Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ludzie przyzwoici ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 30, 31, 32  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:26, 08 Maj 2017    Temat postu:

się neonazistom. Teraz grozi jej niebezpieczeństwo
Chodzi o czeską harcerkę Lucie, która 1 maja protestowała przeciwko marszowi neonazistów w Brnie. Zdjęcie dyskutującej dziewczyny z uczestnikiem marszu obiegło cały świat. A to nie spodobało się twórcy strony wzywającej do linczu na 16-latce.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(Facebook.com, Fot: vladimir cecmanec)

Mieszkańcy Brna zazwyczaj blokowali marsz neonazistów, ale w tym roku zdecydowano się na inna formę protestu. Wzdłuż trasy marszu przygotowano różne występy artystyczne i prezentacje. W jednym z takich miejsc fotograf Vladimir Cicmanec zrobił zdjęcie 16-letniej harcerce, która trzymała transparent z napisem "wasze dzieci też wychowamy".

Zdjęcie z Brna obiegło cały świat, a Lucie stała się symbolem sprzeciwu wobec neonazizmowi. 16-latka w wywiadach tłumaczyła powody swojego zaangażowania w kontrmanifestację. W jednym z nich stwierdziła, że młodzi ludzie powinni zabierać głos w ważnych sprawach. Jej działania oficjalnie wsparła Światowa Organizacja Ruchu Skautowego.

Teraz Lucie została objęte policyjną ochroną. Pod jej adresem zaczęły pojawiać się groźby. Ona sama przyznała, że jest przerażona groźbami i docenia gest policji.

Jak podaje dennik.cz, policja zablokowała stronę na Facebooku wzywającą do linczu harcerki. W trosce o ochranianą osobę czeska policja nie podaje więcej szczegółów tej sprawy. Zapewnia jednak, że radzi sobie z zagrożeniem wobec 16-latki.

Źródło: independent.co.uk, dennik.cz, WP

...

A co to zs ,,nazisci"? Pewnie zwykli debile. Ale zasluguje na uznanie ten sprzeciw.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:05, 13 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Akcja na Odrze. Szukają mężczyzny, który wskoczył do wody za dziewczyną
Akcja na Odrze. Szukają mężczyzny, który wskoczył do wody za dziewczyną

Dzisiaj, 13 maja (07:01)
Aktualizacja: Dzisiaj, 13 maja (10:35)

​Straż pożarna i policja poszukują 21-letniego mężczyzny w Odrze w miejscowości Brzeg w Opolskiem. Miał wskoczyć do wody chcąc ratować dziewczynę.
Poszukiwania zaginionego mężczyzny
/foto. Gorąca Linia RMF FM /


Jak wynika ze wstępnych ustaleń, chłopak miał wskoczyć do wody, ponieważ chciał uratować dziewczynę, która najprawdopodobniej wpadła do rzeki.

Nastolatka została wyciągnięta na brzeg i jest już bezpieczna. Chłopak wciąż jest poszukiwany.

Informację o zdarzeniu dyżurni otrzymali przed godziną 3 w nocy. Po przybyciu na miejsce funkcjonariusze znaleźli 17-letnią dziewczynę. Nastolatka trzymała się przybrzeżnych krzaków i usiłowała wydostać się z wody. Na szczęście policjanci usłyszeli jej wołanie o pomoc. Wyziębioną dziewczynę przewieziono do szpitala w Brzegu - powiedziała Patrycja Kaszuba z komendy powiatowej policji w Brzegu.

W akcji poszukiwawczej bierze udział około 30 strażaków wspieranych przez funkcjonariuszy policji.

Strażacy korzystają z kilku łodzi i pontonów. Poszukiwania trwają do godziny 3 w nocy.

Okoliczności sprawy wyjaśnia policja.

...

Bohater?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:55, 15 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
To on powstrzymał globalny atak hakerów. Teraz 22-latek obawia się o swoje bezpieczeństwo
To on powstrzymał globalny atak hakerów. Teraz 22-latek obawia się o swoje bezpieczeństwo

Dzisiaj, 15 maja (13:05)

Ma 22 lata, mieszka na wybrzeżu Anglii z rodzicami i bratem, uwielbia pizzę i Pokemony, pracuje dla prywatnej amerykańskiej firmy komputerowej i powstrzymał globalny cyberatak hakerów. Marcus Hutchins obawia się teraz, że hakerzy będą chcieli się na nim zemścić.

Zmasowany, ogólnoświatowy atak złośliwego oprogramowania typu ransomware, rozpoczął się w piątek. Jego ofiarą padły komputery z systemem operacyjnym Windows w ok. 150 krajach.

22-latek zorientował się, że to złośliwe oprogramowanie (występujące pod nazwami WannaCrypt, bądź WannaCry) usiłuje nawiązywać łączność z niezarejestrowaną domeną. Zarejestrował więc tę domenę, płacąc 10,69 USD, a wtedy atak ustał. Hutchins przyznaje, że atak został powstrzymany tylko chwilowo. Obecnie 22-latek współpracuje z brytyjskim rządowym Narodowym Centrum ds. Cyberbezpieczeństwa, by zapobiec kolejnym takim atakom. Dostaje też mnóstwo ofert pracy, choć zapewnia, że nie zamierza odchodzić z obecnej firmy.
​Do 150 wzrosła liczba państw dotkniętych atakiem hakerskim

Początkowo brytyjskie media nie podawały tożsamości informatyka. Szybko jednak jego nazwisko wyciekło do sieci. Teraz 22-latek obawia się o swoje bezpieczeństwo. W przyszłości ktoś może chcieć wziąć na mnie odwet. W ułamku sekundy są w stanie ustalić mój adres. Mogą zrobić wszystko - przyznaje w rozmowie z MailOnline. Pewnemu blogerowi zajmującemu się sprawami bezpieczeństwa w sieci podsyłano heroinę, by go "wrobić" - mówi.

22-latek przyznaje, że od piątku spał zaledwie przez 5 godzin. Przypuszcza, że dziś może dojść do kolejnego ataku.

Cyberatak zaczął się w piątek. Zaatakowane zostały banki, szpitale, rządowe agencje w ponad 150 krajach. Eksperci obawiają się, że wiele zainfekowanych maili zostanie otwartych dopiero dziś przez pracowników na całym świecie. Hutchins podkreśla, że bardzo niebezpieczne mogą być także komputery-zombie - czyli te maszyny, które zostały wcześniej zaatakowane, naprawione, a teraz znów mogą zostać wykorzystane do ataku przez hakerów. Prawdopodobnie nie będziemy w stanie tego powstrzymać, cały czas jestem postawiony w stan najwyższej gotowości - mówi 22-latek. Razem z grupą analityków próbuje wyśledzić hakerów.

Hutchins ujawnił na portalach społecznościowych, że kocha pizzę, Pokemony i surfowanie. Swój pokój w domu rodziców zmienił w "komputerowe laboratorium" - pełne monitorów, komputerów i serwerów. Zrezygnował ze studiów, ponieważ jego stopnie "nie były zbyt dobre", bardziej niż nauką interesował się komputerami. Dodaje, że zainteresował się informatyką, by grać na lekcjach. W szkolnych komputerach były blokady rodzicielskie, można było korzystać tylko ze stron edukacyjnych. Lekcje informatyki są tak nudne, chcieliśmy grać i w ten sposób nauczyliśmy się, jak łamać blokady - wspomina.

Zacząłem pisać bloga, zainteresowała się nim firma zajmująca się bezpieczeństwem komputerowym. Zaoferowali mi pracę - mówi.

Atak zmusił do zawieszenia produkcji w niektórych fabrykach francuskiego koncernu motoryzacyjnego Renault. Dotknął też innego producenta motoryzacyjnego, firmę Nissan. Koncern poinformował, że szkodliwe oprogramowanie zaatakowało ich fabrykę w Sunderlandzie na północnym wschodzie Anglii. Poza tym zaatakowana została m.in. brytyjska służba zdrowia (NHS), niemiecka kolei, czy rosyjskie banki.

Oprogramowanie ransmoware było rozsyłane przez zainfekowane załączniki w wiadomościach poczty elektronicznej. Kampania spamowa wykorzystywała e-maile z wezwaniami do zapłaty faktur, ofert pracy czy ostrzeżeniami bezpieczeństwa. Otwarcie załączników mogło powodować infekcję komputerów.

"Daily Mail"

...

Bohaterstwo kosztuje dlatego ludzie wola tchorzostwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:06, 24 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Ariana Grande chce zapłacić za pogrzeby ofiar zamachu w Manchesterze
Ariana Grande chce zapłacić za pogrzeby ofiar zamachu w Manchesterze

Dzisiaj, 24 maja (14:20)

Ariana Grande chce zapłacić za pogrzeby ofiar zamachu w Manchesterze. Skontaktowała się z rodzinami zmarłych.
W zamachu zginęły 22 osoby
/ANDY RAIN /PAP/EPA


Do zamachu doszło po koncercie Ariany Grande w Manchesterze. 22 osoby zginęły, a ponad 119 jest rannych. Wśród ofiar były dzieci.

...

Piekny gest choc ABSOLUTNIE NIE MA ONA ZADNEJ WINY! ABSURD! Zadnego z nia zwiazku. Jest ofiara tylko zyje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:58, 25 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Sąd Okręgowy uchylił zakaz manifestacji przeciw "Klątwie"
Sąd Okręgowy uchylił zakaz manifestacji przeciw "Klątwie"

Wczoraj, 24 maja (22:43)

Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił, wydany przez prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz, zakaz manifestacji przeciw spektaklowi "Klątwa" przed Teatrem Powszechnym - potwierdziła PAP rzeczniczka prasowa ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie Dorota Trautman.
Hanna Gronkiewicz-Waltz we wtorek wydała zakaz manifestacji
/Marcin Obara /PAP


Rzeczywiście sąd rozpoznał sprawę na rozprawie, która odbyła się w dniu dzisiejszym - powiedziała PAP sędzia Trautman. Podała, że uzasadnienie w formie pisemnej jest sporządzane, będzie dostępne w czwartek.

Wielodniowa pikieta ma rozpocząć się przed Teatrem Powszechnym w Warszawie w sobotę. Jej organizatorzy - Krucjata Różańcowa oraz środowiska narodowe - chcą w ten sposób zaprotestować przeciwko, ich zdaniem, "bluźnierczemu" spektaklowi "Klątwa". Prezydent Warszawy wydając zakaz demonstracji uzasadniała, że wcześniejsze protesty przed teatrem stanowiły "realne zagrożenie" m.in. dla widzów przedstawienia.

Odwołanie od decyzji prezydent stolicy, zakazującej manifestacji zapowiedzieli w środę, na konferencji w Sejmie prezes Ruchu Narodowego poseł Robert Winnicki (niezrzeszony) i przedstawiciel Krucjaty Różańcowej Marcin Dybowski. Zadeklarowali, że manifestacja się odbędzie. Kilka godzin potem sąd rozpatrzył odwołanie.

Winnicki podkreślił, że w Teatrze Powszechnym dochodzi do przestępstwa i do bluźnierstwa poprzez wyświetlanie, poprzez pokazywanie przedstawienia pod tytułem "Klątwa". "Środowiska narodowe protestują i zwracają się do organów państwa by uniemożliwiły dokonywanie właśnie przestępstwa i łamania prawa - dodał poseł.

27 maja pod Teatrem Powszechnym o godzinie 18.00 zwołaliśmy obóz wielodniowy, którego celem jest po prostu modlitwa wynagradzająca, modlitwa różańcowa - powiedział Dybowski. Podał, że Krucjata Różańcowa zaprosiła do wspólnego manifestowania szereg organizacji młodzieżowych: Obóz Narodowo-Radykalny, Młodzież Wszechpolską, Ruch Narodowy, Marsz Niepodległości, ale także Żywy Różaniec oraz wszelkie możliwe stowarzyszenia i organizacje katolickie.

Rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk podał, że ratusz "szanuje decyzję Sądu Okręgowego".

W decyzji o zakazie demonstracji, opublikowanej na stronie internetowej urzędu miasta, przypomniano, że na początku maja przed Teatrem Powszechnym "doszło do spontanicznych protestów osób związanych ze środowiskami skrajnej prawicy, w tym członków Obozu Narodowo-Radykalnego, podczas których zaatakowani zostali widzowie udający się na spektakl". "Do wnętrza Teatru oraz na elewację budynku rzucane były także zapalone race, co stanowiło realne zagrożenie dla życia i zdrowia osób znajdujących się wewnątrz budynku" - podkreślono w uzasadnieniu decyzji o odmowie.

Przedstawienie "Klątwa" miało premierę 18 lutego. Sztuka, oparta na dramacie Stanisława Wyspiańskiego, wywołała szereg kontrowersji. Naturalnej wielkości pomnik Jana Pawła II zawisa nad sceną, na stryczku. Z tabliczką "obrońca pedofilów" - pisała "Gazeta Wyborcza" o spektaklu. Jest w nim też scena imitacji seksu oralnego aktorki z figurą papieża.

Przeciwko przestawieniu protestowali przedstawiciele środowisk narodowych oraz katolickich; Konferencja Episkopatu Polski oceniła, że spektakl "ma znamiona bluźnierstwa", a Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła z urzędu dochodzenie. W mediach pojawiła się także informacja, że TVP zerwała współpracę z aktorką Julią Wyszyńską, która w "Klątwie" wystąpiła.

Teatr Powszechny oświadczył, że spektakl ma na celu pokazanie "różnych ideologicznych postaw i oddanie głosu różnym stanowiskom, dlatego powinien być analizowany, jako całościowa wizja artystyczna, a nie jako zbiór oderwanych od siebie scen pozbawionych kontekstu".

...

OOO! PRZYZWOITY SĄD! Zaskoczenie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:55, 28 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Zginęli, bo stanęli w obronie kobiet w hidżabach. Policja schwytała mordercę z pociągu
Zginęli, bo stanęli w obronie kobiet w hidżabach. Policja schwytała mordercę z pociągu

Dzisiaj, 28 maja (11:26)

Amerykańska policja schwytała mężczyznę, który w piątek zabił nożem dwóch pasażerów pociągu w Portland, a trzeciego ranił - podały służby stanu Oregon. Pasażerowie stanęli w obronie dwóch kobiet, które 35-latek zaatakował, bo "wyglądały jak muzułmanki".
35-letni Jeremy Joseph Christian na zdjęciu opublikowanym przez policję w Portland
/www.portlandoregon.gov /

Do tragedii doszło na kilka godzin przed rozpoczęciem Ramadanu, w pociągu podmiejskim w Portland.

Napastnik, 35-letni Jeremy Joseph Christian, wykrzykując hasła religijne, rzucił się w kierunku dwóch kobiet, które "wyglądały jak wyznawczynie islamu, gdyż nosiły hidżab".

Napaści próbowali zapobiec pasażerowie. Sprawca ranił śmiertelnie dwóch z nich: 53-letniego Ricky'ego J. Besta, który wykrwawił się na miejscu, i 23-letniego Taliesina Namkai Meche, który zmarł później w szpitalu.

Trzeci ranny, 21-letni Micah David Cole Fletcher, przebywa obecnie na oddziale intensywnej terapii. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Tożsamość 35-letniego Jeremiego Josepha Christiana, już wcześniej karanego za napaść, udało się ustalić jeszcze w piątek, bezpośrednio po ataku.

Mimo że strona Christiana na Facebooku świadczy o jego wyraźnych przekonaniach rasistowskich i upodobaniu do skrajnych postaw, policja nie chce na obecnym etapie rozstrzygać, czy było to przestępstwo wynikające z nienawiści czy też akt terroru.

35-latkowi postawiono zarzut podwójnego morderstwa. Sędzia nie przychylił się do wniosku o zwolnienie za kaucją.

...

Brawo pasazerowie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:33, 14 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Licheń: Szlachetny gest ze strony amerykańskich żołnierzy
Licheń: Szlachetny gest ze strony amerykańskich żołnierzy

Dzisiaj, 14 czerwca (13:53)

​Blisko 20 amerykańskich żołnierzy stacjonujących w 33. Bazie Lotnictwa Transportowego w wielkopolskim Powidzu przyjechało w środę do Hospicjum Stacjonarnego im. św. Stanisława Papczyńskiego. Nim spotkali się z pacjentami hospicjum działającego przy Sanktuarium Maryjnym w Licheniu, postanowili im pomóc.
Amerykańscy żołnierze
/Adam Górczewski /RMF FM


Żołnierze postanowili zamienić broń na narzędzia ogrodnicze, dzięki czemu uporządkowany został ogród przylegający do hospicjum.
Amerykańscy żołnierze posprzątali ogród hospicjum w Licheniu (11 zdjęć)





+ 7

Jak usłyszał od żołnierzy reporter RMF FM, chcą w ten sposób umilić śmiertelnie chorym ludziom trudny czas odchodzenia.

Po pracy przedstawiciele amerykańskiej armii spotkali się też z pacjentami oraz personelem licheńskiej placówki.

(ph)
Adam Górczewski

...

Brawo! Niech czynia dobro!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:35, 18 Cze 2017    Temat postu:

Fryzjer bezdomnych
Ewa Kiedio | Sier 14, 2016

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Joshua Coombes, fryzjer z Londynu, po pracy spaceruje po mieście, mając w plecaku wszystkie potrzebne narzędzia fryzjerskie. Napotkanym bezdomnym oferuje swoje usługi.

Bezdomni ostrzyżeni i uczesani według najnowszych trendów – wyobraźmy to sobie. Brzmi absurdalnie? Takie wyzwanie przerasta nasze możliwości? W takim razie możemy wesprzeć swoją wyobraźnię gotowymi przykładami.

Joshua Coombes, fryzjer z Londynu, zamieszcza na Instagramie zdjęcia bezdomnych, których włosy mają za sobą zetknięcie z jego mistrzowskimi nożyczkami. Niezwykłe metamorfozy!

Od roku czesze ich za darmo – po pracy spaceruje po mieście, mając w plecaku wszystkie potrzebne narzędzia fryzjerskie. Napotkanym bezdomnym mówi o tym, czym się zajmuje. „Jeśli chcą, bym zmienił im fryzurę, robię to” – opowiada w filmiku, który stał się hitem internetu.







A przy okazji strzyżenia oczywiście prowadzi się rozmowy. Coombes poznaje dzięki temu przejmujące historie swoich klientów z ulicy, które zamieszcza na Instagramie obok fotografii. To nie są dla niego anonimowe osoby.

Po co bezdomnym modne fryzury? Równie dobrze można zapytać: a po co one nam samym? Za zmianą uczesania idzie poprawa samooceny – wiadomo, jak bardzo poczucie pewności siebie jest związane z naszym wyglądem i reakcjami na niego innych osób. Możemy w nieskończoność powtarzać, że nie szata zdobi człowieka, i dodawać, że fryzura także nie.






Przyznajmy jednak, na co zwracamy uwagę, widząc bezdomnego? Czy właśnie nie na ubranie i włosy? Może więc szata i fryzura nie zdobią, ale za to, gdy są w opłakanym stanie, potrafią skutecznie utrudnić dostrzeżenie tego, co w tej osobie piękne.

Coombes to niejedyny fryzjer, który strzyże bezdomnych. W Nowym Jorku co niedzielę robi to Mark Bustos, a na przedmieściach Melbourne – Nasir Sobhani, który swoje działania określa hasłem „Clean Cut, Clean Start”. Po polsku powiedzielibyśmy: „Nowa fryzura, nowe życie”.






W Poznaniu z kolei głośno było o tym, że popularny fryzjer i stylista bród Adam Szulc pojechał razem ze swoim zespołem do hostelu dla bezdomnych. Siłownia zamieniła się tego dnia w profesjonalny salon z lustrami, myjnią i fotelami.

„Jutro idę na spotkanie o pracę. Z taką fryzurą uda mi się ją zdobyć” – cieszył się jeden z mężczyzn, którzy tego dnia zyskali nowy wygląd. Adam Szulc przyznaje, że zna fryzjerów, którzy brzydziliby się strzyc bezdomnych, obawiając się chorób. Sam jednak tego nie rozumie. Zaznacza, że niezależnie od tego, kim jest klient, trzeba dbać o czystość i dezynfekować narzędzia.

– Większość bezdomnych chce dobrze wyglądać i o siebie dbać – mówi Magdalena Wolnik, odpowiedzialna za warszawską Wspólnotę Sant’Egidio, działającą m.in. na rzecz osób żyjących w ubóstwie. W Rzymie, gdzie Sant’Egidio istnieje od lat, udało się stworzyć specjalny zakład fryzjerski dla bezdomnych.

Warszawskiej wspólnocie marzy się na razie znalezienie fryzjerów, którzy byliby gotowi co jakiś czas ostrzyc osoby żyjące na ulicy. Wprawdzie i w Polsce istnieją takie inicjatywy jak sopocki zakład fryzjerski dla bezdomnych założony przez Caritas (inspiracją był pomysł papieża Franciszka i jego jałmużnika abp. Konrada Krajewskiego, by na placu Świętego Piotra zorganizować usługi fryzjerskie dla najuboższych), potrzeby wciąż jednak są ogromne.

Opisane na początku działania Joshuy Coombesa są elementem kampanii „Do Something For Nothing” (Zrób coś za nic), która ma zachęcić do pomocy innym w taki sposób, jaki jest nam najbliższy. Powiedzmy sobie szczerze: samo zachwycenie się tym, że są fryzjerzy, którzy robią coś dobrego, to za mało.

...

Serce rosnie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:20, 26 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Wzruszające nagranie. Ojciec ponownie słyszy bicie serca córki... w ciele innego człowieka
Wzruszające nagranie. Ojciec ponownie słyszy bicie serca córki... w ciele innego człowieka

Wczoraj, 25 czerwca (21:35)

Minęło zaledwie 5 miesięcy od chwili, gdy Bill Conner stracił swoją 20-letnią córkę Abbey. Teraz, aby ponownie usłyszeć jej serce bijące w ciele innego człowieka, pokonał rowerem ponad 2200 kilometrów - podaje CBS News. "To jest to, co chciała, żebym dla niej zrobił" - powiedział ojciec dziewczyny.

Bill Conner 22 maja wyruszył z Madison w stanie Wisconsin, by dotrzeć do Fort Lauderdale na Florydzie, gdzie znajduje się szpital, w którym w styczniu pozyskano narządy z ciała Abbey.

Abbey trafiła do szpitala w Fort Lauderdale po tym, jak razem z bratem została znaleziona nieprzytomna w basenie. Lekarze stwierdzili u niej nieodwracalne uszkodzenia mózgu.

W szpitalu lekarze zdecydowali się na pobranie jej organów. Dziewczyna w wieku 16 lat podjęła decyzję, że chce być dawcą. Zawsze pomagała ludziom w potrzebie - podkreśla jej ojciec.

W chwili, gdy Conner żegnał się z córką, w innym szpitalu rozgrywał się rodzinny dramat. 21-letni Loumonth Jack Junior dowiedział się, że jego dni są policzone. Młody mężczyzna z Lafayette w południowo-zachodniej części stanu Luizjana przeszedł zawał serca, który bardzo osłabił ten narząd. Potrzebna była transplantacja.

Organy, które trafiły do przeszczepu, uratowały życie 4 osobom - mężczyznom w wieku od 20 do 60 lat. Organizacja pośrednicząca w procesie ich pozyskiwania, zapytała wszystkich, którzy je otrzymali, czy chcą poznać ojca dawcy. Jedyną osobą, która odpowiedziała, był Jack.

Conner umówił się na spotkanie w dniu ojca. W chwili, gdy do niego doszło, obaj mężczyźni mieli wrażenie, że znają się od dawna. To jej serce postawiło go na nogi - przyznał wzruszony ojciec dziewczyny.

Jack pozwolił mężczyźnie ponownie usłyszeć bicie serca jego córki - wręczył mu stetoskop. Tę wyjątkową chwilę udało się nagrać.

Conner postanowił kontynuować swoją podróż. Chce opowiadać o tym, jak ważne jest dawstwo organów.

..

Dobrzy ludzie. Niepokoi mnie jednak to uszkodzenie mozgu. Z uszkodzonym mozgiem mozna zyc? Jak to bylo?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:54, 27 Cze 2017    Temat postu:

Zamiast na urlop pojechała służyć. Rozmowa z wolontariuszką, która pracowała w obozie dla uchodźców we Francji
Chiara Ferraris | Lu 07, 2017

Fot. Daniela Hochgesand
Fot. Daniela Hochgesand
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Cieszę się, że udało mi się zrobić coś konkretnego, zamiast powtarzać tylko w kółko: „biedni imigranci”.

We Francji dwa miasta stały się symbolem kryzysu migracyjnego: Calais, gdzie ok. 7000 ludzi żyło w nielegalnym obozie nazwanym „Dżunglą” oraz oddalony od niego o 40 km Grande-Synthe, na przedmieściach Dunkierki, gdzie stworzony został „La Linière”, pierwszy prawdziwy obóz dla uchodźców. O tym jak wygląda życie codzienne w „La Linière” opowiedziała nam Daniela Hochgesand, która w nim pracowała jako wolontariusza.

Czemu zdecydowałaś się pracować jako wolontariusz w obozie dla uchodźców, zamiast pojechać na urlop?

Razem z moim partnerem od wielu lat jesteśmy zaangażowani w wolontariat. Pomagamy biednym i bezdomnym ludziom. Na początku zeszłego roku obejrzałam film dokumentalny, który bardzo mnie poruszył. Opowiadał on o skupisku imigrantów, ale nie o tym w „Dżungli”, niedaleko Calais, ale w miejscowości Grande-Synthe, która znajduje się obok Dunkierki. Ludzie z okolic przyjeżdżali i pomagali tym ludziom jak mogli. Bardzo mnie wzruszyła postawa mieszkańców, którzy próbowali coś robić, bez żadnej struktury organizacyjnej. W tym samym czasie organizacja „Lekarze bez granic” zaproponowała stworzenie tam obozu zgodnego z normami UNHCR*. Zdecydowaliśmy się pojechać tam latem.

Czego się najbardziej obawiałaś?

Przede wszystkim tego, że nie dam rady fizycznie. I ogólnie, że nie podołam temu wyzwaniu.

Nie bałaś się imigrantów?

Nie. Jeśli miał to być obóz zbudowany zgodnie z normami, znaczyło to, że ludzie mają co jeść i na czym spać. Największym problemem „Dżungli” było to, że ludzie tam przybywali i nic nie było zorganizowane. A tego bym się bała.

Ale w „Dżungli” też byli wolontariusze?

Tak, byli wolontariusze, ale ja się nie czułam na siłach, aby tam jechać.

Jaka była Twoja pierwsza myśl, gdy dojechałaś do obozu „La Linière”?

Moja pierwsza myśl była taka, że spotkam tam ludzi, którzy właśnie przemierzyli 4000 km. Zastanawiałam się, ile czasu potrzebowali na to, aby przebyć te 4000 km, które dzielą np. Irak i przedmieścia Dunkierki.

Później zostaliśmy bardzo chłodno przyjęci przez CRS (Republikańskie Kompanie Bezpieczeństwa – oddziały prewencji policji narodowej). Zostaliśmy wylegitymowani, spisano nas. Szczerze mówiąc byłam trochę przerażona. Wcześniej przez kilka godzin błądziliśmy w poszukiwaniu obozu. I wtedy pomyślałam, że te ostanie 3 godziny z mojego życia, to jest to, z czym uchodźcy spotykają się na co dzień.

Jak wyglądał sam obóz?

Jeśli chodzi o sam obóz to było w nim coś bardzo życzliwego, uspakajającego. Celem wszystkich ludzi, i moim też, już od drugiego dnia było to, aby uchodźcy odnaleźli trochę spokoju. W obozie, kiedy ja tam byłam, przeważały dwie populacje: iraccy Kurdowie i Afgańczycy. W namiotach „Lekarzy bez granic” przebywali Afgańczycy, w drewnianych barakach mieszkali Kurdowie z Iraku. Nie można było ich do siebie dopuścić, bo się kłócili. Chociaż ja nie byłam świadkiem żadnych niesnasek.
Galeria zdjęć

Było wystarczająco miejsca dla wszystkich?

Tak. „Lekarze bez granic” zbudowali ten obóz bez pomocy państwa, które nie chciało się w to angażować. Później jednak zdecydowano się ich wesprzeć finansowo i przysłano też swoich funkcjonariuszy. Obóz mógł pomieścić 2500 osób. W tamtym czasie było tam najwyżej 1500 osób.

A ilu było wolontariuszy?

Mówili, że potrzebują 60 osób dziennie, ale mam wrażenie, że było nas mniej.

Czy uchodźcy chcieli tam przebywać, czy próbowali uciec?

Były osoby, które czekały na to, aby być przeniesione do tymczasowego ośrodka, gdzie pomagano im ubiegać się o azyl. Były też osoby, które chciały jechać dalej do Anglii. Nikt nie mówił otwarcie: „Dziś wieczorem spróbuję przekroczyć granicę”. Ale dla większości było to miejsce tranzytu. Część z nich chciała się dostać do „Dżungli”, aby w Calais próbować dostać się na prom.

Jak wyglądała komunikacja z tymi ludźmi?

To są osoby, które z jednej strony pragnęły kontaktu, a z drugiej były bardzo nieufne. Ludzie muszą się najpierw do Ciebie przyzwyczaić, żeby zaczęli się przed Tobą otwierać. Ale niektórzy z nich byli tak straumatyzowani, że nie byli w stanie nawet mówić. Mnie najbardziej zadziwiały tam dzieci. Te dzieci, które tyle przeszły, były często bardzo bystre, śmieszne, szybko się uczyły. Często mówiły w imieniu swoich rodziców. Np. matka mówiła coś w ich języku, a dzieciak tłumaczył to na angielski czy francuski.

Jak wyglądał typowy dzień wolontariusza w obozie?

Wolontariusze mieszkali nieopodal obozu, w zbiorowych namiotach. Rano koordynator rozdzielał zadania. Wykonywało się je przez ok. 2 godziny, bo większość z nich była naprawdę wyczerpująca fizycznie. Podczas gdy jedni zbierali i wynosili śmieci, inni rozdawali kawę i herbatę. Codziennie trzeba było też rąbać drewno, którego się potem używało w kuchniach do gotowania. W jednej kuchni jedzenie przygotowywaliśmy my, a 4 inne kuchnie były do dyspozycji uchodźców, którzy mogli gotować ze składników, które codziennie dostawali. Trzeba było też obsługiwać pralnię. Jednym z zadań było także wożenie ludzi busikiem przez autostradę. Po drugiej stronie autostrady było centrum handlowe i hipermarket. Ludzie jeździli tam, aby kupować rzeczy, które później odsprzedawali w obozie. Mieli małe kramiki, na których sprzedawali papierosy na sztuki, ciastka itp. Proponowali usługi fryzjerskie. Musieli coś robić, inaczej by się tam strasznie nudzili.
Galeria zdjęć

Co jeszcze robili uchodźcy w ciągu dnia?

Praktycznie pomagali nam we wszystkim. Kiedyś sprzątałam w kuchni i bardzo się męczyłam, bo akurat tego dnia zabrakło nam środków czystości. I wtedy jeden z uchodźców przyszedł, zabrał mi miotłę, a drugi przyniósł mi talerz z jedzeniem i kazał coś zjeść.

Poza tym organizowane były też zajęcia z majsterkowania dla dzieci, gdzie np. z 3 starych rowerów budowali jeden nowy. Można było się też uczyć robienia prostych mebli, krzeseł. Natomiast „Lekarze bez granic” zorganizowali miejsce, do którego wstęp miały tylko kobiety z małymi dziećmi. Było to miejsce zadaszone, gdzie kobiety mogły przyjść, poplotkować, odpocząć. Jeśli znalazło się wystarczająco dużo wolontariuszy, organizowane były tzw. seanse piękności: malowanie paznokci, masaże.

Jakie trzeba posiadać cechy, żeby móc być wolontariuszem w takim miejscu? Oprócz siły fizycznej oczywiście?

Po pierwsze trzeba zaakceptować inny, wolniejszy rytm, którym tam płynie życie, nie próbować z tym walczyć. Obóz dla uchodźców to nie korporacja i nie można niczego nikomu nakazać robić. Zwykle wszystko trwa dłużej niż powinno i niektóre osoby się tym irytowały. Drugą rzeczą, którą trzeba mieć na uwadze to to, że nie zawsze chodzi o różnice kulturowe. W czasie jazdy busikiem za każdym razem kilku młodych chłopaków podłączało swoje telefony do odtwarzacza i musieliśmy słuchać kurdyjskiego rapu. Na początku doprowadzało mnie to do szału, ale później pomyślałam sobie, że przecież nigdzie indziej nie mogli słuchać muzyki na cały regulator, bo w obozie trzeba być cicho. A tu puszczali sobie piosenki, które dla mnie były okropne, ale dla nich to był jedyny moment, kiedy mogli śpiewać, tańczyć, poczuć się wolnym. I myślę, że my byśmy zrobili tak samo. Nasze kultury są różne, to na pewno. Ale na początku bardziej denerwowały mnie rzeczy, które równie dobrze mogłyby robić nasze dzieci czy nasi mężowie.

Czy zdarzyły się niebezpieczne sytuacje?

Raz coś się zdarzyło w nocy, ale mnie tam wtedy nie było. Na teren obozu wszedł przemytnik, który chciał namówić ludzi do ucieczki. Natychmiast powiadomione zostały oddziały prewencji policji narodowej, które przybyły na teren obozu, zaczęły przeszukiwać baraki, a wolontariuszom kazali opuścić obóz. Powtarzali nam, żeby w wypadku niebezpiecznej sytuacji, jak najszybciej się stamtąd oddalić. Każdy z nas miał też notesik z różnymi słowami w różnych językach i była też informacja, żeby w razie napiętej sytuacji nie interweniować, tylko wezwać służby. Mogłoby się okazać, że np. ktoś wyciągnie nóż.
Galeria zdjęć

Co Ci dał pobyt w obozie?

Robiłam coś, co wydawało mi się ponad moje fizyczne siły. W ciągu dnia dawałam radę, ale wieczorami nie byłam w stanie się ruszyć. Cieszę się, że udało mi się zrobić coś konkretnego, zamiast powtarzać tylko w kółko „biedni imigranci”. Ponadto spotkałam wspaniałych ludzi – i wolontariuszy, i uchodźców – których w innych okolicznościach bym nigdy nie poznała, z którymi przeżyłam wspaniałe chwile. Wyjeżdżając stamtąd, miałam wrażenie, że ich wszystkich opuszczam. Byłam bardzo wzruszona. Mówiłam sobie, że to, co robię nie wymaga specjalnych umiejętności i mogłabym tam zostać dłużej. I teraz, gdy tutaj o tym rozmawiamy, to mam ochotę tam wrócić choćby w tej chwili.

Fot. Daniela Hochgesand
Daniela Hochgesand

* United Nations High Commissioner for Refugees (Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców)

...

To jest wyczyn! Po tym wszystkim isc tam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:16, 27 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Wielkopolska: Trzylatek błąkał się po ruchliwej drodze
Wielkopolska: Trzylatek błąkał się po ruchliwej drodze

Dzisiaj, 27 czerwca (16:44)

Jeden z kierowców zaopiekował się trzyletnim chłopcem, który samotnie szedł poboczem ruchliwej drogi w okolicy Nowego Tomyśla w Wielkopolsce. Mamę dziecka znalazła policja.
3-latek był sam, bez opieki. Zdj. ilustracyjne
/F8-DASBILD /PAP/EPA

Do zdarzenia doszło w poniedziałek po południu. Policja dostała zgłoszenie od kierowcy, który zatrzymał się koło małego chłopca. Dziecko chodziło bez opieki osób dorosłych na ruchliwej drodze wojewódzkiej, prowadzącej m.in. do autostrady A2.

Przybyli na miejsce policjanci bezskutecznie próbowali dowiedzieć się od chłopca, jak się nazywa i gdzie mieszka. Ostatecznie dziecko trafiło na obserwację do miejscowego szpitala.

Funkcjonariusze zaczęli sprawdzać, czy w okolicy mieszka dziecko pasujące do opisu. Szczęśliwie w trakcie działań poszukiwawczych do policji w Nowym Tomyślu dodzwoniła się roztrzęsiona kobieta, która chciała zgłosić zaginięcie syna - powiedział oficer prasowy nowotomyskiej policji sierż. sztab. Przemysław Podleśny.

O zdarzeniu zostanie powiadomiony sąd rodzinny i nieletnich.

Rodzice i opiekunowie, którzy pozwalają, aby dziecko w wieku do siedmiu lat przebywało na drodze publicznej, mogą zostać ukarani grzywną lub naganą.

...

Brawo ten czlowiek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:08, 03 Lip 2017    Temat postu:

Uratował rodzinę z tonącego auta. Polak bohaterem w Irlandii
Dominika Cicha | Lip 03, 2017

@irishexaminer/Twitter
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Kiedy samochód z kobietą i dziećmi stoczył się do rzeki, Piotr Smoleński nie zastanawiał się ani sekundy. - Znalazłem się po prostu we właściwym miejscu we właściwym czasie - mówi. Irlandzkie media okrzyknęły go bohaterem.

W samochodzie w irlandzkim Cork, tuż nad brzegiem rzeki Lee, siedziała kobieta z dwojgiem dzieci. Nagle przypadkowo zwolniła hamulec ręczny i auto stoczyło się do wody, odpływając ok. 10 metrów od brzegu. Przez uchyloną szybę powoli wlewała się woda.

Ojciec dzieci Bart Waszczykowski usłyszał krzyki i natychmiast wybiegł z pobliskiego domu. Niestety, nie był w stanie sam ich uratować.

„Krzyczała ona, krzyczały dzieci. Myślałem: to moja rodzina. Twoja głowa jest pusta. Po prostu próbujesz zrobić coś, żeby pomóc” – wspomina.
Czytaj także: Przechodnie uratowali mężczyznę, który próbował skoczyć z mostu

Mężczyzna wskoczył do rzeki. „Próbowałem pomóc, ale nie mogłem. Może wyjąłbym jedną osobę, może dwie. Ale nie wszystkie”.

Wtedy nadjechał 35-letni Piotr Smoleński. Kiedy zobaczył dach samochodu i mężczyznę zanurzonego w wodzie po szyję, błyskawicznie wskoczył do rzeki. Gdy podpłynął do rodziny, zorientował się, że ją zna.

Nie zastanawiałem się, po prostu wskoczyłem. Widziałem małe dzieci w środku, ich oczy. Drapały szybę od środka – opowiada. – Wszyscy płakali, wszyscy krzyczeli. Matka wołała: <<pomocy, pomocy, pomocy>>. Krzyknąłem do kobiety: wszystko jest dobrze. Wrócę po ciebie.

Jak podaje „Irish Examiner”, Polak wydobył z samochodu najpierw jedno dziecko. Położył je na swojej klatce piersiowej i podpłynął do brzegu, by przekazać je stojącym tam osobom. Potem popłynął po kolejnego 5-latka.

Rodzina została zabrana do szpitala. Na szczęście nie odniosła poważnych obrażeń. Z samochodu uratował się także ich pies.
Czytaj także: Ocalona w zamachu kobieta wkrótce poślubi strażaka, który ją uratował

35 -letni Polak, który od 8 lat mieszka w Irlandii, wyszedł z akcji mocno podrapany.

Nie jestem żadnym bohaterem. Jestem po prostu człowiekiem. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo – mówi.

Ojciec uratowanej rodziny mówi: „Mieliśmy tylko sekundy, żeby pomóc. Chciałbym zachęcić innych, żeby robili to samo. Kiedy widzisz ludzi, którzy mają kłopoty, po prostu pomóż. Wciąż jestem w szoku, ale jest w porządku. Jestem szczęśliwy, że wszyscy są bezpieczni”.

Źródło: irishexaminer.com

...

Wspaniale! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:00, 04 Lip 2017    Temat postu:

Jak lekcje baletu pomogły uratować człowieka na stacji metra
John Burger | Lip 04, 2017
American Ballet Theatre | Facebook m01229 | CC
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Ludzie wołali o pomoc. Ale nikt nie skoczył. Więc ja skoczyłem” – wspomina tancerz baletowy. Dzięki dobrej kondycji ocalił życie bezdomnego człowieka, który został zepchnięty na tory.


W
porównaniu do opery i innych form sztuki, balet nie jest szczególnie dramatyczny. Ale tamtego wieczoru tancerz z American Ballet Theater wykonał przed grupą nowojorczyków jedno z najbardziej dramatycznych przedstawień swojego życia. I to nie na scenie.

31-letni Gray Davis wraz z żoną i matką czekał na peronie w metrze na Manhattanie. Był sobotni wieczór, ok. 23:20. I właśnie wtedy przyszedł moment na wykonanie ruchu, którego wcześniej nie miał okazji przećwiczyć. A zepchnięty na tory bezdomny mężczyzna mógł oklaskiwać Davisa za uratowanie mu życia.
Czytaj także: Uratował rodzinę z tonącego auta. Polak bohaterem w Irlandii

Pochodzący z Południowej Karoliny Davis nie występował tamtej nocy, ale odwiedzał Metropolitan Opera House, by podziwiać swoją żonę Cassandrę Trenary występującą w „Złotym koguciku”. Z powodu problemów technicznych nie mogli skorzystać ze stacji metra znajdującej się najbliżej opery – musieli iść na następną.

W tym samym czasie, na tej właśnie stacji metra, 58-letni bezdomny mężczyzna, który nie został zidentyfikowany, kłócił się z kobietą. Davis wraz z żoną i matką dotarli na miejsce i czekali na peronie. Wymiana zdań po drugiej stronie torów stała się tak gorąca, że Trenary wysłała męża po pomoc. Davis poszedł na górę, gdzie mieściła się budka z biletami, ale nie znalazł w niej nikogo. Ruszył więc na dół, na peron.
Czytaj także: Dorota myje nogi bezdomnym. Bierze miskę z wodą, mydło i idzie

Kiedy tylko tam dotarł, kobieta, z którą bezdomny mężczyzna się kłócił, wepchnęła go na tory i uciekła. Pod wpływem uderzenia mężczyzna stracił przytomność. Davis nie tracił czasu.

„Najpierw czekałem aż ktoś inny tam wskoczy”, powiedział New York Timesowi. „Ludzie wołali o pomoc. Ale nikt nie skoczył. Więc ja skoczyłem”.

Davis zaniósł mężczyznę do krawędzi peronu, a osoby, które tam stały, wciągnęły go na powierzchnię. The Times tak opisuje tę scenę:

„Słysząc nadjeżdżający pociąg i nie mając pewności, którym torem jedzie, Davis stanął przed kolejnym problemem: wydostać się samemu z powrotem na peron”.
Czytaj także: Zatrzymał Pendolino, by pomóc mamie z dziećmi. Tak się tworzy prorodzinny klimat!

„Nie zdawałem sobie sprawy, jak wysoko to było”, mówi. „Na szczęście jestem tancerzem baletowym, więc mogłem unieść nogę dostatecznie wysoko”.

Davis przyznał później, jak przerażająca była ta sytuacja. „Nie wiem, czy miałem czas, żeby to przemyśleć, dopóki nie zobaczyłam żony idącej z płaczem w moją stronę”, mówi. „Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że to było straszne”.

Artykuł ukazał się w angielskiej edycji Aletei.

...

Brawo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:11, 07 Lip 2017    Temat postu:

Najważniejsza lekcja matematyki: jak uratować człowiekowi życie?
Dominika Cicha | Lip 07, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Starszy pan zsiniał i upadł. Nauczyciel podbiegł do niego, wyjął mu sztuczną szczękę i zaczął ciche odliczanie do trzydziestu. Tę lekcję matematyki uczniowie zapamiętają na długo.


B
eskid Śląski, Czantoria. Starszy mężczyzna traci przytomność i osuwa się na ziemię. Sytuację dostrzegają dzieci i wzywają na pomoc swojego nauczyciela, z którym są na wycieczce. Jak się później okaże, to Adam Miśkiewicz, matematyk ze szkoły podstawowej w Rawie Mazowieckiej. Mężczyzna błyskawicznie splata palce. Trzydzieści ucisków, dwa wdechy – w tym wyręczają go kobiety. Po kwadransie opada z sił, ale nikt ze stojących w pobliżu nie ma odwagi go zastąpić. Po dwudziestu minutach na Czantorię przylatuje śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na pokładzie jest lekarz Tomasz Darocha. Widząc prawidłową resuscytację prosi nauczyciela, by jeszcze przez chwilę uciskał klatkę piersiową nieprzytomnego turysty.
Czytaj także: Adam Bielecki, himalaista. Co w nim zmieniło spotkanie ze śmiercią?

Pacjent odzyskuje przytomność w śmigłowcu. Jego stan się stabilizuje. Kilka dni później lekarz pisze na swoim facebookowym profilu:

Szukam świadka, który prowadził uciski klatki piersiowej dnia 13. 06. 2017 r. około godziny 15 na szczycie Czantorii.
Pana postawa jest godna podziwu i naśladowania. Dzięki pierwszej pomocy i dobrej pracy każdego ogniwa łańcucha przeżycia, możemy uratować wiele osób.
Chętnie spotkam się z Panem w bazie Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, przedstawię jak wygląda Nasza praca.
Jeżeli będzie Pan chętny na dalsze szkolenie z zasad pierwszej pomocy, jestem do Pana pełnej dyspozycji.

Internauci pomagają odnaleźć bohatera. Udaje się mu podziękować i pogratulować.
Czytaj także: Uratował rodzinę z tonącego auta. Polak bohaterem w Irlandii

Bohaterski matematyk opowiedział dziennikarce tvn24.pl, że ma już w resuscytacji niewielkie doświadczenie. Pięć lat temu uratował życie swojemu sąsiadowi, który przeszedł zawał. Od razu rozpoznał, że turysta na Czantorii ma problem z krążeniem.

– Babcia była pielęgniarką, może mam to we krwi? Ludzie boją się wyglądu człowieka potrzebującego, boją się złamać mu żebra. Ja nie myślałem. Wyłączyłem się. Miałem tylko jeden cel: pomóc mu. W pewnej chwili usłyszałem jakby pęknięcie, powiedziałem potem o tym lekarzowi, ale odpowiedział, żebym się nie martwił – wspominał.
Czytaj także: Nie ma rąk ani nóg, ale postanowił być szczęśliwy. I zdobyć jeden z najtrudniejszych szczytów w Alpach

Gdyby wycieczka przebiegała zgodnie z planem, pana Adama dawno nie byłoby już w tamtym miejscu. Z winy przewodnika grupa wyruszyła w góry godzinę później. Czy wtedy znalazłby się ktoś, kto potrafiłby uratować mężczyznę?

Jego córka Izabela jest przekonana, że gdyby nie natychmiastowa reakcja matematyka, ojciec by już nie żył.

Źródło: tvn24.pl

...

Brawo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:21, 11 Lip 2017    Temat postu:

Wybór Adele. Rodzina i małe rzeczy najważniejsze. Poruszający list wokalistki
Ashley Jonkman | Lip 11, 2017
AFP/EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Podczas ostatniego koncertu fani Adele dostali od niej pożegnalny list. „Nie jestem dobra w byciu w trasie” – napisała.


P
od koniec czerwca jedna z najbardziej niezwykłych wokalistek w muzyce pop zaskoczyła fanów, odsłaniając kawałeczek siebie. Do programu koncertu kończącego trasę Hello, dołączyła ręcznie napisaną notatkę. List, który fani dostali na londyńskim stadionie Wembley był nie tylko serdecznym podziękowaniem. Zawierał także zaskakujące wiadomości o przyszłych koncertach wokalistki.

Szczery i uroczy list opowiada o tym, jak bardzo Adele cieszy się czasem spędzanym w domu z mężem i synem. Wokalistka przyznaje, że jest „prawdziwą domatorką”, która czerpie „tak wiele radości z małych rzeczy”. Loteria sławy, pieniędzy i rozgłosu jest tak ważna dla wielu z nas. Ale wydaje się, że kiedy Adele, posmakowała życia w centrum uwagi, jej pragnienie bycia w domu, z rodziną, przezwyciężyło oklaski i sławę występowania na stadionach. Mówi, że „chciała, żeby [jej] ostatnie występy odbyły się w Londynie”, czyli w domu, ponieważ nie wie, czy jeszcze kiedykolwiek wyruszy w trasę.
Czytaj także: Adele zrobiła niespodziankę strażakom, którzy gasili Grenfell Tower



Za radą lekarza Adele odwołała ostatnie dwa występy w Londynie, które miały się odbyć 1 i 2 lipca. Zarówno ona, jak i jej fani byli zdruzgotani. Fani obiecali, że mimo wszystko się tam pojawią i „zaśpiewają dla niej, skoro ona nie może dla nich”.

To nie pierwszy raz, kiedy Adele poinformowała o przerwie w trasie koncertowej. W zeszłym roku powiedziała, że rezygnuje z takiego życia aż do – co najmniej – 10 urodzin syna. Ale jak wie każda matka, która próbuje żonglować karierą i życiem rodzinnym, czasami trudno jest oprzeć się pokusie wyzwania, żeby „mieć to wszystko”.

Adele, która w przeszłości opowiadała o tym, jak bardzo tęskni podczas podróży za mężem Simonem Koneckim i synem Angelo, napisała teraz, że bycie w trasie „nie do końca jej odpowiada”. Po 15 miesiącach, podczas których wystąpiła niemal 120 razy, to zupełnie zrozumiałe, że mama, laureatka nagrody Grammy powinna móc skorzystać z przerwy!
Czytaj także: Czy ksiądz może lubić Adele?



Dla artystki, tak płodnej i znakomitej jak Adele (która wygrała oszałamiające 15 nagród Grammy w swojej karierze), zrezygnowanie ze sceny i błysku fleszy na rzecz zachowania „normalnego” życia jest świadectwem, jak ważne jest rozwijanie zdrowej rodziny i życia domowego. To bardzo rzadkie, że ktoś z takimi sukcesami jak Adele publicznie deklaruje, że decyduje poświęcić czas i energię „małym rzeczom”. Wokalistka pokazuje nam wszystkim, jak naprawdę są one ważne.

Mimo że w najbliższym czasie nie będziemy mogli kupić biletów na koncert Adele, fani wokalistki nie powinni być przygnębieni: obiecała, że nadal będzie pisać i wydawać muzykę. I dzięki Bogu! Zawsze przyda się przecież nowy kawałek do wstydliwego wrzeszczenia pod prysznicem!

Oto treść listu, który Adele skierowała do fanów.

Po 15 miesiącach w drodze i 18 miesiącach od wydania „25” zbliżamy się do końca. Podróżowaliśmy przez Wielką Brytanię i Irlandię, Europę, całą Amerykę, byliśmy w końcu również w Australii i Nowej Zelandii. Nie jestem dobra w byciu w trasie. Aplauz sprawia, że czuje się bezbronna. Nie wiem, czy kiedykolwiek znowu ruszę w trasę. Jedynym powodem, dla którego koncertuję, jesteście wy. Trasa koncertowa to dziwna rzecz i nie jestem pewna, czy dobrze do mnie pasuje. Jestem typową domatorką i bardzo cieszą mnie małe rzeczy. Na dodatek dramatyzuję i mam straszne doświadczenia z trasy. Na ten moment to wszystko! Dałam 119 występów, a z tymi czterema to będzie 123, co było bardzo trudne, ale dało mi wielką przyjemność. Mam nadzieję, że miałam na was taki sam wpływ, jaki na moje życie mieli ulubieni artyści. Chciałam zagrać swoje ostatnie koncerty w Londynie, ponieważ nie wiem, czy kiedykolwiek znowu ruszę w trasę i chciałam, żeby mój ostatni raz był w domu. Dziękuję wam, że przyszliście, za waszą niesamowitą miłość i sympatię. Będę o tym wszystkim pamiętać do końca życia. Kocham was.

Artykuł pochodzi z angielskiej edycji Aletei.

...

Dobrze ze rodzi sie dobro Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:17, 12 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
USA: Utworzyli 80-osobowy łańcuch i uratowali 9 osób przed utonięciem
USA: Utworzyli 80-osobowy łańcuch i uratowali 9 osób przed utonięciem

Wczoraj, 11 lipca (21:52)

Plażowicze z Panama City na Florydzie utworzyli 80-osobowy łańcuch, by uratować dziewięcioro ludzi, którzy nie mogli wydostać się na brzeg, w tym dwoje dzieci w wieku 8 i 11 lat.

34-letnia Roberta Ursrey w chwili, kiedy wyszła z wody, zauważyła synów - 8-letniego Stephena i 11-letnego Noaha - którzy znajdowali się zbyt daleko od brzegu. Po chwili usłyszała ich krzyki i zaczęła wołać o pomoc. Zebrani na plaży ludzie mówili jej wówczas, by pozostała na brzegu.

Ursrey wraz z mężem Bryanem, matką Barbarą, innymi członkami rodziny oraz postronnymi osobami ruszyła na ratunek. Prąd morski był jednak zbyt silny - po chwili pomocy potrzebowało już 9 osób.

Krzyczeli i machali rękami. Początkowo myślałam, że w wodzie jest rekin - opowiadała kobieta, która była świadkiem tych dramatycznych wydarzeń. Po chwili uświadomiła sobie, że fale znosiły tonących coraz dalej.

Na miejscu pojawiła się policja, która poinformowała, że należy czekać na przybycie łodzi ratunkowej. Nie zgodzili się na to plażowicze, dla których każda sekunda była ważna. Postanowili wziąć sprawę w swoje ręce.

Jessica Simmons była jedną z tych, którzy zaangażowali się w pomoc. Razem z mężem i kilkoma innymi osobami zaczęła tworzyć ludzki łańcuch. Dzięki temu udało się powstrzymać dalsze znoszenie porwanej przez fale grupy ludzi. Stworzyło go ponad 80 osób - weszli w głąb Zatoki Meksykańskiej na ponad 90 metrów.

W pierwszej kolejności na brzeg wydostano chłopców. Ich matka straciła przytomność, a babcia w karetce przeszła zawał serca. Teraz 67-latka przebywa w szpitalu.


Po wszystkim zaczęliśmy klaskać i krzyczeć z radości - przyznała Simmons.

Jestem bardzo wdzięczna - powiedziała prasie Roberta Ursrey. Ci ludzie byli aniołami, które znalazły się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Bez nich nie byłoby już mojej rodziny - powiedziała.

...

Brawo! O to chodzi! Prosci ludzie zawsze sa najlepsi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:24, 19 Lip 2017    Temat postu:

Jesteś samotny lub chory? Zadzwoń! – Łukasz zakłada telefon dobra
Dominika Cicha | Lip 19, 2017
Łukasz Warzecha/Facebook
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


- Pragnę pomagać osobom niepełnosprawnym i samotnym, które nie mają się do kogo odezwać - pisze Łukasz Warzecha. I zachęca do pójścia w swoje ślady.


Ł
ukasz Warzecha ma 30 lat i mieszka pod Częstochową. Jak pisze o sobie:

Od urodzenia jestem niepełnosprawny i poruszam się na wózku inwalidzkim, gdyż urodziłem się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Jestem po licznych operacjach i złamaniach kończyn dolnych. Należę do franciszkańskiego trzeciego zakonu świeckich.

Wbrew pozorom nie jest to prośba o pomoc, ale… niezwykła oferta. Łukasz Warzecha postanowił bowiem założyć specjalny „telefon dobra”, przeznaczony dla osób, które siedzą samotne w czterech ścianach.
Czytaj także: Sprzedał własne mieszkanie, żeby pomóc dzieciom w Nepalu. I to jak!

Jak mówi, pomysł podsunął mu znajomy. „Chwila impulsu i kupił mi telefon, żebym nie musiał dzwonić z prywatnego. Teraz szukam osób, które są samotne, niepełnosprawne, nie mają do kogo się odezwać” – mówi.

„Rozmawiamy o różnych sprawach: o wierze, zdrowiu, przyrodzie, kulinariach. Po prostu żeby zapełnić tej osobie czas, dać trochę rozrywki, okazję do pośmiania się z życia” – dodaje.

Łukasz Warzecha twierdzi, że większość niepełnosprawnych Polaków w różnym wieku, od 20 lat do 60+, często siedzi w domach. Taki „telefon dobra” byłby więc dla nich świetną odskocznią od problemów. A dla drugiej strony okazją do pomocy tym, którzy potrzebują zwyczajnej obecności.
Czytaj także: 98-letnia staruszka od lat pisze tysiące listów. Do kogo je wysyła?

„Jestem osobą półleżącą, niepracującą, więc mam dużo czasu” – opowiada Łukasz. Jak zapewnia, nie ma zamiaru nikogo przez telefon pouczać, bo nie ma takich kompetencji. Ale z chęcią otwarcie podzieli się swoim świadectwem wiary. Ma też nadzieję, że jego pomysł przerodzi się w akcję charytatywną na większą skalę.

Aby skontaktować się z Łukaszem Warzechą, najlepiej przesłać mu wiadomość prywatną na Facebooku.

...

Otrzymal impuls dobra od Boga i odpowiedzial. Wiekszosc niestety odrzuca...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:26, 19 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Rozrywka
Szołbiznes
Szlachetny gest Daniela Radcliffe'a
Szlachetny gest Daniela Radcliffe'a

Dzisiaj, 19 lipca (13:59)

Daniel Radcliffe pomógł turyście, który został zaatakowany na King’s Road w Londynie. Oprawcy na motorowerach wyrwali mężczyźnie luksusową torbę. Zaatakowali go także ostrymi narzędziami. Świadkiem zdarzenia był odtwórca roli Harry’ego Pottera. Aktor miał po wszystkim pocieszać poszkodowanego. Rzecznik Radcliffe’a nie chciała zdradzić więcej informacji na ten temat.

...

Brawo! Serce rosnie! Kto by sie spodziewal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:29, 31 Lip 2017    Temat postu:

Mężczyzna, który karmi całe sąsiedztwo za pomocą jednej skrzynki
Sophia Swinford | Lip 31, 2017
ABC 7 Chicago | Facebook | Fair Use
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Były żołnierz zauważył problem i szybko znalazł rozwiązanie!


P
o 25 latach służby wojskowej Roman Espinoza postanowił wrócić do college’u. Kiedy przygotowywał prezentację na temat odżywiania, zdał sobie sprawę, że wielu ludziom z jego sąsiedztwa brakuje jedzenia. Postanowił działać i stworzył pierwszą Skrzynkę Błogosławieństw.




Napis na jej froncie brzmi: „Weź, czego potrzebujesz. Przynieś, co możesz. A przede wszystkim bądź błogosławiony!”. Zaangażowanie społeczności nie zajęło dużo czasu. Wkrótce coraz więcej osób zostawiało w spiżarni produkty o długiej dacie ważności. Tak, by powstały zapasy dla tych, którzy ich potrzebują.
Czytaj także: Anna Dymna dla Aletei: Dobro się dziwnie mnoży…

Pierwsza skrzynka była wielkim sukcesem, dlatego Espinoza pracuje nad budową kolejnych, które staną na terenie miasta. Głód jest problemem na globalną skalę, ale w taki sposób można próbować go odrobinę zmniejszyć. Jak powiedział papież Franciszek: „Bądź pierwszym, który stara się przynosić dobro. Nie przyzwyczajaj się do zła, ale zwyciężaj je dobrem”.

...

Naprawde piekne Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:22, 03 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Studenci seminarium duchownego wyproszeni z pubu. Z powodu stroju...
POLECANE

Tragiczny finał poszukiwań 14-latka. Próbował...

Były strażnik z Auschwitz Oskar Groening odbędzie...

Jak chronić dziecko przed rotawirusami?

Przegrzanie organizmu przyczyną zgonu 37-latka?...
dostarczone przez plista
Studenci seminarium duchownego wyproszeni z pubu. Z powodu stroju...

Wczoraj, 2 sierpnia (19:52)

​Siedmiu Walijczyków w sutannach wyproszonych zostało z pubu w Cardiff. Jego właściciel nie chciał obsłużyć uczestników wieczoru kawalerskiego w przebraniach. Takie przynajmniej odniósł wrażenie, gdy mężczyźni zamówili przy barze piwo.
Studenci seminarium duchownego zostali wyproszeni z pubu z powodu...stroju. Zdjęcie ilustracyjne
/Marcin Bielecki /PAP


Pracownicy pubu byli świadkami wielu incydentów, które zdarzały podczas wieczorów kawalerskich. Zazwyczaj ich uczestnicy przebierają się w różne stroje - czasami także udają księży.

Ale gdy okazało się ze grupa wyproszonych mężczyzn to studenci z lokalnego seminarium duchownego - sytuacja nabrała nieco innego koloru. Właściciel baru natychmiast przeprosił. Zaprosił mężczyzn z powrotem do środka i zaproponował im darmową kolejkę piwa.

Seminarzyści - jako że nie czuli szczególnego urazu - chętnie przyjęli poczęstunek. Nagrodziły ich gromkie oklaski pozostałych klientów, którym zaimponowała taka wyrozumiałość.

Walijskie puby znane są ze swojej gościnności, a od teraz także z umiejętności rozwiązywania kłopotliwych sytuacji.

(ph)
Bogdan Frymorgen

...

Dobry czlowiek. Myslal ze to jakies lumpy szargajace ksiezy... I nie chcial w takiej ,,zabawie" brac udzialu NAWET GDYBY PLACILI! I to jest godne nasladowania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:59, 04 Sie 2017    Temat postu:

kleryków poszło do baru. Najpierw ich wyrzucono, potem nazwano piwo na ich cześć
Cerith Gardiner i Tomasz Reczko | Sier 04, 2017

The Telegraph | Facebook | Fair Use
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Co ci seminarzyści nawyrabiali?!

Nie ma to jak udać się do lokalnego baru, by zrelaksować przy kuflu złocistego napoju, spotkać ze znajomymi, czy, jak w przypadku siedmiu seminarzystów z Cardiff (Walia), wznieść toast za wyświęcenie ich kolegi, księdza Petera McLarena. Jakże zdziwieni musieli być jednak po wejściu do The City Arms, pubu który jest ponoć ulubionym miejscem abpa Georga Stacka (arcybiskupa Cardiff), gdy po krótkiej chwili zostali poproszeni o opuszczenie lokalu.

Obsługa baru sądziła, że ubrani w sutanny seminarzyści brali udział w… wieczorze kawalerskim.

#Live filming with The Priests#SocialMediaGoneMad pic.twitter.com/feMBZCH3Ey

— The City Arms (@cityarmscardiff) August 2, 2017


„Tamtejszy wykidajło (jakie to piękne polskie słowo, czyż nie? – przyp. red.) powiedział coś w stylu: Wybaczcie panowie, zgodnie z naszymi zasadami nie wpuszczamy tutaj ludzi w kostiumach ani uczestników wieczoru kawalerskiego” – opowiadał ks. Michael Doyle, który zna się z tą grupką przyszłych księży. „Na szczęście po tym jak studenci zawrócili już do wyjścia menadżer baru podszedł do nich i powiedział: Wy jesteście prawdziwi, prawda?” – opowiadał Doyle. Ku uciesze grupy zaproszono ich z powrotem do baru, a w prezencie dostali oni darmową kolejkę.

Historia jednak w tym miejscu się nie kończy. Jak tylko panowie weszli z powrotem do lokalu, przywitano ich gromkimi brawami. Stali bywalcy The City Arms byli zainteresowani nietypowymi gośćmi i zaczęli zadawać im mnóstwo pytań. Koniec końców, grupa seminarzystów spędziła całe popołudnie na pogawędkach z piwnymi kompanami opuszczając bar będąc „pozytywnie zaskoczeni życzliwym przyjęciem lokalnej społeczności”. By udowodnić, że nie żywią urazy do obsługi, jeden z grupki mężczyzn, znany jako wielebny James postawił menadżerowi lokalu kufel znanego piwa, które nazywa się… „Wielebny James” (Reverend James) – Archidiecezja Cardiff zapewniła nas, że ta marka chmielowego trunku nie pochodzi od imienia żadnego z seminarzystów.

Co więcej, wystosowała ona list do tego baru (jednego z najpopularniejszych w Cardiff), pisząc:

„Chcielibyśmy podziękować The City Arms za przyzwoite zachowanie w całej tej sytuacji i ich miły gest wobec naszych seminarzystów – pozwolimy sobie zauważyć, że znakomita część naszego duchowieństwa, na czele z arcybiskupem Cardiff, jest częstymi gośćmi w waszym barze, więc prosimy nie wyrzucajcie nas już więcej!”.

[Aktualizacja]

Na cześć tej zabawnej sytuacji The City Arms zdecydował się zmienić nazwę piwa „Wielebny James” na „Spragnieni księża”. ߤ㊊So as a bit of fun, we've renamed @TheRevTweets to Thirsty Priests, same classic taste but with a religious twist.
Hope you enjoy ߘǰߕͰߘǠpic.twitter.com/FZaxYq2tMr

— The City Arms (@cityarmscardiff) August 4, 2017

...

Z tym ze jesli to anglikanie to nie sa prawdziwi ksieza. Wiem ze lud patrzy na stroj w tym jednak ,,zabawa" ze anglikanizm malpuje Kosciol tylko w wygladzie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:35, 05 Sie 2017    Temat postu:

Podkarpackie: Nie żyje 19-latek, który ratował tonących w Sanie

Dzisiaj, 5 sierpnia (13:14)

19 letni mężczyzna, który w piątek ratował dwójkę osób tonących w Sanie w miejscowości Łętownia w pow. przemyskim na Podkarpaciu, zmarł w szpitalu – informuje policja.
Podkarpackie: Nie żyje 19-latek, który ratował tonących w Sanie. Zdjęcie ilustracyjne
/Piotr Bułakowski /

W piątek do Łętowni nad rzekę San przyjechało czworo znajomych, mieszkańców pow. jarosławskiego. Dwójka z nich postanowiła wejść do wody. Nagle porwał ich nurt rzeki i zaczęli się topić - mówi Ewelina Wrona z podkarpackiej policji.

Osoby, które zostały na brzegu zaczęły wzywać pomocy. Usłyszał je 19-latek, który ruszył na ratunek.

Wskoczył do wody, najpierw pomógł młodej kobiecie, która zdołała wyjść na brzeg. Zaraz potem zaczął udzielać pomocy 29-letniemu mężczyźnie. Nagle obaj zniknęli pod wodą. Osoby będące na brzegu wzywały pomocy - dodaje rzeczniczka policji na Podkarpaciu.

Na miejsce dojechali też strażacy z Przemyśla, którzy w pobliżu mieli ćwiczenia. Wyciągnęli obu mężczyzn z wody. Życia 29-latka nie udało się uratować. Natomiast 19-latek w stanie krytycznym trafił do szpitala. Niestety on również zmarł - dodaje Ewelina Wrona.

(ug)
RMF FM/PAP

...

Smierc bohaterska w czasie pokoju!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:23, 08 Sie 2017    Temat postu:

Co wieczór miasto wysyła chorym dzieciom wzruszającą wiadomość
Zelda Caldwell | Sier 08, 2017
AP
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Tę niezwykłą tradycję zapoczątkowało specjalne pożegnanie przygotowane dla jednego z pacjentów.


C
o wieczór o 20:30 pacjenci Szpitala Dziecięcego Hasbro w mieście Providence, w stanie Rhode Island (USA), mogą wyjrzeć przez okna i zobaczyć migoczące światła w całym mieście – wiadomość tylko dla nich.

Ta wiadomość, na którą niektórzy pacjenci czekają cały dzień, jest jasna: myślimy o tobie.

Projekt Dobre Światła był pomysłem Steve’a Brosnihana, rysownika komiksów i karykaturzysty zatrudnionego przez ten szpital. W 2010 roku, kiedy pewien nastoletni pacjent, który zdążył już się zaprzyjaźnić ze Steve’em, miał wychodzić ze szpitala, artysta powiedział mu, aby tego wieczoru patrzył przez okno na pewien przystanek autobusowy.

Brosnihan pojechał w to miejsce w wyznaczonym czasie i mrugał lampką swojego roweru. Ku jego zdziwieniu nastolatek migał w odpowiedzi światłami w swojej sali – dowiadujemy się z tekstu w czasopiśmie Reader’s Digest.

Odtąd Brosnihan miał zwyczaj żegnać się w ten sposób z dziećmi w szpitalu co wieczór, a z czasem pomysł podchwycili inni mieszkańcy i firmy tego miasta.

Obecnie 20 różnych grup oficjalnie uczestniczy w akcji migania światłami – czy to latarkami, reflektorami czy neonami – co wieczór o 20:30.




Dziesięcioletnia Abigail Waldron, która podczas pobytu w szpitalu na leczenie białaczki widziała Światła na Dobranoc, powiedziała WCVB:

To po prostu znak, że ktoś mówi „dobranoc” i pomaga ci przejść przez całe to szpitalne doświadczenie. Patrzysz [przez okno] i widzisz tylko migające światła.

Chociaż organizacje zaangażowane w tę akcję nie są zobowiązane, by brać w niej udział co wieczór, większość z nich to robi .

„Bardzo trudno byłoby przestać, jak już zaczniesz” – powiedział Brosnihan czasopismu Reader’s Digest. „Robisz to, aby pokazać, jak bardzo martwisz się o dzieci i rodziny w szpitalach doświadczające ciężkich chwil w swoim życiu. Jeśli przestaniesz, to jakbyś powiedział, że już ci tak bardzo na nich nie zależy”.

Resztę historii można przeczytać tutaj.

Tekst został opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia.

...

I DZIECI CZEKAJA! To jest dobro!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:21, 10 Sie 2017    Temat postu:

Lider wyścigu zasłabł tuż przed metą. Co zrobił jego rywal?
Dominika Cicha | Sier 10, 2017
@tdbeach2beacon/Instagram
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


23-letni Jesse Orach stracił siły zaledwie kilkadziesiąt metrów przed metą. Rob Gomez, który biegł za nim, mógł bez trudu go wyprzedzić…


S
tan Maine, USA. 23-letni Jesse Orach kończy bieg na 10 km. Zwycięstwo ma prawie w kieszeni. Ale kiedy do mety zostaje mu niecałe 100 metrów, nagle słabnie. Czuje, że za chwilę upadnie. Zawodnik, który biegnie tuż za nim, może bez trudu go wyprzedzić i zdobyć tytuł zwycięzcy. 34-letniemu Robertowi Gomezowi nie przychodzi to jednak nawet na myśl.

Chwyta wyczerpanego lidera i pomaga mu przekroczyć linię mety. Gdy Jesse pada na ziemię, gratuluje mu zwycięstwa. Obaj mają na koncie ten sam wynik: 31 minut i 31 sekund.
Czytaj także: Najtwardszy ojciec świata. Przebiegł 72 maratony z niepełnosprawnym synem

„Zrobiłem coś, co w mojej sytuacji zrobiłby każdy. Miałem to szczęście, że tam byłem i mogłem pomóc – mówi Gomez. – Nie mogłem go tam zostawić. Myślę, że koleżeństwo jest ważniejsze niż konkurencja” – dodaje. A Jesse nie ukrywa wdzięczności dla rywala.

Miałem wrażenie, że Rob był pierwszy, ale nie byłem tego pewien. Powiedział coś w stylu: „ukończysz ten bieg”. To nadzwyczajne. Kiedy czułem, że tracę już zwycięstwo, popchnął mnie, żeby upewnić się, że przekroczę linię mety jako pierwszy. Jestem w szoku. Znalazłem go potem i powiedziałem, że brak mi słów. Odpowiedział, że nie muszę nic mówić.

Czytaj także: Biegnąc w ciemnościach… Opowieść o Joannie Mazur

Źródło: tvn24.pl, inspiremore.com, pressherald.com

...

Po prostu wspaniałe!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 7:09, 15 Sie 2017    Temat postu:

Ich dzieci są w szpitalu. Na pomoc wyszli im mieszkańcy Wawra!
Anna Salawa | Sier 14, 2017

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Pani Ania, choć, jak każdy nie lubi chodzić do szpitala, odwiedza go nawet kilka razy dziennie – tak wielu rodziców nadal jest w potrzebie.
Noc przy szpitalnym łóżku

Kto choć raz spędził noc z dzieckiem w szpitalu, ten doskonale wie, że polskie placówki pediatryczne niestety zostały stworzone tak, jakby chore dzieci… nie miały rodziców. Maluśkie pokoje socjalne, brak przewidzianych posiłków dla opiekunów (nawet ekstra płatnych), jedna łazienka na cały oddział czy bardzo prowizoryczne warunki do spania.

Sama spędziłam kiedyś noc w sali wieloosobowej, gdzie po rozłożeniu przez rodziców materaców do spania nie było skrawka wolnej podłogi. Pielęgniarki, które doglądały naszych pociech, by dostać się do łóżka malucha, za każdym razem zmuszone były nas budzić.

Oczywiście, nie żądam tu luksusów, bo szpital to nie hotel 4 gwiazdkowy i dużo ważniejszy jest fachowy personel i dobry sprzęt, a nie nasze wygody. Ale zadbany i wyspany rodzic ma dużo więcej siły do walki o zdrowie swojego dziecka. A nic tak nie koi bólu jak uściski od uśmiechniętej i wyspanej mamy.
Czytaj także: Ślub przy szpitalnym łóżku
Działanie zamiast narzekania

Nie chcę też sytuacji demonizować, bo dużo w tej materii się zmienia. Remontowane są kolejne oddziały, tworzone specjalne sypialnie dla rodziców (np. w Klinice Neonatologii w CZD), a w świeżo powstałych placówkach każda sala ma już łazienkę czy łóżko dla rodziców (przykładem jest nowy szpital pediatryczny na ul. Trojdena w Warszawie). Nie mniej jednak, myśląc o chorych dzieciach temat pomocy ich rodzicom jest często mocno zapomniany…

W obliczu tej sytuacji możemy ponarzekać na służbę zdrowia – to pospolite i zaryzykuję stwierdzenie, lubiane w Polsce zjawisko. Nie znam jednak przypadku, żeby od naszego narzekania, któreś dziecko szybciej wyzdrowiało, albo rodzic poczuł się lepiej (może tylko przez chwilę). Możemy też do sprawy podejść zadaniowo….


Mieszkańcy Wawra rodzicom z CZD

Na akcję SOS – mieszkańcy Wawra rodzicom CZD (Centrum Zdrowia Dziecka) trafiłam przypadkowo. Znajomi szukali spacerówki do pożyczenia dla rocznego chłopca, który przyjechał do szpitala na kontrolne badanie, a zostanie tam rok, bo zdiagnozowano u niego nowotwór. Na Facebooku odkryłam prężnie działającą grupę liczącą prawie 7 tysięcy członków, a na niej ogłoszenia: „Jutro jadę do CZD zmienić męża, czy nikt niczego nie potrzebuje?” albo „Czy znalazłby się ktoś, kto wyprałby nam troszkę ubrań? (…) Byłabym wdzięczna” i pod każdym postem kilka komentarzy ludzi oferujących swoją pomoc.
Czytaj także: Ból głowy czy duszy? Kiedy choroba jest wołaniem o miłość

Takie miejsce mogła stworzyć tylko osoba, która sama spędziła z dzieckiem długie godziny w szpitalu – myślę i okazuje się, że się nie mylę. Z Anią Ojer – twórczynią całego zamieszania, a prywatnie mamą czwórki maluchów, w tym małej chorej Nikoli, spotykam się nie pod budynkiem Centrum Zdrowia Dziecka. Na wstępie rzucam Ani pytanie, które od dłuższego czasu nie daje mi spokoju: jak znajduje w sobie tyle siły, by nawet kilka razy dziennie wracać do budynku, w którym przy szpitalnym łóżku przeżyła najbardziej stresujące chwile swojego życia.



Taka była potrzeba

Ania przyznaje, że jest to miejsce pełne bólu i rozpaczy dzieci i ich rodziców, ale tym bardziej nie można ich zostawić samych. I rozpoczyna swoją historię:

„Kiedy siedziałam ze swoją najmłodszą córką w szpitalu miałam to szczęście, że wieczorami zmieniał mnie mój mąż, bo mieszkamy bardzo blisko CZD. Dzięki temu mogłam wskoczyć do sklepu, zrobić pranie czy chociażby wykąpać się we własnym domu. Przy okazji moich wypadów robiłam zakupy, organizowałam ubranie innym mamom, z którymi byłam na oddziale. Do tego szpitala trafiają najcięższe przypadki, dzieci z całej Polski. I często jest tak, że taka mama tygodniami siedzi sama przy chorym dziecku, nikt jej nie odwiedza, bo tata został z pozostałymi dziećmi w drugiej części Polski, a podróż do Warszawy jest dla nich zbyt dużym wydatkiem. Kiedy z córką wyszłyśmy ze szpitala ciągle pozostawałam w kontakcie z rodzicami i na ile mogłam, starałam się im pomóc. To były proste sprawy, a dla tych rodziców na tamten moment bardzo potrzebne. Tak zrodził się pomysł, by inicjatywę poszerzyć o innych ludzi i powstała grupa na FB”.

Jednym z zajęć Ani jest dostarczanie podręcznego szpitalnego zestawu ratunkowego – czyli kocy, poduszek, szczoteczek do zębów, piżam. Często rodzice trafiają do szpitala nagle i kompletnie nic ze sobą nie mają.

Oprócz bieżącej działalności, czyli ratowania rodziców w nagłej potrzebie, SOS organizowało inne akcje, takie jak zbiórka sof, kanadyjek na oddziały, karuzeli nad łóżeczka niemowlaków czy uzupełnienia szafek kuchennych w pokojach socjalnych o szklanki, sztućce.

Ania zwierza się, że nie wchodzi w historie chorób dzieci, wie że jest to rana, którą nie każdy chce otwierać. I choć, jak każdy nie lubi chodzić do szpitala, odwiedza go nawet kilka razy dziennie – tak wielu rodziców nadal jest w potrzebie. A pomoc im daje jej wiele radości.

...

Wspaniale!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:25, 17 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Zginął, gdy próbował wypełnić wolę zmarłego ojca
Zginął, gdy próbował wypełnić wolę zmarłego ojca

Dzisiaj, 17 sierpnia (08:06)

​59-letni Robert Louis, który w niedzielę wypłynął wraz z sześcioma żałobnikami na wody Jeziora Górnego w stanie Michigan, aby wypełnić wolę swego zmarłego przez dwoma tygodniami ojca i rozsypać tam jego prochy, utonął podczas ceremonii. Mężczyzna wypadł z łodzi.
Popłynął łodzią, by rozsypać prochy ojca nad jeziorem i sam utonął
/Hendrik Schmidt/dpa-Zentralbild /PAP/EPA

Ciało Roberta Louisa, który od wielu lat zajmował się cierpiącym na chorobę Alzheimera ojcem, a po jego śmierci postanowił ściśle wypełnić testament, zostało znalezione we wtorek.

Pozostałych sześciu rozbitków z objawami hipotermii udało się wyłowić zaraz po wypadku - podała policja stanu Michigan.

Do nieszczęśliwego zdarzenia doszło w niedzielę, gdy łódź ostro skręciła. Wszystkie osoby będące na pokładzie znalazły się za burtą.

Z tego, co udało się ustalić, Louis próbował pochwycić kraj łodzi, ale albo nie umiał pływać, albo też był poważnie ranny, bo mu się to nie udało - ocenił przedstawiciel policji A.J. Schirschmidt.

Losy urny z połową prochów ojca Roberta Louisa (druga część została bowiem złożona w grobowcu, gdzie spoczywa ciało jego matki) nie są znane. Najprawdopodobniej znajduje się ona w Jeziorze Górnym - największym i najbardziej wysuniętym na północ spośród pięciu Wielkich Jezior Ameryki Północnej.

(ph)

...

To bylo zaplanowane! Bóg zabral go do ojca bo to byla jak widzicie prawdziwa milosc. Dobry czlowiek!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:22, 22 Sie 2017    Temat postu:

Podarował nieznajomemu chleb. Nie spodziewał się takiego zakończenia

Dzisiaj, 22 sierpnia (09:15)

Właściciel sklepu w Toskanii podzielił się z klientem ostatnim bochenkiem chleba, który zostawił dla swojej rodziny na świąteczny dzień. Nieznajomym, który zapytał o pieczywo, okazał się szef ambasady USA przy Watykanie. Podziękował sklepikarzowi za gest.

Do zdarzenia doszło 15 sierpnia w miejscowości Piandisco koło miasta Arezzo. Ten dzień jest we Włoszech dniem świątecznym. Do sklepu spożywczego wszedł Amerykanin pytając, czy może kupić chleb.

Pieczywo już się skończył, a sklepikarz miał tylko bochenek odłożony dla swojej rodziny. Przekroił go na pół i dał nieznajomemu. Nie wziął za to pieniędzy i, jak pisze "Corriere della Sera", poklepując cudzoziemca po plecach powiedział, że to podarunek "dla przyjaciela" od jego rodziny.

Trzy dni później przed sklep podjechała limuzyna z ochroną, eskortującą jego niedawnego klienta. Ochroniarze zapytali sklepikarza, czy mogą najpierw sprawdzić wnętrze.

Okazał się, że chleb chciał kupić wypoczywający wtedy w Toskanii chargé d’affaires ambasady USA przy Stolicy Apostolskiej Louis Lawrence Bono. Kieruje on placówką do czasu jej objęcia przez nową ambasador.

Amerykański dyplomata wrócił do sklepu, by podziękować za gest. Zrobił też duże zakupy - kupił między innymi 8 kilogramów mięsa wołowego na steki po florencku.

(mpw)

rmf

...

Widzicie jak dobro rodzi dobro. Gdyby ludzie byli dobrzy to nawet przestepczosc by zniknela... To by zmienilo Swiat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:20, 26 Sie 2017    Temat postu:

Sklepikarz podzielił się ostatnim bochenkiem. Czekała go niespodzianka!
Dominika Cicha | Sier 25, 2017

@Corriere/Twitter
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Właściciel sklepu w Toskanii oddał nieznajomemu klientowi kawałek chleba, który odłożył dla swojej rodziny. Po kilku dniach zobaczył pod sklepem limuzynę.

Tuż przed 15 sierpnia do małego sklepu w Piandisco wszedł Amerykanin. Poprosił o kawałek chleba, ale półki z pieczywem świeciły już pustkami. 48-letni sklepikarz Paolo Filippini miał tylko jeden bochenek, który odłożył na świąteczny dzień dla swojej żony i dwójki dzieci.

Nie zastanawiał się jednak długo. Sięgnął po chleb i przekroił go na pół. Poklepując klienta po plecach wyjaśnił, że to prezent „dla przyjaciela” od rodziny. O przyjęciu zapłaty nie chciał nawet słyszeć.
Czytaj także: Mężczyzna, który karmi całe sąsiedztwo za pomocą jednej skrzynki

Trzy dni później do Pandisco przyjechała limuzyna. Przejęci mieszkańcy – nie wiedząc, co się dzieje – zaczęli wychodzić z domów na ulice. Zdziwili się, gdy ochroniarze wkroczyli do sklepu Paola i zapytali, czy mogą się rozejrzeć. Zachowywali się tak, jakby za chwilę miała wejść do środka bardzo ważna osoba.

Po chwili drzwi samochodu się otworzyły i wysiadł z nich Louis Lawrence Bono, szef ambasady USA przy Watykanie. Paolo od razu rozpoznał klienta, który przyszedł po pieczywo kilka dni wcześniej. Dyplomata, który wypoczywał wówczas z rodziną w Toskanii, podziękował sklepikarzowi: „Miałeś niewiele dla swojej rodziny, a mimo to nie wahałeś się mi pomóc. Jesteś dobrą osobą” – powiedział. A potem zrobił u niego duże zakupy. Poprosił m.in. o 8 kg mięsa wołowego na steki po florencku.



Gli regala del pane, lui torna e compra 8 kg di carne: «Sono l’ambasciatore Usa» [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/hD0lyG2h5a

— Corriere della Sera (@Corriere) August 21, 2017




Paolo przekonuje, że nie zrobił nic nadzwyczajnego. „Na miłość boską, po prostu dałem trochę chleba temu, który nie miał. Nie pytałem o paszport” – wyjaśnia.
Czytaj także: Jak stawiać pierwsze kroki w dobroczynności?

Źródło: Corriere della Sera

...

Przypomnijmy dobro...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:01, 07 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Internauta pomógł policjantom złapać pedofila
Internauta pomógł policjantom złapać pedofila

40 minut temu

Internauta z Krakowa pomógł w schwytaniu pedofila, którego wcześniej namierzył w sieci. Zatrzymany składał propozycje kontaktów seksualnych małoletnim, ale przede wszystkim doprowadził 14-latkę do obcowania płciowego – powiedział rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń.
Internauta pomógł policjantom złapać pedofila. Zdjęcie ilustracyjne
/Jacek Skóra /RMF FM

Mężczyźnie przedstawiono zarzuty: prezentowania treści pornograficznych osobie poniżej 15. roku życia, składania przez internet propozycji obcowania płciowego małoletnim oraz doprowadzenia małoletniej poniżej 15 lat do obcowania płciowego. 25-latek przyznał się do stawianych mu zarzutów. Trafił też do tymczasowego aresztu. W przeszłości był już karany za podobne przestępstwa.
Chciał zwabić dziewczynkę do pustego mieszkania

Jak podkreśla rzecznik małopolskiej policji mł. insp. Sebastian Gleń, w ujęciu podejrzanego pomógł internauta, który pod koniec sierpnia powiadomił policjantów, że namierzył w sieci pedofila. Mężczyzna, chcąc sprawdzić swoje podejrzenia, zaczął udawać 14-letnią dziewczynkę i rozpoczął "romans" z podejrzewanym. Bardzo szybko w odpowiedzi dostał nagie zdjęcia pedofila i propozycję spotkania się w celach seksualnych. Na spotkanie umówili się kolejnego dnia przy jednym z placów na Krowodrzy. Tam podejrzanego zatrzymali policjanci - mówi rzecznik. W pobliżu miejsca, w którym miało dojść do "randki", czekało puste mieszkanie, do którego 25-latek chciał zwabić dziewczynkę.

W trakcie wykonywania czynności z podejrzanym policjanci uzyskali informację, że mógł on doprowadzić inną małoletnią do obcowania płciowego. Niestety informacje te potwierdziły się. Do kontaktu seksualnego z mającą wówczas 14 lat dziewczynką miało dojść pod koniec 2015 roku - dodaje Sebastian Gleń.

(ug)
RMF FM/PAP
...

Brawo! Trzeba takich wylapywac!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:34, 07 Wrz 2017    Temat postu:

22-latek z Krakowa pomógł chorym na raka, teraz sam potrzebuje pomocy
Dzisiaj, 7 września (14:17)

Fundacja DKMS poszukuje potencjalnego dawcy szpiku dla Wojtka Ślęczka z Krakowa, który walczy z ostrą białaczką szpikową. Dwa tygodnie przed diagnozą 22-latek ściął swoje długie włosy i przekazał je dzieciom chorym na nowotwory.
Wpis Polskiej rady Resuscytacji na Facebooku
/Facebook /

Wtedy nie wiedział jeszcze, że sam będzie potrzebował pomocy. Wojtek jest zwykłym chłopakiem. Studiuje, pracował. W wieku 19 lat przeprowadził się do dziadka, żeby się nim opiekować. Dwa tygodnie przed diagnozą oddał swoje włosy dzieciom chorym onkologicznie. Diagnozę usłyszał w lipcu. Było to dla nas całkowite zaskoczenie - mówiła w czwartek na konferencji prasowej Maria Królik, matka chrzestna Wojtka i jedna z inicjatorek akcji rejestracji potencjalnych dawców szpiku "Dzień Dawcy szpiku dla Wojtka i innych".

Akcja ta zostanie przeprowadzona 16 i 17 września w Krakowie i Brzesku. W Brzesku wolontariusze będą rejestrować potencjalnych dawców na pl. Kazimierza Wielkiego, w Krakowie w pięciu lokalizacjach: na Małym Rynku, przy Dolnych Młynach, w "Bezogródek Food Truck Park" przy Błoniach oraz w dwóch galeriach handlowych - Bonarka i Bronowice.

Wojtek przebywa w szpitalu, jest już po dwóch dawkach chemioterapii. To zwyczajny chłopak, a jednocześnie niezwykły. Dwa tygodnie przed tym, jak sam się dowiedział, że ma białaczkę, ściął swoje długie piękne włosy i oddał osobie chorej na raka. Zasługuje na to, żeby wesprzeć go w każdy możliwy sposób - mówił Leszek Lewandowski z Fundacji DKMS. Jak podkreślił, dawcą szpiku może zostać każdy między 18. a 55. rokiem życia, kto waży minimum 55 kg, nie ma nadwagi, jest w dobrej kondycji i nie cierpiał na choroby przewlekłe. Wystarczy przyjść zarejestrować się w bazie danych DKMS i zgodzić się na pobranie wymazu z wewnętrznej strony policzków. Wymaz jest przekazywany do laboratorium, gdzie określane są antygeny zgodności tkankowej (HLA). Rejestracja zajmuje zaledwie 10 minut, a te 10 minut może komuś uratować życie - podkreślił Lewandowski.

Tata Wojtka jest emerytowanym policjantem, mama położną w Szpitalu Uniwersyteckim, dlatego w akcję pomocy włączają się policjanci i środowisko medyczne. Im więcej osób się zarejestruje, tym większa szansa na znalezienie bliźniaka genetycznego. Nie jest to łatwe. Jak mówił Leszek Lewandowski, w bazie Fundacji DKMS, która działa w Polsce od 2008 r., jest zarejestrowanych 1 mln 143 tys. potencjalnych dawców komórek macierzystych, ale szansa na znalezienie idealnego dawcy dla chorego wynosi nawet jeden do kilkuset milionów. Dlatego tak ważne jest, abyśmy się rejestrowali - dodał.

Krwiotwórcze komórki macierzyste są pobierane od dawcy jedną z dwóch metod: z krwi obwodowej lub z talerza kości biodrowej. Jestem najzwyklejszą matką Polką i miałam to szczęście być dawcą. Sześć lat temu oddałam komórki macierzyste mojemu bliźniakowi genetycznemu. Czasem ludzie pytają, kto to był. Ja też się zastanawiałam. Okazało się, że był to wówczas 57-letni mężczyzna, Polak. Myślę sobie, że bardzo ważne jest, żeby jak najwięcej ludzi zachęcić do rejestracji - mówiła w czwartek Agnieszka Noworyta. Dodała, że ona sama oddała komórki macierzyste dokładnie w dniu swoich urodzin. Nie wymaga to dużo poświęcenia - zapewniła.

Jak podkreślają organizatorzy akcji, jest ona przeznaczona dla Wojtka, ale także dla wszystkich innych, którzy mogą potrzebować pomocy.

(mal)

...

Po prostu az sie nie chce wierzyc...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 30, 31, 32  Następny
Strona 16 z 32

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy