Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Kto jest za Ochrona Życia!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 37, 38, 39  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:07, 27 Maj 2017    Temat postu:

Prosty sposób, by kupić pigułkę dzień po. Tego PiS kobietom nie zabroni
W odpowiedzi na ograniczenie dostępu do tzw. pigułki "dzień po" organizacja Women on Web ogłosiła, że zapewni wszystkim kobietom bezpłatne recepty, wystawiane przez lekarza europejskiego.

...

Jak wp.pl podaje sposoby mordu na dziecku to czytajcie sami siebie. Ja z bestiami nie chce miec nic wspolnego. DO NIEWIDZENIA! BYDLAKI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:39, 29 Maj 2017    Temat postu:

EllaOne na receptę. Jest jednak sposób na zdobycie jej bez wizyty u lekarza

Dzisiaj, 29 maja (13:17)

​Kobiety walczą z decyzją parlamentu ws. antykoncepcji awaryjnej. Organizacja Women on Web zaoferowała Polkom możliwość otrzymania recepty online na tabletkę "dzień po". Działaczki twierdzą, że apteka ma obowiązek zrealizowania elektronicznej recepty wystawionej przez europejskiego lekarza.
Zdj. ilustracyjne
/Grzegorz Michałowski /PAP


25 maja polski parlament zagłosował za ograniczeniem dostępu do antykoncepcji awaryjnej. Teraz te leki, w tym środek ellaOne, zostały wpisane na listę specyfików dostępnych tylko na receptę.

Działaczki zaznaczają, że w styczniu 2015 roku Komisja Europejska dopuściła środek ellaOne do sprzedaży na terenie UE, jako lek niewymagający posiadania recepty. WoW wskazują także, że swobodny dostęp do antykoncepcji awaryjnej jest kluczowy, bo skuteczność pigułki jest uzależniona od czasu jej zażycia, a wprowadzenie jej na receptę może uniemożliwić ich terminowe użycie.

Women on Web umożliwiły więc Polkom bezpłatne otrzymanie bezpłatnej elektronicznej recepty, wystawionej przez lekarza europejskiego. Po jej wydrukowaniu można udać się do polskiej apteki, by wykupić antykoncepcję awaryjną. Kobiety, które potrzebują tej recepty muszą najpierw wypełnić konsultacje online na koncepcję awaryjną.

...

Znow klamstwo ze ,,kobiety". To jest taka ,,informacja" jak w PRLu. ,,Robotnicy" potepiaja warholow z wubrzeza. Zlikwidowac ten sposob po prostu. Od czego wiezienia? Palenie na stosie czarownic TYLKO WTEDY BYLO ZLE GDY BYLY TO KOBIETY NIEWINNE! Gdu byly to baby od aborcji NALRZALO SIE! Czarownice istnieja!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:16, 29 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
W przepompowni ścieków w Złotowie odnaleziono zwłoki płodu
W przepompowni ścieków w Złotowie odnaleziono zwłoki płodu

Dzisiaj, 29 maja (19:42)

​W przepompowni ścieków w Złotowie (województwo wielkopolskie) policja ujawniła zwłoki płodu. Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Złotowie, która po pierwszych czynnościach na środę zaplanowała sekcję zwłok.
Zdjęcie ilustracyjne
/Jacek Skóra` /RMF FM


O godz. 13.30 dyżurny komendy powiatowej policji otrzymał informację od pracownika przepompowni ścieków znajdującej się przy ul. Powstańców Wielkopolskich w Złotowie o znalezieniu płodu ludzkiego. Płód ten został ujawniony podczas czyszczenia kratownicy - powiedział oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Złotowie sierż. sztab. Maciej Forecki.

Jak mówił, natychmiast po otrzymaniu informacji na miejsce zostali skierowani funkcjonariusze pionu kryminalnego, pracownicy dochodzeniowo-śledczy oraz policyjni technicy kryminalistyki. Na miejscu obecna była również prokurator z prokuratury Rejonowej w Złotowie.

Na miejscu odnalezienia płodu zostały wykonane szczegółowe oględziny, rozpytywano pracowników. Obecnie trwają czynności zmierzające do ustalenia w jaki sposób ten płód mógł się znaleźć w tym miejscu - mówił Forecki.

Według informacji policji, najprawdopodobniej w środę odbędzie się sekcja zwłok odnalezionego płodu.

...

Znowu czarny marsz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:02, 05 Cze 2017    Temat postu:

wSieci": Ciała ofiar katastrofy smoleńskiej w Moskwie potraktowano bez szacunku

Wczoraj, 4 czerwca (21:31)

​Ciała ofiar katastrofy smoleńskiej podczas sekcji w Moskwie traktowane były bez elementarnego szacunku - informuje w swoim najnowszym wydaniu tygodnik "wSieci".

Wrak prezydenckiego Tu-154M
/Przemysław Marzec /RMF FM
REKLAMA


Według informatorów "wSieci", w moskiewskim prosektorium szczątki ofiar katastrofy "hurtowo ładowane były do worków na śmieci".

...

A jaki szacunek PiS okazal zywym chorym dzieciom mordowanym aborcyjnie? Martwymi mam sie wzruszac jak zywe dzieci morduja 1666 rocznie a nie 108 martwych cial? Karnowscy to cuchnace scieki moralne lajno. Jak caly kaczyzm. Rzyganie falszem obludom a celem tylko osobista korzysc.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pon 8:03, 05 Cze 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:23, 07 Cze 2017    Temat postu:

Wypisali proaborcyjne grafitti na kościele. Reakcja proboszcza była rewelacyjna
Lucandrea Massaro | Czer 06, 2017

Parrocchia san Michele Arcangelo e santa Rita/Facebook
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Wolna aborcja, także dla Maryi” – to słowa, jakie anonimowy grafficiarz napisał na ścianie kościoła w Mediolanie. Proboszcz parafii skierował do niego odpowiedź, która poruszyła internet.

Napis pojawił się na kościele pod wezwaniem Świętego Michała Archanioła i Świętej Rity położonym na peryferiach południowej części Mediolanu, we Włoszech.

Odpowiedzi anonimowemu aborcjoniście udzielił proboszcz parafii, ks. Andrea Bello, publikując zdjęcie grafitti na Facebooku i wpisując pod nim swój list.






Poniżej zamieszczamy tłumaczenie słów księdza, które stały się internetowym wiralem i do tej chwili zostały udostępnione już 8,4 tys. razy oraz zebrały 16 tysięcy polubień.



Drogi anonimowy grafficiarzu,

Szkoda, że nie bierzesz przykładu ze swojej matki. Ona był odważna. Poczęła Cię, chodziła z Tobą w ciąży i urodziła Cię. Mogła Cię abortować. Ale nie zrobiła tego.

Twoja matka Cię wychowała, nakarmiła, myła, ubierała. Teraz masz życie i wolność. Wolność, którą Ty wykorzystujesz do mówienia nam, że byłoby lepiej, gdyby ludzie podobni do Ciebie nie pojawili się na tym świecie.

Przepraszam, ale się nie zgadzam. I naprawdę podziwiam Twoją mamę, ponieważ była odważna. I wciąż jest, bo – jak każda matka – jest dumna ze swojego dziecka, nawet, jeśli ono się źle zachowuje, ponieważ ona wie, że w środku wciąż jesteś dobry.

Aborcja jest zaprzeczeniem sensu wszystkich rzeczy. To śmierć, która pokonuje życie. Aborcja pozwala, by strach kontrolował serce, które normalnie chce walczyć i żyć, nie umierać. Wybiera, kto ma prawo do życia, a kto nie. Tak jakby to było takie proste. Jest ideologią, która zabiera całą nadzieję.

Ty oczywiście nie masz odwagi, skoro piszesz anonimowo.

Chciałbym Ci powiedzieć, że ta okolica już doświadczyła wielu problemów i nie potrzebujemy kolejnych ludzi, którzy by niszczyli nasze ściany i rujnowali to małe piękno, które mamy.

Chciałeś udowodnić sobie, że jesteś odważny? Więc naprawiaj świat, zamiast go niszczyć. Dawaj miłość zamiast nienawiści. Pomagaj tym, którzy cierpią, by znieśli swoje smutki. I dawaj życie, zamiast je zabierać. Oto prawdziwa odwaga!

Szczęśliwie nasze sąsiedztwo, które zniszczyłeś, jest pełne odważnych ludzi, którzy też mogą Cię pokochać, którzy nie wiedzą nawet, co napisałeś!

Podpisuję się:
ks. Andrea

...

Widzicie jak szatan cisnie ludzmi Zachodu? Mordowanie dzieci to jeden z najwazniejszych elementow jego planu zniszczenia dusz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:52, 09 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Ojciec znalazł ciała syna i córki. Dzieciobójczyni z Kielc była niepoczytalna
Ojciec znalazł ciała syna i córki. Dzieciobójczyni z Kielc była niepoczytalna

6 minut temu

Matka z Kielc, podejrzana o zabójstwo dwójki swoich dzieci, jest całkowicie niepoczytalna – orzekli biegli. Według nich, kobieta powinna zostać umieszczona w zakładzie psychiatrycznym. Śledztwo kieleckiej prokuratury w tej sprawie trwa.
Blok, w którym doszło do tragedii
/Józef Polewka /Archiwum RMF FM

Do tragedii doszło pod koniec stycznia w mieszkaniu jednego z bloków przy ul. Daszyńskiego w Kielcach. Ciała dzieci i ranną kobietę znalazł po powrocie z pracy jej mąż. 41-latkę, z ciężkimi obrażeniami ciała, odwieziono do szpitala. Jak ustaliła prokuratura, kobieta usiłowała popełnić samobójstwo.

Na początku lutego kielecka prokuratura postawiła Darii D.S. zarzut zabójstwa dwojga własnych dzieci. Kobieta przyznała się do zarzucanych jej czynów. Została aresztowana, trafiła na obserwację psychiatryczną.

Kielecka prokuratura otrzymała w piątek opinię biegłych. Wynika z niej, że kobieta w chwili popełnienia zarzuconych jej czynów była całkowicie niepoczytalna. Jednocześnie zachodzą przesłanki do zastosowania wobec niej środków zabezpieczających w postaci umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym. Zdaniem biegłych istnieje realna i wysoka obawa, że w przypadku przebywania na wolności może ponownie popełnić podobne przestępstwo do tych, które ma zarzucane w sprawie - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach Daniel Prokopowicz, który dodał, że opinia biegłych nie kończy postępowania.

Ponieważ zaplanowane jest wykonanie także innych czynności dowodowych w tym postępowaniu, które były już wcześniej zaplanowane. Po ich realizacji prawdopodobnie, bo to nie jest jeszcze przesądzone, zwrócimy się do biegłych o wydanie opinii uzupełniającej i wskazanie, czy te dodatkowe dowody mają wpływ na treść i wnioski końcowe tej opinii sądowo-psychiatrycznej - dodał Prokopowicz.

Niezależnie od tego postępowania toczą się dwa inne. Pierwsze związane jest z podejrzeniem znęcania się nad kobietą przez jej męża. Drugie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Ostrowcu Świętokrzyskim i dotyczy wyskoczenia ojca z okna kieleckiej prokuratury. 42-letni mężczyzna trafił do szpitala.

(mal)
RMF24-PAP

...

A czarne marsze to sa poczytalne?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:02, 11 Cze 2017    Temat postu:

„Czas na Rodzinę!”. Polska maszeruje dla życia i rodziny
Katolicka Agencja Informacyjna | Czer 11, 2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Niedziela 11 czerwca to kulminacyjny dzień inicjatywy znanej jako Marsze dla Życia i Rodziny. Ich tegoroczne hasło brzmi „Czas na Rodzinę!”.


P
rzez ostatnie tygodnie w całej Polsce organizowano Marsze dla Życia i Rodziny – wydarzenia, które od lat gromadzą dziesiątki, a nawet setki tysięcy osób. Ich koordynatorem jest Fundacja Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny.

Do końca czerwca Marsze będą zorganizowane w ponad 140 miastach całej Polski, a dniem kulminacyjnym jest właśnie niedziela 11 czerwca.
Czytaj także: Marsz Świętości Życia. Poznaj ludzi, dla których to nie są puste słowa
Po co to marsze?



Marsze dla Życia i Rodziny służą publicznemu wyrażeniu przywiązania do rodziny zbudowanej na nierozerwalnym małżeństwie kobiety i mężczyzn. Są też wydarzeniami, które służą publicznemu ukazaniu wartości i piękna życia ludzkiego, a także jego obronie i głoszeniu niepodważalnej wartości. Marsze są miejscem spotkania rodzin oraz tych wszystkich, którzy w silnej rodzinie, zbudowanej na miłości i wzajemnej odpowiedzialności, widzą gwarancję rozwoju Polski.

Tegoroczne hasło jest kierowane również do samych rodzin. Coraz częściej zarówno młodzież jak i dorośli zamykają się w świecie swoich spraw. Dlatego trzeba uwrażliwić rodziców na konieczność poświęcania odpowiednio dużej ilości czasu tylko dla rodziny. Jak podkreślają organizatorzy, nie będzie zdrowych rodzin, jeśli dorośli nie będą spędzać czasu ze sobą nawzajem i z własnymi dziećmi.

Marszom dla Życia i Rodziny towarzyszą w tym roku konkursy dla dzieci i młodzieży ze szkół, które przystąpiły do programu „Szkoła Przyjazna Rodzinie”, prowadzonego przez Centrum Życia i Rodziny.



Marsze dla Życia i Rodziny to doskonałe miejsce do wyjątkowego spędzenia czasu z rodziną. Większość z nich zakończy się piknikami rodzinnymi ze szczególnymi atrakcjami dla najmłodszych. Licznym atrakcjom będą też towarzyszyły akcje wsparcia dla dzieł służących ochronie życia i rodziny. W Warszawie takiemu celowi będzie służyć zbiórka funduszy dla Domu Samotnej Matki im. Teresy Strzembosz w Chyliczkach.

Pełna baza Marszów dla Życia i Rodziny znajduje się na stronie [link widoczny dla zalogowanych] Podobne inicjatywy organizowane są także w różnych miastach za granicą – m.in. w Rzymie. Tam w marszu wzięły udział delegacje około stu organizacji pro-life z dwudziestu krajów świata: m. in. Belgii, Chorwacji, Francji, Niemiec, Islandii, Polski, Hiszpanii, Republiki Czeskiej, Zjednoczonego Królestwa, Stanów Zjednoczonych, Argentyny, Kanady, Nigerii, Malty, RPA, Wenezueli i Nowej Zelandii.

...

Znakomicie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:11, 14 Cze 2017    Temat postu:

Była „pracownikiem roku” w sieci klinik aborcyjnych. Dlaczego zrezygnowała? Poznaj historię Abby Johnson
Ewa Rejman | Mar 13, 2017
HazteOir.org
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Na monitorze zobaczyła doskonale uformowane dziecko. Widziała nawet maleńkie paluszki, takie same, jakie ze wzruszeniem oglądała trzy lata wcześniej, będąc w ciąży.


E
lizabeth każdego dnia przekonywała kobieta gotowe na wykonanie aborcji do zmiany decyzji. Wymyśliła sobie, że zaprzyjaźni się z… Abby Johnson – dyrektorką kliniki aborcyjnej. Pewnego razu podeszła do wchodzącej do budynku Abby tylko po to, by wręczyć jej bukiet kwiatów z dołączonym liścikiem: „Pan uczynił nam wielkie rzeczy i radość nas napełnia. Psalm 126,3. Abby, modlę się za Ciebie!”. I modliła się. Pod kliniką aborcyjną stała nie tylko ze względu na nienarodzone dzieci, ale również ze względu na ich matki i pracowników tego miejsca.

Chronić przed „fanatykami”

Małe dziewczynki marząc o tym, kim zostaną w przyszłości, raczej nie myślą o byciu dyrektorką kliniki aborcyjnej. Abby też tego nie planowała. Miała wspaniałych rodziców, z którymi regularnie chodziła do kościoła, udzielała się we wspólnocie młodzieżowej, świetnie się uczyła, aktywnie działała w szkolnym samorządzie, należała do chóru, kółka teatralnego i zespołu tanecznego. Wybrała studia z zakresu psychologii, bo chciała pomagać osobom przeżywającym kryzysy.

Do kliniki z aborcyjnej sieci Planned Parenthood (Planowane Rodzicielstwo) trafiła na targach wolontariatu, kiedy szukała dla siebie kolejnych możliwości rozwoju. Dała się przekonać, że w ten sposób będzie wspierać kobiety w najtrudniejszych momentach życia, chronić je przed „fanatykami” rzucającymi na nie obelgi, dbać o ich samopoczucie fizyczne i psychiczne. W wolontariacie sprawdziła się tak dobrze, że organizacja szybko zaproponowała jej pracę. A później awans. Po kilku latach została dyrektorką kliniki i otrzymała tytuł „pracownika roku” Planned Parenthood.

Wątpliwości

„Pomoc kobietom” nie zawsze wyglądała tak, jak Abby się tego spodziewała. Czasami do kliniki zgłaszały się dziewczyny w bardzo zaawansowanej ciąży, których dzieci mogły już przeżyć poza łonem matki, ale zgodnie z prawem były uśmiercane. Kierownictwo sieci kładło coraz większy nacisk na osiągniecie jak największych zysków – a im bardziej zaawansowana była ciąża, tym więcej pieniędzy zarabiano na aborcjach. Wielu pracowników nie odpowiadało uczciwie na pytania kobiet o to, jak rozwinięte jest dziecko na danym etapie i czy może odczuć ból.

W swojej książce „Nieplanowane” Abby wspomina pewne wydarzenie, które szczególnie utkwiło jej w pamięci: na aborcję przyjechała młoda kobieta, w samochodzie czekała na nią dwuletnia córeczka. Matka pacjentki stała po drugiej stronie płotu i modliła się. Kiedy zobaczyła córkę zmierzającą do kliniki, na kolanach błagała ją, żeby tego nie robiła. Obiecywała wszelką pomoc. Płacząc, wskazywała na swoją dwuletnią wnuczkę i prosiła, aby nie odbierać jej szansy na utulenie drugiego, ukrytego jeszcze maleństwa. Kobieta jednak pozostała nieugięta i zdecydowała się na aborcję. Krzyk babci błagającej o życie dla wnuka długo prześladował Abby. Ale decydujący moment miał dopiero nadejść.

Na własne oczy

W Planned Parenthood Abby Johnson pracowała już osiem lat, ale nigdy jeszcze nie asystowała przy aborcji. Tego dnia została jednak poproszona o pomoc przy zabiegu. Lekarz dla bezpieczeństwa pacjentki musiał użyć aparatu USG. Na monitorze wyświetlił się wyraźny obraz doskonale uformowanego dziecka. Abby mogła dostrzec nawet maleńkie paluszki. Takie same, jakie ze wzruszeniem oglądała trzy lata wcześniej, będąc w ciąży ze swoją córeczką Grace.

Nagle wszystkie slogany, które wcześniej słyszała i powtarzała, że „to jeszcze nie dziecko” straciły sens. Kiedy zobaczyła, jak maszyna ssąca wciąga maleńkie ciałko, głowica USG wypadła jej z rąk. To, w czym przed chwilą uczestniczyła, nie było usunięciem zlepka komórek. Poczuła, że właśnie przyczyniła się do czyjejś śmierci.

Ucieczka

Nie chciała dłużej pracować w tym miejscu, ale bała się podjęcia ostatecznej decyzji. Siedziała w swoim gabinecie. Jej wzrok przykuła mała karteczka otrzymana dwa lata wcześniej od Elizabeth razem z bukietem kwiatów. „Abby, modlę się za Ciebie”. Nie mogła powstrzymać łez, po prostu wybiegła z kliniki. Prosto do stojącej kilkaset metrów dalej siedziby Koalicji dla Życia, w której działała Elizabeth.

Cały czas szlochając opowiedziała o tym, co widziała na USG. I znów nie usłyszała słowa potępienia czy wyrzutu od wolontariuszy pro life. Na pożegnanie poprosili ją o dwie rzeczy – żeby mogli w końcu ją uściskać i pomodlić się za nią. Obiecali też zrobić wszystko, by znaleźć jej nową pracę.

Obecnie Abby poprzez swoją organizację „And then there were none” pomaga setkom pracowników klinik aborcyjnych, którzy chcą zrezygnować z udziału przy aborcji. Razem z nowymi przyjaciółmi tworzy pełen miłości ruch pro life, w którym każdy człowiek – narodzony i nienarodzony, pracownik kliniki aborcyjnej i obrońca życia – jest nieskończenie ważny i cenny. Działa „po dobrej stronie płotu” także dlatego, że ludzie z Koalicji dla Życia nigdy jej nie skreślili i zawsze na nią czekali. Teraz ona czeka na pozostałych – nie po to, żeby ich potępić, ale żeby zapewnić o Bożym Miłosierdziu i nieskończonej dobroci. I po to, aby ich serdecznie uściskać – tak, jak ona została uściskana.

...

Wspaniala historia wyzwolenia. Zlo ma charkter nałogu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:29, 15 Cze 2017    Temat postu:

Pierwsza komunia Michałka. Zespół Downa nie jest żadną przeszkodą
Anna Malec | Czer 15, 2017
Trochę Inaczej
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


To, co dla nas może być przeszkodą, dla Pana Boga nie ma znaczenia – to przecież On powiedział, by „pozwolić dzieciom przychodzić do Niego”. Nie zdrowym, pięknym, w wyprasowanych albach, grzecznym. Po prostu dzieciom. Wszystkim.


M
ichał czuł, że to będzie ważny dzień. Cieszył się, że przyjadą wszyscy jego bliscy, których uwielbia, a którzy na co dzień mieszkają daleko. Czuł, że wydarzy się coś ważnego. Z tygodnia na tydzień coraz dojrzalej wyczekiwał tej chwili. Był bardzo przejęty.


Czekał na komunię trzy lata

Pani Kinga, mama Michała, uważnie obserwowała rozwój chłopca, nie chciała, by przystąpił do pierwszej komunii tylko dlatego, że jest w wieku, w którym zwyczajowo przyjmuje się ten sakrament.

Michał ma swoje tempo, które cała rodzina szanuje. Dlatego trzy lata temu, kiedy Michał teoretycznie mógł rozpocząć przygotowania pierwszokomunijne, pani Kinga zdecydowała, że nie jest jeszcze na to gotowy. Podobnie było dwa lata temu.

Kiedy jednak przed rokiem katechetka ogłosiła rozpoczęcie przygotowań, pani Kinga postanowiła spróbować. W decyzji pomógł jej ks. Bartek ze szczecińskiej katedry, który zainteresował się historią Michałka.

Pani Kinga trochę obawiała się przygotowań, okazało się jednak, że zupełnie niepotrzebnie. Celebrowane przez ks. Bartka msze były tak ciekawe, że nie musiała namawiać syna, by w nich uczestniczył.
Czytaj także: Komunia dla niepełnosprawnych intelektualnie? Oczywiście, że tak!


Pierwsza spowiedź i przedkomunijne egzaminy z modlitw

Michał aktywnie uczestniczył w przygotowaniach, słuchał księdza, obserwował dzieci. Miał jednak problem z zapamiętaniem modlitw; na szczęście z obowiązku zdawania ich został zwolniony.

Podobnie było z piosenkami, chłopiec nie mógł zapamiętać treści, jednak na to mama znalazła sposób – podczas przygotowań w kościele nagrywała je na dyktafon i potem wspólnie śpiewali w samochodzie.

– Odnosiłam wrażenie, że Michał jest coraz bardziej świadomy tego, co się wydarzy i coraz bardziej wyczekiwał tego momentu – mówi pani Kinga.

Do spowiedzi przystąpił przygotowany i uśmiechnięty. Mógł ją odbyć przy klęczniku, widząc twarz księdza, co bardzo ułatwiło mu zadanie.

Wcześniej pani Kinga dużo rozmawiała z synem o grzechu, o tym, czym jest i dlaczego ma je wyznawać. Robiła to „przy okazji” – kiedy Michał coś zbroił albo kiedy opowiadał, że koledzy w szkole się pobili. W ten sposób nauczył się, że to co złe i krzywdzące innych jest grzechem.

Po wyznaniu grzechów ks. Bartek zabrał chłopca do kaplicy, by pomóc mu w odmówieniu pokuty. Michał pamiętał nawet modlitwę – to była ta, której nauczyła go babcia. – Po raz kolejny nas zaskoczył – mówi pani Kinga.
Czytaj także: Co na Pierwszą Komunię Świętą? Pielgrzymka!


„Ten” dzień!

Sakrament Pierwszej Komunii Świętej Michał przyjął 21 maja w szczecińskiej katedrze. Razem z nim do komunii przystąpiły dzieci z jego i z innych klas. Znał je wszystkie ze szkoły i ze świetlicy.

Michał nie był jedynym niepełnosprawnym dzieckiem w tej grupie, ale jedynym z zespołem Downa. To jednak w niczym mu nie przeszkadzało.

Pani Kinga podkreśla, jak ważna była dla niej delikatność i zrozumienie osób, które przygotowywały całą uroczystość. Nie nalegali, by eksponować obecność niepełnosprawnych dzieci, by pokazać integrację. Ksiądz na początku mszy także nie wspomniał, że do komunii przystępują dziś dzieci pełno i niepełnosprawne. Wszystkie były traktowane na równi.

Zresztą, księża ze szczecińskiej katedry mają wyczucie i wiedzą, jak w takich sytuacjach należy się zachować. Na co dzień sprawują opiekę duchową nad uczniami integracyjnej szkoły podstawowej nr 63, do której chodzi Michał.
Czytaj także: Przyjęła pierwszą komunię w wieku… 101 lat


Pierwsza komunia kamieniem milowym

Pani Kinga podkreśla, że pierwsza komunia synka była dla niej przełomowym momentem, kamieniem milowym macierzyństwa. Patrząc na to, jak Michał radzi sobie z trudnymi przecież dla niego zadaniami, zobaczyła, że nie jest już małym chłopcem.

– Ten sakrament to pierwszy mniej lub bardziej świadomy, ale samodzielny krok mojego dziecka w wierze, w której jest wychowywane. Dla mnie to bardzo intymne przeżycie – mówi.

Michał przeżywał ten czas z wielką ufnością i radością.

Przed samą mszą komunijną, widząc zdenerwowanie i wzruszenie swojej mamy powiedział: „Nie stresuj się, będzie pięknie”. Miał rację. Było pięknie.

Historia Michała pokazuje, że to, co dla nas może być przeszkodą, dla Pana Boga nie ma znaczenia – to przecież On powiedział, by „pozwolić dzieciom przychodzić do Niego”. Nie zdrowym, pięknym, w wyprasowanych albach, grzecznym. Po prostu dzieciom. Wszystkim.

Historia Michałka ukazała się na portalu trocheinaczej.pl.

[link widoczny dla zalogowanych]

Właśnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:25, 21 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Pawłowicz upomniana przez komisję etyki. "Mam to w nosie"
Pawłowicz upomniana przez komisję etyki. "Mam to w nosie"

Dzisiaj, 21 czerwca (16:20)

Komisja etyki poselskiej postanowiła zwrócić uwagę posłance Prawa i Sprawiedliwości Krystynie Pawłowicz za jej marcową wypowiedź o uczestniczkach stołecznych pikiet z okazji Dnia Kobiet. "Mam w nosie, co robi ta komisja, jest całkowicie zbędna" - skomentowała tę decyzję parlamentarzystka.
Krystyna Pawłowicz
/PAP/Radek Pietruszka /PAP


O rozstrzygnięciu komisji etyki poselskiej poinformował Grzegorz Długi (Kukiz'15). Uznano, że ta wypowiedź nie była fortunna i postanowiono zwrócić pani poseł uwagę - wyjaśnił.

Pawłowicz, pytana 8 marca w wywiadzie dla portalu Fronda.pl, co sądzi o akcji "Wiedźmy w Warszawie", organizowanej z okazji Dnia Kobiet, powiedziała: "niestety, te panie “wiedźmy" nie mają nic do powiedzenia. Cokolwiek powiedzą, to natychmiast można wykazać po prostu ich głupotę i infantylizm. “Wiedźmy" urządzają happeningi i wygłupy, bo na nic innego ich intelektualnie nie stać". O ukaranie posłanki ze te słowa wnosił klub Platformy Obywatelskiej.
Pawłowicz: Mam kompletnie w nosie, co robi ta komisja

Krystyna Pawłowicz oceniła w rozmowie z PAP, że komisja etyki prowadzi nagonkę na posłów Prawa i Sprawiedliwości. Ta komisja jest całkowicie zbędna przy komisji regulaminowej i spraw poselskich, bo oni badają naruszenie ustawy (o wykonywaniu mandatu posła i senatora - PAP) i to rozumiem. Mnie nic nie łączy z tymi paniami z komisji etyki, a one będą mnie ciągle tropiły, instruowały za moje wystąpienia wyrażające moje przekonania polityczne? - pytała posłanka PiS. Mam kompletnie w nosie, co robi ta komisja, tym się nie przejmuję - dodała Pawłowicz.

Posłanka poinformowała jednocześnie, że we wtorek złożyła odwołanie od poprzedniej uchwały komisji etyki, która 7 czerwca zwróciła jej uwagę za zachowanie w stosunku do Kingi Gajewskiej-Płochockiej z PO. Posłanka Platformy zarzuciła Pawłowicz, że 16 grudnia ub. roku użyła na sali plenarnej wobec niej przemocy. Podczas zamieszania wokół mównicy sejmowej stałam 20 minut w jednym miejscu, pani Pawłowicz rozmawiała z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, po czym odwróciła się i mnie przepchnęła - relacjonowała wówczas Gajewska-Płochocka.
Jakie uprawnienia ma komisja etyki?

Komisja etyki, po rozpatrzeniu sprawy i stwierdzeniu naruszenia przez posła zasad etyki poselskiej, może w drodze uchwały: zwrócić posłowi uwagę, udzielić posłowi upomnienia lub udzielić nagany. Uchwały komisji podaje się do wiadomości publicznej.

...

Jak widac Pawlowicz jest przycinana. Prezes uznal ze dzkodzi ,,wizerunkowi" czyli sondazom czy korytu. Bo tylko to sie liczy. Charakterystyczne ZA CO! Tysiace glupich wypowiedzi i nic. To krytyka monstrualnych potworow od mordowania chorych dzieci i juz upomnienie. To nie przypadek. Szatan ochrony zycia nie odpusci i prezes jest tu na krotkiej smyczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:34, 25 Cze 2017    Temat postu:

Afera o Cisowiankę
Aleksandra Gałka | Czer 24, 2017

EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Popierasz prawa kobiet? Nie kupuj Cisowianki!” – głosi hasło akcji, która informuje o zaangażowaniu producenta wody mineralnej we wspieranie organizacji pro-life oraz wzywa do bojkotu jego produktów. Jedni do buntu dołączają, inni reagują wręcz odwrotnie.

Autorzy akcji wzięli pod lupę sprawozdanie finansowe organizacji PRO – Prawo do życia za rok 2014. Wynika z niego, że ta otrzymała od Fundacji Rodziny Witaszków darowiznę w wysokości 60 tys. złotych. Stojący na czele fundacji Paweł Witaszek jest równocześnie wiceprezesem zarządu spółki akcyjnej Nałęczów Zdrój, która produkuje m.in. wodę mineralną marki Cisowianka.
Nieprawda na temat aborcji

Przeciwnicy zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej zarzucają pro-liferom „szerzenie nieprawdy na temat zabiegów przerywania ciąży”. Przypominają, że to właśnie „jej działacze wystają pod szpitalami i w centrach miast z drastycznymi, kłamliwymi banerami”.

Na profilu „Szantaż z dala od szpitala” na Facebooku w czwartek 22 czerwca pojawił się następujący wpis:

Zależy nam na zagwarantowaniu kobietom pełni praw. Domagamy się, by miały prawo decydować, czy i kiedy zostaną matkami. Dlatego nie chcemy, by nasze pieniądze trafiały do kieszeni osób sponsorujących działalność fanatyków, którzy zastraszają lekarzy i pacjentki oraz zmuszają przechodniów do obcowania z fałszywymi, makabrycznymi obrazami!



Producent Cisowianki odpowiada

Jeszcze tego samego wieczoru spółka Nałęczów Zdrój wydała oświadczenie, w którym podkreśla, że jest neutralna światopoglądowo i nie ingeruje w prywatne przekonania swoich pracowników:

Nałęczów Zdrój S.A., właściciel marki Cisowianka oświadcza, że jest firmą neutralną światopoglądowo nie angażującą się po żadnej ze stron sporów światopoglądowo-politycznych. Dodatkowo firma nigdy nie ingerowała i nie będzie ingerować w prywatne poglądy zarówno członków Zarządu, jak i swoich pracowników, szanując prawo każdego człowieka do własnych przekonań.

Uprzejmie prosimy o uszanowanie tego stanowiska.





Internauci podzieleni

Post opublikowany przez fanpage „Szantaż z dala od szpitala” w ciągu jednego dnia został udostępniony ponad 5,5 tys. razy – m.in. przez partię Razem. Akcja ma zwolenników, którzy otwarcie przyznają, że po ujawnieniu zależności między wiceprezesem Witaszkiem a organizacją pro-life zrezygnują z picia Cisowianki.

Pod postem pojawiają się jednak także komentarze internautów, którzy – choć zgadzają się światopoglądowo z organizatorami – to nie aprobują namawiania do bojkotu marki, uważając, że argument dotyczący przekonań jednego z wiceprezesów jest bezpodstawny.

Wielu z komentujących deklarowało także, że będzie kupowało wodę mineralną marki Cisowianka jeszcze częściej i w jeszcze większych ilościach.

Pojawiły się także argumenty gospodarcze. Jeden z wpisów wskazywał na to, że dystrybutor wody mineralnej Cisowianka jest jednym z niewielu polskich podmiotów na rynku wód, a sztuczne podziały „na prawaków i lewaków” spowodują obniżenie konkurencyjności naszego rodzimego producenta względem rywali z zagranicy.

Do akcji nawiązali także dziennikarze, którzy są aktywni w mediach społecznościowych. Fotoreporter Jakub Szymczuk opublikował zdjęcie dwóch zgrzewek wody marki Cisowianka, opatrując to komentarzem [pisownia oryginalna]:

Po akcji @partiarazem chciałbym napisać, że teraz będę pił Cisowiankę ale wiecej już nie dam rady, bo piję tylko Cisowiankę ߙŠ


Po akcji @partiarazem chciałbym napisać, że teraz będę pił Cisowiankę ale wiecej już nie dam rady, bo piję tylko Cisowiankę ❤ ߙ pic.twitter.com/7kbrqAotLV

— Jakub Szymczuk (@jakub_szymczuk) June 22, 2017

...

Widzicie metody szatana? To ze dzieci zyja to ,,skandal". ,,Bojkot" jakby nie przymierzajac firma zrobila reklamowke na terenie obozu zaglady... Proba robienia ,,skandalu" z dobra to szatanskie odwracanie znaczen. Czarne jest biale... Tak samo ,,aborcja prawem czlowieka"... Holokaust prawem czlowieka zwlaszcza niemieckiego... Taki to diabel ,,sprytny". Oczywiscie nietrudno zdemaskowac...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:11, 28 Cze 2017    Temat postu:

Nie reagujesz na przemoc wobec dzieci? Grożą Ci 3 lata więzienia
Katolicka Agencja Informacyjna i Redakcja | Czer 28, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Reaguj – to Twój prawny obowiązek!” - Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę nową kampanią zachęca do przeciwdziałania przemocy wobec dzieci.


F
undacja Dajemy Dzieciom Siłę (dawna Fundacja Dzieci Niczyje) rozpoczyna kampanię informacyjną „Reaguj – to Twój prawny obowiązek!”, której celem jest uwrażliwienie społeczeństwa, a w szczególności specjalistów pracujących z dziećmi, na ważne zmiany zachodzące w polskim prawie. W lipcu 2017 r. wejdzie w życie nowelizacja kodeksu karnego, która zwiększy karnoprawną ochronę dzieci – ofiar przestępstw.
Reagowanie to obowiązek

Justyna Podlewska, koordynatorka Działu Prawnego Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wyjaśnia, na czym polega nowelizacja:

Wszyscy powinni wiedzieć, że od tej pory każdy ma prawny obowiązek zgłaszania przestępstw wobec dzieci policji lub prokuraturze. Kampanię „Reaguj – to Twój prawny obowiązek!” kierujemy głównie do profesjonalistów pracujących z dziećmi. Chcemy tłumaczyć na czym polegają zmiany, ale też poinformować, że mogą liczyć na wsparcie naszej fundacji.

Nowelizacja, która wejdzie w życie 13 lipca br., nakłada na każdego obywatela prawny obowiązek zgłaszania do organów ścigania przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich. Do tej pory był to tylko tzw. obowiązek społeczny. Nowelizacja wprowadza także zaostrzenie kar za przestępstwa wobec dzieci: za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dziecka grozi kara nie mniej niż 3 lata pozbawienia wolności, a za znęcanie się nad dzieckiem ustawodawca podwyższył karę do lat 8. W przypadku bezprawnego pozbawienia wolności, porzucenia i uprowadzenia, gdy pokrzywdzonym jest osoba nieporadna ze względu na wiek lub stan zdrowia, wymiar kary zwiększa się do 12 lat więzienia.
Czytaj także: Przemoc w szkole: jak szybko ją rozpoznać?
Jakie zmiany?

Najważniejszą zmianą jest wprowadzenie kary do 3 lat pozbawienia wolności za niezawiadomienie organów ścigania o przestępstwach wymierzonych w dobro dziecka, takich jak: ciężki uszczerbek na zdrowiu (w wyniku przestępstwa); gwałty zbiorowe; zgwałcenie osoby poniżej 15 r.ż.; kazirodcze; ze szczególnym okrucieństwem; wykorzystania bezradności lub niepoczytalności; wykorzystywania seksualnego małoletniego poniżej lat 15.

Koordynatorka Działu Prawnego Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę tłumaczy:

W Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę od 26 lat podejmujemy interwencje w sytuacjach, gdy dzieci są ofiarami przemocy lub wykorzystywania seksualnego. Nowelizacja Kodeksu karnego jest ważnym krokiem w kierunku lepszej prawnej ochrony dzieci. Wprowadzone zmiany zaczną obowiązywać od lipca tego roku.


Jak wynika z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, co 8 dziecko w Polsce doświadczyło jakiejś formy wykorzystania seksualnego. Dlatego tak ważna jest wczesna identyfikacja zagrożenia bezpieczeństwa dziecka, a także niepozostawanie obojętnym w sytuacji, kiedy dziecku dzieje się krzywda. Kampania „Reaguj – to Twój prawny obowiązek!” zwraca uwagę na konieczność podejmowania działania – niezwłocznego zawiadomienia organów ścigania, tj. policji lub prokuratury.

Platformą kampanii „Reaguj – to Twój obowiązek!” jest strona internetowa fdds.pl/reaguj, na której można znaleźć materiały informacyjne. Na stronie kampanii znajdują się również m.in. informacje o symptomach krzywdzenia, czy sposobach reagowania w sytuacji podejrzenia przestępstwa wobec dzieci. Ponadto, fundacja zaprasza do udziału w szkoleniach dotyczących problematyki przeciwdziałania krzywdzeniu dzieci oraz do zgłaszania placówek opiekuńczych i edukacyjnych do programu Chronimy Dzieci, który pomaga we wdrożeniu standardów ochrony dzieci przed przemocą: [link widoczny dla zalogowanych]
Czytaj także: Jak rozmawiać z dzieckiem o zagrożeniach związanych z przemocą seksualną?
Potrzebujesz wsparcia?

Wszyscy, którzy potrzebują wsparcia i informacji w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa dzieci, mogą zadzwonić do fundacji pod bezpłatny numer: 800 100 100 (poniedziałek – piątek, w godzinach 12:00 – 15:00). Mogą także skontaktować się mailowo pod adresem: [link widoczny dla zalogowanych].

Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (dawna Fundacja Dzieci Niczyje) od 1991 roku dąży do tego, by wszystkie dzieci miały bezpieczne dzieciństwo i były traktowane z poszanowaniem godności i podmiotowości. Chroni dzieci przed krzywdzeniem i pomaga tym, które doświadczyły przemocy, by znały swoje prawa, wierzyły w siebie i cieszyły się życiem.

W ramach Fundacji działa również Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111, za pośrednictwem którego blisko 120 tys. dzieci rocznie szuka pomocy.
Czytaj także: Jak nauczyć dziecko, że nikomu nie wolno dotykać jego ciała?

Źródło: KAI/ag

...

A aborcje to mozna co?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:11, 28 Cze 2017    Temat postu:

Nie reagujesz na przemoc wobec dzieci? Grożą Ci 3 lata więzienia
Katolicka Agencja Informacyjna i Redakcja | Czer 28, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Reaguj – to Twój prawny obowiązek!” - Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę nową kampanią zachęca do przeciwdziałania przemocy wobec dzieci.


F
undacja Dajemy Dzieciom Siłę (dawna Fundacja Dzieci Niczyje) rozpoczyna kampanię informacyjną „Reaguj – to Twój prawny obowiązek!”, której celem jest uwrażliwienie społeczeństwa, a w szczególności specjalistów pracujących z dziećmi, na ważne zmiany zachodzące w polskim prawie. W lipcu 2017 r. wejdzie w życie nowelizacja kodeksu karnego, która zwiększy karnoprawną ochronę dzieci – ofiar przestępstw.
Reagowanie to obowiązek

Justyna Podlewska, koordynatorka Działu Prawnego Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wyjaśnia, na czym polega nowelizacja:

Wszyscy powinni wiedzieć, że od tej pory każdy ma prawny obowiązek zgłaszania przestępstw wobec dzieci policji lub prokuraturze. Kampanię „Reaguj – to Twój prawny obowiązek!” kierujemy głównie do profesjonalistów pracujących z dziećmi. Chcemy tłumaczyć na czym polegają zmiany, ale też poinformować, że mogą liczyć na wsparcie naszej fundacji.

Nowelizacja, która wejdzie w życie 13 lipca br., nakłada na każdego obywatela prawny obowiązek zgłaszania do organów ścigania przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich. Do tej pory był to tylko tzw. obowiązek społeczny. Nowelizacja wprowadza także zaostrzenie kar za przestępstwa wobec dzieci: za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dziecka grozi kara nie mniej niż 3 lata pozbawienia wolności, a za znęcanie się nad dzieckiem ustawodawca podwyższył karę do lat 8. W przypadku bezprawnego pozbawienia wolności, porzucenia i uprowadzenia, gdy pokrzywdzonym jest osoba nieporadna ze względu na wiek lub stan zdrowia, wymiar kary zwiększa się do 12 lat więzienia.
Czytaj także: Przemoc w szkole: jak szybko ją rozpoznać?
Jakie zmiany?

Najważniejszą zmianą jest wprowadzenie kary do 3 lat pozbawienia wolności za niezawiadomienie organów ścigania o przestępstwach wymierzonych w dobro dziecka, takich jak: ciężki uszczerbek na zdrowiu (w wyniku przestępstwa); gwałty zbiorowe; zgwałcenie osoby poniżej 15 r.ż.; kazirodcze; ze szczególnym okrucieństwem; wykorzystania bezradności lub niepoczytalności; wykorzystywania seksualnego małoletniego poniżej lat 15.

Koordynatorka Działu Prawnego Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę tłumaczy:

W Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę od 26 lat podejmujemy interwencje w sytuacjach, gdy dzieci są ofiarami przemocy lub wykorzystywania seksualnego. Nowelizacja Kodeksu karnego jest ważnym krokiem w kierunku lepszej prawnej ochrony dzieci. Wprowadzone zmiany zaczną obowiązywać od lipca tego roku.


Jak wynika z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, co 8 dziecko w Polsce doświadczyło jakiejś formy wykorzystania seksualnego. Dlatego tak ważna jest wczesna identyfikacja zagrożenia bezpieczeństwa dziecka, a także niepozostawanie obojętnym w sytuacji, kiedy dziecku dzieje się krzywda. Kampania „Reaguj – to Twój prawny obowiązek!” zwraca uwagę na konieczność podejmowania działania – niezwłocznego zawiadomienia organów ścigania, tj. policji lub prokuratury.

Platformą kampanii „Reaguj – to Twój obowiązek!” jest strona internetowa fdds.pl/reaguj, na której można znaleźć materiały informacyjne. Na stronie kampanii znajdują się również m.in. informacje o symptomach krzywdzenia, czy sposobach reagowania w sytuacji podejrzenia przestępstwa wobec dzieci. Ponadto, fundacja zaprasza do udziału w szkoleniach dotyczących problematyki przeciwdziałania krzywdzeniu dzieci oraz do zgłaszania placówek opiekuńczych i edukacyjnych do programu Chronimy Dzieci, który pomaga we wdrożeniu standardów ochrony dzieci przed przemocą: [link widoczny dla zalogowanych]
Czytaj także: Jak rozmawiać z dzieckiem o zagrożeniach związanych z przemocą seksualną?
Potrzebujesz wsparcia?

Wszyscy, którzy potrzebują wsparcia i informacji w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa dzieci, mogą zadzwonić do fundacji pod bezpłatny numer: 800 100 100 (poniedziałek – piątek, w godzinach 12:00 – 15:00). Mogą także skontaktować się mailowo pod adresem: [link widoczny dla zalogowanych].

Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (dawna Fundacja Dzieci Niczyje) od 1991 roku dąży do tego, by wszystkie dzieci miały bezpieczne dzieciństwo i były traktowane z poszanowaniem godności i podmiotowości. Chroni dzieci przed krzywdzeniem i pomaga tym, które doświadczyły przemocy, by znały swoje prawa, wierzyły w siebie i cieszyły się życiem.

W ramach Fundacji działa również Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111, za pośrednictwem którego blisko 120 tys. dzieci rocznie szuka pomocy.
Czytaj także: Jak nauczyć dziecko, że nikomu nie wolno dotykać jego ciała?

Źródło: KAI/ag

...

A aborcje to mozna co?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:24, 02 Lip 2017    Temat postu:

Marta Maria i jej 5 (pełnych) dni życia
Silvia Lucchetti | Lip 02, 2017

©Imma Cardarano
Imma Cardarano i malutka Martamaria
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Świadectwo Immy i Giacinto, którzy odmówili „aborcji terapeutycznej” i z miłością przyjęli córeczkę dotkniętą wadami uniemożliwiającymi przeżycie

Opowiem wam dziś historię małżonków Immy i Giacinta, którym z całego serca dziękuję za to, że zechcieli się ze mną podzielić swoim świadectwem. Tym świadectwem jest ich córeczka Marta Maria, która żyła tylko pięć dni. „Tylko”? A może „aż”? To było pięć dni wielkiej, nieoczekiwanej łaski. Ale po kolei.

O Immie dowiedziałam się od jej bliskiej przyjaciółki Titti – młodej mamy, która zdecydowała się przyjąć śmiertelnie chorą Benedettę. Dzięki Titti w neapolitańskim szpitalu Villa Betania (a potem także w innych włoskich szpitalach) wprowadzono Comfort care – protokół opieki nad rodzinami spodziewającymi się dzieci z wadami uniemożliwiającymi przeżycie.
Czytaj także: Opowieść matki, która zamiast poddać się aborcji, przyjęła życie córeczki ze śmiertelnymi wadami wrodzonymi


Państwa córeczka jest śmiertelnie chora …

Silvia Lucchetti: Droga Immo, dziękuję, że zgodziłaś się ze mną porozmawiać. Zacznijmy od początku: kiedy dowiedziałaś się, że twoje dziecko jest dotknięte wadami uniemożliwiającymi przeżycie?

Imma: W 2013 r., w rok po urodzeniu pierwszego dziecka – przedtem przeżyłam kilka poronień – znowu zaszłam w ciążę. Byłam bardzo szczęśliwa i w pierwszym okresie ciąży czułam się znacznie spokojniejsza niż przy synku. Ale w dwunastym tygodniu, dokładnie 24 lipca, w czasie badania przezierności karkowej lekarz zorientował się, że dzieje się coś złego. Dziecko miało akranię – wadę let alną, polegającą na braku kości pokrywy czaszki. Ginekolog powiedział, że bardzo możliwe, że poronię i dodał, że w takich przypadkach zwykle przeprowadzana jest „aborcja terapeutyczna”. Mówił to ze smutkiem, bo wiedział, jakie mieliśmy już wcześniej problemy i dla niego to też nie było łatwe. Wróciłam do domu, wytłumaczyłam wszystko mężowi i powiedziałam: „Giacinto, byłam w ciąży i dalej jestem w ciąży”.

I co postanowiliście? Rozważaliście możliwość aborcji?

Nigdy nie braliśmy pod uwagę aborcji, nigdy. Prosiliśmy Pana o dziecko i tyle. On wie, kiedy dać nam dziecko i kiedy je zabrać do Siebie. Dla mnie jako matki zabicie własnego dziecka było nie do pojęcia. Przecież serce mojej córki biło. Po dwóch dniach oznajmiliśmy lekarzowi, że donoszę ciążę. Giacinto bardzo się martwił o mnie, ponieważ choruję na reumatoidalne zapalenie stawów i zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa, ale ginekolog powiedział, że mojemu zdrowiu nic nie zagraża. Ja i Giacinto otrzymaliśmy wielką łaskę, że zawsze się zgadzamy, zawsze jesteśmy razem.



©Imma Cardarano
Imma w ciąży z Martą Marią, Giacinto i Giuseppe.


Chcę urodzić…

Co wtedy czułaś?

Na początku było mi bardzo trudno. Myślałam, że poczucie szczęścia z pierwszych miesięcy ciąży przeminęło bezpowrotnie. Pamiętam, że kiedy usłyszałam diagnozę, powiedziałam Bogu: „Panie, teraz tylko Ty możesz mnie wspierać przez te dziewięć miesięcy”. Miałam wewnętrzne przekonanie, że On da mi łaskę urodzenia żywej córeczki. W głębi serca czułam taką pewność i modliłam się w kółko: „Tylko Ty, Panie, możesz mi pomóc. Sama nie dam rady”. Nie będę ukrywać, że zastanawiałam się, szczególnie na początku, dlaczego coś takiego dotknęło właśnie mnie, właśnie nas. „Boże, po tylu udrękach, mogłeś mi tego oszczędzić” – mówiłam. Tak po prostu, szczerze.

I co się stało potem?

Mój ginekolog bardzo nas wspierał. Kiedy byłam w czwartym miesiącu doradził, żebym poszukała szpitala, w którym będę mogła spokojnie urodzić. Wybór padł na szpital Villa Betania. Ciąża rozwijała się dobrze i nie pojawiły się żadne powikłania typowe dla takich przypadków, jak np. wielowodzie. Kiedy minęło lato, zaczęłam mówić krewnym i przyjaciołom, że nasza córeczka ma wadę wrodzoną. Powiedziałam też Titti. Znamy się od dwudziestu lat, wiedziałam, co przeszła z Benedettą. Wysłałam jej sms, a ona od razu odpisała: „Imma, jutro wpadnę”. I rzeczywiście następnego dnia rano przyszła mnie odwiedzić. Tryskała radością, dla mnie wtedy niezrozumiałą. Powtarzała: „wspaniale”, „zobaczysz, tak samo jak ja przeżyjesz pełnię radości”. Zniecierpliwiona przerwałam jej: „Nie doszłam jeszcze do pełnej radości. Dopiero pnę się na Golgotę. Może i kiedyś będzie tak, jak mówisz, ale na razie nie czuję żadnej wdzięczności”. Titti opowiedziała mi potem o tym, że próbuje wprowadzić w Villa Betania protokół opieki Comfort Care.
Czytaj także: Śmierć dziecka – czy to może mieć jakiś sens?


Trudne chwile

Byłaś pierwszą pacjentką objętą tym systemem. Jakie to było dla ciebie doświadczenie?

Początki Comfort Care nie były łatwe. Wiele osób było przeciwnych takiej formie opieki. Pamiętam, że psycholog zapytał mnie, dlaczego nie zdecydowaliśmy się na „aborcję terapeutyczną”. Opowiedziałam, że jestem w ciąży i moje dziecko żyje. Chciał mieć pewność, że moja decyzja jest świadoma. Pytał też, jak trafiłam do Villa Betania. Moja odpowiedź, że to szpital położony najbliżej naszego domu, wydała mu się zbyt racjonalna i uznał, że coś jest ze mną niedobrze. I nie mogło być dobrze, bo wiedziałam, że moja córeczka umrze, ale wcale nie przestałam trzeźwo myśleć. Chciałam ją przyjąć najlepiej jak to możliwe. Projekt Comfort Care był w fazie rozruchu, wiele osób patrzyło na niego nieprzychylnie. Ordynator neonatologii w czasie jednej z ostatnich wizyt zarzucił mi skrajny egoizm, ponieważ powiedziałam, że chcę pokazać córeczkę najbliższym. Uważał, że nie powinnam tego robić, bo córeczka będzie potworem. „Panie doktorze” – odpowiedziałam, – „takie jest moje życzenie. Chcę, żeby poznali naszą córkę. Ale niech się pan nie martwi – nawet jeśli będzie wyglądać potwornie, jak pan twierdzi, nikt z nas nie będzie na nią patrzył pańskimi oczami. Będziemy na nią patrzeć oczami miłości i cała brzydota zniknie”. Poza tym zażądałam, by nie stosować wobec córeczki żadnej uporczywej terapii.

Kto był z tobą w tych trudnych chwilach?

Zawsze wspierali mnie moi rodzice i rodzice męża, moje siostry, cała rodzina. Bardzo pomagała mi modlitwa. Członkowie wspólnoty charyzmatycznej, do której należę, przychodzili do nas, żeby się wspólnie modlić. Kurczowo uchwyciliśmy się wiary. Kiedy nie czułam ruchów maleństwa, zaczynałam się bać o jej życie i gorąco pragnęłam, żeby przyszła na świat. I pomyśleć, że kiedy dowiedziałam się o wadzie wrodzonej, miałam nadzieję, że nie dożyje porodu. Ale od razu zdałam sobie sprawę z grzechu, jaki popełniam przygnieciona cierpieniem.

Potem znaleźliście jakoś siłę, żeby zmierzyć się z tym trudnym doświadczeniem?

Kiedy ktoś mi mówi, że byliśmy silni, odpowiadam, że to nieprawda. Nikt z nas nie był silny. Przyjęliśmy krzyż, bo nie mogliśmy postąpić inaczej. Ja wcale nie pogodziłam się z tą sytuacją. Ciągle modliłam się: „Panie, przemień wodę w wino!” Modliłam się natarczywie, prosiłam o modlitwy, nie przestawałam mieć nadziei na cudowne uzdrowienie córeczki. Pojechałam na pielgrzymkę do Collevalenza, smarowałam brzuch poświęconym olejem, wodą święconą z Jerozolimy.
Czytaj także: Czapeczka, rożek i… niezapominajka – czyli żegnaj, dzieciątko
Dzień narodzin

Jakie masz wspomnienia z dnia porodu?

Miałam cesarskie cięcie. Na salę operacyjną wjechałam otoczona modlitwami wszystkich: proboszcza, całej wspólnoty. Czułam miłość męża i bliskich, serdeczność personelu szpitala. Wszystko ułożyło się lepiej, niż przypuszczałam. Marta Maria urodziła się 17 stycznia 2014 r. o 12:30 i ku zdziwieniu wszystkich od razu zapłakała. Pamiętam, że ginekolożka zawołała radośnie: „Imma! Słyszysz, jak płacze!” Niestety diagnoza została potwierdzona, ale córeczka żyła! Urodziła się! To był pierwszy cud: samodzielnie oddychała i płakała! Jej płacz był hymnem na cześć życia. Potem została umyta, zrobiono odbitkę jej rączki i nóżki, zdjęcie, zaniesiono ją do taty. Najpierw spędziliśmy chwilę we troje, a potem w osobnym pokoju odbył się chrzest (pełny, bardzo mi na tym zależało). Towarzyszyli nam nasi bliscy i matki chrzestne – Titti i moja siostra, Anna. To byłą przepiękna ceremonia! Mogłam cieszyć się karmieniem córeczki, przytulaniem jej, mogłam ją pokazać rodzinie. Otrzymaliśmy wielki dar!
Czytaj także: Trwałe uszkodzenie płodu. Aborcja niczego nie rozwiązuje


5 najpiękniejszych dni

A potem nadeszła wielka niespodzianka: Martamaria przeżyła pięć dni …

Tak, Marta Maria przeżyła pięć dni przepełnionych miłością i czułością. Na zdjęciach widać, jak ściska za palec mnie i moją siostrę. To nieprawda, że takie dzieci nic nie czują, nie odbierają wrażeń. Pamiętam, jak któregoś dnia Assia, położna, przyszła z jednym z lekarzy mnie zbadać. W pokoju były moje siostry i Martamaria. Rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Kiedy wyszedł, powiedział tej położonej: „Oni się tam śmieją! Dziecko umiera, a jego mama się uśmiecha! Czuje się tam wielką radość!” A my wtedy cieszyłyśmy się życiem, łaską poznania mojej córeczki, przyjęcia jej, przytulenia.

Za każdym razem kiedy mi ją przynosili była zziębnięta i słaba, ale jak tylko brałam ją na ręce i przytulałam do piersi, ożywiała się. Ostatniej nocy też tak było, ale czułam, że potrzebuje coraz więcej czasu, żeby dojść do siebie. Zrozumiałam, że nadszedł czas i zawołałam męża. Była z nami Franca – pielęgniarka, która zawsze mnie wspierała. Wtedy wreszcie znalazłam dość siły, żeby powiedzieć córeczce, że jesteśmy gotowi, że może odejść, że jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy ją poznać, że ją kochamy i dziękujemy Bogu za jej 5 dni życia. I o ósmej rano Marta Maria narodziła się dla nieba. Tego dnia wyglądała jeszcze piękniej. Jak anioł.

Jak wspominasz pogrzeb?

Jej pogrzeb to było święto przepełnione śpiewami wspólnoty charyzmatycznej i modlitwą wszystkich przybyłych. Kościół pękał w szwach, a Pan dał mi siłę, żeby przeczytać list, który z wielkim trudem napisałam. Dzięki temu, że odmówiliśmy aborcji, mogliśmy okazać naszej córeczce miłość i troskę. Mogła poczuć, że jest przyjęta, chciana, kochana, bezpieczna. Otrzymała chrzest i pogrzeb, daliśmy jej godność, która należy się każdemu człowiekowi, a którą aborcja okrutnie wydziera. Jestem Bogu za to wdzięczna. Mogłam przeżyć pełnię radości, o której mówiła Titti, poczuć niewypowiedzianą pociechę, pewność życia wiecznego. Moja córka urodziła się, żyła, umarła i teraz jest w niebie.



Tekst ukazał się we włoskiej edycji portalu Aleteia

...

I TO JEST WZOR!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:19, 04 Lip 2017    Temat postu:

27 osób na rowerach. 7 dni. Ponad 1000 km. Jeden cel – obrona życia
Przemysław Radzyński | Lip 04, 2017
Materiały prasowe
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ruszyli 1 lipca. 15 osób z Oświęcimia i 12 z Gdańska. 7 lipca wszyscy spotkają się pod katedrą w Łodzi. Hasłem tegorocznego – ósmego już – Rajdu dla Życia jest „Kierunek Łódź Piotrowa”. Ta nietypowa rowerowa pielgrzymka promuje obronę życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci.


„C
elem Rajdu dla Życia jest promocja Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego, dlatego w miejscowościach, przez które prowadzi trasa, bezpłatnie rozprowadzamy materiały pro life. Każdego roku rozprowadzanych jest ponad 20 tysięcy czasopism. Inicjatywa ma charakter pielgrzymki życia przez polską ziemię, nie brakuje zatem wspólnej modlitwy za dzieci poczęte oraz świadectwa” – mówi Karolina Pluta.
Modlitwa za dziecko poczęte

Rzeczniczka Rajdu dodaje, że w gronie tegorocznych uczestników jest m.in. pielęgniarka, która modli się w intencji konkretnego dziecka zagrożonego aborcją. Do laboratorium, w którym pracuje, zgłosiła się para w 24 tygodniu ciąży. U dziecka jest podejrzenie wady genetycznej. Ojciec wyraźnie zapowiedział, że jeśli badania to potwierdzą, nie zgodzi się, żeby dziecko się urodziło. Wyniki badań będą już po zakończeniu Rajdu. Wtedy też rodzice będą podejmowali decyzję…
Czytaj także: Opowieść matki, która zamiast poddać się aborcji, przyjęła życie córeczki ze śmiertelnymi wadami wrodzonymi

Inna uczestniczka tegorocznego Rajdu zdecydowała się na udział z osobistych powodów. Kiedy była w ciąży z trzecim dzieckiem (obecnie już studentem Politechniki Wrocławskiej), poszła do lekarza. Zapytał od razu: „To co, usuwamy?”. Na jej pytanie „dlaczego?” zdziwił się: „Przecież ma pani już dwoje dzieci, urodzonych w odstępie około 1,5 roku. Chce się pani męczyć z trzecim?”.

Kobietą to wstrząsnęło, bo było to pierwsze pytanie, niemal stwierdzenie, gdy przyszła do lekarza potwierdzić ciążę. Uczestniczka Rajdu przyznaje, że działo się to w czasach swobodnego dostępu do aborcji, ale wie też, że niestety także dzisiaj można spotkać lekarzy z podobnym podejściem.
W obronie życia: 10 tys. kilometrów

Historia Rajdu sięga roku 2010. Uczestnicy siedmiu poprzednich edycji przejechali już łącznie ponad 10 tys. km w obronie życie. Drugi Rajd „Krzyżem przez Polskę” zakreślił na mapie Polski krzyż – uczestnicy jechali dwiema trasami z Zakopanego na Hel i z Giżycka do Międzyrzecza.

Rok później, jadąc ze Szczecina do Krakowa i z Krzeszowic do Suwałk trasy ułożyły się w krzyż św. Andrzeja. Od 2013 roku Rajd jest częścią Sztafety dla Życia, w którą włączają się też paralotniarze i motocykliści.

Historię Rajdu piszą ludzkie historie. W 2011 roku Adam w czasie Rajdu modlił się, żeby z żoną mogli począć dziecko. Modlitwy zostały wysłuchane. Z kolei Karol i Sylwia poznali się na rowerowej pielgrzymce w obronie życia. Od 2016 roku są już małżeństwem.
Czytaj także: Pro-life po polsku. Od małych stópek po okna życia

Katarzyna Łasek z diecezji legnickiej uczestniczyła już w sześciu Rajdach dla Życia. Wspomina, że na którymś z rajdów kobiety i dzieci sypały kwiaty pod koła rowerów. Innym razem po uczestników wyjechała straż pożarna i eskortowała do miejscowości postojowej. Gdzie indziej rajdowiczów zatrzymano „siłą” na przygotowane dla nich śniadanie.

„Zawsze wtedy jeszcze bardziej uświadamiałam sobie, że to, co robię jest dobre i pożądane. Oczywiście, zdarzały się sytuacje, kiedy podczas rozdawania materiałów pro life spotykaliśmy ludzi, którzy byli za aborcją. Jeżeli chcieli rozmawiać, to rozmawialiśmy, jeżeli nie, to odchodziliśmy, bo „wojownicy Pana nie zabijają. Oni walczą miłością, duchową amunicją”. Podczas każdego Rajdu dla Życia przyświeca nam jeden cel – obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci. I jeżeli udało się nam uratować choć jedno dziecko od aborcji, to jestem najszczęśliwszą osobą na świecie” – mówi Katarzyna Łasek.
Życie. To poważna sprawa

„55 lat temu Irena Kamys zaszła w ciążę i lekarz powiedział, że ciąża może być zagrożeniem jej życia. Radził jej, żeby tę ciążę usunęła, na co Irena Kamys się nie zgodziła. Tak zrobiła i w ten sposób narodziłem się ja” – mówi Dariusz Kamys, który jest „twarzą” tegorocznego Rajdu. Na plakatach promujących inicjatywę widnieje hasło: „Życie. To poważna sprawa”.

„Cieszę się, że mogę firmować tak piękne przedsięwzięcie. Staram się żyć w przyjaźni z Panem Bogiem, oczywiście mając na plecach bagaż ludzkich słabości, upadając i dźwigając się, ale jednak cały czas idąc za tym głosem. Myślę, że to jest wola Pana Boga, abym tu był i abym był otwarty na tę propozycję, którą otrzymałem” – mówił założyciel kabaretu Hrabi w trakcie konferencji prasowej zapowiadającej ósmy Rajd dla Życia.
Czytaj także: Charlie ma umrzeć. Rodzice przegrali w sądzie z lekarzami

W ubiegłych latach Rajd promowali: Przemysław Babiarz (2011), Wojciech Cejrowski (2012), Radosław Pazura (2013), Muniek Staszczyk 2014), Krzysztof Hołowczyc (2015) oraz Sławomir Szmal (2016).

Przebieg tegorocznego Rajdu dla Życia można śledzić na stronie internetowej rajddlazycia.pl i w mediach społecznościowych facebook.com/rajddlazycia, instagram.com/rajddlazycia. Można też dołączyć do duchowej grupy uczestników, która wspiera kolarzy codzienną modlitwą Koronką do Bożego Miłosierdzia.

Organizatorem Rajdu jest Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży.

...

Zawsze za zyciem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:01, 05 Lip 2017    Temat postu:

S. Chmielewska: Niepełnosprawność powinna być dla nas czymś normalnym
Mateusz Różański | Lip 04, 2017

Facebook
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Państwo rzuca niepełnosprawnym ochłap w postaci kilkuset złotych renty czy zasiłku i udaje, że sprawę ma z głowy. A to za dużo, żeby umrzeć, a za mało, żeby godnie żyć. Powinno się osobom niesamodzielnym stworzyć warunki do życia dostosowane do ich potrzeb, ale też do życia z ludźmi.

O miejscu osób niepełnosprawnych w polskim społeczeństwie, ale i w Kościele, opowiada s. Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty „Chleb Życia” opiekującej się najuboższymi, a także mama zastępcza Artura, 30-latka z niepełnosprawnością intelektualną i autyzmem.



Mateusz Różański: Mam niekiedy wrażenie, że nasze społeczeństwo zbyt dużo wymaga od matek, a wiele z nich dołącza się po urodzeniu dziecka z niepełnosprawnością do grona świętych męczennic, którym nie trzeba pomagać.

S. Małgorzata Chmielewska: Jest jeszcze gorzej. Społeczeństwo mówi takiej matce: skoro zdecydowałaś się urodzić dziecko niepełnosprawne, to twój problem.

To bardzo boli.

Zgadzam się. Jeśli niepełnosprawność dziecka jest wykryta w łonie matki, to może być ono legalnie zabite. Więc ludzie twierdzą, że jeśli matka tego nie zrobiła, to teraz ma sobie sama radzić z problemami. A tych jest sporo, począwszy od finansowych. Rodzina ponosi ogromne koszty leczenia, rehabilitacji, wsparcia psychologicznego i zwykłego codziennego życia. Póki dziecko jest malutkie, to nie bardzo różni się od innych. Ale później zaczynają się schody. Opieka nad dzieckiem niepełnosprawnym fizycznie to ogromny wysiłek fizyczny i finansowy – choćby zakup wózka czy sprzętu rehabilitacyjnego. Potrzebne są potężne pieniądze, których rodziny najczęściej nie mają i o wszystko muszą żebrać. Przy okazji muszą wypełnić setki papierów. Przy tym każda rodzina walczy, by zapewnić dziecku maksymalny komfort, co jest traktowane jako roszczeniowość i sięganie po państwowe pieniądze, które mogłyby służyć zdrowym i sprawnym dzieciom. Proszę poczytać, co ludzie na ten temat wypisują w internecie.

Kolejne kłopoty są w okresie szkolnym. Skandaliczna była ta propozycja Ministerstwa Edukacji Narodowej dotycząca nauczania indywidualnego. Całe szczęście, że się z niej wycofano.

Ministerstwo nie tyle się wycofało, ile pokazało swoje pomysły na włączanie dzieci z niepełnosprawnością. Moim zdaniem czasem dobrze, że taka afera wybucha, bo przy okazji zaczyna się dyskusja, z której może wyniknąć wiele dobrego.

To prawda. Temat wychodzi na światło dzienne, bo zazwyczaj jest zamiatany pod dywan. Ja cały czas powtarzam – z punktu widzenia osoby wierzącej – że aborcja jest zbrodnią, bez względu na sprawność dziecka. Twierdzę, zgodnie z nauką Kościoła, że każdy powinien mieć zagwarantowane prawo do tego, by się urodzić i żyć. Ale powstaje pytanie, co potem. Co wspólnota katolicka robi, aby wspomagać rodzinę z takim dzieckiem? Na ogół nic.
Czytaj także: Anioły w habitach. Siostry samarytanki w służbie niepełnosprawnym dzieciom

Działają różne stowarzyszenia, fundacje…

Które zakładają sami rodzice. Natomiast w przestrzeni publicznej niepełnosprawność nie funkcjonuje jako coś normalnego. I dziecko z etykietką: „niepełnosprawny” z każdym rokiem ma trudniej. W zależności od niepełnosprawności pojawiają się nowe problemy i kolejne koszty. Jeśli dziecko jest sprawne intelektualnie, to problem jest mniejszy. Gorzej, gdy wymaga opieki 24 godziny na dobę. Rodzice takiego człowieka są do niego przywiązani. Będąc mamą dorosłego autystyka, starałam się, by przychodził do niego na parę godzin opiekun. Teoretycznie to możliwe, a w praktyce nierealne.

Może Kościół by w tym pomógł?

Kościół jako instytucja otwiera różne ośrodki, ale nie ma ich wszędzie i raczej nie świadczą bezpośredniej codziennej pomocy. To parafie mogłyby zapewnić wsparcie wolontariuszy albo organizować samopomoc sąsiedzką. Zgadzam się, że parafie powinny orientować się, ile osób potrzebujących jest na ich terenie i czego potrzebują. Kiedy moja niewidoma przyjaciółka z Warszawy musi pojechać do lekarza, to jako przewodniczka pomaga jej wolontariuszka z parafii. Na szerszą skalę takiego wsparcia nie ma. My, jako fundacja, wspieramy materialnie żyjące w nędzy rodziny osób niepełnosprawnych.

Skąd wziąć ludzi, którzy będą zajmować się osobami z niepełnosprawnością?

Powinno się zacząć od integracji w szkole i Kościele. Musimy sobie zadać pytanie o to, jakie oblicze wiary przekazujemy młodemu pokoleniu i co sami robimy, by posunąć się na ławce życia i zrobić miejsce dla słabszych. Państwo rzuca ochłap w postaci kilkuset złotych renty czy zasiłku i udaje, że sprawę ma z głowy. A to za dużo, żeby umrzeć, a za mało, żeby godnie żyć. Powinno się osobom niesamodzielnym stworzyć warunki do życia dostosowane do ich potrzeb, ale też do życia z ludźmi.

Byłam jakiś czas temu w Niemczech na kongresie katolickim. I tam cateringiem zajmowały się osoby niepełnosprawne intelektualnie: obsługiwały uczestników przy stołach, wydawały posiłki itp. Można!
Czytaj także: Kawa od autysty? Pizza od kucharza z zespołem Downa?

Takie inicjatywy mamy też w Polsce.

Wiem, że są, tylko ile ich jest? I druga sprawa – dlaczego na przykład dziecko z zespołem Downa nie może służyć do mszy? Widział pan kiedyś taką sytuację?

Tak. Znam parafię, w której do mszy służył chłopak z niepełnosprawnością intelektualną, w kościele w Głuchowie pod Rawą Mazowiecką.

To Bogu dzięki, choć jeden! Świetny proboszcz, ale poproszę więcej przykładów.

Niestety, nie mam.

A będąc na wózku, nie można służyć do mszy? Nie można dzwonić dzwonkami albo obmyć księdzu rąk? Jasne, że można.

W październiku byłam w Krakowie na spotkaniu młodzieżowym po Światowych Dniach Młodzieży. Pełna hala, śpiewało i tańczyło parę tysięcy osób. Zapytałam, czy wśród tych młodych ludzi nie mogłaby być osoba z zespołem Downa, a konferansjerem ktoś na wózku. Wie pan, jaka była odpowiedź? Oburzenie! Zapytałam, czy są tu ludzie niepełnosprawni. Z końca sali zgłosiła się niewielka grupa. Powiedziałam, że powinni być w pierwszym rzędzie.

Na Światowych Dniach Młodzieży pielgrzymi z niepełnosprawnością mieli miejsca blisko ołtarza…

Tak, ale na życzenie papieża Franciszka. A chodzi o to, byśmy mieli świadomość, że człowiek niepełnosprawny ma pierwsze miejsce w Królestwie Bożym.

Nie chodzi mi o to, że ktoś na wózku jest nieszczęśliwy, bo wręcz przeciwnie, ale on ma pod górkę, tak czy inaczej. Dlatego w Kościele powinien mieć miejsce w pierwszym rzędzie przed ołtarzem. Tymczasem ja tam wielu wózków nie widzę.

Może dlatego, że kościoły są często niedostosowane architektonicznie?

To kolejny problem. Dzisiaj byłam w urzędzie gminy i miałam sprawę do załatwienia na trzecim piętrze. Weszłam, bo jestem wysportowana. Ale na przykład nie wejdzie tam starsza osoba ani człowiek niepełnosprawny. Domyślam się, że urzędnicy schodzą do takiej osoby. A powinna być winda, prawda?

Cały wywiad z s. Małgorzatą Chmielewską przeczytacie na stronie Niepelnosprawni.pl. Polecamy!

...

Oczywiscie choroba to praca! Wybijcie sobie z glowy ze wy ,,utrzymujecie" niepelnosprawnych. Oni pokutuja za wasze podlosci dzieki czemu pojdziecie moze do czyscca a nie do piekla. I KTO TU KOGO UTRZYMUJE?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:47, 06 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
2-dniowa dziewczynka trafiła do „Okna życia” w Ostrzeszowie. "Jest ładna i zdrowa"
2-dniowa dziewczynka trafiła do „Okna życia” w Ostrzeszowie. "Jest ładna i zdrowa"

Dzisiaj, 6 lipca (12:55)

Dwudniowa dziewczynka trafiła w środę w późnych godzinach wieczornych do „Okna życia” przy Klasztorze Sióstr Nazaretanek w Ostrzeszowie. "Dziewczynka jest bardzo ładna i zdrowa" - mówi dr Anna Mostek z ostrzeszowskiego szpitala.
zdjęcie ilustracyjne
/ Marcin Bielecki /PAP

Jest to pierwsze dziecko, które pozostawiono w ostrzeszowskim oknie życia, które uruchomione zostało w 2015 roku. Magda Stańczyk z biura prasowego ostrzeszowskiej policji powiedziała, że dziewczynkę w godzinach wieczornych znalazły siostry nazaretanki. Ze względu na dobro prowadzonego pod nadzorem prokuratury postępowania nie udzielamy szczegółowych informacji - dodała Stańczyk.

O tym, że ktoś znalazł się w oknie życia siostry poinformował alarm, który uruchomił się natychmiast po jego otwarciu. Dodatkowo alarm podłączony jest do sześciu numerów telefonów - powiedziała dyrektor klasztoru siostra Jadwiga. Noworodka zabrało pogotowie do ostrzeszowskiego szpitala na badania.

Dr Anna Mostek powiedziała, że dziecko jest bardzo ładne. Po stanie zdrowia widać, że dziewczynka jest donoszona, ma wzrost 51 cm i waży 2,9 kg - powiedziała Mostek.

Okno życia w Ostrzeszowie mieści się w budynku przedszkola Sióstr Nazaretanek od strony ul. Klasztornej. Jest to niewielkie pomieszczenie - rodzaj inkubatora, spełniający odpowiednie dla noworodka warunki, w którym kobiety mogą anonimowo i bezpiecznie zostawić nowo narodzone dziecko, jeśli nie chcą lub nie mogą go wychowywać. Biologiczna matka ma sześć tygodni na zmianę decyzji, po upływie których jest uruchamiana procedura adopcyjna.

Okno w Ostrzeszowie powstało we współpracy z Caritas Diecezji Kaliskiej. Swoim zasięgiem obejmuje tereny trzech powiatów: ostrzeszowskiego, kępińskiego i krotoszyńskiego.

APA

...

Na szczescie uratowana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:53, 12 Lip 2017    Temat postu:

Chcieli go abortować, bo prawie nie miał mózgu. Dziś chodzi do szkoły
Zoe Romanowsky | Lu 22, 2017

Su gentile concessione di Noah Wall Model
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Lekarze do dziś nie są w stanie uwierzyć, jakim cudem ten mały chłopiec z Wielkiej Brytanii jest w stanie niemal normalnie się rozwijać.

Gdy Noah Wall był jeszcze w łonie matki, lekarze orzekli, że prawdopodobnie nie przeżyje porodu, a jeśli nawet, będzie nieodwracalnie upośledzony fizycznie i umysłowo. Dla urodzonego zaledwie z 2 procentami mózgu chłopca nie było żadnej nadziei – tak przynajmniej twierdzili lekarze.

Przyczyną jego problemów było rzadkie powikłanie rozszczepu kręgosłupa, powodujące wypełnianie czaszki płynem, który zmiażdżył jego mózg do „małego skrawka tkanki” – jak możemy przeczytać w brytyjskim czasopiśmie „Mirror”. Jego rodzice – Shelly i Rob – byli pięciokrotnie namawiani do aborcji. Za każdym razem odmawiali. Po urodzeniu Noah’y, zoperowano jego rozszczepiony kręgosłup i wprowadzono cewkę do jego mózgu, by odsączyć płyn.
Czytaj także: Wypisali proaborcyjne grafitti na kościele. Reakcja proboszcza była rewelacyjna

Choć Shelly i Rob wybrali już trumnę dla swojego syna, nie przestali wierzyć, że był on czymś innym niż wielkim darem. Zabrali go do domu, a cała rodzina otoczyła go miłością, oddaniem i całodobową opieką. Mózg Noah’y zaczął rosnąć, i rosnąć, i w dalszym ciągu rosnąć…






Gdy Noah miał 3 lata, w trakcie badania głowy okazało się, że ta malutka tkanka rozrosła się do rozmiarów 80 proc. przeciętnego mózgu. O tym, jak wielkie jest to osiągnięcie świadczy fakt, że brytyjska stacja telewizyjna Channel 5 wyprodukowała dokument zatytułowany „Chłopiec, który wyhodował mózg” (ang. „The Boy Who Grew a Brain”).

Rodzina w dalszym ciągu stymuluje jego mózg, by wesprzeć rozwój neurologiczny. Dr Claire Nicholson ze szpitala dziecięcego w Newcastle – neurochirurg Noah’y – podkreśla, że to „niezwykłe dziecko z dwojgiem niezwykłych rodziców”.





Obecnie Noah, który jest wiecznie uśmiechniętym dzieckiem, z zapałem uczy się czytać, pisać, liczyć i uczęszcza do szkoły. Jego mózg w dalszym ciągu rozwija się, co wydawało się niemożliwe nawet w najśmielszych snach. Chłopiec czeka też jeszcze na kilka operacji kręgosłupa, po których, jak wierzy jego rodzina, będzie mógł chodzić. Patrząc na to, w jak nieprawdopodobny sposób potoczyła się ta historia, można zakładać, że na pewno mu się uda.

Tekst ukazał się w angielskiej wersji portalu Aleteia

...

Znowu ten kraj...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:04, 13 Lip 2017    Temat postu:

„Dziewięć rozmów o aborcji”, które trzeba przeczytać
Marta Brzezińska-Waleszczyk | Lip 13, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Jeśli stoimy na stanowisku obrony życia, to lektura tej książki ma szansę odwieść niejedną parę od myśli o aborcji.

Bałam się książki „Dziewięć rozmów o aborcji” Krystyny Romanowskiej i Katarzyny Szydłowskiej-Kalukin. Bałam się, że problem aborcji zostanie w niej przedstawiony jednostronnie albo że rozmówczynie wprawdzie przyznają, że aborcja jest trudna, ale da się po niej żyć. Bałam się, że jej głównym przesłaniem będzie krytyka polskiego prawa, a jej postulatem, nawet jeśli niewyrażonym wprost, będzie domaganie się liberalizacji obecnej ustawy.

To prawda, wszystkie te elementy w jakiś sposób pojawiają się w książce. Ale mimo to warto ją przeczytać, nawet jeśli jest to lektura bolesna, a niekiedy nawet wyciskająca łzy. Przede wszystkim dlatego, że słowa bohaterek książki, nawet jeśli mówią, że aborcja powinna być dostępna, to największy argument przeciw przerywaniu ciąży. A także dlatego, że publikacja łamie wiele mitów, które zdominowały polski dyskurs o aborcji, zarówno po stronie jej przeciwników, jak i zwolenników.


Mit 1: Aborcja to nieznaczący zabieg

Aleksandra w ciąży zachorowała na raka. „… bardzo chciałam urodzić to dziecko. I urodziłam, choć lekarze doradzali aborcję” – mówi. Jej decyzja była zdeterminowana faktem, że przed laty usunęła ciążę. Miała wtedy 19 lat, była przestraszona. Kiedy po latach ponownie zaszła w ciążę, postanowiła, że zrobi wszystko, by urodzić.

Swoją postawą i wypowiedziami jasno dowodzi, że aborcja to nie jest lekki zabieg, o którym zapomina się w momencie wyjścia z gabinetu. „… a ponieważ nie wybaczyłam sobie tamtego razu, był to drugi powód, dla którego wiedziałam, że urodzę. Powiedziałam sobie: Wtedy spieprzyłam, tym razem tego nie zrobię. I będzie, co ma być”.

Kobieta dodaje: „… cały czas mam to z tyłu głowy. Ta aborcja przeorała moje życie”. Uważa, że złe rzeczy, które wydarzyły się w jej życiu, były efektem tamtej decyzji i nigdy jej sobie nie wybaczy. „…wtedy zrobiłam coś, czego nigdy w życiu nie przestanę żałować, ale teraz zrobię wszystko, żeby było dobrze. Dostałam drugą szansę” – mówi o kolejnej ciąży, którą mimo choroby, udało się jej donosić.
Czytaj także: Dziennikarka zmienia zdanie na temat aborcji po rozmowie ze swoją niepełnosprawną córką


Mit 2: Po aborcji czuje się tylko ulgę

W skrajnej feministycznie retoryce można spotkać się z przekonaniem, że aborcja w przypadku nieplanowanej ciąży (np. z gwałtu) albo w sytuacji, kiedy dziecko ma potworne wady, przynosi jedynie ulgę. Rozwiązuje problem. Bohaterki książki, choć przyznają, że faktycznie, aborcja rozwiązała ich problemy, zaprzeczają zdecydowanie temu, że przynosi ona ulgę. Jest dokładnie odwrotnie.

Są momenty, w których Ewa żałuje swojej decyzji. Często myśli o tamtym dziecku, wyobraża sobie, jakby wyglądało, ile miało lat. Brała silne leki, które mogły deformować płód (a jednocześnie, nie mogłaby bez nich funkcjonować). Choć była pewna, że nie ma innego wyjścia, po aborcji przyszło poczucie winy, żal do siebie, że to „musiało się wydarzyć”, smutek, a nie ulga.

„… ja tego nie rozumiem, ja się nie identyfikuję z tym, co mówi wiele kobiet na temat aborcji. Jeśli nie mówią, że czują później żal, cierpienie, że mają refleksję, to ja tego nie rozumiem, bo według mnie to jest część całego procesu…” – wyznaje Ewa. Ma też żal do działaczy pro-aborcyjnych, organizatorów czarnych protestów. „Przecież aborcja jest ciężka, a one to pokazują, jakby nie była”.
Czytaj także: Spotkałam kobietę, która dokonała aborcji…


Mit 3: Aborcja nie zaszkodzi związkowi

Julia mówi bez ogródek: „Aborcja zrujnowała mi po latach życie osobiste i jest przyczyną mojej depresji”. Zaszła w trzecią ciążę, kiedy była u szczytu kariery. Z mężem ustalili, że nie chcą już dzieci, nie poradzą sobie z kolejnym. Poza tym, miała już sporo lat. Usunęła. Choć to była wspólna decyzja, później mąż uznał, że ona go zdradziła, skoro tak bardzo chciała aborcji. Nawiązał jeden romans, później drugi…

Ewa była w toksycznym związku z facetem, który ją okłamywał, szantażował, manipulował nią. Zaszła w ciążę. On wywierał presję na aborcję. W końcu rozstali się, ale Ewa długo miała poczucie, że nie zasługuje na nic dobrego w swoim życiu, że nie może dalej żyć. „Oprócz tego, pojawiły się myśli, czy to byłby chłopiec, czy dziewczynka, ile dziecko miałoby teraz lat. Śniłam o tym dziecku. Dużo płakałam” – przyznaje.

Po latach Ewa wchodzi w nowy związek, rodzi dziecko (z zespołem Downa). Wracają do niej myśli o pierwszej ciąży. Żałuje? „Tak. Gdybym umiała powiedzieć, jakich decyzji w życiu żałuję, to właśnie tej decyzji. Ale ona mnie ukształtowała – już nigdy nie będę tchórzem (…). Z perspektywy czasu myślę, że świetnie bym sobie poradziła” – wyznaje.
Czytaj także: Trwałe uszkodzenie płodu. Aborcja niczego nie rozwiązuje


Mit 4: Matki chcą zabijać swoje dzieci

Książka duetu Szydłowska-Romanowska łamie mity o aborcji, które pojawiają się po obu stronach sporu. W wypowiedziach bohaterek pobrzmiewa żal nie tylko pod adresem środowisk feministycznych, ale również radykalnych działaczy pro-life, którzy manifestują ze zdjęciami krwawych płodów, a kobiety nazywają morderczyniami.

Ta książka, wbrew tytułowi, wcale nie jest tylko o aborcji. Jest o rozmaitych trudnych sytuacjach, przed którymi stają ciężarne. Agnieszka jest w trzeciej ciąży. Badania wykazują wodogłowie. „Ja zawsze byłam zero-jedynkowa. Aborcja? Nigdy w życiu…” – mówi. W internecie czyta, że dzieci z wodogłowiem żyją. Myśli o hospicjum, szuka. Owszem, rozważała aborcję. Od lekarza usłyszała jednak, że wady nie są letalne, musi donosić ciążę.

Rita urodziła się w swoje imieniny. „Neonatolodzy po zbadaniu Rity i stwierdzeniu jej beznadziejnego stanu nie podjęli próby przedłużania życia na siłę. Po ochrzczeniu położyli mi ją na policzku na dziesięć minut, zdążyłyśmy się pożegnać i utulić. Potem przejął ją Paweł, tulił jeszcze przez godzinę, odeszła w objęciach taty. Nasza Rita żyła półtorej godziny. Jest naszym najpiękniejszym aniołem. Choć żyła tak krótko, zjednała nam mnóstwo dobrych ludzi, co odczuwamy cały czas” – wspomina kobieta. „Wiara pomaga mi znaleźć ukojenie, medytując, wyciszam się. Ale i tak morze łez wylałam” – dodaje.
Czytaj także: Co ja, ojciec, mogę zrobić, by kobiety nie chciały aborcji?


A Ty co zrobiłeś dla kobiety w nieplanowanej ciąży?

„9 rozmów…” to bolesna książka, zarówno dla ruchów pro-choice, które są tu oskarżane o bagatelizowanie problemu, podchodzenie do niego zbyt lekko, okłamywanie kobiet, jak i ruchy pro-life, które epatują makabrycznymi zdjęciami, zapewniają, że urodzenie chorego dziecka to żaden heroizm, ale brak u nich empatii, wsparcia, chęci pomocy.

To bolesna książka, z której wszyscy możemy się czegoś nauczyć. Nawet jeśli sami nigdy nie zdecydowalibyśmy się na aborcję. Przecież zawsze znajdzie się w pobliżu co najmniej jedna kobieta, która będzie się bała, czy da radę, będzie się wahała, która „wpadła”, która nosi pod sercem chore dziecko… Co więcej, wbrew pozorom (a może i wbrew zamysłowi samych autorek), to książka, która niejednej parze w trudnej sytuacji pomoże podjąć decyzję. Decyzję pro-life.

*Krystyna Romanowska, Katarzyna Szydłowska-Kalukin, „Dziewięć rozmów o aborcji”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne

...

Trzeba oczywiscie ludziom przypominac choc oczywiscie argumenty nie odwiada nazisty od mordu ale nie tylko tacy sa. Sa ludzie nieswiadomi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:22, 26 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Powstanie pierwsza w Polsce porodówka dla matek z nieuleczalnie chorymi dziećmi
Powstanie pierwsza w Polsce porodówka dla matek z nieuleczalnie chorymi dziećmi

Wczoraj, 25 lipca (18:5Cool

​Pierwsza w Polsce, wydzielona sala porodowa dla kobiet, które wiedzą, że ich dzieci urodzą się nieuleczalnie chore, powstanie w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Miejsce ma pozwolić na spokojne pożegnanie się z dzieckiem z daleka od radości tradycyjnego bloku porodowego. W przyszłym tygodniu ruszy remont sal. Pierwsze pacjentki pojawią się prawdopodobnie po wakacjach.
We Wrocławiu powstanie pierwsza w Polsce porodówka dla matek z nieuleczalnie chorymi dziećmi. Zdjęcie ilustracyjne
/DANNY LAWSON/PA /PAP/EPA

Od trzech lat w szpitalu funkcjonuje program opieki hospicyjnej. W tym czasie specjaliści zajmowali się blisko 50 parami, które zdecydowały się na urodzenie dziecka pomimo ciężkiej wady, która została wykryta w czasie ciąży. Z tych doświadczeń wynika, że rodzice spodziewający się ciężko chorego, umierającego dziecka mają inne potrzeby niż pary, które przychodzą do szczęśliwego porodu.

Okazało się, że w szpitalu jest miejsce, w którym można zrobić dodatkową porodówkę. Personel we współpracy z dyrekcją postanowił to wykorzystać.

Takie miejsce się pojawiło chociażby po to, żeby tym rodzicom zapewnić więcej czasu, więcej intymności, wyłączyć to miejsce z bloku porodowego, jego dźwięków, jego radości, po to, żeby zapewnić taką możliwość, żeby nie tylko rodzice mogli się z dzieckiem pożegnać, ale również dziadkowie czy rodzeństwo. W warunkach normalnego bloku porodowego nie jest to niemożliwe, ale jednak bardzo trudne - mówi położna Joanna Krzeszowiak, koordynatorka opieki hospicjum perinatalnego.

Rodzice decydujący się na poród chorego dziecka poza wyodrębnionym miejscem otrzymają także wsparcie lekarzy, nie tylko ginekologów, ale także psychologów. Nikt nie planuje chorego dziecka. To nagła sytuacja, w której nikt nie potrafi się odnaleźć. To ma być podkreślenie tego, że to dziecko jest ważne i to dziecko czyni swoich rodziców mamą i tatą w bardzo krótkim czasie. To niezwykle istotne dla przeżywania ich emocji i żałoby - dodaje położna.

Specjaliści przyznają, że w przypadku nieuleczalnie chorych dzieci nie wiadomo czy będą one żyły kilkanaście minut, czy kilkadziesiąt godzin. Chodzi o to by czas od momentu rozpoznania wykorzystać jak najlepiej. Przygotować z zespołem psychologów rodziców do wszystkiego, co się może wydarzyć.

Pomysł powstał po rozmowach z rodzicami, którzy byli w podobnej sytuacji w trakcie trzyletniej działalności hospicjum.

(ph)
Bartek Paulus

...

Wspaniale!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:35, 30 Lip 2017    Temat postu:

Bicie serca, które 10 dni po poronieniu lekarz usłyszał w łonie kobiety
Redakcja | Mar 07, 2017

Ross Hui
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Poczęte życie okazało się silniejsze od krwotoków, tabletek poronnych i alkoholu!

Dla kochających się małżeństw posiadanie dziecka to ogromna radość. Prawie wszyscy doświadczają pragnienia bycia rodzicami, czasami jednak radosne oczekiwanie na maleństwo zostaje zakłócone, ponieważ ciąża nie przebiega prawidłowo. Wielokrotnie zdarzają się jakieś komplikacje przy porodzie czy poronienia. Taki był właśnie przypadek pary, której historię opisujemy.

Michelle była bardzo szczęśliwa u boku swego męża Rossa. Mieszkali w irlandzkim mieście Newbridge i mieli dwoje dzieci. Ciesząc się swoim rodzicielstwem, zapragnęli powiększyć rodzinę i Michelle ponownie zaszła w ciążę.




Niestety, w szóstym tygodniu, kiedy wybierała się do pracy, poczuła ostry ból. W pewnym momencie zauważyła, że jej bielizna jest cała we krwi i natychmiast udała się wraz z mężem do szpitala. Badania potwierdziły najgorszą diagnozę: Michelle straciła dziecko.




Zarówno dla niej, jak i dla Rossa był to ogromny cios. Kobiecie podano tabletki poronne, aby oczyścić jej macicę i zapobiec ewentualnym infekcjom.

Następnego dnia Michelle została wypisana do domu. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po powrocie, było opróżnienie butelki wina, w której szukała ukojenia…
Czytaj także: Pana dziecko to cud! Proszę zrobić zdjęcie!

Parę dni później czekała ją ogromna niespodzianka. Ponownie wykonała test ciążowy, by sprawdzić, czy nie ma żadnych śladów po niedonoszonej ciąży i wtedy okazało się, że… test wypadł pozytywnie. Wróciła zatem do szpitala, gdzie miała przejść łyżeczkowanie macicy.

Przed planowanym zabiegiem polegającym na usunięciu martwego płodu, kobieta została poddana ponownemu badaniu ginekologicznemu. Wtedy lekarze usłyszeli coś niewiarygodnego – bicie serca dziecka w łonie Michelle. Okazało się, że ciąża trwa nadal. Pierwotnie Michelle miała urodzić bliźnięta, niestety jedno z nich zmarło.

Ross Hui



Nikt nie potrafił wytłumaczyć jak to drugie dziecko zdołało przeżyć. „Lekarz wyszedł z pokoju, po chwili wrócił z bardziej doświadczonym kolegą, który powtórnie wykonał badanie i oznajmił, że wyczuwalne jest bicie serca. To było najwspanialsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam” – wspomina Michelle.

Ross Hui

Dziś mała Megan jest szczęśliwą i zdrową dziewczynką. Bez wątpienia jej istnienie pozostaje cudem, ponieważ okazała się silniejsza od środków poronnych i alkoholu spożytego przez mamę.



Ross Hui
Czytaj także: Kiedy umiera dziecko… Czy naprawdę „wszystko będzie dobrze”?

Artykuł ukazał się w hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Trzeba zawsze pamietac ze wiedza lekarzy nie jest pewna i ostateczna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:50, 31 Lip 2017    Temat postu:

Ciało noworodka znaleziono w toalecie w Kłobucku

Dzisiaj, 31 lipca (13:23)

Ciało noworodka znaleźli policjanci z Kłobucka (Śląskie) w przenośnej toalecie przy miejscowym zalewie. O sprawie powiadomił policję szpital, gdzie po porodzie trafiła matka dziecka. Prokuratura prowadzi sprawę pod kątem przestępstwa dzieciobójstwa.
Zdj. ilustracyjne
/Piotr Bułakowski /RMF FM


Jak poinformował PAP prok. Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, w związku ze znalezieniem zwłok dziecka tamtejsza prokuratura rejonowa w poniedziałek wszczęła śledztwo ws. przestępstwa dzieciobójstwa, czyli pozbawienia życia dziecka przez matkę w okresie porodu.

Z dotychczasowych ustaleń postępowania wynika, że w nocy z niedzieli na poniedziałek do jednego ze szpitali zgłosiła się 21-letnia kobieta z objawami bólu brzucha. Przeprowadzone badanie ginekologiczne wykazało, że kobieta ta w ostatnich 24 godzinach musiała urodzić dziecko.

W związku z tym, że kobieta zaprzeczała, iż urodziła dziecko, lekarze poinformowali organy ścigania. W wyniku niezwłocznie podjętych czynności śledczych ujawniono zwłoki noworodki w toalecie przenośnej w rekreacyjnym obszarze w miejscowości Kłobuck - wskazał prok. Ozimek.

Fakt ujawnienia zwłok noworodka w przenośnej toalecie przy miejscowym zalewie Zakrzew potwierdził PAP starszy sierżant Tomasz Solnica z kłobuckiej policji. Prokurator Ozimek uściślił, że miejsce znalezienia zwłok określono sprawdzając, gdzie w ostatnio przebywała matka dziecka.

Prowadzący sprawę prokurator przeprowadził oględziny miejsca zdarzenia i zwłok, zarządził też przeprowadzenie ich sekcji. W poniedziałek trwały przesłuchania bliskich kobiety. Dalsze czynności będą uzależnione od wyników sekcji. Dotąd w sprawie nikt nie został zatrzymany.

Zgodnie z art. 149. Kodeksu karnego, matka, która zabija dziecko w okresie porodu pod wpływem jego przebiegu, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

O sprawie napisał w poniedziałek przed południem częstochowski dodatek do "Gazety Wyborczej".

...

Jaki lud taka wuadza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:00, 01 Sie 2017    Temat postu:

Śmierć półrocznego Maksymiliana. Po sekcji zwłok wiadomo: To nie był nieszczęśliwy wypadek

Dzisiaj, 1 sierpnia (08:49)
Aktualizacja: Dzisiaj, 1 sierpnia (10:24)

To nie był nieszczęśliwy wypadek - takie są wstępne wyniki sekcji zwłok półrocznego Maksymiliana z Rzeszowa. Ustalenia reportera RMF FM Pawła Pawłowskiego potwierdziła szefowa rzeszowskiej prokuratury rejonowej prok. Renata Krut-Wojnarowska. Wstępne wyniki sekcji zwłok "wykluczają, by obrażenia chłopca spowodowane były nieszczęśliwym wypadkiem. Potwierdzają wersję, jaką prokuratura przyjęła w zarzucie" - podkreśliła. Wersja ta mówi o zabójstwie, a podejrzanym o nie jest znajomy rodziców Maksymiliana, 40-letni mieszkaniec Podkarpacia Grzegorz B. To on przekonywał śledczych, że niemowlę zmarło w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Jak jednak usłyszał w rzeszowskiej prokuraturze nasz dziennikarz, po sekcji zwłok dziecka linia obrony 40-latka została obalona.
Siedziba Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie, która wyjaśnia okoliczności śmierci 6-miesięcznego Maksymiliana
/Darek Delmanowicz /PAP

6-miesięczny Maksymilian trafił do rzeszowskiego szpitala w piątkowe popołudnie: karetkę wezwała jego matka, gdy zauważyła, że dziecko nie daje oznak życia. Dzięki akcji reanimacyjnej podjętej jeszcze na miejscu i kontynuowanej później w szpitalu udało się przywrócić czynności życiowe chłopca, ale jego stan lekarze określali jako krytyczny. Maksymilian miał liczne obrażenia ciała: stwierdzono u niego m.in. dwa pęknięcia czaszki, krwiaka wewnątrz mózgu i połamane żebra. W sobotę po południu chłopczyk zmarł.
Śledczy: Grzegorz B. zabił Maksymiliana, znęcał się nad Leną

Zarzut zabójstwa dziecka usłyszał znajomy jego rodziców: 40-letni mieszkaniec Podkarpacia Grzegorz B. Śledczy zarzucają mu również znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad siostrą Maksymiliana: 2,5-letnią Leną.

Jak informował w poniedziałek prokurator okręgowy w Rzeszowie Łukasz Harpula, 40-latek przyznał się do tego, że mógł spowodować śmierć chłopczyka - utrzymywał jednak, że obrażenia, jakich dziecko doznało, były przypadkowe.

Podczas rozmowy ze śledczymi opowiadał też że wielokrotnie znęcał się ze szczególnym okrucieństwem nad 2,5-letnią obecnie Leną. W czasie przesłuchania mówił, że z niezrozumiałych dla niego samego powodów nienawidzi dziewczynki, że przyjemność sprawiało mu zadawanie jej bólu i fakt, że się go bała.

Zwyrodnialec przyznał, że podduszał Lenę, szarpał ją, ale starał się to robić tak, by zostawiać na jej ciele jak najmniej śladów. Stwierdził również, że być może przypadkowo poparzył ją papierosem.

Dzisiaj rzeszowski sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Grzegorza B. na trzy miesiące. Podstawą decyzji było zagrożenie wysoką karą i obawa matactwa.

Chętnie zostawał z dziećmi sam, by móc znęcać się nad Leną

Prok. Harpula wyjaśnił, że 40-latek był zaprzyjaźniony z rodziną, a wcześniej był pracodawcą ojca dzieci.

Matka pozostawała pod jego bardzo silnym wpływem. Gdy nieraz zauważała jakieś zasinienia na ciele Leny albo że dziecko się go boi, podejrzany zawsze znalazł jakieś wyjaśnienie, w które matka bezkrytycznie wierzyła - relacjonował prokurator.

Grzegorz B. powiedział również śledczym, że chętnie zostawał sam z dziećmi, by móc znęcać się nad dziewczynką.

Tak też było tym razem. Poprosił matkę dzieci, by wyświadczyła mu przysługę i poczekała na stacji benzynowej na kogoś, kto ma rzekomo oddać mu przesyłkę. Chodziło o to, aby jak najdłużej nie było jej w domu i by on mógł w tym czasie znęcać się nad Leną - relacjonował prok. Harpula.

Kiedy rzekomy dłużnik się nie zjawiał, zdenerwowana kobieta zadzwoniła do B., co z kolei denerwowało jego.

Jak wyjaśniał, w tym czasie jeszcze niemowlę zaczęło płakać. On, chcąc uciszyć dziecko, wyjął je z łóżeczka i wtedy malec miał mu wypaść z rąk, uderzając głową o podłogę. Stracił przytomność i mężczyzna - jak twierdzi - usiłował go reanimować, ale nie umiał. Przyznał, że dziecko w tym czasie mogło jeszcze kilkakrotnie uderzyć głową o podłogę - opisywał prokurator.
Rodzice wypuszczeni po przesłuchaniu

Grzegorz B. został zatrzymany w sobotę, dzień wcześniej zatrzymano rodziców Leny i Maksymiliana: 23-letnią matkę i 26-letniego ojca.

Jak ujawniono, rodzina miała założoną niebieską kartę. Ponadto małżeństwo nie mieszka razem: kilka tygodni temu 26-latek wyprowadził się z domu.

W niedzielę wieczorem, po przesłuchaniu, oboje rodzicie zostali zwolnieni do domu. Obecnie mają status świadków.


(e)
Paweł Pawłowski
RMF FM/PAP

...

Niestety takich mamy ,,ludzi"... Czarne marsze to nie wyjatek...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:27, 01 Sie 2017    Temat postu:

Ciało noworodka znaleziono w toalecie. Są wstępne wyniki sekcji zwłok

1 godz. 30 minut temu

​Dziecko, którego ciało znaleziono w przenośnej toalecie w Kłobucku w Śląskiem, urodziło się martwe. Takie są wstępne wyniki przeprowadzonej dziś sekcji zwłok noworodka. Matka dziecka nadal leży w szpitalu.
Zdjęcie ilustracyjne
/Piotr Bułakowski /RMF FM


Prokuratorzy chcą teraz przesłuchać matkę dziecka. Ale na razie nie zgadzają się na to lekarze.

Zdaniem prokuratury w Częstochowie, na razie nie ma podstaw, by komukolwiek stawiać zarzuty, dlatego najpewniej kobieta będzie przesłuchana w charakterze świadka. Wiadomo, że zlecone będą jeszcze specjalistyczne badania dotyczące śmierci dziecka oraz - najprawdopodobniej - badania DNA, ponieważ kobieta zaprzecza, że to ona rodziła.

Te badania mogą wyjaśnić też, kto jest ojcem. Znajomy, z którym 21-lakta była nad zalewem w Kłobucku, twierdzi bowiem, że nie wiedział o ciąży kobiety.

Do dramatu doszło w miniony weekend. Sprawa wyszła na jaw, gdy do jednego ze szpitali zgłosiła się kobieta z bólem brzucha. Zdaniem lekarzy, 24-godziny wcześniej musiała ona urodzić dziecko.

Kobieta zaprzeczała, dlatego wezwano policjantów. Niedługo potem, w przenośnej toalecie w pobliżu zalewu w Kłobucku, znaleziono ciało noworodka.

(ph)
Marcin Buczek

...

Rozumiem ze wystraszona ale zostawic cialo dziecka w takim miejscu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:11, 03 Sie 2017    Temat postu:

Rodziny z dziećmi z zespołem Downa na Instagramie. Rewolucja?
Pola Madej-Lubera | Sier 03, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dla osób, które spodziewają się dziecka z zespołem Downa, instagramowe konta poświęcone tej tematyce są wielką otuchą i inspiracją. Ich autorzy udowadniają, że życie z ZD może wyglądać normalnie, być pełne miłości i radości.


Z
e wszystkich pomysłów na oswojenie tematu zespołu Downa ten wydaje się najlepszy. Bez pustych frazesów, powierzchownej dydaktyki znanej z kampanii społecznych czy filmów (kto pamięta serial z lat 90 „Dzień za dniem” i jego bohatera Corky’ego?).

Poznajemy życie niepełnosprawnych dzieci i ich rodzin, ale bez przygnębiającej atmosfery znanej z telewizyjnych reportaży. Nie mamy też poczucia winy, że u nas akurat wszystko jest ok.

Instagram. Pojawia się w nim coraz więcej profili rodzin z dziećmi chorymi na trisomię (zespół Downa, czyli w skrócie „ZD”). Wszystkie pełne piękna i dobra. To fenomen, który zmienia myślenie o niepełnosprawności. Pomaga rodzicom oswoić się z sytuacją – zarówno tym „doświadczonym”, jak i będącym w ciąży, którzy właśnie usłyszeli diagnozę.

Wreszcie niepełnosprawność trafiła w miejsce, gdzie dotąd odpowiednie było raczej chwalenie się wyszukanym stylem życia, słodkimi „selfies”, podróżami i elegancko podaną kawą. Ze wszystkich zaangażowanych społecznie „twarzy” Instagrama ta, która ma buzię roześmianego dziecka z zespołem Downa, jest chyba najwspanialsza.

Working on a Build-A-Bear commercial today! The CEO specifically asked that children with disabilities be cast! We will be shopping at @buildabear ߒۣinclusion #kmrdiversity

A post shared by The Sanchez Six (@thesanchezsix) on Jul 27, 2017 at 1:28pm PDT
Czytaj także: Oczy, które patrzą. Piękne i wzruszające zdjęcia dzieci z zespołem Downa




Rodzice specjalnych potrzeb

Amanda Booth jest popularną modelką i aktorką. Opalone ciało, surferska fryzura, rysy niczym u młodej Michelle Pfeifer. Prowadzi na Instagramie profil pełen fotografii z życia pięknej i zamożnej kobiety. Pośród zdjęć przedstawiających świat mody i jej codzienne życie w luksusach, widać migawki z zupełnie zwyczajnego, szczęśliwego macierzyństwa z synkiem chorym na zespół Downa. To, że dziecko jest chore, widać dopiero po wnikliwszej analizie zdjęć z profilu Amandy. Na pierwszy rzut oka to prostu słodki chłopiec w objęciach atrakcyjnej mamy, w dodatku fajnie ubrany. Amanda nie wiedziała o chorobie swojego dziecka będąc w ciąży. Zaplanowała spokojny poród w domu, z położną i mężem. Spotkało ją coś zupełnie innego: szpital i indukcja przed terminem. A potem diagnoza.

Byłam przerażona. To był moment gdy wszystko zaczęło iść zupełnie niezgodnie z planem. Ale teraz widzę, że jest tyle piękna do odkrycia, gdy po prostu odpuścisz… – napisała w trzecie urodziny swojego syna. Muszę się starać każdego dnia, bo Micah który dzielnie walczy by dawać sobie radę, potrzebuje tego przykładu we mnie – dodała kilka dni później.

@lifewithmicah had a casting for @gapkids ❤ How cute would Micah be as a Gap model??! Thanks for this casting photo @wedreamoficecream

A post shared by Amanda Booth (@amanda_booth) on Jan 20, 2017 at 2:51pm PST
Czytaj także: Prof. Jérôme Lejeune. Odkrywca przyczyny Zespołu Downa, który walczył o swoich pacjentów


Zdjęcia stópek na Instagramie

Instagram to platforma społecznościowa, w której dzielenie się doświadczeniami macierzyństwa dla wielu matek stało się codziennym rytuałem, a nawet sposobem na życie. Tysiące blogerek w ten właśnie sposób pracuje.

Zazwyczaj publikują zdjęcia swoich maluchów, pokazując ich ubranka, meble czy zabawki. Profile pełne zdjęć stópek w stylowych sandałkach i pup w dzierganych ręcznie śpioszkach należą do najbadziej popularnych. Oczywiście nie każdy insta-profil to opowieść o zakupach w sklepie z artykułami dziecięcymi. Są matki piszące o sprawach takich jak wychowanie, zabawy Montessori czy diety. Wiele insta-blogów to wartościowe kopalnie wiedzy i skarbnice inspiracji dla innych rodziców.

Zdawałoby się, że pomimo mnogości „okołodziecięcych” tematów nikt nie podejmie tematyki niepełnosprawności. Nie na Instagramie, który stanowi centrum tematyki tzw. lifestyle’u. Choć w zasadzie…. dlaczego nie? „Instagram jako medium wizualne, nastawione na komunikację poprzez estetykę, może być nośnikiem dla innosci i jej piękna” – mówi Karolina, mama córeczki z trisomią,

Dla osób, które spodziewają się dziecka z ZD, instagramowe konta poświęcone tej tematyce są wielką otuchą i inspiracją. Ich autorzy udowadniają, że życie z ZD może wyglądać normalnie, być pełne miłości, radości i normalności, że dzieci z ZD mogą być powodem do dumy dla swoich rodziców, że warto dzielić się ich sukcesami i cieszyć się ze wspólnej codzienności – dodaje.

Karolina jest szczególnym przykładem osoby, której Instagram pomógł (jako jeden z wielu elementów) zaakceptować nową sytuację rodzinną, z jaką przyszło jej się zmierzyć.


Szczęśliwe chwile

Zarówno ona, jak i jej mąż, Bartek Królik zawodowo wywodzą się ze środowiska, gdzie świat zewnętrzny jest mocno akcentowany. Wizerunek to część ich pracy, bo on jest muzykiem (współtworzył słynne Sistars, dziś nagrywa z Agnieszką Chylińską i spełnia się jako lider grupy Spoken Love. 7), ona zaś długo zajmowała się stylizowaniem gwiazd. Oswojenie się z niepełnosprawnością dziecka dla każdego jest wielką próbą. Zdjęcie z córeczką Jagodą, jakie Bartek Królik wrzucił na Instagram wywowało sporo komentarzy.



MOJA CÓRECZKA JAGODA ߐ࠵r. 7.07.2017 #bardziejkochani #downsyndrome #t21 #zespoldowna #liniaprosta #trisomy21 #21chromosomes

A post shared by Bartek Królik (@bartekkrolik) on Jul 8, 2017 at 5:26am PDT



Dlatego możliwość zobaczenia, jak setki osób w podobnej sytuacji spędzają szczęśliwe chwile i cieszą się z „ziemskich” przyjemności, takich jak wspólne wakacje czy zakupy dla dzieci, pozwala po ludzku odnaleźć harmonię i emocjonalną równowagę.

Abstrahując od tego, do czego jesteśmy powołani, będąc rodzicami, na pewno łatwiej jest myśleć o „macierzyństwie specjalnym” wiedząc, że nie ominą nas przyjemności, jakich zaznają rodzice dzieci zdrowych, a nie ma miejsca, gdzie lepiej byłoby widać codzienne radości z macierzyństwa niż instagramowe konta. Pod tym względem media społecznościowe odzierają wychowanie dzieci niepełnosprawnych z martyrologii, akcentując pozytywne strony życia.
Czytaj także: Specjalne potrzeby osób z zespołem Downa? [wideo]


Z Instagramem krzyż jest lżejszy

Wśród instagramowych profili poświęconych macierzyństwu z ZD można znaleźć rodziny wielodzietne z kilkorgiem niepełnosprawnych dzieci. W niektórych przypadkach rodzice wiedzieli o chorobie dziecka już w czasie ciąży, innych diagnoza zaskoczyła tuż po porodzie (zdarza się, że zespół Downa nie rzuca się w oczy od razu po urodzeniu i rozpoznanie przychodzi po pewnym czasie).

Oglądanie fotografii tych rodzin wzbudza nieodpartą chęć, by kliknąć przycisk „obserwuj”. Instagramowi „rodzice specjalnych potrzeb” (określenie zaczerpnięte od Amandy Booth) zdają się nie tracić czasu. Cieszą się z codziennych czynności, intensywnie wypełniają każdy dzień swoich dzieci pięknymi wspomnieniami. Ich profile rzucają zupełnie nowe światło na niepełnosprawność. Zamiast smutku, cierpienia i wykluczenia widzimy normalność.

Maluchy są uśmiechnięte, aktywnie spędzają czas. Jeżdżą po świecie, zwiedzają, kreatywnie się bawią, szaleją na zawodach sportowych, noszą modne ubranka i wyglądają „cool” jak wszystkie inne dzieci. Instagram likwiduje ostatnią barierę, jaką jest lansowanie w świecie komunikacji wizualnej archetypu idealnego dziecka.

Przez lata była akcentowana ta bardzo trudna prawda o niepełnosprawności, która spowodowała eskalację strachu i uprzedzeń. Dziś pokazujemy, że można się cieszyć życiem zawsze i w każdych okolicznościach. I że warto pokazywać jasną stronę życia, która tak naprawdę jest dominująca – tłumaczy mama Karolina.

Zaraz jednak dodaje, że nie możemy zapominać, że media społecznościowe to tylko wycinek rzeczywistości, która bywa trudna i dramatyczna – zupełnie tak jak w przypadku wychowywania dzieci pełnosprawnych.

Instagram to nie jest pełna prawda o życiu. Za tymi profilami stoi duża praca rodziców. Nie zapominajmy, że istnieje też rzeczywistość chorób i szpitali. Całkiem zwyczajne życie rodzin, matek i dzieci pełne nie tylko radości i rzeczy, które robią wszyscy – podsumowuje.
Czytaj także: Dziecko z zespołem Downa w reklamie. Dlaczego nie!


1. Heather Davis z „The lucky few”

Mają trójkę adoptowanych dzieci, z których dwoje choruje na zespół Downa.

Sunday swagger! Outfits brought to you @seedkids @littlest_warrior, @jonaspauleyewear and a variety of hand me downs. Cuteness and swag brought to you by the one and only, Macy Hope Arpi, Truly Star and August Ryker. #sundayswagger #theluckyfew #ilovethem

A post shared by Heather Avis (the Mom) (@macymakesmyday) on Jul 9, 2017 at 11:16am PDT

[link widoczny dla zalogowanych]


2. Amanda Booth

Mama trzyletniego Micah, modelka, aktorka. Mówi o sobie „mama specjalnych potrzeb”.

I have never loved anyone the way I love you. It is precisely the hard, that makes choosing that love, so powerful. You give my life a meaning I never knew existed, and I am so grateful you chose me to be your mama. Thank you @freepeople for featuring our love story ߘ͊
A post shared by Amanda Booth (@amanda_booth) on May 13, 2017 at 4:11am PDT

[link widoczny dla zalogowanych]


3. Fleeks on fleek

Profil poświęcony słodkiej Felicity śledzi prawie 70 tysięcy ludzi. Dziewczynka burzy stereotypy o dziecięcych modelkach.

*swipe left* I can't believe she's going to be two in six days!!!!! Noooo! She just keeps getting cooler with her Bowie t-shirt. So some people have asked if they can send her birthday gifts. Instead, if you'd like to do something for her birthday, donate to the DSA we take part in. The link is in the bio. You'd be donating to her buddy walk team and it helps her directly. She participates in many programs and events there. So thank you so much for asking!! . . . #downsyndrome #downsyndromelove #downsyndromerocks #downsyndromeawareness #t21 #trisomy21 #upsyndrome #morealikethandifferent #nothingdownaboutit #theluckyfew #mystory #babiesofinstagram #instababy #instakids #instatoddler #toddler #toddlerlife #toddlerfashion #toddlerlifestyle #photooftheday #blueeyes #cutekids #cutebaby #instaphoto #bowie #davidbowie #birthday

A post shared by Public Figure (@flicks_on_fleek) on Aug 1, 2017 at 6:43pm PDT

[link widoczny dla zalogowanych]


4. The Sanchez Six

Jen wychowuje czworo dzieci. Jej trzeci syn urodził się z syndromem Downa, co jak mówi Jen „zainspirowało” ją do adoptowania ukraińskiej sieroty Sophii, również z syndromem Downa. Dziś Sophia jest modelką i „aktywistką” na rzecz osób z tego rodzaju niepełnosprawnością.

This restaurant felt like we were in Paris! Photo shoot material!

A post shared by The Sanchez Six (@thesanchezsix) on Jul 19, 2017 at 3:23am PDT

[link widoczny dla zalogowanych]


5. Paula z Paulamaa

Jeden z bardziej popularnych polskich profili z tej kategorii. Paulina wychowuje córeczkę z syndromem Downa. Na Instagramie w stylowy sposób pokazuje swoją codzienność i rodzinne życie.

Nasza kochana dziewczynka ❤ Oczko w głowie mamy i taty ❤ #dlaniejwszystko #daughter #kochana #coreczka #baby #kids #zuzia #dziewczynka #rodzina #jestembojestes #zespoldowna #loveher #cute #modnisia #pepco #downsyndrome #extrachromosome #t21rocks #trisomy21 #like #photooftheday #downsyndromeawareness #picture #followme #skarbnajwiększy

A post shared by Paulina Marolewska (@paulaamaa) on Jul 11, 2017 at 11:46am PDT

[link widoczny dla zalogowanych]


6. Kelle Hampton z Enjoying The Small things

Nazwa profilu Kelle to skrót od angielskich słów „radość z rzeczy małych”. Mama córki z zespołem Downa. Jej książka o narodzinach Nelli stała się bestsellerem i pomogła wielu innym rodzicom oswoić się z trudną diagnozą.

Not having any fun at all.

A post shared by Kelle Hampton (@etst) on Jul 20, 2017 at 9:17am PDT

[link widoczny dla zalogowanych]


7. Jagoda

Mama uroczego nastolatka. Jeden z ciekawszych polskich profili.

#zbabciąnajlepiej #zabawawdomu #tosobiepogadali ߓޢ؎ߘɠ#babcia #trisomy21 #funwithkid #downsyndrome #zespółdowna #trisomia21 #downsyndromesowhat

A post shared by Jagoda (@jagoda___) on Feb 14, 2017 at 2:12am PST



[link widoczny dla zalogowanych]


8. The upside Down

Profil o dziecku z zespołem Downa, który otwarcie deklaruje się jako konto lifestylowe.

ߐ條䯸ϊ
A post shared by The Upside Of Down Syndrome (@in_vienas_shoes) on Jul 11, 2017 at 5:51pm PDT



[link widoczny dla zalogowanych]


9. Lisa Eicher z Eiche Rumba

Aktywne życie dzieci z zespołem Downa. Ich przygody zainspirują niejednego.

They always find a way. Seriously ߙĠ#thehooligans #theluckyfew #madeforeachother

A post shared by Lisa Eicher (@eicherumba) on Apr 8, 2017 at 10:19am PDT

[link widoczny dla zalogowanych]


10. Joanna Ślesińska

Konto autorki bloga „Rodzinka z zespołem”

Jeszcze mnie tu trzymają ߘɤobranoc Kochani ߌٰߒ뢜蠣night #goodnight #dobranoc #sweetdreams #szpital #naszeoknonaświat #hospital #Kornelka #Kornelkafighterka #kochamnajmocniej #jestembojestes #mojacóreczka #instamatka #instamatki #momlife #motherhood #mummysgirl #mydaughter #lovedoesntcountchromosomes

A post shared by Joanna Ślesińska (@asiasle85) on Aug 2, 2017 at 11:07am PDT



[link widoczny dla zalogowanych]




11. Magda Wejman

Mama uroczej Leny.

Dzień dobry SmileSłonecznej soboty …..u nas pochmurno:(

A post shared by Lenulka.Trisomia 21. 5.01.2017 (@magdawejman9) on Jul 1, 2017 at 1:00am PDT

[link widoczny dla zalogowanych]

...

Te dzieci sa bestialsko mordowane...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:15, 10 Sie 2017    Temat postu:

Nareszcie, mamo! Zobacz wzruszający gest nowonarodzonej dziewczynki
Paola Belletti | Sier 10, 2017

Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Wzruszający uścisk dziewczynki, która tuż po narodzinach przez cesarskie cięcie długo przytula swoją mamę.


S
zpital Santa Monica, Brazylia

„Cześć, jestem Agata. A Ty musisz być moją mamą. Pozwól mi się przytulić”.

Właśnie to wydaje się wyrażać całą sobą ta mała i energiczna dziewczynka, którą chwilę wcześniej urodziła 24-letnia Brenda Coelho de Souza wyróżniona nieoczekiwanym i chwytającym za serce powitaniem swojej córeczki. Personel medyczny obecny przy porodzie pozwala mamie i córce nacieszyć się chwilą. A dzięki nagraniu my również możemy oglądać je na całym świecie z prawdziwym i pełnym wdzięczności wzruszeniem.

I okazuje się, że nad wszystkimi dyskusjami pełnymi irytacji i ostrej argumentacji, nad wszelkimi stosownymi bataliami prawnymi w obronie życia wznosi się to bezbronne i potężne, słodkie kwilenie noworodka.


Artykuł ukazała się we włoskiej edycji portalu Aleteia
...

Narodziny dziecka to najwieksza nadzieja Swiata...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:04, 17 Sie 2017    Temat postu:

Chcecie świata bez zespołu Downa? Na pewno?
Autor: Grzegorz Jasiński

Wczoraj, 16 sierpnia (18:59)

"W jakim społeczeństwie chcesz żyć?" - zatytułowała swój niedawny program amerykańska stacja telewizyjna CBS News. To pytanie było cytatem z wypowiedzi Thordis Ingadottir - kobiety, która w 2009 roku urodziła córkę z zespołem Downa. W tamtym roku, w jej kraju, liczącej sobie 330 tysięcy obywateli Islandii, takich dzieci urodziło się... troje. To zaskakująco dużo, średnio bowiem ta liczba nie przekracza dwóch. Islandia jest krajem, w którym za sprawą diagnostyki prenatalnej i aborcji, problem zespołu Downa praktycznie przestał istnieć. Jeśli takie dzieci się rodzą, to wskutek... pomyłki.
Zdj. ilustracyjne
/Andrew Matthews /PAP/EPA

Tak właśnie było w przypadku pani Ingadottir. Badania prenatalne wskazały, że w przypadku jej dziecka ryzyko zespołu Downa wynosiło zaledwie 1 do 1600. Testy jednak były wtedy wiarygodne na poziomie 85 procent i Agusta, nosząca genetyczny efekt, jednak się urodziła. Jej matka dziś działa w stowarzyszeniu na rzecz praw osób z zespołem Downa. Nie ma ich na Islandii wiele, po wykryciu nieprawidłowości matki mają prawo dokonać aborcji do 16. tygodnia ciąży. I korzystają z niego praktycznie w 100 procentach. To statystyka niezwykła nawet jak na standardy Europy i Stanów Zjednoczonych, w USA odsetek przerwanych z tego powodu ciąż sięga 67 procent, we Francji 77, w Wielkiej Brytanii 90, w Danii - 98.

A wszystko to dotyczy choroby, która choć poważna i nieuleczalna, nie uniemożliwia cierpiącym na nią osobom szczęśliwego życia i choć nakłada na rodziców olbrzymie obciążenia, to przecież nie odbiera im miłości. W jakim społeczeństwie chcesz żyć? - to pytanie wydaje się aż nadto aktualne.

W Polsce wciąż nie mamy wystarczającego systemu pomocy rodzinom z przewlekle chorymi dziećmi, Zachód tymczasem coraz wyraźniej ma ochotę od takiej pomocy odejść. Portal dailycaller.com przypomina, że dwa lata temu holenderski dziennik "Volkskrant" napisał, że utrzymanie dziecka z zespołem Downa kosztuje od miliona do dwóch milionów euro. Jak podsumował wtedy Patrick Willems - szef laboratorium "Gendia" - zapobieżenie urodzinom 50 dzieci z zespołem Downa wystarczy, by sfinansować koszty badań prenatalnych w holenderskiej publicznej służbie zdrowia". Jak z takim sposobem rozumowania polemizować?

Z kolejnym podobnym przypadkiem zderzymy się wkrótce zapewne za sprawą Chin. Wszystko ze względu na rosnącą tam popularność diagnostyki przedimplantacyjnej. Diagnostyki, która - jak przyznaje dziś na swej stronie internetowej czasopismo "Nature" - budzi naprawdę drażliwe pytania. Diagnostyka przedimplantacyjna jest stosowana przy okazji sztucznego zapłodnienia w wielu miejscach świata, dlaczego problemem miałyby być akurat Chiny? Ze względu na niemal przemysłowy charakter prowadzonych tam badań. I szczególne w tym kraju okoliczności.

Chiny porzuciły ostatnio trwającą wiele lat politykę "jednego dziecka". To natychmiast doprowadziło do prawdziwego szturmu na kliniki in-vitro, bo ze zrozumiałych względów, wiele par w bardziej dojrzałym już wieku chce mieć jeszcze jedno dziecko. Kliniki oferują im nie tylko szansę zajścia w ciążę, ale i możliwość odpowiedniego doboru zarodków tak, by ryzyko ewentualnych chorób genetycznych sprowadzić do zera. Przy wsparciu rządu w Pekinie wprowadza się teraz programy, które mają wyeliminować nie tylko zespół Downa, ale i wiele innych genetycznych chorób. Jak przyznaje "Nature" w warunkach z jednej strony szybko rosnącego poziomu tamtejszych kadr medycznych i laboratoriów, przy równoczesnym braku pewnych, charakterystycznych jeszcze do niedawna dla zachodniej wrażliwości, wątpliwości etycznych, prace te będą bardzo szybko postępować. Technologia będzie coraz doskonalsza, koszty coraz niższe, a idea świata "wolnego od chorób", coraz bardziej realna i... popularna.

Każdy chce, by jego dziecko było zdrowe i szczęśliwe, by mogło żyć, w pełni wykorzystując szanse stwarzane przez społeczeństwo. Na razie, na szczęście, wciąż jeszcze wielu z nas uznaje, że wartość każdego życia jest tak fundamentalna, że nie bierze pod uwagę aborcji nawet chorego lub potencjalnie chorego dziecka. Co jednak będzie wtedy, gdy te chore dzieci nie będą się już praktycznie rodzić, gdy te, które się urodzą będą stygmatyzowane podwójnie, już nie tylko z powodu choroby, ale i dlatego, że w ogóle się urodziły, gdy społeczeństwo uzna, że wydawanie ich na świat jest okrutnym marnotrawstwem, a państwa nie będą już chciały za ich leczenie płacić? Co będzie, gdy oferty "stuprocentowo zdrowych dzieci" będą powszechne? Czy jesteśmy sobie w stanie konsekwencje takiej rzeczywistości wyobrazić? Przygotować się na nie? Czy taki będzie ten "nowy, wspaniały świat"? Czy naszą wolność wyboru czeka kolejna, może nawet najpoważniejsza próba?
Grzegorz Jasiński


Grzegorz Jasiński
Kraków
Teksty publikowane w dziale BLOGI RMF 24 są prywatnymi opiniami autorów

...

Zdrowy czysty rasowo Swiat nadludzi... Jak u Hitlera OHYDA! Dlatego zwracamy sie do krzyża ku temu co slabe i chore... To jest prawdziwa madrosc... Jesli Bóg dopuscil choroby TO COŚ Z NICH WYNIKA! I trzeba to przezyc godnie ku jakiemus dobru nam nieznanemu... Bogu tak...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:27, 20 Sie 2017    Temat postu:

Henio żył rok. To był najpiękniejszy rok w naszym życiu
Marta Brzezińska-Waleszczyk | Sier 20, 2017

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Heniu i jego ułomne ciało, stanowił najlepszy depozyt naszej małżeńskiej miłości” – mówią Aletei Ania i Karol Jurkowscy.

Wszystko było dobrze przez całą ciążę. Ania czuła się doskonale, dbała o siebie, dużo spacerowała. Nic nie wskazywało na to, że z dzieckiem jest coś nie tak. Do 36. tygodnia ciąży, kiedy KTG pokazało podwyższone tętno dziecka. Niby nic wielkiego, nic szczególnie niepokojącego, ale… Kobieta trafiła na oddział położniczy, kolejne badania, dość tajemnicze miny lekarzy.

„Pamiętam, że miałam USG i przy monitorze stało aż trzech lekarzy. Niewiele mówili. Czułam, że coś jest nie tak” – wspomina Ania. Bardzo chciała urodzić naturalnie. Podano jej oksytocynę, by wywołać poród, ale na niewiele to się zdało, nie odczuwała skurczów. Po jakimś czasie obecny na sali ordynator zadecydował: „Nic z tego nie będzie. Robimy cesarkę”. Był 29 lipca 2014 roku.

Ania bała się wkłucia w kręgosłup, ale towarzyszyły jej wtedy takie emocje, że nawet nie pamięta bólu. Pamięta za to pierwsze dźwięki Henia. Słabiutkie kwilenie, nie żaden tam rozdzierający pierwszy krzyk. Nie zobaczyła synka, bo szybko trafił w ręce lekarzy, a później do inkubatora. Jedynie ten inkubator Ania pamięta, jak przejechał obok jej łóżka. Zapytała obecnego przy operacji anestezjologa, co dalej, co z jej synkiem. Lekarz uspokoił ją, powiedział, że zaraz ktoś jej wszystko wyjaśni.
Czytaj także: Porodówka dla kobiet, które rodzą śmiertelnie chore dziecko


Zatyczki do uszu

Henio został zaintubowany, nie mógł samodzielnie oddychać. W przelocie synka widział Karol. Ania w tym czasie dochodziła do siebie po cesarce skupiając się na odciąganiu co trzy godziny pokarmu dla synka. Jeszcze wtedy nie bała się bardzo. Myślała sobie, że przecież Henio jest w dobrych rękach, że go zbadają, ustalą, co jest nie tak, a w ogóle to on się zaraz „ogarnie” z tym chorowaniem, bo co to w ogóle jest, przecież był zdrów jak ryba całą ciążę.

Ania jeszcze nie widziała synka. Dopiero Karol przysłał jej telefonem zdjęcie Henia. Był słaby, wiotki, bezwładnie leżał w inkubatorze, ale to przecież jeszcze nic nie znaczyło. Tylko te oczy… Henio otworzył je dopiero w 9. dniu życia. Ania i Karol w tym czasie upewnili się, że w ich rodzinach nie występowały dotąd żadne wady genetyczne, co ich nieco uspokoiło. I oczekiwali wyników kolejnych badań.

Ania w tym czasie leżała na położnictwie – na sali razem z inną mamą. Mamą zdrowego dziecka. Czy czuła żal? Złość? Było jej przykro? „Wiesz, ja się nawet cieszyłam, że nie leżę sama, że mogę popatrzeć na inne dzieci, skoro swojego nie widzę. Jasne, było mi na początku przykro. Jak to, wszystkie matki mają swoje zdrowe dzieci, tulą je, a ja nie mogę” – wspomina Ania. I dodaje, że kiedy inne dzieciaczki płakały, pomogły jej… zatyczki do uszu.
Czytaj także: Pana dziecko to cud! Proszę zrobić zdjęcie!


Cieszyłam się szczęściem innych mam

Rozmawiała z mamami, które poznała w szpitalu, nawet na koniec zrobili sobie wspólne zdjęcia. „Starałam się cieszyć ich szczęściem, napatrzeć się na dzieci” – dodaje. I zapewnia, paradoksalnie, że wcale nie chciałaby leżeć w oddzielnej sali, że izolacja tylko pogłębiłaby jej złe samopoczucie. Kontakt z innymi mamami był akurat dla niej w tym czasie bardzo ważny.

Pomocne były też położne, które pocieszały, wiele z nią rozmawiały. Mówiły, że tak już w życiu jest, że matki, które o siebie dbają, rodzą czasem chore dzieci, a mamy, które na porodówki przychodzą pijane, rodzą zdrowe. Nie ma reguły. Takie to niesprawiedliwe trochę. Ale w końcu Bóg daje ludziom takie doświadczenia, które są w stanie unieść.

I ta myśl pomogła małżeństwu Ani i Karola przetrwać, kiedy poznali ostateczną diagnozę. Ich synek, urodzony z brakiem napięcia mięśniowego i uogólnioną wiotkością, został poddany rezonansowi magnetycznemu. Badanie wykazało brak mielinizacji w istocie białej, śladową mielinizację w pniu i rdzeniu przedłużonym. Trafił pod opiekę Centrum Zdrowia Dziecka, a następnie Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. Małemu pacjentowi wykonano tracheotomię i gastrostomię.
Czytaj także: Żyła przez 5 dni. W tym czasie zdążyła zmienić życie swoich rodziców


Henio – mały podróżnik

Ale nie, Henio nie leżał wyłącznie w szpitalu. Po 6. tygodniach był już w domu. Kiedy tylko wyjścia na spacery okazały się możliwe, po odpowiednim przygotowaniu, rodzice zaczęli wychodzić z nim na powietrze. Z początku krótkie dystanse z czasem zamieniły się w coraz dłuższe i dłuższe… podróże, a Henio został okrzyknięty „małym podróżnikiem”. Tak też powstał pomysł na bloga pod tytułem „Heniutkowo”, na którym rodzice chłopca pokazywali, że w życiu z chorym dzieckiem jest wiele możliwości. Nawet podróże, małe i duże.

Wypady do restauracji, na zakupy, na Starówkę i do ZOO, do Puszczy Kampinoskiej i Palmir, a nawet do studia Trójki na Myśliwiecką! Pomyślicie, a co to za podróż, phi, w obrębie jednego miasta! A spróbujcie się sprawnie zapakować na taki wyjazd z chorym dzieckiem, w dodatku z zestawem: ssak, cewniki (x4), sól fizjologiczna, zapas leków plus „standard” na dziecięce wyprawy: wózek, pieluchy, chusteczki, ubranka, jedzenie. Robi się ekwipunek, jak na zimową wyprawę na K2. A, i jeszcze głowa, bez tego ani rusz, drodzy podróżnicy – „pisał” Henio (rękami taty) na blogu.

Po co ten blog? Po co te wyprawy? – pytam Anię i Karola.

„Chcieliśmy pokazać, że życie każdego człowieka jest wartościowe, bez względu na to, czy jest zdrowy czy chory. Pokazać rodzicom chorych dzieci, że choroba to nie jest wyrok więzienia domowego, że jest wyzwaniem i nie powinna stygmatyzować” – odpowiadają.
Czytaj także: Rodziny z dziećmi z zespołem Downa na Instagramie. Rewolucja?


Rodzicielstwo z trudami w pakiecie

Ziemska podróż Henia skończyła się 13 sierpnia 2015 roku. „Przelot nad Atlantykiem trwa kilka godzin, spacer pół godziny. Podróżować można kilka miesięcy, ale również można podróżować całe życie. Wszystko zależy od celu. Ja i Ania mamy ten sam cel, co Henio. Odbyć najlepszą podróż do Nieba – do domu Ojca. Henio pokazał nam, ale też wielu ludziom dookoła nas, co jest ważne i najważniejsze w życiu. To czysta bezwarunkowa miłość niezależna od sytuacji, w której się znajdujemy” – napisali na blogu.

„Roczna przygoda z Heniem pokazała nam coś bardzo ważnego – jak bardzo wartościowe jest życie. Heniu i jego ułomne ciało, stanowił najlepszy depozyt naszej małżeńskiej miłości.

Rok z Heniem na pewno nie był rokiem straconym – otrzymaliśmy przepiękną lekcję. Choroby, które spotykają ludzi nie ujmują godności lub też nie zmniejszają wartości życia. Są po prostu wyzwaniem, swego rodzaju podróżą. Są to podróże, których czasami sami nie wybieramy, po prostu stajemy się ich uczestnikami. Narzekanie, że jest się na innym statku niż by się chciało, po prostu nie ma sensu – wszak już wypłynęliśmy na pełne morze – nie ma możliwości przesiadki” – wspominają Ania i Karol.



Na koniec muszę zadać im to pytanie. Co powiedzieliby rodzicom, który słyszą taką diagnozę i nie mogą się z nią pogodzić? Boją się, że nie poczują nic do dziecka… Albo jedynie gniew. „Branie odpowiedzialności za druga osobę przybiera różne formy. Rodzicielstwo kojarzymy z miłymi aspektami, a to przecież także trudy, zranienia. Też choroby. Myślenie, że rodzicielstwo to tylko radość, jest ułudą. Trzeba je przyjąć w «komplecie» z trudnościami. Skoro teraz doświadczyliśmy bólu, to możemy być pewni, że nadejdzie też radość. Na tym to polega. Trzeba jedynie cierpliwości” – odpowiadają.

Blog: [link widoczny dla zalogowanych]

...

Spelnil swoja role na Ziemi i teraz dorasta Tam! I to jest dobro bo zgodnie z wolà Boga!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:47, 22 Sie 2017    Temat postu:

Ubranka dla dzieci z poronień. Dlaczego szyje je właścicielka domu pogrzebowego?
Sophia Swinford | Sier 21, 2017

BBC News | Facebook | Fair Use
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Po pochowaniu tak wielu dzieci bez ubranek postanowiła, że należy im się godny strój.

LeighAnne Wright. Jest właścicielką domu pogrzebowego. Pochowała wiele dzieci z poronień, które często były przywożone do niej ze szpitala owinięte w papierowe ręczniki lub, co gorsza, w metalowych miseczkach. Ponieważ te dzieci są za malutkie, by nosić zwykłe ubranka niemowlęce, często były chowane bez żadnych.

Pewnego dnia LeighAnne zdecydowała, że to musi się zmienić.

Nie było w tym żadnej godności. A to właśnie ją chcieliśmy zapewnić tym dzieciom.

Zaczęła od uszycia kilku strojów, a obecnie dostarcza ciuszki do 31 szpitali w Wielkiej Brytanii i ubrała ponad 3,500 dzieci.
Czytaj także: Znaleźć dar we wszystkim… nawet po poronieniu



„Co tydzień mamy zamówienie na takie ubranka”, mówi. W Stanach, gdzie rocznie dochodzi do poronień 2,400 dzieci (poronienie rozumiane jest tu zgodnie z definicją CDC, centrum kontroli chorób i zapobiegania – agencji rządu federalnego Stanów Zjednoczonych, jako utrata dziecka po 20. tygodniu ciąży).

Kiedy dziecko umiera – mówi LeighAnne – tracisz kontrolę nad tym wszystkim, co chciałeś dla niego zrobić, więc danie rodzicom choć trochę kontroli wydaje się pomagać im w procesie zdrowienia po stracie.

Ubranka, które szyje podkreślają godność tych najmniejszych ludzi i ogromną wartość, jaką ma ich życie. Nieważne, jak długie czy jak krótkie.

Nasza kultura zaczęła wartościować dzieci pod względem tego, czy są chciane czy ich kondycji zdrowotnej. Być może ten mały, ale tak pełen miłości gest, który podkreśla wartość każdego życia, nawet bardzo krótkiego, pomoże to zmienić.
Czytaj także: Czapeczka, rożek i… niezapominajka – czyli żegnaj, dzieciątko

Artykuł ukazał się w angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Trzeba przywracac godnosc czlowiekowi. To sa ludzie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133542
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:11, 23 Sie 2017    Temat postu:

Mary Wagner. Ratuje dzieci przed aborcją. Teraz prosi Polaków o pomoc
Joanna Operacz | Sier 23, 2017

REPORTER
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Kanadyjska obrończyni nienarodzonych dzieci Mary Wagner czeka w areszcie na ogłoszenie wyroku za to, że weszła do kliniki aborcyjnej w Toronto i próbowała rozmawiać z kobietami czekającymi tam na zabiegi. Jej matka prosi, żeby pisać listy do sędziego.

Mary Wagner w grudniu ubiegłego roku została aresztowana przez policję w Toronto i do dzisiaj siedzi w areszcie. To było jej czwarte aresztowanie w życiu. Powód zatrzymania był taki sam jak trzech poprzednich – weszła do kliniki aborcyjnej i usiłowała rozmawiać z pacjentkami, żeby zaoferować im pomoc i zachęcić do zmiany decyzji.

Miała ze sobą białe róże z przyczepionymi karteczkami, na których były informacje o skutkach aborcji i możliwych alternatywach. Zachowywała się spokojnie. Jednak po 40 minutach została wyprowadzona w kajdankach przez policję, którą wezwali pracownicy szpitala.
Czytaj także: Pro-life po polsku. Od małych stópek po okna życia

Złamała prawo, bo w Kanadzie obrońcy życia nie mogą się zbliżać do placówek wykonujących aborcję bliżej niż na 250 metrów. Jedna z klinik uzyskała to w precedensowym procesie cywilnym o narażanie na straty finansowe, wytoczonym działaczce pro-life Lindzie Gibbons.

12 września ma się odbyć rozprawa, na której zostanie ogłoszony wyrok. Matka Mary, Jane Wagner, powiedziała Jackowi Kotuli z polskiej organizacji antyaborcyjnej Fundacja Pro – Prawo do życia, że sędzia zgodził się na przedstawienie świadectw osób, które znają jej córkę albo podzielają jej przekonanie, że aborcja to mordowanie nienarodzonych ludzi.
Jak pomóc Mary Wagner?

Aresztowaną kobietę można wesprzeć na trzy sposoby:

1. Wysłać tradycyjny list pocztą. Trzeba napisać pismo po angielsku (nie więcej niż stronę), zachowując szacunek dla sądu i zwracając się do sędziego Erica N. Libmana. List należy wysłać na adres Koalicji dla Życia w Kanadzie, która dostarczy go na rozprawę. Adres:

Mary Wagner
Care of Campaign Life Coalition
104 Bond Street Suite 300
Toronto ON M5B 1X9, Canada

Znaczek na list priorytetowy do Kanady kosztuje 6 zł. List zwykle dociera po tygodniu.

2. Wysłać e-mail do sędziego na adres: [link widoczny dla zalogowanych] (do wiadomości oskarżyciela: [link widoczny dla zalogowanych] i do wiadomości ruchu pro-life: [link widoczny dla zalogowanych])

3. Podpisać petycję w obronie Mary Wagner. Na poniżej stronie:

[link widoczny dla zalogowanych]

Petycja zostanie wysłana w języku angielskim.
Kim jest Mary Wagner?

Kim jest 43-letnia Mary? Dlaczego ciągle chodzi do klinik aborcyjnych, chociaż wie, że później trafi za kratki?

Ta niezwykle spokojna, pokorna i zawsze uśmiechnięta kobieta ostatnie pięć lat spędziła głównie w areszcie, oczekując na kolejne procesy. Wielokrotnie mówiła, że próbuje ratować nienarodzone dzieci z miłości do nich, ich matek i Boga. Nie potrafi się pogodzić z tym, że dzieci są mordowane.
Czytaj także: Dlaczego opieka nad uchodźcami to kwestia pro-life

Pochodzi z licznej rodziny (ma 11 rodzeństwa, w tym pięcioro adoptowanego), a jej rodzice również angażują się w obronę nienarodzonych dzieci. Studiowała anglistykę i romanistykę. Jak mówi jej ojciec Frank w dokumentalnym filmie Grzegorza Brauna Nie o Mary Wagner, wielkim przeżyciem była dla niej sytuacja, kiedy jej koleżanka ze studiów zaszła w nieplanowaną ciążę i postanowiła poddać się aborcji.

Mary próbowała odwieść ją od tej decyzji, a nawet towarzyszyła jej w szpitalu, ale dziecka zostało zabite. Mary zaangażowała się w pracę organizacji pro-life. Chodziła także do klinik i rozmawiała z kobietami. Jak mówią jej znajomi, co najmniej kilka pacjentek po takiej rozmowie opuściło szpital. Nawet w areszcie uratowała kilkoro dzieci więźniarek.

Dwa razy odwiedziła Polskę na zaproszenie organizacji prolife. Na spotkania z nią przychodziły setki osób. Wagner jest w Polsce chyba bardziej znana niż w swojej ojczyźnie, gdzie zgodnie z prawem zabija się rocznie ok. 100 tysięcy dzieci.

...

Bo to jest POLSKA! WZOR!
Bohaterka narodowa Kanady niewatpliwie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 37, 38, 39  Następny
Strona 19 z 39

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy