Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 14:11, 11 Gru 2018    Temat postu:

Pride of Poland 2018: Wynik dwa razy niższy niż podawano

Połowa koni wylicytowanych na prestiżowej aukcji Pride od Poland w 2018 roku jednak nie została sprzedana. Jak ustalił reporter RMF FM, znów pojawiły się w ofercie słynnych polskich hodowli. To oznacza, że aukcja ostatecznie zarobiła nie pół miliona euro, ale dwa razy mniej.

...

Acha czyli 250 tys. Wszedzie takie ,,sukcesy" z ,,reforma sadow" z inwestycjami z syjonistami... Czego sie tkna...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 18:21, 15 Sie 2018    Temat postu:

Dialog pracodawców z rządem przybiera nową formę. Nikt tak jeszcze nie drwił z ministra
C ezary Kaźmierczak, szef Związku Pracodawców i Przedsiębiorców, zawsze słynął z lapidarnego i ciętego języka, co czyniło go jednym z ulubionych rozmówców dziennikarzy. Jednak rzadko kiedy bywał tak uszczypliwy, jak w „liście” do ministra energii, Krzysztofa Tchórzewskiego.
„(...) Znamy się ze 30 lat. Zawsze twierdziłem, że ziomkostwo to podstawa i my, Południowi Podlasianie, powinniśmy się wspierać, jak się da i po maxie” – zaczyna swój list Kaźmierczak. – „Nie wiem, skąd się dowiedziałeś, mniejsza o to, że zamierzam w przyszłym roku nabyć hybrydowego SUVa z kablem za 300 tysięcy złotych, ale bardzo Ci dziękuję, że postanowiłeś te wypasione bryki zwolnić z akcyzy” – dorzuca na wstępie.
Misja cywilizacyjna niemieckich koncernów
To dopiero początek krytyki. „Stosowna ustawa, mimo miażdżącej krytyki m.in. senatorów PiS, z Twoim ręcznym sterowaniem w modelu „ruki pa szwam”, właśnie przeszła przez Senat. Dzięki temu zaoszczędzę około 60 tysięcy, które chyba wydam na wakacje z koleżkami na Bora Bora lub Fidżi. Mówią, że na Fidżi mają wyborną selekcję szampanów, prosecco i ostryg, ale Bora Bora też ma swoje atuty. Co przedkładasz? Doradź” – apeluje sarkastycznie.
W dalszej części swojego listu Kaźmierczak porównuje te działania do krytykowanych wcześniej za sprzyjanie bogatym rządów PO oraz wspierania „kasty uprzywilejowanych”, wytyka potencjalne związki przepisów z grupami interesów, z niemieckim przemysłem motoryzacyjnym na czele. – Za tę misję cywilizacyjno-charytatywną, jaką niemieckie koncerny samochodowe odgrywają wobec nas od 30 lat, powinniśmy wykonać coś znacznie większego niż tylko zwolnienie ich najdroższych samochodów z akcyzy! W ogóle wszystkie ich samochody powinniśmy zwolnić z akcyzy i VAT! – ironizuje Kaźmierczak.
„P.S. Niezłe jaja też zrobiłeś następnego dnia w Pałacu Prezydenckim, organizując z Prezydentem konferencję o „powszechnej elektromobilności” – kwituje swój list. – „Numer pierwsza klasa! Od czasów Millera nikt aż tak ostro po bandzie nie pojechał! Gratki! Miejmy nadzieję, że się nie pokapują”.
Zdążyć przed lutym
Prześmiewczy list prezesa ZPP to reakcja na ustawę o elektromobilności i paliwach płynnych: w połowie ubiegłego tygodnia została ona przeforsowana w Sejmie, w dosyć szybkim tempie zostanie zapewne zaakceptowana przez Senat. Ustawa budzi kontrowersje, gdyż z akcyzy zostały zwolnione przede wszystkim auta najbardziej wyrafinowane, np. hybrydy plug-in (PHEV, albo – we frazeologii Kaźmierczaka – „z kablem”). To auta najdroższe w tym segmencie, będzie ich na ulicach proporcjonalnie najmniej, zatem ekologiczne efekty takiego zwolnienia będą statystycznie najmniejsze. Co innego, gdyby zwolnić z akcyzy auta „ze średniej półki”, kosztujące po kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Takich zwolnień ustawa jednak nie przewiduje – a poza tym kluczowe znaczenie ma tu pośpiech, z jakim miałaby wejść w życie. Minister energii Krzysztof Tchórzewski, „ziomal” Kaźmierczaka, argumentuje, że jeżeli nowe przepisy nie wejdą w życie od początku lutego, Polsce będą grozić wysokie kary finansowe za niewdrożenie na czas unijnej dyrektywy o infrastrukturze paliw alternatywnych. Innymi słowy, niewykluczone, że przegłosowywaną w tej ustawę za kilka miesięcy trzeba będzie nowelizować – być może kilkukrotnie.

...

To cos mi tu lobbingiem smierdzi
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 11:29, 31 Lip 2018    Temat postu:

Prezes KGHM Centrozłom Jacek A. został zatrzymany w nocy z piątku na sobotę za kierownicą służbowego auta. Członek władz dolnośląskiego PiS pijany wjechał na torowisko tramwajowe we Wrocławiu i utknął.

Lokalny działacz PiS zasnął za Lokalny działacz PiS zasnął za kierownicą. Miał 2 promile

...

Hoho wielki szu! Prezes dobrej zmiany i frontowy przedstawiciel kapitalizmu politycznego.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 17:30, 23 Lip 2018    Temat postu:

Dziwny przetarg na obsługę medialną Rejsu Niepodległości
Hubert Orzechowski
FOT: MATEUSZ OCHOCKI/KFP/REPORTER
Prawie 400 tys. złotych brutto za zrobienie 17 filmików lub zdjęć z Rejsu Niepodległości zażyczyło sobie Tosem Studio Piotra Lewandowskiego. I wygrało przetarg na obsługę medialną tej wyprawy. Żeby było ciekawiej, nikt poza Lewandowskim nie złożył oferty w przetargu, który ogłoszono na dwa tygodnie przed startem rejsu.

Dar Młodzieży od 20 maja jest w dziesięciomiesięcznej podróży dookoła świata, która ma uczcić stulecie niepodległości. Money.pl dotarł do dokumentów przetargowych dotyczących obsługi medialnej rejsu. Mimo ewidentnych wymagań związanych z logistyką przedsięwzięcia, przetarg przeprowadzono błyskawicznie.


Obecnie statek Akademii Morskiej wypłynął z Teneryfy w kierunku Kapsztadu i przylądka Dobrej Nadziei. Można się tego dowiedzieć z profili imprezy na mediach społecznościowych, które co jakiś czas zamieszczają zdjęcia lub wideo z rejsu.

Na ich realizację ogłoszono specjalny przetarg. Ale zrobiono to... 5 maja tego roku, a więc raptem 15 dni przed teoretycznym rozpoczęciem Rejsu (ostatni raz w Polsce Dar Młodzieży był 15 czerwca w Szczecinie). Otwarcie ofert nastąpiło już po dziewięciu dniach, to jest zaledwie sześć dni przed planowaną datą rozpoczęcia imprezy. Potencjalni uczestnicy mieli więc tylko kilka dni na przygotowanie swojej kompleksowej oferty na obsługę wyprawy, która trwa niemal rok.

Minister gospodarki morskiej: port w Elblągu nie dla największych statków, ale bardzo potrzebny






Przetarg tkwi w szczegółach

Wymagania dotyczące ewentualnych realizatorów były szczegółowe i objęły 20 punktów. Dotyczyły realizacji dwóch rodzaju materiałów: foto i wideo. Przede wszystkim od oferentów oczekiwało się „stworzenia koncepcji i stylu przekazu wideo wykorzystywanego w socialmedia, modyfikowanego stosownie do potrzeb odbiorcy”, „selekcji i montażu” materiałów wideo oraz wykonywanie bieżącej „fotorelacji z etapów Rejsu Niepodległości”.

Oprócz tego dokumenty przetargowe mówią o wykonaniu poklatkowej animacji z całej trasy Rejsu czy o dopilnowaniu „właściwej ekspozycji Sponsorów w portach”.


Czytaj też: Ponad 43 mln na patriotyczne rejsy

Uwagę zwracają szczegółowe zapisy na temat jakości materiałów. Np. filmy wideo muszą spełniać następujące minimalne warunki: „4K, 25fps, lOOmbit, {w przypadku slowmotion dopuszczalne FullHD), profil kolorów: płaski LOG (w przypadku kamer sportowych FLAT);”.


WP.PL Część specyfikacji poświęcona jakości materiałów

Ponadto w „Uwagach dodatkowych” zaznaczono, że od ewentualny wykonawca powinien mieć „doświadczenie w realizacji materiałów o tematyce morskiej i umiejętności pracy z załogą statku”. Od chętnych na kontrakt wymagano także specjalizacji w zakresie obsługi drona oraz podania wykonanego badania „pod kątem międzynarodowego świadectwa morskiego umożliwiającego pracę na statkach”.

Rezultat? Jeden oferent


Na realizację kontraktu Akademia Morska w Gdyni przeznaczyła 100 000 złotych brutto. Chętni na uszczknięcie tego tortu musieli się jednak spieszyć. Od ogłoszenia przetargu do otwarcia ofert minęło tylko dziewięć dni. Tyle czasu mieli ewentualni filmowcy bądź fotografowie na przygotowanie kompleksowej oferty, zdobycie odpowiednich certyfikatów czy też odbycie niezbędnych szkoleń. Nie mówiąc o przygotowaniu się do dziesięciomiesięcznej podróży dookoła świata.

Nie dziwi więc, że na przetarg wpłynęła tylko jedna oferta. I była ona niemal cztery razy większa, niż zakładany przez organizatorów budżet. Tym jedynym oferentem był Piotr Lewandowski, właściciel firmy Tosem Studio. Za 10 miesięcy pracy na Rejsie zażyczył on sobie 383 665 tys. zł brutto. W ramach tej sumy zobowiązał się do zrealizowania... 17 materiałów, filmów bądź zdjęć.


WP.PL

Ile z dotychczas opublikowanych na kanałach społecznościowych Rejsu filmów bądź zdjęć jest faktycznie autorstwa Lewandowskiego, nie wiadomo. Nie jest bowiem powiedziane, że jest wszystkie publikowane materiały są jego autorstwa. Na koncie instagramowym Rejsu tylko cztery dotychczas wrzucone filmy bądź zdjęcia mają znak wodny Lewandowskiego.

Niemniej, należy przypuszczać, że „norma” 17 materiałów została przez niego już dawno spełniona. Pytanie tylko, dlaczego ustawiono ją na tak niskim poziomie.


Taktyka na przeczekanie

Co ciekawe, to nie jest pierwsza przygoda Lewandowskiego z Darem Młodzieży. Już 4 kwietnia, a więc na miesiąc przed ogłoszeniem przetargu, wykonał on materiał z, jak wynika opisu, tygodniowego pobytu na Darze Młodzieży. Wideo zostało opublikowane na fanpejdżu facebook'owym firmy Tosem. Jest opatrzone logiem Rejsu Niepodległości.


Wysłaliśmy szereg pytań dotyczących przetargu do Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej oraz do samego Piotra Lewandowskiego (m.in. o to, kto ponosi koszty jego pobytu na statku w czasie Rejsu). Od biura prasowego resortu otrzymaliśmy odpowiedź, że zapytania przekazano Akademii Morskiej, jako organizatorowi przetargu. Jednak wciąż nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Natomiast jeszcze w czerwcu, w odpowiedzi na inne zapytania, dostaliśmy oświadczenie z Akademii Morskiej, że nie będziemy uwzględniani w komunikatach prasowych.

Jedyną informacją zwrotną była automatyczna odpowiedź z konta Lewandowskiego w jego firmie Tosem. Informuje on w niej, że do 1 kwietnia 2019 r. jest niedostępny ze względu na obsługę Rejsu Niepodległości.

...

A a co to za biznesy?
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 19:23, 16 Lip 2018    Temat postu:

Zrobił "Generator pasków TVP", teraz będzie mieć kłopoty? Rozmawiamy z twórcą
dzisiaj 12:41

Krzysztof Tragarz
Podziel się
90

Tweetnij
TVP Generator pasków
TVP Generator pasków Foto: Noizz.pl
Przypnij na PinterestPodziel się
Jestem święcie przekonany, że nie zrobiłem nic złego, ale jak to mawiają - niezbadane są wyroki boskie i sądów rejonowych - tłumaczy Patryk Wolak, twórca "Generatora pasków TVP".
Nie było w ostatnich tygodniach popularniejszej domeny niż zarejestrowana 8 lipca strona pasek-tvp.pl. Prześmiewczy projekt umożliwiał stworzenie własnej wersji paska wyglądającego identycznie, jak z głównego wydania "Wiadomości". Sprawą natychmiast zainteresowały się największe media w Polsce, a "propagandowa papka," którą co dzień karmieni są widzowie programu, nareszcie zaczęła być zabawna.

Śmiać mogli się wszyscy (w tym również i my), ale twórcy serwisu z pewnością do śmiechu nie jest. Dziennikarze portalu wirtualnemedia.pl piszą, że TVP analizuje i rozważa podjęcie kroków prawnych m.in. za wykorzystanie logotypu i wizerunków pracowników stacji.

Pojawiła się informacja o tym, że możesz mieć problemy. Czy prawnicy TVP wysłali już do ciebie pismo? Były inne groźby?

Patryk Wolak, twórca "Generatora pasków TVP": Jako autor nie dostałem do tej pory żadnych oficjalnych pism. Nie było też żadnych gróźb. Wręcz przeciwnie - otrzymałem wiele pozytywnych uwag co do "generatora". Nawet nie w sensie jego idei, ale wykonania, a to dla mnie bardzo ważne jako dla programisty.

Opowiedz jak i dlaczego powstał "generator".

Zacznę od tego, że cały ten "serwis" to efekt przypadku. Powstał czysto hobbistycznie z przeznaczeniem do wrzucenia na GitHub (specjalna platforma dla programistów - przyp. red.). Stworzyłem go w ramach ćwiczeń, bo chciałbym niebawem starać się o stanowisko programisty. Dodam jeszcze, że w momencie tego niespodziewanego "debiutu" w Internecie od dawna krążyły podobne narzędzia, powstawały też tysiące memów.

ZOBACZ TAKŻE

Swastyki, krew i zamach w Smoleńsku. Poczta Polska jak sklep Radia Maryja
Czy sukces "generatora" był dla ciebie zaskoczeniem?

Tak, i to dużym. Uważam, że nie stworzyłem nic nadzwyczajnego. Doświadczony programista jest w stanie napisać taki kod w kilkadziesiąt minut.

Generator pasków zniknął już z domeny i nie możemy dłużej "bawić się" w towarzystwie Danuty, Michała, Krzyśka i Tomka. Sam go wyłączyłeś?

Tak, i wciąż nie rozumiem jak to się stało, że projektem zainteresowały się wszystkie duże media w Polsce. Wyłączyłem "generator" w czwartek w nocy, ponieważ uznałem, że sprawa wymyka się spod kontroli. Nie byłem już w stanie nad tym zapanować. Nie dotują mnie politycy, nie zarobiłem na tym ani grosza, a sam projekt zamknąłem na dobre.

Skontaktował się ze mną nawet anonimowy tester zabezpieczeń serwisów internetowych i pogratulował wykonania projektu. To cieszy mnie w tym wszystkim najbardziej.

Boisz się, że podpadłeś "władzy"?

Chyba trochę tak. Nigdy nie miałem do czynienia z taką popularnością. Jestem święcie przekonany, że nie zrobiłem nic złego, ale jak to mawiają - niezbadane są wyroki boskie i sądów rejonowych.

Niektóry mogli odnieść wrażenie, że chciałeś zwyczajnie zarobić. Bo jak inaczej wytłumaczyć link do konta PayPal przy "generatorze"?

To nie tak. Liczyłem zwyczajnie na to, że społeczność korzystająca z programu pomoże w zapłacie za usługi projektowe takie jak domena czy hosting. Niestety nawet to się nie udało - na wszystko wydałem ok. 50 zł, których nie udało się pozyskać od użytkowników.

Dzięki za rozmowę i powodzenia w szukaniu pracy! Z takim "CV" to chyba nie powinno być problemem.

Na koniec chciałbym jeszcze raz podkreślić że cały "projekt" jest dziełem przypadku, miał być ćwiczeniem, testem programistycznym. Nic na nim nie zyskałem, wręcz przeciwnie. Przez ogromną i niezamierzoną popularność straciłem sporo czasu i nerwów.

...

Niszczenie przez kaczyzm kreatywnosci i innowacyjnosci mlodziezy w praktyce.
Skandal.

BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 9:36, 17 Maj 2018    Temat postu:

Ernest Bryll zwolniony, bo skrytykował "Legiony"? PISF wydał oświadczenie
16.05.2018, 21:00

Ernest Bryll nie został zwolniony. Likwidacji ma ulec Dział Literacki, którego jest kierownikiem i jedynym pracownikiem - informuje PISF. Jak zaznacza, powodem była zmiana koncepcji funkcjonowania działów, a nie krytyczna opinia Brylla o scenariuszu "Legionów".

W przesłanym PAP w środę oświadczeniu Polski Instytut Sztuki Filmowej odniósł się do treści zamieszczonych w artykule "Powstaje kolejny gniot za państwowe miliony? Przeciwników kręcenia filmu... zwolniono" opublikowanym we wtorek przez "Fakt". Napisano w nim, że dyrektor PISF Radosław Śmigulski przyznał 4 mln zł dotacji na film "Legiony", chociaż skrytykował go Dział Literacki Instytutu, m.in. jego kierownik, pisarz i krytyk filmowy Ernest Bryll. Jak podał "Fakt" pod koniec kwietnia zwolniono 12 osób z Działu Literackiego.

PISF podkreślił, że Bryll nie został zwolniony i nadal pozostaje pracownikiem Instytutu. Likwidacji natomiast ma ulec Dział Literacki, którego Ernest Bryll jest kierownikiem i jedynym pracownikiem. W związku z przeprowadzonym w Instytucie audytem oraz analizą konieczności istnienia stanowisk pracy Dyrektor PISF podjął decyzję o przeniesieniu zadań Działu Literackiego do Działu Produkcji i Filmowej i Rozwoju Projektów Filmowych - napisano w oświadczeniu przesłanym przez kierownik Działu Upowszechniania Kultury Filmowej i Promocji PISF Monikę Piętas-Kurek.

Czytaj więcej
Magdalena Sroka: Nie zatrudniałam w PISF członków swojej rodziny
Zaznaczono w nim, że wobec powyższego dyrektor Instytutu zaproponował Bryllowi zmianę warunków pracy polegającą na przeniesieniu do Działu Produkcji i Filmowej i Rozwoju Projektów Filmowych, przy jednoczesnym pozostawieniu zadań i warunków finansowych bez zmian. Ernest Bryll deklaruje chęć dalszej współpracy z PISF - zaakcentowano w oświadczeniu.

W związku z zaplanowaną reorganizacją działów Dyrektor PISF na przełomie kwietnia i maja rozwiązał umowy cywilnoprawne z dwiema osobami, które świadczyły usługi na rzecz Działu Literackiego. Wbrew medialnym doniesieniom powodem była zmiana koncepcji funkcjonowania działów, a nie opinia jednej z tych osób na temat scenariusza z "Legionów". Tym bardziej, że o przyznaniu dofinansowania na produkcję filmu decydują komisje eksperckie, a osoby związane z Działem Literackim mają prawo uczestniczenia w posiedzeniach komisji wyłącznie z głosem doradczym - podkreśla PISF.

Jak wyjaśnia, wniosek filmu "Legiony" został złożony do Instytutu w pierwszej sesji br. Komisja ekspercka w składzie Krzysztof Koehler, Marta Plucińska, Wojciech Nowak jednogłośnie rekomendowała projekt do drugiego etapu. Komisja Liderów w składzie Krzysztof Koehler, Jan Jakub Kolski, Tadeusz Lampka, Michał Oleszczyk, Małgorzata Szumowska po zapoznaniu się z wnioskiem o dofinansowanie i opinią Komisji ekspertów większością głosów rekomendowała Dyrektorowi PISF wniosek do dofinansowania. Eksperci uznali za silny atut projektu m.in. znakomitą obsadę i ekipę twórców - zaznaczono w oświadczeniu.

Zwrócono też uwagę na mocne strony scenariusza – głównego bohatera Józka, który według opinii ekspertów jest postacią "kontrowersyjną, dwuznaczną, a przez to bardzo ciekawą" oraz "ludzki" sposób przedstawienia marszałka Piłsudskiego, a także generalną wymowę filmu, który jest opowieścią o umiejętności Polaków do jednoczenia się w czasach kryzysu - zauważa PISF.

Podkreśla równocześnie, że dodatkowo na wniosek PISF, kosztorys filmu został poddany analizie ekonomicznej, którą następnie przekazano producentowi w celu weryfikacji kosztorysu. Producent "Legionów" wnioskował o dotację w wysokości 6 mln zł. Ostatecznie członkowie komisji eksperckiej zdecydowali o przyznaniu 4 mln zł, a dyrektor PISF tę decyzję zaaprobował - napisano w oświadczeniu.

Odniesiono się również do stwierdzeń "Faktu", że współproducent "Legionów" Maciej Pawlicki dostał na film dotację z PISF, chociaż do tej pory miał nie rozliczyć się za "Smoleńsk". PISF zaznaczył, że firma Picaresque Macieja Pawlickiego nie otrzymała na "Smoleńsk" dofinansowania z Instytutu.

Film "Legiony" opowiada historię formacji utworzonej przez marszałka Józefa Piłsudskiego oraz jej czynów z lat 1914-1916, od wymarszu z Oleandrów aż po bitwę pod Kościuchnówką. Reżyserem obrazu jest Dariusz Gajewski, twórca takich produkcji jak "Warszawa" czy "Obce niebo", współproducentem jest Maciej Pawlicki.

...

Na razie Brylla postraszyli i dali mu,, szanse na poprawe"... Jak widzicie lepiej z ta mafia sie nie wiazac.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 19:34, 15 Maj 2018    Temat postu:

Powstaje kolejny gniot za państwowe miliony? Przeciwników kręcenia filmu... zwolniono

Ile to już było filmów, które miały stać się hitami przedstawiającymi największe wydarzenia w historii Polski, a okazały się kitami? Jak ustalił Fakt, w ostatnich tygodniach Polski Instytut Sztuki Filmowej wypłacił 4 mln zł dotacji na film „Legiony”. Pieniądze dostał Maciej Pawlicki (59 l.), znany z produkcji fatalnie ocenionego filmu „Smoleńsk”. A te 4 mln zł to początek, bo pełny kosztorys opiewa na 28 mln zł!

Szkopuł w tym, że nowy dyrektor PISF przyznał tę dotację, choć „Legiony” skrytykował dział literacki instytutu. Scenariusz filmu ocenili m.in. znani krytycy filmowi Michał Komar (72 l.) i Ernest Bryll (83 l.). „Ten scenariusz w obecnym kształcie nie ma w sobie dramatycznej opowieści o Legionach, o budzącej się ze śmiertelnego snu Polsce” – napisał w opinii Bryll, kierownik działu literackiego PISF. To i tak jedna z łagodniejszych opinii. Efekt jest taki, że nowy dyrektor PISF Radosław Śmigulski (39 l.) ich zwolnił! Jak ustalił Fakt, w tygodniu poprzedzającym tzw. majówkę pracę straciło aż 12 osób, a dział literacki praktycznie przestał istnieć!

REKLAMA

REKLAMA

– To nie jest działanie nadzwyczajne. Po prostu nie zgadzam się z koncepcją istnienia grupy mędrców, którzy decydują co jest dobre, a co złe – tak decyzję tłumaczy nam Śmigulski. – Tu chodzi o wolność sztuki – dodaje.

Słabo oceniony scenariusz to nie wszystko. Fakt dotarł do wstępnej analizy kosztorysu „Legionów” zleconej przez PISF.

Specjaliści wytykają m.in. zawyżone koszty opracowań literackich, honorariów producenckich, reżyserów, asystentów. Za wysokie są też stawki zdjęciowe dla operatorów czy koszty transportu. Pawlicki dostał dotację z PISF na „Legiony”, choć do tej pory nie rozliczył się ze „Smoleńska”, co sam tłumaczy niską oglądalnością. Jak będzie tym razem? Sam Śmigulski o sukces „Legionów” jest spokojny.

– Opowiada, że skoro to ma tyle kosztować, to nie może być zły film, musi być dobry – mówi nam osoba z jego otoczenia. Maciej Pawlicki zapowiadał, że film będzie gotowy jesienią tego roku. Jednak to niewykonalne. Sam dyrektor PISF deklaruje, że pokaz premierowy będzie miał miejsce 11 listopada, ale... 2019 roku! Co ciekawe, Śmigulski dopiero co krytykował swoją poprzedniczkę Magdalenę Srokę (41 l.) za szastanie pieniędzmi Instytutu. A teraz, jak widać, robi to samosamo.

...

Patałsch ktory udowodnil ze nie umie krecic filmow dostaje w nagrode grube miliony na jeszcze wiekszy film! A recenzentom ktorzy ostrzegali dali nauczke i ich wywalili. Bareizm.
Pamietacie tego rezysera co krecil,, patriotyczny film" Spadkobiercy Grunwaldu? Na Zawiszy polegaj jak na harczerzu? Teraz macie Legiony. My pierwsza brygada Kaczynskiego dziada.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 10:57, 11 Maj 2018    Temat postu:

MON tłumaczy się z płacenia "podwójnym agentom". Chodzi o zakup Patriotów
oprac. Marcin Lis
Wojciech Skurkiewicz zapewniał, że cena za Patrioty to "ogromny wyczyn" FOT: RADEK PIETRUSZKA
Wojciech Skurkiewicz zapewniał, że cena za Patrioty to "ogromny wyczyn"
Ministerstwo Obrony Narodowej tłumaczy się z wynajęcia amerykańskiej firmy, która pracowała również dla Raytheon. A właśnie tę firmę wybrano jako dostawcę systemu przeciwrakietowego dla Sił Zbrojnych RP.

REKLAMA


70 tys. dol. miesięcznie wypłacane przez rok oraz pokrywanie kosztów przelotów, hoteli oraz restauracji – na takie warunki umowy o współpracy z amerykańską firmą BGR zgodził się zarząd PGZ. W zamian lobbyści mieli wesprzeć negocjacje dot. zakupu systemów przeciwrakietowych do systemu Wisła. Ostatecznie Polska podpisała kontrakt z amerykańskim Raytheonem i za 16,5 mld zł dostaniemy dwie baterie. Jak pisaliśmy, wystarczą na godzinę wojny i nie obronią nawet Warszawy. Mniej więcej w tym samym okresie Rumuni kupują amerykański sprzęt o połowę taniej.

Dlaczego więc MON na wniosek Platformy Obywatelskiej w Sejmie tłumaczył się z umowy o współpracę z lobbystami? Otóż BGR współpracowała nie tylko z naszym resortem, ale i Raytheonem. Stąd Cezary Tomczyk mówił o "wynajmowaniu podwójnych lobbystów" i pytał o szczegóły.

Wiceszef resortu obrony Wojciech Skurkiewicz przyznał, że umowa została zawarta, ale zarzuty nie są prawdziwe. Nie wskazał jednak, w jakim zakresie. Stwierdził jedynie, że dzięki świetnym negocjatorom oraz wsparciu BGR ostateczna cena zakupu spadła o ponad połowę.


- To był gigantyczny wyczyn, który pozostawia w kieszeni podatnika duże środki finansowe. Posłużą do realizacji drugiej fazy programu "Wisła" – dodał. To, o czym nie wspomniał to fak, że na program obrony przeciwrakietowej mieliśmy wydać 30 mld zł. Planowano, że kwota wystarczy na zakup 8 baterii. Na razie jednak za 2 zapłacimy ponad połowę tej kwoty.

...

To za Macia tak nas, , umocnili"? Szok. A ta firma to nie czasem syjonisci? Chce wiedziec?
Ponad 8 mld strat? Szok! Umowe trzeba anulowac!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 18:45, 10 Kwi 2018    Temat postu:

Była dyrektor PISF-u odpowiada na zarzuty dziennika "Fakt" Udostępnij
Facebookautor: łm 7 godzin temu Filmy, Inne
Była dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdalena Sroka umieściła na swoim facebookowym profilu wpis, w którym odniosła się do wczorajszej publikacji dziennika "Fakt". W tekście zatytułowanym "Nepotyzm, nagrody i umowy na gębę w rządowej instytucji" tabloid opisał bowiem szereg rzekomych nieprawidłowości w funkcjonowaniu PISF-u.

Oto odpowiedź Sroki:

Kraków, 9 kwietnia 2018r.
Szanowni Państwo,
W związku z doniesieniami medialnymi zawartymi w artykule pt. Nepotyzm, nagrody i umowy na gębę w rządowej instytucji z dnia 9 kwietnia 2018 roku, opublikowanego przez Gazetę Codzienną Fakt oświadczam, że:
1. Za lata 2015, 2016 i 2017 kluczowy biegły rewident powołany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyjął, że działalność Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej była zgodna z przepisami prawa i postanowieniami statutu oraz z ustawą o rachunkowości i ustawą o finansach publicznych;
2. Za lata 2015 i 2016 Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyjął sprawozdanie finansowe z działalności Instytutu i zaakceptował plan finansowy działalności Instytutu na rok 2017;
3. Polityka kadrowa i finansowa prowadzona w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej od 2005 roku, a wdrożona przez Dyrektor Agnieszkę Odorowicz i Dyrektora Jerzego Barta, oceniona pozytywnie przez Najwyższą Izbę Kontroli, była przeze mnie kontynuowana. Nigdy nie zatrudniałam ani nie współpracowałam z żadnym członkiem swojej rodziny;
4. Do chwili obecnej nie znam wyników wspomnianego w publikacji audytu, nigdy nie przedstawiono mi jego treści i nie pozwolono odnieść się do tez w nim zawartych;
5. Dalsze rozpowszechnianie krzywdzących mnie informacji o rzekomych nieprawidłowościach w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej spowoduje skierowanie sprawy na drogę sądową na postawie art. 23 i 24 Kodeksu Cywilnego o naruszenie moich dóbr osobistych oraz na podstawie art. 212 i 216 Kodeksu Karnego o pomówienie i znieważenie.

Magdalena Sroka

Tymczasem Rada PISF-u zaopiniowała wczoraj negatywnie sprawozdanie z działalności Instytutu za rok 2017. W uchwale Rady czytamy, że na podstawie dostępnych informacji istnieje szereg wątpliwości dotyczących sposobu prowadzenia gospodarki finansowej w Instytucie.

Rada uważa również, iż w sprawozdaniu z działalności Instytutu nie znalazły odzwierciedlenia wydarzenia, które doprowadziły do zmiany na stanowisku Dyrektora w 2017 (...) Sprawozdanie z działalności zawiera luki informacyjne, np. dotyczące podmiotów, z którymi Instytut współpracował (...) Zaniechanie działalności Instytutu prowadzącej do niepewności w zakresie transparentności i dostępności do informacji. Pełną uchwałę Rady znajdziecie TUTAJ.

Magdalena Sroka została zwolniona ze stanowiska dyrektor PISF-u jesienią ubiegłego roku.

...

Tak to sie toczy...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 17:29, 09 Kwi 2018    Temat postu:

Napotyzm i nagrody w PISF. Faktu ujawnia audyt rządów dyrektor Sroki dzisiaj 00:55
Nepotyzm, nagrody i umowy na gębę w rządowej instytucji!

Kilka miesięcy temu, w atmosferze skandalu, stanowisko szefowej Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej straciła po dwóch latach Magdalena Sroka (41 l.). Po tej decyzji resortu kultury zlecił kontrolę tej instytucji. Fakt dotarł do wyników tego audytu. Skala nieprawidłowości jest ogromna!

Nepotyzm, nagrody i umowy na gębę w rządowej instytucjiNepotyzm, nagrody i umowy na gębę w rządowej instytucji3ZOBACZ ZDJĘCIA
Nepotyzm, nagrody i umowy na gębę w rządowej instytucji Artur Widak / newspix.pl
PODZIEL SIĘ
PISF podlega pod Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i jest w całości finansowany z budżetu państwa. Rocznie wydaje blisko 200 mln złotych, głównie na produkcję filmową. Z tego morza pieniędzy w latach 2016-2017 niemały strumyczek płynie nie do kieszeni artystów, a osób bliskich dyrektor Sroce. Kontrolerzy niezbicie to wykazali.

NEO24 promocja! Odbierz 450 zł w prezencie za zakup zestawu AGD Amica!

Aż 30 osób – czyli połowę pracowników PISF! – łączyły relacje rodzinne. Zatrudniano m.in. siostry, córki, ciotki, matkę, ojca, zięcia i synową ważnych postaci w instytucji. Palmę pierwszeństwa dzierży tu dział księgowości. Ówczesna główna księgowa wciągnęła do PISF na etaty aż pięciu członków swojej rodziny! Zaraz za księgową na liście rekordzistów jest jeden z kierowców. Zdołał umieścić na ciepłych posadkach cztery osoby ze swojej rodziny. To tłumaczy, dlaczego w PISF od lat nie przeprowadzono żadnej oficjalnej rekrutacji. Za to nie brakowało kreatywności w wymyślaniu nowych stanowisk.

– Był „designer pieczątek” czy „samodzielny manager”. Co samodzielnie robił manager? Tego nikt nie wie– wylicza nasz rozmówca. Audyt dowodzi, że w PISF dochodziło do wielu finansowych nadużyć. Pracownikom przyznawano comiesięczne premie i dodatki funkcyjne. Pobierał je m.in. jeden z kierowników, chociaż ustawowo mu się one nie należały. Były przypadki wręczania nagród za wykonywanie pracy, która pokrywała się z zakresem obowiązków. Absolutny rekord nadużyć padł w październiku 2016 r. Wówczas blisko 2/3 pracowników otrzymało nagrody powyżej 10 tysięcy złotych! Najwyższe... dwie sekretarki, które dostały odpowiednio 12 tys. zł i 17 tys. zł.

Poważnym problemem kontrolerów są setki umów cywilnoprawnych, których... nikt nie rejestrował! Lwią ich część stanowiły umowy… zawarte ustnie! „Na gębę” dyrekcja zawierała niektóre kontrakty, a nawet wręczała nagrody pieniężne! Jak ustalił Fakt, do PISF wciąż zgłaszają się osoby i instytucje, którzy powołują się na deklaracje finansowe poprzedniego kierownictwa i domagają się ich realizacji.

– Przychodzą ludzie i żądają a to milion złotych na film, a to nagrody wręczonej tylko słownie na jakimś konkursie. Był przypadek umowy ustnej na 100 tysięcy euro – opowiada Faktowi człowiek związany z PISF. – Tę instytucję trzeba by było zamknąć na pół roku, posprzątać i dopiero wtedy działać – podsumowuje.

napisz do autorki

barbara.burdzy@fakt.pl

...

Kaczyzm w pigulce. Tak. To nie jest tak ze zalujemy im nagrod za ciezka prace. Tu chodzi wlasnie o ten caly burdel. Tu znakomicie widoczny.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 22:52, 16 Mar 2018    Temat postu:

Małgorzata Sadurska zarabia w PZU 65 tys. zł miesięcznie

Małgorzata Sadurska, była szefowa Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy, w czerwcu dołączyła do zarządu PZU oraz zarządu PZU Życie. W nieco ponad pół roku zarobiła blisko pół miliona złotych.

...

Siedzi baba na stolku i milion na rok! 4 miliony na kadencje. Przyszli dziadami wyjda milionerami. To jest kradziez po prostu kasy publicznej. Szokuje mnie ze mozna tak krasc bezczelnie. Kazde branie kasy za nic to kradziez chyba ze ktos sam daje. Ostrzegam wszystkich ze to nie jes okazja. Dla Boga jestescie zlodziejami.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 20:53, 14 Mar 2018    Temat postu:

Magda Mieśnik6 godzin temu
Miał być megahit na 100-lecie niepodległości. Mimo wsparcia rządu film nie powstanie na czas
GŁOSUJ
GŁOSUJ
PODZIEL SIĘ
OPINIE
To miała być kinowa superprodukcja z Janem Fryczem, Borysem Szycem i Sebastianem Fabijańskim na przypadające w listopadzie 100-lecie odzyskania niepodległości. Mimo wsparcia rządu PiS twórcy filmu mają trudności z dopięciem budżetu. Premiera "Legionów" ma się odbyć dopiero w przyszłym roku.

"Legiony" miały być jednym z najdroższych polskich filmów. Za produkcję odpowiada Maciej Pawlicki, twórca "Smoleńska". Film miał uświetnić obchody 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Ale tak nie będzie.


Wszystko przez kłopoty ze zgromadzeniem pieniędzy na wyprodukowanie filmu. - Pierwotne założenia były takie, że film będzie gotowy w październiku, ale nie udało się uzyskać środków, by zdążyć w tym terminie. W tej chwili weryfikujemy budżet, sprawdzamy nasze możliwości pozyskania środków. Na pewno będzie to powyżej 20 mln złotych, ale może być mniej niż początkowo planowane 28 mln – mówi Wirtualnej Polsce Maciej Pawlicki.

Nadzieja w PISF

Producent filmu przyznaje, że czeka na decyzję Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej w sprawie dofinansowania "Legionów". Ma ona zapaść w kwietniu. Wniosek opiewa na maksymalną kwotę – sześć milionów złotych. Przed zmianą kierownictwa Instytutu producent także starał się o finansowe wsparcie, ale wówczas komisja oceniła scenariusz jako "przeciętny" i nie przyznała dotacji.

Wsparcie finansowe zapowiedział też rząd PiS. - Podpisałem decyzję o wsparciu finansowym na film o Legionach. To niewielkie pieniądze w porównaniu z tym, co daje PISF, ale wspieramy wiele projektów – tłumaczył kilka miesięcy temu minister kultury Piotr Gliński. Dotacja wyniosła 1,5 mln zł.

Pierwsze zdjęcia nakręcono w sierpniu ubiegłego roku. Kolejne mają być wznowione w czerwcu. A to oznacza, że nie uda się skończyć filmu na rocznicę odzyskania niepodległości. - Premierę przesunęliśmy na luty lub marzec przyszłego roku. Jak na tak dużą produkcję, i tak robimy ten film w błyskawicznym tempie – mówi Pawlicki.

W piątce najdroższych filmów

W "Legionach" jako Józef Piłsudski wystąpi Jan Frycz. Zagrają też Sebastian Fabijański, Bartosz Gelner, Mirosław Baka, Piotr Żurawski, Borys Szyc, Antoni Pawlicki i Maciej Musiał. Scenariusz do filmu napisali Tomasz Łysiak, Michał Godzic, Maciej Pawlicki i Dariusz Gajewski. Ten ostatni jest reżyserem produkcji. Film opowiada o historii Legionów Polskich w latach 1914-16.

Najdroższe polskie firmy to "Quo Vadis" (76 mln zł), "Bitwa pod Wiedniem" (50 mln zł), "Karol. Papież, który pozostał człowiekiem" (48 mln zł), "Karol. Człowiek, który został papieżem" (35 mln zł) i "1920. Bitwa warszawska" (27 mln zł).

...

Megafera! Pisowski propagandysta w stylu Bugaly ktory smolenskiem udowodnil ze nie umie krecic filmow marnuje miliony i profanuje historie!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 16:04, 05 Mar 2018    Temat postu:

Prokuratorzy nie chcieli kłamać w sprawie wypadku Szydło! Odmówili obciążenia kierowcy Seicento
2018-03-05
Prokuratorzy badający wypadek premier Beaty Szydło odmówili obciążenia tylko kierowcy seicento – pisze Rzeczpospolita. Sprawa dotyczy trójki prokuratorów, która prowadziła śledztwo w sprawie wypadku byłej szefowej rządu Beaty Szydło.

Dwa dni przed finałem śledztwa odmówili oni jego zakończenia i uznania winy Sebastiana K., kierowcy seicento, czego domagał się szef prokuratury Rafał Babiński. Prokuratorzy złożyli wnioski o wyłączenie ich ze śledztwa. Postanowienie o zamknięciu śledztwa wydał więc prok. Babiński. To on uznał, że winę za wypadek ponosi wyłącznie Sebastian K.

Decyzja, jak pisze Rzeczpospolita, była zaskakująca, bo 9 lutego śledztwo przedłużono aż do 10 kwietnia. Okazuje się, że powodem był konflikt, który wybuchł między przełożonym a prokuratorami. Według informacji dziennika odmówili wykonania polecenia Babińskiego, powołując się na art. 7 ustawy o prokuraturze, a więc dotyczący zachowania niezależności.

Prokuratorzy nie zgadzali się, by całą winą za wypadek obarczyć kierującego seicento. Chcieli też zbadać, czy funkcjonariusze BOR zgodnie z prawdą zeznawali o włączonych sygnałach dźwiękowych.

...

To juz megaskandal! Zmuszanie prokuratorow do oskarzania niewinnego. Kto kiedy zmuszal? Nazwiska! Musza pojsc siedziec! Dosc stalinizmu!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 12:19, 13 Lut 2018    Temat postu:

Fundacja Tomasza Sakiewicza wycofała się z tworzenia Puszcza.tv za 6 mln zł dotacji
2018-02-13A A A KOMENTARZE: 5FORUMDRUKUJPOLEĆ
Fundacja Media Niezależne, kierowana przez Tomasza Sakiewicza, zrezygnowała z tworzenia serwisu Piszcza.tv i rozwiązała umowę z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, na mocy której miała otrzymać 6 mln zł dofinansowania.


Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”


Jesienią 2016 roku Fundacja Media Niezależne zakwalifikowała się do finału konkursu, zorganizowanego przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zgłosiła koncepcję uruchomienia i prowadzenia serwisu Puszcza.tv, którego celem miało być „propagowanie wiedzy na temat bioróżnorodności, ochrony, idei zrównoważonego rozwoju, instytucji Natura 2000 na przykładzie terenów Puszczy Białowieskiej”. Całkowity koszt projektu to 7,16 mln zł, z czego dofinansowanie unijne na wynieść 6 mln zł.

Wiosną ub.r. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozstrzygnął konkurs, przyznając 6 mln dotacji Fundacji Media Niezależne. Jednak po tym jak sprawę opisało wiele mediów (jako pierwszy poinformował o niej serwis OKO.press) w NFOŚiGW zaczęło się dochodzenie Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) prowadzone we współpracy z Ministerstwem Rozwoju.

...

,, Ekolog" Sakiewicz. Kradna ile sie da. Rzady dziwek i zlodzei. Tu udalo sie uratowac. Ale ilu takich sakiewiczow kradnie nizej?
Oststnio byla afera transmisji w TVP,, gali" szmatlawca Sakiewicza. Kto pokryl koszty tego programu,, edukacyjnego"? Edukacja jak robic przekrety.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 16:07, 23 Sty 2018    Temat postu:

Stanisław Gawłowski podważa zarzuty prokuratury. I pokazuje dowód


Dzisiaj, 23 stycznia (07:00)
Stanisław Gawłowski kontratakuje. Poseł PO, któremu prokuratura chce postawić zarzuty korupcyjne i który wczoraj wysłał do marszałka Sejmu oświadczenie o zrzeczeniu się immunitetu, ujawnia, że znalazł dowód zakupu zegarka, który rzekomo otrzymał jako łapówkę w 2011 roku. Dowód pochodzi z roku 2007, a samego zegarka nie da się pomylić z tymi, jakich przyjęcie zarzuca politykowi prokuratura.

Stanisław Gawłowski kontratakuje. Poseł PO, któremu prokuratura chce postawić zarzuty korupcyjne i który wczoraj wysłał do marszałka Sejmu oświadczenie o zrzeczeniu się immunitetu, ujawnia, że znalazł dowód zakupu zegarka, który rzekomo otrzymał jako łapówkę w 2011 roku. Dowód pochodzi z roku 2007, a samego zegarka nie da się pomylić z tymi, jakich przyjęcie zarzuca politykowi prokuratura.Poseł Platformy Obywatelskiej Stanisław Gawłowski rozmawia z dziennikarzami przed swoim domem w Koszalinie w czasie, gdy dom przeszukują funkcjonariusze CBA (22 grudnia 2017)/ Marcin Bielecki /PAP
Stanisław Gawłowski dowodzi, że zatrzymany u niego zegarek TAG Heuer Carrera, który miał być rzekomo częścią łapówki przyjętej w 2011 roku, tak naprawdę kupił sam. Polityk PO odnalazł w domu w Koszalinie opakowanie i kartę gwarancyjną zegarka, nabytego w szczecińskim centrum handlowym Galaxy 22 listopada 2007 roku.
27 listopada mam urodziny, to były trzydzieste dziewiąte. Żona chciała zrobić mi wtedy prezent, więc kilka dni przed urodzinami kupiliśmy ten zegarek razem - mówi Gawłowski.
Polityk od dawna twierdzi, że używał TAG Heuera na długo przed rzekomym otrzymaniem go jako łapówki. Pokazuje liczne zdjęcia, na których nosi kupiony w 2007 roku zegarek - zarówno przed, jak i po 2011 roku, kiedy go rzekomo otrzymał.
Karta gwarancyjna i opakowanie zegarka zegarek TAG Heuer Carrera /
Karta gwarancyjna i opakowanie zegarka zegarek TAG Heuer Carrera/
Jak przyznaje Gawłowski, on sam jest zaskoczony, że żona odnalazła opakowanie i gwarancję z datą zakupu. Tym bardziej, że - według deklaracji śledczych - oni także ich szukali. Wtedy prokuratorzy i agenci CBA mieli już w ręku samego TAG Heuera.
Przeszukanie w domu w Koszalinie odbyło się następnego dnia po tym, jak w warszawskim mieszkaniu oddałem im mój zegarek - wyjaśnia Gawłowski.
Kilka dni temu żona wpadła jednak na pomysł, żeby sprawdzić, czy jakichś dowodów zakupu nie ma na strychu, w pomieszczeniu, gdzie trzymamy głównie książki, albumy, ale też pudła i m.in. opakowania po starych telefonach. I znalazła. Przeprowadzający tam wcześniej przeszukanie agenci CBA i prokuratorzy tylko zajrzeli do tego pomieszczenia - relacjonuje polityk.
Znaleziony...

Dzień wcześniej, podczas głośnego przeszukania w warszawskim mieszkaniu Stanisława Gawłowskiego, prokuratorzy zajęli sam zegarek TAG Heuer Carrera. Polityk nie potrafił wówczas udowodnić, skąd go ma. Twierdził, że nie ma w mieszkaniu dowodów jego zakupu, ale kupił go 10-15 lat wcześniej za mniej więcej 5-6 tysięcy złotych. Wydał przeszukującym noszący ślady używania zegarek, na którego kopercie widniało oznaczenie modelu: WV211B.
To tego właśnie modelu TAG Heuera dotyczy dowód zakupu z 22 listopada 2007 roku.
... i poszukiwane

Prokurator zarzuca Gawłowskiemu, że w czerwcu 2011 otrzymał od wicedyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Łukasza L. dwa ekskluzywne zegarki TAG Heuer warte 25 971 złotych. Według akt śledztwa, chodzi o kupione przez niego pod koniec maja 2011 zegarki TAG Heuer: CV2A12.FC6236 oraz CV2A12.FC6235. To modele o identycznym mechanizmie, różniące się tylko kolorem tarczy i paska: pierwszy miał tarczę i pasek brązowe, drugi czarne.
Za pierwszy z nich Łukasz L. zapłacił 14 050 złotych, za drugi 11 911 złotych. Różnica w cenie wynikała z doliczonych przy pierwszym zakupie 10 minut wcześniej punktów lojalnościowych.
Nie do pomylenia

Nawet bez sprawdzania kodów, jakimi firma TAG Heuer oznacza swoje produkty, widać, że zegarek znaleziony u Stanisława Gawłowskiego nie odpowiada opisowi zegarków, jakie miał otrzymać jako łapówki od Łukasza L. Poniżej ich porównanie:
Porównanie trzech zegarków /
Porównanie trzech zegarków/
Zegarki-łapówki poza tarczą główną mają też trzy inne tarcze, trzy koronki (pokrętła) zamiast jednej. Mają też kopertę o 1 cm większą niż zegarek Gawłowskiego. Są nie tyle zegarkami, co tzw. chronografami, a poza datą pokazują też dzień tygodnia i są wyposażone w tachometr, ułatwiający określenie prędkości poruszania się.
Kolejne litery i cyfry kodów na kopertach zegarków świadczą, że CV2A12 to chronografy serii Carrera, automatyczne, rozmiaru Magnum, w stalowej kopercie. WV211B oznacza z kolei zegarek serii Carrera, automatyczny, męski, także w stalowej kopercie, w wersji B.
Pomylenie chronometrów TAG Heuer CV2A12 (po lewej) z należącym do Gawłowskiego TAG Heuerem WV211B (po prawej) jest w zasadzie niemożliwe. To tak, jakby śledczy w pogoni za dwiema "wypasionymi" omegami czy vectrami zatrzymali 10-letnią corsę - bo to też Opel.
Historia zarzutu

Z dokumentów śledztwa wynika, że zarzut przyjęcia dwóch zegarków oparty jest tylko na zeznaniach byłego dyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej oraz jego partner, pracującego w IMGW jako wicedyrektor Łukasza L. Ten ostatni zeznał, że pod koniec 2010 roku Gawłowski sugerował mu, że za dalsze zatrudnienie w IMGW powinien mu się odwdzięczyć. Mieczysław O. miał mu później wyjaśnić, że chodzi o prezenty i ma czekać na instrukcje w tej sprawie.
Pół roku później Mieczysław O. zapowiedział Łukaszowi L., że oczekiwania Gawłowskiego zostaną mu przekazane mailem, po czym na prywatny, należący do Łukasza L. adres ADP2@wp.pl przyszedł mail ze zdjęciem zegarka TAG Heuer i dopiskiem "2x". Dopisek oznaczał - według Mieczysława O. - dwa egzemplarze.
Łukasz L. na pytanie, jak ma zegarki wręczyć, usłyszał, że najlepiej wysłać je do wiceministra Gawłowskiego przez kierowcę z IMGW z dopiskiem "Sekretariat Ministra Gawłowskiego do rąk własnych". Tak też uczynił. Łukasz L. zapewnił śledczych, że jego partner, dyrektor IMGW, sam mu mówił, że widział potem jeden z tych zegarków na ręce Gawłowskiego.
Słabe punkty

Poza Mieczysławem O. i Łukaszem L., którym prokuratorzy stawiają dziesiątki zarzutów w związku z ich działaniami i korupcją w IMGW, nikt nie łączy kupna zegarków z Gawłowskim. Co więcej, prokuratorzy nie tylko nie dysponują adresem mailowym, z którego Gawłowski miał żądać zegarków, wysyłając ich zdjęcie, ale też nie mają ani samego maila, ani zdjęcia.
Łukasz L. zeznał, że przed wysyłką do Gawłowskiego oba zegarki zapakował w kopertę, którą zszył i zakleił taśmą. Musiała to być potężna koperta, skoro zmieściły się do niej dwa pudełka z zegarkami, których każdy wymiar to kilkanaście centymetrów. Czy może przeznaczone i traktowane jak prezent ekskluzywne zegarki Łukasz L. przesłał wiceministrowi bez eleganckich pudełek?
Zastanawia też, dlaczego w rozmowie z 2013 roku partnerzy Mieczysław O. i nagrywający ją Łukasz L. martwią się, że Gawłowski wciąż domaga się zwolnienia Łukasza L. z IMGW. Ani słowem nie wspominają przy tym, że przecież mają na szefa "trzymanie" w postaci wręczonej mu dwa lata wcześniej łapówki.
200 tysięcy w Koszalinie

Gawłowski ma też usłyszeć zarzut przyjęcia w sierpniu 2011 roku około 200 tysięcy złotych łapówki od działającego w branży melioracyjnej przedsiębiorcy z Zachodniopomorskiego.
Krzysztof B., skazany już na karę bezwzględnego więzienia w związku z zarzutami korupcyjnymi w "aferze melioracyjnej", nie podaje jednak żadnych okoliczności wręczenia tej łapówki. Przeznaczone na nią pieniądze wypłacił z banku między 9 a 12 sierpnia w kilku częściach.
On stwierdził, że na początku sierpnia 2011 przekazał mi w Koszalinie, w niewiadomych okolicznościach i w niewiadomym miejscu, ale w Koszalinie, około 200 tysięcy złotych łapówki. Kłopot polega na tym, że ja na początku sierpnia przebywałem w Chorwacji - mówi Gawłowski i na dowód przedstawia wyciągi z rachunku za swój telefon.
Wykazy rozmów Stanisława Gawłowskiego: początek i koniec pobytu w Chorwacji /
Wykazy rozmów Stanisława Gawłowskiego: początek i koniec pobytu w Chorwacji/
"Fizycznie nie było mnie wtedy w Koszalinie"

Wylądowałem, wracając z Chorwacji, w Berlinie wieczorem 11 sierpnia. Pojechaliśmy do Szczecina, tam przenocowaliśmy, ze Szczecina pojechałem na południe Polski, do Brzegu na Opolszczyźnie. Moja mieszkająca tam mama miała w tym czasie urodziny - relacjonuje polityk. Pojechałem na te urodziny, spędziłem tam kilka dni, po czym wróciłem do Koszalina, odwożąc tylko i wyłącznie żonę, 15 sierpnia. I zaraz następnego dnia po prostu pojechałem do pracy do Warszawy - podkreśla.
Możliwe, że Krzysztof B. wręczył Gawłowskiemu 200 tysięcy złotych łapówki w drugiej połowie sierpnia, kiedy ten wrócił do Koszalina na dłużej. Wciąż jednak nie jest wyjaśnione, w jakich okolicznościach do tego doszło, ani co działo się do tego czasu z gotówką, wypłaconą z banku między 9 a 12 sierpnia.

(e)
Tomasz Skory

....

To prokuratura i CBA do rozwiazania! Po takiej wpadce! Inna sprawa ze z jakiej racji mam trzymac wszelkie pudelka na buty zegarki tablety telefony bo mi moga zarzucic ze z korupcji! W domu trzeba urzadzic graciarnie!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 22:51, 09 Gru 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kontrowersje wokół kolejnej aukcji w stadninie koni w Michałowie
Kontrowersje wokół kolejnej aukcji w stadninie koni w Michałowie

Dzisiaj, 9 grudnia (15:41)

Słynna stadnina koni arabskich w Michałowie organizuje zimową wyprzedaż cennych zwierząt. W niedzielę to samo ma w planach hodowla w Janowie Podlaskim. Stadniny budzą emocje od prawie dwóch lat, czyli od odwołania wieloletnich prezesów. Od tego czasu hodowle mają coraz gorsze wyniki.
Klacz ze stajni w Michałowie . Zdj. ilustracyjne
/Tomasz Koryszko /PAP

Kontrowersje budzi lista koni przeznaczonych do sprzedaży. Znalazły się na niej m.in. źrebne klacze noszące w sobie potomstwo wybitnych ogierów, takich jak Ekstern czy Equator, który niedawno został wiceczempionem świata. Wielu ekspertów ma wątpliwości, czy powinno się wyprzedawać tak cenny materiał genetyczny.

Reporter RMF FM pytał o sprawę byłego wieloletniego prezesa stadniny w Michałowie Jerzego Białoboka. On z kolei mówi, że lista jest bardzo mocna, ale jednocześnie trochę ryzykowna.

Pytanie, czy druga strona odpowie, czy nabywcy będą chcieli licytować w sposób ożywiony - mówi Białobok.

Chodzi więc o to, czy nabywcy będą mogli wyłożyć na konie tyle pieniędzy, ile są warte. Ostatecznie istotnym jest, by stadnina zarobiła, a nie wyprzedawała swoje najlepsze zwierzęta po promocyjnych cenach.

(m)
Paweł Balinowski

...

Obecnie rzad Szydlo osiagnal stan tych stadnin.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 13:10, 02 Gru 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Sąd Apelacyjny: Główna specjalistka ds. hodowli koni w ANR zwolniona bez powodu

Sąd Apelacyjny: Główna specjalistka ds. hodowli koni w ANR zwolniona bez powodu

Wczoraj, 1 grudnia (16:00)

​Anna Stojanowska, główna specjalistka ds. hodowli koni w Agencji Nieruchomości Rolnych, zwolniona bez powodu - orzekł Sąd Apelacyjny dla Warszawy-Śródmieścia. Podtrzymał tym samym wcześniejszą decyzję sądu pracy. Stojanowska została zwolniona w atmosferze skandalu razem z Markiem Trelą i Jerzym Białobokiem - prezesami słynnych stadnin koni arabskich w Janowie Podlaskim i Michałowie.

Zdj. ilustracyjne
/Tomasz Staniszewski /RMF FM
REKLAMA


Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który zastąpił Agencję Nieruchomości Rolnych musi wypłacić odszkodowanie w wysokości trzech miesięcznych pensji.

Ówczesna agencja zarzucała Stojanowskiej, że była osobiście odpowiedzialna za śmierć Pianissimy - jednej z najsłynniejszych klaczy na świecie, niezwykle cennego, obsypanego nagrodami zwierzęcia.

Inne zarzuty agencji dotyczyły nieubezpieczenia Pianissimy a także nielegalnego handlu zarodkami zwierząt. Według sądu te zarzuty były bezpodstawne, a zwolnienie - bezzasadne.

Wyrok jest prawomocny - ewentualnie możliwe jest wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego.

(az)
Paweł Balinowski

...

Co potwierdzaja wyniki kaczystowskich rzadow. A pamietacie jak byli ,,porazeni" rozmiarami afer w stadninach? Wszystko okazalo sie oszczerstwem. A KACZYZM TO DOPIERO AFERA! 10 krotny spadek sprzedazy i likwidacja stadnin. Ale teraz juz porazeni nie sa. To nie ludzie to fekalia.
Narobic wrzasku ze porazajace afery, zawolac tvp i nakrecic. Niestety sad potem nie moze znalezc winy i trzeba zwolnic. TO PRZEMILCZEC!
Ale jak obsadzimy swoimi sady TO BEDA MUSIELI SKAZYWAC BO BEDA SIE BAC! I wtedy problem znika. Aresztowany juz bedzie mial pewne ze siedzi. Bo CBA i roznicy tacy nie moga sie ,,kompromitowac". Jak w Rosji! Tam nie moze byc tak ze wladza sie myli jak aresztuje. Nie myli sie. Kazdy aresztowany juz z gory jest winny.

Widzicie jaki syf? Dlatego w ogole nie informuje o kaczystowskich ,,porazeniach" zeby nie szkodzic niewinnym co jest bardzo prawdopodobne. Juz lepiej przepuscic kilku winnych a Bóg ich rozliczy niz niszczyc wielu niewinnych albo niewiele winnych tyle co wiekszosc ma za uszami.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 10:39, 15 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kierowcy bez cyfrowych kart. Powodem chaotyczna polityka kadrowa w PWPW
Kierowcy bez cyfrowych kart. Powodem chaotyczna polityka kadrowa w PWPW

Dzisiaj, 15 listopada (07:0Cool
Aktualizacja: 1 godz. 46 minut temu

Przez bałagan i zamieszanie kadrowe w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych przez prawie dwa tygodnie kierowcy ciężarówek nie dostawali cyfrowych kart kierowcy - ustalił reporter RMF FM. Wytwórnia i ministerstwo infrastruktury zwalają winę na europejski system TACHOnet.
zdj. ilustracyjne
/ Marcin Bielecki /PAP


Problemy miało co najmniej kilkudziesięciu, może nawet kilkuset kierowców, którzy musieli dłużej czekać na wystawienie nowej karty kierowcy albo wznowienie starej. Bez takiej karty przewoźnicy nie mogą korzystać z cyfrowych tachografów, które są instalowane w najnowszych ciągnikach siodłowych.

Powodem problemów, według nieoficjalnych informacji RMF FM, były chaotyczna polityka kadrowa w wytwórni i zmiany w dziale tachografu cyfrowego. Po odsunięciu wieloletniego kierownika działu, źle przygotowano wnioski dotyczące odnowienia certyfikatu dostępu do sieci TACHOnet. Za ten obszar działalności PWPW odpowiada Robert Malicki, obecnie wiceprezes firmy.

Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych twierdzi, że błąd wystąpił w Brukseli.

"Od kilku dni do Polski przestał docierać sygnał z hubu Komisji Europejskiej w Brukseli (sieć TACHONET), co uniemożliwia weryfikację kierowców (uzyskanie informacji, czy nie posiadają już karty kierowcy wydanej w innym kraju - co jest nielegalne). Z naszych analiz technicznych wynika, że problem leży po stronie Komisji Europejskiej" - odpowiedziało - jeszcze przed usunięciem usterki - biuro prasowe PWPW na pytania RMF FM. Wytwórnia zapewniała, że problemy dotknęły tylko kilkunastu kierowców.

Jednak awaria wystąpiła po stronie polskiej części systemu - usłyszał nasz dziennikarz w źródle zbliżonym do Komisji Europejskiej.

Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, które razem z PWPW odpowiada za funkcjonowanie polskiej części sieci TACHOnet, podtrzymuje wersję wytwórni.

(j.)

Grzegorz Kwolek

..

Odsuneli doswiadczonego kierownika ,,ubeka" i mianowali swojego.
Znowu to samo. Nieudacznicy kaczyzmu wprowadzaja chaos i nazywaja to rewolucja. Owszem w rewolucjach jest chaos ale nie kazdy chaos spowodowany niekompetencja to rewolucja.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 17:49, 14 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
MON o decyzji PGZ: Wygranie kontraktu nie było dla nas sprawą zasadniczą
MON o decyzji PGZ: Wygranie kontraktu nie było dla nas sprawą zasadniczą

Dzisiaj, 14 listopada (11:50)

MON nie widzi problemu w tym, że Polska Grupa Zbrojeniowa w ostatnim etapie wycofała się z wartego prawie 100 milionów złotych przetargu na pojazdy dalekiego rozpoznania dla wojska. Tak wiceminister Bartosz Kownacki komentuje ujawnione przez reporterów śledczych RMF FM informacje, że koncern dobrowolnie pozbawił się szansy na kontrakt. Ostatecznie wygrał Polski Holding Obronny występujący z prywatną firmą, jako producentem. "To co najmniej dwuznaczna sytuacja" - tak o ujawnionych przez reporterów śledczych RMF FM kulisach przetargu mówi były minister obrony Tomasz Siemoniak.
MON nie widzi problemu w tym, że Polska Grupa Zbrojeniowa w ostatnim etapie wycofała się z wartego prawie 100 milionów złotych przetargu
/Jakub Kamiński /PAP

Resort obrony - jak podkreśla wiceminister Bartosz Kownacki - jest właścicielem obu koncernów. Wygranie kontraktu przez Polską Grupę Zbrojeniową nie było dla nas sprawą zasadniczą - tłumaczy. Nie jest niczym nadzwyczajnym, że wygrywają czasem prywatne firmy. Bo trudno oczekiwać, żeby 100 procent zamówień z polskiej armii trafiało wyłącznie do przemysłu państwowego. Tak w Polsce nie jest. Na szczęście - powiedział RMF FM Bartosz Kownacki.

Wiceminister obrony przekonuje, że od zeszłego roku były wątpliwości, czy PGZ zdoła zrealizować dostawy mimo zakwalifikowania się do ostatniego etapu przetargu, jako podmiot spełniający wymagania zamawiającego.

PGZ dopiero jak oceniła, że tego produktu nie ma, to spasowała. Wtedy zrezygnowała z brania udziału w przetargu - dodaje Bartosz Kownacki.

Wiceminister twierdzi też, że nie było żadnego konfliktu interesów, mimo że - jak ujawniliśmy - decyzję o wycofaniu się PGZ z przetargu podjęto za czasów, gdy jedna osoba: Błażej Wojnicz, pełnił funkcje prezesa w dwóch konkurujących ze sobą koncernach.

Według Bartosza Kownackiego udział Polskiej Grupy Zbrojeniowej w tym postępowaniu - bez gotowego produktu - byłby nieopłacalny.
Siemoniak: Co najmniej dwuznaczna sytuacja


To co najmniej dwuznaczna sytuacja - tak o ujawnionych przez reporterów śledczych RMF FM kulisach wartego prawie 100 milionów złotych przetargu mówi były minister obrony Tomasz Siemoniak. Jak twierdzi, trzeba zbadać, czy podczas przetargu doszło do konfliktu interesów. Zaistniała sytuacja wygląda patologicznie - dodał.

Państwowa firma wycofała się po to, żeby ukryta za szyldem innej państwowej firmy prywatna spółka spółka zarobiła kilkadziesiąt milionów złotych - mówi Siemoniak.

Według polityka Platformy, sprawą powinno się zająć Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jak dodał, ta sytuacja może wynikać z bałaganu, jaki panuje w firmach podległych resortowi obrony. Przypomniał aferę z kuriozalnym opóźnieniem Autosanu w przetargu na autokary dla wojska. To - jak twierdzi - może być efekt obsadzenia stanowisk niekompetentnymi ludźmi.
Jeden prezes. Dwie konkurujące firmy
NEWS RMF FM: Szokujące decyzje PGZ. Rezygnuje z szansy na lukratywny kontrakt dla wojska

We wtorek reporterzy śledczy RMF FM: Marek Balawajder i Krzysztof Zasada ujawnili szokujące, biznesowe decyzje w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. PGZ dobrowolnie zrezygnowała z walki o zdobycie wartego prawie 100 milionów złotych kontraktu na pojazdy dalekiego rozpoznania dla polskiej armii.

Według naszych informacji, wycofała się tuż przed rozstrzygnięciem przetargu. Był to już ostatni etap postępowania organizowanego przez Inspektorat Uzbrojenia MON. W efekcie tej decyzji - w przetargu - zwyciężyło konsorcjum Polskiego Holdingu Obronnego i prywatnej firmy Concept. Oznacza to, że znaczna część pieniędzy z zamówienia trafi na konto tej prywatnej spółki.

SZOKUJĄCE DECYZJE PGZ. TU PRZECZYTASZ WIĘCEJ

Plany zakupu pojazdów dalekiego rozpoznania dla polskiej armii pojawiły się już kilka lat temu. Przetarg - w ramach projektu Żmija - ogłoszono jeszcze w 2012 roku. Sprawa nabrała tempa trzy lata później, czyli w 2015 roku. W przetargu wystartowało osiem podmiotów. W lutym zeszłego roku wyłoniono trzy z nich, które spełniały warunki uczestnictwa w postępowaniu i dostały zgodę na złożenie oferty wstępnej.

W styczniu tego roku - po analizie ofert wstępnych - zaproszenie do złożenia oferty ostatecznej wysłano do konsorcjum Polskiej Grupy Zbrojeniowej z państwowymi Wojskowymi Zakładami Motoryzacyjnymi w Poznaniu oraz do Polskiego Holdingu Obronnego, który startował z prywatną firmą Concept z Bielska- Białej. Ta spółka to jeden z dilerów samochodowych. Według ustaleń RMF FM, pod rządami obecnego prezesa Polskiej Grupy Zbrojeniowej Błażeja Wojnicza zapadła decyzja, żeby PGZ wycofała się z przetargu. W efekcie w postępowaniu pozostała tylko jedna oferta, która wygrała.

(ug)
Krzysztof Zasada

...

Zalozmy na chwile ze im wierzymy. PGZ nie dalo by rady... A DLACZEGO NIE DALO BY RADY? Mamy sie cieszyc? Zdaje sie ze nie NIKT NIE MOWI ZE ZAWSZE PGZ czy podobne panstwowe maja wygrac. Tylko zawsze ,,nie dajecie rady". A to 5 minut za pozno oferta a to brak zaswiadczenia lekarskiego, albo konie padaja...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 12:26, 14 Lis 2017    Temat postu:

NEWS RMF FM: Szokujące decyzje PGZ. Rezygnuje z szansy na lukratywny kontrakt dla wojska

Dzisiaj, 14 listopada (06:5Cool
Aktualizacja: Dzisiaj, 14 listopada (08:00)

Szokujące, biznesowe decyzje w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Jak ustalili reporterzy śledczy RMF FM, PGZ dobrowolnie zrezygnowała z walki o zdobycie wartego prawie 100 milionów złotych kontraktu na pojazdy dalekiego rozpoznania dla polskiej armii. Według naszych informacji Polska Grupa Zbrojeniowa wycofała się tuż przed rozstrzygnięciem przetargu. Był to już ostatni etap postępowania organizowanego przez Inspektorat Uzbrojenia MON. W efekcie tej decyzji - w przetargu - zwyciężyło konsorcjum Polskiego Holdingu Obronnego i prywatnej firmy Concept. Oznacza to, że znaczna część pieniędzy z zamówienia trafi na konto tej prywatnej spółki.
REKLAMA

Prezes Zarządu PGZ S.A. Błażej Wojnicz
/Jakub Kamiński /PAP

Plany zakupu pojazdów dalekiego rozpoznania dla polskiej armii pojawiły się już kilka lat temu. Przetarg - w ramach projektu Żmija - ogłoszono jeszcze w 2012 roku.
Kontrowersyjna decyzja prezesa Polskiej Grupy Zbrojeniowej



Sprawa nabrała tempa trzy lata później, czyli w 2015 roku. W przetargu wystartowało osiem podmiotów. W lutym zeszłego roku wyłoniono trzy z nich, które spełniały warunki uczestnictwa w postępowaniu i dostały zgodę na złożenie oferty wstępnej. W styczniu tego roku - po analizie ofert wstępnych - zaproszenie do złożenia oferty ostatecznej wysłano do konsorcjum Polskiej Grupy Zbrojeniowej z państwowymi Wojskowymi Zakładami Motoryzacyjnymi w Poznaniu oraz do Polskiego Holdingu Obronnego, który startował z prywatną firmą Concept z Bielska- Białej. Ta spółka to jeden z dilerów samochodowych. Według ustaleń RMF FM, pod rządami obecnego prezesa Polskiej Grupy Zbrojeniowej Błażeja Wojnicza zapadła decyzja, żeby PGZ wycofała się z przetargu. W efekcie w postępowaniu pozostała tylko jedna oferta, która wygrała.

ZOBACZ INFORMACJĘ INSPEKTORATU UZBROJENIA WS. PRZETARGU
http://iu.wp.mil.pl/userfiles/file/zamowienia_publiczne/2015/52/Inform_o_wynk_oceny.pdf

Jeden prezes. Dwie konkurujące firmy

Najwięcej kontrowersji budzi jednak fakt, że Błażej Wojnicz od lutego do kwietnia tego roku pełnił jednocześnie funkcje prezesa w Polskim Holdingu Obronnym i Polskiej Grupie Zbrojeniowej. PHO oraz PGZ konkurowały w przetargu.

Według rozmówców RMF FM, Błażej Wojnicz uchodził za człowieka Bartłomieja Misiewicza, który najpierw miał go osadzić w PHO, a następnie w PGZ. Jak ustaliliśmy, Błażej Wojnicz nie miał zgody Rady Nadzorczej PGZ na łączenie funkcji prezesa w konkurencyjnych podmiotach. Ostatecznie - po ponad dwóch miesiącach - MON wymusiło na nim rezygnację z szefowania Polskiemu Holdingowi Obronnemu. Ten koncern - z prywatną firmą jako wykonawcą - wygrał bez walki przetarg na dostawy 118 pojazdów dalekiego rozpoznania dla polskiej armii. Wart prawie 100 milionów złotych kontrakt podpisano we wrześniu.

ZOBACZ INFORMACJĘ O WYBORZE OFERTY W PRZETARGU
http://iu.wp.mil.pl/userfiles/file/zamowienia_publiczne/2015/52/26_07_17%20informacja%20o%20wyborze%20oferty.pdf
Dwie role jednego człowieka
Korupcja w firmie z Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Wpadł kolejny łapówkarz


Pytanie, czy można być prezesem w dwóch firmach, które konkurują ze sobą w olbrzymim przetargu? Okazuje się, że tak. Taka sytuacja miała miejsce w firmach strategicznych dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. Chodzi o Polską Grupę Zbrojeniową i Polski Holding Obronny. W obu zakładach przez ponad dwa miesiące prezesem był ten sam człowiek Błażej Wojnicz. To w czasie jego urzędowania zapadła decyzja o wycofaniu się Polskiej Grupy Zbrojeniowej z przetargu. To z kolei pozwoliło wygrać Polskiemu Holdingowi Obronnemu i prywatnej firmie.

Błażej Wojnicz przyszedł do Polskiej Grupy Zbrojeniowej w lutym tego roku. Zastąpił na stanowisku Arkadiusza Siwko. W tym samym czasie był prezesem Polskiego Holdingu Obronnego.

PGZ oraz PHO to firmy konkurujące ze sobą na rynku zamówień publicznych. Według informacji RMF FM, taka sytuacja była nie do przyjęcia dla Rady Nadzorczej PGZ. Przepychanki formalne rodziły konflikty i w efekcie odszedł nawet szef Rady Nadzorczej. Ostatecznie pod naciskiem MON, Błażej Wojnicz - w kwietniu tego roku - zrezygnował z szefowania Polskiemu Holdingowi Obronnemu.

Problem jednak w tym, że dwa miesiące - kiedy Błażej Wojnicz był prezesem w obu firmach, czyli w Polskiej Grupie Zbrojeniowej oraz w Polskim Holdingu Obronnym - były kluczowe dla przetargu. W tym czasie zapada decyzja o wycofaniu oferty PGZ. To otwarło drogę do zwycięstwa dla Polskiego Holdingu Obronnego, który w przetargu na pojazdy dalekiego rozpoznania dla polskiej armii startował z prywatną firmą Concept z Bielska- Białej. W efekcie - w lipcu tego roku - przetarg wygrała ta właśnie oferta.
WIRUS wkracza do gry

Na stronie firmy Concept z Bielska-Białej czytamy: "oferujemy pojazdy różnych marek z zabudowami różnego typu w tym pojazdy dla Policji, Wojska, Straży Pożarnej, karetki pogotowia, pojazdy warsztatowe i inne zgodnie ze specyfikacją Klienta. Jesteśmy jedynym w Europie środkowej producentem mobilnych platform szturmowych dla oddziałów antyterrorystycznych".


Pojazd Wirus
/concept.pl /



Firma Concept zaproponowała dla wojska lekki pojazd uderzeniowy Wirus. Silnik pojazdu: 106 (144 KM), trzy miejsca, opancerzenie podwozia: maty aramidowe oraz materiały ceramiczno-kompozytowe. Klatka bezpieczeństwa zintegrowana z nadwoziem, wykonana z rur ze stali konstrukcyjnej o podwyższonej wytrzymałości. Możliwości transportu: kolejowego, morskiego, lotniczego w C-130 - na zawiesiu zewnętrznym pod śmigłowcami, a także desantowania metodą spadochronową. Wyposażenie dodatkowe: wyciągarka elektryczna linowa, wkładki antyprzestrzelinowe runflat, inne wyposażenie specjalne zgodnie z wymaganiami.


Pojazd Wirus
/concept.pl /


Polska Grupa Zbrojeniowa się tłumaczy…

Dlaczego PGZ zrezygnowała z szansy kontraktu wartego prawie 100 milionów złotych? Bo twierdzi, że to... nieopłacalne.

Polskiej Grupie Zbrojeniowej - największemu koncernowi obronnemu w Europie Środkowo-Wschodniej, który skupia ponad 60 firm - nie opłaca się produkować dla polskiej armii - wynika z odpowiedzi szefostwa PGZ.

Polska Grupa Zbrojeniowa, która rocznie ma 5 miliardów złotych obrotu twierdzi, że nie miała odpowiedniego produktu. To dziwne, bo w końcu przecież zakwalifikowała się do finalnego etapu przetargu na pojazdy dla wojska, jako podmiot spełniający warunki zamawiającego. "Grupa nie posiadała ukończonego pojazdu, który spełniałby wymagania w tym postępowaniu. Jego budowa wymagałaby dodatkowych nakładów" - poinformowało nas szefostwo koncernu. Dodatkowo zaznaczono, że dla wykonawcy - czyli państwowych Wojskowych Zakładów Motoryzacyjnych z Poznania - udział w przetargu oznaczałby finansowe straty.

Co najbardziej bulwersujące, Polska Grupa Zbrojeniowa jednocześnie informuje, że miała świadomość, że produkt w stu procentach odpowiadający warunkom ma konkurencja, czyli Polski Holding Obronny oferujący pojazd produkowany przez prywatną firmę z Bielska-Białej. Dlatego dobrowolnie PGZ wycofała się z przetargu. Na placu boju została tylko jedna oferta, która wygrała. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że decyzję o wycofaniu podjęto, gdy prezes PGZ Błażej Wojnicz jednocześnie pełnił funkcję prezesa konkurującego w przetargu PHO.

(ug)


Marek Balawajder
, Krzysztof Zasada

...

Znowu! Co to ma byc? Ogolnie widzimy ze przetargi to katastrofa.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 17:48, 02 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kompromitująca wpadka Orlenu. Przegrali przetarg przez wadliwy podpis
Kompromitująca wpadka Orlenu. Przegrali przetarg przez wadliwy podpis

Dzisiaj, 2 listopada (13:57)
Aktualizacja: Dzisiaj, 2 listopada (14:35)

Prywatne przedsiębiorstwo budowlano-handlowe z Wyszkowa pokonało w przetargu na dostawy paliw dla Centrum Obsługi Administracji Rządowej giganta z branży surowców - spółkę Orlen Paliwa. Pokonało, mimo że dało droższą ofertę - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada.
Przetarg wart był 2 mln złotych
/orlenpaliwa.com.pl /

Orlen przegrał w przetargu, ponieważ okazało się, że mimo złożenia tańszej propozycji, zamawiający doszukał się błędu formalnego w ofercie giganta branży paliw. W efekcie oferta została odrzucona jako nieważna.

Przetarg był prowadzony w formie elektronicznej. Przy tej metodzie wymagane jest, by oferta była podpisana kwalifikowanym podpisem elektronicznym. Dokumenty naftowego giganta takiego podpisu nie miały. Jedynym oferentem został więc przedsiębiorca z Wyszkowa.

Centrum Obsługi Administracji Rządowej za dostawy paliw zapłaci mu prawie 2 miliony 100 tysięcy złotych. Orlenowi zapłaciłoby kilkanaście tysięcy mniej.

PKN Orlen odmawia komentarza w sprawie wpadki spółki Orlen Paliwa. Koncern zaznaczył, że dziś nie będzie komentarza. Nie jest więc wykluczone, że w kolejnych dniach wytłumaczenie otrzymamy.

Bez odpowiedzi pozostaje na razie pytanie, kto odpowiada za ten błąd, a także czy w spółce wszczęto jakieś postępowanie wewnętrzne, czy może zawiadomiono także prokuraturę.


Uzasadnienie odrzucenia oferty Orlen Paliwa str. 1
/
Uzasadnienie odrzucenia oferty Orlen Paliwa str. 2
/

(adap)
Krzysztof Zasada

...

Znowu stadniny. To jest mocny punkt ,,dobrej zmiany". ,,Fachowcy" na stanowiskach. TVP swieci im przykladem matolstwa u wladzy.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 23:41, 31 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Patryk Jaki o Mirosławie Kochalskim: Nie powinien być dłużej wiceszefem Orlenu
Patryk Jaki o Mirosławie Kochalskim: Nie powinien być dłużej wiceszefem Orlenu

Dzisiaj, 31 października (19:11)

Mirosław Kochalski - obecny wiceszef PKN Orlen, były komisarz Warszawy z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, który w 2006 roku wydał decyzję o zwrocie kamienicy przy Nabielaka 9 - nie powinien dłużej pełnić funkcji w państwowej spółce - tak uważa wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki po wtorkowej rozprawie komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji. Właśnie przy ul. Nabielaka 9 mieszkała Jolanta Brzeska, znana działaczka lokatorka, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach w 2011 roku. I właśnie ten adres stał się symbolem afery reprywatyzacyjnej w Warszawie.

...

Coz mozna powiedziec... Symbolem zbroddniczej i MORDERCZEJ BANDYCKIEJ REPRYWATYZACJI PO JEST DECYZJA PISOWCA!! I to nie zadna pomylka bo koles jest SUTO WYNAGRODZONY DZIS! SPASIONY WIEPRZYK! Prawda wychodzi na jaw. Widzimy jakie łajno doszlo do koryta z PiSem.

Az sie przypominaja slowa aniola:

Nie sądźcie take, e wielu z tych, którzy płakali nad grobami zamordowanych, czyniło to szczerze. Nie dajcie się zwieść diabłu, który jest przebiegły. Jeszcze nie ugaszono pożaru, a ju była gotowa lista tych, którzy mają objąć stanowiska po umarłych.

...

Jeszcze samolot płonął a prezes juz mial liste stanowisk tak to on przezyl ,,tragedie". Wprawdzie aniol mowi tajemniczo ale kto robil liste stanowisk w PiSie? Tusk? Zreszta akurat Tusk gdyby szybko mianowal generalow na miejsce zabitych to nie hanba tylko OBOWIAZEK! Nie mozna miec pretensji ze szybko mianuja w panstwie zastepcow. Natomiast w partii nie ma zadnego pospiechu.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 19:25, 19 Paź 2017    Temat postu:

Stadnina w Janowie Podlaskim sprzedaje konie z wolnej ręki. Nie ujawnia jednak kwot

Dzisiaj, 19 października (14:43)

Po słabych wynikach tegorocznej aukcji Pride of Poland stadnina w Janowie Podlaskim sprzedaje konie z wolnej ręki. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że stadnina nie chce ujawnić kwot, za jakie sprzedała klacze.
Zdj. ilustracyjne
/Wojciech Jargiło /PAP


Prezes stadniny w Janowie Podlaskim Sławomir Pietrzak potwierdził w rozmowie z RMF FM, że kilka klaczy, które nie sprzedały się podczas Pride of Poland, trafiły do klientów drogą bezprzetargową i bez licytacji. Nie chce jednak ujawnić sum, jakie padły, zasłaniając się tajemnicą kontraktu, którego ujawnienie skutkowałoby dla stadniny karami finansowymi.

Jesteśmy spółką - podkreśla Pietrzak. Jak zapewnia, ceny otrzymywane za klacze były wyższe, niż oferowane w sierpniu. Klienci najwyraźniej zrozumieli, że nie da się kupić koni taniej, przemyśleli i teraz zgłaszają się do stadniny - dodaje prezes Pietrzak.

Poważne zastrzeżenia ma jednak Alina Sobieszek z branżowego pisma "The Arabian Magazine". Nie wiadomo kto, za ile, to wszystko nie jest transparentne. Stadnina chociażby w Michałowie ogłasza przetargi i podaje wyniki do publicznej wiadomości. Janów jest tajemnicą - mówi.

Konie muszą być sprzedawane. <amy w stadzie 470 sztuk, musimy sprzedać co roku około 80 - mówi prezes stadniny w Janowie Podlaskim. Są klienci, składają dobre oferty, więc z nich korzystamy. Sęk w tym, że nikt nie jest w stanie tego zweryfikować, skoro ceny są tajemnicą - odpowiada Alina Sobieszek.

Sprzedaż nie była przez lata niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt, że zaraz po Pride of Poland mówiono, że w sumie mała liczba sprzedanych koni cieszy się popularnością, gdyż najlepszy materiał genetyczny zostanie w Polsce.
Prokuratura miała umarzać, a przedłużyła śledztwo

Prokuratura prowadziła śledztwo ws. domniemanych nieprawidłowości finansowych z czasów poprzedniego prezesa stadniny w Janowie Podlaskim Marka Treli. Po decyzji PK, śledztwo którego umorzenie zapowiadał rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie, zostało przedłużone do lutego, i to mimo opinii biegłych kosztującej ponad 100 tysięcy złotych, która nie wykazała żadnych nieprawidłowości.

Śledczy tym razem skupiają się na wątku, czy Dni Konia Arabskiego i aukcję mogła prowadzić jakaś inna firma, a nie Polturf. Będą sprawdzali, dlaczego akurat skorzystano z usług Polturfu i czy były dostępne na rynku inne przedsiębiorstwa.

(az)
Krzysztof Kot

...

Wyprzedaz masy upadlosciowej.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 15:18, 19 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kampania "Sprawiedliwe Sądy" kosztowała ponad 8 mln złotych
Kampania "Sprawiedliwe Sądy" kosztowała ponad 8 mln złotych

Dzisiaj, 19 października (12:45)

Kontrowersyjna kampania billboardowa i telewizyjna "Sprawiedliwe sądy" ostatecznie kosztowała nieco ponad 8 milionów złotych - ustalił reporter RMF FM. To w ramach tej kampanii, realizowanej na zlecenie rządu - za pieniądze od państwowych spółek - Polska Fundacja Narodowa informowała o łamaniu prawa przez sędziów.
Billboard z kampanii
/Archiwum RMF FM


Pierwotnie fundacja planowała wydać na kampanię 19 milionów złotych. Ostatecznie wyszło mniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jak mówią władze fundacji, o tej kampanii tak głośno było w mediach, że można było ograniczyć emisję samych reklam. Po drugie na razie fundacja zrezygnowała z zapowiadanej kampanii poza granicami Polski. Ale do niej wróci - mówił w rozmowie z RMF FM z Robertem Mazurkiem wicepremier Piotr Gliński.

Warto dodać, że z tych 8 milionów wydanych na kampanię 240 tysięcy złotych trafiło do spółki Solvere - należącej do byłych specjalistów od wizerunku Prawa i Sprawiedliwości. Potwierdził to prezes Fundacji Narodowej Cezary Jurkiewicz.

Przypomnijmy, że Polska Fundacja Narodowa została powołana na początku rządów Prawa i Sprawiedliwości, pod patronatem premier Beaty Szydło i ówczesnego ministra skarbu państwa Dawida Jackiewicza. W założeniu ma promować Polskę za granicą i dbać o wizerunek kraju. Fundatorami tej instytucji są największe spółki Skarbu Państwa.
Świrski: "Sprawiedliwe sądy”? Fajna domena. Można też mówić o „sprawiedliwych sadach”
/RMF FM

(m)
Krzysztof Berenda

...

Co to za minimalizowanie? Z 19 mln do 8 spadlo? Gdzie 11?
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 15:53, 11 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Koniec kampanii billboardowej "Sprawiedliwe Sądy"
Koniec kampanii billboardowej "Sprawiedliwe Sądy"

1 godz. 33 minuty temu

Kontrowersyjna kampania billboardowa "Sprawiedliwe Sądy" jest już zakończona - przyznaje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM prezes Polskiej Fundacji Narodowej Cezary Jurkiewicz. To w tej kampanii, realizowanej na zlecenie rządu, za pieniądze z państwowych spółek, pojawiały się informacje o łamaniu prawa przez sędziów.
Billboardy będące częścią kampanii
/Marek Wiosło /RMF FM


Kampania została zakończona, bo jak mówi prezes Jurkiewicz, okazała się sukcesem. Po drugie fundacja ma już gotowe inne projekty - znacznie mniej kontrowersyjne.

Dziennikarz RMF FM pytał szefa Fundacji Narodowej o wątpliwości dotyczące tego, czy kampania była zgodna ze statutem i prawem. Nie dotykajmy tych tematów, poza tym ja mam szczególnie trudną rolę, bo działam w samorządzie, wiec nie łączmy tych rzeczywistości - stwierdził Cezary Jurkiewicz.

(mpw)
Krzysztof Berenda

...

,,Fajnie" sie kradnie publiczna kase. To jest gorzej niz kradziez prywatna bo wlsciciel pilnuje swojego i trudniej ukrasc. Natomiast pieniedzy publicznych nikt nie pilnuje i dlatego tylu ,,odwaznych". Ale i kary beda wieksze. Kampanie info to moze robic np. minister Radziwil pt. Zobacz ktore szpitale dyzuruja u ciebie. Ale to tez musi byc uczciwy przetarg i rozsadne srodki nie pozerajace budzetu zdrowia. A nie sedziowie to zlodzieje i pedofile. To jest mowa nienawisci. Tym bardziej u partii ktora widzimy jak lepi sie do publicznej kasy juz od roku 1990.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 9:14, 10 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Marek Grzelaczyk odwołany ze stanowiska szefa RN Grupy Azoty. Wcześniej postawiono mu zarzuty
Marek Grzelaczyk odwołany ze stanowiska szefa RN Grupy Azoty. Wcześniej postawiono mu zarzuty

Wczoraj, 9 października (22:49)

Skarb Państwa odwołał w poniedziałek Marka Grzelaczyka ze składu rady nadzorczej Grupy Azoty - podała spółka w komunikacie. Grzelaczyk pełnił funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej. Rano Centralne Biuro Antykorupcyjne poinformowało o sześciu osobach, które usłyszały zarzuty korupcyjne i zostały aresztowane w sprawie dostaw dla Grupy Azoty. Wśród aresztowanych był właśnie Grzelaczyk.
zdjęcie ilustracyjne
/CBA


Grzelaczyk został powołany w skład rady nadzorczej Grupy Azoty w lipcu 2016 roku. W grudniu tego samego roku został przewodniczącym Rady Nadzorczej.

Jak poinformował dziś rano Piotr Kaczorek z wydziału komunikacji społecznej CBA, zatrzymań sześciu osób dokonali agenci lubelskiej delegatury Biura. Sprawa dotyczy żądania 40 mln zł łapówki i powoływania się na wpływy w największych spółkach Skarbu Państwa.

Wśród zatrzymanych, oprócz Grzelaczyka, są także: pracownik Grupy Lotos Aleksander I., prezes warszawskiej spółki z branży energetycznej Andrzej M. oraz troje innych podejrzanych pomagających w stworzeniu korupcyjnego układu. Do zatrzymań CBA doszło na terenie województw lubelskiego, kujawskiego, pomorskiego i mazowieckiego. Biuro przeszukało też biuro Aleksandra I. w gdańskim Lotosie.

(adap)

...

40 mln lapowki? Ciekawe czy to walka o koryto wsrod kaczystow? Tez nie nakezy wierzyc ze koniecznie wzial. Moga pod nim ryć.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 12:32, 29 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Ekonomia
Rząd przywraca wyższe ulgi dla twórców
Rząd przywraca wyższe ulgi dla twórców

Dzisiaj, 29 września (10:06)

Ministrowie finansów i kultury, Mateusz Morawiecki i Piotr Gliński ogłosili w Sejmie, że dwukrotnie zwiększą limit, od którego można odliczać 50-procentowe koszty uzysku.
Wicepremier, minister kultury Piotr Gliński oraz wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki
/Bartłomiej Zborowski /PAP

Limit dla twórców, od którego będzie można liczyć 50-proc. koszty uzysku, zostanie dwukrotnie zwiększony - poinformował minister kultury Piotr Gliński.

Jest zgoda Ministerstwa Finansów, żeby dwukrotne zwiększyć limit, od którego można liczyć 50-proc. koszty uzysku, co dla wszystkich środowisk twórców, artystów, dziennikarzy, naukowców, myślę, że jest dobrą wiadomością - powiedział Gliński.

Dodał, że limit zostanie zwiększony z ok. 80 tys. zł do ok. 160 tys. zł. I do takiej sumy będzie można odliczać te koszty 50 proc. - dodał.

Wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki powiedział, że podniesienie limitu ulgi dla twórców to dla budżetu koszt ok. 200 mln zł.

...

Znakomity pokaz podlosci kaczyzmu. Przywracaja stare patologie ktore na szczescie udalo sie zlikwidowac. ,,Dziennikarze" czyli ich propagandysci.

POMOC DLA GLODUJACYCH ARTYSTOW? Z DOCHODAMI 160 TYS!!!! 13 TYS MIESIECZNIE!!!

KARA WAS NIE MINIE SMIERDZACE GNOJKI!

Kolejne zlodziejstwo i proba przekupienua celebrytow. Oni i tak zakladaja firmy i wliczaja koszty w te firmy. Akurat na prawnikow ich stac! To jest po prostu korupcja!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 7:23, 22 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Królikowski: Myślę, że jest prawdopodobne, że prokurator generalny idzie na wojnę z prezydentem
Królikowski: Myślę, że jest prawdopodobne, że prokurator generalny idzie na wojnę z prezydentem

Dzisiaj, 22 września (08:02)
Aktualizacja: 1 godz. 56 minut temu

"Przygotowałem swoją żonę i dzieci na to, że mogę być zatrzymany, a swoich współpracowników w kancelarii, że może wejść CBŚP i zajmować akta klient" - mówi w Porannej rozmowie w RMF FM prof. Michał Królikowski. Jak ustalili nasi reporterzy, prof. Królikowski - bliski współpracownik prezydenta - znalazł się na celowniku prokuratury w śledztwie dotyczącym wyłudzeń podatku VAT. "Jestem przekonany, że to nie ja jestem celem tej całej sprawy. Myślę, że jestem pionkiem, to że pionka można przewrócić, to jest jasne. Natomiast celem tego całego zabiegu jest - według mojej oceny - pan prezydent" - twierdzi prof. Królikowski. "Cały ten zabieg służy temu, żeby zdyskredytować autorytet pana prezydenta i jakość przygotowywanych przez niego ustaw” - uważa gość Roberta Mazurka. "Bezwzględnie nie chodzi o mnie. Wyobrażam sobie, że w poniedziałek, kiedy pan prezydenta przedstawi na konferencji przygotowane przez siebie ustawy, podstawowe pytania będą takie, dlaczego korzysta z usług przestępcy, żeby napisać ustawę o sądach" - mówi. "Jeszcze półtora miesiąca temu minister sprawiedliwości - prokurator generalny - zwrócił się do mnie z prośbą, żebym napisał dla niego opinię prawną w związku z nowelizacją ustawy. Celem tej całej akcji jest prezydent, celem tej akcji jest to, żeby zdyskredytować go jako osobę, która przedstawi wiarygodną reformę wymiaru sprawiedliwości" - podkreśla gość Roberta Mazurka. "Myślę, że jest bardzo prawdopodobne, że prokurator generalny idzie na wojnę z prezydentem" - mówi prof. Królikowski.
Królikowski: Myślę, że jest prawdopodobne, że prokurator generalny idzie na wojnę z prezydentem
/Karolina Bereza, RMF FM
POSŁUCHAJ ROZMOWY ROBERTA MAZURKA Z MICHAŁEM KRÓLIKOWSKIM

Robert Mazurek, RMF FM: Mieliśmy rozmawiać o sądach, tymczasem przyjdzie nam rozmawiać o panu.

Michał Królikowski: Jest to dla mnie zaskoczenie.

Jest to dla pana zaskoczenie, ale chyba nie aż tak wielkie, bo od jakiegoś czasu sprawa się toczy. Zacznijmy od takiego pytania: czy pan się boi zatrzymania?

Przygotowałem swoją żonę i dzieci na to, że mogę być zatrzymany, a swoich pracowników w kancelarii, że może wejść CBŚP i zajmować akta klientów.
"Przygotowałem swoją żonę i dzieci na to, że mogę być zatrzymany"
/Karolina Bereza, RMF FM

Dzisiaj pan wyszedł z domu przed 6?

O 06:05. Dałem szansę.

Nie pojawili się, bo może będą czekać pod studiem. Ale bez żartów. O co chodzi? Pan jest celem tej sprawy?

Jestem przekonany, że nie ja jestem celem tej całej sprawy. Myślę, że jestem pionkiem. To, że pionka można przewrócić, to jest jasne. Celem tego całego zabiegu według mojej oceny jest pan prezydent.

Prokuratura, uderzając w pana, chce tak naprawdę uderzyć w prezydenta?

Uważam, że cały ten zabieg służby temu, żeby zdyskredytować pana prezydenta i jakość przygotowywanych przez niego ustaw.

Powiedzmy jeszcze raz po kolei, o co w tym wszystkim chodziło. Tak naprawdę prokurator nie postawił jeszcze panu zarzutom, ale ma do pana pretensje. W tle jest pranie brudnych pieniędzy, pomoc w oszustwie... O co może być pan oskarżony?

Ukrywanie środków finansowych, czyli pieniędzy, pochodzących z przestępstwa.

Pan ukrywa pieniądze z przestępstwa?

Nie ukrywam tych pieniędzy, wręcz informuję wraz z klientem, gdzie te pieniądze są.

To jak to było, o co w tym wszystkim chodzi? Od kiedy w ogóle ta cała sprawa się toczy?

Myślę, że od dwóch lat, natomiast ja wiem o tej sprawie od lutego 2017 roku.

Od lutego tego roku?

Od lutego tego roku.

Pan jest pełnomocnikiem klienta w tej sprawie.

Jestem pełnomocnikiem klienta w tej sprawie i bronię go zajadle tak, żeby jego pozycja była jak najlepsza.

A kiedy prokurator dowiaduje się o tych pieniądzach?

Dowiaduje się w momencie, w którym ja dowiaduję się od swojego klienta, że te pieniądze mogą pochodzić z przestępstwa.

Mówimy "te pieniądze", ale wytłumaczmy: klient przychodzi do pana w lutym, jak rozumiem, i przynosi panu milion złotych. I nie jest to wynagrodzenie, ani prezent.

Klient jest przestraszony, że może być aresztowany. Z aresztem można wyjść za poręczeniem majątkowym, w związku z tym deponuje u mnie środki. To jest legalny depozyt adwokacki...

To jest normalna procedura czy jakaś nadzwyczajna?

Normalna procedura, przewidziana w regulaminie wykonywania zawodu adwokata. Deponuję środki na cele postępowania przygotowawczego, ja je przechowuję, ale jestem jak bank. Muszę te pieniądze wydać na każde jego żądanie.

Czyli tak naprawdę pan nie może sobie tych pieniędzy przelać na dowolne konto, tylko na jego żądanie może pan te pieniądze przelać. A nawet nie tyle może, tylko musi, dobrze to rozumiem?

Muszę, a co więcej, muszę te pieniądze ulokować na specjalnym koncie, na którym nie ma moich pieniędzy.

Jeszcze raz: przychodzi do pana klient z tymi pieniędzmi. Pan się dowiaduje, że te pieniądze pochodzą z przestępstwa, tak?

Tak jest. Nie mogę obciążyć mojego klienta, nie mogę na niego donosić, nie mogę go zdradzić. W związku z tym, jedyne co mogę mu zaproponować, chcąc polepszyć jego sytuację, to ujawnienie prokuraturze, że te pieniądze są.

Pan razem z nim idzie do prokuratora?

Informujemy CBŚP o tym, jeśli dobrze pamiętam, 5 lipca.

Czyli tak. W lutym przychodzi do pana klient, w lipcu pan razem ze swoim klientem idzie do CBŚP, do prokuratury i mówi: 'halo, my mamy pieniądze, które mogą być z przestępstwa', tak?

Tak i mogą być zajęte przez prokuraturę, jako korzyść po popełnieniu przestępstwa.

No to gdzie tu jest ta sprawa? Dlaczego my się teraz o tym dowiadujemy i gorączkujemy tym dzisiaj?

Dzień później prokurator żąda ode mnie przekazania dowodów, które będą obciążać mojego klienta.

A, i o to chodzi. Rozumiem, że prokurator ma do pana pretensje, że pan co? Że pan tych...

... że ja nie ujawniam, nie pokazałem, nie dałem mu numeru rachunku, na którym te pieniądze są, tylko powiedziałem, że posiadam profesjonalny depozyt.

Bo pan się zasłaniał tajemnicą adwokacką.

Nie mam prawa zdradzić mojego klienta. Z tajemnicy adwokackiej może zwolnić mnie tylko sąd, z tajemnicy obrończej - nikt.

Czyli, żebyśmy to jakoś podsumowali: pan przychodzi z klientem do prokuratury, mówiąc, że ma pieniądze, które mogą pochodzić z przestępstwa, ale nie godzi się na złamanie tajemnicy adwokackiej i o to ma do pana pretensje prokurator.

Tak, ale ponieważ prokurator mówi: te pieniądze będą zajmowane, ja mu mówię: te pieniądze są zamrożone.

To zostawmy teraz sprawę tych pieniędzy. Dlaczego pan uważa, że to jest polityczne, bo wygląda to, jak normalna sprawa, której pewnie wielu adwokatów miało podobne historie.

Adwokaci są kością niezgody i też dużym problemem dla prokuratury.

No to dlaczego pan uważa, że ta sprawa jest jakaś nadzwyczajna, że jest polityczna?

Pamięta pan, 4 września, jeśli dobrze pamiętam, po raz pierwszy rozmawialiśmy o ustawach, które przygotowuje pan prezydent.

Ja robiłem tego dnia z panem wywiad.

Tak jest.

To był poniedziałek.

To było kilka dni temu po tym jak pojawiła się informacja, że biorę w tym udział. Tego samego dnia, czyli 4 września kontaktuje się ze mną CBŚP mówiąc, że chce ponownie przesłuchać mojego klienta w sprawie depozytu, oraz że prokurator wydał także dyspozycję, żeby mnie przesłuchać w zakresie, w którym jestem związany tajemnicą zawodową - co ważne, nie występuje do sądu o to, by mnie z niej zwolnić.

Zaraz. 4 września, czyli kilka dni po tym, jak pojawi się informacja, że pan pracuje dla prezydenta, interesuje się panem prokurator, tak?

Tak jest.

No dobrze, a co dalej?

Dalej jest przesłuchany mój klient. W środę, w zeszłym tygodniu, potem musi być sporządzona jakaś specjalna notatka po tym przesłuchaniu na potrzeby Prokuratury Krajowej i dwa dni później pojawia się u mnie dziennikarz "Newsweeka", który dysponuje dokumentem, czy kopią dokumentu wyglądającego jak część dokumentu z aktu postępowania przygotowawczego.

Jakaś nadzwyczajna koincydencja wydarzeń.

Bardzo.

Akurat wtedy, kiedy pan zaczyna opowiadać w mediach, że pisze prezydentowi ustawy interesuje się panem prokurator, a teraz, kiedy ma się pojawić ta gotowa ustawa, bo w poniedziałek ma ukazać się w "Newsweeku" artykuł.

Dokładnie tak. Zadaję dziennikarzowi pytanie, kiedy ma się ukazać artykuł. Otrzymuję informację, że w poniedziałek. Zadałem dziennikarzowi pytanie, czy ma świadomość, że te informacje, jeśli je uzyskał, a są to informacje wyglądające na wiedzę z wewnątrz śledztwa.

Z prokuratury po prostu.

Tak jest. Służą temu, żeby po pierwsze mnie zniszczyć, a po drugie zdyskredytować prezydenta. Dziennikarz mówi, że jedyne co go pociesza, to to, że jeżeli nie on, to ktoś inny to opisze.

Zostawmy teraz na moment dziennikarza, bo tak naprawdę mnie zastanawia jedno - właśnie ta nadzwyczajna koincydencja. No bo teraz widzimy tak, że pan od lutego współpracuje z prokuraturą - według pana słów...

Współpracuję od kwietnia. W lutym dowiaduję się o postępowaniu, współpracuję od kwietnia.

Czyli od pół roku w zasadzie. Od lipca - czyli od dwóch miesięcy - prokurator wie, że pan ma te pieniądze. Ale interesuje się tym dopiero na początku września, czyli wtedy, kiedy się wszyscy dowiadują, że pan pisze ustawy dla prezydenta, tak?

Właśnie tak. I wyobrażam sobie, że w poniedziałek, kiedy pan prezydent przedstawi przygotowane przez siebie ustawy, na konferencji podstawowe pytania będą takie, dlaczego zatrudnił - chociaż nie zatrudnił, bo robię wszystko społecznie i pro bono - ale dlaczego korzysta z usług przestępcy, żeby napisać ustawy o sądach.

Rozumiem, że pana zdaniem tak naprawdę nie chodzi o pana.

Bezwzględnie nie chodzi o mnie. Proszę zobaczyć, że jeszcze półtora miesiąca temu minister sprawiedliwości - prokurator generalny - zwrócił się do mnie z prośbą o to, żebym napisał dla niego opinię prawną w związku z nowelizacją ustawy.

Celem tej całej akcji jest prezydent?

Uważam, że celem tej całej akcji jest prezydent. Celem tej akcji jest to, żeby zdyskredytować go jako osobę, która przedstawi wiarygodną reformę wymiaru sprawiedliwości.

Pan chce naszym słuchaczom powiedzieć, że prokurator generalny idzie na wojnę z prezydentem?

Myślę, że jest bardzo prawdopodobne, że prokurator generalny idzie na wojnę z prezydentem.
"Myślę, że jest bardzo prawdopodobne, że prokurator generalny idzie na wojnę z prezydentem"
/Karolina Bereza, RMF FM
"Za chwilę może być konferencja prasowa, na której przedstawiciel ministerstwa będzie pokazywać gwóźdź do mojej trumny"
"Za chwilę może być konferencja prasowa, na której przedstawiciel ministerstwa będzie pokazywać gwóźdź do mojej trumny"
/Karolina Bereza, RMF FM

Wyobrażam sobie, że za chwilkę może powstać konferencja prasowa - także w odpowiedzi być może na naszą rozmowę - w której jeden z przedstawicieli jakiegoś ministerstwa będzie pokazywał gwóźdź do mojej trumny albo inny prokurator będzie pokazywał, jak wyglądają etapy śledztwa i dlaczego jestem przestępcą. Takie rzeczy już się zdarzały - mówił w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM prof. Michał Królikowski, współautor prezydenckich ustaw sądowych, który znalazł się na celowniku prokuratora w jednej ze spraw, które prowadzi jako adwokat. Dlaczego według niego urząd podległy Zbigniewowi Ziobrze działa w ten sposób? Wynikać to może tylko z jednego powodu, mianowicie pan prokurator generalny chciał mieć przemożny wpływ na Sąd Najwyższy, na te ustawy, które pozwalałyby mu palcem stworzyć skład kadrowy Sądu Najwyższego. Pan prezydent na to się nie zgodził. Emocje są rzeczą ludzką - uznał gość RMF FM. Doradca prezydenta o swojej sprawie powiadomił prezydenta. To była komunikacja SMS-owa. Prezydent w późniejszej rozmowie powiedział, żebym się nie przejmował tą sprawą, ponieważ tak naprawdę nie chodzi o mnie - stwierdził. Prof. Królikowski zaznaczył, że więcej na temat swoich kłopotów z prokuraturą się nie wypowie.
Prof. Królikowski: Za chwilę może być konferencja prasowa, na której przedstawiciel ministerstwa będzie pokazywać gwóźdź do mojej trumny
/Karolina Bereza, RMF FM
"Prezydent uznał, że to sprawa polityczna, że są źli ludzie, z którymi trzeba walczyć"
/Michał Dukaczewski, RMF FM

...

Kolejna szokujaca afera. Zapytali go od prezydenta czy by nie napisal projektu ustawy zgodzil sie. A tu NAGLE prokuratura robi zlecenie na niego. Puszcza przeciek do Newsweeka! Czyli Lisa? Jeszcze jest naczem czy nie? Bo nawet nie wiem. Widzicie ze media oni rozumieja wylacznie jako łom bo walenia po glowie ,,kogo trzeba". I akcja na niego. Rodzina w strachu.

Tak ma wygladac panstwo kaczyzmu terror strach. Organy panstwa sluza mafii na zlecenie, Kazdego to moze trafic. Nie cieszcie sie ze na poczatku trafia na jakichs oblesnych typow co zasluzyli. Bandytyzm jest bandytyzmem nawet jak wam sie wydaje ze jak jeden bandyta zlikwiduje drugiego to bedzie mniej bezprawial NIE BEDZIE! Wrecz przeciwnie.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 10:19, 21 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
​Wojtunik: Afera bilboardowa to czysty klientelizm
​Wojtunik: Afera bilboardowa to czysty klientelizm

Dzisiaj, 21 września (07:01)
Aktualizacja: Dzisiaj, 21 września (07:35)

Prokuratura z urzędu powinna zająć się sprawą finansowania przez Polską Fundację Narodową kampanii "Sprawiedliwe sądy" - tak twierdzi w rozmowie z RMF FM Paweł Wojtunik, były szef CBA, a obecnie unijny doradca premiera Mołdawii. Według Wojtunika, jest bardzo prawdopodobne, że to finansowanie łamie prawo.
Paweł Wojtunik
/Kamil Młodawski /RMF FM

Działania w tej sprawie, to czysty klientelizm - twierdzi Wojtunik. Chodzi o sytuację, gdy wpływowy decydent otacza opieką słabszy podmiot w zamian za polityczne poparcie. Jak dodaje - to jedna z form szeroko rozumianej korupcji. Wyjaśnienia wymaga samo powstanie fundacji, a także podejrzenie jej niegospodarności.

To swoisty haracz, jaki spółki Skarbu Państwa płacą na tego typu działalność, a drugie to odpowiedzialność władz fundacji za takie, a nie inne wykorzystanie środków - mówi.

Wojtunik twierdzi, że brak zdecydowanej reakcji prokuratury i służb świadczy o ich upolitycznieniu. Gdyż są zarządzane przez osoby, które są funkcjonariuszami partyjnymi. Nie wydaje mi się, aby gwarantowały obiektywizm i rzetelność w badaniu tej sprawy - dodaje.

Brak tej reakcji niepokoi, bo - jak dodał były szef CBA - podobne patologie mogą powtarzać się w przyszłości.

Kampania Polskiej Fundacji Narodowej "Sprawiedliwe sądy" ma w zamyśle jej autorów przybliżyć polskiej i zagranicznej opinii publicznej cele i szczegóły reformy wymiaru sprawiedliwości. Od początku budzi jednak kontrowersje. Rada Fundacji składa się z przedstawicieli spółek Skarbu Państwa, m.in. Orlen, Lotos, KGHM, Tauron, PZU, PKO BP. To właśnie rada przeznacza na działalność fundacji po niemal 100 milionów złotych. PFN korzysta także z usług spółki Solvere założonej przez byłych piarowców premier Beaty Szydło.

Wojtunik uważa, że ze spółki Solvere, która na zlecenie Polskiej Fundacji Narodowej realizuje kampanię "Sprawiedliwe sądy" chce się zrobić kozła ofiarnego. Według niego to pismo to swoista zasłona dymna. Oceniam te działania, jako działania pozorne i ta korespondencja jest bardziej farsą, niż realną korespondencją - mówi.

Istotą rzeczy - moim zdaniem - jest nie to, czy szeregowi pracownicy KPRM łamią ustawę antykorupcyjną, ale to w jaki sposób wydatkowano 19 milionów złotych i czy osoby, które za to odpowiadają poniosą odpowiedzialność karną - dodaje.

W sprawie PFN PO złożyła wniosek o jej zbadanie przez CBA. Z kolei Nowoczesna skierowała pismo do szefa PKW o kontrolę i sprawdzenie, czy nie dochodzi do złamania ustawy o partiach politycznych i finansowaniu partii przez Polską Fundację Narodowa.

(az)
Krzysztof Zasada

...

100% korupcja. Tylko prostakom z PiS sie zdaje ze sa tacy cwani ze zaloza ,,firmy" zamowia ,,kampanie" i przeleja kase ze spolek. I nie bedzie korupcji bo nikt koperty nie wreczyl... Imbecyle. Wspolczesnie mamy wiele rodzajow korupcji ZBADANYCH I OPISANYCH! Chocby kryptoreklama. Ktos wrzuci nazwe KONKRETNEGO produktu do programu rozrywkowego niby w ,,luznej rozmowie". JUZ TAKIE COS JEST KARANE! Co dopiero takie przewały.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 18:40, 14 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Terlecki zmienia narrację. Przyznał, że kampania PFN o sądach jest prowadzona "na zlecenie rządu"
Terlecki zmienia narrację. Przyznał, że kampania PFN o sądach jest prowadzona "na zlecenie rządu"

Dzisiaj, 14 września (14:57)

"To jest kampania, którą prowadzi Polska Fundacja Narodowa, oczywiście na zlecenie rządu" - przyznał wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, pytany w czasie konferencji prasowej o kontrowersyjną akcję billboardową "Sprawiedliwe sądy". To pierwsza taka wypowiedź polityka Prawa i Sprawiedliwości. Wcześniej przedstawiciele tej partii przekonywali, że rząd nie ma z kampanią Polskiej Fundacji Narodowej nic wspólnego.
Czarno-biały billboard będący elementem kampanii prowadzonej przez Polską Fundację Narodową
/Tomasz Wojtasik /PAP

Skąd ta zmiana? Jak zauważa dziennikarz RMF FM Patryk Michalski, wygląda na to, że kampania billboardowa - zamiast ułatwić wprowadzenie reform w sądownictwie - stała się dla PiS wizerunkowym obciążeniem, a politycy tej partii pogubili się w przekazie. Początkowo przekonywali, że rząd Beaty Szydło nie ma ze sprawą nic wspólnego - teraz jednak Ryszard Terlecki zmienił narrację.
KRS "stanowczo protestuje" przeciw sposobowi prowadzenia kampanii ws. sądów

Opozycyjne media, a także oszukiwane przez nią (opozycję) media zagraniczne, niektóre oczywiście, rozsiewają nieprawdziwe informacje na temat naszych intencji dotyczących reformy wymiaru sprawiedliwości. I to trzeba wyjaśnić i to właśnie rząd Prawa i Sprawiedliwości wyjaśnia w kampanii, którą prowadzi. Ona wcale nie jest bardziej kosztowna niż dziesiątki innych prowadzonych w różnych sprawach. To jest normalne działanie rządu - przekonywał szef klubu parlamentarnego PiS.

Dopytywany dalej przez dziennikarzy, czy jego słowa oznaczają, że kampania "Sprawiedliwe sądy" jest kampanią rządową, odparł: To jest kampania, którą prowadzi (Polska) Fundacja Narodowa oczywiście na zlecenie rządu.

W tym miejscu warto przypomnieć, że jeszcze dzisiaj rano, w Porannej rozmowie w RMF FM, wiceszef Polskiej Fundacji Narodowej przekonywał, że kampania "Sprawiedliwe sądy" ma przeciwstawiać się dezinformacji, ale nie w imieniu rządu PiS.

Nic nie wiem na ten temat, żebym się przeciwstawiał w imieniu PiS-u czy w imieniu rządu - mówił Robertowi Mazurkowi Maciej Świrski.

PRZECZYTAJ CAŁĄ ROZMOWĘ Roberta Mazurka z wiceszefem Polskiej Fundacji Narodowej Maciejem Świrskim! >>>>

(e)
Patryk Michalski

...

Przestepcy sie pogubili w swoich łajdactwach...

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group