Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Bieda, nędza i bezdomność ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 72, 73, 74 ... 89, 90, 91  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:20, 27 Cze 2017    Temat postu:

Lubisz czekoladę i muzykę Organka? Wpadnij i oddaj krew
Aleksandra Gałka | Czer 27, 2017
[link widoczny dla zalogowanych]
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


W Warszawie trwają ostatnie dni akcji honorowego dawstwa krwi „Śródmieście gra dla życia”. Każdy, kto odda krew, otrzyma spore ilości czekolady oraz darmowy bilet na koncert Tomasza Organka z zespołem.


A
kcja odbywa się po raz dziewiąty i powoli ma się już ku końcowi. Od 5 kwietnia specjalne „krwiobusy” czekały na dawców w reprezentacyjnych miejscach stolicy – m.in. przy Pałacu Kultury i Nauki, dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego czy przy gmachu głównym Politechniki Warszawskiej.

Ci, którzy jeszcze chcieliby podzielić się tym, czego codziennie potrzebują pacjenci w całej Polsce i zgarnąć wejściówkę na koncert, wciąż mają na to szansę.

Bezpłatny bilet na koncert Organka

Krew będzie można oddać 28 i 30 czerwca przy stacji metra Centrum w pobliżu Pałacu Kultury i Nauki w godzinach 11:00-16:00.

Każdy krwiodawca, który weźmie udział w akcji w określonych punktach, otrzyma bezpłatny bilet na koncert Organka wraz z zespołem. Odbędzie się on w piątek 30 czerwca br. w warszawskim klubie Palladium przy ul. Złotej 7/9.

Do wejściówek dołączona będzie tradycyjna, słodka rekompensata, która ma dodać energii po oddaniu kilkuset mililitrów krwi – czekolada.

To nie jedyna możliwość zaangażowania. Dodatkowo zbiórka krwi oraz rejestracja dawców szpiku będzie odbywać się od poniedziałku do piątku (w godzinach 7:00-17:00) w Oddziale Terenowym nr 12 Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Warszawie (ul. Nowogrodzka 59).
Czytaj także: Krew zamiast urodzinowego prezentu?


Przynajmniej 800 litrów krwi

„Śródmieście gra dla życia” to akcja, która jest organizowana cyklicznie od dziewięciu lat. W poprzednich edycjach koncerty zagrały takie gwiazdy, jak: Czesław Mozil, Anita Lipnicka, Kasia Kowalska czy zespół Muchy.

Kto może oddać krew? Każdy, kto jest dobrego zdrowia i ma pomiędzy 18 a 65 lat. Dawca powinien ważyć przynajmniej 50 kg. Zanim zostanie pobrana krew, obecny podczas zbiórki lekarz przeprowadza wywiad medyczny oraz krótkie badanie.

...

Cenne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:06, 28 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Widok jest przerażający. Zwęglone okna, drzwi, ściany - to mieszkania pogorzelców ze Szczecina
Widok jest przerażający. Zwęglone okna, drzwi, ściany - to mieszkania pogorzelców ze Szczecina

1 godz. 35 minut temu

W wyniku wybuchu i późniejszego pożaru w wieżowcu w Szczecinie kilka rodzin straciło swój dorobek życia. Ogień pochłonął niemal wszystko. Mieszkańcom pozostały jedynie zwęglone okna, drzwi i ściany. "Trzy mieszkania zostały wyłączone z użytkowania" - poinformował prezes spółdzielni mieszkaniowej "Wspólny Dom" Adam Humienik.
Spalone mieszkania w Szczecinie
/TVN24/x-news


W spalonych mieszkaniach potrzebny jest gruntowny remont. Najważniejsze w tej chwili jest umocnienie stropu.

Mieszkańcy pozostałych lokali, po sprawdzeniu stanu instalacji elektrycznej wrócili do swoich mieszkań.

Przyczyny eksplozji pozostają nieznane.
Widok jest przerażający. Zwęglone okna, drzwi i ściany - tak wyglądają mieszkania pogorzelców ze Szczecina
/TVN24/x-news

...

Znalezli sie w biedzie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:55, 30 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Powstało osiedle dla złych sąsiadów. Mają się nauczyć reguł życia z innymi
Powstało osiedle dla złych sąsiadów. Mają się nauczyć reguł życia z innymi

Dzisiaj, 30 czerwca (11:20)

W Rotterdamie została otwarta specjalna dzielnica, w której osoby sprawiające kłopoty sąsiadom będą się uczyć dobrych manier. Dzielnica Skaeve Huse powstała na obszarze przemysłowym w pobliżu rotterdamskiego lotniska. To jedenaście domków kontenerowych o powierzchni 36 metrów kwadratowych. Uciążliwi mieszkańcy mają tam przebywać do momentu aż się poprawią.

W tej dzielnicy znajdą mieszkanie nie przestępcy, ale bardzo uciążliwi mieszkańcy Rotterdamu, którzy np. dokuczają sąsiadom, grożąc przemocą, bezustannie zaśmiecają teren, czy są bardzo hałaśliwi. Pierwsi mieszkańcy mają się wprowadzić do Skaeve Huse w przyszłym tygodniu.

Władze Rotterdamu twierdzą, że mają około 30 chętnych do zamieszkania. Nowi lokatorzy będą mogli korzystać z porad psychologów i osób, które będą ich uczyć zasady życia w sąsiedztwie, np. wytłumaczą, dlaczego nie należy wrzucać sąsiadowi psiej kupy do skrzynki na listy.

Mieszkańcy Skaeve Huse będą mogli nauczyć się także, jak prowadzić własny dom, jak kontrolować budżet rodzinny, czy jak należy sprzątać po sobie. Będą musieli zaakceptować pomoc i opiekę, jakiej potrzebują. Będą płacić czynsz i podpiszą normalną umowę najmu. Dzielnicą będzie zarządzać komitet złożony między innymi z mieszkańców. Wszyscy będą musieli stosować się do wyznaczonych reguł życia. Za złamanie tych zasad grozi wyrzucenie. Chodzi o to, żeby osoby te mogły wrócić do swoich właściwych dzielnic, z których zostały usunięte właśnie z powodu swojego zachowania.

Projekt ten ma uchronić te osoby przed bezdomnością. Nazwa Skaeve Huse pochodzi z duńskiego i znaczy "dziwny dom", czyli dom dla ludzi z dziwnymi obyczajami. To właśnie w Danii powstały pierwsze tego typu dzielnice. Podobne projekty uruchomiono już w Amsterdamie, Tilburgu, Utrechcie i Doetinchem.

(ag)
Katarzyna Szymańska-Borginon

...

Ciekawy eksperyment.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:10, 02 Lip 2017    Temat postu:

Dobre historie
Wysłucham Cię za darmo, czyli rzecz o ruchu Free Listening
Miriam Diez Bosch | Lip 02, 2017
benjaminmathes.com
Benjamin Mathes, założyciel "Miejskiego Konfesjonału"
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Free Listening rozprzestrzenia się w społeczeństwie, które według założycieli „potrzebuje być wysłuchane”. Na czym polega działalność tego ruchu?


F
ree Listenieng to wyjście na ulicę z kartową tablicą z napisem „Wysłucham cię za darmo” i rozmowa z ludźmi, którzy zatrzymują się tylko po to, by zamienić kilka słów. W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje jako Urban Confessional (z ang. Miejski Konfesjonał), w Hiszpanii zaś jako Senti. Niezależnie od nazwy, ten międzynarodowy ruch na ulicach Barcelony czy Los Angeles broni ludzi, którzy potrzebują być wysłuchani.

„Każdy z nas potrzebuje porozmawiać, choć w dzisiejszej erze technologii wyrażanie siebie sprawia nam ogromnie dużo trudności” – wyjaśniają Esther Palleja i Lucila Teste, aktorki stojące na czele ruchu w Barcelonie. „Bezpośredni dialog twarzą w twarz już nie jest tak powszechny. Kiedyś w drodze do sklepu lub czekając na autobus było prawie pewne, że zamienisz kilka słów z zupełnie obcą osobą. Dzisiaj pierwsze co robimy, to wyjmujemy komórki” – dodaje.
Czytaj także: Po prostu mnie wysłuchaj! Czyli instrukcja obsługi rozmowy mężczyzny z kobietą

W Stanach Zjednoczonych Benjamin Magis zaobserwował to zjawisko już wcześniej. Wyszedł więc naprzeciwko tym, którzy potrzebują rozmowy i założył w Los Angeles stowarzyszenie. Obecnie jego działalność przekroczyła granice USA, czego dowodem są projekty Esther i Lucili. Co więcej, globalna sieć łączy się organizując różne wydarzenia takie jak np. Dzień Darmowego Wysłuchania (Free Listening Day), który odbył się 11 kwietnia. „My tylko trzymamy kawałek kartonu z napisem i pozwalamy ludziom, aby rozmawiali, krzyczeli, płakali, śpiewali i dzielili się tym z nami” – czytamy na stronie internetowej Urban Confessional.
Istota słuchania i wyrażania siebie

Zarówno Senti jak i Urban Confessional nie są powiązane z żadną religią, ale „z naszej działalności wypływa wiele wartości” – zapewnia Esther. Obie aktorki są zdania, że słuchanie nie tylko wpływa korzystnie na osobę mówiącą. Według Lucili, „w trakcie słuchania doświadczasz wielu emocji, które później w Tobie pracują”. Tolerancja, empatia, wyrozumiałość, a także radość z dzielenia się swoimi przeżyciami. W rzeczy samej, pierwszą innowacją wprowadzoną przez Senti w kontekście ruchu międzynarodowego jest jego artystyczny wydźwięk.
Czytaj także: Jak rozmawiać z ludźmi – zasady skutecznej komunikacji cz. 1

„Naszym zdaniem osoba, która faktycznie wysłuchuje innych, po rozmowie powinna wyrazić swoje emocje”. To właśnie dzieje się w domu kultury w Barcelonie prowadzonym przez Lucilę, gdzie dostarcza się uczestnikom wszystkich materiałów, by dać możliwość ujścia swoim emocjom. „To część performatywna, wykorzystywana po to, aby otwierać ludzi na doświadczenie drugiego człowieka”.

Ponadto, osoba słuchająca zaczyna czuć potrzebę dzielenia się usłyszanymi historiami. Z ramienia Free Listening wykonano podcasty, w których można posłuchać o doświadczeniach życiowych różnych ludzi, bez podawania ich nazwisk. „Zachowanie prywatności to jedna z naszych zasad. W większości przypadków nie znamy imion osób, z którymi rozmawiamy” – podkreśla Lucila i Esther.


Zatem: jak słuchać?

Zaangażowanie w aktywne słuchanie ludzi wymaga kompromisu i przestrzegania pewnych reguł zachowania, w celu uniknięcia niepożądanych praktyk zagrażających mówcy lub słuchaczowi. Mając to na uwadze, Urban Confessional zredagował praktyczny przewodnik zawierający następujące warunki:
Rozmowa „niezbalansowana” 80%-20%: osoby, które słuchają, mówią mniej, dodając neutralny komentarz, ale nie wyrażając swojej opinii. Sugeruje się słuchaczom, by kierowali rozmowę jedynie poprzez zadawanie pytań. „Jesteś środkiem, dzięki któremu ludzie wyrażą to, czego potrzebują”.
Współczucie: bardzo ważne jest zdać sobie sprawę, że każda ze stron może mieć zupełnie odmienne poglądy. W takim wypadku autorzy radzą nie osądzać, ale zrozumieć. „Jeśli osoba, którą spotykasz ma inne przekonania polityczne, Twoim zadaniem jest przejść tę barierę i po prostu wysłuchać go, nie patrząc na różnice”– twierdzą koordynatorzy Senti.
Bez barier: konieczne jest, aby osoba, która mówi, czuła, że poświęca się jej całą uwagę. Dlatego tak ważne jest, by nie spoglądać w trakcie rozmowy na telefon i unikać bycia w kontakcie z innymi osobami w trakcie dialogu.
Szacunek dla ciszy: organizatorzy proszą słuchających, aby uszanowali momenty ciszy w rozmowie. „Z reguły chwile milczenia pojawiają się właśnie po wypowiedzeniu tego, czego najbardziej dotychczas bali się wyrazić” – podkreśla.

Dokument zawiera także sekcję rad dla słuchaczy, np. jak zadbać o swoje bezpieczeństwo czy jak nie zgadzać się na branie pieniędzy. Każda rozmowa ma określony czas. W Barcelonie najwięcej osób, które przychodzą po rozmowę, to osoby starsze. Przekrój ludzi może być jednak bardzo zróżnicowany i obejmuje rozmówców w każdym wieku.
Czytaj także: Wyjdź z okopów i wyciągnij rękę na zgodę – zasady skutecznej komunikacji cz. 3

Zważywszy na to, Lucila i Esther apelują do osób, które chciałyby być słuchaczami. „To jest nieprawdopodobnie ubogacające doświadczenie. Odnajdujesz więź z drugą osobą, jesteś realnie przy nim i sprawiasz, że on staje się realnie obecny dla kogoś”.

Jednym z najbardziej dotykających doświadczeń w funkcjonowaniu Free Listening jest posługa w więzieniu. „Historie ludzi tam obecnych są sprawą delikatną, dlatego ważne jest, aby zostawić to wszystko, w czym jesteś i co masz w sobie i po prostu nie osądzać”. Doświadczenie więzienia pokazały tym dwóm młodym dziewczynom z Barcelony, że ich działanie może być pożyteczne w najróżniejszych miejscach, dlatego dalej pracują, by rozprzestrzeniać idee Free Listening. Ich wyzwaniem jest, aby ludzie nie przestawali wysłuchiwać drugiego człowieka.

Artykuł ukazał się w hiszpańskiej edycji portalu Aleteia.

...

Bardzo madry sposob pomocy malo znany a na pewno przedluzy zycie wielu ludziom ktorzy ,,juz nawet nie maja sie do kogo odezwac i czas odejsc"... Czyli pomoc!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:51, 05 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Akcja "Lubię Ludzi” w Katowicach. "Polacy chcą takiego społeczeństwa"
Akcja "Lubię Ludzi” w Katowicach. "Polacy chcą takiego społeczeństwa"

Wczoraj, 4 lipca (21:15)

Szlachetna Paczka zawitała do Katowic ze swoją nową kampanią społeczną pod hasłem „Lubię Ludzi”. Wolontariusze zorganizowali happening przy ulicy Mariackiej. Zachęcali mieszkańców do okazywania innym życzliwości.
Zdj. ilustracyjne
/fot. Leszek Ogrodnik /

Chodzi generalnie o to, żeby ludzie dołączali do Szlachetnej Paczki, do takiej społeczności, która jest oparta na życzliwości, na uczciwej pracy, na drużynowości - mówili reporterce RMF FM Annie Kropaczek spotkani w Katowicach wolontariusze. Polacy chcą takiego społeczeństwa, w którym jest życzliwie, ludzie się doceniają i jest miło - podkreślali.
Mapa działań związanych z akcją
/Szlachetna Paczka /




Z jakim przyjęciem wśród mieszkańców spotkał się happening? Coraz bardziej lubię ludzi. Im więcej oni się uśmiechają, tym bardziej ja się uśmiecham i jesteśmy w stanie się polubić - przyznał w rozmowie z reporterką RMF FM jeden z przechodniów.


Manifest "Lubię Ludzi"
/Szlachetna Paczka /


Jako "Szlachetna Paczka" podejmujemy się wyzwania zjednoczenia Polaków - mówił w rozmowie z RMF FM ksiądz Jacek Stryczek. Przede wszystkim chcemy dokonać zmiany w naszym kraju. Chcemy pokazać, że są już ludzie, którzy lubią ludzi. Może się okazać, że ich jest nawet większość w tym kraju i możemy sprawdzić, żeby ten kraj był fajniejszy. "Lubię ludzi" to nie mówienie o tym co czuję, ale o tym co robię. Jak ktoś wygrywa, to ja go pochwalę, a jak ktoś ma problem to ja mu pomogę - opowiadał na starcie akcji.
Szlachetna paczka łączy Polaków
/Kamil Młodawski, RMF FM

Ambasadorami kampanii zostali znani sportowy: Karol Kłos (mistrz Europy i mistrz świata w siatkówce), Wojciech Szczęsny (bramkarz reprezentacji Polski i AS Romy), Maja Włoszczowska (wicemistrzyni olimpijska w kolarstwie górskim), Tomasz Majewski (mistrz olimpijski w pchnięciu kulą). Jak również influencerzy: Arlena Witt (blogerka i vlogerka z kanału "Po cudzemu"), Daniel Rusin (autor kanału na Youtube "Reżyser życia"), Konrad Kruczkowski (autor bloga "Halo ziemia"), Paulina Mikuła (prowadząca kanał "Mówiąc inaczej"), Michał Pol (wieloletni redaktor naczelny "Przeglądu Sportowego").

...

Pieknie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:45, 10 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Co dzieje się z krwią po pobraniu od dawcy? Wizyta w RCKiK w Katowicach
Co dzieje się z krwią po pobraniu od dawcy? Wizyta w RCKiK w Katowicach

45 minut temu

​Krwi nie zastąpi nic. Wakacje to czas zwiększonego zapotrzebowania na krew i jednocześnie mniejszej liczby dawców. Dlatego latem każdego roku centra krwiodawstwa apelują o oddawanie krwi i przekonują, że nie ma się czego bać. Kto może zostać krwiodawcą? Jakie są przeciwwskazania? Co dzieje się z krwią od momentu pobrania do przekazania pacjentowi, który jej potrzebuje? W tym celu zajrzeliśmy do jednego z największych ośrodków w kraju - Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach, które zaopatruje w krew blisko 170 szpitali.
Co się dzieje z krwią po pobraniu od dawcy? Wizyta w RCKIK w Katowicach (12 zdjęć)





+ 8

Jeśli ktoś zdecyduje się oddać krew, musi się zarejestrować. Trzeba wypełnić ankietę zdrowotną i oddać pierwszą próbkę krwi do badań. Później potencjalnego dawcę czeka wizyta u lekarza, który przeanalizuje wyniki i zdecyduje, może oddać krew czy nie. Krew mogą oddawać zdrowe osoby między 18 a 65 rokiem życia, które w ostatnim czasie nie przebyły chorób infekcyjnych, nie miały robionych tatuaży, zakładanych kolczyków - mówi dr Anna Cendrzak z RCKiK w Katowicach. Krwi nie można oddawać w okresie 6 miesięcy po przebytych operacjach. Przeciwwskazaniem jest również m.in. ciąża i okres karmienia piersią.

Po zakwalifikowaniu dawca przechodzi do Pracowni Pobierania Krwi. Pierwszy raz oddałem krew, kiedy moja babcia zachorowała. To było 18 lat temu. Nie ma się czego bać. To nie boli i nic nie kosztuje. Ważne, że się komuś pomaga - mówi pan Rafał. Podczas donacji ściska w ręce małą piłeczkę. Piłeczki pomagają dawca rytmicznie zaciskać dłoń i wtedy pobór krwi jest lepszy. Dawcy w ten sposób odwracają tez uwagę od donacji. To przydaje się zwłaszcza dawcom pierwszorazowym - wyjaśnia dr Cendrzak-Basista.

Kiedy krew zostanie pobrana, trafia do Działu Laboratoryjnego. W odpowiednich pracowniach badamy krew na obecność wirusów , które mogłyby być przeniesione w trakcie transfuzji. Chodzi o wirusy: HIV, HBV, HCV - wyjaśnia Ewa Rudowska, kierowniczka Działu Laboratoryjnego. W jednej z pracowni robione są także badania wstępne dawcy (morfologia). Dział ma za zadanie także archiwizowanie próbek krwi. Próbki z każdej donacji są przechowywane przez 10 lat. Jeśli u dawcy w późniejszym terminie wykryje się jakąś mutację wirusa, nowego wirusa , to zawsze sięgamy do próbek archiwalnych - mówi Rudowska. Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy dawca był zakażony wirusem już wtedy, kiedy krew nie była jeszcze badana na jego obecność. W RCKiK w Katowicach rocznie jest około 125 tys. donacji i z każdej z nich takie próbki muszą być archiwizowane.

Z Działu Laboratoryjnego przebadana krew trafia do Działu Preparatyki. Tu krew jest wirowana i rozdzielana na trzy podstawowe składniki: kożuszek leukocytarno-płytkowy, osocze oraz koncentrat krwinek czerwonych - mówi Anna Mazur Stańko z Działu Preparatyki. Składniki musza być odpowiednio przechowywane, np. koncentrat krwinek czerwonych w lodówce a osocze jest zamrażane. Ostatnim ogniwem , przez które przechodzi krew w RCKiK jest Dział Ekspedycji. Pracuje on przez całą dobę. Stąd krew jest bezpośrednio wydawana do szpitali. Przechowywana jest w lodówkach w temperaturze od 2 do 6 stopni. Lodówki są opisane. Każda grupa krwi ma swoją lodówkę - wyjaśnia Krystyna Grudzińska , kierowniczka Działu Ekspedycji. W jednej z lodówek znajduje się krew przeznaczona dla najmniejszych pacjentów. To krew najświeższa, maksymalnie dwudniowa. Krew od pobrania ma okres ważności wynoszący 42 dni. Wydawanie krwi musi się odbywać tak, żeby nie było strat - podsumowuje kierowniczka działu.
Co dzieje się z krwią po pobraniu od dawcy? Wizyta w RCKiK w Katowicach
/RMF FM

(az)
Anna Kropaczek

...

Przypominamy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:11, 10 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Zbiórka na chorego Antosia była oszustwem? Prokuratura sprawdza
Zbiórka na chorego Antosia była oszustwem? Prokuratura sprawdza

Dzisiaj, 10 lipca (13:01)

​Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu podjęła postępowanie sprawdzające, czy podczas internetowej zbiórki pieniędzy na chorego chłopca doszło do oszustwa - dowiedział się reporter RMF FM. Chodzi o akcję charytatywną "Boję się ciemności", podczas której zebrano pół miliona złotych. W mediach pojawiły się informacje, że chłopiec, na leczenie którego składali się internauci, został wymyślony.

Prokuratorzy muszą wraz ze specjalistami ds. informatyki przeanalizować dostępne materiały, które były podstawą zorganizowania internetowej zbiórki. Będą też potwierdzać, czy rzeczywiście istnieje "Antoś", na którego zbierano pieniędzy.

Dziś też zostanie odebrane zawiadomienie od portalu, przez który prowadzono akcję. Zaangażowało się w nią wiele osób, w tym celebryci, artyści i sportowcy. Namawiali do wpłacenia pieniędzy, a także sami dokonywali wpłat. Wśród nich był choćby Robert Lewandowski, czy były premier Kazimierz Marcinkiewicz.

(az)
Krzysztof Zasada

...

Na razie nie rzucam oskarzen bo nie wiadomo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:56, 10 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Rozrywka
Ciekawostki
Tom Hanks dziękuje mieszkańcom Bielska-Białej. "Jestem szczęściarzem"
Tom Hanks dziękuje mieszkańcom Bielska-Białej. "Jestem szczęściarzem"

Dzisiaj, 10 lipca (17:32)

Do sieci trafiło nagranie, na którym widać, jak aktor Tom Hanks dziękuje mieszkańcom Bielska-Białej za huczne uczczenie jego urodzin. "Jestem szczęściarzem. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy poprowadzę to auto" - stwierdził aktor, który otrzyma od mieszkańców miasta "malucha".


Bielszczanie w niedzielę zobaczyli białego Fiata 126p, który jesienią powędruje do Stanów Zjednoczonych jako prezent dla aktora Toma Hanksa. Monika Jaskólska, pomysłodawczyni akcji "Bielsko-Biała dla Toma Hanksa" podkreśliła, że prezentacja, która przyciągnęła do centrum handlowego Gemini setki mieszkańców miasta, zbiegła się z 61. urodzinami gwiazdora.
W Bielsku-Białej odsłonięto "malucha", który trafi do Toma Hanksa (12 zdjęć)





+ 8

Aktor podziękował Polakom za prezent, życzenia i imprezę, która w niedzielę odbyła się w mieście. Obiecał, że będzie dbał o ofiarowanego mu "malucha". Szkoda, że mnie tam nie było. Jestem szczęściarzem - stwierdził. Na koniec krzyknął po polsku "fantastycznie!".
Niebanalny upominek i dobroczynny cel


Pomysł sprezentowania Hanksowi Fiata 126p powstał jesienią ub.r. Monikę Jaskólską naprowadził na niego sam aktor. Opublikował w internecie zdjęcie, na którym otwiera drzwi do sfatygowanego "Malucha". "I'm so excited about my new car!! (Jestem taki podekscytowany moim nowym autem)" - podpisał je.

Bielszczanka postanowiła zebrać pieniądze i kupić Fiata dla aktora. Ideą podzieliła się na Facebooku. Zaproponowała, by pieniądze, które zostaną po zakupie, zasiliły konto bielskiego szpitala pediatrycznego. Odzew bielszczan był entuzjastyczny. Akcja ruszyła pod koniec roku i odbiła się szerokim echem w mediach na świecie. Pojawili się sponsorzy, którzy sfinansowali zakup auta i jego remont.

O akcji dowiedział się Hanks i był nią zachwycony. W mailu do Jaskólskiej przyznał, że nieco żartował z samochodu, ale dodał, iż bardzo mu się on podoba. Napisał też, że gdzieś w tyle głowy pojawiło się u niego marzenie, by mieć takie auto. Nie przypuszczał jednak, że ktoś zorganizuje akcję. Zaprosił bielszczankę wraz z dziećmi do Stanów Zjednoczonych.

Aktor zadeklarował, że wesprze bielski szpital pediatryczny, w którym tworzony jest dział psychiatrii dziecięcej, m.in. z poradnią, oddziałem dziennym i 24-godzinnym. Ilość dzieci z zaburzeniami psychomotorycznymi rośnie. Koniecznością stało się stworzenie działu psychiatrii. Rozpoczęliśmy remont budynku, w który się on znajdzie. Pieniądze, które zbiera Monika, są dla nas bezcenne - powiedział dyrektor szpitala Ryszard Odrzywołek.
RMF FM/PAP

...

Czynmy dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:47, 13 Lip 2017    Temat postu:

Pomaganie w internecie. Jak nie dać się oszukać?
Przemysław Sałek | Lip 13, 2017
© F.PROCHASSON / SHUTTERSTOCK
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jednym z głośniejszych tematów w Polsce była ostatnio zbiórka pieniędzy dla Antosia pod hasłem „Boję się ciemności”. Zaangażowali się w nią m.in. Anna i Robert Lewandowscy. Okazało się jednak, że akcja była oszustwem.


W
ierzę w dobrą naturę człowieka. Za każdym razem utwierdzam się w tym przekonaniu, gdy widzę, jak ludzie – kierowani odruchem serca – postanawiają pomagać nieznajomym w potrzebie. Niezależnie czy dotyczy to drobnych spraw, jak np. przebiegnięcia na drugą stronę ulicy, gdy zobaczymy, że ktoś upuścił rękawiczkę, czy kwestii poważnych, tj. udzielenia pierwszej pomocy czy wsparcia materialnego.

Dzięki internetowi mamy możliwość pomagania innym w sposób zdecydowanie łatwiejszy (niż np. dekadę temu), jak i jest ono możliwe na większą skalę. Przykładowo, blisko rok temu pisaliśmy o akcji „Dobro wraca”. Popularny dziennikarz Krzysztof Stanowski (na Twitterze obserwuje go ponad 165 tys. osób) raz w miesiącu organizuje zbiórki dla potrzebujących, w które angażują się zarówno anonimowi użytkownicy, jak i osoby z pierwszych stron gazet (np. Marcin Gortat).
Reklama

Czytaj także: Gwiazdy, które pomagają naprawdę


Internetowi oszuści

Niestety, w związku z rosnącą popularnością takich akcji pojawiają się także internetowi oszuści. Kiedyś natrafiłem na jednym z portali społecznościowych na ostrzeżenie, że ktoś nielegalnie wykorzystuje zdjęcie młodego kleryka w celu wyłudzenia pieniędzy (pod pretekstem zbiórki pieniędzy dla potrzebujących).

W ostatnich dniach jednym z głośniejszych tematów w Polsce była zbiórka pieniędzy dla Antosia pod hasłem „Boję się ciemności”. Akcja polegała na zbieraniu środków na leczenie 2,5-letniego chłopca, który miał tracić wzrok. Inicjatywę promowało wiele znanych osób, m.in. Wojciech Modest Amaro, Maciej Orłoś czy Katarzyna Bujakiewicz. Z kolei finansowo zaangażowali się Anna i Robert Lewandowscy, którzy przekazali na domniemane leczenie 100 tys. zł. W sumie uzbierano ponad 500 tys. zł. Było to jednak oszustwo. Wielu anonimowych pomagających zostało nabitych w butelkę.

Z uwagi na medialność Anny i Roberta Lewandowskich organizator zbiórki zwrócił już im 100 tys. zł. Co z resztą osób, które przekazały swoje środki na ten cel? Na razie nie wiadomo.

Po takich historiach jak ta z „Boję się ciemności” wiele osób zapewne zrezygnuje z angażowania się w internetowe akcje. Nie róbmy jednak tego! Nie ma lepszego uczucia niż świadomość, że komuś się pomogło w potrzebie. Wie o tym m.in. małżeństwo Lewandowskich, które po ostatnich wydarzeniach wydało oświadczenie. Napisali w nim:

Środki zostały zwrócone przez Organizatora akcji i zostaną przez nas ponownie przeznaczone na inny cel charytatywny. Pomaganie innym jest dla nas bardzo ważną wartością i pomimo tego zdarzenia, nie przestaniemy wspierać organizacji charytatywnych, osób potrzebujących i akcji prospołecznych.
Czytaj także: Na boisku rywalizują. Poza nim pomagają innym


Jak nie dać się oszukać, pomagając w internecie?

Oto trzy ważne wskazówki:

1. Korzystajmy z pośrednictwa dużych organizatorów zbiórek

Jeżeli odczujemy potrzebę wsparcia osób potrzebujących, to dla bezpieczeństwa warto korzystać z dużych, sprawdzonych i profesjonalnych organizatorów zbiórek. Osobiście polecam Fundację Siepomaga. To właśnie dzięki niej było możliwych wiele zbiórek na dużą skalę, np. akcja „Ręce dla Mirka”. Chodziło o wsparcie dla 22-letniego mężczyzny, który urodził się bez nóg i rąk. W grudniu 2016 roku udało się zebrać ponad 200 tys. zł na protezy mioelektryczne rąk dla niego. Dziś Mirek może już samodzielnie chwycić kubek czy uścisnąć dłoń innej osobie. Wszystko dzięki internetowej zbiórce, którą wsparło ponad 8 tys. osób!

Aby skutecznie pomagać, należy to przede wszystkim robić mądrze i odpowiedzialnie, dlatego tak ważnym elementem w Siepomaga jest weryfikacja celów zbiórek – podkreśla Bartosz Zmyślony z Fundacji Siepomaga.

Weryfikacja odbywa się na dwóch poziomach, ponieważ nie współpracujemy z osobami prywatnymi tylko ze sprawdzonymi i zaufanymi Fundacjami. To tam zachodzi pierwszy etap weryfikacji. Zgłoszony przez Fundację cel musi być poparty kosztorysem oraz kwalifikacją do leczenia. Tylko na podstawie takich dokumentów możemy określić kwotę zbiórki i jej cel. Tak sprawdzony cel trafia do zespołu redakcyjnego, który pomaga właściwie przygotować apel – dodaje.

Każda zbiórka, która pojawia się w serwisie, ma przydzielonego opiekuna.

Listę zaufanych i sprawdzonych Fundacji, z którymi współpracujemy, znaleźć można na naszej stronie, a przysyłając do nas zgłoszenie, można uzyskać pomoc w doborze najlepszej alternatywy dla siebie. Fundacje z kolei, aby móc rozpocząć z nami współpracę, muszą się u nas zarejestrować. Sprawdzamy dzięki temu podany numer konta, prosząc naszych przyszłych partnerów o przelanie symbolicznego grosza na nasze konto. Przy rozpoczęciu współpracy organizacje uprzedzane są o tym, że będziemy wymagali przedstawienia rezultatów zbiórek, które sukcesywnie staramy się umieszczać na stronach zbiórek – tłumaczy przedstawiciel Siepomaga.
Czytaj także: Życzenie umierającego studenta pomogło prawie 14 tysiącom rodzin chorych na raka



2. Weryfikujmy prośby o pomoc od znajomych i organizatorów

Z założenia powinniśmy unikać wpłacania pieniędzy na prywatne konta. Jeżeli na jakimś portalu społecznościowym zauważymy, że ktoś ze znajomych prosi nas o wsparcie akcji charytatywnej, która nie ma takiego patrona jak np. Fundacja Siepomaga to zwróćmy mu na to uwagę. Dzięki zgłoszeniu się do takiej organizacji zbiórka zostanie uwiarygodniona i będzie miała większą szansę na powodzenie. W innym przypadku upewnijmy się, czy nasz znajomy faktycznie zna osobę potrzebującą tej pomocy.

Gdy chcemy samodzielnie sprawdzić podmiot odpowiedzialny za zbiórkę, to możemy m.in. zobaczyć, czy jest on zarejestrowany w KRS (Krajowy Rejestr Sądowy) i jak prezentują się jego rozliczenia finansowe. Zawsze też warto poszukać opinii w internecie – być może ktoś chciał już nas ostrzec przed ewentualnym oszustwem?



3. Dzielmy się wątpliwościami

Jeżeli z jakichś względów akcja wyda nam się podejrzana, to dzielmy się tymi spostrzeżeniami w komentarzach czy też wysyłając zapytania do organizatorów. A gdy nikt nie zareaguje na nasze wątpliwości, nie wahajmy się zgłosić sprawy na policję. Pod koniec ub.r. powołano bowiem biuro ds. cyberprzestępczości.

Do zadań biura należy m.in. identyfikowanie i zwalczanie cyberprzestępstw (m.in. oszustw internetowych), współpraca na szczeblu krajowym i międzynarodowym z instytucjami państwowymi oraz sektorem publicznym i prywatnym w zakresie metod i form przestępstw popełnianych w cyberprzestrzeni – tłumaczy mł. insp. Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji.

Zbiórki internetowe stają się coraz bardziej popularne. Dzięki nim czujemy jedność i siłę. Dodatkowo pomaganie jest naprawdę przyjemne – chcemy więc jak najczęściej uczestniczyć w tego typu inicjatywach. Dzięki przestrzeganiu tych kilku powyższych zasad możemy to robić bez ryzyka, że ktoś wykorzysta nasz solidarny gest.

...

Na tej ziemi nie myli sie ten co nic nie robi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:25, 21 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Wycieńczona para staruszków uratowana. Od 5 dni nie byli w stanie podnieść się z podłogi
Wycieńczona para staruszków uratowana. Od 5 dni nie byli w stanie podnieść się z podłogi

Dzisiaj, 21 lipca (09:32)

O krok od tragedii w Warszawie. Policjanci ze Śródmieścia sforsowali drzwi do jednego z mieszkań, gdzie na podłodze znaleźli leżącą parę 80-latków. Okazało się, że małżeństwo było w tym stanie od co najmniej 5 dni. Wycieńczeni i odwodnieni staruszkowie zostali odwiezieni do szpitala.
/foto. Policja /

O pomoc i interwencję policjanci zostali poproszeni przez rodzinę starszego małżeństwa mieszkającego w jednym z wieżowców w centrum miasta. Bliscy byli zaniepokojeni faktem, że para nie odbiera od nich telefonów.

Policjanci pojechali pod wskazany adres. Nikt jednak nie reagował na pukanie do drzwi. Biorąc pod uwagę fakt, że mieszkanie znajdowało się na 15. piętrze, nie można było zajrzeć czy też wejść do mieszkania przez okno.

Poproszona o pomoc straż pożarna szybko i sprawnie otworzyła drzwi.

Po wejściu do mieszkania w dwóch różnych pokojach policjanci znaleźli leżących na podłodze kobietę i mężczyznę. Okazało się, że małżeństwo było w tym stanie od co najmniej 5 dni. Funkcjonariusze udzielili parze pomocy przedmedycznej i wezwali pogotowie ratunkowe. Wycieńczonych i odwodnionych 80-latków odwieziono do szpitala.

(j.)

RMF/Policja

...

Opieka to nie tylko bezdomni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:30, 25 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Szlachetna Paczka
Pomagać jest fantastycznie! Dołącz do Szlachetnej Paczki
Pomagać jest fantastycznie! Dołącz do Szlachetnej Paczki

Dzisiaj, 25 lipca (12:24)

Szlachetna Paczka i Akademia Przyszłości wystartowały właśnie z ogólnopolską rekrutacją aż 13,5 tys. wolontariuszy z całej Polski. To właśnie oni docierają z pomocą do najbardziej potrzebujących rodzin oraz dzieci z problemami w szkole. Ich szeregi zasilić może każdy, kto ma chęć pomagać, dążąc przy tym do samorealizacji i rozwoju.
Wolontariuszka Szlachetnej Paczki, fot. Agnieszka Ogoża-Woźnica
/Materiały prasowe

Organizowany przez Stowarzyszenie WIOSNA wolontariat rozpoczął kolejny nabór. Chętni mogą zgłaszać się do września, choć - jak donoszą organizatorzy - kolejność zgłoszeń ma znaczenie. Warto się zatem spieszyć. Formularz zgłoszeniowy znajduje się TUTAJ>>>

Ogólnopolski wolontariat połączył w ubiegłym roku prawie milion osób: rodzin, dzieci, darczyńców i wolontariuszy, a wartość ofiarowanej pomocy przekroczyła aż 47 mln zł.

Wolontariusze Szlachetnej Paczki, zajmują się pomocą rodzinom znajdującym się w trudnej sytuacji. Do ich zadań należy określenie rodzaju pomocy, która da im szansę na realną poprawę. Są oni łącznikami pomiędzy potrzebującymi, a darczyńcami. Owo wejście do świata biedy, często zmienia patrzenie na świat tych ludzi, z których aż 79 proc. uważa Paczkę, za najważniejsze wydarzenie w swoim życiu.
Dołącz do wolontariuszy Szlachetnej Paczki
/Piotr Zięba, Stowarzyszenie WIOSNA /Materiały prasowe

Wolontariusze Akademii Przyszłości zaś, przez cały rok, cotygodniowo spotykają się z dziećmi, borykającymi się z problemami w nauce. Jako ich przyjaciele, uczą maluchów wiary w siebie i pomagają im znaleźć motywację do nauki.

Wiek kandydatów nie ma najmniejszego znaczenia. Angażują się zarówno osoby młode, studiujące, jak i o ustabilizowanej sytuacji zawodowej czy emeryci. Wolontariat skierowany jest do ludzi, którzy mają mało czasu i starają się go dobrze wykorzystywać. Oprócz wpływu na otaczającą rzeczywistość, Paczka daje zarówno możliwość rozwoju i pracy w pełnym energii zespole oraz stworzenia sieci kontaktów biznesowych, czy nawet przyjacielskich.

Michał - jeden z wolontariuszy - podkreśla:

"Dowiedziałem się mnóstwo o samym sobie. Porobiłem przy okazji fantastyczne rzeczy, pomagałem innym robić fantastyczne rzeczy, doświadczałem na sobie fantastycznych rzeczy. Czułem się osobą coraz pełniejszą..."

(k.p)

[link widoczny dla zalogowanych]

...

Popieramy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:47, 27 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Bill Gates zdetronizowany! Kto obecnie jest najbogatszym człowiekiem świata?
Bill Gates zdetronizowany! Kto obecnie jest najbogatszym człowiekiem świata?

1 godz. 49 minut temu

​Bill Gates nie jest już najbogatszym człowiekiem na świecie - magazyn "Forbes" ogłosił, że założyciela Microsoftu w rankingu najzamożniejszych "zdetronizował" szef internetowego sklepu Amazon, Jeff Bezos, z majątkiem wycenianym na ponad 90 mld dolarów.
REKLAMA

Jeff Bezos /MICHAEL REYNOLDS /PAP/EPA

Niewielki wzrost kursu akcji Amazona wystarczył, by Bezos, który posiada ich znaczną liczbę, prześcignął Gatesa w słynnym rankingu.

Na trzecim miejscu znalazł się założyciel grupy odzieżowej Inditex (właściciel m.in. marki Zara) Amancio Ortega, a na czwartym - amerykański inwestor Warren Buffett.

Jak podkreśla dpa, sporządzając listę najzamożniejszych ludzi świata, "Forbes" bazuje na danych szacunkowych, obejmujących m.in. elementy majątku o zmiennej wartości, takie jak akcje czy nieruchomości.

Dlatego też w przypadku Bezosa może chodzić o chwilowy wzrost szacowanej wartości majątku, który utrzyma się tylko do kolejnego spadku kursu akcji Amazona.

(ph)

...

Niewazne. Maja za duzo... To nieprzyzwoite...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:41, 28 Lip 2017    Temat postu:

Miało być skromnie, wyszło jak z bajki. Niezwykły ślub bezdomnych
Dominika Cicha | Lip 27, 2017

Pro Publico - w służbie ubogim/Facebook
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Aldona i Tomasz byli przekonani, że czeka ich tylko prosty ślub w zaciszu kościoła. Żadnego wesela, żadnych fajerwerków. Jednak dobrzy ludzie mieli na ich dzień trochę inne plany…

Ona – filigranowa, w białej sukience, z misterną fryzurą i bukietem róż. On – wysoki, w czarnym garniturze, lekko zestresowany, ociera jej chusteczką łzy. Podobni do wielu szczęśliwych par, które idą razem do ołtarza, by powiedzieć sobie przed Bogiem „tak”. Może trochę starsi, skromniejsi, wyciszeni… Ich wspólne życie nie było usłane różami.

Aldona i Tomasz są razem od 14 lat. Przez większość tego czasu byli bezdomni. Mimo przeszkód szli razem przez życie, darząc się wzajemną miłością.
Czytaj także: Bezdomna panna młoda: „Mam taki głupi kobiecy problem…”

22 lipca 2017 r. spełnili swoje największe marzenie i zostali małżeństwem. Nie planowali wielkiej uroczystości z dekoracją dopasowaną do zaproszeń, płatkami róż, profesjonalną sesją zdjęciową i weselem w restauracji. Zwyczajnie nie mogli sobie na to pozwolić. Jeszcze na kilka dni przed ślubem trwali w przekonaniu, że będzie skromnie i cicho. Kilka bliskich osób, ksiądz, przysięga. Dzięki pomocy dobrych ludzi wyszło jednak zupełnie inaczej.

Był czerwony dywan i białe róże przypięte do kościelnych ławek, przystrojony range rover z szoferami, zespół muzyczny, płatki kwiatów, prezenty. Był fryzjer, kosmetyczka, biżuteria, a nawet tort z dedykacją i dwa wesela!




Ich ślub pokazała światu Fundacja Pro Publica. Jak powiedział jej ks. Sławomir Kostrzewa, „Aldona i Tomek wykonali gigantyczną duchową pracę, w efekcie czego zapragnęli pojednać się z Bogiem i na Nim budować swoje życie. Podjęli konkretną i świadomą decyzję: chcemy zawierzyć swoje życie Bogu”.

Młodej Parze życzymy wielu łask!

...

Wspahiale! Inni ludzie niz np. ,,polityka"... Nie ma tego syfu moralnego Smile Az sie lepiej oddycha!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:27, 30 Lip 2017    Temat postu:

„Wolontariat jak Harvard”. Szlachetna Paczka i Akademia Przyszłości rekrutują
Redakcja | Lip 30, 2017

fot. Sabina i Paweł Labe
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Aż 13 500 wolontariuszy zamierzają w tym roku zaangażować w swoje działania Szlachetna Paczka i Akademia Przyszłości. To oferta dla tych, którzy chcą nie tylko pomagać, ale także rozwijać się i mieć wpływ na rzeczywistość.

By zasilić szeregi SuperWolontariuszy, wystarczy wypełnić formularz na [link widoczny dla zalogowanych]

Pomysłodawcą projektów jest ks. Jacek Stryczek.

Do pomagania i wolontariatu podchodzimy kompleksowo – mówi. – Bo wolontariat w Paczce i Akademii nie jest poświęcaniem się, tylko rozwijaniem siebie. To jest taki wolontariat jak Harvard – kiedy go skończysz, jesteś już innym człowiekiem. Liczy się to, czego się nauczyłeś, jak się rozwinąłeś i jakich poznałeś ludzi.
Czytaj także: A Ty „Lubisz ludzi”? Szlachetna Paczka ma zjednoczyć Polaków



fot. Sabina i Paweł Labe


Nie ma Paczki bez wolontariuszy

Tylko w ubiegłym roku Szlachetna Paczka i Akademia Przyszłości połączyły prawie milion osób: rodzin, dzieci, darczyńców i wolontariuszy. Wartość przekazanej pomocy wyniosła ponad 47 mln zł. Nie byłoby to możliwe bez wolontariuszy, którzy w realizacji projektów pełnią kluczową rolę.

Wolontariusze Szlachetnej Paczki docierają do rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji i określają, jaki rodzaj pomocy da im szansę na realną poprawę. SuperW Paczki łączą potrzebujących z darczyńcami. Wchodzą do świata biedy – tam, gdzie inni nie chcą albo boją się wejść. To wyzwanie okazuje się niezwykle satysfakcjonujące, bo aż 79 proc. z nich uważa, że Paczka to najważniejsze wydarzenie w ich życiu.





Z kolei wolontariusze Akademii Przyszłości przez cały rok regularnie, raz w tygodniu, spotykają się z dziećmi, które borykają się z trudnościami w nauce. Wolontariusz staje się przyjacielem i mentorem dziecka. Uczy je wygrywać, wzmacnia jego dobre strony, podnosi jego samoocenę i sprawia, że dziecku zaczyna się chcieć.


Czytaj także: Dla 13 proc. samotnych rodziców buty i kurtka dla dziecka to marzenie. Raport „Szlachetnej Paczki” o biedzie w Polsce


Wolontariuszem może być każdy

Poszukiwane są osoby aktywne i odpowiedzialne, które chcą się angażować społecznie, wiek nie ma znaczenia. Wolontariusze to zarówno osoby młode, studiujące, jak również osoby o ustabilizowanej sytuacji zawodowej. Wolontariat w Paczce wyróżnia to, że organizowany jest dla ludzi, którzy mają mało czasu i lubią go dobrze wykorzystywać. Tutaj mają szansę dobrze spożytkować swój czas i energię.

Wachlarz działań, które realizujemy, jest bardzo szeroki – tłumaczy Joanna Sadzik, Dyrektor Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości, która sama zaczynała od wolontariatu w Paczce. – Szukamy nie tylko studentów i osób, które mogą się u nas rozwinąć i zdobyć nowe kompetencje cenione na rynku pracy, ale jesteśmy otwarci też na ludzi doświadczonych, którzy czują, że praca zawodowa nie zaspokaja wszystkich ich potrzeb związanych z wpływem na otoczenie. U nas przekonują się, jak wiele może od nich zależeć – dodaje.
Czytaj także: „Dziękuję wszystkim, że moja mama jest szczęśliwa”. Poznaj historie kilku cudów


Dlaczego warto

Do Paczki i Akademii ludzie przychodzą i zostają, ponieważ widzą, że niesiona przez nich pomoc jest mądra i efektywna, a sam wolontariat dopracowany i dobrze zorganizowany.

Chciałam pomagać mądrze. Zobaczyłam, że w Paczce pomagamy konkretnym rodzinom i to mnie bardzo przekonało ponieważ wiedziałam, że ta pomoc jest skrojona na miarę potrzeb rodziny. To nie jest przekazywanie zbędnych rzeczy – mówi Natalia, wolontariuszka Szlachetnej Paczki z kilkuletnim stażem.

Wolontariusze cenią sobie doświadczenie bycia w Paczce i Akademii nie tylko za mądrą i przemyślaną pomoc, ale także za możliwość rozwoju. Wolontariat to rozwój, wpływ społeczno-biznesowy oraz możliwość poznania wyjątkowych ludzi oraz stworzenia sieci kontaktów zarówno biznesowych, jak i przyjacielskich.

W tym projekcie uczysz się rzeczy, o których w życiu byś nie pomyślał. Nie spodziewałam się, że wolontariat tyle może dać. Dowiadujemy się, jak rozmawiać z drugim człowiekiem, jak szukać płaszczyzny do tego, by mu pomóc. Ale także rzeczy przydatnych w normalnym życiu tj. zarządzania swoim czasem, interakcji międzyludzkich czy zarządzania ludźmi. Możemy się sprawdzić w promocji, logistyce, są też wdrożenia i szkolenia. To możliwości rozwoju, które trudno znaleźć gdzieś indziej – twierdzi Karolina, wolontariuszka Szlachetnej Paczki.
Czytaj także: Jak zmotywować „młodych kanapowych”? Odpowiedź na apel Franciszka


Zgłoś się!

Kandydaci mogą się zgłaszać do września. Warto się jednak spieszyć. Kolejność zgłoszeń ma znaczenie. By zostać wolontariuszem Szlachetnej Paczki lub Akademii Przyszłości wystarczy wejść na stronę [link widoczny dla zalogowanych] i wypełnić krótki, intuicyjny formularz zgłoszeniowy. Następne kroki to rozmowa i jednodniowe wdrożenie. Po nich pozostaje już tylko podjąć decyzję i podpisać umowę. Kolejność zgłoszeń ma znaczenie.

...

Cenne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:58, 02 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Ochroniarze wywieźli bezdomnego ze szpitala, 64-latek zmarł. Jest porozumienie z prokuraturą
Ochroniarze wywieźli bezdomnego ze szpitala, 64-latek zmarł. Jest porozumienie z prokuraturą

Dzisiaj, 2 sierpnia (12:31)

Dwaj pracownicy ochrony, którzy blisko rok temu wywieźli ze szpitala w Radomiu i pozostawili na zewnątrz bezdomnego, który niedługo potem zmarł, chcą poddać się dobrowolnie karze. Przystał na to prokurator: jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Radomiu Małgorzata Chrabąszcz, skierował on do miejscowego sądu wniosek o wydanie wyroku skazującego bez rozprawy.
Prokurator, który badał okoliczności śmierci bezdomnego mężczyzny, uznał, że kara bezwzględnego więzienia dla ochroniarzy byłaby zbyt surowa (zdjęcie ilustracyjne)
/Jakub Kaczmarczyk /PAP

64-letni mężczyzna został przewieziony do Radomskiego Szpitala Specjalistycznego karetką pogotowia. Jak wynika z ustaleń prokuratury, pacjent został zbadany przez lekarza ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, a po opuszczeniu gabinetu miał poczekać na korytarzu na dalsze badania diagnostyczne. Pracownicy firmy ochroniarskiej wywieźli go jednak na wózku inwalidzkim poza teren szpitala i tam pozostawili.

Według śledczych, z uwagi na wychłodzenie i osłabienie organizmu pacjenta, a także niską temperaturę na zewnątrz ochroniarze narazili chorego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Groziło im do pięciu lat więzienia.

Oskarżeni tłumaczyli się, że zrobili to na prośbę pacjenta - co zdarzyło się nie po raz pierwszy - i nie podejrzewali, że może się to zakończyć tragicznie.

Ostatecznie prokurator uznał, że kara bezwzględnego więzienia byłaby w tym wypadku zbyt surowa.

Jak podała rzeczniczka prokuratury, obydwaj oskarżeni chcą dobrowolne poddać się karze, a wniosek w tej sprawie trafił już do sądu w Radomiu. Zaproponowana dla nich kara to rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, zakaz wykonywania zawodu pracowników ochrony, grzywna i nawiązka po 500 złotych na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.

W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym prok. Małgorzata Chrabąszcz podkreślała postawę ochroniarzy w śledztwie. Przyznali się do tego czynu, złożyli wyjaśnienia: nie przyszło im do głowy, że ten człowiek może tam umrzeć - mówiła.

Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił w związku z przewlekłymi schorzeniami, na które 64-latek cierpiał od lat. Zdaniem biegłych, nie doszło natomiast do wychłodzenia organizmu.

Prokuratura badała również, czy prawidłowe były wszystkie działania podejmowane w stosunku do bezdomnego mężczyzny przez lekarza. Biegli nie dopatrzyli się jakichkolwiek nieprawidłowości ze strony opieki medycznej.


(e)
RMF FM/PAP

...

,,Pomogli"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:02, 04 Sie 2017    Temat postu:

Plaża papieża Franciszka
Ary Waldir Ramos Diaz | Sier 04, 2017
Mazur/catholicnews.org.uk-CC-Shutterstock/ChiccoDodiFC
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Franciszek zafundował plażę dostosowaną do potrzeb osób niepełnosprawnych. Plaża „Virgencita” nie jest „gettem” dla ludzi z ograniczeniami fizycznymi. Przeciwnie – ma służyć integracji.


P
apież Franciszek złożył ofiarę, by opłacić roczny wynajem prywatnej plaży w pobliżu Rzymu. Jest ona administrowana przez organizację charytatywną, która wspiera ludzi niepełnosprawnych oraz chce spełniać ich marzenia.


„Plaża Papieża Franciszka”

Jak do Franciszka dotarły informacje o plaży? „Ojciec Święty wiedział o tej inicjatywie z różnych źródeł, z tego, co przekazali nam pracownicy Urzędu Dobroczynności Stolicy Apostolskiej, którzy tu byli” – powiedział Aletei ks. Massimo Consolaro, 53-letni proboszcz kościoła w Foccene.

Znajduje się ona na terenie należącym do gminy Fiumicino w pobliżu Rzymu.

„Plaża nie ma zarabiać, jest to charytatywny projekt. Myśleliśmy, by służyła tym, którzy potrzebują jej najbardziej. Marginalizowanym i słabym, znajdującym się na dwóch krańcach: dzieciom i starszym” – mówił proboszcz.

Niektórzy żartobliwie nazywają ją „Plażą Papieża Franciszka”. Brzmi to trochę dziwnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Ojciec Święty zrezygnował ze swojej letniej rezydencji w Castelgandolfo i przekazał ją do publicznego użytku oraz raczej nie wyjeżdża na wakacje.
Czytaj także: Rodziny z dziećmi z zespołem Downa na Instagramie. Rewolucja?


To nie getto

„My ją nazywamy plażą Dziewicy (zwanej przez Włochów Madonniną). To Ona ma nas pod swoim płaszczem” – zaznacza ksiądz z silnym północnowłoskim akcentem.

Ci, którzy korzystają z inicjatywy są podopiecznymi ośrodków socjalnych, domów pomocy społecznej, stowarzyszeń, bądź też są pod opieką instytucji miejskich.

Mimo to, ks. Massimo potwierdza, że tylko 10 proc. korzystających z plaży to ludzie niepełnosprawni. Grupy młodzieży szkolnej oraz ludzie starsi także się tu spotykają.

Miejsce jest odwiedzane przez „ludzi z rodzinami, tak jak to się dzieje w kilku innych miejscach. Dzięki temu nie jest to <<getto>> dla niepełnosprawnych ludzi, pracujemy na rzecz integracji”.

Na plaży łączy się także zdrową rekreację z opieką duszpasterską i życiem duchowym. „O trzeciej po południu, jeśli chcesz, jest to dobrowolne, możesz podejść do rzeźby Madonniny i pomodlić się z nami na różańcu” – komentuje ksiądz.

„Ludzie mówią do nas: <<nie wiecie, czego dokonaliście>>. Nie mogliśmy przypuszczać, że ta plaża przyciągnie tak dużą uwagę mediów. Od pracy dla niepełnosprawnych, nasz projekt nabrał charakteru duszpasterskiego ze specjalną misją dotarcia do najmłodszych, zgodnie ze śladami naszego patrona Luisa Gonzagi”.
Czytaj także: Proteza jest częścią mnie. Nie wstydzę się jej, bo nie wstydzę się siebie


Najlepsza plaża na rzymskim wybrzeżu

Rzeczywiście, darowizna papieża Franciszka za pośrednictwem apostolskiego Urzędu Dobroczynności została przesłana do Stowarzyszenia św. Luigiego Gonzagi, Dzieła Miłości.

„To miejsce poza parafią, które daje gwarancję ochrony i opieki dla naszych dzieci” – mówią rodzice.

Szeroki chodnik umożliwia dostęp do pryszniców, znajdują się tam przestronne łazienki, namioty, szatnia, stołówka, kawiarnia. Wszystko zostało zaprojektowane tak, by ułatwić przejście osobom na wózkach inwalidzkich i poruszającym się przy pomocy innych instrumentów. Są też specjalne stojaki na parasole i leżaki. Wolontariusze pomagają tym, którzy chcą wejść do wody.

„Ta plaża jest najlepiej wyposażona na całym rzymskim wybrzeżu. Celem jest umożliwienie tego, by osoby niepełnosprawne były niezależne. Wjeżdżając na wózku inwalidzkim mogą poruszać się, jak tylko im się podoba” – potwierdza ks. Consolaro.

Od 2012 roku plaża otwarta jest przez cały tydzień w godzinach od 9:00 do 19:00. Zamiast się zastanawiać, korzystajmy z tego, że wszyscy jesteśmy dziećmi, które są ogrzewane przez to samo słońce.
Czytaj także: Jesteś samotny lub chory? Zadzwoń! – Łukasz zakłada telefon dobra



Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

To inspiracja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:00, 04 Sie 2017    Temat postu:

Ks. Stryczek: Gdy stajemy się fajniejsi i lubimy ludzi, oni też stają się fajniejsi
Konrad Sawicki | Sier 04, 2017

fot. Sabina i Paweł Labe
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
To nie tyle akcja, co pomysł na życie. Bo gdy my stajemy się fajniejsi, czyli lubimy ludzi, to wokół nas ludzie też stają się fajniejsi. Dzięki temu zmieniamy życie społeczne w Polsce.

Ksiądz Jacek Stryczek, prezes Stowarzyszenia WIOSNA, które od kilkunastu lat organizuje SZLACHETNĄ PACZKĘ, opowiada o nowej kampanii społecznej. „Lubię ludzi” ma zjednoczyć tak bardzo dziś podzielonych Polaków.



Konrad Sawicki: Skąd wziął się pomysł na akcję „Lubię ludzi” ?

Ks. Jacek Stryczek: Ten projekt ma dwa źródła. Przez całe życie uczyłem się tego, że kiedy pomagam, to chciałbym, żeby ludzie byli lepsi, a nie tylko, żeby było im lepiej. Z czasem nauczyłem się tak oddziaływać na ludzi, że stają się lepsi, np. potrafią sami radzić sobie w życiu. Dla mnie właśnie to jest „Lubię ludzi”.

Jest jeszcze drugie źródło. Ja mam w sobie mało negatywnych myśli, negatywnych emocji, ale w naszym kraju jest powszechne przyzwolenie na hejt, na mówienie źle o innych. Długo myślałem, że w mojej postawie jestem mniejszością, ale teraz widzę, że być może z tej mniejszości można zbudować większość.

Czym właściwie jest akcja „Lubię ludzi”? To kampania, manifest wartości?

„Lubię ludzi” to jest pomysł na życie, bo ja już od dawna uważam, że pomaganie jest słabe. Na przykład – mógłbym dać komuś jedzenie. Ale fajne jest to, kiedy ta osoba ma ze mną kontakt, po którym sama sobie poradzi, sama zdobędzie jedzenie, a jeszcze na dodatek będzie potrafiła być życzliwa dla innych. „Lubię ludzi” to pomysł na życie, który sprawia, że gdy my stajemy się fajniejsi, czyli lubimy ludzi, to wokół nas ludzie też stają się fajniejsi i całe życie społeczne w naszym kraju się przebudowuje. Tak naprawdę promujemy styl życia.







Życzliwość, wrażliwość, uczciwa praca, drużynowość – czyli hasła hasła towarzyszące akcji – to nowy zestaw wartości dla Polaka XXI wieku? Dlaczego uznaliście, że akurat teraz są potrzebne?

Ten wybór nie jest przypadkowy. To jest już praktykowane. Można powiedzieć, że SZLACHETNA PACZKA to Alternatywa Polska, to milion osób, które w duchu tych samych wartości działają, angażują się. Więc te wartości są już przetestowane. Sprawdziliśmy je na milionie osób – działają, bo SZLACHETNA PACZKA przynosi efekty. Więc może zamiast miliona – 36 milionów? Efekty byłyby jeszcze lepsze.

Wierzę, że warto ludzi chwalić, czyli w życzliwość; wierzę, że warto ludziom pomagać, czyli wrażliwość; że do sukcesu prowadzi uczciwa praca, a nie rozpychanie się łokciami; i wreszcie wierzę, że fajnie, gdy jesteśmy różni, bo możemy stworzyć jedną drużynę i wygrać.


Czytaj także: „Dziękuję wszystkim, że moja mama jest szczęśliwa”. Poznaj historie kilku cudów



Gdyby Ksiądz miał w kontraście do powyższych 4 wartości wymienić 4 antywartości, które blokują nas w pomaganiu i dobrym, owocnym życiu, to co znalazłoby się na tej liście?

Generalnie nie cierpię, gdy ludzie mówią źle o sobie nawzajem.

Na pewno głupie jest dbanie tylko o siebie i o swoich, z tego powodu, że nikt nie jest samotną wyspą, kiedyś każdy będzie miał problemy, z którymi sam sobie nie poradzi.

Według badań, biznesy zbudowane na oszustwie w 99% upadają w ciągu 10 lat, ale gdy pracuje się uczciwie, to są i wyniki, i satysfakcja.

Głupotą jest sprowadzanie wszystkiego do swojego punktu widzenia, patrzenie tylko przez siebie. O wiele mądrzej jest korzystać z różnorodności, bo to prowadzi do rozwoju i do prawdy.







Ksiądz i Stowarzyszenie WIOSNA reprezentujecie wrażliwość chrześcijańską oraz wspólnotę polskiego Kościoła. Czy i gdzie można się dopatrzeć odniesień nowej akcji do wartości ewangelicznych?

Od samego początku istnienia WIOSNY obowiązywała prosta zasada, że budujemy na wartościach ewangelicznych, przede wszystkim na przykazaniu miłości wzajemnej. Ale nasze projekty to projekty społeczne, nie epatujemy wiarą. Sam jestem zdania, że albo po mnie widać, że żyję Ewangelią, albo nie ma sensu się etykietować.

Oprócz przykazania miłości wzajemnej, które mówi, że trzeba kochać innych tak, żeby oni też umieli kochać, obowiązuje u nas więcej zasad ewangelicznych, np., pracujemy, patrząc na owoce, a nie na dobre chęci. Jak coś robimy, to nam wychodzi, a nie tłumaczymy się później, że się nie dało, że nie wiedzieliśmy jak itd.

Doświadczenie Szlachetnej Paczki jest dla Księdza pozytywnym obrazem tego, że jednak w Polsce jest mnóstwo osób, które faktycznie „Lubią ludzi” , czy wręcz przeciwnie – pokazuje, jak wiele moglibyśmy zrobić, bo potrzeby są ogromne, a jednak tego nie robimy?

Przez wiele lata byłem Syzyfem, który popychał taczkę pomagania do przodu, motywował ludzi, żeby sobie pomagali. To było jak koszmar, jesteśmy jednak krajem dorobkiewiczów, większość dba o siebie i swoich. Ale naraz wielu ludzi zaczęło się zmieniać, przechodzimy z mniejszości w większość. Widzę to nawet, jak jadę rowerem. Kiedyś, jadąc na rowerze, byłem dla wielu ludzi przeszkodą, a teraz nawet gdy zdarzy mi się wjechać na chodnik, to słyszę: Proszę, proszę przejechać. Jest zmiana w naszym kraju.
Czytaj także: „Wolontariat jak Harvard”. Szlachetna Paczka i Akademia Przyszłości rekrutują

Ty też „Lubisz ludzi”? Zostań wolontariuszem SZLACHETNEJ PACZKI lub AKADEMII PRZYSZŁOŚCI! Tylko tam, gdzie teraz znajdą się wolontariusze, Paczka i Akademia będą mogły dotrzeć do potrzebujących. To oferta dla tych, którzy chcą nie tylko pomagać, ale także rozwijać się i mieć wpływ na rzeczywistość. Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych] i wypełnij formularz. Warto się spieszyć – kolejność zgłoszeń ma znaczenie.

...

Tak. Trzeba stawac sie lepszym Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:10, 12 Sie 2017    Temat postu:

Jak stawiać pierwsze kroki w dobroczynności?
Anna Stadnicka | Sier 12, 2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, bo z każdego działania może zadziać się wielkie dobro, które często niewiele ma wspólnego z intencją pomysłodawcy. Ważne, by w tym działaniu, spotkać drugiego człowieka.


T
rwa rok św. Brata Alberta. Adama Chmielowskiego. Artysty, który poszedł za głosem Chrystusa, poświęcił karierę i poświęcił swoje życie na rzecz potrzebujących. Czy Kościół stawiając nam za wzór kogoś, kto tak radykalnie zmienił swoje życie, aby być dla innych, mówi jednocześnie – „chcesz pomagać, poświęć temu wszystko”?


Motywacja i pomysł

Dużo się mówi, komu pomagać, jak pomagać, przed czym się w dobroczynności ustrzec, ale niewiele słyszymy o tym, skąd wziąć motywację i pomysł, jak zachęcić do tego innych. O tym, czy w dzisiejszym świecie bez Facebooka nie da się zrobić akcji społecznej, a skuteczna promocja działań dobroczynnych wymaga pieniędzy i medialnej osobistości.
Czytaj także: Dorota myje nogi bezdomnym. Bierze miskę z wodą, mydło i idzie

Prawdą jest, że nie każdy łatwo odnajduje się w strukturach już działających organizacji, a nie chce pozostać obojętny na potrzeby innych. Gdzie zatem szukać inspiracji?

Zeszła zima nareszcie była zimna. Ucieszyło to na pewno dzieciaki, podniosło poziom wód gruntowych, ale dało się we znaki bezdomnym i najbardziej potrzebującym. Z tej potrzeby zrodziła się Zupa na Plantach, czyli wspólne gotowanie i rozdawanie jedzenia.

Inicjatywę, w którą zaangażowali się krakowiacy, ludzie z całej Polski wspierali (i nadal wspierają) finansowo, a w kilku miastach z powodzeniem też rozdawane są posiłki. Tak jest w Rzeszowie (Zupa na Placu) czy w Sopocie (Zupa na Monciaku).

Jedna iskra. Chęć wsparcia tych, których większość z nas omija (niekiedy, zwłaszcza latem, szerokim łukiem). Potrzeba serca. Poświęcenie swojego wolnego czasu. Jak to się w mądrym psychologicznym języku mówi – wyjście poza strefę komfortu. W Rzeszowie z Zupy na Placu powstało Stowarzyszenie Zupełne DOBRO i stanęła pierwsza lodówka foodsharingowa.


Zupa i wieszak

Jedni gotowali zimą gary zupy, inni w tym czasie wystawili wieszaki. A na te wieszaki trafiły ciepłe ubrania, które ktoś zwyczajnie wyjął z szafy i oddał. Tak zrodziła się wymiana nie tylko ciepłych kurtek czy płaszczy, ale wymiana ciepła pomiędzy wrażliwymi z jednej strony, i potrzebującymi z drugiej strony. Pomysł zrodził się w Budapeszcie, ale w Warszawie szybko się przyjął i nawet dziś, kiedy temperatura sięga prawie 30 stopni, nadal można znaleźć ubrania (w wersji letniej).
Czytaj także: Miało być skromnie, wyszło jak z bajki. Niezwykły ślub bezdomnych

Po pierwsze, najważniejsze, kluczowe i decydujące jest pytanie: dlaczego chcę to robić? Mam za dużo wolnego czasu i dobrze byłoby go nie marnować? Szukam nowych przestrzeni samorealizacji? Marzy mi się własny dobroczynny projekt na dużą skalę? A może zwyczajnie chwyta mnie za serce bieda drugiego człowieka?

Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, bo z każdego działania może zadziać się wielkie dobro, które często niewiele ma wspólnego z intencją pomysłodawcy. Ważne, by w tym działaniu, spotkać drugiego człowieka. Z jego historią, problemami, marzeniami, trudnościami. Na chwilę się zatrzymać. Poświęcić czas. Zostawić swoje motywacje na boku i posłuchać opowieści.


Zatrzymać się

To może być opowieść bezdomnego, który marznie, matki, która nie ma za co kupić butów zimowych dziecku, chorego nastolatka, który jest mistrzem w tańcu towarzyskim, świetnym uczniem, ale w domu brakuje pieniędzy na zapewnienie właściwej diety, korepetycje, obozy sportowe. Ile napotkanych osób, tyle też historii. Ile napotkanych osób, tyle też pomysłów na wsparcie.

Odważ się, bo zmiana może być wielka. Nie oczekuj jej jednak. Skup się na tym, co dzieje się tu i teraz. Nie rób wielkich planów, ot, takie zdroworozsądkowe. Tak, każdy projekt wymaga organizacji, ustaleń, wolontariuszy, promocji, ale wystarczy zacząć działać. Metoda drobnych kroków – to najlepsza podpowiedź.

Wśród znajomych na pewno jest mnóstwo ludzi o różnych talentach, zainteresowaniach i znajomościach. Po prostu porozmawiaj z nimi o swoim pomyśle.
Czytaj także: „Szafa Przyjaciół” – nowy ciucholand dla bezdomnych

Kup obiad dziecku, zrób proste zakupy, wykup leki starszej osobie, przewietrz swoją szafę (złota zasada – rok nie założyłam tego płaszcza czy sukienki – śmiało mogę się z nimi pożegnać), zorganizuj zbiórkę przyborów szkolnych w swojej pracy. To, co sam możesz zrobić, możesz też zorganizować ze swoimi znajomymi. Znajomymi, z którymi widujesz się na co dzień, znajomymi z pracy, znajomymi z Facebooka, rodziną, wspólnotą. Odważ się. Dobro powraca.


Spotkajmy się

13 sierpnia o godz. 16:00 zapraszamy do Klasztoru oo. Dominikanów przy ul. Freta 10 w Warszawie, na spotkanie pn. „Dobrozaczynanie, czyli o stawianiu pierwszych kroków w dobroczynności”. Jest to spotkanie organizowane przez grupę Charytatywni Freta w ramach Jarmarku św. Jacka. Gośćmi będą osoby – wcześniej szerzej nieznane – którym udało się rozwinąć różne inicjatywy charytatywne i zarazić innych chęcią pomagania: Wiktoria Siedlecka-Dorosz, jedna z organizatorek akcji Wymiana Ciepła, Aleksandra Kamińska, założycielka Zupa na Monciaku z Sopotu, Marzena Harasiuk ze Stowarzyszenie ZUPEŁNE DOBRO z Rzeszowa, Marzena M. Michałowska i Anna Stadnicka z grupy Charytatywni Freta.

...

Cenne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:49, 18 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Rozrywka
Ciekawostki
Johnny Depp w przebraniu Jacka Sparrowa odwiedził chore dzieci w szpitalu
Johnny Depp w przebraniu Jacka Sparrowa odwiedził chore dzieci w szpitalu

55 minut temu

Johnny Depp wielokrotnie udowadniał, że ma rękę do dzieci. Gwiazdor po raz kolejny pojawił się w dziecięcym szpitalu, bo odwiedzić chorych podopiecznych. Wszystko oczywiście w przebraniu kultowego Jacka Sparrowa, bohatera „Piratów z Karaibów”.
Johnny Depp w przebraniu Jacka Sparrowa odwiedził chore dzieci w szpitalu
/US CBS/x-news


Aktor chętnie pozował do zdjęć i ucinał pogawędki z podopiecznymi szpitala w kanadyjskim Vancouver. Spędził tam około pięciu godzin i z pewnością spełnił wiele dziecięcych marzeń.


US CBS/x-news

...

Dobro jest dobre.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:05, 21 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Hania potrzebuje Waszego wsparcia! Mamy czas do końca sierpnia
Hania potrzebuje Waszego wsparcia! Mamy czas do końca sierpnia

Dzisiaj, 21 sierpnia (11:33)

Hania ma dopiero siedem lat, ale zamiast cieszyć się beztroskim dzieciństwem, musi zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem, które przytłoczyłoby niejednego dorosłego - piszą na stronie siepomaga.pl bliscy chorej Hani. Dziewczynka ma złośliwego, nieoperacyjnego guza pnia mózgu. Jedyną szansą jest leczenie niestandardowe w USA. Pierwszy etap terapii kosztuje aż 150 tys. dolarów. Dlatego rodzina Hani bardzo prosi o wsparcie.
Jedyną nadzieją dla Hani jest kosztowna terapia eksperymentalna
/Archiwum rodzinne /

Jedynym standardowym leczeniem guza w pniu mózgu jest radioterapia. Hania 6-tygodniowy cykl ukończyła z początkiem lipca. I choć w tej chwili guz jest w defensywie, to w każdej chwili może znów zaatakować.

Jedyną nadzieją dla Hani jest kosztowna terapia eksperymentalna. Nowojorski szpital Memorial Sloan Kettering Cancer Center zaproponował wszczepienie do guza monoklonalnego przeciwciała 124I-8H9. Lekarze zgodzili się rozpocząć leczenie Hani już we wrześniu. Czas ma tu ogromne znaczenie.
Pomóżmy Hani znów cieszyć się beztroskim dzieciństwem
/Archiwum rodzinne /

Szansa na powodzenie zabiegu rośnie, jeśli odstęp między zakończeniem radioterapii a zabiegiem wszczepienia przeciwciała jest krótki; jeśli zdąży się przed powtórnym atakiem.

Wyjechać niestety nie można, dopóki nie przekaże się szpitalowi środków na sfinansowanie leczenia - piszą na stronie siepomaga.pl bliscy siedmioletniej Hani. W tym momencie jest to kwota 150 tys. USD, przy założeniu, że jednorazowe wszczepienie będzie wystarczające...

Hania bardzo chce kontynuować walkę z "ciamajdą". Tak siedmiolatka nazwała śmiertelnie niebezpiecznego guza w pierwszych dniach walki. Chciała w ten sposób - jak tłumaczy rodzina - podkreślić, że guz na pewno z nią nie wygra.
Hania ma złośliwego, nieoperacyjnego guza pnia mózgu
/Archiwum rodzinne /

Pomóżmy Hani wygrać i znów cieszyć się beztroskim dzieciństwem. Dziś (21 sierpnia) przed południem na koncie zbiórki było ponad 310 tys. złotych. To zaledwie połowa potrzebnej kwoty na pierwszy etap terapii. Wszystkie potrzebne szczegóły znajdziecie TUTAJ>>>>

Tata Hani jest lekarzem i pomaga ludziom na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Teraz pomocy potrzebuje jego ukochana córeczka, której sam nie zdoła uratować.

(MKam)

...

Dzieci pokutuja za wasze grzechy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:19, 22 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Gdy się urodził, ważył zaledwie 820 gramów. Kamil znów potrzebuje pomocy
Gdy się urodził, ważył zaledwie 820 gramów. Kamil znów potrzebuje pomocy

1 godz. 20 minut temu

Dwa lata temu usłyszał o nim cały świat. Kamil z okolic Legnicy na Dolnym Śląsku był skrajnym wcześniakiem, ważył zaledwie 820 gramów. Przeżył dzięki odważnej decyzji lekarzy, którzy podłączyli chłopca do sztucznej nerki. Dziś trzylatek znów potrzebuje pomocy. Jego rodzice do końca września muszą zebrać ponad sto tysięcy złotych na implant słuchowy.
Rodzice Kamila zbierają pieniądze na implant słuchu dla chłopca
/Materiały prasowe

Kamil urodził się pod koniec 2014 roku. Kilka miesięcy później lekarze ze szpitala w Legnicy opowiedzieli o jego historii. Maluch był prawdopodobnie najmniejszym na świecie dzieckiem, które podłączono do sztucznej nerki. Ważył zaledwie 820 gramów. Urodził się w 25. tygodniu ciąży, czyli 15 tygodni przed terminem. Jego stan był ciężki. Miał problemy z oddychaniem i krążeniem.

Dziś trzylatek wciąż potrzebuje całodobowej opieki i rehabilitacji. Nie chodzi, nie mówi i nie słyszy. Może jednak odzyskać słuch dzięki implantom ślimakowym. Kamil musi mieć implanty. W tej chwili ma aparaty, które mają pobudzić kanały słuchowe. Ciągle je jednak ściąga i jedynym rozwiązaniem są implanty - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM mama chłopca.

Narodowy Fundusz Zdrowia zrefunduje jedną sztukę implantu, pod warunkiem, że rodzice zbiorą pieniądze na drugą. Sto tysięcy złotych to ogromna kwota dla rodziny, która sama od blisko trzech lat pokrywa koszty rehabilitacji i leczenia chłopca.

Na początku listopada Kamil ma przejść komisję lekarską w Poznaniu. To tam ma zapaść decyzja o operacji. Do tego czasu rodzina musi zebrać pieniądze. Jeżeli jego stan i waga pozwolą na zabieg, ten zostanie przeprowadzony jeszcze w tym roku.

Pomóc chłopcu można wpłacając pieniądze na subkonto w Stowarzyszeniu Dać Nadzieję w Lubinie - nr konta 62 1090 2082 0000 0005 4601 2822 z dopiskiem POMOC DLA KAMILA WAWRUCHA - IMPLANT.


(mpw)
Bartek Paulus

...

Kolejny...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:11, 24 Sie 2017    Temat postu:

Drabina Jakubowa szuka aniołów dla niepełnosprawnych. Pomożecie?
Joanna Operacz | Sier 24, 2017

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Jesteś po formacjach, kursach, duszpasterstwach i różnych rekolekcjach? Wspaniale. Ale dopiero takie doświadczenie może „przemeblować” Twoje życie. I właśnie nadarza się okazja.

Wolontariusze przyjeżdżają na rekolekcje Drabiny Jakubowej z założeniem, że chcą dać coś z siebie niepełnosprawnym. A kiedy wyjeżdżają, mówią, że sami dostali znacznie więcej.

Wieś Brańszczyk nad Bugiem, 60 km na północny-wschód od Warszawy. Tutaj latem księża orioniści organizują rekolekcje dla niepełnosprawnych połączone z rehabilitacją. Na turnusy przyjeżdżają osoby z różnymi rodzajami niepełnosprawności, w różnym wieku. Bo „niepełnosprawność” to wielki wór, w którym mieści się mnóstwo życiowych sytuacji.
Czytaj także: Spadł na nią samobójca. Teraz walczy o tytuł Miss Świata na Wózku

Niektóre osoby mają problemy z poruszaniem się, inne są nieznacznie upośledzone umysłowo, jeszcze inne nie potrafią mówić ani nawet samodzielnie jeść. Wszystkich podopiecznych łączą dwie rzeczy. Po pierwsze potrzebują pomocy w codziennym funkcjonowaniu. A po drugie – co jest nie mniej ważne – na co dzień często brakuje im towarzystwa. Wiele z nich spędza całe życie w domu, nigdzie nie wyjeżdża, ma niewielu znajomych.
Ubrać, pośpiewać, zatańczyć

Podczas wyjazdu niepełnosprawnymi zajmują się wolontariusze. To oznacza czasem pomoc we wszystkich codziennych czynnościach – ubieranie, karmienie, wożenie wózkiem itd.; a czasem tylko bycie razem, rozmawianie, organizowanie zajęć plastycznych i muzycznych. Nie trzeba mieć doświadczenia w żadnej z tych dziedzin, nawet w śpiewaniu.

„Przez pierwsze półtora dnia uczymy wszystkiego, co jest potrzebne – mówi orionista ks. Łukasz Mikołajczyk. – Na początku jest savoir vivre, czyli jak rozmawiać z osobą niepełnosprawną i jak ją traktować. Pokazujemy też, jak przenosić człowieka z łóżka na wózek i odwrotnie. Wbrew pozorom wcale nie trzeba do tego używać dużo siły – pod warunkiem, że wiemy, jak to zrobić. Chodzi też o to, żeby opiekun nie nabawił się kontuzji”. Jest też szkolenie z pierwszej pomocy przedmedycznej. Trzeba mieć skończone 16 lat.
Drabina łączy niebo z ziemią

Dlaczego „Drabina Jakubowa”? Nazwa pochodzi od opisanego w Księdze Rodzaju snu Jakuba, w którym zobaczył on olbrzymią drabinę sięgającą do nieba i aniołów, który po niej schodzili i wchodzili. „Turnusy w Brańszczyku to miejsce, w którym niebo styka się z ziemią” – mówi ks. Mikołajczyk.
Czytaj także: Kto przytuli niechciane dzieci?

Wolontariusze, którzy ofiarowują niepełnosprawnym swój czas i troskę, są trochę jak aniołowie. Większość z nich to studenci. Mogliby w tym czasie zwiedzać świat, pracować albo odpoczywać, ale wolą komuś pomóc.

„To są często ludzie zaangażowani w różne duszpasterstwa, po wielu rekolekcjach i kursach. Ale kiedy przyjeżdżają do Brańszczyka, mówią, że było to dla nich wyjątkowe przeżycie duchowe” – opowiada ksiądz. Przy takim spotkaniu pierwszy – i chyba naturalny – odruch to litość. Ale kiedy się pozna taką osobę i zobaczy jej radość życia, spontaniczność i umiejętność kochania, budzi się raczej podziw i zachwyt.

Taki wyjazd może „przemeblować” całe życie. Później zupełnie inaczej patrzy się na siebie samego, innych ludzi, życiowe trudności. „Wyjście z miłością do drugiego człowieka otwiera nas samych na Boga. Jeśli mówię, że Go kocham, ale nie potrafię wyciągnąć ręki do tego, kto jest obok mnie, to zwyczajnie ściemniam” – uważa ks. Mikołajczyk.
Galeria zdjęć


Jest okazja, by spróbować

Drabina Jakubowa organizuje we wrześniu jeszcze jeden wyjazd do Brańszczyka. Potrzeba ok. 20 opiekunów. Ale jeśli zgłosi się więcej osób, można by zorganizować więcej turnusów, bo nie brakuje niepełnosprawnych, którym bardzo by się one przydały. Poza tym przez cały rok są inne zajęcia: cotygodniowe spotkania, wspólne wyjścia do kawiarni albo kina, zabawa sylwestrowa.

Jeśli ktoś rozważa wyjazd, ale trochę się obawia, czy podoła takiemu zadaniu, może przyjechać do Brańszczyka 26 sierpnia na jednodniową imprezę plenerową Brama Nieba. Będzie można się pomodlić, posłuchać koncertu, zobaczyć ośrodek i pracę z niepełnosprawnymi. I poznać prawdziwe anioły, które chodzą po ziemi – wolontariuszy i podopiecznych Drabiny.

...

Warto pomagac!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:13, 26 Sie 2017    Temat postu:

Caritas Polska: Ponad 1 mln złotych na pomoc ofiarom wichury na Pomorzu
Katolicka Agencja Informacyjna | Sier 25, 2017

EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Nadal pomocy potrzebuje kilka tysięcy rodzin, których domy zostały zniszczone. Ze względu na zbliżającą się jesień i zimę naprawy nie mogą czekać. Potrzebne są materiały budowlane. Jak możesz pomóc?

Ponad 1 mln złotych, dzięki ofiarności darczyńców, Caritas Polska przekaże na pomoc ofiarom sierpniowej wichury na Pomorzu. Środki zostaną udostępnione Caritas Diecezji Bydgoskiej, Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej i Caritas Diecezji Pelplińskiej, które zajmują się bezpośrednią pomocą osobom poszkodowanym.

Oprócz doraźnej pomocy, czyli np. plandek do zabezpieczenia domów oraz środków czystości, zostaną przekazane agregaty prądotwórcze i paliwo do nich. Na miejscu pomocą służą również wolontariusze i pracownicy Caritas, którzy nadal docierają do kolejnych poszkodowanych i rozpoznają ich potrzeby.
Czytaj także: Polska podnosi się ze zniszczeń po wichurach. Ludzie błagają o pomoc

Skala zniszczeń jest ogromna, natychmiastowej pomocy potrzebuje kilka tysięcy rodzin, których domy i gospodarstwa zostały zniszczone. Ze względu na zbliżającą się jesień i zimę naprawy nie mogą czekać, dlatego dotkniętych kataklizmem trzeba wspomóc jak najszybciej.

„Zakończył się pierwszy etap podstawowych prac mających na celu usunięcie skutków wichury. Prace, które doprowadzą do stanu sprzed nawałnicy mogą potrwać nawet kilka lat. Docieramy w tej chwili do wszystkich potrzebujących, którzy w swej pokorze nie zwrócili się o pomoc. Wiele wiosek nie ma prądu. Dzięki Caritas Polska mogliśmy zakupić agregatory prądotwórcze, które są to bardzo potrzebne. Chciałbym bardzo podziękować wolontariuszom Caritas, którzy niosą pomoc na miejscu. Dziękujemy ofiarodawcom za dotychczasowe wsparcie.

Poszkodowani jednak wciąż potrzebują pomocy. Potrzeba materiałów budowlanych wykończeniowych i środków, żeby je zakupić. Zwracamy się również z prośbą o pomoc do firm budowlanych o wsparcie przy pracach remontowych” – mówi ks. Grzegorz Weis, dyrektor Caritas Diecezji Pelplińskiej.

Przypominamy, że poszkodowanych w wyniku nawałnic wciąż można wesprzeć: wysyłając SMS z hasłem WICHURA pod numer 72052 (koszt 2,46 zł z VAT) lub dokonując wpłaty na konto Caritas Polska PL 77 1160 2202 0000 0000 3436 4384 – z dopiskiem WICHURA. Akcja trwa do 31 sierpnia br.
Czytaj także: Franciszek: Wyrażam wielkie uznanie dla inicjatywy Caritas Polska!

Caritas Polska/KAI

...

Dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:46, 29 Sie 2017    Temat postu:

Bezdomni, uchodźcy, byli alkoholicy i narkomani. Wszyscy na jednym boisku
Redakcja | Sier 29, 2017
Paulo Amorim/Sipa USA/East News
Piłkarze reprezentacji Irlandii cieszą się ze zdobytego pucharu po wygranym finale z Ukrainą, Amsterdam 2015
Komentuj

Udostępnij
Komentuj

Ponad 500 bezdomnych, uchodźców oraz byłych alkoholików i narkomanów z 50 krajów weźmie udział w tegorocznych Piłkarskich Mistrzostw Świata Bezdomnych. Turniej rozpoczyna się 29 sierpnia w Oslo, stolicy Norwegii oraz potrwa do 5 września.


H
omeless World Cup jest rozgrywany od 2003 roku. Według organizatorów, inicjatywa ta ma włączać sport jako jedną z form „pomocy dla samopomocy” w wychodzeniu z ubóstwa, uzależnień i bezdomności.

Piłkarskie Mistrzostwa Świata Bezdomnych sponsorują takie instytucje jak ONZ, Europejska Unia Piłkarska – UEFA, światowe koncerny artykułów sportowych oraz kościelne i świeckie organizacje pomocy.
Czytaj także: Miało być skromnie, wyszło jak z bajki. Niezwykły ślub bezdomnych
Homeless World Cup, czyli turniej z zasadami

Pomysłodawcą Homeless World Cup jest Harald Schmied, redaktor naczelny ulicznej gazety Caritas w Grazu, „Megaphon”. Pomysł, który przedstawił podczas spotkania Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych INSP w Anglii, natychmiast znalazł zwolenników. W pierwszym turnieju w Grazu uczestniczyło 18 drużyn.


Turniej piłki nożnej bezdomnych ma swoje zasady. Trwa zwykle tydzień, rozgrywa się około 200 meczów po 14 minut. Boisko ma wymiary 20 metrów długości i 14 metrów szerokości. Drużyna ma też znacznie mniejszą liczbę zawodników – nie 11, a czterech.

Co ważne, zawodnik musi mieć przynajmniej 16 lat i być bezdomnym na rok przed rozgrywkami oraz utrzymywać się ze sprzedaży ulicznej gazet. Dodatkowo w turnieju brać udział mogą także uchodźcy oraz borykający się z uzależnieniami.

It's a life-changing experience, says @IrishStLeague founder Sean Kavanagh, as teams jet off to #HomelessWorldCup [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/XO7RHmaMeM

— Today FM News (@TodayFMNews) August 28, 2017


W ostatnich latach turniej rozgrywany był m.in. w Mediolanie (2009), Rio de Janeiro (2010), Paryżu (2011), Meksyku (2012), Poznaniu (2013), Chile (2014), Amsterdamie (2015) i Glasgow (2016).

O przygotowaniu bezdomnych do międzynarodowych rozgrywek powstał film fabularny o tytule „Boisko bezdomnych”:

Czytaj także: Bezdomni, którzy wychodzą na prostą. Poznaj ich historie

Źródło: KAI/og

...

Ciekawa pomoc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 6:12, 30 Sie 2017    Temat postu:

Współorganizatorka Balu Debiutantów: nie przeliczam czasu wyłącznie na pieniądze
Anna Malec | Sier 29, 2017

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Współorganizatorka Balu Debiutantów i Międzynarodowych Obozów Maltańskich, Maria Starowieyska mówi o wolontariacie „po godzinach”, który daje moralny kręgosłup, o zaangażowanym społecznie biznesie i roli rodziny w wychowaniu do dobroczynności.

Anna Malec: Jak wspominasz swój Bal Debiutantów*?

Maria Starowieyska**: Debiutowałam w 2008 roku i wspominam to do dziś. Byłam jedną z młodszych debiutantek i bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać wszystkim, że jestem w stanie sprostać temu wydarzeniu.

Do dzisiaj mam bardzo ciepłe relacje z wieloma uczestnikami tamtego Debiutu. To prawie 70 osób, które przez dwa tygodnie poznały swoje łzy, pot, zły i dobry humor, momenty wzlotów i upadków, uwieńczone ostatecznie pięknym balem. Te dwa tygodnie przed balem budują prawdziwe, trwałe relacje. Później zajęłam się koordynacją Debiutu, dzięki czemu przy kolejnych edycjach poznawałam coraz więcej osób.

Co dla Was znaczy „debiutować”?

Historycznie debiut związany był z zaprezentowaniem młodej osoby na salonach towarzyskich. Teraz już nie do końca o to chodzi. Po balu nie ma kolejnych spotkań „na salonach”, na które debiutanci byliby automatycznie zapraszani.

Debiutować teraz, oznacza poznać swoich rówieśników z szerokich kręgów towarzyskich i stworzyć razem z nimi grupę przyjaciół i znajomych.

To wydarzenie, które tworzy również relacje międzynarodowe, wielu debiutantów mieszka na stałe za granicą. To później owocuje w bardzo różny sposób. Między innymi to właśnie debiutanci licznie angażują się w organizację międzynarodowych obozów maltańskich dla osób niepełnosprawnych, czym ja też się zajmowałam przez lata.


Dobroczynność – normalna rzecz

Spotykacie się i integrujecie nie tylko towarzysko, ale też po to, by potem działać razem dobroczynnie. Dla Ciebie bal był początkiem takiej działalności?

Dla mnie początek był tak naprawdę wcześniej. Kiedy miałam 14 lat, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, wskoczyłam na miejsce opiekunki osoby niepełnosprawnej z polskiej grupy na obozie maltańskim. Wtedy właśnie zobaczyłam, jak można tańczyć z wózkami, jak szerokie międzynarodowe grono młodych ludzi realizuje się w takim wolontariacie, jak istotna jest nauka języków. Obóz to 500 osób 25 krajów świata, z czego około 200 to młodzi niepełnosprawni.

Wiem, że kiedy ma się 14 lat to robi się różne rzeczy – harcerstwo, kluby sportowe, spływy kajakowe, różne inne wakacyjne atrakcje. Ja dostałam tę szansę, że pojechałam na obóz i dzięki temu, kiedy miałam 25 lat, czyli rok temu, podjęłam się zorganizowania takiego właśnie obozu w Polsce.

Obóz to intensywna praca. Program zaczyna się bardzo wcześnie rano, kończy późno w nocy, wymaga wytrwałości i zaangażowania. Dlatego tak ważne jest, żeby brały w nim udział osoby, na które można liczyć pod względem tego, jak zachowają się w trudnych sytuacjach i co będą sobą reprezentować. Nie oczekujemy, że będą mieli gotowe odpowiedzi na wszystkie pytania, że obóz przepłynie bezproblemowo, ale chodzi o formę w jakiej to się robi. Ogromnie istotna jest kultura bycia razem i uśmiech – niezależnie od pogody czy zmęczenia wszyscy gramy do jednej bramki.
Czytaj także: Na czym polega wolontariat misyjny?


Czy Twoja chęć pomagania i zaangażowanie w wolontariat mają związek z Twoim pochodzeniem, czy bez względu na to czujesz, że to Twoja naturalna potrzeba, którą realizowałabyś gdybyś była np. córką rolnika?

Jestem taka, a nie inna, bo to wyniosłam z domu. Moja rodzina często organizuje albo bierze udział w wydarzeniach charytatywnych i pomocowych. Rodzice działają dobroczynnie odkąd pamiętam. Dla nas od zawsze to była normalna rzecz, że jak na przykład rodzice robili koncert dobroczynny, to wszyscy się angażowali i dom zamieniał się w biuro koncertu.

Oczywiście, bardzo pomaga, kiedy twoje środowisko również bierze udział w tego rodzaju inicjatywach. Nie trzeba wtedy wybierać między pójściem na imprezę a pomocą w jakimś wydarzeniu dobroczynnym, bo właśnie tam są twoi znajomi i chcesz być z nimi. Podobnie jest z wyjazdami i wakacjami. Jeśli wiem, że na międzynarodowy obóz z niepełnosprawnymi jedzie dużo moich znajomych, to dodaje mi to motywacji.

Nie potrafię powiedzieć co by było, gdybym pochodziła z innej rodziny. Większość ludzi, z którymi mam do czynienia, to rodziny o ziemiańskie, inteligencja, Polonia. Kto wie, może bym robiła coś, czego nie robię teraz, czyli np. pomagałabym w schroniskach dla zwierząt albo w hospicjum.


Pomagać może każdy

Po co to robisz? Nie szkoda Ci czasu? Nie wolałabyś zająć się jakimiś swoimi pasjami, rozwojem?

Mam różne umiejętności – zarządzania, organizacyjne, towarzyskie, jestem empatyczna. Mam w sobie takie cechy, które sprawiają, że realizując te projekty jestem zadowolona, wręcz szczęśliwa. Dostałam w życiu bardzo wiele i mam takie poczucie, że nie tylko powinnam, ale że też mogę wiele oddać.


Wygląda na to, że wolontariat zajmuje Cię bardziej niż codzienna, zwyczajna praca.

I tak i nie. Pomimo tego, że nadal jestem bardzo młoda, mam już spore doświadczenie zawodowe. Nie jestem wieczną wolontariuszką. Nie budzę się rano i nie organizuję tylko obozów czy debiutów, wszystko to robiłam poza studiami i poza normalną pracą. To nigdy nie było jakkolwiek płatne zajęcie. Mam raczej biznesowe podejście do życia, wiem w jakim kierunku chcę się rozwijać zawodowo i ile pracy będzie to ode mnie wymagać.

Kończą się Twoje działania wolontariackie, zaczynasz normalną pracę. Na świecie Twoje środowisko angażuje się na rzecz lokalnych społeczności dając im pracę, wspierając rozwój. Jak widzisz swoją przyszłość w tym kontekście – zajmując się biznesem i mając na celu rozwój tej społeczności wśród której jesteś?

Pomagać może każdy. W szczególności przedsiębiorcy – ludzie, którzy mają podejście biznesowe, którzy są w stanie wypracować realny zysk z wybranej działalności. Jeżeli tacy ludzi będą się czuli odpowiedzialni za człowieka obok i za kontekst, w którym razem żyją, to będą tworzyć dobro wspólne. Czy to poprzez zatrudnianie osób wykluczonych, czy to oddając części zysku albo reinwestując go w mądre projekty społeczne.


Wolontariat kształtuje charakter

Czyli zamieniasz dawanie ryby na wędkę?

Bardzo nie lubię tego sformułowania, bo najbardziej na nim cierpią ci, którym najprościej i zarazem najtrudniej jest pomóc. To powiedzenie niesamowicie ogranicza postrzeganie wielu problemów społecznych, szczególnie związanych z krajami trzeciego świata. Są takie grupy, którym po prostu trzeba dostarczać jedzenie czy leki, albo wysyłać na ich konta stałe przelewy wspierające. Niektórzy po prostu potrzebują tej przysłowiowej ryby. Tam gdzie można, trzeba oczywiście dawać wędkę, ale też nie zamykać się na grupy, które potrzebują pomocy w formie ryby.


A co Tobie osobiście dało zaangażowanie w wolontariat? Jak to wpłynęło na Twój charakter?

Zdecydowanie ukształtowało mój charakter. Dało mi moralny kręgosłup. Przez to, że zaczęłam wolontariat tak wcześnie z ludźmi, których znałam i z projektem, w którym się zakochałam, to nigdy nie miałam takiego podejścia do wolontariatu, że to jest coś co trzeba gdzieś, przez ileś godzin zrobić czy zaliczyć.

Dla mnie to było zawsze aktywne spędzanie czasu, świetnie się przy tym bawiąc i non stop uświadamianie sobie, że prawie wszystkie bariery są tylko w naszej głowie. Inaczej spędzałam swój czas i miałam poczucie, że robię coś dobrego, co daje innym radość albo przynajmniej wytchnienie w jakichś codziennych trudnościach.

Nie przeliczam swojego czasu czy zaangażowania wyłącznie na pieniądze – to dał mi wolontariat. Bardzo wiele rzeczy robię nie patrząc na zyski finansowe.

Masz świadomość, że to nie jest bardzo popularna postawa wśród Twoich rówieśników?

Ona jest popularna wśród ludzi w moim gronie. To, że ja byłam często liderem tych projektów nie znaczy, że jeśli mnie by tam nie było, to z tego grona nie wyłoniłby się inny lider. Na pewno by się wyłonił. To są ludzie, którzy dobrowolnie oddają swój wolny czas, przygotowują się i pracują pełną parą na wspólny cel. Moim zdaniem jest ich dużo.
Czytaj także: Dlaczego emocjonujemy się, gdy słyszymy o sławnych katolikach?



**Maria Starowieyska – urodzona w Krakowie, od kilku lat pracuje w Warszawie. Absolwentka socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, wciela w życie idee przedsiębiorczości społecznej i współodpowiedzialności. Fanka serialu „Przyjaciele” i książek Terry’ego Pratchetta.



* Bal Debiutantów – organizowany przez Jolantę hrabinę Mycielską, należącą do Związku Polskich Kawalerów Maltańskich, bal ma w Polsce chlubną tradycję. Spotykają się na nim przedstawiciele arystokratycznych rodzin o polskich korzeniach. Potomkowie Potockich, Radziwiłłów, Zamoyskich, a także politycy, naukowcy, ludzie kultury, znani aktorzy i reżyserzy, na co dzień rozsiani po całym świecie. Historia bali debiutantów sięga drugiej połowy XIX wieku. Pierwsze bale na angielskim dworze królewskim były okazją do zaprezentowania córek brytyjskiej arystokracji potencjalnym kandydatom na mężów. Najbardziej znanym jest Wiedeński Bal Debiutantów. Następnie dołączyły Paryż, Stany Zjednoczone, Ameryka Południowa, a od niedawna Moskwa i Kijów. Nasza polska „tradycja” sięga dopiero 1998 roku. W polskiej edycji debiutują nie tylko panny, ale też kawalerowie. Podczas dwóch tygodni poprzedzających bal, oprócz codziennej intensywnej nauki tańca debiutanci korzystają z mini wykładów na temat savoir vivre, odpowiedzialności obywatelskiej czy wolontariatu. Pierwszy bal miał miejsce w Krakowie. Dziewiąta edycja Balu Debiutantów odbędzie się już 2 września w Warszawie. Patronat medialny nad wydarzeniem objęła Aleteia.

...

Pomagamy tak naprawde sobie. Jezus o tym mowil.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:49, 30 Sie 2017    Temat postu:

Pomoc dla hospicjum pilnie potrzebna! Skończyły się pieniądze z NFZ

Dzisiaj, 30 sierpnia (07:50)

Hospicjum onkologiczne św. Krzysztofa na warszawskim Ursynowie potrzebuje wsparcia. Do końca roku jeszcze daleko, a już skończyły się pieniądze z NFZ i placówki nie stać na najbardziej podstawowe i potrzebne artykuły.
Hospicjum
/Paweł Balinowski /RMF FM

Hospicjum rocznie ma pod opieką 3200 pacjentów - około 1000 z nich przebywa w placówce, a ponad 2 tysiące jest otoczonych opieką w domach. Hospicjum stara się nie odmawiać pomocy nikomu, więc miesiąc w miesiąc wypracowuje nadwykonania. W skali miesiąca pomagamy poza kontraktem około 80 pacjentom więcej niż jest to wymagane - opisuje Karolina Hajko-Bartoszko z ursynowskiego hospicjum.

Przez ostatnie lata NFZ płacił za te nadwykonania co pół roku, więc m.in. dzięki dotacjom od darczyńców udawało się dopiąć budżet. Tym razem pojawił się duży problem, bo po pierwsze pieniądze mają pojawić się dopiero pod koniec roku, a po drugie nie ma jeszcze oficjalnej decyzji funduszu w tej sprawie.

Pracownicy NFZ, z którymi rozmawialiśmy zapewniają, że i tym razem nadwykonania zostaną pokryte, tyle że właśnie z końcem roku. Tymczasem w hospicjum przy Pileckiego 105 na Ursynowie trwa zaciskanie pasa. Pilnie potrzebna jest pomoc - finansowa i rzeczowa.

Potrzebne są najbardziej podstawowe artykuły. Zawsze w pierwszej kolejności potrzebne są pieluchomajtki i podkłady higieniczne dla pacjentów przebywających na oddziale stacjonarnym, bo to ten oddział generuje największe koszty - wylicza Karolina Chojka-Bartoszko. Inne niezbędne rzeczy to choćby krem przeciwodleżynowy, ręczniki, prześcieradła, ale też baterie do aparatury medycznej, czy nawet worki na śmieci.

Nie chodzi o to, byśmy pomagali kwotą tysiąca złotych, ale każdy z nas może kupić choćby mokre chusteczki czy kilka ręczników przy okazji zakupów w markecie, a potem po drodze do domu przywieźć je do hospicjum. Dla każdego z osobna to są drobne wydatki, ale ich suma robi różnicę - przekonuje Iga Kazimierczyk z fundacji "Przestrzeń dla Edukacji", która organizowała zbiórkę na rzecz hospicjum w mediach społecznościowych.

Jeśli chcemy pomóc - warto zadzwonić do hospicjum i spytać, co w tym momencie jest najbardziej potrzebne. Dary można przynosić do samej placówki lub też do urzędu dzielnicy Ursynów przy stacji metra Imielin.

Strona internetowa hospicjum
[link widoczny dla zalogowanych]
telefon: (22) 643 57 08


(mal)
Paweł Balinowski

...

W Warszawie nie ma? To co maja powiedziec np. Suwałki?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:52, 02 Wrz 2017    Temat postu:

Czego najbardziej potrzebują bezdomni? Rozmowa z duszpasterzem Wspólnoty Betlejem
Małgorzata Bilska | Wrz 02, 2017
REPORTER
Komentuj


Udostępnij 19    

Komentuj

 




Dachu nad głową? Też, jednak jest coś ważniejszego. Ale gdybyście chcieli wesprzeć niezwykłą inicjatywę duszpasterza bezdomnych, to tu jest doskonała okazja.


Z
ks. Mirosławem Toszą – założycielem i duszpasterzem Wspólnoty Betlejem, domu w Jaworznie, w którym mieszka z osobami bezdomnymi, laureatem nagrody ks. Józefa Tischnera w kategorii inicjatyw społecznych (2016), gościem tegorocznej Lednicy Seniora – rozmawia Małgorzata Bilska.

Małgorzata Bilska: Tuż przed wyprawą na Lednicę dowiedzieliście się o tym, że wspólnota ma szansę poszerzyć się o drugi dom. Jakie macie plany?

Ks. Mirosław Tosza: Chcemy skończyć rozbudowę i remont domu, który jest naszą siedzibą. Ten nowy jest niespodzianką. Tak się poskładało, że pojawiła się możliwość nabycia domu po sąsiedzku. Bardzo nas to cieszy.

Czym dom różni się od budynku? Betlejem w Jaworznie ma już 21 lat, Ksiądz ma duże doświadczenie.

Mamy hasło: Dom to są ludzie, a nie ściany. Budynek oznacza ściany.

Czyli?

Są u nas osoby, które mieszkają w domu, pracują na jego terenie. Prowadzimy pracownię rękodzieła, stolarnię, robimy ikony. Razem się modlimy. Są też takie, które poszły do pracy na zewnątrz i pojawił się problem, bo sporo czasu tam spędzają. Nie mają sił lub ochoty prowadzić z nami życia wspólnego. Zastanawiamy się, jak to pogodzić.

Będę drążyć – czym dom jest?

Miejscem, w którym mieszkają ludzie, którzy w pewnym momencie zdecydowali się na to, że będą razem. Rodzinę tworzą małżonkowie z dziećmi. Razem mieszkają, żeby okazywać sobie miłość, towarzyszyć w rozwoju. Cieszyć się sobą i kłócić. My mamy podobnie. Czego najbardziej potrzebują osoby bezdomne?
Czytaj także: Bezdomni, uchodźcy, byli alkoholicy i narkomani. Wszyscy na jednym boisku

Często słyszymy, że ubrania, jedzenia, dachu nad głową. A podstawowym brakiem, co widać w samym sformułowaniu, jest brak domu. Nie w sensie materialnym, ale relacji – więzi, przyjaciół, osób bliskich. Można mieszkać w jednym budynku i nie rozmawiać, nie interesować się sobą. Być obcym. Żyć na własną rękę. Zależało nam na tym, żeby dom był przestrzenią, w której ludzie się poznają i wspierają.

Staramy się rozumieć dom w sposób absolutnie podstawowy. To jest wspólnota życia, modlitwy, posiłku. Wzajemna troska, też – odpowiedzialność. Jesteśmy tu nie tylko dla siebie, odpowiadamy za siebie nawzajem. Za to, w jakim kierunku pójdzie nasze życie.

To, co robię i czego nie robię, ma wpływ na tych, z którymi mieszkam. W największym skrócie. Dom nie jest przytułkiem czy noclegownią. Ma nas nauczyć normalnego, zwyczajnego funkcjonowania. Nie chcemy, żeby wszystko było podane na tacy pod nos.

W Ewangelii zażyłość jest ważniejsza od pokrewieństwa. Wynika ze słuchania Słowa Bożego i wprowadzania go w życie. Nie tylko w sensie literalnym, jako czytania słowa z księgi. Słowem jesteśmy jedni dla drugich. Bardzo ważne jest odczytywanie siebie nawzajem jako księgi. Braterstwo z drugim ma początek w tym, że jestem go ciekaw, chcę go czytać. Jego życie, opowieść, historię… A potem na nie odpowiedzieć.

Mówi Ksiądz o miłości braterskiej. Jak okazywać tę miłość osobom bezdomnym spotkanym na ulicy?

Zazwyczaj nic o nich nie wiemy. Najpierw zapytajmy o imię. Trzeba pokazać, że ta osoba nie jest dla nas tylko kłopotem, jakimś casusem do rozstrzygnięcia – dawać pieniądze, czy nie dawać? Jeśli ktoś chce, można mieć uniwersalną zasadę, że nie. Ale dużo się wyjaśnia w konkretnej rozmowie z taką osobą. Okażmy jej człowieczeństwo.

Dom stanowi antytezę ulicy. To tu stajemy się anonimowi, każdy jest na niej tylko okazjonalnym przechodniem.

Na ulicy w Ewangelii działo się dużo pięknych rzeczy. W drodze, w bramach, przy studni, nawiązywały się relacje. Nie były to zaplanowane wizyty w ustalonych godzinach. Jak w kancelarii parafialnej… To zależy od naszej wrażliwości, uważności na innych. Na ulicy Jezus powołał większość apostołów.

Wspólnota pokrewieństwa oznacza rodzeństwo, ojca i matkę. Gdzie jest miejsce dla kobiety w męskim Betlejem?

Naszą patronką jest św. Teresa z Lisieux. Słuchała dużo kazań, w których pod niebiosa wychwalano przywileje Matki Bożej. Nie była już w stanie słuchać o jej wyniesieniu, przywilejach… Trzeba mówić, że była jedną z nas, żyła z wiary tak, jak my (to są sformułowania Teresy). Przybliżać Ją.

W Polsce Matka Boża jest królową. To królowa decyduje w sferze publicznej. Maryi zdarzało się popełniać błędy? Trudno lubić kogoś, kto nigdy ani razu błędu nie popełnił.

Ciekawe… Na pewno nie grzeszyła.

Zgubiła syna podczas pielgrzymki do Jerozolimy na Święto Paschy, przez 3 dni szukała go z Józefem!

Jezus nie był chowany na maminsynka, przyspawanego do nogi mamy. Dawała mu wolność. Cały dzień szła z pielgrzymami, dopiero wieczorem się zorientowała, że go nie ma. A miała wyjątkowego synka. Jak mało kto miała tytuł do tego, żeby go pilnować.

Popełniała błędy? Jakikolwiek błąd wychowawczy? Przesoliła zupę?

Postawiłbym pytanie: Czy jest taki błąd, który nie jest grzechem? Wynika tylko z tego, że jesteśmy ludźmi, mylnie oceniamy daną sytuację? Bałbym się Matki Bożej, która była bezbłędna.

Nie była wszechwiedząca, to atrybut samego Boga.

No nie była (śmiech). Nie rozumiała wielu rzeczy. Anioł do niej mówił, a ona nie wiedziała dokładnie, o co chodzi. Wsypanie zbyt dużej ilości soli do zupy jest błędem z punktu widzenia sztuki kulinarnej (śmiech). Więc chyba mogła się mylić.

Teresa jest dla Was jak siostra. Relacja z matką może być – dla facetów po przejściach – znacznie trudniejsza.

Odkrywamy ją. Od początku dużo się uczymy od Teresy, jest naszą główną patronką. I jest inspirująca dla życia wspólnotowego. Opisała swoje problemy z traktowaniem osób, których się we wspólnocie nie znosi. 2 lata przed śmiercią nie bała się napisać, że jest w klasztorze siostra, której nie znosi… Ale za to już wie, jak sobie radzić z niechcianymi emocjami.

Maryja kogoś po ludzku nie znosiła?

Pod krzyżem spotkała się z krzywdzicielami syna. Zadali mu okrutne cierpienia, była ich świadkiem. Nie było w niej nieuporządkowania. Mógł być opór w sytuacji spotkania z krzywdą. Nienawiść? Nie. Czy mogła się denerwować, niecierpliwić? Bała się. Pan Jezus lękał się śmierci, pocił się krwawym potem. Czemu ona miałaby się nie bać?
Czytaj także: „Szafa Przyjaciół” – nowy ciucholand dla bezdomnych

Jeden z naszych mieszkańców, Marek, odmawia różaniec każdego dnia. Razem z siostrami klauzurowymi przez telefon. Chodzi wokół domu, tam i z powrotem. Praktykuje nie tylko osobistą pobożność maryjną, modli się za nas.

Być może dom, którego propozycję kupna dostaliśmy, on wymodlił. Teraz trzeba wymodlić pieniądze, żeby mógł należeć do nas. Wróciliśmy z pielgrzymki na Jasną Górę, powstała po niej oddolna grupa różańcowa. Założyły ją osoby bezdomne we wspólnocie. To dla mnie największa radość, bo w ogóle w tym nie maczałem palców. I nagle pojawia się nowy dom. Poświęcimy go Matce Bożej. Chłopy czasem o mamie zapominają, ale Ona z nami była.

Zachęcamy do finansowego wsparcia inicjatywy, o której tu mowa. Przelewy można wysyłać na konto podane na stronie internetowej Stowarzyszenia Betlejem. Z dopiskiem: „Darowizna na remont i rozbudowa domu”.

...

Zapomina sie o pomocy duchowej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:24, 06 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Szlachetna Paczka
6 dowodów na to, że wolontariat daje pracę
6 dowodów na to, że wolontariat daje pracę

Dzisiaj, 6 września (13:56)

Z czym kojarzy Ci się słowo „wolontariusz”? Przychodzą Ci na myśl młodzi ludzie w kolorowych koszulkach na imprezach masowych czy starsze panie opiekujące się bezdomnymi kotami? Wolontariat to dla jednych fajna zabawa, dla innych sposób na spełnienie w życiu. Ale jest jeszcze jedna korzyść z bycia wolontariuszem, o której w ogóle się nie mówi. Przedstawiamy 6 dowodów na to, że doświadczenie w wolontariacie daje pracę!
Wolontariusze Szlachetnej Paczki
/Agnieszka Ozga-Woznica /
1. Nie magister, lecz chęć szczera!

Wiele osób narzeka, że po ukończeniu studiów nie może znaleźć pracy. Ja wciąż studiuję, a już przekonałem się na własnej skórze, że każdy wolontariat, staż czy praktyki pozwalają bardzo mocno wyprzedzić rówieśników na rynku pracy - mówi Damian Markowski. Został wolontariuszem na pierwszym roku studiów, nie mając żadnego doświadczenia zawodowego. Teraz jest już na trzecim roku i pracuje jako Project Manager w firmie IT. W swojej pracy robię praktycznie to samo, co robiłem podczas wolontariatu: rozpoznaję potrzeby klienta, ustalam plan działania, deleguję zadania i pilnuję, żeby wszystko było wykonane na czas. Bez doświadczenia zdobytego na wolontariacie w życiu nie dostałbym tej pracy! - uśmiecha się Damian. Wolontariat może być naprawdę bardzo mocnym punktem w CV, którym można chwalić się podczas rozmowy rekrutacyjnej. Z mojego doświadczenia wynika, że pracodawca mając do wyboru magistra, który ukończył super kierunek, ale nie ma żadnego doświadczenia oraz studenta z bogatym CV w wolontariacie, bez wahania zaprosi na rozmowę tego drugiego - podkreśla Damian Markowski.
2. Chcę pracować z ludźmi, nie z menadżerami!

Na rozmowy o pracę przychodzą do mnie bardzo ciekawi, młodzi ludzie, ale zwykle ich hobby, czyli to, co robią po pracy, polega raczej na inwestowaniu w siebie: jazda na koniu, gra w tenisa, turystyka... A tutaj młody człowiek napisał w CV, że swój wolny czas poświęca na aktywności społeczne. To jest coś niecodziennego - przyznaje Piotr Rak, który zatrudnił w swojej firmie byłego wolontariusza Szlachetnej Paczki. To nie była standardowa rozmowa kwalifikacyjna. Zamiast rozmawiać o wykształceniu i doświadczeniu zawodowym, Bartek przez 2 godziny z pasją i zaangażowaniem opowiadał mi o swoich przeżyciach w wolontariacie. Kompetencje to jest rzecz nabyta. Kompetencje można wypracować, można się ich wyuczyć. Z perspektywy pracodawcy można je nawet kupić, zatrudniając coraz lepszych pracowników. Ale ja chcę pracować przede wszystkim z ludźmi, dopiero później z menadżerami - mówi prezes Rak.
3. Jestem na studiach i rozkręcam własną firmę!

Klaudia od zawsze marzyła o prowadzeniu własnej firmy. Aby zrealizować swój cel, wybrała nawet specjalnie kierunek studiów. Co jednak zrobić z dużą ilością wiedzy teoretycznej bez jakiegokolwiek doświadczenia? Podczas studiów chciałam zdobyć wiedzę i umiejętności pozwalające na przełamanie się i zrobienie pierwszego kroku. Po praktykę zgłosiłam się na wolontariat: miałam sporo wolnego czasu i chciałam sprawdzić się jako osoba zarządzająca projektem. Jako Lider Paczki miałam trzydziestu wspaniałych wolontariuszy, którzy mi ufali, byli bardzo zaangażowani i robili wszystko na czas. Byłam bardzo dumna z siebie, bo to ja zarządzałam tym zespołem, więc każdy wielki sukces wolontariusza był także moim zwycięstwem. Skoro sprawiłam, że cały Rejon mógł wydajnie działać, czemu bałam się zrobić to samo z moją przyszłą karierą? Usiadłam, napisałam biznes plan i strategię rozwoju mojej firmy. Dostałam dotację dla młodych przedsiębiorców i już niedługo ruszam z własnym biznesem! - mówi Klaudia.
4. Nie chciałam pomagać, chciałam tylko wpisu w CV!

Ania od dziecka chciała zostać nauczycielką. Marzyła, by stojąc przy tablicy, opowiadać dzieciom o przygodach Tomka Sawyera i dzieci z Bullerbyn. Jednak na 4. roku studiów zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego doświadczenia zawodowego. Na forum studenckim zobaczyła ogłoszenie o nowym wolontariacie w Bydgoszczy. Przeczytała opis: całoroczna praca z dzieckiem nad poprawą jego wyników w nauce i rozwojem osobistym. Wszystko pasowało jak ulał do doświadczenia przyszłego nauczyciela.

Moje podejście było wtedy bardzo praktyczne: nie chciałam pomagać, chciałam tylko wpisu w CV - mówi Ania. W styczniu wstąpiła do Akademii Przyszłości zaczęła pracę z 13-letnim Beniaminem. W międzyczasie zaczęła angażować się w różnorodne wydarzenia, jakie odbywały się w ramach wolontariatu. Organizowałam Dzień Dziecka i spotkania ze znanymi aktorami, znalazłam biuro dla zarządu Akademii w Bydgoszczy. I nagle okazało się, że organizowanie wydarzeń całkiem nieźle mi wychodzi. Wtedy traktowałam to tylko jako fajne wyzwanie, bo jednak cały czas chciałam być nauczycielem. Powtarzałam sobie: Doświadczenie, doświadczenie, doświadczenie... Nigdy nie wiadomo, do czego ci się to przyda - opowiada Ania.

Po skończeniu studiów Ania wywróciła swoje plany zawodowe do góry nogami i bez kompleksów wkroczyła na rynek pracy. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej w agencji PR-owej zapytano mnie, czym zajmowałam się w Akademii. Zaczęłam wymieniać jednym tchem: organizowanie dużych wydarzeń przy praktycznie zerowym budżecie, angażowanie mediów w projekty, o których wcześniej nawet nie słyszały, łączenie ludzi z różnych światów i środowisk wokół jednej idei. Sporo, jak na "zwykły" wolontariat, prawda? - opowiada z uśmiechem dziewczyna.
Szlachetna Paczka: Grzegorz Krychowiak odwiedził panią Aleksandrę i jej niepełnosprawną córkę
5. Rzuciłam etat i zostałam bizneswoman!

Jej przygoda z wolontariatem zaczęła się 10 lat temu. Wtedy była studentką pedagogiki, łapiącą dorywcze prace i szukającą swojego miejsca w życiu. Teraz jest żoną, mamą dwójki dzieci, początkującym przedsiębiorcą i... dalej jest wolontariuszką. Cały czas zastanawiam się, dlaczego nie potrafię zostawić tego wolontariatu. Ale on po prostu chyba zmienił całe moje życie - mówi Ewa. Chodzi przede wszystkim o mój rozwój bardzo osobisty: nabieranie odwagi, by coś zmieniać. To właśnie dzięki wolontariatowi ja - córka etatowców, która wyssała z mlekiem matki przekonanie o tym, że etat jest the best i to najlepiej jeden na całe życie, ja - mam odwagę podjąć próbę rozkręcenia swojej własnej firmy. Nie wiem, czy ta próba zakończy się sukcesem. Jednak gdziekolwiek mnie ta przygoda nie zaprowadzi - wygrałam, bo dałam sobie szansę i podjęłam wyzwanie! - mówi Ewa.
6. Dam panu pracę... po znajomości.

Jechałem przez miasto i nagle zobaczyłem, że pali mi się rezerwa. Otwieram portfel, a tam ostatnie 10 złotych. Pomyślałem: "I co dalej, Wojtek?". Następnego dnia poszedłem na zajęcia. Jak co rano mijałem po drodze uczelniany basen. Olśniło mnie. Mam papiery ratownika, więc może tam się jakoś zahaczę? Wchodzę z CV w ręku, ale pani w sekretariacie mówi, że nikogo nie potrzebują. Wtedy w otwartych drzwiach gabinetu staje dyrektorka ośrodka.
- Proszę, niech pan wejdzie do gabinetu - mówi, zapraszając mnie gestem do środka. - Co pana sprowadza?
- Jestem ratownikiem, szukam pracy - mówię. Dyrektorka przyjrzała mi się uważnie i po chwili odparła: - Nie mamy wolnych etatów, ale ja panu załatwię coś na umowę zlecenia.
- Ale podobno nie ma pracy.
- No nie ma, ale ja panu załatwię, powiedzmy, po znajomości.
- Ale... ja pani nie znam.
- Ale ja pana znam.
- Skąd?
- Bo ja z mężem robiłam Szlachetną Paczkę. I widziałam pana wczoraj w magazynie, był pan w takiej czerwonej koszulce wolontariusza.
Polscy modele, projektanci i artyści również wspierają Szlachetną Paczkę

Podejmij wyzwanie!

Oto prawdziwe historie wolontariuszy SZLACHETNEJ PACZKI i AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Chcesz dopisać swoją?
Zostań wolontariuszem SZLACHETNEJ PACZKI lub AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych] i wypełnij krótki formularz. Liczba miejsc ograniczona - nie zwlekaj!

(adap)
Materiały prasowe

...

Tak. Porzuccie wyobrazenie pracy jako dzialania tylko dla kasiory.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:24, 06 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Szlachetna Paczka
6 dowodów na to, że wolontariat daje pracę
6 dowodów na to, że wolontariat daje pracę

Dzisiaj, 6 września (13:56)

Z czym kojarzy Ci się słowo „wolontariusz”? Przychodzą Ci na myśl młodzi ludzie w kolorowych koszulkach na imprezach masowych czy starsze panie opiekujące się bezdomnymi kotami? Wolontariat to dla jednych fajna zabawa, dla innych sposób na spełnienie w życiu. Ale jest jeszcze jedna korzyść z bycia wolontariuszem, o której w ogóle się nie mówi. Przedstawiamy 6 dowodów na to, że doświadczenie w wolontariacie daje pracę!
Wolontariusze Szlachetnej Paczki
/Agnieszka Ozga-Woznica /
1. Nie magister, lecz chęć szczera!

Wiele osób narzeka, że po ukończeniu studiów nie może znaleźć pracy. Ja wciąż studiuję, a już przekonałem się na własnej skórze, że każdy wolontariat, staż czy praktyki pozwalają bardzo mocno wyprzedzić rówieśników na rynku pracy - mówi Damian Markowski. Został wolontariuszem na pierwszym roku studiów, nie mając żadnego doświadczenia zawodowego. Teraz jest już na trzecim roku i pracuje jako Project Manager w firmie IT. W swojej pracy robię praktycznie to samo, co robiłem podczas wolontariatu: rozpoznaję potrzeby klienta, ustalam plan działania, deleguję zadania i pilnuję, żeby wszystko było wykonane na czas. Bez doświadczenia zdobytego na wolontariacie w życiu nie dostałbym tej pracy! - uśmiecha się Damian. Wolontariat może być naprawdę bardzo mocnym punktem w CV, którym można chwalić się podczas rozmowy rekrutacyjnej. Z mojego doświadczenia wynika, że pracodawca mając do wyboru magistra, który ukończył super kierunek, ale nie ma żadnego doświadczenia oraz studenta z bogatym CV w wolontariacie, bez wahania zaprosi na rozmowę tego drugiego - podkreśla Damian Markowski.
2. Chcę pracować z ludźmi, nie z menadżerami!

Na rozmowy o pracę przychodzą do mnie bardzo ciekawi, młodzi ludzie, ale zwykle ich hobby, czyli to, co robią po pracy, polega raczej na inwestowaniu w siebie: jazda na koniu, gra w tenisa, turystyka... A tutaj młody człowiek napisał w CV, że swój wolny czas poświęca na aktywności społeczne. To jest coś niecodziennego - przyznaje Piotr Rak, który zatrudnił w swojej firmie byłego wolontariusza Szlachetnej Paczki. To nie była standardowa rozmowa kwalifikacyjna. Zamiast rozmawiać o wykształceniu i doświadczeniu zawodowym, Bartek przez 2 godziny z pasją i zaangażowaniem opowiadał mi o swoich przeżyciach w wolontariacie. Kompetencje to jest rzecz nabyta. Kompetencje można wypracować, można się ich wyuczyć. Z perspektywy pracodawcy można je nawet kupić, zatrudniając coraz lepszych pracowników. Ale ja chcę pracować przede wszystkim z ludźmi, dopiero później z menadżerami - mówi prezes Rak.
3. Jestem na studiach i rozkręcam własną firmę!

Klaudia od zawsze marzyła o prowadzeniu własnej firmy. Aby zrealizować swój cel, wybrała nawet specjalnie kierunek studiów. Co jednak zrobić z dużą ilością wiedzy teoretycznej bez jakiegokolwiek doświadczenia? Podczas studiów chciałam zdobyć wiedzę i umiejętności pozwalające na przełamanie się i zrobienie pierwszego kroku. Po praktykę zgłosiłam się na wolontariat: miałam sporo wolnego czasu i chciałam sprawdzić się jako osoba zarządzająca projektem. Jako Lider Paczki miałam trzydziestu wspaniałych wolontariuszy, którzy mi ufali, byli bardzo zaangażowani i robili wszystko na czas. Byłam bardzo dumna z siebie, bo to ja zarządzałam tym zespołem, więc każdy wielki sukces wolontariusza był także moim zwycięstwem. Skoro sprawiłam, że cały Rejon mógł wydajnie działać, czemu bałam się zrobić to samo z moją przyszłą karierą? Usiadłam, napisałam biznes plan i strategię rozwoju mojej firmy. Dostałam dotację dla młodych przedsiębiorców i już niedługo ruszam z własnym biznesem! - mówi Klaudia.
4. Nie chciałam pomagać, chciałam tylko wpisu w CV!

Ania od dziecka chciała zostać nauczycielką. Marzyła, by stojąc przy tablicy, opowiadać dzieciom o przygodach Tomka Sawyera i dzieci z Bullerbyn. Jednak na 4. roku studiów zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego doświadczenia zawodowego. Na forum studenckim zobaczyła ogłoszenie o nowym wolontariacie w Bydgoszczy. Przeczytała opis: całoroczna praca z dzieckiem nad poprawą jego wyników w nauce i rozwojem osobistym. Wszystko pasowało jak ulał do doświadczenia przyszłego nauczyciela.

Moje podejście było wtedy bardzo praktyczne: nie chciałam pomagać, chciałam tylko wpisu w CV - mówi Ania. W styczniu wstąpiła do Akademii Przyszłości zaczęła pracę z 13-letnim Beniaminem. W międzyczasie zaczęła angażować się w różnorodne wydarzenia, jakie odbywały się w ramach wolontariatu. Organizowałam Dzień Dziecka i spotkania ze znanymi aktorami, znalazłam biuro dla zarządu Akademii w Bydgoszczy. I nagle okazało się, że organizowanie wydarzeń całkiem nieźle mi wychodzi. Wtedy traktowałam to tylko jako fajne wyzwanie, bo jednak cały czas chciałam być nauczycielem. Powtarzałam sobie: Doświadczenie, doświadczenie, doświadczenie... Nigdy nie wiadomo, do czego ci się to przyda - opowiada Ania.

Po skończeniu studiów Ania wywróciła swoje plany zawodowe do góry nogami i bez kompleksów wkroczyła na rynek pracy. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej w agencji PR-owej zapytano mnie, czym zajmowałam się w Akademii. Zaczęłam wymieniać jednym tchem: organizowanie dużych wydarzeń przy praktycznie zerowym budżecie, angażowanie mediów w projekty, o których wcześniej nawet nie słyszały, łączenie ludzi z różnych światów i środowisk wokół jednej idei. Sporo, jak na "zwykły" wolontariat, prawda? - opowiada z uśmiechem dziewczyna.
Szlachetna Paczka: Grzegorz Krychowiak odwiedził panią Aleksandrę i jej niepełnosprawną córkę
5. Rzuciłam etat i zostałam bizneswoman!

Jej przygoda z wolontariatem zaczęła się 10 lat temu. Wtedy była studentką pedagogiki, łapiącą dorywcze prace i szukającą swojego miejsca w życiu. Teraz jest żoną, mamą dwójki dzieci, początkującym przedsiębiorcą i... dalej jest wolontariuszką. Cały czas zastanawiam się, dlaczego nie potrafię zostawić tego wolontariatu. Ale on po prostu chyba zmienił całe moje życie - mówi Ewa. Chodzi przede wszystkim o mój rozwój bardzo osobisty: nabieranie odwagi, by coś zmieniać. To właśnie dzięki wolontariatowi ja - córka etatowców, która wyssała z mlekiem matki przekonanie o tym, że etat jest the best i to najlepiej jeden na całe życie, ja - mam odwagę podjąć próbę rozkręcenia swojej własnej firmy. Nie wiem, czy ta próba zakończy się sukcesem. Jednak gdziekolwiek mnie ta przygoda nie zaprowadzi - wygrałam, bo dałam sobie szansę i podjęłam wyzwanie! - mówi Ewa.
6. Dam panu pracę... po znajomości.

Jechałem przez miasto i nagle zobaczyłem, że pali mi się rezerwa. Otwieram portfel, a tam ostatnie 10 złotych. Pomyślałem: "I co dalej, Wojtek?". Następnego dnia poszedłem na zajęcia. Jak co rano mijałem po drodze uczelniany basen. Olśniło mnie. Mam papiery ratownika, więc może tam się jakoś zahaczę? Wchodzę z CV w ręku, ale pani w sekretariacie mówi, że nikogo nie potrzebują. Wtedy w otwartych drzwiach gabinetu staje dyrektorka ośrodka.
- Proszę, niech pan wejdzie do gabinetu - mówi, zapraszając mnie gestem do środka. - Co pana sprowadza?
- Jestem ratownikiem, szukam pracy - mówię. Dyrektorka przyjrzała mi się uważnie i po chwili odparła: - Nie mamy wolnych etatów, ale ja panu załatwię coś na umowę zlecenia.
- Ale podobno nie ma pracy.
- No nie ma, ale ja panu załatwię, powiedzmy, po znajomości.
- Ale... ja pani nie znam.
- Ale ja pana znam.
- Skąd?
- Bo ja z mężem robiłam Szlachetną Paczkę. I widziałam pana wczoraj w magazynie, był pan w takiej czerwonej koszulce wolontariusza.
Polscy modele, projektanci i artyści również wspierają Szlachetną Paczkę

Podejmij wyzwanie!

Oto prawdziwe historie wolontariuszy SZLACHETNEJ PACZKI i AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Chcesz dopisać swoją?
Zostań wolontariuszem SZLACHETNEJ PACZKI lub AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych] i wypełnij krótki formularz. Liczba miejsc ograniczona - nie zwlekaj!

(adap)
Materiały prasowe

...

Tak. Porzuccie wyobrazenie pracy jako dzialania tylko dla kasiory.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:40, 07 Wrz 2017    Temat postu:

Zaczynali od faksów. Dziś budują szkoły, przychodnie i studnie. Salezjański Wolontariat Misyjny
Przemysław Radzyński | Wrz 06, 2017

SWM "Młodzi światu"
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Wolontariat misyjny nauczył mnie, że spotkanie z drugim człowiekiem jest najważniejsze. Bardzo trudno było mi się tego nauczyć, bo z natury jestem nastawiona tak, że to praca i działanie są najważniejsze. A nie są.

O 20-letniej historii Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego „Młodzi Światu” opowiada Joanna Stożek. Asia była w grupie pierwszych wolontariuszy, od których w 1997 roku zaczął się SWM. Była na misjach w Kenii, Rosji, Sudanie Południowym i Nigerii. Dziś jest wiceprezesem SWM-u.

Przemysław Radzyński: Jesteś jedną z osób, które były u początku Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego? Jak zaczęła się historia SWM-u?

Joanna Stożek: Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam o misjach. Miałam 16 lat. Byłam w liceum. Bardzo mocno angażowałam się w różne działania salezjańskie w mojej parafii na krakowskich Dębnikach. Współpracowałam z „szalonym” księdzem – Andrzejem Polichtem. Pomagałam mu organizować m.in. wakacje dla dzieci. Z ok. 200-osobową grupą salezjańskiej młodzieży byliśmy razem na pielgrzymce do Częstochowy. Spotkaliśmy dwóch przyjaciół ks. Andrzeja – misjonarzy z Kenii i Zambii.
Czytaj także: Chcę wyjechać na misje. Co mnie tam czeka?

Widząc, że jesteśmy bardzo zainteresowani ich opowieściami stwierdzili: „Skoro tak bardzo się interesujecie, to sami przyjedźcie i zobaczcie jak tam jest”. Na początku wzięliśmy to za żart. Ale ks. Andrzej szybko podchwytywał szalone pomysły. Zaraz po wakacjach utworzyliśmy grupę misyjną. Sfinansowaliśmy pierwszy projekt misyjny, spotykaliśmy się z misjonarzami, którzy odwiedzali Polskę w czasie swoich urlopów i… zaczęliśmy przygotowywać się do wyjazdu.

To był rok 1997.

To był czas, kiedy nie było internetu… Kontaktowaliśmy się z misjonarzami jedynie za pośrednictwem faksu – tradycyjne listy bardzo długo dochodziły. Ponieważ oni też nie mieli stałego dostępu do faksu, to wymienialiśmy się informacjami co parę miesięcy.

Pamiętasz jakiś faks?

Do tej pory widzę przed oczami faks, na którym wymienionych jest kilka placówek, do których miało wyjechać pierwszych 10 osób. Wśród nich był opis placówki, która jest położona na półpustyni, gdzie nie ma regularnego dostępu do prądu. Pomyślałam, że to moje wymarzone miejsce. Później okazało się, że ja właśnie tam zostałam posłana.

Do Korr, na północy Kenii.

Tak, pośród bardzo tradycyjnych plemion – Samburu i Rendille. W tamtym czasie generator prądu w misji włączany był raz dziennie na dwie godziny. Nie było dostępu do żadnej komunikacji. Przez dwie godziny trzeba było jechać do miasta, gdzie z resztą świata można było skontaktować się przez radio.

To był wyjazd, który przemienił moje życie. Od tamtego czasu minęło 18 lat, a ja ciągle angażuję się w działalność misyjną. Spotkałam wspaniałych ludzi, którzy praktycznie nic nie mieli. Mieszkają w chatkach podobnych do igloo, tylko pokrytych skórami czy tekturą. Jedzą tylko raz dziennie. Bardzo ubodzy, ale równocześnie bardzo radośni i gościnni. Niesamowicie mnie to urzekło. Przychodziliśmy do nich, a oni dzielili się z nami wszystkim, co mieli. To było niesamowite przeżycie.
Czytaj także: Na czym polega wolontariat misyjny?

Ważnym elementem tego wyjazdu było dla mnie spotkanie z misjonarzami – salezjanami, którzy pracowali tam przez kilkadziesiąt lat. Dla mnie to było niesamowite świadectwo oddania życia. Myśmy wyjechali na dwa miesiące – oni wyjechali na całe życie. To ich świadectwo najbardziej skłoniło mnie do tego, żeby bardziej zaangażować się w misje.

Ten pierwszy wyjazd to miał być wasz cel…

Gdy zobaczyliśmy, jakie są potrzeby na miejscu, jak misjonarze potrzebują wsparcia ludzi świeckich, to postanowiliśmy, że będziemy robić to dalej i z większym zaangażowaniem. Powstało stowarzyszenie. Od tamtej pory na misje wyjechało już ponad 400 osób do Afryki, Ameryki Południowej, Azji i Europy Wschodniej.

To symptomatyczne, bo opowiadasz o ludziach, których tam spotkałaś, a nie powiedziałaś, co Ty tam robiłaś. To, co się robi na misji, jest drugorzędne? Ważniejsza jest sama obecność?

Ja mam naturę działaczki. Praca jest dla mnie ważna. Jak jestem skupiona na jakimś zadaniu, to działanie jest dla mnie najważniejsze. Ale – i myślę, że tego nauczyły mnie też misje – że to ludzie są najważniejsi. Tak naprawdę możemy zrobić tam na miejscu niewiele, ale najważniejsze jest to, co zostawimy w sercach ludzi. I też to, co oni zostawiają w naszych sercach. To przemienia życie.

Ale wrócę do tego pytania – czym się zajmowaliście na misji w Kenii?

Robiliśmy to, co było potrzebne na miejscu – wykonywaliśmy drobne prace remontowe w budynkach misji i organizowaliśmy czas dzieciom i młodzieży.

A dziś, 20 lat później, co robi się na wyjazdach misyjnych?

Praca wolontariuszy na misjach bardzo się sprofesjonalizowała. Nie wykonujemy już tylko drobnych prac, ale często jedziemy z konkretnym planem. Dziś staramy się dopasowywać umiejętności wolontariuszy do potrzeb placówek, do której jadą. Także pobyt jest dłuższy. Bo na początku to był miesiąc lub dwa, a teraz standardem jest rok. W tym czasie faktycznie można zrobić coś konkretnego.

SWM mocno w tym czasie się sprofesjonalizował.

Zatrudnionych jest kilkunastu pracowników, ale ciągle jest też wielu wolontariuszy, to oni są podstawą organizacji. Jest biuro. Są struktury, które na szczęście nie zabijają ducha. Zmieniła się też skala działań. Na początku robiliśmy bardzo drobne rzeczy. Dopiero później zaczęliśmy budować szkoły, przychodnie, studnie.
Czytaj także: W Helence była harmonia – poruszająca rozmowa z Teresą Kmieć

Zaczęliśmy tworzyć profesjonalne filmy. W Krakowie wybudowaliśmy Wioski Świata – Park Edukacji Globalnej. Działamy na większą skalę i staramy się dotrzeć do większej liczby ludzi.

Czego nauczył Cię Wolontariat?

Wszystkiego! Wszystkiego, co potrafię w sprawach zawodowych – od rozliczania projektów i zarządzanie pracownikami po kwestie prawne związane z umowami i bardzo wiele innych rzeczy – nauczył mnie właśnie Wolontariat.

Poza profesjonalnymi rzeczami – szczególnie będąc na misjach – doświadczyłam ważnych i bliskich spotkań z ludźmi, ale też głębokiego spotkania z Bogiem. Wolontariat misyjny nauczył mnie zwracania większej uwagi na drugiego człowieka, że to spotkanie z nim jest najważniejsze. Bardzo trudno było mi się tego nauczyć, bo tak jak mówiłam, z natury jestem nastawiona tak, że to praca i działanie są najważniejsze. A nie są.

...

To jest piekne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 72, 73, 74 ... 89, 90, 91  Następny
Strona 73 z 91

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy