Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Obrazy z Syberii...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:17, 28 Wrz 2010    Temat postu: Obrazy z Syberii...

Warto pokazac jak wyglada Rosja ta prawdziwa.Bo w Polsce naprawde ludzie nie maja pojecia i dominuje fobia oparta na falszywych wyobrazeniach.Laczy sie z tym dodatkowo brudne kalkulowanie ze trzeba ,,jakos kombinowac'' i efektem sa bolszewickie pomniki...
>>>>>
Trzeba siegnac do tych ktorzy naprawde poznali Rosje!
Najlepiej tych co ich zeslali na Syberie!
I oto mam swietne wspomnienia Henryka (Ostoi) Samborskiego z okresu Powstania Styczniowego 1863 i pobytu na Syberii...
>>>>>
Miasto Tobolsk ... Znane ze slynnej piesni:

I ruszała wiara w Pole
Od Chicago do Tobolska
Aby Polska była Polską .


A tam gubernator Tobolska Despot-Zenowicz...
Nazwisko Despot- wiadomo wlos sie jeży co tam sie bedzie dzialo...
tymczasem ...
Kazda grupa zeslancow przybywajacych do Tobolska byla przez Niego witana osobiscie i odwiedzal pozniej ich codziennie w wiezieniu.
W przemowieniach wlewal w serca nadzieje na powrot do kraju i przypominal ze sa Polakami aby czasem o tym nie zapomnieli.Aby przygotowywali sie na powrot do kraju jako pozyteczni ludzie.

Despot ... Zenowicz...

Wink Wink Wink Wink Wink Wink

Oczywiscie nastapil donos... do Petersburga.Zawsze sa chetni na stolki.
Musial jechac do Petersburga.Uzasadnial z wielka godnoscia ze to wzgledy humanitarne go sklonily! I co?Koniec z nim?
WROCIL Z ORDEREM ŚW STANISŁAWA !!!! Czyli Głownego Patrona Polski!
Exclamation Exclamation Exclamation Exclamation Exclamation Exclamation Exclamation
Tutaj widac ze NAPRAWDE wszystkim rzadzi Bóg i bez Jego zgody nikomu wlos z glowy nie spadnie!Tak tez widac ze Nasza Matka opiekowala sie wszystkimi zeslancami!



Nastepnie gubernator wrocil z orderem na piersi!I nie przyjmowal zadnych prosb pisanych po rosyjsku uwazajac to za obelge!Trzeba bylo zwracac sie do niego po polsku!
Rozdawal pozyczki pieniezne ( z tym ze nie tyle co chcieli bo przeciez nie mial nieograniczonych funduszy) z ktorych niewiele mu oddali bo pokonfiskowali im majtki- oslanial przed represjami.

Gdy jeden z zeslancow podal reke jednemu z urzednikow a zobaczyl to Gubernator - podbiegl do urzednika ze slowami - Oddaj cos wzial!!!
A gdy przekonal sie ze to nie lapowka tylko powitanie dodal:
-Nic im nie dawajcie, z zadaniami odnoscie sie wprost do mnie , a ja je w granicach mozliwosci zawsze uwzglednie .

Wink Wink Wink Wink Wink Wink

Zwrocili sie tez do nich opozycjonisci rosyjscy proponujac aby Polacy pomogli im kierowac spiskiem.Polacy tlumaczyli im ze jedynym ich celem jest odzyskanie niepodleglosci narodowej i moga zaszkodzic sobie i pogorszyc polozenie tych Rosjan.Ale sympatyzuja z nimi.
Spisek wykryli i przywodcy w czesci zostali rozstrzelani a reszta poszla do ciezkich robot.

I tu zakoncze bo ten pamietnik co chwila podaje takie sensacje ze musialbym go przepisac!

>>>>>

Tutaj widzimy Rosjan!Albo w lewo albo w prawo NIGDY POSRODKU!Zadnych stanow posrednich.Jak juz ktorys byl z Polakami to na smierc!Odbijaja oni zupelnie od zwyrodnialego zachodu ktory jest za tymi i tamtymi a wszystko to podlosc i obluda i wlasny biznes na oku!
Dlatego Bóg mimo wszystko woli Rosjan a dopuszcza na nich potwornosci dlatego ze jak wiemy dopuszczaja sie oni potwornych rzeczy od akoholu przez zlodziejstwo cudzolozenie po morderstwa.W tej sytuacji musza przechodzic srogi czyscciec dla ich dobra.Ale dlatego wlasnie istnieja ze wzgledu na te zalety.Jesli oni sa dobrzy to trudno znalezc lepszych na swiecie!I to chodzi!

Tutaj tez widac ze WSZEDZIE gdziekolwiek Polacy byli z nimi byl tez Bóg , Matka , Aniołowie i Święci.Nie ma tak ze czlowiek jest sam!
A Syberia nie byla zyciowym morderstwem i zakonczeniem zycia w trumnie a waznym przejsciem zyciowym oczywiscie pelnym trudu i bolesnym ALE JAKZE POTRZEBNYM


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:14, 01 Sty 2014    Temat postu:

Zostanie wydany dziennik niesłyszącej sybiraczki

Pamiętnik niesłyszącej sybiraczki, 90-letniej dziś Krystyny Ostrowskiej na stałe mieszkającej w Bradford w Anglii, przygotowują do wydania krakowscy historycy. Publikacja powinna się ukazać do końca 2014 r.

- Pani Krystyna piękną polszczyzną opisała miejsca i wydarzenia, których była świadkiem jako kilkunastoletnia dziewczyna. Język dziennika przypomina ten sienkiewiczowski, bo na powieściach tego pisarza wychowała się autorka. Ukazana historia w sposób przejmujący przedstawia świat zsyłki syberyjskiej widziany oczami niesłyszącej nastolatki, a potem młodej kobiety – powiedział historyk dr Hubert Chudzio, jeden z pierwszych czytelników rękopisu.

Pani Krystyna przekazała dziennik pomagającej jej Polce - pracownicy pomocy socjalnej z Bradford - by ta wręczyła go historykom przebywającym w Anglii w ramach projektu "Pokolenia odchodzą. Relacje źródłowe polskich Sybiraków z Wielkiej Brytanii".

- Realizując projekt nagraliśmy i sfilmowaliśmy wiele niezwykłych relacji. Każda nadawałaby się na osobną książkę. Postać pani Krystyny zainteresowała nas szczególnie – wyjaśnił dr Chudzio.

Według niego dziennik sybiraczki można porównać do dzieła Anny Frank. - Kiedy czytałem rękopis, nasunęło się mi skojarzenie ze słynnym pamiętnikiem. Wojna okrutnie doświadczyła obie dziewczyny. Jedna jej nie przeżyła, druga wyszła z niej z bardzo okaleczoną duszą. Obie nastolatki zapisywały swoje przeżycia na bieżąco, a nie po latach – jak to na ogół ma miejsce w tego typu wspomnieniach - mówił historyk.

Pracownica pomocy socjalnej dała historykom reklamówkę z dziewięcioma grubymi zeszytami. - Usłyszeliśmy, że autorka rękopisów jest niesłysząca. Nie zdziwił mnie zbytnio ten fakt, ponieważ wiele starszych osób, z którymi rozmawiamy w ramach projektu, niedosłyszy i nosi aparaty słuchowe. W trakcie lektury zorientowałem się jednak, że pani Krystyna nie słyszy od dziecka – opowiadał dr Chudzio.

Ponad 1,4 tys. stron rękopisu oprawione było w stronnice gazety „Polak w Afryce” (roczniki 1947, 1948). Kilkuosobowa grupa historyków całą noc w Bradford czytała zeszyty. - Wszyscy byliśmy wzruszeni, niektórym łzy popłynęły z oczu – wyznał historyk.

Na drugi dzień dr Chudzio i opiekunka sybiraczki osobiście udali się do autorki dziennika. Gdy niespodziewani goście dotarli do jej domu, ubrana była w szlafrok, spoglądała za okno. - To bardzo ciepła, ale skrzywdzona przez życie kobieta. Skarżyła się na swój los, na bezbronność. Nie odbiera telefonów, bo nie słyszy, nie pisze maili, bo nie obsługuje komputera. Nie zna angielskiego, bo nie mogła się go nauczyć z powodu swej ułomności. Czyta z ruchu ust. Od czasu do czasu odwiedza ją rodzina, częściej pracownicy pomocy społecznej – opisał historyk.

Studenci i pracownicy Uniwersytetu Pedagogicznego przepisali na komputerze już całość 1,4 tys. stron zeszytów. Wyszło im ok. 600 stron standardowego maszynopisu. Teraz badacze szukają redaktora i wydawcy pozycji. - Chcemy, aby dziennik ukazał się jak najszybciej; by zobaczyła go w druku autorka, która wciąż ma poczucie straconego życia. Może wydrukowane wspomnienia będą takim światełkiem dającym nadzieję, że to życie wcale nie było stracone – powiedział dr Chudzio.

Krystyna Ostrowska (z domu Chyży) urodziła się 2 stycznia 1924 r. w osadzie Bajonówka niedaleko Równego (dziś zachodnia Ukraina). W wieku 10 lat, podczas wycieczki na Mazury, zachorowała na szkarlatynę. W konsekwencji na stałe utraciła słuch. Uczęszczała do szkoły dla głuchoniemych we Lwowie.

W 1940 r., gdy miała 16 lat, władze sowieckie zesłały ją i część jej rodziny (matkę i brata) na Syberię. Tutaj w jednym z leśnych przysiołków zaczęła pisać pamiętnik. „Osoby głuche traktowano wówczas jako niepełnosprawne, więc nie musiała – tak jak inni – pracować w tajdze przy wyrębie drzew” – wyjaśnił historyk.

Po roku, na mocy amnestii związanej z postanowieniami układu Sikorski–Majski, kobieta i jej bliscy wyjechali do Uzbekistanu, gdzie formowało się Wojsko Polskie; brat został wcielony do armii gen. Andersa, z którą szlakiem bojowym dotarł do Wielkiej Brytanii.

Z Uzbekistanu, wraz z armią, pani Krystyna trafiła do Persji. Przed wejściem na pokład statku, który przez Morze Kaspijskie miał przetransportować uchodźców do wolnego świata, Sowieci zażądali zniszczenia wszelkich dokumentów, jakie Polacy mieli przy sobie. Przestraszona dziewczyna spaliła wówczas swój pamiętnik.

W 1942 r. znaczna część ludności cywilnej trafiła z Persji do Afryki. 18-letnia Krystyna pojechała z matką do Rodezji Północnej (dzisiejsza Zambia). Tutaj w angielskich zeszytach odtworzyła pamiętnik, ponieważ – jak opowiadał historyk – czytała go tyle razy, że znała go na pamięć. Obiecała sobie także, że utrwali to, co widziała; nie daruje tym, przez których cierpi jej rodzina i rodacy.

Sześć lat później Polka wyjechała do Wielkiej Brytanii, gdzie osiadła na stałe. Poślubiła polskiego nauczyciela. Mimo leczenia, nigdy nie mogła mieć dzieci. Jej mąż, matka i brat zmarli. Od ok. 30 lat mieszka sama w Bradford.

W Krakowie pani Krystyna ma 85-letnią siostrę - Halinę Szcześniak. W 1940 r. uniknęła ona zesłania na Syberię, ponieważ - jak mówi - ze szkoły nie poszła prosto do domu. Kobieta żałuje, że z wielu niezależnych przyczyn kontakt z siostrą był i jest ograniczony. „Na szczęście prowadzimy stałą korespondencję listowną” – powiedziała PAP pani Halina.

Projekt "Pokolenia odchodzą. Relacje źródłowe polskich Sybiraków z Wielkiej Brytanii" realizują historycy z Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Przedsięwzięcie finansuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki.

....

Znakomite i potrzebne wydanie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:38, 27 Sty 2014    Temat postu:

"Mała Polska" w samym środku Syberii

Zbladła i zamilkła. Jej twarz zastygła w bezruchu. Oczy wlepiła w lampę. Potem w wieszak. Po chwili spojrzała na syna. - Wania, ale ty posiwiałeś! - krzyknęła podekscytowana. 80-letnia staruszka przez kilkadziesiąt lat widziała jedynie kontury ludzi i przedmiotów. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek jej świat tak wypięknieje. Bo tu, w głębi Syberii, o okularach nawet nikt nie marzy. A ona dostała. I to za darmo. Od Polaków.

Mała wioska na Syberii, 6,5 tys. kilometrów od kraju nad Wisłą. Wierszyna. Jak tam dojechać? Od Irkucka na północny-wschód, nieco ponad 100 kilometrów. Trasę wyznaczyć trudno, przynajmniej na internetowej mapie. Bo tę rzeczywistą Romuald Koperski, podróżnik z Pomorza, dobrze już zna. Wie, że im głębiej w Syberię, tym mniej asfaltu i utwardzonych dróg. Więcej za to wybojów, dołów, a na końcu - grząskiego błota. Tak to wygląda w porze letniej. - Zimą jest prościej, bo nie ma błota - mówi.

Podróżnik od 20 lat przemierza syberyjską tajgę. Czuje się tam tak dobrze jak w Polsce. W kilku miejscach szczególnie. Na przykład w takiej Wierszynie. Mimo że bliżej jej do Bajkału niż do Wisły, na każdym kroku słychać tu język polski, którym posługują się mieszkańcy wioski. Trochę w nim małopolskiego dialektu i śląskiej gwary. - Z okolic Sosnowca, Olkusza mieszkańcy przyjechali - tłumaczy Koperski.

Nie, nie zostali zesłani, a przynajmniej nie wszyscy. Los ich zmusił. Około roku 1910 Polacy ruszyli w poszukiwaniu lepszego życia. Jedni do Ameryki, inni, skuszeni obietnicami cara, na Syberię. Piotr Stołypin, premier za czasów Mikołaja II, obiecał im 15 dziesięcin ziemi i 100 rubli bezzwrotnej zapomogi. Spakowali walizki, pożegnali się z rodziną i ruszyli w miesięczną podróż do "ziemi obiecanej". Na zboczach łagodnych wzgórz wykarczowali lasy i wybudowali najpierw ziemianki, a później domy.

- Małe, drewniane. Pastelowe, wręcz cukierkowate. W oknach firanki. A przed wejściem do domu trzeba zdjąć buty - opisuje Romuald Koperski. - Za czasów ZSRR kina objazdowe wyświetlały propagandową kronikę. Właśnie tak pokazali Wierszynę. Sielskie życie Polaków: w ogródkach warzywa i owoce, biegające gęsi, kolorowe obejścia - opisuje. Rzeczywistość miała jednak znacznie mniej barw.

Polski skrawek Syberii

- Rok 1994. Przemierzałem Syberię. Wszedłem do sklepu w malutkim rosyjskim miasteczku. Zobaczyłem puste półki. Na ladzie stało tylko jedno wiaderko z kiszoną kapustą. Chodziły po niej muchy - opowiada Koperski. - Ale w czasach przemian geopolitycznych i w Polsce na półkach było niewiele - dodaje. Gdy pierwszy raz dotarł do Wierszyny, nie zauważył, żeby żywności komukolwiek brakowało. Ziemia jest urodzajna, a i tajga nikomu z głodu umrzeć nie pozwoli.

Brakowało za to innych rzeczy. - Polacy z Wierszyny są wtuleni w tajgę syberyjską. O ile jedzenia było pod dostatkiem, to boleśnie odczuwali brak sklepów. Nie mieli czapek, kurtek, zeszytów, ołówków, kredek - opowiada Koperski. Właśnie z takimi darami przyjechał do nich po raz kolejny. A później kontenery z darami stały się tradycją. - Starałem się pomagać, organizując transporty - dodaje. Wkrótce zrodził się nowy pomysł. A dlaczego by tak nie pokazać Polakom ich ojczyzny?

- Zorganizowałem obóz dla dzieci na Pomorzu. Zwiedzały kraj, oglądały zabytki, poznawały kulturę. W pewnym momencie zauważyłem, że niektóre z nich, gdy się czemuś przypatrują, mrużą oczy. I żadne z nich nie miało okularów - opowiada Koperski. Okazało się, że w Wierszynie nigdy nie było okulisty.

- Ba! Nie ma nawet lekarza, ani punktu medycznego - dodaje. Lekarz pierwszego kontaktu przyjmuje w wiosce położonej o 70 kilometrów dalej. - Traktorem albo sańmi to kilka godzin drogi. W zimie. Bo w porze deszczowej, przez tworzące się błoto, Wierszyna jest niemal odcięta od świata - opowiada podróżnik. Ale to nie koniec wyprawy. Taki lekarz może jedynie wystawić skierowanie do okulisty. Ten z kolei przyjmuje w Irkucku. - Najpierw musieliby pojechać na badanie, a później ponownie, by odebrać okulary. A za nie jeszcze trzeba zapłacić. Dla mieszkańców Wierszyny to majątek - mówi Romuald Koperski.

"A przecież w Polsce tyle okularów kończy swój żywot w śmieciach albo w szufladzie" - pomyślał Koperski. Wkrótce w internecie zamieścił apel. Prosił o okulary dla rodaków na Syberii. - Odzew przekroczył nasze oczekiwania. Zgłosił się nawet ośrodek z Tanowa k. Szczecina, który zaoferował pomoc okulistów. Zebraliśmy ponad tysiąc par. Wszystkie trafiły najpierw do optometrystów - mówi. Fachowcy wyczyścili okulary, nareperowali uszkodzone, włożyli do ładnych pudełek, dołączyli szmatkę do czyszczenia. - Były prawie jak nowe - opowiada Koperski. Pozostało tylko przewieźć je na Syberię. Przed ekipą była długa droga...

Zapakowali pudełka z okularami, tablice, sprzęt, ciepłe ubrania i w grudniu 2012 roku ruszyli do Wierszyny. W grupie, oprócz Koperskiego, był m.in. okulista i dwóch optometrystów. - To była ich spontaniczna decyzja, choć panie nie do końca chyba zdawały sobie sprawę, dokąd jadą. Na miejscu zastał nas siarczysty mróz, do - 40 stopni. Pierwsze chwile były trudne, bo przecież nie spaliśmy w hotelu, a w izbie, na podłodze. Nie ma wody w kranach, a za potrzebą wychodzi się na zewnątrz, do nieogrzewanego wychodka - opowiada Koperski.

Następnego dnia otworzyli prowizoryczny gabinet okulistyczno-optyczny w "Domu Polskim". - Początkowo miejscowi podchodzili do nas z dystansem. Zainteresowanie rosło z czasem. Później przedzierali się przez tajgę, by dotrzeć do nas wieczorem i na progu poczekać do rana na badanie - opowiada Koperski. Specjaliści od nowa rozkładali sprzęt i dobierali szkła. - Dla większości z nich to były pierwsze okulary w życiu! - mówi i wspomina staruszkę, która przyjechała do nich na saniach razem z synem. - Wprowadził ją i wyszedł z izby. Okulista rozpoczął badanie. Okazało się, że kobieta ma olbrzymią wadę wzroku. Obawialiśmy się, że nie dopasujemy jej odpowiednich szkieł. Udało się! Chwila, gdy założyła okulary, była jak z filmu - mówi Koperski.

Kobieta zbladła i zamilkła. Jej twarz zastygła w bezruchu. Oczy wlepiła w lampę. Potem w wieszak. Po chwili spojrzała na syna, który wszedł do izby, bo zmarzł, czekając w saniach. - Wania, ale ty posiwiałeś! - krzyknęła podekscytowana. 80-latka przez kilkadziesiąt lat widziała jedynie kontury ludzi i przedmiotów. Radość z odzyskanego wzroku była nie do opisania. Staruszka nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek jej świat tak wypięknieje. Bo tu, w głębi Syberii, o okularach nawet nikt nie marzył. A ona dostała. I to za darmo. Od Polaków.

Mała Polska

Takiej radości było o wiele więcej. Koperski wspomina jeszcze szczęśliwe twarze dzieci z okularami na nosie. Albo mężczyzn, którzy uśmiechali się na pytanie, czy okulary do czytania, czy oglądania dziewczyn potrzebne. Zazwyczaj potrzebne były dwie pary. Rozdawali je Polakom, ale Rosjanom czy Buriatom też nie odmówili. W sumie przebadali 260 osób i rozdali 300 par okularów. Część jeszcze dosłali z Polski - już po powrocie. I jeszcze lekarstwa dołączyli, bo tam nie było gdzie kupić.

- Zdaliśmy sobie sprawę, że z tą akcją trafiliśmy w dziesiątkę - mówi podróżnik. To dlatego Fundacja Romualda Koperskiego postanowiła jej nie przerywać. - W tym roku chcemy ją powtórzyć i kontynuować tak długo, jak będzie potrzeba - mówi. Okulary zbierają do końca stycznia. W lutym specjaliści i podróżnik odwiedzą inną wioskę. - Jedziemy do odległej Chakasji, gdzie mieszka duża syberyjska Polonia. Badania przeprowadzane będą w Abakanie oraz polskiej wsi Znamienka - tłumaczy. Na pytanie dlaczego to robi, odpowiada: - Słyszę często głosy, że pomagam tym na Wschodzie, a przecież w u nas też tylu potrzebujących. A przecież oni wszędzie są - opowiada. Dodaje jeszcze, że tam nie mają kogo poprosić. To dlaczego nie wrócą do ojczyzny?

- Polacy z kraju myślą, że skoro w Rosji nie ma pracy, a w sklepach jest drożyzna, to u nas będzie im się żyło lepiej. A część z nich nawet próbowała pójść za tymi namowami. Mają karty Polaków, jest ustawa o repatriantach. Tylko oni się tu u nas nie odnajdują - mówi. Tłumaczy, że na Syberii czują się Polakami. - Przyjeżdżają nad Wisłę i czują się Rosjanami, bo mówią ze wschodnim akcentem - tłumaczy. Ale to nie jedyna przeszkoda. Najgorsze jest to zderzenie dwóch światów.

- Spotkałem się z ludźmi, którzy na przykład przyjechali z Syberii do Polski na studia. Mogli tu zostać, osiedlić się i założyć rodzinę. Tęsknota za tamtejszym życiem była większa - mówi. Kiedyś sam się temu dziwił. Teraz zrozumiał. - Spokój i dobroć czuć tam w każdej polskiej wiosce. To płynie prosto z serca. Wzajemnej odpowiedzialności. Na Syberii pojedynczy człowiek nie jest w stanie przeżyć bez drugiego. U nas jest wyścig szczurów za pieniądzem. I oni się w tym pędzie nie odnajdują - tłumaczy. - Mają tam swoją "małą Polskę". Dawną, z tradycjami. I to dla nich prawdziwa ojczyzna - dodaje.

Akcję "Okulary dla Polaków" prowadzi "Fundacja Romualda Koperskiego". Wszelkie pytania można przesyłać na adres: [link widoczny dla zalogowanych]. Okulary można przesłać na adres Macieja Ciebiera: oś. Olszynka 2D/6, 62-050 Krosno k. Poznania.

...

Tak ! 33 % Syberii ma pochodzenie polskie ! Druga Polska .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:44, 22 Lut 2014    Temat postu:

Wyprawa na Syberię z okularami

Okulary dla mieszkańców wsi Znamienka na Syberii w Rosji, w której mieszkają między innymi potomkowie Polaków zesłanych po powstaniu styczniowym, zawiozą i dopasują na miejscu uczestnicy wyprawy z Gdańska, Poznania i Torunia.

- Zawieziemy okulary używane, w dobrym stanie, które zgromadziliśmy podczas zbiórek prowadzonych w Toruniu, Poznaniu i Gdańsku oraz otrzymaliśmy pocztą. Zebraliśmy około czterech tysięcy okularów, z których wybierzemy około tysiąca w najlepszym stanie. Już w Znamience zbadamy wzrok mieszkańcom i dobierzemy właściwe okulary - poinformował toruński optometrysta Maciej Karczewski.

Wśród uczestników wyprawy znajdą się lekarz okulista, dwóch optometrystów i optyk. Zabiorą ze sobą odpowiednie urządzenia optyczne i przybory.

Znamionka leży w regionie Chakasja na Syberii, około 200 kilometrów od Abakanu. We wsi mieszkają między innymi potomkowie uczestników powstania styczniowego, których zesłano w latach 1864-66.

Uczestnicy wyprawy wyruszą na Syberię na początku marca. Polecę samolotem do Moskwy, a następnie do Nowosybirska, potem pociągiem do Abakanu, a dalej samochodami do Znamienki. Za stronę logistyczną będzie odpowiadał podróżnik, znawca Syberii Romuald Koperski. Pobyt w syberyjskiej wsi zaplanowano cztery - pięć dni. Spodziewana temperatura w czasie pobytu w Znamience to minus 20-25 stopni.

Będzie to już druga wyprawna Syberię z okularami ze zbiórek. Pierwsza odbyła się w grudniu 2012 r. do wsi Wierszyna, leżącej około 170 kilometrów od Irkucka, w której mieszka około tysiąca osób. Wówczas temperatura sięgała od minus 45 do minus 50 stopni.

- To są ludzie tak naprawdę żyjący z tajgi, która daje wszystko, utrzymanie i zatrudnienie. Tajga daje drewno do budowy domów i ich opalenia, zwierzynę i dziesiątki gatunków jagód, które są jedynym źródłem witamin. Wieś jest zelektryfikowana – powiedział Karczewski.

Uczestnicy pierwszej wyprawy zabrali ze sobą prawie 800 okularów. Przebadano około 300 osób, którym dobrano i ofiarowano okulary na miejscu. Około 80 osobom nie udało się od razu dopasować okularów, ale przygotowano je po powrocie do Polski i wysłano pocztą.

Karczewskiemu najbardziej utkwiła w pamięci prawie 70-letnia kobieta z dużą wadą wzroku, która potrzebowała okulary do patrzenia w dal minus 8, a do czytania plus 11 dioptrii.

- Gdy kobieta już w okularach wyszła z izby, w której prowadziliśmy badania, na korytarzyk, zaczęła z ciekawością przyglądać się czekającym ludziom. Szczególnie wpatrywała się w Buriatkę, jakby po raz pierwszy widziała osobę o innej cerze i skośnych oczach. Po chwili do środka wszedł jej syn, który na zewnątrz czekał w saniach, na mrozie. Do wnętrza wdarła się jakby mgła. Mężczyzna stanął, ściągnął czapkę, a matka do niego: Fiedia, ale ty posiwiałeś - wspominał Karczewski.

Z trudem do okularów udało się przekonać 8-letnią dziewczynkę. Pytana, czy zna kogoś kto nosi okulary, potrafiła wskazać tylko jednego starszego mężczyznę. W końcu okazało się zna Harry'ego Pottera, a na stosie okularów leżały takie okrągłe, jakie nosił filmowy bohater. Takie okulary przypadły dziewczynce do gustu.

...

Niestety anglosaski chlam dotarl i tam . Ale znakomita akcja ! Utrzymujmy kontakt z Syberia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:17, 11 Lut 2015    Temat postu:

Wystawa w rocznicę pierwszych deportacji na Wschód

Kontakty polsko-syberyjskie są związane nie tylko z deportacjami na Wschód, ale Polacy przez kilka wieków przyczyniali się do rozwoju tych ziem - przypomina o tym wystawa "Syberia carów", którą od wtorku można oglądać w Muzeum Wojska w Białymstoku.

We wtorek przypada 75. rocznica pierwszej podczas II wojny światowej wielkiej wywózki Polaków z Kresów Wschodnich na Sybir, która miała miejsce w nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku. Jak powiedział kurator wystawy Bogusław Kosel, rocznica to przede wszystkim okazja, żeby przypomnieć historię przymusowych deportacji Polaków na Wschód, ale też okazja, żeby o temacie Syberii mówić szerzej. Stąd pomysł - jak dodał - by opowiedzieć o początkach kontaktów polsko-syberyjskich.

Ekspozycja "Syberia carów. 400 lat kontaktów polsko-syberyjskich" dotyczy okresu od końca XVI wieku do czasów I wojny światowej. - Polacy przez cztery wieki trafiali na Syberię przymusowo, ale i dobrowolnie, wszyscy przyczynili się do rozwoju tych terenów. To oni wprowadzili kulturę rolną i maszyny polowe, rozwinęli tam przedsiębiorstwa, brali udział w budowie kolei transsyberyjskiej, ale dzięki nim zbadana została też flora i fauna Syberii - mówił historyk.

Historia kontaktów zaczyna się w XVI wieku, kiedy to, jak głosi legenda, w oddziałach kozackiego atamana Jermaka, który w XVI wieku zdobył dla państwa moskiewskiego Syberię, walczyli polscy jeńcy - opowiadał Kosel. - To taki symboliczny początek tych kontaktów - dodał.

Natomiast w XVII wieku napływ ludności polskiej na Syberię był skutkiem licznych konfliktów w tym okresie pomiędzy Rzeczpospolitą a państwem moskiewskim. Od końca XVIII wieku Syberia stała się miejscem zesłań przeciwników politycznych caratu. Ale - jak dodał Kosel - w XIX w. na te tereny przenosili się dobrowolni osadnicy, przedstawiciele różnych grup zawodowych, którzy poszukiwali możliwości zrobienia kariery.

Wystawa oprócz rysu historycznego, prezentuje historię poszczególnych Polaków i ich wpływu na rozwój Syberii. Kosel mówił, że to biografie badaczy, naukowców, architektów, inżynierów, przedsiębiorców, ale też historie zwykłych ludzi, którzy przynieśli ze sobą nieznane dotąd na tych terenach krzesła czy firanki, dzięki nim też ludność zakaukaska poznała kiełbasę. Można poznać m.in. historię Nikifora Czernichowskiego, który w XVII wieku podbił niewielką osadę Ałbazin i założył tam państewko Ałbazin-Jaxa oraz postać najbogatszego polskiego przemysłowca na Syberii w XIX wieku - Alfonsa Koziełł-Poklewskiego. Zwiedzający dowiedzą się też o podróżniku Adamie Kamieńskim-Dłużniku, który napisał pierwszy polskojęzyczny opis Syberii czy Janie Czerskim, który zbadał całe wybrzeże jeziora Bajkał.

Na wystawie poruszony został też temat bieżeństwa, czyli masowej ucieczki ludności, głównie wyznania prawosławnego, z zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego w głąb Rosji. Kosel dodał, że w tym roku przypada 100 rocznica tych wydarzeń.

Wystawa będzie otwarta do maja

W nocy z 9 na 10 lutego 1940 r. miała miejsce pierwsza z czterech wielkich wywózek obywateli polskich z terenów Kresów Wschodnich w głąb ZSRS. Objęła ona przede wszystkim rodziny polskich wojskowych, żołnierzy wojny 1920 roku, którym w II Rzeczpospolitej przyznawano ziemie na Kresach, a także przedstawicieli polskich służb mundurowych, leśników i urzędników. W sumie władze Związku Sowieckiego okupującego wówczas wschodnią część Polski, w okresie od 10 lutego 1940 r. do czerwca 1941 r. zorganizowały cztery wywózki na Wschód obywateli polskich różnych narodowości.

Wśród historyków i Sybiraków nie ma zgodności co do liczby Polaków wywiezionych na Wschód po 17 września 1939 roku. Związek Sybiraków przyjmuje, że wywiezionych było 1,35 mln Polaków. Historycy przywołują inne dane i na podstawie różnych źródeł sowieckich szacują, że w latach 1939-41 represje sowieckie dotknęły niespełna 500 tys. obywateli polskich, z czego 320 tys. to osoby przymusowo wywiezione.

W Białymstoku ma powstać do 2016 roku Muzeum Pamięci Sybiru. Będzie placówką ogólnopolską zajmującą się tematyką wywózek Polaków na Wschód. Według założeń, w skład wystaw stałych, oprócz ekspozycji poświęconej czterem wielkim wywózkom w latach 1940-41, mają się znaleźć ekspozycje dotyczące wcześniejszych zesłań Polaków na Wschód, począwszy od XVII wieku.

...

To Rosja zrobila z Syberii slowo potworne a to fascynujacy swiat sam w sobie ! Patrzmy na nia tez normalnie jak np. na Grenlandie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:46, 12 Gru 2015    Temat postu:

Białystok: powiększa się kolekcja powstającego Muzeum Pamięci Sybiru

Białystok: powiększa się kolekcja powstającego Muzeum Pamięci Sybiru - Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

Elementy sowieckiego umundurowania, XIX-wieczny fonograf, album z portretami najważniejszych postaci powstania listopadowego, popiersie marszałka Piłsudskiego - to najciekawsze eksponaty, zakupione w tym roku do Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku.

Placówka dopiero powstaje, ale już od kilku lat tworzona jest kolekcja pamiątek czy dokumentów związanych m.in. z wywózkami na wschód.

Tegoroczne zakupy były możliwe dzięki 100 tys. zł dotacji celowej z urzędu miasta. Najciekawsze z najnowszych eksponatów oglądać można przez kilka dni w Muzeum Wojska w Białymstoku.

Muzeum Pamięci Sybiru będzie placówką ogólnopolską zajmującą się tematyką wywózek Polaków na Wschód. Według założeń, w skład wystaw stałych, oprócz ekspozycji poświęconych czterem wielkim wywózkom białostoczan w latach 1940-41, mają wejść również te dotyczące wcześniejszych zesłań Polaków na wschód.

Powołane do życia zostało w 2013 r. jako oddział Muzeum Wojska w Białymstoku i na razie korzysta z jego pomieszczeń, gromadząc m.in. pamiątki przekazywane placówce przez Sybiraków lub pochodzące z zakupów, dokumentuje też losy wywiezionych.

Jak powiedziała Sylwia Trzeciakowska z Muzeum Wojska w Białymstoku, w tym roku udało się kupić np. elementy sowieckiego umundurowania oraz fonograf z końca XIX w. Do najciekawszych eksponatów należy też album z portretami najważniejszych postaci powstania listopadowego, wydany w Paryżu w 1832 r. oraz niemieckie wydanie "Pamiętników Maurycego Beniowskiego" z 1790 r. Jest też współcześnie wykonane popiersie marszałka Józefa Piłsudskiego.

Tworzenie kolekcji wciąż trwa. Trzeciakowska dodała, że w sumie udało się już zebrać ponad tysiąc eksponatów. Większość to archiwalia i fotografie, blisko 200 eksponatów to osobiste pamiątki Sybiraków. W projekcie przyszłorocznego budżetu miasta jest 50 tys. zł na kolejne zakupy z myślą o Muzeum Pamięci Sybiru.

W październiku placówka zyskała tymczasową siedzibę i - zanim nie zostanie zbudowane muzeum w docelowej lokalizacji - będzie swoje zbiory prezentować w komunalnym budynku w centrum miasta.

Dyrektor Muzeum Wojska w Białymstoku Robert Sadowski powiedział, że pieniądze na prace adaptacyjne tego miejsca zapisane są w przyszłorocznym budżecie miasta. Ma to być ok. 250-300 tys. zł. Głosowanie nad budżetem miasta na 2016 r. odbędzie się w poniedziałek.

W ocenie Sadowskiego, biorąc pod uwagę zakres prac adaptacyjnych, działalność w tymczasowej siedzibie Muzeum Pamięci Sybiru powinno zacząć w kwietniu-maju przyszłego roku. Ma tam powstać wystawa poświęcona deportacjom i będą eksponowane gromadzone zbiory, znajdzie się też miejsce na działania edukacyjne.

Docelowo muzeum będzie mieściło się w dawnym kompleksie wojskowym przy ul. Węglowej w Białymstoku. W projekcie budżetu miasta na 2016 r. zapisano na rozpoczęcie budowy 12,8 mln zł, planowany koszt całej inwestycji to 52 mln zł. Miasto liczy na pomoc finansową z budżetu państwa.

...

Jest tez muzeum.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:02, 22 Sty 2016    Temat postu:

Szczególne miejsce na mapie Rosji. Polska wieś na Syberii


Wierszyna położona ok. 100 km na północ od Irkucka to miejsce szczególne. I choć mało kto w Polsce wie o jej istnieniu, to tę wieś na Syberii zamieszkuje liczna grupa naszych rodaków. Znaleźli się oni tam z różnych powodów: część została tam zesłana, a inni dobrowolnie przybyli w poszukiwaniu lepszych warunków do życia.

Wierszyna powstała na początku XX wieku. Została założona przez polskich emigrantów pochodzących głównie z terenów Małopolski. Miejscowość zamieszkuje około 500 ludzi.

Polacy zamieszkujący Wierszynę bardzo dobrze dostosowała się do syberyjskiej rzeczywistości. We wsi działa polska szkoła, kościół oraz dom kultury. Spora grupa mieszkańców wsi w dalszym ciągu posługuje językiem polskim.

...

To jest historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:08, 31 Mar 2016    Temat postu:

Jeszcze dalej niż Sołowki. Wyprawa na najdalszą, surową rosyjską Północ
Wasilij Gołowanow - Materiały prasowe

Rozmowa z Wasilijem Gołowanowem, rosyjskim dziennikarzem i pisarzem, autorem książki "Wyspa, czyli usprawiedliwienie bezsensownych podróży" (Wydawnictwo Literackie).

Gołowanow pewnego dnia zamarzył o wyprawie w miejsce, w którym nie widać niczego oprócz srogiego morza. W którym nie słychać niczego, oprócz ptasich krzyków. Książka jest zapisem tej podróży.
REKLAMA
REKLAMA


Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś "Kołgujew" i zamarzyłeś o wyprawie na wyspę?

W 1985 mój ojciec, znany dziennikarz naukowy Jarosław Gołowanow, postanowił zabrać mnie i moich dwóch braci, Aleksandra i Dmitrija, na Wyspy Sołowieckie nad Morzem Białym. Kiedyś sam zwiedzał te okolice z przyjaciółmi. Popłynęliśmy statkiem z Archangielska, na wyspie spędziliśmy dwa tygodnie. Szczerze mówiąc, Wyspy Sołowieckie, ale też całe wybrzeże Morza Białego, wywarły na mnie wtedy tak silne wrażenie, że od razu zakochałem się w Północy. Już pod koniec tamtej wyprawy postanowiłem, że kiedyś wrócę i zobaczę Kołgujew.

Jak tylko wysiedliśmy ze statku w Archanglielsku i położyliśmy na brzegu swoje rzeczy, ja od razu pobiegłem do portu popatrzeć na rozkład i sprawdzić, dokąd można byłoby jeszcze stąd wyruszyć. Rzucił mi się wtedy w oczy rejs statku Juszar, który płynął z Archangielska do Narjan-Maru, a po drodze przybijał do wyspy Kołgujew. Od razu wiedziałem, że to jest właśnie to, czego szukam.

Łatwo policzyć, że między 1985 a 1992, kiedy w końcu dotarłem na wyspę, upłynęło siedem lat. W tym czasie zdążyłem zobaczyć Półwysep Kolski, Karelię i – jeszcze raz – Sołowki. Fascynacja Północą przybierała na sile, a ja, nie wiadomo dlaczego, zwlekałem. Jak powiedział Andriej Bitow, potrzebowałem czasu, żeby „namarzyć się” o swojej wyspie. Koniec końców "dojrzałem" do podróży dopiero wtedy, kiedy postanowiłem napisać o tym książkę.

Pamiętasz ten moment, kiedy poczułeś, że dojrzewanie do podróży się skończyło i pora się spakować?

To wydarzyło się nagle. Pracowałem wtedy w "Litieraturnej gazecie" i – pamiętam to bardzo dobrze – jedna z moich starszych koleżanek nagle powiedziała: "tak dużo gadasz o tej wyspie, że pewnie nigdy jej nie zobaczysz". Jej słowa zadziałały jak klucz, który nagle otworzył drzwi do moich marzeń. Tego samego dnia, prosto z redakcji, zadzwoniłem do Archangielska, Narjan-Maru, a za kilka miesięcy byłem już w podróży. Rejsy statku Juszar były w tym czasie odwołane, poleciałem więc helikopterem. Nagle uświadomiłem sobie, że w swojej naiwności nie wziąłem nawet żadnej ciepłej kurtki. Uznałem, że gruby sweter i sztormówka wystarczą. Tak naprawdę ta pierwsza wyprawa była rozpoznaniem terenu. Spędziłem na wyspie wtedy łącznie tydzień (owocem tej wyprawy są rozdziały "Renifer", "Syn szamana" i "Ptasie obrączki"). Potem zrozumiałem, że jeżeli chcę napisać książkę, to muszę odbyć prawdziwą podróż. Zacząłem poszukiwania towarzysza.

Przygotowywałeś się wcześniej do wyprawy czy wyruszyłeś na Kołgujew wolny od wszelkich wyobrażeń na temat tego miejsca?

Do pierwszej wyprawy prawie w ogóle się nie przygotowywałem. O wyspie Kołgujew nie wiedziałem nic. W Narjan-Marze szybko spotkałem jednak ludzi (w lokalnej gazecie, urzędach), którzy pokazali mi książki ukraińskich artystów Ady Rybarczuk i Władimira Mielniczenko, którzy spędzili na wyspie cały rok. Później trafiłem na książkę A. Trevor-Battye "Ice bound on Kolguev" i kolejne książki. Tak więc do drugiej wyprawy byłem już lepiej przygotowany. Co od razu zaowocowało: skrystalizował się pomysł na książkę. Zacząłem pisać w 1994. Niemniej okazało się, że i dwie wyprawy to za mało. W 1997 pojechałem na wyspę po raz trzeci, żeby dowiedzieć się wszystkiego o "maleńkich podziemnych ludzikach" – Siirtia. W trakcie trzeciej wizyty miałem czas na wyjaśnienie i dopracowanie wielu szczegółów, bez których książka by nie powstała. Żeby ją dokończyć, musiałem zarobić więcej pieniędzy i kupić sobie czas. Cały rok przeznaczyłem tylko na pisanie. Wiosną 1998, przed narodzinami córki, postawiłem ostatnią kropkę.

"Kołgujew – to przedmiot marzeń i nadzieja Wasilija Gołowanowa, autora i bohatera opowieści o podróży, jaką z reguły odbywa się raz w życiu" – tak polski wydawca opisuje książkę. Jakiego rodzaju było to dla Ciebie doświadczenie? Kim był Wasilij Gołowanow przed, a kim po podróży na Kołgujew?

Z pewnością taka podróż zdarza się raz w życiu: byłem młodym romantykiem, a zostałem podróżnikiem. Co więcej, zostałem pisarzem. Każda podróż to swego rodzaju początek: nowego wieku, świeżego, głębszego poznawania świata. Przyznaję, że pierwsza wyprawa na Kołgujew, moje spotkanie z marzeniem, nie tyle mnie uradowała, co oszołomiła, a nawet wystraszyła. Przecież ludzie żyją tam w okrutnej biedzie, pijaństwie, karmią się namiastką sensu. Dopiero później dostrzegłem w wyspie to przytłaczające, groźne, a jednocześnie delikatne piękno.

Losy mieszkańców stały się dla mnie północną sagą, której jeszcze nikt tak naprawdę nie spisał. Przemierzając krok po kroku wyspę, coraz bardziej wnikałem w ciemność nieznanego skarbu, który przyszło mi odkryć. „Przestrzeń uczyni z ciebie człowieka” – zapisałem wtedy w dzienniku. I co, uczyniło? Ciężko ocenić. Na pewno za każdym razem, gdy stamtąd wracałem, byłem przepełniony siłą i radością. Sama podróż stawała się z kolei trudna i krucha. Tak bywa. Piszesz książkę, a książka pisze ciebie. W tym tkwi magia pisania.
a0a212c1-51ab-475b-817d-72dd8edd7565 Materiały prasowe


Czy "Wyspa..." to opowieść autobiograficzna?

I tak, i nie. Gdyby wszystkie książki podróżnicze były wyłącznie autobiografiami, nie dałoby się ich czytać. Tak samo jak nie dałoby się czytać samych opisów topograficznych. Skąd zatem taka popularność literatury podróżniczej? Nie wiem, to tajemnica. Wydaje mi się, że autor, "przepuszczając" przez siebie przestrzeń, ożywia ją i ożywia samego siebie. To właśnie wtedy dokonuje się ten nieuchwytny cud, który sprawia, że ludzie odczuwają potrzebę czytania literatury podróżniczej. Trzeba też polubić miejsce, o którym się pisze: wtedy własne życie schodzi na drugi plan, "przejawia się" w przestrzeni, uczłowiecza geografię.

"Wyspa, czyli usprawiedliwienie bezsensownych podróży". Dlaczego "bezsensownych"?

A komu przyszedłby do głowy wyjazd nie do Europy (w gąszcz kultury – jak mówił Mandelsztam), nie na jakieś piękne egzotyczne wyspy, a na zapomnianą przez Boga i ludzi wyspę na Oceanie Lodowatym? Włóczenie się po podbiegunowej wyspie samo w sobie też byłoby bezsensowne, gdyby nie konkretny rezultat – książka.
Przecież ludzie żyją tam w okrutnej biedzie, pijaństwie, karmią się namiastką sensu. Dopiero później dostrzegłem w wyspie to przytłaczające, groźne, a jednocześnie delikatne piękno

Jakie znaczenie odgrywa wyspa Kołgujew w wyobraźni, kulturze i historii rosyjskiej?

Szczerze mówiąc, nieznaczne. O Kołgujewie wiedzieli rosyjscy Pomorcy (ludność zamieszkująca wybrzeża Morza Białego) bardzo dawno temu, jednak wyprawiali się tam wyłącznie na polowania na gęsi. W drugiej połowie XIX wieku jeden z miezieńskich Pomorców przeprowadził na wyspę kilka rodzin nienieckich – i stado reniferów. Tych kilka rodzin stało się zalążkiem przyszłej społeczności wyspy. Badania naukowe potwierdziły wcześniejsze wyobrażenia na temat polarnych wysp Północy – tj. Kołgujew, Nowa Ziemia, Wajgacz. To piękne i zdumiewające miejsca. Ada Rybaczuk w swojej książce "Wyspa Kołgujew" przyrównuje wyspę do palety artysty.

Mam nadzieję, że i mnie udało się stworzyć nowy, barwny obraz tego miejsca. Obecnie mówi się o stworzeniu na terenie wyspy rezerwatu ptactwa. Jednak w tym samym czasie w jej północnej części wydobywa się ropę i nikt nie zamierza z tego rezygnować. Istnieje rzadkie piękno, które nie wszystkim się objawia. Myślę, że Kołgujew jeszcze na długo pozostanie miejscem dla odkrywców.

Czy wyspa zmieniła się od czasu, kiedy byłeś na niej ostatni raz?

Nie wydaje mi się, żeby bardzo. Zmieniło się życie w osadzie Bugrino. Nie jest to już koniec świata, życie stało się cywilizowane, pojawił się internet... Jednak im więcej "cywilizacji", tym mniej chce mi się tam wrócić. Kiedy ktoś pyta, czy nie miałbym ochoty znowu się tam wybrać, odpowiadam, że nie. Życie stało się na niej w jakimś sensie zrozumiałe i zwyczajne. Dzieci, które były naszymi przewodnikami w latach 1994 i 1997, podrosły, założyły rodziny... Myślę jednak, że któregoś dnia jakiś młody romantyk po przeczytaniu mojej książki, i książki Ady Rybaczuk, nagle dostrzeże w odległej północnej wyspie szansę na wolność i wybawienie. Jakie by czasy nie były, romantycy zawsze się znajdą. Nie pozostanie im nic innego, jak wybrać się na wyspę i napisać o niej swoją książkę, która dołączy do pozostałych ze zbioru wszechświatowej biblioteki ludzkości.

Opowiedz o ludziach, których spotkałeś: kim są Nieńcy i jak wygląda ich dzień?

Kiedy byłem na wyspie po raz pierwszy, ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłem na ulicy kobietę, która rozpaliła ognisko i zaczęła gotować na nim zupę. Dlaczego nie w domu, nie w kuchni? Dlatego że w domu było duszno i ciasno. Poszczęściło mi się: byłem na wyspie w czasie, w którym zwyczaje życia koczowniczego przetrwały nie tylko w pamięci, ale też zachowaniu mieszkańców. Starsi ludzie wspominali czasy koczownicze jak złoty wiek. Gromadzili starą odzież, rzeczy, które przywędrowały tutaj z Trevor-Battye'em ponad sto lat temu. Pamiętali bajki z własnego dzieciństwa. Ich rodzice prowadzili wtedy życie nomadów... Teraz wszyscy oni już nie żyją. Główną rozrywką stał się telewizor, który "wychowywuje" standardowych ludzi.

Wyspa to miniaturowy model świata. Jaki jest związek mieszkańców z przyrodą?

W 1992, kiedy znalazłem się na wyspie po raz pierwszy, na świecie nie prowadzono globalnej polityki na taką skalę jak teraz. Wtedy wydała mi się ona idealnym schronieniem od polityki: nikt się nią nie interesował. Nie wydaje mi się, żeby teraz było podobnie. Koniec końców, polityka to główna przynęta telewizji. A przecież tak naprawdę mieszkańcom odległego brzegu Morza Barentsa nie brakuje trosk, nie potrzebna jest im polityka, jako rodzaj bajki opowiadanej przed snem… Na co im problemy Ukrainy, Unii Europejskiej, uchodźców z Państwa Islamskiego? Na świecie nie brakuje ustronnych zakątków, w których ludzie, oczywiście, zdają sobie sprawę z wydarzeń politycznych, ale są one dla nich tak odległe, że, szczerze mówiąc, polityka w jakimś sensie jest dla nich abstrakcją.

W czasach koczowniczych życie ludzie całkowicie zależało od przyrody. Ale przede wszystkim od przyrody zależała liczebność stada reniferów. A renifery są podstawą całej podbiegunowej cywilizacji. Teraz sytuacja się zmieniła. Na wyspie mieszka około 450 ludzi, a do hodowli reniferów wystarczyłoby tak naprawdę 50. Równowaga między zasobami przyrody a potrzebami człowieka została naruszona. Ludzi jest za dużo. Na całym świecie. Dlatego gdziekolwiek człowiek by się nie pojawił, tam przyrodzie zagraża niebezpieczeństwo. Jeśli to zrozumiemy, to będziemy w stanie wypracować nowe zależności od świata naturalnego. Mowa tu o pewnego rodzaju ascetyzmie. Ludzie zdają sobie z tego sprawę bardzo opornie. Dla większości z nas podstawowym bodźcem jest dzisiaj rozkosz, niczym nieograniczone potrzeby.

Podróże to przede wszystkim otwarcie się na nowe miejsca, spotkanie z innym człowiekiem, czy raczej zgłębianie samego siebie?

Podróże zawsze były czymś ekstremalnym. Nawet jeśli nie wymagają one ogromnego wysiłku fizycznego czy pokonania nie wiadomo jakich odległości, to podróżując, zawsze opuszczamy własny dom. Musimy szybko reagować na nowe sytuacje, rozeznać się w ludziach, zmieniać plany, jeśli coś poszło nie tak. W pewnym sensie świadomość czy intuicja, zazwyczaj "uśpiona" w przewidywalnych warunkach życia, w podróży "budzi się". To między innymi dlatego spotkania z ludźmi potrafią być tak emocjonujące i wyczerpujące (czasem od razu z kimś się rozumiemy, a czasem kogoś natychmiast odrzucamy). Dlatego też tak ogromne wrażenie potrafi wywrzeć na nas krajobraz widziany po raz pierwszy. W drodze każdy dzień jest inny. Ryzyko przekręcenia sobie karku wzrasta. I o sobie można dowiedzieć się czegoś, co wcześniej nawet nie przyszło nam do głowy. Co w tym wszystkim jest najważniejsze? – nie wiem. Wydaje mi się, że cały zbiór nowych, świeżych odczuć i przeżyć stanowi sens podróży. Twoje istnienie przebudza się i jest to największy "power" podróży.

Masz swoich mistrzów reportażu, od których czerpiesz inspirację?

Niezgasłymi gwiazdami literatury non-fiction zawsze będą dla mnie Rockwell Kent, Thor Heyerdahl, Jacques-Yves Cousteau, Władimir Arsieniew ("Dersu Uzała"), Arkady Fiedler i Wu Cheng’en – mnich z czasów starożytnych Chin, który odbył podróż do Indii w poszukiwaniu buddyjskich rękopisów. W zdumiewający sposób udało im się stworzyć opowieść o podróży przeplecioną filozoficznymi przemyśleniami na temat życia i losu człowieka. Mistrzem literatury podróżniczej jest dla mnie też Nicolas Bouvier, chociaż jego książki, niestety, wciąż nie doczekały się tłumaczenia na rosyjski. Ogromny wpływ wywarła na mnie twórczość polskiego pisarza Mariusza Wilka, mieszkającego w Rosji prawie od dwudziestu lat. To wyjątkowy badacz rosyjskiej Północy. A jeśli chodzi o źródła inspiracji? Natchnienie przychodzi w trakcie samej podróży. Pod wpływem pięknego widoku lub podczas spotkań z drugim człowiekiem, do których dochodzi tak naprawdę w twojej duszy. Pomysł na „Wyspę…” zrodził się podczas podróży na Sołowki. Ostatnia moja książka, „Kaspijska księga” (wyprawa wzdłuż wybrzeża Morza Kaspijskiego), jest owocem wyjazdu z przyjaciółmi nad deltę rzeki Wołgi.

Zdradzisz, czym zajmujesz się teraz – dziennikarstwem czy pisarstwem?

Z zawodu jestem dziennikarzem. Chociaż rzeczywiście cały czas marzyłem o tym, żeby wyzwolić się od dziennikarstwa i prowadzić życie wolnego pisarza. Z jakichś powodów nigdy się to nie udawało. Najwyraźniej, nie była to moja droga: nie jestem autorem literatury popularnej i, przynajmniej w swojej ojczyźnie, nie mogę sobie pozwolić na życie wyłącznie z honorariów. Kiedy jednak w duszy dojrzewa kolejny pomysł na nowe dzieło, okoliczności same tak się układają, że dziennikarstwo odchodzi (czasem na kilka lat) na drugi plan. "Kaspijską księgę" pisałem, z małymi przerwami, przez cztery lata. I wtem znalazł się sponsor, który przez cały okres pisania finansował moją pracę i wyjazdy. Jak mówią, Pan Bóg czuwa. Mieszkam pod Moskwą, w małej miejscowości Pieriediełkino, w domku, który wynajmuję od Funduszu Literackiego. Nieprawdą jest, że większość czasu spędzam w podróży. Najczęściej przebywam w domu i zajmuję się dziennikarstwem.

...

Cenna pasja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:44, 08 Maj 2016    Temat postu:

Sybiracy na Jasnej Górze. „Okazali wierność Bogu, nie zniszczyli swojego człowieczeństwa”
wyślij
drukuj
adom, pszl | publikacja: 08.05.2016 | aktualizacja: 14:48 wyślij
drukuj
Sybiracy na Jasną Górę wyruszyli już 27. raz (fot. wikipedia.org)
Ocaleni Polacy wywiezieni w czasie wojny na Syberię i do Kazachstanu oraz ich rodziny, a także potomkowie zesłańców wywiezionych na Wschód we wcześniejszych latach, modlili się w niedzielę na Jasnej Górze.

Procesja ku czci św. Stanisława przeszła ulicami Krakowa. „Módlmy się o dar pokoju”
Jak mówił w homilii biskup pomocniczy tarnowski Leszek Leszkiewicz, zadaniem tych, którzy wrócili oraz ich potomnych jest opowiadać tę historię – z wiarą, że poniesiona ofiara stała się fundamentem wolnej Polski.

Bp Leszkiewicz akcentował, że nie ma chrześcijańskiego życia bez Boga w sercu, czego świadectwo dawali właśnie też Sybiracy. – Ten kawałek nieba, ta łaska uświęcająca, były z pewnością obecne w życiu setek tysięcy naszych rodaków, którzy zostali zmuszeni do tego, by porzucić swoje rodzinne domy i pójść w nieznane, na ziemię bezlitosną, trudną – mówił biskup.

– Dzisiaj, kiedy sobie uświadamiamy, jak wielki był dramat tych ludzi - większości tych dramatów nigdy nie poznamy - towarzyszy nam świadomość, że ci ludzie tam na nieludzkiej ziemi dali dobre świadectwo i Jezusowi Chrystusowi i Polsce. Właśnie dlatego, że był ten kawałek nieba w ich sercu – zaznaczył.

Zwracając się do pielgrzymów, odwołał się do ich doświadczeń oraz doświadczeń ich bliskich, akcentując, że we wspomnieniach z Sybiru zawsze pojawia się większe lub mniejsze odniesienie do Boga. – Polacy, obywatele Rzeczypospolitej, na tle innych narodów także zsyłanych na tę nieludzką ziemię, objawiają jakąś niezwykłą stronę ludzkiego ducha, właśnie dlatego, że ten duch przepojony jest Bogiem – uznał bp Leszkiewicz.

Papież pobłogosławił internautów. List na Twitterze i Instagramie
„Nie zniszczyli swojego człowieczeństwa”

Podkreślił, że pośród Sybiraków ci, którzy pewnie mimo wątpliwości, okazali wierność Bogu, „nie upodlili się, nie zniszczyli swojego człowieczeństwa”. – To tylko w wyjątkowych sytuacjach ci, którzy zdradzili, także wyrzucili Boga z serca. Brak tego kawałka nieba w ich życiorysach pokazuje do jak strasznych rzeczy człowiek jest zdolny, kiedy nie zatroszczy się o życie boże we własnym sercu – przestrzegł hierarcha.

Podkreślił również, że jasnogórskie pielgrzymki środowiska i inne formy utrwalania pamięci o Sybirakach są należne tym, którzy nie wrócili, a dali dobre świadectwo Bogu i swej ojczyźnie. Dodał, że wobec zmniejszającego się środowiska Sybiraków, nadzieją na utrwalenie pamięci o pozostałych tam jest młode pokolenie.

– Naszym zadaniem jest opowiadać tę historię, dzielić się tym trudnym doświadczeniem, zawsze z głową podniesioną, zawsze z taką wiarą, że ta ofiara jest fundamentem wolnej Polski. Dopóki będzie w naszym narodzie pamięć o tej ofierze, ten naród będzie miał przyszłość. (...) Siostry i bracia, zapraszam do tego, aby – jako ludzie wierzący – każdy z nas z nadzieją patrzył w przyszłość – mówił biskup pomocniczy tarnowski.
„ Polacy, obywatele Rzeczypospolitej, na tle innych narodów także zsyłanych na tę nieludzką ziemię, objawiają jakąś niezwykłą stronę ludzkiego ducha ”

„W tym miejscu dotykamy samych początków Kościoła w Polsce”
Wyraził też ufność, że Maryja, rozmawiając z Jezusem, wyjednuje łaski, „żebyśmy się nie pogubili na drogach, które prowadzą do zbawienia, żebyśmy się nie pogubili na tych naszych polskich drogach, byśmy się nie dali zwieść temu wszystkiemu, co próbuje zniszczyć naszą polskość, naszą narodową dumę i przede wszystkim, byśmy z nadzieją nosili w naszych sercach te kawałki nieba, które doprowadzą” do zbawienia.

27 lat tradycji pielgrzymki

27. doroczna pielgrzymka środowiska Sybiraków rozpoczęła się w sobotę mszą w Kaplicy Matki Bożej, akademią patriotyczną w Hali św. Józefa, apelem jasnogórskim i wieczorną drogą krzyżową na wałach klasztoru. W niedzielę uroczystości rozpoczęły się przemarszem pocztów sztandarowych i apelem poległych przy pomniku Mauzoleum Sybiraków.

Według organizacji Sybiraków z 1 mln 350 tys. Polaków, deportowanych na Syberię i do Kazachstanu, nie powróciło ok. pół miliona. Dzisiaj tylko niektórzy z jeszcze żyjących, wspierani przez rodziny, decydują się przyjeżdżać do Częstochowy. Weteranom towarzyszą zwykle dzieci, wnuki i prawnuki.
PAP, TVP Info

...

Syberia to tez Polska. Pamietajcie ze prawowici mieszkancy Syberii zeslancow nazywali POLAKAMI bo tylu ich bylo ze te pojecia byly takie same. Skoro tu go wepchneli Ruscy znaczy Polak...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 1:23, 23 Lis 2016    Temat postu:

gosc.pl » Wiadomości » Kościół katolicki w... dawnym sklepie spożywczym
Kościół katolicki w... dawnym sklepie spożywczym

|
KAI |
dodane 22.11.2016 19:02

Mufidah Kassalias / CC 2.0


Ordynariusz Diecezji Świętego Józefa w Irkucku, bp Cyryl Klimowicz, konsekrował pierwszy kościół katolicki w Usolu Syberyjskim.

Świątynia pw. św. Rafała Kalinowskiego, stanęła w miejscu dawnego sklepu spożywczego, który przez lata służył lokalnej wspólnocie jako miejsce modlitwy.

Pierwsza Msza św. w konsekrowanym kościele w Usolu Syberyjskim została odprawiona 16 listopada. Uroczystość zgromadziła księży i siostry zakonne pracujących w różnych częściach Diecezji Świętego Józefa - największej katolickiej diecezji na świecie, której powierzchnia liczy ok. 10 mln km kw. Obecni byli także konsul generalny RP w Irkucku, Krzysztof Świderek oraz goście z Polski: ks. Leszek Kryża TChr, przewodniczący Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy KEP i polscy karmelici.

- Nie chodzi jedynie o to, aby postawić budowlę, ale aby w swym sercu budować miłość, dobroć i otwartość na drugiego człowieka. Tu, w tym miejscu, Bóg otwiera przed nami całe bogactwo Swoich darów i błogosławieństwa. Od nas zależy, czy je przyjmiemy, czy znajdziemy czas, by przyjść do tego miejsca i korzystać z tego, co Bóg dla nas przygotował - mówił podczas homilii bp Cyryl Klimowicz, który przewodniczył uroczystości.

Współcześnie, wspólnotę katolików w Usolu Syberyjskim tworzy ok. 50-osobowa grupa wiernych, posługująca wśród nich trzyosobowa wspólnota karmelitów bosych, oraz siostry z zakonów karmelitanek i albertynek.

Jak powiedział w rozmowie z KAI proboszcz usolskiej parafii, o. Paweł Badziński OCD, 50 osób, to duża grupa wiernych, biorąc pod uwagę realia pracy duszpasterskiej w tej części Syberii.

"Ludzie tutaj wymagają większej troski. Potrzebują czasu i ten czas trzeba zawsze dla nich znaleźć. Kiedy przyjechałem, chrzciłem tutaj nastolatków, dziś oni założyli rodziny i przychodzą ze swoimi dziećmi. Miło widzieć, jak owocuje zasiane przez nas ziarenko wiary" - mówił zakonnik, który pracuje w Usolu Syberyjskim prawie od 14 lat. Podkreślił też wymowę miejsca, w którym znajduje się kościół: "Wcześniej był tu tzw. sklep bułeczny, do którego mieszkańcy przychodzili po pieczywo, a dziś sprawujemy tu Eucharystię. To piękny symbol".

W historii Polski, Usole Syberyjskie zapisało się jako miejsce zesłania Polaków po Powstaniu Styczniowym. Jednym z zesłańców był dzisiejszy święty i patron usolskiej parafii, Rafał Kalinowski, który przybył do Usola 15 kwietnia 1865 r. i pracował tam przez trzy lata, aż do ogłoszenia carskiego manifestu amnestyjnego z 25 maja 1868 r.

Historia usolskiej parafii, której gospodarzami od 1999 r. są karmelici bosi, sięga roku 1994 r., kiedy, na zaproszenie lokalnej działaczki polonijnej, Usole syberyjskie odwiedził mieszkający w Irkucku ks. Ignacy Pawlus SDS - pierwszy kapłan na Syberii po rozpadzie Związku Radzieckiego. Wówczas - jak pisze we wspomnieniach ks. Pawlus - odbyło się spotkanie komitetu założycielskiego z udziałem reprezentantów przyszłych parafian. Od tego czasu kapłan dojeżdżał do Usola, by dla lokalnej wspólnoty odprawiać msze, najpierw w jednym z prywatnych mieszkań, następnie w budynku zaadaptowanym na Dom Polski, a także w innych miejscach. Ostatecznie, miejscem wspólnej modlitwy stał się budynek dawnego sklepu z chlebem, wykupiony z inicjatywy ks. Pawlusa. W 1999 r. do Usola przyjechali karmelici bosi, by na co dzień towarzyszyć wspólnocie katolików.

Usole Syberyjskie, położone ok. 90 km od Irkucka, powstało w 1669 r., po tym, jak w pobliżu odkryto cenne złoża soli kamiennej. Liczba mieszkańców, która w połowie lat 80. XX w. oscylowała wokół 110 tys., sukcesywnie spada. Obecnie Usole Syberyjskie zamieszkuje ok. 78 tys. osób.

...

Kalinowskiego... Wspanialy patron!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133585
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:55, 18 Sty 2020    Temat postu:

Polska enklawa w Rosji - Potomkowie powstańców w Iszim

4 tysiące kilometrów od Polski znajduje się miasto Iszim. Żyją tam potomkowie powstańców listopadowych i styczniowych. Mimo wieków wielu z nich zachowało swą tożsamość i język.
...

To dopiero historia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy