Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Gdy nagle dotyka sstraszne cierpienie ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:00, 22 Sie 2018    Temat postu:

Został bohaterem narodowym. Uzbierał miliony na walkę z rakiem. Ustanowił też rekord świata w największym dystansie przepłyniętym w 24 godziny, osiągając wynik 102,8 km.

Holandia - pływak po białaczce Holandia - pływak po białaczce przepłynął 163 km i został bohaterem Holendrów.

...

Wspaniale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:26, 22 Sie 2018    Temat postu:

Trzyletnia Magda z przedszkola na wrocławskim Kozanowie poważnie poparzona wrzątkiem na twarzy, szyi, ramieniu i plecach.

Dramat w przedszkolu. Dziecko Dramat w przedszkolu. Dziecko poparzone wrzątkiem

...

Niestety...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:40, 22 Sie 2018    Temat postu:

To cud, że dzieciom udało się przeżyć wypadek samochodowy w USA. 3-latek wspiął się na dach i uwolnił z samochodu. Gdy zobaczył martwą matkę próbował ją obudzić. Później wspiął się po krzakach i wydostał z wąwozu. Jego młodszy brat był przypięty do fotelika samochodowego. Po 2 dniach nadeszła pomoc.

3-latek i roczne dziecko przeżyli 3-latek i roczne dziecko przeżyli kilka dni obok ciała matki po wypadku samoch. - Można było stwierdzić, że chłopiec przeżył bardzo silną traumę - tak potrafił opisać odnalezione w poniedziałek, trzyletnie dziecko zastępca szeryfa hrab...

Znaleźli błąkającego się trzylatka, Znaleźli błąkającego się trzylatka, pokazali zdjęcie. Potem był telefon i..

...

To dopiero przezycie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:13, 23 Sie 2018    Temat postu:

Pomyśleć, że żaden polski przedsiębiorca nie chciał im powierzyć składania długopisów. Browar Spółdzielczy w Pucku, którego współwłaścicielem jest grupa 20 pracowników z niepełnosprawnościami umysłowymi i psychicznymi, sprzedał piwo za 1,7 mln zł.

Byli skazani na bezrobocie i Byli skazani na bezrobocie i drwiny. Niepełnosprawni browarnicy zarobili 1,7 mln
...

Wspaniali bohaterowie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:29, 23 Sie 2018    Temat postu:

Capnocytophaga canimorsus – bakteria występująca w ślinie psów i kotów – spowodowała śmierć 58-letniej kobiety oraz doprowadziła do amputacji rąk i nóg u 48-letniego mężczyzny. Stany Zjednoczone wstrząsnęły szokujące przypadki, do których doszło w konsekwencji kontaktu ze zwierzętami.

Ślina psa może zabić? Dwie Ślina psa może zabić? Dwie ofiary bakterii powszechnej wśród zwierząt

...

Zawsze cierpienie moze uderzyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:43, 24 Sie 2018    Temat postu:

Joanna i Rafał walczyli o życie swojego synka, Szymona, do ostatnich dni. Jego śmierć była dla nich impulsem do dalszego działania. Szacun! Jeśli ktoś chce popłakać niech przeczyta. Ja płakałem...

Stracili dziecko, założyli fundację Stracili dziecko, założyli fundację i pomagają. Nietypowo.

...

Wspaniala historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:32, 26 Sie 2018    Temat postu:

Sofia czeka w szpitalu na przeszczep serca, a jej życzeniem na 11. urodziny było spotkanie swojego idola, Drake'a. Kanadyjski piosenkarz odwiedził Sofię w szpitalu, po tym jak zobaczył nagranie, w którym dziewczynka śpiewa jego piosenkę.

Dziewczynka miała tylko dwa Dziewczynka miała tylko dwa marzenia - dostać nowe serce i spotkać Drake'a.

...

Dobrze ze przyszedl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:16, 29 Sie 2018    Temat postu:

Nie każdy wie, co zjada razem z surową rybą.

Zjadł sushi, stracił rękę. Zaczęły Zjadł sushi, stracił rękę. Zaczęły pożerać go pasożyty.

...

W kazdej chwili jak widzicie moze w was uderzyc nieszczescie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:01, 02 Wrz 2018    Temat postu:

.. tworząc wspaniałe dzieła sztuki! Choruje na zanik mięśni, nie oddycha samodzielnie, ma porażenie całego ciała mimo to odkryła swoją pasję - malowanie. Ekaterina jest przykładem, że silna wola jest najważniejsza w drodze do spełnienia swoich marzeń!. Nawet jeśli te wydają się bardzo odległe.[film]

Chora 10-latka nie może chodzić Chora 10-latka nie może chodzić i ma problemy z oddychaniem, mimo tego tworzy!

...

Wspaniale!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:23, 03 Wrz 2018    Temat postu:

53-letni indyjski kapłan cierpi na tajemniczą chorobę, w wyniku której jest wzrostu małego dziecka i ma powykręcane kości. Niemniej jednak mężczyzna nie narzeka na życie - twierdzi, że jego stan to dar od Boga.
W rozmowie z Barcroft Media 53-letni Bharat Tiwari wyznaje, że jego stan może być spowodowany wypadkiem, do którego doszło, gdy był dzieckiem. Tiwari mając pięć lat wpadł do studni. Od tamtej pory jestem jaki jestem - mówi.
Rodzice Tiwariego próbowali różnych metod leczenia, jednak nic nie pomagało. On sam jednak nie jest zasmucony. Wierzę w Boga i wiem, że wszystko od niego pochodzi. To (choroba Tiwariego - przyp. red.) też jest dziełem Boga, więc nie powinienem być z tego powodu smutny lub załamany - mówi.
Wyjątkowy stan Tiwariego sprawił, że mężczyzna szybko stał się popularny wśród lokalnej społeczności. Wielu uważa, że jest reinkarnacją jakiegoś starożytnego bóstwa. Ludzie przyjeżdżają z różnych wiosek, by mnie zobaczyć, by złożyć mi hołd - opowiada. Mieszkańcy nazywają go "wygiętym kapłanem".
53-latek mówi, że w swoim życiu nie boryka się z wieloma problemami. Podróżuję jak normalni ludzie i mogę to robić bez przeszkód. Piorę swoje ubrania, chodzę do sklepu, robię herbatę - opowiada.
Lekarz, który zajmuje się Tiwarim od siedmiu lat mówi, że obecnie jest już za późno na leczenie mężczyzny. Podkreśla, że może jedynie zapewnić, że jego sytuacja nie pogorszy się.
Tiwari cieszy się, że może pomagać lokalnej społeczności. Cieszę się, że mogę błogosławić tych, którzy do mnie przychodzą. Modlę się, by wszystkie moje błogosławieństwa spełniły się - podkreśla.

..

To nie jest ksiadz! Tamtejsza religia ale wzrusza to zaufanie Bogu jakiego u was trudno szukac. Jest to jego droga krzyzowa nawet gdy nie slyszal tego pojecia. Czuje jednak ze pelni to jakas role w jego zyciu i innych ludzi. Ze Bóg mial taki plan i on sie z tym godzi. To jest droga do swietosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:50, 15 Wrz 2018    Temat postu:

To nasze serca są głuchonieme. Jezus przychodzi je uleczyć [komentarz do Ewangelii]
Ks. Łukasz Kachnowicz | 09/09/2018

Shutterstock
Udostępnij 78
W dzisiejszej Ewangelii chodzi o uzdrowienie serca. O to, żebyśmy zaczęli się słuchać, mówić do siebie, patrzeć na siebie, przytulać się, okazywać sobie czułość i wchodzić w relacje.

W dzisiejszej Ewangelii przed Jezusem staje głuchoniemy. Próbuję sobie wyobrazić świat ludzi głuchoniemych. To niby ten sam świat, co ludzi słyszących i mówiących, a jednak inny.

Iwona Cichosz, Polka, która została Miss Świata Głuchych opowiada o swoim doświadczeniu z przedszkola, z którego ciągle wracała zapłakana. Inne dzieci nie mogąc z nią porozmawiać, odrzucały ją. Jak mówi, nauczycielki także. Jej marzeniem była gra w teatrze, zajmowała się pantomimą i chodzeniem na szczudłach. Kiedyś dostała propozycję pracy w jednym z teatrów, ale po czasie zrezygnowała, bo, jak wspomina, czuła, że to nie jest jej świat i nie czuła się pewnie wśród słyszących.


Czytaj także:
My, katolicy, znamy sposób na nieśmiertelność. Komentarz do Ewangelii
Wiecie, że ponad połowa głuchych w Polsce nie ma pracy? Pracodawcy nie chcą ich zatrudniać, myśląc, że ich niepełnosprawność będzie przeszkadzać w byciu efektywnym. Nawet sobie nie uświadamiałem dotąd, jak bardzo wyobcowani muszą się czuć ludzie, którzy nie mogą porozumieć się z większością społeczeństwa wokół siebie. Dziś głuchoniemi mają już swój język, dzięki któremu mogą „usłyszeć” innych i mówić.

Za czasów Jezusa głuchoniemy był skazany na całkowite niezrozumienie, co zapewne rodziło w nim ogromne poczucie samotności.

Myślę o nas, ludziach XXI wieku, o tym, jak bardzo jesteśmy społeczeństwem głuchoniemych. Chociaż mamy wykształcone aparaty mowy i słuchu. Chociaż docierają do nas dźwięki i potrafimy artykułować słowa. A jednak wiele badań pokazuje, że jesteśmy niesamowicie samotni i wyobcowani.

Możemy komunikować się błyskawicznie z ludźmi w każdej części świata, a jednocześnie jesteśmy społeczeństwem mającym ogromne problemy z nawiązywaniem relacji.

Głuchoniemy z dzisiejszej Ewangelii, to człowiek zamknięty w sobie: niezdolny podzielić się z innymi tym, co było w nim i niezdolny przyjąć tego, co oni chcieli mu przekazać. Żyjemy w czasach milionów słów, które nas otaczają, a jednak tak trudno siąść i usłyszeć drugiego człowieka, wsłuchać się w niego. Gadamy o wielu rzeczach, a jednak nie potrafimy mówić o tym, co naprawdę mamy w sercu. Głuchoniemi zamknięci w swojej samotności.

Iwona Cichosz w wywiadzie dla Aletei powiedziała, że współczuje słyszącym. Czego?

Trochę wam współczuję, kiedy nie patrzycie na siebie, rozmawiając. Kiedy zmuszam ludzi do kontaktu wzrokowego, są zawstydzeni, onieśmieleni, nie wiedzą, co mają zrobić, odwracają wzrok. A przecież to podstawowa zasada komunikacji z drugim człowiekiem i wyraz szacunku.
W innym z wywiadów tak przedstawiła różnice między ludźmi słyszącymi i niesłyszącymi:

Inaczej patrzymy na świat, mamy swoje zwyczaje – na przykład pukamy w stół, kiedy mówimy „smacznego”. Nie stosujemy wobec siebie zwrotów „pani”, „pan”, od razu przechodzimy na „ty”. Nie mamy tematów tabu, rozmawiamy szczerze i to, co mamy do powiedzenia, mówimy wprost. Dotyk jest dla nas czymś naturalnym.
Czytając to uświadamiam sobie, że to my, mówiący i słyszący, jesteśmy prawdziwymi niepełnosprawnymi. Wierzę, że Jezus może nas naprawdę uzdrawiać. Uzdrawiając głuchoniemego dotknął jego uszu i języka. W naszym przypadku raczej potrzebuje dotknąć serca i powiedzieć: „Effatha” – otwórz się!

Wiecie, jak rozwija się mowa u człowieka? Już po porodzie dziecko wydaje swój pierwszy krzyk i wybucha płaczem. To znaczy, że wykształcił się narząd mowy. Po pewnym czasie niemowlak zaczyna powtarzać gardłowe głoski typu: gli, ghy, tli, bli, abw… To potrafią robić wszystkie dzieci.

Jednak, kolejny etap, czyli gaworzenie, pojawia się już tylko u dzieci słyszących. Bez słuchu dziecko nie jest w stanie nauczyć się mówić. Na jednym z portali rodzicielskich znalazłem ciekawe spostrzeżenie: „Ale słuch to nie jedyny warunek. Trzeba jeszcze do malca mówić, rozmawiać z nim, zachęcać do interakcji, przytulać”.

Tak, w dzisiejszej Ewangelii chodzi o uzdrowienie serca. O to, żebyśmy zaczęli się słuchać, mówić do siebie, patrzeć na siebie, przytulać się, okazywać sobie czułość i wchodzić w relacje.

Kiedy Bóg stworzył człowieka, powiedział, że nie jest dobrze, żeby był sam. Nasze zranione serca sprawiają, że stajemy się samotni. Dlatego Jezus przychodzi leczyć nie uszy i język, ale naszej głuchonieme serca.

I czytanie: Iz 35, 4-7a
II czytanie: Jk 2, 1-5
Ewangelia: Mk 7, 31-37

...

Najgorsze sa braki duszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:38, 18 Wrz 2018    Temat postu:

Przeniesienie nowotworu przez przeszczep organów

U czterech osób, po przeszczepie organów od kobiety mającej raka piersi (niewykrytego) rozwinął się histologicznie taki sam nowotwór w czasie od 16 miesięcy do 6 lat. Tragiczny pech.

...

To sa tragedie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:18, 21 Wrz 2018    Temat postu:

faerieldeville
9 godz. temu dodał
Hej wszystkim!
Mam nadzieję, że nie łamię zasad, wstawiając tutaj ten post, ale staram się dotrzeć, gdzie tylko mogę.
Sytuacja niestety wygląda tak, że rodzina odmówiła mi dalszego wspomagania mnie finansowego w leczeniu, a bez leków i terapii moje funkcjonowanie praktycznie nie wygląda. Wcześniej moje leczenie wspierała mama, jednak ona sama niedawno przeszła operację wstawienia endoprotezy stawu biodrowego po tym, jak w grudniu złamała szyjkę kości udowej. Ja z moich zarobków (pracuję, żeby nikt nie miał wątpliwości) nie mogę sobie pozwolić na tak ogromne wydatki na działania i środki, które pozwalają mi względnie normalnie funkcjonować.
Zrzutka jest zweryfikowana moją dokumentacją medyczną, która jest gwarancją tego, że wszystko, co opisałam w treści zrzutki jest całkowitą prawdą.
Będę wdzięczna za każde wsparcie, nawet jeśli miałoby to być choćby podanie linku dalej. Dzięki!

!!!!

Widzicie co ludzie przechodza?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:11, 22 Wrz 2018    Temat postu:

Poślubiła miłość swojego życia. Trzy dni później zmarła

Ciężko chora na raka Nina Marino zdążyła tuż przed śmiercią wyjść za mąż za ukochanego mężczyznę. Ceremonia odbyła się w szpitalu w Tampa na Florydzie w USA. Trzy dni później 19-latka odeszła.

KOMENTARZE (2) : najstarszenajnowszenajlepsze

campingholiday 18 godz. temu -1
To są piękne, a zarazem smutne historie.
Całe szczęście, że nie kończą na tym jednym życiu..

...

Bo trwaja po tamtej stronie w wiecznosci! Dokladnie. Tam znajduja swoje spelnienie. Stad nie sa smutne!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:44, 23 Wrz 2018    Temat postu:

Przeszedł camino na jednej nodze, ale za rok chce iść na dwóch! Przez jedno cudowne spotkanie
Grzegorz Polakiewicz | 20/09/2018
CAMINO NA JEDNEJ NODZE
Archiwum prywatne
Udostępnij 111
I wtedy usłyszałem: my zrobimy dla ciebie protezę…

Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię

„Niech moc wiary będzie z Tobą” to akcja internetowa prowadzona w partnerstwie z XI Zjazdem Gnieźnieńskim, który w dniach 21-23 września odbywa się pod hasłem „Europa ludzi wolnych. Inspirująca moc chrześcijaństwa”. Wraz z organizatorami tego wydarzenia – w myśl drugiej części jego hasła – chcemy w tej akcji pokazać, jak nasze chrześcijaństwo inspiruje nas samych oraz nasze otoczenie do przemiany siebie i lokalnych społeczności. Chcesz zmieniać siebie, swe otoczenie, niepodległą Polskę i Europę? Niech moc wiary będzie z Tobą!
Na jednej nodze do św. Jakuba
W tym roku po raz kolejny wyruszyłem na Camino de Santiago. Po raz kolejny na jednej nodze. Jak w zeszłym roku, tak i teraz pojawiły się głosy odradzające mi pójście na szlak Jakubowy. Ostatecznie wyszedłem pod koniec kwietnia z Porto do Santiago de Compostela. Mając niewiele w oczach tego świata, ale w moich oczach miałem wszystko, czego na tę drogę potrzebowałem.


Czytaj także:
Przeszedł camino… na jednej nodze!
Pełne zapału serce, ufność, nadzieję i miłość pozwalającą widzieć więcej. Widzieć drugiego człowieka. Do tego wszystkiego miałem dwóch wielkich orędowników na tej drodze: księdza Jerzego Popiełuszkę i świętego Jana Pawła II oraz bagaż intencji, które każdego ranka były moją motywacją, by iść.

Nie prosiłem o nic dla siebie. Wystarczy, że wiele osób za mną prosi, więc po co Panu Bogu zajmować dodatkowy czas, jak i tak mam wszystko to, co potrzebne mi do bycia szczęśliwym. I tak szczęśliwy przemierzałem każdy kolejny dzień.



Spotkanie na szlaku
Camino jest drogą pełną cudów. Pełną dobra. Ale jeden dzień był wyjątkowy, bo odmienił moje życie. Po przekroczeniu granicy Portugalii z Hiszpanią doszedłem do Tui, małej miejscowości rozpoczynającej szlak hiszpański.

Idąc drogą, minąłem przyglądające mi się małżeństwo: Inę i Reinera. To żadna nowość dla mnie. Na drodze wiele osób zauważało, że nie mam nogi. Prosili o wspólne zdjęcie, rozmowę. Czasem zwyczajnie pytali, czy mogą się przytulić. Gdy przystanąłem na chwilę, by napić się wody, podeszli, by mnie pozdrowić słowami „buon camino” i życzyć mi dobrej drogi.

Wymieniliśmy kilka zdań, po czym oczy Iny wypełniły łzy. Przytuliłem ją i pożegnałem, życząc im dobrej drogi. I mimo że na drodze spotykałem setki osób, to to spotkanie pozostawiło w mym sercu jakiś ślad. Te łzy wryły się w moją pamięć tak mocno, że nie potrafiłem o nich zapomnieć.



„My zrobimy dla ciebie protezę”
Dwa dni później ruszyłem w drogę z Redondeli do Pontevedry. Jest to jeden z najtrudniejszych odcinków tej drogi, prowadzący przez wielkie kamienie wciąż pod górę. Pożegnałem moich przyjaciół z Francji i Niemiec i szedłem sam, ale na początku tej drogi spotkałem Stanisława, który słyszał o mnie dzień wcześniej od Iny i Reinera. Towarzyszył mi podczas tej drogi, idąc, w co wierzyliśmy, w opiece jego zmarłej żony Wandy, z którą miał przejść ten szlak, lecz ona odeszła kilka miesięcy wcześniej.

Gdy doszliśmy na przedmieścia Pontevedry, przy stoliku siedzieli jeszcze Ina i Reiner, którzy zbierali się do dalszej drogi. Gdy nas zauważyli, zaprosili nas do stołu. Zaczęliśmy rozmawiać o mojej nodze, co się stało i dlaczego nie mam protezy. I wtedy usłyszałem: my zrobimy dla ciebie protezę.

Byłem w tamtym momencie trochę nieufny jak Tomasz, bo nie rozumiałem, o co chodzi. Wymieniliśmy się numerami telefonów i rozstaliśmy się. Myślałem, że to wszystko „umrze”, ale po powrocie z camino Ina pisała, dzwoniła, organizując wszystko na miejscu w Niemczech.


Czytaj także:
Zamiast do więzienia sędzia wysłał go… na camino. Duchowa pielgrzymka przestępcy


„Przyjmę wszystko, co Ty dla mnie przygotowałeś”
Czas pędził jak szalony i przyszedł koniec lipca i dzień wyjazdu do Niemiec. Bardzo się bałem, że nie dam sobie rady z językiem. Było we mnie dużo lęku. Trzy dni od przylotu Torsten, brat Iny, który jest protetykiem, przygotował pierwszą protezę, a tydzień później byłem już w klinice, gdzie rozpocząłem rehabilitację. Nie był to dla mnie łatwy czas, ale dawałem z siebie wszystko, by stanąć na dwie nogi.

Od poniedziałku do piątku przebywałem w klinice, a w weekend byłem z Iną i Reinerem oraz z ich bliskimi i przyjaciółmi. Każdy dzień przybliżał nas do siebie i przemieniał relację zwyczajnej znajomości w relację niezwykłej bliskości. Wiedziałem, że dla mnie najważniejszym jest ten czas. Każdy spotkany człowiek. Każda rozmowa.

Proteza była na ostatnim miejscu. Modląc się każdego dnia, mówiłem: Panie, Ty wiesz co jest dla mnie najlepszym. Przyjmę wszystko, co Ty dla mnie przygotowałeś.



Camino na dwóch nogach
Tak mijały kolejne dni i tygodnie. Z jednej strony ćwiczenia, rehabilitacja, ból i pot. A z drugiej strony, wspólnie spędzany wolny czas: jazda na rowerze, na Vespie, koncerty, tańce, wspólne gotowanie, śpiewanie. Spacery, rozmowy, spotkania, a nawet latanie samolotem. Ogrom doświadczonej miłości i dobra od każdej napotkanej osoby. Czym mogłem się odwdzięczyć za to wszystko? Wiedziałem, że jedynie mogę odpowiedzieć miłością na miłość. Dobrem za dobro.

Po pięciu i pół tygodnia przyszedł dzień powrotu do Polski. Ten czas przeminął bardzo szybko, ale wiem, że był to czas, w którym nawzajem dzieliliśmy się dobrem. To był czas niezmarnowany.

Dziś dzięki temu, że podjąłem decyzję o pójściu na camino po raz drugi, ufam że trzeci raz wyruszę na camino na dwóch nogach. Jeszcze w grudniu czeka mnie powrót do Niemiec po ostateczną protezę. Chcemy w przyszłym roku wyruszyć razem na camino wraz z ludźmi, którzy są po amputacji.

Chcemy dawać innym nadzieję i lekcje tego, że warto być dobrym. Że warto kochać, nawet wtedy, gdy inni nam tej miłości odmówili. Dziś moja rodzina powiększyła się o tych spotkanych w Niemczech. Lecąc tam nie wiedziałem, że będę za nimi tęsknił. To kolejny dowód na to, że logika Pana Boga nie ma nic wspólnego z tą naszą. Jego spojrzenie widzi więcej i pełniej.

Przez lata sam pragnąłem być cudem dla innych, ale przyszedł dzień, gdy Pan Bóg powiedział: chcę cudu dla Niego. Być może pomyślał: to ryzykowne, bo skoro nie może on usiedzieć z jedną nogą, to co dopiero z dwoma. Ale zaryzykował i skrzyżował drogi moje i ludzi, przez których mógł odmienić moje życie. Dwie minuty później – tyle wystarczyło, bym się po raz drugi z nimi nie spotkał. A jednak Pan Bóg potrafi zgrać najmniejsze szczegóły.

On jest Panem czasu i miejsca. On jest Panem Drogi. I dzieło, które rozpocznie, zawsze doprowadza do końca. Od nas oczekuje tylko jednego: byśmy powiedzieli Mu tak i wyruszyli z Nim w drogę.

...

Wspaniala historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:24, 06 Paź 2018    Temat postu:

Dostali w spadku miliony od zmarłego pacjenta. Dokończą budowę hospicjum

Towarzystwo „Hospicjum” w Świdnicy otrzymało kilkumilionowy spadek od pacjenta, którym zajmowało się przez wiele miesięcy. Musiało o niego jednak walczyć w sądzie, bo po śmierci mężczyzny przypomniała sobie o nim, a raczej jego majątku, rodzina.

...

Jak zwykle rodzinka. Gdyby to ukradli poszli by do piekla. Wzruszajaca sytuacja!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:51, 13 Paź 2018    Temat postu:

436c494242584e57557a6b3d_qZ7Lgc4K9qb0NvBKxBY9TRqwTlugpKAq.jpg
HISTORIA KRYSTIANA ❗️❗️ DOMAGAMY SIE SPRAWIEDLIWOSCI I ZADOSCUCZYNIENIA❗️❗️
Nasz rodak Krystian Mizera (30 l) od 13 lat mieszka w Chicago. Od trzech lat, zamiast cieszyc sie zyciem, przezywa koszmar. W czasie pracy dostal MRSA, czyli zakazenia gronkowcem zlocistym. Zamiast pracowac walczy z bolem i czeka na sprawiedliwosc. Szef, ktory obiecal mi pomoc, zostawil mnie na lodzie. Mowi ze smutkiem.
Pan krystian przyjechal do usa z tarnowa na wakacje. Spodobalo mu sie za wielka woda i zostal w chicago. Niestety, trzy lata temu jego zycie zmienilo sie w koszmar. Przez cztery lata od 211 roku pracowalem w irmie retrofits rebates. Kompania zajmuje sie glownie izolacja budynkow - opowiada.
We wrzesniu 2015 zaostal wyslany przez szefa do remontu domu, w ktorym wczesniej byl powazny problem z grzybem. . po kilku godzinach zaczalem bardzo zle sie czuc, mowi. Jak opowiada na jego prawej rece pojawily sie czerwone wypryski, a nagarstek zaczal puchnac. Cos bialego zaczelo wyplywac mi z okolic nadgarstka i pozniej juz nie moglem wykonac zadnego ruchu. Wspomina pan krystian. Szef zawiozl go do lekarza. Posiew wykazal ze sostal MRSA, czyli zakarzenia gronkowcem zlocistym. W zaleznosci od miejsca w ktorym zlokalizowane jest zakazenie moze powodowac rozne dolegliwci o odmiennych objawach.
U mnie spowodowal uszkodzenie systemu nerwowego w prawej stronie ciala. Glownie w prawej rece i nodze i mam bol nie do zniesienia. Zyje z nim 24 h na dobe. Jestem an bardzo silnych lekach i praktycznie jestem kaleka. Mowi pan krystian. Nie moze normalnie chodzic, pracowac ani cieszyc sie zyciem. Czas dzieli miedzy szpital a rehabilitacje. Jak twierdza lekarze bedzie musial ze swoja choroba zyc do konca zycia.
Nigdy nie bedzie juz sprawny w 100 procentach. Nic dziwnego ze dopadla go depresja. Nie ma tu rodzicow, na szczescie moze liczyc an pomoc swojej ukochanej dziewczyny i przyjaciol. Oni wspieraja go jak moga. Rowniez w walce o sprawiedliwosc.
Krystian zglosil sprawe do Workers Compensation a potem wynajal prawnikai pozwal szefa do sadu. Zarzuca mu ze go oszukal. Szef zapewnial mnie, ze wykupil mi ubezpieczenie od wypadkow w pracy. Okazalo sie ze go nie mialem. Prosil, zebym nie zglaszal sprawy do workers compensation i przekonywal ze to zalatwi. Nie zglosil jednak wypadku - mowi Pa Krystian., choc przyznaje ze szef poczatkowo mu pomagal. M.in. placac za pierwsze wyzytu u lekarza. Domagam sie od niego zapewnienia mi srodkow, bym mogl normalnie zyc, bez tego niemilosirnego bolu. Mowi krystian.
Byly pracodawca pana Krystiana, wlasciciel retrofits rebates grzegorz dlugosz odeslal nas do representujacego go adwokataLeona Zelechowskiego - w marcu 2016 Mizera zlozyl do ubezpieczenia workers compensation zalazenie przeciwko retrofit rebate inc, twierdzac ze byl zatrudniony przez te firme i ze dozal obrazen w czasie wykonywanej pracy dla rr. Sprawa jest w firmie ubezpieczeniowej w oczekiwaniu na decyzje. W zawiazku z czym wszelkie dalsze komentarze w tej kwestii bylyby niestosowne.

...

Poruszajaca tragedia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:20, 16 Paź 2018    Temat postu:

Uciekają z Polski, żeby ich dzieci mogły żyć. U nas jedyny lek jest niedostępny
Emigrują z Polski nie za chlebem, ale żeby ratować życie swoich dzieci. W ciągu kilku ostatnich miesięcy to już około 40 rodzin. Niemal z dnia na dzień spakowali swoje dotychczasowe życie i wyjechali do krajów Europy Zachodniej w poszukiwaniu nadziei.

Lek na rdzeniowy zanik mięśni nie jest dostępny w Polsce. Rodzice chorych dzieci muszą emigrować.

Kolejnych kilkadziesiąt rodzin jest już gotowych do wyjazdu. Mowa o rodzicach dzieci chorych na SMA - rdzeniowy zanik mięśni. W naszym kraju póki co dla ich dzieci nie ma ani leczenia, ani perspektyw.

...

Rocznie chory kosztuje 270 tys. E czyli milion. I tak do konca zycia. Rzecz jasna zwykly czlowiek nie ma szans. To sa trudne sprawy. Nie oskarzam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:36, 17 Paź 2018    Temat postu:

Stracili już córeczkę. Walczą o życie synka…
Przez Patrycja Socha - 15 października 2018 1

Życie ich nie oszczędza. Karolina i Mariusz Angiel z Babiczek niedaleko Konstantynowa Łódzkiego stracili już córeczkę, bo nikt nie potrafił zdiagnozować choroby Ali i wdrożyć skutecznego leczenia. Gdy jakiś czas później na świat przyszedł Staś, wydawało się, że wszystko, co najgorsze już za nimi. Koszmar jednak powrócił – lekarze wykryli u chłopczyka chorobę genetyczną. Tę samą, na którą zmarła Ala. Szansa dla chłopczyka jest. Potrzeba jednak pieniędzy…

Niestety, bardzo dużo, bo 1 mln 200 tys. zł. Mimo to rodzice nie tracą nadziei w walce o jego życie. Na stronie [link widoczny dla zalogowanych] ruszyła zbiórka, w którą może włączyć się każdy, komu nie jest obojętny los tej bardzo już przez niego doświadczonej rodziny.

Państwo Angiel pobrali się w 2016 roku. Wkrótce urodziła się Ala. Zdrowa. Szczęście małżonków nie trwało jednak długo, bo maleństwo zachorowało.

– Zaczęło się jeżdżenie po szpitalach, badania… Dowiedzieliśmy się, że nasza córeczka cierpi na ciężką chorobę genetyczną. Przypadek jeden na milion. Nie została jednak postawiona dokładna diagnoza, a jej brak uniemożliwił właściwe leczenie. Było ono prowadzone metodą prób i błędów… Ala stawała się coraz słabsza. W końcu zmarła – pani Karolinie na wspomnienie tego napływają łzy do oczu.

Gdy znów zaszła w ciążę, świat ponownie zaczął nabierać kolorów. Staś, podobnie jak jego siostra, tuż po narodzinach stanowił okaz zdrowia. Ale pani Karolina i pan Mariusz, mając za sobą traumatyczne przeżycia, woleli dmuchać na zimne. Stąd częste kontrole stanu zdrowia chłopczyka. Nie uchroniło ich to przed kolejnym ciosem: okazało się, że malca zaatakowała ta sama choroba genetyczna, co Alę. Lekarze, znając historię dziewczynki, zaczęli dwoić się i troić, by chłopczyk wrócił do zdrowia.

– Zwoływano konsylia, robiono badania… Staś zaczął przyjmować leki, ale nie przynoszą one efektu. Choroba cały czas niszczy serduszko naszego synka – w nienaturalny sposób rośnie lewa komora. Już teraz jest dwukrotnie większa niż powinna być. I wada ta postępuje bardzo szybko – tłumaczy pan Mariusz, tata malca.

Ratunkiem jest przeszczep. Jak najszybciej, bo nie wiadomo, ile chłopczyk ma czasu…

– W Polsce przez długie kolejki i zbyt małą ilość dawców nasz synek może nie doczekać operacji. Dlatego potrzebujemy zebrać pieniądze na operację w Niemczech lub w Austrii. Liczy się czas – podkreślają rodzice.

Czy uda się zebrać potrzebną kwotę? Rodzice wierzą, że tak. I że ich synek dostanie nowe serduszko. Jak pomóc?
Wpłat można dokonywać klikając link poniżej (strona Fundacji). Jak na razie udało się zebrać 1 procent – 16 600 złotych.

[link widoczny dla zalogowanych]

...

To dopiero przezyli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:56, 29 Lis 2018    Temat postu:

Kuba ma autyzm. Na korytarzu układa buty kolegów

"Dla mnie autyzm jest estetycznym zaburzeniem. Znaczy – robisz coś innego niż chcesz – np. skaczesz, a nie chcesz skakać. Ale skaczesz, bo musisz, chociaż wiesz, że to głupio wygląda. Ja nie lubię bałaganu, dlatego na lekcji zapinam Wasze piórniki, a na przerwie układam buty" – pisze chory Kuba.

...

Niech dzieci przy okazji ucza sie porzadku a nie czekaja az zrobi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:35, 05 Gru 2018    Temat postu:

Lubi przełamywać stereotypy
4 grudnia 2018 Redakcja
Choć Nick Vujicic urodził się bez nóg i rąk, żyje pełnią życia i przekonuje miliony ludzi, aby także zaczęli to robić. – Możemy razem przezwyciężyć nasze ograniczenia i przeżyć niesamowitą przygodę! – podkreśla. Dziś ten wyjątkowy człowiek świętuje swoje 36. urodziny.

Nick Vujicic, a właściwie Nicholas James Vujicic przyszedł na świat 4 grudnia 1982 roku w Melbourne jako najstarsze dziecko pielęgniarki i pastora. Jego rodzice byli zszokowani, gdy okazało się, że urodził się bez rąk i nóg, jedynie ze zdeformowaną stopą z dwiema palcami. Jest bowiem chory na fokomelię, polegającą na niedorozwoju lub braku kości długich z obecnością stóp lub dłoni połączonych bezpośrednio z tułowiem.
Kiedy pierwszy szok minął, rodzice starali się zapewnić mu normalne dzieciństwo, a on przyznaje, że przez dłuższy czas nie miał pojęcia, że jest „inny”. Pierwszy raz odczuł to przed pójściem do szkoły, nie mógł bowiem chodzić do zwykłej szkoły, ponieważ prawo stanu Wiktoria zakazywało tego dzieciom niepełnosprawnym fizycznie. Jak tylko to się zmieniło, od razu poszedł do szkoły razem z pełnosprawnymi. Niestety, był tam wyśmiewany i poniżany przez kolegów co skończyło się próbą samobójczą.
Jak powiedział w jednym z wywiadów, w pewnym momencie zrozumiał, że jedynie wiara, nadzieja i pewność siebie są w stanie uratować go przed depresją i śmiercią. Zaczął żyć pełnią życia. Nauczył się samodzielnie wykonywać wszystkie niezbędne, codzienne czynności. Pisze na komputerze i korzysta z telefonu, używając palców u stóp. Potrafi też czesać się, myć zęby, golić się, a nawet grać w golfa, na perkusji, surfować czy jeździć na deskorolce.
Uświadomił sobie również, że może zmotywować też innych i w wieku 17 lat założył fundację „Życie bez kończyn”, której celem była pomoc osobom niepełnosprawnym.
Obecnie jest uznanym na całym świecie mówcą motywacyjnym. Podczas swoich prelekcji przekonuje ludzi, że warto zmienić swoje życie na lepsze i uwierzyć we własne siły. On sam jest tego najlepszym przykładem, bowiem mimo licznych ograniczeń, stał się człowiekiem sukcesu, mężem pięknej kobiety, ojcem i… niezwykle popularnym autorem poradników motywacyjnych. Od 2010 roku pisze książki, w których uczy, jak pokonywać bariery losu m.in.: „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń”, „Nie daj się gnębić”, „Bez granic” czy „Niezwyciężony!”.
– Ludzie często myślą, że osoba niepełnosprawna jest wycofana, bierna i smutna. Lubię przełamywać ten stereotyp i pokazywać, że prowadzę ekscytujące życie, jestem człowiekiem spełnionym – podkreśla w książce „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń”.

...

Warto go przypomniec.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:27, 09 Gru 2018    Temat postu:

Papież napisał list do kobiety oszpeconej przez męża. „Przepraszam…”
Obraz Katolicka Agencja Informacyjna | 27/11/2018
Udostępnij
Walka o jej życie trwała wiele tygodni. Pani Lamberti przyznała, że miała chwile zwątpienia i pragnęła je zakończyć.
estem przerażony, kiedy pomyślę o okrucieństwie, które oszpeciło Pani twarz , upokarzając Pani godność kobiety i matki. Przepraszam i proszę o przebaczenie w imieniu społeczeństwa, które w swej wszechobecnej obojętności nie potrafi prosić o przebaczenie tych, których w codzienności obraża, poniża i marginalizuje” – to słowa z listu, które papież Franciszek skierował do mieszkanki Salerno we Włoszech, Filomeny Lamberti. Jej twarz mąż oblał kwasem siarkowym.
Czytaj także: Podchodzi Franciszek do grupy licealistek i opowiada anegdotę o św. Antonim
Pani Lamberti wyznała, że osobisty list od Ojca Świętego jest dla niej wzmocnieniem i pomocą w kroczeniu w przyszłość. „ To list, który troskliwie przechowuję i do którego często wracam ” – dodała.
Do tragedii, która oszpeciła twarz pani Lamberti doszło sześć lat temu. Zazdrosny mąż w czasie snu oblał swą żonę żrącym kwasem. Walka o życie trwała wiele tygodni. Pani Lamberti przyznała, że miała chwile zwątpienia i pragnęła je skończyć .
Przeszła 25 operacji chirurgicznych, ale się nie poddała, pragnąc zacząć nowe życie. Dziś jest zaangażowana w działania mające na celu powstrzymanie przemocy wobec kobiet.
vaticannews.va

...

Brak slow. Rzecz jasna trudno tu sie odniesc wobec ohydy zbrodni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:20, 27 Sty 2019    Temat postu:

Śmiertelnie chory ojciec skutecznie odcinany od kontaktów z synem

Błaganie chorego na raka ojca, któremu była żona odmawia/ekstremalnie utrudnia widywanie się z synem. Równoniszczenie mężczyzn systemem prawnym Polski- odcinek kolejny.

...

Tragedia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:07, 15 Gru 2019    Temat postu:

Pierwsza Komunia na oddziale onkologicznym
pl.aleteia.org

...

Nie wymaga komentarza... Kazde cierpienie ma sens. Prowadzi do pełni życia!
Prawdziwe zycie to Droga Krzyżowa.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:35, 03 Sty 2020    Temat postu:

sohiet
5 godz. temu dodał
Odkąd pamiętam nie lubię siedzieć w miejscu, ciągle szukam czegoś do roboty, często dając się ponieść altruistycznym pobudkom. Działalność charytatywną rozpoczęłam już w wieku 16 lat, kiedy to współpracując z MOPSem pomagałam w nauce młodszym dzieciom z biedniejszych rodzin. Cóż więc mogłam ze sobą począć podczas najdłuższych wakacji w życiu - po maturze? A no rozpoczęłam wolontariat na oddziale hematologii i transplantologii szpiku. Po kilku latach spotkań z pacjentami chciałabym się z Wami podzielić doświadczeniem i wspomnieniami.

Na moim oddziałe dominują ostre białaczki, chłoniaki i szpiczaki, czyli bardzo brzydkie rzeczy, których wyleczalność jest przerażająco niska. W pewnym stopniu to gorsze niż hospicjum, bo choć istnieje cień nadziei na powrót do zdrowia, tak zrozumienie i wsparcie psychologiczne jest niemalże nieosiągalne. Fundacja, z którą podjęłam współpracę, stara się nadrabiać i rekompensować tę emocjonalną pustkę. Wolontariusze służą rozmową, ciepłym słowem, „ludzkim” podejściem do drugiego człowieka. Jak trzeba to polecimy po zakupy, zrobimy herbatę, pomożemy się uczesać albo przebrać, ale przede wszystkim – jesteśmy.

Maciek, lat 42, pracownik fizyczny.

Wchodzę na salę, którą okupują dwaj młodzi mężczyzni. Pacjent po mojej lewej jest mi znany, średnio potrzebuje mojej pomocy, odwiedza go rodzina, więc jego potrzeby są zaspokajane na bieżąco. Jednak facet z prawej chyba dopiero co przyjechał, torba nierozpakowana, a pod łóżkiem leży opakowanie po pizzy. Patrzę na niedozwolony na oddziale produkt i pytam:
- A Pan to chyba nowy u nas, co?
- Zgadza się, zaledwie wczoraj mnie tu położyli, a za chwilę mam dostać chemię. Zawsze to tak szybko idzie?
- Cóż, nie jestem lekarzem, ale z tego co zauważyłam to nie tracą czasu. Wdrażają leczenie jak tylko wykminią miksturę. Widzę, że imprezę wczoraj mieliście?
- Tak, z okazji mojego pierwszego od czasu narodzin pobytu w szpitalu. Nie mam pojęcia co się dzieje, boję się jak cholera.
Momentalnie wybaczyłam mu tę dietetyczną zbrodnię, była to forma pożegnania z dotychczasowym beztroskim życiem, ostatni “normalny” wieczór. Chorzy na nowotwory mają indywidualne zarówno leczenie jak i rygorystyczną dietę, której muszą ściśle przestrzegać. Abstrahując od jakości posiłków podawanych w szpitalach, ja też muszę bacznie analizować i w razie potrzeby konsultować zachcianki pacjentów, kiedy posyłają mnie po zakupy. Niemniej jego ostatnie zdanie spowodowało, że zostałam w tym pokoju trochę dłużej niż w innych. Przedstawiliśmy się sobie, zaczęliśmy rozmawiać o tym, czym zajmujemy się poza szpitalem, jakie kraje odwiedziliśmy, co chcielibyśmy dostać na urodziny. W pewnym momencie przyszli lekarz z pielęgniarką i zaczęli podłączać do Maćka pompę z chemią. Cały czas miał dobry humor, mimo przerażenia widocznego jak na obrazie Edvarda Muncha. Żartował, że w życiu próbował wielu rzeczy, ale nie spodziewał się, że przyjdzie mu się zmierzyć z takimi dragami. Od momentu pierwszego wtłoczenia specyfiku w kable opowiadał mi co się z nim dzieje, co czuje psychicznie i fizycznie. Pytał mi się, co jest normalne, a co nie, ufając mojemu doświadczeniu, jednak każdy człowiek przeżywa to na swój sposób, każdy organizm reaguje inaczej… Uspokajałam go, że wszystko z nim w porządku, że tak na razie musi być. Uwierzył mi. Zaproponowałam, żeby zasnął, wtedy nawet nie będzie wiedział co się dzieje, a jak się obudzi to będzie po wszystkim. A przynajmniej po pierwszej części wszystkiego, co ma nastąpić dalej. Przystał na moją prośbę, ułożył się, co jakiś czas otwierając oczy, żeby upewnić się, że jestem. I że on też jeszcze jest. Zasnął, a ja zakończyłam dyżur, mając za sobą “swoją” pierwszą chemię.

Ania, lat 29, oddana żona i mama dwóch dziewczynek.

- Ale bym sobie ciasto zjadła!
- Przecież za niedługo święta, może upieczemy coś dobrego? – wyszłam z inicjatywą, słysząc przyziemną zachciankę najbardziej uśmiechniętej na oddziale pacjentki. Ania myślała, że mi odbiło, przecież dobrze wiedziałam, że do wiosny z całą pewnością nie opuści szpitalnych murów. Mój plan wyglądał tak – ja udostępniam jej swoją kuchnię i ręce do pracy, a ona opracowuje przepis na ciasto, które będą mogli zjeść pacjenci na naszym oddziale, wraz z dokładną instrukcją jego przygotowania. Ania zanim została gospodynią swojego własnego przybytku pomagała mamie w prowadzeniu domu, teraz bezbłędnie odnajduje się w roli żony i matki, pod warunkiem że nie leży nieprzytomna po kolejnej dawce szpitalnych dragów. Rzetelnie i szczegółowo przygotowała mi przepis na lekkie ciasto jogurtowe bez cukru. Poprosiłam moją babcię o pomoc w jego przygotowaniu, chciałam, żeby wyszło przepyszne, wtedy jeszcze nie ufałam swoim kulinarnym umiejętnościom. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem przyniosłam gotowy wypiek i dałam Ani spróbować pierwszy kawałek. Długo rozkoszowała się delikatnym, lekko słodkim ciastem, zanim wypaliła, że właśnie spełniłam jej życzenie świąteczne. Z dziecięcą radością częstowałyśmy pozostałych pacjentów, a ci dziękowali nam jakbyśmy właśnie ich magicznie uzdrowiły. I przez chwilę faktycznie tak było – cały oddział zapomniał o chorobie przez nasz prosty gest. Tym oto sposobem Ania zjadła upragnione ciasto, o którym marzyła jak dziecko o nowym tablecie pod choinką. A przy okazji “dostało się” innym pacjentom, tym bardziej, że Ania zaczęła pisać książkę kucharską z przepisami dedykowanymi chorym onkologicznie.

Tomek, lat 32, specjalista ds. kontroli jakości.

Najwyższy na oddziale. 1.90? Albo 1.95, bo sama do niskich nie należę, ale jego wzrost mi imponuje. Nazywa mnie promyczkiem, bo mam żółtą koszulkę i odwzajemniam jego szczery uśmiech, za każdym razem kiedy mnie widzi.
- Słuchaj, potrzebuję dobry monitor, może być używany, na tym szpitalnym sprzęcie nie da się nic obejrzeć. Masz coś?
- A skąd! Ale mogę popytać. A co chcesz obejrzeć?
- Może Star Trek? Też jestem łysy jak kapitan Picard! Zainteresowana?
Szczerze przyznaję, że takie Sci-Fi to kompletnie nie moja bajka, staram się wymigać od seansu. Tomek wzdycha, przewraca oczami, po czym rzuca:
- Ok długonoga, kompromis. Constantine? Ty będziesz miała Keanu Reevesa, a ja twoje towarzystwo. I dobry film.
Ma tupet! I gadane, trzeba mu przyznać. Tak czy inaczej, okazuje się być znawcą kina, a kiedy chemia zabija w nim komórki nowotworowe (i nie tylko) on zabija czas oglądając filmy. Umówiliśmy się, że raz w miesiącu odbędziemy wspólny seans, żeby tuż po nim przeprowadzić dyskusję niczym najznamienitsi krytycy filmowi. Mój kompan wczuł się w rolę recenzenta filmowego na tyle skutecznie i z takim rozmachem, że pacjenci zaczęli przychodzić do niego po polecenia. Pewnego dnia podzielił się ze mną niesamowicie radosną informacją – okazało się, że ma z bratem niemalże 100% zgodność tkankową, co pozwala na wykonanie przeszczepu szpiku i jego powodzenie. Nie dość, że odkrył w sobie nowe powołanie, czuje się potrzebny na oddziale, co dodatkowo motywuje go do walki z chorobą, to została mu ostatnia chemia, po której już będą szykować obu Panów do zabiegu.


Wolontariat to nie tylko niesienie pomocy potrzebującym, to nie tylko siła, którą dzielimy się z innymi. To przede wszystkim wszystko, co otrzymujemy od ludzi, którymi się opiekujemy. Ten uśmiech, wyrażający wdzięczność i ulgę. Ta moc, pozytywny zastrzyk energii i motywacja do działania, po zrobieniu dobrego uczynku. Te wartości, a raczej ich waga, która zmienia się pod wpływem doświadczeń. Wolontariat nie jest taki bezinteresowny, mam wrażenie, że osobiście otrzymałam więcej niż sama faktycznie dałam. Ba, czuję się pasożytem, żerującym na cierpieniu innych ludzi, w celu poprawy własnego samopoczucia.



Choroba Maćka była w fazie rozsiewu, niemalże bez szans na wyleczenie. Poddał się terapii eksperymentalnej, właściwie to była jego jedyna szansa. Słabł z każdą chemią. Po dwóch miesiącach jego łóżko zajął jakiś inny pacjent. Maciek zajął miejsce na cmentarzu.

Lekarze pozwolili Ani wyjść na przepustkę przed Wielkanocą. Cieszyła się, że będzie mogła uczestniczyć w przygotowaniach świątecznym w domu, wśród bliskich, testując przepisy, które stworzyła na oddziale. Niestety ten pobyt okazał się dla niej zabójczy, wystąpił u niej zespół rozpadu guza, Ania już do nas nie wróciła, nigdy nie wydała wyżej wspomnianej książki.

Tomek poczuł się gorzej niż zwykle po podaniu ostatniej chemii. Pojawił się stan podgorączkowy, myślał, że to po prostu zmęczenie leczeniem. To były drobnoustroje, które z łatwością zaatakowały osłabiony organizm wywołując sepsę. Na drugi dzień jego brat zadzwonił do mnie z zaproszeniem na pogrzeb.



A wy co sądzicie o działalności charytatywnej?

...


secret_passenger 4 godz. temu via Wykop Mobilny (Android) +2
szacun za to co robisz! no i podziwiam za wrażliwość -łatwo chyba zacząć traktować chorych jak kolejne "przypadki", prawda?

wszystkiego dobrego w 2020!

myszkowy 48 min. temu via iOS 0
@sohiet: Dziękuję! Największa wartością takich wpisów jest to, że zarażasz dobrem innych!
udostępnij

PogromcaPatusow 3 min. temu 0
@sohiet Chociaż w żadnej z trzech historii happy endu nie było i szczególnie poruszająca jest historia Ani w końcu zostawiła na tym świecie potomstwo to wciąż odczuwam, że to jest jedynie mała cząstka tego co na onkologiach się dzieje. Moja mama chorowała 13 lat i w tym czasie walczyła z trzema innymi typami raków. Chcąc nie chcąc byłem takim 'wolontariuszem' i wiele rzeczy jest wręcz nie do opisania, ale wielki szacunek, że chcesz i robisz to sama z siebie, bo dla tych ludzi chwila normalności to często więcej niż całe życie.

...

Ludzie najczesciej uciekaja od cierpienia. Chca przyjemnego zycia. Osoby ktore daza wrecz do cierpiacych aby tam byc to wyjatki! Tu jednak jest tajemnica. Kazde cierpienie ma sens. Prowadzi do pelni zycia.

To jest dazenie do pelni zycia! A to mozliwe tylko w Bogu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 14, 15, 16  Następny
Strona 15 z 16

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy