Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Hipokryzja

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:37, 30 Sty 2017    Temat postu: Hipokryzja

RMF 24
Fakty
Nauka
Dlaczego nie cierpimy hipokrytów?
Dlaczego nie cierpimy hipokrytów?

Dzisiaj, 30 stycznia (17:2Cool

Naukowcy z Uniwersytetu Yale odkryli, dlaczego tak bardzo nie lubimy hipokryzji, czyli głoszenia zasad moralnych, których sami nie przestrzegamy. Wyniki ich badań wskazują, że hipokrytów nie lubimy bardziej, niż kłamców, czy osób wprost przyznających się do pewnych występków, które oficjalnie potępiają. Najważniejsze jest przy tym wrażenie, że głosząc sztywne zasady i napominając innych, hipokryci budzą nasze uznanie, na które najwyraźniej nie zasługują. A bardzo nie lubimy być wpuszczani w maliny. Pisze o tym w najnowszym numerze czasopismo "Psychological Science".
Zdj. ilustracyjne
/Ghislain & Marie David de Lossy /PAP/EPA


Każdy z nas jest w stanie wymienić co najmniej kilka powodów, dla których hipokryzja (u innych, raczej nie u siebie) nas drażni. Psychologom z Uniwersytetu Yale chodziło o to, by znaleźć ten najważniejszy. Wykonali szereg testów internetowych, by sprawdzić, czy najbardziej denerwuje nas to, że po prostu ktoś czyni, co innego, niż mówi, czy może to, że nie jest w stanie postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami, czy może wreszcie to, że ktoś świadomie robi coś, o czym wie, że jest złe. Okazało się, że wszystkie te odpowiedzi niosą cząstkę prawdy, ale decyduje co innego. Najbardziej denerwuje nas fakt, że pryncypialnie potępiając zło, ktoś - nawet podświadomie dla nas - rośnie w naszych oczach. Kiedy okazuje się, że mówił jedno, czynił drugie, my sami czujemy się wpuszczeni w maliny i reagujemy bardzo negatywnie.

Nie lubimy hipokrytów, bo w sposób nieuprawniony używają potępienia jako narzędzia dla zyskania dobrej reputacji, sprawiając na nas - kosztem tych potępianych - wrażenie cnotliwych - tłumaczy pierwsza autorka pracy, Jillian Jordan z YU. Owa dobra reputacja okazuje się potem niezasłużona - mówił.

619 uczestnikom internetowych testów przedstawiano do rozważenia szereg scenariuszy, w których członek drużyny lekkoatletycznej brał doping, student oszukiwał na egzaminie, pracownik nie dotrzymywał terminu pracy zespołowej, wreszcie osoba należąca do klubu turystycznego dopuszczała się niewierności. W każdym przypadku badani słyszeli dyskusję na temat towarzyszących tym scenariuszom dylematów moralnych, przy czym czasem krytyka tych zachowań pochodziła od danej, dopuszczającej się niewłaściwych zachowań, osoby, czasem od innych uczestników zdarzenia.

Okazało się, że osoba pryncypialne potępiająca niemoralne zachowania była przez badanych automatycznie postrzegana bardziej pozytywnie, ale tylko wtedy, gdy nie było wiadomo, jak sama zachowała się w danej sytuacji. To oznacza, że sam fakt wygłaszania potępienia innych uznajemy za sygnał wskazujący na wysoką moralność. Co więcej, w takiej sytuacji przekonanie o walorach danej osoby rosło bardziej, niż gdyby nie oceniając nikogo sama stwierdziła wprost, że czegoś takiego by się nie dopuściła. To oznacza, że samo potępienie jest silniejszym sygnałem, niż bezpośrednia deklaracja własnego, moralnego zachowania.

Kolejny test pokazał, że hipokrytów oceniamy gorzej, niż kłamców. Badane osoby miały gorszą opinię o tych, o których wiedziały, że nielegalnie ściągali pliki muzyczne, a oficjalnie potępiali takie zachowanie, niż o tych, którzy tylko zaprzeczali, że sami to robią. Zdaniem autorów, decydujące znaczenie dla konkluzji, że najbardziej w działaniu hipokrytów drażni nas fakt, że wysyłają mylne sygnały, miały wyniki testu czwartego. Pokazały one, że uczestnicy oceniają hipokrytów nawet gorzej, niż tak zwanych "uczciwych hipokrytów", czyli osoby, które potępiają jakieś działania, po czym przyznają, że czasem im też zdarza się tak zachować. Gotowość do wybaczania "uczciwym hipokrytom" była dla nas szczególne znacząca - podkreśla Jordan. Oceniano ich nie gorzej, niż tych, którzy owszem przyznawali się do pewnych występków, ale powstrzymywali się od potępiania kogokolwiek. To sugeruje, że niechęć do hipokryzji wiąże się właśnie z wysyłaniem fałszywych sygnałów - dodaje.
Grzegorz Jasiński

...

Cenne odkrycie. Hipokryci nas osmieszyli bo myslelismy ze oni tacy wspaniali a to szuje. Urazili nasza dumę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:13, 23 Sie 2017    Temat postu:

Duchowy i emocjonalny daltonizm – to on odbiera nam nadzieję!
Małgorzata Rybak | Sier 22, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Na koniec życia możemy usłyszeć od Boga, jak bardzo cierpiał, widząc, że nie zrozumieliśmy Go zupełnie i przypisaliśmy Mu intencje, których względem nas nie miał, i działania, których nie podjął.

Kilka tygodni temu obejrzałam w sieci film o daltonistach, którzy po raz pierwszy w życiu zobaczyli kolory za sprawą specjalnych okularów. Ich reakcje były niezwykłe. Dominowało wzruszenie, zachwyt, ale i żal. „Czy wy to widzicie cały czas?” – zapytała jedna z osób. Świat nagle stawał się różnorodny, bogaty, olśniewający.

Byłam tymi reakcjami bardzo mocno poruszona. Ostatnio materiał został odtworzony ponownie na rekolekcjach, w jakich rodzinnie uczestniczyliśmy. Ponownie myślałam o tym, że w różnych obszarach życia jesteśmy rzeczywiście daltonistami.

Obraz pozbawiony kolorów jest monochromatyczny, smutny. Duchowy i emocjonalny „daltonizm” owocuje życiem pozbawionym nadziei. Te negatywne filtry, owi złodzieje radości, to nasze przekonania, które budujemy na podstawie przeszłych złych doświadczeń. Można je podzielić na kilka grup, choć wszystkie dają efekt wyłączenia kolorów, życia na oparach, próby przetrwania – zamiast czegoś zachwycającego, czego Pan Bóg chciał dla nas bardzo wraz z darem życia.
Czytaj także: Przekonania – jak wpływają na nasze życie?
Przekonania na temat siebie samego

Pierwszy filtr: to, co myślę o sobie. Kolory przebijają się tam, gdzie nauczono mnie, że jestem coś wart, że wiele potrafię, że zasługuję na miłość. I przeciwnie: barwy zostają wyłączone przez wyuczone, wkładane nam do głowy zdania na nasz temat, które głęboko w nas zapadły, ale zamiast wspierać – tylko ranią. „Jestem nikim”. „Nic mi się nie udaje”. „Za co się nie wezmę, to zepsuję”. „Nie ma przy mnie nikogo”. „Nie zasługuję na miłość”. „Wyciągnąłem w życiu krótszą słomkę”.

Te przekonania na własny temat, do których czasami nawet trudno wprost się przyznać, trzymają nas w więzieniu i kładą się cieniem na życiowych wyborach. Bo na co mogę się zdobyć, gdy od startu już wiadomo, że się nie uda?


Przekonania na temat życia i świata

To nasze nieuświadomione „dogmaty”. „W życiu wygrywają tylko najsilniejsi”. „Kto ma miękkie serce, ten musi mieć twarde siedzenie”. „Nie ma nic za darmo”. „Życie jest ciężkie, a potem się umiera”. „Na nikogo w życiu nie można liczyć”.

Mantry, jakie powtarzali ważni dla nas ludzie. Nieraz na głos, nieraz wyrażając takie ograniczające, destrukcyjne credo poprzez swoje decyzje i zachowania. Przyjęliśmy je jak swoje, nasiąkając nimi w czasie, gdy nasz intelekt jeszcze nie był tak dorosły, by ocenić, czy są prawdziwe i czy chcemy przyjąć je za swoje. Albo też ileś złych doświadczeń poskładało się na taki obraz świata, w którym jakkolwiek byśmy się nie starali – wszystko dzieje się źle.


Przekonania na temat Pana Boga

Jeśli są negatywne, sprawiają w naszym życiu wielki ciężar i gaszą duchowe światło. „Pan Bóg nie chce mojego dobra”. „Bóg jest kimś odległym”. „Bóg jest ze mnie niezadowolony”. „Muszę się bardzo starać, by Go nie rozgniewać”. I chyba to, które najbardziej oddziela nas od radości – „Bogu nie można ufać”.

Destrukcyjne przekonania odcinają nas od tego, co On tak naprawdę zaplanował dla naszego życia. To jak zamknięta skrzynka na listy, do której On pragnie z całego serca wrzucić wiadomość o tym, że jestem Jego ukochanym dzieckiem, za które oddał wszystko, co miał – swoje życie. Że kocha mnie tak bardzo, że nie chce być ode mnie daleko. A już na pewno stać z założonymi rękami, gdy ja zmagam się z życiem. Że chce być obecny we wszystkim, jako Przyjaciel, Obrońca, Ratownik, źródło mojej wewnętrznej siły. Że gdy upadam, to prosto w Jego ramiona.
Czytaj także: Rozwój duchowy – co to znaczy? Po prostu kochaj i czyń dobrze…

Okulary dla daltonisty, które On chciałby nam podarować, to Dobra Nowina, w której nic nie jest stracone, nikt nie jest odepchnięty, odrzucony i przegrany. W której łotr idzie do Nieba.

Myślę, że tam, gdy zobaczymy nasze życie, odmaluje się na naszych twarzach to samo wzruszenie i ten sam wstrząs: jak bardzo byliśmy i jesteśmy kochani – i jak mało w to wierzyliśmy. Zwłaszcza w chwilach, gdy w naszym życiu gasło światło i przechodziliśmy przez cierpienie. Zobaczymy, jak bardzo On był wtedy z nami. Jak wiele dobra uczynił z tego, co nie było Jego zamierzeniem dla człowieka, gdy Go stwarzał, a jednak się dzieje z powodu złych wyborów. Jak wiele uratował.

Bardzo pokorny to Bóg, który działa w nas mimo tego, że nie przyjmujemy do wiadomości tego, co o sobie odsłonił. Jednak ufając Jego obietnicom już dzisiaj, możemy przechodzić od smutku monochromatycznego „przetrwania” – do życia pełnego nadziei w promieniach Jego miłości. Już teraz. Już dzisiaj.

...

Czlowiek w spotkaniu z Bogiem zobaczy prawde o sobie i obkuda zniknie. To boli niewyobrazalnie dlatego nalezy tepic w sobie fałsz...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:26, 13 Paź 2017    Temat postu:

Jak krytykować po Bożemu?
Jola Szymańska | 13/10/2017
Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jak krytykować, żeby nie musieć się z tego spowiadać? Kilka słów o (pobożnych) dyskusjach.


K
ażdy ma granice swojej cierpliwości. Całkiem niedawno się do nich zbliżyłam. W komentarzach pod jednym z filmów ktoś konsekwentnie powtarzał kłamstwa i uproszczenia, wmawiał innym nieprawdę. To strasznie przykre, kiedy chrześcijanin oczernia, obśmiewa lub szydzi z drugiego, ale… utwierdza mnie to w kilku wnioskach.

Bo opracowałam plan ratunkowy, na wypadek wyprowadzenia się z równowagi. Szczególnie w internecie.


Odpowiedz sobie: co cię wkurza

Nie zawsze udaje mi się zamknąć komputer na czas. Szczególnie, gdy ktoś uderza w moich przyjaciół, szydzi z czegoś, co jest dla mnie ważne albo wylewa na mnie w internecie wiadro zła, z którym nie mam nic wspólnego. Ale życie to jedna wielka lekcja Jezusowego odpłacania dobrem na zło. Dlatego, zanim coś napiszę, zastanawiam się po co i dlaczego chcę coś skrytykować. I co mnie tak naprawdę zdenerwowało.

Czasem widzimy w ludziach z internetu cyborgi sukcesu. Kto nie zazdrości Krzysztofowi Gonciarzowi czy o. Szustakowi popularności, fajnego życia? No, mało kto. Dlatego ludzie tak bezrefleksyjnie w nich uderzają. Złośliwość i szyderstwo to najbanalniejszy wyraz bezsilności. Im bardziej jest agresywny, tym bardziej smutny. Przypominam sobie o tym, kiedy ktoś bardzo stara się dopiec drugiemu, a na usta ciśnie mi się soczysta riposta.
Czytaj także: Czy wiara i psychologia się kłócą? „Na jedno i drugie jest miejsce”


Zakładaj dobre intencje

Nie jesteśmy w stanie dociec prawdy i zbadać serca każdego człowieka. Nie łudzę się, że przeczytanie całej twórczości danej osoby da mi pewność co do jej intencji. Ale wiecie co, to nie jest dla mnie ważne. Zakładam, że autor chciał dobrze, bo chcę otwierać się na ludzi. Nawet, jeżeli ich nie rozumiem.

Bo jest wielu chrześcijan, których nie rozumiem. Mam wrażenie, że żyjemy w różnych rzeczywistościach, ale zwyczajnie to szanuję. Bo nikt nie ma obowiązku spełniać moich oczekiwań. Chcę uwalniać się od irytacji, szyderstw i spiskowych teorii. I chociażby świat w mojej głowie był lepszy niż ten w realu, to nie szkodzi. Wolę kochać niż się wymądrzać i tracić czas na komentarze.


Zrób sobie dzień oddechu

Jeżeli ktoś naprawdę wyprowadzi mnie z równowagi, mówię do siebie: „Policja! Przyjeżdżajcie szybko na Facebooka!”. Wyobrażam sobie tę Policję i całe dochodzenie, i chce mi się śmiać. Bezsensowność wielu internetowych wypowiedzi, uwag, złośliwości jest tak rażąca, że trudno brać je poważnie.

Ale jeszcze lepiej od humoru pomaga mi czas. Wyłączenie komputera, spojrzenie w okno, weekend poza domem. Z tej perspektywy głupi komentarz naprawdę nie ma znaczenia.


Napisz prywatną wiadomość

Jeżeli ktoś komentuje publicznie, sypiąc sarkazmem i złośliwością, trudno zakładać, że chodzi mu o dobro drugiego człowieka. Dlatego, jeżeli naprawdę trudno nam przełknąć czyjąś wypowiedź, warto napisać do niego prywatnie. Wyjaśnić sprawę bez publiki i igrzysk na kontrargumenty. To nieco ambitniejsza, ale jedyna skuteczna droga do zrozumienia się nawzajem i wybaczenia sobie. Bo przecież o to powinno nam chodzić.


Bądź merytoryczny i otwórz się na własny błąd

Ale jeżeli już piszesz… Nigdy nie kłam, nie naginaj faktów i nie używaj ogólników. Pisz konkretnie, jasno, prosto. Napisz o swoich odczuciach i obawach. Powiedz, dlaczego piszesz i kim jesteś. Wszyscy jesteśmy ludźmi, którzy wciąż się uczą. I naprawdę zdecydowana większość z nas chce dobrze.

Dopuść też możliwość, że możesz nie mieć racji. Że może kogoś błędnie oceniłeś. Że czyjś styl ci nie odpowiada, ale bardzo odpowiada innym. To fajne! I rozwijające. Także duchowo. Bo uwalnianie się od złości i poczucia wyższości to prosta droga do Boga.

A jeżeli to druga strona cię bagatelizuje, zwyczajnie odpuść. Może jeszcze nie dorosła. Może ma trudny dzień. Bądź wolny i zwyczajnie jej wybacz.


Nie obserwuj ludzi, którzy cię irytują

Jeżeli zaczniemy od tego punktu, istnieje duża szansa, że pozostałe nie będą nam potrzebne. Wiem to, bo kilka miesięcy temu przeczyściłam listę stron, które obserwuję. Zostawiłam tylko te, które są pozytywne, przedstawiają treści, które mnie ubogacają i nie burzą mojego pokoju wewnętrznego. Wciąż czasem ktoś podeśle mi link do artykułu, którzy przyprawi mnie o zawał, ale na co dzień odcinam się od newsów, szoków, podejrzeń i mediów, które chcą mi sprzedać biało-czarną rzeczywistość.

Szkoda mi życia na złość. Naprawdę mam z kim rozmawiać i z kim budować, nie muszę przekonać całego internetu, że jestem ważna. Nie chcę żyć przecież „z internetem”. Chcę żyć z Bogiem.

Mam nadzieję, że mój plan ratunkowy będzie się rozwijał i doskonalił. Dodacie do niego własne punkty?

...

Na fałsz i oblude nigdy zgody byc nie moze! To nie jest dobroc gdy akceptujecie zlo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:03, 18 Lis 2017    Temat postu:

Czym tak naprawdę jest uczciwość? O pułapkach bycia „kimś”
Monika Florek-Mostowska | 18/11/2017
Mitchel Orr/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Musimy być „kimś”. W konsekwencji, jesteśmy efektem własnej kreacji. Budujemy zakłamaną strukturę naszej osobowości, żeby zadowolić siebie, świat i innych – twierdzi Jacek Racięcki, terapeuta uzależnień.
Czy każdy kłamie?

Badania naukowe dowodzą, że każdy z nas codziennie kilka razy wypowiada kłamstwo. Zarazem, często mamy pretensję, że ktoś był wobec nas nieuczciwy, okłamał nas, oszukał, wprowadził w błąd. „Powszechnym usprawiedliwieniem nieuczciwości jest tłumaczenie, że kłamiemy w interesie tej osoby, którą okłamujemy. Wmawiamy sobie, że narażamy własną uczciwość dla czyjegoś dobra i wtedy czujemy się altruistami” – tłumaczy Jacek Racięcki, terapeuta uzależnień w ramach programu „Wreszcie żyć. 12 kroków ku pełni życia”.

I tak zakłamujemy samych siebie. Współczesne czasy nam to ułatwiają, bo dzisiaj wizerunek jest szczególnie ważny. „Musimy być «kimś». W konsekwencji, jesteśmy efektem własnej kreacji. Budujemy zakłamaną strukturę naszej osobowości, żeby zadowolić siebie, świat i innych” – dodaje Jacek Racięcki.
Czytaj także: Odrzucenie nie odbiera Ci wartości


Pułapka bycia „kimś”

Dlatego wpadamy w taką pułapkę? Ponieważ boimy się, że jeśli będziemy autentyczni, tacy, jakimi naprawdę jesteśmy, zostaniemy odrzuceni. I długo potrafimy zagłuszać w sobie nasze prawdziwe ja. A świat nam podsuwa wiele substytutów, które pomagają oszukiwać samych siebie. Psychologowie coraz częściej dostrzegają, że kiedy jesteśmy spragnieni relacji z drugim człowiekiem, szukamy miłości, przyjaźni, bezpieczeństwa, odbieramy ten stan jako głód fizyczny i zaczynamy szukać fałszywych sposobów na zaspokojenie tego głodu.

„Zwróćmy uwagę, że w sklepach żywności prawdziwie nasycającej jest jedynie 10 proc, a 90 proc. to produkty, które zjadamy raczej jako fanaberia, żeby zaspokoić zachcianki, rozładować napięcie czy właśnie, żeby zagryzać głód emocjonalny. Dlatego producenci nieustannie oferują nowe produkty, nowe smaki, żebyśmy – pragnąc stabilizacji – ciągle gonili w poszukiwaniu nowych smaków” – mówi Jacek Racięcki i przekonuje, że to ślepy zaułek.


Asertywność czy miłość?

„Jeśli nie będziemy się nasycać relacjami z drugim człowiekiem i z Bogiem, nigdy nie będziemy w pełni nasyceni. Dlatego warto poznawać samego siebie i oczyszczać własne motywacje, i przed samym sobą, i wobec innych” – przekonuje terapeuta. Jego zdaniem, czasami musimy odmawiać, bo najzwyczajniej – mamy ograniczone możliwości.
Czytaj także: Dlaczego tak trudno nam przepraszać?

„Jeśli chcemy być uczciwi wobec siebie i wobec innych, musimy odmawiać. Bo my sami, inni ludzie i świat – wszyscy zawsze będą od nas wymagali więcej. Nierzadko, zwodząc siebie, chcę samego siebie przekonać, że dam radę. A potem okazuje się, że jednak nie mam szansy tego zrobić. I czynię zawód sobie i innym. Kiedy jednak od razu powiem «nie», druga osoba widzi, że moja odnowa wynika ze świadomości samego siebie, ze świadomości moich możliwości. I daję jej szansę, żeby zwróciła się o pomoc do kogoś innego. Wtedy jestem uczciwy. I to będzie przyciągać do nas ludzi, bo będą nas postrzegać jako osoby odpowiedzialne. Będą darzyć nas szacunkiem. Nasze relacje z nimi staną się bardziej wyraziste, mocniejsze” – twierdzi Jacek Racięcki.

Czy to znaczy, że mamy być asertywni? Po świecku powiemy „asertywność”, a po chrześcijańsku „miłość”. Bo „asertywność” to nic innego jak umiejętność wyrażenia samego siebie bez lęku. Na to pozwala miłość do siebie samego i świadomość, że jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga. I tak prawdziwa miłość objawia się w uczciwości.

...

Zawsze grzech jest pozorna droga na skroty. Ale jesli ktis sklamie np. aby zaoszczedzic sobie chwili trudnej sytuacji pozniej traci zaufanie innych na zawsze. ,,Ale biznes"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy