Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Miłość i małżeństwo .
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:07, 01 Wrz 2017    Temat postu:

Rodzina na sygnale. Antyrozwodowa kampania Fundacji Mamy i Taty
Joanna Operacz | Wrz 01, 2017

Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




SOR, czyli Strategia Odbudowy Rodziny – to nowa kampania Fundacji Mamy i Taty. Ten skrót kojarzy wam się ze Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym? Słusznie, bo rodzina w Polsce jest w bardzo złej kondycji i potrzebuje ratunku – mówi prezes fundacji Marek Grabowski.

Czasem mówimy, że na Zachodzie jest zgnilizna, a tu instytucja rodziny ma się dobrze. Tymczasem w Polsce rozpada się jedna trzecia małżeństw, czyli mniej więcej tyle samo co w krajach zachodnich, a pod względem przyrostu naturalnego jesteśmy na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej – punktuje Marek Grabowski.


W
ymienia jeszcze kilka danych. Jeśli spojrzeć na liczbę wszystkich zakończonych małżeństw (także tych zakończonych z powodu śmierci żony albo męża), to okaże się, że jest ich więcej niż małżeństw zawartych. Młodzi Polacy wprawdzie deklarują chęć założenia rodziny, ale coraz później się na to decydują. I coraz częściej się rozwodzą. Rozstania często są pochopne – jedna trzecia rozwiedzionych uważa, że ich związki można było uratować. Zabrakło determinacji, a przede wszystkim chęci i umiejętności rozwiązywania problemów.

Problem nas wszystkich

A przecież niestabilność rodzin to problem społeczny. Rozwód dotyka samych małżonków, często obniżając ich poziom zadowolenia z życia i dając im poczucie klęski. Bardzo boleśnie dotyka dzieci, które nawet po spokojnym i kulturalnym rozejściu się rodziców zwykle oceniają, że to wydarzenie bardzo źle wpłynęło na ich życie. Niszczy nawet stosunki rodzinno-towarzyskie i powoduje inne długofalowe skutki.

Poza małżeństwem rodzi się w Polsce jedna czwarta dzieci.

Najczęstszy zarzut wobec naszej kampanii, który słyszę, brzmi: Czego chcecie od dzieci urodzonych w konkubinatach? Niczego nie chcemy. Każdy może sobie żyć tak, jak chce. Ale kiedy się spojrzy na sytuację tych dzieci, widać, że znacznie częściej mają one różne problemy emocjonalne, a w dorosłości częściej borykają się z uzależnieniami i mają większe kłopoty z budowaniem trwałych, szczęśliwych związków – mówi.

Kolejny minus konkubinatów jest taki, że rodzi się w nich mniej dzieci niż w małżeństwach. Dzieje się tak dlatego, że takie związki są mniej trwałe i dają ludziom mniejsze poczucie pewności.
Czytaj także: Ojcostwo – prawdziwie męska przygoda. Nowa kampania Fundacji Mamy i Taty


W głównym nurcie

Fundacja Mamy i Taty uważa, że nasz kraj potrzebuje family mainstreaming, co można przetłumaczyć jako zorientowanie na rodzinę albo myślenie rodzinocentryczne. Zwraca się o wsparcie do rządu, parlamentu, prezydenta, samorządów i organizacji pozarządowych. Przygotowała w tej prawie petycję do władz i prosi o podpisy.

Do poprawki

Trzeba poprawić procedury rozwodowe, bo teraz małżonkowie, którzy postanawiają się rozstać, nie dostają żadnej propozycji mediacji.

Wszystkim małżonkom przeżywającym kryzysy przydałoby się to, na co dzisiaj stać tylko klasę średnią i najbogatszych, czyli poradnictwo rodzinne. Proponujemy refundację terapii małżeńskich – mówi Grabowski.

Inną patologią systemu jest to, że sprawy rozwodowe są traktowane przez sędziów i adwokatów jako szybkie, łatwe i dochodowe. Brakuje myślenia o dobru rozwodzących się ludzi i ich dzieci.

Ważna propozycja Fundacji Mamy i Taty to ocena projektów prawnych pod względem ich wpływu na rodzinę (dzisiaj tak ocenia się np. zgodność ustaw z prawem Unii Europejskiej). Grabowski podaje bardzo drobny, ale znaczący przykład, jakie skutki przynosi brak takiego „rodzinocentrycznego” myślenia. Od niedawna w Polsce działa ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która wprowadziła w życie unijne zalecenia. Oryginalny dokument ma w tytule domestic violence, czyli przemoc domową, a nie rodzinną.

Angielski tytuł jest bardziej zgodny z rzeczywistością – przemoc domowa znacznie częściej ma miejsce w związkach nieformalnych niż w rodzinach – zauważa.

Inne pomysły na ratowanie rodzin to m.in.: kursy komunikacji interpersonalnej w szkołach, świeckie kursy przedmałżeńskie, ulgi podatkowe za staż małżeński i wsparcie organizacji prorodzinnych.

...

Cenne i potrzebne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:42, 01 Wrz 2017    Temat postu:

Czego mężczyźni szukają w kobietach? Odpowiedź mnie zaskoczyła…
Katarzyna Matusz-Braniecka | Wrz 01, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Gwiazda chrześcijańskiego rocka zapytała kawalerów i dojrzałych mężczyzn, co myślą o randkach, miłości i małżeństwie. Odpowiedzi mogą Was zaskoczyć...

Rebbecca St. James wychowała się z pięcioma braćmi i jak sama przyznaje – ma pewną przewagę. Chodząc na randki zadawała sobie jednak wiele pytań o to: czego można pragnąć, idąc wspólnie przez życie i czego szukać w byciu razem od razu, a z czym należy poczekać? Jak wygląda sytuacja z randkami przez internet? Czy w dzisiejszym świecie możliwe jest zachowanie czystości ciała i umysłu?


Gdzie ci mężczyźni?

Zastanawiała się też, czy są gdzieś dobrzy mężczyźni do wzięcia i jeśli są – dlaczego nie wykazują inicjatywy w kontaktach z kobietami? Oczywiście, każdy mężczyzna jest inny, ale Rebbecca St. James przepytała ich naprawdę wielu. Zdobytą wiedzą podzieliła się w poradniku dla singielek pt. „O czym myślą mężczyźni?”. Zatem, oddajmy głos mężczyznom.
Czytaj także: Chcesz, żeby Cię ktoś pokochał czy Ci zalajkował? Czyli jak szukać drugiej połówki


Co mężczyźni myślą o chodzeniu na randki?

„Raz poznałem dziewczynę na przyjęciu, po którym zostało trochę jedzenia. Kiedy wszyscy już poszli, ona chciała ruszyć w miasto i rozdać jego resztę bezdomnym”, wspomina Jeff. Uznał to za świetny pomysł i ucieszył się, bo miał okazję dowiedzieć się, czym żyje ta dziewczyna. Twierdzi, że dobra randka jest wtedy, gdy dwoje ludzi odkrywa, że coś ich rzeczywiście łączy, dobrze się bawią i są spontaniczni.

Miła randka dla Andrew oznacza wyjście do księgarni, wyszukanie dobrych książek i czytanie ich wspólnie w kawiarni. Lubi też zabierać dziewczyny na piesze wycieczki, wspinaczkę czy kajaki. Chce wiedzieć, jak dziewczyna będzie reagowała na forsowne fizyczne wyzwania. To daje mu już pewien wgląd w to, jak ona sobie radzi w sytuacjach ekstremalnych.

Pomysłów na dobre randki jest wiele, a rada dla nas kobiet, jedna – wystarczy sekunda, żeby kobieta spodobała się mężczyźnie. „Tak się dzieje i już. Przyjmij to jako komplement”, mówi Matt. Rozluźnij się i bądź zabawna, wszyscy lubimy spotykać się z wesołymi ludźmi.
Czytaj także: Pierwsza randka. 9 kwestii, które warto na niej omówić


Co mężczyzn pociąga, a co razi w zachowaniu kobiet?

„Lubię, kiedy dziewczyna ma własne zainteresowania; to znaczy, że jest niezależna i pewna siebie”, mówi Brendon. Drażni go, gdy kobieta udaje, że interesuje się tym, co on – choć tak nie jest, a robi to tylko dlatego, że on jej się podoba.

„Irytują mnie babskie tematy, te «chrześcijańskie ploteczki», że ta zrobiła to czy tamto”, opowiada Robbie. Zapytany o to, czy podoba mu się, że w dzisiejszych czasach kobiety zabiegają o mężczyzn, odpowiada: „Uważam, że to mężczyzna powinien zdobywać kobietę, starać się o nią, przewodzić relacji. Faceci są wzrokowcami, toteż kobieta powinna znajdować się w «zasięgu wzroku mężczyzny», lecz go nie przytłaczać”, dopowiada.

Pamiętajcie dziewczyny, co mówi Stein: „Czasami nie puszczamy się w pogoń za dziewczynami dlatego, że w naszym przekonaniu mamy tylko jedną szansę”. Właśnie z tego powodu mężczyźni zachowują dystans i rozwagę albo też są nadmiernie ostrożni i nie robią nic. Co z tym zrobić? Ojciec Adam Szustak twierdzi, że dobremu mężczyźnie można odrobinę pomóc. Uśmiechnąć się, zachęcić, wykazać zainteresowanie tym, czym żyje. Zbyt wielu mężczyzn dziś nie działa, ponieważ boi się odrzucenia. Przerwij to. Daj sobie czas na poznanie jego i daj mu szansę na poznanie Ciebie, kto wie, co z tego będzie?
Czytaj także: Jak znaleźć dobrego męża? Jak znaleźć dobrą żonę?


Wspólna modlitwa

„Modlitwa stanowi istotną część bycia razem”, mówi Nathan. „Niezależnie od tego, czy kobieta będzie moją miłością przez całe życie, czy nie, muszę ją wspierać, traktować z największym szacunkiem i nie robić niczego, co mogłoby ją zranić”, deklaruje.

„Oddajemy Bogu cześć poprzez sposób, w jaki traktujemy siebie nawzajem: z czcią, godnością i szacunkiem”, zapewnia Garret i dodaje: „Jeśli nie będziemy uważni, pociąg fizyczny stanie się sednem relacji, jego rdzeniem nie będzie już Bóg, tymczasem właśnie o Jego centralne miejsce musimy dbać musimy się modlić za nasze wspólne życie”.
Czytaj także: Wspólna modlitwa = większa miłość?


Jak to jest z tym małżeństwem?

„Jeśli konkretna dziewczyna mnie pociąga, lecz nie wyobrażam sobie, by mogła być moją żoną, to nie powinienem wchodzić z nią w romantyczne relacje. Trzeba to zakończyć”, deklaruje Cale. „Dziewczyna, jakiej szukam, kocha Boga nade wszystko (bardziej nawet niż mnie), jest pełna cierpliwości, czystości, poczucia celu, gorliwości i miłości do dzieci”, dodaje Bradley.

„Sami mężczyźni boją się w małżeństwie nie tyle rozwodu, co tego, że nie okażą się dość dobrzy, że nie sprawdzą się jako mężowie czy ojcowie”, mówi Cale. Dodaje jednak coś optymistycznego: Jeśli mężczyzna żywi do Boga gorące uczucie, to poradzi sobie z własnymi lękami. Z kobietami jest podobnie. I tego nam wszystkim życzę.

...

Oczywiscie ze jesli ktos chce z kims na cale zycie to podstawa musi byc dobro. Przeciez nie pieniadze czy ,,seks". Absurd...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:01, 02 Wrz 2017    Temat postu:

Szymon Majewski: Pokochać i polubić, jak się nie da pewnych cech zgubić
Szymon Majewski | Wrz 01, 2017
Archiwum prywatne, East News/Getty Image.
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Na początku byliśmy dla siebie jednym, cudownym słodkim deserem. Próbowaliśmy się na wszelkie sposoby i zawsze nam smakowało. Nie byliśmy w stanie się od siebie oderwać, cudownie spalane kalorie miłości nigdzie się nie odkładały.


B
ywały jednak momenty, gdy myślałem: „Rany gościa, to tak już na zawsze?!”.

Jakby, kurczę, nie było, to żenimy się przecież z… obcym człowiekiem!

No tak, całkowicie obcym, to znaczy znamy go czasem dłużej lub krócej, ale w sumie to jednak ktoś z innej gliny, z innym zespołem cech i zagadek, które będziesz odkrywał dopiero po ślubie…

Bo zakochując się w kimś, zakochujesz się trochę w… sobie samym, w swoich emocjach, w swoim wyobrażeniu tej drugiej osoby. Malujesz w głowie jej piękny obrazek.

I nagle po latach, kiedy uleci różowa mgiełka zauroczenia, dostrzegamy, że druga osoba to… druga osoba, czyli inna życiowa jednostka ze swoimi własnymi granicami. I nagle obrazek zaczyna się rozjeżdżać z rzeczywistością, wypada nam z ramek.
Czytaj także: Szymon Majewski: Najpiękniejszy dzień w życiu



Pierwsze, co mnie zdziwiło, to to, że moja żona Magda powoli je, a przez jakiś czas wydawało mi się, że je tak jak ja, czyli szybko. Co ciekawe, moja żona mówi, że ją po pewnym czasie zaczęło denerwować, że ja jem… za szybko.

Po jakimś czasie również dotarło do mnie, że moja kochana żona nie mówi za dużo. Jej z kolei obserwacje były zgoła odwrotne, otóż że ja mówię non stop.

Dziwne, jak ja tego przed ślubem nie zauważyłem? No jak? Musiałem, mówiąc bez przerwy, mówić też za nią. Co ciekawe, swoim kolegom opowiadałem, że spotykam się z dziewczyną, która ciągle mówi!

Miłość jest cudownym okulistą, który w zakładzie ma tylko różowe szkła.



Kiedyś szliśmy gdzieś z żoną, gdy nagle zorientowałem się, że ona jest gdzieś daleko w tyle, spytałem:

– Dlaczego tak wolno idziesz, coś się stało?

– To nie wiesz, że ja całe życie podbiegałam?

I to jest kluczowy moment – trzeba przestać podbiegać i zacząć iść po swojemu!

Myślę, że wiele par – widząc, że miłość ich życia idzie w innym tempie, je głośno, pompuje kolanem pod stołem – przeżywa coś na kształt zdrady, rozczarowania. Jak to? – ten cudowny obłok, ten boski kształt, który jest moją żoną, idzie powoli?

Albo ten mój rycerz spiżowy, który przyjeżdżał do mnie na rowerze pod dom, teraz pompuje nogą pod stołem i ciurka zupą?!
Czytaj także: Szymon Majewski: Bilans 50-latka

Archiwum prywatne
Szymon Majewski z żoną.



Pamiętam dokładnie ten moment, kiedy nagle zauważyłem, że moja żona lubi sobie pospać – nie wstaje jak skowronek i leśny skaut, jak ja miałem w zwyczaju. Był to dla mnie szok! Zauważyłem to rok po ślubie. Jak tego mogłem nie widzieć, skoro znaliśmy się tyle lat? Otóż tak ją kochałem, że wstając rano sam, miałem wrażenie, że ona też ze mną wstaje. Ba, nawet mi się wydawało, że robi mi kawę.

Ona z kolei, co mi potem powiedziała, nie mogła zrozumieć, dlaczego nie wycieram rąk, kiedy płuczę je w kuchni, i robię wszystko mokrymi rękami. Nie mogła tego znieść!

I wiecie co? Nic się nie zmieniło. Nadal rano, gdy opłuczę ręce w umywalce, macham nimi, a potem startuję do krojenia chleba. Na szczęście Magda rzadko to widzi, bo oczywiście dosypia….

Nagle zaczęliśmy zauważać pełno rzeczy, a nawet całe zbiory cech, które drażniły nas w sobie i mieliśmy wtedy dwa wyjścia: albo iść z tym do sądu i powiedzieć: „Wysoki sądzie, on pompuje nogą, ona śpi do dziesiątej; on nie łapie moli, ona karze mi je łapać; on nie robi porządków, ona robi je bez przerwy…”, albo to polubić, a nawet pokochać.

I to jest tajemnica sukcesu tandemu zwanego małżeństwem. Pokochać te drobne „ceszki” drugiej osoby, skoro jest nam ze sobą dobrze. Gdy różowe okulary stracą barwę i małżeńskie soczewki miłości zgubią ostrość – pokochać te nasze pompowania nogą i spania do 10-tej.

Pamiętam tę chwilę, kiedy moja żona jakoś strasznie mnie wkurzyła po raz kolejny tym samym gestem, miną i już miałem się zapienić, zbuzować i nagle… Nie wiem, skąd to przyszło, ale polubiłem to…

I lubię do dziś.

A jak mam tego nie lubić, skoro kocham całościowo.

Czego i Wam życzę.

...

Kazdy to przezywa inaczej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:56, 03 Wrz 2017    Temat postu:

Małżeństwo jest Boskie!
Maciej Jabłoński | Wrz 03, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Istnieje wiele powodów, dla których warto „wejść” w małżeństwo. Jednym z nich może być realizacja swojego powołania poprzez współpracę małżonków z Bogiem i jego planem.


P
ismo Święte zawiera wiele fragmentów, gdzie powodów dla których warto zawrzeć małżeństwo jest o wiele, wiele więcej!


Poczucie wspólnoty i bezpieczeństwa

Księga Rodzaju (2,1Cool mówi: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam”. Istnieje dużo żartobliwych interpretacji tego fragmentu, dlatego mężczyzna nie powinien być sam ߙŠ
Jednak Bóg chyba nie żartował mówiąc te słowa. Jemu chodziło o dobro człowieka, troskę o niego i chęć obdarowania tym, co najpiękniejsze. Sam jest MIŁOŚCIĄ, więc chciał dać jej doświadczyć człowiekowi we wspólnocie małżeńskiej, w poczuciu bezpieczeństwa i spełnienia.
Czytaj także: Czy wspólna modlitwa pomaga małżeństwom?


Płodność i potomstwo

W Księdze Rodzaju (1,2Cool znajdziemy także fragment: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Jest to zachęta do otwartości na życie. Tuż przed udzieleniem sobie Sakramentu Małżeństwa przez narzeczonych, Kościół zadaje im pytanie: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”.
Z własnego doświadczenia bycia rodzicem wiem, jakim ten dar jest błogosławieństwem. To nie tylko radość, która płynie z rodzicielstwa, ale również ogromne pole do nawracania i dojrzewania.
Wspomniana „płodność” nie sprowadza się jedynie do naszych dzieci. Mam tu na myśli np. pomoc w wychowywaniu swoich dzieci chrzestnych, adopcja fizyczna i serca, duchowe rodzicielstwo. To tylko niektóre „bogactwa”, dzięki którym możemy odpowiadać na Boże wezwanie do bycia płodnym.


Dawanie świadectwa miłości Boga

„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” – Mk 16, 15.
Miłość Boga jest bezinteresowna i nieskończona. Małżeństwo poprzez jej naśladowanie daje świadectwo swoim życiem. To jest misja wszystkich małżeństw, nie każde jednak ma tę łaskę, nie każde poznało Boga, dlatego potrzeba dziś „świętych” małżonków, którzy zechcą swoim życiem nieść Chrystusa innym. Aby tak się stało, miłość do współmałżonka powinna odzwierciedlać miłość Boga do Jego dzieci. Wszyscy zostaliśmy stworzeni z miłości, małżeństwo jest jednym ze sposobów na pokazanie jej światu.

Sami jednak często upadamy pod ciężarem codzienności: zmęczenia, obowiązków, braku czasu…Wtedy wkrada się egoizm, chęć stawiania siebie ponad współmałżonka. Naturalne. Ale w życiu nie chodzi o to, żeby je przejść bez upadków, tylko, żeby się z nich podnosić i to też jest świadectwem dla świata.
Czytaj także: Facebookowe grupy wsparcia dla małżeństw coraz popularniejsze!


Relacja Chrystus – Kościół jako wzór miłości małżeńskiej

W relacji Jezusa z Kościołem doskonale widzimy kwintesencję małżeństwa (Ef 5,21-25). Jezus umierający za Kościół to wzór do codziennego naśladowania przez małżonków i traktowania w ten sam sposób siebie nawzajem. Nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie śmierci fizycznej, ale przede wszystkim poświęcania jakiejś cząstki siebie dla ukochanego. Może być to umieranie naszego egoizmu dla dobra żony czy męża, kiedy oboje jesteśmy zmęczeni, a ja kosztem odpoczynku zaproponuję zrobienie posiłku. To nie muszą być wielkie sprawy (chociaż takie też), ale wszystkie małe rzeczy, które składają się na wielką całość.

„Ostatnia walka między Bogiem a szatanem będzie dotyczyć małżeństwa i rodziny”. Te słowa Św. Łucji dobitnie widać w obecnym świecie, przez który przetacza się fala rozwodów, a emigracja zarobkowa często powoduje rozbicie rodzin. Teraz, jak nigdy wcześniej potrzeba modlitwy za rodziny oraz świadectw małżeństw, które przy pierwszym poważniejszym kryzysie nie podejmują decyzji o rozstaniu.

Módlmy się i nie bójmy się być świadkami!

...

Widzimy ze milosci tez trzrba sie uczyc! Tego sie nie wie jak z automatu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:42, 04 Wrz 2017    Temat postu:

Dlaczego powinnaś chwalić męża
Jenna McDonald | Wrz 04, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij

Komentuj


Afirmację małżonka wpisz na tę samą listę, co ćwiczenia i zdrowe odżywianie. To nie zawsze jest najlepsza rozrywka, ale zawsze się opłaca.


M
usimy jakoś ładować baterie. Jeśli chcemy napędzać nasze małżeństwo siłą negatywnych emocji, wystarczy ich dosłownie kropelka i maszyna jedzie sama. Ale jeśli stawiamy na pozytywne uczucia i chcemy trochę się do tej pracy przyłożyć, wkrótce zobaczymy z radością, jak wspaniale opłaca się uprzejmość.

Zupełnie jak w miejscu pracy – małżeństwo może szybko zamienić się w kierat, kiedy wypominamy sobie nawzajem swoje błędy, oczerniamy się, szydzimy z siebie lub zachowujemy się z bierną agresją. Ale kiedy chwalimy swojego męża lub żonę – prywatnie i publicznie – rodzi się w nas chęć coraz większego inwestowania w bycie razem.


Mówienie dobrze o współmałżonku wzmacnia jego dobre cechy

Michael Hyatt, były szef wydawnictwa, założyciel własnej firmy deweloperskiej, pisze, że mówienie dobrze o współmałżonku wzmacnia jego najlepsze cechy. Chwalenie współmałżonka wśród ludzi jest także solidnym przykładem dla podwładnych, i niweluje pokusę niewierności małżeńskiej.

Kiedy mówimy dobrze o współmałżonku, deklarujemy przywiązanie do niego. Dajemy ludziom sygnał, że cenimy to, co wspólnie zbudowaliśmy i że jesteśmy zaangażowani. To naturalny „impregnat” przeciwko zdradzie. Nawet jeśli nie czujemy się pewnie we wszystkich dziedzinach małżeństwa, afirmacja współmałżonka przypomina nam w tych słabszych momentach o Bożej woli, którą wypełniamy.

Każda i każdy z nas był kiedyś w sytuacji, gdy konwersacja w towarzystwie zdryfowała w stronę krytykowania współmałżonków. Zdarza się to powszechnie i jest niemal nie do uniknięcia, kiedy zbierze się kilka żon. To publiczne pranie brudów wynika najczęściej z frustracji i potrzeby wsparcia. Wszyscy to znamy, ale przecież nikt nie chce się obnażyć całkowicie.
Czytaj także: 3 sposoby na dobre rozpoczęcie życia w małżeństwie


Budować a nie niszczyć

Św. Josemaria Escriva mówi o trudności w kultywowaniu zwyczaju budowania zamiast niszczenia.

Krytykować, niszczyć jest łatwo; każdy niewykwalifikowany robotnik wie, jak wbić dłuto w szlachetnie obrobiony kamień katedry. Budować: oto, co wymaga mistrzowskich umiejętności.

Są dni, kiedy żaden komplement nie przychodzi do głowy. Życie umie dać w kość nawet najodporniejszym. Przyjmij to jako wyzwanie. Siła umysłu to jedna z najcenniejszych zalet, wartych ćwiczenia. Afirmację małżonka wpisz na tę samą listę, co ćwiczenia i zdrowe odżywianie. To nie zawsze jest najlepsza rozrywka, ale ZAWSZE się opłaca.
Czytaj także: Siła pozytywnego myślenia, czyli jak przestać się zamartwiać



Oto kilka praktycznych sposobów na to, jak zmienić temat w grupie młodych mam lub jakiekolwiek innej sytuacji towarzyskiej:

1. Dodawaj, nie odejmuj

Łatwiej jest wprowadzić nowy zwyczaj niż pozbyć się starego. Zrób coś zupełnie nowego, żeby uszanować swojego małżonka publicznie. Pomyśl, jakie ma zdolności, co umie. Opowiedz znajomym, jak zbudował piaskownicę na podwórku. Negatywne historie znikną w końcu, wyparte przez nowe. I zobaczysz, jak pozostałe dziewczyny zaraz zaczną chwalić swoich mężów!

2. Myśl!

Następnym razem, kiedy będziesz miała ochotę podzielić się soczystą historyjką o najnowszej klęsce twojego męża, pamiętaj: pokazujesz swoim słuchaczom, jak traktujesz najbliższych. Mówisz im w ten sposób, jaką jesteś przyjaciółką. Czy chciałabyś się przyjaźnić z taką sobą?

3. Bądź hojna

Nie szczędź komplementów. Z początku będziesz się czuła dziwnie, ale niedługo sama zobaczysz: dostaniesz jeszcze więcej tego, co pochwaliłaś. Więc jeśli widzisz coś, co ci się podoba, smaruj miłością tak, jak trzylatek smaruje nutellą. Gruuubo!



Artykuł został opublikowany w amerykańskiej edycji portalu Aleteia

...

Nie tyle moze sztuczki psychologiczne co pomnazanie dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:20, 05 Wrz 2017    Temat postu:

Nick Vujicic: Nie musisz być ideałem, żeby znaleźć miłość
Katarzyna Matusz-Braniecka | Wrz 05, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Nick Vujicic, mąż i ojciec czworga dzieci, który nie ma rąk i nóg, dzieli się wraz z żoną Kanae swoimi małżeńskimi doświadczeniami w książce „Miłość bez granic”.


N
ick Vujicic stał się inspiracją dla milionów ludzi. Jest autorem międzynarodowych bestsellerów, mówcą motywacyjnym, ewangelizatorem i dyrektorem organizacji charytatywnej Life Without Limbs. Nie ominęły go zawody i rozczarowania miłosne. Jednak dziś jest szczęśliwym mężem Kanae i ojcem dwóch synów, a na przełomie listopada i grudnia na świat przyjdą ich dwie córeczki. Nick nie zwalnia tempa i nagrywa też płytę. Jak można prowadzić, jak to sam nazywa, „obłędnie szczęśliwe życie”? Przyjrzyjmy się.


Wizja męskości według Nicka

„Jak wielu mężczyzn, założyłem, że żona i syn zrozumieją siłę mojej miłości do nich, skoro pracowałem tak ciężko, aby ich utrzymać” – dzieli się Nick Vujicic w książce „Miłość bez granic”, którą napisał wraz z żoną. Zobaczył, że mimo wszystko to nie wystarczy. Pisze: „Nasze rodziny chcą, abyśmy byli obecni w ich życiu, abyśmy okazywali zaangażowanie i zainteresowanie oraz abyśmy rozumieli ich uczucia i troski. Czy zatem praca jest ważna? Jest i to bardzo, szczególnie, gdy masz już dzieci, lub gdy ich oczekujesz. Praca daje poczucie bezpieczeństwa, które ciężko zastąpić czymś innym, czy to jest jednak wystarczające? Niestety nie”.


Jak to jest z tym małżeństwem?

„Słowa Biblii dotyczące miłości i małżeństwa – tak jak ja je rozumiem – mówią, że nie chodzi o przyjmowanie miłości, lecz o poddanie się miłości poprzez postawienie swojego partnera i swojej rodziny na pierwszym miejscu” – pisze Vujicic. Chodzi o zobowiązanie, aby zawsze być obecnym w życiu swojej żony czy swojego męża, pomóc im w byciu lepsza wersją samych siebie i osiągnięciu tego, co najlepsze. „Najlepsze, co możecie zrobić – mówił pastor Schiler na ślubie Nica i Kanae – to po prostu starać się sprawić, aby ta druga osoba byłą szczęśliwa. Jeżeli oboje będziecie do tego dążyć, oboje będziecie szczęśliwi”. I tego się trzymamy, zatem, co dalej?
Czytaj także: Nick Vujicic posługuje się swoją niepełnosprawnością, aby inspirować


Maleństwo już jest w drodze

Nick i Kanae nie planowali potomka tak szybko i gdy się pojawił, byli równie nieprzygotowani, jak każda inna para w takim położeniu. „Gdy dowiedzieliśmy się, że Kanae jest w ciąży, powitaliśmy rodzicielstwo i postanowiliśmy jak najlepiej pełnić nasze obowiązki – dzieli się Nick. – Dzięki sile i mądrości, jakie dawał nam Pan Bóg, przygotowaliśmy się na przyjęcie tego daru. Tobie też się to uda! Pamiętaj – dodaje – nie możesz czekać na „idealny” moment, bo kto wie, czy taki w ogóle nadejdzie?”.






Nieporozumienia na horyzoncie

„Jak wiele młodych par małżeńskich z dzieckiem okryliśmy, że unikanie rozmawiania o problemach w naszym życiu małżeńskim czy rodzinnym nie prowadzi do niczego konstruktywnego. Bolesne sprawy, zakopane gdzieś głęboko w pamięci, mają tendencję do ponownego wypływania na powierzchnię w czasie kłótni czy w jakichś bardziej stresujących sytuacjach. Twoje słowa mogą zarówno spowodować szkodę, jak i leczyć. To wybór, przed którym stoi każdy z nas” – pisze Vujicic.
Czytaj także: Nick Vujicic: możesz przetrwać wszystko


Serce gotowe, by służyć

„Jeżeli będziesz oczekiwać, że to Twój małżonek będzie Ci usługiwał, nie uda się ani to ani Twoje małżeństwo. Uda się Wam, jeżeli chcesz swoim życiem służyć Twojemu małżonkowi – dzieli się Nick. – Wiem, że to brzmi wielce idealistycznie, naiwnie, czy wręcz wydaje się niemożliwe do osiągnięcia w codziennym życiu, jednak w najlepszych małżeństwach, jakie znam, mężowie i żony dokładnie tak traktują siebie nawzajem”.


W jednej drużynie

„Samo zawarcie związku małżeńskiego to kaszka z mlekiem. Dużo trudniejsze jest stawanie się jednością w każdym momencie codziennego życia” – deklaruje autor. Przed podjęciem każdej decyzji, mniej lub bardziej istotnej, musisz rozważyć jej wpływ na Twojego współmałżonka i jego zdanie na ten temat. Główną trudnością, która spotyka małżonków jest nauczenie się, jak grać w jednej drużynie, jak stać się jednością jako mąż i żona, i jak poświęcać sobie nawzajem wystarczająco dużo uwagi. Nie zapominajmy też o wdzięczności, która jest kluczowa dla rozwoju każdej dobrej relacji. Starajmy się ją pielęgnować w naszych małżeństwach i rodzinach, czego i nam wszystkim życzę.
Czytaj także: Cyrk motyli i Nick Vujicic, czyli jak odnaleźć nadzieję


Więcej w książce „Miłość bez granic”, autorstwa Nicka i Kanae Vujicic, wydanej przez Aetos Media, z której pochodzą powyższe cytaty.

...

Warto studiowac doswiadczenia innych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:38, 06 Wrz 2017    Temat postu:

Daj mężowi kredyt zaufania
Elisabeth Pardi | Wrz 06, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Zawsze wyobrażasz sobie najgorszy scenariusz? Jeśli tak, mamy dla ciebie kilka cennych rad, które mogą odmienić Twoje małżeństwo.


P
rawdopodobnie już wiesz, że większość waszych małżeńskich kłótni ma jedną zasadniczą, wspólną cechę: dochodzi do nich, gdy jedno z was nie ufa drugiemu. Kiedy Twój mąż zaniedbuje jakiś domowy obowiązek albo wraca do domu później niż zapowiedział, możesz sądzić, że robi to z lenistwa albo lekceważy Cię. Ale może spróbuj dać mu kredyt zaufania?


Pochopne oskarżenia

To destrukcyjne myślenie, ale zapewniamy, nie jesteś jedyną osobą, której się to zdarza.

„Kiedy jesteś z kimś przez długi czas, zazwyczaj wychodzisz z założenia, że wiesz, dlaczego ta druga osoba myśli coś lub robi”, mówi terapeutka Sara Freed. „A jeśli sądzisz, że twój ukochany ma złe intencje, to może być poważny problem”.

W istocie nigdy prawie nie wiemy, co dzieje się w głowie współmałżonka, kiedy robi coś, co nas irytuje. Zazwyczaj, kiedy mówisz mu o swojej złości, zawsze uprzejmie i jak najbardziej delikatnie (totalny sarkazm…), czujesz się potem źle, bo sądzisz, że jego intencje były jak najgorsze.

Próbuj stopniowo pozbyć się tego nawyku, bo szczerze mówiąc, twojemu mężowi zależy wyłącznie na tym, żebyś była szczęśliwa. Nie zapominaj o tym!
Czytaj także: Mój mąż nigdy o tym nie pamięta!



Oto przykłady sytuacji, w których jesteś skłonna wyobrażać sobie najgorsze, plus wyjaśnienia, jak należy dostosować swój punkt widzenia i ofiarować mężowi kredyt zaufania.


Przypadek 1: Mąż zostawia brudne ubrania na krześle.

Zakładasz najgorsze: Jest zbyt leniwy, żeby zanieść je do kosza z brudną bielizną, więc zakłada, że to ty je pozbierasz.

Kredyt zaufania: Nie zabrudził ubrań tak, by trafiły do prania, więc zostawia je na krześle, żeby oszczędzić ci pracy.

Dobra rada: „Chcę, żebyś rozważyła tę możliwość”, mówi Sara Free. „Bądź ciekawa, nie wściekaj się. Kiedy coś cię zaskoczy, spróbuj zrozumieć, dlaczego. Zamiast krytykować i zakładać najgorsze, możesz miło zapytać, czy jest jakiś powód, że ubrania zostały na krześle. Ponieważ mąż wie, że bałagan Cię denerwuje, na pewno ma dobre wyjaśnienie.


Przypadek 2: Mąż siedzi przy komputerze, zostawiając ci wszystkie prace domowe i dzieci pod opieką.

Zakładasz najgorsze: Dom nie interesuje go na tyle, by zostawił swoje e-maile i sieci społecznościowe, i przyszedł Ci pomóc.

Kredyt zaufania: Robi coś ważnego, na przykład płaci rachunki online, więc będzie miał dla ciebie więcej czasu, kiedy dzieci pójdą spać.

Dobra rada: Według Amandy Iles, koordynatorki parafialnego stowarzyszenia rodzinnego w Luizjanie, „aby unikać pochopnych wniosków, naucz się zarządzać emocjami tak, by dać mężowi kredyt zaufania. Ograniczysz kłótnie i nie zranisz uczuć męża. Ten proces zarządzania emocjami zakłada, że zawsze przyjmujesz za pewnik najlepsze intencje małżonka. Nawet jeśli był na Facebooku, możesz zachować spokój, wierząc, że nigdy nie zostawiłby Cię świadomie bez wsparcia, kiedy będziesz go potrzebowała. Wystarczy poprosić”.
Czytaj także: Jeżeli nie powiesz mężowi, co Cię boli, skąd ma o tym wiedzieć?


Przypadek 3: Zostaje do późna w biurze.

Zakładasz najgorsze: Praca jest dla niego ważniejsza niż rodzina.

Kredyt zaufania: Ma pilny projekt, który wymaga jego uwagi i zostaje do późna, żeby go skończyć, bo poważnie traktuje swoją pracę, która pozwala mu utrzymać rodzinę.

Dobra rada: Shaunti Feldhahn w swojej książce „For Women Only” mówi o wątpliwościach, które towarzyszą kobietom, gdy ich mężowie spędzają w pracy dużo czasu. Myślą wtedy, że mężowie nie lubią spędzać czasu z rodziną i nie traktują jej priorytetowo. Feldhahn wyjaśnia: ​​zdecydowana większość mężczyzn, z którymi rozmawiano na ten temat, „miała to, co nazywam bezinteresowną motywacją – odpowiadali, że jeśli nie będą dużo pracować, ich firma upadnie albo nie będą w stanie zapewnić rodzinie dobrobytu”. Innymi słowy, pamiętaj, że jego główną motywacją do pozostania w biurze po godzinach nie jest pragnienie przebywania właśnie tam, ale dbałość o potrzeby rodziny.


Przypadek 4: Jest w złym humorze.

Zakładasz najgorsze: Jest niedojrzały i złości się z byle powodu.

Kredyt zaufania: W jego życiu dzieje się coś stresującego, ale nie jest jeszcze gotowy rozmawiać o tym. Najlepiej zachować cierpliwość i wspierać go tak, by poczuł się pewnie i otworzył przed tobą.

Dobra rada: dr Alex Lickerman z magazynu „Psychology Today” zauważa, że ​​czyjś zły nastrój to „okazja do współczucia”. Jest to szczególnie ważne w przypadku współmałżonka. Łatwo o irytację jego złym nastrojem, bo często nasze dobre samopoczucie zależy od niego, ale dr Lickerman radzi nam spojrzeć na to w innym świetle. Twierdzi, że zły nastrój jego żony nie udziela mu się, bo tworzy w głowie „emocjonalny dystans, wystarczający, by oddzielić żonę od roli, jaką gra w moim życiu i widzieć ją jako istotę ludzką samą w sobie”. Mój mąż, mimo że przyczynia się do mojego szczęścia, jest człowiekiem, i w związku z tym od czasu do czasu nieuchronnie bywa w złym nastroju.
Czytaj także: Dlaczego powinnaś chwalić męża


Przypadek 5: Mąż nie mówi mi komplementów.

Zakładasz najgorsze: Nie wydaję mu się atrakcyjna, nie docenia mnie.

Kredyt zaufania: Mąż nie wyraża swojej miłości słowami, po prostu o tym nie mówi. Nie chodzi o to, że nie czuje miłości, szacunku czy przywiązania, wyraża te uczucia po prostu inaczej.

Dobra rada: Gary Chapman w książce „5 języków miłości” pisze, że „musimy nauczyć się wyrażać naszą miłość w języku, który nasz małżonek rozumie, jeśli mamy skutecznie się z nim komunikować na ten temat”.



Kredyt zaufania dla męża oznacza, że muszę nie tylko pamiętać o tym, że mnie kocha i ufa mi, ale także o tym, że pokazuje mi to na różne sposoby, takie jak fizyczny kontakt lub pomoc.



Mogę sobie tylko wyobrazić liczbę sporów, których pary mogłyby uniknąć, gdyby skorzystały z kredytu zaufania i reagowały łagodnością w chwilach rozczarowania. Niestety, jak wiele innych dziedzin życia, małżeństwo wymaga wysiłku. Czy to łatwe? Nie. Czy warto? Absolutnie – dlatego, że myśląc o małżonku jak najlepiej, zbudujemy znacznie lepszy związek.


Artykuł ukazał się we francuskiej edycji portalu Aleteia

...

Milosc bez zaufania to absurd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:18, 07 Wrz 2017    Temat postu:

Mediacje rodzinne. Żeby rozwodów było mniej…
Błażej Kmieciak | Wrz 06, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Czy i jak powinniśmy walczyć z plagą rozwodów? Czy małżeństwo, które postanowiło się rozstać, można uratować?


Z
tematem rozwodów w zasadzie spotkać się można wszędzie. Z jednej strony słyszymy o kolejnych gwiazdach, które informują, że rozstały się ze swoimi towarzyszami życiowym. Z drugiej strony, np. w przedszkolu, słyszymy, że większość dzieci ma drugiego tatusia lub drugą mamusię. Ale też coraz częściej, gdy mowa o rozwodzie, pojawia się termin „mediacja”. Czym ona jest?


Co to jest mediacja?

W dwóch słowach, mediacja jest to przede wszystkim pozasądowe rozwiązanie sporu, który istnieje pomiędzy minimum dwiema osobami. Kluczową rolę w tym procesie odgrywa mediator. Jest to osoba bezstronna. Ma ona za zadanie nie tyle rozwiązać problem zwaśnionych stron, ile raczej pomóc im w znalezieniu najskuteczniejszego i najlepszego rozwiązania.

Jedną z podstawowych zasad mediacji jest dobrowolność: każda ze stron musi się na nią zgodzić. Ważne, by sam mediator był osobą całkowicie niezależną i najlepiej nieznaną ani jednej, ani drugiej stronie. Ma być on bowiem gwarantem poszanowania praw wszystkich uczestników mediacji.


Mediatorzy w sprawach rozwodowych

W sprawach rozwodowych, którym zawsze towarzyszy bardzo dużo emocji, tego typu zasady są kluczowe. Obecnie na fali dyskusji dotyczącej reformy sądownictwa w Polsce pojawia się także postulat bardzo szerokiego wprowadzenia mediatorów sądowych do spraw okołorozwodowych. Słusznie bowiem przypomina się, że rodzina jest wartością zarówno w społeczeństwie, jak i w prawie. Zwraca się także uwagę na to, że kodeks rodzinny i opiekuńczy pozwala sądom na to, by nie wyrażały zgody na rozstanie się małżeństwa zwłaszcza wówczas, gdy ucierpieć mogą na tym dzieci.

Tutaj warto sobie zadać pytanie: Czy istnieje taki rozwód, który nie szkodzi dzieciom? Rozstanie się rodziców jest zawsze problemem dla dziecka, powoduje nieuchronne trudności, które ono musi pokonać. Musi się przecież odnaleźć w nowej sytuacji, czasem doświadcza traumy, nie potrafi do końca zrozumieć, co takiego się stało, że rodzice nie są już razem.


W mediacji chodzi o porozumienie

Część ekspertów zwraca uwagę na to, że – by walczyć z cierpieniem dzieci wywołanym rozwodem – należy wprowadzić mediacje rodzinne. Mają one doprowadzi do tego, żeby owych rozwodów było mniej. Tutaj jednak pojawia się pewien kluczowy problem, którego sam doświadczyłem. Gdy szkoliłem się z mediacji, jedną z moich podstawowych intencji było godzenie ludzi. Ale bardzo szybko uświadomiono mi, iż rolą mediatora nie jest godzenie ludzi, ale doprowadzenie między nimi do porozumienia, które nie zawsze będzie pojednaniem.

Mediator rodzinny w swojej pracy bardzo mocno korzysta z elementów psychoterapii, często stosuje konkretne techniki terapeutyczne. Jego zadaniem nie jest jednak rozwiązanie głęboko ukrytych problemów, które tkwią np. w relacjach małżeńskich – to zadanie dla terapeuty. Natomiast rolą mediatora jest pomoc małżonkom w znalezieniu satysfakcjonującego rozwiązania. W trakcie spraw rozwodowych to ma szczególne znaczenie, bo trzeba wtedy ustalić konkretne rzeczy, wzajemne zadania i zobowiązania.

Często do mediatora idą osoby, które podjęły już decyzję o rozstaniu. Bywa i tak – sam tego doświadczyłem jako mediator – że na mediacje trafia skłócone małżeństwo, które jeszcze nie wie, czy zdecyduje się na rozwód. Para, o której myślę, ostatecznie postanowiła się rozstać, ale w trakcie mediacji pierwszy raz od lat spokojnie ze sobą rozmawiali. Zapewne nie każde małżeństwo da się uratować. Być może nie każde małżeństwo powinno się ratować. Ale mediator ma być tą osobą, która w bezpiecznych warunkach pozwoli dwóm zwaśnionym stronom na chwilę się spotkać. Czasem to jest bardzo dużo.
Czytaj także: Jak rozwodzą się Polacy?


Granie dziećmi przy rozwodzie

Mediator jednak – co ważne – nie może być tylko komunikatorem, przezroczystą szybą, która nie bierze pod uwagę kontekstów, dylematów i problemów, z jakimi przychodzą ludzie. Jak wspomniałem, to dzieci najbardziej cierpią przy okazji rozstań rodziców. Dlatego mediator powinien być przede wszystkim adwokatem tych dzieci. To on – jeśli rodzice nie są tego świadomi – powinien uświadomić dorosłym zaangażowanym w spór (myślącym najczęściej głównie o sobie) konkretne trudności i problemy, jakich doświadcza ich dziecko. Bo ono jest bardzo często „przedmiotem”, którym grają małżonkowie.

Część mediatorów w trakcie mediacji stosuje pewne chwyty, np. każe rozmawiać małżonkom w obecności zdjęcia ich dzieci albo samego dziecka. Czasem tego typu postępowanie doprowadza do tego, iż małżonkowie rozważają jeszcze raz decyzję o rozwodzie. Innym razem myślą dalej o rozwodzie, ale jednocześnie są bardziej skłonni do odnalezienia konkretnych możliwości porozumienia.

Jak już wspomniałem, porozumienie jest kluczowym składnikiem mediacji. Słowo to odnosi się do pojęcia „rozum”. Podczas kłótni rozum jest stawiany z boku, najważniejsze są moje interesy. Zadanie mediatora polega na tym, by w sposób bezstronny pokazać, że interesy dziecka w trakcie rozwodu mogą być całkowicie niszczone.
Czytaj także: Badania: utrata ojca powoduje uszkodzenie chromosomów u dziecka


Obowiązkowe mediacje rodzinne?

Aktualnie istnieją pewne trendy mówiące o tym, iż mediacja rodzinna ma zastąpić tak zwane sprawy pojednawcze, które kiedyś były obecne w polskim prawie rodzinnym (teraz ich nie ma). Mediacja rodzinna wg części propozycji powinna być obowiązkowym elementem, który poprzedza sprawę rozwodową. Sądy w założeniu mają wysyłać na mediację zwaśnione strony.

Czy przymusowa mediacja jest jednak w stanie doprowadzić do zgody pomiędzy ludźmi, którzy od wielu miesięcy albo nawet lat nie są w stanie ze sobą rozmawiać? Czy mediacja jest w stanie pojednać zwaśnione strony, w których konflikt jest głęboko ukryty? W wielu wypadkach pewnie nie.

Trzeba też pamiętać, że nie każda sprawa rozwodowa nadaje się do mediacji – np. taka, kiedy mąż znęca się nad żoną i nad dzieckiem. Kiedyś miałem tego typu przypadek i widziałem, że nie ma możliwości, by strony w konflikcie były równe, ponieważ kobieta panicznie bała się swojego męża. Podobnie mediacji nie można prowadzić w sytuacji, gdy jedna ze stron jest chora psychicznie.

Abstrahując jednak od takich przypadków, moda na mediacje, która w ostatnich latach się pojawiła, to bardzo pozytywne zjawisko. Dlaczego? Bo dyskutując o rozwodach przyzwyczailiśmy się już do tego, że sytuacja wygląda źle i w pewnym sensie zapomnieliśmy, iż powinniśmy podjąć walkę o małżeństwo. Ono jest przecież wartością nie tylko dla samych małżonków, ale także dla tych, których małżonkowie powołali do życia.

...

Rozwod to horror...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:01, 08 Wrz 2017    Temat postu:

Dlaczego tak trudno znaleźć drugą połówkę?
Katarzyna Szkarpetowska | Wrz 08, 2017
Archiwum Prywatne
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Bycie panną, kawalerem, to nie koniec świata. Nie to buduje naszą tożsamość, nie to daje nam poczucie własnej wartości – przekonuje Magdalena Wołochowicz, autorka książki „Chwilowo panna. Żyjąc pełnią życia, z nadzieją na dalszy ciąg” .


K
atarzyna Szkarpetowska: Jakich mężczyzn my, kobiety, chcemy mieć u swego boku? Na jakich jest „zapotrzebowanie”?

Magdalena Wołochowicz: Na pewno chcemy mieć u swego boku mężczyzn odpowiedzialnych, dojrzałych, wiernych, godnych zaufania, przejmujących inicjatywę, kochających. Dla dziewczyny wierzącej ważne będzie, żeby mężczyzna, z którym się spotyka, czy też który jest jej mężem, kochał Boga, budował z Nim relację. Mężczyzna powinien też współgrać z naszym życiem, z naszymi wartościami.


Piękne wnętrze poszukiwane

A wygląd? Ma znaczenie?

Uważam, że to, jak mężczyzna wygląda, nie jest najistotniejsze. Ciało jest ważne, oczywiście, natomiast najpiękniejsze jest wnętrze. Jeśli poznajemy kogoś bliżej, to widziane przez nas ewentualne mankamenty w wyglądzie przestają mieć aż takie znaczenie.

Mężczyzna przejmujący inicjatywę, czyli jaki?

To mężczyzna, który nie jest bierny, który ma potrzebę przewodzenia, zdobywania kobiety. Myślę, że mężczyźni mają to od Boga…, że to taki „wpisany” w nich dar. My z kolei jesteśmy tak skonstruowane, że chcemy być zdobywane. Mężczyzna przejmujący inicjatywę to też mężczyzna, który nie jest tylko odtwórczy.

Przejmowanie inicjatywy przez mężczyzn wiąże się też chyba z poczuciem bezpieczeństwa. My przy takich mężczyznach czujemy się bezpieczne.

Oczywiście, widzimy, że ktoś o nas zabiega, że mu zależy, że jest wytrwały… Na pewno bezpiecznie będziemy się też czuły przy mężczyźnie, który jest silny Bogiem.
Czytaj także: Po co kobiecie mężczyzna?


Kobieta „pojedyncza”

A kobiety? Jakich kobiet szukają mężczyźni?

Z obserwacji m.in. moich braci widzę, że kobiet, które mają swoje pasje, zainteresowania, swoje zdanie na różne tematy. Kobiet opiekuńczych, ale też – jak powiedział kiedyś mój kolega – kobiet, które są „obrotowe w kuchni”, a więc takich, które potrafią ogarnąć dom, nie boją się pracy.

Moja przyjaciółka poznała kiedyś przez portal randkowy mężczyznę, obcokrajowca, z którym zaczęła pisać, i on (mający problem z językiem polskim), w pierwszej wiadomości, którą do niej wysłał, zapytał: „A Ty jesteś pojedyncza?”, co miało znaczyć: czy jesteś stanu wolnego? Pamiętam, że bardzo nas to wtedy rozbawiło, ona oczywiście zgodnie z prawdą, odpowiedziała, że jest „pojedyncza”. Pytanie, które mi się nasuwa, to: dlaczego mamy tyle osób, które nie mają u boku tej drugiej połówki?

Przyczyn jest wiele. Przesunął się na pewno wiek zakładania rodziny. Wpływ na to ma też zapewne tryb życia, który prowadzimy – jesteśmy coraz bardziej zabiegani, dużo pracujemy. Nie znajdujemy odpowiednich mężczyzn, tudzież oni nie znajdują nas także z powodu kryzysu relacji. Nie sądzę, żeby to była tylko kwestia tego, że nas, kobiet, jest po prostu więcej.

Czy, Twoim zdaniem, są ludzie nie do pary?

Nie, Pan Bóg w Piśmie Świętym wyraźnie mówi, że nie jest dobrze, żeby człowiek był sam. To Bóg wymyślił instytucję małżeństwa i rodziny, powiedział: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”.

Są jednak osoby, które idą przez życie bez tej drugiej osoby u boku, mimo że chciałyby założyć rodzinę, i nie mam na myśli osób duchownych.

Ja także należę do takich osób – jestem panną. Bycie singielką, panną, kawalerem, to nie koniec świata. Nie to buduje naszą tożsamość, nie to daje nam poczucie własnej wartości. Ja, w trudnych momentach, nie poddaję się atakującym myślom: „pewnie będę sama do końca życia”, „chyba już nigdy nie wyjdę za mąż”, ale sięgam po Słowo Boże, zaczynam ogłaszać nad sobą samą Boże prawdy, które Bóg zostawił w swoim Słowie, także w tym celu, by dodać nam nadziei
Czytaj także: Czego mężczyźni szukają w kobietach? Odpowiedź mnie zaskoczyła…


Bycie singlem to nie koniec świata

Powiedziałaś, że bycie singlem to nie koniec świata, tymczasem wielu ludzi uważa, że tak właśnie jest. Że to czas, po którym nie można spodziewać się niczego dobrego. Czas absolutnie stracony.

Ten czas, jak każdy w życiu, może przecież być błogosławieństwem. Jest to wspaniały moment, żeby uświadomić sobie, kim jestem, po co żyję, jakie mam oczekiwania. To też dobra okazja do tego, żeby zbliżyć się do Pana Boga, bardziej się z Nim zaprzyjaźnić. Czas panieństwa to nie jest czas przetrwania, jakiś dziwny, gorszy etap w życiu, który trzeba przeczekać. Bardzo ważne jest to, jak my sami do tego podchodzimy.

Jeden z rozdziałów w swojej książce „Chwilowo panna. Żyjąc pełnią życia, z nadzieją na dalszy ciąg” zatytułowałaś: „Nie maskuj smutku. Porzuć go do skutku!”. Dlaczego dziewczyny maskują smutek?

Smutek próbuje atakować, odebrać radość życia. Dziewczyny, które nie rozprawią się ze smutkiem, czyli nie wybiorą świadomie życia w radości, będą owe ziarno smutku w sobie nosiły – ono samo nie zniknie. I właśnie dlatego należy porzucić smutek do skutku, wybierać radość – w każdej sytuacji. W psalmie 89 napisane jest: „Szczęśliwy lud, który umie się radować”. Wybieranie radości jest zawsze decyzją – wybieram radość pomimo okoliczności, pomimo tego, co się wokół mnie dzieje. Nie chcę, nie pozwalam, żeby smutek miał wpływ na moje życie, przejmował nad nim kontrolę.

Jakimi maskami dziewczyny zakrywają smutek?

Udają na przykład, że wszystko jest w porządku, mimo że przyklejony uśmiech, niespójny z tym, co czują, nie sprawdza się przecież na dłuższą metę. Są dziewczyny, które uciekają w aktywizm, jeszcze inne w jakieś uzależnienia… Są różne maski.

Dobrze jest mieć chyba ludzi, przy których można je zrzucić…

To prawda, dlatego warto znaleźć w swoim otoczeniu ludzi, którzy cenią podobne wartości. Dobrze jest do nich wyjść, zaprzyjaźnić się z nimi. Wartościowe są na przykład spotkania dla singielek – sama takie współprowadzę. Celem takich spotkań nie jest to, żeby razem narzekać, ale żeby się wspierać, dodawać sobie nawzajem otuchy. Ważne jest, żeby mieć wokół siebie życzliwych ludzi, którzy trochę zneutralizują też tych, którzy mówią: „o, ty chyba będziesz starą panną” lub nieustannie pytają: „kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?”. Mocno też wierzę w to, że w tym wszystkim bardzo liczy się relacja z Panem Bogiem. Nie widzimy Go, ale On jest, możemy zrzucać przed nim wszystkie maski! Bóg troszczy się o nas, chce naszego dobra, zsyła swoją łaskę – świeżą i nową każdego dnia. On naprawdę współdziała z nami we wszystkim ku dobremu i, jak inne sprawy, tak i tę, warto Mu powierzać.

...

Nic na siłę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:58, 08 Wrz 2017    Temat postu:

Rekolekcje małżeńskie są niebezpieczne. Wiesz dlaczego?
Błażej Kmieciak | Wrz 08, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Kiedy widzieliście kobietę, która w kościele kładzie głowę na ramieniu męża? Albo grupę mężczyzn biegnących w pole po kwiaty, by wręczyć je w chwili odnawiania przyrzeczeń małżeńskich? Chcecie zobaczyć? Jedźcie na małżeńskie rekolekcje.

Dlaczego wspominam o wakacyjnych rekolekcjach we wrześniu? Bo jeżeli o nich myślicie, planowanie terminów trzeba zacząć już teraz. Ja wpadłem na ten pomysł w maju. Niestety, od kwietnia wszystkie terminy są już zajęte.

Od wielu jednak lat w środowisku przede wszystkim Domowego Kościoła, a więc małżeńskiej gałęzi Ruchu Światło Życie dostrzec można taką oto tendencję: realny wybór rekolekcji możliwy jest od lutego do marca/kwietnia. Wtedy jest szansa na odnalezienie bądź to kolejnych, istotnych na drodze formacji, dwutygodniowych wyjazdów, bądź też rekolekcji tematycznych, dotykających takich zagadnień, jak: komunikacja w rodzinie, dialog małżeński, zagrożenia duchowe czy też piękno relacji seksualnej. W maju lub w czerwcu na stronach oazowych dostrzec można jedno: permanentnie powtarzający się brak miejsc.
Czytaj także: Nawet papież jeździ na rekolekcje


Dziwnie piękna sprawa

Skąd jednak popularność tego typu wyjazdów? Pytanie to staje się jeszcze bardziej zasadne, gdy zobaczymy jaki jest klasyczny program rekolekcji. A zatem: pobudka ok. 6.30. Na 7.00 trzeba zdążyć na namiot spotkania, a więc osobiste zatrzymanie się w kaplicy nad Słowem Bożym. Potem ok 7.30 jest jutrznia.

Następnie śniadanie, a ok. 9.00 Eucharystia lub konferencja. Następnie są spotkania w grupach, a o 13.00 obiad, który rozpoczyna czas dla rodziny, trwający najczęściej do 16.00. Później przewidziane są różne spotkania: konferencje, szkoły śpiewu lub liturgiczne. Następnie kolacja i pogodny wieczór. Niejednokrotnie ok. 21.00 rozpoczynają się następnie wieczory modlitwy, nocne czuwania lub uwielbienia.

A teraz do tego wszystkiego dołączmy jeszcze jeden bardzo istotny „element”. Myślę tutaj o dzieciach. Na rekolekcje przyjeżdżają rodziny mające zarówno jedno dziecko, jak i szóstkę. Po co się męczyć zatem na takich wyjazdach, zwłaszcza, że wielu „zabierają” większość urlopowego czasu?
Czytaj także: Święty spokój, czyli 7 miejsc, w których znajdziesz ciszę


Pięknie damy radę

Odpowiedź na postawione powyżej pytanie może być dwojaka. Po pierwsze rekolekcje małżeńskie są stałym elementem formacji w Domowym Kościele. Małżonkowie pracują rok nad konkretnym tematem, a następnie formują się na wyjazdowych wyprawach. Myślę jednak, że w znacznej większości osoby decydują się na takie wyjazdy z zupełnie innych powodów, a w zasadzie z jednego powodu. Jest nim „potrzeba”. Wyjazd na rekolekcje jest udaniem się na oazę. Część osób mówi, że to ładowanie akumulatorów. Stwierdzenie to jest niezwykle dziwne, a jednocześnie prawdziwe. Z jednej bowiem strony po rekolekcjach człowiek wraca niewyspany, śpiący i zmęczony. Biegał z zajęć na zajęcia, biegał za dziećmi, biegł do łóżka, by chwilę się przespać. Z drugiej jednak strony z takich wakacji człowiek wraca silniejszy.


Dla małżeństw

Pisząc o takich rekolekcjach nie można zapomnieć, iż dedykowane są one rodzinom, a w szczególności małżeństwom. I tak jest nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Można na nich dowiedzieć się wielu ciekawych, cennych rzeczy, które pozwalają, by w trakcie kłótni się nie pozabijać. Dużo jednak cenniejsze jest obserwowanie pięknych rodzin. Zastanówcie się: kiedy widzieliście kobietę, która w kościele kładzie głowę na ramieniu męża? Może macie okazję oglądać grupę mężczyzn biegających w pole po kwiaty, by wręczyć je w chwili odnawiania przyuczeń małżeńskich? Może słyszeliście kiedyś modlitwę obcego mężczyzny w kościele, który drżącym głosem Boga chwali za piękno jego żony, to unikalne piękno wyrysowane kilkoma dekadami wspólnej, trudnej drogi? I jeszcze, jak często widzicie małżonków spacerujących ze sobą za rękę? Młodzi tak mają. A emerytów takich widzieliście?

Rekolekcje małżeńskie są niebezpieczne. Grożą one zarażeniem się od innych… miłością.

...

Jak akurat cos takiego widzialem na ,,zwyklej" mszy chyba w tym tygodniu. Widac zyje w otoczeniu niezwyklym Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:52, 12 Wrz 2017    Temat postu:

Małżeństwo. Czy on będzie ze mną szczęśliwy?
Magdalena Curzydło i Gosia Paculanka | Wrz 11, 2017
Roger Richter/Getty Images
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Małżeństwo na całe życie to trudne wyzwanie. Kiedyś Bóg nie zapyta nas o to, czy było nam miło i dobrze w życiu: czy byłaś dobrą żoną, a ty szczęśliwym mężem? Zapyta: Czy ona była z tobą szczęśliwa? Czy on był z tobą szczęśliwy?

– Gotowi? Mam dla was trudną wiadomość na początku. Ja nie mogę wam udzielić sakramentu – tak zaczął swoje kazanie do narzeczonych przystępujących do zawarcia małżeństwa ksiądz w jednej ze śląskich parafii i dodał: – Proboszcz też nie może wam udzielić sakramentu, naprawdę… Nawet gdyby biskup tu przyjechał, on też wam nie udzieli sakramentu. A jakbyście jakimś cudem ściągnęli tutaj papieża Franciszka… to on wam też nie udzieli tego sakramentu. Całkiem serio.


Sakrament, czyli znak

– Ja naprawdę nie mogę wam go udzielić – kontynuował – ale za chwilę po kazaniu zawołam was tu bliżej, przewiążę ręce i przyjmę wasze udzielenie sobie nawzajem sakramentu, bo to wy go sobie udzielacie, nie ksiądz.

To kazanie jest hitem Internetu. I nic w tym dziwnego. Choć w sieci nie brakuje najwymyślniejszych, nawet teatralnych kazań, młody ksiądz ze Śląska jak mało kto tłumaczy, czym jest przysięga małżeńska, wzajemne ślubowanie przed Bogiem. Sakrament, czyli znak.






Ksiądz celebruje mszę, ale to ona i on, którzy stają na ślubnym, czerwonym kobiercu przez całe życie będą celebransami sakramentu, który w chwili zaślubin się zaczyna. Przychodząc do ołtarza po błogosławieństwo wspólnoty Kościoła pokazują, że ich miłość dojrzała do tego, by stać się znakiem takiej miłości, jaką Bóg darzy człowieka, wyjaśnia dalej śląski kapłan. …żeby ktoś, patrząc na nich i na ich obrączki, symbole miłości bez początku i końca, mógł powiedzieć, że życie tych dwojga to jest znak miłości, sakrament. Tak kiedyś powinny powiedzieć też ich dzieci.

A jaka jest ta dojrzała, ofiarna miłość? Niełatwo ją ponieść i udźwignąć przez całe życie. Dlatego trzeba się do tego dobrze przygotować.
Czytaj także: Nick Vujicic: Nie musisz być ideałem, żeby znaleźć miłość


Nauki i spotkania przedmałżeńskie

Kurs przedmałżeński może niektórym wydawać się niepotrzebny lub śmieszny, ale jest wiele takich, które niezwykle dużo dają. Kursu nie trzeba odbywać w swojej parafii, można poszukać takiego, który do Ciebie przemawia, w pobliskim większym mieście na pewno jest wiele ciekawych propozycji. Sądząc z popularności przytoczonego wyżej kazania nie dziwi, że najbardziej oblegane kursy nazywane są przez uczestników anty-małżeńskimi. Uświadamiają one przyszłym małżonkom, jak trudną drogę wybierają, jeśli poważnie traktują sakrament małżeństwa i jak trudno będzie nią kroczyć w przypadku diametralnych różnic między nimi.

Kursy przedmałżeńskie mają też swoje gwiazdy, czyli niezwykle cenionych księży prowadzących. Na spotkanie z niektórymi trzeba czekać miesiącami. Uznanymi autorytetami w tej dziedzinie są m.in.: o. Mirosław Pilśniak w Warszawie, dominikanin zaangażowany w ruch rekolekcyjny i formacyjny małżeństw nazwany: Spotkania małżeńskie oraz ks. Stanisław Orzechowski „Orzech” we Wrocławiu. Podobno jego rekolekcje są tak skuteczne, że jedna z uczestniczek była u niego dwa razy z dwoma różnymi narzeczonymi i za żadnego z nich nie wyszła za mąż. Ks. Jacek Stryczek w Krakowie, znany z niekonwencjonalnych działań, takich jak postawienie konfesjonału w niedzielę przed galerią handlową czy ekstremalna droga krzyżowa prowadzi Kurs na miłość.
Czytaj także: Poradnia rodzinna przed ślubem – dobre miejsce, by poznać się lepiej!


Rekolekcje

Rekolekcje są programem przygotowującym do małżeństwa. Przeważnie mają formę weekendową. Prawie każdy ośrodek rekolekcyjny co jakiś czas ma program dla narzeczonych. Sprawdź stronę swojej diecezji, by poznać kompletną listę. Można też samemu podjąć inicjatywę i na własną rękę skontaktować się z ulubionym zakonem i zapytać czy można przyjechać na weekend, by się wyciszyć i przygotować do małżeństwa.
Czytaj także: Rekolekcje małżeńskie są niebezpieczne. Wiesz dlaczego?


Sprawdzenie się

Warto zawczasu zastanowić się, czy ten, którego wybrałaś zostanie z tobą, gdy przyjdą trudności. Opieka nad dziećmi albo gorzej – brak lub niepełnosprawność dziecka. Bezrobocie albo rozłąka spowodowana pracą gdzieś daleko. Konieczność opieki nad rodzicami albo zwykły brak pieniędzy, mieszkania, stabilizacji. I na końcu: wasza choroba lub niedołężność. Zechce się tobą zaopiekować? Zechcesz się nim zaopiekować, kiedy ciało będzie stare, pomarszczone, brzydkie, czasem brzydko pachnące? Trzeba się sprawdzić wcześniej.

Chyba najsłynniejszą pielgrzymką w Polsce jest ta do Częstochowy. W okresie wakacyjnym ze wszystkich zakątków Polski wyruszają pielgrzymki na Jasną Górę. Możecie się również wybrać do Rzymu, Santiago de Compostela lub do jednego z wielu sanktuariów rozsianych po całej Polsce.

Ekstremalna Droga Krzyżowa to inicjatywa ks. Jacka Stryczka, której przyświeca motto: Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie. Wyprawa nocą w okresie wielkanocnym. W zmiennych warunkach atmosferycznych. W milczeniu. Trasą około 40 km. Z wyjątkowymi rozważaniami.

Możecie również wybrać się na tygodniowy obóz żeglarski, nie tylko po Mazurach, nawet w Krakowie, setki kilometrów od morza i Mazur można coś znaleźć, wspinaczkę po ściankach, która pomoże rozwinąć współpracę i wzajemne zaufanie, wyprawę w góry, podróż z plecakiem po Europie lub wolontariat za granicą europa.eu.
Czytaj także: Co sposób zaręczyn mówi o przyszłym małżeństwie?


Małżeństwo czyli wspólne wyzwanie i powołania

Ksiądz, którego kazanie przytoczyliśmy na początku miał też prezenty dla młodej pary, której sakrament małżeństwa błogosławił:

instrukcję obsługi: Pismo św. dla nowożeńców;

czekoladki z napisem: dziękuję, na pokrzepienie serc;

krzyżyk i lichtarzyki pod świeczki – taki, jakim przyjmuje się księdza po kolędzie, na wszelki wypadek, żeby były symbolem otwartości, przyjmowania dobra w domu;

i dwie komórki: różaniec – bezpośrednie połączenie do Matki Bożej; oraz koronka do Bożego Miłosierdzia, jak będzie trudno.

Ksiądz, którego tożsamość jest łatwa do odnalezienia, ale skoro się nie afiszuje, nie będziemy go identyfikować, powiedział też, że kiedyś Bóg nie zapyta nas, małżonków, o to czy było nam miło i dobrze w życiu. Czy byłaś dobrą żoną, a ty szczęśliwym mężem? Za to zapyta: Czy ona była z tobą szczęśliwa? Czy on był z tobą szczęśliwy?

...

Szczescie to tylko i wylacznie Bóg.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:05, 13 Wrz 2017    Temat postu:

Adwokat uratował małżeństwo swojego klienta za pomocą kartki papieru…
Redakcja | Wrz 13, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Podczas rozmowy z klientem zauważył, że być może rozwód wcale nie był najlepszym rozwiązaniem dla tego małżeństwa. I to, co zrobił potem, było po prostu niewiarygodne... Przeczytajcie wyznanie niezwykłego adwokata.


J
ak to zwykle bywa, podczas moich konsultacji, przygotowując się do prowadzenia sprawy wynotowuję niezbędne dokumenty i następnie proszę, żeby klient mi je przyniósł. Ale ta sprawa była inna… Wysłuchałem cierpliwie klienta, powodów, które doprowadziły go do rozwodu.

Jak w przypadku wielu spraw tego typu, wciąż wyczuwalna była więź jaka łączyła tę parę i miłość, która istniała między nimi.

Chodziło o jedną konfliktową sytuację i decyzja o rozstaniu, jak mi się wydawało, była pochopna. Ale kim ja jestem, żeby mieszać się w cudze życie? Kim ja jestem, żeby wtrącać się w relację dwojga ludzi? Kim ja jestem, żeby osądzać decyzję tej pary?

Jestem adwokatem! Na uniwersytecie nauczyłem się, że moim zadaniem jest rozwiązywanie konfliktów, doradzanie stronom także zanim trafią na salę sądową. Więc zrobiłem co do mnie należało!

Przygotowałem mały kwestionariusz i poprosiłem, najpierw kobietę żeby, zanim przyniesie mi niezbędne dokumenty, odpowiedziała – samej sobie – na cztery pytania. Jeśli po udzieleniu odpowiedzi i spokojnym przeanalizowaniu sytuacji, z dala od natłoku informacji, które zajmowały jej głowę, nadal będzie chciała się rozwieść, wystarczy, że przyniesie mi potrzebną dokumentację i doprowadzę sprawę do końca.
Czytaj także: Jak rozwodzą się Polacy?


Pytania były proste

Co Pani zrobiła, by uratować swoje małżeństwo? Większość nie robi zupełnie nic… i to stoi w sprzeczności z powodami, które doprowadzają ich do mnie. Rozwód powinien być ostatnią z możliwości, we wszystkich przypadkach. Proszę pomyśleć o dzieciach, wspólnym życiu, pierwszych miesiącach znajomości. Jeśli już razem tyle przeszliście, dlaczego chcecie zrezygnować właśnie teraz? (Każda sprawa ma swój powód).

Rozwód to dziś najlepsza możliwość? Może nawet tak być. Ale czy będzie najlepszą możliwością za dwa tygodnie, kiedy rozważy się wszystko „na chłodno”, problemy złagodnieją, a przyczyny będą bardziej klarowne? Nie należy robić nic „na gorąco”. Pochopne decyzje mają niszczycielską moc.

Kto dzisiaj ma na Panią największy wpływ? Przyjaciele? Rodzice? Kochankowie? Podejmowanie decyzji pod wpływem osób, które nie uczestniczą w Pani codzienności, jest błędem. Jeśli ktoś nie zamierza uczestniczyć w Pani życiu, aż po jego kres, nie powinien się na jego temat wypowiadać. Dobrym doradcą w tej kwestii są dzieci. Słuchaj ich.

Ile trudności wspólnie pokonaliście i jak się poznaliście? Być może jeszcze nigdy nie przechodziliście przez taki kryzys jak ten, ale nie sprawi trudności przywołanie w pamięci problemów, kłótni, rozstań z czasów narzeczeństwa i wcześniejszych etapów znajomości. Jeśli kiedyś udało się wam je przezwyciężyć, to dlaczego nie teraz? Poznaliście się z jakiegoś powodu i macie pewność, że nic nie dzieje się przez przypadek.


Skończyłem pytając, czy chciała spotkać kogoś, kto dałby jej wszystko to, czego mąż nie dawał jej w tym momencie. Potwierdziła kiwając głową. Odpowiedziałem, że kiedy trawa jest bardziej zielona u sąsiada, niekoniecznie trzeba iść go odwiedzić, wystarczy podlać własną. W życiu jest tak samo. Zanim wymienisz, spróbuj naprawić.

Co wydaje się niewiarygodne, para wróciła, zwróciła moją kartkę, zrezygnowała z moich usług i podziękowała za rady.

Podsumowując, straciłem klienta, ale zyskałem przyjaciół. Są w życiu proste rzeczy, które mają dużą wartość. I niech ta historia trwa wiecznie, ku chwale Boga.
Czytaj także: Kiedyś się kochaliśmy, teraz mamy siebie dość. Jak nie zniszczyć naszego małżeństwa?

Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia.

...

Po dlugich latach razem rozwod zawsze bedzie glupota.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:46, 13 Wrz 2017    Temat postu:

Św. Jan Chryzostom: O rzeczach wniesionych do małżeństwa nie mów „moje”
Eryk Łażewski | Wrz 13, 2017

Gabby Orcutt/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„O czym ty mówisz, kobieto? Staliście się jedną istotą, a jeszcze mówisz: moje? Przeklęte to słowo i nieczyste, przyniesione przez diabła”. Takich praktycznych porad Jan Chryzostom ma dla nas więcej.

13 września wspominamy jednego z kilkudziesięciu św. Janów. Tym, co go odróżnia od pozostałych imienników, jest przydomek „Chryzostom”, czyli „Złotousty”. Przydomek ów wskazuje na fakt, że ten Jan był „wielkim duchowym przewodnikiem, który swą mową oddziaływał na bezpośrednich słuchaczy, jak też na wszystkich późniejszych czytelników swoich dzieł”. A co w nich jest przydatnego nam – katolikom XXI wieku?
Kochać żonę jak Chrystus kocha Kościół

Bez wątpienia interesujące są teksty dotyczące małżeństwa i wychowywania dzieci. Zajrzyjmy do Homilii 20, w całości poświęconej małżeństwu. I już na samym jej początku znajdziemy stwierdzenie, że błogosławieństwem jest zgoda między mężem i żoną. Zgoda ta będzie „trudna i bolesna”, jeśli nie połączy małżonków miłość. Pojawi się zaś ona wtedy, gdy oboje poddani będą Chrystusowi.
Czytaj także: Małżeństwo. Czy on będzie ze mną szczęśliwy?

Nasz święty skupia się tu zwłaszcza na roli mężczyzny, który ma kochać żonę tak, jak Chrystus kocha Kościół.

Na czym polega owa miłość? Na trosce i na znoszeniu wszystkiego.
Oddać życie za żonę

Zwracając się do męża, tak o tym pisze św. Jan: „Choćby trzeba było oddać za nią [żonę] życie, dać się rozerwać na części, choćby cokolwiek innego znieść, nie wahaj się!”.

I dodaje jeszcze, że Chrystus „poddał Go [Kościół] sobie przez wielką swą troskę, a nie groźbami, zniewagami, strachem ani niczym podobnym. Tak i ty odnoś się do żony. Chociaż widzisz, że cię lekceważy, chełpi się i gardzi tobą, możesz ją sobie zjednać przez swą wielką troskę o nią, przez miłość i przyjaźń”. Inna rada dla mężczyzn brzmi następująco:

„Szukajmy u kobiet życzliwości, umiarkowania, łagodności. To cechy piękna duchowego. Nie szukajmy piękna cielesnego ani nie oskarżajmy o jego brak – te rzeczy nie są w jej mocy. I w ogóle nie wypominajmy jej żadnych wad – to bowiem jest cechą ludzi zuchwałych. Ani nie zniechęcajmy się, ani nie sprawiajmy przykrości”.
Żono, nie porównuj męża z innymi

Kolejna rada to te słowa: „Zawierając związek małżeński, nie szukajmy bogactwa ani szlachetnego urodzenia, ale duchowej zacności. Niech nikt nie pragnie wzbogacić się przez kobietę – takie bogactwo jest bowiem hańbiące i godne nagany – w ogóle niech nikt nie pragnie takiego bogactwa”.
Czytaj także: Daj mężowi kredyt zaufania

Jan dodaje jeszcze: „Niech nikt nie wypomina żonie biedy ani nie pragnie jej bogactwa, ale wypełnia wszystko, co do niego należy”.

Oczywiście, jest coś i dla żon. Niech bowiem żadna z nich nie mówi mężowi: „Jesteś zniewieściały i tchórzliwy, gnuśny i ospały. Inny mąż… naraża się na niebezpieczeństwa i przygotowuje podróż w obce kraje, zdobywa wielki majątek, a żona nosi złote ozdoby… Ty zaś lękasz się i żyjesz lekkomyślnie”.
Mężu, szanuj żonę bardziej niż wasze dzieci

Święty przestrzega również żony, aby nie mówiły „moje” o rzeczach, które wniosły w małżeństwo. Padają tu takie słowa: „O czym ty mówisz, kobieto?… Staliście się jednym człowiekiem, jedną istotą, a jeszcze mówisz „moje”? Przeklęte to słowo i nieczyste, przyniesione przez diabła”.

Do obojga zaś Jan zwraca się z następującą poradą: „Módlcie się wspólnie. Razem chodźcie do świątyni, a w domu rozmawiajcie o tym, co tam było czytane i mówione”.

I jeszcze coś dla męża: „Szanuj ją [żonę] bardziej niż wszystkich przyjaciół i bardziej niż wasze dzieci, a je kochaj ze względu na nią”.
Niech dzieci nie słyszą niczego niestosownego

Przeszliśmy płynnie do tematu dzieci. Im Jan Chryzostom poświęcił pierwszy chrześcijański traktat „O wychowaniu dzieci”. Zwraca się w nim uwagę na ważny fakt, że

„zepsucia świata nie można dlatego usunąć, bo nikt nie zwraca uwagi na dzieci. Nikt nie mówi do nich o dziewictwie, czystości, pogardzie bogactw i sławy, przykazaniach Bożych”.
Czytaj także: Stracił żonę. Zobacz, jaki znalazł sposób na pokonanie samotności

Wniosek: trzeba mówić na te tematy. I święty dodaje jeszcze: „Niech więc nie słyszą dzieci niczego niestosownego… ani od wychowawcy, ani od opiekunów. Należy strzec dzieci, jak kwiaty, które potrzebują wiele opieki, póki są młode i delikatne. Winniśmy im szukać dobrych opiekunów, aby od początku mały solidny fundament i nie słyszały nic złego”.

Wszystkie przytoczone cytaty pochodzą z książki: „Św. Jan Chryzostom. O małżeństwie, wychowaniu dzieci i ascezie”, Kraków 2002.

...

Jednosc malzenska jest pewnie zbyt malo uswiadamiana sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:12, 15 Wrz 2017    Temat postu:

Ta modlitwa może zmienić Twoje małżeństwo
Calah Alexander | Wrz 15, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Praktykując ten zwyczaj, unikniesz wojny z małżonkiem.

„Małżeństwo jest przygodą, jest jak wyprawa wojenna” – G.K. Chesterton


K
iedy wychodziłam za mąż, zdawało mi się, że ten cytat z Chestertona jest zabawny. Chciałam umieścić go na zaproszeniach ślubnych albo namalować na ścianie w salonie – był taki świetny! Śmieszny i prawdziwy!
Czytaj także: Małżeństwo? Nie korzystać!


Prawda o małżeństwie?

Ach, niewinność młodości. Z biegiem lat zrozumiałam, że słowa te są zabawne i prawdziwe, a czasem po prostu prawdziwe. Niekiedy to wręcz jedyna prawda o naszym małżeństwie – cała wiedza o nim sprowadzona do jednego, gładkiego zdania, które kiedyś uważałam za śmieszne.

Miesiąc temu „Washington Post” pisał o naukowcu z uniwersytetu stanowego Florydy, który poświęcił dwie dekady badaniom nad efektami modlitw proszalnych w małżeństwie. Frank Fincham chciał wiedzieć, czy codzienna modlitwa o boską miłość, dobrobyt i błogosławieństwa dla partnera przynosi kochającym się ludziom jakieś obiektywne, wymierne skutki.

Zbadał wiele rozmaitych par – od młodych, nie pozostających w związkach małżeńskich, głównie białych studentów po starsze pary afroamerykańskie o wieloletnim stażu – i znalazł potwierdzenie: ten rodzaj modlitwy ma wielki wpływ na relacje.

By upewnić się, że wnioski będą prawidłowe, naukowcy starannie opracowali eksperyment, losowo wybierając uczestników do dwóch grup. Różnice między grupami można było w ten sposób przypisać efektom modlitwy w intencji ukochanego, a nie innym czynnikom. Grupa kontrolna podejmowała rozmaite działania, które mogły teoretycznie poprawić sytuację w związku, np. modlitwa we własnej intencji, lektura poradników, udział w programach wspierających małżeństwa i pozytywne interakcje społeczne z partnerami. W porównaniu z grupą kontrolną, ci, którzy modlili się w intencji partnera, obserwowali stały, pozytywny wpływ na ich związek.
Czytaj także: Wspólna modlitwa = większa miłość?


Zbawienny wpływ modlitwy

Fincham dołożył wszelkich starań, by uniknąć powszechnej pułapki w badaniach społecznych – tendencyjności wynikającej z zastosowania miary samoopisowej. Ktoś, kto wierzy na tyle mocno, by modlić się codziennie, raczej nie przyzna, że jego modlitwa nie działa, zatem Fincham włączył w swoje badania niezależnych obserwatorów, którzy monitorowali zachowanie uczestników przed i po testach. Ich spostrzeżenia potwierdziły rezultaty badań – pary w grupie „modlitewnej” miały lepsze wyniki, doświadczane i dostrzegane przez osobę modlącą się i tę, za którą się modlono.

Wśród tych korzyści wymienić można większe zaangażowanie w kwestie dotyczące zdrowia fizycznego, ale moją uwagę zwróciło co innego.

Modlitwa w intencji partnera sprawiła, że pary były bardziej zadowolone z poświęceń na rzecz drugiej osoby, w przeciwieństwie do grupy kontrolnej, w której notowano większy poziom niechęci wobec ukochnego/ukochanej.
Czytaj także: 6 sposobów, jak modlić się za swojego męża


Stawanie codziennie po stronie współmałżonka

Małżeństwo jest jak wyprawa wojenna. Nieważne, jak dopasowane, przygotowane, uprzywilejowane będą pary – czeka je całe życie w walce. Samo życie jest w pewnym sensie walką, a w małżeństwie dźwiga się nie tylko własny ciężar. A kiedy do tego równania doda się dzieci, waga bitew rośnie radykalnie.

Prawdziwe niebezpieczeństwo może pojawić się wtedy, kiedy przestaniecie walczyć ramię w ramię, a zaczniecie walczyć przeciwko sobie. Kiedy małżeństwo staje się wojną, nie jest już przygodą. Jest bitwą o przetrwanie, w której przegrywa każdy.

Członkowie grupy kontrolnej Finchama skupieni byli na sobie, nie na współmałżonku.

Nic dziwnego, że nie skorzystali – jeśli skupisz się na tym, co dajesz, robisz i poświęcasz w małżeństwie, zamiast na pytaniu, dlaczego i dla kogo to robisz, frustracja może być obezwładniająca.

Dlatego modlitwa proszalna może mieć wymierne skutki dla małżeństw. Jest stawaniem codziennie na nowo po stronie współmałżonka. To przypomnienie, że jesteście w tym razem, i że pracujecie dla wzajemnej korzyści – nawet jeśli ponosicie z tego powodu jakiś własny koszt. Zwłaszcza wtedy, kiedy ponosicie własny koszt. Przecież o to w małżeństwie chodzi.
Czytaj także: Rekolekcje małżeńskie są niebezpieczne. Wiesz dlaczego?

Artykuł ukazał się w angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Zdecydowanie Chesterton najwiekszy mysliciel anglojezyczny w historii tego jezyka. Czytac wszystko! Bardzo madre!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:25, 15 Wrz 2017    Temat postu:

Jak być blisko i nie zgubić siebie?
Marzena Święcicka | Wrz 15, 2017
Priscilla Du Preez/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Niekiedy zupełnie nieświadomie dążymy do całkowitego „zlania się” z osobą, którą kochamy.
Stworzeni do bliskości

Każdy z nas mniej lub bardziej świadomie potrzebuje bliskich relacji. Dlaczego? Gdyż to właśnie w nich najpełniej możemy otrzymać i wyrazić miłość, do której zostaliśmy stworzeni. Trafnie ujmuje to papież Benedykt XVI, w jednym ze swoich przemówień:

Ostatecznie wszyscy zostaliśmy stworzeni do miłości. O tym właśnie wspomina Biblia, gdy pisze, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga: zostaliśmy stworzeni do poznania Boga miłości, Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym oraz do znalezienia naszej najwyższej pełni w tej boskiej miłości, która nie ma początku ani końca.

Intensywne pragnienie, aby być blisko, nie zawsze sprawia jednak, że usilnie do tego dążymy. Wielu z nas przeżywa mniej lub bardziej intensywny lęk przed bliskością. Czego się obawiamy?


Lęk przed bliskością

Bliskość budzi lęk, gdy jest kojarzona ze stratą. Możemy bać się utraty części swojej intymności, niezależności, swobody, możliwości samodzielnego decydowania. Często boimy się konfrontacji ze swoimi słabościami. Dana osoba poznając nas bliżej, prędzej czy później odkryje nasze niedoskonałości, a najczęściej wolimy je ukrywać, nie pokazywać innym osobom, gdyż w ten sposób możemy uniknąć związanych z tym nieprzyjemnych uczuć, takich jak wstyd czy upokorzenie.

Poprzez ukrywanie słabości tworzymy iluzję bycia idealnymi. Jednak musi ona pęknąć, abyśmy mogli funkcjonować w rzeczywistości. Najgłębszym lękiem związanym z bliskością jest obawa przed utratą poczucia własnego JA. Bliski związek oznacza wówczas, że w sferze psychiki przestajemy istnieć.
Czytaj także: Jak zbudować bliską relację?

Mamy różne strategie radzenia sobie z lękiem przed bliskością. Pierwszą z nich jest rezygnacja z budowania bliskich relacji. Żyjemy w pojedynkę lub swoje życie społeczne opieramy na powierzchownych, przelotnych znajomościach. Ten wybór nie pozwala nam być szcześliwymi, ale nie zmieniamy go, gdyż twierdzimy, że „nie da się inaczej”, „nie potrafię”. Niekiedy innych ludzi obwiniamy za naszą decyzję. Żyjemy w poczuciu zranienia i krzywdy. Skazujemy się na samotność, gdyż nie wierzymy, że możemy pokonać swój lęk. Zapominamy, że jesteśmy przeznaczeni do bycia blisko z innymi ludzi – tak, aby najpełniej mogła wyrazić się miłość, do której zostaliśmy stworzeni.


Tacy sami?

Drugą strategią, jest dążenie do bliskości poprzez stawanie się takimi samymi osobami. Ktoś, kto jest blisko musi być taki jak ja – wówczas mi nie zagraża. Niekiedy zupełnie nieświadomie dążymy do całkowitego „zlania się” z osobą, z którą chcemy zbudować związek.

Oczekujemy, aby ta osoba myślała, czuła i zachowywała się dokładnie tak samo jak my. Nie tolerujemy żadnej odmienności. Gdy dana osoba nie spełnia naszych oczekiwań, wywołuje to naszą ogromną frustrację. Wraz z tą emocją pojawiają się myśli – „to nie to”, „na początku było fajnie, ale jak poznaliśmy się bliżej to okazało się, że zupełnie do siebie nie pasujemy”, „nie dam rady przyjaźnić się z kimś takim”… Dokonujemy decyzji, że nie zdołamy zbudować związku z tą osobą.
Czytaj także: Chcesz mieć udane małżeństwo? Nie idź na kompromis

W innym przypadku dana osoba może chwilowo podążać za naszymi oczekiwaniami i bardziej lub mniej świadomie stawać się taka jak my. To jednak nie sprawia, że czujemy się dobrze. Jeżeli bliskość rozumiemy jako stawanie się taki samymi jednostkami, to wówczas zatracamy odrębność.

Gdy pojawia się w naszym życiu tego typu relacja, że ktoś staje się taki jak JA – uciekamy. I słusznie, gdyż każdy z nas potrzebuje być sobą. Każdy z nas jest niepowtarzalny, wyjątkowy. Nie ma na świecie dwóch takich samych jednostek. Nawet w przypadku bardzo podobnych bliźniąt nie powinniśmy zapomnieć o tym, że są to osobne jednostki, które być może podobnie, ale jednak odmiennie przeżywają rzeczywistość.

Pamiętając o tym, możemy świadomie budować bliskie relacje.

...

Zawsze milosc to zlanie sie dwojga w jedno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:14, 16 Wrz 2017    Temat postu:

Szymon Majewski: Spowiedź pantofla!
Szymon Majewski | Wrz 15, 2017
East News/Getty Image
Komentuj


Udostępnij 1k    

Komentuj


Czyli życie towarzyskie kontra życie rodzinne.


S
iedzę z moim kolegą, świeżo upieczonym na wolnym ogniu mężem, ja po ślubie trzy tygodnie, on dwa miesiące. I on nagle:

„Wiesz, że lubię piłkę, wiesz, że lubię? Gram pięć razy w tygodniu, proszę ja ciebie, grałem przed ślubem, i chcę grać po ślubie, ale Agata mówi, że to przesada, że powinienem, rzadziej grać! O nie, nie dam sobie wejść na głowę! Nie!”.

To mówił gość, który właśnie, ot dał sobie wejść na głowę, ba! Wziął sobie dopiero co na głowę cały świat. „Nie dam sobie wejść na głowę” – mówi mąż, który ma właśnie dziecko w drodze, mieszkanie w drodze, pracę w drodze. On myślał, że będzie tak sam jak było w liceum!?

Nie będzie, kochani! Nie będzie! Będzie daleko od liceum! Sami to sobie wychodziliście i cudownie wyrandkowaliście!
Kiedy sadziłem w podskokach na randkę z moją szczupłonogą przyszłą żoną, wiedziałem, że już jestem zakochany po uszy, ale nie wiedziałem, że oto biegnę z kwiatami na spotkanie totalnej zmiany!

Totalnej zmiany mojego życia.

Bo gdy rok później, a tak to się potoczyło, odcinałem pępowinę mojej córki Zosi (w myśl zasady, jestem przy zapłodnieniu, to jestem i przy porodzie) to zaczynałem całkowicie inny film. Kiedy zostajesz młodym ojcem, to jakby z filmu romantycznego wskoczyć do przygodowego filmu drogi z elementami science fiction!
Czytaj także: Szymon Majewski: Na Dzień Ojca polecam… bycie ojcem

Archiwum autora

Gdy dzieciak ma kolkę, żona migrenę, garnek kaszkę, a mleko kożuch to nie ma żadnych kompromisów. Tu jeńców nie biorą. I gdzie tu czas na to, żeby grać z kolegami w karty albo piłkę!?

Chyba w jakimś innym Matriksie?! Nie ma takiej rzeczywistości, bo jeżeli kochasz to pomagasz, to jesteś w tym po uszy.

Dlatego gdy kolega powiedział mi o tym, że skoro grał pięć razy w tygodniu i nie chce z tego zrezygnować, to wiedziałem, że jak życie go nie zmieni to zmieni go… żona. Na innego.

Oczywiście, warto wtedy usiąść przy okrągłym (lub jak kto woli kwadratowym) stole i ustalić te przestrzenie bycia dla siebie. Ponegocjować i wyjdzie pewnie z tego, że panowie raz lub dwa razy w tygodniu wyjdziecie na piłkę. Jak będziecie mieli siły. Ja nie miałem. Nasze mieszkanko na Ursynowie (30 m kw.) dzieci latające w kółko, garnki nad stołem, chodziki pod stołem, koparka Antosia nad głową, a ja próbowałem pisać coś do radia jedną nogą bujając wózek z Zosią.

Żeby dzieci się choć wyszalały i wyprodukowały cudowne megadżule energii, wypuszczałem je na korytarz. Cudowni sąsiedzi godzili się na to. Ja siedziałem pisząc na kartce, Zosia i Antek robili kilometry od kaloryfera do okna.

Ja po prostu nie miałem kiedy wyjść. Zniknąłem z towarzyskiej rozkładówki na parę lat. Przez kolegów zostałem namaszczony na PANTOFLA!

Bo koledzy byli na mnie źli, a ja rzeczywiście wrosłem w tapetę i boazerię domową.
Czytaj także: Jestem ojcem. Spędzam z dziećmi tyle czasu, ile się da. To chyba normalne, nie?

Archiwum autora

Często ten czas dla młodego ojca to rozterka pomiędzy byciem „menem” czy „pantofelmenem”.

Tak, jestem, byłem zdeklarowanym pantoflem! Wsuwką, wkładką, sandałem. Sandałem, półbutem i kaloszem.

A może bardziej dziecięcym bucikiem. I choć może, nie zaliczyłem paru bankietów i nie wytarłem paru trotuarów – jest mi teraz z tym dobrze bo byłem w każdym „kaszkowym” momencie życia moich dzieci.

A teraz za to sobie odbijam! Po pięćdziesiątce. Wychodzę w piątek o 20.00 i wracam o 23.00. Czasem nawet o 23.15.

Szymon „Pantofel” Majewski

...

Rozterki mlodego męża.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:59, 16 Wrz 2017    Temat postu:

Miłość na odległość – czy to się w ogóle może udać?
Katarzyna Wyszyńska | Wrz 15, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Może Drogi Czytelniku zastanawiasz się nad sensownością takiej relacji, może już w niej jesteś, ale masz tego dość? Czy bycie razem na odległość w ogóle ma sens?
Miłość na odległość, czy to oksymoron?
Straty
Pierwsze dwa lata naszej relacji spędziliśmy oddaleni od siebie o około 200 km. Było trudno. Było tęskno. Prawdę mówiąc, kilkakrotnie zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby zakończyć tę znajomość.
To kosztuje – czas, energię, a także dosłownie, kosztują bilety na pociąg i rachunki telefoniczne! Nie ma częstych randek, nie poznajemy za dobrze swoich rodziców czy przyjaciół, nie cieszymy się bliskością fizyczną. Trud takiej relacji jest dość oczywisty, tęsknota męcząca, mogłabym wymieniać wiele innych minusów, ale… Szczerze mówiąc, twierdzę, że owszem, to ma sens.
Czytaj także: 14 etapów małżeństwa, na które warto cierpliwie czekać
Zyski
Z wszystkich tych niedogodności, można wyjść obronną ręką. Randek może nie ma wiele, ale za to jakie! W związku z tym, że spotkania planowaliśmy z wyprzedzeniem, zawsze staraliśmy się wykorzystać wspólny czas atrakcyjnie i „na maksa”.
Rozłąka w ogóle sprawia, że ten czas, który mamy razem, jest jakby bardziej odświętny, celebrowany. Zdecydowanie bardziej go doceniamy, dzięki czemu zyskuje dodatkowy smaczek, radość wyczekanej nagrody.
Brak bliskości fizycznej na co dzień (szczególnie w okresie zakochania, gdy jest ona tak ważna) staraliśmy się zastąpić bliskością duchową i emocjonalną. Wiele tematów poruszyliśmy podczas kilkugodzinnych telefonicznych rozmów, czasem trwających do samego rana. Skupiliśmy się na budowaniu więzi i poznawaniu siebie tak, jak mogliśmy – dużo dowiadując się o sobie dzięki pisaniu długich maili, czy też bardziej romantycznych tradycyjnych listów.
Taka forma komunikacji pomaga wyrazić siebie w sposób zupełnie wyjątkowy, pomaga ponazywać i uporządkować swoje myśli, czasem nawet teraz po nią sięgamy. Kolejną zaletą było to, że prześcigaliśmy się w kreatywnych prezentach. Staraliśmy się sprawiać sobie niespodzianki, które przypominałyby nam o sobie na co dzień, na przykład kalendarz z osobistym wpisem czy ciekawym cytatem praktycznie na każdy dzień w roku! Poza tym, czas między kolejnymi spotkaniami inwestowaliśmy w relacje z przyjaciółmi i znajomymi, a także na zajęcia dodatkowe, czyli swój własny rozwój. Będąc w związku, korzystaliśmy więc z dobrze pojętej wolności.
Czytaj także: Piszemy do siebie listy. Nie tylko miłosne!
Perspektywa
Tak minęły dwa lata, po których w końcu się przeprowadziłam. Nasza relacja się zmieniła, ewoluowała, nie zmieniło się jednak to, że chcemy być razem.
Nadszedł więc czas narzeczeństwa i małżeństwa. Z tej perspektywy widzę, że wyszliśmy obronną ręką z próby, jaką niewątpliwie jest rozłąka. Jeśli więc wahasz się, czy warto ciągnąć taką relację – to dobrze, warto się nad tym zastanowić.
Mój znajomy wielokrotnie jechał do swej lubej „po raz ostatni”, a jednak spotkanie z nią zmieniało zamiar rozstania (niedługo będzie świętował 15 rocznicę ślubu). Uważam, że miłość na odległość ma sens, ale…
Jest kilka ale. Prawdziwą weryfikacją jest rzeczywiste spotkanie. Ważna jest trzeźwa analiza: jak przeżywamy taką relację? Czy nie jest ona nie tylko na odległość, ale po prostu wirtualna? I co najważniejsze, czy ostatecznie dążymy do tego, żeby po pewnym czasie (indywidualnie dobranym) zamieszkać w jednym mieście? Czy jesteśmy w stanie znieść rozłąkę, bo rzeczywiście warto czekać? Czy łączy nas miłość?
Jeśli tak, pocieszeniem i dobrym podsumowaniem będzie cytat z pewnej książki:
Rozłąka jest dla miłości tym, czym wiatr dla ognia – małą gasi, a wielką roznieca. (Richard Paul Evans)

...

Taka jest wrecz najsilniejsza!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:36, 17 Wrz 2017    Temat postu:

Co daje małżeństwu bycie we wspólnocie? Oto (co najmniej) 5 dobrych owoców
Iwona Jabłońska | Wrz 17, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Małżeństwo samo w sobie już jest wspólnotą dwojga kochających się osób. Niektórym małżonkom to wystarcza. Inni szukają osób o podobnych wartościach, między innymi po to, żeby wzrastać duchowo.


K
iedy modliłam się o dobrego męża, przynależałam już do jednej ze wspólnot w Kościele. Prosiłam wtedy Boga, żeby mężczyzna, który będzie moim mężem także należał do tej samej formacji. Panu Bogu chyba spodobał się ten pomysł, bo tak właśnie uczynił.

Dlaczego zależało mi na tym? Trudno mi sobie wyobrazić obecność we wspólnocie bez męża. Kiedy przeżywam jakieś usłyszane słowo, ewentualnie coś, co mnie bardzo porusza, wtedy wiem, że mogę się z Nim podzielić i On mnie zrozumie. Poza tym podejrzewam, że trudno byłoby mi uczestniczyć w spotkaniach gdybyśmy razem nie należeli, tym bardziej, że mamy dwójkę małych dzieci i chyba byłabym ciągle „rozerwana” pomiędzy wspólnotą, a rodziną.
Czytaj także: Jaka wspólnota dla małżeństwa?


Jakie owoce przynosi nam wspólnota?

1. Świadectwo
Jeszcze w narzeczeństwie pomagały nam świadectwa innych par przygotowujących się do ślubu, jak również świadectwa małżonków. Podobnie jest teraz. Szczególnie lubimy słuchać doświadczenia małżeństw z długim stażem.

2. Ciągłe obcowanie ze Słowem Bożym
Wspólnota jest dla nas mobilizacją, żeby otworzyć Pismo Święte. Ktoś może pomyśleć, że do tego nie trzeba przecież jakiejś wielkiej zachęty. Natomiast rzeczywistość jest taka, że często sprawy Boże odkładamy na później, jest przecież tyle codziennych obowiązków i złodziei czasu. Dlatego przynależność do wspólnoty pomaga nam słuchać słowa Bożego przynajmniej raz w tygodniu.
Czytaj także: Modlitwa, która jest relacją



3. Pogłębia więź i jedność małżeńską
Ile razy Pan Bóg łamał nasz egoizm i kruszył mury po wspólnotowych spotkaniach. Nie jestem w stanie zliczyć, a mamy tylko nieco ponad dwuletni staż małżeński. Zdarza się, że przeżywamy jakiś trudniejszy czas, każde z nas wtedy ma swoje racje i one są najtrafniejsze! Wtedy często na liturgii słowa jest czytany taki fragment, bądź poruszany taki temat, który staje się odpowiedzią na pozostające bez wyjaśnienia kwestie. Nie raz pojednanie następowało właśnie po takim spotkaniu.

4. Pielęgnowanie osobistej relacji z Panem Bogiem
Nasza wspólnota kładzie duży akcent na rozwijanie indywidualnej relacji z Panem Bogiem. Nie bez powodu pierwsze przykazanie brzmi „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Tu nie chodzi tylko o bogów wyznawanych w innych religiach, ale moim bogiem może stać się także mój mąż, jak również ja mogę stać się bogiem dla Niego. A przecież najważniejsze jest stawianie Pana na pierwszym miejscu. Wówczas czerpiemy z najczystszego źródła miłości i taką też miłość dopiero możemy dawać sobie na wzajem. Bez tego trudno jest prawdziwie kochać.
Czytaj także: Franciszek: Radosna tęsknota za Bogiem popycha nas do zmiany



5. Wsparcie i modlitwa wspólnotowych braci
Kiedy ktoś z nas przeżywa trudniejszy czas, wtedy wspólnota modli się za tę osobę bądź za małżonków. Owoce modlitwy wstawienniczej są ogromne! W końcu w Piśmie Świętych jest napisane:

Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. (Mt 18, 19-20).

Zatem jaką moc ma modlitwa 30 osób!

My akurat należymy do wspólnoty neokatechumenalnej. Jest wiele kontrowersji wokół tej formacji, podobnie zresztą jak wokół innych grup. Skoro jest atak, znaczy, że dzieje się dobro.
Czasem jak wpadnę przypadkowo na czyjąś wypowiedź, to zastanawiam się, czy autor kiedykolwiek miał okazję uczestniczyć w spotkaniu. To jest miejsce dla nas na dzień dzisiejszy, a gdzie będziemy jutro?

Nie wiem. Niech Pan Bóg prowadzi. Często właśnie przynależność do wspólnoty pomaga nam wybierać takie drogi, które prowadzą do Niego.

Św. Paweł mówił, że „wiara rodzi się z tego, co się słyszy” (Rz 10,17). My właśnie czujemy, że nasza wiara narodziła się dzięki przynależności do wspólnoty, dzięki temu, że możemy słuchać słowa i świadectw. A to wszystko pomaga nam budować naszą relację.

...

Kazda pomoc potrzebna!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:29, 18 Wrz 2017    Temat postu:

Mężczyzna z odciętą pępowiną
Błażej Kmieciak | Wrz 18, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Na pierwszym miejscu ma być Bóg, zaraz po Nim małżonek, a dopiero potem dzieci oraz rodzice.

Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce – mówi św. Paweł Apostoł.

Zdanie to przypomniałem jakiś czas temu pewnemu mężczyźnie. Przybył on do mnie wraz ze swoją żoną. Potrzebowali porady, pewnej interwencji w doświadczanym ewidentnie kryzysie.


Mama kontra żona?

Jak się okazało rozpoczęła go bardzo silna kłótnia, jaka zaistniała między żoną tego pana, a jego mamą. Oskarżała ona swoją synową o brak należytej troski o zdrowie jej „jedynego synka”. Z kolei synek ten w trakcie kłótni, niestety, nie stanął w sposób jednoznaczny za żoną. Próbując tłumaczyć mamę jej charakterem i miłością macierzyńską coraz bardziej oddalał się od swojej żony, powodując u niej wyraźny ból.

Pojawienie się tytułowej „pępowiny” najczęściej dotyczy mężczyzny. Zwykło się mówić, że Włosi stanowią najliczniejszą reprezentację w tej grupie. Najdłużej mieszkają z rodzicami, a do tego ich mamy mają temperament, nad którym bardzo trudno zapanować. Innymi słowy, synowa ma tak długo trudno, aż sama stanie się teściową. Trudno powiedzieć, ile jest prawdy w tych twierdzeniach.

Faktem jednak jest, iż emocjonalna pępowina zostaje najczęściej u mężczyzn słabych, kiedyś byśmy powiedzieli chromych. Mamy roztaczają nad nimi parasol bezpieczeństwa. Znam sytuacje, w których to młody chłopak, w wieku 17 lat ugotował pierwszy raz wodę na herbatę: mama bała się, że się poparzy. W innym przypadku pewien czterdziestolatek w zasadzie nic w kuchni zrobić nie potrafił. Był słabego zdrowia i mama we wszystkim go wyręczała.
Czytaj także: List młodej mamy do teściowej


Ze ślubem w tle

Osławiona pępowina ma szczególne znaczenie w kontekście ślubu. W filmie „Sposób na teściową” Jane Fonda stara się pokazać, że to ona, a nie Jennifer Lopez jest dominującą kobietą w życiu jej jedynego syna.


W komedii tej da się wyczuć, że wygranie z chorymi zachowaniami sfrustrowanej, przyszłej teściowej są możliwe nie tylko dzięki hartowi ducha przyszłej synowej, ale przede wszystkim dzięki stanowczej postawie mężczyzny. Stanowczość wysuwa się tutaj na pierwsze miejsce jako kluczowa cecha.

W innym z filmów, w jakich grała Jennifer Lopez, a mianowicie w produkcji „Powiedz tak” widać, że emocjonalne uzależnienie mężczyzny od kobiety dotyczyć może nie tylko własnej matki. W obrazie tym widać, jak Matthew McConaughey nie potrafi stanowczo i jednoznacznie przyznać się do pozornego charakteru uczuć, jakie żywi do swojej narzeczonej, co istotne bardzo bogatej kobiety, która ma jednak konkretną wizję jego przyszłości.



Czytaj także: Natalia Białobrzeska: Synku, nauczę cię być mężczyzną

Dopiero, powiedzielibyśmy stanięcie w prawdzie tuż przed ślubem pozwala na zakończenie chorego układu.

Warto w tym miejscu przypomnieć także inny przykład. Myślę tutaj o postaci, jaką gra Eddie Murphy w komedii „Książę w Nowym Jorku”. Ma on wszystko. Może mieć kilkadziesiąt żon. Rodzice chcą ofiarować mu dosłownie połowę swojego królestwa. On natomiast decyduje się wyjechać, by znaleźć kobietę, która pokocha jego, a nie portfel i władzę, jaką posiada.



Czytaj także: Facet, podejmij wreszcie tę decyzję!
Działanie wymaga

Dr Wanda Półtawska w książkach „Samo życie” oraz „Z prądem i pod prąd” kilkakrotnie przywoływała przykłady młodych małżeństw, które niestety dość szybko się rozpadły.

Scenariusz w tym wypadku był następujący: było młode małżeństwo, któremu rodziło się dziecko, ono dość dużo płakało w nocy, a więc mąż przenosił się „na chwilę” do domu rodziców, by się wyspać do pracy. Chwila ta następnie się utrwalała, w przeciwieństwie do małżeństwa, które się rozpadało.

Mariola oraz Piotr Wołochowiczowie bardzo jednoznacznie określają podobną postawę. W swojej ostatniej wspólnej książce (Mariola zmarła w 2016 r.) pt „I nie zmarnować życia”, podkreślają, że „pępowina” pojawia się wówczas, gdy całkowicie zatracimy priorytety.

Na pierwszym miejscu ma być Bóg, zaraz po Nim małżonek, a dopiero potem dzieci oraz rodzice. Tu jednak mała uwaga na koniec. To mężczyzna musi szczególnie utrwalać wspomniane priorytety. Czemu? Dr Henryk Wieja w książce „Moc błogosławieństwa ojca” zwraca uwagę, że to mężczyzna będzie przed Bogiem zdawał sprawę z życia własnej rodziny. Lepiej się przygotować.

...

Trzeba miec prawidlowo poukladane.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:11, 18 Wrz 2017    Temat postu:

Zanim powiesz do męża: nawet nie wiesz, co ja czuję…
Zyta Rudzka | Wrz 18, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Mówienie o uczuciach, jak wszystko, wymaga treningu.


N
awet codzienne uczucia małżeńskie bywają tak intensywne, że jesteś wobec nich bezbronna.

Mąż przychodzi z pracy, coś burknie, nie słucha, co mówisz. Zaniepokojona pytasz: Coś w pracy? On nie odpowiada. Nadal milczy. Przecież widzę, że coś się stało, drążysz. Pewnie znowu szef coś Ci powiedział, rzucasz już mniej troskliwym głosem, bo czujesz ten mur miedzy wami. Jesteś coraz bardziej podminowana: Zacznij ze mną gadać albo zmień robotę! Ja tak dłużej nie wytrzymam, wybuchasz. I to ma być małżeństwo?! Ja nawet nie wiem, co się z Tobą dzieje?!

Ale chyba nie tylko mąż nie chce powiedzieć, co jest grane. To, co mówi żona, to nie jest budowanie mostu, tylko muru. Z każdym zdaniem przepaść robi się większa.

Dwoje najbliższych ludzi, którzy przestali rozmawiać o tym, co czują, a mówią tylko o tym, co kto ma zrobić, co trzeba kupić.
Czytaj także: Poznaj sposób na szczęśliwe małżeństwo od Mienmiuaif
Nazywaj uczucia. Te złe i te dobre

Dopuść do głosu uczucia – dom będzie domem, a nie miejscem zamieszkania. Jeżeli milczysz, unikasz mówienia, tłumisz w sobie trudne emocje – to zamykasz się również na odczuwanie dobrych uczuć. Nie potrafisz przepracować swoich wewnętrznych demonów, a tym samym, w jakimś sensie, oddajesz im władzę nad tym, co się dzieje z Tobą i twoim małżeństwem.
Czytaj także: Daj mężowi kredyt zaufania
Dobra rozmowa wymaga dobrego czasu

Ty masz prawo do rozmowy z mężem o uczuciach, ale on ma prawo do milczenia – w tym momencie, po ciężkim dniu. Chcesz, żeby mąż po przyjściu z pracy natychmiast był domowy. Żeby się włączył w prace, planowanie, działanie. A on potrzebuje tego jet lag, momentu, kiedy coś tam sobie w sobie zresetuje i ułoży. Inna sprawa, że u niektórych mężczyzn przejście na czas domowy nigdy nie następuje. I to też jest temat do rozmowy o uczuciach!

Nigdy nie mów w pretensji: Nawet nie wiesz, co ja czuję!

A niby skąd ma to wiedzieć? Ty sama też często, nie wiesz, co tak naprawdę czujesz.

Pragniesz zademonstrować uczucia w teatralnej, histerycznej formie, a mąż ma być widzem? Przedstawienie szybko się skończy, teatrzyk się zamknie i każde wróci do swojej samotności.
Czytaj także: Adwokat uratował małżeństwo swojego klienta za pomocą kartki papieru…
Chcesz rozmawiać, dziel się emocjami

Przymus odbiera chęć dzielenia się emocjami. Powiedz: Pogadajmy. Pójdźmy tylko we dwoje na spacer, proszę, bardzo tego chcę.

Trudne emocje nie są zagrożeniem – to zielone światło.

Mruga na Ciebie. Rusz się. Nie stój w miejscu. Idź. Musisz ruszyć dalej, coś zmienić. Nieprzyjemne uczucia wspierają.

Kiedy utrudniają, to znaczy, że musisz się nimi zaopiekować. Dopuścić je do głosu. Dosłownie. Co ja właściwie czuję? Powiedz to najpierw sobie.

Coś jest nie w porządku. Czuję jakiś nieokreślony niepokój, jakieś napięcie, które nie pozwala mi zasnąć. Coś, co sznuruje mi usta. Zamiast szukać pomocy, zamykam się, uciekam w siebie.

Albo coś mnie rozsadza od wewnątrz. Mam ochotę wyć, rzucić talerzem, krzyknąć na dziecko, przegonić psa. I czasem tak właśnie robię!

To wspaniale, że nie zaprzeczasz, że coś w Tobie nieprzyjemnego „kotłuje”, „wrze”. Teraz masz następne zadanie. Nazwij to.
Uczucia wyrażaj w pierwszej osobie

Ja! Jestem smutna. Złoszczę się. Wstydzę się. Czuję się beznadziejna.

Jeżeli nadasz imię emocji, to tak jakbyś zobaczyła nagle znak drogowy, którędy masz dalej iść. Czuję złość. Ok. Do kogo? Dlaczego? Co się nie udało? Ciągle się nie udaje? Co jest przeszkodą? Coś w mężu? Jakaś cecha, z którą walczę i walczę? Mówiłam mu o tym tysiąc razy. Może trzeba zmienić słowa? Po co właściwie chcę o to walczyć?

A może te bitwy o worek ze śmieciami w przedpokoju, to jest przykrywka tego, że już tak dawno mnie nie cmoknął w policzek? To może ja go ucałuję. Co mi szkodzi? No dobra ! Cmok – cmok. I już jest lepiej! Już lżej się rozmawia, a śmieci się same wynoszą.
Czytaj także: Chcesz lepiej rozumieć bliskich? Zostań żyrafą!
Nazwanie uczuć, pomaga ujawnić je w lepszy sposób

Mąż cały czas Cię poucza. Dlaczego ser na tej półce w lodówce, widziałaś jak zaparkowałaś – jutro ruszysz i porysujesz lakier. Czujesz się, jak dziecko. Jak zła uczennica. Czujesz gniew, irytację, smutek. Być może jest tam wszystkiego po trochu.

Powiedz: Jest mi smutno. Czuję się cały czas krytykowana. On może powiedzieć; ale ja cię nie krytykuję, tylko chcę dla ciebie lepiej. A Ty: Ale ja to odbieram tak, że ty wcale nie chcesz dla mnie lepiej. Bardziej troszczysz się o karoserię niż o mnie.

I tu już źle. Bo czasami wrzucamy wstęp: „Czuję , że…” i natychmiast przestajemy mówić o uczuciach, tylko wrzucamy fragmenty książki zażaleń, jakieś fragmenty podjazdowej wojenki.

Czasami mąż nie rozumie: o co Ci chodzi z tymi wszystkim emocjami? Wtedy trzeba powiedzieć.

Skoro już musisz mnie pouczyć, gdzie ser ma według Ciebie leżeć. To powiedz mi o tym, ale nie dotykając sera, ale dotykając mnie. Przytul mnie. Poczuję się ważniejsza, niż ten ser. Tego mi trzeba. Bo tak to mam wrażenie, że jestem stażystką na dziale z nabiałem, a ty kierownikiem supermarketu. A ty jesteś moim ukochanym i jedynym. I chcę, żebyś też tak na mnie patrzył, i tak do mnie mówił.

Unikaj mówienia: Sprawiasz, że czuję się, jak ekspedientka. Robisz wszystko, żeby mnie wkurzyć. Byłam w takim dobrym nastroju, a ty wróciłeś zły. Dzięki! Teraz ja też czuję się kiepsko. I trzask drzwiami. Miała być wymiana emocji, a jest jak dawniej.
Czytaj także: Małżeńskie win-win: Jak skutecznie negocjować z mężem?
Nie szukaj sprawcy, szukaj rozwiązania, czyli małżeńskiego pojednania

Może poczułaś się źle, bo jest wieczór i zaczęłaś odczuwać zmęczenie, głód, irytację, bo dzieciaki skaczą po głowie, a miały usiąść do lekcji. Powodów może być dużo. Mówienie o uczuciach, jak wszystko, wymaga treningu.

Warto powiedzieć mężowi, że się tego uczysz.

Wiesz, nie chcę Ci nic narzucać. Tylko próbuję, chyba może i nawet nieudolnie, pokazać co czuję. Nie dlatego, żeby moje było na wierzchu. Tylko dlatego, że chcę być bliżej Ciebie. Najbliżej.

Nieprzyjemne emocje bywają początkiem nowego, świeżego początku. Ale trzeba oddać im głos.

...

Zdecydowanie trzeba madrosci...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:27, 19 Wrz 2017    Temat postu:

Jak nie zakochać się w mężu przyjaciółki
Luz Ivonne Ream | Wrz 19, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Niewierność między parami znajomych to najgorsza twarz zdrady.


N
ie, to nie jest odcinek telenoweli. To prawdziwe życie i zdarza się częściej, niż sobie wyobrażamy. Mąż, który dopuścił się zdrady z przyjaciółką i vice versa. Przyjaciółką? Tak, tak jak czytacie, z przyjaciółką. Jak mówią, mając takie „przyjaciółki”, aż chciałoby się mieć wrogów.

Od wielu lat doradzam małżeństwom i po prostu nie przywykłam do tego rodzaju informacji. Jako kobieta, jestem oburzona, kiedy dzieją się takie rzeczy. Przede wszystkim złości mnie, że my, kobiety, traktujemy się w ten sposób. A co gorsza, że taka nielojalność może pochodzić ze strony przyjaciółki.
Czytaj także: Niebezpieczne związki, czyli jak nie uległam pokusie


Niewierność zawsze boli

Ale kiedy zdradza Cię osoba, której ufałaś bezgranicznie, z którą dzieliłaś sekrety, której otworzyłaś drzwi do Twojego domu i serca, cios boli bardziej. Nie warto!

W którym momencie przekracza się tę granicę? W relacjach przyjacielskich, kiedy pary spędzają razem każdą wolną chwilę, wyjeżdżają razem na wakacje, itp., istnieją podstawowe zasady ostrożności i wzajemnego szacunku, których nigdy nie powinno się łamać. Podam niektóre:

1. Unikaj żartów lub rozmów z podtekstem seksualnym. Udowodniono, że przyjaciele – w parach – prowadzący tego typu rozmowy są bardziej skłonni wpaść pomiędzy sobą w sidła niewierności, bo mogli za bardzo uchylić drzwi.

2. Kiedy wspólnie uczestniczycie w imprezach czy spotkaniach, gdzie się tańczy, pamiętajcie, że tańczenie z cudzym małżonkiem jest niewłaściwe. Tym bardziej, jeśli są to romantyczne ballady, przy których taniec zaprasza do kontaktu cielesnego. Przesada? Nic z tych rzeczy! To zwykła przezorność i zdrowy rozsądek.

3. Kiedy przechodzisz kryzys małżeński albo emocjonalny, nie spotykaj się na osobności z mężem Twojej przyjaciółki, żeby znaleźć pocieszenie. Jeśli chcesz jego rady, spotkaj się z nim, ale wraz z Twoim ukochanym.

4. Uważaj na swój sposób ubierania. Kiedy idziesz na spotkanie z grupą znajomych, nie potrzebujesz wzbudzać pożądania, ani namiętności nikogo, kto nie byłby Twoim mężem. Jeśli chcesz się ubierać seksownie i prowokacyjnie, rób to, ale tylko dla swojego męża i na osobności. Czyżby Twoje poczucie własnej wartości było tak niskie, że potrzebujesz, żeby inni cię pożądali, aby poczuć się wartościowa?
Czytaj także: Czy to już zdrada… Dwa kroki, by uratować zaufanie



5. Unikaj spotkań na osobności. Nie ma potrzeby, żebyś widywała się z mężem przyjaciółki na osobności, żeby napić się kawy. Po to tylko, żeby niewinnie porozmawiać, myśląc, że nic się nie dzieje. Mówię ci: tak, dzieje się i to natychmiast.

6. Unikaj rozmów sam na sam i dotyku. To znaczy, pocałunki i drobne czułości, chociaż pozornie mogą być wyrazem subtelności, mają wiele ukrytych znaczeń i nie jest tak, że nigdzie nie prowadzą. Jeśli chcesz okazać, jak czuła jesteś, rób to przy udziale swojego męża, który na pewno tego pragnie.

7. Jeśli będąc w grupie znajomych zorientujesz się, że zaczynasz czuć pociąg albo mieć do kogoś słabość, natychmiast się wycofaj! To znak, że coś w Tobie i/albo w Twoim małżeństwie wymaga czujności. Bądź szczera i porozmawiaj o tym ze swoim mężem. Razem w dojrzały sposób stawicie czoła temu problemowi. Lepiej na czas omówić sytuację i ją naprawiać, niż później cierpieć z powodu konsekwencji braku należytej uwagi.

8. W grupie znajomych par pamiętaj, że jesteś jej przyjaciółką. Bądź jesteście przyjaciółmi w obrębie pary. Braterska przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną, która po jakimś czasie nie przerodzi się w coś więcej jest teoretycznie możliwa, ale w praktyce to bardzo trudne. Więc powtarzam, podstawa to zastosowanie środka ostrożności.
Czytaj także: List do kochanki mojego męża



9. Uważaj na swój język, werbalny i niewerbalny. Mężczyzna – pomimo że w jego naturze leży bycie łowcą – z trudnością wykona pierwszy krok w kierunku kobiety, jeśli wcześniej nie otrzyma milczącego znaku, że jest chętna/dostępna.

10. Jeśli myślisz, że potrzebujesz adrenaliny, którą dostarczają sporty ekstremalne, takie jak niewierność, nie wchodź do łóżka męża kogoś innego, nawet jeśli go zdobędziesz. Lepiej skocz na bungee albo ze spadochronem, ale nigdy nie rzucaj się w objęcia cudzego męża. Jesteś zamężna, ale wydaje ci się, że potrzebujesz doświadczyć różnych przeżyć? Nie masz prawa zaspokajać tych pragnień z małżonkiem osoby trzeciej. Tym bardziej, Twojej przyjaciółki. Bądźmy rozsądni!

11. Jako osoby zamężne mamy obowiązek małżeński. To znaczy, nasze pragnienia, myśli, spojrzenia, słowa, czyny i całe nasze ciało mają właściciela, tylko jedynego i na zawsze.
Czytaj także: Jak ślubna obrączka przypomniała mi, że nie doceniałam męża



Bez wątpienia, nikt nie jest wolny od pokus. Nigdy nie mów nigdy, bo droga jest długa i zdarzyć się może wiele. Wszyscy jesteśmy zdolni do wszystkiego.

Dlatego lepiej dmuchać na zimne. Lepiej przesadzić, niż później żałować, że nie było się dostatecznie przezornym. Musimy uważać, by nie robić czegoś, co odbiera nam godność, jako dzieciom Bożym.


Czytaj także: Jak uratować małżeństwo – przed zdradą i po niej

Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia.

...

Szatan kusi niebywale zwlaszcza na roznych wypoczynkach gdzie czlowiek sie rozluznia na dodatek alkohol. Jest to wstretne i powinno was odpychac samo z siebie gdy was nachodzi pokusa zeby jakis ,,seks".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:16, 20 Wrz 2017    Temat postu:

PS Kocham Cię!… Dlaczego warto pisać listy miłosne?
o. Aquinas Guilbeau | Wrz 19, 2017
Stocksy
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Mój przyjaciel znalazł narzeczeńską korespondencję swoich dziadków. I wtedy dotarło do mnie, że czasy SMS-ów i czatów zabrały nam coś ważnego.


S
iedziałem w pociągu do Filadelfii. Na stacji w New Jersey dosiadła się do mnie starsza kobieta. Wracała do domu z lotniska, gdzie pożegnała lecącego za granicę męża.

Kobieta zdjęła płaszcz i usiadła, zabezpieczając laskę między naszymi siedzeniami. Po chwili zaczęła szperać w torebce i wyjęła… iPada. Byłem pod wrażeniem. „Jedziesz, babcia!”, pomyślałem.
Czytaj także: Co mężowie powinni wiedzieć o „uzależnieniu” ich żon od smarfona


Miłosna korespondencja

Chwilę zajęło, nim połączyła się z wi-fi w pociągu. Kiedy się udało, natychmiast zaczęła wysyłać do kogoś wiadomości. Nie dbała o swoją prywatność, pisząc na dużym ekranie na oczach pasażerów. Rzuciłem okiem na jej wiadomości. Były to… miłosne komunikaty do męża. Wiele z nich stale pojawiało się i znikało na ekranie. „Kocham Cię, skarbie”, „Już tęsknię”, „Nie mogę się doczekać, aż wrócisz do domu”, „Gdziekolwiek bym nie była, jesteś częścią mojego życia”. To było naprawdę wzruszające i przez chwilę byłem wdzięczny, że mam szansę być świadkiem takiej małżeńskiej miłości.

Nagle połączenie z internetem (jak to zwykle bywa w niektórych miejscach) zostało przerwane. Kobieta odebrała więc połączenie – dzwonił jej mąż. Przez telefon kontynuowali wymianę krótkich wyznań miłosnych. „Nie zapomnij zadzwonić, jak wylądujesz”, „Bądź ostrożny”, „Kocham Cię”. Kiedy po kilku minutach wi-fi znów zaczęło działać, kobieta rozłączyła się i wróciła do pisania.

Kiedy tak jechaliśmy do Filadelfii, a ona wysyłała wiadomości, przyszło mi na myśl coś smutnego. Czy tylko ja jeden mogę być świadkiem tej miłości? Jasne, ich dzieci i przyjaciele wiedzą o ich lojalności i zaangażowaniu. Ale czy wiedzieli o uczuciach tej pary, czułych wyznaniach i młodości wciąż nasycającej ich dojrzałą miłość? Z pewnością powinni o tym wiedzieć, tak, jak ja. Ale jak mogą się o tym dowiedzieć? Czy przeczytają te wiadomości? Wygląda na to, że nie.
Czytaj także: 14 etapów małżeństwa, na które warto cierpliwie czekać


Odnalezione listy

Gdy spoglądałem na te krótkie wyznania, przypomniała mi się historia, którą opowiedział mi niedawno mój przyjaciel. Wraz z rodzeństwem odnalazł listy miłosne, które wymieniali między sobą jego dziadkowie w okresie narzeczeństwa.

Dla mojego przyjaciela te listy były jak otwarcie okna na nieznane dotychczas aspekty jego rodzinnej historii. Wiedział o wzajemnej miłości swoich dziadków, ale nie słyszał nic o głębi ich uczuć ani wyrafinowanym sposobie ich wyrażania. Dziadkowie, wówczas zaledwie 20-letni, pisali do siebie w sposób zbliżony do poezji. Były to głębokie refleksje o życiu, małżeństwie, świecie, dzieciach i przyszłości ze wszystkimi jej niewiadomymi. Każde z nich w szczególności pisało o tej drugiej osobie, dzieląc jej myśli, nadzieje i marzenia. Dzieli się też obawami, ale z ufnością wobec Opatrzności.

I znów pomyślałem o kobiecie siedzącej obok mnie. Czy ona i jej mąż pisali kiedykolwiek do siebie? Czy zachowali te listy? Miałem nadzieję, że tak. Chciałbym, żeby ich dzieci i wnuki nauczyły się tego o ich miłości, co ja przed chwilą.
Czytaj także: Czy dziś jeszcze „ludzie listy piszą”?


Powiedz o tym w liście

Dzięki tym listom mój przyjaciel nauczył się wiele o kulturze w XIX-wiecznej Europie, gdzie jego dziadkowie dorastali zanim wojna zniszczyła ich kraj. Ale, co ważniejsze, listy zaszczepiły w nim (lata po śmierci dziadków) prawdziwe poczucie, że jego rodzice, rodzeństwo i on urodzili się z głębokiej i czułej miłości.

Pamiętając o tej historii, jeszcze raz pomyślałem o kobiecie siedzącej obok mnie. Czy ona i jej mąż pisali kiedykolwiek do siebie? Czy zachowali te listy? Miałem nadzieję, że tak. Chciałbym, żeby ich dzieci i wnuki nauczyły się tego o ich miłości, co ja przed chwilą.

Kochasz swojego męża? Kochasz swoją żonę? Powiedz o tym w listach. A potem zachowaj je i ofiaruj w dniu rocznicy albo innej rodzinnej okazji. Ukryj je, ale w miejscu, w którym mogą być znalezione. Pewnego dnia, gdy oboje odejdziecie do Pana, wasze dzieci i wnuki znajdą te listy i zaczerpną z ich lektury. Dowiedzą się nieznanych szczegółów z waszego życia, ale – co ważniejsze – nauczą się więcej o miłości, z której się narodziły.

...

Niebywale wazny aspekt milosci!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:17, 20 Wrz 2017    Temat postu:

Przyjaciele mogą ocalić twoje małżeństwo

Dzisiaj, 20 września (15:45)

Grono zaufanych przyjaciół, bliskie więzi z dalszą rodziną - wszystko to może pomóc twojemu małżeństwu. Wyniki badań psychologów z University of Texas w Austin pokazują, że bliscy nam ludzie mogą znacznie zmniejszyć stres zwiazany z konfliktami ze współmałżonkiem, mogą nawet ograniczyć ryzyko chorób, które z takimi - czesto nieuniknionymi - napięciami w domu się wiążą. Pisze o tym na swej stronie internetowej czasopismo " Social Psychological and Personality Science".
Przyjaciele mogą ocalić twoje małżeństwo
/Monique Wuestenhagen/Themendienst/DPA /PAP/EPA

Autorzy pracy po raz pierwszy postanowili sprawdzić związek między konfliktami w domu, kontaktami z przyjaciółmi i rodziną, a poziomem hormonu stresu, kortyzolu. Do udziału w eksperymencie zaproszono 105 młodych par, które miały prowadzić dzienniczki, w których małżonkowie opisywali wszelkie przeżywane w domu sytuacje konfliktowe, a także częstotliwość i jakość kontaktów z przyjaciółmi i członkami dalszej rodziny. Kluczowe znaczenie miały próbki śliny zbierane przez uczestników eksperymentu rano i wieczorem przez sześć kolejnych dni.

Badania poziomu zawartego w ślinie kortyzolu pozwalały ocenić poziom stresu małżonków. Autorzy pracy podkreślają, że choć praktycznie każda para przeżywa sytuacje konfliktowe, dobre kontakty z przyjaciółmi, czy dalszą rodziną potrafią poważnie obniżyć poziom odczuwanego w związku z nimi stresu. Współmałżonkowie, którzy wspominali o satysfakcji związanej z bliskimi kontaktami z przyjaciółmi czy rodziną, którzy wiedzieli, że w trudnych chwilach mogą się do nich zwrócić, odbierali konflikty małżeńskie jako mniej stresujące. Nie trzeba szczególnej przenikliwości, by stwierdzić, że może to mieć dla trwałości małżeństwa znaczenie kluczowe.

Wyraźnie widać, że sieć bliskich nam osób może pełnić rolę buforu przed szkodliwym, psychologicznym wpływem codziennych małżeńskich konfliktów - mówi szefowa zespołu badawczego prof. Lisa Neff z Department of Human Development and Family Sciences UT Austin. Utrzymywanie grona bliskich przyjaciół może pomóc przetrwać rodzinne burze - dodaje. Obniżenie poziomu stresu może z kolei wiązać się ze zmniejszeniem czynników ryzyka takich problemów zdrowotnych jak nadwaga, bezsenność, depresja, a nawet choroby serca.

Co ważne, ogólne liczba przyjaciół, czy członków rodziny, z którymi badani się spotykali, nie miała praktycznie żadnego znaczenia dla zdolności opanowywania stresu. Jak w wielu innych sprawach i tu nie ilość się liczy, lecz jakość. Istotna jest możliwość szczerej rozmowy i przedyskutowania problemów z kimś, kto naprawdę jest nam życzliwy i oddany.

Nawet zwykłe, codzienne, konfliktowe sytuacje mogą być dla naszej psychiki bardzo obciążające - dodaje prof. Neff. Okazuje się jednak, że związek między domowymi konfliktami i poziomem hormonu stresu praktycznie zanika, gdy mamy satysfakcjonujące kontakty z siecią bliskich znajomych - zaznacza. Wniosek, by po ślubie nie zaniedbywać przyjaciół i rodziny, wydaje się oczywisty.

(ph)
Grzegorz Jasiński

...

Na tym polega przyjazn...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 2:12, 25 Wrz 2017    Temat postu:

Mąż był ze mną przy porodzie. Całym porodzie
Marta Brzezińska-Waleszczyk | Wrz 24, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Skoro mąż widział mnie przy porodzie i po nim — taką zmasakrowaną, potrzebującą pomocy we wstaniu z łóżka, prysznicu i toalecie — i nadal jesteśmy razem, to jesteśmy w stanie przetrwać wszystko.


C
iało kobiety po porodzie, nieważne czy naturalnym, czy przez cesarskie cięcie, jest jak pole bitwy po rozegraniu się na nim wojny stulecia, przejechaniu czołgów i przemarszu armii. Jest jedną wielką masakrą, o czym chyba nie trzeba nikogo przekonywać, zwłaszcza kobiet, które mają „to” już za sobą.

Oczywiście, że nie chcę nikogo straszyć, oczywiście, że to pewne uogólnienie, bo niektóre panie przechodzą przez poród dość lekko, szybko wracając do formy i odzyskując pełną sprawność i samodzielność. Ale często tak różowo nie jest.
Czytaj także: 10 zdjęć kobiet, które właśnie urodziły. Tak wygląda prawdziwa radość z bycia mamą


Kobieta po porodzie bezbronna jak dziecko

Tych kilka pierwszych godzin, dni po porodzie to czas, kiedy kobieta staje się niemal tak bezbronna i zależna od innych, jak dziecko, które dopiero co sprowadziła na świat. Potrzebuje pomocy w tak prozaicznych czynnościach, jak wstanie z łóżka i pójście do toalety, nie wspominając już o zmianie bielizny czy wzięciu prysznica. To czas, w którym nieocenione jest wsparcie nie tylko personelu medycznego, ale także najbliższych, przede wszystkim męża.

„Co?! Mąż ma mnie myć, zmieniać podpaski? Wolne żarty!” – pomyślisz pewnie w pierwszym odruchu. Też tak myślałam. Dopóki nie trafiłam do szpitala i to jeszcze na długo przed porodem.

Bez wdawania się w zbędne szczegóły, w połowie ciąży wylądowałam w szpitalu, a po serii specjalistycznych badań zostałam dosłownie unieruchomiona. Nie mogłam usiąść na łóżku, samodzielnie zjeść, nie wspominając już o wszystkich innych sprawach, w których wymagałam pomocy. Proza życia. Od higienicznej klęski i śmierci głodowej wybawił mnie mąż. Bo kto inny miał to zrobić, jeśli pielęgniarki nie paliły się z pomocą?
Czytaj także: Pana dziecko to cud! Proszę zrobić zdjęcie!


Kobieca solidarność na porodówce

Tak, wiem, bezduszne pielęgniarki to też nie zawsze reguła. Zdarzają się kobiety o złotym sercu, które bez słów rozumieją potrzeby ciężarnej pacjentki (albo położnicy). Na takie trafiła Jill Krause, autorka parentingowego bloga Babie Rabies.com. Na swojej stronie na Facebooku opisała sytuację, która spotkała ją w szpitalu po urodzeniu kolejnego dziecka.

Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy pielęgniarek, które poszły ze mną do łazienki tuż po urodzeniu kolejnego dziecka. Ten moment, kiedy byłam skrajnie zmęczona, przestraszona, niepewna. Mój brzuch zrobił się galaretowaty, a po wstydliwości nie zostało nic. Ale one traktowały mnie z niezwykłą godnością i życzliwością – napisała blogerka.

Wsparcie, które otrzymała ze strony pielęgniarek, porównała do opieki, jaką otaczane były dawniej położnice, o które troszczyły się wszystkie kobiety z wioski. Nawet jeśli była to tylko chwila, moment, kiedy pielęgniarka poszła z nią do toalety, pokazała, jak przytwierdzić do bielizny chłodzący kompres i pomogła jej to zrobić.

Tą niezwykle intymną, a jednocześnie piękną, bo pokazującą kobiecą solidarność i zrozumienie chwilę, uchwycił na fotografii przyjaciel Jill. Dzięki zdjęciu blogerka przypomina sobie tamten moment, czuje nawet zapach odkażających środków, pamięta wdzięczność, jaką czuła do pielęgniarek i apeluje do rodzących kobiet, by pozwalały sobie w takich chwilach pomóc.

Czytaj także: Bodyguard na porodówce. Co mi dało bycie wraz z żoną przy porodach?


Mąż – osobisty pielęgniarz po porodzie

Rodziłam mojego synka już w innym szpitalu. W takim, w którym pielęgniarka spędziła przy moim łóżku pierwszą noc po porodzie (następną na składanym fotelu przetrwał mąż). Dała mi jeść, podawała dziecko do karmienia, odkładała. Pomogła pójść do toalety, umyła. Owszem, to krępujące, ale mnie nauczyło wdzięczności i wielkiego szacunku dla pielęgniarek. Ale także nauczyło mnie przyjmowania pomocy.

Również od mojego męża, który szybko musiał ją zastąpić i w pierwszych dniach po porodzie stał się moim osobistym pielęgniarzem. To kontrowersyjna sprawa. Na tyle, że niektórzy przekonują nawet, że mężczyzna nie może towarzyszyć kobiecie podczas porodu, bo — nie daj Boże — jeszcze za dużo zobaczy, coś mu się „przestawi” w głowie, a wtedy życie seksualne pary legnie w gruzach. Oczywiście, nie twierdzę, że dla odmiany facet powinien z lekarską precyzją śledzić postępy w porodzie, bo przecież nie to jest jego rolą i raczej nie tego oczekuje od niego kobieta.

Dziś jednak myślę, że obecność mojego męża, jego wsparcie i pomoc przy tych wszystkich medycznych okołoporodowych okolicznościach zbliżyła nas do siebie. I mówiąc może nieco z przymrużeniem oka, ale jednak – umocniła, bo skoro widział mnie taką zmasakrowaną, to naprawdę nic już nie jest nam straszne.

...

Tak to jest jak bitwa. Wiekszosc mezczyzn nie bralo udzialu w bitwie na szczescie. Natomiast kazda rodzaca tak. I zawsze z obrazeniami! Nie ma ,,bez krwi"! Tymczasem tak jakby to bylo ,,normalne"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 6:32, 25 Wrz 2017    Temat postu:

Kontrakt małżonków – jak wygląda i kiedy powinniście go podpisać?
Marlena Bessman-Paliwoda | Wrz 25, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Podpisywanie czegokolwiek w małżeństwie nie kojarzy się najczęściej pozytywnie, bo przywodzi na myśl np. podpisywanie intercyzy lub papierów rozwodowych. Jest jednak kontrakt, który warto w pewnym momencie podpisać.

Jesteśmy aktywnym małżeństwem. Mając małe dzieci i pracę, angażujemy się w wiele inicjatyw. Lubimy to i nie chcemy rezygnować z posługi we wspólnocie czy przy organizacji kursów ewangelizacyjnych. Oznacza to jednak wiele spotkań, przemyśleń, dopinania szczegółów, a co za tym idzie – dużo czasu.

W pewnym momencie zauważyliśmy, że stanowczo za mało czasu spędzamy tylko ze sobą lub jesteśmy już tak zmęczeni, że nie mamy ochoty nawet porozmawiać. Po jednej z rozmów „naprawczych” stworzyliśmy kontrakt małżeński. Brzmi poważnie i odstraszająco? Spokojnie, to tylko pozory. Ale od początku!
Czytaj także: Notatniki. Czyli o zbawiennym działaniu zapisywania życia. Proste i skuteczne!




Kontrakt małżeński – co to takiego?

W naszym przypadku jest to zwykła żółta karteczka, na której spisaliśmy sobie absolutne minimum dla nas, abyśmy czuli radość w naszym małżeństwie. Przegadaliśmy na poważnie czego każde z nas potrzebuje, by w naszym związku czuć się dobrze.

Co na niej jest? Z mojej strony pojawiły się np. punkty dotyczące samotnego odpoczynku poza domem, a ze strony mojego męża przede wszystkim były to postulaty o dbanie o czas tylko dla nas – bez gości, pracy czy ustalania domowego budżetu.

Kontrakt małżeński, który proponujemy, jest to po prostu wpisanie przysięgi małżeńskiej w konkretne czyny.
Czytaj także: 7 pomysłów na ożywienie małżeństwa


Nasz kontrakt – co na nim jest?

1. Co najmniej dwa razy w miesiącu robimy sobie wieczór tylko dla nas, „domową randkę”.

Jako, że nie oglądamy telewizji (co jest bardzo na plus dla relacji w ogóle), często wtedy oglądamy jakiś film lub przegadujemy masę spraw, ale dotyczących nas samych, a nie dzieci, prowadzenia domu czy pracy.

2. Czas tylko dla siebie (czas osobno) – dajemy sobie przestrzeń odpoczynku w ciszy od całego świata.

Jedno z nas zajmuje się dziećmi, a drugie ma czas na własne przemyślenia. Dla mnie najczęściej jest to adoracja Najświętszego Sakramentu lub spacer. Budujemy w ten sposób bazę swoich myśli, którymi przy herbacie się dzielimy i po prostu… wyłączamy się z wielu spraw dnia codziennego.

3. Mówimy o sobie dobrze. Zawsze.

Niby nic wielkiego, ale jest to bardzo twórcza siła dla małżeństwa. Pozytywnie nastraja i nastawia w stosunku do siebie. Nie przychodziło nam to nigdy szczególnie trudno, ale nazwanie tego głośno zmobilizowało jeszcze bardziej do mówienia o sobie dobrze.
Czytaj także: Boisz się, że Twoje małżeństwo będzie nieudane? Wypróbuj tych 5 ćwiczeń i… przestań się martwić


Jak przygotować kontrakt małżeński?

1. Porozmawiajcie

Wybierzcie czas tylko dla siebie, by móc spokojnie porozmawiać bez świadków. Przygotujcie się też, że potrzeby drugiej strony wcale nie muszą się wam podobać. Nastawcie się na słuchanie i dajcie sobie taką przestrzeń.

2. Wybierzcie minimum

Wybierzcie z całej puli waszych wniosków z rozmowy to, co stanowi absolutne minimum dla waszego małżeństwa. W kontrakcie nie spisujcie swoich „marzeń, oczekiwań”, ale to, co faktycznie będziecie realizować. Kontrakt ma bowiem stać się trampoliną, która będzie was wybijała ku kolejnym krokom w małżeństwie.

3. Zanotujcie w punktach Wasze wnioski

To jak wasz kontrakt zostanie spisany, zależy już tylko od was. Nasz wisiał długo na tablicy obok kalendarza i wszystkich domowych przypominajek, ale w taki sposób, aby nikt poza nami go nie czytał. My wiedzieliśmy, co jest w środku, ale codzienne patrzenie na „żółtą karteczkę” mobilizowało do pamiętania o tym, co przecież… podpisaliśmy.

...

Slyszymy o tym tylko z okazji jakichs klotni czy wrecz nienawisci. Tymczasem moze to byc swego rodzaju gra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:51, 25 Wrz 2017    Temat postu:

Prowadzisz firmę z mężem? Jak nie zastąpić miłości pracą
Zyta Rudzka | Wrz 25, 2017
Marti Sans/Stocksy United
Komentuj

0

Udostępnij 2    

Komentuj

0
 




Większość małych i średnich firm to przedsiębiorstwa rodzinne. Budując markę warto pamiętać o kapitale założycielskim. Nie są to pieniądze, ale wartości rodzinne. Kiedy emocjonalny kapitał pary jest ważniejszy niż zakładowy, rodzina nigdy nie stanie się tylko firmą, w której miłość wrzuca się w koszty.


I
wona i Jurek mają dwie córki, psa i kota, a od kilku lat firmę cateringową.

– Wcześniej oboje pracowaliśmy w korporacji i od razu zauważyłam plusy pracy z Jurkiem: mąż nie będzie ze mną rywalizował, ja go też nie chcę wygryźć. Kiedy miałam nieprzespane nocne przez choroby córek, nie musiałam się tłumaczyć, że jestem niewyspana i gorzej pracuję. Zawsze było dla nas ważne, żeby przynajmniej dwa razy w roku wyjeżdżać na rekolekcje dla rodzin. Teraz jest to łatwiejsze niż dawniej – opowiada Iwona.
Czytaj także: Rekolekcje małżeńskie są niebezpieczne. Wiesz dlaczego?
Wspólnicy czy rodzice?

– Jednak w pewnym momencie zaczęły się problemy ze starszą córką. Była już w drugiej klasie i nagle zaczęła się zachowywać jak przedszkolak. Marudziła, często czegoś ode mnie chciała, przestała sobie robić kanapki, a nawet zaczęła mówić, jak maleńkie dziecko, ale kiedy kupiła sobie butelkę ze smoczkiem i odstawiła swój ulubiony kubek musiał pojawić się psycholog – mówi Iwona.

Okazało się, że ja i mąż w domu byliśmy bardziej wspólnikami, niż rodzicami. Kompletnie nie widzieliśmy tego, że przy kolacji raportowaliśmy sprawy z całego dnia, a przy śniadaniu planowaliśmy. Tak bardzo niósł nas entuzjazm budowania czegoś od podstaw.

Historia Iwony i Jurka znalazła szybko szczęśliwe zakończenie. Zaczęli świadomie oddzielać życie rodzinne od zawodowego. Ale w wielu małżeństwach zniszczenie rodzinnych więzi zauważa się dopiero, kiedy trudno je odbudować. Biznes familijny ma swoje plusy, ale często rywalizuje z wartościami rodzinnymi.

Często kiedy pracujemy ramię w ramię, miłosne rozmowy niespiesznie ustępują tym biznesowym. Zaczynamy postrzegać męża, jako wspólnika, dobrego lub złego.

Troska przejawia się w rzeczowej pochwale lub krytyce.

Pojawia się zmęczenie, znużenie i spadek atrakcyjności. Emocjonalna bliskość, która daje siłę do zawodowej pracy, wyparowuje. Łatwo przegapić ten krytyczny moment dla małżeństwa, bo przecież interesy idą dobrze!
Czytaj także: Kłótnie w małżeństwie – jak robić to dobrze?


Życie zawodowe i rodzinne. Naucz się je rozdzielać

Stół w rodzinie Iwony i Jurka właściwie nie różnił się od ich biurka w pracy. Przy nim zapadały ustalenia, rozmowy o terminach, kontrahentach. Na to destrukcyjne pomieszanie zareagowała córka.

Jej zachowanie było wołaniem o pomoc. Zauważ mnie. Porozmawiaj ze mną. Zaopiekuj się mną. Bądź mamą. Bądź tatą. Nie pytaj tylko: Co tam w szkole? Porozmawiaj ze mną o głupotach.

Najczęściej tych sygnałów ostrzegawczych nie widać. Pojawiają się później, często za późno. Kiedy orientujemy się, że straciliśmy kontakt z dorastającymi dziećmi, a one nie chcą się do nas zbliżyć. A kolejna kupiona im rzecz, niczego nie zmienia. Kiedy odkrywamy w małżeństwie samotność, brak czułości, a nawet niewierność.

Zarządzanie uczuciami i finansami można pogodzić. Nie chodzi o to, żeby zakazać sobie rozmów służbowych w domu. To po prostu na dłuższą metę nie działa.

To, że się wyczuwamy emocjonalnie, wcale nie oznacza, że będzie nam łatwiej „współbrzmieć” jako partnerzy biznesowi.

Wyznaczenie granic rodzina – dom, warto zacząć od porządków w firmie.
Czytaj także: Własna firma vs rodzina – da się to pogodzić?


Kto jest szefem?

W każdej spółce ważne jest zarządzanie. Kiedy prowadzimy przedsiębiorstwo z mężem, łatwo o błędy, bo przecież znamy się jak łyse konie, wyczuwamy i rozumiemy w pół słowa.

To, co w domu działa intuicyjnie, empatycznie, w firmie nawet dwuosobowej nie. Musimy wiele rzeczy jasno ustalić i spisać. Szczegółowo i klarownie określić podział obowiązków, ról, postępowanie w sprawie sporów, kto podejmuje ostateczną decyzję, w jakich zakresach.

Niejasne ustalenia powodują kłótnie, narastanie pretensji i urazów, które rezonują na miłosne relacje. Kłótnia z kolegą z pracy jest awanturą z mężem. Nie da się tego sztucznie oddzielić.

Ale zbyt dużo reguł gasi kreatywność i twórcze ryzyko, które pomaga w biznesie. Dobrze, żeby każdy miał swój obszar do całkowitego zarządzania i decydowania.

Nawet w małych sprawach. Zapobiega to poczuciu uzależnienia od partnera, odświeża, dodaje motywacji, zaangażowania, daje poczucie niezależności i wolności.
Czytaj także: Małżeńskie win-win: Jak skutecznie negocjować z mężem?


W firmie, jak w rodzinnie – w razie kłopotów, szukaj rozwiązań, a nie winnego.

Wszelkie urazy czy niejasności lepiej zgłaszać szybciej niż później. Bardzo ważna jest uważność. Gdzie teraz jestem i w jakiej roli. Rozmowy firmowe w czasie domowych obiadów oraz zwroty typu: Kochanie, przejrzyj jeszcze ten raport, bo twój żuczek mógł się pomylić, nie służą powadze ani rodziny, ani przedsiębiorstwa.

Kiedy ktoś pyta: Jak wy możecie ze sobą wytrzymać 24 na 24? To niezależnie od intencji ciekawskiego, podziw albo zazdrość, warto zastanowić się nad tym, by zdrowo zniknąć sobie z oczu. Mieć oddzielnych przyjaciół, pasje. Jeden weekend w miesiącu warto spędzić oddzielnie.
Czytaj także: 7 rzeczy, z których musisz zrezygnować, by mieć szczęśliwe małżeństwo


Ważny czas dla siebie

Jako psycholog uważam, że łatwiej zorganizować orzeźwiający odpoczynek od siebie, niż doprowadzić do integracji pary, która pochłonięta robieniem kariery i zarabianiem pieniędzy zbyt oddaliła się od siebie, mimo że pracuje ramię w ramię.

Liczą się też drobne chwile wolności na przykład na zakupach. Rozdzielamy się w centrum handlowym i spotykamy po trzech godzinach.

Zadbajmy o potrzebę oddzielności, izolacji, samotności, wtedy łatwiej docenimy i bliskość rodzinną i pracę w parze. Papużki-nierozłączki najpierw jedzą sobie z dziubków, a potem wyrywają sobie pióra.

Jak przetrwać w dobrej rodzinie, która oprócz typowych wyzwań mierzy się jeszcze z budowaniem marki? Recepta jest prosta.

Kiedy emocjonalny kapitał pary jest ważniejszy niż zakładowy, rodzina nigdy nie stanie się tylko firmą, w której miłość wrzuca się w koszty.

...

Tez sa pulapki w dobrej przeciez sprawie wlasnej firmy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:34, 26 Wrz 2017    Temat postu:

Gdy wiara dzieli małżeństwo
Małgorzata Rybak | Wrz 26, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Czy to możliwe, że małżeństwo bardzo religijnych osób nie poradzi sobie z kryzysem? Niestety tak. Wówczas, gdy wiara stanie się narzędziem walki.
Bez perspektyw

Były to jedne z najtrudniejszych warsztatów dla małżeństw, z jakimi przyszło mi się zmierzyć, jako osobie współprowadzącej. Odbywały się w bardzo małym gronie. Niemalże zostały odwołane, zorganizowane w okolicznościach, w których wszystko było wyzwaniem, łącznie z odległością do przebycia, bo wydarzenie miało miejsce poza granicami Polski.

Modliliśmy się bardzo w dniach poprzedzających start programu, bo wiedzieliśmy, że zderzymy się wśród uczestników z sytuacją po ludzku bez perspektyw na happy end. Małżeństwo osób wierzących, zaangażowanych w bardzo poważny ruch w Kościele, z gromadką dzieci i pewnym już stażem lat spędzonych razem. W separacji. W relacji tak napiętej, że, jak mówiło jedno z nich, tylko zabójstwo drugiej połowy rozwiązałoby sprawę. To jednak wyjście nie było możliwe z przyczyn – no właśnie – religijnych.


Jak to możliwe?

Przychodzi do głowy automatycznie: jak to możliwe, że religijność nie uchroniła tej pary przed kryzysem? Statystyki przecież mówią, że małżeństwa ludzi wierzących rozpadają się rzadziej. I tu również odpowiedź nasuwa się sama: wszystko zależy od tego, jak przeżywana jest wiara. Niestety, w wersji zranionej, wykrzywionej i jako karykatura życia religijnego – może doprowadzić do krachu relacji.
Czytaj także: Kryzys rodziny? Tak, ale…

Dzieje się tak, gdy każdy z małżonków ma swojego własnego Boga. To taki Bóg, który broni w relacji tylko mnie. Przede wszystkim broni mojej świętej racji, moich zranionych uczuć i moich własnych potrzeb. Moich przekonań odnośnie funkcjonowania całego świata i naszego domu, które „przy Jego pomocy” zamieniam na uniwersalne dogmaty. Tam nie ma miejsca na inność. Tam nie zmieści się także nigdzie wolność drugiego – mojego męża, mojej żony.

„Przy Jego pomocy” napisałam w cudzysłowie, bo w takiej sytuacji sprawa nie tyle polega na oczekiwaniu pomocy Boga (w tym wypadku – On miałby stawiać żonę czy męża pod sąd i wymusić zmianę), ale raczej na używaniu Go dla własnego interesu. Dla podbudowania własnego „ja” i wzmocnienia swojego autorytetu, by na drugim wymusić zachowania, które nas zadowolą.


Dwóch bogów

Tak więc dom może stać się polem bitwy dwóch bogów. Boga, do którego modli się żona i boga, którego czci mąż. W imię takiego boga mąż i żona robią sobie nawzajem niekończące się rachunki sumienia. Modlitwa też wygląda w charakterystyczny sposób: „Zrób coś z nim”, „Zmień ją wreszcie, bo nie da się tak dłużej wytrzymać”.

Tymczasem zdrowe przeżywanie wiary w związku zawsze jednoczy, nie dzieli. Głębia wiary wyraża się miarą pokory. Pierwszym, co robi Pan Jezus, zaproszony do mojego życia, to inspiruje we mnie ciekawość, współczucie i gotowość na przyjęcie drugiego człowieka – Jego wspaniałego i ukochanego dziecka.
Czytaj także: Dwoje w ciemnościach… Co robić, gdy związek przechodzi kryzys

Moją misją w małżeństwie nie jest go ani zmieniać, ani naprawiać. Bóg nie zleca mi pokazania osobie, z którą się wiążę na całe życie, jaka ma być, kim ma się stać. Mogę zawsze szukać w sobie tego, co będzie dla drugiej strony dobre, pomocne, wspierające rozwój. Mogę próbować zrozumieć i zaakceptować kwestie, których zrozumieć jeszcze nie umiem. Mogę wspierać słabości męża czy żony swoimi talentami. To jednak jest droga zupełnie różna od odrzucania, potępiania albo osądu.


Miłość, która przekracza siebie

Nie wiem, jak potoczyły się losy tamtego małżeństwa. Podejrzewam, że się rozsypało, ponieważ oboje byli tak przekonani o tym, iż Pan Bóg trzyma stronę każdego z nich, że nie było tam miejsca na dialog. A przecież Bóg, który tak niesamowicie wymyślił małżeństwo, jako ścieżkę codziennej, rozwijającej i pozwalającej przekraczać siebie miłości, jest ostatnim zainteresowanym wygraną i przegraną w małżeńskich sporach.

Jak pisze ks. Szymczak w naszej wspólnej książce „Raz się żyje”: On zawsze stoi po stronie małżeństwa. Co oznacza, że jest po stronie męża i żony razem: szczęśliwych, wolnych, skłonnych bardziej do pytań niż sądów nad drugim. Jest z nimi, by chronili swoją więź ponad zwycięstwa małych „świętych racji”.

...

Bardzo ale to bardzo ostroznie z mieszaniem wyznan. Naprawde gdy jeszcze dojdzie roznica cywilizacji moze byc bardzo niedobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:46, 26 Wrz 2017    Temat postu:

Czy internetowe grupy wsparcia wspierają Twoje małżeństwo?
Natalia Białobrzeska | Wrz 26, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Nasz glob, dzięki internetowi, skurczył się do rozmiarów 5,5 calowego ekranu, którym zarządzamy jedną ręką. I to mnie fascynuje. To skrócenie dystansu. Te możliwości. To poczucie, że mogę poznać skrawek czyjegoś życia, na innym kontynencie, za pomocą jednego klika „obserwuj”.
Media społecznościowe to nowa rzeczywistość, bardzo, bardzo realna. To na facebooku, youtubie, twitterze, tinderze, snapchacie, instagramie i kilkunastu innych miejscach gromadzących społeczności, o których nie mam zielonego pojęcia, ludzie utrzymują znajomości, zawierają zupełnie nowe, dzielą się swoją codziennością, często intymną taką jak przebieg porodu, wrzucają setki swoich zdjęć, przemyśleń, które jeszcze naście lat temu zostawiliby dla najbliższych lub swojego pamiętnika, kończą wieloletnie przyjaźnie, zdradzają się, a nawet poznają swoich życiowych partnerów.
Internet skraca dystans
Nasz glob, dzięki internetowi, skurczył się do rozmiarów 5,5 calowego ekranu, którym zarządzamy jedną ręką. I to mnie fascynuje. To skrócenie dystansu. Te możliwości. To poczucie, że mogę poznać skrawek czyjegoś życia, na innym kontynencie,, za pomocą jednego klika „obserwuj”. I że to nie jest pozbawione prawdy. Doskonale pamiętam, jak przeżyłam śmierć męża młodziutkiej Emily , jak poczułam ogromny smutek i motywację do modlitwy za małżeństwo Shaytardów, kiedy im się posypało i jak ostatnio nie schodził mi uśmiech z twarzy, kiedy moja ulubiona blogerka ogłosiła, że spodziewa się szóstego dziecka! Z jednej i z drugiej strony ekranu są emocje i uczucia. Warto o tym pamiętać, kiedy samemu tworzy się treści lub kiedy się je komentuje.
Czytaj także: Jedno wiem na pewno: po drodze kogoś zawiodę


Facebookowe tzw. grupy wsparcia
I właśnie dlatego, że to wszystko jest bardzo, bardzo realne, staje się śliskim gruntem. Z lekką grozą obserwuję facebookowe tzw. grupy wsparcia dla par. Te, w których administratorzy pozwalają na „rozwiązywanie” małżeńskich problemów, za pomocą kilkuset znaków w komentarzu, w obecności zupełnie nieznanych i niezaangażowanych w sprawę użytkowników, bez wiedzy współmałżonka. Przypomina mi to ogromne lodowisko, o naprawdę cienkiej nawierzchni, na którą wpadło kilka tysięcy realnych ludzi, z realnymi problemami, którzy tupią nogami z bezsilności i złości, licząc na realną pomoc.
W pewnym sensie rozumiem skąd to zjawisko. Po pierwsze, bo tak jest łatwiej. Nie trzeba się konfrontować z człowiekiem, tym dotykalnym. Wszystko odbywa się na bezpieczną odległość monitora. Jak zrobi się niewygodnie, to można usunąć post i udawać, że nic się nie wydarzyło. Po drugie, można to zrobić kompulsywnie, w emocjach, między usypianiem dziecka, a obiadem. Można przedstawić tylko swoją wersję wydarzeń i trochę się wybielić, albo dać sobie upust żalu i zebrać solidarne lajki od innych. Nie trzeba podejmować decyzji o zmianie, na żmudny proces, jakim jest terapia. W internecie wszystko leci bach, bach: „mój mąż jest wrednym chamem!”, enter i poszło. Po trzecie, można to zrobić za jego plecami. Regularne wizyty w poradni i nieco nadszarpnięty budżet, trudniej ukryć.
Czytaj także: Jola Szymańska: Trzy pytania o prywatność w internecie


Internet nie zapomina
Nasz glob naprawdę się skurczył. Zamknięta grupa, tajemniczy nick na forum internetowym, nie są żadną gwarancją prywatności. Nie starczy mi palców u obu rąk, by zliczyć znajomych i znajomych znajomych, na których problemy małżeńskie trafiłam przez przypadek w sieci. Wywlekane szczegóły ze wspólnego pożycia, z relacji z teściami czy nawet ze spowiedzi. Przeczytałam o ich życiu więcej, niż usłyszałabym przy kawie (co w tej drugiej opcji byłoby zrozumiałe, bo nie jesteśmy w zażyłych relacjach). Mogłabym te posty skopiować, upublicznić, wysłać ich mężom, opłacić rubrykę w jakimś szmatławcu, żeby puścił to do druku. Ba, mogłoby to samo zrobić kilka tysięcy innych członków grupy. Przeczytałam dziesiątki odpowiedzi Halinek i innych Olinek, zapewne pisanych w dobrej wierze, ale zupełnie sprzecznych, emocjonalnych, opartych na własnych (często przykrych) doświadczeniach, wystukiwanych być może na „tronie”, albo podczas wizyty u fryzjerki.
Żaden rozsądny terapeuta nie zdecyduje się na pomoc, w formie internetowej dyskusji na forum, bo to tak nie działa.
Oczywiście problemem nie są hasła, regulaminy i lojalność całej reszty świata, ale nasze rozumienie jednego: „ślubuję ci uczciwość małżeńską”.
Czytaj także: Kontrakt małżonków – jak wygląda i kiedy powinniście go podpisać?
Małżeństwo w realu
Najznakomitsi chirurdzy świata, doskonalą swój fach, ćwicząc narzędziami operacyjnymi na surowym jajku, tak, by obrać skorupkę, nie uszkadzając cienkiej błonki jaja. W końcu później pracują na żywym organizmie.
Dobrze, a nawet wspaniale byłoby, gdybyśmy nasze małżeńskie ciało traktowali z taką powagą i drżeniem. Nie wystawiali na uszczerbek i emocje nieznanych osób, które nie są wstanie wejść w naszą sytuację i zaangażować się na poważnie, biorąc za swoje słowa odpowiedzialność. Gdybyśmy pisali o tym „ciele”, mając zgodę drugiej strony, z szacunku i uczciwości właśnie.
Jest coś czego internet i media społecznościowe nigdy, ale to nigdy nam nie dadzą, nawet jeśli w przyszłości będziemy mogli komunikować się za pomocą hologramów. Otóż nigdy nie dadzą nam spotkania, twarzą w twarz, dotykalnego, namacalnego. Takiego, w którym uścisk dłoni ma w sobie siłę lub słabość. Takiego, w którym jest zapach naszych ulubionych perfum. Takiego, w którym przytulenie daje ciepło. A pocałunek ciarki. Tego nie da się zastąpić żadnym zdjęciem, słowem, filmikiem, emotikonem czy gifem. Dlatego szukajmy wsparcia tam, gdzie je naprawdę znajdziemy. I traktujmy siebie wzajemnie jak jajko.

...

Wszystko dobre co pomaga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:40, 26 Wrz 2017    Temat postu:

Mieszkamy razem przed ślubem, ale żyjemy w czystości. Dostaniemy rozgrzeszenie?
ks. Artur Stopka | Wrz 26, 2017

Haley Powers/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Z dwojga narzeczonych jedna osoba dostała rozgrzeszenie, a druga nie. Skąd się wzięły różne decyzje spowiedników? I o co chodzi z okazją do grzechu?
Mieszkają razem, ale w czystości

Taka sytuacja: Są zaręczeni, ślub zaplanowany wiosną przyszłego roku. Studiują i pracują w Warszawie, a do domu rodzinnego każde z nich ma co najmniej 100 km. Dotychczas mieszkali osobno i chcieli to kontynuować. Współżycie postanowili zacząć dopiero po zawarciu małżeństwa. To dla nich ważne. Są praktykującymi katolikami, więc przystępują do spowiedzi.

Po wakacjach okazało się, że nie są w stanie znaleźć dwóch osobnych kwater w granicach ich możliwości finansowych. Znaleźli natomiast mieszkanie do wynajęcia w przystępnej cenie, postanowili więc zamieszkać razem, nie zmieniając decyzji o zachowaniu czystości przedmałżeńskiej.
Czytaj także: Podpisaliśmy umowę o zachowaniu czystości przedmałżeńskiej

Podczas spowiedzi jedno z nich otrzymało rozgrzeszenie, drugie nie. Drugi spowiednik uznał, że są narażeni na pokusę i ciężko im będzie wytrwać w czystości. Teraz są w kropce. Nie wiedzą, czy mają szukać kolejnego spowiednika, który również drugiej osobie udzieli rozgrzeszenia czy też czekać aż do spowiedzi przedślubnej.
Czy okazja jest już grzechem?

To jeden z wielu przykładów pokazujących, jak ważne jest przy sprawowaniu sakramentów, zwłaszcza sakramentu pokuty i pojednania to, do czego bardzo mocno wzywa papież Franciszek – indywidualne podejście. Papież nie wzywa do laksyzmu ani do lekceważenia grzechu, jednak odrzuca stanowczo kazuistykę i rygoryzm.

Nie brak księży, którzy każde wspólne zamieszkanie przed ślubem uważają za bliską okazję do grzechu i przypominają, że samo dobrowolne narażanie się na taką okazję jest grzechem.

Tego rodzaju stanowisko łatwo też znaleźć w dostępnych internecie tekstach niektórych moralistów.

Twierdzą oni, że dotyczy to również wspólnego mieszkania przy faktycznym zachowaniu czystości przedmałżeńskiej.
Nie wódź nas na pokuszenie

Przywołują jako uzasadnienie dostępną w podręcznikach teologii moralnej zasadę, która mówi, że „Nigdy nie wolno dobrowolnie i bez uzasadnionego etycznie powodu narażać się na bliską okazję do grzechu ani też w niej trwać”.

Przestrzegając przed zbytnią pewnością siebie przypominają oni słowa św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (10,12). Odwołują się też do zawartej przez Jezusa w modlitwie „Ojcze nasz” prośby „Nie wódź nas na pokuszenie”.
Czytaj także: Moda na czystość. Czym jest Ruch Czystych Serc?

Podkreślają też, że do momentu połączenia sakramentalnym węzłem małżeńskim narzeczeni nie są małżeństwem, nie powinni więc w żadnej sferze życia postępować jak mąż i żona, nie tylko w sprawie współżycia seksualnego.
Dlaczego akurat „ta” okazja ma być grzeszna?

Są jednak kapłani, którzy wskazują, że zgodnie z zaleceniami Soboru Trydenckiego penitent ma obowiązek wyznać okoliczności czynu, ponieważ mogą one w sposób decydujący wpływać na to, czy mamy do czynienia z grzechem ciężkim czy lekkim.

W opisanym wyżej przypadku na przykład istotne jest, czy decyzja o wspólnym zamieszkaniu podczas przygotowań do zawarcia małżeństwa, była w pełni swobodna. Wiele wskazuje, że nie. Narzeczeni nie chcą zgrzeszyć przeciwko czystości, ani nie dążyli do tego, aby (nawet bez współżycia seksualnego), podejmować wspólne życie prowadzone jak mąż i żona. Szukali innego rozwiązania, ale nie znaleźli.

Kwestia okazji do grzechu (zarówno bliskiej, jak i dalszej) dotyczy przecież nie tylko szóstego przykazania. A nawet gdyby ograniczyć się tylko do niego, można postawić pytanie, czy samo posiadanie komputera podłączonego do internetu jest bliską okazją do popełnienia grzechu oglądania pornografii?

Z pewnością jest to grzeszne narażanie się na grzech dla kogoś uzależnionego od pornografii, ale dla ludzi wolnych od takiego nałogu – nie. Świat pełen jest okazji do grzechu, czy jednak zawsze sprawdza się zasada „okazja czyni złodzieja”? Czy każdy, kto wchodzi do sklepu, kradnie? Czy każdy kierowca łamie przepisy (choć wsiadając do pojazdu ma do tego mnóstwo okazji)?
Zgorszenie?

Niektórzy spowiednicy zwracają również uwagę na jeszcze jeden aspekt opisanej sytuacji. Wskazują, że nawet jeśli narzeczeni wspólnie mieszkając, wytrwają w czystości aż do ślubu, to ich postawa może stanowić zgorszenie dla innych, którzy zechcą ich naśladować, nie mając wystarczająco silne woli, aby nie ulec pokusie.
Czytaj także: Opuściłem niedzielną mszę. Muszę iść do spowiedzi? Za każdym razem?

Również w tej kwestii niezbędne jest zbadanie okoliczności, czy faktycznie niebezpieczeństwo nakłonienia innych do podjęcia ryzykownej, prowadzącej do grzechu decyzji istnieje.
Można czy nie można?

Papież Franciszek tłumaczył kiedyś, co to jest kazuistyka. Wyjaśnił, że jest ona właśnie tym, „do czego uciekają się wszyscy ci, którzy uważają, że mają wiarę”, a znają tylko jej treść. Tak więc, „gdy mamy do czynienia z chrześcijaninem”, który tylko pyta, czy „wolno coś czynić i czy Kościół mógłby to a to uczynić”, to znaczy, że „albo nie ma wiary, albo jest ona zbyt słaba” – powiedział.

W lutym br. powiedział wprost, że chrześcijanin powinien być wolny od kazuistyki, ponieważ „bardzo jasno widzimy, że droga Jezusa prowadzi od kazuistyki do prawdy i miłosierdzia”.

Zwrócił też uwagę, że w kategoriach „można”, „nie można”, „jak daleko wolno, a jak daleko nie wolno” traktowali wiarę faryzeusze, którzy byli według Chrystusa obłudnikami.

„W Bogu sprawiedliwość jest miłosierdziem a miłosierdzie jest sprawiedliwością” – przypomina Franciszek. To prawda, którą szczególnie mocno trzeba pamiętać w konfesjonale. Niezależnie od tego, czy jest się spowiednikiem, czy penitentem.

...

Nie bardzo rozumiem z czego sie spowiadali? Z mieszkania? Nie jest ono grzechem Smile Spowiadamy sie z WYLACZNIE z grzechow. Gdyby ,,ryzyko" bylo grzechem to mycie okien na 10 pietrze byloby ryzykiem samobojstwa i to duzym nieprawdaz? Albo mieszkanie w okolicy burdelu. Ryzyko pokusy.

Tu jest tylko sprawa przykladu. Jesli dwoje wsrod znajomych uchodzacych za katolikow mieszka razem bez slubu to na pewno bedzie reakcja: A widzicie? Katolicy i seks bez slubu. To my tez mozemy. Tylko i wylacznie ta kwestia jest problemem.

Chyba wieksze ryzyko seksu jest na miejscu rozrywki typu disco czy na wczasach niz we wspolnym mieszkaniu gdzie proza życia, jakies suszace sie gacie brudne talerze, ubikacje trzeba umyc. To wszystko raczej nie tworzy jakiegos klimatu rozpusty.

Zatem jedyne ale to przyklad dla ludzi ktorzy powszechnie rozumuja wspolne mieszkanie jako seks a nikt nie chodzi przeciez po sasiadach tlumaczac ze seksu to miedzy nami nie ma.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:59, 28 Wrz 2017    Temat postu:

Mąż: Camino zmieniło mnie bardziej, niż miesiące kursów i wiele książek
Mateusz Stolarski | Wrz 27, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ruszyliśmy z żoną na Camino. Pierwsze wspólne – tylko my i trasa do Santiago. Było pięknie, było trudno i było inaczej niż sobie wyobrażałem. Nie zamieniłbym jednak tego czasu na żadne Chorwacje, Grecje i Teneryfy.
Nietypowa podróż poślubna

To był piękny miodowy miesiąc. Od początku naszej relacji wiedzieliśmy, że po ślubie chcemy ruszyć w drogę do Santiago de Compostela (z hiszpańska i w skrócie znanym jako Camino de Santiago). Zresztą, nie pierwszy raz odwiedziliśmy grób św. Jakuba Apostoła. Za to pierwszy raz – jako małżeństwo.

Tym, co napiszę, złamię zmowę milczenia wokół mitu „idealnej” podróży poślubnej. Nie zawsze jest sielankowo. I moim zdaniem nie musi być. W naszym wypadku poza tym, że był to piękny czas, był to trudny czas.

Bo nie wszystko podczas wędrówki jest przyjemne. Kolejne kilometry i kilogramy na plecach dają się we znaki. Do tego dochodzą nie zawsze komfortowe warunki w albergues (czyli schroniskach dla pielgrzymów). To wystawia na próbę charaktery „najcudowniejszej” żony i „najwspanialszego” męża.
Czytaj także: Camino: narzeczeńskie rekolekcje w drodze
Dlaczego warto ? Okiem męża

Skoro nie było idealnie, to dlaczego twierdzę, że nie zamieniłbym tej podróży na żadną inną? Powody są co najmniej trzy.
Zweryfikowałem obraz siebie.

Był to czas weryfikacji naszych oczekiwań i spojrzenia na siebie i świat. To właśnie camino (czyli droga) zmieniło mnie bardziej niż miesiące kursów i wiele książek. Ono zmieniło także nasze małżeństwo. Zobaczyłem wyraźniej moje słabości – niecierpliwość, egoizm i perfekcjonizm. Zobaczyłem, że nie jestem idealnym mężem. I nigdy nie będę. I co najważniejsze – moja żona tego nie oczekuje.


Zacząłem słuchać mojej żony

Właśnie, to jest dowód na to, że naprawdę warto słuchać. Moja żona nie oczekuje ideału – ona wybrała mnie, a nie wymyślonego supermana. Przekonałem się też, że stereotypy się nie sprawdzają. A kobiety, jeśli mówią „nie”, to zazwyczaj oznacza „nie”.
Czytaj także: To nie Droga jest trudnością. To trudności są Drogą

„Nieba bym Tobie przychylił” – mówimy. I ja też bym dla mojej żony tak zrobił. Tylko co z tego, jeśli ona wcale tego nie chce? Droga boleśnie otworzyła mi oczy (i uszy) na to, czego pragnie moja żona. Pozwoliła mi zobaczyć różnicę pomiędzy tym, co JA CHCĘ zrobić dla mojej żony, a tym czego ONA CHCE. Naprawdę warto SŁUCHAĆ drugiej osoby. Szczególnie, gdy już NAPRAWDĘ ma dosyć wyręczania i pomagania jej we wszystkim.


Doświadczyłem, że nie jestem zbawicielem.

Bo np. pogody nie zmienię. Co z tego, że w całej Hiszpanii jest upał. Co z tego, że żona pragnie w głębi serca poopalać się na hiszpańskim słońcu. A akurat u nas jest max. 24 stopnie i czasem słońce, czasem deszcz. I choćbym zmówił tysiąc litanii. I choćbym przejrzał setki prognoz, to pogody nie zmienię.

Nie jestem w stanie spełnić wszystkich pragnień mojej żony. I nigdy nie będę w stanie. Niby to wiedziałem, ale widocznie potrzebowałem przekonania się o tym w praktyce. Może po to, żeby pamiętać, że to Jezus jest Zbawicielem, a nie ja. A małżeństwo nie polega na tym, żebyśmy dla siebie byli wybawicielami, ale byśmy razem patrzyli ku Niebu i tam szli.

To, co zyskałem podczas camino warte było odrobiny trudu. I chwała Bogu, że nie była to „idealna” podróż poślubna. Dzięki temu jesteśmy bliżej siebie – jesteśmy lepszym małżeństwem.

...

Zalezy co kto lubi oczywiscie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 2 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy