Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Kolejna kompromitacja sądowa!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 33, 34, 35  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:41, 27 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Sopot przegrał przed sądem z właścicielami agencji prowadzącej klub "Cocomo"
Sopot przegrał przed sądem z właścicielami agencji prowadzącej klub "Cocomo"

Dzisiaj, 27 lutego (15:39)
Aktualizacja: Dzisiaj, 27 lutego (17:11)

Sąd Okręgowy w Gdańsku oddalił pozew, jaki władze Sopotu wytoczyły agencji, która w centrum kurortu prowadzi klub go-go "Cocomo". Zdaniem samorządu, działalność lokalu negatywnie wpływa na wizerunek miasta. W procesie cywilnym o ochronę dóbr osobistych władze Sopotu domagały się od Agencji Reklamowo-Marketingowej "Event", prowadzącej klub "Cocomo", przeprosin za dotychczasową działalność lokalu na terenie miasta i wpłaty 25 tysięcy złotych na rzecz fundacji "La Strada", działającej przeciwko handlowi ludźmi.
Sopot przegrał przed sądem z właścicielami agencji prowadzącej klub "Cocomo" (zdjęcie ilustracyjne)
/TVN24

Władze Sopotu argumentowały w czasie procesu, że działalność klubu polegała m.in. na nachalnym namawianiu przechodniów do skorzystania z usług lokalu, sprzedaży alkoholu po rażąco wysokich cenach, a także wykorzystywaniu nietrzeźwości klientów do płacenia zawyżonych rachunków. Zdaniem samorządu, tego typu działalność psuła renomę Sopotu, który od lat pracuje na opinię miasta przyjaznego rodzinom i turystom oraz miejsca, gdzie przeprowadza się duże, międzynarodowe imprezy sportowe i kulturalne.

Gdański sąd zgodził się, że klub mocno zawyżał ceny alkoholi, wykorzystywał nietrzeźwość klientów czy nagabywał przechodniów na ulicy, by zaprosić ich do lokalu, ale uznał również m.in., że nie naruszało to wizerunku miasta, które samo nie prowadzi działalności gospodarczej. Ocenił także, że nie jest zadaniem własnym gminy chronienie jej mieszkańców przed różnymi, nie do końca przewidywalnymi zagrożeniami.

Zachowania pozwanej agencji są bez wątpienia tego rodzaju, że nie zasługują na aprobatę. To jednak nie zmienia tego, że powodowa gmina nie może domagać się ochrony prawnej w taki sposób, jaki sformułowała w pozwie - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Tamowicz.

Nie ma związku między zachowaniami pozwanej agencji a działalnością powodowej gminy. Gmina bowiem nie przyjmuje na siebie bezwzględnego obowiązku zapewnienia osobom, które znajdą się na jej terenie, bezpieczeństwa. Krótko mówiąc: nie ma obowiązku uchronienia wszystkich przebywających na jej terytorium od jakichkolwiek negatywnych zachowań - zaznaczyła sędzia.

Jak podkreśliła, z ustaleń podczas procesu jednoznacznie wynika, że miały miejsce takie zachowania "jak nakłanianie osób przechodzących w pobliżu lokalu do skorzystania z usług, czy też już w samym lokalu sprzedaż alkoholu po - delikatnie rzecz ujmując - cenach nieadekwatnych do kosztów tego rodzaju działalności, czy też wreszcie takie zachowania, które sprawiały, że osoby korzystające z lokalu czuły się wykorzystane". Ale te zachowania nie mają bezpośredniego ani pośredniego związku z działalnością gminy. One nie godzą w dobra osobiste gminy - zaznaczyła sędzia.

Zdaniem sądu, istnieją inne metody prawne, które mogą uchronić mieszkańców bądź przyjezdnych od różnych negatywnych zdarzeń, jakie miały miejsce w lokalu.

Wyrok gdańskiego sądu nie jest prawomocny. Pełnomocnik władz Sopotu mec. Roman Nowosielski zapowiedział już złożenie apelacji. Przedstawiciela pozwanej agencji na ogłoszeniu wyroku nie było.

Wcześniej natomiast pełnomocnik "Event" podkreślał w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że spółka nie ma już w Polsce żadnego klubu striptizerskiego. Miasto twierdzi jednak, że najemcą lokalu po "Cocomo", w którym teraz działa inny klub go-go, jest pozwana spółka.

Sąd kategorycznie stwierdził, że tego rodzaju praktyki stosowane przez stronę pozwaną są niedopuszczalne. Ale sąd nie wyciąga jednocześnie wniosku, jak tego rodzaju praktyki rzutują na dobrą opinię podmiotu, jakim jest gmina jako osoba prawna. Sąd zatrzymał się w pół kroku. Moim zdaniem, nietrafny jest pogląd, że gminie nie przysługuje ochrona prawna - powiedział dziennikarzom mec. Nowosielski, który reprezentował Sopot.

Po raz pierwszy spór między gminą Sopot a agencją "Event" sąd rozstrzygał w marcu 2015 roku. Na zaocznym posiedzeniu, bez przesłuchiwania stron, ocenił, że roszczenia samorządu są bezpodstawne. W kwietniu 2016 roku, po zażaleniu Sopotu, Sąd Apelacyjny w Gdańsku uznał jednak, że sąd niższej instancji musi ponownie zająć się sprawą.

Z treści poprzedniego pozwu samorząd wycofał wezwanie właścicieli klubu go-go do zaprzestania działań, które - zdaniem gminy - miały charakter nieuczciwej konkurencji. Decyzja o zmianie treści pozwu zapadła po tym, jak sąd apelacyjny uznał, że gmina nie jest klasycznym podmiotem prowadzącym działalność gospodarczą.

Po zmianie treści pozwu agencja "Event" wniosła powództwo wzajemne, w którym żądała od gminy przeprosin za bezzasadne powództwo dotyczące nieuczciwej konkurencji. W poniedziałek sąd oddalił to powództwo.
W całym kraju ponad 50 śledztw ws. "Cocomo"

W całym kraju prowadzonych było ponad 50 śledztw ws. klubów "Cocomo". Klienci skarżyli się na wysokie rachunki za alkohol, jakie przyszło im tam płacić, twierdzili również, że mogli być odurzani środkami podanymi w alkoholu. Obsługa zapewniała natomiast, że rachunki klienci płacili dobrowolnie, w klubach jest monitoring, a ceny drogich drinków i szampanów znajdują się w menu. Zgłoszenia klientów zazwyczaj kończyły się w prokuraturze umorzeniami lub odmową wszczęcia postępowania.

Podobny do sopockiego proces wytoczyły agencji "Event" władze Wrocławia. W sierpniu ubiegłego roku tamtejszy sąd apelacyjny oddalił powództwo uznając, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych gminy.

(e)
RMF FM/PAP

...

Burdelowcy wygrali skandal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:57, 05 Mar 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → Porywacz wyszedł z więzienia, bo dobrze się sprawował
Porywacz wyszedł z więzienia, bo dobrze się sprawował
PAP
dodane 05.03.2017 18:13 Zachowaj na później

Henryk Przondziono /FotoGość


Dwie osoby - Ryszard D. i Elżbieta B. - usłyszały w niedzielę zarzuty dot. uprowadzenia i pozbawienia wolności 12-latki z Golczewa. Trzeciej osobie zatrzymanej w tej sprawie nie postawiono zarzutu i zwolniono.

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Małgorzata Wojciechowicz powiedziała dziennikarzom, że zarówno Ryszard D. jak i Elżbieta B. złożyli wyjaśnienia, ale prokuratura nie ujawnia ich treści ani tego, czy przyznali się do winy. Kobieta to prawdopodobnie konkubina D.

Trzecia osoba podejrzana ws. uprowadzenia - Piotr S. - została przesłuchana w charakterze świadka i zwolniona. Prokurator po zapoznaniu się materiałem dowodowym uznał, że brak przesłanek uzasadniających przedstawienie mu zarzutu - powiedziała Wojciechowicz.

12-letnia dziewczynka, którą uprowadzono w piątek, opuściła już szpital. Wojciechowicz poinformowała, że dziewczynka zostanie przesłuchana w obecności psychologa, kiedy będzie to możliwe. Rzeczniczka potwierdziła także wcześniejsze informacje, że dziewczynka była pod wpływem alkoholu. Czy była pod wpływem także innych środków, mają potwierdzić badania.

Jeszcze w niedzielę mają wpłynąć do sądu wnioski o trzymiesięczny areszt dla kobiety i mężczyzny.

Ryszard D. w przeszłości skazany był na dziewięć lat więzienia, za ciężkie pobicie innej dziewczynki. Jak mówiła Wojciechowicz, przed upływem siedmiu lat odbywania kary D. złożył wniosek o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Prokurator sprzeciwił się temu i sąd okręgowy nie uwzględnił tego wniosku. To postanowienie zaskarżył jednak obrońca D. i sąd apelacyjny zmienił postanowienie sądu okręgowego, udzielając D. warunkowego zwolnienia.

Wojciechowicz podała także, że mężczyzna do 7 sierpnia 2019 r. miał być pod dozorem kuratora. Według nieoficjalnych informacji, ze źródeł zbliżonych do tamtego śledztwa, D. był oskarżony o gwałt i usiłowanie zabójstwa dziewczynki.

Rzecznik Sądu Apelacyjnego w Szczecinie Janusz Jaromin tłumaczył w niedzielę, że decyzja o warunkowym przedterminowym zwolnieniu zawsze oparta jest o prognozę, a zachowanie D. ulegało ciągłej poprawie; był m.in. kilkadziesiąt razy nagradzany i ani razu nie był karany dyscyplinarnie. Przyznał, że prognozy sądu po wydaniu postanowienia o zwolnieniu warunkowym Ryszarda D. "okazały się chybione, bo najprawdopodobniej ten skazany dopuścił się kolejnego przestępstwa". Dodał, że jeżeli potwierdzi się, że D. dopuścił się kolejnego przestępstwa, warunkowe, przedterminowe zwolnienie zostanie odwołane i skazany odbędzie pozostałą część kary.

Dwunastolatka z Golczewa została uprowadzona w piątek wieczorem niedaleko swojego domu. z nagrania monitoringu wynika, że została wciągnięta do auta. Po kilku godzinach policja znalazła ją w samochodzie osobowym kilkanaście kilometrów dalej. Nad ranem policjanci zatrzymali trzy osoby. Prokuratura od początku wykluczała, że uprowadzenie dziewczynki to porwanie tzw. rodzicielskie.

...

Jakas sklonnosc do dziewczynek? Tylko raczej na podlozu sadyzmu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:16, 05 Mar 2017    Temat postu:

Sądowi wydaje się, że popełnił błąd. Tak tłumaczy się z... wypuszczenia porywacza 12-letniej Amelii
oprac.Filip Skowronek
5 marca 2017, 18:05
"Zachowanie Ryszarda D. ulegało ciągłej poprawie" - tak decyzję o warunkowym zwolnieniu porywacza 12-letniej Amelii tłumaczył rzecznik Sądu Apelacyjnego w Szczecinie Janusz Jaromin. Dodał także, że "wydaje się, że decyzja [o zwolnieniu - przyp. red.] była błędna".



Podczas konferencji prasowej rzecznik Sądu Apelacyjnego w Szczecinie tłumaczył, jak doszło do wypuszczenia Ryszarda D, jednego z porywaczy 12-letniej Amelii. Porywacz był wcześniej skazany za brutalne pobicie innej dziewczynki. Zasądzono mu 9 lat więzienia.

"Zachowanie skazanego ulegało ciągłej poprawie. Był kilkadziesiąt razy nagradzany, ani razu nie był ukarany dyscyplinarnie" - kontynuował Jaromin. Rzecznik przybliżył również procedurę podejmowania decyzji o zwolnieniu warunkowym. "Decyzja o warunkowym, przedterminowym zwolnieniu zawsze jest oparta o pewną prognozę. Sąd przewiduje, że skazany w trakcie odbywania kary uległ już takiej zmianie, poprawie, że przewiduje, że nie popełni ponownie przestępstwa" - tłumaczył.

"Prognoza w tym wypadku wydaje się, że okazała się błędna" - podsumował rzecznik. Uzasadniając, dlaczego ją podjęto mówił o wyrażeniu skruchy i przyznaniu się do popełnienia przestępstwa przez Ryszarda D. Podkreślił także, że aż pięć razy odrzucano wniosek o wcześniejsze zwolnienie porywacza.


TVN24.pl

...

Miejmy nadzieje ze to nie bylo niechlujstwo...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:38, 10 Mar 2017    Temat postu:

Okradają im sklep i zastraszają. Mimo tego, to one staną przed sądem
Patryk Osowski
10 marca 2017, 13:29
Siostry prowadzące sklep spożywczy w Gdańsku są okradane kilka razy dziennie. - Zgłoszenia na policję nic nie dawały. Opublikowałyśmy w sklepie zdjęcia złodziei i wtedy się zaczęło. Grożono nam, a teraz jeden z nich oskarża nas o bezprawne wykorzystanie wizerunku - żali się Wirtualnej Polsce właścicielka sklepu.



Dramat Pauliny Zych i jej siostry rozgrywa się w gdańskiej dzielnicy Wrzeszcz. W sklepie przy ulicy Waryńskiego dochodzi do kilku kradzieży dziennie. Co najczęściej znika z półek?

- Hitem są puszki z rybami warte 5-6 złotych. Mają one długi termin, więc może gdzieś to potem odsprzedają. Ale nagminnie znikają również kostki masła, paczkowane wędliny, czy kawa. Kawę w sklepie wystawiamy już tylko po jednej sztuce, bo jak wystawimy trzy, to znikają momentalnie - mówi Zych.

Jak dodaje, początkowo złodzieje ukrywali twarz i starali się, by nie uchwycił ich monitoring. Z czasem przestali się tym przejmować i bez skrupułów wynoszą miesięcznie towar wart ponad tysiąc złotych.


Okradał je nawet ochroniarz

- Większość z tych osób świetnie przecież znamy, bo mieszkają w okolicy. Nie mam już sił i pomysłu jak z tym walczyć. Na policję zgłosiłam już około 20 spraw i wszystkie kończą się umorzeniem z powodu niewykrycia sprawcy - zaznacza.


Kobiety wzięły więc sprawy w swoje ręce. Zdecydowały się na poniesienie dodatkowych kosztów i zatrudniły ochroniarza. W sklepie pracował przez około 5 miesięcy. Początkowo siostry były zadowolone, że sytuacja się uspokoiła i nie było żadnych niepokojących sygnałów. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że okrada je również sam ochroniarz. - Opadły nam ręce - komentują.

Bezsilność skłoniła je do decyzji o publikowaniu w sklepie wizerunków złodziei. W tym momencie zaczął się koszmar. - Jeden ze swojego konta na Facebooku napisał mi, że wie gdzie mieszkam. Podał nawet numer budynku i mieszkania. Mam zdjęcia tych wiadomości i zgłaszam to na policję, ale nic w tej sprawie nie robią - stwierdza właścicielka.

(fot. Google)



Przed sądem już w przyszłym tygodniu

O całą sprawę zapytaliśmy również miejscową policję. Usłyszeliśmy, że funkcjonariusze odpowiadają na wszystkie zgłoszenia i od początku 2016 roku siedmiokrotnie interweniowali pod wskazanym adresem. Niestety, nie przynosi to żadnych efektów.


Paradoksalnie największe problemy mają teraz jednak właścicielki sklepu. - 17 marca mamy sprawę o bezprawne wykorzystanie wizerunku. To oni mnie okradają i to ja tracę pieniądze, więc nie wierzę, że teraz mogę jeszcze zostać ukarana - mówi z nadzieją w głosie Paulina Zych.

Czy poniesie konsekwencje? Zgodnie z prawem wizerunek podejrzanych można udostępnić wyłącznie na podstawie zgody prokuratury lub sądu. W przypadku, gdy ktoś naruszy te przepisy, pokrzywdzony może domagać się zadośćuczynienia za doznaną krzywdę moralną oraz odszkodowania za poniesioną szkodę majątkową.

...

DISC TEGO! CO TO ROSJA? SZOK I SKANDAL!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:06, 10 Mar 2017    Temat postu:

Opublikowały zdjęcia sklepowych złodziei. Teraz staną przed sądem
oprac.Patryk Skrzat
10 marca 2017, 06:12
Ajentki sklepu we Wrzeszczu mają już dość złodziei i postanowiły działać, wywieszając w widocznym miejscu ich zdjęcia. Jednemu z nich się to nie spodobało i zgłosił sprawę do sądu.



Kobiety w rozmowie z portalem Trójmiasto.pl zdradzają, że miesięcznie tracą przez złodziei nawet 1 tys. zł. Kradną oni jednak jedynie pojedyncze produkty za niewielką cenę, przez co organy ścigania są bezradne. Złapanym na gorącym uczynku wlepiają co najwyżej mandaty.

Z problemem ajentki sklepu postanowiły walczyć same. Zaczęły wywieszać zdjęcia złodziei w widocznym miejscu, z nadzieją, że to je odstraszy. Nic bardziej mylnego, jeden z nich zgłosił nawet sprawę do sądu. Twierdzi, że publikując jego wizerunek, kobiety naruszyły jego dobra osobiste.

Proces w tej sprawie zaplanowano na 17 marca.

Trójmiasto.pl

...

Brawo! Gdyby to byl prawdziwy to by zamienil miejscami obie strony. To by dziad mial wielkie oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:13, 16 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Wywalczył milion złotych odszkodowania po 19 latach od wypadku
Wywalczył milion złotych odszkodowania po 19 latach od wypadku

1 godz. 32 minuty temu

Po 19 latach od wypadku mieszkaniec Opolszczyzny decyzją sądu otrzyma milion złotych zadośćuczynienia. 37-latek był pasażerem samochodu, który uderzył w drzewo. Dziś jest całkowicie sparaliżowany. To jedno z wyższych odszkodowań w Polsce.
zdjęcie ilustracyjne
/RMF FM /


To bardzo satysfakcjonujące, że sąd oddalił apelację ubezpieczyciela przyznając tym samym, że nasza analiza tragicznej sytuacji Rafała była właściwa. W wyniku wypadku Rafał potrzebuje stałej opieki, ciągle trwa leczenie i rehabilitacja. To ogromne koszty. I choć nawet 1 milion złotych nie zwróci Rafałowi zdrowia, to przynajmniej pomoże w organizacji specjalistycznego leczenia i zapewnieniu codziennej opieki - podkreśla Daniel Gadawski, pełnomocnik rodziny Rafała, radca prawny Europejskiego Centrum Odszkodowań.

Mieszkaniec Opolszczyzny został całkowicie sparaliżowany w wypadku, do którego doszło 20 czerwca 1998 roku koło Nysy. Miał 18 lat. Jechał do przyjaciół. Samochód prowadził jego kolega. Jechał zbyt szybko. Stracił panowanie nad autem, które uderzyło w drzewo. Pan Rafał doznał urazu i przerwania rdzenia kręgowego. Do dziś nie może się poruszać i wymaga całodobowej opieki.

Po wypadku firma ubezpieczeniowa wypłaciła panu Rafałowi 45 tysięcy złotych odszkodowania. Po 14 latach od wypadku rodzina mężczyzny zwróciła się o pomoc do firmy zajmującej się odzyskiwaniem odszkodowań. Odwołanie zaowocowało wypłatą 160 tysięcy zł zadośćuczynienia. Kancelaria współpracująca z firmą uznała jednak, że ze względu na tragiczny stan mężczyzny tak kwota była rażąco nisko.

W 2015 roku do sądu trafił pozew o wypłatę 805 tysięcy złotych. Rok później sąd przyznał zadośćuczynienie w tej kwocie. Pieniądze nie trafiły jednak do pana Rafała. Od wyroku odwołał się ubezpieczyciel. Firma złożyła wniosek o obniżenie zadośćuczynienia o 300 tysięcy złotych. Dziś sąd apelacyjny we Wrocławiu odrzucił ten wniosek i przyznał łączne odszkodowanie w wysokości miliona złotych.

(az)
Bartek Paulus

...

19 LAT! ALE SADY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:01, 16 Mar 2017    Temat postu:

Gwałciciel niepełnosprawnej intelektualnie dziewczyny wciąż na wolności. Patryk Jaki: przyjrzymy się sprawie
Monika Rozpędek
16 marca 2017, 12:02
Cmentarz. Niepełnosprawna intelektualnie 26-letnia Gosia zostaje zgwałcona przez znajomego rodziny. Miesiąc później lekarz potwierdza: jest w ciąży. Gwałciciel przyznaje się do winy i zaczyna zastraszać rodzinę. Prokuratura, mimo że sprawcę ma podanego na tacy, zwleka z jego aresztowaniem. - Przyjrzymy się sprawie - mówi Wirtualnej Polsce minister Patryk Jaki.



Pierwsza niedziela listopada. Jak co roku, w rocznicę śmierci swojego ojca, Gosia wybrała się sama na cmentarz. - Do domu wróciła z płaczem. Sytuacja powtórzyła się kolejnego dnia - opowiada Wirtualnej Polsce pani Zofia, mama 26-latki. - Nie chciała mi nic powiedzieć - dodaje. Dziewczyna otworzyła się dopiero przed wychowawczynią warsztatów, na które regularnie uczęszczała.

"Kto wie, czy nie jestem w ciąży?" - powiedziała. Nie potrafiła opowiedzieć, co dokładnie wydarzyło się tamtego dnia. Udało się ustalić, że "dotykał" ją znacznie starszy mężczyzna. Był nim hydraulik z sąsiedniej wioski. Znajomy rodziny. - Od razu do niego zadzwoniłam. Przyznał, że "odbył z moją córką stosunek płciowy" - wspomina mama dziewczyny. Mężczyzna zaczął ich zastraszać i nękać głuchymi telefonami. Mówił, że zgwałci też siostry Gosi i spali im dom. Sytuację opisywaliśmy w połowie lutego.

"Powybijali mi szyby w oknach"

Sprawę prowadzi Prokuratura Okręgowa w Zamościu. Na liście podejrzanych znalazł się hydraulik, którego wskazała Gosia. - Ewentualne środki zapobiegawcze, takie jak nakaz opuszczenia lokalu czy zakaz zbliżania się stosujemy, ale wyłącznie w stosunku do osoby podejrzanej, której przedstawiliśmy już zarzuty - powiedział wówczas rzecznik prasowy prokuratury Bartosz Wójcik.


Mężczyzna zostanie jednak przesłuchany dopiero na końcu. - Taki jest proces postępowania - tłumaczy Wójcik. A Gosia i jej rodzina wciąż odbierają głuche telefony. - Za to Heniek chodzi po wsi i mówi, że ma układy i nikt mu nic nie zrobi - opowiada mama dziewczyny. Mimo że prokuratura dostała informację, że oprawca stosuje wobec ofiary groźby karalne, nie zatrzymała mężczyzny.


Pani Zofia nie tylko obawia się o życie swoje i córek. Musi także stawić czoła nienawiści, przytykom i ostracyzmowi społecznemu, które urządzili rodzinie mieszkańcy wioski. Gosia i jej dwie młodsze siostry zostały całkowicie odizolowane od społeczności. Mimo że są ofiarami, ludzie wytykają je palcami. - To jest tragedia. Powybijali mi już szyby w oknach - mówi pani Zofia.

Prokuratura przesłuchała już w sprawie 80 ludzi, ale wciąż nie zrobiła najważniejszego. Testu na ojcostwo, które z powodzeniem można wykonywać już w okresie prenatalnym. Jedno badanie jasno wskazałoby na sprawcę gwałtu.

"Skandaliczne postępowanie"

Na prośbę dziennikarki pressmania.pl Małgorzaty Klemczak, w sprawę zaangażował się poseł Józef Brynkus z Kukiz'15. Zwrócił się z wnioskiem do Ministerstwa Sprawiedliwości o objęcie nadzorem śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Zamościu. Poprosił także o "przekazanie sprawy do innej prokuratury lub wyspecjalizowanej jednostki prokuratury, która w sposób rzetelny i niebudzący wątpliwości w opinii społecznej podejmie szybkie działania dla dobra pokrzywdzonej jak również jej rodziny".


"Proszę o szybką interwencję i o objęcie szczególnym nadzorem tego skandalicznego postępowania w celu wyjaśnienia sprawy i postawienia oraz ukarania winnego gwałtu na niepełnosprawnej" - czytamy dalej w piśmie przesłanym do MS 14 lutego 2017 roku. Do tej pory nie dostał odpowiedzi.

Ministerstwo Sprawiedliwości zainterweniuje?

Wirtualna Polska skontaktowała się z ministrem Patrykiem Jakim, by zapytać o postęp w rozpatrzeniu poselskiej interwencji. - Takich spraw wpływa do nas 500 dziennie - mówi. Zadeklarował jednak, że pochyli się nad tematem. - Jeżeli rzeczywiście jest tak, jak pani mówi, będę interweniował. Musimy jednak przeanalizować wszystkie oficjalne dokumenty - zaznacza Jaki.

Gosia w obecności psychologa zostanie przesłuchana 20 marca. Ponad miesiąc od zgłoszenia sprawy na policję. Później czeka ją jeszcze sprawa główna, na której powinna zjawić się w obecności prawnika. - Nie stać nas - mówi pani Zofia.

...

SZOK! TO NIE IMIGRANCI JAK WIDZICIE! TO ,,NASI" raczej nazi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:09, 17 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Chirurg skazany za łapówki wciąż na wolności. Od wyroku minęło pół roku
Chirurg skazany za łapówki wciąż na wolności. Od wyroku minęło pół roku

Dzisiaj, 17 marca (10:19)

Do niedzieli krakowska prokuratura ma odpowiedzieć na kasację w sprawie Jana S. - znanego krakowskiego chirurga, który został skazany za łapówki na bezwzględne więzienie. Mimo orzeczonej na początku października zeszłego roku kary 2 lat i 8 miesięcy więzienia, Jan S. wciąż nie trafił za kratki.
Jan S., były zastępca ordynatora oddziału chirurgii plastycznej szpitala w Krakowie-Prokocimiu (zdj. ilustracyjne)
/Józef Polewka /RMF FM


Wciąż czekamy na opinię prokuratury w sprawie kasacji. Akta sprawy mają na swoich biurkach prokuratorzy, którzy w tej sprawie milczą. Z informacji reportera RMF FM Pawła Pawłowskiego wynika jednak, że będą chcieli podtrzymania wyroku.

Ponadto w sądzie okręgowym wciąż nie odbyło się posiedzenie dotyczące wniosku o ułaskawienie Jana S. i odroczenie wykonania kary. Wniosek w tej sprawie złożył członek jego rodziny.

Sąd musi wydać opinię dotyczącą ewentualnego ułaskawienia. Jeśli będzie negatywna, akta sprawy trafią do wydziału wykonywania orzeczeń, którego zadaniem będzie wsadzenie przestępcy za kratki. Nie stanie się to jednak na pewno do końca kwietnia.
Pierwszy lekarz skazany za branie łapówek na bezwzględne więzienie

Jan S. został skazany za branie łapówek od rodziców dzieci, które operował. W pierwszej instancji usłyszał wyrok 4 lat więzienia, sąd drugiej instancji skazał go na 2 lata i 8 miesięcy.

Sąd odwoławczy uznał, że poprzednia kara była niewspółmiernie surowa, ale także, że nie można jej obniżyć jeszcze bardziej ze względu na społeczną szkodliwość czynu.

Chirurg domagał się łapówek m.in. od ludzi niezamożnych, którzy nierzadko musieli brać pożyczki, by zebrać ustaloną wcześniej kwotę - to właśnie było głównym argumentem przeciwko obniżeniu kary.

Wyrok, który usłyszał Jan S., jest precedensowy - to bowiem pierwszy lekarz skazany za branie łapówek na karę bezwzględnego więzienia.

Jan S., były zastępca ordynatora oddziału chirurgii plastycznej szpitala w Krakowie-Prokocimiu, miał w ciągu 11 lat 27 razy przyjąć pieniądze od rodziców dzieci przebywających w szpitalu. Prokuratura twierdziła, że chodziło o kwotę 15 tysięcy złotych - lekarz miał brać łapówki w wysokości od 100 złotych do 3 tysięcy.

Sam skazany twierdził, że w swojej kilkudziesięcioletniej karierze nie słyszał żadnych skarg dotyczących swojej pracy, i że nie uzależniał jej od korzyści majątkowych. Przyznał, że dostawał od rodziców dzieci upominki - ale traktował je jako dowody wdzięczności za wykonane zabiegi.

(mpw)
Paweł Pawłowski

...

Super.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:06, 17 Mar 2017    Temat postu:

Radny pobił kijem dziennikarza. Sąd warunkowo umorzył sprawę
oprac.Bartosz Lewicki
akt. 17 marca 2017, 17:19
Sąd Okręgowy w Opolu umorzył warunkowo sprawę Ludwika B., który pobił kijem operatora Polsatu. Sąd uznał winę oskarżonego za udowodnioną, jednak uwzględnił jego późniejszą postawę i niekaralność.



Sprawa dotyczyła zdarzeń z końca 2015 roku. Regionalny dziennik "Nowa Trybuna Opolska" opisał zachowanie radnego gminy Wołczyn Ludwika B. Według gazety, samorządowiec wylewał nieczystości ze swojego gospodarstwa w niedozwolonych miejscach. Mieszkańca wsi, który poinformował o tym zachowaniu, "ukarał" wylewając zawartość szamba pod oknem jego domu.

Sprawą zainteresowała się ekipa telewizyjna Polsatu. Dziennikarz z operatorem kamery przyjechali do domu radnego. Kiedy zaczęli go dopytywać o powody takiego zachowania, mężczyzna najpierw zwyzywał swoich rozmówców, a następnie zaatakował ich przy pomocy kija. Dziennikarz uciekł. Operator kamery przewrócił się. Radny bił leżącego, powodując u ofiary stłuczenia rąk i nogi.

W trakcie postępowania radny tłumaczył swoją reakcję stanem zdrowia oraz faktem, że ekipa przyjechała do niego bez zapowiedzi.


Sąd uznał winę oskarżonego za udowodnioną, jednak ze względu na jego dotychczasową niekaralność i dobrą opinię, postępowanie karne umorzył warunkowo na dwa lata. Podsądny ma także wypłacić po 2 tys. złotych poszkodowanym dziennikarzom w ramach zadośćuczynienia.

Warunkowe umorzenie postępowania karnego oznacza, że Ludwik B., który został radnym startując z listy PSL, nadal będzie mógł pełnić tę funkcję. Decyzja sądu jest nieprawomocna.
PAP

...

To jednak skandal bo wykazywal okrucienstwo. Bicie lezacego?!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:51, 20 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Jest wyrok ws. prawnika oskarżonego o szpiegowanie na rzecz Rosji
Jest wyrok ws. prawnika oskarżonego o szpiegowanie na rzecz Rosji

1 godz. 34 minuty temu
Aktualizacja: 43 minuty temu

Na 4 lata więzienia został skazany prawnik Stanisław S., oskarżony o szpiegostwo na rzecz Rosji. Taki nieprawomocny wyrok wydał Sąd Okręgowy w Warszawie. Sąd ujawnił, że Stanisław S. przeszedł przeszkolenie wywiadowcze GRU. Rosjanom przekazał zdobyte informacje m.in. o gazoporcie w Świnoujściu oraz "pozyskał dwa źródła osobowe". Sąd uznał, że S. brał udział w działalności GRU wymierzonej przeciw Polsce.
Proces toczył się niejawnie (zdj. ilustracyjne)
/ Marcin Bielecki /PAP


Stanisław S. nie przyznawał się do zarzutu. Obrona wnosiła o uniewinnienie - mówił mec. Grzegorz Kucharski. Jego zdaniem w sprawie były "istotne braki dowodowe". Teraz adwokat zapowiada apelację.

Akt oskarżenia wobec Sz. skierował do sądu mazowiecki wydział departamentu Prokuratury Krajowej ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji. Oskarżonemu zarzucono, że brał udział w działalności rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU na szkodę Polski.

Proces zaczął się we wrześniu ubiegłego roku. Toczył się niejawnie, w specjalnie zabezpieczonej sali sądu - ze względu na ważny interes państwa oraz wykorzystywanie materiałów objętych ustawą o ochronie materiałów niejawnych. Zgodnie z prawem sentencja wyroku musi być jawna.

Sędzia Agnieszka Domańska uznała, że od 2012 r., po spotkaniach operacyjnych z oficerami GRU, S. przeszedł przeszkolenie wywiadowcze i zobowiązał się do postawionych przez GRU zadań - uzyskania informacji, w tym niejawnych, o polskiej energetyce, przede wszystkim o gazoporcie.

Według sądu, S. zdobył m.in. niejawny raport NIK ws. umów gazowych oraz gazoportu. Uzyskał informacje o terminie jego otwarcia. Dostał się też na sejmową komisję ws. energetyki w celu zdobycia "nieoficjalnych informacji". Dokonał też rozpoznania polskich dziennikarzy z branży energetycznej pod kątem ich wykorzystania w promowaniu polityki rosyjskiej. Chciał też uzyskać staż w Ministerstwie Gospodarki, zatajając, że ma obywatelstwo Rosji.

Zdaniem sądu, S. prowadził też kampanię propagandową przez publikacje artykułów deprecjonujących polską politykę energetyczną, a zgodnych z polityką rosyjską. W swej działalności wykorzystywał zatrudnienie w kancelarii prawniczej - dodał sąd.

Stanisław S. (ma podwójne obywatelstwo) oraz podpułkownik Wojska Polskiego Zbigniew J. zostali aresztowani w październiku 2014 r. Sprawy wojskowego i cywila łączą się, ale związek nie polega na tym, że ze sobą współdziałali - mówił PAP w 2014 roku ówczesny prokurator generalny Andrzej Seremet. Obaj mieli szpiegować dla rosyjskiego wywiadu wojskowego. W 2016 r. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Zbigniewa J. na 6 lat więzienia (dobrowolnie poddał się on karze).

...

Straszne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:22, 25 Mar 2017    Temat postu:

Pedofil skrzywdził 9-latkę i mieszka w pobliżu ofiary!
5 godzin temu Kraj


Jan B. zaatakował 9-letnią Olę na klatce schodowej jej bloku w Żaganiu. Schwytał ją, dotykał i całował. Dziewczynce udało się uciec, ale przeżyła ogromną traumę. Teraz grozi jej kolejna. Ola w każdej chwili może natknąć się na oprawcę. Sąd po 13 miesiącach aresztu wypuścił go na wolność do czasu wydania prawomocnego wyroku. Pedofil zamieszkał niedaleko Oli.



Do ataku doszło 3 lutego 2016 r., gdy Ola wracała ze sklepu do domu.



- Zaczął ją obmacywać, całować po policzku, po ustach, mówił do niej: kochanie. Córka wyrwała się, wpadła do domu i zaczęła płakać - opowiada reporterowi "Interwencji" mama Oli.


"Wie, że ktoś ją skrzywdził"



Jak twierdzi, córka do dziś ma "wyrzuty sumienia, że nie krzyczała, bo może wówczas ktoś by usłyszał i wyszedł".



- Przemocą doprowadził małoletnią do poddania się innej czynności seksualnej. Taki był zarzut stawiany w akcie oskarżenia. Sąd Rejonowy w Żaganiu wymierzył mu karę dwóch lat pozbawienia wolności - poinformowała Diana Książek-Pęciak, rzecznik Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.


Miał trafić do specjalnej placówki


Jan B. został nieprawomocnie skazany na dwa lata więzienia.



Biegli stwierdzili wówczas, że 43-latek może zaatakować ponownie, dlatego miał zostać umieszczony w specjalnej placówce leczenia osób z zaburzeniami.



Obrońca wniósł jednak apelację i proces rozpoczął się ponownie. Jan B. złożył też wniosek o uchylenie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztu.


"Panienki lecą na samochody, postanowił spróbować z dziećmi"



W tym tygodniu, po 13 miesiącach tymczasowego aresztowania, Sąd Okręgowy w Zielonej Górze wypuścił Jana B. na wolność. Mężczyzna zamieszkał w niedalekim sąsiedztwie swojej ofiary.

- Dowiedziałam się o tym z mediów, z internetu. Rozpłakałam się. Przecież on twierdził, że panienki lecą tylko na samochody, a on jest biedny, więc postanowił spróbować z dziećmi. To chory człowiek, powinien zostać w więzieniu. Mam nadzieję, że córce nie zostanie uraz do końca życia - mówi mama Oli.

Rzeczniczka Sądu Okręgowego w Zielonej Górze tłumaczy, iż w sprawie zebrano już cały materiał dowodowy, a oskarżony przyznał się i wyraził skruchę.

...

Byle zarzut to aresztuja a tu nic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:53, 28 Mar 2017    Temat postu:

Wzięła 600 zł pożyczki, straciła dom i ziemię!
12 minut temu Kraj

- Jestem teraz gościem na własnej posesji - mówi zrozpaczona Barbara Kosewska. Kobieta została oszukana przez lichwiarzy. Pożyczyła od nich 600 zł na komunię córki, a straciła dom i ziemię. Choć sąd skazał lichwiarzy i unieważnił umowę, pani Barbara ziemi wciąż odzyskać nie może.



Rodzina pani Barbary ledwie wiązała koniec z końcem. 600 zł na komunię, kobieta pożyczyła od dwóch mężczyzn.



Dług gwałtownie urósł. Kilka tygodni później miała już tysiąc złotych do spłaty.



Potem mężczyźni nakłonili ją do sprzedania swojego gospodarstwa.



- Przyjeżdżali i zastraszali mnie, żebym oddała te pieniądze - wspomina pani Barbara.


Przejęli ziemię za 5 procent wartości



Mężczyźni mówili, że chodzi o sprzedaż tylko części nieruchomości. Jednak po wyjściu od notariusza okazało się, że pod młotek poszło całe gospodarstwo, w którym mieszka pani Barbara z ponad 20-osobową rodziną.



11 hektarów ziemii kobieta "sprzedała" za zaledwie 5 procent wartości. Pani Barbara podkreśla, że nikt jej nie tłumaczył zapisów umowy. Twierdzi też, że notariusz nie czytał aktu sprzedaży, choć jest taki ustawowy obowiązek.


Wyrok nie pomógł



Choć mężczyźni, którzy oszukali panią Barbarę, zostali skazani, to kobieta nie odzyskała ziemi i domu.



Pierwszą umowę sąd unieważnił, ale kolejnych już nie. Ziemia ma już więc nowych właścicieli, choć teoretycznie właścicielką jest też pani Barbara.
Następne newsy »
Dodał(a): fastcake

..

JAK DZIALA APARAT SPRAWIEDLIWOSCI! ZA 600 ZL LUDZIE NIE MKGA TRACIC WSZYSTKIEGO


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:04, 28 Mar 2017    Temat postu:

Ochroniarze klubu zgwałcili dziewczynę. Jest wyrok
Byli ochroniarze klubu Cream w Lublinie zostali skazani na pięć lat bezwzględnego więzienia za gwałt. Mężczyźni wykorzystali pijaną studentkę, gdy dziewczyna wyszła z klubu, żeby się przewietrzyć.

Głosuj

Głosuj

Podziel się
Opinie


Domyślny opis zdjęcia na stronę główną (Policja)

- Wykorzystali jej bezradność spowodowaną stanem upojenia alkoholowego - stwierdził sędzia Łukasz Obłoza i zdecydował o natychmiastowym aresztowaniu trzech mężczyzn do czasu, w którym wyrok się uprawomocni. - Zachodzi obawa, że mogą uciec z kraju - wyjaśnił.

Artur S., Piotr B. i Tomasz R. w lutym 2015 r. pracowali jako ochroniarze klubu Cream w Lublinie. Gdy podczas nocnej imprezy studentka jednej z lubelskich uczelni postanowiła wyjść na chwilę na zewnątrz, zgwałcili ją.

- W nocy z 20 na 21 lutego 2015 roku, działając wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami wykorzystując bezradność pokrzywdzonej i stosując przemoc, doprowadził ją do obcowania płciowego - informowała o postawionych mężczyznom zarzutach Beata Syk-Jankowska, rzecznik prasowy prokuratury w Lublinie.

Cały proces w sprawie odbywał się z wyłączoną jawnością.

Skazani będą musieli również zapłacić dziewczynie po 20 tys. zł.

Źródło: Kurier Lubelski

...

Za maly wyrok!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:40, 31 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
3-latek utopił się w beczce na deszczówkę
3-latek utopił się w beczce na deszczówkę

Dzisiaj, 31 marca (14:23)

Tragedia w Zgierzu koło Łodzi. 3-latek utopił się w beczce na deszczówkę. Chłopiec i jego 1,5-roczna siostra byli pod opieką 60-letniej babci.

Dziecko zmarło mimo długiej reanimacji
/Aneta Łuczkowska /RMF FM

3-latek był na podwórku, podczas gdy babcia zajmowała się jego młodszą siostrą w domu. Po jakimś czasie kobieta zaczęła szukać wnuka, bo nie było go nigdzie widać.

Kobieta weszła do odgrodzonej furtką części posesji, na której była wkopana w ziemię beczka na deszczówkę - tam w wodzie leżało dziecko. 60-latka wzywała pomocy - jej sąsiad zadzwonił po pogotowie.

Niestety, trwająca ponad godzinę reanimacja nie powiodła się. Prawdopodobnie jeszcze dziś kobieta usłyszy prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi jej do 5 lat więzienia.

(mal)
Agnieszka Wyderka

...

Babcia spowodowala smierc? Jakis nieprzytomny ten wymiar niesprawiedliwosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:29, 06 Kwi 2017    Temat postu:

: Fakty tvn24
Jednak nie będzie musiała odpracować kradzieży
Słupski sąd umorzył sprawę kobiety, która ukradła w Ustce dwa cukierki warte 60 groszy. Na początku sąd nie wiedział, że kobieta jest chora psychicznie i skazał ją na 20 godzin prac społecznych. Teraz biegli oficjalnie orzekli, że jest niepoczytalna.


Skazana na 20 godzin prac społecznych za dwa cukierki warte 60 groszy
Próbowała wynieść...
czytaj dalej »
O umorzeniu sprawy poinformowała Danuta Jastrzębska, rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Słupsku. Podstawą takiej decyzji była opinia biegłych psychiatrów. Lekarze orzekli, że w momencie kradzieży kobieta "miała zniesioną zdolność rozpoznania tego czynu i pokierowania swoim zachowaniem".

- W tej sytuacji zgodnie z art. 17 par. 1 Kodeksu wykroczeń (mówi on, że "nie popełnia wykroczenia, kto z powodu choroby psychicznej, upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem"), sąd postępowanie umorzył - wyjaśniła Danuta Jastrzębska.


Decyzja o umorzeniu sprawy zapadła na niejawnym posiedzeniu 9 marca, a uprawomocni się 7 kwietnia. - Oskarżyciel publiczny nie zaskarżył tego postanowienia - dodała rzeczniczka.
Włożyła cukierki do kieszeni

...

Sady scigaja sie w absurdzie z PiSem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:36, 06 Kwi 2017    Temat postu:

To on zmasakrował 23 osoby w Sopocie! Właśnie go puścili
40 minut temu Kraj

Tylko cud sprawił, że ten człowiek nikogo nie zabił. A teraz jest wolny! Michał L. w lipcu 2014 r. przejechał czerwoną hondą przez Monciak - główny deptak Sopotu. Była noc. Kurort był wypełniony imprezowiczami. Ludzie odbijali się od auta jak piłki! 23 osoby trafiły wtedy do szpitala. Kierowca nie trafił jednak za kraty, bo biegli stwierdzili, że jest niepoczytalny.



Wobec Michała L. zastosowano tzw. środki wolnościowe. W tym wypadku jest to dalsza terapia, elektroniczna kontrola miejsca pobytu, czyli tzw. „obroża" oraz dalszy zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów.



Decyzja sądu weszła już w życie, a Michał L. opuścił już zakład psychiatryczny w Starogardzie Gdańskim!



Jego rodzina i znajomi czekają na niego z otwartymi ramionami i zapewnią mu godziwy byt. Mężczyzna podobno bardzo żałuje tego co zrobił, choć nie był wtedy świadomy. Zadeklarował też, że nigdy nie wsiądzie za kierownicę samochodu.



Co ciekawe przed wydarzeniami z 2014 r. leczył się już psychiatrycznie, ale przestał brać leki. Skutek tej nieodpowiedzialności mógł skończyć się straszliwą tragedią.



Zdaniem biegłych i sądu, takie ryzyko już nie istnieje. Oby mieli rację, bo jeśli Michał L. znów straci nad sobą kontrolę, będą mieli krew na rękach. Możliwe, że prokuratura złoży zażalenie na decyzję sądu.

Następne newsy »
Dodał(a): fastcake

...

Albo swir albo zwyrodnialec. Albo osrodek zamkniety albo gilotyna. NIE MA INNEJ OPCJI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:18, 04 Maj 2017    Temat postu:

olestowanie
+2
oprac. Marek Grabski
,1h temu
60-letni sprzedawca molestował 11-latkę
Policja zatrzymała 60-letniego mężczyznę podejrzanego o molestowanie 11-latki. Do zdarzenia doszło w osiedlowym sklepie spożywczym w Gdańsku.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(Policja)

60-latek pracował jako sprzedawca, a całe zdarzenie zarejestrował sklepowy monitoring. Dziewczynka wyrwała się mężczyźnie i pobiegła do domu. Rodzice natychmiast zawiadomili policję.

Sprzedawca usłyszał zarzut dopuszczenia się innej czynności seksualnej wobec małoletniej. Został tymczasowo aresztowany.

Według ustaleń RMF FM, mężczyzna ten był już wcześniej podejrzany o podobne przestępstwa. Chodziło o czyny z 2009 roku. Został jednak uniewinniony przez sąd i nie trafił do więzienia.

Policja w domu mężczyzny zabezpieczyła także cyfrowe nośniki pamięci. Będzie sprawdzać, czy zawierają one treści pedofilskie.

60-latkowi grozi nawet do 12 lat więzienia.

Źródło: WP, RMF FM, Policja
...

Uniewinniony...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:11, 10 Maj 2017    Temat postu:

+2
Patryk Skrzat
,1h temu
Domagał się wyższego odszkodowania za potrącenie na chodniku. Dla sądu jest za stary
84-latek chciał 70 tys. zł zadośćuczynienia, dostał jedynie 20 tys. zł. Na więcej nie może liczyć ze względu na wiek.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(PAP)

O sprawie 84-letniego pana Ryszarda informuje tvn24.pl. Mężczyzna kilka lat temu został potrącony przez samochód, gdy szedł chodnikiem. Doznał m.in. skomplikowanego złamania, przez które jego noga jest teraz o 1,5 cm krótsza od drugiej. Przed wypadkiem prowadził aktywne życie. Teraz musi liczyć na pomoc innych.

Za uszczerbek na zdrowiu domagał się 70 tys. zł zadośćuczynienia. Sąd rejonowy w Sosnowcu przyznał mu 10 tys. zł. - Intensywność cierpień z powodu kalectwa jest większa u człowieka młodego, skazanego na rezygnację z radości życia, jaką daje zdrowie, możliwość pracy i osobistego rozwoju - cytuje uzasadnienie sądu tvn24.pl.

Sąd apelacyjny w Katowicach kwotę podniósł, ale jedynie o kolejne 10 tys. zł. - Ma pan prawo cieszyć się taką sprawnością, jaką miał przed wypadkiem. Miał pan swoje pasje i to zostało panu odebrane - uzasadniła sędzia.

Mężczyzna jest rozczarowany kolejnym wyrokiem. Nazywa go "potwierdzeniem kpiny". - Po co staremu pieniądze? - pyta retorycznie.

...

Aha czyli starego mozna przejechac tanim kosztem. Gratuluje...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:06, 12 Maj 2017    Temat postu:

d
+4
oprac. Michał Kurek
,3h temu
Przez pomyłkę nie może odziedziczyć domu po zmarłej mamie
Oczywista pomyłka podczas wpisywania numeru PESEL do księgi wieczystej sprawiła, że córka nie może odziedziczyć nieruchomości po zmarłej matce. Sąd błędu sprostować nie chce, bo "uczestnikiem postępowania nie może być osoba zmarła" - czytamy w portalu Gazeta.pl.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(East News)

Mama Jadwigi Tkaczyk zmarła w czerwcu ubiegłego roku. – Byłam jedynaczką, a więc również jedyną spadkobierczynią – opowiada. Od lat mieszka w Anglii, wychowała się w Brzegu na Opolszczyźnie.

O ile z odziedziczeniem mieszkania w Brzegu na Opolszczyźnie Jadwiga Tkaczyk nie miała problemów, o tyle pojawiły się one w przypadku nieruchomości w Skarżysku-Kamiennej. Halina Tkaczyk, mama naszej rozmówczyni, pochodziła bowiem z tego świętokrzyskiego miasta i była współwłaścicielką jednej czwartej zbudowanego tu domu.

– Kilka lat temu mamę wpisano do księgi wieczystej tej nieruchomości. Chorowała już wtedy na jaskrę – opowiada pani Jadwiga.

Wspomina o chorobie, bo przypuszcza, że to mogło być powodem problemów. W księdze wieczystej położonej w Skarżysku-Kamiennej nieruchomości PESEL pani Haliny rozpoczyna się od cyfr 2810, prawdziwy zaś – od 2801.

– Teraz trudno ocenić, z czyjej to było winy. Okazuje się natomiast, że konsekwencje tego musimy ponosić teraz – podkreśla Michał Bartoszko, pełnomocnik pani Jadwigi.

Gdy kobieta zorientowała się, że numer PESEL jej zmarłej mamy jest błędny, wystąpiła do skarżyskiego sądu o sprostowanie. – Chciałam wyprostować ten błąd i odziedziczyć po mamie część domu. Okazało się, że nie jest to wcale takie proste – podkreśla nasza rozmówczyni.

– Sąd odmówił, bo... nie zgadza się numer PESEL matki pani Jadwigi. Chociaż jest to samo imię i nazwisko, ten sam rok urodzenia. Sytuacja jest kuriozalna. Przez błędnie wpisany do księgi wieczystej PESEL pani Jadwiga, mimo iż jest jedyną spadkobierczynią, nie może dochodzić swoich praw. Oddalono jej wniosek o sprostowanie – wyjaśnia mecenas Bartoszko.

Jak sąd argumentował swoją decyzję? W dokumencie czytamy, że „nieprzedłożone zostały dokumenty, które uzasadniałyby dokonanie żądanego wpisu”.

I dalej sąd argumentuje: „Należałoby zatem złożyć dokumenty, z których wynikałaby zmiana numeru PESEL, który jest wpisany w księdze wieczystej, ewentualnie wykazanie się dokumentem, że Halinie R. wpisanej w księdze wieczystej nadano inny numer PESEL i numer ten posiadała już w chwili założenia księgi wieczystej” – uzasadnia sąd.

Zauważa też, że kserokopia dowodu osobistego i zaświadczenie o zameldowaniu pani Haliny w Brzegu nie uprawniają do sprostowania w księdze wieczystej.

Pod koniec pisma sąd zauważa, że nawet dołączenie kompletu dokumentów pokazujących, że w księdze wieczystej wpisano zły numer, nie uzasadniałoby sprostowania go. „Uczestnikiem postępowania wieczystoksięgowego nie może być bowiem osoba zmarła, nieposiadająca przecież zdolności sądowej”.

Pani Jadwiga i jej pełnomocnik już zaskarżyli decyzję skarżyskiego

...

W sadach siedza tępaki. A sa dwie takie same osoby tylko pesel o numerek inny? MYSLEC MATOLY! PRAWO TO NIE KUCIE PARAGRAFOW NA PAMIEC! TO NIE USA! TU JEST CYWILIZACJA ŁACINSKA! MYSLED TRZEBA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:30, 12 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Skatował syna konkubiny. 10 lat więzienia za pobicie dwulatka na śmierć
Skatował syna konkubiny. 10 lat więzienia za pobicie dwulatka na śmierć

1 godz. 33 minuty temu

21-letni Patryk K. został skazany na 10 lat więzienia za pobicie na śmierć dwuletniego Marcela - syna swoje konkubiny. Mężczyzna został uznany również winnym wielomiesięcznego znęcania się nad chłopcem, który zmarł w marcu 2015 roku.
Patryk K. (C) na sali rozpraw
/Tytus Żmijewski /PAP

O karze zdecydował Sąd Okręgowy we Włocławku.

Skazany miał pobić dwulatka do nieprzytomności m.in. uderzając trzykrotnie w tył głowy, łapiąc za policzki i ściskając je. Po silnym uderzeniu Marcel upadł i uderzył o podłogę. Do szpitala trafił 16 lutego 2015 r. i tam zmarł miesiąc później.

Sędziowie uznali, że mężczyzna nie działał z zamiarem ewentualnym zabicia dziecka - za co groziło mu dożywotnie więzienie. Ich zdaniem fakt, że sprawca zadzwonił na pogotowie ratunkowe przesądza o tym, że nie godził się na śmierć Marcela. 21-latek w czasie śledztwa zmieniał wyjaśnienia, m.in. próbując obarczyć odpowiedzialnością za czyn matkę chłopca Magdalenę W.

Prokuratura zarzucała Patrykowi K. zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Sąd nie podzielił naszej argumentacji, z czym się nie zgadzamy podtrzymując swoje stanowisko. Po analizie uzasadnienia wyroku podejmiemy decyzję odnośnie dalszych kroków - powiedział prokurator Arkadiusz Arkuszewski z Prokuratury Rejonowej we Włocławku.

Wyrok nie jest prawomocny.

Przestępstwo wstrząsnęło opinią publiczną i lokalną społecznością. Po tragicznym pobiciu Marcela zorganizowano we Włocławku marsz protestacyjny przeciwko przemocy wobec dzieci, w którym wzięło udział kilkaset osób.

(mal)
RMF FM/PAP

...

Tylko 10 lat?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:13, 01 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Afera Amber Gold
"Zaginione" dyski z danymi ws. Amber Gold odnalazły się w… kasie pancernej sądu
"Zaginione" dyski z danymi ws. Amber Gold odnalazły się w… kasie pancernej sądu

1 godz. 42 minuty temu

Odnalazły się – uznawane za zaginione - dyski z danymi w sprawie Amber Gold. Znaleziono je w kasie pancernej kierownika sekretariatu jednego z wydziałów karnych - poinformował rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski. Kilka godzin temu prezes gdańskiego sądu złożyła w prokuraturze zawiadomienie dotyczące zaginięcia 7 nośników danych stanowiących część materiału dowodowego w sprawie Amber Gold.
Rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski
/Adam Warżawa /PAP


Na zarządzenie sędziego referenta w sprawie Amber Gold przeprowadzono ponowne sprawdzenie kasy pancernej znajdującej się w dyspozycji kierownika sekretariatu IV Wydziału Karnego. W wyniku tej czynności ujawniono dyski twarde, które były przedmiotem ustaleń - oświadczył rzecznik gdańskiego sądu Tomasz Adamski.

Dodał, że - na zarządzenie władz Sądu Okręgowego w Gdańsku, wszczęto procedurę zmierzającą do ustalenia osób odpowiedzialnych za powyższe zaniedbania.

Prezes gdańskiego sądu złożyła w czwartek w prokuraturze zawiadomienie dot. zaginięcia 7 nośników danych. Znajdują się na nich kopie wszystkich danych z laptopów oraz urządzenia mp3, które należały do osób oskarżonych, a także cztery dyski zawierające kopie danych "tożsame z innymi, które znajdują się w aktach sprawy", sporządzone na potrzeby jednego z biegłych.

Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.

Proces Marcina P. i Katarzyny P., właścicieli Amber Gold, trwa od marca 2016 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.

(j.)

RMF FM/PAP

...

Sedzioli trzeba zaorac...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:39, 05 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Psycholog o Pękalskim: Nie powinien wyjść na wolność. Jest zagrożeniem, może wybuchnąć
Psycholog o Pękalskim: Nie powinien wyjść na wolność. Jest zagrożeniem, może wybuchnąć

Dzisiaj, 5 czerwca (14:39)

Nekrofil, który za wszelką cenę zabiegał o relacje z kobietami, postać samotnika, osoba o niskiej samoocenie z upośledzeniem intelektualnym, która nie umiała przewidzieć, że atak może zakończyć się śmiercią… Tak Leszka Pękalskiego ocenia psycholog kryminalny z Uniwersytetu SWPS Bogdan Lach. „Wampir z Bytowa” na wolność, po 25 latach spędzonych w więzieniu, wyjdzie w grudniu. Decyzję wymiaru sprawiedliwości mogą powstrzymać biegli, którzy od marca badają go w zamkniętym ośrodku w Gostyninie. Ich opinie poznamy we wtorek – 6 czerwca. Wtedy też dowiemy się, czy Pękalski resztę życia spędzi na wolności czy pod stałą opieką psychiatryczną. „Osoba, która ma ograniczone zdolności intelektualne, która posiada także skłonność do nadużywania alkoholu, która posiada taki wysoki popęd seksualny, nie powinna wrócić do społeczeństwa. Ona powinna przebywać w ośrodku, bo dla mnie tego typu osoby są jak tykające bomby, które chodzą, które w nagłych sytuacjach mogą wybuchnąć w dogodnych warunkach” – powiedział w rozmowie z RMF FM Bogdan Lach. Z psychologiem kryminalnym rozmawiała Ada Pałka.
Leszek Pękalski - zdjęcie z zakończenia procesu. 1996 rok
/Stefan Kraszewski /PAP

Ada Pałka, RMF FM: Czy Leszek Pękalski to dla psychologa kryminalnego skomplikowana postać?

Bogdan Lach, psycholog kryminalny: Może nie skomplikowana, ale zagadkowa choćby ze względu na kwestie dotyczące pozostawianych przez niego śladów, używania narzędzi. Niewątpliwie w myśl psychologii kryminalnej, jest to seryjny sprawca zabójstw. Natomiast patrząc na kwestie prawne, jest to pojedynczy zabójca, ponieważ udowodniono mu tylko jedno morderstwo.

Początkowo Leszek Pękalski przyznał się do 90 zbrodni, potem liczba ta została zredukowana do 60, a w końcu, tak jak pan mówi, został skazany tylko za zabójstwo 17-letniej wówczas Sylwii R.

Aktem oskarżenia zostało objętych 27 zabójstw. Te, które zostały poddane analizom, wskazywały na brak logiki. Wiązało się to między innymi z tym, że Leszek Pękalski musiałby mieć zdolność do bilokacji, czyli do pobytu w dwóch miejscach w jednym czasie, co jest oczywiście totalnym nieporozumieniem.

Z czego mogło wynikać to, że Pękalski przyznawał się nawet do tych zabójstw, których nie był w stanie popełnić?

Po pierwsze, musimy zwrócić uwagę na jego położenie życiowe.
Był to człowiek, który właściwie nie miał osób bliskich. Można powiedzieć taka postać samotnika, który zabiegał o relacje z kobietami i nigdy te relacje mu nie wychodziły.

Gdy proponował im jakikolwiek bliższy związek, był przez nie wyśmiewany. To rodziło u niego uraz.

Z drugiej strony, musimy też wiedzieć o kwestiach związanych z tym, że ten człowiek miał bardzo niską samoocenę i w jakiś sposób próbował też zaistnieć w tym procesie, więc to był jeden z czynników, który przyświecał temu, że on przyznawał się do różnych zbrodni, chcąc uzyskać przez to pewnego rodzaju gratyfikacje. Najpierw to były gratyfikacje takie bardzo przyziemne, związane z możliwością otrzymania obiadu dwudaniowego. Później to były też gratyfikacje związane z tym, że on był traktowany bardzo poważnie przez osoby prowadzące śledztwa, zwłaszcza że mając dużą podatność na sugestie, dopasowywał się do przedstawianych dowodów. A kwestie związane z wiedzą psychologiczną na temat sposobu przesłuchań osób upośledzonych umysłowo, zwłaszcza podejrzanych, na tamten czas były bardzo ograniczone, nikłe. I te czynniki zebrawszy wspólnie, poszukując takiego mianownika, sprzyjały temu, że on się przyznał aż do tylu zabójstw.
Niezaspokojona bestia z Bytowa. Czy „tykająca bomba” wyjdzie na wolność?

Wpływ na to miały także czynniki bytowe takie, jak: położenie życiowe, później jego kontakty ze środowiskiem przestępczym. Jak trafił do celi, poznał się ze sprawnymi kryminalistami, współwięźniowie zaczęli mu mówić, że jeśli już ma się przyznawać, to musi mieć z tego pewnego rodzaju gratyfikacje. Więc on na początku upewniał się, czy w związku z tymi zdarzeniami nie obejmie go największa z ówczesnych kar, czyli kara śmierci. Jak uznał, że taka kara mu nie grozi, wtedy był jeszcze bardziej pewny, że może o pewnych zdarzeniach opowiadać, nawet o takich, w których nie uczestniczył.

Można powiedzieć, że on się trochę bawił ze służbami?

To nie była zabawa. On działał w dobrej intencji. Ona wynikała z tego, że organy ścigania zaspokajały jego potrzeby, które na tamten czas były dla niego bardzo ważne, nie tylko te psychologiczne, ale i te bytowe.

Pękalski też bardzo chętnie współpracował ze służbami. Podczas wizji lokalnych ze szczegółami opowiadał, co zrobił ofierze.

Jeśli przyjrzymy się zapisom z eksperymentów procesowych, to tam w tych eksperymentach pojawiało się mnóstwo alternatywnych możliwości. Więc Pękalski tylko dopasował się do tych alternatywnych możliwości, patrzył na reakcje osób prowadzących te czynności. Jeśli były one zbieżne z tym, co mówił - kontynuował, jeśli były niezbieżne - zwykle zaczynał wskazywać na to, że nie pamięta, nie wie dokładnie, co się stało. Te wypowiedzi były adekwatne do jego poziomu funkcjonowania intelektualnego.

Czy to, że Pękalski przyznał się do 90 zbrodni, a w efekcie skazany został tylko za jedna, to porażka służb?

Na pewno jest to porażka ogólnie wymiaru sprawiedliwości związana z tym, że w tamtym czasie, jeśli chodzi o ślady kryminalistyczne i sposób ich zabezpieczania, sposób prowadzenia oględzin miejsca zdarzenia, pozostawał wiele do życzenia. Dlatego też źle zabezpieczony wtedy materiał wpływał na kolejne etapy prowadzonego śledztwa. I w rezultacie doprowadził do tego, że nie można było mu przypisać winy w innych czynach, do których się przyznał, a z którymi był związany emocjonalnie.
"Wampir z Bytowa" trafił na dodatkową obserwację w Gostyninie

Pękalski w rozmowie z Edwardem Miszczakiem przyznał, że jeśli Sylwia R. dałaby mu się zaspokoić, zabójstwa by nie było. Wiemy też, że bardzo zależało mu na tym, aby mieć partnerkę, żonę. Można uogólnić i powiedzieć, że morderstwa popełniał przez kobiety?

Nie, absolutnie. Nie można mówić o jakimkolwiek kryterium winy związanym z funkcjonowaniem kobiet. Patrząc na jego badania psychiatryczne, które w tamtym czasie były wykonane, u niego zdiagnozowano nekrofilię.
I de facto sposób zaspokajania popędu seksualnego następował u niego w takich sytuacjach, gdy ofiara była bierna i poddawała się wszystkim jego zabiegom.

Z ciałem osoby, która zmarła, można robić wszystko: można je układać w różnych pozycjach, zaspokajać nim różne potrzeby i ta osoba nie będzie protestować. Także mylnym byłoby takie założenie, że te kobiety miały jakikolwiek wpływ na genezę przestępstwa.

Pękalski potrafiłby poprzestać na gwałcie? Czy biorąc pod uwagę jego upośledzenie i przeszłość, to dążyłby do morderstwa?

W tym przypadku skłonny jestem postawić hipotezę, że jakiekolwiek zachowanie ofiary w tej sytuacji, powodowałoby u niego atak, który zakończyłby się śmiercią.
Jest to osoba, która ma też problem z przewidywaniem następstw, czyli tego, co się wydarzy.

On nie masakrował zwłok, nie bezcześcił ich na miejscu zdarzenia. Zadawał im kilka obrażeń, bądź było to jedno obrażenie, które skutkowało natychmiastowym zgonem. Wobec tego brakowało mu umiejętności przewidywania następstw na skutek tego działania. Można tu domniemywać, że jeśli on by znalazł osobę, która by go zaakceptowała, która by go obdarzyła swoimi uczuciami, która by była skłonna zaspokajać te jego potrzeby, to być może do takich zabójstw by nie doszło. Ale z drugiej strony, trudno sobie taką osobę wyobrazić.

Są przykłady takich morderców, jak chociażby Andriej Czikatiło "Rzeźnik z Rostowa", którzy mieli rodziny, mieli żony, dzieci...

Chociażby Albert DeSalvo ("Dusiciel z Bostonu") , który przestał atakować, jak jego purytańska żona stała się, jak to powiedział w wywiadzie, bardziej milsza. Ma na koncie wiele ofiar, które dusił przy pomocy elementów, które znajdowały się w jego otoczeniu. Najczęściej były to rajstopy, bo on atakował ofiary w swoich domach. I do tego celu, do pozbawienia ich życia, wykorzystywał rajstopy. I też można by powiedzieć: irracjonalny typ sprawcy, bo jego ofiary mieściły się w przedziale od 18. do 69. roku życia. Żadne jakieś prawidłowości.

Czyli jeśli życie Pękalskiego inaczej by się potoczyło, tych zbrodni można by było uniknąć...

Hipotetycznie, bo patrząc na te założenia, gdyby one wystąpiły, gdyby tak się działo, jak on sobie to założył, to taka sytuacja mogłaby mieć miejsce. Z drugiej strony trudno mi wyobrazić sobie osobę, która skłonna byłaby zachowywać się tak, jak on sobie życzy.

Czyli być podległą...

I podległą, i musiałaby go darzyć uczuciem, musiałaby mu prawić pewnego rodzaju komplementy związane z jego zachowaniami, tolerować jego wszelkiego rodzaju wahania nastroju, akceptować też skłonność do nadużywania alkoholu.

Fakt, że Leszek Pękalski trafił do zwykłego więzienia, a nie do takiego, gdzie miałby specjalistyczną opiekę psychologiczną, mógł mieć wpływ na jego późniejsze zachowanie? Przyznawanie się, potem odwoływanie tych zeznań.

Owszem. Mogło mieć. Mógł to być jeden z czynników. Natomiast trzeba powiedzieć sobie, że rok, w którym rozpoczęły się tego typu działania, był czasem, gdzie takich więzień, gdzie zatrudnieni byli psychologowie penitencjarni, było bardzo niewiele. Natomiast Pękalski powinien trafić do takiej placówki, zwłaszcza z perspektywy sytuacji, kiedy zaczął przyznawać się do kolejnych zabójstw.
Pobyt w takim normalnym areszcie śledczym osoby, która przyznaje się do tylu morderstw, wiąże się z zagrożeniami.

Jak powinno wyglądać postępowanie z taką osobą, jaką jest Leszek Pękalski?

Z reguły taka osoba powinna mieć dobrze dobraną grupę ludzi, z którymi może przebywać, z którymi może być tymczasowo aresztowana, a później skazana. Jego upośledzenie, jego sposób bycia, który odzwierciedla się w dokonywanych czynach, jak i w zachowaniach ujawnianych w czasie procesu, ewidentnie wskazuje, że jest to osoba podatna mocno na sugestie i wpływy innych ludzi. Dlatego też ta cała otoczka związana z osadzeniem go we właściwych warunkach, powinna być bardzo mocno brana pod uwagę.
„Wampir z Bytowa” wkrótce może wyjść na wolność. Sąd: Zostanie zbadany przez biegłych

Kwestia też zaspokajania jego potrzeb bytowych: on miał różne potrzeby, między innymi wskazywał także na swoje potrzeby seksualne. Wskazywał, że chciałby, aby do celi dostarczono mu lalkę dmuchaną, z którą mógłby odbywać relacje seksualne i chętnie by tej lalki użyczał także innym więźniom.

Czy psychologia kryminalna zna inne, podobne do Leszka Pękalskiego przypadki?

Jego sposób działania wcale nie był wyszukany. Ci sprawcy, których ja teraz mam w głowie, to oni charakteryzowali się dużo wyższym poziomem intelektualnym i dużo lepiej te zbrodnie organizowali i przygotowywali. To przygotowanie w przypadku Pękalskiego ograniczało się do minimum. On robił to albo przy pomocy narzędzi, które nosił ze sobą albo też wykorzystywał elementy otoczenia. Atakował nagle, pod wpływem impulsu wywołanego między innymi popędem seksualnym i nieumiejętnością regulowania tego popędu w sposób akceptowalny społecznie.

Po tym wszystkim, co wiemy o Pękalskim: wyjdzie na wolność w grudniu czy trafi do zamkniętego ośrodka specjalistycznego?

Wszystko zależy od tego, jaką metodę oceny ryzyka przyjmą biegli. Natomiast ja patrząc na wszystkie okoliczności, na wiedzę, jaką dysponuję, według mojej oceny osoba, która ma ograniczone zdolności intelektualne, która posiada także skłonność do nadużywania alkoholu, bo on z tym alkoholem też eksperymentował w swoim życiu, która posiada taki wysoki popęd seksualny, ona nie powinna wrócić do społeczeństwa. Ona powinna przebywać w tym ośrodku, bo dla mnie tego typu osoby są jak tykające bomby, które chodzą, które w nagłych sytuacjach mogą wybuchnąć w dogodnych warunkach.
Trudno, żeby go monitorować przez całe jego dalsze życie.
Ada Pałka

...

Trzeba by sie zastanowic nad zwyrodniem umyslowym uczelni skoro jest opcja wypuscic go. Tak doradzaja ,,specjalisci"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:32, 20 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kobieta urodziła martwe dziecko na podłodze. Sąd: Zwolnienie ordynatora niesłuszne
Kobieta urodziła martwe dziecko na podłodze. Sąd: Zwolnienie ordynatora niesłuszne

1 godz. 9 minut temu

Zwolnienie bez wypowiedzenia ordynatora oddziału ginekologii szpitala w Starachowicach, po tym gdy pozostawiona bez opieki w placówce kobieta rodziła martwe dziecko na podłodze, nastąpiło z naruszeniem przepisów – uznał we wtorek sąd, zasądzając odszkodowanie na rzecz lekarza. Wyrok jest nieprawomocny. Przypomnijmy, na początku listopada do szpitala w Starachowicach zgłosiła się kobieta w ósmym miesiącu ciąży, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka. Zdiagnozowano, że nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media i co potwierdzają wstępne ustalenia prokuratury, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy. Pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.
Szpital w Starachowicach, w którym doszło do tragedii
/Piotr Polak /PAP


W związku ze sprawą dyrektor szpitala Grzegorz Fitas zdecydował o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, lekarka rezydentka i sześć położnych - w tym oddziałowa - pracujące tego dnia na oddziale.

Byli pracownicy złożyli pozwy do sądu pracy. Położne uznające, że kierownictwo placówki niesłusznie zastosowało wobec nich odpowiedzialność zbiorową, domagały się przywrócenia do pracy i zasądzenia wynagrodzenia za czas przebywania bez pracy. Lekarze wnieśli o odszkodowania w wysokości miesięcznego wynagrodzenia za zwolnienie z pracy bez wypowiedzenia.
Sprawa byłych pracowników szpitala rozpatrywana jest od lutego

Od lutego starachowicki sąd rozpatruje sprawy byłych pracowników lecznicy. We wtorek ogłosił wyrok dotyczący byłego ordynatora oddziału. Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego Sąd Rejonowy w Starachowicach ustalił, iż rozwiązanie z powodem umowy o pracę bez wypowiedzenia nastąpiło z naruszeniem przepisów o rozwiązywaniu umów w tym trybie - poinformowała rzecznik prasowa Sądu Okręgowego w Kielcach, Monika Gądek-Tamborska.
Szokujący poród w szpitalu w Starachowicach. "Urodziłam na podłodze, między łóżkami"

Na mocy wyroku, szpital ma wypłacić byłemu ordynatorowi 11,5 tys. zł odszkodowania wraz z ustawowymi odsetkami i kosztami procesu. Sąd nadał wyrokowi rygor natychmiastowej wykonalności.

Lekarz kierował odziałem ginekologii w starachowickiej lecznicy od 2014 r. Po tym gdy go zwolniono, w pozwie do sądu pracy wskazał, że przyczyny na jakie powoływał się pracodawca w oświadczeniu o rozwiązaniu z nim umowy, są "nieprawdziwe, pozorne i ogólne".

Podkreślił, że sytuacja z listopada miała miejsce dwie godziny po zakończeniu przez niego pracy w dniu, kiedy kobieta rodziła. Zaznaczył też, że kontrola, jaką po zdarzeniu na polecenie ministra zdrowia w szpitalu przeprowadził konsultant wojewódzki ds. położnictwa i ginekologii, nie wykazała błędów medycznych. Były ordynator wskazał też, że dyrekcję lecznicy od 2009 r. regularnie informowano o konieczności zatrudnienia położnych na oddziale, w celu zapewnienia należytej opieki pacjentom.

Skandaliczny poród w szpitalu w Starachowicach: Tylko jeden z ośmiu pracowników stracił pracę


Szpital, który wznosił o oddalenie powództwa wskazał, że lekarz, jako kierownik oddziału ponosił odpowiedzialność za poziom leczenia chorych w jednostce, która mu podlegała i za jej sprawne funkcjonowanie. Zdaniem pracodawcy, błędem powoda był w szczególności taki dobór kadry medycznej i takie ustalenie dyżurów, że jedynym dyżurującym 2 listopada lekarzem na oddziale, był rezydent.

Przed sądem pracy nadal toczą się postępowania dotyczące trzech innych zwolnionych pracowników lecznicy: lekarki rezydentki oraz dwóch położnych - byłej oddziałowej i szefowej związku zawodowego pielęgniarek i położnych w starachowickim szpitalu. Rozprawy zaplanowano na koniec sierpnia.
Trzy położne porozumiały się z pracodawcą

W kwietniu i w maju trzy inne zwolnione ze szpitala położne doszły do porozumienia z pracodawcą - miały wrócić do pracy w lecznicy na dotychczasowych stanowiskach. Z kolei na początku czerwca sąd ogłosił wyrok w sprawie czwartej położnej, dyżurującej bezpośrednio przy rodzącej pacjentce - uznał, że jej zwolnienie było zasadne i oddalił powództwo o przywrócenia do pracy.
W szpitalu w Starachowicach trwa kontrola. To tu doszło do szokującego porodu

Zdaniem byłych pracownic, popieranych przez związek zawodowy, dyrekcja zastosowała wobec nich odpowiedzialność zbiorową - oddział położniczo-ginekologiczny zajmował dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać. Nie wszystkie pracownice wiedziały, co się działo w części oddziału zajmującej się patologią ciąży.

Na początku roku lokalne media podawały, że lekarze zwolnieni ze starachowickiego szpitala znaleźli zatrudnieni w lecznicy w innym powiecie woj. świętokrzyskiego.
Prokuratura prowadzi postępowanie w związku z narażeniem zdrowia i życia kobiety

Prokuratura Rejonowa w Starachowicach prowadzi postępowanie w związku z narażeniem pokrzywdzonej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak wynika z protokołu sekcji zwłok dziecka, nikt nie przyczynił się do jego śmierci - śmierć płodu nastąpiła, zanim kobieta zgłosiła się do szpitala.

Starachowicki szpital kontrolował Świętokrzyski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia. Wykazano, że liczba lekarzy i położnych na oddziale w czasie, gdy pozostawiona bez opieki kobieta rodziła na podłodze martwe dziecko, była zgodna z przepisami. Postępowanie wyjaśniające w sprawie porodu podjął Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej.

Kontrolę w szpitalu przeprowadził też - na polecenie ministra zdrowia - wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa. Jak mówił w połowie listopada minister Konstanty Radziwiłł, wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach nie popełniono istotnego błędu medycznego, a "zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji" - zabrakło empatii i komunikacji między ludźmi.

APA

...

Wszyscy niewinni. Wychodzi ze odtad taki bedzie standard porodowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:13, 27 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie

Dzisiaj, 27 czerwca (18:13)

To się może skończyć grzywną, a nawet więzieniem. Celnicy przypominają, że nie każdą pamiątkę z egzotycznych podróży możemy przywieźć do kraju i radzą, aby nie kupować tego, co do czego mamy wątpliwości.
Celnicy przypominają, że nie każdą pamiątkę z egzotycznych podróży możemy przywieźć do kraju
/Aneta Łuczkowska /RMF FM
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie (8 zdjęć)





+ 4

Lista zakazanych produktów jest bardzo długa. Znajdują się na niej przede wszystkim zwierzęta i rośliny z listy gatunków zagrożonych. Jest ich ponad 20 tysięcy. Oznacza to, że nie wolno do Polski przywozić np. żywych papug, ale też skór zwierząt, kości słoniowych, ale też azjatyckich alkoholi z wężem czy skorpionem. Także wiele wyrobów tradycyjnej azjatyckiej medycyny może nam zaszkodzić. Celnicy ze Szczecina wśród zarekwirowanych pamiątek mają rzekomo lecznicze plastry zawierające sproszkowane kości tygrysa.

Niektóre pamiątki nie wydają się nielegalne. To na przykład figurki z muszli, jak się okazuje chronionych mięczaków. Często kupujemy galanterię, buty, portfele, torebki. To mogą być przedmioty ze skóry naturalnej, pozyskanej całkowicie w legalny sposób, ale mogą mieć jakieś detale ze skóry węża, krokodyla czy z kości słoniowej. To są elementy, które zakazują wwiezienia takiego produktu do naszego kraju - mówi Małgorzata Brzoza z Izby Administracji Skarbowej w Szczecinie.

Dlatego celnicy apelują, aby nie przywozić z zagranicy niczego, czego nie jesteśmy w stu procentach pewni. Wiele gatunków jest trudno rozróżnić laikom, ale funkcjonariusz na lotnisku wypatrzy je bez problemu. Lepiej zrezygnować też z przywożenia kaktusów czy storczyków. Wiele ich gatunków jest na liście roślin chronionych.

Konsekwencje za próbę wwiezienia do kraju mogą być surowe: to grzywna, a nawet do 5 lat więzienia.
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie
/RMF FM

(mal)
Aneta Łuczkowska

....

Kupie kfiatka i 5 lat wiezienia... Jednak sad powinen tez ustalic czy jestem emigrantem czy nieswiadomym. Osobnik z jednym chronionym kwiatkiem to raczej ignorant niz rekin kontrabandy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:53, 29 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Afera Amber Gold
Afera Amber Gold. Adwokat: Katarzyna P. odmówi składania zeznań
Afera Amber Gold. Adwokat: Katarzyna P. odmówi składania zeznań

Wczoraj, 28 czerwca (22:40)
Aktualizacja: Dzisiaj, 29 czerwca (07:55)

"Katarzyna P. odmówi składania zeznań. Korzysta ze swojego prawa" - zapowiada mec. Anna Żurawska. Dziś o godzinie 10 sejmowa komisja śledcza do spraw Amber Gold ma przesłuchać żonę zeznającego wczoraj Marcina P. Małżeństwo wspólnie siedzi na ławie oskarżonych w procesie karnym trwającym przed gdańskim sądem. Wczorajsze przesłuchanie trwało wczoraj ponad 5 godzin. Dziś posłowie najpewniej niczego nowego się nie dowiedzą, bo Katarzyna P. ma jedynie odczytać oświadczenie, które już wcześniej wysłała im na piśmie.
REKLAMA

Katarzyna P. na zdj. z 2016 roku
/PAP/Adam Warżaw /PAP

Według prokuratury Katarzyna i Marcin P. działali w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i uczynili sobie z tej działalności stałe źródło dochodu. W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia. Od marca 2016 r. przed gdańskim sądem okręgowym trwa proces małżeństwa P.

Katarzyna P. była m.in. wiceprezesem Amber Gold sp. z o.o., prezesem spółki Amber Gold Invest (poprzednio Salony Finansowe Ex - która posiadała udziały w spółce Amber Gold sp. z o.o.), prezesem Funduszu Poręczeniowego AG mającego ręczyć za lokaty Amber Gold. Została też prezesem spółki PST SA, którą do rejestru przedsiębiorców wpisano 1 sierpnia 2012 - na dwa tygodnie przed upadkiem spółki Amber Gold.
Zapewniała, że kłopoty są przejściowe

Zdaniem śledczych Katarzyna P. uczestniczyła w podejmowaniu decyzji dotyczących funkcjonowania Amber Gold. Realizowała zadania związane z funkcjonowaniem spółki. Jak ustalono, najpierw zajmowała się zatrudnieniem i szkoleniem w firmie. Za pośrednictwem swoich pracowników zapewniała klientów, że za lokaty kupowane jest srebro, złoto bądź platyna. Tymczasem - według prokuratury - tylko 1,5 proc. sumy osiągniętej z lokat wydatkowano na zakup kruszcu. Katarzyna P. zapewniała też, że kłopoty firmy są przejściowe, a ona ma kontrolę nad złotem.

Katarzyna P. od połowy kwietnia 2013 r. przebywa w areszcie. W marcu 2016 r. na pierwszej rozprawie przed gdańskim sądem Katarzyna P. przyznała, że ma 7-miesięczne dziecko.

Początkowo przesłuchanie małżeństwa P. przez sejmową komisję śledczą planowane było na 28 i 29 marca. Nie doszło jednak do niego, gdyż obrońcy Marcina P. i Katarzyny P. oświadczyli wtedy, że ich klienci nie będą zeznawać. Obrońca Marcina P. zaproponował wtedy inny termin przesłuchania. Z kolei pełnomocniczka Katarzyny P. informowała wówczas PAP, że jej klientka skorzysta z prawa do odmowy składania zeznań.'
Spółka Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. Głośno o sytuacji spółki zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy należące do tej niej linie lotnicze OLT Express zaczęły mieć kłopoty finansowe. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. W połowie sierpnia 2012 r. upadłość ogłosiła spółka Amber Gold.

Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.

....

Co tam sie z nia dzialo w wiezieniu! Gdzie ja zyje! Jak u Ruskich. Rozumiem ze to pokuta i kara ALE TAKIE RZECZY W WIEZIENIU! NIEDOPUSZCZALNE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:39, 05 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Afera Amber Gold
Prok. Barbara Kijanko przed komisją ds. Amber Gold. "Sprawa mnie przerosła"
Prok. Barbara Kijanko przed komisją ds. Amber Gold. "Sprawa mnie przerosła"

Wczoraj, 4 lipca (08:45)

Pierwsza prokurator zajmująca się spółką Amber Gold - Barbara Kijanko - składa zeznania przed sejmową komisją śledczą. Kijanko była prokuratorem referentem prowadzącym sprawę Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz w pierwszej fazie postępowania, po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego pod koniec 2009 roku. Sprawa Amber Gold przerosła zarówno moje możliwości, jak i możliwości prokuratury rejonowej - przyznała przed komisją prok Kijanko. Jednocześnie świadek zaprzeczyła, aby w tej sprawie były wobec niej stosowane jakieś naciski ze strony przełożonych lub wysuwano wobec niej sugestie dotyczące kierunku postępowania odnoszącego się do Amber Gold.

...

Kijanko... Kolejna chluba miejscowego wymiaru ości... Przylebska bis. Tyle ze o ile Przylebskiej nie chcialo sie do roboty to ta wolala sie nie narazac nikomu... Jesli sie boi to po co tam siedzi? Czy kobiety powinny zajmowac takie stanowiska? Wiem ze jest moze 1% kobiet przewyzszajacych odwaga mezczyzn np. Joanna D'Arc ale reszta nie jest powolana do takich rzeczy. A te 1% wyplynie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:14, 10 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Skazany za spalenie kukły Żyda trafi do więzienia
Skazany za spalenie kukły Żyda trafi do więzienia

Dzisiaj, 10 lipca (12:49)

​Skazana na trzy miesiące więzienia za spalenie kukły Żyda Piotr Rybak trafi do więzienia. Wrocławski sąd odrzucił wniosek o możliwość odbywania przez niego kary w systemie dozoru elektronicznego.
Płonąca "anonimowa" kukła przed siedzibą Sądu Okręgowego na placu Dąbrowskiego w Łodzi, w ramach happeningu "Solidarni z Piotrem Rybakiem"
/Grzegorz Michałowski /PAP


Jak powiedział dziennikarzom obrońca Rybaka mecenas Rafał Bałkowski, sąd nie uwzględnił wniosku o zezwolenie na dozór elektroniczny. Po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem będę się od tej decyzji odwoływać - mówił mec. Bałkowski.

Rybak po decyzji sądu powiedział, że jest ona "wymierzona przeciwko patriocie, przeciwko narodowcowi, który walczy o Polskę".

Wcześniej sąd wstrzymał wykonanie kary trzech miesięcy więzienia dla Piotra Rybaka do czasu rozpatrzenia wniosku o odbycie kary w systemie dozoru elektronicznego. Wstrzymanie kary nastąpiło 10 czerwca, a skazany miał się stawić do zakładu karnego 16 czerwca. Wniosek o dozór elektroniczny złożył Rybak.

Prawomocnie, na trzy miesiące bezwzględnego więzienia za nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, Piotr Rybak został skazany w kwietniu tego roku. Sąd obniżył ten wyrok; w I instancji w listopadzie 2016 r. było to 10 miesięcy więzienia.

Do zdarzeń opisanych w akcie oskarżenia doszło 18 listopada 2015 roku, podczas manifestacji przeciw imigrantom, którą na wrocławskim Rynku zorganizował m.in. Obóz Narodowo-Radykalny.

Po manifestacji, na której Rybak spalił kukłę Żyda, doniesienie do prokuratury złożył m.in. prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Wrocławski magistrat przekazał policji nagranie z miejskiego monitoringu, który zarejestrował przebieg manifestacji. Wrocławski incydent odbił się szerokim echem w mediach krajowych i zagranicznych.

...

To jest rezim. Narod Panow. Lzenie Polski to ,,sztuka" za kukle zyda do wiezienia. To jest rasizm.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:15, 25 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Sąd nie ukarał rodziców, którzy nie zaszczepili córki. "Usprawiedliwiona troska o dobro dziecka"
Sąd nie ukarał rodziców, którzy nie zaszczepili córki. "Usprawiedliwiona troska o dobro dziecka"

Wczoraj, 24 sierpnia (19:41)

Sąd Rejonowy w Inowrocławiu nie stwierdził przesłanek do ograniczenia władzy rodzicielskiej małżeństwu, które nie zgodziło się na obowiązkowe szczepienia córki zaraz po porodzie. W ocenie sądu w tym przypadku odmowa wynikała z "usprawiedliwionej troski o dobro dziecka".
W ocenie sądu odmowa szczepienia wynikała z "usprawiedliwionej troski o dobro dziecka"
/Archiwum RMF FM

Sąd rozpatrywał sprawę z urzędu, po informacji lekarza z przychodni, że małżonkowie Iwona H.K. i Artur K. nie zaczepili córki Wandy, urodzonej 1 lutego.

W ustnym uzasadnieniu sędzia Wiesława Mikołajczak podkreśliła, że ta sprawa nie dotyczyła tego, czy w ogóle szczepić dzieci, bo taki obowiązek wynika z Ustawy o obowiązkowych szczepieniach. Dotyczyła jednak tego, czy odmowa stanowiła zagrożenie dla zdrowia dziecka, czy też wynikała z usprawiedliwionej troski o jego dobro.

W tej konkretnej sprawie sąd został przekonany, również zaświadczeniami lekarskimi, wyjaśnieniami uczestników postępowania, że rodzice odmówili wykonania szczepień z uwagi na usprawiedliwione obawy wynikające ze stanu zdrowia dziecka, a dziecko od początku po urodzeniu chorowało. Zostało przedłożone zaświadczenie od lekarza neurologa o odroczeniu wykonania szczepień dziecka, co oznacza, że rzeczywiście te obawy były usprawiedliwione - powiedziała sędzia.

Jak wyjaśniła, oznacza to też, że rodzice, odmawiając szczepienia, dbali o dobro dziecka.

W związku z tym sąd na ten moment nie widzi potrzeby ingerencji w jakikolwiek sposób w sprawowanie władzy rodzicielskiej, uznając, że ta władza jest sprawowana w sposób należyty. Nie oznacza to, że każdy rodzic, który będzie odmawiał szczepienia bez uzasadnienia, nie musi się obawiać sprawdzania tego przez sąd - zaznaczyła sędzia.

W uzasadnieniu sąd ocenił, że szczepienia są dobrodziejstwem i sukcesem XX w., a dzięki nim w Polsce i Europie od wielu lat nie ma śmiertelnych chorób zakaźnych. Podkreślono też, że dzięki powszechnym szczepieniom mogą uchronić się też osoby, które z różnych powodów nie mogą zostać zaszczepione.

To nie jest tak, że szczepienia są złe i nie powinniśmy szczepić, bo jest więcej negatywnych efektów niż pożądanych działań, wręcz przeciwnie. Oczywiście, zdarzają się niepożądane odczyny poszczepienne (NOP) i rodzice mają prawo o tym wiedzieć. Im większa i lepsza będzie świadomość rodziców, tym łatwiej będzie lekarzom stwierdzać, że te NOP-y wystąpiły - mówiła sędzia.

Pełnomocnik małżonków Arkadiusz Tetela po zakończeniu sprawy powiedział dziennikarzom, że cieszy się, że sąd nie stwierdził podstaw do ingerowania we władzę rodzicielską.

Każdy rodzic, który odmawia szczepienia noworodka w szpitalu, postępuje w sposób odpowiedzialny i roztropny" - ocenił, dodając, że tylko w Polsce i Bułgarii pierwsze szczepienia noworodków są wykonywane w pierwszej dobie, a w innych krajach - dopiero po trzech miesiącach. "Pierwsze szczepienia, które są wykonywane noworodkom, są to szczepienia, które wśród przeciwwskazań przewidują wystąpienie nabytej lub wrodzonej odporności. W polskich szpitalach nie ma procedury badania odporności. Z tego wniosek jest prosty, że każde podanie szczepienia w szpitalu w pierwszej dobie oznacza ryzyko wystąpienia poważnych powikłań, w tym gruźlicy poszczepiennej - powiedział Tetela.

W Polsce od 1996 r. istnieje obowiązek szczepienia dziecka w pierwszej dobie po porodzie przeciwko gruźlicy (BCG) i wirusowemu zapaleniu wątroby typu B (WZW-B).

Postępowanie toczyło się z wyłączeniem jawności; w roli męża zaufania wstąpił m.in. poseł Paweł Skutecki (Kukiz’15).

W czasie rozprawy przed sądem obyła się pikieta Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach "Stop - NOP". Według danych policji wzięło w niej udział ok. 400 osób.

Przed procesem Iwona H.K. mówiła w mediach, że nie zgodziła się zaraz po porodzie w szpitalu na zaszczepienie córki, gdyż sama była przeziębiona, a jej starsza córka po szczepieniu miała 40 stopni gorączki i problemy z oddychaniem. Podkreślała, że gdy w szpitalu chciała się dowiedzieć o działaniu szczepionki, dostała tylko zwykłą ulotkę. Informowała, że o niezaszczepieniu przez nią dziecka sąd zawiadomił dyrektor przychodni w Gniewkowie, gdzie została przekazana dokumentacja ze szpitala. Dyrektor miał też ją zawiadomić za pośrednictwem położnej, że w związku z tym nie zgadza się na leczenie dziecka w tej przychodni.

W Polsce odsetek wyszczepialności nadal jest wysoki, ale w ostatnich latach coraz więcej osób nie zgadza się na szczepienia swoich dzieci. W ciągu ostatnich czterech lat liczba oficjalnie odnotowanych odmów szczepień wzrosła blisko pięciokrotnie - od ponad 5 tys. w 2012 r. do ponad 23 tys. w 2016 r.

Przed ryzykiem związanym z unikaniem szczepień od lat przestrzegają m.in. Naczelna Izba Lekarska, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - Państwowy Zakład Higieny oraz Polska Akademia Nauk. Zdaniem ekspertów unikanie szczepień może skutkować powrotem wielu groźnych chorób. "Należy z całą mocą stwierdzić, że szczepionki są najlepiej sprawdzonymi preparatami farmaceutycznymi w Europie, a rygorystyczne badania naukowe ich jakości stanowią gwarancję bezpieczeństwa przyjmowania i skuteczności działania szczepionek" - oceniła PAN w wydanym przed rokiem stanowisku.

W ostatnich latach eksperci informowali o wzroście zachorowań na choroby zakaźne w niektórych regionach Europy, wskazywano m.in. na epidemię odry w Rumunii i we Włoszech, na przypadki błonicy na południu Europy oraz wzrost zachorowań na krztusiec. W połowie maja włoski rząd przyjął dekret wprowadzający obowiązkowe szczepienia jako warunek przyjęcia dzieci do żłobka, przedszkola i szkoły - mają nim być objęte dzieci do 6 lat.

(mal)

...

To moze byc niekiedy grozne wiec nie tak hop siup szczepimy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:14, 22 Wrz 2017    Temat postu:

26-letni pedofil, "bohater" billboardu kampanii "Sprawiedliwe sądy" ma wrócić do więzienia

Dzisiaj, 22 września (10:02)

Bohater jednego z bilbordów kampanii "Sprawiedliwe sądy" ma wrócić do więzienia. Mowa o Tomaszu Ł., ze Świdnicy na Dolnym Śląsku, którego sąd w 2012 roku skazał na ponad sześć lat więzienia za gwałt na 14- latku. Trzy lata później mężczyzna ze względu na ciężką chorobę otrzymał zgodę na przerwę w odbywaniu kary. Dzień po opuszczeniu zakładu miał dopuścić się kolejnych przestępstw. Usłyszał w tej sprawie zarzuty. Dziś decyzją sądu we Wrocławiu 26- latek ma wrócić za kratki. Opieką nad mężczyzną zajmie się szpital przy areszcie śledczym w Gdańsku.
26-letni pedofil, "bohater" billboardu kampanii "Sprawiedliwe Sądy" ma wrócić do więzienia. Zdjęcie ilustracyjne
/Kuba Kaługa /RMF FM

W 2012 roku Tomasz Ł. został skazany przez sąd w Świdnicy na ponad sześć lat więzienia za gwałt na 14- latku.

Mężczyzna choruje na stwardnienie rozsiane. Po dwóch latach odbywania kary, zakład, w którym przebywał, zwrócił się najpierw o przedterminowe, warunkowe zwolnienia, a później o przerwę w odbywaniu kary ze względu na pogarszający się stan zdrowia osadzonego. Rok później sąd we Wrocławiu wydał zgodę na przerwę. Decyzje w tej sprawie wydawane były co pół roku.

W 2016 roku w czasie szeroko zakrojonej akcji policji przeciwko pedofilii ustalono, że mężczyzna mógł utrzymywać kontakty intymne z 5-latkiem. Tomasz Ł. usłyszał zarzuty w tej sprawie. W maju przed sądem w Świdnicy ruszył proces.

Spór o kampanię "Sprawiedliwe sądy". Sprawie przyjrzy się PKW
Kilka tygodni temu sąd we Wrocławiu zwrócił się do dwóch zakładów karnych i jednego aresztu, przy których działają szpitale, z pytaniem czy 26- latek chory na stwardnienie rozsiane może odbywać karę. Chodzi o ośrodki w Gdańsku, Łodzi i Czarnem. W opinii biegłego mężczyzny nie można osadzić w szpitalu w Czarnem, ponieważ nie ma tam specjalistycznego oddziału. Podobna sytuacja dotyczy Łodzi, gdzie 26- latek może przechodzić jedynie rehabilitację.


Możliwości przyjęcia skazanego wskazał szpital przy areszcie śledczym w Gdańsku. Placówka potwierdziła, że może leczyć mężczyznę w oparciu o swój oddział, a w razie pogorszenia jego stanu, albo potrzeby konsultacji, jest w stanie skontaktować się ze szpitalami działającymi w regionie. Ostatecznie sąd podjął decyzję o odwołaniu przerwy w odbywaniu kary i skierowaniu 26- latka do szpitala przy areszcie w Gdańsku. Wcześniej takiej możliwości nie widziano.

Problem istniał w tym, czy może być człowiek skazany - leczony - jeśli ma takie szczególne schorzenie. Jeśli biegły mówi, że transport np. do zakładu karnego może spowodować u niego jakieś emocje, które dają rozwój choroby... to przepraszam bardzo. Dzień po zwolnieniu chyba emocje miał duże, bo trzy razy czynność seksualna z dzieckiem, pięcioletnim dzieckiem, więc coś tu się kłóci. Rażąco naruszył prawo - mówi prokurator Tomasz Fedyk.

26- latek ze Świdnicy jest jeszcze na wolności. Za kratki ma wrócić w ciągu 48 godzin od otrzymania pisemnego uzasadnienia decyzji. Ma być ona wydana w drugiej połowie października.
O jego uwolnieniu informował jednego z billboardów kampanii "Sprawiedliwe sądy

TU ZNAJDZIESZ CAŁĄ ROZMOWĘ

O o uwolnieniu pedofila wyrokiem świdnickiego sądu" informowano w kampanii "Sprawiedliwe sądy". Jak informowaliśmy w połowie września, na kampanię zareagował wtedy prezes sądu w Świdnicy, który napisał, że na plakatach pojawiła się nieprawdziwa informacja, jakoby sąd w Świdnicy wypuścił na wolność mężczyznę, który po wyjściu na wolność skrzywdził kolejne dziecko. W prasie potem pojawiły się wyjaśnienia, że chodzi nie o sąd w Świdnicy, ale o sąd we Wrocławiu.

To nie tylko chodzi o to, że sąd wypuścił, bo ja słyszałem już - będziemy to ustalać oczywiście - że to właśnie sąd chciał przyjęcia, tylko kwestia zakładów karnych, które, że tak powiem, nie wykonały należycie swojego obowiązku. Ja muszę to sprawdzić, bo my teraz mamy takie zadanie, żeby każdy ten opisany przypadek - część już zidentyfikowaliśmy - odkłamywać - skomentował w niedawnej rozmowie w RMF FM rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa sędzia Waldemar Żurek.

(ug)
Bartek Paulus

...

Kaczyzm nieidolnie wykorzystuje patologie sadow do swoich brudnych celow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:05, 27 Wrz 2017    Temat postu:

Krzysztof Rutkowski skazany

1 godz. 54 minuty temu

Rok więzienia w zawieszeniu i 20 tys. zł grzywny to wyrok stołecznego sądu wobec Krzysztofa Rutkowskiego za bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej w latach 2004-2006 i kierowanie bezprawnym pozbawieniem wolności. Część zarzutów umorzono. Wyrok jest nieprawomocny.
Wyrok ws. Krzysztofa Rutkowskiego jest nieprawomocny
/Kuba Kaługa /RMF FM

Katowicka prokuratura zarzuciła Rutkowskiemu sześć przestępstw, w tym bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej w latach 2004-2006 oraz kierowanie bezprawnym pozbawieniem wolności innej osoby i stosowaniem przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania. Za bezprawne pozbawienie wolności grozi kara do pięciu lat więzienia. Prowadzenie usług detektywistycznych bez zezwolenia jest zagrożone karą do dwóch lat.

Proces w tej sprawie ruszył we wrześniu 2012 r. Rutkowski nie przyznawał się do zarzutów. W czasie, którego dotyczy sprawa, miałem licencję. To jest przede wszystkim złośliwość prokuratury - odpierał oskarżenie Rutkowski. Akt oskarżenia tłumaczył m.in. konfliktem z byłym wiceszefem śląskiej policji i niektórymi spośród tamtejszych prokuratorów.

W akcie oskarżenia katowicka prokuratura okręgowa zarzuciła mu, że od stycznia 2004 r. do kwietnia 2006 r. "wykonywał regulowaną działalność gospodarczą w zakresie usług detektywistycznych bez uzyskania wpisu do rejestru działalności detektywistycznej poprzez zawieranie za pośrednictwem Biura Doradczego Rutkowski umów o świadczenie usług detektywistycznych".

W akcie oskarżenia wymieniono ponad 200 umów "na konsultacje i doradztwo", zawartych za pośrednictwem Biura Doradczego i mających dotyczyć usług detektywistycznych. Umowy odnosiły się m.in. do sprawdzania wiarygodności osób, poszukiwań zaginionych, ochrony osób i obiektów, a także poszukiwania sprawców przestępstw.

Oskarżono go też o to, że w 2005 r. w Bytomiu wydał swoim pracownikom polecenie zatrzymania trzech osób. Pracownicy Rutkowskiego zatrzymali wtedy dwóch przestępców i - omyłkowo - towarzyszącą jednemu z nich osobę, wciągnęli ich do samochodu i zawieźli na policję. Śledczy uznali tę akcję za bezprawną.

Według Rutkowskiego jego firma - działając na zlecenie właścicieli hurtowni - zapobiegła wymuszeniu rozbójniczemu. Argumentował, że dokonał zatrzymania obywatelskiego na gorącym uczynku, a jego Biuro Doradcze nie prowadziło żadnych czynności detektywistycznych. Podkreślał, że poza Biurem Doradczym miał także Biuro Detektywistyczne - z licencją i wszelkimi uprawnieniami detektywistycznymi. Działania bytomskie były prowadzone, podobnie jak wiele innych takich działań w kraju, przy stałej koordynacji i współpracy z policją - mówił.

Inne zarzuty dotyczyły akcji przeprowadzonej w 2005 r. w Książenicach koło Rybnika. Pracownicy firmy Rutkowskiego - działając na zlecenie matki 7-latka - weszli wówczas do szkoły, w której uczył się mieszkający z ojcem chłopiec i pomogli jej wyprowadzić z lekcji dziecko, nad którym miała przyznane prawo opieki. Pojawienie się ludzi w czarnych kamizelkach wywołało w klasie panikę. Rutkowski twierdził, że jego pracownicy pomogli jedynie w wykonaniu postanowienia sądu, a jego nie było na miejscu i nie kierował tą akcją.

Sąd umorzył zarzuty wobec Rutkowskiego dotyczące tej akcji.

Poza Rutkowskim aktem oskarżenia objęto także jego pracowników, oskarżonych o bezprawne pozbawienie wolności trzech osób w Bytomiu. Radosława D., Krzysztofa P. i Tomasza B. skazano na kary po pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz po 5 tys. zł grzywny.

Akt oskarżenia katowicka prokuratura sformułowała w maju 2010 r. Pierwotnie był on przesłany do bytomskiego sądu, ostatecznie trafił do sądu w Warszawie.

W 2013 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach w sprawie tzw. śląskiej mafii paliwowej prawomocnie skazał Rutkowskiego na 1,5 roku więzienia, m.in. za pranie brudnych pieniędzy. W sądzie I instancji dostał 2,5 roku więzienia. Po wyroku SA Rutkowski nie krył zadowolenia. Dla mnie ten wyrok jest w tym momencie satysfakcjonujący, bo nie muszę trafić do więzienia (w związku z zarzutami był aresztowany prawie 10 miesięcy - PAP) - mówił dziennikarzom. Zdaniem Rutkowskiego padł on ofiarą pomówień.

(mpw)

...

Karac kogos za zatrzymanie bandytow? To jest wzmaganie bezprawia. Nigdy nie mozna karac za dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 33, 34, 35  Następny
Strona 14 z 35

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy