Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
"Przekleństwo Adama. Świat bez mężczyzn"
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:38, 13 Lip 2017    Temat postu:

Szarmanccy mężczyźni. Przepadli na zawsze?
Alina Petrowa-Wasilewicz | Lip 13, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Utracone piękno bardzo boli. Ale nadziei tracić nie wolno. Bo zdarzają się zaskakujące spotkania, które dają nadzieję, że świat galantów i eleganckich dam nie zginął, tylko ukrył się po jakichś zakamarkach i wróci.


S
ą słowa, które pojawiają się, krążą, są w obiegu, a potem znikają, kończąc na wysypisku wyrazów wraz ze światem, w których żyły i coś oznaczały. Kto dziś powie o kimś, że jest „galanty”? Nawet najstarsi rodacy zapomnieli, co to za pojęcie a młodzi będą musieli zajrzeć do słownika języka polskiego i przeczytać, że to archaizm, przestarzałe słowo.

A chodzi o mężczyznę o wyszukanych, wykwintnych manierach, zwłaszcza wobec dam, o jakich możemy co najwyżej poczytać sobie w pamiętnikach ziemian, ale też mieszczaństwa, w tym ludzi z obrzeży, czyli gminu.


Całuję rączki

Bo kimże był ów Felek z piosenki z przedmieść, co „przyniósł pączki” dla panny Andzi, służącej, „mającej dziś wychodne”, który mówi „padam do nóżek, całuję rączki”. Galantem był Felek, aspirował, bo tak jak niemal wszyscy z jego świata był przekonany, że istnieje jakiś wzorzec, ideał i że trzeba się starać i wysilać, aby go urzeczywistnić.
Czytaj także: Pokolenie millenialsów a kodeks rycerski

Nie tylko zdobywając serce panny Andzi, ale że w ogóle trzeba być comme il faut, czyli takim, jak należy. To taki daleki odgłos poglądu średniowiecznych teologów, który dotarł na przedmieścia, że wolność jest dana człowiekowi po to, żeby stawał się coraz lepszy, żeby się uświęcał i na koniec trafił do nieba. Dzięki takiemu myśleniu powstawały dzieła, opisujące ideały oraz wzorcowe żywoty, których autorzy kreślili obrazy doskonałego rycerza, kupca, gospodarza… Należało przeczytać i podjąć wysiłek, żeby sprostać, żeby choć trochę zbliżyć się do ideału.

Tak więc pan Felek też się starał, bo naśladował elity, a elity świeciły przykładem i realizowały wzorce, w tym mężczyzny szarmanckiego, eleganckiego, rycerskiego i opiekuńczego.

Mieszkaniec z przedmieść, tak samo jak ten ze szczytu drabiny społecznej, był przekonany, że trzeba o kobietę, o damę zabiegać i słusznie, że wyraz ten znaczeniowo spokrewniony jest z bieganiem, wysiłkiem, zawodami. Trzeba było nie tylko „mieć ogładę”, czyli po ociosaniu potrafić się znaleźć, pięknie jeść, prowadzić konwersację, opiekować się słabszymi, pomagać sąsiadom. Jednym z ważnych składników owej ogłady był stosunek do dam.


Panie przodem

Wystarczy poczytać XIX-wieczne listy, pamiętniki, wspomnienia, by zorientować się, jak niegdysiejsi nasi rodacy odnosili się do matek, narzeczonych, żon i córek. Komplementy, zachwyty, wysławianie cnót, ale do tego dochodziła codzienność, owe wyszydzane później przepuszczanie w drzwiach, odsuwanie krzeseł, podawanie ramienia, całowanie w dłoń, unoszenie w tany, obdarowywanie, wśród którego bukiety kwiatów były ulubioną formą wyrażenia szacunku i uczuć.

Już w dobie staropolskiej utrwalił się zwyczaj szczególnego traktowania białogłów, nie do pomyślenia było odezwanie się przy nich grubym słowem, niedozwolone było, aby stały się świadkami jakichkolwiek aktów przemocy. Kobiety były chronione i cenione, otoczone biegającymi wokół nich mężczyznami. Rzecz jasna, były odstępstwa od normy, upadki i bunty, ale świat porządkowały wymagania i nikt ich nie kwestionował.
Czytaj także: Walcz do końca! Nawet, gdy to bez sensu…

Ten świat wraz z galantami i padaniem do nóżek, całowaniem rączek, jak wiemy zatonął niczym Atlantyda wraz z wojną i demokracją ludową, która po niej nastąpiła, wypierając i piętnując „szlacheckie zwyczaje”.

Bardzo wpływowy w PRL tygodnik zainicjował walkę z tak zwanym „cmok nonsensem”, czyli całowaniem kobiet w dłoń i była to próba wprowadzenia tak zwanego demokratycznego savoir vivre’u, bo tak nazwano rubrykę, tępiącą wsteczną galanterię.


Nonsens dobrego wychowania

Nie wiadomo, czy inicjatorzy walki z nonsensem dobrego wychowania byli zadowoleni z efektów swej pracy, może mieli jakiś niedosyt, bo po zlikwidowaniu manier zostało puste pole. Tak więc świat szarmanckich mężczyzn i eleganckich dam został najpierw zamordowany wraz z elitami, później dobity w koszmarnie siermiężnych i niegustownych czasach komunizmu, a duch galanta ujawnia się do dziś w odruchach sędziwego profesora, starego bibliotekarza, prawiącego wielopiętrowe komplementy przy wręczaniu kolejnych zamówionych książek lub szatniarza, podającego płaszcz i wspominającego, jak trzeba paniom się przypodobać i jacy to u ich boku byli kiedyś szarmanccy panowie.

W jakichś zaułkach, sprawiających wrażenie, że czas się zatrzymał, można było spotkać bardzo starych dżentelmenów, strzelających obcasami, przychodzących z kwiatami i bombonierką, idealnie punktualnie dzwoniących do drzwi. Galantów.

Ubolewałam nad tym utraconym światem, ponieważ trudno pogodzić się z brzydotą, bylejakością, słuchając przekleństw dziesięcioletnich dziewczynek i pokazujących „fucka” chłopców.

Obserwowałam kilka lat temu publiczność, wychodzącą po spektaklu „Don Carlosa” z Opery Wiedeńskiej w ciepłą czerwcową noc, damy w długich sukniach i dżentelmenów we frakach. Zastanawiałam się, gdzie podziały się owe suknie i fraki naszych przodków i zazdrościłam, że są narody, które nie utraciły swej ciągłości, nikt ich nie demokratyzował, nawet te, które się przyczyniły do koszmaru wojennego.

Niedługo później obejrzałam film dokumentalny o zabawach i świętowaniu absolwentów Oxfordu. Obserwowałam, jak przyszłe angielskie elity wychodzą nad ranem nietrzeźwe, w rozchełstanych koszulach, wymiotują i zrozumiałam, że ta Atlantyda została stracona przez wszystkich, nie tylko Polaków i narody zdewastowane przez komunizm.
Czytaj także: W poszukiwaniu utraconej męskości

Że panowie we frakach i Felek w swoim najlepszym żakiecie przepadli na zawsze, bo zmieniło się wszystko – spojrzenie na człowieka, wychowanie, o celu wolności i życia nie wspominając.


Gdzie Ci mężczyźni?

Mamy bezstresowe wychowanie i dowolne korzystanie z wolności, opresja etykiety przepadła, ale czy jest to wymiana na lepsze? Bo straciliśmy wraz z wysiłkiem i dyscypliną wewnętrzną wielką wartość – szacunek, urodę i piękno życia. Nie po raz pierwszy staje się jasne, że postęp nie musi iść w dobrą stronę, nieraz ląduje na manowcach, niszcząc kulturę.

Utracone piękno bardzo boli. Ale nadziei tracić nie wolno. Bo zdarzają się zaskakujące spotkania, które dają nadzieję, że świat galantów i eleganckich dam nie zginą, tylko ukrył się po jakichś zakamarkach i wróci. Gdy hipster z miasteczka młodych, którym się udało, podaje dłoń starszej pani, gramolącej się na schodki i cierpliwie tłumaczy, jaka jest najkrótsza droga do przystanku autobusowego.

Bo wciąż wydaje mi się, że nie sposób utracić DNA swojej kultury, że uśpieni galanci, jak rycerz na Giewoncie nie tylko obronią, ale też pokażą młodym adeptom, jak pięknie być prawdziwym mężczyzną.

...

Teraz mamy wrecz amerykanizacje czyli programowe zrownanie wszystkiego w dół! Tam w ogole nie znaja pojecia szlachty a wiec i szlachetnosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:52, 30 Sie 2017    Temat postu:

Po co kobiecie mężczyzna?
Stefan Czerniecki | Sier 30, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Wtedy zrozumiałem, po co tu jestem. Jaką mam misję do wykonania. Ta kobieta, którą kocham, potrzebuje natychmiast mojej pomocy. Mojego wsparcia.


R
obert jest super facetem. Szczupła, wysportowana sylwetka. Inteligente oczy. Niski głos. Przyjazna aparycja. Opiekuńczy i troskliwy. Współczujący i dobrze radzący drugiemu. Mądry człowiek żyjący blisko Boga. Karmiący się codziennie Jego Słowem. A przy tym niezwykle zaradny. Pracujący w dobrej firmie, mający swoje mieszkanie. Słowem: mężczyzna, o jakim prawdopodobnie marzy większość kobiet.

Gdy spotkasz takiego na ulicy, od razu stajesz przed pokusą wejścia w kompleks. Rozdrapywania wątpliwości. Tych z kategorii bliskich poczucia niższości. To przecież takie ludzkie. Porównywanie się, zestawianie cech, dążenie do wzoru osiągniętego przez innych. Robert przecież na oko nie ma problemów. Nie, on nie ma prawa ich posiadać. Czyżby?

Ta rozmowa otworzyła mi oczy. Siedzieliśmy w pizzerii. Robert mówił jak zwykle. Wolno i wyraźnie. Widać, że przemyśliwuje każde słowo. Ale także to, że nie mówi mu się łatwo. Nadal to przeżywał. Historię, co by nie mówić, być może swojego życia. Odzyskania sensu.
Czytaj także: Czy chłopaki faktycznie nie płaczą?


Duchowe rozterki

Od kilku tygodni zmagał się z poważnym duchowym cierpieniem. Nie spał, miewał nudności. Wpadał w dziwne stany fizycznych napięć. Po ludzku nie wiedział, co robić. Był na skraju wyczerpania. Wycieńczony rozstał się z dziewczyną. Którą zresztą szczerze kochał. I kocha nadal.

To była mądra kobieta. Wiedziała, że nie może zostawić swojego mężczyzny w potrzebie. Nawet, jeśli ten nie jest pewny sensowności dalszego spotykania się z nią.

– Przyjadę do ciebie, Robert. Czekaj na mnie i nigdzie nie wychodź – usłyszał któregoś wieczoru w słuchawce.

To był właśnie ten dzień. Na pozór zwykły i niczym nie różniący się od innych. Dziś jednak Robert już wie, że jeden z najważniejszych w jego historii. Historii jego życia. Gdy wreszcie usłyszał Ten Głos. I wiedział, co robić.

– Zobaczyłem Maję. I wiesz… – przełknął ślinę Robert. – Gdy szła klatką w kierunku drzwi mojego mieszkania, zobaczyłem… Zobaczyłem, jak ona cierpi. To był cień Mai, którą poznałem. Wesołej, rezolutnej, pełnej życia dziewczyny. Wtedy zrozumiałem. Wreszcie pojąłem! Po co tu jestem. Jaką mam misję do wykonania. Nie za rok, nie za lat piętnaście. Ale tu i teraz. Ta kobieta, którą kocham, potrzebuje NATYCHMAIST mojej pomocy. Mojego wsparcia.

Robert prostuje się przez chwilę na krześle. Rozgląda się dyskretnie po restauracji. Sprawdza, czy czasem nie mówi za głośno. Nie chce przeszkadzać innym. Wreszcie nachyla się nad stolikiem i zniżając głos kontynuuje opowieść.
Czytaj także: Jak zobaczyłem pełnię męstwa na… Polach Grunwaldzkich


Ona Ciebie potrzebuje!

– Powiedziałem sobie jasno i stanowczo w myślach:

Raz, dwa, trzy! Ogarniasz się, chłopie! Rozumiesz?! Żadnego mazgajenia się, rozczulania. żadnego leżenia na łopatkach. nie ma tego! Widzisz tę kobietę? Ona ciebie potrzebuje! Jesteś tu dla niej! Zapomnij o sobie! Jesteś tu dla niej! Masz jej pomóc!

Zrozumiałem. Tak szybko. Tak prosto. Językiem wojskowym. Nie znoszącym sprzeciwu. Jakiegokolwiek. Tego mi było potrzeba.

Nie muszę dopytywać o więcej. W oczach Roberta widzę kolejne etapy historii. Wpierw były przyćmione i smutne. Potem, gdy mówił o stanie, w jakim zastał swoją dziewczynę, agresywne i pełne srogiego gniewu. Wreszcie zaś pełne żaru i potężnej mocy. Jaśniejące nadzieją.


Wsparcie dla ukochanej

– Zrozumiałem, po co my faceci zostaliśmy dani naszym kobietom! – konkluduje już głośniejszym tonem. Część z siedzących wokół nas na moment przerywa rozmowy. – Ile razy już to słyszałem. W kościele, na kazaniach, mądrych konferencjach… Że „mamy być wsparciem”, „mamy im pomagać, podnosić…”. I nawet to przyjmowałem, potakiwałem głową. Jakiż ja byłem daleki od prawdziwego zrozumienia tej prostej prawdy.

Milczę i słucham w podziwie. Myślę sobie, że gdyby nagrać w tej chwili Roberta, mielibyśmy hitową konferencję dla pogrążonych w letargu i depresji mężczyzn. Tu nie potrzeba już nic więcej mówić.

– Stefan, zrozumiałem. To wszystko jest takie proste. Żadnego biadolenia. Żadnego użalania się nad sobą. Żadnej dezintegrującej mnie „rozkminy”. Mamy być dla nich. A wiesz, co było w tym wszystkim najpiękniejsze?

– No? Co takiego?

– Gdy usłyszałem ten Głos. Miałem przeświadczenie, że nie pochodzi On ode mnie. Że to Bóg zwraca się bezpośrednio do mnie. Osobiście.

– I co powiedział?

– Że uszanował już dawno moją decyzję wyboru Mai. Że skoro ją kocham, to mam się nią teraz zająć. W tej chwili. Powstać z błota marazmu i apatii. I działać.

Dziś nie będę pisał odautorskiego zakończenia. Ono już chyba wybrzmiało powyżej. Taki kopniak z Nieba to prawdziwe błogosławieństwo.

...

To bardziej sprawy ponad fizyczne. Nie trzeba od razu pobić zgrai bandytow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:44, 13 Wrz 2017    Temat postu:

Facet, podejmij wreszcie tę decyzję!
Stefan Czerniecki | Wrz 13, 2017

Cristian Lozan/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Niejednokrotnie łapałem się wżyciu na bardzo wygodnej interpretacji Pisma, że Bóg za mnie wszystko zrobi. Że „On ogarnie temat”. Podejmie decyzję. Za mnie.

„Powierzam Cię Bożej dobroci i modlę się, by Ci błogosławił w realizacji zamierzonych przez Ciebie planów”. Ładne zdanie, nie? Przemyślane. Napisałabym nawet, że takie „przemyślane”.

Wiecie kto to napisał? Wcale nie żaden katolicki świecki mówca zajmujący się motywacyjnymi konferencjami dla dobrze zarabiających mężczyzn. Ani żaden trener celujący w psychologiczne gadki dla panów pogrążonych w decyzyjnej apatii. Żaden z tych. Słowa te zapisał któregoś dnia pewien święty zakonnik. Prawdopodobnie przebywając w swojej celi. Jak ufam, będąc pod natchnieniem Ducha Świętego. Nazywał się Pio. Święty Ojciec Pio. Żaden inny. Ten z Pietrelciny.
Czytaj także: Nieznany stygmat, który sprawiał o. Pio największy ból. Wiedział o nim tylko Jan Paweł II


Nauka, jaka płynie z listów ojca Pio

Przyznam się, że nie mam absolutnie żadnych podstaw, aby twierdzić, do kogo ten list był adresowany. Ojciec Pio miał przecież wiele duchowych dzieci. Wśród nich byli i młodsi, i starsi. Były kobiety i byli mężczyźni. Jednak czytając dziś rano ten fragment poczułem inspirację, aby potraktować te słowa jako dedykowane jasno i wyraźnie właśnie mężczyznom.

Słowa dotykające tak drażliwej kwestii planowania. Tego naszego, tego ludzkiego. Wedle mojego rozeznania, owo planowanie, owo snucie projektów przyszłości wpisuje się nierozłącznie w męską tożsamość. Nie chciałbym być tutaj źle zrozumiany. To nie tak, że kobiety nie planują, bądź im nie wolno planować. Nie, nie w tym rzecz.

Chodzi mi tutaj o to, że w chrześcijańskim modelu budowania rodziny oraz stosunków społecznych, to na mężczyźnie spoczywa decyzyjność. Za losy rodziny, kupna mieszkania, utrzymania żony, dzieci i siebie. To jego decyzje stają się decyzjami wiążącymi. To św. Józef zadecydował o wyjściu z Egiptu. To Mojżesz podjął decyzję o wyruszeniu na pustynię. To Noe zarządził budowanie arki.

Wróćmy może do słów świętego Ojca Pio. „(…) modlę się, by Ci błogosławił w realizacji zamierzonych przez Ciebie planów”. Mocne, nie? „Zamierzonych przez Ciebie” – jak na mój gust, tam to wybrzmiewa bardzo wyraźnie. Bóg w swojej niczym nieograniczonej wolności i pokorze pozwala mężczyźnie decydować. Jakby mówił: „Ty masz planować, Ty masz się określić, gdzie będziecie iść”.
Czytaj także: Męskie rozmowy w szpitalu. „Kiedyś facet musiał się postarać”


Moja odpowiedzialność

Niejednokrotnie łapałem się wżyciu na bardzo wygodnej interpretacji Pisma, że Bóg za mnie wszystko zrobi. Że „On ogarnie temat”. Wszystko sprowadzało się do jednego: „to Bóg podejmie decyzję”. Za mnie.

I wcale nie wykluczone, że tak też było. Naprawdę. W końcu przecież On może wszystko. Może tak pokierować wydarzeniami, podesłać nam takie inspiracje, postawić nam na drodze takie a nie inne osoby, że będzie nam tę decyzję podjąć łatwiej… Albo jeszcze inaczej: może zrobić tak, że dany problem, nad którym główkujemy, rozwiąże się sam. Pewnie, że może!

Jednak po tym dzisiaj cytowanym słowie świętego zakonnika mam takie nieodparte wrażenie, że Bóg chciałby, abyśmy to jednak my te decyzje podejmowali. Jakakolwiek by one nie byłe. Bóg w tej decyzji będzie z nami. Bo jest wierny.
Czytaj także: Kumple św. Filipa. Faceci wzrastają u boku innych facetów


Podejmij decyzję

Pamiętam scenę z własnego życia. Pewna dziewczyna zastanawiała się, czy dalej się ze mną spotykać. Modliła się o światło od Boga. Czuła się zupełnie rozłożona. Nie wiedziała. Po namowach z mojej strony, podjęła decyzję. Spróbuje. Zrobi wszystko, by zostać, by się przekonać, czy to jest to.

Z perspektywy czasu wiem, że właśnie to było w tym wszystkim najważniejsze. Podjęła decyzję. Pamiętam jej jaśniejąco promieniujące oblicze na twarzy, gdy po tygodniu siedzieliśmy na nowo razem w jej mieszkaniu.

– Wiesz co, Stefan… – zaczęła nieśmiało. Było widać, że dłużej nie wytrzyma i musi się tym ze mną podzielić.

– Pamiętasz tę naszą rozmowę przed tygodniem? Bałam się tej decyzji. Najgorsze, że nie miałam pewności, jak na nią zareaguje dobry Bóg. Ale dziś jestem tak spokojna. Widzę wszystko zupełnie inaczej…

– To znaczy?… – nie ustępowałem.

– To znaczy, że poczułam, jak wraz z jej podjęciem, On ze mną wszedł w całą tę sytuację. Usłyszał moją decyzję. I poszedł ze mną. Mało tego: wspiera mnie w niej. Dziś jest zupełnie inaczej. Wątpliwości zniknęły!To może prosta scenka. Prosta historia. Prosty przykład. Sam lubię do niego wracać, aby przypomnieć sobie, o wolności, która mi daje dobry Bóg. Czekając tylko aż to ja podejmę decyzję. Na tym przecież polega życie. I na modlitwie, aby „On błogosławił w realizacji zamierzonych przez Ciebie planów”.

...

To tez zalezy od charateru. Bezmyslne parcie do przodu nie jest specjalnie godne podziwu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 6:14, 21 Wrz 2017    Temat postu:

Kryzys męskości wg Świętego Mateusza
Marcin Gomułka | Wrz 21, 2017
@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jak pokonać kryzys męskości, wyjść z osobistej komory celnej i stać się najlepszą wersją siebie? Uczmy się od św. Mateusza.
Kryzys męskości

Psychologowie, socjologowie, seksuolodzy, bijąc na alarm, mówią jednym głosem: kryzys męskości to fakt, a ci, których dotyka są leniwymi, mało przedsiębiorczymi, zakompleksionymi i niepewni siebie „chłopcami”. Zamiast Króla Artura – Król Julian, zamiast połowy królestwa – zamki na piasku, zamiast rycerza na białym koniu – co najwyżej białe uzębienie schowane za przyciemnioną szybą podrasowanej „laluni”.

Z diagnoz ekspertów wynika jednocześnie, że współcześni mężczyźni nie radzą sobie z oczekiwaniami, jakie mają wobec nich kobiety i społeczeństwo. W dobie kryzysu, bezrobocia i trudności materialnych wielu z nich nie jest w stanie zapewnić kobiecie poczucia bezpieczeństwa (czyt. nie tylko finansowego). Dlaczego tak się dzieje?
Czytaj także: Czy mężczyźni są w kryzysie?


Piotruś Pan

Chłopcy rosną, dojrzewają, wreszcie stają się mężczyznami i zakładają rodziny, będąc odpowiedzialnymi i opiekuńczymi. Naturalna kolej rzeczy. Jak się jednak okazuje, nie dla każdego. Dla wielu ta droga gwałtownie urywa się w pewnym momencie i chłopiec nigdy nie staje się mężczyzną.

To nic, że wiele świadczy o jego „męskości” i dojrzałości: wyższe wykształcenie, dobrze płatna praca, może nawet żona i dzieci, w każdym razie z łatką człowieka sukcesu. Wewnętrznie to jednocześnie mały, rozkapryszony chłopiec, który nie wie, kim jest i dokąd zmierza, a w momencie zagrożenia dezerteruje. Nie mówiąc o tym, że w głębi duszy permanentnie ma się źle.
Czytaj także: Jak być prawdziwym mężczyzną i księdzem? Bp Ryś odpowiada


Komora celna

Każdy mężczyzna ma swoją własną „komorę celną”. Przestrzeń życia, w której czuje się pewnie. Strefę komfortu, której opuszczenie grozi życiową wichurą, albo co najmniej zmianą (bo po co zmieniać coś co „działa dobrze”), która jest „zbędna”, „bezsensowna”, „zagrażająca wolności”.

Dla jednego będzie to sukces finansowy, dla innego pozycja społeczna, dla jeszcze innego kanapa z widokiem na telewizor. Muszę przyznać, że moją osobistą komorą celną jest myślenie w stylu: „przecież inni mają gorzej”. Często łapię się na tym, że moje życie sprowadzam do maksymy „miernie, ale wiernie”, przez co na gałęziach mojego „drzewka bezpieczeństwa” nie wyrastają żadne owoce.
Czytaj także: Mężczyzna z odciętą pępowiną


Pójdź za mną

Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną!”. On wstał i poszedł za Nim. (Mt 9,9)

Przed swoim powołaniem Mateusz był klasycznym małym chłopcem i prawdopodobnie przeżywał kryzys męskości. Mimo że wykształcony, oczytany i piśmienny (w końcu czytamy spisaną przez niego ewangelię) wybrał pracę na usługach obcego państwa, polegającą na grabieniu swoich rodaków. Co więcej, wychodziło mu to bardzo dobrze, bo zdaniem wielu badaczy Pisma Świętego mógł być nawet naczelnikiem celników w Galilei.

Choć dzisiejsza perykopa została napisana przez człowieka, który jest jej główną postacią, to nie powinna dziwić nas jej lakoniczność. Scena na rogatkach Kafarnaum pokazuje bowiem bardzo dosadnie potęgę miłości Boga do grzesznika, czyli do mnie, do Ciebie, do każdego. Miłość, która jest tak silna, czysta i pociągająca, że gdy „źle się mamy” wszystko inne traci sens. Człowiek bez zastanowienia wstaje, idzie i… nie da się tego opisać, trzeba przeżyć.

Życie Mateusza to również lekcja, która mówi nam, że nieważne jak poważny kryzys męskości przeżywamy i jak głęboko chowamy się w swoich komorach celnych, Jezus nie zawaha się tam po nas wejść. By następnie wyciągnąć (i codziennie wyciągać nas!) z bagna słabości, okazując moc uzdrowienia całego życia. Uzdrowienia, które jest pochodną wyboru pójścia za Nim. Pójścia już nie jako chłopiec, ale mężczyzna – uczeń Mistrza.

...

Trzeba znac zagrozenia takze typowe dla plci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:07, 28 Wrz 2017    Temat postu:

Jak być męskim? Wystarczą buty, szabla i ziarnko piasku
Marcin Gomułka | Wrz 28, 2017
@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Wierność, odpowiedzialność i pokora to składniki, bez których niemożliwe jest sporządzenie recepty na to, jak być męskim. Bez nich nie zbierzemy plonu, stale będziemy nienasyceni, a mieszek miłości będzie wciąż pusty.
Wygodne buty

Kiedyś pewien, skądinąd nasz ulubiony komediant aktor-piosenkarz, siedząc na kanapie u jednego z naczelnych przepytujących w naszym kraju, z rozbrajającą szczerością wyznał: „Bo dla mnie wierność jest najważniejszym atrybutem męskości i naprawdę tego chciałbym się trzymać. Bo co mnie określa bardziej jako mężczyznę niż wierność przysiędze, jaką się złożyło?”.

Nie można prawdziwie przeżyć życia, spędzając go na kanapie z pilotem w ręku. Pilotem, który markuje podejmowanie decyzji, wciągając coraz głębiej w iluzję rzeczywistości. Żeby żyć, trzeba wstać z kanapy i iść. Żeby kroczyć, trzeba ubrać buty. Wygodne. Takie, które nie tylko zaprowadzą nas tam, gdzie (nie) chcemy, ale pozwolą towarzyszyć tym, którzy swoje buty już dawno podarli, a może nawet nigdy nie było im dane jakichkolwiek założyć.
Czytaj także: Kryzys męskości wg Świętego Mateusza

Wierny jest ten, kto idzie. To prawda, którą coraz częściej dostrzegam w codzienności małżeńskich wertepów. Zdarza się chadzać pod górkę, z ciężkim plecakiem doświadczeń, bez życiodajnej wody i glukozy małych gestów, zostawiwszy mapę pod stertą ulotek otrzymanych od sprzedawców marzeń. Ważne, że razem, że w butach, że krok po kroczku bliżej… siebie.


Schowaj szabelkę

Może i zabieramy głos rzadziej niż kobiety, jednak w przeciwieństwie do nich, w naszym posługiwaniu się szablą słowa przypominamy często pijanego szlachcica. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że słowami mogę podnieść spotkanego człowieka na duchu, ale moje słowa mogą też głęboko zranić, nie mówiąc o tym, że bywają również śmiercionośne.

Mimo tej świadomości, ciągle zdarza się, że zamiast przecinać więzy nienawiści, obłudy, kłamstwa, chciwości, wymachując moją „szabelką”, tnę gdzie popadnie, nie zważając na ludzi i konsekwencje.

Z obfitości serca mówią usta – to prawda, która wielokrotnie hamowała moje zapędy krasomówcze, wychwytując wersy nie zorientowane na dobro drugiego. Na myśl przychodzi jeden z moich ulubionych tekstów Tischnera: „Może i masz rację, ale jakie z tego dobro?”.
Czytaj także: Walerian Łukasiński – prawdziwy żołnierz, prawdziwy mężczyzna!

Ale nie zawsze tak jest, ba, ciągle nie zadaję sobie kluczowych pytań. Czy to, co mówię jako mężczyzna, mąż, ojciec podnosi na duchu moją żonę? Czy moje słowa wypływają z serca rozpalonego miłością do Boga i mojej rodziny? Czy moja permanentna chęć zabrania głosu w każdej sprawie buduje, czy niszczy relacje, w których jestem?

Skoro nie potrafię wziąć odpowiedzialności za moje słowa, kto powierzy mi swoje życie, zdrowie, sprawy? W gruncie rzeczy, kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli i nasze oczekiwania wystawione są na próbę miłości nieprzyjaciół (za każdym razem, kiedy nie chcę umierać za żonę, jawi mi się ona jako mój wróg), bardzo łatwo dobyć miecza. O wiele trudniej go schować.


Perła z ziarnka piasku

W odkrywaniu własnego męstwa napotykamy na przeszkody, które – gdy się dokładnie zastanowić – bywają klasycznymi wymówkami. „Jestem za słaby”, „nie nadaję się”, „okoliczności są niesprzyjające” zatruwają od wczesnego dzieciństwa nasz wewnętrzny strumień pragnień, by przejść po tym łez padole najpiękniej, jak tylko się da.

Muszę przyznać, że przez większość mojego życia nie miałem pojęcia, jak powstają perły. Gdybym dowiedział się wcześniej, być może nie zmarnowałbym tylu okazji do ich zrodzenia. Otóż, żeby powstało piękno nieporównywalne z niczym innym, do naszego wnętrza (małży) musi dostać się odrobina trudu (ziarenko piasku), który w pierwszym odruchu blokuje, ogranicza, przeszkadza. To najpiękniejsze znane mi zobrazowanie pokory.

Kimże jest człowiek, jeśli nie ziarenkiem piasku, które z miłości zostało zanurzone w perłowej masie? Nawet najpiękniejsze perły mają bowiem swoją historię, która skrywa trudności, słabości i grzechy. To z kolei prawda o męskości, która bez pokory nigdy nie zostanie odkryta.

...

Rycerskosc tez dobry wzor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:56, 01 Paź 2017    Temat postu:

Chłopie, po co Ci wspólnota? Dziesięcina, spowiedź, spotkania. A gdzie w tym żona?
Jarosław Kumor | Wrz 30, 2017
Pexels | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Chciałem pogłębiać swoją relację z Bogiem i potrzebowałem doświadczenia innych facetów. Wspólne pasje nie zbudują prawdziwej męskiej przyjaźni. Wspólna formacja – owszem.

Ze Zbigniewem Załuską – mężem, ojcem, inżynierem, jednym z liderów Przymierza Wojowników – rozmawia Jarosław Kumor.



Jarosław Kumor: Spełniasz się jako mąż, ojciec, inżynier. Praca pochłania sporo Twojego czasu. Nie chcesz odpuszczać rodziny. Gdzie tu miejsce dla wspólnoty? Co Cię skłoniło do poszukiwań?

Zbigniew Załuska: Zaraz po ślubie pojawiła się we mnie taka tęsknota. Nigdy wcześniej nie byłem w żadnej wspólnocie, zacząłem szukać i od razu nastawiłem się na wspólnotę męską. Zacząłem przychodzić na msze święte z konferencjami dla mężczyzn, które w parafii Zesłania Ducha Świętego na warszawskich Bielanach odbywały się z inicjatywy Przymierza Wojowników.
Czytaj także: Odważni.pl – męska droga na wakacje

Usłyszałem o wielu inspirujących postaciach jak Dawid, Gedeon, św. Piotr czy św. Maksymilian. Zobaczyłem, że ci mężczyźni naprawdę się na nich wzorują i postanowiłem dołączyć do tej wspólnoty.

Pytasz, po co mi to było, skoro i tak jestem dość zajęty. Chciałem oczywiście pogłębiać swoją relację z Panem Bogiem. Jako młody mąż potrzebowałem też doświadczenia innych facetów. Początek małżeństwa to newralgiczny moment. Mój tata już wtedy nie żył. Wspólnota złożona z samych facetów była więc idealnym wyjściem.

Wiesz, są też tematy, które jako mężczyzna wolałem poruszać tylko w męskim gronie: nieczystość, trudności w relacjach, kasa… W mieszanej wspólnocie byłoby mi pod tym względem ciężko. Mogę o tym rozmawiać z żoną, ale wyznanie jakichś męskich rozterek innym kobietom w ramach wspólnoty mogłoby być przez nie same nie najlepiej odebrane czy niezrozumiane.



Nie było żadnych blokad przed takim dzieleniem się sobą?

Oczywiście, że były. Jest to naturalne. Mężczyźnie trudno jest stawać w prawdzie, ale kiedy to się udało i kiedy usłyszałem też świadectwa braci, pojawiła się otwartość i duchowy wzrost.

Kiedy ja się w jakimś stopniu otworzę i ktoś obok też się otworzy, to jest to samonakręcająca się spirala. Chcemy otwierać się coraz bardziej, bo to przynosi ulgę i uzdrowienie.

Wspólnie rozeznajemy różne kwestie w naszym życiu czy dzielimy się tym, że potrzebujemy wsparcia, bo nie radzimy sobie na przykład z nieczystością. Przełamanie nieśmiałości już jest pierwszym krokiem w walce z tym grzechem. Choćbyśmy mówili o najbardziej bolesnych sprawach, tym otwieraniem wspólnota się spaja. Nie ma tu miejsca na gadanie o pierdołach.



No właśnie – grupa mężczyzn kojarzy się raczej z wyjściem na mecz, wspólnym uprawianiem jakiegoś sportu…

I nie są to obce nam tematy. Lubimy pielęgnować wspólnie swoje pasje, ale to nie zbuduje prawdziwej męskiej przyjaźni. A wspólna formacja – owszem.



Czy wspólnota która mocno Cię zaangażowała nie miała negatywnego wpływu na twoje małżeństwo?

Jeśli ktoś spojrzy na Przymierze i zobaczy nasze codzienne spotkanie ze Słowem Bożym, comiesięczną wspólnotową Eucharystię, regularną spowiedź przynajmniej co miesiąc, spotkania co dwa tygodnie, dziesięcinę, którą każdy z nas oddaje i inicjatywy podejmowane przez wspólnotę na zewnątrz, to powie, że to jest zdecydowanie za dużo.
Czytaj także: Małżonkowie do końca wierni przysiędze. Jak działa Wspólnota Sychar?

Z drugiej strony, czy to nie są rzeczy charakterystyczne dla prawdziwie chrześcijańskiego życia? W każdym razie, rzeczywiście początki były trudne. Wspólnota stawała się ważniejsza niż rodzina. Z pomocą przyszedł nasz „przymierzowy” fundament – hierarchia wartości, w której Bóg jest pierwszy, potem żona, dzieci i dopiero po nich wspólnota.

Co ważne – zrozumiałem, że to nie jest tak, że jeżeli Bóg jest dla mnie najważniejszy, to muszę poświęcać najwięcej czasu na modlitwę. Zacząłem uczyć się tego, że ilość czasu jest zdecydowanie mniej ważna niż jego jakość. Kiedy moja żona w pewnym momencie zobaczyła, że stuprocentowo, ciałem i duchem, jestem obecny w domu, jestem tylko dla niej i tylko dla dzieci, wspólnota z wroga stała się przyjacielem.

Wydaje się, że spotkania co dwa tygodnie to często, ale moja żona wie, że Bóg dał mi to miejsce i tych ludzi bym „na maksa” był dla niej. Mało tego, moja żona też jest we wspólnocie i ona z kolei ma spotkania co tydzień. Wcale nie odczuwamy, że jest to coś ponad nasze siły, jeśli zachowujemy wobec siebie postawę służby. Służby, której wspólnota nas uczy.



Żeby pojawiły się nowe nawyki, trzeba wyciąć stare. Czy było tak, że musieliście z wielu rzeczy zrezygnować?

Tak. Pamiętam, że kiedy zaczynałem swoją przygodę z projektowaniem kolejowych sieci trakcyjnych, czyli moim zawodowym „chlebem powszednim”, stałem się pracoholikiem. Chciałem jak najszybciej, jak najwięcej i jak najlepiej.

Pomocą było stanięcie w prawdzie przed żoną, rozmowa z nią i wsparcie wspólnoty. Bardzo możliwe, że teraz pracowałbym nie do 16:00 ale do 19:00, kosztem rodziny i kosztem wspólnoty.



Do wspólnoty można też uciekać przed problemami…

Można i ciekawe dla mnie jest to, że uciekając do wspólnoty przed problemami małżeńskimi, spędza się w niej dokładnie tyle samo czasu co wtedy, gdy żona cię do wspólnoty wypycha. Spotkania trwają tyle samo w obu przypadkach.

To pokazuje, że naprawdę nie liczy się ilość czasu, ale jego jakość. To dlatego żona czy dzieci są wyżej w hierarchii niż wspólnota, bo ważniejsze od tego, że jesteś na spotkaniu jest to, czy przekładasz to, czego doświadczasz we wspólnocie na życie małżeńskie, rodzicielskie, zawodowe.

Ale z kolei, żeby przekładać, to na tym spotkaniu trzeba być. Nie są to zatem kategorie w stylu: „żona ważniejsza więc nie idę do wspólnoty”.



W Przymierzu Wojowników uczysz się też bycia przywódcą. Co to oznacza?

Poza kontekstem wspólnoty pojęcie przywództwa zawsze mi się kojarzyło z jakimś królowaniem, byciem władcą. Ale Boże przywództwo, które jest wydźwiękiem formacji Przymierza Wojowników to branie odpowiedzialności za rodzinę nie w duchu władczym, ale w duchu służby.

Najpierw jednak muszę być przywódcą sam dla siebie – decydować o sobie zgodnie z wolą Boga. Tego się uczę we wspólnocie.

...

Mamy rozne meskie wspolnoty np. kibice, samochodziarze, wedkarze itd. to na ogol 100% mezczyzn. Ale sa tez i religijne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:16, 28 Paź 2017    Temat postu:

Uczmy naszych synów utraconej sztuki męskości
Cerith Gardiner | 28/10/2017
Kelly Knox | Stocksy United
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Rodzice, nauczmy chłopców tej podstawowej umiejętności życiowej, dla dobra nas wszystkich.
Podziw dla męskości

Pamiętam, kiedy kilka miesięcy temu przeczytałam, jak książę Harry uczył małego chłopca podstawowych manier – oczywiście, w bardzo zabawny sposób. Podczas wizyty na polu pamięci przy Opactwie Westminster dla uczczenia weteranów wojennych, księciu przedstawiono 6-letniego Harrisona Degiorgio-Lewisa, którego stryj zginął podczas walk w Afganistanie. Ten młody chłopak, ubrany w beret i odznaczenia wojskowe stryja, natychmiast zwrócił uwagę księcia Harry’ego.

Książę podszedł prosto do niego, by się przywitać i uścisnąć dłoń. Wyciągnął rękę, a słodki malec odpowiedział krótkim i nieśmiałym uściskiem dłoni. Harry’emu to nie wystarczyło i ponownie wyciągnął rękę, tym razem dłużej trzymając w uścisku dłoń malucha. Oglądając filmik pod artykułem uśmiechnęłam się, ale pomyślałam też: dzieci, a zwłaszcza młodzi mężczyźni, zatracają sztukę porządnego uściśnięcia dłoni.

Dorastając, byłam zawsze otoczona przez chłopców: dwóch starszych braci, jednego młodszego, milion wujów (tak, jestem spokrewniona z całą Irlandią), mojego sąsiada Daniela, który był moją pierwszą miłością, dopóki moja rodzina nie przeprowadziła się, kiedy miałam osiem lat, i wreszcie tego, którego podziwiam najbardziej w całej galaktyce: mojego niesamowitego tatę.
Czytaj także: Najważniejsze zadanie ojca? Odpowiada tata 10 dzieci

Ten podziw nie wynika tylko z faktu, że on kocha mnie bezwarunkowo, jest pełen życzliwości i współczucia, ma błysk w oczach i świetnie posługuje się młotkiem. Nie, to dlatego, że jest mężczyzną, który wyznaje pewne wartości, ma nienaganne maniery i poświęcił czas, aby przekazać to wszystko swoim ośmiorgu dzieciom.


Świat tylko dla mężczyzn

Uścisk dłoni stanowił część jego „szkoły dobrych manier”. Pamiętam, jak ojciec mówił moim braciom, że istotą prawdziwego mężczyzny jest umiejętność spojrzenia komuś prosto w oczy, wyciągnięcia ręki i uściśnięcia dłoni. Mocno. Właściwie, bardzo mocno. Nawet nie umiem powiedzieć, ile razy moje delikatne dłonie zostały zmiażdżone w jego uścisku jak w imadle, jak widać, byłam chętnym królikiem doświadczalnym wykorzystywanym do demonstracji.

Nigdy nie pytałam, dlaczego nie udzielił tej samej lekcji swoim pięciu córkom. Jednak patrzę wstecz i zdaję sobie sprawę, że dał moim braciom podstawę etykiety towarzyskiej: należy szanować tych, których spotykamy, patrząc na nich i pokazując w ten sposób, że są warci naszego zachodu. To nie znaczy, że dziewczyna nie powinna tego robić, ale, że może my witamy się z ludźmi w inny sposób. Możemy przytulić, pocałować, a nawet posłać całusa, rezerwując uścisk dłoni dla naszych kontaktów zawodowych.

Myślę, że mój ojciec, będąc mężczyzną starej daty, czuł, że na nim spoczywa obowiązek przywitania się z damą. Zresztą, jeśli kiedykolwiek oglądaliście Downton Abbey, powinniście wiedzieć, że kobieta pierwsza podaje dłoń, ale to mężczyzna powinien tę dłoń uścisnąć lub delikatnie pocałować – trochę to wiktoriańskie, ale przyznaję, że to uwielbiam. Tym, którzy krzyczą o antyfeminizmie, mówię: phi! Nie czuję się słabsza ani podporządkowana, czuję się jak dama.
Czytaj także: Chcesz być lepszym mężczyzną niż Twój ojciec? Przeczytaj, od czego powinieneś zacząć
Mężczyzna adoruje swoją żonę

Miałam szczęście dorastać w rodzinie, w której ojciec otwarcie adorował (i nadal adoruje) swoją żonę. Ona jest dla niego zawsze na pierwszym miejscu, otwiera przed nią drzwi samochodu, nosi wszystkie zakupy. Przez te okazywane jej względy mówi jej, jak jest ważna dla niego, a ona, przyjmując je, pokazuje ufność, jaką w nim pokłada. Nasze gesty odzwierciedlają kim jesteśmy i jakie mamy odczucia wobec innych. Więc kiedy spotykamy nieznajomych, powinniśmy okazać im nieco uprzejmości. I nic nie wyraża jej lepiej niż silny uścisk dłoni.

Ta sztuka wydaje się zanikać w naszym nowoczesnym świecie. Młodzi chłopcy w dzisiejszych czasach mają na stałe przyczepione do swoich dłoni elektroniczne gadżety. Poświęcenie czasu, aby się z kimś przywitać faktycznie wymaga wysiłku, a co, jeśli przegapią wtedy Pokemona? Jedyny sposób, w jaki mogę uwolnić moich trzech synów od ich ekranów to schować im ładowarki.

Nie ma mowy, abym jako rodzic pozwoliła moim synom wyrosnąć na ludzi społecznie niedostosowanych. Zatem ich tata i obaj dziadkowie zapisali ich do naszej tradycyjnej „szkoły dobrych manier”. Nauczą się podstaw tego, co znaczy być mężczyzną. A moja rola jako matki polega na tym, aby nauczyć ich dokładnie tego, czego od nich oczekuję. Jeśli ktoś wchodzi do pokoju, podnieś głowę, porzuć ekran, podejdź i uściśnij dłoń. Lub, jeśli to ktoś z najbliższych, pocałuj go mocno w policzek i niech poczuje, że jest kochany.
Czytaj także: Masz syna. Czy modlisz się o jego powołanie do kapłaństwa?


Klub dżentelmenów

Na szczęście, nie jestem sama w moich przemyśleniach. Pewien nauczyciel szkoły podstawowej postanowił założyć „Klub dżentelmenów” dla swoich uczniów, którzy nie mają ojców. Dając chłopcom marynarki i krawaty, uczy ich nie tylko jak się ubierać, ale jak mają się zachowywać jak prawdziwi dżentelmeni. Ta świetna inicjatywa jest tak potrzebna w społeczeństwie, w którym niestety, nie każde dziecko ma tatę, który nauczyłby je tych cech. Jest to także przypomnienie, że są tacy, którzy nadal troszczą się o młode pokolenie i chcą mu pokazać, że bycie dżentelmenem wymaga szacunku dla samego siebie i dla innych.

W świecie Facebooka, Twittera, Instagramu, szybkich SMS-ów i innych bezosobowych form komunikacji nie możemy zapomnieć o znaczeniu tradycyjnego, łatwego (bez aplikacji!) uścisku dłoni między ludźmi. Te wszystkie „piątki”, „żółwiki”, szybkie skinienia głową, burknięcia czy zupełne niezwracanie uwagi nie wystarczą. Naszym obowiązkiem jako rodziców jest dopilnować, żeby nasze dzieci zdawały sobie z tego sprawę.

Zmarły ks. Henri Nouwen powiedział: „Nasze człowieczeństwo najpełniej rozkwita w dawaniu. Stajemy się pięknymi ludźmi, gdy dajemy to, co dać możemy: uśmiech, uścisk dłoni, pocałunek, przytulenie, słowo miłości, prezent, część naszego życia…, całe życie”.

Naprawdę nie trzeba wiele, aby dać trochę.
Czytaj także: Modlitwa matki za syna, który dorasta i „idzie w świat”



Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Swiat bardzo znienormalnial. Trzeba uczyc rzeczy oczywistych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:59, 02 Lis 2017    Temat postu:

Panowie, co robić, gdy ktoś znów zajeżdża nam drogę?
Stefan Czerniecki | 02/11/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Podobno za kierownicą większość mężczyzn zmienia się w agresywne zwierzęta. Nie podobno, tylko na pewno. Sam to wiem. Sam to przeżyłem, przeżywam i prawdopodobnie będę przeżywał. Co wtedy robić? Odpowiedź dał mi pewien święty rycerz.
Furia za kierownicą

Lubię jeździć samochodem. Prowadzić. Trzymać kierownicę. Wyprostować się w wygodnym fotelu. Mieć świadomość, że to ja kontroluję pojazd. Że to ode mnie zależy, jaką trasą pasażerowie pojadą. A przy tym wszystkim – choć to już pewnie dobra ściema mojego organizmu i męskie usprawiedliwienie (w ich wymyślaniu jesteśmy przecież najlepsi) – wydaje mi się, że podczas jazdy nawet wypoczywam. Do czasu jednak.

Wystarczy jedno wepchnięcie się. Niepodziękowanie za wpuszczenie do kolumny stojących w korku aut. Albo zwyczajne zatarasowanie środka skrzyżowania, bo komuś nie chciało się zaczekać na pomarańczowym. Wystarczy, że ktoś mi zatrąbi za przepuszczenie pieszego. Wystarczy…

Wtedy o odpoczynku i resecie nie ma mowy. Kończy się. Kończy się przyjemna jazda. Męskie ego nie rozkoszuje się już przyjemną myślą o byciu władcą i panem szosy. Zaczyna się gorączkowa szamotanina. Zaczynają się krzyki. Agresywne gesty. Czasem wręcz ochota do wyjścia z samochodu w celu wyjaśnienia delikwentowi, na czym polegał jego błąd. To niezwykłe, jak łatwo budzi się w nas, panowie, furia za kierownicą. I to tylko dlatego, że ktoś opóźni mój dojazd do celu o te piętnaście bądź dwadzieścia sekund.
Czytaj także: Zniechęcenie – ulubiony „gadżet” szatana


Co Loyola ma wspólnego z kierowcami? Dużo!

Poszukałem inspiracji i odpowiedzi na moje wątpliwości w życiu świętych. Niestety, większość z nich żyła, kiedy jeszcze na ulicach nie stały kilometrowe korki. Kiedy do pracy chodziło się na piechotę, dosiadało konia, a w najlepszym wypadku dojeżdżało się bryczką. Ale z czasem znalazłem coś interesującego. Coś, co może nam pomóc. Posłuchajcie…

40 kilometrów na północny-zachód od Barcelony, w katalońskich górach leży benedyktyńskie opactwo Montserrat. To samo, w którego bibliotekach znajduje się oryginał reguły napisanej przez samego św. Benedykta. O położonym wśród skalistych gór klasztorze, przechowującym figurę Czarnej Madonny, wiedział również Ignacy Loyola. Niedługo po swoim nawróceniu w 1522 roku, postanowił odbyć tu osobistą pielgrzymkę.

I wtedy wydarzyło się coś, co daje mi nadzieję, że jeszcze tak źle ze mną nie jest. Otóż, będąc blisko opactwa, przyszły święty, słynący do tej pory z dość gwałtownego, porywczego i impulsywnego charakteru spotkał pewnego Maura. Szybko wdał się z nim w teologiczną dysputę. Arab usiłował przekonać świeżo nawróconego na chrześcijaństwo rycerza, że Matka Boża po narodzinach Syna przestała być dziewicą. Zdenerwowany Loyola pozwolił mu odejść i wrócił na swoją mulicę, na której pielgrzymował. Po kilku chwilach wahania, w swoim rycerskim sercu stwierdził jednak, że Maur właśnie obraził Najświętszą Panienkę i należy mu się kara – stare żołnierskie przyzwyczajenie nakazywało przebijać takich szpadą.
Czytaj także: Potrzebujesz (s)pokoju? Pustelnia Charbela to kraina ciszy

I tu dochodzimy do clou całej sytuacji. Całego problemu. Również nam współczesnego. Pomny niedawnego nawrócenia, Loyola spróbował bowiem ostudzić rozszalałe emocje i pozwolić działać Bogu. Puścił więc cugle mulicy, zawierzając, że jeśli ta pójdzie za Maurem, wówczas dopełni zemsty. Zwierzę wybrało drogę do opactwa. Tak dokonało się w przyszłym świętym duchowe oczyszczenie. Zrozumiał już, czego chce od niego Pan.


Wrzuć na luz

Jakież to pocieszające! Czyli Ignacy Loyola też tak miał! Też wpieniony ze złości ruszał z lancą na spotkanego na drodze „wroga”. Człowieka, który w czymś tam mu zawadził. Czymś podpadł. To troszkę jak z tymi moim „wściekłościami” za kierownicą. Co wtedy robić?

Odpowiedź znajduje się w historii powyżej. Oddech. Luz na skrzyni biegów. I przy następnych światłach zamiast wyskakiwać z auta i pędzić z pięściami do „wroga”, zapytać Boga: „Co robić?”. Dopełniać zemsty? Wyklinać dalej? Podjechać mu pod sam zderzak? Oślepić reflektorami?

Myślę, że odpowiedź przyjdzie bardzo szybko. U mnie już nadeszła. Trwało to kilka sekund. Teraz muszę tylko pogrzebać chwilkę w kieszeni. Tam go zwykle chowam. Różaniec. Przynajmniej dziesiątkę. W czyjej intencji? Już będziesz wiedział, w czyjej.

...

Te hormony rozregulowane grzechem pierworodnym dzialaja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:01, 06 Lis 2017    Temat postu:

Czy prawdziwy facet może chodzić do psychologa?
Krzysztof Gędłek | 06/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Niemożliwe! Przecież terapia to sprawa dla wariatów – z taką reakcją spotkać się można wielokrotnie, gdy w towarzyskim gronie dyskutuje się żarliwie o sposobach na radzenie sobie z rosnącymi stresem i presją. A cóż dopiero, gdy dyskusja toczy się w gronie „najtwardszych” facetów!
Przegrać nie wypada

To zaskakujące, zwłaszcza, gdy spojrzeć na to, w jaki sposób z nieustanną presją radzą sobie ci, od których wymaga się ciągłej gotowości do walki, pozostawania w trybie stand by i zachwycania milionów fanów. Mowa oczywiście o piłkarzach.

Kilkadziesiąt meczy w sezonie, wszystkie zagrane co najmniej po 90 minut, a w dodatku we wszystkich obowiązkowa jest mentalność zwycięzcy i walczaka. Napastnik kompromitująco przestrzelił chwilę po tym, gdy podręcznikowo „położył” bramkarza a gol „wisiał w powietrzu”? Powinien się natychmiast zregenerować psychicznie, by za kilka minut, w podobnej sytuacji, trafić do siatki. Kiksujący obrońca? Podobnie – za chwilę musi grać niczym legenda i wzór każdego defensora – legendarny Franz Beckenbauer. Bramkarz? No cóż… chyba nie ma wątpliwości.

Skąd my to znamy? Od każdego z nas, niemal na co dzień, oczekuje się działania na pełnych obrotach. Presja to nieustanny towarzysz życia zawodowego, a wyzwania torpedują nawet w strefie prywatnego rzekomo komfortu. Bo największym przekleństwem i darem faceta zarazem jest to, że każda, choćby najdrobniejsza rzecz stanowi dla niego wyzwanie, któremu musi sprostać. A kiedy jest wyzwanie – jest nie tylko zabawa, ale też presja. No, bo nie wypada nam przegrać, prawda?
Czytaj także: Czy wiara i psychologia się kłócą? „Na jedno i drugie jest miejsce”


Bądź jak piłkarz. Idź na terapię

W jaki sposób z presją radzą sobie piłkarze, regularnie oglądani na wszystkie strony przez fanów i komentatorów sportowych, z którego to oglądactwa wnioski – jak to zwykle bywa – na pstrym koniu jeżdżą? Ano korzystają z pomocy psychologa. Bohaterowie naszej wyobraźni ostatnich lat, czyli piłkarze reprezentacji Polski, niemal regularnie odbywają psychologiczne sesje. Uznany terapeuta Kamil Wódka pomaga najlepszemu polskiemu – ale i kapitalnemu w niemieckiej Bundeslidze – prawemu obrońcy Łukaszowi Piszczkowi. To właśnie z wydatną pomocą Wódki „Piszczu” opanował tajniki mentalnego przygotowania przed meczem, w tym wyciszającej metody oddechowej.

Praca z psychologiem pozwala polskim piłkarzom właściwie dopasować metody odpowiedniej koncentracji przed meczem. I tak na przykład – znacznie mniej spokojny od Piszczka – Kamil Grosicki przed każdą boiskową batalią długo rozmawia ze swoim psychologiem, a także ogląda motywujące filmy, pokazujące – by opisać rzecz w wielkim skrócie – drogę na szczyt ich bohaterów. Z kolei Kuba Błaszczykowski uwielbia przed meczem zatopić się w muzyce, stąd często można zobaczyć go na murawie w gustownych, białych słuchawkach na uszach. Z rad psychologów korzystają także Arkadiusz Milik oraz Piotr Zieliński, a nawet boiskowy terminator, Robert Lewandowski, choć ten niespecjalnie lubi o tym mówić.


Praca nad sobą to nie wstyd

Sam fakt, że sesje z psychologiem zainteresowały „Lewego” to najlepszy dowód na to, iż sportowiec współcześnie wymaga nie tylko świetnego przygotowania fizycznego, ale także odpowiedniego nastawienia mentalnego. Napastnik Bayernu jest bowiem stuprocentowym profesjonalistą, jednym z największych we współczesnym futbolu. W mig chwyta wszelkie nowinki, pozwalające na wypracowanie optymalnej postawy sportowej.

Naturalnie, są piłkarze deklarujący buńczucznie, iż żaden psycholog nie jest im potrzebny do szczęścia, jak Grzegorz Krychowiak lub Kamil Glik. Jednak każdy z nich ma z kolei określone rytuały, wzmacniające go psychicznie przed wyjściem na boisko, by przypomnieć kilkukrotne obwiązanie taśmą kostek przez Messiego przed każdym meczem. Niewielki napastnik Barcelony czyni to z wielką pieczołowitością. Zaklęcie? Niekoniecznie. Po prostu zwyczajny zestaw gestów do wykonania, zapewniających gwiazdorowi dobre samopoczucie psychiczne przed meczem.
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego

Rzeczywistość prowokuje nas wszystkich do bardziej intensywnej pracy nad sobą, nawet jeśli ze sportem mamy niewiele wspólnego. I nie chodzi jedynie o rozwijanie zainteresowań, rzetelne wykonywanie zawodowych obowiązków czy zawzięte kształtowanie własnej osobowości. Istotnym elementem jest również nasza mentalność, nastawienie.

Czy potrafimy radzić sobie z codziennym stresem? Czy problemy nas nie przerastają? A może nie jesteśmy nawet świadomi tego, w jaki sposób ciężar każdego dnia może nas psychicznie zdołować? Techniki mierzenia się z samym sobą mogą być rozmaite, a korzystanie z pomocy psychologa niekoniecznie musi świadczyć o emocjonalnym rozchwianiu. To po prostu zwyczajny trening, jak ten, który wielu wykonuje na siłowni czy podczas jazdy rowerem. Bo przecież każdy wschód słońca przynosi nam wyzwania, nawet jeśli tego dnia nie wybiegamy akurat na wypełniony po brzegi stadion.

...

Faktycznie jest z tym problem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:25, 13 Lis 2017    Temat postu:

Felietony
Magda Frączek: Mężczyźni mojego życia
Magda Frączek | 13/11/2017

Komentuj


Udostępnij 0    

Komentuj


Spotkałam w swoim życiu różnych mężczyzn. Byli dla mnie podporą lub siermiężnym zawodem. Przez jednych czułam się przyjęta, przy innych mogłam być każdą osobą na Ziemi, tylko nie sobą.


N
ie pamiętam, ile razy musiałam się umniejszać, ulegać, bądź z nimi walczyć (bo o innym rodzaju relacji nie mogłam nawet pomarzyć). Niektórzy potrafili wypowiedzieć to, co czują, inni uciekali w milczenie, emocjonalną ślepotę i oskarżanie innych.

Mężczyźni mojego życia, mężczyźni Twojego życia – zostawiają w nas ślady, pozwalają nam kształtować w sobie to, co najlepsze lub odkształcają nasze serca.


Syndrom Adama

Jesteście trochę schowani. Trochę już od Raju. To takie dziwne i zabawne zarazem. Wielcy faceci, skuleni w pozie Adama, ukrywający się za bezpiecznymi rozwiązaniami, hasłami, ideałami, filarami lub plecami swoich kobiet.

Nie, żebym Was tak bezlitośnie krytykowała, Ewa wcale nie była lepsza – toż to najgłodniejsza miłości istota świata, która podjada zwykle najgorszą opcję w celu napełnienia sercowego żołądka. Dziś chodzi mi jednak o Was. Zdaję sobie sprawę, że wypowiadam tęsknotę wielu kobiet: musicie stawać na wezwanie, gdy w grę wchodzi konfrontacja z egoizmem, przemocą, nienawiścią, kłamstwem, zazdrością, Waszą i cudzą. Chciałabym Was natchnąć.

Widziałam już tylu zlęknionych mężczyzn z mieczem pilota od telewizora w ręku, sparaliżowanych, gdy w grę wchodzi obrona ich rodziny lub krzywdzonych ludzi, z obojętnością wobec swoich żon, którym niegdyś przysięgali płomienną miłość.

Facetów, którzy za długo rozgrywają bitwy w swoich głowach. Jakoś mnie ta sprawa dogłębnie przejmuje, tzn. chciałabym, abyście się mniej bali stawać w szranki, abyście podejmowali trud wyjścia z szeregu, abyście robili to mimo widma porażek. To właśnie chciałabym przekazać mojemu synowi: Dopiero tam, gdzie przekroczysz siebie, zaczyna się Miłość.
Czytaj także: Jak wspierać własnego męża?


Zaśnij tak jak Józef

Na myśl przychodzi mi mężczyzna, któremu udało się przejść samego siebie. Podejrzewam, że pragnął standardowych rozwiązań, tymczasem, w udziale przypadło mu kosmiczne zadanie.

Myślę o Józefie, świętym Józefie, znanym pod kryptonimem: Patron od dobrej śmierci. W sumie, podoba mi się to określenie, zważywszy, że właśnie to było jego największą siłą – on stale umierał. Dla siebie. Podczas gdy kultura dewocyjna wynosi go pod sklepienia, kreując na miłego, starszego pana lub aseksualnego gościa w roli hebrajskiego bodygarda, ja jestem przekonana, że Józef był mężczyzną konfrontacji, do głębi oddanym żonie i dziecku, mężczyzną z krwi i kości, z sercem gotowym do rozdania.

Najbardziej ujmuje mnie w nim to, że jako jedyny w Biblii rozbroił mechanizm, który każdy mężczyzna w sobie nosi, tzn. mechanizm dyplomatycznego przeżywania relacji. To właśnie rozumiem pod próbą oddalenia Maryi, na wieść, iż nosi pod sercem dziecko. Nie jego dziecko. Nie wiadomo czyje. Sytuacja niezwykle stresująca, niewygodna, patowa. Józef spekuluje, obmyśla plan, jakby tu nikogo nie zranić i jeszcze wyjść z tego wszystkiego żywym, próbuje obejść przepisy, staje na głowie. W końcu wymyśla. Czy czegoś Ci to nie przypomina?

Mimo błyskotliwej dedukcji, jego zamiary nie znajdują podparcia w Bożej logice. Bóg zaskakuje go w trybie online. We śnie. Tam, gdzie mężczyzna przestaje mnożyć argumenty „za” i „przeciw”, miłość może się urzeczywistnić.

Głęboko w to wierzę: najpiękniejsze rzeczy mogą Ci się wydarzyć właśnie wtedy, kiedy przestajesz je kontrolować. Z żebra Adama wychodzi kobieta. Podczas snu, Józef opowiada się za miłością swojego życia. Prostolinijnie. Uczciwie. Całym sobą. Bo podczas snu zapominasz o strachu. Przestajesz kierować się wątpliwościami, lękiem i samotnością, która towarzyszy stawaniu na czele. Możesz spojrzeć na świat oczami słabszego, możesz zrzec się własnych dóbr na rzecz potrzebującego, możesz w ciemno kochać i przebaczać. We śnie wszystko staje się możliwe.
Czytaj także: Kobieta – pomoc dla mężczyzny?


Ojcowie! Bracia! Mężowie!

Niedawno umieściłam na swoim fanpage’u wpis, w którym opowiadam o tym, jakie myśli towarzyszyły mi podczas pisania utworu pt. Ojcowie! Bracia! Mężowie!. Piosenka ta jest czymś w rodzaju odezwy, prośby, natchnienia. Kieruję ją bezpośrednio do mężczyzn. Mimo iż skomponowałam ją dobrych kilka lat temu, zdecydowałam, że zasługuje na swoje miejsce na mojej „właśnie powstającej” nowej płycie. Właśnie nią i facebookowym wpisem chciałabym dziś zakończyć.

Napisałam ją (piosenkę), bo nie chciałam uwierzyć w męskie ucieczki. Przed oczami nie płonął mi ideał, ale mężczyzna – obolały, ale walczący. Słaby, a jednocześnie wrażliwy. Utrudzony sobą i dostrzegający świat poza sobą samym, zarazem.

Wstrząsa mną, że wciąż muszę Was szukać. Nakrywam Adama, na tym, że od kilku tysięcy lat chowa się w zaroślach. Tymczasem – jesteście potrzebni. Niezastąpieni. Sprawczy. Mam gdzieś, jak bardzo patriarchalnie to zabrzmi – MUSICIE każdego dnia wstawać po to, aby stanąć na czele. Po co? Po to, aby służyć.

Teraz mam gdzieś Wasze potrzeby, aspiracje, pragnienia o nie wiadomo czym – jeśli światem, o który walczysz nie jest Twoja rodzina, jakkolwiek by nie wyglądała, drugi człowiek, to nie masz pojęcia o tym, czym jest walka.

Musicie stworzyć przeciwwagę dla tych wszystkich z Was, którzy kradną, zabijają i niszczą. Stanąć w szranki. Musicie nauczyć się walczyć. Pokazać, do czego służy siła.

Musicie poznać świat poza granicami Waszych zahamowań. Gruby. Głupi. Wystraszony. Zajęty. Niski. Chudy. Zapracowany. Zmęczony. Zawiedziony. Oszukany przez życie. Zakompleksiony. Nie martw się, nie musisz być Iron Manem, żeby postawić granicę między dobrem a złem.

Jestem zmęczona, robiąc to za Was.

Graj, nawet jeśli reguł nie znasz. Graj! Patrz w oczy. Jesteś rodem z Nieba.

Na razie to LIVE sprzed lat. Poczekajcie, aż pierdyknę Wam do ucha na nowej płycie.

Ojcowie! Bracia! Mężowie! Brońcie nas i strzeżcie nas. Amen.

...

Mezczyzni sa szorstcy ale oczywiscie tego kobiety szukaja natomiast na skutek grzechu sa plugawi i chamscy a to juz nie jest do tolerowania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:51, 20 Lis 2017    Temat postu:

Czy da się zrozumieć faceta? Sprawdziłam
Magdalena Galek | 20/11/2017
Pexels | CC0
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Oni wcale nie są z Marsa. I choć czasem tak trudno ich zrozumieć, nie znaczy, że to niemożliwe.


R
ozmawiałam ostatnio z uczestnikami warsztatów dla „wkurzonych swoją samotnością”. Niestety, a może na szczęście, oprócz opowieści o tych spotkaniach usłyszałam wiele więcej. Na szczęście – bo może znalazłam klucz do pewnej zagadki, niestety – bo utraciłam mój błogi spokój. Ale po kolei.


Stereotypy o mężczyznach

Błogi spokój – jest stanem, w którym wiesz, jakie są kobiety, a jacy mężczyźni. I kto z nich jest mądrzejszy oraz z kim nie można się dogadać. Wiadomo. Pielęgnujesz w głowie te stereotypy wyniesione ze szkoły, podwórka, pracy, może z rodziny, przekazywane już od kilku pokoleń. Tym „magicznym” sposobem wiesz wszystko i odgradzasz się od mężczyzn betonowym murem.


Wielka Teoria Spiskowa

To teraz czas na zagadkę – im jestem starsza, tym bardziej przekonuję się o istnieniu Wielkiej Teorii Spiskowej. Serio, to musi być jakiś spisek – powiedzcie jak to możliwe, że kobiety i mężczyźni od zarania dziejów, choć pragną być razem, to tak trudno im się dogadać? Że im bardziej im na sobie zależy, im bardziej ich do siebie przyciąga, tym większe piętrzą się problemy? Że, jak pisał ksiądz Twardowski w wierszu „Bliscy i oddaleni”: „rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty, / by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało”… Zagadką jest: jak zrozumieć się nawzajem?
Czytaj także: 3 pytania, które chce usłyszeć każda kobieta


Faktycznie mówimy innymi językami?

Kiedyś wpadłam na pewien trop. Pochodził z fragmentu książki Katarzyny Lengren „Keks albo seks”. Mówił o tym, że „kobiet tak naprawdę nikt nie rozumie, że same siebie też nie rozumieją i posługują się innym językiem – migowo-zmysłowym albo ultradźwiękami o wysokiej częstotliwości”… Mam nadzieję drodzy czytelnicy, że łapiecie poziom żartu autorki (oparty zresztą na stereotypach), bo dalej jest jeszcze ciekawiej, np. o tym, że mężczyzn nie ma i to nie w przenośni „jak prawdziwych Cyganów”. Ale ja dziś nie o tym.

No więc, skoro kobiety posługują się innym językiem, a mężczyźni innym, zaczęłam snuć marzenia o translatorze języków: kobiecego i męskiego.

Tęsknisz za facetem i nie wiesz jak mu to powiedzieć? Wpisujesz hasło: „tęsknię za tobą” i klikasz TŁUMACZ. Wyświetla się hasło: „spotkajmy się” albo „przytul mnie” i już wiesz, co masz mu powiedzieć! Masz pewność, że Cię zrozumie, że pozna Twoją potrzebę. Brzmi, jak genialny pomysł na start-up, prawda? O rany, tyle nieszczęść ludzkich zostałoby oszczędzonych, a ja zostałabym milionerką!
Czytaj także: Smutek nieodbytych rozmów


Escape room, czyli współpraca

Niestety, marzenie pozostanie marzeniem. Ale – wydaje się – nie wszystko utracone. I oto być może klucz do zagadki – aby się zrozumieć, potrzeba się porozumieć. Czyli, no cóż, niezbyt spektakularnie mówiąc – pogadać. Ale nie o pogodzie, ostatniej wycieczce czy fajnym koncercie. O potrzebach.

Że nie da się z facetem pogadać o potrzebach? To jest właśnie stereotyp, ten płot wokół Twojego błogiego spokoju. Możesz go przeskoczyć, wystarczy mężczyznę zapytać. Jeśli nie odpowie, może to oznaczać, że jeszcze siebie nie poznał, nie wie czego chce. Wtedy lepiej dopij kawę i odejdź od stolika z uprzejmym pożegnaniem.

A jeśli zacznie mówić, to zamień się w słuch. Jeśli mówi, to może właśnie pokazuje Ci, że jedną z jego potrzeb jest bycie wysłuchanym. Najpierw więc wysłuchaj bez oceniania, myślenia o sobie. I dopiero, gdy postawi kropkę na końcu ostatniego zdania zastanów się, czy w krajobrazie, który Ci opowiedział znajdujesz wspólne dla Was ścieżki. Może nawet pokusisz się, by ułatwić mu zrozumienie Ciebie i szczerze powiesz, czego pragniesz w tej relacji.

A jeśli nie wiesz, nie bądź dłużej dla siebie zagadką, niczym Allie z filmu „Pamiętnik”. Kto znajdzie te odpowiedzi lepiej niż ty, Panno Holmes? Co prawda Ryan Gosling raczej nie będzie Cię o nie pytał, ale zapyta może ktoś inny i tym razem Wielka Teoria Spiskowa o niemożliwości porozumienia pomiędzy kobietą i mężczyzną pozostanie, choć na chwilę – tylko teorią.

...

Grzech pierworodny przerwal zrozumienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:23, 10 Sty 2018    Temat postu:

Zapal fajkę z Napoleonem. Podziękujesz, gdy będzie pora
Stefan Czerniecki | 10/01/2018
Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj

Udostępnij




Komentuj

Dopadli go francuscy sztabowcy nakazując, by chociaż podziękował cesarzowi za możliwość skorzystania z ognia. Wtedy polski żołnierz spokojnie się zatrzymał i odrzekł, wskazując na przełęcz, gdzie jutro miała odbyć się decydująca bitwa: „Tam mu podziękuję”.


K
iedyś obiecywałem, że teksty do męskiego działu będą krótkie. Bez zbędnego wodolejstwa. Z konkretnym przesłaniem. Z konkretną historią. Nie wiem, czy udaje się to zachować co tydzień, ale dziś spróbuję raz jeszcze. Bo w tej historii nie trzeba od siebie dodawać nic.

Gdy ktoś mnie czasem pyta, skąd czerpię inspiracje do kolejnych tekstów, to odpowiadam zupełnie szczerze i zgodnie z prawdą: z życia. Najczęściej bowiem nie trzeba specjalnie długo szukać. Na tym polega piękno męskiego świata, że w nawet najbardziej prozaicznej sytuacji my, panowie, możemy znaleźć źródło inspiracji.

Przykłady można by mnożyć. Opisywane w tym dziale historie spotkanych ludzi w autostopie, przypadkowa – zdawałoby się – rozmowa w autobusie czy scenka zaobserwowana pod sklepem – wszystko to brane jest ze zwykłego życia. Tego toczącego się tuż obok nas. Także i tym razem nie będzie inaczej.
Czytaj także: Mężczyzno, przeczytaj, zanim urodzi Ci się dziecko


Anegdota spod Somosierry

To była zwykła codzienna msza święta. O szóstej trzydzieści rano. W piątek. W okęckiej parafii w Warszawie. Część wiernych jeszcze przecierała oczy ze snu. Część nadal jakby na wpół pogrążona w nocnym letargu. I ten ksiądz. Młody, oczytany, z genialnym wyczuciem teologicznym. Lubię go słuchać. Dziś na nowo wrył mnie w ziemię. I chyba wszystkich obecnych w kościele mężczyzn również. Opowiedzianą pod koniec mszy historią. Posłuchajcie…

„W Hiszpanii jest taka przełęcz. Nazywa się Somosierra. Pewnie część z was ją kojarzy – zaczął powoli. – To tam nasze polskie oddziały szwoleżerów popisały się w 1808 roku niezwykłą szarżą wygrywając Napoleonowi niezwykle ważną bitwę. Ciekawa jest jednak historia, która wydarzyła się w noc przed decydującym starciem…”.

Tym stwierdzeniem ksiądz Paweł kupił uwagę wszystkich zgromadzonych. Co się teraz wydarzy? O co mu chodzi? Czemu nie kończy jeszcze mszy?

„Otóż, podczas gdy Napoleon wygrzewał się przy swoim ognisku, podszedł doń jeden z polskich szwoleżerów, aby zapalić fajkę. Pochylił się nad ogniskiem, zapalił i w milczeniu odszedł. Wtem dopadli go francuscy sztabowcy nakazując, by chociaż podziękował cesarzowi za możliwość skorzystania z ognia. Wtedy polski żołnierz spokojnie się zatrzymał i odrzekł, wskazując na przełęcz, gdzie jutro miała odbyć się decydująca bitwa: «Tam mu podziękuję»”.
Czytaj także: Góry – tam widzę, jakim jestem mężczyzną


Podziękuj, kiedy przyjdzie pora

Anegdota mało kościelna, przyznacie. Ale po chwili wszystko stało się jasne. Ksiądz Paweł tylko lekko się uśmiechnął:

„Przyjęliście właśnie Słowo Boga, a następnie Jego Ciało. To zadatek. Jak ten ogień do fajeczki z ogniska generała. Wkrótce przyjdzie pora Mu podziękować. Za chwilkę wyjdziecie poza mury tej świątyni. Do swoich zajęć. Na miasto. Róbcie dziś wszystko, aby kiedy przyjdzie na to pora i będziecie stać przed Bogiem, móc mu podziękować”.

Dla mnie wystarczająco prosty rozkaz. Pora pójść go wypełnić. Jak ten żołnierz spod Somosierry.

...

Weterani uczestniczac w kolejnych wojnach zblizaja sie do Boga. Przeciez to jest na codzien ze smiercia! Coz moze bardziej hartowac?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:56, 12 Sty 2018    Temat postu:

Pocałunek w rękę. Czy dzisiaj jeszcze coś znaczy?
Błażej Kmieciak | 12/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Pocałunek dłoni przenosi nas w jakiś inny wymiar. Ktoś powie, że się uniżamy. A może właśnie wtedy stajemy się wielcy.

Pocałunek w rękę i kampania
Pamiętam pewne filmowe nagranie. Dotyczyło ono polityka znanego z bardzo dynamicznego sposobu całowania kobiet w rękę. Jego gest nie był szarmancki i delikatny. W trakcie pewnego spotkania przestał patrzeć kogo po rękach całuje. Nagle kamera uchwyciła, gdy pan ten przez przypadek pocałował prawie w rękę swojego kolegę.

Snując się po tych wspomnieniach politycznych, trafiam na inny przykład. Dotyczył pewnego kandydata na prezydenta. W jednym z filmów z kampanii zamieszczono moment, w którym do tego polityka podchodzi mała dziewczynka, może pięcioletnia. Wręcza mu kwiaty. On klęka na jedno kolano i całuje ją w rączkę. Wszystko to oczywiście element marketingu politycznego. Ja jednak przy okazji urodzin jednej z moich córek zrobiłem dokładnie to samo. Zadziałało na nią i na mnie chyba też.

Czytaj także: Całowanie chleba, „czapkowanie”, o zmarłych tylko dobrze – te gesty mają głęboki sens


Ale po co całować po rękach?
Faktycznie, gest ten powszechnie zanika. A szkoda. Kto bowiem nie słyszał choć raz słów utworu Eugeniusza Bodo, Mieczysława Fogga oraz Aleksandra Żabczyńskiego, „Całuję Twoją dłoń, madame”?

„Całuję Twoją dłoń, madame

śniąc, że to usta Twe,

przed Tobą chylę skroń, madame,

bo dobry ton tak chce,

lecz serce moje śni, madame

że gdy poznamy się

nim przejdzie kilka dni, madame

pozwolisz sama mi, madame

miast twą całować dłoń

całować usta twe.

Jest to ten poziom klasy, o który dzisiaj coraz trudniej. Kto temu winien? Panowie, bo kobietę często chcą mieć, a nie zdobywać. Kobiety też nie są tu bez winy. Zapominają, że mają prawo od mężczyzny wymagać czegoś więcej. Tak przecież pojawił się w historii gest całowania kobiety w rękę. Niewiasty na dłoniach nosiły rękawiczki. Gdy dama zdjęła jedną z nich oddawała wówczas rękę swojemu wybrankowi.

Czytaj także: Uczmy naszych synów utraconej sztuki męskości


Nieco inny pocałunek
Być może ktoś dostrzegł specyficzne zachowania aktorów grających w filmach bollywoodzkich. W takich hitach, jak „Czasem słońce, czasem deszcz”, czy „Gdyby jutra nie było” dostrzec można, że młodzi mężczyźni spotykając pierwszy raz starszą kobietę wykonują gest, jakby całowali jej stopy.

W polskich starszych już filmach są podobne sceny, w których narzeczeni proszą o błogosławieństwo swoich rodziców. W jednym i drugim przypadku widać totalny szacunek dla czegoś szczególnego, dla „rodzicielskiego stanu”.

W kościele widać to w momencie, w którym całuje się w dłonie biskupa. Na marginesie pocałunek ten winien być skierowany w stronę pierścienia, jaki nosi pasterz. Gest ten dzisiaj nie cieszy się szczególną sympatią. Każdy, kto oglądał filmowe wersje biografii takich postaci, jak św. Jan Bosko, czy św. Filip Nerii doskonale wie, czemu klękanie przed biskupem wzbudzać może pewien bunt.

Niestety, niegdyś część biskupów wyciągniętą dłonią do pocałunku pokazywała swoją wyższość. Co jednak ciekawe, rzadko dzisiaj w parafiach zdarzają się sytuacje, by biskup takiego zachowania od wiernych oczekiwał. Warto jednak pamiętać, że są nadal wierni, dla których ten gest jest ważny. Jest on dla nich wyrazem ich szczerej wiary.

Czytaj także: 9 sposobów, by pokazać mężowi, że go kochasz


Pocałunek duszy
Zdarzyły mi się ostatnio dwie sytuacje, które na całowanie dłoni kazały mi spojrzeć inaczej. Przed wakacjami uczestniczyłem we mszy, którą sprawowało siedmiu neoprezbiterow. Na koniec Eucharystii każdy z nas mógł poprosić o szczególne błogosławieństwo nowego kapłana. Każdy z nas, gdy je otrzymał, całował następnie dłonie tych młodych mężczyzn, dłonie, które otulać mają Jezusa. Ktoś powie, że byli oni pewnie dumni jak pawie. Wręcz przeciwnie. Nie wiem, jak namalować pokorę. Wiem jednak, jak malowała się na ich twarzach.

Pokora pojawiła się także w innej chwili. Pewien kapłan poprosił mnie o przeczytanie pierwszego czytania w trakcie ważnej dla niego Eucharystii. Wiedział, że musiałem nieco zmienić plany, by w niej uczestniczyć. Podszedł do mnie przed jej rozpoczęciem, bardzo dziękując. Uściskał moją dłoń i ucałował mnie w rękę powtarzając „dziękuję” . Co o tym napisać? Do dziś nie wiem. Może to i dobrze?

...

Kultywujmy nasza kulture.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:35, 27 Sty 2018    Temat postu:

Oglądam czasem romanse. Czy to oznacza, że jestem mniej męski?
Błażej Kmieciak | 27/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Siedziałem ostatnio na spotkaniu w pubie z kolegami. W pewnym momencie stwierdziłem: Wiecie co, oglądałem ostatnio ciekawy film, „Zakochana bez pamięci”. Moje wyznanie nieco zmroziło dwóch towarzyszy męskiego spotkania. Już sam tytuł wskazuje, że reżyserami tej produkcji nie są ani Vega, ani Pasikowski.

Lekcja z romansu – zdobywanie kobiety
Nasza przyjacielska rozmowa dotyczyła jednak relacji kobiet i mężczyzn. Mój przykład dotyczył pewnej cechy, pokazanej we wspomnianym przeze mnie filmie, cechy, która powinna nam – mężczyznom, nieustannie towarzyszyć. Myślę tutaj o chęci zdobywania kobiety. O poznawaniu jej na nowo.

W romansie, który opowiedziałem moim znajomym, pewna kobieta nagle traci pamięć. Jak się jednak okazuje, zapomina ona w zasadzie tylko o jednym dość istotnym fakcie: była bowiem zaręczona z pewnym mężczyzną, którego od wypadku przestała rozpoznawać. To oczywiście jedynie scenariusz filmu, ale co byśmy zrobili w takiej sytuacji?

Czytaj także: Michał Górecki: Jestem romantykiem. Nie umiem żyć bez żony i dzieci


Romans – tylko nieidealny obraz?
Filmy romantyczne w zasadzie możemy podzielić na dwie grupy: komedie oraz dramaty. W pierwszej grupie znajdziemy „Bezsenność w Seattle” czy np. „Masz wiadomość”. To już w zasadzie klasyka. Czy jednak produkcje te straciły na swej aktualności? Nawet w drugiej części „Listów do M” syn jednego z głównych bohaterów tłumaczy swojemu ojcu, że w miłości musi być odrobina szaleństwa, ukazana w pierwszym ze wspomnianych przeze mnie tutaj filmów, w duecie Meg Ryan – Tom Hanks.

Czy można zakochać się w czyimś głosie słyszanym w radiu? Nota bene zmaga się z tym Borys Szyc, grający w ostatniej części „Listów do M”. To oczywiście tylko ciepłe, przeidealizowane obrazy, które u wielu panów wzbudzać mogą wyłącznie nudności.

Ale powiedzcie szczerze, nie tęsknicie czasem za chwilami, gdy każdym spojrzeniem szukaliście tej jedynej, tej, którą wybraliście? Nie tęsknicie za chwilą, kiedy wielu podejrzewało Was o stratę rozumu, bo tak zafascynowani byliście swoja wybranką?

Czytaj także: Szukasz pomysłu na randkę? To prostsze niż myślisz


Facet z klasą
Ktoś teraz powie, że w tym właśnie tkwi dramat, że podobne stany to wyłącznie chwila, która zgodnie z licznymi wynikami badań kończy się średnio po dwóch latach. Tutaj z pomocą przychodzi nam Richard Gere. Nie tylko ten, który w prostytutce z filmu „Pretty woman” widzi kogoś niewinnego, ale może przede wszystkim ten, który w jednej z ostatnich scen filmu „Zatańcz ze mną” doskonale pokazuje, że wierność jest dużo bardziej sexy niż roztańczona i kusząca Jennifer Lopez.

Ale, jak wspomniałem, romanse to także dramaty. Poprzedza je jednak totalna fascynacja drugą osobą, zatopienie w tej jedynej, w tym wybranym. I znów, można rzec, że to nie jest męskie, że oglądanie, jak tych dwoje się w sobie zakochuje, nie jest w żadnym wypadku ciekawe czy fascynujące.

Pytanie jednak: „Co byś zrobił, gdyby nagle twoja żona zmarła”? Albo gdyby niespodziewanie zachorowała na schorzenie, którego nie da się wyleczyć? Film pt. „Świąteczna historia” pokazuje podobną optykę. Nagle młoda żona i mama dowiaduje się, że prawdopodobnie niebawem umrze. Jak spędzić z nią ostatnie chwile? Co jej dać „na koniec”?

Mówi się, że mężczyźni dojrzewają później. Nadchodząca śmierć kogoś bliskiego potrafi jednak bardzo przyspieszyć ten proces, o czym opowiada z kolei historia opisana w dość starym już filmie „Szkoła uczuć”, a więc opowieści o totalnie różnych licealistach, którzy jednak mają coś z idealnych platońskich połówek.

Czytaj także: Romantyczna historia żony marynarza. „Na takiego mężczyznę można czekać”


Mężczyzna delikatny i mocny
Co się dzieje? Facet pisze o romansach, sypie nimi jak z rękawa. Czy to nie jest dramat? Może kolejna odsłona męskiego kryzysu? A może jest właśnie odwrotnie?

Może przyzwyczailiśmy się do tego, że w momencie, w którym zdobywamy kobietę, dajemy sobie rozgrzeszenie, pozwalające nam, by się od niej oddalić. Wpierw potrafimy zawalić tysiąc spotkań z kumplami, by choć chwilę w jej oczy spojrzeć. A potem nie potrafimy patrzeć w oczy żonie, bo o pięć godzin spóźniliśmy się na kolację, zapominając zadzwonić i powiedzieć „dzięki” przy kolejnym kieliszeczku.

Romanse dla faceta to trudna sprawa. Najczęściej niedostępna. Duma się włącza. Jak tu się przyznać? Gdy ja wspomniałem o „Zakochanej bez pamięci”, mój kolega siedzący obok stwierdził, „a znam, oglądałem, dobry przykład”.

...

Bez zartow! Romanse zawsze pisali mezczyzni! Przeciez mezczyzna to kultura! A kobieta natura! Romans to kultura! Romansom zarzuca sie raczej ze sa sztuczne ze w zyciu tak nie ma! Czyli sa nienaturalne! Sa wytworem sztucznym czyli kukturalnym! Koncza sie z reguly np. slubem! I co dalej? To dalej raczej interesuje kobiety! Kobiety raczej ogladaja seriale obyczajowe! O zwyklym zyciu czyli natura! Nie wiem skad pomysl ze romanse to dzial dla kobiet! To typowo meski pomysl!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:09, 05 Lut 2018    Temat postu:

Cnota umiarkowania.Cecha, która sprawia, że staję się naprawdę dojrzałym facetem
Jarosław Kumor | 05/02/2018

Dineslav Roydev/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj 0
Łatwo mi wpaść w pułapkę myślenia, że jeżeli coś nie jest grzechem, znaczy to, że mogę tego używać do woli. Św. Augustyn powiedział, że „jeśli kto nieumiarkowanie pożąda rzeczy dozwolonych, obraża Tego, który dozwolił”.

Ktoś mnie częstuje ciastkiem. Grzecznie biorę jedno. Czasami, ponaglony przez częstującego, drugie. Wzrokiem zjadłbym całą paczkę, ale przecież nie chcę wyjść na łasucha. Gdyby jednak ta sama paczka leżała w mojej kuchni, nie miałbym skrupułów i spokojnie wyszedłbym na łasucha przed sobą, no i bądź co bądź przed Bogiem. Nie przeszkadzałoby mi to. A szkoda.

Czytaj także: Pięciu zwykłych facetów i ich pięciu świętych kolegów. Pomagają wziąć się w garść


„Wszystko mogę, ale…”
Święty Augustyn powiedział, że „jeśli kto nieumiarkowanie pożąda rzeczy dozwolonych, obraża Tego, który dozwolił”. Uwielbiam tę zwięzłość, a jednocześnie pełnię treści w cytatach z Ojców Kościoła.

Może się wydawać, że ich przesłanie jest odległe, ale ono w tym konkretnym przypadku mówi wprost do mojego życia: jeśli pozwolisz sobie na dogadzanie własnemu ciału, będziesz „zadżumiony” egoizmem. I nie chodzi przecież o to, że nie mogę jeść, oglądać seriali, żartować, słuchać ulubionej muzyki. Bóg mi na to wszystko pozwolił i dał wolność.

Mogę z tego korzystać jak dziecko – bez refleksji i oddania się pod prowadzenie, a mogę jak mężczyzna – mając świadomość, ile mi wystarczy i umiejąc tę świadomość przekuć w czyn: zjeść tyle, by po prostu zaspokoić głód, posłuchać muzyki tyle, by nie zabierać czasu bliskim, pożartować tyle, by starczyło jednak czasu na powagę.

I wydaje się, że kluczem jest tu wdzięczność Bogu, że w ogóle pozwala mi na to wszystko, bo przecież wcale nie jest tak, że robienie tego, co lubię należy mi się jak chłopu ziemia. Bóg jest łaskawy i mam te różne możliwości tylko dzięki Niemu. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Mogę tylko podziękować.



Umiarkowany facet = dojrzały facet
Nie mam wątpliwości, że znajdowanie umiaru w przyjemnościach, które serwuje nam Bóg (pomijam oczywiście przyjemności niepochodzące od Niego, które w każdej, nawet najmniejszej ilości są grzechem i odbijają się zawsze czkawką – tu sprawa jest oczywista) jest objawem dojrzałości i umiejętności panowania nad sobą.

Czytaj także: Facet na kolanach. Czy to ujmuje męskości?
To jest piękne, kiedy mąż i ojciec potrafi uporządkować swoją codzienność w taki sposób, by znaleźć czas na wszystko, co ważne. Nie ma tendencji, by przesiadywać długimi godzinami w internecie i przynosić pracę do domu, ale angażuje się całym sobą w swoje zwyczajne codzienne obowiązki stanu: wysłucha żony z pełną uwagą, pobawi się i porozmawia z dziećmi, będąc naprawdę zaangażowanym w ich rozterki, zadba o to, by w domu wszystko było naprawione, działało, a w samochodzie nie było żadnych stuków i usterek.



„Siła wyższa”
To dość proste rzeczy, a u podłoża ich wypełniania leży porządek i umiar. Bo jako mężczyźni uwielbiamy deklarować, że zrobimy to czy tamto, a później jakaś siła wyższa sprawia, że nie mamy czasu. Często tą siłą wyższą jest nasz zwyczajny brak umiaru, jeśli chodzi o czas poświęcany np. na pracę, na hobby czy na zwyczajne ślęczenie przed telewizorem.

Umiar to piękne słowo. Ono wprowadza ład w moje postrzeganie tych augustynowskich „rzeczy dozwolonych”. Łatwo mi wpaść w pułapkę myślenia, że jeżeli coś nie jest grzechem, znaczy to, że mogę tego używać do woli. Łatwo wtedy zapomnieć, że np. scrollowanie Facebooka w wolnym czasie naturalnie nie jest grzechem, ale scrollowanie go trzecią godzinę w poczuciu, że to nadal mój wolny czas, podczas gdy rodzina jest zostawiona sama sobie, zdecydowanie tym grzechem się już staje.



Czujność w przyjemnościach
Ten przytoczony wyżej cytat ze św. Augustyna pokazuje mi po pierwsze, że nie wystarczy unikać ewidentnych grzechów, ale też trzeba być czujnym w przyjemnościach, które są dla mnie darem, bo przedawkowane stają się takim samym ewidentnym grzechem.

Po drugie św. Augustyn uświadamia mi, że nie jest w porządku, gdy w towarzystwie jestem np. umiarkowany w jedzeniu i nie zjadam tej paczki ciastek z początku tekstu, a w domu robię to bez oporów, bo nikt nie patrzy. Pożądanie wystarczy, by obrazić Boga. Augustyn zresztą coś o tym wiedział.

...

Nieumiarkowanje dotyczy rzeczy dobrych. Pnieciez nie zlych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:01, 13 Lut 2018    Temat postu:

mężczyzn o pomoc?
Zuzanna Górska-Kanabus | 13/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 6 Komentuj 0
Chciałabyś poznać dwa proste sposoby, które sprawiają, że bliski Ci mężczyzna chętniej zrobi to, o co go poprosisz?

Pewnie doskonale pamiętasz te sytuacje, gdy poprosiłaś męża/narzeczonego/chłopaka o zrobienie czegoś i… nic się nie zadziało. Urażona, nie poprosiłaś drugi raz. Dla nas kobiet, spełnienie prośby ukochanej osoby to czysta przyjemność. Zatem jeżeli on nie robi tego, o co go prosisz, czujesz się niekochana.

Chciałabyś poznać dwa proste sposoby, które sprawiają, że bliski Ci mężczyzna chętniej zrobi to, o co go poprosisz? Nie będziesz musiała nim manipulować. Przestaniesz odczuwać złość, że prosisz i nic się nie zmienia. Brzmi intrygująco?



Zdobywanie a obdarowywanie
Na początku wyjaśnienie – spełnienie lub nie Twojej prośby jest niezależne od tego, czy i jak on Cię kocha.

Mężczyźni działają inaczej. Mark Gungor, w swojej książce Przez śmiech do lepszego małżeństwa, tłumaczy, że mężczyzna jest nastawiony na zdobywanie, a kobiety na bezinteresowne obdarowywanie. Dlatego też on nie zapamięta Twojej prośby, jeżeli nie przyniesie mu to korzyści.

Czytaj także: Kobiety potrzebują szacunku, a mężczyźni podziwu


Co zatem można zrobić?
Możesz się obrazić na ten stan rzeczy i trwać w swojej urazie. Możesz nazywać go interesownym. Możesz też wykorzystać wiedzę, aby poprawić komunikację między Wami. Przecież Twojemu ukochanemu zależy na dobrej relacji z Tobą. Jeżeli on zrozumie, że coś jest dla Ciebie naprawdę ważne, to z dużym prawdopodobieństwem zrobi to dla Ciebie.



Stwórz wizję
Mężczyźni chcą widzieć sens w tym, co robią. Oni chcą zdobywać i przemieniać świat. Czynić go sobie poddanym. Uwielbiają działać dla większej idei. Pragną czynić Twoje życie lepszym. Dlatego stwórz wizję, opowiedz mu, dlaczego ważne jest dla Ciebie, żeby zrobił to, o co go prosisz. Możesz na przykład powiedzieć:

Żeby odpocząć potrzebuję harmonii w otoczeniu. Ta popsuta roleta w salonie nie pozwala mi się odprężyć. Proszę, napraw ją.
Doskonałym przykładem tworzenia wizji jest historia opowiedziana przez znajomą żonę:

Siedzieliśmy na naszej działce w lesie i w pewnym momencie powiedziałam do męża: Kochanie, zobacz jak zarastają nam ścieżki, robią się coraz węższe. Jak będziemy poruszać się o kulach lub z balkonikiem, to jak my się tu zmieścimy? Byłam ogromnie zaskoczona, jak następnego dnia zobaczyłam, że mój mąż zabrał się za poszerzanie ścieżek.
Czytaj także: Jeżeli nie powiesz mężowi, co Cię boli, skąd ma o tym wiedzieć?


Poproś kilka razy
Przyznaj się, lubisz prosić więcej niż raz? Pewnie masz tak, że jak ktoś Cię o coś poprosi, to zapamiętujesz to i spełniasz tę prośbę w najbliższym możliwym czasie. Zgadza się? Mężczyźni mają inaczej. Jeżeli prosisz raz, to jakbyś nigdy nie poprosiła. Nie walcz z tym, zaakceptuj. Jeżeli chcesz, aby Twoja prośba była spełniona, to oprócz stworzenia wizji, powtórz ją kilka razy (więcej niż dwa Wink.

Jakiś czas temu potrzebowałam arkusza excela, dzięki któremu łatwiej byłoby mi planować i zarządzać moimi tekstami. Wiedziałam, że mój mąż – mistrz excela – może ją zrobić szybciej ode mnie, a do tego doda funkcjonalności, których ja nawet nie wiem, gdzie szukać.

Na kartce zrobiłam prototyp i mu go pokazałam. Opowiedziałam, jak dzięki temu narzędziu będzie mi prościej zarządzać publikacjami. Wymieniłam szereg korzyści i poprosiłam, żeby mi coś takiego stworzył. Mój miły oczywiście ochoczo się zgodził, dorzucił kilka swoich pomysłów i… nic się nie zadziało. Następnego dnia powiedziałam, że gdybym miała ten arkusz, to mogłabym w niego wpisać pomysły pozapisywane na różnych, luźnych kartkach. Wszystko byłoby w jednym miejscu.

Za kilka dni (bez pretensji, ale z rozmarzeniem) dodałam, że już oczami wyobraźni widzę ten arkusz i jaki jest wspaniały.

Kolejnego dnia opowiedziałam mu o nowym pomyśle na artykuł i że mogłabym go już wpisać do tego nowego arkusza i dzięki temu mieć wolną głowę i się zrelaksować. Wtedy mój ukochany zmobilizował się i stworzył go dla mnie.

Prosiłam go cztery razy. Czy mnie lekceważył? Nie. On ma dużo rzeczy na głowie. Mojej prośby nie uznał za priorytetową (bo de facto nie była to kwestia życia czy śmierci) i jednocześnie chciał ją spełnić. Kilkukrotne proszenie spowodowało, że nie zapomniał. A tworzenie wizji i pokazywanie, dlaczego mi jest to potrzebne zwiększyło jego motywację do działania.

Nie ma sensu obrażać się i tkwić w przekonaniu, że Twoje prośby się nie liczą. Zaakceptuj to, że on działa inaczej. Następnym razem jak będziesz czegoś potrzebować, to stwórz wizję, opowieść, dlaczego to jest ważne i poproś ukochanego mężczyznę kilka razy.

...

Zawsze lepiej wyjasnic sens.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:37, 08 Mar 2018    Temat postu:

Dlaczego on jest spięty bez powodu? O stresie ukrytym u mężczyzn
Marlena Bessman-Paliwoda | 08/03/2018

Nik Shuliahin/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj 0
Twój mąż, brat czy tata wraca do domu z pracy i mówi, że ma za sobą okropny dzień. Pytany jednak dalej, co takiego się stało, nie potrafi dokładnie wskazać, co takiego trudnego i „męczącego” w ciągu całego dnia się wydarzyło. A my kobiety, które świetnie analizujemy większość sytuacji, tutaj często stwierdzamy, że po prostu… facet przesadza. Jak jest naprawdę? Co stoi za męskim „zdenerwowaniem bez powodu”?

Zestresowany mężczyzna
Wchodzi do domu i się nie odzywa. Siada i milczy. Pytany, co się stało, mówi, że nic, a Ty widzisz, że stało się, a może nawet „dzieje się teraz”. O co chodzi? Okazuje się, że mężczyźni podatni są na stres ukryty, czyli nie są w stanie łatwo wskazać czynnika stresogennego, jakiemu podlegają. Wcale to jednak nie oznacza, że on nie istnieje.

Mężczyzna staje się zniecierpliwiony, poirytowany, ale też – dla nas kobiet – dziwnie, bo bez przyczyny w naszej ocenie, zmęczony. O samym już zmęczeniu pisze o. Józef Augustyn SJ, zaznaczając, że:

„Ludzkie siły są również rozbite ciągłym zmęczeniem, którego źródłem jest nie tyle przepracowanie (co tak często z upodobaniem podkreślamy), ile raczej ciągłe napięcia psychiczne spowodowane nierozwiązanymi konfliktami wewnętrznymi. Męczą nas i rozbijają wewnętrznie nierozwiązane ambicje, poczucie krzywdy, poczucie winy, lęki o siebie i swoją przyszłość, skłócenie z innymi, przewrażliwienie na swoim punkcie”.*

Na całe to podłoże nakłada się dziesięć czynników stresu ukrytego:

Czytaj także: Zobacz, co się z Tobą dzieje, kiedy się stresujesz


Zmiany w ustalonym porządku
I to można rozumieć dwojako. Dotyczy to zarówno porządku życia – gdy mężczyzna dowiaduje się, że będzie np. tatą, zmienia pracę lub choruje itp. – jak również, gdy w czasie dnia wynikają nieprzewidywalne zdarzenia, które rozbijają męski plan na dany dzień. Ta druga sytuacja może być tylko błahostką, jednak daje mężczyźnie uczucie braku kontroli.



„Teraz to zrobię/zrobiłem z siebie idiotę”
Troska o to, jak wypadnę w danej sytuacji, czy nie powiem czegoś niewłaściwego, nie pokażę, że czegoś nie wiem, nie jestem ekspertem w danej sprawie: rozmowa z szefem, żart (szczególnie ten o zainteresowanym), przemówienie, poznawanie nowej osoby – jest dla mężczyzny ważna, bo według niego to „pokazanie siebie”, prezentowanie tego, kim jestem.



Strach przed porażką
Projekt w pracy, egzamin, rekrutacja, wychowanie dziecka, sport – nastawiony na zwycięstwo mężczyzna może nie zauważyć stresu przed tym, że może… przegrać.



Posiadanie „mniejszej kontroli” i podleganie komuś
Podleganie komuś w pracy i nieakceptowanie decyzji z góry to kolejny czynnik stresogenny. Mężczyzna, jeśli bierze w czymś udział, chce, aby było to zrobione dobrze (najczęściej tak, jak on uważa, że jest dobrze). Inne decyzje to dla niego czynnik stresogenny. A co dopiero, kiedy to mężczyzna nie ma nic do powiedzenia w swoim domu?

Czytaj także: Jak stres wpływa na Twoje życie?


Obietnica i zawiedzenie się na sobie
Moje słowo to mój honor – to zdanie można by przypisać większości panów. Nawet jeśli mężczyzna tego nie przejawia (masz go za niesłownego), to wewnętrznie jest to dla niego ważne. Dlatego też ważne jest dla niego docenienie dotrzymania słowa.



Porównywanie się z innymi mężczyznami
„Jak on jeździ!” (Tu w domyśle: ja prowadzę auto lepiej). Gorzej jak mężczyzna spotka kogoś w danej dziedzinie lepszego, co jest przecież nieuniknione.



Stres… kobiety
Płaczesz czasami bez powodu? Stresujesz się czymś? Mężczyzna stresuje się stresem kobiety, bo czuje się odpowiedzialny, „by wspólne życie przebiegało bez zakłóceń”. Stres kobiety, także taki, na który nie ma wpływu, odbiera jako dowód na to, że zawodzi. Prof. Georgia Witkin** wskazuje, że w tym wypadku nawet mężczyźni mogą przyjmować postawę obronną, odbierając kobiecy stres jako atak, że „coś robią źle”.

Kiedy spytasz teraz spiętego mężczyznę, co się stało, a on odpowie „nic”, możesz szukać w tych powyższych „nic”, którego sami panowie mogą nie dostrzegać.

Czytaj także: Stres? Zły nastrój? Receptą może być aktywność fizyczna
* Józef Augustyn SJ, „Kwadrans szczerości. Wprowadzenie do modlitwy codziennego rachunku sumienia”, Kraków 2017

** Georgia Witkin, „Stres męski”, Poznań 2016

...

Czlowiek jest bardzo skomplikowany.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:21, 15 Kwi 2018    Temat postu:

Mężczyzna do kobiet: podpowiem Wam, jak się z nami dogadać
Maciej Jabłoński | 14/04/2018
MĘŻCZYZNA W OKULARACH
Brooke Cagle/Unsplash | CC0
Udostępnij 18 Komentuj 0
Mężczyzna ma mniejszą podzielność uwagi niż kobieta i nie jest w stanie „przetworzyć” tylu słów naraz. Inaczej sprawy się mają, jeśli chodzi o dialog kobieta-kobieta. Panie wiedzą, że podczas jednej rozmowy mogą poruszyć tysiące wątków i żadna się nie pogubi, ani tym bardziej nie zmęczy.

Komunikacja – trudny orzech do zgryzienia
Komunikacja jest podstawą zdrowych relacji, ale nie jest ona łatwym kawałkiem chleba, zwłaszcza jeśli chodzi o komunikację na linii kobieta-mężczyzna. Wiem, bo jestem facetem i pomimo że zarówno w swoim zawodowym, jak i prywatnym życiu dużo mówię i piszę, to moja żona mi powtarza, że są momenty, kiedy niełatwo jest prowadzić ze mną rozmowę.

Oto kilka wskazówek, które mogą pozwolić lepiej i skuteczniej komunikować się ze swoimi mężczyznami. Oczywiście, każdy związek jest inny i każda osoba jest inna, ale to ogólne zasady, które mają zastosowanie do większości mężczyzn.



Mężczyzna i kobieta przetwarzają informację na różne sposoby
To może wydawać się oczywiste, ale jest ważnym punktem wyjścia. Dopóki nie zauważymy, że istnieje ta różnica, to utkniemy w naszej komunikacji i mimo najszczerszych chęci nie będziemy w stanie przekazać naszych myśli w sposób zrozumiały dla rozmówcy.

Każdy mężczyzna jest wyjątkowy (i każda kobieta jest wyjątkowa), więc nie chcę tego uogólniać, ale istnieją wyraźne różnice w sposobie komunikacji mężczyzny i kobiety. Nie oznacza to, że jedno podejście jest słuszne, a inne jest złe, ale raczej zarówno mężczyzna, jak i kobieta będą musieli wyjść poza swoją strefą komfortu, aby znaleźć zrównoważone podejście do komunikacji w związku.



Nie rozmawiaj ze swoim mężczyzną tak, jak rozmawiasz z koleżanką
Kiedy będziesz rozmawiała ze swoim facetem zalewając go nadmiarem słów, poruszając kilka wątków w jednym momencie, istnieje ryzyko, że on się zamknie. Badania sugerują, że w przypadku, kiedy mężczyzna i kobieta mają taki sam iloraz inteligencji, to mężczyzna ma mniejszą podzielność uwagi niż kobieta i nie jest w stanie „przetworzyć ” tylu słów naraz.

Inaczej sprawy się mają, jeśli chodzi o dialog kobieta-kobieta. Nic nie muszę tu dodawać – Panie wiedzą, że podczas jednej rozmowy mogą poruszyć tysiące wątków i żadna się nie pogubi, ani tym bardziej nie zmęczy.



Nie polegaj zbyt mocno na języku niewerbalnym
Kobiety są lepiej „przysposobione” do komunikacji niewerbalnej niż mężczyźni. Czasami prowadzi to do wzajemnej frustracji, ponieważ kobiety spodziewają się, że ich mężowie podchwycą nieme sygnały, podczas gdy mężczyźni czują, że oczekuje się od nich czytania w myślach. Bezpośrednia komunikacja z mężczyzną i mówienie wprost tego, co ma się na myśli, to zdecydowanie najlepszy pomysł.



Bądź jego motywatorem, a nie krytykiem
Mężczyźni zazwyczaj reagują z większym zaangażowaniem i chętniej wchodzą w dialog, kiedy czują, że są szanowani i afirmowani przez swoje ukochane. Chcesz mieć dobrą komunikację z mężem, to zarówno motywuj go do działania, jak i doceniaj to, co robi.



Planuj trudną rozmowę w trakcie aktywności fizycznej
Zamiast wyłączać telewizor i mówić „musimy porozmawiać” (co prawdopodobnie go przerazi), zaplanuj rozmowę w otoczeniu, w którym będzie czuł się bardziej komfortowo. Kobiety zazwyczaj opierają się na spotkaniach towarzyskich wokół rozmowy („Chodźmy napić się kawy i porozmawiać”), podczas gdy mężczyźni organizują spotkania towarzyskie wokół zajęć („Zagrajmy w piłkę, pójdźmy na rower itd.”).

Większość facetów „otwiera się”, kiedy robią coś aktywnego, więc np. idźcie na spacer. Wasza rozmowa powinna się poprawić. Zainteresuj się czymś, co go pociąga, a to da Ci nową podstawę do wspólnej rozmowy.

Mam nadzieję, że powyższe wskazówki sprawią, że Wasza relacja będzie łatwiejsza i nie będziecie patrzeć na różnice, które są między Wami jako na przeszkody, ale jako na szanse.

...

Trzeba rozumiec te roznice.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:05, 18 Kwi 2018    Temat postu:

Ta pewność, że robię dobrze… Nieporównywalna z niczym innym!
Stefan Czerniecki | 18/04/2018
HABIT FRANCISZKAŃSKI
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Przyglądałem się jego twarzy jeszcze kilka minut. I nie zauważałem teoretycznie żadnej fizycznej zmiany. To był nadal ten sam Przemek, co przed laty. Kiedy wyjeżdżał z Warszawy. Dobry i poczciwy facet. Ale jednakowoż jakby nieco inny. Jakby biła od niego jakaś łuna. Zorza pokoju i dobroci.

Pewność, że robię dobrze
Zobaczyłem go po raz pierwszy od dwóch lat. Może nawet więcej niż dwóch. W każdym razie na pewno nie widziałem go długo. Jak dla dwóch ludzi, którzy widują się średnio raz w tygodniu na spotkaniu Wspólnoty, taki okres na pewno można nazwać „długim”. Przemek po prostu zniknął. Zlikwidował swoje konto na Facebooku. Mieszkanie przekazał pod opiekę siostrze. Wyjechał z miasta. A firmę zamknął. Dla nas jako dla Wspólnoty po prostu przestał istnieć. Po ludzku się rozpłynął. Wyjechał do Krakowa. Wstąpił do zakonu kapucynów.

Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy od tych kilku lat, po prostu oniemiałem. I nie chodzi tu o zaskoczenie. Nie, nie… Co do jego przyjazdu byłem uprzedzony, że zawita na ślub naszego wspólnego przyjaciela. Oniemiałem z zachwytu. W progu mieszkania zobaczyłem bowiem faceta z klasą. W brązowym habicie. Który pasował do niego znacznie bardziej niż te wszystkie koszulki, które projektował jako grafik w swoim starym życiu.

Przyglądałem się jego twarzy jeszcze kilka minut. I nie zauważałem teoretycznie żadnej fizycznej zmiany. To był nadal ten sam Przemek, co przed laty. Kiedy wyjeżdżał z Warszawy. Dobry i poczciwy facet. Ale jednakowoż jakby nieco inny. Jakby biła od niego jakaś łuna. Zorza pokoju i dobroci. I jeszcze czegoś: pewności, że robi dobrze.

Czytaj także: Najstarszy żyjący mężczyzna. Jego recepta na długowieczność jest… nietypowa


Rozterki i tak przyjdą
Nie wiem, czy miał rozterki, jak wstępował do zakonu. Wiem, że ma je teraz.

„Stary, ta zakonna formacja trwa tyle lat, że naprawdę jest wiele czasu, aby to wszystko przemyśleć – śmiał się na moje pytanie o odczytywanie powołania. – I pewnie! Wiadomo, że pojawiają się wątpliwości. I jestem przekonany, że będą się jeszcze pojawiać”.

Dla mnie przez to zdanie Przemek stał się jeszcze bardziej autentyczny. Jeszcze bardziej ludzki. Męski. Esencjonalny. Stał się jeszcze ciekawszy do prowadzenia rozmowy, wymiany myśli, pytań.



Sprzątanie? Żaden problem!
Ale póki co wolałem go obserwować dalej. I tak też było. Choćby wtedy, gdy po użyciu konfetti pod kościołem, świadkowa poprosiła o posprzątanie posadzki. A troszkę tego przecież było. Kolorowe papierki leżące dosłownie wszędzie. Kogo tu poprosić o pomoc? Przecież wszyscy goście w garniturach i pięknych sukniach. Stojący w kolejce z najlepszymi życzeniami dla Młodej Pary. I gdy jako świadek przejmujący kolejne podarunki od Pana Młodego, panicznym wzrokiem szukałem kogoś, kto mógłby nam pomóc, pojawił się on.

„Ale ty jesteś w habicie…” – zaoponowałem, aby to akurat Przemek chwytał za zmiotkę.

„Zwariowałeś? Co to za problem? – uśmiechnął się pogodnie. – Zrobię to raz dwa”.

Widok skulonego w brązowym habicie kumpla wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Sprzątał niezwykle dyskretnie. Jak to on. Teraz już wiedziałem, skąd u niego ten blask. Skąd ta łuna. Czemu jego twarz niby się nie zmieniła, a jednak się zmieniła.

Czytaj także: Lęki z przeszłości… Zrozum je i nazwij, a pozwolą Ci kochać


Owoce dobrego wyboru
Przemek pomógł nam tego dnia jeszcze przynajmniej kilka razy. Gdy trzeba było podjechać gdzieś autem, przenieść ślubne prezenty Młodej Pary. Za każdym razem bez żadnego narzekania, bez jakiegokolwiek sprzeciwu, bez słowa skargi.

Również wtedy, gdy okazało się, że jego nocny pociąg powrotny ma 110 minut opóźnienia. Pomimo całodziennego dnia spędzonego na nogach, w podróży bez miejscówki, on nadal był sobą.

Takim starym dobrym Przemkiem sprzed lat. Takim samym, ale jednak dla mnie jakby bardziej cudownym.

„Pięknie wygląda w tym habicie, nieprawdaż? – wyszeptała mi podczas pożegnania z naszym młodym kapucynem przyjaciółka. – Jakby był pod niego szyty. Tak go dopełnia jakby”.

Pewnie nawet nie wiedziała, jak trafnie ujęła wszystkie moje dzisiejsze obserwacje. Gdy idziesz za głosem Pana, możesz być pewien, że nie będzie źle. Po prostu nie może być źle. I że owoce Twego dobrego wyboru będą widzieć również inni.

...

To tez droga dla mezczyzn.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:43, 27 Kwi 2018    Temat postu:

Jak pomóc synowi stać się prawdziwym mężczyzną?
Michael Rennier | 27/04/2018
BOYS PLAYING
Lars Plougmann | Flickr CC by SA 2.0
Udostępnij Komentuj
Życie jest wezwaniem do przygody, a chłopców podnieca perspektywa bohaterskich dróg. Odpowiednio zachęceni, mogą nauczyć się, jak być silnym i wrażliwym, wojownikiem, ale i poetą, ufnym we własną tożsamość i gotowym na wielką wyprawę w nieznane.

Zeszłego wieczoru po kolacji ponad godzinę bawiłem się z synami w zapasy. Choć początkowo miałem przewagę, zmęczyli mnie w końcu i usiedli na mnie, chichocząc i wydając z siebie barbarzyński skowyt.



Dwie twarze tego samego chłopca: rozrabianie i wrażliwość emocjonalna
Zdarza się, że są bardziej agresywni niż wataha wilków, widuję ich często, jak uderzają czymś o coś, wspinają się, tłuką i tarzają w błocie. Ostatnio nasz najstarszy przytulił matkę podczas szczerej rozmowy o tym, dlaczego całujemy krewnych, których kochamy, i jak on to lubi.

Dwie twarze tego samego chłopca. Obie są wyrazem jego męskości – rozrabianie i wrażliwość emocjonalna. Obie są zdrowe, do obu z nich zachęcam. Nie powinno się zmuszać chłopca, by wybierał spośród nich, i żadnej nie można postrzegać jako defektu męskości.

Ostatnio Benjamin Sledge napisał artykuł zatytułowany „Współczesny problem z męskością nie jest tym, czym nam się wydaje”. Wskazując, jakie problemy mają chłopcy, którzy stają się dziś mężczyznami, pisze:

Mamy obecnie dwustronny atak na chłopców. Z powodu ostatnich wydarzeń postrzegamy rozrabianie, zabawę plastikowymi mieczami, wojny i bitwy dziecięce jako znak, że nasi chłopcy wyrosną na psychopatów. A z drugiej strony mężczyźni błędnie sądzą, że wrażliwość i emocje są oznaką słabości.
Czytaj także: Do czego prowadzi wolnościowe wychowanie?


Jaki powinien być mężczyzna?
Według mnie problem polega dziś na tym, że rozrabianie i tradycyjnie „męskie” zachowania, jak zabawa w żołnierzy czy odgrywanie mitycznych herosów, postrzegamy obecnie jako zbyt agresywne i przemocowe. Chłopców, którzy eksplorują ten fizyczny, przesycony testosteronem aspekt swojej psychiki, podejrzewa się o bycie samcami alfa w trakcie specjalizacji i szybko zawstydza. U tych zaś, którzy okazują emocje, zdolności artystyczne, czułość czy inne tak zwane „kobiece cechy”, kwestionuje się ich męskość, a nawet seksualność. Jaki więc powinien być mężczyzna? Co ma do wyboru? Chłopcy są na z góry przegranej pozycji.

Moją własną męskość podawano niejednokrotnie w wątpliwość, ponieważ ubieram się starannie. Wyśmiewano mnie za to, że cytuję wiersze Gerarda Manleya Hopkinsa i gram na fortepianie preludia Chopina. Lubię też powieści Jane Austen. Oglądałem kiedyś musicale i podobały mi się. Wątpliwości co do mojej tożsamości stały się jeszcze bardziej pogmatwane, gdy dowiedziałem się, że jako katolik jestem prawdopodobnie mizoginem i popieram wyłącznie męskie kapłaństwo, mam zbyt wiele dzieci i grzęznę z własną żoną w tradycyjnych rolach genderowych. Ta krytyka nie ma żadnego sensu.

Czytaj także: Czy da się być dobrym ojcem i dobrym pracownikiem?


Chłopcy gubią się na drodze do męskości…
W swoim artykule Sledge pisze, że inni mężczyźni również dzielą to doświadczenie, a krytyka płynąca z obu stron „sprawia, że młodzi mężczyźni dorastają w dezorientacji”. Kontynuuje: „Nie angażujemy się w zdrowe gry, które umożliwiają nam tworzenie więzi, i nie mamy emocjonalnych związków z naszymi ojcami i innymi mężczyznami. Mężczyźni stają się apatyczni i obojętni, nie mogą bowiem opowiedzieć się po żadnej ze stron, dlatego wycofujemy się w nasze cyfrowe światy letargu”.

Chłopcy gubią się na tej drodze do męskości, i większość z nich to nastolatkowie w męskich ciałach, odebrano nam bowiem męskość. Zostały nam tylko gry komputerowe, pornografia, spędzanie wieczorów na oglądaniu sportu w telewizji. Innymi słowy: tylko wady i niezdrowe pozostałości z dzieciństwa, z których dawno powinniśmy byli wyrosnąć.



Jak pomóc chłopcom dorastać na zdrowych mężczyzn?
Po pierwsze zrozumieć, że rozrabianie, walki na miecze i zabawa w wojnę pozwalają chłopcom poznawać ich środowisko. Chłopcy chcą szukać przygód i znajdować cel w życiu, angażując się w czyny bohaterskie. To nie znaczy, że koniecznie muszą znaleźć bezbronną kobietę i ocalić ją, by stać się prawdziwymi mężczyznami, ale trzeba ich zachęcać – to zwłaszcza rola ojców – by dzielnie stawiali czoła chaosowi i zmagali się z nieznanym. Chłopcy uczą się być mężczyznami przez konfrontację ze złem i zwycięstwo nad nim. Próbuję wyjaśniać to moim synom na różnych przykładach. Mogą stawiać wyzwania swojemu ciału przez sport, dyscyplinować się wewnętrznie przez pielęgnowanie zalet i pokonywanie wad, odkrywać swoją odpowiedzialność za obronę prawdy, słabszych i wrażliwych w różnych sytuacjach. To sposoby, w jaki chłopcy mogą zostać bohaterami.

Czytaj także: Zabawa w dom, sklep lub… pogrzeb?
Po drugie, kiedy pozwoli się chłopcom na wolność bycia silnym, unikną kryzysu tożsamości związanego z wrażliwością lub zdolnościami artystycznymi. Silny mężczyzna jest delikatny, pewny siebie mężczyzna jest emocjonalnie wrażliwy. Rozmawiam z synami o moich emocjach i uczę ich kochać rzeczy piękne, jak śpiew i granie na fortepianie. Często ich przytulam. Chcę także, żeby widzieli, jak przytulam ich matkę i siostry, i to, jak delikatnie się z nimi obchodzę. Modlę się z synami i chodzę z nimi do kościoła, bo pobożność jest cechą męską tak samo, jak kobiecą. Mężczyźni chodzą do kościoła z rodzinami.

Życie jest wezwaniem do przygody, a chłopców podnieca perspektywa bohaterskich dróg. Odpowiednio zachęceni, mogą nauczyć się, jak być silnym i wrażliwym wojownikiem, ale i poetą, ufnym we własną tożsamość i gotowym na wielką wyprawę w nieznane.

...

Czlowiek musi sie uczyc i nasladowac to oczywiste.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 7:14, 16 Maj 2018    Temat postu:

Męska duchowość z Maryją. „Żony mi dziękują, że odmieniłem ich męża. Ale to nie ja, to Ona”
Przemysław Radzyński | 16/05/2018
REKOLEKCJE DLA MĘŻCZYZN
YouTube
Udostępnij Komentuj
„Proszę sobie wyobrazić, że wielu z tych facetów potrafi w nocy wstawać i przez godzinę modlić się za swoje rodziny. Otwieram oczy ze zdumienia, gdy widzę, jak zmieniają się mężczyźni, którzy są bez reszty oddani Maryi” - mówi ks. Dominik Chmielewski SDB, który właśnie w Matce Bożej upatruje sukcesu wspólnoty „Wojownicy Maryi” i cyklu spotkań formacyjnych „Only4Men”.

Przemysław Radzyński: Wspólnota „Wojownicy Maryi”, która została utworzona w ramach spotkań formacyjnych dla mężczyzn z cyklu „Only4Men” liczy blisko 700 mężczyzn. Do Lądu nad Wartą co miesiąc przyjeżdżają mężczyźni z całego kraju, a nawet z Niemiec czy Anglii. W czym upatruje Ksiądz tak dużej popularności tej wspólnoty?

Ks. Dominik Chmielewski SDB*: Myślę, że sekretem jest Matka Boża. Ona kształtuje każdego z nas, podobnie jak była mistrzynią życia duchowego ks. Bosko, który założył salezjanów – zgromadzenie, do którego należę. We wspólnocie bardzo duży nacisk kładziemy na uwrażliwienie serca mężczyzn na zakochanie się w Maryi. Ona mobilizuje mężczyzn do heroicznych czynów.

Czytaj także: Odważni.pl – męska droga na wakacje


Jakich na przykład?

Proszę sobie wyobrazić, że wielu z tych facetów potrafi w nocy wstawać i przez godzinę modlić się za swoje rodziny – za swoje żony, za swoje dzieci. To są faceci, którzy podejmują niesamowite inicjatywy dotyczące postu, umartwienia, żeby pokutować przede wszystkim za grzechy rozwalające ich małżeństwa, za grzechy seksualne. Otwieram oczy ze zdumienia, gdy widzę, jak zmieniają się mężczyźni, którzy są bez reszty oddani Maryi.

Żony piszą do mnie SMS-y i maile z podziękowaniem, że odmieniłem ich męża i ojca rodziny, ale to nie ja, to Ona. Ona potrafi oczarować serce każdego faceta chodzącego na tym świecie i przyprowadzić go do Jezusa.



Na czym polega pobożność maryjna mężczyzny?

Męskie serca są często połamane przez różnego rodzaju doświadczenia życiowe; my nie mamy wzorców męskich – nasi ojcowie często byli nieobecni; często nie nabyliśmy umiejętności bycia mężami i ojcami. Musimy się tego od kogoś nauczyć.

Kluczem jest zacząć jak Jezus. A Jezus zaczął swoje życie zwycięskiego wojownika od poczęcia się w Maryi. Całkowicie poddał się kształtowaniu w jej łonie Duchowi Świętemu. Od tego zaczynamy.



Od poczęcia się w Maryi?!

Chodzi oczywiście o poczęcie się w łonie Maryi na sposób duchowy. Aby każdy z tych mężczyzn, który świadomie chce oddać całą swoją męskość, całe swoje życie Maryi, pozwolił Jej na nowo ukształtować się na wzór Jezusa. On osiągnął maksimum męskości, jest wzorem doskonałości mężczyzny.



Co dalej?

Później wprowadza się Maryję w swoją codzienność – chodzi o robienie wszystkiego z Nią. Gdy biorę do ręki różaniec, to tak, jakbym brał za rękę Maryję i szedł z Nią na półgodzinną randkę, w której opowiada mi życie Jezusa, opowiada swoje przeżycia, a przez te obrazy Ona staje się najbliższa mojemu sercu.

Poddaję się Jej prowadzeniu ufając, że wie, co jest dla mnie najlepsze. Ona tak układa program każdego dnia, żebym dojrzewał upodabniając się – pod jej czujnym okiem i pod jej delikatnym natchnieniem – do Jezusa Chrystusa.



Po roku formacji w ramach otwartych spotkań każdy mężczyzna może złożyć przyrzeczenie.

Zobowiązuje się w nim całkowicie oddać swoje serce Jezusowi, Maryi i swojej rodzinie (aktualnej albo przyszłej, jeśli jeszcze jej nie założył). To przyrzeczenie jest bardzo uroczyste – na wzór pasowania na rycerza.

Czytaj także: Cecha, która sprawia, że staję się naprawdę dojrzałym facetem
Każdy mężczyzna sam zamawia sobie miecz – symbol duchowej walki na śmierć i życie z grzechem i szatanem. Najczęściej mężczyźni grawerują na nim jakieś duchowe hasło mobilizujące ich do duchowej walki. Po roku formacji pasowani są na wojowników Maryi.



Miecz zajmuje ważne miejsce w ich domu – obok Biblii i różańca.

Ma im nieustannie przypominać, że przyrzekali walczyć na śmierć i życie o najważniejsze wartości – Boga, żonę i dzieci. Ci mężczyźni zaczynają intensywną formację w kierunku oddawania swojego życia na modlitwie, za żonę i dzieci. Każdy robi to zgodnie z własnym rozeznaniem, czy przy pomocy swojego spowiednika czy kierownika duchowego. Podejmuje indywidualne ćwiczenia duchowe, jakieś formy walki z przezwyciężaniem swoich słabości poprzez wyrzeczenia, itp.



Ale umartwienia nie są celem samym w sobie.

One nie są najważniejsze, bo najważniejsza jest miłość. Chodzi o formowanie do umiejętności funkcjonowania w życiu, kiedy nie jest przyjemnie. Zwracamy uwagę na to, żeby mężczyźni uczyli się kochać i poświęcać Bogu, żonie, dzieciom w momencie, kiedy jest trudno, kiedy w pracy jest pod górkę, a w domu jest atmosfera pełna napięcia – długi, choroby.

Małe wyrzeczenia hartują nas na większe trudności w życiu – stąd wstawanie do modlitwy w nocy albo leżenie krzyżem w uniżeniu przed Bogiem. Hartowanie serca, by mieć duchową siłę i być ochroną, bezpieczeństwem dla rodziny wtedy, kiedy jest ciężko.



Gdzie Ksiądz formował swoje męskie serce?

Pierwszym wojownikiem, który ukształtował moje wyobrażenie o duchowej walce był mój tata. Tato jest dla mnie bohaterem duchowej walki. Miał pięciu braci. Dorastali wśród różnych problemów – w tym alkoholowych. Kiedy poznali się z moją mamą, to sytuacja była na tyle trudna, że mama obawiała się, że alkohol może zniszczyć ich życie małżeńskie. Bardzo modliła się za tatę. Tato zaczął dojrzewać do pewnych decyzji życiowych, które zaskoczyły też mamę. Na ślubie postanowił złożyć przed Bogiem przysięgę, że nie tknie już ani kropli alkoholu – ze względu na mamę, żeby ona nie bała się o ich małżeństwo.

Dla mnie był zawsze wojownikiem modlitwy. Pamiętam, jak niejednokrotnie wstawał o 5.30 i modlił się w swoim pokoju. Potem szedł do kościoła na poranną mszę św., a potem do pracy. Od początku uczył mnie tego, co jest w życiu najważniejsze i uczył mnie walczyć o priorytet Boga w życiu rodziny.



Jest Ksiądz też zafascynowany Medjugorie. Co się tam wydarzyło?

Przeżyłem tam swoje maryjne nawrócenie. Doświadczyłem jak niezwykle ważna jest Maryja w budowaniu męskiego serca i męskiej tożsamości. Ona, jako kobieta staje się także mistrzynią każdego mężczyzny w kształtowaniu relacji z kobietami. Maryja jest źródłem natchnień i pomysłów, jak budować intymną, piękną, czułą relację z kobietą naszego życia.



Każdy rok formacyjny „Only4Men” kończy się także wyjazdem do Medjugorie.

Dwa autokary mężczyzn wyjeżdżają do Medjugorie, żeby podziękować Matce Bożej za kolejny rok formacyjny. A Maryja czyni z nimi tam niesłychane cuda. Dla mnie to jest kolejny dowód na wyjątkowość tego miejsca. Poruszyć męskie serce do tego stopnia, żeby wszystko chciał zmienić w swoim życiu, żeby wszedł w nawrócenie, w pokutę, żeby wrócił do żony, do dzieci, żeby zmienił swoje życiowe priorytety, to może w mgnieniu oka zrobić tylko najpiękniejsza kobieta świata – Maryja.

Maryja jest sekretem sukcesu tej wspólnoty, ale także sekretem sukcesu każdego z mężczyzn.

Czytaj także: Powołani do przywództwa. Program dla mężczyzn, którzy chcą wziąć życie w swoje ręce


Ślubowanie mieczy





*Ks. Dominik Chmielewski SDB – rekolekcjonista i kierownik duchowy związany z salezjańskim Ośrodkiem Duchowości i Kultury w Lądzie, Inspektorialny Duszpasterz ds. Powołań, autor książek m.in. „Jego miłość Cię uleczy”, „Różaniec ratunkiem dla świata”, „Sekret Kecharitomene” (Wydawnictwo Sumus).

Ks. Dominik Chmielewski SDB jest duchowym opiekunem męskiej wspólnoty maryjnej „Wojownicy Maryi”, która zawiązała się podczas odbywających się cyklicznie spotkań męskich „Only4Men”.

Spotkania „Only4Men” to przede wszystkim wspólna msza święta, modlitwa (różaniec, koronka do Bożego Miłosierdzia), konferencje, prace w grupach i świadectwa.

By stać się Wojownikiem Maryi, trzeba przejść przez formację podczas spotkań „Only4Men” oraz uczestniczyć w zawierzeniu podczas uroczystego Ślubowania Mieczy, które odbywa się raz w roku.

...

Ona jest Matką.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:18, 30 Maj 2018    Temat postu:

Tysiąc mężczyzn weszło na Drogę Odważnych. A Ty dasz radę?
Jarosław Kumor | 29/05/2018
MAPA I KOMPAS
Daniil Silantev/Unsplash | CC0
Udostępnij 48 Komentuj
Mężczyzno! Chcesz się rozwijać i być bliżej Boga? Wypróbuj Drogę Odważnych. Jeśli uda ci się wejść w nawyk codziennej pracy nad sobą, nie wymaga to od Ciebie dużo czasu. To zaledwie 15 minut dziennie.

Początki Odważnych
W głowach Michała Piekary i Mariusza Marcinkowskiego, którzy od 2010 roku zajmują się męską formacją w Kościele, pojawił się pomysł stworzenia platformy szerokiego dotarcia do mężczyzn w Polsce i przekazywania im inspirującej chrześcijańskiej treści, realnie towarzyszącej im na co dzień.

Rok temu wystartowała więc Droga Odważnych – program formacyjny, zakładający codzienne, maksymalnie 15-minutowe zatrzymanie się w biegu.



Jak to działa?
Każdy tydzień ma swój temat, a każdy dzień ma swoją określoną formę – artykuł, wywiad audio, wideo-świadectwo czy wideo-konferencję. Szerzej o strukturze pisałem, gdy projekt startował.

Czytaj także: Odważni.pl – męska droga na wakacje
Dużym plusem wydaje się uniwersalność i wszechstronność Drogi Odważnych. „Jeśli ktoś chce jedynie korzystać z treści, poczytać, posłuchać świadectw, rozmów, konferencji, droga jest otwarta. Są to treści, z których można po prostu korzystać, ale zasadniczym zaproszeniem z naszej strony jest osobiste zaangażowanie, wejście w pewną społeczność facetów, którzy chcą stawać się Bożymi przywódcami” – tłumaczą założyciele inicjatywy. „Oczywiście, nie dzieje się to od razu. Pierwsze tygodnie pracy z programem są dla uczestnika okazją, by nas poznać, zaznajomić się ze specyfiką Drogi i naszym charyzmatem” – dodają.



Boże Przywództwo – o co chodzi?
Według twórców Drogi Odważnych z odpowiedzią przychodzi Biblia. Jak mówią, wystarczy spojrzeć na takich mężczyzn jak Mojżesz, Gedeon czy Dawid. Oni mieli przede wszystkim bardzo konkretną relację z Bogiem. Na tym fundamencie podejmowali decyzje i działania.

Ta relacja dawała im wytrwałość w misji, jaką każdy z nich podjął. Żaden nie był doskonały. Każdy z nich upadał, ale powstawał – to była ich siła. I nie ma tu póki co mowy o przywództwie wobec innych.

„Boży przywódca w duchu Drogi Odważnych to mężczyzna, który po pierwsze dowodzi swoim własnym życiem, swoim czasem, decyzjami, ma misję i ma cele, które służą jej realizacji. Dopiero wtedy może być przywódcą (czyli służyć) na zewnątrz” – tłumaczą twórcy inicjatywy.

Z dzisiejszej perspektywy rocznych testów i pewnego „badania rynku” widać, że ten przekaz trafia na podatny grunt. Bez szerokiej promocji w programie uczestniczy dziś 1000 mężczyzn.

Formują się codziennie metodą małych kroków, stawiają sobie cele, wyrabiają nawyki, spotykają się na comiesięcznych mszach świętych z konferencjami (m.in. w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, Częstochowie, Wrocławiu), a część z nich uczestniczy w pogłębiającym treść Drogi Odważnych programie „Powołani do Przywództwa”.

Czytaj także: 10 mężczyzn, którym ojcostwo pomogło zostać świętymi


Brzmi wymagająco?
„Jeśli uda ci się wejść w nawyk codziennej pracy nad sobą, nie wymaga to od ciebie dużo czasu, ale na pewno wymaga jakości tego czasu” – mówią uczestnicy programu. „Dostaję codzienną dawkę treści, która uwalnia mnie z lęku przed zmianami. Tematy są prezentowane w wieloaspektowy sposób, a świadomość, że są inni mężczyźni niebojący się trudnych pytań o swoją codzienność buduje poczucie wspólnoty” – mówi przedsiębiorca z Warki Mariusz Szymaniak.

Z kolei trener koszykówki z Poznania Tomasz Baszak uważa, że bezcenne jest doświadczenie comiesięcznych Eucharystii Drogi Odważnych.

„Podczas tych męskich mszy świętych towarzyszy mi przekonanie, że Droga Odważnych to dzieło Pana Boga i że zwłaszcza w dzisiejszych czasach takie inicjatywy są w Jego ręku szczególnym narzędziem. Buduje mnie ta comiesięczna wspólna modlitwa w męskim gronie oraz dzielenie się doświadczeniem mojej codzienności jako wierzącego faceta, realizującego małżeńskie powołanie” – mówi Tomasz Baszak.

...

Istotnie. Wyczynem nie jest wykazac brutalnosc bo z tym mezczyzni nie maja klopotow. Ale zrezygnowac z niej i wykazac opanowanie! To jest wyczyn!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:28, 05 Cze 2018    Temat postu:

Całą dobę gotowi, by służyć. Mężczyźni, jakich mało – kim są?
Stefan Czerniecki | 05/06/2018
RYCERZE JANA PAWŁA II
EAST NEWS
Udostępnij 0
Do rycerstwa nie możemy przyjąć kobiet. To męska formacja. Za to wszystkie żony naszych nowych braci uznajemy za swoje bratowe. Czy taka kobieta może sobie wymarzyć lepszy prezent? Tylu facetów gotowych na skinienie palca przyjechać z dnia na dzień, by przenieść meble, pomóc przy chorym ojcu bądź zwyczajnie pomodlić się w beznadziejnej sprawie?

Miecz do walki
Zwykle widać ich stojących blisko ołtarza. Otaczają go szczelnym kordonem w swoich charakterystycznych czarnych szatach. Są skupieni i skoncentrowani. Poza tym raczej bardzo głośni. Odpowiadając na kolejne zawołania z pasją i po żołniersku. Tak, by zgromadzone w kościele kobiety choć przez chwilę miały wrażenie, że jednak o dziwo są dziś w świątyni w mniejszości. To tym bardziej sprawia, że oczy części z nich wpatrują się z ciekawością w tajemniczych zakonników odwróconych do wiernych plecami. Kim są?

„Moja osobista rada dla wszystkich kobiet w kościele? Trzymajcie waszych facetów krótko. Jak mąż będzie blisko ołtarza, a nie gdzieś tam daleko z tyłu kościoła, będziesz go miała na oku – dodaje z ironicznym uśmiechem Krzysztof, generał zakonu Rycerzy Jana Pawła II. – A jak dodatkowo ubierze się jeszcze w naszą czarną rycerską mantullę, to już na pewno będzie widoczny. A to ważne, żeby kobieta wiedziała, gdzie jest jej mężczyzna. Zwłaszcza na mszy świętej. Najważniejszym momencie dniaˮ.

Są już w całej Polsce. Kolejne chorągwie powstają niczym grzyby po deszczu. Warszawa, Kraków, Poznań, Łódź, Suwałki, Lidzbark Warmiński, Koszalin… Długo by wymieniać. Przywiązani do tradycji i Kościoła. Z różańcami w ręku, o których zwykli mówić jako o swoich „mieczach do walki z szatanem”. Do tej pory żyjący w dobie kolejnych wojen i światowych zbrojeń ludzie słysząc takie słowa, tylko pobłażliwie się uśmiechali. Dziś robią to coraz rzadziej. Widzą bowiem skuteczność tej walki. Skuteczność walki u boku Maryi. Jej bronią.

Czytaj także: Niebieski dla chłopców, a różowy dla dziewczynek? Nie zawsze tak było


Mężczyźni – młodzi i starzy razem
Idą w zwartym szyku. Sami mężczyźni. Idą młodzi, idą starzy. Każdy z jakimś talentem. Z reguły niejednym. Gdy dodamy to wszystko do siebie, razem we wspólnocie stanowią naprawdę pokaźną armię Pana Boga.

„Do rycerstwa nie możemy przyjąć kobiet. To męska formacja. Za to wszystkie żony naszych nowych braci uznajemy za swoje bratowe. Czy taka kobieta może sobie wymarzyć lepszy prezent? Tylu facetów gotowych na skinienie palca przyjechać z dnia na dzień, by przenieść meble, pomóc przy chorym ojcu bądź zwyczajnie pomodlić się w beznadziejnej sprawie?ˮ – kończy brat generał.

„Nieraz już przekonywałem się o sile zjednoczonej modlitwy naszych braci – dodaje brat Marek, pierwszy lektor zakonu. To właśnie on wysyła każdemu z braci kolejne intencje, jakie są omadlane każdego dnia. – Mamy tego naprawdę dużo. Wiele beznadziejnych spraw zostało wskutek tej bratniej modlitwy przez Pana Boga rozwiązanych. Uważam, że już samo to stanowi prawdziwy cud, dla którego warto było wstąpić w szeregi zakonu. A tych cudów jest przecież znacznie więcej…ˮ.

Czytaj także: Te słowa pragnę słyszeć od mojej żony. Są mi bardzo potrzebne…


Rycerze JP2
Rycerze Jana Pawła II – tak się nazywają. Poznacie ich po czarnych płaszczach z żółtym herbem papieskim na piersi. To nawiązanie do ich patrona.

„Chcemy oddawać mu należną pamięć. Jako najwybitniejszemu z ojców naszej ziemi. Żaden z naszych braci nie może być obojętny na jego nauki. Dla nas to prawdziwy wzór. Jestem przekonany, że gdyby był mężem, byłby perfekcyjnym mężem. Gdyby został ojcem, nie byłoby lepszego wychowawcy. A gdyby miało się zdarzyć, że zostałby piłkarzem, np. Wigry Suwałki, byłby bez wątpienia najlepszym skrzydłowym ligi – Krzysztof wyraźnie się ożywia, gdy mówi o patronie zakonu. – Nie możemy jako Polacy zapomnieć o jego niesamowitym świadectwie. Stąd nasza lektura patronalna. Stąd zgłębianie jego encyklik. Stąd ciągłe studiowanie głoszonego przez niego słowaˮ.

Osobiście mam jednak nieodparte wrażenie, że rycerze to przede wszystkim wspólnota. Jedna z nielicznych prawdziwie konserwatywnych męskich wspólnot polskiego Kościoła. Przywiązana do tradycji i doceniająca jej wkład we współczesny jego stan.

„Gdy tylko przytrafia mi się kilkanaście dni bez rycerstwa, najzwyczajniej w życiu tęsknię. I wracam do braci jak ryba do wody. Facet potrzebuje męskiego towarzystwa. Męskiej rozmowy. Męskiego wsparciaˮ – po twarzy Marka widać, że mówi najzupełniej poważnie.

Większość z nich to mężowie. Są jednak i dziadkowie, są też wdowcy. Łączy ich miłość do Kościoła i niezwykła troska o spadek dziedzictwa po św. Janie Pawle II. Już samo to wystarczyło, aby założyć tak potrzebne w Kościele męskie bractwo katolików.

– A jak się do was dostać? – po jednej z mszy świętych z udziałem świeckich zakonników widzę kobietę, która podbiega do maszerujących w szpalerze panów.

– Proszę, oto ulotka. Wszystko znajdzie pani na stronie – jeden z rycerzy jest już najwidoczniej przygotowany na taki „atak”.

– Bo muszę swojego starego do was wysłać.

Wiadomo. Nawet gdyby poszli po mszy na wspólne piwo, to jednak piwo w katolickim towarzystwie prawdziwych, świadomych swej wiary facetów, też będzie smakować inaczej.

Więc przychodzą. Coraz to kolejni.

...

Meskosc tak naprawde daleka jest od brutalnej agresji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:25, 06 Cze 2018    Temat postu:

Całą dobę gotowi, by służyć. Mężczyźni, jakich mało – kim są?
Stefan Czerniecki | 06/06/2018
RYCERZE JANA PAWŁA II
EAST NEWS
Udostępnij 43
Do rycerstwa nie możemy przyjąć kobiet. To męska formacja. Za to wszystkie żony naszych nowych braci uznajemy za swoje bratowe. Czy taka kobieta może sobie wymarzyć lepszy prezent? Tylu facetów gotowych na skinienie palca przyjechać z dnia na dzień, by przenieść meble, pomóc przy chorym ojcu bądź zwyczajnie pomodlić się w beznadziejnej sprawie?

Miecz do walki
Zwykle widać ich stojących blisko ołtarza. Otaczają go szczelnym kordonem w swoich charakterystycznych czarnych szatach. Są skupieni i skoncentrowani. Poza tym raczej bardzo głośni. Odpowiadają na kolejne zawołania z pasją i po żołniersku. Tak, by zgromadzone w kościele kobiety choć przez chwilę miały wrażenie, że jednak o dziwo są dziś w świątyni w mniejszości. To tym bardziej sprawia, że oczy części z nich wpatrują się z ciekawością w tajemniczych zakonników odwróconych do wiernych plecami. Kim są?

„Moja osobista rada dla wszystkich kobiet w kościele? Trzymajcie waszych facetów krótko. Jak mąż będzie blisko ołtarza, a nie gdzieś tam daleko z tyłu kościoła, będziesz go miała na oku – dodaje z ironicznym uśmiechem Krzysztof, generał zakonu Rycerzy Jana Pawła II. – A jak dodatkowo ubierze się jeszcze w naszą czarną rycerską mantullę, to już na pewno będzie widoczny. A to ważne, żeby kobieta wiedziała, gdzie jest jej mężczyzna. Zwłaszcza na mszy świętej. Najważniejszym momencie dniaˮ.

Są już w całej Polsce. Kolejne chorągwie powstają niczym grzyby po deszczu. Warszawa, Kraków, Poznań, Łódź, Suwałki, Lidzbark Warmiński, Koszalin… Długo by wymieniać. Przywiązani do tradycji i Kościoła. Z różańcami w ręku, o których zwykli mówić jako o swoich „mieczach do walki z szatanem”. Do tej pory żyjący w dobie kolejnych wojen i światowych zbrojeń ludzie słysząc takie słowa, tylko pobłażliwie się uśmiechali. Dziś robią to coraz rzadziej. Widzą bowiem skuteczność tej walki. Skuteczność walki u boku Maryi. Jej bronią.

Czytaj także: Niebieski dla chłopców, a różowy dla dziewczynek? Nie zawsze tak było


Mężczyźni – młodzi i starzy razem
Idą w zwartym szyku. Sami mężczyźni. Idą młodzi, idą starzy. Każdy z jakimś talentem. Z reguły niejednym. Gdy dodamy to wszystko do siebie, razem we wspólnocie stanowią naprawdę pokaźną armię Pana Boga.

„Do rycerstwa nie możemy przyjąć kobiet. To męska formacja. Za to wszystkie żony naszych nowych braci uznajemy za swoje bratowe. Czy taka kobieta może sobie wymarzyć lepszy prezent? Tylu facetów gotowych na skinienie palca przyjechać z dnia na dzień, by przenieść meble, pomóc przy chorym ojcu bądź zwyczajnie pomodlić się w beznadziejnej sprawie?ˮ – kończy brat generał.

„Nieraz już przekonywałem się o sile zjednoczonej modlitwy naszych braci – dodaje brat Marek, pierwszy lektor zakonu. To właśnie on wysyła każdemu z braci kolejne intencje, jakie są omadlane każdego dnia. – Mamy tego naprawdę dużo. Wiele beznadziejnych spraw zostało wskutek tej bratniej modlitwy przez Pana Boga rozwiązanych. Uważam, że już samo to stanowi prawdziwy cud, dla którego warto było wstąpić w szeregi zakonu. A tych cudów jest przecież znacznie więcej…ˮ.

Czytaj także: Te słowa pragnę słyszeć od mojej żony. Są mi bardzo potrzebne…


Rycerze JP2
Rycerze Jana Pawła II – tak się nazywają. Poznacie ich po czarnych płaszczach z żółtym herbem papieskim na piersi. To nawiązanie do ich patrona.

„Chcemy oddawać mu należną pamięć. Jako najwybitniejszemu z ojców naszej ziemi. Żaden z naszych braci nie może być obojętny na jego nauki. Dla nas to prawdziwy wzór. Jestem przekonany, że gdyby był mężem, byłby perfekcyjnym mężem. Gdyby został ojcem, nie byłoby lepszego wychowawcy. A gdyby miało się zdarzyć, że zostałby piłkarzem, np. Wigry Suwałki, byłby bez wątpienia najlepszym skrzydłowym ligi – Krzysztof wyraźnie się ożywia, gdy mówi o patronie zakonu. – Nie możemy jako Polacy zapomnieć o jego niesamowitym świadectwie. Stąd nasza lektura patronalna. Stąd zgłębianie jego encyklik. Stąd ciągłe studiowanie głoszonego przez niego słowaˮ.

Osobiście mam jednak nieodparte wrażenie, że rycerze to przede wszystkim wspólnota. Jedna z nielicznych prawdziwie konserwatywnych męskich wspólnot polskiego Kościoła. Przywiązana do tradycji i doceniająca jej wkład we współczesny jego stan.

„Gdy tylko przytrafia mi się kilkanaście dni bez rycerstwa, najzwyczajniej w życiu tęsknię. I wracam do braci jak ryba do wody. Facet potrzebuje męskiego towarzystwa. Męskiej rozmowy. Męskiego wsparciaˮ – po twarzy Marka widać, że mówi najzupełniej poważnie.

Większość z nich to mężowie. Są jednak i dziadkowie, są też wdowcy. Łączy ich miłość do Kościoła i niezwykła troska o spadek dziedzictwa po św. Janie Pawle II. Już samo to wystarczyło, aby założyć tak potrzebne w Kościele męskie bractwo katolików.

– A jak się do was dostać? – po jednej z mszy świętych z udziałem świeckich zakonników widzę kobietę, która podbiega do maszerujących w szpalerze panów.

– Proszę, oto ulotka. Wszystko znajdzie pani na stronie – jeden z rycerzy jest już najwidoczniej przygotowany na taki „atak”.

– Bo muszę swojego starego do was wysłać.

Wiadomo. Nawet gdyby poszli po mszy na wspólne piwo, to jednak piwo w katolickim towarzystwie prawdziwych, świadomych swej wiary facetów, też będzie smakować inaczej.

Więc przychodzą. Coraz to kolejni.

...

Bo rycerskosc to etyka. Ludzie niestety mysla ze to o zakute pały chodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:50, 13 Cze 2018    Temat postu:

Co się dzieje, gdy pięciolatek wzywa szatana na pojedynek?
Stefan Czerniecki | 13/06/2018
MAŁY CHŁOPIEC
Bruno Nascimento/Unsplash | CC0
Udostępnij
Miałbyś odwagę rzucić wyzwanie złemu duchowi? Po prostu. Po męsku. Bez kalkulowania, czym to się może skończyć. Ze sztyletem w dłoni. Pewien pięciolatek nie miał wątpliwości.

5-latek jak prawdziwy mężczyzna
Podobno tylko jeden jedyny raz José objawił się w swoim życiu jako człowiek agresywny. Jeden jedyny. A działo się to, gdy miał… ledwie pięć lat. Właśnie wówczas jego rodzicom i siostrom zdarzało się zobaczyć malca, gdy ten biegał z wściekłą miną po domu, wymachując pięściami. Wołał wtedy na cały głos, że chce złapać diabła. Że chce go zabić.

„To nieprzyjaciel Pana Boga” – wrzeszczał, gdy rodzice upominali go, aby był troszkę ciszej. Jakby chcąc się usprawiedliwić. Jakby ratując beznadziejną sytuację, gdy wiesz, że walczysz w imię dobra, a inni zupełnie cię nie rozumieją, mając cię za bez mała szalonego. „Nakłania ludzi, żeby obrażali Boga grzechami! Żeby się od Niego oddalali! Za wszelką cenę muszę go dorwać, złapać i wyzwać na pojedynek! Będę chciał go zabić!”.

Biografowie późniejszego świętego wspominają o pewnym wydarzeniu z jego dzieciństwa, gdy rzeczywiście przesadził… Wszedł któregoś dnia do pracowni ojca, który to pracował jako kowal. Udając, że tak jak zwykle czyni to o tej porze, szwenda się, rozglądając między wszelakimi narzędziami typowymi dla kuźni, szukał tak naprawdę czegoś, co idealnie wpisywało się w zamierzony przez niego plan. Gdy ojciec był akurat pochłonięty obrabianiem kolejnego rozżarzonego kawałka żelaza, młody José chwycił za leżący na stole sztylet, schował pod pazuchę i w te pędy ruszył w kierunku wyjścia. Miał już broń. Teraz pozostawało już tylko dokończyć dzieła.

Na głównym placu jego rodzinnej miejscowości Peralta de Calasanz na młodego José czekali już koledzy z jego „bandy”.

„Mam. Zdobyłem! Zobaczcie tylko! – pochwalił się José, wyjmując wyniesiony z ojcowskiej kuźni sztylet. – Jesteśmy gotowi. Chodźcie! Idziemy bić się z szatanem!”.



Zabawa czy coś więcej?
Chłopcy stali jak wryci. Tego się po José nie spodziewali. Zwykle grzeczny i cichutki, teraz wychodził z niego prawdziwy dowódca. Mężczyzna, który widział cel. I wiedział, o co rozchodziła się stawka.

Niepomny reakcji kolegów José biegiem ruszył w kierunku okolicznych pól. Chłopcy ruszyli za nim. Chcieli wiedzieć, jak to się wszystko skończy. Czy to tylko kolejna z zabaw wymyślonych przez ich kumpla, czy może jednak coś więcej.

José zatrzymał się za niewielkim murkiem. Pod rozłożystym drzewem oliwkowym. Rozłożył ręce, dając znać kompanom, żeby i ci się zatrzymali. Wyciągnął trzymany za pazuchą sztylet.

„Jest tam, spójrzcie! – zawołał donośnie piskliwie dziecięcym rykiem. – Na tym drzewie! Widzicie jego cień? Nie ukryjesz się! Nie będziesz już więcej zabierać Bogu dusz ludzkich. Nikt więcej nie pójdzie przez ciebie do piekła!”.

José czym prędzej wdrapał się na gałąź, z której – jak sądził – patrzy na niego śmiejący się szyderczo z jego wyciągniętego sztyletu zły duch. Gdy był już na konarze i wydawało mu się, że lada moment pochwyci szatana, koledzy usłyszeli głośny trzask. Gałąź, na której okrakiem siedział kilkuletni chłopiec, raptownie pękła. Za kilka chwil José leżał poobijany na ziemi. Kolegom nie pozostawało już nic innego jak tylko odprowadzić przyjaciela do domu. Gdzie już czekała na niego bura od troskliwych rodziców. Pewnie nikt ze świadków tego wydarzenia nie spodziewał się, że ta dziecięca być może iluzja spotkania i walki z szatanem była tylko początkiem tego, co w przyszłości czekało młodocianego José.



Męska spontaniczność
Dlaczego dziś akurat o tym epizodzie malutkiego José? Dla kogoś może się to wydać infantylną zabawą. Nieistotną z dorosłego punktu widzenia. A dla mnie jest w tym pewna esencja męskiej spontaniczności w działaniu. Malec widzi zagrożenia wynikające z działania złego ducha. I chce się im przeciwstawić. A jak może przeciwstawić się pięcioletni chłopiec? Wiadomo. Z mieczem i rzucając wyzwanie wrogowi. Dla mnie jest w tym coś zgoła inspirującego.

Wszystko to nabiera dodatkowego smaczku, gdy uświadomimy sobie, iż mówimy o postawie pięcioletniego przyszłego świętego. Będzie się nazywał Józef Kalasancjusz. I zostanie w dorosłości największym pedagogiem wśród świętych. Zanim jednak się to stanie, okaże się mężnym wyznawcą Chrystusa, gdy jako malec zapragnie stawić czoła walce z szatanem. Będzie na to gotowy. Ze sztyletem w dłoni. Jakkolwiek niepoważnie może to wyglądać, jest w tym – przynajmniej dla mnie – niesamowita głębia i przesłanie. Zwłaszcza dla facetów. Tych bardziej zgnuśniałych i wygodnickich.

...

Dzielny ale co wazniejsze pragnacy dobra! To jest glebokie i widzimy swiety! Zadal szatanowi wiele klesk tylko juz duchowo! Bo tylko tak mozna!
Ja tez wpadam w szal bojowy gdy pojawia mi sie szatan w nocy. Raz walilem po ziemi wezem drugi raz utopilem w kiblu. Kibel byl lepszy. Wiecie jak go to upokarza ze tak nim pogardzam? On by chcial kultu. Tego co robia satanisci imbecyle. Ale to glupki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:27, 04 Lip 2018    Temat postu:

Nie bój się patrzeć w wieczność – to pomaga dobrze żyć!
Dawid Feliszek | 26/06/2018
SPOJRZENIE W DAL
Chris Fuller/Unsplash | CC0
Udostępnij
Aby stawać się prawdziwym mężczyzną, nie można bać się patrzeć ku wieczności. To znaczy, żeby pamiętać o tym, że kiedyś spojrzymy na świat i siebie już nie w zwierciadle, lecz naprawdę.

Męskość – przygoda na całe życie
Czy bycie prawdziwym mężczyzną coś jeszcze znaczy w dzisiejszym świecie? Na pewno tak. Nie brakuje przecież tu i ówdzie głosów, że przydałby się ktoś taki. Świat cierpi na deficyt osób, które odkrywają ten dany i zadany dar swojej płci. To bardzo trudna sprawa, bo ma w sobie ziarno prawdy powiedzonko, że „facetem można się urodzić, ale mężczyzną trzeba się stać”. A właściwiej rzecz biorąc – stawać, bo męskość to przygoda na całe życie i nigdy ostatecznie nie będzie się pewnym tego, że już wszystko się wypracowało.

Czy warto podjąć taką drogę zmagania? Zdecydowanie. I nie chodzi tu tylko o rezultaty zewnętrzne, jak zainteresowanie ze strony płci przeciwnej (myślę, że kobiety są zdecydowanie zafascynowane prawdziwymi mężczyznami i odwrotnie), ale dla samego siebie i dla radości płynącej z docierania do bardziej „być”.

Na każdej drodze, którą się podąża, potrzebne są drogowskazy prowadzące do przodu i pomagające wrócić na właściwy szlak w chwilach zagubienia. Najpierw jednak trzeba wiedzieć, gdzie chce się dotrzeć. Szybkie tempo życia we współczesnym świecie zdecydowanie temu nie sprzyja. Miliony ludzi toną w codziennym pędzie za obowiązkami, planami i pomysłami, ale wiele z nich mogłoby usłyszeć to pytanie – quo vadis? Dokąd zmierzasz?

Niezależnie jednak od odpowiedzi, jakiej się na to pytanie udzieli, prawda jest bardziej przerażająca, bo ostatecznie wszyscy zmierzamy do grobu. Niby nie ma nic bardziej oczywistego, ale jakoś trudno sobie to uświadomić. Taki zwykły fakt – umrzesz! Kim to nie zostaniesz, ile nie osiągniesz, ile nie zarobisz – umrzesz. Trochę odwraca to porządek rzeczy, prawda? Bo zrozumienie tego sprawia, że życie przestaje być banalne, a porządek wartości zupełnie się odwraca.



Najważniejsze nie jest „tu i teraz”
Pismo Święte wielokrotnie przestrzega przed tym, by nie banalizować swojego życia w myśl fałszywie pojętego „carpe diem”. Liczy się dzisiaj. Ale to „dzisiaj” nie jest wyrwane z kontekstu przeszłości i przyszłości. Ma swoje przyczyny i skutki. Doniosłe skutki, bo mające odniesienie w wieczności. „Co z tego, że ktoś cały świat zyska jak swoją duszę straci? Czy da coś za swoją duszę?” – pyta Jezus (por. Mt 16, 26).

Życie nie kończy się przecież tutaj. Można wręcz śmiało stwierdzić, że ono dopiero się zaczyna. Wielu ludzi dzisiaj zabiega o tak wiele spraw ważnych dla ich życia, ale nie zabiega o to, aby naprawdę żyć. A przecież być mężczyzną to żyć pełnią życia.

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego bazylikę w Jerozolimie nazwano Bazyliką Grobu Świętego, a nie Bazyliką Zmartwychwstania. Czy nie ono jest najważniejsze? Myślę, że to była bardzo przenikliwa intuicja. Zmartwychwstanie to dla człowieka coś trochę abstrakcyjnego – trudno to zrozumieć. Grobu zaś da się dotknąć, da się zobaczyć. Tam było martwe ciało Jezusa, ale teraz grób jest pusty. Można naocznie przekonać się, że jest pusty i że życie się w nim nie kończy, ale trwa dalej.



Wypatruj wieczności!
Nie ma zatem większego sensu upatrywanie swojego celu w ziemskich kwestiach. Mogą one stanowić dobre motywacje, ale nie cel. Aby stawać się prawdziwym mężczyzną, nie można bać się patrzeć ku wieczności. To znaczy, żeby pamiętać o tym, że kiedyś spojrzymy na świat i siebie już nie w zwierciadle, lecz naprawdę. To w dużej mierze zależy od nas, czy nasze życie będziemy kształtowali tak, żeby to zwierciadło było jak najbliżej prawdy.

Podstawowa lekcja na drodze do odkrywania i rozwijania daru swojej męskości to skupienie na tym ostatecznym celu. By to zrobić można sobie pomyśleć, jak wyglądałaby nasza śmierć i co chcemy, aby inni o nas mówili i jakich nas zapamiętali, a następnie zaplanować, co powinniśmy robić, aby taki cel osiągnąć. Co będziemy chcieli powiedzieć Bogu, gdy w końcu przed Nim staniemy? Pomaga to uwolnić się też od strachu przed śmiercią. Nie jest ona końcem, lecz spotkaniem z miłującym Ojcem.

...

Przywiązanie do tego tutaj kurczowe jest glupie skoro i tak odchodzimy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:54, 08 Lip 2018    Temat postu:

Odkryj w sobie umiłowanego syna
Dawid Feliszek | 03/07/2018
OJCIEC Z SYNEM
Shutterstock
Udostępnij 21
Jezus to wzór najdoskonalszego mężczyzny. Pójście za Nim i naśladowanie Go to wejście w tę najgłębszą tajemnicę przygody, którą nazywamy męskością. Czy nie warto zatem nad tym pracować?

Wzór męskości
Bardzo trudno rozwijać pewne cechy nie korzystając z pomocy autorytetów i ich doświadczenia. Jeszcze większym problemem jest próba dotarcia do konkretnego celu bez pomocy osoby, która już wcześniej tam dotarła.

Aby stawać się mężczyzną trzeba spojrzeć w wieczność, do której zmierza nasze życie. Jeśli masz już ten cel to dobrze, ale wciąż za mało. Wyobraź sobie, że budzisz się we wczesnośredniowiecznej Polsce i wpadasz na pomysł dotarcia do Chin. Niby niektórzy może kojarzą jakieś karawany kupieckie, nawet podróżują, ale gdzie to właściwie jest? Na wschodzie – jakże pomocna odpowiedź. Gdybyś jednak trafił na takich kupców, którzy tam jadą, to już byłoby zdecydowanie prościej. Nie ma lepszego sposobu na odkrywanie w sobie powołania do bycia mężczyzną niż wzorowanie się na najlepszym mężczyźnie – Jezusie.

Słowem teologicznego wyjaśnienia wypada przypomnieć, że Bóg jako istota duchowa nie ma płci. Dokonując jednak dzieła Wcielenia, zdecydował się na objawienie siebie w postaci mężczyzny. Wiemy też, że Jezus nigdy nie przestał być człowiekiem – jest nim cały czas. Rodząc się jako syn, przyjął zatem na siebie wszystko to, co wiąże się z męskością, czyli wszelkie możliwości i ograniczenia z tego płynące. To znaczy, że pewnie wiele spraw przeżywał dokładnie tak samo, jak każdy inny facet na świecie i pokazał, że da radę być prawdziwym mężczyzną. Wystarczy naśladować Jezusa. Nie miałoby głębszego sensu siłowanie się z samym sobą w celu wypełnienia różnych Jego wskazówek, które często są sporym wyzwaniem, bez odkrycia w sobie Jezusowej tożsamości umiłowanego syna. Jak ją dostrzec?


Czytaj także:
Nie bój się patrzeć w wieczność – to pomaga dobrze żyć!


Męskość – prawdziwa przygoda
Niektórzy żartobliwie przypominają, że gdybyśmy pojęli sens słów: „Bóg ciebie kocha!” to wszystko inne automatycznie by się poukładało, ale trudno nam ten sens pojąć… Niestety. Nie warto jednak się poddawać. Istnieją różne sposoby na odkrycie tej niesamowitej miłości Boga do człowieka. Jak uczy doświadczenie – każdy ma swoją intymną relację z Nim i swoje „prywatne kanały”, przez które Boża miłość dociera do jego duszy. Na pewno skuteczny sposób to Pismo Święte.

Chcesz zrozumieć, jak Bóg cię kocha? Przykładowo – otwórz Księgę Izajasza, rozdział 43, wersety 1-5 i rozważaj tak długo, jak będziesz tego potrzebował. A może będzie to przypowieść o miłosiernym ojcu lub gest obmycia nóg z Ewangelii św. Jana. Słowo Boże jest pełne tego typu znaków! Wystarczy otworzyć i rozważać. Jak mówił to św. Ignacy – chodzi o smakowanie tego Słowa, rozkoszowanie się nim. Tak właśnie przychodzi do człowieka Bóg, który jest miłością.

Aby żyć jak umiłowany syn nie można się zatrzymać na odkryciu swojej tożsamości. Trzeba ten dar rozwijać. Aby to zrobić znajdź w ciągu dnia kilka minut. Tylko kilka minut. Na pewno da radę je znaleźć. Ma to być czas na zadanie sobie kilku ważnych pytań: Czy żyję tak, jak żył Jezus? Czy mówię prawdę tak, jak On? Czy mówię tak, jak On mówił? Czy dotykam (jestem blisko) problemów ludzi wokół mnie, jak Jezus był? Czy kocham tak, jak On miłuje? Czy jestem gotowy przyjąć krzyż tak, jak Jezus przyjął ten przeznaczony dla Niego? Odpowiedź „nie” jednak absolutnie nie powinna być powodem do załamań i oskarżeń. To są możliwości, które trzeba wykorzystać. Przecież Jezus to wzór najdoskonalszego mężczyzny. Pójście za Nim i naśladowanie Go to wejście w tę najgłębszą tajemnicę przygody, którą nazywamy męskością. Czy nie warto zatem nad tym pracować?

Św. Hieronim mocno podkreślał, że nieznajomość Pisma Świętego to nieznajomość Chrystusa. Bądź zatem mężczyzną, który czyta Biblię i w niej odkrywa fundamenty swojego życia. Codziennie czyta, choćby kilka minut. Bez tego czytania i poznawania Jezusa droga będzie wiodła donikąd. Mężczyźni raczej z natury są skłonni do działania i mówienia, ale w tym wypadku trzeba nauczyć się być mężczyzną, który więcej słucha, niż mówi. Zarówno w relacji do Boga, jak i do innych. Być umiłowanym synem oznacza pamiętać też o tym, że i inni są umiłowanymi dziećmi Boga.

Tekst powstał na podstawie książki „Być mężczyzną. Strategia duchowego rozwoju” o. Larry’ego Richardsa

...

Zdecydowanie Biblia naprawde uczy postepowania w kazdej sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133473
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:58, 02 Paź 2018    Temat postu:

Czego mężczyźni mogą nauczyć się z Eucharystii? 7 lekcji od Jezusa
The Catholic Gentleman/Sam Guzman | 30/09/2018
EUCHARYSTIA
Shutterstock
Udostępnij 85
Gdybyśmy doskonale naśladowali Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, bylibyśmy świętymi. Ale to nie jest łatwe.

Jeśli Najświętszym Sakramentem jest sam Jezus, a świętość można znaleźć w naśladowaniu Chrystusa, to Najświętszy Sakrament jest szkołą świętości. Dzisiaj chciałbym poświęcić chwilę na zastanowienie się nad cechami Jezusa w Eucharystii i nad tym, czego Jego obecność może nas nauczyć o świętości i męskości.


Czytaj także:
Kiedy (nie) rezygnować z przyjęcia Komunii?


Pokora
W Najświętszym Sakramencie widzimy głęboką pokorę Jezusa Chrystusa. Tutaj Odwieczna Mądrość Boga, który wszystko stworzył, światłość Ojca Przedwiecznego, zniża się, aby przyjść do nas w postaci najzwyklejszego pożywienia. Przecież chleb to proste pożywienie, jedzenie ubogich. W przeciwieństwie do wybornego kawałka mięsa, chleb prawie zawsze jest spożywany jako dodatek, na który ledwie zwracamy uwagę.

Jeśli mamy naśladować Chrystusa, musimy przede wszystkim praktykować pokorę. Sługa nie jest większy od swego Mistrza. Musimy zadowalać się tym, że jesteśmy niezauważani, niechwaleni i niedoceniani. Musimy oddać Bogu wszelką chwałę, wybierając bycie pokornym i skromnym – jak kawałek chleba.



Milczenie
Mężczyźni zawsze cenili sobie cichą siłę, siłę, która bardziej przejawia się w czynach niż w pustych słowach. W Hostii Jezus wita nas całkowitym milczeniem. On jest gotowy wysłuchać wszystkiego, co mamy do powiedzenia, a mówi tylko wtedy, gdy uciszymy nasze serca i zupełnie zamilkniemy tak jak On. I wreszcie, jest gotów działać w naszym imieniu, jeśli tylko zaufamy Jego obietnicom.

Święci nieustannie wychwalają cnotę milczenia, a my jesteśmy przestrzegani, że będziemy sądzeni za każde bezużyteczne słowo. Czy marnujemy słowa? Co więcej, czy słyszymy co mówią inni? Jako Nam mężczyznom często słuchanie przychodzi z trudem, a przecież słuchanie jest aktem miłości. Posłuchaj swojej żony lub innych osób, które może rozpaczliwie szukają czyjejś uwagi.



Miłość
Prawie każdy zapisany cud eucharystyczny mówi o hostii, która przemienia się w ludzkie serce. To nie przypadek. W Najświętszym Sakramencie bijące serce Chrystusa płonie miłością do nas, a On tęskni za naszą odwzajemnioną miłością.

Na krzyżu Chrystusowi dosłownie pękło serce z miłości do grzesznej ludzkości. Przelał swą cenną krew, abyśmy Go pokochali. Tak, Jezus najbardziej pragnie miłości od tych, których odkupił i gdyby mógł uczynić coś więcej, by ją pozyskać, zrobiłby to.

Czy kochasz Chrystusa? Jeśli tak, będziesz mu posłuszny i będziesz niósł za nim swój krzyż. Będziesz go naśladować, składając swoje życie w ofiarnej miłości dla innych.


Czytaj także:
Przez 54 lata jej jedynym pokarmem była Eucharystia


Wrażliwość
W hostii Chrystus jest całkowicie i totalnie bezbronny. Nazbyt często jest źle traktowany i poniewierany, ignorowany i oczerniany, traktowany niedbale i bez szacunku. Jest to jednak cena jaką gotów jest zapłacić, by żyć wśród swego ludu.

Bez względu na to, ile razy jest profanowany i deptany, dosłownie lub w przenośni, ciągle przychodzi do nas na nowo, mówiąc: „Nigdy cię nie opuszczę ani nie porzucę”.

Czy my tak kochamy? Czy otwieramy serca na innych, chociaż może to oznaczać ból odrzucenia? Czy wybaczamy 77 razy? Nie możemy kochać, jeśli zamykamy nasze serca w strachu. Musimy być odważnie bezbronni – jak Chrystus.



Cierpliwość
Chrystus cierpliwie czeka na ciebie i na mnie w tabernakulach i monstrancjach na całym świecie. Będzie czekał wieczność na jedną wizytę. On czeka, abyśmy pokutowali, gdy zbłądzimy; czeka na nasze słowa oddania i miłości; czeka na nasze radości i smutki; czeka, aby odpowiedzieć na nasze najgłębsze pragnienia.

Podobnie jak Chrystus, my również musimy być cierpliwi wobec innych, szczególnie wobec tych, którzy najmniej na to zasługują lub którzy najbardziej wystawiają naszą cierpliwość na próbę. Musimy także czekać z przebaczeniem w sercu na powrót tych, którzy nas skrzywdzili lub porzucili.



Ubóstwo
Podczas swego życia na ziemi Chrystus był ubogi. Przyszedł na ziemię z niczym i odszedł z niczym. W hostii Ten, który stworzył galaktyki, przychodzi do nas ponownie ubogi i nagi. A jednak to ubóstwo jest tylko materialne, bo Jezus przychodzi do nas bogaty w łaskę i miłość.

Gorąco pragnie dać nam wszystko, czego potrzebujemy, jeśli tylko z ufnością poprosimy. On chce pobłogosławić nas obfitością łask, które są prawdziwym bogactwem duszy.

Tak łatwo wkradają się w nasze serca materializm i chciwość. A przecież jesteśmy powołani, aby naśladować Chrystusa w ubóstwie i nieprzywiązywaniu się do niczego, dając hojnie innym z tego, co otrzymaliśmy. Dawajcie, a będzie wam dane – więcej niż możecie prosić lub mieć nadzieję.



Obecność
Dar Bożej obecności jest największym darem. Dla Izraelitów nie było większego nieszczęścia niż gdy Pan odrzucił ich od swego oblicza. Podobnie, nie było dla nich większej pociechy niż pewność Jego obecności.

Tak samo rzecz się ma i dziś. Jeśli mamy Jezusa, mamy wszystko; bez Niego nie mamy nic. A przecież nie musimy szukać daleko, by znaleźć obecność Chrystusa – jest w najbliższej parafii, jest wypełnieniem tego, czym w Starym Testamencie były chleby pokładne (dosłownie: chleby oblicza) w żydowskiej świątyni.

Jego obecność nie jest abstrakcją ani ideą; jest prawdziwa i dostępna naszym zmysłom. My, katolicy, możemy z radością i szczerze powiedzieć: „Pan Zastępów jest z nami, Bóg Jakuba jest naszą obroną”.

Jeśli mamy naśladować Chrystusa, musimy być obecni dla tych, którzy nas potrzebują. Ilu jest nieobecnych ojców i mężów! Ileż żon i dzieci zostało opuszczonych przez mężczyznę, który jest wezwany, by oddać za nie swoje życie. Czy jesteś obecny w rodzinie? Czy żona i dzieci są dla ciebie priorytetem? Jeśli jesteś mężem i ojcem, twoja obecność jest niezastąpionym darem. Bądź obecny.



Wnioski
Gdybyśmy doskonale naśladowali Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, bylibyśmy świętymi. Ale to nie jest łatwe. Wymaga ciągłej pokuty i nawracania się; tego byśmy zwlekli z siebie starego człowieka, a przyoblekli nowego. To jest nasze powołanie.

Zachęcam każdego, aby znalazł kaplicę adoracji i kontemplował Najświętszy Sakrament. Odwiedzaj Jezusa i adoruj Go, prosząc o łaskę, by móc Go w pełni naśladować. Otwórz przed Nim swoje serce, opowiedz Mu o swoich nadziejach i obawach, swoich pragnieniach i potrzebach – i usłysz jak odpowiada słowami sakramentu i zbawienia: „Oto jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.

Sam Guzman jest założycielem i redaktorem blogu Catholic Gentleman, gdzie ten artykuł został pierwotnie opublikowany. Tutaj przedrukowano go za jego zgodą.

...

Mądrej głowie dość po słowie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy