których możemy się uczyć. Którzy inspirują i – co tu wiele ukrywać – dodają otuchy. Bo skoro oni mogli wtedy, to czemu my nie moglibyśmy dziś? Zwłaszcza, że ich dylematy od naszych problemów dzieli prawdziwa przepaść. I dziś o jednym z takich właśnie ludzi.

Na czarno-białej fotografii widać jego wielkie oczy. Nie, wcale nie przerażone. Raczej przejęte. Oczy człowieka, który jest pewien. W którym jest pełnia determinacji, który się nie cofnie. Który najwidoczniej już podjął decyzję. I raczej będzie jej wierny.

To niesamowite, jak wiele można wyczytać z samej tylko fotografii. Z oczu, mimiki ust, zmarszczek na czole. Które skrywały taką a nie inną historię. Za których powstaniem kryją się konkretne doświadczenia. Konkretne przeżycia. A te w przypadku dziś opisywanego człowieka są doprawdy niezwykle heroiczne.

Niesamowite, że zaczynamy od zwykłej fotografii, a następnie, gdy zabieramy się za poznawanie biografii przedstawionej nań postaci, okazuje się, że to wszystko pięknie się zgrywa. Pasuje. Dopełnia.

Czytaj także: Ks. Gurgacz, jednen z Niezłomnych: „Na śmierć pójdę chętnie”


Ojciec, który służy
Żołnierze Wyklęci nazywali go „Ojcem”. On sam wolał jednak tytułować siebie „Sem”. Kto poznał go bliżej, dobrze wiedział, skąd ten pseudonim. Pochodził od łacińskiego „Servus Mariae” i oznaczał „Sługa Maryi”.

Zagadka z oczami rozwiązana. Już wszystko jasne. Te oczy poznały prawdę. Zapaliły się. I płonęły już do końca życia. Płonęły, gdy mówił o Bożej misji swoim kompanom – „żołnierzom lasu”, których ścigali komuniści. Dokonywał ostatnich aktów namaszczenia przed przejściem z tego świata na drugi. Nieporównywalnie lepszy. Gdzie już nie będą musieli walczyć o wolność ojczyzny. Wysłuchiwał spowiedzi. Pocieszał kompanów, którzy tęsknili za zostawioną w domu żoną i dziećmi. Sam przecież pośrednio zostawił i swoje życie. Dla ojczyzny. Aby służyć tym wszystkim, którzy walczyli o jej odzyskanie.

Nazywał się Władysław Gurgacz. Kapelan Żołnierzy Wyklętych.



Apelacja u Pana Boga
Komuniści go nienawidzili. Uosabiał dla nich cały polski Kościół. Kościół walczący. A ten trzeba przecież było zniszczyć. Los księdza Władysława miał dać przykład innym. I dał. Tylko, że chyba nie taki, o jaki chodziło ówczesnej władzy.

Schwytany w sierpniu 1949 roku. przez przebranych w polskie mundury komunistów zostaje skazany na śmierć. Krakowski Wojskowy Sąd Rejonowy wydaje wyrok śmierci poprzez strzał w tył głowy. Wykonano go niezwykle szybko – już po miesiącu, 14 września. Na sposób katyński. Na podwórku ubeckiej katowni przy ulicy Montelupich.

Przed wywołaniem z celi ksiądz Władysław miał powiedzieć do współwięźniów: „Tak jest, zwalczałem dwie okupacje oddany Polsce i służbie Bożej. Pewnie uwzględni Bóg apelację, którą Mu bezpośrednio złożę”. I poszedł.

Czytaj także: Ojciec Joachim Badeni. Mistrz życia, mistrz śmierci


Nie sposób zapomnieć
Znów widzę te oczy patrzące z czarno-białej fotografii. Do rąk trafia mi wiersz, który poświęcił księdzu Władysławowi jeden ze współwięźniów znoszących z nim wyrok:

„A kiedy wpadło oprawców czterech

I ręce wiązali mu liną,

On wciąż powtarzał: «Wybacz im, Panie,

Przecież nie wiedzą, co czynią»”.

Nie dałoby się tego zrobić bez tych oczu. Pełnych pasji i poświęcenia. Poświęcenia dla dobra. Bo ten ksiądz przez całe życie de facto walczył właśnie o nie. Więcej nie potrzebował.

Dziś, gdy moim podstawowym problemem jest, czy będę miał na czynsz, czy znajdę pracę, czy będę miał się w co ubrać, dobrze jest postawić sobie przed oczy takiego człowieka. Wyklętego „Ojca”. A właściwie „Sługę Maryi”. Który się nie bał. Który patrzył na rzeczywistość takimi oczami, których nie sposób zapomnieć.

...

Towarzyszli im oczywiscie kaplani.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:05, 13 Maj 2018    Temat postu:

70 lat temu władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na Stanisławie Kasznicy

70 lat temu, 12 maja 1948 r., w więzieniu mokotowskim w Warszawie władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na ppłk. Stanisławie Kasznicy, ostatnim komendancie głównym NSZ.

...

Bestialstwo udawalo praworzadnosc.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:12, 31 Maj 2018    Temat postu:

Kapitan Ignacy Olczyk nie żyje. „Nigdy nie bał się walczyć za ojczyznę”
bk, to 31.05.2018, 14:01 |aktualizacja: 17:03 Udostępnij:

Ignacy Olczyk przeniknął do UB, by pomagać więźniom i przekazywać informacje o aresztowaniach (fot. Paweł Becela)

„Dziś odszedł od nas Wielki Człowiek - kapitan Ignacy Olczyk - zasłużony m.in. jako podporucznik »Zawisza« z kontrwywiadu Okręgu Białostockiego AK, członek Zrzeszenia »Wolność i Niezawisłość« (WiN)” – poinformował historyk Paweł Becela.

Kapitan Ignacy Olczyk urodził się 19 stycznia 1923 r. w Starosielcach. W czasie Powstania Warszawskiego organizował pomoc we wsi Kowalewszczyzna, wykradając z niemieckich magazynów lekarstwa i opatrunki, w czym pomagał mu jego brat, Edmund Olczyk.

Jego historię opisał Paweł Becela w „Wiadomościach Żmigrodzkich”.

„Przed wybuchem II wojny światowej należał do ZHP. W czasie niemieckiej okupacji pracował w kolejowych zakładach naprawczych w Łapach. Natomiast II wojnę światową zakończył już jako podporucznik »Zawisza« z kontrwywiadu Okręgu Białostockiego AK. Później został również członkiem Zrzeszenia »Wolność i Niezawisłość« (WiN). Działalność niepodległościową kontynuował dalej po zakończeniu wojny” – pisze historyk.
#wieszwiecejPolub nas

Ignacy Olczyk jako żołnierz AK przeniknął do UB, by pomagać więźniom i przekazywać informacje o aresztowaniach. „Ponadto kilku UB-eków zwerbował nawet do AK (jako informatorów) i przez to rozwiązali miejscowe UB” – zauważa Becela.

Po zakończeniu wojny Ignacy Olczyk osiedlił się w Żmigrodzie. Zmienił imię i nazwisko na Ignacy Kamiński. Ukrywał się do 23 lutego 1951 roku, kiedy to został aresztowany, oskarżony i skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku. W celi śmierci spędził 3 lata i 6 miesięcy.

Pogrzeb kpt. Ignacego Olczyka odbędzie się w poniedziałek, 4 czerwca 2018 r. o godz. 15.30 na cmentarzu parafialnym w Żmigrodzie.
źródło: RADIO RODZINA, FB/PAWEŁ BECELA, „WIADOMOŚCI ŻMIGRODZKIE”

..

Wspaniala historia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:57, 14 Cze 2018    Temat postu:

Oczyszczony z zarzutów po 60 latach. Nie wiadomo, czy jeszcze żyje
bas/2018-06-14, 07:36
Ludwik Jerzy Kamiński, ps. Wyrwa, przez ponad 60 lat był uważany za zbrodniarza, który pomagał Niemcom mordować członków AL. Były dowódca AK przypłaciłby to życiem, ale uciekł za granicę. Do niedawna był wciąż ścigany listem gończym. Dopiero teraz prokuratura oczyściła go z zarzutów i umorzyła sprawę.
Polsat News
17-11-2017 15:07 Waluś nie wyjdzie na warunkowe zwolnienie. Pozostanie w więzieniu w RPA
ŚWIAT
Waluś nie wyjdzie na warunkowe zwolnienie....
Poszukiwania "Wyrwy" prowadził Wydział Kryminalny Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Radomiu. "W listopadzie ubiegłego roku naczelnik tego wydziału zwrócił się do naszej prokuratury o zajęcie stanowiska w przedmiocie zasadności dalszych poszukiwań Ludwika K., w związku z listem gończym wydanym w 1956 r. przez Prokuraturę Wojewódzką w Warszawie"- mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Śledczy, który dostał tę sprawę, odtworzył akta "Wyrwy".

Przyjaciele straceni w 1951 r.

Ludwik Kamiński urodził się 14 sierpnia 1917 roku Uniewie jako syn Zenona i Matyldy. W czasie wojny był szefem kontrwywiadu Armii Krajowej na okręg płocko-sierpecki, a później dowódcą warszawskiego okręgu nr 23 Narodowego Związku Wojskowego.

Po wojnie wielu członków Narodowego Związku Wojskowego zostało osądzonych za walkę z przedstawicielami nowej władzy w "przestępczych konspiracyjnych resztkach AK" i NZW, współpracę z gestapo, gnębienie ruchu lewicowych partyzantów z Gwardii Ludowej, Armii Ludowej i członków Polskiej Partii Robotniczej. W takim procesie zostali skazani żołnierze najbliżsi "Wyrwie". Jan Przybyłowski, ps."Onufry", i Stefan Bronarski, ps."Roman", zostali straceni w styczniu 1951 roku w areszcie przy Rakowieckiej. Ich ciała pochowano w zbiorowym grobie w Kwaterze na Łączce na Powązkach. Sąd uznał, że działali "jako przestępcy zawodowi działający z nienawiści do ustroju oraz z chęci zysku i łatwych zarobków, nie rokują nadziei poprawy i dlatego uznał za stosowne zupełne wyeliminowanie ich ze zdrowego społeczeństwa".

"Wyrwa" się ukrywał. W lutym 1956 roku oficer śledczy Urzędu Bezpieczeństwa Stanisław Lamparski wydał nakaz aresztowania i rewizji u Kamińskiego. Jego ostatni znany adres wskazywał Gdańsk, gdzie podobno studiował medycynę. Były oficer miał odpowiedzieć za przestępstwa z art. 1 pkt 1 i 2 Dekretu z dnia 31.08.1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz zdrajców Narodu Polskiego.

"Nie wiedzieli do kogo strzelają"

Według UB "Wyrwa", służąc w AK, miał współpracować z Gestapo i podawać mu nazwiska osób z lewicowych ugrupowań. W 1944 roku w powiecie płockim miał też, "działając na rękę państwa hitlerowskiego", brać udział "wespół z innymi w zabójstwie 3 członków Armii Ludowej o nieustalonych nazwiskach" - napisał Lamparski, opierając się na zeznaniach kilku osób.

Zabójstwo miało miejsce pod koniec lata 1944 roku. "Wyrwa" i inni członkowie podziemia wybudowali bunkier we wsi Maliszewko i tam urzędował ich sztab. Któregoś wieczoru do budynku wpadł "Witek" i zawołał, że ktoś morduje sołtysa Chomentowskiego, członka AK. "Ci, którzy nie mieli krótkiej broni, chwycili za karabiny" - opisywał jeden z uczestników akcji. Jak wynika z protokołu, w domu zastali trzech pijanych mężczyzn, którzy bili żonę sołtysa, próbując wydusić z niej informacje o mężu. "Nikt nie wspominał nawet, że to są Alowcy. Niczym nie można się było tego domyśleć" - zapewniał przesłuchiwany. Wybuchła strzelanina, w której trójka napastników zginęła. Zostali pochowani na polu.

W 1950 roku zeznająca przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie Zofia Chomentowska, żona sołtysa, nie pamiętała szczegółów. "Wpadło jakichś trzech, dwóch z gumowymi batami, jeden z bronią i pytali o męża" - zeznała. Strzelali w sufit, grozili, że ją zabiją, jeśli nie wyda męża. Polała się krew, kobieta zemdlała.

Nie zrezygnowano z poszukiwań

Udział "Wyrwy" w tym zdarzeniu był niejasny. Śledztwo zawieszono miesiąc po wszczęciu, ale nie zrezygnowano z poszukiwań. Kamiński widniał najpierw w milicyjnych, a później w policyjnych kartotekach jako zbrodniarz wojenny, który powinien zostać osądzony.

Sytuacja zmieniła się dopiero teraz. - Po ponownej analizie zebranego w sprawie materiału dowodowego, prokurator uznał, że Ludwik K. nie popełnił zarzucanych mu czynów i nie był na miejscu zdarzenia. Ustalenia śledztwa wskazują także na inne okoliczności samego zdarzenia, w wyniku którego śmierć ponieśli członkowie Armii Ludowej. Członkowie AK mieli się jedynie bronić przez napastnikami - mówi prok. Łapczyński. Prokuratura wykluczyła także, by "Wyrwa" kolaborował z Niemcami, żeby gnębić członków ugrupowań lewicowych, mniejszości narodowościowe, wyznaniowe czy rasowe. Ewentualna współpraca z Gestapo miała na celu uwolnienie z katowni członków i działaczy Armii Krajowej.

Prokuratura Okręgowa odwołała po latach poszukiwania "Wyrwy", a w kwietniu umorzyła śledztwo. Nie wiadomo, czy Ludwik Kamiński jeszcze żyje. Z ustaleń policji wynika, że skończył medycynę i najprawdopodobniej wyjechał do Chicago, pracował w szpitalu. Tej informacji nie udało się jednak potwierdzić.

PAP

...

Widzicie a pozniej Wyborcza i inne scierwo rzyga ze bandyci z AK mordowali...,, niewinnych chlopow"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:27, 21 Cze 2018    Temat postu:

Niezwykłe odkrycie we wsi Wrzesina: Dokumenty, listy, ubrania.

Sukces stowarzyszenia historyczno-eksploracyjnego Medalion z Olsztyna. We wsi Wrzesina w powiecie olsztyńskim detektoryści wykopali osiemnaście kan z depozytem pochodzącym prawdopodobnie z 1947 roku

...

Zwykle po tych zolnierzach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy