Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Rozwalanie firm ...
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:25, 10 Wrz 2012    Temat postu:

Kto się upasł na bankructwach?

Polacy wyciągnęli wnioski z upadków biur. Omijają nieznanych touroperatorów, zyskują ci wiarygodni - informuje "Rzeczpospolita".

Fala bankructw biur podróży, jaka ostatnio przetoczyła się przez Polskę, nie zaszkodziła branży turystycznej. Szacuje się, że w tym roku sprzedaż zagranicznych wycieczek wzrośnie o 12-15 proc. w porównaniu z 2011 r.

Najwięcej zyskają liderzy rynku, przejmując dotychczasowych i potencjalnych klientów niewypłacalnych biur. Przechodzą do nich także osoby, które nie chcą już ryzykować kupowania wyjazdów podejrzanie tanich w mało znanych firmach.

Według Andrzeja Betleja eksperta branży turystycznej, liderzy rynku wycieczek, jak Itaka czy Rainbow Tours, mogą w sumie zwiększyć sprzedaż nawet o przeszło 20 proc.

- Możemy zakładać, że w 2012 roku wartość rynku zorganizowanej turystyki wyjazdowej sięgnie nawet 5 mld złotych - mówi Jan Korsak, były prezes Polskiej Izby Turystyki.

>>>>

ta to wyglada . Teraz ludzie beda omijac male fiirmy i urosna giganci jakby i tak mieli malo kasy . Przez paru dziadow mnostwo firm padnie i bedzie bezrobocie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:00, 10 Wrz 2012    Temat postu:

Upodleni przez państwo

Stracili firmy, których renomę budowali przez lata, mnóstwo pieniędzy, dobre imię, godność i zdrowie, a wszystko przez bezpodstawne działania organów państwa. Od lat próbują oczyścić się z zarzutów i stanąć na nogi. Mimo wielu głośnych spraw w Polsce nadal można znaleźć przypadki upodlenia przedsiębiorcy przez państwo. Co więcej takich przykładów nie jest mało.

– Jestem bankrutem. To fakt, którego nic już nie zmieni. Jestem zrujnowany ekonomicznie - to może mi się uda kiedyś zmienić? Nie jestem natomiast przestępcą i elementarna uczciwość nakazuje tym, którzy doprowadzili do ogłoszenia tego niesprawiedliwego wyroku, aby wyrok ten wymazać... Chodzi mi tylko o uniewinnienie z tego niesłusznie narzuconego stygmatu Żadnej zemsty, żadnego polowania na odszkodowanie... po prostu uwolnijcie mnie proszę od skutków własnych błędów! Tylko tyle, a dla mnie aż tyle… – pisze na swoim blogu Marcin Kołodziejczyk, który 2002 roku, w wyniku niesłusznych decyzji urzędu skarbowego został zmuszony do zamknięcia swojej firmy. – Czuję sie oszukany i zawiedziony – mówi Mieczysław Kodź, któremu urzędnicy zamknęli biznes. Jerzy Książek, Krzysztof Stańko, Marek Kubala, Janusz Ratomski i pozostali założyciele ruchu społecznego NIEPOKONANI 2012. Różne historie, jeden mianownik: organy państwa w sposób bezpodstawny doprowadziły do upadku ich firm. Latami w sądach dochodzą swoich praw. Wygrywają, ale nadal mają związane ręce. Żaden urzędnik nie chce przyznać się do swoich błędów, a żadna instytucja państwowa, przyznać się do pomyłki.

Przedsiębiorca vs urząd

– Czy wysoki rangą urzędnik Rzeczypospolitej Polskiej może „tworzyć” prawo lub dowolnie je naginać do swoich/urzędu potrzeb? Moje doświadczenie mówi: Może. Czy kraj, będący członkiem Unii Europejskiej, może ignorować przyjęte przez Rzeczpospolitą Polską międzynarodowe konwencje i wybiórczo stosować przyjęte w nich rozwiązania prawne? Może, pod warunkiem, że tym krajem jest Rzeczpospolita Polska – takie smutne wnioski po wieloletniej walce z urzędami wysnuł Janusz Ratomski, właściciel firmy Irene. – Prowadzę działalność polegającą na wdrażaniu nowych, innowacyjnych rozwiązań w obszarze zastosowań gazu płynnego (LPG) i sprężonego ziemnego (CNG) do zasilania pojazdów samochodowych. Do niedawna dawałem zatrudnienie ok. 200 miejscowym pracownikom – mówi.

Do niedawna, bo odkąd zaczęły się problemy firmy, zatrudnienie w niej znacznie spadło. W 2009 roku doniesiono do Transportowego Dozoru Technicznego (TDT), że trzy zbiorniki wyprodukowane przez firmę Irene są nieszczelne. Urzędnicy skontrolowali zbiorniki i potwierdzili donos. Nie przedstawili jednak żadnych dokumentów udowadniających wadliwość produktów. Janusz Ratomski otrzymał jedynie faks z decyzją o zawieszeniu uprawnień firmie.

– Gdyby nawet uznać, że trzy zbiorniki wyprodukowane przez moją firmę znalezione w Białymstoku były rzeczywiście nieszczelne w sensie nieszczelności wynikających z wad produkcyjnych, to nadal należy zadać elementarne pytanie: Dlaczego zakład montujący nie reklamował tych zbiorników u producenta i nie powiadomił producenta o tym fakcie? Wadliwość 3 sztuk zbiorników i to niezamontowanych, przy produkcji rzędu tylko 100 tysięcy zbiorników rocznie daje rewelacyjnie niską wadliwość 0,003%!!! – zauważa. Ratomski swoich praw dochodzi w sądzie. Obecnie czeka na wyrok NSA. – Straciłem już ponad dwa lata na bezowocne i kosztowne dla mnie, dla mojej firmy, a przede wszystkim dla moich pracowników szamotanie się z bezprawiem uprawianym przez przedstawicieli instytucji państwa i nie widać końca… Ten czas stracony dla firmy ma dla niej porażające znaczenie. Tego nigdy nie da się odrobić! – mówi. – Czy takie sprawy można dość szybko i w miarę bezproblemowo wygrać?! Otóż częściowo tak. Przenieść produkcję do innego kraju Unii lub poza nią, zostać obywatelem innego państwa i uciec od niekompetencji urzędniczej oraz bezwładu i niewydolności sądowej naszego państwa – podsumowuje.

Pomylili cygaro z tytoniem

Jerzy Książek, właściciel firmy Kent-Pak, producenta opakowań kartonowych, od 2010 roku walczy o swoje prawa w sądzie. Mimo dwóch wygranych spraw, jego sytuacja nadal pozostaje nierozwiązana. Został zmuszony do zawieszenia działalności firmy, wciąż nachodzi go komornik. A wszystko zaczęło się w 2009 roku, kiedy Kent-Pak zajął się sprowadzaniem do polski czeskich cygar. Interes początkowo szedł bardzo dobrze, do czasu… W 2010 roku celnicy uznali, że sprzedawane przez firmę Jerzego Książka cygara wcale cygarami nie są. Uznano, że jest to tytoń do palenia i domagano się od firmy zapłaty 13 mln zł podatku akcyzowego za sprowadzany towar. Na nic zdały się przedkładane dokumenty, potwierdzające, że to, czym handluje, to cygara. – We wrześniu 2009 roku rozpocząłem wewnątrz wspólnotowe nabycie towaru akcyzowego pt. cygaro Czeska Kusovka. Wcześniej oczywiście zaopatrzyłem się w potrzebne dokumenty. Niestety nie przeszkodziło to Naczelnikowi UC w Bielsku-Białej na wydanie decyzji, iż jest to tytoń do palenia, a nie cygaro – opowiada Jerzy Książek. – Od stycznia 2011 roku firma przestała działać z powodu naliczonego podatku akcyzowego w kwocie ok. 11,5 mln zł plus odsetki oraz z powodu blokady rachunków bankowych mojej firmy. Czekam na terminy spraw przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Gliwicach i żyję ciągłym dręczeniem ze strony komornika. Kiedy tylko sprawa zakończy się pozytywnie złożę pozew o zadośćuczynienie i później o odszkodowanie za poniesione straty – dodaje.

Odzyskać dobre imię

– Big Blue już nie ma i nie powróci. Mój honor jest zbrukany, ale ciągle mam nadzieję, że się oczyszczę z tych absurdalnych wyroków – tak swoją opowieść rozpoczyna Marcin Kołodziejczyk. W 1995 roku wraz z Pawłem Michalskim założyli w Jeleniej Górze biuro turystyczne Big Blue. Najpierw w ofercie pojawiły się wycieczki autokarowe do Włoch i imprezy narciarskie we Francji, z czasem oferta poszerzyła się o nowe kierunki: Grecję, Cypr, Portugalię, Kretę, Egipt. Z usług jeleniogórskiego biura zaczęło korzystać coraz więcej klientów, a co za tym idzie, obroty firmy poszły w górę. Działalnością Big Blue zainteresował się fiskus. W 2001 roku dyrektor Urzędu Kontroli Skarbowej wydał decyzję, że biuro prawidłowo nalicza stawki VAT. Rok później zmienił zdanie. Stwierdzono, że firma niezgodnie z prawem stosuje 0-procentową stawkę VAT na międzynarodowe przeloty czarterowe. Na firmę nałożono karę w wysokości 8 mln zł! – Przeprowadzone kontrole przez UKS nie stwierdziły najmniejszych nawet nieprawidłowości w naliczaniu i odprowadzaniu podatku od towarów i usług. Pozytywne wyniki finansowe firmy, a także korzystny wynik powyższych kontroli, skłoniły zarząd spółki do podjęcia decyzji o zwiększeniu zasięgu działalności w zakresie świadczonych usług turystycznych. Gdy w 2002 roku firma uzyskała przychody w wysokości 100 milionów złotych, obsługując 60 tysięcy turystów, UKS ponowił kontrolę i unieważnił wyrażone przez siebie przed rokiem orzeczenia pokontrolne. W następstwie wydano 12 decyzji obciążających spółkę nowo naliczonym podatkiem VAT o zwiększonym wymiarze, doliczając jednocześnie sankcje i odsetki. Decyzje te zapoczątkowały procesu upadku firmy – mówi Marcin Kołodziejczyk.

Czytaj dalej: herbaciany interes

Herbaciany interes

Ten sam urząd skarbowy i ci sami urzędnicy, którzy zrujnowali Big Blue, utopili również firmę Mieczysława Kodzia. Problemy jeleniogórskiego przedsiębiorstwa Kordex zajmującego się eksportem towarów wysoko przetworzonych rozpoczęły się w 2001 roku. – Pracownicy Urzędu Kontroli Skarbowej dokonali kontroli spółki, która trwała 3 miesiące. Kolejna kontrola przybyła 8 miesięcy później i trwała już pół roku od czerwca do 31 grudnia 2002 roku. Kontrolujących liczebnie było więcej od załogi firmy – mówi Mieczysław Kodź.

Urzędnicy niczego podejrzanego w dokumentacji firmy nie znaleźli, ani pod kątem płaconych podatków, ani innych rozliczeń. Natomiast ich podejrzenia wzbudziły marże nakładane na sprowadzaną przez Kordex herbatę. Urzędnicy nie mogli zrozumieć, jak firma na specjalistyczne urządzenia może nakładać wysoką marżę i zarabiać na tym dużo, a na eksportowaną herbatą nakładać niską marżę i zarabiać mało. – Koronnym argumentem była niska marża, skądinąd błędnie wyliczona przez kontrolujących inspektorów na 1.08 proc., podczas, gdy w rzeczywistości wynosiła ona 5,7 proc. Umiejętność tego typu wyliczania mają dzieci w klasie piątej, czym nie wykazali się urzędnicy dwóch instancji kontrolnych. Na pytanie, jakie wg urzędników marże powinna uzyskiwać firma, aby zadowolić kontrolujących, nie potrafiono odpowiedzieć – mówi Mieczysław Kodź. Spółce zajęto konto, pozostawiając na nim jedynie 90 zł, prezesa ukarano grzywną. Po 2.5 roku firma sprawę wygrała, ale bezpowrotnie utraciła rynki zbytu, ludzie stracili pracę. – Najgorsze jest jednak to, że za swoje decyzje nie opowiada żaden urzędnik. Żaden z nich nie został pociągnięty do odpowiedzialności – dodaje Kodź.

Polska rzeczywistość

Takich historii w Polsce jest zaskakująco dużo, o czym mogli przekonać się założyciele stowarzyszenia NIEPOKONANI 2012, zrzeszającego ludzi pokrzywdzonych przez organy państwa, które w sposób bezpodstawny doprowadziły do upadku ich firm. Zwarli szyki i razem szukają sprawiedliwości. Pomaga im w tym kancelaria Ślązak, Zapior i Wspólnicy. – Mój telefon jest gorący, a skrzynka przepełniona – mówi Mariusz Orliński, adwokat z kancelarii z SZiP. – Skala bezprawności, z jaką się spotykamy jest porażająca. Tygodniowo analizujemy po kilka dużych spraw i podejmujemy decyzję, co dalej robić. W większości spraw organy grają na zwłokę, co czasem prowadzi do przedawnienia, czasem co gorsza do śmierci stron – dodaje. Słuchając historii NIEPOKONANYCH, traci się wiarę w państwo. Traci się chęć robienia czegokolwiek i dochodzi do smutnych wniosków. Nie ma powodów, by się starać, dawać miejsca pracy tysiącom osób, płacić podatki, skoro jedna bezpodstawna i błędna decyzja urzędnicza może przekreślić coś, co budowało się przez lata, w co włożyło się nie tylko wszystkie oszczędności, ale przede wszystkim serce. – Wniosek jest jeden - na takie Państwo, w tym wydaniu nie można i nie należy pracować, bowiem człowiek zaradny, racjonalny, wypracowujący podatki nie jest partnerem, lecz wyrobnikiem niemile widzianym i podejrzanym na każdym kroku – mówi Mieczysław Kodź. – Małe firmy są ofiarami działań urzędników, często prokuratury i wypaczonych sądów, a to wszystko prowadzi do zubożenia obywateli i państwa, nie rokuje przyszłości kolejnemu pokoleniu – dodaje.

>>>>

Niestety oszusci tworza piramidy a w tym czasie innych ktorzy naprawde wytwarzaja gnoja ! Ale co tam to . Skoro procesy maja babcie o ,,nielegalne zbieranie galezi w lesie'' skoro gonia kobiety handlujace kwiatami z chodnikow ... Zawsze slabefo gnebia gdy sa przy wladzy nikczemnicy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:04, 10 Wrz 2012    Temat postu:

Fiskus może prowadzić sprawy miesiącami

Wydanie decyzji, w zależności od rodzaju rozpatrywanej sprawy, powinno zająć urzędnikom od jednego do trzech miesięcy. W wielu przypadkach jednak postępowania podatkowe toczą się miesiącami, a nawet latami. Ponaglenia rzadko uznawane są za uzasadnione. Mimo to Minister Finansów uważa, że prawo podatników do szybkiego załatwienia ich spraw jest wystarczająco chronione.

Sprawy podatkowe muszą być rozstrzygane możliwie szybko i sprawnie. Przypadki niebudzące wątpliwości urząd skarbowy powinien załatwiać niezwłocznie. Chodzi o sprawy, których analiza opiera się na materiałach przedstawionych przez podatnika wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania podatkowego lub faktach powszechnie znanych i dowodach dostępnych organowi podatkowemu z urzędu. Sprawę wymagającą przeprowadzenia postępowania dowodowego urząd skarbowy powinien natomiast wyjaśnić właściwie w ciągu miesiąca. Dłużej, bo do 2 miesięcy, mogą toczyć się sprawy szczególnie skomplikowane, np. ze względu na liczbę i charakter dowodów, jakie trzeba zebrać.

Odwołania od decyzji wydawanych przez urzędy skarbowe powinny być natomiast rozpatrywane w ciągu 2 miesięcy od ich wpływu do izby skarbowej. Termin ten może wydłużyć się z powodu rozprawy. Na załatwienie sprawy, w której przeprowadzono rozprawę lub podatnik złożył wniosek o jej przeprowadzenie, są 3 miesiące.

W praktyce postępowania podatkowe toczą się miesiącami, a w skrajnych przypadkach - latami. Dzieje się tak przede wszystkim w sprawach, które wymagają współpracy z organami ścigania, uzyskania opinii biegłych, ustalenia podstawy opodatkowania w drodze oszacowania. Przekroczenie terminu załatwienia sprawy nie pozbawia organu podatkowego prawa do wydania decyzji. Powinien jedynie poinformować podatnika o każdym przypadku niezałatwienia sprawy w terminie - także wtedy, gdy doszło do tego z przyczyn od niego niezależnych. Musi podać powody opóźnienia i wyznaczyć nowy termin załatwienia sprawy.

Ponaglenie i skarga

To, co podatnik może zrobić w takiej sytuacji, to wnieść ponaglenie na niezałatwienie sprawy w terminie ustawowym lub nowym. Ponaglenie dotyczące opieszałego działania urzędu skarbowego rozpatruje dyrektor izby skarbowej, a izby skarbowej - Minister Finansów. Jeżeli okaże się ono uzasadnione, zostanie wyznaczony dodatkowy termin załatwienia sprawy. Zarządza się poza tym wyjaśnienie przyczyn opóźnienia oraz ustalenie osób za to odpowiedzialnych. W razie potrzeby podejmowane są także środki zapobiegające naruszaniu terminów załatwiania spraw w przyszłości. Organ rozpatrujący ponaglenie stwierdza ponadto, czy niezałatwienie sprawy w terminie miało miejsce z rażącym naruszeniem prawa.

Trudno jednak przekonać fiskusa do swoich racji i pozytywnego załatwienia ponaglenia. Statystyki są dla podatników niekorzystne. W tym roku Minister Finansów otrzymał 70 ponagleń w sprawie bezczynności izb skarbowych. Z rozpatrzonych 66 żadne nie zostało uznane za uzasadnione.

Podatnicy, chcąc walczyć z opieszałością urzędników skarbowych, są zmuszeni występować do sądów administracyjnych. Sąd, uwzględniając skargę na bezczynność lub przewlekłe prowadzenie postępowania, zobowiązuje organ podatkowy do wydania rozstrzygnięcia w określonym terminie. Jeżeli nadal nie będzie się z tym spieszył, podatnik może domagać się wymierzenia mu grzywny. W tym roku może ona wynieść do 29.746,90 zł. Ten, kto poniósł szkodę wskutek niewykonania orzeczenia sądu, może ponadto dochodzić od organu podatkowego odszkodowania.

Sprawa odsetek

Plusem jest to, że podatnicy nie zapłacą z własnej kieszeni za opieszałość urzędników skarbowych. Zwłoka w załatwieniu sprawy powoduje zmniejszenie odsetek od zaległości podatkowych.

W przypadku opieszałości urzędu skarbowego przerwa w ich naliczaniu następuje, jeżeli decyzja nie zostanie doręczona adresatowi w ciągu 3 miesięcy od wszczęcia postępowania. Odsetki nie są pobierane za okres od dnia wszczęcia postępowania do dnia doręczenia decyzji. Podobnie jest w sprawach odwoławczych. Podatnik "zaoszczędzi" na odsetkach, jeżeli izba skarbowa nie wyda decyzji w przewidzianym terminie, czyli 2 albo 3 miesięcy od otrzymania odwołania. Nie płaci się ich za okres od dnia następnego po upływie tego terminu do dnia doręczenia decyzji.

Jest jednak jedno "ale". Odsetki trzeba zapłacić, mimo nierozpatrzenia sprawy w terminie, jeżeli organ podatkowy nie odpowiada za opóźnienie. Tak jest w przypadku, gdy zwłoka powstała z winy podatnika lub jego przedstawiciela albo z przyczyn niezależnych od urzędników.

Gazeta Podatkowa nr 73 (905) z dn. 2012.09.10,

Autor: Małgorzata Żujewska

>>>>

Dal firm moze to oznaczac koniec ... Ale pamietjmy ze zaden fiskus nie zniszczy nawet 1 % tyle co RPP . To sa ludobojcy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:10, 10 Wrz 2012    Temat postu:

Małe stacje biją na alarm

Niezależni operatorzy oskarżają petrokoncerny o próbę pozbycia się konkurencji - informuje "Dziennik Gazeta Prawna"

Przed właścicielami niemal trzech tysięcy małych, prywatnych stacji benzynowych stoi widmo bankructwa - alarmuje Stowarzyszenie Niezależnych Operatorów Stacji Paliw. Wszystko za sprawą nieuczciwych - zdaniem organizacji - praktyk rodzimych koncernów paliwowych.

Jak tłumaczy "Dziennikowi Gazecie Prawnej" prezes SNOSP Marek Pietrzak, Orlen i Lotos regularnie zamrażają ceny surowca na swoich stacjach przy jednoczesnej podwyżce cen hurtowych.

- Kupujemy paliwo drożej, niż koncerny sprzedają je w detalu - mówi.

Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej"

>>>>

Takie bandyckie zagrywki to sataly element ekonomii . Trzeba z tym walczyc bo monopol to po prostu zbojectwo...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:12, 10 Wrz 2012    Temat postu:

W 2013 roku fiskus ma być jeszcze ostrzejszy

W przyszłym roku w budżecie może zabraknąć nawet 5 mld złotych. To efekt przeszacowania wpływów z podatków dochodowych i VAT - ostrzega "Dziennik Gazeta Prawna"

Jak dodaje dziennik, rząd w związku z tym postawił przed fiskusem ambitne zadanie. Ma zwiekszyć wpływy podatkowe mimo słabnącej koniunktury. Z PIT ma pozyskać w przyszłym roku aż 42,9 mld zł, o 6 proc. więcej niż w bieżącym roku. Wpływy z CIT mają sięgnąć 29,6 mld zł (11 proc. więcej).

Z VAT budżet ma dostać 126 mld zł (wzrost o 4 proc.) - pisze "Dziennik Gazeta Prawna"

>>>>

To oczywiste . W wyniku schlodzenia budzet zacznie sie walic i wtedy Vincent rozkaze urzedom NA GWAŁT zdobyc dodatkowe wplywy . NO to bedzie GWALT ! Beda nakladane kary domiary - firmy beda bankrutowane . Pojda na rympal . Tak jest gdy rzadza psychopaci . Zniszcza gospodarke a pozniej chca podatkow ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:54, 25 Wrz 2012    Temat postu:

Zaginione pół miliarda

Pozorując zyski, Amber Gold płacił od nich podatki. Teraz fiskus musi oddać spółce w upadłości 11 mln zł - donosi "Gazeta Wyborcza".

Liczba oszukanych przez Amber Gold klientów rośnie z każdym dniem. Z grupy wierzycieli nieoczekiwanie wypada fiskus.

Syndyk wyliczył, że to skarbówka powinna zwrócić spółce około 11 mln zł za podatek od zysków, których nigdy nie było. Po odjęciu należnemu fiskusowi VAT-u, syndyk liczy na wpływ 5 mln zł.

Reprezentujący grupę klientów radca prawny Maciej Puchała uważa, że obecnie najważniejsze jest ustalenie, co się stało z kwotą ponad pół miliarda złotych, którą Amber Gold zebrał od ludzi.

>>>>

Placili PODATKI od nieprowadzenia dzialalnosci gospodarczej !!! Ale ,,charytatywni''...
Ale zaraz chlopaki JAKI VAT ! Nie ma VATu od oszustwa ! Od kiedy to panstwo pobiera podatki za nic ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:43, 28 Wrz 2012    Temat postu:

Polskie Jadło złożyło wniosek do sądu o upadłość

Zarząd Polskie Jadło złożył do Sądu Rejonowego w Krakowie wniosek o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu - poinformowała spółka w piątkowym komunikacie.

"Po gruntownej i bardzo szczegółowej analizie sytuacji Spółki Zarząd uznał, że wyczerpane zostały wszelkie przesłanki wynikające z obowiązującego prawa, obligujące do skierowania wniosku. Jednocześnie Zarząd dostrzegając możliwość kontynuowania działalności Spółki zaproponował możliwość zawarcia układu z Wierzycielami" - napisano w komunikacie.

Spółka podała, że jednym z istotnych powodów podjęcia takiej decyzji było wypowiedzenie umowy kredytowej rozliczanej we franku szwajcarskim przez Bank BNP Paribas.

>>>>

Czyli wykonczyl ich zachodni bank wypowiadajac umowe ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:26, 29 Wrz 2012    Temat postu:

Śmierć zamiast grzywny

Aby wyegzekwować 100 zł kary, sąd uruchomił całą machinę egzekucyjną, z komornikiem, policją, więzieniem - o działaniach polskiego wymiaru sprawiedliwości, zakończonych samobójstwem niewinnej osoby - pisze "Rzeczpospolita".

Gazeta opisuje sprawę Włodzimierza M., który w 1998 roku został skazany na 700 zł grzywny za handel podrabianą odzieżą. Grzywnę spłacał w 7 ratach.

Po dwóch latach sąd dopatrzył się, że brakuje jednej raty. Kiedy postępowanie egzekucyjne okazało się bezskuteczne, sąd zamienił brakujące 100 złotych na pięć dni pozbawienia wolności. W 2004 roku policja zgodnie z nakazem sądu zatrzymała Włodzimierza M. pod jego domem. Nie pozwolono mu na kontakt z rodziną, aby dostarczyli dowód wpłaty pieniędzy. Przekonywał, że zatrzymanie jest pomyłką, bo grzywnę w całości spłacił. Powiesił się w areszcie, osieracając 6-letniego syna.

Ani prokuratura, ani Sąd Okręgowy w Radomiu nie dopatrzyły się zaniedbania funkcjonariuszy zakładu karnego. Winę dostrzegł dopiero Sąd Apelacyjny w Lublinie w procesie cywilnym, przyznając małoletniemu synowi Włodzimierza M. odszkodowanie i rentę. Podczas rozprawy apelacyjnej wyszło na jaw, że mężczyzna nie powinien trafić do aresztu. Dowód wpłaty raty grzywny zaginął bowiem w sądzie.

Więcej w "Rzeczpospolitej".

>>>>>

Wykonczyli czlowieka bo przeciez akurat to ZUPELNIE NIE JEST SAMOBOJSTWO ! Wam moze sie wydac glupie ze za 100 czy 700 zl ale nie znacie wlasnej odpornosci wrodzonej a jak ktos nie ma silnej wiezi z Bogiem to w ogole ciezko wytrzymac jak sie na was rzucaja ... Koszmar !!! Widzicie tutaj caly kompleks grzechow spolecznych czyli wspolnych . Na urzedach siedza ludzie bo nie ma innej pracy i im ,,zalatwili rezerwowa'' . Rzecz jasna jej nie lubia . Dzialaja jak juz musza a jak dzialaja to jak widac . A przeciez TRZEBA SIE BYLO NIE PCHAC NA SEDZIOW URZEDNIKOW POLICJANTOW . Wtedy pracowali by tam tacy ktorzy wykazuja minimum entuzjazmu a wtedy trudo o pomylke gdy ktos z zapalem pracuje to i dokumenty czyta a nie udaje i sprawdza i nie gina w burdelu w magazynie . Mnostwo nieszczesc swiata bierze sie stad ze ludzie pchaja sie na satnowiska ktora maja byc w ich przekonaniu wielkim wyniesieniem ich osob a staja sie UPADKIEM !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:32, 14 Paź 2012    Temat postu:

Śledztwo "Wprost": kto naprawdę stoi za Amber Gold?

Człowiek półświatka, biznesmen i były esbek - te osoby zdaniem ABW stały za Amber Gold. Najnowsze ustalenia w sprawie gdańskiego parabanku ujawnia tygodnik "Wprost".

Osoba znająca ustalenia śledztwa w rozmowie z "Wprost" stwierdziła, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego skupiła się na dwóch osobach - Janie P., ps. "Tygrys" i C., byłym oficerze SB, a obecnie współwłaścicielowi sieci supermarketów.

Jedna z przyjmowanych przez śledczych wersji wydarzeń zakłada, że "Tygrys" dysponował pieniędzmi, które miały być wytransferowane. W tym celu założono firmę Amber Gold. Pomysł okazał się dobry i powstało coś większego niż planowano. Obecnie ABW weryfikuje tę hipotezę.

Jan P. to legenda Trójmiasta - pisze "Wprost". - Dorobił się na kopaniu bursztynu. Najbardziej obfite złoża to był "rejon wyspy" na gdańskich Stogach. To były jego pierwsze pieniądze - powiedział w rozmowie z tygodnikiem były oficer Centralnego Biura Śledczego, który kiedyś tropił "Tygrysa".

"Czy taką działalność w PRL i na początku lat 90. można było prowadzić bezkarnie, bez kontroli, bez związków ze służbami specjalnymi? Pytaliśmy o to wiele osób w Trójmieście. Większość mówiła, że bez takiego wsparcia nie byłoby to możliwe. Faktem jest, że »Tygrys« ma zadziwiającą umiejętność unikania odpowiedzialności. Jego procesy ślimaczyły się latami. W ostatnich latach spoważniał. Inwestuje w ziemię, nieruchomości, już tak często nie wdaje się w publiczne awantury, z których był znany w Trójmieście" - czytamy na łamach "Wprost".

Według ustaleń tygodnika, Jan P. jest znajomym biznesmena Mariusa O., którego już wcześniej ABW wymieniała jako osobę, która może mieć związki z interesami założycieli Amber Gold.

Pojawienie się "Tygrysa" w sprawie Amber Gold sprawia kłopot śledczym z ABW - pisze "Wprost". Śledczym wytyka się bowiem brak rozeznania w realiach świata przestępczego Trójmiasta. "Tygrys", który karierę zaczynał w głębokim PRL, to człowiek zamierzchłych czasów dla obecnych funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. "Przed nimi żmudna praca przekopania się przez kilkaset tomów akt, spraw, w których pojawiają się wytypowane przez nich postacie. I to akt od lat 70. aż po czasy współczesne. Z naszych informacji wynika, że funkcjonariusze ABW nie zapoznali się jeszcze z aktami policyjnymi oraz z Instytutu Pamięci Narodowej. Bazują na tym, co dostają w formie notatek z CBŚ i innych służb. Czeka ich ogrom pracy" - zaznacza tygodnik.

Więcej na ten temat na łamach "Wprost".

>>>>

Fajowe ,,postacie''...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:10, 18 Paź 2012    Temat postu:

Producent filmu "Wałęsa" zwrócił pieniądze od Amber Gold

Firma Akson Studio, producent filmu "Wałęsa" w reż. Andrzeja Wajdy, zwróciła całą uzyskaną od spółki Amber Gold kwotę, czyli 3 mln zł netto wraz z należnym podatkiem VAT; kwota ta stanowiła wartość umowy sponsoringu - poinformował prezes Akson Studio.

W komunikacie przesłanym przez szefa Akson Studio Michała Kwiecińskiego przypomniano, że oświadczenie, iż Amber Gold nie będzie sponsorem tego filmu, producent "Wałęsy" wydał 17 sierpnia. Producent zadeklarował wtedy zwrot otrzymanych środków.

"Od tego czasu Akson Studio Sp. z o.o. w porozumieniu z syndykiem masy upadłościowej Amber Gold Sp. z o.o. ustaliło podstawy prawne i możliwości proceduralne zakończenia sponsorowania filmu 'Wałęsa' przez marki Amber Gold i OLT Express" - czytamy w komunikacie Kwiecińskiego.

"W dniu 12 października 2012 r. Akson Studio Sp. z o.o. zwróciło całą uzyskaną od spółki Amber Gold kwotę, tj. trzy miliony złotych netto wraz z należnym podatkiem VAT, na konto podane przez syndyka masy upadłościowej Amber Gold Sp. z o.o. w upadłości likwidacyjnej" - napisał producent filmu "Wałęsa".

Kwieciński wyjaśnił, że "wyżej wymieniona kwota stanowiła wartość umowy sponsoringu pomiędzy Amber Gold Sp. z o.o. a Akson Studio Sp. z o.o., zawartej w dniu 11 stycznia 2012 r.".

Jednocześnie wyraził nadzieję, "że od tego momentu praca nad filmem 'Wałęsa' będzie przebiegała bez zakłóceń i w atmosferze właściwej dla rangi przedsięwzięcia".

- Obecnie rozmawiamy z potencjalnymi nowymi sponsorami lub inwestorami. Mamy nadzieję, że do końca roku będziemy mogli ogłosić, jaka to jest firma - poinformowała Katarzyna Sikorska, odpowiedzialna w Akson Studio za PR filmu "Wałęsa". - Premiera filmu planowana jest wstępnie na jesień 2013 r. - powiedziała.

Zdjęcia do "Wałęsy" zakończyły się 30 czerwca. Rolę Lecha Wałęsy zagrał Robert Więckiewicz, a Danuty Wałęsy - Agnieszka Grochowska. W obsadzie znalazło się łącznie ponad stu aktorów. Oprócz odtwórców głównych ról, są to m.in.: Anna Seniuk, Agata Buzek, Krystyna Zachwatowicz, Iwona Bielska, Ewa Kolasińska, Bożena Dykiel, Adam Woronowicz, Zbigniew Zamachowski, Mirosław Baka, Cezary Kosiński, Andrzej Grabowski, Maciej Stuhr, Grzegorz Małecki, Michał Czernecki i Marcin Hycnar.

Twórcą scenariusza jest Janusz Głowacki, a autorem zdjęć Paweł Edelman. Za charakteryzację odpowiadali Tomasz Matraszek i Waldemar Pokromski, kostiumami zajęła się Magdalena Biedrzycka, scenografią Magdalena Dipont.

Także gdański samorząd poinformował, że odda 1,5 mln zł, które spółka Amber Gold podarowała miejscowemu zoo na budowę wybiegu dla lwów. Kwota ma zostać przelana na konto syndyka w ciągu siedmiu dni.

Masę upadłościową zasili także 475 tys. zł podarowane przez właścicieli Amber Gold w kwietniu tego roku gdańskiemu klasztorowi dominikanów. Pieniądze miały zostać przeznaczone na remont trzech ołtarzy w należącym do zakonu kościele św. Mikołaja.

Jak poinformował przeor gdańskiego klasztoru dominikanów, o. Michał Mitka, zgodnie z umową zawartą z syndykiem klasztor do końca października odda darowane mu pieniądze. - Wprawdzie prace przy ołtarzach już się rozpoczęły i część pieniędzy już wydaliśmy, ale znajdziemy brakującą kwotę i oddamy darowiznę w całości - powiedział przeor dodając, że wstępnie pomoc w oddaniu pieniędzy zadeklarowali wierni.

Odzyskane pieniądze zasilą masę upadłościową spółki, z której potem będą zaspokajane roszczenia osób, firm i instytucji, którym Amber Gold winna jest pieniądze. Do 2 października do prokuratury zgłosiło się ponad 8150 osób, które twierdzą, że firma jest im winna w sumie ponad 393 mln zł.

>>>>

Z bolem ale oddali...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:27, 14 Sty 2013    Temat postu:

Jacek Krzysztofowicz, gdański dominikanin wystąpił z zakonu

Ojciec Jacek Krzysztofowicz, jeden z bardziej rozpoznawalnych gdańskich duchownych i przeor klasztoru dominikanów do 2010 roku zrezygnował z kapłaństwa - informuje tvn24.pl. - Nie wierzę w sens życia, które przez minione 25 lat prowadziłem - przyznał w nagranym przez siebie, emocjonalnym oświadczeniu. Dodał, że wreszcie odważył się żyć i kochać.

Do kościoła św. Mikołaja na msze święte "ostatniej szansy" o godz. 21, odprawiane często właśnie przez Krzysztofowicza, przychodziły tłumy gdańszczan. Ostatnie niedzielne kazanie wygłosił 6 stycznia. Tydzień później pożegnał się z wiernymi.

- Odchodzę z zakonu, odchodzę z kapłaństwa, odchodzę z Gdańska. Jest to dla mnie bardzo ważny moment. Nie chciałbym zamknąć drzwi za sobą bez powiedzenia "do widzenia" tym wszystkim, którzy byli dla mnie ważni, którzy byli towarzyszami mojej drogi w ostatnich latach - powiedział ojciec Krzysztofowicz do wiernych.

Przyznał, że nareszcie odważył się żyć i kochać. - Mam takie głębokie poczucie, że ja się wreszcie odważyłem na to, żeby żyć i kochać. Nareszcie dojrzałem do miłości, ludzkiej zwyczajnej miłości. Do czegoś, czego się bardzo bałem, od czego uciekałem, przed czym się chroniłem w habicie stojąc za ołtarzem i nim się odgradzając się od świat i od ludzi. Już tak więcej nie chcę, chcę inaczej - podkreślił. - Mam świadomość, że to, co wybieram, na co się otwieram, tego się już nie da pogodzić z byciem duchownym i dlatego też muszę odejść, chcę odejść - uzasadniał.
Krzysztofowicz był w zakonie od 25 lat.

W 2012 roku nazwisko Krzysztofowicza pojawiło się w związku z aferą Amber Gold. To jego kazania podczas mszy o 21.00 miały przyciągnąć do kościoła małżeństwo P., które przekazało dominikanom pieniądze na renowację kaplicy św. Jacka. Komentatorzy zwracają uwagę, że ta sprawa mogła go wyjątkowo dotknąć, bo zaufał małżeństwu. Pół miliona złotych od Marcina P. zakonnicy musieli zwrócić syndykowi po wybuchu afery.

...

Niech sie ten ksiadz zastanowi . O Amber Gold wystapil ze stanu ? Mimo ze przysiegal ? Jakis diabelski belkot ... Toz sw . Maksymilian trafil do Auschwitz i wytrzymal a tu jakie porownanie !? Modlic sie za niego trzeba i niech wraca poki czas . Przeciez mial sukcesy czyli tlumy i poddal sie ? Toz o to wlasnie diablu chodzi aby odstrzeliwac tych co odnosza sukcesy . Nie dac sie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:28, 18 Sty 2013    Temat postu:

Skarb Państwa zapłaci, bo skarbówka się pomyliła

Skarb Państwa ma zapłacić ok. 50 mln zł odszkodowania firmie MCI Management S.A., która zainwestowała w akcje JTT Komputer - zdecydował wrocławski Sąd Apelacyjny. Wyrok jest prawomocny, ale stronom przysługuje od niego skarga kasacyjna. Skarbówka wykończyła firmę, my, podatnicy, za to zapłacimy.

Było to kolejne orzeczenie Sądu Apelacyjnego w tej sprawie. W marcu 2010 r. Sąd Okręgowy zdecydował, że Skarb Państwa ma zapłacić 38,5 mln zł odszkodowania, ale pełnomocnicy firmy MCI złożyli odwołanie od tego wyroku.

W kwietniu 2011 r. Sąd Apelacyjny zdecydował, że MCI ma otrzymać od Skarbu Państwa blisko 29 mln zł odszkodowania plus odsetki ustawowe od 8 czerwca 2006 r. do dnia zapłaty, jednak w wyniku wniesionej skargi kasacyjnej sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który w listopadzie 2011 r. skierował ją do ponownego rozpoznania.

Jak powiedziała PAP rzeczniczka Sądu Apelacyjnego Małgorzata Lamparska, wina Skarbu Państwa nie była poddawana pod dyskusję, a SN potwierdził zasadność występowania z wnioskiem o odszkodowanie, którego wysokość pozostawiona została do rozstrzygnięcia wrocławskiemu Sądowi Apelacyjnemu.

Sąd zdecydował, że Skarb Państwa musi zapłacić firmie MCI blisko 29 mln zł odszkodowania plus odsetki ustawowe od 8 czerwca 2006 r. do dnia zapłaty, w sumie ok. 50 mln zł. - Wyrok różni się od tego wydanego w kwietniu 2011 r. jedynie wysokością odszkodowania, które obecnie jest o ok. 80 tys. niższe - mówiła Lamparska.


Firma JTT ogłosiła upadłość w 2004 r., bowiem pod koniec lat 90. w wyniku kontroli skarbowej urzędnicy zajęli ok. 10 mln zł na poczet niezapłaconego przez spółkę podatku VAT. Organy ścigania i Urząd Skarbowy zarzucili kierownictwu JTT Computer "obchodzenie prawa podatkowego" w celu uniknięcia płacenia podatku VAT. Ówczesny rzecznik policji miał nawet powiedzieć o szefach JTT, że "to złodzieje w białych kołnierzykach.

Chodziło o dostarczenie przez JTT 15 tys. komputerów do szkół w 1998 r. Umowy wymagały od spółki dostarczenia komputerów do składu celnego, czyli ich wyeksportowania za granicę. Zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami, komputery dla szkół sprowadzone z zagranicy były zwolnione z podatku VAT. Sposób dostarczania komputerów do szkół był znany MEN.

Ostatecznie wrocławski sąd odwoławczy w styczniu 2004 r. uniewinnił b. kierownictwo JTT Computer S.A. Sąd uznał, że działanie oskarżonych: b. prezesa, b. dyrektora finansowego i głównej księgowej "nie zawierało znamion czynu zabronionego". Tym samym sąd uwzględnił apelację oskarżonych, a odrzucił zażalenie prokuratury.

Natomiast rok wcześniej, w 2003 r., Naczelny Sąd Administracyjny we Wrocławiu zdecydował, że Izba Skarbowa winna oddać JTT Computer S.A. niesłusznie naliczony podatek VAT. Jak uzasadniał wtedy sędzia, nieprawidłowe było rozstrzygnięcie izby co do opodatkowania sprzedaży przez JTT sprzętu komputerowego, po wprowadzeniu go na teren Polski. Mimo decyzji NSA, Izba Skarbowa nie zwróciła wtedy podatku VAT JTT Computer S.A. Zdaniem ówczesnego rzecznika JTT Błażeja Miernikiewicza, właśnie ten spór doprowadził spółkę do ruiny, bowiem mocno nadwerężył zaufanie do kierownictwa spółki.

- JTT Computer S.A. produkowała 74 tys. komputerów i odprowadzała do budżetu ponad 70 mln zł podatku VAT. Dawała zatrudnienie 400 osobom. W 1999 roku analitycy domów maklerskich szacowali wartość spółki na 70 mln zł. Dzisiaj wartość spółki jest praktycznie zerowa - mówił wtedy PAP Miernikiewicz.

Tłumaczył wówczas, że firma już złożyła do sądu wniosek o upadłość, a jedyną szansą dla spółki jest szybki zwrot podatku VAT od Izby Skarbowej. - Mamy już nawet gotowy biznes plan. Czekamy tylko na pieniądze z Izby, która oddaje je nam od kilku miesięcy - mówił Miernikiewicz. Ostatecznie JTT ogłosiła upadłość w 2004 r.

>>>

Jesli faktycznie wykonczyli to sie nalezy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:53, 06 Lut 2013    Temat postu:

Skarbówka bezkarnie niszczy polskie firmy

Urzędnicy bezkarnie niszczą firmy. W Gdańsku kontrola skarbowa i prokuratura wspólnymi siłami doprowadziły do upadłości prywatnej firmy, a potem wycofały się z zarzutów.

"Historia zniszczenia przez urzędników gdańskiego Urzędu Kontroli Skarbowej Atraksu pokazuje, jak bezlitośnie dla przedsiębiorców działa sojusz fiskusa i prokuratury, gdy zamiast dążenia do materialnej prawdy szuka się haków. Co ważne, żaden urzędnik państwowy nie zapłacił za swoje błędy" - pisze dziś na pierwszej stronie "Rzeczpospolita".

W zeszłym tygodniu UKS w Gdańsku wycofał się ze wszystkich zarzutów wobec spółki Atrax. Kontrolę w firmie zleciła prokuratura, prowadząca śledztwo w innej sprawie, jednak w lipcu 2012 r. umorzyła postępowanie i uznała, że właścicielka Atraksu nie popełniła przestępstwa. Kilka miesięcy później jej śladem poszła kontrola skarbowa. Niestety firma zdążyła już upaść.

- Poważnym problemem jest, że instytucje państwowe, które powinny stać na straży praworządności, wzajemnie w taki sposób autoryzują szkodliwe dla przedsiębiorcy działania zamiast dążyć do poznania prawdy obiektywnej - ocenia Lech Jeziorny, ekspert Centrum Adama Smitha.

A jak sprawę komentuje skarbówka? - Tej pani należą się wyrazy ubolewania, bo wiele przeszła - mówi dziś Andrzej Bartyska, rzecznik gdańskiego fiskusa.

Urzędnicy niszczą firmy

"Firm wykończonych bezpodstawnymi działaniami organów państwa jest w Polsce wiele" - czytamy w "Rzeczpospolitej". Gazeta wymienia przykłady JTT Computer i PHUP NINA, do których niesłusznie przyczepiła się skarbówka, oraz wykończoną przez prokuratorskie zarzuty sieć kantorów Conti.

- Niestety w takich sprawach jak zwykle nie ma winnego urzędnika - komentuje Jeziorny.

....

Teraz sie rzuca na firmy bo brakuje budzetowi . Bedzie rozboj .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:03, 20 Mar 2013    Temat postu:

Państwo znów dobrało się do Kluski

Roman Kluska, w przeszłości właściciel spółki Optimus, a także symbol nadziei, że z urzędnikami można wygrać, tym razem przegrał walkę. Będzie musiał zapłacić ponad 100 tys. zł opłaty za wycięcie dwóch drzew. Zarówno WSA w Krakowie, jak i NSA zdecydowały, że nie ma podstaw do jej unieważnienia - pisze "Rzeczpospolita".

Kluska zwrócił się z wnioskiem o wycięcie kilku drzew w 2010 roku. Burmistrz na to zezwolił, naliczając za dwa drzewa w dobrym stanie sanitarnym opłatę podwyższoną o 100 proc. ze względu na lokalizację nieruchomości na terenie uzdrowiska. Decyzja nie została zaskarżona, w związku z czym stała się ostateczna i obowiązująca.

Biznesmen dopiero po pół roku zwrócił się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o stwierdzenie nieważności decyzji o naliczeniu ponad 100 tys. zł opłaty. SKO odmówiła stwierdzenia nieważności decyzji. Podkreślono, że istotne jest, czy w dacie orzekania o usunięciu drzew obowiązywał miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego kwalifikujący nieruchomość na cele budowlane. Nie mają natomiast znaczenia plany, które utraciły moc. Poza tym w momencie wydania decyzji nie było planu zagospodarowania przestrzennego dla nieruchomości, na której rosły drzewa, nie było więc podstaw do zwolnienia z opłat.

Kluska zaskarżył tę decyzję do WSA, a potem do NSA. Obydwa sądy administracyjne wydały wyroki niekorzystne dla biznesmena. Kluska musi więc zapłacić 100 tys. zł.

...

I znowu ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:01, 29 Mar 2013    Temat postu:

Kontrola skarbówki wykończyła jedną z najlepszych firm na Lubelszczyźnie

Przedłużające się kontrole Lubelskiego Urzędu Skarbowego i Urzędu Kontroli Skarbowej w Lublinie od kilku miesięcy niszczą jedną z najlepiej prosperujących firm na Lubelszczyźnie - Centrum Handlowe Nexa. Spółka ma problemy ze spłatą zobowiązań, a ze 173 osób, które jeszcze dwa lata temu pracowały w firmie, dziś zatrudnionych jest zaledwie 18. Kłopoty zaczęły się w ubiegłym roku, kiedy fiskus zamroził należny firmie zwrot podatku VAT.

CH Nexa zajmuje się sprzedażą detaliczną, hurtową i eksportem sprzętu AGD, RTV i IT od początku lat 90. Dynamiczny rozwój zapewniło jej stworzenie sieci sklepów w strefie przygranicznej, z których korzystają obywatele Ukrainy, a także eksport do krajów bałtyckich.

....

Co tam sie wyprawia !?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:17, 30 Mar 2013    Temat postu:

Urzędnicy skarbówki sprawdzają, firma bankrutuje

Skarbówka od miesięcy blokuje zwrot ponad 30 mln zł podatku VAT należnych firmie z Zamościa. Według spółki, jedyny zarzut to błędne zaksięgowanie 1000 zł. Firma bankrutuje.

Centrum Handlowe Nexa w Zamościu działa na rynku od 21 lat. Z ponad 170-osobowej załogi zostało dziś kilkunastu pracowników. - Zwolnień nie dało się uniknąć. Działania fiskusa doprowadziły firmę do fatalnej sytuacji - mówi Stanisław Kujawa, prezes CH Nexa. - Jeśli nic się nie zmieni, to za kilka tygodni powinienem ogłosić upadłość.

Nexa zajmuje się sprzedażą i eksportem sprzętu RTV-AGD. Zgodnie z prawem firmie przysługuje zwrot podatku VAT za wyeksportowane produkty. Przez dwie dekady nie było z tym problemu. - Kłopoty zaczęły się w ub. roku - wyjaśnia Kujawa. - Urzędnicy ze skarbówki zablokowali zwrot VAT-u na ponad 30 mln zł.

Wszczęli postępowania kontrolne, które wciąż są przedłużane. Jako przyczynę podaje nam się "konieczność przeprowadzenia dalszego postępowania dowodowego i wyjaśniającego". Firma jest całkowicie transparentna, mamy udokumentowane wszystkie faktury. Nie ma wobec nas zarzutów, a pieniądze i tak są zamrożone.

W ciągu ostatniego roku Lubelski Urząd Skarbowy i Urząd Kontroli Skarbowej rozpoczęły w sumie 9 kontroli i postępowań kontrolnych wobec spółki. Do dziś urzędnicy zakończyli dwie.

- To nic nie zmienia, bo przed zakończeniem kontroli Urząd Skarbowy przekazuje sprawę do UKS. Tam zaczyna się tzw. postępowanie kontrolne, które może trwać miesiącami - wyjaśnia Wojciech Marciniak, doradca księgowy CH Nexa. - Urzędnicy sprawdzają dokładnie te same dokumenty. Kiedy zbliża się termin zakończenia sprawy, dostajemy informację o kolejnym przedłużeniu postępowania.

Co wykryli kontrolerzy? - Drobnostkę. Tysiąc złotych zaksięgowane nie w tym miesiącu, co potrzeba - wyjaśnia Marciniak. - Wystarczyło wydać decyzję i po sprawie.

Nexa zaskarżyła działania skarbówki. We wtorek wygrała przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym, który uznał, że urzędnicy nie mieli prawa zawiesić zwrotu VAT. - Nie oznacza to jednak, że szybko otrzymamy pieniądze - dodaje Marciniak. - Fiskus może się odwołać do NSA. Tam na rozpatrzenie sprawy czeka się półtora roku. Wtedy może być już po firmie.

Przedsiębiorca skierował sprawę do sądu, prokuratury i CBA. - Póki żyję, nie pozwolę zniszczyć firmy, którą budowałem ponad 20 lat - zapowiada Kujawa. - Myślałem, że przypadek pana Kluski to jednorazowa sprawa. Teraz okazuje się, że bezkarność urzędników kwitnie.

Przedstawiciele Lubelskiego Urzędu Skarbowego i Urzędu Kontroli Skarbowej nie komentują sprawy. Działania fiskusa są objęte tajemnicą.

Jacek Szydłowski / dziennikwschodni.pl

....

To jest chore . Za 1000 zl zablokowali 30 mln. To juz zakrawa na przestepstwo .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:53, 03 Kwi 2013    Temat postu:

Małe firmy posprzątają długi

Jak wy­ni­ka z przy­go­to­wa­ne­go przez Kra­jo­wy Re­jestr Dłu­gów i Kon­fe­ren­cję Przed­się­biorstw Fi­nan­so­wych w Pol­sce ba­da­nia, naj­wię­cej kło­po­tów z od­zy­ska­niem swo­ich na­leż­no­ści mają mi­kro- i małe przed­się­bior­stwa. Oka­zu­je się, że dla ponad 63% z nich pro­blem ten sta­no­wi zna­czą­cą ba­rie­rę w roz­wo­ju dzia­łal­no­ści.

Sporo nie­wiel­kich przed­się­biorstw (bo tylko 11,9% mi­kro- i 7% ma­łych firm nie ma z tym pro­ble­mu) szuka więc spo­so­bów na "uprząt­nię­cie" za­to­rów płat­ni­czych.

Kwe­stii tej nie na­le­ży lek­ce­wa­żyć - po pierw­sze, oka­zu­je się, że aż co czwar­ty przed­się­bior­ca z sek­to­ra MSP przy­zna­je, że kło­po­ty z od­zy­ski­wa­niem dłu­gów cią­gle na­ra­sta­ją. Po dru­gie zaś - małe i śred­nie przed­się­bior­stwa do­mi­nu­ją w cał­ko­wi­tej licz­bie firm na na­szym rynku, przez co ich wpływ na two­rze­nie pol­skie­go PKB jest nie­zwy­kle istot­ny. Jed­no­cze­śnie w spo­sób bar­dziej do­tkli­wy od­czu­wa­ją wszel­kie wah­nię­cia w go­spo­dar­ce i są bar­dziej czułe na zja­wi­sko za­to­rów płat­ni­czych - dla nie­wiel­kiej firmy pro­ble­mem może być jedna nie­za­pła­co­na fak­tu­ra - jeśli opie­wa na kilka lub kil­ka­na­ście ty­się­cy zło­tych, może do­pro­wa­dzić do upad­ku mi­kro­przed­się­bior­stwa.

Na­stą­pi­ło rów­nież wy­dłu­że­nie prze­cięt­ne­go okre­su ocze­ki­wa­nia na spła­tę za­le­gło­ści. Przy­czy­ną tego stanu jest wła­śnie gor­sze re­gu­lo­wa­nie fak­tur przez klien­tów i kon­tra­hen­tów firm z sek­to­ra ma­łych i mi­kro­przed­się­biorstw. Obec­nie cze­ka­ją one około 4 mie­się­cy i 9 dni na zwrot na­leż­no­ści. W mniej­szych fir­mach pra­wie 27% fak­tur jest prze­ter­mi­no­wa­nych o wię­cej niż 6 mie­się­cy, z czego aż 15% z nich nie zo­sta­je ure­gu­lo­wa­nych przez ponad rok. Pro­ble­my z od­zy­ski­wa­niem na­leż­no­ści mają zna­czą­cy wpływ na ha­mo­wa­nie roz­wo­ju mi­kro- i ma­łych przed­się­biorstw. Od 17 do 21 pro­cent tych­że przy­zna­je się do po­gor­sze­nia sy­tu­acji w fir­mie.

Mniej­si ryn­ko­wi gra­cze nie mają moż­li­wo­ści skło­nie­nia dłuż­ni­ka do zwró­ce­nia długu. Firmy z sek­to­ra MSP nie stać na utrzy­ma­nie dzia­łów win­dy­ka­cji, czy też opła­ca­nie praw­ni­ków - muszą szu­kać in­nych spo­so­bów na sku­tecz­ne od­zy­ski­wa­nie za­le­głych na­leż­no­ści.

Jed­nym z nich jest co­rocz­na akcja spo­łecz­na or­ga­ni­zo­wa­na przez Kra­jo­wy Re­jestr Dłu­gów pod nazwą Wiel­kie Wio­sen­ne Sprzą­ta­nie Dłu­gów. Pod­czas jej trwa­nia każda z firm, która ma pro­ble­my z dłuż­ni­ka­mi, może bez­płat­nie do­pi­sać ich do Kra­jo­we­go Re­je­stru Dłu­gów. Firmy, które w ciągu ostat­nich dwóch ty­go­dni marca pod­pi­szą umowę z KRD, do końca maja będą mogły bez­płat­nie do­pi­sać do re­je­stru do­wol­ną licz­bę swo­ich dłuż­ni­ków.

W po­przed­nich edy­cjach Wiel­kie­go Wio­sen­ne­go Sprzą­ta­nia Dłu­gów udział wzię­ło ponad 38 ty­się­cy firm, które do­pi­sa­ły łącz­nie pra­wie 400 tys. dłuż­ni­ków. Dzię­ki akcji od­zy­ska­no do­tych­czas 1,2 mld zło­tych długu.

>>>>

Szczegolnie na linii male polskie duze zagraniczne . Tak niszczy sie Polske .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:52, 12 Kwi 2013    Temat postu:

Przychodzi list do przedsiębiorcy, a w nim…

Za­ło­ży­łeś dzia­łal­ność go­spo­dar­czą, a kilka dni póź­niej otrzy­mu­jesz do­ku­ment, sty­li­zo­wa­ny na pismo urzę­do­we z we­zwa­niem do za­pła­ty? Uwa­żaj, to może być próba wy­łu­dze­nia pie­nię­dzy.

- Żona dwa mie­sią­ce temu za­ło­ży­ła dzia­łal­ność go­spo­dar­czą. Po do­ko­na­niu wpisu do CEIDG (Cen­tral­nej Ewi­den­cji i In­for­ma­cji o Dzia­łal­no­ści Go­spo­dar­czej - przyp. red.) oprócz róż­nych pro­po­zy­cji han­dlo­wych, jej firma za­czę­ła otrzy­my­wać po­dej­rza­nie wy­glą­da­ją­ce pisma - opo­wia­da pan Rafał, który za­nie­po­ko­jo­ny pro­ce­de­rem zgło­sił się do na­szej re­dak­cji. - Pisma te były sty­li­zo­wa­ne na do­ku­men­ty urzę­do­we, były na­pi­sa­ne spe­cja­li­stycz­nym ję­zy­kiem, po­wo­ły­wa­no się w nich na prze­pi­sy, a pod spodem znaj­do­wa­ła się pie­cząt­ka urzę­do­wa - kon­ty­nu­uje pan Rafał. Nazwy firm, które były nadaw­ca­mi owych pism, rów­nież mogły su­ge­ro­wać, że mamy do czy­nie­nia z urzę­dem.

Cha­rak­ter pism był po­dob­ny: firma żony pana Ra­fa­ła miała rze­ko­mo nie znaj­do­wać się w od­po­wied­nim re­je­strze. Żeby się z nim zna­leźć na­le­ża­ło tylko uiścić od­po­wied­nią opła­tę. - Kwoty po­ja­wia­ją­ce się w tych pi­smach wa­ha­ły się od 80 do nawet 200 zło­tych. Jako, że sam rów­nież pro­wa­dzę dzia­łal­ność go­spo­dar­czą, wie­dzia­łem, że tego typu pisma to próba wy­łu­dze­nia pie­nię­dzy. Jed­nak do­my­ślam się, że osoba, która do­pie­ro co za­czę­ła pro­wa­dzić swój biz­nes, może nie wie­dzieć, że tego typu listy po­cho­dzą nie od urzę­dów, a od pry­wat­nych firm. W kon­se­kwen­cji nie­do­świad­cze­ni po­sia­da­cze wła­snych biz­ne­sów, uisz­czą opła­tę we wska­za­nej wy­so­ko­ści tylko po to, żeby zna­leźć się w od­po­wied­nim re­je­strze.- mówi pan Rafał.

Na­le­ży pa­mię­tać, że aby pro­wa­dzić dzia­łal­ność go­spo­dar­czą na­le­ży za­re­je­stro­wać się we wspo­mnia­nej wcze­śniej Cen­tral­nej Ewi­den­cji i In­for­ma­cji o Dzia­łal­no­ści Go­spo­dar­czej - je­że­li jest osobą fi­zycz­ną lub wspól­ni­kiem spół­ki cy­wil­nej. - Z kolei spół­ki po­win­ny zna­leźć się w re­je­strze przed­się­bior­ców Kra­jo­we­go Re­je­stru Są­do­we­go. Po­nad­to przed­się­bior­ca po­wi­nien uzy­skać REGON, NIP i za­re­je­stro­wać się jako po­dat­nik VAT. Zatem wszel­kie we­zwa­nia do uisz­cze­nia opłat w celu wpi­sa­nia do innej niż ww. "ewi­den­cji" lub "re­je­stru" po­win­ny zo­stać wni­kli­wie prze­ana­li­zo­wa­ne przed uisz­cze­niem ja­kiej­kol­wiek opła­ty - radzi Anna Ba­jer­ska, radca praw­ny i part­ner w Kan­ce­la­rii Praw­nej Cha­łas i Wspól­ni­cy. Warto pod­kre­ślić, że wszyst­kie czyn­no­ści zwią­za­ne z wpi­sem do CEIDG są bez­płat­ne na każ­dym eta­pie za­kła­da­nia dzia­łal­no­ści.

O ko­men­tarz po­pro­si­li­śmy rów­nież Mi­ni­ster­stwo Go­spo­dar­ki. W mailu przy­sła­nym do na­szej re­dak­cji re­sort go­spo­dar­ki ostrze­ga, że "naj­czę­ściej firmy pod­szy­wa­ją­ce się pod re­jestr CEIDG wy­sy­ła­ją pisma no­szą­ce zna­mio­na ko­re­spon­den­cji urzę­do­wej (sto­su­ją sfor­mu­ło­wa­nia urzę­do­we, spe­cja­li­stycz­ne słow­nic­two, imi­tu­ją układ tek­stu, czcion­kę, pie­cząt­ki), sto­su­ją też w na­zwach słowa "Re­jestr", "Kra­jo­wy", "Przed­się­bior­ców", aby do­dat­ko­wo zmy­lić od­bior­cę. Ostat­nio "na­cią­ga­cze" za­czę­li rów­nież ma­ilo­wać i dzwo­nić do przed­się­bior­ców - np. ofe­ru­jąc pomoc w po­pra­wie­niu rze­ko­mo błęd­nych da­nych za­war­tych we wnio­sku o wpis".

- Przed­się­bior­ca otrzy­mu­ją­cy takie we­zwa­nie nie po­wi­nien oczy­wi­ście uisz­czać żad­nej opła­ty. Może za­wia­do­mić or­ga­ny ści­ga­nia o po­dej­rze­niu po­peł­nie­nia prze­stęp­stwa . Za­wsze warto też spraw­dzić w In­ter­ne­cie in­for­ma­cje na temat da­ne­go re­je­stru czy ewi­den­cji. Warto rów­nież spraw­dzić pod­sta­wę praw­ną przy­wo­ła­ną ewen­tu­al­nie w we­zwa­niu do za­pła­ty - wy­ja­śnia Anna Ba­jer­ska z kan­ce­la­rii Cha­łas i Wspól­ni­cy. - Na­le­ży prze­strzec, iż w prak­ty­ce po­ja­wia­ją się rów­nież firmy pod­szy­wa­ją­ce się pod Kra­jo­wy Re­jestr Karny i wzy­wa­ją­ce przed­się­bior­ców do uzy­ska­nia za­świad­czeń o nie­ka­ral­no­ści i wnie­sie­nia z tego ty­tu­łu opła­ty - do­da­je praw­nicz­ka. W razie wąt­pli­wo­ści co do wia­ry­god­no­ści ta­kiej ofer­ty można skon­tak­to­wać się z Mi­ni­ster­stwem Go­spo­dar­ki.

Jak po­in­for­mo­wał nas w mailu re­sort go­spo­dar­ki, "11 marca 2013 r. do MG wpły­nę­ło szcze­gó­ło­we pismo od Pro­ku­ra­to­ra Ge­ne­ral­ne­go z in­for­ma­cją, iż więk­szość spraw dot. ofe­ro­wa­nia wpisu do ko­mer­cyj­nych re­je­strów jest w toku. Pro­wa­dzą je pro­ku­ra­tu­ry okrę­go­we pod­le­głe Pro­ku­ra­to­ro­wi Ape­la­cyj­ne­mu w War­sza­wie i Pro­ku­ra­to­ro­wi Ape­la­cyj­ne­mu w Ka­to­wi­cach. Wobec usta­lo­nych spraw­ców prze­stęp­stwa za­sto­so­wa­no za­bez­pie­cze­nia ma­jąt­ko­we i środ­ki za­po­bie­gaw­cze. Pro­wa­dzo­ne obec­nie czyn­no­ści zmie­rza­ją do usta­le­nia peł­ne­go kręgu osób po­krzyw­dzo­nych. Tylko dwie spra­wy zo­sta­ły za­koń­czo­ne umo­rze­niem po­stę­po­wa­nia".

>>>>

Takie rzeczy tez wam groza !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:07, 17 Kwi 2013    Temat postu:

Coraz mniej pracujących na własny rachunek

Na ko­niec 2012 r. było w Pol­sce ok. 2,24 mln osób, które pra­co­wa­ły na wła­sną rękę i nie za­trud­nia­ły pra­cow­ni­ków. To o ok. 78,6 tys., czyli 3,4 proc., mniej niż na ko­niec 2011 r. - in­for­mu­je "Rzecz­po­spo­li­ta".

Z badań ak­tyw­no­ści eko­no­micz­nej lud­no­ści (BAEL) wy­ni­ka też, że to naj­więk­szy uby­tek sa­mo­za­trud­nio­nych od co naj­mniej pię­ciu lat.

Co cie­ka­we, eks­per­ci upa­tru­ją przy­czyn w kry­zy­sie, choć zwy­kle w okre­sach gor­szej ko­niunk­tu­ry przy­by­wa­ło w Pol­sce jed­no­oso­bo­wych firm.

U nas sy­tu­acja z sa­mo­za­trud­nie­niem jest spe­cy­ficz­na - oce­nia Wi­told Po­lkow­ski z Pra­co­daw­ców RP. Jak wy­ja­śnia, znacz­na jego część to osoby, które świad­czą usłu­gi dla wcze­śniej­sze­go pra­co­daw­cy i tak na­praw­dę to al­ter­na­tyw­na forma za­trud­nie­nia wy­ni­ka­ją­ca z ra­chun­ku eko­no­micz­ne­go.

"Teraz, gdy pra­co­daw­cy muszą ogra­ni­czać za­trud­nie­nie, to w pierw­szej ko­lej­no­ści mogą zry­wać współ­pra­cę wła­śnie z sa­mo­za­trud­nio­ny­mi, by chro­nić pra­cow­ni­ków na­jem­nych" - mówi.

Istot­ną przy­czy­ną ubyt­ków są rów­nież m.​in. zmia­ny struk­tu­ral­ne... w rol­nic­twie. Ponad po­ło­wa osób pra­cu­ją­cych na wła­sny ra­chu­nek to rol­ni­cy in­dy­wi­du­al­ni, a w ciągu ostat­nie­go roku ubyło ich aż 33 tys.

>>>>

Super ! Coraz lepiej . Glosujcie tak dalej .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:10, 18 Kwi 2013    Temat postu:

Bariery w sektorze MŚP


Co jest największą zmorą właściciela małej kawiarni, osiedlowego spożywczaka czy niewielkiego producenta mebli? Biurokracja. I nie jest to wyłącznie stereotyp.

Z właśnie opublikowanego przez firmę Grant Thornton raportu pt. "Rozważny wzrost: większy zysk, mniejsze ryzyko. Czy małe i średnie przedsiębiorstwa powinny rosnąć?" wynika, że tzw. "papierologia" i niekorzystne, zawiłe przepisy są główną bolączką mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. - Obecnie wskaźnik biurokracji utrzymuje się w Polsce na poziomie 55 proc. W Europie wynosi on między 30 proc. a 40 proc. - powiedział w trakcie konferencji partner badania, profesor dr hab. Waldemar Frąckowiak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.

Przedsiębiorcy narzekają również na zbyt małą liczbę zamówień, niedobór wykwalifikowanych pracowników i po prostu na brak pieniędzy.

Autorzy raportu wymieniają również inne problemy, które wynikają z analizy tego sektora rynku, mające ważny wpływ na rozwój takich firm. Przede wszystkim podkreślają oni brak jednoznacznej, spójnej strategii i chaos w zarządzaniu przedsiębiorstwami sektora MŚP. Niezwykle istotne są także bariery psychologiczne. - Firmy to domy przedsiębiorców. To całe ich życie. Mają dużo większy opór przed zmianami. Taki spontaniczno-intuicyjny rozwój trwa tylko do pewnego momentu, ale bez skłonności do zmiany własnego punktu widzenia może być ciężko - stwierdził Tomasz Wróblewski, wiceprezes zarządu Grant Thorton.

Raport potwierdza także, iż sektor MŚP ma ogromne znaczenie dla polskiej gospodarki, jest jej solidnym filarem, być może nie zawsze docenianym. Tymczasem, jak stwierdził Frąckowiak: -Przedsiębiorczość to główny czynnik, który może nam ustabilizować rozwój gospodarczy. Od walki, determinacji tych małych przedsiębiorców będzie zależał nasz rozwój.

Polski sektor MŚP nie odbiega od sąsiednich państw pod względem liczebności - stanowi 95,7 proc. tych firm w całym zbiorze przedsiębiorstw. W naszym kraju mamy dokładnie 54 999 małych i 15 817 średnich firm, zatrudniają one łącznie około 2,8 mln. Polaków (o 100 000 mniej niż duże firmy), którym wypłacają łączne wynagrodzenie w wysokości 110 mld. PLN, a generowane przez nie przychody to ok. 1,3 bln. PLN (1,6 bln. PLN - duże przedsiębiorstwa). Co się kryje za tymi liczbami? Z badania wynika, że statystyczne, małe, polskie przedsiębiorstwo mieści się na Podlasiu i zatrudnia 22 osoby, wypłacając średnie wynagrodzenie w wysokości 2 583 PLN brutto. Jego działalność jest skupiona na handlu i generuje przychody w wysokości 9 452 354 PLN, przy rentowności 3,61 proc.

Jak wynika z raportu są pewne branże, w którym sektor MŚP radzi sobie znacznie lepiej niż duże przedsiębiorstwa, są to np. handel, naprawa samochodów, opieka zdrowotna, edukacja, budownictwo i gastronomia. Dziedziny zapewniające wyższą rentowność większym firmom, czyli te, w których duży może więcej, a małe firmy niekoniecznie mają czego tam szukać, to, jak można się spodziewać, górnictwo, energetyka, nieruchomości, informacja i komunikacja, a także kultura i rekreacja.

Sektor MŚP ma specyficzne priorytety. Właściciele małych firm dbają głównie o utrzymanie się na rynku, niejednokrotnie zapożyczając się, chętnie u rodziny czy znajomych, a ich podstawowym celem jest pozostawienie firmy w rękach potomków. - W obszarze małych i średnich przedsiębiorstw dominują firmy rodzinne. Ma to istotne konsekwencje. Przedsiębiorstwa rodzinne nie są nastawione na maksymalizację zysku. Chodzi przede wszystkim o przetrwanie i sukcesję - podsumował prof. Frąckowiak.

Publikacja raportu stała się również okazją do krótkiej debaty na temat ogólnego stanu polskiej gospodarki. Profesor Frąckowiak przestrzegał przed pójściem na łatwiznę, przypominając, że najprostsze rozwiązanie - dodrukowywanie pieniądza działa jedynie na krótką metę. Przyznał również, że jeśli weźmiemy jakikolwiek model wzrostu gospodarczego, to i tak wyniknie z niego, że Polska nie rośnie, choć naszą siłą niezmiennie pozostaje eksport.

- Jedyny czynnik wzrostu to środki unijne - wpompowanie nieinflacyjnego pieniądza. W Stanach Zjednoczonych ceny żywności się nie zmieniają, auta tanieją. Stany drukują pieniądze, ale ich nie ma na rynku, wracają do rezerw federalnych. Jeśli do nas dopłyną te unijne środki, a obecny budżet państwa to ok. 320 mld. zł, to tak naprawdę otrzymamy od Unii właśnie taki roczny budżet państwa - przyznał prof. Frąckowiak, dodając, że ewentualnym drugim czynnikiem mogą być innowacje, na które w Polsce przeznacza się ledwie do 1 proc. środków, w innych krajach jest to ok. 3 proc. Zdaniem prof. Frąckowiaka celem polskich władz publicznych powinno być stworzenie warunków do rozwoju rynku produktów dojrzałych, a więc drugiego ogniwa w rozwoju innowacji. To może nam pomóc nie tylko w ustabilizowaniu naszej gospodarki, ale i we wzroście, oczywiście w długoletniej perspektywie. Obecnie powinniśmy raczej zaciskać pasa, gdyż jak podsumował prof. Frąckowiak, do 2014 r. musimy liczyć się z bryndzą.

....

Oczywiste problemy . Ale najwazniejsza zbrodnia jest schladzanie . Przedsiebiorcy maja robic swoje i nie musza znac sie na stopach % . Od tego sa wladze . I tu jest potwornosc !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:51, 19 Kwi 2013    Temat postu:

Elżbieta Kowalska | Biznes.pl

"Niech pan sprzeda tę budę i będzie naszym sprzedawcą"

- Niech pan sprze­da tę budę i bę­dzie na­szym sprze­daw­cą - to usły­szał mój mąż rok temu. Mie­li­śmy też pro­po­zy­cję ku­pie­nia na­szej firmy za bar­dzo małe pie­nią­dze - mówi w roz­mo­wie z Biznes.​pl So­lan­ge Ol­szew­ska, pre­zes So­la­ris Bus&Coach.

!!!!

Ale to chyba nie propozycja typu mafijnego ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:51, 22 Kwi 2013    Temat postu:

Ekspert: Prawie dwukrotnie wzrosły cyberataki na małe firmy

Cyberprzestępcy zmieniają taktykę i coraz częściej atakują małe firmy, dzięki którym mogą dokonać większych ataków na duże przedsiębiorstwa - wynika z ogłoszonego w poniedziałek 22 kwietnia "Raportu o zagrożeniach bezpieczeństwa w internecie w 2012 roku" firmy Symantec.

Firma Symantec specjalizująca się w analizie zagrożeń internetowych oraz produkcji oprogramowania antywirusowego, co roku przygotowuje raport dotyczący zagrożeni bezpieczeństwa i internecie. W tym roku jest to 18 edycja raportu.

Zdaniem autorów raportu w 2012 roku wzrosła liczba cyberataków tzw. ukierunkowanych, czyli polegających na zaatakowaniu wybranej przez cyberprzestępców grupy internautów lub firmy. W ubiegłym roku 31 proc. ataków ukierunkowanych było skierowanych do firm liczących do 250 pracowników. W 2011 roku było to 18 proc. Głównym celem stały się firmy z sektora produkcji przemysłowej oraz finansów, ubezpieczeń i nieruchomości. Cyberprzestępcy najczęściej atakowali działy badawcze tych firm, zajmujące się rozwijaniem technologii (27 proc.ataków) oraz działy sprzedaży(24 proc. ataków).

Maciej Iwanicki z firmy Symantec wyjaśnia, że małe firmy stały się szczególnym celem ataków, bo umożliwiają cyberprzestępcom dotarcie do większych przedsiębiorstw. "Małe firmy nie mają często odpowiedniego zabezpieczenia, bo jak twierdzą, nie mają żadnych interesujących danych dla cyberprzestępców. Mylą się. Bardzo często te małe firmy dostarczają różnego rodzaju usługi lub produkty do większych firm albo same korzystają z usług większych firm. Dlatego cyberprzestępcy atakują takie firmy, bo mogą dzięki nim dotrzeć do większy przedsiębiorstw" - powiedział Iwanicki.

Ukierunkowane cyberataki przeważnie zaczynają się od wysłania specjalnej wiadomości e-mail(z ang."Spear phishing"), która wygląda, jakby została wysłana przez osobą lub firmę znaną użytkownikowi. Jeśli użytkownik otworzy ją na swoim komputerze instaluje się na nim niebezpieczne oprogramowanie.

Jak wynika z raportu w 2012 roku pojawił się nowy typ ataków ukierunkowanych, określany w języku angielskim, jako "watering hole". Polega ona na tym, że przestępcy "przyczajają się" na stronie internetowej często odwiedzanej przez użytkowników, którzy interesują cyberprzestępców. W momencie, kiedy użytkownik odwiedzi taką stronę internetową na jego komputerze instalowane są specjalny programy, które umożliwią przeprowadzenie ataku na inne komputery.

W 2012 roku atak ukierunkowany po raz pierwszy przeprowadziła grupa cyberprzestępców o nazwie "Elderwood Gang", który w ciągu jednego dnia z powodzeniem zainfekował komputery 500 firm. Metoda okazała się skuteczna i inne grupy przestępcze zaczęły naśladować tego typu technikę. M.in. w ten sposób atakowano producentów programów dla system operacyjnego iOS przeznaczonego na komputery firmy Apple.

Cyberprzestępcy wykorzystują także legalne strony internetowe do przeprowadzania ataków. Według raportu 61 proc. stron internetowych działających legalnie miała zainstalowane złośliwe oprogramowanie, które infekowało komputery użytkowników odwiedzających daną stronę. Często cyberprzestępcy wykupują reklamy różnych firm czy usług, które umieszczają na legalnej stronie internetowej. Wystarczy, że odwiedzimy taką stronę a ukryte w reklamach oprogramowanie zaatakuje nasz komputer.

Użytkownicy nie są jednak bezradni.

"Możemy się przed tego typu atakami zabezpieczyć na trzy sposoby, po pierwsze aktualizować nasz system operacyjny, po drugie aktualizować nasze przeglądarki internetowe i po trzecie należy korzystać z oprogramowania antywirusowego o rozszerzonej ochronie. Podstawowe oprogramowanie nie poradzi sobie z tym zagrożeniem." - zaznaczył Maciej Iwanicki.

Z raportu wynika, także, że Polska jest na 7 miejscu na świecie pod względem liczby botów, czyli sieci komputerów zwykłych użytkowników internetu będących pod zdalną kontrolą cyberprzestępców i wykorzystywanych do różnego rodzaju ataków. Dzięki sieciom botnet cyberprzestępcy mogą przeprowadzać ataki ukierunkowane, rozsyłać spam czy blokować strony różnych firm czy instytucji.

W 2012 roku wzrosła o 58 proc. ilość złośliwego oprogramowania, które ma atakować urządzenia mobilne(smartfony, tablety). 32 proc. wszystkich ataków na urządzenia mobilne dotyczyła prób kradzieży informacji, takich jak adresy poczty elektronicznej oraz numery telefonów.

Eksperci podkreślają, że przed zagrożeniami związanymi z cyberatakami i cyberszpiegostwem uchronią nas nie tylko programy antywirusowe ale także edukacja. Czyli poszerzanie swojej wiedzy dotyczącej nowych form cyberataków np. przez regularne czytanie blogów prowadzonych przez ekspertów od bezpieczeństwa w internecie, czy stron internetowych zajmujących się ochroną przed zagrożeniami w sieci.

...

I jeszcze z takimi trzeba walczyc !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:08, 24 Kwi 2013    Temat postu:

Niepokonani


"Układ Zamknięty" napędza "Niepokonanych". Stowarzyszenie rośnie w siłę, buduje właśnie swoje lokalne struktury wśród pokrzywdzonych przez aparat państwowy biznesmenów. Ci mówią coraz głośniej: - Jak nie weźmiemy spraw w swoje ręce, to nas rozgniotą.

Jeszcze kilka lat temu Andrzej Kaczmarek w swojej firmie zatrudniał piętnaście osób. Dziś pracuje tylko z synem, a pozostałym pracownikom musiał wręczyć wypowiedzenia. Nie ma też już hurtowni sprzętu RTV i AGD, którą przez lata prowadził w Przedborzu. W najlepszych czasach firma notowała milionowe obroty. Dziś Kaczmarkowi został jeden stacjonarny sklep i obroty rzędu 50-70 tysięcy złotych miesięcznie.

Historia Andrzeja Kaczmarka to jednak nie opowieść o człowieku, któremu powinęła się noga w biznesie. Nie jest to też historia źle zarządzanej firmy, która nie wytrzymała konkurencji na rynku, czy nie poradziła sobie w czasach gospodarczego kryzysu. To historia człowieka, którego dorobek całego życia zawisł na włosku przez błąd lub indolencję (bądź jedno i drugie) innych osób. To również historia człowieka, który od kilku lat walczy o sprawiedliwość. Na razie bez skutku.

- I coraz bardziej czuję się bezsilny - mówi nam mężczyzna.

Jego problemy zaczęły się w 2007 roku. Pewnego poniedziałku Kaczmarek i jego pracownicy przyszli do pracy i zobaczyli, że sprzęt (żelazka, lodówki, suszarki itp.) w magazynach dosłownie pływa. Wodą zalany był najniższy poziom hurtowni. Na 600 metrach kwadratowych powierzchni uzbierało się 70 centymetrów wody.

Tego dnia nad Przedborzem nie było oberwania chmury. W hurtowni nie puściła też żadna rura tłocząca wodę. Szybko okazało się, że źródło kłopotów bije zza płotu. Hurtownia Kaczmarka sąsiadowała z miejskim przedsiębiorstwem - Zakładem Usług Komunalnych. Pracownicy firmy prowadzili w tym czasie renowację studni głębinowej. Przed dopuszczeniem jej do użytku musieli przez co najmniej kilkadziesiąt godzin wypompowywać wodę ze studni, żeby oczyścić ją z chloru. Zadanie zaplanowali na weekend.

Biegły orzekł, że woda musiała być pompowana przez co najmniej 36 godziny. W wyroku sądowym ze stycznia ubiegłego roku czytamy, że pracownicy miejskiej spółki nie podpięli 50 metrowego węża i nie skierowali strumienia wody do specjalnego zbiornika przeciwpożarowego, ale użyli węża o 20 metrów krótszego i wodę ze studni wypompowywali do stawu. Do tego cała operacja przebiegała bez nadzoru. Efekt? Woda ze stawu przelała się i zalała magazyny firmy Kaczmarka.

Biznesmen poszedł do sądu, ponieważ władze miasta nie chciały sprawy załatwić polubownie i nie zgodziły się na zawarcie ugody - wypłatę Kaczmarkowi ok. 100 tysięcy złotych. To koszt, który mężczyzna poniósł m.in. na osuszanie i remont zalanego budynku oraz przenosiny hurtowni w inne miejsce. Ubezpieczenie pokryło tylko straty sprzętu, za remont i osuszanie budynku hurtownik zapłacił z własnej kieszeni. O rekompensatę zwrócił się więc do miasta. Ratusz odmówił.

W styczniu 2012 roku Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim orzekł, że mężczyźnie należy się odszkodowanie od miasta - grubo ponad 200 tysięcy złotych. Przedborski magistrat odwołał się od wyroku i sprawa trafiła do sądu wyższej instancji.

- Odbyło się już kilka rozpraw, ale wciąż czekamy na rozstrzygający wyrok. Minęło już sześć lat od zalania, a winnych wciąż brak. To jakaś makabra - mówi przedsiębiorca.

Okazuje się, że końca sprawy nie widać, bo burmistrz miasteczka przeszedł do ataku. W jednym z wywiadów dla lokalnej telewizji zasugerował nawet, że Kaczmarek jest oszustem i chce wyłudzić pieniądze z miejskiej kasy. W sądzie pełnomocnicy ratusza przedstawiają coraz to nowe dowody sugerujące, że skonfliktowany z magistratem przedsiębiorca sprzedawał swoje towary nie rejestrując transakcji na kasie fiskalnej.

Słowem - miasto nie czuje się winne zalania hurtowni. Hurtowni, której już nie ma, bo Andrzej Kaczmarek musiał mocno ograniczyć swój biznes. Pracę straciło kilkanaście osób.

Pokrzywdzeni, ale niepokonani

Kaczmarek czuje się skrzywdzony i coraz bardziej bezsilny, stojąc przez lata w konfrontacji z urzędnikami. Dlatego zapisał się już do stowarzyszenia "Niepokonani". To ruch społeczny założony przez osoby pokrzywdzone przez szeroko rozumiany aparat państwowy - prokuratury, sądy, urzędy skarbowe i celne. To z reguły biznesmeni, którzy na konfrontacji z państwem stracili swoje firmy, reputację i zdrowie. Wśród liderów stowarzyszenia jest m.in. Paweł Rey, krakowski biznesmen. To na kanwie jego historii powstał "Układ Zamknięty" Ryszarda Bugajskiego.

Stowarzyszenie rośnie w siłę. W ubiegłym roku zorganizowało w Sali Kongresowej w Warszawie pierwszy kongres, teraz buduje swoje struktury w powiatach. Spotkania "Niepokonanych" odbywają się w całej Polsce - w Sopocie, Koszalinie, Białymstoku, Koluszkach, Radomsku. W tym ostatnim mieście za tworzenie lokalnej społeczności "Niepokonanych" wzięła się córka Andrzeja Kaczmarka. On sam w miniony piątek (19 kwietnia- red.) pojawił się na podobnym spotkaniu w Rochnie pod Koluszkami. Obok kilkudziesięciu innych osób.

Spotkanie pod Koluszkami zorganizował Ryszard Gasparski. Jego historię bliżej mogli poznać widzowie polsatowskiego programu "Państwo w państwie", gdzie pokazywane są przypadki nadużyć aparatu państwowego. Zresztą, to właśnie dzięki programowi pokrzywdzeni poznali się i skrzyknęli w stowarzyszenie. Gasparski również jest jednym z jego założycieli.

- Przez państwo, przez wymiar sprawiedliwości zostałem zniszczony, odebrano mi 30 lat mojej ciężkiej pracy. Nie udało im się tylko zabrać mojej godności, uczciwości i ambicji - zaczyna swoją historię Gasparski.

Jego kłopoty zaczęły się w 2000 roku. Gasparski, właściciel prywatnej szwalni, usłyszał wtedy zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i zarzut oszustwa podatkowego, polegającego na "handlu tkaniną niewiadomego pochodzenia". Mężczyzna znalazł się w grupie 30 innych przedsiębiorców oskarżonych o zawieranie fikcyjnych transakcji. Media rozpisywały się wtedy o przestępczej ośmiornicy, pokazywały zdjęcia z aresztowań kolejnych "gangsterów".

Ryszard Gasparski również został aresztowany. Na kilka miesięcy trafił do tymczasowego aresztu. Jego zakład został zdewastowany i rozgrabiony. Pracę straciło ponad 30 osób. Do niego przylgnęła łatka bandyty i oszusta.

Akt oskarżenia w jego sprawie trafił do sądu w 2006 roku, ale Gasparskiemu nigdy nie zostały odczytane zarzuty na sali sądowej. Ostatecznie, w ubiegłym roku, sąd umorzył jego sprawę. Uznał, że część czynów nie nosiła znamion przestępstwa, część przedawniła się. Minęło 12 lat od aresztowania.

- Czasu nie da się cofnąć, ale wiem, że niewinny człowiek, którego rzuca się twarzą do ziemi, przyciska się go butem do zimnej posadzki i przystawia mu karabin, może się podnieść - mówi nam mężczyzna.

To nie koniec jego kłopotów, ponieważ izba skarbowa do dzisiaj domaga się od niego dwóch milionów złotych i grozi zajęciem domu. Inspektorów po prostu nie przekonuje decyzja sądu umarzająca postępowanie wobec Gasparskiego.

- Jestem jak pies, który po tym wszystkim co przeżył ma jeszcze czelność szczekać. Dlatego trzeba mu zabrać budę, żeby go uciszyć - mówi ostro Ryszard Gasparski.

Wyczyścili wszystko. Nie szukam zemsty

- Ja o swoją firmę walczyłem trzy lata. Wierzyłem w sprawiedliwość, a oni wszystko wyczyścili - mówi B. mężczyzna w średnim wieku, który przyjechał na spotkanie "Niepokonanych" do hotelu pod Koluszkami.

Nie chce podać swojego nazwiska, nie zgadza się na publikację zdjęcia. Jak mówi, nie przyjechał na spotkanie szukać zemsty, nikogo nie chce linczować. Chce pomóc, opowiedzieć swoją historię na przestrogę innym. - Nie szukam rozgłosu, choć wszystko straciłem. Nawet rodzina się ode mnie odwróciła - powtarza.

Pod Łodzią prowadził hurtownię bielizny, zatrudniał w sumie kilkanaście osób. Interes szedł dobrze, a B. nie przypuszczał, że stanie się coś złego. Pewnego dnia odebrał jednak wezwanie do natychmiastowej zapłaty 150 tysięcy złotych. Przebywał wtedy w szpitalu.

Szybko okazało się, że wierzyciele złożyli w sądzie wniosek o upadłość firmy. Sąd podzielił ich argumentację i ogłosił upadłość hurtowni ze sprzedażą majątku. Bez możliwości negocjacji. B. próbował walczyć o swoją firmę. Pisał do Rzecznika Praw Obywatelskich, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, prokuratury. Odchodził z kwitkiem.

- Trzy lata walczyłem o odzyskanie firmy. Nawet wtedy, kiedy wierzyciele byli już zaspokojeni, syndyk masy upadłościowej nie chciał opuścić mojej firmy - mówi B. i po chwili dodaje: - Najbardziej upokarzające było to, jak syndyk się do mnie zwracał. "Upadły to, upadły tamto". Zupełnie bez szacunku.

Firmę w końcu odzyskał, ale po latach jej świetności pozostało tylko wspomnienie. Z kilkunastu pracowników nie ma nikogo. B. pracuje sam, handlując bielizną po ryneczkach i targowiskach. Na karku ma wciąż poborcę podatkowego, komornika, jest w trakcie ugody z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Stracił część dotychczasowych kontrahentów.

- Stałem się dla nich bankrutem, osobą całkowicie niewypłacalną i niewiarygodną. Wszyscy zaczęli traktować mnie jak trędowatego. Odwróciła się ode mnie rodzina. Straciłem dom. Mieszkam w domku letniskowym na Mazurach, żyję z pożyczonych pieniędzy - opowiada B. i podkreśla, że nie szuka zemsty, nikogo nie zamierza linczować.

- Choć zostałem "przekręcony" - dodaje. - Wierzytelność wynosiła 150 tysięcy złotych, a na kontach firmy było 3,5 miliona. Mimo tego ogłoszono upadłość i zniszczono dorobek mojego życia - mówi mężczyzna, który na spotkaniu pod Koluszkami wypełnił właśnie deklaracje przystąpienia do stowarzyszenia.

Jak nie weźmiemy spraw w swoje ręce to nas rozgniotą

Bo "Niepokonani" rosną w siłę, jednoczą się. Budują swoje struktury, a w planach mają uruchomienie m.in. interwencyjnego call center i organizację drugiego ogólnopolskiego kongresu. Na spotkaniu w Koluszkach z sali padały nawet propozycję powołania do życia własnej partii, ale akurat ten pomysł jest mało realny.

Choć z drugiej strony z "Niepokonanych" nikt nie ma wątpliwości. Jeśli nie weźmiemy spraw w swoje ręce to nas rozgniotą - mówili wzburzeni ludzie.

!!!

Tak to wyglada !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:21, 30 Kwi 2013    Temat postu:

Hakerzy atakują małe i średnie firmy

Cyberprzestępcy coraz bardziej interesują się drobnymi przedsiębiorstwami. Za ich pomocą chcą atakować duże firmy.

W 2012 r. trzykrotnie wzrosła liczba ataków internetowych na sektor małych i średnich przedsiębiorstw - pisze "Dziennik Gazeta Prawna", powołując się na raport opracowany przez firmę Symantec.

- Niektóre z małych firm często są przekonane, że nie posiadają nic specjalnego, co mogłoby zainteresować hakerów - mówi Maciej Iwanicki z Symantec. - Tymczasem mają pracowników, kontrahentów i wartość intelektualną.

Jak dodaje Iwanicki, małe i średnie firmy są również atakowane ze względu na otoczenie biznesowe, w którym działają. Złamanie zabezpieczeń małego przedsiębiorstwa ułatwia skuteczny atak na większe podmioty. Nowa technika ataku opracowana przez hakerów nazywa się "watering hole".

Firmy zatrudniające poniżej 250 osób stanowiły według Symantecu 31 proc. celów ataków hakerów. Spośród wszystkich przedsiębiorstw najczęściej atakowano podmioty związane z przemysłem oraz branżą finansową.

...

Znowu ! Uwazajcie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:28, 08 Maj 2013    Temat postu:

ZUS skutecznie zlikwidował pracę chałupniczą

Z 26,5 tys. w 2008 roku do 1,7 tys. obecnie, spadła liczba osób wykonujących pracę nakładczą w Polsce - pisze Dziennik Gazeta Prawna.

Taki spadek to efekt działań ZUS. Do 2009 roku chałupnicy mogli opłacać składki na ubezpieczenia społeczne nawet od kwoty 60 zł. W 2009 roku urzędnicy zmienili stanowisko w sprawie składek.

Pod lupę wzięli te przypadki, w których miał miejsce zbieg tytułów do ubezpieczenia społecznego związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej przy jednoczesnym zatrudnieniu na umowę o pracę nakładczą. ZUS podważał umowy, stwierdzając że praca nakładcza była czynnością pozorną, podejmowaną, by płacić niższe składki ubezpieczeniowe. Stanowisko urzędników podtrzymały sądy.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej.

....

Brawo dzielni urzedasi ! O to chodzi ! Prawie 100% skutecznosci !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:25, 16 Maj 2013    Temat postu:

Co ogranicza w Polsce rozwój małego biznesu?

Gąszcz przepisów, wysokie składki ZUS, utrudniony dostęp do kredytów - to tylko kilka z ograniczeń i barier, którym czoła codziennie stawiają przedsiębiorcy. Okazuje się jednak, że to firmy z sektora MSP są głównym motorem naszej gospodarki, generują bowiem około dwóch trzecich całego, polskiego PKB.

Na liście upadłych firm Monitora Sądowego i Gospodarczego znajduje się już ponad 5300 firm. W kwartale swój biznesowy żywot kończy średnio 200 firm. Dlaczego tak się dzieje? Codziennie przedsiębiorcy walczą z wieloma trudnościami, z którymi niestety często przegrywają.

Zbyt wysokie koszty prowadzenia biznesu

Jedną z największych barier, która ogranicza rozwój małego biznesu są obciążenia publiczno-prawne, w tym składki ZUS. - Ich wysokość zwiększa koszty pracy o tyle, że przedsiębiorcy stoją często przed dylematem niezatrudnienia pracownika, albo płacenia "pod stołem". W przypadku najmniejszych firm okazuje się, że lepiej szukać posady za minimalną krajową, ponieważ wypłata jest wtedy wyższa i bez ryzyka ponoszonego w trakcie prowadzenia działalności gospodarczej. W efekcie zabija to przedsiębiorczość wśród osób najniżej wykwalifikowanych lub skłania do działania w szarej strefie - mówi Paweł Kołtun, ekspert firmy Expander.

Biurokracja i formalności zabijają przedsiębiorczość

Małe i średnie firmy codziennie stają również przed wyzwaniem jakim jest biurokracja oraz zawiłe przepisy prawne i ich odmienne interpretacje przez poszczególne organy skarbowe. - Korporacje mogą sobie pozwolić na doradców podatkowych, którzy optymalizują wysokość płaconych podatkowych, ale co ważne pozwalają ustrzec się przed pułapkami i są partnerem w ewentualnym sporze. Przedsiębiorcy padają ofiarą zarówno swojej niewiedzy, jak i niejasności regulacji powodujących różne podejścia kontrolerów - dodaje Paweł Kołtun.

Zwykle przedsiębiorca zostaje sam w gąszczu przepisów, ponieważ z reguły nie może pozwolić sobie na płatną, fachową poradę. W rezultacie małe firmy z powodu niewiedzy ryzykują łamanie przepisów. Prowadząc nawet niewielki biznes trzeba znać regulacje dotyczące przykładowo prawa pracy, praw konsumentów, ochrony danych osobowych, wiedzieć, czy wymagane są zezwolenia i jakie standardy należy spełnić.
Zatory płatnicze pierwszym krokiem do bankructwa

Kolejną blokadą są zatory płatnicze. W przypadku małych firm niezapłacona faktura może bowiem oznaczać bankructwo. Jest to o tyle bolesne, że przedsiębiorca musi zapłacić podatki nawet jeżeli nie otrzymał płatności. - Co prawda dokonana ostatnio zmiana w przepisach VAT pozwala odliczyć podatek od nieuregulowanych przez 150 dni po terminie faktur, jest to jednak nadal długi czas, zwłaszcza dla małych podmiotów. Odzyskanie podatku dochodowego jest dla przedsiębiorcy w praktyce niemożliwe, ponieważ poza małymi kwotami wymaga postanowienia komornika, czy orzeczenia sądowego. Dłużnik korzysta na opóźnieniach podwójnie, gdyż zapewnia sobie finansowanie cudzym kapitałem, a do tego niezapłacona faktura i tak jest kosztem - mówi ekspert firmy Expander.

Firmie trudniej o kredyt

Problemem jest również utrudniony dostęp do finansowania. W uproszczeniu od właściciela firmy ubiegającej się o kredyt na zakup mieszkania wymaga się osiągania odpowiedniej wysokości dochodów z prowadzonej działalności. - Jeżeli jednak ten sam właściciel przedstawi analogiczne mieszkanie jako zabezpieczenie i będzie chciał zaciągnąć kredyt np. na zakup maszyn, to bank przeprowadzi szczegółową analizę finansową jego firmy. Pracownik firmy działającej w branży uznawanej przez bank za zagrożoną otrzyma tam kredyt, ale przedsiębiorstwo spotka się z odmową, nawet jeżeli wykazuje dobre wyniki. Najtrudniej uzyskać na rynku kredyt na początek działalności, banki unikają też angażowania się w firmy, które mają problemy z zachowaniem rentowności, czy płynności. Dlatego też warto zwrócić się o poradę do profesjonalnego doradcy, który pomoże w uzyskaniu finansowania - mówi Paweł Kołtun z firmy Expander.

Można wymienić jeszcze wiele ograniczeń stojących przed małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Należy do nich konkurencja na rynku, ograniczenie popytu spowodowane gorszą koniunkturą, czy procedury urzędowe. Dla przeciętnego przedsiębiorcy to jednak koszty pracy, skomplikowany system podatkowy i prawny oraz utrudniony dostęp do finansowania stanowią największe wyzwania.

....

Takie sa realia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:37, 16 Maj 2013    Temat postu:

Rostowski sobie, sądy sobie

Przedsiębiorcy często dochodzą swoich praw podatkowych przed sądami, które przyznają im racje i uchylają interpretacje fiskusa. Co robi Ministerstwo Finansów? Zaskarża każdą niekorzystną dla siebie decyzję - podaje "Dziennik Gazeta Prawna".

Każdy podatnik ma prawo do wystąpienia o interpretację indywidualną. Najczęściej występują o nie prowadzący własną działalność gospodarczą. Jeśli stanowisko skarbówki jest niekorzystne dla podatnika, to może on wystąpić do ministra finansów z prośbą o jego zmianę. Oczywiście w większości wypadków resort podtrzymuje decyzje korzystną dla siebie.

Przedsiębiorca ma wtedy prawo iść do sądu, gdzie często wyroki są orzekane po ich myśli. Fiskusowi to się nie podoba i niemal z automatu zaskarża każdą decyzję Wojewódzkich Sądów Administracyjnych do NSA.


Tylko w I kwartale tego roku złożono 344 kasacje od wyroków dotyczących interpretacji. To już prawie 3 razy więcej niż w całym poprzednim roku. Najczęściej dotyczą one podatku dochodowego od osób fizycznych, podatku dochodowego od osób prawnych oraz podatku VAT.

Jak wylicza "DGP", przy takim tempie do końca roku przed NSA trafi ok. 1400 skarg podpisanych przez Jacka Rostowskiego. Takie postępowanie ministra nie tylko utrudnia życie przedsiębiorcom, ale przede wszystkim blokuje prace izb skarbowych. - Można powiedzieć, że interpretacje wymknęły się spod kontroli - przyznał anonimowo jeden z urzędników.

Minister Finansów litości nie ma i każe składać skargi nawet na takie wyroki, które są zgodne z wieloletnią, jednolitą linią orzecznictwa sądów. Skutek? NSA i WSA są przeciążone i czas oczekiwania na wyroki wydłuża się jeszcze bardziej. Korzysta na tym skarbówka.

Zdaniem Alicji Sarny, doradcy podatkowego, starszej menadżer w MDDP Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy, organy podatkowe chcą w ten sposób zyskać na czasie i utrudnić przedsiębiorcom dochodzenia odszkodowań. Gdy interpretacja dotyczy możliwości wliczenia wydatków do kosztów, przedsiębiorca mógłby ubiegać się o zwrot nadpłaty po korzystnym wyroku. Nawet jeśli po kilku latach ostatecznie sprawiedliwość będzie po stronie podatnika, to będzie to miało o wiele mniejsze znaczenie.

Z powodu wydłużającego się czasu procesów, średni okres oczekiwania na rozpatrzenie skargi kasacyjnej wynosi ok 21 miesięcy. Prawie dwa lata. Dłuższe procesy to także większe koszty dla przedsiębiorców. Zdaniem Amelii Górniak, doradcy podatkowego z Crido Taxand, realia urzędniczo-sądowe wypaczają cel i znaczenie instytucji interpretacji. W efekcie takiego postępowania ministra Rostowskiego przedsiębiorcy dowiadują się o podatkowych konsekwencjach swoich decyzji nawet po kilku latach.

....

Czyli sady sto razy orzekaja to samo a ci i tak sie odwoluja a nóż sie uda . Zbojnictwo .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:29, 17 Maj 2013    Temat postu:

Urząd Skarbowy dobił CH Nexa

Newseria
Firma Nexa z Zamościa kończy działalność. Urząd Skarbowy nadal wstrzymuje spółce zwrot 30 mln zł z tytułu podatku VAT. Pracę straciło ponad 170 osób. - Chwytamy się każdej możliwości proceduralnej, żeby poruszyć sumienia urzędników – podkreśla Wojciech Marciniak, doradca podatkowy i pełnomocnik firmy Centrum Handlowe Nexa.

....

Nie znam sprawy . Ale w to miejsce wejdzie Biedronka jak znam zycie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:35, 17 Maj 2013    Temat postu:

ZUS uderza składkami w szkoleniowców

ZUS podważa umowy o dzieło zawierane z wykładowcami prowadzącymi kursy. Może to mieć poważne konsekwencje dla całej branży - przestrzega "Dziennik Gazeta Prawna".

Chodzi o kontrolę w jednej z firm szkoleniowych. Urzędnicy przeprowadzający audyt uznali, że jej wykładowcy powinni być zatrudnieni na podstawie umów-zleceń. Poza tym orzeknięto, że firma powinna zapłacić od każdej wypłaconej złotówki składki oraz odsetki od zaległości. Dotyczyło to 5 lat wstecz - czytamy w gazecie.

Wojciech Zatorski, prezes zarządu Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP twierdzi, że już w przeszłości ZUS testował możliwość obciążania składkami tylko jednej firmy z branży. Następnie czekano na reakcję zainteresowanego, a później na wyrok sądu. Jeżeli ZUS wygrał sprawę, podobne działania rozpoczynały się na wielką skalę w całej Polsce.

....

Klasyczna strategia wojenna . Rozpoznanie walka i uderzenie w slaby punkt . To jak widac wojna . Co by powiedziec urzedy sa cwane . To juz nie ciule z lat 90tych ktorych rolowal byle Bagsik . Po prostu widac ze w urzedach pracuja juz mlodzi ambitni a nie stare zlogi PRLu . I mlodzi maja podejscie takie jak w biznesie . W ten sposob gospodarka rynkowa usprawnia administracje . Wymusza dostosowania . Ale to bynajmniej nie radosc . Pamietamy jak urzedy odniosly sukces eurodrogowy bankrutujac firmy . Nie o takie sukcesy chodzi . Oczywiscie byle ciul nie moze sobie igrac z urzedami podatkowymi ale to nie oznacza niszczenia calych branz .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:39, 17 Maj 2013    Temat postu:

Wojny deweloperów ze szmalcownikami


Każdą inwestycję można oprotestować i żądać od dewelopera gratyfikacji za odstąpienie od procesu. Łupem wyrafinowanych prawników padają największe firmy na rynku. Chore prawo od lat tolerują kolejne rządy. Takie rzeczy tylko w Polsce.

Był 14 września 2010 r., gdy do największego dewelopera w Polsce, firmy Dom Development, przyszedł e-mail z nieznanej kancelarii prawnej PZ Capital. Jego treść była dość zaskakująca. Prawnicy PZ Capital przedstawili pokrótce roszczenia swoich trzech klientów związane z inwestycją Dom Development na Saskiej Kępie w Warszawie, na którą deweloper starał się właśnie o pozwolenie na budowę. Za zrzeczenie się roszczeń prawnicy żądali w sumie 1,7 mln złotych. Padła także alternatywna propozycja rozwiązania problemu. Kancelaria PZ Capital zaoferowała podjęcie mediacji między deweloperem a jednym ze swoich klientów. Za 400 tys. złotych prawnicy byli gotowi rozwiązać umowę z dotychczasowym mocodawcą i podpisać z Dom Development...

- Nazywam takich ludzi "szmalcownikami nieruchomości". Oczywiście płacić im się nie powinno. Nam się zdarzyło - irytuje się Jarosław Szanajca, prezes Dom Development.

Szanajcy zależało na czasie. Inwestycja, z której według komunikatu giełdowego zamierzał pozyskać 700 mln złotych, nie mogła nagle stanąć pod znakiem zapytania. Dlatego podjął negocjacje. Dom Development podpisał z PZ Capital ugodę, zaznaczając jednak, że nie zgadza się z roszczeniami, ale w zamian za odstąpienie od wniesienia odwołania od pozwolenia na budowę wypłacił 135 tys. złotych. Deweloper, który w ten sposób uniknął blokady inwestycji, próbował odzyskać wypłacone pieniądze. Domagał się w sądzie unieważnienia porozumienia zawartego w wyniku "szantażu". Pozew został odrzucony. Sędzia napisał, że deweloper prowadził na budowie prace podczas ciszy nocnej, a za to należy się odszkodowanie.

- Czuliśmy się bezsilni. Zgłaszaliśmy sprawę na policję i do prokuratury. Nikt nie reagował - skarży się Jerzy Ślusarski, wiceprezes Dom Development.

W styczniu 2011 roku PZ Capital wniósł w imieniu innego sąsiada tej samej inwestycji wniosek o wstrzymanie decyzji prezydenta o pozwoleniu na budowę. Ten wniosek sąd jednak odrzucił ze względu na brak merytorycznych argumentów.

PZ Capital nie jest oczywiście pionierem branży. Po raz pierwszy o wykorzystywaniu deweloperów zrobiło się w Polsce głośno, kiedy Stowarzyszenie Przyjazne Miasto w 2001 roku za pomocą protestów i odwołań skutecznie blokowało budowę centrum handlowego Arkadia. Problem rozwiązało 2 mln zł darowizny. Drugi raz ten sam numer nie przeszedł przy blokowaniu Złotych Tarasów. Inwestor ING Real Estate Development poczekał, aż wszystkie instancje sądowe odrzucą protesty stowarzyszenia, ale okupił to dwuletnim opóźnieniem w oddaniu centrum klientom.

Jedną z najbarwniejszych postaci wstrzymujących inwestycje w Polsce jest Michał Tarka, założyciel fundacji Czysta Energia, prawnik z kancelarii T-Legal zajmujący się m.in. procesem uzyskiwania decyzji środowiskowych. On sam zapewnia, że fundację powołał tylko po to, aby wykorzystać tam swoją wiedzę niezarobkowo. Ale faktem jest, że Michał Tarka służył swoją ekspercką wiedzą także fundacji Instytut Kajetana Koźmiana (IKK), która zasiała strach wśród właścicieli farm wiatrowych. IKK stał się stroną 532 postępowań. Oferty "współpracy" pojawiały się jak grzyby po deszczu.

- Z roku na rok sytuacja się pogarsza, coraz częściej dochodzi do blokowania inwestycji, a koszty ponoszone przez deweloperów są coraz wyższe. Po zakupie gruntu pieniądze są zamrożone. Każdy tydzień opóźnienia rozpoczęcia budowy i sprzedaży uderza nas dotkliwie po kieszeni - twierdzi Zbigniew Juroszek, prezes spółki deweloperskiej Atal.

Zablokowanie inwestycji w nomenklaturze prawniczej określa się mianem "wzruszenia decyzji administracyjnej". Dla każdego inwestora takie "wzruszenie" oznacza niekończący się koszmar. Tak jak w przypadku firmy Orco z Luksemburga, której po proteście kilkorga mieszkańców stolicy polski sąd wstrzymywał budowę zaprojektowanego przez Daniela Libeskinda apartamentowca w centrum Warszawy. W ten sposób można zablokować w Polsce każdą inwestycję budowlaną. Główny Urząd Nadzoru Budowlanego (GUNB) wydaje rocznie ok. 5 tys. decyzji dotyczących sporów budowlanych. To oznacza, że GUNB stara się zakończyć średnio 13 kłótni dziennie. Ale nie kończy, bo większość jest i tak zaskarżana w sądzie administracyjnym. Co roku administracyjni sędziowie usiłują rozstrzygnąć ponad 3 tys. sporów inwestycyjnych, które ciągną się po kilka lat.

Nieoficjalnie wiadomo, że większość tych postępowań ma podtekst finansowy, czyli zaskarżenie urzędowej decyzji ma na celu wyciągnięcie od inwestora "odszkodowania".

Takiego obrotu sprawy boją się szczególnie mieszkaniowi deweloperzy, którzy od kilku lat znajdują się w dołku inwestycyjnym. Według danych Federacji Porozumienie Polskiego Rynku Nieruchomości, w ciągu minionych trzech lat popyt na mieszkania zmalał o 30 proc. przy jednoczesnym spadku cen mieszkań o 10-20 procent. W roku 2012 odnotowano spadki w porównaniu z rokiem 2011, zarówno w segmencie budownictwa wielorodzinnego, jak i indywidualnego. W tym pierwszym segmencie spadek w pierwszych dziesięciu miesiącach roku 2012 wyniósł 8,5 proc. - rozpoczęto budowę 54 tys. mieszkań, natomiast wśród inwestorów indywidualnych spadek wyniósł 11,7 proc. - rozpoczęto budowę 72 tys. domów.

Zapaść na rynku i kulawe prawo nakręcają koniunkturę takim firmom jak PZ Capital. Dlatego po jednej przeprawie sądowej z Dom Development prawnicy uderzyli po raz drugi. W październiku 2012 roku dwaj partnerzy z PZ Capital przekazali Dom Development kolejny e-mail o możliwych roszczeniach klienta sąsiadującego z inwestycją przy ul. Burakowskiej w Warszawie.

- Deweloperzy mnóstwo obiecują sąsiadom inwestycji. Gdy dostają pozwolenie na budowę, zapominają. Uświadamiamy ludziom, jakie mają prawa - mówi Łukasz Zieliński z PZ Capital.

Zieliński niechętnie opowiada o tym, w jaki sposób pozyskuje swoich klientów. Ale z relacji deweloperów, którym zaszli za skórę prawnicy z PZ Capital, wynika, że wypatrują dużych inwestycji, a potem szukają sąsiada, którego skusi wizja dużych pieniędzy (zazwyczaj 400-500 tys. zł), i proponują podział fifty-fifty. Tak było w przypadku Dom Development, AMA-BUD na warszawskiej Białołęce i kilku innych dużych deweloperów, którzy po wypłacie sowitych "haraczy" wolą unikać rozgłosu.

Jarosław Szanajca zarzeka się, że po raz drugi nie ugnie się pod naciskiem prawników z PZ Capital i wygra tę bitwę. Szef Dom Development złożył na nich skargę do Naczelnej Rady Adwokackiej, odwołał się do Prokuratury Generalnej i trzyma w rękawie asa, który ma skutecznie rozwiązać problem. To wyrok Sądu Najwyższego z 2009 roku w analogicznej sprawie. Szmalcownicy musieli zwrócić deweloperowi wymuszone pieniądze i zakończyć działalność.

Autorzy: Marek Muszyński, Wojciech Surmacz, Forbes

....

I tak jedni drugim podkladaja swinie . Oczywiscie jedni moga byc warci drugich ale to antywzor .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy