Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
6 sierpnia 1914 Pierwsza Kadrowa na Moskala rusza!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:24, 06 Sie 2009    Temat postu: 6 sierpnia 1914 Pierwsza Kadrowa na Moskala rusza!

6 sierpnia raduje sie nam serce raduje sie dusza bo...
Bo Pierwsza Kadrowa na Moskala rusza!
Kolejna rocznica!
W zwiazku z tym kolejny fragment najnowszej ksiazki Moczulskiego:
http://www.ungern.fora.pl/aktualnosci-dzunglowe,3/jeszcze-nowsza-ksiazka-moczulskiego,1142.html
Pierwsza Kadrowa na Moskala rusza

Polnymi drogami jadą wywiadowczynie Piłsudskiego - szukać, gdzie Rosjanie. Wsie ciche, puste, ludzie kryją się po chatach. Takie były przygotowania do wejścia polskich oddziałów do Kielc w sierpniu 1914 roku

Główny niepokój Józefa Piłsudskiego po wkroczeniu Pierwszej Kompanii Kadrowej - jego oddziałów, które 6 sierpnia 1914 r. wyruszyły z krakowskich Oleandrów - do Królestwa Kongresowego budziła możliwa reakcja rosyjska. Zbyt dobrze znał Moskali, aby liczyć, że w Petersburgu zbagatelizują próbę kolejnego polskiego powstania. Zwłaszcza że do jego zdławienia nie potrzeba było zbyt wielkich sił.

Względy wielkiej strategii nakazywały Moskwie skupić wszystkie siły na wschód od Wisły, aby rozbić gromadzących się na skrzydłach Austriaków i Niemców; wysunięta najdalej na południowy zachód gubernia kielecka nie miała w tym momencie jakiejkolwiek wartości strategicznej. Względy wielkiej polityki żądały jednak, aby przeciąć kolejną polską próbę zamieszania w układach europejskich, co wymagało od Rosjan skierowania w tę stronę jednej czy paru dywizji ze 150 posiadanych już w pierwszych tygodniach wojny.

Wykorzystując strategiczną obecność i możliwość taktycznego wsparcia przez oddziały austriackie - niewielkie, ale w wytworzonej sytuacji liczące się, mając w ręku na początek kilka batalionów strzeleckich - Piłsudski uważał, że jest w stanie stworzyć zaporę wystarczającą do osłony bazy rozpoczynającego się dopiero powstania. Opuścił Kraków, nie pojechał do Wiednia - przybył tutaj, do krainy sosnowych, siniejących przed wieczorem lasów i szarych, piaskowcowych skał - bo pod Kielcami, w cieniu chęcińskiego zamku, nad zmieniającą się z każdym skrętem Nidą, nad Wierną Rzeką - Łosośną rozstrzygał się los powstającej Polski.

Zetrzeć na proch polskich buntowników!

W tym czasie, gdy Piłsudski prowadził odprawę w Jędrzejowie, w Ostrowcu Świętokrzyskim zebrał swój sztab nowo mianowany komendant 1. Konnego Korpusu - gen. Nowikow. Dowódca rosyjski domyślał się, że w naczelnym dowództwie - Stawce - doszło do zmiany planów. Podległe mu oddziały, obarczone zadaniami osłonowymi, z dywizji powiększono do korpusu, przeznaczonego do natarcia. Nowikow został powiadomiony, że w rejonie Warszawy koncentruje się 9. Armia z zadaniem ofensywnym. W którą stronę pójdzie atak - nie powiedziano, bo to przecież tajemnica wojenna, ale generał od lat doskonale rozumiał, że gdy dojdzie co do czego, niezwyciężona armia rosyjska będzie maszerować na Wiedeń.

Armie generała Iwanowa, właśnie mianowanego dowódcą frontu południowo-wschodniego, rozbiją w Galicji Austriaków; "czapkami ich zarzucimy", jak od lat mówiło się po garnizonach. Koncentrujące się pod Warszawą armie nie będą czekać, aż to nastąpi; pośpieszą na Śląsk, do Czech i ku naddunajskiej stolicy, ciągle uważającej się za pierwszą metropolię Europy. Czołem tego zwycięskiego pochodu będzie jego - Nowikowa - korpus, a po drodze zetrze się na proch nędznych polskich buntowników sięgających po carskie Kielce.

14. Dywizja składała się już z sześciu pułków - regularnej kawalerii, kozaków i strzelców granicznych. Dwa z nich mają pozostać w Ostrowcu i nie dopuścić, aby Austriacy przenikali przez rzekę Kamienną, cztery przejdą do rejonu koncentracji Bodzentyn - Suchedniów - Skarżysko. Za osłoną Łysogór bezpiecznie można ześrodkować główne siły korpusu. Część jednostek 5. Dywizji kawalerii jedzie jeszcze z nadwołżańskiej Samary; transporty kolejowe zostaną przedłużone i przez Iwangorod (Dęblin) skierowane do stacji wyładowczych w Suchedniowie, być może Zagnańsku czy Kielcach, a także Ostrowcu - jeśli zajdzie potrzeba wzmocnienia lewego skrzydła. Pozostałe pułki 5. i 8. Dywizji Kawalerii, wyładowane wcześniej, dotrą forsownymi marszami.

Natychmiast trzeba sformować grupę czołową, która powinna obsadzić Kielce, nim nadciągną matieżnicy - buntownicy, albo ich otoczyć w mieście i zniszczyć. W ślad za nią ruszą siły główne korpusu, działając wzdłuż trzech osi: przez Końskie na Włoszczową, przez Kielce na Jędrzejów i Pińczów, od Ostrowca na Staszów.

Wcześniej niż rosyjska kawaleria w stronę Kielc ruszają kompanie strzeleckie. Maszerują jedną szosą, przez Brody. Kompania kadrowa idzie ostatnia. Gdy wkracza do Chęcin, zajętych godzinę wcześniej przez kompanię "Zosika", ludzie już nie kryją się po domach.

"Przez miasto przeszliśmy, nie zatrzymując się, witani przez zaciekawionych mieszkańców - wspomina Stefan Pomarański - "Borowicz". - W pewnym momencie w tłumie zauważyłem swego nauczyciela geografii Łazarewicza (z gimnazjum Rychłowskiego w Warszawie), bardzo poczciwego i sprzyjającego naszym szkolnym konspiracjom, popularnie Łazarzem zwanego, który płacząc jak bóbr i żywo gestykulując, coś opowiadał zebranej koło niego grupie, widocznie miejscowej inteligencji. Miałem ochotę do niego podejść, lecz nie mogłem opuścić szeregu. Krzyknąłem więc tylko i z daleka przywitałem machnięciem czapki. Zauważyłem jego zdumienie; po chwili zaczął biec, lecz nie mógł się przepchać przez tłum, a myśmy maszerowali dość pospiesznie. Nie widziałem go już potem nigdy i nie wiem, co z nim się stało.

W każdym razie to spotkanie człowieka z Warszawy zrobiło na mnie duże wrażenie. W trakcie marszu wydzielona została z kompanii sekcja podoficera »Jastrzębskiego « [Eugeniusza] Czaykowskiego jako miejscowy »garnizon «. A my wszyscy minęliśmy miasto i dopiero jakieś dwa kilometry dalej, na ściernisku przed lasem po prawej stronie szosy stanęliśmy biwakiem”.

Zatrzymali się pod Zagórskiem, czołowy pluton kompanii "Zosika" obsadził most na Bobrzy w Słowiku, wysunięty patrol zapadł w krzaki pod Białogonem.

Maszerują strzelcy

Do Kielc, tylko z przeciwnej strony, zdążała również wywiadowczyni Zawiszanka.

Jeszcze w niedzielę wieczorem, natychmiast po przybyciu do miasta, w trójkę z "Szarą" i Stanisławem Hemplem przystąpili do organizowania ekspozytury Oddziału Wywiadowczego.

"Nasze zadanie - wspomina Zawiszanka - polegało wówczas na zorganizowaniu gęstej sieci ognisk wywiadowczych i szybkim przesyłaniu w tył wiadomości - tak by teren w promieniu 40-60 km przed oddziałem był dobrze znany. Myśmy jechali wprost w kierunku marszu, inni byli wysyłani na boki. Co jakieś 20 km zakładało się stałą naszą stację - pozostawiony tam (lub miejscowy) człowiek zbierał wiadomości z okolicy i przesyłał je do najbliższej stacji w tył, albo wprost do Komendy - w zasadzie co dzień - łącznie z raportami placówek bardziej wysuniętych. Liczne stosunki organizacyjne ułatwiały nam niepomiernie to zadanie. Mieliśmy już takie stacje w Jędrzejowie i Chęcinach, zakładaliśmy właśnie w Kielcach".

Głównym zadaniem Zawiszanki było jednak szukanie wojska rosyjskiego. Moskale mogli być już w Suchedniowie. Inżynier Filipkowski miał do dyspozycji fabryczny powóz. On, jego córka Wanda (późniejsza żona gen. Pełczyńskiego - "Grzegorza", szefa sztabu komendy głównej AK; ich syn Krzysztof zginął w Powstaniu Warszawskim, ona sama, posłanka do Sejmu, została aresztowana w Wilnie przez NKWD i cudem uciekła z transportu, później przeszła przez Powstanie) oraz "Wiśniowiecka" wybrali się tym wygodnym pojazdem do Suchedniowa, aby "odwiedzić rodzinę".

W miasteczku nie było wojska, ledwo trochę żandarmów, a w pobliżu kręcili się kozacy. Gubernator kielecki zabawił tu jeden dzień i uciekł do Warszawy czy Lublina, Przez kontakty kolejowe dochodziły jednak groźne wiadomości. Do Suchedniowa miały przybyć jakieś transporty "z wojskiem do Kielc". Filipkowscy prawie natychmiast zawrócili brekiem [wielokonny pojazd resorowany] do Kielc, aby dostarczyć "alarmującą nowinę",

Zawiszanka odszukała dawną koleżankę z "roboty" - Niusię (Stefanię) Jeziorkowską, "dzielne, choć kruche dziewczątko". W parę godzin wspólnie zorganizowały ekspozyturę wywiadowczą, pozyskując kilka osób. Koni na powrót nie udało się jednak wynająć, dopiero nazajutrz miejscowy lekarz pożyczył Jeziorkowskiej własny zaprzęg, aby dziewczęta mogły pojechać do Kielc "po sprawunki".

Teraz jadą. Drogą pod górę, przez Ostojów, Łączną. Wsie ciche, puste, ludzie kryją się po chatach, nawet pies nie zaszczeka. Las, zjazd z góry, przez łąkę sączy się Lubrzanka. Dziewczęta skręciły do Zagnańska, spokój, puste wagony przy stacji, jakby porzucone. Pod górę do Wiśniówki, droga omija szczyt stokiem, zaczyna schodzić w dół, do Kielc. Z tamtej strony maszerują do miasta strzelcy, uzbrojeni, w dużej gromadzie. Z tej - na eleganckim lando doktora, zaprzężonym w parę dobrze odpasionych koni - woźnica i dwie samotne dziewczyny.

Już na Szydłówku, pod samym miastem, z lasu wyjeżdża jeden za drugim 20 kozaków. Kołyszą się długie piki. Wojnę toczą mężczyźni, rycerskość wymaga szanowania kobiet. Rycerskość? W tej wojnie - obie to czują - nic takiego nie obowiązuje, a one dla konspiracji nawet nie wzięły z sobą pistoletu. Kozacy "jechali stępa, drapieżnie patrząc przed siebie - w ich ruchach było coś z podkradania się kota do myszy...".

Skręcili w bok. Zosia wyrwała lejce woźnicy, batem skłoniła konie do galopu. Jeszcze jeden zagajnik. Jakaś samotna zagroda. "Ujrzałyśmy u stóp wzgórza barwne spodnie i kurtki austriackich dragonów, którzy najspokojniej stali pod karczmą, racząc się wynoszonem im piwem. Było ich trzech tylko!... Po chwili szalonego pędu, nie oglądając się za siebie, osadziłam na miejscu nasz wózek, tuż przed dragonami. - Kozacy!".

To chyba Czesi z patrolu, którzy w poniedziałek rano pytali na kieleckim rynku o dalszą drogę; Wicek Solek odprowadził ich prawie do Szydłówka. Teraz nie bardzo dosłyszeli, zajęci piwem i ładną szynkareczką. Dopiero gdy Zawiszanka wykrzyczała jednemu, że tuż za nimi jedzie 20 kozaków, rzucili kufle i zawrócili cwałem.

Taki fason

W mieście nie ma już nawet żandarmów; wszyscy zniknęli, gdy w niedzielę przeciągał przez miasto ostatni oddział kawalerii rosyjskiej; po południu pokazało się jeszcze dwu kozaków na Bazarze, chcieli kupić konie, bo swoje gdzieś stracili - wspomina Solek. "W mieście cisza, sklepy otwarte, na każdej ulicy 2-3 posterunki Straży Obywatelskiej".

Zawiszanka dostrzega to bardziej syntetycznie: "Władzy żadnej właściwie nie było - wszystko trzymało się albo wspomnieniem dawnego porządku rzeczy, albo oczekiwaniem nowego". Ekspozytura wywiadowcza miała już bezpieczne locum w jakiejś piekarni. "Zaprowadziłam tam natychmiast Niusię, by ją zapoznać z ludźmi i biegiem roboty".

Kierownictwo placówki przejęła świeżo przybyła "Jadwiga" ("Zaleska" - Klempińska), "bardzo elegancko ubrana, nadzwyczaj skupiona i spokojna" (Zawiszanka również uważała, że w ładnej sukience dziewczynie łatwiej przekraczać wojenne fronty). Właśnie z raportem wyprawiała młodziutkiego skauta, "zaszywając mu małą karteczkę w ubranie. - A uważaj dobrze! Bo jak ci to znajdą, to cię powieszą - ostrzegała. - Ach, wielka mi rzecz, powieszą! - zawołał chłopak z lekceważącym ruchem ręki". Taki fason.

Wczorajszy alarmujący meldunek z Suchedniowa wymagał dalszego rozpoznania. "Jadwiga" miała natychmiast jechać do Radomia, weźmie z sobą Wandę Filipkowską; pojadą wypoczętymi już końmi z Goszyc, powozić będzie miejscowy robotnik z Narodowego Związku Robotniczego - Witecki. Zawiszanka ma się jak najgłębiej zakonspirować - i czekać, wkrótce będą nasi.

Wtorkowym "wieczorem - relacjonuje Solek - odbyliśmy naradę u Włodka Gierowskiego, czy iść szukać Strzelców, czy czekać na ich przyjście do Kielc. Postanowiliśmy czekać. Plecaki zaopatrzone w porcje żywności w woreczkach na sposób skautowy, bielizna, koc, ciepła kurtka były gotowe, aby w jednej chwili można było stanąć w szeregu". Nie mieli tylko broni, jedynie Kazik Pluta skądś wytrzasnął popsuty i własnoręcznie zreperowany rewolwer.
>>>>>
Taaak.Ta ksiazka ma tez charakter zrodla poniewaz Moczulski znal tych ludzi osobiscie i ma wspomnienia z pierwszej reki jak nikt!
I oczywiscie nie dziwi ze tradycje Marszu w rocznice 6 sierpnia reaktywowal kto?Oczywiscie Moczulski!Ktoz by inny.
W ogole ile dobrych rzeczy jest w Polsce dzieki ROPCziO i KPN!
A Moczulski byl ta osoba ktora wplynela chyba na historie Polski najbardziej.Oczywiscie w kierunku pozytywnym.Bo szkodnikow szczegolnie okraglostolowych mamy jak mrowkow i ruin tez...
No ale nas interesuje tylko realny a wiec pozytwny wplyw.
I w koncu zbliza sie tez wielkimi krokami rocznica powolania KPN!
1 wrzesnia 1979 roku!!!30 lat!Jak ten czas leci!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 1:03, 26 Mar 2011    Temat postu:

Dzis zdobylem kolejna ksiazke Moczulskiego:

PRZERWANE POWSTANIE POLSKIE 1914
Leszek Moczulski
Wydawca: Bellona

Kolejne wielkie dzieło wybitnego historyka.

Książka przedstawia wydarzenia kilku tygodni, szczególnie ważnych w dziejach polskich, a z wielu powodów do dzisiaj słabo znanych, skąpo opisanych w historiografii. To wznowienie walki zbrojnej o niepodległość po 50-letniej przerwie - wyprawa kielecka Piłsudskiego, początek bojów legionowych.

Ten wyjątkowy epizod naszych dziejów przedstawiony jest na szerokim tle wydarzeń europejskich i polskich od ostatnich dni lipca do początków września 1914 roku: manewrów dyplomatycznych, wchodzenia poszczególnych państw do wojny, mobilizacji i koncentracji armii, pierwszych wielkich bitew, zachowania mocarstw zaborczych i zachodnich wobec sprawy polskiej - ożywającej nagle w następstwie akcji strzeleckiej.

Główny tok książki skupia się na tej akcji, opisywanej często z godziny na godzinę: decyzje mobilizacyjne, przygotowanie oddziałów, rozpoznanie sił rosyjskich, proklamacja powstańcza i wkroczenie do Królestwa, marsz na Kielce i zajęcie miasta, walki z Rosjanami w Kielcach i o Kielce, organizacja zrębów niepodległego państwa polskiego, tworzenie Komisariatów Rządu Narodowego.

TERMIN WYDANIA: 21.10.2010

Troche czasu minelo ale to i tak nie sierpien wiec nie jest rocznica i nie trzeba sie spieszyc... Jest to ksiazka patriotyczna bo takie pisze Moczulski jest to autentyczny patriotyzm a przy okazji historia...Pierwszenstwo ma jednak Polska ...



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Sob 1:19, 26 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:35, 27 Mar 2011    Temat postu:

A tutaj recenzja z pisma Rzeczpospolita:

Cytat:
Jeszcze jedno polskie powstanie
Tomasz Stańczyk 05-11-2010,

Do listy polskich powstań Leszek Moczulski dopisuje jeszcze jedno, sierpniowe, w 1914 roku. Rozpoczęła je wysłana przez Józefa Piłsudskiego do Królestwa Polskiego kompania kadrowa, która dała początek rozrastającej się, podległej tylko jemu, jednostce wojska polskiego, liczącej pod koniec sierpnia już pięć batalionów.

Powstanie kojarzy się zwykle z nagłym wybuchem i porywem entuzjazmu, co dokładnie w 30 lat po wymarszu z Oleandrów widziano w Warszawie. Tego jednak w 1914 roku nie było. Radości na widok strzelców nie okazywano. Panowała niepewność, obojętność, niechęć, wrogość, obawa przed zemstą Rosjan, gdyby wrócili. „Polacy okazali się kamieniem pleśnią pokrytym, a nie ładunkiem dynamitu” – mówił rozczarowany Piłsudski.

Leszek Moczulski uważa jednak, że powstanie może być pewnym procesem, dojrzewaniem emocji i zaangażowania. Tak właśnie było w sierpniu 1914 r. na Kielecczyźnie. Moczulski kładzie nacisk na zmieniające się na coraz życzliwsze strzelcom nastroje. A powstanie jego zdaniem było, bo istniały siła zbrojna i opanowane przez nią terytorium, na którym budowano polski aparat administracyjny.

Jak to się skończyło? Odpowiada na to pytanie tytuł książki: „Przerwane powstanie polskie 1914”.

Naturalnie, to powstanie mogło tylko zakończyć się przegraną. Nawet gdyby Piłsudski pociągnął za sobą ludność Królestwa, nie byłby przecież w stanie wyzwolić Polski. Władze austriackie po tygodniu trwania strzeleckiej akcji postanowiły: nie będzie niezależnych polskich sił zbrojnych ani budowania polskiej administracji. W gruncie rzeczy mogły wcielić strzelców, tych, którzy byli obywatelami Austro-Węgier, w szeregi regulowanej armii. Piłsudski zostałby na lodzie, bez przepustki do historii. Stało się inaczej – powstały Legiony Polskie.

Nie byłoby ich bez poprzedzającej I wojnę pracy Piłsudskiego nad stworzeniem kadr dla przyszłego wojska polskiego, szkolenia żołnierzy i oficerów w Związku Strzeleckim i Strzelcu (choć trzeba pamiętać, że były także inne organizacje paramilitarne). „Ziuk całkiem zdziwaczał. Biega z wyrostkami po krzakach, urządza podchody albo z kijami ćwiczy musztrę” – pisał w 1909 roku jego wuj Stanisław Witkiewicz. Pięć lat później w mundurach i z karabinami strzelcy wymaszerowali z Oleandrów po to, by rozpocząć powstanie .

To ono zmusiło do działania polskich polityków z Galicji – inspirowanych, jak czytamy, przez Leona Bilińskiego, ogromnie wpływowego i cenionego przez Franciszka Józefa ministra skarbu. Wykorzystali oni kielecką kampanię oddziałów Piłsudskiego do przedstawienia Wiedniowi polskich postulatów. No i przejęcia politycznej inicjatywy na rodzimym gruncie. Ziemie polskie – Galicja i zdobyte na Rosji Królestwo Polskie – miały się stać trzecim elementem monarchii, z własnym Sejmem i rządem. To właśnie Biliński podpowiadał takie rozwiązanie, które miał obwieścić w swoim manifeście Franciszek Józef.

Przypomina Moczulski polityków galicyjskich na czele z prowadzącym rozmowy w Wiedniu Juliuszem Leo, prezesem Koła Polskiego w parlamencie austriackim, a zarazem prezydentem Krakowa. Leo był pierwszym prezesem Naczelnego Komitetu Narodowego wysuwającego postulat stworzenia Legionów. Moczulski podkreśla przy tym, że autorem koncepcji Legionów był Władysław Sikorski, później tak skłócony z Piłsudskim. Legiony kojarzą się dziś tylko z jednym nazwiskiem – Piłsudskiego, a ten sukces miał wielu ojców. Kto teraz pamięta Bilińskiego i Leo?

Do ogłoszenia manifestu Franciszka Józefa w sierpniu 1914 roku nie doszło, Austro-Węgry nie odnosiły na froncie z Rosją sukcesów, w końcu przekazały sprawy polskie w ręce Niemiec. Orientacja na Austrię stała się ślepym zaułkiem – pisze Moczulski. Podobnie jak orientacja na Rosję reprezentowana przez Romana Dmowskiego.

To konstatacja, brzmiąca mimowolnie jako osąd. Leszek Moczulski przyznaje przecież, że z dystansu łatwiej odczytywać błędy.

Książka opowiada – bo jest to opowieść, nie zaś drętwa, szczegółowa monografia historyczna, obarczona przypisami – a pisze ją historyk z doświadczeniem dziennikarskim i zacięciem publicysty, nie tylko o grach politycznych wokół sprawy polskiej. Równolegle prowadzi Leszek Moczulski w reporterskim stylu narrację o wyprawie żołnierzy Piłsudskiego do Królestwa Polskiego, owych Śmigłych, Kmiciców, Rysiów, Lisów, Grzmotów, Młotów, czyli o powstaniu i budowaniu wolnej Polski na skrawku zajętego terytorium zaboru rosyjskiego. Ciągle migają czytelnikowi przed oczyma nazwiska przyszłych oficerów w wojnach 1920 i 1939 roku, polityków, ministrów i generałów II Rzeczypospolitej, oficerów Armii Krajowej.

Zanim wybuchła wojna, dzielili czas między naukę, pracę a ćwiczenia wojskowe, ponieważ byli gotowi rzucić na stos swój życia los, jak później śpiewali. I wielu z nich oddało życie za Polskę, już w 1914 roku i jeszcze w latach 40. i 50. w komunistycznych więzieniach. Oni, strzelcy i drużyniacy, a potem legioniści, tworzyli (tak samo jak członkowie innych polskich ochotniczych formacji wojskowych w I wojnie światowej) elitę pokolenia urodzonego w ostatnich 15 latach XIX wieku. Stała się ona wzorem dla Kolumbów, rocznik 1920 i dalszych roczników urodzonych w latach 20., młodych żołnierzy Armii Krajowej.

Dla Polaków żyjących w II Rzeczypospolitej tamten sierpniowy wymarsz z Oleandrów i epopeja legionowa stały się elementem tożsamości. Nie dla wszystkich oczywiście. Tak jak nie dla wszystkich jest nim dziś drugi sierpień – ten z 1944 roku, i ten trzeci – z 1980 roku. Zawsze byliśmy podzieleni.

Trudno o nich – strzelcach i drużyniakach, legionistach – nie myśleć także i wtedy, gdy Leszek Moczulski, zamykając swą opowieść o kilku tygodniach gorącego lata 1914 roku powrotem oddziałów Piłsudskiego do Galicji, kończy książkę następującym zdaniem:

„Któż jednak wiedział, że dobiegł kresu zaledwie pierwszy rozdział epopei rozpoczęty w insurekcyjnym Krakowie, że kończyć się będzie ona w pożodze powstańczej Warszawy, w sowieckich i ubeckich więzieniach precyzyjnymi strzałami w tył czaszki. I niewielu rozumie, jaką to daje siłę”.

Leszek Moczulski „Przerwane powstanie polskie 1914”. Bellona, Warszawa 2010
Rzeczpospolita


[link widoczny dla zalogowanych]

Oddział Strzelca z Krosna:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Sob 14:25, 09 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:37, 28 Mar 2011    Temat postu:

Kolejna tym razem piekna recenzja ( Z oficjalnej strony KPN a wiec najbardziej kompetenentna ):

Cytat:
Przerwane powstanie polskie 1914



O wierzbo polska, uboga i siwa, jaką ty siłę masz w sobie żywotną!
Choć pień twój zrąbią i gałęzie potną, choć rdze twój ogniem wypalą do życia,
ty w sobie życie chowasz
– uporczywie
wciąż zmartwychwstajesz i z wiosną powrotną ssiesz korzenie moc z ziemi wilgotną
i młodych pędów zieleń cię okrywa.
Narodzie polski, jakaż niespożyta, jaka cudowna w tobie tkwi potęga!
Ojczyzna twoja od stu lat zabita
i cios po ciosie aż do trzew ci sięga.
Ty trwasz!... Ptak srebrny nad pożogą świata,
feniks twój, z krwi się i ze zgliszcza wylęga.

Lucjan Rydel

W rocznicę wymarszu, Bronowice Małe, sierpień 1915


Z krakowskich Oleandrów – ku niepodległości
Na półkach księgarskich ukazała się najnowsza książka dr. hab. Leszka Moczulskiego pt. Przerwane powstanie polskie 1914, którą wydała „Bellona”. Autor bardzo szczegółowo opisuje losy strzelców Józefa Piłsudskiego od wyjścia w dniu 6 sierpnia 1914 roku z krakowskich Oleandrów w kierunku granicy z Królestwem i dojścia do Kielc w dniu 12 sierpnia. Książka kończy się opuszczeniem Kielc w dniu 10 września 1914 roku. Józef Piłsudski ze swoim pułkiem przeprawił się na prawy brzeg Wisły w rejonie Nowego Korczyna.

Przysłowiową iskrą zapalną powodującą wybuch wojny był udany zamach na austriacko-węgierskiego następcę tronu – Franciszka Ferdynanda, dokonany w Sarajewie w dniu 28 czerwca 1914 roku przez Serba Gawryło Principa. 1 sierpnia Niemcy, a 6 sierpnia 1914 roku Austria wypowiedziały wojnę Rosji. „Czarne orły”, które ponad sto lat wcześniej rozszarpały białego orła, teraz rzuciły się na siebie. W ciągu kilkunastu dni wojna ogarnęła całą Europę. Mocarstwa zaborcze w chwili rozpoczęcia wojny, wkraczając na ziemie zamieszkałe przez Polaków, chciały zapewnić sobie ich przychylność. Niemcy ogłosiły w języku polskim mobilizację, wydały również odezwę, w której przypomniano rzeź Pragi z 1794 roku i politykę rusyfikacji. Wojskowe władze Austro-Węgier wydały podobną w tonie i treści odezwę do Polaków. Odezwa z dnia 14 sierpnia 1914 roku głównodowodzącego armią rosyjską, Mikołaja Mikołajewicza zapowiadała możliwość połączenia ziem polskich pod berłem rosyjskim. W odezwie przypomniano również germanizację w zaborze pruskim i bitwę pod Grunwaldem. Mikołajewicz zapowiedział także przyznanie Polskom praw politycznych i wyznaniowych.

Z trzech zaborczych mocarstw, jedynie Austria widziała potrzebę powołania u swojego boku formacji wojskowych złożonych z polskich organizacji paramilitarnych, które działały na jej terytorium (w Galicji). 2 sierpnia 1914 roku Józef Piłsudski uzyskał zgodę na mobilizację oddziałów strzeleckich. Piłsudski chciał wykorzystać szansę, jaką dawała powszechna wojna; marzył o wznieceniu antyrosyjskiego powstania w Królestwie Polskim. Nikt inny nie miał tak wyczerpująco przygotowanego planu działania jak J. Piłsudski. Ochotnicy ze Związku Strzeleckiego i Drużyn Strzeleckich mieli być tą iskrą, która podpali beczkę prochu.

W mglisty poranek 6 sierpnia 1914 roku z krakowskich Oleandrów w kierunku granicy z Królestwem wyszła I Kompania Kadrowa (tzw. kadrówka) J. Piłsudskiego. Kompania Kadrowa licząca 163 żołnierzy dowodzona była przez Tadeusza Kasprzyckiego, którego po kilku dniach zastąpił Kazimierz Herwin-Piątek. Wymarsz z Krakowa 163 Strzelców oraz pięciu jeźdźców z Władysławem Beliną-Prażmowskim na czele stał się kamieniem węgielnym legendy piłsudczykowskiej. Pierwszy napotkany zaborczy słup graniczny w Michałowicach został zburzony (do dziś stoi w tym miejscu pomnik upamiętniający to wydarzenie). Kompania 10 sierpnia wraz z innymi oddziałami doszła do Jędrzejowa, a 12 sierpnia, już w sile batalionu, którym dowodził J. Piłsudski – do Kielc. Strzelcy spotkali się z chłodnym przyjęciem; tylko nieliczni kielczanie witali ich życzliwie. Strzelcy byli jednak zmuszeni wycofać się z miasta. Z chwilą wymarszu kadrówki z Krakowa Józef Piłsudski powiadomił na posiedzeniu Komisję Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, że w Warszawie powstał 3 sierpnia 1914 roku Rząd Narodowy, któremu się poddał, odczytał również odezwę tego rządu, która brzmiała następująco: Polacy! W Warszawie utworzył się Rząd Narodowy. Obowiązkiem wszystkich Polaków jest skupić się solidarnie pod jego władzą. Komendantem polskich sił wojskowych mianowany został ob. JÓZEF PIŁSUDSKI, którego rozporządzeniem wszyscy ulegać winni Rząd Narodowy, Warszawa 3 sierpnia 1914. Ulotki te były opatrzone pieczątką z napisem „Rząd Narodowy”. Była to całkowita mistyfikacja, mająca na celu podniesienie rangi całego przedsięwzięcia.

To śmiałe posunięcie J. Piłsudskiego w ciągu paru dni znalazło się w obliczu klęski. Również obojętna postawa społeczeństwa polskiego w Królestwie postawiła pod znakiem zapytania powstańcze plany J. Piłsudskiego. Nad oddziałami strzeleckimi zawisła groźba likwidacji. Austriacy nie zamierzali tolerować działań, nad którymi nie mieli pełnej kontroli. 13 sierpnia dowództwo armii austriackiej zażądało rozwiązania oddziałów strzeleckich lub wcielenia ich do armii cesarskiej. Decyzji dowództwa austriackiego sprzeciwili się polscy politycy skupieni w Kole Polskim w Wiedniu oraz w Sejmie Krajowym. Główną rolę w negocjacjach w Wiedniu odegrał ówczesny prezydent Krakowa, Juliusz Leo. Uzyskał on zgodę na utworzenie Legionów Polskich (Wschodniego w Krakowie i Zachodniego we Lwowie), a także powołanie Naczelnego Komitetu Narodowego, jako politycznej reprezentacji Polski.

Po raz drugi oddziały Strzelców wkroczyły do Kielc 21 sierpnia 1914 roku. 23 sierpnia władze wojskowe Austro-Węgier nadały oddziałom J. Piłsudskiego nazwę 1. Pułku Piechoty Legionu Polskiego. 10 września 1914 roku Józef Piłsudski ze swoim pułkiem opuścił Kielce i przeprawił się na prawy brzeg Wisły w rejon Nowego Korczyna i Opatowa.

Jak zakończyły się dla Polski wydarzenia z sierpnia i września 1914 roku, które Leszek Moczulski nazwał powstaniem? Odpowiedz mamy w tytule, a szczegóły znajdziemy w książce.

Dwa lata później pojawiła się kolejna szansa wybicia Polski na niepodległość. 5 listopada 1916 roku w Warszawie i Lublinie został ogłoszony manifest dwóch cesarzy: Niemiec Wilhelma II i Austro-Węgier Franciszka Józefa I, ogłoszony przez gubernatorów, o utworzeniu z ziem byłego zaboru rosyjskiego państwa polskiego. W manifeście nie sprecyzowano dokładnych granic, a państwo to miało być uzależnione od zaborców. Mimo wszystko był to fundament pod niepodległą Polskę. Tymczasowa Rada Stanu, która została powołana 6 grudnia 1916 roku była tylko zalążkiem przyszłych organów państwa i nie posiadała atrybutów władzy, w jej skład wszedł m.in. Józef Piłsudski. Musiały minąć kolejne dwa lata, zanim Polska odzyskała niepodległość.

Leszek Moczulski na wstępie zamieścił wiersz krakowskiego poety Lucjana Rydla, który powstał w pierwszą rocznicę wymarszu kadrówki z krakowskich Oleandrów – czyli 95 lat temu. Lucjan Rydel był naocznym świadkiem tamtych wydarzeń.

Gdyby nie uporczywe działania polskie, korzystne warunki międzynarodowe pozostały by nie wykorzystaną szansą. Gdyby nie polskie fakty dokonane, nim zdążyła by się zebrać konferencja pokojowa – Polska znów została by podzielona między rządzone przez socjalistów Niemcy i bolszewicką Rosję. Gdyby nie zbrojna walka Polaków – ani nie było by sprawy polskiej, ani nie powstały by państwo, ani nie określiło swych granic.
Doświadczenia historyczne, których symbolem jest 11 listopada 1918 r., uczą tylko jednego:
Jeśli chcemy czegokolwiek dokonać, to tylko własnym wysiłkiem.
Przypominają się słowa Tadeusza Kościuszki, zapisane przez Józefa Pawlikowskiego: „Polacy! Pokazałem wam drogę do niepodległości. Macie wszystko do zwycięstwa, odważcie się tylko zwyciężyć”.

Do wydawcy można mieć jedno zastrzeżenie, że książka jest w miękkiej oprawie i w dodatku klejona. Korzystanie z niej jest nieco utrudnione, ponieważ może się w czasie użytkowania rozpadać.

W kilku akapitach przedstawiłem to, czego można się dowiedzieć z obszernej pracy pt. Przerwane powstanie polskie 1914. Leszek Moczulski (jak to słusznie zauważył Tomasz Stańczyk w dodatku do „Rzeczpospolitej”, „Plus Minus” 6 – 7 listopada 2010 roku nr 42/923, w artykule pt. Jeszcze jedno polskie powstanie) „opowiada – bo jest to opowieść, nie zaś drętwa, szczegółowa monografia historyczna, obarczona przypisami, a pisze ją historyk z doświadczeniem dziennikarskim i zacięciem publicysty – nie tylko o grach politycznych wokół sprawy polskiej. Równoległe prowadzi Leszek Moczulski w reporterskim stylu narrację o wyprawie żołnierzy Piłsudskiego do Królestwa Polskiego...”

Dwa lata temu rozmawiałem z sygnatariuszem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Adamem Wojciechowskim, który stwierdził jednoznacznie, że pomysł zorganizowania konferencji prasowej w dniu 26 marca 1977 roku, na której miał być ogłoszony ROPCiO wyszedł od Leszka Moczulskieg. Zdaniem A. Wojciechowskiego „L. Moczulski był świetnym dziennikarzem i publicystą, wysokiej klasy z krwi i kości w naszej grupie, i tylko on wiedział jak zorganizować konferencję prasową, nie przyszło to do głowy ani mnie (Wojciechowski) ani Czumie, Ziembińskiemu i innym”. Wojciechowski dodał również, że „Opinia” (pismo ROPCiO, na której wzorowały się inne pisma) była stworzona całkowicie i od podstaw przez Leszka Moczulskiego i pierwsze numery była w całości przez niego redagowane.

Książkę warto przeczytać, jest bardzo dobrze napisana!
Władysław Borowiec


[link widoczny dla zalogowanych]

Eugeniusz Geppert - Ułan Legionów Polskich.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pon 10:10, 28 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:36, 09 Kwi 2011    Temat postu:

Kolejna recenzja:

Cytat:
Opus Magnum czyli Przerwane Powstanie Polskie 1914 Leszka Moczulskiego.

Z dużą radością zabrałem się za przeczytanie nowego dzieła Leszka Moczulskiego. Zachętą były wspomnienia z lektury legendarnej już pozycji (konfiskata I wydania) - "Wojna Polska 1939". Nieliczne negatywne wśród recenzji poprzedniczki "Przerwanego Powstania..." zarzucały jednostronność ocen, wręcz bałwochwalczość polskiej dyplomacji i czynu zbrojnego. Mnie jako miłośnikowi-amatorowi to specjalnie nie przeszkadzało; tym bardziej, że dla równowagi zawsze można zajrzeć choćby do Cata - wielkiego "entuzjasty" zarówno polityki, jak i chyba samej osoby Becka. Jeśli komuś zależy na matematycznej analizie Września - zajrzy do Porwita. Literacki opis z rozległą faktografią znajdziemy u Zawilskiego (choć z niewątpliwym minusem, jakim jest brak szczegółów walk przeciw Sowietom, praktycznie niepoprawiony we wznowieniu - autor zmarł w 2004 roku). W czym więc tkwi tajemnica sukcesu Moczulskiego? Czy jego książki historyczne mają być rodzajem sienkiewiczowskiego "pokrzepiania serc" polskich początku XXI wieku?
Odpowiedź na to pytanie jest łatwa i trudna zarazem, bo jak nazwać to ulotne "Coś" - wypełniające zarówno "Wojnę Polską" jak i (już wiem po lekturze) najnowsze "Przerwane Powstanie...". Zacznę od skojarzenia z pisarstwem mojego drugiego ulubionego autora - Bohdana Skaradzińskiego. Jego "Polskie lata 1919-1920" cechuje rozmach, przestrzeń, "jagiellońskość" spojrzenia na sprawy Polski i regionu. Podobnie rzecz wygląda u Moczulskiego (co u autora "Geopolityki" nie może dziwić). Wspaniałe są (wspólne dla obu) dygresje o wcześniejszych i późniejszych losach bohaterów z cudownie (artystycznie) "niedbałym" stylem narracyjnym "ale o czym to ja miałem...". Dzieła Skaradzińskiego i Moczulskiego nie mają pożądanej w podręcznikach "dyscypliny", bo też nimi nie są (choć faktograficznie biją na głowę wiele pozycji, które do bycia takowymi roszczą sobie prawo). W pracy Moczulskiego wyczuwa się "oddech" właściwy pisarstwu ludzi, którzy nie robią czegoś z obowiązku lecz autentycznie traktują poruszane w swych książkach kwestie jako ważne obiektywnie ale i nade wszystko subiektywnie - "żyją" opisywanymi sprawami, przez co pozwalają czytelnikowi "zanurzyć się" w myśli, czyny i słowa epoki. Ale Moczulski czyni coś więcej - próbuje (moim zdaniem z sukcesem) oddzielić balast naszej wiedzy o późniejszych zdarzeniach, który może wpłynąć na niewłaściwe rozumienie, a co za tym idzie - ocenę działań opisywanych przez siebie - wielkich i maluczkich ówczesności. Stara się uwolnić nas od stereotypowych przekonań, narosłych mitów, powielanych opinii. Przy czym czyni to ze swadą i erudycją porównywalną, jeśli idzie o okres historii który opisuje, z "Sierpniowymi Salwami" Barbary Tuchman (choć w opisie zdarzeń poprzedzających wybuch I Wojny Światowej - "zahacza" o "Wyniosłą Wieżę" jeśli już jesteśmy przy tej samej autorce). Najwyższej próby są także paralele współczesności - ot, choćby dowiedzieć się można z książki jakim wpływem skutkuje ustawa o rozdziale kościoła od państwa przeprowadzona przez parlament jeszcze przez Aristide Brianda na zakaz noszenia burek we współczesnej szkole francuskiej!
Obiektywizm Moczulskiego i zarazem szacunek dla postaci historycznych, niekoniecznie prezentujących poglądy bliskie autorowi, wyraża się w pewnym ciekawym zabiegu narracyjnym polegającym na tym, że obserwujemy otaczającą rzeczywistość niejako oczami właśnie opisywanego bohatera; Moczulski komentuje i ocenia jego ocenami i komentarzami. Przez to wplatane wątki wspomnieniowe bardzo dobrze komponują się w misternej osnowie opowieści. A osnowa, jako się rzekło wyżej (rozmach, przestrzeń) jawi się zaiste - wielobarwnie: zaglądamy przez uchylone drzwi do gabinetów ministerialnych, zerkamy przez ramię do rozkazów dowódców czytanych przez podwładnych; maszerujemy z sołdatami Samsonowa na spotkanie ich losu pod Tannenbergiem; wraz z grupą generała von Emmicha przebijamy się przez forty belgijskie. Na marginesie głównych wydarzeń poznajemy postać wędrownego handlarza Pinkusa Urwicza i jego niebagatelny wpływ na rozpoczęcie I wojny światowej! Wreszcie zasadniczy temat "Przerwanego Powstania..." - pięć tygodni z życia Polaków i Polski (przede wszystkim "legionowej", lecz nie tylko...) - opisanych nawet nie godzina po godzinie, a wręcz: minuta po minucie; z kunsztem godnym najlepszych autorów powieści sensacyjnych. To wszystko na tle wydarzeń w innych lokalizacjach europejskich. Detektyw-Moczulski krytycznie i wnikliwie weryfikuje dokumenty i wspomnienia uczestników; z żelazną logiką dowodząc kiedy autorów pamięć zawodzi lub celowo pomijają niektóre nie zawsze wygodne dla nich fakty. Z biegłością konserwatora sztuki wypełnia białe plamy fresku historycznego anno domini 1914 powstałe z braku bezpośrednich relacji, uciekając się choćby do prostych operacji arytmetycznych ("x nie mógł tego dnia spotkać się z igrekiem po drodze do zet skoro wyruszył samochodem o godzinie a i dotarł na miejsce o godzinie b - co daje średnią prędkość..."). Plastyczne opisy przyrody i ukształtowania terenu mają ścisłe konotacje z wydarzeniami militarnymi (trudność okopania się w podmokłym terenie nadrzecznym) i dowodzą solidnej autorskiej "kwerendy w terenie". Moczulski z pewnością wie o czym rzecz, kiedy opisuje piaszczystą drogę, zakole rzeczne, błotnisty wąwóz.
Tyle pochwał. Jakie są minusy publikacji? Dla czytelnika-amatora (takiego jak ja) pewną przeszkodą w pełnym odbiorze dzieła może się okazać "tłum" postaci przewijających się przez karty "Przerwanego Powstania...", którzy często wymiennie ze swymi personaliami ukrywają się za pseudonimami. Pół biedy kiedy Józef Piłsudski staje się "Mieczysławem", czy - tym bardziej z racji obecności pseudonimu w późniejszych wydarzeniach - Gustaw Dreszer - "Orliczem"; gorzej kiedy Pomarańscy - to raz Stefan czyli "Borowicz" a raz Zygmunt czyli "Brzóska"; Biernackich oprócz "Dęba" i "Kostka" jest jeszcze dwóch: Stanisław-"Mazur" i Tadeusz (autor słów "Pierwszej Brygady"). Minister spraw Zagranicznych Austro-Węgier nazywa się Berchtold a kanclerz Niemiec - Bethmann; w skorowidzu pojawia się zagadkowy Berhmann, którego próżno szukać na stronie 213, do której odsyła. Myślę, że krótki słownik biograficzny w następnym wydaniu znacząco poprawiłby sytuację. Korekta tu i ówdzie przepuściła literówki ale sytuacja jest diametralnie lepsza niż w przypadku - dla mnie "wzorca z Sevres" jak skandalicznie można wykonać tę pracę - czyli "Operacji Warszawskiej" Wyszczelskiego (niestety - Bellona 2005). W książce brak map, choć - złośliwie komentując - jeśli miałyby być takiej jakości jak we wznowionej "Wojnie Polskiej 1939" - lepiej że ich nie ma.
Podsumowując - Wielkie Dzieło z drobnymi niedostatkami. Czytelnik po lekturze może się poczuć jak bohater "Sposobu na Alcybiadesa" Niziurskiego - zaczarowany przez Tymoteusza Misiaka - nauczyciela historii, który swobodną gawędą historyczną uczynił rozbrykanych uczniów - Badaczami. "A Must!" - jak mawiają Anglosasi.
I jeszcze uwaga osobista do Autora - Panie Leszku! Stworzył Pan dwa wybitne dzieła historyczne, które w przyszłości - jako trylogię - mogłoby spiąć klamrą następne. Arytmetycznie połowa dziejów między 1914-tym a 1939-tym - to gdzieś około 1926-go...

Recenzent: Maciej Dudkiewicz


[link widoczny dla zalogowanych]

I widzimy ze co czlowiek to inny odbior ! Bo ludzie sie roznia ! Kazda dusza jest inna ! Bóg nie robii kopii ! Na szczescie !

Legiony na froncie wschodnim nad Styrem ( Po twarzach jak zwykle widać stan duszy człowieka ! Tutaj widzimy jakies swiatlo bijace z postaci ! Nic dziwnego walcza o Polskę - PO-ŚWIĘCAJĄC się... ŚWIĘTOŚĆ ! Tak ! Do tego dazy Kościół i tu jak widac nie tylko chodzi o duchownych ! :O)))))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:21, 31 Lip 2014    Temat postu:

„Przerwane powstanie polskie 1914”

2011-05-11 (PAP) - Marsz Pierwszej Kompanii Kadrowej Józefa Piłsudskiego w sierpniu 1914 r., choć skończył się odwrotem, był największym polskim czynem powstańczym – mówił w środę Leszek Moczulski podczas prezentacji swej nowej książki „Przerwane postanie polskie 1914”.

Spotkanie odbyło się w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

„Przerwane powstanie polskie 1914” jest poświęcone mało znanej i słabo opisanej przez historyków wyprawie Józefa Piłsudskiego na Kielecczyznę, która znajdowała się wówczas w Królestwie Polskim. Rankiem 6 sierpnia 1914 r. Pierwsza Kompania Kadrowa, która wyszła z Galicji, przekroczyła granicę z Rosją i ruszyła w stronę Kielc. 12 sierpnia Piłsudski na czele ok. 400 strzelców wkroczył do miasta.

Plan komendanta był prosty – Kompania Kadrowa idąc dalej w kierunku Warszawy będzie zasilana przez wstępujących do niej Polaków chcących walczyć z Rosjanami o niepodległość.

Niestety Józef Piłsudski nie wziął pod uwagę, że jego działania nie spotkają się z masowym poparciem ludności. Już samo przyjęcie polskiego wojska w Kielcach było bardziej niż chłodne. Obojętność i strach przed odwetem ze strony Rosjan sprawiały, że Polacy nie garnęli się do kadrówki, mającej być zalążkiem wyzwolicielskiej armii polskiej. Władze austriackie, które wcześniej wspierały Piłsudskiego, widząc niepowodzenie akcji nakazały odwrót. Powstanie trzeba było przerwać. Piłsudski zdecydował o włączeniu swoich oddziałów do tworzonych w Galicji Legionów Polskich.

Zdaniem Moczulskiego, mimo iż akcja Piłsudskiego zakończyła się niepowodzeniem, miała wielkie znaczenie dla przyszłych losów Polski. „Podczas powstania 1914 r. zaczęła się rodzić niepodległość” – podkreślił historyk. „W czasie prac nad książką odkryłem wielkość pokolenia, które brało udział w tym powstaniu” – dodał Moczulski.

„Ci ludzie byli drożdżami niepodległości. Dzięki nim odrodzona Polska nie była zakalcem, lecz wspaniale wyrośniętym ciastem” – wtórował mu prof. Tomasz Nałęcz. Nie zgodził się jednak z Moczulskim, że marsz Piłsudskiego na Kielce był największym czynem powstańczym. Jego zdaniem, nie było kontynuacji między powstaniem z 1914 r. a odzyskaniem przez Polskę niepodległości.

Nałęcz przyznał, że sam od dawna nosił się z zamiarem napisania książki na ten temat. „Już tego nie zrobię, bo ukazała się właśnie doskonała publikacja o wydarzeniach z 1914 r.” – oznajmił.

Książkę Leszka Moczulskiego „Przerwane powstanie polskie 1914” wydała Bellona.

[link widoczny dla zalogowanych]

Zbliża się sto lat ! A tu ciągle walka z nimi trwa ! Aktualna rocznica .
Widzimy tu politykę . Wbrew absurdom promowanym przez medialnych kretynow polityka to nie dorwać się do koryta ! A tu jeszcze działania które kończą się ,,odwrotem" . Czyli klęska ... niby ... Nie do pojęcia dla ,,nowych polUSkich ... A kto mówi że mają rozumieć ? Polityka jest dla królów nie dla chamów . I widzimy jaką tragedią jest najazd chamów w tej dziedzinie .
Ale wtedy było pięknie bo zajmowali się nią ci co powinni czyli Piłsudski ...



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Sob 10:26, 02 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:35, 02 Sie 2014    Temat postu:

Rok 1914 stanowił początek końca pewnej epoki. Od dawna i z niecierpliwością wyglądana wojna światowa wreszcie się rozpoczęła, ku radości niezliczonych rzeszy wojskowych, polityków i zwykłych obywateli. Dla Polaków był to rok przede wszystkim przynoszący nadzieję, nawet jeśli zabarwioną krwią i łzami. Wreszcie można było myśleć poważnie o oderwaniu się od zaborców, w końcu były warunki ku temu, by Polska pojawiła się na mapie! Ale jest to też okres, o którym mało się pisze, a jeszcze mniej mówi, rok, o którym wolelibyśmy zapomnieć… Co wcale nie przeszkodziło jednemu z czołowych historyków polskich, Leszkowi Moczulskiemu, w popełnieniu książki zatytułowanej „Przerwane powstanie polskie 1914” opisującej te dwanaście miesięcy początków walki o niezawisłość naszego kraju.

Książka ta opisuje wszystkie chyba możliwe aspekty wydarzeń z pierwszego roku Wielkiej Wojny: sytuację międzynarodową i przyczyny konfliktu, polityczną arenę rozczłonkowanej Polski, przygotowania do odzyskania niepodległości i pierwsze walki na terenie przyszłej II Rzeczpospolitej. Przy czym, oczywiście, najwięcej uwagi zostaje poświęcone sprawom Polski, a ogólny przebieg I wojny światowej jest przedstawiany wyłącznie jako tło i odpowiednio po macoszemu potraktowany, choć Moczulski stara się przedstawić wydarzenia oraz ich bohaterów w sposób jak najbardziej dokładny, bez nadmiernych uproszczeń i popularyzatorstwa na siłę. Książka pisana jest zarówno dla ludzi tematem zainteresowanych, już zaznajomionych z ogólnym przebiegiem wydarzeń i poszukujących bardziej szczegółowych informacji, jak i dla tych, którzy pragną historię Polski dopiero dokładnie poznać – przy czym w drugim przypadku warto jest się uzbroić po zęby w cierpliwość.

Leszek Moczulski jak zwykle podszedł do tematu dokładnie i to stanowi podstawowy oraz całkowicie wystarczający powód, by książką tą bliżej się zainteresować. Trudno jest znaleźć inną pozycję, która w takim zakresie zajmuje się tematem roku 1914 w historii Polski – a już szczególnie trudno jest znaleźć jakąkolwiek inną, która starałaby się przedstawić sytuację obiektywnie, bez (zazwyczaj nieudolnie skrywanego) politycznego celu i prób udowodnienia swoich wyższych racji. Bezstronność Moczulskiego pozwala mu na formułowanie o wiele głębszych i odważniejszych teorii, a dzięki temu – na pokazywanie wydarzeń z innej niż zazwyczaj strony, z uwzględnianiem czynników przez wielu badaczy historii po prostu pomijanych lub niezauważanych.

Istotną dla czytelnika sprawą jest też używany przez Moczulskiego język – a ten jest, również jak zwykle, całkiem przyjemny. Być może nie jest to przyjemna historyjka, którą czytać można w poczekalni u lekarza, ale jak na dzieło w zamiarze naukowe wydaje się napisana prosto i całkiem przyjemnie. Moczulski opowiada czytelnikowi o wydarzeniach z 1914 roku, i choć traktuje temat bardzo poważnie, nie wpycha na siłę "poważnych", "trudnych" słów, zmieniających czytanie w pracę indywidualną ze słownikiem.

Choć autor stara się jak najprościej przekazać wszystkie wiadomości, nie ucieka od natłoku dat i nazwisk, co niestety potrafi nużyć i przeszkadzać w lekturze. Informacje płyną wartkim, nieprzerwanym i szybkim strumieniem, więc wiosłowanie z kartki na kartkę jest na dłuższą metę męczące i może być frustrujące dla tych, którzy nie są przyzwyczajeni do literatury popularnonaukowej.

Nowa książka Moczulskiego choć jest dobrze napisana i prezentuje temat od podstaw, to nie pretenduje do miana książki całkiem "prostej"; podczas lektury trzeba wysilić szare komórki, co chyba jednak przemawia za poświęceniem "Przerwanemu powstaniu…" czasu i uwagi. Książka powinna usatysfakcjonować czytelnika poszukującego jak największej ilości informacji na temat wydarzeń roku 1914 i, jak większość książek tego autora, zasługuje na przeczytanie, a przynajmniej przejrzenie.

Milwaukee Meg

[link widoczny dla zalogowanych]

Tym razem recenzja czytelnika zdaje się że z Polonii Ameryki . Moczulski jest ostatnia osoba która może to opisać żywo bo urodzony przed wojna i wychowany w tej tradycji jest jej częścią . Nie jest to historyk który zajrzał do dokumentów i dowiedzial się o temacie z nich ... Napisał książkę . Z dokumentami się zgadza ale nie widać ducha epoki . Książka jest drętwo-drewniana ... Tu mamy głębokie przeżycie i to od dziecka tematu osobistego . A ponieważ autor jest historykiem to nie jest tylko jakaś powieść ale ma walor naukowy .

Oczywiście Kossak ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:16, 03 Sie 2014    Temat postu:

Przerwane powstanie polskie 1914
pon, 2011-05-23 19:47 | Bohun

profesorski panel w Muzeum Wojska Polskiego

11 maja 2011 roku w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie odbyła się dyskusja panelowa związana z promocją książki Leszka Moczulskiego "Przerwane polskie powstanie 1914". Organizatorami panelu była Bellona (wydawca książki) oraz Muzeum Wojska Polskiego. Dyskusję panelową prowadził Bogusław Brodecki, redaktor naczelny Wydawnictwa Bellona. Uczestnikami panelu byli: dr habil. Leszek Moczulski, prof. Tomasz Nałęcz, minister w Kancelarii Prezydenta RP oraz prof. Janusz Cisek, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego.

Oto treść wystąpień uczestników panelu spisana z nagrania dźwiękowego.

Leszek Moczulski:

Gdy zająłem się tą książką, uświadomiłem sobie nietypową sytuację. To co zdarzyło się w roku 1914 było inauguracją szybkiego marszu Polski do niepodległości. W ciągu kilku lat przyszła niepodległość, odparliśmy najazd i zbudowaliśmy z niczego dobre państwo, takie z którego można być dumnym. 25 lat po wymarszu strzelców Piłsudskiego z Krakowa, rozpoczynających powstanie, doszło do II wojny światowej.

W ciągu tych 25 lat ci, którzy wskrzesili ojczyznę, którzy budowali ją od podstaw, prowadzili bardzo szczególną politykę historyczną. Była to polityka historyczna, z której II Rzeczpospolita może być dumna. Nie podkreślali własnych zasług, nie wydawali książek. Ich polityka historyczna nie polegała na tym, żeby urabiać mody historyczne, czy żeby poprawiać historię, tylko na tym, żeby prawda mogła mówić sama. I ta prawda była powszechnie znana. Z tej prawdy wyrosły te wspaniałe pokolenia młodych Polaków, które walczyły w II wojnie światowej (...). Jeżeli spojrzymy, co napisali o sobie, to właściwie znajdziemy tylko jedną monografię, która ukazała się rok przed wojną i która szczegółowo, otwarcie i bezwzględnie relacjonowała bardzo wielki trud tworzenia w sierpniu 1914 już nie powstania, ale zrębów państwowości polskiej na ziemi kieleckiej w postaci komisariatów rządu narodowego.

Dzisiaj po blisko 100 latach cieszę, że ta moja książka inauguruje 100-lecie odzyskania niepodległości (bo odzyskiwaliśmy ją przez całą drugą dekadę XX wieku).

Sięgając do źródeł archiwalnych, do strzępów pamiętników można odkryć największą prawdę o tym powstaniu, które się nie skończyło, które nie zostało pokonane i które było największym zwycięskim polskim powstaniem. W bezpośredniej kontynuacji tego powstania działo się w Polsce wszystko – zaczęła się rodzić niepodległa Polska. Ale odnajdujemy to dopiero dzisiaj. Ci, którzy wiedzieli, że stworzyli niepodległą Polskę, nie wydawali tysięcznych pozycji, w których chcieliby to udowodnić. Nie potrzebowali tego udowadniać – wiedzieli o tym. Natomiast następne pokolenia zapomniały tą prawdę. Najbardziej cieszę się z tego, że przy okazji pisania tej książki udało mi się natrafić na ten wspaniały trop, na tę wielkość Polski w roku 1914. To była Polska rzucona na kolana, podzielona, rozbita. Większość ówczesnych polskich polityków przyjmowała tę rzeczywistość na kolanach (w Petersburgu) czy z pochyleniem głowy (w Wiedniu). W tak trudnej sytuacji, gdy świat już o nas zapomniał (gdy zbliżała się wojna to żaden rząd o Polsce nie myślał, nawet nie chciał jej wykorzystać) Polska w ciągu tych kilkunastu dni ożyła i stała się taką potęgą, że Petersburg, Wiedeń, Berlin i wystraszony Paryż - uznały to. Odkrywanie tej prawdy poza wszystkim innym szczególnie cieszy.

Tomasz Nałęcz:

Byłem przekonany, że swoje wystąpienie ograniczę tylko do komplementów pod adresem książki, ale widzę, że będę musiał polemicznie zabrać głos.

W gruncie rzeczy powinienem być do tej książki nastawiony niesympatycznie, bo w moich pisarskich marzeniach i planach leżała taka książka o sierpniu roku 1914. Zajmowałem się długie lata tym, co było przed rokiem 1914, zajmowałem się tym, co wydarzyło się po roku 1918 i myślałem, że kiedyś będę miał okazję napisać bardzo potrzebną książkę, o próbie polskiego powstania w roku 1914. Dzisiaj już wiem, że jej nie napiszę. Przede wszystkim dlatego, że ona już jest! Jest znakomita, wręcz rewelacyjna książka, spełniająca wszystkie kryteria znakomitej publikacji: doniosły temat, znakomity warsztat, solidna baza źródłowa, świetny język, szeroki kontekst. To jest książka o fascynującym wydarzeniu przez to, że pokazuje pewne unikalne w dziejach polski pokolenie i to pokazuje je w momencie porażki. Różnię się w ocenie tych wydarzeń z Leszkiem Moczulskim, który zresztą dzisiaj powiedział coś innego niż w książce napisał. Książka jest poświęcona temu, co było przed sierpniem roku 1914 i potem temu nie tyle przerwanemu, co nieudanemu powstaniu. Ten misternie przygotowany plan zawiódł w konfrontacji z przede wszystkim trzema czynnikami: planami działania Rosjan, z planami działania Austriaków i Niemców oraz – to był podstawowy czynnik - z brakiem poparcia ludności polskiej (...). I tak naprawdę liczył się nie tyle ten czyn, bo wtedy niepowodzenie tego czynu oznaczałoby coś strasznego w historii Polski, a nic takiego się nie stało. Ten czyn przegrał a Polska się odrodziła. Moim zdaniem odrodziła się nie z tego czynu, ale dzięki tym ludziom. To co było wielkością tego czynu, to było stworzenie hufca ludzi, bez których energii, patriotyzmu, poświęcenia, determinacji ta Polska, która odrodziła się w 1918 mogłaby mieć zupełnie inny kształt. Ci ludzie, którzy lgnęli do Piłsudskiego przed latem 1914, w czasie tych żmudnych, niewdzięcznych przygotowań strzeleckich, którzy wyruszyli z nim na wojnę i trwali przy nim w czasie tej wojny, byli prawdziwymi drożdżami niepodległości. To dzięki tym ludziom, kiedy nad Europą hulały ogromne przeciągi, niepodległość odradzała się w takim kształcie, który dzisiaj możemy opisywać w oparciu o dokumentację. To dzięki nim Rzeczpospolita nie odradzała się jako zakalec, ale jako wyrośnięte, świeże ciasto. To było niesłychanie ważne, bo temu państwu już w drugim roku niepodległości przyszło zdać niesłychanie ważny egzamin. Myślę tutaj o wojnie na śmierć i życie z bolszewikami w roku 1920. Bez tych ludzi, bez ich entuzjazmu, wiary te decydujące tygodnie listopada roku 1918 i następne miesiące i lata pewnie wyglądałyby inaczej. Ci ludzie byli skarbem niepodległości i to oni przesądzili o jej kształcie.

Co do oceny historycznej samej koncepcji, to można byłoby dyskutować, ale tego Leszek Moczulski w książce nie podnosi. W gruncie rzeczy tego mi nawet zabrakło (...). Książka jest o tym co było, dzień po dniu wszystko znakomicie opisane. Bez oddania zresztą tej atmosfery porażki, która temu powstaniu towarzyszyła w obliczu obojętności Królestwa Polskiego. Bo tak na prawdę powstanie skapitulowało. Jednym z największych przekłamań samych piłsudczyków było postawienie znaku równości między strzeleckim czynem powstańczym a czynem legionowym. Skądże znowu! Legiony to skromna resztówka z tego, co pozostało na gruzach nieudanego powstania. W planach Piłsudskiego nie było żadnych legionów. Gdyby ci szlachetni, zdolni młodzi ludzie mieli przygotowywać się do legionów polskich, to nikt by się nie związał z Piłsudskim przed rokiem 1914.

Mam zawsze w tyle głowy lapidarny, trudno mi ocenić na ile prawdziwy, tekst Dmowskiego, który w „Polityce Polskiej”, suchej nitki nie pozostawiwszy na przygotowaniach powstańczych. Dmowski napisał - na szczęście to wszystko się zawaliło! Bo wyobraźmy sobie, co by było, gdyby się udało! Wyobraźmy co by się stało, gdyby rzeczywiście w zaborze rosyjskim wybuchł entuzjazm patriotyczny i nasi rodacy poparliby te niedowarzone plany powstańcze. Wtedy front wschodni zostałby sparaliżowany. Pojawiłaby się kilkusettysięczna armia polska, źle zorganizowana i źle dowodzona, ale to wystarczyłoby, aby zniechęcić Rosję do udziału w tej wojnie. Nie byłoby oczywiście żądnej kontrofensywy w Prusach Wschodnich, bo to co Rosja miałaby gotowego rzuciłaby przeciwko polskiemu powstaniu. I wolałaby się dogadać z Niemcami i Polską podzielić. Nie byłoby więc porażki planu Schlieffena, bo najpewniej Niemcy by sobie z Francją poradzili. Mielibyśmy triumfujące już w trzecim-czwartym miesiącu wojny Niemcy, mielibyśmy nowy, niemiecki porządek w Europie, w znacznej mierze dzięki polskiemu powstaniu. Tyle tylko, że w takiej Europie nie byłoby dla Polski miejsca. To jest wywód Dmowskiego, bardzo zjadliwy, ale w mojej ocenie wart zastanowienia i wart intelektualnego zmierzenia się. Z tym, że wkraczamy tutaj na grunt historii kontrfaktycznej, gdzie każdy w gruncie rzeczy będzie mógł mieć rację, bo sobie te niewiadome „obstawi” wartościami zgodnymi z jego poglądami (...).

W gruncie rzeczy idei politycznej związania sprawy polskiej z państwami centralnymi obronić się nie da. To nie była idea słuszna i ona w gruncie rzeczy przegrała. Sam Piłsudski ją pogrzebał, zakazując złożenia przysięgi i idąc do więzienia do Magdeburga, demonstracyjnie z nią zrywając. Jakby to nie było przykre dla ludzi sympatyzujących z Marszałkiem, politycznie słuszny wybór był po stronie tych, którzy z Piłsudskim walczyli, tzn. tych którzy sprawę polską wiązali nie z Niemcami, ale z Ententą. I dobrze się stało, bo to Ententa wygrała wojnę, a nie Niemcy. Największa moja wątpliwość, którą ja mam z rokiem 1914, polega właśnie na tym - na ile było tak, jak Piłsudski twierdził po roku 1918, wnioskując ex post i wielokrotnie to powtarzając, jakby sam siebie chciał przekonać, że nie chodziło o żadne koncepcje polityczne, chodziło o to, aby rzucić na szalę wydarzeń polski czyn zbrojny, niezależnie po czyjej stronie. Geniusz Piłsudskiego sprawił, że ten polski czyn zbrojny rzucony na szalę po stronie państw centralnych, nie zaszkodził sprawie polskiej w ostatecznym rachunku. Ale gdyby ten polski czyn zbrojny był rzucony w takim kształcie, jak to sobie wyobrażali inni przywódcy legionów, jak Haller czy Sikorski, to on w gruncie rzeczy by sprawie polskiej nie pomógł, ale zaszkodził w roku 1918. To byłby ten balast, który ciążyłby Polsce przy układaniu nowej mapy Europy. Balast związania się ze światem, który przegrał, który zgasł wraz klęską wojenną Niemiec i Austro-Węgier. Geniusz polityczny Piłsudskiego polegał na tym, że potrafił on latem 1917 roku przez przekreślenie tej koncepcji z pierwszych lat wojny, przeprowadzić siebie i swoich ludzi do wolnej Polski.

Tyle mojej polemiki, ale nie wobec książki Leszka Moczulskiego, ale wobec jego zagajenia, że wszystko, co się wydarzyło potem, to się wzięło z roku 1914. W sensie personalnym – mogę się z tym zgodzić. W sensie koncepcji politycznej – moim zdaniem - na pewno nie.

....

Oczywiście bez obaw Piłsudski nie był taki głupi żeby wiązać się że zwycięstwem państw centralnych . Po prostu Austria była JEDYNYM państwem gdzie Polacy byli czynnikiem wspolrzadzacym krajem ! I tylko tam można było niezależna inicjatywę powołać . Niestety historycy nie znają się na polityce a ją opisują ... Można to porównać że sklepem . Jeśli kupuje mięso to nie oznacza małżeństwa że sklepową i jutro mogę kupić gdzie indziej . Jeśli Piłsudski organizował Legiony w Austrii to nie było małżeństwo do grobowej deski . On kochał Polskę nie jakies Austro coś tam . Dla nich był to biznes i on też tak traktował ... Gdy przestało się opłacać przestał z nimi go robić . I TU JEST WIELKOŚĆ ! Bo poszedł do więzienia . A tu niewielu by się zdecydowało . Ciepłe gabinety stale dochody a Magdeburg to dwa światy . Wystarczyło poudawać co my to nie robimy ,,dla Polski" i czas by zlecial wygodnie ! Czyż nie to właśnie robią obecni ,,politycy" ? Tu był AUTENTYCZNY PATRIOTA !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:07, 03 Sie 2014    Temat postu:

Janusz Cisek:

Bardzo się cieszę, że ta książka się ukazała. Jeżeli autor sobie życzy, aby zaczynała ona dyskusje na temat roku 1914 w stulecie tamtych wydarzeń, to jest to znakomity materiał do dyskusji, o czym świadczy głos pana profesora Nałęcza.

Dlaczego ta książka może się podobać? Po pierwsze, jest to książka, która posiada tezę. Często w historii spotykamy się z pracami, które porządkują dane. Jest to jakiś wynik kwerendy, która zbadana, zbilansowana daje produkt finalny w postaci braku decyzji autora, co było słuszne, a co nie. Autor tej akurat publikacji doskonale wie, co chce powiedzieć i broni się przed ustawianiem narracji w sposób z góry zaplanowany pod ustaloną tezę, ale tę tezę posiada. To jest wielka wartość tej książki.

Podoba mi się także jej tytuł - „Przerwane powstanie polskie”. Niedawno świętowaliśmy rocznicę zwycięstwa powstania wielkopolskiego. Ogłoszono, że jest to zwycięskie powstanie polskie. Z drugiej strony bardzo słabo zakorzeniona jest teza, że rok 1914 był początkiem powstania. Ja się akurat z ta tezą zgadzam. Mogę zgodzić z profesorem Nałęczem w tym zakresie, że to powstanie obumarło. Ale rok 1918 jest dopiero zakończeniem tego powstania, które Piłsudski wywołał. Ono przepoczwarzyło się w legiony, które istotnie nie było w jego zamyśle, ale tutaj mamy do czynienia z pewną mądrością klasy politycznej w Galicji, która uświadomiła sobie, że jeżeli oswoimy ideę polskiej irredenty, wpiszemy ją w nasze plany polityczne, do których należało rozwiązanie trialistyczne jako możliwe, wykonalne, to w ten sposób uzyskamy jeszcze jeden argument, aby przywrócić miejsce Polski na mapie Europy, chociażby w tym rozwiązaniu trialistycznym. To trzeba uznać za wielki sukces.

Przyjmijmy więc na podstawie argumentacji przedstawionej przez autora, że rok 1914 można w istocie uznać za początek powstania. Dlaczego powstanie miałoby być wyodrębnionym zrywem, jak to bywało w XIX wieku, bez korelacji z sytuacją międzynarodową, nie obliczone na wyzyskanie sprzyjającej koniunktury (która wydarzyła się akurat w 1914, zgodnie z modlitwą Mickiewicza o wojnę powszechną)? Ta koniunktura dopiero warunkowała sukces jakiegokolwiek wystąpienia. To wystąpienie nastąpiło akurat wtedy, kiedy dawało szansę na finalny sukces. To wystąpienie mogłoby równie dobrze nastąpić w czasie wojen bałkańskich, ale wtedy byłoby przedwczesne. Zostało ono tak przygotowane, aby w tą koniunkturę skutecznie się wpisać. Ta teza, którą stawia autor, jest bardzo dobrze wyargumentowana.

Bardzo mi się też podoba opis genezy wojny. My opisując ją, mamy zwykle perspektywę, nazwijmy to, galicyjską: oto następca tronu Franciszek Ferdynand został zamordowany. Ale przegląd sytuacji międzynarodowej pokazany w tej książce, jest pierwszym bardzo solidnym, pogłębionym opisem wydarzeń od czasów analizy Mariana Kukiela w „Genezie Wielkiej Wojny” (był to dodatek do „Przeglądu Powszechnego” z 1934 roku). Jest to kolejną, znakomitą cechą tej książki.

Czy Piłsudski wszystko przewidział czy też czy był ofiara wypadków? Myślę, że historia ma służyć temu, abyśmy rozumieli nie tylko przeszłość, ale i teraźniejszość. Jeżeli w dzisiejszej debacie politycznej mamy do czynienia z takim przekonaniem, że my jesteśmy taką łódką, którą wszyscy sąsiedzi dowolnie bujają i powodują jej ruchy w tym czy w innym kierunku, że nie jesteśmy podmiotem w stosunkach, to w tym przypadku, waloryzując postawę Piłsudskiego, mniejsza o to czy go kochamy, czy nie, czy on miał racje, czy nie, upodmiatawiamy sprawę polską, upodmiatawiamy polską politykę, nadajemy jej pewien cel. A tym celem było odzyskanie niepodległości Rzeczpospolitej. I to jest suwerenna polityka polska. Można byłoby wejść w polemikę z panem ministrem i powiedzieć: „Roman Dmowski, znakomity intelektualista i strateg, kazałby nam, tak jak w wielu innych wypadkach, czekać co dobrego dla nas zrobią mocarstwa. Ale autor udowadnia, że mocarstwa bez czynu legionowego nic dobrego dla Polski nie chciały i nic dobrego nie zrobiłyby. To dopiero ten czyn, który może był przedwczesny, na zasadzie aborcji wojskowej, może niedoskonale przygotowany, on jednak stanowił ów czyn, owe drożdże, o których mówił profesor Nałęcz. Dopiero dzięki temu czynowi także sprzymierzeńcy zachodni zmuszeni byli do wypowiedzenia się w sprawie polskiej. Woodrow Wilson mówi 22 stycznia 1917 w orędziu do senatu: „Mężowie stanu wszędzie są zgodni...”, bo było już wystąpienie Wielkiego Księcia z sierpnia 1914, był Akt 5 Listopada 1916. A więc [wcześniej] wszyscy zaborcy już wypowiedzieli się w sprawie polskiej. Dopiero wtedy mocarstwa zachodnie podejmują sprawę polską. A podejmują ją dlatego, bo były legiony.

Nie chciałbym więc wchodzić za głęboko w tę materię, zostawiając pole do debaty (bo widzę na sali wielu znakomitych historyków), ale wydaje mi się – choćby dla higieny tej debaty – choć z wieloma tezami pana ministra zgodziłbym się, warto się przeciwstawić, aby ożywić tę dyskusję i w pełni docenić książkę. Bo gdyby książka nie wywołała żadnej polemiki, to byłaby mniej warta. A w ten sposób stanowi zaczyn dyskusji, która mam nadzieję rozgorzeje za kilka lat i przypomnimy sobie wtedy pewnie, że to akurat w 2011 roku ta debata rozpoczęła się publikacją tej książki. I za to warto autorowi podziękować.

...

Tak to był proces . Historia to proces ...

Grzegorz Nowik

(profesor, zastępca dyrektora Wojskowego Biura Badań Historycznych, redaktor naczelny kwartalnika "Przegląd Historyczno-Wojskowy" i wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego):

Próbując podsumować ten bardzo ciekawy antagonizm, który na początku dyskusji się zarysował, pan profesor Moczulski zwrócił uwagę, że między 6 sierpnia 1914 a polskim kroczącym powstaniem, które trwało jesienią 1918 i potem cały rok 1919, jest ewidentne iunctim. Pan profesor Tomasz Nałęcz stwierdził, że powstanie sierpniowe w 1914 roku w Kieleckiem (i minimalnie – w Zagłębiu) poniosło fiasko, a iunctim z tym co się stało jesienią 1918 roku i w 1919 może być co najwyżej polityczne, poprzez stworzenie zastępu ludzi zarażonych niepodległością […]. Moim zdaniem to co charakteryzuje to pierwsze powstanie w sierpniu 1914, to jest rozwój wszelkich form działalności niepodległościowej. To nie jest tylko zespół ludzi, ale także struktury, które się tworzą, np. powstanie POW. Ledwie rok nas dzieli od polskiej administracji i polskiego szkolnictwa w Kongresówce. Badałem swego czasu rozwój struktur harcerskich w Kongresówce w czasie I wojny światowej. Z rzędu około półtora – dwóch tysięcy w roku 1914 mamy w 1918 dwadzieścia kilka tysięcy. To jest przeogromny rozwój! My jako państwo i naród straciliśmy wiek XIX, kiedy inne państwa budowały swoje nowoczesne struktury. W zaborze rosyjskim 6% dzieci chodzi do szkół, w Galicji 36%, w zaborze pruskim ponad 60%. Te 4,5 roku gwałtownego rozwoju zostały zapoczątkowane tym przerwanym powstaniem, które zaowocowało. Tych którzy wstępują do wojska jesienią 1918 roku jest więcej niż tylko peowiaków, a peowiaków jest kilkakrotnie więcej niż strzelców i legionistów, a tych jest więcej niż było w drużynach i związkach strzeleckich. Rozbudowa nie tylko potencjału osobowego ale również struktur organizacyjnych, które służyły niepodległemu państwu rozpoczęła się w sierpniu 1914 [...].

...

Tak to zapoczątkowało eksplozję rozwoju struktur Polski ! Przecież w 1918 ktoś musiał tworzyć państwo . I tworzyli je społecznych licealiści a mogli cwaniacy jak po 89 . Różnice mamy wygarbowana na własnej skórze .

Stanisław Dronicz

[W 1981 w czasie przysięgi żołnierskiej w Ełku świadomie opuścił fragment dotyczący przymierza z ZSRR. Po wprowadzeniu stanu wojennego przeszedł do rezerwy. W latach 1982-1984 publikował jako "Wallenrod" w piśmie KOS "Oczyma żołnierzy" oraz redagował pismo "Reduta". Potem areszt, rok całkowitej izolacji, degradacja do stopnia szeregowca. Wyszedł na mocy amnestii w 1986. W więziennej celi poznał Moczulskiego. Wstąpił do KPN, wszedł w skład Rady Politycznej. Wydawał nowe pismo dla żołnierzy "Honor i Ojczyzna". W 1988 - szef sztabu "Strzelca" reaktywowanego przez KPN]:

Chce wyrazić wdzięczność dla pana Moczulskiego, który pokazał prawdę o legionach. Wychowany w duchu piłsudczykowskim wydawało mi się, że stworzono legiony - potężne wojsko. Tymczasem oni nic nie mieli! Jednostrzałowe karabiny! Austriacy nie traktowali poważnie Piłsudskiego. Nie dostrzegli niebezpieczeństwa. Dla nich to był taki sobie watażka, który na tyłach zrobi sobie zamieszanie. Pan Moczulski pokazał, że miał on nie tylko u obcych, ale i u swoich, ogromna ilość ludzi negatywnie nastawionych. Praktycznie, z punktu widzenia moralnego, Polak nie musiał iść z Piłsudskim. Mógł dołączyć do każdego innego i z punktu widzenia służby dla ojczyzny nie popełniał błędu. Jeżeli szli za Piłsudskim to nie tyle z przekonania, co z zaufania dla człowieka. Jest w tej książce coś z życiorysu pana Moczulskiego. Władza ludowa się poznała od razu – do więzienia i zamknąć. Ale jednak to się odbiło [echem]. Pamiętam dyskusje z poważnymi ludźmi, którzy mówili „Rewolucja bez rewolucji to jest marzenie!. To jest nierealne, to, co on mówi!”. A za parę lat stało się to faktem. Książka jest ogromnej wartości. Trudna do czytania, bo jest gruba. Młodzi ludzie nie lubią się męczyć aż tak. Woleliby posłuchać, o co to właściwie chodzi. Bardzo ciekawy życiorys i inne spojrzenie na Piłsudskiego, ale i na Leszka, który chyba brał coś z tych nauk swojego poprzednika.

...

Bez obaw to ciekawe SmileSmileSmile I oczywiście KPN to była powtórka . Dramat polegał jednak na tym że po 89 to nie KPN tworzył państwo tylko łachudry cwaniaczki śliskie typki . I do dziś zmonopolizuje sejm i nie tylko . Stąd takie szambo ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:35, 04 Sie 2014    Temat postu:

Leszek Moczulski:

Ta książka rzeczywiście nie ma tego, czego można byłoby się spodziewać w pracy, która ocenia minioną rzeczywistość. Nie ma komentarza merytorycznego. Właściwie pokazuje tylko obrazy. Parę razy ponosi mnie temperament i wychodzę poza te obrazy. Raz nawet bardzo daleko, kiedy się próbuję się ustosunkować do takich kwestii jak historia, polityka, na ile się wspierają, na ile sobie przeszkadzają, czy się niszczą... Ale przede wszystkim są to obrazy. Pokazanie jakiegoś wielkiego faktu historycznego przez zderzenia pojedynczych ludzi. Staram się tam unikać jakby pokazywania całej zbiorowości. Obraz tej zbiorowości jest jakby inaczej budowany – z postaci pojedynczych, które razem coś tworzą. Przyjąłem taką koncepcję nie tylko dlatego, że ona jest łatwiejsza dla czytelnika. Przede wszystkim dlatego, że parę lat przed rokiem 2014, kiedy powoli zbierają się potencjały intelektualne polskich historyków, żeby zmierzyć się z tym wielkim tematem, trzeba dostarczyć tego najprostszego surowca, z którego dopiero będzie można, przez kolejne odczytywania, zacząć budować syntezę. Synteza ta będzie zresztą dla historyka prosta. I to dotyczy zarówno wybuchu tej wojny, jak i spraw polskich.

Ja - w pewnej niezgodzie z tym co piszę (bo pisze dla czytelników, a badania prowadzę dla siebie) – pominąłem w książce pewne kwestie, które nie dotarłyby do licznych czytelników. Wybuch I wojny światowej to 8 osobnych sprzężeń zwrotnych. I jest jeszcze sześćdziesiąt kilka sprzężeń zwrotnych, które pomiędzy nimi zachodzą. Nad tymi sprzężeniami zwrotnymi nikt nie panuje. Dlatego wojna jest nie do zatrzymania. Nie wszyscy chcą wojny, ale nawet ci, którzy jej chcą (np. Niemcy i Austria) boja się jej i chętnie by ja przełożyli na następny rok. Ale w takiej mnogości niezależnych od siebie sprzężeń zwrotnych nie ma możliwości [uniknięcia wojny]. Może niedługo, kiedy już w pełni wykorzystamy możliwości, które daje komputeryzacja i informatyka, które daje dla tworzenia takich modeli, które także politycy i historycy potrafią zrozumieć, to może zbliżymy się do tego czasu, gdy sześćdziesiąt kilka sprzężeń zwrotnych nie będzie problemem. Tutaj, były one problemem nie do rozwiązania.

Z tej mnogości drobiazgów, coś można odczytać. Można odczytać różne rzeczy i mam nadzieje, że one w najbliższych latach będą odczytywane. Z tej mnogości drobiazgów można wyczytać, że jakkolwiek prawdą jest, że ogromna większość ludności Kielecczyzny nie weszła do powstania, to równocześnie prawdą jest, że mniej więcej tyle samo (procentowo) chłopskich i mieszczańskich synów poszło w Kieleckiem do powstania w Powstaniu Styczniowym. [A przecież] Kielecczyzna jest jedną ze sztandarowych odsłon Powstania Styczniowego (Langiewicz, Kurowski – tam się wiele rzeczy dzieje...). W małym miasteczku przygranicznym po stronie rosyjskiej, gdy przychodzą strzelcy, to się okna zamykają. Miasto, które zostało 50 lat temu spalone, niszczone, zgwałcone, zrabowane przez Kozaków (a teraz też są Kozacy) w najlepszym wypadku śpi (a w najgorszym chłopi gonią wojska carskie, żeby nie mieć problemów). Ale równocześnie to samo Kieleckie dało tylu ludzi do powstania w 1914, ilu w roku 1863. Nie możemy mieć dwóch różnych miar historycznych: ulgowej dla roku 1863 a innej dla roku 1914!

Po co się prowadzi działania zbrojne? Przecież nie dla zabawy. Nie dla zaspokojenia instynktów. Wojna jest tylko narzędziem polityki. Każde polskie powstanie, podobnie jak każde inne działanie zbrojne, ma swój cel polityczny. Takie cele miały: Powstanie Listopadowe, Powstanie Styczniowe. I taki jasny cel miało powstanie to co się zdarzyło w sierpniu 1914 – obudzić sprawę polską, ożywić sprawę polską! W tych tygodniach i w tych miesiącach, które poprzedzały początek I wojny światowej ani jeden polityk (rosyjski, niemiecki austriacki, francuski, brytyjski, włoski) nie myślał o ruszeniu sprawy polskiej. I tylko jednemu generałowi (akurat był to pruski generał - Helmut von Moltke młodszy), kręciła się po głowie myśl z wczesnej młodości, z tego co mówił kiedyś Bismarck i jego stryj – Helmut von Moltke starszy, myśl, że w Polsce może być powstanie [...]. Nikt nie widział powodu, żeby poruszyć sprawę polską. I co się dzieje, gdy się to powstanie ogłasza? - Ogłasza się je nie przez radio, nie w gazetach, ale w ulotkach. I to nagle się rozchodzi. Cały Kraków jest poruszony, cała Galicja zaczyna być poruszona, zaczyna się ruszać w Wiedniu i zaczyna się ruszać w Petersburgu. Wielki austriacki polityk, minister Leon Biliński, który marzył o tym, że się zamieni Austro-Węgry na trzy połączone państwa (niemieckie, węgierskie i słowiańskie, przy czym myślał nie tyle o Polakach, ile o Bośniakach, Chorwatach i Serbach), nagle po 6 sierpnia on i jacyś ludzie w Petersburgu i w Wiedniu, a także polscy konserwatywni politycy w Krakowie, dla których powstanie było co najmniej szaleństwem i czymś nierealnym, utopijnym, nagle oni wszyscy staja się aktywni. I staje się coś, czego Rosjanie nigdy nie chcieli – ukazuje się manifest Wielkiego Księcia, dobrze przetłumaczony przez Polaka. Manifest ten nie był konsultowany z Polakami (była tylko jedna rozmowa z Dmowskim w restauracji […]), ale zawierał treści, za które parę miesięcy wcześniej szło się do więzienia! Władze rosyjskie w Warszawie, rosyjski generał gubernator, nie chciał tego przyjąć do wiadomości i nie chciał go opublikować, bo ten tekst „zbuntowniczał” Polaków. A dlaczego ten manifest się ukazał? Przecież nie dlatego, że w Petersburgu nagle zrozumieli, że Polska powinna powstać! Działanie zbrojne powoduje fakt polityczny. Powstanie zostało przerwane, ale osiągnęło swój cel polityczny! Paryż (a pisał Mickiewicz w Reducie Ordona: Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże, Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże...) otóż ten Paryż, który zrobiłby wszystko, aby nie drażnić Rosji, nagle ogarnia szał radości - Viva la Pologne! Wtedy w sierpniu 1914 ożywa sprawa polska i wtedy, w sierpniu to powstanie wygrało!

To jest mój pogląd, można oczywiście mieć inny, bo sądzę, że na podstawie tych obrazków z życia można zbudować bardzo dużo wniosków politycznych. Tylko że czas chyba najwyższych - a wydarzenia z roku 1914 są już na tyle odległe, że to już chyba umożliwiają – czas najwyższy, abyśmy z tych popękanych szkiełek i porozrzucanych kamyków, zaczęli budować historię zbliżona do prawdy. „Rok 1914” może w tym może być pomocny.

[link widoczny dla zalogowanych]

....

Tak . Właśnie to ! Piłsudski niesamowicie pobudzil sprawę Polski ! Przecież nie dlatego zaczęto mówić o Polsce że Świat jest taki dobry ! Każdy loty bal się żeby Polacy nie poparli konkurenta bo to by oznaczało problemy . Choćby dezercje a to już jest blady strach . Jak jedni zaczną uciekać to później drudzy . Lawina . Tak posypały się Rosja później Austria . Zatem zadziałał mechanizm licytacji . Nie pojmują tego historycy i ogół bo nie znają się na polityce . Ale Piłsudski robił to świadomie o czym mówił jasno . To uruchomiło proces dochodzenia do niepodległości . Niepodległość nie była przesądzona . Sama klęska Niemiec i Rosji nic nie gwarantowala . Liczne ludy zwłaszcza w Rosji nic nie zyskały podobnie Kurdowie czy Arabowie najwyżej zmienili kolonizatora . Nic nie jest dane . A taka Czechosłowacja zajadly wróg Polski istniała tylko dzięki Polsce i zwycięstwu nad bolszewikami którym pomagała ... Zatem czyn Legionów oddziałał na cały region świata ! Polska go chroniła . Wystarczy porównać z rokiem 1939 . Po rozbiórkę Polski wszystkie te ludy straciły niepodległość . Nawet Finowie choć uniknęli okupacji to przecież byli państwem zależnym . Nie tylko o Polskę zatem tu szło . Wymiar był globalny .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:31, 05 Sie 2014    Temat postu:

Warto sprostować pewien fałsz z PRL o ,,zatrzaskiwanych przed strzelcami okiennicach" . To chyba z filmu w PRL . Fakty są takie :

Miasto Kielce było w tym czasie stolicą guberni ale i miastem garnizonowym, w którym stacjonował 6 Pułk Strzelców oraz dowództwo 7 Dywizji Piechoty i 14 Dywizji Kawalerii, więc dla młodych i niedoświadczonych "kadrowiczów" zdobycie miasta mogło być nie lada wyczynem, który mógł odbić się szerokim echem. Sytuacje była napięta ponieważ, pojawiła się pogłoska że w Kielcach zaczynają się koncentrować znaczne siły "Moskwy". Były to tylko plotki, a Rosjanie wycofali się z miasta praktycznie bez walki. 12 sierpnia ok. 11 godz. do Kielc wjechał "Belina". Wraz z nim do miasta przybywa komisarz wojenny Boerner, na polecenie którego w Pałacu Biskupim (w siedzibie generałgubernatora) zbierają się radni oraz prezydent Winnicki. Mimo tego, że niemal wszyscy wspierali Narodową Demokrację zapewnili o podporządkowaniu się nowej władzy. O 13.30 do miasta wkracza Piłsudski: "Upał (...). Na przeciw idącym, tu i ówdzie wybiegły panie kieleckie, obdarzając maszerujących kwiatami, na wszystkich twarzach ogromne wzruszenie (...)." -

legionista Stanisław Gieysztor.

Stefan Pomarański w II RP dyrektor m.in. Państwowych Wydawnictw Szkolnych

"Nigdy nie zapomnę wkroczenia do Kielc. Ludność (...) wyległa tłumnie na nasze powitanie. Rzucano nam kwiaty pod nogi, witano okrzykami nieskrępowanej radości". I wreszcie Tadeusz Kasprzycki dowódca "Kadrówki": "Wkraczamy do miasta. (...) Tłum, trochę kwiatów, trochę okrzyków".

....

Owszem to nie były szalone tłumy bo ludzie się bali . Dodatkowo miasto NDeckie . Czyli fanatyczyni wrogowie Piłsudskiego . Mimo to tłumy . A Moskwa mogła wrócić ... Nie muszę tłumaczyć jaką to dzicz akurat teraz gdy mamy ich na Ukrainie . To nie takie proste manifestować polskość gdy wokół zaborcy ... UZBROJENI ! Niestety plagą wiedzy o historii są filmy ,,historyczne" będące wymyslami reżyserów . Dochodzi nawet do sytuacji gdy historycy zaczynają mówić o epoce na podstawie takiego filmu ... To już jest kompromitacja zawodowa .

Ogólnie rzecz biorąc z tym powstaniem panuje duża przesada . Socjologicznie niemożliwe aby podczas starcia imperiów Polacy masowo zerwali się do walki . Ludzie byli przerażeni wojna ! Pamiętajmy że na Zachodzie już dawno obalony teorię o entuzjazmie ludzi do wojny . To tylko artykuły oficjalnej prasy ! Historycy stwierdzili zgodnie z tym co podpowiada rozsądek że prosty lud z obawa i smutkiem żegnał mężczyzn jadących na front . Czy rodziny miały skakać z radości że tracą ojców ? A teraz weźmy Polaków . Skoro nie ma Polski to jak mogliby wpaść w entuzjazm skoro nawet napadnieci Francuzi mając państwo do obrony nie wpadli w euforię . Tym bardziej Polacy mogli się obawiać że dostaną od wszystkich po głowie . Zwykły instynkt mówi żeby przeczekać . Ewenementem były Legiony . Obiektywnie wojna ta była dla korzystna jak żadna w historii ! I elita to rozumiała stąd Legiony . I nawet sporą elita bo ze 30 tys. Legionistów było MIMO ŻE MĘŻCZYŹNI MUSIELI WALCZYĆ W ARMIACH ZABORCÓW JAK NIE TO KARA ŚMIERCI ! To nie zabawa . Zatem społeczeństwo mimo braku państwa podjęło spory wysiłek w niesprzyjających warunkach i to czcimy . To pójście pod prąd bo instynkt mówił siedzieć cicho i nie wychylać się . Wielu tak robiło stąd gorycz . Ale Legioniści nie znali socjologii . Bohaterstwo to przełamanie praw socjologii czyli stada . A to domeną nielicznych . Zawsze . Pewnie teraz nie było by nawet 3 tys ... Wtedy moralność stała wyżej nie do pomyślenia były otwarte dewiacje . Zatem i ofiarność była większa . Zdolność człowieka do poświęceń ściśle zależy od jego poziomu moralnego . Osobnik bez sumienia nie będzie się poświęcał dla drugiego ... Bo o to chodzi w patriotyzmie .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:18, 06 Sie 2014    Temat postu:

Bronisław Komorowski na promocji książki Leszka Moczulskiego

Prezydent Bronisław Komorowski wziął udział w prezentacji książki Leszka Moczulskiego "Przerwane powstanie polskie 1914". Promocja odbyła się w dzisiaj w Muzeum Narodowym w Krakowie, gdzie wcześniej prezydent otworzył wystawę poświęco­ną Legionom.

Na promocji obecny był autor publikacji, z którym prezydent zna się od wielu lat. - Pamiętam rozmowy z panem, panie Leszku, i z naszymi wspólnymi przyjaciółmi; rozmowy na różne tematy. Czasami mieszała się nam polityka, bieżące sprawy, bieżące dzia­łania z historią. Myślę, że to było coś niesłychanie ważnego, ważny proces kształtowania przekonania, że jesteśmy cząstką ta­kiego łańcucha pokoleń, które mają to samo wielkie zadanie, to samo wielkie marzenie przed sobą - niepodległość - mówił prezy­dent.

Zaznaczył też, że dziś żyjemy w kraju wolnym, cieszymy się wol­nością od 25 lat, ale dyskusja na temat odczytywania różnych znaków na stuletniej drodze do polskiej wolności jest w dalszym ciągu potrzebna.

- Z panem Leszkiem Moczulskim można się zgadzać lub nie. Warto zawsze dyskutować, słuchać, czytać - nie po to, by się zgo­dzić z każdą literą, ale aby przeżyć głęboką emocję, wynikającą z faktu głębokiego zaangażowania w odczytywanie historii, zaan­gażowania w polską niepodległość dla przeżywania i emocji, i dyskusji na temat historii, bo to samo w sobie już buduje i naszą gotowość, i naszą satysfakcję, i zrozumienie tego, co się w Polsce działo, dzieje i dziać będzie - mówił prezydent.

Jak zwrócił uwagę, czyn legionowy bezdyskusyjnie wpisuje się w tradycję powstańczą, bo młodzi legioniści byli wychowani na le­gendzie powstania styczniowego. Doświadczenia tego wydarze­nia przydatne były także tym, którzy po 1939 r. musieli zmierzyć się z problemem ponownego upadku. Do polskiego dorobku po­wstańczego sięgały również inne narody, które - mówił prezy­dent - marzyły o własnej niezależności politycznej.

Zdaniem prezydenta, trochę wbrew legendzie, która była po­trzebna, gdy toczyliśmy walkę o wolność, w praktyce działania politycznego marszałka Piłsudskiego i jego obozu było tyle samo sposobu myślenia i działania wywodzącego się z romantycznego obozu powstańczego, ile zdolności do prowadzenia realnej polity­ki. To znaczy - mówił prezydent - że choć fizycznie powstanie w Królestwie Polskim nie wybuchło, to fakt ten nie mógł prowadzić do zwątpienia i rezygnacji z celu, jakim była niepodległość. Mar­szałek przyjął, że miliony Polaków służą w armiach zaborczych i że jeszcze długa droga do wydobycia wszystkich sił z narodu i wy­korzystania pojawiającej się jeszcze zamglonej koniunktury poli­tycznej. - Do 1918 musiały zginąć miliony osób na wszystkich frontach wojny, musiały się rozwalić wszystkie państwa zabo­rów, aby można było przenieść idee ducha niepodległości i nieza­leżności czynu zbrojnego polskiego w świat realny w 1918 r. - po­wiedział prezydent.

Przyznał także, że nie wie, czy zgodzi się ze wszystkim, co jest na­pisane w książce "Przerwane powstanie polskie 1914", ale na pewno chętnie będzie dyskutował, bo "od gotowości do dyskusji, do wspólnego widzenia świata polskiego jest już zawsze tylko jeden krok".

Prezydent podziękował też wydawnictwu Bellona za konse­kwentne wydawanie książek historycznych.

Leszek Moczulski podkreślił, że "powstanie 1914 r. nie ma specjal­nego opracowania historycznego, bo przed II wojną światową nie było na to czasu, trzeba było bronić przyszłości, a nie opisywać przeszłość".

- Po II wojnie światowej opisywać taką przeszłość nie było wolno. Zafałszowanie szło od szkoły powszechnej do pracy doktorskiej i habilitacyjnej - powiedział Moczulski i zaznaczył, że historię sprzed stu trzeba odczytać na nowo i uświadomić sobie, czym był dzień 6 sierpnia 1914 r. i wyruszenie I Kompanii Kadrowej z Kra­kowa.

Zdaniem Moczulskiego wydarzenie sprzed stu lat było przede wszystkim "wielką myślą polityczną, wielką myślą powstańczą, która przerodziła się w czyn i doprowadziła do najbardziej uda­nego z polskich powstań". - 6 sierpnia 1914 roku Europa była cicha i milcząca. Skończył się rozgwar wypowiadania wojny, nie rozpoczęła się walka, armie się mobilizowały, rozpoczynały się transporty wojska na front. Plan Piłsudskiego polegał na tym, żeby wejść w tę ciszę, by wejść w wojnę, kiedy nie ma jeszcze strzałów - opisywał autor promowanej książki i podkreślił, że czyny Polaków sprzed stu lat wywołały skutki polityczne, które zdecydowały o tym, że Polska musiała wrócić na mapę Europy.

"Przerwane powstanie polskie 1914" wydała Bellona. Książka jest poświęcona mało znanej i słabo opisanej przez historyków wyprawie Józefa Piłsudskiego na Kielecczyznę, która znajdowała się wówczas w Królestwie Polskim. Rankiem 6 sierpnia 1914 r. I Kompania Kadrowa, która wyszła z Galicji, przekroczyła granicę z Rosją i ruszyła w stronę Kielc. 12 sierpnia Piłsudski na czele ok. 400 strzelców wkroczył do miasta.

...

Tak dziś okrągła setna rocznica ! Niezbyt uświadomiona w powszechnej wiedzy . 11 listopada to koniec zjawiska walki o zmartwychwstanie Polski .
I to są wyraźne daty . 6 sierpnia 1914 do 11 listopada 1918 .
Natomiast od 11 listopada do ... gdzieś tak powrotu Górnego Śląska do Polski mamy etap drugi . Walka o niepodległość i granice . I te dwa etapy nazywają się ... ODBUDOWĄ PAŃSTWA POLSKIEGO PO OKRESIE ROZBIORÓW !
Jest dużo innych dat ale te dwie są wyraźne . Później 15 sierpnia 1920 oczywisty decydujący przełom . Z tym że ta data ani nie zaczyna ani nie kończy . Są daty przełomowe i daty graniczne . 6 sierpnia to w Polsce granica epok .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:17, 07 Lis 2014    Temat postu:

Wydawnictwo Znak Horyzont
11 listopada 1918, poniedziałek. Pierwszy dzień wolności

Dochodzi północ, gdy Wanda Romanówna puka do drzwi po prawej stronie saloniku. Józef Piłsudski budzi się od razu. Kazimierz Sosnkowski, były szef sztabu I Brygady Legionów wyjaśnia, że sprawa jest bardzo ważna – przybyła delegacja Soldatenratu, rady żołnierskiej zrewoltowanych oddziałów niemieckich okupujących Warszawę.

Komendant pośpiesznie wciąga zniszczony mundur legionowy.

O 4.00 nad ranem 22 lipca zeszłego roku Piłsudski i Sosnkowski zostali aresztowani przez Niemców w domu przy Służewskiej 5. Po krótkim pobycie w kilku więzieniach, Piłsudskiego osadzono w twierdzy w Magdeburgu. Uwięzienie skończyło się przed trzema dniami. W Niemczech już na dobre walił się stary ład, lada moment groził wybuch rewolucji.

Przed trzema dniami w magdeburskiej twierdzy zjawili się po cywilnemu wysłannik niemieckiego rządu hr. Harry Kessler, oficer pruskiej gwardii kawalerii, który w czasie walk na Wołyniu w 1915 roku był oficerem łącznikowym przy komendzie Legionów i stąd dobrze znał Piłsudskiego, oraz rotmistrz Paul von Guelpen. Goście przewieźli Piłsudskiego i Sosnkowskiego samochodem do Berlina. Gdy wyjeżdżali z Magdeburga, w mieście właśnie wybuchła rewolucja. Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zarezerwowało pokoje dla wczorajszych więźniów stanu i ich dwóch opiekunów w eleganckim hotelu Continental. Nazajutrz rano hr. Kessler zaprosił Piłsudskiego i Sosnkowskiego na śniadanie. Piłsudski miał na sobie mundur legionowy, więc poprosił o szablę, by nie wyglądać niepoważnie. Kessler sprezentował mu swój bagnet oficerski.

Po dłuższym spacerze po spokojnych ulicach Berlina, na których nie było widać śladu rewolucyjnego niepokoju, panowie zasiedli do śniadania w luksusowej restauracji Hillera na Unter den Linden. Prócz hr. Kesslera zjawili się rtm. Guelpen i książę Hatzfeldt, referent spraw polskich w berlińskim MSZ. Choć jedzenie podano świetne, atmosfera przy stole była ciężka. Niemcy oczekiwali od Piłsudskiego opanowania sytuacji na ziemiach polskich, zapobieżenia rewolucji w Polsce i powstrzymania rewolucji bolszewickiej, gdyby rozpoczęła marsz na Zachód. Komendant milczał. W połowie śniadania ks. Hatzfeldta poproszono do telefonu. Wrócił z wiadomością, że w Berlinie właśnie wybuchła rewolucja i Piłsudski z rozkazu kanclerza Rzeszy ma natychmiast być wysłany pociągiem do Warszawy. Niedokończone śniadanie zostało na stole.

Następne śniadanie zjadł Piłsudski w Warszawie, w pensjonacie sióstr Haliny, Wandy i Marii Romanówien. Trzy siostry konspirują w POW, a ich pensjonat na szóstym piętrze kamienicy przy Moniuszki 2a jest w gruncie rzeczy kwaterą dla ludzi Komendanta. Przez cały dzień Piłsudski spotykał się z przyjaciółmi i politykami. Po południu pojechał na Mińską 25, zobaczyć swą ukochaną Aleksandrę Szczerbińską i córkę Wandę, która urodziła się podczas uwięzienia go w Magdeburgu. Spać poszedł przed dwiema godzinami i zapowiedział, by go w żadnym wypadku nie budzić.

O północy Piłsudski w towarzystwie Sosnkowskiego przyjmuje w saloniku pensjonatu delegatów warszawskiego Soldatenratu. Tak ważnych gości trzeba czymś podjąć, ale żadna z sióstr Romanówien nie ma w kieszeni ani grosza. Siostry posyłają służącą do hotelu Angielskiego z prośbą o dostarczenie kolacji dla 10 osób – na kredyt. Gdy szefostwo hotelu dowiaduje się, że to dla gości Piłsudskiego, wysyła kolacje natychmiast i odmawia przyjęcia zapłaty.

Tymczasem niemieccy delegaci wojskowi za poczęstunek dziękują. W tej sytuacji Piłsudski i Sosnkowski dziękują także. Nieoczekiwaną kolację zjadają inni goście pensjonatu, bez wyjątku podwładni Piłsudskiego.

Poufne rozmowy w pokoju Komendanta toczą się do drugiej nad ranem. Delegaci deklarują, że uważają Piłsudskiego za żołnierza przyjaciela, który rozumie ich sytuację. Oczekują, że umożliwi on swobodny przejazd do Niemiec 30 tys. niemieckich żołnierzy stacjonujących w Warszawie. Zgadzają się na warunki Komendanta: wydanie lokomotyw, wagonów i sprzętu łączności. Co do wydania broni odpowiadają, że nie są upoważnieni do podejmowania takiego zobowiązania. Obiecują, że z odpowiedzią wrócą o 8.00 rano.

Jest już dobrze po 2.00, gdy Piłsudski znów idzie spać.

Noc jest niespokojna. Co rusz w rozmaitych punktach miasta wybucha strzelanina.

O 8.00 rano Komendant idzie w asyście Ignacego Boernera na Krakowskie Przedmieście. W gmachu byłego okupacyjnego generał-gubernatorstwa urzęduje teraz Soldatenrat. Piłsudski przemawia po niemiecku na wiecu niemieckich żołnierzy. Prawie każdy z nich do munduru ma przypiętą czerwoną kokardę. Komendant żąda zachowania spokoju i obiecuje: "Ja, jako przedstawiciel narodu polskiego, oświadczam wam, że naród polski za grzechy waszego rządu nad wami mścić się nie chce i nie będzie".

Gdy Komendant przemawia, u zbiegu Nowego Świata i Jerozolimskiej wybucha gwałtowna strzelanina między grupą żołnierzy niemieckich, strzegących biur dyrekcji kolei i oddziałem legionistów. Postrzelony w głowę przechodzień, szewc Czesław Baniak, umiera w szpitalu.

W tym samym czasie inna grupa żołnierzy polskich z pomocą zrewoltowanych żołnierzy niemieckich, po gwałtownej strzelaninie rozbraja wiernych rządowi berlińskiemu żołnierzy Reichswehry, którzy obsadzają dworzec wiedeński. Na ziemię lecą niemieckie napisy, na wieżyczce dworca ktoś wiesza biało-czerwoną flagę.

Gdy Piłsudski wychodzi z wiecu Soldatenratu, na Krakowskim Przedmieściu czeka na niego wielotysięczny tłum warszawiaków. Komendant ogłasza, że wziął Soldatenrat pod swoją opiekę i ani jednemu ze zrewoltowanych niemieckich żołnierzy nie śmie się stać najmniejsza krzywda.

Na ulicach od rana tłumy obserwują spektakl rozbrajania niemieckich żołnierzy. Rozbrajają ich peowiacy, legioniści zwolnieni z obozów w Beniaminowie i Szczypiornie, żołnierze ze stworzonej przez okupanta tzw. Polnische Wehrmacht.

Niemcy zwykle oddają broń bez protestu, zwłaszcza że po mieście jeździ coraz więcej ciężarówek pełnych polskich żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Ale na Kolejce Grójeckiej niemieccy żołnierze strzelają do usiłujących rozbroić ich Jana Sikory i Kazimierza Woźniaka. Obaj Polacy odnoszą rany. Na ul. Kolejowej Niemiec rani w nogę 36-letnią Józefę Skonecką. Podczas zajmowania koszar na Zakroczymskiej niemiecki żołnierz rzuca granat w tłum cywilów. Cztery osoby są ranne. Zabici i ranni padają w kilkunastu strzelaninach w różnych punktach miasta. Warszawski półświatek rabuje niektóre magazyny wojskowe i kolejowe. Milicjanci ostrzeliwują rabusiów.

Na ulicach, tak jak poprzedniego dnia, pojawiają się robotnicze pochody pod czerwonymi sztandarami. Manifestanci śpiewają rewolucyjne pieśni i skandują hasła w rodzaju: "Chcemy republiki rad!", "Precz z polskim wojskiem!".

O 11.00 żołnierze i kolejarze obsadzają dworzec kowelski. Pomniejsze stacje kolejarze wzięli w swe władanie już w nocy. Batalion wojska dowodzony przez mjr. Szyndlera rusza na warszawską cytadelę. Niemiecka załoga po krótkiej strzelaninie składa broń i odchodzi w stronę dworca. Polacy przejmują wielką ilość broni, zaprzęgów, amunicji i żywności. Gwałtowna strzelanina wybucha też przy zajmowaniu ratusza.
Zobacz post na facebooku

Na Nadbrzeżnej przechodnie znajdują zwłoki elegancko ubranego młodego mężczyzny. Zginął od strzału w głowę. Do marynarki ktoś przyczepił kartkę: "Szpieg niemiecko-austriacki".

Piłsudski wraca na Moniuszki 2a. W południe melduje się u niego wysłannik rządu lubelskiego Bogusław Miedziński. Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z Ignacym Daszyńskim jako premierem powołany został przez Konwent Organizacji A, konspirację podległą Piłsudskiemu. Ale Piłsudski jest wściekły na ludzi z Konwentu i na ich rząd, który zdążył już proklamować zapowiedź radykalnych reform społecznych i politycznych. Komendant najpierw w ogóle nie chce rozmawiać z Miedzińskim, w końcu robi mu awanturę, że ten cały ich lewicowy rząd pozbawia go swobody działania w krytycznym dla polskiej sprawy momencie.

Do pensjonatu panien Romanówien od rana pielgrzymują dziesiątki wojskowych, polityków, działaczy gospodarczych. Dozorca Stanisław Kusztal nieustannie wozi ich windą na szóste piętro. Silnik coraz bardziej grzeje się i w końcu odmawia posłuszeństwa. Kusztal okłada go mokrymi szmatami i winda na szczęście rusza. Wszyscy goście, niezależnie od politycznych przekonań, proszą Piłsudskiego, by zechciał wziąć władzę w swoje ręce.

O 17.00 Piłsudski udaje się do mieszkania Józefa Ostrowskiego, członka Rady Regencyjnej, najwyższej władzy powołanej przez okupanta. Są tam też pozostali członkowie rady: abp Aleksander Kakowski i książę Zdzisław Lubomirski. Ostrowski jest chory, więc posiedzenie odbywa się w jego mieszkaniu. Długa dyskusja z Komendantem kończy się deklaracją: Rada przekazuje Piłsudskiemu pełnię władzy wojskowej, naczelne dowództwo nad powstającą armią i wzywa go, by utworzył rząd narodowy. Członkowie Rady Regencyjnej późnym wieczorem redagują stosowny dekret.

O 19.30 jak zwykle zaczynają się spektakle w warszawskich teatrach. Królują lekkie farsy. W Teatrze Wielkim w ostatniej chwili zmiana repertuaru – zamiast Żydówki z Korolewicz-Waydową i Dygasem idzie Halka. Orkiestra gra Mazurka Dąbrowskiego. Publiczność domaga się bisów.

W teatrach frekwencja jest umiarkowana. Co innego w restauracjach. Mimo powszechnego głodu i kartek, w najelegantszych lokalach szampan leje się strumieniami (w Maximie przy Nowym Świecie od niedawna podają nowość, koktajle amerykańskie).

O 21.00 koło hotelu Polonia wybucha gwałtowna strzelanina.

O północy, gdy Piłsudski wraca do pensjonatu Romanówien, na Pl. Teatralnym rozpoczyna się regularna bitwa pomiędzy oddziałem polskim a silnym oddziałem niemieckim, strzegącym prezydium niemieckiej policji. Terkot karabinów maszynowych i huk granatów nie pozwala warszawiakom zasnąć aż do świtu. Piłsudski śpi jak zabity.

...

Taki byl final sierpnia 1914 . Zaczynala sie nowa epoka . Jakkolwiek jeszcze blizniacza . Formalnie lata 1914 do 1922 to proces odbudowy Państwa Polskiego zlozony z tych dwu etapow . Jednak listopad to wielki przelom .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy