Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:37, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Quasi-państwo bez fundamentów
Od wielu miesięcy z coraz większym zniechęceniem obserwujemy kolejne szczyty Unii Europejskiej, które mają w cudowny sposób rozwiązać strukturalne problemy zadłużenia, niskiej konkurencyjności gospodarczej Europy, bezrobocia, zatorów płatniczych, niewypłacalności banków. Właściwie lista priorytetowych spraw do rozwiązania i najbardziej palących problemów jest już tak długa, że samo ich wymienienie zajęłoby jakiś czas.
28 i 29 czerwca br. doszło do następnego „przełomowego” szczytu, kolejnego w długim ogonku przełomowych szczytów, które nas jeszcze czekają. Jego rezultaty i konkluzje, choć faktycznie przełomowe, skłaniają do krytycznej oceny polityki europejskiej i głębokiej refleksji nad tym, czy UE jest jeszcze zdolna do samonaprawienia.
„Propagowanie wzrostu”
Na szczycie przyjęto założenia paktu dla wzrostu, inwestycji i pracy, który nie tworzy jednak twardych obligacji dla państw, a jedynie prezentuje wskazówki dotyczące mechanizmu postępowania.
Mechanizmy te to m.in.:
dalsze prowadzenie zróżnicowanej i sprzyjającej wzrostowi gospodarczemu konsolidacji fiskalnej, z poszanowaniem paktu stabilności i wzrostu oraz z uwzględnieniem specyfiki poszczególnych państw;
przywracanie normalnego poziomu kredytowania gospodarki;
propagowanie wzrostu gospodarczego i konkurencyjności, w szczególności poprzez usuwanie głęboko zakorzenionych zakłóceń równowagi i kontynuowanie reform strukturalnych;
skuteczne radzenie sobie z bezrobociem i ze społecznymi konsekwencjami kryzysu; realizacja reform służących zwiększeniu zatrudnienia; nasilanie wysiłków na rzecz zwiększania zatrudnienia młodych ludzi;
modernizacja administracji publicznej, w szczególności poprzez eliminowanie opóźnień w sadownictwie, zmniejszanie obciążeń administracyjnych i rozwijanie usług administracji elektronicznej.
Naturalnie przy zastrzeżeniu, że nie może to oznaczać naruszenia zasad paktu fiskalnego. W praktyce oznacza to, że większość państw musi postępować odwrotnie niż konkluzje szczytu – ograniczać inwestycje, wydatki, wygaszać wzrost finansowany kosztem wzrostu zadłużenia itp. Ponadto zasady opisane w art. 81 Traktatu Europejskiego (TE) oraz 104 TE (pomoc publiczna) praktycznie eliminują możliwość wpływu państwa na politykę zatrudnienia. Przywrócenie wspomnianego w komunikacie Rady „normalnego kredytowania gospodarki” zostało właśnie znacznie ograniczone przez zmianę lewarowania banków i Bazyleę III, które według różnych szacunków „wycofają” z rynku UE ok. 450 mld euro. W jaki więc sposób planuje się przywrócenie wzrostu gospodarczego? Prawdopodobnie poprzez czekanie, aż mechanizmy rynkowe „same” wszystko uregulują, lub też przez owe „propagowanie wzrostu”, co jest znakomitą informacją dla wszystkich urzędników UE i krajów członkowskich, żyjących z konferencji, narad i pracy w różnych grupach roboczych. Podobnie, niestety, pozbawione racjonalnej bazy są postulaty przywódców Partii Europejskich Socjalistów (PES), obradujących w przeddzień szczytu UE.
Suche postulaty
PES w dokumencie pt. „Pakt na rzecz wzrostu gospodarczego i zatrudnienia w Europie” postuluje m.in. przyjęcie „Europejskiego programu na rzecz zatrudnienia młodzieży”, który oznacza wydanie ok. 10 mld euro na „stworzenie nowych miejsc pracy dla młodych ludzi, ulepszenie systemu edukacji oraz szkolenia zawodowego, jak również wzmocnienia dynamicznej polityki zatrudnienia, zapewniając przy tym równość szans dla kobiet i mężczyzn” oraz zmniejszenie bezrobocia wśród młodzieży w UE o 50 proc. Liczba bezrobotnych młodych Europejczyków wynosi ok. 25 mln osób, w związku z tym, według tego planu, sprawę bezrobocia młodzieży w UE załatwi 400 euro na głowę młodego bezrobotnego (czyli finansowanie prawie 40 godzin pracy na zmywaku w Londynie). Niestety, nie znajdziemy w tym dokumencie sposobu realizacji tak ambitnego przedsięwzięcia, np. postulatu zmiany zasad udzielania i określania pomocy publicznej, czyli podstawowego, neoliberalnego filaru UE. W tej sytuacji „program” PES pozostaje jedynie postulatem. Nie ma bowiem możliwości w dobie kryzysu ograniczenia finansowania deficytu, zmniejszenia popytu, zmniejszenia stopy inwestycji, spadku płynności przedsiębiorstw, spadku zatrudnienia, konsumpcji itd. i bez możliwości głębokiej, keynesowskiej ingerencji państwa w mechanizmy gospodarcze, wykreowania w prosty sposób milionów nowych miejsc pracy. Teoretycznie można byłoby faktycznie zwiększyć koniunkturę, stworzyć takie mechanizmy, które wykreują nowe miejsca pracy dzięki gwałtownemu wzrostowi popytu zagranicznego, czyli w konsekwencji – eksportu. Niestety, UE, i to głosami tego samego PES, przyjmuje rozwiązania (np. w energetyce), które jeszcze bardziej ograniczają konkurencyjność produktów unijnych na rynkach międzynarodowych. Europejskie oznacza coraz droższe, coraz mniej innowacyjne, coraz mniej konkurencyjne. Podobnie sprzeczne z regulacjami, doktryną i dorobkiem wspólnoty są postulaty PES „Europejskiego paktu na rzecz zatrudnienia”, z tym samym katalogiem wątpliwości i niespójności.
Kpiny ze zdrowego rozsądku
Odrębnym kuriozum jest postulat „odnowienia i zazielenienie europejskiego przemysłu”. Europejski przemysł przez to, że jest „zazieleniony”, podczas gdy przemysł reszty świata nie, jest drogi, niekonkurencyjny i, co gorsza, coraz bardziej nieinnowacyjny. Zawarty w tym samym projekcie postulat przeznaczania 3 proc. PKB na badania i rozwój (średnia dla UE do 1,5 proc. PKB, Polska to ok. 0,45 proc. PKB) jest powtórzeniem założeń Agendy Lizbońskiej z 2000 r. – najbardziej zlekceważonego i nierealizowanego dokumentu UE w całej historii integracji. Czy postulaty PES, śladowo powtórzone w komunikacie Rady są niesłuszne? Nie, na próżno można by tam szukać postulatów systemowych, dotyczących regulacji i acquis communautaire dławiących europejską gospodarkę, rynek pracy, konkurencyjność i innowacyjność. Postulaty PES koncentrują się na działaniach pozornych, fasadowych, których rezultatem może być jedynie wzrost zatrudnienia w administracji i aktywności kawiarniano-seminaryjnej. Poniekąd ma to swój pożyteczny skutek, ponieważ spada tym samym bezrobocie wśród pracowników administracji oraz poprawia się koniunktura w kawiarniach w Brukseli, w okolicach gmachu Komisji i Parlamentu.
Śledząc kolejne wypowiedzi polityków Unii Europejskiej oraz komentatorów politycznych, specjalista może odnieść wrażenie, że ktoś z opinii publicznej w UE kpi sobie w sposób urągający zdrowemu rozsądkowi. Odkrywa się bowiem w dokumentach diagnozujących przyczyny i rezultaty obecnego kryzysu objawione prawdy, o których uczono na studiach i o których można przeczytać w podręcznikach wydanych kilkanaście lat temu.
Fasadowe instytucje
Tworząc ułomny, w sensie prawno-międzynarodowym, byt pod nazwą UE, stworzono bowiem quasi-państwo nie mieszczące się w definicji klasycznej federacji ani też konfederacji. Pozwolono na stworzenie kilkunastu fasadowych, wspólnych instytucji, obudowując je bizantyjskim systemem biurokratycznym, pozbawionym jakiejkolwiek kontroli demokratycznej, a następnie przyjęto jako tezy a priori garść liberalnych, społecznych i gospodarczych pryncypiów spójnych co do istoty, pod warunkiem, że kiedykolwiek zrealizowanych.
Art. 14 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską (TWE) stwierdza, że rynek wewnętrzny obejmuje obszar bez granic wewnętrznych, na którym zostaje zapewniony swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału. Podstawą systemu gospodarczego UE jest neoliberalne założenie, wskazujące na samoregulacyjny mechanizm rynkowej gospodarki. Założono, w pewnym uproszczeniu, że zapewnienie swobody przepływu osób, kapitału, towarów zapewni funkcjonowanie modelu rynku dążącego do doskonałości – im bliższy doskonałości rynek, tym większa racjonalizacja procesu gospodarowania. Neoliberalny paradygmat zakłada bowiem, że rynki funkcjonują zawsze efektywnie i wykluczają pewne określone okoliczności
– racjonalnie. W takim systemie podział dostępnych dóbr osiąga optimum, w którym nie można poprawić sytuacji jednego przedsiębiorstwa, nie pogarszając przy tym sytuacji innego (optimum Pareto).
Fikcyjne zasady konkurencji
Czy faktycznie neoliberalny paradygmat stanowiący fundament UE jest w jakimkolwiek stopniu zrealizowany? Swoboda przepływu towarów istnieje – co do tego nie mamy raczej wątpliwości, doświadczamy jej na co dzień, możemy importować, eksportować i, teoretycznie, towar kupiony w jednym kraju UE powinien kosztować tyle samo, ile w innym kraju Unii (jego cena może być jedynie powiększona o koszty transportu). Czy tak jest w rzeczywistości? Nie. Przecież na samochód kupiony w Niemczech Polska nakłada wyższą stawkę VAT (trzeba pokrywać różnicę) oraz podatek akcyzowy. Ponadto niezharmonizowane stawki VAT i akcyzy czynią z zasady konkurencji fikcję, której skutki odczuwają wyłącznie konsumenci. Swoboda przepływu usług funkcjonuje wyłącznie na ulotkach promujących wartości UE. Różnice w ustawach o zamówieniach publicznych, nasza słynna regulacja zawodów, konieczność przystępowania do izb gospodarczych (lokalnych), żeby wziąć udział w przetargu – to wszystko wynaturzyło i zdeformowało zasadę swobodnego przepływu usług. Również fakt publikowania przetargów tylko w języku narodowym do wartości 750 tys. euro (przy robotach budowlanych 5 mln) oznacza, że „swoboda” dotyczy tylko usług o znacznej wartości i większych firm. Oznacza to również, że z owej teoretycznej swobody wyłącza się w ten sposób przedsiębiorstwa mniejsze, sprowadzając zasadę „swobody przepływu usług” do kategorii „pod warunkiem, że…” i tu następuje lista warunków. Przypomina to starą, brytyjska anegdotę tłumaczącą, co to jest demokracja, na przykładzie wyborów do Izby Gmin – to prawo głosu dla wszystkich za wyjątkiem dzieci, nieletnich, skazanych, szaleńców, kobiet (to stary dowcip) oraz członków Izby Lordów. Ale poza tym głosować mogą naprawdę wszyscy. Zapomina się jednocześnie, że w wielkich przetargach z powodzeniem biorą udział firmy spoza UE, dysponujące kapitałem, tanią siłą roboczą w swoich macierzystych siedzibach oraz brakiem kagańca dyrektyw, który czyni firmy z UE mniej konkurencyjnymi w starciu z firmami chińskimi, amerykańskimi czy hinduskimi, a to właśnie małe zamówienia i małe przetargi są szansą dla firm rodzinnych, kooperatyw i spółdzielni studenckich, tworzonych bez wielkiego kapitału, a w warunkach kryzysu.
Bariery nie do przebrnięcia
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda ze swobodnym przepływem osób, czyli mobilnością czynnika pracy. Liberalny paradygmat zakłada, że czynnik pracy podlega takim samym prawidłowościom (lub bardzo zbliżonym) jak inne czynniki produkcji. Jeśli podaż pracy jest duża, praca staje się tania, rośnie konkurencyjność produkcji, rośnie zatrudnienie itd. Jednocześnie jeśli pracy nie ma, to mobilność tego czynnika – możliwość wyjazdu tam, gdzie popyt na prace jest większy, czyli gdzie są miejsca pracy lub droższe miejsca pracy – ma mieć charakter samoregulacyjny. Przesiedlamy się tam, gdzie praca jest lepiej płatna (czyli czynnik pracy droższy) – im więcej nas się tam przeniesie, podaż na tamtym rynku rośnie, ceny pracy spadają. Tyle teorii, w praktyce wyobraźmy sobie, co oznacza przeniesienie „za chlebem” na terytorium UE. Niezharmonizowane prawo pracy – całkowicie i absolutnie różne w różnych krajach, inne systemy opieki społecznej, bariery administracyjne, problem z przeniesieniem i naliczeniem emerytury, szkoła dla dzieci, szykany Jugendamtu (jeśli jesteśmy akurat w rzekomo demokratycznych Niemczech). A teraz wyobraźmy sobie takie same przenosiny na Litwę, gdzie jeszcze na dodatek zapewne każą zmienić nam nazwisko lub podpisywać jakąś lokalną volkslistę – można odnieść wrażenie, że ten kraj funkcjonuje w innej przestrzeni demokratycznej niż reszta państw UE. Do tego katalogu barier dochodzą jeszcze okresy ochronne dla rynków pracy, zasadnicze różnice w programach nauczania i wykształcenia, reglamentacja setek zawodów, które dla obywatela danego kraju stanowią istotną niedogodność, ale dla obywatela innego kraju – barierę nie do przebrnięcia. Wyobraźmy sobie np. włoskiego pośrednika nieruchomości, który chciałby również świadczyć usługi w Polsce. Albo brytyjskiego doradcę finansowego, który zmuszony będzie do robienia licencji w Polsce. Lista zawodów, w których o mobilności czynnika pracy możemy zapomnieć, jest długa – lekarz, pielęgniarka, taksówkarz, przewodnik turystyczny. Chyba tylko kopanie rowów oraz zmywanie naczyń w barach, pod pewnymi warunkami, jest możliwe do wykonywania na terytorium całej UE, bez konieczności uzyskiwania specjalnych pozwoleń i potwierdzania kwalifikacji. Systemy związane z mobilnością czynnika pracy są w UE absolutnie niekompatybilne, niezgodne ze sobą i tworzące tak wiele barier bezpośrednich i pośrednich, że faktyczna realizacja paradygmatu liberalnego jest w UE absolutnie niemożliwa. Dla potwierdzenia diagnozy choroby toczącej system decyzyjny UE warto przywołać propozycje kształtu budżetu UE, które pomimo zaprezentowanych rzekomych priorytetów prorozwojowych, za podstawowy cel przyjmuje ratowanie banków w strefie euro. Przy czym dokapitalizowanie prywatnego banku 1 mld euro w żaden sposób nie narusza zasady wolnej konkurencji, natomiast dokapitalizowanie polskiej stoczni 300 mln euro już tak.
Wartość sentymentalna
Niezależnie od tego jak bardzo niekonsekwentna jest UE w realizacji paradygmatu stanowiącego jej własny fundament, warto w konkluzji przywołać tezę o błędności samego paradygmatu. Józef Stiglitz wykazał, że rynek jest efektywny (racjonalny, dążący do samoregulacji) tylko w wyjątkowych okolicznościach, a jeśli jest niedoskonały (lub informacje na nim są niewystarczające), to wówczas nawet konkurencyjna alokacja rynku nie osiągnie optimum Pareto. Mówiąc bardziej zrozumiale – ekonomiczna podstawa UE (której zbrojnym ramieniem jest m.in. doktrynalny zakaz pomocy publicznej) jest błędna. Stiglitz dostał za swój model Nagrodę Nobla z ekonomii. Komisja Europejska, pozbawiona zresztą demokratycznej kontroli państw członkowskich, dostaje nasze miliardy złotych, euro i funtów na realizację paradygmatu, który już w przestrzeni naukowej ma wartość co najwyżej sentymentalną.
dr Wojciech Szewko
Autor jest ekspertem Business Centre Club ds. międzynarodowych, absolwentem Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. W przeszłości pracował w Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów, Urzędzie Rady Ministrów i w Urzędzie Komitetu Badań Naukowych. Był także pracownikiem Enterprice Group Depth (Microsoft).
>>>>
Mowiac krotko wszystko tam jest oszustwem . Poza tym UE nie wolny rynek a JEDNOLITY rynek . Przypominam cigale i do znudzenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:59, 12 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Adecco czarno widzi przyszłość dla szukających pracy w Europie
Rynki pracy w strefie euro nie podniosą się szybko z paraliżującego je kryzysu dłużnego, twierdzi największa na świecie agencja pracy tymczasowej Adecco, informując o sporym spadku przychodów w takich krajach, jak Francja, Hiszpania i Włochy.
Adecco, który podobnie jak inne agencje pracy tymczasowej pełni rolę przewodnika stada dla szerszego rynku pracy, podał lepszy od spodziewanego zysk za drugi kwartał, ale przychody okazały się niższe od prognoz i spadły także w lipcu, utrudniając mu podreperowanie zysków na wiodących rynkach europejskich.
"Nie powinniśmy liczyć na żaden pozytywny obrót spraw przed końcem roku w strefie euro," powiedział prezes Patrick de Maeseneire podczas wywiadu z Reutersem.
Wielu pracodawców niechętnie wiąże się umowami o pracę pełnoetatową, preferując pracowników tymczasowych, by zapewnić sobie elastyczność w razie pogorszenia warunków na rynku. Tym niemniej, sektor pracy tymczasowej też nie jest odporny na prawdziwą recesję.
Adecco generuje blisko 60 procent swej sprzedaży w Europie i ma silną ekspozycję na rynki południowoeuropejskie, gdzie rządy podejmują bolesne cięcia budżetowe i borykają się z rekordowo wysokim bezrobociem.
Adecco, który rywalizuje z holdenderską grupą Randstad i amerykańskim Manpower, podał, że zysk w drugim kwartale spadł o 20 procent do 113 milionów euro ($140 mln), do czego przyczyniły się koszty konsolidacji i restrukturyzacji, a także wyższa stawka podatkowa, choć wynik i tak okazał się lepszy o 13 procent od prognoz.
Firma podtrzymała też swój średniookresowy cel osiągnięcia marży EBITA na poziomie 5,5 procent. W drugim kwartale udało jej się uzyskać tylko 3,7 procent, co oznaczałoby, że wierzy w możliwość zwiększenia rentowności o połowę.
Największe gospodarki europejskie przeżyły kolejny burzliwy miesiąc w lipcu, gdyż firmy musiały zmagać się ze słabnącym popytem. Indeksy PMI, które mierzą aktywność gospodarczą i wielokrotnie sprawdziły się jako probierz wzrostu gospodarczego, pokazały spadek zamówień w portfelach firm ze strefy euro w zeszłym miesiącu, podczas gdy spowolnienie obejmowało coraz szersze sfery gospodarek w Niemczech i Francji.
Adecco, który zapewnił personel do obsługi Olimpiady w Londynie, podał, że przychody obniżyły się o 4 procent do 5,2 miliardów euro, zaś we Francji, Hiszpanii, Portugalii i Włoszech odnotowano dwucyfrowe spadki.
Nawet w Niemczech, jak dotąd podtrzymujących wzrost w Europie, nastąpił spadek o 1 procent.
Ameryka Północna oparła się temu trendowi przynosząc 2-procentowy wzrost, podczas gdy w Japonii doszło do 10-procentowego spadku, bo po usunięciu skutków zeszłorocznego tsunami i katastrofy w Fukushimie wyczerpał się wysoki popyt na pracę tymczasową.
>>>>
Tak . Euro to ruina . Zero szans na wyjscie z ruin ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:27, 21 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
EBC poszukuje pracowników w związku z nawałem pracy z powodu kryzysu
Rzecznik Europejskiego Banku Centralnego (EBC) ogłosił we wtorek, że bank zatrudni 40 nowych pracowników do uporania się z nawałem pracy spowodowanym kryzysem zadłużenia w strefie euro.
Rzecznik potwierdził informację wcześniej opublikowaną przez niemiecki dziennik "Die Welt".
AFP pisze, że zapowiedziana liczba nowych pracowników może nie zadowolić związku zawodowego skupiającego personel EBC, który od miesięcy uskarża się na pogarszające się warunki pracy i jej nadmiar.
Międzynarodowa i Europejska Organizacja Pracowników Sektora Publicznego (IPSO) to związek zawodowy personelu EBC. Związek reprezentuje ponad 40 proc. 2600 pracowników banku, z których 1200 to pracownicy zatrudnieni na stałe.
Prezes EBC Mario Draghi przyznał, że w lipcu wystąpiło przeciążenie pracą personelu i obiecał zareagować.
Nie wiadomo, jak pisze AFP, czy zapowiedziana we wtorek rekrutacja będzie wystarczająca dla związkowców, którzy w lipcu uważali, że zatrudnienie 50-60 osób to niezbędne minimum do opanowania sytuacji.
>>>>
No prosz ! Jedyne miejsce gdzie w euro zatrudnienie rosnie to euro-biurokracja . Tych jest ciagle za Mao ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:18, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Dotkliwe pożary szaleją w Hiszpanii, Grecji i we Włoszech
Pożary utrzymują się na południu i zachodzie Europy, m.in. w Hiszpanii, Grecji i we Włoszech. Sytuację pogarszają długotrwałe upały. Według władz może chodzić także o celowe podpalenia, w Grecji do śledztwa włączyły się służby specjalne.
Ogień szaleje w prowincji Kastylia i Leon, na północy Hiszpanii. Jak podały władze tego regionu, pożar strawił już obszar o powierzchni ok. 8 tys. ha, w tym stuletnie lasy sosnowe i tereny odwiedzane przez turystów. Do walki z żywiołem skierowano 500 żołnierzy specjalnej jednostki.
Dym dociera do odległego o ok. 80 km miasta Leon, a ogień znajduje się niedaleko miasteczka Castrocontrigo, jednak dotychczas nie wydano nakazu ewakuacji mieszkańców.
Burmistrz Castrocontrigo Aureliano Fernandez powiedział w wywiadzie dla radia Cadena SER, że zdaniem władz ogień został zaprószony celowo, a nieznany sprawca już raz, przed tygodniem, próbował wzniecić pożar na tym obszarze.
Od stycznia w Hiszpanii spłonęło 140 tys. ha lasu, a więc trzy razy więcej niż w tym samym okresie rok temu. W większości, zdaniem władz, winę za ten stan rzeczy ponoszą ludzie.
Z powodu utrzymujących się od trzech miesięcy upałów i pożarów cierpią także Włosi. Tylko jednego dnia, w poniedziałek, strażacy musieli wyjeżdżać do gaszenia ognia w 127 miejscach w środkowej i południowej części kraju - w regionach Kampania, Kalabria, Basilicata, Toskania i Lacjum.
Klimat nie pomaga
Półwysep Apeniński od trzech miesięcy znajduje się pod wpływem gorącego powietrza, które napływa znad środkowej i północnej Afryki. Jako przyczynę tego zjawiska włoscy klimatolodzy wskazują ocieplanie się oceanów pod wpływem zmieniającego się klimatu.
Oprócz pożarów i upałów przekraczających niekiedy nawet 40 st. naukowcy ostrzegają także przed deficytem wody. Organizacje rolnicze we Włoszech już biją na alarm, że wyższe temperatury mogą wpłynąć na zbiory i jakość włoskich win.
Tymczasem w Grecji służby specjalne ogłosiły, że przyłączają się do śledztwa ws. niezwykle wysokiej liczby pożarów, jakie w tym roku szaleją w różnych częściach kraju.
Minister ds. porządku publicznego Nikos Dendias oświadczył, że tylko w ciągu ostatnich 10 dni w Grecji wybuchło 589 pożarów, w tym 16 we wtorek rano. Władze podejrzewają, że w części przypadków może chodzić o podpalenia.
Obecnie trwa walka z 22 wielkimi pożarami, w tym na wyspie Zakintos na Morzu Jońskim oraz na wyspach Andros i Chios na Morzu Egejskim.
Na Chios walka z żywiołem trwa od czterech dni. Ogień, któremu sprzyjają porywiste wiatry, zniszczył rozległe obszary lasów, plantacji drzew oliwnych i drzew mastyksowych. Cenna żywica uzyskiwana z tych ostatnich stanowi główny towar eksportowy wyspy.
Władze Andros w niedzielę zatrzymały dwoje francuskich turystów, podejrzewanych o zaprószenie ognia w lesie. Decyzja o ewentualnym postawieniu im zarzutów nie została jeszcze podjęta.
>>>>
Nie tylko wszystko sie wali ale wrecz plonie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:45, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
dr Maciej Krzak
Tajemnice dotyczące ratowania strefy euro przed rozpadem
Temat wywołał tygodnik Der Spiegel pisząc, że Europejski Bank Centralny (EBC) rozważa działania, które miałyby postawienie tamy dla wzrostu rentowności obligacji krajów peryferyjnych, objętych kryzysem zadłużenia publicznego, powyżej pewnego pułapu. To byłoby możliwe, gdyby EBC był gotowy do zakupów obligacji tych państw bez ograniczeń.
Jednak z EBC w odpowiedzi na te enuncjacje napłynął komunikat, że nie omawiano żadnego planu tego rodzaju, ale rynki finansowe interpretują dementi, jako zasłonę dymną. Dlatego ciągle obstawiają, że eskalacja kryzysu zadłużenia nie nastąpi w najbliższych miesiącach. Ten optymizm tonuje sprzeciw Bundesbanku, który wskazuje na ryzyko takiego posunięcia dla stabilności finansowej. EBC wystąpiłby przecież wtedy w roli pożyczkodawcy ostatniej instancji dla państw. Bez wątpienia wypisanie czeku in blanco przez EBC zachęcałoby różne państwa do nadużycia pomocy, dlatego taka możliwość powinna zostać mocno obwarowana.
EBC ma świadomość takiego ryzyka, jego prezes na początku sierpnia deklarował możliwość ponownego podjęcia zakupów obligacji rządowych pod warunkiem, że dany kraj formalnie zwróciłby się o pomoc Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji (EMS), czyli zgodził się na jego żądania naprawy finansów publicznych i reformy strukturalne, aby poprawić konkurencyjność gospodarki. Już same te deklaracje spowodowały w sierpniu obniżkę dochodowości obligacji rządów Hiszpanii i Włoch o ponad 1 punkt procentowy, a ogłoszenie nowego programu zakupu obligacji doprowadziłoby zapewne do ich kolejnej, wyraźnej obniżki. Czy jednak taka ograniczona forma wparcia przez EBC będzie w stanie zbić dochodowości obligacji objętych i zagrożonych kryzysem państw, mowa jest tu przede wszystkim o Hiszpanii i Włoszech, bo tam teraz przebiega front kryzysu, w taki sposób, aby zapewnić im wypłacalność ? To nie jest pewne. W przypadku warunkowych zakupów o ograniczonej wielkości, nie zniknęłoby całkowicie ryzyko kredytowe Hiszpanii i Włoch, zatem uczestnicy rynków finansowych uwzględnialiby nadal premię za ryzyko, choć niższą niż dotychczas. EBC bowiem mógłby wstrzymać zakupy, gdyby dany kraj nie wypełnił zobowiązań. Ponadto, istotnej wagi nabrałaby kwestia starszeństwa długu, gdyż uczestnicy rynków finansowych chcieliby być traktowani równo z EBC. Tymczasem z w lutowej restrukturyzacji długu Grecji bank ten został wyłączony. W tych okolicznościach nawet solenna obietnica prezesa EBC, że ta kwestia zostanie rozwiązana, nie zostanie już potraktowana jako coś nienaruszalnego w sytuacji kryzysowej, a to oznacza, że premia za ryzyko uwzględni i ten element.
Podsumowując, plan, o którym się spekuluje, nie będzie ostatecznym rozwiązaniem kryzysu i będą musiały go wspomagać inne kroki, jak powołanie unii bankowej czy przejęcie części długów państw przez całą strefę. Na ten ostatni krok nie zgodzą się Niemcy bez powstania unii politycznej. Niekoniecznie realizacja tego planu przywróci zaufanie rynków finansowych do krajów objętych kryzysem i ponownie otworzy im dostęp do rynków finansowych, bo ryzyko kredytowe nie zostanie wyeliminowane, lecz jedynie zmniejszone. Niewątpliwie jednak, plan ten poważnie zwiększyłby szanse Hiszpanii i Włoch na wybrnięcie ze złego położenia, w którym wysokie odsetki i dług publiczny napędzają się nawzajem. Następnym krokiem, aby ratować strefę euro, może być już tylko „uwspólnotowienie” części długu państw członkowskich, aby wyeliminować ryzyko niewypłacalności. Może okazać się ono nieuniknione, kiedy wyparuje poparcie dla reform albo wydarzą się jakieś nieprzewidziane zaburzenia.
>>>>
Szykuja przestepcze manipulacje wskaznikami rynkowymi . To gotowy material do trybunalu karnego !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:01, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Carrefour musi dokonać trudnych wyborów
Może się okazać, że Carrefour, drugi co do wielkości światowy detalista, będzie musiał zdobyć 3 mld euro (3,7 mld dolarów), by sfinansować plan ożywienia europejskich hipermarketów, zmagających się z kłopotami.
Jednak ograniczenia finansowe i fatalna sytuacja gospodarcza stawiają nowego szefa sieci przed trudnymi wyborami.
Po tym, jak w czerwcu firma opuściła nękaną recesją Grecję, być może wycofa się również z krajów o mniejszym znaczeniu strategicznym, takich jak Turcja, Indonezja czy Polska, żeby uwolnić gotówkę.
Ale w ciężkich czasach sprzedaż może się okazać zbyt czasochłonna, więc nowy dyrektor generalny Georges Plassat rozważa alternatywne sposoby finansowania zmian, takie jak wprowadzenie na giełdę części przedsięwzięć na rynkach wschodzących, zwłaszcza wielce dochodowych latynoamerykańskich.
„Restrukturyzacja grupy to ogromne wyzwanie i bardzo kosztowny proces”, powiedział Pierre-Edouard Boudot, analityk Natixis. „Finanse Carrefoura już i tak są napięte, więc plan zmian trzeba będzie sfinansować za pomocą źródeł zewnętrznych”.
Carrefour odmówił komentarza w tej sprawie.
Plassat objął stanowisko prezesa w maju z zadaniem odwrócenia niekorzystnych trendów na rynkach europejskich. Szczegółowy plan naprawy ma przedstawić 30 sierpnia, wraz z wynikami firmy za pierwsze półrocze.
Ten weteran zarządzania sieciami detalicznymi powiedział, że będzie potrzebował trzech lat, by uzdrowić sytuację w koncernie. Stoją przed nim takie wyzwania, jak powstrzymanie spadku udziału firmy w rynku francuskim, gdzie odpowiada za 43% sprzedaży, zmniejszenie zadłużenia i przetrzymanie trudnego klimatu gospodarczego we Włoszech i w Hiszpanii, gdzie jej udział w rynku wynosi nieco poniżej 20%.
Pojawienie się Plassata wzbudziło nadzieję, że formuła hipermarketów, nadwątlona przez konkurencję ze strony specjalistycznych magazynów i sklepów online, jednak przetrwa.
Od 12 lipca, kiedy to Carrefour rozwiał obawy związane z kolejną informacją o zyskach, uspokajając inwestorów w kwestii konsensusu rynkowego dotyczącego zysku operacyjnego za rok 2012 , akcje firmy wzrosły o 26%, wznosząc się z poziomu 9,5%, najniższego od 18 lat w sektorze europejskiego handlu detalicznego.
FINANSOWY BÓL GŁOWY
Zadanie Plassata utrudniają ograniczone fundusze i wysoki poziom zadłużenia.
„Carrefour potrzebuje pieniędzy zaraz i musi działać szybko”, powiedział Milos Ryba, analityk z firmy badawczej PlanetRetail.
Carrefour stracił mnóstwo pieniędzy w ciągu ostatniego roku, gdy jego wydatki kapitałowe wzrosły o 27%, a zysk spadł o 19%.
Wolne przepływy pieniężne spadły z 839 mln euro w 2010 roku do 77 mln w roku ubiegłym, pozostawiając na koniec roku firmę z długiem netto wysokości około 7 mld euro.
Wobec perspektywy trudności w bilansie płatniczym w marcu Moody’s, Standard & Poor’s i Fitch obcięły ratingi kredytowe Carrefoura.
Aby zachować gotówkę, firma zmniejszyła o połowę dywidendę, a poprzedni dyrektor generalny Lars Olofsson przerwał realizację projektu Planet – kosztownego planu reorganizacji europejskich hipermarketów.
Pozwoliło to zmniejszyć w tym roku wydatki kapitałowe do poziomu 1,6–1,7 mld euro lub 2% wartości sprzedaży, co zdaniem analityków ledwie pokrywa koszty utrzymania istniejących sklepów. Dla odmiany francuski rywal Carrefoura, Casino, ma wydać na inwestycje 3,5% wartości sprzedaży, a szacunki dla Tesco, trzeciego co do wielkości detalisty na świecie, są jeszcze wyższe i obejmują 4–4,5%.
W czerwcu Plassat powiedział udziałowcom, że choć projekt Planet upadł, część europejskich hipermarketów wciąż wymaga modernizacji. Wyzwaniem, przed którym stoi nowy dyrektor generalny, jest znalezienie dodatkowej gotówki przy jednoczesnej redukcji zadłużenia.
„Modernizacja sieci sklepów będzie kosztowała od 600 mln do 1 mld euro”, stwierdził Boudot z Natixis. Według szacunków analityka 395 europejskich hipermarketów wymaga unowocześnienia. Zdaniem Boudota Carrefour będzie musiał też obniżyć ceny, przynajmniej we Francji. Koszt tej reinwestycji wyniesie od 400 mln do 1,1 mld euro.
Według analityków z Oddo Securities utrzymanie i ekspansja będzie kosztować koncern około 3 mld euro.
W czerwcu Plassat napomknął o dalszych oszczędnościach, stwierdzając, że koszty ogólne i wydatki na reklamę były zbyt wysokie.
Analitycy z Nomury przypuszczają, że w ciągu dwóch–trzech lat Carrefour zamierza zaoszczędzić 1–2 mld euro i ponownie zainwestować te środki tak, by zamknąć 3–4% lukę cenową dzielącą firmę od jej francuskiego rywala Leclerca.
LATYNOAMERYKAŃSKIE GIEŁDY
W ostatnich latach Carrefour wycofał się z kilku krajów – Japonii, Meksyku, Rosji i Tajlandii.
Plassat wyraźnie dał do zrozumienia, że firma pozostanie w Brazylii i Chinach, ale analitycy spodziewają się odwrotu z Indonezji, Turcji, Polski, Rumunii, Malezji, Tajwanu i Singapuru, co przyniesie wpływy wysokości 1–3 mld euro.
Uważa się, że nabywcami sklepów w Europie Wschodniej będą brytyjskie Tesco, francuski Auchan i amerykański gigant Wal-Mart.
„Dla Auchan, detalisty zadomowionego w Rosji, Polsce i Rumunii, zakup aktywów Carrefoura w Europie Środkowej i Wschodniej może stanowić prawdziwą okazję”, stwierdził Ryba.
Być może nie tylko Carrefour będzie się pozbywał swoich aktywów. Zdaniem analityków również niemiecka sieć hipermarketów Real, należąca do grupy Metro, może zechcieć sprzedać część sklepów w Europie Wschodniej.
W Indonezji CT Crop, konglomerat przedsiębiorstw bankowych i domów mediowych, powiedział w lipcu Reutersowi, że prowadzi z Carrefourem rozmowy na temat zwiększenia swojego udziału w miejscowej jednostce.
W Turcji sytuacja jest mniej przejrzysta. W lipcu Carrefour poinformował, że po rezygnacji prezesa i trzech innych członków rady rewiduje „strategiczną przyszłość” wspólnego przedsięwzięcia z tureckim partnerem Sabanci Holding.
Analitycy uważają, że Sabanci jest jedynym potencjalnym nabywcą miejscowej jednostki, i nie jest jasne, czy dysponuje odpowiednimi środkami, by ją kupić.
Ponieważ we wszystkich wypadkach sprzedaż zajmie pewnie nieco czasu, Carrefour może się rozejrzeć za innymi alternatywami.
Aktywny akcjonariusz Knight Vinke, właściciel 1,5% udziałów, zasugerował w czerwcu, że Carrefour powinien wprowadzić swoje międzynarodowe przedsięwzięcia na giełdę, żeby zgromadzić gotówkę.
Według Boudota ta opcja może się okazać sensowna w odniesieniu do aktywów firmy w Ameryce Łacińskiej i Chinach. Na podstawie jedenastokrotności przewidywanego EBITDA na rok 2012, zgodnie ze średnimi wskaźnikami dla Ameryki Łacińskiej i Azji, wprowadzenie na giełdę 20% latynoamerykańskich aktywów pozwoliłoby zebrać ponad 2 mld euro, a 20% aktywów chińskich – 625 mln.
Zeszłoroczny debiut giełdowy chińskiego detalisty Sun Art Retail Group, spółki joint venture tajwańskiej Ruentex Group i Auchan, pozwolił zgromadzić w Hongkongu 1,1 mld dolarów.
Perspektywy latynoamerykańskie mogą być szczególnie atrakcyjne – analitycy UBS przewidują, że w okresie 2012–2015 średnia roczna stopa wzrostu sprzedaży wyniesie 9%, a zysk operacyjny 12,5%.
Dobrym kandydatem na debiut giełdowy jest choćby Brazylia, w której Carrefour jest drugim co do wielkości graczem na dynamicznie rozwijającym się rynku detalistów spożywczych.
„Carrefour mógłby sprzedać niestrategiczne i mało rentowne aktywa za ponad 1,3 mld euro, podczas gdy wejście na giełdę w Brazylii, gdzie ma 25% udziału w rynku, pozwoliłoby grupie zebrać 1,2 mld euro”, napisał analityk Barclays.
Według analityków zwiększenie kapitału wydaje się mało prawdopodobne, zważywszy na niską cenę akcji Carrefoura, ale jeśli sprzedaż aktywów i debiuty giełdowe będą się przeciągać, może pozwolić szybko zebrać gotówkę.
Byłaby to jednak dla Plassata prosta droga do konfrontacji z głównym udziałowcem koncernu, Blue Capital – sojuszem najbogatszego człowiekia we Francji, Bernarda Arnaulta, i amerykańskiego funduszu private equity, grupy Colony Capital.
Blue Capital odmówił komentarza w tej sprawie.
>>>>
jak widzicie euro to ekonomiczne morderswto kosi wszystko !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:28, 29 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
EBC może wprowadzać nadzwyczajne środki
Europejski Bank Centralny musi czasami wprowadzać nadzwyczajne środki, aby zapewnić efektywność polityki monetarnej - napisał w środę prezes EBC Mario Draghi w artykule opublikowanym w niemieckim dzienniku Die Zeit. Jednocześnie Draghi dodał, że działania EBC będą przeprowadzane w ramach mandatu banku zakładającego utrzymanie stabilności cen.
Wypełnienie mandatu utrzymania stabilności cen "czasami wymaga od nas użycia niestandardowych narzędzi polityki monetarnej" wtedy, gdy rynki finansowe "są pod wpływem irracjonalnych obaw" - napisał Draghi.
"Musimy usuwać takie blokady, aby zapewnić jednolitą politykę monetarną i tym samym stabilność cen wszystkim obywatelom strefy euro. Czasami może to wymagać nadzwyczajnych środków" - dodał.
Na początku sierpnia prezes EBC Mario Draghi zasygnalizował gotowość EBC do skupu hiszpańskiego i włoskiego długu w celu obniżenia kosztów jego obsługi. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że plan EBC może obejmować ustanowienie limitów dotyczących akceptowalnych wysokości rentowności obligacji krajów strefy euro.
Najbliższe posiedzenie rady Europejskiego Banku Centralnego, zaplanowane jest na 6 września i wtedy Draghi może zaprezentować więcej szczegółów planu EBC.
<<<<
Rynki sa nieracjonalne za to UE jest racjonalna i musi manipulowac rynkami . Beda trybunaly . Widzimy ,,racjonalnosc'' urzedasow UE w Grecji zwlaszcza ale i w calej UE ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:34, 31 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
"Najgorzej jest w strefie euro"
Światowa gospodarka rozwija się w bardzo wolnym tempie - czytamy w najnowszym numerze tygodnika "The Economist". Z trudną sytuacją ekonomiczną muszą mierzyć się kraje zarówno bogate, jak i biedne. A najgorzej jest w strefie euro.
Po recesji z lat 2008-2009 światowa gospodarka rozwijała w tempie ponad czterech procent rocznie. Teraz, według analityków "The Economist", szybkość rozwoju spadła do 2,8%. W najgorszym położeniu jest - znajdująca się na granicy recesji - strefa euro. Do tej pory dobrze trzymały się Niemcy, ale nawet tam nastroje biznesmenów są najsłabsze od trzech lat. Kłopoty Europy przekładają się na gospodarkę na przykład Japonii, której eksport do Unii spadł o jedną czwartą w ciągu roku. Także duże gospodarki wschodzące, takie jak brazylijska czy chińska, odnotowały znaczne spowolnienie.
Dziś szef amerykańskiego banku centralnego na szczycie finansowym w stanie Wyoming ma przestawić pomysły na pobudzenie gospodarki Stanów Zjednoczonych. Za tydzień własne uwagi dotyczące przyszłości gospodarczej eurostrefy ma z kolei przedstawić szef Europejskiego Banku Centralnego.
W "The Economist" czytamy jednak, że prezesi banków centralnych mają ograniczone pole działania, zatem do pobudzenia gospodarki potrzebne są odważne decyzje polityczne.
>>>>
To Economist cos bredzi bo poza zachodem sytuacja jest calkie dobra . Biedne kraje sie bogaca...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:42, 01 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
KE planuje nowy unijny urząd ds. upadłości banków
Komisja Europejska, poza wspólnym nadzorem bankowym, planuje też stworzenie nowego unijnego urzędu, który zajmie się tzw. "uporządkowaną" likwidacją niewypłacalnych banków, m.in. podziałem strat i wydzielaniem toksycznych aktywów - zapowiedziała w piątek KE.
- Upadłość jest kluczowym elementem przyszłego systemu (unii bankowej). Powinno być rozróżnienie między nadzorem a upadłością. Zanim zostanie ustanowimy wspólny urząd do spraw upadłości banków (European Resolution Authority), kompetencje w tym zakresie będą miały władze krajowe - powiedział w piątek podczas codziennej konferencji w Brukseli rzecznik komisarza UE ds. rynku wewnętrznego Michela Barniera, Stefaan De Rynck. Dodał, że choć nowy urząd ma być niezależny od planowanego wspólnego nadzoru bankowego, to oba systemy mają współpracować.
Jak wskazały w piątek unijne źródła, powinien funkcjonować niezależny od wspólnego nadzoru urząd ds. upadłości banków, bo "jeśli dochodzi do upadłości, oznacza to, że nadzór nie zadziałał".
By za restrukturyzację i upadłość banków nie płacili podatnicy, KE chce, by wszystkie kraje miały fundusze na ten cel zasilane składkami banków, a w przyszłości chce, by powstał wspólny w UE fundusz upadłościowy. W oparciu o taki fundusz miałby działać urząd ds. likwidacji banków.
KE nie uściśliła, kiedy formalnie zaproponuje utworzenie nowego urzędu. Rzecznik Barniera powiedział jedynie, że komisarz chciałby, aby do końca roku kraje UE i Parlament Europejski zakończyły prace nad dwiema propozycjami KE: finansowania upadłości niewypłacalnych banków z czerwca br. oraz wspólnego funduszu gwarantowania depozytów bankowych z 2010 r. Tej ostatniej propozycji sprzeciwiały się zwłaszcza Niemcy.
Propozycję wspólnego nadzoru bankowego dla strefy euro i chętnych krajów spoza obszaru wspólnej waluty, KE ma opublikować 12 września. Miałby on stopniowo wchodzić w życie począwszy od stycznia 2013 r. i być pierwszym krokiem w kierunku tzw. unii bankowej. Następnymi krokami będą właśnie wspólny fundusz likwidacyjny i wspólny funduszy gwarancji depozytów.
Barnier w piątkowym wywiadzie dla francuskiej gazety "Les Echos" powiedział, że we wspólnym nadzorze centralną rolę będzie pełnić Europejski Bank Centralny (EBC). Ma on decydować o tych aspektach działalności banków, które wpływają na stabilność finansową całej UE, a przede wszystkim strefy euro. Państwa spoza strefy euro, które dobrowolnie poddadzą się wspólnemu nadzorowi, będą musiały zobowiązać się do wdrażania decyzji EBC - dodały w piątek unijne źródła.
W przypadku gdyby nie zgadzały się z jakąś decyzją EBC, nadzory takich krajów miałyby szanse na mediację na forum Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA). Już teraz urząd ten koordynuje pracę nadzorów krajowych w ramach jednolitego rynku. Barnier w piątkowym wywiadzie zapowiedział, że KE w ramach wspólnego nadzoru zaproponuje zmianę systemu głosowania w EBA, gdzie obecnie decyzje są podejmowane zwykłą większością głosów. Źródła przyznały, że trzeba uzgodnić, jaką liczbą głosów będzie dysponował w EBA wspólny nadzór, ponieważ gdyby było to 17 głosów (strefa euro), to przegłosowałby każdą decyzję.
De Rynck podkreślił, że ważnym elementem wspólnego nadzoru bankowego, obok EBC, nadal będą krajowe nadzory. Będą one wdrażać decyzje dotyczące stabilności finansowej (za same decyzje w tym obszarze odpowiedzialny będzie EBC) oraz będą odpowiedzialne za sprawy niezwiązane ze stabilnością finansową, np. za ochronę konsumentów. To EBC będzie jednak udzielał, a w razie konieczności zabierał licencje bankowe w strefie euro - zauważyły unijne źródła. Nie jest jeszcze jasne, czy będzie miał taką moc wobec krajów spoza euro, które zapiszą się do wspólnego nadzoru.
KE chciałaby włączenia wszystkich banków strefy euro do wspólnego nadzoru, a nie tylko najważniejszych, tzw. systemowych banków. Jej zdaniem tylko taki nadzór będzie wiarygodny, ponieważ były już sytuacje, gdy "niesystemowe banki stwarzały systemowe zagrożenie". Tak było w przypadku brytyjskiego banku Northern Rock czy francusko-belgijskiej Dexii.
Jak powiedział Barnier w wywiadzie dla francuskiej gazety, od stycznia 2013 r. wspólnym nadzorem miałyby być objęte tylko banki zrzeszone w Europejskim Mechanizmie Stabilizacyjnym (EMS), od lipca 2013 r. - banki systemowe, a od 2014 r. - wszystkie 6 tys. banków w strefie euro.
Propozycje KE z 12 września będą musiały jeszcze zatwierdzić kraje UE i PE.
Z Brukseli Julita Żylińska
>>>>
Tak towarzysze ! Wincy urzendow . Wincy urzendasow . To jest piesn przyszlosci ! Widzicie tutaj jedyny cele i sens istnienia UE - MNOZENIE URZEDOW I MNOZENIE URZEDASOW KTORZY POZNIEJ MAJA MORDERCZE POMYSLY NISZCZENIA Europy ! Bestie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:35, 01 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Na nowych banknotach euro ma pojawić postać z greckiej mitologii
Europejski Bank Centralny wykorzysta postać z greckiej mitologii na nowych banknotach euro, emitowanych w celu zwiększenia ich bezpieczeństwa, jak powiedziały cztery osoby zaznajomione ze sprawą, mimo że bliska bankructwa Grecja pogłębia kryzys zadłużeniowy zagrażający przyszłości wspólnej waluty.
Europa, fenicka księżniczka porwana przez Zeusa, która dała imię kontynentowi, zastąpi na znaku wodnym nowych banknotów wizerunki architektoniczne; EBC zamierza zacząć wypuszczać banknoty w przyszłym roku, jak powiedzieli informatorzy proszący o zachowanie anonimowości.
EBC z siedzibą we Frankfurcie zaprosił firmy piarowskie do ubiegania się o kontrakt, dzięki któremu będą przedstawiać nowe banknoty i rozwiewać obawy dotyczące wykorzystania takiego wizerunku w czasie, kiedy inwestorzy zastanawiają się, czy Grecja pozostanie w strefie euro, powiedziało dwóch informatorów.
Wykorzystanie wizerunku symbolizującego założenie i historię Europy łączącego narody ponad granicami może wzmocnić przekaz politycznych liderów, takich jak niemiecka kanclerz Angela Merkel twierdzących, że euro jest walutą jedności. Tymczasem Grecja wywołała kryzys zadłużeniowy, który zwiększył koszty zaciągania pożyczek dla rządów od Rzymu po Dublin, a także spowodował recesję w co najmniej pięciu krajach i zagroził rozbiciem unii monetarnej.
EBC zamierza przedstawić oficjalnie projekt w listopadzie i w maju wyemitować pierwszy banknot o nominale pięciu euro, powiedziało dwóch informatorów.
- Jak już informowaliśmy wcześniej, trwają prace nad drugą generacją banknotów euro – powiedział Niels Buenemann, rzecznik EBC. – Szczegóły zostaną podane do wiadomości w późniejszym terminie.
Banki centralne zazwyczaj regularnie zmieniają projekty banknotów, żeby zwiększyć ich bezpieczeństwo i zapobiegać fałszerstwom. Umieszczenie jako znaku wodnego twarzy zamiast budynku może utrudnić pracę fałszerzom. EBC wciąż odkładał zmianę projektu banknotów euro wprowadzonych w 2002 roku.
W pierwszej połowie tego roku EBC wycofał z obiegu 251 tysięcy fałszywych banknotów, a we wcześniejszym półroczu było to 310 tysięcy banknotów.
Na obecnych banknotach widnieją wizerunki okien, bram i mostów z różnych miejsc europejskiej architektury i to zarówno jako główne ilustracje, jak też i na znakach wodnych.
Nowe banknoty zachowają te symbole i będą podobne do znajdujących się w obiegu, zmieni się przede wszystkim znak wodny, powiedzieli informatorzy. Kolory banknotów będą nieco inne, a Europa pojawi się jako hologram na srebrnym pasku po prawej stronie, powiedział jeden z informatorów.
Mapa Europy na banknotach będzie odzwierciedlać powiększoną Unię Europejską, jak poinformował na swojej stronie internetowej EBC.
W greckiej mitologii Europa, piękna córka fenickiego króla Agenora i jego żony Telefassy, została porwana przez Zeusa. Przyjmując postać białego byka najwyższy z greckich bogów uwiódł Europę i uprowadził na Kretę.
Europa, której imię można przetłumaczyć jako „o szerokim spojrzeniu” lub „dalekowzroczna” już widnieje na dwóch monetach euro w Grecji i kilku monetach pamiątkowych.
W 2008 roku EBC poinformował, że chce wypuścić pierwsze banknoty drugiej serii do obrotu 1 stycznia 2011 roku, a kompletną nową serię w ciągu kilku lat.
>>>>
Genialny pomysl ! Brac pomysly z uapdajacej Grecji do euro . Tutaj chyba najlepszy bylby Syzyf symbol beznadziejnej pracy i maksymalnego wysilku bez efektu . Taka jpraca jest UE . Duzo wysilku a efekt ngatywny ...
Tymaczasem co bedzie ? Euro-nierzadnica Eurobabilonska dosiadajaca smoka ... Zatem Apokalipsa !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:26, 04 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Agencja Moody's obniżyła perspektywę ratingu UE
Agencja ratingowa Moody's obniżyła ze stabilnej do negatywnej perspektywę ratingu UE, co odzwierciedla podjętą wcześniej podobną decyzję agencji wobec największych płatników do budżetu UE, tj. Niemiec, Francji, Holandii i W. Brytanii - podała we wtorek BBC.
Agencja obniżyła w tym roku perspektywę dla oceny wiarygodności kredytowej Niemiec, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii, które łącznie odpowiadają za 45 proc. wkładów do unijnego budżetu, jako powód podając ich narażenie na kryzys zadłużenia w strefie euro.
Uzasadniając decyzję o obniżeniu perspektywy ratingu całej UE, agencja podała w komunikacie z poniedziałku, że w razie wystąpienia "ekstremalnych trudności" jest bardziej prawdopodobne, że państwa unijne z najwyższym ratingiem AAA zajmą się raczej obsługą własnego zadłużenia niż to, że "priorytetowo potraktują swoje zobowiązania w kwestii powstrzymania zadłużenia UE".
"Dlatego też uzasadnione jest założenie, że wiarygodność kredytowa UE powinna zależeć od wiarygodności kredytowej jej najsilniejszych, kluczowych członków" - podkreślono w komunikacie.
Agencja Moody's ostrzegła, że obniżenie ratingów tych państw może w przyszłości spowodować obniżenie ratingu UE.
>>>>
Rynki zaczynaja sie wreszcie orientowac ze UE to jedno wielkie oszustwo...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:41, 05 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Plan Draghiego zakłada nieograniczony, sterylizowany skup obligacji
Plan skupu obligacji przygotowywany przez prezesa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego zakłada nieograniczony, sterylizowany skup obligacji skarbowych - podała agencja Bloomberg powołując się na dwóch anonimowych oficjeli EBC.
Plan Draghiego będzie koncentrował się tylko na obligacjach skarbowych o zapadalności do 3 lat, nie będzie jednak obejmował ustanowienia limitów co do poziomów rentowności tych obligacji - wynika z doniesień Bloomberga.
>>>>
Czyli kara za taka nieograniczona manipulacje na rynku tez musi byc nieograniczona . Co najmniej dozywocie ... UE pograzy sie w calkowitej katstrofie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:25, 06 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
UE tłamsi gospodarę świata ...
Światowy wzrost gospodarczy jest tłamszony przez problemy gospodarek 17 krajów, które należą do strefy euro, które trawione są recesją, twierdzi Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).
Opublikowany w czwartek raport organizacji wskazuje, że nawet tak potężna gospodarka jak Niemcy może wpaść w szpony recesji pod koniec roku.
W maju OECD twierdziło, że gospodarki krajów strefy euro skurczą się o 2 proc. w 2012 roku. Nowy raport pomija jakąkolwiek porównywalną wartość liczbową w tym zakresie. W zamian czytamy, że Niemcy, Francja oraz Włochy - trzy największe gospodarki Eurolandu - skurczą się o 0,2 proc.
OECD przewiduje natomiast wzrost gospodarczy krajów G-7 na poziomie 1,4 proc. w 2012 roku.
Główny ekonomista organizacji, Pier Carlo Padoan, z niecierpliwością czeka na szczegóły planu EBC, a w szczególności kwestię wykupu obligacji rządowych, co ma pomóc zniwelować efekty kryzysu. Jego zdaniem to właśnie strefa euro jest centrum obecnych problemów.
>>>>
UE tlamsi rozwoj gospodarki swiata ??? Niewatpliwie przesada . Przeciez swiat moze zerwac z UE zostawic ta dzume i cholere za kordonem sanitarnym i rozwijac sie dalej . Przeciez wiele bylo w historii obszarow zacofanych upadajacych ktorymi swiat sie nie interesowal i szedl do przodu . Ba w XIX wieku TYLKO Europa wlasciwie Polnocna i Zachodnia oraz Polnoc Ameryki Polnocnej i Poludnie Poludniowej sie rozwijaly . Reszta tkwila w dzikosci ... Obecnie strefa euro to ile uldnosci ??? 7 % ??? Najwyzej swiata ... Znikoma ilosc ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:20, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Raport BŚ: Wzrost zatrudnienia na czarno szkodliwy dla gospodarki
Wzrost zatrudnienia na czarno w UE jest niepokojący i bardzo szkodliwy dla gospodarek krajów unijnych - oświadczył ekspert Centre for European Policy Studies (CEPS) Marco Incerti, przestawiając w poniedziałek w Brukseli raport Banku Światowego.
Skala i tempo, w jakim rozwija się nieformalny czarny rynek (zatrudnienia), zwłaszcza w południowych państwach UE oraz nowych państwach członkowskich Unii, budzi niepokój i kładzie się głębokim cieniem na gospodarkach tych krajów - powiedział Incerti otwierając konferencję na temat raportu, którego głównymi autorami są eksperci ekonomiczni Banku Światowego ds. Europy i Azji.
Rosnący trend do zatrudniania pracowników na czarno będzie miał złe konsekwencje dla efektywnej polityki fiskalnej państw i całej gospodarki, źle się też odbije na sytuacji pracowników pozbawionych formalnych kontraktów i wszelkich korzyści wynikających z osłony socjalnej - uważa Incerti.
Alarmujące dane BŚ o udziale szarej strefy zatrudnienia w gospodarce dotyczą lat 2008-2009, ale - jak mówił jeden z dwóch autorów raportu, Truman Packar - od tego czasu, wraz z nastaniem kryzysu, tendencja do zatrudniania na czarno jeszcze wzrosła.
Intencją BŚ jest przedstawić propozycje reform strukturalnych, które pozwoliłyby poszczególnym rządom na zredukowanie czarnego rynku pracy. Na rządach bowiem spoczywa ciężar stworzenia regulacji i ram prawnych, które ukróciłyby ten trend i z tego obowiązku nie sposób ich zwolnić - powiedział ekspert BŚ.
W uproszczeniu wskaźniki, jakimi posługuje się BŚ, by określić skalę zjawiska oddają udział nieopodatkowanych transakcji w ogólnej działalności gospodarczej. Do nieformalnego zatrudnienia autorzy raportu zaliczają więc stanowiska pracy w ogóle niepodlegające opodatkowaniu lub opodatkowane częściowo: małe firmy, osoby samozatrudnione i "nieodpłatnych pracowników należących do rodziny". Według danych z 2008 roku w Polsce było to odpowiednio: blisko 23 proc., 15 proc. i około 2,5 proc.
Packar zwraca uwagę na fakt, że wraz z nasilaniem się kryzysu tendencja do rozrastania się takiego nieformalnego rynku pracy narasta i zauważalna jest nawet w tak stabilnych krajach jak Wielka Brytania. Do szarej strefy przenoszone są głównie najgorzej opłacane miejsca pracy, czy też tzw. miniprace, czyli np. zajęcia w niepełnym wymiarze godzin - zwraca uwagę drugi autor raportu, Johannes Koettl, również ekspert ekonomiczny BŚ.
W miarę jak kryzys sprawia, że rośnie czarny rynek pracy, gospodarki krajów, w których trend ten szczególnie się nasila, narażone są coraz bardziej na utratę dochodów podatkowych, to zaś tworzy błędne koło, bo uszczuplenie dochodów państwa sprzyja cyklicznemu nawracaniu fali kryzysów - wyjaśnił Packar, dodając przy tym, że ekonomiści starający się badać gospodarki narażone na rozrastanie się czarnego rynku pracy, posługują się modelami naukowymi zapożyczonymi z tzw. ekonomii korupcji.
Na rozwój takiego rynku mają też wpływ czynniki historyczne, kulturowe i skala gospodarczych wstrząsów, na jakie narażone były dane kraje - powiedział Packar. Tendencja do zatrudniania na czarno - innymi słowy, do unikania podatków i pokrywania dodatkowych kosztów pracy - jest silniejsza w krajach, "które przeszły szok transformacji ekonomicznej ku gospodarce rynkowej (jak Polska), bądź ze względów historyczno-kulturowych" borykają się ze zjawiskiem masowego unikania podatków.
- W nowych gospodarkach UE praca jest wysoko opodatkowana(...), podczas gdy relatywnie niskie jest opodatkowanie kapitału oraz podatek VAT - twierdzi Koettl. Im wyżej opodatkowana jest praca, tym większa jest tendencja do unikania podatków, a zatem do tworzenia raczej miejsc pracy na czarno, niż do oficjalnego zatrudniania pracowników. Sugerowane przez BŚ reformy strukturalne polegałyby m.in. na takich zmianach podatków, które potanią koszty pracy.
- Legalna praca powinna się zawsze opłacać również pracownikom, gwarantując minimalny, nieopodatkowany dochód i pewne korzyści socjalne - uważa Packar.
To, czy reforma podatkowa zadziała, zależy jednak w pewnym stopniu od mentalności i tzw. podatkowego morale obywateli danego kraju - podkreślają autorzy raportu. Nawet zmiana regulacji prawnych nie jest w stanie zagwarantować, że ludzie będą płacić podatki "tak jak robią to w Szwecji".
- Tajemnica sukcesu efektywnego pobierania podatków leży bowiem w postrzeganiu państwa, jako dostawcy ważnych, wartościowych dóbr, czy wysokiej jakości usług publicznych - twierdzą eksperci BŚ. To wymaga zaś specjalnej polityki informacyjnej państwa i w pewnej mierze zmiany mentalności obywateli, co może zająć nawet dekady - konkludują Packar i Koettl.
Z Brukseli Marta Fita-Czuchnowska
>>>>
To jest po prostu uapdek . Tak on wyglada ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:36, 20 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Eurofund: płace w Europie tracą na sile nabywczej
Podwyżki płac uzyskane w 2011 r. przez pracowników w szeregu krajów europejskich nie wystarczyły na utrzymanie ich siły nabywczej - głosi raport opublikowany w środę w Dublinie przez organizację Eurofund. Raport wymienia Austrię, Holandię i Hiszpanię.
Dokument Europejskiej Fundacji na rzecz Poprawy Warunków Życia i Pracy (Eurofund) analizuje zmiany w płacach, jakie nastąpiły w ciągu ubiegłego roku w 12 krajach członkowskich Unii Europejskiej oraz w Norwegii, uwzględniając różnice między płacami "realnymi" i "nominalnymi".
Pracownicy w Czechach, Szwecji i Norwegii uzyskali podwyżki płac realnych dzięki temu, że inflacja w tych krajach nie pochłonęła w całości podwyżek płac nominalnych uzyskanych w wyniku zawartych umów zbiorowych - podaje raport.
Tymczasem pracownicy w pozostałych dziewięciu krajach, których dotyczy raport, odczuli spadek płac realnych, czyli siły nabywczej ich płac.
Eurofund podkreśla jednak, że spadek siły nabywczej płac pracowniczych w 2010 roku był w tych krajach "bardziej wyrazisty" niż w 2011, kiedy to zaznaczyła się wyraźniejsza tendencja do podwyższania płac nominalnych.
Największe podwyżki płac nominalnych nastąpiły dzięki umowom zbiorowym w Norwegii, gdzie wzrosły one o 4,3 proc., na Słowacji - o 3,7 proc. i w Czechach - o 2,9 proc.
W większości krajów podwyżki płac urzędniczych (z wyjątkiem Szwecji) były mniejsze niż płac pozostałych kategorii pracowników.
Oceniając sytuację płacową urzędników administracji państwowej, raport stwierdza, że na Cyprze, w Estonii, Francji, Hiszpanii, Irlandii, na Litwie, w Polsce, Portugalii, na Słowacji i w W. Brytanii "zarobki nominalne pozostały (w 2011 r.) na dotychczasowym poziomie".
Jeśli chodzi o pozostałe kraje, podwyżki nominalne dla tej kategorii pracowników były "znacznie niższe od średniej krajowej podwyżek".
Raport odnotowuje, że Polska wykazała się największą poprawą, jeśli chodzi o zbliżenie płac mężczyzn i kobiet. Zmniejszyła rozziew między nimi z 9,8 proc. w 2009 roku do 5,3 proc. w 2010 roku.
>>>>
Place w dol ale moga sie czeszyc ze maja euro !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:44, 20 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Rekordowe bezrobocie młodych
Aż 5,5 mln młodych mieszkańców UE nie ma zatrudnienia. Stopa bezrobocia osób poniżej 25. roku życia jest najwyższa w historii. Co gorsza, nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie sytuacja miała się poprawić.
Niekorzystną sytuację na rynkach pracy w Europie wciąż potęguje kryzys gospodarczy. Wskaźnik stopy bezrobocia osób poniżej 25. roku życia utrzymuje się na ponad dwukrotnie wyższym poziomie w porównaniu do wartości stopy bezrobocia wszystkich aktywnych zawodowo. Zgodnie z danymi opublikowanymi przez Eurostat, w maju 2012 roku w Unii Europejskiej bez pracy pozostawało 5 517 mln osób, które nie ukończyły 25. roku życia. Stopa bezrobocia w tej grupie wiekowej wyniosła 22,7%.
Najgorzej sytuacja wygląda na południu Europy. Bez pracy pozostaje ponad połowa młodych Hiszpanów (52,1%) i Greków (52,8%). Niewiele lepiej jest na Słowacji (38,8%) oraz w Portugalii i we Włoszech (w obu ponad 36%). Dalej znalazły się Bułgaria (29,2%), Irlandia (28,5%), Litwa (27,7%) i Węgry (26%).
W Polsce skala zjawiska nie jest aż tak dramatyczna. Mimo wszystko bezrobocie wśród młodych Polaków wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie 24,9% (spadek z 26,4% zanotowanych w styczniu 2012 roku). – Jedną z wielu przyczyn tak wysokiego bezrobocia wśród młodych może być problem niedopasowania kompetencyjnego młodych do oczekiwań pracodawców. Dotyczy to zarówno niedopasowania w zakresie wiedzy uzyskanej np. w toku studiów, jak i kompetencji i umiejętności ukształtowanych na kolejnych etapach edukacji. Pracodawcy skarżą się na brak takich kompetencji u młodych jak umiejętność pracy w zespole, czy też umiejętności komunikacji – komentuje Diana Turek z Sedak & Sedalk.
W podobnej sytuacji są Szwedzi (24,6%) i Francuzi (22,7%). W pozostałych krajach wartość stopy bezrobocia osób, które nie ukończyły 25. roku życia jest niższa od średniej dla całej UE.
Najniższe bezrobocie wśród młodych odnotowano w Niemczech. Mimo kryzysu, stopa bezrobocia osób poniżej 25. roku życia spadła tam z ponad 11% w 2007 r. do 7,9% w maju 2012 r. Oprócz naszych zachodnich sąsiadów, dobrze wygląda sytuacja na rynku pracy w Austrii, gdzie stopa bezrobocia w tej grupie wiekowej wynosi 8,3%. Grono krajów mogących się poszczycić bezrobociem wśród młodych poniżej 10% uzupełnia Holandia z wynikiem 9,2%. – Warto zaznaczyć, że w 2011 roku stopa bezrobocia w Austrii, Holandii czy Niemczech była najniższa wśród wszystkich krajów Eurolandu. Tym samym, bezrobocie wśród młodych kształtowało się w tych państwach na niższym poziomie w porównaniu do innych krajów UE – dodaje specjalista z Sedlak & Sedlak.
>>>>
Coraz lepsze wiesci...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:26, 22 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Guido Westerwelle: euro ma się świetnie
Szef dyplomacji Niemiec Guido Westerwelle wyraził w opublikowanym w piątek wywiadzie optymizm co do szans na wyjście z kryzysu zadłużenia i pozytywnie ocenił działania Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Jego zdaniem wspólna waluta euro ma się świetnie.
>>>>
Tak wprost WSPANIALE ! Cos mu sie pogorszylo ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:06, 26 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
KE chce utworzenia europejskiej prokuratury, by chronić budżet UE
Komisja Europejska zaproponuje w przyszłym roku utworzenie biura europejskiej prokuratury, by chronić interesy finansowe Unii, a więc środki z budżetu UE. Jeśli nie będzie zgody wszystkich 27 państw, to możliwa jest wzmocniona współpraca grupy państw UE.
Pomysł nie jest nowy, a możliwość utworzenia europejskiej prokuratury przewiduje Traktat z Lizbony - wyjaśniła PAP w środę rzeczniczka KE Mina Andreeva. Komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding już kilka razy wspominała, że chciałaby, by projekt ujrzał światło dzienne do końca mandatu obecnej Komisji Europejskiej w 2014 roku.
"Logika jest prosta: jeśli mamy +federalny budżet+ z pieniędzmi pochodzącymi z 27 państw UE, to powinniśmy mieć też federalny instrument, by ten budżet chronić. Jeśli my jako UE nie będziemy chronić naszego federalnego budżetu, nikt tego za nas nie zrobi" - powiedziała niedawno Reding.
Propozycja w sprawie europejskiej prokuratury, w skrócie EPPO (z ang. European Public Prosecutor's Office) zostanie opublikowana najpewniej w drugiej połowie przyszłego roku. Celem jest zapewnienie, że dochodzenia w sprawach, gdzie zagrożone są interesy UE, a więc środki z budżetu UE, są skuteczne i zsynchronizowane we wszystkich państwach członkowskich.
"Tymczasem dziś wielu spraw nie ściga się w ogóle, a przestępcy wykorzystują luki w prawie. Musimy to zmienić i skupić się na ochronie interesów finansowych Unii. EPPO będzie odpowiedzialne za dochodzenia, ścigania i pociągania do odpowiedzialności współsprawców przestępstw przeciwko interesom finansowym Unii" - powiedziała PAP Andreeva.
Rzeczniczka KE wskazała na precedens w USA. "Pierwszym przypadkiem przestępczości transgranicznej, jaki policja mogła ścigać poza granicami stanów, było uchylanie się od podatków federalnych. Przecież Al Capone nie został aresztowany, bo był szefem mafii, ale został osadzony w więzieniu za zbrodnie przeciw budżetowi federalnemu USA" - powiedziała Andreeva.
Traktat UE przewiduje, że jeśli będzie jednomyślna zgoda wszystkich państw UE, to zadania europejskiej prokuratury będzie można w przyszłości poszerzyć o walkę z poważnymi przestępstwami o charakterze transgranicznym, jak np. przemytem papierosów.
EPPO ma powstać na bazie już istniejącej współpracy krajowych prokuratorów z państw UE, którą koordynuje Eurojust w Hadze.
Zwolennikiem europejskiej prokuratury jest przewodniczący KE Jose Barroso, o czym mówił w swym wystąpieniu o stanie UE w Strasburgu w połowie września, a także szef unijnego biura ds. walki z nadużyciami finansowymi OLAF Giovanni Kessler. W rozmowie w AFP w środę w Wilnie wyraził przekonanie, że większości państw ten pomysł się podoba. Przeciw jest Wielka Brytania, czyli kraj, który zawsze podchodzi sceptycznie do inicjatyw ujednolicenia w UE kompetencji prawnych.
Źródła w KE powiedziały PAP, że nawet przy oporze Wielkiej Brytanii jest możliwość pójścia do przodu z tą propozycją w ramach tzw. wzmocnionej współpracy grupy państw.
>>>>
Tak towarzysze WINCY URZEDNOW . EUROINTEGRACJA MUSI KOSZTOWAC !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:29, 28 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
The New York Times
Niemcy dają pracę
W Hiszpanii czy Grecji ponad 25 proc. osób w wieku produkcyjnym nie ma obecnie zatrudnienia – tymczasem Ingolstadt, niemieckie miasto na północ od Monachium, zmaga się z odwrotnym problemem: brakuje tam rąk do pracy.
Dwudziestojednoletni Patrick Schulter rozważał trzy różne propozycje – w końcu wybrał program szkoleń w zakresie ergonomii pracy w zakładach Schabmueller Automobiltechnik, produkujących części do Audi i innych pojazdów.
Jego historia nie jest odosobniona. – Nikt z moich znajomych nie miał problemu ze znalezieniem pracy – mówi jego koleżanka z pracy, osiemnastoletnia Rebecca Hartl.
Ingolstadt, miasto liczące 128 tysięcy mieszkańców, to chyba najlepszy przykład zmian zachodzących na niemieckim rynku pracy po zmianie prawa pracy w 2005 roku. Bezrobocie w regionie Ingolstadt wynosi zaledwie 2,2 proc. – najmniej w całym kraju. A najniższe bezrobocie w tym regionie jest obecnie w sąsiednim Eichstätt – 1,3 proc.
Zmiany, które doprowadziły do takiej sytuacji, w niektórych częściach Niemiec często przedstawiane są jako wzór do naśladowania przez inne kraje Europy. Niestety, jak zaświadcza wielu nisko opłacanych pracowników w Niemczech, “zatrudnienie” i “dostatek” nie są synonimami. Wyraźnie potwierdzają to stale rosnące różnice dochodów pomiędzy najbogatszymi a najbiedniejszymi. Co więcej, wystarczy odwiedzić Ingolstadt, aby zorientować się, że wyjątkowo niski poziom bezrobocia jest tu także efektem kilku czynników bardzo trudnych do powtórzenia gdzie indziej.
Nawet zamożne Niemcy nie są całkowicie odporne na europejskie problemy ekonomiczne. Ifo business climate index – indeks ekonomiczny obrazujący klimat biznesowy w niemieckiej gospodarce – od pięciu miesięcy spada (według danych monachijskiego Ifo Institute). Szefowie firm zdają sobie sprawę, że kryzys w strefie euro jest powodem spadku sprzedaży ich produktów w innych krajach Europy.
Firmy w Ingolstadt – podobnie jak wiele innych w Niemczech – czerpią jednak zyski także z eksportu poza Europę, na wschodzące rynki całego świata. Fabryka Volkswagena i Audi – największy pracodawca w mieście – sprzedaje dziś więcej drogich samochodów w Chinach niż w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych. Warto także zauważyć, że reform rynku pracy nie da się analizować w oderwaniu od zdrowego sposobu zarządzania firmami.
– Te sprawy są ściśle połączone – przekonuje Thomas Sigi, członek zarządu Audi odpowiedzialny za rekrutację pracowników. – Niemiecki przemysł w odpowiednim czasie przygotował się do wejścia na nowe, prężne rynki.
Od 2005 roku, kiedy weszły w życie zmiany prawa pracy, poziom bezrobocia w Niemczech spadł z 13 do 7 proc. Jednym z najważniejszych kroków tej reformy było zdecydowane cięcie zasiłków i wsparcia dla osób bezrobotnych, co skłoniło wielu ludzi do przyjmowania nawet mniej dochodowych posad. Istotną zmianą było także ułatwienie firmom zatrudniania pracowników na umowy czasowe i rozluźnienie ochrony przed zwolnieniami.
Dlatego też wielu Niemców ma ambiwalentne uczucia na temat “cudu spadku bezrobocia” – bo wszyscy zdają sobie sprawę, że był on możliwy kosztem likwidacji wielu wygodnych, ale bardzo kosztownych przywilejów społecznych, które przecież Niemcy bardzo sobie cenili. Zdobycie pracy odbywa się więc poniekąd kosztem poczucia bezpieczeństwa i gwarancji długoterminowych, stabilnych dochodów. Bezrobotni są pod większą presją i często przyjmują propozycje pracy, która nie do końca im odpowiada. Nawet dobrze opłacani pracownicy muszą się liczyć z tym, że przez dłuższy czas nie otrzymają podwyżek – albo że będą one bardzo niewielkie. W rezultacie koszty pracy w Niemczech niemal nie zmieniły się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Ograniczenie płac pomogło niemieckim firmom zwiększyć swoją konkurencyjność na światowych rynkach i zapobiegło spadkowi miejsc pracy w produkcji na rzecz Europy Wschodniej czy Chin – ale siłą rzeczy zwiększyło także przepaść płacową pomiędzy bogatymi a biednymi.
Gerhard Schroeder – poprzedni kanclerz Niemiec, który przeforsował zmiany w prawie pracy wbrew ostrej opozycji także w łonie własnej partii – przegrał potem wybory na rzecz Angeli Merkel. Po odejściu z polityki naraził się na krytykę i śmieszność podejmując pracę dla rosyjskiego Gazpromu.
Jego los nie uszedł uwagi rządzących w krajach takich jak Hiszpania czy Włochy, które z dużym ociąganiem biorą się za wprowadzanie zmian w skostniałych zasadach dotyczących pracy. Wiadomo, że tego typu zmiany są niepopularne. Co gorsza, aby przyniosły one owoce, musi minąć kilka lat – a w tym czasie rządzący, którzy je wprowadzili, tracą zwykle poparcie i urzędy.
Jednak niezależnie od wszystkich zastrzeżeń, w Ingolstadt zaszły naprawdę istotne zmiany. Niegdyś był to region postrzegany jako jeden z uboższych w Bawarii, najbardziej znany z tego, że tu właśnie powieściowy doktor Frankenstein pozszywał kawałki ciał wydobytych z grobów i stworzył swojego słynnego potwora.
W 2005 roku poziom bezrobocia w Ingolstadt wynosił ponad 7 proc. – trzykrotnie więcej niż obecnie. Miasto nie jest tak zamożne jak położone na południu Bawarii Monachium. Można tu znaleźć piękną starówkę otoczoną murami obronnymi – ale część sklepów na jej terenie stoi pustych. Wiele dzielnic składa się z szarych betonowych bloków mieszkalnych, gdzie częściej od języka niemieckiego słyszy się turecki albo rosyjski.
Dziś Audi nadal prężnie się rozwija, w sierpniu bieżącego roku sprzedaż była o 13 proc. wyższa niż rok wcześniej – ale część mieszkańców miasta martwi się, że prędzej czy później firma może zacząć odczuwać takie same problemy, jakie przechodzą obecnie inni europejscy producenci samochodów. A przecież fabryka Audi w Ingolstadt nie tylko zatrudnia 35 tysięcy ludzi, ale pośrednio daje pracę ogromnej sieci dostawców.
– Tak, bardzo się martwimy, co może się stać, jeśli Audi zacznie mieć kłopoty ze sprzedażą – przyznaje Bernhard Stiedl, zastępca szefa związku zawodowego IG Metall, reprezentującego pracowników Audi. – To mogłoby być dla nas fatalne w skutkach.
Gdyby tak się stało, pierwsi ucierpieliby pracownicy zatrudnieni na umowach czasowych. Po zmianach w prawie pracy w 2005 roku firmom łatwej jest zatrudniać takich „sezonowych” pracowników – i zwalniać ich, jeśli wymaga tego sytuacja na rynku.
– Elastyczność produkcji to sprawa podstawowa, a możliwość czasowego zatrudniania gra w tej dziedzinie niezwykle ważną rolę – mówi Janina Kugel, starsza wiceprezes do spraw zasobów ludzkich w działających w Eichstatt zakładach Osram, będących częścią koncernu Siemensa.
Jednak nawet po zmianach z 2005 roku większość zatrudnionych Niemców cieszy się większym poziomem ochrony pracy niż pracownicy firm w USA. Pracownik zatrudniony na umowę stałą może być zwolniony dopiero po negocjacjach z pracodawcą, co zwykle oznacza dla niego otrzymanie sowitej odprawy. Niemieccy politycy niechętnie rozmawiają o możliwościach zmiany tego systemu.
Gorsza jest sytuacja pracowników tymczasowych, których oficjalnym pracodawcą są firmy świadczące usługi rekrutacyjne – oni mogą zostać zwolnieni z dnia na dzień. – Coraz więcej ludzi pracuje na umowy czasowe – mówi Rolf Zoellner, szef federalnego biura pośrednictwa pracy w Ingolstadt. – Około 40 proc. naszych ofert to właśnie propozycje pracy pochodzące z firm rekrutacyjnych. Taka praca wiąże się z brakiem poczucia bezpieczeństwa.
Na razie jednak mało kto narzeka. Ingolstadt ma problemy, których wiele innych miast mogłoby mu zazdrościć. Populacja wielu miejscowości spada, bo spada przyrost naturalny – tymczasem w Ingolstadt co roku przybywa tysiąc mieszkańców, a firmy budowlane niemal nie nadążają z budową nowych domów. W Niemczech zamyka się szkoły i publiczne baseny – a w Ingolstadt buduje się nowe. Audi sponsoruje nowe stadiony i lokalne zawodowe drużyny – hokejową i piłkarską. Paradoksalnie w najgorszej sytuacji w Ingolstadt są pracodawcy, desperacko starający się o nowych pracowników – zwłaszcza małe firmy, które nie są w stanie płacić tyle, co Audi.
Przed kawiarenką Espresso Cafe Boulevard na miejskim deptaku właścicielka, Kristin Zinser, wystawiła dwie duże tablice. Jedna z nich zaprasza na lunch dnia (mięso w sosie i mała sałatka), druga – informuje, że lokal szuka osoby do pracy za ladą. Pani Zinser mówi, że trudno dziś znaleźć pracownika, a jeszcze trudniej do zatrzymać. – Przychodzą głównie studenci – tłumaczy. – Pracują jakiś czas i odchodzą.
Nic dziwnego, że płace także powoli rosną. Firma Schabmueller, producent części samochodowych, podniosła ostatnio sumę, jaką płaci uczniom odbywającym praktyki: z dawnych 400 do 510 euro. Co więcej, uczeń może dostać jeszcze o 150 euro więcej, jeśli w szkole ma średnią ocen co najmniej B (odpowiednik polskiej czwórki – przyp. Onet).
Mimo niedostatków siły roboczej w Ingolstadt nie odnotowano na razie napływu pracowników z krajów o wysokim bezrobociu, takich jak Hiszpania, Grecja czy Włochy. Wyjątkiem są zakłady Osram, które do części swoich bawarskich fabryk sprowadzają pracowników z Polski i Czech. Ale, jak mówi Rolf Zoellner, dla przybyszy z Europy Wschodniej problemem okazuje się czasami bariera językowa. Z czasem może się jednak okazać, że napływ siły roboczej z zagranicy może być niezbędny – inaczej niemiecki rynek pracy może stać się hamulcem wzrostu gospodarczego. – Nie mogę kupić nowej maszyny, jeśli nie mam kogoś, kto będzie ją obsługiwał – tłumaczy Christian Stoehr, dyrektor w firmie Schabmueller odpowiedzialny za rekrutację i szkolenie pracowników.
Rynek pracy wchłania dziś nawet ludzi uznawanych kiedyś za „niezatrudnialnych”. Po upadku Związku Radzieckiego do Ingolstadt przyjechało wielu etnicznych Niemców z byłych republik radzieckich – na przykład z Kazachstanu – którzy zgodnie z niemieckim prawem mogli starać się o obywatelstwo.
Wielu z nich nie mówiło po niemiecku i nie miało żadnych umiejętności przydatnych na tutejszym rynku pracy. Często obarczano ich odpowiedzialnością za wzrost przestępczości. Dziś, jak mówi Herbert Lorenz, szef biura rozwoju ekonomicznego urzędu miasta, problem w zasadzie zniknął. – Pełne zatrudnienie to najskuteczniejsza polityka społeczna! – komentuje urzędnik.
Jack Ewing
>>>>
Nic dziwnego . Winne jest euro i UE . Przeciez to samo jest w USA ! Na poludniu NIE MA PRACY ! Osiedlaja sie tam emeryci po zakonczeniu zycia zawodowego . Praca jest na POLNOCY . Nadrenia jest tym czym rejon Chicago-NJork . Wielka fabryka . A Poludnie USA i Europy to wielki osrodek wypoczynkowy ...
Aby to zmienic trzeba zlikwidowac UE a w USA trzeba przywrocic CSA . Wtedy trendy beda inne ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:04, 03 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
PE: Konserwatyści i chadecy o dyskryminacji chrześcijan w Europie
Chrześcijanie są dyskryminowani w Europie, a ich wolność wypowiedzi jest ograniczana - uznali w Brukseli uczestnicy seminarium zorganizowanego przez konserwatystów i chadeków z Parlamentu Europejskiego. Wezwano do podjęcia dyskusji o relacji demokracji i religii.
To, co spotyka obecnie chrześcijan w Europie, to dyskryminacja; nie nazywamy tego zjawiska prześladowaniami, by rozróżnić między położeniem, w jakim znaleźli się wyznawcy chrześcijaństwa w UE, a tymi, którzy padają ofiarą takich aktów w innych miejscach, np. na Bliskim Wschodzie - powiedział otwierając seminarium jeden z moderatorów, Jan Olbrycht (PO/EPL).
Organizatorzy konferencji przytaczali dane na poparcie tezy, że chrześcijanie są przedmiotem ataków.
Przypomniano brytyjski sondaż z 2011 roku, w którym 74 proc. respondentów oceniło, że "chrześcijanie zaznają więcej negatywnej dyskryminacji niż wyznawcy innej wiary", a ponad 60 proc. uznało, że chrześcijanie są marginalizowani w kręgach rządowych, miejscach pracy i sferze publicznej. Przytoczono też wypowiedź francuskiego ministra spraw wewnętrznych Brice'a Hortefeux z 2010 r., że w roku tym "84 proc. aktów wandalizmu we Francji było wymierzonych w chrześcijańskie miejsca (kultu)".
Uczestnicy seminarium jako przykłady dyskryminacji chrześcijan w sferze publicznej wymienili sytuacje, w jakich znajdują się przedstawiciele służb cywilnych, którzy wbrew swemu sumieniu muszą udzielać ślubu parom homoseksualnym, aptekarze sprzedający leki wywołujące ich sprzeciw natury etycznej czy studenci medycyny asystujący przy zabiegach przerwania ciąży.
Według Martina Kuglera z Obserwatorium ds. Nietolerancji i Dyskryminacji przeciw Chrześcijanom aktywiści praw mniejszości seksualnych czy feministki "robią hałas", który tłumi głos chrześcijan, nawet w takich kwestiach jak edukacja seksualna. Kugler zarekomendował podjęcie w Europie działań mających nakłonić rządy państw UE do tego, by umożliwiły chrześcijanom uczestniczenie w debacie publicznej i życiu politycznym. Należy też zachęcić media do "walki z przesądami wymierzonymi w chrześcijan".
W mocnych słowach określił sytuację chrześcijan w Europie słowacki deputowany i były minister sprawiedliwości Daniel Lipszic, który powiedział, że chrześcijanie narażają się na różne formy prześladowania, a wręcz nienawiść, jeśli tylko krytykują homoseksualistów, islam czy prowadzą kampanie antyaborcyjne.
"W niektórych krajach ochrona praw mniejszości seksualnych kończy się ograniczaniem krytyki i wolności wypowiedzi" - powiedział poseł PiS do PE Konrad Szymański.
W opiniach powtarzanych przez większość uczestników seminarium chrześcijanie stają się przedmiotem dyskryminacji przybierającej również inne formy, dotyczące obrządków czy symboli religijnych. Częstym przykładem było usuwanie krzyży z budynków publicznych czy określanie w kalendarzach przeznaczonych dla szkół świąt Bożego Narodzenia jako "przerwy międzysemestralnej".
Były sędzia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Francisco Javier Borrego Borrego upomniał się o publiczne gesty pobożności. "Torreador w Hiszpanii żegna się przed walką z bykami, bo chce wykonać dobrą robotę" - powiedział.
Zaapelował też o to, by sędziowie, ferując wyroki dotyczące praw człowieka, nie narzucali swych ideowych przekonań. Według Borrego źle się dzieje, że coraz więcej sędziów to profesorowie uniwersyteccy, którzy w swych decyzjach powodują się własnymi opiniami i polityczną poprawnością.
Szymański, który był jednym z moderatorów dyskusji, powiedział - odnosząc się do relacji między religią a europejską demokracją - że liberalna demokracja może się zmienić "w system dyskryminacyjny". Podkreślił, że "w Europie chętnie podnosimy sprawę praw człowieka, równości praw, zasady niedyskryminacji wobec całego świata", ale nie może to prowadzić do dyskryminacji chrześcijan.
Uczestnicy seminarium nazwali wtorkową debatę początkiem walki o odzyskanie równowagi w sposobie traktowania chrześcijan i muzułmanów w Europie i o to, by prawo do zachowania prywatności - dotyczące również swobód seksualnych i wolności słowa - nie było zbyt szeroko interpretowane. Wzywano również do wszczynania postępowań sądowych, gdy chrześcijanie są eliminowani z życia publicznego i politycznego oraz zagłuszani przez inne grupy, ponieważ stanowi to formę agresji.
>>>>
Dlatego czekamy na upadek tego potworka ... Przy czym zasady Biblii nie sa jakas tam propozycja... jedna z wielu . TO JEDYNA PROPOZYCJA . To jak prawa fizyki . Walczac z parwami fizyki powodujesz katastrofe i NIC WIECEJ !!!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:37, 10 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Synod biskupów: Europa traci swą chrześcijańską pamięć
Biskupi uczestniczący w synodzie w Watykanie na temat nowej ewangelizacji alarmowali, że Europa straciła swoją chrześcijańską pamięć. Mowa była też o dyskryminowaniu katolików, fałszywym obrazie wiary w mediach i nieskutecznym przekazie wiary.
Przewodniczący Rady Konferencji Biskupich Europy kardynał Peter Erdo z Węgier oświadczył na forum zgromadzenia: "Europa musi być ewangelizowana. Potrzebuje tego". Hierarcha przytoczył adhortację apostolską "Ecclesia in Europa", w której Jan Paweł II wyraził zaniepokojenie z powodu "zatracenia pamięci o chrześcijańskim dziedzictwie".
- Proces ten stał się jeszcze bardziej wyraźny w ostatnich latach. Mimo licznych radosnych doświadczeń, w większej części kontynentu szerzy się nieznajomość wiary chrześcijańskiej - powiedział kardynał Erdo. Następnie ocenił: "Wiele mass mediów rozpowszechnia obraz wiary chrześcijańskiej i historii, który niekiedy obfituje w kalumnie, dezinformując odbiorców zarówno w kwestii treści naszej wiary, jak i rzeczywistości Kościoła".
- Dechrystanizacji towarzyszą stałe ataki prawne, a nawet fizyczne przeciwko widocznemu okazywaniu wiary - stwierdził Przewodniczący Rady Konferencji Biskupich Europy. Powołał się na dane Europejskiego Obserwatorium Chrystianofobii, mówiące o przypadkach "dyskryminacji i przemocy wobec chrześcijan w prawie wszystkich krajach" kontynentu.
- Nierzadko zdarza się, że także sądy odmawiają pomocy chrześcijańskim ofiarom takich ataków - mówił kardynał Erdo. Tymczasem jego zdaniem Europejczycy "odczuwają głód i pragnienie wiary" z powodu niżu demograficznego i starzenia się populacji, a także w rezultacie kryzysu ekonomicznego oraz "osłabienia tożsamości kulturowej i religijnej".
Radio Watykańskie poinformowało o wystąpieniu prefekta Kongregacji Wychowania Katolickiego kardynała Zenona Grocholewskiego na synodzie. Jego zdaniem ewangelizacyjny kryzys Kościoła wynika z nikłej skuteczności przekazu wiary w katechizacji i na katolickich uczelniach.
- Trzeba postawić sobie pytanie, dlaczego wzrost liczby kościelnych instytucji oświatowych, w tym szkół wyższych, łączy się z kryzysem wiary. Dlaczego te ośrodki są tak mało skuteczne w przekazywaniu wiary, w ewangelizacji? - mówił kardynał Grocholewski. Wskazując przyczyny, powiedział między innymi: "Często budujemy naszą teologię tylko na studiach i wiedzy, a nie na kontakcie z Panem Bogiem".
- Żeby rzeczywiście znać Pana Boga, nie wystarczą studia, nie wystarczą zdolności akademickie, ale potrzeba kontaktu z Panem Bogiem. Jest to niezbędne, aby stać się prawdziwym ewangelizatorem w dzisiejszym świecie. Myślę, że gdyby wszystkie kościelne instytucje zdawały sobie sprawę z ważności kontaktu z Bogiem, to byłyby one bardziej skuteczne w dziele ewangelizacji - dodał polski kardynał, cytowany przez papieską rozgłośnię.
>>>>
I dlatego umiera ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:57, 19 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Szczyt UE o Noblu: Europa pozostanie
kontynentem dobrobytu i postępu
Przywódcy państw UE wyrażając zadowolenie z
przyznania Unii Europejskiej Pokojowej Nagrody
Nobla, podkreślili w deklaracji ze szczytu, że
"osobiście poczuwają się do zadbania, by Europa
pozostała kontynentem, na którym królują postęp
i dobrobyt".
......
Tak towarzysze . Widzimy kontynent glodobytu i ustepu ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:09, 21 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Gigantyczny "pomnik komunizmu" pełen tajemnic
700 architektów i 20 tys. robotników postawiło swoisty pomnik komunistycznemu dyktatorowi Rumunii Nicolae Ceausescu. 23 lata po jego śmierci Pałac Parlamentu wciąż góruje nad Bukaresztem. Dla jednych to symbol komunizmu, dla innych oznaka potęgi narodu.
To właśnie tam Europejska Partia Ludowa (EPL) zorganizowała w środę i czwartek swój kongres, na który zjechało ponad tysiąc delegatów, w tym polscy europosłowie z PO i PSL.
- Podobno ten budynek jest drugim budynkiem na świecie pod względem powierzchni, po Pentagonie – mówi eurodeputowany Andrzej Grzyb (PSL), który po raz pierwszy odwiedził pałac wiosną 1994 r. z polskim posłami i senatorami. Gmach był wciąż w budowie - Zewnętrznie cała konstrukcja już stała. Ale pałac nie był jeszcze wykończony; w jednym skrzydle widziałem jeszcze dźwigi – wspomina Grzyb.
Monumentalny, wysoki na ponad 80 metrów neoklasycystyczny pałac z białego marmuru ma powierzchnię 340 tys. metrów kwadratowych. Jego budowa trwała 13 lat, od 1984 r. Kosztowała ponad 3 mld euro. Gmach, wciąż nazywany "Domem Ludu", i wzniesiony w stylu nazwanym żartobliwie "neobabilońskim", stanowił uwieńczenie planów przebudowy centrum stolicy, dla których wysiedlono dziesiątki tysięcy ludzi. Jedną piątą starego Bukaresztu zrównano z ziemią, burząc m.in. sześć synagog i 19 cerkwi. - Bukareszt w pewnym momencie był nazywany "małym Paryżem", teraz już tego nie ma – ubolewa Carosela, dziennikarka rumuńskiej telewizji Antena 1.
W zamyśle Ceausescu budowla miała być siedzibą głównych organów państwa i jego własną. Po rewolucji pojawiły się jednak pomysły, by kojarzący się z dyktaturą pałac wyburzyć, a jeden z burmistrzów nawet zamierzał przekształcić olbrzymi gmach w kompleks kasyn, hoteli i sal widowiskowych.
Ostatecznie znalazły tam swoje miejsce m.in. obie izby parlamentu, trybunał konstytucyjny, międzynarodowe centrum konferencyjne, siedziba biura ochrony rządu, wydawnictwa urzędowe, a nawet muzeum sztuki współczesnej – wymienia Julia Garbacea z lokalnej telewizji. Świetnie zna historię budynku, w którym bywa codziennie od co najmniej sześciu lat.
Pałac ma 12 pięter oraz osiem podziemnych kondygnacji. - Arabski emir kiedyś powiedział mi, że choć w swoim kraju ma wiele budynków, to jego pałac nie jest tak wielki jak "Dom Ludu" i że nawet dla niego taka budowa byłaby zbyt kosztowna – opowiada Garbacea.
Ceausescu chciał zbudować coś wielkiego, by pokazać światu potęgę swojego reżimu – tłumaczy inna dziennikarka Elena.
Jak zauważa europoseł Grzyb, pałac miał być świadectwem talentów i umiejętności Rumunów. Podczas pierwszej wizyty wrażenie na polskim eurodeputowanym zrobiło to, że budynek został zaprojektowany przez architektów rumuńskich oraz wykonany z surowców pochodzących z kraju, m.in. z transylwańskich marmurów. - Kamienie i marmury są wszechobecne. Każda z sal jest indywidualnie zaprojektowana, łącznie z wystrojem, lampami, dywanami, meblami - wyjaśnia Grzyb. Bogato zdobione monumentalnymi rzeźbami sale z pozłacanymi sufitami kontrastują z przestrzennymi korytarzami. Zagranicznych gości dziwi, że na większości z nich można palić.
Według eurodeputowanego Jerzego Buzka (P0) ten "wielki i reprezentacyjny gmach" to przykład gigantyzmu, "który się zdarza w niektórych krajach".
- Bardzo dobrze się tu obraduje, jest dużo przestrzeni i miejsca do działania. Użyteczne jest to, że można jednocześnie prowadzić tu kilka kongresów – komentuje Buzek. - Na pewno gmach będzie stał setki lat - dodaje.
Europoseł Krzysztof Lisek (PO), który w budynku był już pięciokrotnie, wspomina, że za pierwszym razem zrobił on na nim wielkie wrażenie. - Ale jednocześnie wszyscy zastanawiali się, ile to mogło kosztować i komu to tak naprawdę służyło – wspomina.
Dziennikarka Elena twierdzi, że majestatyczny gmach nie jest lubiany przez Rumunów, którzy kojarzą go z okresem rządów dyktatora. - Ale skoro jest, to próbujemy utrzymać go w dobrym stanie – dodaje. Europoseł Grzyb wspomina, że w latach 90. słyszał sporo słów krytyki na temat pałacu. - Ale myślę, że teraz to się zmieniło, a budynek wpisał się w tożsamość Bukaresztu i całej Rumunii – dodaje Grzyb.
Pracującemu od lat w pałacu strażnikowi budynek nie kojarzy się z komunizmem. - To symbol państwa rumuńskiego. Tyle osób go budowało – tłumaczy.
Podczas pierwszych pięciu lat przy budowie dzień i noc pracowało tam 20 tys. robotników. Niektórzy stracili życie, gdy silny wiatr strącał ich z wielopiętrowych rusztowań - mówi Garbacea. Dodaje, że nie ma oficjalnych danych na ten temat. - Ceausescu nigdy nie przyznał, że ludzie giną podczas budowy jego pałacu - opowiada.
Wiele osób narzeka na warunki pracy w gmachu, m.in. ze względu na duże odległości i niefunkcjonalność. Choć oświetlany jest ok. 500 żyrandolami, to w środku brakuje naturalnego światła. - Ludzie nie lubią tu pracować. Tutejsi dziennikarze czasami dziennie pokonują po kilka kilometrów, przemieszczając się z głównych sal parlamentu do komisji znajdujących się po drugiej stronie budynku – mówi Garbacea. - Potrzeba trochę czasu, by wszystko znaleźć i zrozumieć, jak to funkcjonuje - zauważa Carosela. - Ja się tu źle czuję. Gmach jest zbyt wielki, zbyt przytłaczający – mówi europoseł Lisek.
Według Garbacei wiele pomieszczeń nie zostało wybudowanych do obecnych celów. - Sale nie są odpowiednio ogrzewane. Czasami jest duszno, boli od tego głowa – tłumaczy. - Śmiejemy się, że po całym dniu tutaj jesteśmy tacy bladzi, że wyglądamy jak ten marmur na ścianach – mówi.
Krytykowane są także wysokie koszty utrzymania gigantycznego pałacu. Garbacea przywołuje dane, z których wynika, że miesięcznie są one równe kosztom utrzymania jednego rumuńskiego miasta średniej wielkości.
Zdaniem polskich eurodeputowanych gmach wymaga odświeżenia i remontu. - Ale cofając się w czasie o 20 lat na pewno można sobie wyobrazić, że wtedy to był absolutny przepych i luksus - podkreśla Lisek. Europoseł Grzyb broni budynku. Choć widoczne są pewne "niedoróbki" to trzeba pamiętać, że "w polskim parlamencie też to się zdarzyło" - mówi.
Pałac, w którym w 2008 roku odbył się szczyt NATO, jest najbezpieczniejszym miejscem w całej Rumunii – twierdzi Garbacea. Dziennikarka w "Domu Ludu" przeżyła nawet trzęsienie ziemi. - Prawie go nie zauważyłam, choć w centrum miasta było ono bardzo odczuwalne - opowiada.
Plotka mówi, że w podziemiach znajduje się pomieszczenie, w którym Ceausescu chciał się schronić w przypadku ataku chemicznego. - Znamy też te plotki, że wewnątrz mógł nawet lądować helikopter. Nie wiem, czy to prawda, chyba Rumuni też tego nie wiedzą. Jednak znając fantazję pana Ceausescu można przypuszczać, że miał taki zamiar, nawet jeśli go nie zrealizował – żartuje europoseł Lisek.
......
Moloch zbudowany przez potwornych towarzyszy przydaje sie jak znalazl euro-towarzyszom . Tez ludowym. UE powinna sie nazywac Europejska Republika Ludowo-Demokratyczna . Taka jest ludowa jak i demokratyczna .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:08, 05 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Raport: media mało uwagi poświęcają wprowadzeniu euro w Polsce
Polskie media mało poświęcają uwagi wprowadzeniu euro w Polsce oraz funkcjonowania strefy euro w kontekście polskiej gospodarki - wynika opublikowanego w poniedziałek raportu "Wizerunek waluty EURO w polskich mediach elektronicznych".
Raport dotyczy badania mediów elektronicznych w okresie od 1 stycznia 2008 r. do 20 lipca 2012 r., został przygotowany dla Fundacji Schumana i Fundacji Konrada Adenauera.
"Analiza euro w mediach elektronicznych wskazała na pewne tendencje oraz braki w sposobie komunikowania polskiego społeczeństwa o walucie, strefie euro oraz perspektywach przyjęcia w Polsce wspólnej waluty (...) Jakościowa analiza wybranych artykułów, blogów i komentarzy z badanego okresu pokazuje stosunkowo małe zróżnicowanie przekazu w zakresie euro i strefy euro i zbyt mocne +bazowanie+ na doraźnej sytuacji, zwłaszcza zewnętrznej" - napisano w raporcie.
Renata Mieńkowska-Norkiene z Uniwersytetu Warszawskiego powiedziała podczas prezentacji raportu, że o wspólnej walucie mówi się głównie w kontekście kryzysu w Grecji i problemów strefy euro, co - jej zdaniem - oznacza, że przekaz na ten temat jest jednostronny.
Zdaniem prezes Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana Anny Radwan niepewność na rynkach przekłada się na to, jak Polacy postrzegają euro. "Często słyszymy, że dzięki temu, że Polska pozostała +zieloną wyspą+, nie jesteśmy w strefie auro. To utrudnia debatę" - powiedziała.
Radwan wskazała, że przed przystąpieniem Polski do UE i tuż po tym ponad 50 proc. Polaków popierało przyjęcie euro, natomiast teraz poparcie to wynosi ok. 25 proc. Jej zdaniem debata na temat euro może mieć też istotny wpływ na podniesienie edukacji ekonomicznej Polaków, która jest na niskim poziomie.
Krzysztof Bień, redaktor naczelny portalu NBP obserwatorfinansowy.pl zwrócił uwagę, że Polacy są pod wpływem negatywnych informacji na temat euro, które są mediach. "Negatywne informacje lepiej się sprzedają, a w mediach elektronicznych przede wszystkim" - zaznaczył.
Obecny na konferencji Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha zwrócił uwagę, że jak się robi analizę dotyczącą sposobu informowania o euro, "to należy zadać sobie pytanie, co należy rozumieć przez informowanie obiektywne i rzetelne".
Zgodnie z informacją podaną w raporcie badanie tzw. retrospektywne objęło 81 tys. 342 publikacje, które ukazały się od 1 stycznia 2008 r. do 31 marca br. Największą ich część stanowiły informacje o charakterze newsów, a w dalszej kolejności blogi. Badanie tzw. prospektywne objęło 4 tys. 286 publikacji, które ukazały się od 20 kwietnia br. do 20 lipca br. 93 proc. publikacji stanowiły informacje.
>>>>
Towarzysze zaniepokojeni ,,informowaniem'' . Za Mao usmiechnietych ludzi chwalcych euro w mediach ... Ze zycie ich stalo sie lekkie i przyjemne . Zwlaszcza trzeba takich z Grecji Hiszpanii Portugalii pokazywac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:58, 06 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Trybunał Obrachunkowy: prawie
4 proc. budżetu UE błędnie
wydane
Prawie 4 proc. środków z unijnego
budżetu w 2011 r. zostało błędnie
wydane - oszacował Europejski
Trybunał Obrachunkowy.
Wtorkowy raport w tej sprawie
zaprezentowany w Brukseli
odczytywany jest jako kolejny
argument za cięciami w unijnej
kasie.
Europejski Trybunał
Obrachunkowy, który jest
odpowiedzialny za kontrolę
finansów instytucji UE, obliczył, że
3,9 proc. środków z kasy unijnej
w 2011 r. było wydanych
niewłaściwie. Oznacza to, że
błędnie wydano około 5 mld ze
129,4 miliardów euro z
zeszłorocznego budżetu UE.
Do błędów w płatnościach
dochodzi, gdy beneficjenci, na
przykład rolnicy, nie przestrzegają
podjętych zobowiązań
środowiskowych, inwestorzy nie
stosują się do zasad udzielania
zamówień publicznych, a ośrodki
badawcze wnioskują o zwrot
kosztów niezwiązanych z
projektami finansowanymi ze
środków UE.
W najbardziej narażonej na błędy
polityce "Rozwój obszarów
wiejskich, rybołówstwo i zdrowie"
nieprawidłowości wskazano w 7,7
proc. wydatków; w mniejszym
stopniu błędy wystąpiły w
dopłatach bezpośrednich (wyniosły
2,9 proc. płatności). W raporcie
podano przykładowy błąd w
funduszach rolnych: hodowcy
przyznano premię specjalną za 150
owiec, jednak podczas kontroli na
miejscu okazało się, że w ogóle nie
miał on owiec. Rolnicy zawyżają
również powierzchnie gruntów
przy ubieganiu się o dopłaty.
W przypadku "Polityki regionalnej,
energii i transportu", poziom
błędu szacowany jest na 6 proc.
Trybunał stwierdził m.in. przypadki
poważnych naruszeń przepisów
dotyczących zamówień
publicznych. Występowały one w
jednej czwartej skontrolowanych
transakcji.
"To właśnie w tych obszarach
zdaniem Trybunału państwa
członkowskie nie wywiązują się w
pełni ze swoich obowiązków. Jeśli
chodzi o zarządzanie środkami UE
i kontrolę nad nimi, organy
krajowe powinny wykazać się
większym zaangażowaniem,
ponieważ to one w pierwszej
kolejności i w głównej mierze są
odpowiedzialne za ochronę
interesów finansowych obywateli
UE" - oświadczył prezes
Europejskiego Trybunału
Obrachunkowego Vitor Caldeiry.
Zwracając uwagę na fakt, że z
powodu kryzysu finanse publiczne
w Europie są pod ogromną presją,
prezes podkreślił, że jest
możliwość bardziej wydajnego i
lepiej ukierunkowanego
wydatkowania środków UE.
Szacowany poziom błędu dla
budżetu UE zwiększa się od trzech
lat. W 2009 r. wynosił 3,3 proc.,
w 2010 3,7 proc., by w 2011 r.
osiągnąć 3,9 proc.
Rzeczniczka Komisji Europejskiej
ds. podatków i audytów Emer
Traynor mówiła na wtorkowej
konferencji prasowej, że KE ma
mechanizmy, które pozwalają jej
odzyskać nieprawidłowo
wydatkowane pieniądze. "Te środki
nie powinny być postrzegane jako
stracone" - zapewniała.
Ogólną odpowiedzialność za
wykonanie budżetu UE ponosi
Komisja Europejska, jednak to
państwa członkowskie odgrywają
kluczową rolę w zarządzaniu 80
proc. funduszy unijnych oraz ich
kontroli. W sprawozdaniu za 2011
r. nie wskazywano, które z krajów
mają najsłabsze wyniki.
Jak podkreśla Reuters wykazane
nieprawidłowości w wydatkowaniu
unijnych funduszy to "amunicja"
dla tych, którzy chcą zastopować
wzrost nowego wieloletniego
budżetu UE na lata 2014-2020. Za
cięciami opowiadają się płatnicy
netto, np. Wielka Brytania i
Niemcy. Przeciwko ograniczaniu
wydatków jest m.in. Polska, która
jest największym beneficjentem
polityki spójności UE. Kluczowy
szczyt w sprawie nowego budżetu
odbędzie się w Brukseli 22-23
listopada.
......
Taa 4 % Chyba tylko brak przecinkow liczyli ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:53, 14 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Przez Europę przetacza się fala protestów przeciwko oszczędnościom
W wielu krajach Europy, w tym w Polsce, zorganizowano demonstracje, strajki i pikiety w proteście przeciw wymuszonej kryzysem polityce cięć w polityce socjalnej. W niektórych państwach, np. Danii, odzew na apel o strajki okazał się raczej umiarkowany.
W odpowiedzi na obniżający się standard życia wielu Europejczyków, a także wysokie bezrobocie, Europejska Konfederacja Związków Zawodowych (ETUC) wezwała związkowców do protestów przeciw drakońskim oszczędnościom.
W Portugalii i Hiszpanii trwają strajki generalne.
W Portugalii do 24-godzinnego protestu przyłączyli się w pierwszej kolejności strażacy oraz pracownicy metra, kolei i promów na rzece Tag w aglomeracji stołecznej. Ograniczono ruch pociągów podmiejskich oraz dalekobieżnych. Do strajku przystąpili pracownicy lotnisk oraz załoga największego portugalskiego przewoźnika, spółki TAP. Według rzecznika z zaplanowanych 360 lotów dojdzie do skutku zaledwie połowa.
Stopa bezrobocia w Portugalii wyniosła rekordowe 15,8 proc. w III kwartale 2012 r. - podał w środę Krajowy Instytut Statystyczny w Lizbonie. W poprzednim kwartale bezrobocie wyniosło 15 proc., a w III kwartale 2011 roku - 12,4 proc.
W Hiszpanii główna centrala związkowa UGT podała, że w akcji uczestniczy niemal 100 proc. zatrudnionych w przemyśle motoryzacyjnym, energetycznym, stoczniowym i budowlanym.
- To strajk (...) wymierzony w politykę samobójczego i antyspołecznego rządu - powiedział przywódca związku zawodowego CCOO Ignacio Fernandez Toxo.
W Barcelonie grupy związkowców podpalały opony przed wejściem na rynek handlu hurtowego Mercabarna. W Madrycie setki młodych ludzi już od północy przy dźwiękach syren i gwizdków blokowały główne arterie; w ciągu dnia doszło tam do starć z policją. Według MSW zatrzymano 42 osoby, a 15 odniosło lekkie obrażenia w starciach.
Pod koniec dnia w Madrycie planowane są dwie wielkie manifestacje - jedna zwołana przez związkowców, a druga z inicjatywy ruchu oburzonych. W kraju utrzymany jest minimalny poziom usług w transporcie.
Protesty nie ominęły także Włoch, gdzie zorganizowano około 100 demonstracji. Obok młodzieży szkolnej i uniwersyteckiej uczestniczyli w nich również pracownicy budżetówki, między innymi transportu i służby zdrowia.
W Rzymie i Mediolanie doszło w środę do starć manifestujących uczniów i studentów z policją. Kamieniami i farbami obrzucono witryny banków, interweniowały siły policji. W Turynie wraz z młodzieżą szli w pochodzie nauczyciele. Niektórzy jego uczestnicy rzucali jajkami i świecami dymnymi.
W Grecji związkowcy o godz. 11 czasu polskiego na trzy godziny odeszli od stanowisk pracy. Na czas strajku zamknięte są szkoły i ministerstwa, a dziennikarze nadają tylko wiadomości dotyczące protestów odbywających się tego dnia w Europie.
Według organizatorów strajk nie odbije się na transporcie lotniczym i promowym w Grecji; także pociągi i autobusy mają kursować normalnie. W centrum Aten planowana jest demonstracja przeciw rządowej polityce drakońskich oszczędności.
Z kolei w Belgii trwa 24-godzinny strajk pracowników kolei, który doprowadził do wstrzymania wielu połączeń krajowych i zagranicznych. Nie kursuje m.in. pociąg dużych prędkości między Belgią a Niemcami, a na trasach łączących Belgię z Francją i Holandią spodziewane są opóźnienia.
W środę rano w Walonii na południu kraju nastąpił całkowity paraliż transportu kolejowego, a we Flandrii kursują tylko nieliczne pociągi. W stolicy kraju, Brukseli, tramwaje i autobusy nie wyjechały z zajezdni.
Choć związkowcy w Holandii nie strajkują, kraj ten odczuwa skutki protestów w innych krajach. Amsterdamskie lotnisko Schiphol odwołała 10 lotów z i do Hiszpanii. Krajowy przewoźnik kolejowy ostrzega przed odwołanymi kursami pociągów i opóźnieniami. Anulowano m.in. kursy pociągów dużych prędkości do Paryża i do Paryża.
W krajach, które nie odczuwają skutków kryzysu równie boleśnie co Hiszpania czy Grecja, apel ETUC spotkał się z umiarkowanym odzewem.
- Dotychczas w Niemczech odbyły się raczej symboliczne pikiety, ponieważ udało nam się uniknąć kryzysu - ocenił Michael Sommer, szef głównej centrali związkowej w Niemczech.
W Danii do skutku nie doszły żadne protesty ze względu na dobre relacje między pracodawcami a związkami zawodowymi. - Pracodawcy mówią tym samym językiem co my (związkowcy), rozumiemy wzajemne potrzeby i postulaty - podkreślił emerytowany pracownik Joergen Frederiksen.
W środę w wielu krajach, w tym w Polsce, trwa europejski dzień akcji związków zawodowych i solidarności na rzecz kontraktu socjalnego dla Europy.
>>>>
Tak tonie UE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:23, 17 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
W Europie wrze. Tysiące ludzi na ulicach
W wielu krajach Europy doszło w sobotę do protestów i antyrządowych wieców. Tysiące ludzi wyszły na ulice m.in. w Hiszpanii, w Czechach i na Słowacji.
Demonstracje w Czechach, fot. AFP
Protest policjantów w Hiszpanii
Ponad pięć tysięcy policjantów przybyłych z całej Hiszpanii manifestowało w sobotę w centrum Madrytu, by wyrazić sprzeciw wobec kroków oszczędnościowych, które przyniosły zamrożenia i cięcia płac i świadczeń socjalnych w policji.
"Obywatele, przepraszamy was za to, że nie aresztowaliśmy tych, którzy naprawdę są odpowiedzialni za kryzys: bankierów i polityków" - głosiło hasło w pochodzie policjantów, którzy przemaszerowali pod ministerstwo spraw wewnętrznych. Protest zwołały policyjne związki zawodowe SUP.
Przedstawiciel związku Jose Maria Benito ogłosił, że celem protestu jest przekazanie władzom, iż "bezpieczeństwo powinno być ich priorytetem". - Żyjemy w burzliwych dla społeczeństwa czasach i potrzebujemy adekwatnej odpowiedzi policji - wskazał.
- Co roku na emeryturę odchodzi 1200-1500 policjantów, a przyjmowanych jest na służbę 125. To znaczy, że Hiszpania będzie w przyszłości mniej bezpieczna, a przestępstw będzie więcej - mówił cytowany przez agencję AFP Jose Maria Sanchez Fornet.
36-letnia policjantka z miasta El Ferrol w północno-zachodniej Hiszpanii przekonywała, że funkcjonariusze na skutek cięć w ich płacach i świadczeniach stracili miesięcznie około 300 euro. Ona sama zarabia dziś 1450 euro, a zaczynała od 1500 euro, gdy przyszła przed dziesięciu laty na służbę.
- To my, funkcjonariusze, ponosimy wszystkie konsekwencje kryzysu - powiedział Antonio Perez, policjant z Madrytu z 33-letnim stażem. - Problem polega na tym, że zabierają nam pieniądze po to, by dać je innym - regionom autonomicznym albo bankom - przekonywał.
- Jeśli kraj funkcjonuje źle, to jest to wyłącznie z powodu polityków - powiedział Juan Manuel Aguado Torres, 60-letni policjant z Granady, cytowany przez AFP.
Naciskany przez partnerów w Unii Europejskiej rząd pogrążonej w kryzysie Hiszpanii musi do 2014 roku znaleźć oszczędności wynoszące 150 miliardów euro. Bezrobocie w kraju wzrosło do ponad 25 procent.
W środę odbył się w Hiszpanii drugi od początku roku strajk generalny, zwołany w proteście przeciw cięciom budżetowym.
Antyrządowe wiece w rocznicę aksamitnej rewolucji
Dziesiątki tysięcy Czechów i Słowaków wzięły udział w sobotnich, antyrządowych wiecach w 23. rocznicę aksamitnej rewolucji, która obaliła komunizm w ówczesnej Czechosłowacji. Żądano przywrócenia demokratycznych wartości i odejścia skompromitowanych polityków.
Manifestacja pod hasłem "Demokracja wygląda inaczej" zgromadziła w centrum Pragi, na Placu Wacława, około 20 tysięcy Czechów. Pochód, zorganizowany przez związkowców oraz inicjatywę obywatelską "Stop rządowi", do których przyłączyły się organizacje obywatelskie, liderzy lewicowej opozycji i uczestnicy aksamitnej rewolucji przeszedł trasą marszu studentów sprzed 23 lat, z Placu Wacława do Narodni Trzidy (Alei Narodowej). Niesiono transparenty z hasłami przeciwko "oszczędnościowemu programowi rządu". Na czele pochodu powiewały czerwone flagi.
- Rząd Petra Neczasa jest najgorszy od czasów aksamitnej rewolucji. Zrujnował Czechy. Zachowuje się arogancko, nie konsultuje reform ze społeczeństwem, ignoruje związkowców, jest skorumpowany, rozkrada majątek narodu. On nie powinien ustąpić! Powinien uciekać, gdzie pieprz rośnie ! - grzmiał z trybuny przewodniczący czeskich związkowców Jaroslav Zavadil.
Protesty pod hasłami: "Stop dla rządu!", "Dokończymy rewolucję" i "Demokracja wygląda inaczej" odbyły się także w Ostrawie, Brnie i innych miastach.
Jubileusz aksamitnej rewolucji usiłowali wykorzystać prawicowi ekstremiści z Partii Robotniczej. Ponad 300 aktywistów zgromadziło się w pobliżu Teatru Narodowego i przemaszerowało przez Most Karola. Policja otoczyła demonstrantów kordonem.
Podobne manifestacje związkowcy zorganizowali na Słowacji: w Bratysławie, Żylinie, Koszycach, Novych Zamkach, Popradzie i Bańskiej Bystrzycy - Obiecywano nam lepsze życie. A po 23 latach harówki doczekaliśmy się głodowych emerytur i rozkradania państwowego majątku - twierdzili z goryczą uczestnicy wieców.
Tymczasem w sąsiedniej Słowacji lewicowy rząd premiera Roberta Fico nie zorganizował oficjalnych uroczystości. Akcję wspomnieniową przeprowadzili jedynie w Teatrze Narodowym w Bratysławie liderzy prawicowej opozycji. Premier, który przed rokiem powiedział, że "w 1989 roku aksamitnej rewolucji nawet nie zauważył", wyjaśnił, że "ma wiele pilnych zajęć biurowych".
Natomiast przewodniczący parlamentu Pavol Paszka, który przed rokiem ujawnił, że "podczas aksamitnej rewolucji wykładał kafelkami łazienkę", w tym roku "poświęcił wolny czas rodzinie".
W przeddzień aksamitnej rewolucji aktywiści organizacji obywatelskiej "Nieznani bohaterowie" otworzyli w jednej z sal bratysławskiej Wyższej Szkoły Zdrowia św. Elżbiety "Muzeum Zbrodni i Ofiar Reżimu Komunistycznego". Przewodniczący organizacji Frantiszek Neupauer powiedział, że celem ekspozycji jest "pokazanie losów 70 tysięcy słowackich więźniów politycznych, którzy zostali zrehabilitowani po roku 1989".
Słowacki dziennik "SME" ostrzegł, że Słowacy zapominają o aksamitnej rewolucji. W podręcznikach dla gimnazjalistów wydarzeniom 1989 roku poświęcona jest zaledwie jedna strona. - Co czwarty maturzysta nie wie, czym była praska wiosna – twierdzi Branislav Poliaczik ze szkoły w Zvoleniu.
Tysiące zwolenników lewicy żądały na wiecu odejścia rządu
Tysiące zwolenników lewicy wyszły w sobotę na ulice stolicy Bułgarii w proteście przeciw redukcji wydatków na cele socjalne w budżecie na 2013 rok i z żądaniami odejścia centroprawicowego rządu premiera Bojko Borysowa.
Na placu przed katedrą Aleksandra Newskiego niedaleko parlamentu zebrały się tysiące ludzi - 20 tysięcy według organizatorów, około 10 tysięcy według mediów. Opozycyjna Bułgarska Partia Socjalistyczna zwołała wiec pod hasłem "Połóżmy kres katastrofie zwanej GERB". Partia GERB - Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii - rządzi Bułgarią od lipca 2009 roku.
Na wiecu kierowano pod adresem rządu dwa hasła: "Dymisja" i "Mafia".
- Coraz więcej ludzi protestuje przeciw rosnącemu bezrobociu, cięciom socjalnym, autorytarnym rządom GERB i oligarchicznej władzy – oznajmił poseł lewicy Janaki Stoiłow. - Powinniśmy zwalczać neoliberalną politykę i wyprowadzić kraj na drogę rozwoju - zaapelował.
Według lidera lewicy Sergieja Staniszewa rządy Borysowa doprowadziły kraj i ogromną większość obywateli do głębokiego kryzysu i skompromitowały się w wyniku niekończących się skandali i afer. - Krajowi potrzebny jest rząd odpowiedzialności narodowej – oznajmił Staniszew.
Ostatnie sondaże odzwierciedlają poważny spadek poparcia dla gabinetu Borysowa i jego partii. W październiku prawie połowa Bułgarów (45 proc.) oświadczyła, że odnosi się negatywnie do centroprawicowego rządu. Jego działalność aprobowało 18 proc. ankietowanych, a 70 proc. nie aprobowało polityki gospodarczej, socjalnej, dotyczącej ochrony zdrowia oraz dochodów.
Główne przyczyny tych nastrojów to zamrożone od trzech lat emerytury, świadczenia socjalne i część dochodów, co sprawia, że Bułgaria jest na ostatnim miejscu w UE pod względem dochodów, a także znaczny wzrost cen w ostatnich miesiącach - zarówno paliw, jak i prądu czy żywności.
Lewica, która cieszy się poparciem rzędu 20-23 proc., ogłosiła, że od sobotniego wiecu zaczyna mobilizację przed wyborami parlamentarnymi, które mają się one odbyć w lipcu przyszłego roku.
Wielotysięczny protest przeciwko cięciom budżetowym
Tysiące Słoweńców - według organizatorów nawet 30 tys. - wzięło udział w sobotę w proteście przeciwko rządowej polityce oszczędności. Związki zawodowe nazwały tę politykę "neoliberalnym wirusem szerzącym się w Europie".
Dwumilionowa Słowenia w 2007 roku przyjęła euro. Ze względu na jej uzależnienie od eksportu mocno uderzył ją globalny kryzys finansowy i gospodarczy. Zadłużenie kraju wzrosło z 21,9 proc. PKB w 2008 r. do ponad 47 proc. PKB w roku ubiegłym. Powodem były niskie podatki dochodowe oraz wysokie wydatki z budżetu.
Według organizatorów na głównym placu Lublany zebrało się w sobotę 30 tys. ludzi. "Domagamy się, by rząd odrzucił tego neoliberalnego wirusa, który szerzy się po Europie. Reformy muszą być w zgodzie z potrzebami obywateli, a nie po linii oczekiwań tych w Brukseli" - zwrócił się do tłumu Duszan Semolić, przewodniczący największego związku zawodowego ZSSS.
W demonstracji licznie uczestniczyli studenci i emeryci, protestując przeciwko cięciom wydatków na szkolnictwo, podwyżkom podatków i obniżkom emerytur.
W tym roku centroprawicowy rząd Janeza Janszy obniżył mniej więcej o 3 proc. pensje w sektorze publicznym. W przyszłym roku planuje kolejną 5-procentową obniżkę, tak aby zredukować deficyt budżetowy do 3 proc. PKB w 2013 roku, z 4,2 proc. oczekiwanych w roku bieżącym.
Rząd planuje także podniesienie od stycznia wieku emerytalnego, wprowadzenie zmian umożliwiających bardziej elastyczne zatrudnianie i zwalnianie pracowników oraz zredukowanie zasiłków dla bezrobotnych.
Oczekuje się, że w tym roku słoweńska gospodarka skurczy się o 2 proc., a w przyszłym - o kolejne 1,4 proc. PKB.
....
Tym razem to nie noliberalizm a starokomunizm . Czyli euro .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:37, 18 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Ameryka Łacińska krytykuje UE za politykę zaciskania pasa
Przywódcy krajów Ameryki Łacińskiej skrytykowali w sobotę na szczycie państw iberoamerykańskich w hiszpańskim Kadyksie lansowaną przez UE politykę drastycznych oszczędności jako instrument w walce z zadłużeniem.
Zaufania nie da się zbudować nawołując wyłącznie do wyrzeczeń - powiedziała prezydent Brazylii, Dilma Rouseff, na zakończenie dwudniowego spotkania. Wiceprezydent Argentyny Amado Boudou wyraził obawę, że twardy kurs oszczędnościowy koliduje z wyznaczonym celem - wzrostem gospodarczym.
....
Co tam ludzie grunt to urzedasi ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:47, 02 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Stiglitz: Europa głównym zagrożeniem dla światowej gospodarki w 2013 r.
Europa będzie stanowić główne zagrożenie dla światowej gospodarki w 2013 roku - ocenił w komentarzu dla niemieckiego dziennika "Handelsblatt" amerykański ekonomista Joseph Stiglitz i laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 2001 roku.
Wskazał na trudności ekonomiczne Hiszpanii i Grecji, które, według niego, znajdują się "w depresji i nie widać żadnych oznak wyjścia".
Amerykański ekonomista wyraził opinię, że pakt fiskalny "nie jest rozwiązaniem" trwającego od wielu miesięcy kryzysu w strefie euro. Ocenił też, że skupowanie obligacji państwowych przez Europejski Bank Centralny (EBC) może być jedynie "tymczasowym środkiem zaradczym".
"Jeśli EBC nadal będzie uzależniał finansowanie od polityki oszczędności, to tylko pogłębi to stan chorobowy" - napisał Stiglitz. Według niego europejscy politycy nie doszli do porozumienia w sprawie planu wzrostu dla krajów strefy euro, pogrążonych w kryzysie ekonomicznym.
Nie wykluczył, że w 2013 roku dojdzie do kolejnych turbulencji w strefie euro.
>>>>
Slusznie . Zombiaka o nazwie UE trzeba zlikwidowac JAK NAJSZYBCIEJ . Czas dziala NA NIEKORZYSC !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:33, 12 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Komisarz Tajani prosi ArcelorMittal o wstrzymanie zwolnień w UE
Zwracam się do ArcelorMittal, by wstrzymał się z decyzjami o zamykaniu hut i zakładów do czasu zapoznania się z planem KE, którego celem jest ochrona sektora stalowego - zaapelował we wtorek komisarz UE ds. przemysłu Antonio Tajani. Plan ma być gotowy do lata.
Dotknięte zwolnieniami w zakładach stalowego giganta są m.in. we Francji, Belgii i Luksemburgu.
"Zwracam się do ArcelorMittal, by przełożył swoje decyzje o zamykaniu hut i zakładów przynajmniej do czasu zaakceptowania przez Komisję (Europejską) planu działań, ponieważ jestem przekonany, że możemy znaleźć rozwiązanie, by obronić przemysł stalowy w Europie" - powiedział Tajani w Brukseli otwierając spotkanie grupy wysokiego szczebla poświęcone przyszłości sektora stalowego w Europie i przygotowaniu planu KE w tym zakresie. Tajani wyraził nadzieję, że propozycja KE będzie gotowa do lata.
Tajani przyznał, że europejski przemysł stalowy otrzymał "ciężki cios" w związku z kryzysem i wyraził obawę, że będzie on przenosił się poza UE, gdzie nie obowiązują m.in. obostrzenia środowiskowe. Dlatego - uzasadniał - KE chce wyjść z planem na rzecz ochrony sektora. "Stal była w sercu integrującej się Europy, odgrywa kluczową rolę w jej historii i jest ważna dla jej przyszłości" - przekonywał Tajani. Podkreślił, że w sektorze zatrudnienie znajduje 360 tys. osób.
Rzecznik KE Olivier Bailly zapowiedział we wtorek, że Komisja chce przedstawić plan działań dla sektora stalowego w Europie w czerwcu. "Przemysł stalowy to specyficzny sektor, który stoi w obliczu bardzo specyficznych wyzwań i musimy się do nich odnieść" - powiedział.
Pracom nad tym planem poświęcona była kolejna runda rozmów "okrągłego stołu" w sprawie sektora stalowego, które odbyły się we wtorek w Brukseli. W rozmowach uczestniczyli przedstawiciele 11 krajów UE, w tym Polski, reprezentanci przemysłu stalowego oraz partnerów społecznych. Europejski przemysł stalowy to około 500 fabryk, w których pracuje 360 tysięcy ludzi.
Apel Tajaniego jest odpowiedzią na prośbę francuskiego rządu. Obecny w Brukseli minister ds. reindustrializacji Arnaud Montebourg dziękował komisarzowi za wysłany wcześniej list z apelem do ArcelorMittal, infrmując jednocześnie, że koncern zareagował nań krytycznie.
"Zaprotestowali, wskazując, że to nie do Komisji Europejskiej ani do krajów członkowskich należy mieszanie się w sprawy niezależnego przedsiębiorstwa" - powiedział minister. Wyraził przy tym przekonanie, że ArcelorMiottal jest w błędzie, bowiem skoro korzysta z publicznych subsydiów, to władze mają prawo wglądu w jego działalność.
W Polsce działa spółka ArcelorMittal Poland, do której należy ok. 70 proc. potencjału produkcyjnego polskiego przemysłu hutniczego. W skład firmy wchodzi pięć hut: w Krakowie, Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu, Świętochłowicach i Chorzowie. Do koncernu należą też Zakłady Koksownicze Zdzieszowice, czyli największy producent koksu w Europie. ArcelorMittal Poland zatrudnia ponad 12 tys. osób, a wraz ze spółkami zależnymi - ponad 15 tys. Od 2004 r. ArcelorMittal zainwestował w Polsce blisko 5 mld zł.
Lakshmi Mittal, właściciel i prezes koncernu, ocenia, że sytuacja w tym sektorze w 2013 r. nadal będzie trudna, szczególnie w Europie. W skali globalnej spodziewa się wzrostu zużycia stali na poziomie 2-3 proc.
...
Zachod pada . A bydlaki Warszawki zdazyly im oddac nasz stal .Tfu !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
-> Aktualności dżunglowe |
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 Następny
|
Strona 6 z 10 |
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|