Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 22:04, 06 Lis 2023    Temat postu:

Chciejcie uwierzyć, że nie ma w was ani miłości, ani ufności, wierności, prawości, odwagi, męstwa, a przede wszystkim brak wam uczciwego spojrzenia na siebie. Wierzycie jak dzieci, że jesteście tacy, jakimi zapragnęliście być, i usilnie odgrywacie swoje role: mądrych, sprawiedliwych, głębokich, pobożnych, a nawet świątobliwych, gdy tymczasem jesteście słabi, pyszni, niewierni i niewdzięczni, chwiejni, kłótliwi, zazdrośni i zawistni między sobą, niezdolni do miłosierdzia i przebaczenia, drażliwi, obraźliwi, a często brniecie w ciężki grzech zawziętości, złości, złośliwości, mściwości, chciwości i niesprawiedliwości, zwłaszcza w osądzaniu bliźnich. Słowem – nic co ludzkie nie jest wam obce. Dzielicie niedoskonałość całego rodu ludzkiego i jego grzechy.

Powalające! Ale jakie trafne! Ile jest ,aktorstwa' i udawania! Jak mało prawdy! Człowiek nie chce znać prawdy o sobie! Tylko chce fałszu który niby ma go wywyższać a ściąga na dno.

Dary Boże dla was to narzędzia służby, a nie wyróżnienie

Dlatego właśnie Pan nasz przybywa wam z pomocą. Wasza absolutna bezradność, słabość i niezdolność do wydobycia się samemu z tego stanu, w jakim znaleźliście się, wywołuje współczucie Chrystusa Pana i gorące pragnienie przyjścia wam z pomocą. Z królewską wielkodusznością nie tylko przebacza wam, ale dla zachęty obdarza was swoimi darami, aby okazać wam, jak bardzo was kocha. Wy natomiast dary te przyjmujecie jako dowód wybrania was, wyróżnienia, uprzywilejowania. Kiedyż zrozumiecie, że to narzędzia dla rąk, które nic bez nich nie mogą i nie potrafią uczynić.


Ci którzy mają coś więcej niż inni nie są nadzwyczajnymi wybranymi czy świętymi! Zresztą mnóstwo jakoś utalentowanych oddało się demonom! W żadnym chyba wypadku nie można przypuszczać że to Bóg dla nich to wybrał! Bzdury! Bóg każdemu coś daje bo inaczej nic by nie mógł uczynić nawet prostego!

Pan nasz powołuje każdego, ale do miłości bezinteresownej, do współżycia ze sobą – z miłością. Dary to narzędzia wzbogacające lub wręcz umożliwiające wam przejawienie waszej miłości do bliźnich. Jeśli przemienicie je w symbol wyróżnienia was, w coś, co was zdobi, wyróżnia i stawia w pozycji uprzywilejowanej – biada wam! Wtedy Pan odsunie się od was i pozostawi was samym sobie, i cokolwiek zrobicie, będzie skrzywione, niepełne, interesowne, aż może się stać wręcz szkodliwe. Patrząc na was ludzie odsuwać się będą od Pana naszego, staniecie więc na pozycji wrogów Chrystusa Pana, jak stanęli ongi faryzeusze oparci o własną pychę i pewność swego wybraństwa i doskonałości etycznej.

Uznanie tych darów za coś co czyni was lepszym to koniec was jako osoby. To początek samozagłady. To naprawdę przypomina narzędzia! Czy lepszy jest ktoś że ma koparkę a inny tylko łopatę? Oczywiście koparka błyskawicznie zrobi olbrzymia dziurę która szpadlem trzeba by było kopać długo. Jednak człowiek tu i tam nie różni się tylko na podstawie narzędzia! To samo jest z talentami!

Ostrzegam was, gdyż nigdy, aż do śmierci nie będziecie bezpieczni przed zdradzeniem Pana naszego, a nieprzyjaciel znający ułomności natury ludzkiej najczęściej atakuje od strony nieuporządkowanej i wybujałej miłości własnej. Jeszcze raz podkreślam, ważna jest natychmiastowa analiza waszych reakcji i ich motywacji w świetle Ducha Świętego, skrucha i przeproszenie za błąd i za krzywdę wyrządzoną bliźniemu: prośba o naprawienie jej przez Pana i prośba o uzdrowienie naszych schorzeń, a także wdzięczność za ich ukazanie. Jeśli się wyjątkowo zdarzy, że jesteście bez winy, oddajcie ból i żal Panu, a za tego bliźniego tym bardziej módlcie się, bo ukazano wam, jak bardzo potrzebuje on modlitwy. Jedni za drugich wciąż proście z braterską miłością.

Jeśli nawet jesteście niewinni? To co? To i tak jest to jasny sygnał módl się za niego! Po to Pan go do ciebie przyprowadził abyś mu pomógł duchowo! Np modlitwa! I niestety aż do śmierci nie jesteśmy odporni na pokusę pychy.

Pan wyrównuje zło przez nas uczynione

29 XII 1982 r. Mówi Matka.

– Każdy z nas, który tu dopiero widzi, ile zła wyrządził swoim bliźnim (czasem nieświadomie lub nie zdając sobie sprawy z ciężaru konsekwencji i winy, czasem ze złej woli) przerażony jest ogromem win. I każdy natychmiast błaga Pana, aby On zechciał ze swej miłości i łaski wyrównać zło przez nas wyrządzone. Bo my możemy już tylko prosić (nie mówię o niebie, bo tu Pan nasz daje nam współudział w pomocy wam; ale nie znajdzie się w nim nikt obciążony winą wobec swego bliźniego – nie odżałowaną, nie odcierpianą, nie wynagrodzoną).


To jest olbrzymie pocieszenie że Bóg wyrówna krzywdy które wyrządziliśmy innym! Jaka ulga! My nie potrafimy! I jak tu żyć jeśli by krzywda trwała?! A tak Bóg już to wyrównał! Ulga całkowita!

Wedle siły naszego żalu, skruchy i naszej miłości do Jezusa, On, kochając nas, darowuje nam nasze winy, ale wtedy Jego sprawiedliwość powoduje, że wynagradza je też i tym, którym byliśmy winni, jeszcze na ziemi, jeżeli są tam, lub w naszym świecie. Dzięki tak nieskończonej wyrozumiałości i miłosierdziu niebo otwiera się również i przed tymi, którzy tylko dlatego, że wiele od „bliźnich” wycierpieli, przyjęci są wprost w rozwarte ramiona Jezusowej miłości, która zmazuje wszystkie grzechy świata. Właśnie dlatego, że On jest tak nieskończenie miłosierny i gotów zawsze przebaczać, godzien jest Pan nasz, Jezus, nieskończonej chwały, uwielbienia, wdzięczności i bezgranicznej miłości, a tak często jest przez ludzi w sposób haniebny i okrutny odrzucany, wzgardzony, wyszydzony. To też widzimy.

Nasze zło służy jako pokuta tych ludzi za ich zło! W ten sposób następuje wyrównanie! Wybaczajmy naszym winowajcom jako i nam wybacza Bóg! Bóg naprawdę mnóstwo wybacza i nie targuje się co do grosza! To jest właśnie wielkie miłosierdzie!

Niebo nie jest zaślepieniem, błogim odpoczynkiem w nieświadomości, słodką i ckliwą bezpamięcią. Niebo jest stanem pełni szczęścia w świadomej miłości z Panem, jest rzeczywistością jasną, pojmowaną przez całą naszą osobę z uwielbieniem, zachwytem, szacunkiem, czcią, podziwem i radosnym przyzwoleniem. Świadomość nasza nieporównywalnie wzrasta, gdyż nie jest niczym zaciemniona (jak na ziemi np. przez ograniczoność percepcji, potrzeby ciała, emocje, błędy, zło). Widzimy i pojmujemy prawdziwie miłość Boga nie tylko do siebie, ale do wszystkiego, co zechciał powołać do istnienia. Znamy – poza czasem i przestrzenią – dzieje rodzaju ludzkiego, plany Boże dla człowieka od początków do końca ziemskiego istnienia, i wszędzie we wszystkim oglądamy Jego twórczą miłość. Wiemy też o tym, jak sprzeciwia się Panu wszystko w was, co macie „własnego”, czego nie chcecie poddać miłości Pana. Wiemy, bo pilnie śledzimy rozwój ludzkości i rozwój tych spraw i ludzi, którzy są nam drodzy. Towarzyszymy wam, inspirujemy, wspomagamy, prosimy za was i wręcz współtowarzyszymy, kiedy Pan nam zezwoli, a wy nie odrzucacie nas. Taka sytuacja jest teraz na ziemi, a zwłaszcza w Polsce.

Niebo jest pełnią! Czyli nasza świadomość. staje się doskonała! Tu jesteśmy zamuleni grzechem. Jesteśmy otępiali! Tam mamy pełnię wiedzy i zrozumienia! Znamy cel znamy sens! A wszystko jest niewypowiedzianie piękne! Po prostu Niebo!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 20:37, 05 Lis 2023    Temat postu:

U was najczęstszym błędem jest emocjonalny stosunek miłości do samego siebie. Pycha wasza nie bazuje na wyższości i sprawności intelektualnej, a na „zakochaniu się w sobie” – ślepym, ponieważ jednocześnie widzicie swoją niedoskonałość i nie chcecie z niej wyjść z lęku przed bólem. Tymczasem ból trwa, bo Pan dopuszcza, aby środowisko oczyszczało was z tego, co tak wrosło w was, że uważacie je za „siebie”. Im bardziej chronicie swoją „własność” przed jakimkolwiek zamachem na nią ze strony innych, tym większy opór stawiacie pracy Ducha Świętego w was. Największym i najcięższym przewinieniem jest utwierdzanie się w kłamstwie, stałe przerzucanie winy na innych, szukanie usprawiedliwień, bronienie „do upadłego” swoich racji, a przede wszystkim fałsz i zakłamanie motywacji, które uniemożliwić mogą stanięcie kiedykolwiek w prawdzie przed Panem, czyli możliwość uzdrowienia tych schorzeń duszy.

Nie jestem w stanie nawet skomentować takie to mądre! Szok! Toteż gdy zobaczyłem te objawienia byłem w szoku. Człowiek buduje zakłamany obraz swojej fałszywej wielkości oparty na niczym po czym blokuje możliwości dotarcia do niego żeby mu się własny pomnik nie rozsypał. Ostatecznie to się kończy piekłem...

Gdybyście zdecydowali się przyznawać przed sobą, co wami kierowało w waszych stosunkach z bliźnimi, dlaczego wykonaliście takie a nie inne działania, na czym wam naprawdę zależało, co chcieliście osiągnąć, jakie motywy kierują wami – pokryte hipokryzją mnóstwa pretekstów i pięknosłowia – wówczas zobaczylibyście zawsze i niezmiennie czuwającą, gwałtowną, gorącą miłość własną. Jeśli nie odwrócicie się ku Boskiemu lekarzowi i nie zaczniecie szczerze i mocno prosić o uzdrowienie, pomoc i ratunek, Pan może dopuścić, że wasza miłość własna, śmieszna i dziecinna, stanie się wszystkim widoma, ośmieszy was, a wasze otoczenie zgorszy i od was odrzuci.

Czyli niestety najczęściej kieruje nami nasze własne ego i nic innego! Wszystko inne to pozory udawanie mądrości gra że niby o coś nam chodzi jakieś ideę nic z tego. Interesuje nas tylko i wyłącznie nasze ja.

Pan będzie was oczyszczał

Pan pragnie dla was tego, co najlepsze, i nie zrezygnuje z was, skoro oddaliście się Jemu, ale dlatego właśnie, że was miłuje, będzie was oczyszczał z wszelkich złudzeń i fałszywych mniemań o swojej doskonałości. Jeśli nie chcecie przewlekać okresu oczyszczenia, czyli cierpienia miłości własnej, oddajcie się Panu z ochotą i ufnością, a On pomoże wam wedle swego miłosierdzia, którego bardzo wszyscy potrzebujecie. (...)


Ja się oddałem w dzieciństwie więc prawie w ogóle nie miałem z tym problemów! Co ciekawe nigdy nie miałem kompleksów! Bo to jedno z drugim się wiąże! Kompleksy są leczone okazywaniem wyższości! Jeśli nie ma tego nie ma i kompleksów!

Żeby chcieć wyzdrowienia, trzeba mieć świadomość swojej choroby w całej jej grozie. Bo kto opanuje swoją miłość do siebie samego i ustawi siebie obok bliźnich swoich – a nie przed nimi – ten nie będzie przeżywał niepokojów i tortury niepewności: „Czy aby otoczenie nie osądza mnie źle?” lub „Czy udało mi się zachować tak, jak chciałbym, aby myślano o mnie?”, „Jak wypadłem?”, „Co o mnie myślą?”, „Czy mnie lubią?”, „Dlaczego mnie nie doceniają, nie kochają, nie słuchają...?” itd., itd. Miłość własna, plon grzechu, jest waszym największym wrogiem, bo nie pozwala wam służyć skutecznie i niszczy obraz Chrystusa, który pragnęlibyście przecież stawiać przed ludźmi (a powinniście z czasem stać się nim – sami). Otóż na tym etapie waszego rozwoju potrzebny jest system samokontroli.

W nauce Kościoła jest to pycha która właśnie polega na rozbujalym ego i wywyższaniu się. Zrobienie z tym porządku to absolutna podstawa.

– Codzienny rachunek sumienia?

– Nie codzienny, a każdorazowy w przypadku silnej reakcji na cudze zachowanie w stosunku do was. Będzie to rachunek sumienia kierowany przez światło Ducha Świętego. Stanąwszy przed Panem w prawdzie i szczerości proście, aby Bóg wskazał wam źródło cierpienia i jego przyczyny. Bóg używa niedoskonałości bliźnich dla wykazania wam waszej własnej. Dlatego należy natychmiast i całkowicie odłożyć sprawę winy bliźniego (bo jest ona oczywista i wynika z jego własnej niedoskonałości) i zająć się własną. Sprawdźcie dokładnie, czy, czym i w jakim stopniu sprowokowaliście reakcję bliźniego bolesną dla was, co jest przyczyną takiej reakcji – sięgając w głąb i nie zadowalając się usprawiedliwieniem: „Taki już jestem” i „Trzeba mnie takiego przyjąć”, bo takie usprawiedliwienie tłumaczy jednakowo obie strony wykazując obustronną niedoskonałość (co jest oczywiste) i nic więcej nie daje.


Oczywiście chodzi o zwykłego bliźniego! Jeśli złodziej wam ukradnie portfel to oczywiście wasza reakcja jest gwałtowna i nie znaczy to że wyszedł wasz zły charakter. Chodzi o konflikty z normalnymi ludźmi! Lepiej analizować siebie niż słychać winę na nich.

A więc u źródła mojego zachowania, wypowiedzi, reakcji leży co? Niecierpliwość, agresywność, nieśmiałość, duma, pragnienie przewodzenia, dążenie do podporządkowania sobie innych, żądza zajęcia pozycji lepszej, pierwszej, uprzywilejowanej? Lęk przed zburzeniem we własnych oczach i w oczach innych osób mitu, jaki tworzę na swój temat, jest jednym z najpospolitszych powodów zazdrosnej o uzurpowane sobie prawa i przywileje, a więc agresywnej postawy obronnej. W obronie swego „ja”, ustawionego wysoko na cokole pychy i okadzanego przez was nieustannie duszącą i zaciemniającą rzeczywisty obraz chmurą pochlebstw, usprawiedliwień, wytłumaczeń, gotowi jesteście toczyć prawdziwe wojny. Wrogiem waszym jest każdy, kto stwierdzi zgodnie z prawdą, że „król jest nagi”, bo jest. Dlatego szukacie wciąż nowych ludzi, którym będzie można przedstawić swój obraz do adoracji, jaka mu się należy w waszym mniemaniu. Natomiast ci, którzy was poznali i nie mają ochoty na towarzyszenie wam w postawie samouwielbienia, osądzani są przez was surowo jako egoiści i ludzie zarozumiali, złośliwi, wrodzy wam lub niedojrzali.

To jest tak mądre że przeczytajcie kilka razy bo jest o was. Chcecie być wielcy i żeby was czcili po prostu!

Chcę, abyście dobrze zrozumieli, że nie ma nikogo „dojrzałego” pomiędzy wami, a jeśli będziecie trwać w pozycji ochrony „ego” przed działaniem Pana, nie dojrzejecie nigdy, sprzeniewierzycie dary, zawiedziecie Chrystusa, a wasz wstyd i żal będzie z wami w wieczności, bo jeżeli otrzymaliście więcej niż inni, z tego też będziecie się rozliczać przed Panem.

Idąc w zaparte szkodzimy tylko i wyłącznie sobie a możemy sobie zaszkodzić na zawsze!

Każdy błąd ukazany wam przez Pana przy pomocy niedoskonałych bliźnich jest szansą na pozbycie się go. Będzie nią moment zauważenia i stwierdzenia w prawdzie, że „jestem próżny, gadatliwy, żądny uznania i pochwał, lekceważę zdanie innych, drażni mnie wszystko to, co nie jest zgodne z moimi wyobrażeniami, pragnę osiągnąć znaczenie, posłuch, stanowisko, dążę do korzyści i pragnę zapłaty, wdzięczności, liczę na rewanż, chcę mieć to, co mają inni, albo więcej, cierpię z powodu niedoceniania mnie, braku osiągnięć, uznania, pieniędzy, powodzenia, na które zasługuję (według swego zdania)” itd., itd. Trzeba przed Panem „rozesłać” swoje błędy, winy, żale, pretensje i urazy, a wtedy w Jego blasku zobaczymy, że to nie my zostaliśmy zranieni, a nasza opinia o sobie jako o osobie we wszystkim doskonalszej niż jest nią w rzeczywistości.

Dokładnie opisani są wszyscy bez wyjątku! Tak po prostu postępują takie są ich motywy! Wszystko inne to udawanie i trzeba się tego pozbyć bo jest bez sensu. I co z tego że będą cię adorowali?! Nic! Pusta pycha? Przyjemność? Na ile? Nie różni się to od narkotyku ciągle będziemy chcieli więcej i więcej. I staniemy się narkomanami narcyzmu. Dlatego Bóg to szybko przerywa i stawia nas w prawdzie co trzeba przyjąć aby pójść naprzód w życiu duchowym.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 12:16, 05 Lis 2023    Temat postu:

Przestań teraz rozmyślać na Jego temat, bo to ci nic nie da. Msza, którą ten kapłan odprawia, jest „ważna”, a konsekracja Hostii sprawia, że Pan wkracza do twojego serca. Jeśli Pan pozwala się dotykać rękom łapczywym i zachłannym – ty tym bardziej powinnaś przepraszać w imieniu tego kapłana i swoim, i tym godniej przyjmować Pana. Nie rań serca Pana odchodząc od Niego; i tak cierpi tu w samotności (w pustym kościele, przeważnie zamkniętym, do którego nikt nie chodzi poza niedzielną Mszą św. lub Mszą zamówioną i opłaconą – bo odprawiane są tylko wtedy).

Wstrząsające! Jezus cierpi że na Mszę ludzie chodzą tylko jak zapłacą i chcą ,usługi'. Wtedy wręcz kościół jest ,pusty' bo nikt nie przychodzi do Jezusa... Więc chodźmy z ochotą!!! A czynności , złego' kapłana jeśli wykonane prawidłowo saveazne bo to Bóg udziela łask przez ręce kapłana nawet brudne!

– Dlaczego Ojciec mówiąc o tym kapłanie „pisze” dużą literą?

– Każdy ksiądz jest sakramentalnym następcą Chrystusa Pana. Piszę tak przez szacunek dla sakramentu kapłaństwa. Nie sądź Go (tego kapłana) i odwróć się od myśli o Nim.


Tak. W każdym księdzu ważnie konsekrowanym jest następcą Chrystusa i czcimy Chrystusa nie jego.

O pracy nad sobą


12–13 VII 1982 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Pan nasz, Jezus Chrystus, pragnie w was widzieć swoich pomocników w dziele ratowania ludzi słabych i nieświadomych, jak również tych, którzy oddali się na służbę szatanowi, ale bezmyślnie, nie wiedząc, komu służą, myśląc, że służą sobie i swojemu dobru.


Mamy z Bogiem wspolpracowc w dziele ratowania ludzi. On nam daje szansę.

– Ale oni mogą uważać, że służą naprawdę swemu dobru?

– Dobro prawdziwe jest tylko duchowe. Tak zwane „dobre warunki” materialne są przydawane przez Pana wedle Jego miłości do was – jeśli wam nie przeszkadzają w służbie. Ale świat naprawdę nie jest terenem gromadzenia dóbr. To wszystko jest „prochem i niczem”. Dziecko może otaczać się zabawkami, ale człowiek dorosły nie powinien gromadzić i zabiegać o rzeczy „dobre” dla dziecka.


Bo dziecko za dobro uznaje zabawki. Człowiek dorosły ma rozumnie gromadzić dobra duchowe. Materialne to proch nic nie znaczący! A ludzie tylko o nich myślą!!

– Kto jest człowiekiem dorosłym według ciebie, Ojcze Ludwiku?

– Człowiek dorosły to ten, kto wie, po co żyje, czuje się za siebie odpowiedzialny przed Bogiem i traktuje swoje życie jako służbę na takim odcinku, który go pociąga. Specjalną miłość do czegoś – czyli powołanie – daje Pan w odpowiedzi na oczekiwania i pragnienie człowieka, które zna, choćby jeszcze nie było ono przez człowieka uświadomione. Talenty i zainteresowania, często wszechstronne, są darem dodawanym przez Stwórcę stworzeniu z Jego hojności, lecz człowiek sam nimi gospodarzy i zdarza się, że oddaje je wszystkie za jedną „perłę”, czyli za głębokie i prawdziwe powołanie do miłowania bezinteresownego, inaczej – do służby, jak np. brat Albert, siostry szarytki, ojciec Beyzym, A. Schweitzer...


Coś o mnie! Talentów nie zamieniłem na nic światowego! Moim powołaniem jest nauczanie skoro mam wiedzę to logicznie z tego wynika. A wiedzę przekazuje się na piśmie po prostu. Każda nauka to książki. Wszelkie filmy i pomoce są drugorzędne wobec czytania.

Służba Bogu jest zawsze wezwaniem człowieka do współpracy z Panem, a Bóg to miłość darząca, rozlewająca się, wzbogacająca, prawdziwie bezinteresowna. Nie jest to domena człowiecza, lecz Boża, i przystępując do takiej służby człowiek z reguły nie jest jej godzien i nie jest zdolny służyć prawdziwie wiernie i wedle Bożej myśli. Dlatego Bóg staje się jego przyjacielem i towarzyszem w pracy. Swoją łaską i mocą uzupełnia wysiłki człowieka i powoli urabia go sobie na współpracownika. Im więcej poddania się codziennym „światłom” i prowadzeniu Pana, tym szybciej dokonuje się przemiana.

Nikt nie jest godny darów Boga! Wszystkie są dane na wyrost! I trzeba do nich dorastać. Nic tu nie jest naszego oprocz woli przyjęcia Boga.

Ale jeśli człowiekowi pomimo oddania się rozumowego, a więc obejmującego sferę intelektualną, zależy nadal bardziej na dobru jego samego niż służby, o ile nadal tkwi on w głębokiej miłości do tego wszystkiego, co, jak mniema, jest nim samym (i czego nawet Bogu nie pozwala naruszyć ani uszczuplić) – wtedy Pan pozwala mu żyć jak chce, tylko w człowieku zaczyna się rozłam, walka wewnętrzna bolesna i męcząca. Buntuje się intelekt, który ocenił i zdecydował się wybrać to, co najlepsze – a więc życie z Bogiem i dla Niego – i wyrzuca sprzeniewierzenie i niewierność sferze emocji, które nie chcą zrezygnować z niczego, co objęły w posiadanie. Wola jest szarpana niemiłosiernie przez obie walczące ze sobą strony. Staje się stronnikiem to jednej władzy, to drugiej, nie może pełnić swego prawdziwego zadania – wykonawcy nakazów umysłu oświecanego sumieniem.

Jeśli ktoś jednak traktuje to tylko jako tylko swoje to Bóg musi go zostawić sobie samemu. Człowiek taki pogrąża się w sprzecznościach w walce wewnętrznej przypomina szaleńca. Wielu takich widzimy publicznie.

Przemieszczenie sfery emocjonalnej, w której umieściło się „ja” takiego człowieka, jest skutkiem grzechu pierworodnego, bo „ja” prawdziwe – dusza ludzka jest ponad wszystkimi władzami natury ludzkiej, nie podlega im, lecz powinna kierować nimi harmonijnie, spokojnie, zdecydowanie i zawsze w świetle sumienia, wypełniając radośnie i z wdzięcznością każdą wolę Ojca. Taką była Maryja Panna w pełni człowieczeństwa, takiego jakim miało ono być w zamierzeniu Bożym. Staje się też ono rzeczywistością w każdym, kto zaufa Chrystusowi Panu tak silnie, iż powierzy całkowicie Jego staraniom swoją chorą i skrzywioną osobowość.

Emocjonalizm stąd się bierze. Osobnicy wybierający zło są często gwałtowni ,rzuca' nimi ponieważ ich rozum jest zakłócony w swej władzy przez wybór zła. Stąd zachowują się jak szaleńcy. To nie jest uszkodzenie mechaniczne mózgu tylko wybór zła.

Jakie to wszystko mądre i jak prosto wyjaśnia wszystko.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 12:15, 04 Lis 2023    Temat postu:

Dzień święty – potrzeby duszy

8 III 1981 r., niedziela. Mówi ojciec Ludwik.

– Cieszę się, żeś ten dzień postanowiła poświęcić Bogu. Dla ciała potrzebny jest odpoczynek, odprężenie, zwolnienie czynności, ograniczenie wrażeń, a także – co bym ci bardzo polecał – przechadzka na świeżym powietrzu. Jednak dusza jest nieskończenie cenniejsza niż ciało, a tak mało myśli się o jej potrzebach...


Jak widać najlepsza dla ciała jest sama natura tak stworzona aby była odpoczynkiem.

– A jakie są potrzeby duszy?

– Dusza ludzka odpoczywa „w Panu” – przy Nim! Msza święta jest wspólnym uczestnictwem Kościoła w Ofierze Chrystusa trwającej ponad czasem, zawsze żywej, zawsze odkupującej was (wyzwalającej z niewoli grzechu) i oczyszczającej. W czasie Mszy świętej powinniście wszyscy pragnąć tych owoców ofiary Chrystusa, prosząc o nie z całego serca. To jest prawdziwe uczestnictwo, nie jest nim natomiast bierna obecność. Ale dusza człowieka żyjącego „w świecie” bywa tak zmaltretowana, tak głodna Boga, tak słaba i zmęczona, że potrzebny jest jej dłuższy czas na przylgnięcie doń, odprężenie się, wywikłanie z natrętnych myśli, niepokojów i chaosu, w jakim przebywa.


I tu szok! Odpoczynkiem duszy jest Msza! Tego nie wiedzieliście! Czyli co nie chodzą mają dusze w stanie zawalowym tak zniszczona! Wręcz bezduszni czyli zombi jak nieraz wskazuje tego czy owego wyglądającego upiornie. To jest właśnie to! Ale nie chodzi o bezmyślna obecność w końcu wielu takich chodzi na jakieś pogrzeby chrzciny wesela i nic. Bo są zamknięci na cztery spusty. Nie chodzi o jakąś wielka uwaznosc ale o intencje zwrócenia się ku Bogu a On już uczyni resztę.

Dlatego w niedzielę należałoby skupiać uwagę na Panu, robiąc to, co konieczne, ale nie słuchając już bodźców absorbujących – pozornie biernie –jak radio, telewizja, książki rozrywkowe, muzyka rozrywkowa itd., itd. Bo nie chodzi tylko o relaks ciała i zabawienie intelektu, ale o zdrowie duszy, o jej wyzwolenie z wielokierunkowych bodźców płynących od intelektu, wyobraźni i emocji.

Nie chodzi tylko o ,odpoczynek w niedziele! Zresztą co to za odpoczynek telewizor jazgocze internet też filmiki a może impreza i ,muzyka' tłucze. Na NAWET CZYTANIE KSIĄŻEK DLA PRZYJEMNOSCI!!! To nie jest odpoczynek nawet psychiczny! To wszystko są przyjemności zmysłowe cielesne! Tu chodzi o duszę! Cisza! Trzeba pobyć w ciszy i wtedy przychodzi Bóg!

Teraz, kiedy piszesz we względnej ciszy, bez towarzyszenia radia, możesz mocniej zogniskować się na tym, co ja ci mówię, tak jak przedtem na modlitwie (bez pośpiechu i wyznaczonego czasu jej trwania). Wtedy też Pan może cię leczyć, umacniać i ożywiać.

– Co dzieje się we mnie, kiedy rozmawiamy?

– Otwierasz się na nasz świat, „wietrzysz” mieszkanie swej duszy, wpuszczasz niejako świeże, czyste powietrze. I musisz mi przyznać, że nigdy ci ono nie zaszkodziło, prawda? (...)


Tak! Mi to łatwo zrozumieć bo nigdy jakoś nie byłem łasy na konsumpcję czegokolwiek. Tylko głód wiedzy jednak to co innego. Nie czytasz książek bo lubisz tylko bo przekazują wiedzę. Nie da się np. poznać historii Polski nic nie czytając. To absurd. Ale to nie jest ,konsumowanie'. Trudno żeby w życiu nie poznawać nowych rzeczy. Natomiast sama rozrywka czyli robienie czegoś dla przyjemności nie pociągała mnie specjalnie. Chyba że sztuka ale to już inny poziom przyjemności. Teraz jednak zupełnie nic nie muszę robić. Cisza daje mi szczęście co szokuje. Ale nie cisza jako cisza tylko wiem że to jest obecność Boga! Gdy On jest wystarcza! Nie potrzeba nic robić! I masz bliżej do tamtego świata niż do tego.

Rekolekcje

Tak jak obiecałem, będziemy z wami modlić się i was wspomagać. Teraz sprawa metody. Nabożeństwo pojednania, takie jak ostatniego czwartku, byłoby dobre. Modlitwa wstawiennicza jest bardzo potrzebna i skuteczna, ponieważ Chrystus Pan życzył sobie, abyśmy się za siebie wzajem modlili, i łaskawie was wysłuchuje. Ale najważniejsze jest, abyście zdawali sobie sprawę, że to On działa i Jego moc uzależniona jest od waszej dobrej woli niewtrącania waszych własnych uzupełnień, tj. od nieprzeszkadzania Mu.

Taką przeszkodą może być wasza pycha, ambicja własna, napięcie emocjonalne, zdenerwowanie, brak zgody i głębokiej życzliwości pomiędzy wami; także usilne pragnienie zrobienia jak najwięcej zgodnie z planem. Tymczasem plan musi być, ale ramowy, i niekoniecznie wszystko musi przebiegać zgodnie z nim. Oddajcie kierownictwo Panu i spokojnie dostosowujcie się do tego, co On działa.

Jeśli chcecie rzeczywiście pomóc tej młodzieży, zaufajcie Panu i oddajcie Mu ją.


Dlatego nie należy w prośbie Bogu dyktować co ma robić a jeszcze może pretensje że skoro nie idzie po mojemu Bóg nie słucha. Bóg zrobi to tak że odbierze wam mowę ile było w tym dobra. A po waszemu to będzie po głupiemu.

„ Zły” kapłan

21 VI 1981 r. Wyłożyłam ojcu Ludwikowi swoje żale na kapłana w rażący sposób lekceważącego swoje obowiązki. Spytałam na koniec, dlaczego Bóg znosi to, że tacy ludzie deprawują otoczenie i szkodzą wiernym zależnym od siebie, gorszą ich i odpychają od Boga.

– Odpowiem ci, że taki jest Kościół, jacy ludzie w nim. Konieczna jest reforma i oczyszczenie, a tego mogą dokonać tylko nowi biskupi, nowy prymas i młode pokolenie księży. Oni to widzą i pragną oczyszczenia.


O to ciekawe! Dlaczego Bóg toleruje ,złych kapłanów'. Oczywiście Pismo mówi że są odbiciem społeczeństwa! Częśc ludzi jest bardzo złych i tak też wśród księży. Jednak oczyścić mogą to tylko duchowni bo przecież komputer naprawi tylko informatyk. Tu jest tak samo. Bóg nie gwałcił logiki świata min. takiej że jest podział ról społecznych.

Bóg znosi nas wszystkich, chociaż najokrutniejszy ból sprawiają Chrystusowi Jego źli kapłani, zwłaszcza wśród proboszczów, profesorów, wychowawców w seminariach duchownych – wszędzie, gdzie mając jako kapłani wpływ, stanowią wzór (często odrażający). Tu potrzeba nieustającej ofiary i modlitwy.

Dobrze, że widzisz, jaki jest rzeczywisty obraz życia parafialnego w naszym kraju; nie można żyć złudzeniami. A jednak Najświętsza Maryja Panna potrafi i to przemienić. Jedyne, co ty możesz, to oddawać Go (tego kapłana) w ręce Maryi z prośbą o ratunek. Tylko Ona może wyprosić Mu łaskę przejrzenia i przemiany. Za Niego nikt się nie modli, a wiele osób myśli o Nim źle – a to nie pomaga.


Nikt się za nich nie modli. A w dodatku myślą o nim negatywnie! Czyli wręcz na odwrót! Bombardują go złymi emocjami. Od tego się nic nie poprawi! Bóg jasno pokazuje że dane nam wyjście. Modlić się za takich a więc okazywać. im miłość a Bóg wszystko naprawi. To jest współdziałanie z Bogiem dla dobra bliźniego.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 12:37, 02 Lis 2023    Temat postu:

Rzućcie się w ramiona Pana

Jak obserwuję, nie tylko tobie, ale wam wszystkim nie jest łatwo modlić się samotnie. Zbyt wielki jest teraz nacisk „świata” z jego niepokojem, natłokiem wrażeń i grzechem. 


To było wtedy w PRL! Nudno szaro i ponuro! Zero rozrywek! TO JAK WTEDY SWIAT ROZPRASZAŁ TO CO JEST TERAZ! TOTALNA MASAKRA DZIEŃ W DZIEŃ! JESTECIE PERMANENTNIE MIAZDZENI WALCEM W CELU ZRESZTA FINSNSOWYM GLOWNIE! Aby machina zysków się kręciła i kasa zgadzała. Jesteście jak widzę bezbronni! Dziś wam film Barbie i z góry wiedzą że pójdziecie milionami i idziecie kasa jest wszystko jak miało być jest! Coś potwornego!

Codziennie zanurzacie się w nim i nigdy nie wychodzicie zupełnie czyści, ponieważ nie możecie przeciwstawiać światu miłości prawdziwej – miłości Pana.

Wychodzicie ze świata brudni! Wtedy! To co dopiero teraz! Teraz to jesteście tak oblepieni kałem że skóry nie widać! Idzie taka kupa kupy. Zwłaszcza kobiety są niebywale paskudne co pokazują wybory czy inne strajki. Kał idzie z paszczy. Tak to nie jest teoria. Brud obecnego pokolenia jest nieznany w historii ani z Sodomy ani z Gomory!

Kiedy nauczycie się żyć Jego miłością – nie swoją – będziecie zdolni ogarniać nią i w niej zanurzać wszystkich ludzi i sprawy każdego waszego dnia. Dobrze, że już rozumiecie waszą słabość, nieudolność i skłonność do zła, a także egoizm i brak miłości. Trzeba tylko, abyście w tym miejscu nie pozostawali, a całą mocą woli, umysłu i serca rzucili się w ramiona Pana – który was oczekuje, aby uczynić was prawdziwą swoją własnością.

Tu coś o mnie. Dokładnie tak się czuję. Bo nie przypadkiem te objawienia Anny Dąbskiej mi podsunął Bóg. Po prostu to jest duchowość czysto polska taka jak i u mnie. Duchowości też są różne i nie każdy pasuje do każdej. Po prostu każda jest dobra ale jedna droga pójdziesz szybciej inna wolniej stąd trzeba dobrać.

A wiesz, że Bóg jest miłością darzącą. Pragnie On nasycić was sobą, udzielić się wam w swojej mocy, w swoim ogniu, w swojej miłości. Pragnie stać się towarzyszem każdej sekundy waszego życia, abyście nie gubili się już, nie smucili, lecz zostali nasyceni radością.

Takie są pragnienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, względem swego odnowionego Kościoła, który ma wyjść z pozycji obronnych i zacząć zdobywać dlań świat.


Aby nasycić nas miłością Jezus musi być przez nas przyjęty! To tylko my jesteśmy problemem. I jeśli się przemienimy to wtedy zaczniemy zdobywać ludzi! Osobnicy patologiczni nikogo nie zachęca. A praktycznie mamy pokaz Wojowników Maryi. Z małej grupki tysiące. Bo jedni obserwowali drugich i stwierdzili To jest to! Nie ma innego nawracania niż wzorem własnym!

– Czy dawniej tak nie było?

– Było tak zawsze, ale nigdy jeszcze nie było takiego zepsucia i zła. Dlatego łaska Boża wychodzi szukającym Pana naprzeciw w niespotykanej dotąd obfitości, łaskawości i miłosierdziu. Zbliża się dzień „dobrego łotra” i potrzeba naszemu Panu wielu uczniów, którzy staną się Nim samym dla zbawienia ludzi, niosąc Go im wszędzie.


Wtedy było źle! Co dopiero teraz! Takiego syfu to dopiero nie było. Jest tu odwołanie do Pisma Świętego. Gdzie szeroko rozprzestrzenia się grzech tam jeszcze obficiej rozlewa się Boża Łaska. W znaczeniu takim, że Bóg reaguje i nigdy nie traci kontroli nad światem!

O pokorze

3 III 1981 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Pan nasz jest niewyobrażalnie święty. Jego miłość i miłosierdzie są nieograniczone. Ale Pan pragnie dać się poznać. Powoli się do was przybliża, odsuwa wasze wyobrażenia o Nim jak kolejne zasłony. Ceń sobie bardzo to pragnienie Jego miłości i bądź Mu wdzięczna – a wdzięcznością dziecka jest ufność i pokora.


Jezus zbliża się do nas powoli aby nas nie zabolało! Nagłe pojawienie się takiej czystości doskonałej doprowadziło by nas wręcz do śmierci bo jesteśmy brudni. Obiektywnie trzeba być gotowym na Jego przyjęcie. Co nie oznacza tylko ,aha Jezus chce przyjąć no dobra niech wchodzi'. Tylko o rzeczywisty stan duszy i ciała! Człowiek musi być czysty moralnie inaczej tego nie zniesie. Czyste szaty są oczywiście symbolem czystej duszy.

Ty masz zupełnie błędne pojęcie o pokorze. To nie „korzenie się ” czy „bicie pokłonów”, „czołganie się”, „leżenie na ziemi” – nic z zewnętrznych form. To jest stawanie przed Panem w całej swojej biedzie i małości, stawanie w prawdzie. A prawda jest taka, żeśmy zawsze niedoskonali, zawsze mniej lub bardziej brudni, a przede wszystkim wobec Niego jak malutkie dzieci, niemowlęta, tak słabi, bezradni i we wszystkim zdani na Niego. Trzeba uznać swój stan i przyjąć go z godnością, to znaczy w prawdzie, nie udając przed Chrystusem Panem – który nas zna dogłębnie – tego, czym się nie jest, nie pozując, nie grając roli nadczłowieka. Bo wszelkie kłamstwo i fałsz wstrętne są Bogu (i śmieszne, bo nieskuteczne), a ujawniają jedynie stopień waszej pychy i rozmiar błędu w ocenianiu siebie – czyli ogrom miłości własnej. Aby mówić z Panem, trzeba stać się sobą, bytem stworzonym, zależnym, ale ukochanym i odkupionym.

Czyli narcyzm! Każdy go ma! Im gorszy tym więcej. Wobec Boga jest on śmieszny żałosny głupawy jakbyś pokazał patyk i mówił że to złote berło to przecież każdy widzi że patyk. Gdybyś się upierał to by powiedzieli że wariat bredzi i poszli dalej. Taki ma sens udawanie , wielkości' przed Bogiem. Jest absurdem tak wielkim że nie ma porównania z czymś ziemskim. Narcyzm jest po prostu głupi i nas ośmiesza. Stąd pokora jest tak dobra bo chroni nas przed głupota i kompromitacją.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 11:09, 01 Lis 2023    Temat postu:

POMOC W ROZWOJU –RADY DLA KIEROWNIKA GRUPY MODLITEWNEJ


11 III 1980 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Dary otrzymywane nie powinny być zakopywane, a rozwijane, ponieważ mają służyć szerzej; po to są dane. Ponadto wszyscy powinni rozwijać się w pełni, a nie jedni bardziej niż inni. Pełny rozwój następuje wtedy, gdy człowiek biorąc – daje. Należy to umożliwić wszystkim, zachęcając tych najskromniejszych i nie „zajmując pierwszego miejsca” dlatego, że weszło się wcześniej do grupy. Pan nie uwzględnia pierwszeństwa, które ludzie sobie uzurpują.


Potężna nauka! Każdy powinien rozwinąć się w pełni a nie bardziej niż inni. Stąd logicznie ci którzy chcą bardziej hamują innych gdy tylko mogą żeby być lepszymi. Zwłaszcza widać to między państwami gdzie mamy wręcz podbój czyli próby zabicia żeby w ogóle się nie rozwinął. Tu Rosja jest monstrualnym , wzorcem' tej ohydy. Tymczasem ci wyżej powinni pomagać tym niżej i niedorozwiniętym tak np. jak ja wam na tym darmowym forum. Nie musiałem tego czytać od lat to było oczywiste. Bóg nie uznaje ziemskich hierarchii a zwłaszcza tych którzy na chama się wybili na czele jakiejś bandy! To nie są dla Boga ,ważniacy' wręcz czeka ich kara za kradzież władzy. To też jest przykazanie ,nie kradnij'.

Wy nie wiecie, do jakich zadań Pan was przeznacza, lecz powinniście w imię miłości bliźniego starać się, aby nikt z was nie zostawał ograniczany w rozwoju. Może się okazać, że później, kiedy zostanie pozostawiony sam wobec swojego własnego zadania, nie da sobie z nim rady, gdyż nigdy nie był samodzielny, a opierał się na wspólnocie.

Świetne! Pomoc to nie uzależnienie! Stąd min. złem jest taka ,pomoc' która biednych czyni biednymi do końca życia na zasiłku! Co lubią różne lewice. Pomoc może być formą dominacji! Dajemy ci a ty masz na nas głosować. Bo zwykle w takim uzależnieniu jest interes osobisty! Pomoc może upośledzać.

– A czy nie powinien?

– Wspólnota modlitewna to gniazdo, z którego macie wyjść w świat. Łączność między wami może być bardziej duchowej niż fizycznej natury. Wychodząc na zewnątrz musicie być samodzielni duchowo, a więc mocno związani z Panem, na Nim oparci całą mocą woli i serca, w Nim zakorzenieni i pewni Jego miłości i pomocy. Właśnie różnorakie dary są tą dawaną wam „na wyrost” rękojmią pomocy i miłości Pana do was. Ale w istocie są one narzędziem pomocnym w służbie Bogu i dlatego należy o nie dbać. Zwróćcie uwagę na „najmłodszych” i angażujcie ich do pomocy, a nie do asysty.


To dotyczy każdej grupy ludzi związanych jakaś działalnością! Np. i partii. Jeśli ktoś ma nagle nadzwyczajny talent występów w mediach to dar Boga na wyrost! Po to jednak aby służyć Bogu! Oczywiście mowa o partiach którymi kieruje zasada troski o dobro wspólne. W ,partiach' typu zorganizowana grupa przestępcza rządzą zasady demonów. Ważniejsze od tego żeby fizycznie być z sobą jest posiadanie wspólnego ducha.

Zwróćcie też uwagę na kształcenie intelektu. Trzeba czasem poradzić, polecić lub zainteresować, zwłaszcza „nowych”, odpowiednią lekturą. Powinniście czasem porozmawiać z nimi, pojedynczo lub w grupce, aby zorientować się, co kto czyta, i zalecić każdemu lekturę odpowiednią dla jego etapu rozwoju, zainteresowań i poziomu wiedzy.

Grupa powinna też się dokształcać i rozwijać intelektualnie cały czas żeby nie stać się skonstniala betonowa struktura jakimś mechanizmem obracającym nie bardzo wiadomo po co.

Pojedynczo dawane zalecenia i rady nie zastąpią pewnego rodzaju kierownictwa. Formacja wspólnotowa nie zastąpi intelektualnej, obie powinny przebiegać równolegle. Jeśli zechce (chodzi o kapłana-opiekuna), radziłbym, aby opracował pewne propozycje w dwóch, trzech wariantach, np. z położeniem nacisku na problemy filozoficzne, teologiczne i etyczne w aspekcie społecznym, do wykorzystywania zależnie od zainteresowań osobistych, lecz z zaznaczeniem tekstów: obowiązujących dla wszystkich – przede wszystkim Pisma świętego i pomocniczych do pełniejszego zrozumienia Pisma, ponadto pomocnych w rozwoju wewnętrznym. Zalecałbym układ od najprostszych i najłatwiej przyswajalnych do trudnych, np. Jana od Krzyża, Teresy z Avila itp., przeplatając lekturę różnymi wzbogacającymi uzupełnieniami, nawet lekkiego typu, ale opartymi na idei rozwoju człowieka ku Bogu i służbie Bożej we współpracy z Nim. Myślę tu o biografiach ludzi, zwłaszcza ostatnich lat (de Foucauld, matka Teresa, o. Kolbe i wielu innych). Te moje sugestie prowadzą do tego, byście się nie zagubili w lekturach bez wyboru o różnym poziomie i nie poprzestawali na tekstach łatwych.

Czyli powinien być zestaw wspólny dla wszystkich oraz każdy powinien indywidualnie miejsce miec swoją dziedzinę bo każdy jest inny. Ponieważ jednak jest to działanie społeczne musi być wspólny mianownik!

Uciekaj zawsze do Chrystusa


2 III 1981 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Pragnę ci zaproponować, żebyś z miłości do Chrystusa zechciała przyjąć to wszystko, co cię niepokoi i rozbija wewnętrznie, w duchu zadośćuczynienia za swoje winy i w duchu pokuty. Nie rób nic więcej, tylko mów Jezusowi: „Panie mój, Przyjacielu, Tyś za mnie oddał życie. Ja mogę Ci oddać tylko ten mały ból codzienny. Przyjmij go jako dowód mojej miłości”. Mów też często, jak tylko możesz, że ufasz Mu i polegasz na Jego miłości do ciebie i na Jego kierownictwie. Poza tym nie zajmuj się więcej analizą tego, co ci dokucza, nie zaprzątaj sobie tym myśli. Zagarniaj wszystko to, co ci się narzuca z zewnątrz, i oddawaj Jemu.


Nie rozpamiętywać w sobie problemów! Cierpienie oddać Bogu jako zadość uczynienie za grzechy swoje i innych. Rozważnie tego jak mi jest ciężko do niczego nie prowadzi.

– Ojcze, jeśli to są pokusy i myśli podsuwane mi przez szatana, to jak mogę je oddawać Chrystusowi?

– Ty nie oddajesz pokus, ale swoje udręczenie – a On je natychmiast przyjmie, aby cię uwolnić. Jeśli tego nie robisz, to pozostajesz nadal ich więźniem. Czy nie czujesz, jak bardzo zostałaś przez nie oplątana, spowita, obezwładniona wewnętrznie? Celem szatana jest zawsze oderwanie was od Boga, wszelkimi środkami, jakimi dysponuje – a jest ich mnóstwo – i zawsze z nim przegra ten, co liczy tylko na siebie. Słusznie myślałaś, że nie możesz walczyć ze złem niewidzialnym: oczywiście ulegniesz mu – ty! – ale to samo zło truchleje przed władzą Pana naszego. Dlatego uciekaj zawsze do Chrystusa, a nie od Niego.

Proszę cię, miej cierpliwość i zaufanie. Staraj się przytulić do Jezusa jak najbliżej. Oddaj Jemu swoją obronę i ufaj Jego miłości. On zna każde drgnienie twego serca.


Dokładnie! Nie ,radzić sobie samemu' bo przegrasz! Demon jest sprytniejszy! Rozpamiętywanie trudności czlowieka przytłaczają i nie ma on już siły na nic Jezu ty się tym zajmij! Dokładnie! I od razu dziękować za rozwiązanie bo ono już jest postanowione i na pewno nadejdzie!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 9:54, 11 Lis 2022    Temat postu:

Im większe zadanie życiowe Bóg wam wyznacza, tym większego zaufania pragnie

7 II 1979 r. Mówi ojciec Ludwik, udzielając rady dla bliskiej znajomej, której plany życiowe związane z małżeństwem zostały „wywrócone”.

– Plany człowieka nie zawsze są planami Boga. Może to być tylko próba zdecydowania, wierności i stałości dla zupełnie innych zadań. Jeśli człowiek przywiąże się do swoich planów, zerwanie ich jest krwawe jak ciężka rana. Jednak nie jest śmiertelne, ponieważ Pan nasz nigdy nie odrzuca nikogo, kto pragnie z Nim iść. Pan tylko pragnie zrozumienia, że to my mamy służyć Jego planom (nawet jeśli On zechce je zmieniać wielokrotnie lub zburzyć nasze własne, a jak sądziliśmy – Boże zamierzenia), a nie że my według własnych chęci wybieramy sobie sposób służenia Mu. On jest Ojcem zarówno nas, jak i swoich planów dla nas. Im większe zadanie nam wyznacza, tym większego zaufania pragnie. Oddanie całkowite – na życie i śmierć – z miłości do Niego gwarantuje, że On powierzy nam z zaufaniem sprawy poważne.


To jest bardzo ważne! Bóg nie spełnia kaprysów człowieka czyli ,bachora' bo nie jest dobre! Rozkapryszony bachor to coś absolutnie paskudnego i na pewno Bóg nie będzie takich produkował!!!! Ponadto jeszcze coś może być po prostu szkodliwe! Bóg np. widzi że to co zaszkodzi i robi wszystko żebyś nie zrealizował tego! Np. małżeństwo z kimś może by. tragedia w każdym wariancie! A ty ,chcesz koniecznie' nic z tego i jest ,dramat"! Tymczasem to tak naprawdę jest dobre zakończenie!

Pomimo cierpienia trzeba ufać w Jego miłość i stałe kierownictwo i wszystkie wydarzenia przyjmować jako Jego dar. Radzę wam, podziękujcie Panu z całego serca za to, co uczynił (bo i przez złą wolę innych – którą dopuszcza – Pan może działać, gdy chce). Praca na nią już czeka, niech się nie martwi, bo to jest bezużyteczne, a służy tym, czym może, co umie, spokojnie już składając przyszłość w Sercu Jezusa kochającemu ją bezgranicznie.

Wydarzenia te na które oczywiście wpływu nie mamy zawsze wyjdą nam na dobre z pomocą Boga tylko trzeba współdziałać żeby nie zepsuć! Np. gdy jest bieda i kobieta postanawia ,rozwiązać problem' przez prostytucję! To jest tragedia! Tak zmarnować okazję do pokuty! Nie można gorzej postąpic! Jezu ty się tym zajmij!

8 II 1979 r. Mówi Matka.

– Dziecko moje, jestem z tobą stale, troszczę się o ciebie bardziej niż za życia; proszę, nie odnoś moich dawnych błędów do mnie obecnej. 


Rodzice gdy umrą są bardziej z nami niż za życia! I to nie jest tani slogan na otarcie łez! To tak działa! Na dodatek tam już nie popełniają błędów wychowawczych! Ich pomoc jest doskonała!

Pytasz, „czy bardziej może ci pomóc w zwalczaniu lenistwa ten, kto był leniwy, czy też przeciwnie” – myślisz o mnie.

Widzisz, ja proszę za ciebie wraz z wieloma innymi osobami, lecz pomóc tak, że cała się odrodzisz i zostaniesz przemieniona, może tylko Pan. Nie jest łatwo walczyć ze sobą, lecz On, który cię kocha, może cię całkowicie uzdrowić. Proś Go o to, a my będziemy prosić wraz z tobą. I pamiętaj, córuś, że On pragnie nas uzdrawiać, a tylko czeka na nasze „chcę”. Wiedz też, że twoje siły są wymierne i nie możesz zrobić wszystkiego, coś powinna, bo powinnościom nie ma końca.


I znowu! Pomóc może tylko Bóg! Tylko On ma moc! Tak po prostu jest! Naprawdę słowo Stwórca oznacza absolutna niewyobrażalną wszechmoc! Taka że nie ma innej mocy poza!!!

Mówi ojciec Ludwik.

– Wiem, że najbardziej gnębi cię to, że masz za wiele spraw naraz. Radzę ci, oddawaj każdy dzień do dyspozycji Panu, tak by On mógł twoim czasem gospodarować. Myśl też o tym, co jest najpoważniejszą sprawą dnia i wokół niej ogniskuj wszystkie inne zamierzenia. Praca? Tak, ale ważne jest to, co i jak wykonasz, a nie ile zużyjesz na nią czasu. Proś o pomoc i w tych sprawach. (...)


Nawet rozplanowanie czasu dnia to też jest okazja zwrócenia się do Boga! Nie ma spraw niewaznych' dla Boga!

Powiedz Z., że Pan nasz nikogo nie odrzuca, a każdego pragnie przyciągać do siebie, działając w sposób dla niego możliwy do przyjęcia. Tego trzeba się uczyć, a tworzyć też silną więź życzliwości. Oprócz modlitwy konieczne jest również poznawanie się, aby móc sobie nawzajem świadczyć jak najwięcej dobra.

Nie wystarczy oczywiście ,tylko się modlic' trzeba też poznać ludzi. Natomiast oczywiście problemem ludzi raczej jest brak modlitwy bo innych poznają tak czy tak w trakcie życia.

17 III 1979 r. Po spotkaniu z koleżanką, która w widoczny sposób zmieniła się: była radośniejsza, bardziej ufna, silniejsza... Mówi ojciec Ludwik.

– Widzisz, jak Pan nasz działa, gdy się Mu zaufa? On jest Tym, który działa, wy tylko pomocnikami, czasem obserwatorami Jego cudów. Jeśli On znalazł wśród was punkt oparcia, nie zrezygnuje nigdy, chyba że sami przeszkodzicie Mu działać; lecz jeśli będzie dobra wola, będzie obfity połów. Przypomnij sobie, jak On kazał uczniom zarzucić sieć – kiedy i z której strony łodzi. Oni nic nie wiedzieli, tylko usłuchali. I wam to pozostaje: poddać się Jego kierownictwu i w każdym momencie pytać o radę, słuchać...


I tu właśnie nie cudowne zjawiska są celem! Człowiek na skutek zwrócenia się ku Bogu staje się pogodny radosny! Co by dało gdyby np. latał w powietrzu biegał szybciej niż samochód i nie wiadomo jakie cuda, gdyby był w środku smutny spięty nerwowy? Na nic wtedy cuda! Trzeba pozwolić Bogu działać! On nie zapomni ani nie porzuci tego zadania nigdy! On działa przez nas i o tym właśnie mowa przy ewangelicznym ,połowie ryb'. Oczywiście jak to w Biblii fizyczną czynność rybaka oznacza sprawy duchowe! Łowienie to wyciąganie ludzi z pogaństwa czyli z dna. I jak to w Biblii czynność polowania czyli nieprzyjemna dla jej przedmiotu bo w końcu ryby się zjada więc gdyby dosłownie to wziąć to byłby kanibalizm oznacza zupełnie przeciwne rezultaty! Złowiony przez Ewangelię osiąga szczęście o jakim nie marzył! To samo gdy mowa że Izraelici podbija ludy wezmą w niewolę będą one im służyć! Obecni syjoniści czytają to dosłownie! Świat ma im sluzyc bo mają finanse światowe w ręku! Tymczasem zgodnie z sensem Biblii oznacza to że cały świat uzna wiatę dawnego Izraela czyli mojżeszowa za prawdę i pójdzie za nią. W tym sensie ,podbija'. Oczywiście wiara nie jest pomysłem Mojżesza tylko jest od Boga czyli Chrystusa a więc chrześcijaństwo. Jednak to jest jeden ciągle Mojżesz nie głosił czegoś innego. Wszystko co robił wcześniej dostawał od Boga!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 18:04, 10 Lis 2022    Temat postu:

Mówi ojciec Ludwik.

– Musisz pamiętać o tym, że jesteś my twoimi rzeczywistymi przyjaciół mi, to jest, że rozumiemy cię, kochamy i nie zwracamy uwagi na drobnostki, ponieważ łaczą nas sprawy niezmiernie poważne i tylko one mogą wpłynąć na nasze wzajemne stosunki. Powinnaś czuć się względem nas zupełnie swobodna, nieskrępowana i szczera.

...I nie zwlekaj dłużej ze spowiedzią . Bez Chrystusa życie nasze nie ma blasku, szare jest i martwe, podczas gdy przy Nim rozwijamy się i przynosimy owoce.


Życie bez Jezusa jest szare wręcz martwe. Strupieszale. A życie z Nim to stan łaski uświęcającej stąd spowiedź jest wspaniała możliwością oczyszczenia a nie ciężkim obowiązkiem do odrobienia!

Mów Jezusowi o wszystkich problemach

15 X 1978 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Pytasz, jak masz się poddać działaniu woli Boga, jak zbliżyć się ku zażyłości z Chrystusem. Mów Mu o wszystkich swoich problemach – zamiast z ludźmi, mów z Nim. Nie próbujesz nawet. Staraj się pomówić z Nim o tym.


Otóż to! Ludzie biegną do ludzi z problemami a ci ich nie rozwiążą tylko dołożą swoich! Bo nawet gdyby chcieli nie potrafią! Co wy możecie? Sami wiecie że nic! A Bóg dał życie tu aby człowiek nauczył się polegać na Bogu bo w Raju nie zdał egzaminu! I tak wszystko jest od Boga! To nie jest żadnen ewenement że zwracasz się do Stwórcy z problemami w tym co On stworzył.

Proś Go o pomoc w darowaniu przez ciebie win, proś o umiejętność zapominania i darowywania. Dziękuj Mu też za wszystko, co otrzymujesz; bo wdzięczności trzeba się uczyć. Nie poddawaj się „nastrojom”, pokusom i zmęczeniu. Ufaj Chrystusowi we wszystkim i staraj się odczytywać Jego wolę, nie twoją. Proś o ciszę wewnętrzną i spokój, a tych, których życiem duchowym lub zdrowiem jesteś zatroskana, polecaj Panu szczególnie.

10 I 1979 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Staraj się dzię kować za wszystko, co ci dzień przyniesie, a wieczorem za to, co otrzymałaś. Dotyczy to wszelkiego dobra, o jakim się dowiadujesz, którego doświadczyli twoi bliscy i ci, za których prosicie (którzy też powinni być wam bliskimi).


Tak! dosłownie we wszystkim należy prosić o pomoc! A także dzięki czynić. Wdzięczności trzeba się uczyć! Zatem nie miejcie pretensji że ktoś jest niewdzięczny za wasze dobro. Po prostu nie potrafi tego!

Dobrze, że wiesz o swojej słabości

5 II 1979 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Dobrze, że o tym mówisz. Rzeczywiście jesteście słabi i mało możecie, prawie nic, lecz Bóg może wszystko, i to tylko jest ważne. Dobrze by było, abyś zawsze pozostawała w świadomości swojej nieudolności i słabości, bo nic tak nie szkodzi, jak mniemanie, że się samemu coś robi (dużo i dobrze), podczas gdy to czyni Jezus przez was.


Dokładnie! Nic nie możemy! I tu pisząc ja nie nawracam wielu! To Jezus tak chce żeby działać przeze mnie w czasach internetu. Akurat taka wiedza jak mam najlepiej ujawnia się na piśmie. Toteż i Bóg w ten sposób działa. Ale mógłby bez tego! Żaden problem! Bóg robi miejsce jak dziecko! Dziecko coś robi żeby się nauczyć mimo że rodzice zrobią szybciej i lepiej ale nie o to chodzi! Tak i Bóg chce aby człowiek nauczył się chociaż trochę czynić dobro więc zostawia pole. Ale nawraca jednak zawsze Jezus! My nie mamy szans!

Natomiast nie jest dobrze, kiedy mając właściwą ocenę siebie, masz niewłaściwą – Chrystusa Pana. Widzisz w Nim cień tylko zamiast wszechmocy pełnej majestatu. Rozumiem, że łatwiej zbliżyć ci się do Niego jako do przyjaciela, ale jest to Przyjaciel wszechmogący. Jeżeli chcesz więcej wyprosić dla ludzi, wstawiaj się z większą miłością, żarliwiej, tłumacząc i usprawiedliwiając, a także przepraszając Pana za ich winy. Proś też o wstawiennictwo Maryję. Ona nigdy nikomu nie odmówi, możesz być spokojna.

Jezus oczywiście jest przyjacielem ale Wszechmocnym przyjacielem! Nie należy tego mylić z ludzkim przyjacielem! Co do pomocy bliźnim trzeba uzupełniać ich braki oczywiście duchowe. Np. wstawiać się za nimi u Boga najlepiej przez Matkę.

Mówisz, że trudno ci modlić się samej. Nie jesteś sama – Duch Święty żyje w tobie i On się modli do Ojca prosząc za tobą. Zaufaj Mu i proś o opiekę nad tobą Jego świętości i mocy. Nie widzę, co by ci mogło przeszkadzać w rozmowie z Chrystusem, jeśli jej naprawdę pragniesz. On cię słyszy, nawet jeśli ci się wydaje, że nie, i że trudno ci się skupić. W takim przypadku ofiarowuj Panu te trudności. Możesz oddawać Mu tylko to, co masz, co z ciebie wypływa: oschłość, oziębłość, niemożność skupienia się, napięcie i zdenerwowanie. Jeśli oddasz to wszystko Chrystusowi Panu, On to przemieni, a ciebie uleczy. Lecz musisz też rozumieć, że czasem trzeba przyjąć taki stan też jako dar, jeśli nie ma w tym wyraźnego działania zła, np. złości czy niechęci; jeśli natomiast tak to czujesz, proś o ochronę, opiekę i uwolnienie cię, zwracając się do Maryi, Matki i Opiekunki

Nie trzeba być świadomym żeby Bóg w tobie działał! Wystarczy intencja! A że myśli się kłębią że co innego masz w głowie?! Bóg i tak działa w twojej duszy. Jezus jest obok nawet gdy tego ,nie czujesz'. Najtrudniej chyba opanować Jerzym Gdy coś złego przyszło. To oczywiście absolutnie nie ma żadnych pretensji że o tym myślisz ale oddaj Bogu. Stąd słynne Jezu ty się tym zajmij.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 14:59, 09 Lis 2022    Temat postu:

GŁÓD BOGA

25 IX 1976 r. Bartek o pewnym koledze, literacie, prosząc o pomoc dla niego.

– Jemu potrzebna jest teraz pomoc, taka jaką kiedyś dałaś mnie. On jest zmęczony i nie widzi przyszłości. Swoją pracę traktuje tak jak ty – pisze o tym, na czym się zna, ale brak mu nadziei, czegoś, dla czego warto żyć, dla czego chce się żyć. Jest znudzony życiem, jakie prowadzi, środowiskiem, wszystkim, do czego ciągnął, co pragnął osiągnąć, ale co okazało się „nie tym”. Miota się w duchu i szarpie ze sobą, nie widzi nowej drogi, bo jest zabłąkany: ze wszystkich stron krajobraz jest nieciekawy, smutny, we mgle.


Po prostu fenomenalne! Te rozmowy Anny z Bogiem i świętymi to najbardziej dostosowane do mnie objawienia! Jak widzicie mamy tu elite przedwojennej Polski czyli taka prawdziwa a nie łajno obecnie. To jest moja elita bo jak pisałem z tym co jest teraz się nie identyfikuje to jest taki syf że rzyg! Polska to była wtedy.
Widać też że Bóg nie tylko z prostaczkami rozmawia z dziećmi z wiosek! Tu akurat mamy absolutne szczyty społeczne Anna to zajmowała się historia kultury a przyjaciele to pisarze muzycy i to z przedwojennej Warszawy! W porównaniu z pastuszkami z wioski koło Fatimy to jest przepaść. A jednak i z nimi Bóg rozmawia bo? Nie ma w nich pychy! Jezdem megartystom! Intelektualisto hiper! Do takich Bóg nie podchodzi. Nie da się. Ale Anna taka nie była zupełnie jak ja.

I kogo mamy! Pisarz dążył do sukcesu i nagle stwierdza że świat literatury to nie jest to! Nie warto temu poświęcić całej duszy! Znamienne! Często młody myśli że najważniejszy jest sukces osiągnięcia że jak już będzie sławny to... Co? To będzie sławny! I co z tego? Brak sensu. I właśnie ten pisarz to sobie uświadamia.

Oczywiście wiemy, że jest głodny Boga. Po prostu każdy Go szuka i spodziewa się znaleźć pod postacią swoich pragnień. Ale Bóg jest sobą i nie stosuje się do pragnień fantazji ludzkiej. Jest większy niż możliwości naszej wyobraźni, nieskończenie bardziej poważny i wspanialszy. Ludzki robak, który szuka nory małej i ciasnej, zaskoczony zostaje, gdy ofiarowuje mu się najcudowniejszą niebosiężną gotycką katedrę. A Bóg nie chce ustąpić – to człowiek musi dorosnąć do swojego domu w wieczności. 

I takie poczucie wypalenia to jest znak że już ten świat nie wystarczy. Potrzeba Boga! Ale to wiemy my! Ludzie żyjący z dala od Boga tego nie pojmują! Ponadto do Boga trzeba dojrzeć. I nie ma innej drogi! Bóg nie obniży swojej jakości żeby dostosować się do nas bo wtedy zaszedł by znany absurd dla ćwierćinteligentów czy Bóg może stworzyć kamień którego nie może unieść. Odpowiedź brzmi nie bo to jest absurd a Bóg jest doskonały więc nie ma w Nim żadnego absurdu. Tak więc nie ma i absurdu że Bóg zniży się do poziomu człowieka. Bóg podniesie człowieka do Swojego poziomu! To jak najbardziej!

A czym jest katedra, choćby najdoskonalsza, w porównaniu do naszego Domu: bez ścian i ograniczeń, domu pulsującego ogniem, w którym jest muzyka i cisza, życie przyjaźni, miłości i zrozumienia, samotność w złączeniu z Panem i rozkwit wszelkiej myśli, wiedzy, ogród wiecznie dojrzewający, a nie znający zgnilizny ani śmierci.

Kiedy tu będziesz – a wierzę w to – jaką radością będzie dla mnie móc ci ukazać nasze szczęście!


I to dostosowanie się człowieka do poziomu Boga jest właśnie wspaniale bo tamten świat jest wspaniały! Przecież jeśli masz żyć w norze lub popracować rok i przenieść się do pałacu to co? Powiesz a po co mam się wysilać? Absurd! Rzecz jasna gnić latami w norze to gorsza opcja niż rok pracy żeby przenieść się do pałacu! Tam jest takie szczęście że pałac to grajdołek! Tam są światy wręcz a nie jeden świat! Tam nie oglądasz świata Tolkiena poprzez nędzny serial ale na tamtym świecie wchodzisz w świat Tolkiena z marszu i widzisz jak on sobie to wyobrażał na żywo! W toku! To jest Niebo tu wszystko można!

Dobrze byłoby otworzyć mu oczy na nowe światy, o ile oczywiście on zechce. Jednak do jego wyobraźni powinno przemówić to, co jest pięknem. Nie jest zepsuty wewnętrznie, zachował wrażliwość sumienia. Ma do siebie wstręt, dlatego że przez wiele lat kąpał się w pozorach wartości; jadł rzeczy niestrawne w przekonaniu, że to, co mu zachwalają, musi być tego warte. Snobizmy i mody wreszcie sfermentowały w nim i teraz jest pusty, ale to jest właśnie pora dobra na chleb dla ducha. Spróbuj. (...)

Widzimy że jest wypalony bo sugerował się tym co było modne i za tym biegał a nie zajmował się tym co wartościowe! A wiemy co w sztuce potrafi być ,modne'. Ostatnio jest to co najbardziej syfiaste. Jesteś tym co jesz. Karmisz się syfem syfem się stajesz.

To jest genialne!

Dobrze byłoby otworzyć mu oczy na nowe światy

!!!

:0)))

Might and Magic! Dokładnie tak miałem! Byłem na wakacjach a tam Heroes of Might and Magic III! Otworzyć oczy na nowe światy!!! Po to była mi pokazana ta gra ewidentnie z tamtego świata! Po to Tolkien tworzył świat! Po to są te nowe światy literackie abyście otworzyli oczy na to że może by. inny świat czyli Niebo! A magia w sposób prymitywny ma pokazać że prawa fizyki będą tam niczym! Rzeczy będą się działy ot tak bo mają się dziać! Bóg nie potrzebuje czegokolwiek! Bóg tworzy ot tak! Ma być i jest! W jaki sposób? W nijaki! Bo Bóg tak chce! Co ciekawe tak powstają kiepskie scenariusze że wydarzenia wyskakują jak królik z kapelusza ,bo scenarzysta tak chce'! To daje poczucie zwłaszcza fantastom że ,w fantastyce można robić co się chce'. Tylko że im wychodzą gnioty a Bogu arcydzieła! Bo owszem można co się chce tylko efekt końcowy ma być dobry!

Prosi o to wiele osób, w tym rodzice i jego polegli koledzy, a to jest dla mnie i dla ciebie ważne, prawda? (...) Zależy mi na tym. Widzę, jak się chłopak męczy, a bądź co bądź walczył i drogie mu jest to, co nam, a tylko przesłonięte zostało na pewien czas przez snobistyczne środowisko, z którego już się wydobywa.

Był to twórca który walczył w Powstaniu najwyraźniej. Jak wiemy wielu było artystów wtedy w 1944. Zaszkodziło mu snobistyczne środowisko! Jak widać są to sekty. Sekty artystyczne nazywamy ,środowiskiem snobow' jest to rak kultury. Nota bene mamy obecnie wszystkie instytucje kulturalne opanowane przez takich! Skutki są potworne! Co chwila słyszymy o jakiejś ohydzie zachwalanej przez patomedia! I masy ćwierćinteligentów sala drzwiami i oknami żeby konsumować syf! Skutki tego są tragiczne! To nie są żarty to naprawdę szkodzi! Kultura mocno oddziałuje na człowieka a więc syf mocno demoluje wnętrze! Musicie unikać tego co ,wszyscy chwala' a co was odpycha. To zapewne będzie taka sytuacja!

Piękny fragment o kulturze który wydziele aby nie umknął zbyt szybko z pola widzenia.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 11:00, 08 Lis 2022    Temat postu:

Wiele osób szybciej i łatwiej wchodzi w łączność duchową z Chrystusem Panem rozważając bezpośrednio Jego słowa, a pomocą jest im właśnie wielka różnorodność i bogactwo wyboru tematów, np. z Kazania na Górze czy z przypowieści. Należy samemu wybierać strawę najodpowiedniejszą dla siebie. Bóg nas nie pragnie krępować; pragnie z nami być! Dlatego „stopnie” są konieczne, że do Boga się idzie (a nie stoi), ale trzeba wybierać te, które nas lekko niosą ku Niemu.

Wielość form jest właśnie wyborem dla nas. Ponieważ ludzie są różni! Najlepiej po prostu iść z rytmem roku. W marcu drogi krzyżowe w maju majowe w czerwcu czerwcowe w lipcu lipcowe w sierpniu i październiku Rozaniec w grudniu roraty. Wtedy jest naturalnie. Bóg potrafi przyjść zawsze do nas. Nie można się zasklepiać na jednym na zawsze bo mamy postępować ku Bogu a nie stać w miejscu.

Różaniec nie może być traktowany jako pokuta, forma wewnętrznego przymusu. I nie trzeba się uważać za kogoś „gorszego” od innych, dlatego że trudno nam przychodzi odmawianie różańca. Różaniec nie jest obowiązującą dla katolików formą modlitwy, a jedną z wielu form, które nam Kościół w swojej mądrości podaje do wyboru. I nie ubliża w niczym Maryi Pannie to, że ktoś nie ma pociągu do tej właśnie formy modlitwy.

Nie musicie uwielbiać Rozanca! Mieć do niego pociąg. To nie jest sport dla przyjemności. Oczywiście jedna dziesiątka dziennie nikogo nie powali wielkim wysiłkiem. Problemem może by. część a wręcz cały Różaniec na dzień. Oczywiście nie należy się zmuszać jeśli nie idzie. To jest propozycja.

Maryja jest naszą pośredniczką i działa jako taka, podając różne propozycje. Serce Jej zranić może ten, kto do Jej Syna nie dąży, nie pragnie Go poznać, nie chce Jego miłości i szydzi z Jego ofiary. Natomiast ten, kto kocha Jej miłość – Jezusa – i stara się do Niego zbliżyć tą z dróg, którą dotrze najszybciej, taki człowiek ma całą pomoc Matki Bożej, która jest też i naszą Matką, doświadczoną, mądrą i radującą się z naszych starań. Trudność odmawiania różańca może być znakiem, że nie tą metodą mamy szukać zbliżenia z Panem. Być może On sam pragnie nami kierować i pragnie zupełnego uciszenia w nas, aby mógł przemówić do oczekujących w milczeniu.

Straszne jest jedynie dążenie OD Boga w przepaść. Natomiast gdy ktoś dąży do Boga to jest w porządku. Matka też do niego dotrze nawet gdy Różaniec idzie mu jak po grudzie. Ale oczywiście jak mówię bez przesady że ktoś nie daje rady jednej dziesiątki odmówić! Natomiast część już niekoniecznie jeśli jest ściana.

Trzeba prosić nie tyle o pomoc w odmawianiu różańca, ile o pomoc w naszym dążeniu do złączenia się z Chrystusem Panem, o wskazanie właściwych metod, o jaśniejsze ukazanie nam, jak właśnie my możemy się zbliżyć ku Niemu. I o to właśnie powinniśmy prosić Maryję. Ona bez wątpienia wskaże nam tę naszą własną dróżkę.

Absolutnie celem nadrzędnym jest złączenie z Bogiem i o to mamy prosić! Nawet nie o to aby lepiej się modlić! Tylko aby lepiej zjednoczyć się z Jezusem. A wtedy już Bóg sobie ,poradzi'...

A jako codzienne źródło tematów do medytacji powinny nam służyć Ewangelie lub całe Pismo święte, bo bez poznania nie może być zażyłości, tak jak bez wielu i ciągłych rozmów nie może być przyjaźni. Chodzi tylko o to, abyśmy rozmawiali ochoczo i szczerze, a o czym, to już On sam zadecyduje. Pozwólmy Mu na to i nie stawajmy się żołnierzem tak karnym, że aż mechanicznym. Mamy stawać się żołnierzem wiernym i gotowym na wszystko.

Tak więc radziłbym Ci czytać i rozmyślać z Pismem świętym w ręku, sięgając do tajemnic różańcowych, ale nie tylko do nich.


Różaniec to tylko przykład! Wzorcowy pokaz jak to należy robić! Biblia opisuje nieporównanie więcej wydarzeń z życia Jezusa a przeciez nie ma tu ,niewaznych'. Ponadto poza Ewangeliami są inne księgi i każda jest dobra! Czy zajęcie się Księga Rodzaju nie pomoże nam w drodze do Boga? Oczywiście że tak! Nie należy tego traktować jak jakąś historię która była minęła i teraz jest jakaś basnia! Natura ludzka jest niezmienna! Czy sytuacja z Kainem i Ablem to już przeszłość i nigdy się coś takiego nie zdarzy? No oczywiście że zdarza się ciągle. Przypominam że Abel to zapowiedź Chrystusa i ta sytuacja jest dosłownie taka historia jak ukrzyżowanie. Albo Noe. To nie jest historia o ,wielkiej wodzie' tylko znowu ratunek dla Noego jest też obrazem jak Bóg chce nas przeprowadzić przez życie ku Niebu. Zatem Noe przechodzący od życia na ziemi przez potop do życia na nowej ziemi dosłownie zbawiony przez Boga ukazuje przejście z tego życia do wiecznego. Z Noego się śmiali że buduje arkę i jest głupi choć jak płacił przychodzili mu budować! Za pieniundze! Co pokazuje że to byli bardzo niefajni osobnicy. Więc wręcz jest to przejscie ziemi niewoli (wśród degeneratów) do ziemi obiecanej po potopie. Co od razu przywodzi na myśl wyjście Izraelitów z Egiptu bo to jest powtórzenie! Wyjście Egiptu też jest obrazem przejścia z życia ziemskiego do wiecznego. Biblia jest pełna powtórzeń aby nie było wątpliwości. Izrael wiele razy popadał w niewolę potem z niej wychodził do wolności grzeszył i znów niewola! Znane jest tylko wyjście z Egiptu! Ale ten motyw jest naprawdę wiele wiele wiele razy w Biblii! Nieustanne powtórzenia pokazują że tu nie ma przypadku tu jest nauka moralna! I od razu Polska! Ile razy tak było. Okres potopu czyli opresji potem powrót wolności po odparciu agresorów Jan III Sobieski potem znowu ,wojna polnocna' i opresja. Potem pokój i znów prusactwo zaczęło gnębić. Chwila pokoju i znowu pierwszy rozbiór znów pokój i Sejm Wielki a potem katastrofa zniszczenie państwa. Potem nadzieja czasów napoleońskich i odrębności tzw. Królestwa Polskiego zwanego precyzyjniej Kongresowym bo nie żadne to było Królestwo ani tym bardziej polskie. I skończone Powstaniem Listopadowym po czym długa noc i dopiero 1918 ale znów nadchodzi 1939 i aż do 1989 noc niewoli. Sam PRL zresztą miał też noce i dni. Do 49 jakieś nadzieje że Mikołajczyk potem stalinizm potem nadzieje na Gomułkę zawiedzione oczywiście. Potem okres odwilzy Gierka po czym Stan Wojenny. Ale znów przełom roku 1989 wielka ulga ale niestety zawód na całej linii i nadchodzi rok 2004 UE nowa niewola najstraszniejszą bo mentalna. Tkwi nie w czołgach samolotach rakietach imperium ale w mózgach zniewolonych. Mózgi w obcęgach. Nadzieja jednak mówi że teraz z kolei musi być wolność! Stąd oczywiście nie załamujemy się.

Jak widać więc historia biblijna mówi o nas! Nie powtarzają się osoby stroje państwa ale młyny historii mielą tak samo! Biblia nas uczy o naszych czasach a nie tylko historii. A jej nauka jest duchowa głównie! Nie jest jej celem geopolityka czy nawet sposoby radzenia sobie w życiu. Ale człowiek wzrasta w świecie i Biblia zgodnie z tym opisuje też życie w świecie! Ale ma cele inne wyższe. Przez studiowanie jej owszem uczymy się zasad historii ale ważniejsze że w tym samym czasie zbliżamy się do Boga jeśli daliśmy Mu zgodę. Boże działaj we mnie. Po to są rozważania modlitwy adoracje!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 11:22, 07 Lis 2022    Temat postu:

Jak odmawiać różaniec

29 IX 1974 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Chciałbym wyjaśnić rzecz zasadniczą: różaniec jako przedmiot materialny nie znaczy nic sam w sobie, nie jest amuletem ani przedmiotem „cudownym”; tym bardziej nie jest „przepustką do nieba”. Przez poświęcenie – tak samo jak medaliki, obrazy sakralne i inne przedmioty kultu religijnego – uzyskuje błogosławieństwo, którym Kościół w imieniu Chrystusa Pana dany przedmiot obdarza, uszlachetnia, czyni „narzędziem służby Bożej” w zrozumieniu natury ludzkiej, pragnącej dla wysiłku umysłu i woli oparcia w obiekcie materialnym. Cześć, jaką obdarzamy przedmioty, odnosi się nie do nich samych, a do idei, którą wyrażają sobą.


Dość oczywiste że tzw. ,przedmioty kultu' są tylko forma materii i same z siebie nie mają wartości. Liczy się tylko Treść której są symbolem. Oczywiście nie znaczy to że można popsuty Różaniec czy książeczkę ot tak walnąć do śmietnika w brud i syf. Skoro wiele lat służyły to jednak trzeba z szacunkiem je unicestwić typu piec jeśli chodzi o papier czy drewno gorzej z plastikiem...

Powtarzam stale i z naciskiem: po śmierci ciała – w Bożym świecie bytów duchowych nie istnieje nie ujawnione kłamstwo i żadne pozory nie przesłonią prawdy. Formułki, pozory i gesty formalne nie nasycone treścią są niczym same w sobie, a co ważniejsze – mogą się stać świadectwem obłudy, fałszu, zakłamania, czyli plugawą, cuchnącą szatą duchową osoby „ubierającej się” tak w życiu na ziemi dla oczu świata. Nie jest tak – pocieszam – jeśli nie ma intencji „oszukiwania”, a tylko niemożność dostosowania się do tego typu praktyk religijnych. I różaniec stanowi jedną z ozdób przebogatej ramy, którą otoczył Kościół istotę swej rzeczywistości duchowej – Chrystusa Pana.

I tu jest ważne! Tam nie da się nic oszukać bo wszystko jest jasne. Trudno to pojąć ale jeśli patrzysz w czyjąś duszę co tu na ziemi jest niemożliwe to widzisz wszytko. Jedyne porównanie to tak jakbyś znał czyjeś myśli. Czy może cię oszukać? Oczywiście nie. Z tym że tam nie poznajemy myśli a intencje. Gdy ktoś do nas się zwraca od razu widzimy intencje bo mówi dusza do duszy.

Różaniec stanowi ułatwienie, pomost przerzucony przez Maryję Pannę dla ludzi, a może raczej mocne i solidne „poręcze” tego pomostu, po którym możemy zbliżyć się do Chrystusa Pana. Są ludzie, którym w ogóle poręcze takie nie są potrzebne, ponieważ idą lekko – ale większość szuka oparcia. Możesz przyjąć różaniec jako wysuniętą przez Maryję Pannę koncepcję pomocy w drodze do Jej Syna, opracowaną tak, aby służyła najszerszym masom ludzi wszystkich poziomów wykształcenia, ras i pokoleń.

Różaniec to pomoc. Są tacy którym nie jest to potrzebne np. ja. Nie przestanę przecież być z Bogiem jeśli nie znał bym różańca. Nie mówiąc już o tym że rozmawiam z Bogiem bezpośrednio bardziej jak żywa osoba bo to tak jest! Tamten świat świat jest realniejszy. Jednak skoro Bóg ustanowił Różaniec to jest on dobry i nie ma sensu coś kombinować. Ponadto jeśli mi niepotrzebny to innym tak! Zatem odmawiam go dla innych! Zatem nie ma opcji że ,już nie jest potrzebny przy moim poziomie duchowym'. U Boga nic się nie marnuje.

Konstrukcja materialna jest niezwykle prosta, a przez to łatwa w użyciu, praktyczna, bo tania i niewielka, którą każdy może mieć zawsze przy sobie; pomimo to jest ona oparciem dla rozmyślań na temat całości Boskiej koncepcji zbawienia ludzkości. Jest oparciem, czyli punktem zaczepienia – ma określony początek, rozwinięcie i zakończenie. Ma logiczny podział na trzy równorzędne części. Ten tryptyk odmienny w klimacie uczuciowym uwzględnia potrzeby natury emocjonalnej człowieka, zaspokajając je w całej pełni. Jak uzupełniające się kolory – niebieski (radość, nadzieja, świt rodzącego się nowego świata), czerwień (ludzki trud, dojrzałość cierpienia i purpurowy ogień ofiary), złoto (chwała Boża, światło królestwa Bożego promieniujące przez bramy otwarte dzięki miłości Syna Bożego ku nam) – razem tworzą kolor biały, tak różańcowe tajemnice tworzą jedną zamkniętą całość opowieści o miłości Boga do człowieka, pomimo że rozłożone są na pełną gamę kolorów. Soczewką skupiającą tu pełnię światła i równocześnie rozkładającą je na tęczę barw jest osoba Maryi, Matki Bożej. Oślepiający blask Boga, aby mógł być przyjęty przez człowieka, zostaje rozłożony na cząstki, z których każda zawiera inny fragment całości, o odmiennym jak gdyby naświetleniu, klimacie, nastroju – a wtedy jest on łatwiejszy do zrozumienia i przyjęcia.

Jak widać Różaniec ma symbolikę i logikę jednak duchową. Daje nam ,coś' bo jako ludzie musimy mieć rzecz bo nie potrafimy zbyt dobrze oprzeć się tylko na czystej wyobraźni. Jednak materia prowadzi do głębi duchowej.

Ale wielu osobom nie odpowiada właśnie kolejność, uporządkowanie i rozważania skrępowane określonym czasem, ponieważ ich struktura wewnętrzna wymaga zupełnej „ciszy”, wyeliminowania wszystkich zewnętrznych bodźców (łącznie z czasem), aby móc się intensywnie pogrążyć w rozważaniu, które ma jeden tylko temat. Podążają ku takiemu spotkaniu z Chrystusem, które będzie miało tylko jeden ton, barwę, melodię duchową. Takie zanurzenie się jest „głębsze” i pozostawia trwalsze skutki, ale wtedy, gdy dusza nie jest niepokojona skrupułami dotyczącymi form zewnętrznych. Dlatego takie niepokoje należy odrzucać. Wszystko to, co rozprasza i krępuje, co powoduje ustępstwa prawdziwej treści na rzecz formy, np. modlitwy, należy odsuwać. Trzeba wtedy przypominać sobie, że formy związane są z potrzebami ludzkiej, fizycznej natury człowieka i mają jej służyć, a nie przeszkadzać w spotkaniu duchowym nas z Bogiem.

Taka forma stoi wyżej niż głośne odmawianie pod warunkiem że ktoś naprawdę pogrąża się w adoracji Boga a nie myśli o pracy zakupach co trzeba zrobić w domu. Ta forma to oczywiście adoracja Najświętszego Sakramentu odbywająca się w ciszy. Osoby które chcą koniecznie zapełni. ,cały program' adoracji głośnym wymawianiem modlitw są na etapie prymitywnej modlitwy. Owszem często jest to 24 godzinna adoracja więc np o 15.00 może być Koronka. Czy o odpowiednich godzinach Jutrznia Nona. Ale to jest 10 minut głośno i 50 minut ciszy. Tak jest prawidłowo.

Nie ma „lepszych” i „gorszych” modlitw czy nabożeństw. To są stopnie, po których mamy się wznosić ku Bogu. Wybieramy z niezmiernego bogactwa te, których proporcje dostosowane są do naszej własnej budowy; bo nie o to chodzi, po jakich stopniach szliśmy, tylko jak daleko dojdziemy. Różaniec jest modlitwą o starych tradycjach, wypróbowaną przez miliony ludzi, ale skuteczną tylko tam, gdzie nie była odmawiana mechanicznie. Jej esencją jest zawarcie w sobie całości dziejów ziemskich Chrystusa Pana i Maryi, ale i one są tylko kanwą; w oparciu o nie każdy indywidualnie może i powinien budować swój własny, osobisty stosunek do Boga. Tajemnice różańca – to reflektory oświetlające nam bardzo jasno i wyraziście stosunek Boga do ludzkości. Powinny wywołać w nas rezonans, wydobyć z nas odpowiedź: miłość, wdzięczność, zachwyt, uwielbienie, naszą własną modlitwę; ona jest celem prawdziwym.

Nie ma gorszych nabożeństw! Liczy się podejście do nich że szczera intencją. W Polsce są przecież majowe czerwcowe i zapomniane bo wakacje lipcowe. One mają taką samą ,moc'. Bóg potrafi zadziałać w każdym z nich. To On działa nie my.

W zamierzeniu Maryi Panny modlitwa różańcowa jest Jej własną pomocą. Pragnie Ona, abyśmy wraz z Nią, a więc łatwiej, zrozumieli miłość Jej Syna do nas. Maryja przez różaniec podprowadza nas ku Niemu. Powtarzam, tajemnice różańcowe – to „wyciąg” z Ewangelii, ale nie zastąpi Jej, i dlatego należy pamiętać, że sięgać trzeba do źródła.

Czytanie Ewangelii uczy nas w dużym stopniu intelektualnie. Natomiast cel modlitwy jest czysto duchowy. Nie uczymy się przecież z Różańca że było Zwiastowanie tylko je rozważamy a w tym czasie Bóg niedostrzegalnie przemienia w nas duszę czyli oczyszcza i umacnia. Ponieważ to jest właśnie celem ta przemiana więc bez problemu może się odbywać bez żadnej modlitwy właśnie w ciszy adoracji.

...

W końcu nauczam modlitwy ale to Bóg prowadzi nawet nie jestem pewien czy to są moje słowa czy wręcz mam dyktowane. Ale Bóg nigdy nie robi z człowieka drukarki. Raczej podpowiada. Napisz tak napisz to ale formułuje to czlowiek. O modlitwie nie pisze czysto teoretycznie z podpowiedzi z Nieba tylko mam w tym doswiadczenie.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 11:10, 06 Lis 2022    Temat postu:

Musimy zacząć żyć miłością

Nie można prawdziwie poznać miłości bez doświadczenia jej, bez wejścia w życie miłości, która jest energią duchową, życiem świata duchowego, nieustanną wymianą pomiędzy bytami stworzonymi a Stwórcą, który je kreował z miłości ku nim. W świecie duchowym żyjącym w prawdzie odpowiedzią stworzonych jest miłość wedle pełni ich możliwości kochania.


Miłości nie da się poznać z zewnątrz nie wchodząc w nią! Stąd min żaden ,badacz' nie zrozumie Biblii jeśli nie ma w nim miłości Bożej!

My, ludzie, nie możemy wkroczyć w wieczność świata duchowego rozpoznając czyli rozumiejąc jego istotę, ale musimy stać się jego uczestnikami, a więc musimy zacząć żyć miłością.

Pod tym względem ziemia jest przedszkolem, ale można skończyć na niej uniwersytet, a nawet zostać profesorem dla innych – zobacz świętych. Wszystko wedle pragnienia nauki, ale nauki – miłości.


Tu na ziemi nie da się poznać miłości w jej istocie! Jest to przedszkole! Człowiek rodzi się i uczy z czasem przedszkole opuszcza... ale nie duchowe! To jest tak trudne ze trwa do śmierci. Natomiast w tym przedszkolu można się uczyć lub nie! A co gorsza jest opcja ujemna! Człowiek może się degenerować! Nie tylko nie uczy się miłości ale wręcz grzęźnie w syfie!

Chciałbym Ci zwrócić uwagę na to, że jest to jedyna „nauka” dostępna absolutnie wszystkim, uniwersalna, poza czasem, miejscem, uzdolnieniami i warunkami – bo jest nie ludzka, a Boża, a więc wszechogarniająca, bezmierna, niezniszczalna (śmierć o. Kolbego była właśnie takim dowodem niezniszczalności miłości żyjącej w człowieku). Chciałem Ci wytłumaczyć, dlaczego tak niebezpieczny jest brak harmonii rozwoju wewnętrznego. Może on, tak samo jak przerost religijności traktowanej emocjonalnie, doprowadzić do praktycznego życia poza Kościołem Chrystusowym, bo poza miłością. W przypadku skrajnego rozwoju „pychy rozumu” może to doprowadzić człowieka do schizmy. Wszyscy inicjatorzy odszczepieństw, np. Luter, Kalwin, tą drogą poszli, bo pozostawali stale poza miłością.


Sama religijność musi być prawidłowa na dodatek! Mahomet Luter Kalwin byli religijni ale poza miłościa! Celem religijności nie jest religijność a Bóg! Religijnością jest każdy kult! Kult rozumu też! Wiara w naukę też! Wiara w pieniądz jak najbardziej! Człowiek jest religijny z natury i musi wierzyć! Sama wiara nie jest żadnym osiągnięciem! Większość tych religii nadaje się na śmietnik.

Przy emocjonalnym traktowaniu wiary katolickiej jest ona płytka, niepogłębiona. Właściwie nie zna się Tego, kogo się kocha, a w każdym razie nie współżyje się w Nim. Kocha się swoje wyobrażenia o Bogu, a w dużej mierze kocha się też swoje emocjonalne sentymentalne wzruszenia. Wtedy grozi człowiekowi zagubienie się w pozorach manifestowanej pobożności przy braku prawdziwej miłości Boga, objawiającej się w codziennej miłości bliźniego, wymagającej woli, hartu i samozaparcia, a więc trudnej i prawie niewykonalnej bez wsparcia miłością Bożą, a więc bez stałego, serdecznego, bliskiego współżycia z Bogiem.

Jak ktoś lubi zapach kadzidła pieśni religijne nastrój klimat kościoła to nie jest chrześcijaństwo! To jest jakiś rodzaj sztuki! Zatrzymanie się na fizyczno psychicznych doznaniach nie jest duchowością wręcz ja blokuje!

To są zagrożenia najbardziej powszechne i niebezpieczne zarazem. W zakonach przybierają tylko ostrzejsze i bardziej rażące formy. Bardziej mogą gorszyć, a przez to zrażać do Kościoła, ale zagrażają wszystkim, każdy bowiem człowiek ma przeciwnika w sobie, a to jest ten „skutek grzechu pierworodnego”, który ciąży na nas wszystkich. Siły zła i nienawiści (upadli aniołowie) dopiero na tym mogą bazować. Nie docierają do nas inaczej niż poprzez nasze ułomności. Inni ludzie również przez swoje ułomności atakują nas, szczuci jak zwierzęta posłuszne woli tresera. Ale człowiek jest wolny i jeśli daje się „tresować”, czyli podporządkowywać, i to woli innej niż własna w celu utrudnienia ludziom życia, szkodzenia im, to znaczy, że sobie pana wybrał, chyba że nie rozróżnia dobra od zła. Na ogół tak właśnie jest.

Demony bazują na wadach! Dlatego trzeba właśnie je w sobie tępić! A nie rozwijać! Ale człowiek zawsze musi wyrazić zgodę! Nikim nie rządzi szatan! Nawet opętanym! Do śmierci człowiek sam wybiera! Na tym opiera się pojęcie winy! Skoro wybieram to moja wina!

Chwilowe dobro ciała identyfikowane jest z własnym, a inni ludzie osądzani są według kryteriów korzyści albo straty. Liczymy się z tymi, którzy przyniosą korzyść, bronimy się lub atakujemy tych, którzy, jak nam się wydaje, czegoś nam ujmują bądź do czegoś nie dopuszczają; oczywiście – do jakiegoś „dobra”. Jakże rzadko jest to dobro wyższego rzędu, duchowe. Najczęściej tacy ludzie są naszymi lustrami – w nich odbijają się nasze braki. To nie jest miłe, ale jeśli człowiek korzysta z lustra nie – żeby się podziwiać, a żeby sprawdzić, czy czegoś mu nie brakuje, to dobrze, jeśli braki zauważy.

!!!
Genialne! Uderzając w kogoś najczęściej atakujcie swój syf! Stąd zasada projekcji! Czyli gdy ktoś słucha waszej ostrej krytyki kogoś to ma nieodparte wrażenie że wymieniacie swoje wady! A oczywiście atakuje się tych ludzi którzy stoją na drodze do jakichś tam waszych planów. Najczęściej chorych! Pełno tego jest wokół! Żeby cokolwiek krytykować trzeba naprawdę mieć na uwadze dobro w znaczeniu Bożym abym ta krytyka była też czymś dobrym. Czyli najlepiej gdy nie chodzi o wasz interes osobisty. A i tu trzeba by. w stanie łaski uświęcającej.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 9:38, 04 Lis 2022    Temat postu:

Chrystus Pan przychodzi ku nam, aby ratować, pomagać, krzepić, ochraniać, karmić, leczyć i pocieszać. Idzie ku narodowi polskiemu w swoim Kościele. Jeśli nie zrozumiemy Go i Jego prawdziwych intencji, możemy się z Nim minąć. On chce działać przez każdego człowieka dobrej woli. Może pozostawić na boku martwe gałęzie lub całe bezpłodne krzewy swojej winnicy, narody, które odłączone od Jego ożywczego działania zginą, ale mogą, być może, stać się winne w oczach Pana zguby wielu ukochanych, najbiedniejszych Jego dzieci.

Bóg wychodzi mu narodowi polskiemu w KOŚCIELE!!! Stad ,Polak niekatolik' to absurd. Nie ma czegoś takiego. Narody które całkowicie odrzuciły by Boga musiały by nieuchronnie zginąć. Np. Prusy zostały całkowicie wycięte jako państwo całkowicie bluźniercze. Sowieci? To chyba oczywiste. Różne uratuje tylko poświęcenie fatimskie inaczej to samo by z nimi było. Po prostu roślina bez wody umiera i nie ma tu żadnej siły niepojętej. Natura!

Chciałbym z całą powagą przedstawić Ci tragedię grożącą wielu zgromadzeniom, o ile nie zdobędą się one zespołowo na czynne współdziałanie z Chrystusem, któremu ślubowały wierność i posłuszeństwo. Chrystus Pan nie obiecuje swoim dobrowolnym przyjaciołom dobrobytu, wygody i wyróżnień w dobie powszechnej, grożącej całemu społeczeństwu niedoli – powołuje ich do współpracy nad zapobieganiem jej. Chciałbym też, aby umocniła się w was świadomość, że Chrystus Pan w swoim Kościele nie może działać inaczej jak miłością, wedle Jego własnej natury Boskiej – nieograniczonej – i ludzkiej, znanej nam z przekazów ewangelicznych. A Maryja Panna towarzyszy Mu.

Wbrew fałszywym pojęciom Bóg nie gwarantuje nam życia tu ziemi pod kloszem! Np. podczas okupacji hitlerowskiej żaden wierzący by nie zginął bo się modlił! To byłby absurd i jakąś tresura bo wtedy wszyscy zaczęli by się modlić po prostu aby przeżyć! Zrobiła by się tego czynność mechaniczna jak jedzenie! Czyli absurd bo to służy duszy a nie zachowaniu ciała. Chrześcijanie mając te same! przeżycia co niewierzący mają być wzorem jak do nich podejśc i wtedy to ma duży sens bo ci inni uczą się Ewangelii w praktyce! Dokładnie jak Jezus przyszedł aby przeżyć życie jak wszyscy!

Spotkanie z Chrystusem w śmierci

Pytałaś jeszcze o spotkanie się z Chrystusem Panem w śmierci. Otóż o ile w życiu iść będziesz „ręka w rękę” z Nim, czyli o ile Jego plany, Jego miłość, Jego dobroć będą i Twoimi, nie będzie „spotkania”, ponieważ będziecie stale razem. Obrazowo przedstawię ci to tak. Jeśli już głęboko przeżywasz świadomość Jego obecności i wyobraziłaś sobie, że On stoi za Tobą i cicho mówi ci, co masz robić, a Jego dłonie czujesz na swoich ramionach – nadejdzie taki dzień, kiedy te przebite, najdroższe ci ręce ujmą cię silniej, goręcej, odwrócą ku sobie i ujrzysz Go twarzą w twarz; a czy obrót będzie łagodny, powolny, czy gwałtowny – nie będziesz tego rozważała ni czuła, bo ujrzysz oblicze Ukochanego, a Jego miłość osłoni cię. I nie umrzesz, albowiem opadnie z ciebie wszelka słabość, a pozostanie szczęście, szczęście na wieki. Tak jest, kiedy Miłość spotyka się z miłością.


Kto już tu na ziemi był zjednoczony z Bogiem dla tego śmierć nie będzie najmniejszym szokiem! Skoro tu na ziemi Jezus był blisko ciebie a ty to rozumiałes i tym żyłeś to po śmierci po prostu ujrzysz to co przeczytałeś! Czyli już namacalnie będzie to Jezus! Oczywiście nie da się tego wyrazić. Analogia może być ujrzenie dawno nie widzianej ukochanej osoby! Oczywiście słaba analogia ale tylko tak można to oddać.

O niebezpieczeństwie poznania wyłącznie intelektualnego z zaniedbaniem rozwijania w sobie miłości

6 XI 1974 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Wydaje mi się, że absolutne zdanie się na intelekt z pominięciem intuicji szkodzi rozwojowi pełnej duchowości w tych zakonach, które stawiają na pierwszym miejscu rozwój intelektualny, nie pogłębiając równolegle i w równej mierze mistyki życia wewnętrznego. Chodzi mi o to, że życie wewnętrzne duszy powinno prowadzić do postępu w bezpośrednim zbliżeniu z Chrystusem Panem, który wówczas duszę objaśnia sam, a bezpośrednie „poznanie w Prawdzie” koryguje możliwość błędu uczynionego przez spekulację intelektualną przeprowadzaną przez ludzki umysł. Wszyscy wielcy doktorzy Kościoła byli, ogólnie mówiąc, mistykami – tak święty Tomasz z Akwinu, jak i święci: Augustyn, Katarzyna Sieneńska, Teresa z Avila, Jan od Krzyża...


Absolutnie podstawowa rzecz! Wiedza rozum czy intekt bez duchowości są potwornie groźne! Maniakalni szaleni naukowcy którzy ida po trupach żeby wprowadzać swoje teorie przerysowani są tylko pod względem wyglądu czy mimiki twarzy na potrzeby kultury ale są zjawiskiem jak najbardziej realnym! Umysł popełnia błędy które koryguje zdrowa dusza!!! Stąd niedowierzanie własnemu umysłowi jest zasada podstawowa życia!

Kiedy naruszona jest równowaga pomiędzy rozpoznawaniem rzeczywistości przez władze umysłu a rozpoznawaniem rzeczywistości świata duchowego poprzez wolę i miłość...

Nie bardzo rozumiałam, co ojciec Ludwik ma na myśli i poprosiłam o wyjaśnienie. Ojciec Ludwik zaczął tłumaczyć:

– Przecież świat duchowy – to świat miłości, a bez woli nie ma pracy nad sobą, przezwyciężania egoistycznej wygody ciała na rzecz wysiłku duchowego, systematycznej pracy nad sobą, naginania się do wsłuchania w „głos wewnętrzny”. To wymaga ciszy wewnętrznej. Konieczne jest odsunięcie od siebie wszystkich myśli rozproszonych i niepotrzebnych, odejście od spraw czasowych na rzecz spraw wiecznych – a więc trzeba ustawicznie przekraczać granice czasu, i to przekraczać bez przymusu, a wolą poznania Tego, kogo się kocha. Gdy brak miłości, możliwa jest „oschłość” duchowa prowadząca do pychy intelektu, który przejmuje powoli, a co gorsza niezauważalnie dla człowieka, rolę „głosu wewnętrznego”, głosu naszego ducha, i on zaczyna prowadzić człowieka po bardzo niebezpiecznej drodze intelektualnego poznania rzeczywistości miłości bez zanurzenia się w niej – jak gdyby z zewnątrz, z ubocza.


Intelekt może wręcz zagłuszyć sumienie i stać się głównym sterującym człowiekiem! Wtedy już nie ma żadnej moralnosci tylko ,rozum'. A zatem wszystko wolno o ile jest ,naukowe'. Czyli można np. na ludzi zrzucić atom a potem ,naukowo badać skutki'. Wszystko przeciez jest robione ,naukowo' i zdobywamy tak ,wiedzę która może się przydac'... Stąd mamy ,nauke' nazistów i komunistów...

Stąd to że coś jest naukowe nic nie znaczy! Nie jest żadnym usprawiedliwieniem! Oznacza tylko metodę ściśle opracowana zweryfikowana która zadziała gdy się ją zastosuje! Tylko że może to być metoda tortur! Zresztą cała wojskowość jest absolutnie naukowa! Bez naukowców nie ma obecnie wojny! Przygotowanie środków wojny wymaga już mas naukowców i politechniki nie są jedynymi uczelniami! Mamy wszak sferę cyberwojny gdzie są specjaliści od socjologii psychologii różni manipulatorzy historii! Mamy sztukę też! Cała machina promocji wojny! To wszystko przeciez jest ,naukowe'! Wojen nie prowadzą przecież małpoludy z maczugami. Już III Rzesza to byli sami ,doktorzy'. A teraz. to już do kwadratu.

Jasno więc wynika absolutny prymat etyki nad rozumem i to nie jakiejś tam wymyślonej tylko Ewangelicznej.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 22:34, 02 Lis 2022    Temat postu:

Jezus jest przy tobie

Jeśli pytasz, jak to wprowadzić w życie, poradziłbym ci. On jest przy tobie nieustannie. Wyobrażaj sobie Jego obecność (nie wygląd), np. to, że stoi za tobą, że czujesz Jego dłonie na swoich ramionach, i mów w duchu (jak się mówi do przyjaciela, nie odwracając głowy): „Wiesz, że pragnę dla Ciebie zrobić wszystko, ale nie wiem, co będzie najlepsze. Wiem, że mi pomożesz, a więc robiąc wszystko, co mogę, wedle najlepszej mojej woli i zrozumienia, ufam Ci i resztę (przebieg i rezultaty) oddaję Tobie”. On na to czeka.


Dokładnie! On jest przy tobie i nie chodzi o wygląd akurat bo rzecz jasna wizualnie nie widać! Dla mnie to nie jest teoria tylko rzeczywistość! Stąd wierze ludziom którzy mówią że mają łączność z Bogiem bo trudno uznać że jestem jedyny. Oczywiście gdy zaczynają głosić herezje to wtedy nie jest z Bogiem ale też łączność! Zgadnijcie z kim?

Chrystus Pan tak bardzo pragnie nam ulżyć, ułatwić drogę. Krzyżem jest samo życie – On nasze krzyże sam pragnie nieść. Nie narzuca ich nam, a zdejmuje. On ma dość sił, aby zdjąć cierpienia całego świata – gdyby świat chciał oddać Mu się w ręce... Jest piękny psalm „Kto się w opiekę” w wybitnym, rytmicznym i pełnym siły przekładzie Jana Kochanowskiego. Sądzę, że on mógłby ci służyć, gdyż posiada dynamikę i piękno formy literackiej (to tak jak mistrzowsko utkany dywan, który rozścielamy przed Panem).

Chrystus chce nam ulżyć! Oczywiście co mamy przeżyć to trzeba! Jezus nie zabierze nas od realnego świata w jakiś fikcyjny gdzie są same przyjemności! Podobnie jak dziecko musi się nauczyć chodzić i rodzice w ramach miłości nie powiedzą. Tak się męczysz nie ucz się chodzić będzie ci lżej. Absurd. Tak i my mamy nauczyć się żyć.

Poezja Jana Kochanowskiego oczywiście jest mistrzowska i silnie pocieszająca! Jak wiemy poeta miał wielkie zmartwienia i sam wymagał pocieszenia! Stąd znakomicie rozumiejąc potrzebę pomocy tworzył utwory o tej tematyce.

Każde dzieło sztuki jest pośrednio hołdem oddanym Panu, jako dawcy obdarzającemu nas zdolnością stwarzania piękna w kształcie materialnym. Jeśli jest świadomie tworzone w tym celu, aby świadczyło o Bogu, jest formą modlitwy, naszą własną próbą uwielbienia Pana, wyrażenia Mu naszej wdzięczności, miłości, pamięci. Ale musimy pamiętać, że równie prawdziwą modlitwą jest każde działanie ludzkie tworzące dobro. Ludzka zdolność tworzenia dobra jest jednym z największych dowodów świadczących o prawdziwym ojcostwie Boga. Gdybyśmy nie byli bytami duchowymi wyłonionymi z Jego zamysłu miłości, nie bylibyśmy zdolni ani do odbierania, ani świadczenia dobra, które jest miłością aktywizującą się materialnie. Inaczej mówiąc, jak ciepło i blask jest właściwością ognia, tak właściwością miłości jest udzielająca się dobroć – dobroć, która stwarza i rozprzestrzenia dobro, gdziekolwiek tchnie.

Twórczość to pole zostawione człowiekowi przez Boga. Dlatego ma ona sens tylko jeśli jest natchniona od Boga! Niestety może być wręcz przeciwnie o czym nie muszę mówić bo tego teraz pełno. Jedyna godna tego miana twórczością jest działanie zgodne z Bogiem w celu mnożenia dobra piękna i prawdy.

Otóż Chrystus Pan był w życiu ziemskim żywą dobrocią, tj. nie powtarzał wciąż ludziom, że ich kocha, ale działał, był – uzdrawiał, leczył, wskrzeszał, łaskawie uwzględniając potrzeby ludzkie, nawet prymitywniejsze, jak głód, a zaczął od zaspokojenia potrzeby wina na weselu w Kanie. Był dobry, gdziekolwiek się znalazł, tworzył dobro na co dzień. Ewangelie nie wymieniają przecież wszystkich Jego czynów, a tylko przykładowe.

Oczywiście miłość musi się przejawiac nie ma opcji ,bezobjawowej'. Natomiast nie należy myśleć że materialnie! Modlenie się za kogoś jest mocnym objawem miłości bo ,tracisz czas' dla kogoś! Skoro nawet świeckie powiedzenie mówi ,czas to pieniadz' więc nie jest to mniej warte niż danie pieniędzy komuś! A nawet więcej!

Spotkanie z Chrystusem w życiu – to spotkanie w obdarzaniu dobrocią. On żyje w Kościele, którego jesteśmy żywym ciałem – Nim samym pomnożonym w milionach, jak światło odbijające się w każdej kropli wody, udzielającym się fizycznie w czasie (dwa tysiące lat) i w przestrzeni (już prawie we wszystkich krajach świata). Czy tak wyglądałby świat, gdybyśmy w tym czasie zawsze uświadamiali sobie, że jesteśmy jednem z Nim, słowem, że Jezus żyje w każdym z nas?

Oczywiście świat byłby nieporównanie lepszy gdybyśmy naprawdę żyli tak jak osoby zjednoczone z Chrystusem powinny!

On przyszedł na świat, aby dawać dobro, którego świat jest głodny. Kościół swój założył, aby nigdy i nikomu w żadnym wieku nie zabrakło Jego samego w żywej postaci – nie cienia, wspomnienia, tradycji, opowieści, a Jego żywego w świętych swoich.

I właśnie po to jest Kościół żeby dawać to czego świat jest głodny! Jaka abberacja jest zatem odchodzenie od Niego! Samobójstwo to za słabe słowo! Bezmiaru głupoty nie da się tu wyrazić.

Darzyć dobrem

Każdy, wstępując w obręb Jego Kościoła, obowiązany jest świadczyć sobą o Nim – darzyć dobrem, bo nie ma innej możliwości miłości bliźniego. A przez nas kochać i stwarzać dobro miał zamiar On. Czy ten Chrystusowy plan został spełniony i jak – osądź sama.


Wręcz mamy obowiązek świadczyć sobą o Nim! Bo oddaleni od Boga po nas oceniają Go! A jak to wygląda widzimy! Często niby ludzie Kościoła szokują demoralizacja niewierzacych. Żeby było jasne mówię o tenczowych pseudoduchownych...

Chciałbym obecnie poruszyć to, co teraz jest najważniejsze dla całego Kościoła: nieść dobro, dawać, udzielać się, świadczyć sobą; w czasach najgorszego, śmiertelnego zimna rozpalić stos miłości dla całego Narodu. Bo jeśli zdołamy rozgrzać naród, rozpalimy ziemię. Jeden człowiek kochający może porwać setki innych, a setki zdolne są poruszyć miliony. Wiesz przecież, że miłość jest Jego, a tylko dobra wola – nasza; jeśli jej zabraknie, ograniczona zostanie na ziemi wszechmoc Pana. Pozostanie tylko działanie ludzkie, a jest ono samo w sobie niszczycielskie i niesie ziemi śmierć. Spotkać się z Chrystusem Panem możecie w aktywnej miłości, w niesieniu dobra wszędzie i wszystkim według ich potrzeb, a nie waszej woli.

I tu widzimy jak nawet nieliczni mogą rozpalić miłość! Stąd tak ważne jest każde opowiedzenie się po stronie Prawdy! Każda osoba która to robi powoduje przełom o rajdzie swiatowej! Zresztą pierwsi chrześcijanie pokazali to tak że trudno lepiej! Mimo że nie było wtedy mnóstwa dzieł religijnych olbrzymiej teologii ani masowej obecnej komunikacji!
Bez tego zostanie tylko ludzkie działanie które MUSI! MUSI!!!! doprowadzić do katastrofy! Komuna to tylko najbardziej prostacki przykład! Ale każde inne nawet nie wiadomo jak rozumne przedsięwzięcie czynione bez Boga skończy się tragicznie! Tzw. ,aktywnosc' sama z siebie prowadzi w przepaść! Tylko aktywna miłość według zamierzeń Boga! gwarantuje sukces każdego przedsięwzięcia!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 21:35, 01 Lis 2022    Temat postu:

24 IX 1974 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Moje Dziecko! Dziękuję Ci za zaufanie. Proszę Boga o pełną i całkowitą ufność nie tylko dla Ciebie. Zawierzenie Panu i całkowite „ślepe” przyjmowanie z Jego rąk wszystkiego, co nas spotyka, zarówno przykrego jak i radosnego, a także poleganie na Nim we wszystkim i zawsze – to jest najwyższy stopień „świętości”, dojrzałości duchowej, która pozwala nam współżyć z Panem już tu na ziemi; w królestwie Pana naszego jest radosną młodzieńczą beztroską dzieci Bożych żyjących w Jego ramionach, poufałością tych, którzy wiedzą, że są bez granic kochani.


Tak dosłownie ślepe zaufanie Bogu! Nie ma tu żadnej przenośni! Chodzi o wszystko! Dosłownie nie masz się przejmować czy będzie co jeść jak idziesz za Bogiem! Oczywiście 99.99% tak nie potrafi kombinuje chce się zabezpieczyć! I właśnie dojrzałość to nie załatwienie wszystkiego sobie samemu a całkowita zależność od Boga! Jezu ty się tym zajmij! To jest zresztą logiczne bo i tak wszystko jest od Boga to w czym problem? Nie masz nic co by nie było od Boga...

Na ziemi wiedzę duchową musi zastąpić wiara. Otóż najczęstszą postawą ludzi wierzących (nie będę tu wyodrębniał katolików) jest świadome uznanie Boga jako Stworzyciela, Pana i Władcy, Prawodawcy i Przewodnika, a najczęściej niestety widzi się Go jako „stróża praw”, „sędziego sprawiedliwego” itp. Ponieważ zaś nikt z ludzi doskonałym nie jest, takie pojmowanie wytwarza poczucie nieskończonej odległości pomiędzy nędzą naszą a doskonałością Bożą.

Tu trzeba dobrze zrozumieć. Między człowiekiem a Bogiem jest przepaść nieskończona to fakt! Natomiast na tym się nie kończy! Tymczasem ludzie na tym kończą! Emmanuel czyli Bóg z nami to jasny dowód już w Imieniu że Bóg jest z nami czyli nie ma żadnego dystansu! Bo tego chce Bóg.

A przecież Chrystus Pan całym swoim życiem burzył te błędy pojęciowe, a śmiercią zawarł prawdziwe (w ludzkim rozumieniu) „braterstwo krwi”, związał się z nami wspólnotą otwartą ku wieczności, dopóki my jej nie zerwiemy – ale na to trzeba świadomej złej woli, nienawiści do Chrystusa potwierdzonej rzeczywistą i długotrwałą działalnością przeciw Niemu. A i wtedy wystarczy chwila prawdziwego zrozumienia i żalu, aby Chrystus wziął taką czarną owcę w ramiona i przygarnął do serca na wieki. Jeszcze raz powtarzam: nie istnieje nic, co by przeszkodziło w stałej i pełnej zaufania łączności już tu na ziemi. Ale tej łączności zagraża nasza pycha, nasza podejrzliwość, krytycyzm rozumu, pragnienie (materialnego) udowodnienia tego co duchowe, oczekiwanie natychmiastowych rezultatów, spełnienia próśb, domaganie się sprawdzalnych dowodów.

Zjednoczenie Boga z człowiekiem materialnie ukazane przez krzyż jest nie do wyrażenia słowem! Także nie do pojecia rozumem. Dlatego dociekanie rozumem czy wymogi materialnych dowodów istnienia Boga nie tylko nie przybliżają a oddalają od Boga! Bo to nie o rozum chodzi! Bóg zresztą daje je w postaci cudów ale dobrze wiemy że ludzie którzy nie chcą Boga i tak je odrzuca wymyślając najgłupsze ,wytlumaczenie' że ktoś np. ,naturalnie' wyzdrowiał. Bo jest to kwestia duszy nie umysłu!

Widzisz, przez brak rozeznania ludzie wszystkich pokoleń usiłują, operując właściwościami swej natury fizycznej, a więc środkami danymi im dla zagospodarowania ziemi (opartymi na prawach Bożych dla materii wszechświata: czas, przestrzeń, ciążenie itp.), usiłują – powtarzam – zbadać duchową treść i wszechświata, i Jego Stwórcy. Stosując tę samą miarę do spraw wymiernych, jak i nie podlegających żadnej mierze „fizycznej”, ludzie gubią się, wynikiem czego jest określenie „wielkości” miłosierdzia Bożego, „granic” Jego możliwości, Jego dobroci – względem własnej mizernej natury ludzkiej. Ograniczając tak wszechmoc Boga, którą się teoretycznie uznaje, ale w stosunku do ludzi, specjalnie do siebie, umniejsza na miarę własnej wielkoduszności, dobroci, lojalności – sprowadza się Boga do wymiarów ludzkich, zamiast zanurzyć się „z głową” w nieskończonej naturze Boga.

I to co gorsza osoby uważające się za ,głęboko wierzace' swoim słabym rozumem określają ,co mysli' badz ,co zrobi' lub nie Bóg. Tymczasem nie są to kwestie rozumu nawet genialnego. Tylko duszy! Rozum stoi niżej od duszy! Stąd jej nie ogarnia! Służy jej! Zatem stojąc niżej nie może określać granic tego co może dusza stojąca wyżej! Tak jak ręką nie rządzi mózgiem tylko na odwrót!

Jedynie prawidłowy bowiem jest taki stosunek stworzenia do Stwórcy, który zezwala na objęcie skończoności przez Nieskończoność. Takie zezwolenie w duchowym świecie wolnych bytów możliwe jest jedynie przez miłość. I taka jest rzeczywistość domu Bożego.

Tym co jest ponad rozumem jest miłość! Ale też nie ,chemia' którą znamy na ziemi która zresztą chemia nazywamy tylko miłość nadprzyrodzona! Bóg działa przez miłość która jest właściwym pojęciem! Rozum podporządkowany jest miłości! Co widać na krzyżu! Gdyby rozum był najważniejszy to powinien on ,logicznie' dążyć do zachowania życia za wszelką cenę czyli uniknięcia śmierci. Owszem on działa jest używany ale nie stoi najwyżej w hierarchii bytów! Bóg jest miłością a nie ,rozumem'.

Polegamy na Nim dla Niego samego

Na ziemi nie stoi temu na przeszkodzie nic prócz naszego braku miłości (mówię znowu o wierzących w Boga, ale nie wierzących – Bogu). Jeżeli Ojciec nasz mówi nam, że nas kocha, musimy Mu zawierzyć (wedle Jego stosunku do nas, a nie naszego do nas samych). Odrzucając osobę własną z jej ograniczonością, jej brakiem miłości, jej nicością, a skupiając się na Nim samym, przestajemy odmierzać, sprawdzać, porównywać, czyli robić błędy. Polegamy na Nim dla Niego samego – tak jak dziecko, które ufa ojcu, bo jest jego ojcem, a na myśl mu nie przychodzi pytanie, czy ojciec może kochać takie dziecko jak ono.


Ufając Bogu przestajemy błądzić! Bo nie kombinujemy po swojemu właśnie rozumem! W stosunku do Boga rozum jest ubogi. Coś może ale malutko. Nie służy on do pełni zjednoczenia z Bogiem!

Ufność – to zawierzenie miłości Boga, o której On sam nam świadczy; i to powinno wystarczyć. On mówi nam, że kocha nas bez granic, i tak jest, ponieważ stworzył nas z miłości. Przyjmując Jego zapewnienie miłości całym sobą, jak dziecko, oddajemy się Jemu, pogrążamy się w ciemnym (dla rozumu) zawierzeniu Jego miłości – z poczuciem całkowitego bezpieczeństwa, bez przewidywań, niepokojów i trosk. To odtąd będą Jego troski i niepokoje – nie nasze. Absolutna radość, beztroska i spokój wewnętrzny – to dary Jego dla tych, co Mu ufają, to największa, najintymniejsza, najbardziej bliska Jego serca droga ku wieczystemu współżyciu z Nim i, jak widzisz, jedyna logicznie słuszna; dodam też, że przynosząca największe i najszybsze rezultaty.

I przede wszystkim oddanie problemów Bogu jest korzystne dla nas! Co to za ,radość' trzymać w sobie problemy troski bóle? Nie oddawać ich nikomu? Czy to jest takie fajne żeby to trzymać? Absurd! Każdy chyba chce pozbyć się problemów! Toteż i Bóg je chce zabrać!

Pomyśl, dziecko. Jeśli prowadząc pojazd pełen ludzi po wyboistej i niebezpiecznej drodze poczujesz się słabo, a masz koło siebie Mistrza, który cię prowadzenia nauczył, który jest twoim najbliższym Przyjacielem i kocha cię, tak jak wszystkich, których chcesz dowieźć bezpiecznie – oddajesz Mu kierowanie i czując Jego ręce na swoich, jesteś bezpieczna. On przejmuje odpowiedzialność, On widzi i omija przeszkody; On zna drogę lepiej niż ty. A ty? Czujesz, jak kierownica w twoich rękach się obraca – raz w lewo, raz w prawo – czujesz jej dotyk i ruchy, ale wiesz, że siła, energia, wola, która nią kieruje, jest większa niż twoja; tylko przez twoje ręce przechodzi. Jedno jest jeszcze potrzebne – nie przeciwstawiać się. Niech ręce twoje nie schodzą z kierownicy, lecz niech będą czułe na każde jej drgnienie – muszą być powolne, ale nie bierne.

Jak w każdej analogii problemem może być jej dosłowne odczytanie. Oczywiście Bóg nie przezyje życia za ciebie! Wiec w przenośni nie będzie kierowcą a ty pasażerem! Oczywiście każdy kieruje swoim życiem! Chodzi tu o odebranie problemów! Czyli stosując to porównanie zabranie kamieni z drogi! Jazda gdy wokół mnóstwo głazów nie jest niczym fajnym. Lepiej gdy ktoś drogę oczyści! I wtedy można jechać z zadowoleniem! Ale trzeba się Bogu całkowicie oddać! Trzeba to jasno wypowiedziec! Oddaje Ci siebie na zawsze ty działaj! Bo Bóg na siłę niczego nie tknie w tobie!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 18:01, 13 Lis 2021    Temat postu:

A teraz wyobraź sobie, że mówią ci nagle, że będziesz się uczyła zupełnie inną metodą: szybko, radośnie i bez codziennych kłopotów w warunkach pozwalających na całkowite skoncentrowanie się na tym, do czego dążysz – ale nie tu. Musisz wyjechać daleko i zacząć życie w nowym środowisku sama (czyli wyłączona ze znajomego ci i często bardzo bliskiego środowiska). Jeżeli zaufasz Osobie, która cię przenosi, pozbywasz się całego balastu niepokoju, a jeśli zaufasz, że tak będzie dla ciebie najlepiej, możesz zaczynać nowe życie z radością lub chociażby ze spokojem.

Dokladnie rozwoj tam bez cierpienia bez przeszkod jest nieporownywalnym z tym co na ziemi.

Widzisz, właściwie umieramy z każdą operacją. Każda narkoza jest poddaniem się opinii specjalistów z zaufaniem, że to będzie dla naszego dobra, a przecież w momencie tym przestajemy „istnieć w czasie”. Nasza zgoda na leczenie się operacyjne jest potwierdzeniem naszej świadomości, że przez cierpienie zyskujemy życie.

Skoro tak mocno ufamy lekarzom tym bardziej zaufajmy Bogu.

Za dzieci, wbrew ich chęciom, decydują rodzice. W rodzinie Chrystusowej decyduje za nas zawsze On. Gdybyśmy chcieli zrozumieć, że w zamian za to, co jest względne, przemijające i nie spełni naszych nadziei, otrzymujemy: pewność istnienia, jasność widzenia, obietnicę szczęścia, którego już nikt nigdy nam nie odbierze; lub że zaufawszy Mu całkowicie zyskujemy życie z Nim, a więc szczęście nie objęte czasem ani ubytkiem, a przeciwnie, rosnące nieustannie – pragnęlibyśmy przejść tu jak najprędzej.

I dlatego ci co tam byli nie chca wracac. Ale rozumieja ze tu moga zdobyc olbrzymie zaslugi i szczescie tam bedzie duzo wieksze. Dlatego wracaja.

– Tak było w okresie wojny, zwłaszcza w obozach i w śledztwie – bo mi o tym mówiono.

– Masz rację. Ci, którzy przychodzili tu wprost z więzień i obozów lub z walki – ci byli przygotowani najlepiej; toteż są z nami uczestnicząc w pełni szczęścia. Mówię o tych, którzy swój los złożyli Mu w ręce, pozostając wiernymi sobie (czyli temu, co kochali, czemu służyli). Ale czy dzisiaj nie można zaufać i czy może nie tego właśnie On oczekuje? Pomyśl, że człowiek tyle planuje sobie, a tymczasem Chrystus oczekuje od niego może jedynie takiej odpowiedzi: „Ufam ci, cokolwiek ze mną uczynisz. Pójdę, gdziekolwiek Ty zechcesz.”


Obozy byly miejscami szybkiego dojrzewania do Nieba. Szczegolnie dla tych ktorzy zaufali Jezusowi. Nie tylko w obozach! Zawsze trzeba ufac.

– Mamo. Taka odpowiedź to już heroizm. To absolutna dojrzałość!

– Tak, ale przecież żyjemy, aby stać się dojrzałymi. To jest cel naszego uczenia się. Widzisz, nie każdy jest świętym – bo heroizm prawdziwy to świętość – ale Chrystus Pan swoimi metodami dąży do nauczenia nas „latania”, jak mówi ojciec Ludwik; przysposabia nas do życia z Nim.

Cierpienie jest przysposobieniem „biernym” tych, którzy sami nie umieją znaleźć „podręczników” Jego nauki.


Cierpienie nieuswiadomione oczywiscie! Ci co mowia ze chce cierpiec w intencji dusz czysccowych sa juz bardzo dojrzali oczywiscie.

– Jakich podręczników?

– Nie poświęcają się pracy dla Niego pod żadną z Jego „osłon”, jak ci to już nazywałam; po prostu żyją. I z tych ludzi, którzy dobrowolnie nie zdobędą się przez całe życie na akt oddania całkowitego na służbę Jemu, On potrafi wydobyć hart, samozaparcie, odwagę, cierpliwość, współczucie i zrozumienie dla innych, a nawet pogodną gotowość. A tam, gdzie jest wielkie przywiązanie do bliskich lub do używania życia, Chrystus postępuje powoli i delikatnie, nie odcinając od razu takiej osoby od świata. Ale nitka po nitce znikają kolejno różne przywiązania lub obnażają swoją nicość. Tak było i ze mną.


Osoby stroniace od Boga mimo to moga pragnac sie poswiecic dla rodziny dla ojczyzny spoleczenstwa. I nawet to jest punktem wyjscia dla Boga aby ich udoskonalac duchowo tak jak to jest mozliwe.

Umieszczając człowieka w otoczeniu wielu innych, równie lub bardziej cierpiących, daje mu Pan możliwość spojrzenia na siebie z dystansu, pozbycia się egocentryzmu, miłości własnej, przeceniania swojego znaczenia wobec innych. Długotrwała choroba uspokaja, bo uczy cierpliwości i ustawia hierarchię wartości prawidłowo u tych ludzi, którzy ją wypaczyli. Sprawy tak bardzo zdawałoby się ważne widzimy jako nieistotne lub jako spełnienie zachcianek, pragnienie imponowania innym, coś, bez czego można obyć się bez specjalnego żalu. W innych okazujemy się do zastąpienia; rodzina zaczyna sobie radzić bez nas, a dla wielu ludzi jest to pożyteczne lub nawet konieczne dla ich dobra. My sami oderwani zostajemy od tego, cośmy nagromadzili, bez czego wydawałoby się nie możemy żyć.

Widzicie jak cierpienie zmienia sposob patrzenia na zycie! Jak nagle czlowiek widzi malosc rzeczy miewaznych i mysli o tym co naprawde wazne! Uczy POKORY! Wszak jestem mlody i silny to czesto jest pycha!

I wtedy zostajemy sami ze sobą bez konieczności zarabiania, jest więc czas na myślenie. Dla tych, którzy są chorzy chronicznie, a nawet z perspektywą nawrotu choroby (serce, nerki, nowotwór...) lub śmierci, jest zadanie do rozwiązania: pogodzenie się z wolą Boga i przyjęcie jej ze spokojem, jeśli nie z powagą i gotowością, co jest bardzo rzadkie. A poza tym dalsze życie ze świadomością śmiertelnego zagrożenia wymaga odwagi.

Czesto jest to ostateczne przygotowanie na przejscie do Tamtego Swiata co rozumieja niestety nieliczni. Ale nawet ci co do konca mysla tylko aby wyzdrowiec tez zyskuja bardzo duzo na tym etapie! Chocby odpokutowuja swoje glowne winy aby przejsc tam czystszym.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 11:19, 12 Lis 2021    Temat postu:

Tu jest nasz dom prawdziwy. Im więcej kocha się na ziemi, tym bliżej jest się zrozumienia królestwa niebieskiego, lecz wytłumaczenie wam „stanów” duchowego istnienia jest niemożliwe chociażby z tego powodu, że wrażliwość nasza na ziemi jest tak przytępiona, że nie da się absolutnie porównać z naszą obecną; to tak jak wrażliwość poczwarki i motyla, ale o tysiące razy większej rozpiętości.

Czlowiek na ziemi jest przyduszony materia. Duchowosc jest przytlumiona

Zrozum, że tu żyjemy w Bogu, a więc dzielimy Jego szczęście. Oczywiście, że nie wszechwiedzę i wszechmoc, gdyż nie jesteśmy Bogiem, ale On przez swoją miłość udziela nam swej jasności pojmowania – wedle naszych możliwości, u każdego innych, które jednak wzrastają wciąż, bo prawem świata duchowego jest wzrastanie, nieustające dążenie do pełni.

Bóg udziela nam swoich mocy. Granica sa nasze mozliwosci odbioru.

Wiem, że twoja matka już ci o tym trochę mówiła, Bartek niejednokrotnie również. Chciałem, żebyś miała jeszcze moje świadectwo, ale wiem teraz, że są granice, których przekroczyć nie można, ponieważ nie macie żadnej skali porównawczej, jak również żadnych możliwości przeżywania duchem tego, co ci o Wielkości Pana naszego mówiłem. Trzeba się z tym pogodzić, że słowa w opisach opartych na bardzo odległych od prawdy porównaniach mają oddać stany duchowe.

– Ale przecież te stany duchowe przeżywamy i na ziemi?

– Natężenie, siła odczuwania jest nie do przekazania. Cośmy mogli, tośmy zrobili – ja i ty. W każdym razie wiem, że zdołałem wytłumaczyć ci, czym jest miłosierdzie Boże dla skrzywdzonych i niewinnie zamordowanych. Myślisz, że najlepiej jest tak umrzeć? Nie, jest inna droga: współpracować z Panem, aby mniej było krzywdy na ziemi. Z Nim razem dzielić miłosierdzie, być Jego ręką świadczącą miłosierdzie. On tego tak bardzo od nas pragnie i na to czeka...


Trudno to opisac bo duchowosci nie wyrazisz slowami. Najlepsza droga zycia jest ciagla wspolpraca z Bogiem.

Dojrzewanie do dobrej śmierci

23 III 1973 r. Mówi Matka.

– Nie chodzi o to, by śmierć od każdego odsuwać, bo tego zrobić nie można i nie ma potrzeby. Chodzi o coś o wiele poważniejszego: o to, aby ludzie byli o wiele bardziej dojrzali w momencie śmierci. To nie powinien być przypadek, zaskoczenie, a spokojne przejście do nowego życia.


Odsuwanie smierci nie zmieni sytuacji a wrecz moze pogorszyc bo skoro czlowiek oddala sie od Boga to moze byc jeszcze dalej. Trzeba przygotowywac ludzi do smierci duchowo!

– Czy można się nie lękać? Przecież jest strach przed śmiercią.

– Wiem, że każde rozdarcie więzów miłości napawa nas (ludzi) przerażeniem, dlatego – pomyśl sama – gdybyśmy zawczasu naszą największą miłością uczynili Chrystusa, szlibyśmy ku Niemu z radością.


Jesli myslimy ze wreszcie spotkamy Jezusa na strach miejsca nie ma!

– A gdy umiera ktoś młody?

– Tak, masz rację, ludzie młodzi, którzy tu, na ziemi pozostawiają całe swoje otoczenie, przyjmują to jako krzywdę, bo po pierwsze sami zostali wyłączeni ze swojego środowiska, a po drugie mają poczucie, że jeszcze nic nie zrobili, nic z siebie nie dali, albo za mało wzięli, jeśli są na poziomie „Kali brać”.


Chca brać z zycia a tu sie urwalo.

– To dlaczego Pan zabiera ich tak wcześnie?

– Jeśli Bóg jest dawcą życia, On je też zabiera wtedy, kiedy zechce. Jego decyzja jest z Jemu wiadomych powodów najlepsza dla danej osoby. Możesz mi wierzyć, że On oszczędza nam cierpień i tragedii, a przede wszystkim upadków. Pamiętaj, że zabierając kogoś z ziemi nie strąca go „gdzieś w nieszczęście”, a zabiera sobie, najczęściej wprost do siebie.


Najczesciej Bóg zapobiega wielkiemu grzechowi ktory mocno by czlowieka od Boga oddalil.

Pomyśl inaczej: masz obiecane wspaniałe możliwości pracy po szkole powszechnej, gimnazjum i studiach wyższych, a jeszcze do tego czeka cię praca magisterska i doktorska. Oczywiście, że wiele się w tych długich latach nauczysz, a oprócz tego wiele przeżyjesz przyjemności, ale tak bardzo zmieszanych z kłopotami, niepowodzeniami, zawodami i przeżywaniem cudzych utrapień, chorób i śmierci, że w gruncie rzeczy ta cała radość na co dzień jest trudna do uzyskania; nie czuje się jej tak, jak by należało.

Przyjemnosci tutaj sa watpliwe. Nawet gdy jakas tam kariera to tyle jest klopotow ze nie maja one smaku.

Jeżeli przy tym mało jeszcze możesz z siebie dać, bo mało umiesz albo nie masz warunków, żeby móc tak służyć sobą, jak byś chciała, to te lata pozostają nauką, nauką, nauką... – mozolną i żmudną w codziennym życiu, złożonym z tysięcy kłopotów, zwłaszcza u nas teraz, gdzie życie jest tak jednostajne i tak przyziemne, że pozostawia za sobą tylko niespełnione marzenia i tęsknotę do prawdziwej twórczości.

Na dodatek w komunie zycie bylo tak denne ze w ogole spelnienie marzen w takim syfie to absurd myslowy. A z kolei konsumpcjonizm pozoruje sukces.

Mówię o życiu wszystkich nas, tzw. szarych ludzi. Bo dla Niego nikt nie jest „szary”; to my się sobie tacy wydajemy i tak widzimy innych. Ale o ile ktoś nie dąży do kariery „po trupach”, bezwzględnie i przy pomocy wszystkich środków (niszcząc przy tym swój charakter), to jego życie zawsze zawiera mniej osiągnięć (efektów zewnętrznych), niżby pragnął.

Nie idac przez zycie na rympał niszczac ludzi zeby dojsc do rzekomych szczytow to na ziemi twoje osiagniecia wygladaja slabo. Jestes ,zwyklym' czlowiekiem ,bez osiagniec'. Ale to jest wlasnie to! Święty Józef byl taki! ,Nic nie osiagnal tylko zarabial na zycie'. Ci niby z osiagnieciami to Pilat Herod Annasz Kajfasz. Nie trzeba chyba tlumaczyc.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 10:07, 11 Lis 2021    Temat postu:

Bóg nie może być „zaślepiony”, ale można tak to określić: Jeżeli ktoś z was zostaje skrzywdzony przez innych ludzi, Jego sprawiedliwość wymaga, aby krzywda została wyrównana. Jeżeli odebrano życie – Jego dar, rozwój w czasie – On krzywdę naprawia sam, wedle swoich miar: wieczność z Nim za życie (choćby miało trwać tylko o minutę dłużej, ale to wie tylko On).

I tu wlasnie dziala sprawiedliwosc wyrownawcza! Sprawiedliwosc Boga to nie tylko kary i nagrody ale i wyrownanie krzywd!

A ponieważ człowiek nie jest w „białej szacie godowej”, przeto Chrystus też ukrywa swoją królewskość. Wtedy, gdy zniża się do największej nawet małości, stając się samą najcichszą, wzruszającą dobrocią, która przyciąga, koi i uspokaja, która jest miłością wszystkich matek – wtedy Chrystus, Pan nasz, jest najpiękniejszy! Wtedy zdobywa serca ludzi niegotowych. Takiej miłości nie oprze się nikt, nawet najbardziej „zakamieniały grzesznik”, taki, który umiera zwątpiwszy w dobro na świecie, w Boga i w Jego sprawiedliwość, nie wierząc już w nic, ulega natychmiast miłosierdziu Bożemu – gdyż byt duchowy, stworzony, zna swego Ojca i głos Jego rozumie.

Nawet ci co umierali w Auschwitz krzyczac Boga nie ma skoro umieram niesprawiedliwie za nic. I wbrew pozorom po smierci widzac Jezusa natychmiast krzycza. Chce byc z Toba! Wcale nie poszli do piekla mimo takich ostatnich slow.

Im bardziej głodny był i spragniony miłości, z im większym jej brakiem się spotykał, tym silniej reaguje na nią.

Chrystus, aby ułatwić nie przygotowanym spotkanie ze sobą, ukrywa swoją wielkość, ale wtedy, gdy krzywda jest przyczyną nieprzygotowania. W przypadkach, kiedy zła wola, pycha czy nienawiść odrzucała Boga stale i systematycznie, kiedy człowiek świadomie deptał prawa Boże i walczył z nimi, szczególnie gdy przekreślał swoim postępowaniem prawo miłości bliźniego, umierając spotyka prawdę w całym majestacie, i w obliczu Boga, Dawcy praw i życia, osądza się sam; sprawiedliwie, gdyż byt duchowy kłamać sobie nie może.


Jezus ukrywa swoja wielkosc przed dusza ktora zyla w nedzy moralnej aby nie sprawic jej olbrzymiego cierpienia widokiem swojego brudu. Nikczemnicy gwalacacy prawo Boga widza Gonw pelni mocy i oczywiscie rezultatem jest ucieczka do piekla do ktorego Bóg nikogo nie wpycha. Po prostu nie mogac wytrzymac Prawdy Dobra i Piękna w pelni sami uciekaja jak najdalej. To najdalej to pieklo.

Bóg jest sprawiedliwy wówczas, gdy wstrzymuje swoje działanie, swoją miłość współczującą i pragnącą uszczęśliwiać. Czy wiesz, kiedy to może nastąpić? Kiedy wolny byt duchowy, przezeń do bytu powołany, odrzuca stale i dobrowolnie miłość swego Ojca. Ale w stosunku do nas, ludzkości, tak bardzo ślepej, tak potrzebującej Go, tak bezradnej i błądzącej bez Jego pomocy Bóg jest miłosierny nieskończenie, a każda krzywda Jego miłosierdzie wzmaga. Pomyśl, że życie dał nam, abyśmy wolni i swobodni mogli sami wybierać.

Bóg usuwa sie z zycia tych co mowia mu Nie. Jednak oczywiscie czeka do konca na zmiane decyzji. Koniec to smierc. Wtedy juz albo w lewo albo w prawo.

On chce być Bogiem wolnych. Pragnie tylko wzajemności. Dla uzyskania jej daje nam czas potrzebny dla dokonania wyboru. Ale jeśli jedni drugim ten czas odbieramy w sposób tak okrutny, że uniemożliwiamy im zrozumienie i pragnienie miłości, Bóg czyni wybór sam: zagarnia ich sobie bez względu na czystość, gdyż płaci za nich swoją nieskończoną ponadczasową ofiarą Krwi i czerpie szczęście z ich wdzięczności; i to są ci „włóczędzy pozbierani z gościńców” i zaproszeni na Gody. Tylko że w domu Króla nie ma już żebraków. Są tylko ukochani i kochający synowie.

Grzesznicy ktorym inni przerwali zycie nie mogli wybrac bo czasu nie bylo. Ale Bóg daje im za to odszkodowanie czyli uzupelnia ten czas na tamtym swiecie.

Ostatnie czasy zapełniają Jego królestwo naprawdę milionami skrzywdzonych, przeto Jego miłosierdzie wciąż wzrasta. Jest jedynym ratunkiem teraz i w najbliższej przyszłości i dlatego powinno być na ustach wszystkich. Ono i tylko ono może uratować ludzkość, gdyż ona sama obdarza się taką nienawiścią, jakiej suma może zniszczyć ziemię.

Czasy masowych krzywd sa tez czasami poteznego Miłosierdzia i wielu sie zbawia dlatego ze byli ofiarami.

To Chrystus broni nas i osłania przed sprawiedliwością Bożą wzywaną przez złą wolę setek tysięcy (ludzi). On współczując cierpiącym, prześladowanym, zamęczonym, ginącym staje wśród was z szeroko otwartymi ramionami. Pragnie wynagradzać wasz ból swoją miłością. Pragnie być otuchą, oparciem i osłoną. Dla każdego, kto cierpi, będzie towarzyszem, przyjacielem, bratem. Powinniście prosić o Jego obecność, o otoczenie was Jego miłosierną opieką, bo to będzie już bardzo prędko jedyna opoka na ziemi.

Smierc i Meka Jezusa sa ofiara za nas. Czyli jakby ktos zaplacil za was rachunek. Wtedy wszystko jest uregulowane i macie spokoj. Mozna za kogos placic? Mozna! To jest ofiara bo dajesz ze swojego.

Cześć i kult dla Miłosierdzia Bożego jest potrzebą dnia dzisiejszego. Sławi je całe niebo. Nieustanny zachwyt tych wszystkich, których sobie Chrystus Pan zdobył, jest szczęściem nas wszystkich. „Zdobył”, dlatego że nikt tu wbrew swej woli wprowadzony nie będzie. Konieczne jest przyzwolenie człowieka, aby Pan nasz mógł go uszczęśliwić. Wzajemność miłości jest istotą nieba, naszego Chrystusowego królestwa, które jest całe pulsującą miłością.

Wtedy jeszcze Milosierdzie nie bylo tak podkreslone w Kościele. Dzis poprzez Faustyne znane jest na calym swiecie.

Gdy mówiłem ci o śmierci ludzi zabitych przez ludzką nienawiść, opowiadałem też, jak Chrystus Pan podchodzi do nich, z jaką niesłychaną delikatnością i troskliwością. Otóż takiej właśnie macierzyńskiej, współczującej, rozumiejącej nas miłości, tak gorącej, ten, kto „żegnany” był nienawiścią, a przyjmowany jest z upragnieniem, oprzeć się nie może. Tak Chrystus, Pan nasz, zdobywa sobie dla wspólnego szczęścia miliony tych, co nawet Go nie znali lub tylko słyszeli, lub nawet słyszeli tylko od swoich katów.

Gott mit Uns. To hitlerowcy uzywali np. Wielu innych uzywa religii do mordu np. islamisci. Poprzez kontrast np. zla w Auschwitz i nagle po smierci doswiadczaja miłości Boga. Taki szok jest zbawienny doslownie. WSZYSCY TACY MOWIA BOGU TAK!

On objawiający się jako miłość ślepa na małość i brud, pragnąca darzyć, uszczęśliwiać, pocieszać, jest Prawdą tak płomienną, że budzi natychmiastową odpowiedź: szczęście oddania, wdzięczność i pragnienie przynależenia doń wiecznie; także pragnienie odwzajemnienia miłości – takiej miłości! A to jest początek rozwoju w życiu naszym – tu.
Żebyś wiedziała, dziecko, jak wygląda śmierć od naszej strony, byłabyś zachwycona stosunkiem Jezusa Chrystusa do każdego z nas i zrozumiałabyś, że śmierć – to narodziny do prawdziwego życia, możliwego tylko we wzajemnej miłości; ale to Życie jest nam codziennie ofiarowywane, czeka na nas!


Nie da sie opisac z jaka miloscia czlowiek po smierci jest witany tam! Bo tam jest tylko milosc! Nikt nie zaluje ze ,juz nie zyje' jesli idzie do Nieba! Jedyni co zaluja to w czysccu ze nie moga na ziemi odpokutowac. Ale to jest zal teoretyczny bo zmarnowali czas dany na ziemi i nie powroci juz. Wiec juz nic to nie daje. Cieszy ich jednak ze kiedys w koncu trafia do Nieba.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 10:34, 10 Lis 2021    Temat postu:

14 II 1973 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Mówiłem ci w innych rozmowach o tym, że pojmowanie naszego życia po śmierci ziemskiej jako stagnacji to absolutny błąd. Stagnacja to bezruch, śmierć. „Jam jest Bogiem żyjących, a nie umarłych” – i to ci mówiłem, a teraz powtarzam raz jeszcze w powiązaniu z dzisiejszym tematem. To, co rozumiemy źle jako brak możności zasługi, a więc w takim razie brak działania, polega na niezdolności do wyobrażenia sobie siebie w innych stosunkach jak ludzkie.


Niebo nie oznacza bezruchu! Nicnierobienia! To wlasnie tam jest pelnia zycia!

Tu, na ziemi istnieje wybór ogólnie mówiąc za prawami Bożymi lub przeciw nim. Wybierając służbę Bogu nie tyle nagradzamy się czy „zasługujemy”, ile wykazujemy zdolność do zrozumienia prawdziwego celu i sensu naszego świadomego życia – czyli uzdalniamy się do życia w Jego królestwie. Rozwijając w sobie miłość poprzez czyny służby wobec naszych bliźnich i otaczającej nas biosfery – stajemy się dojrzali, „wyrastają” nam odpowiednie dla życia z Nim „narządy duchowe”. Instynkt społeczny każący nam darzyć, dzielić się, rozumieć, współczuć, pomagać, ratować, a nawet ofiarowywać się za to, co takiej ofiary potrzebuje – staje się w nas powoli głównym motywem działania. Przestajemy zagarniać ku sobie, a zaczynamy służyć coraz pełniej. Odwracamy się od własnego „ja”, gdyż ponad nie zaczynamy stawiać dobro wspólne i w miarę naszego wzrastania wewnętrznego tylko ono staje się dla nas ważne.

Tu na ziemi uczymy sie tego co Bóg stworzyl i wybieramy to co spelnia nasze pragnienia. A oczuwiscie powinno byc to dazenie do Boga.

W ten sposób rozwijamy w nas miłość i stajemy się współpracownikami Chrystusa na ziemi świadomymi swojej roli – powiększania miłości pomiędzy ludźmi. Wtedy wybór nasz zostaje utrwalony na zawsze, ponieważ czyniony w materii i w czasie nie może przebiegać dalej tam, gdzie czas i materia nie istnieją. Wchodzimy w nowe życie, w życie bytów duchowych, z wyborem uczynionym, a intensywność naszych „życiowych” wysiłków określa „rozmiar” naszego szczęścia. Im bliżej byliśmy prawdy, im więcej żyliśmy miłością, tym więcej szczęścia może nam dać Chrystus. Gdyż szczęście wieczne to nieustająca wymiana miłości pomiędzy Nim a nami, włączonymi w niezmierzoną wspólnotę miłujących się ludzi – ludzi w określeniu prawidłowym, na wieczność, a nie tylko w okresie czasowego wyboru.

Im lepszy wybor im wiecej zrealizowalismy dobra tym wiecej Jezus moze dac nam. On daje wszystko! Tylko problemem jestesmy my. Ile potrafimy odebrac. I tu trzeba sie postarac!

Wybór już nie istnieje, więc nie może być „zasługiwania się”. Odpada nadzieja i wiara, bowiem wiemy i przyjmujemy w prawdzie (byt duchowy nie może sobie kłamać, ponieważ jasno pojmuje). Pozostaje miłość, obejmując wszystkie nasze władze duchowe. A miłość to energia, która działa na zewnątrz, udziela się, darzy, dąży do zapełnienia tego, co jeszcze nie nasycone nią. Miłość jest jedna – Jego, w której żyjemy wszyscy i którą podzielamy. Jeżeli Bóg was kocha – w co nie wątpisz chyba – to jak my moglibyśmy was nie kochać, was, naszych najdroższych, walczących, cierpiących braci? Współpracujemy z Chrystusem Panem w Jego planach dla ludzkości, a cień takiej możliwości współpracy to te nasze „rozmowy”. Możliwości są bezgraniczne, jak Jego miłość do nas, ale zależne od waszych sił, zrozumienia i szczerości intencji.

Tam jest tylko milosc ktora jedni daja drugim. Na wzor Boga Ktory po prostu jest Miłością

O miłosierdziu Bożym dla skrzywdzonych

12 IX 1972 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Będziemy mówili o miłosierdziu. Akt uzdrowienia jest oczywiście czynem miłosierdzia, ale Chrystus wiedział, komu może je świadczyć. Dla wielu ludzi cierpienie jest jedyną możliwością stania się lepszym, ponieważ ból czy kalectwo ogranicza ich możliwości błądzenia lub wyrządzania zła. Dla innych jest szansą wyrobienia w sobie hartu, woli, opanowania, a także zyskania dystansu w stosunku do wielu błahych spraw życia codziennego, w których utonęliby, podczas gdy przez kalectwo np. uzyskują więcej czasu na refleksję, na zastanowienie się nad sobą, no i zdobywają się na pogodę, pogodzenie się z losem, a w ogóle mogą zyskać nieskończenie wiele. Tak samo przezwyciężanie bólu czy kalectwa uczy zwyciężać. Jest to forma walki z materią, tak jak dla innych ludzi jest nią leczenie chorób, walka z głodem, pokonywanie przeszkód natury duchowej. Jeżeli Bóg daje człowiekowi taką drogę dojrzewania – bo tak to można określić – jest to na pewno ta droga, na której dany człowiek osiągnie największe rezultaty, oczywiście jeżeli ją wykorzysta.


Tak! Choroba moze komus byc potrzebna! Gdyby Bóg ja zabral bylo by gorzej! Bo dusza jest najwazniejsza! Nie ze cos boli.

Wszystko to, co nas spotyka, jest szansą, okazją, propozycją Bożą daną nam do wykorzystania. Ból, choroba, kalectwo – to propozycje niesłychanie konkretne, wyraźne, jasno określone i dla natur umiejących walczyć z przeszkodami „materialnymi”, a nie pojmujących przeszkód natury duchowej (np. samotność, brak zrozumienia i miłości, brak zdolności lub nieśmiałość, skrupuły) – jest to najłatwiejsze zadanie. Człowiek widzi jasno, kiedy zwycięża i kiedy nie zdaje egzaminu, sam się sprawdza i może sam kierować swoimi postępami. Chrystus Pan uzdrawiał tych, którym to nie przeszkodziło w dalszym rozwoju wewnętrznym. My natomiast, nie wiedząc o tym, mamy obowiązek pomagać każdemu w jego drodze, gdyż nigdy nikomu nie zaszkodziło współczucie i miłość, natomiast obojętność, nieczułość, bezlitosność, a także często spotykana pogarda dla kalectwa, lekceważenie osób chorych lub słabych, wyśmiewanie lub tolerowanie tego (np. u źle wychowanych dzieci) jest dorzucaniem ciężaru tym, co się już i tak uginają pod własnym – jest grzechem przeciw miłosierdziu. Nie tylko możemy przyczynić się przez to do klęski drugiego człowieka w walce o siebie, ale także zamykamy drogę do siebie miłosierdziu Bożemu.

Choroba fizyczna jest NAJLATWIEJSZYM sposobem ksztaltowania ducha! Jakies bardziej duchowo psychiczne udreki mogly by byc nie do udzwigniecia dla ludzi.
Oczywiscie absolutnie ohydne jest lekcewazenie cierpienia. Mamy obowiazek pomagac bo nigdy nie wiemy czy akurat przez nas Bóg nie chce na kogos dac jakies łaski! Nasza pomoc moze byc po to aby wyzdrowial.

Każda krzywda wyrządzona przez nas naszym braciom jest wezwaniem sprawiedliwości Bożej na naszą głowę, tak samo jak wyzwala miłosierdzie Chrystusa w stosunku do osoby skrzywdzonej przez nas. Dlatego, jak ci to już mówiliśmy, obozy, więzienia i wszelkie tereny zbrodniczej działalności człowieka były, są i będą polami zbiorów Bożych. Nigdzie więcej istot niedojrzałych jeszcze i nie dosyć świadomych siebie nie zostało pomimo to przyjętych w ramiona Chrystusowe i wprowadzonych w Jego królestwo, jak w Oświęcimiu i na innych polach siewu krzywdy i cierpienia ludzkiego.

Tak wbrew pozorom obozy koncentracyjne olbrzymia ilosc ludzi skierowaly do Nieba! Wrecz dla wielu byly ratunkiem przed potepieniem bo tam nie trafiali sami swieci!

Widzisz, piszę „ramiona Chrystusowe” świadomie, gdyż nie ma lepszego odpowiednika dla działania Jego w takich razach. Widzę, lecz nie potrafię ci opisać działania Chrystusa, gdy występuje On w całym blasku swojego miłosierdzia. Im ktoś z nas jest słabszy, mniej świadomy, a bardziej zrozpaczony, udręczony, tak że nic już nie czuje prócz rozpaczy, pragnienia szybszej śmierci i nieistnienia, tym On jest łagodniejszy, cichszy, bardziej subtelny, macierzyński. Podchodzi jak najczulsza matka do swojego cierpiącego, przerażonego dziecka, tak cicho, tak delikatnie i tak ukrywając swoją moc, swoją gorejącą miłość, żeby nie przerazić Wielkością.

Nie da sie opisac ile milosierdzia Bóg kieruje na niewinne ofiary ktore przeciez czesto byly katami w zyciu! A jednak taki oboz jest taka krzywda ze zaslania ich winy w oczach Boga.

Gdy Chrystus działa przez swoje miłosierdzie, jest „ślepy” i „głuchy” na nawet najczarniejszą noc naszej natury ludzkiej. Jego obecność jest samą łagodnością, współczuciem, dobrocią, bo On pragnie wynagrodzić wszystkie cierpienia wyrządzone przez swoje wyrodne dzieci temu, któremu ich okrucieństwo zabrało życie, a więc czas dany mu dla duchowego rozwoju. Jeżeli my jedni drugim odbieramy Jego dar – czas, Bóg, Ojciec nas wszystkich, przekreśla im rachunki win i błędów; a nawet rozpacz, nawet gniew, nawet nienawiść – jeśli jest tylko odbiciem nienawiści katów – nie oddzieli ich ofiary od Chrystusa.

Bóg zobowiazuje sie dac ,odszkodowanie' wszystkim krzywdzonym za wszelkie straty. Co czesto ratuje ich od piekla wrecz bo oczywiscie nie byli to swieci a czesto wielcy grzesznicy. To co wy uznajecie za zyciowa tragedie jest czesto jedynym ratunkiem. Bo tu mamy swiat duchowy.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 11:40, 09 Lis 2021    Temat postu:

ŻYCIE NA ZIEMI DROGĄ DO BOGA

Syn królewski nie „zasługuje się” Ojcu – on Go kocha

8 II 1972 r. Mówi ojciec Ludwik nawiązując do swoich wyjaśnień, których udzielał mi jeszcze „za życia”.

– Widzisz, „zasługą” można określić dobry wybór tylko tam, gdzie są możliwości wyboru złego; pełnienie dobra wtedy, gdy można było czynić zło. Wydaje ci się to bardzo prymitywne, ale pomyśl o sobie. Gdy zło i dobro są bardzo dobrze „oświetlone” i widoczne w swojej właściwej postaci, nie może być pomyłki. Jednak na ziemi przeważnie zło przyjmujemy za dobro – w każdym razie dobro dla ciała; a iluż ludzi przestało utożsamiać się z ciałem?


Rzadza zmysly. Jesli nie ma mozliwosci zla nie ma zaslug. Np. gdy ktos ma popsuty kran to szuka tylko dobra czyli naprawy. A nie np. wysadzenia mieszkania. Ale juz gdy mozna byc uczciwym i ubogim albo ukrasc i sie wzbogacic. Tu juz jest zasluga mozliwa.

Życie jest sumą naszych codziennych wyborów. Może też być w ostatnim momencie życia takie zrozumienie, które przekreśla dotychczasowe złe wybory, ale widzisz, niezręcznie jest określać jako „ zasługę” wybór właściwy. Tak może rozumować małe dziecko, robiąc pierwsze kroki od ojca do matki i oczekując pochwały. A przecież czyni to dla siebie, nie dla rodziców, chociaż ci okazują radość i chwalą maleństwo.

Tak naprawde to ze nie zabijszesz nie ukradniesz to powinno byc oczywiste a nie jako czyn heroiczny!

Człowiek w trakcie dorastania wewnętrznego coraz lepiej rozumie, że nie tyle „zasługuje się”, ile „opowiada za dobrem” w miarę rozpoznawania go w otaczającym świecie. Gdy staje się mężem, rozumie, że nie on stworzył świat i nie on jest jego właścicielem, ale też poznaje obecne jego piękno i potencjalne możliwości dalszego tworzenia poprzez swój własny wkład. I wówczas staje się „robotnikiem winnicy Pańskiej” na służbie swojego kierunku miłości; gdyż cokolwiek w świecie pokocha nie dla siebie, w tym żyje Bóg.

Bo wszystko stworzyl Bóg. Czyli nie ja to zbudowalem! Nie jest moja zasluga. Ja moge tylko potwierdzic. Chce tego dobra. My wlasciwie przetwarzamy. Bóg daje klocki a ty cos zbuduj.

Gdy traci swoją „dziecięcą” wolność i „kto inny go przepasze i pójdzie, gdzie by nie chciał”, kiedy był dzieckiem, bo na trud, na pracę, tak często niewdzięczną, na prześladowania i śmierć, gdy trzeba – wtedy już nie „zasługuje się”, a służy miłości służbą, która jest honorem i najwyższym dostojeństwem człowieka. Służy z miłości i dobrowolnie, bo tak chce! Bo wybrał swoją drogę ku Dobru i każdy krok na niej jest krokiem wojownika, co walczy, a nie kupczyka sprzedającego swoje usługi. Czyż Bóg kupuje to, co dał od dawna z miłości?

Gdy dojrzewasz nie myslisz juz o nagrodzie tylko ze to jest Dobre! To trzeba robic! Nic innego nie wchodzi w gre.

„ Bojowaniem jest żywot człowieczy na ziemi”, walką piękną i pełną chwały, gdyż każdy z nas, ludzi, walczy nieustannie o swoje człowieczeństwo, o to, co w nas złożył Bóg. Trzeba to w ludziach zobaczyć i ocenić, bo nie wiesz, czy droga ludzka nie prowadzi poprzez upadki, tak innych, jak i twoje. Dlatego potrzebna jest tak bardzo wyrozumiałość, cierpliwość i zachęta, a nie odraza. W każdym człowieku cierpi jego człowieczeństwo tym bardziej, im bardziej jest stłamszone i poniżane.

Nigdy nie wiemy co jest w duszy drugiego. Na zewnatrz moze byc odrazajacy ale wewnatrz lepszy niz inni. Dotyczny to zwlaszcza ludzi wykolejonych spolecznie typu alkoholicy menele itd. Bo oczywiscie szef mafii gangu kliki aferzysta itd. nie kryja w sobie wewnetrznego dobra. Tu juz jawnie mamy zlo w duszy.

Ale wracając do twego pytania.
Terenem wyboru jest ziemia. W królestwie Bożym nie ma „ciemności”, nie ma więc wątpliwości i możliwości pomyłek. Istnieje się w prawdzie, ale nikt już nie „wybiera” i przeciwności nie pokonuje, bo duch ludzki w Prawdzie będąc, opowiada się za nią stale (nie ulega już złudzeniom). Dlatego właśnie istnienie w Bogu jest szczęściem, że niepewność, trud i niepokoje pozostały za nami, a jest prawda, odwieczne pragnienie ludzkiego umysłu, i jest Miłość wypełniająca stęsknioną próżnię ludzkich serc – prawda, że Bóg jest miłością!


Na tamtym swiecie albo przyjmujesz dobro albo odrzucasz i juz na zawsze. Bo tam nie obowiazuje czas. Nie ma tak ze za pol roku mi sie zmieni bo za pol roku okolicznosci beda identyczne! Bóg jest niezmienny. Nic nie zajdzie takiego co by zmienilo sytuacje! Stad jest jeden wybor i koniec.

Bóg stworzył ludzkość i wskazał jej drogę, dał jej teren i warunki takie, jakie uznał za najodpowiedniejsze, a ponadto podarował nam wolną wolę, abyśmy sami mogli wybierać. To jest ten największy, najwspanialszy dar! Jeżeli możność samokreacji od embriona ludzkiego do człowieka dojrzałego, znającego samego siebie, świadomie uznającego Ojca i swoje synostwo mamy nazwać „zasługą”, można przy tym pozostać. Ale też na tym próba się kończy. Kiedy syn zawoła „Ojcze!”, Ojciec przyznaje się do syna. A w królestwie Ojca syn jest dziedzicem.

Jest to wlasciwie wybor dobra dla siebie. W tym nie ma zaslugi. To wybor zla dla siebie jest abberacja.

Syn królewski nie „zasługuje się” Ojcu – on Go kocha i uczestniczy w planach i działaniu Ojca w miarę swoich sił. W domu Ojca jest pełnia aktywnej miłości obejmującej to, co dany człowiek objąć może, ale nie ma już „zasług”. Czy to rozumiecie?
Na ziemi opowiadamy się za prawami Bożymi lub przeciw nim.


Tam skoro wybrales Boga to juz nie ma zaslug bo jakie? Nie ma trudu cierpienia. Nie ma jak sie zasluzyc. Zasluga wymaga poniesienia kosztow czynu. Czyli np. danie ofiary. Odejmujesz sobie dajesz komus. Ponosisz koszt. W Niebie nic nie ubywa! Nigdy! Nie ma ofiary! To jest logika a nie wielka filozofia.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pon 9:58, 08 Lis 2021    Temat postu:

Chrystus zawarł z nami „braterstwo krwi”

22– 23 IV 1973 r. Wielkanoc. Mówi ojciec Ludwik.

– W dzisiejszym dniu Zmartwychwstania Chrystusa pragnę mówić z tobą, a przez ciebie z tymi, których moje słowa zainteresują. (...)
Miałem zamiar nakreślić wam pokrótce, jaki jest prawdziwy sens uroczystości wielkanocnych, to znaczy ich wewnętrzne znaczenie dla dusz ludzkich.
Chrystus Pan nie „mieści się w czasie”, nie podlega mu, dlatego Jego Ofiara ma wartość trwałą dla wszystkich ludzi aż do skończenia świata (istnienia ludzkości na ziemi).


Poniewaz cierpial Bóg ktory jest poza czasem. Jego Ofiara tez jest poza czasem. Nie przemija nigdy.

– To przecież już przeminęło?

– Przebieg męki Chrystusowej, a więc to, co uczynili Mu ludzie, było czynem ludzkim, przemijającym, ale sama Ofiara trwa jako akt zadośćuczynienia Bogu przez Syna Bożego, uczyniony Bogu za winy ludzkości. Dobrowolne ofiarowanie siebie Ojcu (gdyż nic, co ludzkie, nie mogło objąć wszystkich pokoleń ludzkich) przywracało nam synostwo Boże.
Chrystus Pan dał nam poprzez swoje poświęcenie się dla nas prawo uczestniczenia w swoim życiu wiecznym. Dopuszczeni zostaliśmy do życia w szczęściu, do współuczestniczenia w szczęściu współżycia Trójcy Świętej – w Jezusie, gdyż tylko poprzez braterstwo z Nim staje się dla nas możliwe istnienie w królestwie Bożym. Zostaliśmy ochrzczeni Jego Krwią i ona pieczętuje to braterstwo. Na każdym z nas w momencie chrztu świętego spoczywa piętno Krwi Chrystusowej. Na ludziach innych religii jest ono chrztem pragnienia, a o wiele częściej – męczeństwa.


Zadne ludzkie poswiecenie samo z siebie nie moglo dac Zbawienia. Tylko Bóg mogl tego dokonac. W chwili Chrztu wchodzimy w Zbawienie ba, w PRZYJAZN Z JEZUSEM!
Ponadto jest jeszcze CHRZEST PRAGNIENIA! Kazdy czlowiek na swiecie pragnacy szczerze dobra choc nawet nie wiedzacy czym ono jest domyslnie pragnie Chrztu! A najczesciej co ciekawe CHRZEST MECZENSTWA! Gdy decyduja sie na poswiecenie. Np. Afganistan ci co srawili opor mimo porzucenia przez swiat!

Jednak wyłącznie my sami możemy wyrazić zgodę na przyjęcie nas do Wspólnoty Jezusowej lub odrzucić Jego Ofiarę, ponieważ w życiu duchowym nie istnieje mechaniczność. Każdy byt duchowy kieruje się wolą opartą na rozeznaniu w świetle sumienia, wedle miłości, którą się kieruje.

Stad jest wolnosc prawo nadane przez Boga istotom obdarzonym wolą.

Dlatego nie ma sprzeczności pomiędzy odkupieniem nas przez Niego, a naszą wolą przyjęcia tego daru lub odrzucenia go. To ostatnie dla bytów duchowych poza granicą śmierci fizycznej staje się takim stanem cierpienia, które Kościół nazywa piekłem; stanem, a nie miejscem. Odrzucając bowiem Ofiarę Boga gardzimy Jego nieskończonym miłosierdziem i zrywamy przymierze przez Chrystusa nawiązane na nowo.

Bóg sie nie ,mści' na złych pieklem! Odlaczenie od Boga samo z siebie powoduje straszne meki! I NIE NIE TRZEBA KILKU LAT MORDOWAC W AUSCHWITZ ZEBY SKONCZYC W PIEKLE! Starzy Bogu powiedziec nie chce Cię i JUŻ! PIEKLO!

Bez Niego uczestniczyć w chwale Bożej nie jesteśmy zdolni, dlatego że to On za nas poręcza i On uzupełnia nasze braki z własnej pełni, a przechodząc do Jego królestwa zaczynamy istnieć w Nim – jak gałęzie zaszczepione na drzewie, bez tego niezdolne do życia, uschnięte.

To tylko porownanie do drzewa! Oczywiscie doslownie nie ma tu zadnych podobienstw! On i ja... Tego nie da sie wyslowic.

W Nim jest miłość, która jest energią, życiem bytów duchowych, jak sok jest życiem drzewa, które darzy nim najdalsze nawet gałązki i liście, ale o ile nie są złamane. Tu „złamać”, zerwać ten obieg miłości możemy tylko my sami; Bóg – nie (tak jak drzewo nigdy nie okaleczy się samo). Drzewo – Chrystus Mistyczny w swojej chwale – pragnie rozrastać się „liśćmi”, darząc je szczęściem. I na tym nasze porównanie trzeba skończyć. Niestety, Prawdę w jej jasności poznać można tylko poza ciałem. Tu tylko „po omacku”, przez porównania możecie zrozumieć treść naszego życia.

Co symbolizuje slynne Drzewo Życia! Porownanie nawiazuje do tysiacletnich tradycji nawet pozachrzescijanskich. Bóg jest zrodlem energii zyciowej caly czas. Herezja jest koncepcja ze Bóg stworzyl i zostawil a teraz samo juz ,chodzi'. Nie! Bóg wszystko zasila caly czas. Stworzenie nie jest ,normalnym' stanem swiata. Normalnie to jest Bóg i nic wiecej. Bóg sam wystarczy. Jednak ,zaburzyl' On ten stan stwarzajac wszystko! Stworzenie bedac ,zaburzeniem' musi byc podtrzymywane inaczej wszystko wroci do stanu ,natury'.

Chciałem ci powiedzieć, jak ważny jest prawdziwy współudział w Mszy świętej w dniu Wielkiej Nocy, gdy wszyscy powinniśmy włączać się swoim udziałem cierpienia w Jego Ofiarę – tym cierpieniem, które aktualnie przeżywamy, gdyż zawsze jakieś mamy, chociażby – dam ci przykład – cierpienie z powodu obojętności ludzkiej, brutalności lub niezrozumienia.

– Takie małe cierpienia?

– To On ocenia wagę cierpienia, i to wedle wrażliwości cierpiącego.


Lepiej chyba miec male niz od razu oboz koncentracyjny. Bóg chce aby jak najmniejszym kosztem cierpienia dojsc do Niego. Liczy sie tylko ten cel. Odnalezienie Boga.
To wszystko zaniesmy na Mszę gdyz po to jest ustanowiona. Jako najblizsze mozliwe obcowanie z Bogiem! Blizej Boga tu na ziemi nigdzie nie ma!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 10:23, 07 Lis 2021    Temat postu:

O Zmartwychwstaniu Pana Jezusa

5 III 1972 r. Mówi ojciec Ludwik.

– Chcę z tobą porozmawiać o Zmartwychwstaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa, bo chcę ci pomóc. Trudno ci zrozumieć sam fakt z-martwych-powstania, a przecież wydarzył się on tylko jeden raz w historii ludzkości. Chrystus wskrzeszał (ludzi), wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny też jest Jego działaniem, ale tylko On jeden sam wstał z martwych, ponieważ tylko On był (i jest) Bogiem-człowiekiem; Twórcą, a nie stworzeniem podlegającym prawom materii; Prawodawcą, a nie przedmiotem działania prawa.


Bóg NIE PODLEGA PRAWOM! ON JE NADAJE! Nie jestescie w stanie tego pojac bo juz na dzien dobry podlegacie np. prawu grawitacji. Bóg nie!

Tak jak życiem udowodnił, że Bóg nas kocha bezgranicznie, tak śmiercią, a potem pokonaniem jej dowiódł, że jest Bogiem sam: prawdziwym Synem, a nie współwładcą swojej części królestwa; Tym, któremu ziemia i niebo służą; który mógł wszystko uczynić lub nie uczynić nic dla człowieka, a wybrał współuczestnictwo w losie człowieczym i wypełnił je aż do dna, aby przekonać nas o swej miłości.

To wszystko sa dowody! Chrystus nie teoretyzowal! On czynil! Wszystkiego dowiodl! Nie musimy wierzyc w jakies mgliste koncepcje! Musimy przyjac fakty! Po prostu!

Zmartwychwstanie jest działaniem Boga, nie człowieka. Chrystus przemieniony, to już Bóg: zachowujący ciało ludzkie, przemienione, przenikające przez zamknięte drzwi, a więc zupełnie odmienne od naszego, nie podlegające prawom materii, a przecież zachowujące ślady męki; Bóg-Człowiek nadal jest nieskończenie kochający, cierpliwy, wyrozumiale pozwalający na badanie swoich ran, jedzący i pijący wraz z ludźmi, ale już zwycięski, nie podległy śmierci, cierpieniu i wszelkiej nędzy człowieczej.

Ciekawe ze Chrystus jednoczesnie ma Ciało niesmiertelne ale ze sladami męki! Nie powoduja one zadnych wad funkcjonowania. Sa znakiem!

Widzisz, w planach Bożych konieczna była śmierć Zbawiciela i Jego zmartwychwstanie. Gdyby nie było śmierci, nie byłoby triumfu nad nią. Bóg ukazał ludzkości, że śmierć jest złudzeniem – a za nią stoi żywot wieczny, pełniejszy, radośniejszy, wolny, a przeznaczony synom Bożym, którymi jesteśmy. Jezus swoim przykładem odsłonił nam tę niesłychaną prawdę, dając kierunek i drogę, otwierając też jednocześnie bramę żywota i przyzywając nas ku sobie.

W planie Boga oznacza oczywiscie nie ze Bóg zaplanowal wlasna smierc tylko ze planowal zycie na ziemi WIEDZAC ze skonczy sie mordem. I zgodzil sie na taki jego przebieg.

Takie było Jego posłannictwo synowskie – wypełnione do końca. Jedynym motywem takiego działania może być miłość! I jeżeli zechcecie spojrzeć na dzieje ziemskie Jezusa z tego punktu widzenia, odsłoni się wam prawda. W tym przypadku warto zadać sobie odwieczne ludzkie pytania: „Po co?”, „Dlaczego?” Odpowiedź jest zawsze ta sama: „Z miłości do nas!”

Widzisz, dla człowieka miłość bezinteresowna jest zrozumiała jedynie teoretycznie, gdyż w sobie jej nie mamy i mieć nie możemy: nie jest przynależna naturze ludzkiej. Jest naturą Boga!


My kochamy w jakims ,interesie'. Jak spojrzymy realnie to albo ktos jest ladny albo mily albo nam potrzebny i dlatego go kochamy! Daje nam pozytywne odczucia. Ale kochac zarzyganego pijaka? Omijamy go jak najdalej bo nie daje nam korzysci. A moze klopot bo np. ustalac gdzie mieszka. Moze go tam ciagnac. To klopot to wydatek energii czyli ,strata'. Kościół naucza ,tracenia energii" w ten sposob,


Jednak odkąd Bóg podzielił z nami naturę ludzką, stało się możliwym dla nas wziąć udział w Jego naturze Boskiej. Ponieważ Bóg istnieje poza czasem, w wieczności, Jego życie ziemskie trwa nadal, w nas. Jezus Chrystus udziela się nam przenikając i obejmując swoją naturą Boską każdego z nas według jego pragnienia współżycia z Bogiem, tak że nie mając w sobie miłości, możemy nią żyć czerpiąc z nieskończoności natury Boskiej.

Bóg jednak sklania nas do wlasnie bezinteresownej pomocy na Jego wzor. I do niej uzdalnia. Musimy jednak przyjac dar.

Jest to współżycie z Bogiem, polegające na zezwalaniu, aby pustka naszej natury wypełniała się energią miłości Chrystusa Pana. Czyniąc w sobie miejsce na działanie Boże, zastępujesz powoli to, co w tobie marne, przemijające i niedoskonałe, udzielaną ci przez Jezusa Chrystusa Jego miłością, Jego wolą, Jego działaniem – czynieniem dobra. Taka jest droga prawidłowego rozwoju wewnętrznego – przeobrażanie się wewnętrzne, powolne i żmudne wymienianie tego, co przynależne ziemi, na to, co przynależy duchowi. (...)

Przemiana siebie to jest dojrzewanie podobne do dziecinstwa. Dziecko sie zmienia. 12 latek juz nie bawi sie pluszowym misiem mowiac do niego. Bo sie zmienil w trakcie rozwoju. Ludzie absurdalnie przyjmuje ze w wieku 18 lat juz skonczyli rozwoj. Tak jakby byli doskonali bo dostali dokumenty. Skonczylo sie dziecinstwo. Juz nie beda sie uczyc dodawania odejmowania. Nadchodzi czas swiadomego rozwoju duchowego skoro fizyczny sie konczy.

Trzeba pragnąć zrozumieć swoją ludzką naturę i naturę duchową Boga, gdyż Jego dziećmi jesteśmy, z Niego powstaliśmy i do Niego wracamy w bólu i tęsknocie. A przecież nasz powrót może być radosny, szczęśliwy i szybki, prawda?

Nie trzeba sie upaprac w grzechu aby potem z bólem wracac. Bóg pragnie zeby jak najszybciej zrozumiec ze On jest naszym celem i radosnie isc przez zycie z Nim bez tulania sie po bezdrozach!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Sob 9:55, 06 Lis 2021    Temat postu:

Powiedziałem, że dla Boga nie jest ważne, kiedy człowiek się ku Niemu otworzy; ważne jest to tylko dla człowieka. Robotnicy ostatniej godziny i „dobry łotr” na krzyżu świadczą o stosunku Boga do człowieka. Bóg chce darzyć, gdyż Miłość kocha, i nic innego nie czyni i czynić nie chce. Istotą Miłości jest udzielanie się wszystkiemu, co jest jej spragnione. Ale to „coś” z tak niesłychaną wielkodusznością, zaufaniem i wspaniałomyślnością obdarowane wolną wolą po to, aby mogło samo iść, szukać, dochodzić i znaleźć – człowiek, musi sam siebie poznać, stać się ze stworzenia współtwórcą swoim, aby stać się partnerem Boga. Godność człowieka jest w istocie dowodem wielkości Boga.

Niepojete! Bóg jest gotow przyjac czlowieka nawet w ostatniej sekundzie. Tylko po co czekac? Zyc w syfie? Potem wspomina sie ten czas jako obrzydliwy. Po co komu takie wspomnienia?

Ponadto wazne zagadnienie AUTOKREACJI! Czlowiek stwarza sam siebie! Nie jest produktem czyli czyms gotowym! Jest mozliwoscia! Ktora moze sie spelnic a moze nie! I tu dopiero widzimy tragedie potepienia wiecznego. Ludzie niezrealizowani! Nie stali sie de facto ludzmi! I widzimy zloli bardzo malo przypominajacych ludzi.

Dlatego w każdej sekundzie swojego życia człowiek może stać się gotów do podjęcia swojego, przeznaczonego mu dziedzictwa, i wówczas Bóg ze swego miłosierdzia uzupełnia jego braki, choćby to było całe życie braków, a tylko ostatnia sekunda – przejrzeniem. Dla Boga nie czyni to różnicy, natomiast dla człowieka różnica jest ogromna, gdyż godność ludzka wymaga, aby za miłość oddać miłość. Wymiana miłości dostępna była człowiekowi zawsze, ale świadomość, że jej nie dał, gdy mógł, że nie zrozumiał, nie poznał, zmarnował wszystkie okazje i wszystkie dary, a przede wszystkim, że już stracił możliwość wykazania, udowodnienia, że chce współpracować z Bogiem – ta świadomość pozostaje. Wzrasta zrozumienie, a z nim pojmowanie swoich zmarnowanych możliwości bycia współpracownikiem Boga.

Czlowiek nawrocony w ostatniej chwili umiera i nagle ma swiadomosc ze jest jednym wielkim złomem! Niczego dobrego nie zrobil a moze czesto samo zlo! Odczuwa swoja ruine! Bóg nie zmieni faktow i historii! Bóg otwiera mu niebo. Ale taki czlowiek jest wrecz śmietnikiem.I stad nie moze ot tak isc do Nieba bo rozumie ze sie tam nie nadaje! A tam nie mozna wejsc na rympał.

Przecież, gdy chcemy, przez nasze ręce działa Bóg. Możemy rozdawać: dobro – nie nasze, miłość – nie naszą, pomoc – nie naszą. Wszystko możemy odmieniać, ulepszać, naprawiać – przede wszystkim siebie, później pomagać w tym innym. Przez nas może Bóg budować swoje królestwo na ziemi, a więc naszą pracą przyczynić się możemy do dojrzewania świadomości naszych braci. Kiedy oddajemy nasze życie w Jego ręce, stajemy się przyjaciółmi Bożymi, a wymiana miłości zaczyna w nas tworzyć nowego człowieka, gotowego do współżycia z Bogiem w Jego królestwie.

Jedyne co jest do zmiany to ludzie! Tak naprawde nic innego nie decyduje o rzeczywistosci! Tylko jakosc ludzi. A to praca wewnetrzna z pomoca Boga! Nad sobą.

I to wszystko możemy zmarnować i przekreślić. Rozwój wewnętrzny człowieka na ogół dopiero kiełkuje na ziemi; później trwa w nieskończoności, ale od stopnia dojrzałości duchowej w momencie śmierci zależy jego późniejsza szczęśliwość. Sama śmierć jest tajemnicą Boga, jest tylko pewne, że dla szczęścia człowieka On wybierze czas najodpowiedniejszy z możliwych. (...)

Na ziemi tylko mamy malutki poczatek! Prawdziwy rozwoj jest w Niebie! I to jest bardzo wazne! Nie macie pojecia jaka nedza jest na tym swiecie. Jaka bieda! Moralna. Rzadko kto nawet czyni drobny poczatek w duchowosci. Wiekszosc trafia Tam majac olbrzymia ilosc wad i brudu. Nie dosc ze brak rozwoju to zwineli sie...

W naszym świecie rozwój ludzki trwa nadal, tyle że zawsze od etapu przerwanego śmiercią ciała. Bardzo często etapem tym jest tylko opowiedzenie się za jakimś dobrem, a to dopiero początek. Ponieważ ludzkość jest „żywa”, więc rośnie i dojrzewa w swoim duchowym istnieniu. Jednak królestwo Boże otwarte jest dla tych, co „mają skrzydła”, co je zdążyli wykształcić. Reszta rozwija się, ale inaczej niż na ziemi: przez tęsknotę za pełnią i zrozumienie swojej niedoskonałości. Kościół nazywa ten stan czyśćcem. W obrębie Kościoła powszechnego jest to Kościół cierpiący i chyba to określenie oddaje istotę stanu głodu i pragnienia Boga.

Tylko ci co zrobili jakis postep w duchu ida do Nieba. Wiekszosc trafia z wadami do Czyscca i w bólu i trudzie oczekuje kiedy pozbedzie sie paskudztwa i pojdzie do Nieba. To wszystko nieustannie sie zmienia. Jest ciagly ruch. Dochodza ciagle nowe dusze. Te co juz sa postepuja naprzod.

Poza obrębem Kościoła powszechnego ludzkości istnieje nieskończona ilość bytów, ale nie będę ci o nich mówił. Są różne. Ludzkość ma własną drogę rozwojową; można z niej się wyłamać, nie chcieć jej, odrzucić – ale to już nie są nasi bracia na wieczność. Niech będzie Pan pochwalony!

Poza tym jest oczywiscie pieklo. Ale to juz nie jest Kościół.


Jak czcić Boga – rozmowa z Samarytanką

3 II 1972 r. Mówi ojciec Ludwik, którego prosiłam o objaśnienie rozmowy Chrystusa z Samarytanką.

– Rozmowa pomiędzy Chrystusem a Samarytanką jest niesłychanie ważna, gdyż wówczas pierwszy raz padły słowa: „Jestem nim (Mesjaszem), Ja, który z tobą mówię”. Przez usta Samarytanki przemawia ufność w zapowiedzi proroków. Kobieta pragnie wiedzieć, gdzie jest prawda, nie wątpi, że przyjdzie Ten, który wszystko nam oznajmi. Czyli jest w niej głód prawdy; odczuwa potrzebę wiedzy o tym, jak należy prawdziwie czcić Boga. I dlatego, pomimo że jej życie osobiste dalekie jest od prawidłowego, Jezus odpowiada jej poważnie i jasno, jednoznacznie: „Duchem jest Bóg, a ci którzy Go czczą, winni oddawać Mu cześć w duchu i w prawdzie”.


Mnostwo ludzi jest w takim stanie stad jest w Biblii. Ludzie jakos otwierajacy sie na Boga jednak mocno grzeszn7.

To są słowa rewolucyjne, burzące wszelkie dotychczasowe pojęcia. Pomyśl, co znaczyło w tamtych czasach, gdy do każdego boga „chodziło się” nosząc ofiary, czyli handlowało się z bogami na zasadzie: „ja ci złożę ofiarę, a ty mi daj w zamian to a to”, gdy każdy bóg miał swoją świątynię, miejsce, ołtarz, odpowiednich kapłanów i szereg przepisowych ceremonii – co znaczyło przekreślenie tego wszystkiego, aby ustąpiło „duchowi i prawdzie”.
W religii judaizmu niesłychanie rozbudowana była forma. Ona właściwie stanowiła cel sam w sobie. Szczegółowe przestrzeganie tysięcy przepisów stanowiło treść wewnętrzną. Chrystus Pan obala swoimi słowami cały ten pracowicie wznoszony misterny gmach formy i obnaża istotę stosunku Bóg – człowiek: Bóg jest duchem – człowiek ma się stosować do Boga. Ducha nie interesuje forma zewnętrzna, a tylko prawda, ponieważ sam jest Prawdą. Uczcić Boga można jedynie przez uczczenie jej w sobie. My sami stanowimy świątynię Pańską. Każdy z nas świadczy sobą, czy Bóg jest przezeń czczony, czy nie, i żadne pozory nie przesłonią w oczach Boga prawdy o nas, o naszym stosunku do Boga.


I oczywiscie nie tylko judaizm! Gdyby tylko oni tak robili pewnie nie bylo by w Biblii! Iluz ludzi tak podchodzi. Nawet spowiedz. ,Zakuć zdać zapomnieć'! Obled szalenstwo ale ilu ludzi ,zalicza' kolejne ,ceremonie'? I uwaza ze jest w porzadku! To slowa do nas a nie tylko do talmudystow!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 10:24, 05 Lis 2021    Temat postu:

NIECH BĘDZIE POCHWALONY JEZUS CHRYSTUS

9 I 1972 r. Ojciec Ludwik nawiązuje do mojej rozmowy ze znajomym, który mówił, że Bóg nie jest miłosierny stwarzając ludzi, bo większość z nich ma bardzo ciężkie życie i męczy się, a część zostaje potępiona.


Ciekawe zagadnienie. Bóg stworzyl ludzi do Raju nie do cierpienia. Wszystko to jest skutkiem grzechu! Pamietajmy ze Bóg wie wszystko! Takze to jak bedziemy grzeszyc i stad jest cierpienie ktore od razu jest pokuta! W istocie jest to dar Boga zeby oczyszczsc dusze. Bez cierpienia umieralibyscie ze skrzywionym charakterem. I co dalej? Pieklo!

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Zaczynam rozmowę od tego powitania, które będzie zasadniczym jej tematem. Nawiązuję do twojej rozmowy ze znajomym; wiem, że chciałabyś usłyszeć moje tłumaczenie.
To, co powiedział p. Tadeusz byłoby słuszne, gdyby nie zasadniczy błąd w rozumowaniu. Zapomina się o tym, że życie ludzkie w warunkach ziemskich jest zaledwie fragmentem naszego istnienia. Jeżeli określa się je jako czas wyboru, to nie jest on równoznaczny z czasem rozwoju; przeciwnie, od wyboru dopiero zaczyna się nasz rozwój wewnętrzny, prawdziwy.


Ponadto zycie w cierpieniu jest chwilowe. A szczescie wieczne!

Życie ziemskie jest wystarczającym okresem dla dokonania przeglądu możliwości, które daje, i zdecydowania się na wybór tego, co wyda się nam najwartościowsze, najlepsze. Możemy wybierać nawet wielokrotnie, prostować nasz wybór, przerzucać się na cele bardziej pociągające nas niż dotychczas poznane w miarę naszego kształtowania się i rewidowania pojęć. Możemy też zawrócić zupełnie z chwilą, gdy uznamy, że coś, co uważaliśmy za dobro, nie jest nim (Szaweł – św. Paweł)! Słowem – możemy zrobić ze sobą wszystko, bo po to obdarzono nas wolną wolą. Sami sobie jesteśmy twórcą i tworzywem.

Na ziemi rozpoznajemy dobro. I mozemy wybrac co chcemy. Bo przeciez wszystko ogarnac raczej nie damy rady. Firma spiew pisarstwo malarstwo nauka kultura itd. Nie da rady. To jest wybor. Natomiast o ,wyborze zla' nawet nie mowie bo to koniec wyboru. Pieklo.

Ale istnienie jest równoznaczne z rośnięciem, rozwojem, formowaniem się, a nigdy ze stagnacją. (...) Pan „nie jest Bogiem umarłych, ale żywych”. Życie to nieustanny ruch, wymiana, a życie w królestwie Chrystusa, wewnątrz Kościoła powszechnego, jest rozwojem duchowym, dotyczy naszego wzrostu duchowego, wewnętrznej krystalizacji i rozkwitu.

Wzrost! W Niebie nie osiagaja stanu idealnego i koniec tak tkwia w ideale. Absurd! Jest ruch ku Bogu. Mozna porownac to z PKB. PKB rosnie caly czas. Ekonomia jest coraz wieksza nowoczesniejsza itd. To jest obraz tego jak jest w Niebie! Tam rosnie dusza nieporownanie szybciej niz jakis tam PKB.

Wszystko, co powołał Bóg do istnienia, podlega Jego prawom, tj. ma swój sens i cel. Bóg przejawia się poprzez działanie. Działaniem Boga jest miłość, która jest energią, siłą twórczą pociągającą ku sobie, gdyż darzy ze swej pełni byty z istoty swej niepełne, ale pełni spragnione. Prawem istnienia jest dążenie do uzyskania dopełnienia (braków), nasycenia, spełnienia, doskonałości (dla siebie możliwej).

Czlowiek jako stworzenie jest bytem zaleznym od Stwórcy co wynika z samej logiki. W Bogu osiaga pelnie poprzez zjednoczenie. To jest cel czlowieka do ktorego mozna dojsc uzywajac tylko logiki.

Zrodzenie do istnienia jest dla nas jednocześnie pierwszym impulsem na drodze poszukiwania spełnienia. W potocznym tego słowa znaczeniu jest to „szukanie szczęścia” czy „pragnienie szczęścia”. Istotnym szczęściem człowieka jest złączenie się z Bogiem (nie „zlanie się”, a przylgnięcie doń, połączenie się – z własnej woli kierowanej zrozumieniem). Tym szczęściem jest zjednoczenie własnego niepełnego bytu z pełnią Bytu Bożego, uzupełnienie własnych braków pełnią Jego. Jest to możliwe, gdy przez człowieka uczyniony zostanie dobrowolny wybór przez odrzucenie wszelkich innych środków zaspokojenia „głodu szczęścia” dla ich niedoskonałości i całkowite oddanie się Bogu.

To dazenie do szczescia jest wlasnie zapisane w Konstytucji USA ktora jest zadziwiajaco dobrze zapisana! Widac Bóg czuwal! Jest to wielka madrosc. Tym Szczęściem jest Bóg.
Zjednoczenie z Bogiem nie jest zlaniem! Nie powstaje jakas nowa wspolna istota. To sa herezje Wschodu. ON I JA! Dwie Osoby!

Im szybciej ten wybór będzie uczyniony, tym więcej Bóg może zdziałać przez człowieka. Zaś w konsekwencji wyboru następuje wysiłek człowieka. Im jest pełniejszy, wytrwalszy i żarliwszy, tym szybciej następuje „wypełnienie próżni” i uzupełnienie braków człowieczych przez darowane uczestniczenie w naturze Bożej. Ale dopiero od momentu porzucenia ciała ta niesłychana więź może się zacieśnić w całych jej możliwościach.

Im szybciej czlowiek to zrozumie tym szybciej tu na ziemi zacznie sie rozwijac i osiagnie szczescie. Spokoj duszy. I na odwrot u bezboznikow widzimy ciagly niepokoj miotanie sie wpadanie w furie. Bo sa coraz dalej od Szczęścia.

Ale wybranie Boga – pod postacią jakiejkolwiek z miłości, pod którymi się nam objawia, a najjaśniejszą z nich jest Jezus Chrystus – będzie zawsze wyrazem obudzenia się wewnętrznego, dowodem, że człowiek stał się świadomym siebie. Tak więc nie jest ważne dla Boga, kiedy człowiek zwraca się ku Niemu, ale czy w ogóle rozumie, gdzie jest jego ostateczny cel, gdyż Bóg odpowiada zawsze bezgraniczną miłością na wezwanie człowieka, ale nie narzuca siebie! Jego mądrość nie pozwala na ograniczenie wolności człowieka, tym bardziej człowieka niedojrzałego jeszcze do odrzucenia wszelkich innych iluzji, w których widzi swoje szczęście. Ale taki człowiek wejść do Jego królestwa nie może. Nikt nie żąda lotów od nieopierzonego pisklęcia; powietrze wtedy jest dla niego niedostępne, ale nie na zawsze.

Odnalezienie Boga jest jakby narodzinami do prawdziwego zycia. Wiekszosc ludzkosci zyje w iluzji. Walcza o majatek zeby byc jak najpotezniejsi miedzy innymi im podonymi. Jest to fata morgana bo niby co to im da? W koncu umra. Sa duchowo ślepi. I nie moga wejsc do Nieba bo prostu nie widza w tym swojego celu! Maja tylko ziemskie cele. A Bóg nikogo do niczego zmuszal nie bedzie.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Czw 13:34, 04 Lis 2021    Temat postu:

O osobowości duchowej

15 XI 1970 r. Mówi matka Marka.

– Mojemu synowi sprawia trudność zrozumienie, że my się tak zmieniamy. Otóż, pozostaje w nas to, co było istotną naszą własnością – nasz wybór; to, co było niezmienne, stałe, prawdziwe, a przyobleczone we właściwy – każdemu z nas inny – kształt duchowej osobowości. Osobowość duchowa to nie np. sposób wyrażania się, ale już sposób reakcji, zakres zainteresowań, wiedza, która wzrasta, i wszystko, co było w nas Boże, a co rozwija się w pełni. Odpada tylko to, co było przejściowe, przemijające, bo często był to nasz krzyż, nasze cierpienia, nasza „droga”, a nie my sami.


Podstawowe zagadnienie. CO Z NAS ZOSTAJE TAM? Nic co materialne. Tzn. jak ktos byl gpuchy to juz nie jest! Nawet nie psychika. Ktos byl homo to juz nie jest. Traci poped do tej samej plci i traktuje swoja plec tak jak inni zawsze traktowali. Sposob mowienia tez nie! Jesli prostaczek nie umial sie wyslowic ,yyy ten ten tego chcial żem wziunć itd. Nie! Tam nie kalecza jezyka. Prosci blyskawicznie sie ucza prawidlowo wyslawiac. Ale ci co teraz dobrze mowia to zachowuja swoj styl! Bo to jest odbicie duszy. Wszystko co duchowe zostaje! Stad jak masz perwersyjna dusze to i tam jest taka. Stad pieklo.
Osoby wybierajace dobro rozwijaja sie w pelni!

A jeśli nawet przyjęliśmy i hodowaliśmy nasze słabości, nie uważaliśmy ich za nasze piękno i nie szczyciliśmy się nimi: nie mógłby tu być nikt, kto uznałby zło – dobrem. Odpadają kolce – rozwijają się kwiaty w ich właściwej barwie i kształcie. Powinniśmy takimi już umierać, ale iluż ludzi potrafi tak szybko dojrzewać, gdy otoczenie działa w przeciwnym kierunku! Musicie walczyć o atmosferę pomocną, przyjazną...

Nic co zle nie zostanie uznane. Dobro czesto jest tu zduszone. Ludzie nie moga sie rozwinac. Tvn onet wyborcza itd. Rozne kliki uklady mafie. Czlowiek uderza glowa w mur. Wszystko go ciagnie w dol! Ponadto przeciez sa oferty ,korzysci'! Przylacz sie do naszej kliki a bedziesz mial ,dobrze'! To sciaga na dno szamba...

Chrystus kocha nas wedle swojej możności miłowania

14 VII 1970 r. Mówi Bartek nawiązując do rozmowy z moim znajomym.

– W rozmowie z twoim przyjacielem mówiłaś o Chrystusie, że jest Panem naszej ziemi. Chrystus nie jest jednym z ludzi, nawet z geniuszy ludzkich, jak on ci mówił. Jest Bogiem, który czasowo stał się człowiekiem, to znaczy przeżył życie jako człowiek z nami, aby nas ośmielić, aby zbliżyć ku sobie, zaznajomić jak gdyby ze sobą. I dał za nas życie, bo to jest ostateczny dowód miłości. Jeżeli taka śmierć nas nie przekona, to już nic nas nie przekona, że Bóg może miłować nas nieprawdopodobnie, nieskończenie i po prostu bez zwracania uwagi na nasze winy.


Jezus NIE JEST jakims wybitnym geniuszem ludzkim jak twierdza nawet nieraz dobrzy ludzie ale ,filozofujacy' po swojemu ! To Bóg! Smiec na krzyzu to ostateczny mozliwy na ziemi dowod milosci. Jesli dla kogos to nic szczegolnego. To nie ma ratunku.

Chrystus wybawił nas i odkupił. Widzisz, do Jego przyjścia ludzkość była „bezpańska”, zdana tylko na siebie. Trzeba było aż takiej Miłości, jak Chrystusowa, ażeby pomimo wszystko, co złego nieustannie popełniamy, zapragnąć nieść nam pomoc. Nie wybranym jedynie, lecz wszystkim, całej ludzkości, dlatego właśnie, że jest tak – z własnej winy – ślepa, głucha, zepsuta i ginie gubiąc się nawzajem. Od tej chwili staliśmy się Jego miłością. On nas otoczył swoją opieką, osłania, prowadzi, uczy i ratuje – wszystkich i każdego z osobna, tak jak ocalił mnie.

Nikt by sie nie poswiecil za ludzi wiedzac ze w efekcie bedzie porozrywany na ciela i zamordowany w ,nagrode'. To przeczy naszej logice. Ale wlasnie tu mamy Boga.

Wśród was, mówię o twoich przyjaciołach, nie ma ani jednej osoby, która by nie doświadczyła Jego miłości, nie została uratowana do dalszego życia. Widzisz, i On liczy na przyjaciół i pragnie ich sobie zachować do dalszej współpracy. Liczy na naszą pomoc i współdziałanie.

Czyli pokolenie AK w calosci jest w Niebie! Tzn. ci co naprawde poszli walczyc o Polskę. Nie agenci czy konfidenci. To nie bylo pokolenie AK. Folksdojcze to jakby inny ,lud'...

Chrystus kocha nas wedle swojej możności miłowania. To nie jest ludzka skala. Jego miłość jest nie do wyobrażenia, ale możesz spróbować wyobrazić sobie ją jako taką, jakiej ci potrzeba. Gdyż każdemu z nas potrzebna jest miłość bezgraniczna, niezmienna i wieczna, wedle miary naszej prawdziwej istoty – istoty duchowej, nieśmiertelnej, wiecznie rozwijającej się ku Niemu. Jeżeli potrafisz całą siłą woli wyobrazić sobie, że jesteś kochana „ślepo”, całkowicie i na zawsze już, teraz, że nic, cokolwiek zrobisz, nie odbierze ci Jego miłości, że dał za ciebie życie, jakbyś była jedynym człowiekiem na ziemi, i Jego jedynym pragnieniem jest móc być z tobą, żeby cię obdarzać, uszczęśliwiać, spełniać twoje marzenia – mówię wciąż o twojej istocie duchowej, nie o ciele – to może zdołasz obudzić w sobie oddźwięk: zaczniesz świadomie i ufnie z Nim współdziałać.

Zdecydowanie nie wytlumacze wam czym jest Miłość Boga. Nie da sie!

Ile by wtedy można zrobić! Jaka byłabyś szczęśliwa! Spróbuj. Ja zmarnowałem taką możliwość. Pomyśl sama, przyjaźń z Chrystusem teraz, to tak, jak przyjaźń z królewiczem, kiedy żyje koło ciebie w stroju żebraka. Jest nieśmiały, nigdy nie narzuca się, gdyż czeka na twoją przyjaźń, na wyciągnięcie ręki. Pragnie być kochanym dla siebie samego. Dlatego nie „reklamuje się”, nie „obsypuje cię prezentami”, nie ułatwia ci życia, nie pochlebia. Ale przecież spełnia wszystkie twoje prośby prawdziwie dojrzałe i towarzyszy ci, a nawet, żebyś się nie czuła taka sama (skoro Jego obecności nie bierzesz pod uwagę), daje ci twoich ziemskich przyjaciół.

Dokladnie sam to czuje! Niesmialosc Boga dokladnie. Nigdy nie pcha sie w twoje zycie! Nigdy nie ma zadnej presji. Nigdy!

Pomyśl.
To jest Król! Jest Bogiem. Jest jedna natura w Trójcy Świętej. Chrystus, Pan nasz, Przyjaciel i Ojciec nasz jest Synem Bożym! Prawdziwie jest tak, jak wiemy z Jego słów z Ewangelii: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30); „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, Cool. Nie jest Panem ziemi – jest Panem nieba i ziemi, Panem królestwa niebieskiego, Panem świata duchowego: prawdziwego życia, prawdziwej miłości, wiedzy, zrozumienia, szczęścia, potęgi, królestwa nieskończonego, nie ograniczonego ani czasem, ani miejscem, istniejącego w Nim, czyli istniejącego dzięki, przez i w potędze miłości Boga.


Wszechmocny poza czasem i przestrzenia! Czas i przestrzen sa na Jego uslugi! I On jest cichy i niesmialy! Jak wiemy z Eliasza nie ma Go w huraganie pozarze wulkanach powodziach. Jest w łagodnym powiewie! Dokladnie! Przychodzi w cichym szmerze!

Chciałem ci to podać, żebyś nie wyrobiła sobie mylnych wyobrażeń. Twój przyjaciel musi mi te sprostowania wybaczyć, ale ja też jestem twoim przyjacielem, i nie mogę dopuścić, żebyś była w błędzie. To obowiązek przyjaźni, prawda?

Przyjazn to nie potakiwanie chocby klamstwu jak glupcy sobie wyobrazaja i mszcza sie gdy ktos nie przyklepie ich matactw. To prawda! Podstawa wszystkiego! Kazdego dobrego dziela.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 2:24, 03 Lis 2021    Temat postu:

Życie wraz z całym bogactwem jego możliwości we wzroście, rozwoju, dojrzewaniu, w możności niesienia pomocy, ratowania innych ludzi, w możności przeciwstawiania się złu, zwyciężania, służenia sobą Bogu – było mu dawane niejeden raz. Hojność Chrystusa dla mego syna jest nieskończona, dary dawane z serca, z miłości – niechże za nie nie „płaci”. Niech wreszcie przyjmie miłość Chrystusa do siebie jako prawdę, jak miłość ojca i matki zarazem, jak miłość przyjaciela. Za taką nie ośmieliłby się chcieć płacić. Taką człowiek odwzajemnia się, jeżeli ją przyjmuje.

Stad czeste porownania Boga do Ojca i Matki poniewaz tu czlowiek najczesciej spotyka sie z bezinteresownoscia. Z Bogiem nie ma handlu. Jest milosc.

– ?
– Dziwisz się, że piszę tak surowo. Piszę prawdę. Piszę to dlatego właśnie, że Marka tak bezgranicznie kocham, że pragnę jego dobra, jego szczęścia... (...)
Marek zyskał specjalnie czułą i troskliwą Miłość naszego Pana; niechże nie będzie ona ciągle nie odwzajemniona. Chrystus pragnie jego przyjaźni, jego zezwolenia, aby mógł brać udział w jego życiu. Pragnie być dopuszczony do współudziału w pracy Marka...


Czyli Jezus pragnie milosci a nie ,stosunkow handlowych'.

6 VII 1970 r. Mówi matka Marka.
Powiedz mu, że świadomość, że Bóg jest Stwórcą i Prawodawcą – to dopiero podstawy zrozumienia. Znali je mędrcy, kapłani i magowie od tysięcy lat; nie można się cofać aż tak daleko. Prawidłowym stosunkiem stworzenia do Stworzyciela nie jest uznanie mechanicznej zabawki dla jej konstruktora, ale miłość, gdyż powstaliśmy z miłości Bożej pragnącej udzielania się, obdarzania, uszczęśliwiania. On jest prawdziwym naszym Ojcem, a łączą – powinny nas łączyć – z Nim więzy miłości, zrozumienia, pragnienia zbliżenia się, wspólnego działania, dawania z siebie, dzielenia się, uświęcania, uszlachetniania, podnoszenia i pomocy innym potrzebującym. A potrzebuje miłości cała ludzkość, a z nią cały świat. Wszystko, co żyje, czeka na Miłość i tęskni do niej.


Czlowiek nie jest mechanizmem do zabawy dla Boga! Wrecz odwrotnie to Jezus daje Siebie az do smierci na krzyzu ludziom! Ludzie nie bardzo maja ochote dac Bogu cokolwiek.

Przygotuj Markowi „Genesis z ducha” Słowackiego. Marek należy do tych, którzy postępują jak prawowici synowie – niech to zrozumie i przyjmie. Chciałabym, aby czuł się prawdziwym dziedzicem Jego królestwa, żeby zrozumiał, że jego honor jest honorem Boga, którego reprezentuje, że zawsze był i jest prawowitym synem, uznanym, ukochanym, na którego działania patrzy się z miłością i z dumą. Stosunek miłości zaciera różnicę, bo i syn ludzki wszystko otrzymuje, a dopiero później, w miarę dojrzewania może stać się chlubą i dumą ojcowską. Gdy będzie tu, w naszym Domu, pomożemy mu w zrozumieniu, o ile tylko będzie chciał.

A wiec dziala on szlachetnie ale brak mu wlasciwego podejscia do Boga! I juz jest problem bo nie moze isc do Nieba! Dobry czlowiek! To co dopiero grzesznik ktory kieruje sie egoizmem! Ludzka dobroc w zyciu doczesnym bez odniesienia do Boga to za malo na Niebo! Owszem jest dobra jak najbardziej. Ale Niebo to wspolnota z Bogiem! Nieporownanie trudniejsza sprawa!

16 VII 1970 r. Mówi matka Marka.
Trudno mówić mi do niego „Marku”, kiedy widzę, jak mój mały Mareczek szuka po omacku tego, co dawno znał, boczy się na Prawdę i broni się przed „cofnięciem się” do lat dziecinnych, podczas gdy właśnie wtedy był najbliżej prawdy o Bogu, chociaż na pewno o wiele mniej miał „mądrości życiowej”, która jest samą goryczą, zapoznaniem się z ciemnościami natury ludzkiej. Cieszę się, że ty potrafisz taką „mądrość” ignorować.


Uwaza ze prosta wiara dziecka to dziecinnosc z ktorej sie wyrasta tymczasem to wzor wiary! Bo zawsze dla Boga bedziemy jak niemowlaki! Wszak roznica miedzy nami a Bogiem jest nieskonczona. Rzekoma dojrzalosc czyli zdobycie ,madrosci zyciowej' to nic fajnego. Uczysz sie jak ludzie sa podli. Uciekac od tego! I wlasnie schronic sie w prosta wiare dziecka!


– A czy to nie jest naiwność?
– To nie jest naiwność, chociaż można to tak osądzić „po ludzku”, to jest właściwe umiejscowienie zła w całości życia. Ono jest i będzie towarzyszyło człowiekowi zawsze, ale tylko póki żyje na ziemi, a więc jest przejściowe, krótkotrwałe i dotyka wyłącznie spraw fizycznych; natomiast prawdziwą naszą istotę duchową „zarazić” można wyłącznie za jej zezwoleniem, z jej własnego wyboru. Im cięższe warunki, tym szersza, wspanialsza możliwość wyboru, a nie odwrotnie. Oświęcim dawał tak samo kapo, donosicieli i zbrodniarzy, jak i świętych. Wy znacie ojca Kolbego – a iluż ich jest! (...)


Nie ma sensu studiowac zla bo ono przemija.
Co ciekawe ,im gorzej tym lepiej'! Spoleczenstwa dobrobytu straszliwie sie degeneruja! Charaktery sa skrajnie nikczemne w znaczeniu nijakie. Ciezkie warunki ksztaltuja dusze. Wykuwaja! Owszem podly sie upodli ale swiety uswieci. A tu liczy sie jakosc.

Mówię wprost do syna:
„ Proszę cię, Marku, przygotuj się na to, że wchodzisz w drugi nurt rzeczywistości ziemskiej, który płynie poprzez ludzkość od przyjścia Chrystusa na ziemię, od chwili założenia podwalin Jego Kościoła, który wciąż rośnie i obejmuje swoim działaniem coraz szersze kręgi ludzi. Już nie pojedyncze osoby, nie zakony lub Dzieła Boże, a całe zespoły ludzkie od nas i od was. Wobec narastającego zagrożenia rośnie nasza pomoc, która jest Jego pomocą poprzez nas (ale i bezpośrednio również) dla was. Rośnie Jego współczucie i miłosierdzie, a to znaczy, że otrzymać możecie wszystko, czego potrzebujecie, o co prosicie – dla ratowania innych, celem niesienia pomocy.


Im trudniej tym wieksza pomoc z Nieba oczywiscie duchowa nie ze jakies bogactwa pieniezne. Owszem zaspokojenie potrzeb tez jak rozmnozenie chleba i ryb. Trudno glodnym glosic milosierdzie tylko alowem. Ale to poczatek a nie cel.

Jest jeden Kościół: święty – działający, żyjący w miłości Bożej; aktywny, udzielający się, a więc apostolski; powszechny – obejmujący wszystkich ludzi dobrej woli na ziemi i nas, żyjących wspólną miłością, działających z Chrystusem, dla Niego, gdyż On dzieli się z nami i daje nam udział w swoich planach dla pomocy ludzkości – wam!

WSZYSCY LUDZIE DOBREJ WOLI SA W KOŚCIELE! Czyli i poganie i innowiercy czy wyznawcy roznych filozofii. Jesli ktos z nich naprawde stawia sobie za cel dobro tak jak jest to mozliwe w jego kregu kulturowym jest w Kościele. Bo realizuje Królestwo Boga na ziemi nawet o tym nie wiedzac. To Królestwo to wszelkie zrealizowane prawdziwe dobro.
BRMTvonUngern
PostWysłany: Wto 0:55, 02 Lis 2021    Temat postu:

Bóg powołuje do przyjaźni z sobą

5 VII 1970 r. Mówi matka Marka po mojej rozmowie z Markiem, który opowiedział mi o swoim nieudanym samobójstwie w młodości: zagroził nim matce, jeśli matka nie rzuci narkotyków– po chorobie stała się morfinistką – nie wziął jednak pod uwagę jej uzależnienia; wtedy próbował zastrzelić się (kula utkwiła w kości).


Widzimy jak straszne dzieci sa patologie rodzicow. Naprawde! Rozbijaja dzieci kompletnie.

– Każdy czyn spełniony z miłości owocuje, choć czasami niewidocznie lub późno. Po prostu wszystko, co czynimy z miłości do innych, odrzucając miłość siebie, jest czerpaniem z nieskończonej miłości Boga, z Jego energii i potęgi, jest więc łączeniem się z Nim – niezależnie od naszej nieświadomości czy błędów w rozumowaniu. Inaczej, każda ofiara z siebie jest „naśladowaniem Chrystusa”, jest zawiązaniem więzów braterstwa i przyjaźni z Nim samym.

Kazdy czyn milosci owocuje! Nawet gdy tego nie zauwazysz! Ale takie jest prawo nadane przez Boga. Nie ma tu znaczenia nieudolnosc czy blad w rozumowaniu. Np. ktos cie oszuka ze potrzebuje pomocy a on chce miec darmowa korzysc i ty mu pomagasz. Jest tu owoc milosci choc tamten nie potrzebowal tego. Bo TY okazales milosc.

Tak jak myślałaś, syn mój rozpoczął na własną rękę próbę odkupienia moich win według własnych możliwości. Próbę rozpaczliwą, do której dołączył swoją inicjatywę Bóg, aby to, co było czynem spełnionym z miłości, nie stało się zbrodnią. Jego śmierci nie przeżyłabym, to wie, ale też świadomość, że byłam dla niego tak ważną, wartą takiej ofiary, dało mi siły do nowego życia. Jemu pozostała stała opieka i specjalna miłość Chrystusa, dzięki której żyje i może nieść ludziom pomoc. Chrystus kocha go nieskończenie; dzięki temu wychodził cało z sytuacji, których przeżycie było kolejnymi z cudów...

Czyn ten byl obledny ale poniewaz intencja byla dobra Bóg uchronil przed smiercia. A jego czyn milosci zaoowocowal! Pomogl matce nawet koszmarnym czynem bo wynikl on z dobrej intencji.

Miłość Chrystusa do mego syna jest zobowiązująca. Jeżeli Ten, który odkupił nas wszystkich, który zna każdy odruch naszych serc, zwraca się do kogoś, tak jak od lat do Marka: „Przyjacielu” – godzien jest odpowiedzi.

Miłość Boga do nas jest zobowiazujaca czyli nie mozemy odrzucic i byc nadal niewinni! Zawsze odrzucenie rowna sie naszej winie.

Bóg powołuje do przyjaźni z sobą każdego człowieka darząc go życiem i jednocześnie od tej pory czeka na odzew człowieka, gdyż dał mu równocześnie pełną wolność. Nie pragnie miłości wymuszonej, miłości niewolnika, pragnie wzajemności – z pozycji równości, bo obopólnej przyjaźni.

Bo milosc wymuszona to absurd juz sam w sobie. Nie jest mozliwe cos takiego.

Myślisz: „Jakaż może być równość pomiędzy człowiekiem a Chrystusem?” A jednak jest. Po to Chrystus stał się człowiekiem, jednym z nas, biednym cieślą w małym podbitym kraiku, zrównanym z biednymi, traktowanym z góry przez tych, których sam uposażył obficiej, lekceważonym, wyszydzanym, prześladowanym, wreszcie zamordowanym wśród złoczyńców – po to, aby nawet złoczyńcy mogli się zwrócić do Niego: „Przyjacielu, ratuj nas. Jesteś przecież jednym z nas!”

Emmanuel Bóg z nami czyli RÓWNY! Oczywiscie tylko dlatego ze On sie zrownal! Inaczej to niemozliwe. Ponadto rownosc nalezy rozumiec wlasciwie. Pod wzgledem istoty nigdy nie bylo i byc nie moze rownosci Stwórcy i stworzenia. Jednak Bóg z drugiej strony jest Wszechmocny i moze sie zrownac z czlowiekiem. Istotowo nadal jest nieskonczona nierownosc ale na skutek oddzialywania Boga nastepuje zrownanie jako stan faktyczny. Bóg uzupelnia braki czlowieka. Cale zrownanie wystepuje tylko i wylacznie ze strony Boga. My nic tu nie mozemy.

– Chrystus ukrył w ten sposób wielkość i godność Boga?

– Wielkodusznością i honorem władcy świata, który swoich tak kocha, że ukazał im Miłość dając swoje życie za wszystkich bez wyjątku, jest zrównanie się z nami, osobiste przebywanie pośród nas.


Bo trudno o milosc gdy jest sie oddalonym. Matemtycznie nazywamy to wspolnym mianownikiem. Aby porownac ulamki musimy sprowadzic je do wspolnego mianownika. Inaczej nie ma porownania.

– Chyba „uniżenie się”?

– Nie „uniżenie się”. Chrystus nie „zniżył się” ku nam. On jest z nami, bo kocha nas! Miłość pragnie zbliżenia, wspólnoty życia, pragnień, celów. Pragnie współdziałania, możności dawania pomocy. Niech mój syn zrozumie to, proszę. Od lat Chrystus czeka i wciąż jest odsuwany. Mój syn chce „płacić” za to, co otrzymuje z Miłości, i jeżeli za otrzymanie czegokolwiek coś od siebie daje, daje to jak odsetek z całości sumy nie zarobionej przez siebie, a darowanej mu z miłości przed latami już, bo z daru życia (syn to tak traktuje).


Nas podwyzsza a nie Siebie uniza. Znizenie sie Boga do naszego poziomu bylo by pojsciem w grzech. Co jest absurdem. Chrystusa nie ponizalo zycie ludzkie bo i nas ono nie poniza. Grzech poniza! Tylko! Zblizyl sie a nie ponizyl.

Mamy tu tez czesta wade. Ludzie mysla ze Bogu trzeba ,placic' za milosc bo ludzie nauczyli ich ze darmo nic nie ma. Tymczasem Bóg daje dary za darmo a nie handluje. Placenie np. za pogrzeby nie jest oplata dla Boga! Chodzi tam o utrzymanie ludzi tym sie zajmujacych! Bóg z tego ,nic nie ma'. Jak placimy na Kościół to znow nie placimy za ,dary Boga' tylko utrzymujemy materialna strone kultu religijnego! Za co zreszta Bóg tez nagradza. Bo nagradza kazde dobro. Ale chocby ludzie poza Kościołem tez maja talenty mimo ze nic nie placa! To sa wlasnie darmowe dary!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Nie 14:46, 08 Lis 2020    Temat postu:

Mówi Bartek (po przerwie).

– Wyobrażasz sobie, jakie to było ważne i dla mnie? Przecież o mały włos nie dałem się namówić, a właściwie już dałem, tylko termin odkładałem aż do momentu, gdy będę „do niczego”. Ale ten wypadek przyspieszył decyzję. Jaka to radość dowiedzieć się, że nie było tak wielkiej winy z mojej strony i że każda moja myśl była znana i ratunek przygotowany – z Miłości, abym nie był tak upokorzony, jak byłbym, gdybym – jak chciałem – samobójstwo popełnił.


Byl bliski tego...

Mówię ci. Tu widzi się, że miłość Chrystusa do nas przekracza całkowicie naszą możność pojęcia jej. Żyjemy w niej jak w powietrzu, tylko nie chcemy zrozumieć tej prawdy, póki żyjemy. Wydaje się tak sprzeczna z niesprawiedliwością i nienawiścią władającymi ziemią. A przecież to jest nasza własna niesprawiedliwość, nasza nienawiść... Wracam do powtarzania słów pani Kazimiery:

Zło to my to od nas! On to tylko miłość.

Mówi matka Marka.

– Witaj, dziecko.

– Dlaczego „dziecko”?

– Dla mnie wszyscy jesteście „dziećmi” – o tyle czuję się tu doroślejsza. Ale i ty tak się poczujesz, gdy zrozumiesz prawa Boże i Jego miłość i jednocześnie będziesz świadkiem błądzenia, poszukiwań i wątpliwości innych ludzi z następnych pokoleń.


Tam tak czlowiek dojrzewa ze my wszyscy jestesmy malymi dziecmi przy nich! To jest przepasc.

– Czy to nie powoduje smutku? Nie odbiera wam szczęścia?

– Nie, gdyż po pierwsze rozumiemy ogrom daru wolności wyboru, pod którym uginaliśmy się sami, a który jest naszą dumą – tu; po wtóre dumni jesteśmy z wszystkich waszych zwycięstw, z waszej walki ze złem, którą toczycie po omacku, nie zdając sobie sprawy z potęgi przeciwnika, a w której dopomagamy wam, gdy tego chcecie.


Zlo tego swiata robione przez was nie odbiera im szczescia gdy na to patrza. Bo sami byli kiedys jak my. Ponadto kazde zwyciestwo nasze nad zlem bardzo ich raduje.

– A czy nie jest to narzucanie pomocy?

– To nie jest „narzucanie się” ani zaprzeczanie waszemu prawu do swobodnego wyboru, do samodzielnej decyzji, gdyż nie narzucamy wam nic – nie mamy prawa do tego. Nie jest to też „zakaz z góry”, a wyraz naszego najgłębszego szacunku, a i zaufania do was, pragnienie, abyście mogli być dumni z siebie, w pełni odpowiedzialni za swój wybór. Tak więc pomagamy wam zawsze i każdemu z was, gdy już zdecydowaliście, aby walczyć dalej. Pomagamy tym, którzy pragną przeciwstawiać się złu, nadal nie poddawać się, a także tym, którzy się z upadków podnoszą. Pomagamy, gdy pragniecie dzielić się z innymi, coś z siebie dawać, gdyż wówczas łączycie się z nami.


Nie narzucaja sie gdy ktos nie chce i mowi NIE! Wim swoje chcem zła...
Natomiast gdy ktos walczy o dobro i juz nie ma sily a tu nagle odczuwa duchowa pomoc! To sa onimz tamtego swiata. Zostali wezwani bo przeciez pragneliscie zeby ,ktos' pomogl. Wezwaliscie ich.

Tu jest królestwo miłości Chrystusowej. On żyje w nas, my wszyscy – w Nim, otoczeni Jego pragnieniem przygarniania, łączenia, uszczęśliwiania, darzenia pełnią szczęścia, której tak szukacie i nie rozumiecie.

Tak! Ci co szukaja szczescia niczego innego nie znajda! Tylko Chrystus jest Szczęściem!

Jeżeli Chrystus, Pan nasz, Przyjaciel i Ojciec ufa wam, jakbyśmy mogli nie ufać wam my? No i nie zawodzimy się tak często, jak sądzicie. Widzisz, egzaminy są ciężkie, ale czyż jest miłością osłanianie przed nimi? Owszem, dumni jesteśmy, gdy najbliżsi nam ludzie otrzymują zadania coraz trudniejsze, gdy Chrystus powierza im godność reprezentowania Jego samego wobec świata, gdy tak jak mój syn świadczą o braterstwie, o honorze, o człowieczeństwie wobec innych ludzi, jeszcze nie rozumiejących tych możliwości ludzkich lub gardzących nimi. Przecież jedni dla drugich macie być wzorami. Sobą musicie wykazywać, że wzory z przeszłości nie idą na marne, że zrozumienie godności ludzkiej, odpowiedzialności wobec innych, służby dla innych, miłości, litości i współczucia nie ginie, a rozwija się i rozszerza. Tak być powinno. U nas, w Polsce, czas już, aby obejmować nim cały naród. Po to wam to mówimy.

!!!! To sa mocne slowa na dzis! W koncu tym sie zajmuje! Dawaniem wzorcow najczesciej z przeszlosci.

Teraz, dziecko, kończę. O mojej śmierci powie ci syn. A ty bądź pewną, że jest tak, jak powiedziałam: samobójstwa nie było! Kochałam ludzi i starałam się im służyć. Nigdy nie odtrąciłam ich i nie wyrzekłam się Boga. Syna kocham bezgranicznie: ma całą moją pomoc i naszych, i swoich przyjaciół, także rodziny. W życiu błądzimy nieraz. Szczęśliwa jestem, że On moje błędy naprawia...

On naprawia nasze bledy! Wszystko moze ,odkręcić'. Coz moze byc wspanialszego niz to ze nic nie stracimy przez nasza glupote duchowa!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Pią 15:38, 06 Lis 2020    Temat postu:

A teraz inna sprawa, nasi bliźni. Jesteśmy im potrzebni. Chrystus liczy na nas. Szczególnie liczy na tych, którzy dokonując wyboru, opowiedzieli się za Nim. Opowiedzieć się za Bogiem – to uznać Go swoim Stwórcą, Ojcem, Nauczycielem i Przyjacielem, a więc uznać Jego zwierzchnictwo, Jego mądrość i miłość w pełni, jaką człowiek jest zdolny pojąć. W konsekwencji jest to poddanie się Jego woli, Jego kierownictwu, złączenie swojej woli z Jego wolą. A On nam dał prawo: „Abyście się wzajemnie miłowali”, czyli Jego wolą w stosunku do każdego z nas jest życzenie, abyśmy kochali naszych bliźnich, nasze otoczenie.

Bóg liczy na tych ktorzy juz tu swiadomie Go wybieraja. Czesto przez wiele lat robili rzeczy Mu przeciwne i sie nawrocili. Ja akurat jestem ewenementem bo stwierdzam nie ze chce tego co Bóg tylko ze Bóg chce tego co ja! Nie ze no dobra skoro Bóg tego chce no to nie ma zmiluj ja tez musze. Tylko OOOO TO BÓG TEŻ TEGO CHCE! Np. o Wielkiej Polsce wyczytalem z objawien dosc nowych nierzadko z 2013 czy 2016 a nawet 2019 a ja np. o tym myslalem w 1990.

Kochać znaczy udzielać się, służyć swoją osobą, być gotowym do każdej pomocy, której od nas mogą ludzie potrzebować i którą powinniśmy dawać z całych sił wedle naszych umiejętności. Samobójstwo jest odmową służenia, jest zwróceniem się ku sobie, zamknięciem w sobie do tego stopnia, że już nigdy i nikomu pomóc nie chcemy. Ponadto jest cofnięciem Bogu swojego zaufania, jest stwierdzeniem, że „Bóg za wiele od nas wymaga” i że „my sami wiemy lepiej, na ile nas stać”.

W ogole samozaglada jest skrajnym aktem nienawisci! Skoro miluj blizniego jak siebie a ty siebie zabijasz?! To o czym mowa! Oczywiscie wynika ono z kleski jakichs waszych planow. Np. Judasz Hitler... Nikt sie nie zabije w szczycie powodzenia...

Tymczasem to Bóg sprawia, że my pokonując przeszkody sprawdzamy samych siebie; sami sobie wykazujemy, że stać nas na o wiele więcej, niż sądziliśmy. On pragnie, abyśmy poznali naszą siłę i wedle niej działali. Tak więc popełniając samobójstwo przyznajemy się do porażki, do niemożliwości sprostania wymaganiom stawianym nam przez życie czy „los”. Fałszywie rozumując, popełniamy błąd już nie do odrobienia – dlatego tak tragiczny. Załamujemy się, gdy myślimy tylko o sobie i opieramy się tylko na własnych siłach.

Nasze sily sa nam nieznane. Zatem ,już nie wytrzymam dłużej' zawsze jest kłamstwem. Tymczasem zawsze historia udowadnie ze czlowiek potrafi zniesc bardzo wiele...

Tam, gdzie poświęcamy siebie dla dobra innych, nie może być mowy o samobójstwie. Nie jest nim praca badawcza, nawet najszkodliwsza dla zdrowia, tak jak nie nazwiemy samobójstwem śmierci kogoś, kto dla ratowania innych wbiegł do palącego się domu.[/color][/b]

Ani wspinaczka na szczyty górskie o ile jest rozsadna! Nie kazdy atak na szczyt w srodku zimy bez sprzetu bez przygotowania bez niczego mozna uznac za godziwy. Natomiast rzeczy grozne dla zycia i zdrowia same z siebie nie czynia czegos samobojstwem! Tylko gdy swiadomie i bez sensu to czynimy. Czyli typu debilne ,zawody' kto bardziej wychyli sie z okna na 10 pietrze. Ale nie gdy ktos np. w trudnych warunkach dziala dla innych typu usuwanie azbestu, toksycznych wyciekow itd.

Pokusa samobójstwa


Jeżeli warunki, w których człowiek się znalazł, przekraczają jego odporność psychiczną (która może być o wiele mniejsza niż innych w jego otoczeniu), to stan jego nerwów jest tak zły, że człowiek ulega presji, naciskowi sił zła i nie wiedząc, że jest „wodzony na pokuszenie”, ulega, poddaje się. Przyjmuje inspiracje, myśli destrukcyjne, podsuwane niezwykle logicznie, przemyślnie, z ogromną znajomością charakteru ludzkiego – jako swoje własne, i wtedy im ulega. Zostaje przekonany tylko nie wie przez kogo. Gdyby to rozumiał, umiałby walczyć.


Oczywiscie szatan. ,Udowodni' ci ,logicznie' ze ze zycie ,nie ma sensu'! Nie mylcie tego z depresja ktora jest zaburzeniem pracy organizmu fizycznym. Chemia zle dziala.

– Po czym poznać działanie sił zła?

– Otóż, dziecko, ZAWSZE PO BRAKU NADZIEI. Jest logika, nawet „humanizm” (jak u Kotarbińskiego, gdzie od razu odczułaś zło, które tam zawarł), jest doprowadzenie do krańcowej konsekwencji, śmierci, jako jedynego, słusznego, mądrego, właściwego, a nawet pożytecznego (!) kroku – ale zawsze oderwawszy człowieka od Boga i od innych ludzi, wykazawszy mu jego samotność, wyizolowanie, brak sensu i celu dalszego życia, a przede wszystkim wmawiając samodzielność decyzji, prawo do niej (skoro „Boga nie ma” i nic nie istnieje po śmierci, to człowiek ma prawo skrócić sobie cierpienia...).[/color][/b]

Bardzo grozny jest tu ateizm. Bo skoro Boga nie ma to co broni sie zabic?! Szatanowi wystarczy ze udowodni - twoje zycie nie ma sensu i juz!
Ostrzezenie przed filozofia Kotarbinskiego ktorego zwiodl szatan. Byl lansowany w PRLu chyba ze wzgledu na to ze to byla ,inna' etyka bez Boga. Ta innosc to ,ubogacenie' przez demony.

– To podłe! – pomyślałam.

– To jest podłe! A więc pamiętaj: zawsze będzie brak Boga, brak nadziei, brak miłości i miłosierdzia, zimna logika; i zawsze atak będzie podstępny, w najgorszym dla człowieka momencie, bo tylko wtedy ma szansę powodzenia. Człowiek w pełni świadomości potrafi się obronić, szczególnie człowiek, który czemuś służy, wie, że jest potrzebny. Dlatego tak często atak idzie w kierunku wmówienia nam, że jesteśmy niepotrzebni, niezdatni do niczego i nikomu już nic nie damy. (To, trzeba, aby wiedział mój syn).


Demony czekaja na kazdego z podszeptem samobojstwa w chwili kryzysu. I zawsze jest argument ,jestes niepotrzebny'. Jesli sluzycie dobrym celom demony praktycznie sa bezsilne. Jak wmowic komus kto pomaga w hospicjum gdzie brakuje ludzi ,jestes niepotrzebny'. Nie da sie!
Dlatego jesli pomagacie niby ,innym' pomagacie sobie.

Z tego, co ci podałam, zorientowałaś się, jak mało jest wśród tzw. „samobójców” świadomych i planowo zrealizowanych decyzji. Większość to są ofiary przeprowadzonego na nich zamachu. Zamachu zdradzieckiego, podstępnego, bo niewidzialnego, dokonanego przez wroga, przy którym gestapo jest marną imitacją prawdziwego terroru (masakrowania nie ciała, a psychiki człowieka).

Jak widzicie trudno znalezc kogos kto absolutnie sam z siebie to zrobi. Zawsze sa to demony.

Widzisz, wytrzymałość ludzka jest bardzo różna. Jedni odporni są na ból fizyczny, inni na presję psychiczną, przy czym w wypadku choroby, używania środków przeciwbólowych kojących czy usypiających samokontrola słabnie i człowiek staje się bardziej bezbronny. Także wszelkie momenty załamania okolicznościami zewnętrznymi (tak jak w przypadku Bartka, który nie tylko był bardzo wyczerpany i chory, ale i wstrząśnięty nieumyślnym spowodowaniem wypadku) powodują, że człowiek może się ugiąć, przyjmując pokusę jako coś dla niego najlepszego – gdyż tylko w takim „opakowaniu” będzie ona zaakceptowana. Ale nigdy nie będzie wtedy odwrócenia się od ludzi i Boga, odrzucenia, pogardzenia Bogiem i ludźmi. To tak, jak nieumyślne zabójstwo różni się od morderstwa z premedytacją, chociaż wynik jest równie tragiczny. Ale nie skutki.

Pragnę cię uspokoić, ja nie popełniłam samobójstwa z premedytacją, to był wypadek. I tylko tak należy moją śmierć rozumieć.


Wszelkie ciezkie choroby a wiec i leki tak oslabiaja ze praktycznie nie ma mowy o swiadomej dobrowolnej decyzji. Zatem na szczescie wiekszosc tzw. samobojcow nie czyni tego z pogardy do zycia i przeciw Bogu zatem trafiaja do czyscca. Gdyby wytrzymali to raczej bylo by niebo za mestwo! Bóg jest Miłością i pragnie nagradzac a nie karac!
BRMTvonUngern
PostWysłany: Śro 16:18, 04 Lis 2020    Temat postu:

– Matka (moja) nazywa to wymianą miłości pomiędzy Bogiem a człowiekiem.

– Wymiana? Trudno mówić o wymianie. Cali pogrążeni jesteśmy w Miłości Boga, z niej zaczęło się nasze istnienie, a naszą rzeczą póki żyjemy jest tylko odpowiedzieć na nią przyzwoleniem, pragnieniem świadomym i dobrowolnym włączenia się w jej energię – lub też zamknięciem się przed nią, aby żyć własną; to może stać się w wieczności „piekłem”, o ile nasz wybór będzie stały, potwierdzony w próbach życiowych egoizmem lub wprost nienawiścią do innych „bliźnich”, ludzi.


Albo wybierasz milosc i Boga albo egoizm. Poniewaz Bóg daje czas mozna sie nawrocic. Jesli jednak ktos twardo idzie w swoje urojenia i wi lepij co jest ,dobre' niz Bóg konczy w piekle. To nie teoria np. ostatnio wielu wi lepij ze ,aborcja jezd dobra'. To praktyczny przyklad zatwardzialosci w złu.

Jeżeli my ofiarowujemy Bogu siebie, to jest to ofiara iskry dana słońcu. Ale o ile iskra daje siebie całą, wszystko, co ma – chociaż i ten „błysk sekundowy” otrzymała, a więc właściwie mówiąc zwraca go Źródłu – to Źródło, to Słońce, Bóg ma moc obdarzyć iskrę na własną miarę własnym blaskiem i własną wiecznością.

Porownanie iskry do slonca znakomite. Iskra nie oswieci slonca. Bogu nic nie dodacie. Musicie jednak wyrazic zgode aby Bóg dal wam Swoje światło!

Niestety, porównania nie wypadają dobrze. Wszechświat w obecności Bożej – to twór „jednodniowy”; my – atomy, ale atomy otoczone miłością, zrodzone z miłości, powołane do współżycia w miłości. Tak nieskończenie dużo z Boga i tak nieskończenie mało z nas, tylko dobra wola. Cała reszta – to Bóg!

Tak praktycznie wszystko masz od Boga! Od siebie masz tylko decyzje. Jestes z Bogiem czy nie. Reszte daje Bóg.

Samobójstwo jest odmowę służenia

10–12 V 1970 r. Rozmawiałam z Markiem o jego matce, pani Kazimierze. Była biologiem. Podczas wojny służyła w Armii Polskiej na Bliskim Wschodzie. Zginęła w wypadku w takich okolicznościach, że Marek pewien był, iż popełniła samobójstwo. Po wyjściu Marka zapytałam Bartka.

– Nie martw się dłużej. Nic podobnego nie było. Słyszałem wasza rozmowę i słyszała też pani Kazimiera. Chcę ci powtórzyć jej słowa, posłuchaj.


Eutanazja jest potworna bo przywodzi na mysl Judasza, ktory skonczyl w piekle.

Mówi matka Marka.

– Moje dziecko. Widzę, jak bardzo przejęłaś się słowami mojego syna. Boisz się, że wszystko, co piszesz, jest twoim urojeniem, ze względu na to, że gdybym popełniła samobójstwo, nie mogłabym teraz mówić z tobą, prawda? Nie byłabym tu, w królestwie Chrystusowym...? Chciałabym ci wytłumaczyć pewną rzecz.


Czyli pieklo!

Nie wszystko, co ludzie nazywają samobójstwem, jest nim naprawdę. Rzeczywiste samobójstwo jest postanowieniem świadomie powziętym z własnej woli, przeprowadzonym w pełni świadomości w przekonaniu, że właściciel ma prawo stanowić o losie swojego ciała. I dlatego jest błędem, gdyż jesteśmy jedynie użytkownikami „formy fizycznej” otrzymanej od Boga, aby w niej przeżyć życie „ziemskie”, ograniczone w czasie wytrzymałością naszej formy.

Dla was starczy ze ktos skoczy z mostu i juz samobojca. A przeciez to np. jest depresja paranoja fobia itd! Czy ktos umierajacy na pluca jest samobojca? Nie! Tak samo ci co z powodu choroby psychicznej niby ,sami' sie zabijaja tak naprawde umieraja od choroby psychicznej! Moga isc do nieba!!!

Nie! Samobojstwem jest eutanazja. Czyli ,filozofia' zyciowa ze jak juz uznam ze zycie nie ma sensu to sie zabije. Tak jak lewactwo propaguje. To jest ponury ale swiadomy wybor bez zadnych problemow z psychika itd.

Oczywiście jej stan jest zależny od naszej dbałości, dlatego samobójstwem, choć powolnym i niezupełnie jeszcze za takie uważanym, jest każde nadużycie typu nałogowego palenia, picia, zażywania narkotyków itp., tak wyniszczające nasze ciało, że nie jest ono zdolne służyć nam sprawnie i do czasu – wiadomego Bogu (nam – nie). Jeżeli jednak założymy, że Bóg, dając nam czas, daje tym samym szansę dokonania najprawidłowszego wyboru, na który składa się przeważnie wiele lat błądzenia, szukania i odwrotów od fałszywych dróg po to, aby szukać od nowa, powinniśmy dostrzec, że czas jest darem niesłychanie cennym, o który należy zabiegać, a nie trwonić go, a tym bardziej skracać. To dotyczy nas samych.

Samobojstwem jest np. rozpusta. Chlanie nie picie kopcenie a nie palenie uzywek. Jesli ktos oblednie naduzywa niszczy siebie. Z tym ze tu jeszcze wchodzi nalog. Gdy juz ,musisz' to nie jest dobrowolne ale wszdles w to i tu masz wine.
I oczywiscie lgbt. Tu juz wszelkie naduzycia sa skumulowane i to jest niszczenie siebie od srodka. Tam sa i narkotyki i sodomia i wszystko. Pandemonium. Jadro ciemnosci. To jest samobojstwo!

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group