Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Umiarkowanie.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:04, 03 Maj 2017    Temat postu: Umiarkowanie.

Ćwicz silną wolę! Będziesz mieć lepsze życie!
Katarzyna Kozak | Maj 01, 2017


Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Amerykański psycholog Walter Mischel uważa, że samokontroli można się nauczyć – wystarczy zastosować kilka tricków!


S
amokontrola, czyli umiejętność kontrolowania swoich zachowań i reakcji, jest ogromną zaletą i ma duży wpływ na to, jak radzimy sobie w życiu. Jeszcze do niedawna sądzono, że jej poziom jest uwarunkowany genetycznie. Amerykański psycholog Walter Mischel uważa inaczej – jego zdaniem można się jej nauczyć.

Akcja rozgrywa się w przedszkolu Bing Nursery School na Uniwersytecie Stanford. Bohaterami są dzieciaki w wieku od 4 do 5 lat, reżyserem Walter Mischel – psycholog u progu kariery zawodowej, który postanowił sprawdzić, jak przedszkolaki poradzą sobie z opanowaniem pewnej pokusy.

Każde dziecko zostało umieszczone w Pokoju Niespodzianek, w którym na stoliku leżała jedna słodka pianka. Mogło zjeść ją teraz lub za kilkanaście minut i w nagrodę dostać dwie pianki lub inne ulubione słodycze. Jeśli zdecydowało się poczekać, zostawało sam na sam z pokusą. Jeśli chęć zjedzenia była silniejsza, dziecko mogło nacisnąć dzwonek, po którym wracał badacz i eksperyment się kończył.
Czytaj także: Wymień siebie na lepszy model – czyli o rozwoju osobistym po chrześcijańsku

Mała Inez, jak tylko została sama, zaczęła przeżywać prawdziwe katusze. Najpierw wpatrywała się w piankę, a na jej twarzy malował się prawdziwy smutek. Potem sięgnęła ręką do dzwonka i już prawie go nacisnęła, ale w ostatniej chwili cofnęła dłoń. Później zaczęła się głośno śmiać, jakby zrobiła coś zabawnego. Przez kilka minut bawiła się – próbowała naciskać dzwonek jedną ręką, a druga zaciskała buzię, żeby się nie śmiać głośno. Co jakiś czas szeptała „nie, nie, nie”, jakby chciała powstrzymać się przed tym, na co miała ogromną ochotę.

Wytrzymała i dostała w nagrodę dwa ciasteczka oreo. Javier też dał radę – zamiast koncentrować się na piance, bawił się dzwonkiem, a Monica toczyła ze sobą dialog, w którym tłumaczyła, dlaczego nie wolno zjeść pianki.

Z pokusą poradziło sobie ok. 30 proc. dzieci spośród kilkuset przebadanych. Mischel przyglądał się uczestnikom badania na różnych etapach ich życia – zarówno kiedy chodzili do szkoły, jak i we wczesnej dorosłości.

Okazało się, że te osoby, które jako 4-5-letnie dzieci poradziły sobie z pokusą natychmiastowego zjedzenia pianki, lepiej radziły sobie w życiu od tych, którzy zjedli ją od razu. Uzyskiwali lepsze wyniki na egzaminie maturalnym, rzadziej uzależniali się od narkotyków, osiągali wyższy status materialny i byli szczuplejsi.

Czy to oznacza, że nasza przyszłość jest zapisana w piance? Nic bardziej mylnego. Mischel udowadnia: tradycyjny pogląd, że siła woli jest cechą wrodzoną, którą albo się ma, albo nie (i która jest od nas niezależna), okazał się błędny.

„Umiejętności samokontroli – zarówno poznawcze, jak i emocjonalne – można sobie przyswoić, rozwijać i aktywnie z nich korzystać, tak by zaczęły się aktywizować automatycznie, kiedy ich potrzebujemy” – pisze w swojej książce „Test Marshmallow. O pożytkach płynących z samokontroli”.

Co więcej – można to robić dzięki wykorzystaniu takich samych mechanizmów, jakich intuicyjnie używały dzieci we wspomnianym eksperymencie.

1. Ostudź „teraz”, podgrzej „później”

Dzieci, które wytrzymały i nie zjadły pianki, bardzo często odsuwały pokusę na drugi koniec stołu, odwracały się do niej plecami, żeby jej nie widzieć. Jednocześnie ani na chwilę nie zapominały o głównym celu – dwóch piankach.

Zdaniem Mischela to jedna z podstawowych strategii odraczania natychmiastowej gratyfikacji.

Jeśli nęcąca pokusa jest na wyciągnięcie ręki, najczęściej aktywuje się w naszej głowie system myślenia „gorącego” (chcę to natychmiast).

„Ta dominacja systemu gorącego mogła dobrze służyć naszym przodkom w ich naturalnym środowisku, dziś jednak popycha nas do odruchowego ulegania pokusom, sprawiając, że mądrzy ludzie postępują głupio” – wyjaśnia w swojej książce Mischel.

Odsunięcie przedmiotu pożądania – choćby dosłownie, w przestrzeni i koncentrowanie się na odległych konsekwencjach – sprawia, że zyskujemy czas na uruchomienie systemu „chłodnego” (poczekam), za który odpowiada kora przedczołowa i dzięki któremu możemy kontrolować uwagę i skoncentrować się na przyszłości.

W kolejnych latach Mischel badał uleganie nieodpartej ochocie na papierosy i jedzenie. Kiedy nałogowi palacze koncentrowali się na „później” – na długofalowych skutkach palenia („mogę zachorować na raka płuc”) – ich pragnienie zapalenia papierosa stawało się słabsze. Podobnie w przypadku jedzenia – koncentracja na konsekwencjach: „mogę za bardzo przytyć” – skutecznie odbierała apetyt.

2. Wprowadź plan „jeżeli – to”

W innym eksperymencie Mischel wprowadzał dzieci do pokoju z Panem Klaunem Pudełko, który zachęcał je, żeby porozmawiały z nim i pobawiły się teraz, zamiast dokończyć pracę i pobawić się z nim później.

Wcześniej badacz podpowiadał im, jak mogą sobie poradzić, aby nie ulec kuszącym namowom Klauna: „Jeśli Pan Klaun Pudełko zabrzęczy i poprosi, żebyś na niego spojrzał i się z nim pobawił, to możesz po prostu popatrzeć na swoją pracę, a nie na niego, i powiedzieć: «Nie, nie mogę, pracuję»”. Plany „jeżeli –to” pomagały dzieciom trzymać się wyznaczonych celów, wytrwale pracować i opierać się pokusie zabawy z Klaunem.

Zdaniem Mischela, konstrukcja „jeżeli – to” świetnie się sprawdza w codziennym życiu i pomaga zapanować nad zachowaniem. „Jeśli zawczasu przygotujemy i przećwiczymy taki plan, to samokontrola będzie aktywizowana automatycznie przez bodziec, z którym jest on powiązany („Jeśli podejdę do lodówki, to nie otworzę drzwi”, „Jeżeli zobaczę bar, to przejdę na drugą stronę ulicy”, „Jeśli budzik zadzwoni o siódmej, to pójdę na siłownię”). Im częściej powtarzamy i ćwiczymy takie plany, tym bardziej stają się automatyczne, sprawiając, że wysiłkowa kontrola nie wymaga już wysiłku” – przekonuje Mischel.

3. Zdystansuj się do siebie

Tego mechanizmu dzieci nie stosowały, ale jest on niezbędny do opanowania samokontroli w pewnych sytuacjach. Zdaniem Mischela najgorszym towarzyszem w pracy nad samokontrolą jest stres, szczególnie przewlekły. Sprawia on, że zaczyna dominować system gorący, jednocześnie rola chłodnego się zmniejsza.

W efekcie mamy do czynienia z błędnym kołem prowadzącym do nasilania stresu i zwiększaniu jego toksycznych – psychicznych i biologicznych – skutków. W takich warunkach nie ma mowy o pracy nad samokontrolą i przełączaniu się na system chłodny.

Co możemy zrobić? „Jeszcze raz przyjrzyjmy się bolesnemu doświadczeniu – nie własnymi oczami, ale tak, jakbyśmy obserwowali je z dystansu, niczym mucha na ścianie. (…) Przyjęcie innej perspektywy zmienia naszą ocenę i interpretację danego doświadczenia. Zwiększając dystans psychologiczny, jaki dzieli nas od tego zdarzenia, łagodzimy stres, schładzamy system gorący i możemy wykorzystać korę przedczołową do zreinterpretowania tego, co się wydarzyło, żeby zrozumieć to doświadczenie, zamknąć je i żyć dalej” – radzi badacz.
Czytaj także: Chcesz uczynić świat lepszym i przyjemniejszym? Pomogą Ci zasady savoir-vivre’u

Uwaga – jeśli postanowiliście przeprowadzić test Marshmallow na swoim dziecku, pamiętajcie, że jego wynik zależy od wielu czynników i może być inny niż w sytuacji, kiedy przeprowadza go osoba, której dziecko nie zna. Jeśli maluch zje od razu piankę lub cukierka, to znak, że warto nauczyć go samokontroli. Jeśli natomiast dziecko przez kilkanaście minut nie ulegnie pokusie, to świetnie, ale nie oznacza to wcale, że ma z góry zapewnioną dobrą przyszłość. To znak, że warto rozwijać w nim samokontrolę.

...

Dobre! Umiarkowanie to zdrowie. Od dziecka trzeba cwiczyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:06, 21 Maj 2017    Temat postu:

Presja psychiczna. Kiedy kobiety muszą myśleć o wszystkim
Lucile Mathieu | Maj 21, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Komiks francuskiej rysowniczki Emmy zatytułowany „Trzeba było poprosić”, który krąży na Facebooku wywołał temat psychicznej presji spowodowanej ciągłym myśleniem o wszystkim, od czego zależy dobre funkcjonowanie domu. I dotyczy to przede wszystkim kobiet.


K
omiks 36-letniej Emmy w ciągu zaledwie kilku dni zrobił furorę w sieci, miał ponad 11 tysięcy komentarzy i 60 tysięcy udostępnień na Facebooku. Młoda kobieta umiała znaleźć właściwe słowa, aby zilustrować ten fenomen, z którym zidentyfikowało się tyle internautek: presja psychiczna.


Co to jest ta psychiczna presja?

Wiąże się z całą tą niedostrzegalną pracą, jaką trzeba wykonać, by dom funkcjonował jak należy. Zanim zaczniemy rozmawiać o podziale obowiązków domowych w małżeństwie, pomyślmy o wszystkich małych rzeczach, o których kobiety myślą nieustannie. Że kończy się papier toaletowy i że trzeba dopisać go do listy zakupów, że trzeba umówić się na wizytę do lekarza, zarezerwować bilety na wakacje, zapisać dzieci na zajęcia pozalekcyjne…

Aby móc sprostać tym obowiązkom albo z kimś się nimi podzielić, trzeba najpierw o nich pomyśleć, i właśnie o tym mówi Emma w swoim komiksie: zbyt często kobieta jest jedyną osobą, która o tym pamięta, a jej mąż tylko oczekuje, że poprosi go o zrobienie czegoś. Kobieta staje się więc „szefem projektu Dom”.

O tym fenomenie pisała już w 1996 roku socjolożka Susan Walzer, w pracy „Myśląc o dziecku” („Thinking About The Baby”). Przeprowadziła badania na 23 parach, które doczekały się dzieci w ciągu 12 miesięcy związku. Wysnuła wniosek, że to kobiety biorą na siebie większe obciążenie psychiczne, emocjonalne i intelektualne związane z wychowaniem dziecka i utrzymaniem domu. Stwierdziła, że kobiety niepokoją się, organizują i dzielą obowiązkami bardziej niż ich mężowie. Nawet jeśli mąż mógłby przejąć niektóre zadania, to i tak one podejmują wysiłek i to one ustalają listę rzeczy do załatwienia. O tym samym mówi Emma.

Pod wpisem rysowniczki na Facebooku podpisało się wiele żon, matek, konkubin, dla wielu był to prawdziwy wpis prosto z serca, jak dla Maelli, która napisała:

Aż się popłakałam, tak dobrze to znam. Mimo, że mam partnera, na którego nie mogę się skarżyć, bo robi mnóstwo rzeczy i nie muszę długo go o nic prosić. Ale ciągle to ja myślę, co musimy zrobić w domu i na zewnątrz. Nigdy nie odpoczywam…

Temat wywołał w grudniu spore zmieszanie po drugiej stronie Atlantyku, kiedy Ellen Seidman, mama trojga dzieci podzieliła się na swoim blogu refleksją na temat tego zjawiska:

To ja muszę pamiętać… Niedługo skończy nam się pasta do zębów, nitka dentystyczna i płyn pod prysznic… To ja myślę o tym, ze zabraknie płatków śniadaniowych, brownie, suszonych owoców, warzywnych chipsów i innych przekąsek, które ratują nam życie.

Ponumerowała wszystkie męczące myśli, które codziennie dorzuca do swojej listy rzeczy do zrobienia, o których musi pamiętać kobieta.


Zjawisko różnie postrzegane w zależności od wieku

To dotyczy kobiet w każdym wieku, niezależnie, czy jest młoda, wchodzi w związek, została mamą czy jest już doświadczoną żoną.

Kamila, 30 lat, która jest mamą dwójki małych dzieci, mówi:

Zanim się pobraliśmy i urodziły się maluchy, już miałam tę presję w sprawach bardzo prostych: że trzeba kupić tę pastę do zębów, zastanowić się nad wystrojem domu… Miałam wrażenie że mężczyźni, gdy już są w związku wolą pozwalać się prowadzić.

Mimo to zapewnia że nie do końca się tym wtedy przejmowała, aż do czasu, gdy pojawiło się pierwsze dziecko.

W komiksie Emma rysuje błędne koło, w jakie wpadają młode matki. Podczas gdy ojciec wraca do pracy po 11 wolnych dniach, jakie dostaje z okazji urodzin dziecka, matka zostaje w domu i musi ogarnąć mnóstwo obowiązków związanych z opieką. A jak już wraca do pracy, też woli dalej sama je wykonywać, niż przekazać część zadań przy dziecku ojcu, bo tak będzie według niej szybciej, sprawniej.

Podczas ciąży, cała presja mentalna spoczywa na matce, bo to ona nosi dziecko. To ona chodzi na wizyty do lekarza, czuwa nad swoim zdrowiem – mówi Kamila.

– Podczas urlopu macierzyńskiego, kiedy ma dużo czasu na zajmowanie się dzieckiem, pojawiają się nowe obowiązki: trzeba jeszcze kupić ubranka, przygotować obiadki, umówić się z pediatrą. A inni nie zdają sobie sprawy, jak bardzo kobieta może być tą ciągłą troską wyczerpana. I na koniec czuje się… nierozumiana. Po urodzeniu mojego drugiego dziecka, miałam wrażenie, że ta presja mnie obezwładniła i że byłam na skraju wypalenia, chciałam wrócić jak najszybciej do pracy”.

Właśnie w momencie podjęcia na nowo pracy następuje kryzys, matka ma problem ze sprostaniem presji osobistej i zawodowej. Kamila:

Staraliśmy się sprostać tej presji dla dziecka. Ale trzeba umieć odpuścić i szybko reagować, zanim będziemy całkowicie wyczerpane.


Jak tę presję podzielić na dwoje, na projekt małżeński

Odpuścić, zanim nas to przerośnie… To jest cel. Niektórzy internauci doskonale to rozumieją, jak David, który pisze w komentarzu do komiksu Emmy:

Jeśli chcecie, żebyśmy przestali grać rolę «wykonawców», może powinnyście przestać nam mówić, kiedy coś robimy bez pytania was o zdanie wcześniej, że to trzeba było zrobić inaczej i że nie zrobiliśmy tego wystarczająco dobrze… Na pewno wiele rzeczy robimy inaczej niż wy, w inny sposób, ale robimy! Na nasz sposób.

Jeśli za każdym razem, gdy chcemy podjąć jakąś inicjatywę słyszymy, że to trzeba było zrobić inaczej niż myślimy i ktoś nam tłumaczy, jak należy to zrobić, następnym razem czekamy na instrukcje i „polecenia”. Każda z nas, która nie rozpoznaje się w analizie Davida niech pierwsza rzuci kamieniem…

Isabelle Nicolas, doradczyni małżeńska potwierdza, jak ważne jest umieć podać rękę drugiej osobie:

Nie chodzi o to, by przekazywać obowiązki, ale by podać rękę i pozwolić wykonać coś mężowi. Jeśli nie zrobi tego tak, jak oczekujemy, trzeba wziąć oddech, przypomnieć sobie o powyższym i milczeć!

Według niej, presja mentalna nie jest przekleństwem kobiet i możemy ją podzielić z mężem. „Małżeństwo i rodzina, to dwoje dorosłych, którzy tworzą system. Nic się nie porządkuje spontanicznie. Jeśli oczekujemy, że sprawy zorganizują się same, nic się nie dzieje i jedno z dwojga zaczyna układać wszystko samo. Trzeba naprawdę zdecydować o tym, by dzielić się obowiązkami i by każdy był szefem swojego projektu i swojej działki obowiązków”.

Jak w przedsiębiorstwie, warto zrobić burzę mózgów, by uruchomić system, który będzie odpowiadał waszemu wspólnemu życiu. Będzie ewoluował wraz z rozwojem sytuacji zawodowej i osobistych aspiracji małżonków. I tak można być czasem szefem projektu „zakupy”, potem przejść do projektu aktywności pozaszkolnych dzieci… Najważniejsze, aby każdy prowadził swój projekt od A do Z i oczywiście, brał na siebie presję z tym związaną. Jednak Isabelle podkreśla, by nie mieć jednej zarezerwowanej tylko dla siebie dziedziny. „Nawet jeśli jestem szefem projektu, trzeba zawsze konsultować się z drugą osobą, żeby nie stała się kimś obcym we własnym domu”.

Żeby ten system zaczął działać, radzi zapisywać w kalendarzu służbowym osobiste obowiązki do wykonania, ale równocześnie mieć analogiczny kalendarz domowy, w którym będą notowane obowiązki każdego z małżonków. Jeśli komuś danego dnia wypadnie spotkanie, druga osoba musi o tym wiedzieć i móc przeorganizować swój dzień.

Ważne też, by nie tkwić w systemie, który nam nie odpowiada. Jeśli ktoś ma słabszy dzień czy nie daje rady, trzeba o tym rozmawiać, by zmienić sposób funkcjonowania, zanim nas to przerośnie, zmęczy. W każdym razie, jeśli coś źle znosimy, ale o tym nie mówimy, stajemy się odpowiedzialni za to, że tkwimy w tej sytuacji.

I dodaje: „Istnieje prawdziwa radość z zarządzania domem, to tworzy wzajemny podziw! Jakie to szczęście wiedzieć, że możemy liczyć na małżonka, podziwiać, że potrafi utrzymać nasz projekt wspólnego życia”. Isabelle przypomina jeszcze jedno piękne zdanie, które regularnie powtarza mężowi i dwojgu młodym parom, które przygotowuje do małżeństwa: „Nie pomagam mojej żonie, zarządzam razem z nią Naszym domem”. Do przemyślenia…

...

Nie nalezy wchodzi w role Boga ktory ma caly Swiat na głowie. Nie dacie rady. A od tego jest przeciez Bóg...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:04, 29 Cze 2017    Temat postu:

Jak cieszyć się z tego, co mamy? 3 szwedzkie zasady życia z umiarem
Dena Deyr | Czer 29, 2017
Trinette Reed/Stocksy United
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Po duńskim „hygge” przyszedł czas na „lagom” – sztukę umiaru, zachowywania równowagi i zadowolenia z tego, co mamy.


W
minionym roku skandynawskie „hygge” unosiło się nad światem. Każdy pragnął odrobiny tego duńskiego pojęcia obejmującego przytulność i intymność. Pojawił się jednak nowy styl życia. Przyszedł czas na szwedzkie „lagom”. I znów trudno je przetłumaczyć. W internecie można jednak znaleźć definicję filozofii nowego stylu:

Lagom oznacza coś wyważonego. Tym słowem można określić wszystko, dosłownie wszystko. Oznacza to, co jest akurat. Samo słowo najczęściej tłumaczy się jako ,,nie za dużo, nie za mało”.

Warto jednak odnotować, że lagom nie jest jak bajka, w której złotowłosa dziewczyna siada na trzech różnych krzesłach po to, by wybrać perfekcyjne. To raczej idea znajdywania zadowolenia i równowagi w tym, co już mamy i robimy – w pracy, domu, naszym dobytku. To uosobienie cichego szacunku dla tych właśnie elementów naszego życia.
Czytaj także: Hygge! Duński sposób na szczęście


W sam raz

Pisarz Danny Robins, który jest mężem Szwedki, wyjaśnia: „Uważam, że lagom ma swój urok. Cieszę się, że wciąż istnieje w dzisiejszym świecie i zawsze zadziwia mnie, jak zakorzeniony pozostaje w szwedzkiej psychice… Szwedzkie ulice są wolne od śmieci nie dlatego, że Szwedzi obawiają się kary, ale dlatego, że uważają, że leżące śmieci uczyniłyby ulicę niemiłą dla innych ludzi. Moja ulica w Londynie jest zasypana śmieciami i pokryta psimi odchodami, ponieważ ludzie nie chcą się fatygować i posprzątać”.

Dla Amerykanów lagom to przede wszystkim pojęcie kulturalno-ilościowe. (Poważnie, widziałaś ostatnio rozmiar porcji w restauracjach?). Stany Zjednoczone nie słyną raczej z powściągliwości, dlatego osiągnięcie lagom dla wielu z nas oznacza ciężką pracę. Będzie to np. wydawanie mniej albo ograniczanie się do tego, co już mamy. Może to też znaczyć zmniejszenie garderoby albo naprawę urządzenia zamiast zastępowania go nowym.

Nie jest to łatwe, ale odkrycie zadowolenia w pojęciu „mam wystarczająco” może przynieść długotrwałe korzyści dla ciebie i twojej rodziny.
Czytaj także: Pieniądz – mój sługa czy pan?



Oto trzy sposoby, które pozwolą zadomowić się pojęciu lagom w twoim życiu:


1. Ogranicz korzystanie z mediów

Porozmawiajmy o niekończącym się strumieniu chwytów marketingowych, a także idealistycznej promocji, która skrada się w telewizji i mediach społecznościowych. To karmi twój umysł ideą, że „za dużo” nigdy nie oznacza „wystarczająco” i próbuje cię przekonać, że jedynie konkretny samochód, ciało, dom, praca czy fryzura będą w stanie cię zadowolić. Jednak wielu z nas wie, że realia życia bywają bardzo różne. Kolejni celebryci, którzy „mają wszystko” (pieniądze, karierę, sławę) stają się ofiarami depresji, narkotyków, nawet samobójstw. Kupowanie więcej niż nam potrzeba nie jest sposobem na poczucie „mam niewystarczająco”.

Aby znaleźć prawdziwe, trwałe zadowolenie, musimy wyjrzeć poza siebie i nasz świat, do Tego, który nas stworzył i kocha. Poszukiwanie relacji z Bogiem często wymaga czasu w ciszy i refleksji. A zatem, tylko na tydzień, wyłącz powiadomienia w mediach społecznościowych na laptopie i smartfonie. Ogranicz sprawdzanie wiadomości i maili w ciągu całego dnia. Nie kupuj też magazynów, które obiecują „szczupłe uda, czystszy dom i 100+ dietetycznych tricków” – co najmniej do końca przyszłego miesiąca. Daj swojemu umysłowi (i duszy) przerwę i obserwuj, jak poczujesz się na końcu tego eksperymentu.
Czytaj także: Co mi dało odcięcie od sieci na kilka dni?


2. Prowadź dziennik błogosławieństw

Prowadzę taki dziennik od lat. Każdego dnia staram się zapisywać dwie lub trzy rzeczy (małe, duże lub średnie), za które jestem wdzięczna – zwykle tuż po wstaniu i zanim położę się spać. Ta duchowa praktyka nie jest trudna ani czasochłonna, ale ogromnie zmieniła moje podejście. Wiesz co? Kiedy zapomnę o tym zwyczaju, staję się bardziej chciwa, niecierpliwa i niezadowolona.

Kolejną zaletą wynikającą z pisania takiego dziennika jest lepszy odpoczynek: „Pisanie w dzienniku wdzięczności poprawia jakość snu, zgodnie z badaniami z 2011 r. opublikowanymi w Applied Psychology: Health and Well-Being. Poświęcaj 15 min dziennie, przed snem, na zanotowanie powodów do wdzięczności. Będziesz spał lepiej i dłużej”.

Nie wiem jak ty, ale kiedy czuję się wypoczęta, jestem bardziej zadowolona.
Czytaj także: Wdzięczność – prosta recepta na szczęście!


3. Zadawaj sobie pytania

W artykule w Psychology Today dr Jaime L. Kurtz pisze: „Aby mieć życie szczęśliwe i pełne równowagi, zacznij zadawać sobie pytanie: czy to jest lagom? Pytaj siebie, gdy zaglądasz do pękającej w szwach garderoby albo zastanawiasz się nad swoją relacją z pracą. Pytaj, gdy leży przed tobą ogromna porcja jedzenia i gdy zastanawiasz się nad drugą kulką lodów. Pytaj o swoje życie w całości. Do typowych amerykańskich pytań: czy jestem radosny? I czy mogę być lepszy?, dodaj bardziej sensowne: czy jestem zadowolony [albo] czy to jest wystarczająco dobre?”.
Czytaj także: Chcesz się zmienić? Zmień sposób myślenia!

Kiedy zaczniesz realizować lagom, pamiętaj, że nie chodzi tu o osiągnięcie perfekcji, a raczej o umiar i równowagę.

...

Najlepszy przepis na nieszczescie to ciagle pragnienie aby miec wiecej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:39, 04 Lip 2017    Temat postu:

3 proste drogi do szczęścia
Ashley Jonkman | Lip 04, 2017
Simone Becchetti/Stocksy United
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Porównując się do innych, byłam ciągle niezadowolona. Problemy finansowe otworzyły mi oczy i dostrzegłam, co to jest prawdziwe szczęście.


C
iasne, ale własne – tak myślałam o naszym pierwszym mieszkaniu po ślubie. Początkowo nic mi nie przeszkadzało. Byłam podekscytowana urządzaniem pierwszej własnej kuchni, kupowaniem ręczników pod kolor kafelków w łazience oraz przestawianiem kanapy w saloniku, w którym chciałam przyjmować przyjaciół. Nie zwracałam uwagi na przestarzałe meble i sprzęty domowe, podniszczoną podłogę oraz balkon z widokiem na hałaśliwy i szary parking. Byłam szczęśliwa, bo w końcu byłam na swoim i z ukochanym mężem.

Po roku zaczęłam dostrzegać niedogodności naszego „gniazdka”. Zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby wynająć mieszkanie z podłogą pokrytą czystą wykładziną, w lepszej lokalizacji i może nawet z ogródkiem? Moje niezadowolenie rosło. Nieustannie porównywałam nasze mieszkanie z mieszkaniami i domami znajomych, przyjaciół i rodziny. Porównywanie stało się moją obsesją. To, co posiadałam, było wciąż niewystarczające…
Czytaj także: Jak cieszyć się z tego, co mamy? 3 szwedzkie zasady życia z umiarem



Kiedy skończyła nam się umowa, wynajęliśmy domek z dużym ogrodem. Czy to mnie zadowoliło? Oczywiście, że NIE! A to meble były za stare, a to łazienka za mała. Nie dostrzegałam darów Nieba, które posiadałam, zarówno tych materialnych, jak i tych nieuchwytnych. Dopiero gdy straciłam wiele z nich, zaczęłam je doceniać.

Zaraz po urodzeniu naszego pierwszego dziecka miałam trudne przejścia w pracy i musieliśmy na parę miesięcy przeprowadzić się do rodziny. Dzieląc dom z dalszą rodziną, borykając się z życiem jako bezrobotna, zaczęłam tęsknić za domkiem z ogrodem i nawet za naszym pierwszym, ciasnym mieszkankiem.
Czytaj także: Wszyscy potrzebujemy radości. Może zmienić także Twoje życie


Poszukiwanie szczęścia jest naturalne

Każdy szuka szczęścia i wewnętrznego spokoju duszy. Robiąc to, często skupiamy uwagę na rzeczach materialnych, na tym, żeby mieć więcej.

Mówimy: kiedy będę miała lepszą kuchnię, znajdę męża, urodzę dzieci itd., to będę szczęśliwa. Jednak tak się nie dzieje, pojawiają się nowe zachcianki i, paradoksalnie, jesteśmy mniej szczęśliwe.

Jak poszukiwać szczęścia i znaleźć zadowolenie w świecie pełnym pokus materialnych? Poniżej trzy drogi, które warto rozważyć.


1. Przestań porównywać się z innymi. Bądź dla siebie wyrozumiała

Theodore Roosevelt powiedział, że „porównywanie jest złodziejem radości”. Istotnie, porównując się do „lepszych”, jesteśmy nieustannie przygnębieni, natomiast porównując się do „gorszych” obrastamy w pychę, która również nie pozwala w pełni cieszyć się życiem.

Tak naprawdę, jak mówił Mahatma Gandi, chodzi o to, by być lepszym od samego siebie z dnia wczorajszego, bez zbędnej krytyki, a nawet pobłażając sobie.

Dr Brene Brown, amerykańska uczona i autorka bestsellerów powiedziała: „Zamiast się nieustannie krytykować, potraktuj siebie tak, jak kogoś, kogo kochasz. Aha, i jeszcze jedno: Pogódź się z tym, że każdego dnia na pewno coś sknocisz”. Każda z nas jest w części dzieckiem i jak każde dziecko ma prawo popełniać błędy i na nich się uczyć. Nawet te popełniane notorycznie są okazją do refleksji i szansą, aby rozwijać wyrozumiałość wobec siebie samego. Tak jak małe dziecko, każda z nas potrzebuje czasem usłyszeć: „Nie przejmuj się, zdarza się, następnym razem będzie lepiej”. Bądź cierpliwa wobec samej siebie.

Z drugiej strony, porównując się z innymi, można wpaść w pułapkę myślenia: „inni mają lepiej”. Tak myślałam, kiedy musiałam zamieszkać z rodziną. Na szczęście zdałam sobie sprawę, że pokonywanie trudności życiowych ma swoje dobre strony. Ja uwrażliwiłam się na sytuację osób uboższych i zaczęłam doceniać to, co mam, tu i teraz. Jestem wdzięczna, nie tylko za łaski, ale i za cierpienia, których doświadczyłam i które mnie wzbogaciły duchowo.
Czytaj także: List do mam: Nie porównujmy się ze sobą


2. Bądź wdzięczna

Wdzięczność to kolejny niezwykle ważny warunek szczęścia. Dr Brene Brown przyznała, że w ciągu dwunastu lat swoich badań nie spotkała ani jednej osoby, która zdolna byłaby do doświadczania prawdziwej radości bez równoczesnego kultywowania wdzięczności. Znana amerykańska prezenterka Oprah Winfrey stworzyła nawet własny kurs medytacji poświęcony w całości wdzięczności. Polski ksiądz i filozof, Józef Tischner, podkreślał, że ludzie szukają Boga w dwóch sytuacjach. Pierwsza to nieszczęście. Wtedy proszą, żeby ich z niego wyratował. Druga to szczęście. Wówczas Go wysławiają. I to jest milsze Bogu, bo jest wiarą wdzięczności. W podobnym duchu myślał Jana Kochanowski, nasz renesansowy poeta, pisząc:

Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?

Kiedy z mężem przestało nam się finansowo powodzić, ja zdecydowanie nie byłam wdzięczna. Bardzo się martwiłam i czułam się zawstydzona, że sobie nie radzę. Tak naprawdę miałam jednak wiele powodów, by okazywać wdzięczność. Rodzina okazała się nieoceniona, przychodząc nam z pomocą w potrzebie i podnosząc nas na duchu. Moje podejście powoli się zmieniało i wkrótce wdzięczność była uczuciem, które starałam się okazywać każdego dnia i coraz częściej byłam zadowolona. Kiedy skupiam się na tym, co mam i za co mogę być wdzięczna, a nie na tym, czego mi brakuje – jestem o wiele szczęśliwsza.




3. Zaproś Boga do swojego życia

Św. Paweł pisał w Liście do Filipian: „Nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.

Przypomina to nam o tym, że zadowolenie płynie z Boga. Spoglądając w Jego kierunku, możemy łatwiej znosić upadki i rozczarowania oraz sukcesy. Jeśli czerpiemy radość z Boga, to ani posiadanie dóbr materialnych ani nawet utrata bogactwa, bankructwo czy bezdomność, nie zakłóci nam wewnętrznej radości. Tak było na mojej drodze do szczęścia.

Kiedy ufam Bogu, ufam, że się o mnie troszczy, że jest nieskończenie dobry, żadna fala smutku mnie nie złamie. Kiedy żyję, wędrując Jego drogami, jestem głęboko szczęśliwa.

Trudno być szczęśliwym w świecie z każdej strony bombardującym nas reklamami i kuszącymi ofertami zakupów nowego auta czy legionu odmładzających kosmetyków. Oczywiście, one mogą być przydatne, lecz jeśli są jedynym źródłem szczęścia, na pewno nie będzie to szczęście długotrwałe. Poszukiwanie szczęścia, które nie przemija to codzienna praca i wręcz walka, którą chcę toczyć i wygrywać. Jak każdy, bo któż nie chce być prawdziwie szczęśliwy?
Czytaj także: 3 pomysły na weekend w stylu świętego Franciszka
Łatwo powiedzieć, trudniej wprowadzić w życie?

Zacznij małymi kroczkami. Codziennie wieczorem poświęć 3 minuty na przypomnienie sobie tych chwil z mijającego dnia, za które jesteś wdzięczna. Powodzenia!

...

Umiarkowanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:19, 15 Sie 2017    Temat postu:

Jak perfekcjonizm zabija nasze szczęście
Małgorzata Rybak | Sier 15, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Duma, że tak świetnie dajesz radę, może przysłaniać w tobie smutek, jak wielki koszt pochłania to robienie wszystkiego na piątkę z plusem. A jeszcze częściej strach, że w końcu się okaże, że wcale z tobą nie jest tak super.
Przeskoczyć siebie

Z perfekcjonistami taki kłopot, jak z pracoholikami – niby im współczujemy, ale w tyle głowy jest mnóstwo superlatywów. Perfekcjonista zrobi perfekcyjnie i nie zawiedzie nas nigdy. Ogródek zagrabi szczoteczką do zębów, wisienki na torcie odmierzy zapałką, wyłapie wszystkie przecinki w tekście.

Tymczasem z perfekcjonizmu wyrasta zawsze konflikt i pęknięcie, które dotyka najważniejszych relacji. Najpierw to mój konflikt z samym sobą.

Perfekcjonista nie jest przyjacielem samego siebie, ale kimś, kto stoi w ciągłej opozycji do własnych możliwości. Perfekcjonizm to nieustanna próba przeskoczenia siebie – tym bardziej frustrująca, bo w zasadzie nigdy nie jest ok. We wnętrzu perfekcjonista jest jak dziecko umierające z głodu miłości i uznania – dwóch rzeczy, których on sam nie potrafi sobie dać. Wyśrubowane oczekiwania względem siebie chwieją zdolnością do luzu, regeneracji i odpoczynku, bo nie pozwala na to odczuwany przymus naprawiania świata, siebie i innych ludzi.
Czytaj także: Czy możliwy jest zdrowy balans między domem a pracą?


Nic nie jest doskonałe?

Perfekcjonista nie odpoczywa w relacji z Bogiem. Modlitwa nigdy nie jest doskonała, a On sam musi spełnić tyle oczekiwań Najwyższego, że właściwie nie jest zdolny dostrzec Jego miłości. Przypisuje Bogu własne przekonanie, że nic nie jest tak doskonałe, jak być powinno. Skoro ja nie jestem z siebie zadowolony, to znaczy, że na pewno nikt nie jest ze mnie zadowolony, a Pan Bóg w szczególności.

I tak cały wysiłek w stronę tego, co niemożliwe – życia pozbawionego słabości i błędów – zyskuje ostateczną pieczęć sumienia. Skoro Bóg może mnie przyjąć tylko jako kogoś idealnego, to nie ma już wyjścia: trzeba się takim stać.

Perfekcjonizm dotyka również innych relacji. Perfekcjonista ma jasno zdefiniowane, jaka powinna być idealna więź w małżeństwie i kim jest doskonały rodzic. Perfekcjonista także ma doskonałe pomysły na to, co mąż/żona i dzieci powinni robić i jakimi być. Poszukuje nieustannie schematów i wytycznych, które dadzą mu jakieś minimum spokoju, że jest ok. Jednak przecież nigdy nie jest dobrze i jego „losem” pozostaje wyznaczanie standardów, upominanie i korygowanie innych.


Zawsze pięć gwiazdek

Perfekcjonista umiera cichą śmiercią także w swojej pracy. Choć wydaje się, że dostarcza produkty czy usługi na poziomie pięciogwiazdkowym, to jednak jego ogólna efektywność bywa niska z powodu braku zdolności odróżnienia rzeczy ważnych od drugoplanowych. On wszystko robi z równą pieczołowitością: tak samo dokładnie temperuje ołówek, jak sporządza raport czy przygotowuje lekcję do szkoły.

Ponieważ perfekcjonizm jest tak naprawdę zabójcą naszego szczęścia i trucicielem najważniejszych relacji, nie można niczego z nim nie zrobić. Trzeba zapytać siebie i uświadomić sobie, jaką ważną osobę z mojej przeszłości chcę zadowolić. Na czyją miłość próbuję zasłużyć? Mamy, która mnie zostawiła (bo pewnie było we mnie coś nie tak) czy taty, który nigdy nie był ze mnie zadowolony? Wewnętrzne przymusy bowiem rodzą się z naszych ran.
Czytaj także: Doświadczasz poczucia winy? 6 sposobów, jak sobie z nim radzić


Odpuść!

Druga rzecz – to nabywanie niezwykle cennej umiejętności odpuszczania sobie. By chronić siebie przed swoim perfekcjonizmem, możesz na przykład:

– postanowić, że na daną rzecz przeznaczysz tylko konkretną ilość czasu i nie będziesz jej poprawiał w nieskończoność;

– uczyć się odpoczynku, mimo spraw, które wołają o sprzątnięcie, udoskonalenie, nadrobienie – i powtarzanie tych gestów troski o siebie mimo wyrzutów sumienia;

– do modlitwy włączyć wdzięczność za to, kim jesteś, co umiesz i co masz – oraz za to, co ci się nie udaje, byś mogła/mógł doświadczać Bożej pomocy i wyzwalającej prawdy, że na Jego miłość nie trzeba zarabiać ani na nią zasługiwać;

– świętować swoje porażki, błędy i rzeczy nieudane w gronie bliskich osób, rodziny i przyjaciół, doświadczając tego, że niedoskonałości są czymś głęboko ludzkim i w niczym ciebie nie umniejszają. Przeciwnie, twoi bliscy nie liczą na twoją doskonałość, ale chcą ciebie wspierać także w momentach, gdy coś ci nie wychodzi i czują się wtedy potrzebni tobie;

– uznać, że drugi człowiek i jego uczucia jest ważniejszy niż twoje wewnętrzne „standardy doskonałości” – i chwalić innych, choć robią rzeczy inaczej niż ty;

– jeśli umiesz pisać – możesz prowadzić humorystyczny dziennik, także w sieci, o tym wszystkim, co jest zupełnie inne w zwykłym życiu niż planowane sto procent jakości i wydolności.

Poradzenie sobie ze swoim perfekcjonizmem jest ważne, ponieważ zawsze jego skutkiem jest niepotrzebne cierpienie – tak własne, jak i najbliższych. Człowiek niezadowolony z siebie odreagowuje negatywne uczucia na otoczeniu i wdrukowuje w innych informację, że nie są wystarczająco dobrzy. A przecież każdy potrzebuje wiedzieć, że ma wartość i jest kochany dlatego, że po prostu jest.

...

Nieumiarkowane dazenie do perfekcji jest zle tez dlatego ze chce poradzic sobie bez Boga...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy