Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ciemna noc depresji!
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:59, 01 Wrz 2017    Temat postu:

Kryzys wiary? A może wchodzisz w pierwszy etap nocy ciemnej?
Jakub Wiechnik | Wrz 01, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Noc ciemna zmysłów, noc ciemna ducha – jak je rozpoznać?


P
rzeżyłeś całkowite nawrócenie, a teraz modlitwa zaczyna nużyć i nic nie daje ukojenia? Jeżeli równocześnie towarzyszy Ci lęk przed utratą wiary oraz głęboka tęsknota za Panem Bogiem, to możliwe, że przechodzisz pierwszy etap nocy ciemnej. I prawdopodobnie nic w tym tekście nie przekona Cię, że jest to najlepsze, co mogło Cię spotkać!
Co to jest noc ciemna

Noc ciemna dotyka osoby, które poświęciły wszystko i zdecydowały się na całkowite nawrócenie. W pierwszych chwilach doznawały wielu duchowych przyjemności i sądziły, że będzie ich coraz więcej.
Czytaj także: Dzienniki Carmen Hernández. Świadectwo ciemnej nocy i zażyłości z Jezusem

Kiedy zostały ugruntowane na nowej drodze, Pan Bóg zgasił im dotychczasowe światło – pozbawił religijnych doznań. Ten etap wędrówki do nieba mistyka określa terminem „noc ciemna”.
Na duchowym haju

Święty Jan od Krzyża naucza, że duchowe fajerwerki służą przyciągnięciu uwagi ze świata i skierowaniu ku sprawom wiary. Neofita chodzi jakby był pijany Bogiem, modlitwa daje mu niemal cielesną rozkosz, pełni uczynki miłosierdzia z łatwością. Na tym etapie religijne zaangażowanie dostarcza ogromnego zadowolenia.

Ale to wszystko jest właśnie działaniem „pod wpływem” – myślimy, że jesteśmy jak Matka Teresa, a w gruncie rzeczy nasze duchowe sprawności są jeszcze nierozwinięte. Prawdziwa cnota świadcząca o świętości będzie mogła być zdobyta, kiedy niebo odbierze nam satysfakcję z działania. Wtedy okaże się, ile w nas słabości, pychy i innych wad.

Noc ciemna pozwala odróżnić dary Boga od niego samego i oczyścić motywację wierzącego. Neofita myśli, że im więcej duchowego haju, tym więcej Boga. Teraz ma szansę zrozumieć, że modlitwy nie mierzy się pobożnymi wzdychaniami, a raczej cierpliwością w znoszeniu znudzenia i braku pociechy.
Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej
Noc ciemna zmysłów: jak rozpoznać?

Aby to wszystko dobrze rozpoznać, św. Jan od Krzyża proponuje trzy znaki towarzyszące temu etapowi „mistycznego wtajemniczenia”:
Religijna oschłość – jeszcze chwilę temu modlitwa była fascynującym doświadczeniem, teraz przynosi jedynie frustrację, przychodzi dołujący brak sensu praktyk religijnych. Kończy się etap wydarzeń w stylu „Jezus na stadionie”, Pan już „nie mówi” na adoracji, a każde „Ojcze nasz” sprawia większy wysiłek niż przebiegnięcie maratonu.
Nic nie cieszy – duchowość przestała fascynować, ale nic innego się nie zaczęło. Gdyby oschłość wynikała z grzechu zaniedbania, to znajdowalibyśmy wiele radości w jakiejś świeckiej aktywności. Dlatego nie przechodzi nocy ciemnej ksiądz, którego modlitwa już nie cieszy, a bardzo cieszy kupowanie samochodów. Ciągły brak zadowolenia mógłby oznaczać także początek depresji, gdyby nie trzeci znak.
Tęsknota za Bogiem – bolesny niepokój, że zaczyna się cofanie do stanu sprzed nawrócenia. Towarzyszy temu dołująca myśl – „Nie służę Bogu!”. Dominuje pragnienie przebywania w ciszy, bez żadnych aktywnych praktyk religijnych. Nie chcemy już wracać do starych form, mamy przekonanie, że one już nie wystarczą – wiemy, że Bóg jest nieskończenie większy. Tak zaczyna się stan kontemplacji.

Po przejściu tego etapu staniemy się osobami postępującymi w wierze. Zobaczymy, jak wcześniej byliśmy zbyt pewni swojego nawrócenia. Ale noc ciemna zmysłów to dopiero preludium.
Głębsze oczyszczenie: noc ciemna ducha

Prawdziwa zabawa zaczyna się w nocy ciemnej ducha. Oczyszczenia są tu ekstremalne, ponieważ prowadzą bezpośrednio do zjednoczenia z Bogiem. Opuszcza nas całkowicie poczucie sensu modlitwy, wiary.

Dla dawnych świętych na ogół najgorsze było przeświadczenie znienawidzenia przez Boga. Czuli się potępieni na wieki. W naszych czasach najcięższa pokusa dotyczy braku sensu, nieistnienia Boga – pisze do swojego penitenta w jednym z listów benedyktyn o. John Chapman. W duchowym utrapieniu atakują natrętne myśli, że wszystko da się wyjaśnić mechanizmami przyrodniczymi, a cała religia, to tylko wirus umysłu.

Dla człowieka, który wcześniej miewał wręcz mistyczne spotkania z Bogiem i wszystko postawił, aby pójść za Nim, zanik poczucia wiary i narzucające się przekonanie o braku pierwiastka boskiego boli momentami jak zstąpienie do piekieł. Dlatego św. Jan od Krzyża mówi o czyśćcu na ziemi – jeżeli przejdziemy go tutaj, to po śmierci czeka nas już tylko niebo. A w życiu doczesnym – możliwie największe zjednoczenie z Bogiem.

Bo tak naprawdę noc ciemna nie jest spowodowana opuszczeniem przez Dobrego Ojca, ale Jego nadmierną bliskością. To ona oślepia tym bardziej, im bliżej On podchodzi.

...

Nie mylic z depresja ktora zreszta tez jest objawem podobnym i ma ten sam cel. Nie kazdy to przechodzi. Ja np. nie mialem ani nie mam dlugotrwalego poczucia zeby Boga nie bylo... Z drugiej strony tez nie mialem objawien czy jakichs olsnien. U mnie jest to rowne. Bóg nie musial mnie odciagac od Swiata bo nigdy nie bylem nim zachwycony! Raczej Bóg mnie do Siebie przybliza. Mam swiadomosc ze wszystko zmierza do Boga i ze Bóg to Nieskończone Dobro. Zatem to moze przebiegac bardzo powoli i łagodnie.
Wydaje mi sie ze to zalezy od osoby i bardziej to przechodza ludzie ktorym swiat bardzo sie podobal. Odrywanie boli. A poniewaz wiekszosc trzeba to doznanie jest wazne. Dlatego miejcie tego swiadomosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:36, 17 Wrz 2017    Temat postu:

Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii
Jola Szymańska | Wrz 16, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dlaczego Bóg nie uzdrawia z depresji w sekundę i czy wiara terapeuty ma znaczenie? O zaburzeniach psychicznych, z którymi chcemy poradzić sobie modlitwą, mówi Maria Krzemień – psycholog chrześcijański i psychoterapeuta.
Ksiądz, czy psycholog?

Jola Szymańska: Często masz wrażenie, że ludzie szukają pomocy w złym miejscu – we wspólnocie, u księdza, a potrzebują pomocy psychologicznej?

Maria Krzemień*: Czasami ktoś pyta, czy wystarczy, że pójdzie do księdza, bo wszyscy mówią, że „wystarczy spowiedź”. Po czym wypisuje mi listę swoich problemów, które ewidentnie wskazują na zaburzenie psychiczne.

Zdarza się też, że ludzie chcą załatwić swoje problemy modlitwą wstawienniczą. Albo szukają wspólnoty, w której będą mogli załatwić swoje problemy.

Może dlatego, że wierzą, że Pan Bóg ich uzdrowi?

No tak, wierzymy, że Pan Bóg uzdrawia. Ale łaska bazuje na naturze. Nie spotkałam się nigdy z tym, żeby Pan Bóg w jeden wieczór zrekonstruował komuś osobowość albo całkowicie uzdrowił z depresji. Chociaż wierzę, że i to jest możliwe.

Dlaczego w takim razie Bóg zasadniczo nie uzdrawia zaburzeń psychicznych podczas jednej modlitwy?

Mam koncepcję, że chodzi o to, żeby człowiek sam przeszedł przez proces uzdrawiania. W ten sposób Bóg go wychowuje, uczy, pozwala na naturalny proces wzrostu. Gdyby nas go pozbawił, pozbawiłby nas wzrastania. To tak, jakby zamienić dwulatka w dwudziestolatka i zabrać mu tym samym osiemnaście lat życia.
Czytaj także: Tajemnica Vivien Leigh. Gwiazda „Przemineło z wiatrem” zmagała się z chorobą dwubiegunową


Zaburzenia psychiczne

Wiara może czasem służyć budowaniu poczucia bezpieczeństwa w oparciu o system bezpiecznych zasad – kar i nagród.

Wychowywanie w oparciu o system kar i nagród może być pożywką dla zaburzeń o charakterze skrupulanctwa. Objawiają się tym, że ktoś liczy sobie grzechy, jest bardzo precyzyjny w rozliczaniu się, obserwuje swoje zachowania, analizuje, czy coś jest grzechem czy jeszcze nie, chodzi co chwilę do spowiedzi, mimo że księża odsyłają go mówiąc, że nie ma potrzeby.

Ciągłe poczucie winy, grzeszności, nieustanne wyrzuty sumienia mogą być objawem zaburzeń obsesyjno kompulsywnych, ale oczywiście nie muszą. Z kolei perfekcjonizm i poczucie, że Bóg oczekuje ode mnie bycia idealnym może nas wpędzić w depresję.

Po czym możemy poznać zaburzenie psychiczne?

Pierwszy objaw widzimy kiedy lęk, smutek, dezorganizacja życiowa i inne objawy psychiczne wpływają na to, że życie staje się dla mnie cierpieniem. Na przykład lęk istotnie utrudnia mi życie. Do tego stopnia, że przestaję chodzić do pracy, nie umiem wstać rano z łóżka lub zmobilizować się do działania.

Po drugie, przestaję normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Mam przychodzić do pracy, a nie przychodzę. Mam nie bić pasażera w tramwaju, a uderzę go, bo się zdenerwuję.
Czytaj także: Czego możemy uczyć się od osób bardzo wrażliwych?



Czym jest osobowość?

Hmm… to unikatowy zbiór cech każdego człowieka.

Można mieć „niekompletną” osobowość?

Nie chodzi o „niekompletność”, ale o pewną formę wahnięć na krzywej Gaussa – kiedy coś jest za duże albo za małe.

Załóżmy, że każdy z nas boi się, kiedy ma iść do całkiem obcego środowiska. Każdy z nas ma mniejszy lub większy stres w takiej sytuacji, ale niektórzy boją się tak bardzo, że nie wyjdą do obcych ludzi. Albo wyjdą, ale przez cały czas będą miały duszności, będą im się pociły ręce.

W prawidłowo ukształtowanej osobowości każdy z nas przeżywa różne emocje. Czasem się smuci, czasem się cieszy, czasem jest zły, czasem się boi. Czasem bardziej, czasem mniej. I to jest normalne.

Osoba, która ma zaburzoną osobowość przeżywa te emocje ponad miarę.
Czytaj także: Wstyd paraliżuje. Jak sobie z nim poradzić?


Przyjacielskie wsparcie a terapia

Jak pomóc osobie, u której podejrzewamy problemy z emocjami?

Najlepiej szczerą rozmową. Tego typu problemy często izolują i sprawiają, że takie osoby wycofują się z życia. Udają, że wszystko jest w porządku, a w domowym zaciszu cierpią. Warto powiedzieć jej, że widzimy że się z czymś zmaga i zapytać, czy rzeczywiście ma z czymś problem.

Jeżeli się otworzy i zacznie mowić, zawsze możemy zasugerować terapię. I po przyjacielsku wesprzeć – to będzie równie nieocenione.

„Gadanie o sobie obcej osobie” na terapii cokolwiek zmieni?

Terapia to coś znacznie więcej, niż tylko „wygadanie się”. Może pozornie z perspektywy pacjenta to tak wygląda, ale terapeuta pracuje z nim według konkretnej metody.

Nie chodzi tylko o mówienie, ale o budowanie relacji, w której dzieją się konkretne rzeczy i zachodzą konkretne mechanizmy.

Jako terapeuta wiem, dlaczego mówię pewne rzeczy, dlaczego poddaję pewne interpretacje, zadaję pewne pytania. Pacjentowi może się wydawać, że to zwykła rozmowa, ale dobrze prowadzona terapia nie jest zwykłą rozmową.

To także nie to samo co rozmowa z przyjacielem. Przyjaciel, który usłyszy naszą historię, może nas tylko przytulić i pocieszyć. Nie rozwiąże problemów i nie uleczy ran. W tym może pomóc terapeuta.

W uleczeniu ran?

Wiadomo, finalnie rany leczy Pan Bóg. Ale posługuje się terapią.


Czy wiara psychoterapeuty ma znaczenie?

W wyborze terapeuty warto kierować się jego wiarą?

Ja przede wszystkim patrzyłabym na kompetencje. Czy zrobił szkołę psychoterapii lub jest w trakcie tej szkoły. Czy jest pod superwizją. Czy, ewentualnie, ma certyfikat Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. To trzy rzeczy, które warto sprawdzić. Po czwarte, trzeba spotkać się z terapeutą i sprawdzić, jak nam się z nim rozmawia, czy czuję się bezpiecznie, czy będę się potrafił przed nim otworzyć. Jeśli tak, to naprawdę nie warto przejmować się, czy to osoba wierząca.

Dobry terapeuta nie będzie ingerował w wiarę pacjenta, ponieważ z założenia terapeuta ma być neutralny światopoglądowo i z zaciekawieniem przyglądać się światowi pacjenta, bez oceniania. Będzie oczywiście interpretował twoje religijne zachowania, ale doskonale, że będzie to robił! Ja jako wierzący psychoterapeuta też to robię.

Niektóre religijne zachowania są wplątane w nasze zaburzenia psychiczne. I trzeba je rozplątać. Tak samo, jak inne niewłaściwe zachowania.



*Maria Krzemień – psycholog, psychoterapeuta, autorka projektu Żyj po Bożemu, wspierającego rozwój chrześcijan.

...

Choroby po cos sa zatem nie prosze Boga aby ich nie bylo. Bo przeciez On wie lepiej. Nie moge zreszta narzekac bo nie choruje specjalnie duzo... Moze dlatego ze nie prosze aby nie chorowac Smile Co nie oznacza bezproblemowego zycia. Choroba to rodzaj problemu. Nie musi byc zaraz choroba aby czlowiek cierpial!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:28, 17 Wrz 2017    Temat postu:

Dopadają Cię lęki? Koniecznie przeczytaj najczęściej powtarzaną w Biblii radę
Patty Knap | Wrz 16, 2017

Gabriel King Photography | CC
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Ten kluczowy przekaz w Piśmie Świętym pojawia się aż 365 razy.

Wielu ludzi prawdopodobnie myśli, że najczęściej powtarzanym zdaniem w Biblii będzie coś na kształt: „Nie będziesz…” albo „Pamiętaj, aby…”, ewentualnie „Miłujcie się wzajemnie”.

Tak naprawdę najczęściej powtarzaną poradą w Starym i Nowym Testamencie jest: „Nie lękajcie się!”

Być może znasz niektóre fragmenty Pisma, w których ta pełna miłości zachęta się pojawia: na przykład, kiedy archanioł Gabriel nawiedza Maryję obwieszczając, że zostanie Matką naszego Zbawiciela. Albo kiedy Józef słyszy te słowa, dowiadując się, że będzie ziemskim ojcem Jezusa: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (Mt 1, 20).
Czytaj także: Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii

Kiedy Jezus miał już narodzić się w Betlejem, inny anioł pokazał się trzem królom (mędrcom) z tymi samymi motywującymi słowami.

Kiedy Zachariasz usłyszał, że jego żona poczęła dziecko w podeszłym wieku, był „przerażony” i „strach padł na niego”. Ale anioł mu powiedział: „Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan” (Łk 1, 12-13).

Tak naprawdę wiele, wiele razy oprócz tych bożonarodzeniowych wersów Biblia zachęca nas, aby się nie bać. Podczas przemienienia Jezusa na górze Tabor, uczniowie upadli na ziemię i byli owładnięci strachem. Ale Jezus podszedł do nich i dotknął ich, mówiąc: „Wstańcie, nie lękajcie się!” (Mt 17, 6-7).

Różne formy wyrażenia „Nie lękajcie się” powtarzane są w Biblii aż 365 razy!

Tak wiele naszych codziennych dużych i małych trosk związanych jest z jakimś rodzajem strachu przed tym, co będzie. Niepokój pożera sporo naszej energii: czy nic mu się nie stanie na tej wycieczce? Czy nie będzie miała wypadku samochodowego? Jakie będą wyniki badań? Czy jego uzależnienie się pogłębi? Czy kiedykolwiek będę w stanie przebaczyć mojemu rodzeństwu?

Czy robię to, czego Bóg ode mnie oczekuje w tej sytuacji? Czy podjęłam dobrą decyzję? Czy na pewno spotkam się z tymi, których kocham, w niebie? Niekończące się pytania, które krążą nam po głowie, a na każde z nich Bóg odpowiada, aby zwrócić się do Niego w modlitwie i zaufaniu.

W Apokalipsie (2, 10) czytamy: „Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał. Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani, a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia”.
Czytaj także: Boisz się, że Twoje małżeństwo będzie nieudane? Wypróbuj tych 5 ćwiczeń i… przestań się martwić

W Księdze Powtórzonego Prawa (31, 6) jesteśmy zachęceni, aby pokładać ufność w Bogu, bo On nie opuści nas, jeśli będzie na pierwszym miejscu w naszym życiu: „Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich, gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci”.

W Psalmie 27 otrzymujemy przypomnienie, że żadne ziemskie niepowodzenie nie może nas zniszczyć: „Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?”.

W Księdze Jeremiasza (1, Cool czytamy: „Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić» – wyrocznia Pana”. W Ewangelii wg św. Mateusza (10, 2Cool są słowa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”.

Łukasz (12, 7) mówi nam: „U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”. U Jana (6, 20) dowiadujemy się, że kiedy uczniowie zobaczyli Jezusa idącego w ich stronę po wodzie, On powiedział do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się!”

Św. Jan Paweł II rozpoczął swój pontyfikat od tego kluczowego przypomnienia: „Nie lękajcie się!”. Ten święty naszych czasów nieustannie przynaglał nas do przyjęcia pokoju, który daje nam Chrystus i do nieustannej ufności w Jego miłość i miłosierdzie.
Czytaj także: „Strach przed krzyżem jest naszym wielkim krzyżem”. Krzyż u świętych i błogosławionych

Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia

...

I to nie przypadek. Strach to przeciez odwrotnosc męstwa. Paralizuje wiekszosc ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:56, 12 Lis 2017    Temat postu:

Jak można pokonać przygnębienie? Wyniki nowych badań sugerują prostą sztuczkę
Caryn Rivadeneira i Joanna Kiszkis | 12/11/2017
Simone Becchetti | Stocksy United
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jest sposób na gorycz i mars na czole tak w pracy, jak i w życiu. Rozwiązanie jest bardzo proste: spróbuj się uśmiechnąć. Badania wskazują, że uśmiech to nie tylko zwykła uprzejmość, ale i sposób na okazanie empatii. Może wpływać na nastrój otoczenia i rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień.


K
ażdy wie, jak łatwo udziela się zły nastrój, zwłaszcza w małych, zamkniętych środowiskach, choćby w pracy. Wchodzisz na zebranie w świetnym nastroju tylko po to, żeby usiąść obok nadętej koleżanki, która marudzi, jak fatalnie zaczął się jej dzień.

Twój szef, wściekły na zawalony deadline, beszta wszystkich po kolei. Przed końcem zebrania sama będziesz się dąsać nie gorzej niż szef i koledzy, a potem, już przy biurku, nadal będziesz zdenerwowana i zdekoncentrowana: chandra dopadła i ciebie.

Dlaczego tak się dzieje? Czy można pokonać przygnębienie? Okazuje się, że owszem, jest sposób na gorycz i marsa na czole tak w pracy, jak i w życiu. Rozwiązanie jest bardzo proste – spróbuj się uśmiechnąć.


Jeden uśmiech może wszystko zmienić

Dość długo myślano, że mimika, zarówno zmarszczone czoło, jak i uśmiech, jest „zaraźliwa”. Współczujemy komuś i – czując to samo – przybieramy smętny wyraz twarzy.

Tymczasem dzieje się dokładnie odwrotnie. Według nowych badań Pauli Niedenthal i Adrienne Wood, psycholożek społecznych z Uniwersytetu w Wisconsin, najpierw instynktownie naśladujemy cudzy wyraz twarzy, co sprawia, że nasz mózg przypomina sobie sytuacje, w których nachmurzyliśmy się, a to z kolei powoduje, że w danej chwili odczuwamy smutek, frustrację i ból.

W skrócie: markotniejemy przy ponurym koledze, a współczucie pojawia się dopiero po chwili. Nasza „mimikra” – zmiana wyrazu twarzy, dopasowana do cudzej miny – powoduje, że w mózgu pojawiają się podobne uczucia. Nie odwrotnie.

Uśmiech zaś, choć początkowo wymuszony, wywołuje w mózgu dobre wspomnienia, które poprawiają humor, a nawet wydajność w pracy.

I na odwrót: kiedy widzimy kogoś wesołego, nasza twarz reaguje instynktownie, wysyłając do mózgu sygnał, żeby przypomniał sobie szczęśliwe chwile i zareagował radością.
Czytaj także: Siła pozytywnego myślenia, czyli jak przestać się zamartwiać


Co wpływa na Twoje emocje?

Wróćmy więc do tego zebrania z naburmuszoną koleżanką i ponurym szefem. Naśladując ich miny, działasz w dobrej wierze, próbujesz współczuć, wesprzeć czy choćby wysłuchać. Ale wpływa to także na twoje emocje i wywołuje reakcję łańcuchową, w wyniku której sama poczujesz się źle.

Co się stanie, jeśli spróbujesz pokonać ten odruch i wyjdziesz ze spotkania uśmiechnięta? Otóż uśmiech, nawet z początku wymuszony, przywoła radosne wspomnienia, a te z kolei poprawią ci nastrój i wydajność na cały dzień. W dodatku całkiem możliwe, że twój szef i współpracownicy zechcą cię naśladować i pozytywne wibracje się rozprzestrzenią.


Uśmiech ma moc

Uśmiechanie się, jak się okazuje, to niezła sztuczka. Nauka to udowodniła. Przypomina, że mamy „moc”, aby zmieniać nie tylko własne samopoczucie, ale także otoczenie – w pracy i w domu. Choć oczywiście okazywanie empatii to wspaniała rzecz, i nie należy z tego rezygnować, jako doskonały środek motywujący dla siebie i innych równie dobre jest uśmiechanie się.

A zatem: bądź życzliwy, bo każdy ma swoje Westerplatte. Czasami najprostszym sposobem na okazanie dobroci jest po prostu uśmiech. Zwłaszcza jeśli wiesz, że bliźniemu w tarapatach pomoże to przywołać radosne wspomnienia i nadzieję na lepsze jutro.



Radość można wyczytać z oczu,

pojawia się w słowie i geście.

Radości nie można zamknąć w sobie;

zawsze przenika na zewnątrz,

Radość jest bardzo zaraźliwa.



bł. Matka Teresa z Kalkuty

...

Zdecydowanie nie poddawac sie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:15, 14 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Nauka
Społecznościowa depresja może być groźna. Szczególnie dla nastolatek...
Społecznościowa depresja może być groźna. Szczególnie dla nastolatek...

Dzisiaj, 14 listopada (17:23)

Twoje dziecko spędza przed ekranem komputera, czy komórki kilka godzin dziennie? Nie lekceważ tego, przesiadywanie na portalach społecznościowych silnie zwiększa ryzyko depresji. Ostrzeżenia na ten temat publikują na łąmach czasopisma "Clinical Psychological Science" naukowcy z San Diego State University. Wyniki ich badań wskazują, że problem dotyczy szczególnie nastoletnich dziewcząt, u których może mieć dramatyczny wymiar.
REKLAMA

Przyrost liczby przypadków zaburzeń psychicznych wśród nastolatków jest alarmujący
/Boccabella/Oredia /PAP/EPA

Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazały, że w latach 2010-15 aż o 65 procent wzrosła liczba samobójstw wśród dziewcząt w wieku 13-18 lat. Tę zmianę można powiązać z przypadającym na te lata olbrzymim wzrostem czasu spędzanego przed ekranem, głównie na portalach społecznościowych. Objawy wskazujące na silną depresję, poczucie beznadziei i myśli samobójcze zgłasza przy tym blisko połowa nastolatek spędzających przed ekranem ponad 5 godzin dziennie, 28 procent tych, które spędzają mniej, niż godzinę.

W swojej pracy prof. Jean Twenge i Gabrielle Martin z SDSU oraz Thomas Joiner i Megan Rogers z Florida State University przeanalizowali wyniki badań ankietowych prowadzonych wśród ponad pół miliona amerykańskich nastolatków od 1991 roku. Uwzględnili też statystyki samobójstw, poblikowane przez U.S. Centers for Disease Control and Prevention. W ankietach pytano uczniów szkół średnich o ich podejście do życia, zajęcia i zainteresowania. W pytaniach o nastrój proszono o wskazanie, jak często mają wrażenie beznadziei, czy i jak często zdarza im się myśleć o samobójstwie. Przy opisie sposobu spedzania czasu interesowano się między innymi częstotliwością i czasem korzystania z komputera, urządzeń mobilnych, portali społecznościowych, pytano o czytanie książek i czasopism, oglądanie telewizji, wreszcie czas spędzany w gronie przyjaciół.

Wyniki tych analiz wskazują, że rodzice powinni dokładniej monitorować, ile czasu ich dzieci spędzają przed ekranem. Przyrost liczby przypadków zaburzeń psychicznych wśród nastolatków jest alarmujący - przyznaje Twenge. Nastolatki wyraźnie sygnalizują nam, że mają problemy i musimy potraktować to bardzo poważnie. Szczególne obawy budzi silny wzrost liczby przypadków samobójstw po blisko dwóch dekadach ich spadku. Nie sposób bezpośrednio wskazać przyczyn tego zjawiska, sugerowany przez autorów pracy związek z obserwowaną w tym samym czasie eksplozją zainteresowania portalami społecznościowymi jest jednak poważną hipotezą. Wcześniejsze badania pokazywały znaczenie przypadków cyberprzemocy, wszyscy zdajemy sobie też sprawę, że przeglądanie postów na portalach, gdzie wszyscy pokazują, jak świetnie im się życie udało, może prowadzić do rosnącej frustracji.

Gdy po raz pierwszy zauważyłam ten wzrost częstości problemów psychicznych, nie miałam pewności, co je wywołuje - przyznaje prof. Twenge. Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę deklarowany w tych samych kwestionariuszach sposób spędzania czasu, widzimy, że w latach 2010-15 znacznie wzrosła ilość godzin spędzanych przed ekranem, a zmalała liczba innych form aktywności. To była w tym czasie zdecydowanie najpoważniejsza zmiana w ich życiu, niekoniecznie korzystna dla zdrowia psychicznego. Twenge podkreśla przy tym, że często przyczyną depresji, czy myśli samobójczych są problemy finansowe, jednak w latach 2010-15 sytuacja gospodarcza w USA akurat ulegała poprawie.

Co ważne, oderwanie się od ekranu i portali społecznościowych, spotkania z przyjaciółmi, sport, czy aktywności religijne zauważalnie zmniejszały liczbę przypadków obniżonego nastroju, depresji, czy myśli samobójczych. Nie była też konieczna całkowita społecznościowa abstynencja. Badacze z Kalifornii i Florydy wskazują, że aktywność w sieci na poziomie godziny do dwóch godzin dziennie nie powinna być problemem. Lepiej jednak tego czasu nie przekraczać.
Grzegorz Jasiński

Facebook

...

Zawsze depresja jest grozna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:22, 23 Lis 2017    Temat postu:

Niezwykła nowenna do św. Ludwika Martin za osoby pogrążone w depresji
Thomas L. McDonald | 23/11/2017
Fair Use
Ludwik Martin na wózku inwalidzkim w ogrodzie posesji w Lisieux.
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Módlcie się tą niezwykłą nowenną za przyczyną taty św. Teresy z Lisieux! On sam pod koniec życia cierpiał na zaburzenia psychiczne.
Św. Ludwik też cierpiał na depresję

Święci Małżonkowie Zelia i Ludwik Martin prowadzili dom, w którym panowała wiara, miłość i radość. Wychowali pięć córek. Wszystkie zostały zakonnicami; jedną z nich była św. Teresa z Lisieux. Kiedy Zelia zmarła na raka piersi w wieku 45 lat, Ludwik został wdowcem i sam musiał opiekować się pięcioma córkami, w wieku od 4 do 17 lat.

Zapewnił im uporządkowane i stabilne życie, w którym było miejsce na gry, modlitwę i lekturę duchową. Jednak po pewnym czasie, prawdopodobnie na skutek przebytych wylewów, Ludwik Martin zaczął podupadać na zdrowiu psychicznym. Zachowywał się dziwnie i znikał niekiedy na całe dnie z domu.

Jego niezrozumiałe zachowanie i oddalanie się od domu stały się dla rodziny problemem. W końcu został oddany pod opiekę zakonnic prowadzących zakład opiekuńczy Dobrego Zbawiciela w Caen.

Ludwik Martin i jego rodzina przyjęli to wyzwanie z wiarą, uznając je za próbę, która ma ich oczyścić. W chwili większej jasności umysłu, Ludwik Martin zwierzył się swemu lekarzowi: „Wiem, dlaczego Dobry Bóg zesłał mi tę próbę: nigdy w swoim życiu nie doświadczałem upokorzeń, więc muszę przeżywać je obecnie”.

Tak pisała o tym okresie św. Teresa:

W Niebie będziemy odczuwać radość, myśląc o tych ciemnych dniach wygnania. Jednak mnie samej te trzy lata męczeństwa Tatusia wydają się najsłodszym i najbardziej owocnym okresem w naszym życiu. Nie zamieniłabym ich na najwznioślejszą ekstazę. Moje serce woła z radości za otrzymany tak bezcenny dar: „Cieszyliśmy się na dni, w których obdarzono nas cierpieniem”. Ten gorzki krzyż był dla nas bezcenny i słodki, a serca nasze wydawały westchnienia wdzięcznej miłości. Już nie kroczyliśmy, lecz biegliśmy, czy nawet wzlatywaliśmy ku doskonałości.


Nowenna – dzień 1

Św. Ludwiku, doświadczyłeś zarówno wielkiego szczęścia, jak i bezbrzeżnej rozpaczy, i w obu pozostałeś niezachwiany w wierze. Pomóż nam widzieć Boga w czas naszej próby, nawet wtedy, gdy powtarzamy za Psalmistą:

Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał?
Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze?
Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania,
a w moim sercu codzienną zgryzotę?
Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił? (Psalm 13)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 2

Św. Ludwiku, wraz z Zelią napełnialiście swój dom tak wielką miłością, że daliście światu świętych. Jednak największa nasza pobożność nie chroni nas przez utratą bliskich nam osób i towarzyszącym jej smutkiem. Powtarzamy wraz z tymi, którzy opłakują zmarłych i napełnieni są smutkiem:

Moja dusza nie zaznaje spoczynku ze zgryzoty: podźwignij mię zgodnie z Twoim słowem! (Psalm 119)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 3

Św. Ludwiku, doświadczyłeś próby zaburzenia umysłu. Zanieś nasze modlitwy do naszego Ojca Niebieskiego, aby w sercu i życiu naszym zapanował pokój.

Tyś dla mnie ucieczką: z ucisku mnie wyrwiesz, otoczysz mnie radościami ocalenia. (Psalm 32)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 4

Św. Ludwiku, Twoja córka Teresa doświadczyła głębokiej depresji, przechodziła okres utraty wiary, a nawet miała myśli samobójcze. Ty jednak pozostałeś dla niej wsparciem. Obyśmy my także okazywali wsparcie innym, pomimo przeciwności, których sami doświadczamy.

Skłoń ku mnie ucho, pośpiesz, aby mnie ocalić. Bądź dla mnie skałą mocną, warownią, aby mnie ocalić. (Psalm 31)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 5

Św. Ludwiku, niech nasi bliscy nigdy nie zapomną słów Twojej córki, św. Teresy: „Jedno słowo, jeden miły uśmiech wystarczają często, aby rozweselić jakąś smutną duszę”. Umacniaj moich najbliższych z problemami zdrowia psychicznego i osoby opiekujące się nimi.

Czemu jesteś zgnębiona, moja duszo,
i czemu jęczysz we mnie?
Ufaj Bogu, bo jeszcze Go będę wysławiać:
Zbawienie mego oblicza i mojego Boga. (Psalm 42)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 6

Św. Ludwiku, złączmy jak Ty swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa. Bądźmy blisko Niego niosąc nasz własny krzyż.

Pan jest blisko skruszonych w sercu i wybawia złamanych na duchu. (Psalm 34)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 7

Św. Ludwiku, w Twojej chorobie wspierała Cię z wielką miłością rodzina, przyjaciele i opiekunowie. Pomóż wszystkim wokół nas, obcym i znajomym, otworzyć oczy na cierpiących rozterki duszy. Daj nam otoczyć ich samarytańską miłością, opatrzeć ich rany i podnieść ich na duchu.

Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony,
przez cały dzień chodzę smutny.
Jestem nad miarę wyczerpany i złamany;
skowyczę, bo jęczy moje serce.
Nie opuszczaj mnie, Panie,
mój Boże, nie bądź daleko ode mnie!
Spiesz mi na pomoc,
Zbawienie moje – o Panie! (Psalm 3Cool

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 8

Św. Ludwiku, zaufałeś Panu, choć czasem mogło Ci się wydawać, że milczy w obliczu prób, których doświadczałeś. Obyśmy zawsze pokładali swą ufność w Miłosiernym Bogu, który nie zapomina o nas nigdy, nawet wtedy, gdy czujemy się najbardziej opuszczeni.

Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem. (Psalm 13)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen


Dzień 9

Św. Ludwiku, módl się za nami i za osobami pogrążonymi w depresji, przeżywającymi lęki i cierpiącymi na zaburzenia psychiczne oraz tymi, którzy służą im pomocą.

Widziałem jego drogi, jednak chcę go uzdrowić oraz go prowadzić,

i wrócić mu pocieszenie oraz jego płaczącym.

Wyleję słowo ust: Pokój, pokój dalekiemu i bliskiemu – mówi Wiekuisty,

i go uzdrowię. (Iz 57)

Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…

Amen

Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Na pewno pomoze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:55, 08 Gru 2017    Temat postu:

Kiedy Bóg wydaje się nieobecny… Jak znaleźć nadzieję i pomoc w depresji
Dena Deyr | 08/12/2017
Luca Pierro/Stocksy United
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Okres przedświąteczny nie dla wszystkich zawsze jest radosny. To czas, kiedy wszystko przeżywamy mocniej, intensywniej… Wiele z nas zmaga się z nieokreślonym smutkiem albo z depresją. Ona lubi teraz nawracać.


„To dla mnie zbyt wiele” – łkałam, ledwo łapiąc oddech. Moja mama podeszła i ostrożnie wyjęła maleńkiego Jordana z moich ramion. Tak, żeby mój mąż Carey mógł mnie objąć.

Zbliżało się Boże Narodzenie, 1999 rok. Razem z mężem i synkiem odwiedziliśmy moich rodziców. Niedawno zostałam zwolniona z terapii po kilku miesiącach walki z depresją poporodową. Zaledwie kilka tygodni wcześniej, w połowie listopada zmarła nagle na atak serca moja ukochana babcia. A teraz siedziałam na podłodze z Jordanem na kolanach i płakałam. Chwilę wcześniej Carey odebrał telefon z informacją, że córka bliskich przyjaciół zginęła w wypadku samochodowym.

„Nie poradzę sobie z tym” – powiedziałam, gdy Carey próbował mnie uspokoić. Czułam się całkowicie wyczerpana emocjonalnie, duchowo i fizycznie. Na następne dni pogrążyłam się w całkowitej mgle.


Świąteczna depresja. Jak sobie z nią radzić?

To było prawie dwie dekady temu, ale wciąż zdarzają mi się chwile, w których odczuwam tak głęboki smutek. Zwłaszcza w okresie przedświątecznym. Poczucie żalu nie zważa przecież na czas i ludzi.

Niezależnie, jakie stanowisko zajmujemy i jaki mamy stan cywilny – kobiety czują się zwykle obciążone oczekiwaniami i presją o tej porze roku. Zwłaszcza, jeśli w domu krucho z pieniędzmi. Co więcej, teraz często myślimy też o tych, których nie ma już z nami.

Mimo że wydaje się to sprzeczne z intuicją, czasami świąteczny czas wywołuje zupełnie przeciwne odczucia. Prawdopodobnie zaczynasz czuć się wtedy winna, że nie udziela ci się „duch świąt”. A to tylko pogarsza sprawę… Wesołe melodie, które rozbrzmiewają z głośników w sklepach brzmią jakby… drwiąco. Czujesz też, że miłość i pokój od Boga są przeznaczone chyba dla wszystkich, oprócz Ciebie.

Mogę podzielić się kilkoma wskazówkami, które pomogą Tobie lub bliskiej Ci osobie poradzić sobie ze świąteczną depresją. Tak jak pomogły mnie.
Czytaj także: Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii


1. Przyjmij pomoc

Jeśli czujesz, że toniesz, musisz wyciągnąć rękę do ratownika. Skonsultuj się z terapeutą, lekarzem lub kierownikiem duchowym. Szczerze opowiedz mu, jak okropnie się czujesz. Nie zatajaj, że myślisz o samookaleczaniu się i że nie możesz wstać z łóżka. Z wdzięcznością przyjmij pomoc, którą chcą ci zaoferować. Taka bezbronność wymaga odwagi, ale rezultaty – mniej izolacji, medycznej interwencji i terapii – są tego warte. Jeżeli pierwsza osoba, której powiedziałaś o depresji, nie potraktowała cię poważnie, nie przejmuj się, poproś o pomoc kogoś jeszcze.


2. Udziel pomocy

Przygotowywanie prezentów dla innych poprawia nastrój. Możesz pomyśleć też o wolontariacie, nawet na kilka godzin. Kiedy dajemy coś drugiej osobie, sami czujemy się szczęśliwsi.

Konsultant zarządzania Sharon Durling przyznaje: „Lubię chodzić do domu opieki i odwiedzać jego mieszkańców albo zabierać tam kilka osób na wspólne kolędowanie. To jest najlepsze! Chodzi o wyciąganie ręki do kogoś, kto być może jest w trudniejszej sytuacji niż ja. Takie osoby są wszędzie i nie jest trudno je znaleźć!”.


3. Otocz się Słowem

Podczas najgorszych miesięcy, przełączyłam radio na stację chrześcijańską, która przypominała mi o Bożych obietnicach. Przepisałam sobie także kilka wersetów biblijnych ze słowami „nadzieja” i „pokój” i porozwieszałam je w domu. Jedna kartka wisiała na lodówce, inna na przewijaku albo desce rozdzielczej samochodu. Fragmenty z Pisma Świętego pomagały mi skupić się na Bożych planach – co już mi dał? I co jeszcze ma dla mnie? To także pozwoliło mi zastąpić kłamstwa, w które wierzyłam (np. „Nie jestem dobrą mamą”, „Bóg nie może kochać kogoś takiego, jak ja”) odwieczną prawdą.


4. Nie oczekuj od innych, że Cię zrozumieją

Kiedy przechodziłam depresję poporodową, mój mąż był uroczy, ale zdezorientowany. Myślał, że będę w stanie sobie sama poradzić, ponieważ w jego rodzinie nikt nie doświadczał takiej choroby. Teraz, kiedy patrzy wstecz, uświadamia sobie, że mógł być bardziej wyrozumiały. Nie mogę mu nic zarzucić, ale byłoby miło, gdybym miała wówczas u boku człowieka, który współczuje, a nie tylko się przymila. Dlatego zawsze gorąco polecam grupy wsparcia i doradców. Obecność ludzi, którzy wspierają Cię, gdy jesteś w najgorszym momencie, przynosi ogromną ulgę.

Na kilka godzin w tygodniu powinnaś całkowicie się przed kimś otworzyć, wylać z siebie najgłębsze myśli i uczucia. Taka wolność uzdrawia.


5. Daj sobie łaskę

Wychodzenie z doliny depresji wymaga czasu i wysiłku. To może być nawet najtrudniejsza wyprawa w całym Twoim życiu. Kiedy tylko możesz, zajmuj się przyjemnymi rzeczami: weź kąpiel z bąbelkami i poczytaj w wannie magazyn, zrób pedicure, pooglądaj popularny serial.

Brak snu i czasu na odpoczynek w napiętym grafiku może tylko pogłębić depresję. Linda mówi: „Kiedy wszystko mnie przytłacza, daję sobie pozwolenie na łzy. Płaczę, dopóki się nie wypłaczę… A potem wyłączam swój umysł, idę do łóżka i mój nastrój uruchamia się ponownie”.

Opieka nad samym sobą jest czymś, czego nie wolno zaniedbywać. Zwłaszcza, gdy depresja atakuje. Zarezerwuj więc sobie masaż, przeczytaj powieść, idź na długi spacer. Kiedy odkryjesz, które czynności mają na Ciebie najlepszy wpływ, wykonuj je regularnie.

I w końcu: wiedz, że niezależnie od tego, co podpowiadają Ci Twoje emocje nigdy, przenigdy nie jesteś sama. Dobra wiadomość na Boże Narodzenie jest taka, że sam Bóg – Ten, który stworzył kosmos, stał się człowiekiem. Jezus opuścił niebieski tron, by pogodzić swoje dzieci skandalicznymi aktami łaski i miłosierdzia. Ojciec niebieski pragnie zamieszkać z Tobą i w Tobie.

...

To tez cierpienie wynagradzajace.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:22, 18 Gru 2017    Temat postu:

Nie ogarniasz codziennych obowiązków? Przeczytaj!
Zyta Rudzka | 18/12/2017
Casarsa Guru/Getty Images
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Życie to nie maraton, ale seria sprintów. Rzecz w tym, by pomiędzy jednym a drugim biegiem chwycić naprawdę głęboki oddech i mieć chwilę na wyciszenie.


O
la jest wulkanem energii, szybko mówi i gestykuluje po włosku. Ma 32 lata, jest żoną, matką i jak z dumą stwierdza: nauczycielką od fikołków.

Mój tata długo chorował i było z nim naprawdę źle. To wtedy zbliżyłam się do Boga. Znalazłam w Internecie wiele modlitw w intencji uzdrowienia. Uspokajały mnie również modlitwy z dzieciństwa, których nauczyła mnie babcia. Ale teraz, kiedy już wszystko jest dobrze, trudno mi się skupić. Łatwo się rozpraszam, myśli uciekają mi we wszystkie strony. Nagle orientuję się, że wcale się nie modlę, ale zamartwiam, czy wyrobię się jutro rano z gotowaniem obiadu, czy dyrektor będzie zadowolony z mojego raportu. Jak ja się wstydzę tego bałaganu w mojej głowie. Przecież postanowiłam sobie, że Adwent to będzie taki post dla duszy. Miałam się wyłączyć z banalnych spraw, odciąć od rutyny. Chcę się zwierzyć Panu Bogu i zawierzyć. Ale cały czas coś albo ktoś mi się wtrąca do tej rozmowy z Panem Bogiem.


Sposób na stres – duchowy GPS czyli medytacyjna uważność

W czasie choroby ojca Ola poznała siłę tego systemu nawigacji. Podkreśla, że to właśnie modlitwy dawały jej moc i dzięki nim tata wyzdrowiał, a ona przetrwała ten trudny czas.

Ale prośby o uzdrowienie to częściej petycje do Pana Boga, niż głębokie doświadczenie religijne, o jakich teraz marzy. Wcześniej motywował Olę strach, lęk, poczucie bezradności. Teraz trudno jej się wyciszyć. Chciałaby wejść na poziom duchowej kontemplacji, uruchamia duchowy GPS, ale już po chwili gubi drogę. Nie wie tak do końca, gdzie chce się udać. Na rozmowę z Bogiem, do kuchni, czy na dywanik u szefa?

Oczywiście, Ola wie, kto jest dla niej szefem wszystkich szefów, ale nie potrafi skupić się na swojej pobożności. Zamiast wyznania religijnego credo, pojawia się poczucie winy i wstyd. Zamiast wzmocnienia, samooskarżenia.
Czytaj także: Co robić, kiedy lęk, stres i smutek kierują nas w stronę lodówki?


Niekończące się codzienne obowiązki

Ola jest trenerką. Ale ona sama musi się nauczyć, jak wejść w modlitewne bloki startowe bez ryzyka kolejnego falstartu. Uważam, że może skorzystać z metod psychologii sportu.

– Bóg i sport? – pyta Ola z takim błyskiem w oku, jakbym ją właśnie faulowała.

– W zdrowym ciele, zdrowy duch, ripostuję i widzę, że ten prosty i stary jak świat argument zadziałał.

Ola opowiada, jak wygląda jej tydzień.

Chcę, żeby posłuchała się i zobaczyła, że funkcjonuje w trybie maratonu. Jak większość kobiet. W ten sposób uzależnia się od codziennego, stałego wysiłku.

Tymczasem zdrowe i harmonijne życie to nie maraton, ale seria sprintów – twierdzą psychologowie Jim Loehr i Tony Schwartz, uznane autorytety w dziedzinie zarządzania stresem i psychosomatyki oraz psychotrenerzy wielu gwiazd światowego sportu. To oni wymyślili pojęcie korporacyjny atleta i zaznaczyli, że stosuje się również do kobiet pracujących w domu, które wpadają w sidła niekończących się obowiązków.

W takim rytmie zawodzi zarządzanie stresem, wycieka z nas energia. Szybciej się męczymy, gorzej się koncentrujemy i mamy trudności z przełączeniem się z trybu wyczynowego na tryb konfesyjny. Lepsze skupienie uzyskujemy, pracując w trybie sprintów. Częściej odpoczywamy, skuteczniej się regenerujemy i szybciej się potem koncentrujemy. Również w praktykach religijnych.

Jeżeli nie potrafimy skupić uwagi na rozległych medytacjach, może warto zastanowić się nad realizowaniem swoich duchowych potrzeb w skromniejszym wymiarze czasowym. Bez przeżywania nadmiarowych wyrzutów sumienia.
Czytaj także: Wybaczam sobie i działam! To najlepszy sposób, by pójść wreszcie do przodu


Seria duchowych sprintów

Chyba nie dla wszystkich ta nazwa brzmi ładnie, ale czas poświęcony na duchowe skupienie nie jest przecież jedynym wyznacznikiem wiary. Są osoby, które doświadczają szczególnej łączności z Bogiem tkwiąc w korku w środku miasta, spacerując z psem, doglądając barszczu, czy szorując wannę. I deklarują, że te małe chwile medytacji nie tracą nic ze swojej podniosłości. Pozostają ważne, znaczące, bo są bardzo osobistym i intymnym wyrazem wiary.

– Ale przecież nie wszystko da się powiedzieć w krótkich rozmowach – naciska Ola.

Nawet z Panem Bogiem, zgadzam się i wspólnie rozważamy sposoby na poprawę uważności. Ola chce czuć duchowe uniesienie, a jest uziemiona przez małe i większe problemy. Oto jej główny problem.

A jakby tak między ziemię a niebo wprowadzić strefę przejściową? Taki „przedpokój duchowy”, gdzie mogłabyś zrzucić z siebie stresy całego dnia. I znowu takim idealnym odreagowaniem może być sport.

Możesz też pożyczyć od córki skakankę. Albo zrobić oldskulowe skłony. Wszystko, co spowoduje trwającą przez dwadzieścia minut zadyszkę, naturalnie i zdrowo odcina od kłębowiska zbędnych myśli. Prosta reguła: trzeba się zmęczyć, żeby odpocząć. Szukasz skupienia, nie używaj windy, zafunduj sobie trucht po schodach.


Klucz do sacrum

Idąc dalej za radą psychologów sportu, można wymyślić sobie gest, który stanie się mentalnym pstryczkiem włączającym tryb wyciszenia.

Na przykład: nieznacznie pochyl głowę i nałóż opuszki palców na zamknięte powieki. Kilkakrotnie połącz gest ze słuchaniem ulubionej muzyki, może być religijna, tak żeby wywołał pozytywne skojarzenie i utrwalił się. Po jakimś czasie gest, który stanie się nawykiem pomoże się zresetować nawet bez ścieżki dźwiękowej. Nawet właśnie w trudnej sytuacji, w stresie, w panice. Zawsze i wszędzie, kiedy poczujesz potrzebę modlitwy.
Czytaj także: Narodziny Boga kontra ajerkoniakowe latte – dlaczego święta nie muszą pachnieć cynamonem


Oddychanie w rytmie na cztery również nastraja duchowo

Nabierasz powietrza, licząc do czterech. Zatrzymaj powietrze w płucach odliczając do czterech. Wydech również do czterech. Cały cykl powtarzasz czterokrotnie. To może być właśnie ten twój klucz na otwarcie strefy modlitwy. Nawet kiedy stoisz w korku i czujesz, że jeszcze moment, a eksplodujesz furią drogową. A wtedy oddech i do czterech.

Ola przywołała chorobę jej ojca, jako istotny moment rozbudzenia się jej religijności. Warto, by pragnienia duchowe Oli nie miały swojego jedynego źródła w traumatycznych przeżyciach. Być może właśnie to jest ten nieuświadomiony faktor, który blokuje spontaniczność i witalność medytacji.

A jakby tak przywołać spotkania z dobrymi ludźmi, rozpoznać ważne sytuacje. Może i jest to miłe zadanie, ale wcale nie takie proste. Łatwo się przyzwyczajamy do osiągnięć i umiejętności. Pomniejszamy, czy wręcz zapominamy o dawnych sukcesach, bo przecież już ścigamy się o następne laury. Widzimy więcej niedostatków, ćwiczymy się w niezadowoleniu, wytykamy sobie różne potknięcia, a szkoda.
Czytaj także: 5 rzeczy, których nie powinnaś robić, gdy jesteś wściekła. Posłuchaj rad ekspertów


Doceń efekt terapeutyczny modlitwy dziękczynnej

Badania prowadzone przez profesora Roberta A. Emmons’a z Uniwersytetu Kalifornijskiego dowodzą, że osoby które potrafią być wdzięczne, lepiej funkcjonują emocjonalnie i społecznie. Mają więcej energii, są odporne na niepowodzenia, potrafią się lepiej mobilizować, nie uzależniają się od niszczącej rywalizacji.

Moment, kiedy „skanujesz” swoje życie, szukając jasnych punktów, nie ma nic wspólnego z wypieraniem problemów, to element higieny psychicznej. Dzięki takim momentom afirmacji możesz poczuć się szczęśliwsza, mniej podatna na stany lękowe, depresyjne i huśtawkę nastrojów. Dlatego warto ćwiczyć się w uważności. Mniej narzekać, więcej doceniać.

Ola poszukuje w Internecie modlitw i stara się w nich żarliwie odnaleźć. Ponosi porażkę, czuje wstyd i poczucie winy. A może inaczej. Prościej i bardziej od siebie.

Jest takie piękne francuskie przysłowie: Wdzięczność jest pamięcią serca.

– Czy pamiętasz za co dziś chcesz podziękować? – pytam.

Odpowiada mi jak to Ola, bardzo szybko, ale tym razem również z uśmiechem:

– Przecież to właśnie może być moja adwentowa modlitwa!
...

Stres prowadzi do depresji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:17, 31 Gru 2017    Temat postu:

Żal, przez który na chwilę zwątpiłam w obecność Boga
Małgorzata Rybak | 30/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Kończył się ogromnie ciężki rok, pełen doświadczeń i trudnych pytań. I chyba tego trudu nagromadziło się tak wiele, że na koniec miałam poczucie, że w wyczekiwany czas świąt nic się nie wydarzyło. Do mnie Bóg nie przyszedł. A nawet z rozmysłem mnie minął.
Ogromnie ciężki rok

Trwała moja dramatyczna walka o zdrowie, którego stan powodował ciągłe odraczanie decyzji o zaproszeniu na świat upragnionego trzeciego dziecka. Można polemizować, że trzecie to nie pierwsze i gdzie problem, jednakże rodzina większa niż 2+2 była moim wielkim marzeniem. Po przeszło dwóch latach walki o to – marzeniem wtedy nadal niezrealizowanym i jak się wydawało, nie do zrealizowania.

Moja wykonywana z oddaniem praca tego roku okazała się dziedziną tak pełną frustracji, rozczarowań i komunikacyjnych ślepych ulic, że również zostawiała niewielki margines nadziei i rozeznania, co dalej. Trwał pat naszej sytuacji mieszkaniowej.

Adwent był tak naprawdę dopiero czasem zbierania się po porządnym załamaniu nerwowym, jakie przyszło z wiosną 2013 roku i przeczołgało mnie jak żadne wcześniej doświadczenie. W końcu zaświtała nadzieja.
Czytaj także: Ks. Dziewiecki: Kryzys wiary zaczyna się zwykle od jednej, konkretnej sfery życia. Jak się chronić?


Trudne Święta

Jednak ani Wigilia, ani kolejne dni, nie wydawały się wnosić niczego z upragnionego ukojenia. Wieczorem drugiego dnia Świąt, w liście do zaprzyjaźnionego kapłana pisałam:

Trudne to były Święta. Właściwie to one odjechały, a ja zostałam na pustym peronie. Jak wtedy, gdy się czeka bardzo na czyjś przyjazd, serce mało nie wyskakuje z piersi, wszyscy wysiadają i jeszcze tli się nadzieja, a potem dróżnik daje sygnał i już wiadomo, że Pasażera nie było. Pan Jezus mnie minął.

Do stajenki weszło mnóstwo ludzi, wszyscy się cieszyli, a dla mnie nie było już w środku miejsca. Nikt z ważnych Osób nie szukał mnie wzrokiem, czy jestem. Okropne to jest uczucie. Przepłakałam wszystkie kolędy w kościele, mimo woli, bo kto lubi, jak makijaż się rujnuje. Nie pamiętam takich Świąt. Próbowałam mocno tłumaczyć sobie, ale nigdzie mnie to nie zaprowadziło.

Dochodzę do wniosku, że muszę być bardzo złym człowiekiem, bo przecież mówi się, że każdy zasługuje na Święta. Czegoś nie dopatrzyłam. A przecież cały czas mi wszyscy mówią, że sumienie mam skrupulatne (…). Więc się starałam. I teraz jeszcze Pan Jezus widzi, że ja się nie cieszę, a przecież powinnam. Musi Mu być przykro. Wie Ksiądz, jak z nietrafionym prezentem. Na ogół stać nas na to, by nie ranić czyichś uczuć, więc się uśmiechamy.
Czytaj także: Kryzys wiary? A może wchodzisz w pierwszy etap nocy ciemnej?


Usłyszany żal

Dziś myślę, że żal, który tego trudnego roku miał we mnie swą kumulację, wypłynął i chciał zostać przez Niego usłyszany. Dziś też już wiem, że Bóg nie obraża się na wyrażony w rozmowie z Nim gniew i ból. Że nie potrzebuje, byśmy go skrywali i by rozrywał nam serca. Chowany bardzo w moim, w końcu się pokazał. I przypisał Bogu nieobecność. Bo jak On może być obecny w moim życiu, kiedy wydarzało się w nim tyle cierpienia.

Wierzę głęboko, że On czeka na szczere wołanie, jakkolwiek byłoby „politycznie niepoprawne”. Że gdy wykrzyczymy w końcu swoje: „Jak możesz mówić, że mnie kochasz, skoro tak się w moim życiu dzieje?”, wchodzimy na głębiny spotkania z Nim. Nie jest ono możliwe, gdy staramy się być grzeczni i ułożeni, ale nasze serce mówi co innego. Gdy my wypowiadamy to, co w nas jest najgorętszą potrzebą i pytaniem, wtedy On odpowiada – ponieważ traktuje nas bardzo poważnie.

Na drugi dzień przyszła odpowiedź. Wiozłam w sobie te bolesne pytania po wrocławskiej ulicy. Włączyłam w aucie radio, z którego popłynęła akurat piosenka: Mówiłaś: wiem, nie jestem dzieckiem. Wiem, co jest dobre w moim życiu, a co nie. I dopadł Cię przeklęty ogień,
I ciągle pali, ciągle pali, niszczy Cię.

Mówiłaś: Bóg jest gdzieś daleko, na pewno nie wie, co w mym życiu dzieje się. Nie chciałaś wierzyć mi, że tamtej nocy właśnie dla Ciebie Boży Syn narodził się.

I wciąż Cię kocha, kocha, kocha, kocha nieprzytomnie.
I wciąż Cię kocha, kocha, kocha, kocha tak, jak nikt.*

Po policzkach potoczyły się łzy. I już wiedziałam, że przyszedł także dla mnie i do mnie. I że nigdy mnie nie opuszcza. I że rodzi się w największym opuszczeniu, w ciemności i pustce. Bo ukochał szczególnie to, co słabe i kruche – by nas ocalić swoją miłością.
Czytaj także: Potrafisz w każdym kogo spotykasz rozpoznać twarz Chrystusa?



* Piosenka o miłości, 40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach

....

I to jest wlasnie ,,noc ciemna". Nawet bezboznicy ja przechodza tylko tlumacza sobie falszywie ,,psychologicznie".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:20, 07 Sty 2018    Temat postu:

Bóg schodzi do mojej depresji i mówi: Kocham Cię, tu i teraz. Komentarz do Ewangelii
Ks. Łukasz Kachnowicz | 07/01/2018
Jeffrey Bruno | JTB | Aleteia
Words can't describe
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Tak się składa, że do tej mojej depresji także schodzi Jezus. Nie martwi się tym, co sobie pomyślą inni. Nie ma problemu, żeby zejść poniżej poziomu. Przecież On i tak już to zrobił: zszedł z Nieba na ziemię.


D
olina Jordanu, niedaleko ujścia do Morza Martwego – najniżej położony teren na kuli ziemskiej, czyli największa depresja świata. Właśnie tu schodzi Jezus, żeby przyjąć chrzest od Jana.

Od razu widzę się w Ewangelii chrztu Jezusa. Widzę się w tej depresji. Może dlatego, że naprawdę mam doświadczenie depresji. Może dlatego, że widzę, że jestem wiele metrów pod poziomem… nie morza, ale pobożności, moralności, wiary. Nawet nie jestem w punkcie zerowym, tylko pod nim.
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego

Mogę poudawać, jak faryzeusze, którzy stali wyżej i nie schodzili. Nie wypadało im tego zrobić. W Piśmie Świętym odpowiedni kierunek dla pobożnego Żyda to wstępowanie, wchodzenie pod górę. Tak się wchodzi do Jerozolimy, do Miasta Świętego.

Dolina Jordanu jest przeciwieństwem tego. Tu trzeba zejść i to nisko. No i faryzeusze mieli z tym problem. Trzeba zachować twarz, jakieś pozory. Przecież trzeba być autorytetem. Gdzież tam stanąć w korycie rzeki razem z innymi, którzy schodzili tam i wyznawali swoje grzechy. Jestem księdzem, nie wypada mi być słabym, nie wypada być pod poziomem, nie wypada schodzić. A jednak.

Tak się składa, że do tej mojej depresji także schodzi Jezus. Nie martwi się tym, co sobie pomyślą inni. Nie ma problemu, żeby zejść poniżej poziomu. Przecież On i tak już to zrobił: zszedł z Nieba na ziemię. Bóg, który schodzi nisko, do najniższych obszarów na świecie. W wyznaniu wiary mówimy nawet, że „zstąpił do piekieł”.

Co się dzieje nad Jordanem? Otwiera się niebo, zstępuje Duch Święty i daje się słyszeć głos Ojca: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”. Tak, w tej mojej depresji, On też sprawia, że słychać głos Ojca. Głos, który mówi mi, że mnie kocha i ma we mnie upodobanie.

To jest to, czego dzisiaj najbardziej potrzebuję: być kochanym na tym poziomie, na którym się dzisiaj znajduję. On naprawdę schodzi tam, gdzie ja jestem, staje obok mnie i mówi: Przyszedłem tu do ciebie, żeby powiedzieć ci jedno: Ja cię kocham, Ojciec cię kocha. Ale tu na tym dnie, a raczej pod dnem? Tak, właśnie tu. Zszedłem tu, żeby ci to powiedzieć.

Nie ma takiego poziomu i podpoziomu, na który ta miłość nie zejdzie. Nie mam pojęcia, czy wyjdę kiedyś ponad poziom zerowy, czy wygrzebię się z depresji. Dlatego dziś On po raz kolejny schodzi do mnie, żeby być Bogiem ze mną – Emmanuelem.
Czytaj także: Objawienie Pańskie: To święto tych, którzy poszukują i idą w ciemności. Komentarz do Ewangelii

I: Iz 55, 1-11
II: 1 J 5, 1-9
E: Mk 1, 7-11

...

Czlowiek przy Bogu jest depresja czyli minusem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:22, 16 Sty 2018    Temat postu:

Od psychotropów do wiary. Jak Bóg może pomóc w depresji?
Silvia Lucchetti | 16/01/2018

©Milly Gualteroni
Udostępnij 0 Komentuj 0
Szczere świadectwo Milly Gualteroni, popularnej włoskiej dziennikarki, która przez lata walczyła z depresją.

Młoda dziewczyna z lombardzkiej rodziny. Pracowita, inteligentna. Po latach wymagających studiów zostaje dziennikarką modową w Mediolanie. Pracuje dla czasopism glamour (publikuje między innymi na łamach Milano da bere). Sukces ma jednak swoją cenę…



Ból istnienia
Wyczerpujący tryb życia, rodzinne tragedie: samobójstwo starszego brata, niedługo potem także ojca – lekarza chorującego na raka, doświadczenie przemocy na tle seksualnym… Milly Gualteroni dopada depresja, która nie daje chwili wytchnienia. Nie działają żadne lekarstwa, żaden lekarz ani specjalista nie jest w stanie pomóc. Jedynym rozwiązaniem wydaje się jej samobójstwo. Jednak za każdym razem coś powstrzymuje ją w ostatniej chwili…

Tak mogłaby się zaczynać chwytająca za serce i wyciskająca łzy z oczu sentymentalna powieść dla kobiet. Ale nie o fikcję literacką tu chodzi, lecz o prawdziwe życie prawdziwej kobiety, która trzy razy chciała się targnąć na życie.

„Z depresji do wiary”, autobiografia Milly Gualteroni to szczere świadectwo kobiety, która powraca do wiary, na nowo odkrywa swoje człowieczeństwo, przyjmuje cierpienie, a w depresji odkrywa… powołanie.

Potrzeba odwagi, żeby w ten sposób się odsłonić. Silvia Lucchetti, dziennikarka włoskiej edycji portalu Aleteia postanowiła sama o to zapytać.



Depresja rodzajem powołania?
Silvia Lucchetti: W Twojej książce w pewnym momencie stawiasz sobie pytanie: a co, jeśli depresja jest pewnego rodzaju powołaniem? Jak to rozumiesz?

Milly Gualteroni: Depresja nie jest powołaniem, ale ta choroba może stać się pewną prowokacją, dzięki której usłyszymy Boże wołanie. To właśnie wydarzyło się w moim przypadku. Zrozumiałam, że cierpienie jest częścią życia, że ma swój sens i swoje znaczenie. Współczesny świat nie akceptuje cierpienia, nie przyjmuje tego, że cierpienie, podobnie jak życie, jest święte. Doświadczyłam tego, że ból przygważdża nas w teraźniejszości, natomiast ból, z którym jesteśmy pogodzeni, jeśli zaufamy Bogu, przenosi nas do wieczności. Depresja jest pewnym stanem, trudnym i dewastującym jak każda inna choroba. Jednak mając świadomość, że „wszystkie włosy na [naszej] głowie są policzone” nie możemy nie rozważyć możliwości, że cierpienie jest pewną okolicznością, okazją, jaka jest nam ofiarowana, nawet jeśli jej sens pozostaje niezrozumiały i niewytłumaczalny. Tutaj wkraczamy już w tajemnicę krzyża, wielki paradoks krzyża. W takim sensie również depresja może stać się narzędziem do pogłębienia przesłania Jezusa. Myślę, że nic tak nie uczy pokory i nie oddala pychy, jak depresja. Nic lepiej niż depresja nie uczy radykalnego ubóstwa. To choroba, która obnaża ze wszystkiego, sprawia, że doświadczasz ekstremalnej kruchości ludzkiej kondycji. Ale właśnie w tej wielkiej nędzy dostrzegłam tę potrzebę, którą przepełnione jest nasze serce, które, jak mówił święty Augustyn, jest niespokojne, póki nie spocznie w Bogu. Depresja może więc być pewną próbą, dramatycznym wyzwaniem, które pozwala nam odkryć kim jesteśmy, odkryć nasze człowieczeństwo stworzone na obraz i podobieństwo Boga. W takim sensie staje się (po)wołaniem.

Co jest trudniejsze: zaakceptowanie cierpienia czy życie nim?

Punktem zwrotnym na mojej drodze było to, że przestałam je odrzucać. Ale aby móc je zaakceptować, potrzebowałam poznać wartość i doświadczyć czym jest pokora, cierpliwość i nadzieja. Dopóki czujesz się panem swojego życia, nie przyjmujesz cierpienia, odrzucasz je jako coś niesprawiedliwego i nie do zniesienia. Jednak perspektywa zmienia się, jeśli zrozumiesz, że jesteś dzieckiem, ukochanym stworzeniem. Jeśli do tego udaje ci się zachwycić wszystkimi małymi cudami codzienności, uczysz się przyjmować i akceptować także ból. Uczysz się, jak go przetrwać.



Pogodzić się z Bogiem
Kiedy poczułaś, że w końcu coś się zmienia?

Burzliwe historie, o których opowiadam w swojej książce ostatecznie doprowadziły mnie na uzdrawiającą drogę poznania samej siebie, co było możliwe również dzięki wierzącemu terapeucie, otwartemu na przesłanie Chrystusa. Okazało się to fundamentalne, ponieważ moja depresja opierała się na błędnym sposobie myślenia, wypaczonej mentalności, która, ze szkodą dla mnie, ukształtowana została przez trudne doświadczenia przeszłości. Aby mogło się dokonać to uzdrawiające zejście do mojego „piekła”, niezbędne było zastosowanie wiedzy psychologicznej i duchowej. Udało mi się zmienić sposób postrzegania samej siebie w relacji do innych i w życiu ogólnie pojętym. Oczywiście, ta wielka przemiana była możliwa dzięki nawróceniu serca. Jak powiedział święty Jan Paweł II: jedynie Jezus może człowiekowi ukazać w pełni jego człowieczeństwo.

Piszesz, że w pewnym momencie jeden z twoich przyjaciół podarowuje ci księgę psalmów z dedykacją: „Kto wie, może mogłabyś rozważyć możliwość pogodzenia się z Bogiem…”.

Tragiczna śmierć mojego ojca i brata (który był dla mnie niemal jak drugi ojciec) były przyczyną mojego odejścia od Boga. Odnalezienie Go na nowo pozwoliło mi z kolei pogodzić się z nimi: moimi najukochańszymi i najbliższymi, straconymi, znienawidzonymi i ostatecznie odnalezionymi, na nowo pokochanymi. Odkryłam siłę przebaczenia, które, dzięki łasce Bożej, pozwala na pojednanie i uzdrawia rany.

Mówisz też, że wybrałaś czystość. Jak dzisiaj żyjesz?

Przez wiele lat szukałam „przyjemności, które daje ten świat” desperacko próbując wypełnić pełną cierpienia pustkę, jaką nosiłam w sobie. Zresztą, przyjemność płynąca z seksu jest prostą i natychmiastowo dostępną formą rekompensaty. Jest ona jednak dość złudna, jeśli jest celem samym w sobie. Tym, co zostaje jest smutek, o którym papież Franciszek mówi, że jest „przebrany za radość grzechu”. To radość kupiona za udawane relacje, które później pozostawiają po sobie wielką pustkę. Wybór czystości pozwolił mi odciąć się od nieuporządkowanego, chaotycznego i destrukcyjnego życia jakie wiodłam, szczególnie w wymiarze uczuciowym. Ostatnio miałam okazję poprowadzić spotkanie z parą amerykańskich naukowców dotyczące uzależnień seksualnych, które obecnie rozprzestrzeniają się po całej Italii (niepokojąca jest zwłaszcza popularność pornografii) głównie za sprawą internetu, który zalewa nas obscenicznymi treściami dostępnymi zupełnie za darmo. Zaskakujące było dla mnie zwłaszcza odkrycie różnicy na poziomie biochemicznym naszego mózgu pomiędzy stosunkiem skoncentrowanym tylko na osiągnięciu przyjemności, a tym wynikającym z miłości. W pierwszym przypadku wzrasta poziom dopaminy, co prowadzi do osiągnięcia orgazmu. Jednak po szczytowaniu, poziom hormonu gwałtownie spada pozostawiając frustrację, uczucie pustki, co popycha człowieka do powtarzania tego doświadczenia, prowadząc de facto do uzależnienia. Tymczasem, w przypadku relacji uczuciowej nie występuje ten gwałtowny spadek dopaminy, gdyż w grę wchodzi jeszcze oksytocyna, która sprawia, że uczucie przyjemności stopniowo maleje i pozostawia po sobie uczucie pełni. To coś naprawdę pięknego, ponieważ pokazuje prawdę o tym, że jesteśmy duszami wcielonymi. Jeśli stosunek płciowy jest wyrazem miłości do drugiej osoby, nasze ciało reaguje zupełnie inaczej.



Uzdrowienie
Jak wyglądała droga od terapii farmakologicznej do uzdrowienia?

Po spotkaniu psychiatry przekonanego o szkodliwości stosowania psychotropów w moim przypadku, zaczęłam je stopniowo odstawiać. Nie było to łatwe z powodu uzależnienia od tych lekarstw, również psychologicznego, jakiemu uległam. Warto zauważyć, że statystyki wykazują niespecjalnie wysoką skuteczność farmakologii w przypadku depresji. Zawsze istnieje ryzyko nawrotu choroby. Najlepsze rezultaty osiąga się w połączeniu z psychoterapią. A także, jak jestem przekonana, dzięki odnowieniu relacji z Tym, który nas stworzył, który nas podtrzymuje i zalewa swoją miłością, Tym który pokazuje prawdziwy sens naszego życia.

W książce wspominasz również o wielu wydarzeniach, w których doświadczyłaś namacalnie obecności złego ducha. Czy możesz nam o tym opowiedzieć?

W czasie kryzysów związanych z depresją zaczęłam dostrzegać obecność Złego, który wszedł w moje życie i wprowadził podział w moim sercu. W tym sensie spotkanie Jezusa mnie uzdrowiło, ocaliło mnie ofiarowując zbawienie, którego można doświadczyć już tu na ziemi. Odkrywając ogrom Bożej miłości moje serce zostało uwolnione od ciężaru grzechów, a potem napełnione na nowo tą radością, która rodzi się ze spotkania z Jezusem. Pojęłam znaczenie tego smutku, który katechizm definiuje jako zasmucenie ducha i skruchę serca. Dlatego jestem wdzięczna Kościołowi, który jest miejscem, gdzie mogę usłyszeć Jego Słowo i przyjąć Sakramenty; jest moim upragnionym portem po tej długiej, niespokojnej podróży po wzburzonym morzu.

Czy masz jakieś przesłanie, którym chciałabyś się podzielić z tymi, którzy wciąż walczą w tej bitwie, którą ty już wygrałaś?

Gdy miałam 20 lat i uważałam się za agnostyczkę sądziłam, że jedynym sposobem na konfrontację z otchłanią depresji są psychotropy. Potem odkryłam, że jesteśmy czymś więcej niż tylko mózgiem, na który składają się synapsy i zacinające się mechanizmy. Jesteśmy ciałem i duszą. Duszą, której nie jest dziś łatwo, która doświadcza pustyni i jest przytłoczona logiką życia prowadzonego tylko w wymiarze horyzontalnym. Jednak ta dusza, gdy tylko zaczyna oddychać Chrystusem, odnajduje prawdziwe życie. Wraca do relacji z naszym Bogiem, który jest miłosierny, zawsze gotów uchwycić naszą dłoń, aby wyciągnąć nas z naszych otchłani, nawet tych niewielkich przepaści życia codziennego, pod jednym tylko warunkiem, że my tę rękę do niego wyciągniemy. Każdemu, kto cierpi na depresję chciałabym powiedzieć, aby powierzył się Bogu i zaufał Mu. Aby nie patrzył na to cierpienie jak na udrękę, która od Niego oddala, ale jak na ograniczenie, ranę, przez którą może działać Jego miłość. Możesz być pewien, że po nocnych ciemnościach zawsze nadchodzi światło poranka.



Czytaj także: Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii
Czytaj także: Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?
Czytaj także: Bóg schodzi do mojej depresji i mówi: Kocham Cię, tu i teraz. Komentarz do Ewangelii


Tekst pochodzi z włoskiej edycji portalu Aleteia

...

Jest to rodzaj Drogi Krzyzowej z Jezusem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:38, 30 Sty 2018    Temat postu:

dziei i świat rozpada się na kawałki
Małgorzata Rybak | 30/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Ten tekst chciałabym zadedykować w szczególności osobom, które doświadczają długotrwałego stresu, spowodowanego okolicznościami, na których zmianę nie mają wpływu. Może to być doświadczenie śmierci bliskiej osoby, rozstania czy padnięcia ofiarą oszustwa lub agresji. Bezowocnych starań o dziecko. Lub sytuacji jakiejkolwiek innej dotkliwej straty czy niepewności odnośnie tego, co przyniesie jutro.

Gdy świat rozpada się na kawałki
Mam na myśli chwile, gdy znany dotąd świat rozpada się na kawałki, które odbierają poczucie bezpieczeństwa, sprawstwa i wpływu na rzeczywistość. Także te, które szczególnie uderzają w poczucie własnej wartości. I co ważne, nie trwają jeden dzień ani kilka tygodni, tylko ciągną się przez długie miesiące, a może nawet lata.

Piszę dla Was, którym znane jest aż nazbyt dobrze uczucie emocjonalnego wyczerpania, spowodowanego sytuacjami „bez wyjścia”. Takimi, gdzie poszliśmy już po radę wszędzie, gdzie się dało, odmówiliśmy wszystkie nowenny i koronki, wykonaliśmy wszystkie ćwiczenia umysłu, zalecane dla podtrzymania w sobie motywacji, nadziei i tego wszystkiego, co popularnie nazywane jest „trzymaniem się” czy „zbieraniem się do kupy”.



Współczująca miłość
Jasne, że nie da się przecenić w takich momentach tego, co dzieje się w sferze duchowej – zaufania i zostawienia Bogu przestrzeni do działania. Może to moment, by spróbować odkłamać obraz Boga – i w końcu, w tak niesprzyjających okolicznościach, wejść na głębiny relacji z Nim. W szczerym odsłonięciu serca, z całym bólem, jaki w sobie skrywa, możliwe staje się doświadczenie Jego bezbrzeżnej i współczującej miłości.

Im trudniejsze emocje, tym cenniejsze wsparcie płynące ze strony bliskich. Pomagają ludzie, którym można o swoich uczuciach opowiedzieć i próbować je zrozumieć. To ci niezwykli słuchacze, którzy nie żyją przymusem oceny ani udzielania rad. Którzy nie mówią, że „wola Boża” albo „a nie mówiłem”. Ewentualnie, że „ja na twoim miejscu już bym się pozbierał”. Być może cała sytuacja odkryje też nierozsupłane wątki, które potrzeba obejrzeć w terapii.

Czytaj także: Kiedy Bóg wydaje się nieobecny… Jak znaleźć nadzieję i pomoc w depresji


Jeśli możesz, rusz się
Pomaga w sytuacji „bez wyjścia”, czyli przy długotrwałym stresie, także zajęcie czymś głowy. Nauczenie się czegoś nowego, lektura, koncentracja na pracy koncepcyjnej, która zajmie myśli. Choćby ulga miała być tylko chwilowa, a przewlekły stres czymś, co zawsze w końcu wraca.

Chciałabym jednak wyjść poza te trzy sfery – ducha, emocji i intelektu – i wrócić do czegoś jeszcze bardziej pierwotnego i fundamentalnego. Do ciała. Skupienie się na nim pozwala wygasić i galopadę myśli, i emocjonalny ból, i duchowe rozterki. Długotrwały stres osłabia, obniża odporność i wpędza w stan depresyjnego bezruchu. Więc jeśli tylko możesz, rusz się. Włącz do swojego planu dnia bieganie, pływanie, taniec. Cokolwiek, co na ten moment jest dla Ciebie osiągalne.

Rusz się, nawet jeśli nie wierzysz, że warto. Po to, by okazać sobie samemu/samej wsparcie, miłość i szacunek. Na warsztatach dla kobiet mówię, że tyle troski, ile okażesz kondycji swojego ciała pokazuje, na ile naprawdę potrafisz wcielić w życie przykazanie „miłości siebie samego”. Przez ten czas, wyjęty z grafiku pracy, bycia dla innych i cierpienia, możesz cierpliwie być tylko ze sobą i dla siebie, dostarczając Twojemu ciału kluczowego elementu, bez jakiego nie jest w stanie być zdrowe ani wydolne. Ruchu.

Czytaj także: Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?


Oddech od trudnej sytuacji
Nie będę pisać o endorfinach i innych oczywistościach. Wystarczy wziąć sobie do serca prawdę, że to, co robimy z naszym ciałem wpływa na to, jak się czujemy psychicznie (choć łatwiej nam przyznawać rację wersji odwrotnej – że stan emocjonalny ma wpływ na naszą zdolność do działania).

Ostatecznie czas, który spędzisz na postawieniu sobie celu kondycyjnego i realizacji go (np. przebiec 20 km, zrobić 100 brzuszków czy nauczyć się układu tanecznego), będzie oddechem od męczenia się z sytuacją, w której na ten moment nie możesz nic zrobić. Wyrazisz w ten sposób swoje zaufanie, że Ktoś czuwa nad ciężarami, z którymi samodzielnie nie sposób sobie poradzić i nabierzesz fizycznych sił do szukania źródeł nadziei.

Nie czekaj, aż Ci się zachce. Zajmij się sobą jak małym dzieckiem, które trzeba zabrać na spacer. Daj sobie szansę poczuć się lepiej.

...

Tu nie ma sie co wymadrzac gdy jest sciana tu juz zostaje tylko Bóg. Ale oczywiscie lepiej wyjsc na powietrze np pojezdzic rowerem niz w dusznym mieszkaniu miec zawroty glowy bo to jest stan bliski omdleniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:32, 31 Sty 2018    Temat postu:

ku i odzyskuję kontrolę nad swoim życiem
Stephanie Young | 31/01/2018

Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Lękliwa od urodzenia, dobrze znałam uczucie strachu i paniki. Ale te ataki – to był całkiem nowy poziom gry. Spędziłam lata w strachu przed nimi. Aż zrozumiałam, że muszę zacząć inaczej o nich myśleć.

Pierwszy atak paniki przeżyłam w wieku 12 lat. Spociły mi się ręce, serce galopowało, cała się trzęsłam, miałam wrażenie, że świat wokół mnie rozjeżdża się na boki – i nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Wiedziałam tylko, że straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Po prostu groza.
Potem wizyty u lekarzy, niezliczone badania i diagnoza. Ulga, że w sensie medycznym nic złego się nie dzieje, ale i lęk, że to znów się powtórzy. Oczywiście, powtórzyło się. Wiele razy.

Dorastałam i zaczęłam to sobie układać w głowie. Te „zdarzenia” nie pojawiały się ot, tak. Zawsze był wyzwalacz – czynnik emocjonalny. Każdy incydent poprzedzało uczucie obezwładniającego lęku lub zdenerwowania. Ból w boku był dla mnie objawem zapalenia wyrostka, turbulencje w samolocie oznaczały nieuchronną katastrofę, i tak dalej.

Czytaj także: 8 sposobów, które pomogą Ci zwalczyć lęk


Gdy ataki paniki rządzą Twoim życiem…
Lękliwa od urodzenia, dobrze znałam uczucie strachu i paniki. Ale te ataki – to był całkiem nowy poziom gry. Spędziłam lata w strachu przed nimi. Bałam się nocować u przyjaciółek, jeździć na wycieczki czy w ogóle oddalać się od domu. Przestałam latać samolotami, używać wind, rezygnowałam z wyjazdów służbowych.

Psychiatra potwierdził w końcu to, co od dawna podejrzewałam: cierpiałam na lęk napadowy. Zapisał mi dwa rodzaje lekarstw i skierował na terapię behawioralną.

Choć zarówno leki, jak i terapia pomogły mi w wielu dziedzinach życia, nie zdziałały wiele, jeśli chodzi o skalę i częstotliwość moich ataków – przynajmniej nie tak, jak chciałam.

Życiowe wyzwania sprawiły, że znalazłam się w punkcie, w którym wszystko zaczęło dziać się na odwrót: tonęłam.

Czasami bałam się nawet wychodzić z domu – trzęsłam się na samą myśl o tym. Zbierałam się w końcu na odwagę, ale to nie było życie dla pracującej na pełen etat matki dwojga dzieci. Paraliżował mnie lęk przez znalezieniem się poza bezpieczną strefą własnego domu.
Czytaj także: Jak sobie radzę z lękiem przed oceną? Pomagają mi w tym 3 ważne pytania


Co to jest lęk napadowy?
Pewnego sobotniego poranka moi synowie poprosili, żebym zabrała ich do parku. Przerażona odmówiłam i powiedziałam, że boli mnie brzuch. Posadziłam ich przed telewizorem w nadziei, że to im wystarczy.

Leżałam na kanapie, przyglądając się, jak patrzą w telewizor. Co ja wyprawiam? Czym się stałam? Moi dwaj aktywni synowie chcieli spędzić piękny, sobotni ranek w parku ze swoją mamą, a ja reaguję w ten sposób? Dlatego, że boję się ataku paniki?

Tego dnia zdecydowałam, że nie będę już dłużej żyła w strachu. Zdecydowałam, że czas zacząć działać.
Postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego o lęku napadowym. Sądziłam, że gdy rozłożę całą rzecz na czynniki pierwsze, będę w stanie zapanować nad tym, co się ze mną dzieje.

Kiedy poznawałam anatomię lęku napadowego i zaczęłam rozumieć, co kryje się za moimi atakami, coś się we mnie zmieniło. Przesunął się mój punkt widzenia, doznałam szeregu olśnień. Zasady gry zaczęły się zmieniać.

Czytaj także: Najbardziej ryzykujesz, nie podejmując ryzyka


Zmiana 1 – Moje ataki paniki przychodzą mi z pomocą
Nie, to nie pomyłka. Wszystko sprowadza się do reakcji „walcz lub wiej” – wewnętrznego procesu, który przygotowuje nasze ciało na dostrzeżone niebezpieczeństwo. Innymi słowy, w ten sposób nasz mózg stara się nas ochronić.

Kiedy zaczęłam rozumieć to pojęcie, uświadomiłam sobie, że mój potwór lęku nie jest moim wrogiem. W ogóle nie jest potworem. Nie chce mnie zabić. To po prostu działanie ochronne mojego mózgu, który myśli, że właśnie mi pomaga.

„Lęk napadowy to naturalna reakcja somatyczna, która pojawia się bez uzasadnienia” – ta opinia psychologa Thomasa A. Richardsa z Social Anxiety Institute naprawdę do mnie przemawia.



Zmiana 2 – To część mnie. Akceptuję ją
Spędziłam wiele lat nie tylko w strachu przed wielką złą bestią, chciałam ją też pokonać. Za każdym razem, kiedy miałam atak, obiecywałam sobie, że więcej się to nie powtórzy.

Za każdym razem miał to być OSTATNI RAZ! Będę z tym walczyć ze wszystkich sił!

I znów niezawodnie nadchodził następny raz. Uczucie porażki, rozczarowania i klęski zjadało mnie żywcem.

Jak mogłam znów się poddać?

Ale dowiadując się o sobie coraz więcej zrozumiałam, że to samoponiżające zachowanie jest nieprawdopodobnie destrukcyjne i nieskuteczne. Spróbowałam innego podejścia: zamiast inwestować tyle emocjonalnej energii w obronę przed atakami, przyjmowałam to, co się działo, jako nieodłączną część siebie samej. Zdecydowałam, że przyjmę to i pokocham mimo wszystko. I zaprzyjaźnię się z tym.

Akceptując to „coś” jako część układanki, która czyni mnie – mną, przyjmując to z otwartymi ramionami, mogę żyć ze sobą w zgodzie.

Kiedy przestałam toczyć tę jałową walkę z czymś, co we mnie mieszka, ciężar stał się lżejszy.



Zmiana 3 – Nie jestem zagrożona
Atak paniki ma moc przekonania cię, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie – ale tylko tyle. „Podczas ataku z twoim ciałem dzieje się to samo, co wtedy, gdy rzeczywiście jesteś zagrożona” – mówi Richards. – „Różnica oczywiście polega na tym, że choć czujesz niebezpieczeństwo, naprawdę nic ci nie grozi”.

Faktem jest, że choć uczucie zagrożenia jest realne, prawdziwego niebezpieczeństwa nie ma. To było dla mnie wielkie odkrycie, mogłam pozwolić, żeby to się działo, a jednak nie bać się śmierci. Ta myśl działa na mnie uspokajająco: w czasie ataku mam o jedno zmartwienie mniej.

Dziś, kiedy czuję nadchodzący atak, po prostu kładę się i czekam. Mówię sobie, że to, co czuję, jest w porządku; że przejdzie. Daję sobie pozwolenie na lęk i pamiętam, że to tylko prosty mechanizm obronny. I oddycham.
Nie złoszczę się na siebie. Nie naciskam. Pozwalam, żeby to się wydarzyło.

Kiedy udaje mi się odeprzeć atak, cieszę się swoim osiągnięciem i poklepuję się po ramieniu. „Dobra robota” – mówię sobie. Kiedy się nie uda, zbieram się, otrzepuję, staram się nadal kochać siebie samą i żyć dalej. Nie nurzam się w żalu i wstydzie, nie patrzę w przyszłość z lękiem. Po prostu żyję. Tak czy owak – robię postępy.

Ciągle biorę leki, chodzę na terapię i zawsze będę miała skłonność do napadów lęku. Jestem – i zawsze będę – w trakcie pracy. Ale odczarowując swoje pojmowanie tego, co naznaczyło większość mojego życia, akceptując to i mimo wszystko kochając sama siebie, byłam w stanie ograniczyć władzę tych ataków nade mną i przejąć kontrolę. Choć każdy walczy po swojemu, ta metoda sprawdziła się u mnie.

Teraz, kiedy dzieci o coś mnie proszą, mogę im dać swoją niepodzielną uwagę – wolną i bez lęku.

...

To jest cierpienie w pelnym wymiarze!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:38, 24 Lut 2018    Temat postu:

POD LUPĄ
Depresja: cierpi na nią 1,5 mln Polaków. Co trzeba wiedzieć o tej chorobie?
Błażej Kmieciak | 23/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 51 Komentuj 0
„Depresja nie jest nagłą katastrofą – stwierdza Elizabeth Wurtzel. – Przypomina raczej nowotwór. Początkowo obca, wroga masa jest niedostrzegalna nawet dla uważnego obserwatora, aż tu nagle - trach! - okazuje się, że masz wielką, siedmiofuntową bulwę w mózgu, w brzuchu, w wątrobie i to coś, co twoje ciało wyprodukowało, naprawdę próbuje cię zabić”.

Poszukując informacji o depresji, bez trudu natrafiamy na liczne opracowania naukowe i publicystyczne. Równie łatwo dostrzec informacje zwracające uwagę, że zaburzenie to dotyka w istocie każdą grupę społeczną. Nie dotyczy też ono wyłącznie osób, którym np. życie nie układa się w sposób wymarzony.

Do doświadczania stanów depresyjnych przyznawał się zmarły kilka lat temu Robin Williams. Z jej powodu leczyli się również m.in. Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow czy Eva Longoria. Można powiedzieć, że w osób tych osób pojawił się stan, który nad nimi zapanował.

Czytaj także: Justyna Kowalczyk o depresji: wciąż potrzebuję mocnych leków, żeby zasnąć
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego


Czym jest depresja?
Czym zatem jest depresja? W podręcznikach z zakresu psychiatrii i psychologii klinicznej czytamy, że mowa tu o stanie emocjonalnym, w którym dana osoba doświadcza silnego uczucia niedowartościowania i bezradności; traci powoli siły umożliwiające jej podjęcie aktywności fizycznej lub psychicznej.

Pisarka Kaja Platowska tak opisuje w jednym z tekstów to schorzenie:

Schwytana w sidła własnych niepokojących myśli, upadająca, zupełnie sama, bezbronna, raniona, nieufna, chora, cierpiąca, pragnąca śmierci, uwięziona w błędnym kole depresji, torturowana przez własny umysł.
Refleksja ta w pełni pasuje do uwag klinicystów. Prof. Adam Bilikiewicz, prezentując w jednym z słowników psychiatrycznych przywołane schorzenie, podkreśla, że pojawia się w nim nie tylko smutek, ale również spowolnienie toku myślenia. Obniżonemu nastrojowi towarzyszy zburzenie uwagi oraz problemy z pamięcią, pojawiają się trudności ze snem, łaknieniem oraz zaburzenia życia popędowego.

Czytaj także: 8 fizycznych symptomów depresji – obserwuj uważnie siebie i swoich najbliższych


Depresja może prowadzić do śmierci
Depresja jest szczególnie niebezpiecznym schorzeniem. Postaci takie jak wspomniany Robin Williams czy Ernest Hemingway doskonale to uświadamiają – to właśnie objawy towarzyszące tej chorobie doprowadziły ich do podjęcia próby samobójczej.

Sylvia Plath, amerykańska poetka, pisarka i eseistka, również odebrała sobie życie. O depresji pisała w ten sposób: „Albo szybko wyzdrowieję, albo będę się staczała coraz niżej i niżej jak gasnąca gwiazda.” W innym miejscu opisała swoistą „drogę pogrążania się”:

Poczołgałam się z powrotem do łóżka i naciągnęłam prześcieradło na głowę. Ponieważ jednak przepuszczało światło, wtuliłam twarz w poduszkę, żeby stworzyć złudzenie, że jest noc. Zastanawiałam się nad tym, czy nie należałoby może wstać, ale nie mogłam znaleźć żadnego powodu. Nic na mnie nie czekało.
Jej refleksje doskonale pokazują, jak niebezpieczna dla życia jest depresja. Powszechnie wydaje się, że stan ten łatwo dostrzec, gdyż druga osoba jest smutna. Podręczniki psychopatologii oraz klasyfikacje chorób przypominają, że w stanie depresyjnym człowiek może nie tylko cały czas spać. Może również doświadczać bezsenności. Z jednej strony może odmawiać jedzenia, a z drugiej cały czas krążyć wokół lodówki. Aktywność może być spowolniona. Ale u części pacjentów widać jednak nadmiar chęci do działania.

Scott K. Veggeber przypomina w książce „Leczenie umysłu”, że w wypadku osób chorych na depresję mówimy o zaburzeniu śmiertelnym. Ok 15% pacjentów popełnia samobójstwo. Tę kliniczną obserwację oddają słowa Sylvii Plath:

dlaczego nie mogę spać, dlaczego nie mogę jeść, dlaczego nie mogę czytać i dlaczego wszystko, co inni ludzie robią, wydaje mi się idiotyczne, bo cały czas myślę o tym, że na końcu czeka mnie nieuchronnie śmierć.
W Polsce problem samobójstw sześciokrotnie częściej dotyczy mężczyzn niż kobiet, choć na zaburzenia depresyjne dwa razy częściej zapadają kobiety, a nie mężczyźni.



Ile osób choruje na depresję?
Elizabeth Wurtzel, pisząc o niebezpieczeństwach związanych z depresją, dostrzegła ciekawe zjawisko. Zdaniem tej amerykańskiej dziennikarki, pisarki oraz prawniczki, „Pragnienie zanegowania depresji własnej i cudzej jest w naszym społeczeństwie tak silne, że wielu ludzi uzna, że masz problem, dopiero w chwili, gdy fruniesz z okna dziesiątego piętra”.

To mocne stwierdzenie warto odnieść do aktualnych wyników badań. Okazuje się, że na depresję cierpi na całym świecie ok 350 mln osób. By oddać skalę tego zjawiska, warto uświadomić sobie, że liczba ta jest prawie równa ogólnej liczbie ludności zamieszkującej USA. W Europie choruje na nią ok 83 mln. osób – najwięcej w Islandii, Norwegii oraz Szwajcarii. W Polsce liczba ta wynosi 1,5 mln, z czego 800 tys. leczy się farmakologicznie. Największą grupę stanowią osoby między 30 a 59 rokiem życia.Według części szacunków, w problem depresji dotyczyć może ok 10 % populacji na świecie.



Leczenie choroby duszy
Sarah Kane, angielska dramatopisarka, która także zmarła w wyniku próby samobójczej, stwierdziła niegdyś, że „Nie ma na świecie takiego leku, który nadałby sens życiu”. J.K. Rowling w jednej z części Harry’ego Pottera, oczywiście trzymając się konwencji fantasy, opisuje podobny stan beznadziei:

Wystarczy zbliżyć się do dementora, a ginie nasze dobre samopoczucie, giną wszelkie szczęśliwe wspomnienia. Dementor to pasożyt, który gdyby tylko mógł, wyssałby z ciebie wszystko, co dobre, pozostawiając coś, co byłoby podobne do niego. Pozostawiłby w tobie jedynie najgorsze wspomnienia z całego życia.
Czy jednak faktycznie beznadzieja ta jest zawsze w stanie całkowicie pochłonąć jej ofiarę?

Ostatnie lata są okresem niezwykłego postępu w medycynie. Także w obszarze psychiatrii widać ogromne zmiany. Coraz częściej w psychofarmakoterapii mówimy o indywidualnym podejściu nie tylko diagnostycznym, ale i leczniczym. W terapii depresji nieustannie mówi się o dialogu, jaki nawiązują psychoterapia oraz farmakoterapia, która coraz rzadziej wiąże się z pojawieniem się silnych objawów ubocznych.

Z całą pewnością depresja jest chorobą duszy. To „nowotwór” inny niż wszystkie. Normalnie bowiem człowiek dowiadując się, że ma raka, zaczyna walczyć, chce uchwycić się czegoś, co przywróci mu sens, da mu nadzieję. Rak duszy objawia się natomiast całkowitą utratą nadziei. Depresja jest jednak coraz częściej pokonywana. Jak podkreśla Tomasz Jasturn, „Najgorszy jest pierwszy raz, bo nie wie się, co to jest. Po raz drugi, trzeci, jest już lepiej. Zaczyna się wiedzieć, że z tego się wyjdzie prędzej czy później. Wierzę, że za 20-30 lat powstanie lek, który zlikwiduje depresje całkowicie”. A może uda się trochę wcześniej?

...

To jest tez czesto brak Boga jednakze moze bycbyc to i silna choroba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:04, 22 Mar 2018    Temat postu:

ubiegunowa – jak z nią żyć?
Ewelina Dmitrowicz-Pieczyńska | 22/03/2018
CHOROBA DWUBIEGUNOWA
Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Obserwatorzy przecierają oczy ze zdumienia. Dziwią się, że nie odpoczniesz, tylko ciągle pędzisz. A w pewnym momencie czujesz, że nie tylko nie chcesz, ale nawet nie potrafisz już iść.

Choroba afektywna dwubiegunowa – jak się objawia?
Wyobraź sobie, że biegniesz. Szybko, coraz szybciej. Biegniesz już długo i w ogóle Cię to nie męczy. Narasta radość, ogarnia Cię entuzjazm. Masz tyle siły, że zaczynasz rozumieć, że możesz dobiec, gdzie tylko chcesz. Po drodze przybijasz ludziom piątki, wpadasz na świetne pomysły, opowiadasz o swoich planach, śmiejesz się, podnosisz szybko szpargały, które wypadły komuś z torby. Obserwatorzy przecierają oczy ze zdumienia. Dziwią się, że nie odpoczniesz, tylko ciągle pędzisz. „Nie ich sprawa” – myślisz. Masz duże możliwości, więc po prostu je wykorzystujesz.

W pewnym momencie dobiegasz do lasu i potykasz się o gałąź. Przewracasz się i turlasz w kierunku dołka. Wcześniej niewidocznego, nakrytego kolorowymi liśćmi. Leżysz. Nie potrafisz się podnieść. Wszystko Cię boli. Płaczesz. Masz pewność, że już nie wstaniesz. Leżysz tam bardzo długo. Ludzie zaczynają się dziwić, podchodzą i mówią, że dasz radę. Niektórzy wyciągają rękę, chcą pomóc. „Nie musisz przecież biec, po prostu chodź, tak jak my” – mówią. Ale Ty czujesz, że nie tylko nie chcesz, ale nawet nie potrafisz już iść.

Dwa powyższe obrazy to metafora, która przyszła mi do głowy po lekturze książki Złap równowagę. Jak dobrze żyć z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym? Jej autorzy przekonująco dowodzą, że zmagając się z chorobą, przy której istnieje tendencja do popadania w skrajności, można nauczyć się iść równym tempem.

Czytaj także: Depresja – kilka miesięcy jak jeden czarny dzień


Mania i depresja na zmianę
ChAD – choroba afektywna dwubiegunowa, kojarzona często z artystami, to zaburzenie psychiczne, które – w ogromnym skrócie – charakteryzuje się naprzemiennie występującymi epizodami manii i depresji. Mania to stan nadmiernego pobudzenia, euforii, w którym podejmuje się bardzo dużo aktywności, występuje tendencja do ryzykownych zachowań, czasem poczucie omnipotencji. Depresja – chyba wiadomo…

„Choroba afektywna dwubiegunowa to druga najczęstsza przyczyna niezdolności do pracy z powodów psychiatrycznych. Istnieje więc spora szansa, że albo jesteś w grupie ryzyka, albo znasz kogoś, kto w niej jest” – pisze Piotr Bucki, który w książce opowiada o swoich sposobach na dobre życie z dwubiegunówką, oraz Wojciech Pączek, psychiatra, którego Bucki zaprosił do współpracy.

Ich zdaniem „szukanie równowagi to fajne zadanie”. Idąc tropem ukutej wyżej metafory, można powiedzieć, że autorzy książki podają sposoby na to, jak nauczyć się zanadto nie rozpędzać i jak być na tyle ostrożnym, żeby nie potknąć się i nie wpaść do dołu. Okazuje się, że znalezienie lekarza, który postawi trafną diagnozę, i być może wypisze receptę na konieczne do stabilizacji nastroju leki, to za mało… Co jest potrzebne dodatkowo?

Czytaj także: Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?


Po pierwsze psychoterapia
Autorzy zalecają terapię poznawczo-behawioralną. Podkreślają wielką rolę świadomości i poznania siebie. Obserwowanie i analiza swoich myśli, emocji i reakcji na nie, pozwala nauczyć się wychwytywać te szkodliwe i nieprawdziwe odpowiednio wcześniej. Dzięki temu łatwiej nad sobą panować.

Po drugie dieta, sport i regularny sen. Czas na odpoczynek. Krótko mówiąc – zdrowy styl życia. Łatwo powiedzieć. Teoretycznie do tego wszystkiego dąży każdy z nas. Dla osób z ChAD, wyregulowanie swojego rytmu dnia, tygodnia, jest szczególnie cenne. Bucki zachęca do tego, by wybrać taką aktywność fizyczną, jaką lubimy. Nie trzeba zmuszać się np. do biegania. Ważne jest, żeby po prostu regularnie się ruszać. Dla jednych będzie to basen dwa razy w tygodniu, dla kogoś rowerek na siłowni, dla innych codzienny, dwudziestominutowy spacer. Interesujący jest też wątek diety prokognitywnej. Możemy dowiedzieć się czegoś o zasadach odżywiania korzystnego dla mózgu.

Po trzecie uważność. Bycie tu i teraz. Coś, czego brakuje w dzisiejszych czasach chyba nam wszystkim. Bo kto nie łapie się na rozpamiętywaniu przeszłości, zamartwianiu przyszłością i nie sięga po telefon, gdy tylko przyjdzie jakaś wiadomość? A lepsza jest przecież koncentracja na tym, co robię teraz, robienie tego dobrze. „Przekonały mnie wyniki badań dotyczące skuteczności uważności w redukcji stresu, zaburzeń lękowych i zwalczania myśli automatycznych” – czytamy. Każdy zaś na pewno miał okazję przekonać się, że lepiej się z kimś rozmawia albo łatwiej pracuje, gdy nie rozprasza nas ciągle choćby telefon, który trzeba odebrać albo na który co chwilę zerkamy.

Złap równowagę… to nie tylko poradnik i świadectwo życia mężczyzny żyjącego z dwubiegunówką, ale też zachęta do wytrwałej, cierpliwej, konsekwentnej pracy nad sobą. Rzecz warta uwagi.

...

Co czlowiek to depresja. Nie ma jednego modelu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:26, 30 Maj 2018    Temat postu:

Depresja u dziecka? 12 niepokojących sygnałów
Sabina Zalewska | 29/05/2018
DEPRESJA DZIECIĘCA
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Warto obserwować swoje dziecko, rozmawiać z nim i wspierać. Depresja to trudna choroba tak dla chorującego, jak i dla jego bliskich.

Depresja u dziecka – nic dziwnego
Nigdy nie zapomnę małżeństwa, które przyszło do mnie do poradni. Szukali pomocy. Ich córka miała depresję i dwie próby samobójcze za sobą. Była pod opieką specjalistów. Rodzice jednak nie mogli sobie wybaczyć, że nie zauważyli objawów u swojego dziecka. Obwiniali się, że mogli zadziałać wcześniej.

Nie jest to jednak takie proste. Trudno, nie będąc terapeutą, rozpoznać te charakterystyczne dla dziecka objawy. Rodzicom wydaje się wtedy, że to ich złe podejście wychowawcze powoduje zmiany w zachowaniu dziecka. Nie przypisywali tego chorobie.

Depresję stwierdza się u 2% dzieci (dotyka ona równie często dziewczynki i chłopców) oraz nawet u 8% nastolatków (częściej chorują dziewczęta). Szacuje się, że szeroko rozumiane zaburzenia depresyjne mogą występować u 20% nastolatków, a niektóre źródła podają, że objawy depresyjne stwierdza się u blisko co trzeciego nastolatka.



Depresja u dzieci – na co zwrócić uwagę?
WYCOFANIE Z KONTAKTÓW – wycofanie się z życia towarzyskiego, klasowego, szkolnego oraz znaczące ograniczenie kontaktu z rówieśnikami.



APATIA – objawia się utratą zdolności do przeżywania radości. Dziecko przestaje się cieszyć. Nic nie sprawia mu radości.



MYŚLENIE DEPRESYJNE – „wszystko jest bez sensu”, „i tak nic mi się nie uda”. Objawia się to także niską samooceną: „jestem beznadziejny/a, gorszy/a, nieatrakcyjny/a, głupi/a”. Pojawia się nieracjonalnie pesymistyczna ocena rzeczywistości, własnych możliwości, przyszłości.



PRZYGNĘBIAJĄCY SMUTEK – u dzieci i nastolatków bardzo często dominuje tu wysoka drażliwość. Dziecko łatwo wpada w skrajne emocje (złość lub rozpacz). Może demonstrować wrogość i agresję wobec otoczenia. Najczęściej prowokuje do zniechęcenia w nawiązywaniu kontaktu z nim.



NADWRAŻLIWOŚĆ NA KRYTYKĘ – nadmierna reakcja na uwagi. Dziecko reaguje rozpaczą lub dużą złością, nawet gdy zwróci mu się uwagę w bardzo delikatny sposób i dotyczy ona błahej sprawy.



POCZUCIE BEZUŻYTECZNOŚCI – pojawia się nadmierne obwinianie się nawet za te wydarzenia i okoliczności, na które nie ma się wpływu (np. za konflikt między rodzicami, nieporozumienia w klasie, złe samopoczucie przyjaciół).



ZNIECHĘCENIE – znaczące ograniczenie lub zaprzestanie aktywności, które wcześniej były ważne lub przyjemne (np. zabawa, hobby, spotkania z rówieśnikami). Może także pojawić się niechęć do podejmowania codziennych obowiązków lub zupełne ich zaniechanie. Bardzo często dzieci odmawiają porannego wstawania, chodzenia do szkoły, wychodzenia z domu, a w skrajnych przypadkach – ze swojego pokoju. Zaniedbują higienę osobistą, naukę.



UCZUCIE NAPIĘCIA WEWNĘTRZNEGO – pojawia się wtedy uczucie niepokoju. Często zaburzeniom depresyjnym towarzyszy lęk – niemal nieustający, o stałym nasileniu, nieokreślony – trudno wskazać przyczynę lub obiekt takiego lęku. Dziecko powtarza: „sam nie wiem, czego się boję”.



IMPULSYWNE DZIAŁANIA – pojawiają się nieprzemyślane działania i uzasadnienia typu: „i tak na niczym mi nie zależy”. Dziecko zaczyna pić alkohol, stosować środki psychoaktywne (narkotyki, „dopalacze”). Robi to często w celu złagodzenia lęku, napięcia i smutku.



DZIAŁANIA AUTOAGRESYWNE – do tych działań zaliczamy ostatnio często obserwowane: samookaleczenia (rozmyślne uszkadzanie swojego ciała przez cięcie się ostrymi przedmiotami, przypalanie zapalniczką, papierosem, drapanie, gryzienie i tym podobne), rozmyślne zadawanie sobie bólu, zażywanie w nadmiarze leków w celu „zatrucia się” (ale nie w celu odebrania sobie życia).



MYŚLI REZYGNACYJNE – myśli typu: „życie jest bez sensu”, „po co ja żyję” oraz fantazje na temat śmierci: „co by było, gdybym umarł?”, „innym byłoby lepiej, gdyby mnie nie było”.



MYŚLI SAMOBÓJCZE – objawia się to rozmyślaniem, fantazjowaniem na temat odebrania sobie życia. Pojawiają się także tendencje samobójcze, to jest planowanie lub czynienie przygotowań do popełnienia samobójstwa, a w skrajnych przypadkach – próby samobójcze, czyli podejmowanie bezpośrednich działań mających na celu odebranie sobie życia .

Opisane tu objawy należą do tych najbardziej charakterystycznych. Warto obserwować swoje dziecko, rozmawiać z nim i wspierać.

Jeśli zaobserwowaliście u dziecka któryś z opisanych objawów, warto skorzystać z konsultacji u specjalisty. Depresja to trudna choroba tak dla chorującego, jak i dla jego bliskich.

...

Wazne aby wykryc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:53, 09 Cze 2018    Temat postu:

„Niech nic cię nie smuci”. Modlitwa św. Teresy z Avila na wszelkie lęki i niepokoje
Philip Kosloski i Redakcja | 07/06/2018
SAINT THERESA OF AVILA
Public Domain
Udostępnij 566
Jest też muzyczna wersja tej pięknej modlitwy. Posłuchaj.

Wszyscy doświadczamy lęków w codziennym życiu. Może to być lęk przed prezentacją, którą mamy zrobić w pracy lub w szkole, albo lęk przed utratą kogoś bliskiego. Ale jakikolwiek lęk lub niepokój by Cię dopadał, Bóg zawsze jest blisko i ma moc dźwignięcia tego ciężaru.

Czytaj także: Boisz się raka piersi lub znasz kogoś, kto choruje? Te dwie modlitwy są dla Ciebie
Przecież Jezus sam powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 2Cool.

Bóg chce dla Ciebie pokoju, a jedną z najskuteczniejszych dróg odnalezienia pokoju jest wzywanie Jego pomocy. On chce Ci pomóc, ale Twoje serce musi być otwarte na to boskie wsparcie.

Św. Teresa z Avila napisała przepiękny tekst, który od stuleci służy ludziom jako modlitwa. Jest prosta i krótka. Jeśli czujesz lęk lub niepokój, weź te słowa jak swoje, otwórz serce na Boże działanie. A potem do słów św. Teresy możesz spokojnie zacząć dokładać swoje własne.



Modlitwa św. Teresy z Avila
Niech nic cię nie smuci,
niech nic cię nie przeraża.

Wszystko mija,
lecz Bóg jest niezmienny.

Cierpliwością osiągniesz wszystko,
a temu, kto posiadł Boga, niczego nie braknie.

Bóg sam wystarczy.



Istnieje również muzyczna wersja tej modlitwy. To kanon Taizé: w hiszpańskim oryginale zatytułowany „Nada te turbe”, a w wersji polskiej – która nie jest dosłownym tłumaczeniem oryginału – „Niczym się nie trap”. Muzyka: Jacques Berthier.

Wersja hiszpańska

Nada te turbe nada te espante;
quien a Dio tiene nada le falta.
Nada te turbe, nada te espante;
sólo Dios basta.





Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj



Wersja polska

Niczym się nie trap, niczego nie bój,
Bogu zaufaj, nic ci nie grozi /2x
Bóg miłością jest.

Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj

Nie bedzie linku do youtube bo wycinaja wartosciowe teksty.

...

Na depresje!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:48, 07 Lip 2018    Temat postu:

Świat na czarno, czyli depresja nastolatków. Jak im pomóc?
Agnieszka Huf | 05/07/2018
DEPRESJA NASTOLATKA
Shutterstock
Udostępnij
Depresja nie jest chwilowym dołkiem, przejściowym obniżeniem nastroju czy sposobem na wymiganie się z obowiązków, ale poważną chorobą, która nieleczona może prowadzić do śmierci.

Wpadasz do głębokiej studni…
Kolejny czarny tydzień. Świat doprowadza cię do szału, wolisz więc zamknąć się w swoim pokoju. Siedzisz tam, gapiąc się w ścianę i myśląc, jaki jesteś beznadziejny. Jeszcze niedawno piątkowy uczeń – teraz zbierasz pałę za pałą. Zaczynasz odpuszczać sobie szkołę – i tak nic ci nie wychodzi. Zresztą rano nie potrafisz wstać z łóżka.

Rodzice krzyczą, że jesteś leniem, a ty po prostu nie masz siły otworzyć oczu… A kiedy już docierasz na trzecią lekcję i tak nie umiesz na niczym się skupić. Masz wrażenie, że twój mózg się wyłączył i nie potrafi nic zapamiętać. Jeszcze niedawno byłeś orłem z matmy – teraz obliczenie banalnego zadania jest ponad twoje siły. No tak, przecież jesteś do niczego… Nauczyciele pytają, co się z tobą dzieje, a ty wybuchasz stekiem wyzwisk. Rodzice wezwani do szkoły – który to już raz? Próbują rozmawiać, ale ciebie złości to jeszcze bardziej, wrzeszczysz na nich, a potem dołujesz się, że jesteś dla nich ciężarem.

Wszystko, co najgorsze, dzieje się przez ciebie. Może jeśli wymierzysz sobie karę, będzie choć trochę lżej? Bierzesz żyletkę i przecinasz skórę, głęboko, jeszcze głębiej. Ból przynosi ulgę, ale tylko na moment – po chwili znowu czujesz się jak śmieć. Koledzy odsuwają się od ciebie – nawet cię to nie dziwi, po co zadawać się z takim zerem? Jeszcze czasem próbują wyciągnąć cię do kina albo na miasto, ale ty nie masz ochoty. Treningi też już odpuściłeś – nie masz siły biegać za piłką. Masz wrażenie, że wpadasz do głębokiej studni. Wszystko, co dobre w twoim życiu to już przeszłość, przed tobą ciemność i pustka. Nie widzisz nadziei. Masz 15 lat…



To nie dołek, to depresja
Słowo „depresja” zadomowiło się w słowniku wielu z nas. „Mam deprechę” – rzucamy, mówiąc o słabszym dniu, dołku emocjonalnym czy okresowym spadku nastroju. Z tego powodu depresja bywa bagatelizowana – traktowana jako mądre słowo opisujące rzeczywistość znaną każdemu. Tymczasem depresja jest chorobą, dotykającą coraz młodszych ludzi. Chorobą, która nie sprowadza się do gorszego samopoczucia przez dzień czy dwa, ale powoduje ogromne cierpienie, którego nie da się pokonać siłą woli.

Szacuje się, że ok. 15 % nastolatków cierpi na depresję, a cechy depresyjne mogą pojawić się nawet u co trzeciego z nich. Jest bardzo demokratyczną chorobą, może dotknąć biednego i bogatego, klasowego outsidera i gwiazdę, najlepszego ucznia i przeciętniaka. Pojawia się, kiedy dojdzie do splotu wielu czynników, wśród których wyróżnia się biologiczne, czyli podatność genetyczną lub nieprawidłowości w działaniu neuroprzekaźników, psychologiczne – samoocenę czy umiejętność radzenia sobie ze stresem, oraz środowiskowe, takie jak sytuacja rodzinna, relacje rówieśnicze, niepowodzenia szkolne. Psychologowie i psychiatrzy zgodnie stwierdzają, że na rosnącą liczbę nastolatków z depresją ogromny wpływ ma współczesny kryzys rodziny.

„Dzieciaki czują się bardzo zagubione, samotne – mówi dr n.med. Ksymena Urbanek, specjalista psychiatrii dzieci i młodzieży. – Nie mają oparcia w rodzicach, którzy w myśl nowoczesnego wychowania starają się wychowywać dzieci po partnersku. Tymczasem 15- czy 16-latek potrzebuje jasno wytyczonych granic i rodziców, którzy są autorytetami”.

Do tego dochodzi rosnąca presja na osiągnięcie sukcesu, zmiany w wyglądzie, konieczność podejmowania pierwszych życiowych decyzji, problemy w relacjach z rówieśnikami, walka o pozycję w grupie… W efekcie w zachowaniu młodego człowieka zachodzą zmiany – pojawia się agresja, drażliwość, pogorszenie wyników w nauce, porzucenie zainteresowań, apatia, bezsenność lub nadmierna senność czy dolegliwości ze strony ciała – bóle głowy, brzucha, kłopoty z trawieniem. Wszystkie te objawy okresowo występują u większości nastolatków, ale jeśli trwają dłużej niż 3-4 tygodnie, należy koniecznie poszukać pomocy specjalisty.



Nie bój się specjalisty!
Niestety, słowo „psychiatra” nadal wywołuje negatywne skojarzenia – oczami wyobraźni widzimy zaraz sceny jak z „Lotu nad kukułczym gniazdem” i pacjentów otępionych lekami, przywiązanych do łóżek. Tymczasem rzeczywistość jest inna – leki nie zmieniają osobowości pacjenta ani nie otumaniają go, za to pozwalają pokonać najpoważniejsze objawy.

„Nie każdy pacjent wychodzi ode mnie z receptą – podkreśla dr Urbanek. – Najważniejsza jest psychoterapia, czasami także terapia rodzinna. Duże znaczenie ma także wsparcie środowiska, dlatego w mojej pracy ważna jest psychoedukacja. Im wcześniej podejmie się leczenie, tym jego skuteczność jest większa”.

Wczesna reakcja jest niezwykle istotna, bo nieleczona depresja prowadzi do samobójstw. Według danych udostępnionych przez policję w 2017 roku doszło do 730 prób samobójczych dokonanych przez osoby w wieku 7-18 lat, 116 z nich zakończyło się śmiercią.

Do depresji świetnie pasuje powiedzenie „lepiej zapobiegać niż leczyć”. Profilaktyka zaczyna się już od pierwszych dni życia dziecka. Kluczowe jest budowanie dobrej relacji w rodzinie, kształtowanie zaufania i bliskich więzi. Nastolatek, który ufa rodzicom i wie, że może porozmawiać z nimi o wszystkim, chętniej poprosi o pomoc, kiedy życie zacznie go przerastać. A rodzic znający swoje dziecko błyskawicznie dostrzeże zmianę w jego zachowaniu i zareaguje, aby zatrzymać lot w głąb czarnej studni.

...

Jak najwiecej milosci czyli madrego dobra dla dziecka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:39, 09 Lis 2020    Temat postu:

Czeste u obecnych mlodych:

Sprzedają "Lek" na depresje po utracie dziecka. Modlitewnik, ikonka Bozi itp

Beka z depresji wg mnie. Wydawnictwo Św Stanisława bm sprzedaje, uwaga Zestaw antyDEPRESYJNY po utracie dziecka. W skład wchodzi m in: Ikona Matki Boskiej, modlitewnik. Cena: 10 pln.

... Jak widac taniocha pewnie bliska kosztow wytworzenia. Kup obrazek + ksiazke za 10 zł NIE W WYPRZEDAŻY MARKETOWEJ! Cena zapewne miala swiadczyc jak to ,kler zarabia'. Jak widac nie zarabia.


danielo86 1 godz. temu -3
dlaczego beka, niektórzy traktują to poważnie, skąd też pewność, że nie ma takich którym modlitwa nie pomoże, przecież poważna medycyna zna efekt placebo
..

Beka i beka. Baranizm powszechny. Tu rozsadniej.
Tylko ze bledne zastosowanie pojecia placebo. Ktore jest czyms np. w stylu ze kogos boli daje mu wody mowiac ze przestanie i przestaje. Woda nie pomogla tylko psychika.

Tu jednak chodzi o depresje i skupienie modlitewne realnie pomaga! Zadne placebo! Ludzie widzacy sens zycia a ten wlasciwy to Niebo maja olbrzymia odpornosc na dspresje. To nie placebo! To cel zycia!
Nawet niewierzacy czujac sie potrzebnymi tez nie sa sklonni do samobojstw! To realny srodek na drpresje nie woda i kapusta. Brak poczucia sensu zycia to podstawa depresji. Leczy sie ja nadaniem tego sensu! Najlepiej przez ukazanie Boga!
Uwaga! Nie dotyczy mechanicznych uszkodzen mozgu! Takie trzeba by naprawic operacja lub tez cudem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:36, 19 Sty 2023    Temat postu:

Antydepresanty nie leczą depresji? Eksperci: leki ratują życie

Beata Pawlikowska twierdzi, że leki przeciwdepresyjne nie leczą depresji. Myli się. Leki działają i ratują życie – mówią eksperci.

...

Ratują życie nie znaczy że leczą! Nadal człowiek bez leków ma depresję i może się zabić. Czyli leki hamują tylko objawy bo zabójstwo jest objawem depresji nie przyczyna. Oczywiście że trzeba zapobiegać najgorszemu.
Przypominam że większość depresji leczą Sakramenty. Choć nie mówię że 100% oczywiście! Gdy jest przyczyna mechaniczna to pozostaje nadal. Tylko cud może uratować. Ale wszelkie ,braki sensu zycia' leczy Bóg.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:42, 21 Sty 2023    Temat postu:

Tomasz Witkowski, psycholog: Skąd te histeryczne reakcje na słowa Pawlikowskiej?

Depresja jest dzisiaj prawdopodobnie najczęściej naddiagnozowanym zaburzeniem psychicznym na świecie i prawdopodobnie najczęściej niepotrzebnie leczonym, ale ten fakt nie budzi niczyjego niepokoju.

...

Dokładnie! Niszczenie ludzi za wypowiedź? Której się nie rozumie? Czy ktoś każe się u niej leczyć? Co to za terroryzm? Już nie mówiąc że psychologia to nie matematyka że 2 x 2 = 4 a inaczej to są brednie. Tu tak nie ma! Ktoś ma straszna depresję a przychodzą do niego w odwiedziny zagadują i już fruwa! A przed chwilą umierał! To miał w końcu depresję? Już nie takie rzeczy bywały. A tam jakiś proces jej szykują? Co to jest? Bolszewizm? Gdzie ja żyję! Co to jest z tym wytwarzaniem procesow! Trzeba się zabrać za tych wytwarzających! Sądy powinny odrzucać głupie pozwy! Nie trzeba robić rozprawy bo jakiś debil poczuł się urazony! Nawet jak ktoś bredzi to jest wolność słowa! Wolno mu!

Z psychika też trzeba się nauczyć radzić a nie walić psychotropy jak szaleni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:16, 16 Lut 2023    Temat postu:

Jest ugoda między Pawlikowską a Herman. Psychiatrka: dobro pacjenta wygrało

Psychiatrka i psychoterapeutka Maja Herman oraz podróżniczka i pisarka Beata Pawlikowska postanowiły zawrzeć ugodę. Herman nie ma zamiaru wytoczyć przeciwko Pawlikowskiej sprawy sądowej; także Pawlikowska zapowiedziała wycofanie pozwu.

...

To cieszy że głupota nie zwyciężyła. Trwające dziesięciolecia procesy o miedzę były zmora wsi a teraz mają inną formę mimo że niby ludzie bardziej wykształceni ale głupsi.
Tym bardziej że nie było tu nic kontrowersyjnego. Walenie chemii psychotropy i inne toksyny są zmorą psychiatrii i tego jest za dużo! Zwłaszcza że większość tych problemów to zwykle skutki cywilizacji a zwłaszcza nie chodzenia do kościoła! Okazuje się że chodzący nawet ,dla tradycji' są jednak psychicznie w lepszym stanie. Bo Msza działa też obiektywnie! Tzn. kto przychodzi nawet nie wiedząc po co jednak coś wynosi. A jeśli przychodzi świadomie i wie o co chodzi korzyści są jeszcze większe. Nawet dzicy wiedzą że kult robi dobrze co dopiero my którzy znamy Prawdę. Człowiek jest z natury religijny czyli bez tego usycha...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:10, 28 Lut 2023    Temat postu:

Naukowcy: aktywność fizyczna 1,5 razy bardziej skuteczna niż leki w depresji

Naukowcy alarmują, że pierwszym wyborem w leczeniu depresji i zaburzeń nerwicowych powinna być aktywność fizyczna. Badania pokazują, że są skuteczniejsze w leczeniu niż farmakologia i psychoterapia

...

W ogole aktywność. Jakieś sensowne zajęcie czyli to co zwiemy ,pasją'. Jednak bez Boga nic nie wyjdzie bo po prostu nie będzie sensu w życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:14, 13 Mar 2023    Temat postu:

Badanie dowodzi, że w walce z depresją aktywność fizyczna jest lepsza niż leki

Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Australii w Adelajdzie uważają, że ćwiczenia fizyczne powinny stać się podstawową metodą leczenia depresji i zaburzeń lękowych. Do takich wniosków skłoniły ich wyniki dużego badania przeglądowego. Dowiodło ono, że wysiłek fizyczny może pomagać skuteczniej niż leki

...

Oczywiście! W ogóle przy psychice to chemia na ostatnim miejscu. Nade wszystko należy zacząć od przyczyn. Bo jeśli ktoś po 20 latach w korporacji ma depresję to co w tym dziwnego? Trzeba zmienić pracę przede wszystkim! A nie chemia. Każdy przypadek jest inny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:07, 20 Mar 2023    Temat postu:

Coraz więcej Polaków zmaga się z depresją - TataSOS

Coraz więcej Polaków zmaga się z problemem, jakim jest depresja. Z cyklicznego raportu wynika, iż na tę chorobę cierpi już blisko 3/4 populacji

..

Więcej konsumpcji mniej kościoła i będzie 100%. Ja też bym popadł w depresję gdyby nie Bóg. Bo wokół jest totalny syf i nie ma sensu w nim żyć! To oczywiste! Ale cel jest tam nie tu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:43, 27 Mar 2023    Temat postu:

Chciał poddać się eutanazji, a został magistrem psychologii

Spełniłem swoje największe marzenie. Żyję dziś pełnią życia mówi Janusz Świtaj, który 16 lat temu złożył do sądu wniosek o eutanazję.

...

Bo w depresji trzeba pomóc a najlepiej działa kontakt z innym człowiekiem. Tymczasem zachodni zwyrodnialcy wzorem nazistowskim odsyłają na eutanazję! Co za bestie!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy