Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Miłość i małżeństwo .
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:20, 08 Sty 2018    Temat postu:

Kryzys w małżeństwie? Zajrzyj na stronę Ratuj Rodzinę
Joanna Operacz | 08/01/2018

Materiały prasowe
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Baza blisko tysiąca terapeutów z całej Polski, którzy mogą pomóc w problemach małżeńskich, i praktyczne rady, jak ratować związek - można znaleźć na portalu Ratuj Rodzinę. Początek roku to moment, w którym wiele osób podejmuje decyzje o rozwodzie. Jedna trzecia z nich później żałuje.
Zadzwoń do pana Marka

„Żona chce się ze mną rozwieść? Ratunku!” – takich dramatycznych maili i telefonów Marek Grabowski, szef Fundacji Mamy i Taty, dostał setki. Czasem nawet miał wrażenie, że kryzysy w związkach ludzi, którzy przez przypadek znaleźli w internecie kontakt do fundacji, zabierają mu więcej czasu niż to, czym powinien się zajmować. Postanowił coś z tym zrobić. Fundacja uruchomiła na początku stycznia portal Ratuj Rodzinę, na którym osoby przeżywające trudności małżeńskie mogą znaleźć wskazówki, gdzie szukać pomocy.

"Rozwody to plaga w naszym kraju". Pomóc ma nowy portal #RatujRodzinę. W #PR24 rozmowa @m_maranowski z Markiem Grabowskim, prezesem Fundacji Mamy i Taty #rodzina #rozwody #pomoc [link widoczny dla zalogowanych]

— Polskie Radio 24 (@PolskieRadio24) January 1, 2018



Do 30 km



Powstała mapa około tysiąca psychoterapeutów z całego kraju.

Staraliśmy się przygotować ją w ten sposób, żeby odległość do psychologa była nie większa niż 30 kilometrów – mówi Grabowski.

W dużych miastach łatwo znaleźć pomoc psychologiczną, ale w małych miejscowościach jest to zdecydowanie trudniejsze. Portal Ratuj Rodzinę ma być odpowiedzią na ten problem.

Np. mieszkaniec Łobżenicy w Wielkopolsce znajdzie tutaj kontakt do 43 specjalistów, w tym do psychologa w pobliskim Złotowie (do innych trzeba by jechać od 40 do 120 km). Baza kontaktów ma być poszerzana.
Czytaj także: On zdradził, a ona się nie poddała. Potem wspólnie zawalczyli o swoje małżeństwo. Świadectwo


Codzienny wysiłek

Na stronie można znaleźć także rady na temat budowania udanego związku.

Szczęśliwa rodzina nie powstaje automatycznie z chwilą ślubu, ale tworzona jest codziennym wysiłkiem. Nawet, gdy zdaje się, że nic ani nikt nie może pomóc, małżeństwo można uratować – piszą przedstawiciele fundacji.

Podkreślają, że pracę nad związkiem warto prowadzić zawsze, nie tylko wtedy, kiedy pojawiają się konflikty.

Na początku marca na stronie ma się znaleźć baza mediatorów. Planowana jest także lista kursów rodzinnych i innych rozwiązań dla osób, które nie przechodzą kryzysu, ale chcą być dla siebie lepszymi partnerami


Przemyśl to!

Są też informacje dla tych, którzy myślą o rozwodzie. Można je krótko podsumować sloganem innej kampanii Fundacji Mamy i Taty: „Rozwód? Przemyśl to!”. Z badań wynika, że dla dziecka nawet spokojnie i kulturalnie przeprowadzony rozwód jest trudnym przeżyciem, ponieważ znany mu dotąd świat ulega rozpadowi.

„Kiedy czytam, że dziecko wychowujące się bez jednego z rodziców jest wycofane, niepewne siebie i nieśmiałe, to widzę siebie sprzed lat” – mówił na konferencji Fundacji Mamy i Taty Marcin Perfuński, ojciec pięciu córek i autor bloga supertata.tv. Perfuński wychowywał się z mamą wprawdzie nie z powodu rozwodu rodziców, tylko dlatego, że jego tata zmarł, ale przestrzega małżonków przed pochopnymi decyzjami o rozstaniu. A takich rozstań nie brakuje, bo aż jedna trzecia osób rozwiedzionych uważa, że ich związek był od uratowania. Wiele osób żałuje takiej decyzji. Rozwiedzeni mają też niższe poczucie szczęścia i oceniają swój stan zdrowia jako gorszy niż osoby żyjące w małżeństwie.

Początek stycznia to nieprzypadkowa data na uruchomienie portalu o ratowaniu rodziny. Wiele osób, które wcześniej dostrzegały wcześniej problemy w swoich związkach, na początku roku decyduje się na rozstanie. Jeśli też o tym myślicie, najpierw zajrzyjcie na stronę.

...

Trzeba robic co sie da aby ratowac. Bo rozpad to naorawde katastrofa ostateczna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:28, 09 Sty 2018    Temat postu:

Pierwsza randka – o czym rozmawiać?
Zuzanna Górska-Kanabus | 09/01/2018

Shutterstock
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Pierwsza randka jest zawsze stresująca. Jeszcze się nie znacie, niewiele o sobie wiecie. Zastanawiasz się o czym będziecie rozmawiać. Pamiętaj, że o wiele ważniejsze od tego o czym rozmawiać, jest to jak będziesz to robić.

Pierwsze spotkanie to czas oswajania się ze sobą, przełamywania nieśmiałości, otwierania się na drugą osobę. Dlatego nie warto poruszać wtedy tematów kontrowersyjnych, które z założenia mogą wywołać ostrą dyskusję lub konflikt. Nie należy oczekiwać też jednoznacznych deklaracji światopoglądowych. Na tego typu rozmowy przyjdzie czas na kolejnych randkach, gdy już trochę pewniej poczujecie się w swoim towarzystwie.


O czym nie rozmawiać?

Trudno podać uniwersalną listę tematów, o które nie warto pytać na pierwszej randce, ponieważ wszystko zależy od okoliczności, w którym się poznaliście. Na przykład, jeżeli poznaliście się w duszpasterstwie lub na pielgrzymce, to nie ma sensu unikać tematu wiary.

Natomiast jeżeli spotkaliście się w neutralnych religijnie okolicznościach, to pytanie od razu o ulubiony sposób modlitwy czy ulubione cytaty z Pisma Świętego, może wywołać dystans i utrudnić otwarcie się drugiej osoby. Są to intymne pytania i część ludzi może nie chcieć się nimi dzielić z dopiero co poznaną osobą.

Podobnie sytuacja ma się z tematami związanymi z polityką, kwestiami etycznymi, pieniędzmi czy poprzednimi związkami. Chciałabym, żebyś mnie dobrze zrozumiała. O tych tematach trzeba rozmawiać, tylko nie na pierwszej randce. W miarę rozwoju znajomości będziesz miała wiele okazji do przedyskutowania tych kwestii i sprawdzenia czy macie podobne przekonania. Bądź cierpliwa, inaczej możesz wystraszyć mężczyznę, z którym się spotkałaś.

Moja znajoma umówiła się kiedyś z chłopakiem poznanym na Sylwestra u znajomych. Poszli na kawę i on zaczął zadawać jej pytania o: jej stosunek do dzieci, ile ich chciałaby mieć; umiejętności kulinarne; to czy oszczędza i czy ma długi. Zakończył pytaniem o to na kogo głosowała w ostatnich wyborach, dzieląc się swoim wyborem. Wszystkie te kwestie są ważne i należy o nich dyskutować zanim stanie się na ślubnym kobiercu. Jednak jeżeli zadajesz je na pierwszej randce, możesz nieumyślnie przekształcić ją w stresującą rozmowę kwalifikacyjną.
Czytaj także: Jak na pierwszą randkę poszłam… na wesele


O czym warto rozmawiać?

Na początek doskonałym tematem są marzenia i pasje. Gdy opowiadacie sobie o tym, co Was pasjonuje, to rozmowa ma szansę stać się żywa i bardzo ciekawa.

Dodatkowo te tematy pozwalają choć trochę poznać drugą osobę. Zobaczyć jej unikalność, wyjątkowość. Słuchaj i dziel się sobą w takich obszarach, w których czujesz się bezpiecznie.

Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Pozwól, żeby rozmowa płynęła. Przyjmij postawę otwartości. Gdy coś wydaje Ci się dziwne, zadaj pytanie. Dąż do tego, by zrozumieć. Unikaj oceniania.

Pamiętaj, że o wiele ważniejsze od tego o czym rozmawiać, jest to jak będziesz to robić. Krytyka, współzawodnictwo, porównywanie i ocenianie, to zachowania, które nie sprzyjają budowaniu relacji. Dużo lepszą strategią jest akceptacja, słuchanie i bycie autentyczną.

Zachęcam, abyś potraktowała pierwszą randkę z ciekawością. Nie zastanawiaj się, czy to będzie ten jeden jedyny. Spuść powietrze i nie spinaj się. Nie daj się lękowi. Spotkaj się z nim w otwartości. Bądź sobą. W końcu chodzi o to, żebyście oboje poczuli, że chcecie się ze sobą spotkać jeszcze raz.

...

Wazny jest kazdy krok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:07, 10 Sty 2018    Temat postu:

Można za mężem świata nie widzieć, ale niech on nie będzie całym światem
Zyta Rudzka | 10/01/2018

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Miłość i wolność w małżeństwie. Trudno o dobre proporcje. Bo ile tej wolności mamy sobie dać, żeby miłość nie ucierpiała?

Wolność łatwo skojarzyć ze swobodą. Swobodą obyczajów również. Z poczuciem bezkarności. Brakiem kontroli. Żeby nie powiedzieć: nadzoru. Jak ja na niego nie będę cały czas patrzyła, on będzie patrzył na inne. I tak niepostrzeżenie więź między nami może się osłabiać albo zostać przerwana.


Co ma wolność do miłości małżeńskiej?

Strzeżonego Pan Bóg strzeże, mówiły nasze babki. Ta mądrość ludowa często czyniła z małżeństwa taką nieszczęsną zagrodę. Płot nie był potrzebny. Żona występowała w roli pastucha elektrycznego. Nie wiem, czy to taka wymarzona wersja scenariusza dla dwojga.

Wolność w małżeństwie ma więcej wspólnego z miłością, niż Ci się wydaje. Razem w szczęśliwym małżeństwie, to znaczy też często osobno. Małżeństwo to przybliżanie się i oddalanie. To jak wdech i wydech. Naturalna rytmika. Dobrze ten rytm wyczuwać w sobie wzajemnie. I nie bać się dawać wolności.

Żeby dobrze nam było razem, musimy zadbać o zdrową strefę oddalenia. Każda osoba ma inaczej ustawione granice wolności. Warto dowiedzieć się, ile ja potrzebuję wolności, a ile mój mąż. I negocjować. Przyjrzeć się. Jakie on ma potrzeby wycofania się, a jakie ja? Nie odmierzać miarką za miarkę. Jedna idzie za ścianę i już czuje, że może głęboko odetchnąć. A inna musi się wyizolować wyjeżdżając na cały weekend. Albo chce się wymilczeć, bo cisza jest jej potrzebna do odpoczynku, do złapania kontaktu z samą sobą.
Czytaj także: 3 kroki, by rozpalić intymność i pasję w małżeństwie


Potrzeba własnego terytorium

Ktoś jest wychowany w rodzinie wielodzietnej i dobrze funkcjonuje, kiedy cały czas ktoś jest obok. To mu nie przeszkadza. A niekiedy ta potrzeba własnego terytorium jest bardzo istotna. I nieustanne domowe ciepełko będzie parzyło, a nie grzało.

– No i co tak nic nie mówisz?

Ile razy tak do niego mówiłaś? I co, lepiej było? Gorzej pewnie.

Warto być uważną. I nie uszczęśliwiać na siłę swoją obecnością. Potrzeba izolacji zmienia się w zależności od tego, co akurat przeżywamy, czy jest nam dobrze czy źle, czy jesteśmy zmęczeni, przepracowani, coś nas boli. Czasami ktoś chce mniej rozmawiać, mniej słuchać, a innym razem pragnie być bardzo blisko.


Wspólnota małżeńska zakłada rozdzielczość pewnych problemów

Mąż nie może być zakładnikiem tego, że wniosłam w posagu traumy, problemy, nierozwiązane konflikty. Bo pojawia się pokusa, że skoro on tak mnie wyczuwa, to ja go mianuję moim terapeutą, spowiednikiem czy coachem.

A właściwie, gdyby mnie naprawdę kochał, to by te moje wewnętrzne demony same zniknęły. A tu pojawia się nieporozumienie i on coś krzyczy, a przecież wie, że nie można na mnie podnosić głosu, bo mój ojciec był alkoholikiem i się awanturował. Mam uraz. Ale do niego to nie dociera. To ja mu teraz zafunduję ciche dni, bo on akurat tego nie znosi, bo u niego wszyscy na siebie pokrzykiwali i uważali, że to taka naturalna, zdrowa ekspresja. Lęki z dzieciństwa zdarzają się, ale nie warto pielęgnować dziecięcego bólu i karać drugą stronę za to, co nieprzepracowane.

Albo: jakoś tak patrzę na ten cały świat i nie czuję radości. Nie wiem, dlaczego, ale takie mam poczucie niespełnienia, dziwnej markotności. Moja mama też taka była niespełniona. A ten mój mąż to zamiast biec mi z odsieczą, pokazywać, że życie jest piękne – to on nic. Naczynia wkłada do zmywarki i gada, co jutro kupić. A ja czuję się taka nieudana, że nie mam na to siły. Dlaczego on tego nie widzi?!

Obarczam jego tym, że czuję się słaba i niepewna. On nie zaniedbuje, nawet nie musi być obojętny. On po prostu nie ma kwalifikacji, żeby jej pomóc. I ta jego pozorna nieczułość to może być bezradność. Co mam zrobić?! I dlaczego ona tylko jest wrażliwa na swoim punkcie? Ja też mam swoje smutki.
Czytaj także: Daj mężowi kredyt zaufania


Wolność to brak oczekiwania, że małżeństwo będzie zadośćuczynieniem za wszystko, co było złe

Nie będzie. I właśnie tak jest dobrze. Chcesz wolności dla swoich potrzeb, tym samym przywilejem obdaruj męża. Klucz tkwi w zrozumieniu. Że często nie robimy czegoś na złość drugiej stronie, tylko tak nam się przytrafia. Bo tak nas wychowano, na przykład.

Można być w dobrym małżeństwie i jednocześnie przeżywać pewne trudności, za które trudno obarczać drugą stronę. Niekiedy mąż i żona robią z siebie dwugłowego smoka.

W jedności siła. Damy radę. Nic nas nie pokona. No, ładna jest taka wspólnota, ale taka praca ramię w ramię często umniejsza kontakt serce w serce czy ciało w ciało. Oni już nie są razem, tylko się skleili. Jedno przylgnęło do drugiego. Tak dużo tej zasysającej miłości, że nie ma miejsca na wolność.

Trzymanie się cały czas za rączkę jest może i urocze, ale niszczy namiętność. Oddalenie buduje żywą bliskość. Pomaga znowu zobaczyć się świeżymi zmysłami. Poczuć pożądanie. Potrzebę fizycznej czułości. Bez oddalenia nie ma intensywnej, zdrowej i apetycznej bliskości.
Czytaj także: Co robić, gdy Twoja druga połowa jest nie w humorze


Wolność stanowi paliwo emocjonalne dla uczuć

Małżeństwo to często szara strefa uczuć. Trudno o ekscytację, euforię, dramaty rodem z filmów z Sandrą Bullock. A jak coś jest szare, to niby nie kłuje w oczy, ale też za bardzo się nie podoba. I wtedy, całkiem naturalne jest, że jak coś tam błyśnie z boku, to się człowiek obejrzy. Kobieta też człowiek. Mężatka również. I tu mąż markotny, a kolega w pracy tak się głośno śmieje, że aż gorąco się robi.

Zachwyt platoniczny kolegą – rzecz równie odświeżająca, co niebezpieczna.

Może tak się zastanowić, dlaczego mężowi nigdy nie jest do śmiechu? Dlaczego odżywam w pracy, poprawiam cztery razy szminkę przed wyjściem do stołówki, a po domu naburmuszona i w dresach przechadzam się?

To może ja w tej rozciągniętej bawełnie i z taką miną do pracy pójdę, to zobaczę, czy koledze tak błyśnie oko na mój widok. A do kolacji ustroję się i z karminem na ustach będę się śmiała z marnych dowcipów męża i zaraz się okaże, że on się od tego mojego zachwytu odrodzi, i jakby jego poczucie humoru też na tym zyska.
Czytaj także: Mamy klucze do szczęśliwego związku! Chętnie się nimi podzielimy


Wolność dodaje świeżości

Inaczej na siebie patrzymy.

O – mąż wrócił. Był z kolegami na nartach. Zamiast się ucieszyć – badawczo go lustruję, obwąchuję, bo może taki ładny, bo coś zbroił w myślach, w mowie. Czy nie daj Bóg w uczynkach złych. I już swoją wyobraźnią sama się wrzucam do więziennych lochów.

A może być inaczej. Wrócił. Jakiś inny. Trochę się opalił na stoku. Skończył czterdziestkę, ale ciągle zachował w sobie chłopięcość. Podoba mi się ten mój mąż. I już jest fajniej.

Bez wolności nie ma miłości. Banał. Ale piękny.

...

Mnostwo zagadnien do rozwiazania. Niemal jak w panstwie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:46, 10 Sty 2018    Temat postu:

Jak przeżyć zdradę… finansową
Bethanne Patrick i Zuzanna Szelest | 10/01/2018

Lumina/Stocksy United
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Małżeństwo traktuj jak związek, swoje pieniądze jak biznes, radzi ekspert, zwłaszcza tym, którzy już przekonali się, jak boli nielojalność, także finansowa. Najwyższy czas porozmawiać o waszym podejściu do pieniędzy.

Kiedyś reguły były jasne: to mężczyzna był odpowiedzialny za utrzymanie domu. Oczywiście, kobiety nie miały też wtedy wstępu na uczelnie, praw wyborczych czy możliwości decydowania o własnym losie. Wraz ze zdobyciem równości ekonomicznej zmieniło się jednak nasze podejście do zarządzania domowym budżetem. Ciężar utrzymania domu spada teraz na oboje partnerów.


Wspólne konto czy rozdzielność majątkowa?

Niektórzy trzymają pieniądze na wspólnym koncie, inni wolą oddzielnie zarządzać finansami, jeszcze inni próbują znaleźć trzecią drogę.

Jedna rzecz nie uległa zmianie. Każda para ustala jakieś zasady. Może to być uzgodniony wspólnie limit codziennych transakcji, reguły dotyczące niezapowiedzianych wydatków czy bezpieczna wysokość debetu.

Jeśli są zasady, zdarza się, że ktoś zdecyduje się je złamać, prawda?

Zaraz po ślubie przez kilka miesięcy utrzymywaliśmy się z pensji mojego męża, podczas gdy ja szukałam pracy. Część oszczędności została na osobnych rachunkach, ale większość pieniędzy ulokowaliśmy na wspólnym koncie.

Gdy nareszcie mogłam zdeponować tam pierwszą wypłatę, byłam w siódmym niebie. Jakże wielkim było dla mnie zaskoczeniem, kiedy przy okazji wypłacania gotówki dowiedziałam się, że nasze wspólne konto jest prawie puste. Jak się okazało, opróżnił je mój mąż, używając wspólnych pieniędzy do wydatków takich jak kupno nowego telewizora czy sprzętu audio. Najwyraźniej te kilka miesięcy, podczas których żyliśmy na jego koszt, pozwoliły mu uwierzyć, że może pozwalać sobie na małe szaleństwa.

Byłam wściekła. Mój mąż złamał zasady, które wspólnie ustaliliśmy. Natychmiast przeniosłam moje pieniądze do innego banku i każdego miesiąca przelewałam wydzieloną kwotę na wspólne konto. Zanim znowu zaczęłam ufać mu w sprawie pieniędzy minęło kilka ładnych lat.
Czytaj także: Chcesz zacząć oszczędzać pieniądze? Oto 4 skuteczne nawyki


Nowa forma zdrady: niewierność finansowa

Eksperci mówią, że konflikty na tle finansowym mogą doprowadzić parę do rozwodu szybciej niż cokolwiek innego. Zasady zarządzania wspólnym budżetem są kluczowe dla zdrowej relacji. Co zrobić, kiedy partner przestaje ich przestrzegać? W dawnych czasach, kiedy to mężczyzna utrzymywał rodzinę, kobiety uznawane były za zbyt lekkomyślne, by powierzyć im ciężar decyzji finansowych. Powszechnie uważano, że natychmiast wydałyby wszystkie oszczędności na głupoty. Odkąd standardem jest, by oboje małżonkowie zarabiali, okazuje się, że nieodpowiedzialne zarządzanie domowym budżetem nie zależy od płci.

To, co zrobił mój mąż, określa się mianem „finansowej niewierności”. Z najnowszych badań wynika, że niemal połowa respondentów przyznaje się do naginania prawdy w rozmowach o finansach.

Kłamstwo jest w tym przypadku kwestią kluczową. Sprzęty, które kupił mój mąż, nie były jego egoistycznymi zachciankami, były przeznaczone dla nas obojga. W większości przypadków to nie intencje czy rzeczy, na które wydano oszczędności są przyczyną konfliktu, a fakt, że nabyto je bez porozumienia z partnerem.

Brak zaufania i poczucie wyalienowania prowadzą do problemów w komunikacji. Jak mawiały nasze babcie: kłamstwo rodzi kłamstwo.

Nie jestem jedyną kobietą, która doświadczyła niewierności finansowej ze strony małżonka – a w porównaniu z podobnymi opowieściami mój przypadek wydaje się zupełnie niewinny.

Na polskich forach oferujących pomoc prawną wiele jest podobnych historii. Kłamią kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. Wspólnym elementem jest strach, niepewność i poczucie krzywdy, które potrafi ciągnąć się za parą dłużej niż niespłacone debety. Chociaż z danych GUS wynika, że w 2015 roku zaledwie 1061 małżeństw rozpadło się w wyniku nieporozumień na tle finansowym, pozostaje pytanie ile takich sporów figuruje w statystykach pod nazwą „niezgodność charakterów”, będąca przyczyną aż 30% rozwodów. Zresztą, bądźmy szczerzy, nawet w zdrowych i dobrych relacjach pieniądze to często kwestia zapalna. Ręka w górę, kto nigdy nie poróżnił się ze swoim partnerem o planowanie wydatków.
Czytaj także: Od problemów finansowych do codziennej radości. 3 proste drogi do szczęścia


Małżeństwo to nie spółka z ograniczoną odpowiedzialnością

Wiele takich historii kończy się rozwodem, ale eksperci twierdzą, że istnieją inne sposoby na radzenie sobie z nieodpowiedzialnością finansową naszego ukochanego. Amerykański specjalista do spraw finansów, Joshua Breinuważa, że brak komunikacji jest źródłem wszystkich konfliktów na tle finansowym:

W swojej karierze spotkałem wiele dobrze zgranych par, które doskonale rozumieją się jako osoby, ale różni je podejście do wydawania pieniędzy – opowiada.

Brein przestrzega, że nieumiejętność znalezienia porozumienia w kwestiach wydatków może mieć poważne konsekwencje.

Co można więc zrobić, jeśli reguły zostały złamane? Brien radzi, że mąż powinien udowodnić partnerce, że zrozumiał w czym tkwi problem. – Ze złymi nawykami trzeba zerwać, zanim doprowadzą do katastrofy. Zawsze powtarzam: małżeństwo traktuj jak związek, swoje pieniądze jak biznes.

Kochanie, porozmawiajmy o intercyzie – nie wygrywa w rankingach na najlepszy początek rozmowy, jednak czasem lepiej jest być rozważną niż romantyczną.
Czytaj także: Jak przebrnąć przez rodzinny kryzys finansowy?


Umowa majątkowa

Sprawy majątkowe można uregulować już w trakcie trwania małżeństwa. Polskie prawo oferuje w tej kwestii różne rozwiązania – umowa majątkowa zawarta po ślubie może odpowiednio rozszerzać lub ograniczać wspólnotę majątkową pary. Jeżeli obydwie strony chcą ze sobą pozostać umowa notarialna może być dobrym sposobem na określenie nowych zasad, na których ma opierać się ich wspólny finansowy fundament.

Podczas gdy zarówno prawnicy, pary, jak i rozwodnicy zgadzają się, że wypowiadanie swoich oczekiwań to podstawa, wszyscy wiemy, że w praktyce nie zawsze się to udaje. Niekoniecznie dzieje się tak ze złej woli którejś ze stron. Mężom zdarza się łamać zasady w przypływie finansowego optymizmu, chcąc zrobić ukochanej niespodziankę czy wybierając zły sposób na zainwestowanie oszczędności.

Najważniejsze to rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Jeśli twoja druga połowa nie postępuje fair, nie bój się wyrazić swojej niezgody na zaistniałą sytuację. Nie czekaj, aż problemy same się rozwiążą. Jeśli finansowe tajemnice nie wynikają z niewierności, przemocy czy uzależnienia, spróbujcie razem znaleźć rozwiązanie, które pozwoli uzdrowić waszą relację… i stan konta. Pamiętaj jednak: jeśli to coś więcej niż zwykłe nieporozumienie, szukaj pomocy zaufanej osoby lub rekomendowanego eksperta.

...

Malzonek nie jest idealem i szatan moze go skusic. Lepiej nie stwarzac okazji i sprawy finansow uregulowac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:29, 11 Sty 2018    Temat postu:

Jola Szymańska: Jak tam po ślubie?
Jola Szymańska | 11/01/2018

fot. Anna Nycz
Udostępnij 0 0
Próbuję odpowiedzieć na proste, poślubne pytanie, aż tu nagle... z pomocą przychodzi mi Wyspiański.

Ponieważ miesiąc temu wyszłam za mąż, często słyszę pytania o ślub, wesele, małżeństwo. Nie wiem, jak odpowiadać. Że super, fajnie, że najlepiej? Może to faktycznie jakiś pomysł.

Ale spacerowałam sobie wczoraj po „Wyspiańskim” – wystawie w krakowskim Muzeum Narodowym, i przypomniało mi się „Wesele”. To w Bronowicach, które kojarzą mi się bardziej z tramwajową pętlą niż dawną, podkrakowską wsią.



Polsko-ludzka scena
Wyspiański w całym swoim dramatyczno-poetycko-społecznym geniuszu sfinalizował historię tańcem chochołów. Uwielbiam tę scenę. Króluje w moim prywatnym rankingu jako najbardziej polsko-ludzka scena w historii literatury. No, może zaraz obok dulszczyzny i gombrowiczowskiego upupiania.

Bo ślepe wiwaty i bezmyślne okrzyki rozochoconego towarzystwa, to smutny, ale dziwnie popularny obrazek. Nie tylko na weselach.




Taniec młodej pary?
Wiecie, z czym najbardziej mi się kojarzy? Z młodą parą, klaszczącą wszystkim wokół. Dopasowującą się do oczekiwań innych. Z dzieciakami, które biorą ślub, ale ciągle chcą być „posłuszne rodzicom”. Uśmiechają się, nadskakują, są z siebie dumne, bo żyją tak, jak się tego od nich oczekuje.

I nie chodzi tylko o wesele dla rodziców, alkohol dla rodziców i zapraszanie ciotki Heleny, której nikt nie pamięta, ale 26 lat temu zaprosiła rodziców na ślub córki. Chodzi choćby o przenoszenie reguł rodziców do własnego domu, o przejmowanie ich upodobań i awersji – nie dlatego, że je podzielamy, ale dlatego, że nauczono nas, jak „powinno się” na nie patrzeć. I intuicyjnie jest nam z nimi po drodze.



Czy ślub coś zmienia?
Po ślubie masa takich rzeczy poukładała mi się w głowie. Może dlatego, że te kilkadziesiąt minut w kościele faktycznie zmienia perspektywę. Dopiero po wszystkim dotarło do mnie, że mamy naszą własną, nową rodzinę. Że nikt nam tego nie zabierze. Że będzie dobrze.

Przestałam się torturować potencjalnymi oczekiwaniami ludzi wokół. Pogodziłam się z tym, że nie potrafię czytać w ludzkich myślach i nie staram się już przewidywać cudzych potrzeb. Nie jestem w stanie, wykańcza mnie to i nie mam na to czasu. Wolę go poświęcić na rozmowę z tymi, którzy chcą rozmawiać.



Mój życiowy sukces
Małżeństwo zaskakuje mnie swoją oczywistością i normalnością. Tak, jakby było naturalną koleją rzeczy. Jakbym od zawsze płynęła jasną, prostą trasą w jasnym, prostym kierunku.

To poczucie normalności jest dla mnie największym życiowym sukcesem. Wreszcie czuję, że jestem na swoim własnym miejscu i na naszych własnych zasadach.

Tak właśnie jest mi po ślubie.


...

Czyli normalność. Gdy ktoś do tego stworzony po prostu dalszy ciąg życia. Natura.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:32, 11 Sty 2018    Temat postu:

Co ma wspólnego małżeństwo ze wspinaczką? Bóg chce nas przez nie przeprowadzić
Natalia Białobrzeska | 11/01/2018

Paul Schlemmer/Stocksy United
Udostępnij 23 0
Lubię porównywać związkowe realia do wysokogórskiej wspinaczki. W górach pogoda może zmienić się w jeden kwadrans. Jak w życiu: wysoka wygrana, śmierć bliskiej osoby, dwie kreski na teście ciążowym.

Mówi się, że małżeństwo to ekstremalny sport, który może wykończyć najbardziej zakochaną parę. Dlatego coraz więcej młodych żyje na kocią łapę, albo tkwi w narzeczeństwie, albo panicznie boi się pojawienia dziecka, albo żyje w przekonaniu, że sformalizowanie związku będzie początkiem końca. I mają rację.

Czytaj także: „Sztuka kochania” według papieża Franciszka


Małżeństwo zmienia wszystko
Bo z dnia na dzień stajemy się odpowiedzialni już nie tylko za swoją wieczność, ale również za wieczność osoby, której włożyliśmy na palec obrączkę. A to wystarczający powód, by mieć pewność, że… wszystko zmienia się na lepsze.

Ksiądz Jan Twardowski pisał, że do nieba wejdziemy parami. Ale jak to zrobić, kiedy zdaje się, że ta wcale nieróżowa codzienność, chce nas rozdzielić? Bo dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość nie ułatwia otwarcia na nowe życie, a wręcz zachęca, by zamknąć serca na cztery spusty i nie pozwolić Bogu dojść do głosu (przecież wiemy, że On miewa nieziemskie pomysły!).

Bo dzień za dniem przeżywany razem pod jednym dachem, ze świadomością, że foch i spakowanie walizki nie wchodzi w grę, wyostrza zmysły na najmniejsze błędy drugiej strony. I to, co niegdyś odpuszczaliśmy sobie mrugnięciem oka i kwiatkiem z dopiskiem „przepraszam”, teraz jest sprawą życia i śmierci.

Bo rutyna i problemy, które już nie są „moje i twoje”, ale „nasze” skutecznie ostudzają libido. Bo, bo… Czy zatem w tak niesprzyjających „warunkach atmosferycznych” można przeżywać to ekstremalne wyzwanie małżeńskie, jako coś najlepszego, co mogło nas spotkać?

Czytaj także: Singielki i mężatki – dwie nieporównywalne drogi do szczęścia


Odpowiedzialność za cudze życie
Lubię porównywać związkowe realia do wysokogórskiej wspinaczki. W górach pogoda może zmienić się w jeden kwadrans. Jak w życiu: wysoka wygrana, śmierć bliskiej osoby, dwie kreski na teście ciążowym. Góry uczą pokory, poskramiania egoistycznych ambicji na rzecz towarzysza drogi. Jak w małżeństwie. Czasem trzeba zwolnić i tego ukochanego człowieka wziąć pod rękę, dopingować, bo przybity kryzysem zawodowym, chorobą albo czymkolwiek innym, traci siły. Góry uczą sztuki komunikacji i rozeznania. Tak też każdego dnia trzeba się dostrajać, upewniać wzajemnie w uczuciach i podejmować decyzje dla „naszego” dobra.

Góry uczą odpowiedzialności za cudze życie. Bo nie ma większej miłości od tej, gdy życie swoje oddajesz za przyjaciela swojego (por. J15,13). Uczą wdzięczności za przebytą drogę, a nie cel podróży.

Bo kto wie, gdzie znajdziemy się za te dwadzieścia lat? Tak naprawdę w swoich rękach mamy nasze „dzisiaj”. To najlepsza lekcja, by zostawić przeszłość, przestać uciekać w przyszłość, a zacząć żyć tym, co teraz. I wreszcie tak i w małżeństwie, jak i w górach nieustannie trzeba sobie przypominać, że do tego tanga trzeba trojga! Że Bóg jest tym, który chce nas w tym tańcu prowadzić. Że nie zdrzemnie się Ten, który nas strzeże (por. Ps121). Że to życiowe załamanie pogody, ten nagły uczuciowy chłód, ta droga mokra od łez i mgła, która dezorientuje, to być może najlepsza okazja – od dawien dawna – by zatrzymać się, ogrzać wspólnym objęciem i razem otworzyć Biblię. Być może to szansa na nowe. A wówczas nawet w tak niesprzyjających „warunkach atmosferycznych” będziemy pewni, że małżeństwo to najlepsze, co mogło nas spotkać!

...

Beda trudnosci aby bylo bohaterstwo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:26, 11 Sty 2018    Temat postu:

Jak zażegnać problemy małżeńskie? 5 sprawdzonych sposobów
Marcin Gomułka | 11/01/2018

@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Udostępnij 277 0
Jeżeli przeżywamy małżeńskie kłopoty, jest to znak, że najwyższy czas wzmocnić, co prawda osłabioną, ale nadal łączącą nas więź. Jak? Tych 5 skutecznych metod pomaga gasić nawet największe małżeńskie pożary.

Powrót do źródła
W dniu naszego ślubu złożyliśmy przysięgę, by wiernie stać, policzek przy policzku, wspólnie mierząc się ze wszystkim, co przyniesie życie. Ideał. Z biegiem czasu na każdym małżeństwie odbijają się różnego rodzaju konflikty i nieporozumienia. Kiedy się nawarstwiają, wtedy bardzo łatwo przestać angażować się w małżeństwo z taką intensywnością, jak to miało miejsce w dniu ślubu.

Tymczasem nie ma skuteczniejszego sposobu, by z powrotem napełnić się miłością małżeńską, od „powrotu do źródła”. Pamiętam doskonale pewną spowiedź, już będąc mężem, kiedy z ust kapłana usłyszałem słowa, które bardzo mocno wpłynęły i stale wpływają na moje męskie starania o szczęście żony. Ten leciwy zakonnik powiedział do mnie: „Przypomnij sobie Twoją pierwszą modlitwę małżeńską”.

Reklama
Czytaj także: Twój mąż i Twoja matka się nie dogadują? Podpowiadamy, jak rozwiązać konflikt


Aż do śmierci
Dziś, jeśli się coś zepsuje, to się tego nie naprawia, tylko wymienia na nowe, bo się tego „nie opłaca” naprawiać. Bazując na tej „ekonomii” miłości, wielu ludzi podchodzi dziś sceptycznie do idei nierozerwalności małżeństwa, bojąc się inwestycji z niepewną stopą zwrotu.

Pamiętam nasze pierwsze, dość zaskakujące zresztą („Jak to?! Już?!”), małżeńskie kłótnie. Mimo że „technicznie” nie różniły się od tych z okresu narzeczeństwa, dzięki wzajemnemu zobowiązaniu i obrączkom na palcach, mieliśmy pewność, że żadne z nas nie zrezygnuje.

Bo – wbrew temu, co mówi świat – wzajemne zobowiązanie jest naszym sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. To nie kula u nogi, ale kotwica, która zapewnia naszej małżeńskiej relacji stabilność.

Reklama


5 sprawdzonych sposobów, by zażegnać problemy małżeńskie
Jeżeli przeżywasz kłopoty małżeńskie, jest to znak, że najwyższy czas wzmocnić, co prawda osłabioną, ale nadal łączącą was więź. Jak? 5 skutecznych metod pomaga gasić nawet największe małżeńskie pożary.

Czytaj także: Kryzys w małżeństwie? Zajrzyj na stronę Ratuj Rodzinę
1. Zmień sposób myślenia
„Małżeństwo to związek na całe życie”. Czy te słowa brzmią jak wyrok, czy dają Ci poczucie bezpieczeństwa? Czy w obliczu trudności świta w głowie myśl o rozstaniu? Aby pogłębić zaangażowanie w związek małżeński, musisz traktować go jako coś nierozerwalnego!

2. Spójrz z miłością na swoją przeszłość
Twój pogląd na trwałość małżeństwa mógł zostać ukształtowany przez to, co wcześniej obserwowałeś w domu rodzinnym. Pamiętaj, że możesz ułożyć swoje życie według innego scenariusza. Nie jesteś skazany na powielanie błędów rodziców!

3. Zważaj na to, co mówisz
W ogniu kłótni powstrzymaj się od używania słów, których możesz żałować. Wzajemne oskarżenia nie tylko niczego dobrego nie wnoszą, a prowadzą do coraz ostrzejszej wymiany zdań i… podziału.

Reklama


4. Komunikuj, że cenisz waszą więź
Trzymaj na biurku w pracy zdjęcie męża. Codziennie pisz/dzwoń do żony, gdy bez niej wyjeżdżasz. Często wypowiadaj się w liczbie mnogiej: „my”, „z żoną, z mężem”. Nie chodzi o to, by robić coś „na siłę”, wystarczy jednak przypomnieć sobie czas Waszego pierwszego zakochania, by zrozumieć w czym rzecz!

5. Poszukuj zdrowych wzorców
Przyglądaj się dojrzałym małżeństwom, które dobrze sobie radzą z problemami. Czasem warto po prostu zapytać wprost: „Jak Wy to robicie?”. Jednocześnie nie lekceważ rad udzielanych przez pary, którym udało się stworzyć piękną relację.



Bóg jest wszechmogący
Gdy wyobrażam sobie przyszłość za kilka lub kilkadziesiąt lat, widzę nas razem. Po prostu. To nie pycha, to pragmatyzm: lepiej nie martwić się, że nasze małżeństwo się rozleci, tylko skupić się na naprawianiu wzajemnych stosunków w tym konkretnym, trudnym momencie.

Reklama
Bóg ma plan. Naszym życiowym zadaniem jest praca nad relacją i ufność, że wszystko wróci do „normy” – choć w danej chwili nie wiemy, jak i kiedy do tego dojdzie.

Przekonanie, że trwałości małżeństwa ostatecznie nic nie grozi, nawet gdy aktualnie przeżywamy kryzys, w naturalny sposób przyczynia się do rozwiązywania wszelkiego rodzaju problemów. Może właśnie dlatego słowa wspomnianego spowiednika ukazują wielka mądrość Kościoła, który sakramentalnym małżonkom już w tekście ich przysięgi daje potężną modlitwę zawierzenia: „Tak mi dopomóż Panie, Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci”. Kiedy wszystkie „sprawdzone” sposoby zawiodły, może warto kolejny raz wrócić do źródła?


...

Wszystko trzeba pielegnowac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:33, 13 Sty 2018    Temat postu:

Uratował jej życie… A potem poprosił o rękę
Cerith Gardiner | 13/01/2018

Amy Pizzacara/Pezz Photo
Melissa Dohme i jej przyszły mąż, Cameron.
Udostępnij 15 Komentuj 0
Wszyscy kochamy szczęśliwe zakończenia, ale ta wstrząsająca opowieść o młodej kobiecie szczególnie na nie zasłużyła.

20-letnia Melissa Dohme z Florydy marzyła, że zostanie pielęgniarką. Kiedy aplikowała na różne uniwersytety, zaczęła zauważać zmianę w zachowaniu swojego chłopaka Roberta Burtona. Spotykali się od czasów szkoły średniej. Przeciętnie uroczy i zabawny „łagodny olbrzym” stał się nagle zaborczy i, jak w eseju dla BBC napisała Melissa, zagroził, że się zabije, jeśli ona z nim zerwie.



Atak byłego chłopaka
Ta forma szantażu emocjonalnego jest typowa dla domowej przemocy i Melissa, co zrozumiałe, poczuła się jak w pułapce. Zdawała sobie sprawę, że zachowanie Burtona było złe, ale nie wiedziała, jak bezpiecznie zakończyć relację.

W październiku 2011 r. pijany Burton zaatakował ją fizycznie. Melissa zdołała uciec i zadzwoniła po policję. Chłopak został aresztowany i na 10 godzin trafił do więzienia. „Myślałam, że w końcu jestem od niego wolna” – mówi Melissa. Mimo że oficjalnie zerwali po tej nocy, ich drogi jeszcze nie rozeszły się na dobre.

Czytaj także: Przemoc domowa. Dlaczego na to pozwalałam?


Śmiertelna pułapka
Kilka miesięcy później Burton miał już podobno nową dziewczynę. W styczniu 2012 r. Melissa odebrała jednak od niego telefon.

Mówił, że potrzebował zamknięcia naszego okropnego związku i chciał się po prostu przytulić. Powiedział, że jeśli zobaczę się z nim jeszcze ten jeden raz, zostawi mnie w spokoju na zawsze.
Zapaliła jej się w głowie czerwona lampka, ale ją zignorowała.

Nie słuchałam swojej intuicji, która mówiła mi, że to największy błąd, jaki popełniam w życiu – opowiada.
Kiedy wyciągnął rękę, by ją przytulić, zabłysnął w niej nóż sprężynowy. Chwilę później zaczął ją dźgać. Jego atak był tak przerażający, że wolę nie wdawać się w szczegóły.

Jak opowiada Melissa: Miał zamiar mnie zabić. Wiedział, że zbliża się policja, więc chciał to szybko skończyć. Zostawił mnie leżącą na drodze. Myślałam, że za chwilę umrę. Modliłam się do Boga, by dał mi szansę.
Czytaj także: Magda Frączek: Życie nie jest nieustającą walką


32 rany kłute…
Wygląda na to, że Bóg jej wysłuchał. Mimo że umierała kilka razy na stole operacyjnym, Melissa wróciła do życia z bardzo poważnymi ranami, m.in. pękniętą czaszką, żuchwą i złamanym nosem. Kiedy jej stan był stabilny, zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Wiedziała od razu, że przed nią długa droga do wyzdrowienia.

Dziewiętnaście z 32 ran kłutych znajdowały się na mojej twarzy i szyi, więc nie byłam wcale podobna do siebie. Traciłam zęby. Moje włosy zostały zgolone, by lekarze mogli zeszyć rany na głowie. Połowa mojej twarzy była sparaliżowana.

Support Melissa/Facebook
Melissa Dohme po brutalnym ataku i później.
Melissa wylewała łzy, ale potem zaczęła być niewiarygodnie wdzięczna, co pozwoliło jej spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.

Moja wiara była silna i wiedziałam, że nie po to byłam wciąż na ziemi, by złościć się, że tak wyglądam. Poczułam się pobłogosławiona, dlatego, że żyłam.
Czytaj także: Jeśli on mnie pocałuje, umrę… Historia kobiety uczulonej na własnego męża


Ocalenie
Dzięki operacji i innym medycznym zabiegom, blizny zaczęły się goić. Melissa nie mogła się doczekać, kiedy wróci do szkoły i bliskich.

Pomyślałam, że mogłabym wykorzystać moje doświadczenie, by pomagać innym. Chciałam opowiadać ludziom, którzy doświadczają przemocy w związkach, że zasługują na miłość, szacunek i są wartościowi.
9 miesięcy po ataku, w październiku 2012 r., Melissa spotkała się z załogą ratowników, którzy pomogli ocalić jej życie. Jeden z nich, Cameron, zaprosił ją i jej mamę na kolację do siedziby straży pożarnej w następnym tygodniu.

Po spotkaniu Melissa zaczęła czuć do Camerona coś więcej, ale zastanawiała się: „Czuję się tak dlatego, że był jednym z tych, którzy mi pomogli?” – pytała siebie. Kiedy zdała sobie sprawę, jak wiele ich łączy, zaczęli się spotykać. Z Cameronem przy boku Melissa zyskała nowe poczucie sensu:

Spodziewałam się, że będę singielką do końca życia. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś będzie chciał umawiać się ze mną na randki. Byłam zniszczona i nosiłam ten potworny bagaż doświadczeń.
Cameron dał jej także siłę, by stanęła w sądzie przed Burtonem i patrzyła, jak wysyłają go do więzienia na całe życie, bez możliwości zwolnienia. „Wyszłam stamtąd z poczuciem, że odzyskałam swoje życie” – mówi.

Czytaj także: Ślubny savoir vivre – jak dobrze zaplanować ślub w kościele?


Ratownik się oświadcza
W 2015 r. Melissa wybrała się na boisko drużyny Tampa Bay Rays, by uroczyście rozpocząć baseballową rozgrywkę. W taki sposób postanowiono uhonorować jej pracę na rzecz ofiar domowej przemocy. Stanęła na kopcu i nagle zobaczyła zbliżającego się Camerona. Uklęknął na jedno kolano i podał jej piłkę z napisem „Wyjdziesz za mnie?”. Melissa powiedziała: „Tak!”.


Mark Loren Designs/Facebook
Cameron oświadcza się Melissie Dohme na boisku drużyny baseballowej Tampa Bay Rays.
Dzisiaj czuję się pobłogosławiona. Wiem, że ten atak to tylko jeden dzień w moim życiu i nigdy nie będzie mnie definiował.
Para pobrała się w kwietniu ubiegłego roku.

...

Bóg tez dopuszcza takie koszmary. To forma cierpienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:32, 14 Sty 2018    Temat postu:

Bezinteresowność – mój sposób na szczęśliwe małżeństwo
Maciej Jabłoński | 14/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Dążenie do szczęścia w małżeństwie nie polega na opieraniu się o własne ego. Zaspokajanie własnych pragnień bez uwzględniania potrzeb współmałżonka to najprostsza droga do kłopotów w relacji.

Bycie bezinteresownym jest przeciwieństwem egoizmu. Jeśli jesteśmy bezinteresowni, mniej myślimy o sobie, a bardziej o innych. To dziś trochę wychodzi z mody. Niestety więc, bezinteresowność często jest pomijana w relacjach. Istnieje przekonanie, że dążenie do szczęścia w samej swojej naturze powinno być oparte głównie na własnym dobru i zaspakajaniu własnych potrzeb. Nic bardziej mylnego.

Jak mówi znane porzekadło: „więcej szczęścia jest w dawaniu”. Dążenie do szczęścia w małżeństwie nie polega na opieraniu się o własne ego. Zaspokajanie własnych pragnień bez uwzględniania potrzeb współmałżonka to najprostsza droga do kłopotów w relacji.

Oto kilka rzeczy pisanych z perspektywy męża, których potrzebujemy od żon. Żono, Twój mąż może bać się prosić o te rzeczy, może nie wiedzieć, jak to zrobić lub po prostu wydają mu się one oczywiste.

Czytaj także: Co ma wspólnego małżeństwo ze wspinaczką? Bóg chce nas przez nie przeprowadzić


Twoja niepodzielna uwaga
Codzienność jest pełna „przeszkadzajek”. Praca, telewizor, telefon to tylko niektóre rzeczy, które mogą odciągać uwagę od małżonka. Chociaż Twój dzień może być męczący i uciążliwy, ważne jest, abyś poświęciła czas na wysłuchanie męża. On chce być słyszany, zwłaszcza gdy jest coś, co przeżywa w życiu osobistym lub zawodowym.

Kiedy to robisz, czuje, że jest ceniony. Kiedy tego nie robisz, wydaje się, że jego słowa nie mają dla Ciebie znaczenia. Więc jeśli czasem zastanie Cię przy domowych obowiązkach i zacznie mówić o rzeczach dla niego ważnych, zatrzymaj się na chwilę i wysłuchaj go. Chociaż z natury Wy, kobiety, macie podzielność uwagi, to jednak dla Twojego męża jest to ważne, żebyś w tych szczególnych sytuacjach stała się „niepodzielna”.



Dobry czas
O dobry małżeński czas we dwoje nie jest łatwo, szczególnie kiedy są dzieci. Wielu mężów nie prosi o czas sam na sam z żoną, ponieważ są tak pochłonięci codziennymi obowiązkami. Wielu z nas jednak tego potrzebuje, ale czasem czeka, żeby to żona zainicjowała małżeńską „randkę”.

Bez względu na to, jak jesteście pochłonięci prozą życia, Ty i Twój mąż potrzebujecie tego czasu, żeby utrzymać związek w zdrowiu.

Czytaj także: Mąż nie powinien być dla Ciebie całym światem… Zanim się obruszysz, przeczytaj


Romantyzm
Romantyzm jest jedną z najbardziej istotnych i zarazem jedną z najmniej wykonywanych „czynności” w wielu związkach małżeńskich. W naszym intensywnym życiu jest tyle rzeczy do zrobienia, że wielu mężom i żonom może być trudno znaleźć czas, aby być romantycznym. O wiele łatwiej (nie wiedzieć czemu), być romantycznym w narzeczeństwie lub podczas tzw. „chodzenia ze sobą”.

Może nie do końca jesteś przekonana o tym, ale zapewniam Cię, że Twój mąż potrzebuje „małżeńskiego romansu” i nie chce być jedynym, który go inicjuje. On chce, żebyś czasami zaplanowała taki czas. Bycie romantycznym wymaga pracy, jednak rozkoszowanie się tymi chwilami mocno wzmocni Waszą więź.



Twój dotyk
Mąż chce więcej fizycznej bliskości i dotyku – nie tylko seksu. Nie bój się przytulić się do niego podczas oglądania filmu, pocałować, czy złapać za rękę w miejscu publicznym.



Wsparcie
Twój mąż chce, żebyś była po jego stronie. Znajdź sposób, aby go poinformować, że „jesteś w jego narożniku” i może na Ciebie liczyć. Możesz pokazać swoją lojalność stojąc za swoim mężczyzną, kiedy czuje, że „świat jest przeciwko niemu”. Poinformuj go, że np. wspierasz go w jego pasjach. Pokaż mu, że cenisz to, co jest dla niego ważne. To dodaje poczucia „pracy zespołowej” i bezpieczeństwa.



Afirmacja
Ustna afirmacja jest ważna w każdym małżeństwie, a szczególnie, kiedy jest ona językiem miłości jednego ze współmałżonków. Niektórzy ludzie uważają, że słowa mają większą wagę niż działania, a jeśli Twój mąż jest jedną z tych osób, wolałby usłyszeć powody Twojej miłości niż jakikolwiek inny jej przejaw.

Możesz myśleć, że Twój mąż już wie, że jest dla Ciebie najbardziej wyjątkową osobą na świecie, ale on również chce to usłyszeć. Pamiętajcie, słowa maja moc.

Rzuć sobie wyzwanie, aby miłować swojego męża bezinteresownie. Zdecyduj się na bezinteresowność, jako środek do osiągnięcia szczęścia w swoim małżeństwie – nie tylko ze względu na Ciebie, ale ze względu na Twojego męża, którego tak bardzo kochasz.

...

W ogole polaczenie egoizmu z miloscia zakrawa na obled.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:20, 15 Sty 2018    Temat postu:

Szukasz męża? Nie szukaj „bratniej duszy”
Ashley Jonkman | 15/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Opowieść o tym, jak czas, praca i wzajemne przywiązanie zbliża małżonków do siebie.

„Czy on jest moją bratnią duszą?”

Zadawałam sobie to pytanie bez końca podczas randek z moim przyszłym mężem. Po kilku miesiącach spotkań zerwałam z nim, bo nie byłam pewna odpowiedzi.

Żałowałam tej decyzji z wielu powodów, w końcu zresztą zeszliśmy się ponownie, ale pytanie ciągle mnie nurtowało – a jeśli nie jesteśmy bratnimi duszami? Jeśli nie jest nam przeznaczone być razem? Oczywiście, pasowaliśmy do siebie… oboje byliśmy muzykami, kochaliśmy przyrodę, dzieliliśmy też najważniejszą rzecz w życiu – naszą wiarę. Ale martwiłam się, czy nie brakuje nam jakiejś mistycznej pieczęci, dowodu na to, że nasze dusze były sobie przeznaczone, zanim jeszcze się poznaliśmy.



Gdy Twój ukochany jest Twoim przeciwieństwem…
Zastanawiałam się nad tym także dlatego, że w wielu sprawach stanowiliśmy przeciwieństwo: po pracowitym tygodniu on wolał odpoczywać w domu, a ja byłam gotowa zwiedzać świat. Jego filmowe gusta były raczej… militarne; ja zaś wolałam kino wzruszające i spokojne. Nasza wspólna droga była dość wyboista, głównie dlatego, że miałam co do naszego związku nierealistyczne oczekiwania. Zanim poznałam mojego przyszłego męża, założyłam profil na portalu randkowym, i nieskończone możliwości wyboru kazały mi sądzić, że gdzieś w zasięgu ręki jest zawsze jakaś inna opcja. Każda z wad mego męża – na przykład pewna nieśmiałość w kontaktach z moją rodziną – kazała mi przypuszczać, że być może na Match.com znalazłabym kogoś zdolnego zabawić krewnych w każdych okolicznościach. Gdyby to właśnie był ten jedyny? Miałam wrażenie, że wciąż jeszcze mogę wybrać lepiej.

Ci, którzy szukają miłości, mają dziś zbyt wiele okazji. Rozmaite aplikacje i portale randkowe ułatwiają każdy wybór: od jednorazowych spotkań, przez luźne związki, po wybór życiowego partnera. Randkowicze mogą w nieskończoność szlifować swoje profile, nieustannie próbując przyciągnąć tę właściwą osobę. Nieograniczona niczym możliwość autoprezentacji może obezwładniać.

Z kolei aplikacje w rodzaju Tindera mogą wywoływać wrażenie, że starczy przewinąć kilka zdjęć, by znaleźć kogoś wartego uwagi. Ciekawa jestem, czy sama mentalnie „przewinęłam” – i odrzuciłam – potencjalnych partnerów, w przekonaniu, że za chwilę pojawi się ktoś doskonalszy.



Kto będzie wystarczająco dobry?
Zanim poznałam męża, mój najdłuższy związek trwał ledwie kilka miesięcy. Gdy tylko znalazłam coś niesympatycznego w aktualnym partnerze, niezwłocznie kończyłam znajomość. Jeśli za bardzo lubił sport, mlaskał przy jedzeniu albo miewał tłuste włosy – było po sprawie. Szukałam kogoś, kto spełni wszystkie moje oczekiwania, a nowe technologie randkowe ułatwiały mi trwanie w tym złudzeniu.

„Czy jest dla mnie wystarczająco dobry?”, zadawałam sobie pytanie. Byłam przekonana, że jestem dobrą partią, a facet, z którym się umawiałam, musiał być partią doskonałą. Owszem, moja lista oczekiwań była długa, a ja byłam pewna, że mam rację: współczesne przekonania o randkowaniu zakładają, że każdy może znaleźć swoją idealną drugą połowę; portale randkowe oferują możliwość sprawdzenia każdego z kryteriów. Nie trzeba dodawać, że problem stanowiła moja duma. Postawa „co możesz mi zaoferować?” była szkodliwa i destrukcyjna, jest też w istocie przejawem lenistwa.



Budowanie związku jest… budowaniem
Wymaga pracy. Również z mojej strony, a to oznaczało, że każdy człowiek – także idealny mężczyzna z portalu – ma swoje wady. Oznacza to też, że i ja mam wady, które ktoś będzie musiał tolerować.

Kiedy więc zeszliśmy się z moim przyszłym mężem ponownie, uznałam, że muszę przyjąć do wiadomości, że nie jest on ideałem – podobnie jak ja.

Nasz związek robił się coraz poważniejszy, a ja cały czas zmagałam się z problemem „bratniej duszy”, szukając rady u przyjaciół – starszych, mądrzejszych, zaprawionych już w małżeństwie. Jedna z przyjaciółek uświadomiła mi, że owszem, zawsze znajdzie się ktoś przystojniejszy, zamożniejszy, zabawniejszy, lepiej zbudowany itd., niż jej małżonek. Ale to siebie nawzajem wybrali, żeby razem budować swoje życie, i z czasem będzie im razem coraz lepiej.

Miała absolutną rację.

Małżeństwa miewają wzloty i upadki. Bywa, że czas jest trudny, jak wtedy, gdy czterokrotnie w ciągu pięciu lat przeprowadzaliśmy się do innych miast. Bywa, że jest spokojnie i radośnie, i cieszymy się błogosławieństwem naszego związku, szczerze za to wdzięczni.

Ale droga do radości i spokoju wymaga ciężkiej pracy. Nic nie przychodzi samo, zwłaszcza gdy ma się milion różnych zobowiązań – pracę, dzieci, finanse, dom – które są czasochłonne i zabierają energię potrzebną do budowy najważniejszej relacji w życiu.



Bo chcemy być razem…
Największą bliskość z mężem czuję wtedy, gdy spędzamy razem czas – jesteśmy ze sobą, pracujemy nad porozumieniem, rozwiązujemy wspólnie jakiś problem. Kiedy pracujemy nad tym, by sobie wzajemnie służyć, miłość rośnie. Kiedy wychodzimy ze skóry, by zrobić coś nawzajem dla siebie, rośnie nasze uczucie. Ta praca jest czymś, co zbliża do siebie nas i nasze dusze.

Mogę szczerze powiedzieć, że kocham mojego męża dziesięć razy bardziej niż w dniu naszego ślubu, ledwie sześć lat temu. Bogactwo naszego związku pomnaża się dzięki dzieciom, które przyszły na świat, dzięki urządzaniu się w innych miastach (więcej razy, niż byśmy tego chcieli), dzięki rozwiązywaniu konfliktów i wybaczaniu sobie. Oczywiście, miewaliśmy trudne wyzwania, kilka razy zastanawiałam się, czy jest gdzieś ktoś „lepszy” niż on.

Być może, w którejś aplikacji, ktoś taki istnieje. Na pewno znalazłby się ktoś, kto lepiej gra w koszykówkę, opowiada lepsze dowcipy czy zmywa lepiej od mojego męża. Gdzieś, ktoś zawsze będzie wydawał się „lepszy”, ale ci pozornie ciekawsi mężczyźni też przecież mają swoje wady. Może nie są równie pogodni, nie wybaczają równie łatwo i nie pałają żądzą przygód jak (niekiedy) mój ukochany. I należy on do mnie, a ja do niego – tę decyzję podjęliśmy razem. Kiedy zostajesz żoną, dowiadujesz się, że nie ma czegoś takiego jak „bratnia dusza”, bo to byłby ideał, partner doskonały. A na tym świecie nikogo takiego nie ma.

Słodycz naszej przyjaźni dojrzewa z czasem. Sprawdza się to w przypadku wielu par – sami znacie małżeństwa, które po 35 czy 45 latach są silniejsze niż kiedykolwiek. Pary, które trzymają się za ręce, chodzą na randki i flirtują w wieku 70, 80 lat. Nie wiem, czy po pięciu latach małżeństwa mogę powiedzieć, że mąż jest moją bratnią duszą. Chodzi raczej o umiejętność przetrwania – pracę nad wybaczaniem wad partnera i nad naprawą swoich własnych niedoskonałości – która tworzy więź i intymność, nieobecną przy pierwszym „przewijaniu”. Zdecydowaliśmy, że wybieramy wspólne życie, zdecydowaliśmy, że na zawsze połączymy nasze dusze. Tak rodzi się „braterstwo dusz”.

Czytaj także: Małżeństwo – dlaczego go pragniesz?
Czytaj także: Zakochana katoliczka. 9 rzeczy, które warto przemyśleć zanim powiesz „Tak”
Czytaj także: Szukasz klucza do udanego małżeństwa? Popracuj nad samooceną!


Artykuł pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Z punktu widzdnia samej natury najlepsza jest niezgodnosc charakterow w malzenstwie. Np. gdy jedna osoba oczekuje aby nja sie opiekowac a druga wrecz przeciwnie nie lubi gdy ktos sie nia zajmuje ,,bo nie jest dzieckiem". Wtedy nastepuje idealne dopasowanie. A teraz wezmy dwie osoby o tym samym charakterze! Obie chca sie opiekowac drugim i obie tego nie lubia! Jak tu przetrwac?! A zatem przdciwienstwa sie przyciagaja jak w fizyce!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:00, 16 Sty 2018    Temat postu:

Dlaczego się nie udało? Jak się odnaleźć po rozstaniu
Zyta Rudzka | 16/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Rozstanie to nie cofnięcie się w samotność, ale krok do przodu. W nieznane, zatem również i w to dobre.

Miałaś marzenia, plany, marzyłaś o ślubie. I nic. Zostałaś sama. I właśnie z tą Samą – powinnaś porozmawiać. Szczerze. Bez nadmiernej czułostkowości.

To trudne, bo w złych chwilach chętnie uciekasz od siebie. Desperacko szukasz pomocy. U przyjaciółek na przykład. Opowiadasz, zwierzasz się, płaczesz. Milkniesz i słuchasz podobnych okrutnych, złych historii o miłości bez happy endu. Znowu opowiadasz. I tak bez końca.



Rozstanie. Jak szukać wsparcia?
Wsparcie bliskich osób jest dobre, ale to w sobie szukaj oparcia.

Paradoksalnie, cały czas mówisz o sobie, ale jednocześnie z tych słów budujesz mur. Uczucia wychodzą ze swych granic, i „zalewają racjonalne obszary mózgu”. Topisz się w tej nadmiarowości przeżywania. To zanurzenie sprawia, że tracisz kontrolę nad tym, co przeżywasz. Opowiadasz i opadasz na dno. Przeżywasz, dręczysz się i nie możesz się wynurzyć. Nie dajesz sobie szansy, żeby wydostać się na powierzchnię. Postaw tamę zalewającym emocjom.

Czasami zerwanie jest gwałtowne, brutalne, nieoszczędzające. Nie ma rozmowy. Nie ma odejścia w zgodzie, w szacunku, z godnością. I wtedy trudniej się pozbierać. A bardzo łatwo zrobić z siebie ofiarę i męczennicę na kilka następnych lat.



Dlaczego odszedł?
A może z całego kłębka rozstania wyjmujesz jedną nitkę i przędziesz z tego własną opowieść o porzuceniu. To Twoja opowieść. Masz do niej prawo. Pod warunkiem, że uznasz: Mogę się mylić. Ten, z którym się rozstałaś. Ten, który może Cię porzucił, zranił i zawiódł Twoje zaufanie. Albo coś obiecał i słowa nie dotrzymał. Prawdopodobnie, on też ma swoją wersję wydarzeń. I tak jak Ty też ma do tego prawo.

I ma jeszcze jedno prawo – nie musi się dzielić swoimi powodami odejścia. Może, ale nie musi.

Sytuacja nie jest zawsze czarno-biała, zazwyczaj taka nie jest.

Może lepiej uznać, że przyczyny rozstania to zawsze wierzchołek góry lodowej. Niby coś wiemy, ale tak naprawdę ukryte fakty mogą podważyć naszą wiedzę.

Nie zajmuj się jego uczuciami, motywacjami, obecnym życiem – nie jest to łatwe, ale konieczne.

Teraz już za późno, żeby robić protokół rozbieżności. Ale nie jest za późno, byś Ty zobaczyła swoją historię porzucenia. Jak najbardziej uczciwie. Mądrze. Obiektywnie. Bo tylko tak możesz w rozstaniu zobaczyć coś, co Cię zbudowało, a nie sprawiło tylko ból.

Dobrze jest odreagować, ale potem warto zacząć myśleć.



Bądź bliżej siebie
Nawiąż kontakt ze swoimi uczuciami. Przyjrzyj się im, a nie ulegaj. Furia, panika, płacz, reakcje odwetowe, żal, poczucie krzywdy. Zaopiekuj się tymi emocjami.

Zwrot: „Zaopiekuj się” zakłada przyjęcie postawy dorosłej wobec tego, co się wydarzyło.

Jesteś dorosła, a więc odpowiedzialna. Odpowiedzialna, a więc również zdolna do zobaczenia swojego udziału w tym, co się stało.

Zobacz, z kim byłaś, ale też jaką byłaś?

Co to w Tobie zmieniło? Czy to jest odmiana pozytywna? Może negatywna? Dlaczego? Odpowiedzi nie zawsze muszą być kojące. Ale nie o to chodzi, żeby nie bolało. Dobrze, jak rozstanie boli. To znak, że przeżywałaś coś ważnego, istotnego. Że nie pozwalasz sobie na bylejakość w bliskości.

Że może tu coś zaniedbałam. Czegoś celowo nie widziałam. Albo umniejszałam jego winy, a nie powinnam pozwolić, żeby on tak się do mnie odzywał, tak się zachowywał. Być może wcześniej powinnam się wycofać.

Uświadomienie sobie tych momentów, kiedy nie chciałaś widzieć, słyszeć i reagować – nie jest łatwe. Powoduje bezradność, gdybym zareagowała, może bylibyśmy teraz razem.

Ale w tamtym momencie zrobiłaś to, co mogłaś. Nie umiałaś. Nie potrafiłaś. Ale chciałaś jak najlepiej. I tak to zostaw.



Przeszłość to przeszłość
Odzyskujesz ostrość widzenia.

To oczywiście sprawia, że pojawia się złość, gniew. To energetyczne uczucia. Pozwalają się wydobyć z przeszłości.

I nagle te wszystkie skłębione myśli i uczucia zaczynają w Tobie pracować. Słuchasz się i chcesz się usłyszeć. Chcesz nie tylko zrozumieć: dlaczego tak się stało, że nie jesteśmy już razem. Chcesz zrozumieć samą siebie. I zaczynasz się odzyskiwać.

Już nie leżysz przywalona stertą bolesnych uczuć MY, ale pojawia się JA.

Pojawia się odpowiedzialność za to, jak żyję. Że może jednak szkoda żyć czasem przeszłym dokonanym.



Trzeba po prostu posprzątać
Symbolicznie. Zastanowić się, co zostawiam, a co wyrzucam na śmietnik. Co przyda mi się, żeby lepiej się czuć, a co mnie niszczy, ogranicza, zaśmieca emocjonalnie i zagraca moją wewnętrzną przestrzeń, nie dając nic w zamian.

Warto przepracować krzywdę, zresetować pretensje i oczekiwania. Zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba sprzątnąć. I tyle.

No i pozamiatane!

I co teraz? Ładnie posprzątane, wyczyszczone i… pustka? I już wskakuje lęk przed byciem samą.

Jak ja teraz sobie to wszystko urządzę? Czy znajdę siły? Poznam kogoś czy nie. Będę bała się powtórnego skrzywdzenia czy zachowam wiarę i zaufam.

Boisz się żyć sama, ale przecież już to doskonale umiesz.

Jedno jest pewne, z pewnością zaczynasz nowe życie. W swoim własnym towarzystwie. I tylko od Ciebie zależy, czy będziesz czuła się ze sobą dobrze. Bycie solo to odkrywanie, czego tak naprawdę chcemy dla siebie. Możemy przestać przeżuwać ból rozstania, rozpoznać problemy, jakie doprowadziły do zerwania i pójść dalej.



Życie to ciągłość doświadczeń
Straciłaś kogoś, ale idziesz dalej. Daj sobie prawo do życia po rozstaniu. Do życia dobrego, udanego.

Utrata bliskości nie jest wejściem w samotność. To wyjście naprzeciw samej siebie. Droga do samopoznania, lepszego zrozumienia się.

I teraz znowu patrzysz na siebie samą. Jaką kobietą jesteś? Tu i teraz. Przecież nie określa Cię tylko przymiotnik „porzucona”. Znajdź dla siebie inne słowa. Dobre. Zobacz się .

....

Jesli poszukujemy to logicznie chodzimy tu i tam. Wiekszosc z tych miejesc nie jest tym o co chodzi. Zatem trzeba wrocic. Tak samo z szukaniem malzonka. Wiekszosc spotkanych to nie ten! Zatem trzeba byc przygotowasnym na rozstanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:41, 18 Sty 2018    Temat postu:

Ślub – biała suknia, tradycja czy może coś więcej?
Katarzyna Wyszyńska | 18/01/2018

Charisse Kenion/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Ślub konkordatowy to wciąż najczęściej wybierana w naszym kraju opcja oficjalnego zawarcia związku. Czasem mam wrażenie, że bardziej ze względu na ładne tło do zdjęć i babcię ze słabym sercem, niż obecność Gospodarza tego miejsca.

Widzialny znak niewidzialnej łaski
Wydaje się, że ślub kościelny jest przywilejem wierzących (na marginesie dodam, że bez tej motywacji trudno by było mi znieść wszystkie formalności i wymogi związane z ceremonią kościelną). A dla osób wierzących, małżeństwo jest zawarciem sakramentu. Definicja z katechizmu, przytoczona w tytule akapitu, może nieco zbić z tropu.

Moja ulubiona scena w fenomenalnych Opowieściach z Narnii, to ta prawie już końcowa w ostatnim tomie. Gdy wszystko, tak po ludzku, się wali. Królestwo ginie, pogrążone w chaosie toczącej się ostatniej bitwy. Król Tirian zostaje zepchnięty w walce do pułapki, której miał unikać, owianej tajemnicą i grozą stajni. Są tam już karły – siedzą w ciemności, narzekając na błoto i niewygodę. Króla jednak, po wpadnięciu do środka, oślepia światło.

Czytaj także: Szukasz męża? Nie szukaj „bratniej duszy”
Po chwili dostrzega, że kilka kroków dalej zaczyna się inny wymiar, świat jeszcze piękniejszy, jeszcze wspanialszy niż jego ukochane królestwo, które płonie za drewnianymi drzwiami. Widzi pięknych, dostojnych Królów i Królowe, widzi, jak najlepsze owoce i najprzedniejsze trunki podaje wspaniały Aslan karłom, im jednak zdaje się, że jedzą siano i zgniłą kapustę. Nakładają się dwie rzeczywistości. „(…) Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli” (Mt 13,14-15).



Prawdziwy Gość
Wiem, że nie tylko w moim odczuciu, ceremonia naszych zaślubin była takim czasem. Choć nie wszyscy tego doświadczyli. My namacalnie odczuwaliśmy Ducha – jak wylewał radość, jedność, pojednanie na nas i nasze rodziny.

To był jeden z tych nielicznych dni, gdy Jego obecność była dla mnie tak niezaprzeczalnie odczuwalna, jakby stał obok i Duchem i Ciałem. Jakby przyszedł jak jeden z naszych gości, zaproszonych na uroczystość. Zajął swoje miejsce w ławce kościelnej i obiecuję Wam, że był przez cały czas uśmiechnięty, rozradowany, i świetnie się bawił na weselu.

Czytaj także: Jak tam po ślubie?


To nie magia
Sakrament jednak to nie magia, a przysięga przed Bogiem, i nie gwarantuje bajkowego „długo i szczęśliwie”. Nawet wtedy, gdy przysięgamy przed Nim, On zostawia nam wolną wolę i stety-niestety, mamy prawo zaprzepaścić nawet największe łaski.

Potrzeba czegoś więcej niż słów. Potrzeba otwartości, wiary, chęci współpracy. Nadziei, zaufania. Szczerego serca. Cóż, tego wszystkiego, o czym już po raz kolejny (nuda…) słuchamy w standardowym pakiecie czytań ślubnych – w liście o miłości do Koryntian („słuchać będziecie, a nie zrozumiecie…”?).

Sam to się robi tylko bałagan. Relacje kształtujemy my. Z łaską jest nam łatwiej, ale to wciąż my jesteśmy odpowiedzialni za to, by codziennie, długoterminowo zdobywać się na te wszystkie heroiczne czyny – przeprosiny, mimo że wiemy, że mamy rację, wybaczenie, mimo że to nas skrzywdzono, czy pamiętanie o drobnych gestach miłości i miłych niespodziankach.

Mimo że sam nie miał żony, św. Ignacy jakby pisał o nas, małżonkach: „Tak Bogu ufaj, jakby całe powodzenie spraw zależało tylko od Boga, a nie od ciebie; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał to wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła”.



Najpierw belka, potem drzazga
Jeśli rzeczywiście są tacy, co biorą ślub w kościele tylko po to, by zaprezentować się w białej sukni – cóż, wiele tracą. Jednak nawet wtedy, gdy nam wydaje się to szczytem hipokryzji – nie mamy prawa do ocen. Gdy panna młoda ma ciążowy brzuch. Gdy para już od wielu lat ze sobą mieszka. Gdy sami przyznają, że skłoniła ich tylko tradycja albo upierdliwa teściowa. Nawet wtedy, nie mamy bladego pojęcia, jak patrzy na nich Bóg.

Są w końcu w Jego domu, więc może siedzi gdzieś w ostatniej ławce, przez nikogo niezauważony i wszystkiemu się przygląda. I to On, a nie my, zna myśli ich serc. To On będzie ich Sędzią. Tak samo jak i naszym. Może właśnie siedzi w tej ławce obok nas, i słyszy małostkowe, powierzchowne wyroki. To On przenika skryte motywacje, zna historie i intencje.

Nie wiemy, czy mądry ksiądz głoszący kazanie ślubne, nie otworzy szerzej słuchających go serc, na ten drugi, niewidzialny wymiar. Może wybrali to miejsce, tę przysięgę, bo jest w nich wielkie pragnienie Boga, choćby głęboko ukryte w pragnieniu piękna, a przynajmniej pięknego tła do zdjęć.

...

Istotnie dla samej ceremonii wysilek bez sensu. Dopiero gdy uswiadomimy sobie sens nadprzyrodzony, sakramentalny to inaczej patrzymy. W ogole cale zycie! Bez swiadomosci Boga to jest tylkl udreka bez sensu! Dopiero gdy rozumiemy ze kazde cierpienie ma sens chce sie zyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:49, 18 Sty 2018    Temat postu:

Szukasz pomysłu na randkę? To prostsze niż myślisz
Katarzyna Skrzypek | 18/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij Komentuj
Nie ma jednego przepisu na idealną randkę, bo ile związków – tyle historii, ile osób – tyle upodobań. Dlatego nie podam gotowej recepty na udany czas we dwoje. Ale znajdziecie tu kilka pomysłów.

Niedawno dwie osoby zwróciły się do mnie z pytaniem o radę, gdzie mogą zabrać swoją połówkę na randkę. Jedną z nich była moja przyjaciółka, będąca z chłopakiem kilka miesięcy. Drugą znajomy, który od ponad 10 lat jest żonaty. Jak widać, temat jest uniwersalny, bo każdy z nas głowi się, jak uszczęśliwić osobę, którą kocha.

Oczywiście, nie ma jednego przepisu na idealną randkę, bo ile związków – tyle historii, ile osób – tyle upodobań. Dlatego poniżej nie podam gotowej recepty na udany czas we dwoje. Znajdziecie tu kilka pomysłów. Mam nadzieję, że któryś Was zainspiruje!



Zabierz mnie do…
… teatru/kina/muzeum/na koncert. Pamiętajcie tylko, by wybierając spektakl, film, wystawę, koncert, kierować się także (a może głównie?) gustem osoby, którą zapraszacie.

Nie wyobrażasz sobie wyjścia do kina, bez krwawych scen rodem z Tarantino, ale Twoja dziewczyna woli przesłodzone komedie, których zakończenie znasz po 5 min filmu? A może Twój chłopak uwielbia ckliwe ballady, a Ty kochasz punk rocka? Zagryź zęby i wybierz coś dla ukochanego/ej. Albo! Zaplanuj dwa wyjścia – dzisiaj coś dla niej. Za dwa tygodnie – dla niego. Brzmi dobrze, prawda?

Czytaj także: Pierwsza randka – o czym rozmawiać?


Zostańcie na jeden wieczór szefami kuchni
Większość osób, którym zadałam pytanie, z czym kojarzy im się randka, odpowiedziała: z romantyczną kolacją. Obowiązkowo w restauracji z wyższej półki, z winem i świecami. A jeśli to nuda? Może i tak, ale jeśli tyle osób wybiera kolację na randkę, to… jednak coś za tym stoi.

A gdyby tak, zamiast gotować w domu, stresując się myślą, że nasza druga połówka krzywo kroi cebulę/patrzy nam na ręce/mięso przypiekło się w piekarniku/jest już późno, a jeszcze trzeba posprzątać… gdyby w zamian pójść do restauracji i tam coś ugotować?

To proste! Coraz więcej restauracji organizuje jednorazowe kursy, odkrywając przed uczestnikami kilka tajników przygotowywanych przez nich pyszności! Wspólny kurs sushi brzmi dużo ciekawiej niż dziesiąta kolacja w tym samym miejscu, prawda? Chyba że planujecie zabrać swoją połówkę do knajpki, w której dawno temu odbyła się Wasza pierwsza randka i będzie to dla Was podróż sentymentalna.

Czytaj także: Randki małżeńskie? Zdecydowanie tak!


Zaskocz mnie!
Przyznacie, że powyższe propozycje nie były specjalnie szokujące czy niespotykane. Z pomysłów na randkę, jako pierwsze przychodzą nam na myśl: kino i kolacja. I nie ma w tym nic złego, to zawsze dobry pomysł na wyjście.

Ale gdyby tak przełamać ten schemat? I umówić się np. na masaż dla pary? Godzina odprężenia każdemu się przyda, a wspólne SPA z pewnością dobrze nastawi Was na resztę wieczoru. Z niebanalnych pomysłów proponuję też wyjście do escape roomu – można dobrać jego tematykę do Waszych zainteresowań, a godzinne wyzwanie wydostania się z pokoju przemieni każdego sceptyka w zdeterminowanego łamacza szyfrów (sprawdzone!). A może zabierzesz swoją sympatię do parku trampolin dla dorosłych?



Teach us, master!
Wszelkie warsztaty to zdecydowanie dobry pomysł na randkę! Dlaczego? Robienie czegoś nowego we dwoje jest doskonałą okazją, by bliżej się poznać, zdobyć nowe umiejętności, odkryć skrywane (nawet przed samym/ą sobą) talenty i przekroczyć własne granice i strach.

Poza tym robienie zupełnie nowych rzeczy może dać Wam wiele frajdy! Zajęcia z garncarstwa, lekcja tenisa, nauka salsy… Jeśli nie jesteście przekonani, czy oboje to polubicie i boicie się zapisać od razu na roczny kurs tańca, możecie znaleźć imprezy taneczne, które poprzedza nauka kilku kroków. Kto wie, może nieśmiałe podrygiwanie przy muzyce, zmieni się dla Was w przetańczoną noc?

Czytaj także: Pierwsza randka. 9 kwestii, które warto na niej omówić


Na dwór lub na pole
Potrzebujecie endorfin? Aktywności na świeżym powietrzu ich Wam dostarczą. Wycieczka rowerowa za miasto i piknik? Spływ kajakowy we dwoje? Podziwianie gwiazd na spacerze? Wstanie nad ranem, by zobaczyć wschód słońca? Łyżwy lub wypad na narty? Wizyta w zoo? Bomba!

Możecie też przedłużyć randkę i zaplanować krótką podróż – wyskoczyć poza miasto na weekend i zapomnieć na chwilę o wszystkich troskach i zmartwieniach.



Domowo i zacisznie
Jeśli jesteście zmęczeni pracą i szukacie chwili spokoju dla siebie w domowym zaciszu lub po prostu męczą Was ciągłe wyjścia na miasto, możecie zorganizować wspaniały wieczór u siebie. Może zamiast iść do winiarni, zrobicie degustację dobrych win w domu? A w miejsce krzyczenia w tłumie na imprezie karaoke, wybierzecie ulubione piosenki i pośpiewacie je razem u siebie na kanapie? Jeśli któreś z Was gra na instrumencie, to dodatkowy atut!

Planując randkę, możesz obrać dwie drogi: wsłuchać się w upodobania i potrzeby drugiej osoby, pomyśleć, co najbardziej ją ucieszy lub zorganizować coś niespodziewanego i nie bać się jej zaskoczyć. Jeśli non stop jesteście w biegu, wybierz coś, co będzie dla Was obojga relaksujące. Jeśli najczęściej siedzicie w domu i macie już trochę tego dość, zaplanuj coś, co przełamie rutynę.

Najważniejsze jest to, by spędzić czas we dwoje. Wyłączcie na ten czas telefony i w 100% bądźcie z drugą osobą. Niech nic Was nie rozprasza. Przegadajcie to, co trzeba i wytańczcie to, co powinniście. Poznajcie lepiej swoją połówkę lub zachwyćcie się nią na nowo!

...

Chodzi o to po prostu aby wspomnienia byly piekne. To jest ocena tego czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:41, 25 Sty 2018    Temat postu:

9 pomysłów, jak możesz go w tym wesprzeć
Marlena Bessman-Paliwoda | 25/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Mężczyzna ojcem się nie rodzi. On się nim staje. Może tej roli na pierwszy rzut oka nie widać, ale w tym „stawaniu się tatą” Ty, jako żona, masz wielki wpływ. I tu zagadka: co możesz zrobić, aby mąż był po prostu fajnym tatą?

Jak wspierać ojcostwo męża?
Gdzie nie czytam o ojcostwie, tam głównie dowiaduję się o kryzysie ojcostwa i męskości. Tylko że ja nigdy wcześniej nie widziałam tylu świadomych ojców, jak teraz. Sama doświadczam w życiu rodzinnym tego, że bycie tatą może być dla mężczyzny karierą, radością i dobrą zabawą, nie zaś obowiązkiem i przerywnikiem między połowami meczu.

Jako mamie zależy mi na tym, aby moje maluchy miały szczęśliwy dom. Cała masa rzeczy pod tym hasłem się kryje, jednak coraz częściej uświadamiam sobie, że obecność taty jest dla dziecka (ba! mamy i żony też!) konieczna. Drogie Panie! My-mamy-MOC-w-tym-temacie! Czas ją tylko wykorzystać!

Mój Luby jest na ten czas tatą dwóch synów. Doskonale pamiętam początki i gdybanie: „jakim-tatą-będę?” i „jakim-tatą-chcę-być?”. Jako dziewczynę, która ojcostwo w swoim życiu musiała przepracować, bo go nie doświadczyła, te zdania bardzo mnie poruszały.

Czytaj także: Czy ojcostwo zmienia coś w życiu mężczyzny?


Dobre słowo, docenienie
Nie znam człowieka, który nie lubi, jak się docenia jego działania, a może…? Nie, nie. Nie znam i już! Dla mężczyzny jest to szczególnie ważne. Badania pokazują, że docenianie to jeden z większych motywatorów.

Zgodne to jest ze zdrowym rozsądkiem i praktyką życia, prawda? Dlatego doceniaj, doceniaj i…doceniaj. I teraz może myślisz: taaa, ale za co? Na początku może być trudno i szukać trzeba będzie jakby na siłę (pytanie, czy zauważasz wszystko, co można doceniać), ale z czasem nie nadążysz chwalić. Zacznij, a zobaczysz, że to działa!



Inspiruj, podpowiadaj
… ale w nienachalny sposób. W czasie rekolekcji online, które prowadziłam z Agnieszką Banaszek, napisało do mnie kilka kobiet, że ich mężowie nie czytają rozważań, a one by chciały… i już podrukowały, i stoją nad tymi biednymi facetami, a oni mówią NIE.

– Marlena, co robić?

Pojęcia nie mam! Mój mąż jednak podpowiedział, by nie mówiły za dużo, co ci mężowie mają robić. Odpisywałam wtedy: Wydrukuj, połóż w widocznym miejscu i powiedz, że coś tam czytałaś, coś tam jest do poczytania, jeśli chcesz… ale nie musisz… [i tyle!]. Tak bez ładu i składu, ale tak mu powiedz.

Tydzień później odpisywały, że działa! Jeden mąż to nawet pierwszy czytał niż żona, bo się wciągnął, część z kolei czytała razem.

Władczy ton nic nie da. Mężczyzna chce czuć, że nie jest przymuszany. Do tematu jednak! Inspiruj męża, opowiadając historie, które zasłyszałaś, i które są warte przekazania.

Czytaj także: Ojcostwo – pasja większa niż seks


Daj konkret
Podaruj bon na warsztaty lub inspirujące spotkanie. Mnie urzekły warsztaty, gdzie tata z synem (lub dziadek z wnukiem) mają przestrzeń do pracy z narzędziami. Czego mężczyznom trzeba więcej? Czas dla siebie, rozwijanie relacji plus konkretny produkt (np. ławka) na koniec.



Napisz list „dziękuję i doceniam”
Dla mnie, co napisane, to lepiej działające. Na tegoroczny Dzień Ojca wymyśliłam, aby poza laurkami, które z maluchami zrobimy dla taty, dorzucić coś od siebie.

Napiszę list, w którym podziękuję i docenię męża za to, jakim jest tatą. Pomyślałam, że w sumie on może nie wiedzieć, że uważam go za świetnego ojca. Za często dobre myśli kumulujemy [tylko] w głowie. Trzeba je wysyłać i mówić światu!

Czytaj także: Dariusz Kamys dla Aletei: Ojcostwo to najwyższa forma sztuki


Mów otwarcie o potrzebie uczestniczenia w życiu dzieci
Czyli tzw. kawa na ławę. Badania pokazują, że ojcowie są bardziej gotowi do zaangażowania w wychowanie dzieci, jeśli wiedzą, że może to mieć istotne znaczenie w ich życiu. Prosto i konkretnie trzeba powiedzieć: Jesteś potrzebny i ważny.



Chwal przy dzieciach
Mów dobrze o mężu przy dzieciach. Buduje to atmosferę przyjaźni w domu, ale także pośrednio pokazuje mężowi dobrą drogę. To tak jakbyś mówiła: To, co robisz, jest dobre.



Podrzuć wartościową książkę
Po narodzinach naszego Pierworodnego pierwszym prezentem dla męża była książka o ojcostwie „Siedem sekretów efektywnych ojców” Kena Canfielda. Właśnie zerknęłam do dedykacji… Napisałam w niej: „Mój Kochany! Jesteś pretendentem do tytułu «Taty Wspaniałego». Już teraz to widzę, a nawet widziałam wcześniej. Niech ta książka pomoże Ci w zobaczeniu tego, co ważne, a trudne do ujrzenia. Razem przejdziemy wszystko – kolki, pierwsze miłości naszych pociech, a potem ich «wyjście z domu». Razem. Twoja Żona i Mama Twoich Dzieci”.

Dziś widzę, że nadanie tytułu przed wydarzeniem zaprocentowało.



Włączcie sobie film
Oczywiście z historią ojcostwa w tle. Polecam szczególnie: „Życie jest piękne”, „Most” i „W pogoni za szczęściem”. Cytat z ostatniego filmu:

Ojciec i syn rzucają piłką do kosza. Najpierw syn, któremu się nie udaje trafić, potem ojciec:

– Pewnie będziesz tak dobry, jak ja. Czyli poniżej średniej. Przykro mi, ale to tak jest. Będziesz miał różne inne zdolności. Ale na to – spogląda na piłkę – trochę szkoda czasu.

– Jasne – chłopiec odrzuca piłkę zrezygnowany.

– Hej! Nie daj sobie nigdy wmówić, że czegoś nie dasz rady. Nawet mnie. Jasne?

Czytaj także: Chcesz być dojrzałym mężczyzną? Zostań tatą!


Pomysł bonusowy: Modlitwa za ojcostwo męża
Nie znam gotowej modlitwy, zresztą można spontanicznie, z serca powiedzieć kilka słów. Moja modlitwa często brzmi: Uwielbiam Cię, Panie, w ojcostwie mojego męża. W tym, jako ono wygląda i jak, z Twoją pomocą, może się rozwinąć.

Nie bój się, że swoją kobiecą wizją zniszczysz plan na właściwe, męskie ojcostwo. Nie rozumiem często męskiego świata, ale to wcale nie oznacza, że mam go szerokim łukiem omijać.

...

Trzeba sie wspierac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:27, 25 Sty 2018    Temat postu:

się biorą
Jason Craig | 25/01/2018

Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
To, co na temat relacji z teściową ma do powiedzenia psychologia, może Was nieco ukoić.

Związki teściowych i synowych należą do najtrudniejszych spośród wszystkich rodzinnych relacji. Zdarza się, że te dwie kobiety pozostają w bliskiej zażyłości, ale często bywa i tak, że sytuacja jest napięta, a kruchy rozejm trzeba renegocjować co parę miesięcy. Słowo „rozejm” przywodzi na myśl działania wojenne – i to prawda, niekiedy te związki to istna wojna podjazdowa.

Dlaczego tak się dzieje? Jeśli to wojna, gdzie jest jej powód? Z mojej perspektywy odpowiedź jest prosta: teściowa i synowa walczą o syna/męża.

Czytaj także: Magda Frączek: Już teraz ćwiczę, żeby kiedyś dać synowi wolność


Chłopcy potrzebują mam
Żeby to lepiej zrozumieć, musimy zwrócić uwagę na jedyną w swoim rodzaju więź między matką a synem. Jeśli chodzi o syna, badania dowodzą, że brak właściwych związków z matką sprawia, iż mężczyźni są bardziej gwałtowni i przejawiają też inne nieprawidłowości w zachowaniu.

Nie dotyczy to dziewcząt. (Dziewczęta i kobiety na ogół nie są tak agresywne fizycznie jak chłopcy i mężczyźni). O ile więc często podkreśla się rolę ojca w wychowaniu chłopców, jest na to odpowiedni czas, ale we wcześniejszych latach to więź z matką uczy chłopca tego, czego będzie potrzebował jako mężczyzna. Uczy się on miłości z jej spojrzenia i troski. Innymi słowy, mężczyzna wychowuje mężczyznę, ale my chcemy więcej – chcemy chrześcijańskich dżentelmenów, a delikatność w nich kształtują właśnie matki.

Przywiązanie do syna jest ze strony matki niezwykle silne w porównaniu do więzi z córką. Córka upodabnia się z wiekiem do matki, syn zaczyna się od niej różnić. Grawituje ku męskiemu towarzystwu – ku mężczyznom i przyjaciołom, chce stać się takim jak oni. W okresie dojrzewania zbliża się do ojca. Relacja z matką rozluźnia się więc, nawet jeśli tej więzi nie da się nigdy zerwać (pomyślcie o Jezusie, który „opuszcza” Matkę podczas swej publicznej służby w „sprawach Ojca”).

To nie znaczy, że chłopiec kocha matkę mniej lub wcale. Ale w pewnym momencie rozpoznaje tę relację jako związek mężczyzny i matki, nie chłopca i matki. Jest tu różnica.



Potrzeba oddzielenia
Więź z matką jest szczególna, ale chłopiec musi przeciąć „paski od fartucha”, inaczej ryzykuje pozostanie „maminsynkiem”. Dorosłych mężczyzn, niezdrowo przywiązanych do matek, nazywamy „maminsynkami” dlatego, że część procesu stawania się mężczyzną polega na oddzieleniu się spod matczynej kontroli. Jeśli nie dojdzie do odseparowania, zawsze pozostaje element chłopięcości.

To może być trudne dla matek, bo mają one dla swoich synów specjalne miejsce w sercu. Odkryto zresztą, że DNA syna pozostaje na zawsze w organizmie matki: w jej mózgu, sercu i i innych organach. „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy w swoim sercu”… Wiemy, że związek matki i syna jest niezwykle głęboki, ale to potwierdza, że syn pozostaje na zawsze – dosłownie – w sercu matki.

Powód, dla którego owa separacja jest niezbędna, to fakt, że mężczyzna pozostawia pierwiastek kobiecy, reprezentowany przez matkę, by zastąpić go pierwiastkiem kobiecym poprzez żonę. Małżeństwo wymaga całkowitego oddania, więc nie może on zachować chłopięcych uczuć dla matki, oddając się całkowicie swojej żonie. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mt 19:5).

Czytaj także: Syndrom pustego gniazda, czyli o konsekwencjach przecinania pępowiny


Po ślubie, czyli nowa, trudna prawda
Separacja ta jest trudna dla matek. Poczucie odrzucenia pojawia się jednak dopiero w chwili ślubu syna, kiedy ostatecznie i w pełni „zastępuje” matkę inna, najważniejsza miłość życia. W tym momencie związek między matką mężczyzny a jego narzeczoną ulega zmianie. To właśnie dlatego i właśnie wtedy pojawia się owo napięcie: matka, być może nieświadomie, obwinia nową żonę o własne poczucie odrzucenia, a jeśli nakłada się to na pewne wzorce z życia, zdrady innych mężczyzn, uczucia te dochodzą do głosu i prowadzą do nierozsądnego na pozór gniewu wobec młodej pary.

Żona ze swej strony czuje niekiedy, że matka męża ma na niego zbyt duży wpływ, i może czuć rodzaj zazdrości czy zawodu – chce, by mąż należał do niej całym sercem! Problem rośnie, gdy syn w istocie jest nazbyt przywiązany do matki.

Pewnego dnia spotkaliśmy z żoną sąsiadkę i rozmawialiśmy z nią o niedawnym ślubie jej syna. „Naprawdę ją lubię”, powtarzała sąsiadka, „ale tak mi smutno”. Nie zapytaliśmy jej, co sądzi o synowej, tylko co u niej słychać. Było jej smutno, bo podczas ślubu uświadomiła sobie, że została „zastąpiona” na stanowisku najważniejszej kobiety w życiu syna. I oczywiście miała wobec synowej mieszane uczucia. Dlatego właśnie zapewniała nas, że ją lubi, nawet jeśli to przez nią „tak właśnie się czuła”.

Inne znajome małżeństwo opisywało ten stan takimi słowami: „Przed ślubem byłyśmy [synowa i teściowa] najlepszymi przyjaciółkami. Ale po ślubie – dosłownie tego samego dnia – wszystko jak gdyby się zmieniło i teraz mamy same kłopoty. Nie wiem, co się stało!”.



Pogodzić się z rzeczywistością
Co możemy zrobić? Cóż, jak wszyscy wiecie, napięcia w rodzinie i rany, które sobie wzajemnie zadajemy, to trudny temat, ale najlepszy sposób na złagodzenie możliwych zadrażnień (czy jesteśmy synowymi, synami czy matkami) to pogodzenie się z prawdą i prośba o łaskę.

Matki muszą przyjąć do wiadomości, że ich synowie są mężczyznami i mężami, czyli w pewnym sensie poddać się ich autorytetowi i nie próbować nawet wpływać na ich wybory i decyzje. Nie mają już nad synami władzy. Ten czas minął, syn jest już dorosły. Matce nie wolno mówić źle o synowej, by odnowić więź z synem, ani nie może ona manipulować jego poczuciem winy, by zbliżyć się do niego ponownie lub skłonić do działania po jej myśli.

Synowie powinni trzymać się swoich żon i nie wzmagać napięcia przez omawianie z matkami spraw, o których nie rozmawiają z żonami, nie powinni prosić matek o radę czy aprobatę, jak robili to w dzieciństwie. Powinni szanować swoje matki i czcić je w zgodzie z przykazaniami – i robić to jak mężczyźni. Muszą całkowicie i w pełni oddać się swoim żonom.

Żony także powinny szanować swoje teściowe, okazując im cześć i wdzięczność za dar, jakim jest mąż. Powinny traktować je jak mentorki, a w najlepszym razie zaprzyjaźnić się z nimi i jednoczyć we wspólnej miłości. O ile pewne napięcia zawsze mogą się pojawiać, synowa weszła do rodziny i szacunek jest tu istotną rzeczą. Jeśli matka niezdolna jest do takiej relacji i „nie puszcza” syna, żona powinna ufać mężowi, by napięcie nie osłabiło małżeńskiej jedności.

Wiemy, że zgodnie z wolą Bożą mężczyźni i kobiety łączą się w świętym związku małżeńskim. Wiemy, że owocem tego związku są dzieci i że wszystkie te relacje są dobre, i mogą być święte i życiodajne. Nawet jeśli rzeczywiście bywają napięte i trudne, myślę, że potencjalne przeszkody mogą stać się okazją do bliskości i większej miłości, jeśli pozwolimy, by prowadziła nas prawda i łaska.

Czytaj także: List młodej mamy do teściowej
Czytaj także: Ty też kiedyś będziesz teściową!
Czytaj także: Twój mąż i Twoja matka się nie dogadują? Podpowiadamy, jak rozwiązać konflikt
Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia
...

Trzeba wszelkie relacje brac pod uwage.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:19, 25 Sty 2018    Temat postu:

STYL ŻYCIA
Jak być wspaniałym mężem? Jest coś ważniejszego od tego, co powinieneś…
Marcin Gomułka | 25/01/2018

@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Udostępnij 2 Komentuj 0
Jednym z największych błogosławieństw dla mojego życia i małżeństwa był moment, w którym zdałem sobie sprawę z tego, że dużo ważniejsze od tego, co powinienem jest to, czego potrzebują ci, których kocham.

Postawienie potrzeb nad powinnościami na pierwszy rzut oka wygląda na niezbyt udaną prowokację. Dla chłopaka wychowanego w tradycyjnej, katolickiej rodzinie taki paradygmat ociera się wręcz o bluźnierstwo. Wiele lat zajęło zanim zrozumiałem, że tylko w ten sposób mogę mieć życie w obfitości.



Zasady są po to, aby ich przestrzegać
Zawsze słyszałem i zewsząd nadal słyszę, jaki „powinienem” być, które cechy mojego charakteru działają na moją korzyść, a nad jakimi powinienem pracować. Zarówno jako człowiek, mąż, ojciec, ale również jako chrześcijanin, katolik. Taki sposób myślenia stworzył w mojej głowie ideały, którym – mimo usilnych prób – ostatecznie nie jestem w stanie sprostać.

Dzisiaj wiem, że wzorce – skądinąd warto jakieś mieć – nie są najważniejsze. Przeglądając się w historii mojego życia, wyglądam śmiesznie za każdym razem, gdy buntuję się przeciwko prawdzie, że człowiek chce jedynie kochać i być kochanym.

I choć z pozoru te słowa brzmią banalnie, a przez wiele lat wycierałem sobie nimi spoconą od udawania twarz „wiecznego chłopca”, to w mojej codziennej walce o najlepszą wersję siebie, na pierwszym miejscu bardzo chcę stawiać miłość i pragnienie jedności z żoną. To właśnie potrzeby mojej rodziny są rzeczywistością, wobec której wszystkie pozostałe „powinności” bledną.

Czytaj także: Twój mąż świetnym tatą? Oto 9 pomysłów, jak możesz go w tym wesprzeć


Czy sakrament „załatwia” wszystko?
Jako katolik urodzony w Polsce, gorliwie służący Bogu, doskonale wiem, o co chodzi w małżeństwie. Sakramentalny znak miłości Chrystusa i Kościoła to dla mnie nie tylko bezduszna teologia. To jednocześnie jedna z tych powinności, którą czasami ciężko mi dźwigać na słabych barkach. Nawet wtedy, kiedy w moim sercu głęboko zakorzenione jest doświadczenie spotkania pod Damaszkiem.

Przez krótki czas naiwnie sądziłem, że dzięki sakramentowi małżeństwa, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stanę się silniejszy, bardziej męski, odpowiedzialny i mądry (katalog tak naprawdę nie ma końca).

Czy zatem sakramentalne „tak” wystarcza, by żyć długo i szczęśliwie? Nie. Oczywistą rzeczą jest, że w momencie ślubu otrzymaliśmy od Boga wielką łaskę, jednak sakrament małżeństwa nie działa magicznie i z dnia na dzień nic nie stanie się prostsze niż jest, jeśli nie wykonamy określonej pracy. Bez trudu codzienności, nici z mojego „otwartego serduszka”.

Czytaj także: Czym jest szczęście i co Ci daje w życiu radość?


Nigdy nie jest za późno
Być może się mylę, ale mam wrażenie, że w Kościele ciągle zbyt rzadko mówi się o małżeństwach, do małżeństw. Nie chodzi o doktrynę, tylko o prowadzenie. Nie ma za wiele przestrzeni, by porozmawiać z nimi o ich wierze, trudach w codziennym przeżywaniu komunii (lub jej braku) z Bogiem. O ich dążeniu do jedności, o „domowych” sposobach na świętość. O przedkładaniu potrzeb nad powinności. Jeśli my, zanurzeni w mistycznym ciele Chrystusa, nie potrafimy wchodzić w małżeństwo, jak mają poradzić sobie „niedzielni katolicy”?

Jeden z duszpasterzy zwykł mawiać: „Kiedy przychodzą do mnie młodzi małżonkowie i mówią, że małżeństwo im się nie udało, odpowiadam: Macie jeszcze jakieś pięćdziesiąt lat, żeby uczyć się wspólnego życia!”. Słowem: nigdy nie jest za późno! Nigdy nie jest za późno, by zacząć, może pierwszy raz w życiu, pracę nad relacją! Nigdy nie jest za późno, by na nowo oddać wszystko pod Jego stopy. Wreszcie, nigdy nie jest za późno, by zacząć żyć łaską sakramentu!



Dać miłość i przyjąć miłość
(Ef 5, 22;25) Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie.

Święty Paweł doskonale pojął istotę małżeństwa. Miłować żonę to nic innego, jak stawiać jej potrzeby nad własne. Być poddaną mężowi to z kolei ciągła gotowość (wbrew pozorom, to nie takie proste) żony do przyjmowania miłości męża. O co bowiem chodzi w małżeństwie, jeśli nie o wzajemne obdarowywanie prowadzące ich do jedności?

Im dłużej jestem mężem, tym intensywniej odkrywam, na czym polega zwyczajna codzienność prowadząca do świętości. Dlatego jestem przekonany i Bogu dziękuję za jedno z największych błogosławieństw dla mojego życia i małżeństwa – moment, w którym zdałem sobie sprawę z tego, że dużo ważniejsze od tego, co powinienem jest to, czego potrzebują ci, których kocham.

...

Oczywiscie dbanie o drugiego nie o siebie przelamuje egoizm. I o to chodzi! A nie zeby pasc z przepracowania byle on mial dobrze. Odpoczywac trzeba leczyc sie itd. Tylko egoizm musi zniknac.

A tu przepiekne zdjecie! Szkoda nie wkleric! Ciekawe czy to losowa fotozbieranina czy prawdziwe malzenstwo? Ale w sumie wyraz artystyczny sie liczy! I jest pelny sukces.Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 19:20, 25 Sty 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:06, 26 Sty 2018    Temat postu:

kocha? Oto odpowiedź
Maciej Jabłoński | 26/01/2018

Dani Vivanco/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Mężczyzna, kiedy kocha, to okazuje to pewnymi działaniami i „znakami”. Jeśli nauczysz się je wyłapywać i rozpoznawać, to będziesz już o krok od uzyskania odpowiedzi na powyższe pytanie.

Każda kobieta chociaż raz w życiu zadała sobie pytanie: „Czy on mnie kocha?”. Jeśli obecnie właśnie Ty sobie je zadajesz, to postaram się na nie odpowiedzieć na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji.

Otóż mężczyzna, kiedy kocha, to okazuje to pewnymi działaniami i „znakami”. Jeśli nauczysz się je wyłapywać i rozpoznawać, to będziesz już o krok od uzyskania odpowiedzi na powyższe pytanie.

To, co za chwilę przeczytasz, nie dotyczy w takim samym stopniu każdego mężczyzny ani każdego związku, ale jeśli mężczyzna naprawdę Cię kocha, to powinien w dowolnej konfiguracji przejawiać następujące „objawy”:



Czas z Tobą jest dla niego priorytetem
Czas jest „walutą” relacji, której nie da się rozwijać nie inwestując w nią i nie stawiając chwil spędzanych z ukochaną ponad inne czynności. Jeśli Twój oblubieniec stawia pójście z Tobą na zakupy ponad wypad na zimne piwo z kolegami, a wspólne wieczorne oglądanie zdjęć ponad mecz ukochanej drużyny*, to wiedz, że jest coś na rzeczy!

*i pamiętaj, że NIE oznacza to, że nie będzie on realizował swoich pasji, a znajomych będzie widywał tylko na Facebooku. Co to to nie, natomiast jeśli Cię kocha, to nie będzie nadawał powyższym rzeczom priorytetu i stawiał ich ponad Ciebie.

Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny


Ochrania Cię (fizycznie, emocjonalnie, werbalnie, duchowo)
Mężczyźni mają zakodowane głęboko w DNA bycie obrońcami. Mamy instynktowne, dane nam przez Boga pragnienie ochrony tych, których kochamy. I ta ochrona to coś dużo więcej, niż tylko protekcja fizyczna. Jeśli mężczyzna naprawdę kocha, to będzie chciał chronić Twoje serce (będziesz otoczona Jego modlitwą) i Twoją reputację (będzie stawał w Twojej obronie, kiedy ktoś będzie źle o Tobie mówił).



Wydobywa z Ciebie to, co najlepsze
Jeśli Twój mężczyzna naprawdę Cię kocha, to nawet jeśli nie zgadzacie się w niektórych kwestiach, będzie komunikował się z Tobą z szacunkiem i troskliwością. Będzie starał się być Twoim największym kumplem, a nie największym krytykiem*.

*kochający mężczyzna chce być tym, który ociera Ci łzy, a nie tym, który je wyciska.



Konsekwentnie okazuje swoje zobowiązanie wobec Ciebie
Miłość jest wyborem i zobowiązaniem wobec drugiej osoby. Jeśli Twój mężczyzna Cię kocha, to będzie chciał, żebyś wiedziała, że „nigdzie się nie wybiera” i nie opuści Cię, kiedy sprawy potoczą się nie po jego myśli. Kochający mężczyzna chce, żebyś wiedziała, że nie musisz ukrywać przed nim swoich słabości i gorszych cech, ponieważ zna je i pomimo to, zostaje z Tobą! Jeśli Cię NIE kocha, to zawsze będzie „niejasny” na poziomie jego zaangażowania w relację.

Czytaj także: Czy powinniśmy się rozwieść, bo już nie czujemy się kochani?


„Kocham Cię” – będzie mówił słowami, czynami i konsekwencją
W zasadzie wszystko sprowadza się do tego – jeśli naprawdę Cię kocha, to będzie to pokazywał poprzez konsekwencję i spójność w słowach i działaniach.

Droga Czytelniczko, jeśli zauważasz, że któregoś z powyższych „objawów” brakuje u Twojego mężczyzny, porozmawiaj z nim o tym – może doprowadzić to do pozytywnego przełomu w Waszym związku.

...

Problemem raczej nie jest rozpoznanie milosci! Ktoz nie pozna tego? Raczej oszukiwanie sie! Chce zeby kochal to musi kochac! I juz! Nie mozna swoich pragnien traktowac jak rzeczywistosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:38, 27 Sty 2018    Temat postu:

co
Zyta Rudzka | 27/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Podejrzliwość niszczy małżeństwo tak samo, jak niewierność.

Spotkałam dawnego znajomego, który wyemigrował do Australii, a teraz przyjechał na kilka tygodni do kraju. Miałam jego aktualne zdjęcie na portalu społecznościowym, ale kiedy go zobaczyłam oniemiałam. W ciągu tygodnia z szatyna przyprószonego nobliwą siwizną, zrobił się platynowy blondyn. Spalone włosy i wyraźna egzema na czole. Żal było patrzeć.

– Co się stało?! To jakaś alergia?

– Nie, nic, wydukał zmieszany. – Przed wyjazdem, żona powiedziała, że skoro mam spotkać się z przyjaciółmi z młodych lat, to musi o mnie zadbać. Uważała, że te siwe włosy bardzo mnie postarzają.

– Ale dlaczego użyła aż tyle perhydrolu? – zapytałam chyba niezbyt taktownie. – To chyba blond Marilyn Monroe?

Poczerwieniał:

– Mogłem to przewidzieć. Bo wiesz, ona jest o mnie taka zazdrosna.
Zrozumiałam, że nie o odmłodzenie tu chodziło, ale o oszpecenie. Ta historia mogłaby być całkiem wesołą anegdotą, gdyby nie cierpienie dwojga bohaterów.



Zazdrość prowadzi na manowce
„Kto nie jest zazdrosny, nie kocha” – wyznał święty Augustyn. Nie ma miłości bez zazdrości – ale jak we wszystkim, tu również ważny jest umiar. W nadmiarowej podejrzliwości więcej jest bólu niż zamaskowanego zachwytu.

Jakaś kobieta spojrzała z błyskiem w oku na Twojego męża, a on wcale się nie speszył i przytrzymał spojrzenie. Robisz maleńką awanturkę, która jest nawet seksowna. Poczuł, że kochasz. Że Ci zależy. I już, paradoksalnie, jesteście bliżej siebie niż dalej.

Ale takie naturalne i urocze igiełki zazdrości, mogą nie wiadomo kiedy przemienić się w siłę, którą trudno będzie kontrolować. W imię miłości można przecież robić całkiem złe rzeczy: przeszukiwać kieszenie i komórkę męża, łamać hasło jego skrzynki mailowej. – To imię naszego psa! Jaki on głupiutki!

Obsesyjnie kontrolując męża, łatwo o utratę panowania nad swoim życiem. Nadmierna czujność zabiera energię i radość z bycia we dwoje, deformuje życie małżeńskie. Kiedy nie ma powodów do zazdrości, wyobraźnia potrafi je wyprodukować.

Czytaj także: Podejrzewasz męża o zdradę? Zanim spakujesz mu walizki, przeczytaj ten tekst


Niszczycielska siła zazdrości
Postrzeganie drugiej osoby jest zniekształcone. Każdy gest, spojrzenie, nowy dodatek do garderoby, inne słowo, grymas, wszystko nabiera nowych, dodatkowych znaczeń, które podsycają ból.

Nie chce ze mną rozmawiać – jest źle.

Nagle chce ze mną rozmawiać – pewnie ma coś na sumieniu.

Jest jakiś zadowolony – myśli teraz o innej.

Jest smutny – nie wie, jak się wyplątać z małżeństwa.

Pocałował mnie jakoś bardziej czule – no tak, wynagradza mi. Jest mu mnie żal, bo nawet nie wiem, że on kocha inną.
Chorobliwa zazdrość wytwarza podejrzenia ze wszystkiego. Za mocno dziś się wyperfumował, przyszedł dziwnie smutny jakiś albo zbyt wesoły, kupił mi kwiaty, już mi nie kupuje kwiatów.

Zazdrośnica męczy się swoimi podejrzeniami, ale sobie nie odpuszcza. Niepewna, napięta, rozgorączkowana, w silnym stresie, niepewności, poczuciu niższości, skrzywdzeniu. Szuka dowodów na swoją mękę, bo to ma przynieść jej ulgę:

A nie mówiłam!

Ale ulgi nie ma. Szpiegowanie nie ma końca, i cierpienie nie ma końca.

Czytaj także: Miłość nie unosi się pychą. Klucz do lepszego życia w małżeństwie


Zazdrość ma swoją logikę
Zazdrość nie leczy się zapewnieniami: – Kochanie, kocham tylko ciebie! Zazdrośnik nie potrzebuje dowodów miłości, potrzebuje terapii. I to nie terapii małżeńskiej, żeby sobie wyjaśnić to i owo.

Zazdrosna osoba potrzebuje terapii indywidualnej. Musi uporać się ze sobą. Dopiero potem może budować zdrowe małżeństwo.

Zazdrośnicy żyją w zapętlonych myślach. Wszystkie napędzane są cierpieniem, że jest się niekochanym, odrzuconym, gorszym, wykorzystanym.

Osoba zazdrosna potrzebuje pracy nad sobą, a dopiero potem może budować zdrowa bliskość.

Zobaczyć, że napięcie wewnętrzne nie jest reakcją na zachowanie męża czy żony. Zrozumieć, że wcale nie poczuję się lepiej, jak będę drugą stronę skuteczniej nadzorować.

Poczuję się lepiej, jak zacznę rozumieć siebie. Odnajdę dostęp do kłębowiska własnych uczuć. Odzyskam kontrolę nad swoimi emocjami, a nie nad osobą, którą kocham.

Czytaj także: Kocham czy lubię? Jedno i drugie!


Zazdrość karmi się zaniżonym poczuciem własnej wartości
Jestem zazdrosna, bo kiedyś byłam zdradzona, oszukana, ośmieszona. Albo jako dziecko byłam świadkiem odejścia ojca do innej kobiety. Widziałam cierpienie mojej matki. Jej bezbronność, kruchość.

Czasami ogólny poziom lęku i niepewności sprzyja nadmiernej kontroli męża.

I może on być kompletnie nieatrakcyjny i wierny jak psina, ja i tak w mojej głowie zrobię z niego amanta, co uwielbia kobiety! Do czegoś przecież ta wyobraźnia musi mi się przydać. I już kocham namiętnie. Zieję zazdrością, bo ja tak go kocham. I nawet nie widzę, że ten ogień nie tyle podsyca namiętność, co wszystko pali i niszczy.

Zazdrość często używana jest jako środek profilaktyczny. Lepiej na nic mu nie pozwolić, niż potem żałować, że się było za dobrą.

Nieustanne inwigilowanie, robienie awantury, że on się obejrzał za kimś, z kimś na przyjęciu za długo rozmawiał, z dziwnym uśmieszkiem przepuścił w drzwiach jakąś kobietę – te wszystkie wątpliwości, pretensje i żale – to również zachowania przemocowe.

Drobne wątpliwości niespiesznie zamieniają się w otwarty konflikt, wrogość i przemoc. Również autoagresję.

Kobieca zazdrość często niszczy ją samą, od środka. Męska zazdrość najczęściej eksploduje. Przybiera formę agresji werbalnej i fizycznej. Badania pokazują, że większość aktów przemocy domowej jest napędzanych zazdrością.

W imię miłości dopuszczamy się bardzo złych rzeczy. Warto o tym pomyśleć, zanim znowu powiemy skruszone: – No bo ja cię tak kocham!

Czasami może już być po prostu za późno nawet na najpiękniejsze wyznanie.

...

Podejrzliwosc szpiegowanie tropienie! Istotnie jak to mozna pogodzic z miloscia? Nasjlepszy sposob na rozwalenie malzenstwa! W istocie to brak milosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:16, 06 Lut 2018    Temat postu:

ozmowa. To nie czas na pretensje!
Małgorzata Rybak | 06/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
„Porozmawiajmy” – mówi ona. On na dźwięk tych słów dostaje gęsiej skórki. Nie dlatego, że naoglądał się brazylijskich tasiemców i tam to słowo pada co trzy minuty, zostawiając niewiele miejsca na akcję pomiędzy niekończącymi się konwersacjami. Wszystkie neurony świecą na alarm, bo wie, że „porozmawiajmy” oznacza trudne kwadranse.

Mój mąż nie chce rozmawiać!
Jasne, że są związki, w których oboje lubią ze sobą gadać i robią to długo, często i z przyjemnością. W życiu nasłuchałam się jednak wiele o sytuacjach, w których pragnienie rozmowy ma tylko jedna strona – najczęściej kobieta. Najtrudniejsze są publiczne wyznania żon w obecności mężów, że ona aranżuje wszystko i szuka czasu na dialog, a jemu kompletnie na tym nie zależy.

O dziwo jakoś moje serce staje blisko mężczyzn. Mimo że nie odmawiam kobietom pragnienia tej bliskości, jakiej doświadcza się w rozmowie i skupieniu uwagi na sobie nawzajem. W końcu sama bez rozmowy czuję się jak usychająca roślinka. Między jednak tą potrzebą i jej zaspokojeniem może się wydarzyć coś, co sprawia, że podejmowane próby kończą się bolesnym fiaskiem. Cóż, sama mam na tym polu liczne „zasługi”.

Czytaj także: Jak spędzić walentynki z mężem? Poradnik dla małżeństw ze średnim stażem


Rozmowa – przegląd związku?
Jednym z możliwych scenariuszy porażki jest traktowanie rozmowy jako przestrzeni do (w końcu) wygarnięcia drugiej stronie wszystkich pretensji, i to w sposób niepoddany żadnym zasadom konstruktywnego dialogu. Gdy „rozmowa we dwoje” oznacza sporządzenie drugiemu listy rzeczy, z których się nie wywiązał i oczekiwań, do których nie dorósł, nietrudno się dziwić pragnieniu ucieczki, jakie rodzi się w głowie i sercu mężczyzny.

Druga opcja – to nieustanny przegląd stanu związku. Wtedy czas rezerwowany na dialog wypełnia analiza tego, co u nas nie działa; najczęściej zresztą mająca swój punkt odniesienia w tym, jak ze sobą żyją „inni” – obojętnie czy żywi, czy modelowi. Relacja wówczas staje się niekończącym zadaniem, placem budowy, projektem wpisanym do excela. Rozmowa to tak naprawdę omówienie przymusów, które w odczuciu żony zaprowadzą małżeństwo ku wyczekiwanemu szczęściu.

Kolejna ślepa ulica – to ocena. Może nawet dialog zaczyna się dobrze: dzielimy się tym, co w duszy gra. I wtedy on mówi o tym, że marzy o wyprawie rowerowej do Wilna. „Czyś ty zgłupiał?”. „Czy ty w ogóle czasem myślisz o nas?”. „Obiecałeś mi w tym roku wakacje w Chorwacji”. Kończy się dialog, który jest dzieleniem się sobą, a zaczyna się rozprawa sądowa. Do tego jakby nie do końca uczciwa, bo najpierw zdobywamy czyjeś zaufanie, by odkrył coś z siebie, a potem rozpoczynamy serię z messerschmitta w otwartą klatkę piersiową.

Czytaj także: „Nie ma miłości bez zazdrości” – powiadają. I się mylą


Dojrzewanie do dialogu
Wreszcie małe szanse powodzenia ma rozmowa, w której ona oczekuje od mężczyzny, by rozwiązał wszystkie jej problemy. I przerzuca na niego odpowiedzialność za siebie, co staje się dla niego ciężarem nie do uniesienia. Po stronie słuchającego zostaje poczucie winy i niespełniania oczekiwań, po stronie snującego opowieść – ból bycia niezrozumianym.

Obok refleksji nad koniecznością dojrzewania do dialogu, chodziło za mną już od dawna przekonanie, że małżeńskie dialogi potrzebują „odbarczenia”. I choć są tak bardzo potrzebne – dobrze zrobiłoby im zdjęcie z nich ciężaru obowiązku i śmiertelnej powagi. Że przydałby się powrót do lekkości, jaka towarzyszy zakochanym, gdy dopiero nawzajem siebie poznają.

Związkowi może pomóc powrót do czasu, gdy słuchaliśmy drugiego po prostu z ciekawością. Kim jesteś? Czego potrzebujesz? Jakie masz wspomnienia? O czym marzysz? Jeśli buty małżeńskich ról sprawiły, że czujemy się uprawnieni do ocen i informowania o swoich oczekiwaniach, może warto na chwilę z nich wyjść – i przypomnieć sobie, że poślubiliśmy oddzielnego od nas człowieka, który ma swój własny pasjonujący świat. Coś z tego zachwytu może na nowo wrócić. A może zachwyt będzie tym większy?

Myśląc o tym, jak sprzyjać takim dialogom, przygotowałam „Słoik pełen rozmów”. Do słoika wystarczy wrzucić „losy” – w upominku dla Was znajdziecie arkusz z prawie 60 tematami do rozmowy o tym, kim jesteśmy. Można go pobrać TUTAJ. Gdy już mamy kwadrans dla siebie, wystarczy się poczęstować losem ze słoika. Dobrych dialogów!

...

Zdecydowanie rozmowa to nie przedstawienie aktu oskarzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:58, 07 Lut 2018    Temat postu:

Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami
Zuzanna Górska-Kanabus | 07/02/2018

Priscilla du Preez/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Nie ma się co łudzić – żadne z Was się nie zmieni. Nie ulegajcie mitowi, że po ślubie jakoś się to wszystko ułoży. Zamiast tego już dziś uczcie się tolerancji i akceptacji inności. Słuchajcie siebie nawzajem.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Od dziś przez kolejne dni będziemy publikować teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Zawierając związek małżeński w wymiarze duchowym, stajecie się „jednym ciałem”, ale nadal jesteście odrębnymi osobami z różnymi charakterami, temperamentami i cechami osobowości. Właściwe zrozumienie i akceptacja tych różnic są kluczowe dla dobrej komunikacji, a w dłuższej perspektywie dla szczęścia małżeńskiego.



Różnice charakteru są ważne
Często mówi się, że udane małżeństwa tworzą ludzie, którzy mają wspólne fundamenty, wartości i przekonania. Rzeczywiście, podobny sposób postrzegania rzeczywistości, kodeks etyczny czy cele ułatwiają budowanie trwałej relacji.

Jednak tak samo ważna jest częściowa zgodność charakterów. Nie chodzi o to, żeby małżonkowie byli swoimi klonami. To byłoby wręcz niewskazane i mało rozwojowe (a w małżeństwie warto wzrastać). Jednak osoby, które diametralnie różnią się osobowościami, muszą włożyć dużo więcej pracy w zrozumienie i zaakceptowanie tych odmienności.

Czytaj także: On, ona i rozmowa. To nie czas na pretensje!


Przeciwieństwa się przyciągają
W okresie narzeczeństwa fascynują Was różnice. Ty jesteś wizjonerem i marzycielem, a ona jest bardziej pragmatyczna. Myślicie, że doskonale się uzupełniacie. Po części tak, jednak w codzienności może to być męczące. Ty chcesz jej opowiedzieć o swoich pomysłach i planach w perspektywie 10 lat, a ona koncentruje się na tym, co jest tu i teraz. W efekcie ona może uważać, że bujasz w chmurach, a Ty czuć się niezrozumianym. Jeżeli nie wyjdziecie sobie naprzeciw, to bardzo łatwo o nieporozumienie i narastające poczucie krzywdy.

Inny przykład. Ty jesteś osobą aktywną i towarzyską, uwielbiasz spotkania z innymi. On jest bardziej typem samotnika. Lubi ludzi, ale wypady ze znajomymi co weekend, to dla niego za dużo. Na razie ta różnica Wam nie przeszkadza, bo w narzeczeństwie pewną część czasu spędzacie osobno.

Za to w małżeństwie będziecie musieli iść na kompromisy, bo razem będziecie planować, jak spędzacie czas. Oczywiście, każdy z małżonków musi mieć trochę wolności i przestrzeni na spędzanie czasu według swoich potrzeb, oddzielnie. Jednak, jeżeli macie różne preferencje w kontekście spędzania czasu wolnego, to musicie uważać, żeby nie wpaść w pułapkę oddalania się od siebie. Polega ona na tym, że coraz więcej czasu spędzacie bez siebie, a po pewnym czasie odkrywacie, że żyjecie obok siebie, a nie ze sobą i niewiele Was łączy.

Czytaj także: Narzeczeństwo to piękny czas w życiu. Ale w sumie dlaczego?


Co warto zrobić?
Przede wszystkim bądź autentyczny. Otwarcie mów o swoich potrzebach, preferencjach. Choć nie zawsze jest to łatwe, bądź w tym odważny. Być może boisz się mówić o potrzebach, aby nie zostać odrzuconym lub nie umiesz stawiać granic.

Mimo to, warto podejmować ryzyko i szczerze rozmawiać z drugą połówką, m.in. o tym, jak lubicie spędzać czas, co Was motywuje, a co sprawia radość, jak wyobrażacie sobie idealny dzień powszedni, a jak weekend czy wakacje. Im więcej opowiecie o sobie i im lepiej będziecie się słuchać, tym bardziej poznajecie swoje charaktery i zbudujecie głębszą i mocniejszą relację.

Oprócz rozmów, pomocne mogą okazać się różne testy psychologiczne. Coraz więcej par decyduje się też na spotkanie ze specjalistą, który przeprowadza diagnozę ich osobowości, a później przygotuje porównanie, czyli wskazuje, w czym są podobni, a w czym różni i co to może powodować w ich codziennym życiu. Taka wiedza pozwala im budować relacje w oparciu o głębsze wzajemne zrozumienie.

Nie ma się co łudzić – żadne z Was się nie zmieni. Nie ulegajcie mitowi, że po ślubie jakoś się to wszystko ułoży. Zamiast tego, już dziś uczcie się tolerancji i akceptacji inności. Słuchajcie siebie nawzajem. Twój narzeczony nie chce iść na kolejne spotkanie, nie zmuszaj go. Twoja narzeczona mówi, że potrzebuje więcej czasu tylko z Tobą – zastanów się, jak możesz jej to dać.

..

Musza byc roznice i mus, a byc punkty wspolne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:05, 08 Lut 2018    Temat postu:

Potencjał różnic, czyli jak nie oszaleć z kimś innym niż ja
Małgorzata Rybak | 08/02/2018

Brooke Cagle/Unsplash | CC0
Udostępnij 1 Komentuj 0
Jak wykorzystać potencjał różnic i po czym poznać, że zniszczą związek.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Od dziś przez kolejne dni będziemy publikować teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Różnica charakterów
„Różnica charakterów” – to statystycznie najczęściej używany eufemizm, by podać przyczynę rozwodu. W praktyce oznacza takie przeżywanie odmienności drugiego, że porozumienie przestaje być w ogóle możliwe. To albo niekończące się awantury, albo przerywane złośliwościami milczenie, które dom zamienia w grobowiec.

Czy zatem szukając partnera na całe życie, powinniśmy znaleźć kogoś jak najbardziej podobnego do siebie? Czy o to chodzi i czy to w ogóle możliwe?

Różnice są mało ważne, gdy jesteśmy zakochani. Trochę z powodu idealizacji. One powodują, że generalnie widzimy to, co dla nas wspólne, dużo słabiej zaś chropowatości. „Uwspólniamy” też zainteresowania: on idzie z nią na zakupy ciuchowe, które trwają sześć godzin, ona dla niego spędza wieczór na trybunach trzeciej ligi. Jeśli różnice widać, to tylko takie, które podsycają wzajemne przyciąganie.

Czytaj także: Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami


Proza życia
Po ślubie, gdy emocjonalny high już trochę opadnie i zderzymy się z prozą życia, po pierwsze odzyskujemy widzenie faktu, że druga osoba jest od nas różna, a po drugie – zaczyna nas to irytować. Jako ludzie nosimy w sobie taki automat, który mówi nam, że dobre jest tylko to, co znane. Przekładając na nasz język: robić coś dobrze – to znaczy robić to po mojemu.

Męski świat wydaje się kompletnie nie przystawać do kobiecych złożoności. Na przykład on lubi milczeć, a ona lubi opowiadać, bo wtedy układa sobie w głowie. Ona nie rozumie, jak można myśleć o niczym i to aż trzydzieści razy dziennie. On nie pojmuje, gdzie jest ten guziczek, który wyłącza jej słowa, żeby ona mogła przejść choć trzy razy dziennie w jakiś stand-by i dać mu czas bez trudnych pytań.

Dla niej świat to milion szczegółów, dla niego spokój globalnej wizji. Dla niego „kocham cię” oznacza wstawanie do pracy rano, nawet jak mu się nie chce, a dla niej kwiaty, koniecznie cięte – inaczej ona jest cięta i myśli o nim, że już mu na niej nie zależy.



Dwa domy w jednym
Ale przecież różnice płci to tylko mały element w całej konstelacji różnic. Gdy ona po ślubie od męża flegmatyka będzie oczekiwać nagłych zwrotów akcji i spontanicznych wycieczek do Paryża, to nie doczeka się ich nigdy. Gdy on chciałby, żeby choleryczna żona najpierw czytała instrukcję, a potem używała robota kuchennego – to także zostanie zawiedziony.

On i ona wnoszą do swojego domu także swoje własne domy. Po przekroczeniu progu przez nowożeńców ich wspólny dom jest pełen „duchów”: głosów rodziców każdego z nich, wzorców, w jakich zostali wychowani, tradycji spędzania świąt, robienia porządków czy planowania wydatków.

Ponieważ różnice w małżeństwie spotkamy na każdym kroku, największym kapitałem, jaki możemy wnieść w posagu, to nasz stosunek do nich. Albo staną się kulą u nogi, którą podamy potem w sądzie jako przyczynę rozpadu związku, albo jego najlepszym cementem. Synergia to suma naszych różnych kompetencji, nasz atut jako pary.

Czytaj także: Lepiej związać się z kimś podobnym do mnie, czy z kimś zupełnie różnym?


Szacunek dla inności
Wygrana relacja to ta, w której różnice otacza się wielkim szacunkiem i wtedy stają się źródłem zachwytu, miejscem na humor, a także na długie rozmowy, by zrozumieć świat drugiego i zaakceptować go. Są też okazją, by wypracować „trzecie rozwiązanie” – takie, które ochroni nas oboje i dobro naszej relacji. Ono z kolei wymaga poszukania czegoś, co wychodzi poza utarte koleiny „mojej racji” i „twojej racji”.

Sferą, w której różnice rzeczywiście mogą być źródłem cierpienia w małżeństwie, są wartości. Przed ślubem naprawdę trzeba zrobić dobry ich audyt, ponieważ różne zainteresowania czy różny sposób smarowania masła na kromce raczej nas nie zniszczy, a rozjazd wartości – może.

Wartości określają, co dla mnie jest ok, a co nie jest ok – i to w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Dla jakiej wartości poświęciłbym życie? Bez jakiej wartości nie będę funkcjonować dobrze w codzienności? Jeśli u niego na szczycie hierarchii znajdzie się kariera, a dla niej rodzina, to życie każdego z nich będzie toczyć się na innej planecie.

Ale jeśli są w stanie w hierarchii – i to na w miarę podobnych szczeblach – umieścić wspólne wartości, na przykład „prawdomówność”, „uczciwość”, „szacunek”, „relacje”, „wiara” – to tym bardziej wzrastają szanse na to, że znajdą porozumienie nawet w różnych sposobach realizowania tych wartości. Jeśli więc dla niego „wiara” – to niedzielna msza i krótka modlitwa codzienna, a dla niej – godzinna medytacja nad Pismem Świętym o stałej porze rano, łatwiej będzie się im otworzyć na różnice niż wtedy, gdy on jest wierzący, a ona nie znosi nawet wzmianki o religii.

Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny


Jakie macie potrzeby?
Za kompromisy w dziedzinie wartości płacimy potem w związku słono. Zakochanie, zwłaszcza przy dużych emocjonalnych deficytach wyniesionych z własnego domu, może eliminować różnice, które są oczywiste dla otoczenia – gdy znajomi i rodzina mówią: „ten związek nie zagra”, a osoba w nim tkwiąca jest przekonana, że wygrała los na loterii. Jej deklaracja, że „w czasie wolnym najchętniej czytam Kanta” może w emocjonalnym zauroczeniu zlać się w synonim z jego zupełnie odmiennym pomysłem na hobby, jak na przykład „w czasie wolnym myślę, jak zrobić jakiś kant”.

To właśnie jest sfera, gdzie „Kant” i „kant” ostatecznie się nie zejdą. Jeśli moje potrzeby w dziedzinie fundamentalnych wartości nie są zaspokojone – frustracja z czasem stanie się nie do uniesienia, zwłaszcza wtedy, gdy zabraknie emocjonalnej „nagrody”, jaką daje zakochanie. Codzienne życie z kimś, kto na przykład za główną wartość w życiu uważa ryzyko, będzie piekłem, jeśli dla mnie jest nią bezpieczeństwo naszej rodziny.

Gdy myślę o wyzwaniach stojących przed ludźmi szukającymi dzisiaj „drugiej połówki” i to na całe życie, przychodzą mi do głowy dwie rzeczy: pierwsza, drugie połówki nie istnieją, bo drugi człowiek jest zawsze oddzielnym bytem i to bardzo różnym ode mnie, a nie częścią mnie. Druga: szukaj tam, gdzie są Twoje wartości. Jeśli masz serce idealistki, szukaj na wolontariacie w hospicjum dla dzieci, a nie w pubie na mieście. Jeśli nawet pierwsza rozmowa przy barze się sklei, codzienne życie być może już nie będzie łatwe do posklejania…

...

Roznice w swiecie sa konieczne. Np.malarstwo. Gdyby byl tylko 1 kolor? Ile obrazow moglo by powstac? To dotyczy wszystkiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:55, 09 Lut 2018    Temat postu:

SINGIELKI
Jaki jest klucz do udanych randek?
Zuzanna Górska-Kanabus | 09/02/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Poznałaś fajnego mężczyznę. Spodobał Ci się. Poprosił Cię o numer telefonu, a Ty z radością mu go udostępniłaś. Czujesz się tym podekscytowana. Wyobrażasz sobie, gdzie się spotkacie i o czym będziecie rozmawiać. Twoja wyobraźnia pracuje. Nie możesz się już doczekać kontaktu z jego strony.

Minął już jeden dzień od Waszego spotkania i on się nie odezwał. Zaczynasz czuć się podenerwowana. Tłumaczysz sobie, że to nic, pewnie nie mógł, ale gdzieś w sercu zasiało się już ziarenko niepewności i zawodu, które z każdą godziną coraz bardziej kiełkuje.

Czytaj także: Nieśmiała singielko! Pozwól zabrać się na randkę…


Dlaczego on się nie odzywa?
Mijają kolejne dni bez kontaktu. Jesteś tym wszystkim coraz bardziej rozdrażniona. Skoro nie chciał się odezwać, to po co prosił o numer telefonu? – myślisz. Pojawia się uczucie odrzucenia i przyjmujesz postawę obronną. Zaczynasz źle o nim myśleć.

Nagle ten chłopak przestaje jawić się jako ktoś interesujący. Wręcz przeciwnie, w Twojej wyobraźni zaczynasz postrzegać go jako nieudacznika lub człowieka z problemami. Powoli w swoim sercu go przekreślasz. Masz w sobie coraz więcej emocji. To czekanie Cię dobija.

Odnajdujesz się w tej opowieści? Jeżeli tak, to warto, żebyśmy wyjaśniły sobie kilka spraw.

Po pierwsze, jeżeli mężczyzna się nie odzywa, to nie jest to odrzucenie Ciebie. Naprawdę. On Ciebie nie zna. Dopiero Cię poznał, więc tak naprawdę nie odrzuca Ciebie. Faktem jest, że się nie odzywa, ale powodów może być milion. Najczęstsze trzy to:

– zajmuje się innymi sprawami,

– boi się,

– testuje Twoją reakcję.

Czytaj także: Czego mężczyźni szukają w kobietach? Odpowiedź mnie zaskoczyła…


Mężczyźni zajmują się jedną sprawą na raz
Dla nas, kobiet to trudne do zrozumienia.

Pamiętam, jak mój mąż na początku znajomości nie dzwonił do mnie w ciągu dnia. Gdy pytałam, dlaczego nie wyśle mi nawet SMS-a, on odpowiadał: – Jak jestem w pracy, to myślę o pracy. Nie pomyślałem, żeby do Ciebie zadzwonić. To nie znaczyło, że mu nie zależało.
Mężczyźni myślą o jednaj rzeczy na raz, nie są tak wielowątkowi jak my. Doskonale pokazuje to Mark Gungor w swoim wystąpieniu o dwóch mózgach.







Jeżeli nowo poznany mężczyzna się do Ciebie nie odzywa, może to oznaczać, że jest zajęty czymś innym. I jednocześnie to nie znaczy, że Cię lekceważy. Nie, on po prostu w tym czasie poświęca uwagę czemuś innemu i o Tobie nie myśli. Podkreślę to jeszcze raz, nie lekceważy Cię. On tak funkcjonuje. Dlatego odpuść, poczekaj cierpliwie. Jeżeli zatrzymasz swoje emocje i nie nakręcisz się, będziesz otwarta w momencie kontaktu z jego strony i wszystko może się dobrze ułożyć.

Czytaj także: Chcesz poznać mężczyznę marzeń? Sprawdź swój kalendarz


Mężczyzna też człowiek – może się bać
Postaw się w jego sytuacji. Łatwo Ci zadzwonić do obcej osoby, szczególnie gdy Ci się podoba i chcesz dobrze wypaść? Mężczyźni też się boją. Boją się odrzucenia, wyśmiania. Niektórzy mają negatywne doświadczenia z kobietami, np. zadzwonili trzy dni po tym, jak się poznali i zostali skrytykowani, że tak długo zwlekali.

Przypomnij sobie sposób, w jaki rozmawiasz z chłopakami. Czy oni mogą czuć się przy Tobie bezpiecznie? A może jeżeli nie spełnią Twoich oczekiwań, to w ten lub inny sposób dajesz im to natychmiast odczuć? Czy w Twoim sposobie bycia czuć złość, a zachowanie wyraża naganę?

Zobacz, jakie emocje się w Tobie rodzą, gdy czekasz na telefon. Miej ich świadomość. Weź głęboki oddech i bądź cierpliwa. Przecież to zupełnie obcy człowiek, zatem zdejmij „zasłonki wyobrażeń z Waszej przyszłej wspólnej kuchni”.

Czytaj także: Chcesz, żeby Cię ktoś pokochał czy Ci zalajkował? Czyli jak szukać drugiej połówki


Mężczyzna testuje Twoją reakcję
Spodobałaś mu się, wykonał pierwszy krok i wziął od Ciebie numer telefonu. Teraz chce sprawdzić, czy warto inwestować w tę relację. Dla niego wartością jest wolność. Już na początku chce sprawdzić, czy mu ją pozostawisz, czy też będziesz zbyt zaborcza. Dlatego czeka kilka dni, zanim się odezwie.

Zatem gdy odzywa się, a Ty dajesz mu odczuć swoje niezadowolenie, to on się wycofuje. Dochodzi do wniosku, że skoro praktycznie w ogóle się jeszcze nie znacie, a Ty już masz wobec niego duże oczekiwania, to raczej Wam nie wyjdzie.
Być może pojawia Ci się myśl – to nie mam mieć żadnych wymagań? A Ty chciałabyś, aby ktoś obcy od razu Cię musztrował i mówił, kiedy i jak masz się odzywać? Miej wymagania – o tym napiszę w innym tekście. Jednak przy tym pierwszym kontakcie, po prostu odpuść sobie i bądź cierpliwa. A jeżeli oburza Cię to, że on chce Cię sprawdzić, to pomyśl – czy Ty nie robisz tak samo?

Czytaj także: Jola Szymańska: Z pamiętnika kiepskiej narzeczonej


Jaki jest zatem klucz do udanych randek?
Daj sobie czas i bądź cierpliwa. Nowo poznany chłopak odezwał się następnego dnia? Super. Po tygodniu? Też dobrze. Nie czekaj na telefon (z własnego doświadczenia wiem, że to trudne), żyj swoim życiem. Milczenie z jego strony może być spowodowane przez milion powodów. Najprawdopodobniej żaden z nich nie dotyczy Ciebie. A gdy kontakt nastąpi, po prostu się uciesz. Otwórz się i poznaj tego człowieka.

...

Trudno myslec ciagle o jednej osobie. Wiem ze to romantyczne ale zycie jest zyciem. Ktos ma zmartwienia jest zajety itd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:13, 11 Lut 2018    Temat postu:

STYL ŻYCIA
Nie potrzebuję „papierka”, by stworzyć udany związek. Po co brać ślub?
Katarzyna Wyszyńska | 10/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 28 Komentuj 0
Małżeństwo to nie płot, który Cię ogranicza. To barierka bezpieczeństwa, która chroni przed wypadnięciem na niebezpiecznych zakrętach życia, prosto w przepaść.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Po co brać ślub?
Po naszych zaręczynach zagadnął mnie znajomy z roku na studiach. „Skąd taka decyzja? Myślisz, że dużo się zmieni?”. W oczekiwaniu na wykładowcę nie było czasu na wchodzenie w temat głębiej, ale pytania te zapadły mi w pamięć i próbowałam sobie na nie odpowiedzieć.

Słyszałam je wielokrotnie, zadawane przy okazji nauk przedmałżeńskich, przekazywania rewelacji, że ktoś ze znajomych się zaręczył lub przez samych zainteresowanych, którzy nie mogli zdecydować się na ten krok. Po co się żenić? Po co brać ślub? Co zmienia formalność, przecież ważniejsze jest uczucie. Nie potrzebujemy papierka do szczęścia.



Małżeństwo to nie magiczna recepta na szczęście
I to prawda – małżeństwo nie jest konieczne, nie jest niezbędne do szczęścia. Można być szczęśliwym poza małżeństwem, można być nieszczęśliwym w nim trwając. Relacja z drugim człowiekiem, nawet najbardziej udana, nie wypełni naszych wewnętrznych dziur, nie zaspokoi wszystkich pragnień.

Nie musiałam brać ślubu, by być szczęśliwa. Byłam tak szczęśliwa, że chciałam go zawrzeć. Czy był rewolucją? Przed ślubem myślałam, że oprócz wspólnego zamieszkania i nazwiska, niewiele więcej się w moim życiu zmieni. Przecież z dnia na dzień nasza relacja nie urośnie, a my nie przepoczwarzymy się w inne istoty, zwane dla niepoznaki mężem i żoną. A jednak…

Czytaj także: Potencjał różnic, czyli jak nie oszaleć z kimś innym niż ja


Pozornie jest tak samo
Zmiany, które w nas zaszły były dyskretne i dla postronnych pewnie niewidoczne, bo dotknęły nas dużo bardziej na poziomie duchowym. Niczym Adam i Ewa, staliśmy się przed sobą jeszcze bardziej nadzy, bo w małżeństwie listek figowy nie wystarczy, by ukryć swoje wady.

A mimo to, tak jak z początku oni, nie czujemy wstydu. I to jest najpiękniejsze – już wiesz, że on, ona bierze Cię całego, na zawsze, właśnie takim jakim jesteś. Miłość małżeńska daje Ci pewność i bezpieczeństwo, z którego rodzi się siła i przestrzeń, by naprawdę być sobą. Przybliża Ci kawałek Królestwa, w Twoim własnym domu.



„Człowiek niech nie rozdziela”
Dla osób wierzących jest to pochodna od łaski, jaką daje zaproszenie Boga do tej relacji, czyli sakramentu. Co to dla mnie znaczy pisałam tutaj. Wierzących w nierozerwalność tego, „co Bóg złączył”, chroni dodatkowo prosty mechanizm – nie odpuszczasz tak szybko, bo nie masz wyboru.

Skoro mamy być ze sobą dopóki śmierć nas nie rozłączy, a nie dopóki nam pasuje, musimy dołożyć wszelkich starań, by było nam ze sobą dobrze. Od tego zależy nasze całe życie, a nawet wieczność! Dajemy z siebie maksa.

Czytaj także: Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami


Tęsknota za czymś więcej
Ślub ma znaczenie również dla niewierzących. Stąd idea ślubów humanistycznych – nie w kościele, a jednak dużo bardziej indywidualnych i wyjątkowych ceremonii niż te w urzędzie. Jest w nas potrzeba nadania ważności, a publiczna i uroczysta przysięga, zobowiązanie przy świadkach – ma moc.

Święta, narodziny dziecka, ślub – celebrowanie istotnych wydarzeń i aspektów naszego życia nadaje im wyjątkowości. Nie chodzi o puste gesty, ale o pełne wyrazu symbole, nadanie sensu, inicjację nowego etapu. Nie jesteśmy oderwani od społeczności, my także tworzymy część kultury, wywodzimy się z pewnych tradycji i ślub jest dobrym tego przykładem.

Czytaj także: Uwaga! To zabija relacje. Nie próbujcie tego w domu!


Małżeństwo jest praktyczne
Przypieczętowanie związku jest też krokiem milowym do założenia rodziny. Dużo łatwiej otworzyć się na nowe życie w układzie, który niejako gwarantuje bezpieczeństwo domowe i wierność powołaniu. Oczywiście, i w związkach nieformalnych rodzą się dzieci (i to coraz więcej), ale nawet badania naukowe potwierdzają, że jasny układ małżeński, jest lepszym rozwiązaniem dla rodziny.

Na poziomie czysto praktycznym dochodzą choćby konsekwencje prawne – wspólne rozliczenie podatkowe, ułatwione dziedziczenie, jednakowe nazwisko. Niby nic, ale to spore ułatwienie funkcjonowania w społeczeństwie, np. w dostępie do informacji w szpitalu czy na szkolnej wywiadówce.

Czytaj także: Małżeństwo vs związki nieformalne: jaki mają wpływ na dzieci?
Małżeństwo to nie płot, który Cię ogranicza. To barierka bezpieczeństwa, która chroni przed wypadnięciem na niebezpiecznych zakrętach życia, prosto w przepaść. Jeśli jednak nadal uważasz, że nic ono nie zmienia… To albo rzeczywiście nie ma sensu nigdy brać ślubu, albo bierz go natychmiast, bo czemu nie? Skoro nic nie zmienia, czego się obawiać?

...

Trzeba ufac madrzejszym. Jak z policja. Lepiej jak nie musi sie pojawiac we wsi. ALE MUSI GDZIES TAM BYC! To jest wlasnie instytucja. I lepiej nie kombinowa slaba glowa urzadzac swiat po swojemu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:51, 11 Lut 2018    Temat postu:

Zuzanna Górska-Kanabus | 11/02/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 12 Komentuj 0
Zamiast odgrywać scenariusze znane Wam z domów rodzinnych, stwórzcie swój własny. Później żyjąc razem testujcie, modyfikujcie, wprowadzajcie nowe rozwiązania. Szukajcie tego, co dla Was będzie najlepsze.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Wizja wspólnego życia
Budując relację, a później małżeństwo, nieświadomie zakładasz, że Ty i ukochana osoba macie takie same oczekiwania i wizje wspólnego życia. Zgodność między Wami odnośnie kluczowych kwestii jest ważna i zazwyczaj weryfikujesz ją już na początku znajomości. Właśnie wtedy dowiadujesz się o systemie wartości drugiej osoby, jej marzeniach, poglądach na tematy polityczne, środowiskowe itd. Porównujesz je ze swoimi i wiesz, czy jest Wam po drodze. Z czasem przekonujesz się o tym coraz bardziej.

Te tematy stanowią kamienie milowe w budowaniu wizji wspólnego życia. Gdy zakochani różnią się pod ich względem, rzadko kiedy udaje się im zbudować głębszą relację.

Jednak na oczekiwania i wizję wspólnego życia składają się też drobne rzeczy i małe role, które, świadomie lub nie, chcesz odgrywać w swoim życiu. Te role wpisane są w scenariusz, według którego będziesz budować małżeństwo, Waszą codzienność. Przed ślubem warto sprawdzić, czy Ty i Twoja druga połówka macie w głowie podobne scenariusze oraz czy pozwolą Wam one wieść życie, o jakim marzycie.

Czytaj także: Potencjał różnic, czyli jak nie oszaleć z kimś innym niż ja


Schematy wyniesione z rodzinnego domu
Ewelinę i Marcina łączyło wiele. Już przed ślubem wiedzieli, że mają podobny system wartości oraz że chcą swoją przyszłość budować w oparciu o wartości chrześcijańskie. Zdecydowali, że będą aktywnie uczestniczyć w życiu wspólnoty małżeńskiej działającej przy ich kościele. Mieli podobne marzenia: trójka dzieci, podróże, spędzanie jak najwięcej czasu aktywnie, na świeżym powietrzu. Dużo rozmawiali o podziale obowiązków i odpowiedzialności, o tym, jak chcą wychowywać dzieci, budować swoje życie zawodowe.

Po ślubie jednak pojawiły się drobne problemy. Ewelina złościła się na Marcina, że nie angażuje się w codzienne zakupy. Czuła, że pamiętanie o kupnie chleba, warzyw czy innych produktów na kolację zawsze jest na jej głowie. Marcin nie wiedział, o co jej chodzi, w końcu jak trzeba było, to on jechał i robił duże zakupy w supermarkecie. W trakcie rozmów z doradcą uświadomili sobie różnice, jakie wynieśli z domu rodzinnego.

U Eweliny oboje rodzice gotowali i robili codzienne zakupy. W zależności od tego, kto miał mniej obowiązków w pracy, ten dbał o to, żeby w lodówce były niezbędne produkty. Przez lata jej rodzice wypracowali sobie system, który działał bezbłędnie. Wchodząc w związek małżeński Ewelina podświadomie oczekiwała, że Marcin będzie zachowywał się tak samo jak jej tata.

Jednak Marcin był przyzwyczajony do innego podziału ról. Codziennymi zakupami do domu zajmowała się jego mama. Ona też przygotowywała listę zakupów do zrobienia w supermarkecie, które brał na siebie tata Marcina. Dlatego też, podświadomie oczekiwał, że Ewelina będzie ogarniać codzienne sprawunki, a jak będzie trzeba zrobić większe zapasy, to „zleci” mu je wręczając listę produktów, które ma zdobyć.

Nigdy wcześniej nie przedyskutowali tej sprawy ze sobą, każde z nich odtwarzało scenariusz, który znali ze swoje domu rodzinnego.

Czytaj także: Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami


Urządzanie domu
Ania i Paweł marzyli o wspólnym domu. Chcieli, aby było to wyjątkowe miejsce. Cieszyli się, gdy w końcu dostali klucze do wymarzonego mieszkania. Ania od razu wpadła w wir planowania i dekorowania. W związku z tym, że miała dużo mniej absorbującą czasowo pracę niż Paweł, chodziła po sklepach wybierała farby, tapety, kafelki. Wspominała o tym mężowi, ale bardziej w formie drobnej informacji niż rozmowy i wspólnego podejmowania decyzji.

Pewnego dnia Paweł wrócił do domu i zobaczył ściany przedpokoju pomalowane na zielony kolor. Okazało się, że Ania znalazła w końcu „idealną” farbę i zaczęła przemalowywać ściany, nie pytając go o zdanie. Paweł poczuł się okropnie. Sytuacja ta ujawniła istniejące między nimi różnice odnośnie urządzania domu.

Paweł oczekiwał, że decyzje odnośnie koloru ścian i urządzania domu podejmą razem. Gdy Ania wspominała o swoich wyprawach do sklepów, słuchał jej i zakładał, że zbiera informacje. Oczekiwał, że przed zakupem konkretnych materiałów skonsultuje z nim swoje pomysły. Tak to przynajmniej było w jego domu rodzinnym.

Ania za to była przekonana, że Paweł jako mężczyzna nie będzie interesował się takimi rzeczami, jak kolor ścian czy rodzaj kafelków. Wystrój domu był domeną jej mamy, a tata nigdy się tym nie zajmował. Akceptował każdą decyzję żony w kwestii wystroju mieszkania. Ania nigdy nie zapytała Pawła, czy to jest dla niego ważne, ponieważ podświadomie założyła, że powtórzą model z jej domu rodzinnego.

Czytaj także: Uwaga! To zabija relacje. Nie próbujcie tego w domu!


Co możesz zrobić przed ślubem?
Jeżeli przygotowujesz się do ślubu (lub jesteś już w małżeństwie) to te trzy kroki pomogą Ci uniknąć niepotrzebnych stresów i sporów.



Krok 1 – określcie role w swoim domu rodzinnym

Porozmawiaj z narzeczonym/narzeczoną o rolach, które w Waszych rodzinach pełnili mama i tata.

Przykładowe role:

zapewnianie głównego źródła przychodów rodzinie
płacenie rachunków i kontrola finansów rodzinnych
ścielenie łóżka
sprzątanie
zmywanie
wynoszenie śmieci
planowanie wakacji
gotowanie
robienie zakupów
planowanie życia towarzyskiego
dbanie o samochód
opieka nad zwierzętami domowymi
dbanie o relacje z dalszą rodziną


Krok 2 – zobaczcie zalety i wady różnego podziału ról

Nieważne, czy w Waszych domach rodzinnych było podobnie czy diametralnie różnie, zastanówcie się nad zaletami i wadami każdego ze sposobu podziału ról.

Na przykład, jakie są plusy i minusy tego, że gotuje tylko jedno z małżonków? Co zyskacie, gdy podzielicie się tym zadaniem, a co przez to stracicie?



Krok 3 – stwórzcie własny scenariusz

Wybierzcie dla siebie najlepsze rozwiązanie. Zamiast odgrywać scenariusze znane Wam z domów rodzinnych, stwórzcie swój własny. Później żyjąc razem testujcie, modyfikujcie, wprowadzajcie nowe rozwiązania. Szukajcie tego, co dla Was będzie najlepsze.

...

Ciekawy pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:56, 14 Lut 2018    Temat postu:

am przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



I żyli długo i szczęśliwie
Wchodząc w związek małżeński oczekujemy, że od teraz będziemy żyć długo i szczęśliwie. I mimo że większość z nas zdaje sobie sprawę, że po ślubie będzie się mierzyć z różnymi trudnościami, a przede wszystkim z prozą codzienności, to gdzieś w głębi duszy mamy nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży.

Jednak, aby tak się rzeczywiście stało, trzeba włożyć w relację odrobinę pracy. Tworząc związek, a później małżeństwo, wnosisz do niego swoją osobowość, potrzeby, pragnienia, ale też swoje nawyki, przekonania i przyzwyczajenia. Często właśnie te niewypowiedziane zasady są przyczyną kłótni i nieporozumień, powodują oddalanie się ludzi od siebie. Coś, co dla Ciebie wydaje się oczywistym i naturalnym zachowaniem, wcale nie musi być takie dla drugiej osoby. Dobrym przykładem jest historia Basi i Grzegorza.

Czytaj także: Napiszcie własny scenariusz dla swojego małżeństwa. Inny niż rodzice


Historia pewnej znajomości
W rodzinnym domu Basi, gdy któryś z domowników wracał do domu, to inni zostawiali to, czym się właśnie zajmowali, wychodzili, aby się przywitać, proponowali herbatę, pytali jak minął dzień. Dla Basi był to wyraz troski i miłości. Uważała, że gdy Grzegorz wraca do domu, a ona zostawia swoje zajęcia i idzie się z nim przywitać oraz zaczyna rozmowę, to pokazuje mężowi, jak bardzo jest dla niej ważny. Oczekiwała, że on będzie postępował tak samo.

Grzegorz na początku nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Jak wracał do domu po pracy, to chciał przede wszystkim odpocząć, złapać oddech. Marzył, żeby położyć się na 15-20 minut w ciszy. Nie rozmawiać, nie dzielić się przeżyciami. Po prostu mieć chwilę dla siebie. Cieszył się, że Basia wychodzi, aby się z nim przywitać, ale męczyła go zadawana od razu seria pytań: Jak minął Ci dzień? Chcesz się czegoś napić? Czy w pracy wydarzyło się coś nowego? Czy myślałeś już o…? Co zrobimy z…? Wszystkie one były dla niego wyrazem troski i zainteresowania, ale zadawane w momencie, gdy przekroczył próg domu, wzbudzały w nim irytację zamiast radości.

W domu Grzegorza zasadą było, że każdy z domowników zajmował się swoimi sprawami. Gdy jego tata wracał z pracy czy on ze szkoły, to odpoczywali lub brali się za swoje zajęcia, dopiero później nawiązywali rozmowę z innymi osobami w domu. W jego domu nikt nie wybiegał na spotkanie powracającego członka rodziny. Czasami zdarzało się, że z rodzicami rozmawiał dopiero przy kolacji.

Czytaj także: Szukasz pomysłu na randkę? To prostsze niż myślisz


Frustracja, zamiast radości
Basia i Grzegorz, nie do końca świadomie, odtwarzali reguły, które panowały w ich domach rodzinnych. Dla każdego z nich oczywistym było, że jego zasady postępowania są dobre. To założenie „oczywistości” spowodowało, że każde z nich doświadczało frustracji.

Basi było przykro, że jak wraca do domu, to mąż nie wychodzi z pokoju, aby zapytać, jak minął jej dzień i zrobić jej coś do picia. A Grzegorz czuł się zestresowany myślą, że jak wróci do domu, to nie będzie miał chwili na odpoczynek, tylko od razu będzie musiał mierzyć się z serią pytań. W końcu napięcie między nimi było tak duże, że odważyli się o tym porozmawiać.

Gdy opowiedzieli o swoich oczekiwaniach i przyzwyczajeniach, nagle zrozumieli sposób działania i potrzeby drugiej osoby. Stali się też na nie bardziej otwarci. W końcu znaleźli najlepsze dla siebie rozwiązanie. Gdy Grzegorz wraca do domu, Basia się z nim wita i zostawia go w spokoju na 15-20 minut. Po tym czasie on sam do niej przychodzi i opowiada o dniu, ma też dużą łatwość odpowiadania na jej pytania i słuchania o tym, co u niej się wydarzyło. Ze swojej strony stara się pamiętać, żeby wychodzić do Basi, gdy to ona skądś wraca i zaczynać z nią rozmowę, proponować zrobienie czegoś do picia.

Czytaj także: Ślub: oczekiwania rodziny vs. Wasze pragnienia. Jak to pogodzić?


Pozorne oczywistości, niewypowiedziane zasady
Jeżeli przygotowujesz się do małżeństwa, to koniecznie zastanów się, jakie oczekiwania i schematy postępowania wynosisz ze swojego domu. Czy one są tak samo oczywiste dla Twojej drugiej połówki, jak dla Ciebie?

Porozmawiaj ze swoim narzeczonym/narzeczoną o Waszych przekonaniach i zasadach dotyczących: pieniędzy, jedzenia i posiłków, utrzymywania porządku w domu, spędzania świąt i wakacji, odpoczynku itp.

O to kilka przykładowych niewypowiedzianych zasad:

Należy posprzątać w kuchni przed snem.
Ten kto robi pranie, też prasuje.
Prezenty powinny być drogie.
Czas w weekend powinien być zaplanowany.
Weekendy mają być wolne – bez planów.
Nie mów o swoich dolegliwościach.
Bagatelizuj swoje zdrowie/osiągnięcia/potrzeby itp.
Obiad powinien być zawsze o tej samej godzinie.
Posiłki (w tym śniadania i kolacje) przygotowuje się na blacie kuchennym, nigdy na stole.
Pieniądze zawsze się znajdą. Nie trzeba ich skrupulatnie liczyć.
Pamiętaj, im lepiej poznacie się przed ślubem, tym łatwiej będzie Wam żyć długo i szczęśliwie, także po sakramentalnym „tak”.


...

Wynosimy z domu wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:41, 14 Lut 2018    Temat postu:

liskości małżeńskiej?
Zyta Rudzka | 14/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Dobry post to nie wyrzeczenie. To zyskanie energii, która zachęca do istotnych poszukiwań. Rozpoznanie w sobie potencjału, nowych zdolności. Post to nie odejmowanie, a dodawanie.

W poście dobrze jest pobyć osobno. Małżeńska bliskość też na tym zyska. Niekiedy oddalasz się od męża, bo nie potrafisz zbliżyć się do samej siebie. Ten pierwszy mur wznosisz między tym co musisz, a tym, co byś chciała.

Post to spotkanie z samą sobą. Rozeznaj się w sobie. Poczuj się. Jak się odzyskać, skoro masz wrażenie, że życie coraz bardziej przyśpiesza. Życie? A jakbyś uznała, że to Ty przyśpieszasz.

Czytaj także: W Wielkim Poście odstaw na bok niepokój i zadbaj o kondycję swojej duszy


Codzienna bieganina i nadmiar bodźców
Trudno się od tego uwolnić. To prawda, ale może choć trochę się uda złapać sensowności w tym owczym pędzie. Czy nie pędzisz na automatycznym pilocie? Tak jest przecież łatwiej i szybciej. Podejmujesz dużo nawykowych, bezmyślnych wyborów. Oszczędzasz czas i zyskujesz pozorne poczucie bezpieczeństwa. Tkwisz w pozornej strefie komfortu i… czujesz się niekomfortowo.

Może kiedyś coś nam służyło, ale czy tak jest nadal? Wewnętrzne napięcie jest często powiązane z uwikłaniem w zbędne czynności, z gonitwą za coraz to nowymi gadżetami, których tak naprawdę wcale nie musisz mieć.

Ta graciarnia niepotrzebnych obowiązków i przedmiotów odgradza Cię od istotnych potrzeb. Odbiera czas i energię. Powoduje stres, niepokój, wahania nastroju, smutek, agresję, a co za tym idzie pogorszenie relacji z bliskimi.



Post to psychiczny reset
Remanent. Moment spokoju, medytacji, wglądu w to, czym żyje mój umysł. Jakimi uczuciami karmisz się. Odżywiasz się czy zapychasz.

Może tak jak wiele kobiet, fundujesz sobie szpagat mentalny. W pracy myślisz o domu. Czy dziecko już przyszło ze szkoły? Czy są jeszcze jogurty w lodówce? Wśród rodziny dręczysz się, jak jutro wypadniesz na zebraniu? To rozdwojenie jest źródłem dodatkowego stresu, ale przede wszystkim sprawia, że wycieka z Ciebie energia. Szybciej się męczysz, gorzej koncentrujesz się i myślisz. W rezultacie potrzeba ci więcej czasu, a kiedy działasz pod presją czasu – zazwyczaj pogarsza się samopoczucie.

W poście dobrze jest usłyszeć samą siebie
Dobry post to nie wyrzeczenie. To zyskanie energii, która zachęca do istotnych poszukiwań. Rozpoznanie w sobie potencjału, nowych zdolności. Post to nie odejmowanie, a dodawanie.



Post to rodzaj ciszy
Pauza, w której dobrze jest usłyszeć swój własny głos. Zrozumieć, co jest ważne, a co nadmiarowe, a więc zbędne. Wiele dolegliwości psychosomatycznych może mieć swoje źródło w braku codziennej higieny psychicznej.

Nie potrafimy oddychać, skupić się na jednej rzeczy. Trudno nam zatrzymać mgławicę myśli. Posiedzieć przez pół godziny i pogapić się. Nawiązać kontakt ze swoją duchowością. Z czymś prostym, czystym, ożywczym. Niezbędnym.

Wymiar duchowy to nie jest wartość dodana. Coś, czym się zajmę, jak będę miała mniej przyziemnych obowiązków, a więcej czasu. To coś podstawowego, co daje nam energię i usensownia właśnie te codzienną krzątaninę.



Post to zatrzymanie się, ale tak trudno się zatrzymać!
Pomagają ćwiczenia relaksacyjne.

Zamknij oczy, rozluźnij ręce, wyobraź sobie, że pływasz w wielkim jeziorze. Pływanie w wyobraźni zatrzymuje chaos i galopadę myśli, likwiduje uczucie wewnętrznego spięcia i niepokoju.

Znajdź gest, który Cię uspokaja. Na przykład: nieznacznie pochyl głowę i nałóż opuszki palców na zamknięte powieki. Możesz w ten sposób modlić się lub słuchać muzyki relaksacyjnej. Kiedy powtórzysz ten gest w sytuacji stresowej, odtworzy się pozytywne skojarzenie i poczujesz się lepiej.

Naucz się wyłączać. Trenuj koncentrację i skupienie. Również z mężem i dziećmi. Na przykład gotujcie razem czy nakrywajcie do stołu nie powodując żadnego odgłosu. Jak najciszej. Bez fonii. Będziecie razem bez rozmów i wcale nie dalej, nawet bliżej. Obserwując się inaczej, czujniej, w nowej uważności.

Może uda się chociaż zwolnić i uchwycić to, czego nie widać, kiedy jesteś w nieustannym galopie. Zrezygnować z czegoś, co powoduje, że Twoja uwaga jest rozproszona. Skupiona na marginalnych, doraźnych sprawach.

A kiedy będziesz robić mniej rzeczy, które Ci nie służą, od razu zrobi się więcej miejsca na to, czego pragniesz.



Post to dobry czas, żeby zobaczyć, czy naprawdę wspinasz się po tej górze, co chcesz
Może kręcisz się w kółko. Drepczesz w miejscu albo nadkładasz drogi nie widząc, że można na skróty. Dobrze jest dokonać takiego recyklingu energii. Gdzie wytracam swoją siłę, na co ją trwonię, marnuję. Z czego powinnam zrezygnować, a co mnie napędza? Jakie jest moje paliwo emocjonalne? Czy motywują mnie pozytywne emocje czy złość, gniew, frustracja, zazdrość i zawiść?

Być może cała para idzie w gwizdek, żeby się komuś przypodobać, coś udowodnić innym. A co z tego mam dla samej siebie? Umysł może przypominać zapchany czarny dysk. Przepełnioną skrzynkę pocztową. A to, co ważne, ląduje w spamie.



Post to dobry czas, by rozpoznać w sobie to doświadczenie przepełnienia
Zobaczyć swoją przesadę, nieumiarkowanie, puste zacietrzewienie, bezmyślne nakręcanie się w jakiejś sprawie. Oczyść się, zobacz się. W inny, mądrzejszy, zatem też w radośniejszy sposób.

...
Podniesie jakosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:44, 15 Lut 2018    Temat postu:

Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?
Katarzyna Wyszyńska | 15/02/2018

Kamil Szumotalski/ALETEIA
Udostępnij Komentuj
Przecież za kilkadziesiąt lat będziemy już zupełnie innymi ludźmi, zmienionymi przez doświadczenia i minione lata. Brzmi to jak totalne szaleństwo, i jest nim w istocie. Jest porwaniem się na niemożliwe.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



– Cóż czytasz, mości książę?

– Słowa, słowa, słowa.

– A o treść, czy mogę spytać?*

Treść – bez niej zostają tylko puste słowa. Przysięga małżeńska jest zwięzła, acz treściwa. Cóż właściwie znaczy? Prześledzimy ją krok za krokiem.



„Ja Karol, biorę Ciebie Katarzyno, za żonę…”
Tym oficjalnym zwrotem rozpoczął mój już-za-chwilę-mąż. Stoimy wśród kilkudziesięciu świadków, ale w tej chwili jakbyśmy byli tylko my dwoje. On bierze mnie. Ja biorę jego. Patrzę mu w oczy pełne emocji, czuję się odurzona miłością, ale nie ze względu na uczucia tu jestem.

Ślubuję, bo tak zdecydowałam. Nikt mnie nie zmusza – ja sama w wolności wybrałam i biorę Ciebie. To proste i konkretne – „Ciebie za męża”. Nie Twój kawałek, nie sam uśmiech i dobry humor, ale całego Ciebie, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Czytaj także: Wiesz, co ma post do bliskości małżeńskiej?


„… i ślubuję Ci miłość…”
Miłość, opiewana w poematach i pieśniach, trochę może wyświechtana i przereklamowana. Ale wszyscy gdzieś podskórnie czujemy o co w niej chodzi, gdy patrzymy na kochających się staruszków. „Ich łączy prawdziwa miłość”, mówimy o naszych dziadkach, gdy po tylu latach razem, wciąż robią małe konkrety codzienności.

On kładzie jej kapcie na grzejniku, by po powrocie z zimnego podwórka były przyjemnie nagrzane. Ona codziennie daje mu piętkę od chleba, bo wie, że on uwielbia chrupiącą skórkę. Czasem na siebie gderają, ale on zawsze z szacunkiem poda jej płaszcz, a ona odprowadzi go wzrokiem i macha z okna na pożegnanie.

Ta troska wyrażona w prostych małych gestach, prawie niezauważalnych, a tak ujmujących, jest wypełnieniem ślubowania miłości. Nie emocje, nie wielkie słowa czy niezwykłe bohaterstwa, a konkrety codzienności. One są ukrytą, codziennie tkaną treścią przysięgi miłości.

Czytaj także: Moja idealna przysięga małżeńska


„…wierność…”
To nie tylko brak fizycznej zdrady. Zdradą może być nałóg, alkohol, praca, relacja z mamą lub najlepszym kumplem. Wierność to danie pierwszeństwa, nadanie priorytetu współmałżonkowi. W kolejce tych wszystkich niecierpiących zwłoki spraw, która do nas stoi, dajemy małżonkowi VIP pass, ekstra kartę lojalnościową do nas samych – naszych emocji, intelektu, duchowości, uwagi i ciała.

Wierność to także stanięcie ramię w ramię, gdy spieramy się z rodzicami czy własnymi dziećmi. To nie porównywanie do sąsiada/sąsiadki czy bohatera ulubionego serialu, to odpuszczanie po raz pięćdziesiąty, setny i tysięczny tych samych irytujących nas przewinień.



„…uczciwość małżeńską…”
Rozumiem ją jako stanięcie w prawdzie. O Tobie, gdy zwracam Ci uwagę, że boli mnie, gdy lekceważysz moich rodziców. O mnie, gdy mówię, że nie radzę sobie ze stresem i proszę, pomóż mi to zmienić. To nie krycie sytuacji w jakiej jesteśmy, powiedzenie głośno „Jest źle. Za mało rozmawiamy” lub „Mamy dług, musimy zacisnąć pasa”.

To także wdzięczność i docenienie: „Świetnie zajmujesz się dziećmi”, „Super wychodzi nam wspólne gotowanie”. Prawda zakłada również niemanipulowanie dla własnych korzyści, niewykorzystywanie wiedzy i zaufania partnera przeciwko niemu, np. grając jego emocjami i przywiązaniem. Gramy fair, czyli stać nas na szczerość wobec siebie, a także na pokorę, która tę szczerość zniesie.

Czytaj także: Schematy z rodzinnego domu. Jak z nimi żyć pod wspólnym dachem?


„…oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci”
Daję Ci słowo, że będę. Cokolwiek się nie wydarzy, będę. Nie stchórzę, nie ucieknę. Będę. To najbardziej niewiarygodny punkt „programu”. Przecież za kilkadziesiąt lat będziemy już zupełnie innymi ludźmi, zmienionymi przez doświadczenia i minione lata. Brzmi to jak totalne szaleństwo, i jest nim w istocie. Jest porwaniem się na niemożliwe. Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak dodać:

„Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący i wszyscy Święci”.
* Szekspir, Hamlet


..

Generalnie zobowiazujemy sie do dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:33, 16 Lut 2018    Temat postu:

Ile powinno trwać narzeczeństwo?
Katarzyna Wyszyńska | 16/02/2018

Bekir Donmez/Unsplash | CC0
Udostępnij 2 Komentuj 0
Mimo że wzięliśmy ślub może niespecjalnie szybko (po 4 latach związku), ale na pewno młodo, mój mąż mówi czasem, że żałuje, iż nie pobraliśmy się jeszcze wcześniej. Dzięki temu jeszcze dłużej mógłby być moim mężem.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Narzeczeństwo – ile powinno trwać?
„Ile?! 1,5 roku narzeczeństwa? Wy chyba chcecie, żeby stary dziadek nie dożył!!!” – uniósł się świętej pamięci dziadek mego przyszłego męża na wieść o naszych zaręczynach. „Gdy ja się oświadczyłem, była środa. A w sobotę zabito świniaka i było wesele!” – dodał, wciąż oburzony. Od czasu do czasu wspominamy tę historię ze śmiechem, ale z biegiem lat coraz bardziej zgadzamy się z „ludową mądrością” dziadka. Czemu do ślubu wciąż daleko, mimo że decyzja już zapadła? Ile powinno trwać narzeczeństwo? Ile czasu chodzić ze sobą przed zaręczynami?



Co nas powstrzymuje przed małżeństwem?
Odpowiedź, to jasne, nie jest oczywista i uniwersalna. Czasy się zmieniły – nie tylko odwleka się decyzję o zaręczynach, ale również w ogóle o stałym związku, wyprowadzce, rodzicielstwie, czy choćby zmianie pracy z tej, która nas męczy, ale jest stabilna…

Tak, ta stabilność, niechęć do zmian, a także obawa przed błędem, bywa naszą zgubą, przez którą tkwimy w stanie „pomiędzy”, zmęczeni starym, zamknięci na nowe. Bo jeszcze za młodzi, bo bez pieniędzy, bez perspektyw. Mamy czas, nigdzie się nam nie spieszy. Czasem to duma, by od razu być na swoim. By zaznaczyć, że jest się człowiekiem niezależnym, radzących sobie doskonale bez niczyjej pomocy – taka ukryta pod płaszczykiem honoru zuchwałość, która nie pamięta, że dojrzałość to również pokora i umiejętność wyboru priorytetów, a czasem sztuka proszenia i przyjęcia pomocy, gdy jest potrzebna.

Po części to również tendencja kreowana przez wedding buisness, z długim oczekiwaniem na wymarzoną salę czy konkretnego fotografa. Czy to dobrze czy źle, każdy będzie miał swoje zdanie. Opowiem więc lepiej, co nam dało małżeństwo, na które zdecydowaliśmy się wbrew wielu obiektywnym przeszkodom, z których główną był mój młody wiek.

Czytaj także: Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?


Najważniejszy pierwszy krok, a potem co?
Po pierwsze, nie „przechodziliśmy” związku. Byłam na początku studiów, gdy braliśmy ślub. W momencie opuszczenia mojej uczelni, bylibyśmy parą ponad 8 lat. I to mogłoby być ok, ale niosłoby też ze sobą pewne zagrożenia.

Obserwuję coraz więcej par, które są ze sobą kolejny rok, i kolejny, i… nic. Nic się nie dzieje, nic nie zmienia. Nie wiadomo, na jakim są etapie: jeszcze nie zaręczeni, ale już jak stare, dobre małżeństwo. Chyba w każdej dziedzinie życia, jeśli nie stawiasz kroku w przód, to się cofasz.

W końcu nawet fajna relacja się wypala. Co ciekawe, często po rozpadzie wieloletniego związku, w kolejnym decyzja o ślubie jest błyskawiczna. Rozumiem więc narzeczeństwo, a potem małżeństwo, jako naturalne etapy, które następują po czasie pierwszych i kolejnych randek. Płynny proces rozwoju, kolejny wspólny krok, a nie skokowy awans, w jakiejś odległej przyszłości i galaktyce.



Nie masz nic, masz wszystko
Po drugie i jeszcze ważniejsze – wszystko budujemy razem. Gdy myślał o oświadczynach, mojego męża gryzła myśl, że „nie ma nic do zaoferowania” w sensie materialnym: nie ma własnego mieszkania, samochodu, a nawet stabilnej pracy. Może lepiej zaczekać z zaręczynami, aż się czegoś dorobi.

Wtedy jego kierownik duchowy rzekł: „Dobrze, że nic nie masz. Dzięki temu wszystko będziecie zdobywać razem, nikt nie przyjdzie na gotowe, nie będzie kręcił nosem, bo mieszkanie mogłoby być większe, a samochód nowszy. Wszystko od początku będziecie budować razem, znając cenę i smak zarówno porażek, jak i sukcesów, radości i trudu codzienności”.



Nauka w praktyce
Wszystko, co mamy zdobywamy wspólną ciężką pracą, bo zaczynaliśmy od zera. W to wliczają się również nasze domowe tradycje i rytm życia. Łatwiej nam było się do siebie zgrać, wypracować schematy i rytuały domu, bo nie mieliśmy jeszcze utartych, wieloletnich kawalerskich czy panieńskich przyzwyczajeń.

Szczególnie pomocna była ta elastyczność, gdy pojawiły się dzieci. I tak, od początku wspólnie zdobywamy szczyty, wspólnie upadamy, i nie raz oberwaliśmy za naiwność i niedoświadczenie młodego wieku, ale… było warto. Wspólne doświadczenia, również te trudne, hartują i umacniają naszą miłość.

Bardzo dotyka mnie ostatnio to zdanie – nie wszystko, co rozsądne i logiczne, jest dla nas dobre. Na tytułowe pytanie odpowiem więc przewrotnie – mimo że wzięliśmy ślub może niespecjalnie szybko (po 4 latach związku), ale na pewno młodo, mój mąż mówi czasem, że żałuje, iż nie pobraliśmy się jeszcze wcześniej. Dzięki temu jeszcze dłużej mógłby być moim mężem.

...

Tyle ile trzeba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:05, 19 Lut 2018    Temat postu:

Przysięga małżeńska – najpiękniejszy list miłosny
Marlena Bessman-Paliwoda | 19/02/2018

Zelle Duda/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
W całym stosie listów miłosnych, jakie zakochani narzeczeni sobie wysyłają, ten wypowiedziany publicznie przed bliskimi i przed Bogiem, jest najpiękniejszy. Oto, jak moglibyśmy rozwinąć przysięgę małżeńską do listu miłosnego zakochanego mężczyzny, który właśnie wypowiada przysięgę przed ukochaną.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Przysięga małżeńska – co oznaczają te słowa
Ja, ten, którego poznałaś, któremu zaufałaś, kiedy wkładałem Ci na palec pierścionek zaręczynowy. Ja – słaby człowiek, który Ciebie pokochał i zamarzył, by swoim kruchym życiem przytulić się do Twojego kruchego życia. Stoję przed Tobą i z drżeniem, radością, szybszym biciem serca, patrząc w Twoje oczy, mówię słowa: biorę Ciebie za żonę, sprawiając tym samym, że stajesz się moją żoną.

Ślubuję Ci. Podejmuję nieodwołalną decyzję bycia z Tobą. Decyduję się, by złożyć przysięgę. Robię to uroczyście, bez pośpiechu, w pięknym otoczeniu bliskich, przyjaciół, krewnych i Boga, by pokazać Ci, że jesteś dla mnie wyjątkowa. Nikt inny liczyć się dla mnie jak Ty nie będzie. Oto teraz czynię Ciebie, moja jedyna, najważniejszą osobą mojego życia. Każde słowo wypowiadane teraz, to znak, że chcę z Tobą budować moją przyszłość.

Czytaj także: Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?


Miłość i wierność
Ślubuję Ci miłość. Nie zakochanie, wieczne patrzenie sobie w oczy, namiętność, ale miłość – trwanie przy Tobie moją decyzją. Nawet kiedy będziesz się pieklić, że nie odstawiłem szklanki w wyznaczone miejsce. Nawet, kiedy będziemy mieli ochotę na siebie krzyczeć czy płakać tylko, będę Cię kochał. Kocham to, kim jesteś, a nie tylko to, jaka jesteś. Kocham w Tobie to, że oto teraz stajesz się moją żoną, że za chwilę powiem: to moja żona. Moja jedyna.

Czytaj także: Ile powinno trwać narzeczeństwo?
Ślubuję Ci wierność. Ślubuję Ci to, że będę Twoją podporą i Twoim wsparciem. Będę Ci wierny nie tylko fizycznie, ale także duchowo, mentalnie, emocjonalnie. Będę zawsze z Tobą, po Twojej stronie. Mogę się z Tobą nie zgadzać, ale pozostanę wierny Tobie, a nie światu, rodzinie czy komukolwiek, kto mógłby lub chciałby nas rozdzielić. Chcę być Ci wierny myślą – by nie robić z myśli poligonu przeciwko Tobie, nie rozmyślać o innych ze szkodą dla Ciebie i naszej miłości. Chcę być Ci wierny słowem – mówić Tobie wszystko to, co miałoby być moją tylko tajemnicą. By moja mowa budowała nas, a nie rujnowała. Chcę być Ci wierny czynem – niech moje dłonie będą gotowe na niesienie Tobie pomocy, wsparcia, podawanie Tobie pierwszej bułki przy śniadaniu.



Uczciwość… aż do śmierci
Ślubuję Ci uczciwość małżeńską. Ślubuję Ci szczerość. Odrzucam kłamstwo, ukrywanie przed Tobą faktów i zdarzeń. Nie będę Cię oszukiwać. Znając Ciebie dogłębnie, nie wykorzystam tej wiedzy przeciw Tobie.

Ślubuję Ci, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Nie martw się, zawsze będę o Ciebie walczył. Zawsze będziesz moją Piękną. Zawsze będziesz moją Jedyną. Nie chcę znać słów i czynów rozłamu. Kres temu, co teraz ślubuję, niech położy tylko śmierć.

Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci. Jestem słaby. Wszystkie te słowa wypowiadam przed Panem Bogiem i całym Niebem. Proszę Pana, by pomógł mi trwać w decyzji kochania Ciebie, mojego bycia obok Ciebie, z Tobą i dla Ciebie. Licząc tylko na własne siły nie dałbym rady, ale we wsparciu Boga, który jest dobry, miłosierny i łaskawy upatruję siły.

Nawet tam, gdzie ja okażę słabość, tam Trójjedyny Bóg mnie wesprze. Staję przez Bogiem, składając tę przysięgę, byśmy nasze małżeństwo budowali na Bogu. Chcę codziennie budować z Tobą nasze wspólne życie na Bogu, klękać z Tobą do modlitwy i patrzeć na Boga, uwielbiać Go i dziękować Mu za Ciebie. Małżeństwo to tajemnica wielka, ale ufam Temu, który je stworzył i pobłogosławił.

...

Bóg to jedyne umocnienie milosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:23, 21 Lut 2018    Temat postu:

pomagał? Podziel się odpowiedzialnością
Zuzanna Górska-Kanabus | 21/02/2018

Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Oddawanie odpowiedzialności jest trudne, ponieważ wiąże się z niepewnością i brakiem kontroli. A my, kobiety, uwielbiamy mieć pewność i zachować kontrolę. Dodatkowo lubimy robić po swojemu i często uważamy, że znamy jedyny słuszny sposób na wykonanie czegoś. Brzmi znajomo?

W poprzednim artykule podzieliłam się z Tobą sposobami na skuteczne proszenie mężczyzn o pomoc. Ta metoda działa szczególnie w przypadku dużych zadań, projektów, w których Twój mąż może się wykazać. Działa jeszcze lepiej, gdy dodasz do niej podziękowanie i docenienie.

W codzienności jednak trudno jest za każdym razem tworzyć wizję i wielokrotnie prosić o nawet najdrobniejszą rzecz. Bądźmy szczere, jest to nierealne, szczególnie jeżeli jesteś jak 90% kobiet, czyli czujesz się już i tak przytłoczona codziennymi obowiązkami. Marzysz, żeby ktoś Ci pomógł i żebyś nie musiała prosić o to tysiąc razy. Co zatem możesz zrobić? Podziel się odpowiedzialnością!

Czytaj także: Pozwól sobie pomóc, czyli dlaczego mężczyźni lubią być potrzebni


Mężczyzna to nie leniwy potwór
Powiedzmy jasno – mężczyźni są różni. Są wśród nich psychopaci, egoiści, narcyzi, niedojrzali chłopcy czy jednostki o dyktatorskich osobowościach. Ale oni nie stanowią większości. Jeżeli akurat związałaś się z jednym z takich typów, dalsza część tekstu nie jest dla Ciebie.

Inną grupę mężczyzn stanowią zwyczajni, porządni faceci. Jeżeli taki jest właśnie Twój mąż, to najprawdopodobniej chce on Twojego szczęścia, dzielić z Tobą trudy codzienności. Chce mieć w Tobie partnerkę, a nie służącą. Jeżeli tak jest, to czemu czujesz się przeciążona? Być może za dużo bierzesz na siebie i nie dzielisz się obowiązkami lub krytykujesz sposób ich wykonywania.

Czytaj także: Zanim powiesz do męża: nawet nie wiesz, co ja czuję…


Zupa była źle przyprawiona, a kąty źle wymiecione
Oddawanie odpowiedzialności jest trudne, ponieważ wiąże się z niepewnością i brakiem kontroli. A my, kobiety, uwielbiamy mieć pewność i zachować kontrolę. Dodatkowo lubimy robić po swojemu i często uważamy, że znamy jedyny słuszny sposób na wykonanie czegoś. Dlatego tak naprawdę często nie chcemy podzielić się obowiązkami.

Z jednej strony chciałabyś, aby ktoś inny posprzątał, ale jednocześnie skręca Cie na myśl, że nie będzie to zrobione dokładnie. Pragniesz, aby Twój luby ugotował obiad, ale nie chcesz, aby zrobił to po swojemu, bo np. danie nie będzie przyprawione tak, jak Ty lubisz.

Perfekcjonizm i przywiązanie do „jedynego słusznego sposobu działania” odbierają Ci energię. Co wolisz – mieć czas na odpoczynek czy mieszkanie à la Perfekcyjna Pani Domu?

Czytaj także: Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?


Krytyka zabija inicjatywę
Osobną kwestią jest krytykowanie i narzekanie. Czy Ty nie masz oczu? Nie widzisz, że za kanapą też jest brudno? albo Jakżeś to poskładał! Przecież każdy wie, że bluzki składa się inaczej.

Posłuchaj sama siebie. Jak zwracasz się do bliskiego Ci mężczyzny, gdy Ci pomaga? Doceniasz jego wysiłki, nawet jeżeli rezultat jest inny niż oczekiwałaś? Jeżeli krytykujesz go za każdym razem, gdy stara się Ci pomóc w domu, to jego motywacja do działania będzie coraz niższa.

Zamiast narzekać, następnym razem poproś, aby zrobił coś inaczej. Prośby brzmią lepiej niż pretensje. Najlepszym momentem na ich wypowiedzenie jest ten, gdy on zabiera się za jakąś czynność.

Jak będziesz odkurzał, to proszę pamiętaj o odsunięciu kanapy. Nazbierało się tam kurzu i tam też trzeba sprzątnąć.

Swoje bluzki składam zawsze w ten sposób, dzięki temu mniej się gniotą/lepiej mieszczą mi się na półce/inny powód. Czy możesz złożyć je w ten sposób?
I na koniec bardzo ważna sprawa – nic nie jest oczywiste. Jeżeli potrzebujesz pomocy – poproś wprost. Nie czekaj, że on się domyśli.

Współpracy i dzielenia się odpowiedzialnością trzeba się nauczyć i jest to proces. Zatem, aby to się zadziało, to musisz podejmować działania (prosić wprost, doceniać). Inaczej będziesz narzekać jak kobieta (K), która przyszła po poradę do Jacka Pulikowskiego (JP):

K: Mój mąż jest nieodpowiedzialny.

JP: A co pani powierza odpowiedzialności swojego męża?

K: Pan mnie nie zrozumiał: on jest nieodpowiedzialny.

JP: A co pani mu powierza?

K: No, ja mu nic nie powierzam, nie mogę nic powierzyć.

JP: To jak on ma się stać odpowiedzialny!?*
Jeżeli poprosisz o pomoc wprost, zaakceptujesz sposób wykonania, a na koniec podziękujesz i docenisz, to zyskasz partnera w pracach domowych i będziesz mniej zmęczona.

Czytaj także: Najlepszy prezent dla ukochanej osoby? Zdziwisz się!


* Cytat z artykułu Jacka Pulikowskiego „Władza w domu”

...

Sterowanie jak robotem nie pomoze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy