Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 20:29, 16 Lis 2018    Temat postu:

Zmiany w modlitwie „Ojcze nasz”. „To prawdziwa rewolucja w Kościele”
Dodano: dzisiaj 06:2515 23415919
Papież Franciszek
Papież Franciszek / Źródło: Newspix.pl / ABACA
Włoska Konferencja Biskupia przyjęła zmiany w tekstach modlitw „Ojcze nasz” i „Chwała na wysokości Bogu”. Komentatorzy biblijni oceniają, że tego typu zmiana to prawdziwa rewolucja.

Według Nowego Testamentu Jezus przekazał modlitwę „Ojcze nasz” swoim uczniom. Zdaniem papieża Franciszka niektóre słowa użyte w modlitwie zostały błędnie przetłumaczone w językach: polskim, angielskim oraz włoskim. – Tamte tłumaczenia nie są dobre, ponieważ mówią o Bogu, który wywołuje pokusę – tłumaczył Ojciec Święty. Papież przyznał, że chodzi o słowa: „I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego”. W opinii Franciszka Bóg nie może wodzić na pokuszenie, ponieważ jest to rola szatana. Dlatego też Ojciec Święty zaproponował, aby ostatecznie we wszystkich językach modlono się słowami: „nie opuszczaj nas w pokusie”.
Zmiany zostały już zatwierdzone przez Włoską Konferencję Biskupią i wprowadzone do nowego wydania Mszału Rzymskiego, które musi zostać zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. Na wprowadzenie zmian zdecydowały się już niektóre konferencje episkopatu m.in. w Belgii oraz we Francji. – Francuzi argumentowali to w ten sposób, że przecież to ja upadam, ale nie dlatego, że Pan Bóg mnie kusi, abym upadł. Bóg tego nie robi, ona pomaga ci natychmiast wstać. To Szatan prowadzi na pokuszenie – tłumaczył papież Franciszek.
Komentatorzy biblijni zwrócili uwagę na fakt, iż tego typu zmiana to prawdziwa rewolucja, ponieważ słowa modlitwy „Ojcze Nasz” są znane niemal na całym świecie. To nie jedyna wprowadzona zmiana. W psalmie modlitewnym „Chwała na wysokości Bogu” zamiast „pokój ludziom dobrej woli” będziemy mówić „pokój ludziom umiłowanym przez Pana”. Jest to wersja bliższa biblijnemu oryginałowi z Ewangelii według św. Marka.

...

Jak jest w oryginale z tym wodzeniem?
A drugie to niedobre!
Pokoj ludziom dobrej woli jest znakomite.
Pokój ludziom umilowanym przez Pana sugeruje ze tylko swietym! To strach sie bac! Wiekszosc niech sie boi. A dobra wola nie wymaga swietosci! Lepsza jest ta wersja bo ze pokoj umilowanym przez Pana to oczywiste. A dobrej woli obejmuje np. pogan! Tak! Sa tam ludzie dobrej woli!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 11:37, 21 Paź 2018    Temat postu:

Czy można sprawować liturgię w domu, w piżamie i na fotelu? Wchodzimy w tajemnicę
Dorota Szumotalska | 17/10/2018
CO TO JEST LITURGIA
Shutterstock
Udostępnij 48
Jak uniknąć nudy i odkryć piękno liturgii mszy świętej? Co zrobić, kiedy jest ona celebrowana w sposób niedbały? Po co są przepisy liturgiczne? Do głębszego uczestnictwa w misterium wprowadza nas o. Mateusz Maria od Krzyża, karmelita bosy.

Dorota Szumotalska: Co to jest liturgia?

O. Mateusz Maria od Krzyża OCD*: Liturgia, patrząc na źródłosłów, jest to dzieło ludu. Ważne jednak, aby mieć świadomość tego, dla kogo ma być to dzieło. Dla Boga. Z jednej strony jest to dzieło człowieka skierowane ku Bogu, które ma na celu oddanie chwały Bogu, z drugiej strony sama liturgia jest dziełem Boga.


Czytaj także:
Zaskoczenie na Synodzie: młodzi proszą o lepszą liturgię w kościołach
Liturgia zazwyczaj kojarzy nam się z mszą świętą. A jednak liturgia eucharystyczna to nie wszystko.

Liturgią jest nie tylko msza święta. Chociaż jest ona określona przez Sobór Watykański II szczytem i źródłem życia duchowego. Wszystko wypływa z Eucharystii i zmierza do Eucharystii. Ale liturgią jest także każdy sakrament, a także brewiarz – Liturgia Godzin, oficjalna modlitwa Kościoła. Liturgią będą również różnego rodzaju nabożeństwa w Kościele, np. procesje, wystawienie Najświętszego Sakramentu, które mają swój określony ryt.

Warto pamiętać, że liturgia nie powinna nigdy być oddzielona od Kościoła. Łacińskie słowo ecclesia oznacza zwołanie ludu. Mamy gromadzić się na wspólnej modlitwie jak pierwsi Apostołowie z Maryją w Wieczerniku.

Nie zawsze jednak mamy możliwość odmawiania brewiarza we wspólnocie. Czy nadal jest to liturgia?

Tak, to też jest liturgia. Liturgią są sprawowane uroczyście godziny brewiarzowe w opactwie w Triors, gdzie misi korzystają z bogactwa chorału gregoriańskiego, tak samo jak brewiarz odmawiany o siódmej rano przez księdza siedzącego w piżamie na fotelu. Jedno i drugie jest dziełem ludu Bożego i dziełem Boga.

Każda liturgia jest uporządkowana według konkretnych reguł. Także msza święta jest obwarowana wieloma przepisami. Czy ich przestrzeganie naprawdę jest tak ważne?

Znamy starożytną zasadę Ojców Kościoła: Lex orandi, lex credendi, lex vivendi – Prawo modlitwy, prawem wiary, prawem życia. Jak się modlisz, tak wierzysz. Jak wierzysz, tak żyjesz. Modlitwa jest czynnością powtarzalną, a Kościół chce mieć pewność, że modlitwa nie jest skażona żadną herezją, żadnym błędem. Bo jeżeli człowiek będzie się w taki sposób modlił, to będzie tak wierzył, a wiara wpływa na konkretne życie.

Kościół po to troszczy się o to, żeby liturgia była poprawna, żeby nie było ryzyka, że ludzie zaczną źle wierzyć, a przez to źle żyć. I te wszystkie zasady nie są po to, aby pogwałcić naszą spontaniczność, tylko po to, żeby uchronić nas przed błędem.

Poza tym, jest też stara monastyczna zasada, która mówi, że człowiek wkorzenia się przez powtarzanie. Poprzez powtarzanie te wszystkie treści wchodzą w nas coraz głębiej, zaczynamy coraz mocniej w nie wierzyć, a to wychodzi w naszym życiu.

Trzymanie się reguł i rytu jest pewnym wyrazem miłości do Kościoła. Bo jestem posłuszny. Pewien starszy ojciec powtarzał mi – Czerwone czyń, czarne czytaj. Tam nie ma miejsca na samowolę. Jestem tylko szafarzem. Jestem kimś, kto w imieniu Kościoła ma dać ludziom czystą liturgię.

Ryt dla mnie jest czymś przepięknym, bo mnie chroni, bo mogę się za rytem schować. Mogę się skryć po to, żeby Kościół mógł się modlić. To wyraża także ubiór kapłana. Jest on tak otulony, tak ubrany, że wystaje tylko głowa i dłonie. Dwie rzeczy, które są potrzebne do tego, żeby odprawić liturgię. Żeby wziął chleb w swoje ręce, żeby przez usta wypowiedzieć słowa konsekracji.


Czytaj także:
Msza święta krok po kroku. Obrazowo i w skrócie tłumaczymy jej części
Dzięki powtarzalności wiemy, co będzie się działo na mszy świętej. Ale może ona sprawić, że łatwiej wpadniemy w rozproszenia i bezmyślnie przestoimy całą liturgię. Jak się tego ustrzec?

Żyjemy w czasach, gdzie mamy łatwy dostęp do wielu pomocy. Książki, czytania mszalne, a nawet oracje (modlitwy z mszy świętej) możemy przeczytać wcześniej. Mimo że każda msza jest ta sama, to nigdy nie jest taka sama. Jest pewien szkielet, który jest powtarzalny, ale czytania i oracje się zmieniają. Różnorodność tekstów wyczula nas na to, że jesteśmy uważniejsi na mszy świętej.

Ważne jest zrozumienie, czym jest msza święta. Jeżeli przeakcentujemy spotkanie wspólnoty Ludu Bożego, wtedy grozi nam nuda. Człowiek po jakimś czasie nudzi się sobą. To co mnie zachwyca w dziełach mistyków i całej tradycji Kościoła, to to, że Kościół nieustannie pokazywał, że w Eucharystii dokonuje się misterium śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Moment mszy świętej to jest moment Kalwarii. To jest moment, kiedy Chrystus umiera za nas i moment, kiedy też powstaje z martwych.

Nie ma potrzeby skupiania się na sobie. Bóg jest godzien chwały. W momencie, kiedy zaczynamy się skupiać na Bogu, na Jego dziele, na tym, co się realnie wydarza na mszy świętej, wtedy aspekt mojego „ja” jest drugorzędny. Największy egoista zakochany w samym sobie, prędzej czy później rozczaruje się samym sobą.

Problem ze skupieniem pojawia się także wtedy, kiedy msza święta odprawiana jest w pośpiechu lub niedbale. Jak sobie z tym radzić?

Pierwsza rzecz to odpowiedzialność. Dzisiaj mówi się o roli świeckich w Kościele i ja często uczę ludzi samoobrony przed księżmi. Wierni nie powinni bać się zwracać księdzu uwagę, prosić i wyrażać swoje pragnienia.

Pewnego razu usłyszałem: My mamy dość profanum w tym świecie, żeby jeszcze doświadczać profanum przy ołtarzu. Kiedy przychodzę do ołtarza, to chcę doświadczyć sacrum, bo jestem głodna tego sacrum.

Każdy pragnie tego piękna doświadczyć. Nie chodzi o osądzanie księży, ale chodzi o to, że jeśli jesteśmy wspólnotą Ludu Bożego, to mamy odpowiedzialność, żeby zwracać im uwagę.

Jesteśmy również zachęceni do tego, żeby pogłębiać naszą świadomość tego, czym jest liturgia, czym jest Eucharystia, w momencie, kiedy znajdę się w spartańskich warunkach liturgicznych, to nie stracę istoty, przeżyję w sobie to misterium.

W jaki sposób wierni mogą zaangażować się w liturgię?

Dobre jest zaangażowanie wiernych w liturgię. Trzeba mieć jednak świadomość, że każde zadanie w liturgii jest służebne. Dlatego mamy służbę liturgiczną. Sama nazwa wskazuje, że jest to służba ludowi Bożemu w przeżywaniu Dzieła Boga.

Jeżeli kapłan potrzebuje do pięknej liturgii kadzidła, krzyża, świec, to potrzebuje również konkretnych rąk, które wezmą, poniosą, przyniosą, usłużą. I robię to nie dlatego, żeby poradzić sobie z własną nudą, tylko robię to dlatego, że Bóg jest tego godzien. Robię to dla Boga samego. Oddam Bogu chwałę poprzez tworzenie pięknej liturgii.

*O. Mateusz Maria od Krzyża, karmelita bosy, patrolog, duszpasterz akademicki, opiekun duchowy Stowarzyszenia Laudem Gloriae, zaangażowany w Karmelitański Ośrodek Liturgii i Modlitwy. Śpiewa chorał. Prowadzi bloga (frmateuszocd.wordpress.com). Obecnie mieszka we Wrocławiu.

...

Liturgia oczywiscie jest po coś. Gdyby nie bylo potrzeby nalezalo by ja zlikwidowac. Skoro jest to ,,szybkosciowosc" jest absurdem bo wskazuje na to jakby byla przeszkoda.
I nie chodzi o dlugosc! 3 godzina to tez moze byc na szybkosc ratatatatata szybciej szybciej hop hop hop hop! Karabin maszynowy moze strzelac 3 godziny. A z drugiej strony 15 minut mozec byc pieknym czaserm w zyciu! Oczywiscie 15 minutowa Msza to jednak fizycznie nie da sie zrobic pieknie. I zgadzamy sie ze za krotka. A 3 godziny zdecydowanie za dluga! Takie rozmiary moga byc tylko wyjatkowe.
Zaterm wszystko musi byc ODPOWIEDNIE! Wlasciwe proporcje. Jakość. Duchowa psychiczna fizyczna jakosc. Bo czlowiek ma te wymiary na raz i dobro musi zaistniec w nich wszystkich. Z oczywiscie prymatem duszy.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 15:17, 07 Paź 2018    Temat postu:

Porady lektora, jak czytać podczas mszy świętej. Jak zastawiany jest u was ołtarz Słowa?
Błażej Kmieciak | 05/10/2018
LEKTOR W KOŚCIELE
Shutterstock
Udostępnij 32
Pamiętaj także, że swoim czytaniem możesz przyczynić się do przybliżenia człowieka do Boga. Jest to warte nieco większego trudu.


Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię


Czytanie? Też mi coś
Czy pamiętasz o czym była niedzielna Ewangelia? Zdanie to niejednokrotnie pada w trakcie np. kazań na rekolekcjach. Znajomy ksiądz opowiadał mi ostatnio, że w jednej ze wspólnot zaproponowano wręcz taki „trening” na zasadzie: Kto zapamiętał czytane przez księdza słowa w trakcie ostatniej, niedzielnej mszy.


Czytaj także:
Dlaczego warto być ministrantem? 5 życiowych nauk z 17-letniej służby przy ołtarzu
Kard. Konrad Krajewski w trakcie jednej z wizyt w Łodzi kapitalnie podsumował, jak ważna jest to „pamięć”. Stwierdził, że gdy czytamy Ewangelię, musimy jednocześnie zaakceptować, że Ewangelia czyta nas. Wnika w nas w sposób niezrozumiały, ale prawdziwy, bo to Słowo żyje.

Słuchając podobnych stwierdzeń, można jednak zapytać prowokacyjnie: A co z pierwszym i drugim czytaniem? Czy „Oto słowo Boże”, jest mniej istotne niż „Oto słowo Pańskie”?



Misja specjalna?
Kto w twojej parafii czyta w trakcie mszy świętej? Czy jest to kapłan, bo ministrancka frekwencja woła o miłosierdzie do nieba? A może jest to doświadczony mężczyzna z ludu, bądź jakaś kobieta zaangażowana we wspólnotę? Czy proboszcz zgadza się, by czytaniami dzielili się młodzi ministranci? A może jest inaczej, może dostęp do ołtarza słowa mają poza kapłanami tylko lektorzy?

Lektor to szczególna posługa, która jednak nie unika pewnych paradoksów. Po pierwsze dzisiaj w społeczeństwie szczęśliwie nie obserwujemy problemu analfabetyzmu. W dominującej większości spotykamy ludzi, którzy potrafią czytać. Cóż zatem jest wyjątkowego w posłudze mężczyzny, który czyta Słowo Boże?

Po drugie, zatem teoretycznie każdy może to robić? Prawda jest jednak zupełnie inna i doskonale pokazuje ją następujący cytat z jednego z dokumentów polskiego Episkopatu: „Eucharystia, którą Kościół celebruje, składa się jakby z dwóch części, mianowicie z Liturgii słowa i z Liturgii eucharystycznej (…) Albowiem we mszy świętej zostaje zastawiony zarówno stół Słowa jak i Chrystusowego Ciała, z którego wierni czerpią naukę i pokarm”. Czy pamiętasz zatem, jak zastawiany jest u was ołtarz Słowa?


Czytaj także:
Kard. Krajewski: Kiedy czytam Pismo Święte, ono czyta moje życie, a ja widzę więcej


Specjalne szkolenie
Od mojego lektorskiego kursu mijają w tym roku dwadzieścia dwa lata. W większości uczestniczyli w nim licealiści, dla których był to kolejny stopień w „ministranckiej karierze”. Doświadczenie to trwa we mnie po dziś dzień.

Już na początku powiedziano nam, że dykcji będzie uczyć nas pani Mirosława Marcheluk, znana z filmu „Seksmisja”, co wzbudziło w nas konsternację. Myli się jednak ten, kto twierdzi, że podobny kurs jest wyłącznie szkoleniem z dykcji. Można pięknie przeczytać Hymn o Miłości św. Pawła, jednocześnie nie przekazując nic.

Kurs lektorski musi być dialogiem między kształtowaniem umiejętności czytania, wiedzą biblijno-liturgiczną i spotkaniem z Bogiem. Można powiedzieć, że to są slogany i tak krytykowane dzisiaj kościółkowe gadanie. A jeśli tak nie jest?



Ołtarz Słowa
Byłem ostatnio na pewnym ślubie. Para młoda (o poważnym peselu) złożyła przysięgę małżeńską po pewnym czasie trwania w związku niesakramentalnym. Odbyli niełatwą, ale bardzo świadomą drogę. Przez szereg lat wspólnego trwania regularnie razem chodzili na Eucharystię od lat nie mogąc przystąpić do Komunii świętej.

Kiedyś w trakcie jednej z rozmów pytali, jak zatem mają uczestniczyć we mszy, czym mają się karmić. Głęboko w to wierząc, powiedziałem im, że dla nich najważniejszym pokarmem ma być właśnie Słowo Boże czytane w trakcie Eucharystii.

Później trafiłem na słowa Jana Pawła II, który w Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio pisze wprost, że właśnie słuchanie Słowa Bożego winno być szczególnym elementem udziału w życiu Kościoła osób w powtórnych związkach. To właśnie dlatego w trakcie Eucharystii – parafrazując piosenkę Jerzego Stuhra – „czytać nie każdy może”.

...

To jest sztuka. Szczegolnie to widac gdy ktos duka bezmyslnie... Trzeba go zmienic.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 23:01, 15 Sie 2018    Temat postu:

Zbieranie „na tacę” podczas mszy ma ciekawe znaczenie liturgiczne. Warto je znać
Obraz Ks. Michał Lubowicki | 29/07/2018
Udostępnij
Zbieranie „na tacę” jest czymś więcej niż tylko zwykłą „zrzutką” na utrzymanie świątyni. Od samego początku istnienia Kościoła stanowi ważną część sprawowanej przez niego liturgii.
Dzielenie się z potrzebującymi
Bardzo długo – jako lektor, potem kleryk, a wreszcie ksiądz – nie lubiłem zbierania na tacę. Uważałem to za dość krępujące zajęcie. Coś w stylu – jak mówił ksiądz Jan Kaczkowski – „ekskluzywnego żebractwa”. Dopiero z czasem dotarło do mnie, że ta słynna „taca” stanowi ważny element liturgii. I to od najdawniejszych czasów.
Czytaj także: Czy po mszy świętej przy wyjściu trzeba robić znak krzyża wodą święconą?
Już na samym początku Dzieje Apostolskie mówią wyraźnie o głębokim poczuciu wzajemnej współodpowiedzialności wiernych za Kościół i siebie nawzajem:
Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca (Dz 2,42-45).
Co prawda z powyższego tekstu nie wynika jednoznacznie, że składanie darów odbywało się wprost w trakcie liturgii, ale kontekst eucharystyczny jest bardzo wyraźny – aż dwukrotnie Łukasz wspomina tu
łamanie chleba.
Za czasów świętego Justyna (+165) zbiórka darów jest już stałym elementem mszy świętej. Justyn w swojej Apologii tak opisuje jej przebieg i cel:
Kogo stać na to, a ma dobrą wolę, ofiarowuje datki, jakie chce i może, po czym całą zbiórkę składa się na ręce przełożonego. Ten roztacza opiekę nad sierotami, wdowami, chorymi lub też z innego powodu cierpiącymi niedostatek, a także nad więźniami oraz obcymi goszczącymi w gminie; jednym słowem spieszy z pomocą wszystkim potrzebującym.
Taca: stały element liturgii
Kolejne świadectwa znajdujemy u Tertuliana i świętego Cypriana (II/III wiek). Obaj znają zbiórkę darów jako stały element liturgii związany z przygotowaniem darów chleba i wina, które za chwilę mają stać się Ciałem i Krwią Chrystusa. Wraz z chlebem i winem do ołtarza przynosi się wszystkie inne dary.
Czytaj także: Gdzie i kiedy klękać w kościele? Na jedno czy dwa kolana? A może wystarczy skłon?
W ten sposób Kościół (wspólnota wierzących) włącza się w eucharystyczne dzieło samego Pana . On w Eucharystii ofiarowuje się Ojcu i nam, a my w tę Jego ofiarę włączamy samych siebie – owoce naszej pracy, trudu, codziennego życia. I tak jak ofiara Jezusa przychodzi nam z pomocą, tak my pomagamy w ten sposób braciom i siostrom.
Początkowo składano dary w formie przedmiotów i pożywienia oraz pieniędzy. Zdarzało się nieraz, że jako dar przynoszono również akty własności domów lub ziemi. Zawsze były to dary „na potrzeby Kościoła”, a więc wspólnoty. Głównie przeznaczano je na działalność charytatywną – pomoc ubogim, chorym, opuszczonym.
Z czasem – wraz z rozrostem wspólnot chrześcijańskich (zwłaszcza po edykcie tolerancyjnym Konstantyna z 313 roku) i powstawaniem miejsc kultu, o które należało zadbać (wcześniej chrześcijanie spotykali się na Eucharystię głównie w domach) – zaczęto składane ofiary przeznaczać także na potrzeby kultu czy działalność misyjną, tudzież na utrzymanie duchownych.
Zaczęły też przeważać dary w postaci pieniędzy jako wygodniejsze do dysponowania nimi w dużych wspólnotach. Jednak zwyczaj przynoszenia w procesji przedmiotów, jedzenia i innych rzeczy utrzymywał się jeszcze co najmniej do XI wieku.
Mój dar staje się częścią Paschy Jezusa
Znane nam dzisiaj „zbieranie na tacę” ma więc bardzo długą tradycję. Od samego niemal początku było czynnością stricte liturgiczną i miało swój głęboki duchowy sens. Wraz z darami eucharystycznymi składam swój materialny dar, na który musiałem zapracować poprzez codzienny trud .
W ten sposób moje zwykłe, codzienne życie staje się częścią Paschy Jezusa. Tego dotyczy wezwanie:
Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący oraz prośba zawarta w modlitwie eucharystycznej: Niech On nas uczyni wiecznym darem dla ciebie. Warto o tym pamiętać, gdy następnym razem będziemy wyciągać z portfela ofiarę „na tacę”.

...

Dajesz a zatem nie skorzystasz. To jest dawanie ludziom szansy na pokute. I zaslugi. Kościół ktory bylby zaradny i zarobil co jest mozliwe pozbawilby ich zaslugi. Trzeba umiec brac. Paradoks. Oczywiscie ateisci w swoim zaslepieniu zlosliwie stwierdza - to czarni powinni bidakow okrasc zeby zmarli z glodu. TO BEDA MIELI ZASLUGI! HEHE jacy to my cfani do zażylim kler. Nie. To sie oplaca. Bo wtedy kler idzie do piekla a paru biednych do nieba. To nie na wasz rozum. To musi byc dobrowolna ofiara WEDLUG MOZLIWOSCI! ZEBY NIE ZASZKODZIC! DLATEGO CO ŁASKA! To jest madrosc.
Tak samo wy nie jestescie samowystarczalni ABY LUDZIE WAM MOGLI POMOC! To wszystko jest madre.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 9:50, 05 Sie 2018    Temat postu:

Na mszy nie wolno trzymać się za ręce. A to nie wszystko. Parafia publikuje kodeks zachowań
Redakcja | 02/08/2018
Udostępnij
Na stronie parafii św. Stanisława BM w Dobrzechowie (diecezja rzeszowska) została opublikowana instrukcja zachowań pożądanych i niedozwolonych podczas mszy świętej.
owiedzmy sobie szczerze: niejednokrotnie zachowanie wiernych w kościele pozostawia wiele do życzenia i pewnie każdego z nas kiedyś wyprowadziła z równowagi głośno gadająca sąsiadka z ławki (jak się w takich warunkach skupić na modlitwie?) czy świdrujący dźwięk komórki, który jakoś szczególnie lubi się „rozedrzeć” właśnie wtedy, kiedy – w zupełnej ciszy – ksiądz podnosi i ukazuje konsekrowane ciało Pana Jezusa.
Można założyć, że to z tych „przyziemnych” powodów księża z parafii w Dobrzechowie zdecydowali się na przygotowanie i opublikowanie na stronie internetowej instrukcji pt. „Podstawowe zachowania podczas Mszy św.”. Dyskutowaliśmy w redakcji na jej temat sporo, z niektórymi punktami się zgadzamy, z niektórymi nie, ale najbardziej jesteśmy ciekawi Waszego zdania . Dlatego najpierw przeczytajcie tekst instrukcji, a potem koniecznie weźcie udział w naszej sondzie (znajdziecie ją pod tekstem instrukcji).
Podstawowe zachowania podczas Mszy św.*
Pierwsza rzecz, musimy pamiętać o innych. Nie przeszkadzamy im w żaden sposób, nie rozpraszajmy ich. Nie możemy innych, oczywiście, gorszyć. Po pierwsze, nie rozmawiajmy w kościele nie tylko podczas trwania Mszy św., ale również przed jej rozpoczęciem i bezpośrednio po jej zakończeniu. Dom Boży nie jestem miejscem na pogaduszki. Tutaj rozmawiamy przede wszystkim z Bogiem. To tutaj Bóg do nas mówi i tutaj nas wysłuchuje. Nie przerywajmy Mu. Nie kierujmy naszych wypowiedzi, gdy On czeka na to, co powiemy, do innych osób. Ponadto przed rozpoczęciem Mszy św. nasza rozmowa może w poważny sposób zakłócić czyjąś modlitwę, utrudnić skupienie i przygotowanie innych do Mszy św.
Kościół przypomina trochę salę koncertową. Gdy wielki artysta wykonuje właśnie jeden z utworów Chopina, słuchacze powstrzymują się od wydawania wszelkich dźwięków. Zasada absolutnej ciszy w równym stopniu obowiązuje w świątyni.
Jeżeli przychodzimy do niego bardzo zaziębieni, a więc możemy się spodziewać, że będziemy kasłać i kichać, zatrzymajmy się przy drzwiach kościoła, by hałasować jak najmniej i nie skupiać na sobie uwagi innych, oraz by przy kaszlu trwającym dłużej móc opuścić świątynię jak najszybciej.
Nie stawiajmy parasola czy laski w taki sposób, by te przedmioty wciąż przewracały się z hukiem.
Nie przechodźmy przez kościół, szczególnie w momentach ciszy, w taki sposób, by echo roznosiło po całej świątyni stukot naszych obcasów.
Nie przesuwajmy z hałasem ławek czy krzeseł. Pamiętajmy cały czas o tym, że jesteśmy w domu Bożym, w którym wszyscy skupiają się na uczestniczeniu we Mszy św. i modlitwie, i nasze głośne zachowania mogą to skupienie zburzyć .
Kościół nie jest miejscem, w którym prowadzimy życie towarzyskie. Na ten temat pisze ks. A. Witkowiak, stwierdzając między innymi: „Ponieważ ośrodkiem zainteresowania w kościele jest Bóg, dlatego też w kościele ustają takie obowiązki towarzyskie, jak np. ukłony, witanie się . Kłanianie się znajomym lub uśmiechanie się do nich w kościele jest gorszące”.
Jeszcze bardziej gorszące są wszelkie przejawy męsko-damskich czułości . Pary nie powinny zatem w żadnym przypadku tulić się do siebie, dotykać, trzymać się za ręce i w jakikolwiek inny sposób okazywać swoje do siebie przywiązanie. Na to jest miejsce poza świątynią.
Nie rozglądajmy się i nie wpatrujmy w innych, szukając znajomych czy patrząc, jak inni ubrali się na tę okazję. Nasze takie zachowanie może przyciągnąć wzrok innych, rozproszyć ich albo nawet zgorszyć.
Żucie gumy w perspektywie savoir-vivre’u jest wskazującym na brak ogłady i kultury uchybieniem. Jak ocenić kogoś, kto ssie cukierka podczas spotkania z dyrektorem, ministrem, premierem? Jak ocenić kogoś, kto spożywa go podczas oficjalnego spotkania i rozmowy z nami? W jakich sytuacjach można żuć gumę? Każdy podręcznik savoir-vivre’u, który porusza ten problem, stwierdza: wtedy, gdy nas nikt nie widzi. Żucie gumy w czyjeś obecności jest obraźliwe i świadczy o lekceważeniu i prostactwie.
Czasami słychać w kościele podczas nabożeństwa sygnał komórki, niekiedy przez dłuższy czas, bo jej właściciel nie może jej odszukać. Gdy ją wyłączy, nie może powiedzieć sobie: „Zrozumieją mnie. Nic się nie stało. Byłem roztrzepany”. Takie coś nie ma prawa zdarzyć się w kościele. Trudno wyobrazić sobie większe uchybienie, bardziej niestosowne zachowanie. Nie zabierajmy więc telefonów komórkowych do kościoła, a jeśli już, to trzeba bezwzględnie pamiętać o ich wyłączeniu.
Powściągnijmy w perspektywie modlitwy i śpiewu wszelkie objawy indywidualizmu, nie wyprzedzajmy więc innych i nie pozostawajmy w tyle, bo w ten sposób wprowadzimy w modlitwę czy śpiew dysharmonię, zakłócimy koncentrację i uwagę innych.
Gdy wchodzimy do kościoła i wychodzimy z niego, klękamy czy, jak kto woli, przyklękamy. Są takie momenty Mszy św., że wszyscy klękają. Niektórzy klękają też wtedy, gdy wszyscy siedzą lub stoją, klękają np. do modlitwy. W trakcie obecności w kościele składamy też pokłony przed Najświętszym Sakramentem, świętymi wizerunkami.
Pamiętajmy, że siadanie na piętach to nie jest klęczenie, tylko… siadanie na piętach. Gdy przyklękamy na jedno kolano, przypomnijmy sobie, dlaczego robili to nasi przodkowie. Chłopi klękali zawsze na oba kolana. Szlachta klękała na jedno kolano, by odróżnić się od chłopów, by pokazać, że oni nie muszą się już tak, ze względu na swoją pozycję społeczną, korzyć przed Bogiem. Czyż nie jesteśmy wszyscy równi przed Bogiem? Czy ktoś z nas jest jakoś wobec Niego uprzywilejowany?
Pamiętajmy o odpowiednim stroju!
W naszym kościele mamy tylko jedno uchylne okno. Dlatego w gorące dni otwieramy szeroko drzwi, aby była wymiana powietrza. Niestety, niektórzy myślą tylko o sobie. Stoją w drzwiach, aby im wiało przyjemnym wiaterkiem. Pamiętajmy, że nie stoimy w ciągach komunikacyjnych . To tak jakby kierowca zaparkował samochód na skrzyżowaniu.
(*źródło: Parafia Dobrzechów; zaznaczenia pochodzą od redakcji)

...

Jak widzimy nie jest oczywiste ze kosciol to miejsce swiete i trzeba wejsc przygotowanym odpowiednio. Dla wielu nie rozni sie od marketu plaży bazaru...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 21:38, 04 Sie 2018    Temat postu:

Jak ze śpiewu, gestów i postawy uczynić modlitwę? Warsztaty liturgiczne Ars Celebrandi
Dawid Gospodarek | 23/07/2018
Udostępnij
Jak wyglądały liturgie, w których uczestniczyli powszechnie katolicy aż do lat 70 XX wieku? Jakie skarpety nosi biskup? Czy tradycjonaliści potrafią się uśmiechać? Zajrzyjcie do naszej galerii zdjęć.
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię – 1
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię – 2
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię – 3
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię – 4
onad 200 uczestników z wielu krajów, m.in. z Kanady, Białorusi, Łotwy, Estonii, Szwecji, Niemiec, Albanii i Korei Południowej. Księża, zakonnicy, świeccy, rodziny z dziećmi (najmłodsze 9 miesięcy). Wszystkich do licheńskiego sanktuarium ściągnęły warsztaty liturgiczne Ars Celebrandi, na których można było uczyć się odprawiać dawną liturgię , posługiwać do niej, śpiewać chorał gregoriański oraz tradycyjne polskie pieśni ludowe, których uczył Adam Strug.
Obejrzyjcie zdjęcia z warsztatów:
Kanada
Krystian niedawno przyleciał do Polski, by kontynuować studia muzyczne. Licencjat zrobił na University of Alberta w Edmonton, jednak uznał, że Kanada jest kulturową pustynią i nie będzie miał tam możliwości do rozwoju. Właśnie dostał się na jedną z polskich akademii muzycznych.
W Kanadzie prowadził trzy kościelne chóry, był organistą, dlatego odnalazł się szybko w muzycznej ofercie tutejszych tradycyjnych środowisk. Tu dowiedział się o Ars Celebrandi. Nie znalazł jeszcze nawet mieszkania, więc uznał, że to dobry pomysł na spędzenie czasu i odpoczynek po nauce do trudnych egzaminów.
Wcześniej zachwycił się odkrytymi tradycyjnymi polskimi pieśniami ludowymi , szczególnie w wykonaniu Adama Struga. Był zaskoczony i podbudowany tym, że w Licheniu mógł właśnie od niego ich się uczyć. Po warsztatach napisał mi:
Będąc w Licheniu zrozumiałem, że w Kanadzie pracowałem nad marzeniami, których do końca nie rozumiałem. Teraz wiem, że moje marzenia to właśnie msze tak piękne, jak w Licheniu. Widzę, że kultura katolicka w Polsce odradza się i to daje mi dużo radości i zapału , by dalej studiować. Wierzę, że będę mógł lepiej uczyć dzieci, parafian i wolontariuszy, i że w swoim życiu nauczę kilka pokoleń pięknej muzyki kościelnej. Mam wielką nadzieją, że jesteśmy zdolni, by budować piękny Kościół z piękną liturgią, co przyczyni się do nawróceń i wzrostu wiary.
Czytaj także: Msza bez klękania. Dlaczego my klękamy, a inni niekoniecznie?
Watykan
Na warsztaty przybyli abp Guido Pozzo i o. Vincenzo Nuara OP z Papieskiej Komisji Ecclesia Dei przy Kongregacji Nauki Wiary. Hierarcha wygłosił konferencję oraz odprawił mszę świętą pontyfikalną i nieszpory. Natomiast dominikanin celebrował mszę solenną, czego nauczył się właśnie podczas licheńskich warsztatów.
Estonia
Z Estonii przyjechał światowej klasy zespół muzyki dawnej Linnamuusikud, którego śpiew towarzyszył niektórym liturgiom – oprócz chorału gregoriańskiego lub dominikańskiego.
Duch i ciało
Poza nauką liturgicznych i muzycznych kwestii technicznych, uczestnicy mogli doświadczyć, jak bardzo duchowość jest spójna z cielesnością; jak ze śpiewu, gestów i postawy uczynić modlitwę .
Nie zabrakło strawy intelektualnej i religijnej: codziennie wysłuchać można było rekolekcyjnych konferencji. Poza prelekcją abp. Pozzo zaoferowano np. projekcję filmu z historii Kościoła. Najważniejsze oczywiście było uczestnictwo we mszach świętych i uroczyście celebrowanej liturgii godzin oraz procesjach.
Ars Celebrandi
Piąta edycja Ars Celebrandi odbywała się od 12 do 19 lipca w licheńskim sanktuarium maryjnym. Organizatorem wydarzenia jest Stowarzyszenie Una Voce Polonia.
Do tego materiału dołączamy galerię zdjęć z tego wyjątkowego wydarzenia. Jak wyglądały liturgie, w których uczestniczyli powszechnie katolicy aż do lat 70 XX wieku? Jakie skarpety nosi biskup? Czy tradycjonaliści potrafią się uśmiechać? Czy korzystają z nowych technologii?

...

Wszystko musi wspolgrac dlatego koszmarem jest ,,ubogacanie" np. bębnami.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 8:22, 23 Cze 2018    Temat postu:

Będzie lista „piosenek zakazanych” podczas udzielania sakramentu małżeństwa?
Katolicka Agencja Informacyjna | 21/06/2018
PIOSENKI ZAKAZANE NA ŚLUBIE
Jordan Mixson/Unsplash | CC0
Udostępnij 165
Byłby to zbiór utworów wokalno-instrumentalnych, których pod żadnym pozorem nie wolno wykonywać w kościele podczas uroczystości zaślubin.

W diecezji tarnowskiej ma się pojawić lista „piosenek zakazanych” podczas udzielania sakramentu małżeństwa. W specjalnym dokumencie chodzi głównie o ujednolicenie liturgii, podczas której małżonkowie wypowiadają sakramentalne „tak”. Będzie to jeden z efektów prac V Synodu Diecezji Tarnowskiej.


Czytaj także:
„Nie” dla gitary elektrycznej, syntezatorów i „Hallelujah” Cohena w liturgii. Instrukcja Episkopatu


Nadużycia liturgiczne
„Jest postulat przygotowania specjalnej instrukcji, bo obserwujemy wiele nadużyć” – mówi ks. Andrzej Turek, rzecznik V Synodu Diecezji Tarnowskiej, podsumowując obrady Komisji Głównej.

„Księża czasem muszą się mocować z różnymi opiniami, wizjami narzeczonych. Jest wiele nadużyć, wynikających niejednokrotnie z niewiedzy, czasem z postawy życzeniowej. Przede wszystkim chodzi o sam ryt sprawowania sakramentu, o całą ornamentykę, która mu towarzyszy. Jest chociażby kwestia pieśni. Trzeba może ustalić kanon piosenek zakazanych, które nie powinny być wykonywane w trakcie liturgii” – wyjaśnia ks. Andrzej Turek.

Jak dodaje ks. Andrzej Dudek, przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Życia Sakramentalnego, jest palącą sprawą wypracowanie obligatoryjnego schematu celebracji sakramentu małżeństwa.

„Księża nierzadko stawiani się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Synod musi wziąć ich w obronę, musi pomóc duszpasterzom, dając im do ręki zbiór stosownych przepisów Kościoła jako koronny argument, że powinno być właśnie tak, a nie jakkolwiek, jak sobie ktoś wymyśli” – dodaje ks. Dudek.



Synod diecezjalny
Podczas obrad dyskutowano, że taki schemat powinien zawierać listę „piosenek zakazanych”. „Byłby to zbiór utworów wokalno-instrumentalnych, których pod żadnym pozorem nie wolno wykonywać w kościele podczas uroczystości zaślubin” – konkluduje liturgista ks. Dudek.

Komisja Główna uchwaliła, iż stosowny dokument pojawi się jako pierwszy owoc sesji plenarnej V Synodu Diecezji Tarnowskiej.

Dni Leonarda Cohena i jego „Hallelujah”, z którego uczyniono ślubny szlagier, choć utwór nie ma nic wspólnego z weselem, w kościołach diecezji tarnowskiej wydają się więc policzone” – podsumował ks. Andrzej Turek, rzecznik V Synodu Diecezji Tarnowskiej.
Dokument ma także dotyczyć przygotowania do sakramentu małżeństwa i życia rodzinnego, a także towarzyszenia małżonkom w ich życiu. Synod diecezjalny ma potrwać trzy lata. Pierwszy rok obrad, który rozpoczął się w kwietniu, poświęcony jest rodzinie.

...

Istotnie robienie w Kościele disco patolo jezy wlos. Tym bardziej ze za chwile maja wesele i graja co chca. Trzeba uszanowac kosciol.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 7:53, 25 Maj 2018    Temat postu:

Przewodnik: Brewiarz dla początkujących. Jak modlić się Liturgią Godzin?
Adam Poleski | 25/05/2018
MODLITWA BREWIARZOWA
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Dlaczego tak wielu świeckich sięga dziś po brewiarz, który kojarzy się z obowiązkiem księdza? Jak zacząć małymi kroczkami? Z jakich wydań książkowych korzystać? A może w internecie? Tłumaczymy.

Liturgia Godzin – modlitwa Chrystusa
Jednych nuży, innych zachwyca – Liturgia Godzin od wieków towarzyszy Kościołowi. Jest modlitwą liturgiczną, stąd księża mają obowiązek jej odmawiania. Jednak po Soborze Watykańskim II mnóstwo osób świeckich z pasją poświęca czas na modlitwę brewiarzową.

Z pewnością wielu z nas spostrzega czasem księdza w konfesjonale, skupionego w modlitwie nad tajemniczą księgą, czyli „Liturgią Godzin”. Niesłusznie jest kojarzona z modlitwą dla księży, gdyż tak naprawdę jest „codzienną modlitwą ludu Bożego”, a więc nas wszystkich. Dlaczego brewiarz jest dla wielu tak bardzo pociągający?

Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej


Modlitwa Chrystusa do Ojca, czyli… na „ty” z Bogiem
Liturgia Godzin jest czymś więcej niż tylko recytacją psalmów. W swej istocie jest modlitwą Chrystusa, który modli się do Ojca. Odmawiając brewiarzowe psalmy, włączamy się w modlitwę Jezusa – On modli się w nas.

A zatem Liturgia Godzin polega na pozwoleniu, aby Chrystus modlił się we mnie. W brewiarzowych psalmach ciągle zwracamy się do Boga „na ty”.

Kiedyś ks. Stanisław Musiał zwrócił uwagę, że taki sposób zwracania się do Boga podczas liturgii kontrastuje z licznymi tytułami, którymi zwracamy się do osób duchownych. W Liturgii Godzin mówimy do Boga Jego słowami. W ten sposób naśladujemy dziecko, które zaczyna mówić, powtarzając słowa rodziców. W Liturgii Godzin rezygnujemy z własnych słów i modlimy się Słowem Bożym.



Siedem razy na dzień Cię wysławiam… (Ps 119)
W Kościele, zgodnie z tradycją biblijną, przetrwała tęsknota człowieka za modlitwą siedem razy w ciągu dnia. Obecna Liturgia Godzin rozpoczyna się Wezwaniem, czyli jednym psalmem.

O poranku modlimy się Jutrznią, która jest wspomnieniem Zmartwychwstania Chrystusa. Modlitwa w ciągu dnia składa się z modlitwy przedpołudniowej, południowej i popołudniowej, zwykle wybieramy jedną spośród nich. Wieczorem w Nieszporach dziękujemy za cały dzień, upamiętniając Odkupienie, a przed snem odmawiamy Kompletę, prosząc o spokojną noc i szczęśliwą śmierć.

Oprócz tych Godzin mamy jeszcze Godzinę Czytań, którą jako lectio divina możemy odmówić o dowolnej porze dnia.

Czytaj także: Modlitwa Jezusowa – dzięki niej możesz „modlić się nieustannie”


Po nitce do kłębka, czyli wydania skrócone
Nietrudno zauważyć, że może nam być trudno odprawiać codziennie całość Liturgii Godzin, którą mieszczą cztery tomy. Dlatego na początek dobrze jest zacząć od „wydań skróconych”, czyli jednotomowych.

Ciekawą propozycją jest tzw. „Mała Liturgia Godzin” wydana przez Pallotinum. Znajdziemy w niej Jutrznię, Nieszpory i Kompletę, ale również teksty odpowiednio dobrane do poszczególnych okresów liturgicznych. Gdy głód modlitwy skłoni nas do poszukiwania „czegoś więcej”, wówczas warto sięgnąć po jednotomowe wydanie przygotowane z myślą o zakonach żeńskich (wydane również przez Pallotinum). Tam znajdziemy właściwie niemal wszystko co w czterech tomach, poza jednym – czytaniami z Godziny Czytań.

Gdy chcemy uniknąć większych inwestycji, możemy skorzystać z serwisu Internetowej Liturgii Godzin (www.brewiarz.pl), w której codziennie możemy odnaleźć pełne teksty. Na początku możemy zacząć od jednej Godziny, na przykład od jutrzni lub nieszporów, i być wierni tej modlitwie każdego dnia. Gdy już oswoimy się z tym sposobem modlitwy, możemy sięgnąć po pozostałe Godziny.



Brewiarz, czyli co?
Czym właściwie jest brewiarz? To uporządkowany zbiór wszystkich psalmów, z wyjątkiem tzw. psalmów złorzeczących, którymi chrześcijaninowi trudno byłoby się modlić. W psalmach odnajdujemy całą paletę emocji, począwszy od radości z powodu bliskości Boga, euforii z powodu Jego błogosławieństwa, aż po ból oddalenia od Boga i rozpacz z powodu ataku wrogów.

Z tego powodu Liturgię Godzin warto łączyć z modlitwą w ciszy, w której możemy po prostu być z Bogiem jak z przyjacielem. Psalmy poszerzają serce, dzięki nim możemy lepiej wyrazić nasze emocje w relacji z Bogiem. Niezależnie od tego, czy doświadczamy tęsknoty, lęku, cierpienia czy opuszczenia – w tym wszystkim możemy mówić do Boga Jego słowami.

Z pewnością brewiarza nie warto traktować jako czegoś do „odrobienia”. Takie „odhaczanie” sprzyja mechanicznej modlitwie, w której mniej jest tęsknoty za Bogiem, a więcej tęsknoty, żeby modlitwa wreszcie się skończyła. Warto się nie spieszyć. Po krótkim czytaniu (znajduje się w połowie Jutrzni i Nieszporów) można zrobić krótszą lub dłuższą chwilę ciszy.

Czytaj także: Medytacja, sznur i deska z farbami – poznajcie najnowsze trendy w duchowości chrześcijańskiej


Od brewiarza do Eucharystii
Liturgia Godzin i Eucharystia stanowią jedną nierozerwalną całość. W dzień wspomnienia danego świętego usłyszymy o nim na Eucharystii, a także pomodlimy się modlitwą za jego wstawiennictwem w Liturgii Godzin.

Z powodu tego głębokiego pokrewieństwa te modlitwy liturgiczne możemy łączyć. Gdy na przykład jutrznię lub nieszpory chcemy połączyć z Eucharystią, wówczas odmawiamy hymn, psalmy i pieśń z brewiarza, uczestniczymy we mszy świętej, a po niej, jako dziękczynienie po komunii, odmawiamy Pieśń Zachariasza lub Magnificat.



Świętowanie, czyli jest radość!
W święta i uroczystości można szczególnie doświadczyć dostojności Liturgii Godzin. Osobne hymny, psalmy i czytania, połączone bardzo precyzyjnie z tym, co właśnie wspominamy. W modlitwie Kościoła szczególną rolę odgrywają tzw. Wigilie, a więc modlitwa wieczorem lub w nocy, poprzedzająca święto lub uroczystość.

W Liturgii Godzin odnajdziemy wówczas możliwość przedłużenia Godziny Czytań o dodatkowe pieśni i czytania z Ewangelii. Te pełne świętowania noce to bardzo ważne momenty. Warto je celebrować choćby przedłużając Kompletę lub w inny ulubiony przez siebie sposób.



Modlitwa językami… z brewiarzem
Świat stał się dziś „globalną wioską”, dlatego możemy spróbować modlitwy innymi językami… w bardziej konwencjonalny sposób. W języku angielskim możemy korzystać z brewiarzowego serwisu brytyjskiego Universalis (http://universalis.com) lub amerykańskiego Divine Office (https://divineoffice.org), który zawiera również nagrania wspólnej modlitwy. Twórcy serwisu amerykańskiego jednak wymagają specjalnego uzasadnienia dla dostępu do modlitwy brewiarzowej, stąd należy wcześniej wysłać e-mail z dobrze uzasadnioną prośbą.

Możemy też korzystać z edycji włoskiej (http://www.liturgiadelleore.it/), francuskiej (https://www.aelf.org/) lub niemieckiej (http://stundenbuch.katholisch.de). Obojętnie, w którym języku się modlimy, Kościół na całym świecie jednym głosem (i najczęściej identycznymi psalmami) uwielbia Boga.

...

Jest to jak widac bardzo rozbudowana forma modlitwy.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 18:39, 01 Kwi 2018    Temat postu:

Wielka Sobota i „zstąpienie do piekieł”. O co Chrystus walczył w krainie umarłych?
Ks. Grzegorz Michalczyk | 31/03/2018

Wikipedia | Domena publiczna
Udostępnij 0 Komentuj 0
Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, pójdźmy stąd!

O jakie „piekła” chodzi?
W odmawianych przez nas słowach Składu Apostolskiego, wyrażających wiarę Kościoła, tuż przed wyznaniem wiary w zmartwychwstanie Chrystusa spotykamy dość enigmatyczne stwierdzenie: „zstąpił do piekieł”. Co oznacza ta formuła? Inaczej mówiąc: dokąd i w jakim celu Jezus zstąpił?

Czytaj także: Noc, która niesie Zmartwychwstanie. Obrzędy Wigilii Paschalnej
Pierwsze nasuwające się w tym kontekście skojarzenie „piekieł” ze stanem potępienia jest mylące. Staropolskie, wyrażane w liczbie mnogiej „piekła” są bowiem oddaniem znajdującego się w wyznaniu wiary greckiego „katotata” (dosłownie: dół), czy łacińskiego „infernae” (również w liczbie mnogiej), które – choć może oznaczać piekło w dosłownym tego słowa znaczeniu – sugeruje, przede wszystkim, coś, co znajduje się „niżej”.

Chodzi więc o „krainę umarłych”, Otchłań, biblijny Szeol (hebr.), przetłumaczony potem przez Biblię grecką jako „Hades”.



Szeol i kraina umarłych
Pojęcie „Szeolu” oznaczało pierwotnie w Biblii krainę umarłych, bez rozróżnienia ostatecznych konsekwencji ich życia i ich czynów. Szeol był taki sam dla wszystkich, którzy umarli: smutny i beznadziejny. Przebywający w nim byli cieniami, niespełnieni, oddzieleni od Boga. Szukający nadziei człowiek potrafił jednak modlić się: „Choćbym przechodził przez dolinę cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” (Ps 23,4), „jesteś przy mnie, gdy położę się w Szeolu” (Ps 139,Cool.

W późniejszych tekstach Starego Testamentu pojawia się coraz wyraźniej koncepcja zmartwychwstania i sądu, podkreślająca konsekwencje dobrych i złych czynów człowieka.

Znajdujemy ją też w Ewangelii w nauczaniu Jezusa: przypowieść o bogaczu, cierpiącym w wiecznych płomieniach gehenny z powodu braku miłości w swym życiu i Łazarzu, doświadczającym szczęścia „na łonie Abrahama”, jest jej wyraźnym przykładem, choć wciąż nie jest rozwiązaniem „problemu śmierci” i braku zbawienia.

Czytaj także: Św. Serafin z Sarowa tak Cię pozdrawia: Radości moja, Chrystus zmartwychwstał! [Wszyscy Świetni]
Galeria zdjęć


Koniec śmierci
Zstąpienie Jezusa do piekieł oznacza Jego prawdziwą śmierć. Zstąpił do Szeolu, jak każdy śmiertelnik złożony w grobie. Ale zstąpił jako Syn Boży, Pan życia, Zbawiciel. Jego zejście do krainy śmierci zapowiada więc jej definitywny koniec.

Z niezwykłą ekspresją ilustruje to znajdująca się w Liturgii Godzin „Starożytna homilia na Wielką i Świętą Sobotę”. Ukazuje wypełnienie słów, jakie znajdujemy w 1 Liście Apostoła Piotra: „Ogłoszono Ewangelię również tym, którzy umarli” (1P 4,6). Chrystus zstępuje do Otchłani śmierci, niosąc życie:

Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, pójdźmy stąd!


Uchwycić się ręki Boga
W ten sposób kończy się era Szeolu. Zstępujący do Otchłani Chrystus obwieszcza Adamowi i wszystkim, którzy chcą przyjąć Jego miłość: „Gotowe już są niebiańskie siedziby, w pogotowiu czekają słudzy, już wzniesiona jest świątynia, jej wnętrze przyozdobione i zastawione (…), a królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata, już otwarte”.

Zstąpienie Jezusa do piekieł jest wydarzeniem niosącym radosną nadzieję.

Bóg postanowił nas zbawić i zstąpił na dno otchłani śmierci, aby każdy człowiek, również ten, który upadł tak nisko, że już nie widzi nieba, mógł znaleźć Bożą rękę i uchwyciwszy się jej, wyjść z ciemności, by znów zobaczyć światłość, dla której został stworzony (Benedykt XVI).

..

Powazny blad. Chrystus poszedl do krainy umarlych. Tymczasem ,,do piekiel" oznacza do diablow. Czyz nie? Zaden Polak inaczej tego nie zrozumie i ja tez. Zawsze sie zastanawialem po co Jezus byl w piekle? Tymczasem byl ze zmarlymi np. Mojzeszem. Przeciez Mojzesz czy Też Izajasz gdzies byli? Tylko Eliasz i Henoch byli w Raju na mocy przywileju. Inni byli wlasnie w krainie umarlych bo Raj byl zamkniety. Tam byl Jezus i wyprowadzil wszystkich do Nieba! Radosci tego wydarzenia nie da sie opisac.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 17:05, 22 Sty 2018    Temat postu:

Uderzenie się w piersi: duchowa reanimacja. Jak wykonać ten gest?
Ks. Michał Lubowicki | 21/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 20 Komentuj 0
Kiedy i jak należy wykonywać gest bicia się w piersi podczaj mszy świętej? O czym warto wówczas pamiętać? Poznaj piękną i bogatą treść tego prostego znaku.

Bicie się w piersi: gest wprost z Biblii
Znany nam doskonale liturgiczny gest bicia się w piersi towarzyszący wyznaniu grzechów wywodzi się wprost z Biblii. Już w Starym Testamencie wspominają o nim prorocy Izajasz (Iz 32,12) i Nahum (Na 2,Cool. W obu przypadkach jest to gest żałobny, wyrażający wewnętrzne cierpienie i żal tego, który go wykonuje.

Czytaj także: Kulminacyjny moment Eucharystii: patrzeć na hostię lub kielich czy schylać głowę?
W Nowym Testamencie pojawia się w Jezusowej przypowieści o pysznym faryzeuszu i skruszonym celniku (Łk 18,13). Bijąc się w piersi pokorny celnik wyraża żal z powodu popełnionych grzechów. W piersi biją się także tłumy wracające z Golgoty po śmierci Jezusa (Łk 23,4Cool, wstrząśnięte towarzyszącymi jej wydarzeniami.

Rzymski sposób przysięgania
Niektórzy liturgiści zwracają uwagę, że jest to gest dość naturalny i znany także kulturom pozabiblijnym – między innymi starożytnym Egipcjanom i Rzymianom. W Egipcie miał on – podobnie jak w świecie Biblijnym – wydźwięk pokutno-żałobny.

Natomiast Rzymianie mieli go używać w kontekście składania przysięgi, uderzając się w pierś przy każdorazowym wypowiadaniu słowa „ego”, czyli „ja” – dla podkreślenia, że świadomie biorą na siebie konsekwencje wypowiadanych słów.

Bicie się w piersi jako gest liturgiczny
Bicie się w piersi dość szybko i naturalnie zostało włączone do repertuaru chrześcijańskich gestów liturgicznych. Na przełomie IV i V wieku jest już stałą, jak się wydaje, częścią mszy świętej. W związku z pewną teatralnością tego znaku święty Augustyn, jako biskup Hippony, wzywa swoich wiernych do rozsądnego umiaru przy jego wykonywaniu. Kontekst tego wezwania jednoznacznie wskazuje na stałe związanie zwyczaju bicia się w piersi z aktem pokuty.

W następnych wiekach gest ten zaczął pojawiać się także w innych miejscach mszy świętej. Został na stałe włączony do Pierwszej Modlitwy Eucharystycznej, czyli Kanonu Rzymskiego, gdzie celebrans wykonuje go do dziś wypowiadając słowa: „Również nam, twoim grzesznym sługom, ufającym w Twoje miłosierdzie, daj udział we wspólnocie z Twoimi świętymi”.

W liturgii sprzed II Soboru Watykańskiego odnajdujemy go również podczas recytacji „Baranku Boży” oraz na słowa „Panie, nie jestem godzien”. W piersi uderzano się także w momencie podniesienia (ukazania Ciała i Krwi Chrystusa zaraz po przeistoczeniu), ale był to już raczej wyraz pobożności ludowej, niż norma liturgiczna.

Czytaj także: Czy po mszy świętej przy wyjściu trzeba robić znak krzyża wodą święconą?
Nie za mocno, nie za słabo. Jak to zrobić?
Znany teolog i liturgista, ksiądz Romano Guardini zachęcał, by nie poprzestawać na symbolicznym dotknięciu odzieży opuszkami palców, ale wykonywać ten gest wyraźnie i z zaangażowaniem, choć bez zbędnej ostentacji.

Czytelny znak odczuwalnego uderzenia się zamkniętą pięścią w pierś to gest, którego zadaniem jest: „ugodzić we wrota naszego świata wewnętrznego i wstrząsnąć nimi”.

Poczwórne znaczenie
Ostatecznie możemy więc wyróżnić następujące cztery poziomy znaczenia gestu bicia się w piersi, który w dzisiejszej liturgii wykonujemy podczas aktu pokuty na słowa: „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”:

Pierwszy: Wyraz żalu i skruchy z powodu popełnionych grzechów. Gest żałoby z powodu utraconego z własnej winy życia łaski.

Drugi: Symboliczne zadanie sobie bólu, które uświadamia mi, że grzech jest czymś, co rzeczywiście we mnie uderza i mnie niszczy. Jednocześnie wyraża gotowość do przyjęcia zbawiennej, choć bolesnej pokuty.

Trzeci: Osobiste zaangażowanie. Uderzenie się we własną pierś uświadamia mi, że tu chodzi o mnie – że cała rzecz dotyczy najbardziej osobistego i głębokiego wymiaru mojej egzystencji.

Czwarty: Bicie się w piersi ma wstrząsnąć moim wnętrzem. Rozbić skamieniałą skorupę znieczulenia na moim sercu i obudzić je do życia. To gest swoistej duchowej reanimacji, która ma przywrócić mnie do życia, które ofiarowuje mi miłosierny Bóg, przed którym wyznaję swoją winę.

...

Wszystko ma znaczenie.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 18:48, 20 Sty 2018    Temat postu:

Zachodem
Małgorzata Bilska | 20/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 19 Komentuj 0
W jakim języku Ksiądz mówi kazania? - Po ukraińsku. Nauczyłem się języka od ludzi.

Z ojcem Szymonem Jankowskim OSA, przeorem klasztoru augustianów przy kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie i dziekanem greckokatolickim w Katowicach, rozmawia Małgorzata Bilska.



Małgorzata Bilska: Pełni Ojciec ważne funkcje w dwóch Kościołach katolickich różnych obrządków. Jest przeorem klasztoru augustianów w Krakowie i dziekanem grekokatolików w Katowicach, w eparchii (diecezji) wrocławsko-gdańskiej. Jak zaczęła się droga, która doprowadziła ojca do tego punktu?

O. Szymon Jankowski OSA: Zaczęło się, kiedy studiowałem teologię w Niemczech, na uniwersytecie w Würzburgu – ponad 30 lat temu. W naszym klasztorze działał wtedy bardzo prężny instytut naukowy, który zajmował się Kościołami wschodnimi. Była przy nim kapliczka, w której spotykali się „fascynaci” obrządkiem wschodnim. Raz w tygodniu, w środy wieczorem, odprawiali nieszpory lub liturgię. W niedzielnej nie mogłem uczestniczyć, bo miałem swoją w klasztorze. Zostałem jednym z kantorów, diakiem – jak mówią na Wschodzie.

Mieszkałem w Niemczech 7 lat, około 6 byłem związany z Würzburgiem. W 1990 roku przyjechałem do Krakowa. Pewnego dnia idąc z klasztoru do kościoła usłyszałem znajomy śpiew. W kaplicy św. Doroty (nabitej ludźmi) sprawowana była liturgia greckokatolicka. Kaplica służyła Kościołowi ukraińskiemu jako cerkiew.




O. Szymon Jankowski - archiwum prywatne
O. Szymon Jankowski




Grekokatolicy mają dziś cerkiew na Wiślnej w Krakowie, ale odzyskali ją dopiero w 1998 roku. Wymagała remontu.

W 1947 roku, jak była akcja Wisła, wysiedlono z miasta ludzi pochodzenia ukraińskiego. Parafię greckokatolicką przetrzebiono niemal do zera. Wywieziono prawie wszystkich, łącznie z księżmi. Duszpasterze z cerkwi na Wiślnej byli dobrze wykształceni, zawsze mieli zajęcia na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Po akcji Wisła parafia przestała istnieć. Pozostały tylko klauzurowe siostry józefitki, które same postanowiły się ewakuować i zaniosły klucze do kurii rzymskokatolickiej, przekazując obiekt pod opiekę. Po pewnym czasie kuria oddał kościół saletynom. W 1998 roku wrócił do grekokatolików. Przez około 40 lat mieli cerkiew u nas. Ksiądz mieszkał tu, gdzie teraz rozmawiamy. Z czasem napłynęli ludzie z różnych terenów, którzy jakoś przemknęli między sieciami wysiedlenia i on się nimi zajmował.



Przyjęcie roli kapłana w drugim obrządku wcale jednak nie jest oczywiste. Co zdecydowało?

Zakolegowałem się z księdzem grekokatolikiem. Zabierał mnie do domu w góry, na odpusty… Zawsze ciekawiły mnie inności. Bo ja jestem z Kaszub. Też jestem Inny. Bycie kimś „spoza” pewnych powiązań, relacji, powodowało u mnie chęć szukania. Czegoś małego, skromnego, na uboczu. Jak znalazłem, to mnie mocno zachwyciło. U mniejszości greckokatolickiej znalazłem wiele elementów takich samych, jak u Kaszubów. Jestem Kaszubą, według niektórych nie w pełni Polakiem…

Czytaj także: Głos Kościoła w obronie imigrantów z Ukrainy


Najpierw okazjonalnie zastępował Ojciec księży i głosił rekolekcje, tak?

W czasie naszych wyjazdów spotykałem różnych ludzi. Obrządek w praktyce opanowałem już w Krakowie. Jak ktoś chciał wyjechać, trudno mu było znaleźć księdza, bo te parafie są jednoosobowe. A w latach dziewięćdziesiątych była jeszcze inna organizacja parafialna i każdy ksiądz miał po kilka punktów, 3 lub 4. W Krynicy przez miesiąc sprawdziłem się jako ten, który sprawuje liturgię, głosi kazania, zajmuje się społecznością. Potem jeździłem na dalsze zastępstwa.



Kazania w języku?

Po ukraińsku. Nauczyłem się języka od ludzi.



Co na to przełożeni?

Byłem wyświęcony w czerwcu 1991 roku, we wrześniu już dostałem zgodę z Rzymu. Najpierw na 3 lata, później była przedłużana co 5 lat. Wydaje ją Kongregacja ds. Kościołów Wschodnich, na wniosek miejscowego biskupa lub – jak w moim przypadku – przełożonego zakonu. Prowincjał napisał podanie o zezwolenie do greckokatolickiego biskupa miejsca, do Przemyśla.



Bo Kraków to eparchia…

Przemysko-warszawska. Granica idzie Wisłą.



A jak ojciec trafił do Katowic? To inna eparchia.

W Gliwicach zmarł ksiądz dr mitrat Staniecki – i zostawił parafię. Parafianie nie chcieli jeździć do Katowic i wydzwaniali do biskupa, żeby na święta wielkanocne przysłał im księdza. Akurat byłem we Wrocławiu u biskupa Włodzimierza, przy mnie odebrał telefon. Zapytał: „Pojechałbyś do Gliwic na Wielkanoc?” Tam jest przesunięcie czasowe, święta nie zachodziły na nasze. Zgodziłem się.

Ustaliliśmy, że do wakacji będę odprawiał msze, a on będzie kogoś szukał. Ponieważ we wrześniu nadal odprawiałem, bo nie mogłem zostawić ludzi, dostałem dekret na parafię w Gliwicach.



I został Ojciec dziekanem…

Najpierw byłem przez 5 lat administratorem obu parafii, w Gliwicach i Katowicach, potem proboszczem w Gliwicach przez 10 lat. W Katowicach – aż do teraz.



Wierni nie mieli oporów? Wiem, że u augustianów księża greckokatoliccy odprawiają nabożeństwa do św. Rity. W swoich szatach liturgicznych.

Przyjeżdżają do pomocy, chłopcy z mojego dekanatu. To są księża żonaci. Żony w większości zostały na Ukrainie, bo oni mieszkają na plebaniach rzymskokatolickich. Trudno wymagać od księdza rzymskokatolickiego, żeby tolerował jeszcze rodziny. Oni to rozumieją.

Pewnie za jakiś czas będą chcieli unormować życie rodzinne, znajdą mieszkania i ściągną żony z dziećmi. Jeden już to zrobił i ma się dobrze. Żeby ich wyrwać z marazmu codziennego, zapraszam do siebie. Ostatnio było czterech.

Rano odprawiamy mszę świętą o 7.00, bo jesteśmy księżmi jednego Kościoła, tylko różnych obrządków. Służą spowiedzią. Bardzo dobrze się tu przyjęli. Ludzie ich szanują i traktują jak zwyczajnych księży. A że trochę inaczej ubrani? Cóż to znaczy… Ksiądz ma stułę, rozgrzesza krzyżem w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. To Bóg nas spowiada, przed Nim się uzewnętrzniamy. Ksiądz jest narzędziem. Nie musi być wielkim teologiem, żeby wlać nadzieję w serce człowieka.



Ilu birytualistów pracuje w Polsce? Wiem o kilku, jeden posługuje wspólnocie ormiańskiej.

Kilkunastu. Wszyscy ormiańscy księża w Polsce są birytualistami. Znany jest ks. prof. Marek Blaza, jezuita z Warszawy, posługuje grekokatolikom. Jest ksiądz birytualista w Kostomłotach, w diecezji siedleckiej.



Macie szczególne doświadczenia. Co zrobić, żebyśmy się szanowali w różnicach?

Troszeczkę zielone światełko zapalę, z doświadczenia augustiańskiego w Niemczech. Kilka lat temu powstała wspólnota augustiańska w Erfurcie, mieście na wskroś protestanckim. W naszym dawnym klasztorze powstała wielka szkoła kaznodziejska. Marcin Luter spędził tam przedrewolucyjną młodość.



Był augustianinem.

Tak, jest tam jego muzeum. Teraz do miasta wrócili augustianie trzech pokoleń: bardzo młody, w średnim wieku i jeden starszy ode mnie. Z wielkim zaangażowaniem weszli w to środowisko. Jedna ze wspólnot parafialnych zaproponowała, żeby współdzielili z nią kościół. Ewangelicy mają swoje nabożeństwa w określonym czasie, a augustianie – swoje.

Szefową parafii jest kobieta, pani pastor. Jedne wydarzenia są wspólne, inne odrębne, ale ogłaszane w tych samych ogłoszeniach parafialnych. Zamiast krytykować, możemy się czegoś nauczyć od braci luteran.

...

Zwlaszcza na pograniczu trzeba.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 17:09, 12 Sty 2018    Temat postu:

Listy pasterskie nie mogą zastępować homilii. Episkopat daje wskazówki ws. kazań
Eryk Łażewski | 12/01/2018

fot. Marek Kuć/Episkopat News/Flickr
Udostępnij 2 Komentuj 0
Wierni mają prawo otrzymać od swoich duszpasterzy słowa życia, a każda homilia powinna unikać wrażenia, że jest jakąś konferencją lub wykładem – czytamy w specjalnych wskazaniach Episkopatu.

Każdy z nas, chodzących na mszę świętą niedzielną, wysłuchuje homilii. Warto się więc zapoznać z 16 „Wskazaniami Konferencji Episkopatu Polski dotyczącymi homilii mszalnej”. Oto one w skrócie:

Czytaj także: „Zaczynam w południe dnia poprzedzającego”. Przepis Franciszka na przygotowanie dobrego kazania
Homilia jest obowiązkowa podczas każdej mszy niedzielnej lub świątecznej, odprawianej z udziałem wiernych. Zasada ta odnosi się też do mszy z niedzieli lub święta, odprawianej „poprzedniego dnia wieczorem”. Zaznaczmy tu, że homilię niedzielną albo świąteczną można opuścić z „poważnej przyczyny”.
Homilia mszalna jest obowiązkiem również wtedy, gdy w trakcie mszy celebrowane są inne sakramenty (np. bierzmowanie) albo niektóre sakramentalia.
Nie powinno się pozbawiać homilii uczestników mszy pogrzebowej. Homilia taka nie może być mową pochwalną, choć „może… uwzględnić okoliczności życia i śmierci zmarłego”.
Nauki rekolekcyjne i misyjne głoszone podczas mszy mają być homiliami. Każda homilia „powinna unikać wrażenia, że jest jakąś konferencją lub wykładem”.
Listy pasterskie prezentowane w miejsce homilii mają spełniać jej wymogi, czyli też być komentarzami do tekstów mszalnych. Listy powinny być odczytywane przez osobę wyświęconą: biskupa, prezbitera lub diakona. Jeżeli chodzi o komunikaty Episkopatu lub biskupa, to nie zastępują one homilii.
Jeżeli bezpośrednio po mszy niedzielnej lub przed nią odbywa się adoracja eucharystyczna, homilia mszalna i tak musi być.
Homilia różni się od kazania. Dlatego podczas Gorzkich Żali odprawianych przed niedzielną mszą lub po niej można nie wygłaszać kazania pasyjnego, ale nie wolno rezygnować z homilii. Tak samo homilia musi być w czasie mszy świętej nawet wtedy, kiedy mszę tą poprzedza nabożeństwo (np. majowe) z kazaniem lub rozważaniem.
W razie koncelebry homilię z zasady wygłasza główny celebrans. Tylko „w szczególnych przypadkach” może to zrobić kapłan koncelebrujący, diakon, biskup, ewentualnie ksiądz, który nie koncelebruje, ale też bierze udział w obrzędach mszalnych. Omawiane wskazanie dopuszcza (choć nie wprost) również sytuację, gdy homilię wygłasza kapłan lub diakon nie biorący udziału w całej mszy. Jednak niewłaściwym jest, gdy dzieje się tak przez cały dzień świąteczny.
Wyłącznym głosicielem homilii mszalnej jest osoba wyświęcona: biskup, prezbiter lub diakon.
Homilia mszalna jest zarezerwowana dla księdza lub diakona katolickiego.
Homilii nie należy oddzielać od wcześniej proklamowanej Ewangelii specjalnymi gestami (np. znakiem krzyża) czy pozdrowieniami (np. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus).
„Należy (…) zadbać, aby w każdej diecezji byli odpowiednio przygotowani duszpasterze posługujący się (…) językiem migowym”. Kapłan nie znający tego języka, „powinien skorzystać z pomocy tłumacza”. W homilii takiej można „powściągliwie i roztropnie” korzystać także z pomocy multimedialnych.
W homilii na mszach z udziałem dzieci głoszący może wejść w dialog z uczestnikami po to, aby łatwiej nawiązać z nimi żywy kontakt i skuteczniej przekazywać treści religijne. Aby osiągnąć ów cel, kapłanowi może pomóc inna dorosła osoba, co nie zwalnia go jednak z obowiązku głoszenia słowa podczas homilii. Zwłaszcza dlatego, że należy w niej brać pod uwagę obecność nie tylko dzieci, lecz także innych słuchaczy.
W homilii głównym środkiem komunikacji musi być słowo. Dlatego też „zaleca się ostrożność duszpasterską w wykorzystywaniu narzędzi aktywizujących”, np. filmów, muzyki czy różnych rekwizytów.
Świadectwa, informacje i przemówienia wygłaszane przez wiernych świeckich nie mogą zastępować homilii. Zasadniczo wypowiedzi takie powinny pojawiać się poza mszą świętą. Tylko z ważnego powodu mogą być podczas niej i to jedynie po odmówieniu przez celebransa modlitwy po komunii. W takich przypadkach miejscem przemówień świeckich nie powinna być ambona.
Duszpasterze powinni przygotowywać wiernych do owocnego słuchania homilii. Również sami wierni powinni się do tego przygotowywać, szczególnie poprzez poznanie czytań mszalnych na dni świąteczne. Zaleca się również stałe powracanie do wysłuchanego słowa i jego wzajemne objaśnianie „w braterskim gronie wierzących”.
Czytaj także: „Weźcie się do roboty”. Kazanie proboszcza, które spowodowało boom narodzin
Cytaty pochodzą ze Wskazań Konferencji Episkopatu Polski dotyczących homilii mszalnej przyjętych 14 października 2017

...

Wyklad to forma naukowa i kazanie nie moze nim byc! Ksiadz ma SWIADCZYC!!! A zatem wyrazic siebie ale tak aby ukazac Jezusa. Nie ma to nic wspolnegp z referowaniem stanu badan naukowych.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 18:57, 14 Gru 2017    Temat postu:

Zmieniać czy nie zmieniać modlitwę „Ojcze nasz”?
ks. Artur Stopka | 14/12/2017
EAST NEWS
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Chociaż chodzi o modlitwę, informacja znalazła się na czołówkach wielu świeckich mediów, nawet tych niezbyt zainteresowanych życiem Kościoła. Wywołała gorące dyskusje. Trudno się dziwić. „Ojcze nasz” to modlitwa, której nauczył ludzi sam Boży Syn, Jezus Chrystus.

Temat zmian w Modlitwie Pańskiej pojawia się co jakiś czas w różnych miejscach na świecie, gdzie żyją chrześcijanie. Najczęściej chodzi o szóstą prośbę – tę, która mówi o pokusie. Od pierwszej niedzieli tegorocznego Adwentu weszło w życie nowe sformułowanie jednej z próśb modlitwy „Ojcze nasz” w języku francuskim. Zamiast „Nie poddawaj nas pokusie” podczas liturgii padają słowa „Nie pozwól, abyśmy popadli w pokusę”.
Czytaj także: Zmiana tłumaczenia „Ojcze nasz” we Francji

Jednak nie ta zmiana skupiła uwagę mediów na całym świecie, lecz głos w tej sprawie Następcy św. Piotra! 6 grudnia 2017, w siódmym odcinku cyklu na temat Modlitwy Pańskiej, emitowanego przez telewizję włoskich biskupów TV2000, papież Franciszek wyraził opinię, że należałoby zmienić obecną wersję włoskiego jej tłumaczenia. Brzmi ona niemal identycznie, jak polska „Nie wódź nas na pokuszenie”. „Tak być nie może” – powiedział Papież, argumentując:

To ja upadam, nie On popycha mnie ku pokusie, aby zobaczyć potem, jak upadłem, bo żaden ojciec tak nie postępuje. Ojciec pomaga, by podnieść się od razu. Tym, kto wodzi cię na pokuszenie, jest szatan, bo to jego praca.

Przypomniał też o zmianie francuskiej wersji modlitwy.
Czytaj także: Franciszek popiera nowe tłumaczenie modlitwy „Ojcze nasz”


„Nie wódź nas na pokuszenie” bliżej oryginału

Papieska sugestia spotkała się ze skrajnymi reakcjami. Z jednej strony wielu ją poparło, ale pojawiły się też liczne głosy przeciwne, m.in. ze strony niemieckich biskupów, zwracających uwagę, że przekład „nie wódź nas na pokuszenie” jest najbliższy greckiemu oryginałowi.

W Polsce uczestnicy internetowych dyskusji przypominali wpis biblisty ks. Wojciecha Węgrzyniaka, który w marcu tego roku na swojej stronie internetowej przedstawił aż dziesięć argumentów na rzecz pozostawienia dotychczasowej tradycyjnej wersji Modlitwy Pańskiej. W czwartym ks. Węgrzyniak zwrócił uwagę, że tłumaczenie „i nie dozwól, byśmy ulegli pokusie” jest zgodne z całością przesłania Jezusa, ale niezgodne z jego własnymi słowami w modlitwie „Ojcze nasz”.

Zdaniem biblisty, Jezus wiedział, że Bóg wielokrotnie wprowadzał ludzi w sytuację próby. „Sam został wypchnięty przez Ducha, aby być kuszonym na pustyni” – przypomniał ks. Węgrzyniak, przekonując, że Jezus nie bez powodu użył takiego, a nie innego sformułowania.

W dziesiątym argumencie znany biblista i rekolekcjonista zaakcentował, że mamy do czynienia z modlitwą.

Osobiście nie mam żadnych problemów, żeby mówić: «Nie wódź nas na pokuszenie», tak jak nie mam problemów, by mówić: «Boże, nie opuszczaj mnie», chociaż wiem, że Bóg nas nigdy nie opuszcza.


„Ojcze nasz” a obraz Boga

Ci, którzy nie sprzeciwiają się zmianie, wskazywali na duże niebezpieczeństwo opacznego rozumienia starego tłumaczenia i przywoływali np. argumentację publicysty i aktualnego zastępcy redaktora naczelnego Wydawnictwa WAM, który dwa lata temu apelował o dokonanie zmiany w polskiej wersji modlitwy, powołując się właśnie na „praktyczną wątpliwość”.

Tomasz Ponikło wskazywał, że to, jak brzmi najbardziej podstawowa modlitwa chrześcijanina, zasadniczo wpływa na kształt jego myślenia o Bogu. „Dotyka przecież tajemnicy i obecności zła w świecie, które w ludzkich oczach najbardziej obciąża Stwórcę”.

Niektórzy zwrócili uwagę na jeszcze jeden istotny fakt. Okazuje się, że najczęściej używane w naszym kraju tłumaczenia Pisma Świętego zawierają sformułowania zgodne lub bliskie sugestii Franciszka. I to czasem od wielu lat.

Na przykład w Biblii Tysiąclecia czytamy: „I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. W Piśmie Świętym opracowanym przez Towarzystwo Świętego Pawła widnieje sformułowanie „I nie dopuszczaj do nas pokusy”. Natomiast w tzw. Biblii poznańskiej, wydanej przez Księgarnię św. Wojciecha, ten fragment Modlitwy Pańskiej brzmi: „I nie dozwól nam ulec pokusie”.

Sformułowania zaczerpnięte z Biblii Tysiąclecia od dawna znajdują się w polskim lekcjonarzu. W związku z tym w te dni, gdy czytana jest perykopa o Jezusie, który uczy modlitwy, wierni najpierw słyszą podczas Liturgii Słowa jedną wersję, po czym, kilka chwil później, wspólnie odmawiają drugą.
Czytaj także: „Ojcze nasz” kluczem modlitwy


Czy Bóg nas kusi?

Przewodniczący komisji ds. liturgii w Konferencji Biskupów Francji bp Guy de Kerimel tłumaczył, że wprowadzona właśnie we francuskiej wersji Modlitwy Pańskiej zmiana ma na celu uniknięcie dwuznaczności dotychczasowego tekstu, mogącego sugerować, że „Bóg kusi ludzi”.

Formuła z 1966 r. nie była błędna z punktu widzenia egzegetycznego, ale często była źle rozumiana przez wiernych – wyjaśnił.

Skąd to błędne rozumienie? Wynikać może ze zmian, jakie nieustannie zachodzą w każdym żywym języku. Gdy dwa lata temu wprowadzano w Polsce do liturgii nowe wydanie lekcjonarza, ks. prof. Jacek Nowak SAC, konsultor Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski, uzasadniał:

Po 50 latach od pierwszego wydania Biblii Tysiąclecia język uległ ewolucji, więc musieliśmy także przystosować tekst lekcjonarza, którego pierwsze wydanie ukazało się ponad 40 lat temu.

Zwrócił jednak uwagę, że niektóre archaizmy językowe nie zostały zmienione, bo zawarte w nich wyrażenia „wszystkim nam brzmią w uszach”.

Na język, jako źródło problemów, zwrócił uwagę również ks. Węgrzyniak.

Kiedy mówimy «kusić», prawie zawsze mamy na myśli namawianie do złego. Natomiast Biblia hebrajska i grecka w miejscach, które tłumaczymy «pokusa», używa słów, które znaczą nie tylko «pokusa», ale również «próba, doświadczenie» – stwierdził.

Juliusz Słowacki w „Beniowskim” napisał:

Chodzi mi o to, aby język giętki
Powiedział wszystko, co pomyśli głowa:
A czasem był jak piorun jasny, prędki,
A czasem smutny jako pieśń stepowa,
A czasem jako skarga nimfy miętki,
A czasem piękny jak aniołów mowa…
Aby przeleciał wszystka ducha skrzydłem.
Strofa być winna taktem, nie wędzidłem.

To pragnienie poety zapewne jest bliskie także tłumaczom tekstów biblijnych, jak i wszystkim odpowiedzialnym za kształt modlitw i tekstów liturgicznych.

...

Jednak czlowiek musi rozumiec o co sie modli. Chodzi to o to zeby:
Jeśli Bóg dopuszcza na nas próbe zebysmy nie ulegli pokusie grzechu. I o takie zjawisko sie modlimy.
Zle rozumienia:
Nie prowadz nas do grzechu. Nie poddawaj nas probom... O to NIE chodzi. Tylko o MĘSTWO!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 22:31, 09 Gru 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Papież Franciszek chce zmienić modlitwę "Ojcze nasz"
Papież Franciszek chce zmienić modlitwę "Ojcze nasz"

Dzisiaj, 9 grudnia (16:35)

Papież Franciszek wezwał do zmiany modlitwy "Ojcze nasz". Zdaniem głowy Kościoła katolickiego znajduje się w niej jedna fraza, która dawno temu została źle przetłumaczona.
Papież Franciszek
/PAP/EPA/CLAUDIO PERI /

"Sformułowanie "nie wódź nas na pokuszenie" jest nieodpowiednie, bo to nie Bóg prowadzi człowieka do grzechu" - mówił papież Franciszek włoskiej telewizji.

Ojciec Święty sugeruje, by zastąpić tę frazę inną - "nie pozwól, byśmy ulegli pokusie".

Papież dodał, że we francuskim Kościele wprowadzono już pewne zmiany. "Używa się tam "nie pozwól, abyśmy popadli w pokusę", a dobrze by było, gdyby zaczęło się podobnie mówić na całym świecie" - powiedział. Zmiany we francuskim Kościele zostały wprowadzone 3 grudnia.

Papież Franciszek tłumaczył też, na czym polega problem. Uważa, że wierni powinni mówić: "Nie pozwól, byśmy ulegli pokusie", bo to ja ulegam pokusie, a nie Bóg wodzi mnie na pokuszenie. Ojciec pomaga nam za to powstać z upadku".

Przekład, który jest powszechnie stosowany, pochodzi z łacińskiej Wulgaty, czyli przełożenia Biblii na język łaciński z oryginalnych języków: greckiego, hebrajskiego i aramejskiego.

"Ojcze nasz" to najpowszechniejsza modlitwa w chrześcijaństwie.

...

Oczywiscie to nie jest tak ze nagle sie dowiedzielismy ze bylo inaczej. Kazdy rozumial ze Bóg ma nas chronić przed pokusami. Po polsku jest dosc archaicznie. Pokuszenie nie jest uzywane w obecnym jezyku polskim. Gdy ktos tak powie od razu nawiazuje do Ojcze Nasz. Zatem po polsku jest niejasno. Wodzić na pokuszenie? Nikt tak nie mówi. Zatem nie jest to szczegolnie szkodliwe. Ja to rozumialem ze wodzic znaczy dozwolić w dawnym jezyku. Nie dozwól na pokuszenie nas. Ale doslownie wodzi sie za nos. Czyli oszukuje kogos! Doslowne znaczenie w obecnym jezyku polskim jest potworne. Wodzic na pokuszenie analogicznie do wodzic za nos. Jest to:

Wykorzystywanoe swojej przewagi intelektualnej lub wykorzystywanie niewiedzy kogos aby go prowadzic do pokusy! SZOK! Tak jakby ktos podstepnie prowadzil kogos do grzechu! Doslownie!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 13:04, 26 Lis 2017    Temat postu:

Podczas każdej mszy jest miejsce na Twoje osobiste intencje. Jak je składać?
Ks. Michał Lubowicki | 26/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jest podczas mszy kilka takich momentów „szczególnie odpowiednich”, by przywołać i ofiarować Bogu swoje prośby.


N
a początku każdej niemal mszy słyszymy, że jest odprawiana w jakiejś intencji. Najczęściej za zmarłych – o dar życia wiecznego. Czasami za żywych, o Boże błogosławieństwo i potrzebne im łaski. O co tu właściwie chodzi? Jaki jest sens „zamawiania” mszy w jakiejś intencji? I czy to znaczy, że jeśli msza jest za Kowalskiego, to moja modlitwa w jakiejś osobistej sprawie nie będzie już w trakcie tej mszy wysłuchana?


Co to znaczy „zamówić” mszę?

Znaczy to tyle, że Kościół – czyli wspólnota sprawująca daną Eucharystię pod przewodnictwem kapłana – zgadza się prosić Pana Boga, aby dobrami duchowymi wynikającymi z tej Eucharystii obdarzył konkretną osobę lub grupę osób. Co to za dobra?

Odpowiedź kryje się w odpowiedzi na pytanie: Czym jest Eucharystia? To uobecnienie Ofiary Jezusa, którą złożył Ojcu z samego siebie oddając swoje życie na krzyżu. W tej Jedynej Ofierze Jezus doskonale i w pełni zjednoczył się z Ojcem.

My sprawując Eucharystię włączamy się w tę Ofiarę Jezusa, stajemy się jej uczestnikami, jej częścią – bierzemy w niej udział, a więc jednoczymy się „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” z Ojcem. „Intencja” oznacza, że robiąc to prosimy, by Pan Bóg w to zjednoczenie włączył konkretnego człowieka – by to zjednoczenie stało się przede wszystkim jego udziałem. A zjednoczenie z Bogiem, to nic innego jak zbawienie.

Jeśli prosimy na przykład o zdrowie, o pomyślne zdanie egzaminu, o błogosławieństwo i tak dalej, to w tym sensie, że one mają służyć sprawie zbawienia konkretnego człowieka, czyli jego bycia zjednoczonym z Bogiem na zawsze.
Czytaj także: Chcielibyście zobaczyć jak wyglądała msza święta w XV wieku?
Nie da się ofiarować komuś nic cenniejszego

W gruncie rzeczy nie można prosić o nic więcej, o nic lepszego. I nie można nikomu ofiarować nic więcej niż to. Nasze zaangażowanie – nasza uwaga, obecność, poświęcony czas, gorliwa modlitwa czy ofiara materialna związana z „zamówieniem” mszy wyrażają naszą miłość, która w Eucharystii staje się częścią doskonałej i pełnej miłości jednoczącej Chrystusa z Ojcem.

Proste „zamówienie” mszy (zakładające zasadniczo także jak najpełniejsze w niej uczestnictwo), to coś absolutnie najcenniejszego – wręcz bezcennego – co człowiek może dać drugiemu człowiekowi – żywemu lub zmarłemu. Aż dziwne, że „zamawianie” intencji staje się coraz mniej popularne.
Czytaj także: Franciszek o Eucharystii: ona nadaje sens naszemu życiu
A co z „prywatnymi” intencjami?

Czy to oznacza, że moje „prywatne” intencje nie zostaną przez Boga wysłuchane, kiedy modlę się w nich podczas mszy? Najpierw sprostowanie. Nie ma „prywatnych” intencji, bo msza to nie moje sam-na-sam z Bogiem, ale wspólne dzieło całego Kościoła.

I to nie tylko tego zebranego w konkretnym miejscu, ale naprawdę całego. Tę mszę, w której bierzemy udział sprawuje wraz z nami „Kościół rozproszony po całym świecie”. Na znak tego w każdej mszy, w modlitwie eucharystycznej przywołuje się imię papieża i miejscowego biskupa, którego jedność z papieżem jest znakiem jedności naszej wspólnoty z całym Kościołem Powszechnym.

To dlatego tuż przed śpiewem „Święty, Święty, Święty” poprzedzającym konsekrację przypominamy sobie, że modlimy się wraz z aniołami i świętymi. Poza tym w mszy świętej modlimy się za cały świat i za wszystkich ludzi. Jeśli uważnie wsłuchamy się w Modlitwę Eucharystyczną, to usłyszymy w niej skierowane do Boga błagania: „aby ta Ofiara sprowadziła na cały świat pokój i zbawienie”, abyś pamiętał „o całym Twoim ludzie i o wszystkich, którzy szczerym sercem Ciebie szukają”, a także prośbę za wszystkich naszych zmarłych braci i siostry oraz „tych których wiarę jedynie Ty znałeś”. Krótko mówiąc: nie ma takiego człowieka, za którego Kościół nie modliłby się sprawując Eucharystię.


Czas i miejsce na nasze osobiste prośby

Jak wynika z powyższego jest – i to jak najbardziej – we mszy świętej miejsce na moje osobiste intencje. Są one włączone w błaganie całego Kościoła. I bardzo dobrze jest przychodzić na Eucharystię z takimi osobistymi intencjami. Dlaczego? Po pierwsze – jeśli mam takie osobiste intencje, to znaczy, że kocham. A miłość – moja słaba, ułomna, ludzka miłość – jednoczy mnie z nieskończenie kochającym Chrystusem, który ofiaruje się odwiecznie miłującemu Ojcu.

Po drugie – ta osobista intencja „motywuje” mnie do jak najbardziej gorliwego i świadomego uczestnictwa w sprawowanej mszy. A przez takie uczestnictwo coraz bardziej jednoczę się z Bogiem, który na serio mnie słucha i „bierze sobie do serca” to i tych, których ja noszę w swoim człowieczym sercu.
Czytaj także: Post eucharystyczny jest obowiązkowy. Czy zbyt łatwo o nim nie zapominamy?


Specjalne momenty

Jest podczas mszy kilka takich momentów „szczególnie odpowiednich”, by przywołać i ofiarować Bogu te swoje prośby. Najpierw na samym początku, kiedy kapłan informuje wspólnotę w jakiej intencji sprawujemy Eucharystię.

Pamiętajmy, że nie jest ona „konkurencyjna” względem tej naszej osobistej. Wręcz przeciwnie. Im gorliwiej włączam się w tę „wspólną”, tym bardziej kocham, a więc tym bardziej to co noszę w swoim sercu staje się Jezusowe – tym bardziej On to może oddawać i polecać Ojcu. Kolejny dobry moment to „ofiarowanie”, czyli moment, kiedy na ołtarz przynoszone są chleb i wino, a kapłan przedstawia je po cichu Bogu, prosząc by niebawem stały się „Pokarmem i Napojem Duchowym”.

W tym czasie zazwyczaj zbierana jest tak zwana „taca”. Nie należy lekceważyć tego momentu. Moja materialna ofiara z pieniędzy, które przecież są mi tak bardzo potrzebne do życia bardzo dosłownie wyraża moją ofiarę duchową. Przy tym nie wolno „magicznie” myśleć, że im więcej dam, tym bardziej zostanę wysłuchany. Kłania się ewangeliczna historia o wdowim groszu, którym zachwycił się Jezus (Marek 12,43). Bóg zna moje możliwości i wie, co to dla mnie znaczy dać naprawdę dużo.


Najważniejszy moment i „Boski Zakładnik”

Najważniejszy moment to ten, kiedy przyjmuję Chrystusa w Komunii. On jest ze mną, jest we mnie, jest w moim sercu. Moje serce – wszystkie jego sprawy i troski – stają się Jego. Mogę śmiało powiedzieć Ojcu: Mam Twojego Syna. Chcę Ci go ofiarować, oddać. A wraz z nim samego siebie, a więc też wszystko i wszystkich, którzy są dla mnie ważni. Wszystko albo nic, Panie Boże!

Ten „święty szantaż” zadziała zawsze, jeśli powoduje mną miłość do Boga i człowieka. Bo ta miłość to przecież Duch Święty, który działa w moim sercu i przyczynia się za mną w błaganiach, których sam nie potrafię ubrać w słowa. To moment, kiedy najpełniej – tu na ziemi – uczestniczę w życiu Trójcy Świętej. Jestem z Bogiem, jestem w Bogu. Moje serce zanurzone w Nim. Wszystko, co moje, staje się Jego. Wszystko i wszyscy.

...

Prosby oczywiscie musza byc godziwe.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 18:20, 22 Lis 2017    Temat postu:

Organista ma modlitwę ułatwiać, a nie utrudniać
Lidia Konar | 22/11/2017
Tim Gouw/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




W dzisiejszych czasach jesteśmy codziennie faszerowani szeroko pojętą muzyką rozrywkową – internet, telewizja, radio itp., stąd też pokusa, by płytkie utwory przemycać także do liturgii, bo są „fajne" – mówi organista z warszawskiego kościoła akademickiego św. Anny, Kamil Steć.

Lidia Konar: Dlaczego postanowił Pan zostać właśnie organistą, a nie pianistą lub śpiewakiem?

Kamil Steć: Organy zawsze mnie interesowały ze względu na potęgę oraz różnorodność brzmienia. Jako dziecko lubiłem obserwować organistę w mojej parafii w Sokołowie Podlaskim. Najbardziej fascynująca i tajemnicza była umiejętność gry nogami.

Oczywiście, tak jak większość organistów, swoją edukację muzyczną rozpocząłem od nauki gry na fortepianie. Będąc w IV klasie szkoły podstawowej, pierwszy raz miałem możliwość zagrania na mszy – ze względu na chorobę miejscowego organisty. Podobno poszło mi zupełnie dobrze, aczkolwiek z racji na wysoki głos – byłem przed mutacją – większość osób myślała, że to kobieta grała i śpiewała.

Dodatkowo z racji na ówczesny wzrost, nie dosięgałem nogami do klawiatury pedałowej, więc nie mogłem jeszcze w pełni cieszyć się grą na organach. W każdym razie ten dzień wspominam jako moje oficjalne rozpoczęcie przygody z tym instrumentem.

Prawdziwa nauka gry na organach rozpoczęła się dopiero na studiach – początkowo na Muzykologii na Uniwersytecie Kardynała S. Wyszyńskiego, a następnie na Wydziale Dyrygentury Chóralnej, Edukacji Muzycznej, Muzyki Kościelnej, Rytmiki i Tańca Uniwersytetu Muzycznego F. Chopina – przeniosłem się do Warszawy, gdzie miałem okazję zobaczyć i usłyszeć bardzo dobre instrumenty oraz poznać świetnych organistów. W ten sposób powoli zaczęła kiełkować myśl o pójściu w ich ślady.
Czytaj także: „Nie” dla gitary elektrycznej, syntezatorów i „Hallelujah” Cohena w liturgii. Instrukcja Episkopatu

Od 8 lat pełni Pan funkcję organisty w kościele akademickim św. Anny w Warszawie. Jak Pan traktuje swoją pracę?

Od najmłodszych lat w moim życiu ważne były 2 sfery – wiara i muzyka. Studia muzykologiczne utwierdziły mnie w przekonaniu, że obie te sfery silnie ze sobą współgrają. Z jednej strony wiara pomaga nieraz odkryć piękno muzyki, z drugiej zaś – dobra muzyka pomaga w pogłębianiu wiary.

Tym bardziej cieszę się, że mogę już od kilku lat pracować w kościele św. Anny, w którym naprawdę można poczuć siłę żywego słowa Bożego. Z kolei od strony muzycznej – jest to dla mnie duży zaszczyt, bo mam do dyspozycji jeden z najlepszych instrumentów w kraju.

Swoją pracę traktuję jako pomoc wiernym w modlitwie, ale także jako własną formę modlitwy połączonej z pasją. Dlatego kocham uczucie, kiedy słyszę za plecami ścianę dźwięku – grając siedzę tyłem do ołtarza – w postaci głośno śpiewającego tłumu wiernych.

Czy nadal można Pana usłyszeć grającego podczas uroczystości liturgicznych w Kaplicy Pałacu Prezydenckiego?

Zgadza się, nadal zdarza mi się grać podczas mszy w Pałacu Prezydenckim. Jest dla mnie dużym zaszczytem możliwość uczestniczenia w mszach w tak ważnym miejscu.

Ale niezależnie od tego, kto jest w kościele – prezydent, biskup, złodziej, prostytutka – staram się do nich dotrzeć poprzez muzykę i im pomóc w modlitwie.
Czytaj także: Czy w Kościele się tańczy? Dwa słowa o tańcu w liturgii

Czym w ogóle jest muzyka liturgiczna i co ma wyrażać ?

Muzyka liturgiczna jest często rozumiana jako ozdoba liturgii, dodatek. Tymczasem jest czymś dużo ważniejszym – jest jej integralną częścią. Zgodnie z przepisami, celem muzyki liturgicznej jest oddanie chwały Bogu oraz uświęcenie wiernych.

Warto przytoczyć tu fragment jednej z mszalnych prefacji: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia”. Tym bardziej zatem powinniśmy brać czynny udział w śpiewie, przecież nie robimy w ten sposób łaski Bogu, lecz chcemy Mu oddać chwałę.

Mamy także piękne w swej prostocie stwierdzenie św. Augustyna: „Kto śpiewa, dwa razy się modli”. W dzisiejszych czasach jesteśmy codziennie faszerowani szeroko pojętą muzyką rozrywkową – internet, telewizja, radio itp., stąd też pokusa, by tego typu płytkie utwory przemycać także do liturgii, bo są „fajne”. Liturgia wymaga jednak czegoś więcej, utwory powinny być na odpowiednim poziomie. Nie możemy pozwalać na bylejakość.



W kościele św. Annie ludzie śpiewają. A jak Pan ogólnie ocenia poziom muzyki kościelnej w polskich kościołach?

Poziom muzyki w polskich kościołach jest bardzo zróżnicowany. Niestety, w wielu kościołach gry i śpiewu nie da się słuchać. Podstawowym grzechem większości organistów jest nierówna gra, przez co wiernym trudno włączyć się we wspólny śpiew.

Organista powinien swoją grą ułatwiać modlitwę, a niestety mam wrażenie, że często ją utrudnia. Na YouTube powstało już kilka części kompilacji nagrań z różnych kościołów, pt. „Niektórzy polscy organiści”. Słuchając ich nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.


Myślę, że część winy leży także po stronie księży, którzy nie doceniają wagi muzyki w liturgii – zatrudniane są osoby bez odpowiedniego wykształcenia, w myśl zasady „oby coś tam grało”, a na takie podejście my – wierni nie możemy pozwalać. Inną sprawą jest stan instrumentów, który w wielu kościołach woła o pomstę do nieba. Organy są instrumentem, o który należy regularnie dbać. Tylko w takim przypadku odwdzięczy się pięknym brzmieniem.

Na szczęście mamy coraz więcej muzyków po wyższych studiach muzycznych, przygotowanych do gry w kościołach na odpowiednim poziomie.

Jak głosi instrukcja Konferencji Episkopatu Polski o muzyce kościelnej, którą przyjęto na zakończonym 14 października br. zebraniu plenarnym KEP w Lublinie – nie wolno w liturgii wykonywać utworów o charakterze świeckim. Czy wpłynie to na jakość muzyki w Kościele? Mamy już Instrukcję Episkopatu Polski o muzyce liturgicznej po Soborze Watykańskim II.

Moim zdaniem instrukcja wydana niedawno przez KEP nie wnosi nic specjalnie nowego, ale cieszę się, że powstała. Dobrze, że księża biskupi dostrzegli narastający problem wykonywania podczas liturgii nieodpowiednich utworów.

Byłoby dobrze, by księża, organiści oraz inne osoby odpowiedzialne za muzykę w kościołach wreszcie zaczęły się stosować do tych wytycznych. Należy uzmysłowić także muzykom, że kościół nie jest odpowiednim miejscem do wykonywania muzyki popularnej.

...

Zdecydowanie jakies umpfs umpfs... NIE JEST FAJNE W KOSCIELE! O ile gdziekolwiek jesf fajne. Duza czesc ,,muzyki" ,,popularnej" jest na zasadzie ,,byle był huk".
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 16:50, 14 Lis 2017    Temat postu:

Po co kreślimy krzyżyki na czole, ustach i piersi tuż przed czytaniem Ewangelii?
Ks. Michał Lubowicki | 12/11/2017
Kamil Szumotalski/ALETEIA
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Trzeba nie tylko rozumieć, co ten gest oznacza, ale też wiedzieć, jak poprawnie go wykonać i w którym dokładnie momencie.


G
esty, czynności i słowa towarzyszące czytaniom z Pisma Świętego, których słuchamy podczas mszy świętej, mają uświadamiać nam obecność Chrystusa w głoszonym Słowie oraz sakramentalny charakter tego głoszenia. Sakramentalny, czyli dający nam doświadczenie spotkania z żywym i rzeczywiście obecnym w liturgii Jezusem.
Czytaj także: Kulminacyjny moment Eucharystii: patrzeć na hostię lub kielich czy schylać głowę?
Trzy krzyżyki: zwyczaj sprzed tysiąca lat

Jednym z tych gestów jest krzyżyk, jaki kreślimy kolejno na czole, ustach i piersi tuż przed wysłuchaniem Ewangelii. Jakie jest znaczenie tego gestu, który znany był już w IX wieku?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Hipotezy są różne, ale każda z nich zawiera chyba jakąś ważną intuicję, która może okazać się pomocna w przeżywaniu tego znaku i tej części liturgii. Dlatego warto je poznać.
Trzy jak Trójca

Już sama liczba jest wymowna. Trójka odsyła nas oczywiście do Trójcy Świętej. Słowo, które zaraz usłyszymy to Słowo Boga Jedynego w Trójcy. Słowo, które wyszło od Ojca i dzięki Duchowi Świętemu stało się człowiekiem, abyśmy mogli je zrozumieć i przyjąć.

Słowo Wcielone, Jezus Chrystus daje nam w Ewangelii życie, które jest darem Ojca. A do przyjęcia tego daru uzdalnia nas Duch Święty.
Znak chrztu

Znak krzyża to znak Chrystusa. Taki sam „krzyżyk”, jaki kreślimy słysząc zapowiedź Ewangelii, nakreślili nam na czole kapłan i nasi rodzice w dniu chrztu. To znak przynależności do Boga, bycia Jego dzieckiem.

Słuchając Ewangelii potwierdzamy i odnawiamy w sobie tożsamość uczniów Chrystusa. Krzyżyk, jaki kreślimy, ma nam o tym przypomnieć.
Czytaj także: Znak krzyża. Dlaczego chrześcijanie wschodni żegnają się inaczej niż zachodni?
Oczyszczająca kąpiel w Słowie

Chrzest to oczyszczenie z grzechu. W tym kontekście przypominają się słowa wypowiedziane przez Jezusa do uczniów w Wieczerniku: „Jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” (Jan 15,3).

Co ciekawe, po odczytaniu Ewangelii kapłan (lub diakon), całując ewangeliarz, mówi po cichu: „Niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy”. Słowo, które słyszymy oczyszcza nas. Nie jest tylko informacją, ale ma moc sprawczą – dokonuje w nas rzeczywistej przemiany.
Błogosławieństwo dla tych, którzy słuchają

Znak krzyża to także znak błogosławieństwa. Nakreślenie go na czole, ustach i sercu oznacza, że Słowo, którego słucham uświęca mnie, czyni błogosławionym. To także wezwanie do wiary w usłyszane Słowo, które ma moc uczynić mnie błogosławionym, czyli szczęśliwym.

W myśl tego, co zawołała święta Elżbieta do Maryi: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane ci od Pana!” (Łk 1,45).
Słowo wyryte „na blachę”

Kreślenie znaku krzyża na swoim ciele za pomocą kciuka, a więc najsilniejszego palca dłoni zawiera w sobie także sugestię trwałości tego znaku. Kreślę „krzyżyk” tak, jakbym chciał go na sobie „wyryć”.

Słowo Boże, którego słucham naznacza mnie w trwały sposób. Po usłyszeniu go nie będę już taki sam. To znak, że tego, co usłyszałem nie chcę zbyt łatwo zapomnieć.
Czytaj także: Gdzie i kiedy klękać w kościele? Na jedno czy dwa kolana? A może wystarczy skłon?
Czoło, usta, piersi – czemu akurat one?

Tu znów odpowiedzi jest kilka. Czoło – to życie intelektualne. Usta, przez które przyjmuję pożywienie – to życie biologiczne. Serce – to moje centrum duchowe, ale także moje życie emocjonalne. Słowo Chrystusa nie dotyczy części mnie, wycinka mojego życia, ale ogarnia mnie całego. Ten, którego przyjmuję w Słowie karmi i syci mój umysł, ciało i ducha.

Inne tłumaczenie mówi o tym, że ów potrójny znak krzyża na czole, ustach i piersi jest deklaracją chęci zrozumienia orędzia Chrystusa, jego zdecydowanego i odważnego wyznawania oraz wiernego zachowywania go w swoim sercu.

Kolejne sugeruje natomiast, że Ewangelia, której słucham ma przenikać, oczyszczać i kształtować od tego momentu moje myśli, słowa i decyzje.
Pieczęć pewności

Jest jeszcze jedna – dość ciekawa – interpretacja tego znaku. Wychodzi ona od stwierdzenia, że krzyż jest znakiem zwycięstwa Chrystusa nad diabłem. Według niej znak krzyża nakreślony na czole, ustach i sercu ma zabezpieczyć usłyszane przeze mnie słowo przed porwaniem przez Złego, przed czym przestrzega sam Jezus w przypowieści o siewcy (Marek 4,15).

Nakreślony na czole, ustach i piersi krzyż ma zatem spełniać funkcję pieczęci chroniącej przyjęte przeze mnie Słowo.


Jak to robić? I dokładnie kiedy?

Warto więc wykonywać ten gest ze zrozumieniem i starannością. Nie „na szybko” i byle jak, ale z namysłem, a nawet namaszczeniem (sic!). Wszak Słowo, które słyszę i rozumiem dzięki Duchowi Świętemu, namaszcza mnie – przywraca i podkreśla moją godność dziecka Bożego.

Zatem niekoniecznie pięścią zaciśniętą „w kułak”, ale otwartą dłonią, powoli i wyraźnie. Dobrze też najpierw odpowiedzieć na zapowiedź Ewangelii: „Chwała Tobie, Panie”, a dopiero potem wziąć się za kreślenie „krzyżyków”, bo sam dialog przed Ewangelią też ma istotne znaczenie. Na nim również warto się skupić i wyraźnie go wyartykułować, co może być trudne, jeśli akurat będziemy kreślili „krzyżyk” na ustach.

A wszystko to po to, by coraz głębiej i owocniej przeżywać fakt, że Liturgia Słowa, to nie pobożne czytanki, ale rozmowa z samym Panem.

...

Wszystko sluzy duszy...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 17:47, 12 Lis 2017    Temat postu:

W sprawie parkingu czy szczepionek. W jakich intencjach można zamawiać msze?
ks. Artur Stopka | 12/11/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Wydawać by się mogło, że sformułowanie konkretnej intencji, w której ksiądz ma odprawić mszę świętą, to nic trudnego. Okazuje się jednak, że mogą w tej sprawie pojawić się nie tylko kłopoty, ale nawet poważne nadużycia.

Na portalu społecznościowym pojawiła się informacja zapowiadająca mszę świętą „za decydentów w kwestii szczepień”. Wydarzenie promowane było w grupie tzw. antyszczepionkowców. Obrońcy szczepień to zauważyli i „wypunktowali”. Ktoś jednak postanowił sprawdzić, jak dokładnie brzmi intencja zapowiadanej mszy św. Modlono się „W intencji osób decydujących o systemie szczepień o wierność prawu i miłości”.

W innym mieście pojawiło się ogłoszenie, że zostanie odprawiona msza św. z prośbą o pomoc i opiekę Maryi Matki Nieustającej Pomocy w proteście przeciwko likwidacji miejsc parkingowych na terenie dzielnicy. Ogłoszenie zawierało zachętę do podejmowania podobnych działań w innych parafiach.

Niedawno głośna była w mediach sprawa Eucharystii zamówionej przez kogoś w intencji dziennikarzy i widzów Polsatu oraz TVN o „wytrwałość w głoszeniu prawd papieża Franciszka, wartości wspólnoty europejskiej i państwa prawa”. Jednak na stronie parafii można było zobaczyć, że w treści intencji bez wiedzy zamawiającego dokonano na pozór niewielkiej zmiany. Słowo „wytrwałość” zastąpiono słowem „rzetelność”, zmieniając równocześnie bardzo znacząco wymowę całego sformułowania.


Msza w godziwej intencji

Kanon 901 Kodeksu Prawa Kanonicznego stwierdza krótko, że kapłan może odprawiać mszę świętą za kogokolwiek, zarówno za żywych, jak i za zmarłych. Z wydanego przez Katolicki Uniwersytet Lubelski komentarza do KPK można się dowiedzieć, że określenie, za kogo faktycznie ma być odprawiana msza św., należy do kapłana, który ją sprawuje.

Odprawienie przez kapłana mszy św. w konkretnej intencji nazywane jest w teologii i w prawie kanonicznym „aplikacją”. W zamieszczanych na stronach niektórych parafii poradnikach dotyczących intencji mszalnych można przeczytać, że zgodnie ze starą tradycją Kościoła, owoce mszy świętej można aplikować w jakiejkolwiek godziwej intencji. Co to znaczy, że zamówiona intencja musi być godziwa? Chodzi o to, że nie wolno ofiarowywać owoców mszy świętej w intencjach złych ze swej natury, np. prosić o to, aby komuś stała się krzywda, aby spotkało go nieszczęście itp.

Wspomniany komentarz do KPK dorzuca (powołując się na dekret Kongregacji Nauki Wiary z roku 1976) bardzo ciekawe wyjaśnienie, za kogo można odprawić mszę św.

Także za niekatolików, jeśli o to proszą członkowie rodziny lub bliscy zmarłego i nie zachodzi według oceny ordynariusza obawa zgorszenia.

Nie wolno jednak wymieniać imienia zmarłego niekatolika w Modlitwie Eucharystycznej.

Ks. Andrzej Orczykowski SCh na łamach miesięcznika „Msza Święta” zwracał uwagę, że aplikacja mszy nie niesie ze sobą żadnego automatyzmu zbawienia.

Owoce Mszy nie «docierają» mechanicznie do osób, którym są aplikowane, lecz przyjmowane są przez nie w zależności od ich zjednoczenia z Bogiem przez wiarę, nadzieję i miłość – napisał.


Wzory intencji mszalnych

Wskazówki zawarte na stronach parafialnych podpowiadają, że intencją mszalną można objąć żywych (np. za bliskich, przyjaciół, kapłanów, z okazji urodzin, jubileuszy czy ważnych wydarzeń w ich życiu) i zmarłych (aby jak najszybciej mogli uczestniczyć w chwale nieba).

Można też modlić się w intencjach ogólnych (np. za Kościół, o powołania, za ojczyznę, o pokój, za wszystkie rodziny). Dzielą też intencje na dziękczynne i błagalne. Na wielu stronach wręcz zamieszczone są wzory intencji mszalnych. Np. sanktuarium Matki Bożej Saletyńskiej w Dębowcu doradza: „Nie musimy pisać wielu słów. Pan Bóg doskonale wie, czego nam potrzeba. Należy jednak zawrzeć swoje pragnienie choćby w jednym zdaniu” i podaje „wzory” intencji:
Czytaj także: Dlaczego w czasie mszy ksiądz wypowiada niektóre modlitwy szeptem?



Msza św. dziękczynna za otrzymane łaski,

Msza św. dziękczynno – błagalna o dalsze zdrowie i błogosławieństwo Boże,

W rocznicę ślubu o dalsze błogosławieństwo i zdrowie,

W intencjach Kościoła, Ojca św. i Ojczyzny,

Błagalna o nawrócenie z nałogu,

O uzdrowienie z ciężkiej choroby,

O nawrócenie i przemianę życia,

Przebłagalna, o darowanie win i o szczęśliwą śmierć,

Msza św. wynagradzająca,

Msza św. o zdrowie i pokój w rodzinie,

O nawrócenie i dobrą spowiedź,

O pomoc w nauce, o dary Ducha Świętego, o zdanie egzaminu,

O szczęśliwe rozwiązanie i zdrowie dla matki i dziecka,

O Bożą pomoc i opiekę Matki Najświętszej,

Msza św. o rozwiązanie trudnej sprawy,

W intencji Bogu wiadomej,

O powołania kapłańskie, zakonne i misyjne,

O szczęśliwą operację i zdrowie dla …,

O dobry wybór drogi życiowej,

Za zmarłego śp. …

Za zmarłych z rodziny …

Za dusze w czyśćcu cierpiące.


Czytaj także: 10 niezwykłych faktów o mocy Eucharystii


Niewłaściwe intencje

Zdarza się, że proszący o odprawienie mszy św. w konkretnej intencji traktują ją instrumentalnie, tak formułując intencję, aby wykorzystać ją do przekazania jakiegoś komunikatu, do zamanifestowania czegoś czy zaprezentowania swoich poglądów w jakiejś kwestii. Trudno nie tylko taką intencję, ale przede wszystkim taki sposób potraktowania Najświętszej Ofiary uznać za godziwy. To nadużycie.

Prosząc o mszę w konkretnej intencji trzeba zawsze pamiętać, że – jak wyjaśnia Katechizm Kościoła katolickiego – „Eucharystia jest centrum i szczytem życia Kościoła, ponieważ Chrystus włącza Kościół i wszystkie jego członki do swojej ofiary uwielbienia i dziękczynienia, złożonej raz na zawsze Ojcu na krzyżu. Przez tę ofiarę Chrystus rozlewa łaski zbawienia na swoje Ciało, którym jest Kościół”.

...

Po pierwsze intencja musi byc zgodna z nauka Kosciola. Pod drugie najlepiej jak nie zmusza Boga do czegos. Zebym dostal prace w korporacji Inteteiment Comp Corp. Nie dostaniesz bo to szkodliwe. Modl sie o WLASCIWA PRACE!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 18:54, 06 Lis 2017    Temat postu:

„Nie” dla gitary elektrycznej, syntezatorów i „Hallelujah” Cohena w liturgii. Instrukcja Episkopatu
Katolicka Agencja Informacyjna | 06/11/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
W liturgii nie ma miejsca na wykonywanie muzyki świeckiej. Nowa instrukcja podaje też restrykcyjne zasady organizowania koncertów w kościołach.

Gitara elektryczna, perkusja, fortepian czy syntezator – to tylko niektóre instrumenty, których nie można wykorzystywać w czasie liturgii eucharystycznej. Przypomina o tym zatwierdzona ostatnio przez Konferencję Episkopatu Polski instrukcja o muzyce kościelnej. „Cieszę się, że wiele miejsca w tym dokumencie poświęcono chorałowi gregoriańskiemu” – powiedział ks. Andrzej Zarzycki, wykładowca muzyki kościelnej w Wyższym Seminarium Duchownym w Radomiu.
Czytaj także: Czy w Kościele się tańczy? Dwa słowa o tańcu w liturgii
Inne zasady, gdy msza jest wspólnotowa

Ks. Andrzej Zarzycki przypomniał, że dokument odwołuje się do instrukcji „Musicam sacram” sprzed 50 lat oraz do jej odpowiednika na gruncie polskim – Instrukcji Episkopatu Polski o muzyce liturgicznej po Soborze Watykańskim II z 1979 roku.

Wiele emocji na temat instrukcji o muzyce kościelnej budzi rozdział ósmy o muzyce instrumentalnej. Można tam przeczytać, że w czasie liturgii nie powinno się używać gitary elektrycznej, perkusji, fortepianu czy syntezatora. Niektóre z tych instrumentów używane są przez grupy formacyjne działające przy parafiach.

„Generalnie muzyka powinna towarzyszyć człowiekowi w czasie liturgii, a nie dominować czy nawet przeszkadzać. Jeśli chodzi o grupy formacyjne. Trudno, by bębny były akceptowane przez starsze pokolenie, wychowane na liturgii przedsoborowej. Dlatego dobrym rozwiązaniem jest używane tych instrumentów w czasie mszy świętych, w których udział biorą członkowie tych wspólnot” – powiedział ks. Zarzycki, który był gościem Radia Plus Radom. „Czasem przez dobre intencje możemy zniechęcić ludzi, by weszli do takich wspólnot” – dodał kapłan.
Organy, chór i schola gregoriańska

Ks. Zarzycki był również pytany, czy wyobraża sobie obchody 3 Maja czy 11 listopada bez udziału orkiestry wojskowej. „Instrukcja mówi, że podczas uroczystych obchodów liturgicznych we wnętrzu kościoła dopuszczalny jest udział orkiestry. W czasie celebracji poza kościołem oraz podczas procesji ważną rolę może spełnić zwłaszcza orkiestra dęta” – poinformował wykładowca muzyki kościelnej w Wyższym Seminarium Duchownym w Radomiu.

Ks. Zarzycki przypomniał też, że we wszystkich kościołach katedralnych, bazylikach i sanktuariach powinny być sprawne i wartościowe pod względem brzmieniowym organy piszczałkowe, zatrudniony organista I stopnia, chór kościelny prowadzony przez kompetentnego dyrygenta, msza święta w języku łacińskim z udziałem scholi gregoriańskiej. „Trzeba lat pracy, by takie schole gregoriańskie powstały. Nie jest to łatwe zadanie, ale możliwe do realizacji” – powiedział ks. Zarzycki.
Czytaj także: Zafascynowani liturgią Kościoła. Jak mądrze ożywiać tradycję?
„Nie” dla muzyki świeckiej w liturgii

Liturgista ks. Tomasz Herc zwrócił uwagę, że w liturgii nie ma miejsca na wykonywanie muzyki świeckiej. „Nie wolno wykonywać utworów typu Hallelujah Cohena, czy Niech mówią, że to nie miłość Rubika. Ponadto dobór repertuaru śpiewów na I Komunię świętą powinien uwzględniać możliwości percepcyjne i wykonawcze dzieci, ale nie może to usprawiedliwiać wprowadzania do liturgii piosenek religijnych. Należy zwrócić uwagę szczególnie na piosenki z gestami, aby nie zinfantylizować liturgii” – stwierdził ks. Herc.

Instrukcja o muzyce kościelnej mówi, że organizując koncerty w kościołach artyści powinni występować poza prezbiterium. Ponadto prelekcji ani komentarza do koncertu nie należy prowadzić z ambony.

By zorganizować takie koncerty w kościele potrzebna jest zgoda biskupa diecezjalnego. W seminariach duchownych powinien być realizowany program nauczania muzyki kościelnej zgodnie z przyjętym Ratio studiorum. Należy też prowadzić systematyczne ćwiczenia śpiewu gregoriańskiego. Zaleca się także organizowanie diecezjalnych kursów dla psałterzystów i kantorów.

...

Zdecydowanie nic nie stracimy jesli zachowamy odpowiednia oprawe muzyczna. Jest dosc miejsc do eksperymentow muzycznych. Doszlismy przez wieki do optymalnej formy muzycznej Mszy. Teraz mozna tylko popsuc.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 8:47, 08 Mar 2017    Temat postu: Liturgia Kościoła

gosc.pl → Wiadomości → Hiszpania: Zmiany w mszale
Hiszpania: Zmiany w mszale
RADIO WATYKAŃSKIE
dodane 07.03.2017 17:06

Mszał rzymski łacińsko-polski z 1968 roku, fragment "Ojcze Nasz" (Pater Noster)
HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość


W Hiszpanii weszło w życie 3. wydanie Mszału Rzymskiego. Najważniejsza zmiana dotyczy słów konsekracji.

Od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu używanie nowego mszału jest we wszystkich diecezjach w Hiszpanii obowiązkowe. Stosowny dekret wydał przewodniczący episkopatu kard. Ricardo Blázquez. Najważniejsza zmiana widoczna jest w słowach konsekracji wina. Dotychczasowa formuła „za wszystkich ludzi” została zastąpiona bliższą oryginałowi łacińskiemu „za wielu” („pro multis”).

„Powodem tłumaczenia nowego wydania Mszału Rzymskiego jest pragnienie, aby teksty, których będziemy używać w Eucharystii począwszy od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu, były wierniejsze oryginałowi łacińskiemu – mówi sekretarz Komisji Episkopatu ds. Liturgii ks. Luis García Gutiérrez. – W słowach konsekracji wina usłyszymy «za wielu» w miejsce słów, które wypowiadał kapłan dotychczas: «za wszystkich ludzi»”.

Ponadto zostało poprawione tłumaczenie wielu sformułowań i wyrażeń, aby nowa wersja hiszpańska mszału była wierna oryginałowi łacińskiemu z 2008 r. Wzbogacono również rubryki, aby ułatwić zrozumienie i przebieg celebracji.

....

Ja bym sie bal. Nie wszyscy beda zbawieni. Pieklo nie jest puste. Zreszta nic dziwnego starczy popatrzec co ludzie robia...

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group