Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:32, 17 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nowe przepisy o delegowaniu pracowników powiększą czarny rynek pracy
Nowe przepisy o delegowaniu pracowników za granicę mogą wpłynąć na powiększenie się w Europie czarnego rynku pracy. Tak uważają eksperci Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.
Nie zgadzają się oni z przygotowywanym w Parlamencie Europejskim projektem dyrektywy. Zgodnie z nim, przedsiębiorcy będą musieli przechowywać dokumentację w miejscu świadczenia usług. Spadnie na nich także obowiązek tłumaczenia wszystkich dokumentów.
Ponadto, projekt mówi o konieczności wyznaczenia osoby do kontaktu, reprezentującej przedsiębiorstwo, która byłaby stale obecna w kraju przyjmującym. Miałaby ona uprawnienia do prowadzenia negocjacji i zawierania umów wiążących dla firmy.
Nowe przepisy pogrążą głównie małych przedsiębiorców, gdyż nie będzie ich stać na wypełnienie tych wszystkich formalności - podkreśla Krzysztof Jakubowski - wiceprezes Agencji Inter Kadra i członek Zarządu Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. Dodaje, że pracodawcy oprócz wysokich kosztów administracyjnych, związanych z tłumaczeniem wszystkich dokumentów odsyłanych do kraju, do którego delegują pracowników, będą borykać się z ogromną biurokracją.
Każdego roku ze swobody przepływu osób korzysta w Unii Europejskiej 10 milionów obywateli, co stanowi 2 procent całej ludności Unii. Spośród tych 10 milionów, jeden milion stanowią pracownicy delegowani.
Z Polski delegowanych jest rocznie około 230 tysięcy osób. Krzysztof Jakubowski podkreśla, że jeśli nowe przepisy wejdą w życie, wysyłanie Polaków do pracy za granicą zostanie bardzo ograniczone.
...
Tak UE staje sie glownym niszczycielem firm . Media pokaza jednego ktory wzial na cos dotacje pod haslem UE pomaga a tymczasem UE wyda tysiace dyrektyw niszczacych miliony firm i o tym bedzie cisza .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:30, 26 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Prawo budowlane hamuje rozwój gospodarczy
Prawo budowlane w Polsce zamiast stymulować rozwój gospodarczy staje się jego hamulcem - uważa przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Budowlanego prof. Zygmunt Niewiadomski. Dodał, że potrzebna jest radykalna zmiana obowiązującego prawa.
Według prof. Niewiadomskiego polskie prawo inwestycyjno-budowlane od lat budzi uzasadnioną krytykę. - Dalekie 161. miejsce Polski w rankingu Banku Światowego dotyczącym prawa przyjaznego inwestorom daje sygnał zagranicznym firmom, że inwestowanie w naszym kraju nie jest łatwe. 180 dni potrzebnych na uzyskanie pozwolenia na budowę, wytkniętych przez Bank Światowy, to sytuacja nie do zaakceptowania - podkreślił.
Ocenił, że wielu zagranicznych przedsiębiorców, zniechęconych barierami biurokratycznymi, rezygnuje z inwestowania w naszym kraju, przenosząc swoją działalność do państw o przyjaźniejszym prawie.
- Mamy teraz do czynienia z gąszczem przepisów prawnych, w którym coraz trudniej się odnaleźć. Proces inwestycyjno-budowlany w Polsce reguluje obecnie kilkadziesiąt aktów prawnych. Ponadto są one ciągle zmieniane. Sama ustawa Prawo budowlane była nowelizowana blisko dziewięćdziesięciokrotnie. Trudno w tym przypadku osiągnąć zintegrowany, jasny stan prawny - podkreślił.
To powoduje - jak mówił - konieczność opracowania kodeksu budowlanego, nad którym pracuje powołana przez premiera komisja kodyfikacyjna.
Profesor oświadczył, że komisja zaproponuje daleko idącą deregulację procesu inwestycyjno-budowlanego. - Nie może być tak, by na przykład prawo budowlane regulowało to, co powinno być przedmiotem wiedzy zawodowej - powiedział. Obecne prawo stanowi o szerokości stopnia schodów czy wysokości komina, a to - według przewodniczącego komisji - jest przedmiotem wiedzy zawodowej, czyli tego, czego powinno się uczyć na politechnice, a nie poszukiwać w aktach prawnych.
W opinii profesora prawo budowlane w zbyt szerokim zakresie reguluje również stosunki cywilno-prawne, a to powinno być przecież domeną prawa cywilnego.
Zapowiedział też, że komisja chce zdepenalizować prawo budowlane. - Wiele działań naruszających przepisy prawa budowlanego jest uznawanych za przestępstwo. Na przykład za samowolę budowlaną może w niektórych przypadkach grozić nawet kara więzienia - powiedział. Przyznał, że nie można popierać samowoli budowlanej, ale - jego zdaniem - można z nią skutecznie walczyć środkami ekonomicznymi.
- Chcemy całościowo spojrzeć na proces inwestycyjno-budowlany, by regulacje dotyczące lokalizacji inwestycji, planowania przestrzennego, przystępowania do robót budowlanych i ich realizacji znalazły się w jednym akcie prawnym - powiedział.
Profesor podkreślił potrzebę radykalnego uproszczenia procesów decyzyjnych. - Ma to się wyrażać przede wszystkim w ograniczeniu liczby rozstrzygnięć administracyjnych. Chodzi o uniknięcie sytuacji wielokrotnego decydowania w tej samej sprawie. Rezygnujemy z warunków zabudowy i zagospodarowania terenu. Celem tej decyzji jest przecież ocena zgodności zamierzenia inwestycyjnego z porządkiem planistycznym. A tego można dokonać w pozwoleniu na budowę - zaznaczył.
Komisja kodyfikacyjna chce, by inwestorzy mieli większy, niż dotychczas wpływ na podejmowane rozstrzygnięcia w sprawie realizowanych przedsięwzięć. - Na świecie organy administracji negocjują z obywatelem to, co ewentualnie może być przedmiotem późniejszych rozstrzygnięć. Jeśli te negocjacje zawodzą, to dopiero wówczas administracja w drodze decyzji zobowiązuje inwestora do wykonania konkretnych prac w określonym czasie. Taką administrację negocjującą chcemy w pewnym zakresie wprowadzić zarówno na etapie planowania, przystępowania do robót budowlanych i ich realizacji - powiedział.
Profesor zwrócił uwagę, że gminy niekiedy uchylają się od sporządzenia planów zagospodarowania przestrzennego m.in. ze względów ekonomicznych lub w obawie przed podejmowaniem niepopularnych decyzji. - Chcemy wprowadzić obowiązek sporządzania planu dla obszaru nowej zabudowy. Jeśli gmina go nie uchwali, to zastępczo zrobi to za nią wojewoda - wyjaśnił.
Komisja chce również powiązać planowanie przestrzenne z gospodarczym. - Obecnie sporządza się miejscowe plany przestrzenne trochę w oderwaniu od zamierzeń gospodarczych. Potrzebny jest wzajemny przepływ informacji - powiedział.
Kodeks budowlany ma również zachęcać do powstawania inwestycji na terenach objętych miejscowymi planami. W tym celu komisja proponuje zobowiązać gminy do wyposażenia tego obszaru w niezbędną infrastrukturę techniczną, czyli m.in. w wodociągi, gazociągi i ulice.
Komisja planuje też przenieść z tzw. specustaw do kodeksu budowlanego regulacje, korzystne z punktu widzenia realizacji inwestycji publicznych.
Profesor zapowiedział powstanie dostępnego powszechnie elektronicznego rejestru budowlanego. Miałyby się tam znaleźć informacje o przeznaczeniu terenu w planie zagospodarowania przestrzennego oraz podejmowanych i realizowanych inwestycjach budowlanych. Pytany, kto byłby odpowiedzialny za jego prowadzenie, odparł: - Zastanawiamy się nad tym. Z pewnością byłyby to organy państwowe.
W skład Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Budowlanego wchodzi 17 osób wyłonionych spośród przedstawicieli nauki, prawa i środowiska budowlanego: m.in. prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego prof. Roman Hausner, Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego Robert Dziwiński, członek Rady Legislacyjnej przy premierze Tomasz Bąkowski i były minister budownictwa Andrzej Bratkowski. Przewodniczącym komisji jest kierownik katedry prawa gospodarczego SGH prof. Zygmunt Niewiadomski.
Dorota Zawiślińska
.....
W Sejmie czasu ni majo na takie bzdury . Smolensk i inne ! To jest temat .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:48, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jesteś uczciwy? Skarbówka i tak cię zniszczy
Urzędy skarbowe walczą z nieuczciwymi przedsiębiorcami. Wiele uczciwych firm znajduje się również jednak na krawędzi bankructwa z powodu przedłużających się kontroli i opóźnień urzędów skarbowych w zwrocie VAT - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Gazeta przytacza historię zamojskiego przedsiębiorcy Stanisława Kujawy, który szacuje, że skarbówka przetrzymuje mu ponad 30 mln zł.
Jego założona 22 lata temu firma Nexa, zajmująca się sprzedażą AGD i sprzętu RTV w Polsce i za granicą, prosperowała dobrze aż do 2010 roku. Wówczas doszło do kilkunastu nieprzejrzystych transakcji.
- Mój ówczesny dyrektor handlowy popełnił przestępstwo, był związany z firmą wydmuszką. Działał na szkodę mojej spółki - mówi Kujawa.
Przedsiębiorca o wszystkim powiadomił CBŚ oraz urząd skarbowy, jak również dokonał korekty VAT. Po dwóch miesiącach przyszła do niego kontrola skarbowa, która zabezpieczyła najpierw 3 mln zł.
Kujawa zaskarżył decyzję i wygrał z urzędem skarbowym, ale dopiero w tym roku. W międzyczasie skarbówka zabezpieczała kolejne sumy.
Przedsiębiorca musiał zwolnić większość z 80 pracowników firmy, która już dawno utraciła płynność finansową. Właściciel walczy nie tylko o odzyskanie pieniędzy, ale przede wszystkim swojego dobrego imienia. Zawiadomił prokuraturę, która wszczęła na początku maja śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez Lubelski Urząd Skarbowy oraz Urząd Kontroli Skarbowej w Lublinie.
...
Koszmar .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:35, 08 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Giełda długów, czyli polski sposób na niepłacenie terminowo .
Obecnie w branży budowlanej terminowo regulowanych jest... 3 proc. faktur. W innych jest niewiele lepiej. Jak sobie radzić w tej sytuacji? Właśnie giełdy długów to odpowiedź polskiego biznesu na kryzys gospodarczy.
Dane statystyczne są porażające. Według najnowszego badania BIG InfoMonitora w branży budowlanej na czas jest regulowane... 3 proc. faktur. To najgorszy wynik w historii badania. Z tego samego badania wynika, że aż 87 proc. respondentów uważa, że zatory są największym utrudnieniem w działalności. 72 proc. badanych twierdzi, że zatory to częsty problem, a 47 proc. ankietowanych firm budowlanych ocenia, że kontrahenci mają niską zdolność do regulowania bieżących zobowiązań.
To poważny kłopot
Nie płacenie na czas to proces zabijający gospodarkę. Bo firma, która nie otrzymała zapłaty za usługi sama nie zapłaci swoim kontrahentom. Co gorsza - istnieje ryzyko, że nie zapłaci pracownikom, urzędowi skarbowemu, ZUS-owi. Pracownik nie zrobi zakupów... Może to banalnie zabrzmieć, ale jeden zator generuje kolejne. A to negatywnie wpływa na stan całej gospodarki.
- Obserwujemy znaczące pogorszenie się sytuacji majątkowej dużej części dłużników, zmniejszenie obrotów i zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, a w konsekwencji wydłużenie i zmniejszenie skuteczności procesu windykacji prowadzonego przez Grupę - przyznaje Tomasz Boduszek, prezes Pragma Inkaso SA, komentując sytuację na rynku. - Tylko w I kwartale 2013 r. pozyskaliśmy 141 nowych klientów. Widać, jak wielkie jest zapotrzebowanie na usługi windykacyjne.
Nastąpiło również wydłużenie przeciętnego okresu oczekiwania na spłatę zaległości. Przyczyną tego stanu jest właśnie gorsze regulowanie faktur przez klientów i kontrahentów firm z sektora małych i mikroprzedsiębiorstw. Obecnie czekają one około 4 miesięcy i 9 dni na zwrot należności. W mniejszych firmach prawie 27 proc. faktur jest przeterminowanych o więcej niż 6 miesięcy, z czego aż 15 proc. z nich nie zostaje uregulowanych przez ponad rok. Problemy z odzyskiwaniem należności mają znaczący wpływ na hamowanie rozwoju mikro- i małych przedsiębiorstw. Od 17 do 21 proc. tychże przyznaje się do pogorszenia sytuacji w firmie.
Szukanie rozwiązań
Każda firma, której ktoś nie zapłacił w terminie może sprzedać swoją wierzytelność na aukcji. Oferta sprzedaży jest automatycznie widoczna w Internecie. Ale co wazniejsze - oferta jest także widoczna w firmach posiadających zintegrowane oprogramowanie księgowo-magazynowe, takie jak np. Microsoft Dynamics NAV, Ramzes, SAP, Enova, Proman, Ferrodo, ODL Polka. Oznacza to, że informacje o wystawionych na sprzedaż fakturach trafiają automatycznie do kilkunastu tysięcy polskich firm. Każdego dnia liczba zintegrowanych firm rośnie, gdyż kolejne firmy IT integrują swoje programy księgowe z serwisem dlugi.info. Nasza giełda [link widoczny dla zalogowanych] jest częścią tego systemu. Co najważniejsze - system nie powstał w zachodnich korporacjach. Giełda wierzytelności dlugi.info to efekt działalności rodzimych przedsiębiorców z branży budowlanej, którzy duszeni przez zatory płatnicze szukali rozwiązania problemu.
Po co giełda?
Jak system działa w praktyce? Jeśli firma X nie płaci w terminie, można wystawić ofertę sprzedaży długu. Od tego momentu za każdym razem, kiedy firma X chce coś kupić na przelew w firmie używającej systemu księgowego zintegrowanego z serwisem dlugi.info sprzedawca otrzymuje automatycznie informację o długach X, które są wystawione na sprzedaż.
- Użycie dlugi.info jest dla wielu firm pierwszym krokiem do odzyskania pieniędzy od dłużnika. Faktury można chcieć sprzedać nawet dzień po terminie płatności, o fakcie wystawienia oferty powiadamiamy dłużnika automatycznie za pomocą, SMS lub maila - mówi Piotr Wajszczak współwłaściciel serwisu.
Jednocześnie serwis umożliwia także zgłaszanie do faktoringu lub obrót fakturami, których termin płatności jeszcze nie zapadł. Umożliwia to np. mniejszym podmiotom gospodarczym, oczekującym na przyszłe płatności, na poprawę bieżącej płynności.
Kup przedawniony dług
W systemie możliwe jest także wystawienie na sprzedaż faktur, których dochodzenie jest już formalnie przedawnione. Daje to wystawiającemu fakturę szansę na uzyskanie jakichkolwiek środków, z wierzytelności, której nie można dochodzić już przed sądem.
Po co kupować przedawnione faktury? Wierzytelność z takiej faktury nadal istnieje. Możemy ją więc - wraz z odsetkami - potrącić od należności, którą mamy wobec tego czyj dług jest wystawiony na aukcji.
Jak to wygląda w praktyce. Wyobraźmy sobie, że firma X remontuje nasz dom. Rachunek wyniesie ok. 10 tys. zł. Tymczasem na dlugi.wp.pl znajdujemy przedawnioną fakturę firmy X. Kwota główna wierzytelności wraz z odsetkami wynosi 6 tys. zł. Ale właściciel faktury, wie że jest ona przedawniona - sprzeda ją za 500 zł. Tymczasem przy rozliczeniu z firmą X możemy pokazać fakturę, doliczyć odsetki i złożyć oświadczenie o potrąceniu. Zamiast 10 tys. zapłacimy 4 tys. i dokonamy potrącenia z zakupiona fakturą. A ta kosztowała nas - przypomnijmy - 500 zł.
Faktury przed płatnością
- Na sprzedaż mogą być w serwisie wystawione zarówno faktury, których termin płatności minął, jak też takie, których termin jeszcze nie zapadł - tłumaczy Wajszczak. Po co wystawiać na sprzedaż fakturę przed terminem płatności? Wyobraźmy sobie, że nasza firma popadła w poważne tarapaty finansowe. Potrzeba natychmiast 50 tys. zł. Tymczasem mamy fakturę wystawioną poważnemu kontrahentowi, który zapłaci, ale... za 3 miesiące. Można wówczas wystawić fakturę na sprzedaż po nieco obniżonej cenie. Jeśli mamy wierzytelność, która wkrótce stanie się wymagalna, a kontrahent jest poważną firmą zawsze znajdzie się chętny do zakupu. Wprawdzie fakturę na np. 200 tys. zł sprzedamy np. za 198 tys. zł, ale pieniądze dostaniemy natychmiast. A czasem ma to ogromne znaczenie.
To nie jest spis dłużników
- Takie faktury, które staną się wymagalne też mamy w serwisie, nie można więc traktować systemu jako spisu dłużników. Tu chodzi wyłącznie o obrót należnościami. Nie wnikamy natomiast w powody wystawiania poszczególnych faktur na sprzedaż. Naszą intencją jest wyłącznie pomoc polskim firmom w tak ważnej kwestii, jak utrzymanie płynności finansowej i choćby częściowe udrożnienie zatorów płatniczych - tłumaczy Wajszczak. Z drugiej strony - obecność na giełdzie może być sygnałem kłopotów podmiotu gospodarczego. Na początku roku na dlugi.info znalazła się np. wierzytelność wobec Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Wywołało to szok w środowisku budowlanym. Fakturę zapłacono po kilku dniach.
Załatwianie "pięćsetek”
Giełda długów ma jeszcze jedną ważną cechę. Można na niej praktycznie za darmo sprzedawać niewielkie faktury. Jak szacują specjaliści w polskich firmach zalegają nieopłacone faktury wystawione na niewielkie kwoty na sumę globalna nawet 3 mld zł. Tymczasem rzadko zleca się windykację roszczeń po 200, 300 czy 500 zł. Jest to proporcjonalnie drogie i czasochłonne. Tymczasem wystawienie takiej wierzytelności na sprzedaż czasami błyskawicznie mobilizuje dłużnika. W środowisku np. biznesowym pojawia się bowiem coraz większa presja, aby regulować najmniejsze nawet zobowiązania. Giełda długów pomaga odzyskiwać takie drobne długi zwane potocznie „pięćsetkami”.
Korzystać, czy nie?
Możliwe, że bardzo popularna zautomatyzowana giełda wierzytelności rozwiąże dużą część problemów, jednak należy pamiętać o tym, że duża część firm w Polsce ciągle jest dość konserwatywna i boi się stracić nawet nierzetelnych klientów.
- Nam takie postępowanie wydaje się co najmniej wątpliwe - ocenia Rafał Hermański z serwisu [link widoczny dla zalogowanych] a jednocześnie członek zarządu Polskiego Związku Windykacji. - Brak reakcji na niezapłacone faktury może stać się przyczyną kłopotów naszej firmy, a w skrajnych przypadkach nawet jej upadłości czy likwidacji. Dlatego szanujmy naszych klientów i dbajmy o relacje z nimi, ale przestrzegajmy też zasad rzetelnego prowadzenia biznesu. I jeśli będziemy postępować stanowczo, ale uczciwie, to w długiej perspektywie przyniesie to naszemu biznesowi same korzyści.
.....
Kolejna ohydna praktyka utrwalona w toku oblesnej trans deformacji i wzmacniania schladzaniem gospodarki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:25, 14 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Piotr Ogórek | Onet
Skarbówka chce od niego 12 mln zł. W proteście zaczął głodówkę
- Wydaliście na mnie ostatni wyrok, teraz możecie jedynie patrzeć na moją śmierć, albo mnie dobić - taki transparent pojawił się przed jednym z krakowskich Urzędów Skarbowych. Janusz Kowalik od poniedziałku prowadzi przed nim protest głodowy.
Były przedsiębiorca uważa, że fiskus niesłusznie naliczył mu podatek w wysokości prawie 12 milionów złotych. - Będę protestował aż do śmierci - mówi zdesperowany mężczyzna. Tymczasem Urząd Kontroli Skarbowej czeka odtajnienie tajemnicy skarbowej i wtedy pokaże "prawdziwą wersję" zdarzeń.
Przed Urzędem Skarbowym przy ulicy Wadowickiej od poniedziałku stoi duży samochód terenowy. Na dachu auta jest rozbity malutki namiot.
Samochód od tyłu i z boku jest otoczony dyktami, na których wypisana jest historia spółki Impex Scrap & Recycling, która zdaniem Janusza Kowalika, została doprowadzona do upadku przez działania krakowskiego fiskusa. Z przodu widnieje duży napis "Protest głodowy". W ten sposób były przedsiębiorca chce wpłynąć na fiskusa, który ostatnią decyzją z kwietnia tego roku, nakazał mu zapłacić podatek w wysokości prawie 12 mln złotych.
UKS: pokażemy prawdziwą wersję zdarzeń
Ze strony Izby Skarbowej i Urzędu Kontroli Skarbowej nie można na razie poznać szczegółów postępowania wobec spółki ISR, jak i samego Janusza Kowalika, ponieważ obie instytucje obowiązuje tajemnica państwowa. Jedyną osobą, która może ją uchylić jest Główny Inspektor Kontroli Skarbowej. Krakowski UKS skierował się już z takim wnioskiem do GIKS.
- Wniosek o wyrażenie zgody na ujawnienie informacji stanowiącej tajemnicę skarbową przez dyrektora krakowskiego UKS został wysłany w tym tygodniu - mówi Wojciech Lewandowski, rzecznik krakowskiego UKS. - Decyzji spodziewamy się w przyszłym tygodniu i wtedy ustosunkujemy się do zarzutów pana Kowalika i pokażemy prawdziwą wersję zdarzeń - mówi Lewandowski.
- Żyjemy w wolnym kraju, każdy może manifestować swoje poglądy - tak o głodówce Kowalika mówi rzecznik krakowskiej Izby Skarbowej Konrad Zawada. Przypomina przy tym, że ws. decyzji podatkowych możliwe jest odwoływanie. Jeśli w wyniku postępowania Urzędu Skarbowego lub UKS zapada decyzja pierwszej instancji, to można się od niej odwołać do Izby Skarbowej. Ta wydaje decyzję II instancji. Jeśli podtrzymują t z I instancji, to wtedy kończy się postępowanie na poziomie administracyjnym. Obywatelowi pozostaje wtedy odwoływanie się do Sądu Administracyjnego. I na takim etapie jest teraz Janusz Kowalik.
- Jestem zdesperowany. Nie mam już nic do stracenia - mówi Kowalik. - Mam do wychowania czwórkę dzieci, z czego najmłodsze mają po 3 i 5 lat. Za co mam to zrobić? - pyta się mężczyzna. Kowalik był prokurentem w spółce ISR, która powstała w 2004 roku, a zajmowała się skupem, przerobem i sprzedażą złomu metali. Współpracowała m.in. z KGMH, sprzedawała wsady hutnicze.
Zaczęło się w 2005 roku
Kowalik uważa, że fiskus w absurdalny sposób doprowadził do sytuacji, w której ma ona zapłacić wielomilionowy podatek. Wszystko zaczęło się od kontroli Urzędu Kontroli Skarbowej w 2005 roku. Postępowanie dotyczyło czterech miesięcy z bieżącej działalności firmy. Kontrola zakończyła się w styczniu 2006. Wydawało się, że wtedy zapadnie jakaś decyzja, ale tak się nie stało.
Jak mówi Janusz Kowalik, kontrola nic nie wykazała, ponieważ niczego nie znaleziono. - Najwyraźniej chodziło, o to żeby jednak coś znaleźć - uważa Kowalik. W całej sprawie nie wyklucza, że stoi za nią konkurencja, która chciała wykończyć spółkę. - Mam mocne argumenty, że to było zlecone przez naszego konkurenta - mówi.
Tymczasem kontrola UKS trwała nadal - była przedłużana średnio co dwa miesiące. Na koniec 2006 roku UKS wydaje decyzje o zajęciu spółce rachunków bankowych na kwotę 678 tys. złotych. Powodem miała być nieprawidłowości w transakcji WDT (wewnątrzwspólnotowa dostawa towarów) z niemiecką firmą Nord-Schrott. Jednak według Kowalika, wszystko było w porządku.
Zarząd ISR odwołał się do dyrektora Izby Skarbowej od tak kuriozalnej decyzji. - Dyrektor IS nie mając możliwości utrzymania decyzji o zajęciu rachunków, wycofał się z niej uznając ją jako bezzasadną - mówi Kowalik. Miało to miejsce w maju 2007 roku. A przypomnijmy, że kontrola skarbowa w spółce trwała od 2005 roku, czyli już dwa lata.
Wtedy była radość. Banki uspokoiły się po tym, jak przyszły do nich wezwania o zajęciu rachunków. Jak się okazało, była to jednak krótkotrwała radość. Już po miesiącu dyrektor UKS wydaje bowiem decyzję o kontroli skarbowej w spółce za rok 2005, 2006 i połowę 2007. Gdy banki o tym usłyszały, to uznały udzielanie kredytów za zbyt duże ryzyko i wycofały się z finansowania spółki.
"Niestety nic nie udało się znaleźć"
- Inspektor z UKS był na tyle bezczelny, że przy kolejnym przedłużeniu kontroli powiedział do ówczesnej prezes ISR, że "niestety nic nie udało się znaleźć" - dodaje Kowalik, które największe zastrzeżenie ma właśnie do tego inspektora, który "usilnie starał się coś znaleźć.
Ostatnią deską ratunku dla spółki, było wykupienie jej przez zagranicznego inwestora. W 2007 roku trwały rozmowy z niemiecką firma Scholz. Do transakcji jednak nie doszło. Niemcy dowiedzieli się o problemach ISR ze skarbówką i odstąpili od kupna. Zaoferowali realizację transakcji dopiero w 2009 roku.
Ale na to już było za późno. Sytuacja spółki pogarszała się coraz bardziej - wycofały się banki, a przy zatrudnieniu 30 pracowników, filiach w innych miastach i miesięcznych kosztach na poziomie 400 tys. złotych, utrzymywanie i prowadzenie firmy stało się praktycznie niemożliwe. 29 grudnia 2007 roku zarząd podjął decyzję o ogłoszeniu upadłości spółki.
W 2008 roku ustalony przez sąd syndyk obejmuje zarząd nad spółką. Tymczasem dalej, poczynając od 2005 roku, nie ma decyzji ws. kontroli UKS. Ta pojawi się dopiero 28 maja 2010 roku i będzie zabójcza dla Janusza Kowalika, który do tego czasu miał względny "spokój", nie licząc tego, ze upadła firma w której pracował.
- Wtedy pojawiła się opcja firmanctwa - mówi Kowalik. Dla tych, którzy nie wiedzą, co to jest, przytoczmy fachową definicje za "Gazetą Podatkową". - Prowadzenie działalności gospodarczej pod cudzym nazwiskiem lub nazwą określa się mianem firmanctwa. Nie oznacza to jednak, że przedsiębiorca, który w ten sposób funkcjonuje na rynku narusza od razu przepisy prawa. O tym można mówić dopiero wtedy, gdy ukrywanie się pod cudzym szyldem wykorzystuje się do uchylania od opodatkowania - tyle krótka definicja.
O firmanctwo został posądzony właśnie Kowalik, które w spółce ISR pełnił funkcje prokurenta i przedstawiciela ówczesnej żony i siostry, które były głównymi udziałowcami w firmie. Jak mówi Kowalik, trzymał nadzór właścicielski, wspierał prowadzenie firmy rodzinnej, jako także członek tejże rodziny. Trzeba zaznaczyć, że w wypadku firm rodzinnych, nie można mówić o firmanctwie.
- UKS stwierdził, że zarząd spółki nie podejmował strategicznych decyzji, tylko robiłem to ja, ślusarz po szkole zawodowej. UKS stwierdził więc, że to nie specjaliści, nie menadżerowie zatrudnieni w spółce, tylko ślusarz podejmował strategiczne decyzje dla spółki, co miałoby być firmanctwem - wyjaśnia Kowalik. Na co dzień spółka była bowiem prowadzona przez zatrudnionych dyrektorów, prezesów i menagerów.
Otwarta droga do kuriozalnej sytuacji
- Słowo klucz, czyli firmanctwo, otworzyło UKS drogę do kuriozalnej sytuacji. Stanowiła ona bowiem, że wszyscy którzy odliczyli podatek VAT od zakupu wsadu hutniczego od ISR, odliczyli go bezzasadnie, bo firmanctwo to sytuacja nie odzwierciedlająca rzeczywistości. I teraz przez to kłopoty mają inne firmy współpracujące z ISR, np. Alumetal Kęty, który musiał zapłacić 6 mln złotych i pomniejsze firmy, których w sumie jest pięć - wyjaśnia Kowalik. I zastanawia się dlaczego tylko pięć firm, skoro współpracowali z 68, w tym z KGHM. Jedną z tych pięciu firm jest właśnie Alumetal Kęty, która zarzuciła wadliwość decyzji fiskusa, że dotyczy tylko firmanta.
- Wtedy uruchomiono błyskawiczne postępowanie kontrolne wobec mnie i wydano decyzję o zapłacie prawie 12 mln złotych podatku. Wydano ją w ponad dwa lata po decyzji z 2010 roku, czyli w sierpniu 2012 - wyjaśnia Kowalik. - Ponieważ kontrole z lat 2005 i 2006 się przedawniły, to wskazano tylko na sześć miesięcy z 2007 roku. I to jest "raptem" tylko 12 mln złotych - mówi ironicznie Kowalik.
Kowalik nie jest jedyną osobą z IRS, wobec której wydano decyzję o zapłaceniu zaległego podatku. Prezesi z zarządu spółki mają zapłacić nawet jeszcze więcej, bo po 16 czy nawet 30 mln złotych. Ostatnia decyzja wzywająca Kowalika do zapłaty prawie 12 mln złotych podatków została wydana w kwietniu tego roku. Mężczyzna zdecydował się na ostateczną formę protestu, bo nie wie co może jeszcze zrobić. Stracił już większość pieniędzy. Nie przetrwało też jego małżeństwo (Janusz Kowalik ma teraz drugą żonę).
"Nie stać mnie na adwokata, jestem u kresu sił"
- Piszę sam odwołania i skargi, nie stać mnie już na adwokata. Przez chwilę korzystałem z usług prawnika, ale kosztowało mnie to 18 tys. złotych i niewiele pomogło. W tym momencie jedynym ratunkiem dla mnie i dla mojej rodziny, ale także dla wszystkich innych oskarżonych, jest wzruszyć prawomocną decyzje wobec spółki ISR - mówi Kowalik.
W czwartym dniu głodówki, mężczyzna wyglądał tylko na lekko wycieńczonego. Mówił, że czuję się dobrze, choć kryzys miał trzeciego dnia. - Nie mam innej alternatywy. Głodówkę będę prowadził do śmierci - mówi zdesperowany.
- Spółka co miała zapłacić fiskusowi, zapłaciła, a ten żąda żeby jeszcze raz zapłacić to samo. Może ktoś się zlituje i pomoże, ja już nie mam siły, walczę od sześciu lat. Protestuje pod Izbą Skarbową, po jest nadrzędna wobec UKS i utrzymała w mocy jego decyzję - mówi były przedsiębiorca. Jak dodaje, jako mężczyzna będzie walczył dla swojej rodziny do końca, ale jest mu coraz ciężej, pojawiają się myśli samobójcze.
Konrad Zawada mówi, że w tym roku SA uchylił tylko 11 procent decyzji ws. podatku VAT. - Co oznacza, że prawie 90 procent jest przeprowadzanych prawidłowo - dodaje. Co do pomyłek, to zaznacza, że ludzie są tylko ludźmi i błędy mogą się zdarzać. Jeśli w przypadku Kowalika doszło do błędu, to oby nie skończył się on tragicznie.
!!!!
Kolejny horror !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:39, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
GIS ostrzega przedsiębiorców przed sfałszowanymi wezwaniami do zapłaty
Główny Inspektorat Sanitarny ostrzegł przedsiębiorców przed próbami wyłudzenia pieniędzy na podstawie sfałszowanych wezwań do zapłaty za czynności kontrolne. GIS prosi o zgłaszanie takich przypadków do organów ścigania.
Jak poinformował GIS, do przedsiębiorców wysyłane są pisma z wezwaniem do zapłaty 135 zł na wskazane konto bankowe.
Na pismach widnieje podpis osoby oznaczonej jako Dorota Jurek, Naczelnik Działu Higieny Pracy, Referat Inspekcji Sanitarnej II izba kontrolna. Pod znakiem orzełka na piśmie znajduje się formuła "Referat Inspekcji Sanitarnej dla (nazwa miasta) w obszarze województwa (nazwa województwa)". Pisma zawierają pieczęć pocztową nadania z Krakowa.
GIS podkreślił, że w strukturze Państwowej Inspekcji Sanitarnej nie istnieje Referat Inspekcji Sanitarnej II izba kontrolna, zatem każde pismo z tak oznaczonym nadawcą jest sfałszowane.
....
Kolejne zagrozenie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:53, 19 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Wojna z Niemcami o drewno
- Nie możemy się rozwijać, bo nasze drewno masowo wykupują Niemcy - żalą się w "Gazecie Wyborczej" szefowie polskich tartaków, producenci mebli czy płyt.
Jak przypomina dziennik, Polska jest potęgą w przetwórstwie drewna. Pracuje tu ponad 350 tys. osób. Jesteśmy czwartym w świecie eksporterem mebli.
Tymczasem, zrzeszająca 113 firm Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego podnosi alarm, że przez Niemców zagrożone są miejsca pracy.
Właściciele lasów za naszą zachodnią granicą ograniczyli wyrąb swoich drzew. Niemieccy przetwórcy przerzucili się więc na Polskę. Od 2007 do 2012 r. eksport naszego drewna do Niemiec wzrósł o 2100 proc. Na zachodzie kraju ceny wzrosły nawet o 40 proc.
- To niebezpieczne dla polskiej gospodarki. Powoduje, że przedsiębiorcy, których mnóstwo działa na zachodzie Polski, muszą dużo więcej zapłacić za drewno, a ich biznes jest mniej opłacalny - mówią eksperci.
>>>>
Zachcialo sie Łunii to sie ma .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:53, 19 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Skarbówka straszy małe firmy kasami fiskalnymi
Urzędy w całej Polsce bezprawnie wzywają przedsiębiorców do ujawniania swoich obrotów - pisze w środowym wydaniu "Rzeczpospolita".
W związku z przekroczeniem limitu obligującego do stosowania kas rejestrujących - tak zaczyna się pismo z urzędu, które dostało ostatnio wielu przedsiębiorców. Dalej fiskus wzywa do podania wysokości obrotów z ostatnich trzech lat.
Zdaniem ekspertów, urzędy nie wiedzą, czy sprzedawca powinien już zainstalować kasę czy nie, dlatego wzywają do wypełniania oświadczeń o obrotach.
Wiele małych firm zostało zobligowanych do założenia kas od 1 marca wskutek zmniejszenia o połowę, do 20 tys. zł, limitu obrotów zwalniających z tego obowiązku. Wielu przedsiębiorców zaskoczyła jednak ta zmiana (rozporządzenie zostało opublikowane w grudniu).
>>>>
Znowu to samo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:45, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Piotr Ogórek | Onet
Głoduje już dwa tygodnie, "skarbówka" zabrała głos
Janusz Kowalik już od ponad dwóch tygodni prowadzi protest głodowy przed Urzędem Skarbowym na ulicy Wadowickiej. Uważa, że "skarbówka" niesłusznie naliczyła my podatek w wysokości prawie 12 mln zł. Urząd Kontroli Skarbowej zabrał głos w tej sprawie. - To dla mnie krzywdzące, jednak byłem na to przygotowany - mówi Kowalik.
Przypomnijmy, że Janusz Kowalik rozpoczął swój protest głodowy 10 czerwca. Były przedsiębiorca był prokurentem w firmie Impex Scrap & Recycling, która głównie zajmowała się handlem złomem. Firma ogłosiła upadłość w pod koniec 2007 roku, ale w wyniku wieloletnich kontroli UKS, Janusz Kowalik musi zapłacić wysoki podatek.
Kowalik ma zapłacić prawie 12 mln złotych. Mężczyzna jest zdesperowany i już od dwóch tygodni prowadzi głodówkę. - Mój protest nie ma na celu polemiki i obalania naliczonego po raz drugi podatku VAT na kwotę blisko 12 mln zł., ma na celu sprowokowanie i publiczne wyjaśnienie wszelkich okoliczności związanych z prowadzonym postępowaniem kontrolnym i wydaniem decyzji, które w mojej ocenie są wydane z ogromnym naruszeniem prawa - stwierdza Kowalik.
Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie zabrał w końcu oficjalne stanowisko w sprawie, po tym jak zniesiono tajemnicę skarbową. Rzecznik UKS Wojciech Lewandowski stwierdza, że w okresie objętym kontrolą, "Janusz Kowali prowadził nie zgłoszoną do opodatkowania działalność gospodarczą w zakresie obrotu złomem". Zdaniem UKS, Kowalik zataił działalność na własny rachunek, posługując się nazwą firmy ISR.
UKS zarzuca Kowalikowi, że ten chciał założyć firmę rodzinna, ale nigdy nie chciał figurować w oficjalnych dokumentach firmy. Urząd twierdzi, że Kowalik wyłożył pieniądze na działalność firmy, ale nie był jej udziałowcem, ani członkiem zarządu. Miał natomiast osobiście zatrudniać pracowników, w tym prezesów.
- Janusz Kowalik czerpał zyski z działalności gospodarczej prowadzonej pod firmą ISR, obciążając spółkę fakturami za doradztwo - czytamy w piśmie podpisanym przez Wojciecha Lewandowskiego. - Zlecał zakładanie firm, które wystawiały puste faktury VAT na rzecz ISR mające legalizować zakup złomu z niewiadomego pochodzenia. Pieniędzmi przelewanymi na te firmy "słupy" dysponował Janusz Kowalik - czytamy dalej.
To wszystko miało doprowadzić do naliczenia podatku w wysokości prawie 12 mln złotych. Decyzję UKS podtrzymał dyrektor Izby Skarbowej w Krakowie. Kowalik jak na razie nie zapłacił i wniósł skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dodatkowo prokuratura skierowała akty oskarżenia do prokuratury okręgowej.
W całym oświadczeniu rzecznik UKS zwraca również uwagę, że Janusz Kowalik sam przyznaje, że był osobą karaną i figurował na liście nierzetelnych dłużników.
O oświadczeniu rzecznika UKS mówi, że to kłamstwo, "lub jak, kto woli - mijanie się z prawdą". Jak mówi Kowalik, z decyzji wydanej przez UKS wynika, że w spółce ISR było firmanctwo. Co jego zdaniem nie ma sensu, bowiem w tym czasie (styczeń 2005 - maj 2007) rzekome ukrywanie własnej działalności przez niego jako osoby fizycznej pod spółką prawa handlowego (spółka ISR) sprowadziło się do płacenie podatku dochodowego. - A to wyklucza firmanctwo, które oznacza nielegalny sposób na zmniejszenie zobowiązań podatkowych - uważa były przedsiębiorca.
- Oświadczam, że rzecznik UKS celem zdyskredytowania mnie w oczach mediów i społeczeństwa posługując się nieprawdą, mataczeniem oraz wykorzystując kwestie nie mające nic wspólnego z wydaną decyzją, zarzucił mi że byłem karany i znajdowałem się na liście nierzetelnych dłużników - dodaje Kowalik.
Przyznaje jednak, że w 1992 roku został prawomocnie skazany za nieumyślne spowodowanie wypadku drogowego. - Nie umiem jednak zrozumieć jaki wpływ mógł mieć wyrok sprzed 12 lat na zakładanie i obejmowanie udziałów w spółce Impex Scrap & Recycling w 2004 roku - stwierdza Kowalik.
Co do listy nierzetelnych dłużników, to Kowalik potwierdza, że był na niej, ale pod koniec 2006 roku zapadł wyrok oczyszczający go z zarzutów, które doprowadziły do umieszczenia go na tej liście .
....
A co to kogo obchodzi . Niech zdycha . Jak gospodarka Polski .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:38, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Perfidny sposób fiskusa na przedawnienie
Fiskus często stosował metodę omijającą przedawnienie zobowiązania. Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", administracja skarbowa w wielu przypadkach wszczynała postępowania karne skarbowe tylko po to, by zobowiązania podatkowe nie uległy przedawnieniu.
Dziennik przytacza dane zebrane przez firmę GWW Tax, która uzyskała informacje od pięciu urzędów kontroli skarbowej. Pozostałe odmówiły ich podania. W latach 2009-2010 na 260 przypadków postępowań, które spowodowały zawieszenie 5-letniego terminu przedawnienia, tylko w jednym procedura nie ruszyła w roku, z upływem którego wygasłoby zobowiązanie.
Eksperci są zgodni. Najczęściej to nie podejrzenie popełnienia przestępstwa, lecz obawa, że nie będzie można skutecznie dochodzić podatku, skłaniała urzędników do działania. Taka praktyka jest niezgodna z konstytucją. Jest także obejściem prawa na szkodę podatników.
Więcej - w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
>>>
To duze brudy wychodza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:38, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Sprawny fiskus z ludzką twarzą
Fiskus będzie miał dwa oblicza: groźne dla przestępców skarbowych i przyjazne dla uczciwych podatników. Taki cel przyświeca wewnętrznej reformie Ministerstwa Finansów - informuje "Puls Biznesu".
Jak podkreśla gazeta, zmiany to pokłosie sprawy Amber Gold, która obnażyła słabość służb skarbowych.
Zmieniamy filozofię funkcjonowania służb: zamierzamy bardzo jasno rozdzielić kwestie ścigania przestępców podatkowych od obsługi podatnika - zapowiada wiceminister finansów Janusz Cichoń.
Będą za to odpowiadać dwa zespoły wewnętrzne kierowane przez Cichonia. Pierwszy z nich będzie m.in. analizował system prawny pod kątem dokuczliwości poszczególnych przepisów i proponował rozwiązania ułatwiające życie uczciwym podatnikom - mówi wiceszef MF.
Jak zaznacza, działania te powinny zapewnić kompetentną, rzetelną i szybką pomoc klientom urzędu.
Drugi zespół ma poprawić efektywność zwalczania oszustw finansowych. Chodzi głównie o szybkość działania i wyłapywanie nowych trendów wśród podatkowych oszustów - mówi wiceminister, który liczy, że komórka ta pomoże też w szybkim przygotowywaniu przepisów wymierzonych w przestępców.
>>>
Teoria sluszna . Jak bedzie z praktyka ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:57, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Zabił się, bo nie wytrzymał starcia z urzędnikami kontroli skarbowej
Jan Gródek to kolejna ofiara "przyjaznego" firmom państwa. Rolnik spod Jeleniej Góry popełnił samobójstwo doprowadzony do rozpaczy kontrolą fiskusa - pisze "Rzeczpospolita".
3 czerwca Gródek wsiadł do samochodu i rozpędzony wjechał do pobliskiego zalewu. Zostawił troje dzieci i żonę.
W pozostawionym liście pożegnalnym mężczyzna tłumaczył swoją desperacką decyzję. "Do mojej śmierci pośrednio przyczyniła się kontrola Urzędu Kontroli Skarbowej. (...) Naliczyła podatek dochodowy od gruntów w Mysłakowicach, które nabyłem w celu prowadzenia gospodarstwa rolnego, a nie w celach handlowych" - napisał.
Rolnik z Mysłakowic powiększał gospodarstwo rolne i obracał ziemią.
Zaczynając od 15 ha udało mu się zwiększyć gospodarstwo do 80 ha.
Wszystko wskazuje na to, że rolnik padł ofiarą praktyki fiskusa, który doszukuje się obowiązku podatkowego przy obrocie ziemią. W obawie o niejasności związane z naliczaniem VAT pan Gródek wystąpił o interpretację do urzędu skarbowego. Ten potwierdził, że ziemia rolnicza pod cele rolnicze nie jest objęta VAT.
Fiskus nie odpuszczał. UKS wydał 5 decyzji wymiarowych: jedna dotyczy VAT, cztery PIT. Uznał, że sprzedaż ziemi była dokonywana na cele nierolnicze i naliczył zaległości - 700 tys. zł należności głównej i 500 tys. odsetek.
UKS wszczął kontrolę tuż przed 5-letnim okresem przedawnienia. - Od 2005 r. do US wpływały akty notarialne i przez lata nikt nie kwestionował żadnych spraw związanych z podatkami – napisał w liście pożegnalnym Gródek.
Patryk Gródek, syn zmarłego relacjonuje, że UKS wyczyścił konta jego ojca. Dodatkowo - zabezpieczył się także na siedmiu gruntach i kliku nieruchomościach. Mimo to sprawa błyskawicznie trafiła do komornika. - Zajęcie całej gotówki to był wyrok na gospodarstwo rolne przed okresem zbiorów – mówi Patryk.
Patryk przekonany, że to urzędnicy doprowadzili ojca do samobójstwa złożył doniesienie do prokuratury w Jeleniej Górze na działania UKS.
>>>
Nie zazdroszcze sumieniom tych urzednikow . Nie przesadzam sprawy kto jest winien bo nie znam . Z jednej strony kazdy musi byc gotowy na kontrole ale zlosliwa kontrola mozna zabic .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:01, 03 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Fiskus karze podatników za swoje błędy
Miałeś problem ze złożeniem deklaracji podatkowej w terminie przez awarię systemu? Musisz uważać, bo urzędy skarbowe wzywają do zapłaty kary grzywny. A w czasie awarii Ministerstwo Finansów zapewniało, że opóźnieniami z tego powodu nie trzeba się przejmować - przypomina "Dziennik Gazeta Prawna".
W lutym i kwietniu tego roku doszło do awarii systemu e-Deklaracje. Z tego powodu podatnicy, którzy chcieli rozliczyć się przez Internet, nie mogli tego zrobić na czas. W obydwu przypadkach Ministerstwo Finansów wydawało komunikaty, z których jasno wynikało, że za opóźnienie powstałe w wyniku błędów systemu podatnicy nie poniosą żadnych konsekwencji.
Jak się okazuje, resort swoje, a urzędy swoje. Komórki przyjmujące deklaracje sporządzają listy spóźnialskich i przekazują je do komórek karnoskarbowych, które wszczynają postępowania. Nie wiadomo, ile dokładnie podatników zostało potraktowanych w ten sposób, ale przynajmniej jeden z urzędów na Śląsku nakłada kary grzywny za awaryjne opóźnienia.
Jak zaznacza dla "DGP" doradca podatkowy Michał Borowski, urzędy powinny działać w granicach prawa i weryfikować, czy czyn był zawiniony. Ekspert podkreśla, że Kodeks karny skarbowy określa, że przestępstwo skarbowe lub wykroczenie można popełnić tylko umyślnie. Dotyczy to także opóźnień ze złożeniem deklaracji. Nie może więc być mowy o karze, jeśli nie ma winy.
Podatnikom, którzy mieli problem ze złożeniem deklaracji w terminie w wyniku awarii, pozostaje złożenie tzw. czynnego żalu. Doradza to między innymi rzeczniczka prasowa ministra finansów, Wiesława Dróżdż.
...
Kolejne pomysly destrukcyjne .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:01, 04 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Układ zamknięty?
Ukradli jej samochody, włamali się do firmy, wynieśli dokumenty i grozili, że urżną jej łeb. Mimo to została "potencjalną podejrzaną".
To nie ponury żart, ta historia dzieje się w Warszawie, dotyczy pewnej znanej prawniczki i jej współpracowników. Pani mecenas prowadzi kancelarię zajmującą się m.in. restrukturyzacją podupadających firm i windykacją wierzytelności. Bywa, że wartość przedsiębiorstw, które ratuje, grubo przekracza 100 milionów złotych. Myślała, że ma zgrany zespół: przyjaciółkę, która zajmowała się analizą finansową i doradztwem podatkowym, współpracownika - inżyniera po WAT - od spraw technicznych, i jego córkę.
Afera zaczęła się w marcu tego roku. Pani mecenas miała klienta, który zlecił jej restrukturyzację upadającego przedsiębiorstwa, w tym znalezienie inwestora. Wartość jego firmy wyceniono - bez długów - na 200 mln zł. Niestety, współpracownicy prawniczki za jej plecami zaczęli dogadywać się z kandydatem na inwestora, zachowując się, jakby firma należała do nich. Wyszło na jaw, że przy okazji tej transakcji próbowali uszczknąć dla siebie kilkanaście milionów.
Zgrany zespół został zwolniony. Przy okazji wyszło też na jaw, że przyjaciółka zasiada na ławie oskarżonych w procesie zorganizowanej grupy przestępczej, parającej się wyłudzeniami wielomilionowych kwot nienależnego podatku VAT, fikcyjnym obrotem towarami i oszustwami. Z kolei współpracownik inżynier oskarżony jest o wyłudzanie kredytów, również w zorganizowanej grupie przestępczej.
Wcześniej kancelaria realizowała inny projekt: odzyskanie 7 mln zł wierzytelności od dłużnika, którego majątek - gospodarstwo rolne - udało się zabezpieczyć. Prawniczka pozyskała trzech chętnych do nabycia jego majątku. Wpłacili zaliczki. Pieniądze miał rozdysponować zatrudniony przez panią mecenas windykator, córka jej współpracownika inżyniera. Zgodnie z umową, miała za to dostać 50 tys. zł.
18 stycznia br. sprzedano za 7, 5 mln zł gospodarstwo dłużnika. Kasa poszła do wierzycieli i do współpracowników pani mecenas. Na konto windykatorki trafiło blisko 3 mln zł, po czym… mecenas straciła dostęp do tych pieniędzy. Jej współpracownicy donieśli bowiem Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ, że to ona ukradła im prawie 3 miliony! Sprawa trafiła w ręce asesor Anny W.
Asesor na tropie
Do kancelarii prawniczki dokonano włamania i ukradziono wyposażenie oraz dokumenty, skradziono też dwa samochody i nękano pozostałych pracowników oraz wielu klientów. Sama mecenas otrzymała do tej pory prawie 500 sms-ów z groźbami i obelgami. Oczywiście o każdym z tych wydarzeń powiadamiała policję, która wszczynała postępowanie. Jednak sprawcy pozostawali nieuchwytni.
Wskutek działań prokuratury bank błyskawicznie zablokował prawniczce dostęp do konta powierniczego, na którym zdeponowała pieniądze. Mecenas nic nie wiedziała o działaniach prokuratury do 9 marca, kiedy zorientowała się, że ma zablokowane konto. Dopiero w banku poinformowano ją, że toczy się jakieś postępowanie. W trzy dni później pani asesor wydała decyzję o blokadzie konta na 3 miesiące. Kiedy mecenas chciała dostarczyć prokuraturze dokumenty, które dowodzą, że pieniądze należą do niej, pani asesor oświadczyła, iż udaje się na urlop i nie ma czasu. Gdy zaś pisemnie złożyła wniosek, by połączyć wszystkie postępowania dotyczące tej sprawy, otrzymała odpowiedź odmowną, ponieważ - jak napisała asesor Anna W. - jest "potencjalną podejrzaną".
Potencjalny skandal
- "Potencjalny podejrzany"? To absurdalne sformułowanie. Nie ma takiego pojęcia w kodeksie postępowania karnego - dziwi się prof. Piotr Kruszyński, adwokat i specjalista od prawa karnego z Uniwersytetu Warszawskiego. - Użycie przez prokuraturę takiego zwrotu w korespondencji z obywatelem jest niedopuszczalne i skandaliczne. Albo ktoś jest podejrzanym, albo świadkiem, trzeciego wyjścia nie ma. Adresat takiego pisma może potraktować je jako naruszenie dóbr osobistych - tłumaczy profesor.
Wtóruje mu zajmujący się sprawą mec. Tomasz Janeczko: - Takie słowa wskazują, że prokurator jeszcze przed przesłuchaniem świadków i zapoznaniem się z dowodami ma ukierunkowany pogląd na sprawę. Może to stanowić podstawę do wnioskowania o wykluczenie go z dalszego toku postępowania.
Niestety, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokurator Dariusz Ślepokura w oficjalnej odpowiedzi na nasze pytanie o zgodność z prawem i zasadność użycia zwrotu "potencjalnie podejrzany" nie wyjaśnił do końca tej kwestii. Napisał jedynie: "… asesor (…) poinformowała (…), że nie ma możliwości połączenia postępowań (…) z uwagi na fakt, iż postępowanie przygotowawcze (…) prowadzone jest z zawiadomienia wielu osób…".
Jeśli prześledzić bieg zdarzeń, rodzą się kolejne wątpliwości. Oto na przykład bank zablokował konto na podstawie art. 106 prawa bankowego, który powiada, że można to uczynić w wypadku uzasadnionego podejrzenia o możliwości popełnienia przestępstwa. Tymczasem bank nie podejrzewał nikogo o nic do czasu otrzymania 7 marca pisma od asesor W., które - jak to określa rzecznik Ślepokura - miało charakter "sygnalizacyjny". Problem w tym, że kodeks postępowania karnego nie przewiduje żadnych pism "sygnalizacyjnych".
- Postępowanie banku i prokuratury podważa zaufanie do systemu prawnego w Polsce - mówi Roman Sklepowicz, przewodniczący Stowarzyszenia Poszkodowanych przez System Bankowy i Prawny, prawnik z 40-letnim stażem.
- Bank wprawdzie ma prawo do zablokowania konta na podstawie art. 106 prawa bankowego, ale musi mieć do tego realne podstawy, czyli dowody świadczące o prawdopodobieństwie popełnienia przestępstwa. Takim dowodem nie jest na pewno pismo "sygnalne" z prokuratury, bo w kodeksach nie ma w ogóle takiego pojęcia. Prokurator może wydawać postanowienia lub zarządzenia, ale w związku z ustalonym stanem faktycznym, a nie dlatego, że ktoś napisał jakiś donos - wyjaśnia Roman Sklepowicz.
"Potencjalna podejrzana" miała tylko jedno marzenie: żeby ktoś ją wreszcie przesłuchał i zapoznał się z dowodami jej "potencjalnej niewinności".
Pismo do suki
Z dokumentów bowiem wynika, że ustne doniesienie o zagarnięciu prawie 3 mln zł złożyła windykatorka zatrudniona przez prawniczkę do wykonania konkretnych zadań, za które miała otrzymać wynagrodzenie w wysokości 50 tysięcy zł. 3 miliony nie były jej własnością, a jedynie dysponowała nimi z powodu "czasowego przeniesienia na zasadzie przewłaszczenia na zabezpieczenie". Do konta, z którego rzekomo wyprowadzono pieniądze i do którego rzekomo ukradziono kody dostępu, prawniczka miała pełne pełnomocnictwa i przelewu dokonała zgodnie z prawem.
Żeby było jeszcze ciekawiej, ostatnio sąd wydał wyrok, że młoda windykatorka jest winna byłej pracodawczyni ponad 6 mln zł, a komornik wszczął wobec niej postępowanie egzekucyjne. Pieniądze rzekomo ukradzione przez "potencjalną podejrzaną" sąd uznał za jej własność!
Istnieje wydruk korespondencji mailowej, jaką prowadzili przeciwnicy pani mecenas. Była przyjaciółka przesłała pozostałym e-mail zatytułowany wymownie "Pismo do suki", z dołączonym dokumentem, który sama przygotowała, z adnotacją: "Dopilnujcie, żeby podpisała i nie zmieniła ani słowa!". Podpisując, prawniczka wpadłaby w pułapkę - przyznała się, że przyjęła od współpracowników 1 450 000 zł w gotówce!
Blokada konta pani mecenas szczęśliwie już się skończyła. Zaczęło się wielodniowe przesłuchiwanie jej w prokuraturze, tym razem przez inną osobę niż asesor W.
- Poszłam niedawno na słynny już film "Układ zamknięty". Wciąż czuję się, jakbym jeszcze nie wyszła z kina - opowiada pani mecenas. - Jedno jest pewne: każdego ewentualnego współpracownika będę teraz sprawdzała od podszewki przy pomocy agencji detektywistycznych - dodaje.
...
Niestety tacy sa ludzie . Czlowiek czlowiekowi wilkiem to powiedzenie obraza dumne zwierzeta .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:05, 09 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Dyplomaci pomogą podatkowym patriotom
Płacenie podatku CIT w Polsce będzie podstawowym kryterium udzielania wsparcia firmom przez nasze placówki dyplomatyczne - informuje "Puls Biznesu".
W Ministerstwie Spraw Zagranicznych trwają prace nad nowymi zasadami wspierania przedsiębiorców przez placówki dyplomatyczne. Powinny one udzielać wsparcia na rynkach zagranicznych wszystkim polskim przedsiębiorcom, którzy o to poproszą. Jednak podatkowi patrioci mogą liczyć na lepsze traktowanie niż uciekający przed fiskusem do rajów podatkowych "optymalizatorzy".
Gazeta cytuje otrzymaną z biura prasowego MSZ informację, z której wynika, że "obowiązek płacenia podatku CIT w Polsce to kluczowe kryterium udzielania wsparcia na rynkach zagranicznych. Uważamy też, że placówki nie powinny udzielać wsparcia tym przedsiębiorstwom, które nie płacą podatków w naszym kraju, np. tym, które pochodzą z kraju przyjmującego".
<<<<
Zasada sluszna tylko jak z realizacja .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:17, 10 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Pozew grupowy szczecińskich stoczniowców przeciwko Skarbowi Państwa
Ponad 1,4 tys. akcjonariuszy Stoczni Szczecińskiej Porta Holding domaga się od Skarbu Państwa zapłaty za akcje, których wartość spadła po ogłoszeniu upadłości zakładu. We wtorek szczeciński sąd postanowił, że rozpozna wniosek grupowy w tej sprawie. To jeden z największych pozwów zbiorowych w historii polskiego sądownictwa.
Wartość roszczenia przekracza 73 mln zł.
Stocznia Szczecińska Porta Holding SA w październiku 2001 r. utraciła płynność finansową, a w marcu 2002 r. wstrzymała produkcję. W lipcu 2002 r. sąd ogłosił upadłość Porty Holding.
Sąd, podejmując we wtorek decyzję o rozpoznaniu sprawy w postępowaniu grupowym, odrzucił jednocześnie pozew pełnomocnika Skarbu Państwa, który zakwestionował taką możliwość. Jak mówił sędzia Sądu Okręgowego w Szczecinie Wojciech Machnicki, spełnione zostały wszystkie przesłanki, które pozwalają na rozpatrzenie sprawy w postępowaniu grupowym; dochodzone roszczenia mają charakter pieniężny i są dochodzone przez więcej niż 10 osób, a także są oparte na takiej samej podstawie, czyli działań Skarbu Państwa wobec Porty Holding - dodał.
Krzysztof Piotrowski, b. prezes Stoczni Szczecińskiej Porta Holding i reprezentant akcjonariuszy, złożył w lipcu ub.r. pozew grupowy przeciwko Skarbowi Państwa. Piotrowski mówił dziennikarzom we wtorek w przerwie posiedzenia, że akcje holdingu są bezwartościowe przez działalność państwa.
Pełnomocnik akcjonariuszy Barbara Domańska powiedziała, że "funkcjonariusze reprezentujący Skarb Państwa" z powodu dobrej kondycji finansowej spółki "podjęli działania zmierzające do przejęcia kontroli nad nią, poprzez próbę przejęcia akcji. Kiedy to się nie powiodło, doprowadzono do ogłoszenia jej upadłości likwidacyjnej". Jak dodała, Skarb Państwa miał wtedy w spółce mniejszościowy pakiet akcji, blisko 13-proc.
Domańska tłumaczyła, że upadłość likwidacyjna skutkuje tym, że akcje spółki stają się bezwartościowe. "Ci ludzie zostali pozbawieni swojego majątku" - mówiła.
Akcje Porty Holding przed upadłością były wycenione na ponad 21 zł. Wcześniej, kiedy Skarb Państwa próbował przejąć akcje, ich cena wynosiła 194 zł - powiedziała Domańska.
Porta Holding nadal funkcjonuje w Krajowym Rejestrze Sądowym. Z najnowszego wypisu z KRS wynika, że wysokość kapitału zakładowego spółki to 87,5 mln zł; liczba akcji wszystkich emisji wynosi 12,5 mln, a wartość nominalna jednej akcji to 7 zł.
Pełnomocnik Skarbu Państwa zapowiedział, że po sporządzeniu uzasadnienia zostanie podjęta decyzja o ewentualnym zażaleniu na decyzję sądu.
W 2002 r. członkowie zarządu Porty Holding zostali aresztowani. Śledztwo prowadziła poznańska prokuratura apelacyjna, która oskarżyła ich o narażenie spółki na szkody w wysokości ponad 63 mln zł. W 2008 r. siedmiu członków b. zarządu stoczni zostało uniewinnionych. Prokuratura złożyła apelację od tego wyroku. W maju 2010 r. byli prezesi prawomocnie zostali uznani za niewinnych. Prokuratura złożyła kasację, jednak Sąd Najwyższy ją oddalił.
W 2011 r. czterem członkom zarządu Porty Holding szczeciński sąd przyznał odszkodowania za zaległe wynagrodzenia, wcześniejsze rozwiązanie z nimi umów oraz ekwiwalent za niewykorzystany urlop plus odsetki. Natomiast w czerwcu br. szczeciński sąd przyznał pięciu prezesom byłej stoczni szczecińskiej po ponad 200 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania za wcześniejsze niesłuszne aresztowania.
Radca prawny Piotr Barcz spodziewa się, że do pozwu grupowego może przystąpić jeszcze 4000 osób poszkodowanych przez Skarb Państwa. W najbliższy wtorek (16.07) odbędzie się spotkanie akcjonariuszy, którzy będą chcieli przystąpić do pozwu grupowego.
Stocznia Szczecińska Porta Holding S.A. była jednym z największych zakładów pracy w województwie zachodniopomorskim. W jej skład wchodziło 38 firm. Przez dziesięć lat swojego istnienia (1992 - 2002) wybudowała 161 statków za kwotę bliską 4 miliardów dolarów. Na jej miejscu powstała Stocznia Szczecińska Nowa z większościowym udziałem Skarbu Państwa. Pracowało w niej 4500 stoczniowców. Od 2008 roku jest ona w stanie likwidacji.
....
Tak po 89 gangsterzy niszczyli Polske ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:08, 10 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Skarbówka kontroluje firmy jeszcze przed otwarciem
Kontrola jeszcze przed założeniem firmy to nowy trend w relacjach urzędników z podatnikami - informuje "Rzeczpospolita". Taka praktyka znacznie wydłuża procedurę rejestracji nowych firm.
- W ostatnich miesiącach bardzo trudno uzyskać w urzędzie skarbowym NIP dla nowej spółki - opowiada Marek Kolbski, radca prawny w kancelarii KNDP. - Urzędnicy przesłuchują członków zarządu, wypytują o miejsce prowadzenia działalności, zaplecze techniczne. Cała procedura trwa około trzech tygodni, co w czasach "jednego okienka" i haseł o likwidowaniu barier dla przedsiębiorczości wydaje się dość kuriozalnym sposobem zabierania czasu.
Co gorsza eksperci zwracają uwagę, że trudno znaleźć legalne uzasadnienie dla takich urzędniczych praktyk.
- Numery NIP zawsze były wydawane automatycznie, teraz urzędy dokładnie prześwietlają nowych przedsiębiorców - mówi Andrzej Zubik, doradca podatkowy w PwC. - W przepisach trudno znaleźć podstawę do prowadzenia takiej kontroli jeszcze przed startem spółki.
Biuro prasowe Ministerstwa finansów zaprzecza, jakoby dodatkowe kontrole wynikały z wytycznych resortu. Ministerstwo twierdzi, że to zwykłe postępowanie wyjaśniające, do których urzędy maja prawo.
Zdaniem ekspertów wszystko wskazuje jednak na to, że to działania wymierzone w tworzenie firm słupów, w celu wyłudzania podatku VAT. Jednak urzędnicy mogą wylewać w ten sposób dziecko z kąpielą, bowiem dodatkowe kontrole mogą zniechęcić przyszłych przedsiębiorców od otwierania biznesu.
- Co powie inwestor, który jeszcze przed rozpoczęciem działalności musi tłumaczyć fiskusowi, że jest niewinny? - pyta Marek Kolibski.
....
Czyli niszczym az zniszczym .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:11, 10 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Na co potrzebne jest pozwolenie budowlane?
Chcesz wybić okno, postawić dodatkowy komin albo zbudować altanę? Potrzebujesz pozwolenia budowlanego. Zgodę urzędników musisz uzyskać, nawet jeśli chcesz tylko zadaszyć wejście do swojego domu.
Zgodnie z prawem pozwolenia budowlanego potrzebujemy zawsze, gdy rozpoczynamy jakąś budowę. Od tej zasady jest parę odstępstw. Chodzi na przykład o remonty, ale tylko pod warunkiem, że te nie zmieniają dotychczasowego wyglądu i układu budynku. Na przykład jeśli chcemy wyburzyć ścianę nośną, to o dokument musimy się postarać.
Podobnie jest z wybiciem okna. Jego zamurowanie kilka dni temu nakazał Naczelny Sąd Administracyjny, gdy właściciel domu wybił go bez pozwolenia budowlanego. NSA uznał, że mężczyzna dopuścił się samowoli budowlanej, a na dodatek okno wybił w ścianie, która jest zbyt blisko działki sąsiada. To właśnie on złożył zawiadomienie do inspektora budowlanego.
Zamurowanie okna to też budowa
Podobnie jest z drzwiami. Jeśli chcemy zmienić miejsce wejścia do naszego domu, wymagane jest pozwolenie budowlane. Bez tego nie możemy nie tylko zacząć wybijania nowego okna czy drzwi, ale nawet zamurowywania starych. Zgodnie z prawem budowlanym nie jest to bowiem zwykły remont, ale ingerencja w bryłę budynku, a więc przebudowa (wyrok NSA sygn. IV SA 175/97).
Dlatego nie tylko wybicie okna, a czasem nawet wymiana okien może wiązać się z koniecznością wizyty w urzędzie. Pozwolenie budowlane jest bowiem potrzebne, jeśli nowe okna mają inny rozmiar niż stare. Podobnie należy potraktować zainstalowanie... daszku nad drzwiami. Jeśli chcemy coś takiego zamontować, także czeka nas cały proces starania się o decyzję administracyjną.
Możemy spać spokojnie i nie bać się kontrolerów z inspekcji budowlanej, jeśli nasze mieszkanie czy dom tylko pomalowaliśmy albo postawiliśmy nowe ściany czy położyliśmy nowe tynki. Pozwolenie na remont nie jest wymagane, gdy budynek tylko przywracamy do stanu poprzedniego.
Blaszany garaż prawie jak dom
Co ciekawe czasem zgody urzędników potrzebujemy nawet wtedy, gdy budowa de facto nie ma miejsca. Na przykład zgodnie z przepisami postawienie blaszanego garażu na działce wymaga zezwolenia. I nieważne, że taka "budowa" polega na przykręceniu kilku arkuszy blachy do przygotowanego wcześniej stelaża.
Natomiast wbrew powszechnej opinii nie jest potrzebna pozwolenie budowlane, jeśli chcemy stawiać ogrodzenie. Artykuł 29 prawa budowlanego wyraźnie wyłącza taką inwestycję z tego obowiązku. Nie ma znaczenie nawet to, czy płot będzie miał podmurówkę, czy nie.
- Jedynie budowa ogrodzeń od strony dróg, ulic, placów, torów kolejowych i innych miejsc publicznych oraz ogrodzeń o wysokości powyżej 2,20 m wymaga dokonania zgłoszenia właściwemu organowi administracji architektoniczno-budowlanej, czyli staroście - tłumaczy Renata Ochman rzecznik prasowy Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego
A co z ogrodzeniem od strony sąsiadów? Tu pozwolenie ani nawet zgłaszanie komukolwiek nie jest potrzebne. Musimy natomiast pamiętać, aby płot był konstrukcją stabilną, która nie zagraża ludziom i zwierzętom. Przepisy szczegółowe opracowane przez Ministerstwo Infrastruktury zabraniają na przykład na ogrodzeniach niższych niż 1,8 m montować ostrych elementów, drutu kolczastego czy tłuczonego szkła.
Oprócz ogrodzenia art. 29 prawa budowlanego wymienia jeszcze kilkadziesiąt wyjątków związanych z brakiem konieczności starania się o pozwolenie budowlane. Są na niej nawet takie inwestycje, jak płyty do składowania gnojownika, linie kablowe czy baseny. Większość wyjątków ma jednak pewne ograniczenia. Na przykład baseny bez pozwolenia można stawiać tylko, gdy powierzchnia lustra wody nie przekracza 30 mkw..
Na szopę tylko zgłoszenie
Nieco bardziej skomplikowana jest sytuacja z altanami i szopami. Je również można stawiać bez pozwolenia, choć jest kilka "ale". Taki budynek musi być parterowy i nie może mieć więcej niż 25 mkw. powierzchni. Jest też jeszcze jedno ograniczenie. Na każde 500 mkw. działki przypadać mogą maksymalnie dwa tego typu pomieszczenia (prawo budowlane mówi o szopie, altanie, budynku gospodarczym, oranżerii oraz ogrodzie zimowym). Zamiar postawienia altany musimy zgłosić jednak w starostwie.
Czasami pozwolenia budowlanego wymaga nawet ocieplenie budynku. Jeśli nasz dom ma więcej niż 12 metrów wysokości, a my chcemy obłożyć go styropianem, to także musimy postarać się o decyzję administracyjną.
Jeszcze inaczej jest, gdy chcemy wykopać studnię.
- Zgodnie z prawem budowlanym roboty polegające na wykonywaniu ujęć wód śródlądowych powierzchniowych o wydajności poniżej 50 msześc./h oraz obudowy ujęć wód podziemnych wymagają dokonania zgłoszenia właściwemu miejscowo organowi administracji architektoniczno-budowlanej, czyli staroście staroście - wyjaśnia Renata Ochman.
Jednocześnie studnia może wymagać innych dokumentów niż pozwolenie budowlane. Jeśli będzie ona głębsza niż 30 metrów, potrzebne będzie pozwolenie wodnoprawne.
A może zalegalizować?
Renata Ochman przypomina, że każdy przypadek czy to studni, altany czy montowania ogniw fotowoltaicznych na dachu domu, urzędnicy rozpatrują indywidualnie. Na wszelki wypadek zanim zaczniemy więc inwestycję, warto w najbliższym starostwie sprawdzić, czy możemy stawiać cegłę na cegle albo zbijać deski.
Co jeśli zaczniemy budowę bez odpowiednich zgód? Prawo budowlane mówi, że osoba, która dopuszcza się samowoli budowlanej podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Nawet jeśli zapłacimy i zalegalizujemy naszą samowolę (standardowo w przypadku całego domu jest to aż 50 tys. zł) podlegamy karze. Ile wyniesie grzywna? O tym decyduje już sąd.
Jednocześnie w Sejmie jest już projekt ustawy znoszącej obowiązek pozwolenia budowlanego. Zamiast starania się u urzędników o zezwolenie na rozpoczęcie budowy wystarczyć ma jedynie zgłoszenie zawierające projekt budowlany. Od tego dnia złożenia dokumentów urząd będzie miał 30 dni na zaakceptowanie naszych planów. Jeśli nie zgłosi uwag, będzie można zacząć budowę.
....
Po prostu koszmar . Tu juz zyc sie nie daje nie mowiac o biznesie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:48, 16 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Oszuści łupią firmy jak nigdy
Przedsiębiorcy z Małopolski chcą, by Komenda Główna Policji i Prokuratura Generalna wreszcie zabrały się za przestępców wyłudzających od nich pieniądze. Sami są bezradni - alarmuje "Dziennik Polski".
45 tysięcy złotych dziennie - tyle, według policyjnych źródeł "Dziennika Polskiego", zarabia człowiek naciągający uczciwe firmy z całej Polski na opłaty za "publikację znaku towarowego". W tym tygodniu fakturami za swoje "usługi" zasypał Małopolskę.
Przedsiębiorcy żalą się, że są coraz bardziej bezradni wobec rosnącej z każdym dniem grupy naciągaczy podszywających się pod uczciwe firmy, państwowe rejestry, a nawet ministerstwa.
Policjant zwalczający od lat przestępczość gospodarczą mówi, że naciągacze ożywają latem, gdy szefowie firm są na urlopie - zastępują ich osoby mniej zorientowane i płacą oszustom. Pieniądze giną bezpowrotnie.
Małopolscy przedsiębiorcy chcą, by Komenda Główna Policji i Prokuratura Generalna powołały zespół do walki ze szkodnikami. Feralne "rejestry" mnożą się bowiem tego lata szybciej niż zwykle. "Bezkarność zachęca kolejnych cwaniaków" - mówi Kazimierz Czekaj, prezes Jurajskiej Izby Gospodarczej i małopolski radny (PO).
...
No to robcie cos barany ! Kto w koncu jest w rzadzie ?!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:41, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Protest firmy budowlanej na billboardach
[link widoczny dla zalogowanych]
"Czy mam się podpalić pod ratuszem?" - m.in. takim hasłem na billboardach Władysław Frost, prezes firmy budowlanej Sanui, chce zwrócić uwagę na swoje problemy z urzędnikami.
W Warszawie stoi 17 billboardów, na których na czerwonym tle widnieją białe hasła: "Czy mam się spalić pod ratuszem?", " Czy miasto dotrzyma słowa?", "Czy miasto stać na stratę 50 mln?". Plakaty odsyłają do strony internetowej Zaplacawarszawiacy.pl., na której czytamy: "Ta strona powstała z bezsilności. Od 15 lat walczę z urzędnikami, żeby pozwolili mi dokończyć budowę, do której mnie zobligowali".
Władysław Frost kilkanaście lat temu rozpoczął budowę bloku w warszawskich Włochach. Po roku, kiedy konstrukcja budynku była już gotowa, urzędnicy wstrzymali budowę, bo zmienił się plan zagospodarowania przestrzennego. Inwestor postanowił złożyć pozew o odszkodowanie od miasta i poinformować o sprawie mieszkańców Warszawy. Prawnicy wyceniają wysokość odszkodowania, o które może się starać inwestor, na ok. 50 mln zł - poinformował wczoraj "Marketing przy kawie".
Billboardy, których wynajęcie kosztowało kilkadziesiąt tysięcy złotych, eksponowane będą jeszcze przez trzy tygodnie.
- Już jest oddźwięk dziennikarzy z prasy i telewizji. Mamy nadzieję, że nam to pomoże, bo jesteśmy bezradni - przyznaje Kazimierz Federak, pełnomocnik Władysława Frosta.
Dariusz Kubuj, strateg z Kubuj Strategia, chwali pomysł protestu za pomocą billboardów. Podkreśla, że zwróci to uwagę urzędników i mieszkańców Warszawy. - Właściciel tej firmy doszedł do wniosku, że jego precyzyjny przekaz nic mu nie da. Zwrócił się więc do urzędników w taki sposób, by wszyscy to widzieli - zaznacza Kubuj.
Zdaniem Tomasza Pisanki, stratega z agencji Nairobia, celem kampanii jest zakomunikowanie niekompetencji urzędników ratusza, a nie merytoryczne rozwiązanie sprawy, której dotyczy. - Osoba pokrzywdzona szuka w ten sposób sprawiedliwości przed sądem opinii publicznej. Jeśli niezadowolone z poczynań władz grupy mogą szukać sprawiedliwości w ten sposób, to dlaczego nie miałyby tego robić pojedyncze osoby - mówi Pisanko. I dodaje: - Modne jest powiedzenie, że media to czwarta władza. Jak widać na tym przykładzie, reklama potrafi być piątą władzą, wystarczy mieć pieniądze na wynajęcie billboardu.
>>>>
Szok !
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 18:41, 22 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:54, 20 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Wyznanie desperata, który sparaliżował stolicę: To był mój protest!
Fakt
To był mój protest i krzyk rozpaczy! Henryk Kulpa (64 l.), zawodowy kierowca z Warszawy, w godzinach szczytu zablokował na dwie godziny jedno z największych rond w stolicy. Dlaczego to zrobił?
Największe stołeczne rondo na niemal dwie godziny zablokowane. W ciągu kilku minut niemal pół Warszawy staje w gigantycznym korku. To wszystko przez jednego człowieka - kierowcę tira Henryka Kulpę. – Zrobiłem to, żeby zaprotestować przeciwko politykom i przeciwko bankom, które doprowadzają ludzi do ruiny – wyjaśnia pan Henryk.
10 lat temu mężczyzna wraz z żoną wziął kredyt we frankach szwajcarskich wart 80 tys zł. Teraz musi oddać 350 tysięcy. – Odsetki dawno przerosły sumę kredytu. Brałem go z żoną kiedy wspólnie prowadziliśmy knajpkę przy lotnisku na Okęciu. Żona zmarła, a ja zostałem z kredytem. Tymczasem kurs franka wzrósł tak bardzo, że po prostu nie miałem możliwości, żeby tyle płacić i się zbuntowałem – wyjaśnia Henryk Kulpa.
Odsetki rosły przez lata, pojawili się komornicy. W tej chwili bank zablokował konto pana Henryka. W poniedziałek w godzinach szczytu, dokładnie o godz. 17. mężczyzna zaparkował tira na rondzie Radosława w Warszawie. Przez dwie godziny, kiedy policyjni negocjatorzy rozmawiali z desperatem, niemal połowa miasta stała w korkach.
Funkcjonariusze nie mogli interweniować siłowo bo mężczyzna miał w szoferce butlę z gazem. Po dwóch godzinach protestu został zatrzymany a dzień później w prokuraturze rejonowej Śródmieście Północ w Warszawie usłyszał zarzut spowodowania fałszywego zagrożenia. Grozi mu za to 8 lat za kratami.
....
Mamy tu dwa problemy . Gdyby tylko chodzilo o bankructwo to mozna powiedziec ryzykowal nie wyszlo . Ale wiemy ze mamy banksteryzm i odsetki sa zbojeckie zreszta w zachodnich niby polskich bankach dodatkowo pompowane przez bydlakow z RPP i oto skutki . Oni sa tu oskarzeni .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:21, 30 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Tomasz Pajączek | Onet
Apelują do prezydenta, by nie wyrzucał ich na bruk
Właściciele małych sklepików z ul. Czeskiej, którym gmina Wrocław pod koniec września wypowiedziała umowy dzierżawy gruntu, złożyli dziś petycję do prezydenta Wrocławia z prośbą o nielikwidowanie osiedlowych budek.
Dla tych osób, które dziś pojawiły się w Sukiennicach, małe osiedlowe budki na Różance, to często jedyne źródło dochodu. Jeśli urzędnicy nie zmienią swojej decyzji, pracę straci co najmniej 10 osób. – Ale czy to w ogóle kogoś obchodzi – pyta się jeden z mieszkańców osiedla.
Decyzją urzędników blaszane budki mają zniknąć, bo szpecą miejski krajobraz. W ich miejsce mają powstać ławki, nowe chodniki i dużo zieleni, choć wbrew woli mieszkańców osiedla. Na demontaż sklepów – wrocławianie mają czas do 8 stycznia 2014 roku.
Pod petycją do prezydenta Wrocławia o nielikwidowanie budek, właściciele niewielkich sklepów zebrali prawie 2600 podpisów. Mieszkańcy osiedla stoją za nimi murem i nadal to właśnie tu chcą robić zakupy.
- Mamy tak ogromne poparcie ze strony mieszkańców, dlatego liczymy, że to musi się udać – mówi Katarzyna Alberska, właścicielka sklepu papierniczego. Pani Katarzyna jeszcze dwa tygodnie podkreślała, że wszyscy właściciele są gotowi na rozmowy i zmiany dotyczące ujednolicenia swoich sklepów, ale nie dostali nawet takiej szansy.
Dopiero po licznych protesach, właściciele budek mają szansę spotkać z urzędnikami. Rozmowy zaplanowano na wtorek 5 listopada.
...
Super wladza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:37, 16 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Katarzyna Nylec | Onet
Awantura o 17 metrów kwadratowych. Komu przeszkadza sklepik?
Sklepik na os. Andaluzja
Osiedlowy sklepik liczący zaledwie 17 metrów kwadratowych najwyraźniej przeszkadza władzom Piekar Śląskich.
Pan Marek Dembiński prowadzi sklep od 2009 roku. Kłopoty pojawiły się, gdy teren, na którym stoi sklepik od Bytomskiej Spółki Restrukturyzacji Kopalń przejęło miasto. Wówczas urzędnicy uznali, że właściciel zajmuje teren nielegalnie. Sprawa trafiła do sądu, który jednak przyznał rację właścicielowi sklepu.
Mężczyzna twierdzi, że urzędnicy za wszelką cenę chcą się go pozbyć.
- Okazało się, że posiadałem ważną umowę. Ale po tym wyroku władze miasta nie dały za wygraną i wypowiedziały mi tę umowę. Usłyszałem, że mieszkańcy skarżą się na hałasującą pod sklepikiem młodzież. Gdy rozpoczynałem działalność - faktycznie sam kilkakrotnie prosiłem o interwencję straż miejską, ale już dawno temu problem został rozwiązany - twierdzi w rozmowie z Onetem pan Marek.
Tydzień temu właściciel zebrał ok. 300 podpisów od okolicznych mieszkańców - niemal wszyscy, oprócz 9 osób, sprzeciwiają się likwidacji sklepu.
- Obecnie właściciel sklepiku zajmuje teren bezumownie - nie ma umowy dzierżawy terenu. W sądzie w Tarnowskich Górach toczy się postępowanie o wydanie nieruchomości - informuje Artur Madaliński, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Piekarach Śląskich. Wyrok w tej sprawie ma zapaść w środę.
...
Urzedowe matoly niszcza znowu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:56, 09 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Szefowi łatwo zrobić przekręt
Ponad połowy nadużyć w polskich spółkach dokonują szefowie tych firm - alarmuje "Rzeczpospolita".
Doświadczony menedżer mający ponad 40 lat, który od niedawna pracuje w firmie, najczęściej na wysokim stanowisku w zarządzie to typowy profil korporacyjnego oszusta w Polsce - wynika z raportu firmy doradczo-audytorskiej KPMG, do którego dotarła "Rzeczpospolita".
Raport, który powstał na podstawie 596 audytów śledczych, przeprowadzonych przez ekspertów KPMG na całym świecie, dowodzi, że spółki powinny patrzeć na ręce swoim top menedżerom.
W skali globalnej kadra zarządzająca była zaangażowana w trzech na dziesięć wykrytych nadużyć, w Polsce zaś ponad połowie z nich. Jak jednak zastrzega Agnieszka Gawrońska-Malec, dyrektor w zespole zarządzania ryzykiem nadużyć w KPMG w Polsce, nie znaczy to, że polscy szefowie są mniej uczciwi od swych kolegów z innych krajów.
"Główny powód takich wyników to fakt, że firmy w Polsce sięgają zwykle po pomoc zewnętrznych audytorów wówczas, gdy podejrzewają nadużycia na wyższym szczeblu i na większą skalę. Mniejsze oszustwa zazwyczaj wychwytuje audyt wewnętrzny" - mówi Agnieszka Gawrońska-Malec.
...
Teraz widzicie ze nieprzypadkiem mamy w Ewangelii przypowiesc o nieuczciwym zarzadcy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:32, 31 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Portugalia: sąd skazał przedsiebiorcę na 48 weekendów więzienia
Sąd w Guimaraes, na północy Portugalii, skazał lokalnego przedsiębiorcę na karę pozbawienia wolności podczas 48 weekendów. Biznesmen ma udawać się do zakładu karnego w każdy sobotni poranek i opuszczać go w niedzielę wieczorem.
W uzasadnieniu decyzji sędzia wyjaśnił, że odbywanie kary w czasie weekendów ma służyć utrzymaniu przedsiębiorcy w aktywności zawodowej i dobru osób zatrudnianych przez skazanego. Sąd przypomniał, że przedsiębiorca od kilku lat notorycznie unikał płacenia podatków oraz odprowadzania składek na ubezpieczenia społeczne.
- Kara więzienia jest konsekwencją lekceważącego stosunku oskarżonego do swych zobowiązań wobec państwa. W przeszłości był on już ośmiokrotnie skazywany za unikanie płacenia podatków i składek do ZUS. Kilka wyroków było karami pozbawienia wolności w zawieszeniu - powiedział sędzia.
Sąd w Guimaraes przypomniał, że skazany przedsiębiorca największe straty wyrządził państwu w jednej ze swoich spółek działających w branży tekstylnej. Pod koniec 2012 r. portugalski biznesmen postanowił ją zamknąć. Szacuje się, że łącznie na unikaniu płacenia podatków i składek na ubezpieczenie społeczne przedsiębiorca oszukał państwo na blisko 80,5 tys. euro.
65-letni biznesmen będzie mógł prowadzić aktywność gospodarczą mimo wyroku skazującego. Mężczyzna ma stawiać się do zakładu karnego w Guimaraes o 9. rano w sobotę i wychodzić na wolność o 21. w niedzielę. Weekendowe odsiadywanie kary rozpocznie już w lutym.
Sędzia wyjaśnił, że kara 48 weekendów pozbawienia wolności ma służyć odstraszeniu innych przedsiębiorców, którzy unikają swoich zobowiązań wobec państwa. - W związku z niskim stopniem karalności za ten procede zjawisko unikania płacenia podatków i odprowadzania składek na ZUS stało się u nas ostatnio bardzo powszechne - dodał sędzia.
Od stycznia 2012 r. portugalskie spółki oszukały urzędy skarbowe na co najmniej 400 mln euro. Oszustwa polegały głównie na zaniżaniu wartości faktur.
...
Jaki madry wyrok ! Sa madrzy sedziowie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:07, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Budżet wyręcza rolników
Kolejny przywilej odciąża rolników kosztem podatników. Przedsiębiorcy są traktowani gorzej - donosi "Rzeczpospolita".
Prawie 60 tys. rolników, czyli co 24. ubezpieczony w KRUS, przestało w ciągu ostatnich czterech miesięcy 2013 r. płacić składki na emeryturę i rentę. Robi to za nich budżet.
Dzieje się tak, mimo że ich składki są bardzo niskie - dla większości to 83 zł miesięcznie. Budżet już finansuje ponad 90 proc. rolniczych świadczeń, a otrzymywana w porównaniu z wkładem emerytura jest bardzo wysoka.
Nowy przywilej to skutek wejścia we wrześniu w życie niezwykle korzystnego dla rolników przepisu. Wywalczył go, negocjując z premierem Donaldem Tuskiem kształt ustawy podnoszącej wiek emerytalny, ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak.
W tym roku podatnicy zapłacą za rolników także niemal w całości składki do NFZ. To skutek decyzji politycznej o wydłużeniu prowizorki legislacyjnej podważanej przez Trybunał Konstytucyjny.
Więcej w "Rzeczpospolitej".
>>>
To skandal zwazywszy ze sa dotacje ... Jesli biednym rolnikom ma byc dawana pomoc panstwa TO TAK JAK WSZYSTKIM BIEDNYM a nie przez piramidy finansowe . Wszelkie przywileje korporacji musza zniknac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 1:01, 21 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Radio Kraków
Kłopoty dewelopera z ul. Wielickiej. Jak się zabezpieczyć?
Kolejne kłopoty dewelopera w Krakowie. Inwestor budujący apartamenty przy ul. Wielickiej w Krakowie nie może przekazać mieszkań właścicielom, którzy już wpłacili za nie pieniądze. Powód - pewna firma podająca się za podwykonawcę inwestora twierdzi, że nie dostała pieniędzy za wykonaną pracę. Jak jednak tłumaczy w rozmowie z Radiem Kraków Piotr Krochmal, analityk i doradca nieruchomości, już niedługo takie kłopoty mieszkańców mogą się skończyć.
Firma podająca się za podwykonawcę inwestora twierdzi, że nie dostała pieniędzy za wykonaną pracę. W księdze wieczystej złożyła więc stosowną adnotację, a to prawnie uniemożliwia przekazanie mieszkań właścicielom. Podczas gdy deweloper próbuje udowodnić przed sądem, że nie doszło do nieprawidłowości, właściciele mieszkań czekają, nie mając pewności, czy kiedykolwiek zamieszkają w lokalach, które kupili.
To nie pierwszy przypadek, w którym właściciele mieszkań cierpią przez kłopoty dewelopera. Wciąż otwarta jest sprawa lokali przy ul. Wierzbowej. 6 lat temu zbankrutował inwestor "Leopard" budujący bloki przy ul. Wierzbowej, a jego wierzyciel przejął mieszkania wzięte pod zastaw. Mieszkańcy, którzy kupili nieruchomości, do tej pory ich nie odzyskali.
- Już niedługo klienci nie będą musieli się obawiać się takich sytuacji jak przy Apartamentach "Wielicka" - powiedział w rozmowie z Radiem Kraków Piotr Krochmal, analityk i doradca nieruchomości. Krochmal przekonuje, że w wypadku nowych inwestycji przed takimi sytuacjami klientów będzie chroniła wprowadzona dwa lata temu ustawa deweloperska.
- Ona zabezpieczy, gdyż do każdej inwestycji będzie musiał być prowadzony rachunek powierniczy, na którym pieniądze są składane i kontrolowane przez bank. Do momentu przekazania lokalu nabywcy pieniądze są w banku. W momencie gdy deweloper upadnie, pieniądze zostaną wypłacone klientowi - tłumaczy Krochmal.
Dodaje jednak, że nowa ustawa deweloperska nie dotyczy inwestycji, które rozpoczęły się przed kwietniem 2012 roku, takich jak apartamenty przy Wielickiej. Dziś w budowie jest jedynie ok. 70 inwestycji, które nie są objęte nowym prawem deweleporskim. W wypadku kupna mieszkania warto więc zwrócić uwagę na to, czy dana inwestycja jest nim objęta.
...
I tak niszcza firmy . Czesto jedne drugie ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:34, 05 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Aleksandra Brodziak | Onet
Jedna trzecia polskiego kapitału uciekła już za granicę
Biurokracja, bariery prawne, zbyt duże podatki oraz koszty pracy - to główne powody, dla których polski biznes ucieka za granicę. Najczęściej do Wielkiej Brytanii, Czech, na Słowację i nadal na Cypr. - W biznesie nie ma sentymentów. Nie zamierzam być patriotą i walczyć z każdym urzędnikiem o swoje prawa. Wolę iść tam, gdzie mam więcej swobody i lepsze warunki do działalności - mówi Tomasz, właściciel firmy, którą dwa lata temu zarejestrował w UK.
- Nie chcę podawać swojego nazwiska, bo zaraz pojawią się głupie komentarze typu: zdrajca czy podatkowo niemoralny. Ostatnio słyszałem o bojkocie firmy LPP, która przeniosła się na Cypr i do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, więc lepiej być ostrożnym. Patriotyzmem nie nakarmię dzieci - mówi Tomasz. Zaznacza jednak, że przeniesienie firmy do UK było jedną z najlepszych jego decyzji. - Dziś zrobiłbym to samo, a właściwie to nie... Dziś na taki krok zdecydowałbym się o wiele szybciej - podkreśla.
Jeszcze 10 lat temu podobną firmę prowadził w Polsce. - Kiepsko szło. Tony dokumentów, mnóstwo kontroli, wiecznie jakieś problemy, a urzędnicy patrzyli nam mnie jak na potencjalnego oszusta. Zamknąłem ją i wyjechałem do Anglii. Przez kilka lat pracowałem fizycznie. Dwa lata temu postanowiłem założyć swoją działalność. Nie myślę o powrocie do Polski - dodaje.
System nie sprzyja przedsiębiorcom
Według raportu "Paying Taxes 2014" opublikowanego pod koniec 2013 r. przez firmę doradczą PwC oraz Bank Światowy, Polska zajęła daleką, bo 113. pozycję pod względem przyjazności systemu podatkowego dla biznesu. Według statystyk polski przedsiębiorca płaci 18 różnego rodzaju podatków rocznie, a całkowita ich suma odpowiada 41,6 proc. zysków.
Najgorzej jednak jest z wypełnianiem wszystkich procedur prawno-administracyjnych związanych z rozliczeniem z fiskusem. Ekspert Pracodawców RP Mariusz Korzeb twierdzi, że te wyniki jednoznacznie pokazują, iż obecne regulacje prawa podatkowego utrudniają polskim przedsiębiorcom prawidłowe funkcjonowanie na rynku. Według niego jest wielce prawdopodobne, że w kolejnym rankingu Polska nie tylko nie odnotuje awansu, lecz także nastąpi jej spadek o kilka pozycji. Może to mieć negatywny wpływ na gospodarkę krajową z uwagi na zniechęcenie potencjalnych inwestorów do prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce.
W związku z tym firmy szukają ratunku poza granicami kraju. Prawo na to pozwala. Polska bowiem podpisała porozumienie o unikaniu podwójnego opodatkowania z 81 państwami, m.in. krajami Unii Europejskiej, Albanią, Cyprem, a nawet z Zimbabwe. Według niego przedsiębiorca płaci podatki tam, gdzie ma zarejestrowaną firmę.
W ostatniej dekadzie wiele firm, w tym rodzimi krezusi, z tej możliwości skorzystało. Specjaliści twierdzą, że jedna trzecia polskiego kapitału uciekła już za granicę. Oznacza to, że nasz kraj traci na tym miliardy złotych rocznie.
Optymistyczne jest tylko to, że z roku na rok przybywa w Polsce nowych przedsiębiorstw. W 2013 r. zarejestrowano 352 tys. firm, aż o 36 tys. więcej niż rok wcześniej. Liczba upadłości pozostaje w zasadzie na tym samym poziomie, ale eksperci Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych twierdzą, że w tym roku będzie ich zdecydowanie mniej.
Bez utrudnień na Wyspach
Dokąd najczęściej emigrują polskie firmy? Najwięcej zarejestrowanych jest w Wielkiej Brytanii. Szacuje się, że jest ich około 45 tys. Dlaczego właśnie tam? Bo według danych, UK zajmuje pierwsze miejsce w Europie i piąte na świecie pod względem najłatwiejszego prowadzenia działalności.
Pan Tomasz wylicza plusy brytyjskiej gospodarki. Uważa, że system jest zdecydowanie bardziej przyjazny niż polski, kwota wolna od podatku to ok. 47 tys. zł, podczas gdy w Polsce nieco ponad 3 tys. W UK przedsiębiorca płaci ok. 60 zł miesięcznie na ubezpieczalnię (odpowiednik polskiego ZUS), podczas gdy w kraju jest to ponad 1200 zł miesięcznie. Spółki limited nie płacą nic.
- W Polsce VAT-owcem jest każdy właściciel firmy, który przekroczy 150 tys. zł dochodu na rok, na brytyjskim rynku dopiero po przekroczeniu ok. 390 tys. - Wymieniać można byłoby długo, najważniejsze jednak, że brytyjska emerytura (ok. 110 funtów tygodniowo) należy się po 30 latach składkowych. Status emeryta można otrzymać tu już po 5 latach, ale wtedy świadczenie jest mniejsze. W Polsce natomiast za kilkaset złotych mógłbym liczyć tylko wtedy, gdybym dożył odpowiedniego wieku - podkreśla.
Dodaje, że bardzo dużym plusem jest przychylność urzędników, których głównym zadaniem jest pomóc, a nie utrudnić życie. - Oczywiście sporym udogodnieniem jest także minimalizm w biurokracji. To naprawdę ułatwia życie - przekonuje.
Dokąd po prostsze życie?
Według danych Federalnego Urzędu Statystycznego w Niemczech, polscy przedsiębiorcy zarejestrowali tam ok. 40 tys. firm, w samym tylko Berlinie blisko 8 tys. Na pierwszym miejscu jest tzw. budowlanka, ale nie brakuje także firm transportowych, ogrodniczych, sadowniczych, sprzątających, itp.
U zachodniego sąsiada nie ma obowiązkowego ubezpieczenia rentowo-emerytalnego. Prowadzący działalność opłaca ubezpieczenie opiekuńcze i zdrowotne na zasadzie wykupienia polisy. Kieszeń przedsiębiorcy obciąża także - podatek dochodowy i podatek od działalności gospodarczej, gdy obroty przewyższają kwotę 102 tys. zł w roku.
- Główne atuty tego rynku to jego wielkość oraz perspektywa rozwoju. Poza tym duże znaczenie ma sąsiedztwo z Polską oraz bardzo gęsta sieć powiązań gospodarczych - wylicza Michał Kosma, specjalista ds. prawa gospodarczego. Dodaje także, że obcokrajowcy mogą liczyć na bezpłatne doradztwo wielu instytucji, a w samym Berlinie można znaleźć instytucje, które udzielają wskazówek w języku polskim.
W Holandii podmiotów prowadzonych przez polskich przedsiębiorców jest ponad 8 tys. (podobnie w Norwegii). Firmy jednoosobowe i nowo powstałe otrzymują pomoc od państwa. Chodzi tu o niskooprocentowany kredyt do wysokości ok. 300 tys. zł. Oprócz niego można liczyć na trenera biznesu, który przez pierwszy rok wspiera młodego przedsiębiorcę wiedzą i doświadczeniem.
W Czechach i Słowacji działa już po kilkaset polskich firm. Co jednak ciekawsze, przedsiębiorstwa z tych krajów przenoszą się na Węgry. Według rządowej agencji CEKIA w latach 2009-12 siedziby przeniosło tam blisko tysiąc podmiotów czeskich i ponad 10 tys. słowackich. Jak twierdzi Branislaw Gvozdiak, prezes ECDDP, atutem czeskiego i słoweńskiego rynku są proste procedury, niskie stawki podatku dochodowego i bliskie położenie geograficzne. Dodaje, że istnieje także możliwość odliczenia pełnej kwoty podatku od towarów i usług oraz paliwa od wszelkiego rodzaju pojazdów wykorzystywanych w firmie.
Eldorado z małym podatkiem
Nadal dla wielu firm rajem podatkowym jest Cypr, a także coraz częściej Zjednoczone Emiraty Arabskie. Podatnicy, zwłaszcza ci z dużymi dochodami, decydują się zmienić kraj lub przenieść siedzibę firmy do takiego właśnie podatkowego Eldorado.
W ostatnim czasie głośno było o firmie LPP, właścicielu takich marek odzieżowych jak Reserved, Cropp, House, Sinsay i Mohito. Przeniosła ona przedsiębiorstwo na Cypr i do Zjednoczonych Emiratów. Powód? Szukanie oszczędności, a to posunięcie pozwoli na płacenie niższych podatków. W Polsce do tej pory LPP zapłaciło fiskusowi łącznie 465 mln zł. Kilka lat wcześniej podobną decyzję podjęły firmy - Avans, Perła Browary Lubelskie, HAWE i Komputronik. Przez spółkę zarejestrowaną na Cyprze kontrolowany jest także większościowy pakiet udziałów firmy Multimedia Polska. Holding ITI, właściciel stacji TVN, z fiskusem rozlicza się na Antylach Holenderskich. To nie jedyne przypadki ucieczek za granicę.
Nie inaczej jest z rodzimymi krezusami. Większość przedsięwzięć Jana Kulczyka także jest ulokowana poza granicami kraju. Podobnie jak Zygmunta Solorza-Żaka, Leszka Czarneckiego, Jerzego Staraka, szefa Polpharmy czy Józefa Wojciechowskiego, właściciela firmy deweloperskiej J.W. Construction. Polscy przedsiębiorcy szukają wolności lub co najmniej oddechu podatkowego na Malcie, Seszelach, Węgrzech, Szwajcarii czy w Luksemburgu.
...
Swietnie po prostu ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:01, 07 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Kobiety dotknięte biurokracją
Przedsiębiorcze kobiety są bardziej niż mężczyźni prowadzący własne firmy przytłoczone biurokracją - wynika z sondażu przeprowadzonego przez Idea Bank. Rzadziej korzystają za to z pomocy profesjonalistów.
1 godzina i 15 minut - tyle czasu, według sondażu przeprowadzonego przez Idea Bank, przeznacza każdego dnia przeciętny polski przedsiębiorca na sprawy administracyjne. Chodzi tu o czynności związane z wystawianiem faktur i deklaracji podatkowych, wykonywaniem płatności, wystawianiem zleceń, sporządzaniem umów, monitorowaniem należności, itp. Czas "zjedzony" przez biurokrację to czas, w którym przedsiębiorca nie spotyka się z klientami, nie wykonuje usług, nie negocjuje kontraktów, czyli innymi słowy, nie zarabia pieniędzy, a przynajmniej nie rozwija swojej firmy. Badanie przeprowadzono w dniach 20-27 lutego na próbie 1000 osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą.
Stracony jeden dzień w tygodniu
Wynik na poziomie 1h i kwadrans dziennie daje między 6 a 7 godzin tygodniowo, w zależności od tego czy przyjmiemy pięcio- czy sześciodniowy tydzień pracy (w przypadku właścicieli firm praktyką jest raczej to drugie). Oznacza to, że na sprawy administracyjne przedsiębiorcy przeznaczają średnio niemal jeden dzień w tygodniu. Można więc przyjąć na przykład, że zamiast odpoczywać w sobotę, spędzają ten czas "w papierach". Co ważne, chodzi tu wyłącznie o czas przedsiębiorcy, a nie jego pracowników. Według Banku Światowego (raport Doing Business) polskie firmy przeznaczają prawie dwa miesiące w roku (łącznego czasu swoich pracowników) na same sprawy związane z podatkami i ZUS.
Nawet kilka godzin dziennie "w papierach"
Z badania przeprowadzonego przez Idea Bank wynika, że największą grupę wśród przedsiębiorców stanowią osoby, które przeznaczają na biurokrację do 2 godzin dziennie. Spora jest jednak reprezentacja przedsiębiorców, którym administracja zjada między 2 a 4 godziny z każdego dnia praccy. Wśród respondentów badanych telefonicznie (próba 700 osób) był to co dziesiąty badany, ale już wśród ankietowanych przez internet (300 respondentów) - aż co czwarty badany. Pamiętajmy też, że w badaniu wzięły udział zarówno firmy, w których pracy administracyjnej jest bardzo dużo, jak i takie, w których biurokracji jest niewiele (odnosi się to w szczególności do samozatrudnionych wystawiających jedną fakturę w miesiącu).
Kobiety mają godzinę mniej na biznes
Co ciekawe, badanie pokazało, że przedsiębiorcze kobiety spędzają więcej czasu na pracach administracyjnych niż mężczyźni będący właścicielami firm, choć różnice nie są znaczące. Uśredniony wynik z dwóch sondaży pokazuje, że kobietom biurokracja "zjada" przeciętnie 1 godzinę i 23 minuty z każdego dnia pracy, a mężczyznom 1 godzinę i 12 minut. W skali tygodnia różnica sięga więc około godziny.
Według Dariusza Dumy, psychologa biznesu, wynik badania Idea Banku wpisuje się w naturalne różnice między kobiecym i męskim podejściem nie tylko do prowadzenia biznesu, ale do życia w ogóle. - Kobiety są bardziej dokładne i staranne w tym co robią, swoją pracę wykonują z większą skrupulatnością i dbałością o szczegóły - ocenia ekspert. Najlepiej ilustruje to przykład z codziennego życia. - Choćbym nie wiem jak się starał, aby starannie posłać łóżko czy włożyć wyprasowaną koszulę do walizki, nigdy nie zrobię tego tak, jak nawet od niechcenia zrobi to kobieta - komentuje Dariusz Duma.
Księgowa wsparciem numer jeden
W ramach przeprowadzonego przez Idea Bank badania sprawdzono też, kto pomaga przedsiębiorcom w pracy administracyjnej. Wsparciem numer jeden jest dla nich księgowa, co raczej nie powinno dziwić biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo skomplikowane i często zmieniające się mamy w Polsce przepisy podatkowe. Badanie pokazało też, że większość przedsiębiorców korzysta z wsparcia innych osób w pracach biurowych, choć mamy tu spore dysproporcje w wynikach w zależności od metody badania. W sondażu telefonicznym aż 20% przedsiębiorców przyznało, że wykonuje wszystkie prace samodzielnie. W badaniu internetowym z kolei zaledwie 6% badanych przyznało, ze robi wszystko samodzielnie. Kobiety rzadziej niż mężczyźni korzystają z pomocy księgowej i prawnika, częściej natomiast wskazują na pomoc "innej osoby" w prowadzeniu firmy. Prawdopodobnie chodzi tu o małżonka lub partnera.
Katarzyna Siwek
>>>
Kobiety moze bardziej przezywaja . Jednak firma to walka czyli wojna a zatem nie dla kobiet . Caly czas widac ze nie ma rownosci plci . Ale biurokracje trzeba tepic ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:10, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wiceprezes SKOK Wołomin aresztowana za działanie na szkodę firmy
Sąd Rejonowy w Gorzowie Wlkp. aresztował wiceprezes SKOK Wołomin Joannę P. i mężczyznę związanego z tą instytucją. To kolejne osoby objęte zarzutami w śledztwie gorzowskiej prokuratury okręgowej dotyczącym wyłudzenia wielomilionowych kredytów z tej SKOK.
- Joanna P. usłyszała zarzut działania na szkodę swojej firmy i wyrządzenia jej szkody wielkich rozmiarów, natomiast druga z osób ma zarzut udziału w wyłudzaniu kredytów i pomocy przy tym przestępstwie. Ponadto obojgu zarzucono udział w zorganizowanej grupie przestępczej - powiedział w sobotę PAP zastępca Prokuratora Okręgowego w Gorzowie Wlkp. Roman Witkowski.
Zgodnie z przestawionymi zarzutami obojgu podejrzanym grozi nawet do 10 lat więzienia. Na wniosek prokuratury przed weekendem gorzowski sąd aresztował Joannę P. i drugiego z podejrzanych na trzy miesiące. Śledztwo zostało wszczęte w maju 2013 roku po tym, jak podczas innych postępowań nie związanych bezpośrednio ze SKOK Wołomin, uzyskano informację o tym procederze. Łącznie zarzuty w tej sprawie przedstawiono dotychczas kilkunastu osobom.
Witkowski dodał, że kredyty były wypłacane przez SKOK Wołomin na podstawie nierzetelnej dokumentacji. Postępowanie w tej sprawie realizuje Centralne Biuro Śledcze pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp.
Spółdzielcza Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa w Wołominie to jedna z największych spółdzielczych kas w Polsce. W Lubuskiem ma swoje placówki w Gorzowie Wlkp., Nowej Soli i Zielonej Górze.
W piątek o aresztowaniu wiceprezes SKOK Wołomin poinformował portal tvn24.pl.
...
Znow dziwne . Okazuje sie tylko w UBeckiej bankowosci ,,nie ma afer" . A goscie od FOZZ pelnia role wzorowych prezesow . Afery sa tylko w nieubeckich ktore dziwnie padaja jak Wielkopolski Bank Rolniczy . Tak ze zostaja same UBeckie ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|