Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Kobiecość.
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:58, 08 Lut 2018    Temat postu:

Studia i macierzyństwo? Historia mamy, która bije wszystkich na głowę
Marlena Bessman-Paliwoda | 08/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
"To, że mam czasem dość, nie oznacza, że żałuję. Absolutnie nie. Jestem szczęśliwa i dumna, że podjęliśmy takie, a nie inne decyzje. Rodzina to największy skarb. Coś pięknego i cennego" – mówi Joanna Rułkowska, żona, mama i prawniczka.

Marlena Bessman-Paliwoda: Studiowałaś dziennie prawo z dwójką maluchów przy boku. Asiu, jak uczysz się przy dzieciach? Masz może konkretny plan? Co Ci pomaga?

Joanna Rułkowska*: Na to składa się kilka rzeczy. Rytmiczny, regularny, przewidywalny plan dnia, to na początek. Pobudki, drzemki, obiady, spacery, kąpiele, zabawy i nocne rytuały o stałych porach.

Wszystkie domowe obowiązki (pranie, sprzątanie, gotowanie) wykonuję razem z dziećmi. I o ile starszy syn to aniołek i da się z nim wszystko zrobić, to z młodszym bywa różnie i trzeba się nagimnastykować, żeby coś zrobić, i żeby on wtedy nie płakał i nie marudził.



Nie masz czasami ochoty posprzątać bez tej gimnastyki?

Tu kolejna moja zasada: systematyczność i samodyscyplina. Chodzi o to, by w czasie drzemki młodszego się uczyć, a nie sprzątać, gotować czy siedzieć na telefonie. By wieczorem nie pozwalać „szaleć”, by spacer był o 16, a nie 17 (bo wtedy starszak zrobi sobie drzemkę i będzie szalał do 22 a nie 19.30), by listę zakupów na obiad planować z kilkudniowym wyprzedzeniem, by codziennie zrobić krok do przodu w nauce, nawet jeśli jest ciężko. Jeden mały kroczek, jedno zadanie, jedno pytanie.

Dziś może być ciężko, ale z dziećmi nigdy nic nie wiadomo – jutro może zacząć ząbkować i wtedy będzie dopiero armagedon (śmiech). Ogólnie to uczę się wieczorem (kiedy maluchy pójdą spać, czyli od ok. 20.00) oraz w czasie, gdy młodszy ma drzemkę, a starszy czas na rysowanie czy oglądanie bajek. Dodatkowo na naukę staram się wykorzystać chwilę, gdy mój mąż zajmuje się synami, czyli w sobotę w ciągu dnia i od czasu do czasu popołudniami.

Czytaj także: Czy można pogodzić macierzyństwo ze studiami?


Czy miałaś kogoś do pomocy, np. w czasie sesji?

Zarówno moi rodzice, jak i rodzice męża wciąż pracują i mieszkają ponad 100 km od miasta, w którym studiowaliśmy. Decydując się na rodzicielstwo wiedzieliśmy, że nie ma opcji, aby któraś babcia mogła przyjść, żebyśmy mogli się pouczyć.

Najtrudniej mi było w czasie sesji po narodzinach drugiego synka. Wtedy co jakiś czas, w styczniu i lutym, przyjeżdżała do nas siostra męża na 2-3 dni, żeby pomóc przy chłopcach, w zorganizowaniu czasu do nauki czy leżenia w łóżku i zbierania sił. Oprócz sesji, małych dzieci rok po roku i ciężkiego połogu, zaczęłam chorować. Ze względu na choroby był to dla mnie najcięższy okres w życiu. Do dziś mam traumę i dzięki Bogu, że to była ostatnia sesja.

Pracę magisterską pisałam od marca do maja w czasie drzemki chłopców i po nocach. Dodatkowo przez ok. 10 tygodni miałam praktyki w sądzie raz w tygodniu. Trwały tylko kilka godzin. Przychodziła do nas wtedy na te kilka godzin koleżanka-niania. Do obrony uczyłam się systematycznie przez ok. miesiąc od poniedziałku do piątku po 2-3h dziennie, kiedy chłopcy spali.



Jak sobie radzisz ze zmęczeniem?

Był okres, w którym kompletnie sobie z nim nie radziłam. Byłam tak zmęczona, że nawet jak miałam spokojny dzień, to czułam, że jestem przemęczona. To było straszne. Do tego dochodziła płaczliwość, nerwowość i poczucie niezrozumienia ze strony innych ludzi. Teraz nauczyłam się rozpoznawać symptomy skrajnego przemęczenia i dbać o zdrowie, zwłaszcza to psychiczne. Niestety, przy takim trybie życia jak mój, nie da się tego zmęczenia zlikwidować.

Czytaj także: Zdjęcie młodej matki w depresji poporodowej obiegło sieć
Staram się uczyć codziennie, chociaż chwilkę, ale zawsze chodzę spać maksymalnie o 22.00-23.00, a w sobotni wieczór i całą niedzielę odpoczywam. Nie robię już nic na siłę, jeśli po jednym zadaniu paruje mi głowa, idę odpocząć, robię sobie melisę i kładę się spać, nawet jeśli jest dopiero 21.00.

Dodatkowo proszę męża o pomoc, zwłaszcza teraz, gdy spodziewamy się trzeciego dziecka i czasami po południu robię sobie coffee nap. Piję małą filiżankę kawy i kładę się na 15-20 minut. Ciężko zasnąć przy dzieciach, w hałasie, którego nie da się wyeliminować, ale zawsze to dwadzieścia minut sam na sam z dużym i wygodnym łóżkiem. (śmiech)



Co daje Ci siłę?

Modlitwa, niedzielna Eucharystia i wsłuchiwanie się w wolę Boga. Wszystko, co robię, wszystkie decyzje jakie podjęliśmy z moim mężem, wynikają z przekonania, że tak będzie dobrze dla nas czy naszego życia i że właśnie tego oczekuje od nas Bóg.

Dlatego ważne jest, by ciągle Go pytać, czy to, co aktualnie robię ma sens i czy to przynosi pożytek nie tylko doczesny, ale i wieczny. Modlitwa pomaga mi wszystko uporządkować i nabrać dystansu. Tu nieoceniona jest rola mojego męża, który pomaga mi to realizować.



Zdaję sobie sprawę, ile w swoją codzienność, rozwój i marzenia wkładasz wysiłku. Nie masz czasami… dość?

Jasne że mam, ale przecież nic, co wartościowe, nie przychodzi łatwo. Mam dosyć ciągłego niedospania, zmęczenia, braku odpoczynku w ciągu dnia, ciągłego rezygnowania z czytania innych książek niż ustawy, czy tego, że wszystkie oszczędności przeznaczam na książki i materiały potrzebne do nauki, zamiast np. na wyjście do kosmetyczki czy nową sukienkę. Jednak najbardziej brakuje mi czasu na spokojną rozmowę z mężem.

Chciałabym jednak zaznaczyć, że to, że mam czasem dość, nie oznacza, że żałuję. Absolutnie nie. Jestem szczęśliwa i dumna, że podjęliśmy takie, a nie inne decyzje. Rodzina to największy skarb. Coś pięknego i cennego. A dzieci to nie tylko obowiązki, to radość i miłość, a im więcej radości i miłości w domu, tym więcej siły i motywacji do działania, im większa brygada, tym większe wsparcie, by dążyć do realizacji marzeń.



Jak inni reagują na Twoje wybory?

Niektórzy piszą mi albo mówią, że mnie podziwiają, pytają, jak to ogarniam i że fajnie być młodą mamą i mieć tyle energii. Niestety, jest to rzadkość. Większość reaguje negatywnie. Można tu przedstawić długą listę takich wypowiedzi, ale nie o to chodzi.

Spotykam się szczególnie z dwoma skrajnymi wersjami: pierwsza to taka, że „robię karierę kosztem dzieci”, a ja przecież nie uczę się kosztem czasu z dziećmi, a kosztem odpoczynku. Druga zaś: „że marnuję młode lata” (oczywiście w ich mniemaniu) na macierzyństwo, jak mogę siedzieć w domu i bawić się w kurę domową. Czasem mam wrażenie, że jestem społeczną kosmitką (śmiech).



Jakie jest Twoje największe marzenie?

Chwila odpoczynku razem z mężem. Może jakiś weekend w górach? Gdzieś. Kiedyś. Dziś niedziela, więc marzenia mam proste – żeby chłopcy zasnęli przed 20.00, mąż zrobił herbatę malinową i masaż pleców, a film który wybraliśmy okazał się dobry i wart obejrzenia.



*Joanna Rułkowska – prawnik, marzy o otwarciu własnej kancelarii. Chciałaby pomagać ludziom w zrozumieniu przepisów prawnych. Prowadzi bloga, na którym opisuje prawa mam studentek oraz prawa mam w różnych sferach życia. Prowadzi też konto na Instagramie, gdzie stara się pokazać, jak wygląda rzeczywistość uczącej się mamy.


Wiele kobiet stoi przed problemem pomiedzy rodzina a praca. Jak dac rade?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:08, 14 Lut 2018    Temat postu:

Roszczeniowość młodych kobiet jest krytykowana przez psychologów

Chciałabym, żeby był wysoki, miał niebieskie oczy, był wysportowany. Do tego miły, czuły i romantyczny. No i żeby zarabiał co najmniej 5 tysięcy. Czy to wciąż poszukiwania drugiej połówki, czy wybór towaru z katalogu? Psychologowie mają poważne wątpliwości. Mężczyzna zaczyna się od 180 cm?

...

Wszedzie hipermarket.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:38, 17 Lut 2018    Temat postu:

pisać pamiętnik
Elisabeth Pardi | 17/02/2018

Sofie Delaouw/Getty Images
Udostępnij 1 Komentuj 0
Bridget Jones, najbardziej sfrustrowana i nieszczęśliwa z kobiet, leczy nasze kompleksy. Ją samą przed rozpaczą chronili przyjaciele i dziennik. Wszystko mogłoby potoczyć się jednak zupełnie inaczej, gdyby Bridget zaczęła prowadzić… pamiętnik. Jego terapeutyczna moc jest bezdyskusyjna.

Miałam 13 lat, kiedy mój starszy brat, próbując zapanować nad śmiechem, pochwalił się, że przeczytał mój dziennik. Nie musiałam się długo zastanawiać, żeby się zorientować, co go tak bardzo rozbawiło: cały ostatni wpis poświęciłam szczegółowemu opisowi mojego zaszczytnego wkroczenia w okres dojrzewania. Powiedzieć, że byłam zawstydzona, to za mało. Spaliłam te wszystkie wyznania i przyrzekłam sobie nigdy więcej nie brać pióra do ręki.

To „nigdy więcej” trwało jakoś do końca miesiąca. Mimo szczerego postanowienia, szybko wróciłam do pisania. Prowadzenie dziennika pozwalało znaleźć ujście kłębiącym się we mnie emocjom. Pisałam o wczesnych zauroczeniach, związkach, złamanych sercach, sprzeczkach z przyjaciółmi czy kłótniach z rodzicami. W tamtym czasie przelewałam na papier dosłownie wszystko.

Jednak dopiero po moich dwudziestych urodzinach osobiste zapiski stały się dla mnie swojego rodzaju systemem wsparcia. Wszystko zaczęło się od złamanego serca. Po bolesnym i niespodziewanym rozstaniu zorientowałam się, że po raz pierwszy od sześciu lat nie jestem z nikim związana. Musiałam na nowo odnaleźć się w życiu singielki, kogoś, kogo nie definiuje istnienie drugiej połowy. Problem w tym, że nie byłam pewna, kim jestem. Wraz z podjęciem próby poznania lepiej samej siebie, ewoluowało również moje podejście do pisania – subtelna zmiana nazewnictwa – zamiast dziennika, zaczęłam prowadzić pamiętnik.

Czytaj także: Z pamiętnika kiepskiej narzeczonej: Dwa miesiące


Pamiętnik – nie tylko pytania, ale i odpowiedzi
Stwierdzenie, że prowadzenie dziennika i pisanie w pamiętniku to dwie różne rzeczy może wydawać się zaskakujące. Podczas gdy dziennik służy głównie dokumentowaniu codziennych doświadczeń i opisywaniu emocji w sposób raczej powierzchowny, pamiętnik pozwala „popchnąć pisanie w nowym, ekscytującym kierunku”, jak utrzymuje pisarz John Robson promujący ideę powrotu do pamiętnikarstwa. Głównym celem prowadzenia pamiętnika jest lepsze zrozumienie samej siebie, wymagające od piszącej zagłębienia się we własne procesy myślowe w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Pisanie pamiętnika pozwala nam odkryć nowe obszary, przynosi satysfakcję, która wynika z samopoznania, wyzwala w nas kreatywność i pomaga nam wyrazić własne oczekiwania.

Czytaj także: Brakuje Ci pewności siebie, przyjaciół albo własnego pokoju? Pisz bloga!


Spotkanie ze swoim prawdziwym ja
W jaki sposób zacząć czerpać korzyści z prowadzenia pamiętnika? Sandy Grason, autorka publikacji o terapeutycznej mocy pisania sugeruje, by eksplorować te obszary wspomnień i emocji, przed których opisywaniem czujemy opór.

Garson tłumaczy, że musimy pozwolić „naszej podświadomości przestać chronić nas przed uczuciami i doświadczeniami, które kryją się pod powierzchnią i sprawić, by do głosu doszło nasze prawdziwe ja”.
Innymi słowy – musimy być ze sobą bezwzględnie szczerzy. To nie będzie proste zadanie – a przynajmniej nie tak łatwe, jak może się wydawać po obejrzeniu Bridget Jones. W moim przypadku sporo czasu minęło, nim zaczęłam pisać o tych obszarach życia, które są dla mnie bolesne, wywołują we mnie poczucie winy czy bezradności. Jednak to właśnie nazwanie tych uczuć i pisanie o nich pozwoliło mi poczuć się lepiej.

Nawet jeśli twój pamiętnik to nie dziennik, opatruj swoje wpisy datami – pozwoli ci to łatwiej znaleźć ważne fragmenty czy opisy emocji, przez które przechodziłaś.

W ciągu kilku miesięcy pisania pamiętnika poczułam się lepiej i pewniej z tym, jak układa się moje życie. Zorientowałam się, że pomimo wszystkich trudnych zmian, jakim w wyniku rozstania uległa moja codzienność, nareszcie idę we właściwym kierunku.

Chociaż rany, jakie pozostawiło po sobie rozstanie nie zabliźniły się magicznie dzięki pisaniu o nich w pamiętniku, to jednak goiły się szybciej dzięki leczniczej mocy wynikającej z lepszego samopoczucia i spokoju umysłu, jakie zyskałam, pisząc. Nauczyłam się żyć lepiej z samą sobą.

Czytaj także: Jak ćwiczyć wdzięczność, gdy czujemy się nieszczęśliwi


Zrozumienie swoich reakcji
Teraz, jeśli jakaś sytuacja sprawia, że czuję się zła, niepewna czy rozczarowana samą sobą, piszę o tym w pamiętniku. Nazwanie trapiących nas uczuć to pierwszy krok. Kolejnym ważnym etapem jest poddanie ich uważnej analizie, próba zrozumienia własnych reakcji. Przyglądam się tym stanom uważnie i biorę je na warsztat.

Na tym właśnie polega różnica między prowadzeniem dziennika a pisaniem pamiętnika. Jak tłumaczy Kathleen Adams, psychoterapeutka i szefowa ośrodka zajmującego się terapią przez pisanie :

Różnica między prowadzeniem tradycyjnego dziennika a pisaniem pamiętnika polega na tym, że w przypadku dziennika tylko zapisujesz codzienne wydarzenia, podczas gdy w pamiętniku skupiasz się na swoich reakcjach i spojrzeniu na te wydarzenia.
To również czyni prowadzenie pamiętnika trudniejszym. Nie zawsze spodoba ci się wyłaniający się z niego obraz swojej osoby, swoich zachowań czy nawyków. Jak ujmuje to Elisabeth Denham, specjalistka w sprawach relacji i pisarka:

Zaskakująco wielu ludzi idzie przez życie w sposób bezrefleksyjny, nie zastanawiając się nad tym, jak ich nastawienie wpływa na ich relacje, decyzje czy wreszcie poziom zadowolenia. Pamiętnik jest nieocenionym narzędziem pozwalającym nam zdać sobie sprawę, które zachowania zawadzają nam na drodze do stania się takimi kobietami, jakimi chcemy być.
Co zrobić z odkrytymi przez nas mechanizmami, kiedy już uda nam się je złapać w siatkę słów? Dla mnie bardzo ważne było odkrycie, że ból rozstania w równym stopniu spowodowany był utratą narzeczonego, co moim strachem przed samotnością.

Wprawdzie nie mogłam zmienić samej sytuacji, ale mogłam nauczyć się radzić sobie z moją lękową reakcją na rozstanie. Krok po kroku ten lęk okiełznać, a w miarę stawania się odważniejszą, próbować nowych rzeczy. I im bardziej otwierałam się na nowe doświadczenia, tym mniej się bałam.

Ten rodzaj samowiedzy dobrze mi się przysłużył – wszystko to dzięki pamiętnikowi, z całą jego surowością i chaosem. Nauczyłam się postrzegać mój zeszyt i pióro jako narzędzia do zarządzania swoim życiem i dało mi to znacznie więcej niż proste spisywanie codziennych wydarzeń.

....

To obraz pustki duchowej zachodu i bezsensu zycia tam. Mam nadzieje ze nie jest to ideal kobiet w Polsce?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:52, 27 Lut 2018    Temat postu:

Nicole Kidman: Dobrze mi z dziećmi. Uwielbiam je wychowywać
Zoe Romanowsky | 27/02/2018

Attila Szilvasi | Newspix | REX | Shutterstock
Nicole Kidman, Keith Urban i ich córki: Sunday Rose Kidman Urban i Faith Kidman Urban, Sydney, 2014.
Udostępnij 0 Komentuj 0
Aktorka nie lubi słowa „żałować” i nie żałuje niczego, chciałaby jednak mieć jeszcze „dwoje lub troje” dzieci.

Kiedyś czuła się szczęśliwa, gdy dużo pracowała, gdy z jednego planu wchodziła na następny. Dziś najważniejsza jest rodzina.

Jestem bardzo uczuciowa i nie cierpię długich rozstań z mężem i dziećmi. Gdy jestem poza domem, ciągle myślę, co robią moje córeczki, jak się czują. Chyba nie byłabym w stanie przyjąć roli, która wymagałaby ode mnie dłuższej izolacji od najbliższych.

magazynlbq.pl
Gwiazda, która jest pierwszą Australijką nagrodzoną Oskarem za rolę w filmie „Godziny”, chętnie mówi o tym, czego nauczyło ją macierzyństwo.

Czytaj także: Dwa przepisy na macierzyństwo, czyli Ania Lewandowska vs Poeta. Który wybierasz?


Nicole Kidman. Droga do domu
Sporo szczegółów z życia rodzinnego zdradziła opowiadając o filmie „Lion. Droga do domu”, który przedstawia prawdziwą historię zagubionego hinduskiego chłopca, adoptowanego i wychowanego przez australijskie małżeństwo. Jako dorosły człowiek jedzie do Indii szukać swojej biologicznej rodziny.

Kidman poznała jego adopcyjną matkę, Sue Brierley, którą w tym filmie gra. Obie kobiety szybko połączyła głęboka więź.

Siedziałyśmy w moim mieszkaniu i po prostu – coś zaskoczyło. [Sue] jest pełna macierzyńskich uczuć, tak jak ja…
Film jest wyznaniem miłości wobec jej dzieci, powiedziała Kidman, jak również wobec wszystkich matek i dzieci, bo w nich właśnie widać bezwarunkową matczyną miłość.

Zapytana o to, co powiedziała w innym wywiadzie – o tym, że chciałaby mieć więcej dzieci – Kidman (której babcia urodziła ostatnie dziecko w wieku 49 lat) – wyznała, że choć nie lubi słowa „żałować” i nie żałuje niczego, chciałaby jednak mieć jeszcze „dwoje lub troje” dzieci.

„Kocham, kocham dzieci” – powiedziała. – „Uwielbiam je wychowywać. Moja siostra ma sześcioro. Kocham je. Dobrze mi z nimi, uwielbiam, kiedy są w pobliżu, ich upadki i wzloty, lubię patrzeć, jak rosną, lubię to, czego mnie uczą (…). Kocham dzieci, zawsze to mówiłam”.

Najpiękniejsza rzecz, jaką można powiedzieć dziecku, to: Jestem szczęśliwa, że istniejesz, a ponieważ istniejesz, jestem szczęśliwa –powiedziała Kidman.
Na pytanie, czy jej uczucia podziela mąż, Keith Urban, odpowiedziała:

On dał już z siebie wszystko. Ale na tym polega równowaga w związku i nigdy nie sprzeciwiłabym mu się, jeśli chodzi o rodzinę…
Pytana o klucz do szczęśliwego małżeństwa, Kidman – żona Urbana od ponad 10 lat – powiedziała:„Myślę, że najważniejsza jest pokora. Także wdzięczność i sztuka stawiania związku na pierwszym miejscu. Ale nie wolno prawić kazań na ten temat, każdy związek jest unikalny. To, co dobre dla nas, nie musi być dobre dla innych. Jestem szczęśliwa, że spotkałam kogoś, kogo kocham i lubię”.

Czytaj także: Wybór Adele. Rodzina i małe rzeczy najważniejsze.

...
Dla wiekszosci kobiet jest to po prostu naturalne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:27, 01 Mar 2018    Temat postu:

27.02.2018
„Side profile selfie" – akcja, która leczy z kompleksów

AUTOR
Keyel
Keyel

Duże nosy są piękne! Z tego założenia wychodzi Radhika Sanghani. 27-letnia londyńska pisarka rozpoczęła kampanię na Twitterze zachęcającą kobiety do zaakceptowania kształtu nosa.

Wrzuciła swoje zdjęcie profilowe i nakłoniła inne osoby do zrobienia tego samego.

"Łamanie tabu wielkiego nosa" - napisała na Twitterze. "Przestańmy nienawidzić naszych nosów, bo nie są małymi, chudymi i uczmy się je kochać poprzez share’owanie #sideprofileselfie."

Odpowiedź była bardzo pozytywna, a setki kobiet i mężczyzn dzielili się swoimi autoportretami.

Dzisiaj kobiety przejmują się wszystkim, co sprawia, że są oryginalne i wyjątkowe, od cellulitu przez piegi, aż po siwiznę, ale kształt nosa nie jest często wspomniany w ruchu „body positive” - mówi Sanghani.

"Widzieliśmy nieprzerobioną skórę z wypryskami, rozstępy, cellulit i włosy na ciele, które zostały odzyskane jako nasze własne i piękne" - napisała w magazynie "Grazia" o swoim projekcie #SideProfileSelfie. "Ale nosy są nadal ukryte w subtelnych pochyłościach głowy i niezgrabnych pozach. Potrzebujemy zmian. "

W końcu jednak Sanghani zdecydowała się opublikować własne zdjęcie, aby pomóc innym czuć się pewniej.

"Osoby o silnych profilach w końcu czują się nieatrakcyjne, a nawet wstydzą się swoich dużych nosów. Zdecydowanie odczuwałam to samo w przeszłości, dlatego naprawdę chciałam pomóc innym ludziom, zwłaszcza kobietom o większych nosach."

Oprócz wszystkich publicznych odpowiedzi na jej tweet, Sanghani otrzymała kilka prywatnych wiadomości od ludzi, dziękując jej za pozytywny projekt dla swojego ciała.

Inicjatywa naprawdę słuszna, ponieważ duże nosy są ignorowane w procesie akceptacji samego siebie, a są często powodem do skrępowania i unikania zdjęć profilowych czy pokazywania się profilem w ogóle.

Co myślicie o tej akcji? Wzięlibyście w niej udział?

...

Kobiety znowu sie katuja wygladem!

To nie jest! Wada urody!


To jest typ rasy! Jest wiele ras i maja rozna budowe w tym i czaszki. Typ tutaj charakterystyczny jest dla Indian z Ameryki. Starczy spojrzec na ich sztuke:


Widzicie jakie nosy? Taki typ budowy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:12, 04 Mar 2018    Temat postu:

Po co są rekolekcje dla kobiet?
Anna Gębalska-Berekets | 04/03/2018

Shutterstock
Udostępnij 2 Komentuj 0
Pomagają wyjść z kryzysu, złapać dystans wobec codziennych problemów i odnaleźć drogę do siebie, Boga i drugiego człowieka.

Dają możliwość poznania swojej wiary, wyciszenia lub rozeznania swojego powołania. Propozycja skierowana tylko do kobiet pozwala na doświadczenie Bożej miłości na drodze własnych poszukiwań swojego miejsca w życiu, w rodzinie, w relacji do płci męskiej.



Odwaga, by coś zmienić
Oferta rekolekcji skierowanych do kobiet jest różnorodna i to bez względu na wiek. Zazwyczaj są to kilkudniowe wyjazdy lub weekendowe dni skupienia. Karmel Dzieciątka Jezus z Łodzi organizuje rekolekcje dla kobiet 30+. W 2016 roku spotkanie odbyło się pod hasłem: „Misja specjalna, czyli jak dobrze odczytać i zrealizować swoje życiowe powołanie”.

„Dzięki tym rekolekcjom uporządkowałam wiele spraw, pomocne były konferencje, ale i warsztaty, pomagające mi ukierunkować swoje życie. Nauczyły mnie, że bezinteresowna miłość do drugiego człowieka «zabija» moją pychę i egoizm” – wspomina Agnieszka Krajewska, ekonomistka.
Rekolekcje dla kobiet organizuje także Orioński Instytut Świecki. Motywem przewodnim są słowa zaczerpnięte z Księgi Ezechiela: „Dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała”.

Doświadczenie Bożej miłości i obecności, także na drodze poszukiwania swojego powołania jest bardzo ważne, pozwala z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Organizatorzy dbają o bogaty program, są i ciekawe konferencje, droga krzyżowa, modlitwy o uzdrowienia, czy też czas na wzajemną rozmowę o tym, co boli, ale i co potęguje radość i nadzieję.

Czytaj także: Zanussi: Świętość jest realna, każdy z nas jest do niej powołany [wywiad]


Uzdrowienie serca
„Brałam udział w rekolekcjach powołaniowych dla dziewcząt u Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Po nich wróciłam do domu bardzo wyciszona. Domowe hałasy czy codzienny gwar przestały mi przeszkadzać. Był to dla mnie czas spotkania kochającego Jezusa – wspomina po kilku latach Katarzyna Skreczko, obecnie mężatka, mama dwóch córek.
Widziała wtedy jak Bóg łączy różnych ludzi, różne charaktery, mogła zobaczyć po raz pierwszy, jak wygląda życie zakonne i rozeznać swoje powołanie. „Młoda kobieta, będąc wśród innych osób tej samej płci nie rozprasza się, nie zależało jej by zwrócić na siebie uwagę płci przeciwnej” – mówi Katarzyna.

Czytaj także: Magda Frączek: Życzę Ci spełnienia pragnień!


Żagle z Jezusem
„Z Jezusem pod żaglami” to propozycja Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny. Był to czas wypłynięcia na głębokie wody życia w Bożej obecności i przy współudziale innych kobiet. „W zeszłym roku razem z ekipą prowadzącą w rekolekcjach wzięły udział 32 osoby, na 4 jachtach. Rejs rozpoczął się i zakończył w Giżycku” – mówi s. Janina Kaczmarzyk. Siostra pamięta świadectwo jednej z dziewcząt, która wspominała, że siedząc w łódce i słuchając o powołaniu uczniów na jeziorze, odczuwała tę obecność, mimo upływu tylu tysięcy lat. Jest coś dla ducha i coś dla ciała – nauka stawiania żagli i budowy jachtu, obsługiwania szotów.

Czytaj także: Jola Szymańska: Dlaczego czasem warto przespać rekolekcje


Odkrywanie swojej tożsamości i misji
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej w Obrze proponują rekolekcje w duchu bł. Marceliny Darowskiej, założycielki Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP. Uczestniczkami są kobiety w różnym wieku, pragną zbliżyć się do Boga, zrozumieć siebie i prosić o rozeznanie woli Bożej w ich życiu.

Są również rekolekcje dla kobiet z dziećmi (grupa Macierzanka, przy parafii św. Józefa w Krakowie-Podgórzu), także i dla tych, które dokonały aborcji (Winnica Racheli).

Dużym zainteresowaniem cieszą się rekolekcje dla poszukujących swojej drogi i powołania, kiedy niejednokrotne próby rozeznania woli Bożej kończą się zwątpieniem, poczuciem niespełnienia i brakiem nadziei. Taki czas jest zawsze wielkim darem od Boga i szansą na zatrzymanie się w pogoni za codziennością, momentem zasłuchania się w Jezusa, w Jego słowo, w pragnienia serca.

Siostra Anna Maria Pudełko ze Zgromadzenia Sióstr Królowej Apostołów prowadziła rekolekcje dla dziewcząt, kobiet, sióstr zakonnych.

„Są to doświadczenia kojącej ciszy a jednocześnie duchowej walki i trudu rozeznawania i odwagi w podejmowaniu decyzji. Dni, w których Bóg mówi do serca ukazując, kim jesteśmy w Jego oczach, do czego nas zaprasza.
Trudno mówić o konkretnej liczbie osób, które uczestniczą w tych spotkaniach, to nie konferencje czy eventy, gdzie zbiera się od 200 do 500 kobiet. Są to grupy kameralne, chodzi bardziej o jakość – mówi Aletei s. Anna Maria.

...

Ze wzgledu na roznice plci nie wszystko zalatwia rekolekcje ogolne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:29, 09 Mar 2018    Temat postu:

Modlitwa za kobiety
Aleteia | 08/03/2018

© Unsplash
Udostępnij 69 Komentuj 0
Na co dzień wiele dźwigają na swoich barkach, w wielu dziedzinach są absolutnie niezastąpione. Kobiety. Wesprzyjmy je tą modlitwą.

Dziękujemy Ci, Boże, dobry Ojcze, za miłość, którą nas obdarzasz*.
Ty stworzyłeś nas na swój obraz i podobieństwo
jako kobietę i mężczyznę,
abyśmy, różniąc się od siebie,
mogli się uzupełniać
i być dla siebie wsparciem:
mężczyzna dla kobiety,
a kobieta dla mężczyzny.

Dziękujemy, dobry Ojcze, za kobietę i jej misję we wspólnocie ludzkiej.

Prosimy Cię w intencji kobiet, które są córkami,
aby były chciane i kochane przez rodziców,
traktowane z czułością i delikatnością.

Prosimy Cię w intencji kobiet, które są żonami,
aby były doceniane i wspierane przez mężów.
Spraw, by ich małżeństwa opierały się na wzajemnym szacunku,
by doświadczały ze swoimi mężami komunii serc i pragnień,
których owocem – jeśli taka jest Twoja wola – będzie także nowe życie.

Prosimy Cię w intencji kobiet, które są matkami,
aby dzięki macierzyństwu rozkwitały w swojej kobiecości.
Spraw, żeby wychowywały dzieci z czułością, mądrością, wrażliwością.
Każdego dnia dawaj im dużo siły i radości.

Prosimy Cię w intencji kobiet, które żyją w pojedynkę,
aby mogły odnaleźć swoje powołanie, miejsce w świecie i spełnienie.

Prosimy Cię w intencji kobiet konsekrowanych,
aby wypełniały swoją misję z radością i oddaniem,
świadcząc o tym, że Bóg jest prawdziwym źródłem szczęścia.

Prosimy Cię w intencji kobiet,
które zostały zepchnięte na margines społeczny
i które doświadczyły albo doświadczają przemocy.
Strzeż ich i spraw, żeby ich los się odmienił.

Powierzamy Ci, dobry Ojcze, wszystkie relacje
między kobietami i mężczyznami.
Spraw, żebyśmy mogli się wzajemnie rozumieć,
doceniać i pomagać sobie nawzajem,
tworząc wspólnie wymierne dobro.
Amen.

Czytaj także: Najpiękniejsza Kobieta – 13 zachwytów nad Maryją
Czytaj także: Modlitwa, która sprowadzi błogosławieństwo na próg Twojego domu
Czytaj także: Modlitwa o to, byśmy byli szczęśliwym małżeństwem
*Modlitwa zainspirowana tekstem bp. Rodrigo Aguili, przewodniczącego Komisji ds. Duszpasterstwa Rodzin w meksykańskim episkopacie

..

Tez warto znac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:40, 24 Mar 2018    Temat postu:

Mama w wojsku – z pamiętnika pani żołnierz
Łucja Braun | 24/03/2018
KOBIETA W WOJSKU
Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Matkom – żołnierzom jest nieco łatwiej przystosować się do służby w wojsku. Wczesne wstawanie i ciężka praca przez cały dzień to ich codzienność, przecież przy małych dzieciach zapomniały, co to znaczy przespana noc.

Kobieta w wojsku
Kobieta w wojsku, to taki obywatel klasy „B”. Może nie tyle gorszy, co traktowany inaczej. Nie znaczy też, że lepiej, chociaż i tu bywają wyjątki.

W każdej jednostce jest inaczej i od tego trzeba zacząć, ponieważ każda z kobiet – żołnierzy ma zupełnie inne doświadczenia. Różnie traktowani są żołnierze zawodowi, a w inny sposób żołnierze przygotowujący się do bycia żołnierzem zawodowym. W pierwszym przypadku służba to codzienne, stosunkowo unormowane godziny spędzone w jednostce. Wykonywanie tego, co zostało określone w karcie mówiącej o zajmowanym stanowisku, a także wszelkich rozkazów przełożonych. Natomiast służba przygotowawcza, o której szerzej tu napiszę wygląda nieco inaczej.

Czytaj także: Gen. Elżbieta Zawacka, jedyna cichociemna: Miałam szczęśliwe życie


Misja z dala od domu
Spotkałam się z kilkoma kobietami – matkami, które postanowiły coś zmienić w swoim życiu. Zrobić odważny krok i zostać żołnierzami Wojska Polskiego. Wszystkie w jakiś sposób związane z wojskiem. Albo były cywilnymi pracownikami w armii, albo ktoś z rodziny był żołnierzem. Skąd taki pomysł? Po pierwsze spełnianie marzeń, po drugie stabilizacja ekonomiczna, jaką niewątpliwie daje służba wojskowa.

Na pół roku zostawiły swoje dzieci i mężów, aby zrealizować trudne zadanie – przejść szkolenie wojskowe. W początkowym okresie, przez kilka tygodni były prawie zupełnie odizolowane od rodzin i zakoszarowane (zakwaterowane) na terenie jednostek szkolnictwa wojskowego. Z rodziną widziały się jedynie przez kilka godzin w niedzielę, zawsze w mundurach. Ich życie diametralnie się zmieniło. Codzienne wczesne pobudki, zaprawy poranne, szybkie posiłki, treningi, musztry.

Wszystko musiały robić wspólnie z całym kursem. Nie mogły podejmować samodzielnie żadnej decyzji, wszystko zostało podporządkowane rozkazom dowódcy, które na dodatek zmieniały się wyjątkowo często. Zmęczenie, przestawienie myślenia i najgorsze… tęsknota za domem, za bliskimi. Wszystko to każdej z nich dało w kość, ale nie poddały się i zostały żołnierzami składając Przysięgę Wojskową.

Od tego momentu mogły już widywać się z rodzinami częściej. Te, które mieszkały blisko miały nieco łatwiej, bo mogły jeździć do swoich dzieci codziennie, ale nie wszystkie miały to szczęście. Wtedy pozostawały jedynie weekendy spędzone w domach. Mało i dużo jednocześnie. Takie rozstanie dla większości z nich było ogromnym emocjonalnym wyzwaniem.

Do tej pory miały wszystko pod kontrolą. Wiedziały, co dzieje się z ich dziećmi, jak sobie radzą. Codziennie mogły przytulić synów i córki, zamienić z nimi kilka słów. Przez służbę wszystko się zmieniło i musiały sobie z tym poradzić. Pomogło wsparcie innych matek – żołnierzy, ale także zmęczenie i ciągłe wykonywanie zadań – dzięki temu nie miały czasu na myślenie o domu.

Czytaj także: Rodzina na etacie: mama, tata, praca i dzieci


Pani żołnierz
Chociaż kobiety w wojsku służą już od trzydziestu lat, to niektórym mężczyznom nadal to nie odpowiada. Na szczęście są to niechlubne wyjątki na drodze pań. Na co dzień kobiety robią wszystko to, co mężczyźni. Te, z którymi rozmawiałam to silni, niezależni, zdeterminowani i nie liczący na specjalne względy żołnierze. Nieważne, czy chodzi o tzw. „rejony”, czyli mycie podłóg na pododdziale, noszenie sprzętu na zajęciach z taktyki czy też strzelanie.

Muszą i wykonują te same czynności co mężczyźni. To oczywiste. Czują się pełnoprawnymi żołnierzami, ale czasami trafiają na mur w postaci przełożonych. Jak może wyglądać taki mur? Czasami całkiem niewinnie. Prowadzący zajęcia wyznacza do zadań wyłącznie kobiety, wymaga od nich więcej, stawia przed nimi zadania dodatkowe. To da się przejść zazwyczaj z uśmiechem na twarzy. Są jednak także przypadki, gdzie panowie rzucają uwagi na temat płci, są bardzo nieprzyjemni. Gołym okiem widać, że mają problem z wojskową służbą kobiet. Podczas gdy one ani swoim zachowaniem, ani słowem nie liczą na specjalne względy.

Czasem się zdenerwują, ale zazwyczaj puszczają mimo uszu komentarze i po prostu robią to, co do nich należy. Są momenty, gdy jest im fizycznie po prostu trudniej. Są drobniejszej budowy, mają inne uwarunkowania fizyczne i noszenie sprzętu, który mają na sobie również panowie, jest dla nich nieco trudniejsze. Jednak czy to w jakikolwiek sposób wpływa na ich służbę? Raczej nie, a słabsze chwile przydarzają się każdemu, bez względu na płeć.



Matka stworzona do służby
Mogę śmiało wysnuć twierdzenie, że matkom – żołnierzom jest nieco łatwiej przystosować się do służby w wojsku. Wczesne wstawanie i ciężka praca przez cały dzień to ich codzienność. Przy małych dzieciach zapomniały co to znaczy przespana noc. Na służbie przygotowawczej nie muszą chociaż przygotowywać posiłków, te są im po prostu wydawane.

Są też regularne! Jednorazowe umycie podłogi w ciągu dnia brzmi jak marzenie przy maluchu, który ciągle rozmazuje coś na podłodze. Jedno, co się nie zmienia, to ciągle zimna kawa… tym razem jednak przez ciągłą zmienność decyzji i niekończące się zbiórki, a nie przez płacz malucha. Tylko ta ogromna tęsknota za rodziną jest czymś, co rodzi ciągle powtarzającą się myśl „Kiedy to się w końcu skończy?”.

...

Kolejne doswiadczenie. Z natury rzeczy bedzie je przezywala mniejszosc kobiet.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:49, 29 Mar 2018    Temat postu:

Mama 5 dzieci i profesor bioetyki, której zaufał Franciszek. Co robi w Watykanie?
Paola Belletti | 28/03/2018
GABRIELLA GAMBINO
Photo Courtesy of Gabriella Gambino | © Santiago Perez de Camino
Udostępnij Komentuj
Jest jedną z dwóch kobiet, obok Lindy Ghisoni, nominowanych 7 listopada 2017 roku przez papieża Franciszka do nowej Kongregacji do spraw Świeckich, Rodziny i Życia.

Profesor Bioetyki na Wydziale Filozofii, badacz i profesor Filozofii Prawa na Wydziale Prawa Uniwersytetu Tor Vergata w Rzymie, jak również wykładowca w Papieskim Instytucie Teologicznym Jana Pawła II do spraw Nauk o Małżeństwie i Rodzinie odpowiedzialna za sekcję Życie.



Paula Belletti: Z pewnością daje się odczuć ciężar odpowiedzialności jakie dźwiga Pani na swoich barkach: rodzina – jest Pani przecież żoną i mamą pięciorga dzieci – zadania związane ze stanowiskiem w Kościele, w tym nominacja na podsekretarza odpowiedzialnego za dział Życie w Nowej Kongregacji. Jak w tak dynamicznym życiu udaje się utrzymać Pani równowagę? Co pozwala Pani nie upaść?

Gabriella Gambino: Gdy zaproponowano mi tę nową rolę, musiałam rozeznać, czy mogę się jej podjąć. Nie tylko dlatego, że było to wezwanie dość nieoczekiwane, które, jak sądzę, zaskoczyłoby każdego świeckiego w Kościele, ale również dlatego, że patrząc na dotychczasowy kształt Kościoła nigdy nie pomyślałabym, że może dotyczyć kobiety zamężnej, matki, która od ponad dwudziestu lat stara się znaleźć równowagę między rodziną a pracą. Z jednej strony troszczę się o zwykłe, codzienne życie wielodzietnej rodziny, z drugiej zaś strony podejmuję też pracę dydaktyczną i naukową w dziedzinie bioetyki, która stanowi dziś prawdziwe wyzwanie antropologiczne. Dlatego też, gdy zdałam sobie sprawę, że moja rzeczywistość staje się jeszcze bardziej złożona niż do tej pory, zrozumiałam, że muszę dać się poprowadzić i, tak jak w innych punktach zwrotnych w życiu, zaufać Bogu. W ten sposób „wdrukowałam” sobie w serce myśl św. Augustyna, który przypomina, że gdy Bóg prosi nas o więcej, nie prosi o niemożliwe, ale „zachęca, abyś zrobił wszystko, co możesz, abyś prosił o to, czego nie możesz, a uzdolni cię byś mógł to zrobić”. Chodzi o to, by zajmować się tylko dniem dzisiejszym, nie starać się przewidzieć wszystkiego i mieć też cierpliwość do siebie samego. Tak naprawdę wiara, o którą prosi nas Pan to ta sama wiara, która nie pozwoliła Maryi upaść pod ciężarem jej fiat. To wiara konkretna, która wie, że musi się oprzeć na Bogu, bo sama z siebie niewiele może.

Czytaj także: Czy znasz te niezwykłe kobiety, które inspirują, zadziwiają i pokazują, czym jest geniusz kobiecości?


Jakim darem my kobiety, z właściwym nam geniuszem kobiecym, możemy podzielić się z innymi w różnych przestrzeniach życia, wliczając w to również tę eklezjalną? Gdy myśli Pani o swoim życiu i doświadczeniu, w jaki sposób bycie matką i żoną wpływa najbardziej na Pani pracę?

Przede wszystkim jest to świadomość, że osoby, które spotykam na swojej drodze są mi w pewien sposób powierzone, tak jak dzieje się to w przypadku dzieci. Ta świadomość jest dla mnie źródłem wielkiej wewnętrznej siły. W tym sensie myślę, że cnotą, do której my kobiety jesteśmy szczególnie wezwane jest męstwo. Powinnyśmy nad nim pracować i starać się przekazać je, przede wszystkim naszym dzieciom, po to, by budowały swoje własne życie pełne sensu i nadziei. Męstwo pozwala trwać w relacjach, czyni godnym zaufania, gdy inni liczą na nas, tak jak dzieje się to w rodzinie. Rodzi odporność psychiczną i zaufanie. A to są cechy potrzebne w środowisku pracy.

Zarządzanie rodziną wielodzietną nauczyło mnie też organizacji i planowania, nie po to, aby przewidzieć wszystko – to w rzeczy samej jest niemożliwe, ale po to, by stworzyć atmosferę pełną serdeczności, wzajemnego zaufania, szacunku i wzrostu. Niezwykle ważna jest umiejętność nadawania rzeczom właściwej wagi, rozróżniania spraw pilnych od spraw ważnych, aby priorytetowo potraktować potrzeby drugiej osoby, mieć ufność w to, że każdy może się zmienić i stać się lepszym. Macierzyństwo daje taką świadomość, że życie dzieli się na różne etapy. Na każdym z nich następują ważne zmiany i refleksja nad sensem, które czynią płodnymi sytuacje z pozoru bardzo trudne.



Ojciec Święty pragnie podkreślić znaczenie wkładu kobiet w życie Kościoła. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że ten od samego początku swego istnienia dawał kobiecie wolność. Z pewnością Papież nie mówi tu o walce płci pomiędzy kobietami i mężczyznami, co raczej o drodze, dzięki której mogą znajdować wyraz tak cenne różnice między nami i wspólna obu płciom równość.

„Utopia neutralności niszczy zarówno godność człowieka wynikającą z różnicy płci, jak i wartość osobowego charakteru rozrodczego przekazywania życia” – tymi słowami zwrócił się Ojciec Święty do przedstawicieli Papieskiej Akademii Życia, zapraszając przy tym do nowego, zdecydowanego przymierza między kobietą a mężczyzną. Czego wymagają obecne czasy od kobiety? Albo lepiej, czego wymaga od nas Kościół i Pan Bóg?

Wiemy, że rewolucja pastoralna, którą inicjuje Ojciec Święty jest procesem opierającym się na koniecznym i żywym uczestnictwie wiernych świeckich, a w szczególności kobiet, w życiu Kościoła. O tym, co właściwe dla kobiet, o tym, co możemy jako kobiety wnieść do Kościoła i do społeczeństwa wiele już mówiono. Oczywiście, jest to nasza zdolność do bycia razem, zdolność bliskości z drugim człowiekiem, zdolność słuchania, ale przede wszystkim myślę tu o macierzyństwie. Kobieta jest matką, ale o tym niewiele się mówi, być może z obawy, by nie udaremnić osiągnięć emancypacji kobiet. Papież Franciszek przy okazji niedawnego święta translacji ikony Salus populi Romani przypomniał raz jeszcze, że macierzyństwo znajduje się w centrum Kościoła, ponieważ jest sercem przesłania Ewangelii.

Macierzyństwo jako zdolność wnoszenia miłości i ochrony w obliczu ludzkiej kruchości. Macierzyństwo jako miłosierdzie (uważam za bardzo znaczące to, że w języku hebrajskim ten sam termin rahamin oznacza zarówno miłosierdzie jak i łono matki), jako zdolność przyjmowania, a przede wszystkim jako zdolność dawania życia, zarówno w znaczeniu moralnym, jak i duchowym.

Kobieta posiada zdolność odrzucenia typowej dla mężczyzny potrzeby produktywności, wyczerpującej dla człowieka, który potrzebuje tymczasem odnowić swoją tożsamość dziecka. W takim sensie bardzo ważną rolę mogą odgrywać kobiety w Kościele jako te, które stawiają w centrum świadomość tego, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Każda matka, przez sam fakt swojego istnienia, przypomina swojemu dziecku, że u podstawy jego egzystencji jest ojciec. W ten sposób kobieta, swoją obecnością w Kościele, może wskazywać współczesnemu człowiekowi, zamkniętemu w racjonalizmie i indywidualizmie mającym za punkt odniesienia samego siebie, że u początku jego życia stoi wielka miłość Ojca do każdego z nas. Jest pragnienie Boga. Ta świadomość może przywrócić światu wiarę, a dokładniej zdolność każdego człowieka do zaufania Bogu, a razem z wiarą przywraca też stabilność moralną. Autentyczna wiara prowadzi do spójności i zaangażowania życia.

Wiemy to z doświadczenia: na podstawie obrazu Boga, jaki ojciec i matka przekazują swoim dzieciom, kształtuje się też idea wolności, która naznaczy później ich życie moralne. I nie dzieje się to, jak często możemy usłyszeć, w sytuacji, gdy pozostawiamy dzieci w labiryncie propozycji ideologicznych i kulturowych, nie wskazując żadnego kierunku. Ale raczej gdy pomagamy im rozróżniać, słuchać i w ten sposób odpowiadać na propozycję miłości, z jaką Bóg zwraca się do każdego z nich, aby mogli odpowiedzieć „tak” na swoje powołanie.

Czytaj także: Za każdym sukcesem mężczyzny stoi… mądra kobieta! 5 inspirujących historii


Kobiety – stróże życia i relacji: dostrzegamy człowieka szybciej niż mężczyźni, nawet nie będąc biologicznymi matkami. To archetyp czy stereotyp?

„W świetle początku matka przyjmuje i kocha dziecko, które nosi w łonie jako osobę. Ten jedyny sposób obcowania z nowym, kształtującym się człowiekiem stwarza z kolei takie odniesienie do człowieka — nie tylko do własnego dziecka, ale do człowieka w ogóle — które głęboko charakteryzuje całą osobowość kobiety. Powszechnie się przyjmuje, że kobieta jest bardziej od mężczyzny zwrócona do konkretnego człowieka, macierzyństwo zaś jeszcze bardziej tę dyspozycję rozwija”. (Mulieris dignitatem, VI, 1Cool

Męskość i kobiecość to nie stereotypy lecz archetypy. To znaczy mają one swój wymiar ontologiczny, w którym przejawia się istnienie człowieka jako mężczyzny i jako kobiety. To pojęcia głębokie, które odzwierciedlają męską i kobiecą naturę Pana Boga. I dlatego właśnie kobieta i mężczyzna mogą w pełni zrealizować się jedynie we wzajemnej relacji i w poszukiwaniu harmonii. Macierzyństwo i ojcostwo mają z kolei wymiar antropologiczny i role te są nie do zastąpienia, nie da się ich też zamienić. Stanowią one podstawę kodu matczynego i ojcowskiego, które tworzą tożsamość dziecka.

Szczególnie macierzyństwo przynależy w sposób współ-substancjonalny do kobiety, która jest utworzona w taki sposób, to znaczy według tej zdolności, która stanowi jej istotę, która jest darem i przywilejem i czyni ją zdolną do głębokiej relacji z drugim człowiekiem. Podobnego odniesienia używano kiedyś w przypadku ciąży jako stanu inter-essante, który wyraża warunek istnienia (inter-esse) pomiędzy dwoma podmiotami, relację samą w sobie. To właśnie czyni kobietę strukturalnie zdolną do przyjęcia drugiego człowieka i do głębokiego zrozumienia jego istnienia. Dlatego sądzę, że dziś niezbędne jest bardziej niż kiedykolwiek, by kobieta podejmowała to zadanie wnoszenia do Kościoła i społeczeństwa autentycznego sensu poświęcenia jako sacrum facere (łac. świętego, uświęcającego działania), które pozwala uświęcać rzeczywistość człowieka. Niemożność pojęcia sensu sacrum jest tym, co utrudnia ochronę życia ludzkiego i zrozumienie głębokiej wartości ludzkiego ciała, seksualności czy cierpienia.



GABRIELLA GAMBINO
Photo Courtesy of Gabriella Gambino | © Santiago Perez de Camino


Macierzyństwo jest dzisiaj odkładane na boczny tor, może nawet zupełnie spychane gdzieś z tyłu, w pogoni społeczeństwa skoncentrowanego na produktywności (co stanowi marną miarę jeśli chodzi o życie ludzkie). Przede wszystkim dlatego, że każdy człowiek rodzi się i kształtuje w brzuchu swojej mamy, co wymaga czasu. Po narodzinach potrzebuje obecności, bliskości, czasu. Wiele czasu. I na nic się zdadzą historie o „jakości czasu”. Czy największą wartością czasu dzieci i matek nie jest jego ilość? Po prostu wspólne bycie?

A my, zwyczajne kobiety, bombardowane ze wszystkich stron, jesteśmy przytłoczone zmęczeniem i wyrzutami sumienia. Czy jest coś o co powinnyśmy poprosić społeczeństwo i Kościół, aby nasza kobiecość i macierzyństwo były choć trochę lżejsze, dla dobra dzieci i wszystkich?

Sądzę, że powinno się przede wszystkim podjąć próbę poznania i zrozumienie tych wymiarów kobiecości i macierzyństwa, które są konstytutywne dla kobiety i których docenienie zapewnia jej pełny rozwój. Na przykład w świecie zachodnim, poprzez legislację i dominację kultury, kobiecość traci swoje znaczenie symboliczne, zwłaszcza w kontekście macierzyństwa, a to grozi destrukcją i wynaturzeniem kobiet.

Całkowite lub częściowe zastępowanie macierzyństwa technikami rozrodczymi jest najbardziej ewidentnym tego dowodem. Podobnie jak rezygnacja z macierzyństwa na rzecz rozwoju zawodowego, w innym razie niemożliwego do zrealizowania. Filozofia przez wieki nie zajmowała się ideą narodzin skupiając się raczej na kwestii śmierci. To sprawiło, że zaniknęła świadomość tego, że rodzimy się z ciała kobiety, z czego wynikają konkretne konsekwencje społeczne, kulturowe, prawne i ekonomiczne.

Dotarliśmy do punktu, w którym to my kobiety z trudem przyjmujemy te różne aspekty naszego życia, które, przeżywane w równowadze, pozwoliłyby w pełni zrealizować nasz potencjał. Dlatego sądzę, że ważne jest uzmysłowić sobie, że ustawy regulujące kwestię macierzyństwa są często nieadekwatne do sytuacji. Gdy w kraju takim jak Włochy jedna trzecia kobiet zostawia pracę po narodzinach pierwszego dziecka, nie oznacza to, że kobiety nie radzą sobie z wyrzutami sumienia, ale wskazuje raczej na obiektywną, wręcz antropologiczną, potrzebę poświęcenia się dzieciom, aby móc w pełni przeżyć tę relację.

Bycie mamą służy nie tylko dzieciom, ale też kobiecie, która powinna mieć czas na wypracowanie swojego macierzyństwa. W istocie macierzyństwo jest wyjątkowym przeżyciem osobistym. To przemiana tożsamości kobiety, do której potrzeba czasu i cierpliwości. Nie ogranicza się ona tylko do instynktu macierzyńskiego, ale wymaga intensywnego wysiłku psychicznego niezbędnego do wypracowania tej bezcennej równowagi, która pozwala odkryć, co znaczy być zarówno kobietą, jak i matką. Dlatego tak ważne jest, aby w społeczeństwie, kulturze, ale też Kościele pojawiło się to zrozumienie, że wyjście naprzeciw potrzebom macierzyństwa leży nie tylko w interesie dzieci, ale i samych kobiet i ich antropologicznej potrzeby bycia w pełni matkami i kobietami. W tym sensie, pogłębienie aspektów fenomenologicznych bycia kobietą i matką może mieć znaczący wpływ na ochronę sprawiedliwości w życiu społecznym, a także na promowanie i docenienie zadań kobiety jako takiej.

Czytaj także: Najpiękniejsza Kobieta – 13 zachwytów nad Maryją


Nasze dzieci, z jednej strony narażone są na nieustanną seksualizację, z drugiej stykają się ze stygmatyzacją ciąży, którą traktuje się jako wpadkę, wysoce niepożądany efekt uboczny z drugiej. Czy w ten sposób dzieci nie otrzymują przypadkiem przekazu, że także one są wypadkiem przy pracy, że dawanie życia to wielka niedogodność? Aborcja i antykoncepcja są jak uporczywie powracający refren, który mówi, że „życie można zdeptać i odrzucić”, zwłaszcza w naszym społeczeństwie zamrożonym przez niż demograficzny.

Natomiast Kościół może im ofiarować wielki skarb i piękno miłości małżeńskiej i seksualności uzdrowionej przez Łaskę. Czy według Pani Kościół pamięta o tym zadaniu?

Jeszcze nie do końca. To prawda, że w ostatnich latach wyzwania dotyczące seksualności, macierzyństwa, rodziny i życia są bezprecedensowe. To wyzwania zinstytucjonalizowane za sprawą biopolitycznej kontroli życia ludzkiego i ustaw, które sprowadzają macierzyństwo do decyzji o rozmnożeniu i bagatelizują wpływ technologii na sens rodzicielstwa i bycia dzieckiem. Myśli się często o tym, że nie ma miejsc, w których pary mogłyby „przepracować” swoją bezpłodność. Miejsca, w których mężczyzna i kobieta mogliby otrzymać pomoc w zrozumieniu tej sytuacji w jakiej się znaleźli, aby tę bezpłodność uczynić płodną na podłożu egzystencjalnym.

Tymczasem techniki rozrodcze, które znajdują praktyczne rozwiązanie każdego problemu, nawet za cenę życia ludzkiego, mają przestrzeń do natarczywej ingerencji sprowadzając wszystko do kwestii medycznych i przekształcając biologiczną bezpłodność w moc, która w kulturze przeciwstawia sobie zamiennie prawo do nie posiadania dzieci z prawem do posiadania dzieci. Taką świadomość mają już nastolatkowie. Dlatego też wydaje mi się niezwykle pilne podjęcie działań, przede wszystkim w Kościele, które pozwoliłyby na formację bioetyczną kobiet, aby zyskały świadomość czekających je wyzwań i potrafiły rozpoznać je gdy chodzi o własne ciało, o seksualność, o macierzyństwo i wartość życia.

Chodzi też o to, by umieć towarzyszyć kobietom w podejmowaniu decyzji mających tak ważne reperkusje etyczne w ich życiu. Pilnie potrzeba formacji księży, duszpasterzy, wykładowców i rodziców. Kobiety powinny odzyskać świadomość tego, że są prawdziwymi stróżami życia i nie bać się swojego macierzyństwa. Tak naprawdę, jak przeczytałam w pewnej pięknej książce na temat Maryi, bez odwagi kobiety i mężczyzny nawet Bóg nie mógłby mieć dzieci. Zdolność i radość dawania życia w pełnej wolności i odpowiedzialności, ze świadomością niezbywalnej wartości każdego życia ludzkiego, to wspaniały dar, jaki otrzymaliśmy od Boga. I dziś na nowo rozpoczynamy głoszenie tej radości w Kościele i poza nim.

Tekst pochodzi z włoskiej edycji portalu Aleteia

...

Zdedydowanie plci sie roznia i trudno bez kobiet mowic o kobietach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:38, 03 Kwi 2018    Temat postu:

Kobieto chcesz żyć dla innych? Zadbaj najpierw o siebie!
Beata Tarasiuk | 03/04/2018
BEATA TARASIUK
Archiwum prywatne
Udostępnij Komentuj 0
Współczesnym kobietom brakuje chwili kontemplacji, wsłuchania się w swoje wnętrze, w naszą kobiecość i odnalezienia tego, co w nas najcenniejsze. Jesteśmy skłonne do poświęcania uwagi wszystkim wokoło...

Ciężko znaleźć jedną, właściwą definicję kobiecości. Dla każdej z nas kobiecość oznacza coś zupełnie innego. Z pewnością dużą rolę w kształtowaniu naszej kobiecości odgrywają wzorce, jakie wyniosłyśmy z rodzinnych domów oraz środowisko, w jakim przebywamy. Nasza kobiecość, mimo że jest z nami od samego początku, różni się od tej rozumianej przez małą dziewczynkę, nastolatkę czy dojrzałą kobietę. Kobiecość ewoluuje wraz z wiekiem, przechodząc w nowe, nieznane do tej pory etapy.



Czym jest kobiecość?
Jeszcze kilka lat temu to pojęcie kojarzyło mi się głównie z wyglądem zewnętrznym, z tym, w co się ubieramy, jaki nosimy makijaż. Uważnie przyglądałam się kobietom na ulicach, w autobusach, w restauracjach, surowo oceniając, które zasługują na miano bycia prawdziwymi kobietami. Teraz już wiem, że moje zachowanie było wynikiem ulegania trendom promowanym przez media. Idealne sylwetki, wygładzona cera, ubrania z najnowszych kolekcji znanych marek – czy nie takie kobiety oglądamy na co dzień w telewizji, internecie czy na bilboardach?

Dość sporo czasu zajęło mi zrozumienie, że prawdziwa kobiecość ma niewiele wspólnego z tym sztucznie wykreowanym wzorcem. Że to przede wszystkim nasze wnętrze, osobowość, określone cechy charakteru, które tworzą integralną całość.

Kobieca wrażliwość: magnes przyciągający ludzi
Mimo że mój obraz kobiecości ciągle się zmienia, głównie za sprawą podróży i spotkań z kobietami o odmiennych kulturach i statusach społecznych, to z pewnością jest kilka cech, które moim zdaniem bardzo trafnie odzwierciedlają wzorzec kobiecości.

Wrażliwość przejawiająca się w niesieniu pomocy, trosce o innych, dostrzeganiu ich potrzeb, emocji i problemów. Wrażliwa kobieta to taka, do której bez wahania zwracamy się o radę czy zwierzamy z problemów, bez obawy, że zostaniemy odepchnięci czy zlekceważeni. Kobieca wrażliwość to magnes, który działa na otaczających ją ludzi, dając poczucie bezpieczeństwa. Może właśnie dlatego ciepłe i wrażliwe kobiety potrafią budować silne i wartościowe relacje.

Łagodność ujawniająca się w pięknym sposobie mówienia, subtelnych gestach, w relacjach między ludźmi, w reagowaniu na codzienne sytuacje, jak również w prostych czynnościach, w sposobie poruszania się czy jedzenia.

Pogoda ducha sprawiająca, że kobieta potrafi rozpromienić nawet najbardziej ponurą aurę, zarazić pozytywną energią, serdecznością i uśmiechem. To osoba, która potrafi podnieść na duchu w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebujemy oraz wie, w jaki sposób zareagować, by drugi człowiek poczuł się potrzebny i kochany.

Wdzięczność pozwalająca docenić życie, zdrowie, rodzinę, jednocześnie żyjąc ze świadomością, że każdego dnia może się to zmienić. Wdzięczna kobieta dziękuje za kolejny dzień i stara się spożytkować go jak najlepiej. Potrafi również zaakceptować ciężkie doświadczenia i wyciągnąć z nich wnioski oraz naukę na przyszłość, mimo iż nie zawsze bywa to łatwe.

Naturalność, dzięki której kobieta nie musi udawać kogoś innego. Żyje w zgodzie ze sobą, podkreśla swoje naturalne piękno, nie przerysowując go. Jest swobodna oraz niezwykle szczera w swoim sposobie bycia. Nie podąża ślepo za wszystkimi trendami, ale wybiera selektywnie te, które są zgodne z jej przekonaniami. Dzięki temu dobrze czuje się w swojej skórze i zwyczajnie potrafi cieszyć się życiem.

Czytaj także: Brygida Grysiak: kobieca wrażliwość jest lekiem na hejt


Kobieta uczy czule kochać…
Jako kobiety często słyszymy, że w wieku 25 lat powinnyśmy wyjść za mąż, później urodzić dziecko i najlepiej pogodzić życie zawodowe z rodzinnym. Wsłuchanie się we własne potrzeby i odróżnienie tego, czy robimy coś zgodnie z naszymi przekonaniami, czy dlatego, że chcą tego inni, jest sporym wyzwaniem. Nie tylko w kwestii odnajdywania naszej kobiecości, ale w każdej strefie naszego życia.

Czasami odnoszę wrażenie, że współczesnym kobietom brakuje chwili kontemplacji, wsłuchania się w swoje wnętrze, w naszą kobiecość i odnalezienia tego, co w nas najcenniejsze. Jesteśmy skłonne do poświęcania uwagi wszystkim wokoło, trwania w toksycznych relacjach i podążania ślepo za utartymi wzorcami. Zapominamy, że jako kobiety najpierw powinnyśmy odkryć nasze prawdziwe „ja” i przede wszystkim dostrzec, że odgrywamy w społeczeństwie bardzo ważną rolę. Przypomniał o tym zresztą papież Franciszek w czasie mszy św. odprawionej w kaplicy Domu św. Marty podkreślając, że to kobieta „uczy nas głaskać, czule kochać i czyni świat czymś pięknym”.

Czytaj także: Mamo, pomyśl o sobie!


Nie zagub swojej kobiecości!
Czasami słyszę od moich koleżanek, szczególnie od tych, które zajmują się obecnie domem lub opieką nad dziećmi, że zatraciły swoją kobiecość. Że nie mają już takiej ochoty na dbanie o swój wygląd zewnętrzny i nie czują się już kobieco. Myślę, że w życiu każdej z nas zdarzają się takie momenty, kiedy tracimy kontakt z kobietą w sobie. Sama niejednokrotnie tego doświadczałam, szczególnie w podróży, kiedy nie miałam dostępu nawet do ciepłej wody, spałam w bardzo surowych warunkach, a 20-kilogramowy plecak ciążył mi coraz bardziej. Czułam, jakbym przez chwilę była zupełnie inną osobą, ale jednocześnie miałam świadomość tego, że nie straciłam mojej kobiecości. Ona wtedy po prostu przeszła w inną formę. Ani w lepszą, ani w gorszą. Może jeszcze nie w tę wymarzoną, ale w tym momencie, najpiękniejszą. Bo zgodną ze mną samą, z moimi wartościami i z tym, co kocham robić najbardziej.

...

Zdecydowanie sprowadzac kobiecosc do okladkowego wygladu to absurd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:53, 05 Kwi 2018    Temat postu:

Uczmy dziewczynki, że „piękna” nie musi oznaczać „sexy”!
Zrinka Peters | 05/04/2018
NASTOLATKA
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Mantra „piękna = sexy” powtarzana jest tak często, że chyba każdy już w nią uwierzył.

Sprzedawcy, zacznijcie szanować młode kobiety
„Kobiety w USA wciąż nie są traktowane równo; ich wizerunku używa się w reklamach. Doszłam do wniosku, że – w pewnym sensie – także w amerykańskim społeczeństwie kobiety są do ozdoby” – mówi Malala Yousafzai, pakistańska działaczka na rzecz praw kobiet.

Kiedy wybrałam się z moją 13-letnią córką na zakupy, by kupić jej nowe dżinsy, uderzyło mnie, jak bardzo w ciągu ostatnich kilku lat zmienił się nasz styl. Stroje księżniczek i kolorowe ciuszki już jej nie kuszą. Moja córeczka, jako dziecko nauczane w domu, jeszcze niedawno czuła się świetnie w falbaniastych spódnicach, które zakładała prawie codziennie. Dziś chodzi do publicznej szkoły i czuje, że musi się dopasować do rówieśników. Na modowej liście jej marzeń są biustonosze i majtki z PINK oraz wszystko z Hollistera, Abercrombie i Aeropostale.

Skóra mi cierpnie, kiedy wchodzę do sklepów, w których chude jak patyki, zbyt młode modelki o smutnych oczach gapią się na mnie z reklam, eksponując swoje nowiutkie mini-krągłości. Pytam sprzedawczynię, czy są jakiekolwiek dżinsy, które nie byłyby „superskinny” i zostawiły choć trochę miejsca na oddech szczupłemu ciałku mojej nastolatki.

Uprzejmie odpowiada mi, że w sklepie nie znajdę nic innego, ale być może online będą jakieś „boyfriend jeans”. Córka wzdycha i wybiera najmniej obcisłe spodnie z tych, które są w sklepie. Trochę łatwiej znaleźć nam topy, ale wszystkie są z bardzo cienkich materiałów i rozmawiamy o tym, że trzeba będzie nosić pod nimi podkoszulki, żeby nie było widać biustonosza. Stękam w duchu i zastanawiam się, dlaczego nie da się uszyć dziewczęcej bluzki z materiału, który byłby wystarczająco ciepły i zasłaniał bieliznę, tak jak dla chłopców.

Czytaj także: Jak zabłysnąć – przed sobą i przed światem?


Ładne, ale nie sexy
Szukamy sukienki lub spódniczki, jaką można by założyć do kościoła, i znów nie ma żadnej, która nie wyglądałaby groteskowo krótko na jej długich nogach. Wiem, że na temat skromności można mieć różne opinie i nie upieram się przy spódnicach do kolan, ale błagam – pokażcie mi coś, co nie odsłania całej pupy przy pochyleniu się albo przy byle powiewie leciutkiej bryzy. Dajcie mi coś do wyboru! Może tę – zaraz, to bielizna? Ekspedientka zapewnia, że nie. Wychodzimy ze sklepu i decydujemy, że poszukamy przez internet.

Zastanawiam się, kiedy do tego doszło. Kiedy te urocze, wygodne, wystarczająco skromne ubrania, które łatwo było wyszukać dla 8-, 10-latki, przekształciły się w owe hiperseksualne fatałaszki? Dlaczego musimy z takim trudem szukać czegoś, co jednocześnie nie wyglądałoby, jak wyjęte z szafy Waltonsów? [„The Waltons” – popularny amerykański serial o wielodzietnej rodzinie z czasów Wielkiego Kryzysu – przyp. tłum.]. Czegoś „ładnego”, ale nie „sexy”. Skąd ta presja sprzedawców, by tak podkreślać seksualność nastolatek?



Uroda a seksowność
Rozmawiamy z córką o dbaniu o siebie i o urodzie, o tym, że jej fizyczna atrakcyjność jest dobrą rzeczą, ale że to tylko część tego, kim jest – i nie najważniejsza. Rozmawiamy o tym, o ile ważniejszy jest jej charakter, dobroć i inteligencja. Rozumie to.

Ale zaczynam myśleć, że powinnyśmy porozmawiać o czymś subtelniejszym, o tej szarej strefie różnicy między „urodą” a „seksownością”. Różnicy, która wyraża się nie tylko długością spódnicy, ale postawą i intencją.

Styl i uroda, które wyrażamy poprzez sposób ubierania i wygląd zewnętrzny, to najmilsza rzecz w byciu kobietą. Ale wydaje się, że często „piękna” i „sexy” to dwie strony medalu, a nasze córki mogą sądzić, że jedno bez drugiego nie istnieje. Mantra „piękna = sexy” powtarzana jest tak często, że chyba każdy już w nią uwierzył.

Ale to nieprawda.

Jeśli nasze córki chcą być „sexy”, może im się to dramatycznie nie udać, kiedy zaczną porównywać się do opracowanych w Photoshopie zdjęć aktorek i modelek Victoria’s Secret. „Być sexy” – to przygnębiający cel dla nastolatki, zwłaszcza, gdy wciąż jeszcze są sprawdziany z matematyki, zajęcia pozaszkolne i tyle filmów do oglądania wieczorami.

Nie chcę zawstydzać ani obwiniać nastolatek. Przecież przyjmują tylko to, czym my, dorośli, je karmimy.

Czytaj także: Szukaj dobra i bądź dobrem. Szukaj piękna i bądź pięknem. Szukaj miłości i bądź miłością.


Wartość nie równa się atrakcyjność
Nie chcę jednak, by moja córka dorastała w przekonaniu, że jej wartość jako kobiety polega na jej fizycznej atrakcyjności. Boleśnie zawodzimy nasze dziewczynki, jeśli taką wagę przykładamy do seksualnej atrakcyjności w tak młodym wieku. Nie umiemy im pokazać, że ich wartość nie polega na zdolności przyciągania spojrzeń. Każda kobieta ma tę zdolność, jeśli zdejmie odpowiednią ilość ubrań.

Jeżeli chcemy, by nasze córki uświadomiły sobie swoją wartość jako ludzkie istoty, jeśli naprawdę chcemy więcej szacunku i równego traktowania dla kobiet, dlaczego kupujemy nastolatkom ubrania rozpraszające uwagę każdego przechodnia? Patrzę na was, gatki odsłaniające pupę. Dlaczego tyle markowych sklepów karmi tę hipokryzję, dostarczając nam prowokujących reklam, obcisłych dżinsów, skąpych sukieneczek i przezroczystych bluzek?

Jesteście ładne, dziewczynki. Nie – jesteście absolutnie piękne! Jesteście mądre, bystre i zdolne, i macie lśnić wewnętrznym pięknem.

Czytaj także: Ukochaj się całym sercem! Ale z głową
Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

..

Sexy to sklaniajacy do seksu. Co to ma wspolnego z uroda? Prostytucja jest sexy a jest ohydna. Poped a uroda to odredne rzeczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 6:04, 14 Kwi 2018    Temat postu:

Słownik kobiet: Rywalka
Magda Frączek | 13/04/2018
DZIKIE KOBIETY
Sean Quinlan/Unsplash | CC0
Udostępnij 20 Komentuj 0
Matka. Siostra. Koleżanka z pracy. Synowa. Rywalka. Ta, która mi zagraża. Ta, z którą stale muszę się ścigać. Ta, na którą mam uważać. My, kobiety, nieustannie dajemy się wkręcać w jedną z najmniej humanitarnych walk na ziemi – kobiecej walki o wpływy. Trofea są różne – mężczyzna, uznanie, awans i jeszcze raz mężczyzna. Po trupach. Przez zgliszcza.

Wystarczy włączyć byle jaki sitkom, aby zrozumieć, że na drodze do mojego wymarzonego związku/stanowiska/statusu stoi Kaśka, Beata, Weronika, Malwina, Jessica, Krystyna, Barbara i Marysia.

Mało tego, pewien rodzaj literatury – obraźliwie nazywany przez wydawców „literaturą kobiecą” – bazuje na owym atawistycznym, utwierdzanym przez tysiące lat wzorcu, w którym to dominującą pasją kobiety jest oczyszczanie środowiska okołorodzinnego z potencjalnych intruzów płci żeńskiej.

Nie pamiętam już, w którym filmie usłyszałam słowa: „Wiem, czemu się z nią zaprzyjaźniłaś! Ta dziewczyna najbardziej ci zagraża. Chcesz trzymać ją blisko siebie!”. Jak gdyby współpraca między nami nie była możliwa. Jak gdyby nie można po prostu przybić jednej czy drugiej kobiecie piątki i pójść robić swoje. Jak gdyby nie do przejścia było zachwycenie się jej pięknem, inteligencją, ogarnięciem życiowym. Jak gdyby jedynym rozwiązaniem była eliminacja.



Klasyka gatunku, czyli teściowa
Znam dziewczyny, które nie mogą spokojnie odwiedzić domu rodzinnego swojego narzeczonego/męża. Już na podjeździe dostają palpitacji serca na myśl o spotkaniu z przyszłą (bądź po prostu) teściową i rzucanych przez nią wyzwaniach.

Ledwo co wejdą do salonu, a już Bogu ducha winna dziewczyna zostaje sprowokowana do walki. Walki na sernik i wołowe bitki. Walki na pieniądze i nie wydarzający się awans w pracy. Walki na cieplejszą czapeczkę dziecka i niemożność wciśnięcia mu słodyczy. Walki na naddane kilogramy, zbezczeszczone rodzinne tradycje i ogólny niesmak. Walki na śmierć i życie. Dla swojej teściowej jawi się jako prawdziwe zagrożenie.

Na synchron mentalny nie ma co liczyć – do matki narzeczonego/męża informacja, że synowa jest jego ukochaną kobietą, wybraną i zaślubioną, dopiero dociera. Zamiast akceptacji i dojrzałych zachowań – dwa nagie miecze i małomiasteczkowa bitwa pod Grunwaldem.

Czytaj także: Synowa vs. teściowa. Gra o tron?


Dlaczego boli mnie to, że ona jest ode mnie lepsza?
Znam dziewczyny, które przeżywają to samo z własną matką, siostrą albo koleżanką z pracy. Zamiast wsparcia – niekończące się krytykanctwo. Zamiast życzliwości – podejrzliwość i podchody. Niezwykle trafnie ujęła to zjawisko Emily V. Gordon, autorka tekstu z „New York Timesa” pt. Why Women Compete with Each Other:

Oto trzecia teoria kobiecej konkurencyjności, którą chciałabym zaproponować: nie konkurujemy z innymi kobietami, ostatecznie, ale z samymi sobą – z tym jak myślimy o sobie. Dla wielu z nas jest tak, że patrzymy na inne kobiety i widzimy wersję siebie, która jest lepsza, ładniejsza, mądrzejsza, czymś więcej. Nie widzimy w ogóle innych kobiet.
Co ona ma, czego ja nie mam? Co zrobiła, że tak wygląda? Jak zdobyła tę pracę, tę wiedzę, tego mężczyznę? Wciąż dajemy się na siebie nawzajem napuszczać, oceniamy się i tracimy siły na udowadnianie sobie, że i tak jesteśmy na wygranej pozycji.



Lustereczko, Śnieżka i córki Labana
„Lustereczko, powiedz przecie?” – rozbrzmiewa w naszych miejscach pracy, rodzinach, uczelniach i sercach. Wciąż boimy się istnienia naszej własnej Śnieżki, konkurentki, dziewczyny, która okaże się we wszystkim lepsza, która skradnie uwagę i miłość świata.

Już zanadto uwierzyłyśmy w zasadność tych przepychanek. Choć minęło tyle tysięcy lat, w niczym nie różnimy się od pramatek kobiecej rywalizacji, córek Labana – Lei i Racheli. Wydaje nam się, że musimy się pokonać, aby coś znaczyć. Pytanie brzmi – w czyich oczach? Kogo aż tak bardzo staramy się zadowolić?

Przypominając sobie historię wspomnianych przed chwilą sióstr: gra toczyła się o cudze oczekiwania – ojca, męża, innych kobiet, społeczeństwa. Lea, która nieszczęśliwie wyszła za mąż, przez całe życie starała się zająć godne miejsce w sercu Jakuba. Urodziła mu sześciu synów i córkę, ale nigdy nie znaczyła dla niego tyle, co jej siostra, Rachela.

Lea i Rachela – nieznoszące się nawzajem siostry-rywalki. Kobiety pełne żalu, niechęci i niepewności. Nigdy się nie wspierają, choć paradoksalnie – wiodą bardzo podobne życie. Mogłyby stanąć po swojej stronie, odciążyć, zaprzyjaźnić i olać przymus uszczęśliwiania innych.

Czytaj także: Kobieto, chcesz żyć dla innych? Zadbaj najpierw o siebie!


Lepsze od przeprowadzania inwazji
Możemy stać się zakładniczkami zaklętych kręgów lub zwyczajnie je przerwać. Postawić stopę na linii, a nawet dalej. Uwierzyć, że nic nie wybuchnie. Podać sobie dłoń. Przytulić. Grać do tej samej bramki.

Możemy odwrócić tę tendencję i przy okazji sukcesu którejś z nas, wyrazić szczere gratulacje. Przeżyć to jako wspaniałą wiadomość. Czuć dumę z tego, że świat zyskał specjalistkę w jakiejś dziedzinie.

Możemy przyjąć swoją różnorodność w rodzinach. Pozwolić, aby jedna siostra była inna od drugiej, i dobrze. Ucieszyć się z córki, z jej totalnie różnej od mojej drogi. Przyjąć do serca synową. Podziękować za nią Bogu.

Możemy przyjąć kobiecość wszędzie tam, gdzie nie mamy na nią zgody. Zrozumieć, że to tylko i wyłącznie nasz wybór. Zacząć wybierać właściwie. Jak mówi Emily Gordon:

„(…) nie musimy zaniżać wartości innych kobiet zarówno dla przyszłości gatunku jak i dla naszych psyche. Kiedy każda z nas koncentruje się na byciu dominującą siłą we własnym wszechświecie, zamiast przeprowadzać inwazję na inne wszechświaty, wszystkie wygrywamy”.
..

Zdecydowanie eksterminacja konkurentki wyglada potwornie. Jest kompletnie niekobieca. Nawet u mezczyzn wyglada zle ale oni z natury maja w sobie brutalnosc i to sie uwzglednia. Natomiast u kobiet brzmi to strasznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:11, 01 Maj 2018    Temat postu:



Bije ale ma atrakcyjny wyglad a ja nie to przecierpie.
Ciemna strona kobiet. Jest to kompletna patologia niestety coraz czestsza. Kobieta bez slubu zwiazala sie z mezczyzna i sama sobie narobila klopotu. W dodatku chyba ma chorobliwa otylosc... Bo to pewnie nie z przejedzenia. Kompletne pato.
Facet to jakis dzikus jak widze wiec umysl dziecka.
Uwazajcie przed czyms takim!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:19, 18 Maj 2018    Temat postu:

Zamartwianie się – choroba, która odbiera kobietom szczęście
Monika Anna Jałtuszewska | 18/05/2018
RĘCE KOBIETY
Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj
Kobiety są świetnie w robieniu wielu różnych rzeczy, ale w jednej totalnie biją mężczyzn na głowę. W zamartwianiu się.

Nie znam kobiety, która nie marzy o pięknym życiu. My, kobiety, uwielbiamy otaczać się pięknem. Uczymy się tego od dzieciństwa. Od mamy. Jesteśmy szczęściarami, jeśli dorastałyśmy w domach wypełnionych miłością. Tam, gdzie czułyśmy się bezpiecznie. Jednak przychodzi moment, gdy wyfruwamy z gniazda. A w świecie czeka na nas wielka niewiadoma.

Wyruszając nie wiemy, co spotkamy po drodze. Jedno jest pewne – to, że nic nie jest pewne. Dla każdej z nas przygotowana jest inna droga. Droga żony i matki, a może długie lata samotności? Zaufanie – to jedyna słuszna droga. Bunt, grymas na twarzy i tupanie nóżkami – może przyniosą ulgę. Na chwilę. Ale co dalej? Trzeba to życie wziąć takim, jakie jest. Żyć. Po prostu. I nie ulec pokusie wiecznego zamartwiania się.

Czytaj także: Siła pozytywnego myślenia, czyli jak przestać się zamartwiać


Troska zamiast zamartwiania
Kobiety są świetnie w robieniu wielu różnych rzeczy, ale w jednej totalnie biją mężczyzn na głowę. W zamartwianiu się. Wiecznie się zamartwiamy. Tak! Zamartwiamy. Nie tylko „martwimy”. Czynimy z martwienia się coś w rodzaju sportu wyczynowego.

Prężymy się, by wszystko ogarnąć, jakoś spiąć, by się ułożyło. A co jeśli się nie ułoży? No właśnie. Troska o załatwienie codziennych spraw, podobnie jak planowanie – to nic złego. Należy troszczyć się i pilnować rzeczy, na które mamy wpływ. Zamartwianie się rzeczami, na które nie mamy żadnego wpływu, to działanie na szkodę naszego organizmu. Czas z tym skończyć.



Jak nie zamartwić się na śmierć
Jak przestać się zamartwiać? Na początek zastanów się, ile godzin, dni a może tygodni i miesięcy swojego życia spędziłaś na zamartwianiu się? Ile czasu spędziłaś stresując się czymś, czego i tak nie mogłaś zmienić lub przewidzieć? A ile razy zamartwiałaś się rzeczami nie mającymi żadnego znaczenia? Wiem, zbyt dużo.

A przecież nie chcesz u końca swych dni obudzić się z refleksją, że zmarnowałaś swoje życie. Straciłaś piękne poranki, gdy niepotrzebnie martwiłaś się, co przyniesie nowy dzień. Straciłaś leniwe popołudnia na planowanie zadań, które są nie do ogarnięcia. Straciłaś ciche wieczory na podsycanie negatywnych myśli o sobie i swoim życiu. Naprawdę chcesz tak żyć?



„Ty się tym zajmij”
Bądźmy szczere, ile z nas mówi, że ufa Bogu? Bardzo wiele. A ile naprawdę w ufności powierza Mu swoje sprawy? Tylko tak z ręką na sercu. Zapewniamy, że ufamy Bogu. Za ojcem Dolino mówimy „Jezu, Ty się tym zajmij”, a z drugiej strony… uważamy, że same zrobimy to najlepiej.

Wszystko chcemy trzymać w naszych rękach. Ale wtedy same nie pozwalamy Mu działać. Wiem, że to wszystko nie jest łatwe. Skłonność do zamartwiania się jest chyba wpisana w kobiecość. Ale – jak ze wszystkimi złymi cechami i nawykami – można z nią walczyć. Zacznijmy już dziś.

...

Nie bede udawal ze jestem taki spokojny ze Bóg zalatwi wszystko to juz niczym sie nie martwie. Ale takie sa fakty. I tak Bóg tym kieruje. Co zatem da martwienie sie? A jak zachoruje jak umre. Dzieci zostana same... Istotnie nie mowie ze to nie straszna wizja. Ale pokazuje nam ona jak glupi sa ci co wierza w,, siebie". A za sekunde moga byc martwi... Zawsze na kazdym etapie Bóg jest niezbedny i zadne biliony dolarow i kliniki nie uratuja. Doswiadczenie malosci i zaleznosci od Boga jest potrzebne bo ma leczyc grzech pierworodny. Tam czlowiek pokazal,, niezaleznosc". I to byla tragedia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:37, 22 Maj 2018    Temat postu:

Jak odrzucić 7 kłamstw, które wmawiają sobie kobiety?
Saundra Dalton - Smith | 21/05/2018
KOBIETA W KAWIARNI
Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
Czy potrafi pani zrozumieć, jak to jest kłaść się do łóżka obok mężczyzny, który uważa, że jest pani nieatrakcyjna? Czy wie pani, co to znaczy czuć się jak outsider, jak kobieta, która nie spełnia oczekiwań? Kiedy odbieram dzieci ze szkoły, wszystkie matki patrzą na mnie jak na jakieś zero, jakbym była przezroczysta.

Dziwne lekarstwo
– Czy to ostatni pacjent? – zapytałam Shannon, swoją pielęgniarkę.

Na resztkach kofeinowej euforii z porannej kawy dotarłam do końca przedpołudniowej listy pacjentek. Przejrzałam szybko kartotekę pacjentki czekającej w gabinecie numer siedemnaście.

– Co jej dolega?

– Mówi, że pojawiła się tylko do kontroli – wyjaśniła Shannon, porządkując karty pacjentów.

„Może uda mi się dzisiaj zjeść z mężem lunch”, pomyślałam, wchodząc do gabinetu. Nie wiedziałam, że nadchodzące minuty zmienią moją praktykę lekarską.

– Nie mam pojęcia, po co tutaj przyszłam – Cameron wyrzuciła z siebie te słowa jednym tchem. – Wydawało mi się, że może znajdę tu jakąś pomoc. Powinnam od razu wyjść i nie marnować pani czasu.

Cameron była trzydziestoośmiolatką o obfitych kształtach, ale jej ociężałość nie miała nic wspólnego z wagą. Widziałyśmy się po raz trzeci. Dwie pierwsze wizyty dotyczyły zwykłych dolegliwości. Skarżyła się głównie na nadciśnienie, migreny i nadwagę. Nic, co przygotowałoby mnie na to, co miało nastąpić. Atmosfera tamtej wizyty była napięta i w każdej chwili mógł nastąpić wybuch.

– Proszę spróbować opowiedzieć, co się dzieje. Może akurat będę mogła pani pomóc. Nie dowiemy się tego, jeśli nie da mi pani szansy – uśmiechnęłam się gotowa cierpliwie jej wysłuchać.

– Chyba mam depresję – wyznała Cameron. – Życie przestało mnie cieszyć. Mam wrażenie, że życie sprawia radość wszystkim, tylko nie mnie. Ja żyję z dnia na dzień.

– Rozumiem – powiedziałam z empatią.

– Ale co pani rozumie? – wyrzuciła z siebie drżącym głosem. Jedyna łza, jaką uroniła, świadczyła o tym, że starała się panować nad emocjami. – Pani ma wszystko! Czy potrafi pani zrozumieć, jak to jest kłaść się do łóżka obok mężczyzny, który uważa, że jest pani nieatrakcyjna? Czy wie pani, co to znaczy czuć się jak outsider, jak kobieta, która nie spełnia oczekiwań? Kiedy odbieram dzieci ze szkoły, wszystkie matki patrzą na mnie jak na jakieś zero, jakbym była przezroczysta.

Użalanie się nad sobą przeszło w gniew. Z każdym słowem mówiła coraz głośniej.

– Nie widzę sensu, żeby próbować coś zmienić. Cokolwiek zrobię, będzie za mało. Chciałabym być jak inne kobiety. Naprawdę chciałabym schudnąć, ale zwyczajnie mi nie wychodzi. Nie wiem, gdzie popełniam błąd. Dlaczego nie mogę być szczęśliwa i mieć wielu koleżanek, tak jak inne kobiety? Dlaczego moje życie musi być takie ciężkie?

W tym momencie Cameron przestała się kontrolować i jej twarz zalała się łzami.

Czytaj także: Ile talentów mają kobiety? I dlaczego więcej, niż tylko gotowanie i sprzątanie?
Czytaj także: Za każdym sukcesem mężczyzny stoi… mądra kobieta! 5 inspirujących historii
***

Ta siedząca naprzeciwko mnie młoda kobieta była pod pewnymi względami moim lustrzanym odbiciem. Obie byłyśmy mężatkami i miałyśmy małe dzieci. Obie zbliżałyśmy się do czterdziestki. Różniło nas przede wszystkim to, jak oceniałyśmy swoje życie. Cameron przyswoiła sobie zbiór fałszywych przekonań na swój temat, które stłamsiły w niej radość życia, odcięły ją mentalnie od możliwości czerpania satysfakcji z tego, co w życiu niepowtarzalne.

Te kłamstwa, jak bakterie, wdarły się w nią przez otwartą ranę w jej życiu. Na początku być może zainfekowały tylko jedną dziedzinę życia, ale z każdym dniem rosły w siłę, aż w końcu dobrały się do spraw najważniejszych. Coraz mocniej odbijały się na jej zdrowiu i pewności siebie, odbierały jej radość, zdolność kochania i bycia kochaną. Zanim zorientowała się, co się z nią dzieje, zaczęły zatruwać całe jej życie.

– Cameron, chcesz zmienić coś na lepsze czy całkowicie straciłaś wiarę w to, że możesz być szczęśliwa? – zadałam to bezlitosne pytanie najdelikatniej, jak mogłam. Wiedziałam, że równie dobrze może zabrać torebkę i wyjść, jak dać mi szansę na to, żebym jej pomogła.

Siedziała bez ruchu ponad minutę. Gdy ochłonęła z emocji, jakie targały nią w ciągu ostatnich tygodni, zastanowiła się nad moim pytaniem.

– Chcę to zmienić – powiedziała, a jej usta wykrzywiły się w ledwo widoczny uśmiech. – Wciąż mam nadzieję, że to możliwe, ale nie wiem, ile ciosów jeszcze zdołam wytrzymać.

Uśmiechnęłam się do niej promiennie.

– Dobrze. Nie mam magicznej pigułki, która od razu wszystko zmieni na lepsze. Dam ci sposobność uzdrowienia tej części twojego umysłu, która została zraniona i skrępowana.

Na twarzy Cameron odmalowało się zmieszanie.

– O czym pani doktor mówi?

– Mówię o uwolnieniu twojego umysłu od kłamstw, które każą ci patrzeć na życie z negatywnej perspektywy. Te kłamstwa spętały cię mentalnie i ograniczyły twoją zdolność cieszenia się życiem. Masz rację, nie jesteś wariatką. Nie uważam też, żebyś musiała brać leki, a w każdym razie nie chodzi tu o takie leczenie, jakiego się spodziewałaś. Mam dla ciebie receptę, na której wypisałam pięć etapów dochodzenia do wolności.

– Nie rozumiem – wyszeptała Cameron, kiwając głową z niedowierzaniem.

– Proponuję ci aktywne przepracowanie tych dziedzin twojego życia, które sprawiają ci tyle cierpienia. Ograniczają cię tylko te więzy, którym pozwalasz, by cię krępowały. Jeśli się od nich nie uwolnisz, nadal będą cię krępowały.

– Chcesz być wolna? – wysondowałam po raz ostatni.

– Chcę.

– No to zacznijmy…

Fragment pochodzi książki „Uwolniona przez wiarę” Jak odrzucić 7 kłamstw, które wmawiają sobie kobiety”, Saundra Dalton – Smith, wydawnictwo eSPe

...

Glownie znowu wyglad... Ale w zyciu sie zyje nie wyglada. Wyglad po prostu musi byc godny. I wtedy jest dobry. Czyli przyslowiowa gruba moze wygladac godnie. A to plynie z duszy. I tu trzeba dbac. Nie mozna zupelnie patrzec co ludzie mowia. Jesli pogardzaja osoba dobra sa nikczemnikami. Szalenstwem jest sluchac nikczemnych.
Prawda jest ze sa kobiety wygladajace wzorcowo. Ale to jest jak dzielo sztuki. Do ogladania. Nic z tego nie wynika. Wiekszosc ludzi nie ma pomnikowego wygladu i dobrze. Bo to grozi pychą! Pomyslcie jakie zagrozenie duchowe rodzi bogactwo! Czy pieniedzy czy wygladu. To dlatego Bóg pozwala na wady wygladu. Pycha jest najgorsza! Jednak na Tamtym Świecie uzyskacie cialo doskonale. Czyli bedzie ono wygladac jak tego chcecie! Dlatego tu trzeba zadbac o dusze!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:23, 23 Maj 2018    Temat postu:

Kiedy uwierzyłaś, że nie jesteś piękna? Już czas, by odzyskać pewność siebie
Katarzyna Skrzypek | 23/05/2018

Jak szybko ulegamy sugestiom innych co do naszego wyglądu? Na ile jesteśmy asertywne? Czy zbyt szybko tracimy wiarę w poczucie własnego piękna?

Jakiś czas temu byłam z przyjaciółką na warsztatach fryzur ślubnych. Pierwsze słowa, które powiedziała uczestniczkom stylistka, brzmiały tak: „Przyglądam się paniom i zastanawiam się, która z was ma najbardziej zaniedbane i zniszczone włosy”. Uroczo, prawda? Towarzysząca jednej z przyszłych panien młodych mama natychmiast odpowiedziała: „O, to z pewnością moja córka, proszę popatrzeć!”. A później było już tylko gorzej.

Dziewczynie z grzywką, zamiast pasującego do niej upięcia, fryzjerka doradziła ścięcie grzywki, bo jest niekorzystna, za duża, ciężka i w ogóle do niczego. Innej powiedziała, że ma tak małą głowę, że w jej przypadku kok będzie wyglądał tragicznie. „Profesjonalizm” prowadzącej warsztaty był naprawdę zaskakujący. Zamiast wydobyć piękno z każdej dziewczyny i zaproponować coś pasującego do jej urody, ta z niezwykłą umiejętnością wynajdowała to, co według niej było szpecącą wadą i w zasadzie jej rady sprowadzały się do: Wyglądasz źle, nie wiem, co dokładnie z tym zrobić, ale najlepiej zmienić wszystko.

Siedząc tam i trochę nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać, zaczęłam zastanawiać się, jak szybko ulegamy sugestiom innych co do naszego wyglądu? Na ile jesteśmy asertywne? Dlaczego żadna z nas nie miała odwagi powiedzieć stylistce, że kilka siwych włosów to nie tragedia, nie, nie zetniemy grzywki, tym bardziej nie powiększymy sobie głowy. Czy nie nazbyt szybko tracimy wiarę w poczucie własnego piękna?

Czytaj także: Akceptacja siebie nie wyklucza próby stawania się lepszym.


Odbicie w oczach innych
Z każdej strony słyszymy, że poczucie własnej wartości zaczyna się w naszej głowie i by czuć się naprawdę piękną, bez względu na to, co mówią inni, najpierw same musimy się dobrze ze sobą czuć. Bez względu na to, ile ważymy, czy mamy gęste czy cienkie włosy, czy jesteśmy wysokie czy niskie. To prawda. Ale nie ma co się oszukiwać, uwagi innych – zarówno złośliwe, jak i te wypowiadane w dobrej wierze – potrafią nadszarpnąć to, że czujemy się dobrze w swoim ciele.

Od najmłodszych lat szukamy przecież miłości i akceptacji najbliższych. Z wiekiem chcemy być atrakcyjne i zadbane nie tylko dla nas samych, ale także, by podobać się innym. I tu czai się niebezpieczna pułapka, która dotyczy proporcji: Jak bardzo uzależniam to, czy czuję się piękna, od opinii otoczenia? Czy za każdym razem szukam potwierdzenia swojej wartości w oczach ukochanego/znajomych/rodziny? Czy ich zdanie jest dla mnie decydujące? Bo nie powinno być.



Jestem według ciebie brzydka? Trudno
Oczywiście, pochwały będą nas budowały, ale dobrze, by krytyka nie wyrządzała nam krzywdy. Dlatego warto uodpornić się na sugestie innych i nie brać do siebie każdej uwagi na temat wyglądu. A jeśli ktoś naprawdę próbuje naruszyć naszą prywatność („O, tyle po porodzie, a brzuszek jeszcze ci został”, „lato jest, co ty taka blada, źle wyglądasz.”, „no tak, 160 w kapeluszu, przy twoim wzroście, to tylko obcasy”, „przytyło ci się. Kiedy to zrzucisz?”) i nam to przeszkadza, trzeba zdobyć się na odwagę i zaprotestować.

Po prostu nie dać sobie wejść na głowę, bo nikt nie ma prawa decydować o tym, co, kiedy i jak powinnyśmy w sobie zmienić.

Czytaj także: Ukochaj się całym sercem! Ale z głową


Co w sobie kocham? A czego nie lubię?
By poczuć się pewniej w swojej skórze, dobrze zastanowić się, co w swoim wyglądzie lubimy, a czego nie. I mądrze podejść do tego, co uważamy za wadę. Na pewno będą rzeczy, które możemy zmienić, jeśli same tego chcemy.

Na przykład chciałybyśmy trochę schudnąć albo zadbać o włosy, bo przez ostatnie miesiące w ogóle nie miałyśmy na to czasu. Ale są też rzeczy, na które nie mamy wpływu. Pomyślmy, czy utrata komfortu własnego ciała nie wynika z odgórnie ustalonych standardów lub oczekiwań naszego otoczenia?

Nie mamy obowiązku dążyć za wszelką cenę do osiągnięcia narzuconego przez kolorowe czasopisma kanonu piękna, z bardzo wyretuszowanymi zdjęciami. I nie warto, by było to naszym celem. Nie musimy też spełniać wizji naszej rodziny/znajomych, jak powinnyśmy wyglądać. Najważniejsze, byśmy same się pokochały. To najlepszy punkt wyjścia.

Kiedy już zaczniemy akceptować nasze ciało z jego blaskami i cieniami, chętniej będziemy je pielęgnować i znajdziemy wewnętrzną motywację, by dbać o piękno, które już w nas jest.

...

Zlosliwe pseudooceny innych nie sa zadnym drogowskazem. Wskazuja tylko na problemy ze soba osoby ktora je wyglasza. Wszystko co zrobicie bedzie wtedy zle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:21, 30 Maj 2018    Temat postu:

Co zrobić, gdy nasza praca w domu bywa niedoceniana przez ukochaną osobę?
Monika Anna Jałtuszewska | 29/05/2018
PANI DOMU
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Nie mam wątpliwości, że większość żon zasługuje na noszenie ich na rękach. Zwykle do pełnego etatu w pracy dokładamy pełny etat… pracy w domu. Ale na początek wystarczy zwykłe „dziękuję”.

Właśnie ugotowałaś obiad z dwóch dań. Wcześniej upiekłaś ciasto. A dom lśni czystością. Poczucie dobrze wykonanej pracy jest miłe, ale jeszcze milej byłoby usłyszeć słowo „dziękuję”, prawda? To całkiem proste. Ale czując się niedocenioną, szybko możesz stracić zapał do pracy. Coraz częściej słyszę o podobnych sytuacjach: kobieta „zarobiona po pachy” i mężczyzna nie zauważający jej pracy.

Co zrobić, kiedy nasza praca w domu bywa niedoceniana przez ukochaną osobę?



Trzy kluczowe słowa i jedno najważniejsze
Pamiętacie Światowe Dni Młodzieży w Krakowie? Przypomnijmy sobie słowa Franciszka wygłoszone z okna przy Franciszkańskiej 3. Papież podał młodym receptę na udane małżeństwo. Ojciec Święty mówił o trzech słowach. Słowach doskonale nam znanych. Gorzej ma się sytuacja z ich używaniem.

(…) trzy słowa, które mogą pomóc przeżyć życie małżeńskie, w którym występują trudności, to: proszę, dziękuję i przepraszam.
Zastanówmy się chwilę nad słowem „dziękuję”. Mam wrażenie, że używanie go przychodzi nam dość łatwo. Prędzej przejdzie nam przez gardło niż „przepraszam”. Może dlatego tak łatwo jest nam o nim zapomnieć? Umniejszyć jego znaczenie?

Może po latach małżeństwa mąż myśli, że „to oczywiste, że jestem jej wdzięczny”? Tymczasem w sercu żony słychać pełne żalu: „Ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę po koszmarnym dniu, to stanie przy garach!”. Brzmi znajomo? Zastanawiałaś się, skąd bierze się takie podejście?

Czytaj także: 10 pomysłów zakonników, które ułatwiają nam życie


Papieska recepta
Najprawdopodobniej czujesz się niedoceniona. Znacznie prościej byłoby robić to wszystko, gdybyś po wyczerpującym dniu usłyszała choć jeden raz słowo „dziękuję”. Mamy zatem diagnozę. Czas na receptę. Wyślij męża do papieskiej apteki.

Franciszek dał nam prostą, lecz doskonałą receptę. Trzy proste słowa, a jak wiele mogą zmienić. Choćby to skromne „dziękuję”. Powiedz swemu ukochanemu: „Masz tu receptę od papieża! Dziękuj! Za wszystko. A zwłaszcza za mnie i moją czasami nieidealną kuchnię”.

Szczęśliwa żona, której mąż rozumie potrzebę okazywania wdzięczności. Docenienie naszych wysiłków potrafi dodać skrzydeł! Wdzięczność pomaga utrzymać małżeńską relację w dobrej formie.



Mrożonki – nasza tajna broń
Jeśli Twój mąż należy do opornych, zawsze możesz sięgnąć po ostrzejsze środki. Kiedy zaczniesz serwować mu mrożonki, być może doceni Twoje wcześniejsze wysiłki. Krótka piłka: doceniamy i chwalimy albo jemy mrożoną pizzę na obiad. Codziennie. To dość brutalna, ale skuteczna metoda autorstwa księdza Mirosława Malińskiego. Jak mówił:

Działalność kulinarna kobiety jest działalnością stricte artystyczną. I tak należy do tego podejść. Jak do dzieła sztuki. Zawsze podziwiać, szanować, podziękować.
Czy Twój mąż traktuje Twoje starania w kuchni niczym dzieła Kossaka czy Matejki? Uważasz, że kiepski z niego znawca sztuki? Wiecznie coś mu nie smakuje? Posłuchajmy księdza Malińskiego, który ostrzega niewdzięcznych mężów:

Jeśli okaże się, że jesteś profanem, będziesz dostawał jedzenie jak profan. Skończy się na mrożonkach i to najbardziej podłych marek.
Swoją drogą myślę, że problem jest na tyle powszechny, że gdyby wprowadzić na sklepowe półki serię produktów „Mrożonki od żonki”, byłaby prawdziwym hitem. Wiesz, coś w stylu „Spiżarni babuni”, ale skierowaną do żon mężów niewyrażających wdzięczności.

Czytaj także: Bycie superżoną nie przychodzi naturalnie. Przynajmniej nie u mnie


Kariera żony i kariera męża
Trochę sobie żartujemy, ale problem istnieje naprawdę i jest poważny. Brak wdzięczności potrafi być bolesny i skutecznie podciąć skrzydła. Jeśli zmagasz się z tym problemem, postaraj się wytłumaczyć mężowi, dlaczego to takie ważne. Dla wielu osób niekwestionowanym znawcą relacji damsko-męskich jest doktor Jacek Pulikowski, który do panów skierował te proste i mocne słowa:

Nasze żony dużą część dnia poświęcają krzątaninie, często określanej przez nas słowem „drobiazgi”. Do rzadkości należą zaś mężowie, którzy noszą na rękach – dosłownie i w przenośni – swe małżonki za ten trud wkładany w codzienną „obsługę” najbliższych. A już zupełnym wyjątkiem jest mąż, który uważa, że wkład kobiety w domową codzienność jest nie mniej ważny dla rozwoju rodziny niż jego kariera zawodowa i zarabiane przez niego pieniądze.
Nie mam wątpliwości, że większość żon naprawdę zasługuje na noszenie ich na rękach, bo zwykle do pełnego etatu w pracy dokładamy pełny etat w domu. Ale – drodzy panowie – spokojnie. Na początek wystarczy zwykłe „dziękuję”.

PS To działa w dwie strony. Dajmy dobry przykład i chwalmy mężów za ich pracę!
...

Trzeba to robic dla Boga nie dla ludzi. Ludzie nie docenia. To najlepsza metoda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:47, 06 Cze 2018    Temat postu:

Wybory Miss America bez pokazu bikini. To pokłosie akcji #MeToo
Miss America
Miss America / Źródło: YouTube
Dodano wczoraj 19:16
2 13 18
Konkurs Miss America, czyli wybory najpiękniejszej kobiety USA, będzie odbywał się bez tradycyjnego pokazu bikini. Wydarzenia ma być bardziej dostępne dla kobiet o nieco obfitszych kształtach i ma się stać konkursem, a nie widowiskiem. Powód? Rozwój ruchu #MeToo.

– Nie będziemy już oceniać naszych kandydatek po ich zewnętrznym wyglądzie. To duża zmiana – zapowiedziała Gretchen Carlson, Miss Ameryki z 1989 roku, obecnie szefowa Miss America Organization. Jak dodała, konkurs ma być bardziej otwarty na kobiety "wszystkich kształtów i rozmiarów". O zmianach Carlson poinformowała w programie "Good Morning America".
Na koncie Miss America na Twitterze pojawiło się sugestywne wideo, na którym widać płonące bikini. Organizatorzy zapewniają, że nadchodzi "nowa epoka".
Pytana o przyczyny takiej decyzji, szefowa Miss America Organization wskazała na zataczającą coraz szersze kręgi akcję #MeToo: –Przeżywamy rewolucję kulturalną w naszym kraju, w czasie której kobiety znajdują w sobie odwagę, by wstać i wypowiadać się w wielu kwestiach.
Zamiast występować w strojach kąpielowych, uczestniczki wezmą udział w interaktywnej sesji na żywo z udziałem sędziów. Zgodnie z oświadczeniem Miss America Organization w trakcie sesji kandydatka "podkreśli swoje osiągnięcia i cele życiowe, oraz to, jak wykorzystuje swoje talenty, pasje i ambicję".

...

Warto aby to mialo wyzszy poziom. Powinnien sie liczyc caloksztalt osoby na ile to mozliwe. Oczywiscie to jest widowisko nie sąd wiec nie musi byc odmierzane co do milimetra. Zwyciezczyni powinna byc interesujaca pod wieloma wzgledami. Trudno jednak okreslic bo nie wiadomo kto bedzie a kazdy jest inny. Wyglad powinien byc jednym z kryteriow takze w koncu jednak to jest na pokaz ale nie jedynym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:51, 15 Cze 2018    Temat postu:

Scena jak z amerykańskich filmów akcji! Okradziona kobieta wskoczyła do bagażnika złodzieja, żeby odzyskać swoją własność!
Redaktor Anna Gołata
Anna GołataRedaktor
15/06/2018 11:26Przeczytaj poźniej
Zdjęcie z artykułu: Scena jak z amerykańskich filmów akcji! Okradziona kobieta wskoczyła do bagażnika złodzieja, żeby odzyskać swoją własność!
Okradziona kobieta wsiadła do bagażnika złodzieja, żeby odzyskać swoją własność!; foter.com
Ilustracja do artykułu Scena jak z amerykańskich filmów akcji! Okradziona kobieta wskoczyła do bagażnika złodzieja, żeby odzyskać swoją własność!
Złodziej ze skradzioną gotówką odjechał swoim autem z pokrzywdzoną w bagażniku, do którego kobieta wskoczyła, kiedy sprawca uciekał z miejsca przestępstwa.


Tragiczny finał poszukiwań Marka S. z Bydgoszczy
Tragiczny finał poszukiwań 62-latka z Bydgoszczy. Mężczyzna nie żyje
Sceny iście z filmu rozegrały się w ostatnich dniach w jednej z podnakielskich wsi. Jak wynikało z zawiadomienia, jakie wpłynęło do policjantów, do otwartego domu pokrzywdzonej wszedł mężczyzna i ukradł znajdujące się na blacie kuchennym pieniądze.

Zobacz też: Płeć piękna bywa niebezpieczna. Tych kobiet szuka nasza policja [ZDJĘCIA]

Kiedy złodziej w najlepsze penetrował pomieszczenie, do kuchni weszła zaalarmowana ujadaniem psa pokrzywdzona. 56-latek, jak tylko spostrzegł kobietę, natychmiast wybiegł z domku i wsiadł do zaparkowanego przed nim pojazdu. Ponieważ sprawca pozostawił otwarty bagażnik, pokrzywdzona wiele nie myśląc wskoczyła do niego.

Złodziej odjechał i przez blisko 7 km kobieta walczyła z nim o swoje mienie. Podejrzany w końcu poddał się, zatrzymał auto, zapytał kobiety, ile pieniędzy leżało na blacie, po czym odliczył kwotę określoną przez pokrzywdzoną, oddał jej i kazał opuścić auto.

Po całym zdarzeniu mieszkanka nakielskiej gminy powiadomiła policję. Nad sprawą pracowali kryminalni, którym ustalenie i zatrzymanie podejrzanego o kradzież 56-latka zajęło zaledwie trzy dni. Mężczyzna został zatrzymany w swoim mieszkaniu w gminie Nakło. Podczas przeszukania policjanci zabezpieczyli u niego pieniądze, należące prawdopodobnie do pokrzywdzonej, bo jak się później okazało z domu zginęło więcej gotówki niż kobieta początkowo zgłaszała.

Zebrany w sprawie materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie 56-latkowi zarzutu kradzieży. Ponieważ podejrzany popełnił czyn w warunkach tzw.: „recydywy”, grozi mu kara nawet do 7,5 roku więzienia.

...

Niewiasta dzielna. Wiasta niedzielna.
To mi przypomina moja chrzestna. Tez jej portfel zginal i tak wyselekcjonowala to ten musial byc. I do niego. Co mnie pan tu bedzie okradal! Moj portfel! I oddal!
Kobiety w Polsce sa nieporownywalne z jakimikolwiek. To widza najlepiej kobiety z innych krajow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:01, 28 Cze 2018    Temat postu:

Twój wygląd – jakie naprawdę ma dla niego znaczenie?
Monika Lender- Gołębiowska | 27/06/2018
PIĘKNA KOBIETA
Hai Phung/Unsplash | CC0
Udostępnij 30
Oczekujemy od mężów, że będą przez całe życie dostrzegali w nas tylko piękno wewnętrzne. W końcu zobowiązali się do wierności. Uwaga! To błąd! Wygląd zewnętrzny ma znaczenie!

Kiedy dbasz o siebie, czuję się kochany
Mężczyzna – wzrokowiec. Wiemy, że z tej przypadłości nic go nie wyleczy. Lubi podziwiać obrazy i nasze zewnętrzne piękno. Nie chodzi jednak o piękno promowane przez współczesny obraz medialny. O przesadnie wychudzone dziewczyny i tonę makijażu na twarzy. Chodzi o… Twój wysiłek! Dokładnie tak! Ważne, że się starasz!

Jeśli uprawiasz sport, nawet ten najprostszy, chodzisz na spacery. Robisz sobie delikatny makijaż, bez szczególnych okazji. Ładnie się ubierasz i czeszesz lub też potrafisz zrezygnować z podjadania słodyczy, by pozbyć się kilku kilogramów nadwagi. To robi wrażenie!

Jeżeli każdego dnia starasz się dbać o siebie, to nawet jeśli osiągnięcie celu zajmie Ci wiele miesięcy, on doceni Twój wysiłek. Poczuje się kochany i dowartościowany. Masz co do tego wątpliwości? Pomyśl o analogicznej sytuacji. Kiedy on przygotuje romantyczną kolację dla dwojga, kupi czerwone róże, a z radia poleci wasza ulubiona piosenka, to czy będziesz się złościła, jeśli upieczony przez niego kurczak będzie źle przyprawiony?



Jestem z Ciebie dumny
Te słowa z jego ust brzmią jak śpiew skowronka. Która z nas nie chciałaby ich usłyszeć? Kolejną cechą mężczyzny, nie do przeskoczenia, jest… rywalizacja. Dotyczy ona różnych dziedzin życia, również jeśli chodzi o wygląd swojej wybranki serca. On chce mieć w tym względzie przekonanie, że dobrze wybrał. Kiedy może je zyskać?

Kiedy kobieta czuje się dobrze w swoim ciele. Jest pewna siebie, bo ma świadomość tego, że robi co może, by dbać o wygląd zewnętrzny. U takiej kobiety mało kto zwróci uwagę na dodatkowe kilogramy. Przykładem może być pani, którą niedawno poznałam, a która zachwyciła mnie swoją osobą. Dama w średnim wieku, już nie szczupła, lecz roztaczająca wokół siebie aurę życzliwości i uprzejmości. Bardzo radosna osoba, posiadająca bystry umysł i władająca pięknym językiem. Co za czar i urok osobisty!



Póki śmierć nas nie rozłączy
Poruszę teraz temat drażliwy. Tytuł tego nagłówka nawiązuje do słów, które mogą się powszechnie kojarzyć z małżeństwem katolickim. Równocześnie mogłabym nazwać ten punkt „na dobre i na złe”. Przez myśl przechodzi mi pytanie… Jak zmienił się Twój wygląd po wypowiedzeniu sakramentalnego TAK. Na dobre czy na złe?

Często w środowiskach religijnych podkreśla się wagę kobiecej atrakcyjności, mówiąc, że Bóg nie patrzy na wygląd zewnętrzny, lecz na to, co w sercu. Owszem Bóg nie, ale Twój mąż jak najbardziej! Oczekujemy od mężów, że będą przez całe życie dostrzegali w nas tylko piękno wewnętrzne. W końcu zobowiązali się do wierności. Uwaga! To błąd! Wygląd zewnętrzny ma znaczenie!



Jesteś Piękna! Jednak pamiętaj, że…
…ważna jest całość! Pisząc całość, mam na myśli wygląd zewnętrzny + Twoje bogate wnętrze. Dopiero pierwsze w połączeniu z drugim tworzy wyjątkową Ciebie. Mam Ci do powiedzenia garść dobrych informacji. Pierwsza jest taka, że Twój mężczyzna chce Ci pomóc. Mogę się założyć, że jeśli zechcesz zadbać o siebie, Twój mężczyzna z ochotą zajmie się w wolnym czasie dziećmi. A może nawet przejdzie na odpowiednią dietę razem z Tobą?

Kolejną dobrą wiadomością jest fakt, że dietetyka zrobiła ogromny krok naprzód. Wiem, czym jest efekt jo-jo i zniechęcenie, gdy po raz kolejny okazuje się, że dieta cud nie przynosi zamierzonych rezultatów. Kluczem do tego podpunktu jest wiedza. To ona pozwala zrozumieć, co warto spożywać, a czego nie. Które tłuszcze są dobre, a których trzeba unikać. Bez współczesnej wiedzy na temat zdrowego odżywiania nasze wysiłki byłyby daremne.

Ostatnią i arcyważną wiadomością jest świadomość, że Bóg Ci pomoże! Skoro walczysz i podejmujesz wysiłek dbania o siebie, utrzymywania odpowiedniej diety i aktywnego spędzania czasu, jesteś zwycięzcą! Pamiętaj jednak, że bywają chwile trudne. Przychodzi zniechęcenie i chęć poddania się. Nie rezygnuj z siebie! Walcz! Masz przecież świadomość, że wszystko możesz w Tym, który Cię umacnia! Czy nie mam racji? 😉



Wiara, nadzieja, miłość
Mam nadzieję, że przeczytałaś ten tekst w duchu miłości do siebie. Moją intencją nie było, byś poczuła się źle po przeczytaniu powyższych słów. Chciałam raczej, żebyś odczuła pokój. Płynący ze świadomości, że Bóg Cię kocha i możesz z Jego pomocą dokonać rzeczy wielkich. Nawet jeśli dotyczą one Twojego wizerunku.

Jesteś jego niepowtarzalnym dziełem, które stworzył na swój obraz i podobieństwo. Dbaj o nie i pielęgnuj je, jak najlepiej potrafisz! Pięknem zachwycaj nie tylko mężczyznę życia, ale także cały świat, który może czerpać z Twojej postawy. A cechuje ją: wiara, nadzieja i miłość.

....

To kobiety patrza jak wyglada! Ilu mezczyzn zwraca uwage jak wyglada ich pokoj? Co za pomysl ze mężczyzni to jacys wzrokowcy. Kobiety to wzrokowcy. Kobieta wystarczy ze nie wyglada odpychajaco. Mezczyzna nid zwraca uwagi na szczegoly wygladu. Zatem bledem jest gdy kobiety przypisuja swoje myslenie mezczyznom. Ciekaw jestem ilu mezczyn zwroci uwage na pognieciony rekaw. Zaden. Kobiety wszystkie. Kto jest wzrokowcem?
Jesli kobieta nie ma faktycznie w sobie odpychajacych cech wygladu to nie ma o czym mowic. Zatem wazna jest osobowosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:08, 28 Cze 2018    Temat postu:

Autostop dla kobiet – czy to rozsądne?
Marzena Erm | 26/06/2018
AUTOSTOP DLA KOBIET
Shutterstock
Udostępnij
Temat kobiet podróżujących samotnie autostopem wzbudza skrajne emocje: od podziwu, przez zaciekawienie, aż do oburzenia. Jedni uważają, że ten rodzaj przemieszczania się jest dla wszystkich, inni, że kobieta, która decyduje się na łapanie stopa, sama prosi się o nieszczęście. Jak to jest w końcu z bezpieczeństwem?

Podróżuję autostopem niemal wyłącznie samotnie i mogę dużo powiedzieć o tym, jak takie podróżowanie wygląda od strony kobiety. Jest dla mnie jasne, że większość zagrożeń, z którymi może spotkać się autostopowicz, nie jest jakkolwiek związana z płcią. Są jednak takie, o których mężczyźni nie mają zielonego pojęcia. I dlatego, jeśli przysłuchuję się kolegom, którzy wybierają ten sposób przemieszczania się, słyszę często ich lekceważący ton wobec obaw kobiet, które się wahają przed podjęciem decyzji o wystawianiu kciuka.



Co mówią statystyki?
Nikt do tej pory nie zrobił badań na temat tego, jakie doświadczenia mają podróżnicy, którzy wybierają taki środek transportu. Jedyne dane, które wydają się najbardziej wiarygodne, zebrał Kuba Rydkodym – podróżnik i bloger, który przeprowadził ankietę wśród polskich autostopowiczów. Ci stanowią świetną, zgraną społeczność, do której łatwo dotrzeć, a ankietę wypełniło aż tysiąc osób. Przejechali oni w sumie ponad dziesięć milionów kilometrów, a przytrafiło się im dziewięćdziesiąt siedem niebezpiecznych sytuacji. Jedna niebezpieczna sytuacja na sto tysięcy kilometrów.

Trzy czwarte ankietowanych twierdzi, że autostop jest „raczej bezpieczny”, a co dziesiąty uważa że „zupełnie bezpieczny”. Mimo to aż co czwarty ankietowany nigdy nie czuł się niebezpiecznie w złapanym na stopa samochodzie. Ponad połowa (58%) czuje się zagrożona „rzadko”, a 16% tylko „czasami”.

Żądania zapłaty za przejazd doświadczył co piąty autostopowicz, kradzieży jedynie 2%. Tylko 9% ankietowanych miało niebezpieczną sytuację podczas autostopowej podróży. Ale i tutaj diabeł tkwi w szczegółach – większość z nich dotyczyła podróżujących kobiet, zarówno samotnie, jak i parami. Pary mieszane lub sami mężczyźni padali ofiarą przestępstw niezwykle rzadko. Najczęstszymi nieprzyjemnymi sytuacjami okazały się propozycje seksu. Usłyszała je prawie co czwarta osoba wypełniająca ankietę. Wśród nich znalazło się 86% kobiet i 14% mężczyzn.


Czytaj także:
Samotna podróż – lekarstwo dla duszy


Jak to było u mnie?
Mam za sobą setki samotnych podróży autostopowych. Od tych króciutkich, które trwały kwadrans, bo potrzebowałam podwózki w konkretne, nieodległe miejsce, do tych dłuższych, wielogodzinnych, poza granicami Polski. Tak, miałam kilka sytuacji, w których czułam się zagrożona i jedną, która mogła skończyć się źle, gdyby nie fakt, że zachowałam trzeźwość umysłu i wiedziałam, co należy zrobić, żeby doprowadzić podróż do końca na moich zasadach.

I to z powodu tych kilku sytuacji – choć 99% moich podróży była przyjemnym i bezproblemowym czasem – jestem daleka od huraoptymistycznych zachęt w stylu „nie przesadzaj, odłóż na półkę te thrillery, nie ma się czego bać”. Najczęściej takie luzackie i pobłażliwe rady słyszę ze strony mężczyzn, którzy – w przeciwieństwie do kobiet – bardzo rzadko spotykają się z propozycjami seksualnymi czy wręcz z napastowaniem seksualnym.

Zanim przyjmiemy czyjeś zapewnienia o tym, że nie ma się czego bać, pamiętajmy, że to, że ktoś przejechał tysiące kilometrów i nic mu się nie stało znaczy tyle, że ta osoba przejechała tysiące kilometrów i nic jej się nie stało. To wszystko.

Nie znaczy to, że nigdy nikomu nic się nie stało i należy do sprawy podejść na luzie, bez wzięcia odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo. Podróżowanie autostopem to niesamowita przygoda, lekcja nawiązywania kontaktów i szkoła planowania. To wszystko możemy dostać, jeśli tylko do przemieszczania się w taki sposób podejdziemy umiejętnie i z rozwagą.

Doprawdy – dbanie o swoje bezpieczeństwo nie wyklucza radości z podróży i z kontaktu z drugim człowiekiem. To tak jak z zapinaniem pasów po wejściu do samochodu. Nie jest ono przecież wynikiem tego, że przewidujemy, że lada monet będziemy mieć wypadek i w związku z tym siedzimy jak na szpilkach. Zapinamy pasy, włączamy muzykę i cieszymy się jazdą, czyż nie? Tak samo zadbajmy o siebie, kiedy dosiadamy się do obcych nam ludzi. Słuchajmy swojej intuicji, bądźmy asertywne i rozkoszujmy się podróżą.

...

Wsiadac do samochodu z podejrzanymi typami madrym nie jest. Jak juz to z jakas rodzina itd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:53, 13 Lip 2018    Temat postu:

MAŁE MISS
12 lipca 2018
Najważniejszy jest wygląd. Pasujący do obowiązujących trendów wzbudza zachwyt w sklepie, na szkolnej akademii i podwórku. Skończona piękność, amantka na szklanym ekranie, gwiazda, której międzynarodową karierę będą szeroko komentowały plotkarskie media. Jaśnie panująca Mała Miss, dziewczynka, dziecko z przyszłością wyłącznie w luksusowych barwach. Spełniając najskrytsze marzenia mamy, wie, że uroda zawsze będzie w cenie!

Wenezuela okrzyknięta jest fabryką miss. Krajem, w którym na masową skalę produkuje się piękno. Prawie jak z odlewu, ponieważ każda dziewczynka, która ma zakusy na karierę, musi „lać się w formę”. Tysiące matek już nad niemowlęcym łóżeczkiem planuje córkom kariery. Krok po kroku, metodycznie i do celu, jakim jest korona, stanowiąca jednocześnie synonim wspaniałego życia, splendoru i bajki, w której mała księżniczka wcale nie musi czekać na pocałunek księcia. Wystarczy, że leży i pachnie, każdego wieczoru składając ręce do opatrzności, by ta zatrzymała czas.

Szkoła Miss

W wenezuelskich szkołach piękności tworzy się ikony. Najpiękniejsze kobiety świata zaczynają katorżniczą pracę nad sobą w wieku 12 lat. Wsparciem dla idealnego wyglądu jest szereg umiejętności, posiadanych przez przyszłe miss w małym palcu. Taniec, balet, śpiew, savoir-vivre i lekcje szyku u światowych modelek są inwestycją w świetlaną przyszłość, której wyznacznikiem jest korona, szarfa i błysk fleszy spod sceny.

Zagraniczne koleżanki szybko stały się wzorem i inspiracją dla Polek. Szczęściem dla małych dziewczynek, nasz kraj stanowi jeszcze zaścianek wielkiego biznesu, jakim są wybory dziecięcych miss. Wystylizowane, mocno umalowane 6-latki mogą jedynie pomarzyć o telewizyjnym show i milionach na koncie bankowym zarządzanym twardą ręką przez rodziców. Mniej sprzyja medycyna, bo w przeciwieństwie do Wenezueli, rodzimy lekarz nie bardzo chce wycinać żebra, modelować talię i poprawiać usta. Proponuje jedynie korektę odstających uszu i poprawę nosa, gdy panienka nabierze lat. Niestety, to za mało, aby dogonić świat.

Dziewczyny, jak maliny

Uważane za jedne z najpiękniejszych kobiet na świecie, Polki chętnie widziałyby się w finałach konkursów piękności. Na przeszkodzie stają im kraje, takie jak Wenezuela, gdzie matki świadomie podają hormon wzrostu i biorąc idące w tysiące dolarów kredyty, pchają dziewczynki pod nóż chirurga plastycznego. Polskie realia odrobinę związują rodzicom zatroskane ręce. Uroda wymaga poświęceń, o czym doskonale pamiętają mamy małych miss, starając się przekonać córki, że obrana przez nie droga pozwoli im stać się kimś. Dostając się w szpony własnych, niespełnionych marzeń szybko wpadają w sidła biznesu, na którym zarabia cały sztab osób. Począwszy od fryzjera, przez kosmetyczkę, stylistkę, krawcową, wizażystkę i trenera personalnego, których zadaniem jest sprawić, że piękny sen się spełni.

– Wpadają w amok, jeśli loki nie są idealnie zakręcone – wspomina spotkanie z małą miss fryzjerka. – Na fotelu z poważną miną usiadła stara–malutka. Robiła minki, wystudiowanymi gestami prawie przywoływała służbę. Czułam się, jak w jakimś teatrze i z przerażeniem słuchałam oczekiwań. Dziewczynka miała niespełna 5 lat, a stylizacją i zachowaniem przypominała upadłą divę przed sześćdziesiątką – dodaje.
Zamiast lalki i wygłupów na podwórku miss godzinami ćwiczą perfekcję. W malusieńkich torebkach zazwyczaj znajdzie się tusz do rzęs, eyeliner i błyszczyk, z którego chętnie każda korzysta. Ważne jest obuwie. Niewielki obcas stabilizuje sylwetkę, pozwala na prawidłową postawę i napięcie mięśni, dzięki którym standardy ze sceny można wdrażać na co dzień. Nawet w drodze do szkoły.

Inwestycja

Menadżerem zazwyczaj jest mama. Na bieżąco sprawdza, gdzie odbędzie się kolejny konkurs. Organizuje kalendarz i szczegółowo przygląda się telewizyjnej ramówce. Być może stacja planując dziecięcy program, będzie potrzebowała małej miss? Konkurs jest pierwszym krokiem do kariery i przepustką do wielkiego świata, który – gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem – zrekompensuje mamie szare i niespełnione życie. Taka córka to inwestycja, dlatego wszystko jest podporządkowane pod rytm jej dnia.

– Po urodzeniu Jagody zostałam z nią sama. Pan tata zakomunikował, że nie dorósł do założenia rodziny, a poza tym nie miał pewności, czy córka jest naprawdę owocem naszego związku – opowiada Kamila. Nie tak miało wyglądać jej życie. Uważanej za ósmy cud natury dziewczynie wróżono wielką karierę. Piękna, tak mówili koledzy z klasy i znajome sąsiadki. Z taką urodą musi skończyć dobrze – te słowa pamięta po dziś dzień i zupełnie nie jest w stanie pogodzić się, że ciąża przewróciła świat do góry nogami. Rzeczywistość i żal spowodowały, że szkolna miss zaczęła zajadać smutki. Im mocniej uświadamiała sobie, co przegrała, tym chętniej topiła żal w słodyczach i tabletkach zapijanych alkoholem w samotne wieczory. Z płaczem niemowlęcia w tle. Córeczka Jagoda rosła i historia zaczęła zataczać koło. Gdy wartki strumień zachwytów nad urodą małej stał się jedyną pewną rzeczą, którą ma, powiedziała stop. Kopniakiem do działania okazał się program telewizyjny, w którym na scenie stały kilkuletnie miss. Kamila zaczęła szukać i okazało się, że dziecięce konkursy piękności są coraz chętniej organizowane w kraju. Szybko zorientowała się, że nim ich popularność wzrośnie, uda się wykorzystać szansę i uczynić z Jagody kogoś, kim zawsze sama chciała być. Pewna, że pójdą za tym pieniądze i wreszcie spokojne życie.

Mistyfikacja rywalizacji

Scena jest finałem. Trudno dostrzec bijącą z niej dziecięcą radość. Każdy gest i uśmiech są wypracowane. Te, które jeszcze nie mają obycia na deskach, spanikowanym wzrokiem szukają potwierdzenia u rodziców stojących tuż obok. Skupionych do granic, bo starają się kontrolować przebieg wyborów. Konkursy Miss to nie rywalizacja sportowa. O wyniku decydują możliwości finansowe, koneksje i determinacja w wyszukiwaniu niedoskonałości rywalek. W blasku świateł stoją dziewczynki przebrane za kogoś, kim nigdy nie będą. W taftowych sukienkach, odgarniając misternie wykonane loki, układając usta, jak do pocałunku, gdy z wdziękiem przemierzają scenę. Na małych buziach nie widać szczęścia. Czuć za to pracę i to całego zespołu, w kuluarach niejedna mama sprzeda kuksańca, aby plecy były proste, a drobna pierś wypchnięta do przodu. W cenie są atuty, na których ekspozycję przeznaczane są ogromne środki, często pochodzące z zaciągniętych kredytów.

Honey Boo – Boo

Honey była pierwszą. Pseudonim Alany Thompson wymyśliła jej przedsiębiorcza matka June. Obie szybko stały się przykładem na to, że nawet w opętanych urodą Stanach pewne rzeczy nie przejdą. Otyła, bezrobotna June szybko zwęszyła, że córka może stać się dla niej przepustką do wielkich pieniędzy. Malutka Honey otrzymała cały arsenał, dzięki któremu zaczęła podbijać świat. Sztuczna opalenizna, pełen makijaż, blond loki ułożone nawet do snu i różowe sukienki stały się znakiem rozpoznawczym nowego trendu, który wołał, że idzie młode. Alana była systematyczną uczestniczką wszystkich możliwych konkursów piękności dla dzieci. Matka nie przebierając w słowach, gromiła rywalki, na swojej piersi torując małej karierę. Stały się znane i popularne na tyle, że jedna z telewizyjnych stacji zdecydowała się stworzyć reality show, w którym wystąpiła cała rodzina Thompsonów. Rosnącą popularność programu przerwał skandal obyczajowy. Pod okiem kamer okazało się, że partner Alany molestował jedną z sióstr Honey. Produkcję przerwano, a skompromitowana rodzina szybko wycofała się z show-biznesu. Dziś mała gwiazda jest nastolatką. Pozbawiona aprobaty i braw, ze zrujnowaną psychiką i pustym kontem walczy z nadwagą i uzależnieniem od leków.

Laurka dla mamy

Pozbawione dzieciństwa i normalności są tak naprawdę narzędziami w rękach matek, które niespełnione ambicje przelewają na dzieci. Tracąc przy tym całkowite rozeznanie, że wiek ma swoje prawa. Konsekwencje, z jakimi po latach mierzą się małe miss, bywają przerażające. Pozbawione środowiska rówieśników nie potrafią dostosować się do obowiązujących zasad, w których najważniejsze są odrobione lekcje, a nie perfekcyjnie podkreślona głębia oczu. Walczące z samotnością nie są w stanie zrozumieć, że przestały być potrzebne, a ich miejsce na scenie zajęły kolejne. Młodsze, lepiej przygotowane, ponieważ pomysłom ich matek dużo mocniej sprzyjała kosmetologia i nie do końca etyczni specjaliści, którzy w pędzie po sławę motywują do wyrzeczeń.

...

Patologia gigant. Przeciez jesli idealne ksztalty to cel to mozna komputerowo zaprojektowac i wydrukowac w dukarce 3d miss! Co za problem? Po scenie moga chodzic idealne automaty? Absurd. Chyba mniejszy niz deformowanie dziecka!? Nikomu nie zaszkodzi ten druk. To maja byc naturalne kobiety. Owszem jakos przygotowane bo przeciez nie wyjda w workach po cemencie na scene. To przygotowanie musi byc jednak rozsadne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:32, 29 Lip 2018    Temat postu:

Czy jestem piękna? To pragnienie ukryte w naszym sercu
Monika Lender- Gołębiowska | 17/07/2018
Udostępnij
Od tego wszystko się zaczyna… Lustro. Jedno odbicie. Samoświadomość i pytania: Czy jestem ładna? Atrakcyjna? Piękna? Standardowa odpowiedź: NIE.
Samoakceptacja
Spotykam wiele pięknych dziewczyn, które borykają się z problemem braku samoakceptacji. W młodym wieku przeżywają depresje, załamania psychiczne, bądź zupełnie zwyczajnie nie potrafią odnaleźć się w swoim środowisku i zakładają maskę. Dużą MASKĘ, która zaczyna dopasowywać się do ich twarzy, przesłaniając w końcu cały rzeczywisty świat.
Kiedy maska jest wygodna, nie mają odwagi jej zdjąć, w rezultacie przyzwyczajają się do niej i nie zdejmują już nigdy. Grają w teatrze zwanym ,,Życiem”, w którym jednak nie ma jakości. Dużo piszę o maskach. Co się jednak pod nimi kryje?
Wyznacznik atrakcyjności
Zastanówmy się nad kobiecą psychiką. Co stanowi w dzisiejszym świecie wyznacznik atrakcyjności lub piękna? Biorąc ,,kobiece” pismo do ręki, szybko odnajdujemy odpowiedź. Figura, makijaż, ubrania… w czasopiśmie wszystko jest idealne. Dziewczyny na okładce promują nienaturalną urodę, przekazując fałszywy obraz piękna.
Porównując się do modelek z gazet można nabawić się kompleksów i nauczyć wytykania niedoskonałości. Piękne! Drogie! Wyjątkowe Panie! Zwracamy na to uwagę, ponieważ nasze wrażliwe serca posiadają ogromne PRAGNIENIE piękna. Jednak prawdziwe piękno ma niewiele wspólnego z atrakcyjnością seksualną. Nie da się go podkreślić szminką i tuszem do rzęs. Piękno znajduje się w sercu. W książce „Uwolnić serce”, przeczytałam słowa, które trafiają w sedno tematu: ,,Nie żyjemy w świecie porno, gdzie ciała kobiety muszą być pozornie idealne. Ciało kobiety jest idealne, kiedy jest naturalne. Kobieta jest piękna wtedy, kiedy jest czysta, kiedy ma szczęśliwe oczy i czuje się bezpiecznie”.
Czytaj także: „Piękna” nie musi oznaczać „sexy”
Wygląd ma znaczenie
Od razu piszę sprostowanie! Powyższa myśl nie oznacza, że mamy o siebie nie dbać i że wygląd nie ma w naszym życiu żadnego znaczenia. Owszem ma i to duży! Wygląd może wpływać na naszą samoakceptacje, a ta z kolei na pewność siebie. Dlatego ważne jest, abyśmy umiały dobrać odpowiednie ciuchy do naszej figury, zwracały uwagę na to, co jemy i jakich kosmetyków używamy. Te rzeczy każda z nas wypracowuje w indywidualny sposób wiedząc, co jest dla niej najkorzystniejsze.
Podsumujecie powyższy tekst, mówiąc: „ok, dbam o siebie, nie porównuję się do modelek, ale dalej nie czuję się dobrze w swoim ciele, dlaczego?”. Odpowiedź jest prosta – bo nie zaakceptowałaś jeszcze swojego indywidualizmu i wyjątkowości!
W takie właśnie słowa ujmę być może nieidealny nos, piegi na twarzy i rude włosy, które w twoich oczach jawią się, jako zło konieczne, z którym nie chcesz iść w parze. Ale… warto się z tym zmierzyć!
Rana, walka i piękno stworzenia
Każda z was jest piękna i niesamowita! Być może w to nie wierzysz, bo nie odnalazłaś jeszcze sensu życia, albo ktoś bardzo cię zranił (chłopak, ojciec). Nigdy nie miałaś okazji poczuć się bezpiecznie i wyjątkowo, a zasługujesz na to! Pomyślałaś kiedyś, dlaczego zostałaś stworzona kobietą? Jakim idealnym dziełem musisz być dla kogoś, kto tak pięknie cię uformował, że jesteś na tym świecie, możesz kochać i być kochaną?
Wiem, zdaję sobie sprawę z ran, które dotykają serca kobiety. Często związane są z pierwszym, nieszczęśliwym zauroczeniem. Ono boli. Ale z każdego upadku możemy się podnieść i przebaczyć. Nie tylko tej drugiej osobie, ale i samej sobie. Ks. Piotr Pawlukiewicz w jednym ze swoich kazań powiedział, że jest coś pięknego i wzruszającego, kiedy widzi się serce, które zostało odrzucone, poobijane, poranione, posiniaczone, potłuczone i złamane, a mimo wszystko nadal wierzy w miłość.
Piękne! Pamiętajcie, że nie ma takiego człowieka, który mógłby nas w pełni uszczęśliwić, tak samo, jak nie ma takiego, który mógłby nam zabrać naszą całą radość! Chcemy być piękne i sprawiać, by inni byli pełni podziwu dla nas, dlatego postarajmy się zwolnić (choć na chwilę) i nie zgubić swojego piękna, nie zatracić go. Postarać się raczej budować swoją wartość na solidnym fundamencie, jakim są słowa Boga, Stworzyciela i Ojca. A nie na przekazie medialnym, który często zakłamuje rzeczywistość i fałszuje obraz kobiecego piękna.
Gotowa do startu?
Zacznij już dziś szukać swojego piękna! Bądź gotowa na spotkanie z Panem, który jest większy niż twoje niedoskonałości, kompleksy i niepowodzenia razem wzięte. Wystartuj w odważnym maratonie: czytaj Pismo Św., módl się, pozwól sobie na refleksję, rozmawiaj z mądrymi kobietami, ubieraj i czesz się zachwycająco, idąc na niedzielną Msze Św. A propos… dbaj o przyjmowanie Eucharystii, pamiętając o łasce, która płynie ze zjednoczenia w Niej z Jezusem miłosiernym. Otwieraj serce na łatanie ran, przebaczenie i radość! A i najważniejsze… kochaj! Z Nim możesz wszystko!
Powodzenia!

...

Male dziewczynki pewnie nie wiedza ze maja wygladac ale tysiace sytuacji zyciowych ciagle je ,,uczy" ze najwazniejszy jest wyglad. A czasopisma kolorowe to juz tragedia.
Na logike to absurd. Jak mozna oceniac kogos po czyms co od niego nie zalezy? Absurd. Nawet nie mozna byc z tego dumnym.
Sam wyglad jest jak krajobraz. Piekny ale przeciez nie ozenie sie z lasem nad rzeka nieprawdaz? Tak samo z kobieta. Kobieta bedaca wizualnym dzielem sztuki ma wieksze obowiazki wyglądania to oczywiste. Ale jak nie jest nim to absurdem jest staranie aby nim byc. Zazwyczaj chemiczne a najgorzej operacyjnie. Po co? Normalny wyglad to swego rodzaju wolnosc. Nie musisz zawsze byc naj i nie musisz zachwycac wygladem. I dobrze. Nie pakuj sie w sytuacje gdzie pierwszym kryterium jest wyglad oczywiscie poza wyjatkami typu praca prezenterki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:19, 04 Sie 2018    Temat postu:

O kobiecości na wieczorze kawalerskim? Byłam w szoku!
Monika Lender- Gołębiowska | 24/07/2018
Udostępnij
Rozmowy w pociągu. Bardzo je lubię. Poruszane tematy-rzeki, jak stworzenie świata, polityka czy religia. Nie ustają nawet docierając do stacji końcowej. Co w sytuacji, kiedy trafiasz do przedziału wypełnionego pozytywnie nastawionymi mężczyznami, zmierzającymi na jeden z niezapomnianych wieczorów kawalerskich i zadajesz im pytania związane z kobiecością? Odpowiedzi są zaskakujące!
Podróże kształcą
Usłyszałam kiedyś mądre zdanie, choć brzmiało ono dość banalnie. Mianowicie: podróże kształcą. Moje doświadczenia z PKP są bardzo różne, ale z tymi słowami zgadzam się całkowicie! W czasie jazdy pociągiem obserwuję i poznaję wiele ciekawych osób. Ich historie, problemy i radości.
Często spotkanie z drugim człowiekiem jest idealnym lekiem na zapomnianą książkę czy brak zasięgu w telefonie. Za każdym razem wsiadając do wagonu czuję się, jakbym grała na loterii. Nigdy nie wiem, czy miejsce, które wylosował mi system internetowy, będzie dla mnie korzystne. Kto będzie moim sąsiadem i czy przez najbliższe kilka godzin nie będę musiała męczyć się w przedziale z pasażerami chorymi na pesymizm oraz ,,narzekalizm”.
Atmosferę tworzą ludzie. Zauważyłam, że jest ona zupełnie inna, gdy w przedziale jadą osoby o zróżnicowanej płci. Kiedy panie wchodzą z ciężkimi torbami i nagle odnajduje się bohater, który szybko te pakunki wrzuca na półkę bagażową. Lub wtedy, gdy trzeba użyć siły, by otworzyć okno. Relacje szybko się nawiązują. Szczególnie, kiedy ludzie są otwarci i pozytywnie nastawieni. Tak też było w tym przypadku…
Kierunek Trójmiasto
Morze, plaża, letni wiatr i… duża liczba klubów. To sprawia, że nadmorskie miejscowości co tydzień zalewa fala wieczorów kawalerskich. Przyszli mężowie wraz ze swoimi towarzyszami sobotniej nocy przemierzają starówkę w poszukiwaniu najlepszej ,,miejscówki” do zabawy.
Czy w perspektywie szybkiego ożenku oraz słuchania żartów ze strony kolegów, mówiących: „następny wypad, jak żona ci pozwoli”, albo „koniec wolności”, lub „teraz to, cię będzie trzymała na smyczy”, można wypowiedzieć się na tematy związane z kobiecością? Nowo poznani koledzy, z którymi podróżowałam pociągiem, nie mieli z tym problemu! Zobacz, jak odpowiadali!
Kobieta piękna, czyli jaka?
Zdaniem panów kobieta piękna, to kobieta… w sukience lub spódnicy. Wcale nie chodziło im o krótką i wyzywającą „mini”, ale raczej o grację. Dzięki niej nosicielka opisywanej garderoby ma zupełnie inne ruchy, w inny sposób chodzi i siada. Dodatkowo sukienka nadaje jej delikatności.
Kobieta zachwycająca, czyli jaka?
Odpowiedź na to pytanie wprawiła mnie w totalne osłupienie! Przeczytałam wiele książek opisujących znaczenie słowa „zachwycająca”, ale dopiero po rozmowie z kolegami jadącymi na wieczór kawalerski dostałam olśnienia. Te książki były napisane z punktu widzenia kobiety i nie miały nic wspólnego, z tym, jak postrzegają to samo zagadnienie mężczyźni.
Wszyscy rozmawiający ze mną panowie równocześnie odpowiedzieli na to samo pytanie tylko jednym słowem: „TRUDNA”. Kobieta, aby była zachwycająca, powinna być trudna. Zastanawiacie się, co to znaczy? Ja też zadałam im to pytanie. Głównie chodzi o niedostępność dziewczyny i starania w tym względzie o nią. Zabieganie, by jej się przypodobać.
Czym dłużej dziewczyna wykazuje obojętność, tym bardziej chłopak się w niej zakochuje. Budzi się w nim dusza wojownika, który za wszelką cenę chce zaprosić piękną na kawę lub spacer. Ciekawe, prawda?
Kobieta odpychająca, czyli jaka?
Odpychająca, znaczy ,,bardziej męska” od panów. W praktyce oznacza to dziewczyny stylizujące się na modę związaną z płcią przeciwną. Nie chodzi tu tylko o ubiór, ale także o uprawianie męskich aktywności fizycznych czy zawodowych.
Panowie nie lubią kobiet dominujących. Takich, które chcą nimi rządzić, zarówno w firmie, jak i w domu. Mężczyźni stronią też od pań wulgarnych i agresywnych. Niestety również od tych niedbających o swój wygląd i rozwój osobisty.
Co charakteryzuje kobiecość?
Panowie wymienili kilka cech osobowości, którymi według nich charakteryzuje się kobiecość. Należą do nich m.in.: delikatność, wrażliwość, zaangażowanie w akcje charytatywne (dobroć), pomoc innym, umiejętność słuchania, posiadanie pasji oraz zainteresowań, dbałość o relacje z ukochanym, przyjaciółmi oraz rodziną, praca nad własnym rozwojem, posiadanie celu życia, poczucie humoru, kreatywność, pomysłowość, spontaniczność, odmienne spojrzenie na świat, troska o dom, empatia, pewność siebie, urok osobisty i gracja, której nie posiadają mężczyźni.

....

To jest intuicyjne. Wiadomo bez wielkiej filozofii co jest cecha meska a co zenska.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:37, 05 Sie 2018    Temat postu:

Możesz sięgać po to, czego chcesz. Nie ma w tym nic złego!
Magda Frączek | 25/07/2018
Udostępnij
Nie jestem aż taką egoistką, za jaką się mam. Często zauważam, że zbyt wielką wagę przywiązuję do lęku o to, czy moje intencje nie są zbytnio nakierowane na siebie. Nie daję sobie szansy, a jeśli już, bywa, że mocuję się z sobą do ostatniej chwili. Jakoś tak mamy – szczególnie te dziewczyny, które ukształtowane zostały w katolickim lajwstylu – że winimy się za coś już zawczasu, dajemy sobie żółtą kartkę, zanim w ogóle wpuszczą nas na boisko.
a dużo chciałam”, „Miałam zbyt wysokie/małe oczekiwania” – takie zdania słyszę często, gdy podczas rozmów z koleżankami dowiaduję się o kapitulacji wybranego mężczyzny lub o nie zatrudnieniu ich do wymarzonej pracy. Widzę piękne, pełne pasji dziewczyny, którym ktoś gdzieś z tyłu głowy wmówił, iż wszystkie drzwi są przed nimi raczej zamknięte. Ba! Sama zasilam tę grupę. Z trwogą zdobywam nowe doświadczenia. Naukę sięgania po to, czego chcę (bez nagabujących myśli pt. Czy na pewno możesz?) rozpoczęłam grubo po dwudziestce.
Krytyk wewnętrzny – uspokój go!
Duch krytycyzmu nonszalancko przechadza się między nami i zupełnie nie spełnia swojej roli. Zamiast niej (o niej napiszę za chwilę), przyswajamy niemal każdy podmuch nierównowagi pochodzący z jego przepełnionych strachem do świata ust. Krytykujemy się za to, jakimi jesteśmy kobietami, dziewczynami, pracowniczkami, szefowymi, żonami, babciami, teściowymi. Idzie nam to lepiej niż tabliczka mnożenia.
Wewnętrzny krytyk pełni zasadniczo jedną rolę – trąbi na alarm. Jego obecność nie jest zupełnie nieistotna. Wręcz przeciwnie, może pomóc. Szczególnie, jeśli planujesz skok na główkę w miejscu, w którym woda sięga do pasa. Krytyk obawia się za nas, na wyrost, a w konfrontacji z niebezpieczeństwem hamuje bez uprzedniego powiadomienia . I to jest spoko.
Inaczej, gdy dopuszczamy go do głosu i pozwalamy odpowiadać na każde mgliste i nierozwinięte jeszcze pragnienie serca. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, wewnętrzny krytyk ma zbyt chropowate i siermiężne dłonie, aby brać się za coś tak kruchego, jak myśl o własnym biznesie, rodzinie czy jakimkolwiek innym dążeniu.
Straszy, zamiast wspierać
Krytyk służy nam wtedy, gdy stoi z boku. Gdy się przygląda i nie komentuje każdego ruchu, który wychodzi spod naszych palców. Pech (a raczej determinacja historyczna) chciał, że większość z nas ukształtowano w dość radykalnej strukturze pt. kary i nagrody. Co z nią nie tak? W niej krytyk po prostu rządzi! Wchodzi na scenę naszego życia i przerywa każdą solówkę, próbując nas przekonać, że za mało ćwiczyłyśmy , że nie mamy „tego czegoś” i że wciąż jesteśmy za grube. Wewnętrzny krytyk woła: „Chowaj się!”, gdy trzeba ujawnić swój potencjał. Hamuje niemal każdą twórczą ekspresję. Pod maską troski nie pozwala na ciąg dalszy.
Kiedy przyznajesz się do tego, że nie masz siły na kolejne dziecko, wewnętrzny krytyk przypomni ci wszystkie papieskie homilie i pasterskie listy o tematyce prorodzinnej. Przywoła też lęki odpowiedzalne za decyzje, które podejmujesz pod presją – ludzi, społeczeństwa, religii. Skarci cię za obawy. Przypisze wstydliwe intencje. Zbanuje.
Kiedy pragniesz założyć własną firmę, zanim pójdziesz do odpowiednich urzędów, najpierw staniesz oko w oko z tym, który podważy zasadność twojego pomysłu. Przypomni ci o wszelkich możliwych zagrożeniach płynących z bliskiej współpracy z Urzędem Skarbowym i o tym, że do tej pory nic tak naprawdę ci nie wyszło. Zanim się obejrzysz, puści w twojej głowie film, najpewniej z dzieciństwa, w którym to ważne dla ciebie osoby podcinały ci skrzydła.
W momencie, w którym zakończysz niezbyt rokujący dla ciebie związek, wewnętrzny krytyk wyjmie z wyimaginowej kieszeni twój wyimaginowany dowód i przypomni ci o dacie twojego urodzenia. I o tym, że wciąż grymasisz. Że powinnaś obniżyć loty. W tle puści piosenkę, w której wokalistka użala się na nieznośną samotność. Rozświetli przed tobą kliszę z kolejną wigilią u rodziców. Przestraszy na amen.
Twój głos jest najważniejszy
Nie chodzi o to, aby wysłać krytyka na wakacje, ale o to, aby wyciszyć jego głos. Nieważne, czy przypomina głos któregoś z rodziców, byłego chłopaka czy specjalisty w wybranej dziedzinie, żaden nie jest aż tak ważny, aby zagłuszyć twój własny. Myślę sobie o tym szczególnie wtedy, gdy perspektywa kolejnego kroku paraliżuje moje ciało. Gdy myślę o sobie nazbyt podejrzliwie. Gdy przypisuję sobie wszystkie z siedmiu grzechów głównych i pobocznych.
Nie zdziwicie się zapewne, gdy napiszę, że zanim wyodrębnimy swój własny głos, mija sporo wiosen i zim. W końcu jednak dajemy sobie szansę przeżyć według swojego serca jeden dzień. Potem kolejny. I kolejny. Dzień zamienia się w tydzień, a tydzień w miesiąc. Osłuchujemy się z sobą. Zaczynamy traktować się poważnie, a nawet ufać.
Rozumiemy, że nie ma w tym żadnej winy. Że nie ma w tym nic złego. Rezygnujemy z przypadkowych zaspokojeń i zaczynamy wybierać to, co dobre dla nas. Nie wyrzekamy się porażek. One także są częścią naszej drogi. Przestajemy jednak skupiać się na nich, jako na niechcianych punktach docelowych.
Wewnętrzny krytyk nie szantażuje już nas odmową miłości. Wiemy, że niezależnie od perypetii, jesteśmy jej godne.

...

Patologiczny krytycyzm nie jest pokora.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:30, 20 Sie 2018    Temat postu:

Słownik kobiet: Emocje
Magda Frączek | 27/07/2018
Udostępnij
Przyjmuje się, że kobiety są emocjonalne. Zazwyczaj „zbyt”. Częściej żartuje się z naszego sposobu wyrażania radości i smutku lub lekceważy niż zaznajamia z naszym uczuciowym światem, zgłębia się go i przyjmuje jako ekspresję ludzkiego istnienia. Jest coś, co sprawia, że w doświadczaniu tej strefy powinnyśmy przeczuwać coś krępującego. „Nie płacz jak baba!”, „Cieszysz się jak dziewczyna!”. Podczas całego życia wypowiedziano obok nas setki podobnych tekstów. Co niby mają znaczyć? Ano to, że tylko kobietom wolno (i nie wolno) wyrażać swoje emocje. Że zamknięto je w getcie, razem z nami. Odgrodzono od racjonalnego, męskiego ego.
Kobiety nie mają monopolu na przetwarzanie uczuć
Myślę, że wiele kobiet boryka się z brakiem przyjęcia w swojej emocjonalności. W kulturowym spojrzeniu panującym na naszej szerokości geograficznej uczucia kobiet kojarzą się z czymś rozmemłanym, histerycznym i zupełnie abstrakcyjnym . Powiedzmy to sobie szczerze – wielu uważa, że jesteśmy dziwne. Nie to, co biały facet z teczką w ręce – poważny, samostanowiący o sobie, trzymający na wodzy wszelkie podmuchy serca. Nie dorastamy mu do pięt!
Dzieje się tak w dużej mierze dlatego, że kobieca emocjonalność stale stawiana jest w opozycji do męskiego sposobu przeżywania świata. Jeśli popłakałaś się na filmie, nie oznacza to tego, że jesteś wrażliwą osobą. Być może jeszcze nie wiesz, ale taki wyczyn definiuje cię jako stuprocentową kobietę.
Tymczasem, nie tylko płeć jest uwarunkowaniem dla naszych emocji. Płaszczyzn są tysiące. Historia życia. Osobowość. Wysoka wrażliwość bądź nie. Blokady w ciele. Lęk przed oceną.
Kłamstwo mówiące, że sfera emocjonalna realizowana jest głównie przez kobiety, bazuje na tak samo słabym źródle jak myśl, iż seks jest ważniejszy dla mężczyzn niż kobiet. Puzzle, które ktoś kiedyś poukładał za nas, najogólniej rzecz ujmując, nie trzymają się już kupy. Uczucia są ludzkie. Przeżywa (lub wypiera) je każdy. Niezależnie od układu chromosomów .
Uczucia w dynamice życia
Jeśli miałabym napisać coś naprawdę mądrego o kobietach i naszych emocjach, przede wszystkim powiedziałabym o naszym ciele i o tym, że na przestrzeni całego życia i tysięcy cykli, przeżywanie wewnątrz nas przemienia się.
Jesteśmy inne w każdym czekaniu na menstruację. W każdej dynamice cyklu. W ciąży. W połogu. Podczas menopauzy. Nasze ciało pisze różnorodne symfonie. Jeśli tylko mamy w siebie wgląd, widzimy powiązania między tymi sygnałami. Rozumiemy powód tego, co czujemy w danej chwili i możemy śmielej i z większą akceptacją spoglądać na siebie.
Nie skrytykujemy się na zmienny nastrój w trakcie PMS-u. Nie będziemy wymagać od siebie zwiększonego libido w trakcie dochodzenia do siebie po ciąży. Będziemy chciały czuć w prawdzie z samą sobą i tylko tak. Podamy sobie w tym rękę. Nie poczujemy wstydu, gdy ktoś będzie wymagał od nas, abyśmy czuły inaczej. Staniemy za sobą.
Emocjami trzeba się opiekować. Już wystarczająco je wyszydzono. Szczególnie w kobietach. Jeśli ktoś próbuje zamknąć mi usta w momencie, w którym ujawniłam swoje uczucia, nie chowam się za kotarą wstydu. Staram się nie pójść w stronę, w której rację przyznaje się tylko tym opanowanym, choć tak naprawdę pozbawionym empatii lub stosującym bierną, zimną agresję.
Żyjemy w niezwykle absurdalnych czasach – uważamy, że nasz świat emocjonalny nie podlega głębszemu wglądowi, pomocy, reperacji. Bliżej nam do skarcenia siebie za doświadczanie złości lub smutku niż do refleksji, że za konkretnymi odczuciami stoi coś więcej. Tymczasem, emocje potrzebują naszej uwagi. Potrzebują wsparcia i konkretnej pracy.
Gdyby nie wyrażanie ich, nie byłybyśmy w stanie przetrwać trudnych chwil, a w tych radosnych stałybyśmy się bardzo ubogie . Uczucia zakopane, zamrożone, upchnięte w kartonach na poddaszu zawsze dadzą o sobie znać. Dlaczego? Ponieważ są ogromną częścią nas. I to nie dlatego, że jesteśmy kobietami. Istnieją w nas, rozkwitają, mną się, wybuchają, pozwalają przeżywać, ponieważ jesteśmy ludźmi.

...

Trudno kogos winic ze tak jest zbudowany. Natomiast warto aby kobiety caly czas mialy to na uwadze i unikaly wielu niepotrzebnych sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:09, 08 Wrz 2018    Temat postu:

Kamil Karnowski
Tak wygląda praca na jachtach miliarderów. Ujawniają ciemną stronę po śmierci 20-latki
105093
Jest pierwszą osobą z branży, która po śmierci 20-letniej Sinead McNamary zabrała w tej sprawie głos w mediach. Katy McGregor, która także pracowała na kilku jachtach miliarderów opowiedziała o tym, jak naprawdę wygląda "praca marzeń". Jej historie są co najmniej szokujące.
Praca dla miliarderów to niekoniecznie praca marzeń. Oczywiście nie na każdym super jachcie jest tak samo, ale Katy McGregor, która zerwała z branżą, twierdzi, że w większości przypadków pracownicy są tam wykorzystywani.
Notoryczne nadużywanie narkotyków i tajne wizyty całych rzeszy prostytutek to tylko niektóre rzeczy, z którymi się stykałam - opisuje Katy McGregor.
Pracę na drogim jachcie zaczęła w 2014 roku. Wytrzymała dwa lata morderczych warunków. Kobieta twierdzi, że 20-godzinny dzień pracy to w przypadku obsługi łodzi norma. Trzeba wykonywać praktycznie każde polecenie gości jachtu, a w dodatku przez kilka tygodni nie ma się ani dnia wolnego - opowiada kobieta.
"Nie ma nic takiego jak przestrzeń prywatna". Kajuty dla załogi są bowiem bardzo małe. Śpi w nich po kilka osób, a miejsca bywa tyle, że przebrać może się tylko jedna osoba naraz. Kobieta pracowała na jachcie, który wynajmowano za milion dolarów tygodniowo. Pływała głównie po Morzu Śródziemnym, by zarobić na własne wakacje.
Do trzeciej lub czwartej nad ranem obsługujesz imprezujących bogaczy. Idziesz spać na 3-4 godziny i wstajesz, by posprzątać i przygotować im śniadanie - opowiada McGregor.
Wiele młodych kobiet kuszą oferty pracy na drogich jachtach. To dla nich często okazja dobrego zarobku. Liczą też, że przy okazji rejsów będą w stanie nieco zwiedzić. Podobnie było w przypadku 20-letniej Sinead McNamary, którą znaleziono martwą na jachcie miliardera. Okoliczności śmierci nadal pozostają tajemnicą.

...

Morze zawsze bylo zywiolem mezczyzn. A tu na dodatek taki syf
To w ogole nie jest miejsce dla kogokolwiek za zadne pieniadze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:09, 29 Paź 2018    Temat postu:

Pani Wieczna Maruda – jak poradzić sobie z nawykowym narzekaniem?
Zuzanna Górska-Kanabus | 05/09/2018

Udostępnij 140
Ostatnio pracowałam z pewną singielką. Zgodziła się, aby opowiedzieć jej historię o tym, jak drobna zmiana zachowania może spowodować ogromne zmiany w życiu.

Kilka słów o naszej bohaterce: ma dobrą pracę, którą bardzo lubi, czas na rozwijanie swojego hobby i jak sama czasem mówi o sobie, teraz poza ukochanym mężczyzną u boku nic jej nie brakuje. Podczas jednego z naszych spotkań poprosiłam ją, aby opowiedziała co u niej. W odpowiedzi usłyszałam narzekanie m.in. na zmiany w firmie, nowych sąsiadów, brak miejsc do parkowania, korki, problem ze znalezieniem idealnej sukienki na bankiet firmowy oraz brak randek i perspektyw małżeńskich.

Moje krótkie i dość neutralne pytanie wywołało w niej potok narzekania. Gdy dopytałam, co chce z tym wszystkim zrobić odpowiedziała, że nic, że jest beznadziejnie i tak będzie, że inni mają lepiej, a ona ma pod górkę.


Czytaj także:
Kobieto, chcesz żyć dla innych? Zadbaj najpierw o siebie!


Sprawdź swój poziom narzekania
Zapytałam ją, jak często zdarza się jej narzekać. Trudno jej było to ocenić, więc zaproponowałam jest zrobienie testu. Przez tydzień miała słuchać samej siebie. Obserwować i notować to, o czym mówi. Miała szczególnie zwracać uwagę na to:

Czy wyraża wdzięczność, cieszy się z czegoś?
Czy narzeka? A jeśli tak, to na co?
Czy boi się powiedzieć o jakimś dobru, które ją spotkało, żeby „nie zapeszyć”?
Miała zapisywać swoje obserwacje, aby po kilku dniach zrobić podsumowanie, czyli policzyć, ile razy jej wypowiedzi były pozytywne i radosne, a ile razy koncentrowały się na złu, lęku lub braku czegoś. Ile razy błogosławiła, a ile razy narzekała. Po tygodniu okazało się, że dużo więcej razy marudziła niż dzieliła się radością. Dzięki temu ćwiczeniu zidentyfikowała obszar do pracy.



Marudzenie i narzekanie jako nawyk
Marudzenie może stać się formą nawyku, szczególnie gdy nauczyłaś się koncentrować na tym, co złe i tylko to widzisz. Niestety, pesymizm udziela się, a ze spotkania z osobą narzekającą ulatnia się cała radość. Spędzanie z nią czasu jest przytłaczające i męczące. Dlatego taka postawa skutecznie odstrasza mężczyzn-singli, ale także ludzi w ogóle.

Najprostszym sposobem na wyjście z roli Pani Wiecznej Marudy jest trenowanie wdzięczności, np. przez zapisywanie codziennie wieczorem pięciu rzeczy, za które jesteś wdzięczna.

Myślisz, że to nie ma sensu? A jednak ma, co potwierdzają wyniki badań prowadzonych pod kierunkiem prof. Roberta Emmonsa z Uniwersytetu Kalifornijskiego.

W jednym ze swoich eksperymentów losowo podzielił on uczestników na trzy grupy, które nazwano Wdzięczni, Rozzłoszczeni i Zwyczajni. Wdzięczni raz na tydzień mieli zapisać pięć rzeczy, za które byli wdzięczni innym ludziom, losowi lub Bogu, Rozzłoszczeni – pięć rzeczy, które ich rozzłościły, a Zwyczajni – pięć dowolnie wybranych wydarzeń z minionego tygodnia.

Po zakończeniu eksperymentu osoby z grupy Wdzięcznych w porównaniu z członkami pozostałych grup opisywały siebie samych jako bardziej szczęśliwe, bardziej optymistyczne; poza tym chętniej i dłużej uprawiały ćwiczenia fizyczne. Co więcej, u Wdzięcznych obserwowano też zmianę w jakości i ilości snu – spali dłużej i budzili się bardziej wypoczęci.


Czytaj także:
Jak docenić kruchość życia


Jak zmienić się z Marudy we Wdzięczną?
Na początku zrób test jak bohaterka mojej opowieści. Poobserwuj siebie i oceń czego jest w twoich wypowiedziach więcej – wdzięczności czy pretensji. Jeżeli marudzenie wygrywa, to zacznij trenować wdzięczność.

Singielka, o której ci tu opowiadam, dzięki zapisywaniu pozytywnych rzeczy, które ją spotkały, zyskała perspektywę i uświadomiła sobie, ile dobra jest w jej życiu. Na nowo zaczęła cieszyć się wieloma rzeczami. Na początku wymagało to od niej trochę wysiłku, ale później było łatwiej.

Zaobserwowała też ciekawe efekty uboczne. Gdy zaczęła dostrzegać dobro w swoim życiu, to stała się radośniejsza, zmniejszył się jej lęk, zwiększyła pewność siebie i pozytywne nastawienie. Ludzie chętniej z nią spędzali czas i dostała zaproszenie na randkę.

Chciałabym, żebyś mnie dobrze zrozumiała. Nie chodzi o udawanie czy tzw. „pozytywne myślenie”. To, do czego cię zachęcam, to postawa wdzięczności, czyli dostrzeganie dobra w twoim życiu, pomimo trudności, jakie masz. Chodzi o zmianę perspektywy.

Pamiętaj, że dostrzegając te rzeczy, wcale nie musisz czuć się wdzięczna. Na emocje, czyli to, jak się czujesz, masz bardzo mały wpływ. Natomiast to, jaką postawę przyjmiesz, zależy całkowicie od ciebie. Pomyśl, czy pomimo twoich różnych kłopotów, pomimo twojej samotności w ciągu ostatnich 24 godzin naprawdę nie spotkało cię nic miłego?

...

O tak! Kobiety rządzą .. zrządzą... Kobiety zrzędzą. Ewidentnie musi to byc cecha plci bo tak czesto sie ujawnia. Jest to wada ktora nic nie daje. Chyba ze depresyjne wplywanie na otoczenie jest twoim celem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy