Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Paruzja już istnieje - "Uwierzcie w koniec świata"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych / Nowe Niebo i Nowa Ziemia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:00, 15 Lut 2013    Temat postu: Paruzja już istnieje - "Uwierzcie w koniec świata"

O. Badeni: Paruzja już istnieje
"Uwierzcie w koniec świata"

Książka jest zapisem rozmów przeprowadzonych z zakonnikiem przez Judytę Syrek. Publikacja ukazała się w krakowskim wydawnictwie Znak. O. Joachim Badeni zmarł 11 marca 2010 r., dożywając 97 lat.

Pewien rodzaj zła bardzo wyraźnie prowokuje gniew Boga. (...) Masowa aborcja i pedofilia. To są dwie zbrodnie, które budzą gniew Boga, wyraźnie to widzę. Aborcja dokonywana w milionach, pedofilia popełniana nawet wśród duchowieństwa - przestrzegał dominikanin o. Joachim Badeni w książce "Uwierzcie w koniec świata".

Jak rozpoznać fałszywego proroka?
Myśli Ojciec, że wielu jest dzisiaj fałszywych proroków?
- Nie mam już życia czynnego. Siedzę tylko w celi, więc nie wiem. Ale dziennikarze powinni wiedzieć, ponieważ fałszywy prorok zawsze chce zwrócić na siebie uwagę i przekonać ludzi, że ma rację - nie biskup, nie Kościół, tylko on. Lubi zwracać się więc do prasy, radia, telewizji. Potrzebuje mediów, bo inaczej byłby nieszkodliwy.
Ale może Ojciec powiedzieć, po czym rozpoznać fałszywego proroka?
- Jeśli ktoś twierdzi, że wszystko wie i jest przekonany, że zna datę paruzji (paruzja - zapowiadany przez proroków powrót Chrystusa na świat; przyp. red.), to z góry wiadomo, że jest fałszywym prorokiem. Są też grupy fałszywych proroków, na przykład Świadkowie Jehowy. Co pewien czas ogłaszają koniec świata. Zbierają się, czekają i nie ma końca... Wymyślają więc następną datę, i tak w kółko. Natomiast jeśli ktoś głosi wiarę w zwycięstwo dobrego nad złem, to jest prawdziwym prorokiem. Kiedy zaczyna podawać dokładne metody działania, to myślę, że jest już trochę podejrzany.
- Nauczanie musi iść w zgodności z Kościołem, nie może być skierowane przeciwko woli hierarchii kościelnej, co oczywiście nie jest dzisiaj łatwe. Ale głoszenie czegoś wbrew, czy poza Kościołem, zawsze jest fałszywe. Wszyscy wielcy święci byli podporządkowani Kościołowi, nawet wtedy, kiedy zamierzali przeprowadzić reformę. Każda odbywała się w zgodzie z ówczesnym Kościołem i hierarchią, mimo iż w pewnych okresach hierarchia była na niezbyt wysokim poziomie. Uważam, że bez hierarchii działanie w Kościele jest podejrzane. To jest sekciarstwo.
A jeżeli biskupi postępują źle? Wiele razy mówił Ojciec, że jest zgorszony zachowaniem pewnego biskupa podejrzanego o pedofilię. W takich sytuacjach też mam słuchać hierarchów?
- To nie cała hierarchia jest zła. Tylko jeden biskup jest jawnym grzesznikiem, w sposób możliwie najgorszy, jaki może być. Jeżeli biskup ma jakieś kontakty seksualne z klerykami, którzy mu podlegają, to nie może być gorszego zła! Dla biskupa i dla kapłana też.
Co prowokuje gniew Boga?
Myśli Ojciec, że to zło, które się wkradło do Kościoła, może być znakiem bliskiego przyjścia Pana?
- Ostateczne przyjście Pana będzie szczęściem, ale przed tym objawi się gniew, bo Bóg zwalczy zło z tego świata. I są dwie rzeczy, o których myślę, że warto powiedzieć. Pewien rodzaj zła bardzo wyraźnie prowokuje gniew Boga. Wiemy to z Ewangelii, że kto krzywdzi dzieci, lepiej byłoby uwiązać mu kamień młyński u szyi i utopić - to mówi Baranek Boży. Masowa aborcja i pedofilia. To są dwie zbrodnie, które budzą gniew Boga, wyraźnie to widzę. Aborcja dokonywana w milionach, pedofilia popełniana nawet wśród duchowieństwa: Stany Zjednoczone, Irlandia - z polecenia papieża Benedykta XVI teraz odbywają się zeznania i przesłuchiwania.
- Pedofilia to krzywdzenie dziecka w sposób najbardziej potworny, szczególnie kiedy robi to duszpasterz, zakonnik, ksiądz czy zakonnica (opieram się na danych). Można biedzić się latami, żeby dorastającemu dziecku pomóc wyjść z tej traumy i jest to bardzo trudne. W tym jeszcze mamy biskupa pedofila - nazwiska nie powiem, bo wiadomo o kogo chodzi. Biskup pedofil, to są szczyty zła! A on sobie spokojnie siedzi tam, gdzie siedział - nie urzęduje co prawda, nie zarządza diecezją. Ale gdzie kara? Gdzie publiczne przeproszenie wszystkich pokrzywdzonych? Tego nie ma!
- Krzywda dziecka przez mordowanie i krzywda dziecka poprzez bardzo poważne uszkodzenia jego psychiki to są dwa źródła, które nie tyle zapowiadają paruzję, co grożą. Groźna strona paruzji ujawnia się właśnie w postaci gniewu Bożego nad tymi dwoma zjawiskami. I ten znak jest zapowiedzią Sądu Ostatecznego. Jestem o tym przekonany. Ponieważ tam, gdzie powinno być samo dobro, jest samo zło w najgorszej swojej odmianie. Podobno, według jednego źródła, aborcja jest możliwa, aż do porodu włącznie, czyli możliwe jest mordowanie już dojrzałego człowieka. A przecież, według najnowszych badań, kilka tygodni po poczęciu można zbadać kręgosłup tej małej istocie ludzkiej - do tego stopnia jest człowiekiem!
- Kiedy dokładnie gniew Boga zostanie wyładowany, tego nie wiem, ale wiem, że ciąży nad światem.
Czy ten gniew można odwrócić?
- Może modlitwa i prośby tych sprawiedliwych, którzy znają Miłosierdzie Boże, odsuną mimo wszystko datę paruzji. Jednak samej paruzji nie są w stanie zmienić. Oczywiście, jest modlitwa, o której wspomniałem. Ona ma potężną moc: "Marana tha - Przyjdź Panie Jezu". W pierwszych wiekach chrześcijanie ciągle się tak modlili. Ciekawa jest odpowiedź: "Przyjdę niebawem". Ale słowa "niebawem" nie powinno się rozumieć czasowo lecz egzystencjalnie.
- Paruzja już istnieje - w tej chwili, w myśli Bożej. Jest bardzo tajemnicza i mocno działa na tego, który tę łaskę otrzymuje. Być może ta książka przyczyni się do tego, że Pan Bóg da tę łaskę wielu ludziom, nie wiem... Nakaz podyktowania książki o paruzji otrzymałem podczas mszy świętej, tuż przed komunią. Dostałem go z niesamowitą mocą i majestatem, aż się przestraszyłem.
- - - - -
Joachim Badeni OP, Judyta Syrek "Uwierzcie w koniec świata", Wydawnictwo Znak, 2010

Skąd bierze się w ludziach potrzeba poznania daty
Paruzji?. Skąd te pomysły, że koniec świata będzie w 2012r?

Ojciec Joachim Badeni OP- odpowiada.

Tajemnice Boga podlegają niestety sfałszowaniu. Myślę, że
potrzeba, aby dobro zwyciężyło zło, jest w nas zawsze obecna,
ale objawia się czasem w sposób fałszywy.
Wiem. że jednym z najważniejszych zadań życia wewnętrznego
jest umiejętność rozpoznawania takich ''fałszywek'', które są
dość częste. W życiu nieraz dałem się nabrać na coś, co było
genialnie podrobione - bo diabeł nie jest głupi, czasami udaje
głupiego, ale jest bardzo inteligentny.
Ludzie niby pragną zwycięstwa dobra nad złem, więc wyznacza się datę Paruzji - przecież było już coś takiego, że tłumy w białych
szatach zgromadziły się na szczycie góry w oczekiwaniu na koniec
świata. Ale ''fałszywka'' nie spełnia się i wtedy następuje załamanie
wiary.
Myślę, że jeśli ktoś chce poznać dokładną definicję końca świata
i poznać datę, to z Panem Bogiem się nie dogada.

Czym jest Paruzja?

Ojciec Joachim Badeni odpowiada.

Paruzja to totalne zwycięstwo dobra nad złem.
W tym zwycięstwie objawi się, kim jest Chrystus-
zwycięzcą wszelkiego zła.
Miałem symboliczne widzenie Paruzji podczas pobytu
w szpitalu - to jest mało ważne, jakie ono dokładnie
było, bo widzenie może być takie, albo inne - ale od
tamtej pory mam absolutną pewność, że ona będzie.
W tamtym widzeniu zło przybrało bardzo zabawne postacie-
widziałem je jako karaluchy uciekające przed nadchodzącym
Chrystusem, który kroczył majestatycznie na czele ogromnego
pochodu.
Owocem tego widzenia była absolutna pewność Paruzji.
Ewangelie podają, że powtórne przyjście Syna Bożego ma być
nagłe, jak pojawienie się błyskawicy na niebie - od wschodu
do zachodu. Myślę, że czasami Pan Bóg lubi działać nagle,
dlatego musimy być do Paruzji przygotowani.

Judyta Syrek
Czym jest Paruzja?

Joachim Badeni
Paruzja to totalne zwycięstwo dobra nad złem. W tym zwycięstwie objawi się kim jest Chrystus - zwycięzcą wszelkiego zła.

Judyta Syrek
A jak się mamy modlić o Paruzję?

Joachim Badeni
"Marana tha - Przyjdź, Panie Jezu". To ostatnie słowa Apokalipsy świętego Jana. Odpowiedź brzmi: "Zaiste przyjdę niebawem" (Ap 22,20)

Poniewaz jak zwykle pojawiaja sie falszywki postanowilem przytoczyc rzetelna wiedze . Media bezmyslnie mieszaja brednie z objawieniami . Np sw. Malachiasza z ,,nostradamusami'' czy innymi ,,sabami" po czym radosnie stwierdzaja ze wszystko to bzdura i zadnego konca nie bedzie . BĘDZIE .
Jak widac nie tylko Malachiasz . Takze o Badeni otrzymal wyrazny nakaz gloszenia paruzji TERAZ . Bo jest blisko . To juz nie kiedys tam . To sie dzieje !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:18, 15 Gru 2017    Temat postu:

Kiedy nastąpi paruzja, czyli koniec świata?
ks. Artur Stopka | 15/12/2017
Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Współcześnie koniec świata niejednemu kojarzy się bardziej z globalną, a może nawet kosmiczną katastrofą niż z ponownym przyjściem Jezusa Chrystusa, nazywanym paruzją. Kto dzisiaj myśli o końcu czasów jako pożądanym wydarzeniu, na które w pełnej gotowości oczekujemy?


C
ztery lata temu w Kościele Mariackim w Krakowie podczas prelekcji pod hasłem „K jak koniec świata” dominikanin i doktor teologii, ojciec Mateusz Przanowski zagadnął niespodziewanie: „Co by było, gdyby paruzja zdarzyła się teraz?”. Odpowiadając zauważył, że wydaje się to nierealne, a także, że wielu ludzi nie wie, jak oczekiwać na ponowne przyjście Jezusa na ziemię.


Paruzja – co to w ogóle jest?

Słowo „paruzja” nie jest często używane. Coraz częściej można spotkać katolików, którzy w ogóle nie znają jego znaczenia. Inni powtarzają usłyszaną od katechety definicję: „Paruzja to powtórne przyjście Chrystusa na ziemię, które nastąpi na końcu świata. Wówczas wszyscy ludzie zmartwychwstaną. Wtedy też nastąpi Sąd Ostateczny. Powstanie nowe niebo i nowa ziemia”. Nic więcej nie potrafią dodać.

O paruzji słyszymy w kościele przede wszystkim pod koniec roku liturgicznego i na początku następnego. Obowiązujące w Kościele „Ogólne normy roku liturgicznego i kalendarza” przypominają, że Adwent jest nie tylko czasem przygotowania do uroczystości Narodzenia Pańskiego, przez którą wspominamy pierwsze przyjście Syna Bożego do ludzi, ale także jest okresem, „w którym przez wspomnienie pierwszego przyjścia Chrystusa kieruje się dusze ku oczekiwaniu Jego powtórnego przyjścia na końcu czasów”.

Greckie słowo „paruzja” oznacza obecność, przyjście, pojawienie się. Przez kilka wieków w świecie hellenistycznym oznaczało oficjalną wizytę władcy albo urzędnika wysokiej rangi.

W Piśmie Świętym tego terminu szczególnie chętnie używa św. Paweł Apostoł. Robi to ze świadomością bogactwa, jakie w odniesieniu do Jezusa Chrystusa ten termin zawiera. Upraszczając, można powiedzieć, że przede wszystkim oznacza on przyjście Pana, pojmowane jako objawienie się lub ukazanie. Oznacza też zjednoczenie z Nim ludzi, dokonujące się przez wyjście Mu naprzeciw i bycie z Nim. Mamy tu do czynienia z głęboką relacją osobową. Pewność, że Pan ponownie przyjdzie i wynikające z niej oczekiwanie na Niego kształtuje życie wyznawcy Jezusa.


Pierwsi chrześcijanie czekali na paruzję

Dzisiaj o końcu czasów mówi się głównie w atmosferze strachu. Mnożą się np. filmy pokazujące ten moment w sposób przerażający. Temu sposobowi myślenia ulegają nieraz także chrześcijanie. Ale nie zawsze tak było.

Przed wiekami wyznawcy Jezusa nie tylko bez lęku czekali na tę chwilę, ale wręcz nie mogli się jej doczekać. Nie bez powodu w Liście św. Jakuba znalazło się napomnienie połączone z zapewnieniem „Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie” (Jk 5,Cool.

Pewność, że paruzja nastąpi już wkrótce, skłaniała niektórych do przyjęcia postawy całkowicie biernego oczekiwania. To o nich wspomina św. Paweł w 2. Liście do Tesaloniczan, nakazując, aby nie żerowali na innych, lecz „pracując ze spokojem, własny chleb jedli” (2 Tes 3,12).

Wiarę w paruzję katolicy wyznają co niedzielę, powtarzając słowa: „I powtórnie przyjdzie w chwale, sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca”.

Katechizm Kościoła katolickiego przypomina, że Chrystus Pan króluje już przez Kościół, ale jeszcze nie wszystkie rzeczy tego świata są Mu poddane. „Triumf Królestwa Chrystusa nie nastąpi bez ostatniego ataku mocy zła” – zaznacza. Dodaje też, że w dniu sądu na końcu świata Chrystus przyjdzie w chwale, aby doprowadzić do ostatecznego triumfu dobra nad złem, które w historii, jak pszenica i kąkol, rosły razem. Zapowiada też, że przychodząc na końcu czasów sądzić żywych i umarłych, „chwalebny Chrystus objawi ukryte zamiary serc i odda każdemu człowiekowi w zależności od jego uczynków oraz jego przyjęcia lub odrzucenia łaski”.


Data końca świata

Biorąc pod uwagę znaczenie wydarzenia, jakim dla całego świata będzie paruzja, zrozumiałe jest pragnienie, aby znać z wyprzedzeniem jego datę. Niestety, odpowiedź na pytanie: „Kiedy nastąpi powtórne przyjście Chrystusa w chwale na końcu czasów?” jest tajemnicą. W dodatku tajemnicą bardzo zastrzeżoną. Zarezerwowaną samemu Bogu.

W Ewangelii wg św. Marka zapisane są słowa Jezusa: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”. Przypis wyjaśnia, że „Syn” nie wie tego jako człowiek. Sam Chrystus porównał paruzję do niespodziewanego przyjścia złodzieja w nocy.
Czytaj także: Jak „wyznawcy” końca świata radzili sobie, gdy ten nie nadchodził?


Znaki zapowiadające paruzję

Szukając informacji o ponownym przyjściu Jezusa w chwale można się natknąć na słowo „prodromy”. Ten używany również w medycynie termin oznacza objawy, symptomy, znaki zapowiadające wydarzenie.

Znaki zapowiadające paruzję mają jednak charakter tak ogólny, że nie sposób na ich podstawie choćby w przybliżeniu ustalić, kiedy nastąpi. Należą do nich: prześladowanie Kościoła i zamieszanie wewnątrz jego wspólnoty, całkowite nawrócenie Izraela, odstępstwo i objawienie się „człowieka grzechu, syna zatracenia”, określanego często jako antychryst, wojny oraz klęski żywiołowe, a także głoszenie Ewangelii „po całej ziemi”.

Skoro nie wiadomo, kiedy nastąpi koniec czasów i Chrystus powtórnie przyjdzie w chwale, właściwą postawą ludzi świadomych tego faktu jest czuwanie, stałe „bycie gotowym” na ten moment. 18 listopada 2012 r. papież Benedykt XVI podczas modlitwy Anioł Pański powiedział do Polaków: „Ewangelia dzisiejszej mszy świętej jest zapowiedzią paruzji, czyli powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię. Wówczas, oświeceni Bożym światłem, uzyskamy odpowiedź na pytania dotyczące naszej egzystencji, a każdy nasz czyn i każda myśl zostaną osądzone. Niech perspektywa tego wydarzenia będzie dla nas przedmiotem szczególnej refleksji”.

Nie tylko w Adwencie.

...

Tym razem jednak mamy mnogosc objawien ze to juz blisko!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:11, 15 Kwi 2018    Temat postu:

Ojciec Joachim Badeni. Mistrz życia, mistrz śmierci
Alina Petrowa-Wasilewicz | 14/04/2018
OJCIEC JOACHIM BADENI
Danuta Węgiel/FOTONOVA
Udostępnij Komentuj 0
Hrabia z bajecznie bogatego rodu, mistrz fokstrota, żołnierz, rycerz Matki Bożej, dominikanin… Oto historia – a właściwie kilka historii – jakie składają się na jedno niezwykłe i piękne życie ojca Joachima.

– Czy Ojciec zatańczyłby fokstrota?
– W tej chwili raczej nie, ale gdyby pani zaproponowała parę lat temu…
To cały ojciec Joachim, miał wówczas dziewięćdziesiąt cztery lata, nękały go liczne dolegliwości, związane z wiekiem, a chętnie by zatańczył.



Śmierć? Każdemu polecam
Mieliśmy już za sobą długie godziny rozmów, które miały stać się osnową książki „Śmierć? Każdemu polecam” i zdecydowałam się na przerywnik, a spytałam o taniec, bo wiedziałam, że Kazimierz hrabia Badeni w młodości uwielbiał imprezować i bywać w modnych lokalach, i został nawet mistrzem fokstrota w królewskim mieście Krakowie.

Wiedziałam też, że nigdy się nie łamie i nie cofa przed trudnościami, nawet gdy tymi trudnościami były słabnące siły, opuszczające go dyskretnie i nieubłaganie z dnia na dzień.

Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy w rozmównicy klasztoru dominikanów przy ulicy Stolarskiej, byłam pod wrażeniem jego piękna i siły. Miał w sobie coś z wojskowego, rycerską determinację walki ze złem i niesprawiedliwością, męską siłę, która dawała mu wewnętrzny pokój i pewność. Był kimś, przy kim kobieta czuje się bezpieczna, a ubrana w tiszert i wypłowiałe dżinsy zaczyna żałować, że nie ma pereł na szyi, a na głowie kapelusza.

Czytaj także: „Jak ktoś nie ma dystansu do siebie, to ja czuję siarkę”. 80. urodziny o. Kłoczowskiego


Arcydzieło człowieka
Dużo rozmawialiśmy, opowiadał mi swoje życie, które nadawało się na scenariusz filmu, co ja mówię, na scenariusze kilku filmów, pełnych niesamowitych wydarzeń i zaskakujących zwrotów akcji. Pierwszy film byłby romansem, bo młody hrabia, dziedzic trzech majątków, tak rozległych, że mówiono na nie republika badeńska, rósł w atmosferze iście bajkowej, bo ród, z którego pochodził, był bajecznie bogaty.

Opowieść zaprawiona byłaby goryczą, bo jego ojciec zmarł, gdy Kazio miał lat cztery i wychowywała go „babka Badeniowa” i matka, Szwedka, Alicja Ancarkrona. Gdy miał lat osiem, przeniósł się z majątku rodzinnego w Busku do Żywca, bo jego mama zawarła powtórne małżeństwo z Karolem Habsburgiem. Ten romans byłby i w tym miejscu gorzkawy, bo chłopiec, niezwykle przywiązany do matki, chyba nie czuł się zbyt dobrze w nowym otoczeniu, ale to moje domysły, ojciec Joachim nigdy o tym nie wspominał.

Klimat w Żywcu był zaś niezwykle wymagający, bo bycie arystokratą nie polegało na posiadaniu fortuny, tę mógł zdobyć byle parweniusz, a na formacji młodego człowieka z łańcucha wielu pokoleń, na osiągnięciu ideału, obowiązującego arystokratów przez wieki. I nie ograniczał się ten szlif do nauki posługiwania się widelcem i nożem, choć manier owszem, uczono starannie, ani na uczeniu licznych języków, choć tej ważnej dziedziny też nie pomijano.

Ta formacja miała dać ostateczny efekt, człowiek miał być arcydziełem, dżentelmenem, który ma określony stosunek do pieniądza, potrafi panować nad emocjami i zmysłami, ale nade wszystko kieruje się zasadami honoru i poczuciem odpowiedzialności za siebie, rodzinę, sferę, ludzi słabych i cały naród. Toteż od najwcześniejszego dzieciństwa do roboty ruszały niańki, bony, guwernantki, guwernerzy i preceptorzy, paniczów i panny posyłano do najlepszych szkół, ruszała „taśma”, której końcowym efektem mieli być doskonali dżentelmen i dama.



Hrabia się zaręczył
Jak to w życiu bywa, ideały swoje, życie swoje. Ojciec Badeni nigdy nie krył, że przechodził z klasy do klasy po protekcji, a gdy udał się na studia prawnicze na Uniwersytet Jagielloński, profesor wstawił mu tróję opatrując to komentarzem: Przecież pan nie będzie się utrzymywał z pracy prawnika.

Z drugiej strony jakżesz można było zagłębiać się w podręczniki i studiować nudne prawnicze formuły, gdy tyle było dookoła bali, fajwy i koktajle, konkursy na fokstrota nęciły, a piękne panny chętnie szły w tany z najlepszą partią II Rzeczpospolitej.

Hrabia Kazimierz się zaręczył, ale wspominał, że czuł presję rodziny. A rodzina spodziewała się, że się ożeni i na świat przyjdą kolejni Badeniowie, których odda się w tryby doskonałej formacji.

Zbliżał się już do trzydziestki, a przecież się nie ożenił i mam tu swoją teorię. Ewentualne kandydatki miały nieprawdopodobnie silną konkurentkę, gdyż jego matka Alicja, córka wielkiego łowczego na dworze króla Szwecji, była jedną z najpiękniejszych kobiet swojej epoki. Młody hrabia, niezwykle przywiązany do matki, nie mógł nie porównywać z nią kandydatek na żonę. Takie zawody niezwykle trudno wygrać, choćby się było o pokolenie młodszą.

Czytaj także: Bł. Władysław Bukowiński. Polski ksiądz w heroicznej walce z ateistycznymi pustyniami ZSRR


Ręka Matki Bożej
Ale w życiu szaławiły pojawiła się znienacka inna kobieta i tu nastąpił wprost nieprawdopodobny zwrot akcji. Oto pan hrabia szedł sobie któregoś wieczoru we Lwowie, a jakże, do lokalu, przechodził beztrosko pod figurą Matki Bożej, ufundowaną przez „którąś z prababek Badeniowych”, a tu nagle ktoś kładzie mu na ramię delikatną dłoń i nagle jakby odbiera wolność.

Kazimierz nadal czuł się wolny, ale miłość, piękno, łagodność, zachwyt, które wówczas go ogarnęły wraz z impulsem, by wejść do najbliższego kościoła, były nie do odrzucenia. Wszedł więc do kościoła, dostrzegł dziwnie ubranych mnichów (białe dominikańskie habity) i… nawrócił się, czyli ogarnęło go czyste szaleństwo.

Stał się innym człowiekiem, zaczął gorliwie praktykować, dzieło mistyków zaczął czytać, jak sam mówił „jak kryminały”, konwencjonalne modlitewne dialogi z Panem Bogiem zamieniły się w miłosny dialog z Umiłowanym i odczuwał pociąg, niesamowity pociąg, tęsknotę i pragnienie Boga, która wywróciła do góry nogami wszystkie wcześniejsze planowania… Ale co zrobić, jak iść do zakonu, gdy ma się trzy majątki?



W mundurze i w służbie ojczyźnie
Rozterki rozwiązał towarzysz Stalin wraz z Hitlerem, gdy w 1939 napadli na Polskę. Kazimierz stracił wszystko, zaczął się czas próby, można rzec, zaczął się kolejny film, tym razem sensacyjno-przygodowy. Gdy wybuchła wojna, był na wakacjach w Szwecji u krewnych matki, ale poczucie honoru, które wpajano mu od dziecka, kazało wrócić do zagrożonej ojczyzny, prawdopodobnie ostatnim samolotem rejsowym Sztokholm – Warszawa. A z Warszawy do Buska.

Nie chcieli go w armii z powodu słabego wzroku, ale Żyd – krawiec zdążył uszyć mu mundur, po czym zgłosił się jako ochotnik do wojska, a gdy Polska przestała istnieć, wyjechał własnym samochodem marki Fiat do Rumunii. Stał się uchodźcą bez grosza przy duszy.

Dalsza akcja toczyła się w Bukareszcie, Jugosławii i Francji, gdzie dojechał, by w Bretanii wstąpić do 3. Kompanii Strzelców, później Strzelców Podhalańskich i nie miał problemu ze spaniem na podłodze obok synów górników i innych proletariuszy.

Chyba tu nabył manier wojskowych, potrafił zakląć, co zostało mu do końca życia, bo wiedział, że w szczególnych przypadkach należy dać odpowiednie rzeczy słowom, a tych w domu go nie uczyli. Walczył pod Narvikiem, był w Maroku, pełnił funkcję sekretarza Polskiej Misji w Gibraltarze i sztabie Sikorskiego, a że miał słaby wzrok, dowódcy odsuwali go od walk, za to doceniali jego zdolności lingwistyczne, bo znał kilka języków i był tłumaczem w sztabach.

Czytaj także: Ile zjeść pączków, żeby nie zgrzeszyć? Odpowiada ekspert od ducha, ciała i poczucia humoru: o. Leon Knabit


Biały habit dominikański
Na uchodźctwie wrócił temat małżeństwa, nawet zaręczył się z piękną Rumunką, ale gdy pojechał walczyć, wrzucił do morza zaręczynowy pierścionek, bo uświadomił sobie, że czeka na niego Oblubieniec i inne śluby ma składać. W czasie tułaczek spotkał dominikanina o. Innocentego Marię Bocheńskiego i pod jego wpływem w 1943 r. wstąpił w Anglii do dominikanów.

I tu zaczyna się kolejny film, tym razem psychologiczny, wielka cisza w życiu byłego bonvivanta. Miał już na sobie piękny habit, który do końca życia uważał za bardzo elegancki i rozpoczął formację zakonną. Bony i preceptorów zastąpili mistrzowie nowicjatu i przełożeni zakonni i też wytyczyli mu cel, wykonanie arcydzieła życia – zostanie świętym.

Nie od człowieka to zależy, owszem, zależy, ale w sumie niewiele, bo każdy artysta, dążący do takiego celu wie, ile jest w tym własnego wysiłku, a ile łaski.

Mimo dochodzących z kraju wieści o sowieckiej okupacji w 1947 zdecydował się wrócić do Polski, na pewno również po to, żeby spotkać się z ukochaną matką, która po odmowie podpisania volkslisty (tak samo zachował się jej mąż), przeżyła koszmar okupacji i niemieckie prześladowania. Piękna niegdyś kobieta bardzo się zmieniła, ale jej duch był niezłomny, pozostała wierna.



Duszpasterz i mistrz życia
Tak jak jej syn. Ojciec Joachim (święcenia przyjął w wieku lat trzydziestu ośmiu, a wcześniej imię zakonne, którym chciał oddać cześć ojcu Najświętszej Maryi Panny) był duszpasterzem nietuzinkowym, który przyciągał ludzi krótkimi kazaniami i głębią. Pracował w Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie, spotykał się z bardzo różnymi ludźmi, nigdy nie zamykał się w ciasnych opłotkach.

Gdy spotkał buddystę, zainteresował się buddyzmem, czytał też Junga, uwielbiał Mistrza Eckharta, był wielbicielem Tolkiena, zwłaszcza jego Trylogii. Mówił o Polakach, że są Hobbitami, że mocno stąpają po ziemi, może nie są zbyt artystyczni, ale ich siłą jest trzymanie się kilku prostych zasad.

Mocno zaangażował się w Odnowę w Duchu Świętym, gdy dotarła do Polski, modlił się i kontemplował, i uczył innych kontemplacji. Nie wiem, jak określić ten ostatni film, który mógłby powstać na kanwie jego życia, takiego gatunku wciąż nie ma. Człowiek, który miał być arcydziełem ludzi i Boga, stał się mistrzem życia, bo ludzie przychodzili do niego jak niegdyś do ojców pustyni, żeby zasięgać rad i leczyć rany.

Gdy przyjeżdżałam do Krakowa robić z nim wywiady, lubiłam obserwować, jak w refektarzu, gdy siadał za stołem, natychmiast otaczał go wianuszek młodych współbraci, którym uwielbiał opowiadać niestworzone historie z czasów wojny. Młodzi garnęli się do swojego wiekowego rówieśnika.



Śmierć jak egzotyczna wyprawa na Hawaje
W ostatnich latach życia „dyktował” dziennikarzom książki. O kobietach, Eucharystii, końcu świata, modlitwie i śmierci. Rozmawialiśmy długo, podziwiałam tę niezwykłą kompozycję zakonnika, połączoną z mocno przebijającą żołnierską nutą. W moich oczach był żołnierzem, bojownikiem, rycerzem Matki Bożej i był nim także wówczas, gdy nie korzystając z pomocy próbował sam pokonać kilkanaście schodów, by dojść do klasztornej rozmównicy.

W trakcie rozmów nieraz się „zawieszał”, zwłaszcza gdy mówił o Eucharystii, wówczas trzeba było odczekać w ciszy aż wróci na ziemię.

Czasem, mimo usilnych starań i nieprzywiązywania wagi do niegdysiejszych tytułów, wychodził z niego hrabia. Maniery miał nienaganne, co widać było podczas posiłków, a gdy opowiedział, jak znajomy lekarz zaprowadził go do outletu, by trochę ubrać przyjaciela, zaś ten wśród stosu ciuchów wybrał kurtkę od Armaniego, nie mogłam powstrzymać salw śmiechu. Znał się na rzeczy, przed wojną ubierał się u najlepszych krawców i raz wdrukowanych pewnych zachowań i przyzwyczajeń nic nie jest w stanie zatrzeć.

Bardzo zachwalał śmierć. Życie porównywał z nudzeniem się w Krakowie, śmierć z egzotyczną wyprawą na Hawaje. Przecież po tamtej stronie czekał Oblubieniec, Który w jego wypadku zadziałał poprzez swą łagodnie wszechpotężną Matkę.

Życie, a właściwie umieranie, potwierdziło, że nie był gołosłowny. Jestem pewna, że gdyby nie złamał biodra, dożyłby stu lat. Stało się inaczej. Dziedzic republiki badeńskiej umierał w ubóstwie. Podobno w celi miał już tylko zbiór kazań Mistrza Eckharta, Trylogię Tolkiena i portret ukochanej matki.

Cierpiał i czekał. Jedenastego marca 2010 roku powiedział współbraciom, że dziś wieczorem nastąpią zaślubiny z Jezusem i że wszystko jest przygotowane. Rzeczywiście, zmarł wieczorem. I nikt nie wątpił, jak skończył się ten film, a ściślej mówić – czego był początkiem.

..

Zdecydowanie postac niezwykla. A co najwazniejsze tez mowil o paruzji! Widzicie ilu ludzi mowi ze to ten czas? Teraz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych / Nowe Niebo i Nowa Ziemia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy