Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 19:50, 26 Kwi 2016    Temat postu:

Sąd Najwyższy będzie respektował wyroki TK, także nieopublikowane. Jest uchwała
pr/
2016-04-26, 15:15


Skomentuj
0
W uchwale Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego podkreśla się, że została ona podjęta w celu "zapewnienia jednolitości orzecznictwa sądów".


We wtorek w trakcie obrad Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN dyskutowano nad sprawozdaniem z działalności tego sądu, jakie co roku przygotowuje Pierwszy Prezes SN.



Oprócz tego Zgromadzenie podjęło dodatkową krótką uchwałę, "kierując się koniecznością zapewnienia jednolitości orzecznictwa sądów powszechnych i wojskowych". Odnosi się ona do kwestii nieopublikowanego przez rząd orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niekonstytucyjne przepisy grudniowej nowelizacji ustawy o Trybunale autorstwa PiS.



"Zgodnie z art. 190 ust. 2 Konstytucji RP orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego podlegają niezwłocznemu opublikowaniu. Nieopublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego stwierdzający niezgodność z Konstytucją określonego przepisu uchyla domniemanie jego zgodności z Konstytucją z chwilą ogłoszenia wyroku przez Trybunał Konstytucyjny w toku postępowania" - głosi uchwała.



Sąd Najwyższy będzie respektował nieopublikowane orzeczenia TK. pic.twitter.com/DKHgtipMgJ
— Darek (@Dariusz_X) 26 kwietnia 2016



SN chciał rozwiać wątpliwości sądów



- Na mocy uchwały, pomimo formalnego nieuchylenia przepisu (który jest kwestionowany w TK - przyp. red.) w związku z jego nieopublikowaniem (wyroku w Dzienniku Ustaw - przyp. red.) i jego formalnego braku utraty mocy, nie oznacza to, że ten przepis nie może zostać uznany za niezgodny z konstytucją, ponieważ publiczne ogłoszenie wyroku TK nadaje temu orzeczeniu atrybut powszechnego obowiązywania - poinformował dr hab. Dariusz Świecki, rzecznik Sądu Najwyższego.



- Jedną z funkcji SN jest zapewnienie jednolitości orzeczeń sądów wojskowych i powszechnych - powiedział i doprecyzował, że SN chciał rozwiać wątpliwości sądów dotyczących obowiązywania nieopublikowanych wyroków TK.



Rzecznik dodał, że opublikowanie wyroku w Dzienniku Ustaw jest tylko "elementem związanym z utratą mocy obowiązywania" kwestionowanego przepisu. Domniemanie jego konstytucyjności upada już w momencie ogłoszenia wyroku.



polsatnews.pl, Polsat News, PAP,

...

Ustawka. Umowili sie. Wystep bylych prez... iów teraz ci... Stare numery...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 19:37, 14 Lut 2016    Temat postu:

KAI
Siotra Chmielewska: uchwalone przez Sejm ustawy prorodzinne są propagandą
siostra Małgorzata Chmielewska - Paweł Małecki / Agencja Gazeta

- Nie znam ani jednego przypadku, w którym zdarzyłoby się, by sąd odebrał rodzicom dzieci tylko ze względu na złą sytuacje materialną - mówi w komentarzu dla KAI s. Małgorzata Chmielewska. Przełożona wspólnoty "Chleb Życia" dodaje, że jej zdaniem uchwalone w sejmie w czwartek zmiany w Kodeksie rodzinnym i ustawa 500 plus są jedynie propagandą.

- Nieraz sama miałam wątpliwości, czy niektóre dzieci powinny zostać z rodzicami. I nie chodziło tu o biedę materialną, ale o to, co się dzieje w domu, na kompletny brak zainteresowania dziećmi - wspomniała siostra. Wyraziła obawę, że zmiana w ustawie będzie mogła przyczynić się do tego, że dzieci pozostawiane w rodzinie będą przechodzić koszmar. - A są, niestety, takie sytuacje, kiedy odebranie dziecka jest konieczne - powiedziała siostra Chmielewska.

Jak mówi przełożona wspólnoty "Chleb Życia", spotyka się na co dzień z bardzo dużą liczbą rodzin żyjących w ogromnej biedzie i nikt im z tego powodu dzieci nie odbiera. Podkreśla, że jest wiele organizacji, które ubogie rodziny wspierają w trudnej sytuacji. - Albo mamy zaufanie do sądów, albo go nie mamy. Sądy rodzinne, z mojej obserwacji, robią wszystko, aby tam, gdzie to nie jest konieczne, dzieci rodzicom nie odbierać - podkreśliła s. Chmielewska. Zwróciła uwagę, że wiele zależy od samych pracowników socjalnych i kuratorów. - Problem tkwi często w ludziach, a nie w treści ustawy - powiedziała.

Zdaniem zakonnicy wprowadzenie zakazu odbierania dzieci rodzicom wyłącznie ze względu na złe warunki ekonomiczne i bytowe rodziny jest jedynie propagandą. Proponowane zmiany są pozorne, a w ich miejsce warto byłoby zająć się bardziej palącymi problemami.

- Warto zwrócić uwagę na przykład na procedury dotyczące rodzin zastępczych. Absurdem jest, że ktoś, kto chce przyjąć dziecko, sam musi zapłacić za proces sądowy. Absurdem jest też to, że duża część pieniędzy przekazywanych przez państwo na wychowanie dziecka w rodzinie zastępczej idzie na biurokrację. To są realne problemy - stwierdziła zakonnica.

Siostra Małgorzata Chmielewska odniosła się również do przegłosowanej w czwartek przez sejm ustawy dotyczącej programu 500 plus. Jej zdaniem proponowany przez polityków sposób pomocy rodzinie wielodzietnej nie jest odpowiedni, ponieważ nie wiadomo, czy będzie on pomocny tym, którym pomoc jest rzeczywiście bardzo potrzebna.

Przełożona wspólnoty "Chleb Życia" dodała, że zgadza się z pomysłem, aby pomóc finansowo rodzinom, które takiej pomocy potrzebują, jednak nie należy dokładać tym, którzy pieniędzy mają pod dostatkiem. - Nie można też oczekiwać, że skoro ustawa daje komuś możliwość otrzymania pieniędzy, to będzie on dobrowolnie z nich rezygnował. Trzeba skonstruować jasne kryteria, aby pomagały tym, którzy tej pomocy rzeczywiście potrzebują - uważa siostra.

Jej zdaniem dużo prościej byłoby podwyższyć zasiłki rodzinne i podwyższyć kryterium dochodowe do zasiłków z ponad 50 do np. 250 złotych. Przestrzegła też, że ta ustawa może zrujnować budżet państwa. - Wszyscy za nią zapłacimy, a skorzystają z niej nie ci, którym to jest bardzo potrzebne - powiedziała zakonnica.

Wśród słabych punktów rządowego projektu s. Chmielewska wymieniła m.in. brak wsparcia dla matek samotnie wychowujących dzieci oraz ograniczenie wieku dzieci objętych programem do 18. roku życia. - Utrzymanie osiemnastolatka w średniej szkole, a później na studiach kosztuje majątek. O ile zasiłki są wypłacane do zakończenia edukacji, to te pieniądze skończą się wraz z ukończeniem 18 lat. To absurd - oceniła zakonnica.

Zdaniem przełożonej wspólnoty "Chleb Życia" system rodzinny w Polsce wymaga reorganizacji, bo wiele jest przepisów, które dobrze wyglądają jedynie w Dzienniku Ustaw. - Co z tego, że kilka lat temu ustanowiono w gminach asystentów rodzin, którzy mieliby monitorować sytuację potrzebujących, skoro małych gmin, gdzie problem ubóstwa pojawia się najczęściej, nie stać na opłacenie pensji pracowników. Najpierw trzeba się przyjrzeć przepisom, które już obowiązują - podsumowała siostra Małgorzata Chmielewska.

...

O co wlasciwie chodzi siostrze? Czy ktos zabrania odebrania dzieci rodzicom ktorzy robia im koszmar? Sejm nie zdziala cudow. Moze tylko ustalic jakies ramy.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 9:05, 09 Lut 2016    Temat postu:

Znany poeta przewrotnie zaatakował „Wyborczą”?
akt. 9 lutego 2016, 03:34
Poeta Adam Zagajewski, używając przewrotnej ironii, doprowadza do absurdu oskarżenia formułowane wobec rządu przez dzisiejszą „demokratyczną opozycję" - pisze publicysta w "Rzeczpospolitej".

Pewne poruszenie tzw. opinii publicznej wywołał wydrukowany jakiś czas temu w „Gazecie Wyborczej" wiersz Adama Zagajewskiego „Kilka rad dla nowego rządu". Podmiot liryczny wiersza jako „doradca rządowy" zaleca rozstrzeliwanie reżyserów filmowych, stworzenie obozów odosobnienia, dożywotnie internowanie profesorów prawa konstytucyjnego, wysłanie dziennikarzy na Madagaskar itd.

Miłośnicy poezji Zagajewskiego (do których sam się zaliczam) byli trochę skonfundowani opublikowaniem przezeń tego mocno politycznego utworu. Wszak w eseju o Aleksandrze Wacie („ZL" nr 105) wyznawał: „Pisałem wiersze otwarcie polityczne, krytyczne, ale przeczuwałem, że nie jest to najlepszy wybór estetyczny, że poezja jest gdzie indziej, w większej komplikacji, w zdolności uchwycenia wielości świata, a mniej w moralistycznym potępianiu przeciwnika ideowego".

Wzorce z „Solidarności"

Zwykli czytelnicy „Gazety Wyborczej" zapewne ucieszyli się, widząc, że oto znany poeta „ostro wali w reżim", a zwolennicy „reżimu Beaty Szydło" odczytali wiersz jako „podły atak na demokratycznie wybrany rząd"; pisali o grafomanii, o „wierszu kuriozum" itp. Być może jednak jedni i drudzy źle go interpretują. Może wiersz wcale nie mówi o „reżimie Beaty Szydło"? Może jego prawdziwy adresat jest ukryty pod powierzchnią i należy go dopiero zidentyfikować?

W „Zeszytach Literackich" (2015 nr 2) znajdziemy piękny esej Barbary Toruńczyk „Dlaczego Adam Zagajewski jest moim poetą?". Autorka przypomina tom jego esejów „Solidarność i samotność" z 1986 r. będący „manifestem intelektualisty i artysty doby masowego ruchu wyzwolenia politycznego, w tym przypadku ?Solidarności?". Autor „Cienkiej kreski" bronił wówczas „samotności" twórcy w obliczu nacisku zbiorowej „solidarności", poszukiwał dystansu wobec ujednolicających myślenie grupowych odruchów. Dzisiaj „masowym ruchem wyzwolenia politycznego" jest - toutes proportions gardées - Komitet Obrony Demokracji wraz z towarzyszącymi mu zjawiskami i hasłami: bojkot reżimowych mediów przez niezależnych dziennikarzy, oporniki wpięte w swetry, „Precz z komuną!", sprzeciw wobec (neo)peerelowskiej dyktatury, Kaczyński jako Gomułka i Jaruzelski w jednej osobie etc. „Gazeta Wyborcza" i inne antyreżimowe media prowadzą kampanię propagandową przeciwko „reżimowi Beaty Szydło" dokładnie według wzorców znanych z podziemnej prasy solidarnościowej lat 80. XX wieku.

Zagajewski znalazł się dziś w podobnej sytuacji, co 30 lat temu - dostrzega, że wokół niego „ujednolica się wola zbiorowa w dziedzinie konfliktu politycznego". Dla jego „samotności", „autonomii" „niezależności" zagrożeniem nie jest „reżim Beaty Szydło", tak jak nie była nim „junta Jaruzelskiego", ale to, co się dzieje w najbliższym otoczeniu, nacisk grupowy, realna presja środowiskowa, aby „moralistycznie potępiać przeciwnika ideowego". Poeta jest świadom, że grozi mu ponowne wciągnięcie w tryby grupowego czy wręcz stadnego myślenia i odczuwania, że będzie zmuszony poddać się „regułom manichejskiego postrzegania świata" (Toruńczyk), które jednoznacznie odrzucił dawno temu na rzecz widzenia świata w jego „wielości".

Wiersz „Kilka rad dla nowego rządu" ma podwójne dno; na pozór dotyczy „reżimu Beaty Szydło", jednak w rzeczywistości mówi o monstrualnie zdeformowanym obrazie „reżimu Beaty Szydło" odbijającym się w oczach jego najbardziej zaciekłych wrogów, a więc ludzi i środowisk często najbliższych politycznie i ideowo Zagajewskiemu.

To do nich poeta go adresuje. Jego przewrotna ironia nie jest zatem wymierzona w „nowy reżim", lecz we własne środowisko (związane wcześniej ze „starym reżimem"); to od niego poeta subtelnie się dystansuje; tak jak kiedyś w imię autonomii i niezależności artysty i intelektualisty dystansował się od masowego ruchu „Solidarności". Doprowadzając do absurdu oskarżenia formułowane przez dzisiejszą „demokratyczną opozycję", poeta w rzeczywistości wykpiwa ich groteskową przesadę służącą masowej mobilizacji społecznej.

Czas na Rymkiewicza

Paradoks polega na tym, że zrobił to właśnie na łamach gazety najsilniej zaangażowanej w zwalczanie „nowego reżimu", a tym samym zmuszonej do poddania się tak nienawistnym mu „regułom manichejskiego postrzegania świata". Zagajewski zabawił się w intelektualno-politycznego kontrabandzistę: przemycił drwinę ze „swoich" w ich własnych mediach. Dobrze wiedział, że w zapalczywej awersji do „reżimu Beaty Szydło" nie rozpoznają oni od razu właściwego sensu przesłania, które do nich kieruje, ale zapewne ma nadzieję, że kiedyś go odkryją.

Przy okazji publikacji wiersza Zagajewskiego przywoływano często nazwisko Jarosława Marka Rymkiewicza i jego „poezji zaangażowanej". Ciekawe, jak by brzmiał wiersz Rymkiewicza parodiujący i wyśmiewający (w jego dawnym klasycystycznym stylu) retorykę polityczną środowisk bliskich mu ideowo i politycznie, będącą wszak lustrzanym odbiciem tej delikatnie wykpiwanej przez Zagajewskiego (co zresztą nie powinno dziwić, gdyż obie mają korzenie w solidarnościowej propagandzie)?

Wierszem „Kilka rad dla nowego rządu" Zagajewski powinność wobec „swoich" wypełnił - podstawił im krzywe zwierciadło, w którym mogą się przejrzeć, a przejrzawszy - porzucić lub przynajmniej zrelatywizować „manichejskie postrzeganie świata", co jest możliwe właśnie dlatego, że zrobił to „swój". Teraz czas na Rymkiewicza.

Autor jest publicystą, redaktorem portalu Nowa Debata, w latach 1990-2004 był redaktorem naczelnym czasopisma „Stańczyk"

Tomasz Gabiś

....

Drukowanie takich absurdow, tresc donosow na Zachod, obłędne mędzenie Wanat o znakowaniu zoltymi gwiazdami pokazuje ze oni naprawde sa w takim stanie umyslu!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 9:01, 09 Lut 2016    Temat postu:

Publicysta: Tylko czekać, aż oskarżą biskupów o zdradę JPII
akt. 9 lutego 2016, 05:09
Przeciwnicy rządów PiS w piśmie Konferencji Biskupów Unii Europejskiej skarżą się na łamanie demokracji w Polsce. Takie działanie to próba wbicia klina między hierarchów - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Trwają naciski na Konferencję Episkopatu Polski (KEP), by jako całe gremium wypowiedziała się na temat sytuacji politycznej w Polsce. Zaczęło się od nawoływań polityków, komentatorów i publicystów „zaniepokojonych" upadkiem demokracji nad Wisłą. Wzywali hierarchów do potępienia działań Prawa i Sprawiedliwości. Argumentowali, że partia Jarosława Kaczyńskiego dokonała zamachu na Trybunał Konstytucyjny oraz wolne media. Bez skutku.

Kilku biskupów wypowiedziało wprawdzie swoje indywidualne zdanie, ale z ich ust pod adresem nowego rządu nie popłynęła krytyka. Podkreślali, że rządzącym trzeba dać czas.

To nie mogło się podobać. Zwłaszcza że narrację o łamaniu w Polsce zasad państwa prawa ochoczo podchwyciła Komisja Europejska, która w ramach specjalnej procedury ma zbadać niepokojące sygnały. Tu biskupi winni zabrać głos, ale tego nie zrobili.

Przeciwnicy Andrzeja Dudy, Beaty Szydło czy Jarosława Kaczyńskiego sięgnęli po inny oręż. W lutowym numerze oficjalnego biuletynu Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej (COMECE) „Europe Infos" ukazał się artykuł zatytułowany„Co dzieje się w Polsce?".

Jego autor - Henryk Woźniakowski, prezes wydawnictwa „Znak" oraz brat europosłanki PO Róży Thun - dowodzi, że w Polsce dzieje się źle. Wszystkiemu jest winien Jarosław Kaczyński, który narusza zasady podziału władzy, prowadzi politykę antyrosyjską i antyniemiecką. Na tym nie koniec. Woźniakowski przyrównuje prezesa PiS do Carla Schmitta, niemieckiego teoretyka państwa autorytarnego i zwolennika decyzjonizmu. W latach 30. XX wieku Schmitt uzasadniał z punktu widzenia filozofii prawa m.in. dyktaturę nazistowską i rządy Adolfa Hitlera.

Prezes „Znaku" wspomina też o tworzącym się w Polsce ruchu społecznym, który broni demokracji i ubolewa, że „do tej pory biskupi katoliccy zdecydowali się nie składać publicznego oświadczenia w tej sprawie".

Na tekst zareagował bp Grzegorz Miziński, sekretarz generalny Konferencji Episkopatu. Napisał do swojego odpowiednika w COMECE list, w którym podkreślił, że publikacja tego typu subiektywnego artykułu jest „ingerencją w wewnętrzne sprawy Polski". Poprosił też o jego wycofanie ze strony internetowej. W poniedziałek tekst wciąż tam jednak był.

Cała ta sytuacja jest nie tylko próbą wywarcia nacisku na KEP, ale także próbą wbicia klina między biskupów Europy. Tylko czekać na oskarżenia pod adresem polskich hierarchów, że zdradzili walczących o wolność i demokrację w Polsce kard. Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II.



Tomasz Krzyżak

...

Episkopat nie zapomnial ,,czarnych piatkow" i doskonale wie ze popieranie KODów to droga do aborcji eu tanazji in vitro i pedofilskiej homo ,,adopcji". Ci nikczemnicy chca uzyc nawet Episkopatu. Glownym zagrozeniem nie jest prezes ale wlasnie ONI!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 19:46, 27 Sty 2016    Temat postu:

"FAZ" pisze o Schetynie. "Człowiek trików i okrucieństwa"

Grzegorz Schetyna - PAP

Opiniotwórczy dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ("FAZ") prezentuje sylwetkę Grzegorza Schetyny, nowego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej i byłego "egzekutora" Tuska. Gazeta opisując Schetynę stwierdza, że to "człowieka trików, przebiegłości i – w razie konieczności – okrucieństwa".

Dziennik opisuje zróżnicowaną karierę Schetyny, który w czasach komunistycznych był działaczem "Solidarności" w podziemiu, a po przełomie trafił "do świty wznoszącego się młodego liberała Tuska". Ten ostatni – jak zaznacza "FAZ" – choć "podarował Polsce trwały okres wzrostu", nie mógł uchronić PO przed upadkiem "w wyniku społecznej obojętności, samozadowolenia i ciągłych afer".
REKLAMA


Schetyna, który musi teraz odzyskać utracone zaufanie wyborców, jest w pewnym stopniu "odbitką" byłego szefa PO: "Podobne treści, tylko światło i cień padają inaczej" – pisze FAZ. Warszawski korespondent dziennika wyjaśnia: "Podczas gdy Tusk stylizował się na człowieka uśmiechu, Schetyna wykonywał za kulisami czarną robotę władzy". Jako "egzekutor" Tuska "przytrzymywał konkurentów" i po wielu szczeblach kariery doszedł do stanowiska ministra spraw wewnętrznych.

Gazeta opisuje także upadek Schetyny. Przypomina, że dla Tuska ministrowie byli "zderzakami", które w razie konieczności można było wymienić. A zatem Tusk "bez wahania" pozwolił na upadek Schetyny, kiedy ten w 2009 znalazł się na krótko w cieniu afery korupcyjnej. Podejrzenie nigdy się nie potwierdziło, a kiedy poszkodowany poskarżył się Tuskowi, ten skwitował: "chłopaki nie płaczą".

Kolejne lata Schetyna spędził w "cichej wewnątrzpartyjnej wrogości do szefa, zawsze o krok od jawnej nielojalności". Właśnie od tego rozpoczął się "długi marsz" Schetyny do władzy – wyjaśnia "FAZ", bo po odejściu Tuska do Brukseli i przegranej PO w wyborach jego "dystans do skompromitowanego establishmentu partyjnego" okazał się największą zaletą. Schetyna nie jest skojarzony z otoczeniem Ewy Kopacz, owianym "poczuciem apatii i braku perspektyw".

Drugą zaletą nowego przewodniczącego PO jest według "FAZ" polityczny charakter Schetyny, którego Tusk określał jako "mieszankę Shreka i gladiatora", czyli "człowieka trików, przebiegłości i – w razie konieczności – okrucieństwa". Schetyna to ktoś, kto za pomocą wszystkich środków chce przeżyć, walczyć i zwyciężyć". A otoczenie, w którym Schetyna musi wygrać, jest "wrogie" nie tylko przez panowanie PiS – zauważa dziennik.

Wzrost popularności Nowoczesnej zagraża bowiem przewodniej roli PO w opozycji. Platformie grozi "rozpad i utrata znaczenia". Wyborem Schetyny partia postawiła teraz na wodza-wojownika, który wydaje się lepszy od każdego innego w "długim marszu" do władzy – konstatuje dziennik.

...

Prawdziwa bestia wrecz Grzegorz Schatan... W tej partii dobry czlowiek nie ma szans... Jak zreszta w prawie wszystkich.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 18:09, 22 Sty 2016    Temat postu:

Prezes kopalni w Wieliczce odwołany. Bo był w PO?
Piotr Ogórek
Dziennikarz Onetu

Kajetan d' Obyrn - Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta

Dziś rada nadzorcza kopalni soli w Wieliczce odwołała ze stanowiska jej prezesa Kajetana d'Obyrna. Swoje obowiązki będzie pełnił do końca miesiąca. Nie podano powodów jego odwołania.

- W przyszłym tygodniu jeszcze jestem prezesem, a od 1 lutego już nie – powiedział Onetowi Kajetan d'Obyrn. Decyzję rada nadzorcza podjęła dzisiaj na posiedzeniu w Warszawie. To polityczna decyzja? - Można tak powiedzieć – mówi d'Obyrn. Tym bardziej że nie podano żadnego uzasadnienia, dlaczego postanowiono się z nim rozstać.
REKLAMA


A to może świadczyć o powodach politycznych. Kajetan d'Obyrn do 2009 roku był bowiem radnym Krakowa z ramienia Platformy Obywatelskiej. Gdy jednak wygrał konkurs na stanowisko prezesa kopalni, zrezygnował z członkostwa.

Na nasze pytanie do ministerstwa skarbu o przyczyna odwołania d'Obyrna dostaliśmy odpowiedź, że "zgodnie z art. 370 par. 1 kodeksu spółek handlowych, członek zarządu może być w każdym czasie odwołany, co oznacza, że członka zarządu można odwołać w każdym momencie, tj. także przed upływem kadencji i bez podawania przyczyn".

Rada nadzorcza podjęła też uchwałę w sprawie wszczęcia postępowania kwalifikacyjnego na stanowisko prezesa zarządu kopalni w Wieliczce.

- Idzie dobra zmiana i zmienia wszystko, niezależnie jak funkcjonuje – mówi d'Obyrn. O stanowisko po nim będzie ubiegał się m.in. Zbigniew Zarębski, który kopalnią kierował przed rokiem 2009. - Należy pamiętać, jak wyglądała kopalnia, gdy przejmowałem ją po poprzednikach. Powołano przecież komisję Wyższego Urzędu Górniczego dotyczącą bezpieczeństwa w kopalni, gdy kilku profesorów zarzuciło, że poprzednie kierownictwo o mało nie zatopiło kopalni – mówi odwołany prezes.

On sam ceni sobie zwłaszcza zabezpieczenie kopalni. - Tego nie widać za bardzo, ale z tego jestem najbardziej zadowolony - ilość zabezpieczonych komór, ilość likwidowanych wyrobisk, które nie są zabytkowe czy ograniczanie zagrożenia wodnego. Dla mnie, jako osoby z doktoratem z hydrogeologii (uzyskanym w 1996 r.) i habilitacją z górnictwa (z 2014 r.) to niezmiernie ważne. Dopiero z bezpieczeństwa wynika turystyka – stwierdza Kajetan d'Obyrn.

W tej ostatniej materii kopalnia w Wieliczce może się pochwalić rekordową liczbą turystów w minionych latach. Tylko w roku 2015 odwiedziło ją rekordowe 1,39 mln osób, czyli o 8 proc. więcej niż w 2014 roku i 42 proc. więcej niż w 2009.

Powyższe argumenty nie przemówiły jednak za Kajetanem d'Obyrnem, który został odwołany bez powodu. Były prezes skupi się teraz na pracy na uczelni.

...

Nawet prezes kopalni musial byc z PO? Takiej to demokracji bronia!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 17:11, 16 Sty 2016    Temat postu:

Plus Minus, Onet, PAP, Polskie Radio
Mateusz Kijowski: dawniej nie protestowałem, bo nie wpadłem na taki pomysł

Mateusz Kijowski - PAP

- Dawniej nie protestowałem, bo nie wpadłem na taki pomysł - tak lider Mateusz Kijowski odpowiada na zarzuty Roberta Mazurka o to, że działacze KOD nie krytykowali działań PO wokół mediów, czy podsłuchów. W rozmowie, którą publikuje "Plus Minus", czyli weekendowy magazyn "Rzeczpospolitej", Kijowski odnosi się także do kontrowersji związanych ze swoim zadłużeniem alimentacyjnym, a także komentuje sprawę protestów przed domem Jarosława Kaczyńskiego w rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego.

- To jak pytać, czemu przez pięć lat nie piłem herbaty. - mówi Kijowski, odparowując pytania o politykę PO. Robert Mazurek przywołuje przykłady działań byłego rządu wokół mediów publicznych, sprawę inwigilacji dziennikarzy w następstwie afery podsłuchowej, oraz podejmowane przez PO próby nowelizacji ustawy policyjnej, analogicznej do zmian PiS. - Nie protestowałem, bo nie wpadłem na taki pomysł - odpowiada lider KOD.
REKLAMA


Robert Mazurek nawiązując do zmian w Polskich mediach, przywołuje przykład Hiszpanii, gdzie parlament na wniosek prezydenta powołuje szefa telewizji, co ma dowodzić, że polskie rozwiązania nie stanowią zagrożenia dla demokracji. Kijowski jasno zaznacza, że nie zajmuje się sprawami hiszpańskimi, ale nie uważa Hiszpanii za kraj niedemokratyczny, w którym wolność słowa jest ograniczana. W przypadku polskich mediów przewodniczący KOD wypowiada się jednoznacznie. - Jest to zamach na wolność słowa - mówi o podporządkowaniu mediów publicznych politykom. - Tu nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości - podkreśla.

- Nie protestujemy przeciw PiS - deklaruje Mateusz Kijowski, odpowiadając na pytanie o treść transparentów, których przykłady - "Kaczyzm - faszyzm", "Precz z Kaczorem dyktatorem" - przywołuje Rober Mazurek. Kijowski podkreśla, że KOD jest grupą walczącą o przestrzeganie zasad prawa, a nie zwalczającą konkretną formację polityczną. Jak sam przyznaje "poczuł się nieswojo", gdy zaczęto mówić o protestach pod jego domem. A od protestów przed domem Jarosława Kaczyńskiego, zorganizowanych w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, jednoznacznie się odcina. - Nie wiem, kto to był. Nie była to akcja autoryzowana przez KOD - podkreśla.

Podczas rozmowy pojawia się też sprawa kontrowersji związanych z zaległościami alimentacyjnymi lidera KOD. Robert Mazurek stawia tezę, że Kijowski, jako osoba która uchyla się od płacenia alimentów na swoje dziecko, może być niewiarygodnym liderem ruchu walki o praworządność. Jak przekonuje, prawa przestrzega, a od płacenia alimentów nigdy się nie uchylał. - Nigdy nie byłem oskarżony o uchylanie się od płacenia alimentów, tylko są one wyższe od moich zarobków - wyjaśnia. Na utrzymanie swojej obecnej żony przeszedł, jak tłumaczy, po utracie pracy, co miało miejsce w 2006 roku. - W sumie przez 26 miesięcy byłem bezrobotny. Moje zaangażowanie w KOD nie wpływa na możliwość płacenia alimentów - mówi. Na sugestię Mazurka, że najpierw powinien znaleźć pracę i uregulować zobowiązania finansowe odpowiada wskazaniem trudnej sytuacji na rynku pracy.

...

Od pomyslow to jest Wyborcza. FACET JEST OFIARA TRANSFORMACJI KTOREJ BRONI! SADO MASO! Jesli nie ma pracy to oczywiscie trudno zeby placil alimenty. Tylko po co broni systemu...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 15:52, 16 Sty 2016    Temat postu:

Gazeta Wyborcza
Sławomir Sierakowski: PiS zajął miejsce ZOMO

Sławomir Sierakowski - Albert Zawada / Agencja Gazeta

- PiS zajął naprawdę miejsce ZOMO, a zwyczajni ludzie zajmują miejsce tych, którzy ZOMO przegonili - ocenia w "Gazecie Wyborczej" Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny i założyciel "Krytyki Politycznej". Jego zdaniem, Jarosław Kaczyński "był totalnie zaskoczony skalą oporu swoich rządów". - Ludzie świetnie rozumieją, że to nie żaden wojak Kaczyński, ale Unia Europejska jest gwarantem polskiej niepodległości i wolności - zaznacza.

Sławomir Sierakowski w wywiadzie dla "Wyborczej" komentuje m.in. manifestacje organizowane w ostatnim czasie przez Komitet Obrony Demokracji. W jego ocenie Jarosław Kaczyński "w ogóle się z tym nie liczył". - Urwaliśmy mu już co najmniej 15 pkt proc. poparcia z tego, co by miał, gdyby nie te protesty. PO już po miesiącu władzy miała poparcie przekraczające 50 proc. - mówi. - Kaczyński demonstracje ćwiczy od lat. Miał na to i pieniądze, i organizację partyjną, i struktury (...) A tu ludzie wyszli spontanicznie, nie wyprowadziła ich żadna partia - dodaje.
REKLAMA


Założyciel "Krytyki Politycznej" uważa, że społeczeństwo zatrzyma działania PiS, bo "niezadowolonych jest więcej niż ich". - Bo za nimi nie stoi siła Związku Radzieckiego jak za komunistami. I dlatego, że mamy doświadczenie dysydentów i "Solidarności". To jest bardzo silne doświadczenie zbiorowego oporu - zaznacza. - PiS zajął naprawdę miejsce ZOMO, a zwyczajni ludzie z KOD-u zajmują miejsce tych, którzy ZOMO przegonili - ocenia.

Zdaniem Sierakowskiego, "żyjemy znowu w czasach romantycznych, wzmożenia i zrywu". - Polacy mogą dostać raz, dwa razy w zęby, ale za trzecim razem oddadzą. My też jesteśmy wychowani na podwórku i my też umiemy się bić - podkreśla. Zauważa również, że na demonstracje przychodzą ludzie o różnym wykształceniu, z różnych grup społecznych.

- My też mamy swoje moherowe berety. To tacy sami ludzie i też gotowi są bić się o swoje i w słusznej sprawie. Świetnie rozumieją, że to nie żaden wojak Kaczyński, ale Unia Europejska jest gwarantem polskiej niepodległości i wolności - dodaje.

W dzisiejszym wywiadzie publicysta mówi także o sile i obecnym położeniu Jarosława Kaczyńskiego. Zwraca uwagę na to, że walczy on nie tyle z demokracją, ile z liberalizmem. - Jest takim endeckim Piłsudskim. Próbuje wykonać odwrotny zamach: demokratycznie obalić liberalizm. Niesiony misją poświęca nasze prawa, żeby obronić Polskę przed zepsuciem III RP - komentuje.

Dodaje, że szef PiS, choć formalnie rządził dotąd dwa lata, polską polityką rządził przez całą transformację, wyznaczając "wszystkie pola konfliktu". - Teraz Kaczyński traci monopol na manifestacje uliczne, protesty społeczne, na wyrażanie dążeń wspólnoty (...) Dzisiaj ktoś mu kradnie kamień filozoficzny. Kradnie mu nawet monopol na patos - mówi.

...

,,Ekspert" medialny minionej epoki od polityki. Tacy mundrzy sie produkowali...
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 20:48, 08 Sty 2016    Temat postu:

Posłanka PO o nowym szefie TVP: nawet SLD nie obsadziłoby tam Jerzego Urbana
8 stycznia 2016, 17:40
Nawet SLD nie zdecydowałoby się na to, by Jerzy Urban był prezesem telewizji publicznej - oceniła mianowanie Jacka Kurskiego na prezesa TVP posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska. Jak dodała, "wszystko można powiedzieć o Jacku Kurskim, ale nie, że jest pluralistyczny, że jest rzetelny, że jest obiektywny".

???

Kurski to Urban? Rozum odjelo.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 15:20, 08 Sty 2016    Temat postu:

Janusz Daszczyński żegna się z pracownikami TVP S.A. słowami Churchilla
8 stycznia 2016, 07:55
• Prezes TVP S.A., Janusz Daszczyński pisze list do pracowników
• Uważa, że jego kadencja została skrócona bez żadnej przyczyny, wbrew zasadom demokratycznego państwa
• Podkreśla, że Telewizję Polską pozostawia w dobrej kondycji programowej i finansowej
• Słowa podziękowania skierował do wszystkich pracowników, którzy tworzyli i przekształcali programy telewizyjne, rezygnując z ich tabloidyzacji

Wkrótce po podpisaniu nowelizowanej ustawy o radiofonii i telewizji, która skraca kadencje obecnych władz Telewizji Polskiej i Polskiego Radia, prezes TVP S.A. Janusz Daszczyński, opublikował list pożegnalny do pracowników.

"Szanowni Państwo, Koleżanki i Koledzy, trawestując Winstona Churchilla, żegnam się z Wami słowami - To nie jest koniec. To nawet nie jest początek końca" - napisał Daszczyński.

"Nagle, bez żadnej przyczyny i wbrew zasadom demokratycznego państwa, moja kadencja została skrócona do kilku miesięcy. Odchodzę w przeświadczeniu, że w tym krótkim czasie udało nam się wspólnie wiele wartościowych przedsięwzięć" - czytamy dalej.

Wyraził też słowa uznania, że miał szczęście pracować z bardzo dobrym, kompetentnym zespołem, profesjonalistami na wszystkich szczeblach, we wszystkich jednostkach organizacyjnych. Podziękował też pracownikom TAI, które - jak określił - udowodnili, że rezygnacja z wyniszczającej tabloidyzacji nie prowadzi do spadku oglądalności. "Przeciwnie - nadaje programom informacyjnym należną powagę, zapewnia przekazowi wiarygodność i przynosi zaufanie widzów" - dodał.

Słowa uznania skierował też do ludzi oddanych pracy reformatorskiej, która prowadzi do przywrócenie redakcji tematycznych z jednorodnym, silnym centrum programowym i utworzenie niezależnej platformy cyfrowej TVP.

Koniec listu brzmi: "zostawiam Telewizję Polską w dobrej kondycji programowej i finansowej. Wierzę, że rozpoczęte przeze mnie zmiany będą kontynuowane – dla dobra widzów, z korzyścią dla TVP jako nadawcy publicznego i poważanego pracodawcy. Wszystkim Wam dziękuję za twórczą i lojalną współpracę. Do zobaczenia!" - zakończył Daszczyński.

Janusz Daszczyński 10 czerwca 2015 roku został wybrany przez radę nadzorczą Telewizji Polskiej S.A. na funkcję prezesa Zarządu Telewizji Polskiej S.A., wygrywając w głosowaniu z dotychczasowym prezesem Juliuszem Braunem. 29 lipca 2015 rozpoczął urzędowanie na stanowisku szefa TVP.

...

Przekraczaja granice smiesznosci. Uklad towarzyski ich wyniosl i wiadomo bylo ze jak przegra to nowy wyniesie innych. I co tu hamletyzowac?
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 14:49, 08 Sty 2016    Temat postu:

Zbigniew Jakubas: postulaty PiS warto realizować


Usprawnienie pracy urzędników i uzdrowienie prawa budowlanego to nadzieje, jakie jeden z najbardziej znanych polskich przedsiębiorców Zbigniew Jakubas wiąże z rządami Prawa i Sprawiedliwości. Nie jest też przeciwnikiem realizacji postulatów prospołecznych, zwłaszcza ulg podatkowych dla najmniej zarabiających. Jak jednak podkreśla, wrzawa polityczna i niepewność związana z sektorem bankowym skutecznie zniechęcają inwestorów do Polski i mogą utrudnić działalność przedsiębiorcom.

– Jeszcze długo przed wyborami parlamentarnymi uważałem jako przedsiębiorca, że wiele rzeczy należy zmienić, opodatkować trochę inaczej bogatych, a tym, którzy mniej zarabiają, trochę odpuścić z podatków, żeby mogli zarabiać więcej – przekonuje Zbigniew Jakubas, przedsiębiorca i inwestor, właściciel Grupy Kapitałowej Multico. – W tej chwili PiS to realizuje, mam nadzieję, że w tym zakresie uda się faktycznie te prospołeczne postulaty urzeczywistnić.

Prawo i Sprawiedliwość podczas kampanii wyborczej obiecywało podniesienie kwoty wolnej od podatku z obecnych niespełna 3100 zł do 8000 zł. Stosowny projekt został już złożony przez prezydenta Andrzeja Dudę i po pierwszym czytaniu został odesłany do Komisji Finansów Publicznych.

Zbigniew Jakubas nie ma wątpliwości, że rządząca partia zmieni nastawienie do przedsiębiorców, ale podkreśla też, że poprzednie rządy, mimo deklaracji też nie ułatwiały im działalności. Liczy na doświadczenie wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego, który zanim wszedł do rządu był prezesem trzeciego największego banku w Polsce – BZ WBK. Ma też nadzieję, że nowe władze uporządkują i usprawnią działanie państwa, zwłaszcza w zakresie prawa budowlanego. Jak przekonuje, to mogłoby pobudzić inwestycje lokalnych przedsiębiorców.

– Jeżeli PiS skutecznie usprawni nam system prawa budowlanego, to inwestycje z kapitału krajowego ruszą – uważa Jakubas. – Sam jestem zakładnikiem tego chorego systemu prawnego, jakim jest prawo budowlane: od 5 lat nie mogę rozpocząć inwestycji, w którą powinniśmy już do tej pory zainwestować około miliarda złotych. Olbrzymi teren w Warszawie jest już kupiony, ale nie możemy rozpocząć, ponieważ prawo budowlane jest tak skomplikowane, że nie pozwala nam przez 5 lat rozpocząć inwestycji.

Mowa o terenach kupionych w maju 2011 r. od FSO na Żeraniu przez należącą do Multico Mennicę Polską. Za trzy działki spółka zapłaciła 120 mln zł. Z powodu braku planu zagospodarowania przestrzennego inwestorowi wciąż nie udało się uzyskać pozwoleń na budowę. Musi natomiast odprowadzać od tego terenu opłaty za użytkowanie wieczyste.

...

Rzekoma panika w gospodarce istnieje tylko w Wyborczej TVP i w 1 pr radia. Oni zyja w sztucznym swiecie.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 17:20, 07 Sty 2016    Temat postu:

Europosłowie zasypywani tysiącami e-maili w sprawie demokracji w Polsce
7 stycznia 2016, 12:20
• Europosłowie zasypywani są tysiącami e-maili od polskich internautów
• Demokracja w Polsce nie jest zagrożona - brzmi ich przekaz
• Wiadomości przetłumaczone są na kilka języków m.in. angielski, niemiecki i francuski
• Akcja została zorganizowana przez jeden z prawicowych portali
• Początkowo skierowana była do niemieckich europosłów
• Zdaniem europosła PiS Tomasza Poręby maile mają dać możliwość zapoznania się europejskiej opinii publicznej tym, co naprawdę dzieje się w Polsce
• Europoseł PO Jan Olbrycht uważa, że to wciąganie zachodnich polityków w nasze wewnętrzne sprawy


Europosłowie wszystkich frakcji w Parlamencie Europejskim, w tym PiS, zasypywani są tysiącami jednakowych e-maili od polskich internautów; w kilku językach, z przekazem, że demokracja w Polsce nie jest zagrożona.

"Wbrew alarmującym doniesieniom medialnym pragniemy Państwa uspokoić - demokracja w Polsce nie jest zagrożona. Dziś główne media od rana do wieczora krytykują rząd. Ludzie korzystają z prawa do publicznych protestów. To oczywiste w demokracji, ale to nie był standard w Polsce przez ostatnie osiem lat. To za rządów koalicji PO-PSL naruszane były standardy państwa demokratycznego" - brzmi początek listu, jaki trafia od kilku dni na skrzynki e-mailowe europosłów.

Asystent eurodeputowanego Thomasa Manna z Europejskiej Partii Ludowej (EPL) powiedział w czwartek, że w ciągu kilku ostatnich dni odebrał około 1400 e-maili tej samej treści od nadawców z polsko brzmiącymi nazwiskami.

"Fascynujące. Członkowie Parlamentu Europejskiego dostają mnóstwo prefabrykowanych e-maili od polskich obywateli, by zapewnić nas, że nic złego nie dzieje się z polską demokracją" - napisał z kolei na Twitterze inny niemiecki europoseł, wiceszef frakcji Zielonych Bas Eickhout.


Fascinating. Members of EP get loads of prefab emails from Polish citizens to ensure us there is nothing wrong with the Polish democracy.
— Bas Eickhout (@BasEickhout) styczeń 6, 2016


Listy, w których autorzy piszą o przykładach naruszania standardów państwa demokratycznego za rządów PO-PSL, sporządzone są w językach: angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim oraz polskim. Przypomina się w nich m.in. o wejściu ABW do mieszkania internauty prowadzącego satyryczną stronę o prezydencie Bronisławie Komorowskim czy zatrzymaniu dziennikarzy relacjonujących protest w PKW.

Początkowo akcja, która została zorganizowana przez jeden z prawicowych portali, skierowana była do niemieckich europosłów. Teraz korespondencję otrzymują również eurodeputowani z innych krajów, w tym europosłowie PiS.

- Każdy sposób, który będzie dawał możliwość zapoznania się europejskiej opinii publicznej i parlamentarzystom z tym, co naprawdę dzieje się w Polsce, jest dobry - powiedział europoseł PiS Tomasz Poręba.

Jak ocenił, od kilku tygodni jesteśmy świadkami jednostronnych i bardzo nieobiektywnych relacji w zachodnich mediach z wydarzeń w Polsce. - Dlatego każda możliwość zaprezentowania innego punktu widzenia, a mamy z tym do czynienia dzięki tej akcji, jest cenna - podkreślił.

Inne zdanie na ten temat ma szef grupy PO w PE Jan Olbrycht. - To jest dokładnie to, co się zarzuca nam, czyli wciąganie polityków zachodnich w wewnętrzne sprawy kraju - powiedział polityk. Jak zaznaczył, w listach jest cała seria oskarżeń wobec poprzedniego rządu. - To jest bardzo szeroko zakrojona akcja. Z tego, co mówią autorzy, to są dziesiątki tysięcy e-maili - podkreślił Olbrycht.

Zasypywanie skrzynek e-mailowych europosłów nie jest nowością. Z tego rodzaju narzędzia korzystali wcześniej m.in. działacze proekologiczni chcący wymusić określone rozwiązania na Parlamencie Europejskim czy przeciwnicy umowy ACTA. To ostatnie porozumienie, przeciwko któremu ostre protesty przetoczyły się przez całą Europę, zostało zresztą zablokowane przez PE.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka

...

Zarzucanie poczty smieciami to spaming czyli trollowanie. To jest wyrzadzanie szkody.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 17:10, 07 Sty 2016    Temat postu:

Umorzono śledztwo ws. "zaniechania" publikacji wyroku TK
akt. 7 stycznia 2016, 15:23
• Śledztwo dotyczyło "zaniechania niezwłocznego ogłoszenia wyroku"
• Chodzi o wyrok z 3 grudnia 2015 r. ws. czerwcowej ustawy o TK
• Wyrok został opublikowany 16 grudnia 2015 r.

Wobec braku znamion przestępstwa warszawska prokuratura umorzyła śledztwo ws. "zaniechania niezwłocznego ogłoszenia" przez prezes Rady Ministrów i pracowników Rządowego Centrum Legislacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia ws. czerwcowej ustawy o TK.

Jak podał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Przemysław Nowak, postępowanie prowadzono w sprawie domniemanego przestępstwa nadużycia władzy, polegającego na przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariusza publicznego. - Dla realizacji znamion tego przestępstwa konieczny jest skutek w postaci wywołania stanu zagrożenia dla interesu publicznego - dodał Nowak.

- Zwłoka w publikacji wyroku TK z dnia 3 grudnia 2015 r. niewątpliwie skutkowała takim stanem zagrożenia dla interesu publicznego, niemniej jednak fakt ostatecznego opublikowania omawianego orzeczenia nie pozostaje bez wpływu na ocenę działań podejmowanych w okresie wcześniejszym - oświadczył prokurator. Dlatego w dniu ogłoszenia wyroku, 16 grudnia, "odpadły przesłanki stanowiące znamiona przestępstwa" i "doszło do wypełnienia obowiązku związanego z publikacją wyroku, a nadto odpadł element zagrożenia dla interesu publicznego" - dodał Nowak.

Ponadto nie sposób wykazać, iż prezes Rady Ministrów, nie ogłaszając wyroku między 4 a 16 grudnia 2015 r. miała świadomość w postaci pewności lub możliwości, iż działa na szkodę interesu publicznego - uznała prokuratura. - Mogła bowiem przypuszczać, że działanie wstrzymujące publikację orzeczenia przez czas, w którym poddawane jest analizie, może być korzystne z punktu widzenia interesu publicznego - dodał Nowak. Poinformował, że w piśmie sekretarz Rady Ministrów z 29 grudnia wyjaśniano, iż po 3 grudnia "przeprowadzano analizę przyjętego przez TK trybu procedowania w sprawie, jak i zapadłego orzeczenia".

Prokuratura przypominała, że z "z obowiązujących przepisów wynika obowiązek niezwłocznego ogłoszenia orzeczeń TK". Wskazano, że taki obowiązek wynika z art. 190 ust. 2 konstytucji mówiącego, że orzeczenia TK "podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony" oraz z art. 3 ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych, zgodnie z którym "akty normatywne ogłasza się niezwłocznie".

- Wskazane regulacje prawne zakazują dopuszczania się jakiejkolwiek, nawet "uzasadnionej" zwłoki w zakresie publikacji aktów normatywnych - podał Nowak. W konsekwencji organ, przed publikacją danego aktu, podejmuje wyłącznie działania zmierzające do upewnienia się, czy dany akt jest prawdziwy (rzeczywiście został podjęty przez uprawniony organ) oraz podejmuje czynności redakcyjne i techniczne związane z przygotowaniem danego numeru dziennika urzędowego - dodał prokurator.

Ustalono, iż czynności te zakończono 4 grudnia, ok. godz. 10.40. - Przyjąć zatem należy, iż po wskazanej dacie organ publikujący Dziennik Ustaw pozostawał w zwłoce co do ogłoszenia wyroku - podał Nowak. Według niego bez znaczenia dla tej oceny pozostaje fakt, że zgodnie z obowiązującą w ramach RCL wewnętrzną regulacją, dla ogłoszenia aktu prawnego, w tym wyroku TK, liczącego od 4 do 10 stron przewidziano termin od 5 do 10 dni roboczych. Prokurator dodał, że jest to bowiem przewidywany okres, w którym winny zostać usunięte wszelkie przeszkody o charakterze technicznym i dany akt winien zostać przygotowany do ogłoszenia pod względem redakcyjnym.

- Powyższe okoliczności wskazują, iż wyrok TK od dnia 4 grudnia 2015 r. do dnia 16 grudnia 2015 r., tj. daty w której został ogłoszony, nie był opublikowany z przyczyn leżących po stronie prezes Rady Ministrów - podała prokuratura.

Śledztwo wszczęto 8 grudnia po 10 zawiadomieniach, m.in. PO i Nowoczesnej, według których nieopublikowanie wyroku jest przestępstwem niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień służbowych i działania na szkodę interesu publicznego - za co grozi do trzech lat więzienia.

3 grudnia TK orzekł, że czerwcowa ustawa o TK jest zgodna z konstytucją w części pozwalającej na wybór trzech "listopadowych" sędziów TK, a narusza konstytucję, gdy chodzi o podstawę prawną, która Sejmowi poprzedniej kadencji pozwoliła wybrać dwóch sędziów Trybunału, których kadencje mijały w grudniu. Sędziowie uznali też, że obowiązkiem prezydenta jest niezwłoczne odebranie ślubowania od sędziego TK wybranego przez Sejm.

Posłowie PO i część prawników mówili po tym wyroku, że prezydent musi zaprzysiąc trzech wybranych w październiku sędziów. Prezes TK Andrzej Rzepliński zapowiedział zaś, że nie będzie wyznaczał do orzekania wybranych przez Sejm 2 grudnia pięciu nowych sędziów - dopóki nie wyjaśni się sprawa zaprzysiężenia 3 sędziów wybranych w październiku.

10 grudnia w liście do Rzeplińskiego szefowa KPRM Beata Kempa napisała, że publikacja wyroku z 3 grudnia jest wstrzymana w związku z wątpliwościami, czy w sprawie orzekał właściwy skład Trybunału. Prezes TK w odpowiedzi skierował do premier Beaty Szydło pismo, w którym wskazał, że ogłaszanie wyroków TK jest obowiązkiem konstytucyjnym i podlega wykonaniu niezwłocznie. Ponowił także zarządzenie o niezwłocznym ogłoszeniu wyroku TK z 3 grudnia w Dzienniku Ustaw.

Już wówczas rząd zapewniał, że wyrok zostanie ogłoszony. - Z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika, że publikowanie niezwłoczne jest interpretowane jako do 14 dni - mówiła premier 9 grudnia. Powtarzała, że wyrok zostanie opublikowany; oceniała, że orzeczenie z 3 grudnia zostało podjęte "wbrew praktyce orzecznictwa".

Śledztwo umorzono również w zakresie pisma min. Kempy do prezesa TK, "albowiem nie miało ono związku z procesem publikacji zapadłego wyroku". Zgodnie z obowiązującymi przepisami szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie posiada kompetencji w tym zakresie - dodał prok. Nowak. Tym samym jej pismo "nie miało i nie mogło mieć jakichkolwiek skutków dla procesu publikacji analizowanego orzeczenia". Według prokuratury w związku ze sprawowaną funkcją wyraziła ona "swoją opinię odnośnie zapadłego orzeczenia, w tym składu orzekającego TK, co jednak nie miało jakiegokolwiek wpływu na publikację tego wyroku".

...

Opublikowali a tu sledztwo w sprawie NIEOPUBLIKOWANIA! Za malo spraw ma aparat sprawiedliwosci.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 16:12, 05 Sty 2016    Temat postu:

Sienkiewicz: to jest koniec Polski w UE
4 stycznia 2016, 20:55
• Były szef MSW w TVN24: rząd PiS wyrzuca Polskę na margines UE
• Bartłomiej Sienkiewicz ostrzega przed skutkami wprowadzanych zmian
• "To wypisanie Polski z pewnej kultury kompromisu"

Wyrzucenie Polski na kompletny margines świata, który nam dał przez 26 lat niezwykły skok cywilizacyjny, obliczalność, bezpieczeństwo, przynależność do Zachodu - takie efekty rządów PiS wskazał w programie "Fakty po Faktach" Bartłomiej Sienkiewicz, były szef resortu spraw wewnętrznych w rządzie koalicji PO-PSL.

Sienkiewicz stwierdził, że Polska dąży do ustroju, w którym "nie negocjuje się niczego". - To wypisanie Polski z pewnej kultury kompromisu, która jest istotą nie tylko demokracji liberalnej, ale także UE - dodał.

Gość stacji TVN24 powiedział, że skutkiem zmian wprowadzanych przez PiS nie będą "kłopoty jednego, czy drugiego polityka, problemy z TK, czy prawo powielaczowe rządu działające jak ustawy", ale "wyrzucenie Polski na kompletny margines świata, który nam dał przez 26 lat niezwykły skok cywilizacyjny, obliczalność, bezpieczeństwo, przynależność do Zachodu".

Zaznaczył, że postulaty Polski mogą nie być właściwie traktowane w UE i nie musi się to dziać przez formalne kroki zmierzające do odebrania prawa głosu. - To jest koniec Polski w UE politycznie i mentalnie - dodał.

Były szef MSW stwierdził też, że "jeśli chcemy być na własne życzenie marginesem UE to konsekwencje będą poważne". - Jeśli nie chcemy, to droga jest dość oczywista: utrata zaufania do tego rządu, która przychodzi zwykle przez reakcję społeczną widoczną w sondażach i nieposłuszeństwie obywatelskim. A na końcu są wybory - powiedział.

Zaznaczył, że gdyby PiS zmieniał ordynację wyborczą albo w inny sposób manipulował procesem głosowania to będzie powrót do tego, od czego uciekaliśmy. - Witamy na Wschodzie - podsumował.
TVN24

...

O tak Sienkiewicz. Demokratyzowal stosunki policji i obywateli.
Co uprawia TVN? Kto jeszcze bedzie bronil demokracji?
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 17:48, 04 Sty 2016    Temat postu:

Prof. Wiesław Godzic o prezenterach "Wiadomości" TVP: puściły im nerwy
Mariusz Szymczuk
akt. 4 stycznia 2016, 15:10
• Znowelizowana ustawa medialna czeka na podpis prezydenta Andrzeja Dudy
• Gdy ustawa wejdzie w życie, z pracą pożegnają prezesi Polskiego Radia i TVP
• To samo ma spotkać niektórych dziennikarzy, m. in. Piotra Kraśkę, Beatę Tadlę
• Prezenterzy skomentowali rzekome plany usunięcie ich i ich kolegów z TVP
• Medioznawcy krytykują zachowanie dziennikarzy
• Nowego prezesa telewizji wyznaczy PiS. Ma nim być Jacek Kurski

W środę jako pierwszy do sytuacji związanej z ustawą medialną odniósł się kierownik redakcji "Wiadomości" Piotr Kraśko. - Ponieważ widzimy się dziś po raz ostatni (tu Kraśko zawiesił głos - przyp red.) w tym roku, to z okazji nadchodzącego Nowego Roku w imieniu całej redakcji "Wiadomości" chcemy życzyć państwu szczęśliwego Nowego Roku i bardzo podziękować za to, że są państwo z nami - powiedział Kraśko. - Wszystkim wspaniałym widzom życzę przede wszystkim spokoju. Moim redakcyjnym koleżankom i kolegom także. Do zobaczenia w niedzielę, mam nadzieję - oznajmiła w Sylwestra Beata Tadla. W Nowy Rok główne wydanie serwisu TVP1 prowadziła Diana Rudnik. - Widzom "Wiadomości" życzę wielu dobrych dni w nowym roku. Do zobaczenia, oby - powiedziała na pożegnanie.

Nikt raczej nie wyjdzie na ulicę ze sztandarem: "Przywrócić Kraśkę do TVP"

- Mnie się to nie podoba - mówi Wirtualnej Polsce medioznawca z Uniwersytetu SWPS w Warszawie prof. Wiesław Godzic. - To świadczy o tym, że puściły im nerwy, że bardzo im zależy. A od osób na takiej pozycji oczekiwałbym pokerowej twarzy do samego końca. Na komentarz czy raczej pożegnanie z widzami mogliby sobie pozwolić co najwyżej w dniu, gdy faktycznie otrzymają wypowiedzenia. I też mogłoby to być dosłownie jedno zdanie pożegnania - tłumaczy prof. Godzic. - To oczywiste, że prezenterzy "Wiadomości" boją się o swoją pracę, ale tego typu działaniami niczego nie osiągną. Jeśli im zależy na stanowiskach, to raczej nie powinni puszczać pary z ust. A jeśli państwo dziennikarze liczą na to, że widzowie będą ich bronić, to mogą się przeliczyć. Nikt raczej nie wyjdzie na ulicę ze sztandarem "Przywrócić Kraśkę do TVP". To nie te czasy. Niech się boją, ale niech w ten sposób tego nie okazują. To dziecinne - ocenia medioznawca.

- Niech również pamiętają, że każde odejście jest też początkiem czegoś nowego. I to, gdzie zobaczymy ich znowu, powinno być znacznie ciekawsze od prawdopodobnie kończącej się historii. Jeśli ich zwolnienie z pracy jest niesłuszne, to dostaną niepowtarzalną szansę pokazania nowemu szefowi, który ich ewentualnie wyrzuci, że popełnił błąd. Posłanka Lichocka krzyczała z trybuny w Sejmie: "Mnie z TVP zwolniono!". I co z tego? W mediach ciągle się kogoś zwalania z pracy. Nie chciałbym, żeby teraz lewa strona wpadła w podobne kombatanctwo - mówi WP prof. Wisław Godzic.

Mruganie na ekranie

- Prezenterzy informacji przerodzili się ostatnio w celebrytów, którzy nie czują dystansu, który powinien być zachowany w kontakcie z publicznością. Spoufalać się z widzem mogą na ulicy, w sklepie czy kawiarni, ale nie w pracy. To kwestia standardów - w traktowaniu mediów publicznych i zachowaniach na antenie - które w Polsce niestety nie miały kiedy się wykształcić. Zabrakło ewolucyjnej ciągłości i nikt się tych ważnych rzeczy nigdy nie nauczył. Nawet ci, którzy widzieli media w Ameryce - stwierdza w rozmowie z WP dr Marek Graszewicz z Uniwersytetu Wrocławskiego i krytykuje prezenterów "Wiadomości". - To po prostu nie wypada. Prezenter ma być przezroczysty. Szczególnie w publicznym medium. Na zachód od Odry takie standardy nie występują. Zwłaszcza, że w tej sytuacji do końca nie wiadomo, czy i którzy prezenterzy będą zwalniani. W ustawie jest mowa tylko o prezesach mediów publicznych - zaznacza medioznawca. - A nawet jeśli twarze "Wiadomości" czują, że zwolnienia będą ich dotyczyć, to trudno. Jeśli będą mieli taką możliwość, mogą się jedynie uprzejmie pożegnać i już - mówi WP dr Graszewicz .

Jego zdaniem prowadzący "Wiadomości" mieszają informację z komentarzem. - A to już należy do sztuki. Jeśli nie ma w czymś trybu informacyjnego, wcale nie powinni o tym wspominać. Powinni siedzieć i czytać informacje, bo od tego są. A jeśli chcą protestować, jeśli coś im się nie podoba, to niech się zwolnią. Ten rodzaj demonstracji byłby bardziej na miejscu. A mruganie, które mogliśmy pooglądać na ekranie, było śmieszne. My, widzowie, naprawdę wiemy, że z mediami dzieje się źle. Nie trzeba tego w taki sposób uwypuklać - analizuje dr Graszewicz. Do sprawy nowej ustawy medialnej nie odnosili w żaden sposób prezenterzy innych programów informacyjnych TVP.

Hymny przed informacjami w radiowej Jedynce

Od piątku Program I Polskiego Radia co godzinę przed serwisem informacyjnym gra na przemian "Mazurka Dąbrowskiego" i "Odę do radości". To także protest przeciw przyjętej przez Sejm i Senat małej ustawie medialnej. - Zamierzamy zwrócić uwagę naszych słuchaczy oraz opinii publicznej na zagrożenie pluralizmu i wolności słowa w mediach publicznych, które wprowadza wchodząca w życie nowelizacja ustawy medialnej - uzasadnił Kamil Dąbrowa, dyrektor Jedynki. - Było to ciekawe na początku. Potem ta płyta się zgrała i przestała oddziaływać. Może należało to ograniczyć do jednego dnia? - zastanawia się w rozmowie z WP prof. Godzic. - To jest zresztą takie niedomówione. Bo albo się boją prezesa i się do niego mizdrzą, albo mówią wprost, dlaczego grają hymny. A nie robią tego. Brakuje tu jasnej postawy - ocenia prof. Godzic. - Na tę drugą stronę to przecież działa jak płachta na byka. Któryś z posłów PiS powiedział, że to się nadaje do zwolnienia. Oczywiście tak nie jest, ale tamta strona tak to ocenia - mówi Wiesław Godzic.

Natomiast dr Graszewicz granie hymnów ocenia jako "nadużywanie symboli". - To bardzo inteligentne, ale nie zapominajmy, że Polskie Radio to publiczny środek przekazu, który został oddany do dyspozycji pewnej grupie osób. I osoby te powinny z tego robić użytek, do jakiego Radio jest przeznaczone. I, tak samo jak w TVP, na znak protestu ci państwo powinni się pozwalniać - podsumowuje dr Marek Graszewicz.

...

Szpital wariatow! Co oni sie tak boja o prace skoro jest Zielona Wyspa i w pracy sie przebiera jak w sianie? Czyzby nie wierzyli w sukcesy PO? A moze PiS juz zdazyl zrujnowac gospodarke?

BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 1:00, 04 Sty 2016    Temat postu:

"Newsweek" ma nagrania Schetyny. "Naszą aktywnością będzie ulica, wyprowadzimy milion ludzi"
3 stycznia 2016, 20:11
• Schetyna do członków PO: Trzeba być gotowym na twarde warianty
• Kandydat na szefa Paltformy zapowiedział aktywność na ulicach
• Do nagrania z zamkniętego spotkania dotarł "Newsweek"

- Trzeba być gotowym na twarde warianty. Naszą aktywnością będzie ulica - zapowiedział Grzegorza Schetyny podczas zamkniętego spotkania z członkami stołecznej Platformy. "Newsweek" dotarł do nagrania z dyskusji.

Spotkanie odbyło się trzy dni po pierwszej demonstracji zorganizowanej przez Komitet Obrony Demokracji. Dyskusja przyciągnęła ok. 80 działaczy.

Tygodnik ujawnia., że Schetyna, który wystąpił na tym spotkaniu jako kandydat na przewodniczącego partii, przedstawił działaczom plany na aktywność PO w opozycji. Z nagranych deklaracji wynika, że chodzi o uliczne demonstracje i działalność międzynarodową. - Jeżeli będzie utrzymane takie tempo konfliktu, naszą aktywnością będzie ulica na pewno. A także Europa. Byłem w zeszłym tygodniu w Brukseli, rozmawiałem tam z politykami, oni są kompletnie zszokowani. Udało się przełożyć debatę, która była przygotowana na ten tydzień, ale tylko dlatego, trzeba ją bardzo dobrze przygotować - mówił Schetyna..

Zaznaczył, że to Platforma powinna mobilizować ludzi do protestów i wyprowadzać ich na ulicę. - Jeżeli zrobić następną taką rzecz, to musi być nie na pięćdziesiąt tylko na dwieście tysięcy. Nikt tego nie zrobi, jeśli my tego nie zorganizujemy. I to zrobimy. Trzeba być gotowym, że będzie 500 tys. ludzi. Przywieziemy z kraju milion, jak będzie trzeba. Trzeba być gotowym na wszystko, nawet na takie twarde warianty - zapowiadał.

...

Marzenia łysego o fryzjerze.

Podczas dyskusji pojawił się też wątek Nowoczesnej. Schetyny stwierdził, że głównym atutem jej lidera Ryszarda Petru jest niezasłużona sympatia dziennikarzy. - On jest niesiony mediami centralnymi. Wszyscy są zachwyceni. Świeżość, wspaniały polityk. Gdyby ktoś z nas - Halicki, ja, pan poseł Kierwiński - powiedział do jakiegokolwiek posła, żeby się przestał walić w łeb, to by nas rozgnietli. Nie byłoby nas. A tutaj słyszymy, że to takie świetne, dowcipne, nowa jakość, prawdziwy lider się urodził - ironizował.

...

To kompromitacja tzw. mediow.
No co? Dyzma przyszedl i palnal ze trzeba walic w łeb. I zachwyt. Jakie to odkrywcze. Pokazuje kompletne zidiocenie Warszawki. ONI SAMI JUZ PRZYZNAJA ZE TRZEBA ICH WYMIEŚĆ! TO JUZ KRZYK O WYMIANE.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 14:43, 02 Sty 2016    Temat postu:

Czas na bojkot mediów publicznych?
Paulina Młynarska
dziennikarka, producentka radiowa i telewizyjna, pisarka, podróżniczka

Birma 2014, fot. Lolarebel

Czy w dzisiejszych warunkach, kiedy nie ma w Polsce, nad czym ubolewam, związków zawodowych twórców i dziennikarzy audiowizualnych, nowy bojkot reżimowej TV jest możliwy? Najbliższe dni pokażą odpowiedź na to pytanie.

Kiedy pierwszego dnia stanu wojennego zobaczyliśmy na szklanym ekranie dziennikarzy w mundurach sprawa stała się jasna. Artyści, dziennikarze, aktorzy, kompozytorzy, ale i ogromna rzesza ludzi robiących telewizję i radio z drugiej strony kamery: technicy, robotnicy, wykonawcy scenografii i realizatorzy, zaczęli bojkotować reżimowe radio i telewizję.
REKLAMA


Środowiska twórców i dziennikarzy podzieliły się na tych, którzy bojkotują i na tych, którzy występują. Bojkotujących była ogromna przewaga, a zjawisko polskiego bojkotu mediów w tamtym czasie, jest dziś częścią nauczania o wolności słowa na większości szanujących się wydziałów dziennikarstwa i politologii na świecie. W ubiegłym roku w Birmie, spotkałam redaktora opozycyjnej gazety, który z wypiekami na twarzy, wypytywał mnie, czy polscy aktorzy i dziennikarze na serio przestali wtedy występować w TV? A potem uściskał mnie prosząc: "Powiedz tam u was w Polsce, że my was kochamy i że się od was uczymy! ".

Anegdotka warta zacytowania, ponieważ pokazuje jak nas widzą i piszą nawet w bardzo odległych częściach świata.

Czy w dzisiejszych warunkach, kiedy nie ma w Polsce, nad czym ubolewam, związków zawodowych twórców i dziennikarzy audiowizualnych, nowy bojkot jest możliwy? Najbliższe dni pokażą odpowiedź na to pytanie. Mam nadzieję, że moje środowisko wykaże się solidarnością wobec kolegów i koleżanek z TVP i Polskiego Radia. Ja taką solidarność deklaruję. I z całą pewnością nie będę odwiedzała żadnego z programów w mediach publicznych.

..

A jak obsadzila PO to bylo super? Dopiero teraz ,,problem". Media panstwowe sa czescia wladzy i w ramach zmiany wladzy zachodzi wymiana KADR! To jest zasada demokracji. WYMIANA WYBORCZA! Alterantywa jest albo wymiana stalinowska przez egzekucje albo brak zmian. 70 lat ci sami. Brezniewizm. Jak w CCCP i UE. Tylko ze to prowadzi do upadku jak CCCP i UE. Ja tam wole demokracje.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 14:27, 02 Sty 2016    Temat postu:

Kamil Dąbrowa: Z przyjemnością odbiorę hienę roku za granie hymnu Polski
2 stycznia 2016, 10:32
• Kamil Dąbrowa: odbiorę hienę roku za granie hymnu Polski
• Właśnie został dokonany abordaż - mówi Dąbrowa

- Z ogromną przyjemnością odbiorę hienę roku za granie hymnu Polski - mówi w rozmowie z tygodnikiem "Newsweek" dyrektor programu 1 Polskiego Radia, Kamil Dąbrowa.

Rozmówca przypomina, że bicie na alarm jest tym bardziej istotne, bo były przecież szumne zapowiedzi wielkiej reformy. - Słyszeliśmy o przekształceniu ze spółek skarbu państwa w instytucje kultury. Były obietnice odpolitycznienia, zapowiedzi, że powstanie narodowa rada mediów, złożona z ekspertów. To oni mieli w drodze konkursów wyłaniać fachowców na kierownicze stanowiska. A okazało się, że nie ma z tych rzeczy nic - tłumaczy Dąbrowa.

- Chcę zwrócić uwagę opinii publicznej na to, że z mediami publicznymi dzieją się dziwne rzeczy. Właśnie został dokonany abordaż - mówi Dąbrowa. - W efekcie ten okręt, który do tej pory płynął po czasem spokojnym, a czasem wzburzonym morzu będzie płynął w kierunku raf - dodaje.

Szacunek dla Jedynki! #KOD
Posted by Komitet Obrony Demokracji on 1 stycznia 2016


Wyjaśnia też na czym polega akcja prowadzona w Polskim Radio. Nazywa ją akcją specjalną, albo antenową. - Jako redaktor naczelny, mam prawo umieścić na tej jedynce to, co uważam za stosowne. Wybór padł na Hymn RP, bo jest w sercu każdego Polaka, natomiast kantata z Ody, dla mnie ważna, bo to hymn Unii Europejskiej, przypomina, że instytucje europejskie takie jak Europejska Unia Nadawców, Reporterzy bez Granic, Europejskie Stowarzyszenie Dziennikarzy - zwróciły uwagę na to, co się dzieje z mediami publicznymi w Polsce.

A ja sam z ogromną przyjemnością odbiorę hienę roku za granie hymnu Polski - mówi też dyrektor programu 1 Polskiego Radia.


Biuro programowe Polskiego Radia: hymny jako protest grane bez szacunku. Dyrektor Jedynki: informowałem o tym zarząd https://t.co/6xlWnh8aOp
— Mariusz Wedziuk (@MariuszWedziuk) styczeń 2, 2016


Dąbrowa mówi dalej, że od noworocznego poranka dostaje setki bardzo osobistych sms-ów i maili od słuchaczy. - Większość to krótkie przekazy w stylu "tak trzymać" albo zachęty byśmy mobilizowali inne anteny i pisma - opowiada. - Jedna z radiosłuchaczek napisała, że ma 70 lat i że ostatnio coś nią tak poruszyło w mediach w 1989 r. - dodaje dyrektor programu 1 Polskiego Radia.

Od 1 stycznia Program I PR emituje o każdej pełnej godzinie hymn Polski na zmianę z hymnem UE. Jak wyjaśnił w informacji przesłanej PAP redaktor naczelny Jedynki Kamil Dąbrowa, jest to forma zwrócenia uwagi na "zagrożenie pluralizmu i wolności słowa w mediach".

Stacja - jak podano w komunikacie - planuje nadawanie obu utworów przez całą dobę z wyjątkiem godz. 12, kiedy emitowany jest hejnał z Wieży Mariackiej w Krakowie i godz. 24 - wówczas prezentowana jest piosenka Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego "Już czas na sen".

- Wprowadzana w życie ustawa nie przyczynia się do poprawy funkcjonowania mediów publicznych, a jedynie umożliwia przejęcie tych instytucji - dodał. - Ustawa zakłada powołanie władz mediów publicznych przez ministra właściwego ds. Skarbu Państwa z pominięciem KRRiT i podporządkowaniem mediów ministerstwu - zaznaczył Dąbrowa.

W czwartek Senat zaakceptował nowelę tzw. ustawy medialnej, która przewiduje wygaśnięcie mandatów dotychczasowych członków zarządów i rad nadzorczych TVP oraz PR. Nowelizacja zakłada też zmniejszenie liczebności rad nadzorczych spółek medialnych, a także powoływanie ich nowych organów przez ministra skarbu państwa "do czasu wprowadzenia nowej organizacji mediów narodowych".

....

To sa osobnicy zwyrodniali. Wymiana jest KONIECZNA!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 19:23, 31 Gru 2015    Temat postu:

Piotr Kraśko "żegna się" z widzami "Wiadomości"

Piotr Kraśko - Albert Zawada / Agencja Gazeta

- Chcemy bardzo państwu podziękować za to, że są państwo z nami. To miliony widzów "Wiadomości" sprawiają, że jest to najchętniej oglądany program informacyjny w Polsce - tak Piotr Kraśko pożegnał się w "Wiadomościach" TVP po przyjęciu przez Sejm nowelizacji tzw. ustawy medialnej. Dziennikarz zauważył, że "widzimy się po raz ostatni", choć zaraz potem z uśmiechem dodał: "w tym roku".

Wczorajsze wydanie "Wiadomości" było obiektem zainteresowania na Twitterze, z uwagi na to, że kilkanaście minut wcześniej Sejm przyjął nowelizację ustawy o mediach. Dodatkowo prowadził je Piotr Kraśko, o którym mówi się, że jest w gronie tych dziennikarzy, którzy stracą pracę w pierwszej kolejności. Nie umknęło to jego uwadze:
REKLAMA


- Widzę tu na Twitterze, że jest pewne oczekiwania na to, co może wydarzyć się dziś na koniec wiadomości. Nie wiem, czy może wydarzyć się coś niezwykłego - mówił Kraśko przed materiałem z obrad Sejmu. Z kolei na koniec programu, w charakterystyczny, humorystyczny sposób pożegnał się z widzami.

- Ponieważ widzimy się dziś po raz ostatni... - uciął, po przerwie z uśmiechem dodał: "w tym roku", po czym złożył życzenia widzom, zaznaczając, że robi to "oczywiście" z okazji sylwestra.

- Chcemy bardzo państwu podziękować za to, że są państwo z nami. To miliony widzów "Wiadomości" sprawiają, że jest to najchętniej oglądany program informacyjny w Polsce. To zaszczyt móc pracować dla państwa - powiedział Kraśko.
Obserwuj
Daniel Adamski
‏@D_Adamski

Dla wielu musiała to być rozczarowująca końcówka #WiadomościTVP / @pkrasko chapeau bas!



Zobacz zdjęcia »



Obserwuj
Tomasz Lis
‏@lis_tomasz

Fajnie Piotrek Kraśko zakończył dziś Wiadomości. Smile

W poniedziałek Piotr Kraśko zapowiedział złożenie pozwu przeciwko "wSieci". Była to reakcja na publikację artykułu pt. "Cel: zabić PiS", w którym jego autorzy zarzucają telewizji publicznej manipulacje w swoich materiałach na niekorzyść partii rządzącej. Co więcej, zdaniem tygodnika, szef "Wiadomości" TVP, obawiając się zwolnienia ze stanowiska, szuka poparcia kard. Stanisława Dziwisza dla pomysłu objęcia funkcji korespondenta z Watykanu.

...

Lis zachwycony. Dramtyzm wsrod lemingow mial wzrosnac?
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 18:47, 31 Gru 2015    Temat postu:

Prof. Adam Strzembosz: bez najmniejszej wątpliwości zaskarżyłbym nowelizację ustawy o TK
31 grudnia 2015, 07:18
• Prezydent parokrotnie złamał konstytucję - uważa prof. Adam Strzembosz
• "Trybunał w sprawie noweli o TK powinien orzekać według starej ustawy"
• "Trybunał został ulokowany w konstytucji i ma się kierować konstytucją"

- Obowiązkiem Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego jest dbanie o wymiar sprawiedliwości - powiedział były prezes SN, prof. Adam Strzembosz. Gość programu "Tak jest" w TVN 24 stwierdził, że "bez najmniejszej wątpliwości" zaskarżyłby nowelizację ustawy o TK autorstwa PiS, podobnie jak zrobiła to obecna prezes SN, prof. Małgorzata Gersdorf.

- Nie jestem przedstawicielem Trybunału Konstytucyjnego, jestem starym człowiekiem, któremu wolno dokonywać pewnych ocen, nawet śmiałych. Moim zdaniem prezydent parokrotnie złamał konstytucję - stwierdził prof. Strzembosz.

Jako przykład były prezes SN podał nieprzyjęcie ślubowania od trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych przez sejm w październiku. - Przede wszystkim konstytucja zobowiązuje go do przyjęcia ślubowania tych sędziów, którzy zostali przez Sejm prawidłowo powołani na sędziów TK - powiedział gość programu.

Za sprawę "ekstraordynaryjną" prof. Strzembosz uznał ułaskawienie przez prezydenta Mariusza Kamińskiego. Ocenił, że "ułaskawiając Kamińskiego, prezydent uznał, że jest on winny". - Nie wyobrażam sobie ułaskawienia człowieka niewinnego - stwierdził prof. Strzembosz.

Zdaniem prof. Strzembosza mamy obecnie 13 sędziów Trybunału Konstytucyjnego. - 10 obecnie funkcjonujących i trzech, których ślubowanie nie zostało przyjęte przez pana prezydenta - zwrócił uwagę były prezes SN. Dodał, że prezydent nie powinien był przyjmować ślubowania od 5 sędziów wybranych przez PiS. Skoro jednak prezydent to zrobił, "to niech teraz szuka rozwiązania".

Prof. Strzembosz stwierdził, że "bez najmniejszej wątpliwości" zaskarżyłby nowelizację ustawy o TK autorstwa PiS, podobnie jak zrobiła to obecna prezes SN, prof. Małgorzata Gersdorf. Dodał, że "obowiązkiem Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego jest dbanie o wymiar sprawiedliwości ".

Jego zdaniem Trybunał przy rozpatrywaniu wniosków dotyczących nowelizacji ustawy o TK ma obowiązek orzekać w starym trybie. - Cóż by było, gdyby Trybunał zgodnie z tą nowelizacją rozpatrywał zgodność tej nowelizacji z konstytucją, powiedzmy za półtora roku, a w międzyczasie wydał cały szereg orzeczeń na podstawie ustawy, która później okazałaby się niezgodną z konstytucją. To byłby nie tylko blamaż, ale można byłoby dopuścić do tego, że cały szereg podmiotów, które są zainteresowane i były zainteresowane określonymi orzeczeniami TK, wnosiłyby o weryfikację bądź uznanie za nieważne - stwierdził były prezes SN.

Odnosząc się do stwierdzenia prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego, który powiedział, że Trybunał będzie kierować się konstytucją, były prezes SN ocenił, że jest to "nawoływanie do rzeczy podstawowej". - Trybunał został ulokowany w konstytucji i ma się kierować konstytucją - podkreślił prof. Strzembosz, dodając, że zapisy ustawy są w tym kontekście drugorzędne.
TVN24

...

Byly prezydent PC! Kandydat.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 17:15, 30 Gru 2015    Temat postu:

Pacjenci po przeszczepach przerażeni. Ich leki mają drastycznie zdrożeć już od stycznia
Zenon Kubiak
akt. 30 grudnia 2015, 13:48
• Opublikowano nową listę leków refundowanych
• Koniec refundacji popularnych leków dla pacjentów po przeszczepach
• Ministerstwo zdrowia zastąpiło je zamiennikami, których w Polsce nie stosowano
• Transplantolodzy i pacjenci apelują do MZ o wycofanie się ze zmian
• Dla dzieci zamiennika leku nie ma w ogóle
• Cena leku dla dzieci w zawiesinie wzrośnie z 3,2 zł do 1400 zł

Pod koniec każdego roku osoby dotknięte chorobami przewlekłymi z niepokojem oczekują opublikowania listy leków refundowanych na kolejny rok. Wycofanie każdego leku budzi kontrowersje. W tym roku nową listę z największym przerażeniem przyjęli pacjenci po przeszczepach narządów. Zmieniono bowiem listę refundowanych leków, które muszą przyjmować, aby zapobiec odrzutowi przeszczepionego organu oraz uniknąć zarażenia wirusem cytomegalii. Chodzi o leki o nazwie Prograf i Valcyte. Dotychczas dzięki refundacji za opakowanie każdego z tych leków pacjenci płacili zaledwie 3,2 zł. Od 1 stycznia Prograf w zależności od dawki będzie kosztował od 26 do nawet 159 zł za opakowanie, a Valcyte aż 1420 zł.

Pacjent, który płacił za jeden lek 12,80 zł miesięcznie, teraz będzie płacił 636 zł

- Jeśli ktoś musi brać np. cztery opakowania Prografu miesięcznie, to będzie musiał tylko na te leki wydać ponad 600 zł, a przecież większość osób po przeszczepach organów to renciści, których renty często nie przekraczają tysiąca złotych - mówi Wirtualnej Polsce Eugeniusz Rydel, prezes stowarzyszenia "Życie po przeszczepie".

Pacjenci przerażeni, że od 1 stycznia nie będzie ich stać na leki, wysyłają do ministra zdrowia, parlamentarzystów i prezydenta Andrzeja Dudy listy z prośbą o przywrócenie refundacji wspomnianych leków. Na Facebooku powstała nawet strona "Leki po przeszczepie muszą być darmowe". W ciągu zaledwie pięciu dni stronę polubiło ponad 1300 osób.

Ministerstwo zdrowia, widząc zaniepokojenie pacjentów, 28 grudnia wydało komunikat informujący, że dostęp do tanich leków nie jest dla nich zagrożony.

"Na nowym wykazie znajdują się leki zawierające te same substancje czynne (w takiej samej postaci i ilości), którymi byliście dotychczas leczeni. Są to tzw. odpowiedniki (nazywane także lekami generycznymi). Zostały one dopuszczone do obrotu przez instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo leków i są tak samo skuteczne i bezpieczne jak leki, które stosowaliście dotychczas" - czytamy w komunikacie ministerstwa.

Zamiast Prografu i Valcyte'u pacjenci będą mieli zażywać inne leki zawierające odpowiednio tacrolimusum i valganciclovirum, bo tak nazywają się substancje czynne zawarte w tych medykamentach.

- Z punktu widzenia skuteczności i bezpieczeństwa są to te same leki - potwierdził dzień później na konferencji prasowej minister Konstanty Radziwiłł.

Transplantolodzy też protestują przeciwko zmianie leków

Takie tłumaczenia jednak nie uspokajają ani pacjentów, ani ich lekarzy.

- Na miejsce Prografu wprowadza się lek, który nie został nawet zgłoszony do oceny przez Agencję Oceny Technologii medycznych - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Marek Ostrowski, konsultant wojewódzki w dziedzinie transplantologii w województwie zachodniopomorskim i kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 2 PUM w Szczecinie. - Poza tym Envarsus, bo o tym leku mowa, do tej pory nie był wprowadzony do sprzedaży komercyjnej w Polsce, a przepisy mówią, że dopłatę ustala się dla najtańszego leku, który ma przynajmniej 15 proc. udziału w rynku - dodaje.

Podczas wtorkowej konferencji prasowej odpowiadający za politykę lekową Krzysztof Łanda zapewnił, że gdy tylko nowy wykaz leków zacznie obowiązywać, będą one dostępne w aptekach. Nawet jeśli pominie się kwestie formalne, pozostaje inny problem logistyczny.

- Trzeba będzie jednocześnie właściwie z dnia na dzień zmienić leki dla kilku tysięcy pacjentów - zwraca uwagę transplantolog.

Co to oznacza dla pacjentów, ci wiedzą doskonale z własnego doświadczenia.

- Wszystkie osoby będące po przeszczepie wiedzą, jak trudno jest dobrać właściwe leki i ich dawkowanie. Zmiana leku oznacza częstsze badania i wizyty kontrolne, a w niektórych przypadkach nawet konieczność pobytu w szpitalu - mówi Eugeniusz Rydel, który od 10 lat żyje z przeszczepioną wątrobą.

Dla dzieci zamiennika leku nie ma w ogóle

Jeszcze większe problemy może spowodować zmiana refundacji leku o nazwie Valcyte, którego cena dla pacjenta wzrośnie z 3,2 zł do 1400 zł.

- To lek, który pacjenci przyjmują na ogół przez pierwsze pół roku po przeszczepie oraz po zarażeniu wirusem cytomegalii. Valcyte jest objęty ochroną patentową do lipca 2016 r. i do tego czasu nie można wprowadzić na rynek innego leku o takim samym działaniu. W praktyce oznacza to, że pacjenci pozostaną na pół roku bez jakiegokolwiek leku - mówi prof. Ostrowski. - Inny problem to fakt, że Valcyte to lek dostępny także w postaci zawiesiny, którą podaje się dzieciom. Nowy lek, który ma go zastąpić, ma postać tylko tabletek - dodaje.

Właśnie ta ostatnia kwestia najbardziej zaniepokoiła rodziców dzieci, które żyją z przeszczepionymi organami.

"Lek w syropie nie ma taniego zamiennika, a dzielenie kapsułek, czy tabletek nie gwarantuje podania odpowiedniej dawki substancji czynnej. Tym samym zamiana poziomu refundacji tego leku jest odebraniem możliwości leczenia większości małych dzieci" - czytamy w liście do ministra zdrowia fundacji na rzecz dzieci i młodzieży przewlekle chorych i po transplantacji narządów "For Life". - "Szanowny Panie Ministrze, cóż nam przyjdzie z obietnicy 500 zł miesięcznie na dziecko? Wszystko wydamy na leki!!! Wystarczy nam, że dzieciom po transplantacji zapewni Pan bezpieczeństwo leczenia, które musi trwać przez całe życie - opierając się na opiniach lekarzy, którzy na co dzień robią wszystko, żeby utrzymać ich w zdrowiu i dobrej formie, żeby mogły rozwijać się, uczyć, i cieszyć dzieciństwem" - pisze fundacja.

Transplantolodzy - podobnie jak pacjenci - nie zamierzają spokojnie czekać na eksperymenty z nowymi, bliżej nieznanymi im lekami i apelują do ministerstwa zdrowia o przywrócenie pełnej refundacji obu wycofanych medykamentów.

- To nie jest lobbing z naszej strony, ale troska o pacjentów. Wiemy, że były minister Bartosz Arłukowicz ma złożyć w tej sprawie interpelację w Sejmie - mówi prof. Ostrowski. - Mamy nadzieję, że to zamieszanie wynika jedynie z faktu, że nowy minister zdrowia nie jest jeszcze zorientowany w tej sprawie i uwzględni apele całego środowiska transplantologicznego - dodaje.

Warto przypomnieć, że to nie pierwszy raz, gdy próbowano wprowadzić zmiany w refundacji leków niezbędnych pacjentom po przeszczepach. W 2012 r. z listy w pełni refundowanych leków próbowano usunąć Prograf i CellCept. Ministrem zdrowia był wtedy Bartosz Arłukowicz. Po licznych apelach pacjentów i lekarzy obu lekom przywrócono dopłaty, dzięki którym pacjenci mogli je dalej nabywać po najniższej cenie.

...

Chorych zaczeli straszyc.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 17:10, 30 Gru 2015    Temat postu:

Sześciolatki zabiorą miejsca w przedszkolach innym dzieciom?
Zenon Kubiak
30 grudnia 2015, 14:20
• Zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków to spory problem dla samorządów
• Zdaniem wiceprezydenta Wiśniewskiego w Poznaniu zabraknie nawet 1200 miejsc w przedszkolach
• Koszty zmiany są szacowane na 23 mln zł

W środę, 30 grudnia Sejm przegłosował nowelizację ustawy o systemie oświaty. Cofa ona wprowadzoną w 2009 r. reformę zakładającą obniżanie wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat. Od nowego roku szkolnego dzieci sześcioletnie będą mogły pójść do pierwszej klasy szkoły podstawowej pod warunkiem odbycia rocznego przygotowania przedszkolnego. Jeśli nie będą go miały, konieczna będzie pozytywna opinia poradni psychologiczno-pedagogicznej.

Pozostałe sześciolatki będą uczęszczać do przedszkoli i to jest ogromny problem dla wielu samorządów, w tym Poznania, gdzie już teraz brakuje miejsc w przedszkolach.

- Trudno nam teraz oszacować, ilu rodziców dzieci sześcioletnich zdecyduje się je posłać do szkoły, a ile do przedszkoli, ale jeśli wszystkie miałyby pozostać w przedszkolach to zabraknie około 1200 miejsc dla najmłodszych dzieci – mówi Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania, odpowiedzialny za oświatę. – Będziemy oczywiście apelować do rodziców sześciolatków, aby posłali swoje dzieci do szkół – dodaje.

Brak całego rocznika uczniów w szkołach oznacza konieczność zwolnienia części nauczycieli nauczania początkowego, chociaż na ten moment trudno powiedzieć, ilu z nich straci pracę. To jednak nie jedyne problemy, jaki powoduje cofnięcie reformy z 2009 r.

- Subwencja oświatowa na jednego przedszkolaka jest o wiele niższa niż dla ucznia. Szacujemy, że te zmiany będą kosztować miasto około 23 mln zł – mówi wiceprezydent Wiśniewski.

Jeszcze większe skutki może mieć także zapowiadana przez rząd likwidacja gimnazjów.

...

A DO TEJ PORY TO GDZIE ONE BYLY NA ULICACH? NO PACZCIE PANSTWO! Lemingoza nie posiada kory mozgowej. Mozna im wcisnac wszystko.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 21:34, 29 Gru 2015    Temat postu:

PO: PiS zepsuło dobry projekt budżetu na 2016 r. (krótka2)
Wtorek, 29 grudnia 2015, źródło:PAP
PiS zepsuło dobry i bezpieczny budżet na 2016 r. przygotowany przez rząd PO, przedstawiło nierealistyczny plan dochodów, który położy się cieniem na finansach publicznych w kolejnych latach - ocenił we wtorek w Sejmie szef klubu PO Sławomir Neumann.


Podkreślił, że z tych powodów jego partia nie może poprzeć projektu ustawy budżetowej na 2016 r. Jego pierwsze czytanie rozpoczęło się w Sejmie we wtorek po południu.



"Otrzymaliście w spadku po rządzie Platformy dobry budżet, otrzymaliście gospodarkę, która rozwija się w dobrym tempie, i zepsuliście budżet, a szczególnie zepsuliście go po stronie dochodowej" - powiedział Neumann, zwracając się do premier Beaty Szydło i jej ministrów.

"Wyjątkowo optymistycznie, nierealistycznie przyjęliście dochody budżetu państwa, zawyżone, praktycznie nie do zrealizowania i nie byłoby w tym jeszcze nic złego, gdyby nie to, że pod te dochody żeście zaplanowali wydatki budżetowe" - ocenił szef klubu PO.

Podkreślił, że jest to "budżet niebezpieczny", nie tylko na 2016 r., ale i na kolejne lata. "Trudno wam będzie spiąć budżet na 2017 r., mimo nawet tego, żeście zepsuli regułę wydatkową przez Platformę wprowadzoną. To jest bardzo ryzykowny budżet" - podkreślił Neumann. W grudniu Sejm zmienił regułę wydatkową, uzależniając ją od celu inflacyjnego NBP.

Poseł PO zarzucił rządowi, że "przestrzelił" prognozę inflacji, co zaburzy dochody budżetu, a w związku z tym nie będzie możliwości sfinansowania projektowanych wydatków. Ryzykowne zdaniem Neumanna było też założenie dochodów z nowych, jeszcze nieuchwalonych podatków. "Tych podatków jeszcze w gospodarce nie było i trudno prognozować, czy tak optymistyczne założenia, czyli 7,5 mld zł rzeczywiście do budżetu wpłynie" - powiedział Neumann.

Wyraził też obawę, że koszty obsługi długu publicznego będą wyższe od założonych przez rząd.

Neumann na wstępie "podziękował" premier Szydło, bo - jak powiedział - "to rzadki przypadek w tej kadencji parlamentu", że posłowie mogą się zająć rządowym, a nie poselskim projektem ustawy. "Ja wiem, że to jest sukces trochę przypadkowy, bo art. 221 konstytucji mówi, że inicjatywa ustawodawcza w zakresie ustawy budżetowej przysługuje wyłącznie Radzie Ministrów i nie mogliście państwo tego zrobić jako inicjatywy poselskiej, ale już nawet za to warto podziękować, bo do tej pory pracujemy tylko i wyłącznie nad ustawami poselskimi" - powiedział szef klubu PO.

Neumann część swego wystąpienia poświęcił na cytowanie fragmentów z uzasadnienia projektu ustawy budżetowej na przyszły rok, by - jak mówił - podać bilans zamknięcia rządów PO i otwarcia rządów PiS. Zwrócił przy tym uwagę, że m.in. gospodarka znajduje się na ścieżce szybkiego wzrostu, rośnie eksport, produkcja przemysłowa i poziom inwestycji, zatrudnienie jest na rekordowym poziomie, a stopa bezrobocia spada, wzrasta konsumpcja prywatna, a w latach 2008-14 wzrósł realny poziom wynagrodzeń i emerytur.

"Nie ma +Polski w ruinie+ już dzisiaj. Dzisiaj jest świetny rozwój Polski" - podkreślił Neumann.

...

Te 500 zl popsulo? Powiedzcie zatem to ludziom ze 500 zl na dziecko psuje budzet. Co za dno. Widzimy koniecznosc pozbycia sie tych odpadow.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 18:44, 29 Gru 2015    Temat postu:

Internauci zbierają głosy pod petycją o odebranie tytułu doktora nauk prawnych prezydentowi Dudzie
akt. 29 grudnia 2015, 11:12
• Powstała petycja do Senatu UJ, by odebrać tytuł doktora nauk prawnych prezydentowi
• Akcja jest inspirowana sytuacją wokół Trybunału Konstytucyjnego
• Autorzy petycji argumentują, że Andrzej Duda wielokrotnie złamał konstytucję RP

"W związku z nieustającym łamaniem postanowień konstytucji RP przez sprawującego urząd Prezydenta RP pana Andrzeja Dudę, pracownika Uniwersytetu Jagiellońskiego, legitymującego się tytułem Doktora Nauk Prawnych nadanym przez tą uczelnię, Wzywamy Senat Uczelni do odebrania mu tego tytułu, aby nie mógł nim legitymizować swoich bezprawnych poczynań" - napisali autorzy petycji.

Petycja trafiła do sieci w poniedziałek 28 grudnia. Po ponad 24 godzinach, podpisało się pod nią ponad 11 tys. osób.

Na Uniwersytecie Jagiellońskim przewidziano możliwość cofnięcia tytułu naukowego, jednak może do tego dojść dopiero w nadzwyczajnych przypadkach, takich jak np. wykrycie plagiatu.

Pracownicy Uniwersytetu Jagiellońskiego - a dokładnie członkowie Rady Wydziału Prawa i Administracji UJ - już wcześniej apelowali do prezydenta Dudy ws. Trybunału Konstytucyjnego. Pisali wówczas, by prezydent "uszanował prawa i wolności obywatelskie". "Podpisana ustawa o zmianie ustawy o TK nie daje się pogodzić z zasadą demokratycznego państwa prawnego (...) to zagrożenie dla niezależności organów władzy sądowniczej" - napisali w piśmie.

...

Jeszcze lepiej. Za ruine Polski po 89 nikomu z profesorow nie odebrali za taka bzdure chca odbierac.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 19:12, 28 Gru 2015    Temat postu:

Staniszkis: partii Kaczyńskiego grozi rozłam

prof. Jadwiga Staniszkis - Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Prof. Jadwiga Staniszkis ostrzega na łamach tygodnika "Wprost", że partii Jarosława Kaczyńskiego grozi rozłam. - Znając wielu ludzi z PiS, uważam, że oni nie wytrzymają tego, co się dzieje - mówi. Dodaje, że "część posłów PiS już się wstydzi", a wielu - w tym ona sama - "czuje się upokorzona" działaniami partii ws. TK. Socjolog ostro ocenia również Andrzeja Dudę. - Kompromituje się nie tylko jako prezydent, ale i jako prawnik - twierdzi.

Staniszkis udzieliła obszernego wywiadu dzisiejszemu wydaniu tygodnika "Wprost". Na jego łamach skomentowała działania PiS z ostatnich miesięcy. Zdaniem socjolog partia Kaczyńskiego próbowała wykorzystać luki prawne do "przeprowadzenia rewolucji w majestacie prawa". - Wydaje się, że Trybunał Konstytucyjny na razie zdołał to zablokować (...). Ale PiS nie odpuści - uważa.
REKLAMA


Staniszkis mówi, że działania zmierzające do przejęcia Trybunału wywodzą się z postawy "no to co?", która pojawiła się w PiS. - "Nie zrealizowaliśmy orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego? No to co?". I na to nie ma odpowiedzi. Bo demokracja opiera się na dwóch rzeczach: na micie niezależności Trybunału Konstytucyjnego jako ostatniej instancji odwoławczej od decyzji polityków i na poprawności politycznej - mówi.

- Poprawność polityczna zakłada, że nikt nie pozwoli sobie na postawę "no to co?" - uważa Staniszkis. - A Kaczyński sobie na to pozwala. W czasie marszu 13 grudnia wprowadził fałszywą moim zdaniem alternatywę: niepodległość czy demokracja. Bo jego zdaniem ta ostatnia bądź przeszkadza, bądź jest zawłaszczona. Tak czy inaczej, znając wielu ludzi z PiS na eksponowanych stanowiskach, uważam, że oni nie wytrzymają tego, co się dzieje - dodaje.

Zdaniem Staniszkis Kaczyński przejmując Trybunał, "nie docenia kosztów niszczenia autorytetu ludzi i instytucji". Socjolog podkreśla, że wielu posłów PiS jest profesjonalistami i "nie będą chcieli dawać twarzy do działań na granicy prawa". - Moim zdaniem część posłów PiS już się wstydzi - mówi w wywiadzie dla "Wprost". - Wielu polityków PiS może takiego stanu rzeczy nie wytrzymać, bo czują upokorzenie - dodaje.

- Sama czuję się upokorzona tym, że drugim człowiekiem w państwie, marszałkiem Sejmu jest Marek Kuchciński, ewidentnie człowiek dyspozycyjny i pionek tej infantylnej dyktatury. Aż się gotuję, gdy to widzę - stwierdza.

Staniszkis dodaje również, że PiS w tym samym czasie "łamie zasady", a z drugiej "rozdaje pieniądze". - To jest demoralizowanie biednych ludzi, którym się mówi: wolność albo chleb - ocenia.

- Wydaje mi się, że Jarosław Kaczyński ma jakiś uraz do korporacji prawniczych i dlatego dewastuje Trybunał Konstytucyjny. Problem polega na tym, że PiS w tym wszystkim gubi swój autorytet, a musi go mieć, jeśli chce się przeprowadzać trudne reformy - mówi socjolog.

Staniszkis negatywnie oceniła też Andrzeja Dudę. - Zaczął fatalnie swoje urzędowanie i jego pozycja ciągle się pogarsza. Kompromituje się nie tylko jako prezydent, ale i jako prawnik - mówi. Jej zdaniem "Duda ulega PiS-owi", a tymczasem mógłby "nagwizdać partii". - Kaczyński ze swoją skoncentrowaną wolą i filozofią "co mi zrobicie" zdecydowanie góruje nad Dudą - mówi Staniszkis.

Cały wywiad Elizy Olczyk z prof. Jadwigą Staniszkis w dzisiejszym wydaniu tygodnika "Wprost".

...

I niby taka wierna PiS a zaczyna histerie. Skompromitowali to sie Kaminskim i Macierewiczem. W sprawie TK nie widze powodu dlaczego mieli zgodzic sie na 5 z PO. Zupelnie absurdalne myslenie.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 18:49, 24 Gru 2015    Temat postu:

Biuro Trybunału Konstytucyjnego wyjaśnia: ten przepis nie powstał z udziałem sędziów TK
23 grudnia 2015, 20:55
• Biuro Trybunału Konstytucyjnego wydało komunikat
• W piśmie odpiera zarzuty formułowane pod adresem TK

Element ustawy o TK, uznany potem za niekonstytucyjny, a umożliwiający wybór 5 sędziów jeszcze przez Sejm VII kadencji, nie powstał z udziałem sędziów Trybunału - m.in. takie stanowisko znalazło się w wydanym wieczorem komunikacie Biura TK.

Biuro Trybunału Konstytucyjnego wydało komunikat, w którym odpiera szereg zarzutów, które były pod adresem Trybunału formułowane w domenie publicznej. Odnosi się m.in. do zarzutów o "komunistycznym pochodzeniu" Trybunału Konstytucyjnego.

"Idea istnienia sądu konstytucyjnego jako instytucji kontrolującej zgodność działań prawodawcy z tzw. normą podstawową (konstytucją) została sformułowana przez austriackiego filozofa i prawnika Hansa Kelsena w pierwszej dekadzie XX wieku. Powstanie polskiego Trybunału Konstytucyjnego było postulowane przez środowiska opozycyjne od początku lat 80. i początkowo spotykało się ze zdecydowanym sprzeciwem władz. TK rozpoczął działalność w 1986 r. i - obok Naczelnego Sądu Administracyjnego (powołany w 1980 r.) oraz Rzecznika Praw Obywatelskich (powołany w 1987 r.) - był elementem swoistego 'samoograniczenia się' władz PRL" - czytamy w komunikacie.

W komunikacie jest też odniesienie do opinii, że ustawa o TK została "napisana przez sędziów Trybunału", a potem została "uznana za niekonstytucyjną".

"Wstępny projekt nowej ustawy (przekazany Prezydentowi RP) rzeczywiście powstał w Trybunale. Nowe przepisy miały przyspieszyć i usprawnić wydawanie orzeczeń. Przygotowanie projektu ustawy przez instytucję, której ma ona dotyczyć, jest powszechną praktyką zarówno w Polsce (tak powstawały projekty nowelizacji ustaw o Sądzie Najwyższym, Naczelnym Sądzie Administracyjnym czy Najwyższej Izbie Kontroli), jak i na świecie (np. projekt zmian w funkcjonowaniu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej)" - stwierdza Biuro TK.

Projekt ustawy, przypomina Biuro, został jednak wniesiony do Sejmu przez prezydenta w lipcu 2013 roku.

"W końcowej fazie prac Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka (12 maja 2015 r.), przyjęta została poselska propozycja przepisu pozwalająca na wybranie przez Sejm VII kadencji dwóch dodatkowych Sędziów. Przepis ten nie był przygotowany przez Sędziów TK i nie był efektem 'nielegalnej zmowy między Trybunałem a Platformą', jak napisał Czesław Bartnik w artykule zatytułowanym 'Moralna alergia przegranych' (Nasz Dziennik - Magazyn, 19 XII 2015 r., s. 10)" - napisano w komunikacie.

Biuro TK odnosi się też do zarzutów o "nielegalności" pięcioosobowego składu orzekającego w sprawie zgodności ustawy o TK z ustawą zasadniczą.

Przypomina, że TK jest zobowiązany do orzekania w pełnym składzie (co najmniej 9 sędziów) tylko w kilku, wskazanych typach spraw, takich jak np. zgodność z konstytucją umów międzynarodowych; zgodność z konstytucją ustaw przed ich podpisaniem przez prezydenta; stwierdzenie przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta RP oraz powierzenia Marszałkowi Sejmu tymczasowego wykonywania obowiązków Prezydenta RP; zgodność z Konstytucją celów lub działalności partii politycznych; spory kompetencyjne między centralnymi konstytucyjnymi organami państwa.

"Poza tymi przypadkami orzekanie w pełnym składzie to kwestia tradycji i technicznych możliwości" - głosi komunikat.

W przypadku badania zgodności ustawy o TK z ustawą zasadniczą było jednak inaczej - wynika z komunikatu: "Waga i moc wiążąca wyroku TK jest taka sama, niezależnie od liczby orzekających Sędziów. Pierwotnie Prezes TK zarządził rozpoznanie sprawy w pełnym składzie, ale - wobec wyłączenia się trzech Sędziów i upływu kadencji jednego Sędziego, liczba Sędziów spadłaby do ośmiu (a więc do mniejszej niż ustawowo uznawana za pełny skład, mający liczyć minimum 9 Sędziów). Zgodnie z postanowieniem TK w pełnym składzie, Prezes przekazał sprawę składowi pięciu Sędziów" - czytamy.

Nieprawdziwe są też, według Biura TK, informacje o pracy Sędziów TK w kancelariach prawnych. "Nie są też znane przypadki podejmowania przez nich zajęć, które utrudniałyby pełnienie obowiązków, uchybiały godności urzędu Sędziowskiego albo podważały zaufanie do Sędziowskiej niezawisłości i bezstronności w orzekaniu" - głosi komunikat.

Biuro TK podało, że sędzia TK zarabia miesięcznie ponad 22 tys. zł brutto i podkreśliło, że "kwota ta powinna być porównywana nie z płacą minimalną, czy też średnią krajową, lecz z rynkowymi wynagrodzeniami doświadczonych prawników".

Bezpodstawne są też, podkreśla Biuro TK, pomówienia o "brataniu się" Sędziów TK czy wręcz o ich "naradach" z politykami.

"Sędziowie TK są osobami powszechnie znanymi, posiadającymi uznany, wieloletni dorobek zawodowy w różnych dziedzinach. Normalna jest więc osobista znajomość Sędziów TK z wieloma osobami, w tym czynnymi w sferze naukowej, kulturalnej czy politycznej. Sędziowie TK nie tracąc swoich poglądów politycznych, przekonań moralnych czy religijnych, do których mają prawo jak wszyscy obywatele, otrzymują (jak dotąd) silne gwarancje pozwalające im zachować pełną niezawisłość" - głosi komunikat.

Biuro TK podało, że niekwestionowany jest status dziesięciu sędziów (których kadencje kończą się w latach 2016-2021). "Ponadto jest sześciu sędziów wybranych na trzy wakaty (w miejsce sędziów, których kadencje upłynęły 6 listopada br.) oraz dwoje sędziów wybranych na dwa wakaty (w miejsce tych, których kadencje upłynęły 2 i 8 grudnia br.)" - napisano. Biuro poinformowało, że trzech sędziów, od których prezydent nie odebrał ślubowania, nie jest pracownikami TK. "Pięcioro sędziów zaprzysiężonych przez prezydenta RP jest pracownikami TK: zostały im przydzielone pokoje i pobierają wynagrodzenie, ale nie podejmują czynności orzeczniczych" - napisano.

...

ONI TYLKO DPRADZALI W TYCH ELEMENTACH KTORE SA ZGODNE! CO ZLEGO TO NIE MY! Czy ja mam w to uwierzyc?
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 17:09, 23 Gru 2015    Temat postu:

Kijowski: rządy PO były najlepsze, jakie mieliśmy

Demonstracja KOD w Poznaniu - Janusz Ludwiczak / Onet

Mateusz Kijowski, założyciel Komitetu Obrony Demokracji, w dzisiejszym wywiadzie dla "Super Expressu" przyznaje, że uważa rządy Platformy Obywatelskiej za najlepsze do tej pory. Opowiada także o celach KOD, a także o tym, co sądzi o obecności polityków na swoich demonstracjach.

Kijowski, pytany o to, czy jest już politykiem, odpowiada: - Weszliśmy do świata polityki, ale nie weźmiemy udziału w walce o władzę - wyjaśnił. Pytany o to, czemu nie protestował, gdy prawa nie przestrzegała obecna opozycja, mówi: - A czy ci, którym ciśnie się to na usta, wtedy protestowali?!

...

I wszystko jasne. Koles to fanatyk PO. Zatem skonczmy juz kabaret pt. ruch obywatelski.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 18:27, 22 Gru 2015    Temat postu:

Awantura o przerwę na posiedzeniu komisji ustawodawczej

Sejmowa Komisja Ustawodawcza przegłosowała przerwę, posłowie PiS protestują - Leszek Szymański / PAP

Od rana sejmowa komisja ustawodawcza zajmowała się projektem nowelizacji ustawy o TK autorstwa PiS. Ostatecznie ustalono, że debata sejmowa nad projektem nowelizacji nie odbędzie się - tak jak pierwotnie było planowane - dzisiaj wieczorem. Ten punkt porządku obrad zostanie rozpatrzony w innym terminie - wynika z informacji, która wieczorem pojawiła się na stronie internetowej Sejmu.

Pod koniec prac, gdy do rozpatrzenia pozostały dwie poprawki, po godz. 21 ogłoszono przerwę. Wcześniej doszło do awantury z powodu głosowania, które PiS niespodziewanie przegrało. Posłowie zdecydowali się na powtórzenie głosowania, co wywołało gwałtowne oburzenie ze strony opozycji.
REKLAMA


Początkowo w mediach pojawiły się informacje, że PiS przegrało głosowanie z powodu pomyłki posłów, wiadomości się nie potwierdziły. Twitter huczy od komentarzy.

Awantura o przerwę

W dziewiątej godzinie posiedzenia komisji, dotyczącego projektu nowelizacji ustawy o TK autorstwa PiS, Nowoczesna złożyła jeden z kolejnych wniosków o przerwę w posiedzeniu komisji - do 7 stycznia. Jak argumentowała posłanka tej partii Kamila Gasiuk-Pihowicz, komisja musi mieć czas na zapoznanie się z opiniami, w tym opinią Prokuratora Generalnego. W głosowaniu 12 posłów opowiedziało się za ogłoszeniem przerwy, zaś 11 przeciw. Przewodniczący Marek Ast (PiS) ogłosił pięć minut przerwy, a posłowie opozycji wyrazili oklaskami głośną radość z ogłoszenia przerwy i zwracali uwagę, że wniosek dotyczył przerwy do 7 stycznia.
Obserwuj
Tomasz Lis
‏@lis_tomasz

Cała Polska boi się prezesa, ale na miejscu posła Asta uciekałbym gdzie pieprz rośnie.





Stanisław Piotrowicz (PiS) zgłosił wniosek o reasumpcję głosowania. PiS argumentował, że w głosowaniu wzięli udział posłowie spoza komisji. Przeciw takiej decyzji zaprotestowała opozycja, argumentując, że nic takiego nie miało miejsca. - Wszystko jest nagrane - wskazywała opozycja.
TVP Player


Część posłów opuściła salę, podczas gdy przewodniczący komisji chciał ponownie przeprowadzić głosowanie. Przewodniczący w związku z tym ogłosił pięć minut przerwy, by posłowie mogli wrócić na salę. Po kilku minutach opozycja wróciła na salę, trwa głośny spór o to głosowanie. Wcześniej komisja poparła poprawkę, zgodnie z którą, "jeżeli orzeczenie zostało wydane z rażącym naruszeniem przepisów postępowania, uczestnik postępowania może złożyć wniosek o wznowienie postępowania do chwili ogłoszenia orzeczenia". Taki wniosek miałby rozpoznawać pełen skład TK na rozprawie, chyba że prezes TK uznałby wniosek "za oczywiście nieuzasadniony". Wniosek wstrzymywałby ogłoszenie orzeczenia.
Obserwuj
Adam Buła
‏@AdamBua

ale jaja. PiS-owcy puścili wniosek o przerwę do 7 stycznia.
Ktoś beknie





- Ponieważ TK dość dowolnie zmieniał składy np. w rozpatrywanych ostatnio sprawach i nie podawał podstawy takiej decyzji (...) chcemy zagwarantować prawa strony i uczestników postępowania - argumentowała Krystyna Pawłowicz (PiS).

Borys Budka (PO) odpowiadał, że "propozycja jest kuriozalna i sprzeczna z zasadami wydawania wyroków". - Znam państwa z poprzedniej kadencji i nie wierzę, że napisali to posłowie prawnicy - powiedział. Według innej przyjętej poprawki uchylony miałby być też rozdział 10 ustawy o TK zatytułowany: "Postępowanie w sprawie stwierdzenia przeszkody w sprawowaniu urzędu przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej".
Obserwuj
Robert Kropiwnicki
‏@RKropiwnicki

Na Komisji Ustawodawczej na uwagi biura legislacyjnego pani poseł Pawłowicz mówi ... To się wykreśli...albo od biedy coś zrobimy





- Nie będzie podstaw w ustawie dla sytuacji ryzykownych, nie może być tak, że marszałek Sejmu sam wymyśla przyczyny zawieszenia prezydenta - mówiła Pawłowicz. Dodała, że najpierw trzeba zmienić konstytucję i ewentualnie doprecyzować powody stwierdzania przeszkody w sprawowaniu urzędu przez prezydenta. Jak dodała Pawłowicz, ten rozdział stwarza teoretyczne możliwości "marszałkowsko-trybunalskiego zamachu".

Posłowie opozycji wskazywali, że przepis dotyczy sytuacji nadzwyczajnych, np. ciężkiej choroby lub śpiączki uniemożliwiającej wykonywanie obowiązków przez prezydenta. Dodawali, że zastrzeżenia PiS są wywołane przez "fobie".
Obserwuj
Michał Szułdrzyński
‏@MSzuldrzynski

Wygląda na to, że każdy członek komisji głosował nad inną przerwą. Nowoczesna twierdzi, że wnioskowała o przerwę do 7 stycznia...





Posłowie pracują nad zmianami w TK

Jedna z poprawek, która czeka jeszcze na rozpatrzenia, przewiduje, że większość nowelizacji miałaby wejść w życie z dniem ogłoszenia, reszta po 14 dniach. W pierwotnym projekcie był zapis, że nowela wchodzi w życie po 30 dniach od ogłoszenia.

Zgodnie z projektem złożonym w ubiegłym tygodniu, co do zasady TK miałby orzekać w pełnym składzie - co najmniej 13 z 15 sędziów (dziś jest to dziewięciu sędziów, a większość spraw w TK rozpatruje skład pięciu sędziów). Orzeczenia pełnego składu mają zapadać większością 2/3 głosów, a nie - jak dotychczas - zwykłą.

Posłowie PiS zgłosili do swego projektu 19 poprawek, z których 17 - po burzliwych obradach - komisja przyjęła.

Zasadnicze obiekcje opozycji budzi także charakter zgłoszonych przez PiS poprawek. Według posłów PO i Nowoczesnej większość poprawek wykroczyła poza materię pierwotnego projektu. Jak wskazywali - zwracając się do posłów PiS - do projektu dokładane są artykuły, których "w ogóle nie było w przedłożeniu poselskim".

- Nie możemy się odnosić do poprawek, które wychodzą poza zakres przedłożenia. Wycofajcie ten projekt i napiszcie go od nowa, macie większość, zróbcie to w cywilizowany sposób - apelował Budka. - Białoruś do tego, co robicie, to bardzo demokratyczne państwo - mówił.

- Ta nasza nowelizacja jest dotknięta rzeczywiście jedną ważną wadą, nie została przygotowana przez TK, w szczególności przez prezesa (Andrzeja) Rzeplińskiego – mówił Stanisłw Piotrowicz (PiS), odnosząc się do zarzutów opozycji o wadliwości nowelizacji i poprawek.

Poprawki dot. Zgromadzenia Ogólnego TK

Wśród poprawek komisja przyjęła m.in. zapisy, w myśl których Zgromadzenie Ogólne TK nie będzie stwierdzało wygaśnięcia mandatu sędziego TK, tylko przygotowywało do Sejmu wniosek o wygaśnięcie mandatu sędziego.

Obecnie karami dyscyplinarnymi wymierzanymi sędziemu TK przez Trybunał są: upomnienie, nagana i złożenie sędziego z urzędu. Ta ostatnia kara zgodnie z poprawką zostałaby wykreślona, zaś dopisany zostałby przepis, że "w szczególnie rażących przypadkach" Zgromadzenie Ogólne TK ma występować do Sejmu z wnioskiem o złożenie z urzędu sędziego TK.

Ponadto w poprawkach zapisano także, że postępowanie dyscyplinarne przed Trybunałem wobec sędziego TK "można wszcząć także na wniosek prezydenta lub ministra sprawiedliwości".

Krystyna Pawłowicz (PiS) wskazywała, że prezydent i minister sprawiedliwości mają prawo wnioskować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego, bo - jak wyjaśniła - może dojść do sytuacji naruszania godności sędziego np. poprzez wchodzenie przez niego "w rolę polityka". Dodała, że jeśli prezes TK uzna, że wniosek jest nieuzasadniony, postępowanie nie zostanie wszczęte.

- Proszę nie histeryzować, bo tu słyszę histeryczne wypowiedzi. Prezydent ma prawo wystąpić z inicjatywą i zwrócić uwagę na działania sędziów, które budzą wątpliwości - mówiła. - Do czasu, kiedy nie zmienimy konstytucji, sędziowie nie podlegają żadnej kontroli, i są poza kontrolą - dodała.

Arkadiusz Myrcha (PO) dopytywał, czy jeśli Zgromadzenie skieruje wniosek ws. wygaszenia mandatu sędziego do Sejmu, a ten taki wniosek odrzuci, to będzie to ingerencja w niezawisłość sędziego czy też nie; wnioskodawcy na to pytanie jednak nie odpowiedzieli.

Ponadto zapisano, że rozprawa przed TK co do zasady nie mogłaby się odbyć wcześniej niż po upływie trzech miesięcy od dnia doręczenia uczestnikom postepowania zawiadomienia o jej terminie, zaś dla spraw orzekanych w pełnym składzie - po upływie sześciu miesięcy. Obecnie ten termin jest określony na 14 dni. W kolejnej poprawce zapisano jednak, że prezes TK mógłby m.in. w przypadku skargi lub pytania prawnego dotyczącego przepisów odnoszących się do "naruszenia wolności, prawa i obowiązki człowieka i obywatela" skrócić te terminy o połowę.

Budka: to spowoduje kolejny absurd

Według kolejnej poprawki Trybunał miałby rozpoznawać sprawy zgodnie z kolejnością wpływu wniosków. - To spowoduje kolejny absurd. Wiele spraw, które trafiają do TK, można obecnie połączyć do wspólnego rozpoznania - wskazał Borys Budka (PO). Dodał, że po wprowadzeniu takiego przepisu nie wiadomo, czy sprawy, które wpłynęły do TK w różnych terminach będzie można połączyć. Według posłów opozycji, taki przepis może także stanowić wkroczenie w autonomię władzy sądowniczej.

Komisja poparła też poprawkę, zgodnie z którą, "jeżeli orzeczenie zostało wydane z rażącym naruszeniem przepisów postępowania, uczestnik postępowania może złożyć wniosek o wznowienie postępowania do chwili ogłoszenia orzeczenia". Taki wniosek miałby rozpoznawać pełen skład TK na rozprawie, chyba że prezes TK uznałby wniosek "za oczywiście nieuzasadniony". Wniosek wstrzymywałby ogłoszenie orzeczenia.

- Ponieważ TK dość dowolnie zmieniał składy np. w rozpatrywanych ostatnio sprawach i nie podawał podstawy takiej decyzji (...) chcemy zagwarantować prawa strony i uczestników postępowania - argumentowała Pawłowicz.

Według innej przyjętej poprawki uchylony miałby być też rozdział 10 ustawy o TK zatytułowany: "Postępowanie w sprawie stwierdzenia przeszkody w sprawowaniu urzędu przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej".


- Nie będzie podstaw w ustawie dla sytuacji ryzykownych, nie może być tak, że marszałek Sejmu sam wymyśla przyczyny zawieszenia prezydenta - mówiła Pawłowicz. Dodała, że najpierw trzeba zmienić konstytucję i ewentualnie doprecyzować powody stwierdzania przeszkody w sprawowaniu urzędu przez prezydenta.

Jak dodała Pawłowicz, ten rozdział stwarza teoretyczne możliwości "marszałkowsko-trybunalskiego zamachu".

Posłowie opozycji wskazywali, że przepis dotyczy sytuacji nadzwyczajnych, np. ciężkiej choroby lub śpiączki uniemożliwiającej wykonywanie obowiązków przez prezydenta. Dodawali, że zastrzeżenia PiS są wywołane przez "fobie".

Z nowelizacji wykreślono też przepis, że sędziowie mieliby składać ślubowanie przed marszałkiem Sejmu i zdecydowano się pozostawić zapis, iż ślubowanie - tak jak obecnie - ma być składane przed prezydentem. Inna z zaakceptowanych poprawek przewiduje, że w składzie 7 sędziów TK ma rozpoznawać skargi konstytucyjne obywateli i pytania prawne. Według PiS taka zmiana powinna przyspieszyć prowadzenie spraw przez TK.

Autorzy poprawki wskazywali, że wywołana ona została opiniami, jakie zgłaszano do projektu nowelizacji. Robert Kropiwnicki (PO) zwracał uwagę, że wprowadzane przepisy nie są elastyczne, a wnioskodawcy nie biorą pod uwagę, iż część skarg może być bardzo zawiłych i wymagać rozpatrzenia przez pełen skład.

Inna poprawka przewiduje, że z art. 1 ustawy o TK, który teraz brzmi: "Trybunał Konstytucyjny (...) jest organem władzy sądowniczej powołanym w celu wykonywania kompetencji określonych w konstytucji i ustawach" wykreślone miałyby być słowa: "i ustawach".

Drugie czytanie projektu zaplanowano w Sejmie jeszcze w poniedziałek późnym wieczorem. PiS zapowiadało, że chce uchwalić ustawę jeszcze przed Świętami.

...

Poziom zalosny. AntyPiS wrzeszczy zeby slupki rosly i to cala ,,strategia".

Leming to kupi bo glupi.
Stań i sław Jeżu leć.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 16:47, 21 Gru 2015    Temat postu:

Fundacja Batorego: rząd uchyla się od konsultacji ważnych projektów

Zdaniem ekspertów rząd uchyla się od obowiązku ważnych projektów legislacyjnych - Marcin Obara / PAP

Zaniepokojenie uchylaniem się przez rząd od obowiązku konsultacji ważnych projektów legislacyjnych wyrazili eksperci Obywatelskiego Forum Legislacji (OFL) przy Fundacji Batorego. Rząd tłumaczy, że projekty zapowiedziane w kampanii muszą zostać szybko uchwalone.

"Wyrażamy zaniepokojenie uchylaniem się przez rząd i parlament od obowiązku prowadzenia konsultacji publicznych istotnych projektów legislacyjnych. Warunkiem tworzenia dobrego, społecznie akceptowanego prawa jest prowadzenie otwartych, szerokich i przejrzystych konsultacji" - napisali eksperci w liście przesłanym do rządu oraz wszystkich posłów klubu Prawo i Sprawiedliwość, w którym apelują oni o "spełnienie deklaracji złożonych w kampanii wyborczej i prowadzenie pełnego procesu legislacyjnego umożliwiającego włączenie się w ten proces wszystkich zainteresowanych".
REKLAMA


W ocenie członków OFL rząd PiS nie realizuje standardów przeprowadzania konsultacji publicznych w ramach rządowego procesu legislacyjnego "wbrew zapowiedziom z kampanii wyborczej i deklaracjom zapisanym w programie partii Prawo i Sprawiedliwość z 2014 r.".

"Wnoszenie ważnych projektów ustaw jako projektów poselskich jest równoznaczne z rezygnacją z przeprowadzenia konsultacji publicznych. Dodatkowo, stosowanie pilnego trybu procedowania oznacza w praktyce niedopuszczenie do przedstawienia jakichkolwiek stanowisk przez zainteresowanych" - ocenili eksperci, podkreślając, że z danych opublikowanych w serwisie Rządowy Proces Legislacyjny wynika, że rząd prowadzi obecnie prace nad trzema projektami ustaw, podczas gdy Sejm pracuje, lub zakończył prace nad 24 projektami wniesionymi przez posłów partii rządzącej.

"Znakomita większość (z nich - red.) to ustawy o fundamentalnym znaczeniu dla funkcjonowania państwa, jakości życia i ochrony praw obywateli" - zaznaczyli w apelu eksperci.

Według rzecznik rządu Elżbiety Witek zgłaszanie projektów ścieżką poselską wymuszone jest potrzebą ich szybkiego uchwalenia.

"Zapowiadaliśmy w kampanii wyborczej szybkie zmiany, na których nam bardzo zależy, dlatego idą one ścieżką poselską. Natomiast wszystkie ważne programy, które wymagają szerokich konsultacji, idą ścieżką rządową" - powiedziała Witek. Jak dodała, "takie zasady były stosowane i przez wszystkich przyjęte".

...

PATRZCIE ICH! BRAK KONSULTACJI! PO TO KONSULTOWALA TE REFERENDA W KOSZU NA SMIECI! I GADAJ TU Z WYBORCZA! OBRZYDLIWCY! ZADNYCH KONSULTACJI Z NIMI!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 21:13, 20 Gru 2015    Temat postu:

Maciej Stuhr: Wkurzyłem się. Nowa władza zaczęła jak najgorzej
Grzegorz Wysocki
18 grudnia 2015, 17:49
- Trochę zacząłem się bać, bo widzę, że państwo i wartości, w które wierzę, mogą za chwilę przestać istnieć. Jeżeli ktoś, kogo głównym zadaniem jest stać na straży konstytucji, w trzy miesiące ją trzy razy narusza, no to co mam myśleć? Każdy ochroniarz, postawiony na straży czegoś, co trzy razy z rzędu by zginęło, pożegnałby się ze swoją robotą... I proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie głoszę, że PO, Nowoczesna czy Razem są super, tylko martwię się, że źle się dzieje i że idzie to wszystko w niedobrą stronę – mówi Maciej Stuhr w rozmowie z Wirtualną Polską. Aktor i współautor wywiadu rzeki „Stuhrmówka” opowiada m.in. o polskiej polityce, kabaretach, ostrych żartach i poczuciu humoru Polaków. Wraca także do swojej roli w „Pokłosiu” i późniejszej awantury wokół filmu, tłumaczy dlaczego uchodźcy powinni się pojawić w serialu „Na Wspólnej” oraz wyjaśnia, czy jest uzależniony od Facebooka i czy planuje w Polsce rewolucję jak Paweł Kukiz.



Grzegorz Wysocki: Rozmawialiśmy o tym [link do części I] ,kto jest bardziej winny tabloidyzacji i spadającego poziomu mediów – same media czy odbiorcy? Proszę porównać, jaką klikalność ma przeciętny serwis plotkarski, a jaką przeciętny serwis opiniotwórczy czy kulturalny. „Fakt” wciąż sprzedaje się dwa razy lepiej od „Wyborczej” i prawie sześć razy lepiej od „Rzeczpospolitej”.

Maciej Stuhr: Wiem o tym doskonale. Tylko, proszę pana, spotkaliśmy się w przerwie „Francuzów”, nowego przedstawienia Krzysztofa Warlikowskiego, które do tej pory widziało parę tysięcy widzów. A jak spotkamy się za kilka lat, to będzie kilkanaście, może kilkadziesiąt tysięcy widzów. Co to są za liczby w porównaniu z moim skeczem z Dorotą Wellman, który po czterech dniach miał 750 tysięcy odtworzeń?



Wolałby pan, by te proporcje zostały odwrócone i by to „Francuzi” Warlikowskiego mieli milion widzów, a nie telewizyjny skecz?

Ciekawy eksperyment myślowy pan proponuje, ale tak nierealny, że szkoda na niego czasu. Myślę też, że nie ma co się aż tak upajać tymi liczbami. Bo z drugiej strony, gdybym miał się licytować, to mógłbym powiedzieć, że w pojedynkę mam więcej śledzących na Facebooku niż „Fakt” i „Super Express” razem wzięte. No to co oni mogą mi właściwie zrobić? (śmiech) Mogą mi oczywiście na różne sposoby zaszkodzić, ale wreszcie dostałem do ręki jakąś broń, dzięki której mogę odpowiadać na ataki i prostować różne bzdury. Walka z mediami to oczywiście wkładanie głowy pod topór. I w końcu może mi tę moją głowę zetną, ale bez walki jej na pewno nie oddam.



Albo odwrotnie – może to pańska reakcja jest przesadzona i może lepiej byłoby sobie odpuścić?

Wie pan, tylko że ja nie prowadzę wojny totalnej. Po prostu postawiłem się tym, którzy przekroczyli granice przyzwoitości. I tyle.



Ale uważa pan, że płaci za to wszystko zbyt dużą cenę?

Może nie zbyt dużą, ale na pewno płacę za swoje chojrakowanie. Idę o zakład, że w pierwszych pięciu komentarzach pod naszym wywiadem dla Opinii WP przeczytam: „Niech ten Żyd wypierdala z Polski!”. Tego internautę, który to napisze, i jeszcze paru jego kolegów, straciłem parę lat temu jako swoich widzów i sympatyków. Bo może nawet kiedyś mnie lubili, może nawet pośmiali się na jednym czy drugim moim skeczu, ale skończyło się, gdy zacząłem - w ich mniemaniu - szkalować Ojczyznę. Nota bene, Żydem, niestety, nie jestem, a do Izraela chętnie pojadę na wycieczkę.



Ale w jakim sensie pan stracił tych sympatyków? Że cofnęli panu lajka na Facebooku? Bo nie wierzę w to, że np. idą z dziewczyną czy żoną na komedię romantyczną do kina, oglądają film, a tu nagle na ekranie pojawia się Maciej Stuhr, w związku z czym pański były sympatyk mówi: „O nie, zdrajca i zaprzaniec Stuhr, wychodzimy!”. I wychodzą.

Mówię serio – proszę poczytać forum pod naszą rozmową i zobaczyć, co tam piszą na mój temat.



I wszystko przez to, że zagrał pan w „Pokłosiu”?

Że zagrałem i że go jeszcze potem broniłem.



A czy pan dzisiaj, z dystansu - 3 lata od premiery „Pokłosia” - żałuje tego, że znalazł się wtedy w samym środku medialnego piekiełka, w samym środku publicystycznej nawalanki? Gdyby miał pan taką możliwość, powtórzyłby pan to wszystko, już ze świadomością konsekwencji?

Oczywiście, niczego nie żałuję. Chociaż nie, przesadziłem. Nie żałuję niczego poza kretyńską wpadką z wiedzy historycznej… W każdym razie, poza „Cedynią” nie wycofałbym żadnych innych słów, które wtedy powiedziałem. Pewną cenę za to wszystko zapłaciłem, ale też spotkało mnie wtedy wiele ciepła, szacunku i uznania z innych kręgów. Coś za coś. Suma jest dla mnie dość satysfakcjonująca.



A czy pan miał wtedy poczucie, że został wręcz wrogiem publicznym? Czy te emocje negatywne i ataki rzeczywiście były ogromne, czy raczej było to pewne złudzenie medialne?

Były momenty, w których było mi ciężko . Bywałem wkurzony, kiedy np. pani Rigamonti pisała, że krytyka nie zostawiła na mojej roli suchej nitki, a przecież było wręcz odwrotnie - dostałem za nią najważniejszą aktorską nagrodę sezonu i miałem super recenzje. I miałem wtedy też taką męską frajdę, takie totalne poczucie wiatru we włosach, że oto biegnę sam, przeciwko wszystkim, na zatracenie. Więc była też adrenalina i trochę to było podniecające.



Ale w książce jest fragment, w którym mówi pan, że od tamtego czasu bardzo pan uważa na to, co mówi. Właśnie doświadczam tej pańskiej uważności…

(śmiech) Nie wiem, czy chciałbym przez to przechodzić jeszcze raz, a tym bardziej dwa czy trzy. Myślę, że bardzo mnie to wzmocniło i że mnie to zmieniło. Że stałem się dzięki temu mężczyzną, a przestałem być chłopcem. Przeszedłem przez to, ale, naprawdę, wystarczy.



Dlatego odmówił pan zagrania roli w „Demonie” Wrony? Marcin Wrona nie żyje, więc może trochę głupio dzisiaj do tego wracać, ale wspomina pan o tym w książce.

Byłem pod wrażeniem scenariusza Marcina, ale uznałem, że to nie będzie dobre przede wszystkim dla filmu, choć dla mnie także, jeśli to ja zagram w „Demonie” główną rolę. Nie chcę być specjalistą wyłącznie od takich ról. I w sumie sam byłem adwokatem diabła we własnej sprawie. Przekonałem Marcina, nie zagrałem. Miałem tam potem zagrać inną rolę, ale do tego nie doszło. Tym razem się na planie nie spotkaliśmy, i już się, niestety, nie spotkamy…



Ale odmówił pan głównej roli w „Demonie” ze strachu?

Nie ze strachu. Na pewno nie dlatego, żebym się bał kolejnego piekła. Bo to, co miało mnie złego czy podłego spotkać, to mnie już spotkało. I gorzej już na pewno by nie było. Przynajmniej nie potrafię sobie tego wyobrazić. Odmówiłem Marcinowi, bo to by nie było dobre. Nie chcę do końca życia bojować tak, jak to robiłem przy „Pokłosiu”.



W książce mówi pan, że nie jest bojownikiem politycznym.

Bo nie jestem. Nie czuję się ani kompetentny ani powołany do tego, by komentować wszystkie polityczne decyzje i zachowania. Ale lubię takie – także mocne czy skrajne – opinie czytać. Lubię np. poziom prowokacji intelektualnej, jaki proponują prof. Środa czy prof. Hartman. Ale sam nie jestem tego typu osobą.



Gdy rozmawialiśmy przed wyborami i pytałem pana o to, czy – jak wielu publicystów czy osób publicznych – również boi się pan tego, co nas czeka pod rządami PiS, czy też jest to panu obojętne, powiedział mi pan: „Nie jest mi to w najmniejszym stopniu obojętne. Czy się boję? Nie. Myślę, że albo będzie trochę lepiej albo trochę gorzej”. Gdy dzisiaj zadaję to samo pytanie – czy boi się pan ciągu dalszego tych rządów i tego, co nas czeka – jak by pan na nie odpowiedział?

No cóż… Szczerze mówiąc zacząłem się jednak trochę bać, bo widzę, że państwo i wartości, w które wierzę, może za chwilę przestać istnieć. To zaczyna w moich oczach bardzo źle wyglądać.



Dlaczego?

Na pewno nie dlatego, jak usiłuje przedstawić to pani premier, że boję się o swoje strefy wpływów. Moje strefy wpływów to moja widownia. W mojej opinii nowa władza zaczęła jak najgorzej. Niestety. Jeżeli ktoś, kogo głównym zadaniem jest stać na straży konstytucji, w trzy miesiące ją trzy razy narusza, no to co mam myśleć? Każdy ochroniarz, postawiony na straży czegoś, co trzy razy z rzędu by zginęło, pożegnałby się ze swoją robotą...



Napisał pan ostatnio na Facebooku: „A kiedyś tłumaczyłem koledze, że jak rząd nic nie robi, to nie jest jeszcze wcale tak najgorzej. To mi nie wierzył...”. Unika pan politycznych deklaracji, ale rozumiem, że tym razem pan uznał, że dłużej nie może milczeć? Krótko mówiąc: wkurzył się pan?

Wkurzyłem się. Ale naprawdę, nie mówmy już na ten temat. I proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja tu nie głoszę, że PO, Nowoczesna czy Razem są super, tylko martwię się, że źle się dzieje i że idzie to wszystko w niedobrą stronę.



Zostawmy politykę, ale o jeszcze jedną polityczną rzecz muszę pana zapytać jako aktora. Czy nie boi się pan daleko idących zmian w kulturze, prób naruszania wolności artystycznej, wymieniania dyrektorów teatrów według klucza politycznego czy odbierania dotacji „niewłaściwym” politycznie czasopismom kulturalnym, filmom itd. itp.?

Artyści mają to do siebie, niezależnie od czasów w jakich przyszło im żyć, że im bardziej władza depcze im po piętach, tym więcej motywacji w sobie znajdują, by dalej robić swoje, a nawet jeszcze bardziej. Z tego punktu widzenia próba ingerencji władzy w to, co ma powstawać, wydaje mi się dość groteskowa. A nawet jest to działanie sobie na przekór. Wie pan, to aż dziw, że od tysięcy lat władza tego nie potrafi zrozumieć.



Pana przyjaciel, Jacek Poniedziałek, jeszcze przed wyborami mówił, że jeśli wygra PiS, Polska będzie drugim Iranem. Bardzo mocnych słów używa też np. Agnieszka Holland, która mówi m.in. o cynicznych manipulacjach i kłamstwach PiS, a prezydenta Dudę nazywa cynglem Prezesa. Domyślam się, że pan takich sformułowań czy porównań by nie używał?

Staram się pamiętać i dużo myśleć o tych wszystkich, którzy na obecnie rządzącą ekipę głosowali. Chciałbym ich zrozumieć. Dlatego nie chcę się drzeć i obrażać ludzi, bo to prowadzi tylko do jeszcze większych podziałów.



Wspominam o tej wypowiedzi Poniedziałka także z innego powodu. Ekipa Warlikowskiego znana jest z tego, że znajdują się w jej składzie osoby o bardzo różnych poglądach – z jednej strony Jacek Poniedziałek, z drugiej m.in. Ewa Dałkowska. Bywał – i bywa - pan zapewne świadkiem ostrych dyskusji politycznych kolegów i koleżanek z teatru. Co pan wtedy robi? Stoi pośrodku i próbuje godzić, mediuje pan? Czy ucieka pan i zaszywa się gdzieś w kącie, chowa w garderobie?

(śmiech) Nie, uwielbiam być tego świadkiem. Wydaje mi się, że w naszym teatrze obserwuję coś, czego nie obserwuję prawie nigdzie, tzn. jakąś możliwość dialogu mimo wszystko, pomimo ogromnych różnic, możliwość dialogu kulturalnego i pełnego poczucia humoru. Gdy patrzę na Ewę Dałkowską i Jacka Poniedziałka, którzy przerzucają nawzajem swoje gazety, czyli „Gazetę Wyborczą” i „Gazetę Polską”, gdy rzucają w siebie cytatami ze „swoich” publicystów i komentatorów, jest z tego kupa śmiechu, i mimo ewidentnych różnic, wzajemna sympatia i szacunek. I wtedy sobie myślę – szkoda, że cała Polska tak nie wygląda.



Gdy rozmawialiśmy przed wyborami, wspominał pan, że w Polsce bardzo potrzeba nam dzisiaj tego, by „spróbować się na nowo polubić i poszukać wspólnych cech, a nie różnic”. Podtrzymuje pan?

Podtrzymuję. Mimo że prywatnie mnie strasznie dużo rzeczy drażni i denerwuje, zwłaszcza w ekstremalnych poglądach, stanowiskach i zachowaniach, to jednak walczyłbym o to, byśmy – o ile to tylko możliwe – zachowywali spokój, nie wybuchali na każde zawołanie, próbowali się jakoś porozumieć. I żebyśmy umieli dostrzec, że większość z tych sporów nie jest aż tak gorąca, jak się nam to wmawia i przedstawia.



Nie czuje się pan politycznym bojownikiem. A liderem opinii?

Nie. Skąd to panu przyszło do głowy?



No wie pan, śledzi pana na Facebooku grubo ponad pół miliona ludzi. Ma pan "nakład” większy od „Wyborczej” czy dowolnego tygodnika opinii.

Tak, ale to profil raczej rozrywkowy. Ludzie lubią się śmiać, więc staram się od czasu do czasu napisać coś zabawnego. Staram się też moich sympatyków czy fanów traktować z szacunkiem i – choć nie mam na to dowodów – myślę, że ludzie to czują.



Mówi pan: „profil raczej rozrywkowy”. Ale nie tylko. Ma pan o ponad 150 tysięcy więcej followersów niż, dajmy na to, Paweł Kukiz. FB to jeden z głównych jego kanałów komunikacji, swoista tuba medialna, każdy jego wpis jest nagłaśniany. W pańskim przypadku jest podobnie. Żartobliwie mówiąc, wychodzi na to, że ma pan potencjał do zrobienia rewolucji w kraju, do zmiany konstytucji, do obalenia ustroju, do nagłośnienia dowolnych, nawet najbardziej dziwacznych czy ekstremalnych, poglądów…

(śmiech) Wie pan, tylko gdybym zaczął coś takiego robić, to podejrzewam, że ta liczba „fanów” zaczęłaby się w ekspresowym tempie kurczyć. Nawet, gdyby w miejsce tych, którzy są dzisiaj, przyszli inni – głodni sensacji i ostrych sądów – na zawsze straciłbym i zdradził tych, na których zależy mi najbardziej, czyli ludzi kulturalnych, dowcipnych, wyluzowanych, ale z poczuciem odpowiedzialności. Nie przejmuję się tym, że pewne ekstremistyczne kręgi cenią mnie nieco mniej, ale to jest moja publiczność, to są moi widzowie, o których staram się dbać.



A czy pan nie jest uzależniony od lajków? Tylko proszę szczerze.

Pewnie trochę jestem…



Widzi pan, że dany wpis ma gigantyczną ilość lajków, a za chwilę taki, który ma nieproporcjonalnie mniejszą. I myśli pan: co poszło nie tak? Co zrobiłem źle?

To prawda, działa taki mechanizm. Traktuję swój Facebook jako jakąś jednak formę występu przed ludźmi, tyle że w świecie wirtualnym. I widzę czy jest sukces, czy umiarkowany sukces, czy porażka. Więc w tym sensie tak, ma pan rację, tak myślę. No, wolę jak jest 20 tysięcy lajków niż jak jest 10 tysięcy lajków, chociaż staram się z tego powodu nie zwariować.



Załamałby się pan, gdyby któregoś dnia lajki przestały spływać?

(śmiech) Jeżeli pan śledzi mój profil, to zauważył pan, że nie jestem jakimś obsesyjnym producentem postów. Jeżeli mam trzy pomysły dziennie, to daję trzy posty, a czasami nie wrzucam nic przez miesiąc. Piszę tylko wtedy, gdy mam pomysł.



Dziwne. Nikt inny w internecie nie przejmuje się czymś tak błahym jak „pomysł”.

Coś panu opowiem. Kiedyś rozmawiałem prywatnie z dziennikarzem „Rzepy” i chciałem mu uzmysłowić, jaką siłą jest Facebook. W ramach eksperymentu wrzuciłem post składający się z trzech kropek. I patrzyliśmy, jak rosną „lajki”. Wpis uzyskał 2000 polubień i 250 komentarzy. Jeden z portali uznał to nawet za wypowiedź polityczną. Inni uznali, że to komentarz do mojego życia osobistego. Krótko mówiąc - głodnemu chleb na myśli.



Zacząłem wątek z Facebookiem nieprzypadkowo. Zastanawiałem się nad tym, czy tak popularny profil w jakimś stopniu pana nie ogranicza? Strach napisać coś niepopularnego i bardzo pod prąd, coś, o czym z góry wiemy, że wzbudzi falę hejtu i bardzo negatywne reakcje. Przykładem uchodźcy. Ktoś, kto – jak pan – ma tak popularny profil, omija tego rodzaju tematy szerokim łukiem, by się „nie narażać”.

Jasne. Wracamy do tego, o czym mówiliśmy przy okazji „Pokłosia”, czyli do świadomego wsadzania głowy pod topór. Wiadomo, że np. temat uchodźców jest tematem samobójczym medialnie – ponieważ albo trafi się w przekonania części ludzi, albo się trafi w przekonania zupełnie innej części ludzi. Tak samo jest z wszelkimi wypowiedziami politycznymi. Gdybym np. wypowiedział się przed wyborami na temat szans Beaty Szydło w jej potyczkach o stanowisko premiera, no to komuś bym się naraził – albo zwolennikom, albo przeciwnikom. Trzeciej opcji nie ma. Ale jeżeli jestem o czymś absolutnie przekonany i w coś wierzę – to nie mam hamulców.



I wtedy pisze pan co myśli?

Tak było np. w przypadku prób tuszowania pedofilskiego skandalu czy w przypadku okładki „Faktu”, o której mówiliśmy [link do części I]. A temat uchodźców jest tak strasznie skomplikowany, że moim zdaniem Facebook to nie jest do takiej dyskusji odpowiednie miejsce. Choć rzeczywiście uważam, że rola osób medialnych, publicznych, jest tutaj ważna. Ale powinniśmy to robić to z głową.



Czyli jak? Niuansować?

Również. Ale największą rolę mają tutaj do odegrania takie niezwykle komercyjne, medialne przedsięwzięcia. Przykładowo – gdyby do serialu „Na Wspólnej” przyjęto rodzinę uchodźców, to to by było dużo skuteczniejsze i dużo bardziej efektowne niż gdybyśmy my teraz jeszcze dwie godziny mówili sobie o tym, co Polacy powinni myśleć na ten temat.



Z tym się zgodzę.

Wie pan, żyjemy w epoce coraz większego skrótu. W ogóle już nie operujemy faktami, coraz mniej jest konkretu, treści. Operujemy wyłącznie emocjami wywołanymi i sterowanymi przez polityków czy media.



Przykład?

Proszę bardzo. Cały czas czytam wśród osób „uchodźcosceptycznych”, że zalewa Europę fala młodych mężczyzn ze smartfonami, którzy zamiast walczyć o ojczyznę, szukają zasiłków, ale nie przeczytałem ani jednej rzetelnej informacji statystycznej, ile naprawdę jest wśród uchodźców kobiet, ilu mężczyzn, a ile dzieci. Cały czas widzę trzy te same obrazki wklejone w te posty, na których rzeczywiście widzę mężczyzn. Ale to są trzy obrazki, na litość Boską!

Epoka, w której żyjemy, rządzi się swoimi prawami. Ktoś rzuci coś takiego, i to idzie, rozprzestrzenia się jak wirus, i to działa. I teraz spróbuj sensownie wytłumaczyć komukolwiek czegokolwiek. No, nie da się! Albo jakieś racjonalne pomysły rozwiązania tego kryzysu. Gdzie to wszystko jest? Potrzebujemy bardzo mądrych działań, a nie emocji, bo pewne jest, że tak czy siak Europa się zmieni. Nawet gdybyśmy byli faszystami, nie mamy możliwości wyrzucenia uchodćów. Musimy stanąć przed tym problemem i odpowiedzieć sobie na bardzo trudne pytania, które może wcale nie są aż tak trudne, jak się nam wydaje.

*



Rozmawialiśmy o „Pokłosiu”, wspominaliśmy o „Demonie”. W słynnym skeczu z Dorotą Wellman sam pan zażartował na temat swojego zaangażowania w temat polsko-żydowskich relacji, mówiąc: „Naszym gościem jest znany i lubiany przez wszystkich, dopóki nie zaczął grać w filmach o żydach, Maciej Stuhr”.

Niech mnie pan zwolni z tłumaczenia się z własnych dowcipów, bo jest to najbardziej upokarzająca rzecz, jaka może spotkać satyryka.



Nie chcę pana oczywiście w ten sposób upokarzać, ale książce wspomina pan, że lubi ostry, hardkorowy humor, że dobry żart często porusza się na krawędzi, że lubi pan humor taki, jak w filmie „Dzikie historie”. I to mnie zainteresowało, bo pan wciąż ma wizerunek, jak to określiła Agnieszka Holland, „brata-łaty”, sympatycznego chłopca, chłopaka z sąsiedztwa. I nie kojarzy się pan raczej nikomu z humorem po bandzie, hardkorowym właśnie.

Niech pan spyta Antoniego Krauzego, reżysera filmu „Smoleńsk”, co sądzi na temat mojego poczuciu humoru, to się pan może zdziwi. Na gali Polskich Nagród Filmowych żartowałem z tego, że „Smoleńsk” nie dostał dotacji, co producent filmu przyjął jako policzek. Albo jak „tłumaczyłem” Garou kilkanaście lat temu na Wiktorach bodajże, to też część internautów uważała, że trzeba go przeprosić, bo taka go potwarz spotkała z mojej strony. Ale nigdy moją intencją nie było obrażanie ludzi. I nawet jeżeli biorę się za parodię, to przeważnie moje parodie wynikały z mojej sympatii do parodiowanych osób. Przykładem moja słynna parodia Staszka Soyki.



Ale nie wszyscy parodiowani uważali tak samo?

Ale większość, znakomita większość, tych, których parodiowałem.



Pytam o ten fragment skeczu z Wellman, bo wydaje mi się, że w Polsce bardzo często trzeba tłumaczyć się ze swoich żartów, szczególnie z tych ostrzejszych. I nieprzypadkowo bardzo mało jest u nas ostrego stand-upu, humoru po bandzie. Nie mamy swojego Louiego CK, wciąż za to mnóstwo mamy humoru zachowawczego, banalnego, mało ryzykownego. Z czego to wynika? Ze strachu, z obawy, że zostanie źle odebrane, że będzie skandal, że zaszkodzi?

Bardzo trudny i ważny temat pan poruszył… Zgadzam się, że jeśli o humor chodzi, są u nas liczne tematy tabu. Poruszysz jeden z nich – giniesz. Generalnie wydaje mi się, że z poczuciem humoru Polaków nie jest źle. Uwielbiamy kabarety, komedie, dowcipy, mamy olbrzymią tradycję. Na pewno lubimy się śmiać. Z drugiej strony mamy sporo tematów zakazanych.



Według pana również zakazanych?

Wiem, że pan wie, że ja lubię humor po bandzie, więc trudno mi teraz przed panem uciec. (śmiech) Owszem, osobiście uważam, że w zasadzie można się śmiać ze wszystkiego. Zanim pan mnie zapyta: a z Jana Pawła II? A z katastrofy smoleńskiej? itd. – muszę dodać zastrzeżenie. Jestem zwolennikiem śmiania się ze wszystkiego, o ile to są dobre żarty, o ile jest to humor błyskotliwy i na poziomie.



Na przykład?

Gdzieś na szczycie byłby „Żywot Briana”, w którym śmiejemy się z ukrzyżowania Chrystusa. Oglądamy to i się śmiejemy. Albo Roberto Benigni, który zrobił komedię, której akcja rozgrywa się w obozie koncentracyjnym. Rzecz właściwie niewyobrażalna, nie do pomyślenia, a okazuje się, że jednak można zrobić świetną komedię, której motywem przewodnim jest Holocaust.

A więc rzecz polega na tym, czy my, po pierwsze, umiemy to zrobić dobrze, a po drugiej, jak to zostanie odebrane? Przypuszczam, że im bardziej w coś wierzymy, tym bardziej jesteśmy skłonni do tego, by wpuścić w to odrobinę humoru. Jeżeli nie jesteśmy czegoś do końca pewni, to nie pozwalamy się z tego czegoś śmiać, by nie obnażyć płytkości naszej wiary. I nie mówię tutaj o wierzeniach religijnych, przynajmniej nie tylko…



A o żarcie Abelarda Gizy z papieża?

Pamiętam aferę, ale nie znam skeczu, więc trudno mi się do tego odnieść. Sam kiedyś robiłem z moim kabaretem skecz, który nawet nie był parodią papieża Jana Pawła II. Skecz polegał na tym, że dwóch kaznodziejów toczyło pojedynek na kazania, i każdy próbował być jeszcze bardziej święty od drugiego. I w pewnym momencie jeden z nich, nie wiedząc już co zrobić, zaczynał mówić głosem papieża. Kolega mój zresztą fantastycznie to wykonywał…



Widownia, domyślam się, zachwycona?

No, właśnie. Na widowni była nagle totalna zima. Mróz po prostu. Myśmy ten skecz raz zagrali, dwa może. I odpuściliśmy. Stwierdziliśmy, że nie ma co.



Polski kabaret jest bardzo zachowawczy, bezpieczny. Żarty z reprezentacji piłkarskiej – super, jak najbardziej, bez końca.

Tak, żarty z pijaków, ze zdradzanych mężów, z ZUS-u, z księdza chodzącego po kolędzie…



Boimy się przegiąć, przekroczyć granicę. Chcemy transgresji, to idziemy na Warlikowskiego, ale na pewno nie dostaniemy jej w kabaretach Dwójki. A może jest inaczej – może widownia jest już na to gotowa, może chcą ostrzej i mocniej, bardziej po bandzie i ryzykowniej, ale to kabareciarze tchórzą, nie są gotowi, boją się zaryzykować?

Jedno i drugie. Kolega mi opowiadał, że jeden z kabaretów zrobił parodię pana prezydenta Dudy, i, proszę sobie wyobrazić, że telewizja to wycięła. I to bynajmniej nie publiczna, tylko Polsat! Więc w przyszłości pewnie sami kabareciarze będą mniej skłonni poruszać pewne tematy.



Ale przykład Abelarda Gizy czy Michała Figurskiego i reakcje na ich żarty – nie oceniając teraz ich poziomu – raczej zniechęcają do kolejnych przekroczeń?

Takie sytuacje zniechęcają, nie ma pan nawet pojęcia jak skutecznie. Sam jako były kabareciarz wiem, że trzeba mieć ucho, pewne wyczucie – to się ludziom spodoba, a to na pewno nie. Oczywiście, fajnie jest przekroczyć odrobinę, albo być na granicy przekroczenia, i tym rozbudzić widzów. To jest najfajniejsze - pozwalać sobie na coraz więcej - ale jak to robić, żeby jednocześnie trzymać poziom i klasę? Bo przecież nie chodzi nam o to, by nagle wyjść na scenę i poobrażać wszystkich. Sam oglądałem kilka amerykańskich stand-upów, które jednak przekraczały wszelkie możliwe tabu w sposób straszny, żarty o World Trade Center itd. Są w Ameryce stand-uperzy, którzy nie mają żadnych, ale to żadnych, granic.



I co pan o tym myśli? Zakazałby pan? Mówi pan, że najważniejsze kryterium jest takie, by to było śmieszne, ale to przecież kwestia skrajnie indywidualna. Każdego bawi coś innego.

Ale jednak sala reaguje… Albo wybuchnie śmiechem bardzo, albo się zaśmieją dwie osoby, i to jeszcze tak nie za głośno, zasłaniając usta ręką.



Tak, tylko inaczej będzie reagować sala w Nowym Jorku, a inaczej w Teksasie. Z czego innego śmieją się zapewne hipsterzy na Placu Zbawiciela, a z czego innego mieszkańcy wiosek na Podkarpaciu.

Jasne, oczywiście, że tak. Ale mówię o swoim kryterium, jako Maćka Stuhra, który patrzy i ocenia. Jeżeli ktoś idzie po bandzie, a nawet ją przekroczył, ale ja umarłem ze śmiechu, nawet jak się nie chciałem śmiać, no to mówię: OK, koleś, bierzemy wszystko w wielki nawias, zakładam, że ty masz jednak szacunek dla tego wszystkiego, o czym mówisz. Nawet jeżeli się śmiejesz z katastrofy i zmarłych, zakładam, że masz głęboki szacunek do tego, tylko wymyśliłeś taki totalny żart.

Skąd się w ogóle wziął humor? Studiowałem psychologię, więc mogę się ośmielić coś powiedzieć na ten temat. W psychologii o śmiechu pisze się jako reakcji stresowej o znaku pozytywnym. Ale jest to reakcja stresowa, tzn. jeżeli czegoś się boję albo budzi to moje napięcie czy stres, to mój umysł próbuje sobie poradzić.



Czyli dobry humor powinien walczyć z tym, co nas najbardziej stresuje, denerwuje, boli, wkurza, może wręcz zajmować się naszymi największymi lękami i traumami?

I tak jest. Dlaczego najwięcej dowcipów jest o zdradzanych mężach, o śmierci, o tym, jak poszliśmy do nieba, o teściowej, o tym, kto ma dłuższego fiutka itd.? To są dowcipy, dzięki którym my wyśmiewamy to czego się boimy, bo wtedy przeżywamy mini-katharsis i przynajmniej na chwilę przestajemy się tego bać. Bo możemy się z tego pośmiać.

Ale jest spora grupa żartów, która poza tym, że zawierają słowa „kurwa”, „pizda” i „chuj”, nie są śmieszne. I faceci się spotykają, opowiadają se o tych „pizdach”, „chujach” i „kurwach”, i gdy tylko usłyszą jedno z tych słów, wybucha rechot. Bo padło słowo „pizda”, więc jest od razu rechot. Automat. Nie o takim humorze mówimy. Mówimy o czymś, co zaskoczy nasz umysł i będzie nowym poukładaniem klocków, które dobrze znamy, o czymś, co nas rozwali. I wtedy jestem w stanie wybaczyć rozśmieszającemu bardzo dużo, może wszystko.



Tylko kto ma oceniać, co jest śmieszne, a co nie? Widownia? Większość na widowni? Producenci telewizyjni? Słupki oglądalności?

Nie, ten jeden, który tego słucha. I się śmieje albo nie. Teraz oczywiście rodzą się kłopoty… Bo albo jest większa grupa tych, których to śmieszy, albo mniejsza.

Ja w parodii Doroty Wellman pozwoliłem sobie na ten żart „Naszym gościem jest znany i lubiany przez wszystkich, dopóki nie zaczął grać w filmach o Żydach, Maciej Stuhr”, ponieważ mogłem sobie na niego pozwolić.



A przecież wiadomo, że w Polsce wiele osób, gdy słyszy słowo „Żyd”, reaguje tak, jakby przekleństwo usłyszeli.

Ma pan rację. Słowo „Żyd” równa się zapaleniu pomarańczowego, jeśli nie czerwonego, światła. Trzeba uważać. I to nie ma nic wspólnego z antysemityzmem. Czy tego chcieliśmy czy nie, żyjemy na ziemi, która stała się hekatombą Żydów. Trudno sobie z tym komukolwiek poradzić - i świadkom, i sprawcom, i ofiarom. Ludzki umysł tego nie ogarnia.

W związku z tym – niezależnie od tego, jaki mamy do tego stosunek – kiedy pada słowo „Żyd”, wszyscy zaczynają być ostrożni, robi się gęsia skórka, musimy być ostrożni, żeby nie popełnić gafy, żeby nikogo nie urazić.



I tym razem się panu udało?

Zaimprowizowałem ten żart już na planie, w trakcie nagrania. Ale domyślam się, że gdybym z takim tekstem na papierze poszedł najpierw do producentów, to by się zaczęło zastanawianie wszelkich instancji, czy aby na pewno ktoś się nie obrazi, a czy warto, a po co się narażać, komu takie coś jest potrzebnie, przecież można się skupić na miksowaniu ryby w mikserze…



Bo to jest bezpieczne.

A wie pan, że też nie do końca? W internecie przeczytałem, że miksując tę rybę w mikserze marnowałem żywność, a to, jak wiadomo, jest karygodne. Nigdy się wszystkich nie zadowoli.

Rozmawiał: Grzegorz Wysocki, szef działu Opinie WP.

...

Tego wybitnego autoryteta nie moglo zabraknac Smile

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group