Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:21, 16 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
DR Konga i Rwanda przystąpiły do paktu przeciwko rebeliantom
Prezydenci Demokratycznej Republiki Konga i Rwandy, Joseph Kabila i Paul Kagame, podpisali w niedzielę w stolicy Etiopii, na marginesie szczytu Unii Afrykańskiej, regionalny pakt, którego celem jest wyeliminowanie zbrojnych rebeliantów na wschodzie DR Konga.
Pakt, w którym uczestniczą także inne państwa regionu Wielkich Jezior (Burundi, Uganda, Kenia, Tanzania), przewiduje utworzenie międzynarodowych sił zbrojnych, które mają się rozprawić z licznymi rebeliami we wschodnich prowincjach Konga - Północnym i Południowym Kiwu.
Rebelianci z Ruchu 23 Marca (M23) wyparli w tym miesiącu armię DR Konga z wielu rejonów. Przed walkami uciekły tysiące cywilów. Kongo oskarżyło Rwandę o wspieranie i wyposażanie rebelii M23. Także ONZ i Human Rights Watch twierdzą, że Rwanda wspiera tę kolejną zbrojną rebelię na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga. Rząd Rwandy zdecydowanie zaprzecza tym oskarżeniom.
Rebelia M23 wzięła swą nazwę od porozumienia pokojowego z rebeliantami z 23 marca 2009 roku, złamanego - jak twierdzą rebelianci - przez Kinszasę. Prezydenci DR Konga i Rwandy oraz inni przywódcy państw regionu Wielkich Jezior zdecydowanie potępili rebelię M23.
Reuters odnotowuje, że dyplomaci z państw zachodnich powitali z zadowoleniem niedzielny pakt przeciwko rebeliantom na wschodzie Konga. Pomoc w zorganizowaniu "neutralnych sił międzynarodowych" zadeklarowała Unia Afrykańska.
>>>>
Zachodnie cymably . Kabila specjalnie postarszyl buntownikami aby zachod ,,odetchnal z ulga'' i zapomnial sfalszowane wybory ...
ALE NIE Z NAMI TE NUMERY > KABILA BEDZIE MUSIAL ODPOWIEDZIEC ZA TE MATACTWA ! ZADAMY TRYBUNALU KARNEGO !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:04, 07 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Wschód DR Konga w obliczu "katastrofalnego kryzysu humanitarnego".
Międzynarodowa organizacja charytatywna Oxfam ostrzega, że wschodnia część Demokratycznej Republiki Konga stoi w obliczu "katastrofalnego kryzysu humanitarnego" - donosi BBC News.
Oxfam alarmuje, że miliony ludzi znajdują się na łasce zbrojnych milicji. Dramatycznie rośnie liczba zabójstw, gwałtów i przypadków grabieży. Prawie pół miliona osób musiało opuścić swoje domy.
Brytyjska organizacja opisuje panującą na wschodzie DR Konga sytuację jako kompletny "chaos", z lawinowym wzrostem przemocy i licznymi przypadkami przymusowego wcielania dzieci do formacji zbrojnych. Wszystko dzieje się przy zupełnej absencji przedstawicieli władz i sił bezpieczeństwa, które koncentrując się na walce z rebeliantami, zostawiły wielkie połacie kraju bez jakiejkolwiek ochrony.
Sytuacja może się jeszcze pogorszyć, ponieważ na obszarze objętym walkami zaistniała realna groźba wybuchu epidemii cholery. A trwający konflikt i brak bezpieczeństwa prawie uniemożliwiają dotarcie pomocy do potrzebujących.
ONZ i rząd DR Konga oskarżają Rwandę o rozniecanie wojny i wspieranie rebeliantów, podobnie jak czyniła to wielokrotnie w przeszłości. We wtorek na regionalnym szczycie w Ugandzie prezydenci obu państw mają rozmawiać o konflikcie. Oxfam apeluje, by priorytetową kwestią była ochrona ludności cywilnej.
Rebelia "Terminatora"
Walki na wschodzie DR Konga rozgorzały przed kilkoma miesiącami, gdy władze w Kinszasie wydały list gończy za dawnym rebeliantem (i niedawnym sojusznikiem) Bosco Ntagandą, nazywanym "Terminatorem".
Ntaganda to dawny partyzancki komendant, który w 2009 roku złożył broń w zamian za włącznie go wraz z jego ludźmi do rządowego wojska. Teraz dowodzi dezerterami z oddziałów, które wcześniej władze posłały do pacyfikowania niedobitków partyzanckich ugrupowań, błąkających się wciąż we wschodnich prowincjach.
Wojna wybuchła, gdy prezydent DR Kongo Joseph Kabila kazał aresztować Ntagandę i wydać go Hadze, "Terminator" jest bowiem ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne. Wywołało to dezercję dawnych podkomendnych Ntagandy, którzy uciekli z rządowego wojska, by bronić byłego dowódcy. Założyli oni partyzantkę pod nazwą Ruchu 23 Marca (w skrócie M23) - tego dnia w 2009 r. zawarli pokój z władzami w Kinszasie.
Pierwotnie konflikt na wschodzie Konga wybuchł w r. 1996, gdy miejscowi Tutsi, wspierani przez rządzone przez Tutsich Rwandę i Burundi, a także zaprzyjaźnioną z nimi Ugandę, wywołali zbrojną rebelię przeciwko rządzącemu wówczas w Kinszasie prezydentowi Mobutu Sese Seko. Szacuje się, że w blisko 10-letniej wojnie z przełomu wieków, od kul, z chorób i głodu mogło zginąć nawet do 4-5 mln ludzi.
>>>>
Koszmar nie ustaje !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:49, 07 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Prezydenci regionu Wielkich Jezior radzą, jak uniknąć wojny w DR Konga.
Przywódcy państw z regionu afrykańskich Wielkich Jezior zebrali się na dwudniowej naradzie, która ma zapobiec wybuchowi nowej, regionalnej wojny w DR Konga, gdzie w ciągu ostatnich kilkunastu lat w rebeliach i rzeziach zginęło kilka milionów ludzi.
W ugandyjskiej stolicy, Kampali, po raz pierwszy od wybuchu najnowszej z kongijskich rebelii spotykają się prezydenci Demokratycznej Republiki Konga i Rwandy - Joseph Kabila i Paul Kagame. Ten pierwszy oskarża wprost Rwandyjczyka o wspieranie bronią i pieniędzmi kongijskich rebeliantów. Kagame zaprzecza, choć inspektorzy ONZ z rekonesansowej misji w Kongu wrócili z niezbitymi dowodami winy Rwandy. Kagame zarzuca za to Kabili, że ten wciąż pozwala, by na terytorium Konga działali rwandyjscy rebelianci, pragnący przenieść wojnę domową do Kigali.
Rebelia przez list gończy
Najnowsza ze zbrojnych rebelii na wschodzie Konga wybuchła pod koniec marca, gdy wywodzący się z kongijskich Tutsich żołnierze zdezerterowali z rządowego wojska i założyli partyzantkę Ruch 23 Marca. Rząd z Kinszasy od początku twierdził, że na czele buntu stoi były generał Bosco Ntaganda, oskarżany przez Międzynarodowy Trybunał Karny o wojenne zbrodnie, popełnione, gdy przed wcieleniem do wojska uczestniczył jako watażka w wojnie domowej. Rozesłanie listów gończych za Ntagandą stało się jednym z powodów buntu jego żołnierzy.
Drugim powodem - utrzymuje Kinszasa - jest kolejna ingerencja sąsiedniej Rwandy, która od 1996 r. sama dokonuje zbrojnych inwazji albo wspiera w Kongu lokalne rebelie, by sprawować faktyczną kontrolę nad wschodnim Kongiem i plądrować tamtejsze złoża cennych minerałów.
Ruch 23 Marca jest już czwartą od 1996 r. kongijską rebelią, wspieraną przez Rwandę. Najnowsza historia sąsiedzkich sporów i zbrojnych inwazji zaczęła się w 1994 r., gdy kilka milionów rwandyjskich Hutu, po wymordowaniu kilkuset tysięcy Tutsich, schroniło się na wschodzie Konga przed zemstą partyzantów Tutsich, którzy wygrali wojnę domową w Rwandzie i przejęli władzę w Kigali.
Upadek starego prezydenta
Dwa lata później rządzący Rwandą Tutsi podburzyli do buntu swoich rodaków z Konga, by rozpędzić obozy uchodźców Hutu, a także partyzantkę, jaką w nich założyli, by wywołać wojnę w Rwandzie i odzyskać władzę. W 1997 r. wspierani przez Rwandę, kongijscy Tutsi zdobyli Kinszasę i obalili prezydenta Mobutu Sese Seko. Nowym prezydentem Konga został ogłoszony przywódca powstania i faworyt Rwandy Laurent-Desire Kabila.
Rok później, gdy Kabila próbował uniezależnić się od Rwandy, ta wywołała na wschodzie Konga nową rebelię, tym razem przeciwko dawnemu protegowanemu. Rebelia przerodziła się w regionalną wojnę, w której wzięło udział pół tuzina obcych państw i w której zginęło prawie 5 mln ludzi. Wojnę przerwał dopiero w 2003 r. wymuszony przez ONZ rozejm.
W 2007 r. Rwanda wsparła kolejną rebelię kongijskich Tutsich, tym razem wymierzoną przeciwko synowi Kabili, Josephowi, który po śmierci ojca w 2001 r. zastąpił go na stanowisku prezydenta. W 2009 r. kres rebelii położyły porozumienie pokojowe między Kongiem i Rwandą, a także rozejm z partyzantami, na mocy którego zostali oni włączeni do kongijskiego wojska rządowego.
Wojska rozjemcze zapobiegną wojnie?
Wybuchowi nowej, regionalnej wojny ma zaradzić powołanie neutralnych wojsk rozjemczych, które rozdzielą kongijskie wojska i rebeliantów.
Kabila chciałby, aby roli rozjemców podjęły się wojska ONZ, które w sile 20 tys. żołnierzy stacjonują już w Kongu od dziesięciu lat. Kagame uważa, że ponieważ wojska ONZ szkolą i wspierają kongijską armię, trudno je uznać za neutralne. Kabila z kolei ma spore wątpliwości co do neutralności ugandyjskiego gospodarza pokojowej narady. Rozkazał swoim ministrom sprawdzić, czy prawdziwe są podejrzenia, że rebeliantów z Ruchu 23 Marca wspiera też Uganda.
Utworzenie wojsk pokojowych przez państwa regionu (oba Konga, Republika Środkowoafrykańska, Burundi, Rwanda, Uganda, Kenia, Tanzania, Sudan, Angola i Zambia) wymagałoby czasu i spowodowało dodatkowe koszty. Wątpliwe też, by naprędce sklecone siły pokojowe okazały się skuteczne mając przeciwko sobie zaprawionych w walkach partyzantów. Powołany przez Unię Afrykańską i wspierany przez instruktorów z USA specjalny oddział do ścigania ugandyjskiego watażki Josepha Kony'ego od pół roku bezskutecznie tropi go w dżungli i po sawannach afrykańskiego interioru.
Tymczasem partyzanci z Ruchu 23 Marca są już zaledwie 30 km od do Gomy, stolicy prowincji Kiwu Północne. Słabe rządowe wojsko bierze nogi za pas na sam ich widok. Gomy broni 3 tys. kongijskich żołnierzy i pół tysiąca "błękitnych hełmów" z RPA.
Przedstawiciele organizacji dobroczynnych ostrzegają, że przerzucenie niemal wszystkich sił ONZ i kongijskiej armii na wschód kraju do walki z Ruchem 23 Marca uczyniło zupełnie bezbronnymi inne regiony kraju. Korzystają z tego inni rebelianci, którzy podnieśli bunty choćby w sąsiednim Kiwu Południowym, gdzie coraz częściej dochodzi do pogromów, gwałtów i grabieży.
Wojciech Jagielski
>>>>
Trzeba wylapac wojennych podpalaczy i postawic przed trybunalem . Zbrojne bandy rozbic i przywrocic struktury panstwa . Poza tym skoro rezim sfalszowal wybory to trudno aby nie bylo buntow . I oczywiscie sily oNZ wszystkiego nie zrobia . To musza byc miejscowi jacys rozasdni przywodcy jak np. ten ktory wybral wybory a ktorego do wladzy nie dopuscili . Inaczej tragedia bedzie bez konca ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:44, 08 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Państwa afrykańskich Wielkich Jezior: brak decyzji w sprawie Konga
Przywódcom państw z regionu afrykańskich Wielkich Jezior nie udało się porozumieć w sprawie powołania neutralnych wojsk, które rozdzieliłyby kongijskie wojsko wspierane przez siły pokojowe ONZ oraz kongijskich rebeliantów zbrojonych przez Rwandę.
- Spotkamy się znowu, za cztery tygodnie - oświadczył na zakończenie narady jej gospodarz, ugandyjski prezydent Yoweri Kaguta Museveni. We wtorek nad Jeziorem Wiktorii po raz pierwszy od wybuchu najnowszej z kongijskich rebelii spotkali się zaproszeni przez niego prezydenci Konga-Kinszasa i Rwandy - Joseph Kabila i Paul Kagame. Temat nowej wojny w Kongu i kolejnej ingerencji Rwandy w sprawy tego kraju zdominował całkowicie naradę w ugandyjskiej stolicy Kampali.
Kabila twierdzi, że Rwanda wspiera trwającą od marca zbrojną rebelię na wschodzie Konga. W czerwcu dowody winy Rwandy przedstawili w specjalnym raporcie obserwatorzy ONZ. Kagame zaprzecza, jakoby wtrącał się w kongijskie sprawy, za to oskarża Kabilę, że toleruje on w swoim kraju rwandyjskich rebeliantów Hutu, którzy na wygnaniu szykują się, by wywołać wojnę w Rwandzie.
Poza Ugandą, Kongiem-Kinszasą i Rwandą w naradzie Międzynarodowej Konferencji Regionu Wielkich Jezior uczestniczyły Burundi, Tanzania, Kenia, Sudan, Republika Środkowoafrykańska, Kongo-Brazzaville, Angola i Zambia.
Kagame już w połowie lipca zgodził się, by utworzyć neutralne wojska rozjemcze i posłać je na wschód Konga. Kabila też się na nie zgadza, ale chciałby, by rozjemcami stali się żołnierze ONZ stacjonujący od 10 lat w liczbie 20 tys. w Kongu. Na "błękitne hełmy" nie zgadza się jednak Rwanda, która twierdzi, że ponieważ ONZ tworzyło i szkoliło kongijską armię rządową, a potem wspierało ją w walkach z rebeliantami, nie może być neutralne w konflikcie z partyzantami z Ruchu 23 Marca, którzy wywołali wojnę w prowincji Kiwu Północne.
Poza spotkaniem Kabili z Kagame jedynym konkretnym wynikiem narady w Kampali było oświadczenie, które przy jej okazji wygłosiła szefowa amerykańskiej dyplomacji Hilary Clinton, goszcząca z wizytą w Południowej Afryce.
Nie wierząc w utworzenie kolejnych regionalnych sił rozjemczych albo powątpiewając w ich skuteczność, Clinton wezwała państwa z regionu Wielkich Jezior, by po prostu przestały wspierać rebelie u sąsiadów, a zamiast tego pomogły rozbroić buntowników i wydały ich przywódców właściwym sądom.
- Wzywamy do tego wszystkie państwa regionu. Rwandę również - podkreśliła Clinton, unikając oskarżenia wprost sojuszniczki USA o wywołanie wojny w Kongu. Po publikacji czerwcowego raportu ONZ, oskarżającego Rwandę o ingerencję w sprawy Konga, Zachód po raz pierwszy udzielił reprymendy Rwandzie, swojej faworytce w Afryce, a USA, Wielka Brytania, Niemcy i Holandia zawiesiły pomoc dla tego kraju.
Wojciech Jagielski
>>>>
Niestety bez zdecydowanej akcji sie nie obejdzie a Kabile tez trzeba postawic przed trybunalem za falsz wyborczy . Trzeba popierac miejscowych swiatlych przywodcow z roznych plemion ktorzy maja autorytet i gwarantuja minimalne standardy . A pogonic kolesi o mentalnosci rozbojnikow ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:08, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
60 osób zginęło w kopalni złota w Demokratycznej Republice Konga.
Co najmniej 60 górników zginęło na skutek osunięcia się ziemi w kopalni złota na północnym wschodzie Demokratycznej Republiki Konga - poinformował przedstawiciel miejscowych władz.
Ekipy ratunkowe dotarły na miejsce wypadku dopiero w czwartek, po czterech dniach od osunięcia się ziemi, ponieważ kopalnia znajduje się w głębokiej dżungli, na terenach kontrolowanych przez jedno z licznych ugrupowań zbrojnych - podał przedstawiciel władz Faustin Drakana Kananga.
Gdy ziemia się osunęła, górnicy znajdowali się na głębokości ok. 100 m - dodał.
Choć DRK dysponuje ogromnymi zasobami naturalnymi, m.in. gazu ziemnego i ropy naftowej, mieszkańcy tego kraju cierpią ubóstwo na skutek wieloletnich rządów dyktatorskich i wojen.
W kongijskich kopalniach często dochodzi do podobnych wypadków, ponieważ najczęściej nie przestrzega się tam praktycznie żadnych zasad bezpieczeństwa. Setki tysięcy ludzi pracują w warunkach zagrażających ich życiu i zdrowiu w licznych kopalniach. Część z nich pracuje w kopalniach odkrywkowych tworzonych na własną rękę w poszukiwaniu źródła dochodu, inni są zmuszani do tej pracy przez zbrojne milicje i żołnierzy sił rządowych, którzy w ten sposób nielegalnie się bogacą.
>>>>
Koszmarne nieludzkie warunki w sytuacji POTENCJALNEGO bogactwa a moze wlasnie dlatego . Prawdziwe przeklenstwo zlota ( chodzi tu o to ze na zlocie nieporownanie wiecej ludzi straci zycie niz sie wzbogaci - tak bylo zawsze )...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:34, 14 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Coraz więcej ofiar Eboli w Kongo
W ciągu ostatniego tygodnia ofiary śmiertelne Eboli w Kongo, podwoiły się. Wirus może się ciągle rozprzestrzeniać – informuje serwis abcnews.go.com
Ministerstwo Zdrowia poinformowało już o 18 przypadkach śmiertelnych, na 41 poważnie zarażonych. Każde informacje są ważne, ponieważ nawet 90 proc. osób zakażonych może umrzeć.
Epidemia dosięgła głównie północno-wschodnie Kongo oraz miasteczka Isiro i Viadana graniczące z południowym Sudanem i północną Ugandą.
Czas pomiędzy infekcją, a pojawieniem się pierwszych symptomów to od 2 do 21 dni. Śmierć może nastąpić po kilku dniach. Kiedy zauważymy pierwsze sygnały, choroba zaczyna postępować coraz szybciej.
Symptomy to gorączka, ból głowy, stawów, mięśni, gardła i ogólna słabość organizmu. Oczy mogą robić się czerwone, a na ciele zaczyna pojawiać się wysypka. W późniejszym stadium wymioty, biegunka, bóle żołądka, nerek, wątroby, a także wewnętrzne i zewnętrzne krwawienia.
Wirus przenosi się ze zwierząt na ludzi. Zazwyczaj przez myśliwych, którzy zjadają upolowane przez siebie zakażone mięso. Bakterie wywołujące chorobę znajdują się w wydzielinach z nosa, ślinie, pocie, a także w krwi.
Nie została dotychczas opracowana jedna kuracja, ani szczepionka. Lekarze starają się zrównoważyć u pacjentów elektrolity, ciśnienie krwi, czy poziom tlenu.
Do dzisiaj nie wiadomo również, dlaczego mały procent ludzi wychodzi cało z choroby, podczas gdy większość umiera. Prawdopodobnie umierający nie mieli wystarczająco rozwiniętego systemu immunologicznego.
>>>>
Kolejna katastrofa nad tym biednym krajem !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:20, 18 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Kongo: siły ONZ zaatakowały rebeliantów
Śmigłowce sił pokojowych ONZ w Demokratycznej Republice Konga ostrzelały na wschodzie kraju pozycję rebeliantów z ugrupowania M23, wspierając działania wojsk rządowych - poinformowały lokalne władze.
- Śmigłowce ONZ włączyły się do walk, by wesprzeć wojska Demokratycznej Republiki Konga i powstrzymać marsz rebeliantów - powiedział gubernator prowincji Kiwu Północne Julien Paluku.
ONZ oskarża Ruandę o wspieranie rebeliantów z M23. U podłoża walk leży konflikt między plemionami Tutsi i Hutu, którego apogeum były masakry w 1994 roku. Podczas tych rzezi Hutu wymordowali około miliona Tutsi. Ugrupowanie M23, podobnie jak elity rządzące Ruandą, zdominowane jest przez Tutsi.
Rebeliantami, którzy w ostatnich miesiącach przejęli kontrolę nad znaczną częścią wschodniego Konga, dowodzi prawdopodobnie afrykański watażka, generał Bosco Ntaganda, dezerter z armii kongijskiej, który sam nazywa się "Terminatorem". Ntaganda jest poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne.
....
Chyba eksterminatorem . Takie postacie sa Afryce niepotrzebne ale pamietajmy ze u wladzy tez jest rezim .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:07, 19 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Demokratyczna Republika Konga: rebelianci u bram Gomy
Partyzanci, którzy wiosną wywołali zbrojne powstanie na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga (DRK), stanęli u wrót milionowej Gomy, stolicy prowincji Kiwu Północne.
Partyzanci, którzy od pół roku kontrolują region Rutshuru na granicy z Ugandą i Rwandą, ruszyli na Gomę, po zeszłotygodniowych walkach z rządowym wojskiem. Po krótkiej, gwałtownej strzelaninie, szkolone przez ONZ rządowe wojsko rzuciło się do ucieczki. W ślad za nim z Gomy uciekli urzędnicy z gubernatorem prowincji Julianem Paluku, który statkiem przez jezioro Kiwu wyjechał do oddalonego o 100 km Bukavu. Dowódcy kongijskiego wojska okopali się zaś w Sake, ok. 25 km od Gomy.
Zostały tylko siły ONZ
Po rejteradzie kongijskiego wojska i urzędników Gomy broni już tylko ok. 1,5 tys. żołnierzy sił pokojowych ONZ, którzy rozłożyli obozowisko na podmiejskim lotnisku. W sobotę cztery śmigłowce ONZ zaatakowały zbliżające się do miasta kolumny partyzantów, a sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun zapowiedział w poniedziałek, że "błękitne hełmy" nie zostaną wycofane z miasta.
Partyzanci zapewniają, że nie planują zajmować miasta i ruszą do szturmu tylko, jeśli zostaną zaatakowani przez kongijskie wojsko. Wezwali też siły ONZ, by zachowały neutralność, nie wspierały więcej kongijskiego wojska i w ogóle nie mieszały się do kongijskiej wojny, a wtedy włos im z głowy nie spadnie.
Pracownicy zagranicznych organizacji dobroczynnych z Gomy z niedowierzaniem odnoszą się jednak do zapewnień rzecznika partyzantów płk. Vianneya Kazaramy, który przechwalał się wcześniej, że partyzanci szukają sobie kwaterę w Gomie, a jak już zadomowią się w mieście, ruszą na Bukavu, stolicę sąsiedniej prowincji Kiwu Południowe. W ten sposób w rękach rebelii znalazłaby się cała kraina Kiwu, obfitująca w żyzne pola i przebogate kopalnie cennych minerałów.
Kto stoi za rebelią?
Według rządu z Kinszasy, a także ekspertów ONZ to właśnie jest celem rebeliantów, a także wspierających ich Ugandy i Rwandy. W październiku, w tajnym raporcie dla Rady Bezpieczeństwa, eksperci ONZ stwierdzili, że "ojcem chrzestnym" kongijskiej rebelii jest minister obrony Rwandy James Kabarebe i szef sztabu rwandyjskiej armii Charles Kayonga, który faktycznie dowodzi partyzantami, a ich przywódcy Bosco "Terminator" Ntaganda i generał Sultani Makenga wypełniają tylko jego rozkazy.
Dowódca wojsk ONZ Herve Ladsous przyznaje, że choć w partyzantce walczy niewiele ponad 1,5 tys. ludzi, są oni doskonale wyszkoleni, zaprawieni w walkach i uzbrojeni. Mają nawet 120-milimetrowe moździerze i noktowizory. Kongijskie wojsko nie ma z nimi żadnych szans i gdyby nie obecność prawie 7 tys. żołnierzy ONZ w Kivu (ogółem w Kongu stacjonuje 17 tys. wojsk ONZ), kraina ta już dawno zostałaby zajęta przez partyzantów.
Są nimi kongijscy Tutsi, dawni partyzanci, którzy, włączeni do rządowego wojska, wiosną zdezerterowali ze swoimi dowódcami, oskarżając rząd w Kinszasie o dyskryminację.
Kongijscy Tutsi, wspierani przez rządzoną przez ich rodaków Rwandę, a także zaprzyjaźnioną Ugandę od połowy lat 90. wywołują wojny w Kiwu. W 1996 r. zaczęli powstanie, by obalić prezydenta Mobutu Sese Seko, a przede wszystkim spacyfikować rwandyjskich Hutu, którzy po rzezi Tutsich w 1994 r. w Rwandzie, uciekli za granicę i tam szykowali się do nowej wojny. Wojna z lata 1996-97 zakończyła się obaleniem Mobutu i likwidacją obozów uchodźców Hutu.
W 1998 r. kongijscy Tutsi, a także wojska z Ugandy i Rwandy, wywołali w DRK nową wojnę - przeciwko krnąbrnemu, choć wyniesionemu przez nich do władzy prezydentowi Laurentowi-Desire Kabili, a także niedobitkom Hutu. Druga wojna przerodziła się też w grabież kongijskich skarbów. Według ONZ jedynie w 1999 r. na kongijskich łupach rwandyjskie wojsko zdobyło do swojego budżetu ponad ćwierć miliarda dolarów.
Kontrola nad Kiwu
Według ekspertów ONZ wojskowi z Rwandy i Ugandy chętnie wspierają zbrojne bunty kongijskich Tutsich, by plądrować kongijskie kopalnie, a także przejmować prowincje Kiwu, oddalone od Kinszasy o półtora tysiąca kilometrów, pod faktyczną kontrolę leżących tuż przez miedzę Kigali i Kampali.
Kontrola nad Kiwu daje Rwandzie i Ugandzie nie tylko gwarancje bezpieczeństwa i możliwość politycznych nacisków na Kinszasę, ale także okazję dla dorobienia się rwandyjskich i ugandyjskich generałów, których dłużnikami i zakładnikami stali się w wyniku wojen prezydenci Paul Kagame i Yoweri Museveni.
Partyzanci nie będą raczej szturmować Gomy. Wystarczy im, by pozbyć się z niego kongijskich urzędników i wojska. Zajmą Gomę, a także ewentualnie Bukavu, jeśli bezkrólewie będzie się tam przedłużać, a przede wszystkim jeśli nie będą musieli toczyć o miasta wojny z wojskami ONZ.
Wielka polityka
W październiku partyzanci wybrali na swojego politycznego przywódcę biskupa Jean-Marie Runigę i chcą, by Kinszasa przystąpiła z nimi do politycznych targów. Jak w przypadku poprzednich rebelii, będą domagać się faktycznej władzy nad Kiwu w zamian za przerwanie walk.
Oskarżane o wspieranie rebelii Rwanda i Uganda nie obawiają się specjalnie międzynarodowego potępienia i izolacji. Uganda straszy, że jeśli zostanie ukarana sankcjami, natychmiast wycofa wojska z Somalii, skazując na klęskę tamtejszą misję pokojową ONZ i Unii Afrykańskiej. Rwanda zaś, mimo oskarżeń o podżeganie do wojny w Kongu, w październiku wybrana na członka Rady Bezpieczeństwa NZ i zasiadając w niej w latach 2013-14, będzie blokować wszelkie próby karania jej za kongijskie awantury.
Wojciech Jagielski, PAP
>>>>
Trzeba sprawic łomot dzikusom z Rwandy i Ugandy bo zachod ich uzbroil to poczuli sile . To byla bron na bandytoqw typu talibowie A NIE ABY GRABIC KONGO ! ŁOMOT SIĘ NALEŻY !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:00, 20 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Demokratyczna Republika Konga/Rebelianci zajęli Gomę
Partyzanci zajęli we wtorek bez walki Gomę, stolicę prowincji Kivu-Północ, na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga (DRK). Ich następnym celem jest odległe o niespełna sto kilometrów Bukavu, stolica prowincji Kivu-Południe i całej krainy Kivu.
We wtorek w południe partyzanci z Ruchu 23 Marca, przemianowanego w październiku na Kongijską Armię Rewolucyjną wkroczyli do śródmieścia Gomy. Nikt nie bronił miasta.
Rządowe wojsko uciekło z niego już w czasie weekendu, gdy partyzanci stanęli u bram Gomy i na otaczających je wzgórzach. We wtorek z miasta uciekli ostatni żołnierze, grabiąc wcześniej domy, sklepy i targowiska.
Gomy nie broniły też stacjonujące w niej wojska pokojowe ONZ, które jeszcze w zeszłym tygodniu odpierały ofensywę partyzantów na miasto.
We wtorek półtora tysiąca żołnierzy w „błękitnych hełmach” przyglądało się tylko jak partyzanci zajmują miasto i podmiejskie lotnisko, gdzie wojska ONZ rozłożyły swoją miejscową kwaterę główną.
Już w poniedziałek ONZ ewakuowała z Gomy większość swoich pracowników, a we wtorek ogłosiła, że wojska pokojowe pozostaną w mieście, by chronić ludność cywilną. ONZ podkreśla, że tylko na to zezwala jej wojskom mandat, wydany przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.
Dotąd to partyzanci narzekali, że wojska ONZ trzymają stronę wojsk rządowych. We wtorek to rząd w Kinszasie wytykał „błękitnym hełmom” bierność.
W Gomie, której ludność wraz z mieszkańcami okolicznych obozów uchodźców liczy prawie milion, we wtorek panował spokój.
Bulwary nad brzegiem jeziora Kivu były opustoszałe, a na ulicach widziano tylko partyzantów i patrole ONZ. Sporadyczna strzelanina, do której dochodziło, gdy partyzanci wkraczali do miasta, szybko ucichła. Zadomowiwszy się w Gomie, partyzanci wyszli na drogę wiodącą do odległego o 20-30 km Sake, dokąd uciekło dowództwo kongijskiego wojska.
Jeśli rebelianci ruszą na Sake i zdobędą miasteczko, ich następnym celem będzie Bukavu, największa metropolia wschodniego Konga. Jeśli zdobędą i to miasto, rebelia ogarnie cały wschód Konga, jak w latach wielkich wojen z lat 1996-97 i 1998-2003, w których zginęło ponad 5 mln ludzi i gdy wspierani przez Ugandę i Rwandę partyzanci przejęli kontrolę nad wschodnią częścią Konga.
Kongijską wojnę, okrzykniętą największą wojną współczesnej Afryki przerwał wynegocjowany przez kraje afrykańskie rozejm i rozmieszczenie w kraju 17 tys. żołnierzy ONZ, którzy nadzorowali wolne wybory w 2006 r., wygrane przez prezydenta Josepha Kabilę. Pod koniec zeszłego roku Kabila wygrał reelekcję, ale jego zwycięstwo wywołało burzliwe zamieszki w Kinszasie.
Rozejm, zawarty z partyzantami, wywodzącymi się w ogromnej większości z ludu kongijskich Tutsich, przewidywał m.in. podział władzy w prowincjach i przyjęcie ich w szeregi rządowego wojska. Po wygranych w 2006 r. wyborach, a szczególnie po zeszłorocznej reelekcji, Kabila zaczął jednak narzucać swoją władzę nad krajem i ograniczać samowolę regionalnych watażków.
Politycznych przeciwników i niepokornych podkomendnych pozbywał się wydając ich Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w Hadze, gdzie sądzeni są za wojenne zbrodnie. Groźba więzienia, a także odbieranie im władzy i zdobywanych dzięki niej fortun popychała kolejnych dawnych partyzantów do buntów.
W 2008 r. kongijscy Tutsi podnieśli kolejną rebelię, a ich przywódca Laurent Nkunda zagrażał Gomie. Kabila zgodził się na ustępstwa, zgodził przyjąć partyzantów do wojska i oddać Tutsim faktyczną kontrolę nad wschodnimi prowincjami.
Wiosną, po wybranych wyborach, Kabila znów spróbował poskromić opornych mu Tutsich i rozesłał list gończy za watażką Bosco „Terminatorem” Ntagandą, przyjętym do rządowego wojska. Ntaganda zdezerterował, a wraz z nim jego dawni podkomendni, którzy wywołali nowe powstanie w Kivu. Ich rebelię wsparły znów Uganda i Rwanda, traktujące Kivu jak strefę buforową między nimi i Kongiem, a także jak przebogate zagłębie cennych minerałów, które przy pomocy kongijskich partyzantów plądrują.
W poniedziałek partyzanci, których armię szacuje się na 2-3 tys., zażądali od rządu w Kinszasie wycofania wojsk z Kivu i natychmiastowego podjęcia z nimi politycznych targów. Nie wspomnieli jednak, czego domagają się od Kinszasy, ani co jest ich celem.
Kinszasa odmawia rozmów z partyzantami, twierdząc, że są oni jedynie marionetkami Rwandy (w tajnym raporcie eksperci ONZ za faktycznego przywódcę powstania uznali rwandyjskiego ministra obrony Jamesa Kabarebe) i w związku z tym może negocjować najwyżej z Kigali. Rwanda, a także Uganda zaprzeczają oskarżeniom, że wspierają kongijską rebelię.
....
Czyzby autorem byl W Jagielski ?
Niestety eks-terminatorzy gora ... Biedna ludnosc . Co tam sie teraz wyprawia ... Swiat musi zaprzestac zbroic ugandyjski rezim bo to sie zle skonczylo . Trzeba stawiac na Kenie i kraje bardziej cywilizowane ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:22, 21 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Rada Bezpieczeństwa potępiła zajęcie kongijskiej Gomy przez rebeliantów
Rada Bezpieczeństwa ONZ jednogłośnie przyjęła rezolucję, potępiającą zajęcie przez rebelianckie ugrupowanie M23 miasta Goma na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga.
Jednocześnie zwróciła się do sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna o sporządzenie raportu na temat wsparcia, jakiego rebeliantom udzielają inne państwa.
Jak głosi rezolucja, Rada "żąda natychmiastowego wycofania się M23 z Gomy, wstrzymania jakiegokolwiek dalszego posuwania się M23 oraz tego, by jego członkowie natychmiast i w sposób trwały zdemobilizowali się i złożyli broń".
Według ekspertów ONZ, za obecną rebelią we wschodnim Kongu kryje się sąsiadująca z nim niewielka, ale wydolna militarnie Ruanda, która przez ubiegłe 18 lat wielokrotnie podejmowała podobne działania. M23 ma również otrzymywać pomoc od Ugandy. Zarówno Ruanda, jak i Uganda odrzucają te oskarżenia.
U podłoża walk leży konflikt między plemionami Tutsi i Hutu, którego apogeum były masakry w 1994 roku. Podczas tych rzezi Hutu wymordowali około miliona Tutsi. Ugrupowanie M23, podobnie jak elity rządzące Ruandą, zdominowane jest przez Tutsi.
Rebeliantami, którzy w ostatnich miesiącach przejęli kontrolę nad znaczną częścią wschodniego Konga, dowodzi prawdopodobnie afrykański watażka, generał Bosco Ntaganda, dezerter z armii kongijskiej, który sam nazywa się "Terminatorem". Ntaganda jest poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne.
....
Brawo . Teraz trzeba podjac kontrofensywe i obalic rezim w Ugandzie bo tam jest rezim ex - terminatorzy maja zniknac z Afryki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:48, 21 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Demokratyczna Republika Konga: Rebelia coraz większa
Partyzanci, którzy we wtorek zajęli Gomę w DKR, grożą, że jeśli prezydent Joseph Kabila nie spełni ich warunków, ruszą na Kinszasę i odbiorą mu władzę. Kabila, który dotąd nie zgadzał się na rozmowy z buntownikami, będzie musiał zacząć się z nimi układać.
- Nie zatrzymamy się w Gomie, lecz pomaszerujemy na Kinszasę – ogłosił w środę na stadionie w Gomie, stolicy prowincji Kiwu Północne, jeden z przywódców rebelii płk Vianney Kazarama. - Pan Kabila powinien oddać władzę, którą w zeszłym roku zdobył, fałszując wyniki wyborów prezydenckich - dodał. Kazarama wezwał też kongijskich żołnierzy, policjantów i urzędników, by wypowiadali służbę Kabili i przechodzili na stronę powstańców.
W środę w południe partyzanci zajęli bez walki miasteczko Sake, położone ok. 20-30 km na południe od Gomy na drodze wiodącej do Bukavu, największej metropolii krainy Kiwu, która stanowi następny cel powstańców.
Rebelianci to kongijscy Tutsi, którzy wiosną zdezerterowali z rządowego wojska. Oskarżają Kinszasę o pogwałcenie ugody, która zakończyła ich poprzednie powstanie z lat 2008-2009. Gwarantowała im posady w rządowym wojsku i faktyczną władzę nad wschodnimi prowincjami Demokratycznej Republiki Konga (DRK).
Od 1996 r. kongijscy Tutsi nieustannie wznoszą zbrojne bunty na wschodzie kraju. Wspierani przez rodaków rządzących sąsiednią Rwandą, a także sojuszniczą Ugandę, walczą o autonomię dla ich krainy Kiwu, którą Kampala i Kigali chcą przekształcić w swoją strefę buforową, a także surowcowe i rolnicze zagłębie.
W 1996 r. wywołane przez nich powstanie zakończyło się ich zwycięskim marszem na oddaloną o ponad półtora tysiąca kilometrów Kinszasę i obalenie prezydenta Mobutu Sese Seko. Jego miejsce zajął przywódca powstania Laurent-Desire Kabila, protegowany Rwandy i Ugandy. Gdy w 1998 r. próbował uwolnić się spod kurateli Kampali i Kigali, te wywołały na wschodzie Konga kolejną rebelię, która przerodziła się w najkrwawszą wojnę współczesnej Afryki. W konflikcie zginęło prawie 5 mln ludzi, a przerwała go dopiero interwencja państw afrykańskich i wojsk ONZ w 2003 r. Po śmierci Kabili w 2001 r. w zamachu zastąpił go syn, Joseph, obecny prezydent DRK. Po wygranych wyborach w 2006 r. Kabila też próbował wyzwolić się spod dominacji Ugandy i Rwandy, a także wspieranych przez nie partyzanckich komendantów, których zgodnie z układem pokojowym poprzyjmował do rządowego wojska i administracji.
Kongijscy Tutsi poczuli, że tracą wywalczone na wojnie wpływy i w 2008 r. wzniecili nową rebelię, wspieraną przez Rwandę i Ugandę. Wtedy wystarczyło, by partyzanci stanęli u bram Gomy, a Kabila zawarł z nimi pokój, znów przyjął ich do wojska i oddał faktyczną władzę nad kongijskimi wschodem. Gdy po wygranych w listopadzie 2011 r. wyborach znów spróbował pozbyć się watażków Tutsi z wojska i administracji, w Kiwu wybuchło kolejne powstanie, a specjalnie przysłani przez ONZ eksperci orzekli, że partyzantów znów wspierają Rwanda i Uganda.
Oba kraje temu zaprzeczyły, a Uganda zagroziła, że wycofa swoje wojska z Somalii, co skazałoby tamtejszą misję pokojową na klęskę. Uganda oświadczyła też, że skoro świat nie docenia jej pokojowych wysiłków, wycofuje się z roli mediatora w kongijskim konflikcie i wkrótce wszyscy przekonają się o konsekwencjach. Kilka dni później partyzanci zajęli Gomę, a Rwanda obwieściła, że upadek miasta jest chyba najlepszym dowodem na to, że aby rozwiązać kongijski konflikt, Kabila musi zacząć rozmawiać z buntownikami.
- Układ pokojowy oznaczać będzie, że przywódcy partyzantów w zamian za pokój znów otrzymają posady w wojsku i urzędach we wschodnim Kongu. A tego właśnie chce Rwanda – twierdzi Carina Tertsakian zajmująca się Rwandą w organizacji Human Rights Watch.
Dotąd Kabila kategorycznie nie zgadzał się na rozmowy, ale przyparty do muru będzie musiał się na nie zapewne zgodzić. Na swoje wojsko nie może liczyć – na widok partyzantów żołnierze biorą nogi za pas, przed ucieczką plądrując miasta, których mieli strzec.
Kabila nie może też liczyć na wojska ONZ, która szkoliły jego rządową armię i nadzorowały przestrzeganie rozejmu. Jednak półtora tysiąca „błękitnych hełmów” z RPA, Urugwaju i Indii przyglądało się tylko, jak rebelianci bez jednego strzału zajmowali Gomę. „Nie jesteśmy tu po to, by zastępować rządowe wojsko, lecz by strzec ludności cywilnej” – ogłosił rzecznik ONZ.
Francja i była metropolia kolonialna Belgia domagają się, by zmienić mandat wojsk ONZ w Kongu, dzięki czemu 17 tys. żołnierzy z wojsk pokojowych (nigdy wcześniej i nigdzie ONZ nie wystawiło tak licznego wojska) mogłoby wymuszać pokój zagrożony przez rebelię. Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiła rebeliantów i nałożyła sankcje na dwóch ich przywódców, ale nie wspomniała słowem o udziale Ugandy i Rwandy w wojnie.
Państwa te nie obawiają się potępienia. Uganda wie, że jest niezbędna w Somalii, a Rwanda od lat gra na wyrzutach sumienia Zachodu, który w 1994 r. nie zrobił nic, by nie dopuścić do ludobójstwa prawie miliona rwandyjskich Tutsich.
Zapędzony do narożnika Kabila pojechał we wtorek do Kampali, by przy okazji narady państw regionu Wielkich Jezior (ministrowie dyplomacji zaapelowali w środę, by Unia Afrykańska przysłała do Konga wojska pokojowe), spotkać się z ugandyjskim prezydentem Yowerim Musevenim, a przede wszystkim Paulem Kagame z Rwandy, którą Kinszasa oskarża o zbrojną agresję. Anonimowy ugandyjski dyplomata zapewniał dziennikarzy, że to Kabila prosił o spotkanie z Kagame. Kongijczyk zdaje sobie sprawę, że stawką w grze jest jego władza i jeśli chce ją zachować, będzie musiał ugiąć się przed buntownikami.
Oczywiscie W. Jagielski .
....
Tak . Nie popieramy Kabili . Niech padnie . Oszukal zasluzyl . Ale Museweni tez oszukal . I zadnych tam eksterminatorow . Nalezy ich wylapac . Trzeba zwiekszyc sily ONZ aby zaczely robic porzadek z potworami .
W Kongu trzeba powolac Rzad Ocalenia Narodowego ze znanym dysydentem na czele ktory wygral wybory .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:17, 25 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Rebelianci z Konga chcą zdobyć kolejne miasto .
Rebelianci z grupy M23 we wschodnim Kongo, najprawdopodobniej wspierani przez Rwandę, kierują się w stronę kierowanego przez rząd miasta Minova. Rebeliantom udało się odeprzeć kontratak sił rządowych na przedmieściach Gomy.
....
Koszmar . Ale niech obala oszusta Kabile . Trzeba powolac rzad narodowy na czele z prawdziwym prezydentem ktorego Kabila obalil .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:27, 19 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Pomógł setkom zgwałconych kobiet. Wstrząsająca relacja lekarza z DR Konga
Denis Mukwege jest ginekologiem pracującym w Demokratycznej Republice Konga. Razem z innymi lekarzami w ciągu ostatnich kilkunastu lat pomógł około 30 tys. zgwałconych kobiet. Z jego opowieści wyłania się przerażający obraz, gdzie gwałt jest jednym z narzędzi prowadzenia wojny - czytamy w reportażu BBC News.
Gdy w 1998 roku wybuchła II wojna domowa w Kongu, dr Mukwege musiał uciekać z rodzinnego miasta. Wkrótce założył szpital polowy, mieszczący się w kilku namiotach. To tam w 1999 roku spotkał się z pierwszym przypadkiem makabrycznego gwałtu - ofierze na koniec przestrzelono genitalia i uda.
Początkowo myślał, że to barbarzyński akt wojny, jednak w następnych miesiącach do jego szpitala zaczęły zgłaszać się dziesiątki zgwałconych i torturowanych kobiet. Niektórym po gwałcie intymne części ciała oblano żrącymi chemikaliami. Wtedy zdał sobie sprawę, że jest to część zamierzonej strategii.
- Mieliśmy sytuacje, gdy wiele osób zgwałcono w tym samym czasie, publicznie - cała wieś mogła zostać zgwałcona w ciągu nocy. Robiąc to, krzywdzą nie tylko same ofiary, ale całą społeczność, którą zmuszają do patrzenia - opowiada lekarz reporterowi BBC. - Rezultat jest taki, że ludzie uciekają ze swoich wiosek, opuszczają pola i cały dobytek, wszystko. Jest to bardzo efektywne - dodaje.
W 2011, gdy sytuacja w kraju uległa poprawie, liczba przypadków przemocy wobec kobiet znacznie zmalała. Jednak w ubiegłym roku walki wybuchły na nowo, wzrosła też liczba gwałtów. - To fenomen, który jest całkowicie związany z wojną - wyjaśnia dr Mukwege.
- Konflikt w DR Konga nie jest prowadzony między grupami religijnych fanatyków. Nie jest to też konflikt między państwami. To konflikt powodowany interesami ekonomicznymi. I toczy się, niszcząc kongijskie kobiety - podsumowuje z goryczą.
Dwie wojny domowe, które w latach 1996-1997 i 1998-2003 ogarnęły cały wschód Konga, pochłonęły ponad pięć milionów ludzkich istnień. Jednak walki nigdy całkowicie nie wygasły, a w ostatnich 12 miesiącach zaczęły nabierać na sile, grożąc wybuchem kolejnej wielkiej wojny domowej.
>>>>
Brawo ! Chwala mu ![/img]
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:26, 22 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
DR Konga: pat w rozmowach pokojowych. Poleje się krew?
Negocjacje między rządem Demokratycznej Republiki Konga i rebeliantami, które miały zatrzymać przelew krwi, utknęły w ślepym zaułku. Tymczasem setki tysięcy ludzi, zmuszone do porzucenia swoich domów, dogorywają w prowizorycznych obozach. Nie mogą liczyć nawet na "błękitne hełmy", bo żołnierze sił pokojowych nie potrafili zapobiec masakrom. Co więcej, sami byli oskarżani o gwałty, handel żywym towarem i dziecięcą prostytucję. Czy Kongijczykom pozostało już tylko czekanie na śmierć?
Gdy w kwietniu zeszłego roku partyzanci chwycili za broń, nie wydawali się aż tak wielkim zagrożeniem. Owszem, od początku grabili, gwałcili i mordowali, a potem bez większych problemów znikali w buszu. Niczym cień kroczyły za nimi opowieści o najgorszych okrucieństwach: zabijaniu kobiet w ciąży, szlachtowaniu przypadkowych ofiar i porywaniu dzieci. Rebelianci zdobywali kolejne wioski i miasteczka, a rządowa armia nie potrafiła ich zatrzymać. Nie było wątpliwości, że na długi czas dołączą do potężnej listy koszmarów nękających wschodnią część Demokratycznej Republiki Konga.
Mało kto spodziewał się jednak, że będą w stanie wejść do milionowej Gomy, miasta-symbolu i ekonomicznej stolicy regionu. Ale 20 listopada tak się właśnie stało.
Nikt nie próbował przeszkodzić buntownikom. Kongijscy żołnierze uciekli, a "błękitne hełmy" bezczynnie przyglądały się wydarzeniom zza pancerzy swoich wozów. - Nasz mandat nie pozwala nam na podjęcie walki - tłumaczyli.
Podbicie Gomy przyciągnęło na moment uwagę całego świata. Partyzanci potrafili to wykorzystać - po dziewięciu dniach ostentacyjnie i łaskawie wycofali się z miasta. Ale zrobili to pod jednym warunkiem: rząd w Kinszasie miał zasiąść z nimi do negocjacyjnego stołu. Prezydent Joseph Kabila, zawstydzony porażką swoich oddziałów, musiał się zgodzić. Obie strony wstrzymały działania wojenne i skupiły się na rozmowach w Ugandzie, która od dłuższego czasu pełniła rolę mediatora w konflikcie. Na dwa miesiące w prowincji Północne Kiwu zapanowało coś na kształt pokoju.
Wkrótce jednak sytuacja może się gwałtownie zmienić. Od kilku tygodni pertraktacje tkwią w martwym punkcie. Rebelianci tracą cierpliwość i ponownie ustawiają się na wzgórzach wokół Gomy. Gdy dyplomatyczne wysiłki zawiodą, zawieszenie broni okaże się ciszą przed burzą.
Pseudonegocjacje
Podczas pierwszej tury rozmów w ugandyjskiej stolicy, Kampali, partyzanci i wysłannicy Kabili próbowali szczerze spojrzeć sobie w oczy i rozliczyć się z przeszłością. 23 marca 2009 roku rząd w Kinszasie i bojownicy Narodowego Kongresu Na Rzecz Ochrony Ludu (CNDP) - organizacji złożonej głównie z kongijskich Tutsich - podpisali traktat, który zakończył poprzedni, pięcioletni konflikt w Kiwu. Na jego mocy rebelianci mieli stać się pełnoprawnymi członkami sił zbrojnych Konga. Dziś twierdzą, że ich oszukano - jako żołnierze nie dostawali żołdu i musieli mieszkać w poniżających warunkach. To dlatego, podkreślają, postanowili walczyć pod szyldem Ruchu 23 Marca - M23.
Po paru tygodniach dyskusji zwaśnione strony przejrzały wszystkie punkty paktu z 2009 roku i uzgodniły wspólne stanowisko: z 35 postanowień porozumienia rząd Kabili wypełnił 23. Z pozostałych dwunastu się nie wywiązał. Ale dogadanie się w tej kwestii było łatwą częścią. Druga jest znacznie trudniejsza, brzmi bowiem: co dalej?.
Kinszasa proponuje, by wszyscy partyzanci z rangą majora lub niższą przeszli dodatkowe szkolenie i ponownie wstąpili w szeregi armii (aczkolwiek w innej części kraju). Oficerom z wyższym stopniem oferuje spokojne życie w cywilu i wojskową emeryturę. Dla najważniejszych przywódców, w tym ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny "generała" Bosco Ntagandy, przewiduje już mniej atrakcyjną ofertę - sąd. Liderzy M23 w odpowiedzi żądają m.in. rewizji kontrowersyjnych wyników wyborów prezydenckich z 2011 roku. Ani jeden, ani drugi postulat nie ma szans na akceptację. I w tym miejscu negocjacje właściwie się kończą.
Gigant na przegniłych nóżkach
Co uczyni społeczność międzynarodowa, jeśli w Kongu dojdzie do kolejnych walk? Od 1999 roku stacjonują tam międzynarodowe oddziały stabilizacyjne, MONUSCO (do 2010 roku nazywały się MONUC). To największa i najdroższa misja, jaką prowadzi ONZ - w tej chwili w jej skład wchodzi 19 tysięcy mundurowych, a budżet całego przedsięwzięcia wynosi ponad 1,3 mld dolarów rocznie. Niestety, jest też prawdopodobnie najmniej skuteczna.
Fala krytyki, która spadła na "błękitne hełmy" po upadku Gomy, nie była pierwszą. W poprzednich latach peacekeepersi (od ang. peace-keeping - utrzymywanie pokoju) wielokrotnie nie potrafili zapobiec masakrom i zbiorowym gwałtom - nawet jeśli dochodziło do nich zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od ich pozycji. Co gorsza, często zamiast chronić ludność, przyczyniali się do jej cierpienia. Oskarżenia o wykorzystywanie seksualne lokalnych kobiet pojawiały się regularnie, a w 2010 roku odkryto, że "błękitni" splamili swój honor również handlem żywym towarem i dziecięcą prostytucją. Skandal tego formatu odbił się szerokim echem na całym świecie. Pozbawił też oenzetowskich żołnierzy reszty zaufania, jaką darzyli ich Kongijczycy.
Wydarzenia z listopada zeszłego roku dobitnie potwierdziły to, o czym wielu ekspertów mówiło od dawna - na wschodzie DR Konga nie ma pokoju, który można by podtrzymywać. Cała idea misji stabilizacyjnej jest więc tam z samego założenia nietrafiona. W etiopskiej stolicy, Addis Abebie, trwają właśnie prace nad tzw. Porozumieniem Strukturalnym (Framework Agreement), które ma określić kierunek międzynarodowej polityki wobec sytuacji w sercu Afryki.
Jednym z punktów tego, opracowanego przez otoczenie Sekretarza Generalnego ONZ Ban Ki-Moona, dokumentu jest zmiana mandatu i rozszerzenie zadań MONUSCO. Ze wstępnego projektu wynika, iż w obrębie misji miałby powstać nowy batalion (około czterech tysięcy żołnierzy) o znacznie bardziej bojowym charakterze. Jego zadaniem nie byłoby utrzymywanie pokoju, lecz jego zaprowadzanie - również przy użyciu siły. Wspólnota Rozwoju Afryki Południowej (SADC) zaoferowała już, że dostarczy niezbędne jednostki. Ale nie będzie to takie proste.
Według ciągle nieprecyzyjnych założeń Porozumienia Strukturalnego, nowy batalion miałby znajdować się pod całkowitym dowództwem ONZ i MONUSCO. To wymóg, którego bardzo mocno trzymają się m.in. Stany Zjednoczone. Amerykanie w ciągu ostatnich 13 lat wyłożyli na kongijskie misje ponad 3 mld dolarów (nie licząc setek milionów pomocy humanitarnej). Chcą więc mieć jak największy wpływ na to, co dzieje się "w terenie". SADC, a zwłaszcza RPA, woli jednak kierować swoimi żołnierzami samodzielnie. I uczyniła z tego warunek swojego udziału. Konflikt opóźnił już podpisanie Porozumienia o ponad miesiąc, a czas ucieka. Najszybciej dla tych, którzy są najbardziej zagrożeni.
Czekanie na śmierć
Jak alarmują agencje humanitarne, tylko w Północnym Kiwu wojna pozbawiła dachu nad głowa ponad 900 tysięcy ludzi. Jednak w zorganizowanych przez ONZ oficjalnych obozach dla przesiedleńców żyje jedynie 112 tysięcy z nich. Pozostali próbują przetrwać w improwizowanych osadach, które nie oferują im żadnej ochrony - tak przed atakami rozmaitych partyzantów, jak i głodem oraz chorobami. Pozbawione prądu, sprzętu sanitarnego, leków i dostaw żywności osiedla zamieniają się stopniowo w masowe umieralnie. W jednym z nich, mieszczącym 12 tysięcy cywilów Kiszuszy, tylko w styczniu z powodu niedożywienia i problemów żołądkowych zmarło 28 osób. Specjaliści z organizacji takich jak Lekarze Bez Granic docierają tam raz na tydzień i nie potrafią pomóc wszystkim potrzebującym.
Podobnych miejsc są dziesiątki. Jeśli wybuchu nowej wojny nie uda się powstrzymać, będzie ich jeszcze więcej.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski
....
Umeczony kraj ! Wine zreszta ponos a Belgowie ktorzy uprawiali tam holokaust .
Winny jest Kabila ktorego trzeba usunac a eksterminatorow popiera rezim z Ugandy z ktorym tez trzeba porzadek zrobic . Wszyscy kacykowie WON !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:37, 11 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Historia Marie. Rebelianci gwałcili ją przez osiem miesięcy
Marie miała zaledwie 13 lat, kiedy została złapana przez bojówki plemienia Hutu, w trakcie ucieczki z rodzinnej wioski w Kongo. Rebelianci porwali dziewczynkę do buszu, gdzie była nieustannie gwałcona przez niemal osiem miesięcy - jej historię opisuje guardian.co.uk.
- To było jak powolne umieranie. Przychodzili jeden po drugim, kilka razy dziennie. W sumie było ich pięciu i wszyscy nazywali mnie swoją żoną - relacjonuje Marie.
Obecnie 26-letnia Marie mieszka wraz z innymi wykorzystywanymi kobietami w centrum rehabilitacji na obrzeżach Gomy w Demokratycznej Republice Konga.
W tym miejscu wszystkie osoby, które doświadczyły gwałtów i przemocy seksualnej, mogą liczyć na pomoc w powrocie do normalnego życia. Poszkodowane są pod stałą opieką psychologów, a także mają możliwość uczestniczenia w kursach szycia i gotowania.
Projekt powstania ośrodka terapeutycznego został przygotowany przez fundację Wamama Simameni, która zainicjowała również stworzenie specjalistycznego szpitala dla zgwałconych kobiet.
Kobiety w ośrodku żyją w prostych drewnianych chatkach ustawionych bardzo blisko siebie. Marie zajmuje się szyciem szkolnych mundurków oraz gotowaniem. Ze względu na doznane obrażenia nie może wykonywać męczących prac w polu.
- Od czasu porwania przeszłam wiele operacji, ale wciąż nie powróciłam do zdrowia - opowiada Marie, unikając kontaktu wzrokowego.
Jej losy są podobne do historii tysięcy kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej w Kongu. ONZ szacuje, że od 1998 roku zgwałcono tam co najmniej 200 tysięcy kobiet, a w swoim raporcie organizacja określiła to państwo "światową stolicą gwałtów".
Kongo niemal od początku swojego istnienia zmaga się z tym problemem. Samowola wojsk została ukonstytuowana przez byłego dyktatora - Josepha Mobutu - twierdzącego, że gdy "żołnierze posiadają broń, nie potrzebują zapłaty". Reżim Mobutu został obalony w 1997 roku, jednak wiele problemów pozostało nierozwiązanych do dnia dzisiejszego.
Organizacje międzynarodowe alarmują, że liczba zgwałconych kobiet i dzieci w tym regionie gwałtownie wzrasta. Tylko w pierwszej połowie 2012 roku zarejestrowano ponad 2,5 tysiąca przypadków. Organizacja Lekarze bez Granic zaapelowała o pomoc mieszkańcom Konga oraz wyraziła zaniepokojenie bezczynnością i bezradnością lokalnych władz.
Kobiety są szczególnie narażone na ataki, gdy opuszczają wioski w poszukiwaniu drewna i jedzenia. Nawet ich osady nie są bezpiecznym schronieniem.
- Przemoc jest tam wszechobecna - relacjonuje psycholog organizacji Lekarze bez Granic Clarie Jacob - Ten, kto ma broń ma też władzę, a prawo silniejszego to wciąż obowiązująca zasada.
Marie obawia się, że w rodzinnej wiosce znów zostanie zaatakowana. Lokalne społeczności wstydzą się takich osób jak ona. Zapytana, co czuje w stosunku do mężczyzn, którzy wyrządzili jej krzywdę odpowiada: "Początkowo chciałam zemsty, ale nauczyłam się, że nie jest to niezbędne, by żyć dalej. Wiem, że mogę mieć nowe, dobre życie i ze spokojem spoglądać w przyszłość. Wybaczyłam im, bo wiem, że mogli nie wiedzieć, co robili".
!!!!
Dzieci gwaca dzieci . Koszmar !
Zadziwiajace ! WYBACZYLA ! Tamtejsi chrzescijanie naprawde sa dla nas wzorem !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:26, 18 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
DRK: Bosco "Terminator" Ntaganda zgłosił się do ambasady USA w Rwandzie
Kongijski watażka, ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne Bosco "Terminator" Ntaganda pojawił się rano w ambasadzie USA w stolicy Rwandy, Kigali - poinformowała szefowa rwandyjskiej dyplomacji Louise Mushikiwabo.
Ntaganda zwany "Terminatorem", zbuntowany generał z Demokratycznej Republiki Konga, poszukiwany jest przez MTK za zbrodnie przeciw ludzkości, między innymi za wcielanie do armii dzieci-żołnierzy oraz masowe gwałty.
Według komunikatu MSZ "rząd Rwandy zabiega o dalsze informacje" na temat "Terminatora". Ambasada USA nie skomentowała tych doniesień, ale wieczorem Departament Stanu USA potwierdził, że Ntaganda oddał się w ręce amerykańskich dyplomatów w Kigali i poinformował, że chce zostać przekazany Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w Hadze.
- Konsultujemy to obecnie z rządami kilku krajów, włącznie z rządem Rwandy - powiedziała rzeczniczka amerykańskiej dyplomacji Victoria Nuland.
Ntaganda był rebeliantem, który w 2009 roku został generałem armii Demokratycznej Republiki Konga, a następnie z niej zdezerterował. Eksperci utrzymują, że był on jednym z architektów rebelii Ruchu 23 Marca, która wybuchła na wschodzie DRK w 2012 roku.
W niedzielę Kinszasa poinformowała, że "Terminator" z kilkuset partyzantami z Ruchu 23 Marca przekroczył granicę kongijsko-rwandyjską. Uważa się, że Ntaganda przewodzi temu ugrupowaniu, które powstało na wschodzie DRK w maju 2012 roku.
Kigali oskarżane jest przez ekspertów ONZ o wspieranie Ruchu 23 Marca. Rwanda wraz 10 innymi krajami tego regionu podpisała pod koniec lutego porozumienie, które ma na celu pomóc w zaprowadzeniu pokoju w DRK. Sygnatariusze dokumentu zobowiązali się nie przyjmować na swoim terytorium osób poszukiwanych przez międzynarodowy wymiar sprawiedliwości.
....
Hurrra ! Jednego bandziora mniej . Teraz Trybunal Karny !
Teraz trzeba usunac Kabile i wladze oddac kandydatowi ktory wygral ale Kabila sfalszowal i nie opuscil stanowiska !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:43, 19 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kongijski "Terminator" zgłosił się do ambasady USA
Bosco "Terminator" Ntaganda, kongijski watażka ścigany listami gończymi za zbrodnie wojenne, zgłosił się do ambasady USA w stolicy Rwandy, Kigali. Poprosił o przewiezienie go do Hagi i postawienie przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym.
Bosco Ntaganda od siedmiu lat ścigany jest listami gończymi Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) za zbrodnie, jakich dopuścił się w trwających od połowy lat 90. wojnach domowych w Demokratycznej Republice Konga. Ntaganda, urodzony w Rwandzie Tutsi, uczestniczył we wszystkich tych konfliktach po stronie kongijskich Tutsich, którzy przy wsparciu Rwandy wzniecali rebelie przeciwko kolejnym rządom w Kinszasie.
Popierając powstania za miedzą, Rwanda pragnęła stworzyć sobie we wschodnim Kongu strefę buforową, gwarantującą jej bezpieczeństwo, a także możliwość plądrowania kongijskich minerałów.
W 2008 roku, na mocy umowy pokojowej zawartej między ówczesną partyzantką Tutsich i kongijskim rządem, ścigany listami gończymi Ntaganda został wcielony do rządowej armii Konga i awansowany na generała. Przed rokiem podniósł kolejną rebelię, gdy pod naciskiem Zachodu kongijski prezydent Joseph Kabila kazał go zwolnić ze służby, aresztować i wydać do Hagi.
"Terminator" zdezerterował, a wraz z nim ponad tysiąc jego dawnych partyzantów. Wycofali się na wschód Konga, gdzie przy wsparciu Rwandy wzniecili przed rokiem kolejne powstanie. W listopadzie partyzanci zdobyli nawet Gomę, stolicę prowincji Kiwu Północne i zagrozili marszem na Kinszasę.
W lutym wśród partyzantów doszło jednak do rozłamu. Część rebeliantów pod dowództwem gen. Sultaniego Makengi opowiedziała się za rokowaniami z Kinszasą i złożeniem broni w zamian za posady w wojsku i administracji. Według agencji AFP już w przyszłym tygodniu mają rozpocząć się rozmowy pokojowe.
"Terminator", mając odciętą drogę do pokoju, nawoływał do wojny. W wyniku bratobójczych walk frakcja Ntagandy została rozgromiona, a w niedzielę sam "Terminator" przeszedł granicę z Rwandą. W poniedziałek o świcie zapukał do bramy ambasady USA w Kigali.
Amerykanie zapowiedzieli, że po konsultacjach z Kigali i Kinszasą przetransportują "Terminatora" do Hagi. Rząd z Kinszasy ogłosił, że wolałby sądzić Ntagandę u siebie, ale nie ma też nic przeciwko jego procesowi w Hadze.
Nie wiadomo, co skłoniło "Terminatora", by zgłosił się akurat do Amerykanów w Kigali z prośbą o dostarczenie go do Hagi. Ani USA, ani Rwanda nie są sygnatariuszami układu, powołującego do życia Międzynarodowy Trybunał Karny i nie czują się w obowiązku nikogo mu wydawać.
Dowódca poprzedniego powstania kongijskich Tutsich, gen. Laurent Nkunda, przed zakończeniem rebelii w 2009 r. schronił się w Rwandzie i dotąd przetrzymywany jest tam w areszcie domowym. Ntagandzie takiego przywileju Rwanda nie mogła zaoferować.
Jesienią po raz pierwszy została potępiona przez wspierający ją dotąd bezkrytycznie Zachód za wzniecanie rebelii w Kongu. Rwanda zasiada też w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Wydając Ntagandę do Hagi Kigali mogłoby liczyć na choć częściowe oczyszczenie z zarzutów o ingerencję w sprawy wewnętrzne Konga.
....
Jesli chce odpokutowac to trzeba mu to umozliwic ! Bóg nie chce go zniszczyc a zbawic !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:01, 23 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kongijski watażka Bosco "Terminator" Ntaganda w haskim areszcie .
Ścigany listami gończymi za wojenne zbrodnie kongijski watażka Bosco "Terminator" Ntaganda, który w poniedziałek sam zgłosił się do ambasady USA w Rwandzie z prośbą o dostarczenie go do Hagi, został przewieziony do aresztu Międzynarodowego Trybunału Karnego.
To koniec wojennej odysei 40-letniego "Terminatora", który przed długie lata uchodził za symbol bezkarności afrykańskich watażków, wywołujących grabieżcze wojny i dokonujących na nich wszelkich możliwych zbrodni z ludożerstwem włącznie.
Kariera "Terminatora" zaczęła się w latach 80., gdy jako kilkunastolatek przystał do partyzantki rwandyjskich Tutsich, którzy po pogromach w swoim kraju skryli się w sąsiedniej Ugandzie, gdzie utworzyli partyzantkę, dowodzoną przez obecnego prezydenta Paula Kagame. "Terminator", Tutsi, urodzony w Rwandzie, ale którego życie upłynęło w Demokratycznej Republice Konga, przystał do Kagamego, który w 1994 r. na czele partyzantów zdobył Kigali, gromiąc armię i bojówki Hutu, zajętych ludobójczymi pogromami Tutsich.
Wojna w Kongu
Od połowy lat 90. "Terminator" walczył już w Kongu. Kagame i jego Tutsi przejęli władzę w Rwandzie, ale ich panowaniu zagrażali Hutu, którzy przed zemstą schronili się tuż za miedzą, w Kongu, noszącym wówczas nazwę Zair i rządzonym przez Mobutu Sese Seko. Kagame uznał, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa Rwandy, Tutsich i jego rządów będzie przekształcenie położonych tuż za granicą kongijskich prowincji Kiwu Północne i Kiwu Południowe w strefę buforową.
W 1996 r. za zachętą Rwandy kongijscy Tutsi wywołali powstanie przeciwko Mobutu i przy wsparciu rwandyjskiego wojska w 1997 r. obalili dyktatora. Nowym prezydentem w Kinszasie został przywódca powstania Laurent-Desire Kabila. Ntaganda walczył w rebelii Kabili i pacyfikował leżące w Kongu obozy uchodźców Hutu.
W 1998 r., gdy Kabila spróbował uwolnić się spod rwandyjskiej kurateli, przy wsparciu Kigali na wschodzie Konga wybuchła nowa rebelia miejscowych Tutsi. Trwała ona 5 lat, zginęło w niej prawie 5 mln ludzi, wzięło w niej udział pół tuzina innych państw, co zyskało jej nazwę największej wojny współczesnej Afryki.
Tym razem, wraz z innymi kongijskimi Tutsi, "Terminator" walczył przeciwko Kabili, a ostatnie lata wojny spędził w krainie Ituri, gdzie walcząc w oddziałach miejscowego ludu Hema, dokonywał pogromów wrogich Lendu.
Ścigany zbrodniarz
Po wojnie w 2006 r. został oskarżony przez Międzynarodowy Trybunał Karny o wojenne zbrodnie w Ituri. Jego towarzysz broni Thomas Lubanga został w zeszłym roku jako pierwszy w historii skazany przez Międzynarodowy Trybunał Karny na 14 lat więzienia (czeka na rozpatrzenie apelacji od wyroku).
"Terminator" zaś, choć także ścigany listami gończymi, w ramach prowadzonej przez prezydenta Josepha Kabilę (syna zamordowanego w 2001 r. Kabili-seniora) polityki pojednania narodowego został włączony do rządowego wojska i awansowany na oficera.
Rwanda, usiłując przekształcić kongijskie Kiwu w strefę buforową i surowcowe zagłębie, wywoływała w nich kolejne rebelie, by wymusić na Kinszasie coraz większe ustępstwa i faktyczną autonomię kongijskiego wschodu. W 2008 r. "Terminator" zdezerterował z wojska i przystał do rebelii kongijskich Tutsi, dowodzonych przez Laurenta Nkundę. W 2009 r. Rwanda wymusiła na Kinszasie nowe ustępstwa, poświęciła Nkundę, a pokój z Kabilą podpisał "Terminator", zastępca Nkundy, który uciekł do Rwandy, gdzie do dziś przebywa w areszcie domowym.
Ucieczka do Rwandy
W zeszłym roku, gdy Kabila zaczął uginać się przed żądaniami Zachodu, by wydał "Terminatora" do Hagi, ten zdezerterował z wojska i wzniecił nową rebelię, znów wspieraną wojskowo przez Rwandę. Kiedy w lutym Kigali i Kinszasa zawarły nowy pokój na rwandyjskich warunkach, "Terminator" został poświęcony jak niegdyś Nkunda. Wśród powstańców doszło do rozłamu, a frakcja Ntagandy została rozbita.
Sam "Terminator" salwował się ucieczką do Rwandy. Jeden z przywódców partyzantów Stanislas Baleke powiedział agencji AP, że Ntaganda liczył na pomoc swoich rwandyjskich protektorów. Ci jednak oznajmili mu, że nie mogą gwarantować mu bezpieczeństwa, i poradzili, by sam zgłosił się do ambasady Stanów Zjednoczonych, które nie będąc sygnatariuszem umowy założycielskiej Międzynarodowego Trybunału Karnego, nie mają obowiązku wydawać mu ludzi ściganych listami gończymi.
Uświadomiwszy sobie, że Rwanda poświęciła go w wielkiej grze, a po raz pierwszy potępiana za wzniecanie kongijskich rebelii nie będzie chronić jak Nkundy, "Terminator" wybrał więzienie w Hadze. Przyszło mu to tym łatwiej, że alternatywą była śmierć.
Do ostatniej chwili amerykańscy dyplomaci obawiali się, że nawet wbrew jego woli Rwanda nie pozwoli wywieźć "Terminatora" do Hagi, gdzie grozi mu dożywocie. Jego proces i składane zeznania mogą ujawnić sekrety dokonywanych od kilkunastu lat zbrojnych inwazji na Kongo i grabieży kongijskich surowców.
Wojciech Jagielski, PAP
...
Pamietajmy jednak ze on pochodzi z Rwandy z kraju szokujacego ludobojstwa ! I on tez by zginal.gdyby go dorwali . Nie mozna go oceniac tak jak zbrodniarzy wychowanych w spokojnych zasobnych krajach . On nie mial szans na normalnosc jak chyba nikt w Rwandzie ! Ale sad musi byc !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:32, 12 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
DR Konga: żołnierze brali udział w masowych gwałtach
12 oficerów armii Demokratycznej Republiki Konga zostało zawieszonych z powodu oskarżeń o masowe gwałty, do których doszło w objętym rebelią regionie w listopadzie ubiegłego roku - podaje serwis internetowy BBC News. Wojskowi twierdzą, że dostali rozkaz, by stosować przemoc seksualną.
Jak podaje brytyjski serwis, żołnierze przyznali się, że dokonywali gwałtów w mieście Minowa w prowincji Południowe Kiwu. - Zebrało się nas 25, każdy miał zgwałcić po 10 kobiet i tak zrobiliśmy - wyznał kongijski żołnierz, którego cytuje "The Guardian". Przyznał, że sam zgwałcił ponad 50 kobiet, a nawet 5 lub 6-letnie dzieci. - Mogliśmy robić, co tylko chcieliśmy - powiedział.
Koszmar mieszkańców Minowy trwał dwa dni, a wszystko zaczęło się 22 listopada ubiegłego roku, gdy w mieście pojawili się żołnierze. Właśnie przegrali bitwę z rebeliantami M23, którzy zajęli Gomę, stolicę sąsiedniej prowincji Północne Kiwu. Swój gniew wyładowali na cywilach.
Brytyjska gazeta podaje, że ich ofiarami stało się ponad 100 kobiet, choć liczba ta może być dużo wyższa, bo wiele ofiar obawia się zgłosić do władz, a nawet powiedzieć bliskim prawdę. Tymczasem żołnierze twierdzą, że mieli przyzwolenie swoich przełożonych, by dokonywać gwałtów.
Na wszczęcie śledztwa w sprawie gwałtów naciska ONZ, która ma swoje siły pokojowe w DR Konga. - Jeśli (ofiary) nie będą w stanie zidentyfikować żołnierzy, którzy popełnili zbrodnie, zastosujemy zasadę hierarchii: dowódcy jednostek będą ścigani za te niezwykle ciężkie przestępstwa popełniane przez żołnierzy pod ich dowództwem - powiedział kongijski wojskowy prokurator dziennikowi 'The Guardian".
Przemoc seksualna jest jednym z narzędzi wojny w DR Konga, gdzie często dochodzi do masowych gwałtów, których dokonują członkowie rozmaitych grup zbrojnych, ale także rządowi żołnierze. W 2011 r. wojskowi zgwałcili w miejscowości w Fizi 50 kobiet w ramach zemsty za zlinczowanie żołnierza, który wdał się w bójkę o dziewczynę (czytaj więcej).
Wschód DR Konga od lat targany jest wojnami i rebeliami, w wyniku których zginęło koło 5 mln ludzi. U podłoża konfliktów leżą waśnie między Hutu i Tutsi po ludobójstwie w sąsiedniej Rwandzie w 1994 r.
>>>>
Niestety tak tam wyglada ,,wojna''...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:02, 15 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
DRK: 130 ofiar śmiertelnych walk na wschodzie kraju
130 osób, w tym 120 rebeliantów z Ruchu 23 Marca i 10 kongijskich żołnierzy, zginęło w trwających od niedzieli walkach w Mutaho, ok. 10 km na północ od miasta Goma na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga - poinformował w poniedziałek przedstawiciel władz.
- Nasze siły zadały bardzo ciężkie straty rebeliantom z Ruchu 23 Marca; 120 ludzi zabito, a 12 pojmano - oświadczył rzecznik kongijskiego rządu Lambert Mende. Jak podkreślił, kongijskiej armii udało się zająć kilka pozycji partyzantów, którzy zbiegli w kierunku Kilimanyoka, w pobliżu Kibati.
Według rzecznika wspierani przez rwandyjskich sojuszników rebelianci wzmacniali w ostatnich tygodniach swoje pozycje wokół Kibati, w pobliżu miejsca toczących się walk z wojskami rządowymi.
Ruch 23 Marca powstał wiosną 2012 roku po dezercji z sił zbrojnych DRK grupy wojskowych oskarżających rząd w Kinszasie o niedotrzymanie porozumienia, które zakończyło ich poprzednie powstanie z lat 2008-2009. Rebelianci wywodzą się w większości z ludu kongijskich Tutsich. Nazwa Ruchu 23 Marca nawiązuje do daty tego porozumienia.
20 listopada ubiegłego roku rebelianci wkroczyli do Gomy, stolicy prowincji Północne Kiwu, grożąc m.in. obaleniem rządu w Kinszasie. Po niespełna dwóch tygodniach wycofali się z miasta wskutek nacisków ze strony państw regionu i negocjacji z rządem.
Zdaniem władz DRK i ONZ kongijscy Tutsi, od 1996 roku zbrojnie buntujący się na wschodzie kraju, byli w swoich działaniach wspierani przez rządy Rwandy i Ugandy. Wschodnie prowincje DRK mają dla kraju strategiczne znaczenie z uwagi na ich wielkie bogactwa mineralne. Tutsi domagają się od Kinszasy, by środki z eksploatacji tych złóż trafiały również do nich.
....
Znowu koszmar i znow chodzi o kasiore .
Wypieprzyc wszystkich tych bandziorow . Ma byc normalny wybrany rzad .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:18, 12 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Wpływowe kobiety apelują o Międzynarodowy Trybunał Karny dla Demokratycznej Republiki Konga
52 wpływowe kobiety z różnych krajów podpisały apel w sprawie powołania Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Demokratycznej Republiki Konga - poinformowała profesor College de France, Francoise Heritier. Apel adresowany jest m.in. do ONZ.
Zadaniem tego sądu, wzorowanego na Międzynarodowym Trybunale Karnym dla Rwandy, byłoby m.in. ściganie zbrodni wojennych popełnianych na kobietach.
Wśród sygnatariuszek listu są była minister ds. solidarności i spójności społecznej, a wcześniej minister zdrowia i minister środowiska Francji Roselyne Bachelot, była szefowa francuskiego resortu sportu Rama Yade, kolumbijska działaczka polityczna i obrończyni praw człowieka Ingrid Betancourt.
Autorki apelu zwracają uwagę na fakt, że podczas wojny kongijskiej "gwałt był stosowany jako broń" i domagają się, by trybunał ds. DR Konga zastąpił Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy, który zakończy swą działalność w 2014 roku.
- Należy zrobić wszystko, aby ujawnić i potępić te potworności, te monstrualne zbrodnie przeciw kobietom, których dopuszczono się DR Konga - powiedziała profesor Heritier.
Adresatami petycji wpływowych kobiet, oprócz sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna, są między innymi prezydent Francji Francois Hollande, prezydent USA Barack Obama oraz przewodnicząca Komisji Unii Afrykańskiej Nkosazana Dlamini-Zuma.
Nazywany wielką wojną afrykańską konflikt w DR Konga wybuchł w 1998 roku, gdy kongijscy Tutsi, a także wojska z Ugandy i Rwandy, sięgnęły po broń przeciwko ówczesnemu prezydentowi Konga Laurentowi-Desire Kabili, a także niedobitkom Hutu. Oficjalnie zakończona w 2003 roku wojna ta uznawana jest za najbardziej krwawy konflikt w Afryce od drugiej wojny światowej.
....
Ogolnie potrzeba calego systemu karnego .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:43, 27 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Misjonarze z Demokratycznej Republiki Konga: zapomniana wojna odżywa na nowo
Wojna w Demokratycznej Republice Konga rozpętała się na nowo. Alarmują w tej sprawie pracujący na miejscu misjonarze.
Choć obecne w okolicach miasta Goma siły ONZ deklarują, że jest spokojnie i że panują nad sytuacją, to jednak trwają tam walki między różnymi ugrupowaniami. 120 tys. uchodźców nie ma szans na powrót do domów. Na Gomę spadają pociski, a rząd w Kinszasie oskarża Rwandę o zaognianie sytuacji.
- Tu mamy zapomnianą wojnę, która stała się niewidzialna na szczeblu międzynarodowym – uważa pracujący w Gomie ks. Piero Gavioli cytowany przez agencję SIR. – Zachodnie dzienniki często mówią o zabitych w konfliktach na Bliskim Wschodzie, i słusznie. Jednak myślę, że liczba mężczyzn, kobiet i dzieci tracących życie na wschodzie Konga, z powodu wojny i jej skutków (głodu, chorób, wycieńczenia), jest znacznie wyższa.
Włoski salezjanin przytacza też nie pozbawioną podstaw opinię, że kongijski konflikt jest najbardziej krwawą konfrontacją od czasów drugiej wojny światowej. W ciągu 20 lat starć śmierć poniosło tam prawdopodobnie od 5 do 6 mln ludzi.
>>>>
Tam tez potrzeba interwencji !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:07, 31 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Wojna "błękitnych hełmów" nad afrykańskimi Wielkimi Jeziorami
Wojska ONZ, które dotąd pełniły jedynie rolę sił rozjemczych, od tygodnia atakują kongijskich rebeliantów, a bitewne rykoszety biją we wszystkie kraje regionu afrykańskich Wielkich Jezior.
Od 14 lat w Demokratycznej Republice Konga stacjonuje prawie 20 tys. żołnierzy ONZ. Zaczęto ich tam posyłać w 1999 r., by przerwać najkrwawszą wojnę współczesnej Afryki, która od połowy lat 90. pochłonęła ponad 5 mln ofiar. Z niewielkiej grupy obserwatorów misja ONZ rozrosła się w największą i najkosztowniejszą operację pokojową w dziejach tej organizacji, a mimo to w Kongu wciąż nie udaje się zaprowadzić pokoju.
Ruch 23 Marca
Wielka wojna, wywołana w połowie lat 90. przez kongijskich Tutsich, wspieranych przez Rwandę, Ugandę i Burundi została przerwana rozejmem w 2003 r. W kongijskiej stolicy, Kinszasie, zapanował spokój, za to na wschodzie kraju, w krainie Kivu, kongijscy Tutsi, niezadowoleni z pokojowych ustaleń i wyborczych rozstrzygnięć, podnosili kolejne rebelie.
Najnowsza wybuchła wiosną 2012 r., a powstańcza armia Tutsich przyjęła nazwę Ruchu 23 Marca (M23). Rebeliantów, jak zawsze, wspiera Rwanda, rządzona od 1994 r. przez byłych partyzantów Tutsich, którzy wygrywając wojnę domową z dawnym reżimem Hutu, przerwali ludobójcze pogromy swoich rodaków.
Odtąd Tutsi z Kigali traktują krainę Kivu z sąsiedniego Konga jako buforową strefę bezpieczeństwa, zabezpieczającą Rwandę przed atakami rwandyjskich Hutu, którzy schronili się na kongijskim terytorium.
Mordy, gwałty i grabieże
Rwanda żądała od kolejnych rządów w Kinszasie, by położyły kres działalności rebeliantów Hutu w Kivu, a kiedy Kongijczycy nie reagowali, na rozkaz z Kigali w partyzanckie wojska skrzykiwali się kongijscy Tutsi i wspierani przez rodaków z Rwandy przejmowali kontrolę nad kolejnymi powiatami w Kongu. Z czasem Rwanda, a także Uganda, zaczęły traktować też kongijskie Kivu jako surowcowe i rolnicze zagłębie.
Nie zważając na obecność wojsk ONZ, żołnierze rządowi i partyzanci prześcigali się w mordach, gwałtach i grabieżach, dokonywanych na ludności cywilnej. Czara goryczy przelała się, gdy w listopadzie 2012 r. partyzanci z M23, bez jednego strzału, zajęli stolicę Kivu, milionową Gomę, strzeżoną przez wojska pokojowe ONZ. Partyzanci wycofali się z miasta, ale Kongijczycy uznali żołnierzy ONZ za darmozjadów i oznajmili, że jeśli mają dalej unikać walk i nie bronić ludności cywilnej, to lepiej, by zostali wycofani.
Udało się odeprzeć partyzantów
W marcu ONZ postanowiła, że do 17 tys. żołnierzy wojsk rozjemczych, mogących użyć broni tylko w samoobronie, dołączy 3-tysięczna brygada, mająca prawo podejmować operacji zbrojne, by przymuszać do pokoju.
W lipcu, składająca się z żołnierzy z RPA i Tanzanii brygada (mają dojechać jeszcze żołnierze z Malawi) wyznaczyła granice strefy bezpieczeństwa wokół Gomy, a przed tygodniem wraz z kongijskim wojskiem zaatakowała oddziały M23 okupujące wzgórza wokół miasta. Po kilkudniowych walkach "błękitnym hełmom" udało się odeprzeć partyzantów o 1-2 km, ale stracili jednego poległego żołnierza z Tanzanii i siedmiu rannych.
Jeszcze większy chaos?
Walki na pograniczu wywołały za to regionalny spór polityczny, który zamiast pokoju może przynieść jeszcze większy chaos nad Wielkimi Jeziorami. Już na wieść o powołaniu brygady do walki z rebelią, Kinszasa zerwała rozmowy polityczne z M23 licząc, że dzięki pomocy ONZ rozgromi ich na polu bitwy. Rwanda powołaniu brygady sprzeciwiała się od początku. Kiedy w tym tygodniu pociski wystrzelone z okolic Gomy wybuchły na przedmieściach rwandyjskiego Gisenyi, rząd z Kigali oskarżył Kongo o prowokowanie wojny i postraszył, że jeśli będzie trzeba, nie zawaha się znów posłać wojska za zachodnią granicę. ONZ twierdzi, że to partyzanci z M23 ostrzeliwują Rwandę, by dać jej pretekst do rozpoczęcia nowej inwazji na Kongo. Do sporu, w którym uczestniczą od lat Kongo, Rwanda, Uganda i Burundi wmieszana została także Tanzania, najspokojniejszy z krajów regionu.
Tanzania, borykająca się od lat z tysiącami uchodźców z Rwandy (wyłącznie Hutu), Burundi i Konga, naraziła się w maju rwandyjskim władzom, wzywając je do podjęcia rozmów z przywódcami rebelii Hutu, których w Kigali uważa się za ludobójczych zbrodniarzy. Co więcej, tanzańscy żołnierze stanowią dwie trzecie brygady ONZ do walki ze wspieranymi przez Rwandę partyzantami z M23, a dowódcą brygady został mianowany tanzański gen. James Aloizi Mwakibolwa. Już w czerwcu w regionie rozeszły się plotki, że tak jak w Kongu, Rwanda spróbuje wzniecić zbrojną rebelię w Tanzanii, żeby ukarać sąsiadkę i przywołać ją do porządku. W lipcu tanzański prezydent Jakaya Kikwete ostrzegł, że "każdy, kto ośmieli się zagrozić Tanzanii, gorzko tego pożałuje".
Kontrowersyjne posunięcie ONZ
Powołanie brygady od początku wywoływano kontrowersje. Organizacje dobroczynne uznały to za błąd i wyrzeczenie się przez ONZ roli bezstronnego rozjemcy. Co gorsza, walcząc ramię w ramię z wojskami kongijskimi, "błękitne hełmy" narażą się na zarzuty o współpracę z żołnierzami winnymi mordów, gwałtów i grabieży.
Znawcy regionu, jak Angelo Izama, politolog z Kampali, uważają, że ONZ znalazła się w sytuacji bez wyjścia (potępiano ją zarówno za bierność, jak i za powołanie brygady do walki), a jej naprędce skrzyknięta brygada specjalna będzie łatwym przeciwnikiem dla zaprawionych w bojach partyzantów z M23, wspieranych w dodatku przez Rwandę.
...
Cale 20 tys . ONZ ma walczyc . Wszystkie bandy maja byc rozbite lacznie z obaleniem rezimu Kinszasy . Dosc zbrodni ! Dzicz rozumie tylko sile ! Trzeba ja rozwalic .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:07, 05 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Kongo: Rebelianci z M23 deklarują rozbrojenie i demobilizację
Ruch 23 Marca, powstańcza armia Tutsich w Demokratycznej Republice Konga, zadeklarował dzisiaj, że zakończy trwającą od 20 miesięcy rebelię. Rebelianci są gotowi na rozbrojenie, demobilizację i znalezienie rozwiązania na zakończenie kryzysu na wschodzie kraju.
Oświadczenie M23 nadeszło kilka godzin po dokonaniu przez siły rządowe obławy na rebeliantów w ich dwóch bastionach - Tshanzu i Runyoni.
- Szef sztabu generalnego i dowódcy wszystkich większych oddziałów są proszeni o przygotowanie żołnierzy do rozbrojenia, demobilizacji i reintegracji na warunkach, które zostaną ustalone z władzami Konga - oświadczył przywódca M23 Bertrand Bisimwa.
Rzecznik rządu DRK Laurent Mende powiedział, że wielu rebeliantów poddało się, gdy siły rządowe przejęły kontrolę nad Tshanzu i Runyoni. Podkreślił, że władze są gotowe na przeprowadzenie rozmów pokojowych.
- W regionie, który już tyle wycierpiał, jest to bez wątpienia znaczący pozytywny krok w dobrym kierunku - powiedział dziennikarzom w Pretorii Russell Feingold, specjalny wysłannik USA do DRK i regionu Wielkich Jezior Afrykańskich.
Ruch 23 Marca powstał wiosną 2012 r. po dezercji z sił zbrojnych DRK grupy wojskowych oskarżających rząd w Kinszasie o niedotrzymanie porozumienia, które zakończyło ich poprzednie powstanie z lat 2008-2009. Rebelianci wywodzą się w większości z ludu kongijskich Tutsich. Nazwa Ruchu 23 Marca nawiązuje do daty tego porozumienia.
Zdaniem władz DRK i ONZ kongijscy Tutsi, od 1996 roku zbrojnie buntujący się na wschodzie kraju, byli w swoich działaniach wspierani przez rządy Rwandy i Ugandy. Wschodnie prowincje DRK mają dla kraju strategiczne znaczenie z uwagi na ich wielkie bogactwa mineralne. Tutsi domagają się od Kinszasy, by środki z eksploatacji tych złóż trafiały również do nich.
....
Brawo ! Ludzie musza dostac ziemie i pomoc w budowie domow . Niech beda chlopi zamiast bandziorow . Tak bylo w Polsce i tak jest najlepiej . Trzeba tez ksiezy aby sie wyspowiadali ze zbrodni . Czysta dusza najwazniejsza ! To jest plan dla calej Afryki !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:50, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Rząd kongijski odmówił podpisania układu pokojowego
Kongijski rząd odmówił podpisania układu pokojowego z partyzantami Tutsi, którzy przez półtora roku prowadzili zbrojną rebelię na wschodzie kraju. Kinszasa, która przed tygodniem pokonała partyzantów, zapowiada, że może co najwyżej przyjąć ich kapitulację.
Uroczystość podpisania pokoju, kończącego ciągnące się od prawie dwudziestu lat wojny nad afrykańskimi Wielkimi Jeziorami, zapowiadano na poniedziałek. Gospodarz i pośrednik pokojowych rokowań, prezydent Ugandy Yoweri Museveni zaprosił do swojej rezydencji w Entebbe nad jeziorem Wiktorii specjalnych przedstawicieli ONZ, Unii Afrykańskiej, Unii Europejskiej, USA, a także dziennikarzy. Czekali dwie godziny, ale przedstawiciele władz kongijskich w ogóle się nie zjawili.
Dzisiaj Kongijczycy ogłosili zaś, że wyjeżdżają do Kinszasy, a z rebeliantami Tutsi nie zamierzają zawierać żadnych układów pokojowych, lecz co najwyżej mogą przyjąć ich kapitulację.
- Jak można podpisać układ pokojowy z kimś, kto nie istnieje? – drwił w Entebbe rzecznik kongijskiego rządu Lambert Mende. A dodatkowo, układając się ze zbrodniarzem, unieważnia się zbrodnie, których się dopuścił - podkreślił.
Przed wyjazdem z Entebbe Mende oskarżył też gospodarzy z Ugandy, że podczas rokowań nie byli wcale bezstronni, lecz sekundowali rebeliantom z Ruchu 23 Marca.
Odkąd wiosną zeszłego roku kongijscy Tutsi wszczęli najnowsze powstanie na wschodzie kraju, przy granicy z Ugandą i Rwandą, oba kraje były oskarżane o wspieranie rebeliantów.
Kampala i Kigali od lat oskarżane są o to , że wywołują i wspierają zbrojne powstania na wschodzie Konga, by z jego wschodnich prowincji stworzyć sobie strefę buforową, zabezpieczającą przed ukrywającymi się tam rodzimymi rebeliantami. Dodatkowo, korzystając z wojennego chaosu, sąsiedzi plądrują przebogate złoża kongijskich surowców.
(jd)
Dzięki wojskowej pomocy Rwandy partyzanci z Ruchu 23 Marca przez ponad rok gromili kongijskie wojsko i to oni dyktowali warunki Kinszasie. Sytuacja zmieniła się latem, gdy Zachód, grożąc Rwandzie sankcjami, wymusił na niej wstrzymanie pomocy dla rebeliantów, a ONZ utworzyła specjalną, trzytysięczną brygadę, która jako pierwszy w historii oddział „błękitnych hełmów” miała prawo uczestniczyć w operacjach zaczepnych przeciwko partyzantom.
Na przełomie października i listopada kongijskie wojsko wraz z żołnierzami ONZ rozgromiło pozostawionych samych sobie partyzantów Tutsi, którzy uciekli do Ugandy, gdzie złożyli broń i obwieścili koniec powstania. Wojenne zwycięstwa i wsparcie ONZ natchnęły pewnością siebie przedstawicieli Kinszasy, którzy z każdą wygraną bitwą coraz niechętniej godzili się na jakiekolwiek ustępstwa wobec partyzantów.
Największą przeszkodą w zawarciu pokoju w Entebbe stała się sprawa amnestii dla partyzantów. Kinszasa zgodziła się na amnestię dla szeregowych partyzantów, ale nie dla wszystkich przywódców rebelii, jak to się działo w przeszłości. Pod znakiem zapytania stanęła zwłaszcza przyszłość wojskowego przywódcy powstania płk. Sultaniego Makengi, który wraz z 2 tys. partyzantów złożył broń w Ugandzie.
Ugandyjski prezydent naciskał na Kongijczyków, by ułaskawili także Makengę i nie zważali na żądania Zachodu ani rozesłane już za buntownikiem listy gończe Międzynarodowego Trybunału Karnego. We wtorek, po fiasku rokowań, Museveni winą za niepowodzenie obarczył właśnie nadmierną jego zdaniem uległość Kongijczyków wobec Zachodu i jednoczesne lekceważenie potrzeb i życzeń ich afrykańskich sąsiadów.
Dzisiaj władze Ugandy obwieściły, że komendant powstania kongijskich Tutsich Sultani Makenga nie jest ich więźniem. Kampala zapowiedziała, że wyda Makengę wyłącznie Kongijczykom (a nie trybunałowi z Hagi) i dopiero wówczas, gdy ci zawrą z partyzantami umowę pokojową.
Fiaska rozmów w Entebbe nie może odżałować Martin Kobler, szef dwudziestotysięcznej, największej w historii misji pokojowej ONZ w Kongu. Po rozbiciu powstania Tutsich podległa Koblerowi specjalna brygada „błękitnych hełmów” miała zabrać się za rozbrajanie i gromienie wszystkich pozostałych, pomniejszych ugrupowań partyzanckich na wschodzie Konga. Ugoda pokojowa między Kinszasą i rebeliantami Tutsi przy jednoczesnym zobowiązaniu Rwandy, że nie będzie więcej dokonywać zbrojnych inwazji na sąsiada, miała stać się początkiem procesu, kończącego przewlekłe wojny w regionie Wielkich Jezior, które od połowy lat 90. pochłonęły kilka milionów ofiar.
Kiedy rzecznik ugandyjskiego rządu Ofwono Opondo zapowiedział dzisiaj, że pokój zostanie podpisany, kiedy Kongijczycy zmienią zdanie, jego słowa można było odczytać zarówno jako otuchę, jak i pogróżkę.
...
Dzicy z Kinszasy zrobili sie bezczelni . Pierwszy raz dzieki ONZ odniesli sukces bo tak byli bici i to bez problemu . Teraz chca sie odegrac .ALBO PODPISUJECIE POKOJ ALBO PO MORDZIE DOSTAJECIE ZNOWU ! Trzeba obalic teraz rezim w Kinszasie i oddac wladze prawowitemu prezydentowi !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:24, 30 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
DR Konga: strzelanina na lotnisku w Kinszasie
Władze DR Konga poinformowały, że przejęły kontrolę nad budynkiem państwowego radia i telewizji, które zostało wcześniej opanowane przez rebeliantów. Sytuacja została także opanowana na lotnisku w Kinszasie i w budynkach wojskowych. W atakach na budynki lotniska, publicznych mediów i koszary wojska zginęło około 40 bojowników.
Informację upublicznił rzecznik rządu DR Konga Lambert Mende.
- Mamy całkowitą kontrolę nad sytuacją - powiedział agencji Reutera dodając, że w atakach na budynki lotniska, publicznych mediów i koszary wojska zginęło około 40 bojowników.
Bojownicy, którzy mają być zwolennikami religijnego przywódcy Paula Josepha Mukungubili, prawdopodobnie chcieli dokonać politycznego przewrotu. Mukungubila, który zwie się "Prorokiem Wiecznego" startował w 2006 roku w wyborach prezydenckich, w których przegrał z obecnym przywódcą Josephem Kabilą.
- Napastnicy przedstawili się jako zwolennicy Mukungubili. Sprawdzamy tę informację, ponieważ mogło dojść do próby dezinformacji - podkreślił Mende w rozmowie z agencją Reutera.
Celem ataku były lotnisko w Kinszasie, siedziba publicznego radia i telewizji oraz budynki należące do armii DR Konga. Napastnikom udało się zająć państwowe radio i telewizję i doprowadzić do przerwania transmisji. Przed tym na antenie pojawiło się dwóch bojowników, którzy wygłosili oświadczenie, w którym zaatakowali prezydenta Josepha Kabilę.
- Gideon Mukungubila przybył, aby wyzwolić was z niewoli rwandyjskiej - podkreślali rebelianci występując na wizji przed jej wyłączeniem.
Przywódca religijny jest krytykiem porozumienia pokojowego z grudnia, które podpisały władze w Kinszasie z partyzantką plemienia Tutsi - Ruchu 23 Marca. Rebelianci obiecali złożyć broń i przekształcić się w partię polityczną, rząd zapowiedział, że nie będzie ich karał za udział w powstaniu, jeśli podczas wojny nie dopuścili się zbrodni, za które ścigałby ich Międzynarodowy Trybunał Karny z Hagi.
Kongijskie wojny wywoływane od 1996 r. przez Tutsich znad Kiwu sprawiły, że we wschodnim Kongu trwa najkrwawsza wojna współczesnej Afryki, w której od kul i maczet, chorób i z głodu zginęło co najmniej 5 mln osób, a ten jeden z największych krajów Afryki przestał być uważany za państwo, lecz jedynie rozległy obszar, zamieszkany przez ponad 60 mln ludzi.
...
Precz z Kabila ! Zadamy prawowitego prezydenta !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:22, 31 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
DR Konga: około 100 ofiar walk o lotnisko i siedzibę radia i telewizji
Rośnie liczba ofiar walk w Demokratycznej Republice Konga -
Około 100 osób zginęło w Demokratycznej Republice Konga podczas walk sił rządowych z rebeliantami próbującymi w poniedziałek zdobyć lotnisko w stolicy kraju Kinszasie, siedzibę radia i telewizji oraz baraki wojskowe - poinformowały źródła rządowe.
Informacje potwierdził rzecznik rządu DR Konga Lambert Mende. Podkreślił, że w ataku na strategiczne miejsca w Kinszasie brali udział zwolennicy religijnego przywódcy Paula Josepha Mukungubili.
Mukungubila, który zwie się "Prorokiem Wiecznego" startował w 2006 roku w wyborach prezydenckich, w których przegrał z obecnym przywódcą Josephem Kabilą. Zwolennicy Mukungubili podkreślili, że atak był konsekwencją złego traktowania ich zwolenników przez rząd.
Rzecznik rządu zaznaczył także, że do przeprowadzenia ataku w stolicy rebelianci wykorzystali młodych żołnierzy, nie precyzując jednocześnie ich wieku. Dodał, że szturm został odparty przez siły rządowe.
Przywódca religijny jest krytykiem porozumienia pokojowego z grudnia, które podpisały władze w Kinszasie z partyzantką plemienia Tutsi - Ruchem 23 Marca. Rebelianci obiecali złożyć broń i przekształcić się w partię polityczną, rząd zapowiedział, że nie będzie ich karał za udział w powstaniu, jeśli podczas wojny nie dopuścili się zbrodni, za które ścigałby ich Międzynarodowy Trybunał Karny z Hagi.
Kongijskie wojny wywoływane od 1996 r. przez Tutsich znad Kiwu sprawiły, że we wschodnim Kongu trwa najkrwawsza wojna współczesnej Afryki, w której od kul i maczet, chorób i z głodu zginęło co najmniej 5 mln osób, a ten jeden z największych krajów Afryki przestał być uważany za państwo, lecz jedynie rozległy obszar, zamieszkany przez ponad 60 mln ludzi.
....
Znowy jakis opetany typu Kony . Prorok szatana .
Usunac Kabile i przywrocic prawowitego prezydenta ! Wtedy mlznazacza rozbrajac bandy !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:37, 12 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Kongo: ofiary gwałtów domagają się sprawiedliwości
"Dostrzegasz ją, porywasz, zabierasz i robisz z nią, co chcesz. Czasem ją zabijasz. Każdą, na którą trafialiśmy". Tak wygląda straszliwa rzeczywistość wojenna w Demokratycznej Republice Konga.
Niektóre z tych szokujących spraw zostały ujawnione w nakręconym niedawno filmie dokumentalnym "Seeds of Hope" – "Ziarna nadziei". Film opowiada historię Massiki, ofiary gwałtu, odrzuconej przez rodzinę. Reżyserka twierdzi, że to, co przytrafiło się kobiecie, to całkiem typowa sytuacja na wschodzie Konga. Zarówno rząd, jak i rebelianci stosują bowiem gwałt jako broń.
>>>>
Tak co ten kraj przezyl !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:20, 22 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Demokratyczna Republika Konga: 13 osób zmarło na gorączkę krwotoczną
13 osób zmarło od 11 sierpnia w północno-zachodniej części Republiki Demokratycznej Konga na gorączkę krwotoczną "nieokreślonego pochodzenia" - poinformował wczoraj późnym wieczorem minister zdrowia tego kraju Felix Kabange Numbi.
Gorączkę krwotoczną wywołuje m.in. wirus ebola. Odkryto go w 1976 roku w Zairze (obecnie Republika Demokratyczna Konga), w pobliżu rzeki Ebola.
Od kilku miesięcy w krajach Afryki Zachodniej - Liberii, Gwinei, Sierra Leone i Nigerii - panuje bezprecedensowa epidemia gorączki krwotocznej, wywoływanej przez wirusa ebola. Według najnowszych danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), od marca br. zmarło na tę chorobę blisko 1350 osób, a 2473 zostało zarażonych.
Do symptomów choroby należą: gorączka, krwotoki wewnętrzne i zewnętrzne, a w ostatnim stadium choroby - wymioty i biegunka. Zarażenie odbywa się przez kontakt z płynami ustrojowymi chorego. Nie istnieje obecnie lek na wirusa ebola, a śmiertelność wśród osób zarażonych może sięgać nawet 90 proc.
>>>
Niestety kolejne ognisko ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:21, 22 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
W Kongo wybuchła epidemia podobna do gorączki krwotocznej
W Kongo wybuchła epidemia krwotocznego zapalenia przewodu pokarmowego, zmarło dotąd 70 osób – informuje Reuters. Nie ma ona jednak nic wspólnego z wirusem Ebola, ma tylko podobne objawy – zapewnia Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).
W Demokratycznej Republice Konga krwotocznym zapaleniem przewodu pokarmowego zostało dotąd zainfekowanych prawie 600 osób, spośród których 70 zmarło. Wśród ofiar jest pięciu pracowników opieki medycznej, w tym jeden lekarz.
Faktyczna liczba zgonów jest prawdopodobnie znacznie większa. Według jednego z miejscowych księży, który nie podał swego nazwiska, zmarło dotąd co najmniej 100 osób.
Krwotoczne zapalenie przewodu pokarmowego wywołuje podobne objawy do tzw. gorączki krwotocznej, takie jak wymioty, gorączka oraz krwawienia wewnętrzne. Rzecznik prasowy WHO zapewnia jednak, że infekcja w Kongo nie ma nic wspólnego z wirusem Ebola.
Nazwa tego wirusa pochodzi od nazwy rzeki Ebola znajdującej się w północnej części Konga, w pobliżu której w 1976 r. odnotowano pierwsze przypadki choroby wywołanej tym wirusem. Stąd pojawiły się obawy, że do Konga przeniosła się epidemia wywołana przez niego w zachodniej Afryce.
Krwotoczne zapalenie przewodu pokarmowego jest znacznie mniej śmiertelnym zakażeniem aniżeli gorączka krwotoczna. O ile ebola zabija zwykle co najmniej 60 proc. zakażonych ludzi, to krwotoczne zapalenie żołądka i jelit uśmierca jedynie 12 proc. chorych.
Ostatecznie mają to potwierdzić szczegółowe badania próbek z zarazkami, które w piątek miały dotrzeć do Kinszasy. W Equateur, Prowincji Równikowej Konga, od kilku dni przebywa specjalna grupa specjalistów na czele z ministrem zdrowia Konga.
>>>
Warunki w Kongu sa potworne ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|