Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Miłość i małżeństwo .
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:15, 11 Lis 2017    Temat postu:

Być jednym ciałem. Ale jak?
Maciej Jabłoński | 11/11/2017
Pexels | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Małżeństwo jest czymś o wiele piękniejszym i głębszym niż to, co oferuje nam dzisiaj świat. Boskie instrukcje dla małżonków są jasne – mamy być jednym ciałem. Oto 5 ważnych obszarów do przeanalizowania i omówienia ze współmałżonkiem, aby być jednością.


S
tać się jednym ciałem z drugim człowiekiem – to może kojarzyć się jednoznacznie. Ale to nie tylko akt intymnej bliskości fizycznej, też coś więcej. Małżeństwo jest czymś o wiele piękniejszym i głębszym niż to, co oferuje nam dzisiaj świat. Boskie instrukcje dla małżonków są jasne – mamy być jednym ciałem. Tylko jak?

„Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” Rdz 2,24

Co to znaczy być jednym ciałem? Oto 5 ważnych obszarów do przeanalizowania i omówienia ze współmałżonkiem, aby być jednością.


Emocje, czyli jesteśmy różni

Jest to obszar, w którym małżeństwo ma „problemy” na samym początku. Kobieta i mężczyzna są bardzo różni w sferze emocjonalnej. Na ogół płeć piękna jest wrażliwsza, ma większe skłonności do analizowania sytuacji na różne strony, a także jej zbiornik empatii jest przeważnie pełny. My, mężczyźni nieco inaczej podchodzimy do tych samym sytuacji – bardziej z dystansem i mniej emocjonalnie. Zatem jak być tu jednością?
Czytaj także: Co daje małżeństwu bycie we wspólnocie? Oto (co najmniej) 5 dobrych owoców

Zanim zwiążemy się z kimś, jesteśmy często przywiązani emocjonalnie do rodziców czy przyjaciół, ponieważ w naturalny sposób dają nam wsparcie, którego potrzebujemy.

Problem pojawia się wówczas, gdy jeden z małżonków daje precedens starym przyzwyczajeniom również po ślubie. Być emocjonalnie jednym ciałem ze swoim mężem/żoną to dzielić z nim jako pierwszym swoje radości i smutki. Można powiedzieć, że to swego rodzaju wierność. Mój małżonek może być moim przyjacielem, wówczas stajemy się jednym ciałem w sferze emocji.

Warto zadać sobie następujące pytanie: do kogo zwracasz się po emocjonalne wsparcie – współmałżonka czy osób trzecich?


Duchowość, czyli małżeństwo jest „trójcą”

Małżeństwo to nie ceremonia ślubna lub instytucja w świetle prawa. Małżeństwo jest „trójcą” i relacją między małżonkami a Bogiem.

Jeśli małżeństwo jest tak ważne w oczach Boga, że ofiarowuje On siebie, to powinno być również wystarczająco ważne, abyśmy oddali nasze Bogu.

Znowu wspomnę, że małżonkowie nie muszą mieć identycznej duchowości i pewnie mało jest takich, które mają (jeśli w ogóle są!). Nasza duchowość kształtuje się na podstawie indywidualnych doświadczeń od okresu wczesnodziecięcego, zatem niemożliwe jest, aby duchowość małżonków była identyczna.
Mówiąc o jedności w sferze duchowej, mam na myśli coś innego – chodzi o duchowość małżeńską. Zarówno ja, jak i moja żona mamy czas swojej intymnej relacji z Bogiem, ale codziennie też przedstawiamy mu wspólnie nasze prośby, dziękujemy za wiele rzeczy i błogosławimy siebie nawzajem i dzieci. Oprócz wspólnej modlitwy codziennej staramy się rozwijać naszą duchowość we wspólnocie, jak również czytać razem Pismo Święte. Podejmując ważne dla nas decyzje pytamy też o wolę Boga. Na tym polu i w wielu innych sytuacjach kształtuje się nasza wspólna, małżeńska duchowość.

Czy kultywujecie duchową bliskość i „jedność” z Bogiem poprzez wspólną modlitwę i studiowanie Biblii?

Fizyczność – bardzo ważna sfera!

Święty Paweł w Liście do Koryntian (1 Kor 7,5) mówi, że nie powinniśmy unikać zbliżeń, ponieważ wróg może wykorzystać ten czas, aby nas kusić. Ale jak zwykle Bóg bardziej troszczy się o sedno sprawy.

W wersetach 3 i 4 tego rozdziału Pismo Święte mówi nam, abyśmy nie uważali naszych ciał za własne. Boski zamiar wobec współżycia seksualnego jest czymś dużo wspanialszym, niż samo zaspokajanie własnych potrzeb! Więcej o tym można przeczytać na naszej stronie.

Czy w swoim małżeństwie podchodzisz do seksu samolubnie, czy patrzysz również na potrzeby i oczekiwania współmałżonka?


Finanse w małżeństwie

Obszar, który zazwyczaj bywa ostatnim, który małżonkowie oddają Bogu, może być czasem pierwszym, który spowoduje małżeńskie problemy. Tak było w naszym przypadku. Musieliśmy zawalczyć o jedność w tym temacie i wciąż to robimy.

Może zdarzyć się, że jeden z małżonków przechowuje gotówkę lub nawet oddzielny rachunek bankowy w tajemnicy przed współmałżonkiem.

Jeśli mamy być jednością w tym obszarze naszego małżeństwa, musimy doprowadzić do pełnej wiedzy o sobie nawzajem. Dobrze jest omówić i uzgodnić, w jaki sposób wykorzystujemy środki, które dał nam Bóg. Musimy współpracować i szanować się nawzajem w tym procesie.

Jaki masz stosunek do pieniędzy w swoim małżeństwie? Czy mówisz „moje pieniądze”, czy „nasze pieniądze”?

Każde małżeństwo ma obszary w swoim związku, które wymagają poprawy. Nie ma takich, które są idealne. Mam nadzieję, że powyższe pytania pozwolą Wam rozpocząć małżeńską dyskusję na te tematy i sprawią, że obierzecie „kurs na jedność”. Powodzenia!

...

Jak wodzimy bardzo duzo zagadnien. Bo przeciez spoleczenstwo to tylko rodziny...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:53, 12 Lis 2017    Temat postu:

Randki małżeńskie? Zdecydowanie tak!
Dominika Kaźmierczyk | 12/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Szczęśliwa rodzina powinna opierać się przede wszystkim na dobrych relacjach pomiędzy rodzicami. Nawet pół godziny spędzone wspólnie, tylko we dwoje, może zdziałać cuda.
Randki małżeńskie – jak to zrobić?

Kiedy atmosfera w naszej rodzinie coraz bardziej sięga zenitu, przed wyjściem do przedszkola brakuje zaginionej skarpetki, samochód stoi w korkach, a autokar na wycieczkę do ZOO zaraz odjedzie i rozpoczynają się wymówki, czyja to wina, kto zaspał, kto nie zrobił kawy, kto wyprał za mało skarpetek, myślami odpływam do hotelu „Posejdon” w pewnej nadmorskiej miejscowości, której nazwy już nie pamiętam.

To miejsce naszej ostatniej „aż”, „prawie” weekendowej randki. Słabo? Znam małżeństwa, które od kiedy urodziły się dzieci, nigdzie nie wyjechały razem. A także takie, które robią to regularnie. Wszystko zależy od możliwości, potrzeby, chęci. Z kimś trzeba zostawić dzieci, jedno, dwoje, troje lub więcej.

Dzieci często są za małe, by zostać same, potem kolejne jest za małe, chorują akurat w momencie, w którym zaplanowaliśmy wyjazd.

Bardzo ważna jest zaufana osoba, której powierzymy opiekę nad dzieckiem/dziećmi. Patrząc z perspektywy czasu myślę, że warto zaufać dobrej, doświadczonej, sprawdzonej niani, jeżeli nie mamy chętnych dziadków, rodzeństwa, przyjaciół.

My kolejny weekend razem planujemy pod koniec tego miesiąca i mimo różnorakich obaw, jak babcia poradzi sobie z dwójką rozbrykanych maluchów, czekam na ten czas z utęsknieniem.
Czytaj także: 10 sposobów na randki dla rodziców małych dzieci
Odważ się wyskoczyć na randkę

Oczywiście, nie namawiam do ciągłego podrzucania latorośli innym opiekunom, ponieważ obecnie maluchy już i tak spędzają sporo czasu poza domem, w przedszkolu, szkole, na zajęciach dodatkowych i bardzo potrzebują obecności rodziców.

Ale jak wiemy, szczęśliwa rodzina powinna opierać się przede wszystkim na dobrych relacjach pomiędzy rodzicami. Dzieci od nas uczą się relacji, miłości, czerpią poczucie bezpieczeństwa od pary, która wydała je na świat. „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”. (ks. Rdz 1.27)

Jesteśmy tak różni, ale powinniśmy być jednością. Nie wystarczy być małżeństwem, trzeba być dobrym małżeństwem.

A jak tą jedność budować? Właśnie przez czas spędzony razem. Właśnie poprzez randki małżeńskie, jak bardzo egzotycznie miałoby to nie brzmieć.

Wielkim propagatorem randek małżeńskich jest Jerzy Grzybowski, twórca Spotkań Małżeńskich, które też są takimi randkami, tylko w grupie, w towarzystwie osoby duchownej i doświadczonych małżeństw. A mówiąc bardziej poważnie, Spotkania Małżeńskie to rekolekcje, które pomagają małżeństwom w kryzysie i nie tylko. Ich podstawą jest nauka dobrego dialogu.

Ciężko jednak o dialog ponad głowami rozkrzyczanych dzieci, w pośpiechu, gdy jesteśmy zmęczeni i marzymy tylko, żeby pójść spać.
Czytaj także: Tata zabiera córkę na randki, żeby nauczyć ją, kim jest dżentelmen
Adorujmy się wzajemnie!

Ciężko o odpowiednią atmosferę w sypialni, jeśli wieczór spędziliśmy na prasowaniu ubrań na następny dzień albo usypiając nasze słodkie pociechy. Wtedy często zasypiamy też sami, bo tak niezwykle relaksująco działa na nas własny głos opowiadający mrożące krew w żyłach przygody Jasia i Małgosi.

Dlatego chodźmy na randki z własnym mężem/żoną tak często, jak tylko się da! Nawet pół godziny spędzone wspólnie, tylko we dwoje może zdziałać cuda.

A jak powinna wyglądać dobra randka?

Z Wikipedii:

Randka (z franc. rendez-vous (d’amour) – umówione spotkanie (miłosne) – spotkanie dwóch osób mające na celu nawiązanie lub rozwinięcie znajomości, inicjowane z zamiarem stworzenia lub umocnienia relacji emocjonalnych, seksualnych lub małżeńskich pomiędzy uczestniczącymi w randce osobami. W szerszym znaczeniu randką będzie także każde spotkanie osób, które łączą tego rodzaju relacje.

A więc nie będą to wspólnie robione w pośpiechu zakupy czy wspólne załatwianie spraw urzędowych. Choć nawet takie, wyrwane z codzienności wspólne chwile mają swój urok dla zabieganych małżonkówSmile

Chodzi raczej o wcześniej umówione, miłe spotkanie, jakich nie brakowało za narzeczeńskich czasów. Wtedy, gdy jeszcze nie mieszkaliśmy razem, chcieliśmy się natomiast pokazać sobie nawzajem w jak najlepszym świetle. Seksualnych relacji przed czy też pozamałżeńskich oczywiście nie polecamy, ale muszę powiedzieć, że definicja randki z wikipedii podoba mi się.

Czytajmy bowiem dalej:

Nieodłącznymi elementami randki są: adoracja, wymiana informacji na swój temat oraz określenie oczekiwań w stosunku do (potencjalnego) partnera.

I to jest genialne, i to jest właśnie dialog małżeński, i takich randek, obojętnie w jakim entourage’u, Wam życzę.

...

Zdecydowanie zycie tak jakby malzenstwo bylo koncem milosci a sluzylo do wygodniejszego zycia codziennego niz samotnosc to absurd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:57, 15 Lis 2017    Temat postu:

Narzeczeństwo to piękny czas w życiu. Ale w sumie dlaczego?
Katarzyna Skrzypek | 15/11/2017

Bekir Dönmez/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dobrze przeżyte narzeczeństwo powinno weryfikować, czy naprawdę wybraliśmy TĘ właściwą osobę i jeśli okaże się, że nie, to naprawdę można zerwać zaręczyny – lepiej postanowić o rozstaniu przed ślubem niż po.

Jesteście już w związku od dłuższego czasu. Wiecie o sobie coraz więcej, poznajecie nawzajem zarówno swoje zalety, jak i najgorsze wady. A mimo to chcecie być razem dalej. Podróżujecie, studiujecie, pracujecie, spotykacie się, kiedy tylko możecie, poznaliście już swoje rodziny. I nagle on wykazuje się największą odwagą w swoim życiu i pyta ją, czy spędzi z nim całe swoje życie, a ona jest na tyle szalona, że się zgadza. Łzy wzruszenia, szczęście i wrażenie, że właśnie zdecydowaliście się oboje na skok na głęboką wodę.


Skok na głęboką wodę

Zapewniam Was, że teraz oboje będziecie słyszeć od Waszych znajomych i rodziny na przemian: gratulacje – „Wspaniała wiadomość!”, „Cieszę się Waszym szczęściem!”, zdziwienie – „Już?”, „Jesteście pewni?”, ulgę – „No wreszcie!” i stały tekst – „Zaczyna się najpiękniejszy czas w Waszym życiu!”

I pełna zgoda, tylko w sumie… dlaczego?
Czytaj także: A co, jeśli mój współmałżonek zmieni się po ślubie?


Podjęliście najważniejszą decyzję w życiu

Jesteście „po słowie”, więc dużo bliżej niż przed, ale nadal macie czas na utwierdzenie się w decyzji albo jej zmianę. Mówię całkiem poważnie, dobrze przeżyte narzeczeństwo powinno weryfikować, czy naprawdę wybraliśmy TĘ właściwą osobę i jeśli okaże się, że nie (bo podjęliśmy decyzję pod presją rodziny, wzruszenia chwili czy konwencji społecznych, bo wypada wreszcie zalegalizować związek,), to naprawdę m o ż n a z e r w a ć z a r ę c z y n y – lepiej postanowić o rozstaniu przed ślubem niż po.

W każdym razie macie czas, by jeszcze lepiej się poznać. Odwaga i decyzja, że chcecie być ze sobą w zdrowiu i chorobie, na dobre i złe, jest bardzo ważna. Perspektywa, że spędzi się z drugą osobą całe życie, naprawdę nasuwa ogrom pytań i wątpliwości – spokojnie, właśnie teraz możecie się sobie przyjrzeć.


Ile powinno trwać narzeczeństwo?

364 dni i 20 godzin. Nieeee, oczywiście nie ma uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. Nie musi wcale trwać rok. Dajcie sobie tyle czasu, ile potrzebujecie. Nie musicie spełniać niczyich oczekiwań. Może jesteście w związku od 8 lat i chcecie się pobrać za 6 miesięcy? Świetnie!

A może wolicie wziąć ślub za 2 lata, bo kończycie studia? Wspaniale! Ja z moim narzeczonym wybraliśmy dłuższe narzeczeństwo, bo nie chcieliśmy od razu wpadać w szaleństwo przemysłu ślubno-weselnego. Dobrze dać sobie czas, by przegadać to, co trzeba omówić, zanim się stanie na ślubnym kobiercu i znaleźć solidne kursy przedmałżeńskie. A dopiero w następnej kolejności myśleć o sukni, oprawie muzycznej na ślubie i kolorze kwiatów na stołach weselnych.
Czytaj także: Jola Szymańska: Narzeczeńskie zderzenia z realem i trzy źródła ratunku


Kiedy ślub? Kiedy dzieci?

Pomyślcie tylko! Znajdujecie się w tym szczęśliwym czasie, między niekończącym się dopytywaniem: „Kiedy ślub?” (tak, podjęliście decyzję i teraz wszyscy powinni grzecznie czekać na zaproszenie), a kolejnym maratonem pytań: „Kiedy dzieci?”.

Macie naprawdę unikatowy moment w Waszym życiu, kiedy nie musicie odpowiadać na setki pytań rodziny i znajomych. Także zanim ustalicie pieśni ślubne, zabukujecie salę weselną, zamówicie kapelę, kupicie wódkę i ubijecie świniaka, z którego po przecięciu wylecą przepiórki – skoncentrujcie się na tym, co najważniejsze – na Was. Na Waszej relacji, planach na przyszłość i uczeniu się kompromisu.

Cieszcie się Waszą decyzją, świętujcie z przyjaciółmi, zignorujcie kąśliwe uwagi rozczarowanych i… korzystajcie z tego czasu, bo jest tylko Wasz, jedyny taki w życiu.

...

To jest proces poznanie-poznawanie-narzeczenstwo-slub. Sluzy stopniowemu dochodzeniu do powaznej zmiany w zyciu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:23, 16 Lis 2017    Temat postu:

Ratowanie małżeństwa ze względu na dzieci. Czy to ma sens?
Błażej Kmieciak | 15/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


"Przyszliśmy do pana, bo chcemy się rozwieść. Mamy jednak dzieci i zdecydowaliśmy się jeszcze raz spróbować..."


S
iedząc w gabinecie terapeuty lub mediatora, wiele razy usłyszeć można stwierdzenie: „Chcemy ratować małżeństwo dla naszych dzieci”. Zdanie to w zasadzie powinno cieszyć osoby prowadzące tego typu spotkania. Mężczyzna i kobieta mają bowiem jakąś motywacje do pracy nad sobą. Chcą dokonać zmiany.

Tutaj jednak pojawiają się dwa istotne pytania: Po pierwsze, czy dzieci to dobra motywacja? A po drugie, czy wystarczy ona, by ocalić związek?

By odpowiedzieć na te pytania, warto podać pewne przykłady. Pierwszy z nich ciekawie przedstawia film „Tylko miłość”. Małżonkowie, grani przez Bruce’a Willisa i Michelle Pfeiffer, przeżywają kryzys małżeński. Są rodzicami dwójki nastolatków. Chodzą od terapeuty do terapeuty, szukając rozwiązania swoich problemów. Gdy dzieci wyjeżdżają na obóz harcerski, decydują się rozstać.


Ratowanie małżeństwa

W filmie widzimy mnóstwo łączących głównych bohaterów wspomnień, zarówno tych dobrych, jak i złych. Generalnie jednak decyzję o separacji oddalali ze względu na obecność dzieci. Rozmawiając z małżeństwami, które myślą o rozstaniu, bardzo często trafić można na podobne argumenty. W trakcie dyskusji małżonkowie w zasadzie całkowicie pomijają kwestie uczuć, jakie do siebie żywią. Najważniejsze dla nich są uczucia dzieci. Wydaje im się, że nie jest ważne, jaka będzie rodzina, ważne, by pozostała cała.

Niestety, scenariusz łączenia małżonków wyłącznie w oparciu o interes dzieci najczęściej kiepsko się kończy. Doskonale pokazuje to fabuła innej hollywoodzkiej produkcji pt. „Dwoje do poprawki” z Meryl Streep i Tommym Lee Jonesem w rolach głównych. Są oni małżeństwem od kilkudziesięciu lat – małżeństwem, które, dodajmy, odchowało już dzieci i całkowicie straciło jakiekolwiek wzajemne zainteresowanie. Żona i mąż żyją w utartych, pozornie bezpiecznych schematach, każde zajęte swoimi zainteresowaniami. Patrząc na nich można pomyśleć: Czy chcieli kiedyś się rozstać? Być może zostali ze sobą właśnie tylko dla dzieci?





Zostać razem czy się rozstać?

Kilkukrotnie w trakcie rozmowy z małżeństwami znajdującymi się w kryzysie słyszałem, że to dzieci są głównym elementem motywującym ich do terapii lub mediacji. Najczęściej w takiej sytuacji zmieniam ton z delikatnego na lekko stanowczy. Jest to konieczne. Zwracam wówczas uwagę, że w takim razie nasze spotkanie nie ma sensu.

Małżonkowie są wówczas zdziwieni. Wydawało im się bowiem, że przecież to dzieci są najważniejsze. Ale w małżeństwie najważniejsze jest jednak samo małżeństwo, relacja kobiety i mężczyzny, i to ma być motywacją do zmiany.

To może zabrzmieć brutalnie, ale niejeden rozwód rozpoczął się od… narodzin pierwszego dziecka. To w tym okresie kreują się szczególnie ważne postawy. To w tym czasie dochodzi niekiedy do pierwszego małżeńskiego rozstania – bo kobieta, zupełnie skupiona na pielęgnacji dziecka, zapomina o mężu albo mężczyzna, obawiając się odpowiedzialności za rodzinę, ucieka w pracę.

Dziecko w momencie narodzin, oczywiście, staje się głównym tematem. Jeśli jednak tak zostanie przez następne lata, wówczas okaże się, że w chwili, gdy pociechy opuszczą dom, małżonkowie uświadomią sobie, iż właściwie nic więcej już ich nie łączy, wspólne tematy zniknęły czy lepiej: „wyprowadziły się” z domu.

Tak właśnie było we wspomnianym filmie „Dwoje do poprawki”. Przedstawiona w nim terapia małżeńska była w zasadzie procesem ponownego poznawania się dwojga ludzi, którzy kiedyś się znali, a potem już tylko ze sobą byli…
Czytaj także: Jak terapia małżeńska uratowała naszą miłość


Dzieci – ratunek przed rozwodem?

W filmie „Tylko miłość” widzimy w pewnym momencie zmianę w podejściu skłóconych bohaterów. Pojawia się ona jednak dopiero wtedy, gdy zdają sobie sprawę, jak ważni są dla siebie nawzajem, jak ważne jest dla nich ich małżeństwo i tysiąc wspólnych wspomnień, których chcą mieć więcej.

Każda sytuacja jest inna. Bywają pary, których kłótnie osiągają taki poziom, że żadne porozumienie nie jest teoretycznie możliwe. Wtedy temat dzieci czasem jest tym ostatnim elementem, o który mediator bądź terapeuta może się zaczepić. Jedności małżeństwa nie da się jednak trwale budować na fakcie posiadania dzieci.

Nie ulega wątpliwości, że mają one prawo do miłości oraz do wychowania w rodzinie. Nie chodzi tutaj jednak o jakąkolwiek rodzinę, o jakikolwiek poziom istniejącej w niej relacji. Czesiem uważamy, że każda rodzina jest lepsza niż żadna. To błąd. Istnieją bowiem rodziny, w których ludzie perfekcyjnie nauczyli się ranić. Znają swoje słabe punkty i wzajemnie się krzywdzą.

Widok takich dorosłych nie utrwala w dzieciach poczucia bezpieczeństwa. Utrwali je natomiast na pewno widok rodziców, którzy walczą o siebie. Janusz Wardak, mąż i ojciec dziesięciorga dzieci, stwierdził podobno kiedyś, że nie zna małżeństwa, którego dzieci byłyby nieszczęśliwe z powodu miłości rodziców. Trudno z nim polemizować.

...

Kazdy dobry motyw jest dobry.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:22, 17 Lis 2017    Temat postu:

3 kroki, by rozpalić intymność i pasję w małżeństwie
Maciej Jabłoński | 17/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Teraz jest najlepszy moment, żeby podjąć decyzję o odbudowaniu Twojej małżeńskiej relacji.


C
zasami w małżeństwie pojawiają się okresy „suszy”, w których ciężko nam okazywać sobie uczucia, rozmawiać i traktować się nawzajem z miłością. To się zdarza w każdym małżeństwie, a powodów może być kilka. Najczęstszym z nich jest zachwiana równowaga pomiędzy rodziną a pracą, bycie zbyt zajętym, aby znaleźć czas dla swojej ukochanej osoby. Jeśli jednak czytając ten tekst, znajdujesz się właśnie na takiej pustyni, to teraz jest najlepszy moment, żeby podjąć decyzję o odbudowaniu Twojej małżeńskiej relacji.

Kluczem do tego jest codzienne inwestowanie. Musisz zainwestować w swoje małżeństwo, jeśli chcesz ponownie rozpalić intymność i pasję między Tobą i współmałżonkiem.
Małżeństwo – inwestuj emocje

Czy zależy Ci na rzeczach, które są ważne dla Twojego współmałżonka? Czy słuchasz z uwagą, kiedy opowiada Ci o rzeczach, na których mu/jej zależy? Czy zachęcasz i motywujesz, kiedy jest zniechęcony/a? Czy jesteś pierwszą osobą, z którą Twój współmałżonek chce rozmawiać, kiedy dzieje się coś ważnego?

Jeśli odpowiedziałeś „nie” na którekolwiek z powyższych pytań, to ta inwestycja powinna stać się dla Ciebie priorytetem. Emocjonalna bliskość jest niezwykle ważna dla intymności w Twoim małżeństwie.
Czytaj także: Ratowanie małżeństwa ze względu na dzieci. Czy to ma sens?


Inwestuj w małżeństwo fizycznie

Jak często siadacie na kanapie i się przytulacie? Kiedy ostatni raz uprawialiście seks? Czy często się całujecie? Czy pamiętacie o okazywaniu sobie małych czułych gestów?

Jeśli nie, to dobrym sposobem na wznowienie intymności w małżeństwie będzie nawiązanie kontaktu fizycznego. Nie bój się wykonać pierwszego ruchu, bez względu na to, jak długo trwa przerwa. Przytulajcie i całujcie się tak często, jak możecie. Trzymajcie się za ręce, spędzajcie czas obejmując się nawzajem.
Czytaj także: Facet musi walczyć do końca. Pokazał mi to prawdziwy chłop ze wsi


Inwestuj finansowo

To trudne pytanie, ale… gdzie inwestujesz swoje pieniądze? Czy Twoje hobby/zainteresowanie/pasje powodują „więcej zmian” na koncie bankowym niż Twoje małżeństwo? Czy często zdarza Ci się reagować na planowane małżeńskie wydatki – „nie, to jest za drogie”?

Zastanów się nad tym w następujący sposób: czy jeśli Twój współmałżonek byłby poważnie chory, czy nie wzięłabyś go do najlepszego lekarza i zapłaciła za najlepsze leczenie? Absolutnie, więc jeśli małżeństwo jest chore, dlaczego nie szukamy pomocy i sposobów jego wyleczenia?

Jest na to wiele możliwości – randki, weekendowe wyjazdy we dwoje, rekolekcje dla małżeństw, poradnia małżeńska.

Nadszedł czas, aby działać. Nie jutro, nie za tydzień. TERAZ.

...

To przypomina rosliny. Trzeba pielegnowac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:29, 22 Lis 2017    Temat postu:

Problemy w związku – kiedy warto skorzystać z profesjonalnej pomocy?
Małgorzata Kwiecińska | 22/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Czasem, pomimo wspólnego celu i usilnych obustronnych prób, trudno znaleźć satysfakcjonujące rozwiązania. Pamiętajcie wtedy, że to żaden wstyd czy porażka zwrócić się do specjalisty, który zadba o to, by wasza energia była właściwie spożytkowana.
Początek związku to nie koniec problemów

Wchodząc w małżeństwo, czy w ogóle związek, wiele osób wierzy, że ich problemy właśnie się rozwiązały. Że jeśli ta druga osoba to „ten jedyny” lub „ta jedyna”, to teraz wszystko będzie szło pięknie i gładko, będziemy rozumieli się bez słów, odgadywali i spełniali wszystkie swoje potrzeby oraz akceptowali wzajemne niedoskonałości.

Tymczasem prawda zazwyczaj jest daleka od tej wizji. Gdy mija już pierwszy okres zauroczenia i motyli w brzuchu, a związek wkracza na poważne tory, zaczynają pojawiać się trudności…

Na początku relacji oboje się staramy, chcemy pokazać się z jak najlepszej strony. Oczywiście, mamy też oczekiwania, ale jesteśmy wciąż pełni nadziei, że zostaną one magicznie zrealizowane. W pewnym momencie, w miarę zacieśniania się więzi, coraz bardziej wychodzimy z wyidealizowanych ról, aż w końcu pokazujemy swoje prawdziwe twarze.

Równocześnie zdajemy sobie sprawę z wzajemnych ograniczeń. Ten etap w każdej relacji jest nieuchronny. Jednak wbrew temu, co mogłoby się wydawać, zazwyczaj jest to proces pozytywny. Odsłonięcie się stwarza możliwość do konfrontacji punktów widzenia i wypracowania wspólnych rozwiązań. Czasem jednak okazuje się to niemożliwe, a próby dogadania się prowadzą do jeszcze większych konfliktów. Wtedy warto rozważyć skorzystanie z pomocy specjalisty.
Czytaj także: Dlaczego odwołałam ślub i dlaczego chcę o tym opowiadać


Problemy w związku. Kiedy szukać pomocy?

Pierwszym obszarem, któremu warto się przyjrzeć, jest komunikacja. Wśród par, które decydują się na skorzystanie z pomocy psychologicznej jest to najczęściej zgłaszany problem. Choć to naturalne, że nie we wszystkich kwestiach musimy zgadzać się z partnerem, czasem zdarza się, że w ogóle nie potrafimy zrozumieć jego lub jej punktu widzenia.

Co gorsza, niektórym wręcz trudno dopuścić do siebie myśl, że druga strona ma prawo takowy posiadać. Jeśli zaś skupiamy się na tym, jak przeforsować własne zdanie bez chęci zrozumienia partnera, to zamiast konstruktywnego dialogu mamy do czynienia z oskarżaniem, obwinianiem i ciągłą walką o rację (zwłaszcza, jeśli obie osoby są podobnie usposobione). W takiej sytuacji warto zwrócić się do specjalisty, który wskaże błędy w komunikacji i nakieruje na rozwiązania.


Nierozwiązane problemy z przeszłości

Kolejnym istotnym źródłem trudności w związku są nierozwiązane problemy z przeszłości, które wpływają na aktualne funkcjonowanie w relacji. Pierwszy aspekt dotyczy trudnych doświadczeń, które rzutują negatywnie na nasz sposób interpretacji obecnych sytuacji i nierzadko prowadzą do nieadekwatnych reakcji.

Są to takie przypadki, w których bieżąca, z pozoru niewinna sytuacja, poprzez skojarzenie z bodźcem z przeszłości, uruchamia nierozbrojoną wcześniej bombę emocjonalną. Terapia par może pomóc w odkrywaniu, a następnie neutralizowaniu tych połączeń. Drugim aspektem są deficyty umiejętności i w związku z tym destrukcyjne strategie radzenia sobie z trudnościami. Niestety, często dzieje się tak, że osoby z podobnymi deficytami w zakresie rozwiązywania problemu łączą się w pary, co utrudnia poszukiwanie konstruktywnych rozwiązań. W takich przypadkach pomoc osoby trzeciej jest nieodzowna.
Czytaj także: Szukasz klucza do udanego małżeństwa? Popracuj nad samooceną!


On nie spełnia moich oczekiwań!

Trzecim obszarem, który prowadzi do niezadowolenia z relacji, są niezrealizowane oczekiwania. W pewnym stopniu oczywiście jest to naturalne zjawisko, ponieważ niemal niemożliwe jest, by partner idealnie wpasowywał się w nasze wyobrażenie o nim. Konstruktywne jest więc zarówno wyrażanie oczekiwań, jak i godzenie się z tym, że nie wszystkie zostaną spełnione. Dla wielu osób jednak nie jest to proste. Co więcej, czasem sami nie znamy swoich potrzeb, a oczekujemy od partnera, że nie tylko je odgadnie, ale i spełni.

Tym, co dodatkowo może utrudniać docieranie się w tym obszarze, mogą być nieracjonalne wyobrażenia co do związku, na przykład, że partner nie będzie się zmieniał w trakcie trwania relacji (co jest niemożliwe), że będzie realizował nasze wyobrażenie o męskiej/kobiecej roli (które może odbiegać od jego/jej rozumienia tej roli) lub że powinien mieć takie same zainteresowania i potrzeby jak my (co jest rzadkością i nie decyduje o jakości relacji). Terapia może pomóc w odkrywaniu oczekiwań (zarówno swoich, jak i drugiej osoby) i weryfikowaniu destrukcyjnych przekonań.


Seks i intymność w związku

Następna kategoria, to seks i intymność. Obszar ten jest o tyle trudny do samodzielnej pracy, że często jest tylko symptomem trudności dotyczących innych sfer funkcjonowania relacji. Szczególnym zagrożeniem dla życia seksualnego jest wrogość i brak poczucia bezpieczeństwa.

Z kolei trudno budować przyjaźń i bliskość w relacji bez intymności. Koło się więc zamyka. Pamiętajmy, że sfera seksualna ma inne znaczenie dla kobiety niż dla mężczyzny. U kobiet warunkiem udanego życia seksualnego jest poczucie bliskości emocjonalnej, zaś u mężczyzn to aktywność seksualna prowadzi do zacieśnienia więzi. Może to prowadzić do zapętleń, z których trudno wyjść bez wsparcia z zewnątrz.
Czytaj także: Ratowanie małżeństwa ze względu na dzieci. Czy to ma sens?


A co, jeśli pojawia się zdrada?

Problemem, o którym wspomnę w ostatniej kolejności – nie dlatego, że ma najmniejsze znaczenie, ale dlatego, że zwyke jest to konsekwencją innych, wcześniejszych trudności – jest zdrada i niewierność. Prawdą jest, że szczęśliwe i spełnione w małżeństwie osoby rzadko szukają zaspokojenia w innej relacji, a zdrada często służy szybkiej poprawie samopoczucia.

Jednak ta chwilowa ucieczka od problemów powoduje kolejne, często poważniejsze problemy, związane z utratą zaufania i poczucia bezpieczeństwa. W pracy z tym tematem warto więc zająć się zarówno pierwotną przyczyną, która doprowadziła do niewierności – po to, by maksymalnie ograniczyć jej ryzyko w przyszłości, jak skutkami w postaci bolesnych uczuć związanych z samym aktem zdrady.

Te pięć obszarów, to tematy najczęściej poruszane podczas terapii par. Nie oznacza to jednak, że jeśli któryś z nich dotyczy twojego związku, to bezwzględnie potrzebujecie pomocy. Są pary, w których nawet przez największe problemy udaje się rozwojowo przejść tylko we dwoje.

Jednak czasem, pomimo wspólnego celu i usilnych obustronnych prób, trudno znaleźć satysfakcjonujące rozwiązania. Pamiętajcie wtedy, że to żaden wstyd czy porażka zwrócić się do specjalisty, który zadba o to, by wasza energia była właściwie spożytkowana. Jedno jest pewne – to musi być wspólna decyzja dwóch osób. Zastanówcie się więc wspólnie, czy takie wsparcie mogłoby wam pomóc. Powodzenia w pracy nad relacją (z pomocą lub bez)!

...

Ta profesjonalna pomoc tez musi byc przemyslana. Seksuolog ktorego zgarna za chwile za peddofilie nie pomoze. Trzeba byc ostroznym bo pod pozorem nauki moze gyc ideologia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:21, 23 Lis 2017    Temat postu:

6 pomysłów na randkę, które ucieszą każdego faceta
Maciej Piech | 23/11/2017
Shamim Nakhai/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Zdarza mi się usłyszeć od małżeństw w różnym wieku, że nie chodzą na randki, gdyż nie wiedzą, jak to ma wyglądać. Poniżej 6 pomysłów na kreatywną randkę, które spodobają się obojgu z Was i dodatkowo poprawią Waszą relację.
Taniec zbliża

Są dwa typy osób – te, które na parkiecie czują się jak ryby w wodzie i te, które twierdzą, że nie mają poczucia rytmu. Genialnym pomysłem zarówno dla jednych, jak i drugich jest kurs tańca. Taniec w parze daje możliwość poznania drugiej osoby w naprawdę wyjątkowy sposób. Pomiędzy pracującymi razem tancerzami wytwarza się specyficzny rodzaj partnerstwa, który przekłada się na relację w związku.


Wieczory gier planszowych

Rynek gier planszowych bardzo prężnie się rozwija. Pojawia się coraz więcej nowych tytułów o różnych poziomach trudności, zasadach i tematyce. Nowoczesne gry planszowe często nie mają nic wspólnego z mechanicznym rzucaniem kostką i przesuwaniem pionków. Planszówki to pomysł na spędzenie długich jesiennych wieczorów, bez smartfonów, telewizora czy komputera – do tego trochę rywalizacji i satysfakcja gwarantowana.
Czytaj także: Jak randkować, żeby nie przekraczać granic? Nie tylko tych fizycznych…


Spacery, które mają cel

Twojego męża nudzą długie spacery? Nadaj im cel i rzuć mu wyzwanie. Coraz popularniejszą formą spędzania wolnego czasu jest geocaching, czyli gra terenowa z użyciem GPS, polegająca na poszukiwaniu tzw. skrytek. Chowane one są przeważnie w interesujących miejscach. Zawierają dziennik odwiedzin, do którego wpisują się kolejni znalazcy, a także drobne upominki na wymianę. Jak zacząć? Odwiedź jakikolwiek serwis geocachingowy, wybierz współrzędne i wyrusz w drogę.


Nietuzinkowy sport

Lubicie uprawiać sport, ale w czasie kiedy on jest na piłce nożnej, ty trenujesz zumbę? Genialnym pomysłem na aktywne spędzenie czasu jest znalezienie sportu, który możecie wykonywać wspólnie. Pomysłów mogą być setki: tenis, łyżwy, squash, trampoliny, badminton, park linowy, ping pong, narty… Jak wiadomo, każdy facet lubi rywalizować – rozgrywka z własną żoną nie tylko umocni więzi, ale i poprawi wasze kondycje.
Czytaj także: Randki małżeńskie? Zdecydowanie tak!


Domowe SPA

Któż nie chciałby się zrelaksować po ciężkim tygodniu pracy? Zorganizowanie SPA we własnym domu nie jest trudne – internet jest pełen przepisów na kosmetyki DIY. Oprócz gorącej kąpieli i maseczki, dobrym pomysłem jest masaż. To jest coś, co mężczyźni uwielbiają. Jak nauczyć faceta czułości – dać mu pomasować stopy. Taki rodzaj bliskości wzmacnia relację i daje niesamowite przeżycia. Może wydawać się to błahe, ale to lekcja prawdziwej miłości, gdyż nie jesteście skupieni tylko na sobie.


Smaki kuchni świata

Odkąd na półkach dyskontów można znaleźć produkty z różnych zakątków ziemi, mamy możliwość podróżować nie wychodząc z kuchni. Wybierzcie kraj, jakiego potraw chcecie spróbować i zacznijcie gotować. Mówi się, że przez żołądek do serca – i ta maksyma niech Wam przyświeca. A jeśli nie do końca wyjdzie tak, jak planowaliście, zawsze możecie zamówić chińszczyznę.

Jak mawia klasyk, nie ma miłości bez obecności. Ja dopowiem do tego, że nie ma relacji, bez poświęcania czasu. Dlatego na koniec zachęcam Was do przetestowania opisanych pomysłów i wymyślenia swoich własnych.

...

Duzo pieknych rzeczy mozna robic a niestety mamy tylko model. Urznac sie dopalaczami i seks. Jakie to wstretne. W ogole jak mozna tak spedzac ten czas?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:46, 24 Lis 2017    Temat postu:

Odtwórzcie Wasz ślubny film… Zdziwicie się, kiedy usłyszycie czytania mszalne!
Iwona Jabłońska | 24/11/2017
@powolanidoswietosci.pl/Instagram
Komentuj


Udostępnij 0    

Komentuj

 




Pan Bóg traktuje na serio naszą relację, my też, ale czasem zachowujemy się inaczej. Wtedy zawsze na ratunek może przyjść „nasze” Słowo.
Czytania na ślub

Od jakiegoś czasu prowadzimy na blogu cykl weekendowych „Miłosnych wyzwań”. Wśród nich znalazło się między innymi: odtworzenie płyty ze ślubu i powrót do czytań i homilii oraz rozmowa ze współmałżonkiem na temat tego, jak to Słowo ma się do ich obecnej sytuacji.

Wybór czytań na ślub często jest nieprzypadkowy. Narzeczeni ustalają takie, które w jakiś sposób są im bliskie. Niektórzy zaś celebrują ten wyjątkowy czas ze Słowem z danego dnia. Zarówno jedno, jak i drugie rozwiązanie jest bardzo istotne.
Czytaj także: Burza przed ślubem


Co dziś dla Was znaczą te słowa?

Warto jest czasem powrócić wspólnie do tej chwili i posłuchać raz jeszcze z jakim Słowem Boga weszliśmy w ten wyjątkowy okres naszego życia.

Nam zdarzyło się dwukrotnie (przez 2 i pół roku małżeństwa) przypomnieć sobie „nasze” czytania oraz homilię. Za każdym razem byliśmy bardzo poruszeni tym, że słowo jest wciąż aktualne i żywe, a wskazówki w nim zawarte adekwatne do naszej sytuacji.


Czytania ślubne to nie przypadek

Można o wielu rzeczach myśleć, że są przypadkowe (chociaż ja osobiście wątpię w przypadki), ale słowo, jakie dostajemy w dniu ślubu jest pewną wskazówką z nieba dla dobra i szczęścia małżeńskiej relacji.

Sama widzę, że gdybyśmy żyli nim na co dzień, to byłoby „łatwiej” i piękniej.

Pan Bóg traktuje na serio naszą relację, my też, ale czasem zachowujemy się inaczej. Wtedy zawsze na ratunek może przyjść „nasze” Słowo. W liście do Kolosan (fragment z naszej Eucharystii ślubnej) jest jasno powiedziane: „Słowo Boże niech w Was przebywa z całym swym bogactwem”.

Zatem jeszcze bardziej wierzę, że musimy wracać często z mężem do czytań ślubnych, żeby to Słowo mogło się w nas zakorzenić i przynosić owoce w naszej małżeńskiej relacji.

Jednocześnie jest to piękny sposób na spędzenie wspólnie czasu, na małżeńską randkę.
Czytaj także: Narzeczeństwo to piękny czas w życiu. Ale w sumie dlaczego?


Homilia ślubna – wracajcie do niej!

Słowo Boże z dnia ślubu jest bardzo istotne, ale homilia także nie pozostaje bez znaczenia… W osobie kapłana Pan Bóg przychodzi pobłogosławić naszą relację, zatem przez Niego też do nas mówi.

Naszej mszy przewodniczył znajomy ksiądz. Kiedy głosił homilię, dwukrotnie padły z Jego ust słowa, które były nam bardzo bliskie, lecz On pomimo znajomości, nie miał o tym pojęcia. My natomiast doskonale wiedzieliśmy, że przez Niego mówi do nas sam Bóg.

Dostaliśmy też piękną naukę na całe życie. Między innymi o tym, aby często mówić sobie słowa: kocham, przepraszam, dziękuję… Ciągle się tego uczymy, być może będziemy zawsze, ale słowa z tego dnia są niezmienne, jedyne i unikatowe, specjalnie dla nas.

Jeśli czytają to narzeczeni, polecam wsłuchać się w treść każdego wypowiedzianego słowa w trakcie ślubnej Eucharystii i zachować głęboko w sercu. Często się przydają.

Czasem ze względu na stres trudno je zapamiętać, więc fajnie jest zrobić nagranie i wracać do niego wspólnie z małżonkiem. Szczególnie zaś, gdy przychodzi trudniejszy czas. Potraktujmy to jako rekolekcje na całe życie, do których można wracać zawsze.

..

Faktycznie. To moze byc cos wiecej niz zwyczajowe zyczenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:50, 25 Lis 2017    Temat postu:

Recepta na szczęśliwe małżeństwo od bł. Marii i Ludwika Quattrocchich
Dorota Szumotalska | 25/11/2016

Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Życie pogodne, interesujące i spokojne, pozbawione konfliktów i napięć. Zawsze świeża radość z bycia razem.

Nasza historia zaczęła się, gdy mięliśmy dwadzieścia i dwadzieścia cztery lata. Powoli, powoli w nasze życie opromienione światłem ludzkiej miłości zaczęło przenikać światło nadprzyrodzone.


T
o pierwsze słowa Radiografii małżeństwa – wspomnień o życiu małżeńskim, napisanych przez bł. Marię Beltrame Quattrocchi. Czytałam je pierwszy raz w dniu swoich 23. urodzin. Od czterech miesięcy znałam wspaniałego chłopaka. Maria i Luigi towarzyszyli nam w naszych pierwszych krokach jako para. Ich duchowość wpisała się na stałe w naszą relację, teraz już w nasze małżeństwo. Dziś, dokładnie w 111. rocznicę ich ślubu, obchodzimy ich wspomnienie. Czego uczy nas relacja pary małżonków o wymownym nazwisku „cztery oczy” (z języka wł. quattro occhi)?
Czytaj także: (Nad)zwyczajna kobieta. 8 rzeczy, których możemy nauczyć się od mamy Małej Tereski
Nie mieli sielankowego życia

Po ślubie zamieszkali razem z rodzicami i dziadkami Marii. Jak wspominają biografowie, jej ojciec miał wybuchowy charakter, a matka władczy. Z pewnością Luigi nie miał łatwych teściów. W niecały rok po ślubie pojawiło się pierwsze dziecko. Maria określała je „niechcianym”, ponieważ nie czuła się gotowa do macierzyństwa. Delikatna, trochę histeryczna, niecierpliwa. Niechętnie rezygnowała z wcześniejszych rozrywek kulturalnej młodej damy – koncertów i przedstawień teatralnych.

Ciągłe delegacje męża nie koiły jej nerwów, ale za to nam pozostawiły sporą spuściznę ich listów. Kilka lat później, będąc już w czwartej ciąży, Maria walczyła o życie. Swoje i dziecka. Luigi, jak wspominają po latach starsze dzieci, szukał pomocy przed Najświętszym Sakramentem. Wszystko skończyło się dobrze, a wycieńczeni małżonkowie stali się sobie jeszcze bliżsi. Po wielu wspólnych latach życia jako pierwszy umarł Luigi. Maria jako wdowa przeżyła jeszcze na tym świecie 14 lat bez ukochanego.

Małżonkowie Quattrocchi wiedzieli, skąd czerpać siłę do owocnego i spokojnego przeżywania swojego życia.

Dzień zaczynał się dla obojga Mszą świętą i Komunią. Zamiłowanie Gino do liturgii wyrażało się tym, że czytał mi teksty z danego dnia, gdy się ubierałam (…). Po wyjściu z kościoła całował mnie na dzień dobry. Potem wracaliśmy do domu, zaczynając codzienne zajęcia (…). Każde osobno, ale jedno było nieustannie w pamięci (…) drugiego.

Jednak nie było tak od zawsze. Na początku ich relacji to Maria była duchowym przewodnikiem swojego narzeczonego. Modlitwą i przykładem gorliwego życia rozkochała Luigiego w sobie i w Bogu. W domku letniskowym o urokliwej nazwie „Madonnina” mieli własną, prywatną kaplicę. Podczas wakacji często towarzyszył im znajomy ksiądz, który pomógł im także stworzyć „Regulamin duchowy” – ideał życia, który realizowali na co dzień.

Miłość to pragnienie przyniesienia ulgi, pocieszenia, sprawienia przyjemności ukochanemu i nieustanna troska o zaspokojenie jego najskrytszych i niewyrażalnych pragnień. Gdy to wszystko nie przytłumi życia wewnętrznego, (…) ale stanie się niemal modlitwą w uwielbieniu ukochanego (…), wszystko to będzie wyrażać prawdziwą miłość.

W ten sposób Maria rozumiała rolę obu małżonków. Ich wzajemne poświęcenie w prostych, codziennych czynnościach, ciągła pamięć o drugim, częsta wymiana myśli w listach i rozmowach, zaangażowanie w wychowanie dzieci i służba bliźniemu – to wiele elementów, które budowały jedność małżeńską tych błogosławionych. Jak opisał ich Jan Paweł II w homilii podczas beatyfikacji: „Przeżywali swoje zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny”. Owocem ich miłości było czworo dzieci, które poświęciły swoje życie Bogu jako księża i osoby konsekrowane.
Czytaj także: Ta modlitwa może zmienić Twoje małżeństwo


Modlitwa do błogosławionych Marii i Luigiego Beltrame Quattrocchi

Panie Jezu, Wezwałeś Luigiego i Marię, małżonków i rodziców, do przeżywania dzień po dniu, w nieustannej wierności dnia codziennego, uświęcającej łaski sakramentu małżeństwa. Ty, który swoją obecnością uświęcasz dom w Nazarecie, spraw, aby ich świadectwo i wstawiennictwo, z pomocą Dziewicy Maryi, przyczyniły się do umocnienia wytrwałości rodzin, do przeniknięcia młodych małżeństw łaską Twojej obecności, aby z wdzięcznością otworzyły się na Boży dar życia, aby stały się głosicielami Ewangelii wśród rodzin i osób będących w potrzebie. Spraw, aby chrześcijańskie rodziny, naśladując ich przykład, mogły żyć pełnią swojego powołania do świętości. Amen.

Cytaty pochodzą z książki Ludmiły Grygiel „Świętość dwojga”, Biblioteka Więzi, Warszawa 2002.

...

Uczyc sie od tych ktorym sie udalo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:18, 26 Lis 2017    Temat postu:

Każdemu małżeństwu przyda się mentor. Ale inny, niż myślisz!
Brad & Tami | 26/11/2017
Kristen Curette Hines/Stocksy United
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jeśli chcesz poprawić i wzmocnić swój związek może warto poszukać wsparcia i rady, niekoniecznie u specjalisty.


G
dy się zakochujemy i postanawiamy spędzić ze sobą resztę życia wydaje nam się, że to będzie proste. Miłość wystarczy. Potem okazuje się, że niekoniecznie. Niemal wszystkie najpiękniejsze filmy o miłości kończą się w momencie, gdy on i ona postanawiają się pobrać… Potem, myślimy: „żyli długo i szczęśliwie”. A tak naprawdę właśnie wtedy wszystko się zaczyna. Codzienne życie, obowiązki, wzajemne docieranie się. Małżeństwo.
Czytaj także: Dlaczego odwołałam ślub i dlaczego chcę o tym opowiadać


Jak poradzić sobie ze stresem codziennego życia, nie obarczając nim siebie nawzajem?

Pojawiają się konflikty. Nie zawsze wiemy, jak je rozwiązywać. Jak ułożyć sobie np. relacje z teściami, zwłaszcza gdy różnią nas charaktery, zainteresowania, doświadczenia? Kochamy nasze dzieci, ale jak mamy z żoną czy mężem znaleźć w tym kołowrocie czas tylko dla siebie, skoro one potrzebują ciągle naszej uwagi?

Gdy się pobraliśmy, życie stało się bardziej skomplikowane. Oboje pracowaliśmy, chcieliśmy rozwijać nasze kariery. Staraliśmy się poświęcać na to tyle samo czasu. Mieliśmy kredyty do spłacenia. Pojawiły się pewne trudności z rodzicami, mieli żal, że nie możemy spędzać z nimi tyle czasu, ile by chcieli. W pewnym momencie mieliśmy wrażenie, że świat wali nam się na głowę. I jeszcze ta ciągła opieka nad dziećmi…

Czułem się wyczerpany, miałem wrażenie, że nie podołam temu dłużej, a wiem, że Tami czuła się dokładnie tak samo. Jakbyśmy byli na jakiejś rozpędzonej karuzeli i nie mieliśmy pojęcia, jak ją zatrzymać. Próbowaliśmy sobie z tym jakoś radzić, ale zrozumieliśmy, że powtarzamy wciąż te same argumenty i to nie działa.

Konflikty narastały, pęczniały. Zamiast iść do przodu, grzęźliśmy w nich. Problemy się nawarstwiały, praca, dom, rachunki do opłacenia, dalsza rodzina. Gdy już byłem naprawdę zdesperowany, pomyślałem, że nie można tego ciągnąć dłużej w ten sposób. Że trzeba poszukać pomocy, zacząć działać inaczej. W pierwszej chwili chciałem poprosić kogoś z rodziny o pomoc, ale oni też mieli problemy w związkach, dotarło do mnie, że skoro sami nie potrafią pomóc sobie, nie będą w stanie wesprzeć nas.
Czytaj także: Problemy w związku – kiedy warto skorzystać z profesjonalnej pomocy?


Mentor. Ktoś, kto jest po naszej stronie

Pomoc nadeszła z zupełnie nieoczekiwanej strony. W kościele spotkaliśmy starsze małżeństwo. Widywaliśmy się przy okazji różnych kościelnych uroczystości. Oni byli od nas o dwadzieścia lat starsi. Spokojni, mądrzy, wyważeni. Często zabierali do siebie nasze dzieci, żebyśmy mogli chwilę odetchnąć.

Zaczęli z nami rozmawiać, szczerze i otwarcie o wielu codziennych sprawach. Okazało się, że tak proste gesty mogą być wielką pomocą. Zobaczyliśmy, jak byliśmy samotni zmagając się z życiem tylko we dwoje. I poczuliśmy, że mamy kogoś po swojej stronie. Zaopiekowali się nami w ten sposób, pytali po prostu jak się mamy, czy czegoś nie potrzebujemy…

W pewnym momencie zapytaliśmy, czy nie mogliby nam pomóc w rozwiązaniu kilku problemów. Jak oni sobie radzili z tym, by pogodzić pracę i dom. Albo co robili w tak prozaicznych sprawach jak np. przekonanie dzieci do porządków… Albo jak je namówić, by chodziły wcześniej spać… Jak to zrobić, by nie tracić czasu, nerwów itd. Spotykaliśmy się regularnie, po pewnym czasie już nie mogliśmy się doczekać tych spotkań. Patrząc wstecz, zdajemy sobie z Tami sprawę, że po prostu uznaliśmy ich za naszych mentorów, a właściwie za mentorów naszego małżeństwa. To okazało się genialne! Oni poczuli się potrzebni, chcieli być dla nas emocjonalnym wsparciem, sami zaczęli wychodzić z inicjatywą.
Czytaj także: Co pociąga kobiety w ich własnych mężach? Zwierzenia 27 żon z wieloletnim stażem


Ktoś, kto ma doświadczenie

Potem nasze grono powiększyło się o jeszcze jedną parę. Wymieniamy się doświadczeniem, staramy się pomagać. Kiedy rozważaliśmy przeprowadzkę, nasi mentorzy podsuwali nam pytania, na które trzeba sobie wcześniej odpowiedzieć, by uniknąć rozczarowania. Oni już to kiedyś przerabiali… Wiele razy służyli dobrą radą: a to w sprawie wyboru szkoły dla dzieci albo innych problemów wychowawczych. Kiedy nasza córka zaczęła się z kimś spotykać, wiedziałem, że muszę zadzwonić do mentorów, zanim wpadnę w panikę.

Niedawno moja dużo młodsza przyjaciółka zapytała mnie, jaką rolę odegrało to starsze małżeństwo w naszym życiu.

Wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam: Nie masz pojęcia, jaka to wielka sprawa w życiu mieć tak dobrych mentorów.
Czytaj także: Co chciałybyście wiedzieć na temat seksu w małżeństwie, ale bałyście się zapytać…


Wsparcie starszych, doświadczonych par

Myślę, że w boskim planie dla rodziny mieści się to, by mieć wsparcie starszych, doświadczonych par. Dlatego też tak ważne jest, by rodziny trzymały się razem, a pokolenia wspierały swoimi doświadczeniami i wiedzą.

Kogo wybrać na mentora? Oczywiście, kogoś komu możecie zaufać, bo dopuszczacie go do serca swojej rodziny i domu. Rozważcie jeszcze te kryteria:

– Czy naprawdę szanujesz tę/te osoby?

– Jak on sam radzi sobie w życiu z problemami i kryzysami. Czy wychodzi z nich obronną ręką?

– Małżeństwo, z którym chcecie się zaprzyjaźnić powinno być szczęśliwe. Nie idealne, ale szczęśliwe.

– Najlepiej, by był to ich jedyny, sakramentalny związek. Jeśli tak nie jest, dowiedz się, jakie są tego powody i czy nie stoją za tym poważne, nierozwiązane problemy.

– Najlepiej, byście dobrze się poznali i spotykali, czuli się ze sobą dobrze zanim podejmiecie decyzję, że chcecie być w bliższych relacjach.



Obserwujcie pary wokół siebie. W kościele, wśród rodziny, przyjaciół. Naprawdę warto korzystać z rad ludzi, którzy poradzili sobie z problemami, jakie stają teraz przed wami. Dbajcie o spotkania: zaproście na kawę, kolację, może do teatru albo na spacer. Szukajcie takich okazji do spotkań!

...

Wszystko co pomaga jest dobre.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:49, 28 Lis 2017    Temat postu:

Podchodzi Franciszek do grupy licealistek i opowiada anegdotę o św. Antonim
Beata Zajączkowska | 28/11/2017
CPP / Polaris/East News
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Pożartować sobie z papieżem – super sprawa. Obejrzyjcie sami na załączonym filmiku. A przy okazji przeczytajcie, jak to się stało, że św. Antoni uważany jest dziś za patrona pomagającego w znalezieniu dobrego małżonka. Piękna historia!
Papieskie żarty na placu św. Piotra

„Chcesz wyjść za mąż? Módl się do św. Antoniego z Padwy”. Taką wywodzącą się z argentyńskiej pobożności radę papież Franciszek dał licealistkom pochodzącym z miasta, w którym ten święty mieszkał pod koniec swego życia. I choć głównie przywołuje się go prosząc o znalezienie zagubionych rzeczy, to jak podkreślił Franciszek, skutecznie pomaga też w znalezieniu dobrego męża.

W Argentynie św. Antoni jest bardzo czczony i jest patronem dziewcząt, które szukają narzeczonego – mówił papież do licealistek, z którymi spotkał się na zakończenie jednej z audiencji środowych w Watykanie. – Gdy mają dwadzieścia lat proszą św. Antoniego, by narzeczony się pojawił, został i zapewnił dobry byt. Gdy mają na karku trzydziestkę, a wciąż są same, wracają do św. Antoniego i proszą, by narzeczony pojawił się i został. Czterdziestolatki wciąż modlą się do św. Antoniego, ale proszą już tylko, by narzeczony się pojawił. W tym wieku trzeba brać, co jest!
Czytaj także: „Narzekanie zabronione”. Taka tabliczka wisi na drzwiach mieszkania Franciszka
Dlaczego św. Antoni jest patronem od szukania męża?

Nakręcony telefonem filmik bije rekordy popularności. Rada Franciszka tym bardziej przypadła dziewczynom do serca, że św. Antoni jest we Włoszech najpopularniejszym świętym i we wszelkich rankingach bije na głowę nawet Maryję, Jezusa i ukochanego ojca Pio.






Mówi się o nim Antoni z Padwy, choć urodził się w Lizbonie, a w Padwie spędził tylko ostatni rok życia. Żył zaledwie 36 lat. Zasłynął jako wybitny kaznodzieja. W swych kazaniach nie mówił wiele o małżeństwie, mimo to już w średniowieczu głośno było o tym, że pomaga znaleźć dobrego męża.

Wszystko zaczęło się od ubogiej dziewczyny z Neapolu, której rodziców nie było stać na przygotowanie dla córki obowiązkowego w tamtych czasach posagu. Zdesperowana zaczęła błagać o pomoc właśnie św. Antoniego. Legenda głosi, że w cudowny sposób przekazał on jej bilecik i kazał z nim iść do jednego z neapolitańskich kupców. Napisane na nim było, że ten miał dać dziewczynie tyle srebra, ile ważyła karteczka. Kupiec niewiele się zastanawiając przystał na tę prośbę w przekonaniu, że papierek przecież nic nie waży. Jakież było jego zaskoczenie, gdy na wadze musiał położyć aż 400 srebrnych monet, by zrównoważyć ciężar kartki. Przypomniał sobie wówczas, że za pomoc w pewnej sprawie obiecał św. Antoniemu właśnie owe 400 monet, ale nigdy mu ich nie dał. Święty upomniał się o swoje, a po ślubie dziewczyny, której pomógł zebrać posag został okrzyknięty „świętym od małżeństwa”.
Św. Antoni działa. Czasem bardzo namacalnie

I choć ten przydomek nigdy mu przez Kościół nie został oficjalnie nadany, to świadectwa z całego świata pokazują, że skutecznie odpowiada na zanoszone do niego prośby o znalezienie męża.

Jedna z historii opowiada o młodej Włoszce, która przez kilka lat z rzędu modliła się o narzeczonego. Zrobiła nawet w domu św. Antoniemu maleńki ołtarzyk, przy jego figurce paliła świeczki i stawiała kwiaty. Wszystko na próżno. Narzeczony się nie pojawiał.

Rozłoszczona brakiem reakcji na swe modlitwy wyrzuciła figurkę Antoniego przez okno, a ta trafiła w głowę przechodzącego mężczyznę. Wszedł na górę, by oddać dziewczynie zgubę i… żyli długo i szczęśliwie.

Innymi słowy coś jest na rzeczy: „Chcesz wyjść za mąż? Módl się do św. Antoniego z Padwy”.

...

Dobrze wyjsc za maz oczywiscie. Wyjsc to za malo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:31, 30 Lis 2017    Temat postu:

Jak jeden słoik może zmienić małżeństwo
Marlena Bessman-Paliwoda | 30/11/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Postawiłam mój słoik z karteczkami w kuchni, w widocznym miejscu. Nie mówiłam mężowi, co w nim jest. Codziennie sumiennie wkładałam tam jedną karteczkę. Kiedy ósmego dnia wróciłam z pracy, zobaczyłam, że obok mojego pojawił się drugi słoik…”.
Podziękuj za jedną rzecz dziennie

Prawie dwa lata temu zaproponowałam małżeństwom robienie słoika wdzięczności. Polegał on na tym, że do dość dużego słoika codziennie wrzuca się karteczkę z podziękowaniem współmałżonkowi za jedną rzecz w ciągu dnia. Niech to będzie bodaj wpis: „Dziękuję za wyniesienie śmieci”, które i tak zostały dosłownie tej drugiej osobie wciśnięte do ręki – ale zapisz to, podziękuj.

Było to dość ryzykowne. Powszechnie znane były słoiki wdzięczności dla samego siebie, ale małżeński? Dobrze wiem, że to trudne, szczególnie w małżeństwach, które przeżywają trudności. Co się okazało?

Małżeński słoik wdzięczności okazał się strzałem w dziesiątkę. Najczęściej oczywiście jego zrobienia podjęły się żony. Początek wymagał od nich nieco trudu, ale niektóre dość szybko zobaczyły efekty. Przedstawiam Ci trzy takie historie.
Czytaj także: Wdzięczność jest wtedy, gdy pamięć jest przechowywana w sercu, a nie w umyśle.
Wdzięczność jest zaraźliwa

„Postawiłam mój słoik z karteczkami w kuchni, w widocznym miejscu. Nie mówiłam mężowi, co w nim jest. Codziennie sumiennie wkładałam tam jedną karteczkę. Kiedy ósmego dnia wróciłam z pracy, zobaczyłam, że obok mojego pojawił się drugi słoik, do którego mój mąż wkładał karteczki dla mnie! Raz w tygodniu zaczęliśmy rozmawiać o słoiku, a dokładniej o tych wszystkich dobrych rzeczach, jakie dla siebie robimy.

Czego chcieć więcej? Widzę, jak zmieniło się moje patrzenie – zaczęłam częściej wychwytywać dobre rzeczy, jakie robi mój mąż, a te negatywne przestały mnie tak bardzo dotykać. Wcześniej denerwowałam się błahostkami i reagowałam na nie wybuchowo.

Teraz mam jakby serce naładowane tym, co pozytywne. Inna pozytywna rzecz to taka, że nie oceniam męża tak, że on robi coś specjalnie. Słoik sam nas popchnął do tego, co chyba w małżeństwie najważniejsze – do rozmowy. Dzięki temu dużo rozmawiamy o intencjach, o tym, jak coś miało wyglądać, a jak ostatecznie wyszło. Taka drobnostka wyniosła moje małżeństwo na inny poziom. Cieszę się, że poszłam za taką propozycją”. Kasia, 5 lat po ślubie.
Czytaj także: Rytuały pomagają budować relacje. Spróbujcie tego w Adwencie


Przestałam zrzędzić na męża

„Jestem mężatką dłużej, Marlenko, niż Ty masz lat. Poszłam jednak za tym, co napisałaś na swojej stronie. Córka mi to pokazała. Po jakiś dwóch tygodniach mój mąż powiedział, że mniej na niego zrzędzę i więcej się uśmiecham. Pokazałam mu słoik, a on wierzyć nie chciał, że to dlatego. Wiem jednak, że codziennie patrzy, co tam dorzuciłam i on też się więcej uśmiecha. To dziękowanie ma sens. Wcześniej myślałam, że to taka gadka. Będę młodych do tego zachęcać”. Hanna, 32 lata po ślubie.


Słoiki nie tylko dla męża

Jedna z uczestniczek wyzwania poszła dalej. Zrobiła słoiki dla męża i dla czwórki swoich dzieci, w tym nastolatków. Początkowo nie widziała, aby coś się zmieniło. Widziała, że każdy podczytuje karteczki i ukradkiem tam zagląda. Po pewnym czasie jednak pojawił się szósty słoik – dla niej.


Jak zrobić małżeński słoik wdzięczności?
Przygotuj słoik. Możesz go ozdobić lub kupić już ozdobiony. Postaw w widocznym dla Ciebie miejscu, aby przypominał Ci o nowym, codziennym rytuale.
Przygotuj karteczki, na których będziesz zapisywać swoje podziękowania dla męża/żony.
Codziennie opisz JEDNĄ rzecz, za którą chcesz podziękować swojemu partnerowi/swojej partnerce. Karteczkę wrzuć do słoika. I tyle!
Zaproś swoją połówkę do przygotowania dla Ciebie podobnego słoika – dowolnie.
Codziennie przypominajcie sobie, by do słoików wrzucać kolejne kartki.

Dziś, po prawie dwóch latach od ogłoszenia tego wyzwania, nadal dostaję takie maile. Słoik nie zajmuje dużo czasu (to ok. minuty w ciągu dnia), a zmienia gruntownie i spojrzenie na małżonka, i na samego siebie. Może podejmiesz się stworzenia takiego słoika?

...

Pomaga bo to po prostu dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:38, 01 Gru 2017    Temat postu:

Chcesz mieć szczęśliwą żonę? Wprowadź te zasady do Waszego małżeństwa
Maciej Jabłoński | 01/12/2017
Brooke Cagle/Unsplash | CC0
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Większość facetów świetnie radzi sobie przed ślubem – jesteśmy romantyczni i wychodzący z inicjatywą. A bywa, że po ślubie stajemy się leniwi i nieaktywni.
Żona – skarb od Boga

Ostatnie tygodnie w moim życiu to bardzo aktywny czas. Pomoc żonie przy „ogarnianiu” dwójki małych dzieci, praca zawodowa, wspólnota, pisanie bloga oraz rozkręcanie internetów na coraz większą skalę zabiera prawie całą dobę.

Reszta, która zostaje sprawia, że nie myślę o niczym innym, tylko o wypoczynku. A szkoda, bo ze wszystkich powyższych rzeczy moim priorytetem powinien być skarb otrzymany od Boga – moja Żona.

Niestety, nie zawsze tak się dzieje i zdarza mi się zaniedbywać naszą relację oraz zapominać okazywać Jej, jak wiele dla mnie znaczy i jak bardzo ją kocham. Moje reakcje i zachowanie wobec niej nie zawsze są budujące.

Zastanawiałem się, co mogę zrobić, aby to poprawić. W jaki sposób, zamiast „burzyć”, mogę „budować” moją żonę. Poniżej efekty tych przemyśleń, za wcielanie których w życie zabieram się od teraz.
Czytaj także: Jak jeden słoik może zmienić małżeństwo
Być aktywnym mężem

Większość facetów świetnie radzi sobie przed ślubem – jesteśmy romantyczni i wychodzący z inicjatywą. Po ślubie stajemy się leniwi i nieaktywni. Kiedy trzeba wstać w nocy do dziecka, wynajdujemy miliony powodów, by tego nie robić, z najbardziej absurdalnym – wstawanie do pracy (jakby żona zostająca w domu z dziećmi cały dzień była na wczasach all inclusive).

Kiedy trzeba zrezygnować z oglądania meczu ukochanej drużyny na rzecz wspólnego czasu z żoną, również nie przychodzi to łatwo. Panowie, dawajmy naszym żonom 100% siebie, zamiast resztek.
Czytaj także: #BądźJakLewandowscy! „Gdyby nie Ania, nie byłoby mnie tutaj”


Wspierać marzenia żony

Mężczyzna okazuje szacunek swojej żonie, kiedy jej marzenia są dla niego ważne. Wspieranie Jej w tych dużych, jak i małych rzeczach sprawia, że czuje motywację ze strony męża do realizowania się i rozwijania swoich pasji.

Tak ciężko nam, mężczyznom przychodzi „dawanie” żonie wolnego wieczoru i zostanie samemu z dziećmi. A to najlepszy sposób, aby po całym dniu w domu mogła zająć się swoimi pasjami. Realizowanie marzeń wydobywa z żony radość. A szczęśliwa żona zwiększa szanse na szczęśliwe małżeństwo. Bo przecież „dobrego męża można poznać po uśmiechu na twarzy jego żony”.


Pracować ciężko, żeby zapewnić byt rodzinie vs. pracować ciężko nad byciem jak najwięcej w domu

Wielu z nas szuka „złotego środka” między pracą, a życiem domowym. Pamiętajmy jednak, że równowaga tutaj nie jest priorytetem. Mniej czasu spędzanego w pracy może oznaczać, że rodzina będzie mogła pozwolić sobie na mniej rzeczy, ale jednocześnie zyska coś bezcennego – więcej Ciebie w domu.
Czytaj także: Rytuały pomagają budować relacje. Spróbujcie tego w Adwencie


Nie oczekuj, że żona wykona całą pracę w domu

Każde gospodarstwo domowe jest inne i obowiązki domowe są różnie podzielone. Ale Panowie, nie oszukujmy się – mycie naczyń, składanie prania, prasowanie czy odkurzanie nie wymaga specjalnych szkoleń, a jest prostym sposobem okazania szacunku, uznania i miłości Twojej żonie.

Mąż powinien potrafić wspierać i motywować żonę. Nasze słowa mogą budować lub burzyć. Kochajmy, szanujmy i służmy swoim żonom – to jest najprostszy sposób na szczęśliwą żonę i małżeństwo.

...

Ciekawe refleksje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:03, 03 Gru 2017    Temat postu:

On zdradził, a ona się nie poddała. Potem wspólnie zawalczyli o swoje małżeństwo. Świadectwo
Dawid Gospodarek | 03/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Wiedziałam, że mam dwa wyjścia. Albo pójść za dumą i zranieniem, wnosząc o rozwód, albo być wierną miłości, którą ślubowałam przed ołtarzem i nawet gdy nasze małżeństwo zaatakowała „choroba” zdrady, to i w tej chorobie chcę być wierna, kochać i walczyć o miłość. Modliłam się i walczyłam.


W
tegorocznym Adwencie skupiamy się na temacie wierności swojemu powołaniu: do małżeństwa, do kapłaństwa lub życia konsekrowanego, do wymagającego zawodu lub do określonej służby. W cyklu „Wytrwaj w powołaniu” pokazujemy autentyczne historie ludzi, którzy mimo kolosalnych przeszkód nie poddali się i zawalczyli lub nadal walczą, by nie zdradzić drogi, na którą posłał ich Bóg.



Dawid Gospodarek: Jak się zaczęła Wasza wspólna droga?

Paweł: Tak naprawdę to chyba Monika ją zaczęła…

Monika: Podczas pielgrzymki maturzystów na Jasną Górę usłyszałam, że dobrze jest modlić się o dobrego męża za przyczyną św. Józefa. I od tamtego czasu chyba aż do ślubu codziennie modliłam się, żeby mi jakiegoś porządnego faceta św. Józef znalazł.



Ale chyba mąż Ci nie spadł z nieba?

M: Dosłownie nie, ale nie miałam wątpliwości, że to właśnie ma być Paweł.

P: Poznaliśmy się podczas integracyjnego wyjazdu w duszpasterstwie akademickim, to naprawdę była miłość od pierwszego wejrzenia. Zobaczyłem piękną dziewczynę, radosną, była bardzo empatyczna, ale najbardziej chyba ujęła mnie tym, że mnie chwaliła.

M: Mama mi zawsze powtarzała, że facetów trzeba chwalić. Paweł mi też jawił się jako ideał. Wyższy ode mnie tak, że nawet w obcasach patrzę mu w oczy spoglądając w górę. Ścisły umysł, wybrał studia techniczne. Miał dużą wiedzę historyczną, długo potrafił opowiadać o różnych wydarzeniach, i to językiem żywcem z Sienkiewicza! W dodatku był bardzo szarmancki i czuły.

P: Z tego integracyjnego wyjazdu wróciliśmy jako para, ale w duszpasterstwie już się nie pojawiliśmy.
Czytaj także: Życie po zdradzie. Czy da się posklejać rozbite małżeństwo?



I po paru miesiącach ślub?

M: Aż tak szybko nie poszło. Po prostu byliśmy razem, cieszyliśmy się sobą. Czas bardzo szybko mijał. Ale po dwóch latach pomyślałam, że jeszcze rok i Paweł będzie inżynierem. Ja miałam pięcioletnie jednolite studia, ale już zarabiałam. Uznałam, że to idealny czas na narzeczeństwo i ślub.

P: I znowu sięgnęła po stare, sprawdzone metody…

M: Tak, po prostu spontanicznie zaczęłam odmawiać nowennę do św. Józefa, żeby mi się Paweł oświadczył w najlepszym dla nas czasie.

P: I oświadczyłem się dokładnie ostatniego dnia nowenny. Oczywiście, nie wiedząc, że Monika znowu na mnie nasłała tak wielkiego patrona…



Ale jak to – nagle pomyślałeś: o, kupię pierścionek?

P: Nie, pierścionek już od jakiegoś miesiąca miałem schowany u przyjaciela. Od dawna planowałem się oświadczyć. Ale się wszystko tak ładnie nam zbiegło.

M: Nie chciałam wprost ruszać tematu ślubu, żeby nie odczuwał żadnej presji…

P: Wolałaś o tę presję dla mnie modlić się do Józefa!



Dwa lata romantycznej znajomości, 1,5 roku narzeczeństwa, ślub. Piękna historia!

M: Tak, to wszystko naprawdę było piękne. Byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Miałam dobre małżeństwo, rok szybciej udało mi się skończyć studia, znalazłam pracę o jakiej marzyłam, zaczęłam kolejne szkolenia…

P: Ja też nie wiem, czy widziałem dookoła siebie szczęśliwsze osoby niż ja. Świetnie nam się z Moniką układało. Podczas studiów magisterskich zacząłem programować. Szybko byliśmy w stanie, też dzięki pomocy rodziców i wsparciu gości weselnych, kupić sobie dom.



Stworzyliście świetne warunki dla dzieci.

M: Przyznam, że myśl o dzieciach odkładaliśmy aż do czasu, kiedy kupimy i urządzimy dom. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że to nie było potrzebne.

P: Było pewnie rozsądne, ale widzimy już, że to zamknięcie na dzieci jakoś nas też od siebie odsunęło. Ciężko mi to konkretniej opisać.



Gdy wykańczaliście dom, dostałeś nową pracę.

P: Tak! To było dla mnie duże wydarzenie. Po pierwsze, nie starałem się o nią, po prostu doceniono moje osiągnięcia. Po drugie, mogłem rozwijać się nie tylko w dziedzinie swoich zainteresowań, ale też w zarządzaniu grupą, co dawało mi dużo radości. I dumy, bo sam byłem dużo młodszy od osób, z którymi pracowałem. Wreszcie, co też oczywiście ważne, odczuwalnie wzrosły moje zarobki.

M: Bardzo się cieszyłam tym sukcesem Pawła i starałam się go wspierać. Praca, kolejny zaoczny kierunek studiów, różne dodatkowe zaangażowania. Było go coraz mniej. Mnie zresztą też, poza tym często nie radziłam sobie z problemami i emocjami ludzi, z którymi pracowałam, i te kwestie męczyły mnie też w domu.



Dopiero zbliżał się pierwszy kryzys?

P: Oj nie pierwszy, już wcześniej zdarzały się nam oczywiście bardziej czy mniej poważne spory, czasem jakieś ciche dni. Ale Monika jako świetny psycholog potrafiła zawsze to wszystko dobrze i mądrze rozwiązać.

M: Razem to rozwiązywaliśmy!
Czytaj także: Afera z nianią, czyli jak nie dopuścić do zdrady



Idealne małżeństwo!

P: Tak było. Aż w nowej pracy zakochałem się. Tak po prostu. Sam byłem zaskoczony tymi emocjami. Szybko znaleźliśmy wspólny język, idealnie się rozumieliśmy, już po 3 tygodniach znajomości wyznawaliśmy sobie miłość. To było niesamowicie ekscytujące, czułem się młodszy, pełen energii i zapału, bardziej męski…



Zapomniałeś, że masz żonę?

P: Nie, ale jakoś zupełnie wtedy o Monice nie myślałem. Zresztą tamta dziewczyna miała narzeczonego, z którym mieszkała od paru lat. Zacząłem prowadzić podwójne życie, przy czym w życie z Moniką już aż tak nie byłem w stanie się angażować…



Kiedy zauważyłaś, że coś jest nie tak?

M: O tym, że ktoś w życiu Pawła mógł się pojawić, myślałam już zanim znalazłam dowody. To widać w zachowaniu, w zaangażowaniu emocjonalnym, a raczej jego braku. Nagle pojawili się jacyś nowi „koledzy”, z którymi jeździł spędzać wieczory. Więcej czasu poświęcał pracy, ale mimo tego zapracowania miał dość energii, żeby trzy razy w tygodniu jeździć na siłownię, mimo że wcześniej nie przychodziło mu do głowy takie dbanie o siebie. Oznak było sporo, najpierw je odrzucałam, bo przecież codziennie patrzył mi w oczy, chodziliśmy do kościoła, rozmawialiśmy. Potem wszystko się zbyt nasiliło, aż wreszcie trafiłam na ich SMS-y. Byłam w szoku. Przeżyłam jakiś atak, jakby paniki, nie mogłam oddychać, miałam wrażenie, że przestaje mi bić serce. Jak się uspokoiło, to chciałam, żeby wróciło, żeby to mnie bolało i zagłuszyło ból mojej zranionej i odrzuconej miłości. Nie wiedziałam, co z sobą zrobić, czułam na zmianę rozpacz i złość, ból i agresję. Rozchorowałam się, dostałam tydzień wolnego.



Powiedziałaś Pawłowi, że wiesz?

M: Nie, nie chciałam nic robić w takich emocjach. Musiałam się uspokoić, potrzebowałam czasu. Na szczęście miałam też mądrą przyjaciółkę i księdza, którzy mnie wspierali.

P: Mi wtedy do głowy nawet nie przyszło, że Monika może coś wiedzieć, że może tak cierpieć, że to wszystko przeze mnie. Byłem pewny, że moje kłamstwa i historyjki są wystarczające, co ciekawe, nie czułem nawet na bieżąco jakichś wyrzutów sumienia, nie miałem wrażenia, że postępuję nieetycznie. Te emocje związane z zakochaniem jakoś dziwnie przytłumiły mi racjonalne patrzenie na te rzeczywistości.

M: Parę dni po upewnieniu się, że jest inna kobieta, gdy już się uspokoiłam, zapytałam Pawła wprost o to. I udawał zaskoczonego podejrzeniem, mówił, że to absurd, że ma koleżanki, ale to normalne. Wiedziałam, że kłamie, nie mogłam już tych kłamstw słuchać i już nie poruszałam tego tematu.



Poddałaś się?

M: Wiedziałam, że mam dwa wyjścia. Albo pójść za dumą i zranieniem, wnosząc o rozwód z jego ewidentnej winy, albo być wierną miłości, którą ślubowałam przed ołtarzem i nawet gdy nasze małżeństwo zaatakowała „choroba” zdrady, często śmiercionośny dla relacji nowotwór, to i w tej chorobie chcę być wierna, kochać i walczyć o miłość. Modliłam się i walczyłam.

P: Widziałem, że Monika się stara. Że gotuje, sprząta, rozmawia, proponuje jakieś wspólne spędzanie czasu, wspólne rozrywki. Wtedy też dopiero zaczęła do mnie dochodzić myśl o tym, jak bardzo ją skrzywdziłem. Ale tu emocje już mi wygasły, a z tamtą dziewczyną cały czas były podsycane, zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. Nawet jeśli mi przychodziła czasem jakaś myśl, że może jednak Monika, to uświadamiałem sobie, że jestem za bardzo zaangażowany w tamtą relację, że już się nie da.
Czytaj także: Patronka osób zdradzonych, porzuconych i cierpiących z powodu małżonka



Co było punktem zwrotnym?

P: Pobił mnie mój kolega z pracy. Widział, co się dzieje, wyzwał mnie od najgorszych, ja nie pozostałem oczywiście dłużny, doszło do rękoczynów. Chyba nawet pierwszy go uderzyłem. Ale on był w tym lepszy. I jak taki pobity wracałem do domu, zacząłem myśleć o tym, co mi mówił ten facet. Że rzeczywiście przysięgałem miłość i wierność aż do śmierci. I że nie przysięgałem podtrzymywania zakochania, ale że będę codziennie chciał dobra dla Moniki i naszej relacji. Nie miałem pojęcia, co robić, czułem się zagubiony. Bałem się iść do spowiedzi, duma nie pozwalała mi na psychologa. Ale w końcu uznałem, że pójdę, bo sam sobie nie radzę. Z gabinetu psychologa wyleciałem jak poparzony, wzbudził we mnie tyle złości. Ale, jak już ochłonąłem, zaczęło dochodzić do mnie, co próbował mi pokazać. Prawdę o mnie, która mnie tak zabolała. Że jestem niedojrzały, nieodpowiedzialny, niewierny, nie umiem kochać.



To wystarczyło, żeby wrócić do Moniki z kwiatami?

P: Skąd, byłem zbyt dumny, a może raczej tchórzliwy. Minęło jeszcze trochę czasu, doszła sucha kalkulacja co do tamtej dziewczyny – że skoro ona się ze mną spotyka mimo że ma narzeczonego, i mimo że wie od początku o moim małżeństwie, to ta relacja nie ma żadnych perspektyw.



Co zrobiłeś?

P: Najpierw rozstałem się z tamtą dziewczyną. Zacząłem się też starać o przesunięcie mnie do innego działu w pracy, ale w końcu ona się przeniosła. Potem po prostu porozmawiałem z Moniką. Przygotowywałem się chyba aż za długo. Zdecydowałem, że o wszystkim jej powiem, nie wiedziałem, że ona wie. Pierwszy raz od tylu lat tak płakałem. Uświadamiając sobie, jak przeze mnie cierpiała, i też jak bardzo mnie kocha. Doszło do mnie, że tu naprawdę mam największe szczęście, że tak niewiele brakowało, żeby to zniszczyć.



Minęło już kilka lat, co się zmieniło?

P: Tym, co najbardziej chyba wpłynęło na jakościową zmianę, było postanowienie wspólnej modlitwy. Wcześniej tego nie robiliśmy, mimo że wierzymy. Ja się mało modliłem, to dla mnie było krępujące. Ale nauczyliśmy się razem modlić.

M: Ten kryzys, który dla mnie był naprawdę ogromnym cierpieniem, czego pamiątką jest kilka siwych włosów, jakby pozwolił odkryć nam na nowo, czym jest miłość i małżeństwo. No i wreszcie pojawiły się dzieci.

P: One są kolejną pozytywną rewolucją w naszej relacji.



Macie jakieś rady dla małżeństw?

M: Módlcie się razem, chociaż raz w tygodniu. To trudne, szczególnie na początku, ale naprawdę sprzyja wzajemnej bliskości.

P: Przynajmniej raz w roku, np. w rocznicę ślubu, odnawiajcie przysięgę i rozmawiajcie o tym, co ona dla was znaczy.



Dla zachowania anonimowości bohaterów tego świadectwa imiona i niektóre szczegóły opowieści zostały zmienione.

...

Malzenstwo jest na dobre ale i na złe. Jak wydarzy sie zło to przeciez od razu nie anulujemy z tego powodu rodziny! Nikt zreszta nie porzuci dobrej pracy bo cos tam zle sie dzieje z ludzmi. Tak to by nigdzie nie mogl pracowac bo wszedzie grzech... Dopiero gdyby nastapilo zagrozenie bezposrednie np. ktos wymaga przestepstw czy oczywiscie grozi skrzydzeniem... Ale tu chodzi o inne sprawy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:32, 05 Gru 2017    Temat postu:

Jak mnie kochasz, to… wynajmij sobie inne mieszkanie
Barbara Stefańska | 05/12/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Wszyscy tak robią, rodzina akceptuje. Przecież trzeba się dobrze poznać, sprawdzić, dopasować. Zresztą to nasza sprawa, jak sobie układamy życie. I po co mielibyśmy czekać aż do ślubu, żeby razem zamieszkać?
Mieszkanie przed ślubem – tak czy nie?

Panuje moda na wspólne mieszkanie z chłopakiem/dziewczyną. Żeby iść pod prąd, potrzebne jest głębokie przekonanie, że czekanie jest warte wysiłku i procentuje w przyszłym małżeństwie. Taką drogę przeszły trzy małżeństwa, które dzielą się swoim doświadczeniem.

Monika i Ignacy są małżeństwem niecały rok i z niecierpliwością oczekują pierwszego dziecka. Wynajęli mieszkanie kilka miesięcy przed ślubem i… zamieszkał w nim tylko Ignacy. Monika pozostała w swoim wynajętym pokoju. Starali się za dużo nie przebywać razem w przyszłym mieszkaniu. Urządzili je dopiero po ślubie. „Fizyczny dystans pozwala bardziej «na trzeźwo» patrzeć na drugą osobę. Dzięki temu, że po spotkaniu każdy wraca do siebie, jest czas, aby przemyśleć to, co jest między nami, pozachwycać się tym, co nam się podoba, ale też zastanowić nad tym, co nas martwi” – uzasadnia Monika.
Czytaj także: Mieszkamy razem przed ślubem, ale żyjemy w czystości. Dostaniemy rozgrzeszenie?

„Umawiając się z narzeczonym, wykorzystywaliśmy maksymalnie czas na wzajemne poznanie się. Mieszkając wspólnie, nieraz trudniej o rozmowę, bo jesteśmy zajęci swoimi sprawami albo sprawami domowymi”.

Zdaniem Ignacego dla mężczyzny zamieszkanie razem z dziewczyną to wygodne rozwiązanie. „Dziewczyna pomaga prowadzić dom lub wręcz prowadzi za niego, a jednocześnie on nie musi dawać zbyt wiele od siebie w kwestii zaangażowania emocjonalnego i duchowego. Pozostaje furtka, możliwość ucieczki”.


Seks w narzeczeństwie to dla nas strata

Anna i Wojciech związali się dziesięć lata temu, mają czwórkę dzieci. Miło wspominają okres narzeczeństwa. Pisali do siebie wtedy listy, które do dziś mają w domu i czasami wspólnie czytają. „Gdybym z nim mieszkała, nie chciałoby mi się pisać listów! Jeśli się wejdzie w relację intymną, to gubi się cenne momenty w narzeczeństwie. Bo pewne emocje można przeżywać tylko pierwszy raz” – mówi Anna.

„Chcemy budować na wartościach chrześcijańskich, a tego trzeba się nauczyć: delikatności w obcowaniu ze sobą, wstrzemięźliwości, panowania nad sobą. To jest potem ważne w małżeństwie, w naturalnym planowaniu rodziny. Daje świeżość miłości! Nie możesz, kiedy chcesz, gdy nie stosujesz antykoncepcji, ale to pokazuje wielką wartość tego spotkania, na które się czeka” – dodaje.
Czytaj także: „Nie wyglądasz jak katoliczka”, czyli jak nie przejmować się stereotypami?

Jej mąż, Wojciech, podkreśla: „Mężczyźni szanują dziewczyny, na które muszą poczekać. I nawet jeśli jest im trudno, ta dziewczyna rośnie w ich oczach. Zna swoją wartość”.

Na argument o potrzebie „sprawdzenia siebie” Anna odpowiada: „Miłość jest bezwarunkowa. Oddajesz się drugiej osobie, a nie masz gwarancji, że on będzie zawsze przystojny czy zdrowy. Poza tym do momentu ślubu nie ma pewności, czy ślub się odbędzie. Dziewczyny boją się nieraz, że on je zostawi. A niech zostawi! Może nie jest tego wart”.


Po co się sprawdzać przed ślubem?

Monika i Kamil zawarli związek małżeński dwa lata temu, teraz cieszą się pierwszym dzieckiem.

„Każdy mężczyzna fizycznie pasuje do każdej kobiety. Psychicznie – żaden. I dopiero małżeństwo jest po to, żeby się dopasować” – Monika cytuje Jacka Pulikowskiego. Dodaje: „Nasze małżeństwo to sacrum. Pomimo częstych utarczek słownych, czasami nawet kłótni, wiemy, że łączy nas «coś» o wiele głębszego niż drobne nieporozumienia. Czekanie na siebie i wspólne wchodzenie w pełny wymiar małżeństwa jest wielkim przeżyciem i powinno mieć w sobie tę nutkę niepewności, ekscytacji i pokory, by uczyć się od siebie nawzajem”.

Kamil podkreśla, że to narzeczona przekonała go, że jest to inwestycja warta wysiłku. „W ten sposób uczyliśmy się do siebie szacunku oraz odpowiedzialności za nasz związek”.

A nie można po prostu razem mieszkać, bez wchodzenia w relację intymną? Do takiego pomysłu pary podchodzą sceptycznie. „Eee, to jakieś nierealne, chyba że coś jest nie tak z tym chłopakiem” – podsumowuje Anna.

...

Upadek moralnosci to taize upadek kultury. Przeciez malzenstwo nawet u dzikich ma swoje rytualy a tu po dziadosku. I to niby ,,kukturalny" Zachod. Dzicy moga ich uczyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:19, 07 Gru 2017    Temat postu:

18 małżeńskich sekretów, jakie powinnaś poznać przed ślubem
Bethanne Patrick | 07/12/2017
Moodboard/Getty Images
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Pielęgnowanie miłości w małżeństwie to nieustanny taniec na linie, który wymaga ciągłych negocjacji.

Koleżanka, mężatka od wielu lat, umieściła na Facebooku cytat:

Małżeństwo to zobowiązanie do końca życia, a nie do momentu, w którym przestajemy próbować.

Po chwilowym rozbawieniu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego niektóre małżeństwa się rozpadają, chociaż zarówno żonie, jak i mężowi bardzo zależy na ich utrzymaniu. Stwierdziłam, że pytanie, co sprawia, że miłość małżeńska trwa i na co warto zwrócić uwagę na samym początku wspólnej drogi, najlepiej zadać tym, którzy mają w tej kwestii doświadczenie.

Rozmawialiśmy z kobietami i mężczyznami z długim stażem małżeńskim oraz ze specjalistami, doradcami małżeńskimi, często także będącymi w długoletnich związkach. Oto ich rady.


Zachowaj przestrzeń dla siebie

Dan, żonaty od 35 lat, pisarz:

Pielęgnowanie miłości w małżeństwie to nieustanny taniec na linie, który wymaga ciągłych negocjacji. Niezbędny jest szacunek. Brzmi surowo i może się takie czasami wydawać, ale rezultat jest tego wart.



Lilly, mężatka od 15 lat, pisarka:

Zachowaj przestrzeń dla siebie, to bardzo ważne, zwłaszcza dla kobiet. Pamiętaj jednak, że od czasu do czasu będziesz musiała ustąpić kawałka terytorium, żeby związek przetrwał. Prawdziwa miłość to także dbanie o partnera, gdy ma grypę żołądkową. Wspólny wypad pod namiot, niezakończony wielką awanturą.



Mark O’Connell, pisarz, autor „The Marriage Benefit” (Zalety małżeństwa):

Uważam, że nasze wyobrażenie romantycznej miłości to idealizacja bliskości definiowanej jako rodzaj połączenia, zarzucenia indywidualności na rzecz stworzenia jedności z dwojga. W rzeczywistości z czasem największym wyzwaniem staje się zachowanie tych dwóch odrębności. Jest to niezwykle trudne, ponieważ odbywa się w stanie ogromnego napięcia. Myślę, że większość małżeństw rozwiązuje ten problem w ten sposób, że jedno z partnerów podporządkowuje się drugiemu, co w rezultacie prowadzi do niechęci, bezczynności i wypalenia się związku.
Czytaj także: Miłość małżeńska w 7 obrazach


Oceniaj po intencjach

Rob Pascale, autor książki „Making Marriage Work” (Jak sprawić, by małżeństwo przetrwało):

Czynnikiem decydującym o powodzeniu długoletniego związku jest to, jak bardzo przyszli małżonkowie są przywiązani do pomysłu zawarcia małżeństwa. Jeśli uważają, że małżeństwo to coś nieodwracalnego, ewentualność rozwodu jest o wiele mniej prawdopodobna. Są oczywiście czynniki, takie jak przemoc, które uniemożliwiają przetrwanie związku. Jednak pary, które wierzą w trwałość małżeństwa traktują drobne małżeńskie problemy o wiele mniej poważnie, bo są skupione na utrzymaniu harmonii w swoim związku.



Mateusz, żonaty od 12 lat, nauczyciel:

Oceniaj czyny i słowa współmałżonka po jego intencjach. Nie złoszczę się, gdy moja żona zrobi coś, co mnie denerwuje lub frustruje, ale nie ma w tym złych intencji (a tak zwykle bywa). Rozmawiam z nią o tym po jakimś czasie. Właśnie czas sprawia, że to, co wydaje się dużym problemem, staje się drobnostką. Takie podejście pozwoliło nam przeżyć dziesięć lat małżeństwa prawie bez kłótni.


Sednem jest kompromis

Walter, żonaty od 10 lat, adwokat:

Sednem sprawy jest kompromis. Z jakiegoś powodu jesteśmy razem i musimy skupić się na sobie nawzajem, a nie na kłótniach. Bardzo pomocny bywa śmiech!



Laura, mężatka od 18 lat, wydawca:

Codzienny serdeczny śmiech do rozpuku pomaga nam przetrwać trudne sytuacje.



Marta, mężatka od 25 lat, polonistka:

Ja często przytaczam słowa Pawła Królikowskiego o tym, że jesteśmy z tego pokolenia, które rzeczy nie wyrzucało, ale naprawiało. I to można przenieść także na relacje w małżeństwie. Z drugiej strony mamy takie inklinacje, że chcielibyśmy tę drugą osobę zmienić, dopasować do siebie… to bywa zgubne. Zwłaszcza mężczyźni mają wielkie, często wygórowane ego i wysoki poziom uwrażliwienia na krytykę, tak że wszelkie rewolucje kończą się fiaskiem. Takie dopasowywanie się trzeba rozłożyć na lata. Musi w tym być cierpliwość, delikatność, okazywanie sobie pozytywnych uczuć. Koniecznie! Nawet gdy czasem jest to trudne, to zęby w ścianę i uśmiech. A na koniec potężny łyk czerwonego wina… Jak mówi mój znajomy góral: miłość, cierpliwość i duży kieliszek wina na koniec dnia.
Czytaj także: Chcę uprawiać z Tobą sens


Nie tłum złości

David, żonaty od 42 lat, pisarz:

Nie tłum złości. Możliwe, że następnego dnia stwierdzisz, że zachowywałeś się głupio. Cóż, czasem obydwie strony muszą wyrzucić z siebie emocje, to się po prostu zdarza.



Janina, mężatka od 24 lat, menedżerka kultury:

Znajdź sposób na codzienne okazywanie miłości. Może to być buziak przy każdym powitaniu bez względu na to, w jakim nastroju jesteście.



Rosalind Sedacca, doradca małżeński:

Tajemnica długiego związku tkwi w szacunku. Traktuj swojego partnera z szacunkiem, bez względu na to, jak bardzo jesteś zła czy zdenerwowana. Słuchanie i mówienie z szacunkiem nawet wtedy, kiedy nie zgadzasz się z partnerem, decyduje o trwałym powodzeniu.



Roberta Temes, doradca małżeński:

Nigdy nie mów niczego złego o krewnych partnera. Milcz, nawet jeśli on sam ich krytykuje.
Czytaj także: Zanim powiesz do męża: nawet nie wiesz, co ja czuję…


Potrzebujesz towarzysza

Jan, żonaty od 46 lat, emerytowany kierownik produkcji telewizyjnej:

Nie ma osób świętych, z każdego czasem wychodzi diabeł.



Charles i Elizabeth Schmitz, „lekarze małżeństw“, w związku małżeńskim od 50 lat:

Im jesteś starszy, tym bardziej zaczynasz sobie zdawać sprawę z tego, że potrzebujesz towarzysza do końca życia. Nikt nie chce się starzeć w samotności. Z wiekiem ogromnego znaczenia nabiera przyjaźń. Wspólne starzenie się z kimś, kogo kochasz, jest błogosławieństwem. Nie rozumiemy tego, gdy jesteśmy młodzi.


Wybierz mądrze, traktuj życzliwie

Ellen, zamężna od 29 lat, pisarka:

Wybierz mądrze, traktuj życzliwie i nie zaniedbuj spraw łóżkowych. To spaja!



Urszula, zamężna od 37 lat, psycholog:

Nigdy nie chowaj urazy. Jeśli złości cię zachowanie drugiej osoby, może wystarczy postawić się w jej położeniu, by zrozumieć, skąd ono się bierze. Choć oczywiście łatwiej o empatię, gdy chodzi o kogoś obcego, kto na przykład zajechał ci drogę (może spieszy się do porodu żony albo na ważny egzamin, pomyślisz) niż o kogoś najbliższego, od kogo oczekujesz wyjątkowych cech, bo przecież jesteś dla niego wyjątkowa. Pamiętaj, że to działa w obie strony.



Krzysztof, żonaty od 42 lat, kierownik produkcji telewizyjnej:

Różne są etapy w życiu, trudne i dobre chwile. Sztuką jest przeżyć życie wspólnie, jedno i drugie musi się starać. Można się posprzeczać, bo każdy ma swoje zdanie, ale nie można dopuścić do cichych dni, bo to najgorsze – tak się zagalopować, że potem nie wiadomo, jak to odkręcić. Ludzi mamy dużo, sztuką jest być człowiekiem… Ja dążę do tego, choć jeszcze dużo mi brakuje.



Diana, mężatka od 15 lat, pisarka:

Ślub to jeszcze nie małżeństwo. Małżeństwo tworzy się latami.



Oto wskazówki osób z długim stażem małżeńskim. Można je zastosować w nieomal każdym związku. Niektóre z wypowiedzi są dość dosadne, mogą nam jednak pomóc w zachowaniu bliskości.

...

Temat nie wyczerpany gdyz nie ma seryjnego produktu ,,malzenstwo". Sa malzenstwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:54, 09 Gru 2017    Temat postu:

Dwoje w ciemnościach… Co robić, gdy związek przechodzi kryzys
Ewa Maciąg | 24/03/2017

Alexander Grabchile/Stocksy United
Udostępnij



Komentuj

Drukuj

Gdy zakochanie gaśnie, uruchomcie inny napęd związku, ten zależny od woli, od chęci. I nie pozwólcie nikomu wtrącać się w wasze sprawy.

Czy ona nie przesadza?! W pierwszej chwili, czytając w roztargnieniu, tak zareagowałam na początek tekstu francuskiej psycholog, która zajmuje się doradzaniem małżeństwom, jak wyjść z kryzysu i radzić sobie z trudnościami w związku. Napisała go jakiś czas temu, pod wpływem impulsu, po uroczystościach kanonizacji Matki Teresy. Jej refleksja uderza prostotą, a jednocześnie każe się zastanowić.

– Zapewne często słyszeliście zdanie: Rozwodzimy się, bo chcemy być uczciwi. Skoro już się nie kochamy… Ono nawet wydaje się logiczne, to w końcu dobrze starać się być uczciwym, prawda? – pisze przekornie Bénédicte de Dinechin. – I nagle Kościół kanonizuje dobrą drobną kobietę, a my poznajemy kilka prawd z jej życia, z czego jedna wydaje się zupełnie niezrozumiała. Otóż święta Matka Teresa przeżyła 50 lat w nocy wiary. Przez pół wieku ani razu nie zwątpiła w istnienie Boga, ale nigdy nie odczuwała tej wiary tak głęboko, w sposób, jaki jest udziałem mistyków. (Matka Teresa umarła w Kalkucie 5 września 1997 roku w wieku 87 lat. Dziesięć lat później dowiedzieliśmy się z 40 listów, które pozostawiła, że przez pół wieku doświadczała stanów, które sama nazywała „ciemnościami”).

Czytaj także: Z nich największa jest miłość

Co ma piernik do wiatraka? Ano, według niej ma. Bénédicte szybko przechodzi do odważnego porównania. – Pomimo że nigdy nie odczuwała swojej wiary aż tak głęboko, Matka Teresa nie „rozwiodła się”. Nie opuściła swojego zakonu, nie chciała zrezygnować ze złożonych ślubów. Pozostała wierna. Na tym poprzestanę w tym porównaniu, nie chciałabym go nadużyć, czy zdradzić – w imię bliskiej mi idei trwałego małżeństwa – tej nadzwyczajnej kobiety – pisze Bénédicte.
Miłość a zakochanie

Bénédicte de Dinechin często porusza temat małżeńskich kryzysów powołując się na wzięte z życia historie. Podpatrzone na osiedlu, wśród przyjaciół i sąsiadów. Przedyskutowane z kolegami po fachu. Każdą sprowadza do prostych wniosków, szuka rozwiązań w duchu życzliwości i dobrej woli.

Do rozczarowanych związkiem mówi: – Rozumiem wasz smutek, zniechęcenie, niezrozumienie, zawód, wątpliwości i rozterki. Też sądzę, że jesteśmy stworzeni do szczęścia, ale tak łatwo pomylić drogę, doprowadzić do nieporozumień zbyt pospiesznymi wypowiedziami i postawić się pod murem. Poza tym, często ulegamy fałszywej koncepcji miłości, bardzo powszechnej, która rodzi zamieszanie i prowadzi do nieszczęść dlatego, że „sprzedaje” marzenia. Nie mylmy miłości z zakochaniem. Ono ma urok i ulotność zachodu słońca. Jesteśmy jego obserwatorami, chcielibyśmy, by trwał, ale przemija.

Według niej to, co decyduje o pięknie wspólnego życia, to wola, chęć kochania. I przekonuje, że ona zależy tylko od nas. Uczymy się jej od najwcześniejszej młodości, gdy na przykład dzielimy się obiadem z kolegą w szkole, gdy poświęcamy część wakacji na pracę w wolontariacie, a nie tylko na wesołe wyprawy z przyjaciółmi. Ona wzmacnia się za każdym razem, kiedy w wymagającej poświęcenia sytuacji zachowaliśmy się jak trzeba, właściwie.
Trzymajcie się!

Co więc robić, gdy widzimy, jak nasz związek gaśnie i oddalamy się od siebie? Na początek, warto włożyć trochę wysiłku w codzienną pracę nad byciem z kimś – często słyszymy z ust terapeutów i psychologów. John Gottman, guru psychologii, który wraz z żoną zajmuje się – bardzo skuteczną! – terapią małżeństw podpowiada kilka kroków, które dają efekt. Proste prawdy, warto sobie przypomnieć. Spróbujmy.

1. Odśwież waszą mapę miłości

Podstawa więzi. To po prostu rozeznanie w emocjonalnym życiu tej drugiej osoby. Czy nadal wiesz, co czuje, gdy jesteście razem, za czym tęskni, czego się obawia, co go rozczarowuje? – pyta Gottman. – I jakie emocje targają w nim w pracy, w relacjach z dalszą rodziną, przyjaciółmi? Zmieniamy się, dojrzewamy, zmagamy z szarą codziennością, ważne, by przyglądać się sobie nawzajem, a nie tylko patrzeć razem przed siebie. To oczywiście też, ale bez przesady.

2. Za co go podziwiasz? A przynajmniej mogłabyś…

Wszyscy potrzebujemy akceptacji, ale też odrobiny podziwu. Tak, podziwu! Docenienia tego, jacy jesteśmy. Jeśli sobie nie okazujemy zainteresowania, temperatura między nami musi spaść. Gottman mówi o badaniach, które dowodzą, że najszczęśliwsze i najdłuższe historie miłosne to takie, w których małżonkowie za coś się podziwiają. To nic, że czasem wbrew logice, co nie znaczy nieszczerze. Pomyślałam o mojej koleżance, która, przysięgam, nie potrafi śpiewać, a jej mąż ogłosił: „Jak ten refren zaśpiewa Ania, to dopiero brzmi!”. Trochę przypadek „Boskiej Florence”.

3. Proponuj, nie czekaj

Coś dobrego do jedzenia, coś do czytania, co zabawnego słyszałaś… Czy jest coś, w czym on mógłby Ci pomóc, coś dać? Wymiana „dóbr”, tych niematerialnych, to podstawa.

4. Szacunek

Nie przerywamy sobie, słuchamy się, nie krytykujemy itd. Ale chodzi o coś więcej. Uznanie, że oprócz wspólnej, każdy z nas ma „własną” ziemię, na której jest wolny. Wolny od oceny, kontroli, rozczarowania drugiej strony i nie musi ze swojej pasji rezygnować w imię wspólnego życia. A przede wszystkim wolny od władzy, dominacji partnera. Chyba, że chce i właśnie tego potrzebuje.

Nie poddawajcie się – nawołuje Bénédicte de Dinechin. – Nie ulegajcie, gdy zakochanie, to uczucie miłosne znika. Uruchomcie inny napęd związku, ten zależny od chęci. Od woli trwania i szukania z pokorą pomocy, nigdy przecież nie było tylu możliwości i miejsc terapii, które prostują, kształtują i naprawiają związki! Trzymajcie się jak Matka Teresa, i działajcie, reagujcie, by wasz związek nie wybrzmiał głucho, gdy może rozbrzmiewać pełnią życia – kończy Bénédicte.

Czytaj także: Reaktywacja szalonej miłości. To da się zrobić – bądź bliżej

Wracając do mistyków… Zaskoczyła mnie Myrna Nazzour, Syryjka, znana mistyczka Kościoła, a jednocześnie nowoczesna kobieta, od kilkudziesięciu lat w szczęśliwym związku z Nicolasem. Zapytana o to, przed czym przestrzegałaby młode małżeństwa odpowiedziała w sumie to samo, co francuska psycholog: „Żeby nie myliły zakochania z miłością”. Nie zawierzały temu pierwszemu. A co jest w związku najważniejsze według niej? „Szacunek. Życzliwość. Akceptowanie drugiego człowieka nie takim, jak go sobie wyobrażamy, czy takim, jakbyśmy chciały go opisać. Ale akceptowanie go takim, jakim naprawdę jest. I nie pozwólcie nikomu, zwłaszcza rodzicom wtrącać się w wasz związek!” – przestrzegła.

...

Nie tylko czlowiek przezywa ciemnosci ducha. Malzenstwo tez.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:31, 10 Gru 2017    Temat postu:

Bo miłość czyni cuda…
Marta Klimek | 10/12/2017
Tatiana Ristanic/Stocksy United
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Czasem trudności w związku uskrzydlają... A miłość może ocalić życie. Ta historia wydarzyła się naprawdę.


M
arlena i Krzysiek byli zakochaną, szczęśliwą parą. Na kilka miesięcy przed zaplanowanym już ślubem, u dziewczyny wykryto nowotwór. Ślub został odwołany, a wycieńczona leczeniem Marlena trafiła do wileńskiego hospicjum.


Miłość daje siłę

Chłopak był przy niej cały czas. Karmił ją, zabierał na hospicyjnym wózku na spacery we dwoje. Siostra Michaela Rak, dyrektorka hospicjum w Wilnie, która opowiedziała mi tę historię, któregoś dnia przechodząc obok pokoju Marleny usłyszała rozmowę narzeczonych:

– Marlenka, weźmy ten ślub.

– Krzysiu, ale ja umieram…

– Tak, umrzesz, ale jako moja żona.

Stan Marleny był bardzo ciężki, wiadomo było, że zostało jej niewiele czasu, więc uroczystość zorganizowano w ciągu kilku dni.

To był najpiękniejszy ślub i wesele, na którym byłam – mówi s. Michaela. Wszystko odbyło się na terenie hospicjum. Improwizowany bukiet z białych chryzantem znalezionych w kaplicy, biała suknia kupiona ze składki personelu i pierwszy taniec do melodii „Nic nie może wiecznie trwać”, która wybrzmiała z przypadkowo włożonej do odtwarzacza płyty.
Czytaj także: Miłość nie unosi się pychą. Klucz do lepszego życia w małżeństwie


Miłość się nie poddaje

Nic nie może trwać wiecznie, ale dla Marleny i Krzyśka trwa z pewnością dłużej niż mogli wtedy przypuszczać. – Mijały tygodnie i z każdym dniem Marlena czuła się coraz lepiej – opowiada dyrektorka ośrodka. Dzięki intensywnej rehabilitacji, dziewczyna stanęła na nogi i wyszła z hospicjum. Kiedy S. Michaela spotkała ją kilka lat później okazało się, że para zdążyła już doczekać się dziecka.

To przykład miłości i wierności, która może wrócić człowiekowi życie – podsumowuje zakonnica.

Oczywiście – nie każdy związek musi się mierzyć z problemami tego kalibru. Oczywiście – to ekstremalny przypadek. Cud? Tak.

Cud miłości, która nie poddaje się bez względu na to, jakie wyzwania stawia przed nią życie. Bez względu na to, jaki kryzys miałaby przechodzić. Pozostaje codziennym bezwarunkowym wyborem.

...

Oczywiscie niewielu bedzie musialo stawic czola tak wielkim wyzwaniom. To jest dla wybranych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:16, 13 Gru 2017    Temat postu:

4 dowody na to, że małżeństwo i miłość są dobre dla zdrowia
Christine Stoddard | 13/12/2017

Bonninstudio/Stocksy United
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Kochani i kochający jesteśmy bardziej odporni i silniejsi. Stały, udany związek to najlepsza inwestycja w dobre samopoczucie, wysoką samoocenę i wewnętrzny spokój. W efekcie – w dłuższe życie.

Wszyscy zakochani to znają. Motyle w brzuchu i uczucie ogólnej euforii. Serce bije szybciej, ogarnia cię onieśmielenie, masz mnóstwo energii, a jednocześnie czasami zdarzają się zawroty głowy. Kroki stawiasz sprężyste, właściwie fruniesz kilka centymetrów nad ziemią i masz wrażenie, że mogłabyś przenosić góry.


Małżeństwo = dłuższe życie

Okazuje się, że zakochanie to nie jedyna sytuacja, w której Twoje ciało idealnie współgra z duszą. Złożenie przysięgi przed ołtarzem temu jedynemu i na całe życie, także ma wpływ na zdrowie – ludzie w stałych związkach małżeńskich żyją dłużej! Oto argumenty, dlaczego.
Czytaj także: Nieśmiała singielko! Pozwól zabrać się na randkę…


1. Mniej stresu i obaw

Twój mąż może Cię czasami stresować swoim zachowaniem, ale taki małżeński stres to nic, w porównaniu chociażby z tym, który odczuwają singielki w pewnym wieku, zastanawiając się kiedy dla nich nadejdzie pora na stały związek (a ta pora jakoś nie przychodzi). I to nie kuksaniec dla singielek – każde serce ma swoje potrzeby.

„Kobiety w średnim wieku, które mają niskie poczucie własnej wartości, często decydują się na duże zmiany w wyglądzie zewnętrznym. Diety, rzeźbienie sylwetki, operacje plastyczne, które mają na celu podniesienie atrakcyjności i zwiększenie szans na nowy związek, często stanowią mocną podstawę lęku przed samotnością i prowadzą do ogólnego stresu”, twierdzi Lisa Bahar, licencjonowana terapeutka małżeńska i doradca rodzinny.

Sharon T. McLaughlin-Weber, lekarka, założycielka Health Street Journal, twierdzi, że za mniejszy poziom stresu w małżeństwie odpowiadają „dobre hormony” wydzielane w „pozytywnych relacjach”, które „sprawiają, że jesteśmy szczęśliwsi i silniej ze sobą związani”. Dodaje: „Nawet zwykłe przytulenie powoduje wzrost poziomu oksytocyny”. Działa tzw„chemia przytulania”, ta sama, która towarzyszy narodzinom, karmieniu piersią i wiązaniu się w pary.

Badania przeprowadzone na University of Chicago wykazały, że długotrwałe więzi stwarzane w małżeństwie mogą nawet zmieniać poziom hormonów, tworząc barierę obronną przed stresem. Naukowcy poddali testom absolwentów uniwersytetu, tak będących jak i nie będących w związkach małżeńskich.

Wszyscy badani grali w grę komputerową związaną z zachowaniami i decyzjami ekonomicznymi. Od wszystkich przed rozpoczęciem zadania i po jego ukończeniu pobrano próbki śliny, w celu zbadania poziomu kortyzolu, hormonu stresu. Studentom powiedziano, że wynik gry będzie rzutował nie tylko na ukończenie przez nich kursu, ale także na rozwój ich dalszej kariery zawodowej, co oczywiście postawiło ich w stan pełnej gotowości.

Kto miał najwyższy poziom kortyzolu? Niezaangażowani w związki małżeńskie lub długoletnie, stałe związki. Okazuje się, że posiadanie bliskiej osoby, z którą można konie kraść, nawet gdy nie jest obecna w danej chwili, znacznie obniża poziom stresu w trudnych sytuacjach.
Czytaj także: Jak poradzić sobie po rozstaniu: 6 duchowych podpowiedzi


2. Mniejsze ryzyko depresji

Stres i depresja to bliscy znajomi, więc nie powinno nikogo dziwić, że udane życie małżeńskie obniża również ryzyko depresji.

„Ludzie żyjący w związkach małżeńskich rzadziej mają depresję”, twierdzi McLaughlin-Weber. „Stały związek wymaga więcej zaangażowania. Nie spędzisz całego dnia w łóżku, kiedy trzeba ciągłej interakcji”. Życie z kimś mobilizuje do działania, szczególnie gdy macie wspólne zainteresowania, czy to narty, czy spacery – nie musisz swoich pasji realizować w pojedynkę.

Stały związek daje nam dobrą codzienną rutynę, stwarza znajome poczucie bezpieczeństwa, które pozwalają utrzymać negatywne emocje na wodzy. Stabilność często pozwala odrzucić ideę wiecznej walki, łatwiej odczuwać radość. „Struktura, rutyna i system wsparcia wzmacniają poczucie bezpieczeństwa, spójności związku, budują zaufanie, pogłębiają uczucia”, przyznaje Bahar.

Badania przeprowadzone w szpitalu St. Michael’s Hospital w Toronto wykazały, że mężatki są znacznie mniej narażone na depresje poporodowe niż kobiety niezamężne. (To samo dotyczy przemocy w związku oraz nadużywania nielegalnych substancji, które mają silne powiązania z depresją). Zmniejszanie ryzyka depresji, które pociąga za sobą małżeństwo jest więc wielowymiarowe.

Dobrze mieć przy sobie kogoś, kto nas rozumie, i zawsze stoi po naszej stronie.



3. Wzrost samooceny

Kiedy odkrywasz, że Twoje uczucia są odwzajemnione, doświadczasz jednego z najpiękniejszych stanów uniesienia. To jak gorączka duchowa. A kiedy ukochany przyrzeka ci miłość i wspólne życie, automatycznie rośnie Twoje poczucie własnej wartości. Każdy chce być kochany, a małżeńskie zobowiązania są tego namacalnym potwierdzeniem:

„Zobowiązanie się na całe życie nie jest oczywiście łatwe, jest prawdziwym wyzwaniem”, twierdzi Bahar. „Jeśli jesteśmy pełni dobrej woli, by wytrwać, mamy cierpliwość i chęć zmierzenia się z tym wyzwaniem, okazuje się, że rośnie nasza odpowiedzialność, poczucie własnej wartości i zdolność do dotrzymania danej obietnicy – małżeństwa”.

Twoja samoocena rośnie, kiedy uświadamiasz sobie, że umiesz dotrzymać słowa, a tym samym jesteś wart czyjejś miłości i poświęcenia.

Istnieje także aspekt fizyczny pozytywnej samooceny: raport psychologów z Florida Atlantic University pokazuje, że małżeństwo wzmacnia poczucie atrakcyjności – czujemy się lepiej z własną cielesnością i wyglądem.
Czytaj także: 18 małżeńskich sekretów, jakie powinnaś poznać przed ślubem


4. Dodatkowa pomoc i dbanie o siebie nawzajem

Harvard Men’s Health Watch wskazuje na szereg badań, pokazujących, że posiadanie stałego partnera, który troszczy się o nasze zdrowie( jak mąż czy żona) może mieć duży wpływ na nasze ogólne samopoczucie oraz morale.

Żonaci mężczyźni są zdrowsi niż ci, którzy nigdy nie byli żonaci. Dotyczy to głównie mężczyzn żonatych z mądrymi, wyedukowanymi partnerkami. Według badań z 2002 r., mężczyźni, których żony odebrały dobre wykształcenie, rzadziej cierpią na chorobę wieńcową i jej skutki. Takze dzięki temu, że są z kimś, kto może wcześniej zauważyć, gdy coś zaczyna być nie tak. Murray Suid z San Francisco, żonaty od 49 lat wierzy, że dobra żona zna organizm męża lepiej niż on sam. „Małżeństwo daje taką możliwość, we dwoje łatwiej wychwycić problem, zauważyć nagłe zmiany, jak chociażby niepokojąca utrata lub przyrost wagi”, mówi Suid. „Udało mi się uniknąć raka skóry, ponieważ moja żona zobaczyła pewne zmiany i wysłała mnie do dermatologa, który mógł zareagować odpowiednio wcześnie”. Taki rodzaj małżeńskiej współpracy może uratować życie, a niektóre badania pokazują, że pary małżeńskie rzadziej zapadają na choroby nowotworowe niż ludzie żyjący z luźnych związkach (badania te wskazują na korelacje, nie przyczynę i powód).



Oczywiście, wszystkie wymienione korzyści zdrowotne nie są same w sobie powodem do zwierania małżeństwa, dobrze jednak wiedzieć, że miłość, wsparcie i obecność potrafią zdziałać naprawdę dużo, gdy jedno z nas zachoruje.

...

Zdecydowanie naturalne jest zdrowe! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:15, 15 Gru 2017    Temat postu:

Dlaczego noszenie obrączki jest tak ważne?
Maciej Jabłoński | 15/12/2017

Petr Ovralov/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Moja obrączka już kilkakrotnie łagodziła i kończyła małżeńskie kłótnie oraz sprawiła, że łatwiej przychodziło mi wypowiadanie słów „dziękuję, przepraszam, wybaczam”.

Coraz więcej małżeństw ma luźne podejście do noszenia ślubnej obrączki. Czasami dzieje się tak z bardzo praktycznych powodów, takich jak: choroby skóry lub rodzaj wykonywanej pracy, która nie sprzyja noszeniu biżuterii. Jednak najczęstszym powodem jest traktowanie ślubnych obrączek jako zwykłych ozdóbek i dostrzeganie w nich tylko biżuterii.

Uważam, że noszenie obrączki jest ważniejsze niż mogłoby się wydawać. W poniższym artykule chcę podzielić się swoimi refleksjami na ten temat.


Zajęty czy wolny? Obrączka prawdę Ci powie

To, czy nosisz obrączkę jest jedną z pierwszych rzeczy, które ludzie zauważają mając kontakt z Tobą. Często na podstawie tego przyjmują założenia dotyczące Twojego stanu cywilnego i tym samym „dostępności”.

To też codzienne przypomnienie o tym, że każda decyzja, którą podejmujesz, wpływa w jakiś sposób na współmałżonka. Od momentu powiedzenia przed Bogiem: „Tak”, każdy aspekt życia jest teraz połączony ze współmałżonkiem. Wszystko, co robi się ze swoim czasem, czynami, pieniędzmi itp. będzie miało na niego jakiś wpływ. Obrączka jest prostym przypomnieniem, że wszystko czego się dotkniesz, dotknie również Twojego małżeństwa.
Czytaj także: Obrączka to elementarz noszony na palcu. Przypomina ważną zasadę małżeńską


Symbol szacunku do współmałżonka

Szacunek w małżeństwie nie jest mierzony jedynie naszymi słowami. Często to nasze „ciche” działania mówią najgłośniej. Noszenie obrączki jest jednym z prostszych sposobów okazywania sobie szacunku. A w szczególności, kiedy współmałżonek poprosił Cię o to lub zakomunikował, że jest to dla niego ważne.


Pierwsza linia obrony przed niewiernością

Obrączka nie jest niezawodnym zabezpieczeniem przed zdradą, ale z pewnością jest pierwszą linią obrony. Noszenie jej subtelnie komunikuje: „Jestem żonaty/mam męża. Moje małżeństwo jest dla mnie ważne”.

Jeśli próbujesz ukrywać swoje małżeństwo, utrzymując swój stan cywilny w tajemnicy w miejscach publicznych, to nie jest to zdrowe i dobre. Oczywiście, są osoby niemające szacunku do Sakramentu Małżeństwa i nadal mogą Ci proponować zdradę, ale noszenie obrączki może zapobiec wielu niepotrzebnym pokusom.
Czytaj także: „Początek Wieczności”: Dla nas źródłem radości jest miłość!


Widoczny symbol dla dzieci, że małżeństwo to coś bardzo ważnego

Jedną z najważniejszych lekcji, jakie możemy dać swoim dzieciom jest podejście do małżeństwa i jego wzorzec. Moim marzeniem jest tworzenie takiego małżeństwa, które sprawi, że moje dzieci będą chciały tworzyć z kimś sakramentalny związek małżeński.

Oczywiście, to wymaga dużo więcej niż tylko noszenia obrączki, ale ona jest czymś, co dzieci zauważą i da możliwość do rozpoczęcia rozmowy o tym, dlaczego ją nosimy i co ona symbolizuje.


Gra w jednej drużynie

Tak jak drużyny sportowe mają takie same stroje, ułatwiające im rozpoznawanie partnera i pozwalające na lepsze utożsamianie się z drużyną, tak samo małżonkowie mają obrączki (często takie same), dzięki którym wiedzą, że „grają w tym samym zespole”, a nie przeciwko sobie.

Moja obrączka (i spojrzenie na nią) już kilkakrotnie łagodziła i kończyła małżeńskie kłótnie oraz sprawiła, że łatwiej przychodziło mi wypowiadanie słów „dziękuję, przepraszam, wybaczam”.

Tak jak wspomniałem na początku artykułu, istnieją pewne praktyczne wyjątki od tej zasady, ale ogólnie rzecz biorąc, kiedy jest to po prostu kwestia wyboru – to zawsze wybierajmy: „noszę, bo kocham!”.

...

Materialne znaki pomagaja duszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:59, 17 Gru 2017    Temat postu:

4 postawy, które mogą doprowadzić małżeństwo do rozwodu
Luz Ivonne Ream | 17/12/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Bądźcie ostrożni, jeśli w waszym domu panują: krytycyzm, lekceważenie, postawa obronna i zamykanie się na drugą osobę.

Według badań przeprowadzonych przez amerykański Instytut Badania Związków, założony i kierowany przez profesora Johna Gottmana, istnieją cztery zachowania, które odpowiadają za 80% niepowodzeń małżeńskich. Zostały nazwane metaforycznie 4 jeźdźcami Apokalipsy, w nawiązaniu do końca świata, przedstawionego w Nowym Testamencie: do zarazy, wojny, głodu i śmierci.

Prof. Gottman używa tej metafory, żeby opisać style komunikacji, które mogą wróżyć koniec związku. Te zachowania to: krytycyzm, lekceważenie, postawa obronna i zamykanie się na drugą osobę.


Krytycyzm – kiedy mówisz o osobie a nie o jej zachowaniu

Oczywiście, nie należy przez to rozumieć, że mamy milczeć, kiedy coś nam przeszkadza, coś nam się nie podoba czy z czymś się nie zgadzamy. Zawsze trzeba mówić o tym na głos, bo jak inaczej druga osoba miałaby się dowiedzieć, że coś nam przeszkadza?

Krytycyzm, do którego odnosi się prof. Gottman, oznacza krytykowanie bezpośrednio wybranka – jako osoby – a nie czynów lub tego, co robi. Na przykład, to nie to samo, gdy mówisz swojemu mężowi, że bardzo ci przeszkadza, że zostawia swoje brudne ubrania porozrzucane po mieszkaniu, a gdy mówisz mu, że jest niechlujny, głupi, głuchy, nieporządny, zachowuje się jak świnia, bo nie wrzuca swoich ubrań do kosza na pranie. Najpierw krytykuje się działanie, dopiero w ostateczności osobę.
Czytaj także: On zdradził, a ona się nie poddała. Potem wspólnie zawalczyli o swoje małżeństwo. Świadectwo


Lekceważenie – kiedy nie doceniasz małżonka

Nie tylko można nie doceniać czynów, jeszcze bardziej poważne jest niedocenianie osoby. To znaczy, odrzucanie i poniżanie jej, jak również tego, co robi albo tego, czemu się poświęca. Drwienie z tych rzeczy. Bywają żony, które bez przerwy narzekają, że mężowie mało zarabiają i obrażają ich; mówią, że są miernotami albo (co jest jeszcze gorsze) porównują ich do innych. Poprzez tego typu pogardę wysyłamy wiadomość: „Nie kocham cię i nie szanuję”.


Postawa obronna

Zero pokory. To postawa, która nie zachęca do wzrastania, bo uniemożliwia rozpoznawanie błędów. Osoba komunikuje się z drugą, ale tylko po to, żeby się bronić, a nie po to, by dojść do porozumienia, wymienić się opiniami czy wysłuchać argumentów drugiej strony.

W ten sposób unika się odpowiedzialności, nie skupia się na swojej winie, koncentruje się jedynie na tym, że jest się atakowanym. To znaczy, stawia się siebie w pozycji ofiary i za wszystko wini się tę drugą osobę.
Czytaj także: Szukasz klucza do udanego małżeństwa? Popracuj nad samooceną!


Zamykanie się na drugą osobę

To zachowanie uwidacznia się, kiedy odmawiamy odpowiedzi na pytania albo dajemy odpowiedzi wymijające. To ta postawa, którą czasem przyjmujemy wobec naszej drugiej połówki, kiedy po pełnym wyczekiwania „iiii…?”, wysyłamy sygnał: „Wszystko jedno…”, lub podobny: „nic mnie to nie obchodzi, nie interesuje mnie, co do mnie mówisz albo co myślisz; ja myślę inaczej i moja opinia czy mój punkt widzenia są jedynymi, które mają dla mnie znaczenie”.

Zupełnie inna byłaby sytuacja, w której moglibyśmy powiedzieć współmałżonkowi: „Nie zgadzam się z tym, co myślisz albo z tym, co do mnie mówisz, ale możemy porozmawiać, żeby dojść do porozumienia”.

Obserwujcie, jak ze sobą rozmawiacie, jak wygląda komunikacja między wami. Kiedy rozpoznacie, który z jeźdźców jest w drodze, pracujcie nad tym, żeby go wyeliminować i zastąpić odpowiednią postawą, która będzie ożywiać wasze małżeństwo.
Czytaj także: Adwokat uratował małżeństwo swojego klienta za pomocą kartki papieru…

Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Trzeba przewidywac i wyprzedzac problemy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:33, 19 Gru 2017    Temat postu:

Sprzeczki małżeńskie, czyli jak rozmawiać, by się porozumieć?
Małgorzata Chrapkiewicz | 19/12/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Wspólne życie wymaga dzielenia również codziennych obowiązków i stawiania czoła nowym problemom. Czasami na tych polach pojawiają się nieporozumienia.
Bariery w komunikacji

Kiedy rozpoczynamy „nową drogę życia”, już nie sami, a z mężem/żoną, chcemy dzielić z drugą osobą wszystko, co przeżywamy, a zwłaszcza to, co radosne, dobre, ciekawe. Wspólne życie wymaga dzielenia również codziennych obowiązków i stawiania czoła nowym problemom. Czasami na tych polach pojawiają się nieporozumienia.

Jedną z kwestii, na którą warto zwrócić uwagę jest sposób, w jaki się komunikujemy: jak formułujemy wypowiedź i jak słuchamy. Wbrew pozorom forma wypowiedzi i jakość naszego słuchania mają bardzo duże znaczenie. Możemy nie zdawać sobie sprawy, że nasza wypowiedź krzywdzi czy drażni drugą osobę, ponieważ mówimy nawykowo, nie zastanawiając się nad sposobem wypowiedzi. Spójrzmy, na co warto zwrócić uwagę, aby poprawić komunikację w związku.

Mogą to być pewne elementy komunikatów lub zakłócenia słuchania. Jeżeli zdarza nam się je stosować, to między komunikującymi się osobami powstają bariery utrudniające zrozumienie. Sprawdźmy, czego warto unikać.
Czytaj także: Komunikacja w małżeństwie? Tylko dialog!


Ocenianie, etykietkowanie

To prawda, że mamy pewne cechy charakteru, jednak to nie znaczy, że zawsze, bez wyjątku zachowujemy się zgodnie z tą cechą. Nikt nie jest zawsze punktualny, spokojny, poważny czy uparty. To dlatego, że na nasze zachowanie oprócz cech osobowości wpływają też inne czynniki: sytuacja, zachowanie innych osób, emocje, choroba, zmęczenie.

Nie mamy prawa orzekać, jakie cechy posiada druga osoba, bo nie widzimy jej we wszystkich sytuacjach życiowych. Nadawanie etykietek (jesteś leniwa, jesteś uparty, wszystkiego się boisz) może być krzywdzące i powodować irytację u osoby ocenianej. Zamiast tego, bezpieczniej jest opisać zachowanie drugiej osoby w danej sytuacji (patrz ostatni akapit).


Generalizowanie: zawsze, nigdy, za każdym razem, ciągle, stale

Przyznam, że mam uczulenie na te słowa, gdy są używane do opisania mojego zachowania. Jeśli powiemy komuś: Ty zawsze zostawiasz bałagan w kuchni albo: Ty nigdy nie sprzątasz po sobie w kuchni – to najprawdopodobniej miniemy się z prawdą.

Przypuszczalnie nasz rozmówca jest w stanie udowodnić, że wczoraj czy tydzień temu posprzątał po sobie w kuchni. Generalizowanie naszego postępowania irytuje i może prowadzić do kłótni. Będziemy bliżej prawdy, gdy opiszemy zachowanie w konkretnym miejscu i czasie. Jeśli zauważyliśmy, że to negatywne – w naszym mniemaniu – zachowanie powtarza się, możemy powiedzieć: W ostatnim czasie kilka razy…, zdarza ci się zapomnieć o…
Czytaj także: 4 postawy, które mogą doprowadzić małżeństwo do rozwodu


Niesłuchanie

Kiedy koncentrujemy się tylko na swoim punkcie widzenia, swojej racji i na przygotowaniu ciętej riposty w czasie, kiedy druga osoba mówi, to jest prawie pewne, że nasze słuchanie jest kiepskiej jakości. Spróbujmy słuchać świadomie. Tak jakbyśmy słuchali kogoś, kto mówi bardzo cicho. Wtedy jesteśmy skupieni i próbujemy usłyszeć dokładnie każde słowo. Zwracajmy uwagę na mowę ciała. Taka postawa przywraca porozumienie.

Bardzo nas to denerwuje, prawda? Gdy ktoś nie pozwala nam dokończyć zdania… Sprawdźmy, czy przypadkiem sami tego nie robimy. Warto się takiego nawyku zupełnie pozbyć, bo powoduje poczucie braku szacunku w naszych rozmówcach, a czasem może doprowadzić nawet do furii.


Interpretowanie na swój sposób, wyciąganie pochopnych wniosków

Czyli nie zrobisz tego? – Nie, powiedziałem tylko, że nie lubię tego robić… Pomimo że zazwyczaj lubimy, aby współmałżonek sam domyślił się, o co nam chodzi, to jednak czasami nasze oczekiwanie spotyka się z błędną interpretacją i wtedy jest szkodliwe dla wzajemnych relacji.

Wiem, nie jest łatwo wyzbyć się interpretowania. Po prostu pamiętajmy, że jeśli wydaje nam się, że wiemy, co myśli i czuje inna osoba, możemy się mylić.
Czytaj także: Chcesz, żeby Twoje życie było piękniejsze? Najpierw zobacz, jakie jest naprawdę


Lekceważenie emocji drugiej osoby

Spokojnie, nie denerwuj się! Nie musisz się tak zaraz obrażać! To nie jest powód, żeby aż tak rozpaczać. Na to ostatnie odpowiedziałabym: A skąd możesz to wiedzieć? Warto pamiętać, że emocje to jedno, a zachowanie pod ich wpływem to drugie.

Uczucia pojawiają się i nie możemy im zaprzeczać. W ten sposób krzywdzimy drugą osobę i nie próbujemy poznać jej wnętrza, nie budujemy bliskości. Zachowanie pod wpływem emocji może nas czasem krzywdzić i wtedy powinniśmy o tym mówić. Ale nie możemy zaprzeczać emocjom, które już się pojawiły.

Zamiast tego możemy powiedzieć, co widzimy, aby pomóc bliskiej osobie zrozumieć sytuację np. Widzę, że jesteś poddenerwowany, co się stało? Mam wrażenie, że od rana jesteś smutna, jak mogę ci pomóc?

Jak możemy zabezpieczyć się przed niektórymi z powyższych błędów? Poznaj i wypróbuj: „komunikat ja” i „UFO”, proste techniki, które ułatwiają porozumienie.


Mów od siebie i o tym, co Ty przeżywasz

To technika zwana KOMUNIKATEM JA. Używając „komunikatu ja” mówimy o swoich odczuciach, emocjach, o tym, jak daną sytuację rozumiemy, dzielimy się z drugą osobą tym, co dzieje się w naszym wnętrzu. Dzięki stosowaniu tej techniki unikamy oceniania naszego rozmówcy, a także jesteśmy w stanie szybciej dojść do porozumienia w wielu sytuacjach. Zabezpieczamy się też przed oskarżeniem, że to, co mówimy mija się z prawdą.

Warto dzielić się swoimi odczuciami z bliską osobą, nawet jeśli sami do końca nie rozumiemy, co się z nami dzieje. Zamiast udawać, że nic się nie stało i dusić w sobie emocje możemy po prostu powiedzieć: Po tym wszystkim czuję się jakaś roztrzęsiona… Jestem bardzo zdenerwowany, potrzebuję chwili, żeby ochłonąć. Wiesz, cały dzień byłam zamyślona i melancholijna, ciągle zastanawiałam się nad… Czuję się tak lekko i spokojnie, jakby wielki kamień spadł mi z serca. Dzielenie się naszym wewnętrznym światem tworzy bliskość, intymność, pomaga budować więź.

Stosowanie „komunikatu ja” zakłada, że unikamy „komunikatu ty” np.: ty jesteś…, ty zrobiłeś…, ty nie zrobiłeś…, ty taki-siaki-owaki…, przez ciebie…. Dlaczego? Zwróćmy uwagę, że używając „komunikatu ty” możemy minąć się z prawdą, łatwo popaść w etykietkowanie i generalizowanie.

Jest to forma oskarżycielska i nie pomaga w dążeniu do porozumienia. Jeśli jednak chcemy zwrócić uwagę naszego rozmówcy na jego zachowanie, to oczywiście możemy to zrobić, ale mimo wszystko warto zacząć wypowiedź od „komunikatu ja” (patrz: kolejny akapit).
Czytaj także: Jak się zachować, kiedy ktoś Cię poniża?


Kiedy chcesz powiedzieć, że coś Ci przeszkadza…

…w sposób, który nie zrani i nie obrazi drugiej osoby, wykorzystaj technikę Uczucia + Fakty + Oczekiwania (UFO), której nadrzędną zasadą jest mówienie od siebie, czyli stosowanie „komunikatu ja”.

Powiedz, jak się czujesz (U) + wytłumacz, jaka sytuacja na to wpłynęła (np. konkretne zachowanie rozmówcy) bez generalizowania czy przeinaczania (F) + wyraź swoje oczekiwania, co do zachowania drugiej osoby w podobnej sytuacji w przyszłości i dopytaj, co ona na to.

Przykłady:

Bardzo się irytuję (U), kiedy wracasz później niż mówiłeś i nie informujesz mnie o tym (F). Chciałabym, abyś po prostu dawał mi znać, gdy coś cię zatrzyma, dobrze (O)?

Źle się czuję (U), kiedy omawiasz ze swoją mamą nasze osobiste problemy (F). Wolałbym, abyś nie opowiadała jej tylu szczegółów i żebyśmy nasze problemy rozwiązywali razem. Co ty na to (O)?

No właśnie, a co Ty na to, aby w ten sposób się komunikować? Może być łatwiej? Spróbuj i zobacz, jaki przyniesie to efekt. Na początku możesz korzystać ze schematu: Czuję się…, kiedy ty…, chciałbym/chciałabym, abyś… Po pewnym czasie tego typu komunikacja stanie się nawykiem, nad którym nie będziesz musiał się zastanawiać.

...

Trzeba czujnosci aby nie doprowadzic do sytuacji nieodwracalnej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:28, 23 Gru 2017    Temat postu:

Adam i Ewa – czy tak bardzo się od nich różnimy?
Iwona Jabłońska | 23/12/2017
Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Nie wypędzajmy się z „raju naszego małżeństwa”, kosztując tego co zakazane czy oskarżając się wzajemnie. Pośrodku naszego ogrodu rośnie drzewo, z którego nie można zrywać owoców – brak miłości, niewierność i nieuczciwość małżeńska. Omijajmy je szerokim łukiem.


A
dam i Ewa żyli sobie dawno temu, ale czy tak bardzo się od nich różnimy? Może nie biegali ze smartfonami w dłoniach po raju, jak my teraz, ale jest jedna bardzo ważna cecha, która przez wieki się nie zmieniła i to nas łączy!

O różnicach między kobietą a mężczyzną napisano już chyba miliony artykułów i traktatów, i dzięki Bogu! Niektóre z nich pozwoliły mi inaczej spojrzeć na mojego męża, zaakceptować pewne zachowania czy przynajmniej nabrać do nich dystansu, ponieważ leżą one głęboko w Jego naturze.


Co łączy Adama i Ewę?

Pamiętacie tę scenę, kiedy Bóg po zerwaniu owocu z zakazanego drzewa pojawił się w ogrodzie, pytając Adama o to, co się wydarzyło, a ten od razu przerzucił winę na Ewę. Ewa „nie lepiej” – Ona z kolei zrzuciła na węża.

Czy ta scena nie wydaje Wam się dziwnie znajoma? Jest bardzo podobna do naszych współczesnych kłótni czy nieporozumień pomiędzy mężem i żoną? „To Ty miałeś to zrobić, ja robię tyle, a ty…, ty zawsze, ty nigdy, to ty nie dopilnowałeś, przecież miałaś… ”. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Człowiek zraniony grzechem pierworodnym od początku ma w sobie to, co nasi pierwsi rodzice – tendencję do oskarżania i osądzania drugiego człowieka, chęć wybielenia siebie, a także mniejszą lub większą cząstkę egoizmu.
Czytaj także: Nie czekaj. Powiedz bliskim, jak wiele dla Ciebie znaczą


Nadzy – co to znaczy?

Kiedy zakrada się grzech do relacji – zdrada, kłamstwo, złośliwość, osądzanie, czy inny – wówczas następuje dystans pomiędzy małżonkami. Stają się zupełnie kimś innym. Tak jak Adam i Ewa zaczęli przykrywać się liśćmi ze wstydu, tak my zakładamy maski, żeby coś ukryć. Czasem kamienne maski obojętności, pod którymi kryje się zranienie, głęboki smutek i chęć bycia kochanym.

Porównując historię Adama i Ewy do naszych małżeńskich kryzysów, można śmiało powiedzieć, że grzech wypędza nas z raju. Tym rajem w naszym małżeństwie jest miłość i jedność. Na ich miejsce wkracza pycha i egoizm.


Nieposłuszeństwo

Punktem wyjścia trudnej sytuacji (nazwijmy to w ten sposób) naszych pierwszych rodziców było nieposłuszeństwo. Bóg zakazał spożywać owoc, jednak Oni ulegli pokusie. Podobnie jest teraz. Bóg dał nam dekalog nie po to, żeby nas ograniczać, ale po to, żebyśmy byli szczęśliwi. Wprowadzić go rzetelnie w życie małżeńskie to jest wielka sztuka i szansa dla małżonków.

Już pierwsze przykazanie staje się niezłym wyzwaniem we współczesnym świecie, gdzie tak naprawdę bogiem może być wiele rzeczy, tj. praca, pieniądz, coraz częściej telefon i wiele innych rzeczy.

Ulegając pokusom oddalamy się od Boga. On jest blisko, tak jak w raju – to Adam i Ewa po grzechu próbowali się przed Nim ukryć. On – chociaż wiedział co się wydarzyło, wyszedł im naprzeciw.
Czytaj także: Mąż sam zrobił dla mnie kalendarz adwentowy. Dostaję nowych sił do kochania


Czy grzech jest przeszkodą?

Grzech staje się przeszkodą dla nas – małżonków – do budowania zdrowej i pełnej miłości relacji, ale nie jest on na pewno przeszkodą dla Boga. Kiedyś usłyszałam na pewnej katechezie, że mój grzech nie jest problemem dla Boga. Żyjąc wiele lat w przekonaniu, że na wiele rzeczy muszę u Niego zasłużyć, trudno mi było przyjąć to twierdzenie, ale faktycznie tak jest. Gdyby tak nie było, nie moglibyśmy „liczyć” na przebaczenie w Sakramencie Pokuty.

Grzech nie jest przeszkodą dla Boga, żeby zbudować coś pięknego, On jest w stanie wyprowadzić dobro z każdej trudnej sytuacji. Tak jak w raju, wychodzi naprzeciw naszym pierwszym rodzicom, tak współczesnym małżonkom proponuje dialog, próbuje subtelnie zaprosić nas do tego, żeby stanąć w prawdzie i przyznać się do winy.


Zawsze blisko

Nawet jeśli zbłądzimy, Bóg jest zawsze blisko. Tak jak w przypadku Adama i Ewy, On ich nie opuścił, On ich nie odrzucił – to oni, przez swoje nieposłuszeństwo, odrzucili Boga. Podobnie dziś – nawet kiedy dopuszczamy się grzechu, Bóg nas nie opuszcza (żeby była jasność, to nie jest zachęta do grzechu).

Pod wieloma względami mąż i żona się różnią – począwszy od cech charakterystycznych dla ich płci, przez cechy charakteru, skończywszy na tym, z jak różnych domów pochodzą. Jednak oboje naznaczeni grzechem pierworodnym, mamy tendencję do upadków. Dlatego zanim osądzimy czy oskarżymy naszego współmałżonka, warto zawołać Boga, który jest zawsze blisko i poprosić, żeby pomógł rozmawiać z ukochanym w sposób nieoskarżający, konstruktywny.
Czytaj także: Dlaczego noszenie obrączki jest tak ważne?

Przykłady, doświadczenia czy przypowieści zawarte w Piśmie Świętym nie są tylko historią, są nam dane między innymi jako wskazówka do tego, jak postępować, bądź czego unikać, żeby być szczęśliwym.

Kto wie – być może gdyby Adam i Ewa pokornie przyznali się do winy nie próbując się wybielić, pozostaliby w raju? Oczywiście, to tylko pytanie, ale na przykładzie naszych pierwszych rodziców uczmy się na błędach.

Nie wypędzajmy się z „raju naszego małżeństwa” kosztując tego co zakazane czy oskarżając się wzajemnie. Pośrodku naszego ogrodu rośnie drzewo, z którego nie można zrywać owoców – brak miłości, niewierność i nieuczciwość małżeńska. Omijajmy je szerokim łukiem.

...

Jestesmy dokladnie jak oni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:46, 26 Gru 2017    Temat postu:

Każda miłość jest wyjątkiem od reguły. Również małżeńska
Zyta Rudzka | 26/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Udane małżeństwo to zawsze wielka tajemnica.


S
potkałam wiele małżeństw, które tak bardzo starają się być szczęśliwe, że stały się nieudane. Żona, bo najczęściej kobiecie bardziej zależy na pracy nad wspólną relacją, czyta i wprowadza w życie porady psychologiczne, ćwiczy empatię, asertywność, wysyła czułe smsy, podrzuca miłe liściki. I nie działa! Nawet kiedy mąż dzielnie współpracuje.

Pomimo umiejętności i szczerych chęci niczym nie daje się załatać szarej strefy małżeńskich uczuć: nudy i znużenia. Pojawia się męka i udręka. Mieliśmy być bliżej, a oddalamy się.
Czytaj także: 4 postawy, które mogą doprowadzić małżeństwo do rozwodu


Udane małżeństwo to zawsze wielka tajemnica

Ale właściwie dlaczego to dziwi? Tak na zdrowy rozum. Skoro tak harujemy nad tym, żeby w małżeństwie było idealnie, to gdzie odpoczniemy? Gdzie się schronimy?

Przecież jesteśmy dla siebie, by się ukochać, ukoić, odpocząć, dopieścić. A zrobiliśmy ze związku pracę, kolejny etat.

Co ona w nim widzi? Jak on może z nią wytrzymać? Coś widzi, i nawet świata za nią nie widzi, a ona nie tylko z nim wytrzymuje, ale żyć bez niego nie może. Zamiast dobrych rad, lepiej wziąć sobie do serca was dwoje.

Małżeństwo to nie budka dróżnika, że musimy się trzymać rozkładu jazdy, bo grozi nam katastrofa. Poradniki podpowiadają, ale to nie są znaki drogowe, że trzeba się bezwzględnie stosować, bo inaczej to będzie zagrożenie dla małżeńskiego szczęścia.

Kraksa będzie, jeżeli będzie tylko praca nad związkiem. Jeżeli będziemy już tylko tacy poważni, zawsze świadomi i odpowiedzialni praw i obowiązków.

Bo może się okazać, że harujemy nad czymś, czego już nie ma. Bo nie ma uczuć. Nie ma radości bycia ze sobą, tęsknoty kiedy nie jesteśmy razem. Nie ma gwarancji, że jak na przykład nauczymy się rozmawiać, to będzie nam ze sobą dobrze. Biegłość w małżeńskiej konwersacji nie stworzy tego emocjonalnego kleju między dwojgiem.
Czytaj także: Miłość małżeńska w 7 obrazach


Rozmowa – tak. Ale czasami potrzebny jest śmiech

Ta przesada w tworzeniu kompromisów, nadmiarowość planowania, a co jutro, a co w weekend. Nadęcie w omawianiu problemu. Również tego, którego jeszcze nie ma. Ale lepiej mieć wszystko pod kontrolą. I po co właściwie?

Musimy o tym porozmawiać, a dlaczego nie obśmiać?

Warto rozmawiać – to jasne. Ale dlaczego te rozmowy są zawsze takie poważne, serio, na ostrzu noża. Jak się wspólnie pośmiejemy, to lepiej się dogadamy w poważnych sprawach. Śmiech zmniejsza dystans, łagodzi lęk, pozwala odreagować, przestać się dąsać, łatwiej się pogodzić.

Kiedy razem się śmiejemy, to czujemy, że po prostu dobrze nam razem.

Może zamiast tak wszystko przegadywać i uzgadniać, dać sobie luz. Iść na spacer, objąć się, wymilczeć razem albo po paplać o głupotach.

Trochę niekonsekwencji też pomaga.

Nie musimy tak dzielić tych obowiązków miarka za miarkę. W każdą sobotę sprzątać i robić zakupów. Nic się nie stanie, jak mieszkanie nie będzie posprzątane. Czasami szorujemy na błysk podłogę, a nie widzimy, że nasze małżeństwo już dawno straciło blask.
Czytaj także: Jak znaleźć sobie męża i dlaczego nic na siłę


Małżeńskie partnerstwo to nie równość, ale sprawiedliwość

Każdy niech dostanie to, co chce. To na czym mu zależy. Wyczuj męża, a nie projektuj na niego swoje potrzeby. Ty może chcesz, żeby on cię w ciszy wysłuchał. I sprawiedliwie – też cała zamienisz się w słuch, jak wróci markotny z pracy.

Ale on wcale nie pragnie w tym względzie wzajemności. On woli zwierzyć się koledze, a w Tobie chciałby może od czasu do czasu zobaczyć Włoszkę. Żebyś nie była taka poświęcająca się, tylko bardziej z temperamentem.

Nie trzymaj się sztywno tego podziału, co jest męskie, a co kobiece.

Wybacz, kiedy nie jest samcem alfa. Nie bądź rozczarowana, kiedy okazuje słabość. Pozwól mu być sobą. Niech czuje się bezpiecznie. Właśnie przy Tobie. Tak samo ty, nie bój się okazać siły, bo podobno mężczyźni boją się mocnych kobiet.

Nuda w małżeństwie wynika z lenistwa.

Warto co jakiś czas sprawdzać. Kim ten mój mąż teraz jest? Co lubi? A czym się przestał interesować? Może nie lubi, jak go całuję w czółko i nazywam „tatuśkiem”.
Czytaj także: Dlaczego noszenie obrączki jest tak ważne?


Może spróbować inaczej okazywać czułość

Nie tylko przez troskę, a też przez zalotność. Inaczej się objąć, wyszukać inne słowa.

– Ja już nie pamiętam, kiedy się tak porządnie całowaliśmy.

To zdanie pewnej mężatki. Silnej i stanowczej kobiety. Wypowiedziała je do męża takim bezradnym tonem, że z trudem ją poznał. Siedzieli obok siebie. Sprawa dotyczyła negocjacji. On chciał budować dom, ona wolała zatrudnić architekta, by w ich ówczesnym mieszkaniu wygospodarował kącik dla najmłodszego dziecka. Nie mogli dojść do porozumienia. Okazało się, że to był temat zastępczy.

Obydwoje czuli, że już mają dość. Są zmęczeni. Pracą, trójką dzieci. Są udręczeni tym, że są tacy dzieli i wspaniali. Wzór dla innych małżeństw i rodziców.

Nie wiedzieli, skąd czerpać siły. I nagle ona intuicyjne zrozumiała, że kiedyś odradzali się w zmysłowym kontakcie. Że to dawało im moc.
Czytaj także: 4 dowody na to, że małżeństwo i miłość są dobre dla zdrowia


Piękne szczegóły

Zadziwia mnie małżeńska amnezja. Mężczyzna i kobieta biorą ślub i szybko zapominają, jak się wyczuwali przed ślubem. Nie potrzebowali wiedzy. Intuicyjnie, sercem odgadywali swoje potrzeby, sprawiali małe niespodzianki.

Nie ustawiali się zawsze zadaniowo, dbali o bezużyteczne, ale piękne szczegóły. Żeby skrzyżować się wzrokiem. Mijając się, objąć się niby przypadkowo, ale jakby dłużej.

Jakoś w fazie poznawania się każdy umiał zobaczyć coś niezwykłego w parterze. Albo tą jego zwykłość tak upiększyć, że tylko on to miał i nikt inny.

Może nadal on to ma? Albo pojawiło się w nim coś innego, równie fascynującego. Jeszcze umiesz to odkryć? Dasz sama radę czy pobiegniesz po poradę?

Przecież to nie grzech, w małżeństwie patrzeć na siebie tak, jak przed ślubem.

...

Sztucznosc nie pomoze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:37, 27 Gru 2017    Temat postu:

Musieli spać w stajni, bo ich osioł zbyt głośno ryczał. Alternatywna historia Bożego Narodzenia
Karolina Sarniewicz | 27/12/2017

Edin Hopic/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Byliśmy wściekli i zrozpaczeni. Osioł zjadł wszystko, co mieliśmy. Byliśmy głodni i zziębnięci. Nie mieliśmy gdzie się umyć, a spaliśmy na kamieniach i sianie. Gdy przebudziłam się w nocy, dotarło do mnie: przecież to samo, co ja, czuła kiedyś Maryja!
Wakacje w boliwijskich górach

Anne to znana kanadyjska adwokat, pracująca na co dzień w pewnej dużej kancelarii prawnej w Ottawie. Jej mąż, Thomas – też prawnik – na pierwszych stronach gazet pojawia się niewiele rzadziej niż ona. Z obawy przed identyfikacją prosili, bym ukryła przed czytelnikami własne nazwiska.

Wprawdzie występowanie przez kilka dni w roli współczesnej świętej rodziny to żadna ujma, ale historia pani adwokat, która tak pokochała osła, że nie chciała wrócić do kraju, mogłaby lekko wstrząsnąć jej środowiskiem zawodowym.

Cała historia zaczęła się, kiedy w lipcu 2014 roku Thomas z okazji dziesiątej rocznicy ślubu wyciągnął żonę na wakacje w boliwijskie góry. Plan ich podbicia był nader ambitny – chcieli pieszo zdobyć szczyt Illimani. Ale że nie w smak było im nosić na plechach kilkanaście kilogramów dobytku, postanowili kupić osła od lokalnej ludności.
Czytaj także: Nigdy nie jesteś tak biedny, żeby nie móc się podzielić. Afrykańskie Boże Narodzenie
Coach, czyli trener…

„Osiołek był już trochę stary” – pisała mi w mailu Anne, gdy poprosiłam o streszczenie mi tej dziwnej historii. „Ale właściciel tłumaczył, że jest pełen energii i zadziała na nas motywująco, kiedy nie będziemy mieli siły już iść. Zainspirowani tą informacją postanowiliśmy nazwać go Coach (trener). Dowiedzieliśmy się dokładnie, co musi jeść i kiedy odpoczywać, po czym zainstalowawszy mu na grzebiecie nasze tobołki, wyruszyliśmy w drogę”.

Szło się doskonale, ale tylko do momentu, kiedy nadeszła chwila pierwszego oślego posiłku. „Daliśmy Coachowi słomę i trawę, a on zaczął się zachowywać, jakby kompletnie się na nas obraził. Położył się na środku drogi i zaczął przeraźliwie ryczeć. Razem z mężem skakaliśmy wokół niego jak koło rozkapryszonej księżniczki. Koniec końców oddaliśmy mu swoje jedzenie – które połknął w kilka sekund i chciał jeszcze – nie mieliśmy pojęcia, co robić dalej”.
Modliliśmy się o cud

Dzisiaj Anne, kiedy o tym opowiada, śmieje się do rozpuku. Wtedy w ogóle nie było jej do śmiechu, bo sytuacja była poważna. Robiło się ciemno, zimno, o powrocie nie było mowy – trzeba było iść przed siebie, żeby znaleźć nocleg. A Coach nie dość, że domagał się kolejnych porcji ludzkiego jedzenia, to jeszcze nie chciał nosić tobołków i miał tak mało siły, że musieli pomagać mu iść, sami dźwigając rzeczy.

„Bolały nas stopy i kręgosłupy. Od ryków osła pękały nam w uszach bębenki. Nie wiedzieliśmy, gdzie dojdziemy i czy dojdziemy. Zaczęliśmy się modlić, żeby stał się jakiś cud”.

W końcu dotarli w miejsce, gdzie stały trzy wiejskie chatki i stajnia. Thomas próbował przemówić do osła, żeby na kilka chwil się uspokoił. Ten jednak im bliżej domostw byli, tym głośniej ryczał. „Weźcie się stąd i zabierzcie to dzikie zwierzę!” – powiedział im ktoś, kogo prosili o nocleg. „Spać nam wszystkim nie daje”.

Po kilku próbach wzbudzenia w Boliwijczykach litości ze zmęczenia padli i zasnęli w stajni.
Czytaj także: Najpiękniejsze pieśni maryjne z Bliskiego Wschodu
Poczułam się jak Maryja

„Byliśmy wściekli i zrozpaczeni – opowiada Anne – Nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Coach zjadł wszystko, co mieliśmy. Byliśmy głodni i zziębnięci. Nie mieliśmy gdzie się umyć, a spaliśmy na kamieniach i sianie. Dobrze, że przynajmniej osioł zmęczył się dość szybko i zasnął, a jego ciało grzało nas, kiedy spaliśmy.

Gdy przebudziłam się w nocy, dotarło do mnie: przecież to samo, co ja, czuła kiedyś Maryja! Ale to nie była jedynie zabawna refleksja, którą wyjątkowo zadowolona z siebie podzieliłam się rano z Thomasem, że tak właśnie mogło wyglądać Boże Narodzenie. Że być może nie tyle zawinili ludzie, którzy nie chcieli przyjąć świętej rodziny do domu, co osioł, który ryczał tak, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciał tego znosić.

To, co przyszło mi wtedy do głowy i przeszyło mi serce, było czymś o wiele głębszym. Jak bardzo Mamę (i przyszywanego Tatę) mojego Boga musiało boleć to osamotnienie, kiedy On przychodził na świat.

Mamy z Thomasem dwoje dzieci i doskonale pamiętam, jak pod koniec ciąży z synem odeszły mi wody w samochodzie i bałam się, że nie dotrę na czas do szpitala. Trudno mi sobie wyobrazić przeżywanie czegoś podobnego w stajni, w której spaliśmy.

To musiało być naprawdę straszne iść w zaawansowanej ciąży przez nieznane tereny, bojąc się każdego cienia. Myśląc o tym, że nie ma się, co jeść i co pić, gdzie się położyć i w co owinąć noworodka, który mógł się pośpieszyć na świat w każdej chwili. Jak heroiczne musiało być wtedy zaufanie Bogu i niewyrzucanie Mu, że ich przed tym nie uchronił?”
Osioł na emeryturze

Historia Anne i Thomasa skończyła się happy endem, chociaż trwała dużo krócej niż przywidywano, bo już następnego dnia wrócili tam, skąd przyszli.

Osiołka pokochali tak bardzo, że nie chcieli go sprzedawać. Niestety przetransportowanie go z Boliwii do Kanady – zważywszy zwłaszcza na jego zamiłowanie do krzyków – byłoby średnio możliwe.

Anne postulowałam nawet, żeby zostali w Boliwii sprawować nad nim dożywotnią pieczę, ale jej mąż bladł za każdym razem, kiedy mu o tym wspomniała. Zrobili więc casting na nowego opiekuna dla Coacha i po długich naradach został nim starszy pan, który mógł zapłacić najmniej, ale dawał pewność, że zapewni mu pełną miłości emeryturę (w portfelu nosił zdjęcia swoich poprzednich osłów).

Wspomnienia duchowe z tamtych wydarzeń pozostają do dziś. „Po powrocie od razu chwyciłam za różaniec, żeby podziękować Maryi za to, ile dla nas zrobiła, żebyśmy mogli być zbawieni. Odtąd zawsze w Adwencie, kiedy mówi Bogu <<tak>> przypominam sobie mój ból stóp, głód, wyczerpanie, lęk i upokorzenie, i mówię do niej: <<Jesteś wspaniałą i odważną kobietą. Jesteś naszą najprawdziwszą Mamą”.

...

Trudnosci jak widac pomagaja! Smile Duchowo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:35, 28 Gru 2017    Temat postu:

Kiedy Ty kochasz życie towarzyskie, a Twój mąż nie…
Claire Zulkey | 28/12/2017
Jodie Griggs/Getty Images
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Lubisz mieć zapełniony kalendarz – kawa z przyjaciółką, kolacja w restauracji, tymczasem Twój mężczyzna woli ciche wieczory w domu. Co zrobić, jeśli w tej sprawie nie pasujecie do siebie?


S
ą mężczyźni, którzy wieczorami grają w karty. Są mężczyźni, którzy spotykają się, by oglądać razem mecze. I jest też mój mąż. Facet, który w zasadzie niczego z nikim nie robi (poza mną, oczywiście).

Mam przyjaciół z podstawówki, ze szkoły średniej, ze studiów, z mojej pierwszej pracy, z drugiej pracy, wiadomości na komunikatorze ze szkół moich dzieci, od członków mojej bliższej i dalszej rodziny, a czasem od ludzi, których ledwo znam – ze wszystkimi staram się być w kontakcie, kiedy tylko mogę. Tymczasem mój mąż ma wielu kumpli z pracy, ale w zasadzie tylko jednego prawdziwego przyjaciela, z którym nie widział się ponad rok.


Twój mąż woli zostać w domu…

Gdy byłam młodsza taka dynamika kontaktów często utrudniała mi życie. Mój ówczesny chłopak zachowywał się tak, jakbym go porzucała, za każdym razem, gdy nie spędzaliśmy wieczoru razem.

– Co robimy dziś wieczorem? – pytał.

– Wychodzę z koleżankami na kolację.

Twarz mu pochmurniała.

– Ach, to zostaję sam w takim razie.

– Zadzwoń do Tomka albo Leona.

– Eee, nie, lepiej trochę popracuję.

– Na pewno?

– Tak, tak, na pewno.

Wychodziłam w poczuciu winy, lekko poirytowana, że nie ma swoich zajęć, przyjaciół, nie robi żadnych planów. Zastanawiałam się, co jest z nim nie tak.

Wydawało mi się, że skoro ja coś robię, on także powinien, przede wszystkim dlatego, że gdyby miał znajomych i pasje, nie czułabym się winna zostawiając go samego – nieśmiałego faceta, który przeprowadził się do mojego miasta zostawiając za sobą wszystkich znajomych, podczas gdy moi byli dla mnie oczywistością.

Ustawiłam mu kilka spotkań w męskim towarzystwie, poszło dokładnie tak, jak to sobie wyobrażasz. Okazało się, że faceci nie muszą dogadać się ze sobą tylko dlatego, że są facetami.
Czytaj także: Niebezpieczne związki, czyli jak nie uległam pokusie


Co ma kalendarz do komunikacji?

Z wiekiem zrozumiałam (rozmawiając z innymi ekstawertycznymi kobietami introwertycznych mężczyzn), że problemu nie stanowi brak przyjaciół, a brak potrzeby planowania.

Wiele kobiet planuje swoje przyjaźnie tak, jak wizytę u dentysty (albo jeszcze lepiej – jak wizytę u dentysty dla swoich dzieci). Wyznaczanie dat jest zwykłą częścią naszej organizacyjnej rutyny. Mamy we krwi zapisywanie ważnych wydarzeń w kalendarzu, łącznie z aktywnością towarzyską, a potem sprawiania, by wszystko doszło do skutku.

Mężczyźni, których znam, zdają się mieć znacznie mniej doświadczenia z masową ilością korespondencji emailowej, w której podane jest kilka przykładowych dat spotkania do wyboru i dopiero po wymianie kilkunastu wiadomości konkretna data zostaje ustalona. W przypadku mojego męża, większość planów z nim związanych, które pojawiają się w kalendarzu, a które w magiczny sposób jest w stanie ogarnąć to te, że: a) mamy plan, b) rezerwacja została zrobiona, c) opiekunka do dziecka jest potwierdzona. Może wie coś, czego ja nie wiem?

Moją najlepszą metodą utrzymania przyjaźni są wspólne wieczory. Wielokrotnie pytałam rano mojego męża, co chciałby zjeść na kolację, a on za każdym razem ze śmiechem reagował: „Jak mam teraz myśleć o kolacji, skoro dopiero skończyłem śniadanie?”. No tak, wszystko świetnie, poza tym, że jeśli ktoś nie pomyśli o kolacji teraz, nie znajdzie odpowiedniego przepisu, nie zrobi listy zakupów i po te zakupy nie pojedzie, o 6 wieczorem będziemy umierać z głodu dyskutując o tym, co by tu zjeść.

Z przyjaźniami jest podobnie. Nie sądzę, by rozumiał, że typowa dorosła przyjaźń funkcjonuje według zasady „jestem-samotna-i znudzona-więc-będę-manifestowała-potrzebę-jedności”. Ustalamy wszystko z konieczności. Może i w ten sposób okradamy nasze związki z romantycznej spontaniczności, tyle że romantyczna spontaniczność jest trochę utopijna i zazwyczaj nie sprawdza się w codziennym życiu.
Czytaj także: Kobiety krytykują, a mężczyźni cierpią. 6 prostych rad, jak zmienić sposób rozmowy


Introwertycy potrzebują ekstrawertyków & vice versa

Kilka rzeczy zmieniło się od czasu tych pierwszych wspólnych lat, gdy różnice między nami tak bardzo mi przeszkadzały. Zaczęłam rozumieć i akceptować fakt, że mój mąż jest bardziej nieśmiały niż ja i że nie ma w tym nic złego. Taki po prostu jest i wcale nie znaczy to, że jest mu z tym źle.

Jego życie towarzyskie nie musi przecież być lustrzanym odbiciem mojego.

Nasze dzieci także sprawiły, że spędzaliśmy w domu więcej czasu niż by należało, nie dlatego, że trzeba było ich pilnować, gdy spały, ale dlatego, że często, po całym dniu pracy i obowiązków rodzicielskich, nie mieliśmy siły, żeby gdziekolwiek wyjść. Mój mąż woli spędzać wieczory przy kominku, z kieliszkiem wina i gazetą i nie mam mu tego za złe.

Parę tygodni temu mieliśmy pouczającą wymianę zdań, kiedy to nagle którejś nocy on postanowił wyjść z przyjaciółmi.

– Jesteś pewna, że nie masz nic przeciwko temu, żebym dziś wyszedł z kolegami? –zapytał.

– Chcę, żebyś wyszedł – odpowiedziałam – jestem pewna, że to był mój pomysł.

– Wychodzę, bo chcę żebyś miała trochę czasu tylko dla siebie – stwierdził.

– Chwileczkę, nie sprowadzaj wszystkiego do moich potrzeb.

Uświadomiłam sobie wtedy, że w przeciwieństwie do mnie, mój mąż jako osoba społeczna ma duży problem z odważnym artykułowaniem swoich potrzeb, praw i chęci. Będąc kobietą przyzwyczaiłam się do walki o swoje. Byłyśmy uczone i namawiane do głośnego mówienia „chcę tego”, „potrzebują tamtego”, „zasługuję na to”.

– Powiedz: Chcę wyjść z kumplami – nakazałam. Powiedz to głośno!

– Zostawiam cię samą w domu… – odpowiedział.

– POWIEDZ TO! – nie dawałam za wygraną.

W końcu to z siebie wydusił. A ja w końcu zrozumiałam, że być może jednym z powodów, dla którego nie wychodzi sam z kumplami, jest to, że po prostu nie może wieść takiego życia towarzyskiego, jak ja.

Daleko mu do stereotypowego, szorstkiego mężczyzny, który nie potrafi wyrażać uczuć, który wierzy w klasyczny podział ról i w to, że tylko on w domu „może nosić spodnie”. Myślę, że istnieje pewien rodzaj męskiej dumy, który nie pozwala mu żądać czasu dla siebie, z czym ja nie mam absolutnie żadnego problemu (czy to czas tylko dla mnie, czy dzielę go z przyjaciółmi).

Tak jakby to, że robi coś tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności, a nie dla korzyści finansowych lub dla dobra rodziny, było zupełną stratą czasu. Rozumiem, że tak jest mu lepiej, ale egoistycznie, w skrytości ducha wolałabym, żeby chciał mieć więcej czasu tylko dla siebie, bo wtedy nie musiałabym się zamartwiać, że z mojej strony taka potrzeba jest nadużyciem.

Moja mama zawsze powtarzała, że w każdym związku musi być ktoś, kto mówi i ktoś, kto słucha, bo w innym razie albo będziemy siedzieć w milczeniu, albo wiecznie walczyć o piedestał. Nie winię o nic mojego męża, jeśli jest ze sobą szczęśliwy. Właściwie jestem wdzięczna za jego prawie nieistniejące życie towarzyskie. Dzięki temu sama mogę od czasu do czasu wyjść z domu, a potem przynieść te wszystkie ważne i ciekawe tematy do omówienia.

...

Trzeba sie dopasowac!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:32, 02 Sty 2018    Temat postu:

„To jest kobieta, dzięki której poznałem Boga”. Zaręczyny w Bazylei
Katolicka Agencja Informacyjna | 02/01/2018
Bp Marek Solarczyk/Facebook
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



- To jest najlepsza chwila, żeby zadać jej to jedno, najważniejsze pytanie - mówił Kacper, pielgrzym z Radomia, na chwilę przed tym, kiedy w obecności 5 tys. polskich pielgrzymów oświadczył się Oli.


S
pektakularne zaręczyny odbyły się podczas spotkania dla polskich pielgrzymów z udziałem bp. Marka Solarczyka, które w niedzielne popołudnie odbyło się w bazylejskiej Hali św. Jakuba. Odbywały się tu główne modlitwy uczestników 40. Europejskiego Spotkania Młodych.

Bp Marek Solarczyk, który odpowiadał na pytania, zapisane na kartkach przez uczestników spotkania, rozpoczął dialog z młodzieżą od przekazania mikrofonu jednemu z pielgrzymów, Kacprowi, który przyjechał do Bazylei wraz z grupą z Radomia. Ku zaskoczeniu zebranych, młody uczestnik ESM, publicznie oświadczył się swojej dziewczynie, Oli.

„To jest kobieta, dzięki której jestem wierzący i poznałem Pana Boga: we wspólnocie i w każdym człowieku. Dlatego to jest najlepsza chwila, żeby zadać jej to jedno, najważniejsze pytanie” – powiedział Kacper, po czym uklęknął i w obecności 5 tys. Polaków poprosił o rękę swoją dziewczynę.

Zebrani na hali nagrodzili narzeczonych śpiewem „Sto lat!” i gromkimi brawami.






W Bazylei dobiegło już końca 40. Europejskie Spotkanie Młodych, którego tematem była „Niewyczerpana radość”. Najliczniej reprezentowaną narodowością na spotkaniu byli Polacy, których przyjechało do Szwajcarii ok. 5 tys.

abd (KAI) / Bazylea

..

Warto miec piekne wspomnienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:40, 02 Sty 2018    Temat postu:

Małżeństwo – dlaczego go pragniesz?
Zuzanna Górska-Kanabus | 02/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Jeżeli jesteś singielką i pragniesz być w związku, to musisz się zmierzyć z podstawowym pytaniem: Dlaczego chcesz wyjść za mąż?

Małżeństwo spędza Ci sen z powiek. Sprawdź, czy kieruje Tobą zdrowa czy niezdrowa motywacja.

Zastanów się przez chwilę i na kartce zapisz powody, dla których chcesz porzucić stan wolny. Możesz wypisać ich tyle, ile chcesz.

Gotowe? To teraz chwila prawdy, poniżej znajdziesz przykłady zdrowych i niezdrowych motywacji. Sprawdź, którą się kierujesz.


1. Motywacja: „ja chcę”

W tej kategorii znajdują się wszystkie odpowiedzi w stylu Nie chcę być sama, Chcę założyć rodzinę, Pragnę mieć dziecko, Wymarzyłam sobie idealnego mężczyznę i małżeństwo i chcę aby moje marzenie stało się rzeczywistością. Źródłem tego typu motywacji jest egoizm, postawa roszczeniowa – ja tego chcę i tak ma być.

Kierując się taką motywacją, łatwo zacząć traktować mężczyznę przedmiotowo. Nie chcesz być sama, rozumiem. Też nie lubię czuć się samotna. Ale czy możesz wymagać od innej osoby, aby spełniała Twoje marzenia? Co jest ważniejsze, poznać i pokochać drugiego człowieka, czy fakt założenia rodziny? Czasami presja posiadania rodziny i dziecka jest tak silna, że kobieta zapomina, że mężczyzna też ma swoje potrzeby, marzenia, wolną wolę. Czasami jest tak zaślepiona pragnieniem bycia żoną, że nie daje sobie czasu na głębsze poznanie potencjalnego kandydata na męża.

Taka postawa sprzyja postrzeganiu mężczyzny jako przedmiotu, który ma być lekiem na poczucie samotności albo kimś (czymś?), dzięki komu (czemu?) pojawi się obrączka na palcu lub dziecko. Mężczyźni wyczuwają takie nastawienie i uciekają. Postaw się na ich miejscu – jakbyś się czuła, gdyby okazało się, że mężczyzna chce być z Tobą tylko po to, abyś: zapewniała mu rozrywkę; prała, gotowała, prowadziła dom; urodziła mu dziecko, którym będzie mógł się chwalić?

Czy nie byłoby w Twoim sercu smutku i poczucia, że nie jesteś dla niego ukochaną osobą, a raczej zabawką, gosposią lub – przepraszam za dosadność – inkubatorem? Gdzie w tym wszystkim jest miłość i szacunek do siebie nawzajem?


2. Motywacja: „lęk”

Innym źródłem motywacji mogą być lęki. Kobiety, które nimi się kierują mówią: Boję się samotnej starości, Nie radzę sobie w życiu w pojedynkę, Nie umiem być sama.

I tu znowu, mężczyzna jawi się jako lekarstwo na lęki i nieporadność. Ale to tak nie działa. Z lękami musisz poradzić sobie sama. On może być dla Ciebie wsparciem, ale jego pojawienie się wcale nie zabierze Twoich lęków. Jeżeli nie rozprawisz się z nimi, to będą one rosnąć i ewoluować. Zaczniesz się bać, że on odejdzie (albo umrze) i zostaniesz sama. Być może poradzenie sobie z lękami będzie wymagało od Ciebie skorzystania z profesjonalnej pomocy. Jeżeli dostrzegasz w sobie taką motywację, rozważ zapisanie się na terapię lub program 12 kroków dla chrześcijan.

Pamiętaj, że w małżeństwie również możesz odczuwać samotność. Małżeństwo to nie same cudowne chwile. Bóg stworzył małżeństwo, aby małżonkowie razem szli do nieba, a nie po to, aby zawsze było cukierkowo i przyjemnie. Droga Chrystusa ma w sobie etap drogi krzyżowej. Nawet w najlepszych małżeństwach zdarzają się momenty trudne. Możesz doświadczyć odrzucenia, zranienia, zostać zaatakowana. Kryzysy są czymś normalnym i trzeba umieć sobie z nimi radzić. Ale oczywiście małżeństwo to również piękne i cudowne momenty.


3. Motywacja: „presja społeczna”

Równie często motywacja do zmiany stanu wynika z opinii i presji otoczenia. Nie chcę, żeby mówiono o mnie, że jestem starą panną, Większość moich znajomych ma rodziny, nie chcę być inna, Chcę wyjść za mąż, bo tak trzeba – to przykładowe zdania obrazujące ten typ motywacji.

Tylko kto powiedział, że tak trzeba? W czym mężatka jest lepsza od singielki? Inność jest dobra. Każdy z nas ma swoją drogę, nie ma lepszej lub gorszej.

Wiem, że trudno przeciwstawiać się presji otoczenia. Ale ona może spowodować, że zwiążesz się z kimś, kto zupełnie do Ciebie nie pasuje. Z kimś, z kim nie stworzysz satysfakcjonującego związku.

Sama czułam presję swojego wieku (wyszłam za mąż mając 36 lat), ale z perspektywy nie żałuję czasu, który upłynął mi na przygotowaniu się do małżeństwa i który był potrzebny, abym mogła spotkać mojego męża. Kiedyś w rozmowie stwierdziliśmy, że gdybyśmy spotkali się wcześniej, to pewnie by nam nie wyszło, bo każde z nas miało do przepracowania różne swoje trudności.


4. Motywacja: „chcę, żeby mnie w końcu ktoś pokochał”

Ta motywacja też nie jest dobra. Miłość to działanie, aby ją otrzymać, musisz nauczyć się ją dawać oraz, przede wszystkim, kochać samą siebie. Bez akceptacji siebie i umiejętności kochania siebie jesteś skazana na porażkę, ponieważ żaden człowiek nie zapełni tej pustki w Tobie.


5. Motywacja: „chcę stworzyć relację z mężczyzną, która będzie satysfakcjonująca zarówno dla mnie, jak i dla niego”

Jest to tak naprawdę jedyna zdrowa motywacja. Uwzględnia potrzeby Twojego serca, ale wychodzi poza Twój egoizm, ponieważ bierze pod uwagę również potrzeby drugiej osoby. Wypływa ona z Ciebie, nie jest efektem oczekiwań społecznych, presji czy lęków. Kierując się nią chcesz stworzyć związek, który będzie dobry zarówno dla Ciebie, jak i dla mężczyzny. Dlaczego jest ona właściwa, ponieważ cel, inspiracja do działania przekracza Ciebie.

Być może motywacje, które na początku wypisałaś są mieszanką omówionych przeze mnie typów. Jeżeli widzisz w sobie którąś z niewłaściwych motywacji (np. silne pragnienie posiadania dziecka lub lęk przed samotnością), to zaakceptuj, że tak jest. Jednocześnie popracuj nad tym, żeby nie były one głównym motywem Twojego działania.

...

Zadne motywacje ,,uzyteczne" typu ,,nie byc samemu" nie maja sensu. Trzeba miec naprawde poczucie ze to przyniesie nowa dobra jakosc zycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:01, 05 Sty 2018    Temat postu:

Mamy klucze do szczęśliwego związku! Chętnie się nimi podzielimy
Katarzyna Wyszyńska | 05/01/2018

Shutterstock
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Poznanie samego siebie i zaakceptowanie daje moc. Samoświadomość sprawia, że wiesz, z jakim kapitałem wchodzisz w małżeństwo.
Scena pierwsza: A może podróż dookoła świata?

Jedziemy samochodem. Pusta droga, słońce grzeje nasze twarze, dzieci z tyłu śpią, jest cudnie. Do momentu, w którym pada to pytanie…

„Kochanie, a może… sprzedamy samochód i mieszkanie, i ruszymy z dzieciakami w podróż życia dookoła świata?”. Zaniemówiłam. Co?! W końcu rzucam nerwowe: „Jak Ty to sobie wyobrażasz? A po roku gdzie wrócimy? Co to w ogóle za kosmiczny pomysł?! Owszem, marzę o podróżach, o pokazaniu dzieciom świata, ale nie kosztem ich bezpieczeństwa i życia na co dzień!”.
Czytaj także: Dlaczego nie boję się kochać męża bardziej niż on kocha mnie
Scena druga: to tylko pomysł

„Wiesz, jak jadę tą drogą, to rozpiera mnie radość i wolność. Myślisz, że udałoby się wyrwać nam w dłuższą podróż?”. Strzał ostrzegawczy. Widząc moje zainteresowanie, kontynuuje. „Chciałbym zabrać Ciebie i dzieci w podróż dookoła świata, sprzedalibyśmy mieszkanie, spakowali plecaki i po prostu ruszyli!”.

Czuję, jak rośnie mi ciśnienie, ale… to tylko pomysł. Odległe marzenie, szalona wizja, którą mój mąż chce się bardziej podzielić, niż zrealizować. Uprzejmie pytam: „O, no super by było razem gdzieś wyruszyć, ale jak właściwie to sobie wyobrażasz? Trzeba też do czegoś wrócić po roku, masz pomysł jak to rozwiązać? Poza tym wiesz, ja bym taką wyprawę wolała odbyć ze starszymi dziećmi, byłoby bezpieczniej i więcej by zapamiętały”.


#Typowymąż, #typoważona

Potem omawiamy temat na luzie, niezobowiązująco wyciągając wnioski lub nie. Te dwie sceny dzieli kilka lat. I w pierwszej, i w drugiej zachowujemy się typowo dla naszych temperamentów – mój mąż wyskakuje z jakimś spontanicznym pomysłem, ja, zanim zdążę nawet pomyśleć, odczuwam pierwotne zagrożenie poczucia bezpieczeństwa.

Pisałam niedawno o tym, jak bardzo się z moim mężem różnimy i jak nas to z jednej strony irytuje, a z drugiej ubogaca. Teraz mamy na to nie tylko nasze słowo, ale także dowody naukowe!
Czytaj także: Lepiej związać się z kimś podobnym do mnie, czy z kimś zupełnie różnym?


Klucze do związku

Mój mąż to mieszanka cech osobowości typu D, I, S, a ja jestem koktajlem, w którym w równych proporcjach miesza się styl S i C. Razem tworzymy DISC, o którym dowiedzieliśmy się, gdy od dobrego znajomego dostaliśmy… Klucze do Szczęśliwego Związku.

Pod tą nazwą kryła się możliwość wypełnienia standaryzowanego testu psychologicznego MaxieDisc. Zakłada on, że można podzielić sposoby reagowania na 4 typy, które można zbadać, określić, a nawet zmierzyć. Każdy człowiek ma swój jeden preferowany styl, z możliwością korzystania z 2-3.


4 główne style

D [dominujący]: pewny siebie, lubiący wyzwania, zadaniowy, działa szybko

I [inspirujący]: optymistyczny, otwarty, spontaniczny, lubi ludzi i współpracę

S [stabilny]: uprzejmy, cierpliwy, zorganizowany, dążący do spokoju, unika konfliktów

C [ang.compliance-sumienny]: rzetelny, dokładny, nie lubi improwizacji, analizuje szczegóły, dąży do perfekcji.
Czytaj także: Jak być blisko i nie zgubić siebie?


Odpowiedz na pytania, a powiem Ci kim jesteś…

Odpowiedzieliśmy na 24 pytania i na ich podstawie każde z nas dostało opisowy raport. Znaleźliśmy w nim opis naszych mocnych cech, ale też potencjalnych zagrożeń z nimi związanych, a także, jak się to w praktyce przekłada na nasze bycie żoną/mężem (lub co równie inspirujące, pracownikiem!).

Zrobiła na mnie wrażenie precyzja i zgodność opisu. Doskonale nazwane zostały nasze atrybuty, a nawet sytuacja życiowo-zawodowa, w jakiej obecnie się znajdujemy. Pokazując swoje wyniki mężowi, miałam ochotę raz po raz zawołać: „Widzisz? Nie czepiam się, po prostu taka jestem!”.

A te mniej zaskakujące aspekty raportu mile połechtały próżność, dając wrażenie, że tak dobrze się już z mężem znamy. Potem jednak przyszła refleksja, jak dużo lżej byłoby nam, gdybyśmy mieli tego świadomość wcześniej, na etapie narzeczeństwa czy pierwszych lat wspólnego życia.


Mądry Polak po szkodzie

Ilu kłótni moglibyśmy uniknąć, ile napięć sobie zaoszczędzić, gdybyśmy po prostu uwzględnili to, że nasze preferowane style są różne i żaden nie jest ani lepszy, ani gorszy. Jest po prostu inny. Gdybyśmy mieli tego świadomość, nie byłoby tej początkowej sceny w samochodzie, bo od początku moglibyśmy kreować komunikację między nami „chroniąc” drugą stronę albo chociaż lepiej ją zrozumieć. Mimo bycia S i C nie podcinać skrzydeł wszystkim spontanicznym, ale stresującym pomysłom, nie otaczać zasiekami swojej strefy komfortu.

A typowy DI przed dużymi zmianami powoli oswaja z tematem, wiedząc, że wymagają one u SC czasu i oswojenia. DI ze spokojem wysłucha też krytycznych uwag rozumiejąc, że krytyka nie dotyczy jego osoby – jest okrzykiem strachu SC przed niekontrolowanym zwrotem akcji lub ukrytą potrzebą dostarczenia twardych danych do analizy.

Poznanie samego siebie i zaakceptowanie daje moc. Samoświadomość sprawia, że wiesz, z jakim kapitałem wchodzisz w małżeństwo. Potrafisz dostrzec swoją wartość, widzisz też, gdzie musisz się pilnować. Dużo łatwiej wtedy kochać bliźniego swego, jak siebie samego.

...

Dobre rozpoznanie zawsze pomaga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:33, 08 Sty 2018    Temat postu:

Co robić, gdy Twoja druga połowa jest nie w humorze
Luz Ivonne Ream | 08/01/2018

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Za każdym marsem na czole kryje się rozpaczliwe wezwanie „kochaj mnie, kiedy najmniej na to zasługuję”.

Co robić, gdy mąż wraca z pracy w złym humorze i psuje nastrój całej rodzinie – a potem przeprasza? Czy można zmienić trudną osobowość? (Nie mówimy tu o przemocy domowej, ale zwyczajnie – o humorzastych ludziach).

Tam, gdzie brak miłości – siej miłość i zbieraj dobre żniwo. Prawda jest taka, że trudno kochać ludzi skomplikowanych i kapryśnych, ale łatwiej nam będzie, kiedy pojmiemy, że za każdym marsem na czole kryje się rozpaczliwe wezwanie „kochaj mnie, kiedy najmniej na to zasługuję, bo właśnie wtedy najbardziej potrzebuje twojej miłości”.


Kwestia temperamentu

Każdy z nas rodzi się z innym temperamentem, nad którym musi pracować, by ukształtować charakter. To wrodzona cecha, którą dziedziczymy, a nie coś, co można zmienić. To sposób, w jaki działają nasze spontaniczne emocje; nasze typowe reakcje na bodźce z zewnątrz.

Ale charakter to nasz sposób bycia. Jest sumą cech, którą kształtujemy w ciągu całego życia – to one czynią nas tym, kim jesteśmy. W odróżnieniu od temperamentu, charakter można kształtować i uczyć się go, a to oznacza, że możemy się zmieniać dzięki wpływom środowiska i edukacji, możemy uczyć się dzięki doświadczeniom, które przeżyliśmy, i naszej inteligencji emocjonalnej – między innymi.

Temperamentu zmienić nie można, ale charakter można kształtować, aż zyskamy miłą osobowość.

Jeśli Twój małżonek reaguje gwałtownie, jest kapryśny, tworzy złą atmosferę, spróbuj tego:


Zrozumienie

Pierwszym i najważniejszym punktem jest zrozumieć go z głębi otwartego i miłosiernego serca. Z pewnością trudno obcować z taką osobowością, a najbardziej frustrujące jest to, że nie możemy go zmienić.

Możemy jednak zdecydować, w jaki sposób będziemy reagować na jego zachowanie. Św. Paweł mówił, że miłość jest zrozumieniem. Kiedy mąż wraca z pracy w złym humorze albo kiedy żona wpada w szał, czy jesteście pewni, że naprawdę są źli? A może jest w tym smutek, niepokój, rozczarowanie, lęk lub frustracja, które powodują takie zachowanie? Pomyślcie… Gdybyście mogli zrozumieć, co kryje się za tą naburmuszoną twarzą, łatwiej byłoby wam nie dać się ponieść złym nastrojom.


Nie upokarzaj

Nawet jeśli bardzo chcesz odwarknąć coś niemiłego albo wymamrotać pod nosem kilka obelg, kiedy mąż lub żona naprawdę na to zasługują, nie rań ich słowami „Jesteś potworem” lub „Jesteś wariatką, dlatego nikt cię nie kocha”, „Twoja własna matka nie może z tobą wytrzymać” albo „Jesteś jak twoja matka”.


Tam, gdzie brak miłości – siej miłość i zbieraj żniwo

Nawet jeśli w takiej chwili zupełnie nie masz ochoty kochać, kochaj mimo wszystko! Jak? Przyjmując odmienną postawę, zachowując się miło, a nie defensywnie. Spraw, żeby mąż poczuł, że w domu jest kochany i akceptowany. Daj mu znać w miły sposób, że zawsze będziesz przy nim stać i razem uda wam się pokonać przyczyny jego nastroju. Uwierz, że jeśli trudno ci wytrzymać z kimś takim, jemu jest jeszcze trudniej żyć ze sobą samym.


Zawrzyjcie umowę

W chwili spokoju porozmawiajcie o tym, co się stało, pomóż mu / jej zrozumieć jak się czujesz, gdy druga strona nie panuje nad sobą. Możecie tworzyć strategie i zawierać pakty, na przykład: „Kiedy zobaczę, że tracisz kontrolę albo tworzysz w domu niemiłą atmosferę, zostawię cię samego, i to będzie znak, że musisz ochłonąć”.



Ludzie nie są doskonali, ale mogą się doskonalić. Skomplikowane osobowości zawsze mają szansę na naprawę. Ale to ta osoba musi o tym zdecydować. To niełatwe, lecz możliwe. W niektórych przypadkach przyda się pomoc specjalisty, który pomoże odkryć, jakie rany emocjonalne wymagają leczenia i skąd biorą się takie reakcje. Dla wierzących, Boża pomoc jest ważna w leczeniu wewnętrznych ran i w procesie zmiany.


Czytaj także: Dlaczego nie boję się kochać męża bardziej niż on kocha mnie
Czytaj także: Małżeństwo – dlaczego go pragniesz?
Czytaj także: Każda miłość jest wyjątkiem od reguły. Również małżeńska



Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Przeczyny moga byc rozmaite zatem zaleznie od sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 4 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy