Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 8:50, 14 Sie 2018    Temat postu:

Angielski Arsenal zagrał w pierwszym meczu sezonu 2018/2019 Premier League z hasłem "Visit Rwanda" (dosł. "Odwiedź Rwandę") na koszulce. Władze Rwandy, w której 51 proc. obywateli żyje w skrajnej nędzy, są krytykowane za przeznaczenie milionów dolarów na umowę z klubem, której celem ma...

Rwanda otrzymuje pomoc Rwanda otrzymuje pomoc humanitarną. I sponsoruje Arsenal

...

W sumie logika w tym jest. Reklama sie zwroci i beda jeszcze zyski.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 9:08, 09 Kwi 2018    Temat postu:

Rwanda: Kościół przyznał, że duchowni dopuszczali się zbrodni
ostatnia aktualizacja:
21.11.2016 12:01

Konferencja Biskupów Katolickich w Rwandzie w specjalnym przesłaniu przeprosiła w niedzielę za rolę Kościoła katolickiego w ludobójstwie Tutsich i Hutu w 1994 roku. Oświadczenie hierarchów to ważny krok ku pojednaniu - pisze w poniedziałek agencja AP.
Czaszki ofiar ludobójstwa w Rwandzie
Czaszki ofiar ludobójstwa w RwandzieFoto: taken during the official visit of US Rep. Frank Wolf
"Przepraszamy za wszelkie krzywdy wyrządzone przez Kościół. Przepraszamy w imieniu wszystkich chrześcijan za wyrządzone przez nas zło w każdej formie. Żałujemy, że przedstawiciele Kościoła złamali przysięgę posłuszeństwa wobec Bożych przykazań" - głosi przesłanie, które zostało w niedzielę odczytane w parafiach w całym kraju.

"Prosimy o przebaczenie za zbrodnię, która polegała na okazywaniu nienawiści naszym bliźnim z powodu ich przynależności etnicznej. Nie pokazaliśmy, że jesteśmy jedną rodziną, lecz zabijaliśmy się nawzajem" - dodano.
Kościół przyznaje
W oświadczeniu rwandyjscy biskupi przyznają, że członkowie Kościoła planowali i dopuszczali się zbrodni podczas masakr, w których z rąk radykałów z plemienia Hutu zginęło ponad 800 tys. Tutsich, stanowiących w kraju mniejszość, i umiarkowanych Hutu.
Po masakrze Kościół katolicki w Rwandzie przez lata opierał się próbom podejmowanym przez rząd i stowarzyszenia ocalałych, które chciały zmusić go do przeproszenia za swoją rolę w tej tragedii. Według oficjalnego stanowiska przedstawiciele Kościoła, którzy dopuszczali się zbrodni, działali w pojedynkę.
Zabici w kościołach
Z relacji części ocalałych wynika, że wiele ofiar zginęło z rąk katolickich duchownych i zakonnic; rwandyjski rząd twierdzi ponadto, że wiele osób zabito w kościołach, gdzie szukały schronienia.
Przesłanie biskupów zostało celowo zaplanowano na minioną niedzielę, ponieważ tego dnia oficjalnie dobiegł końca ogłoszony przez papieża Franciszka Rok Miłosierdzia - poinformował rzecznik Kościoła katolickiego w Rwandzie bp Phillipe Rukamba.

...

Plemiennosc jest bardzo silna. Ale po prostu zwykly strach. Jak uciekaja do kosciola a za nimi mordercy. To duchowny mogl zwyczajnie wystraszyc sie smierci. W mysl nauki Chrystusa powinien zginac razem z ofiarami. Czyli zamknac drzwi. I stanac na przed nimi ostrzegajac zbrodniarzy ze to Dom Boga i beda ukarani za splugawienie. Prawdopodobnie to bylby jego koniec ale Bóg czyni cuda i mogloby sie udac uratowac.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 15:21, 18 Mar 2017    Temat postu:

Polak nuncjuszem w Rwandzie

xpk, mak
dodane 18.03.2017 13:09 Zachowaj na później

Arcybiskup nuncjusz nominat Andrzej Józwowicz
Marcin Kowalik /Foto Gość

Ojciec Święty Franciszek mianował na tę funkcję ks. prał. Andrzeja Józwowicza, kapłana diecezji łowickiej. To wielka radość dla Kościoła łowickiego, który obchodzi 25-lecie istnienia.

Ksiądz Andrzej Józwowicz urodził się w Boćkach 14 stycznia 1965 roku. Został wyświęcony na kapłana 24 maja 1990 roku. Jest doktorem obojga praw. Wstąpił do służby dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej 1 stycznia 1997 r., pracując kolejno w przedstawicielstwach papieskich w Mozambiku, Tajlandii, Węgrzech, Syrii, Iranie i ostatnio w Rosji jako radca nuncjatury. Zna języki włoski, angielski, francuski, rosyjski i portugalski. Ksiądz Józwowicz jest kapłanem inkardynowanym do diecezji łowickiej.

18 marca papież Franciszek mianował go nuncjuszem apostolskim w Rwandzie, podnosząc go jednocześnie do godności arcybiskupa ze stolicą tytularną w Lauriaco.

Na stronie diecezji łowickiej pojawił się komunikat ks. Piotra Karpińskiego, rzecznika prasowego diecezji, wyrażający radość z nominacji: "Kościół Łowicki, przeżywający 25-lecie swojego istnienia, biskupi, kapłani, osoby życia konsekrowanego oraz wierni świecy kierują słowa miłości i synowskiej czci ku Ojcu Świętemu Franciszkowi, dziękując za włączenie kapłana naszej diecezji, ks. prał. dr. Andrzeja Józwowicza, do grona następców apostołów. Księdzu Arcybiskupowi Nominatowi życzymy, by jego dalsza posługa dyplomatyczna w służbie Ojcu Świętemu i Stolicy Apostolskiej była owocnym dziełem ewangelizacyjnym Kościoła, służącym pokojowi, sprawiedliwości oraz umacnianiu szacunku dla godności każdego człowieka. Otaczamy Księdza Arcybiskupa Nominata modlitwą i serdeczną pamięcią przed Bogiem, za wstawiennictwem naszych patronów, św. Wiktorii i bł. o. Honorata" - oznajmia ks. Karpiński.

Jednocześnie rzecznik zapowiada, że bliższe informacje dotyczące święceń biskupich ks. Józwowicza podane zostaną w najbliższym czasie.

...

Kraj szczegolny cierpieniem.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 19:57, 24 Lis 2016    Temat postu:

gosc.pl » Wiadomości » Rwanda: Biskupi przepraszają za udział ludzi Kościoła w ludobójstwie
Rwanda: Biskupi przepraszają za udział ludzi Kościoła w ludobójstwie

lk /PAP
dodane 21.11.2016 15:09

Na zdjęciu: Marsz pamięci ofiar ludobójstwa z 1994 roku, Rwanda 2015 r.
HerveIR / CC 2.0


Konferencja Biskupów Katolickich w Rwandzie w specjalnym przesłaniu przeprosiła w niedzielę za rolę członków Kościoła katolickiego w ludobójstwie w 1994 roku. W liście podkreślono, że to nie Kościół popełnił zbrodnie, ale jego "dzieci, które zgrzeszyły".

"Przepraszamy za wszelkie krzywdy wyrządzone przez część katolików. Przepraszamy w imieniu wszystkich chrześcijan za wyrządzone przez nas zło w każdej formie. Żałujemy, że przedstawiciele Kościoła złamali przysięgę posłuszeństwa wobec Bożych przykazań" - głosi przesłanie, które zostało w niedzielę odczytane w parafiach w całym kraju.

W liście wyszczególniono zbrodnie popełnione w czasie ludobójstwa na Tutsi w 1994 roku, ale także te zbrodnie, których katolicy dopuścili się w latach 1995-96, tzw. odwety na Hutu, o których za dużo się nie mówi.

"Prosimy o przebaczenie za zbrodnię, która polegała na okazywaniu nienawiści naszym bliźnim z powodu ich przynależności etnicznej. Nie pokazaliśmy, że jesteśmy jedną rodziną, lecz zabijaliśmy się nawzajem" - dodano.

Ks Jerzy Limanówka SAC w rozmowie z gosc.pl zaznaczył, że to nie Kościół, jako instytucja, popełnił zło, ale jego członkowie, których nazwano w liście "dziećmi, które zgrzeszyły". "Były takie próby przypisywania Kościołowi kolaborowania z rządem Hutu, który w 1994 roku był u władzy, a z którym Kościół utrzymywał dobry kontakt" - powiedział. "Twierdzono, że to niemożliwe, że Kościół nie jest świadomy zbliżającego się ludobójstwa i dlatego sądzono, że z pewnością brał w nim udział. To oczywiście nadinterpretacja, bo Kościół nie był współorganizatorem masakry."

W oświadczeniu rwandyjscy biskupi przyznają, że członkowie Kościoła planowali i dopuszczali się zbrodni podczas masakr, w których z rąk radykałów z plemienia Hutu zginęło ponad 800 tys. Tutsich, stanowiących w kraju mniejszość, i umiarkowanych Hutu.

Z relacji części ocalałych wynika, że wiele ofiar zginęło z rąk katolickich duchownych i zakonnic; rwandyjski rząd twierdzi ponadto, że wiele osób zabito w kościołach, gdzie szukały schronienia. Ks Limanówka jako przykład podał proboszcza parafii św. Rodziny w Kigali, który wydawał ludzi na śmierć.

Przesłanie biskupów zostało celowo zaplanowano na minioną niedzielę, ponieważ tego dnia oficjalnie dobiegł końca ogłoszony przez papieża Franciszka Rok Miłosierdzia - poinformował rzecznik Kościoła katolickiego w Rwandzie bp Phillipe Rukamba. Ks Limanówka zauważył, że episkopat Rwandy chciał w ten sposób nawiązać do Roku Miłosierdzia w 2000 roku i do wezwania Jana Pawła II o przeproszenie za grzechy i o przebaczenie winowajcom.

...

To oczywiste ze jak malarz zamorduje to nie jest winne ,,malarstwo" tylko konkretny zwyrodnialec. Malarstwo pozostaje szlachetnym zajeciem. Tak samo z Kosciolem. Ktory ma w swoich szeregach Judaszy co jasno pokazuje Ewangelia.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 23:14, 19 Gru 2015    Temat postu:

Rwandyjczycy zagłosowali za przedłużeniem mandatu prezydenta Kagame

Rwandyjczycy zagłosowali za przedłużeniem mandatu prezydenta Kagame - Reuters

Większość Rwandyjczyków zagłosowała w referendum za zniesieniem konstytucyjnego ograniczenia liczby kadencji, przez które może rządzić prezydent - poinformowała komisja wyborcza. Pozwoli to prezydentowi Paulowi Kagame ubiegać się ponownie o urząd.

Według szefa komisji wyborczej Mbandy Kalisy w referendum ponad 98 proc. wyborców opowiedziało się za zniesieniem ograniczenia liczby kadencji. "Ostateczne wyniki będą znane w poniedziałek, ale niewiele to zmieni" - powiedział Kalisa.
REKLAMA


Rwandyjska opozycja skrytykowała sobotnie referendum, uznając je za niedemokratyczne. Stany Zjednoczone, sojusznik Rwandy, są przeciwne pozostaniu Kagamego przy władzy.

Kagame, który był nieformalnym przywódcą Rwandy od końca tragicznego ludobójstwa w 1994 roku, został prezydentem sześć lat później. Jest chwalony za ustabilizowanie kraju, ale jego oponenci uważają, że jest autorytarnym przywódcą, który nie toleruje żadnej opozycji i łamie prawa człowieka.

58-letni Kagame od lat oskarżany jest o skrytobójcze mordy swoich politycznych rywali. Za brutalne rządy Kagamego w Kigali rwandyjscy dysydenci winią Zachód, który w poczuciu winy, że nie zrobił nic, by w 1994 roku zapobiec ludobójstwu Tutsich, bezkrytycznie wspiera we wszystkim Kagamego.

...

Znow kpina z wyborow.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 19:34, 05 Maj 2014    Temat postu:

Janusz Schwertner | Onet
Abp Henryk Hoser o Rwandzie: Narastała nienawiść i lęk. Paniczny, zwierzęcy

Dwa­dzie­ścia lat temu w Rwan­dzie, nie­wiel­kim pań­stwie w środ­ko­wej Afry­ce, do­ko­na­ło się pie­kło na ziemi. Mi­ja­ją lata, a wciąż lu­do­bój­stwo z 1994 roku wzbu­dza ol­brzy­mie, wy­nisz­cza­ją­ce emo­cje. Rów­nież w Pol­sce. O wy­da­rze­niach sprzed 20 lat z abp. Hen­ry­kiem Ho­se­rem, który na po­cząt­ku lat 90. był w Rwan­dzie i któ­re­go część dzien­ni­ka­rzy wciąż oskar­ża o udział w lu­do­bój­stwie, roz­ma­wia Ja­nusz Schwert­ner.

Lu­do­bój­stwo dla wszyst­kich było za­sko­cze­niem. Nikt nie spo­dzie­wał się, że doj­dzie do tej ma­sa­kry. Nie prze­wi­dy­wa­li tego nawet lu­dzie, któ­rzy żyli tam od lat. Trwa­ły ne­go­cja­cje po­ko­jo­we pod egidą mię­dzy­na­ro­do­wą, roz­ma­wia­no w ra­mach tzw. po­ro­zu­mień w Aru­sha (w Rwan­dzie od po­cząt­ku lat 90 trwa­ła wojna do­mo­wa, roz­mo­wy w tan­zań­skim mie­ście Aru­sha miały do­pro­wa­dzić do za­war­cia po­ko­ju mię­dzy zdo­mi­no­wa­nym przez Hutu rzą­dem a sku­pia­ją­cym Tutsi Rwan­dyj­skim Fron­tem Pa­trio­tycz­nym – przyp.​red.).

Roz­mo­wy miały do­pro­wa­dzić do po­wsta­nia rządu kom­po­zy­to­we­go, ta­kie­go, który za­kła­dał uczest­nic­two po­li­ty­ków z obu stron. Pla­no­wa­no też fuzję armii, bu­do­wę spo­łe­czeń­stwa na za­sa­dach de­mo­kra­cji. Nie udało się.

Wy­bu­chła sza­lo­na nie­na­wiść i stało się coś, co trud­no pojąć – przez sto dni zgi­nę­ło ok. mi­lion osób.

To pie­kło na ziemi trwa­ło trzy mie­sią­ce. Wspól­no­ta mię­dzy­na­ro­do­wa za­wio­dła cał­ko­wi­cie, co przy­zna­ją nawet ci ba­da­cze, na któ­rych po­wo­łu­ją się media oskar­ża­ją­ce Ko­ściół o współ­udział w lu­do­bój­stwie. Z wojny, lu­do­bój­stwa, wy­ro­sły wojny środ­ko­wo-afry­kań­skie. Osiem kra­jów było póź­niej za­an­ga­żo­wa­nych w ko­lej­ną fazę dzia­łań zbroj­nych. One też po­cią­gnę­ły ogrom­ną licz­bę ofiar.

Ja­nusz Schwert­ner: Jaki na­strój pa­no­wał w Rwan­dzie tuż przed lu­do­bój­stwem?

Abp. Hen­ryk Hoser: Bar­dzo dziw­ny. Pa­no­wał wzra­sta­ją­cy chaos, do­ko­ny­wa­no za­bójstw po­li­tycz­nych, sa­bo­ta­ży. Pod­kła­da­no miny czoł­go­we na dro­gach, wy­bu­cha­ły mi­ni­bu­sy pełne ludzi. Pa­mię­tam szcząt­ki osób, które wi­sia­ły na ga­łę­ziach drzew. Or­ga­ni­zo­wa­no za­ma­chy na tłocz­nych tar­go­wi­skach. Sy­tu­acja była nie­sły­cha­nie nie­pew­na.

Poza tym – pa­no­wa­ła dziw­na at­mos­fe­ra du­cho­wa. Po­ja­wi­li się pro­ro­cy, sekty, ja­sno­wi­dzo­wie. Jed­no­cze­śnie ze­pchnię­ty zo­stał wątek ob­ja­wień z Ki­be­ho (Ob­ja­wie­nia Matki Bożej w Ki­be­ho z 1981 roku miały, zda­niem nie­któ­rych, za­po­wia­dać lu­do­bój­stwo – przyp.​red.). Prze­cież te dzie­ci miały wizje lu­do­bój­stwa. Prze­ra­ża­ją­ca była także wizja pie­kła w ob­ja­wie­niach fa­tim­skich. To wszyst­ko nie do­cie­ra­ło do ludzi, gdy Rwan­da była jesz­cze przed wojną cał­ko­wi­cie po­ko­jo­wym kra­jem. Ow­szem, pa­no­wał tam reżim, oskar­ża­ny o okru­cień­stwo. Ale w isto­cie był nie tak dra­stycz­ny w po­rów­na­niu z nie­któ­ry­mi in­ny­mi pań­stwa­mi Afry­ki.

Dla­cze­go w kraju, gdzie przez lata pa­no­wał względ­ny spo­kój, do­szło do tego prze­si­le­nia? Czemu Rwan­dyj­czy­cy za­czę­li się mor­do­wać?

Na­ra­sta­ła nie­na­wiść mię­dzy ple­mio­na­mi Tutsi i Hutu. W 1990 roku roz­po­czę­ła się wojna. W 1993 roku zo­sta­łem po­pro­szo­ny przez nun­cja­tu­rę, by to­wa­rzy­szyć ko­lum­nie sa­mo­cho­do­wej, która prze­wo­zi­ła kar­dy­na­ła Ro­ge­ra Et­che­ga­ray, wy­słan­ni­ka pa­pie­ża, prze­wod­ni­czą­ce­go Rady Iu­sti­tia et Pax. To­wa­rzy­szy­łem mu, wio­złem jego se­kre­ta­rza. Naj­pierw od­wie­dzi­li­śmy obozy ludzi z ple­mie­nia Hutu ze­pchnię­tych z pół­no­cy przez na­cie­ra­ją­ce woj­ska Rwan­dyj­skie­go Fron­tu Pa­trio­tycz­ne­go. Mi­lion osób mu­sia­ło opu­ścić swoje te­ry­to­ria i sie­dzieć na gar­nusz­ku or­ga­ni­za­cji po­mo­co­wych!

Gdy prze­kro­czy­li­śmy stre­fę de­mar­ka­cyj­ną, wi­dzie­li­śmy ob­sza­ry cał­ko­wi­cie opusz­czo­ne. Droga as­fal­to­wa, mię­dzy­na­ro­do­wa trasa do Ugan­dy, była za­ro­śnię­ta trawą i ziel­skiem. Domy tych ludzi po­prze­ra­sta­ły krza­ka­mi, pola le­ża­ły odło­giem. To wszyst­ko były te­ry­to­ria osób, które zo­sta­ły umiesz­czo­ne w tych obo­zach.

Tam na­ra­sta­ła nie­na­wiść i lęk. Pa­nicz­ny, zwie­rzę­cy.

Ba­da­no, co mówią dziś więź­nio­wie ska­za­ni za za­bój­stwa w trak­cie lu­do­bój­stwa. Oczy­wi­ście, wy­po­wia­da­ją się tak, żeby jak naj­szyb­ciej opu­ścić cele, ale i tak są to świa­dec­twa po­twier­dza­ją­ce okru­cień­stwo tej bra­to­bój­czej wojny. To było nie­sły­cha­nie tra­gicz­ne.

Dziś myślę sobie, że każde spo­łe­czeń­stwo można zdia­bo­li­zo­wać. Przy­kła­dów jest wiele. Rzeź ga­li­cyj­ska w Pol­sce, zbrod­nia wo­łyń­ska…

Dziś Ukra­ina.

Tak, tam też roz­gry­wa się w za­sa­dzie kon­flikt et­nicz­ny. Na­ra­sta wza­jem­na nie­na­wiść Ukra­iń­ców i Ro­sjan.

Bez­po­śred­nią przy­czy­ną dra­ma­tu, który ro­ze­grał się w Rwan­dzie był za­mach na urzę­du­ją­ce­go wów­czas pre­zy­den­ta, Juvénala Ha­by­ari­ma­nę z ple­mie­nia Hutu. Wraz z nim śmierć po­niósł pre­zy­dent Bu­run­di, Cy­prien Nta­ry­ami­ra, też Hutu.

To wy­da­rze­nie spo­wo­do­wa­ło trzę­sie­nie ziemi. Mi­nę­ło dwa­dzie­ścia lat, a wciąż nie ma win­nych. Nie odbył się żaden pro­ces, choć były oczy­wi­ście różne hi­po­te­zy… Nie­ste­ty, nie o wszyst­kim mogę po­wie­dzieć w wy­wia­dzie.

Wszy­scy oskar­że­ni o lu­do­bój­stwo sie­dzą w wię­zie­niu, pra­co­wał try­bu­nał wspie­ra­ny przez ONZ. Są wie­lo­let­nie wy­ro­ki, do­ży­wo­cia. Ale nikt nie jest oskar­żo­ny o za­bi­cie dwóch pre­zy­den­tów. A to ten za­mach był za­pal­ni­kiem. Ma­te­riał za­pal­ny już był, trze­ba go było je­dy­nie pod­pa­lić.

Jak do­szło do tego za­ma­chu?

Mój współ­brat, ks. J.C., wi­dział z da­le­ka miej­sce gdzie do­ko­na­no za­ma­chu. Była już noc, po godz. 20. Od­ma­wiał ró­ża­niec. Wi­dział lot­ni­sko i nad­la­tu­ją­cy od wscho­du sa­mo­lot. Le­cia­ło w nim dwóch pre­zy­den­tów, ich naj­bliż­sze oto­cze­nie, trzech człon­ków za­ło­gi fran­cu­skiej i le­karz pre­zy­den­ta, któ­re­go do­brze zna­łem.

Ksiądz C. opo­wia­dał mi póź­niej, że wi­dział, jak sa­mo­lot zbli­żał się do lą­do­wa­nia. Na od­le­gło­ści dwóch ki­lo­me­trów od pasa star­to­we­go po­szła jedna smuga świetl­na, która go mi­nę­ła. Potem dwie celne. Po­wsta­ła wiel­ka kula ognia. Sa­mo­lot spadł.

Nie­mal dwie de­ka­dy po tam­tym wy­da­rze­niu zo­stał ksiądz oskar­żo­ny o po­śred­ni udział w lu­do­bój­stwie na Tutsi.

Nie wiem, skąd się wzię­ły ataki na mnie. Wszyst­ko za­czę­ło się od pu­bli­ka­cji jed­ne­go z ty­go­dni­ków, wcze­śniej nikt mi ta­kich za­rzu­tów nie sta­wiał. To było dla mnie duże za­sko­cze­nie, przy­pi­sy­wa­no mi słowa, czyny, fał­szy­we fakty z mo­je­go życia. Z ga­ze­ty do­wie­dzia­łem się na przy­kład, że prze­by­wa­łem w Rwan­dzie w trak­cie lu­do­bój­stwa. A prze­cież ja wy­je­cha­łem z tego kraju w 1993 roku. Lu­do­bój­stwo za­czę­ło się rok póź­niej. Sta­wia­no mi więc naj­więk­sze za­rzu­ty, a rów­no­cze­śnie przy­wo­ły­wa­no zu­peł­nie nie­praw­dzi­we in­for­ma­cje. Przy współ­pra­cy z no­wy­mi wła­dza­mi z ple­mie­nia Tutsi i dzię­ki re­ko­men­da­cji Rwan­dyj­skie­go Fron­tu Pa­trio­tycz­ne­go wró­ci­łem do Rwan­dy.

Ataki na mnie cał­ko­wi­cie mnie za­dzi­wi­ły. To był ele­ment akcji me­dial­nej, którą ce­lo­wo skon­stru­owa­no w ten spo­sób. Ja tak to in­ter­pre­tu­ję. A wszyst­ko było łatwe do spraw­dze­nia. Pi­sa­no, że byłem nun­cju­szem. Nie byłem. Pi­sa­no, że przy­go­to­wy­wa­łem no­mi­na­cje bi­sku­pie, a tego nie ro­bi­łem… bo tylko nun­cjusz ma takie kom­pe­ten­cje.

Po­wiedz­my to jasno: zo­stał ksiądz oskar­żo­ny o współ­udział w mor­do­wa­niu ludzi. Trud­no wy­obra­zić sobie cięż­szy za­rzut.

Tylko co ja mogę z tym zro­bić? Oczy­wi­ście, mogę wy­to­czyć pro­ces, ale szko­da na to ko­ściel­nych pie­nię­dzy. Moi oskar­ży­cie­le nie są w sta­nie po­ka­zać żad­nych fak­tów. Ich za­rzu­ty nie mają nic wspól­ne­go z moją dzia­łal­no­ścią w Rwan­dzie. Ich oskar­że­nia są wy­ssa­ne z palca.

Tuż przed lu­do­bój­stwem wy­je­chał ksiądz z Rwan­dy. O tej tra­ge­dii po raz pierw­szy usły­szał ksiądz aku­rat prze­by­wa­jąc w Rzy­mie.

Wy­je­cha­łem na rok sa­ba­to­wy, po kil­ku­dzie­się­ciu la­tach cięż­kiej pracy. Prze­by­wa­łem trzy mie­sią­ce w Ziemi Świę­tej na kur­sie bi­blij­nym, byłem w Pol­sce na szko­le­niu w szpi­ta­lu bród­now­skim, póź­niej – uczy­łem się ję­zy­ka wło­skie­go we Wło­szech. Aż w końcu wy­zna­czo­no mnie jako eks­per­ta na Sy­no­dzie Afry­kań­skim w Rzy­mie. Byłem je­dy­nym przed­sta­wi­cie­lem Rwan­dy, bo inni du­chow­ni nie zdą­ży­li do­je­chać. W lipcu, już pod ko­niec lu­do­bój­stwa, we­zwa­no mnie do Wa­ty­ka­nu i po­pro­szo­no, bym pod­jął się funk­cji wi­zy­ta­to­ra apo­stol­skie­go. Gdy prze­je­cha­łem w sierp­niu, było już po wal­kach zbroj­nych.

My­ślał ksiądz ar­cy­bi­skup, że w cza­sie po­by­tu w Eu­ro­pie, w Rwan­dzie może dojść do lu­do­bój­stwa?

Nikt tego nie prze­wi­dy­wał. Są­dzi­łem, że doj­dzie do starć, ale na dro­dze po­ko­jo­wych ne­go­cja­cji uda się w końcu usta­bi­li­zo­wać sy­tu­ację. Tym­cza­sem to wszyst­ko skoń­czy­ło się wojną. Wraz z za­strze­le­niem sa­mo­lo­tu pre­zy­denc­kie­go, ru­szy­ła z pół­no­cy ofen­sy­wa mi­li­tar­na na Rwan­dę. Z jed­nej stro­ny miało miej­sce okrut­ne lu­do­bój­stwo, z dru­giej – z pół­no­cy na po­łu­dnie, aż do gra­ni­cy z Za­irem, prze­su­wał się front.

Gdyby ksiądz zo­stał wtedy w Rwan­dzie…

Pew­nie bym zgi­nął.

Peł­ni­łem tam po­dwój­ną rolę. Byłem ka­pła­nem, a jed­no­cze­śnie dy­rek­to­rem ośrod­ka me­dycz­no-so­cjal­ne­go. Do­oko­ła wszę­dzie byli ranni, będąc w Rwan­dzie na pewno bym im to­wa­rzy­szył. Re­zul­ta­tem by­ła­by naj­praw­do­po­dob­niej także moja śmierć. Po­ma­ga­nie ran­nym – w my­śle­niu za­bój­ców – było zdra­dą kraju.

Część pol­skich dzien­ni­ka­rzy, w tym autor książ­ki o Rwan­dzie "Dzi­siaj na­ry­su­je­my śmierć" Woj­ciech Toch­man, za­rzu­ca­ją księ­dzu ar­cy­bi­sku­po­wi i ca­łe­mu Ko­ścio­ło­wi "ciche uczest­nic­two" w mor­do­wa­niu ludzi i ukry­wa­niu du­chow­nych, któ­rzy mieli do­pu­ścić się zbrod­ni na Tutsi.

Na ponad trzy­stu rwan­dyj­skich księ­ży die­ce­zjal­nych zgi­nę­ła nie­mal po­ło­wa. Byli to za­rów­no Tutsi, jak i Hutu. Stra­ty per­so­nal­ne w sze­re­gach Ko­ścio­ła były ogrom­ne. Nie znam z kolei ani jed­ne­go przy­pad­ku księ­dza, który sam by za­mor­do­wał.

Byli tacy, któ­rzy współ­pra­co­wa­li np. z ja­kimś bur­mi­strzem-ban­dy­tą. Ale to po­je­dyn­cze przy­pad­ki. Znam oso­bi­ście jed­ne­go księ­dza, który sie­dzi w wię­zie­niu. Był ka­pe­la­nem woj­sko­wym i praw­do­po­dob­nie za to zo­stał ska­za­ny. Tym­cza­sem on ura­to­wał sio­stry Pal­lo­tyn­ki! Polki i Rwan­dyj­ki, które chcia­ły uciec do Zairu, wpa­dły w ręce wro­gów. Miały zo­stać roz­strze­la­ne. Ten ksiądz przy­je­chał z od­dzia­łem, by ich po­wstrzy­mać.

In­for­mo­wa­no jed­nak (po­twier­dza to m.​in. Ka­to­lic­ka Agen­cja In­for­ma­cyj­na) o księ­żach, któ­rzy do­ko­ny­wa­li mor­derstw. Wy­obra­żam sobie, że skoro w Rwan­dzie za­pa­no­wa­ło pie­kło, to oprócz księ­ży-bo­ha­te­rów, od­da­ją­cych życie za in­nych ludzi, mogli zna­leźć się też księ­ża-mor­der­cy.

To było pie­kło. W ta­kich przy­pad­kach dzia­ła­ją nie­kon­tro­lo­wa­ne armie, które za­bi­ja­ją i gwał­cą. Ale nie można tego od­no­sić do Ko­ścio­ła. Po­wtó­rzę to: ja nie znam oso­bi­ście żad­ne­go przy­pad­ku, by ksiądz zabił albo zgwał­cił.

A jeśli było ina­czej, to na­le­ży przed­sta­wić do­wo­dy. Się­gnąć po do­ku­men­ty, po wy­ro­ki try­bu­na­łu w Aru­sha. A w nich nie ma in­for­ma­cji, ja­ko­by rze­czy­wi­ście księ­ża do­ko­ny­wa­li mor­derstw.

Ko­ściół zo­stał oskar­żo­ny o to, że nie tylko nie po­wstrzy­mał, ale i wspie­rał lu­do­bój­stwo. Pa­da­ją za­rzu­ty, we­dług któ­rych hie­rar­cho­wie fa­wo­ry­zo­wa­li du­chow­nych Hutu – także tych o na­cjo­na­li­stycz­nych po­glą­dach, po­pie­ra­ją­cych eks­ter­mi­na­cję Tutsi.

Ko­ściół był mocno po­dzie­lo­ny. Część wspie­ra­ła jeden obóz, część – drugi. Nie było za­ufa­nia mię­dzy du­chow­ny­mi. Ale te za­rzu­ty są zu­peł­nie nie­praw­dzi­we. Było wiele ofiar za­rów­no wśród księ­ży Tutsi, jak i Hutu.

Więk­szość spo­łe­czeń­stwa Rwan­dy sta­no­wi­li Hutu, ale wśród księ­ży - po­ło­wa to byli Tutsi. Po­dob­nie, że wśród moich współ­pra­cow­ni­ków też był równy po­dział. Pierw­szy czar­no­skó­ry bi­skup z Rwan­dy – Aloys Bi­gi­rum­wa­mi, to był ary­sto­kra­ta Tutsi. Zna­łem go, wiel­ka, bar­dzo godna po­stać. Czy Ko­ściół zatem fa­wo­ry­zo­wał Hutu?

Ko­ściół mógł po­wstrzy­mać, moc­niej prze­ciw­dzia­łać lu­do­bój­stwu? Gdy ja myślę o tym, co się stało, wy­da­je mi się, że był ra­czej – zwy­czaj­nie bez­sil­ny.

Tak, to słowo naj­le­piej od­da­je obraz sy­tu­acji. Do­mi­no­wa­ło do­świad­cze­nie ab­so­lut­nej bez­sil­no­ści. Za­wio­dło wszyst­ko, także wspól­no­ta mię­dzy­na­ro­do­wa. ONZ wy­co­fa­ła kon­tyn­gent woj­sko­wy, czyli trzy ty­sią­ce do­brze uzbro­jo­nych żoł­nie­rzy. Za­wiódł też apa­rat pań­stwo­wy. Są­dzi­li­śmy, że wła­dze będą po­wstrzy­my­wać to, co się dzie­je, tym­cza­sem one ko­la­bo­ro­wa­ły z za­bój­ca­mi.

Pa­mię­tam, że wszyst­kie drogi miały ba­rie­ry fil­tru­ją­ce, nikt nie mógł ucie­kać. Próby ukry­cia kogoś, wy­wie­zie­nia (a ta­kich czę­sto po­dej­mo­wa­li się mi­sjo­na­rze) były dra­ma­tycz­ne. Wielu ludzi jed­nak ura­to­wa­li­śmy, prze­my­ca­ło się ich do in­nych miejsc…

Tym, któ­rzy nie do­świad­czy­li tego pie­kła, łatwo dziś oce­niać. Siły prze­wa­ża­ją­ce były tak ogrom­ne… Prze­cież my nie mie­li­śmy żad­nej broni. A dwóch księ­ży, któ­rzy po­sia­da­li ja­kieś uzbro­je­nie, wsa­dzo­no do wię­zie­nia. Jeden po pro­stu stał na stra­ży osie­dla, pil­no­wał, by nie skra­dzio­no do­byt­ku ludzi.

Ko­ściół nie miał broni, by wal­czyć. Jak to mówił Sta­lin: nie miał żad­nych dy­wi­zji. Nasze moż­li­wo­ści są czę­sto prze­ce­nia­ne.

W trak­cie nie­daw­nej kon­fe­ren­cji dot. lu­do­bój­stwa w Rwan­dzie, mówił ksiądz, że Ko­ściół ape­lu­jąc o uspo­ko­je­nie sy­tu­acji, sta­rał się "prze­ko­ny­wać już prze­ko­na­nych" – co było ska­za­ne na po­raż­kę.

Ko­ściół ini­cjo­wał po­ko­jo­we roz­wią­za­nia, ale one nie przy­nio­sły skut­ku. Par­tie po­li­tycz­ne już two­rzy­ły od­dzia­ły mi­li­cji. Szko­li­li je pod ha­słem: "obro­ny cy­wil­nej kraju", tym­cza­sem póź­niej re­kru­to­wa­li się stam­tąd za­bój­cy.

Stro­ny kon­flik­tu nie miały do sie­bie za­ufa­nia, jedna stro­na bała się dru­giej. Nie było woli dzie­le­nia się wła­dzą u żad­nej. To spra­wia­ło, że sy­tu­acja sta­wa­ła się wy­bu­cho­wa.

Jest jesz­cze jeden bar­dzo mocny za­rzut, sfor­mu­ło­wa­ny przez Woj­cie­cha Toch­ma­na. Ob­wi­nia on Jana Pawła II za – jego zda­niem - bier­ną po­sta­wę w cza­sie trwa­nia lu­do­bój­stwa. Toch­man mówi, że Ko­ściół miał przy­jąć stra­te­gię: "Mów­cie, że to nie my – albo milcz­cie!".

Nie było ta­kiej stra­te­gii! Za­sia­da­łem w ko­mi­sji mię­dzy­dy­ka­ste­rial­nej, nie było nawet cie­nia ta­kie­go my­śle­nia. Zu­peł­nie nie ro­zu­miem, jak ktoś w ogóle mógł po­sta­wić taki za­rzut! Oj­ciec Świę­ty był pod ogrom­nym wra­że­niem wy­da­rzeń w Rwan­dzie. To on jako pierw­szy na­zwał tę tra­ge­dię lu­do­bój­stwem.

To było bar­dzo ważne, bo uży­cie tego słowa nie­sie za sobą kla­sy­fi­ka­cję praw­ną. O tym trze­ba pa­mię­tać. Sy­no­ni­my nie były do­pusz­czal­ne. Nie ma­sa­kra, nie rzeź – a lu­do­bój­stwo. W 1994 roku prze­ko­na­łem się, jak to jest ważne, by uży­wać słowa "lu­do­bój­stwo".

Ma­ga­zyn "Time" uho­no­ro­wał w 1995 roku Jana Pawła II ty­tu­łem "Czło­wie­ka Roku". W uza­sad­nie­niu pod­kre­ślo­no, że pa­pież jako pierw­szy miał od­wa­gę okre­ślić tę ma­sa­krę jako "lu­do­bój­stwo". Czy jed­nak w trak­cie trwa­nia tych wy­da­rzeń nie mógł zro­bić wię­cej?

Były licz­ne apele. Or­ga­ni­zo­wał je pa­pież, bi­sku­pi. Ale sy­tu­acja była trud­na, nie mie­li­śmy w za­sa­dzie środ­ków łącz­no­ści. By­li­śmy zblo­ko­wa­ni, nie mo­gli­śmy się do­brze ko­mu­ni­ko­wać w wa­run­kach przy­fron­to­wych. Poza tym, tam za­pa­no­wał cał­ko­wi­ty chaos. Lu­dzie osza­le­li, ucie­ka­li, wal­czy­li, za­bi­ja­li się. Jak do­trzeć do ta­kiej grupy?

Księ­że ar­cy­bi­sku­pie, ocena wy­da­rzeń, które ro­ze­gra­ły się w Rwan­dzie, jest mocno skom­pli­ko­wa­na. Czę­sto bywa okre­śla­na jako "lu­do­bój­stwo na Tutsi", ksiądz jed­nak przy każ­dej oka­zji przy­po­mi­na, że ma­so­wo gi­nę­li także Hutu. To rodzi ko­lej­ne mocne za­rzu­ty – ja­ko­by Ko­ściół re­in­ter­pre­to­wał hi­sto­rię i za­ma­zy­wał jej praw­dzi­wy obraz.

Tak, znam te bar­dzo nie­uczci­we za­rzu­ty. Ale prze­cież my cią­gle mó­wi­my jasno, że to było lu­do­bój­stwo! Rzecz w tym, że je­że­li mówi się o póź­niej­szym lu­do­bój­stwie na te­re­nie Zairu, to jest się na­zy­wa­nym ne­ga­cjo­ni­stą. Jeśli się mówi, że na te­re­nie Rwan­dy gi­nę­li także Hutu – to jest się ne­ga­cjo­ni­stą.

We­dług nie­któ­rych, na­le­ży mówić, że to było lu­do­bój­stwo tylko na Tutsi. Tym­cza­sem śmierć po­no­si­li także nie­win­ni Hutu! W Za­irze było mi­lion uchodź­ców Hutu z Rwan­dy, ci lu­dzie ma­so­wo gi­nę­li. Nie­ste­ty jed­nak ten okres nie jest ob­ję­ty żadną dzia­łal­no­ścią wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści.

Dla­te­go ja się do tej pory nie wy­po­wia­da­łem, nie chcąc być oskar­ża­nym o ne­ga­cjo­nizm. Ale prze­cież ja mówię jasno: gi­nę­li za­rów­no Tutsi, jak i Hutu.

Ne­ga­cjo­nizm na ła­mach por­ta­lu NaTemat.​pl za­rzu­cił księ­dzu także du­chow­ny z Rwan­dy, Jean Ndo­ri­ma­na. Twier­dzi on, że dzię­ki do­brym sto­sun­kom z re­żi­mem Hutu, swo­bod­nie po­dró­żo­wał ksiądz po Rwan­dzie w trak­cie lu­do­bój­stwa. Jaka jest praw­da?

Nie byłem w Rwan­dzie w trak­cie lu­do­bój­stwa. To kłam­stwo.

Po­dró­żo­wa­łem póź­niej, już po tej tra­ge­dii, gdy – tak jak mó­wi­łem – po­wró­ci­łem do tego kraju jako wi­zy­ta­tor apo­stol­ski. Wła­dzę wów­czas spra­wo­wał już reżim Tutsi.

Po­śród wielu za­rzu­tów po­ja­wia się jesz­cze jeden – ostat­ni, który chciał­bym przy­to­czyć. Mówi ksiądz, że nie zna przy­pad­ków współ­bra­ci, któ­rzy do­ko­ny­wa­li mor­derstw, ale: czy Wa­ty­kan i sam ksiądz ar­cy­bi­skup po­ma­gał du­chow­nym oskar­ża­nym o lu­do­bój­stwo w ewa­ku­acji z Rwan­dy?

Nie, du­chow­ni sami się or­ga­ni­zo­wa­li. Po ta­kiej woj­nie do­cho­dzi do sa­mo­są­dów. Obec­ny reżim jest oskar­ża­ny o za­bój­stwa są­do­we, czę­sto oskar­ża­no ludzi, w tym du­chow­nych, o naj­gor­sze czyny, zu­peł­nie bez­pod­staw­nie. Trze­ba było cze­kać na inne czasy, dla­te­go wielu księ­ży wy­emi­gro­wa­ło. Ale ja w tym nie bra­łem udzia­łu.

Wi­ce­mi­ni­ster spra­wie­dli­wo­ści, Mi­chał Kró­li­kow­ski, stwier­dził, że za­rzu­ty, ja­ko­by brał ksiądz udział w lu­do­bój­stwie, są szcze­gól­nie bo­le­sne. I do­da­wał, że wbrew temu, co twier­dzą oskar­ży­cie­le, nie był ksiądz spe­cjal­nie lu­bia­ny przez reżim Hutu.

Rze­czy­wi­ście, by­li­śmy w pew­nym mo­men­cie mocno skon­flik­to­wa­ni. Ist­niał pro­blem po­li­ty­ki de­mo­gra­ficz­nej. To był okres in­ten­syw­ne­go for­so­wa­nia twar­dych pro­ce­dur an­ty­kon­cep­cyj­nych. Nie mó­wio­no otwar­cie o abor­cji. Na­zy­wa­no to "środ­ka­mi in­jek­cyj­ny­mi i wsz­cze­pien­ny­mi". Tego spo­łe­czeń­stwo nie ak­cep­to­wa­ło. My z kolei roz­wi­ja­li­śmy pro­ces roz­po­zna­wa­nia płod­no­ści i tzw. metod na­tu­ral­nych. To funk­cjo­no­wa­ło zna­ko­mi­cie, osią­ga­li­śmy lep­sze wy­ni­ki niż kra­jo­we biuro zaj­mu­ją­ce się de­mo­gra­fią. Z tym biu­rem (opła­ca­nym przez ONZ i USAID), z po­li­ty­ka­mi, mie­li­śmy otwar­ty kon­flikt.

Wy­sto­so­wa­no wnio­sek do pre­zy­den­ta o wy­da­le­nie mnie z kraju i uzna­nie per­so­na non grata. Na szczę­ście roz­są­dek zwy­cię­żył.

A póź­niej czy­tam o sobie, że byłem czło­wie­kiem es­ta­bli­sh­men­tu!

W Rwan­dzie spę­dził ksiądz ponad dwa­dzie­ścia lat swo­je­go życia.

A ata­ku­ją mnie czę­sto lu­dzie, któ­rzy nigdy nie byli w Rwan­dzie. Albo wpa­dli tam na chwi­lę i zaraz wy­je­cha­li. A ja spę­dzi­łem tam dwa­dzie­ścia lat. To, co stało się w Rwan­dzie, było cał­ko­wi­cie sprzecz­ne z na­szy­mi do­świad­cze­nia­mi, jakie wy­nie­śli­śmy w trak­cie lat tam spę­dzo­nych.

Pa­mię­tam taką sy­tu­ację. 1976 rok, trzy lata po za­ma­chu stanu, który za­koń­czył ko­lej­ną fazę krwa­we­go roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów et­nicz­nych. Jadę wąską drogą wiej­ską, po bo­kach drze­wa ka­wo­we i sorgo, a na­prze­ciw­ko mnie – duży mer­ce­des. Przy­glą­dam się, a za kie­row­ni­cą sie­dzi pre­zy­dent, obok niego mał­żon­ka. Jadą swo­bod­nie, bez ob­sta­wy, po od­lu­dziu. To była Rwan­da tam­tych cza­sów. Gdy do­cho­dzi­ło do przy­pad­ków na­pa­ści, ra­bun­ków, to każda taka sy­tu­acja sta­no­wi­ła sen­sa­cję na cały kraj. Póź­niej roz­sza­lał się kry­zys eko­no­micz­ny i sy­tu­acja zna­czą­co się po­gor­szy­ła.

Po lu­do­bój­stwie, gdy przez Rwan­dę prze­jeż­dżał pre­zy­dent Paul Ka­ga­me, jego ko­lum­na była oto­czo­na przez wozy pan­cer­ne, jeepy i mo­to­cy­kle. A nad nim do­dat­ko­wo le­ciał he­li­kop­ter.

To po­ka­zu­je obraz dwóch Rwand, na prze­strze­ni wcale nie­dłu­gie­go okre­su.

Te dwie de­ka­dy, które spę­dził ksiądz w Rwan­dzie jako mi­sjo­narz, to był czas suk­ce­sów?

Nie, ra­czej dwa­dzie­ścia lat cięż­kiej pracy u pod­staw. Nie do mnie na­le­ży ocena jej efek­tów. Wiem na pewno, że pol­scy mi­sjo­na­rze bar­dzo dużo zro­bi­li dla tego kraju. Prze­szcze­pi­li na tamte zie­mie swój cha­ry­zmat. Zo­sta­wi­li­śmy tam dzie­ła du­cho­we, sa­ni­tar­ne, spo­łecz­ne, eko­no­micz­ne, edu­ka­cyj­ne… Bi­lans na pewno jest bar­dzo po­zy­tyw­ny. Ci, któ­rzy prze­ży­li tam to strasz­ne lu­do­bój­stwo, pra­cu­ją nadal.

Ci mi­sjo­na­rze to świę­ci lu­dzie. Bo­ha­te­ro­wie na co dzień. Matek Teres na te­re­nach afry­kań­skich jest wiele – ta­kich, o któ­rych nikt nigdy nie sły­szał.

Dziś mógł­by ksiądz po­je­chać do Rwan­dy?

Oczy­wi­ście, że mógł­bym. Jed­no­cze­śnie zdaję sobie spra­wę, że spo­łe­czeń­stwo w Rwan­dzie jest po­ra­nio­ne, po­dejrz­li­we.

***

Dla­cze­go Bóg do­pu­ścił do lu­do­bój­stwa?

A czemu do­pu­ścił do śmier­ci swo­je­go syna?

To jest py­ta­nie. Grzech bra­to­bój­stwa wciąż nie za­ni­ka. Wi­dzi­my to wy­raź­nie: czło­wiek po­tra­fi za­mor­do­wać nawet wła­sne­go brata.

>>>

Znakomita relacja mimo tych ohydnych pytan z obrzydliwymi insynuacjami . Wiem ze to Lis ... I ze musieli zapytac ale nadal to jest ohyda .
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 22:39, 26 Kwi 2014    Temat postu:

Wyznanie zabójcy z Rwandy: byłem jak zwierzę

"Aby samemu przeżyć, musiałem wykonać rozkaz"

20 lat temu zestrzelono samolot z prezydentem Rwandy na pokładzie. Ta katastrofa dała początek jednemu z najtragiczniejszych wydarzeń w historii świata - w ciągu około 100 dni w walkach między plemionami Tutsi a Hutu mogło zginąć nawet milion ludzi. Reuters publikuje wywiad z mieszkańcem Rwandy, który w 1994 roku brał udział w masakrze.

Fryderyk Kazibwemo, z plemiona Hutu, miał 25 lat, kiedy w 1994 roku zaczął zabijać Tutsi. Uśmiercił 9 osób.

- Nie byłem normalny. Czułem, że są we mnie dwie osoby. Jedna część mnie chciała uratować dziecko z plemienia Tutsi, druga mówiła – zabij - podkreśla w rozmowie z Reutersem.

– 7 kwietnia 1994 roku rozbił się samolot prezydencki. Powiedziano nam, że Tutsi zabili prezydenta Rwandy, Juvénala Habyarimana pochodzącego z plemienia Hutu. Atak ten został odczytany jako jednoznaczny sygnał rozpoczynający masakrę - opowiada.

– Kazano nam, osobom z Hutu, wziąć wszystko i zabijać – mówi Rwandyjczyk.

Bojówki Hutu rozpoczęły łapanie i mordowanie każdego napotkanego Tutsi. – To nie było zaskoczenie. Hutu do ataku szykowało się od pewnego czasu. Czekaliśmy tylko na odpowiedni moment – powiedział Kazibwemo dla Reutersa.

Jak zaznacza zabójca z Rwandy "wszystko zostało zaplanowane i zorganizowane przez rząd, ponieważ sprawcy masakry, w której podczas stu dni walki zamordowano ponad 1 milion osób, nigdy nie zostali ukarani".

– 10 kwietnia żołnierze przywieźli na granicę Burundi niewolników Tutsi. Kazano nam ich zabić. Ja się tylko przyglądałem, nie brałem udziału w tej egzekucji – opowiada Fryderyk Kazibwemo.

– Tego samego dnia, kobieta z Tutsi wraz z czwórką swoich dzieci ukryła się w moim domu. Potem zaczęli przychodzić inni przerażeni z zaatakowanego plemienia. Rządzący dowiedzieli się o moim tajnym działaniu. Zapytali: "dlaczego ukrywasz Tutsi, miałeś ich zabijać? ".

– Aby samemu przeżyć, musiałem wykonać rozkaz. Jedna z ukrywających się kobiet powiedziała: "nawet jeśli umrę, proszę, błagam, niech moje dziecko, Aline, przetrwa". 9-letnią dziewczynkę ukryłem w koszu na zboże. Bałem się, ale zrobiłem to, bo byli moimi najbliższymi sąsiadami.

– Z czasem sam zacząłem zabijać. Nie do końca czułem, że robię coś złego. Przecież władza mówiła, że należy doprowadzić do całkowitej eksterminacji Tutsi.

– Co rano, moja 80-osobowa grupa omawiała plan działania, kogo i jak zabić. Raz na naszym celowniku pojawiła się matka z siedmiorgiem dzieci ukrytych w krzakach. Zabiliśmy ich maczetami i włóczniami. Prosili o łaskę, ale rozkaz to rozkaz. Nie miałem wyboru – mówi Fryderyk.

– Po zabiciu nie czułem nic. Byłem jak zwierzę, żądne mięsa i krwi. Wszystko zmieniało się po przyjściu do domu, gdy przypominałem sobie, jak z ludźmi, których przed chwilą pozbawiłem życia, miło spędzałem czas przy wspólnych posiłkach, rozmowach. Wówczas czułem się chory.

– Wydawało mi się, że są dwa Fryderyki – dobry i zły. – To nie było normalne.

– 1 maja 1994 roku Rwandyjski Front Patriotyczny przystąpił do kontrataku. Ostatecznie w lipcu doprowadził do zniszczenia sił Hutu i obalenia dotychczasowego rządu. Hutu, w tym i ja zaczęliśmy uciekać przez granice do Burundi, Tanzanii, Ugandy i Zairu, do utworzonych tam obozów dla uchodźców. Wraz z rodziną znalazłem się we francuskim obozie w południowej Rwandzie.

– W marcu 1995 roku aresztowano mnie i skazano. Po ośmiu latach, prezydent Paul Kagame ogłosił amnestię dla zbrodniarzy wojennych, którzy przyznają się do postawionych im zarzutów. Zrobiłem to i dostałem karę siedmiu lat więzienia – w celi spędziłem już osiem lat, więc mogłem wyjść na wolność, ale z pamięci nigdy nie wymarzę krwawych obrazów, których jestem współautorem – oznajmił Fryderyk Kazibwemo.

Fryderyk ma żonę, dwójkę dzieci. Mieszka w Kigali.

...

Jedna uwaga Hutu i Tutsi TO NIE SA DWA PLEMIONA ! System jest niezwykle perwersyjny . Decyduje to CO OJCIEC MA W DOWODZIE !!! Jesli Tutsi to dzieci sa Tutsi jesli Hutu to Hutu ! Istny satanizm bo juz dawno tak sie geny wymieszaly ze to jest jeden lud . Ale Belgowie wymyslili paszporty z wpisem ! ZNOWU BELGOWIE ! Zapomniani zbrodniarze .
Obled . Stad wyjatkowa ohyda byly mordy na zonach niby ,,Tutsi" . Juz nigdy nie wolno pisac tego w paszportach . Skonczyc z tym oblednym podzialem . WSZYSCY JESTESCIE JEDNEJ KRWI ! TYLE LAT MIESZANYCH MALZENSTW ! Nikt juz nawet nie wie skad ten podzial ! O TAKI ABSURD LUDZIE POTRAFIA MORDOWAC !
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 20:43, 08 Kwi 2014    Temat postu:

Ludobójstwo w Rwandzie to nie był nagły wybuch nienawiści, ale starannie zaplanowana zbrodnia

Dokonane 20 lat temu ludobójstwo w Rwandzie było czymś więcej niż nagłym wybuchem plemiennej nienawiści. Niewiele było w nim "spontaniczności", dużo za to kalkulacji, starannego przygotowania i cynizmu. Również ze strony jednej z europejskich potęg, która przez lata chroniła m.in. demoniczną prezydentową Rwandy - jedną z głównych planistek ludobójstwa.

Lot nie trwał długo. Dar es Salaam i Kigali w linii prostej dzieli niecałe 1300 km. Falcon 50 wyruszył z Tanzanii po godz. 18.00, o 20.20 krążył już nad rwandyjską stolicą. Francuscy piloci czynili ostatnie przygotowania do lądowania.

Pierwsza rakieta uderzyła w lewe skrzydło. Druga trafiła w kadłub.

Wszyscy pasażerowie - w tym rwandyjski prezydent Juvenal Habyarimana i jego odpowiednik z Burundi - zginęli, nim szczątki maszyny wbiły się w ziemię w pobliżu lotniska.

Nazajutrz, 7 kwietnia 1994 roku, cały kraj spływał już krwią. Topił się w niej przez 100 dni.

W pierwszej fazie masakr dokonywali żołnierze i bojówkarze pochodzący ze stanowiącej 85 proc. rwandyjskiej populacji grupy etnicznej Habyarimany - Hutu. Wkrótce do pogromów przyłączyli się także ich cywilni pobratymcy. Ofiarami padali przede wszystkim członkowie plemienia Tutsich, ale także ci spośród Hutu, którzy próbowali sprzeciwić się okrucieństwom lub nie wykazali wystarczającego entuzjazmu w obliczu morderstw.

Milion ofiar

Do połowy lipca, gdy większość kraju znalazła się pod kontrolą kierowanego przez Tutsich Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego (RPF), życie straciło około miliona osób. Żadnego ludobójstwa w historii XX wieku, wyjątkowo przecież brutalnej, nie dokonano w takim tempie. Żadnego nie przeprowadzano też w tak dużym stopniu przy użyciu broni białej - zwłaszcza maczet - i współudziale zwykłych ludzi.

Gdy w Rwandzie rozpoczęły się masakry, opinia publiczna nie poświęciła im większej uwagi. Gazety rozpisywały się na zupełnie inne tematy: Kurt Cobain dopiero co strzelił sobie w głowę, USA czekało na piłkarski mundial, a w Bośni trzy białe narody wybijały się w skomplikowanym i ważnym dla zachodniego świata konflikcie. Skrajnie ubogie państewko z samego serca Czarnej Afryki nie miało szans przebić się na pierwsze strony.

Krótkie telewizyjne wiadomości i zdawkowe relacje przedstawiały rwandyjską tragedię dokładnie tak, jak prezentowano większość afrykańskich wojen: jako nagły wybuch plemiennej nienawiści, efekt zabójczej mieszanki zacofania, biedy i barbarzyństwa. Ludobójstwo, po prostu, się zdarzyło. Tak już ten kontynent ma.

Na głębszą analizę, czy chociaż refleksję, nie było czasu ani miejsca. W mediach nie pracowało zresztą zbyt wielu ekspertów od Afryki Centralnej.

Dwadzieścia lat później Rwanda nie jest już tak nieznanym tematem. Analitycy i reporterzy napisali o niej wiele książek, niektóre naprawdę wybitne. Dokumentaliści utrwalili na taśmach setki, jeśli nie tysiące świadectw. Do masowej świadomości Kraj Tysiąca Wzgórz trafił natomiast dzięki filmom, przede wszystkim obsypanym nagrodami "Hotelowi Rwanda".

Przy okrągłej rocznicy ludobójstwa, Kigali na moment powróci do mass mediów. Dzienniki pokażą przebitki z masakr, spikerzy przypomną podstawowe dane, gdzieniegdzie obejrzymy ponownie Dona Cheadle'a wcielającego się w bohaterskiego Paula Rusesabaginę. W informacyjnym pędzie odpowiedzią na pytania o źródło tej tragedii znowu będą jednak frazesy o odwiecznej wrogości między Hutu a Tutsi, która skłoniła zwykłych ludzi, by w obliczu zabójstwa prezydenta chwycić za broń.

Z szacunku dla pamięci ofiar nie można zapomnieć, że ludobójstwo w Rwandzie było czymś znacznie więcej. Niewiele było w nim "spontaniczności", dużo za to kalkulacji, starannego przygotowania i cynizmu. Również ze strony jednej z europejskich potęg.

Zabójcza nauka

Zamknięta pośrodku afrykańskiego kontynentu, uwięziona między jeziorami i wzgórzami Rwanda należała do najbardziej odizolowanych krain świata. Pierwszy Europejczyk postawił tam stopę dopiero pod koniec XIX wieku. Kolejni przyszli niedługo potem. Nim stulecie dobiegło końca, Rwanda stała się częścią kolonialnego imperium Niemiec. Po 1918 roku przeszła w ręce Belgii.

Belgowie, rzecz jasna, nie należeli do mocarzy. Posiadając ograniczone środki, europejski maluch zarządzał swymi zamorskimi włościami (oprócz Rwandy było to Kongo i Burundi) wykorzystując przymus i antyczną zasadę divide et impera. Dla obserwujących świat z Brukseli polityków nie było to niczym nowym - ich kraj sam zmagał się z poważnymi rozłamami na tle etnicznym. W Rwandzie podziały były gotowe. Wystarczyło je tylko odpowiednio rozdmuchać.

Wedle badań XIX-wiecznych antropologów, rwandyjskie społeczeństwo składało się z trzech ludów: panujących pasterzy Tutsi, zdecydowanie najliczniejszych rolników Hutu i mających marginalne znaczenie pigmejów myśliwych Twa. Chociaż dostępne dziś dowody wskazują, że rozdział na Hutu i Tutsich miał związek raczej ze statusem społecznym niż pochodzeniem etnicznym, ówcześni naukowcy - ogarnięci obsesją na punkcie cech rasowych - nadali mu wybitnie plemienny charakter. Autorytatywnie przypisali też obu grupom odmienne cechy: Tutsi mieli być władczy, szlachetni i inteligentni, a do tego wysocy, szczupli i stosunkowo jaśni. Hutu zostali opisani jako ich przeciwieństwo: niscy, krępi i ciemni - tak pod względem skóry, jak i intelektu.

Kierując się tymi wskazówkami, Belgowie wzmocnili dominację Tutsich, którzy stali się ich głosem i batem w kolonii. Wprowadzone w 1933 roku karty identyfikacyjne na zawsze przypisywały Rwandyjczyków do poszczególnych grup. Nie było od nich odwołania. Słowo "Hutu" w dowodzie oznaczało, że należy się do niższej kategorii. A należało do niej 85 proc. populacji.

Zemsta

Lata 50. przyniosły dramatyczne zmiany. Budzący się w Afryce nacjonalizm nie ominął i Rwandy. Lokalne elity coraz odważniej domagały się swobody. Rozczarowani taką niewdzięcznością, kolonizatorzy odwrócili się od Tutsich. Pozwoliło to na dojście do władzy radykalnym Hutu, którzy wzywali do odwetu za lata upokorzeń. W 1959 roku doszło do pierwszych pogromów. Kolejne nastąpiły krótko po ogłoszeniu suwerenności - w 1963 roku. Następne - dekadę później. Za każdym razem ginęło kilkadziesiąt kilkadziesiąt tysięcy osób, a łącznie około 700 tysięcy Tutsich uciekło do sąsiednich krajów.

Niepodległa Rwanda była krajem całkowicie zdominowanym przez Hutu. Gdy w 1973 roku minister obrony generał Juvenal Habyarimana dokonał zamachu stanu, stała się też jednopartyjnym państwem totalitarnym. Wszyscy obywatele musieli zapisać się do Narodowego Ruchu Rewolucyjnego na rzecz Rozwoju (MRND), a cenzura i inwigilacja były wszechobecne - przynajmniej na tyle, na ile pozwalał niski poziom rozwoju technologicznego.

W kwestii etnicznej obowiązywał system bliźniaczo podobny do południowoafrykańskiego apartheidu. Tutsi nie mieli prawie żadnych przedstawicieli w rządzie, a miejsca w dobrych liceach i na uniwersytetach oraz państwowe stanowiska były dla nich zamknięte. W szkołach uczniowie spotykali się z dyskryminacją tak ze strony rówieśników, jak i nauczycieli. Na lekcjach przedstawiano historię kraju, która nie pozostawiała wątpliwości co do tego, kogo należy winić za wszystkie problemy.

Regularnie na sytuację mniejszości dramatyczny wpływ miały wydarzenia z sąsiedniego Burundi. W przeciwieństwie do swych rwandyjskich krewniaków, burundyjscy Tutsi nie dali sobie wyrwać władzy pod koniec lat 50. W kolejnych dekadach wprowadzili bardzo brutalne rządy, których ofiarą padały tysiące Hutu. Dla Tutsich z Rwandy każda masakra dokonana za południową granicą oznaczała kłopoty.

Francuski wspólnik

Tymczasem w okolicznych państwach dorastało kolejne pokolenie uciekinierów. Najwięcej było ich w Ugandzie. Chcąc wyszkolić się w wojennym rzemiośle, mieszkający tam Rwandyjczycy masowo wstępowali do rebelianckich armii. Najpierw przyczynili się do obalenia okrytego ponura sławą Idiego Amina w 1979 roku, a następnie u boku Yoweriego Museveniego, późniejszego prezydenta Ugandy, pokonali siepaczy Miliona Obote.

Korzystając z pomocy nowego władcy Ugandy, w 1987 roku imigranci założyli Rwandyjski Front Patriotyczny (RPF). Jego cel był jasny: walka o prawo do powrotu wypędzonych na ojczyste ziemie i podziału władzy z Hutu. Gdy rząd Habyarimany ostatecznie odrzucił te postulaty, 1 października 1990 roku Front przekroczył północną granicę kraju.

Zdyscyplinowani i dobrze dowodzeni partyzanci szybko zaczęli odpychać liczące zaledwie trzy tysiące żołnierzy Rwandyjskie Siły Zbrojne (RAF). Obawiając się porażki, Habyarimana zwrócił się o pomoc wojskową do Francji. Aby udramatycznić swe położenie, nakazał zainscenizować atak rzekomych partyzantów niedaleko francuskiej ambasady w Kigali. Chociaż powstańcy byli jeszcze wtedy daleko od rwandyjskiej stolicy, w Paryżu zapaliła się czerwona lampka.

Wielu francuskich polityków, wliczając prezydenta Francoisa Mitterranda i jego syna Jeana-Christopha, miało bardzo osobiste kontakty z Juvenalem Habyarimaną. Wychowani w Ugandzie i mówiący po angielsku Tutsi z RPF byli też postrzegani w Paryżu jako zagrożenie dla mocarstwowych interesów Francji nie tylko w Rwandzie, ale i całej Afryce - porzucając jednego sojusznika, naród Napoleona mógłby stracić wiarygodność w oczach innych przywódców tzw. Francafrique.

Chcąc tego uniknąć, Francuzi błyskawicznie wysłali do Kigali kilkuset doskonale uzbrojonych spadochroniarzy. Chociaż oficjalnym celem operacji "Noroit" (Północny Wiatr) była ochrona ekspatriantów, już wkrótce to francuskie helikoptery Gazelle zatrzymały postępy rebeliantów.

W ciągu następnych dwóch lat siły zbrojne Rwandy - doszkalane i de facto dowodzone przez francuskich oficerów - urosły do 20 tysięcy piechurów. Kraj stał się trzecim największym importerem broni w Afryce Subsaharyjskiej, a budżet obronny pochłaniał 70 proc. wszystkich wydatków. Znad Sekwany sprowadzano nowoczesne maszyny (Francuzi powiedzieli "nie" dopiero przy prośbie o samoloty myśliwsko-bombowe Jaguar), z Egiptu karabiny, a z Chin - maczety.

"Ludzie dzierżący maczety w Rwandzie działali w środowisku, w którym dobrze uzbrojony ruch (połączenie armii i bojówek) zapewniał konieczną ochronę i doping zabójcom. Gdyby to środowisko było inne, gdyby wojsko i milicjanci nie byli tak dobrze uzbrojeni, efektem mógłby być brutalny konflikt, ale nie ludobójstwo" - podsumowywało w swoim raporcie Human Rights Watch.

Demoniczna prezydentowa

Widocznym przygotowaniom do walki z RPF towarzyszyły także potajemne knowania bardzo wpływowej grupy radykałów zgromadzonych wokół rodziny żony prezydenta, Agathe Habyarimany (po śmierci męża ucieknie z dziećmi do Francji, gdzie żyje na wolności do dzisiaj). Akazu ("Mały Dom"), jak ich nazywano, postanowili wygrać wojnę w inny sposób: mordując wszystkich Tutsich poza frontem. Przygotowania rozpoczęli tuż po pierwszym ataku partyzantów.

W grudniu 1990 w sponsorowanej przez Akazu gazecie "Kangura" ukazało się tzw. 10 Przykazań Hutu. Mówiły one o tym, że każdy, kto poślubi, zaprzyjaźni się lub będzie prowadził interesy z Tutsi powinien zostać uznany za zdrajcę. Na okładce wypełnionego propagandą numeru widniało z kolei zdjęcie Francoisa Mitterranda z dopiskiem "Prawdziwy przyjaciel Rwandy". W rządowym radiu o Tutsich nie mówiono inaczej niż "karaluchy", a założona - również przez spiskowców - nieco później prywatna rozgłośnia RTMLC wzniosła mowę nienawiści na jeszcze wyższy poziom.

W tym samym czasie oficerowie skupieni wokół Akazu zaczęli formować złożone z młodych przestępców bojówki Interahamwe ("ci, którzy uderzają razem"). Zdegenerowani, wiecznie pijani bandyci przechodzili regularne szkolenie ideologiczne z zakresu "Władzy Hutu". Po 6 kwietnia 1994 roku to oni byli jednym z głównych motorów napędowych masakr.

Akazu przygotowywali listy Tutsich oraz niepopierających ludobójczych planów Hutu (w czasie rzezi spikerzy RTMLC podawali te nazwiska na antenie). Przyszło to im bez większych problemów - w malutkim kraju z ogromnym zaludnieniem każdy znał każdego, więc ukrycie swojej przynależności etnicznej czy poglądów było wyjątkowo trudne.

Umiarkowani oficerowie stopniowo znikali z armii, a na ich miejsce wstawiano posłusznych radykałów. Wszystko przebiegało sprawnie, bo czołową postacią Akazu był pułkownik Theoneste Bagosora - dyrektor gabinetu w ministerstwie obrony i jeden z najpotężniejszych wojskowych w Rwandzie. Po śmierci Habyarimany to właśnie on stanął na czele komitetu kryzysowego, którzy przejął władzę w państwie i zarządzał eksterminacją Tutsich.

Wielu badaczy twierdzi zresztą, że rwandyjski prezydent również padł ofiarą wewnętrznych czystek - Akazu mieli mu za złe, że uległ wojskowej presji RPF oraz naciskom społeczności międzynarodowej i zgodził się na podpisanie w sierpniu 1993 roku Porozumienia w Aruszy, które tworzyło podwaliny dla podziału władzy. A władzą ekstremiści Hutu dzielić się nie mieli zamiaru.

Michał Staniul, Wirtualna Polska

....

Tak to bylo ,,nowoczesne" ludobojstwo nie szal dzikich z maczetami . Mowa nienawisci w mediach i zaplanowane wykonanie .
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 19:12, 07 Kwi 2014    Temat postu:

Francja wycofała się z obchodów 20. rocznicy ludobójstwa w Rwandzie
Rząd fran­cu­ski po­sta­no­wił wy­co­fać się z ob­cho­dów 20. rocz­ni­cy ma­sa­kry w Rwan­dzie

Rząd Fran­cji ogło­sił, że nie za­mie­rza uczest­ni­czyć w roz­po­czy­na­ją­cych się dzi­siaj ob­cho­dach 20. rocz­ni­cy lu­do­bój­stwa w Rwan­dzie. De­cy­zja za­pa­dła po wy­po­wie­dzi rwan­dyj­skie­go pre­zy­den­ta, który oskar­żył Paryż o współ­od­po­wie­dzial­ność za tę ma­sa­krę.

W wy­wia­dzie udzie­lo­nym fran­cu­sko­ję­zycz­ne­mu ty­go­dni­ko­wi "Jeune Afri­que" Paul Ka­ga­me po­tę­pił Bel­gię i Fran­cję za "bez­po­śred­nią rolę, jaką ode­gra­ły w po­li­tycz­nym przy­go­to­wa­niu lu­do­bój­stwa" oraz oce­nił, że Fran­cja "nie uczy­ni­ła dość, aby ra­to­wać życie ludzi pod­czas ma­sa­kry". Roz­mo­wa zo­sta­ła opu­bli­ko­wa­na wczo­raj.

Do 1962 r. Rwan­da była bel­gij­ską ko­lo­nią.

W re­ak­cji na wy­po­wiedź Ka­ga­me rząd fran­cu­ski po­sta­no­wił wy­co­fać się z ob­cho­dów 20. rocz­ni­cy tra­gicz­nych wy­da­rzeń z 1994 r. MSZ w Pa­ry­żu oświad­czy­ło, że słowa rwan­dyj­skie­go pre­zy­den­ta szko­dzą wy­sił­kom zmie­rza­ją­cym do po­jed­na­nia mię­dzy obu kra­ja­mi; re­sort po­in­for­mo­wał też, że swój udział w uro­czy­sto­ściach od­wo­ła­ła mi­ni­ster spra­wie­dli­wo­ści Chri­stia­ne Tau­bi­ra.

Pod­czas trwa­ją­cych czte­ry mie­sią­ce ma­sakr, za­po­cząt­ko­wa­nych za­bój­stwem w kwiet­niu 1994 r. ów­cze­sne­go pre­zy­den­ta Rwan­dy Ju­ve­na­la Ha­by­ari­ma­ny z ple­mie­nia Hutu, zgi­nę­ło ponad 800 tys. ludzi, prze­waż­nie ze sta­no­wią­ce­go mniej­szość ple­mie­nia Tutsi. Hutu szu­ka­li na nich ze­msty, oskar­ża­jąc ich od­po­wie­dzial­no­ścią za śmierć pre­zy­den­ta. Ujaw­ni­ły się też za­daw­nio­ne wa­śnie et­nicz­ne.

Zda­niem władz Rwan­dy i czę­ści kry­ty­ków, także Fran­cu­zów, rząd ów­cze­sne­go pre­zy­den­ta Fran­cji Fran­co­is Mit­te­ran­da udzie­lał w 1994 r. zbyt­nie­go po­par­cia zdo­mi­no­wa­ne­mu przez Hutu rzą­do­wi Rwan­dy. Wielu człon­ków tego rządu, w tym od­po­wie­dzial­ni za ma­sa­kry, zna­la­zło we Fran­cji bez­piecz­ne schro­nie­nie i żyło tam spo­koj­nie przez lata.

Rząd fran­cu­ski przy­znał w prze­szło­ści, że w spra­wie Rwan­dy po­peł­nił po­waż­ne błędy, nie­zmien­nie od­rzu­ca jed­nak po­na­wia­ne przez Paula Ka­ga­me oskar­że­nia o współ­od­po­wie­dzial­ność za tamte wy­da­rze­nia.

W 2008 r. po­wo­ła­na w Rwan­dzie ko­mi­sja orze­kła, że Fran­cja wie­dzia­ła o przy­go­to­wa­niach czy­nio­nych przez Hutu przed lu­do­bój­stwem oraz po­ma­ga­ła szko­lić bo­jów­ki Hutu, które póź­niej uczest­ni­czy­ły w ma­sa­krach.

Paryż twier­dzi też, że fran­cu­skie woj­ska po­ma­ga­ły ochra­niać lud­ność cy­wil­ną w ra­mach in­ter­wen­cji ONZ, jed­nak zda­niem Ka­ga­me fran­cu­skie od­dzia­ły w rze­czy­wi­sto­ści ochra­nia­ły do­pusz­cza­ją­ce się zbrod­ni bo­jów­ki.

Zgrzyt w sto­sun­kach Fran­cja-Rwan­da po­wstał po okre­sie od­prę­że­nia w ostat­nich la­tach - w 2011 r. Ka­ga­me zło­żył nawet ofi­cjal­ną wi­zy­tę w Pa­ry­żu, a Fran­cja po­wo­ła­ła jed­nost­kę do­cho­dze­nio­wą ws. rwan­dyj­skiej ma­sa­kry.

W marcu sąd fran­cu­ski ska­zał by­łe­go agen­ta rwan­dyj­skie­go wy­wia­du Pas­ca­la Sim­bi­kan­gwę na 25 lat wię­zie­nia za rolę w lu­do­bój­stwie; to pierw­szy tego ro­dza­ju wyrok we Fran­cji.

>>>

Widzicie ze Francja tez ma na sumieniu ... JAK KAZDE IMPERIUM ! Tylko Polska jest czysta ! OTO CO ZNACZY KRAJ MARYI !
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 22:06, 05 Kwi 2014    Temat postu:

Rwanda 20 lat po wojnie - konferencja w Warszawie

"Duch Święty po huraganie wojny. Misje w Rwandzie dzisiaj” - to temat konferencji naukowej, która odbyła się na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Na temat działalności misyjnej i zaangażowania Polski w Rwandzie po 1994 r. dyskutowali naukowcy, misjonarze oraz przedstawiciele władz i organizacji międzynarodowych.

Jednym z głównych gości sympozjum był wieloletni misjonarz i wizytator apostolski w Rwandzie, a obecnie ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej abp Henryk Hoser SAC. W swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, że wojnę, która ogarnęła Rwandę w 1994 r. należy rozpatrywać w trzech aspektach: lokalnym, regionalnym i międzynarodowym.

Zdaniem abp Hosera obok napięć społecznych były także interesy regionalne państw sąsiednich oraz rozdawanie nowych kart neokolanialnych po rozpadzie ZSRR.

- Nie jest przypadkiem, że to Amerykanie wycofali asystencję ONZ w czasie trwania tej rzezi. Sprzeciwili się oni wówczas zmianie paragrafu, który pozwoliłby na przekształcenie misji pokojowej na misję obrony ludności cywilnej, zwłaszcza że kontyngent liczył wówczas 3 tys. żołnierzy. Po wycofaniu oddziałów na miejscu pozostało zaledwie 300 z czego większość to byli mieszkańcy Bangladeszu - przypomniał abp Hoser.

Odwołując się do zarzutów stawianych Kościołowi katolickiemu, że ludobójstwo w Rwandzie jest świadectwem pewnej klęski jego działalności duszpasterskiej, abp Hoser przypomniał, że obecność misjonarzy w tym kraju sięga zaledwie 100 lat. - To jest stosunkowo bardzo krótki czas aby przeformatować duszę człowieka tak, aby mógł on przyjąć wiarę i ją realizować - wskazywał prelegent.

Historia wojen europejskich jest przykładem, iż nawrócenie na chrześcijaństwo nie chroni nas przed wojnami - mówił abp Hoser dodając, że ludobójstw dokonywano także w Europie a więc na kontynencie chrystianizowanym od dwóch tysięcy lat. - Mechanizm działania i uwarunkowania społeczno-polityczne jakie wpłynęły na ludobójstwo w Rwandzie są analogiczne jak w przypadku Rzezi Galicyjskiej, czy tego co się stało na Bałkanach. Trzecia analogia dotyczy sytuacja na Ukrainie, która jest dziś tykającą bombą - stwierdził abp Hoser.

Przypomniał, że przed wojną w w Rwandzie we wszystkich diecezjach organizowano sesje przeciwko przemocy, pisano i rozpowszechniano listy pasterskie. Podejmowano też próby organizowania wspólnych spotkań młodzieży z kraju i z diaspory, która żyła w Ugandzie. - Z perspektywy czasu można jednak stwierdzić, że było to przekonywanie już przekonanych - zauważył bp warszawsko-praski.

W trakcie samej wojny w Rwandzie Kościół katolicki podzielił los całej ludności - podkreślił abp Hoser. - Nie uzyskał nic innego poza zniszczeniem i śmiercią, zginęło stu kilku dziesięciu kapłanów i podobna liczba sióstr, wielu znalazła się na wygnaniu - dodał.

Zdaniem prelegenta powrót do normalności i autentyczne pojednanie w Rwandzie to proces długotrwały. - Sprawa jest stosunkowo świeża i wiele spraw jest jeszcze nie rozwiązanych stąd ważne jest między innymi rozeznanie krzywd oraz stworzenie odpowiednich struktur państwowych. Nie zapominajmy, że finał tego konfliktu miał charakter wojskowy a nie polityczny - przypomniał abp Hoser.

Wyraził także optymizm co do przyszłości Kościoła w Rwandzie. - Możemy obserwować tam ogromne odrodzenie wiary. To jest dziś Kościół który wziął swoje sprawy w swoje ręce. Widzimy dużą aktywizację wiernych świeckich. Tworzą się duże sanktuaria będące silnymi ośrodki formacji duchowej - wyliczał abp Hoser.

Sytuacja rwandyjskiego Kościoła katolickiego po ludobójstwie stała się niezwykle trudna - przyznał z kolei ks. Stanisław Sawicki SAC zaznaczając że Kościół ten był upokarzany podczas gdy w sposób uprzywilejowany traktowano muzułmanów i sekty. - Przyniosło to jednak ogromne oczyszczenie Kościoła co z perspektywy dwudziestu lat wydaje się potrzebne - mówił pallotyn przypominając historię misji prowadzonych przez Kościół w Rwandzie.

- Nasza misja nie jest jednak zakończona. Priorytetem naszego zaangażowania pozostaje pomoc pojednaniu i leczeniu ran - podsumował ks. Sawicki.

Organizatorem konferencji był Katedra Misjologii Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl

Rwanda liczy ok. 10 milionów obywateli. Ok. 90 proc. stanowią Hutu, lud z grupy Bantu trudniący się rolnictwem. Tutsi natomiast, plemię pasterzy pochodzenia kuszyckiego, stanowią mniejszość. To oni jednak w tradycyjnej strukturze społecznej rządzili krajem.

Pierwsze walki etniczne rozpoczęły się tuż po uzyskaniu przez Rwandę niepodległości w 1962 r. Władzę przejęli Hutu i Tutsi musieli masowo emigrować do krajów ościennych – głównie Burundi i Ugandy. W 1990 wybuchła wojna domowa zapoczątkowana atakiem partyzantów z emigracyjnego ugrupowania Tutsi w Ugandzie – Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego (RPF).

W 1993 r. prezydent Juvénal Habyarimana zawarł pod egidą ONZ porozumienie pokojowe z partyzantami. Przewidywało ono utworzenie wspólnego rządu tymczasowego i zagwarantowanie uchodźcom z Ugandy bezpiecznego powrotu. Tymczasem 6 kwietnia 1994 r. Habyarimana zginął w katastrofie lotniczej. O śmierć tę zostali oskarżeni Tutsi. W ciągu około 100 dni od 6 kwietnia do lipca bojówki Hutu zamordowały – jak podają różne źródła – od 800 tys. do miliona Tutsi, a także członków własnego plemienia sprzeciwiających się wojnie. Ludobójstwo to odbyło się przy całkowitej bierności stacjonujących w Rwandzie wojsk ONZ.

W wyniku walk Tutsi pod dowództwem Paula Kagame przejęli władzę. Obawiając się ich odwetu z kraju uciekły ok. 2 miliony Hutu. Walki między oboma plemionami przeniosły się do krajów sąsiednich – Burundi i Demokratycznej Republiki Konga. W celu ochrony ludności cywilnej w Rwandzie interweniowały siły francuskie od czerwca do lipca 1994 r. i wojska ONZ, które pozostały w tym kraju do 1996 r.

Według obserwatorów ONZ, wojska rządowe dokonały w drugiej połowie 1994 r. masowych mordów na Hutu w obozach dla uchodźców. Nie znane są też liczby zmarłych Hutu w obozach w Kongu i Burundi z powodu głodu i chorób.

Do czasu ludobójstwa Rwanda była najbardziej katolickim krajem w Afryce. Prawdą jest jednak, że wielu lokalnych księży czynnie brało udział w mordach na Tutsi. Znany jest przykład Athanasego Seromby, którego Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy skazał w marcu br. na dożywocie. Seromba uznany został winnym śmierci 1,5 tys. uciekinierów, którzy schronili się w jego kościele.

....

Tak w Europie Kościół TO DOPIERO poniosl kleske ! 1900 lat po roxpoczeciu ewangelizacji . Co tam Rwanda tam od 100 lat dopiero ... To sa mentalnie poganie ... OCZYWISCIE BZDURA ! JAKA KLESKE ? KOŚCIÓŁ JEST DOBROWOLNY ! KAZDY MOZE ODRZUCIC ! TO NIE PRZYMUS A SKORO ODRZUCAJA TO WCHODZI SZATAN ! Skutek zawsze ten sam .
BIBLIA MOWI JASNO !
Jesli wyrzuci sie szatana z czlowieka poprzez chrzest np. pogan to gdy pozniej poganin odrzuca Boga szatan wraca z innymi i jest gorszy ten czlowiek niz poprzednio !!! TAK TACY GOSCIE CO ODRZUCILI BOGA PO TYM JAK ZOSTALI CHRZESCIJANAMI SA JESZCZE GORSI !
Nawrot choroby jest gorszy do leczenia niz za pierwszym razem ! Nawrot narkomanii itp . TO SAMO ! TAKA JEST NATURA SWIATA DUCHOWEGO TEZ I NIECH KAZDY TO ZAPAMIETA !
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 18:56, 18 Wrz 2013    Temat postu: Umęczona Rwanda .

Rwanda: Paul Kagame - dobry tyran

Paul Kagame fot. Reuters - Reuters

Rządząca od prawie 20 lat partia jednogłośnie wygrała wybory parlamentarne w Rwandzie. Parlament zajmie się teraz przedłużeniem panowania prezydentowi Paulowi Kagamemu, jednemu z najlepszych i najokrutniejszych władców Afryki.

Poniedziałkowe wybory zakończyły się triumfem Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego, który zdobył trzy czwarte głosów. Prawie wszystkie pozostałe przypadły dwóm niewielkim, tytularnie opozycyjnym partiom, które wchodzą jednak do koalicji rządowej. Do obsadzenia pozostało co prawda jeszcze 27 miejsc zarezerwowanych dla kobiet, młodzieży i kalek, ale przeznaczane dla nich mandaty zawsze przypadają zwolennikom Kagamego.

Podobne wyniki padają od lat we wszystkich rwandyjskich wyborach, a frekwencja niezmiennie sięga blisko 100 proc. W poniedziałek poszło głosować 98,8 proc. uprawnionych, w poprzednich wyborach pięć lat temu – 98,5 proc, a w wyborach prezydenckich w 2010 r. – 97,5 proc. W wyborach parlamentarnych w 2008 r. Front Patriotyczny odniósł podobny triumf co dziś, a w 2010 r. triumfował Kagame, zdobywając 93 proc. głosów.

Odkąd w 1994 r. partyzanci Tutsi z Frontu Patriotycznego przerwali ludobójcze rzezie swoich rodaków i przejęli władzę w Kigali, Rwanda przeistacza się w jednopartyjną dyktaturę. Formalnie istnieje tam tuzin rozmaitych partii, ale ich poczynania paraliżowane są przez władze i wydawaną przez nie sieć przepisów, zakazujących wszystkiego, co mogłoby zostać uznane za podżeganie do etnicznej wrogości i wojny.

Rządzący tłumaczą, że w ten sposób chcą zapobiec powtórce ludobójczej zbrodni z 1994 r., kiedy z rąk bojówek rządzących wówczas Hutu zginęło prawie milion Tutsich, a także tych Hutu, którzy sprzeciwiali się pogromom lub nie chcieli w nich brać udziału. Opozycja twierdzi jednak, że Tutsi, którzy w 1994 r. przejęli władzę, wykorzystują ludobójstwo jako parawan, by utrzymać się za wszelką cenę u rządów.

Kagame zarządził, by w Rwandzie nie używać pojęć określających przynależność etniczną, co ma posłużyć zakopaniu przepaści między Tutsi i Hutu. Jego przeciwnicy uważają zaś, że zabraniając używania pojęć Tutsi i Hutu, Kagame chce w istocie ukryć fakt, że Tutsi, stanowiący co najwyżej piątą część 11-milionowej ludności kraju, zagarnęli całą władzę i gospodarkę dla siebie.

Dyktatorskie zapędy zarzucają 56-letniemu Kagamemu nawet jego dawni towarzysze broni, którzy pokłóciwszy się z nim, uciekli za granicę, by uniknąć jego gniewu i zemsty. Ale nawet na wygnaniu nie są bezpieczni. Dawny generał Faustin Kayumba Nyamwasa, który uciekł w 2010 r. do Republiki Południowej Afryki, został postrzelony w Johannesburgu przez zamachowca, a w zeszłym miesiącu inny dysydent Innocent Kalisa przepadł bez wieści w ugandyjskiej Kampali. Gniewu Kagamego i jego tajnej policji boją też dziennikarze z Kigali, których nieszczęśliwe wypadki, pobicia i pogróżki spotykają po każdej krytycznej wobec władz publikacji.

Kagame zaprzecza, by był tyranem. Ten były partyzancki komendant Tutsich panuje od 1994 r. – najpierw jako wiceprezydent i minister obrony, a od 2000 r., gdy skończył z grą pozorów, jako prezydent.

Pod jego rządami Rwanda z kraju biedy i ludobójczych mordów przemieniła się w jeden z najlepiej funkcjonujących krajów Afryki. Kagame bezlitośnie stłumił przestępczość, wyplenił korupcję, pobudował drogi i szkoły, kazał zamiatać ulice i zbierać śmieci. Rwanda jest jedynym w Afryce krajem, w którym mandat grozi za rozrzucanie plastikowych toreb. Obawiając się przeludnienia, Kagame przekonuje Rwandyjczyków, by poddawali się wazektomii. Sprawna administracja, nowoczesna telekomunikacja, życzliwość dla biznesu, porządek i bezpieczeństwo sprawiły, że Rwanda stała się ulubienicą zagranicznych inwestorów i od kilku lat należy do najszybciej rozwijających się gospodarek w całej Afryce.

Także Kagame stał się faworytem Zachodu, który zachwycając się skutecznością Rwandyjczyka, wybacza mu metody sprawowania rządów, a nawet to, że od dwudziestu lat najeżdża zbrojnie na sąsiednią Demokratyczną Republikę Konga, by z jej dwóch wschodnich prowincji Kiwu uczynić surowcowe zagłębie dla przeludnionej Rwandy, a także strefę buforową strzegącą jego kraj przed partyzantką żądnych odwetu Hutu.

Kagame zaś zręcznie gra na poczuciu winy Zachodu, który w 1994 r. nie kiwnął palcem, by ocalić Rwandę przed ludobójstwem. Ówczesny prezydent USA Bill Clinton, który opierał się przed nazwaniem rwandyjskich mordów ludobójstwem, dziś należy do najbardziej entuzjastycznych i bezkrytycznych zwolenników Kagamego.

Druga i ostatnia przewidziana konstytucją kadencja Kagame kończy się w 2017 r., ale już dziś przychylne mu gazety piszą, że należałoby raczej poprawić konstytucję niż przymuszać prezydenta do emerytury. Zajmie się tym jednomyślny parlament. Zachód, który surowo potępia podobne praktyki w innych krajach Afryki, dla Rwandy zrobi zapewne wyjątek.

....

Kagame jest jednym z tych bandziorow ktorych czeka Trybunal Karny .99999 poparcia ... Zalosne sowieckie metody ...

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group