Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Przywództwo.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:01, 31 Paź 2017    Temat postu: Przywództwo.

Jesteś szefem? Zobacz, co mówi o tym Wojtyła!
Małgorzata Rybak | 31/10/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Choć opisano tak wiele stylów przywództwa, to w dalszym ciągu, zwłaszcza w świecie korporacyjnym, spotykamy je w wersji starej jak świat: oparte na zasadzie kija i marchewki, gdzie przełożeni zastanawiają się, jakie narzędzia dyscyplinujące dobrze pójdą w parze z jak najtaniej wyprodukowaną marchewką. Ponieważ ostatecznie liczy się wynik, a nie człowiek.
Rozum, wolna wola i relacje

Tymczasem fenomenalne podwaliny pod skuteczne przywództwo położył Karol Wojtyła w książce opisującej sedno relacji między osobami. Tak aktualne, że czytając jedną ze współczesnych „biblii” na temat motywacji Daniela Pinka, zatytułowaną Drive, odkryłam z zaskoczeniem i bez trudu punkty styczne właśnie z Miłością i odpowiedzialnością Wojtyły.

Pink przytacza obserwacje w dziedzinie badań nad motywacją i są one w pełni spójne z trzema kluczowymi wymiarami człowieka według Wojtyły: rozum, wolna wola i relacyjność (czyli z jednej strony potrzeba, a z drugiej – umiejętność wchodzenia w relacje z innymi).

Co to oznacza? Jako szef czy lider musisz mieć świadomość, że wszyscy ludzie, z którymi pracujesz, potrzebują znać cel i sens swoich działań (z uwagi na swoją rozumność), mieć obszar autonomii i decyzyjności (by zostawić pole działania wolnej woli) i być w dobrych, wartościowych relacjach z innymi pracownikami. To ostatnie oznacza również, że powinni być w stanie odnieść efekty swojej pracy do konkretnego adresata, który będzie ich beneficjentem. Ponieważ, o dziwo, ostatecznie nie cyfry i przychody (choć ważne) dają nam poczucie samorealizacji, ale fakt, że mamy wkład w dobro większe niż my sami i którego odbiorcą jest drugi człowiek.
Czytaj także: 5 niezwykłych świętych liderów i ich przepis na rozwój biznesu


Nie tylko zysk

Chcesz mieć wyniki? Świetnie. Istnieje jednak pokusa, która z Twojego przywództwa uczyni krótkowzroczne planowanie zysków: to pokusa używania ludzi dla osiągnięcia efektów. Jednak ci, z którymi pracujesz, szybko się zorientują, że są środkiem do celu. I jest to moment śmierci ich motywacji. Jeśli Ty potraktujesz ich narzędziowo, to znaczy poniżej godności osoby, oni odwdzięczą Ci się tym samym: będziesz dla nich dostawcą comiesięcznej wypłaty. I nie zaangażują ani pięciu minut dłużej w pracę dla ciebie, ani nie włożą jednej swojej twórczej myśli w twoje projekty ponad to, co określi umowa.

Wojtyła wypowiedział sedno relacji międzyludzkich w fundamentalnym zdaniu: „Osoba jest takim dobrem, z którym nie godzi się używanie, które nie może być traktowane jako przedmiot użycia i w tej formie jako środek do celu”. Nie opisuje nim tylko wymogu etycznego, ale oddaje też głębiny życia psychicznego człowieka. Nic w nas nie godzi się na bycie używanymi. Czujemy się wówczas boleśnie zredukowani, a emocjonalne skutki takich sytuacji leczy się długo.
Czytaj także: Jak rozpoznać, że cechujesz się inteligencją emocjonalną?


Buduj relacje z pracownikami

Chcesz być liderem, który pociąga za sobą pracowników? Nie pracuj ludźmi – tylko z ludźmi, a to wielka różnica. Oprzyj swoje zarządzanie na szacunku. Opisz dobrze cel działania twojej firmy, by każdy kto pracuje z tobą, znalazł w nim własną cząstkę i poczuł się za wspólny cel odpowiedzialny. Mów, co jest do zrobienia, ale zostawiaj wolność co do ścieżki wykonania zadań; polegając tylko na własnej, szczegółowej instrukcji, pozbawisz ludzi autonomii potrzebnej im do tego, by mogli się zaangażować w twoje projekty.

Buduj z nimi relację – i nie chodzi o głupie spoufalanie się na imprezach integracyjnych, ale o to, byś wiedział, co nurtuje ich poza pracą i umiał reagować adekwatnie, gdy w domu pracownika pojawia się choroba albo rozgrywają się ważne, przełomowe wydarzenia.

Gdy na ogólnopolskiej konferencji dla informatyków opowiadałam o takiej wizji miejsca pracy, niektórzy wyrażali sceptycyzm. Powiem krótko: zawieść na drugim człowieku można się zawsze. Opieranie przywództwa na negatywnej wizji pracownika – czyli przypisującej mu złe intencje – jest szalenie krótkowzroczne. Jako ludzie generalnie chcemy najlepiej, choć możemy pewnych rzeczy nie umieć. O co jednak w tym wszystkim chodzi? To ty decydujesz, jakim człowiekiem chcesz być, bez względu na to, jacy są inni. Lider modeluje kulturę całej firmy. Dlatego wnieś to, co pragniesz w niej widzieć.
...

Przywództwo jest oczywiscie sztuka. To ze wiekszosc ,,naczelnych" to prymitywne zakompleksione chamusie z kijem to tylko dowod na upadek ludzkosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 0:04, 04 Lis 2017    Temat postu:

Jak rozpoznać, czy Twoja wspólnota lub lider mają cechy bliskie sektom?
Dawid Gospodarek | 03/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


W których ruchach najczęściej dochodzi do nadużyć? Po czym poznać, że lider zmienia się w guru? Jakie są etapy odchodzenia od Kościoła? Rozmowa ze specjalistą.


Z
ojcem Emilem Smolaną OP, dyrektorem Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych, rozmawia Dawid Gospodarek.



Dawid Gospodarek: Czy do Dominikańskiego Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach zgłaszają się katolicy z wątpliwościami i niepokojem o swoje wspólnoty?

O. Emil Smolana OP: Nieprawidłowości zachodzące w grupach i duszpasterstwach katolickich stanowią coraz większy odsetek spraw, którymi się zajmujemy. Ludzie przychodzą do nas z różnymi wątpliwościami dotyczącymi zachowania liderów, propagowanych poglądów, sposobu zarządzania.

Niedawno rozmawiałem z osobą zaniepokojoną o krewnego, który jest pod wpływem grupy przygotowującej się do nadchodzącego kataklizmu. Jej członkowie muszą w związku z tym gromadzić zapasy i diametralnie zmienić swój styl życia.

Najbardziej niepokojące jest jednak to, że lider, przez którego na spotkaniach przemawia rzekomo sam Jezus, namawia osoby chore do odstawiania leków. To bowiem Bóg ma być tym, który bezpośrednio i niezawodnie ich uzdrowi. Znam podobną sprawę, która zakończyła się śmiercią dziecka. Grupa modliła się o jego wskrzeszenie, niestety cud się nie zdarzył. Lider zrzucił odpowiedzialność na rodziców, którzy jego zdaniem nie mieli wystarczającej wiary.
Czytaj także: Spoczynek w duchu? „Dlaczego Bóg miałby wyłączać działanie naszego rozumu?”



Zauważyłem, że dziś wielu liderów przypomina coachów, zarówno w formie, jak i treści (ubranej w pobożne sformułowania). Kiedy lider wspólnoty staje się guru sekty?

Często fascynacja tym, co nowe, usuwa zdrowy krytycyzm. Dlatego tak ważna w procesie przyjmowania różnych propozycji jest roztropność. Są pewne narzędzia, które mogą być nam pomocne w pracy duszpasterskiej. Nigdy jednak nie powinniśmy rezygnować z tego, co już mamy, a co zostało nam przekazane jako owoc Tradycji. Byłaby to, delikatnie mówiąc, głupota.

Poznając historię Kościoła, odkrywamy w nim wielkie bogactwo i z niego trzeba roztropnie korzystać, przy jego pomocy oceniać wartość tzw. „nowinek”. Czasem chcemy być oryginalni, bo codzienna wierność Kościołowi i Ewangelii wydaje się mało atrakcyjna, a nawet nudna czy wręcz zaściankowa i wsteczna.

Jak stać się guru? Może to grozić każdemu liderowi, tak jak i pycha. W naszej grzeszności lubimy się wywyższać, chcemy, żeby to nasze pomysły i rozwiązania brały górę. Lider, który zamienił się w guru, zaczyna mieć przeświadczenie o swojej wyjątkowości i szczególnym wybraniu przez Boga. Uważa się wręcz za nieomylnego, jest przekonany, że dysponuje absolutną prawdą i wiedzą dotyczącą Boga, człowieka i świata.

O Chrystusie, apostołach, Matce Bożej, świętych, Kościele, liturgii, dogmatach, wymaganiach moralnych nieraz wypowiada się nonszalancko i dyletancko, a jednocześnie z narcystycznym poczuciem wyjątkowości, co u wielu wywołuje bezkrytyczny zachwyt. Na tego rodzaju aurę nadzwyczajności mogą też się składać charyzmaty i dary, które posiada lider-guru. To one pozwalają mu na bliskie obcowanie z Bogiem.

Jedną z cech takich przywódców jest również autorytaryzm, próba ciągłego kontrolowania innych, wydawanie rozkazów i karanie inaczej myślących. Jednak zachowania lidera muszą trafić na podatny grunt.

W grupach zdarzają się osoby, które utwierdzają lidera w jego wyjątkowej roli. Same będąc niedojrzałe, nie potrafią decydować o swoim życiu. Boją się podejmować decyzje, przerzucając odpowiedzialność na omnipotentnego lidera, który ma być lekarstwem na ich wszelakie lęki. Jeśli coś się nie powiedzie, winę przerzucają na tego, kto podjął decyzję, w tym przypadku lidera, który jednak najczęściej robi to samo, ale w odniesieniu do nich.



Czy jakieś procesy grupowe, samoświadomość wspólnoty, mogą sugerować sekciarskie tendencje?

W książce „Eklezjalność zrzeszeń religijnych” bp Wiesław Śmigiel wymienia ekskluzywizm jako jedno z zagrożeń w zdrowym funkcjonowaniu wspólnot. Żadna z grup nie może zamknąć się na wspólnotę Kościoła. Poczucie wybrania i misji, którą otrzymujemy od Boga, nie jest oczywiście czymś złym.

W skrajnych przypadkach może jednak prowadzić do elitaryzmu, a w konsekwencji do izolacji od innych grup i wspólnot. Grupa może zacząć mieć przeświadczenie, że to ona jest jedynym depozytariuszem prawdy, tylko w niej działa Duch Święty. Członkowie grupy są przekonani, że to oni wiedzą lepiej, jak interpretować Pismo Święte, tym samym stawiają się ponad Urzędem Nauczycielskim Kościoła.

Bp Śmigiel wymienia trzy etapy odchodzenia grup od Kościoła. Pierwszy z nich, to właśnie przeświadczenie o swojej wyjątkowości, zamknięcie na inne grupy oraz przekonanie o szczególnym wybraniu. Kolejnym etapem jest izolacja oraz coraz mocniejsza krytyka i sprzeciw wobec Kościoła. Wreszcie ostatni etap, postawienie się jawnie poza Kościołem.

O ile w pierwszym etapie istnieje możliwość korygowania takich grup przez hierarchię Kościoła, to w ostatnim możliwe jest tylko wydanie orzeczenia o tym, że grupa odłączyła się od Kościoła i ostrzeżenie wiernych przed jej destrukcyjnym działaniem.
Czytaj także: Czy tradsi i charyzmatycy mogą się lubić? Sprawdziliśmy to. Na żywo!



W historii ruchów charyzmatycznych w Polsce pojawiły się wspólnoty, które mimo że wyrosły przy parafiach czy klasztorach (nawet przy dominikańskiej Beczce!), przerodziły się w protestanckie grupy poza Kościołem…

Tu powołam się na kolejny tekst, tym razem ks. bp. Andrzeja Siemieniewskiego, pt. „Rozłam. Charyzmatyczna specjalność?”. Autor wymienia listę grup charyzmatycznych, które odeszły od Kościoła. Jest tu także mowa o wspomnianych osobach z naszego dominikańskiego środowiska.

Możemy wymienić kilka przyczyn odejść. Pierwsza z nich to fałszywy ekumenizm, który wykorzystywany jest do przeciągania ludzi na swoją stronę. Kolejna to formacja prowadzona we wspólnotach. Może być niewystarczająca lub opierać się, z czym spotykamy się coraz częściej, na materiałach formacyjnych wspólnot protestanckich. Ich teologia w wielu aspektach różni się, a nawet stoi w sprzeczności z nauczaniem Kościoła katolickiego.

Cały czas dziwi mnie to, że w wielu grupach liderami mogą zostać osoby nieprzygotowane do pełnienia tej funkcji. No i wreszcie zapominanie o tym, że każdy charyzmat poddany jest rozeznaniu pasterzy. Dziś często absolutyzuje się własne doświadczenie, stawiając je w opozycji do dwutysiącletniej tradycji Kościoła.

Oczywiście, zaniedbania takie mogą leżeć i po stronie samego Kościoła. Mówił o tym papież Franciszek, spotykając się z biskupami Brazylii, w której dostrzegamy masowy odpływ wiernych do wspólnot ewangelikalnych i zielonoświątkowych.



Czy charakter wspólnoty – np. to, że jest z nurtu charyzmatycznego, neokatechumenalnego, tradycjonalistycznego – sprzyja pojawieniu się niepokojących tendencji? Można powiedzieć, że jakieś wspólnoty są bezpieczniejsze od innych? Chyba nie zdarzyło się, żeby jakieś koło różańcowe wystąpiło z Kościoła…

Doświadczenie pracy naszych ośrodków pokazuje, że w grupach charyzmatycznych czy neokatechumenalnych, w których istnieje bardzo mocna rola katechistów, częściej dochodzi do nadużyć. Nie znaczy to, że nie może dojść do nich i w innych grupach. Każdą grupę tworzą konkretne osoby ze swoimi deficytami, aspiracjami, talentami, doświadczeniami, uprzedzeniami, wątpliwościami.

Nawet jeśli grupa działa w Kościele, ma zatwierdzone statuty, programy formacji, nie zapobiega to ewentualnym nadużyciom. Trafiając do nowej wspólnoty, nie powinniśmy zwalniać się z krytycznego myślenia. Powinniśmy stosować zasadę ograniczonego zaufania, jak przy jeździe samochodem.

I tu pewnie Pana zaskoczę. Przy jednej z parafii gospodynie spotykały się na różańcu, dyskutowały na różne tematy, robiły świąteczne wypieki. W nawale pracy proboszcz pojawiał się u nich dość rzadko, ograniczając wizyty do spotkań świątecznych. Okazało się, że liderka grupy należy także do tureckiego ruchu Mevlana. Spotkania przy parafii, na której prowadziła swoje medytacje, były początkiem werbunku do grupy. Wybrane osoby zapraszała do siebie, gdzie przy herbatce następował dalszy proces indoktrynacji.

Jako osoby odpowiedzialne za grupy, powinniśmy pamiętać, że nie każdy, kto do nas przychodzi, ma dobre zamiary. Niektóre grupy przychodzą, wynajmują sale przy parafiach po to, aby się uwiarygodnić, wykorzystują autorytet Kościoła.

Ktoś może zaoferować swoją pomoc proboszczowi, np. przeprowadzić za darmo kurs pierwszej pomocy na festynie parafialnym. Po spotkaniu okaże się, że na stronie tej grupy pojawią się zdjęcia i informacja, że grupa współpracuje z parafią. Przy głębszej analizie widać jednak, że promowane są poglądy sprzeczne z wiarą katolicką, pod którymi nikt o zdrowych zmysłach by się nie podpisał.
Czytaj także: Chłopie, po co Ci wspólnota? Dziesięcina, spowiedź, spotkania. A gdzie w tym żona?



W styczniu na Jasnej Górze bp Andrzej Czaja wygłosił referat „Problem pentekostalizacji chrześcijaństwa”. Wskazał na pewne nadużycia, wprost nazywa je zagrożeniem dla tożsamości i jedności Kościoła oraz dobra duchowego katolików. Wymienione zostały m.in. spowiedź furtkowa, modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe, uzielonoświątkowienie wspólnot katolickich. Jak to się stało, że te problemy się pojawiły, i że były nawet promowane przez duszpasterzy?

Przede wszystkim należy wiedzieć, czym jest moja tożsamość jako katolika. Mam wrażenie, że dla wielu osób jest to rzeczywistość drugoplanowa, a nawet jeszcze mniej istotna. Ale wówczas na czym miałby polegać ekumenizm czy dialog międzyreligijny? Aby rozmawiać z innymi o mojej wierze, muszę sam wiedzieć, kim jestem, co jest przedmiotem mojej wiary.

Już św. Piotr mówi o tym, że mamy być gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się uzasadnienia tej nadziei, która w nas jest. Mowa tu o apologii, czyli obronie wiary, o której dziś zapominamy. Czasem ważniejsza jest dla nas dobra atmosfera, nie podejmujemy trudnych tematów, żeby przypadkiem kogoś nie urazić, bo jakiś „brat odłączony” czy wierzący w zupełnie co innego poczuje się źle.

A przecież nie chodzi tu o obrażanie kogokolwiek. Możemy przecież wspólnie robić wiele dobrych rzeczy. Nie powinienem jednak milczeć ze wstydu, że jestem katolikiem, bo to świadczyłoby o mojej aberracji. Jeśli nie wiem, kim jestem, nie znam nauczania Kościoła, to bezmyślnie przyjmuję treści coraz bardziej absurdalne. Tu dużą rolę odgrywają pasterze, których obowiązkiem jest czuwanie nad wspólnotą.

Cieszę się, że biskupi szybko zareagowali na niepokojące zjawiska związane ze spowiedzią furtkową i z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe. Polecam te dokumenty. Wart polecenia jest też list ze wskazaniami dla kapłanów pełniących posługę egzorcysty. Teksty te można znaleźć na stronie Konferencji Episkopatu Polski.

Jako katolicy powinniśmy trzymać się nauczania Kościoła, ale odnoszę wrażenie, że często próbujemy stworzyć jakąś własną hybrydę, przyjmując bezrefleksyjnie różne nowinki. Historia Kościoła uczy, że tego typu pomysły nigdy nie kończą się dobrze.

Co zaś do istnienia tego rodzaju problemów, trudności, pokus i podziałów, to trzeba być realistą. Będą pojawiały się do czasu powtórnego przyjścia Jezusa. Obyśmy tylko z całych sił trzymali się naszego Zbawiciela, Kościoła i Tradycji, a pozwoli to nam przezwyciężać trudności i wchodzić coraz głębiej w życie jako osoby coraz bardziej ugruntowane w wierze i dojrzałe w działaniu.

...

Zawsze gdy celem przewodzacego nie jest dobro innych a bycie wywyzszonym ponad ,,plebs". Dochodzi do naduzycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:58, 04 Lis 2017    Temat postu:

Seks, władza i pieniądze: wystarczy chwila nieuwagi, by uderzyć o dno [sobotnia Ewangelia przy kawie]
Katarzyna Szkarpetowska i Ks. Przemek KAWA Kawecki SDB | 04/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ks. Przemek KAWA Kawecki: Pokusa władzy, okazywania siły, udowadniania swojej wyższości jest w nas ogromna – dotyczy to i świeckich, i duchownych, tu nie ma mocnych.


K
atarzyna Szkarpetowska: Już dwa tysiące lat temu Jezus powiedział: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”. Człowiek od zarania dziejów ma problem z nadmiernym myśleniem o sobie, z egocentryzmem?

Ks. Przemek KAWA Kawecki: Trudno, żeby człowiek nie myślał o sobie – to naturalne, że dbamy o swoje sprawy, dbamy o siebie. Natomiast to, co niszczy nas od zarania dziejów, to grzech, który potrafi zmienić to, co normalne i właściwe, w jakieś chore, wynaturzone zachowania.

Jak pisze św. Jan w jednym ze swoich listów, pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha tego żywota, to źródło wszelkiego zła, zarówno na świecie, jak i w indywidualnej jednostce.

Przyglądając się życiu różnych aferzystów, mafiosów czy nawet zwykłych Kowalskich, szybko zauważymy, że to, co zniszczyło życie niejednemu człowiekowi, to seks, pieniądze i władza. I choć wszystko jest dla ludzi, to każdy człowiek wie, że w tych sprawach wystarczy chwila nieuwagi, aby mocno uderzyć o dno.



Chrześcijaństwo, na ile je rozumiem, jest o miłości, a miłość przychodzi wraz z drugim człowiekiem. Jak Ksiądz myśli, co powoduje ludźmi, którzy wynoszą się nad innych? I, ostatecznie, co im to daje?

Czasami jakaś osoba, która jest świetną koleżanką z pracy czy dobrym znajomym, po otrzymaniu stanowiska kierowniczego zmienia się w osobę, z którą ciężko wytrzymać. Słynny eksperyment przeprowadzony kiedyś na amerykańskich studentach pokazał, że wystarczy jednych ludzi nazwać więźniami, a drugim dać mundury strażników, aby zaczęło się poniżanie jednych przez drugich.

Obserwując bardziej uważnie otaczającą nas rzeczywistość, łatwo zauważyć, że pokusa władzy, okazywania siły, udowadniania swojej wyższości jest w nas ogromna – dotyczy to i świeckich, i duchownych, tu nie ma mocnych.

A co to daje? Poczucie, że jestem kimś, że trzeba się ze mną liczyć, że zasługuję na szacunek… I pewnie karmi wiele innych głodów, które w sobie nosimy.



Kiedy na pokładzie jest za dużo pychy, okręt może pójść na dno?

Pycha popycha nas do walki z konkurencją, do zazdrości, do podstawiania nogi. Z drugiej strony pycha, która bazuje często na zaniżonym poczuciu własnej wartości, prowokuje nas do deprecjonowania wartości innych ludzi. Stąd bierze się obgadywanie, plotkowanie, kręcenie afer.

To wszystko dokonuje się często w obrębie grupy, która ma ze sobą współpracować. Czy będzie to grupa przyjaciół, wspólnota zakonna czy firma, w której pracuję, łatwo wysnuć wniosek, że pycha zawsze jest górą lodową, o którą może rozbić się nasz życiowy Titanic.



Pycha jest grzechem, zatem człowiek pyszny nie jest wewnętrznie wolny. A skoro nie jest wewnętrznie wolny, to nietrudno o refleksję, że nie tylko inni ludzie mają z nim „problem”, ale też jemu samemu jest ze sobą źle. Jak poprowadzić takiego człowieka, jak opisać mu świat, Pana Boga, aby z tej drogi zawrócił?

Współczesny człowiek jest interesowny. Nietrudno zatem wykazać zyski i straty, jakie wynikają z bycia człowiekiem unoszącym się pychą. Jedna z moich znajomych mawia czasem, że kiedy ma się dobrego szefa, z radością chodzi się do pracy i człowiek ma poczucie spełnienia.

Przy człowieku prawdziwie mocnym, nawet jeśli jest twoim szefem, czujesz się po prostu wolny i zmotywowany. Natomiast kiedy trafiasz na osoby pyszne, zadufane w sobie, to oprócz profesjonalnego wykonania swoich zadań, zaczynasz czuć, że musisz spełniać jakieś niewyrażone oczekiwania – zachowywać się w pewien sposób, nadskakiwać, utwierdzać w wielkości itd.

Może ktoś to lubi, może ktoś lubi być lizusem, ale na dłuższą metę każdy człowiek, który nosi w sobie przynajmniej minimalne poczucie godności, będzie się męczył w takim układzie, co niewątpliwie wpłynie na pracę całego zespołu. Warto więc prowadzić ludzi do refleksji, że lepiej opłaca się być mocnym, pięknym człowiekiem, niż nadętym bufonem.

Ojciec, który przyjmuje syna marnotrawnego, to pokaz mocy pozbawionej pychy. Syn nie poczuł się upokorzony, chociaż wiedział, że nawalił. Taka postawa ojca to dobry przykład dla każdego szefa – mniej strat, większe zyski.
Czytaj także: Jezus daje przepis na podejmowanie trudnych decyzji [sobotnia Ewangelia przy kawie]



Ewangelia na sobotę: Łk 14, 1.7-11

„Sobotnia Ewangelia przy kawie” to przygotowany dla Aletei cykl rozmów Katarzyny Szkarpetoskiej z ks. Przemkiem KAWĄ Kaweckim SDB. Nasi rozmówcy co tydzień dzielą się z nami ciekawymi i nieoczywistymi myślami inspirowanymi fragmentem Ewangelii przeznaczonym w liturgii Kościoła na każdą sobotę.

...

Pokusa wywyzszenia jest ogromna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:03, 14 Lis 2017    Temat postu:

Jesteś szefem? Zobacz, jak zbudować prawdziwy „dream team”!
Małgorzata Rybak | 14/11/2017
Climate KIC/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Jest w tym coś niezwykłego, że najczęściej identyfikowanym problemem przez szefów jest „brak wyników”, „brak zaangażowania” czy „brak wystarczających kompetencji” u pracowników. Punktem wyjścia do zmiany jest jednak zupełnie co innego niż zafundowanie podwładnym „szkolenia z wiary w produkt”.
Czy Twój pracownik Ci ufa?

Świetny, logiczny i wewnętrznie spójny model przezwyciężania dysfunkcji pracy zespołowej stworzył Patrick Lencioni. Tysiące organizacji na świecie wykorzystuje go dla poprawy swojego funkcjonowania. Choć jest bardzo prosty, często powoduje „odkrycie Ameryki”. Okazuje się bowiem, że to nie konflikt i nie „niezgodność charakterów” są największymi wrogami pracy zespołowej.

U podstawy modelu pięciu dysfunkcji pracy zespołowej znajduje się brak zaufania. Gdy nie czujemy się bezpieczni na poziomie relacji w zespole i relacji z przełożonym – nie istnieje areopag, czyli miejsce szczerej wymiany myśli, swobodnego przepływu informacji i troski o siebie nawzajem (o nasze sprawy nie tylko w pracy, ale i poza nią).
Czytaj także: Jak sobie radzić z toksycznym szefem? Podpowiadamy 5 sposobów
Strach przed konfliktem i brak zaangażowania

Tam zaś, gdzie szczerość jest niemożliwa, schodzimy do poziomu szarych eminencji, kuluarowej obmowy, kamuflowanej złośliwości. To dlatego, że zaufanie warunkuje przezwyciężenie drugiej z kolei dysfunkcji – strachu przed konfliktem. Gdy zmiatamy pod dywan problemy i nie ujawniamy rozbieżnych poglądów, utrzymujemy, jak mówi Lencioni, „sztuczną harmonię”. Jej ceną jest kolejna dysfunkcja – brak zaangażowania.

Nie da się angażować w coś, co jest „ich pomysłem”. „Tak sobie postanowiliście, to róbcie sobie sami”. To zupełnie normalne: człowiek jest w stanie utrzymać motywację jedynie w zadaniach, na których przebieg ma wpływ. Jeśli nie mogę wyrażać otwarcie swoich pomysłów i zastrzeżeń, projekt przestaje być „moją sprawą”.


Unikanie odpowiedzialności

Czwarta dysfunkcja wynika bezpośrednio z braku zaangażowania i polega na unikaniu odpowiedzialności. A przecież nie da się działać skutecznie, nie biorąc na siebie odpowiedzialności i nie dotrzymując słowa. Co więcej, odpowiedzialność pozwala na wymaganie od innych podobnych zachowań, ponieważ zwycięstwo może być tylko nasze wspólne albo niczyje. Do przezwyciężenia czwartej dysfunkcji potrzebna jest podobna dojrzałość emocjonalna, która przydaje się także do pokonania lęku przed konfliktem i polega na zgodzie na wejście w dyskomfort w dziedzinie uczuć. Często bowiem lękamy się stawiać otwarcie wymagań, by nie utracić powierzchownej sympatii – i to najlepiej „wszystkich”.

Dopiero teraz docieramy do czubka góry lodowej, który widzi większość szefów, nie mając pojęcia, ile ton lodu kryje się pod powierzchnią wody. Dochodzimy do strefy „wyników”. W zespole, w którym występują cztery poprzednie dysfunkcje, ostatecznie pojawia się także piąta: brak dbałości o wyniki.
Czytaj także: Czy praca może być powołaniem?


Co zrobić, by Twój pracownik był zaangażowany?

Przepis Lencioniego na efektywny zespół – to działania, które pomagają przezwyciężyć wszystkie te negatywne tendencje. Budowanie wzajemnego zaufania na bazowym, ludzkim poziomie, byśmy mogli nazywać nurtujące nas problemy i spierać się w poszukiwaniu najlepszych rozwiązań; zarówno po to, by głos każdego był usłyszany, jak i dlatego, by każdy z nas mógł przekonać się do dalszej wizji działania. Z tego przekonania wyrasta zaangażowanie we wspólne projekty, w przeciwieństwie do koncentracji jedynie na własnej karierze i indywidualnych celach.

Zaufanie, konstruktywny konflikt i zaangażowanie prowadzi do brania na siebie odpowiedzialności i wymagania jej od innych. Tam zaś zaczynamy dbać o wspólnie o wyniki – poczynając od tej sfery w naszej organizacji, którą zidentyfikowaliśmy jako na ten moment wymagającą najwięcej uwagi.

Lider jest pierwszą osobą, od której zależy sprawność zespołu. To on pierwszy tworzy zaufanie, pozwala na posiadanie i wyrażanie zdania innego niż swoje własne, a także umożliwia zespołowi określenie wspólnego celu, w który warto się zaangażować. Jeśli przełożony nie podejmuje tych działań, bo „nie ma na nie czasu”, będzie potrzebował go bardzo wiele na nieustanne zarządzanie kryzysowe niewydolnymi projektami.

..

Bardzo dobre! A praktycznie zobaczcie PiS. Dokladnie to sa opisane patologie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:12, 13 Gru 2017    Temat postu:

Kim był facet, który „zdziwił” Boga?
Stefan Czerniecki | 13/12/2017

Domena publiczna
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Zdziwić Pana Boga? Czy to możliwe? Przecież On wszystko wie. A jednak… Jest na kartach Pisma Świętego jedna taka sytuacja, gdy Ewangelista używa sformułowania „Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się”. Dzieje się to po rozmowie z pewnym mężczyzną.

Historię, o której dziś chciałbym napisać, opisuje św. Mateusz w Ewangelii na początku rozdziału ósmego. Nie tak dawno medytowaliśmy ją w Kościele podczas czytań mszalnych. Ewangelia o najsłynniejszym chyba setniku opisanym na kartach całej Biblii.

Tym samym, który prosi Jezusa o uzdrowienie swego sługi. A na odpowiedź Mistrza, że Ten uda się zaraz do jego domu, aby uzdrowić chorego, setnik odpowiada: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie”. Znane słowa, znane zawołanie. Powtarzamy je podczas każdej Eucharystii. Każdej. Bez wyjątku. Miliony powtórzeń na całym świecie. Każdego dnia.

Co de facto sprawiło, że Kościół uznał słowa akurat tego człowieka za konieczne do wpisania w ryt mszalny? Co sprawiło, że Jezus Chrystus po usłyszeniu odpowiedzi setnika „zdziwił się”. Kim tak naprawdę był ten facet?
Czytaj także: Roraty, czyli bądź mężczyzną!


Kim był „setnik”?

„Setnik” to polskie słowo. Chyba jednak lepiej brzmi „centurion”. W końcu, w oryginale brzmiało ono „centurio”. Nasze słowo „setnik” wzięło się zapewne stąd, że dowodził centurią, która zwykle liczyła sobie właśnie stu żołnierzy. Kim był? Dowódcą. To na pewno. Ale i człowiekiem, który znał smak krwi. Który umiał walczyć. Był w pełni posłuszny przełożonym. Był też najprawdopodobniej brutalny. Tylko taki ktoś mógł bowiem utrzymać w ryzach setkę uzbrojonych w miecze mężczyzn.

Możemy podejrzewać, że gdy rozmawia z Jezusem, jest już blisko emerytury. Prowincja Judei była niezwykle spokojna. W odróżnieniu od kotłujących się prowincji w Europie, tutaj nie działo się wiele. Raz na jakiś czas kilku izraelskich rebeliantów zaatakowało oddział w którymś z wąwozów. Zwykle jednak bez większego skutku. Do Judei zsyłano więc zasłużonych i zaprawionych w boju dowódców z Europy. Tych, którzy zasłużyli na spokojne oczekiwanie na długo oczekiwaną emeryturę.

Możemy też podejrzewać, że tenże centurion dobrze znał smak krwi. Prawdopodobnie w czasie toczonych walk zabił wielu ludzi. Decydował o życiu. Także o losie pojmanych niewolników. Wymierzał karę żołnierzom. Zazwyczaj niezwykle surową. Po to zresztą nosił przy sobie spleciony z drzewnych gałązek bat. Po ludzku więc był „panem życia i śmierci”.

Taka jest jego historia. Takie jest jego „tu i teraz”, gdy spotyka Jezusa w Kafarnaum.
Czytaj także: Chcesz być dojrzałym mężczyzną? Zostań tatą!


Pokora i odpowiedzialność

Na odpowiedź centuriona Jezus szczerze się dziwi. Na pewno znał tego człowieka. Co do tego nie możemy mieć wątpliwości. Znał jego historię, znał jego grzechy, znał całe jego życie. Wiedział, kto przed nim stoi.

Czemu więc się „dziwi”? Można domniemywać, że nie takiej prośby o uleczenie swego sługi mógłby się spodziewać. Gdy Jezus chce iść do jego domu, ten odmawia. Jeden mądry ksiądz tłumaczył mi to tym, że centurion po prostu chciał Chrystusa ochronić.

Ten centurion mieszkał już jakiś czas wśród Żydów. Wiedział o ich zwyczajach. Miał świadomość, że dla pobożnych faryzeuszów kontakt z poganinem był uznawany za nieczysty. Gdyby Jezus wszedł do jego domu, mógłby być napiętnowany przez Żydów. Centurion nie chciał tego. Chciał ochronić Jezusa przed jeszcze większymi problemami.

Był nie tylko mężczyzną pokornym. Ale również mężczyzną przewidującym. Mężczyzną roztropnym.
Czytaj także: Święci, którzy zachwalali… picie piwa


Poganin z Rzymu

Ten, który zwykle rozkazuje, który jest „panem życia i śmierci” dla swych podwładnych, wreszcie o coś prosi. Ulega. Pokornieje. A przy tym wszystkim pamięta o swoim Wybawcy. Nie chce Go narazić. Wykazuje najwyższą troskę. I szacunek.

A jest przecież poganinem. Zabójcą z Rzymu. Niejednokrotnie przekonuję się, że w postawach jestem do niego zupełnie podobny. Też bywam pogańskim zabójcą. Mordującym swoje marzenia, mordującym czyjeś marzenia, mordującym czystość, mordującym swoją wolność. Pogańskim czcicielem kultu pracy, pieniądza.

A jednak i dla mnie jest szansa. Jak ją wykorzystać? Przepis znajduje się w rozdziale ósmym św. Mateusza. Oraz przed każdorazowym przyjęciem Komunii Świętej. Gdy wypowiadam ostanie słowa przed przyjęciem Boga. Słowa pewnego centuriona.

...

Nie byl zabojca tylko zolnierzem. Dzis swiat juz tak jest poganski ze robi z zolnierzy mordercow. To brak moralnosci. Jezusa zadziwialo tylko dobro. A co ciekawe ten setnik okazal PRZYWODZTWO!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:11, 25 Sty 2018    Temat postu:

Reklama



Piotr Bogdanowicz
Po czym poznać leniwego człowieka? Oto cztery jego cechy według Biblii

Ks. Łukasz Kachnowicz
Ksiądz zdradza, ile trzeba dawać w kopercie podczas kolędy

Silvia Lucchetti
Miłość małżeńska w 7 obrazach

Magda Jakubiak
7 najciekawszych współczesnych kościołów w Polsce

Joanna Operacz
Zniechęcenie – ulubiony „gadżet” szatana

Tomasz Reczko
„Do Jezusa Ipanienki” – najpopularniejsze przejęzyczenia w kolędach

Dominika Cicha
Babcia Aniela poprosiła o chustkę, naftę i drewno. A dostała… dom!

Dominika Cicha
Wylosuj sobie patrona na cały rok!

Ewa Rejman
Przeżyła aborcję. Co powiedziała matce, którą spotkała po 40 latach?

Dział Foto
Pukiel włosów, krzyż z dzieciństwa, łóżko. Zdjęcia domu rodzinnego św. Teresy z Lisieux

Piotr Bogdanowicz
Po czym poznać leniwego człowieka? Oto cztery jego cechy według Biblii

Ks. Łukasz Kachnowicz
Ksiądz zdradza, ile trzeba dawać w kopercie podczas kolędy

Silvia Lucchetti
Miłość małżeńska w 7 obrazach

Magda Jakubiak
7 najciekawszych współczesnych kościołów w Polsce

Joanna Operacz
Zniechęcenie – ulubiony „gadżet” szatana

Tomasz Reczko
„Do Jezusa Ipanienki” – najpopularniejsze przejęzyczenia w kolędach



DUCHOWOŚĆ
Powołani do przywództwa. Program dla mężczyzn, którzy chcą wziąć życie w swoje ręce
Jarosław Kumor | 25/01/2018

Materiały prasowe
Udostępnij 7 Komentuj 0
Przeszedłem program „Powołani do przywództwa” i moje życie nadal jest jak rollercoaster, ale zamiast leżeć na torach, to ja zacząłem kierować kolejką.

Przywództwo po Bożemu
Przywództwo nas inspiruje, kojarzy się z odwagą, umiejętnością podejmowania właściwych decyzji, posiadaniem długofalowej wizji. Poza tym, po prostu jako mężczyźni jesteśmy na ogół pierwsi, gdy trzeba komuś coś doradzić, wymądrzać się, kogoś po ziemsku poprowadzić. No właśnie… po ziemsku. A przywództwo, o którym mówi program realizowany przez Przymierze Wojowników mówi o Bożym przywództwie.

To przywództwo jest nieziemskie. Po pierwsze dlatego, że nie ma nic wspólnego z ziemskim dowodzeniem ludźmi. Chodzi nam o przywództwo w osobistym życiu każdego mężczyzny. Przywództwo polegające na braniu swoich namiętności, złych nawyków, nałogów w niewolę i codziennej, systematycznej pracy nad sobą – mówi pomysłodawca i autor programu Mariusz Marcinkowski.
Czytaj także: Pięciu zwykłych facetów i ich pięciu świętych kolegów. Pomagają wziąć się w garść






Co, gdzie, jak?
Główną osią programu są cztery całodniowe spotkania na przestrzeni ponad czterech miesięcy. Każde będzie miało miejsce w sobotę i każde odbędzie się w Niepokalanowie – pod czujnym okiem patrona Przymierza Wojowników, św. Maksymiliana Marii Kolbego.

Uczestnicy „Powołanych do przywództwa” (PdP) otrzymają konkretne narzędzia, mające służyć jako pomoc w rozwoju, wypracowywaniu nowych, codziennych nawyków – m.in. specjalnie przygotowany dziennik przywódcy oraz cotygodniowy film formacyjny z konferencją. Wszelkie szczegóły znajdują się na stronie projektu.

Program jest adresowany zarówno do świeckich, jak i kapłanów. Czy można się do niego zapisać tak po prostu, z ulicy? Warunek jest jeden i nazywa się Droga Odważnych. To inicjatywa, o której pisałem w Aletei już wcześniej. Żeby móc uczestniczyć w PdP, trzeba być w tym programie, który nie jest specjalnie wymagający czasowo, ale pozwala wypracować pewien nawyk, który w PdP jest bezcenny – wierność w codziennych małych krokach.

Czytaj także: Odważni.pl – męska droga na wakacje


Siadaj za ster
Pierwsza edycja „Powołanych do przywództwa” odbyła się w zeszłym roku. Uczestnicy są zgodni co do pozytywnych efektów programu w ich osobistym życiu. Jak mówi pracownik administracji publicznej Kamil Jaśniewicz, PdP są w jego opinii warci każdych pieniędzy.

Dzięki Bożemu prowadzeniu, warsztatom i codziennej pracy zrozumiałem, że nie muszę płynąć z prądem, ale mogę wziąć ster mojego życia w ręce i zacząć nim zarządzać zgodnie z wolą Bożą – stwierdza Kamil Jaśniewicz.
Z kolei prywatnemu przedsiębiorcy Przemysławowi Wrzoskowi program pomógł na nowo odkryć swoje powołanie do bycia mężem i ojcem.

Dzięki codziennej pracy nad sobą nauczyłem się regularności i konsekwencji, bez których żaden z moich celów nie może być zrealizowany. Poza tym obecność innych mężczyzn w programie dawała mi poczucie, że nie walczę w pojedynkę – dodaje Przemysław Wrzosek.
W obrazowy sposób swój udział w zeszłorocznych PdP podsumował agent nieruchomości Michał Mokrzycki, który stwierdził, że jego życie nadal jest jak rollercoaster, ale zamiast leżeć na torach, to on zaczął kierować kolejką.

Jak mówi Mariusz Marcinkowski, w porównaniu z zeszłym rokiem program został ulepszony.

Mimo wielu pozytywnych sygnałów, wyciągnęliśmy pewne wnioski, widząc kilka niedociągnięć. Podstawową różnicą jest wymaganie, by każdy z uczestników był na Drodze Odważnych. To z pozoru dużo, ale sama Droga jest pewną podstawą dla PdP i sama w sobie jest świetną platformą dla stałego osobistego rozwoju duchowego jako kawaler, mąż, ojciec czy kapłan – kończy pomysłodawca projektu.
Zapisy prowadzone są na [link widoczny dla zalogowanych] Jak informują organizatorzy, liczba miejsc jest ograniczona i nie warto czekać. Pierwsze spotkanie odbędzie się 3 lutego.

...

Oczywiscie przywodca ma podazac do nieba przewodzac anie do piekla jak niestety wiekszoisc hitlery staliny kimy assady saddamy iitd. Itp. Smietnik historii jest niestety zapelniony i peka w szwach od herodow... Z dala od tego! Mamy swietych przywodcow! Mieszko Sobieski Traugutt Jadwiga! Jestem pewien ze i Batory bo naprawde wielka postac. Szczesliwa historia Polski!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:02, 26 Sty 2018    Temat postu:

Jak być dobrym liderem w Kościele? Rady św. Pawła dla Tymoteusza i Tytusa
Elżbieta Wiater | 26/01/2018

Andrew Neel/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
Św. Paweł napisał do nich listy, które dziś znajdują się w kanonie Nowego Testamentu. Zawarł w nich bardzo konkretne rady dotyczące liderów w Kościele.

Główny kłopot Tymoteusza leżał w jego metryce: „Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku” (1 Tm 4, 12), Tytusa zaś w specyfice wspólnoty, którą miał się opiekować: „Powiedział jeden z nich, ich własny wieszcz: «Kreteńczycy – to zawsze kłamcy, złe bestie, brzuchy leniwe». Świadectwo to jest zgodne z prawdą” (Tt 1, 12–13a).

Czytaj także: Św. Paweł: Apostoł z temperamentem, pragmatyczny i do bólu konkretny [Wszyscy Świetni]
Reszta kwestii do załatwienia i problemów do rozstrzygnięcia w przybliżeniu była ta sama: coraz wyraźniej obecne wpływy sekt gnostyckich, niestałość w wierze ochrzczonych, potrzeba wyboru i konsekrowania odpowiednich ludzi na prezbiterów i diakonów oraz diakonise, wreszcie codzienne życie z jego radościami i wymaganiami. Jakich rad udziela Tymoteuszowi i Tytusowi „stary Paweł” (Flm 9b), doświadczony apostoł i mądry nauczyciel?



Dobry lider zna cel
Dobry lider wie, dokąd zmierza i jakich potrzebuje do tego środków. Jak to ujmuje Apostoł: trzyma się „prostej linii prawdy” (2 Tm 2, 15). Bazuje na tym, co przekazali mu poprzednicy (2 Tm 1, 13), jednak ma też wciąż się uczyć i szukać swoich dróg (1 Tm 4, 15).

Ma też z odwagą bronić swojego stanowiska, jednocześnie jednak unikając niepotrzebnych sporów: „Powinien z łagodnością pouczać wrogo usposobionych, bo może Bóg da im kiedyś nawrócenie” (2 Tm 2, 25); „Sługa Pana nie powinien się wdawać w kłótnie, ale [ma] być łagodny względem wszystkich, skory do nauczania” (2 Tm 2, 24).

Paweł poleca także, by unikać dociekań, które prowadzą jedynie do kłótni (2 Tm 2, 23). Trzeba je ucinać, a od ludzi, którzy je prowokują, jedynie udając zaangażowanie, trzeba uciekać (2 Tm 3, 5b). W końcu czym innym jest dyskusja, która ma na celu odnalezienie prawdy, a czym innym przeciąganie liny mające na celu tylko udowodnienie, że „to JA mam rację”. To drugie prowadzi jedynie do kłótni, a dobry lider zabiega przede wszystkim o „sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój” (2 Tm 2, 22).



Pobożność
Wszelkie starania polegające na rozwijaniu jedynie ludzkiej strony wspólnoty będą puste i ostatecznie bezowocne, jeśli zabraknie im nakierowania na Boga: „Ćwiczenie cielesne nie na wiele się przyda; pobożność zaś przydatna jest do wszystkiego, mając obietnicę życia obecnego i tego, które ma nadejść” (1 Tm 4, Cool.

I, paradoksalnie, nie dotyczy to jedynie grup religijnych. W końcu Boże błogosławieństwo może dotyczyć każdej sfery naszego życia, zależy jedynie, czy o nie poprosimy i je tam zaniesiemy.

Czytaj także: Franciszek do biskupów: Świeccy nie są naszymi parobkami ani naszymi pracownikami


Zyski materialne: drugorzędna kwestia
Skoro o paradoksach mowa: Paweł bardzo ostro krytykuje tych, którzy głoszenie słowa czy ogólnie sferę wiary traktują jako źródło dochodu (1 Tm 6, 3–6). Przypomina: „Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni. […] Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (1 Tm 6, 8.10a). Bóg wie, czego potrzebujemy, także materialnie.

Zaufanie Mu, kiedy odpowiada się nie tylko za swoje dochody, ale też utrzymanie pracowników, jest bardzo trudne. Jednak jeśli wiem, dokąd idę i czego chcę; umiem, kiedy trzeba, zacisnąć pasa, pasja ostatecznie przyniesie także pieniądze. Steve Jobs gwarantuje (zresztą nie tylko on).



Nakierowanie na osobę
Oprócz świadomości celu w byciu liderem istotne jest też nakierowanie na osobę. Dobry przełożony zna swoich współpracowników (stąd wszystkie rady Pawła dotyczące tego, jakich ludzi należy wybierać do posług – 1 Tm 3, 1–13; Tt 1, 5–9), z każdym potrafi budować relację w odpowiedni sposób (1 Tm 5, 1–2) i jest dla nich wzorcem (1 Tm 4, 12) oraz nauczycielem (2 Tm 2, 1–2, Tt 3, 1–2).



Duma z wykonywanej pracy
Częścią nagrody, ale też jedynym z czynników leżących u podstaw dobrego przełożeństwa, jest duma z tego, co się robi. Dlatego Paweł swoje porady przeplata wątkami teologicznymi – cały czas przypomina o godności danej wierzącym przez Chrystusa, Jego miłości, zbawieniu, czyli tym wszystkim, co stanowi o wartości naszej wiary, która mają głosić jego adresaci.

Chociaż może to się wydać patetyczne, to jednak bez zdrowego poczucia misji, nakierowania na jakąś nadrzędną wartość niezwiązaną z pieniędzmi, nie da się być dobrym liderem. Paweł doskonale to rozumiał i, sądząc po tym, że Tymoteusz i Tytus są świętymi, jego uczniowie dobrze przyswoili tę lekcję.

Czytaj także: 15 chorób lidera – według papieża Franciszka
Źródła: św. Paweł Apostoł, 1 List do Tymoteusza, 2 List do Tymoteusza, List do Tytusa

...

Wlasnie! Po co meczyc jakies teksty wytworzxone na uczelniach najczesciej USA slabymi umyslami gdy mamy Biblię?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy