Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Dbać o wnętrze.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:59, 20 Sty 2018    Temat postu:

odze do realizacji marzeń
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 20/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 1 Komentuj 0
Większość z nas robi postanowienia noworoczne. I większość zarzuca je gdzieś pomiędzy lutym a marcem (w najlepszym przypadku). A przecież nie musi tak być!

Pierwszego stycznia siadamy wygodnie z notesami w ręku i snujemy plany. Smarujemy żwawo w naszych notesach postanowienia, co, kiedy i jak zamierzamy zrealizować. Wiele z tych zamierzeń to po prostu wypadkowa tego, jakimi ludźmi chcielibyśmy być.

Będę zdrowiej się odżywiać.

Będę bardziej aktywna fizycznie.

Będę czytać więcej książek (i tracić mniej czasu w internecie).
Często to także bardzo ambitne i konkretne plany dotyczące zmiany pracy, nauczenia się nowego języka czy zobaczenia wybranego miejsca na świecie, o którym od dawna się marzy.



Czy w tych planach jest coś złego?
Oczywiście, że nie!

Bo nie chodzi o to, by – z chwilą zapisania w notesie tych wszystkich celów – stać się dla siebie samej sędziną tyleż surową, co sprawiedliwą, która od kreski będzie wyliczać wszystkie nadprogramowo zjedzone kalorie czy wieczory spędzone na kanapie w towarzystwie Netflixa.

Nie chodzi przecież o to, by katować samą siebie tym, co miałyśmy zrobić, a co nam się nie udało. To niewłaściwa optyka, której jedynym efektem może być wpędzenie się w kompleksy.

Dlaczego zatem warto zapisywać swoje cele/marzenia czy postanowienia noworoczne (choć osobiście wolę unikać tego ostatniego terminu, ale o tym za chwilę)?

Głęboko wierzę w to, że słowo pisane ma moc.

W końcu verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pisma pozostają).



W poszukiwaniu lepszej wersji samej siebie
Słowo napisane ukierunkowuje bardziej na to, co chcesz osiągnąć, a czasem zwyczajnie przypomina o tym, do czego zmierzasz (uwierz mi, że w rzeczywistości zabieganej matki-Polki całkiem łatwo zapomnieć o tym, co chce się osiągnąć, bo przecież w pierwszej kolejności najłatwiej jest zrezygnować z samej siebie). Wyznaczanie sobie w życiu celów jest ważne, bo stanie w miejscu to tak naprawdę cofanie się.

A teraz o tym, dlaczego uwielbiam robić plany, ale nie nazywam ich postanowieniami noworocznymi. Po pierwsze, bo „postanowienia” źle się kojarzą – jako pewna nieodwołalna obligacja – skoro postanowiłaś, musisz zrealizować, nie ma odwrotu. A przecież w ciągu roku (ba, miesiąca!) tyle się zmienia!

A po drugie – bo właśnie słowo „noworoczne” osadza nas tylko w tym krótkim okresie. I jednocześnie daje powera też na dość krótko – w końcu większość z nas dość szybko porzuca te wszystkie dzielnie spisywane w okolicy sylwestra cele (jak wynika ze statystyk, jedynie 5 proc. osób udaje się wytrwać w postanowieniach). Bo kto w marcu czy kwietniu pamięta jeszcze o Nowym Roku?



Postanowienia działają długofalowo
Większość tych postanowień, które sobie wyznaczamy, to tak naprawdę działania długofalowe, ani na miesiąc, ani nawet na rok. Powiedziałabym, że często to zadania na całe życie 😉

Poza tym, warto pamiętać o jednej ważnej sprawie – 1 stycznia jest każdego dnia! To nie jest tylko jeden magiczny dzień w roku, kiedy zmieniamy kartkę z kalendarza i mamy moc zacząć na nowo być – no właśnie, kim? Lepszą wersją samej siebie? Niestety (albo „stety”!), to tak nie działa.

Warto zatem przyjąć, że magiczną grubą kreskę, którą oddzielamy nowy rok od starego, możemy stawiać każdego dnia, bo wciąż możemy zaczynać od nowa, powstawać z upadków mniejszych lub większych (nawet jeśli zjadłaś ciastko z czekoladą, polane lukrem i cukrem, a rowerek kurzy się od 3 dni, choć obiecałaś sobie aktywność fizyczną co dzieńWink).

Na koniec zdradzę Ci trzy moje „triki” – sposoby na całkiem sensowne planowanie i wchodzenie w rzeczywistość nowego roku bez przytłoczenia nadmiarem ambitnych celów do realizacji, ale za to z wielką energią wynikającą z marzeń, które chcę zrealizować.



Bo marzenia same się nie spełniają. Je trzeba spełniać.
1. Warto zacząć nieco wcześniej (albo później) – nie łudząc się, że sama data 1 stycznia da nam w cudowny sposób powera, żeby wskoczyć w adidasy i podreptać na siłownię. Dlatego ja na przykład zaczęłam swój „fitness program” już na początku grudnia, dzięki czemu Nowy Rok powitałam 6 kg mniejsza – dzięki temu dostałam mega kopa do kontynuowania „noworocznego” postanowienia.

2. Nasze kalendarze zapełniamy masą spotkań, ważnych wydarzeń i dat – już w styczniu można poczuć się zmęczonym przeglądając kalendarium na najbliższe miesiące. Ale czy ktoś zapisuje miłe rzeczy, które warto zapamiętać? Zapisywanie dobrych chwil (naprawdę drobiazgów, a nie tylko tego, że nauczyłaś się 100 nowych słów po francusku albo przebiegłaś 8 kilometrów), pozwala docenić takie momenty, docenić dobre rzeczy, które co dzień nam się przydarzają. Drobiazgi, jak przepuszczenie w długaśnej kolejce do kasy czy komplement od obcej osoby w autobusie, uprzyjemniają szarą codzienność.

3. Na koniec roku, zwykle w Sylwestra, siadam sobie z kubkiem kawy i moim – wtedy już wypełnionym po brzegi – kalendarzem z poprzedniego roku i… przeglądam. Napawam się satysfakcją z tego, ile rzeczy się udało (bo na tym, a nie na porażkach się koncentruję). Widzę, w którym miejscu byłam rok wcześniej. I czuję wielką wdzięczność za to, w jakim punkcie życia jestem teraz. I tego także Tobie życzę!

...

Najwazniejsze to dbac o wnetrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:18, 22 Sty 2018    Temat postu:

Czy uroda i dbałość o wygląd mogą być grzechem?
Tina Martinec Selan | 22/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 16 Komentuj 0
Dbałości o wygląd nie należy nigdy mylić z narcyzmem.

Papież Franciszek, zapytany niedawno o to, jak postrzega samego siebie, w swojej odpowiedzi przestrzegł m.in. przed negatywnym wpływem tzw. „kultury lustra”. Powiedział:

W momencie, gdy lustro staje się częścią naszego życia, wchodzimy z nim w narcystyczny dialog i łatwo możemy wpaść w sidła zaczarowanego kręgu patologicznych relacji z samym sobą. Sądzę, że powinniśmy zachować daleko idącą ostrożność przy ocenianiu samych siebie, a nasza samoocena nie może być podyktowana tylko tym, co widzimy w lustrze.


Odbicie w lustrze nigdy nie będzie odpowiadać wszystkim ideałom piękna
To normalne, że każdy z nas spogląda w lustro, gdy się myje, czesze, pielęgnuje skórę… Problem powstaje wtedy, gdy odbicie w lustrze jest naszym jedynym punktem odniesienia i kryterium samooceny. Żyjemy w kulturze, która niczym Boga czci powierzchowność człowieka. Uroda, młodość, szczupłość i ogólna prezencja, która musi spełniać określone (narzucone) normy dla wielu ludzi – przede wszystkim młodych – stały się celem i sensem życia.

Dlatego często miarą wartości człowieka jest jego wygląd oceniany przez pryzmat zgodności z zachodnimi standardami, lansowanymi m.in. w sieciach społecznościowych. Kluczową w tym rolę odgrywają ideały piękna, które mają nam podpowiadać, co jest piękne, a co nie. Osoba atrakcyjna to ta, która nosi określony rozmiar ubrań, nie ma zmarszczek ani innych niedoskonałości, wybiera określoną markę ubrań i tak dalej.

Musimy być świadomi tego, że błędne koło popytu i podaży kształtuje ideały piękna w taki sposób, abyśmy nigdy nie byli w stanie ich osiągnąć. To z kolei przekłada się na nasze ciągłe niezadowolenie z wyglądu, czyniąc z nas idealnych konsumentów.



Harmonia matką prawdziwego piękna
Uroda człowieka jest zawsze owocem równowagi między jego wnętrzem, które powinien pielęgnować każdego dnia, a wyglądem zewnętrznym – prawdziwa harmonia rodzi się, gdy ciało i dusza podają sobie ręce. Jeśli makijaż podkreśla to, co w nas wyjątkowe i piękne, jest on tylko kropką nad i naszego piękna i harmonii, które pochodzą z wnętrza. To samo dotyczy ubrań i biżuterii.

Linda Jarosch i o. Anselm Grün w swojej książce „Królowa i dzika kobieta” w ten sposób opisują królewskie cechy każdej kobiety:

Nie upiększa się, aby być podziwianą, lecz dlatego, że raduje się własnym pięknem, będącym źródłem blasku, którym obdarza innych. Emanuje pięknem i sprawia, że życie innych staje się piękniejsze. Uroda królowej nie zawsze odpowiada ideałom piękna, którymi chce nas omamić społeczeństwo. Prawdziwe piękno wypływa z harmonii. Jeśli kobieta żyje w zgodzie ze sobą, promieniuje pięknem.


Dbając o wygląd, możemy podkreślić swoje piękno i wyjątkowość
Z jednej strony mamy zatem tyranię ideałów piękna, które wymuszają nadmierne zaabsorbowanie własnym wyglądem i narcystyczne zapatrzenie w lustro, a z drugiej – dbałość o własny wygląd oraz harmonię duszy i ciała. Troszczenie się o wygląd, które nie zależy od wieku, płci, wagi czy koloru skóry, poprawia nasze samopoczucie i wzmacnia samoocenę.

Potrzeba dbania o siebie jest dla człowieka, a przede wszystkim dla kobiet, naturalna. Kobieta z natury lubi piękno, lubi gdy w domu panuje porządek, lubi przyozdobić stół pięknymi kwiatami. Dbanie o wygląd skłania nas do refleksji nad tym, co nas wyróżnia i co jest w nas piękne, aby tę wyjątkowość i piękno właściwie podkreślić.

Papież Franciszek powiedział, że makijaż nie jest niczym złym pod warunkiem, że nie próbujemy pod nim ukryć naszej prawdziwej twarzy. Dlatego ważne jest, abyśmy nie koncentrowali się wyłącznie na naszej powierzchowności, bowiem dobrze wiemy, że ciało przemija, a uroda fizyczna nie będzie nam potrzebna do zbawienia.

Czytaj także: Nie bój się łagodności. Może być Twoją siłą
Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny
Czytaj także: Mówisz córce, że jest piękna? To za mało!
Tekst pochodzi ze słoweńskiej edycji portalu Aleteia

...

To niedbalstwo jest grzechem! Jak mozna nie dbac o piekno? Toz nawet sprzatanie mieszkania jest wazne! Co dopiero czlowiek!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:54, 23 Sty 2018    Temat postu:

KOŚCIÓŁ
Ks. Węgrzyniak i Przewietrzenie duchowe. Doskonały pomysł na weekend z sensem
Małgorzata Bilska | 23/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij Komentuj
„Po Przewietrzeniach chciałbym praktykować chrześcijaństwo na co dzień, nie tylko od święta. Spotkanie z dobrym księdzem i dobrymi ludźmi do tego mnie inspiruje”.

Kiedy ks. dr Wojciech Węgrzyniak – biblista, rekolekcjonista i wykładowca akademicki z Krakowa – zachęcał do wyjazdu na pierwsze Przewietrzenie duchowe, mówił: „Dom trzeba czasem nie tylko sprzątać, ale i wietrzyć”. Po 5 latach pomysł się rozrósł, ma „markę”. Na czym polega idea Przewietrzeń?

Czytaj także: Ks. Węgrzyniak: W ten sposób bez problemu przeczytasz całe Pismo Święte


Przewietrzenie duchowe: bez przymusu
Mniej więcej 2 razy na rok ks. Węgrzyniak zwołuje ludzi na wypad w góry. Zaprasza osoby uczestniczące w kręgach biblijnych, które prowadzi przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie, parafian, czytelników strony internetowej (gdzie m.in. zamieszcza nagrania kazań od razu po ich wygłoszeniu), członków wspólnoty „120”. Uczestnicy zjeżdżają się w sobotę rano w wybranym domu rekolekcyjnym, by pożegnać się w niedzielę po obiedzie. Wyjazdy cechują 4 elementy:

są otwarte dla wszystkich,
w programie jest czas na kilkugodzinny kontakt z przyrodą,
wszyscy współpracują w dotarciu na miejsce i powrocie,
żaden punkt programu nie jest obowiązkowy.
Na program składają się 2 konferencje, krąg biblijny, msza święta i adoracja, wspólne posiłki. Czas w sobotę po południu pozostaje do dyspozycji uczestników.

Okolice ośrodka są atrakcyjne turystycznie (Maniowy, Czarna Góra, Cyrhla, Międzybrodzie Bialskie, Zakrzów, Śnieżnica, Korbielów), więc można iść na narty, w góry, na wycieczkę, zwiedzić zabytki. Brak przymusu sprawia, że ludzie chętnie biorą udział w poszczególnych punktach programu. Formuła spotkań jest autorska, nie są to typowe dni skupienia. Może dlatego, że ksiądz pochodzi z Mizernej i łączy góralską prostotę z pasją poznawczą, którą „zaraża” innych?



Doświadczenie Bożej miłości
W dniach 20-21 stycznia odbyło się kolejne Przewietrzenie, w Kacwinie koło Niedzicy. – Jak narodził się pomysł? – zapytałam księdza Wojciecha.

Zauważyłem, że są ludzie, którzy działają w różnych wspólnotach, stacjonarnie przy parafiach, ale nie jeżdżą na dni skupienia. Miałem też znajomych, którzy mając małe dzieci, nie mieli czasu angażować się już tak, jak dawniej, gdy byli na przykład w oazie. Potrzebowali oddechu, odświeżenia – wyjaśnia ksiądz.
Chciałem stworzyć możliwość wyjazdu tym, którzy są zabiegani i chcą odpocząć. Dlatego program nie jest zbyt intensywny. Plan był taki, żeby rodzice dzielili się czasem – żona bierze udział w jednej konferencji, mąż w drugiej. Małymi dziećmi opiekują się na zmianę.
Pomysł ewoluował, bo rodzice… chcieli brać udział we wszystkich konferencjach.
Ksiądz się dziwi, że wolą stracić cały wyjazd, niż brać udział „po kawałku”. Przekrój uczestników jest dość różnorodny. Trafiają się nawet ludzie, którzy nie chodzą do kościoła. „Fajne jest to, że za każdym razem są nowi, nawet z Białegostoku czy Przemyśla” – mówi ks. Węgrzyniak.

Czytaj także: Ks. Węgrzyniak o bierzmowaniu: Przygotować do takiej więzi z Bogiem, jak małżonków do ślubu
Do Kacwina wybrało się kilka osób z Warszawy, w tym Dawid Trzciński. Poznał księdza w czasie rekolekcji adwentowych, jakie ten głosił w kościele akademickim w Warszawie w 2010 roku. Zaczął obserwować go na Facebooku, jest na 4 Przewietrzeniu. Co go przyciąga?

Przewietrzenie jest dla mnie źródłem mocy i radości – opowiada. – Doświadczeniem Bożej miłości. Zachwyca mnie pogłębiony sposób czytania Pisma Świętego, możliwy dzięki niezmierzonej wiedzy księdza Wojciecha. Podoba mi się jego inteligentne poczucie humoru i życzliwe podejście do każdego. Po Przewietrzeniach chciałbym praktykować chrześcijaństwo na co dzień, nie tylko od święta. Spotkanie z dobrym księdzem i dobrymi ludźmi do tego mnie inspiruje.


Św. Anna wyznacza szlak
Tematem tegorocznych konferencji były kontrowersje wokół tłumaczenia fragmentu „Ojcze nasz” dotyczące wodzenia na pokuszenie. Toczyły się w ośrodku przy ulicy św. Anny, która jest bardzo czczona w Kacwinie. Babcia Jezusa wyznaczyła szlak tego Przewietrzenia…

Ks. Węgrzyniak wyróżnia się czymś jeszcze. Na jego msze o 21.30 w Kolegiacie przychodzi około 60 proc. mężczyzn i 40 proc. kobiet. Na pozostałych mszach – i w większości polskich kościołów – proporcje są odwrotne.

..

Zdecydowanie dusza jak cialo potrzebuje podobnych zabiegow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:04, 03 Lut 2018    Temat postu:

Zaopiekuj się swoim ciałem. Ono Cię potrzebuje!
Ilona Przeciszewska | 03/02/2018

Jacob Townsend/Unsplash | CC0
Udostępnij 9 Komentuj 0
Kontakt z ciałem może być trudny, ponieważ konfrontuje nas z naszą słabością, niedoskonałością, a przede wszystkim z własną przemijalnością.

Dbać o ciało – co to znaczy?
W obecnych czasach bardzo wiele uwagi poświęcamy ciału. Jako społeczeństwo zyskujemy coraz większą świadomość tego, jak należy o nie dbać. Możemy poczytać o niezliczonych propozycjach wszelakich diet czy treningów.

Próbujemy różnych nowości, ale czy rzeczywiście chcemy zadbać o nasze ciało? Co to dla nas znaczy? Często dążymy do osiągnięcia konkretnego rezultatu, który będzie widoczny na zewnątrz – szczupłej sylwetki czy wyrzeźbionych mięśni. Tak bardzo jesteśmy tym pochłonięci, że nie zwracamy uwagi na to, jak się czujemy.

Ciało staje się przedmiotem – rzeźbą, która ma przyjąć idealne proporcje. Chcemy „zaprogramować” je po swojemu – wytrenować i odżywić tak, aby osiągnęło pożądany wygląd.

Czytaj także: Czy uroda i dbałość o wygląd mogą być grzechem?


Co mówi Twoje ciało?
Tworzy się swoisty paradoks, gdyż próbując zadbać o swoje ciało, stopniowo całkowicie się od niego oddzielamy, co w efekcie prowadzi do tego, że nasze działania stają się destrukcyjne wobec ciała.

Co możesz z tym zrobić? Zapytaj swoje ciało, czego potrzebuje. Zatrzymaj się na chwilę, pobądź ze sobą. Ono dokładnie podpowie Ci, gdzie jest droga do lepszego samopoczucia. Nie jest możliwe zadbanie o ciało, jeżeli ignorujemy to, co ono mówi.

Często nie doceniamy mądrości naszego ciała. Pomijamy wysyłane przez nie sygnały. Najczęstszym sygnałem jest ból. Nie chodzi tu o ból wynikający z choroby, intensywny i często nie do zniesienia. Mam na myśli, bardziej subtelne „podpowiedzi” ciała, nad którymi warto się zastanowić. Co oznaczają? Co mówi ciało?

Często jednak nie dążymy do odkrycia źródła bólu, do zrozumienia wysyłanego sygnału, lecz koncentrujemy się wyłącznie na pozbyciu się go, najlepiej natychmiastowo. I tak brak snu niwelujemy tabletką, a ból głowy dodatkową kawą. Tak bardzo jesteśmy zajęci różnymi obowiązkami, że nie wystarcza nam zasobów uwagi czy energii na zaopiekowanie się własnym ciałem.

Czytaj także: Dla mężczyzny ciało jest bardzo ważne


Ciało ma ograniczone możliwości. Zaakceptuj to
Często po prostu nie chcemy „tracić” na to czasu. Codziennie przekraczamy możliwości naszego ciała, a martwimy się o to dopiero wówczas, gdy ból zewnętrzny czy wewnętrzny staje się intensywny i uniemożliwia nam normalne funkcjonowanie. Poszczególne procesy cielesne odpowiadają konkretnym emocjom jakie przeżywamy. Najczęściej odcinamy się od ciała, ponieważ nie chcemy przeżywać trudnych emocji. Trwamy w nieświadomości, gdyż w krótkotrwałej perspektywie jest to dla nas wygodniejsze, łatwiejsze.

Na pytanie „jak się czujesz?”, odpowiadasz „nie wiem”, być może nawet dziwi Cię to pytanie lub uznajesz je za zbędne. Do pewnego czasu jesteś w stanie funkcjonować „w odcięciu”, jednak po jakimś czasie będzie doskwierać Ci wewnętrzna pustka.



Ciało to my
Twoje życie będzie wydawać Ci się mało sensowne, a Twoje relacje zaczną gasnąć. Tak się dzieje, ponieważ ciało nie jest wyłącznie zewnętrzną powłoką okalającą nasze wnętrze. Ciało to my. Brak kontaktu z ciałem, sprawia, że w rzeczywistości umieramy my sami – istniejemy na zewnątrz, lecz w środku wycofujemy się z życia. Często zapominamy o tym, że ciało jest przestrzenią doświadczania przyjemności. Przyjemność sprawia, że mamy chęć do życia.

Nie chodzi tu o hedonizm, nadmierne i wyłączne skoncentrowanie na własnych potrzebach cielesnych. Warto jednak zupełnie nie stracić przyjemnych chwil i pozwolić sobie na poczytanie książki, spacer czy wizytę w kawiarni. Tylko w kontakcie z ciałem jesteśmy w stanie przeżyć przyjemność. Można popatrzeć na niemowlę, które korzysta wyłącznie z ciała, aby powiedzieć nam to, czego potrzebuje.

Nasze ciało to właśnie takie małe dziecko, które domaga się zadbania. Informuje nas, często rozpaczliwie, że jest głodne, jest mu zimno, a czasami chce, aby je przytulić. Kontakt z ciałem może być trudny, ponieważ konfrontuje nas z naszą słabością, niedoskonałością, a przede wszystkim z własną przemijalnością. Pragniemy „zamydlić” to, że nasze ciało po prostu się starzeje.

Zasłaniamy jego niedoskonałości. Nie chcemy widzieć tego, że nasze ziemskie życie jest kruche i niebawem się zakończy. Ciało „okrutnie” nam o tym przypomina. Poprzez ciało komunikujemy się z otoczeniem. Jest to forma najbardziej pierwotnej komunikacji. Z pewnością doświadczyłeś, jaką moc ma przytulenie przez drugą osobę czy pocałunek.

Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny


Ciało pamięta
Niekiedy tak bardzo zastanawiamy się, jak wyrazić komuś miłość. Myślimy o słowach, które określą to, co czujemy do drugiej osoby, a zapominamy o tym, że prosty gest może wyrazić to najpełniej.

Ciało jest doskonałym „nośnikiem” informacji od innych osób – mówi nam o tym, co może przeżywać dana osoba, co chce nam powiedzieć, mimo że nie używa konkretnych słów. Dzięki odczuciom z ciała jesteśmy zdolni do empatii.

Doskonała jest pamięć ciała. Ciało pamięta, nawet jeśli my nie pamiętamy. Być może doświadczyłeś tego, że po długim czasie niewykonywania danej czynności, okazało się, że nadal wiesz jak ją wykonać, zupełnie bez zastanawiania się nad tym, jak to się dzieje.

Dotyczy to różnych czynności motorycznych, takich jak jazda na rowerze czy na łyżwach. Jakie jest duże zdziwienie osoby, która po latach odkrywa, że umie tańczyć tango, przypominając sobie, że lata temu nauczył ją tego wujek.

Ciało przechowuje także pamięć o różnych doświadczeniach. W postawie ciała uwidaczniają się różnego rodzaju przeżycia emocjonalne. Skulone ramiona to być może lata smutku, lęku czy zawstydzenia, a zmarszczone brwi to niewyrażona złość. Napięty, sztywny sposób poruszania się to być może efekt długich lat stresu, brak relaksu i związanych z tym nieprzyjemnych emocji.

Warto więc uważnie słuchać, co nasze ciało ma nam do powiedzenia i liczyć się z jego zdaniem.
. .

Dbanie o cialo musi uwzgledniac to ze dusza najwazniejsza. Np. kto za łapówke unika pojscia na wojne o Polskę dba o cialo ale gubi dusze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Sob 19:05, 03 Lut 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:20, 25 Mar 2018    Temat postu:

Módl się, pracuj i … ćwicz na siłowni
Dawid Feliszek | 25/03/2018
TRENING
Pexels | CC0
Udostępnij 3 Komentuj 0
Aby odnaleźć życiowy bilans, bardzo potrzebny jest codzienny rachunek sumienia. To on pomaga nam każdą kolejną godzinę, każdy kolejny dzień czynić coraz lepszym i bardziej wypełnionym miłością.

W odległych czasach średniowiecza benedyktyńskie „ora et labora” stanowiło podstawową miarę codziennego życia. Mnisi trafnie ocenili, że modlitwa i praca to dwa ważne filary, na których opiera się droga do nieba. Całe dnie spędzali w kaplicy lub na polu, gdzie ciężko pracując zapewniali sobie plony niezbędne do funkcjonowania. W tej pozornie archaicznej zasadzie kryje się pewien istotny fakt, który może mieć znaczenie i dla współczesnego człowieka. Pozornie przecież dzisiaj tak samo się pracuje.



Życie online
Coraz częściej jednak pracę przeciętnej osoby stanowi kilkugodzinne siedzenie za biurkiem, z wzrokiem wlepionym w monitor i męczenie się z milionem spraw za pomocą łączy telefonicznych i internetowych. Wprost proporcjonalnie obserwuje się zwiększenie częstotliwości problemów nie tylko fizycznych (choćby otyłość czy pogorszenie zdolności ruchowej), ale przede wszystkim psychicznych. Krótko mówiąc, biurkowym ludziom coraz mniej się chce, coraz łatwiej popadamy w stany depresyjne i walczymy z wszechobecnym zmęczeniem.

Ogarniająca na każdym kroku elektronika odciska niesamowicie mocne piętno. Smartfony ze wszystkimi serwowanymi przez nie udogodnieniami stały się bliższe człowiekowi od niego samego. Z telefonem zasypiamy i z telefonem się budzimy. Żyjemy w nieustającym kontakcie z całym światem. Wszystko wiemy w zasadzie w ciągu kilkunastu minut od wydarzenia. Możemy rozmawiać z dowolną osobą o dowolnym czasie z dowolnego miejsca na globie. Śledzimy życie innych ludzi tak hojnie udostępniane na społecznościowych mediach.

W takiej atmosferze proste staje się zgubienie samego siebie. Bo nawet jeśli znajdujemy ostatecznie w ciągu wypełnionego pracą, zadaniami i planami dnia czas, który chcemy poświęcić tylko i wyłącznie dla nas to najczęściej materializuje się to w postaci dobrego filmu, ciekawej lektury, ulubionego serialu. Oczywiście, na takie rzeczy również warto znaleźć chwilę. Tak samo też nie można zrzucać całej odpowiedzialności na wytworzone wokół nas otoczenie. Ostatecznie, jesteśmy istotami odpowiedzialnymi za swoje decyzje i czyny oraz możemy je kształtować według własnej woli. Relacja z samym sobą jest chyba de facto najistotniejszą relacją w naszym życiu i to właśnie z niej czerpią dwie inne – relacja z Bogiem i relacja z drugim człowiekiem.



W zdrowym ciele zdrowy duch
Aby skutecznie zadbać o samego siebie i właściwy stosunek do własnego ego, potrzeba podjęcia konkretnych działań, które śmiało można nazwać ćwiczeniami. Cały społeczny system związany z internetem i technologią w życiu może być wspaniałym dobrodziejstwem, z którego warto i należy wręcz korzystać, ale działa jak pyszne i kaloryczne jedzenie. Może dostarczyć wiele przyjemności z jedzenia, ale jeśli przesadzimy i nie pobiegamy, by te kalorie spalić, to na dłuższą metę przyniesie nam szkodę.

Pod kątem fizycznym na szczęście coraz powszechniejsze staje się promowanie zdrowego stylu życiu – odpowiedniej diety i konkretnej dawki ruchu. Sport to zdecydowanie jedna z tych rzeczy, które koniecznie warto zastosować w swoim życiu. Tym bardziej, jeśli standardowym naszym ruchem każdego dnia jest gimnastyka palców na klawiaturze laptopa lub telefonu wzmożona dodatkowym wysiłkiem konieczności zmieniania pozycji na fotelu przed biurkiem. „W zdrowym ciele zdrowy duch” to mądrość, która autentycznie sprawdza się w codziennym życiu, o czym na pewno zaświadczyłby ponownie Jan Kochanowski pisząc kolejną fraszkę. Może byłaby to fraszka „Na Facebooka”?

Czytaj także: W jaki sposób ćwiczenia fizyczne mogą pomóc nam wzrastać duchowo


Internetowy detoks
Obok ćwiczeń na siłowni (fitnessu, biegania tudzież innych sportów) warto również ćwiczyć swojego ducha, który potrzebuje swojej siłowni. Tradycja katolicka i pisma wielu świętych będą ową „duchową siłownię” obrazować najczęściej jako kuźnię, gdzie próbuje się złoto i wykuwa trwałe przedmioty. Wykuwanie ducha przebiega w atmosferze ścisłej ciszy, bo tylko wtedy kowal, a właściwie Kowal może wykorzystać cały potencjał poddawanego obróbce metalu.

Czy jednak my, ludzie XXI wieku, potrafimy jeszcze zachować milczenie? Czy nie wydaje się ono kolejnym zabytkiem przeszłości, jak wspomniane wcześniej „ora et labora”? A jednak, jeśli nie znajdziemy czasu na ciszę i aby milczeć, to nie znajdziemy również samych siebie i nie dotrzemy do prawdziwych głębin naszego serca. Propozycją na to niech będzie zatem odstawienie od siebie telefonu rano, wieczorem i na przystanku. Świat naprawdę się nie zawali, a my zyskamy czas, który będzie całkowicie nasz do swobodnego zagospodarowania. Bezcenna możliwość.

Czytaj także: Co mi dało odcięcie od sieci na kilka dni?


Rachunek sumienia – nasz work-life balance
Aby te ćwiczenia fizyczne i duchowe mogły działać, potrzeba jeszcze jednego elementu. Doświadczony instruktor z pewnością przestrzeże młodych i pełnych zapału kulturystów przed porywaniem się na ciężary przekraczające ich możliwości. Tak samo jednak też zachęci, aby bez zbędnej zwłoki piąć się w górę i zwiększać ten ciężar.

Podobnie wypada to z ćwiczeniami duchowymi. Znalezienie odpowiedniego balansu i codziennych wyzwań, nad którymi trzeba pracować oraz nieustanne kontrolowanie i podsumowywanie tych prac to niezbędna część całego procesu. W chrześcijańskim wymiarze jest to na pewno codzienny rachunek sumienia, który ma pomagać każdą kolejną godzinę, każdy kolejny dzień czynić coraz lepszym i bardziej wypełnionym miłością, a to jest przecież ostatecznym celem każdego z nas.

...

Zrownowazenie jest podstawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:27, 28 Mar 2018    Temat postu:

Aleteia.pl - pozytywna strona Internetu w Twojej skrzynce e-mail


Chciał(a)bym otrzymywać informacje od partnerów Aletei

Edycja Polska Modlitwa Redakcja poleca Newsletter Zaloguj się Szukaj

Środa, 28/03/2018 | Bł. Joanny Marii de Maillé
AKTUALNOŚCI

DOBRE HISTORIE

DUCHOWOŚĆ

STYL ŻYCIA

POD LUPĄ

KOŚCIÓŁ

FOR HER

KULTURA

SZTUKA I PODRÓŻE

WIEDZIAŁEŚ O TYM?
Reklama


Louise Alméras
Gwiazdy zagranicznego kina, które są gorliwymi katolikami [Galeria]

Anna Salawa
Polskie gwiazdy, które nie wstydzą się wiary w Boga

Philip Kosloski
Ta starożytna modlitwa do św. Józefa podobno nigdy nie zawodzi

Redakcja
Najpiękniejsza Kobieta – 13 zachwytów nad Maryją

Tomasz Reczko
Katolicy zamiast do sklepów poszli z nudów do kościoła. Księża w szoku

Redakcja
Asceza: sprawdzony i skuteczny sposób na uporządkowanie życia. Dla świeckich też?
Ks. Artur Stopka | 28/03/2018
ASCEZA
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Kard. Karol Wojtyła nazwał ascezę „koniecznym współczynnikiem życia moralnego człowieka”. Podstawowe środki przy praktykowaniu ascezy są od wieków te same. Asceza niezbędna jest również w tak intymnej sferze, jak ludzka seksualność.

Raz po raz powraca pytanie, czy w XXI stuleciu w życiu człowieka wierzącego jest jeszcze miejsce na ascezę. Wielu kojarzy się ona jedynie ze średniowieczem i mocno okrutnymi praktykami wobec własnego ciała, z biczowaniem włącznie. Da się dzisiaj być prawdziwym chrześcijańskim ascetą, nie będąc księdzem, siostrą zakonną albo mnichem?



Legenda o św. Aleksym
„Wszyscy jesteśmy powołani do zjednoczenia z Bogiem, a asceza ma nas do tego przygotować” – powiedział w jednej ze swych konferencji prof. Aleksander Bańka, politolog, adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego oraz świecki lider Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Katowickiej.

Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej
Być może jeszcze niektórzy pamiętają ze szkoły „Legendę o św. Aleksym”, który „pod wschodem (czyli pod schodami) leżał”. „Każdy nań pomyje, złą wodę lał. / Leżał tu szesnaćcie lat / Wszytko cirpiał prze Bóg rad” – relacjonował anonimowy autor.

Św. Aleksy, według legendy, opuścił żonę i dom rodzinny jeszcze przed nocą poślubną i rozpoczął życie pełne wyrzeczeń. Zostawił wszystko ze względu na Boga. Nawet uczniowie w swych wypracowaniach piszą, że był prawdziwym ascetą, podejmującym liczne umartwienia. Nie był natomiast mnichem ani duchownym. Był świeckim.



Asceza: droga przez krzyż
Katechizm Kościoła Katolickiego w części poświęconej świętości chrześcijańskiej stwierdza bez ogródek:

Droga do doskonałości wiedzie przez krzyż. Nie ma świętości bez wyrzeczenia i bez walki duchowej. Postęp duchowy zakłada ascezę i umartwienie, które prowadzą stopniowo do życia w pokoju i radości błogosławieństw.
Asceza nie dotyczy tylko księży i zakonników. Jest potrzebna wszystkim. Mówił o niej papież Franciszek w czerwcu ubiegłego roku podczas dorocznego kongresu diecezji rzymskiej o problemach wychowawczych z dojrzewającą młodzieżą. Diagnozując, że współcześnie wszyscy jesteśmy ogarnięci rytmem konsumpcjonizmu, powiedział, że trzeba pilnie odzyskać zasadę duchową, ważną a zdewaluowaną, którą jest asceza.

Trzeba do niej wychowywać, ponieważ: „Budzi pomysłowość i kreatywność, rodzi możliwości dla wyobraźni, a szczególnie otwiera na pracę zespołową, w solidarności. Otwiera na innych”. Jest niezbędna jako droga do spotkania się, przerzucenia mostów, otwarcia przestrzeni, rozwijania się wraz z innymi i dla innych.



To nie jest ucieczka od życia
Czym jest chrześcijańska asceza? Eryk Łażewski w Aletei przypomniał, że od czasu Klemensa Aleksandryjskiego (II w.) ascezę traktowano jako swoisty trening duchowo-moralno-religijny, usuwający przeszkody dla rozwoju religijnego, a jednocześnie ćwiczący nasze sprawności (umiejętności) ułatwiające ów rozwój.

Czytaj także: Asceza. Chrześcijański sposób na zbliżenie się do Boga
W niewielkiej książeczce zatytułowanej „Elementarz etyczny” kard. Karol Wojtyła nazwał ascezę „normalnym i koniecznym współczynnikiem życia moralnego człowieka”. Jej istotą jest rzetelne zaangażowanie się w pracę nad sobą, w dzieło moralnego doskonalenia się i nie dotyczy tylko przykazań. Podkreślił, że asceza nie polega na ucieczce od życia, ale ma mu zapewnić pełnię i być dla człowieka drogą do Boga.

„Służy ona temu, by wszelkie wartości zostały uporządkowane w należytym stosunku do Boga. Przynosi to chwałę Bogu i człowiek mocniej się z Nim zespala (na zasadzie dobra)”.

Już jako papież wskazywał, że podstawowe środki przy praktykowaniu ascezy są od wieków te same: modlitwa, post i pokuta oraz jałmużna, czyli dzielenie się z potrzebującymi tym, co posiadamy.



Wolność i roztropność
W kontekście normalności o ascezie mówił też kiedyś znany i popularny w mediach benedyktyn o. Leon Knabit. Jednak zwrócił też uwagę na inny, bardzo ważny aspekt. Na pytanie: „Czemu służy asceza?”, odpowiedział dobitnie: „Wolności. Własnej, ale też tych, z którymi żyjemy”.

Wyjaśnił, że ten, kto jest dzięki niej bardziej wolny od swoich potrzeb i rzeczy, przestaje traktować ludzi przedmiotowo. Nie „używa” ich do zaspokajania potrzeb i pożądań.

O. Knabit podkreślił, że asceza nie może być celem sama w sobie. Musi nią rządzić roztropność. „Nie może ona polegać na popisywaniu się, na dążeniu do osiągania kolejnych rekordów. Asceza musi też zawsze czemuś służyć”. Dlatego np. jeśli zbyt rygorystycznie traktowany post osłabia człowieka, utrudnia skupienie, rozprasza, trzeba z niego zrezygnować.

Czytaj także: Jak nie grzeszyć słowami? 7 rad ascetów z góry Athos


Panowanie nad popędami
Katechizm Kościoła Katolickiego, komentując czwarte przykazanie kościelne, dotyczące postu, wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych oraz powstrzymywania się od zabawy w okresie Wielkiego Postu, wyjaśnia, że te praktyki, przygotowujące wiernych do uroczystości liturgicznych, „usposabiają nas do zdobycia panowania nad popędami i do wolności serca”.

Katechizm wskazuje też na konieczność ascezy, by przezwyciężać pokusy w modlitwie. Szczególnie wynikającą z zarozumiałości pokusę znużenia. „Ojcowie duchowni rozumieją przez nie rodzaj depresji na skutek porzucenia ascezy, zmniejszenia czujności, zaniedbania serca” – czytamy w KKK, który w następnym zdaniu przywołuje słowa Jezusa z Ogrójca: „Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26,41).

Asceza niezbędna jest również w tak intymnej sferze, jak ludzka seksualność. Papież Paweł VI w encyklice „Humanae vitae” napisał: „Rozumne i wolne kierowanie popędami wymaga ascezy, ażeby znaki miłości, właściwe dla życia małżeńskiego, zgodne były z etycznym porządkiem”.

Katechizm Kościoła Katolickiego, mówiąc o powołaniu chrześcijanina do życia w czystości podpowiada: „Kto chce pozostać wierny przyrzeczeniom chrztu i przeciwstawić się pokusom, podejmie w tym celu środki takie, jak: poznanie siebie, praktykowanie ascezy odpowiedniej do spotykanych sytuacji, posłuszeństwo przykazaniom Bożym, ćwiczenie się w cnotach moralnych i wierność modlitwie”.



Codzienny wysiłek
W Adhortacji apostolskiej „Reconciliatio et paenitentia” św. Jan Paweł II napisał, że asceza to jest konkretny i codzienny wysiłek człowieka wspartego łaską Bożą, aby stracić swe życie dla Chrystusa, co jest jedynym sposobem, by je zyskać.

To sposób, „aby porzucić dawnego człowieka i przyoblec człowieka nowego; aby przezwyciężać w sobie to, co cielesne, by zwyciężyło to, co jest duchowe; aby nieustannie wznosić się od rzeczy, które są na ziemi, do tych, które są w górze, gdzie przebywa Chrystus”.

Od samego początku chrześcijańska asceza oznaczała życie na wzór Jezusa. Jednak podejmując konkretne praktyki ascetyczne, trzeba dostosować je do możliwości i predyspozycji konkretnego człowieka, a także dopasować je do jego trybu życia, zajęć, pracy zawodowej, zobowiązań wobec innych ludzi (zwłaszcza najbliższych).

Chodzi o stawianie sobie wysokich wymagań, bez chodzenia na łatwiznę, jednak takich, które nie przekraczają możliwości konkretnego człowieka i nikomu nie wyrządzają krzywdy. Matka, która całymi dniami przesiaduje w kościele, podczas gdy jej dzieci są zaniedbane i pozbawione właściwej opieki, pokazuje, że nie wie, o co naprawdę chodzi w chrześcijańskiej ascezie. Takie postępowanie nie zbliża jej do Boga. Aby być prawdziwym ascetą nie trzeba nosić włosienicy ani się biczować.

Św. Hieronim jako jedną z form ascezy traktował pielgrzymowanie. „Pielgrzymka nie jest wycieczką krajoznawcza, lecz przeżyciem duchowym” – twierdził. To bardzo dobry przykład, w jaki sposób trzeba podchodzić do wszystkich praktyk ascetycznych. Tu nie chodzi o nawet bardzo trudną wyprawę dla własnej satysfakcji. Chodzi o to, aby być coraz bliżej Boga przez pokonywanie (nieraz bardzo mozolne i długotrwałe) tego, co od Niego oddala.

...

Po co odkrywac cos juz dawno dobrze znane. Ufajmy madrym z przeszlosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:28, 03 Kwi 2018    Temat postu:

Wiara nie jest Twoim biletem do szczęścia. Ale do czegoś znacznie lepszego
Michael Rennier | 03/04/2018
KOBIETA W ŚWIETLE
Evgenij Yulkin/Stocksy United
Udostępnij 30 Komentuj 0
Jak mówi filozof i teolog John Henry Newman: „Nie obawiaj się, że twoje życie się skończy, lecz że raczej się nie zacznie”.

Wiara jako towar na sprzedaż
Chociaż księgarnie stacjonarne są w dzisiejszych czasach zagrożonym gatunkiem, kiedy mijam jeden z tych smutnych, opuszczonych przybytków, wchodzę do środka, żeby trochę poszperać. Na półkach z literaturą poświęconą rozwojowi duchowemu znajduję szczególnie interesujące pozycje.

Często książki z działu „duchowość” są nie do odróżnienia od poradników. Przyjrzyjmy się popularnym tytułom: „Fenomen Poranka”, „Jak zmienić swoje życie”, „Afirmacje sukcesywne, czyli jak wyafirmować sobie szczęście”, „Zacznij lepiej żyć już dziś”, „7 sposobów na to, aby móc cieszyć się pełnią życia”. Czy to wymaga komentarza?

Czytaj także: „Głęboka duchowość” między pieluchami i niedospaniem. List do młodej mamy
Nie twierdzę oczywiście, że są to złe książki. Prawdopodobnie są one warte lektury (warto korzystać z wszelkiej pomocy, jaką można znaleźć), ale to wokół czego skupiają się ich tytuły mówi samo za siebie. Ich okładki zachwalają je jako teksty o tym, co możemy osiągnąć dzięki wierze, czy o tym jak duchowość może nam pomóc.

Nastawione są na konsumpcyjną mentalność i przedstawiają wiarę jako coś na sprzedaż, poprzez podkreślanie tego, co można zyskać, jeśli zainwestujemy nasz czas i zaangażowanie. Oferują odpowiedzi na pytania w rodzaju: jak stać się zdrowszym, spokojniejszym czy odnaleźć błogosławiony dobrobyt. Co prowadzi nas do pochylenia się nad ważną kwestią: co możemy „zyskać” dzięki wierze?



Szczęście, co to jest?
Idąc tym tokiem rozumowania wydaje się, że jeśli już mielibyśmy odnieść jakieś korzyści z wiary to z pewnością osiągnięcie szczęścia powinno być jedną z nich. Jeśli naprawdę jesteśmy dziećmi bożymi obdarzonymi duszą, która odpowiada na Jego miłość, to im aktywniej poszukujemy Boga i odwzajemniany jego troskę, tym stajemy się szczęśliwsi. Tutaj jednak rodzi się ważne pytanie, mianowicie jak dokładnie możemy zdefiniować szczęście oraz czy osiągnięcie go powinno być naszą główną motywacją do obrania duchowej ścieżki?

Niektórzy twierdzą, że bogactwo jest kluczem do szczęścia, ponieważ jeśli jesteśmy zamożni, nie musimy martwić się o pieniądze. Pamiętam, że kiedy w czasach college’u brałem udział w nabożeństwach, wielu duchownych przekonywało nas, że wystarczy abyśmy nazwali swoje pragnienia i poprosili o wstawiennictwo, ponieważ Bóg chce dać nam dobrobyt, którego pragniemy, pod warunkiem, że mamy wystarczająco odwagi i wiary, by o niego poprosić.

Są też tacy, którzy uważają, że szczęście polega na beztroskim, sielankowym życiu; takim w którym zawsze znajdujesz najlepsze miejsce parkingowe pod supermarketem, a kiedy wstajesz rano wtóruje Ci świergot ptaków, które z gracją ścigają się po bezchmurnym niebie. Jeszcze inni upatrują szczęścia w osiągnięciu pozycji społecznej, która pozwala człowiekowi cieszyć się estymą w kościele czy wśród lokalnej społeczności.

To wszystko brzmi bardzo pięknie i oczywiście nie miałbym nic przeciwko temu, żeby wiara przynosiła także takie bonusy. Jednak tak naprawdę, żadna z wymienionych rzeczy nie przekłada się na osiągnięcie prawdziwego szczęścia.

Miejsce na parkingu czy nasza pozycja społeczna nie będą towarzyszyć nam w życiu wiecznym.

Ludzka dusza tęskni do rzeczy większych, których nie sposób znaleźć jest na ziemi. Dlatego właśnie dążenie do szczęścia nie może polegać na oczekiwaniu, że dostaniemy coś „w zamian” za naszą wiarę, ale na tym, że daje nam ona wolność doświadczenia innego rodzaju życia, takiego w którym możliwe jest wyjście poza ramy doczesności.

Tak, wiara przynosi głębsze zrozumienie samego siebie i naszego miejsca na świecie. Daje też ona narzędzia, które pozwalają nam sobie poradzić z trudnościami, jakie znajdą się na naszej drodze. Co zaś najważniejsze, pozwala nam ona poddać się miłości. Kiedy kochamy, jesteśmy prawdziwie szczęśliwi.

Czytaj także: Jak zarazić dzieci wiarą – 10 porad


Na czym polega prawdziwe życie
Z tego powodu wiara – ta prawdziwa, nie ta przynosząca nam komfort materialny czy inne korzyści – może być nieco niebezpieczna. Popycha nas ona bowiem do reorientowania naszych priorytetów; zamiast zwracać się ku sobie samemu, dostrzegamy dzięki niej świat zewnętrzny, pielęgnujemy miłość do Boga i bliźniego.

Jest to kierunek, o którym papież Franciszek mówi w następujących słowach: „Błogosławieni ci, którzy porzucają wygodę, by pomóc innym”. To trudne zadanie i przyznam szczerze, że trochę mnie ono przeraża. Jednak jak mówi filozof i teolog John Henry Newman: „Nie obawiaj się, że twoje życie się skończy, lecz że raczej się nie zacznie”. Życie człowieka wierzącego nie zawsze jest łatwe czy wygodne, ale to właśnie wiara wyzwala w nas możliwość bycia prawdziwie żywym.

Bez względu na to, w jaki sposób kroczysz duchową ścieżką – czy chodzisz do kościoła w każdą niedzielę, modlisz się co noc, a może wciąż zmagasz się z pytaniem o istnienie Boga – nie obawiaj się. Nawet jeśli obrana przez Ciebie droga wydaje się pełna przeszkód, nie znaczy to wcale, że robisz coś źle.

Twoja wiara nie jest gorsza czy słabsza jeśli przypomina raczej zmaganie. Chociaż odpowiedź na pytanie o szczęście może być inna, niż sobie to wyobrażałaś czy miałaś nadzieję, wedle mojego skromnego doświadczenia, szczęście jakie przynosi wiara jest znacznie lepsze. Celem wiary nie jest dostawanie czegoś w zamian, ale to, że uczy nas ona dawać.

...

Wiara nie jest towarem konsumpcyjnym i to jeszcze psychologicznym. To wejscie w swiat ducha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:55, 25 Kwi 2018    Temat postu:

Co pomaga, a co uniemożliwia dojrzewanie w wierze? Tłumaczy o. Tomasz Gaj OP
Jola Szymańska | 24/04/2018
KOBIETA
Gabriel Benois/Unsplash | CC0
Udostępnij 64 Komentuj 0
„Stosunkowo łatwo wpaść w fałszywe przekonanie, że powinienem doświadczyć tyle miłości, ile potrzebowałem. To jednak niemożliwe” – mówi o. Tomasz Gaj OP, dominikanin i psychoterapeuta.

Jola Szymańska: Ojcze, czym różni się dojrzałość w wierze od dojrzałości emocjonalnej?

Tomasz Gaj OP*: Najlepiej, gdy obie idą w parze. Często zdarza się jednak, że ludzie osiągają dojrzałość emocjonalną i społeczną – są ustawieni zawodowo, pełnią wysokie funkcje społeczne, mają rodziny i dobrze radzą sobie w społeczeństwie, ale ich religijność pozostaje na poziomie dziecka. Wydaje im się, że wiara po prostu jest i że nie trzeba jej rozwijać.

Możemy wtedy mówić o „wierze”, czy bardziej o przyzwyczajeniu do religijności?

Nie powiedziałbym, że to tylko przyzwyczajenie. Taka dziecięca wiara ma w sobie często coś świeżego – to jest jej mocna strona. Słabość polega na tym, że czasem pozostaje tylko reliktem, który wyciągamy z szafy, kiedy trzeba zanieść koszyk ze święconką przed Wielkanocą albo podczas Bożego Narodzenia idziemy do kościoła przed odwiedzinami u cioci.

Dla wiary dziecięcej wyzwaniem, ale i szansą na rozwój, stają się sytuacje, których nie lubimy – kryzysy. Mogą to być trudności osobiste, konflikty, choroba, śmierć bliskiej osoby. Tylko dojrzała wiara pomoże nam przetrwać czas burzy.

Od czego zależy nasza zdolność do dojrzewania w wierze?

Najpierw od kultury w domu rodzinnym. Czy wiara była dla moich bliskich czymś ważnym, czy tylko kwiatkiem do kożucha? Jeżeli w domu rozmawiało się o wierze, a moi bliscy inwestowali w nią swoje siły, to i dla mnie stanie się ona w naturalny sposób przestrzenią, w której dorastam i dojrzewam. Na początku przejmuję wiarę od rodziców, ale z czasem będę ją rozwijał coraz bardziej samodzielnie i świadomie.

A kiedy już jesteśmy dorośli?

Bardzo istotna w życiu wiary jest cezura, która oddziela dzieciństwo od dorosłości. Przechodzimy wtedy z wiary nabytej siłą autorytetu tych, którzy nas wychowywali, do wiary wybranej ze względu na autorytet Boga.



Przeszłość nie jest ani „idealna”, ani „beznadziejna”
Wróćmy do rozwoju emocjonalnego. Co jest potrzebne, żeby być dojrzałym emocjonalnie?

Najlepiej, jeśli rozwój fizyczny, emocjonalny, religijny odbywają się harmonijnie. Najprościej mówiąc, żeby człowiek dobrze się rozwijał, potrzebuje jednej rzeczy – miłości.

A kiedy jej nie ma?

Fakt, że ktoś żyje stanowi niezbity dowód, że musiał otrzymać wystarczająco dużo miłości. Stosunkowo łatwo wpaść w fałszywe przekonanie, że powinienem doświadczyć tyle miłości, ile potrzebowałem. To jednak niemożliwe. Nikt z nas nie miał tyle miłości, ile oczekiwał. Wszyscy ludzie na Ziemi doświadczyli jej trochę mniej – ale wystarczająco, żeby przeżyć.

Dziecko jest zależne od miłości rodziców. Dorosły potrafi sam zatroszczyć się o siebie. Dojrzałość to wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Bez względu na to, jak wyglądała moja przeszłość, teraźniejszość jest w moich rękach. Widzę, co dostałem, ale też godzę się ze stratą tego, czego mi zabrakło.

W jaki sposób unikamy odpowiedzialności?

Pomagają nam w tym różne mechanizmy obronne. Wymienię dwa. Pierwszy polega na tym, że patrzę na swoją przeszłość wyłącznie pozytywnie. To tzw. idealizacja – moi rodzice byli świetni, rodzina wspaniała, przedszkole wyśmienite, a szkoła jeszcze lepsza. Widzę swoje życie jako pasmo sukcesów, a zamykam oczy na porażki. Bronimy się w ten sposób przed doświadczeniami, które są dla nas przykre.

A drugi mechanizm?

Można mówić sobie coś odwrotnego – moja przeszłość to była jedna wielka droga udręki, nikt mnie nie kochał, rodzice mnie zaniedbywali, w szkole miałem pod górkę, a o przedszkolu nie będę nawet wspominał. Paradoksalnie, to też jest sposób na poradzenie sobie z bólem. Dobre doświadczenia, które bym sobie przypomniał, obudziłyby większą tęsknotę za miłością, której miałem za mało. To z kolei rodzi jeszcze więcej bólu z powodu przeżytych porażek.

Nie ma dojrzałości bez prawdy. Dlatego warto popatrzeć na siebie i swoją przeszłość w sposób jak najbardziej realny – zarówno na blaski jak i cienie swojej historii. Drugi krok, to wzięcie odpowiedzialności. I choć nie da się zmienić tego, co się wydarzyło, to jednak można wziąć odpowiedzialność za to, co jest i za to, co będzie. To jak wygląda moja teraźniejszość i jak będzie wyglądać moja przyszłość zależy głównie ode mnie, nawet jeśli przeszłość mnie nie rozpieszczała.



Kryzys wiary – kiedy jest budujący, a kiedy nie?
Wychodzenie z takich schematów często prowadzi do kryzysu. Także do kryzysu wiary, bo za obrazem rodziny wali się obraz Boga. Bać się tego?

Absolutnie nie. Dojrzałość to umiejętność życia w świecie realnym, a nie wyobrażonym. A im bardziej odległy od realności jest nasz świat, tym bardziej cierpimy.

Kiedy zaczynam patrzeć realnie, mój złożony z iluzji dom chwieje się, a czasami całkowicie się rozpada. To bolesne, ale muszę wybrać: czy chcę doświadczać prawdziwego szczęścia, które jest możliwe tylko w prawdziwym świecie, czy wolę karmić się swoimi wyobrażeniami na temat siebie, innych, przeszłości, Pana Boga?

Kryzys zawsze buduje?

To zależy. Kryzys religijny nie zawsze jest budujący. Doświadczamy go, gdy coś w naszym systemie wiary się zachwiało. Mogę „bardzo mocno” wierzyć w Boga – czyli np. w to, że On się mną opiekuje i będzie rozwiązywał wszystkie moje problemy. Będę jednak niezadowolony, jeśli Bóg nie wpisze się w moje oczekiwania i nie zajmie się trudnością, tak jak tego oczekiwałem. Pojawia się kryzys mojej „mocnej” wiary. Myślę wtedy z wyrzutem: Panie Boże jak mogłeś, przecież się modliłem!

To już naiwność…

To się często zdarza. Ludzie mówią: „Przestałem się modlić, bo Pan Bóg mnie nie słyszy. Po co mam więc do Niego mówić?”. To chwieje w posadach moją niby „mocną” wiarę. Wtedy wszystko zależy od tego, co wybiorę. Jeżeli zobaczę naiwność swojej wiary, to kryzys może mnie doprowadzić do pogłębienia. Ale jeżeli pomyślę: „O nie! W takim razie rezygnuję z modlitwy, bo Bóg mnie nie słucha” – to nie stanę się bardziej dojrzały, ale „strzelę focha” i obrażę się na Boga, którego tak naprawdę traktowałem jak świętego Mikołaja.

Świętego Mikołaja, który ukoi moje smutki, rozczarowania i braki emocjonalne?

Tak, czasami domagamy się od Boga zdrowia, pracy, pieniędzy, a czasem liczymy na to, że nas weźmie na kolana, przytuli, powie, że jest bezpiecznie, zaopiekuje się nami i spełni wszystkie pragnienia przygłodzone w przeszłości. Taki Bóg super-rodzic pozostaje jednak Bogiem na moich usługach, potrzebnym, aby spełniać moje życzenia i leczyć moje biedy.

Dojrzałość polega na tym, że wierzę w Boga nie dlatego, że spełnia moje prośby, ale dlatego, że On jest prawdziwy i chcę Go spotkać.



Kiedy przebaczenie nie wyklucza złości
Jak przeżywać trudne emocje – złość, smutek, rozczarowanie, rozgoryczenie – do Boga, Kościoła, bliskich?

To zależy. Jeżeli złoszczę się na Pana Boga za to, że słońce schowało się za chmurami i leje jak z cebra, to moja złość jest wyrazem niezgody na rzeczywistość. Jeżeli zgodzę się na to, co jest i powiem sobie: „Dzisiaj pada deszcz. Miałem jechać na wycieczkę, ale w takim razie zostaję w domu”, to będę musiał przeżyć jakiś rodzaj straty. I to już jest prawdziwa emocja – smutek.

Czasami złościmy się na coś, na co nie mamy najmniejszego wpływu. Łatwiej jest przeżywać pretensje, złość i obwiniać Pana Boga, świat czy Kościół, zamiast przeżyć prawdziwe emocje, które się pod tym kryją. Pytanie więc brzmi: co ja tak naprawdę przeżywam?

A jeżeli naprawdę przeżywam złość? Powiedzmy, jestem zła na ojca alkoholika, a słyszę w Kościele, że powinnam mu wybaczyć i być „ponad” swoimi emocjami.

No tak, to jest złość wywołana przez krzywdzące zachowanie ojca.

A ojciec do tego jest bardzo religijnym katolikiem, który zawsze siedział w pierwszej ławce w kościele.

Jedną z oznak dojrzałej religijności jest umiejętność rozróżnienia pomiędzy obrazem rodziców, a Bogiem. Im dojrzalsza wiara, tym mniej widzę Boga przez pryzmat własnych rodziców i ich religijności.

Ale przechodząc do złości, zazwyczaj nieprawdziwe są te rady, które proponują alternatywę: „Masz przebaczyć, a nie złościć się na ojca” – czyli albo przebaczenie, albo złość. A przecież jest jedno i jest drugie.

Warto odważnie zobaczyć, w czym zostałem skrzywdzony – to rodzi słuszną złość. Nie dostałem tego, co ojciec powinien mi dać. Przekraczał granice, których nie powinien przekraczać. Taką złość trzeba zauważyć, przyjąć, czasami wyrazić. Kolejnym krokiem – często równoległym – jest przebaczenie. Ale „przebacz” nie znaczy „zapomnij” czy „zamieć pod dywan”. „Przebacz” to znaczy „uwolnij” – możesz oddychać pełną piersią, nawet jeśli w przeszłości spotkało cię wiele sytuacji, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Idź własną drogą.



Czy istnieją etapy dojrzewania w wierze?
O. Włodzimierz Zatorski w marcowym numerze „W drodze” tłumaczy, że nie ma jako takich jasnych i wzorcowych etapów dojrzewania w wierze. Zgadza się Ojciec?

Rzeczywiście, dzielimy różne sprawy na etapy tylko po to, żeby poradzić sobie z życiem, które nie jest jasno podzielone na kawałki.

Życie jest całością, w której przechodzimy proces dojrzewania. Nie przebiega on tak, jak byśmy sobie tego życzyli – modelowo. Idąc czasami musimy się cofnąć. Mamy różne tempo – raz idziemy szybciej, innym razem wolniej.

Czasem potrzebujemy odpoczynku i zatrzymujemy się, żeby przysiąść na ławce. Zdarzają się chwile stagnacji. Czasami przychodzi burza i musimy się schronić przed deszczem. Nierzadko trafiają się też przeszkody, które musimy pokonać albo ominąć.



*Tomasz Gaj OP – dominikanin, psycholog, psychoterapeuta. Współautor książki „Sankofa. Nie zmarnuj życia” – o owocach ze spotkania wiary z psychologią (książka została uznana przez portal granice.pl za najlepszą książkę katolicką 2018). Pracuje w Dominikańskim Ośrodku Formacji i Rozwoju TABGHA. Mieszka w Łodzi.



Dbajmy po prostu o ducha!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:47, 08 Lip 2019    Temat postu:

Uczeni z Uniwersytetu Kalifornijskiego potwierdzają, że post działa cuda w...

,,Post pozwala komórkom macierzystym na kontynuowanie i rozpoczynanie proliferacji oraz odbudowy całego systemu odpornościowego. Dobrą wiadomością jest także i to że ciało pozbywa się części systemu, który może być uszkodzony lub stary.’’ Prof. Valter Longo. Prof. Gerontologii i Nauk Biologicznych.

...

Glownie to dziala na dusze! Musi byc w intencji zwiazanej z Bogiem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy