Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Rodzina.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:51, 02 Lis 2016    Temat postu: Rodzina.

RMF 24
Fakty
Polska
Po 19 latach odnalazł siostrę oddaną do adopcji. "Przez całe te lata była tak blisko mnie"
Po 19 latach odnalazł siostrę oddaną do adopcji. "Przez całe te lata była tak blisko mnie"

Wczoraj, 1 listopada (21:15)

Przez całe te lata była tak blisko mnie, a nie mogliśmy się spotkać - mówił wzruszony Patryk, który swoją siostrę zobaczył po raz pierwszy od 19 lat. Rok po jej narodzinach, matka oddała ją do domu dziecka, skąd została adoptowana. Od tamtego czasu ślad po niej zaginął, a kilkuletnie poszukiwania przez Patryka nie przynosiły rezultatu. Siostra sama skontaktowała się z bratem. Dowiedziała się o nim od dyrektora domu dziecka. Rozdzielone rodzeństwo spotkało się po raz pierwszy po 19 latach. Rozmawiali trzy godziny i już umówili się na kolejne spotkanie po kilku dniach.

...

To są więzi rodzinne...Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:15, 27 Gru 2016    Temat postu:

Ratunek zawsze przychodzi

Agnieszka Gieroba
dodane 26.12.2016 10:00

Rodzina Doroty i Mateusza Kokoszków
zdjęcia Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Mają siedmioro dzieci. Sześcioro na ziemi i jedno w niebie. Gdy siadają do wigilijnej wieczerzy, szczególnie dziękują Bogu za narodziny każdego z nich. Rity, która spogląda na nich z wysoka, też. Bo każde narodzenie jest cudem.

Jednym z najważniejszych miejsc w domu jest duży drewniany stół. Musi być duży, by cała ośmioosobowa rodzina przy nim się zmieściła. Na tym stole, zaraz na początku Adwentu, pojawiają się bakalie, foremki o najróżniejszych kształtach i ciasto na piernik. – To specjalny przepis, który mówi, że ciasto powinno dojrzewać przez miesiąc. Kiedy więc zaczynamy wypieki, czujemy, że Boże Narodzenie jest blisko – mówi Dorota Kokoszka.

Dla całej rodziny to wielkie święto. Każdy chce wyciskać piernikowe kształty i dekorować je bakaliami. Kiedy już się upieką, część z nich trafi na choinkę, część przeznaczona jest na podarunki. To taki zwyczaj w rodzinie Kokoszków, że każdy, z kim się spotykają w święta, obdarowywany jest piernikiem. – U nas święta zawsze pachną piernikiem i choinką i dzieci bardzo się z tego cieszą, jednak nie przysłania nam to istoty świąt, czyli radości z narodzin Zbawiciela – zapewnia Mateusz Kokoszka. – Mamy siedmioro dzieci. Sześcioro w domu i jedno w niebie, i muszę powiedzieć, że każde narodziny to niepowtarzalne przeżycie, ogromna radość, tym bardziej że jeden z naszych synów urodził się właśnie w drugi dzień świąt – dodaje.

Nie najlepsza rada

Mateusz najpierw poznał rodziców Doroty. Mieli dwanaścioro dzieci. – Pamiętam, że zachwyciła mnie atmosfera w tym domu. To prawda, że było skromnie i ciasno, ale było w tej rodzinie coś takiego, że ludzie tam ciągnęli. Ja też. Po pewnym czasie okazało się, że czeka tam na mnie żona – opowiada. Dorota była czwartym dzieckiem swoich rodziców. – Dla mnie narodziny kolejnych dzieci były tak naturalne, że nigdy nie przyszło mi do głowy narzekać. Tworzyliśmy zgraną paczkę. Niemal wszyscy graliśmy na jakichś instrumentach. W domu, mimo różnych problemów, zawsze było wesoło. Może jedynym marzeniem, którego nie dało się zrealizować, był własny pokój. Mimo tej ciasnoty koleżanki, które cieszyły się przywilejem posiadania w domu miejsca tylko dla siebie, uwielbiały do nas przychodzić – wspomina. Kiedy postanowili z Mateuszem założyć rodzinę, nie zastanawiali się nad tym, ile będą mieć dzieci.

– Byliśmy otwarci na życie, ale gdy poszliśmy na nauki przedmałżeńskie, pani psycholog popatrzyła w nasze metryki urodzenia i powiedziała nam, że jesteśmy jeszcze bardzo młodzi i lepiej dla naszego małżeństwa będzie, jak odłożymy na jakiś czas plany rodzicielskie, że najpierw musimy się lepiej poznać w codziennym wspólnym życiu, wyszaleć. Przyjęliśmy te słowa ze zdziwieniem, ale postanowiliśmy się do nich zastosować. W końcu to psycholog, który zna się na ludziach, więc może taka jest recepta na udane małżeństwo – wspominają Dorota i Mateusz. Okazało się jednak, że zastosowanie się do tej rady szybko zrodziło w nich wielką tęsknotę za dzieckiem, a nawet swego rodzaju ból. Po jakimś czasie zdecydowali więc, że dobre rady idą na bok, a swoje małżeństwo zawierzają Panu Bogu.

Swój człowiek w niebie

Czekali na narodziny pierwszego dziecka.– To było dla nas ogromne przeżycie. Mieliśmy książkę, w której opisany był rozwój maleństwa tydzień po tygodniu i niemal codziennie wieczorem czytaliśmy ją, dowiadując się, jak urosła nasza córeczka – opowiadają małżonkowie. Tuż przed rozwiązaniem kupili wózek. Mateusz jeździł nim po mieszkaniu, ćwicząc „na sucho” wożenie dzidziusia. – Do dziś pamiętam ekscytację, jaka nam towarzyszyła. I muszę powiedzieć, że nie przeszło mi to, mimo przeżywania kolejnych porodów; choć wiadomo, że są już inne i nie muszę niczego ćwiczyć, to radość z oczekiwania na kolejne dziecko wciąż jest taka sama. Oczekiwanie na Boże Narodzenie przypomina tamtą radość – opowiada pan Mateusz. Jednym z najtrudniejszych momentów w ich życiu była szósta ciąża. Okazało się, że dziecko nie żyje.

– Pojechaliśmy do szpitala, by urodzić malutką Ritę, której serce przestało bić. Jak zapytałam lekarza, kiedy będę rodzić, popatrzył na mnie i powiedział, że na tym etapie (byłam w trzecim miesiącu ciąży), nie mówimy o porodzie, tylko o poronieniu. Zdziwiło mnie to i odpowiedziałam, że on może nazywać to jak chce, dla mnie to jednak będzie poród małej córeczki, którą chcę także pochować – wspomina Dorota. Wiedzieli, że szpitale i lekarze różnie reagują na prośby rodziców o pochowanie tak małego dziecka, ale byli też świadomi swoich praw. – Spodziewaliśmy się batalii o wydanie nam Rity, ale byliśmy pozytywnie zaskoczeni.

Nikt nie robił nam problemów, mogliśmy pochować naszą małą córeczkę – mówi Mateusz. To wtedy zrobił też malutką trumnę. – Najmniejsza, jaką oferowały nam zakłady pogrzebowe, miała ok. 60 cm. Nie chcieliśmy do tak wielkiego pudła wkładać tak małego dziecka. Wszystkie te doświadczenia jeszcze bardziej zjednoczyły naszą rodzinę i pokazały nam wartość życia. Od tamtego czasu nasze dzieci modląc się za członków rodziny, wymieniają także Ritę, i jak mają jakieś problemy, zwracają się do niej z prośbą o wstawiennictwo. W końcu mamy „swojego człowieka” w niebie – śmieje się pan Mateusz. Po tych doświadczeniach zaczęli dzwonić do nich ludzie, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji i pytać, jak sobie poradzili. – Nie staliśmy się żadnymi specjalistami, opowiadamy o tym, co przeżyliśmy, jak to wydarzenie nauczyło nas innej perspektywy nieba, jeśli trzeba, informujemy, jak załatwić formalności związane z pogrzebem i jeśli ktoś chce, Mateusz robi małe trumny, zdarzyło się to już kilka razy. To wystarcza – mówi Dorota.

Im więcej, tym łatwiej

Duża rodzina uczy cieszyć się z małych rzeczy i pomaga wszystkie sprawy zawierzać Panu Bogu. – Gdyby nie zaufanie w Boże prowadzenie, rzeczywiście można by się załamać, patrząc na przykład na rodzinne finanse. Sześć par butów to ogromny wydatek, a przecież dzieci potrzebują dużo różnych rzeczy. Z naszych doświadczeń wynika, że o wszystkich potrzebach wystarczy powiedzieć Panu Bogu. Możemy podawać setki przykładów, kiedy nam czegoś brakowało i spoglądaliśmy z lękiem w przyszłość, ale Pan Bóg nigdy o nas nie zapomniał. Potrzebowaliśmy lodówki, a wiadomo, że to wydatek rzędu kilkuset złotych, lodówkę wygraliśmy. Ktoś powie, że to przypadek, a my zgadzamy się z twierdzeniem, że przypadek to jedno z imion Pana Boga. Potrzebna nam była kurtka dla jednego z dzieci, ktoś znajomy przyniósł akurat ten rozmiar, bo jego dziecko wyrosło.

Długo można wymieniać takie sytuacje – mówią małżonkowie. Czasami ktoś ich pyta, jak sobie radzą z szóstką dzieci, odpowiadają wtedy, że z szóstką jest dużo łatwiej niż z jednym. – Jeśli ktoś ma jedno dziecko, musi się z nim bawić, organizować mu zajęcia, wymyślać coś, by nie słyszeć „mamo, nudzę się”; im więcej dzieci, tym łatwiej razem organizują sobie czas. Miłe jest także to, że dzieci chętnie pomagają w domu na zasadzie pewnej rywalizacji. Każde chce mieć jakiś obowiązek, tym samym mniej jest na mojej głowie. Nie znaczy to, że nie mamy problemów. Nie ma dnia, bym nie wołała „Boże, ratuj!”, ale najpiękniejsze jest to, że ratunek zawsze przychodzi – dzieli się doświadczeniem pani Dorota.

Przygotowania do świąt też rozkładają się na wszystkich. Dziewczyny z mamą królują w kuchni, chłopaki z tatą mają na głowie choinkę i sprawy porządkowe. Kiedy nadchodzi wigilijny wieczór, zasiadają do stołu nakrytego białym obrusem i zwyczajnie dziękują Bogu za to, że są rodziną. Najstarsza Matylda i jej młodsze rodzeństwo Joachim, Beniamin, Zachariasz, Miriam i najmłodsza Rachela czują, że taka noc, gdy świętuje się urodziny samego Jezusa, jest niezwykła. – To taki czas, gdy dzieląc się opłatkiem, zdajemy sobie sprawę, że mały Jezus oddaje się w nasze ręce – mówią Kokoszkowie. •

...

Wspaniale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:55, 08 Sty 2017    Temat postu:

Rodzicielstwo bliskości czyli powrót do natury

Justyna Jarosińska
dodane 08.01.2017 09:00 Zachowaj na później

Współtwórczynie „Wioski więzi” przekonują, że spotkania z innymi rodzicami przynoszą rozwiązania wielu problemów.
Justyna Jarosińska /Foto Gość

Afrykańskie przysłowie mówi, że by dobrze wychować jedno dziecko, potrzebna jest cała wioska. W przysłowie wierzą nie tylko ludy plemienne, ale także rodzice na Lubelszczyźnie.

Dlaczego moje dziecko ciągle płacze i nie chce samo zasypiać? Dlaczego 3 latek wyglądający jak aniołek, co najmniej raz dziennie wpada w szał? Dlaczego nie chce jeść i co zrobić by sam sprzątał swój pokój? To pytania, na które prędzej czy później odpowiedzi będzie szukało większość rodziców.

- Współcześni rodzice są bardzo samotni - mówi Anna Łagód psycholog i terapeuta rodzinny - Kiedyś, gdy rodziny żyły w wielopokoleniowych domach, wychowaniem dziecka zajmowali się także dziadkowie i ciocie. Teraz to rola tylko i wyłącznie rodziców, którzy chcąc być perfekcyjni, stają się zagubieni i zapominają zupełnie o sobie.

Ania sama będąc mamą trójki dzieci od jakiegoś czasu w prowadzonej przez siebie klubokawiarni "Fika" w Lublinie, organizuje dla rodziców spotkania ze znanymi psychologami i autorami książek i blogów dotyczących wychowania dzieci. - Zauważyliśmy, że rodzice przychodząc do nas, korzystali z poradników, które mamy w ofercie, a które dotyczą rodzicielstwa. Zaczęliśmy więc organizować warsztaty i szkolenia związane z wychowaniem dzieci - opowiada. Jakiś czas temu powstał też pomysł, by stworzyć cykl spotkań wzmacniających dla rodziców jako formę kontynuacji warsztatów. Tak powstała „Wioska więzi”.

- Chcemy nasze dzieci wychowywać w oparciu o filary rodzicielstwa bliskości - podkreśla Marta Modrzejewska, z wykształcenia pedagog, która razem z Anią Łagód moderuje spotkania "Wioski więzi."

Współtwórczynie "Wioski" zaznaczają, że spotkania absolutnie nie maja charakteru porad psychologicznych ani tym bardziej terapeutycznych. - Nie dajemy jednoznacznych rad. Tu każdy z nas może być dla drugiego nauczycielem. Łączy nas poczucie, że choć nie jesteśmy idealnymi rodzicami, chcemy nasze dzieci wychowywać traktować z szacunkiem jaki im się należy - zwracają uwagę Ania i Marta.

Prowadzące spotkania przekonują też, że dzisiejsze zainteresowanie wychowaniem dzieci na zasadach rodzicielstwa bliskości to cywilizacyjny powrót do korzeni. - Mówi się, że to coś zupełnie nowego ale ja pracując z rodzicami widzę, że to jest po prostu powrót do natury - zauważa A. Łagód.- Rodzicielstwo może zachwycać, gdy zaczniemy ufać sobie - przekonuje.

Spotkania rodziców z „Wioski więzi” odbywają się zazwyczaj raz w miesiącu. Miejscem spotkań jest klubokawiarnia "Fika" przy ul. Kasztelańskiej. Najbliższe spotkanie już 11 stycznia o godz. 17. Temat, który tym razem będzie poruszony to: czy jest możliwa dyscyplina bez awantur?

...

Czlowiek wszystkiego prawie musi sie uczyc. Rodziny tez.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:34, 15 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Nauka
Odkryto, dlaczego małżeństwo wychodzi nam na zdrowie!
Odkryto, dlaczego małżeństwo wychodzi nam na zdrowie!

Wczoraj, 14 lutego (19:17)

Wyniki licznych badań naukowych wskazują, że osoby żyjące w małżeństwie są przeciętnie zdrowsze od singli, osób rozwiedzionych czy owdowiałych. Badacze z Carnegie Mellon University odkryli, co może być tego przyczyną. Na łamach czasopisma "Psychoneuroendocrinology" piszą, że małżonkowie mają przeciętnie niższy poziom hormonu stresu - kortyzolu - i to może korzystnie wpływać na ich zdrowie. Wiadomo, że nadmiar kortyzolu osłabia zdolność organizmu do kontroli procesów zapalnych, te zaś często sprzyjają rozwojowi różnych chorób.
Wyniki licznych badań naukowych wskazują, że osoby żyjące w małżeństwie są przeciętnie zdrowsze od singli, osób rozwiedzionych czy owdowiałych. Badacze z Carnegie Mellon University odkryli, co może być tego przyczyną (zdjęcie ilustracyjne)
/FRANCIS R. MALASIG /PAP/EPA

Naukowcy z Pittsburga przeprowadzili eksperyment z udziałem 572 ogólnie zdrowych osób w wieku od 21 do 55 lat. U każdej z nich przez trzy nienastępujące po sobie dni prowadzono badania poziomu kortyzolu. W każdym z tych dni w ciągu 24 godzin wielokrotnie pobierano od każdej z tych osób próbki śliny - badania tych próbek pozwalały ustalić poziom hormonu.

Wyniki pokazały, że u żyjących w związku małżeńskim poziom kortyzolu jest przeciętnie faktycznie niższy niż w przypadku singli lub osób, które owdowiały lub są rozwiedzione. Zauważono również, że obserwowany u wszystkich stopniowy spadek tego poziomu w ciągu dnia - u małżonków przebiega szybciej.

To bardzo ekscytujące odkryć zestaw reakcji fizjologicznych, który może tłumaczyć, w jaki sposób nasze związki wpływają na stan naszego zdrowia i podatność na choroby - mówi Brian Chin z Dietrich College of Humanities and Social Sciences CMU. Te dane dają istotny wgląd w mechanizm, który sprawia, że intymne związki mają dla stanu naszego organizmu tak wielkie znaczenie - dodaje prof. Sheldon Cohen.

Cóż, pozostaje nam uwierzyć w ten efekt i z niego korzystać.


Grzegorz Jasiński

...

To co naturalne jest i zdrowe Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:50, 29 Sie 2017    Temat postu:

Krótka modlitwa za rodziców. Do odmawiania nie tylko od święta
Redakcja | Sier 29, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Czcij ojca swego i matkę swoją”. Czwarte przykazanie Dekalogu zobowiązuje nas do konkretnego wysiłku. Ta modlitwa pomoże Ci w jego wypełnianiu.


D
ziękuję Ci, Panie Jezu, za moich rodziców.
Oni dali mi życie i troszczą się o mnie.
Udzielaj im potrzebnych łask,
by dobrze wypełniali swoje zadania.
Spraw także, bym ja, dobrze żyjąc, był ich radością.

Panie Jezu, polecam Ci moich rodziców.
Chcę prosić dla nich o wszelkie łaski i dobre zdrowie.
Spraw, aby ich trudy i ofiary przyniosły dobry owoc.
Daj także, bym umiał korzystać z ich rad i pomocy.

...

Za rodzicow tez trzeba sie modlic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:02, 28 Wrz 2017    Temat postu:

Czy bać się bycia rodziną większą niż 2+2?
Marlena Bessman-Paliwoda | Wrz 28, 2017
Shutterstock
Komentuj
0
Udostępnij 33

Komentuj
0




W rozmowie z pełnoetatową mamą czwórki małych dzieci mierzymy się z kobiecym strachem przed kolejnym dzieckiem: czy mam się tego bać? Jak podejmować takie decyzje? Czy małżeństwo od trzeciego dziecka w górę to już tylko zgliszcza?


M
arlena Bessman-Paliwoda: Macie czworo dzieci. Jak jesteście postrzegani?

Iwona*: Myślę, że większość ludzi patrzy na nas, jak na szalonych. Kto w tych czasach decyduje się na taką gromadkę?! W społeczeństwie największym problemem jest chyba brak zrozumienia, że my chcemy tak żyć, mieć dużą rodzinę, że kolejne dziecko pojawia się w naszym życiu z miłości, a nie z „wpadki” czy chęci dorobienia się na 500+.

Jako sześcioosobowa rodzina mamy najczęściej problemy logistyczne. Trudniej też znaleźć kogoś do opieki. Kupno samochodu to także wyzwanie – żeby kupić dobry i za rozsądne pieniądze. Poza tym, nie mamy jakichś większych problemów.

Jak podejmowaliście decyzję o kolejnym dziecku?

Po prostu przychodziło pragnienie kolejnego dziecka. Rozmawialiśmy o tym, a kiedy decyzja była już podjęta, zaczynał się czas modlitwy o cud ze względu na moją chorobę i trudności z płodnością. Choruję na PCOS, czyli zespół policystycznych jajników. Efektem choroby są zaburzenia miesiączkowania, a co za tym idzie trudności z zajściem w ciążę, niepłodność. My jednak zobaczyliśmy na własne oczy cztery cuda.

Trzecie dziecko nie było planowane, dostaliśmy je w prezencie od Boga, kiedy zaczęliśmy realnie pracować nad naszą małżeńską relacją. Czwarte dziecko to wypatrywanie znaków od Pana Boga. Było pragnienie, nie było jednak możliwości zajścia w ciążę. Szybko dostaliśmy odpowiedź i kolejny cud. Co dalej? Zobaczymy. Będziemy wsłuchiwać się w to, co zaplanował dla nas Pan Bóg.
Czytaj także: Wielodzietni rodzice na Instagramie. Profile, które pokochasz

Masz rady dla rodziców z gromadką dzieci?

Oj, chyba nie mi udzielać rad. Kochajcie się i bądźcie szczęśliwi, że siebie macie. Duża rodzina to ogromne błogosławieństwo.

Czy bać się gromadki dzieci z małymi różnicami wieku?

Według mnie, absolutnie nie. Moje najstarsze dziecko ma sześć lat, najmłodsze miesiąc, między średniakami natomiast jest czternaście miesięcy różnicy. Straszono mnie, jak to będzie ciężko, a w moim odczuciu te mniejsze różnice są dla mnie lepsze, niż ta między najstarszą córką a kolejnymi pociechami. Dzieci wiele rzeczy robią razem, młodsze szybciej wszystkiego się uczą. Śmieję się, że ja trzeciego dziecka nie uczyłam korzystać z nocnika. Siostrę nauczył tego jej niewiele starszy brat.

Jaki wpływ na Wasze małżeństwo mają kolejne dzieci?

Każde kolejne dziecko wpływa pozytywnie na nasze małżeństwo. Z każdym kolejnym jesteśmy bliżej, wiemy, że możemy na siebie zawsze liczyć. Za każdym razem przychodziła jeszcze większa miłość, jeszcze większa akceptacja. Nie oznacza to, że się nie kłócimy, czy nie mamy trudnych dni.

Ale wydaje mi się, że dzięki temu, że z każdym kolejnym dzieckiem mamy okazję poznać się jeszcze bardziej, mamy większą świadomość samych siebie i przychodzi nam z większą łatwością pokonywanie trudności.
Czytaj także: Wprowadzamy modę na dużą rodzinę jako źródło szczęścia i spełnienia – mówi prezes ZDR3+

Brzmi nieco sielankowo. Każde kolejne oczekiwanie na dziecko i poród zbliżają Was do siebie, a przecież przekaz, jaki mamy w głowie, jest zupełnie inny: przecież każde kolejne dziecko jest przyczyną zmęczenia, kryzysu, oddalenia małżonków od siebie.

Bycie rodzicem nie jest łatwe. Mamy to szczęście, że nasze dzieci, kiedy są malutkie, są spokojne, śpią po nocach. Ułatwia nam to sytuację.

Myślę, że najczęściej problemem jest brak dialogu, brak miejsca na te nieprzyjemne emocje, brak zrozumienia, że można być zmęczonym, że czasami potrzeba odpocząć, zbyt mało wsparcia i empatii. Kobiety też mają tendencję do zapominania, że to mąż powinien być na pierwszym miejscu, bywa, że męża odstawiają na bok, zaś miłością do dziecka wypełniają całe swoje życie. Tu upatrywałabym kryzysów w małżeństwie „po dzieciach”.

Nie masz kryzysów macierzyńskich?

Czasami bywam zmęczona, czasami sie denerwuję, ale nie nazwałabym tego kryzysem. Nigdy nie żałowałam, że jestem mamą czworga maluchów. Nawet w najgorszych stresach. Wiem, że tak ma być, a z resztą jakoś sobie poradzę, choć zdarza mi się zarzucać Pana Boga krótką modlitwą: Panie, daj mi cierpliwość!

Jak dbasz o siebie jako mama?

Nie będę mówić o chodzeniu do fryzjera, kosmetyczek i na paznokcie, bo u mnie to dbanie o siebie wygląda trochę inaczej. Kupuję masę książek, czytam, mam aktywny kontakt ze znajomymi, zapraszam gości, stawiam na samorozwój, na rozwój pasji. Różnie to czasami wychodzi, nie będę ukrywać, czasami trzeba weryfikować plany, ale staram się sprawiać sobie drobne przyjemności.

A relacja małżeńska? Czy to nie jest tak, że macie teraz dla siebie mniej czasu?

Dbamy o czas tylko dla nas. Rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy – to podstawa. Dbamy o to, żeby dzieci chodziły o rozsądnej porze spać, by wieczory mieć tylko dla siebie. Rozwiązujemy konflikty od razu, nie zostawiamy już niczego bez rozwiązania. Staramy się rodzinnie często wyjeżdżać, bo lubimy podróżować. Wspólnie jemy obiady. Nie mamy telewizora w domu, to pomaga nam nie rozpraszać się i skupić na tym, co jest dla nas najważniejsze – małżeństwie i rodzinie. I to jest chyba kluczowe – chcemy być szczęśliwą i kochającą się rodziną, dobrym i szczęśliwym małżeństwem. Kiedy mamy takie cele, to i z realizacją jest łatwiej.

*Iwona – szczęśliwa żona i mama na pełen etat czwórki małych dzieci. Doradca życia rodzinnego i nauczyciel NPR.

...

Zalezy czy dadza rade.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:09, 22 Paź 2017    Temat postu:

W rodzinie jest siła! Ale tylko wtedy, kiedy nikt w domu nie czuje się bezsilny
Zyta Rudzka | 22/10/2017
© Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Z rodziną najlepiej wychodzi się na fotografii – kto nie zna tego powiedzenia? A kiedy sprawa dotyczy rodziny męża, to ta fotografia niekiedy wymaga photoshopa.


P
oślubiasz dzielnego, silnego i niezależnego mężczyznę, a potem okazuje się, że bardziej niż mężem woli być wygodnym, rozpieszczanym synkiem czy fajnym bratem.

Czujesz się poddana nieustannej obserwacji, krytyce, a granice twojego domu są bez pytania naruszane. Teściowa zagląda w garnki, bratowa do szafy, a teść uważa, że wychowujesz syna na mięczaka i bez pytania wprowadza dziecku trening przetrwania.

Kiedy nowa rodzina składa się z dominujących osobowości i jeszcze postrzega Cię rywalizacyjnie, wrogo i krytycznie – z pewnością czeka się emocjonalne wyzwanie.
Czytaj także: Jak wspierać własnego męża?


Synowa zawsze winna?

Synowe pełnią zaszczytną funkcję rodzinnego piorunochronu. Zbierają na siebie całą energię złych emocji: dziecko ma kłopoty z fizyką – Ty nie przypilnowałaś, mąż ma zagrożenie cukrzycą – Ty źle gotujesz. Macie kłopoty finansowe – za dużo wydajesz. Synowa bywa obwiniana o wszystko, i jakby bez namysłu. Trudno przyjąć emocjonalnie rodzinę męża.

Synowe często przestają być dorosłymi kobietami, a zmieniają się w grzeczne dziewczynki. Wszystko po to, by miłość do męża nie dzieliła, ale łączyła obie rodziny.

Na siłę tłumisz swoje uczucia i poglądy, a i tak oni postrzegają Cię jako rywalkę, zazdrośnicę, nieudacznicę. No i w ogóle – żonę nieudaną.


Trudne relacje z rodziną męża

Chcesz zgody, ale jak się zmusić do polubienia kogoś, kto na każdym kroku nam tego nie ułatwia.

Czasami wpływ rodziny męża jest tak silny, że całymi latami trwa ostra wymiana ognia, która Cię wyczerpuje i osłabia nie tylko międzypokoleniowe więzi, ale również małżeńskie.

Pomiędzy Tobą a mężem też nie jest dobrze. Głównie dlatego, że nie daje Ci wsparcia. Ty wojujesz z jego rodziną, stajesz na linii ognia, a tymczasem mąż siedzi sobie w okopie. Podstawowym problemem jest brak wsparcia. Czujesz się samotna. Mąż pozostaje poza konfliktem. Również z własnej woli, ale często nieświadomie. „A co ja tam będę się wtrącał.

Znowu mama Ci coś powiedziała, a wiesz jaka ona jest. Daj sobie spokój”.

Dość często panuje tu prawo ostatniej rozmowy: Mąż w kontakcie z mamą, przyjmuje jej argumenty. Wraca do domu, Ty mówisz swoje, i on już jest po Twojej stronie. Do czasu aż nie zadzwoni jego mama.

Chorągiewka na wietrze może tak powiewać latami. I nie jest to biała flaga na rozejm.
Czytaj także: Kobieta – pomoc dla mężczyzny?


Warto nie wdawać się w małe wojenki, ale porozmawiać o problemie

Ale z różnych względów może to być trudne. Nadmiar wolności i brak odpowiedzialności – przytłacza synka mamusi. Narzucenie zasad – paradoksalnie go wyzwala, pozwala poczuć się mężczyzną, mężem, ojcem.

Nie ma rady, czasami trzeba stworzyć warunki, żeby mąż zadaniowo, ale i bezpiecznie wychylił się z okopu. Poczuł się dorosły, odpowiedzialny i współpracujący. Odciął pępowinę i poczuł się wolny.


Dobrze jest jasno oddzielić życie małżeńskie od rodzinnego

Postawić nowe granice. Wprowadzić inne reguły, zwyczaje i podział obowiązków. To nie twój tata będzie nam przywoził wodę, tylko Ty kochanie, bo to twój dom, a nie dziadka.

Teściów można serdecznym tonem poinformować: Słuchajcie, w niedzielę chcemy być tylko razem. Ja dobrze wiem, że twój rosół jest najlepszy, ale będziemy go jeść tylko raz w miesiącu. Wy sobie też od nas odpoczniecie.

Nie musisz się na siłę przyjaźnić. Ani z teściową, ani z bratową. Wystarczy, że będziesz zachować się przyzwoicie. Buduj swoją pozycję kogoś, kto rządzi we własnym domu, ustanawia zasady.
Czytaj także: 9 sposobów, by pokazać mężowi, że go kochasz


W wielopokoleniowej rodzinie jest moc

Pod warunkiem, że każdy zajmuje w niej takie miejsce, jakie chciałby mieć. I nie występuje kolejność dziobania, czyli najstarszy strofuje młodszych. A starszyzna ma zawsze rację, nawet jak nie ma racji. To samo działa w drugą stronę. Młodsi, silniejsi i lepiej zarabiający nie dyktują warunków dziadkom.


Zbyt duża bliskość, niszczy bliskość

Teściowie nie umieją być taktowni – są przekonani, że mają większe doświadczenie i dlaczego nie mają się nim dzielić. Ale ta „życiowa mądrość” nie zawsze jest przekazywana taktownie.

Czasami po prostu oni nie umieją inaczej. Sami też tak ostro byli kiedyś przywoływani do porządku przez starszyznę. Nie rozumieją, że Ty właśnie chcesz uczyć się na swoich własnych błędach. Albo uważasz, że to, co robisz jest słuszne i sensowne. Masz prawo w swoim domu czuć się swobodnie.
Czytaj także: Ta prosta zasada umocniła nasze małżeństwo


Zobacz emocje drugiej strony

Nie patrz tylko na to, co robią, ani jak i dlaczego zawsze źle. Spójrz na rodzinę męża nie jak na rywali, ale jak na zwykłych ludzi, którzy kochają tego samego człowieka, co Ty.

Wychyl się poza stereotyp okropnej teściowej. Dwulicowej, zazdrosnej bratowej. Teścia, który chce być samcem alfa, również nie na swoim podwórku. I pamiętaj, że istnieje też stereotyp synowej – niewdzięcznej i upartej. Masz coś z niej? Ale tak, serio. Porozmawiajcie wszyscy o tym. Jak mniej „siedzieć w stereotypie”, a bardziej być sobą i ze sobą.

Może mniej wzajemnych pretensji, a więcej poczucia humoru i ludzkich uczuć. Wiele kobiet w konfrontacji z rodziną męża staje się nadwrażliwa na krytykę. To też trzeba uwzględnić. Pewien margines przeczulenia na własnym punkcie.

Teściowie czy rodzeństwo męża mogą odczuwać pewien rodzaj utraty. On już nie jest tylko dla nas. My już dla niego nie jesteśmy najważniejsi. Weszła sobie taka do rodziny i od razu chce rządzić.

Z wojną domową łatwiej się uporać, kiedy zrozumie się, że tak naprawdę nie chodzi o to, kto lepiej gotuje rosół. Nie kompetencje grają tu główną rolę, ale uczucia. Takie same po dwóch stronach barykady – delikatne i kruche. Choć obie strony wytaczają silne działa.

...

Oczywiscie wszystko kwestia proporcji. Jest przepasc miedzy mezem i zona a reszta rodziny i kazdy musi to rozumiec. Zadnych dodatkowych ,,wspolmalzonkow" z ,,bliskiej" rodziny organizujacych im zycie byc nie moze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:12, 11 Lis 2017    Temat postu:

Nie widział żony i dzieci od 4 lat. Wzruszające spotkanie na lotnisku
Dominika Cicha | 11/11/2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dyan bał się, że już nigdy nie zobaczy swojej rodziny. Prawnicy powtarzali: „jeśli to się uda, będzie cud”.


K
iedy w 2012 r. konflikt w Sudanie na nowo rozgorzał, Dyan, Alik i ich dwoje dzieci znaleźli się w niebezpieczeństwie. Mieli nadzieję, że jak najszybciej uda im się wyjechać z kraju i rozpocząć nowe życie. Na dodatek dowiedzieli się, że spodziewają się kolejnego dziecka.

Niestety, podczas wysiedlenia zniszczył się ich akt zawarcia małżeństwa. W świetle prawa, bez pisemnego potwierdzenia ślubu, Dyan był więc kawalerem, a Alik – samotną matką z dziećmi. Wyjazd takiej kobiety wchodził w rachubę, ale samotny mężczyzna musiał zostać.
Czytaj także: Dziewczynka dowiaduje się, że zostanie adoptowana. Zobacz jej reakcję!

Dyan utknął w obozie dla uchodźców w Egipcie, a Alik z dziećmi poleciała do Stanów Zjednoczonych. Tam poznała dwie niezwykłe kobiety – Molly i Mary Claire, które poruszone jej historią, stworzyły przy kościele w Teksasie grupę 100 osób zaangażowanych w pomoc uchodźcom. Wszyscy modlili się, żeby Dyan mógł do nich dołączyć.

Amerykanki były przy trzecim porodzie Alik. Poruszały niebo i ziemię, gabinety prawników i polityków – żeby tylko rodzina ich przyjaciółki mogła być znów w komplecie. Słyszały wszędzie: „jeśli to się uda, będzie cud”. Ale nie poddały się, bo wiedziały, że cuda się zdarzają.

Po 4 latach Dyan przyleciał do Stanów Zjednoczonych. Przytulił żonę, wyściskał dzieci i w końcu poznał najmłodszego syna. Zobaczcie moment, w którym pada na lotnisku na kolana i dziękuje Bogu. Chyba każdy, kto akurat tamtędy przechodził, ukradkiem ocierał łzy…
Czytaj także: Przeżyła rzeź w Rwandzie. Ocalała, aby mówić i przebaczyć

Podobnych historii o rozdzielonych siłą rodzinach jest mnóstwo. Niestety – rzadko która ma szczęśliwe zakończenie.

...

Rodzina jak widzicie moze stac sie pragnieniem o ktore trzeba walczyc ciezko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:26, 23 Lis 2017    Temat postu:

Przestańmy pytać: „Kiedy będą dzieci?”
Marlena Bessman-Paliwoda | 24/08/2016

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ranimy takimi pytaniami bezdzietne małżeństwa.


T
rudności z powiększeniem rodziny ma coraz więcej małżeństw. Jak im pomóc? Jeśli nie jesteśmy specjalistami, bliskimi przyjaciółmi, którzy wysłuchają żalu, płaczu, troski, ani nie jesteśmy rodziną, która wspiera, jest tylko jeden sposób: nie pytać o to, kiedy będą mieć dzieci.


Pasuje ci to dziecko. Czas na własne

Kiedy ona i on biorą ślub, naturalna kolej rzeczy to dziecko, potomek, owoc miłości, pierworodny maluch. Początkowe miesiące po ślubie skupiają uwagę wszystkich cioć i babć, stryjków i kuzynów na brzuchu młodej mężatki. Nierzadko pada wtedy pytanie: „Chcecie nam coś powiedzieć?”.

Spotkania rodzinne, na których są małe dzieci, często kończą się tekstami: „Popatrzcie sobie na tego maluszka, a może się zarazicie”; „O, pasuje ci to dziecko. Czas na własne! Wy nie czekajcie, tylko się weźcie do roboty!”.

Po kolejnych miesiącach bez jedynie-słusznej-wiadomości pojawia się kolejna seria zdań w stylu: „No, a dzieci kiedy? Lepiej być młodymi rodzicami niż starymi”.

Problemem jednak często nie jest brak chęci, egoizm czy potrzeba bycia dłużej tylko we dwoje, tylko kłopot z zajściem w ciążę.
Czytaj także: „Kiedy straciłam dziecko, poczułam się winna”. Małżeństwo pokazuje kilka poruszających dni


Czasami po prostu dziecka nie ma…

Kiedy nie zauważamy dramatu, jaki rozgrywa się między dwójką kochających się ludzi, którzy marzą o poszerzeniu swojej rodziny, ale bezskutecznie starają się o dziecko, wtedy właśnie wkraczamy my z niewygodnym pytaniem czy nietaktownym zdaniem.

W nasze rodzinne, sąsiedzkie, społeczne życie wplecione są już utarte formuły, które powtarzamy w zależności od sytuacji. Czasami po prostu chcemy zagadać, innym razem ciekawi nas, dlaczego małżeństwo, które jest dwa, trzy, cztery lata po ślubie (jeszcze) nie ma dzieci, bo podejrzewamy oczywiście, że po prostu nie chce. Nie widzimy wielkiej gry pod tytułem: Czekanie, nadzieja, zawiedziona nadzieja, płacz, jeszcze raz.


Warto ważyć słowa

Uświadomienie sobie, co czują czekający na dziecko małżonkowie, może pomóc w „stemperowaniu” języka i większej uważności w rozmowie.

Co w takim razie czują?

„Mój zegar biologiczny tyka, moje pragnienia i tęsknota za dzieckiem kotłują się, a dodatkowo świat co chwilę dopytuje, KIEDY. Chciałabym to wiedzieć. Zwijam się w kłębek i codziennie staram się mieć siłę, aby nadal czekać”.

„Czasami czuję, jakbyśmy byli z góry oceniani. Nie mamy dzieci, bo pewnie jesteśmy karierowiczami. Nie mamy dzieci, bo myślimy o cyferkach na koncie. Nie. Nie mamy dzieci, bo nie możemy ich mieć. Czekamy”.

„Każdy kolejny miesiąc wygląda tak samo. Najpierw opłakiwanie, że znowu się nie udało. Potem jakaś taka cisza i kolejna nadzieja, że tym razem to… Do tej pory to tylko nadzieja, a nie rzeczywistość. Jestem cztery lata po ślubie i co chwilę słyszę: To kiedy będzie was więcej? Jak na to reaguję? Czasami zażartuję, innym razem się uśmiechnę, chwilę porozmawiam, a potem ukradkiem popłaczę w łazience”.

Po raz kolejny okazuje się, że warto ważyć słowa, by oszczędzić komuś łez.

...

Rzeczywiscie zawsze mnie szkowalo to niby ,,dowcipne" zapytanie. JAK TAK MOZNA! TO JEST KOMPLETNIE NIE WASZA SPRAWA! NIE PYTAJA WAS O PORADY TO SIEDZCIE CICHO! Chamstwo to nie tylko wulgarny bluzg...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:21, 11 Sty 2018    Temat postu:

Jego rodzice mieli wypadek. Uratował ich, bo zaufał swojej intuicji
Aleteia | 11/01/2018

Polícia Militar/Divulgação
Udostępnij 1 0
Małżeństwo spadło z 200-metrowego urwiska, które znajduje się w niebezpiecznym łańcuchu górskim Serra Dona Francisca w Brazylii. Para spędziła tam półtorej doby bez wody, jedzenia oraz kontaktu ze światem. Udało się ją uratować, dzięki intuicji syna.

Małżeństwo uratowano w poniedziałek 8 stycznia br. Do wypadku doszło w sobotę wieczorem 6 stycznia w Serra Dona Francisca w północnym regionie brazylijskiego stanu Santa Cantarina.

Wołanie ojca
Samochód typu pick up, którym podróżowała para, wyjeżdżał z pierwszego zakrętu autostrady około godziny 22.00. Według żandarmerii wojskowej (PMRv) spadł z wysokości blisko 200 metrów, nie pozostawiając za sobą żadnego śladu na drodze.

W tym miejscu w górach nie ma sygnału telefonu komórkowego, stąd też małżeństwo nie mogło się z nikim skontaktować. W niskiej temperaturze spędzili 36 godzin bez wody ani jedzenia.

Syn pary zaniepokojony brakiem jakichkolwiek wiadomości oraz sfrustrowany wieloma próbami nawiązania kontaktu, postanowił przemierzyć trasę, którą jechali rodzice. Akurat, gdy znalazł się na miejscu wypadku, postanowił zawołać swojego ojca.

Choć wydaje się to być zupełnie nieprawdopodobne, a syn wcale się tego nie spodziewał, to… usłyszał odpowiedź swojego ojca.

Czytaj także: Matka, która straciła dziecko w wypadku, mówi o fotelikach dla dzieci [WIDEO]


36 godzin w niskiej temperaturze, bez wody i jedzenia
Sierżant Sandro Moecke, dowódca 4. grupy żandarmerii wojskowej poinformował o warunkach, w jakich para była uwięziona:



Kobieta znajdowała się w samochodzie z objawami hipotermii, z podejrzeniem złamanej nogi. Jej mąż także był wyziębiony. Próbował nawet wspiąć się po wąwozie, jednak ponieważ było to bardzo strome miejsce, musiał się poddać i wraz ze swoją żoną czekać na pomoc.

Tylko dzięki Bogu mężczyzna usłyszał wołanie swojego syna. Miejsce, w którym się znajdowali, leży około 100 metrów od rzeki, więc historia mogła się zakończyć zupełnie inaczej.


Ochotnicza straż pożarna miasta Joinville pomagała przy akcji ratunkowej, w której udział wziął także helikopter żandarmerii wojskowej. Kobieta była tak wyziębiona, że policjanci okryli ją swoim mundurem.

Mimo hipotermii oraz podejrzenia kilku złamań, małżeństwo zostało przewiezione do regionalnego szpitala. Byli świadomi, a ich stan był stabilny.



Lokalne niebezpieczeństwo
Kręta autostrada SC-418 w brazylijskim stanie Santa Clara, z której spadło małżeństwo, uchodzi za bardzo niebezpieczną.

14 marca 2015 doszło na niej do wypadku, który jest największą tragedią drogową w historii całego stanu Santa Catarina. Kierowca autobusu z barwami União da Vitória (ze brazylijskiego stanu Parana) stracił kontrolę nad pojazdem, kiedy wchodził w jeden z wielu ostrych zakrętów. W wypadku zginęło wówczas 51 pasażerów.

Czytaj także: Jola Szymańska: 5 decyzji, w których zaufałam intuicji. I kompletnie zmieniły moje życie
Artykuł został opublikowany w portugalskiej edycji portalu Aleteia

...

To jest rodzina!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:20, 01 Lut 2018    Temat postu:

dzinne i nie zwariować?
Marlena Bessman-Paliwoda | 01/02/2018

Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Jeśli coś udaje się w jednej rodzinie, w drugiej może totalnie nie wypalić. Jak zatem zapanować nad swoją rodziną i zorganizować ją po swojemu?

Kiedy czytam lub słucham, jak planować, jak organizować swoje rodzinne życie, słyszę, że trzeba i to, i tamto. Kiedy starałam się wcielić to w nasze życie, to jakbym przykładała linijkę do pogarbionej ściany i udawała, że jest prosto. To tak, jakbym mówiła, że jestem zmęczona, a ktoś mi radzi, by oddać dzieci do babci, kiedy nie mam takiej możliwości. No nie da się! A może jednak…



Planować „nie jak inni”
Czyli planować w odniesieniu do SWOJEJ rodziny. To Ty znasz Wasze zwyczaje, ulubione pory, wiesz, o której dzieci mają drzemki (lub że to akurat dzieci nielubiące snu). Przykładowo, uwielbiam pracować z rana, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Podobnie lubię zaczynać dzień dłuższą modlitwą. Niestety, moje dzieci także uwielbiają poranne wstawanie, przez co… kiedy wstaję ja, to i one wstają.

Im wcześniej wstaję ja, tym wcześniej wstają one. Pisanie artykułów planuję zatem na wieczory, a moja poranna modlitwa jest w czasie przygotowywania śniadania, kiedy dzieci przeglądają książeczki.

Czytaj także: Planowanie pomoże Ci w spełnianiu marzeń! Podpowiadamy, jak to robić


Randka z kalendarzem?
Randka z kalendarzem, czyli tzw. wieczór kalendarzowy. To ciekawa praktyka synchronizowania swoich planów i zadań w rodzinie. Niby robiliśmy tak już wcześniej, ale dopiero w książce Bernadette Noll „Rodzina Slow. Jak zwolnić, odbudować więzi i doświadczyć większej radości” wyczytałam, by ten wieczór był czasem bez spinania się, ale przy herbacie, winie.

Na czym ten wieczór polega? Pod koniec miesiąca spisujemy wszystkie stałe rzeczy w danym miesiącu, spotkania, które już umówiliśmy, daty wizyt u lekarzy, planujemy kto, którego czwartku idzie na spotkanie wspólnoty (chodzimy na zmianę), co musimy we wspólnocie zorganizować, czy mamy sztywne terminy, jakie są terminy zgłoszeń na różne wydarzenia. Jeśli masz już starsze dzieci, one w tym wieczorze (popołudniu) też uczestniczą, wpisując w „rodzinny kalendarz” swoje terminy.



I pamiętaj, że plany w rodzinie są… specyficzne
Ulegają zmianie. Do momentu, kiedy nie zaakceptowałam tego, że coś, co sobie zapisałam, zaplanowałam, że pięknie przyozdobiłam kartkę z kalendarzem, a tu wszystko bierze w łeb (kolejny raz) – frustrowałam się.

Całe szczęście ta nauka zajęła mi „tylko” pierwszy rok macierzyństwa. Zaplanowany wyjazd się nie odbędzie, bo maluch się rozchorował, tu zaczęło się ząbkowanie, tu jest wysyp sprawdzianów, a w pracy… i tak w kółko.

Starsi mówią, że w przyszłości – cichej i dającej wcisnąć się w ramki pięknych planerów – bardzo tego galimatiasu rodzinnego brakuje. Dlatego uczmy się tym czasem cieszyć i nie narzekać (za dużo).

...

Zdecydowanie kazda rodzina jest inna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:23, 10 Cze 2018    Temat postu:

Sposoby świętych, jak radzić sobie ze stresem i zachować pokój w rodzinie
Cecilia Zinicola | 10/06/2018
FAMILY
Iofoto - Shutterstock
Udostępnij 2
Stres w rodzinie, po stresie w pracy, jest dla nas najtrudniejszym doświadczeniem. Mamy kilka sposobów świętych, jak sobie z tym radzić.

Kochamy naszych bliskich, są dla nas najważniejsi, ale nasze wzajemne relacja bywają złożone. Jak radzić sobie w stresowych sytuacjach i osiągnąć w rodzinie dobrą atmosferę, w której uczucia wszystkich domowników będą szanowane?

Święci podpowiadają, co robić, żeby przezwyciężyć trudne sytuacje i odbudować dobre relacje po małych lub wielkich rodzinnych burzach.

Galeria zdjęć
Czytaj także: Stres w małżeństwie? Poradzimy sobie z nim
Czytaj także: Jak stres wpływa na Twoje życie?
Czytaj także: Masz dość stresującego życia? Czas na rodzinne wakacje!


1. Uprzejmy, spokojny język

Święty Jan Bosko mawiał: „Łagodność w mowie, działaniu i upominaniu zwycięża wszystko i wszystkich”. To zdumiewające, że często, by przywrócić zgodę w domu wystarczy nieco uprzejmości.

Błąd nie jest końcem wszystkiego! Powinien być okazją do skorygowania szkodliwego postępowania i o ile to możliwe, zadośćuczynienia za sprawienie bólu. Słowo „skorygować” powinno na stałe wejść do naszego słownika. Nie powinniśmy też nigdy zapominać o okazywaniu uczuć i werbalnej zachęcie do poprawy.

Pozytywne wzmocnienie pozwala zacieśnić więzy rodzinne, dając tym samym poczucie bezpieczeństwa. Św. Jan Bosko radzi, by nigdy nie upominać publicznie, lecz jedynie w cztery oczy i z wielką łagodnością.



2. Uśmiech

Matka Teresa mówiła, że „pokój zaczyna się od uśmiechu”. Uśmiechając się, możemy wytworzyć u siebie naturalny nawyk, który pomoże nie tylko nam, ale i tym, których spotykamy.

Czasem nie jest łatwo się uśmiechnąć. Bywa, że to prawdziwe wyzwanie, zwłaszcza, kiedy rzeczywistość nas przytłacza. Ale my, chrześcijanie, znamy prawdę, która uczy nas znosić udręki z miłością tak, by nasze pełne miłości czyny niosły siłę i pociechę.

Uśmiech oddziałuje pozytywnie nie tylko na nas samych. Jest aktem szlachetności wobec drugich, wyzbyciem się egoizmu, wygodnictwa, wyjściem poza własne potrzeby. Dzięki uśmiechowi życie tych, którzy są obok nas, staje się lżejsze.

Święta Teresa radziła: „Każdy kolejny dzień rozpocznij uśmiechem, nawet jeśli nie udało ci się wyspać. Uśmiech może zmienić twój los i los tych, których spotkasz”.



3. Dzielenie się potrzebami

Święty Jan Paweł II zwykł mówić, że „miłość będzie zaczynem pokoju, kiedy ludzie odczuwać będą potrzeby innych jak swoje własne i dzielić się będą z nimi tym, co posiadają, poczynając od wartości duchowych”.

Czasami pole interakcji jest tak małe, że wypełniają je tylko nasze własne potrzeby, poglądy i oceny, zupełnie jakby inni byli ich pozbawieni.

Jeśli chcemy się pozbyć napięć w rodzinie, powinniśmy starać się o równowagę między tym, czego my chcemy, a tym, czego chcą inni, między tym, czego potrzebujemy wszyscy i tym, co pozwala osiągnąć zadowolenie każdemu z nas.

W tym celu trzeba tworzyć i utrzymywać ducha wspólnoty, pamiętając, że wszyscy czegoś potrzebujemy, ale też wszyscy mamy coś do zaoferowania. Zainteresowanie, dobra wola i pragnienie głębszego poznania tych, którzy stoją obok nas, sprawia, że rodzą się nowe możliwości i jesteśmy w stanie razem iść do przodu.



4. Przepraszanie i przebaczanie

Św. Jan Paweł II wzywał do tego, by nie nosić w sercu urazy, lecz od razu przebaczać i budować relacje pełne miłości. „Powinniśmy zawsze przebaczać, pamiętając o tym, że sami potrzebujemy przebaczenia”. W rodzinie nie ma miejsca na dumę. Dlatego przepraszanie powinno nam wejść w krew. Zwykle zresztą częściej to my potrzebujemy przebaczenia, niż mamy co przebaczyć innym.

Pokora to prawda o nas samych. Dzięki niej poznajemy zarówno swoje mocne strony, jak i słabości, nad którymi powinniśmy pracować. Świadomość własnych ograniczeń skłania nas do miłosiernych czynów wobec innych.

Przebaczenie rozumie się często niesłusznie jako rzeczywistość uczuciową, podczas gdy, jak mówiła Matka Teresa, „przebaczenie nie jest uczuciem, lecz aktem woli”. Można przebaczyć, płacząc przy tym z bólu.

Przebaczenie to rezygnacja z nienawiści, szkodzenia, odpłacenia złem za zło, rozżalenia lub gniewu z powodu odczuwanego cierpienia, wreszcie – rezygnacja z zemsty. A to oznacza dążenie do pogodzenia z innymi.

I choć przebaczenie nie sprawia, że duchowe rany natychmiast się zabliźnią, prowadzi do zamknięcia „obwodu miłości”. Płynący nim „prąd” z czasem uleczy rany. Jak mawiała Matka Teresa: „Przebaczaj, ponieważ dzięki temu twój duch osiągnie pokój, podobnie jak duch tych, których skrzywdziłeś”.



5. Cierpliwość w miłości

Matka Teresa powiedziała kiedyś: „Kiedy obdarzasz kogoś całą swoją miłością, nigdy nie ma pewności, że to samo otrzymasz w zamian. Nie oczekuj, że w zamian za twoją miłość ktoś pokocha ciebie. Miej tylko nadzieję, że miłość rozkwitnie w sercu tej osoby, ale jeśli tak się nie stanie, bądź szczęśliwy, ponieważ rozkwitła w twoim”.

Jest wiele rzeczy, które pragnęlibyśmy usłyszeć od bliskich, a być może nigdy ich nie usłyszymy. Ale Matka Teresa zachęca, byśmy nie poddawali się zniechęceniu i trwali w miłości.

Każde działanie zrodzone z prawdziwej miłości prędzej czy później przemawia do serca drugiej osoby. Odpowiedź niekoniecznie znajdzie wyraz werbalny. Trzeba więc uczyć się czekać i słuchać.

Cierpliwość rodzi pokój. Kiedy trwamy w miłości – a miłość cierpliwa jest – dajemy drugiemu człowiekowi swoisty kredyt uczuciowy. A jak długo my sami chcielibyśmy otrzymywać taki kredyt? Każdy odpowie na pewno: „Zawsze”.

Kiedy dużo inwestujemy i mało otrzymujemy w zamian, może się pojawić emocjonalne znużenie. Bywa przecież, że rezygnujemy z wielu rzeczy, by zająć się rodzicami, uszczęśliwić męża, czy dać jak najwięcej dzieciom.

Jeśli chcemy poradzić sobie ze stresem w rodzinie i emocjonalnym wypaleniem, powinniśmy wypełnić dni działaniami wypływającymi z miłości. Kiedy wszystko, co robimy, robimy z miłością, inwestujemy w drugich, ale także w siebie i stajemy się narzędziami pokoju.



6. Wspólne spędzanie czasu

Św. Jan Paweł II poświęcał część swojego czasu na wyjazdy na narty, górskie wycieczki i spływy kajakowe z młodzieżą. Zawsze szukał odpowiedniego momentu, by porozmawiać z młodymi, wysłuchać ich, dzielić się doświadczeniem i wiedzą.

Nic tak nie pomaga zwalczyć napięcia w rodzinie, jak oderwanie od codzienności. Niekiedy popadamy w rutynę, która rodzi zniechęcenie, zmęczenie, a nawet wzajemne oskarżenia.

Ile „dobrego czasu” spędzamy z rodziną? Spróbujcie zrobić razem coś nowego, np. wybrać się na wycieczkę. To może być świetna okazja, by wyjść poza skostniałe schematy codzienności i spokojnie porozmawiać, także na ważne tematy.



7. Częste przytulanie

Św. Paweł wzywał chrześcijan: „Pozdrówcie wszystkich braci pocałunkiem świętym!” (Tes 5, 26). „Święty pocałunek” to synonim dzisiejszego uścisku: gestu pełnego ciepła, przyjaźni i szacunku.

To samo wezwanie Paweł skierował do czterech innych wspólnot, a Piotr nawoływał swoich uczniów, by pozdrawiali się pocałunkiem chrześcijańskiej miłości. Znak pokoju w czasie mszy świętej zrodził się właśnie z tej dawnej tradycji.

Uścisk jest znakiem pokoju, objawem serdeczności. Mówi więcej, niż potrafimy wyrazić w słowach. Przytulajcie swoje dzieci, okazujcie im czułość. I nie tylko dzieci, dorosłych także! Wasz małżonek najpewniej tego potrzebuje, choć o to nie prosi.

Badania naukowe potwierdzają, że uścisk jest bardzo skutecznym lekarstwem. Wystarczy dwudziestosekundowe przytulenie, by zmniejszyć ciśnienie krwi i podnieść poziom oksytocyny, tj. hormonu zmniejszającego stres. Przytulanie zmniejsza ryzyko zachorowania na choroby serca. I uspokaja, o czym wiedzą wszyscy, i dzieci, i dorośli.



8. Codzienna modlitwa

Św. Jan Paweł II zachęcał, by prosić Boga o to, by przyniósł światło do naszego domu. Ważne jest, byśmy nie tylko żyli w pokoju z innymi, ale także mieli pokój w sercach i potrafili o to prosić. Bóg nigdy nas nie opuszcza, a tym bardziej w trudnych chwilach.

Kiedy stawiamy Boga na pierwszym miejscu w naszej rodzinie, możemy zrozumieć Jego miłość, przezwyciężając wszelkie zniechęcenie, smutek i rozczarowanie, prowadzące do rozleniwienia. On przynosi radość i siły, dzięki którym jesteśmy w stanie znosić stresujące sytuacje.

Matka Teresa mówiła: „Radość jest modlitwą, znakiem naszej hojności, naszego wewnętrznego związku z Bogiem”.

...

Bardzo wazna umiejetnosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy