Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Macierzyństwo.
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:13, 08 Paź 2017    Temat postu:

Ty też kiedyś będziesz teściową!
Natalia Białobrzeska | Paźdź 08, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Teściowa” to wypadkowa mojego macierzyństwa i pracy nad sobą, nie od święta. By kochać swoje dziecko tak, żeby pokochać jego wszystkie wybory, które przychodzą w pakiecie ze szczęściem.
Oskarowa mama

Czasami mam ochotę już teraz wystawić sobie ocenę za całokształt mojego macierzyństwa. A ponieważ mamą jestem od trzech lat (tylko!), to przyznacie, że byłaby to ocena całkiem wybiórcza.

Na wszelki jednak wypadek, w szafce mam schowaną bazarową statuetkę oskarową, a w drugiej, małe coś, stylizowane na emotikon „kupy” (dobrze, że mimo wszystko z uśmiechem;)). Rejonizacja nagród jest wymienna. W zależności od etapu macierzyństwa, na którym staram się nie stracić równowagi.

Na przykład, w pierwszym roku było wiele „nie tak”. Nadzieja ścigała się z poczuciem niemocy. Natomiast wraz z drugą ciążą, poczułam się jak ryba w wodzie, która notabene spełnia kilkadziesiąt życzeń dziennie (do życzeń zalicza się również nielimitowane „przytul mnie, mamo”). I dlatego, ponieważ tak naprawdę to dopiero początek mojego matkowania, ponieważ jeszcze nie raz moja pewność siebie straci pewność, ocenę końcową odłożę na dzień, w którym zostanę… teściową.


Mama – teściowa

Yhym. Wiem, że takiego obrotu sprawy to nikt się nie spodziewał. Wiem, że to temat, który lepiej dyplomatycznie przemilczeć albo podsumować kolejnym kawałem z cyklu „teściowa na 102”. Ale pozwólcie, że ja teraz całkiem na serio i bez ogródek. Tak, statystyka mi mówi, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że za kilkanaście lat wejdę w tę, jakże znaczącą, rolę mamy-teściowej. I Ty również. Wtedy przejdziemy praktyczny egzamin dojrzałości.

Bo naszym głównym rodzicielskim celem jest danie dzieciom (zdrowych!) korzeni, żeby wiedziały kim są, jaka jest ich tożsamość i wartość oraz danie im skrzydeł, żeby w odpowiednim dla siebie czasie, mogły je rozwinąć i polecieć ku swoim marzeniom.

Korzenie. My też je mamy. Są kontekstem. Tego wszystkiego co wrzucili nam na plecy nasi właśni rodzice i tego w jakiej relacji małżeńskiej rozpoczęliśmy tworzenie swojej rodziny. Wzniośle brzmi, ale w tej poezji siedzi samo życie: konieczność wyzbywania się egoizmu, bo dzieci wychowujemy dla świata, i odwaga, żeby odrapać swoje ego z lukrowej posypki, i wolność, którą musimy mieć, żeby dać.


Teściowa, jak z kawału? Nie, dziękuję

Inaczej, bez autorefleksji, staniemy się kolejnym przedrukiem anegdotki o trudnej teściowej.

Chociaż moje dzieci dopiero wyrastają z pieluszek i daleko im do ustalania ślubnych dat, myślę intensywnie o tym, że „teściowa” to nie żaden koncept, który sobie wymyślę i zrealizuję, jak przyjdzie pora. Niczego sobie nie udam, nie dokoloryzuję na zawołanie.

„Teściowa” to wypadkowa mojego macierzyństwa i pracy nad sobą, nie od święta. By kochać swoje dziecko tak, żeby pokochać jego wszystkie wybory, które przychodzą w pakiecie ze szczęściem (wg jego koncepcji, nie mojej). To są te skrzydła i to latanie. Świadomość, że nikogo nie tracę. Że jestem miejscem, do którego od czasu do czasu, mając 20 czy 40 lat, wpadną na nielimitowane przytulenie. Że w jego życiu pojawi się ktoś nowy, ktoś bardzo ważny, kto poczuje się przy mnie dobrze. Tak po prostu. I że jednak za tę „mamę-teściową” dostanę pozłacaną figurkę oskarową.

..

Gębe tesciowym robia kobiety, ktore sa sfrustrowane utata ,,wladzy" nad dzieckiem daja to odczuc. Pamietajmy ze dziecko nie jest wlasnoscia i jest wam powierzone w opieke. CZASOWA!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:56, 10 Paź 2017    Temat postu:

Żona i mama: jak pogodzić te role, gdy rodzi się pierwsze dziecko
Claire de Campeau | 10/10/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Pierwsze miesiące życia dziecka to trudny okres dla związku. Zapytaliśmy kilka mam, jak sobie z tym poradziły. Słowo klucz? Pobłażliwość.


M
acierzyństwo wywraca życie kobiety do góry nogami… Jej męża również! Małżeństwo musi nauczyć się bycia razem we trójkę, z dzieckiem. Każdy musi znaleźć swoje miejsce w tym nowym schemacie rodzinnym, i to wcale nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Zapytaliśmy Émilie, Camille, Sarah et Amélie, cztery młode mamy, jak one sobie z tym poradziły. Oto ich rady.
Zaakceptuj, że narodziny dziecka wywracają wszystko do góry nogami

Tak, pomimo tylu przygotowań pojawienie się dziecka w rodzinie można porównać do przejścia tsunami, które poturbuje każdego. Dziecko pojawia się w związku skupionym dotąd na sobie, poświęcającemu czas wyłącznie sobie. Dla Sarah to były trudne tygodnie:

Nasze małżeństwo było dotąd bardzo stabilne. Przyjście na świat dziecka, kiedy przeszliśmy od bycia we dwoje do bycia we troje, kiedy przestaliśmy być wyłącznie parą, a staliśmy się rodzicami, wystawiło nasz związek na próbę. Po ciąży, którą spędziłam w łóżku i bardzo trudnym porodzie, mieliśmy problem, by się odnaleźć. Zarwane noce, moje niedomagania, trudności z zajmowaniem się noworodkiem i to, że dziecko spało w naszej sypialni – to wszystko sprawiło, że nasze małżeńskie życie zostało jakby wzięte w nawias.

Nowy członek rodziny budzi was co noc o drugiej albo trzeciej, domaga się przytulenia, mleka i pieszczot. To naprawdę jest zmiana, do której trzeba się przygotować, by móc się przystosować do nowego rytmu.

Nasze życie we dwoje też zostało wywrócone do góry nogami, gdy urodziło się pierwsze dziecko – opowiada Camille. – Nie spodziewaliśmy się, że będziemy tak zmęczeni, że noce będą ciągle zarwane. Czas spędzany we dwoje nagle skurczył się: mieliśmy problem, żeby razem zjeść posiłek. Karmiłam i usypiałam małą w momencie, kiedy mąż szedł spać. Trzeba było dwóch miesięcy, żebym mogła kłaść się o tej samej porze co mąż. Jak to się przedłużało!
Czytaj także: Pierwsze dziecko? To (nie) koniec małżeństwa!

Niektórym małżeństwom udaje się przed ten okres przejść znacznie łagodniej. Emilie, której mąż bardzo pomagał, ma dobre wspomnienia z pierwszych tygodni z dzieckiem. Często przyjście na świat drugiego i trzeciego dziecka już nie jest tak trudne dla małżeństwa, wszystko wydaje się prostsze, bo role ojca i mamy są już „opanowane” i „przećwiczone”.
Nie być tylko samą z dzieckiem i codziennie angażować tatę

Rada do zapamiętania: uważajcie, by nie wykluczać męża i włączać go jak najbardziej w relację z dzieckiem. Ale nie jest to tak proste, jak się wydaje. Rzeczywiście, więź pomiędzy mamą a dzieckiem zawiązuje się instynktownie i w sposób naturalny, co może być trudne do przyjęcia dla męża, pozbawionego radości i cieni ciąży, karmienia itd. Angażujcie więc mężów w opiekę nad pierwszym dzieckiem. To przyniesie wam ulgę, on będzie się czuł użyteczny i oboje na tym zyskacie.

Dla niektórych mężczyzn relacja ojciec/dziecko nie jest oczywista od pierwszych miesięcy. Trudno im znaleźć odpowiednie gesty, zwłaszcza w kontakcie z noworodkiem. Trzeba być cierpliwym. Dlaczego nie zaproponować mężowi na przykład, by zajął się kąpielą malucha w weekendy? Tylko on… Będzie miał okazję do „sam na sam” z dzieckiem, a Ty zyskasz chwilę wolnego czasu. Ojciec może podać dziecku butelkę z mlekiem, zmienić pieluchę, zaśpiewać kołysankę (męskie głosy uspokajają często szybciej!). Daj mężowi konkretne zadanie i nie oczekuj, że sam się domyśli czy instynktownie odgadnie, co mógłby zrobić.


Nie mów wyłącznie „dziecko”

Camille radzi mądrze, by nie skupiać się wyłącznie na dziecku.

Po kilku tygodniach, a zwłaszcza po powrocie taty z pracy, odkrywamy, że mąż ma swoje życie poza duetem mama/dziecko i że ważne jest, by poświęcić mu uwagę. Kiedy wraca, pytaj: „Jak minął dzień? Jak się pracowało? Zadowolony z siebie?”. Wtedy odrywasz się od dziecka i włączasz w życie męża.
Czytaj także: Dwie duchowe rady od dziecka

Organizujcie razem wspólną podróż – nawet daleką albo planujcie jakiś inny wspólny projekt (przeprowadzka, remont…), które nie dotyczą bezpośrednio dziecka. To dostarczy wam tematów do rozmów i pozwoli się oderwać myślami od dziecka, być sam na sam z mężem. Camille radzi także, by przewidzieć „randkę”, czas tylko we dwoje, nawet jeśli to kwestia odległa.

Gdy urodziła się Élisabeth zaczęłam planować czterodniowy wyjazd z mężem do Londynu, na przyszły rok. Tak na zasadzie zaworu bezpieczeństwa, i choć nic nie eksplodowało, na myśl o podróży zawsze mogłam się uśmiechnąć wyobrażając sobie naszą podróż zakochanych!

Znajdź też coś specjalnie dla Ciebie. Zawsze marzyłaś, by grać na jakimś instrumencie? Napisać książkę? Prowadzić bloga? To jest właśnie ten moment, by zacząć się uczyć czegoś nowego. (Chociaż, może poczekaj, aż dziecko zacznie przesypiać noce:).


Bądź pobłażliwa dla siebie, miej dla siebie czas

Pierwsze tygodnie i miesiące po porodzie to czas wyczerpujący fizycznie i psychicznie, dlatego ważne jest, by mieć czas dla siebie.

Dopiero po trzech miesiącach poczułam się lepiej. Czekałam aż stanę na nogi, by zacząć o siebie dbać, próbować odzyskać formę, lepiej się ubierać, być piękniejszą… – mówi Camille.

Ciało po ciąży i porodzie nie jest już idealne i to nas przygnębia. „Odnotowuje” to przejście z etapu młodej kobiety do etapu matki, psychika również.

Ważne, by mówić o swoim zmęczeniu i emocjach mężowi, przyjaciółkom, rodzinie… Tak, by nie załamać się i przekonać, że wiele kobiet przez to samo przechodziło. Na szczęście, Camille nigdy nie miała kompleksów z powodu swojego ciała.

Nie o to chodzi, że straciłam wszystkie zbędne kilogramy ot tak i odzyskałam szybko figurę, ale mój mąż zawsze uważał, że jestem ładna i nie przestawał mi tego powtarzać. I to jest bardzo ważne!

Radzi odpuścić i przede wszystkim „nie panikować porównując swoje życie po porodzie do tego sprzed. Wszystko szybko się zmienia!”.
Zadbaj o siebie. To dobre na morale!

Amélie bardzo o siebie dba, jest kobieca, a jednak po porodzie odkryła, że dbanie o urodę nie jest dla niej proste:

Lakier na paznokciach to najmniejsze z moich zmartwień, a makijaż ograniczył się do minimum…

Pomiędzy karmieniem co trzy godziny, pieluchami, zakupami, praniem, kolkami na koniec dnia… Nic dziwnego, ale nie poddawaj się. Chodź z dzieckiem do fryzjera i kosmetyczki… To bardzo podnosi morale (i jest mniej kaloryczne niż czekolada).

Emilie nie czekała długo, by się za siebie wziąć.

Gdy tylko mogłam poszłam do fryzjera, po pięciu miesiącach spędzonych w łóżku w ciąży to było konieczne dla poprawy mojego zdrowia psychicznego – śmieje się.

Podobnie Camille:

Szybko, po dwóch albo trzech tygodniach poczułam taką potrzebę, by coś dla siebie zrobić. Kupiłam kilka ładnych ubrań, dobre szampony i mydła… Drobne rzeczy, a tak zmieniają życie młodej mamy. A poza tym mąż był mile zaskoczony, widząc mnie znowu w formie i to działa!
Czytaj także: Piękno domowego porodu

Nowa fryzura, nowe ubrania… Wydają Ci się zbyteczne? O nie, to ważne dla twojej kobiecości, byś nie zagubiła jej pomiędzy pieluchami i karmieniem. Pamiętaj, dbając o siebie, dbasz o męża.


Spędzaj czas we dwoje, bez dziecka… Jak dawniej

Sarah to wie. Nie mieli życia intymnego z mężem przez długi okres ciąży i wiele miesięcy po porodzie. To był ciężki czas dla jej męża.

To, co nam pomogło, to wspólne wyjścia tylko we dwoje. Zaczęliśmy wychodzić, gdy dziecko miało miesiąc. Wyjście we dwoje pozwala żyć nie tylko tym, co związane z dzieckiem, odświeża porozumienie, odnawia więź i buduje nowe wspomnienia we dwoje. Niedawno zrobiliśmy sobie weekend zakochanych i to było wspaniałe.

Jak mówi Camille:

Od kiedy znów mamy dla siebie kilka wieczorów, to jest magiczne: korzystamy z nich bardziej niż przed narodzinami dzieci.
Zaakceptować swój nowy status: mamy, nie zapominając o tym – małżonki

Dziś moje życie mamy i żony jest w miarę zrównoważone, ale dlatego, że poświęcam temu dużo uwagi – mówi Sarah. Pierwsze miesiące wiele mnie nauczyły, powiedziałam sobie, że nie chciałabym „stracić” męża wraz z narodzinami dziecka. Jeśli oboje małżonkowie zdają sobie sprawę, że trzeba dbać o związek, można odnaleźć w tym wszystkim równowagę.

Trzeba zaakceptować tę nową sytuację i korzystać z pomocy męża. To „ćwiczenie” powtarzamy z każdym razem, gdy przez nasze życie przetacza się „tsunami” (przeprowadzka, choroba, nowe dziecko… albo dwa w tym samym czasie). Tak jak nie ma idealnej matki, nie istnieje idealna żona. Nie ma na to „złotej recepty”… Ważne, byśmy umiały po prostu być pokorne i prosić Boga o pomoc, by sprostać obowiązkom i znaleźć w wypełnianiu ich radość.



Tekst pochodzi z francuskiej edycji portalu Aleteia

...

Jest to wysilek, nie tylko radosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:37, 20 Paź 2017    Temat postu:

Po czym poznać dobrą mamę
Calah Alexander | 20/10/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Dodajemy ducha wszystkim matkom, które myślą, że nieustannie zawodzą swoje dzieci.

Kiedy moje trzecie dziecko, Liam, miało tydzień, zostawiłam go śpiącego na kanapie i poszłam do kuchni przygotować drugie śniadanie dla pozostałej dwójki, która spokojnie rysowała w swoim pokoju. Właśnie zaczęłam smarować masłem orzechowym kromkę chleba, gdy usłyszałam głuchy łomot, po którym nastąpiła chwila mrożącej krew w żyłach ciszy.

Biegłam już w stronę kanapy, gdy nóż i chleb jeszcze spadały na podłogę. Zanim wybiegłam z kuchni, usłyszałam najsłodszy i najstraszniejszy zarazem krzyk, i już trzymałam małego w ramionach, zanim jeszcze zabrakło mu powietrza.
Czytaj także: Nareszcie, mamo! Zobacz wzruszający gest nowonarodzonej dziewczynki


Moja wina…

Nie zdziwił mnie widok półtorarocznej córeczki, stojącej nad młodszym bratem z palcem w buzi i oczyma szerokimi z przerażenia. Musiałam odwrócić się do niej tyłem, by nie dosięgła jej moja apoplektyczna furia matki-niedźwiedzicy, bo przecież nie ściągnęła dziecka z kanapy po to, żeby mu zrobić krzywdę. Chciała mu się tylko przyjrzeć, a ponieważ nie umiała wdrapać się na kanapę, zrobiła jedyną logiczną rzecz: ściągnęła go na podłogę. To nie była jej wina.

To była moja wina. Przez chwilę wahałam się, bałam się dzwonić do lekarza na wypadek, gdyby zgłosił mnie do opieki społecznej, ale kiedy tylko ten moment minął, zgromiłam sama siebie za myśl, że mój strach jest ważniejszy niż życie synka.

W tamtej chwili nie miałam cienia wątpliwości, że jestem najgorszą matką, jaka kiedykolwiek istniała lub będzie istnieć na tym świecie. Byłam pewna, że moje dzieci przeżyją moją niekompetencję jedynie jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu, a szkody, jakich doznają, będą nieodwracalne.
Czytaj także: Jeśli chcesz zmienić świat, idź do domu i kochaj swoją rodzinę.


Straszna matka

Przypomniałam sobie to wszystko po przeczytanie wpisu Elizabeth Mannegren na forum „Scary Mommy” (Straszna Matka) – o tym, jak upuściła swojego maleńkiego synka na posadzkę w łazience.

Umiemy się obwiniać. Wina matki góruje ponad wszystkimi skaleczeniami i wypadkami.

Dlaczego tego nie przewidziałyśmy? Co mogłyśmy zrobić, żeby temu zapobiec? Choć czułybyśmy się najstraszniej na świecie, jednorazowe wypadki nie czynią nas „złymi” rodzicami. Gdyby tak było, „dobrzy” rodzice po prostu by nie istnieli.

Podczas krótkiej wizyty w szpitalu personel zapewniał mnie, że widzi „wiele takich przypadków”. Spodziewałam się, że pielęgniarki będą mnie potępiać, pouczać, że powinnam mocniej trzymać dziecko, że powinnam być lepszą mamą – wszystkie te rzeczy, które sama sobie już powiedziałam. Ale jak się okazało, pierwsza siostra, którą zobaczyłam, po prostu uśmiechnęła się i pokiwała głową: „To się zdarza. Sama upuściłam moją ośmiomiesięczną córeczkę… na wybetonowanym parkingu”.
Czytaj także: Żona i mama: jak pogodzić te role, gdy rodzi się pierwsze dziecko


Zawodzimy nasze dzieci?

Pediatra również – miała dokładnie to samo ze swoim drugim dzieckiem… zgadzało się nawet to, że robiła w tym czasie kanapkę z masłem orzechowym. Była miła i uspokajała mnie, i zwróciła tylko uwagę, żebym odtąd kładła małego poza zasięgiem starszej siostry. Pochwaliła mnie nawet, że na córkę nie nakrzyczałam. A z synkiem, na szczęście, wszystko było w porządku.

To wspomnienie jest chyba najsilniejsze, ale moje macierzyństwo pełne było podobnych sytuacji. Rozmowy z innymi matkami często obracają się wokół naszego poczucia winy i nieprzystosowania, obaw, że zawodzimy własne dzieci.

Ale – jak często mówimy sobie z przyjaciółkami – sam fakt, że tak bardzo się martwimy, dowodzi, że nie jesteśmy najgorszymi matkami na świecie. Oczywiście, że popełniamy błędy – jesteśmy ludźmi. Dobrymi matkami czyni nas to, że widzimy swoje błędy i wyciągamy z nich wnioski, kochamy nasze dzieci i uczymy się od nich. I po tym właśnie można poznać dobrą mamę.
Czytaj także: Zawsze będę Cię kochać… Umierająca mama zostawiła córce niezwykły prezent



Tekst pochodzi z angielskiej wersji portalu Aleteia

...

Mnie uderza ze na Zachodzie boja sie dzwonic po lekarza bo urzednicy odbiora dziecko ,,zle wychowywane".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:03, 24 Paź 2017    Temat postu:

Baszak: Maryja jest dla mnie wzorem kobiety, żony, matki [wywiad]
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 24/10/2017
fot. Anna Mioduszewska
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jeśli w życiu można kierować się tym, co powie gwiazda muzyki pop albo „ekspert” w śniadaniówce, to zdecydowanie wolę zastanowić się nad tym, co powiedziałby Bóg o moim zachowaniu.


O
tym, czym jest dla niej doświadczenie macierzyństwa, o kobiecości i akceptacji siebie, ale także o wierze i roli Maryi – z Karoliną Baszak, znaną blogerką lifestylową, właścicielką marki odzieżowej Aetrie, a także wokalistką rozmawia Marta Brzezińska-Waleszczyk.



Marta Brzezińska-Waleszczyk: Jest Pani świeżo upieczoną mamą. Czym jest dla Pani doświadczenie macierzyństwa?

Karolina Baszak: Spełnieniem. Jestem pewna, że to moje powołanie, przeznaczenie. Nigdy wcześniej nie czułam się bardziej sobą, niż teraz. Dodało mi to pewności siebie, stanowczości, pogody ducha, siły i poczucia, że żyję naprawdę. Potrafię się nawet rozpłakać ze szczęścia kiedy patrzę na syna.
Czytaj także: Mama i jej córki – cykl pięknych zdjęć, które musisz zobaczyć!


Macierzyństwo rozwija kobietę

„Odkąd urodziłam dziecko wszystkim się jeszcze bardziej ekscytuję, nabrałam jakiegoś nieopisanego dystansu do życia…” – pisała Pani. Czego jeszcze dowiedziała się Pani sobie?

Odkryłam prawdziwe znaczenie tego dystansu. Wątpię, by bez dzieci dało się to poznać. Mówię to świadomie, jako kobieta, której życie zawodowe funkcjonowało na pełnych obrotach. Macierzyństwo rozwija kobietę, żadna najlepsza posada czy własna firma tego nie zapewnią. Spot o kobiecie, która nie zdążyła zostać matką, wzbudził u niektórych śmiech, a moim zdaniem był trafny. Gdyby popracować nad formą, mógłby być naprawdę dobry. Idea była słuszna.

fot. Anna Mioduszewska



Skąd się bierze straszenie macierzyństwem? Może to nie wynik złej woli, tylko dzielenie się doświadczeniem, które bywa gorzkie?

Dzielenie się żalem wymaga odpowiedniego momentu, sytuacji i przede wszystkim relacji. Ostrzeganie innych przed macierzyństwem jest dziwne w kontekście tego, co powiedziałam o byciu mamą. Oczywiście, pomijam przypadki trudniejsze. Na blogu pisałam o zdziwionych wstaniem w nocy, całodobową opieką i innymi, oczywistymi kwestiami. Robienie z dziecka kuli u nogi, która przeszkadza w cieszeniu się życiem i poświęcaniu pasjom czy karierze, jest przykre. Żadna z bliskich mi kobiet (prababcia, babcia, mama) nie narzekały na swój los, a ich życie nie było usłane różami.
Czytaj także: Już nie chcę być matką idealną. Mogę być wystarczająco dobra


Kobiety odgrywają za dużo ról

Świat wiele wymaga od matek – mają szybko wrócić do formy, pracy, a jednocześnie być najlepszymi mamami na świecie. Jak nie zatracić siebie pomiędzy rolami, które odgrywamy?

To prawda. Matka, która nie wraca do zawodu, kojarzy się z zacofaniem. Mam wrażenie, że wymaga się od matki wszystkiego, tylko nie tego, czym naprawdę powinna się zająć – dzieckiem i sobą. Żyjemy w XXI wieku, wierzymy, że kobieta w końcu jest wolna, może być kim chce, robić co chce. Pytanie, czego tak naprawdę chcemy? Czym innym jest nasza prawdziwa wizja i potrzeba, a czym innym to, co od dzieciństwa pakuje się nam do głów. Bez przerwy sugeruje się nam, jakie mamy być, jak wyglądać, co robić, aby poczuć się szczęśliwą. Prawdziwy problem polega na tym, że jako kobiety odgrywamy dziś zbyt dużo ról i nie da się pogodzić wszystkiego.

Multitasking nie działa?

Nie da się robić kilku rzeczy naraz tak samo dobrze. Zawsze coś lub ktoś na tym traci. Jako kobiety musimy pracować, rozwijać się, wychowywać dzieci, zajmować się domem, powinniśmy wyglądać jak gwiazdy filmowe, mieć talię osy i potrafić perfekcyjnie wykonturować twarz. To wszystko rodzi frustrację, niezadowolenie. Z drugiej strony, nie zawsze możemy sobie pozwolić na rezygnację z pracy, bo nie wszyscy mężowie mogą samodzielnie utrzymać rodziny. Świadomość tego, w jakich czasach żyjemy, pozwala mi złapać balans pomiędzy tym, co muszę robić, a tym, do czego jestem powołana. Dużą rolę odgrywa mój mąż, który przypomina mi, że jestem wartościową osobą. Nie muszę być odpowiedzią na obecne normy, oczekiwania i kanony piękna. Wystarczy mi to, że On mnie docenia. To piękne w małżeństwie, warto szukać takiego męża, który będzie dla nas opoką.
Czytaj także: Presja psychiczna. Kiedy kobiety muszą myśleć o wszystkim

fot. Anna Mioduszewska


Maryja wzorem czułej matki i żony

Maryja jest dla Pani wzorem? Przez doświadczenie macierzyństwa stała się Pani bliższa?

Maryja to piękny wzór, nie tylko czułej matki, ale też czułej żony. Media i pewne środowiska utożsamiają życie w patriarchacie jako karę dla kobiet. Tymczasem, warto pamiętać, że w Piśmie Świętym mamy mnóstwo drogowskazów, także dla kobiet, żon, matek. Maryja, mimo niepodważalnej wyjątkowości, jest dla nas przykładem radzenia sobie z codziennością rodzica. Dzięki Niej w zwyczajnej codzienności potrafię znaleźć wyjątkowość.

Czym są dla Pani życiu wartości chrześcijańskie?

To absolutne podstawy prawego życia i sprawiedliwego postępowania, korzenie. Uważam, że jeśli nie mamy punktu odniesienia, pogubimy się. Modne hasło „bądź sobą” uważam za zgubne, a nawet niebezpieczne. Jeśli w życiu możemy wybrać, czy będziemy kierować się tym, co powie gwiazda muzyki pop albo „ekspert” w śniadaniówce, zdecydowanie wolę zastanowić się nad tym, co powiedziałby Bóg o moim zachowaniu.
Czytaj także: Magda Frączek: Maryja. Mama czy daleka krewna?

fot. Anna Mioduszewska


Mama – moje źródło inspiracji

Ma Pani zaledwie 28 lat, na koncie płytę, markę odzieżową, blog. Jak znajduje Pani równowagę między życiem online i offline? Z każdego Pani filmu emanuje wielki SPOKÓJ. Jak to się Pani udaje?

Z równowagą jest tak, że nie muszę jej szukać. Po prostu, wolę rzeczywistość od świata wirtualnego. Sieć wykorzystuję do pokazywania tego, co dla mnie ważne, w co wierzę, że jest dobre. Lubię siebie spokojną. Czuję się wtedy bardziej stanowcza. Coraz rzadziej bywam rozemocjonowana, ale nawet gdy to się dzieje, dzieje się tu i teraz. W sieci, gdzie można wszystko przemyśleć zanim się napisze, spokój jest bardziej uwydatniony.

Stawia Pani na podkreślanie tego, co nas wyróżnia, a nie bycie, jak inni. Gdzie szuka Pani inspiracji?

Zawdzięczam to mojej mamie, która zawsze miała wyjątkowy styl i była w tym bardzo konsekwentna. Nie zabraniała mi malowania się, była dla mnie przykładem. Nigdy sama nie była mocno umalowana. Potrafiła zrobić sobie piękną fryzurę, jej makijaż był delikatny, chodziła w sukienkach w groszki. Cieszyłam się, że mam w domu taki wzór, bo poza całą otoczką, była bardzo dobrym człowiekiem. To dla mnie także ziemski symbol nadstawiania policzka. Jak na nią patrzę, wszystko w niej jest spójne, niewymuszone, naturalne. Jest źródłem moich inspiracji.

Oglądając Pani zdjęcia ma się wrażenie, że lubi Pani do nich pozować. To dziś wśród kobiet rzadkość! Chcemy ukryć to, co nam się nie podoba, widzimy niedoskonałości. Chce Pani pomóc kobietom w polubieniu siebie?

Mam nadzieję, że tak! Sama przeszłam długą drogę. Mimo wspaniałego przykładu mamy, mnie również zdarzały się potknięcia. Gdy jesteśmy młode, eksperymentujemy z wyglądem. Wydaje nam się, że jak coś poprawimy, będziemy szczęśliwsze. Gdy dorastałam, YouTube blogosfera nie była rozwinięta, nie było Instagrama. Mogłam inspirować się tym, co widziałam w telewizji, prasie. Swój kanał zaczęłam rozwijać w dobrym momencie. Uważam, że mogę to wykorzystać dobrze lub źle i oczywiście chcę to zrobić dobrze. W sieci codziennie jestem oceniana. Ktoś wpadnie na bloga, skrytykuje mnie, czasem obrazi. Dla mnie nie jest to powód do zmian, bo nie potrzebuję poklasku. Nie walczę o widza. Jeśli komuś się podoba to, jaka jestem, może się u mnie rozgościć. Jeśli nie – może zachować to dla siebie. Niektórzy uznają to za nieumiejętność przyjmowania krytyki, dla mnie to poczucie własnej wartości. Jeśli efektem ubocznym mojej postawy jest wzbudzanie w innej kobiecie chęci, by robić swoje, mogę tylko się cieszyć.

...

Trzeba przypominac o macierzynstwie bo w swiecie dominuja wzorce zycia mezczyzn i to raczej tych wykolejonych. Do tego dostosowuja sie kobiety.... A tymczasem kobiety sa inne a wzorece powinny byc naturalne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:57, 25 Paź 2017    Temat postu:

Czy można pogodzić macierzyństwo ze studiami?
Anna Gębalska-Berekets | 25/10/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Zajęcia na uczelni, egzaminy, karmienie piersią, obiadki, nieprzespane noce… Narodziny dziecka to ogromna radość dla całej rodziny. Z jednej strony duma, niedowierzanie, ale i wiele wątpliwości: jak pogodzę studia, naukę i dziecko? To trudne, ale nie niemożliwe. Im się udało!
Dwie kreski na teście ciążowym i co potem?

Kilka lat temu ciąża i perspektywa urodzenia dziecka na studiach były zazwyczaj początkiem końca edukacji. Niektórym kobietom udało się po narodzinach i odchowaniu dziecka powrócić na uczelnię, ale nie wszystkim.

Dodatkowo część z nich pozostawała z tym sama, daleko od domu, rodziny, a czasem i ojca dziecka, którego wizja nowych obowiązków zdecydowanie przerosła. Nierzadko podejście do młodych mam na uczelni pozostawiało wiele do życzenia. W ostatnich latach sytuacja nieco się zmieniła. Mniej dziwi obecność ciężarnych na korytarzach i w salach uczelnianych oraz wózków podczas sesji egzaminacyjnej.


Priorytet to rodzina

Marysia dowiedziała się o ciąży na pierwszym roku studiów polonistycznych. Uznała, że najlepszym rozwiązaniem na ten czas będzie urlop dziekański. Dużym wsparciem była dla niej obecność męża, rodziny i koleżanek ze studiów, które niejednokrotnie „ratowały” ją notatkami czy skryptami.

„Dla mnie rodzina była na pierwszym miejscu i dlatego nie przejmowałam się zbytnio poprawkami na egzaminach. Ważne było ustalenie priorytetów i konsekwencja w realizacji określonych celów” – mówi.
Czytaj także: 11 sposobów na okazanie miłości dziecku
Dziekanka albo Indywidualny Tok Studiów

Młode mamy korzystają z uczelnianych rozwiązań. Do takich należą np. urlop dziekański, czy też indywidualny tok studiów. Zgody takiej udziela dziekan danego wydziału. Po zakończeniu „dziekanki” kobieta wraca na taki etap, na jakim była przed porodem. Zwykle z takiego koła ratunkowego można skorzystać raz na cały okres edukacji.

Indywidualny tok studiów rządzi się nieco innymi prawami. W tym przypadku należy go zgłosić po zakończeniu sesji, a przed rozpoczęciem kolejnego semestru. Należy także wskazać na opiekuna naukowego oraz uwzględnić program nauczania. Można też wybrać inną opcję: zrobić krótką przerwę, urodzić dziecko i wrócić na uczelnię.

„Jest to jednak spore przedsięwzięcie logistyczne” – zauważa Kinga. „Dodatkowo trzeba liczyć się z tęsknotą za dzieckiem w czasie obecności na zajęciach i podczas żmudnego opracowywania prac zaliczeniowych i dyplomowych” – dodaje.


Nie ma jednej recepty na dobrą organizację

Na wyjście z sytuacji nie ma jednak recepty. Organizacja zależy od wielu czynników: warunków rodzinnych i bytowych, bliskiej obecności kogoś do pomocy, wieku dziecka, jego temperamentu. Ważna jest optymalna organizacja czasu i przestrzeni oraz konsekwentna realizacja planów życiowych.

Dla Izy znaczące było wybranie takich studiów, które uwzględniałyby w jakiejś mierze jej predyspozycje osobowościowe i psychologiczne. Przyznaje jednak, że nauka kosztowała ją dużo sił i wyrzeczeń.

Inaczej sytuacja wygląda na studiach doktoranckich, gdzie można przedłużyć studia bez konieczności brania „dziekanki”. Nie traci się także stypendium. Same koszty nauki są już bardzo wysokie. Podręczniki, dojazdy, konferencje.
Czytaj także: Wszystko na ich głowie? Kobiety mają dosyć

Kasia przy pisaniu doktoratu będzie korzystała z pomocy mamy. Już teraz wie, że będzie to trudne, ale możliwe do ogarnięcia. Gdy mała Zosia będzie na długich spacerach z babcią, Kasia będzie miała czas na kontynuację studiów. „Czy to się sprawdzi? Będę mogła powiedzieć za jakiś czas” – mówi z entuzjazmem.

Rozwiązaniem mogą być kredyty, ale je trzeba spłacić i nie każdy się na nie decyduje. Dla niektórych młodych rodziców może to być ostatnia deska ratunku – zwykle starcza na zakup podstawowego wyposażenia.

Dla nieco starszych pociech ciekawą ofertą są żłobki i przedszkola przyuczelniane. Projekt coraz bardziej zmienia rzeczywistość młodych mam. Uczelnie mogą starać się o dofinansowanie takich miejsc.


Macierzyństwo to nie koniec życia

Tak naprawdę to nie ma dobrego czasu na dziecko. Młode mamy, z którymi rozmawiałam, pokazują swoim przykładem, że macierzyństwo nie oznacza rezygnacji z życia, a pojawienie się dziecka i jego wychowanie nie są przeszkodą w kontynuowaniu nauki.

„Po trudnym dniu, obciążona obowiązkami związanymi z dzieckiem i uczelnią zastanawiałam się, czy nie odpuścić. I uważam, że byłaby to najgłupsza decyzja. Dzięki temu, że się nie poddałam, teraz jestem już na ostatnim roku” – dodaje Ala.

...

Przy obecnym niskim poziomie to ,,studiowanie" meczy glownie fizycznie. Te dojazdy to chodzenie po budynkach i siedzenie na ,,zajeciach i wykladach". Realnie na ta ,,wiedze" co przekazuja to by mogli zredukowac dojazdy o 75%. 1 dzien na 4 by wystarczyl ale musza nabic statystyke.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:51, 29 Paź 2017    Temat postu:

Jak mogłaby wyglądać rozmowa dwojga niemowląt w brzuchu matki? Przekonajcie się!

Pewnego razu, w brzuchu kobiety będącej w ciąży, były sobie bliźnięta. Jedno z nich zwróciło się do drugiego z takim pytaniem:

– Powiedz mi, czy ty naprawdę wierzysz, że po narodzinach jest jakieś życie?

– Tak, oczywiście, że wierzę. Jest jasne, że po narodzinach coś jest, coś musi być. Na razie jesteśmy tutaj zapewne tylko dlatego, żeby się przygotować do tego, czym lub kim będziemy później.

– Eee tam, pleciesz! Nie ma żadnego życia po narodzinach. Zresztą, jak niby miałoby to życie wyglądać?
Czytaj także: Jego serce stanęło na dwadzieścia minut. Mówi, że spotkał Jezusa

– No, dokładnie tego nie wiem, ale na pewno będzie w nim więcej światła niż tutaj. Kto wie, być może okaże się, że będziemy chodzili na własnych nogach i że będziemy jedli własnymi ustami.

– Trele-morele! Skąd ci to przyszło do głowy?! Chodzenie jest niemożliwe. No, a jak słyszę o tym jedzeniu ustami, to po prostu śmiać mi się chce, że hej. Czegoś bardziej zabawnego jeszcze nie słyszałem. Przecież to pępowina daje nam jeść. Więc uwierz mi, jest niemożliwe, żeby po narodzinach było jakieś życie. Pępowina jest na to zbyt krótka.

– Ale ja nie żartuję, jestem pewien, że po narodzinach musi coś być. Wszystko będzie po prostu nieco inne niż tutaj, niż to, do czego tutaj się przyzwyczailiśmy, ale na pewno będzie.

– No ale przecież jeszcze nikt stąd nie wrócił po narodzinach. Uwierz mi, po porodzie życie się po prostu kończy, i tyle. A zresztą czym właściwie jest życie? Życie jest niczym więcej jak stanem przedłużonego lęku w ciemnej, czarnej nicości.
Czytaj także: Prawie zginąłem tuż po urodzeniu, czyli historia pewnego szczęściarza

– Hmm, to prawda, że nie wiem dokładnie, jak będzie wyglądało nasze życie po narodzinach, ale jednego jestem pewien: zobaczymy naszą mamę, a ona będzie się nami opiekować. Sam zobaczysz.

– Mamę? Ty w nią naprawdę wierzysz? A gdzie niby ona jest?

– Gdzie? No jak to? Przecież ona jest wszędzie, wszędzie wokół nas! Przecież to właśnie w niej i dzięki niej żyjemy! Bez niej wszystko to by nie istniało. I nas też by nie było.

– Nie, no weź mnie nie wkręcaj, bo i tak nic a nic ci nie wierzę! Nigdy nie widziałem żadnej mamy. Więc dla mnie to pewne, jak nie wiem co, że ona nie istnieje!

– Hmm, a jednak, gdy wszędzie dookoła jest cichuteńko, można czasem usłyszeć, jak mama śpiewa. Można wyczuć, jak czule i delikatnie głaszcze nasz świat. Dlatego mówię ci: jestem pewien, że właśnie dopiero wtedy, czyli już po narodzinach, czeka na nas prawdziwe życie, a teraz jedynie się do niego przygotowujemy.
Czytaj także: O mało nie umarła przy porodzie. Ale żyje, bo zdarzył się cud

Tekst pochodzi z francuskiej edycji portalu Aleteia

...

Istotnie glupota jest mowic ze czegos nie ma bo teraz akurat tego nie widze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:57, 02 Lis 2017    Temat postu:

10 przykazań macierzyństwa
Natalia Białobrzeska | 02/11/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Te dziesięć przykazań macierzyństwa wytrąci cię z równowagi. Totalnie. I podstępnie.

1. Musisz nad sobą panować.

2. Nie możesz krzyczeć.

3. Nie możesz się kłócić.

4. Naucz się zdrowej kuchni, koniecznie bez cukru.

5. Zawsze wykazuj się cierpliwością i spokojem.

6. Polub zabawy, wszelakie.

7. Wróć do pracy.

8. Nie wracaj do pracy.

9. Pamiętaj, że masz jeszcze pranie, gotowanie, lekarza i plac zabaw do zaliczenia.

10. Z uśmiechem i wdzięcznością!


Mama pod przykrywką

Ale są mamy, które dziesięć przykazań macierzyństwa mają w jednym paluszku. Przynajmniej oficjalnie. Błędy? No, może w przepisie na bezglutenowe i bezcukrowe ciasteczka.

Spotkałyśmy się po kilku miesiącach przerwy. Obie jesteśmy mamami. To jej pierwsze dziecko, więc wiadomo, świat jeszcze stoi na rzęsach. Z racji odległości, która nas dzieli, obserwuję ją na Instagramie i czytam bloga. Mówię: „Łał, świetnie wyglądasz! Co u ciebie? Widziałam na Insta, że ogarniasz naprawdę wzorowo!”. I wtedy na jej twarzy po raz pierwszy pojawia się grymas niepewności i zmieszania. „Wiesz, Natalia, jest trochę inaczej. – Złamany głos, świeczki w oczach. – Tak naprawdę to nie ogarniam, jestem do niczego, wszystko miało wyglądać inaczej, chcę uciec, ale nie mogę”.
Obie wiemy, że wrze. I obie wiemy, jakim kosztem przykrywa to wszystko, co parzy.

Wyśrubowane standardy, narzucane przez postronnych komentatorów życia (czy to w mediach społecznościowych, czy wśród znajomych, czy w rodzinie) mówią jedno: gotuj się, ale w środku. Inaczej grozi ci odpowiednia riposta, komentarz pod tytułem „co z ciebie za matka”.
Czytaj także: Baszak: Macierzyństwo jest moim powołaniem [wywiad]


Spowiedź matki nieidealnej

Bo już kiedy zachodzisz w ciążę, niepostrzeżenie i bez pytania stajesz się czyimś „oczekiwaniem” i „powinnością”. Od matki oczekuje się wiele. Jej błąd rozpatrywany jest w kategorii osobistej porażki i krzywdy dziecka, z którego za naście lat przyjdzie mu zdać relację terapeucie. Z takim obciążeniem trudno samej sobie wybaczyć. A jeszcze trudniej żyć.

„Dziewczyny, mój syn tak mnie zdenerwował, że chwyciłam go mocno i nakrzyczałam na niego. Jestem beznadziejną matką”. „Czuję się jak zmięty kawałek śmiecia. Zostawiłam płaczące dziecko w łóżeczku i wyszłam z pokoju”.
„Jak nie mam na nic siły, to zamawiam zestaw z McDonalda i puszczam im bajki. Jestem do niczego”.
„Powiedzcie mi, czy ja jestem nienormalna, ale nie znoszę bawić się z moją córką w księżniczki i inne tego typu zabawy, siedzę na tym krzesełku jak na skazaniu. Mam straszne wyrzuty sumienia”.
„Kłócimy się z moim facetem przy dziecku. Daję ciała na całej linii. Czasami myślę, że lepiej naszemu małemu byłoby z kimś innym”.



Oto kompilacja zapisków z mamowych grup internetowych. Miejsc, w których błąka się bezpańskie poczucie wartości i matczyna intuicja. Bo płacz ukochanego dziecka brzmi jak oskarżenie. Jego złość staje się dowodem na wychowawczą porażkę. A każda pomyłka to banicja z kręgu „prawdziwych matek”. Wszystkie te przykłady znalazłam na forach bez imion i nazwisk. W anonimowym kręgu, gdzie kobiety upuszczają z siebie powietrze i szukają potwierdzenia, że nie należą do niechlubnych wyjątków. Nie wiem, czy dla usprawiedliwienia, czy raczej dlatego, by samym sobie wybaczyć i dalej żyć.
Czytaj także: Magda Frączek: Moje „nieświęte” macierzyństwo


Przegrasz, jeśli odbierzesz sobie prawo do przegranej

Codziennie w czymś „przegrywam”. I codziennie powtarzam sobie, że mam prawo. Nie jestem figurą woskową albo matką perfekcyjną. I nie chcę być! Nie da się macierzyństwa wykuć na blachę. Kupić sobie przewodnik i odhaczać punkt po punkcie, w poczuciu, że jest się matką prymuską. Bo to, co przynosi nowa rola matki, to cały plik pustych kartek i znaków zapytania.

Popełniam błędy i koryguję je w miarę własnych możliwości. Nie zawsze jestem na pięć z plusem. Czasem na mocne „dostateczny” i to jest wystarczająco dobre. Chcę ci powiedzieć, że w tym naszym codziennym, nieidealnym macierzyństwie, wszystko jest OK. Nie ma sensu robić szczegółowego spisu własnych win. Inni zrobią to za nas lepiej.
Czytaj także: Julia Roberts, oskarowa supermama


Gdzie Twoja korona?

I właśnie w takich chwilach, gdy poczujesz, że ktoś uderza w ciebie dziesięcioma przykazaniami macierzyństwa i już wiesz, że temperatura twoich emocji i uczuć podnosi się, że lada chwila poparzysz się ty albo twoi bliscy, potraktuj to jak szansę. Daj sobie prawo do nieidealności, podnieś koronę i kochaj!

...

Warto sluchac dobrych rad.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:51, 16 Lis 2017    Temat postu:

Kilka słów starszego małżeństwa na zawsze zmieniły tę przemęczoną mamę
Cerith Gardiner | 16/11/2017
Anna Strode - Instagram (Fair Use)
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dwoje dwuletnich bliźniaków, jeden trzymiesięczny dzidziuś i chaos, który dzięki jednemu zdaniu zamienił się w najwspanialsze błogosławieństwo.
Dzieci to błogosławieństwo, ale też trud

Posiadanie dzieci oznacza na ogół zapisanie się na kilkuletnie zmagania z chaosem – racja, kilkudziesięcioletnie. Nasze życie przypomina rollercoaster, a my, niesieni jego żywiołem, z łatwością tracimy z horyzontu miłość dnia codziennego, wyolbrzymiając dopadające nas regularnie stresy…

Anna Strode to jedna z tych przemęczonych mam, która odważyła się na wyprawę do miejskiej kafejki w towarzystwie trojga swych małych pociech: dwóch bliźniaków, dwuletnich synków, Lachie i Sammy oraz zaledwie trzymiesięcznej Madi. Podczas gdy dzielna Anna zmagała się z rozlaną na stole gorącą czekoladą, z rozszlochanym chłopczykiem, z drugim biegającym szaleńczo pomiędzy stołami oraz ze śpiącym i popłakującym w jej ramionach bobasem, usłyszała jak przy pobliskim stoliku pewien starszy mężczyzna wyszeptał do siedzącej przy nim żony:

– To były najlepsze dni naszego życia!

Niemal zszokowana Anna instynktownie obróciła się w stronę sąsiedniej pary i zapytała:

– Naprawdę?

Kobieta odpowiedziała pogodnie, z uśmiechem na ustach i pełnym blasku spojrzeniem, które wyrażało zauroczenie, tęsknotę i wzruszenie:

– Najlepsze dni naszego życia! Minęły w okamgnieniu!
Czytaj także: Małe TGD: Jak dzieci rozumieją wiarę, o której śpiewają? [wywiad]


Zdanie, które zmienia wszystko

Te słowa starszego małżeństwa wywarły na Annie piorunujące wrażenie. Podzieliła się swym doświadczeniem na Instagramie:

„Nagle cały ten chaos, który mnie otaczał przestał mi się wydawać stresujący czy frustrujący. Chciałam „zabutelkować” tamten moment i zatrzymać czas (…). W tym właśnie momencie zrozumiałam, że moje maluchy wkrótce przestaną być maluchami, będą mieć własne dzieci i nie będę im więcej potrzebna”.

A na stronie Scary Mommy dodała:

„Ten komentarz starszego pana pomógł mi zobaczyć nawet w najtrudniejszych doświadczeniach prawdziwy dar”.
Czytaj także: Jedno słowo, które poprawia relacje z dziećmi (i nie tylko!)



Artykuł pochodzi z portugalskiej wersji portalu Aleteia

...

Zawsze jak wychodze poza dom pojawia sie pelno dzieci. To Matka zsyla bo widocznie nie ma wiekszego umocnienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:24, 17 Lis 2017    Temat postu:

Mamka XXI wieku. To jest bank!
Joanna Operacz | 17/11/2017
Ryuichi Sato/Getty Images
Komentuj


Udostępnij

Komentuj






Jest takie miejsce, w którym mamy karmiące mogą oddać część pokarmu innym dzieciom. Mleko z Banku Mleka Kobiecego leczy chore i przedwcześnie urodzone dzieci. 17 listopada przypada Światowy Dzień Wcześniaka.


D
wie przyjaciółki w 2005 r. urodziły córeczki i zaobserwowały ten sam problem – każda z nieco innej strony. Magdalena Podczaska miała nadmiar pokarmu, chciała więc nieodpłatnie oddać mleko potrzebującym dzieciom, np. w szpitalu albo w Domu Małego Dziecka. Nikt nie chciał wziąć. Nawet jeśli gdzieś były niemowlęta, którym bardzo przydałby się naturalny pokarm, personel nie mógł go przyjąć. Nie było zwyczaju, brakowało procedur, pracownicy nie mogli ryzykować zakażenia dziecka jakąś chorobą.


Karmienie piersią i Bank Mleka Kobiecego

Jej koleżanka Aleksandra Wesołowska kilka dni po porodzie wróciła razem z noworodkiem do szpitala, bo okazało się, że dziecko ma sepsę. Młoda mama zobaczyła, jak niewiele chorych maluchów jest karmionych naturalnie. Albo matki nie zdawały sobie sprawy z tego, jak ważne dla dziecka jest karmienie piersią, albo utrudniały im to warunki hospitalizacji.

Dziewczyny doszły do wniosku, że muszą coś z tym zrobić. Trzeba skontaktować ze sobą dwie grupy – matki, które mogą się podzielić swoim mlekiem, i dzieci, które bardzo go potrzebują. W ten sposób powstała Fundacja Bank Mleka Kobiecego.

W Polsce działa siedem Banków Mleka. Najnowsza akcja fundacji to kampania „Rozbij Bank Mleka”. Chodzi w niej o to, żeby każde niemowlę w Polsce, które nie może być karmione przez swoją mamę, mogło otrzymać pokarm innej kobiety.
Czytaj także: Jak budować bliskość z dzieckiem?


Mleko kobiece – na wagę złota

Dlaczego to takie ważne? Mleko kobiece jest pokarmem idealnie dopasowanym do potrzeb dziecka – spełnia wszystkie potrzeby żywieniowe i najlepiej się przyswaja.

W każdej kropli mleka znajdują się tysiące aktywnych substancji, m.in. bakterie probiotyczne, które kolonizują jałowy przewód pokarmowy dziecka i budują odporność, komórki macierzyste i przeciwciała.

Jeśli dziecko urodziło się przedwcześnie albo ma jakieś kłopoty zdrowotne, naturalny pokarm jest na wagę złota – może wydatnie poprawić stan organizmu, uchronić malucha od wielu chorób, a nawet uratować mu życie.

Wcześniaki mają nie do końca wykształcone jelita. Jeśli nie dostaną naturalnego pokarmu, może się u nich wywiązać martwicze zapalenie jelit, bardzo ciężka choroba, która często kończy się śmiercią – mówi Aleksandra Łapuć z Fundacji Bank Mleka Kobiecego.

Oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby każdy noworodek był karmiony przez własną mamę, ale nie zawsze jest to możliwe.

Jeśli dziecko urodziło się dużo przed terminem albo przyszło na świat przez cesarskie cięcie, to czasem organizm matki potrzebuje więcej czasu na rozwinięcie laktacji. Taka sytuacja to zawsze bardzo ciężkie przeżycie i ogromny stres, który dodatkowo hamuje wytwarzanie pokarmu – mówi Aleksandra Łapuć.
Czytaj także: Piękne czy kontrowersyjne? 13 zdjęć matek karmiących dzieci


Mamki i laktaria

Dawniej, gdy mama nie miała pokarmu, rodzina wynajmowała mamki. Ponad sto lat temu w Europie i Stanach Zjednoczonych zaczęto zakładać laktaria, w których matki mogły oddać albo sprzedać nadmiar pokarmu. Kiedy jednak odkryto HIV i okazało się, że ten wirus przenosi się z mlekiem matki, laktaria zaczęto zamykać.

Banki Mleka różnią się od laktariów tym, że mleko od dawczyń jest badane i pasteryzowane. „Podczas specjalnego procesu pasteryzacji giną groźne wirusy i bakterie. Nie tylko HIV, ale np. znacznie częściej spotykany wirus żółtaczki. Jednocześnie mleko zachowuje ok. 80 procent pożytecznych właściwości i składników” – tłumaczy Izabela Paczesna z Fundacji Bank Mleka Kobiecego. Każdy bank to całe laboratorium, w którym mleko kobiece jest poddawane wielu zabiegom i przechowywane w ściśle określonych warunkach. Bada się każdą porcję mleka, które zostaje podane dziecku. Badania przechodzą również dawczynie. Banki Mleka istnieją w wielu krajach na świecie. W całej Europie jest ich ponad 160.
Czytaj także: 5 rzeczy, których się boję, gdy zostaję sam z dzieckiem


Kim są kobiety, które karmią cudze dzieci?

Aleksandra Łapuć przyznaje, że dyrektorzy szpitali czasem wzbraniają się przed otwarciem u siebie Banku Mleka argumentując to tym, że nie znajdą dawczyń. Nigdzie nie było takiego problemu.

Te kobiety chcą zrobić coś dobrego dla innych. Są bardzo zaangażowane i zdyscyplinowane. A przecież nie dostają żadnego wynagrodzenia, nie mają nawet przywilejów, z jakich mogą korzystać honorowi dawcy krwi, a wykonują dużo większą pracę – zauważa Aleksandra Łapuć.

Dawczynie mogą odciągać pokarm w Banku albo we własnych domach. Mleko jest zamrażane, przechowywane w ściśle określonych warunkach i pasteryzowane przed podaniem. Dawczynie podpisują zobowiązanie, że będą się odpowiednio odżywiały i prowadziły higieniczny tryb życia.

Aleksandra Łapuć zauważyła ciekawe zjawisko, o którym nawet nie pomyślały założycielki Banków Mleka. Takie instytucje pomagają także matkom zdrowych dzieci docenić naturalne karmienie: „Jeśli kobiety widzą, że mleko przechowuje się w banku, tak jak pieniądze, myślą sobie: to faktycznie musi być coś cennego”.

...

Zdecydowanie. Kobiety majace nadmiar oczywiscie nie moga marnowac. Szkoda. Jest to przeciez okazja do wiekszego macierzynstwa niz tylko swoje dziecko. Obejmuje ono wszystkie dzieci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:36, 21 Lis 2017    Temat postu:

Oczekujesz dziecka i już teraz chcesz się za nie modlić? Podpowiadamy jak to robić
Radio Maria | 21/11/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Tę specjalną modlitwę dla kobiet w ciąży ułożył św. Franciszek Salezy.

Miesiące oczekiwań na dziecko to piękny i błogosławiony czas. Ta modlitwa, którą ułożył św. Franciszek Salezy, pomoże Wam jeszcze lepiej przygotować się na narodziny Waszego dziecka.



„Boże wiekuisty, nieskończenie dobry Ojcze, który powołałeś małżonków do tego, by przekazywali ludzkie życie i zaludnili niebo, a nas, kobiety przeznaczyłeś do tej misji w szczególny sposób, dziękuję Ci za moją płodność, znak Twego błogosławieństwa. Pokornie staję przed Twoim Majestatem i oddaję Ci cześć.

Dziękuję Ci za dziecko, które noszę w sobie, a które Ty powołałeś do istnienia. Panie, wyciągnij rękę i dokończ dzieła, które rozpocząłeś.

Niech Twa Opatrzność nieustannie mi towarzyszy i doprowadzi to kruche stworzenie, które mi powierzyłeś, do momentu narodzin. Boże mój, niech Twoja dłoń mnie wspiera i podtrzymuje w mojej słabości.

Oddaję Ci teraz moje dziecko i proszę, abyś zachował je, aż do chwili, gdy przez chrzest stanie się członkiem Kościoła, Twojej Oblubienicy. Wtedy bowiem będzie należało do Ciebie już nie tylko jako Twoje stworzenie, ale również jako istota odkupiona.
Czytaj także: Modlitwa, która sprowadzi błogosławieństwo na próg Twojego domu

Mój Zbawicielu, który za czasów Twego ziemskiego życia tak bardzo umiłowałeś dzieci i tak wiele razy brałeś je w objęcia, przygarnij również moje dziecko, aby mając Ciebie za Ojca i Ciebie nazywając Ojcem, mogło sławić Twoje święte Imię i mieć udział w Twoim Królestwie. Całym sercem powierzam je Twojej miłości, mój Odkupicielu.

W Twojej sprawiedliwości obarczyłeś Ewę, a wraz z nią wszystkie kobiety, wielkim bólem brzemienności. Przyjmuję, Panie, wszelkie cierpienia, które zamierzasz mi zesłać przy tej okazji i pokornie Cię błagam, przez święte i chwalebne poczęcie Twojej Niepokalanej Matki, abyś spojrzał na mnie łaskawie w czasie porodu, otaczając mnie i moje dziecko Twoją miłością i błogosławieństwem. Udziel mi łaski całkowitego zawierzenia Twojej Dobroci.

A Ty, błogosławiona Dziewico, Najświętsza Matko Naszego Zbawiciela, najczcigodniejsza z niewiast, wstawiaj się za mną u Twojego Boskiego Syna, aby w swoim miłosierdziu raczył wysłuchać mojej pokornej modlitwy.

Proszę Cię o to, najmilsza Pani, ze względu na nieskalaną miłość, jaką darzyłaś Józefa, Twojego świętego małżonka oraz nieskończone zasługi, jakie przyniosło narodzenie Twojego Boskiego Dzieciątka.

Święci Aniołowie, którym Bóg powierzył opiekę nade mną i nad moim dzieckiem, strzeżcie i prowadźcie nas, abyśmy pewnego dnia dotarli do chwały, w której Wy już macie udział i wspólnie mogli wielbić naszego Pana, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen”.

Tekst modlitwy pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

..

Zapomniany srodek pomocy. Modlitwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:47, 21 Lis 2017    Temat postu:

Co każda mama chciałaby usłyszeć
Mathilde de Robien | 21/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dni matek są długie, pełne emocji, wypełnione często niewdzięcznymi zadaniami. A przecież wystarczy czasem kilka miłych słów, które działają jak balsam na serce, dają mamom siłę i odwagę.


K
ażdy chce być docenianym: to niezbędne dla zachowania równowagi duchowej. Także mamy. Nasza wdzięczność utwierdza je w poczuciu własnej wartości, jest uznaniem tego, co robią każdego dnia dla swoich bliskich i wzmacnia je wewnętrznie. Żeby dawać, matki muszą też otrzymywać! Wyrazy czułości, ciepłe słowa zachęty, komplementy… Oto garść pomysłów, z których możecie korzystać do woli!


7:00. Pobudka: ciepłe porozumienie między małżonkami

Mąż: Och, kochanie! Wiem, źle spałaś, słyszałem, jak Leoś płakał w nocy, ale mimo to wyglądasz olśniewająco! Dziękuję, że wstawałaś do niego. Ubiorę dzieci i zrobię ci herbaty! Dzień dobry! Kocham cię!

Komunikat rozszyfrowany: Cztery zdania! Tylko cztery zdania, które wyrażają troskę (źle spałaś), zawierają komplement (wyglądasz olśniewająco), wdzięczność (dziękuję) i miłość (kocham cię). Doskonały początek dnia, wypełnionego dobrym, ciepłym i szczerym porozumieniem.
Czytaj także: 12 sposobów, jak bez słów powiedzieć: kocham cię


8:30. W szkole: hojnie rozdawaj komplementy

Nauczycielka: Ach, jest już Karolinka! Nie wiem, jak poradziłabym sobie bez niej! Jest taka uśmiechnięta, pilna, grzeczna, inteligentna, bierze aktywnie udział w lekcjach, pomaga najmłodszym, nasza perełka!



Koleżanka: Masz nowe spodnie? Świetnie leżą! Jak ty to robisz, codziennie jesteś świetnie uczesana, ubrana, umalowana, uśmiechasz się! I nigdy się nie spóźniasz! Super dziewczyna!



Komunikat rozszyfrowany: Komplementy, gdy dotyczą nas lub naszych dzieci, wprawiają nas w dobry humor. Mama czuje się doceniona, jej mniemanie o sobie rośnie i staje się doskonałym napędem na resztę dnia.


9:00. W pracy: zatroszcz się

Koleżanka: Cześć, kochana, pewnie musiałaś pędzić na złamanie karku, żeby zdążyć na zebranie! Usiądź, przyniosę ci kawy!



Komunikat rozszyfrowany: Matki przyzwyczajone są do „obsługiwania” dzieci i męża, docenią więc z serca, kiedy ktoś z kolei stara się je rozpieszczać – są zdumione, zachwycone i będą za to wdzięczne bez miary.
Czytaj także: Co tam w szkole? – pytasz. I słyszysz: Nic. Która mama nie zna tego dialogu?


12:00. Przerwa na lunch: udziel pomocy

Teściowa: Halo? Ja na chwileczkę, nie będę zabierać ci czasu! Chciałam tylko powiedzieć, że wezmę dzieci w piątek! Nie, nie, nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie! Uwielbiam jeździć z nimi samochodem! Są takie mądre! I tak dobrze wychowane!



Komunikat rozszyfrowany: Matki nigdy nie odmawiają przyjęcia drobnej pomocy: czy to zakupy, zajęcie się dziećmi przez parę godzin/parę dni, czy przyniesienie gotowego dania do odgrzania… Dla nich to okazja na chwilę odpoczynku i relaks.


17:45. W pracy: doceń i okaż zrozumienie

Szef: Co ty tu jeszcze robisz?! Nie poszłaś do domu?! Tak, to duży projekt, projekt monstrum, który wymaga sprawności, czujności i wiedzy, dlatego ci go powierzyłem, ale to może zaczekać do jutra! Uciekaj!



Komunikat rozszyfrowany: Matki w pracy, rozdarte między obowiązkami a godziną zamknięcia przedszkola, to temat rzeka. Dzięki Bogu, pojęcia „matka” i „kompetencje zawodowe” nie wykluczają się nawzajem. Świetnie, gdy pracodawca umie to docenić!
Czytaj także: Co wspólnego mają Hobbit i babcia klozetowa? Oboje ratują świat


18:05. W przedszkolu, a potem u lekarza: nie obwiniaj

Opiekunka: O, rzeczywiście, spóźniła się pani pięć minut, ale to nie szkodzi! Z Leosiem nie liczymy czasu… Mogłabym z nim siedzieć cały wieczór, jest taki słodki!



Lekarz: Aha, nie ma jeszcze bilansu trzylatka? Proszę się nie martwić, dobrze, że zauważyłem, zrobimy wszystko po kolei. Daje mu pani witaminy? Aha, zapomina pani co drugi dzień. Proszę się nie obwiniać, ten gość jest naprawdę świetny, ale niech pani próbuje o tym pamiętać.



Komunikat rozszyfrowany: U matek łatwo wywołać poczucie winy – niedotrzymane terminy, niezrealizowane zalecenia i recepty sprawiają, że matki czują się niegodne swego miana. Czyniąc uwagi, nawet błahe, na temat wychowania dzieci, dotykamy ich czułego miejsca. Bądźmy uczciwi, obiektywni, profesjonalni i szanujmy decyzje każdej matki (jeśli nie zagrażają one dziecku!).


19:00. W supermarkecie, a później w domu: ułatwiaj życie

Kasjer: Ale sprytny ten pani synek! Ależ tak, kochanie, proszę! Weź ten batonik, po który wyciągasz rączkę! Wiem, że kusi, na pewno jesteś głodny jak wilk! Więc weź, tak, tak, proszę pani, nie ma problemu.



Niania: Proszę się nie śpieszyć! Posprzątam! Tak, tak, kuchnię, sypialnię, łazienkę i pralnię! I proszę się nie martwić o dzieci! To aniołki, zawsze kładą się spać bez marudzenia! Uwielbiam do pani przychodzić!



Komunikat rozszyfrowany: Matkom miło jest spotykać ludzi w dobrym humorze i przyjaznych dzieciom. Życie staje się łatwiejsze, a problemy, które mógł wywołać kaprys przy kasie albo późne sprzątanie, znikają.
Czytaj także: Magda Frączek: Kobieca przyjaźń to ogromna siła


20:00. Wieczorem w domu: wywołuj pozytywne emocje

Dziecko: Jesteś piękna, mamo! Dziękuję za pyszny obiad! Przepraszam za marudzenie w sklepie. Kocham cię!



Komunikat rozszyfrowany: Uczmy dzieci mówić komplementy, dziękować, przepraszać, wyrażać miłość. Trzeba dawać im przykład. Miło, kiedy zaczynają odwzajemniać ciepłe słowa!



Mąż: Mam dla ciebie niespodziankę! Wszystko zorganizowałem! Będziesz zadowolona, o tym właśnie marzyłaś!



Komunikat rozszyfrowany: Z całą pewnością, drodzy mężowie, zadowolicie swoje żony, podejmując inicjatywy, organizując wyjścia odpowiadające ich gustom. To wymaga uważności – słuchajcie więc, co one mówią!


Niedziela: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”

Ksiądz: Mieliśmy tu dziś trochę hałasu, trzeba przyznać, ale to właśnie kochamy! Radujmy się w naszym Panu Jezusie Chrystusie!



Komunikat rozszyfrowany: Jakie to szczęście mieć proboszcza i parafian, którzy nie piorunują matek jadowitymi spojrzeniami, gdy próbują one uciszać swoje dzieci, ale przyjmują ten rozgardiasz z radością i umieją dostrzec w najmłodszych cechy, dzięki którym wejdziemy do Królestwa Niebieskiego!

...

Ciekawe refleksje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:46, 28 Lis 2017    Temat postu:

Zapach mamy. Dlaczego jest najważniejszy dla Twojego dziecka?
Cecilia Zinicola | 28/11/2017
Alex Pasarelu/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dlaczego dziecko uspokaja się po zbliżeniu do bluzki swojej mamy? Jak może rozpoznać Twój zapach? Nauka nam to wyjaśnia.


M
amo, wiesz co? Twoje dziecko, od pierwszej sekundy życia, kocha to, jak pachniesz. I to nie z powodu mydła, którego używasz, ani perfum, którymi się psikasz! Chodzi o Twój naturalny zapach, który doskonale odróżnia. I uwielbia go!


Jak niemowlę rozpoznaje zapach matki?

Ale jeśli Twoje dziecko właśnie przyszło na świat, jak jest w stanie rozpoznać Twój zapach? Nauka wyjaśnia nam to i sprawia, że uśmiechamy się, gdy słyszymy odpowiedź: Twoje dziecko pływa w nim przez dziewięć miesięcy.

Okazuje się, że kobiecy płyn owodniowy, który otacza rozwijający się płód, pachnie, a nawet smakuje jak ona. Płód zaś rozwija zdolność wykrywania tych cech już w młodym wieku. Zatem, po urodzeniu, wyjątkowy zapach matki jest już bardzo dobrze znany dziecku.

To wyjaśnia, dlaczego noworodki, gdy są odseparowane od matek, uspokajają się, jeśli przykrywa się je bawełną z zapachem piersi matki lub płynu owodniowego. W dodatku, pozwala nam to także rozumieć, dlaczego znacznie krócej płaczą – to zostało nawet udowodnione.
Czytaj także: Nie wychowuj swojego sobowtóra. Daj dzieciom ich życie


Zapach, który daje poczucie bezpieczeństwa

Wszyscy wiemy, jak silny może być zapach rodzinny i jak łatwo może przenieść nas do innego świata. Noworodkiem wstrząsnęła nagła i nowa rzeczywistość jasnych świateł, głośnych dźwięków, zimna, głodu i bólu. Wyobraź sobie: każde wspomnienie doskonałego życia pozostawionego w łonie mamy, musi być wręcz niebiańskie! Czy teraz kogokolwiek dziwi fakt, że dziecko płacze za mamą dzień i noc?

Oto właśnie fascynująca biologia, którą powinniśmy znać i która nas nie tylko uczy i napełnia czułością, ale także ma znaczenie dla wielu aktualnych debat, jakie prowadzi się na temat problemów społecznych, przed którymi stoimy dzisiaj.

Niektórzy propagują „nową normalność” – przekazują komórki jajowe i plemniki lub wynajmują się dwóm matkom lub dwóm ojcom. Twierdzą, że biologiczne związki są jednorazowe i zarówno mężczyzna, jak i kobieta, czy to ojciec, czy to matka – wszyscy dla dziecka są jednakowi.

Jednak nauka niesie inny przekaz. Mówi się, że mężczyźni i kobiety są różni i wyjątkowi, a relacja biologiczna ma podstawowe znaczenie i jest niezastąpiona. Zwłaszcza, że rozwija się między matką a jej dzieckiem od pierwszych chwil naszego życia w jej łonie, jak i podczas rozwoju płodu w pierwszych miesiącach ciąży.

Biologiczne prawdy nie zawsze są „poprawne polityczne”, ale ignorowanie ich lub ujawnianie się może być niebezpieczne. Jeśli tylko ideologie komunikowane są jedynie poprzez opinie, przy pominięciu biologii, wówczas nauka zaprasza nas do zamyślenia się nad cudem życia i odkrywania jego piękna.

...

Widzimy ze te więzi sa wszechstronne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:38, 04 Gru 2017    Temat postu:

Bycie mamą to proces. Pozwól sobie na własne tempo
Dominika Wernio | 04/12/2017
Pexels | CC0
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Na tej drodze wzrastania w macierzyństwie pozwól sobie przeżywać ten czas we własny sposób i we własnym tempie.
Bycia mamą można się nauczyć

Macierzyństwo jest jedną z ról, którą kobieta decyduje się pełnić w swoim życiu. I tak jak wszystkie inne role tj. partnerki, żony, córki, pracowniczki, jest związane z procesem uczenia się. Nie da się wszystkiego od razu wiedzieć. Potrzeba czasu, żeby poznać swoje dziecko, siebie samą w tej nowej sytuacji, która jest przecież nie lada wyzwaniem.

Ciąża i okres okołoporodowy, choć powszechnie nazywane stanem naturalnym i przedstawiane jako wspaniały czas, jest dosyć specyficznym momentem wzmożonej wrażliwości i potencjalnych wahań, ożywiającym emocjonalną przeszłość matki. Kobieta mierzy się z wieloma zmianami, a także odpowiedzialnością za kształtowanie i trzymanie we własnych rękach nowego życia. A nowe zawsze wiąże się z jakimś lękiem czy niepewnością.
Czytaj także: Segritta dla Aletei: Maryja była heroską. Każda matka jest!


Doświadczaj macierzyństwa

Dopiero doświadczenie danej sytuacji, poczucie jej na własnej skórze oswaja i sprawia, że do pewnych spraw można podejść spokojniej. Trudno więc oczekiwać od siebie, że przy pierwszym dziecku nie będzie się doświadczać wątpliwości, lęków, frustracji, przeciążeń, a nawet wściekłości, smutku czy bezradności. To ważne, żeby odkryć i nazwać te uczucia. Z badań wynika, że kobiety, które były w stanie wyrazić lęk w ostatnim okresie ciąży, lepiej sobie radziły po porodzie.

Sytuacja kobiety, która do tej pory była Panią swojego czasu i swojego ciała, a nagle musi się dostosować do wymagań i potrzeb nowo narodzonej istotki wymaga cierpliwości. Potrzeba wyrozumiałości do samej siebie, pogodzenia się z tym, że na jakiś czas pewne potrzeby odejdą na dalszy plan, że pojawią się pewne ograniczenia, ale też dużo radości z nowych sytuacji, a także możliwość rozwoju.

Narodziny dziecka, tak jak wszystkie inne ważne wydarzenia w życiu dają kobiecie szansę na przepracowanie wewnętrznych konfliktów i relacji, na zmianę obrazu siebie i innych.


Jesteś już inna

Wszystko to sprawia, że po urodzeniu dziecka jest ona inną osobą niż przed jego poczęciem. Młoda matka potrzebuje spokoju, a przede wszystkim wiary we własne kompetencje i intuicję. Zwłaszcza, że zewsząd pojawia się mnóstwo presji, aby być super wyedukowaną, idealną matką. Zadbaną, uśmiechniętą, dającą sobie ze wszystkim radę. Niepokazującą bólu czy szalejących hormonów powodujących wahania czy spadek nastroju.
Czytaj także: Męczennice czy szczęśliwe kobiety? Matki dzieci niepełnosprawnych

Tymczasem Twoje dziecko potrzebuje „zwykłego, naturalnego człowieka”. Matki, która widzi swoje ograniczenia, akceptuje je i nie boi się popełniać błędów, bo wie, że nie urodziła się matką, ale się nią stopniowo staje. Matki, która zatrzymuje się, by poczuć co ją cieszy, co smuci, co przeraża, by określić swoje możliwości, prześledzić swoją historię i dzieciństwo. Po to, by mieć większą wiedzę o sobie, o tym czego doświadczyła w relacji ze swoimi rodzicami i co może – czasem nieświadomie – powtórzyć w relacji ze swoim niemowlęciem.


Akcja konfrontacja

Zachęcam, by skonfrontować się z modelem wychowania swoich rodziców. Zobaczyć, co dostałam a czego nie, co było dla mnie ważne i chcę wziąć od moich rodziców, a co chciałabym zmienić w swoim postępowaniu wobec dziecka. Tak, by móc stopniowo budować własne rodzicielstwo oraz szukać tych wskazówek i pomysłów, które są w zgodzie z naszymi wartościami.

Warto też prześledzić przekazy rodzinne funkcjonujące w rodzinie pochodzenia. Dobrze, jeśli są wspierające i można się na nich oprzeć. Gorzej, jeśli wtłaczają w jakiś stereotyp np. „matki Polki”. Kobiety, która wszystko zrobi na czas, będzie zawsze cierpliwa, czuła, nigdy nie straci panowania nad sobą, będzie się poświęcać swoim dzieciom, a najlepiej jak zapomni o sobie i swojej wolności.

Tymczasem warto pamiętać, że to trochę tak jak w samolocie, matka musi sobie najpierw założyć maskę, żeby uratować swoje dziecko. Podobnie w życiu, jeśli matka nie będzie o siebie dbała, nie przekaże tych możliwości swojemu dziecku.

Budując swój obraz siebie jako matki, pomocne jest, gdy kobieta może przekształcić idealistyczne wizje macierzyństwa w te bardziej realistyczne i zdroworozsądkowe, gdzie obok miłości do dziecka, czułości i cierpliwości, będzie też miejsce na trudniejsze uczucia, takie jak: złość, zniechęcenie, bezradność, rozczarowanie. Zachęcam, żeby na tej drodze wzrastania w macierzyństwie pozwolić sobie przeżywać ten czas we własny sposób i we własnym tempie.

...

To jest tez dojrzewanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:43, 05 Gru 2017    Temat postu:

10 drobiazgów, o których przed świętami marzy każda mama
Dena Deyr | 05/12/2017
Lumina/Stocksy United
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Oto prezenty, o które każda mama poprosiłaby świętego Mikołaja. PS Drodzy mężowie i dzieci – te rzeczy nic nie kosztują!


T
woi bliscy pytają pewnie, co chciałabyś dostać na Mikołaja i na święta. Mąż jest przekonany, że marzysz o nowej biżuterii, wspólnym wyjściu na kolację albo kaszmirowym swetrze. A dzieci od dawna ciężko pracują nad własnoręcznymi podarkami.

Jesteśmy mamami, dlatego z wdzięcznością (i pewnie kilkoma łzami wzruszenia) przyjmiemy to, co od nich dostaniemy. Na przykład naszyjnik z makaronu albo figurki z patyków. Co więcej, wszystkie okazy sztuki współczesnej w wykonaniu naszych małych artystów będziemy z dumą prezentować na domowej wystawie.

Wymyśliłam jednak (odrobinę marząc) listę rzeczy, którą można by zatytułować: „Co mamusia chciałaby dostać od św. Mikołaja. 10 praktycznych pomysłów”. Oto one:


1. Co najmniej trzydzieści minut świętego spokoju w łazience, tylko dla siebie

Co robiłybyśmy w tym czasie? Brały kąpiel z bąbelkami, malowały paznokcie u nóg… – możliwości są nieskończone. Na samą myśl o tym drżymy ze szczęścia.


2. Żeby małżonek sam, bez naszych wskazówek, coś znalazł

Wiem, że to być może zbyt wygórowana prośba, ale wierzymy przecież w naszych mężów. Przynoszą wypłatę do domu, zmieniają pieluchy, są przewodnikami podczas wspólnych wycieczek… Więc chyba ten jeden jedyny raz mogliby sami zlokalizować masło orzechowe?


3. Niech brudne ubrania i naczynia a) magicznie znikną na kilka dni b) zostaną wyczyszczone przez elfy

Oba stosy pojawiają się i rozmnażają znienacka. Dlaczego nie może być odwrotnie? Nie prosimy o cuda – jedynie o trochę bożonarodzeniowej magii.



4. Żeby dzieci z uśmiechem wykonały najbardziej nielubiane obowiązki

Zalecamy, żeby dla odniesienia obejrzały scenę, w której zwierzęta pomagają Kopciuszkowi przed wyjściem na bal.


5. Przeczytać w całości ciekawy magazyn

Chcecie poznać sekret? Nie mamy nic przeciwko wizytom u dentysty właśnie z tego powodu. Mają tam nowe numery naszych ulubionych czasopism. I nikt nie przerywa nam ich przeglądania prosząc o kubek – niekapek… Czyszczenie zębów i rentgen wydają się sprawiedliwą ceną, którą płacimy za czytanie czasopisma w całości, prawda?


6. Zjeść kolację w ciszy. W takim tempie, jakie nam odpowiada

I nie musieć się z nikim podzielić ani gryzem.



7. Cały dzień bez kłótni, płaczu i dramatów

Zwłaszcza w wykonaniu dzieci.


8. Żeby nasze uda i brzuch wróciły nagle do rozmiarów sprzed ciąży

Bez pomocy selera naciowego i ćwiczeń pilates.


9. Żeby ktoś cudowny, kto kocha nasze dzieci z wzajemnością, zapewnił nam roczną opiekę nad nimi

W każdej chwili, nawet na ostatnią chwilę. A raczej: zwłaszcza na ostatnią chwilę. A może mógłby też, w pakiecie, latać z parasolką?

10. Co najmniej cztery dodatkowe godziny w ciągu dnia, abyśmy mogły wykorzystać je na spotkania z przyjaciółmi i pasje

Albo na drzemki. O tak, bardzo by nam się przydały dodatkowe drzemki…



Nie zrozumcie mnie źle: najlepszym prezentem, jaki mama może otrzymać, jest obecność członków rodziny. Ale nie zaszkodzi chyba odrobinkę pomarzyć?

...

Czynmy sobie nawzajem zycie lepszym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:47, 09 Gru 2017    Temat postu:

Ile nam wolno? Czyli Maja Bohosiewicz i sceny z życia młodej matki
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 09/12/2017

EAST NEWS
Udostępnij



Komentuj

Drukuj

Też tak masz, że jak już wyrwiesz się z domu, to myślisz właściwie o jednym – o Twoich dzieciach? Nerwowo zerkasz na komórkę? Masz potężne wyrzuty sumienia? Ten tekst jest dla Ciebie!

Maja Bohosiewicz, aktorka i mama dwóch małych brzdąców, regularnie opowiada na Instagramie o swoich macierzyńskich perypetiach. Ba, robi to z tak wielkim poczuciem humoru, że czasem nie sposób nie popłakać się ze śmiechu. Ale często pomiędzy komediowymi scenami z życia młodej matki, pojawiają się poważne tematy.


Na miasto bez dzieci?

Jednym z nich są matkowe wyjścia. Bez dzieci. Niekoniecznie tylko z arcyważnych powodów, jak praca czy wizyta u lekarza. Czasem po prostu na wino z przyjaciółką albo na manicure. Jednym słowem – niekonieczne, nieusprawiedliwione siłą wyższą rozstania z potomstwem.

I tu niejednej „prawdziwej matce Polce” rośnie gul. Jak to? Bez dziecka? Dla własnej przyjemności? Nie może być!

Zaskoczę Cię – może, a nawet powinno!

„Idę zaraz sama do kina. I zamierzam nie mieć wyrzutów sumienia. Jutro idę na cały dzień do pracy. Również bez wyrzutów. Dzisiaj spotkałam się z koleżankami. No hard feelings. Ile nam wolno?” – zapytała aktorka.



Idę zaraz sama do kina. I zamierzam nie mieć wumyrzutów sumienia. Jutro idę na cały dzień do pracy. Również bez wyrzutów. Dzisiaj spotkałam się z koleżankami. No hard feelings. Ile nam wolno? Kiedy zaczynamy być na tyle mądre i świadome żeby realizować swoje potrzeby/zachcianki bez udziału osób trzecich? Dlaczego Mamy oprócz nauki jedzenia przy stole nie serwowały nam morałów na temat tego, że Matka pomimo tego, że jest Matką jest również człowiekiem i MUSI mieć czas dla siebie. Musi wyjść z domu i zająć się swoją głową. Albo swoją duszą. Albo dobra… chociaż swoimi paznokciami. Nie możemy wychodzić z domu w poczuciu porzucania dzieci. Nie możemy czuć na karku odpowiedzialności za każdą minutę nie spędzoną ze swoimi Gówniakami. No kurde! TAK BYĆ NIE MOŻE. Pisze to by sama sobie dodać odwagi. Bo mimo wszystko każde niekoniecznie rozstanie wydaje mi się nadużyciem. A przecież to nieprawda. Prawda? #mom #momslife #instamatka #staradzidziutków #mamprawo #czynie #dylematy

A post shared by Stara dzidziutków (@majabohosiewicz) on Nov 17, 2017 at 11:36am PST
Czytaj także: Zostawiam swoje dziecko i randkuję z mężem. Polecam!


Matka to też człowiek

I od razu spróbowała odpowiedzieć:

Kiedy zaczynamy być na tyle mądre i świadome, żeby realizować swoje potrzeby/zachcianki bez udziału osób trzecich? Dlaczego Mamy, oprócz nauki jedzenia przy stole, nie serwowały nam morałów na temat tego, że Matka, pomimo tego, że jest Matką, jest również człowiekiem i MUSI mieć czas dla siebie. Musi wyjść z domu i zająć się swoją głową. Albo swoją duszą. Albo dobra… chociaż swoimi paznokciami.

Na koniec Bohosiewicz zostawiła najważniejsze:

Nie możemy wychodzić z domu w poczuciu porzucania dzieci. Nie możemy czuć na karku odpowiedzialności za każdą minutę niespędzoną ze swoimi Gówniakami. No kurde! TAK BYĆ NIE MOŻE. Piszę to, by sama sobie dodać odwagi. Bo mimo wszystko, każde niekonieczne rozstanie wydaje mi się nadużyciem. A przecież to nieprawda. Prawda?

Oczywiście, że prawda! Tylko tak trudno wprowadzać ją w życie, kiedy popatrzy się w te słodkie oczy, poczuje na szyi te małe, lepkie rączki. To naturalne, że odczuwamy wielką potrzebę spędzania ze swoim dzieciątkiem każdej chwili. Zwłaszcza na początku jego życia. Ale z czasem burza hormonów się uspokaja, dobry nastrój opada, przychodzi zmęczenie. Całkowita rezygnacja z siebie (nie mam tu na myśli pracy czy kariery, ale po prostu czasoprzestrzeń nieudekorowaną kaszką i pieluchami) to prosta droga do wypalenia.
Czytaj także: Zdjęcie młodej matki w depresji poporodowej obiegło sieć


Czas dla siebie

Kiedy czuję, że zaczynam tracić cierpliwość, mój syn jest w stanie mnie zirytować po 20. (a nie, jak zwykle, 60. powiedzeniem – zostaw, nie rusz, nie wkładaj palców do kontaktu, nie oblizuj kibla), zapala mi się czerwona lampka i już wiem – potrzebuję czasu dla siebie. Potrzebuję wyjść z domu i nie robić nic. Nie myśleć o niczym.

U mnie sytuacja jest tym trudniejsza, że regularnie umykam z domu, by popracować (dlatego zawsze żartuję, że matka Polka w pracy odpoczywa). Kiedy więc zaczęłam zostawiać dziecię, by przejść się do sklepu albo kosmetyczki, pojawiło się uczucie, o którym napisała Maja Bohosiewicz. Potężne wyrzuty sumienia. Jak to? Mam zostawić synka, a w tym czasie nie robić nic arcyważnego, pilnego? Właściwie nie potrafiłam się tak do końca zrelaksować, bo siedząc w kinie zerkałam nerwowo na telefon, a podczas kawy z przyjaciółką pisałam co pół godziny do niani/męża/babci, czy wszystko w porządku i czy aby nie muszę natychmiast wracać, by zaradzić jakiejś bolączce mego synka (której, jak wiadomo, tylko ja mogę zaradzić).

Hmm…

Nigdy nie musiałam wracać. Nie było żadnego alarmu. Okazało się, że oni sobie całkiem świetnie beze mnie radzą. To mnie uspokoiło. I pozwoliło nabrać przekonania, że naprawdę – mogę mieć czas tylko dla siebie BEZ WYRZUTÓW SUMIENIA.

Korzyści są oczywiste. Można:
…wypić ciepłą kawę;
…usłyszeć własne myśli (nieprzerywane jękami „mamooooooooooooooooo” 438584678/godzinę;
…porozmawiać w języku polskim z człowiekiem powyżej 2 roku życia;
…nabrać dystansu i spojrzeć na swoją codzienność z innej perspektywy;
…zyskać cierpliwość (niezbędną na kolejne niezliczone „nie oblizuj kibla!”;



Dlatego, droga mamo, jeśli czujesz, że styki w mózgu Ci się przegrzewają od „gugu-gugu” albo zwyczajnie opadasz z sił, zasiądź wygodnie w fotelu, weź kalendarz w rękę i zaplanuj swoje wyjście (a dla dziecięcia opiekę). Ba – co więcej, nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia, jeśli zostawiasz dziecko z kimś, kto NIE jest Twoim mężem. Zwariowałam? Nie! Serio, wiem, że dla niektórych mam to nie do pomyślenia. Kurczę, mnie się jeszcze nie zdarzyło, żeby babcia albo niania nakarmiły synka karmą dla kotów albo uczyniły mu inną, wiekopomną krzywdę.



I na koniec – jeśli widzisz na Insta albo Fejsie, zdjęcie jakieś matki relaksującej się przy kawie (BEZ dziecka) albo randkującej z mężem, to nie pytaj w pierwszym komentarzu „A z kim zostawiłaś dzieciiiiiiiiiiii?”. To nie pomaga nam w korzystaniu z czasu dla siebie BEZ WYRZUTÓW SUMIENIA.

...

Oczywiscie negatywne jest tylko karygodne zaniedbanie dziecka. Nie chodzi o wyczyny niszczace zdrowie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:22, 10 Gru 2017    Temat postu:

Tych 5 rzeczy pod żadnym pozorem nie mów kobiecie w ciąży!
Jacek Kalinowski | 10/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Życie przez 9 miesięcy z ciężarną kobietą bywa jak odpalanie zapałki w składzie saletry – nigdy nie wiesz, czy tym razem ci się uda, czy może zaraz wszystko wyleci w powietrze, łącznie z tobą.


P
rzeżyłem dwie ciąże, choć łatwo nie było. Wiem, wiem, zaraz zostanę przygnieciony lawiną krytyki. A że to kobieta nosi dziecko, to jej jest ciężko, to ona ma zgagę i w pewnym momencie nie może samodzielnie zawiązać sobie butów. I na koniec ten ból. Jasne, to wszystko prawda.

Kocham swoją żonę i pewnie niedługo opiszę, jak zmienia się podejście do kobiety, która urodziła dwójkę dzieci. Ale dzisiaj nie o tym. Dzisiaj o tym, że życie przez 9 miesięcy z ciężarną kobietą bywa jak odpalanie zapałki w składzie saletry – nigdy nie wiesz, czy tym razem ci się uda, czy może zaraz wszystko wyleci w powietrze, łącznie z tobą.

Bo wiadomo, że są rzeczy, które ciężarnym kobietom należy mówić. Ale co z tekstami, które mężczyzna uważa za niewinne, nieszkodliwe zdania, podczas gdy świat kobiety ogarnia właśnie pożoga? Oto teksty, których lepiej się wystrzegać:
Czytaj także: Przygotujcie się do porodu… psychicznie!
Pijesz kawę w ciąży?

Przede wszystkim – ugryź się w język, w przeciwnym razie zanim żona wyląduje na porodówce, ty trafisz do szpitala szybciej – z poparzeniami trzeciego stopnia. Kawa to jedna z niewielu przyjemności, na jaką mogą sobie pozwolić kobiety w ciąży.

Oczywiście, nie mówimy tu o pitej pięć razy dziennie siekierze, po której żona z rozszerzonymi źrenicami popędzi na porodówkę rowerem. Proponujesz zamienniki? Również igrasz z ogniem. Kawa to kawa. Wszystko w granicach rozsądku jest dla ludzi, a kobieta w ciąży też człowiek.


A te rozstępy znikną?

Jedna z bardziej okrutnych rzeczy, jakie możesz powiedzieć swojej ciężarnej żonie. Pamiętaj – kobiety dziewięć miesięcy noszą w swoich brzuchach naszych potomków, a my? Śmierdzimy, na własne życzenie tyjemy i flaczeją nam cycki. Podobno rozstępy to naturalne tatuaże piorunów i dla własnego dobra trzymaj się tej wersji. W przeciwnym razie umrzesz. Powoli. W cierpieniach.

Dodatkowo, po porodzie również trzymaj język za zębami. Nie wiem, czy słyszeliście, ale ostatnie badania wykazały, że kobiety, którym po ciąży nie udało się zrzucić do końca swojej „ciążowej” wagi, żyją dłużej niż ludzie, którzy ośmielili się im to wypomnieć.
Czytaj także: „Ciąża to nie choroba”. Dlaczego właściwie ustępować miejsca ciężarnym?


Słyszałaś, że kot sąsiadów wpadł pod samochód?

Przyszły młody ojciec może tego nie wiedzieć, ale dość szybko się o tym dowie – w ciąży należy unikać drażliwych, zbyt śmiesznych, zbyt smutnych i mocno emocjonalnych tematów.

Reakcja na jakikolwiek odchył w którąś stronę może Cię mocno zaskoczyć. Trzeba również obserwować rzeczywistość wokół ciężarnej żony. Jeśli oglądacie wiadomości i widzisz, że żona zaczyna pociągać nosem, szybko zmień kanał. Jeśli słyszysz ciche łkanie, wchodzisz do kuchni, a na podłodze leży rozbite jajko, otul żonę kocem, odprowadź na kanapę i sam zrób tę jajecznicę. Jeśli zaczyna padać deszcz, a Twojej żonie zaczyna drgać broda, pozasłaniaj wszystkie okna.


Kup cztery bułki, orzechy brazylijskie, mąkę pszenną typ 750 i dwa jogurty – jeden wiśniowy, drugi ananasowy

Bądźmy szczerzy – takiej listy nie zapamięta większość mężczyzn. Czy możemy wymagać tego od kobiety w ciąży? Baby brain w jej mózgu sieje takie spustoszenie, że powinieneś płakać ze szczęścia codziennie rano, gdy wstajecie, a żona pamięta jeszcze Twoje imię. Im bliżej końca porodu, tym lista powinna być krótsza. Jest już 9. miesiąc i chcesz, żeby żona zrobiła małe zakupy? W porządku, ale niech to będą tylko te cztery bułki. I dodatkowo zapisz to na kartce.
Czytaj także: Poród okiem mężczyzny – emocje, które zapamiętam na zawsze


Pośpiesz się, jesteśmy już spóźnieni!

Kobieta w ciąży (tej zaawansowanej), ma motorykę pingwina, który przy wigilijnym stole objadł się za dużo ryb. Jeśli będziesz ją popędzał, to istnieje ryzyko, że nastąpi kumulacja większości wymienionych tu punktów.

Czyli kobieta może Cię oblać kawą, jeśli akurat ją pije, później się rozpłacze, następnie Cię zabije, a pod koniec zapomni, o co w ogóle poszło. Prosta zasada: nie poganiaj ciężarnej kobiety!

Macie jeszcze jakieś teksty, których lepiej nie wymawiać przy kobiecie w ciąży? Przytoczcie sytuacje z własnego doświadczenia ߙ€

...

Ciaza to wielostronne cierpienie, takze psychiki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:12, 20 Gru 2017    Temat postu:

Połóg zwala z nóg! O tym wciąż mówi się za mało
Katarzyna Wyszyńska | 20/12/2017

Shutterstock
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

To, co podczas ciąży zmieniało się dzień po dniu przez 9 miesięcy, próbuje teraz w ekspresowym tempie sześciu tygodni powrócić do normy.

O ciąży mówi się sporo (i dobrze!). Strony parentingowe pełne są porad, jak ją przeżyć (i nie przytyć za dużoWink). Karmienie piersią też jest coraz chętniej promowane (i dobrze!). Mamy karmiące wiedzą już, że mogą jeść truskawki, a nawet w specjalnym kalkulatorze oszacować, ile litrów mleka do tej pory wyprodukowały.

Poród i noworodek to z kolei główne tematy zajęć w szkole rodzenia. Może się więc wydawać, że jadąc do szpitala mamy kompletną wiedzę o tym, co nas czeka. A jednak i ciąża, i poród mogą być zaskoczeniem. A na pewno jest nim połóg, o którym mówi się niewiele lub w ogóle nic. A połóg, proszę Państwa, zwala z nóg.
Czytaj także: Magda Frączek: Moje wyprawkowe podpowiedzi. Część 1


Połóg – jazda bez trzymanki

Magda wybuchła. Roztrzęsionym głosem opowiadała o kłótni z teściową, kolejny raz analizując jej słowa i swoje ostre odpowiedzi. Odgrywa tę scenę w swojej głowie kilka razy dziennie, a wieczorem wyrzuca sobie, że zamiast cieszyć się czasem spędzonym ze swoim słodkim noworodkiem, trawi ją złość i wyrzuty sumienia. Zadręcza się pytaniami: czemu tak się zachowałam? Co ze mną nie tak?

Sama też to przerabiałam. Na czas trzeciego porodu nasze starsze dzieci wyjechały do dziadków. Nie sposób opisać emocji, jakie towarzyszyły ich powrotowi i pierwszemu spotkaniu z malutką siostrzyczką. W kolejnych dniach starałam się dać im maksymalnie dużo uwagi i miłości. Tymczasem huśtając jedną z nich na placu zabaw, usłyszałam: „Ty już mnie, mamusiu, nie kochasz. Ja to wiem”. Serce waliło mi jak młot, myślałam, że zaraz pęknie. Wieczorem przepłakałam ból w ramionach męża, pytając wciąż: gdzie popełniłam błąd? Co ze mną nie tak?

Odpowiedź jest prosta – wszystko jest z nami w porządku. To tylko połóg.
Czytaj także: Czego lepiej nie mówić kobiecie w ciąży!


Połóg, czyli co?

Najprościej mówiąc, pierwsze tygodnie po porodzie. Łącznik między światem przed narodzinami dziecka, a względnym „ogarnięciem się” rodzica. To, co podczas ciąży zmieniało się dzień po dniu przez 9 miesięcy, próbuje teraz w ekspresowym tempie sześciu tygodni powrócić do normy.

Wyobraź sobie, że dokonując pomiaru rozwijasz metalowy metr, a on powoli i spokojnie odmierza kolejne odległości. Gdy jednak wykona swe zadanie, puszczasz go wolno, a on zwija się błyskawicznie z powrotem. Z głośnym protestem i robiąc maksymalnie dużo hałasu o nic.

To właśnie połóg. Rollercoaster sprzecznych ze sobą emocji, rozterek, stanu podwyższonej wrażliwości. Kobieta w tym czasie, jakby nie jest sobą. Jej ogląd sytuacji jest pełen wyrazistych, przejaskrawionych kolorów, z których i tak ostatecznie wybierze tylko dwa – raz biały, raz czarny. Funkcjonuje dobrze lub gorzej, ale towarzyszy jej, przynajmniej przez pewien czas, silne, chwilami obezwładniające, wewnętrzne napięcie.
Czytaj także: Pierwsze dziecko? To (nie) koniec małżeństwa!


Hormony, czyli w tyglu się pieni

Wszystkiemu winne hormony. Na ławie oskarżonych zasiada w pierwszej kolejności progesteron, zaraz za nim laktogen łożyskowy i gonadotropina kosmówkowa.

Łożysko, ich główny ciążowy dostawca, nagle zniknęło, więc pikują wszystkie naraz spod sufitu w dół, jak krzywo złożony papierowy samolocik. Jak w bulgoczącym kociołku, mieszają się zmiany: anatomiczne, hormonalne, morfologiczne, życiowe, a nawet duchowe i tożsamości. Zresztą, sami posłuchajcie. To nie opis tortur, a właśnie tej „fizjologii”, którą przechodzimy w pierwszych tygodniach po porodzie.


This is Sparta

Towarzyszy Ci ciągły ból. Bolą nieprzyzwyczajone do karmienia brodawki sutkowe, bolą całe piersi, gdy wkraczają w nawał lub, co gorsza, zastój. Boli zrastający się po operacji cięcia cesarskiego brzuch lub nacięte/pęknięte krocze, za każdym razem, gdy siadasz.

A jeśli nawet poród nie skończył się szyciem żadnej części ciała, boli obkurczający się mięsień macicy. Do tego dodaj dyskomfort, jaki daje poczucie, że Twoje ciało „przecieka”. Wtedy, gdy słysząc kwilenie noworodka, budzisz się z mokrą od mleka koszulą nocną (w trakcie snu wkładki laktacyjne wyemigrowały pod pachę), gdy bierzesz trzeci prysznic w trakcie dnia, bo pocisz się od uderzeń gorąca lub dlatego, że masz silniejsze krwawienie, które przypomina wprawdzie okres, ale trwa od trzech, do sześciu razy dłużej.

Narasta zmęczenie. Pomimo wyczerpania, jakie przyniósł tytaniczny wysiłek wydania na świat człowieka, Twój sen zostaje z regularną brutalnością przerywany co 2 godziny. Nic dziwnego, że ten stan może skończyć się depresją poporodową, baby bluesem, a w najlepszym wypadku labilnością emocjonalną.


Tylko spokój może nas uratować

Nie jest moim celem wzbudzanie lęku. Chcę tylko uświadomić, że emocje, trudności i napięcia tego wyjątkowego okresu w życiu, to w dużej mierze biologia. Czystą logiką przekonać przygnębionych, że jest nadzieja, bo to minie*!

Mamy prawo mieć wtedy „humory”, a rodzina powinna nad nami roztoczyć parasol ochronny zbudowany ze spokoju, cierpliwości, ogromnej wyrozumiałości i kilku łatwo dostępnych paczek chusteczek.

Są pewnie szczęściary, które bezproblemowo i bez jednej łzy znoszą ten czas, ale większość z nas będzie raczej w stanie rozpłakać się na widok kanapki zrobionej przez kochanego męża. Bo na przykład jest z szynką, a nie z serem lub po prostu jest za duża (autentyk!).

Mi ogromną ulgę przyniosła rozmowa z opanowaną koleżanką, która powiedziała wprost: „Kasia, spokojnie. Patrzysz na to jak na koniec świata, ale daj sobie i dzieciom czas. Przecież od porodu minęły niecałe 2 tygodnie. Zobaczysz, to minie. Spokojnie”. I rzeczywiście, napięcie odeszło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, od samej tej rozmowy. Od uświadomienia sobie, że wszystko jest ze mną w porządku. Z Tobą też.

*Jeśli nie mija, jest to powód, by skonsultować się z lekarzem pod kątem poszerzenia diagnostyki, np. w kierunku depresji poporodowej.

...

To jest walka a zatem cierpienie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:37, 28 Gru 2017    Temat postu:

Mamo, pomyśl o sobie!
Iwona Jabłońska | 28/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Trudno kochać bliźniego swego jak siebie samego (męża, dzieci) i trudno mieć dla nich łagodność, cierpliwość czy siły, kiedy zapominamy o sobie!


D
roga Mamusiu!

Wychodzisz z domu na 2 godziny i z wypiekami na twarzy wracasz czym prędzej, pchana wyrzutami sumienia, że zostawiłaś swoje dzieci „same”. Zaraz, zaraz Kochana (małe sprostowanie) – nie same, tylko z ich Tatusiem albo z Babcią. Znacie to?


On się nie angażuje

Przyjrzyjmy się czasem naszym mechanizmom. Czy nie jest przypadkiem tak, że uważamy, że my lepiej… zmienimy pieluszkę, nakarmimy, ubierzemy, zabawimy, ponosimy…, spychając tym samym naszego męża na dalszy plan obowiązków, związanych z opieką nad naszymi maluchami?

Kropla drąży skałę, ileś takich sytuacji, w których wyręczamy (czasem na własne życzenie) mężów w opiece nad dziećmi, sprawia, że naturalne staje się dla otoczenia, że to mama jest od… wszystkiego!
Czytaj także: Jak pokochać samego siebie? Św. Augustyn to wiedział!


W dobrych rękach

Wyjdź czasem z domu sama i nabierz dystansu! Tatuś kocha swoje dzieci tak bardzo, że zrobi wszystko, żeby pod Twoją nieobecność niczego im nie zabrakło. Co najwyżej zastaniesz mieszkanie w takim nieładzie, że trzeba będzie zrobić szlaki komunikacyjne, żeby się gdziekolwiek dostać, ale to tylko będzie świadczyło o tym, że świetnie się bawili! Nie musisz biec do domu, jak tylko wyjdziesz. Wykorzystaj ten czas jak najlepiej i jak najowocniej, bo…


Szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci

Na pewno słyszałaś to nie raz. Ja też i widzę odbicie mojego zachowania w zachowaniu dzieci. Ja mniej zestresowana, bardziej zadowolona = moje dzieci bardziej spokojne i radośniejsze. Przypadek? Nie sądzę.

Kochana Mamusiu, jeśli lubisz przeczytać dobrą książkę, a w domu nie masz (naturalnie) warunków do skupienia się na niej, to wyjdź do kawiarni, zabierz ją ze sobą i czytaj! Jeśli lubisz kino, wybierz się z koleżanką. Jeśli lubisz coś, co sprawia Ci radość, po prostu zrób to!
Czytaj także: Co daje wewnętrzną siłę? 10 odpowiedzi, które pomogą Ci zrozumieć siebie

Ja na przykład lubię między innymi takie domowe (lub pozadomowe) SPA. Zamykam się czasem w łazience, oznajmiam mężowi, że mnie nie ma. Włączam sobie ulubioną muzykę i staram się odpoczywać. Czasem córeczka zapuka do łazienki, ale tata zazwyczaj potrafi zorganizować wtedy jej czas.

Z łazienki wychodzi już zupełnie „inna” mama (paznokieć zrobiony, maseczka, włosy). Te wszystkie wykonane czynności pozwalają skupić się na chwilę na sobie, bo tak na dobrą sprawę przez większość dnia jestem skupiona na dzieciach.

Oprócz SPA dla ciała, lubię też duchowe SPA. Staram się, kiedy załatwiam coś sama na mieście tak zorganizować czas, żeby choć na chwilę zatrzymać się na Adoracji. Na szczęście niedaleko mam kościół, w którym jest całodzienna Adoracja. Zazwyczaj jestem tam „sama”. Lubię tę ciszę. Oddaję wtedy wszystkie swoje troski Temu, który jest balsamem na moją duszę.


Kochaj jak siebie samego

No właśnie! Trudno kochać bliźniego swego jak siebie samego (męża, dzieci) i trudno mieć dla nich łagodność, cierpliwość czy siły, kiedy zapominamy o sobie!

Ostatnio pod wpływem natchnienia zaproponowałam moim koleżankom cykl spotkań dla mamusiek. Już miałyśmy umówione spotkanie i z 9 dziewczyn zostało 2, bo pozostałe (w tym ja) musiały jednak zrezygnować. Infekcje dzieci, „katarki” czy inne obowiązki sprawiły, że w końcu do spotkania nie doszło.

Trochę się śmiałam, że to pokazało całą rzeczywistość mamusiek, ale to jeszcze bardziej zmobilizowało mnie do tego, żeby powrócić do tematu po świętach i czym prędzej wprowadzić w życie.

Nie wiem jak Ty, ale ja pomimo tego, że uważam mój czas z dziećmi w domu za ogromny dar i błogosławieństwo, którego nie zamieniłabym na nic w świecie, to czasem mam po prostu dość.
Czytaj także: Wymień siebie na lepszy model – czyli o rozwoju osobistym po chrześcijańsku

Wtedy wiem, że przesadziłam, tzn. nie zatroszczyłam się o siebie, przegapiłam ten moment, gdzie powinnam zwolnić. Kochana, zbliża się Nowy Rok. Niech obok wszystkich wylistowanych punktów związanych z dziećmi nie zabraknie w Twoim kalendarzu regularnej rubryki „czas dla siebie”.

Apel do Tatusiów! Pilnujcie tego, bo szczęśliwa mama i żona, to też szczęśliwe dzieci i mąż.

Powodzenia!

...

Zniszczenie siebie dzieciom nie pomoze. Siebie trzeba milowac tez. Co oznacza rozumne planowanie czynnosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:17, 01 Sty 2018    Temat postu:

Miłość po urodzeniu dziecka
Magda Frączek | 01/01/2018
Pexels | CC0
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Irytują mnie badania i dobre rady, na temat tego, jak należy dbać o małżeństwo po urodzeniu dziecka.


T
e wszystkie przelewane do kobiecych mózgów niepokoje, aby nie odsuwać swojego męża od siebie po porodzie. Te zalecenia, aby pójść wtedy i wtedy na randkę, do kina, do lasu, do ludzi! Gadanie o relacjach często jest drętwe, jeśli nie powiedzieć – drewniane.


Narodziny dziecka. Nowe spojrzenie na świat

Jeśli tak jak ja masz silne ciągoty do wypełniania zadań, i to wzorowego, możesz (lub już to zrobiłaś) rozbić się o skały. Nikt nie napisze przecież, że po każdym przełomowym doświadczeniu w życiu potrzeba czujności i otwartości. I że – mimo mnóstwa towarzyszących lęków – nie jest to dobra pora na to, aby się wycofywać. Czasem nowe znaczy po prostu nowe. Nie takie, jak w podręczniku, w tabelce czy w małżeństwie koleżanki.

Czasem ciężko jest nam się w tej nieznanej historii odnaleźć, więc ogarnia nas chaos, a my, nieumiejętni w zachowywaniu spokoju, wyszarpujemy poszczególne chwile, jak kartki z zeszytu, próbując sklecić z nich jakąś historię. Czasem początki bywają spektakularnie-bez-sensu. I nie umiemy ich zszyć.

Dla kobiety urodzenie dziecka oznacza nową psychikę, nową biologię i nowe ciało. Na wieki wieków. Trafnie pisze o tym Justyna Bargielska w pięknie wydanej, wespół z ilustratorką Iwoną Chmielewską, książce (poemacie?) pt. Obie:

Gdy urodziłam ciebie, wzięłaś sobie kawałek mojego serca i teraz z nim łazisz, nawet nie wiem gdzie. To dziwne uczucie, gdy twoje serce jest poza twoim ciałem i nawet nie wiesz gdzie. Może pojechało na rowerze nad rzekę? Może jest u Marysi z pierwszej klatki? Może nie u Marysi, a u Janka? Czy nie jest na to za młode?

U mężczyzn ciężej to zobaczyć. Oni przecież „nie noszą” ciąży, nie mają mdłości i spuchniętych nóg. Mają za to wielkie głowy. Tak właśnie narysowała mojego męża trzyletnia przemądra i prześliczna Matylda. Na obrazku podarowanym nam z rozpromienienia faktem, iż na świecie pojawi się mały Józio widnieje patyczakowaty mężczyzna z owalną głową, ogromną jak arbuz. Cóż za precyzja. Cóż za wyczucie faktów.


Narodziny dziecka. Życiowa rewolucja

Bo jak ona urodzi Wasze dziecko, to jak Ty ich obejmiesz tymi swoimi samotnymi ramionami? Jak Ty zaradzisz, pomożesz, usłużysz Twojej kobiecie w epicentrum słabości i dziecku, którego w ogóle nie znasz? Ona jest w nim, nosiła je przez kilka miesięcy, a Ty gdzie masz się podziać?

Dziecko jest jak Flash z Ligi Sprawiedliwości – kształtuje życie kochających się ludzi z niezwykłą prędkością. Nawet się nie obrócimy, a już łamiemy prawa fizyki – mniej jemy, prawie nie śpimy, przechodzimy skamieliny samych siebie. Nagle musimy się bardziej starać, aby być z sobą. Chwile sam na sam są jak wygrane na loterii losy. Jak miliony monet. Jak wakacje w ciepłych krajach „za dara”.

Nagle jesteśmy dla siebie wszystkim, w sensie dosłownym i przyziemnym zarazem – i dachem, i oknami, i drzwiami, i piwnicą, i odpływem kanalizacyjnym, i kominem, i styropianem ocieplającym nieumeblowany świat rodzinnego życia. Jesteśmy systemem alarmowym i dziurami w suficie przez które przecieka woda, poduszką, noktowizorem, kluczem, ocieplaną podłogą, puchatą kołdrą, kocem, pełną lodówką, uspokajającym biciem serca. Nieznajomymi. Braćmi broni. Przyjaciółmi. Dziecko obnaża naszą miłość. Aż do przestraszenia, do urealnienia, do odpuszczenia oczekiwań, do bliskości bez „jeśli”.

Jaka jest więc miłość po urodzeniu dziecka? Nowa. Bardziej ludzka. Bardziej rozciągliwa. Zmęczona. Bardziej skupiona. Czasem heroiczna. Czasem – taka po prostu.

...

Mezczyzni musza rozumiec ze dziecko staje sie dla kobiety najwazniejsze. Chyba oczywiste ze i dla ojca tak byc powinno. W koncu trzeba sie dzieckiem opiekowac. Ale z czasem coraz mniej zatem stopniowo wzrasta wiez miedzy malzonkami na wyzszym poziomie. Az dziecko jest samodzielne calkowicie. Wtedy czas na silne ponowne zwrocenie na siebie uwagi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:55, 09 Sty 2018    Temat postu:

Matka to nie ofiara, a macierzyństwo to nie cierpiętnictwo
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 09/01/2018
Treasures&Travels/Stocksy United
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Nie zamierzam prowadzić matek na barykady wolności. Chcę jedynie pokazać, że miarą zaangażowania, a tym samym miłości do dziecka nie jest liczba niedogodności czy wyrzeczeń.


P
rzeglądam blogi parentingowe, czytam rozmaite artykuły o macierzyństwie, a wśród znajomych mam sporo matek w różnym wieku. Chociaż w większości potrafią o byciu mamą mówić i pisać pięknie, to… bywa, że ich narracja sprowadza się do narzekania.


Matka w cierniowej koronie

A może nie tyle narzekania, co wprost kreowania się na ofiarę. Z tych relacji o niedoli wyłania się smutny obraz matki w powyciąganych, workowatych swetrach, z nieświeżymi włosami, szarą cerą i odrapanymi paznokciami. Matki zaniedbanej, bo w końcu całkiem oddanej dbaniu o dziatwę. Ale kiedy po raz kolejny czytam o tym, jak to matka nawet kawy ciepłej nie może wypić, bo tak jest zajęta wiecznym doglądaniem dzieci, a kiedy one śpią albo są zajęte sobą, ona i tak wypija zimną, cienką lurę (już z przyzwyczajenia), to coś się we mnie buntuje.

Owszem, bywa różnie. Raz dziecko utnie sobie długaśną drzemkę, podczas której można nie tylko wypić kawę, ale przejrzeć prasę, odpisać na maile czy spokojnie poczytać książkę. A innym razem brzdąc dokazuje i domaga się zainteresowania. Są też różne dzieci. Ale jestem mamą od dwudziestu trzech miesięcy, a nie pamiętam, żebym kiedykolwiek piła zimną kawę (a pijam ich kilka dziennie, więc prawdopodobieństwo duże). Znam też mamy z dłuższym stażem, niż ja (i większą gromadką), które również nie mają na koncie takiego „cierpiętnictwa”.

Wiem, kawa to tylko metafora. Taki przykład, pierwszy z brzegu. Ale to można przełożyć na wiele innych płaszczyzn, a efekt finalny będzie zawsze ten sam – smutna, umęczona matka. Obserwując różne relacje na temat macierzyństwa, mam wrażenie, że niektóre mamy uznały, że miarą ich zaangażowania, a tym samym miłości do dziecka są właśnie symboliczne zimne kawy (nadprogramowe kilogramy, zerwane kontakty towarzyskie, odłożone na wieczne „później” książki, etc. – tu można wpisać naprawdę dużo). Jakby chciały pokazać światu, że im więcej niedogodności znoszą, tym lepszymi są matkami, bo w końcu nie myślą o sobie, tylko o dziecku.

Mam problem z taką wizją macierzyństwa. I to z kilku powodów.
Czytaj także: Podzielmy się obowiązkami – oboje zyskamy


Perfekcjonistka i wycofany ojciec

Macierzyństwo to dar, zadanie, wyzwanie, przygoda – można wpisać wiele określeń, ale ostatnim, na które bym się zgodziła, jest poświęcenie. Dlaczego? To zła perspektywa. Poświęcenie stawia dziecko w pozycji tego, dla którego poświęca się (zdrowie, karierę, rozwój osobisty, marzenia, pasje – tu też można wiele wpisać), a w konsekwencji stawia je w niezręcznej roli tego, który musi się matce za to poświęcenie odwdzięczyć. Jednym słowem – może wywołać u dziecka poczucie winy („to przeze mnie mama zrezygnowała z… – przeze mnie jest nieszczęśliwa”).

Bycie matką-cierpiętnicą wynika po trosze z bycia perfekcjonistką, która zawsze wie najlepiej, co podać dziecku do jedzenia, w co ubrać, czym się bawić. W efekcie znacznie ogranicza się przestrzeń działania dla ojca, który przecież nie wykąpie tak idealnie, jak mamusia, nie ukoi tak szybko łez po rozbitym kolanku, nie zabawi, nie zajmie się dobrze, etc.

Nie oszukujmy się, niektórym facetom to na rękę. Tylko czy dziecko na tym korzysta? Kiedyś pokutowało przekonanie, że w pierwszych latach życia dziecku potrzebna jest wyłącznie matka, a później – już odchowane, przechodzi pod skrzydła ojca. Ale czy takie dziecko nawiąże relację, głęboką więź z kimś, kto przez pierwsze lata jego życia praktycznie nie istniał? Ojciec staje się w takim układzie jedynie majaczącą na horyzoncie figurą, która wydaje polecenia, godzi się na coś albo karze. Wszystko najlepiej wie/zrobi mama, która ma dla siebie jeszcze mniej i mniej czasu. Błędne koło.

Wreszcie, syndrom matki-cierpiętnicy (jak go nazywam) jest niebezpieczny, bo grozi… szybkim wypaleniem się kobiety. Dąży ona do zaspokojenia wszelkich potrzeb dziecka, rezygnuje dla niego ze wszystkiego, ale jednocześnie ma poczucie uciekającego jej przez palce życia, tego, że ono toczy się gdzieś obok. Z czasem takie cierpiętnicze macierzyństwo może zostać sprowadzone do taśmowego wykonywania rozmaitych czynności wokół dziecka, zaspokajania jego fizjologicznych potrzeb, a sama matka zaczyna się dusić i pragnie jednego – uciec z domu.
Czytaj także: Dobry ojciec… Niech będzie prawdziwie obecny!


Co zatem?

Nie mam prostych recept. A ten tekst nie ma charakteru rewolucyjnego – nie zamierzam prowadzić matek na barykady. Nie nawołuję do porzucenia matczynych uczuć, ciepła, troski. Chodzi raczej o perspektywę, odpowiednie rozłożenie akcentów. Bycie mamą naprawdę nie polega na nie-myśleniu o sobie. Wręcz przeciwnie – mama powinna myśleć o tym, co daje jej szczęście, o swoich pasjach i marzeniach. Także po to, by móc świadomie wybierać i z czegoś rzeczywiście rezygnować (albo odłożyć na później). Oczywiście, nie da się tego wszystkiego zrobić bez mądrych, dojrzałych i zaangażowanych ojców, którzy potrafią przejąć stery w domu, dając tym samym swojej kobiecie nieco przestrzeni. Dla niej samej.

...

Mimo wszystko to jest ofiara.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:50, 20 Sty 2018    Temat postu:

7 rzeczy, których młode mamy potrzebują od przyjaciół
Marlena Bessman-Paliwoda | 20/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 9 Komentuj 0
Mamy potrzebują przyjaciół. Może wydawać się, że jest inaczej, zwłaszcza na samym początku. Nic jednak bardziej mylnego!

Często w rozmowach z mamami słyszę, że w momencie, kiedy pojawiają się dzieci, ich przyjaźnie się zmieniają, niektóre nawet się kończą. Nie będę tu rozgrzeszać matek (bo teraz to tylko kaszki-mleko-kupki-dzieci-płacz), ale chcę Ci pokazać drugą stronę. Jak być przyjacielem młodej mamy?

Przyjaciel kojarzy mi się z normalnością i z tym, że jest w moim życiu tak po prostu. Nie wymagam od niego doktoratu z dzieciowego świata. Ważne jest to, że mogę z nim czasem pomilczeć i posiedzieć. Czy przyjaciel młodej mamy ma robić coś szczególnego, innego niż każdy inny? Spytałam kilka mam i oto siedem wskazówek, by przyjaźń z matkami mogła kwitnąć (mimo dziecięcego płaczu w tle).



1. Po prostu: mów i słuchaj
Mów o sobie, o swoich planach i marzeniach. Młoda mama, jak kania dżdżu, pragnie posłuchać o tym, czego nie ma w jej czterech ścianach. Tak samo pragnie się rozwijać, ma marzenia, ale naprawdę często jest dla otoczenia JEDYNIE ekspertem od pieluch, stając się atlasem dziecięcych kupek. Słuchaj o jej dylematach. W jej głowie błąkają się miliony myśli, których nie ma czasu i przestrzeni, by wypowiedzieć. Daj jej swobodę mówienia. Zachęcaj do pozadzieciowych tematów, ale jeśli ma potrzebę mówić o dziecku – wysłuchaj.

Dużo dałyby mi rozmowy o czymś, o kimś innym niż moje dzieci. Słuchanie, co mój przyjaciel robi, jakie ma problemy i wysłuchanie trochę moich (nie o odparzonej pupie, ale o tym, że z jednej strony chcę być mamą na pełen etat, z drugiej chcę się rozwijać), żeby ktoś wysłuchał, ale nie oceniał i nie dawał rad, poklepał po plecach, uśmiechnął się. Przez już prawie trzy lata macierzyństwa nikt mnie nie wysłuchał w ten sposób.

Dzielna i mądra Asia, mama dwóch maluchów rok po roku


2. Inicjuj kontakt
Wiem z doświadczenia, że w czasie bycia mamą na pełen etat dni mijają jak szalone, a jeden jest często podobny do drugiego. Przez to traci się nawet świadomość tego, że z kimś od dłuższego czasu się nie rozmawiało. Widzisz, że przyjaciółka długo nie dzwoni? Zainicjuj kontakt. Twój telefon będzie miłą niespodzianką. Może zdarzyć się tak, że długo nie porozmawiacie (bo dziecko grymasi), ale takie małe sygnały decydują o podtrzymaniu przyjaźni.

Chciałabym, aby moi przyjaciele byli cierpliwi na moje milczenie, czasem zbyt długie. To wcale nie oznacza, że o nich nie myślę czy też ich nie potrzebuję….

Radosna Agnieszka, mama cudnej dziewczynki


3. Pamiętaj, że z dziećmi często żyje się… inaczej 😉
Na przykład dzieci mają swój rytuał chodzenia spać, drzemek w dzień, karmienia… i mama bierze to pod uwagę, kiedy umawia się na spotkanie. Ona też chce spokojnie z Tobą porozmawiać (to marzenie każdej mamy), ale jest to możliwe w określonych porach. Chętnie spotka się wieczorem i będzie starać się nie zasnąć Wink.



4. Wymagaj
Nie zamykaj się na to, aby zwrócić uwagę młodej mamie:

– Hej, dziewczyno! Rób też coś dla siebie!.

-Świat nie kończy się na dzieciach! Posłuchaj też o tym, co u mnie.

-Nie zapominaj o tym, żebyś ty też była szczęśliwa.

-Jest mi przykro, że mamy tak mało czasu dla siebie.
Wypowiedzenie swoich uczuć, spostrzeżeń oczyści Waszą relację i tylko tak pójdziecie dalej. Mów to jednak z miłością i zobacz, czy jest na to dobry czas.

Czytaj także: Od psychotropów do wiary. Jak Bóg może pomóc w depresji?


5. Pomóż
Serio, serio. Słowa warto wprowadzić w czyn i powiedzieć: „Słuchaj, weź na spokojnie prysznic, a ja posiedzę z maluszkiem”. Naprawdę, nawet dwadzieścia minut takiej pomocy, to często dla mamy „niebo na ziemi”, chwila z samą sobą.

Rzecz, za którą mogłabym ozłocić moich przyjaciół – ich chęć i gotowość do tego, żeby popilnować chłopaków, żebyśmy my jako rodzice mogli złapać oddech, pójść na spotkanie wspólnoty, zorganizować małżeński wypad czy pojechać na porodówkę z kolejnym maluszkiem.

Cudna Ania, mama dwóch przystojniaków


6. Nie oceniaj
Daj mamie-przyjaciółce czas na adaptację w jej nowym świecie. Może sobie z wieloma rzeczami nie radzić lub Ty możesz nie rozumieć jej wyborów. Matkom trzeba luzu, muszą mieć kogoś, przy kim nie muszą być „naj”.

Oczekuję nieoceniania i akceptacji i to otrzymuję od przyjaciół. Oczekuję, że podczas spotkań nie gadamy o pieluchach i maminych perypetiach. Rozmawiamy o naszych planach i marzeniach tak jak dotychczas. Nie stoimy po dwóch stronach barykady bezdzietnego i rodzica”.

Ambitna Dorota, mama małej dziewczynki
Czytaj także: Jak skutecznie zniechęcić dziecko do wiary? Błędy wierzących rodziców


7. Bądź
Dobrze wiedzieć, że ma się przyjaciela. Po prostu.

Sama obecność wystarcza. Pamięć. Nawet, kiedy nie ma możliwości fizycznego spotkania, wystarczy choć krótka rozmowa telefoniczna, SMS z dobrym słowem. Zapewnienie, że można na siebie liczyć w trudnych, podbramkowych sytuacjach.

Wspaniała Iwonka, mama czwórki maluchów


„Kto go (przyjaciela) znalazł, skarb znalazł.

Przyjaciel wierny jest bez ceny,

a wartości jego nie sposób określić”. (Syr 6,14-15)



„Wino i sycera rozweselają serce,

ale bardziej niż one – miłość przyjaciół”. (Syr 40,20).



Rozweselaj serce i bądź wierny.

...

Zawsze i wszedzie przyjaciel potrzebny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:02, 23 Sty 2018    Temat postu:

Supermoce każdej mamy
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 23/01/2018

Kate Daigneault/Stocksy United
Udostępnij 0 Komentuj 0
Każdy wie, że matka ma umiejętności, jakich nie ma nikt. Robienie wszystkiego jedną ręką, widzenie przez ściany, uleczanie największego bólu buziakiem… A jakie są Twoje supermoce?

Jeśli jesteś mamą kilkuletniej dziewczynki, z pewnością znasz disneyowską produkcję „Kraina lodu”. Jej bohaterka, blondwłosa księżniczka Elsa, miała magiczną moc tworzenia lodu i śniegu.

A jeśli nie kojarzysz bajki, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że trafiłaś na piosenkę z niej na YouTube. Tylko w nieco innej wersji – zatytułowaną „Kraina Głodu”. Blogerka Małgorzata Ulrich z humorem, ale i do bólu prawdziwie zaśpiewała o… supermocach karmiących matek.



Mama ma moc
Mam tę moc będę karmić całą noc,

Mam tę moc będę karmić całą noc,

Oto ja matka karmiąca,

na co komu sen,

gdy mleko to najlepsze co matka ma
– tak to leciało.





Karmienie bobasa całymi nocami to oczywiście niekwestionowana supermoc.



Co każda mama umieć powinna
Jeszcze wyższym levelem jest umiejętność wyspania się mimo tego karmienia, ale legendy głoszą, że niektórym, bardziej zaprawionym w boju mamom, to się udaje.

Pod względem supermocy jestem w macierzyńskim przedszkolu – moje dziecię ma nieco ponad rok, więc dopiero uczę się, jak to jest jedną ręką parzyć kawę, drugą mieszać owsiankę na śniadanie i jeszcze w jakiś magiczny sposób trzymać na plecach synka.

Dlatego zapytałam matki-Polki z więcej niż jednym dzieckiem i dłuższym niż moje doświadczeniem o ich supermoce. Chcecie wiedzieć, co mi odpowiedziały?

Mamowe supermoce to głównie te wszystkie umiejętności, które można zamknąć w szeroko pojętym multitaskingu, czyli:

– posiadanie oczu dookoła głowy, słyszenie i widzenie przez ściany (szczególnie to słyszenie, kiedy nic nie słychać – cisza w dziecięcym pokoju jest podejrzana!)
– trzymanie dziecka na rękach, zamykanie nogą piekarnika, drugą nogą lodówki w międzyczasie umawianie wizyty lekarskiej przez telefon i uspokajanie drugiego dziecka
– umiejętność niespania dniami, tygodniami, miesiącami…
– wyjmowanie stopą ubranek/pieluszki z komody (bo na rękach oczywiście jest dziecko)
– robienie największej piany w wannie i najszybszych driftów na sankach
– wyplątywanie malucha z najbardziej tajemnych zakamarków domu, zwłaszcza z kłębowiska kabli
– ogarnięcie w jeden (powtarzam: jeden!) wieczór prania, sprzątania, zakupów, obiadu na następny dzień i kilkudziesięciu niecierpiących zwłoki maili.


Mama multizadaniowa
Z tym ostatnim utożsamiam się szczególnie. Odkąd zostałam mamą, zachodzę w głowę, co ja robiłam wcześniej! W sensie – co ja robiłam ze swoim czasem, który – teraz mam takie wrażenie – przeciekał mi przez palce. Dziś potrafię pracować w jakimś przyspieszonym trybie – dziecię zadbane i nakarmione, dom nie zarasta gąszczem kurzu i zabawek, teksty do pracy napisane i jeszcze zostaje wieczór na lekturę książek albo prasy! Niemożliwe? A jednak!

Inne mamowe supermoce znacznie wykraczają poza codziennie, przyziemne obowiązki:

– siła, wytrzymałość i cierpliwość (zwłaszcza, jeśli dziecię domaga się czytania tej samej książeczki po raz 82482 i właśnie wylał na swoją nowiutką błękitną koszulkę sok z buraka)
– niepoddawanie się i walka do końca (tym bardziej, jeśli dziecię po raz 85495654 pluje przygotowanym przez mamę obiadem – w końcu za którymś razem się przekona!)
– znajomość dziecka na wylot, niemal czytanie mu w myślach – wystarczy jeden grymas i wiadomo, co malcowi dolega
– bycie koleżanką, wsparciem, spowiednikiem, powiernikiem tajemnic
– moc uleczania rozbitego kolana jednym całusem
– sprawienie, że tata jest niewidzialny (tylko mama może dać jeść, pić, przewinąć, wykąpać, ubrać)
– umiejętność wyczuwania, kiedy dziecko coś trapi, ma z czymś problem, ale nie bardzo wie, jak o tym powiedzieć.
Te wszystkie skille (a z pewnością to tylko wierzchołek góry lodowej, bo ile mam, tyle supermocy) sprawiają, że kiedy myślę o byciu mamą, widzę kobietę w stroju supermenki – z czerwoną pelerynką, umięśnionym bicepsem (w końcu to noszenie dzieci!) i dumnie wypiętą do przodu piersią. Ale tak naprawdę nie chodzi o jakieś kosmiczne umiejętności.

Samo bycie mamą jest supermocą. Bo dla swojego dziecka jestem po prostu kimś NIEZASTĄPIONYM.
W każdym innym miejscu ktoś – lepiej lub gorzej – mnie zastąpi, w byciu mamą – nie. Właśnie mocno się o tym przekonałam śpiąc z moim chorym synkiem (tak, tak, zimowe epidemie…). Brzdąc postanowił, że nie będzie spał w swoim łóżeczku, moim łóżku, nawet obok mnie, tylko… na mnie (kolejna supermoc: bycie najwygodniejszym na świecie materacem). A kiedy się obudził, radośnie się roześmiał i zaczął bić brawo. Jakby chciał powiedzieć: mamo, jak super, że obudziłem się właśnie obok ciebie!

* Swoimi supermocami podzieliły się ze mną mamy z facebookowego forum Nieperfekcyjne Mamy

...
Kazdy musi miec matke. Pomysl ze okres wychowania jest jakis malo wazny a dopiero doroslosc to ,,prawdziwe" zycie jest obledny. Bo wszak doroslosc w wiezieniu to nie bardzo prawdziwe zycie! A moze tak byc gdy matka byla pijaczka lub z innej patologii! To pokazuje ze okres wychowania jest najwazniejszy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:48, 29 Sty 2018    Temat postu:

Historia tego księdza pokazuje, że Bóg (i modlitwa matki) może wszystko
Katarzyna Matusz-Braniecka | 29/01/2018

Udostępnij 0 Komentuj 0
Wydaje Ci się, że ktoś jest stracony dla wiary i Kościoła? Po przeczytaniu tej prawdziwej historii nie będziesz już tak łatwo oceniał.

Rodzice Anthonego Cipolle od najmłodszych lat przekazywali jemu i jego rodzeństwu wiarę. Ojciec czytał im historie biblijne i uczył modlitw, a mama regularnie prowadzała na mszę świętą. I to miało po latach okazać się drogą, która doprowadziła go do szczęścia.

Czytaj także: Jestem księdzem i jestem z tego dumny. Choć moje kapłaństwo nie jest łatwe


Okres buntu
W miarę jak Anthony dorastał, postanowił nie kontynuować nauki, zaprzestał też praktykować swoją wiarę. Jego dziewczyna zaszła w ciążę, wzięli ślub cywilny i urodził im się syn.

W życiu zawodowym osiągał sukcesy, został sprzedawcą samochodów, potem założył firmę hydrauliczną. Niestety, w jego małżeństwie nie działo się dobrze i wkrótce małżonkowie się rozstali.



Trudy i początek czegoś niezwykłego
Przez trzy lata żył z pieniędzy ze sprzedaży firmy. Jak sam o sobie mówi „żył jak gwiazda rocka”. Gdy pieniądze zaczęły się kończyć, zatrudnił się w warsztacie samochodowym.

Gdyby ktoś myślał, że to koniec tej historii, to bardzo by się pomylił. Na Anthonego czekało tam niezwykłe doświadczenie.



Nieoczekiwana przyjaźń
Do warsztatu przyjeżdżało wielu klientów, a wśród nich jeden, z którym nasz bohater dużo rozmawiał. W tym czasie jego matka prawie codziennie chodziła do kościoła, by modlić się o nawrócenie syna. Wkrótce okazało się, że człowiek, z którym Anthony tak dobrze się dogaduje, jest księdzem katolickim. Mężczyźni zaprzyjaźnili się.

Nasz bohater pomagał księdzu i zaczął pracować jako kościelny. Widział radość, jaką daje księdzu Johnowi Kilmaritnowi służenie innym, udzielanie chrztów, błogosławienie związków małżeńskich. I zapragnął takiej wiary, jaką widział u swego przyjaciela.



Droga do nowego życia
Chciał od Boga przebaczenia, ale jak sam mówi – „nawet nie mogłem spamiętać swoich grzechów”. Zaczął odmawiać modlitwę „Ojcze nasz”, której w dzieciństwie nauczył go ojciec.

I gdy wypowiadał słowa „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, poczuł jak spływa na niego pokój. Ten pokój ogarnął jego całego i przemieniał sposób w jaki żył i działał. Odmienił jego i kontakty z ludźmi, którzy byli wokół niego.

Czytaj także: Franciszek do duchownych: Nie jesteśmy superbohaterami, którzy zniżają się do śmiertelników


Śmierć przyjaciela i kolejne wybory
Wybrał drogę powrotu do Kościoła. Zaczął też nadrabiać braki w edukacji. Zdał maturę, studiował wieczorowo, w tym wszystkim pomagał mu ksiądz Kilmartin. Po jego śmierci zaczął rozważać drogę kapłańską.

Wydawało się, że nie ma na to sposobu, bo opłacenie studiów kosztuje, a jego dobroczyńca właśnie umarł. Jednak dzięki pomocy dobrych ludzi uzyskał stypendium i w ciągu trzech lat zdobył tytuł licencjata z filozofii.

Okazało się też, że w diecezji Portland potrzebny był ksiądz. Anthony został wysłany do seminarium, które specjalizuje się w przygotowaniu do kapłaństwa mężczyzn powyżej 30 roku życia.



Mocna rodzina
Kiedy Anthony został diakonem, ochrzcił dwóch synów Marka, swojego 33-letniego syna. W dniu święceń kapłańskich w katedrze była jego rodzina, 91-letnia matka, brat i syn Mark.

Dziesięć lat wcześniej rozpoczęła się jego droga powrotu do wiary, która zaprowadziła go w to miejsce, w którym miał obiecać wierność Bogu. Zachęcił syna, by jego „święceń nie traktował jako utarty ojca, lecz jako rozszerzenie rodziny na cały Kościół katolicki”. I jak mówi Mark, przyjął te słowa za swoje i uznał, że ma teraz ponad milion braci i sióstr.



Taka jest siła modlitwy
Nadszedł ten dzień, gdy 52-letni mężczyzna został wyświęcony na prezbitera. Jego droga do tego dnia była długa i kręta. Jego historia i modlitwa jego matki są zadziwiająco podobne do tych świętego Augustyna i świętej Moniki. Obie matki wyprosiły u Boga nawrócenie swoich synów.

Czy zatem i w tych czasach nie jest to dla nas świadectwo, że nie należy ustawać w modlitwie, a dla Boga wszystko jest możliwe? Bóg z każdej sytuacji potrafi wyprowadzić dobro i nawet jak nie jesteśmy w stanie zrozumieć sytuacji w danym momencie, to warto pamiętać, że On wie lepiej, co jest nam potrzebne i jak mawiała bliska mi osoba – nie rozumiem Boże, ale jestem Ciebie pewien.

....

To tez zadanie matki nie tylko dac jesc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:37, 31 Sty 2018    Temat postu:

Anna Kalczyńska: obecność to mój sposób na szczęśliwą rodzinę
Anna Salawa | 31/01/2018

Archiwum prywatne
Udostępnij 0 Komentuj 0
Życie chwilami przypomina telewizję śniadaniową – tematy trudne i ważne przeplatają się z prozą życia. O swojej pracy, którą stara się łączyć z karierą mamy, opowiada Anna Kalczyńska, dziennikarka prowadząca „Dzień Dobry TVN”.

Anna Salawa: Jak udaje się Pani łączyć pracę zawodową z wychowywaniem trójki dzieci?

Anna Kalczyńska: Łączenie macierzyństwa z pracą jest dla mnie sprawą naturalną. Taki obraz wyniosłam z domu. Moja mama też ma trójkę dzieci i zawsze była aktywna zawodowo. Choć bywa to trudne. Ostatnio zauważyłam, że im dzieci są starsze, tym ja mam wobec nich coraz więcej obowiązków.

Kiedyś to było przedszkole i tyle, a teraz doszła mi między innymi fucha taksówkarza, bo po szkole rozwożę dzieciaki na różne dodatkowe zajęcia. Dużym plusem jest to, że pracując w telewizji śniadaniowej, zaczynam pracę bardzo wcześnie i od południa mam już wolne. Wstaję skoro świt, by o 6 rano być już w studio.



Wcześniej pracowała pani jako dziennikarka newsowa. Trudno się przestawić na telewizję śniadaniową?

To są dwa bardzo odległe światy. Kiedy zaczęłam pracować w telewizji śniadaniowej mocno mnie zaszokowało, że w naszym programie gnamy przez wiele tematów, że z bardzo poważnych rozmów płynnie przechodzimy do tematów np. o cudownych właściwościach chrzanu.

Ale takie właśnie jest życie. Przeplatają się w nim poważne wątki i codzienność. Chwilami ta skrótowość i powierzchowność bywa męcząca, bo na koniec dnia czuję, że nic we mnie nie zostało. Z drugiej strony, ma to swoje plusy. Ponieważ gdy się pojawiają trudne tematy, nie mam czasu o nich ciągle rozmyślać. Chociaż nadal zdarzają się takie spotkania, które dominują moje myślenie. Później długo trawię takie rozmowy.

Czytaj także: Litza: Bałem się – kolejnego dziecka, przeprowadzek, kolejnego miesiąca [wywiad]


Jak radzi sobie Pani w czasie trudnych spotkań, gdzie zupełnie nie zgadza się Pani z rozmówcami?

Często przeprowadzam trudne rozmowy z ludźmi, którzy mają zupełnie odmienne poglądy od moich. Mimo wszystko zawsze staram się okazywać szacunek moim rozmówcom. Np. jakiś czas temu w studio gościliśmy dziewczynę, która wytatuowała sobie oczy i z tego powodu prawdopodobnie straci wzrok. To, co najbardziej zaszokowało mnie w tej historii, to fakt, że ona wcale nie żałuje swojej decyzji. Bardzo trudno było mi zrozumieć jej postawę, ale jedyne co mogłam zrobić w czasie spotkania, to okazać jej współczucie.



Czy pracując w telewizji trudno mieć konserwatywne spojrzenie na świat? Deklaruje się Pani jako przeciwniczka aborcji, nie miała Pani z takimi poglądami problemów w pracy?

Na szczęście żyjemy w wolnym kraju i w mojej pracy nie zdarzyło mi się nigdy, żeby ktoś narzucał mi swoje poglądy. Co więcej, w mediach pracuje naprawdę bardzo dużo „kościółkowych” ludzi. W samej mojej redakcji mam wiele koleżanek o podobnych poglądach do moich. Z drugiej strony, mam świadomość, że ten program ma różnych odbiorców i zawsze staram się szanować odmienne zdanie osób, które mnie oglądają.

Czytaj także: Grzegorz Wilk: bycie sobą to bardzo trudna rzecz, najtrudniejsza


W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że Pan Bóg bardzo kibicuje naszym talentom. Co to dla Pani znaczy?

Pamiętam, że natknęłam się na to zdanie, kiedy byłam na początku poszukiwania swojej życiowej drogi. I bardzo ono do mnie trafiło. Wierzę, że Panu Bogu bardzo się podoba, kiedy się realizujemy, kiedy dbamy o swój rozwój.

Jestem przekonana, że każdy ma do czegoś dar. Jeden umie dobrze rozmawiać z ludźmi, ktoś inny ma talent komediowy, ktoś bardzo dobrze gotuje, a inni mają rozbudowane instynkty macierzyńskie. I kiedy damy się ponieść naszym talentom, wtedy jesteśmy w życiu szczęśliwi.



Zatem, jakim Pani talentom Pan Bóg kibicuje?

Wydaje mi się, że potrafię łączyć ludzi. I często ten talent wykorzystuję zarówno w mojej pracy, jak i w rodzinie. Nie jestem jakąś duszą towarzystwa, ale jak znajduję się wśród ludzi, to natychmiast ich łączę.

Sądzę również, że potrafię wprawiać innych w dobry nastrój. A o to między innymi chodzi w telewizji śniadaniowej – by od samego rana wywoływać w ludziach pozytywne emocje.



Jest Pani też dość aktywna na portalach społecznościowych. Co Pani te media dają?

Ostatnio bardzo mnie zadziwia, jak zmienił się świat mediów. Zmalała rola telewizji, wzrosło znaczenie portali społecznościowych. Ja głównie komunikuję się za pomocą Instagrama. Dla mnie to przede wszystkim świetne narzędzie PR-owe.

Ludzie, którzy oglądają mnie tylko w telewizji, wiele rzeczy na mój temat sobie dopowiadają. A ja za pomocą Instagrama, zawsze mogę przekazać wszystko tak, jak ja chcę. Kolejna sprawa, dzięki Instagramowi bardziej obserwuję świat, znajduję sporo treści, które mnie inspirują.

Czytaj także: Staszek Karpiel Bułecka: Nie odkładam niczego na jutro


Czy dzieci i rodzina nie buntują się, że pojawiają się w sieci?

Mój mąż jest bardziej powściągliwy niż ja w pokazywaniu dzieci w mediach, więc niedawno mieliśmy pewną korektę. A jeśli chodzi o same dzieci, to bywa różnie. Np. mój syn marzy o tym, żeby zostać blogerem i już ćwiczy wypowiedzi przed kamerą, co mnie bardzo cieszy.

Ale z drugiej strony, nie lubi, jak się go filmuje. Choć zabawne, bo jakiś czas temu Instagram posłużył nam trochę jako narzędzie wychowawcze. Syn nie chciał założyć jakiejś eleganckiej koszuli i dopiero przekonał się do niej, kiedy wrzuciłam na Instagrama jego zdjęcie właśnie w tej koszuli, i fotografia zyskała dużo polubień.

To, co wrzucam na Instagrama, to jest takie moje spojrzenie na świat.



Ma Pani jakiś swój patent na szczęśliwą rodzinę?

Spędzać ze sobą dużo czasu, słuchać i rozmawiać, dbać o siebie i się rozwijać. Nie ma jednego sposobu na szczęście, ale te wskazówki zawsze się sprawdzają. Staram się uczestniczyć w życiu moich dzieci, zapraszać ich przyjaciół do domu, organizować im wspólne zajęcia, o ile to możliwe spędzać wieczory razem i dużo być ze sobą.

Nie można też zapędzić się w przysłowiowy kozi róg. Musimy dbać o swoje zainteresowania i potrzeby, bo dzięki temu będziemy emanować pozytywną energią, której tak bardzo potrzebujemy wszyscy.

...

W sumie praca ktora trudno polaczyc z rodzina to trudnosc zyciowa jakich wiele. Jedni choruja i maja klopot drudzy pracuja i maja klopot jak to polaczyc z zyciem rodzinnym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:32, 01 Lut 2018    Temat postu:

rzytuliła go do siebie…
Aleteia | 01/02/2018

Família Ogg
Udostępnij 360 Komentuj 0
Australijskie bliźnięta Emily oraz Jamie Ogg urodziły się przedwcześnie. Dziewczynka przetrwała skomplikowany poród, ale chłopiec odszedł, po 20 minutach walki o życie. Tak przynajmniej myśleli lekarze.

Jamie Ogg urodził się w 27. tygodniu ciąży i ważył zaledwie 900 gramów. Jego ciałko zostało przekazane mamie Kate oraz tacie Davidowi, by mogli się z nim pożegnać…



Kate i Jamie Ogg. Uścisk silniejszy niż śmierć
Po tym, jak przekazano jej tragiczną informację, mama rozwinęła koc, by owinąć nim maleństwo. Potem przyłożyła je do swojej piersi i zrozpaczona zaczęła do niego mówić, nie przestając go przytulać. Kate nie pozwoliła odebrać sobie synka. Tkwili razem w objęciach nie mniej niż dwie godziny. Dwie godziny uścisku, którego nie chciała nigdy przerwać.

W czasie, gdy mama pieściła swojego „martwego” syna, Jamie zaczął w niewytłumaczalny sposób dawać oznaki życia! Wtedy mama umieściła na palcu odrobinę swojego mleka i przyłożyła do ust chłopczyka. Nastąpiło coś niezwykłego – maluch zapłakał!

Próbowaliśmy go przekonać, aby został. Powiedziałam mu, jakie będzie jego imię, że ma siostrzyczkę-bliźniaczkę. Nagle zaczął dyszeć i otworzył swoje oczka! Oddychał, trzymając palec Dave’a – relacjonowała Kate w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „Daily Mail”.





Mama jak kangur
Dla matki, która nie chciała tak łatwo oddać śmierci swojego syna, kontakt z jego ciałkiem był bardzo ważny. Dla chłopczyka zaś – niezbędny do wywołania tej reakcji. Ta metoda ma nawet swoją nazwę – „metoda kangura”. Matki działają jak „ludzkie inkubatory”, a kontakt z ich skórą utrzymuje dziecko w cieple. Zwykle stosuje się tę metodę u dzieci o niskiej wadze, by uniknąć ryzyka infekcji, do jakiej dochodzi często w tradycyjnych inkubatorach.

Choć jest to metoda sprawdzona, to ten konkretny przypadek Jamiego zupełnie zakwestionował wiedzę i doświadczenia lekarzy – i nadal stoi do nich w kontrze. To maleńkie dziecko naprawdę zostało uznane za zmarłe! Chłopiec pozostawał bezwładny przez dwie długie godziny, aż wreszcie w niewyjaśniony sposób „ożył”! Co takiego się wydarzyło? Co by się stało, gdyby jego mama natychmiast przyjęła orzeczenie lekarzy i nie postanowiła tulić dziecka?

Czego uczy nas ta historia? Jedną z najwyraźniejszych lekcji, jaka z niej płynie, jest przekonanie, że życie bardzo często potrzebuje jeszcze jednej szansy. A ktoś – nawet jeśli jest bardzo kruchy – potrzebuje jeszcze jednego uścisku.

Aha! I jeszcze jedno! Chcecie na pewno wiedzieć, jak Jamie i jego mała siostra Emily wyglądają dzisiaj:




Família Ogg

Família Ogg
Tekst pochodzi z portugalskiej edycji portalu Aleteia

...

Dotyk matki moze uzdrowic!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:51, 01 Lut 2018    Temat postu:

Karmię czy gorszę?
Natalia Białobrzeska | 01/02/2018

Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Tak - karmiłam w miejscach publicznych, bo ważniejsze było dla mnie głodne dziecko niż zniesmaczeni gapie. I tak - nie było to dla mnie hiperkomfortowe przeżycie.

Nie wiem, dlaczego na mojej ścianie pojawił się wpis Fundacji Rodzić Po Ludzku – z grudnia – ale cieszę się, że tak się stało, bo oprócz tego, że o sprawie słyszałam, to o jej finale już nie.



Komu przeszkadza głodne niemowlę?
Jaka to sprawa? W wielkim skrócie: pani Liwia była gościem restauracji. Przy niej niemowlę. Po czasie – głodne. Naturalnie, mama chciała nakarmić swoje dziecko. Na swoje nieszczęście – również naturalnie, czyli piersią. W efekcie czego została wyproszona z lokalu. Ta daaaam!

Chwilę potem Facebook przypomniał mi, jak dokładnie tego dnia, trzy lata temu gościłam w Dzień Dobry TVN. Przy mnie mała Wiktoria. Po czasie – głodna. Naturalnie, chciałam nakarmić swoje dziecko. Na swoje szczęście – również naturalnie, czyli piersią. Do wejścia na antenę pozostało kilka minut, ja byłam w trakcie czesania i malowania. Przytulenie małej i podanie mleka, to była chwila, ale dla niej potrzebna i relaksująca, co również udzieliło się mnie samej. I mimo że za moimi plecami kręcili się goście programu, prezenterzy, operatorzy, dźwiękowcy i cała reszta zespołu, nikt nie dał mi do zrozumienia, że powinnam się schować, przetrzymać dziecko albo przynajmniej zawstydzić.

Sprawa pani Liwii jest precedensowa. Wygrała sądową batalię o godność Matki Polki Karmiącej i prawo dla naszych dzieci do zaspokajania głodu, w każdym miejscu i czasie.



Naturalnie, czyli piersią
Przyznaję, że emocje we mnie zadrgały. Bo oto już za kilka miesięcy po raz trzeci rozpocznę kilkumiesięczny kurs karmienia piersią. Tak – chociaż jest to najnaturalniejsza rzecz na świecie, dzięki której ludzkość nie wyginęła, dla mnie jest to zawsze wyboista droga, podczas której na nowo uczę się siebie i nowego człowieka.

Nie przychodzi mi to z łatwością, bez bólu, kryzysów i łez. I jestem pewna, że w tym swoim doświadczeniu nie jestem sama. Tak – karmiłam w miejscach publicznych, bo ważniejsze było dla mnie głodne dziecko niż zniesmaczeni gapie. I tak – nie było to dla mnie hiperkomfortowe przeżycie.

Dlaczego? Nie dlatego, że moje dzieci miały problemy z chwyceniem piersi, a ja miałam problemy z przystawieniem.
Nie dlatego, że nie zawsze karmiłam w wygodnej pozycji.
Nie dlatego, że hałas, obce miejsce, zapachy i ludzie, itd. generuje stres u małego ssaka, drażliwość i spięcie, a to z kolei wpływa na karmienie.
Nie dlatego, że z dnia na dzień moje piersi stały się „publiczne” i obcy ludzie zaczęli rościć sobie prawo do ich obserwowania i komentowania.
Nie. To da się znieść. Do tego da się zdystansować. Powyginać jakoś tak, żeby wszystkim było OK, a w ostateczności powyginać jeden z palców u ręki.



Piersi są fajne ale…
Ale dlatego, że z tyłu mojej głowy siedzą historie kobiet – z niemowlakami przy piersi – wypraszanych, kierowanych do toalet, krytykowanych czy to słowem, czy gestem. I te wszystkie dyskusje na poziomie brodzika, w których nie mówi się o KARMIENIU DZIECKA, ale o „wywalanym cycu”. Akcentuje się fragment nagiej piersi, a nie głodne i spragnione dziecko, które nie ma względu na miejsce i czas (jeżeli karmione jest na życzenie).

To licytowanie się o miejsca: w parku na ławce – można (byleby po zmierzchu i za drzewami); w samochodzie – róbta co chceta, tylko zasłoń okno; w kościele – gorszę się!; w restauracji – brzydzę się. To wydzieranie z kobiety jej nowej tożsamości „matki” i redukowanie jej osoby do piersi, które fajne są na plaży w skąpym stroju, fajne są w głębokim dekolcie, fajne są w obcisłej kiecce, fajne są na tandetnym bilbordzie dachówek i na wybiegu i w filmie, ale już feee nieznośne z przyssanym dzieckiem.

To mnie szczerze zasmuca. Bo tego nie da się zmienić wyrokiem sądu.



Mamo karmiąca – miło Cię widzieć!
Dlatego brawo Wy, matki karmiące, które mimo nieidealnych warunków – karmicie swoje dzieci publicznie. Brawo wszystkim właścicielom sklepów, kawiarni, zarządcom banków, przychodni, księgarń i szerzej: miejsc użytku publicznego – za wykwalifikowanych pracowników, którzy mamie karmiącej podadzą krzesło albo wskażą zaciszny kąt.

Brawo księża i siostry, którzy przypominacie z ambony czy też prostym plakatem, że kościół to dom, a w domu można karmić swoje niemowlęta.

Brawo Wy, którzy jesteście w roli przechodniów, za serdeczny uśmiech wysłany karmiącej mamie lub odwrócony wzrok, by nie krępować. Brawo! Właśnie tym ludzkim supportem, okazanym sercem, poparciem, dobrym słowem możemy zmienić rzeczywistość. Po to, żeby już żadna mama nie musiała walczyć o swoje dobre imię w sądzie. Po to, żeby kobieta tuląca do swoich piersi nowego człowieka, czuła że jest częścią życia społecznego, a nie problemem.

Mamo karmiąca – miło Cię widzieć! Dobrze, że jesteśSmile ***

Czytaj także: Karmię piersią, jestem piękna. Patrzcie! Wzruszające zdjęcia gwiazd i ich dzieci
Czytaj także: Piękne czy kontrowersyjne? 13 zdjęć matek karmiących dzieci
Tekst ukazał się na fanpage’u DRUŻYNA B

...

To sie bierze z pirnografii. Naogladali sie nagich kobiet i wszelka nagosc to dla nich porno. Tymaczasem to jest natura! Piersi nie sa do przemyslu porno! Tylko dla dzieci! I nie sa wtedy niczym co nalezy ukrywac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:13, 02 Lut 2018    Temat postu:

Jesteście w ciąży? Podarujcie swojemu dziecku wyjątkowy prezent!
Iwona Jabłońska | 02/02/2018

Wes Hicks/Unsplash | CC0
Udostępnij 13 Komentuj 0
Każda ciąża jest wyjątkowa. Niektóre Panie nie mają żadnych dolegliwości, a inne ich nadmiar, ale jedno nas łączy... To niesamowite i jedyne w swoim rodzaju oczekiwanie!

Wyjątkowe oczekiwanie na dziecko
W dobie smartfonów, aparatów przeróżnej maści i jeszcze innych nowości uwieczniamy niemalże każdą chwilę. Jak rośnie brzuszek, pierwsze kopniaki, zachcianki i wiele innych. Sesje brzuszkowe też zawsze na topie.

Korzystając z tych wszystkich dobrodziejstw możesz podarować swojemu dziecku wyjątkowy prezent, żeby za kilkanaście lat mogło poczuć się znowu tak bezpiecznie i „ciepło” jak w Twoim łonie, wracając wspomnieniami do tego okresu! Oczywiście, to niemożliwe, żeby człowiek pamiętał ten czas, ale dzięki rodzicom może sobie wyobrazić to piękne oczekiwanie.

Czytaj także: Mężczyzno, przeczytaj, zanim urodzi Ci się dziecko


Album specjalnie dla dziecka
Mamy z mężem dwoje dzieci i każde było ukochane zanim pojawiło się na świecie. Już w pierwszej ciąży pomyślałam o tym, robiąc miliony zdjęć i sesję brzuszkową, że chciałabym, aby nasza Córeczka wiedziała kiedyś, jak bardzo ją kochamy już teraz!

To samo myślałam nosząc pod sercem naszego Synka. W całym pędzie tego świata zapominamy, co robiliśmy w zeszłym miesiącu, a co dopiero kilkanaście lat wstecz! Dlatego też zarówno Amelka, jak i Tobiaszek otrzymają kiedyś od nas albumy (foto-książki z komentarzami) zatytułowane: „W oczekiwaniu na Ciebie”.

Albumy są już gotowe. Wiele zdjęć z okresu ciąży, ciekawostek, żartów sytuacyjnych i przede wszystkim opisów naszego oczekiwania na każde z naszych dzieci, które są dla nas ukochane. Chcielibyśmy, żeby czytając je, tak właśnie się czuli.

Czytaj także: Tych 5 rzeczy pod żadnym pozorem nie mów kobiecie w ciąży!


List do nienarodzonego jeszcze dziecka
Zarówno ja, jak i mój Mąż napisaliśmy też dla nich listy w czasie oczekiwania na narodziny. Ja ze swojej perspektywy, Maciej ze swojej. Kiedy je sobie czytaliśmy… nie muszę chyba wspominać jak bardzo nas poruszały, więc trudno mi sobie wyobrazić radość i wzruszenie na twarzach naszych dzieci, kiedy dostaną te prezenty.

Polecam wszystkim rodzicom ten prezent dla swojego Skarba. Sama czasem chętnie wezmę te albumy do ręki i przeglądam z ogromnym sentymentem!

Można pomyśleć, będąc w kolejnej ciąży, że już za późno, bo pierwsze, czy pierwsze i drugie dziecko nie otrzymało tego prezentu… Nic straconego! Można przeszperać zdjęcia z okresu poprzednich ciąż i wspólnie ze współmałżonkiem wrócić wspomnieniami do tamtych chwil, żeby stworzyć prezenty dla dzieci. Zachęcam gorąco!

...

Moze byc dobra aktywnosc na ten trudny okres.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:49, 03 Lut 2018    Temat postu:

Czujesz się Matką Klęską, a nie Matką Polką? Nie przejmuj się. To normalne!
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 03/02/2018

Natasa Kukic/Stocksy
Udostępnij 0 Komentuj 0
Biegasz cały dzień jak szalona, a wieczorem i tak masz wrażenie, że nic nie zrobiłaś? Jesteś w domu pełnym dzieci, a czujesz się czasem samotna? Masz wyrzuty sumienia, że jako mama sobie nie radzisz? Ten tekst przekona cię, że jesteś całkiem normalna.

My matki wciąż mamy wyrzuty sumienia albo poczucie, że coś robimy nie tak. Moje dziecko ma osiem miesięcy i jeszcze nie raczkuje? To na pewno moja wina! Nie nauczyłam go! Ma prawie roczek i nie chce jeść samo łyżeczką, a na chodzenie się nie zanosi? Z pewnością mogłam poświęcić więcej uwagi na naukę blw czy ćwiczenia zachęcające do stawiania pierwszych kroków.

Czytaj także: Matka to nie ofiara, a macierzyństwo to nie cierpiętnictwo


Moja matki wina?
Ciągle wydaje nam się, że coś robimy nie tak, że mogłybyśmy więcej, lepiej, aghhhhh…!

W dodatku otoczenie wcale nie ułatwia nam sprawy, wpędzając w jeszcze większe poczucie winy i kompleksy, ilekroć tylko ośmielimy się zrobić coś dla samych siebie. A jeśli odbiegamy od standardowego wyglądu matki (cokolwiek by to nie znaczyło), to tym gorzej dla nas.

„Nie wyglądasz dobrze” – słyszymy czasem.

A jak, do licha, mamy wyglądać, jeśli spałyśmy całe cztery godziny na dobę, a interwały snu przerywało karmienie dziecka. Makijaż robiłyśmy w biegu, jedną ręką szykując latorośli owsiankę i próbując nie stracić równowagi, kiedy drugie dziecię ciągnęło za nogawki naszych spodni. Zamiast misternie ułożonych fryzur często chowamy niezbyt świeże włosy pod czapkami (błogosławiony okres jesień-zima) albo próbujemy zniwelować połysk dziecięcym pudrem do pupy (ponoć działa).

Dlatego kiedy Kristina Kuzmic, amerykańska matka i youtuberka usłyszała ostatnio od znajomego, że nie wygląda dobrze, a właściwie to wygląda jak pijana, odparowała: „Nie jestem pijana! Jestem matką”.





Kristinę pokochałam od pierwszego wejrzenia na YouTube, tym bardziej, że popijała kawę prosto z wielkiego dzbana (która matka bawiłaby się w filiżanki, prawda?). Moje serce całkowicie skradła, kiedy bardzo dosadnie pokazała, czym różni się mózg kobiety przed urodzeniem dzieci od mózgu matki. Ten pierwszy to jajko (takie zwykłe, kurze). Ten drugi to to samo jajko, tyle że potraktowane tłuczkiem do mięsa.

Oburzające? Niewiarygodne? Nie, droga mamo, to całkiem normalne, nie tylko Ty czujesz się czasem, jakbyś w czaszce miała mleczną kaszkę. Kristina ma dla Ciebie wiadomość, która Cię zaszokuje.

Czytaj także: Matko – a odpuść Ty sobie! Czy warto kontrolować konta społecznościowe dzieci?


Jesteś normalna!
Biegasz cały dzień jak szalona, a wieczorem i tak masz wrażenie, że nic nie zrobiłaś? Jesteś normalna!

Nie możesz spać pół nocy, bo zamartwiasz się milionem głupich rzeczy, które na dłuższą metę nie są aż tak ważne? Jesteś normalna!

Jednego dnia wyglądasz jak gwiazda rock’a, jedna z tych wymuskanych blogujacych mamuś, które promiennie się uśmiechają trzymając w ramionach czyściutkie bobasy, a następnego dnia umierasz? Jesteś normalna!

Jesteś w domu pełnym dzieci, śmiechów, zabaw, a czujesz się czasem samotna? Jesteś normalna!

Masz w głowie zakodowane, jaka powinna być idealna matka, ale wiesz, że nigdy nie osiągniesz tego poziomu? Jesteś normalna!

To kilka przykładów podanych przez Kristinę (w moim wolnym tłumaczeniu, uzupełnionym macierzyńskim doświadczeniem).

Czytaj także: Nie chcę, żeby moja córka kłamała


Macierzyńska huśtawka
Ze swoich matko-polkowych obserwacji dorzuciłabym jeszcze kilka absolutnie normalnych odczuć, które częściej lub rzadziej pojawiają się w matkowym sercu. Absolutnie nie myśl, że jesteś jakimś ufoludkiem, zwyrodnialcem albo kosmitką, jeśli:

– od kilku dni marzysz tylko o tym, żeby wyjść z domu, urwać się, uciec (sama!), ale już w momencie przekraczania progu zaczynasz tęsknić i wahasz się, czy może jednak zrezygnować,

– odpuszczasz mega pilny projekt, zebranie, szkolenie, whatever, żeby jak najszybciej wrócić do domu, pobyć z dzieckiem, ale po pierwszym kwadransie i ataku histerii, rozrzuceniu obiadu na podłodze (całego mieszkania) i wymalowaniu ścian spaghetti szczerze żałujesz, że nie zostałaś w firmie (nawet na cały weekend),

– czasem masz ochotę zdzielić swoje dziecko, albo przynajmniej potrząsnąć nim (oczywiście tylko w myślach),

– kilka razy dziennie pytasz samą siebie: po co mi to było? I w głowie roztaczasz wizje tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które mogłabyś zrobić, gdyby nie dzieciorexy,

– wywaliłaś z fejsa singielki albo bezdzietne koleżanki, żeby serce nie pękało Ci od oglądania ich fotek z wypadu na Seszele,

– pół miesiąca kombinujesz, jak wywieźć dzieci na weekend do teściów, a potem już w niedzielę z samego rana do nich jedziesz, bo tak tęsknisz…

Jesteś całkiem normalna! Brawo!

To wszystko, o co się troszczysz, dom, rodzina, zdrowie, wszystkie rodzicielskie decyzje, dowodzą jednego – jesteś wspaniałą mamą.

...

To bardzo dobry objaw! Gorzej jak matka czuje sie mistrzynia wychowania. To pycha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:12, 06 Lut 2018    Temat postu:

e”. Jak Serena Williams
Marta Brzezińska-Waleszczyk i Grace Stark | 06/02/2018

Serena Williams | Instagram | Fair Use
Udostępnij 3 Komentuj 0
Wiem, że mam to piękne dziecko, które czeka na mnie w domu i czuję, że nie muszę grać kolejnego meczu. Nie potrzebuję pieniędzy, tytułów, prestiżu – mówi Serena Williams.

Wszystko mogę, ale nie wszystko przynosi mi korzyść – pisał św. Paweł. To świetnie sprawdza się także w macierzyństwie, które mnie nie ogranicza, które pozwala mi robić wszystko, na co mam ochotę. Ale jednocześnie daje siłę, by odpuścić, zrezygnować – nawet z czegoś bardzo cennego.



Serena Williams nie wystąpi na Australian Open
Macierzyństwo pomaga przewartościować wiele spraw i nieco inaczej ustawić priorytety. Także w kwestii wielkiej kariery, czego dowodzą przykłady takich sportowych gwiazd, jak Serena Williams. Słynna tenisistka trafiła na pierwsze strony gazet – ale nie z powodu spektakularnego sportowego sukcesu, tylko z powodu decyzji, że nie weźmie udziału w najbliższym Australian Open.

Powód? Kilka miesięcy po urodzeniu pierwszego dziecka – córki o imieniu Alexis Olympia – tenisistka nie czuje się na siłach, by stanąć do rywalizacji w prestiżowym turnieju. Oczywiście, szybko znajdą się krytycy, którzy zawyrokują, że oto kolejny przypadek, kiedy „dziecko złamało kobiecie karierę”. Tymczasem Williams miała ciężki poród, zakończony niespodziewanie cesarskim cięciem, podczas którego zagrożone było zarówno życie dziecka, jak i jej samej, więc odpoczynek najzwyczajniej w świecie jej się należy.

Czytaj także: Magda Frączek: Kim jest dziecko?



Just how I look at her
A post shared by Serena Williams (@serenawilliams) on Jan 16, 2018 at 6:39am PST


Dziecko łamie kobiecie karierę?
Ale jest i druga strona medalu. Tu nie chodzi wyłącznie o odpoczynek, regenerację, czas dla siebie i dziecka, co wydaje się oczywiste. To także kwestia zmian, jakie w nas, kobietach, przynosi pojawienie się dziecka.

W jednej chwili z niezależnej kobiety, która w pełnej dowolności decyduje o sobie i zarządza swoim czasem, stajesz się… matką, która gospodarując swoim czasem, energią, wszystkim (!) musi brać pod uwagę zaspokojenie potrzeb dziecka.

Macierzyństwo po prostu zmienia – perspektywę patrzenia, hierarchię wartości, wyczucie tego, co „musisz”, a co „możesz”. To oczywiście zmiana na lepsze, nawet jeśli początkowo bywa związana z trudem, bólem i cierpieniem spowodowanym wyjściem ze swojej strefy komfortu. Zmiany tej doświadczyła także Serena Williams, która przyznała się do tego w jednym z wywiadów.

Czytaj także: „Dziecko jest katalizatorem naszych emocji”. Rozmowa z Anną Jadowską, reżyserką filmu „Dzikie róże”



Olympia Ohanian, at match point, championship point, even without her shoes she's hard to beat. Serving now For her 12th Wimbledon title. 3 more than her mum Serena. @wilsontennis @olympiaohanian
A post shared by Serena Williams (@serenawilliams) on Feb 1, 2018 at 7:51am PST


Serena Williams: Nie muszę grać kolejnego meczu
„Kiedy jestem zbyt niespokojna, przegrywam mecze. Wiele tego niepokoju zniknęło, kiedy zostałam matką. Wiem, że mam to piękne dziecko, które czeka na mnie w domu i czuję, że nie muszę grać kolejnego meczu. Nie potrzebuję pieniędzy, tytułów, prestiżu. Chcę ich, ale nie potrzebuję – to innego rodzaju uczucie”.

Podobnego uczucia doświadczyła inna sportsmenka, Kerri Walsh Jennings, która wyznała, że grała tak intensywnie, aż w końcu zaczęła potrzebować równowagi. Dały ją jej dzieci i rodzina. Jej życiowa pasja weszła na wyższy poziom.

Obie panie to tylko mały przykład tego, jak macierzyństwo czyni kobietę silniejszą – i to dosłownie. Pokazuje, że to noszenie coraz cięższego bobasa, kołysanie, bujanie, tulenie, wprowadzanie po schodach po tysiąc razy dziennie – czyni kobietę silniejszą. Ale co więcej – nie chodzi przecież wyłącznie o zmianę w postaci większej siły fizycznej.

Czytaj także: Co każda mama chciałaby usłyszeć



Meet Alexis Olympia Ohanian Jr. You have to check out link in bio for her amazing journey. Also check out my IG stories 😍😍❤❤
A post shared by Serena Williams (@serenawilliams) on Sep 13, 2017 at 6:39am PDT


Macierzyństwo – cenna lekcja dla… biznesu
Można czasem usłyszeć, że ciąża ogłupia, bo te ciężarne są takie jakieś nieogarnięte, zapominają o tym, co się przed chwilą do nich mówiło, wszystko im leci z rąk, etc. Owszem, może i bywają w gorszej kondycji, ale za to po porodzie wracają do formy, a nawet więcej – jak dowodzą badania, mają większą inteligencję emocjonalną, wrażliwość, umiejętność współodczuwania.

Są także bardziej zaradne – stają się przedsiębiorcami, rozkręcają swoje biznesy. I nie tylko te mniejsze, związane z dziećmi, jak szycie ubranek, doradztwo chustowe, etc., ale także całkiem duże przedsięwzięcia. Katie Hintz-Zambrano, współzałożycielka pisma „Mother” mówi, że bycie matką uczy zaradnego rozwiązywania problemów, a to cenna umiejętność w biznesie. Posiadanie dziecka bywa nazywane wręcz rewolucją dla mózgu, bo wymaga od rodzica zupełnie nowych umiejętności, stawia wobec kompletnie nowych wyzwań.

A jedną z tych nowych umiejętności, dla mnie jedną z najcenniejszych, jest umiejętność powiedzenia „nie”, zrezygnowania – bez wyrzutów sumienia, ale i bez żalu – z czegoś, co oczywiście jest dobre i cenne, ale… W końcu „wszystko mogę, ale nie wszystko przynosi mi korzyść” 😉

...

Kobieta nie wie jak to byc matka dopoki nie zostanie. Czlowiek jest istota uczaca sie. Nie wie z gory.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:10, 13 Lut 2018    Temat postu:

gotowa na dziecko?
Fanny Leroux | 13/02/2018

Heidy Sequera | Unsplash
Udostępnij 7 Komentuj 0
Narodziny dziecka są często skutkiem świadomej decyzji, a niekiedy niespodzianką. Wiążą się jednak z kilkoma pytaniami, a podstawowe z nich brzmi: „Czy jestem gotowa?”.

Jeśli jest taki moment w życiu, kiedy wszystko zmienia się nieodwracalnie, to właśnie pojawienie się dziecka! Nowa organizacja życia, nowe obowiązki, nowy rytm, nowe priorytety… To rodzi wątpliwości, obawy, pytania.

Czy jesteśmy gotowi na te zmiany? Czy są jakieś znaki, które mogłyby pomóc nam zdefiniować pragnienie posiadania dziecka? To uzasadnione pytania przed podjęciem ważnej decyzji. Oto kilka przemyśleń rodziców i specjalistów, które mogą pomóc w rozeznaniu sytuacji.



Oboje tego chcecie
Niektórzy twierdzą, że pomysł poczęcia dziecka rodzi się w tej samej chwili, co pragnienie. Kiedy zaczynamy o tym myśleć, oznacza to, że przygotowujemy się na tę możliwość i że pojawiła się chęć poczęcia. Jednak Jean-Mary Jackono, osteopatka, która studiowała również hipnozę medyczną i seksuologię w Paryżu, mówi, że dobrze jest zadać sobie pytanie, dlaczego pragniemy dziecka.

To rzeczywiście ważne, by nie podejmować decyzji pod wpływem „norm” społecznych, pod presją zegara biologicznego, ale głębokiego pragnienia. Lucie Schaffner, opiekunka w żłobku, podkreśla, że lepiej jest, gdy „małżonek także pragnie dziecka”. To plan, który zaczyna się od dwóch osób, później trzech, czterech… Ale zawsze rodzi się między dwojgiem ludzi, za obopólną zgodą.

Czytaj także: Sztuka kochania dziecka


Czy mogę dać dziecku, to czego będzie potrzebowało?
Czy myśl o dziecku sprawia, że jesteś szczęśliwa? Świetny znak! Jeśli uśmiechasz się na samą myśl o tym, cieszysz się i pilno Ci do tego, to znaczy, że już czas.

Pomimo trudności i przeszkód, które mogą się pojawić – finansowych, logistycznych i medycznych – jeśli myśl o dziecku wprawia Cię w dobry nastrój, oznacza to, że jesteś mentalnie gotowa na jego przyjęcie, nawet jeśli będziesz musiała na to trochę poczekać.

Musisz jednak odróżniać marzenia od planów. Marzenia są niekonkretne, czasami wręcz niemożliwe, a w trakcie realizacji planu bierzesz pod uwagę różne aspekty sprawy, oceniasz ryzyko, konsekwencje i korzyści. Kiedy czujesz się pewnie i wiesz, że będziesz mogła dać dziecku to, czego potrzebuje, jeśli wiesz, że masz odpowiedniego mężczyznę u swojego boku, spełniłaś już kilka najważniejszych warunków!

Czytaj także: Masz dziecko? To zaprzyjaźnij się z tym uczuciem


Czy dam radę?
Jednak sama myśl o dziecku może cię przerażać. Masz wątpliwości, pytania, obawy: czy dam radę? A jeśli nie jestem na to gotowa?

Wiele pytań z pewnością przytłacza Ciebie i Twojego narzeczonego. To zupełnie normalne! Świadczy o Waszej dobrej wierze. Już sama wątpliwość, czy jesteśmy gotowi, pokazuje, że nas to przeraża: spróbuj rozpoznać te obawy, wymyślić rozwiązania, a jeśli na razie ich nie widzisz, zaczekaj i podążaj za swoim instynktem.

Właściwie nigdy nie ma dobrego momentu, ale są chwile mniej i bardziej odpowiednie. Aby począć i przyjąć dziecko, musisz być na to gotowa także psychicznie. Lęk przez zmianami, które przynosi życie, jest całkowicie racjonalny i uzasadniony, zwłaszcza gdy pielęgnujesz tę myśl od jakiegoś czasu!

Czytaj także: Magda Frączek: 3 lekcje o tym, czego uczy mnie dziecko


Chcesz dawać miłość
Nie zapominajmy, że dziecko jest błogosławieństwem Bożym: „Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą” (Psalm 126,3). Kiedy głęboko w sercu czujesz, że będziesz w stanie pielęgnować i kochać dziecko, utwierdzi Cię to w gotowości do tej przygody. Ponadto, jeśli otoczenie postrzega Cię jako osobę kochającą, która może zostać dobrym rodzicem, zaufaj opinii bliskich. Dziecko potrzebuje przede wszystkim miłości, jeśli czujesz się gotowa, by mu ją dać, to doskonale!

Mam już dziecko/dzieci, czy jestem gotowa na kolejne?
Specjaliści jednogłośnie twierdzą, że myślimy tak samo, niezależnie od tego, czy mamy już dzieci, czy nie. Maria, mama trójki, dodaje, że największą zmianę w życiu przynosi pierwsze dziecko. Pytania bardzo często dotyczą także organizacji życia, spraw finansowych. Jednak przy kolejnym dziecku mniej jest obaw niż przy pierwszym – rodzice wiedzą już, czego się spodziewać. Jak to się mówi: „Jeśli jest miejsce dla dwojga, znajdzie się i dla trzeciego!” – oczywiście w zależności od indywidualnej sytuacji.

...

Wyzwanie na miare zycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy